Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 16-01-2017, 16:28   #11
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Ella i Tytus

Wprawdzie wizyta zaczęła się już popołudniu oraz trwała jakiś czas, faktycznie jednak, nie było jeszcze późno. Nic więc dziwnego, że Cyceron zaproponował wizytę u Cecylii Metelli. Cecyliusze należeli do prastarych, szanowanych rodów plebejskich, zaś odłam rodziny zwany Metellusami wspiął się na same wyżyny republikańskich urzędów. To wiadomo było powszechnie, ale szczegóły pozostawały poza zainteresowaniami Tytusa. Nie znał specjalnie historii oraz genealogii rodowej, jednak wcale nie była mu ona potrzebna, żeby wiedzieć, iż będą poruszać się po bardzo grząskim gruncie. Dlatego obiecał sobie, że będzie trzymał buzię na kłódkę skupiając się wyłącznie ściśle na sprawach związanych ze śledztwem. A tak właściwie, śledztwo, nie był całkiem pewien, czy niektórzy spośród zebranego towarzystwa naprawdę chcą cokolwiek wnieść. Stwierdził co on zrobi, ale też rzucił parę rzeczy, które powinni dokonać pozostali. Proponował choćby, żeby ktoś odwiedził owe miejsca, gdzie przebywał ów śliski człowiek. Nie zgłosił się nikt, jakby ogłuchli. Może nie wszyscy, tutaj rzeczywiście było półtorej wyjątku, ale raczej potraktowali to spotkanie nie jako okazja do pomocy przyjacielowi, czy chęci wykazania się, ale raczej darmowe objadanie. Ech, aż skrzywił się na tą myśl, jednak tak cz siak on planował potraktować sprawę poważnie. Oczywiście nie miał zamiaru ładować się w jakieś zbyt ryzykowne sprawy, lecz rzeczywiście chciał pomóc Cyceronowi. Rozważanie takich spraw jest jednak tylko wtedy sensowne, jeśli ma się jakieś podstawy. Tutaj akurat zgadzał się z jednym z gości, iż Cyceron nie powiedział zbyt wiele. Szczerze mówiąc Tytus chciał mieć nadzieję, że to nie dla jakichś ukrytych powodów, lecz po prostu pragnął, by zebrani sami sobie wyrobili własny pogląd po rozmowie z Sekstusem Roscjuszem. Elle przez większość czasu rozmawiała ze służącymi Cycero. Bardziej starając się zebrać kilka porad niż o coś wypytywać. Jednak służące mając w końcu do czynienia z kimś nowym, z przyjemnością opowiadały wszystkie “stare” historie. Widząc jak Tytus opuszcza spotkanie dołączyła do niego. Nie pytała o nic, takie zachowanie byłoby nieodpowiednie dla służącej. Hm, chwilowo nie mógł porozmawiać z Ellą, jednak obiecał sobie, że zrobi to na spokojnie, po powrocie do domu. Teraz, mimo że szli obok siebie, to znaczy ona kroczek za nim po prawej stronie, nie za bardzo mogli dyskutować, skoro wokoło otaczała ich reszta towarzystwa z Cyceronem na czele.

Tymczasem jednak, zamiast szlachetnej przeciwnikami okazała się banda, która naprawdę chciała sobie obić pyski. Tytus był w legionach i stanowczo to mu wystarczało. Planował, że urządzą sobie z Ellą miła wieczorną kąpiel oraz nadzwyczaj przyjemną nockę. Zamiast tego okazało się, że mógł liczyć swoje siniaki, podobnie jak stojąca obok dziewczyna.

Po jednej stronie gladiatorzy, po drugiej zwykli goście. Przy czym gladiatorzy byli ostro podpici, ale jakby nie było twardzi, zaś tamci mieli nożowników. Lepiej było już oberwać piąchą, nawet od gladiatora, niż ostrzejszą bronią. Dlatego Tytus wrzasnął.
- Pożar! Pali się! - wznosząc chyba jedyny okrzyk, jaki dla mieszkańca Rzymu był naprawdę groźny oraz wywoływał konsternację. Pożary bowiem przydarzały się niejednokrotnie, nawet bez pomocy ludzkiej. Odkąd zaś niektórzy zwąchali, iż stanowią one dobry biznes, nawet jeszcze częściej. - Pali się! Taaaam! - wrzasnął ponownie Tytus zakładając, że nawet najwięksi pijacy oraz zakały zaczną się rozglądać, dając mu chwilę na przemknięcie się z Ellą. Krzycząc bowiem chwycił dziewczynę za dłoń i wspólnie z nią próbował dać drała na bok. Zakładał, że co rozsądniejsi z jego nowych znajomków uczynią tak podobnie, szczególnie Cyceron, który miał łeb jak sklep i stanowczo wiedział, kiedy należy uciekać. Żeby jednak ułatwić mu to jeszcze bardziej, po prostu dając drała przebiegając obok pierwszego z brzegu gladiatora pchnął go na jego kompanów, by potem z Ellą próbować zanurkować w tłum ludzi. Przynajmniej taki był zamysł.
 
