Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 18-01-2018, 01:21   #331
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Elfia Baśń - część druga

Harper uniosła brew, nie miała zamiaru przerywać ich wymiany zdań. Kiedy więc mogli ruszyć na zwiedzanie, bez wydawania pieniędzy, tylko się w duchu trochę ucieszyła…
Cornelia wspominając o nowym temacie, mocno zwróciła jej uwagę
- Otóż, leciałam sama, ale jest możliwość, że ktoś mógł się udać w podróż za mną… M, przepraszam, a kiedy go widziałaś, Cornelio, jeśli mogę spytać? - zapytała zaciekawiona, bo to aż dziwne, że zaraz połączyła tego kogoś z nią.
- Chwilę temu. Godzinę? - zmarszczyła brwi, próbując sobie przypomnieć. - Czas trochę inaczej mija w tym miejscu - ukradkiem zerknęła na stos kolorowych magazynów. Jeden z nich leżał otwarty. Cornelia zakreślała kosmetyki, które chciała zamówić. - W każdym razie przyszedł sam, ale kupił dwa bilety. Rozmawiałam z nim po angielsku, bo nie znał duńskiego. Z ciekawości zapytałam skąd jest. Odpowiedział, że przyleciał z Helsinek. Alvar Aalto był Finem, ale wbrew pozorom niewielu Finów fatyguje się tutaj specjalnie po to, aby zobaczyć nasze muzeum.
- Wiesz o kim mowa? - Emerens zapytał półszeptem, spoglądając na Alice.
Alice mruknęła cicho
- Nie wychodził jeszcze? - zapytała spokojnym tonem, jeszcze nie odpowiadając na pytanie Emerensa. Zerknęła jednak ma niego, dając mu znać, że je usłyszała.
Cornelia przybrała służbowy, oschły uśmiech.
- Do moich kompetencji nie należy pilnowanie gości, droga pani - rzekła, rozprostowując długie, kościste palce zwieńczone najbardziej połyskującą hybrydą, jaką Alice widziała w całym swoim życiu. - Proszę zapytać kogoś odpowiedzialnego za to zadanie.
- Czyli kogo? - Emerens zmarszczył brwi.
Cornelia tylko usiadła z powrotem i przysunęła bliżej siebie kolorowy magazyn.
Śpiewaczka nie komentowała słów Cornelii. Jak ona jej nie powie, to dowie się tego wcześniej czy później sama
- Tak czy inaczej, może w takim razie już pójdziemy? Chętnie zobaczę miejsce, w którym zdarzyło ci się pracować - rzuciła zmieniając temat i odwracając się do Emerensa, już kompletnie ignorując blondynkę. Skoro ona chciała być taka, Alice też mogła.


Ruszyli wgłąb korytarza. Ta część była pozbawiona wszelakich ekspozycji. Marmurowa posadzka ciągnęła się w nieskończoność. Złote lampy osadzone nad nimi zdawały się ściekać z sufitu. Jednak w tej chwili nie były potrzebne - przez oszkloną ścianę wpadało bardzo dużo światła.
- Zapewne powinienem przeprosić cię za Cornelię - mruknął Emerens. - Zapewne ktoś powinien również mnie przeprosić za Cornelię - uśmiechnął się nieznacznie. - Myślę, że trochę wyjaśni się, jak wspomnę, że kiedyś ona i mój brat… - mruknął, zamyślony. - To nie skończyło się dobrze. Mężczyźni z rodziny Fortuynów trafili na jej czarną listę. Wszyscy.
Harper słuchała go, po czym podniosła dłoń, chcąc go zatrzymać
- Nie musisz tłumaczyć, ani przepraszać rozumiem. Każdy ma swoje problemy, czy to małe czy duże, czy rodzinne, czy sercowe… - powiedziała i uśmiechnęła się do niego lekko. Rozejrzała się po korytarzu, którym szli
- Nie byłam nigdy w muzeum sztuki nowoczesnej, ale czy nie uważasz, że te biele są przytłaczające? - zmieniła temat na coś kompletnie prozaicznego.
- To ciekawe - odparł mężczyzna. - Zazwyczaj ludzie utożsamiają biel z czystą, niezapisaną kartką. Nie jest napastliwa, wręcz przeciwnie. Stwarza możliwość zapełnienia jej wszystkimi pozostałymi kolorami - uśmiechnął się. - Ale wiem, co masz na myśli. Aż bolą oczy.
Rozglądali się wokoło, jednak nie widzieli nic podejrzanego, ani skłaniającego do myślenia, że przepowiednia znajduje się gdziekolwiek blisko.
Rudowłosa zerknęła na niego
- Nadmiar bieli w pustej przestrzeni może doprowadzić człowieka do szaleństwa - zauważyła i pokręciła głową. przez chwilę znów zaległa cisza, gdy tak oboje się rozglądali uważnie
- Coś mi mówi, że będziemy musieli bardzo dokładnie przejść się po całym tym muzeum - stwierdziła.
- Szkoda, że nie wziąłem gitary - Emerens uśmiechnął się. - Być może umiliłbym nam ten czas poszukiwań. O ile byłabyś w stanie skoncentrować się na zadaniu. A ja na czymś poza strunami. Nie, to jednak nie byłby dobry pomysł - mruknął lekko, spoglądając bo ścianach w kolorze śniegu.
Alice zaśmiała się cicho i pozwoliła mu się dalej w tym nawet dobrym nastroju poprowadzić przez korytarz do pierwszej części wystawowej. Liczyła na to, że tam coś przełamie te napadającą ich jasność ścian i sufitów.
Podeszli do ogromnej grafiki, która ciągnęła się wzdłuż i wszerz na ponad dwa metry. Przedstawiała tułów mężczyzny przygotowanego do walki w bokserskiej pozie. Na jego rękach tkwiły typowe rękawice, tyle że był na nich motyw flagi amerykańskiej. Emerens podszedł bliżej i westchnął.
- Ach… prawdziwa sztuka… - podparł ręce o biodra. Alice nie mogła zdecydować, czy rzeczywiście tak uważał, czy to może raczej wyrafinowany sarkazm.


Śpiewaczka zerknęła na tę ‘sztukę’...
- No… Michał Anioł niech się schowa… - pokręciła głową i znów zaczęła się rozglądać po sali, czy to za znakami, czy to za ludźmi.
Emerens skrzywił się, rozglądając dookoła.
- To bezcelowe. W ten sposób do niczego nie dojdziemy… Czy też może raczej, dojdziemy do wszystkiego, prócz tego, po co tu jesteśmy.
Alice zerknęła na niego z zaciekawieniem
- Oh, to masz jakieś propozycję od czego powinniśmy zacząć panie Holmes? - zapytała i uśmiechnęła się lekko.
Emerens skrzywił się, oparł o ścianę i powoli zsunął na dół. Spojrzał w górę na twarz Alice.
- Nie drwij ze mnie - westchnął. - Spotkałaś mnie pod drzewem z gitarą, a nie z planszą szachów. Nie mam pojęcia, nie jestem w tym dobry…
Harper uniosła brew i podparła biodra
- Nie drwię, tylko serio pytam, czy masz jakiś pomysł - odrzekła i westchnęła
- Jakbym była tekstem, noszącym starożytną moc to gdzie bym była… Hm… - mruknęła cicho pod nosem i odwróciła się tyłem do Emerensa rozglądając po otoczeniu. W jakimś bezpiecznym, pewnie osłoniętym miejscu. Główne sale muzeum tego raczej nie zapewniały
- Jest tu może jakaś piwnica, ciemnie, czy coś takiego? - zapytała zaraz.
- Jak mówiłem, tu jest sześć tysięcy metrów kwadratowych areału. Nie zwiedziłem nawet połowy tego - pokręcił głową. - Zapewne jest piwnica, ale jak już, to dobrze zamknięta i gdzieś schowana… nie mam pojęcia gdzie. Pracowałem tu, lecz nie jestem w ogóle pomocny - uśmiechnął się kwaśno.
Alice zerknęła na niego
- No to nie mamy czasu. Musimy się przejść i obejrzeć to miejsce. Na pewno gdzieś będzie jakaś podpowiedź. Cokolwiek. Choćby tablica pamiątkowa Aalto. To już może dać nam szlak - powiedziała, nie tracąc optymizmu i entuzjazmu
- No chodź - zrobiła krok w jego stronę i wyciągnęła do niego rękę.
- No idę - Emerens odparł nieco lżej.
Ruszyli w dalszą trasę, spoglądając po okolicznych gablotach i ścianach. W kolejnych salach ekspozycje były znacznie lepsze. Ukazywano prace malarzy i większość charakteryzował znaczny kunszt. Alice przystanęła na chwilę przed jednym z płócien. Przedstawiało spokojny, radosny las. Użyto dużo zielonej, uspokajającej barwy. Przecinała ją granatowa rzeka oraz łódka, która na niej płynęła. Siedziała w niej piękna dama o rudych włosach, które były tak długie, że ciągnęły się poza burtę i barwiły toń za nimi na szkarłatny kolor. Tuż przed nią stał jasnowłosy elf, który grał na lutni i śpiewał.
- Coś ciekawego? - zapytał Emerens, podchodząc do kobiety.
Rudowłosa patrzyła na drugą rudowłosą z obrazu i słysząc pytanie zbliżającego się Emerensa, kiwnęła lekko głową
- Elf… - powiedziała pogodnym tonem
- Musicie je tu bardzo lubić i szanować - rzuciła zaraz i uśmiechnęła się. Zieleń była tak kojąca jak na jej sukience, co jeszcze bardziej sprawiało, że zbieżność z obrazem bardzo ją bawiła i urzekała. Odwróciła się jednak za moment i ruszyła dalej. Lubiła piękne rzeczy, szkoda tylko, że nie mogła usłyszeć na własne uszy szumu tej rzeki, szelestu liści drzew i muzyki lutni elfa. Tymczasem jej towarzysz pozostał przy obrazie.
- Podążają w stronę oka - rzekł cicho. - Być może nie widać tego od razu, ale fale przed nimi układają się w trójkąt i widzę w środku niego źrenicę - dodał, a następnie roześmiał się. - Illuminati - pokręcił głową i ruszył dalej.
Harper zerknęła na niego
- Oka? Myślisz, że był to celowy zabieg? Swoją droga, skoro i tak kontemplujemy sztukę, może opowiesz mi coś więcej o tych waszych elfach z legend? Dowiedziałam się odrobinę od taksówkarza, ale może jest coś więcej? - zapytała zachęcając go do opowieści.
- To bardzo dobrzy kochankowie. Są piękni, uczciwi i mądrzy. Pięknie grają na wszystkich instrumentach. Niektórzy, ci należący do ich szlachty, posiadają wspaniałe majątki w dziuplach najwyższych drzew. Zwabiają tam piękne niewiasty i proponują wikt i opierunek. Te zgadzają się, porwane czarem, lecz nie wiedzą, że zostaną tam już na zawsze. No chyba że nie dostaną formularzy do wypełnienia, wtedy co innego - uśmiechnął się do Alice.
Śpiewaczka słuchała go z zaciekawieniem, po czym słysząc słowa o formularzu, zaśmiała się
- Ah, to dobrze, że jednak ich nie wypełniłam - rzuciła z lekkim rozbawieniem. - Jak to jest, że zawsze to niewiasty są porywane - pokręciła głową. - Chcę kiedyś usłyszeć legendę o porywanych pięknych młodzieńcach - powiedziała i znów się zaśmiała cicho. Odwróciła wzrok od Emerensa i przeniosła go na kolejne dzieła, a także na ich drogę, przed nimi.
- Czyżbyś źle mi życzyła? - mężczyzna pokręcił głową.
Wyszli na korytarz, który ciągnął się bez końca. Alice zaczęła marzyć o chwili wytchnienia na wygodnym fotelu. Trzeba było mieć niezwykłą kondycję, aby przejść przez całe Kunsten. Ujrzała samotne drzwi, nad którymi powieszono obraz. Przedstawiał duże zbliżenie na twarz dziewczyny. Wielkie oko namalowano z dużymi, wprawiającymi w zachwyt szczegółami. Emerens przeszedł dalej, kierując się w stronę łuku przejścia do następnego holu.
Alice przyglądała się chwilę drzwiom
- Co jest tam? - zapytała dostrzegając drzwi i zwróciła się w stronę, gdzie podążał Emerens. Znajdowała się tam kolejna ekspozycja.
- E, nic ciekawego - odparł. - Dyżurka ochrony. Nieciekawi, sztywni ludzie. Tacy na pewno nie porywają żadnych dziewic. Okropność.
Alice westchnęła
- A już spodziewałam się tajemniczego pokoju… - westchnęła, gdy ruszyli dalej. Powróciła do obserwowania sztuki w milczeniu i z zaciekawieniem. Chwilowo znów zapanowała cisza. Alice pogrążyła się lekko w swoich myślach.
Emerens puścił jej uwagę mimo uszu.
- Rozpoznajesz któregoś z nich? - zapytał, śledząc wzrokiem ludzi oglądających wystawy. Było ich więcej, niż jeszcze jakiś czas temu. Kunsten zapełniało się. Alice spojrzała na ojców z dziećmi, młodzieńców z dziewczynami, starców wspartych na laskach. Każda twarz była dla niej nowa i obca.
Harper zabłądziła wzrokiem po ludziach. Byli równie ciekawymi ekspozycjami, jak i te dzieła sztuki na ścianach. Każde inne, młode, stare. Prześledziła wzrokiem przestrzeń, po której szli, po czym przechyliła głowę do Emerensa
- Nie, niestety nie. Natomiast co do tego jegomościa z Helsinek, nie jestem pewna, czy to ktoś z kim miałam się widzieć, czy może jednak jakiś wróg. Więc w tym względzie powinniśmy być czujni - wyjaśniła mu w końcu, znów się prostując i wracając do rozglądania po ludziach i sztuce.
Emerens stanął nad kamienną rzeźbą przedstawiającą obfitą, kobiecą sylwetkę.
- Pewnie nie posiadasz nadnaturalnej mocy wejścia w głowę Cornelii i ujrzenia wspomnienia owego mężczyzny? - zażartował z przekąsem.
Rudowłosa pokręciła głową i zerknęła przelotnie na rzeźbę
- Nie, niestety nie. Ale sądzę, że wcześniej czy później na niego trafimy - zasugerowała i powiodła wzrokiem daleko na przód.
- Względem przepowiedni też masz taki plan? Prędzej czy później trafić na nią? - Emerens wypalił, po czym ugryzł się w język. - Przepraszam, nie powinienem. To nie jest twoja wina. Ta… jałowość naszych poszukiwań - spoglądał na łuk kamiennych piersi i bioder, które natomiast wydawały się nad wyraz żyzne.
Alice mruknęła
- Nie, z tym będziemy troche oszukiwać - zdradziła mu ździebko, ale nie wyjaśniła co miała dokładnie na myśli. Najpierw potrzebowała punktu zaczepienia
- No dobrze, czyli elfy wcale nie są takie wspaniałe jakby się zdawało. Macie jeszcze jakieś ciekawe legendy? - zapytała chcąc wrócić do mniej uciążliwego tematu, niż dotychczasowe niepowodzenie w szukaniu, czy myslenie o tym, że nieco bolą ją już stopy od chodzenia.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline  
Stary 18-01-2018, 01:23   #332
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Elfia Baśń - część trzecia

Emerens zamyślił się, idąc wzdłuż oszklonych przedziałów.
- Słyszałaś może opowieści o Bagiennej Chacie? - zapytał, zerkając na nią. - Ta, która wyrasta z mokradeł, ukazując się zbłąkanym podróżnikom?
Śpiewaczka zerknęła na niego
- Nie? Opowiedz mi, proszę - powiedziała uprzejmie, zaciekawiona o jakiej chacie była mowa. Tymczasem znów powiodła wzrokiem po otoczeniu, uważnie szukając czegoś, co mogłoby być, może nie wielkim znakiem drogowym ‘CEL’, ale choćby wskazówką.
- Słyszałem tę opowieść od babci - zaczął Emerens. - Dawno, dawno temu rósł sobie ogromny las. Gdzieś niedaleko. Ludzie z okolicznej wioski bali się go. Ojcowie niechętnie pozyskiwali z niego drewno, a matki przestrzegały swoje dzieci, aby nie zapuszczały się wśród upiorne, stare drzewa. W takim strachu została wychowana również dwójka rodzeństwa. Chłopiec nazywał się Laurens. Był najsilniejszy i najsprytniejszy w całej wsi. Jego siostra natomiast szczyciła się najwspanialszą urodą, nie pamiętam jej imienia. Ale to bez znaczenia - mruknął, wymijając matkę z dziećmi. Harper w ostatniej chwili usunęła się z drogi, tym samym unikając zderzenia. - Laurens i jego siostra bawili się codziennie z przyjaciółmi, jednak tego dnia byli sami. Nudzili się, spragnieni towarzystwa. Zapuścili się nad rzekę płynącą przez Straszny Las i rzucali do niego kamyki. Tam też znaleźli przyjaciółkę.
Alice uważnie przysłuchiwała się jego opowieści i uważała, by po drodze na nic, ani na nikogo nie wpaść. Podzieliła uwagę między przyjemny głos Emerensa i przeszukiwanie wzrokiem muzeum
- Tak? I co się stało? - zapytała szczerze zaciekawiona dalszym ciągiem jego opowieści. Mógł wyraźnie z jej tonu usłyszeć, że lubiła takie opowieści.
- Bawili się we trójkę. Tamtego dnia oraz każdego następnego. Minęła zima, potem wiosna i nastało lato. Rodzeństwo z biegiem czasu oddaliło się od swoich wcześniejszych znajomych. Ich nowa towarzyszka była zabawniejsza, piękniejsza i radośniejsza. Posiadała piękne, wystrugane z drzewa zabawki i często dzieliła się nimi z Laurensem i jego siostrą. Każdego dnia spotykali się we trójkę nad rzeką… jednak nic nie trwa wiecznie - mężczyzna zawiesił głos.
Rudowłosa znów na niego zerknęła
- Co się wydarzyło? Coś się stało? - zapytała, dając się mu wciągnąć w wir tej opowieści. Za chwilę znów spojrzała przed siebie i pod nogi, uczulona poprzednim niedoszłym zderzeniem z matką i jej dzieciakami.
- Chodź, usiądźmy sobie - zaproponował Emerens, kiedy doszli do Café Aalto. - Z chęcią zjadłbym coś słodkiego.
Stanęli w kasie. Mężczyzna zamówił Lundstrøm Dessert. Deser pomarańczowy z kremem mascarpone, kruszonką i rozmarynem. A także kawę.
- A co dla pani? - zapytała sprzedawczyni.
Alice zastanawiała się chwilę
- Hmm… Może Gâteau Marcel? Lubię czekoladę… - powiedziała i lekko się uśmiechnęła. Krótka przerwa w spacerze nie była zła, choć nie mieli na nią wiele czasu
- ale opowiadaj dalej, przerwałeś w najważniejszy momencie - ponagliła go też, i szturchnęła leciutko łokciem.


Usiedli i zaatakowali sztućcami zakupione smakołyki.
- Pewnego dnia ich matka udała się na targ. Tam też spotkała i porozmawiała z rodzicami innych dzieci. Byli bardzo zmartwieni. Niektórzy myśleli, że Laurens i jego siostra zachorowali, bo już nie widzieli ich wraz ze swoimi pociechami. Nie rozumieli, skąd ta zmiana, a matka rodzeństwa nie potrafiła odpowiedzieć. Dlatego też postanowiła, że będzie śledzić swojego syna i córkę następnego popołudnia. Kiedy doszła za nimi nad rzekę, okropnie zagniewała się. Chwyciła mocno Laurensa i jego siostrę za ręce i pociągnęła w kierunku domu. Krzyczała, że nie pozwoli, aby jej dzieci zadawały się z córką czarownicy, która mieszkała w Strasznym Lesie. Kiedy wrócili do domu, zebrała wszystkie prezenty, drewniane zabawki, i wrzuciła je do kominka. Laurens i jego siostra płakali, gdy to zrobiła.
Mina Alice stała się mocno niewyraźna i skupiona. Jadła w milczeniu ciasto, dalej słuchając jego opowieści z pełną uwagą. Była przejęta wydarzeniami i nic już tym razem nawet nie powiedziała, czekając na dalszy ciąg.
- Zapadła noc. Laurens i jego siostra… na miłość boską, nazwijmy ją jakoś. Mam dość nazywania jej w ten sposób. Jakaś propozycja?
Harper aż się wzdrygnęła, gdy wybił ją z zamyslenia. Popatrzyła na niego lekko zaskoczona i zmarszczyła brwi…
- Hm… Może Anna? - zaproponowała, pierwsze co jej przyszło do głowy.
Emerens skinął głową.

- Tak więc, Laurens i Anna udali się do Strasznego Lasu. Byli zagniewani na matkę i chcieli spotkać się ze swoją przyjaciółką. Poczekali, aż wszyscy domownicy zasną i wtedy wymknęli się tylną furtką do najbardziej przerażającego miejsca w całym królestwie. Następnego dnia ich matka wydzierała włosy ze zmartwienia. Była przekonana, że to leśna czarownica porwała ich dzieci. Niewiele myśląc, ruszyła do lasu - mężczyzna popił opowieść kawą. - Błąkała się bez końca, kiedy ujrzała chatkę wyłaniającą się z bagna. Miała kształt piramidy wspartej na kamiennych kolumnach. Na jej czubku widniał wysoki szpic. Matka okropnie przelękła się, ale bardzo kochała swoje dzieci, więc ruszyła w stronę tej przedziwności.
Rudowłosa skończyła swoje ciasto i odsunęła talerzyk nieco na bok, teraz obserwując z uwagą twarz Emerensa, jakby oglądała właśnie na niej tę opowieść jak film. Miała skupioną minę i nieco nieobecny wzrok. Najpewniej wizualizowała sobie to, co mówił.
- W środku matka spotkała ducha. Był miły, dobry i dysponował wszelką wiedzą, jaką można posiadać. Zapytał ją, co ją sprowadzało do niego. Ta opowiedziała mu o swoich zmartwieniach. Duch współczuł jej. Rzekł, że Bagienna Chatka ukazuje się jedynie zbłąkanym wędrowcom, którzy poszukują czegoś z całego serca. Dlatego dał jej wskazówkę. Drobny wierszyk, który miał zdradzić miejsce, w którym znajdowała się chatka czarownicy. Matka podziękowała mu z całego serca. Jak myślisz, co zrobiła w następnej kolejności, kiedy opuściła Bagienną Chatkę?
Harper mruknęła cicho i przechyliła głowę na bok
- No… Ruszyła do chatki wiedźmy? Czy może ruszyła do wioski po więcej ludzi? - zapytała zaciekawiona, czy którąś z opcji odgadła.
- A wolisz wersję Disneya, czy Braci Grimm?
Alice uśmiechnęła się
- Wolę wersję twojej babci - odrzekła pewnym swego tonem.

- Matka wróciła do wioski. Wyszła na targ i zebrała wszystkich prostaczków, którzy chcieli jej słuchać. Jako że od dziada pradziada bali się Strasznego Lasu, to przewrotnie… okazało się, że wszyscy chcą położyć mu kres. Raz a dobrze. Naostrzyli widły, przygotowali oliwę, rozgrzali smołę. Skierowali się ku ścieżce skrytej wśród prastarych dębów. Kiedy napotkali chatkę czarownicy, wdarli się do środka. Pierwszy z mężczyzn nadział na swoje widły dziewczynkę stojącą w przejściu. Myślał, że to córka czarownicy, jednak zabił Annę. Sama wiedźma zdołała uciec wraz z Laurensem i swoim dzieckiem. Jako że chłopiec bardzo kochał swoją siostrę, to chciał zemścić się na wiosce za to, że zabili najbliższą mu osobę. Poprosił wiedźmę o rzucenie uroku na całą okolicę. Ta wymagała potężnej, magicznej energii… toteż oddał się w ofierze. Z nieba spadły ropuchy, krwiożercze szerszenie zjadły zbiory, a potem wieśniaków. Nie został nikt prócz wiedźmy i jej córki płaczącej za utraconymi przyjaciółmi. A także matki dzieci, która do dzisiejszego dnia błąka się po lesie. Chce napotkać Bagienną Chatkę oraz dobrego ducha, który da jej wskazówkę, jak ponownie znaleźć swoje dzieci. To koniec historii.
Śpiewaczka poruszyła się cała, przeszyta dreszczem na zakończenie opowieści
- Brrr… - mruknęła tylko, po czym zamyśliła się nad sensem opowieści
- Hm… a moja babcia wolała, żebym czytała Biblię - pokręciła głową i lekko przygasła
- Często opowiadała ci i twoim braciom takie opowieści? - zapytała zaraz, zaciekawiona.
- Rodzice jej zakazali - odpowiedział Emerens. - Dlatego bardzo lubiliśmy zakradać się do niej i prosić o kolejną baśń - uśmiechnął się na wspomnienie dawnych czasów, lecz jego dobry nastrój szybko prysnął. - Boże, czuję się taki stary… - westchnął, zapewne przypominając sobie o śmierci babci.
Alice przechyliła się do przodu w jego stronę i przyjrzala mu się uważnie, przebiegając wzrokiem po każdym kawałku jego twarzy
- Mmmm…. Nie. Żadnych zmarszczek. Do starości jeszcze kawał drogi - powiedziała, chcąc go podnieść na duchu.
Emerens rozpogodził się. Spojrzał gdzieś za Alice i jego dobra mina szybko zniknęła, przygnieciona zaskoczeniem. Otworzył bezwiednie usta. Kiedy Harper obróciła się, ujrzała kamerę w rogu sali.
- Co mówiła Cornelia? Żebyśmy poszli do ludzi zajmujących się pilnowaniem zwiedzających? - mruknął, zamyślony. - Chyba jest sposób, by uzyskać obraz z jej umysłu… i to bez telepatii.
Kobieta szybko załapała co miał na myśli. Kiedy myślała o sprawach tak bardzo oderwanych od normalnego świata, kompletnie zapomniała o takich rzeczach
- Oooh… No tak! Znasz kogoś kto się tu tym zajmuje i mógłby być skory nam nieco dopomóc? - zapytała, spoglądając znów na Emerensa.
- Być może znam kilku nudnych ludzi z ochrony… ale najpierw musielibyśmy skierować się do ich dyżurki - mruknął, zamykając usta. Następnie spojrzał na talerzyk i kubek, po czym opróżnił je kilkoma potężnymi kęsami oraz łykami.
Alice poczekała aż zje i odniosą talerzyki i kubek
- W takim razie prowadź - poprosiła uprzejmym tonem i uśmiechnęła się lekko. Cóż, jeśli musieli się cofnąć nieco, to nawet nic nie szkodzi. Tę część znów będą mogli przejść nieco szybciej, a odrobinę odpoczęła po tej przerwie.

Być może Emerens nie posiadał lutni i tak naprawdę nie był elfem, a Alice nie posiadała wystarczająco długich włosów, by rozlewały się na całej długości rzeki… jednak, podobnie jak postacie z obrazu, ruszyli w stronę dużego, namalowanego oka.
 
Ombrose jest offline  
Stary 20-01-2018, 02:05   #333
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Na tropie

Emerens podszedł do drzwi, nad którymi widniało ogromne oko. Podniósł głowę i spojrzał na nie, lekko zagryzając wargę.
- To nieco… straszne - mruknął w oczekiwaniu na odzew ze strony ochrony.
Alice rozejrzała się po otoczeniu. Znajdowali się sami w tym długim, oślepiająco białym korytarzu. Aż ciężko było w to uwierzyć, biorąc pod uwagę, że muzealnych gości z każdą chwilą przybywało w Kunsten.
Śpiewaczka zerknęła na oko
- Jeśli byś mi to powiedział, może tak z tydzień temu, zgodziłabym się… Teraz to tylko oko - powiedziała i wróciła do rozglądania. Zastanawiające dla niej było, że w tej części było tak pusto, gdy nieco dalej w pobliżu kawiarni znajdowało się tak wiele osób.
- Mam wrażenie, że patrzy na mnie - Emerens mruknął w odpowiedzi. Skrzywił się, patrząc na obraz, jednak wnet drzwi zostały otwarte i spuścił wzrok.
W przejściu stanął mężczyzna w średnim wieku. Był wysoki, lecz bardzo szczupły. Próbował zatuszować to bardzo luźnymi ubraniami, jednak w niczym to nie pomagało. Posiadał nierówny, źle przystrzyżony zarost, gęste, brązowe włosy i szare oczy.
- Emerens? - zapytał. Posiadał lekko irytującą manierę przeciągania samogłosek. - Co cię tu sprowadza?
Fortuyn zamilkł na chwilę. Nie przyszykował sobie odpowiedzi na tak podstawowe pytanie.
Alice widząc, że Emerens był w drobnych tarapatach zrobiła krok bliżej i uśmiechnęła się do mężczyzny
- Dzień dobry? Emerens spędza dziś dzionek z rodziną. Przyjechałam w odwiedziny z Helsinek i raczył zechcieć oprowadzić mnie po muzeum. Mamy do pana malutką prośbę. Ma pan czas może wysłuchać? - zaćwierkała miłym tonem, grając przemiłą dziewczynę, będącą jego kuzynką.
- Masz czas nas wysłuchać, Ewaldzie? - zawtórował Emerens, ciesząc się, że Alice włączyła się do rozmowy.
Mężczyzna zarechotał i otworzył szerzej drzwi, tym samym eksponując pusty pokój. Jego tułów z boku wydawał się jeszcze mizerniejszy, niż od frontu. Zdawało się, że w bezpośredniej konfrontacji Ewald nie mógłby sobie poradzić z jakimkolwiek przeciwnikiem, który ukończył szkołę podstawową. Był również dość blady. Czyżby cierpiał na jakąś chorobę?
- Wejdźcie? - zaprosił ich do środka niezdarnym ruchem długiej, prawej ręki. - Witajcie w moim królestwie.
Alice w pierwszej kolejności zwróciła uwagę na stację monitoringu. Sześć monitorów na ścianie i dwa na biurku. Każdy ekran ukazywał obraz z dwunastu kamer. Muzeum Kunsten nie szczędziło na ochronie.


Harper uśmiechnęła się pogodnie
- Dziękujemy bardzo… widzi pan, mamy taką maleńką prośbę… Ta sympatyczna pani przy wejściu powiedziała, że przyjechał tu dziś jeszcze ktoś z Helsinek i zastanawiam się, czy to może nie jakiś mój znajomy, który dla żartu postanowił podążyć za mną w trasę. Emerens wpadł na pomysł, że może pan mógłby zdołać nam pomóc rozszyfrować tę zagadkę, skoro czujnym okiem obserwuje pan muzeum - wyjaśniła spokojnie po co przyszli i uśmiechnęła się do mężczyzny.
Ewald zaśmiał się pod nosem.
- Ho, kurwa, jestem pewien, że ten monitoring nie właśnie po to został założony.
Emerens również uśmiechnął się.
- Ale jeżeli to bardzo ważny znajomy? - zapytał.
- To powinieneś strzec się, kolego, bo nie chcesz, żeby ta dziewczyna miała ważniejszych od ciebie - zmrużył oczy, patrząc na Emerensa.
- Nie… to tylko moja kuzynka - Fortuyn wydawał się mieć dosyć powtarzania ludziom, że nie jest z Alice parą.
Śpiewaczka przesuwała wzrokiem od jednego do drugiego
- Bardzo proszę, jeśli to naprawdę mój znajomy, nie chcę żeby błąkał się tu sam szukając mnie. To zajmie tylko kilka chwil - powiedziała nieco przymilnym tonem, balansując jednak by nie wpaść w przesyt.
- No dalej, nikt się nie dowie - dodał Emerens. - To chyba nawet nie jest wbrew regulaminowi - jego głos jedynie nieznacznie zadrżał na końcu. Jednak to wystarczyło. Ewald podniósł ręce w geście poddania się.
- No dobrze - westchnął. Usiadł na obrotowym fotelu i przybliżył się do biurka. - Kiedy, gdzie? - zapytał. - Tylko szybko, zanim wróci mój kolega z warty.
Alice uśmiechnęła się
- Jest pan niezwykle miły, dziękuję… - zerknęła na Emerensa.
- Z tego co mówiła Cornelia, jakoś godzinę, może dwie przed naszym wejściem? Obstawiam coś pomiędzy, byla mniej więcej w połowie magazynu - zasugerowała rudowłosa i zerknęła na Ewalda
- Ciemne włosy, nieco dłuższe, średniego wzrostu, szczera twarz… Szkoda, że nie powiedziała tylko co miał na sobie - przypomniała sobie rysopis, ale pominęła fragment o przystojności, żeby nie dać Ewaldowi kolejnych powodow do żartów, że są parą i że Emerens powinien zazdrościć, czy coś.
- Szczera twarz? - powtórzył ochroniarz. - Jak wygląda szczera twarz? Pytam, bo nigdy takiej nie widziałem.
Emerens złożył rękę w pięść i lekko uderzył nią w ramię mężczyzny.
- Ach… to mnie zabolało - mruknął, spoglądając na ekrany. Ewald wpisywał do odpowiednich okienek wymagane informacje. Następnie chwycił suwak i zaczął przesuwać go powoli. Przed oczami zebranych ukazał się zapis z kamery w głównym holu, tyle że przyspieszony.
- Patrzcie uważnie - mruknął Ewald. - Prędzej wy rozpoznacie waszego znajomego, niż ja.
Harper przysunęła się nieco bliżej, by mieć lepszy widok na ekran. Uważnie śledziła go wzrokiem, szukając kogoś, pasującego do opisu Cornelii, tudzież kogoś, kogo po prostu zna.
W ten sposób spędzili dobry kwadrans.
- Nikt? - powtórzył Emerens, spoglądając na Alice. - Na pewno?
Czyżby poszukiwania miały nie przynieść żadnych owoców? W Harper narastało zniechęcenie. Przed ich przyjazdem w Kunsten nie było wcale wielu gości, a i tak z tej garstki nikogo nie potrafiła rozpoznać. Każdy mężczyzna chwilę rozmawiał z Cornelią, jednak nie miał wypisanej na twarzy ani narodowości, ani zamiarów.
- Jeszcze raz? - zapytał Ewald. - Czy już sobie pójdziecie?
Czy dalej powinni marnować czas w tym miejscu? Warto było spojrzeć na taśmy po raz kolejny?
Śpiewaczka była nieco zmieszana. Potarła nerwowo ramię i zerknęła na Emerensa
- Myślisz, że Cornelia mogła aż tak stracić poczucie czasu i to był gdzieś wcześniej? Ile mniej więcej zajmuje przejście całego muzeum? - zapytała spoglądając znów na ekran.
- Bardzo różnie - odpowiedział Emerens. - Jak nie jesteś zainteresowana, to godzina wystarczy, aby przebiec się po korytarzach. Jednak jeżeli chcesz podziwiać sztukę, a mieliśmy kilku potężnych długodystansowców, to nie wyjdziesz stąd przez cały dzień.
- Ja bym nie wierzył Cornelii - mruknął Ewald. - Może jest ładna, jednak to nie świadczy o jej bystrości.
Alice wyprostowała się i westchnęła
- No… No nic, wygląda na to, że może faktycznie wpuściła nas w maliny? Tak czy inaczej, bardzo dziękuję za pomoc. Jeśli chcemy obejrzeć wszystko, no to powinniśmy już iść, bo nas wieczór zastanie - rzuciła i uśmiechnęła się do obu panów.
- Wychodzimy stąd? - zapytał Emerens. - Chcesz iść do Cornelii?
Śpiewaczka pokręciła głową
- Niee… Po prostu darujmy sobie ten temat. Sądzę, że wcześniej, czy później, jeśli to ktoś, kto miał się ze mną spotkać, to się z nim zobaczę - wyjaśniła mu i odgarnęła włosy za ramię.
- To ty czekaj - odpowiedział Fortuyn. - Ja idę z nią poważnie porozmawiać. Zmarnowaliśmy przez nią prawie pół godziny. I zaprzątneliśmy głowę biednemu Ewaldowi.
Ochroniarz zawahał się.
- Bez przesady… - zaczął i podniósł rękę, jednak Emerens tego już nie widział. Obrócił się i opuścił pomieszczenie.
Rudowłosa również chciała go zatrzymać, ale podjął decyzję i było za późno. Zerknęła na Ewalda
- Zawsze taki spontaniczny… Możemy go pośledzić? - zaproponowała mężczyźnie w ramach rozrywki.
- Koniecznie chcesz zobaczyć na tych kamerach co najmniej jednego znajomego, co nie? - Ewald mruknął, po czym westchnął. Złapał pobliski fotel i przysunął go. - Siadaj.
Nachylił się nad biurkiem. Pewnie chwycił myszkę i zaczął klikać. Wnet na monitorze pojawił się Emerens. Przechadzał się po korytarzu szybko, zwinnie i z wielką gracją. Wydawał się większą atrakcją, niż wszystkie pozostałe dzieła sztuki zebrane na wystawie. Ewald kliknął i pojawił się znajomy, główny hol. Emerens podszedł do kontuaru, za którym czekała Cornelia.
- Pokłócą się - mruknął Ewald. - Stawiam piątaka.
Alice zerknęła na ochroniarza
- Nie ma co się nawet zakładać, też bym stawiała, że się pokłócą… Odniosłam wrażenie, że wasza blondi nie przepada za Emerensem - odrzekła i wróciła wzrokiem do ekranu.
- Nie, to bardziej styl bycia. Tak mi się wydaje. Możesz ją za to nie lubić, jednak nie warto. Cornelia jest pod tym względem sprawiedliwa i obdziela wszystkich po równo swoją miłością - Ewald uśmiechnął się ironicznie.
Alice obserwowała Emerensa. Zaczęła analizować obszar, który rejestrowała kamera oraz pod jakim kątem została ustawiona. Coś zaczęło świtać w jej głowie. Bardziej przeczucie, niż konkretna myśl. Jeszcze nie wiedziała, o co mogło chodzić. Tymczasem, o dziwo, zdawało się, że Fortuyn prowadził z Cornelią cywilizowaną rozmowę. A w każdym razie nikt z nich nie wymachiwał rękami.
- Chyba obydwoje przegralibyśmy zakład? - mężczyzna mruknął z niedowierzeniem.
Harper zmarszczyła lekko brwi obserwując ekran i rozmowę Emerensa z Cornelią i zastanawiała się co to było to coś, co chodziło jej po głowie
- Cóż, najwidoczniej. Zawsze jeszcze nie skończyli, może coś się mimo wszystko wywiąże - poleciła, by Ewald nie tracił nadziei, a sama wróciła do dumania i zerknęła na inny ekran, gdzie wcześniej przeglądali nagrania z monitoringu.
W pewnym momencie Emerens tylko pokręcił głową i wrócił na korytarz prowadzący do dyżurki ochroniarzy.
Tymczasem Alice zagryzła wargę, próbując uzmysłowić sobie, co dokładnie chodziło po jej głowie.
- Przewiń to jeszcze raz, od początku - poprosiła.
Ewald spojrzał na nią niechętnie.
- Ostatni raz - mruknął, po czym zastosował się do jej prośby.
- Stop! - w pewnym momencie Harper prawie krzyknęła.
Klatka ukazywała postać, która rozmawiała z Cornelią. Nie widziała jej twarzy, gdyż była ustawiona pod kątem uniemożliwiającym jej zaobserwowanie. Bardzo niewygodnym. Ta osoba jako jedyna weszła lekko pochylona, a przy Cornelii stanęła bokiem, opierając się niedbale o blat. Harper uzmysłowiła sobie nagle, że nieznajome indywiduum musiało być świadome kamer! Jako jedyny z gości Kunsten poruszał się w ten sposób, żeby jego twarz nie była uwieczniona na nagraniu.
- No ale nie ma długich włosów - mruknął Ewald, spoglądając na niewyraźny, czarnobiały ekran.
Wtem drzwi otworzyły się i do środka wszedł Emerens. Wydawał się zirytowany.
- Rzeczywiście, miał długie włosy - mruknął bez zbędnych wstępów. - Jednak, o czym Cornelia nie wspomniała, przykrywała je czapka.
W słabej jakości nagraniu wyglądało to tak, jakby nieznajomy posiadał krótką, przylegającą do głowy fryzurę.
- W lecie? - Ewald zmarszczył brwi. - W lecie? - powtórzył głośniej.
Śpiewaczka przyglądała się postaci. Czy ktoś z KK mógłby przykładać do tego aż taką uwagę?
- Możemy wyśledzić tę osobę? - zapytała, skoro już go znaleźli.
- Tak. Teraz, jak już ją znaleźliśmy - odpowiedział Ewald. - Co ty masz za znajomych, dziewczyno? - obrócił się, patrząc na Alice ze zdziwieniem.
Alice uniosła brew
- Jestem artystką… Więc oczywiście, że ekscentrycznych - przyznała i uśmiechnęła się znów, wracając wzrokiem do monitorów.
- Ojej, artyści - Eward mruknął. - W sumie to nic zaskakującego, że jacyś przychodzą do muzeum. Ale takim nie można ufać.
- Alice można ufać - mruknął Emerens, podchodząc do drzwi. Otworzył je lekko i rozejrzał się po korytarzu i następnie wrócił do pozostałych. Ewald zmarszczył brwi na ten niezbyt niewinny gest. - Może jest szalona, ale przy tym bardzo szczera.
- Jakże to… uspokajające - mruknął ochroniarz, przeglądając nagrania.
Alice zerknęła na Emerensa
- Zawsze można liczyć na twoje dobre słowo i zdanie o drugim człowieku, kuzynie… - rzuciła i pokręciła głową. Za moment jednak skoncentrowała się. Śledzenia na kamerach kogoś, kto wie jak unikać ich oka, by nie wzbudzić podejrzeń, to raczej będzie ciekawa zabawa.
Mężczyzna z nagrania przechadzał się niespiesznie po korytarzach, jak gdyby nie chcąc zbytnim pospiechem przyciągać uwagi. Mimo to za każdym razem jego głowa była ustawiona w ten sposób, że twarz nie została uwieczniona ani razu. Musiał dokładnie zmemoryzować układ wszystkich urządzeń nagrywających w Kunsten. Na swój sposób było to godne podziwu.
Emerens podszedł do Alice i położył swoją prawą dłoń na jej barku. Kobieta czuła, że wciągnął się w śledztwo i miał wielkie nadzieje względem taśm oraz obecnego tropu. Toteż tym większe było jego rozczarowanie, kiedy w pewnym momencie indywiduum przeszło przez drzwi i wyszło z muzeum. Na zewnątrz nie było kamer. Trop się urwał. Mężczyzna nie zainteresował się niczym wewnątrz budynku na czas dłuższy niż kilka sekund i tym razem nie było mowy o pomyłce. W pewnym momencie po prostu opuścił Kunsten. Czyżby od początku śledzili niewłaściwą osobę?
- Cholera! - przeklął Emerens.
- Ciszej! - napomknął go Ewald.
Alice nie pasowało, że tak umiejętnie ominął uwagę każdej z kamer i na koniec po prostu opuścił to miejsce. Coś musiało być na rzeczy z tym jegomościem, ale co? Nie wiedziała
- Nie ma co się poddawać, może jeszcze na niego wpadniemy. No dobrze, ale mamy nasze rozwiązanie. Wyszedł - wyprostowała się
- Jeszcze raz bardzo dziękuję - powiedziała i zerknęła na Emerensa
- Myślę, że możemy już iść.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline  
Stary 20-01-2018, 02:09   #334
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Skalane Imago

- Tak, iść - warknął Emerens. - Po prostu, kurwa, pójdziemy sobie - rzekł i wyszedł na korytarz.
Ewald nie wydawał się ani trochę zrażony. Obrócił się na fotelu do Alice i uśmiechnął się. Wzruszył ramionami.
- Czy okazałem się choć trochę pomocny? - zapytał żartobliwie. Zdawał się spodziewać odpowiedzi… jednak raczej nie do końca przejmował się nią.
Śpiewaczka kiwnęła do mężczyzny głową
- Tak. Nawet więcej niż trochę. Życze panu miłego dnia - pożegnała go ciepło i wyszła za Emerensem, po czym zamknęła drzwi z okiem
- Nie bądź taki zeźlony. Nie wiem czy to tak na pewno bardzo źle, że go nie znaleźliśmy - powiedziała, podchodząc do niego blisko i mówiąc cicho, by Ewald za drzwiami tego już nie usłyszał. Ruszyła znów do przodu toru zwiedzania i zerknęła na Emerensa, czekając aż dołączy.
Szybko ją dogonił. Chwycił za ramię kobiety, tak że lekko obróciła się w jego stronę.
- Zróbmy sobie przerwę - mruknął. - Jesteśmy tu już za długo. Wyjedźmy stąd. Zaśpiewajmy coś, zagrajmy. Nosi mnie tutaj! Nic się nie dzieje…!
Wyglądało na to, że elfia natura Emerensa domagała się rozrywek i zabaw.
Alice uniosła brew
- Mmm… Cholewa… Dobra. Niech będzie…Musimy o tym porozmawiać tak czy inaczej… Zerknąłeś może na czas, kiedy opuścił muzeum? - zapytała zaraz.
- To było mniej więcej wtedy, kiedy my weszliśmy do środka. Pamiętasz, która to była godzina?
Emerens zdawał się zachwycony, że Alice nie oponowała i nie chciała zostać w tym miejscu zbyt długo.
Harper zastanawiała się
- Mniej więcej. No dobrze, ale potrzebuję jeszcze tylko dwóch rzeczy… Mapy Kunsten i mapy Aalborga. Z tym możemy wrócić nawet do Casa Corner i pośpiewać - powiedziała
- A w sumie, czemu nie odpisujesz swojej dziewczynie? - przypomniało jej się nagle.
- Na serio? - Emerens westchnął z niedowierzaniem. - To jest teraz twoje największe zmartwienie? - mruknął. Wydawało się, że nie chciał rozmawiać na temat Floortje… co samo w sobie stanowiło już pewną informację. - Mapa Kunsten będzie na pewno w samochodzie. Mam kilka ulotek z muzeum. A jeżeli chodzi o Aalborg… - mruknął, wyjmując komórkę z kieszeni i odblokowując ją. - Czego chcesz wiedzieć?
Alice uśmiechnęła się
- Po prostu potrzebuję map. Trochę nad nimi… Poczarujemy - powiedziała tajemniczo.
- Potrzebujesz ich fizycznie? W sensie, papierowych? Bo mapa miasta będzie w Casa Corner. Ale mam aplikację na telefonie z GPSem, jeżeli potrzebujesz jakichś konkretnych informacji.
Rudowłosa pokręciła głową
- Potrzebuję papierowej. Nie wiem co mogłoby się stać z twoim telefonem po tym… - powiedziała uśmiechając do niego. Już zaplanowała co będzie musiała zrobić, gdy wrócą.
- Skoro tak uważasz - westchnął mężczyzna. - Czy powinienem oczekiwać, że mi to wytłumaczysz? - zapytał, choć nie spodziewał się szczególnie pomyślnej odpowiedzi.
Śpiewaczka zerknęła na niego
- Więcej… Ja ci to pokażę. Ktoś będzie musiał przy tym nade mną czuwać - powiedziała i popatrzyła na niego z zaufaniem w oczach.
- Czyli chcesz, abym nad tobą czuwał, ale nie chcesz mnie na nic przygotować? - mężczyzna jęknął. - Jesteś jak moi bracia. Przypomina mi to wieczory, kiedy opiekowałem się nad nimi. Jest dokładnie tak samo, tyle że byli nieco mniej bezczelni i nie rzucali mi złymi zamiarami prosto w twarz.
Alice znów na niego spojrzała
- Spokojnie, powiem ci co nieco. Tylko już nie tu - powiedziała i skinęła na ściany muzeum, mając na myśli ogół miejsca.
Przeszli obok kontuaru w głównym holu. Cornelia tkwiła pochylona nad magazynami i wydawała się kompletnie niezainteresowana ich obecnością. Zapewne nawet jej nie zauważyła. Wyszli na zewnątrz. Alice zmrużyła oczy, kiedy jasne słońco zaświeciło jej prosto w oczy. Niebo było tak jasne i błękitne, że nie mogła uwierzyć, że cokolwiek podejrzanego, lub złowrogiego mogłoby wydarzyć się. Pogoda zdawała się zbyt wesoła.
- Idziemy do samochodu - Emerens stwierdził oczywistość.
Harper opuściła wzrok na chodnik, by o nic się nie potknąć, a potem ruszyła, ramię w ramię z Emerensem do jego samochodu.

Wsiedli do samochodu mężczyzny. Ten włożył kluczyki do stacyjki i przekręcił. Rozbrzmiał warkot silnika, z jakiegoś powodu pokrzepiający. Emerens otworzył przegrodę i wyjął z niej masę ulotek. Wręczył je Alice. Kobieta przypadkiem zacięła się papierem w palec i kropelka krwi zalśniła jej palcu wskazującym. Broszurki informowały o największym atrakcjach miasta. Aalborh Zoologiske Have, Lindholm Hoeje Museum, Park Muzyki… Kunsten było na czwartym miejscu najciekawszych, wartych odwiedzenia obiektów.
- Jedziemy do Casa Corner - Emerens rzekł, wduszając pedał gazu.
Rudowłosa syknęła leciutko, gdy się skaleczyła, ale tylko oblizała szybko palec i wróciła do przeglądania broszurek. Otworzyła tę dotyczącą muzeum i przyjrzała się czy w środku faktycznie jest mapka i jak wygląda.

Na pewno nie sprawiała wrażenia niezwykle dokładnej. Zajmowała kilka centymetrów wzdłuż i wszerz. Kładła nacisk głównie na miejsca, w których odwiedzający mogli wydać pieniądze. Bez wątpienia w niczym nie przypominała szczegółowych, architektonicznych planów.
Fortuyn wyjechał na skrzyżowanie i stanął w korku, głośno wzdychając.
- Jestem głodny. A dopiero co jadłem - mruknął, nie patrząc na Alice.
Rudowłosa obróciła mapę tak, by wejście do muzeum było frontem do niej, po czym skupiła się, wiodąc wzrokiem po mapie. Zastanawiała się dokąd doszli, względem kafeterii i gdzie mogło być to czego szukała. Skoro muzeum było faktycznie tak wielkie… Zastanawiała się.
Wnet zajechali na parking hotelu, w którym zatrzymała się.

Alice znów usłyszała muzykę dobiegającą z ogrodu. Mimo że już wcześniej jej doświadczyła, a na dodatek brakowało trzeciego głosu, wciąż była pod jej wrażeniem. Nieświadomie odprężyła się i uspokoiła. To miejsce zdawało się niespodziewaną, prawdziwą oazą. Bazą, do której można uciec w strachu przed niespodziewanym. Takie odczucia były, rzecz jasna, bezzasadne i nielogiczne, jednak niełatwe do odrzucenia. Emerens wyszedł, aby rozprostować nogi. Przeciągnął się, nie spoglądając na Alice, która została sama w aucie.
Śpiewaczka odetchnęła, po czym powoli odwróciła wzrok od mapy, biorąc broszurki ze sobą i wysiadając z auta za Emerensem
- Pójdźmy do kuchni, ty zjesz, a ja ci trochę opowiem, o tym co będę próbowała zrobić - zaproponowała.
- Niech zgadnę… posiadasz wahadełko i planujesz z niego skorzystać - Emerens przybrał minę sygnalizującą, że wcale nie jest taki głupi.
Skierowali się główną ścieżką, wijącą się niespiesznie w stronę foyer. Ptaki przyjemnie ćwierkały. Wiatr leciutko przemykał pomiędzy roślinnością, orzeźwiając. Gdzieś w oddali Alice słyszała dźwięk wody. Zapewne nieopodal musiała znajdować się fontanna. Fortuyn podszedł do głównych drzwi Casa Corner, na których siedział motylek z niebieskimi skrzydłami. Odleciał, bojąc się zagrożenia. Weszli do środka i skierowali się do kontuaru, który stanowił miejsce pracy mężczyzny.
Harper zmarszczyła brwi
- Też go widziałeś? - zapytała wskazując na motylka, nim całkiem odleciał. Miała dziwne wrażenie, że albo go sobie uroiła, albo coś było z tymi motylami.
- Owada? - mruknął Fortuyn. - To nie jednorożce, naprawdę zdarzają się.
Gdy dotarli do kontuaru, Alice rozejrzała się
- To teraz jeszcze mapa miasta i może jakieś hmm… pinezki - poprosiła, uśmiechając się do Emerensa.
- Zaraz znajdę - mruknął, szperając w szufladzie biurka.
- I nie, to nie będzie wahadełko - powiedziała w końcu, ściszonym tonem.
- Pinezki. To będą pinezki. Tak mi mówi przeczucie - szepnął Emerens. - Poza tym, przed chwilą o nich wspomniałaś - uśmiechnął się. Zdawał się zaciekawiony działaniami Alice. Był podekscytowany na kolejną akcję, podobną jak tą z radiem. Pewnie miał nadzieję, że ta pobije poprzednią. Wnet podał kobiecie złożony kawałek papieru, na którym wydrukowano linię układające się w siatkę ulic Aalborg. Znalazł również trzy pinezki, które walały się w plastikowym pojemniku wraz z agrafkami i innymi biurowymi akcesoriami.
Alice wzięła od niego wszystko i zebrała do kupy z broszurkami, uważając by nie pobrudzić niczego krwią
- Mm, no dobrze. To najpierw herbata, czy pierwsza próba? - zapytała, widząc że Emerens był zaciekawiony tym co będzie robiła.
- Próba czego? - zapytał, po czym machnął ręką, nie spodziewając się konkretnej odpowiedzi. Ruszył w stronę kuchni. Wnet Alice usłyszała dźwięk wody parzącej się w czajniki. Po chwili Emerens wrócił z czajnikiem, podstawką oraz dwiema filiżankami.
Harper wzięła od niego czajnik
- Próba dowiedzenia się gdzie jest nasz cel - powiedziała i ruszyła w stronę schodów
- Chodź ze mną - powiedziała do mężczyzny, gdyby przypadkiem nie wiedział co ma zrobić. W końcu nie będą się w to bawić na korytarzu, a skoro nadal miała wynajęty pokój, to się akurat nadawał.

Weszli do środka. Nic nie zmieniło się od czasu, kiedy go opuściła. Świeża, schludnie złożona pościel przypominała o nieudanej próbie skontaktowania się z Kirillem. Bez wątpienia członkowie Kościoła Konsumentów do tej pory zostali wysłani do Aalborg. Pytanie brzmiało... gdzie w takim razie byli. Emerens usiadł na łóżku i pogładził je bezwiednie. Alice nie potrafiła czytać w jego myślach, jednak mogłaby przysiąc, że nadeszła chwila zwątpienia. Fortuyn przypominał sobie jej rzekomą próbę samobójczą. Być może zastanawiał się, czy Harper naprawdę nie jest wariatką. Co powiedziałby, słysząc opowieść o jej matce? I również sprawiał wrażenie, że zastanawiał się nad własną poczytalnością.
Harper zaczęła rozkładać mapę i broszury na łóżku troszkę dalej od niego. Wcześniej odstawiła czajnik na stolik
- Nie zastanawiaj się nad tym. Im mocniej będziesz próbował to wszystko zracjonalizować, tym będzie ci ciężej. Jeśli ci trudno, wyobraź sobie, że to sen. Jutro się skończy - powiedziała i zerknęła na niego, uśmiechając się smutno.
Za chwilę wróciła wzrokiem do rozłożonych papierów. Położyła dłonie na mapie i uklęknęła na podłodze przed broszurami i mapą. Wzięła głęboki wdech
- Teraz tak… Pamiętasz jak mówiłam, o tamtej bogini? No to jest pewien powód, dla którego zależy jej akurat na mnie. Własnie przez ten powód, mam tę zdolność wynajdywania różnych magicznych rzeczy. No i teraz będę próbować własnie tego. Nie wiem, czy mi się uda, ale zawsze warto spróbować - powiedziała
- z tego co się orientuje, może mi się zmienić kolor włosów i pinezki mogą chwile latać, ale nie wiem jak pójdzie i czy w ogóle wypali - powiedziała, ostrzegając go o możliwych wydarzeniach, po czym teraz już całkiem się rozluźniła.
Spróbowała przywołać do siebie to uczucie, które miała wtedy, gdy robiła to nad mapą w kryjówce na wyspie zoo. Zamknęła oczy i zaczęła wsłuchiwać się w siebie. Powoli wyrównując oddech do bicia serca.

Bicie serca… cały świat ograniczył się właśnie do niego. Rytmiczne uderzenia, przypominające dzwon. Wypełniały cały umysł Alice. Wpierw obawiała się, że nie będzie w stanie w pełni skoncentrować się… jednak została szybko pochłonięta przez ten stały, wszechmocny rytm. Z jej serca wylewała się krew. A wraz z nią elektryczność. Płynęła zgodnie z przebiegiem tętnic, docierając do każdego, nawet najbardziej odległego miejsca w jej ciele. Przepełniało tkanki swoistą energią, którą nie można było porównać z niczym innym. Czy właśnie tak czuł się magnes umieszczony w polu elektromagnetycznym? Czy tak brzmiała nuta dźwięcząca w najpiękniejszej symfonii? Alice promieniowała mocą niczym radioaktywny izotop.

Lekko rozwarła oczy, jakby budząc się ze snu. Ujrzała twarz Emerensa. Elfa, który był świadkiem cudu. Poczuła zmienny prąd grawitacji, który sprawił, że uniosła się. Jej włosy również zaczęły lewitować, przeobleczone złotą mgiełką. Wiły się niczym wężowe głowy Meduzy. Fortuyn sprawiał wrażenie, że boi się, że zaraz zamienią go w kamień.

Mapa uniosła się wraz z Alice. Do tej pory zwykły, codzienny obiekt. Teraz był częścią cudu, który wydarzył się za sprawą śpiewaczki. Papier jasno połyskiwał. Atrament zdawał się ciemniejszy od zwykłej czerni. Linie lekko przemieściły się, jakby chcąc jeszcze wierniej oddać faktyczny przebieg ulic. Emerens z wahaniem podszedł do przodu. Jego włosy również zaczęły nieznacznie unosić się, lekko powiewać, jak gdyby oddziaływał na Imago Alice. Rozwarł dłonie. Trzy pinezki, które w niej tkwiły, rozbłysły i zaczęły wirować wzdłuż Harper. Przypominały iskry o niesłabnącym świetle. Wręcz przeciwnie… bez przerwy zyskiwało na intensywności. Jak gdyby zmieniły się w gwiazdy wirujące wokół osi uniwersum, którym była Alice.

Harper spostrzegła, że Emerens rozwarł usta i oczy jeszcze szerzej. Z każdą sekundą cud, jakiego był świadkiem, docierał do niego z większą intensywnością. Przemienienie na Górze Tabor. Czy właśnie tak czuli się apostołowie Chrystusa? Fortuyn podszedł bliżej i uniósł rękę, jakby chcąc dotknąć kobiety… i właśnie wtedy światło zostało splamione mrokiem.

Złote wylewające się z Alice nabrało domieszki fioletu… pełznącego i rozprzestrzeniającego się niczym nieznośny wirus. Wszechmocne, dotkliwe łańcuchy i kajdany próbujące sprowadzić ją na ziemię. Harper, czując dotyk Tuonetar, chciała postarać się jeszcze szybciej wyznaczyć punkty na mapie i zrezygnować z Imago. Jednak… im szerzej starała się otworzyć zawór astralnej mocy, tym więcej bogini śmierci chciało przez niego przypełznąć. Alice nagle w pełni poczuła zmagania Dubhe, która swoim światłem bez przerwy próbowała odpędzić Tuonetar od ego Alice. Fioletowy bluszcz piął się przez te wszystkie godziny bez ustanku, chcąc odnaleźć słaby punkt w obronie Dubhe. Choć do tej pory Harper nie odczuwała tego tak dosłownie, to uświadomiła sobie, że walka o jej duszę nie osłabła ani na moment. Rozgrywka toczyła się bez chwili wytchnienia i Tuonetar zdawała się wygrywać. Dubhe wciąż pozostawała silna, jednak nie mogła w nieskończoność tkwić w defensywie. Jej obrona musiała się w końcu załamać.

Łzy pociekły po twarzy Alice. Lśniły jasnym, turkusowym odcieniem. Odklejały się od jej policzków i szybowały w stronę sufity niczym drogocenne, szlachetne kamienie. Trzy, przeraźliwie intensywne rozbłyski wirowały coraz szybciej wokół śpiewaczki… aż wbiły się w mapę. Harper zgasła. Padła na ziemię niczym kukiełka, marionetka, zabawka wyrzucona przez znudzone nią dziecko. Czuła ból promieniujący z każdego narządu. Nie spoglądała na mapę, nie była w stanie. Krew ciekła jej z nosa, uszu, zmieszała się wraz ze łzami w szkarłatne szlaki spływające po linii szczęki. Wszelka energia zniknęła, jak gdyby nigdy nie zaistniała. Grawitacja wróciła do normy, posłuszna prawom fizyki. Złoto spełzło z jej włosów. Teraz były tylko rude. Alice czuła się połamana, zmarnowana i wykończona. Każdy oddech, który zaczerpywała, bolał i smakował przedziwnie. Jak gdyby była niemowlęciem dopiero co wyciągniętym z łona matki i nieznającym posmaku ziemskiej atmosfery. Przymknęła oczy. Powieki zdawały się zbyt ciężkie, by była w stanie je utrzymać.
 
Ombrose jest offline  
Stary 20-01-2018, 02:10   #335
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Samotny Dąb

Alice nie miała siły się podnieść, ale powoli przesunęła rękę, by zetrzeć nią mokry ślad z policzka. Nie chciala pobrudzić dywanu, ani podłogi w pokoju hotelu rodziny Emerensa. Czuła się maksymalnie wycieńczona. Wtedy też poczuła zmęczenie, ale nie takie. Widziała fioletowe wici mocy Tuonetar, zgadywała, że to najpewniej tego wina. Dubhe powoli przegrywała tę walkę. Nie miała siły podnieść powiek, by spojrzeć gdzie i w jakim stanie był Emerens
- Em… - szepnęła, jak szelest wiatru, chcąc zacząć do niego mówić, usta drżały jej delikatnie.
- Rens… - poprawił ją mężczyzna. - Zdrobnienie to Rens.
Rzecz jasna nie było to najważniejszą kwestią, jednak nie nadszedł czas, by rozmawiać na poważniejsze tematy.
- Alice… źle się czuję - rzekł szczerze, podnosząc ją z ziemi i kładąc na łóżku. - Coś się ze mną dzieje. Boję się… - mruknął. Wydawało się, że próbował odnaleźć pocieszenie i siłę w kobiecie, która ledwo co żyła. Sprawiał wrażenie kompletnie zagubionego… i o to trudno go było winić.
Rudowłosa kiwnęła słabo głową
- Prze… praszam… Nie. Nie sądz… łam. Że jest już… tak źle - powiedziała biorąc wdechy niemal co sylabę. Spróbowała powoli zmusić się i otworzyć oczy.
- Czy to on? To ten mężczyzna? To on cię zaatakował? - Emerens nie miał najmniejszego pojęcia, co się wydarzyło. - Proszę, wyjaśnij mi… niewiedza boli jeszcze bardziej niż fizyczny ból. Co to było…? Czy… czy wydarzy się jeszcze?
Lekko pochylił się nad Alice, która rozwarła oczy. Ujrzała strużkę potu spływającą po skroni mężczyzny. Teraz, kiedy był udręczony, sprawiał wrażenie jeszcze piękniejszego, niż kiedykolwiek wcześniej. A jednocześnie… zdawał się jakby nieskończenie nieprzystosowany do świata, w którym żyła Alice. Ludzie potężniejsi od niego, jak Joakim, czy Kirill z trudem walczyli o każdy dzień, każdą chwilę istnienia. Natomiast Emerens był jedynie zwykłym człowiekiem, który za tarczę posiadał tylko swoją zwyczajność oraz zapewnianą przez nią anonimowość.
Alice przyglądała mu się uważnie, po czym blado uśmiechnęła się i podniosła rękę. Dotknęła jego ramienia
- Ssspokojnie… Pamiętasz jak… mówiłam o bogini śmierci? To była ona… Pożera mnie od środka… Za dwie doby… Za dwie doby od wczoraj mnie już nie będzie. Musisz odpocząć… To musiał być dla ciebie… szok i coś wyczerpującego… Nie powinieneś był… podchodzić tak blisko Rens… I ja też… muszę odpocząć… Weź mapę… Potem będzie nam potrzebna… - powiedziała ściszonym tonem i przesunęła rękę z jego ramienia na jego policzek. Nie mogła się oprzeć, by nie sprawdzić, czy to jego cierpiące piękno jest prawdziwe. Pogłaskała go drżącymi palcami. Nie mogła jednak długo utrzymać ręki w powietrzu i ta za moment omsknęła się i opadła na łóżko. Alice znów zamknęła oczy. chciała odpocząć.
Wnet poczuła na prawym policzku pocałunek Emerensa, który przeniósł się na lewy. Nie było w tym nic romantycznego, ani erotycznego. Zbyt bardzo promieniowała z tego gorączkowa desperacja człowieka walczącego o życie z wrogiem, którego nie rozumiał. I Alice była jedynym graczem na linii boju, który mógł pomóc uporać się z nieznanym.
- Czego potrzebujesz? Nie martw się o mnie. Jak mogę ci pomóc? - zapytał. Coś w jego głosie sugerowało, że uważał, iż Alice kompletnie rozumiała obecny stan rzeczy i posiadała gotowe odpowiedzi na nieskończoną ilość trudnych pytań. Jakby była mistrzem mogącym rozjaśnić wszystkie wątpliwości, które zrodziły się w Emerensie w związku z tak brutalnym zderzeniem ze światem paranormalnym.
Alice słuchała go z zamkniętymi oczami
- Odpoczynku… A potem? Potem cudu. Większego niż to… co ci pokazałam. Chciałabym, żeby te wasze elfy istniały… I mogły mi pomóc… - uśmiechnęła się cierpko. Po jej policzkach znowu pociekły łzy. Naprawdę nie chciała zniknąć z tego świata, tak jak obiecała jej Tuonetar. Z jakim diabłem musiałaby się układać, by to osiągnąć? I co wtedy musiałaby oddać?
- Opowiem ci więcej… Tylko odsapnijmy - poprosiła.
- Tak - Emerens odpowiedział jakby nieco zbyt szybko. Czyżby rzeczywiście czuł się tak źle, jak twierdził? Czy wynikało to jedynie z powodów emocjonalnych? To było jedną z wielu kwestii, nad którymi Alice nie miała siły zastanawiać się. - Jest wpół do trzeciej. O której obudzić cię? - zapytał. - Mówisz… że nie masz dużo czasu - w jego głosie słychać było poruszenie.
Harper przechyliła lekko głowę
- Za… Za dwie godziny - poprosiła go znowu i powoli pozwoliła się sobie osunąć w ciężar ciała. By odpłynąć w sen.
- Dobrze - Emerens pogładził ją po czole i włosach. - Wszystko w porządku, jesteś w bezpiecznym miejscu - jego głos był ciepły i lepki, jak gdyby zwracał się do dziecka. - Te elfy, o których wspomniałaś… one naprawdę istnieją i chronią Casa Corner. Uwierz mi - szepnął, z trudem uśmiechając się. - Nic złego nie może cię tutaj napotknąć - dodał, po czym spojrzał na Alice, aby upewnić się, czy kobieta już zasnęła.
Rudowłosa jeszcze tylko kiwnęła głową
- Ufam ci - powiedziały same jej usta, bez dźwięku. Następnie po prostu całkowicie osunęła się w ciemność i spokój. Potrzebowała tego snu jak zbawienia.
Alice śniła.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=1TfDvUrP_3g[/media]

Zdawało się, że jej podświadomość czyniła, co tylko możliwe. Próbowała złagodzić traumę, jaką przeżyła Alice. Kobieta unosiła się pośrodku zlepku najlepszych, najszczęśliwszych wspomnień. Przygrywała do tego melodia z Kopciuszka, która miała ponad pół wieku. W dzieciństwie Harper wielokrotnie oglądała tę animację Disneya. Jej dziadkowie posiadali tylko tą jedną kasetę VHS. Wtedy Alice nie myślała o tym okresie jako o najszczęśliwszym i najbezpieczniejszym w swoim życiu. Jednak… życie okazało się bardziej doświadczające, niż ktokolwiek mógłby się spodziewać.
Harper przypomniała sobie, że i te piosenkę znała doskonale na pamięć, już wtedy w dzieciństwie. Słuchała jej niezliczoną ilość razy i tak samo często śpiewała.
Skoro sny były życzeniami… Chciała, żeby przyśniło jej się to, czego sobie zażyczy. Do tej pory jedynie dryfowała we własnych wspomnieniach, które opływały ją jak ciepły strumień, kojąc zmysły.
Nie mogła i nie chciała jednak zapominać o tym, o czym pamiętać powinna.
- Gdzie jest Kirill? - zapytała. Nie była jednak pewna, czy zrobiła to otwierając usta, czy też jedynie w myślach…
“Słodkie dziecko”, zdawał się mówić nieznany głos w jej umyśle. “Myślisz, że wystarczy zadać pytanie, aby do niego dotrzeć? Jeżeli dogorywa, umiera, lub już dawno nie żyje…”

No matter how your heart is grieving
If you keep on believing
The dream that you wish will come true

Czy piosenka starała się z niej zadrwić? Czy Alice naprawdę powinna próbować dotrzeć do Kaverina pomimo wszelkim przeciwnościom? Wcześniej to on tworzył białą bańkę pośród eteru, do której ją zapraszał. Czy naprawdę mogła sama spróbować? Zwłaszcza taka zmarnowana, po tym wszystkim, co przed chwilą przybyła?

Śpiewaczka zawahała się
- Kim jesteś? - odezwała się do głosu, ale miała wątpliwości, czy to jej własna mysl, czy też rzeczywiście ktoś do niej przemówił.
Alice była rozdarta.
Powinna spotkać się z Kirillem i porozmawiać z nim. Z drugiej strony, chciała wiedzieć co z Joakimem. Miała cierpkie przeczucie, że nie będzie mieć na wszystko siły.
Słowa piosenki po raz kolejny obiły się w jej głowie.
Alice wierzyła w rzeczy niesamowite odkąd skończyła pięć lat.
Wierzyła, że wszystko wypełnione jest magią.
Kiedy przestała wierzyć, a zaczęła opierać się po prostu na swojej wiedzy?
Może tu leżał błąd jej myślenia?
Mimo, że była wycieńczona. Bardzo pragnęła stworzyć nie sferę… Nie sferę, a ogród. inspirując się przestrzenią z opowieści o ‘Tajemniczym Ogrodzie’. Uwielbiała ją, tak jak te o Alicji w krainie Czarów.
chciała stworzyć ogród i zaprosić tam tym razem dwie osoby. Zamknęła oczy i zapragnęła złapać ich i dać im ulgę, przez cokolwiek teraz nie przechodzili.

Następne co uczyniła, to wyobraziła sobie szelest wody w fontannie, śpiew ptaków wśród drzew i szum kwiatów oraz liści. Cichą melodie graną przez świerszcze. Chciała narysować to miejsce. Wyciągnęła rękę i wyobraziła sobie, że klęczy wśród traw, muskając palcami ich źdźbła. Ogród nie miał być duży. Miał być nieduży, miał być ciepły i magiczny. Kojący. Dokładnie taki. Dokładnie po to chciała tu ściągnąć i dwóch panów, z którymi słowo zamienić po prostu potrzebowała. Ona rządziła tym miejscem i choćby się miała zamęczyć, chciała dać im tę chwilę na rozmowę.
Rzeczywiście, jej wysiłki nie poszły na marne… a przynajmniej nie w pełni. Ogród, który starała się skomponować, ograniczył się do pojedynczego, wiekowego drzewa, pod którym pierwszy raz ujrzała rodzeństwo Fortuynów. Otaczał go jedynie skrawek ziemi o promieniu nieprzekraczającym dwóch metrów. To jednak stanowiło wystarczający powód do dumy.


Alice usiadła pod rozłożystymi gałęziami ozdobionymi szeregiem lśniących, zielonych liści. Powiewały, targane nieistniejącym wiatrem. W tym miejscu odnalazła spokój i dobre warunki do odpoczynku… jednak nie po to je stworzyła. Czekała na Joakima i Kirilla. O ile ten pierwszy okazał się kompletnie niedostępny… to drugi pojawił się. Zmaterializował się, powstał z nicości. Opadł na trawę, lekko dysząc. Był nagi. Podniósł wzrok i wymierzył go w Alice.
- C-co… - zaczął. - Coś ty uczyniła…? - jęknął.
Harper siedziała, delikatnie muskając trawę palcami. Gdy pojawił się przed nią Kirill, powoli podniosła na niego wzrok
- Wybacz… Przeszkodziłam ci w czymś? Nie będę cię tu trzymać na siłę, jeśli ci się spieszy. Chciałam po prostu zamienić z tobą parę słów - powiedziała smutno.
- Uwolnij mnie - mężczyzna wyrzęził. - Puść mnie, szybko…! Nie ma czasu - rozejrzał się wokół, jakby znalazł się w więzieniu. Brakowało jedynie stalowych krat. - Zanim będzie za późno…!
Alice instynktownie zrozumiała, że chwyciła świadomość Kaverina z jej ziemskiej powłoki i przetransportowała ją do tego miejsca. Bez względu na to, gdzie znajdował się i co w tej chwili czynił - uciekał, gonił, walczył, toczył rozmowę - stracił przytomność, aby przetransportować się w to miejsce. Wbrew własnej woli.
Harper popatrzyła na niego, po czym wyobraziła sobie, że rozwiązuje sznur i puszcza Kirilla. Nie chciała go więzić w tym miejscu. Niech ucieka tam, gdzie powinien być, skoro nie mógł z nią nawet porozmawiać. Mogła zostać tu całkiem sama.
Choć ze wszystkich rzeczy na świecie, właśnie sama najbardziej tu być nie chciała.

Kirill był w pełni pochłonięty akcją, którą toczył do tej pory. Jednak w ostatniej chwili, tuż przed swoim zniknięciem, spojrzał na Alice. W jego oczach zakradła się iskierka żalu i wyrzutów sumienia. Jednakże, wyglądało na to, że to, czym obecnie zajmował się było ważniejsze od nastroju i uczuć Harper. Otworzył usta, jak gdyby chciał przemówić, lecz nie zdążył.
Alice opuściła znów głowę i wróciła do smętnego bawienia trawą.
Zaczęła cicho nucić piosenkę ‘elfów’, która wcale piosenką elfów, koniec końców się nie okazała. Zrozumiała, że może dalej utrzymywać to miejsce. Smutną, ponurą wyspę samotności. Lub też odpuścić, stracić kontrolę i zagłębić się w bezkres chaosu zwykłego snu. Jak okrutne wizje mogła podsunąć jej podświadomość? Po tych wszystkich wydarzeniach i obrazach, jakie Alice zobaczyła, aż strach było pomyśleć.

Alice obawiała się, że jeśli znów uśnie i pójdzie ścieżką błąkać się po eterze, nie będzie tym razem Kirilla, który sprowadzi ją na właściwą drogę. Postanowiła więc zostać tu. Tu, choć na tak niewielkiej przestrzeni, była bezpieczna. ‘U siebie’. Nadal jednak czuła się samotna i ta samotność nie dawała jej spokoju. Dusiła ją i męczyła
- Nie chcę być już sama… - powiedziała do traw, którymi się bawiła. Z jakiegoś powodu przygnębiły ją te słowa bardziej, niż samo odczuwanie ich.
Jeżeli źdzbła miały coś odpowiedzieć, to postanowiły tego nie uczynić. Lekko poruszały się, co tworzyło ułudę, że Alice nie znalazła się w jałowym, mikroskopijnym uniwersum stworzonym przez nią samą. Dotknęła ziemi, która rozciągała się pod trawą. Nabrała do ręki mokrej gleby. Przysięgłaby, że jest prawdziwa. Czy zmysły mogły aż tak bardzo mylić się?
- Alice - usłyszała bardzo cichy dźwięk. Tak nieznaczny, że początkowo zmieszał się z szumem wiatru i Alice upewniła się co do jego istnienia dopiero po tym, jak powtórzył się.

Harper podniosła głowę i rozejrzała się, wypuszczając ziemię z dłoni i otrzepując ją. Szukała kierunku, z którego dosłyszała ów głos. Podniosła się, tak jakby stanie pozwalało jej lepiej to dosłyszeć. Im bardziej koncentrowała, tym mocniejszy stawał się. Lecz jednocześnie kontury świata wokół niej traciły na wyrazistości. Czy powinna starać się je utrzymać? A może podążyć za głosem?
Rudowłosa nie była pewna co uczynić. Wiedziała tylko jedno. Na pewno nie chciała smucić się już sama. Puściła to, co wyimaginowała i skoncentrowała się na głosie, zaciekawiona kto do niej wołał.
Okazał się autostradę podążającą wprost ku… rzeczywistości.
- Alice - jeszcze raz rozbrzmiał głos Emerensa. - Słyszysz mnie?
Nachylał się nad nią. Wydawał się zmartwiony. Mocno trzymał ją za obydwa ramiona. Jego dotyk prawie bolał.
Śpiewaczka powoli otworzyła oczy i rozejrzała się, za chwilę skupiając w pełni na Emerensie
- Mm? - zapytała półprzytomnie, powoli otrząsając się z okowów senności. Poruszyła się cała, chcąc dać mu do zrozumienia, że żyje.
- Wszystko w porządku? - zapytał głosem sugerującym, że nic nie jest i dobrze o tym wiedzą obydwoje. - Płakałaś przez sen - mruknął, po czym podniósł rękę i starł łzy z policzków kobiety. Spojrzała na poduszkę. Była mokra. Jak bardzo upiorny widok musiała stanowić, łkając bez przytomności?
Alice przechyliła głowę
- Tak… Chyba tak… Długo spałam? - zapytała, rozglądając się. Czy minęły już dwie godziny, czy Emerens obudził ją wcześniej? Nie wiedziała. Zacisnęła i rozprostowała palce u dłoni, by ocenić to jak się czuje. Wydawała się w lepszym stanie, niż przed snem lecz w gorszym, niż przed osiągnięciem Imago.
- Minęła godzina. Miałem obudzić cię potem. Jednak przestraszyłaś mnie - wyjaśnił. - Chcesz wrócić do snu? - zapytał nieco sceptycznie. Jakby nie sądził, aby to był dobry pomysł. - Jak się czujesz?
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...

Ostatnio edytowane przez Vesca : 20-01-2018 o 02:17.
Vesca jest offline  
Stary 20-01-2018, 02:16   #336
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Pinezki

Alice powoli spróbowała usiąść
- Lepiej i gorzej… Może i powinnam jeszcze się przespać, ale nie chce chyba na razie… Przepraszam, że cię wystraszyłam. Nie sądziłam, że coś się stanie - powiedziała szczerze
- Napijemy się herbaty? Pewnie już ostygła, ale nie szkodzi - zaproponowała. Rozejrzała się, jakby chcąc odgadnąć co do tej pory robił Emerens. Wydawało się, że przez cały ten czas siedział na fotelu i na nią patrzył. Choć tak naprawdę Alice nie wiedziała i mogła się jedynie domyślać.
- Tak, herbata - mruknął, jakby nagle przypomniał sobie o niej. - Może lepiej napijmy się nowej - zaproponował. - Pójdę i przyniosę świeżą, dobrze? - mówił ostrożnie.
Harper zerknęła na niego
- Jesteś pewien? lubię też zimną, ale jeśli chcesz i to nie problem - powiedziała uprzejmie. Rozejrzała się też po broszurach i poszukała wzrokiem mapy. Tej jednak nie było w zasięgu wzroku. Emerens musiał gdzieś ją schować. Harper znalazła jedynie ślady po pinezkach, kiedy te przygwieździły papier do podłogi. Po kilkunastu minutach mężczyzna wrócił, trzymając w dłoni dwa parujące kubki. Podał Alice jeden z nich. W środku pływał plasterek cytryny. Earl gray bardzo przyjemnie pachniała. W tej chwili herbaciany napar wydawał się najbardziej zwykłą rzeczą w życiu śpiewaczki.
Rudowłosa uśmiechnęła się lekko, przyjmując od niego kubek
- Dziękuję… - powiedziała i podmuchała lekko, biorąc pierwszy, ostrożny łyk by się nie oparzyć
- Siedziałeś tu cały czas, gdy spałam? - zapytała spokojnym tonem, powoli popijając napój.
- Tak, ale nie bez chwili przerwy. Na początku chciałem nie spuścić cię z oczu, gdyby to wydarzyło się ponownie. Potem musiałem wyjść na chwilę, po drodze zagrałem na pianinie i tutaj wróciłem. Wbrew pozorom godzina bardzo szybko minęła - dodał. - Alice… co to było? - zapytał.
Śpiewaczka przyglądała mu się uważnie
- O co dokładnie pytasz? O to, co ci pokazałam? Dokładnie to co mówiłam. Użycie mocy. W ten sposób jestem w stanie namierzac różne rzeczy, choć dopiero co uczę się z tego korzystać… Przepraszam za podłogę - dodała od razu
- Świat jest bardziej baśniowy, niż by nam się mogło wydawać, ale jeśli mi się powiedzie, nikt nie będzie musiał się o tym brutalnie dowiadywać, tak jak ty. Przepraszam cię za to. Wyrwałam cię z rzeczywistości, w której żyłeś - napiła się znowu, obserwując go.
- Tak, ale nie to jest aż tak straszne - rzekł. - Mam na myśli, nie ta cała dziwność. To było przerażające w znacznie bardziej konwencjonalny sposób. Bałem się, że obydwoje zginiemy. Już bez względu na to, czy w świecie moim, twoim, naszym, czy kogokolwiek innego - westchnął. - Czy zawsze to kończy się tak okropnie? To z powodu tej bogini? - strzelił.
Alice pokiwała głową
- Tak. Kiedy użyłam tej mocy… Jeszcze gdy było ze mną wszystko w porządku, po prostu byłam trochę zmęczona. Niestety… to bogini śmierci Rens… I to nie tej miłej i spokojnej. A najgorsze jest to, że bardzo pragnie przejąć moje ciało. Bo wraz ze swoim mężem chcą sobie rządzić na Ziemi… Czy jak oni to tłumaczą ‘pożyć’, ale nie do końca wierzę w takie miłe ‘życie’ takiej parki… Dlatego próbuję to powstrzymać. Żeby świat jaki znam ja, czy ty, żeby nie zamienił się w baśń Braci Grimm - powiedziała poważnym tonem.

Mężczyzna stał tyłem do Alice, wpatrzony w okno. Wysoki, wyprostowany i z kubkiem parującej herbaty w dłoni sprawiał wrażenie wyjętego wprost z filmowego kadru. Rozmyślał nad słowami Harper. Wszelkie wnioski zostawiał dla siebie.
- Zapewne chcesz zobaczyć tę mapę… Co dokładnie te pinezki wskazują? - zapytał z ledwo wyczuwalnym śladem napięcia w głosie.
Alice zastanawiała się
- Miejsca najwyższego stężenia energii… Tak myślę - powiedziała zastanawiając się nad tym. Chciała dowiedzieć się, gdzie znajduje się werset Aalto, ale co dokładnie pokażą pinezki, tego nie wiedziała.
- Takiej… magicznej? Czy chodzi również o zwyczajną, jak z elektrowni?
Śpiewaczka zaśmiała się lekko
- Nie… Tylko tej takiej magicznej - powiedziała i napiła się znowu
- Czemu pytasz? Mapa pokazała coś niepokojącego cię? - zapytała zaraz, przyglądając mu się. Powoli zeszła z łóżka.
- Nie. Nie wiem. Może. To zależy… - mężczyzna rzekł, wyjmując z pobliskiej szuflady mapę. Podał ją Alice. Kobieta spojrzała na trzy pinezki skoncentrowane na okolicy. Jedna z nich przebijała na wylot Casa Corner, druga wskazywała podwórko położone nieco na północny zachód od Kunsten. Trzecia znajdowała się w najmniej mówiącym cokolwiek miejscu. Nordjylland Power Station. Stacja znajdowała się na wschodzie, przy południowym brzegu rzeki.
- Ta pinezka na moim domu… to dlatego, bo użyłaś swojej mocy, prawda? Albo teraz, albo wtedy z radiem. Tutaj nie ma żadnych… dziwactw - wypluł to ostatnie słowo jakby zakaźną chorobę.
Alice zastanawiała się chwilę
- Sam powiedziałeś, że elfy czuwają nad tym miejscem… - zauważyła
- W sumie… Czemu to powiedziałeś? Bo tak uważasz, czy bo ktoś ci tak powiedział? - zapytała zaciekawiona.

Mężczyzna uśmiechnął się leciutko.
- To taki żart. Odkąd byłem mały, wszyscy nazywali mnie i moich braci elfami. I, szczerze mówiąc, pasowaliśmy do tego opisu. Gram również na flecie i wtedy częściej korzystałem z niego niż z gitary. Myślę również, że to dobra strategia marketingowa, podchwycona przez moich rodziców. W każdym razie z tym nie wiąże się nic rzeczywiście paranormalnego - zaświadczył. - Nie zastanawiaj się nad tym nawet.
Śpiewaczka przyjrzała mu się
- Wiesz, że czasem jak bardzo wielu ludzi w coś wierzy, są w stanie to przyciągnąć? - zwróciła mu uwagę…
- W sumie, od ilu pokoleń macie ten dom? Mówisz, że w dzieciństwie tak na was wołano - zauważyła.
- Chyba babcia i dziadek wprowadzili się do niego. Nie wiem, do kogo należał wcześniej. Ale to bez znaczenia, mój dom nie ma nic wspólnego z tym mężczyzną, którego widzieliśmy na nagraniach. A także z wersetami. Co do tego, że tak na nas mówiono w dzieciństwie… to naprawdę przypadek. Jak nazwiesz swojego chłopaka skarbem, to jeszcze nie znaczy, że ma brzuch wypełniony złotymi monetami. Ludzie często wypowiadają słowa nie dbając o to, co znaczą.
Harper zwróciła na coś dopiero teraz uwagę
- Nie jestem taka pewna, czy wasz dom nie ma nic wspólnego z wersetami… A jeśli nie z samymi nimi, to na pewno z ich autorem, w końcu sam powiedziałeś, że twoja babcia znała architekta muzeum - Alice uśmiechnęła się lekko, zdradzając mu ten drobny sekret, że całą przepowiednię stworzył Aalto. Jednak mężczyzna zdawał się kompletnie niepowalony tym faktem. Puścił go mimo uszu. Zapewne wciąż uważał, że jego rodzina nie ma nic wspólnego z tym szaleństwem. A przynajmniej nie do chwili, kiedy sam postanowił pomóc Alice w rozwiązaniu problemu, który sprowadził ją do Aalborg.
- Myślę, że ten autor znał wiele różnych osób, nie tylko moją babcię, ale to nie znaczy, że te wszystkie domy mają coś wspólnego z twoją zagadką. Nie koncentrujmy się na mojej rodzinie, lecz zastanówmy nad tym, gdzie może być owy tajemniczy mężczyzna - zaproponował.
Rudowłosa milczała chwilę
- Owy tajemniczy mężczyzna, może być równie dobrze sprowadzonym przez siedzącą mi w głowie boginię martwym, nieumarłym mafiozem helsińskiej mafii, który również chce położyć łapy na tym wersecie. To wcale nie musi być ten ktoś, z kim miałam się spotkać. Nadal chcemy go tak zażyle szukać? - zapytała.
- Myślę, że zagadka może być gdzieś na tym placu koło muzeum? No i ta elektrownia mnie zastanawia. Jest nad rzeką… Trochę jak te spotkania w twojej bajce - pokręciła głową.
Emerens zastanawiał się przez chwilę.
- Zacznijmy od początku. Dlaczego akurat tutaj przyleciałaś? Co dokładnie skłoniło cię do pomyślenia, że w tych okolicach znajduje się szukany przez ciebie wiersz?
Alice wzięła wdech
- Dane z zapisków samego Aalto. Zaprojektował dziesięć części jakiejś przepowiedni, które połączone w całość w jakiś sposób dają klucz do podjęcia decyzji co do żywota najwyższego bóstwa panteonu fińskiego. Taki rytuał można powtórzyć co pięćdziesiąt lat, no i akurat mamy odpowiedni rok. Z tego co rozumiem, oboje bogów świata podziemnego, chce zdobyć te wersety, by przejąć kontrolę nad najwyższym bogiem i zrobić sobie swoje królestwo na ziemi. Jeden z wersetów ma związek z tym muzeum. Dlatego tu przyjechałam. I dlatego ktoś miał przybyć, żeby mi pomóc, bo sama nie mogę go przeczytać, bo bogini widzi moimi oczami i słyszy moimi uszami… - wyjaśniła mu niejako, nie wchodząc aż nazbyt dokładnie w szczegóły, ale odpowiadając na zadane pytanie.
Przez ten cały czas Fortuyn kiwał głową.
- Bądźmy więc przez chwilę logiczni - zaproponował. - Jeżeli ten mężczyzna chciał, aby werset został kiedykolwiek odnaleziony i umieścił w materiałach informacje jedynie o muzeum, to jedynie tam należy szukać tego, po co przyjechałaś. Nie w hotelu, w którym znalazłaś się przypadkiem, a do którego nie prowadził żaden ślad zostawiony przez architekta. Ani w jakiejś elektrowni, która zapewne nie istniała tych kilkadziesiąt lat temu. Dlatego powinniśmy wrócić do Kunsten - zaproponował. - Tyle że… przeszliśmy już przez całe wnętrze i nic nie znaleźliśmy.
Rudowłosa kiwnęła głową i postukała palcem w pinezkę
- Ale tu… Nas chyba nie było, czyż nie? - zauważyła.
Emerens uśmiechnął się nieznacznie.
- To prawda. Przeszliśmy przez wnętrze muzeum, jednak jeszcze nie zwiedziliśmy otaczającego go podwórka - zawahał się. - Widzieliśmy na kamerach, że mężczyzna wyszedł z muzeum… jednak nie, że kompletnie opuścił jego teren i zniknął za ogrodzeniem - dodał.
Harper kiwnęła głową
- Dlatego teraz zadam co poważne pytanie… - wzięła głęboki wdech
- Macie tu jakąś broń? Bo jeśli mu się nie poszczęściło i nie rozwiązał zagadki, założę się, że będzie się na nas czaił… Co gorsze, właśnie mówię to na głos i ona to słyszy - powiedziała niezadowolonym tonem.
Emerens milczał przez chwilę.
- Jesteś z Ameryki, prawda? - zapytał po chwili. - Otóż w Europie są nieco inne zasady dotyczące broni. A nasza rodzina, wbrew pozorom, nie jest aż tak nadzwyczajna, by posiadać jej nielegalne sztuki. Noże, pogrzebacze, kłody drewna… jak najbardziej. Ale obawiam się, że nic, czego miałaś nadzieję znaleźć - westchnął.
Alice uśmiechnęła się
- No i wyszło ze mnie szydło z worka… - przyznała się, na słowa o byciu amerykanką.
- Wybacz, po prostu nie chcę by coś ci się stało. Ja to już pal licho i tak nie żyję ponad dobę, ale wplątałam cię w to wszystko kompletnie spontanicznie. Zechciałeś mi pomóc i jeśli straciłbyś życie, chyba już tego bym sobie nie wybaczyła, z tych wszystkich grzechów, jakie popełniłam w ciągu ostatniego tygodnia - powiedziała trochę przygnębionym tonem. Dopiła herbatę i odstawiła kubek. Czy powinna wciągać go w to głębiej? Naprawdę potrzebowała jego pomocy, ale jeśli to jednak nie był gość z Kościoła, a z Valkoinen? Westchnęła ciężko
- Za ciężko mi, niech to szlag - burknęła po rosyjsku…
- Ale proszę, po duńsku - mruknął Emerens. - Nie ma potrzeby wchodzić na wyższy poziom trudności. Wracając do broni… no cóż, nie wytrzasnę ci z komórki pod schodami zapomnianej strzelby myśliwskiej pra pra wujka, jeżeli to masz na myśli. Nie mamy takich rzeczy - pokręcił głową. - Zamiast tego znajdziesz tu dużo instrumentów muzycznych - rzucił z przekąsem. - Jeżeli na coś się przydadzą.
Przez chwilę milczał, po czym pokręcił głową.
- Marnujemy czas. Jedźmy już tam - rzekł z niespodziewaną pewnością siebie.
Harper popatrzyła na niego uważnie
- No o ile nie chcesz mu roztrzaskać gitary na głowie niczym na szalonym koncercie, to nie. Instrumenty niech zostaną… - powiedziała z lekkim rozbawieniem
- Chyba, że to tak w ramach konsternacji, on będzie atakował, my zaczniemy śpiewać, a on straci zrozumienie sytuacji - kontynuowała i zaśmiała się z tej wizji. Alice weszła do łazienki i obmyła twarz po spaniu i ewentualnie po pozostałościach krwi, jeśli nadal na niej były. Po czym wróciła do pokoju i wzięła torbę, zakładając buty na nogi
- Gotowa - dodała po chwili.

- Kunsten Muzeum… podejście drugie - mruknął Emerens.
Skierowali się do wyjścia i wnet opuścili teren Casa Corner, kierując się ku ogromnemu gmachowi zaprojektowanego przez Alvara Aalta.
 
Ombrose jest offline  
Stary 23-01-2018, 23:53   #337
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Ex-tremalne spotkanie

Tym razem nie było aż tak łatwo znaleźć miejsce na parkingu Muzeum Kunsten.
- Trzeba było przyjść pieszo - mruknął Emerens. - Tutaj - ucieszył się, widząc wyjeżdżający samochód. - Wreszcie.
Mężczyzna zahamował i wyjął klucz ze stacyjki. Przetarł oczy, jakby był nieco zmęczony. W oddali słychać było krzyki dzieci, które nie chciały spędzić kilka cennych godzin wakacji w muzeum. Ich rodziców mało to obchodziło.
- Wchodzimy do środka? Czy od razu robimy rundy dookoła gmachu?
Alice zerknęła na mężczyznę
- Proponuje od razu dookoła. Nie ma co wzbudzać dodatkowych pytań u Cornelii - zauważyła, po czym wzięła swoją torbę i wysiadła z samochodu, czekając na Emerensa.
To nie trwało długo. Mężczyzna praktycznie od razu dołączył do Alice.
- W lewo, w prawo? - mruknął. - Pinezka doczepiła się do obszaru na północny zachód od muzeum. Rozumiem, że idziemy prosto do celu? - zapytał, spoglądając na kobietę wrzeszczącą na swojego męża, który zapomniał portfela. Wyglądało na to, że można było napotkać najprzeróżniejsze dramaty naprawdę w każdym miejscu.
Śpiewaczka rozejrzała się, śledząc za wzrokiem Emerensa
- Może najkrótszą drogą do celu? - zaproponowała zerkając na niego i biorąc głęboki wdech. Zbliżali się do celu, a przynajmniej miała taką nadzieję i nieco się tym ekscytowała, ale jednocześnie i niepokoiła.
- Tak, brzmi rozsądnie - mężczyzna wzruszył ramionami.
Szli ścieżką okalającą Kunsten. Pomimo pośpiechu nie biegli. Nierozsądnie byłoby zwracać na siebie uwagę. Przypadkowi przechodnie mogliby ich wziąć za parę.
- Mam rękę na scyzoryku - Emerens mruknął niezbyt romantycznie. - Przyszykowałaś jakąś broń?
Rudowłosa zerknęła na niego i się uśmiechnęła
- Mam na to plan, nie przejmuj się - powiedziała, po czym westchnęła
- Co dziś na kolację, mistrzu kuchni? - zapytała, chcąc zmienić temat rozmowy na coś lżejszego. Nie mogli przecież iść z tak poważnymi minami w całkowitym milczeniu. To mogło również zwracać uwagę.
Skręcili za róg gmachu. Tutaj ludzi było bardzo mało. Zdecydowana większość wybierała drogę prowadzącą do środka wprost przez główne wejście. Rens uśmiechnął się.
- Po drodze kupimy bułki, żółty ser i jakąś sałatkę… zrobimy zapiekanki - uśmiechnął się. - Zazwyczaj sobie nie pozwalam na to, ale tym razem nie będę oszczędzał keczupu, majonezu i musztar… o mój kurwa dobry Boże… - jęknął.
Stanął w miejscu. Alice powiodła wzrokiem za jego spojrzeniem. W ich stronę biegła niska, ruda dziewczyna. Była ładna i posiadała kobiece kształty… jednak najbardziej uwagę zwracała żądzą mordu błyszcząca w jej oczach.
- Floortje… - jęknął Emerens. Rozejrzał się dookoła. Jego wzrok spoczął na najbliższych krzakach. Zdawało się, że miał ochotę ukryć się w nich.
Harper oceniła sytuację, po czym zerknęła na Emerensa
- Jak dużo ta panna wie o twojej rodzinie? I dalszych krewnych? - zapytała błyskawicznie, nim druga ruda panna do nich dobije.
- Wszystko - Fortuyn westchnął. - Zmusiła mnie do opowiedzenia całego drzewa genealogicznego, kiedy ujrzała albumy ze zdjęciami u mnie w domu…
- Emerensie Driesie Fortuynie! - wrzasnęła. - Kim jest ta kobieta?! I dlaczego Cornelia twierdzi, że jakąś nieistniejącą kuzynką?!
Teraz znajdowała już tylko kilka metrów przed nimi. Mężczyzna odruchowo podniósł ręce w geście poddania. Zrobił kilka niepewnych kroków do tyłu.
- Uciekaj - szepnął. - Szybko…!
Tymczasem Alice, zamiast uciekać, jak szepnął, widząc że Rens sie aż cofnął, wyprostowała się i stanęła na drodze wściekłej pannie, opuszczając torbę z rzeczami do jednej ręki. Nic jednak nie powiedziała, po prostu obserwowała drugą kobietę w oziębłej ciszy, czekając na jej ruch. Jeśli zaatakuje, Harper nie będzie miła. Miała w tym tygodniu już wszystkiego dość. Jedna, zazdrosna baba to naprawdę było niewiele.
- Ty ruda pizdo! - wrzasnęła Floortje. - Znajdź sobie własnego mężczyznę!
Emerens skrzywił się, przymknął oczy i pomasował skroń, bezgranicznie zażenowany. Być może dlatego tak bardzo nie był przygotowany na atak ze strony kobiety. Ta dosłownie rzuciła się na Alice. Napięła ciało i skoczyła niczym zapaśniczka. Jednak Harper radziła sobie już z większymi zagrożeniami. Odskoczyła do tyłu zwinnie niczym rusałka. Floortje wyłożyła się na ścieżce z głośnym, nieprzyjemnym odgłosem.
- Na litość boską! - wrzasnął Emerens. - Opanuj się, kobieto!
Zdaje się, że pozwolił sobie na tak odważną kwestię tylko dlatego, bo Floortje nie mogła go dosięgnąć. Leżała na ścieżce. Musiała uderzyć głową o kamień, gdyż lała się z niej cienka strużka krwi. Alice, nie zauważając tego, wskoczyła na kobietę i chwyciła ją od tyłu.
- Starczy, ona jest nieprzytomna! - Fortuyn krzyknął, kręcąc głową w szoku. Zastygł i dopiero po chwili drżącą ręką wyjął komórkę. Nieporadnie zaczął wybierać numer.
Śpiewaczka przechyliła głowę i zerknęła na twarz kobiety. Za moment zmarszczyła brwi, po czym ostrożnie przesunęła ją w pozycję znaną jako ‘bezpieczna’
- Cóż za… Niefortunne zrządzenie losu - westchnęła cicho. Zerknęła na Kirilla
- Ktoś powinien z nią zostać do przyjazdu karetki, o ile to po nią dzwonisz - zauważyła.

Mężczyzna odpowiedział dopiero po chwili. Mimo wszystko Floortje była jego dziewczyną. Bez względu na to, jak bardzo impulsywną i infantylną. Przykucnął obok niej i dotknął krwawiącej rany. Wydawał się naprawdę zatroskany. Zdawało się, że zaczynał zapominać, kto tu był ofiarą, a kto drapieżcą.
- Przepraszam, Floortje… nie chcieliśmy - mruknął. Zdawał się kompletnie skruszony. - Wytrzymaj, już przyjeżdżają służby - szepnął. Następnie zwrócił wzrok na Alice. - Masz jakiś materiał? Coś do tamowania krwi? - zapytał gorączkowo.
Alice wyprostowała się i zajrzała do swojej torby. Powinna tam mieć paczkę chusteczek
- Nie sądziłam, że ktoś tak spokojny jest z kimś tak ognistym - powiedziała zaraz i zerknęła na Emerensa z zaciekawieniem.
- Spokojny? Kto? - Emerens roześmiał się. - Nie wiem, co o mnie sądzisz. Jednak… jeżeli uważasz, że jestem spokojny… to cieszę się, że akurat tę część mojej osobowości doświadczyłaś - szepnął.
Mówił, lecz wydawał się bardziej skoncentrowany na ekranie telefonu. Wnet przystawił komórkę do ucha i zaczął rozmawiać z pracownikami lokalnego pogotowia. Później rozłączył się i popatrzył na nieprzytomną Floortje.
- To tak nieprawdopodobne… że aż śmieszne. Jednak ona zawsze taka była. Dlatego ją kocham. Kiedy ja jestem flegmatyczny, ona działa - mruknął, gładząc pasemka rudych włosów. Patrzył na dziewczynę z czułością, jak gdyby jej atak był jedynie nic nieznaczącą zabawą. - Podobno przeciwieństwa się przyciągają.
Śpiewaczka przyglądała mu się uważnie i temu jak patrzył na swoją dziewczynę. Poczuła nieprzyjemne ukłucie w duchu i wyprostowała się, odwracając wzrok na bok
- To póki czekamy na pogotowie… Może pójdę i rzucę okiem na to miejsce? Nie będę szukać, po prostu się rozejrzę - zaproponowała. Słychać było zesztywnienie, które pojawiło się w jej głosie.
- Na pewno nie będę cię za to winić - zapewnił Emerens. - Nie przyszłaś tutaj po to, aby dbać o Floortje. Masz swoje zadanie - dodał i spojrzał na drobną dziewczynę w jego ramionach. - A ja czuję się rozdarty. Chciałbym ruszyć za tobą i ci pomóc. Ale jakim mężczyzną byłbym, zostawiając moją dziewczynę w takich okolicznościach? - zapytał i zmieszał się. Nawet nie spodziewał się, że te słowa tak bardzo go zażenują. - Czy powinienem ją zostawić? - zapytał. - To… nie wydaje się właściwe. Ale… nie chcę, żebyś ruszyła sama… - Emerens podniósł wzrok na Alice. Wydawał się kompletnie niezdecydowany, co powinien uczynić.
Rudowłosa pokręciła głową
- Kochasz ją, więc zostań z nią. W końcu cię potrzebuje. Dam sobie radę… - zmieniła zdanie. Jeśli Emerens powinien zostać ze swoją partnerką, to ona da sobie radę z tym zadaniem sama. W końcu zawsze tak było.
Z najtrudniejszymi rzeczami zawsze mierzyła się sama…
Uśmiechnęła się do niego.
- Widziałeś gdzie wbiła się pinezka, tam możesz mnie szukać, jeśli jednak wolisz pojechać z nią do szpitala, to też zrozumiem. Nie szkodzi… - powiedziała po czym odwróciła się i ruszyła w stronę, gdzie kierunek wyznaczyła im pinezka.
- Nie to planowałem! - krzyknął mężczyzna. - Przeklęta… Floortje… - rzekł, lekko rozczulając się. Być może spodziewał się najróżniejszych przeszkód na ich drodze… jednak nie w postacip swojej dziewczyny. - Zaraz do ciebie dołączę - Fortuyn mruknął, patrząc na nieprzytomną. Powoli uspokajał się. - Idź, dogonię cię.
Nieprzytomna dziewczyna krwawiła, barwiąc koszulę Emerensa szkarłatną barwą. Cicho pojękiwała. Mężczyzna głaskał ją i zapewniał, że wszystko jest w porządku… choć jego wzrok nawet na minutę nie spełzł z sylwetki Harper.
Śpiewaczka ruszyła tam, gdzie według mapy powinien być owy cel jej podróży. Nie oglądała się. Jeśli Emerens do niej dołączy, ucieszy się, bo nie chciała oddać tego fragmentu przepowiedni tak łatwo. Zastanawiała się też nad swoimi odczuciami. Była jakoś dziwnie zmieszana, po tym jak obserwowała tamtą parę.
Westchnęła bardzo ciężko i zmarszczyła brwi, burcząc na siebie w duchu
- Weź się w garść - powiedziała cicho po angielsku.
Ruszyła w stronę obszaru wskazanego przez utkwioną w mapię pinezkę. Emerens został na ścieżce, spoglądając na Alice z wyrzutami sumienia. Patrzył również na zegarek. Każda kolejna minuta zmniejszała szanse Floortje na pełną rekonwalescencję. Szkoda, że kobieta mogła winić tylko siebie.

Harper opuściła róg Muzeum Kunsten i skierowała się na północ. Było tu znacznie spokojniej. Drzewa drgały, targane wiatrem. Krzewy niespiesznie poruszały się, kiedy Alice przemykała wzdłuż nich. Rozejrzała się. Wokół nie dostrzegła ani żywego ducha. Podwórko przy gmachu wydawało się nie spodziewać jakichkolwiek niespodziewanych wydarzeń.
Harper wzięła głęboki wdech. Zaczęła się uważnie rozglądać, czy było tu coś, co przykuwało jej uwagę jako jakiś charakterystyczny, ciekawy punkt. Przełknęła ślinę i słuchała szumu wiatru, jakby miał do niej przemówić. Zwolniła nieco kroku, jakby bała się, że jeśli będzie za bardzo hałasować, to to czego szuka… Ucieknie.

Alice spostrzegła drewnianą ławeczkę. Mogła na niej usiąść i na spokojnie przyjrzeć się okolicy. Straciła z zasięgu wzroku swojego towarzysza oraz jego dziewczynę. Otoczenie z powrotem stało się spokojne. Wyglądało na to, że Harper znalazła się w bezpiecznym miejscu.
Rudowłosa ruszyła więc do ławki, by usiąść i pomyśleć. Czy to znajdowało się pod ziemią, czy też gdzieś tu, w pobliżu, tylko po prostu jeszcze tego nie widziała? Powoli przesuwała spojrzeniem po całej przestrzeni naokoło. W duchu cicho prosiła, by cokolwiek dało jej znak, że to tego miejsca szuka. Symbol, cokolwiek. Nie widziała w końcu jak zazwyczaj wyglądało wejście, czy miejsce ukrycia takiego wersetu. Nie śmiała pomyśleć, że sam jej się ukaże. Musiała znaleźć odpowiedni symbol. Właśnie między innymi takich rzeczy szukała.

Sprawa wydawała się beznadziejna. Alice uznała, że nie jest w stanie dostrzec żadnego znaku. Czyżby Tuonetar wpłynęła na moc śpiewaczki i zepsuła ją, przez co pinezka wylądowała w niewłaściwym miejscu? Wszystko na to wskazywało. Rudowłosa zaczynała odczuwać rosnącą frustrację. Wstała z ławki i ruszyła na spacer dookoła muzeum. Usłyszała syrenę zbliżającej się karetki pogotowia, jednak nie zwracała na nią zbyt wielkiej uwagi. Zrobiła kolejny krok i spostrzegłą, że jej but zabrudził się błotem. Ziemia była tutaj grząska i zdradliwa. Dalej Alice spostrzegła niewielkie, muliste jeziorko. Mnogość najróżniejszych owadów brzęczała, nerwowo kręcąc się po okolicy. Jeden z nich wylądował na przedramieniu śpiewaczki, chcąc wyssać z niej krew.

Harper mrugnęła i kiedy rozchyliła powieki… ujrzała obiekt, którego wcześniej nie było. Pojawił się bez najmniejszego sygnału. Nie wydał żadnego dźwięku, błysku, hałasu. Zupełnie tak, jak gdyby przez cały czas znajdował się w tym samym miejscu… tyle że dopiero teraz postanowił ukazać się Alice.


Śpiewaczka odpędziła chętnego na jej krew owada, po czym bez zbędnego ociągania podeszła bliżej dziwnej konstrukcji. Uważała jak stąpa, by nie wpaść do wody. Czy było do środka jakieś wejście? Rozejrzała się, czy był tu ktoś poza nią. Nie chciała, by przypadkowi przechodnie dostrzegli, że chce wejść do środka. Zastanawiała się, czy Emerens do niej dołączy. Dała mu więc czas, obchodząc konstrukcję w poszukiwaniu bardziej suchego przejścia, niż przez wodę.

Nie spostrzegła takiego. Chyba niemożliwe było wejście do środka bez pobrudzenia się. Szklana, błyszcząca piramida równie dobrze mogła być otoczona fosą. Tyle że w tym przypadku śpiewaczka nie potrafiła dostrzec mostu zwodzonego.

Znajdowała się w tej okolicy całkiem sama. Ten stan rzeczy zmienił się, kiedy Emerens pojawił się na horyzoncie. Przez chwilę rozglądał się, a potem, kiedy ujrzał Harper, ruszył w jej stronę. Jego krok był szybki i długi, dlatego nie musiała długo czekać na pojawienie się mężczyzny.
- Już po wszystkim - mruknął. - Obawiam się, że to koniec tego związku - lekko skrzywił się. - Floortje nie wybaczy mi, że nie pojechałem z nią do szpitala. Ale zdecydowałem, że to jest ważniejsze… - westchnął.
Alice spojrzała na niego uważnie
- Dziękuję… Choć przykro mi z powodu twojej relacji z nią… Natomiast ja znalazlam nasz cel… - powiedziała i wskazała na piramidowatą konstrukcję.
- Musimy dostać się do środka - rzekła po chwili i teraz już po prostu podeszła najbliżej do wody jak mogła. Na początek lekko szturchnęła wodę czubkiem buta, ciekawa, czy nie kryje się w niej żadna dziwna pułapka.
Zdawało się, że nie. Jeziorko wydawało się normalne, choć niezbyt estetyczne. Unosiła się z niego nieprzyjemna woń zgnilizny. Alice ujrzała na w pół rozłożone ciało kota. Jego szyja leżała pod dziwnym, nienaturalnym kątem, po części przegryziona. Wyglądało na to, że okoliczne psy bywały szczególnie agresywne.
- Jeszcze tydzień temu na pewno nie było tej konstrukcji - Emerens zastanowił się. - Musiała zostać tu niedawno zbudowana.
Śpiewaczka zerknęła w jego stronę
- Jesteś pewny? Jeśli mapa wskazała to miejsce, to może nie musi być tak, że go tu nie było, a po prostu nikt go wcześniej nie widział - Alice zerknęła znów na pozostałości po kocie i skrzywiła się lekko
- Musimy tam wejść, ale matko… Ta woda jest straszna… - westchnęła ciężko. Zastanowiła się chwilę nad wszystkim, co ją spotkało w ostatnich dniach i zaśmiała się nagle cicho na nonsens tego co właśnie powiedziała… Poszła do kościoła Skalnego, gdzie widziała mnóstwo zwłok, ale brudna woda w jeziorku ją odstraszała. Pokręciła głową i zdjęła buty, by ich nie zabrudzić, po czym uniosła nieco brzeg sukienki i wstrzymując oddech weszła jedną stopą do wody, trzymając się maksymalnie jak najdalej od kota.
- Jesteś odważna - mruknął Emerens. Nawet nie mógł przypuszczać, jak mała to była rzecz w porównaniu do innych, których Alice zdołała dokonać. - Chyba ja też muszę wejść - skrzywił się i sam zaczął ściągać buty. Następnie podążył za Harper do mętnej brei.

Była gęsta, brudna i lepka. Pływały w niej patyki, kamienie oraz liście. Owady spoczywające na obrzydliwej tafli zerwały się w popłochu, zmykając przed Alice. Woda w najgłębszym miejscu sięgała do kolan. Wnet kobieta doszła do kamiennych, grubych kolumn, na których była wsparta konstrukcja. Harper uświadomiła sobie, że będzie potrzebowała podsadzenia, aby dostać się wyżej. Drzwi były małe, ale wystarczającej wielkości, aby wejść na kolanach do środka.
Rudowłosa cały czas podtrzymywała brzegi sukienki by się nie zamoczyły. Zawiązała go w końcu z jednej strony w supeł i materiał trzymał się sam gdzieś mniej więcej w połowie jej uda. Zerknęła na Emerensa
- Podsadzisz mnie? Sama nie dam rady tam wejść - wskazała na brzeg platformy.
- Pewnie - mruknął. Jego głos brzmiał nieco dziwnie z powodu dłoni, którą go zasłaniała przed odorem. Uśmiechnął się lekko do żartu, którego nie wypowiedział na głos. Podszedł bliżej i położył ręce na tułowiu kobiety. - Tylko błagam cię, nie ochlap mnie tym gównem - mruknął.
Alice złapała się stabilnie brzegu platformy, po czym zerknęła na niego przez ramię
- Postaram się… Na trzy… Raz… dwa… Trzy - powiedziała, po czym przy trzech lekko podskoczyła, by dać Emerensowi ułatwienie przy podsadzeniu jej, a sama podciągneła się na rękach w górę, skupiając by trzymać nogi razem i najlepiej jak najbardziej z dala od mężczyzny, żeby nie ochlapać go jak ‘poprosił’.

Rozległ się cichy, lepki odgłos, kiedy stopy Alice oderwały się od dna. Rens cicho jęknął, jednak kobieta była lekka i bez większych problemów umieścił ją na platformie. Zwłaszcza że wspomagała jego wysiłki.
- Wszystko w porządku? - zapytał mężczyzna, ścierając z rąk kropelki szlamu.
Harper ostrożnie przesunęła się w stronę niewielkich drzwi do wnętrza piramidy
- Mmhmm, wchodzisz też? - zapytała, zastanawiając się, czy Rens da radę sam, czy będzie potrzebował pomocnej dłoni, by dostać się na platformę.
- Chyba nie zmieścimy się obydwoje - odpowiedział. - Wchodzisz? Tam w ogóle drzwi są otwarte?
Alice spostrzegła, że były przymocowane jedynie poprzez metalową sztabę. Bez problemu mogła ją odsunąć.
- Widzisz coś? - ton głosu Fortuyna sugerował, że bardzo chciał usłyszeć twierdzącą odpowiedź. Jeśli nie z powodu samej w sobie chęci zdobycia wersetu… to chociażby po to, aby opuścić śmierdzącą okolicę.
Śpiewaczka odsunęła zasuwkę i otworzyła drzwiczki prowadzące do środka
- Nie wiem czy to ty nie powinieneś wejść pierwszy do środka, jeśli znajduje się w środku ten werset, nie powinnam go zobaczyć - zauważyła. Mimo to, z czystej ciekawości rozejrzała się co było w środku piramidy, nie zawieszając na niczym wzroku na dłużej niż kilka chwil.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline  
Stary 23-01-2018, 23:55   #338
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Chatka Ducha - część pierwsza

Wszystko pokrywała drobna warstewka kurzu. Śmiało można było wysunąć hipotezę, że porządkowanie tego pomieszczenia nie należało do obowiązków muzealnych sprzątaczy. Znajdowała się tutaj rzeźba mężczyzny naturalnych rozmiarów. Przypominał zarośniętego, ubranego w łachmany starca. Oprócz niego wewnątrz nie było nic interesującego. Harper wpatrywała się w skalną postać, kiedy poczuła przybierający na sile ból głowy. Ten jednak minął i nie było powodu, aby zwracać na niego większą uwagę.
- Jeżeli już tam jesteś, to zobacz, czy coś takiego w ogóle znajduje się w środku. Przymruż oczy, wtedy z powodu rzęs nie będziesz w stanie przeczytać tego błyskawicznie. Nie wiem, czy konstrukcja wytrzyma moje próby wejścia na nią. Te kolumny podpierają platformę bez żadnych zabezpieczeń - wyjaśnił lekko pochylony. Patrzył od dołu na podłogę piramidy. - Ale jeżeli chcesz, to mogę spróbować.
Alice zawahała się
- Wejdę i rozejrzę się. Jeśli dostrzegę zarys jakiegoś napisu, zamienimy się - zaproponowała, po czym ostrożnie przesunęła się na kolanach, wsuwając do środka pomieszczenia. Dopiero tam ostrożnie podniosła się na nogi i przymrużyła oczy, tak jak jej Emerens polecił. Zaczęła się rozglądać. Ostrożnie podeszła do rzeźby.
Wykuty z kamienia mężczyzna siedział po turecku na samym środku pomieszczenia. Nie trzymał żadnych tablic, czy ksiąg, na których rzeźbiarz mógłby umieścić werset. Alice spostrzegła, że został umieszczony na pentagramie narysowanym ciemną mazią. Uświadomiła sobie, że to musiała być bardzo stara krew. Przykucnęła i bezwiednie wyciągnęła dłoń w kierunku znaku. Poczuła lekkie mrowienie. Zdaje się, że natrafiła na coś, co mogłaby skonsumować.
- I co?! - Fortuyn krzyknął, choć nie musiał. Szklane ściany bardzo dobrze przepuszczały dźwięk.
Harper wciągnęła lekko powietrze. Przełknęła ślinę i wzięła wdech. Czy jeśli w jakiś sposób był tu zamknięty werset, to czy konsumując energię tego miejsca, nie zamknęłaby sobie dostępu do niego?
- Chwilkę! - odpowiedziała Emerensowi i wyostrzyła wzrok, skoro nie widziała żadnych napisów. Dotknęła dłoni siedzącego na środku pentagramu starca
- Chciałabym wiedzieć co kryjesz… - powiedziała cicho, marszcząc brwi i przyglądając się jego nieruchomej twarzy, jakby oczekując że dostanie odpowiedź.
Spostrzegła, przyjrzawszy się mu dłużej, że został stworzony z ogromnym, wręcz nieprawdopodobnym kunsztem. Artysta idealnie odzwierciedlił każdą, nawet najmniejszą niedoskonałość cery. Włosy wydawały się odlane i doczepione, każdy z osobna. Jaką funkcje mógł pełnić krwisty pentagram? Czy mogłaby skonsumować go, nie naruszając przy tym energii reszty piramidy?
Rudowłosa wyszła ostroznie z piramidy i zerknęła na Emerensa
- Podasz mi ten scyzoryk? - poprosiła, wyciągając rękę do mężczyzny.
Wnet ostrze spoczęło w dłoni Alice. Emerens posłał jej pytające spojrzenie.
Alice usmiechnęła się do niego
- Dziękuję. Zaraz będę próbowała zrobić coś… magicznego… Może cofnij się nieco w stronę brzegu, żeby nic ci się nie stało, dobrze? - poprosiła go i wróciła do środka piramidy. Skaleczyła się scyzorykiem w palec i poczekała, aż krew zacznie powoli cieknąć z rany. Za moment przytknęła go do zaschniętego pentagramu, krzyżując palce drugiej dłoni, by zadziałało jak należy i by dostała jakieś odpowiedzi.

Poczuła znajomy przepływ elektryczności. Wcześniej tego w taki sposób nie odbierała, jednak konsumowanie było przyjemne. Dzięki niemu następował potężny wyrzut endorfin, lecz rozkosz szybko mijała. Nawet nie zwróciła uwagi na to, czy i tym razem jej włosy pokryły się złotem. Pentagram skruszył się i choć jego pozostałość dalej była widoczna, to z każdą chwilą wydawała się zanikać.

Alice ponownie poczuła ból głowy. Tyle że tym razem był znacznie mocniejszy. Przymknęła oczy i dotknęła skroni. Kiedy je otworzyła, kryształowe ściany pokryły się bielą. Nie widziała już dłużej otoczenia muzeum oraz Emerensa. Posąg z kamienia zadrżał i zaczął się kruszyć. Drobna warstewka odpadała płatami, odsłaniając żywego człowieka. Wszystko wskazywało na to… że Alice unieszkodliwiła zaklęcie, które stanowiło dla niego więzienie. Nieznajomy poruszył się. Spojrzał na Harper. Obracaniu szyi towarzyszył nieprzyjemny zgrzyt stawów nieużywanych od bardzo długiego czasu.
Śpiewaczka zasłoniła usta dłonią
- O mój Boże… - powiedziała cicho, widząc człowieka
- Wszys… Wszystko w porządku? Jak się pan czuje? - zapytała, przysuwając się do niego odrobinę bliżej, jesli potrzebował pomocy
- Jak się pan tu znalazł w takim stanie? - zapytała zatroskanym tonem.
Mężczyzna zmrużył oczy. Roztaczał aurę, którą co prawda nie była złowroga, ale do przyjemnych nie należała. Patrzył na Alice z podejrzliwością.
- Czy to któryś z zapomnianych dialektów? - zapytał, korzystając z antycznej wersji duńskiego. Na szczęście Skorpion dawał sobie z nią radę, tłumacząc. - Czyż przez okropną wiedźmę wysłana zostałaś, aby jej dzieło dokończyć i jej gniew w krzywdę moją ucieleśnić?
Harper zająknęła się, słysząc przedawniony dialekt. Zmarszczyła lekko brwi i spróbowała przełączyć się na tę formę języka
- Nie. Przybyłam tu w poszukiwaniu fragmentu przepowiedni. Jednak nie mogę jej usłyszeć swoimi uszami i zobaczyć oczami, bowiem śmierć też chce ją poznać, a skradła mi te zmysły… Kim jesteś i czym zawiniłeś wiedźmie? - zapytała zafascynowana.
Mina mężczyzny ukazała rosnący gniew, który znalazł odzwierciedlenie w tonie, który przybrał.
- Precz! Precz idź, dziewko rudowłosa! - wrzasnął. - Jak ostatnim razem poszukująca do mnie przybyła i ja z dobrego serca jej radę dałem, to na mnie straszliwie się to zemściło! Już więcej tego błędu nie popełnię! Gdzie są moje dzieci, pytała. A ja wskazałem drogę, przez co czarnej magii ofiarą zostałem! Precz idź, dobrego człowieka zostaw! A w każdym razie, mnie zostaw! Tak żem rzekł! - na podkreślenie tych słów uderzył pięścią w podłogę.
Alice otworzyła szerzej oczy
- Oh… To ty… Ty jesteś tym duchem z bajki. Tym, który powiedział kobiecie gdzie jest chatka wiedźmy. Błagam. Pomóż mi… Szukam odpowiedzi, bo jeśli nie znajdę tego wersetu przed bóstwem śmierci, to nasz świat będzie stracony. Nie będzie tym razem zemsty… Świat się zmienił… Proszę… Jesli mi nie pomożesz, umrę i nie zdołam nijak przyczynić się do uratowania tego co dobre - opadła na kolana, prosząc go szczerze. Była w szoku i jednocześnie zafascynowana.
Starzec spojrzał na Alice z góry. Z jednej strony wyraz jego twarzy pozostał hardy, a z drugiej… jakby nieznacznie złagodniał. Mimo to jego słowa okazały się ponure i nieprzyjemne.
- Każdy, kto do mnie przychodzi, to samo mówi Jak mi nie pomożesz, umrę. Jak wskazówki nie dasz, świat się zakończy. Jak milczeć będziesz, to serce mi pęknie - westchnął. - Moja skromna, bagienna chatka jedynie wtedy pojawia się, kiedy czegoś z całego serca poszukujesz. Przez wiele lat z rad, które dawałem, cieszyłem się wielce. Samotnie mieszkam, więc stąd uczucie moje się brało, by jak najwięcej uśmiechów na twarzach ludzkich zobaczyć. Jednak jeden z nich otruty się okazał, a ja za późno pomiarkowałem. Wystarczy mi już tych udręk i bólu! - krzyknął, próbując uciec wzrokiem od klęczącej Alice.
Śpiewaczka spuściła głowę w dół
- Nie kłamię… Jedyna trucizna, które mnie męczy, to wpływ bogini śmierci. Nie mam złych zamiarów, a dobre. Chcę pomóc światu. Chcę uratować bliskie mi osoby. Chcę pomścić tych, którzy już w sporze stracili życie. Nigdy nie byłam wojownikiem, a zwykłą, samotną śpiewaczką. Zagubiono mnie w roli, do której nie byłam przygotowana. Jeśli więc nie chcesz mi pomóc duchu, nie będę nalegać. Zwróciłam ci wolność, bowiem jakiś czar uwięził cię w miejscu - powoli podniosła głowę i za chwilę wstała na równe nogi
- Cieszę się, że choć mogłam cię poznać. Dziś mój przyjaciel opowiedział mi o tobie legendę. To niesamowite, że zaledwie kilka godzin później zdołałam spotkać cię osobiście - uśmiechnęła się cierpko do istoty. Splotła dłonie w nerwach. Rozważała, czy nie pożegnać bytu i nie ruszyć w dalsze poszukiwania, skoro to jednak nie tu znajdował się werset…

Starzec długo milczał.
- Może to wcale przypadek nie był - westchnął, spoglądając na Alice z wahaniem i swoistym, nie do końca zrozumiałym żalem. - Dziecko wróć, mnie zainteresowałaś. Kłamstwem nie jest, że wiele najróżniejszych dam widziałem i żadne ich tłumaczenia tak nietuzinkowe jak twoje nie były. O lekarstwa na suchoty mnie proszono, o kwiat paproci dla dam, co młodzieńców poszukiwały. O miejsce pobytu dzieci zaginionych, o punkt na mapie, gdzie niepochowani leżeli. Ale nie o wersety przez śmierci boginie poszukiwane…! - wykonał zamaszysty, bardzo ekspresyjny ruch prawą ręką. Wstał z podłogi. Jego stawy kolanowe przypominały nienaoliwione mechanizmy, które działały jedynie za sprawą cudu. W pewien sposób to było prawdą, biorąc pod uwagę, że to Alice zwróciła starcowi władzę nad ciałem. Tymczasem ten nie przestawał mówić. - Nie skłamię ci, że przysługę potężną mi wyświadczyłaś i że rzeczywiście zadośćuczynienie ci winny jestem. Przekonanie wielkie posiadam, że swe długi należy spłacać, toteż ciebie do końca wysłucham! - krzyknął gromko. Wskazał dłonią krzesło, na którym Harper mogła usiąść. Wciąż wydawał się skwaszony, jednak sytuacja wyglądała o niebo lepiej, niż jeszcze chwilę temu.
Alice zatrzymała się więc, po czym splotła palce za sobą. Zerknęła na krzesło, które jej wskazał
- Ależ nie trzeba. Jestem młoda, proszę, ty usiądź - zaproponowała mu uprzejmym tonem.
Mężczyzna zarechotał.
- Prawdą jest, że innym ich wiek wypominać się nie wstydzisz - zarumienił się nieznacznie i przeczesał dłonią splątane, siwe kudły. Następnie spojrzał na krzesło i pstryknął palcami. Wnet obok pojawiła się jego identyczna kopia.
- To miejsce przedłużeniem moim jest, toteż ograniczoną władzę nad nim posiadam, tak jak i my co nieco o sobie decydować potrafimy - wyjaśnił i usiadł.

- Dziękuję, że zechcesz mnie wysłuchać… - Harper dodała zaraz, po czym usiadła na drugim krześle. Po czym opowiedziała mu swoją nietuzinkową historię, ograniczając się jedynie do tego, co wiedziała, że Tuonetar już wie. Pomijała istotne informacje, których bogini przekazać nie chciała i wytłumaczyła duchowi swoją od niej zależność
- Dlatego chciałam znaleźć ukryty tu gdzieś werset, przez pana Aalto. Bo jeśli wygramy ten wyścig, świat zostanie ocalony. Nie jest już dla mnie ważne, czy przeżyję, czy też nie. Chcę po prostu by ci o okrutnych zamiarach cierpieli, a niewinni nie zostali skrzywdzeni - zakończyła tak swoją opowieść. Choć w głębi ducha liczyła na to, że jakiś cud na koniec ją uratuje, to nie śmiała powiedzieć tego na głos dla uszu Tuonetar.
Duch skubał brodę, zastanawiając się. Milczał, nieruchomy, tak długo, że Alice zaczęła obawiać się, że zdołała złamać zaklęcie wiedźmy jedynie na kilka minut i wnet jej towarzysz na powrót stanie się kamienną rzeźbą.
- Nigdy nie przepuszczałem, że poza naszym słodkim lasem takie rzeczy dziać się mogą - pokręcił głową. - Powiedz mi, jak tu dotrzeć zdołałaś? - zmarszczył brwi. - Plaga całą okolicę strawiła, nie ma koni na zmianę, gospód, w których przenocować by można i nieco strawy zakupić. To mnie nie mniej zastanawia, a nawet, być może trochę, fascynuje - zlustrował zieloną sukienkę Alice, która bez wątpienia na średniowieczną nie wyglądała.
Rudowłosa wyprostowała się
- Oh… Wybacz najmocniej… Mamy rok 2010… Pojazdy nie potrzebują koni, zasilane są na energię. Mroki nocy nie są już rozjaśniane jedynie przez świece, czy naftę, a przez latarnie tak jasne jak gwiazdy. A choroby leczone są niezwykłymi lekami. Od lat nie było plag, a głód znają tylko nieliczne kraje… - wyjaśniła mu co nieco.
Starzec nieznacznie rozwarł usta, po czym je zamknął. Zasępił się. Wnet w jego palcach pojawił się kieliszek złocistego napoju. Zamoczył w nim usta. Wyglądał na niezwykle smutnego. Ten żal dodał mu kilka dodatkowych dekad. Przygarbił się i wyglądał na kruchszego niż zazwyczaj.
- To brzmi, jak świat, gdzie każdy wszystko na skinienie ręki posiada. Ludzie już niczego nie poszukują, a w każdym razie nie tak, jak dawniej. Inaczej ktoś przez te wszystkie lata napotkałby mnie i moją chatkę. Tak, jak tobie to się udało. Potrzeba aż tak gwałtownej rozpaczy było, aby mnie z mej niszy wywołać i na świat zwyczajny sprowadzić. Ja sam słabszy znacznie się czuję i wiem, że lata niemocy siły mi nie dodały - westchnął. Łachmany, w które był odziany, zaczęły powiewać nieco bardziej bezwładnie, jakby masa ciała starca momentalnie zanikała.
Śpiewaczka przyglądała mu się
- Gdybym umiała ci pomóc lepiej, zrobiłabym to. Niestety, potrafię jedynie konsumować energię. Przynajmniej tak sądzę… - powiedziała i uśmiechnęła się pocieszająco
- Ale choć masz z powrotem swą wolność duchu. Nie będziesz już tylko reliktem uwięzionym w miejscu - zauważyła. Zerknęła w stronę wyjścia. Nie zamykała go. Czy Emerens martwił się o nią? Nie wychodziła już od jakiejś chwili.
- Konsumować? - staruszek powtórzył. Zdaje się, że nagle zapomniał o swoich dopiero co wypowiedzianych troskach. - To ciekawe słowo… kiedyś je już słyszałem - zmarszczył brwi i wyciągnął rękę, aby podrapać się po skroni. - Dziecko, ufaj mi, że w starych czasach to słowo popularne nie było i stąd o wyjaśnienie poprosiłem. Ten mężczyzna, bo to był mężczyzna, rzekł, że to słowo, które na spożywanie energii astralnej stworzył. Dziwak to był, ci mówię! Jak na me gusta. A ja, jak pewnie widzisz, kompletnie normalny nie jestem!
Harper uniosła brwi
- Ktoś mówił ci kiedyś o konsumowaniu energii astralnej? W jakich okolicznościach? - alice przyłożyła dłoń do serca
- Dzielę ciało z dusza gwiazdy. Ta gwiazda dała mi taką zdolność - wyjaśniła krótko.
- Dziwaczność - tak to staruszek skomentował. Nie odpowiedział jednak na pytanie, bo coś innego zwróciło jego uwagę. - Mówiłaś, że latarnie jasne jak gwiazdy posiadacie… o co to chodziło? Myślałem, że bardzo jasne, ale jeżeli teraz dusze z nimi dzielić można… - zawahał się i wzruszył ramionami. Pociągnął kolejny, drobny łyczek z kieliszka. Zdawało się, że płynu wcale nie ubywało.
Rudowłosa uśmiechnęła się
- Dzielenie duszy z czymkolwiek jest nadal dziwactwem. Gwiazdy są dla ludzi nieosiągalne, choć zdarzyły się już loty na Księżyc… a co do tych świateł. To są takie latarnie. Hm… - Alice położyła torebkę i zaczęła w niej grzebać, czy nie było tam jakiejś małej latarki. Nie znalazła żadnej. Już z powrotem ją odłożyła, kiedy wnet ze środka wypadł drobny breloczek. Metalowe ogniwo jego łańcuszka ułamało się i pewnie dlatego nie pociągnął za sobą żadnych kluczy. Miał kształt statku wycieczkowego. Zdobił go pojedynczy przycisk. Wyglądało na to, że po jego naciśnięciu powinien wystrzelić snop światła z końcówki pamiątki.
- Oj, to wszystko teraz mi się w całość układa! Nic dziwnego, że bogini śmierci was nęka, trzeba z nią było nie zadzierać! Powszechnie wiadomo, iż po śmierci dusze na Księżyc ulatują i tam cieszą się, bawią i biesiadują. To musiało boginię śmierci zagniewać, jak teraz śmiertelnicy za życia loty sobie na niego organizują, tak po prostu!
Kobieta zamrugała szybko, widząc mały stateczek breloczek. Zgarnęła go nim duch zauważył i zapytałby jak uczynili, że ta barka została zminimalizowana
- O. Zobacz. Mam tu światło. Tylko takie małe - powiedziała, po czym wcisnęła przycisk, chcąc zapalić latareczkę, nakierowała snop na swoją dłoń, żeby był wyraźniejszy.
- Och - starcowi wyrwało się. Następnie pokręcił głową. - Toż to czary! Kiedyś jedynie wróżowie nimi władać potrafili. Jednak nigdy wcześniej o uroku w ozdóbce zamkniętym nie słyszałem - zadumał się, przez moment kompletnie rezygnując z mrugania. Wpatrywał się w chińską pamiątkę, jakby była nadzwyczajnym magicznym artefaktem. - Więc proszę powtórz, co cię do mnie sprowadza, że taką magią władacie, a kilku wersów znaleźć nie potraficie?
Harper pokręciła głową
- To nie magia… To nauka. Ludzie odkryli, że w świecie są elektrony i jeśli odpowiednio wprowadzić je w ruch, mogą zasilać różne rzeczy. Znaleźli metal, który jest w stanie przewodzić je, a potem inny, który nasycony tymi elektronami… po prostu świeci. Dawno przestano wierzyć w duchy, magię, bóstwa… To wszystko to bajki. A przynajmniej większość świata tak sądzi. Jest niewielkie grono, które tak jak ja potrafi dostrzec to, na co inni, zaślepieni przepychem i łatwością zdobycia wszystkiego, oślepli - wyjaśniła mu, po czym wyłączyła latareczkę.
- Dlatego nie możemy od tak znaleźć wersetów. Bo gdy nikt nie wierzy w magię, a ktoś ją ukryje, no to nie łatwo ją znaleźć - wyjaśniła.
Starzec pokręcił głową.
- Zaczynam żałować, że zerwałaś ze mnie to zaklęcie - mruknął żartobliwym tonem, jednak coś w jego oczach sugerowało, że być może istnieje w tym nutka prawdy. - Dokańczając tamtą opowieść… ów mężczyzna poprosił, abym znalazł mu kobietę. Nawet okiem nie mrugnąłem, to najdziwniejsza, lub najrzadsza prośba wcale nie była. Ale potem dodał całą opowieść i już niewiele z tego pamiętam, acz to słowo, konsumować, padło bezsprzecznie. A również rzekł, że od tego losy świata zależą. I że musi jeszcze pozostałą czwórkę… piątkę… szóstkę…? W każdym razie, odnaleźć. Bo tylko w tym ratunek. Za zboczeńca go wziąłem, ale mu tę kobietę znalazłem. Daleko na północy była i mapę przez cały wieczór rysowałem. Dziwactwo.
Alice zmarszczyła brwi i przechyliła głowę
- A możesz mi opowiedzieć tę historię, nawet jeśli nie pamiętasz jej fragmentów? - poprosiła uprzejmie. Cos jej w tym opisie nie pasowalo. Zbiegało się z jej historią i nie rozumiała czemu. I jescze to podobieństwo do poszukiwania kobiety i słowo ‘konsumować’. Cała aż się spięła.
- Ma pamięć krucha jest i naprawdę pomoc ze mnie żadna. Pamiętam tylko kilka słów przypadkowych, wyrażeń, czy też tam zwrotów. Mruczał o płaskorzeźbach w jaskiniach starożytnych… - starzec na chwilę zamilkł, chcąc dobrze zastanowić się. - I na pewno o zagrożeniu, takim straszniejszym od barbarzyńców, podatków i polityki. Wspominał o gwiazdach, a także o tym, że pośród nich potwory się czają. I że po dobrą Mateczkę Ziemię przyjść chcą, ale na to sposób jest jedyny. To chyba wszystko - westchnął.
Śpiewaczka pokręciła głową, niedowierzając
- Kiedy? Czy pamiętasz kiedy ten mężczyzna cię odwiedził? - zapytała tylko, wyraźnie zaszokowana.
- Ale nie wiem, jak to tobie, dziecko, przekazać. Powiedziałaś coś o roku dwu tysięcznym którymś, ale to mi wiele nie powiedziało, bo ostatnia plaga zadziała się w trzy tysięcznym, więc kalendarze pewnie już zmieniliście i ze sto razy - wzruszył ramionami.
Alice ogłupiala i rozluźniła się
- No… Na tym polu chyba się nie dogadamy… Cóż. Dobrze… Trudno… Lecz to zabawne. Bo jeśli dobrze rozumiem… Przyszedł do ciebie ktoś, kto bardzo mi kogoś przypomina. Widzisz, poznałam w tym tygodniu mężczyznę, który szukał mnie wiele lat. Bo pragnie stworzyć organizację, która uratuje Ziemię przed… mieszkańcami z kosmosu właśnie… I te historie tak sie pokrywają, że jestem aż zdumiona. Bo on i ja mamy te dusze gwiazd i na ziemi jest nas własnie siódemka - powiedziała i westchnęła
- Ale nie chcę ci już mącić. To bardzo wiele informacji. Czy znasz może sposób, jak mogłabym znaleźć ten werset? Albo co może mi pomóc w moim stanie? - kobieta nie omieszkała zapytać i o pozbycie się Tuonetar, jednocześnie z ratowaniem siebie. Duch zapewne odpowie na jedno, ale więcej nie potrzebowała.
- Tamten wątek kończąc, być może ułożenie gwiazd na niebie przybliżyć nieco czas mi pozwoli. Ale wcześniej musi zapaść noc, a ja muszę siłę odnaleźć, by nas do świata zwyczajnego z powrotem zaprowadzić - duch odchrząknął. - Pomóc ci pomogę, a przynajmniej spróbować mogę. Tylko po kałamarz pójdę i dobre pióro znajdę, a ty się dobrze nad pytaniem zastanowisz. Bo jak już zadasz, to zmienić się nie da - pokręcił głową, wstał i ruszył w stronę prymitywnego, dębowego biurka. Tam wspomniane przez niego obiekty już czekały. Mężczyzna obrócił się i spojrzał na Alice nieco zmęczonym wzrokiem. - Gotowa?
Alice podniosła się i podeszła za nim nieco bliżej owego biurka
- Tak, prawie… Mogę zadać tylko jedno pytanie? Ma być o miejsce, czy może być o treść? - zapytała nie wiedząc jak powinna precyzować swe słowa.
- Wybacz, że ci nie wyjaśniłem - pokręcił głową. - Ale twoja opowieść i ogólnie rzecz biorąc, osoba, nieco mnie z równowagi wytrąciły - mruknął. - Otóż kartografem jestem, choć nadzwyczajnym i jedynie kreski jestem w stanie kreślić. Niekiedy układają się w łuki, czasami w kąty, kiedy indziej w strzałki, ale zawsze prowadzą do celu. Ode mnie wysiłku to wymaga dużego, a że w formie ostatnio nie bywam, to nie zagwarantuje ci, ile map nakreślić zdążę, zanim niemoc mnie pochłonie i w ciepłe objęcia snu odpłynę.
Śpiewaczka kiwnęła głową, słuchając go uważnie
- W takim razie nie chcąc cię przemęczać, dobry Duchu, zadam jedno proste pytanie. Znam je już - powiedziała i uśmiechnęła się do niego.
Starzec spojrzał ukradkiem na Harper i wydał z siebie dziwny, gardłowy dźwięk, który musiał być chichotem. Trudno rzec, co przyszło mu do głowy.
 
Ombrose jest offline  
Stary 23-01-2018, 23:56   #339
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Chatka Ducha - część druga

Wyjął kawałek pergaminu, po czym wziął do ręki pióro i chwycił je mocno między kciuk i palec wskazujący. Alice spostrzegła, w jakim stanie były ręce mężczyzny. Pomarszczone, spierzchnięte i brudne… skóra odchodziła od nich płatami. Grube paznokcie wydawały się nieco zbyt długie i kryła się za nimi czarna warstewka. Jednak śpiewaczka nie zdążyła dłużej wpatrywać się w dłoń ducha, gdyż ten prędko zaczął przesuwać ją po pergaminie. W przypadkowych, zdawałoby się, miejscach. Tutaj kropka, gdzieś dalej kreska, na górze pociągnięcie, na dole łuk. Harper poczuła ukłucie niepokoju. Takiej mapy nie dało się rozczytać. Nawet jeżeli w jakiś sposób okaże się autentyczna, to co z tego, jeżeli nie będzie potrafiła z niej skorzystać? Ręka mężczyzny poruszała się coraz szybciej i bardziej chaotycznie. Z jego oczu unosił się niebieski strumyk poblasku, którego kształt przypominał obłoczki ciągnącego się dymu. Jakie obrazy widział duch? Jakie zdoła przenieść, zanim utraci przytomność?

Kiedy Alice z powrotem spojrzała na kartkę, rozwarła usta w zdziwieniu. Mężczyzna bez chwili przerwy nakładał kolejne kreski na te już wcześniej istniejące… tyle że teraz rycina zaczęła coś przedstawiać. Harper rozpoznała Muzeum Kunsten widziane z lotu ptaka. Nie zostało oddane z architektoniczną precyzją, a rysunek był nasączony charakterystycznym stylem autora, jednak i tak nie miała wątpliwości. Na sam koniec staruszek odłożył pióro i spojrzał tępym, zamglonym wzrokiem na swoje dzieło. Lekko chwiał się, jakby mógł w każdej chwili upaść. Jego lewa ręka niepewnie stukała w blat biurka, próbując się go chwycić i podeprzeć, jednak… nie miała na to siły.
Harper stojąca obok, zaraz ostrożnie podparła Ducha, by nie upadł. Zerknęła w stronę krzeseł i spróbowała sięgnąć jedno, by podsunąć je mężczyźnie, by usiadł na nim. Znów zerknęła na mapę muzeum, przebiegając po niej pospiesznie wzrokiem
- Odpocznij Duchu - poprosiła, spoglądając na kartografa.
- Odpocznę - mężczyzna obiecał ochrypłym głosem.
Alice chwyciła mapę. Na jej oczach na pergaminie pojawiły się dwie niebieskie linie układające się w znak X. Miała wrażenie, że to jej dotyk dokończył czar. Spojrzała z powrotem na starca. Lekko kiwał się, balansując na granicy snu.
Alice przykucnęła przed nim
- Dziękuję, że mi pomogłeś i że mnie wysłuchałeś - powiedziała ciepło. Czekała, czy coś jeszcze powie. Nie chciała odchodzić bez pożegnania. Zwinęła ostrożnie mapę, by nie stała jej się krzywda.
- Podziękowania… przyjęte - odpowiedział duch, po czym zasnął. O ile na jawie roztaczał swoistą aurę tajemnicy, mistyczności i wiekowości, to teraz wydawał się po prostu stary, zmęczony i kruchy.
Śpiewaczka wyprostowała się ostrożnie
- Do następnego spotkania, przyjacielu - pożegnała go ciepło, po czym odwróciła się i ruszyła w stronę wyjścia z piramidy. Zamyślona. Więcej pytań uroiło się w jej umyśle.
Zaniemówiła, kiedy otworzyła drzwi prowadzące na zewnątrz. Ujrzała za nimi nie bagniste jeziorko na tyłach Muzeum Kunsten, lecz… nieskończoną, mleczną biel. Dokładnie tę samą, która oblepiała szklane ściany piramidy i wcześniej uniemożliwiała zorientowanie się w otoczeniu.
Harper rozejrzała się pospiesznie. Zdumiona, wyciągnęła rękę do przodu, chcąc sprawdzić, czy tam naprawdę nic nie ma, czy może to tylko jakaś powłoka oddzielająca ich od świata zewnętrznego. Bardzo chciała móc już wrócić, a jeśli została tu uwięziona, póki Duch się nie zbudzi? Zmartwiła się.
Jej ręka przecięła biel niczym powietrze. Śpiewaczka odniosła wrażenie, że gdyby zrobiła krok do przodu, to zaczęłaby spadać w nieskończoność. Znajdowali się w jakiejś przedziwnej próżni, nie mającej kompletnie nic wspólnego z rzeczywistością.
Alice westchnęła, po czym wróciła się więc do środka i usiadła na drugim krześle. Zerknęła na Ducha. No cóż. Skoro musiała poczekać, będzie czekać. Zamknęła oczy i wsłuchała się w ciszę. Ta jednak nie była bezkresna. Oprócz cichego pochrapywania do uszu Alice doszedł jeszcze jeden dźwięk. Zerwała się z miejsca i zaczęła nasłuchiwać. Mogłaby przysiąc, że do jej uszu dobiegał męski głos, choć był taki cichy, że już same uderzenia serca w piersi Alice go maskowały.
Śpiewaczka zmarszczyła brwi i znów zamknęła oczy, starając się skoncentrować na tym wołającym ją głosie. Skąd pochodził? Do kogo należał? Wyobraziła sobie, że chce do niego sięgnąć. Alice zrobiła pierwszy krok, a potem następny w stronę biurka. Tkwiła pod nim skromna szuflada. Wysunęła ją. Tam znalazła proste, stare lusterko, które było nadkruszone u boku. Dźwięk stał się mocniejszy. Zdawało jej się, że słyszy Emerensa. A dokładnie jego myśli, które zlewały się w chaotyczną modlitwę. Kiedy dotknęła artefaktu, odbicie rudowłosej rozmyło się i na jej miejscu powstał obraz podwórka za Muzeum Kunsten. Fortuyn chodził dookoła placu, okropnie nerwowy i wyprowadzony z równowagi. Ze słów, które słyszała Alice, bez wątpienia wynikało, że starał się ją odnaleźć. Bo piramida, do której weszła, zniknęła wraz ze wszystkimi kamiennymi, podpierającymi je filarami. Czyżby właśnie dzięki temu lusterku starzec wiedział, kiedy był potrzebny?
Harper musnęła palcami powierzchnię lusterka
- Emerens… Niedługo wrócę. Nie martw się - powiedziała cicho. Chciałaby móc to już uczynić, ale na razie musiała tu pozostać i poczekać. Przyglądała się dalej Rensowi na podwórzu Kunsten.
Kątem oka spostrzegła, że biel na zewnątrz zafalowała, kiedy spróbowała skontaktować się z mężczyzną. Na moment przypominała taflę jeziora, do której ktoś wrzucił kamyk. Jednak uspokoiła się w momencie, gdy Alice przestała spoglądać na Emerensa.
Alice zasznurowała ustaw cienka linię, po czym podeszla do wyjścia z piramidy i skupiła się na obserwowaniu Emerensa w lustrze. Chciała się do niego dostać. Musiała wrócić, by się już nie martwił. Palcami drugiej dłoni dotknęła znów tafli lusterka. Biel za drzwiami zadrgała, jednak utrzymała się. Wcześniej Alice przemówiła do Fortuyna i tym samym uzyskała lepszy efekt. Być może ekspresja liczyła się w otworzeniu przejścia do rzeczywistości. Trudno było wyobrazić sobie Ducha wydzierającego się do zwierciadełka, aby spotkać się z zabłąkanymi, jednak ten był istotą na wskroś nadnaturalną i bez wątpienia rządził się innymi prawami.
Rudowłosa zerknęła na ducha, po czym znów na lusterko i Emerensa
- Rens! Jestem tu, słyszysz? Zaraz wrócę! Jeszcze chwila. Tylko sobie nie idź. Wiem, że na pewno bardzo się zmartwiłeś i nie mam pojęcia ile czasu upłynęło, ale zaraz wrócę i będziemy mogli dalej rozwiązywać naszą zagadkę! - odezwała się wyraźnie do lustra.
Spostrzegła, że Fortuyn zastygł w pół kroku. Zaczął się rozglądać dookoła… aż wreszcie spojrzał prosto na Alice. Trudno było opędzić się od wrażenia, że naprawdę ją widział. W tym samym czasie biel za drzwiami zapełniła się kolorami. Brązem pni drzew oraz zielenią ich liści. Błękitem nieba oraz szarością murów. Przejście zostało otwarte i nie należało marnować ani chwili…!
Śpiewaczka odłożyła lusterko, a na jego powierzchni zostawiła breloczek, po czym ruszyła do wyjścia, by wydostać się z Chatki Ducha
- Rens! - zawołała teraz na mężczyznę.

Poczuła atakujący ból głowy oraz zawroty. Kolory wbiły się w umysł Alice, brutalnie rozpychając się w nim. Przez moment odniosła wrażenie, że spada. Czyżby została zwabiona na zewnątrz przez niecną iluzję i żadne przejście nigdy nie zostało otwarte? Migrena nasiliła się, aż w końcu stała się prawie nie do wytrzymania. Alice otworzyła ponownie oczy dopiero wtedy, kiedy ból nieco zelżał. Poczuła, że znalazła się w wilgotnym otoczeniu. Dopiero po chwili rozpoznała szlamiste jeziorko. Siedziała w nim, zanużona po szyję. Mglisty zarys piramidy migał jeszcze przez chwilę, po czym zniknął. Harper spuściła wzrok niżej, na zabitego kota, który znalazł się pomiędzy jej tułowiem a kolanami.
Alice w pierwszej chwili kompletnie zignorowała trupa kota. Poderwała się na równe nogi podnosząc torbę w górę. Była już i tak cała mokra, więc odrobina więcej zachlapania różnicy jej nie robiła. Najważniejsze teraz było ocalić mapę. Bała się, by nic jej się nie stało. Kopnęła zwłoki gdzieś na bok i ruszyła wydostać się z tej brejowatej wody, nawet nie chcąc myśleć o potencjalnych pijawkach na swojej skórze. Miała niewyraźną minę i była cała blada od zniesmaczenia i przebytego bólu głowy.

Kiedy znalazła się na brzegu, Emerens już tam na nią czekał. Był nieco zdyszany od biegu. Spojrzał na nią z mieszaniną ulgi, radości i… obrzydzenia.
- Boże… - jęknął, podając jej rękę. Pomógł jej wstać. Mokra sukienka oblepiała jej ciało, jednak mężczyzna odwrócił wzrok. Harper uzmysłowiła sobie, że wygląda jak strzyga i równie nieprzyjemnie pachnie. - Ten numer ze zniknięciem - Rens kontynuował. - Wystarczył mi jeden dowód na istnienie paranormalności. Przejęcie kontroli nad radiem było znacznie bardziej eleganckie.
Alice objęła się ramionami, stojąc już na brzegu
- To jeszcze nic… Jak ci opowiem… Co to było… To dopiero szczęka ci opadnie - powiedziała i uśmiechnęła się do niego.
- Wróćmy do Casa Corner… Muszę wysuszyć rzeczy w torbie, wykąpać się i rozgrzać. Do której muzeum jest czynne? - zapytała zaraz
- Wrócę do Casa na pieszo, nie chcę ci sobą zamoczyć samochodu, ale weź torbę i zacznij juz suszyć rzeczy w hotelu, dobrze? - poprosiła i podała mu torbę ostrożnie, drżąc z zimna ręką.
Emerens spojrzał z niesmakiem na torbę ociekającą szlamem. Po ułamku sekundy wahania chwycił ją za pasek, trzymając w znacznej odległości od siebie. Wyglądało na to, że mężczyzna bardzo cenił sobie swoją higienę.
- Trochę głupio mi, skazywać cię na publiczny pochód wstydu - mruknął, patrząc na suknię, która przestała być zielona. Fortuyn nie dokończył tej wypowiedzi. Zapewne nie był w stanie zmusić się do zaproponowania kobiecie przejażdźki samochodem. - Muzeum jest czynne do siedemnastej - dodał, szybko zmieniając temat. - Ale trochę nam zajmie doprowadzenie cię do ludzkiej postaci - spróbował zażartować.
Harper sapnęła. Pochyliła się do torby, po czym ostrożnie wyciągnęła z niej pergamin od Ducha, by go rozwinąć. Był mokry, śmierdzący i upstrzony cuchnącym, brązowym osadem… jednak atramentowe linie nie zatarły się, a niebieski X w dalszym ciągu błyszczał intensywnie. Zdawało się, że nadzwyczajni kartografowie potrafili sporządzać nadzwyczajne mapy.
- Co to jest? - Rens zainteresował się, marszcząc brwi. - Czemu wcześniej nie powiedziałaś, że masz mapę Kunsten w torbie?
Alice zerknęła na Emerensa
- Pamiętasz bajkę twojej babci o Matce, dzieciach i Chatce z Duchem? - zapytała spokojnie. Wskazała palcem w stronę, gdzie była piramida
- To… Była Chatka Ducha. A to… - wskazała na mapę
- Jest nasza droga do domku Wiedźmy - odrzekła i uśmiechnęła się.
- Tam musimy się udać. Czy mogę pożyczyć choć twoją bluzkę? W aucie będzie ci cieplej, a ja mam jednak parę minut marszu - rzuciła rozbawiona abstrakcyjnością całej sceny. Zwinęła znów pergamin i wsunęła znów do torby.
- Tak, pewnie! - Rens wydawał się zadowolony, że może pomóc w jakikolwiek sposób. - Mam w samochodzie kilka ścierek. Może najpierw wytrzesz się nimi? - zaproponował. - Co do tej baśniowej chatki… nie żartuj sobie ze mnie - zaśmiał. Nagle zmarszczył brwi, jakby zastanawiając się nad czymś intensywnie. - Tak właściwie… jej wygląd zgadzał się dokładnie z tym, co powiedziałem w kawiarni - westchnął. - Tylko czekam, aż obudzę się i bracia mi powiedzą, że zasnąłem pod drzewem - pokręcił głową.
Rudowłosa pokręciła głową
- Niestety, nie uratuje cię taka uprzejmość losu. Chodźmy… Zaczynam lekko marznąć - powiedziała i westchnęła. Nie robiła sobie nic z tego, że była cała mokra i uwalona w bagnistej wodzie. Przeszła salę pełną zwłok, przejdzie ulicę mokra od stóp do głów.

Ruszyli szybkim krokiem. Prędki marsz wcale nie zagrzał Alice. Wręcz przeciwnie. Pęd sprawiał, że o jej ciało uderzało powietrze, a te z każdą chwilą robiło się zimniejsze.
- Twierdzisz, że było tak, jak w bajce? - Rens powtórzył. - Weszłaś do chatki, a duch dał ci wskazówki? Cóż za… - zaczął, ale zawiesił głos, nie mogąc znaleźć odpowiedniego słowa.
Alice pokręciła głową
- Był uwięziony. Pentagramem. Uwolniłam go. Był zły, bo pomagał innym, ale źle na tym wyszedł… No i opowiedziałam mu swoją historię, zaciekawiło go to. Pytał o nasz świat. Pokazałam mu małą latarkę na breloczku i powiedział, że to magia… Ale narysował dla nas mapę. Duch był kartografem, dlatego jeśli ktoś czegoś bardzo poszukiwał i to coś było w jakimś miejscu, to dlatego jego Chatka się pojawiała - wyjaśniła po drodze do samochodu.
- Hmm… - zamyślił się Rens. - Mam wrażenie, że kiedyś słyszałem o czymś podobnym. Ale wiele różnych baśni ma powtarzające się fragmenty. Nigdy nie przyszło mi do głowy, że w akurat tej Bagienna Chatka pojawiała się akurat wtedy, gdy… - nagle przerwał, spoglądając na Alice. - Dobrze się czujesz? Cała drżysz… - jęknął. - Może… już nie przesadzajmy, to tylko samochód… - rzekł z bólem, jakby każde słowo było gwoździem wbijanym w kończyny.
Śpiewaczka zerknęła na niego
- Inna, podobna baśń? Opowiesz mi ją w Casa? - poprosiła. Drżała i nawet nie zauważyła jak bardzo. Widziała jego minę. Uśmiechnęła się tylko ciepło
- Nie. To nic takiego. Naprawdę. Wytrę się, dasz mi bluzkę… Katar mnie nie zabije. a nie chce ci pobrudzić auta i tak już dość dla mnie dziś zrobiłeś - powiedziała i spięła się cała, by choć trochę opanować drżenie ciała.
Rens milczał przez chwilę, jakby zastanawiając się.
- Ale… boję się, że będę miał wyrzuty sumienia. Już wolę czyścić samochód i tłumaczyć przed rodzicami - ni to jęknął, ni to zaśmiał się. - To zbyt błahe w obliczu tego… wszystkiego. Powoli do mnie dociera, że powinienem sobie przewartościować hierarchię wartości - uśmiechnął się smutno. - Czyli zawiozę cię do Casa Corner, a potem będziemy opowiadać sobie baśni? - zapytał.
Alice przyglądała mu się chwilę
- Dobrze, ale pomoge ci umyć ten samochód - powiedziała
- Nie masz przypadkiem jakiegoś koca, ręcznika, albo płachty na opony w bagażniku? - zapytała.
- Ty chyba siebie nie widziałaś - mruknął. - Nie ma takiego ręcznika, po którym samochód i tak nie wymagałby renowacji - uśmiechnął się lekko. Zbliżali się do parkingu. Byli bardzo blisko. - No chyba, żebyś zdjęła sukienkę, wyrzuciła ją i szybko wytarła się ścierkami. Mógłbym ci dać moją bluzę na okrycie, ale nie mam nic na dół - jęknął lekko zażenowany. - Najchętniej zamknąłbym cię w ogromnym woombie, jak niemowlaka.
Kobieta zerknęła na niego znowu
- Szkoda sukienki, a może po praniu da się ją odratować, tak jak i resztę moich ubrań. Tylko nie mam nic do noszenia na dziś wieczór - westchnęła. Przy samochodzie rozejrzała się, czy nikogo nie było w pobliżu.
Nie było, choć to mogło się szybko zmienić. Wystarczyło, że samochód zajechałby na parking. Lub ludzie nagle wyszli z muzeum. Choć obecnie Alice była ukryta między samochodami i przy pospiechu zdołałaby przeprowadzić całą akcję.
- Nie twierdzę, że będzie pasować… ani że chciałbym cię w tym zobaczyć, ale szafa mojej mamy nie jest zamknięta na klucz. Poza tym możesz ubrać się w coś mojego. Choć nie zagwarantuję ci, że będziesz w tym ociekała kobiecością - mruknął mężczyzna, podając jej kilka białych ścierek z bagażnika. Nie były kompletnie czyste, jednak chociaż wydawały się suche. Emerens po dżentelmeńsku odwrócił wzrok.
Śpiewaczka przyjęła chusteczki
- Nie muszę ociekać kobiecością. Licze na to, że za kilka godzin moje rzeczy wyschną - powiedziała. Po czym odwróciła się tak, by stać bokiem do każdego potencjalnego źródła obserwatorów, a przodem do wnętrza auta i ściągnęła z siebie biedną, wyświechtaną sukienkę. Pochyliła się i wykręciła ją z wody, następnie strzepnęła i ostrożnie zwinęła, by zajmowała jak najmniej miejsca. Zaczęła się nieco wycierać ręczniczkami. Ubrana była w czarną dwuczęściową, prostą bieliznę, więc w gruncie rzeczy, gdyby nie to, że to była bielizna, wyglądałaby jak w stroju kąpielowym. Może jedynie koronkowe wykończenia brzegów mogły zdradzać co tak naprawdę rudowłosa miała na sobie, dla bystrego oka obserwatora
- To dasz mi tę bluzkę? - zapytała, zwijając użyte już ręczniczki.
- Tak - mężczyzna mruknął. Zdjął czarny golf i podał go Alice, nie oglądając się za siebie. Śpiewaczka dotknęła materiału. Był przyjemnie rozgrzany, a jej coraz bardziej doskwierało zimno. - Już? Mogę odwrócić się?
Harper naciągnęła zaraz materiał przez głowę i rozprostowała na sobie. Rens był wyższy, więc bluzka sięgnęła jej nieco niżej, prawie zakrywając pośladki.
- Tak, już - powiedziała Alice, po czym upchnęła ręczniczki i sukienkę w bocznych kieszeniach torby, by wszystko zabrać i zająć się tym na miejscu.
- To wchodź - rzekł mężczyzna. Następnie wsiedli do samochodu i ruszyli, opuszczając Kunsten. Mieli tu wrócić później po raz trzeci.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline  
Stary 26-01-2018, 23:30   #340
 
Szaine's Avatar
 
Reputacja: 1 Szaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputacjęSzaine ma wspaniałą reputację
Lotte pokiwała głową, domyślając się o co może chodzić.
- Jesteś haltiją z vaki prawdy i mądrości, prawda? – zapytała, choć nie czekała na odpowiedź. – Chciałabym dać ci spokój, abyś mogła opłakiwać Arteję, ale nie mogę. Jeśli bym to zrobiła, to jej poświęcenie poszłoby na marne.
- To trochę moja matka, a trochę siostra - rzekła haltija tym samym, dziecięcym głosem. - Ale bez wątpienia ktoś, kogo podziwiałam. Jako pierwsza i być może ostatnia osiągnęła pełną wiedzę natomiast wszystkich vaki. Pewnego dnia Ukko przebudził się i w jego umyśle zaświtała cudowna idea, a była nią właśnie Arteja.
- Wiesz jak odeszła? – Visser zapytała krótko.
Sowa podniosła zapłakane oczy na Lotte. Po krótkiej chwili wahania skinęła głową.
- Nie płacz, kochanie - Kate przykucnęła, szczebiocząc do haltii. - Co mamy zrobić, abyś się rozweseliła? - mówiła jak do dziecka.
- Odejść - duch zahukał w odpowiedzi.
- Odejdziemy jak najszybciej, jeśli nam pomożesz. – Lotte mówiła normalnym tonem, pomijając wygląd ducha. – Musimy znaleźć pozostawiony tu zwój, księgę czy… po prostu szóstą strofę opowieści, której wersy są porozdzielane po całej Europie. Ma się to tyczyć wielkiego wydarzenia, cudu związanego z bogiem Ukko. Wiesz o czym mówię?
- Oczywiście, że wiem - odparła haltija. - Po to tutaj jestem, aby strzec świętego wersetu. Dobry szaman z rodu Aalto odprawił rytuał w tej studni, pokrył ją znakami i zostawił ziemię z zielonej krainy Finni, na której mogę przebywać. Umieścił mnie tutaj. Mam za zadanie przekazać owe słowa potomkowi jego krwi, jeżeli ten kiedykolwiek zawędruje w to miejsce.
- A jeśli rodziny nie ma? – Visser westchnęła ciężko. – Wolą Mikaeli Pentti było zebranie wszystkich wersów, ale przez podły podstęp Lumiego nie może tego osobiście kontynuować. To przez jego czyny Arteja odeszła, a Mikaela jest jego więźniem…

Zapadła krótka chwila, w trakcie której sowa rozmyślała.
- Ja… ja nie wiedziałam aż tyle - mruknęła. - Wciąż jestem młoda i nieopierzona - zahukała. - Jednak… tamten warunek został wpisany w moją naturę. Potrzebuję krwi Aalto, aby móc wydać z siebie głos. Zostałam stworzona wokół tej właśnie zasady. Nie potrafię z nią walczyć, nawet jeżeli jesteście dobrymi ludźmi.
- Dobrymi ludź… - Edmund zaczął lekko rozbawiony, ale Kate zdzieliła go w bok.
Blondynka podeszła do Lotte.
- A gdzie jest ta Mikaela? Czy znasz jeszcze innych potomków Alvara?
- Nieosiągalna, tak samo jak jej potomek. Jest tylko dwoje żywych z rodu Aalto. – Lotte odpowiedziała koleżance z niezadowoleniem, po czym zwróciła się do sowy. – Potrzebujesz krwi Aalto, a dokładnie to czego? Musi żywy potomek chcieć usłyszeć ten wers? Nie jest to spisane, tylko ty posiadasz tą wiedzę?
- Tak, tkwi wyłącznie w moim umyśle. Alvar Aalto chciał, żebym wyjawiła słowa jedynie jego potomkom. Muszą mnie o to poprosić, a przynajmniej być obecni przy wypowiadaniu słów i nieprzymuszeni przez nikogo.
- Gdzie jest Mikaela i jej dziecko? - Edmund włączył się nerwowo. - Nic nie jest nieosiągalne, nawet na Księżyc można dolecieć. Chyba że masz na myśli… że nie żyją… - po części zapytał, a po części oznajmił.
- Mikaela ma w sobie Surme i jest pod kontrolą Lumiego. Natomiast jej prawdopodobnie syn, został przechwycony przez Alice. Nawet jeśli przytargają tu chłopca, to on tępo zgodzi się na to co ona mu powie. Z racji, że nie odezwała się do IBPI zakładam, że nie stoi z nami w zgodzie. – Lotte rozłożyła ręce dodając – więc nie mamy nikogo żywego z rodu. Przynajmniej nic mi nie wiadomo o innych żyjących potomkach Aalto.
- To już coś - mruknęła Katherine. - Przynajmniej wiemy, z kim możemy rozmawiać - dodała. - Jeżeli posiadamy coś, lub kogoś… cokolwiek, czego będzie pragnęła, to może wysłucha nas. Ewentualnie możemy ją podpuścić i spróbować w jakiś sposób zdobyć informację o miejscu, w którym znajduje się chłopiec.
- To nie jest tak, że mamy wiele innych możliwości - mruknął Edmund, po czym spojrzał niepewnie na sowę. - Jesteś przekonana, że nie ma innego sposobu, by uzyskać od ciebie informacje?
Haltija jedynie zahukała i pokręciła głową.
- Mam pomysł - mruknął Ed, wzdychając. - Ale nie mogę nic powiedzieć przy niej - ukradkiem zerknął na połyskującego srebrzyście ducha. Szeptał, tak aby go nie usłyszał.
Lotte spojrzała najpierw z niezadowoleniem na Kate, a potem ze zdziwieniem na Eda.
- Mów, nie mamy nic do stracenia – odparła. – Nie ruszymy dalej, jeśli już tu polegniemy, bo inne miejsca mają to samo zabezpieczenie.
Thomson jeszcze raz spojrzał na haltiję, jednak przełamał się i odezwał.
- Jeżeli nie możemy sprawić, aby wypowiedziała słowa zgodnie ze swoją naturą, to może powinniśmy znaleźć sposób, aby zmienić jej naturę.
- Nie rozumiem - mruknęła Kate.
- Można poprosić badaczy, aby dokładnie przejrzeli informacje w Zbiorze Legend na temat haltii. Jeżeli znajduje się jakaś furtka, to nie powinniśmy jej przeoczyć. Być może istnieją inni szamani, czy sposoby - wzruszył ramionami.
- Mimo wszystko warto zapytać o pomoc Kościół Ko… - zaczęła Cobham, jednak przerwała w pół słowa, kiedy ujrzała po części zniesmaczone i zaskoczone spojrzenie Thomsona. Wcześniejszy wzrok Lotte zgłaszający niezadowolenie również nie umknął jej uwadze. Podniosła ręce do góry w geście poddania się. - Tylko mówię! Zależy czy ważniejsze jest dla nas pokonanie, mówiąc dosłownie, bóstw śmierci i ich piekielnego ogara, czy może raczej chowanie urazy do…
- ...czartów z innego piekła? To się nie wydarzy, Cobham i nigdy o tym więcej nie mów ponownie.
- Joakim Dahl już nie przewodzi Kościołowi Konsumentów. Został pokonany przez Alice Harper. Gdyby dokonał tego ktokolwiek inny, dostawałby laurki, tantiemy i parady organizowanoby na jego część.
- Alice Harper zrobiła to tylko dlatego, aby samej przejąć kontrolę nad KK. Kieruje się swoimi celami…
- ...których nie znamy. I uznając je z góry za złe jedynie pozbawiamy się potencjalnego sprzymierzeńca przeciwko Lumiemu, Tuoniemu, czy jak on się nazywa.

Tymczasem haltija zasnęła, ukołysana głosami dwójki strażników z Ergastulum. Przychyliła nieznacznie świetlisty łebek, zamknęła oczy i otworzyła dziobek, miarowo oddychając.
- Poszukanie lepszych informacji na temat haltii jest dobrym pomysłem. Może faktycznie można coś z tą sytuacją zrobić, ja nie miałam takiej możliwości. – Visser odparła trochę zrezygnowana, ale szybko zmieniło się jej nastawienie przetrawiwszy ostatnie słowa kolegów. – Mówiliście tylko, że Dahl jest w Finlandii i Alice przez działania Sharifa uwolniła go z więzienia. Czemu pominęliście, że ona dowodzi KK?
- Bo nasze źródła są niepewne - odpowiedział Ed, zagryzając wargę. - Wszystko dzieje się bardzo szybko i KK jest nieco w stanie destabilizacji po utracie Joakima. Większość członków ich organizacji w ogóle nie wie, że to Harper przyczyniła się do upadku Dahla. Większość ma ją za boginię, prorokinię. Z jakiegoś niejasnego dla nas powodu. Stąd wzięła się wieść, że słuchają ją najwięksi gracze, czyli Terrence de Trafford, druga ręka Dahla oraz Fernando Abascal, karzeł, zwierzchnik Szakali. Ale być może Harper jest jedynie ich marionetką. Nic nie wiemy na pewno i w najbliższym czasie nasze wtyki nie przekażą nam więcej informacji.
- Tak przynajmniej mówiła nam Tallah - Kate wzruszyła ramionami.
- Dlatego nie chcę bawić się w takie gierki, jestem od zbierania informacji na temat zjawisk paranormalnych. – Lotte pokiwała z dezaprobatą. – Mimo to nie uważacie, że to dosyć istotna informacja o upadku Dahla? I co to znaczy „upadek”? A zresztą… nie chcę wiedzieć. Macie dostęp do Zbioru Legend, czy chcecie zlecić to badaczom? – zapytała trochę zniecierpliwiona.
- Upadek oznacza, że nie musimy się nim przejmować - odpowiedziała Kate. - Albo nie żyje, albo jest niezdolny do czegokolwiek. Jedni twierdzą, że został zabity przez Harper, inni że tylko wprowadzony w śpiączkę i leży na OIOMie. Tak, czy tak, ten człowiek to przeszłość.
- Czy to istotna informacja? - zapytał Ed. - Patrząc w szerszym kontekście, tak. Ale obecnie nie zajmowaliśmy się Konsumentami i mieliśmy innych wrogów na głowie, więc zapomniałem o tym wspomnieć.
- Ja nie zapomniałam, ale myślałam, że Tallah ci powiedziała - Cobham wyglądała na zaskoczoną.
- Nie kupiliśmy pakietu internetowego w Islandii - Ed skrzywił się. - Bez niego nie uzyskamy dostępu do Zbioru Legend. Chyba będziemy musieli stąd pójść…
- Mogę zostawić tu jednego klona - Kate wcięła mu się w zdanie. - W razie jakichkolwiek problemów, będziemy mieć informacje z pierwszej ręki. Ewentualnie odwrotnie. Możemy tu zostać, a wysłać na kontakt z oddziałem jedynie klona.
- A tu nie ma połączenia z Internetem i komputera? – Lotte odparła po chwili, rezygnując z drążenia tematu Dahla. – Właściwie dopóki nie znajdziemy sposobu innego niż potomek Aalto, to nie mamy co ruszać dalej. W każdym miejscu będzie ten wymóg.
- W sensie czy jest komputer w czytelni? Myślę, że warto to sprawdzić. Już się tym zajmuję - Katherine rzekła, nie ruszając się z miejsca. Co pewnie znaczyło, że jej kopie wzięły na siebie to zadanie.
- Czyli… będziemy musieli tu czekać - Ed stwierdził oczywistość.
- Nie wiem, ile to zajmie czasu, lecz… tak. Musimy uzbroić się w cierpliwość - westchnęła Kate, spoglądając na Lotte.
- Lepiej wykorzystać wszystkie możliwości. – Visser wbiła na chwilę wzrok w śpiącego ducha. – W najgorszym wypadku, będziemy liczyć na to, że ktoś tu przyjdzie z krwią rodu i twój klon podsłucha co ma ona do przekazania. Wychodzi na to, że łatwiejsze jest odnajdowanie ukrytych miejsc, niż zdobywanie wersów.
- Tak - Kate żachnęła się. - A jak to było w grobowcu w Helsinkach? Tam również było podobne zabezpieczenie? Aalto nałożył je na dokumenty prowadzące do rozsianych po Europie budynków?
Edmund w tym czasie podszedł do śpiącej haltii i przykucnął przy niej, obserwując ją wnikliwie. Wyglądał tak, jakby chciał ją dotknąć. Czego, oczywiście, nie zrobił.
- I tak i nie – Lotte odpowiedziała. – Duch pogonił mnie stamtąd, grożąc zesłaniem na mnie klątwy, ale zwój z wersami byłam w stanie przeczytać. Problem stanowił dostęp do komputera.
 
__________________
"Promise me this
If I lose to myself
You won't mourn a day
And you'll move onto someone else."
Szaine jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:13.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172