Kelly jest offline  
Stary 16-01-2017, 23:30   #12
 
Cooperator's Avatar
 
Reputacja: 1 Cooperator ma z czego być dumnyCooperator ma z czego być dumnyCooperator ma z czego być dumnyCooperator ma z czego być dumnyCooperator ma z czego być dumnyCooperator ma z czego być dumnyCooperator ma z czego być dumnyCooperator ma z czego być dumnyCooperator ma z czego być dumnyCooperator ma z czego być dumnyCooperator ma z czego być dumny
Były takie momenty, kiedy powołanie się na stan senatorski mogło uratować życie. Zakrzyknięcie "Senatorus romanus sum", nawet w środku barbarzyńskiej dziczy wzbudzało szacunek, a nawet powstrzymywało wyciągnięte miecze. Niestety, Rosa nie znajdował się na półdzikich rubieżach imperium.

Znajdował się w Rzymie.

Tutaj powołanie się na stan senatorski zapewne by spowodowało, że jeszcze by zarobił w pysk - co, pójdzie poskarżyć, zresztą - na kogo?

Najgorsze, co można było zrobić, to się rozdzielić. Zdecydowanie więc przeciskał się przez tłum, by znaleźć się jak najbliżej Cycerona. Razem powinni przedostać się poza pole rażenia.
 
Cooperator jest offline  
Stary 17-01-2017, 19:36   #13
 
Hawkeye's Avatar
 
Reputacja: 1 Hawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputację
Jak to się działo, iż po raz kolejny Rzym udowadniał piękno i prostotę wojskowego życia. Nawet wojny miały swoje zasady. A w sercu ich wspaniałej Republiki, w tym "najwspanialszym" mieście świata dochodziło do takich scen! I to w biały dzień! Jak, można było do czegoś takiego dopuścić? Na twarzy Marcusa pojawił się naprawdę brzydki grymas, gdy porównał w myślach tą anarchię do porządku wojskowego życia. Czy to dla tego anarchistycznego zachowania, on i jego żołnierze ryzykowali swoim życiem? Ci ludzie naprawdę potrzebowali silnej ręki! Senetatorowie prowadzili swoje gierki, a tłum ... O nim Aquila nie chciał nawet myśleć.

Chwycił swoją pałkę i postąpił krok do przodu. Nie miał zamiaru korzystać z miecza ukrytego w środku. Po pierwsze zbyt wiele oczu było teraz na nich zwróconych, mogło to być naprawdę nierozsądne. Po drugie sama pałka powinna wystarczyć do zadania, jakie stało przed nimi. Gladiatorzy nie wyglądali na uzbrojonych, a to oni byli tutaj najgroźniejsi (oczywiście oprócz niego). Aratus czuł pewną dozę szacunku, do tych niewolników, których przymuszono do walk ku uciesze gawiedzi. Brzydził się walkami gladiatorów, nie tak powinien ginąć wojownik. Musiał jednak uważać, i za żadne skarby nie dać się im okrążyć. Oni dobrze wiedzieli jak walczyć w grupach, nie warto było dawać im tej przewagi. Co do nożowników ... Mimo domniemanego uzbrojenia, nie stanowili tak wielkiego problemu. Zasięg jego pałki powinien wystarczyć do poradzenia sobie z tym zagrożeniem. Gdyby chcieli wycofać się to powinni skorzystać z tej drogi.

Chciał przekazać swoje spostrzeżenia, gdy dotarło do niego co działo się z resztą towarzyszy. I po raz kolejny został brutalnie uświadomiony, że nie jest już w Legionach. Wszyszy biegali jak kurczaki bez głowy, próbując wydostać się z ciżby. Stary Senator ruszył w stronę Cycerona. Co przynajmniej wymagało pewnej odwagi i rozsądku. Za to ten młody człowiek z niewolnicą ... Titus ... Zasługiwał jedynie na potępienie. Ślepa ucieczka i szerzenie paniki? Aratus nie był zwolennikiem batożenia, uważał, iż inne kary były częsciej bardzo skuteczne. Jednakże ta kara była pokazem dla innych. Oto co stanie się z tymi, próbującymi wprowadzić strach w naszych szeregach. 60 batów razem z tą jego haniebną ucieczką powinni wystarczyć za takie przewinienie. Ostrzejsza kara w obliczu zachowania pozostałych byłaby nierozsądna. I znów żałował, iż Legionowe życie pozostało tysiące mil stąd. Jak mógł mu zaufać? Jeżeli znów się to powtórzy, lub jeżeli śledztwo wprowadzi ich w meandry rzymskiej polityki, ten człowiek znów pewnie wybierze siebie i swoją niewolnicę. O Tempora! O Mores!

Co zrobić? Co zrobić? Liczne możliwości przelatywały przez jego głowę. Brakowało mu jednak paru dzielnych i uczciwych legionowych chłocpów. Ohh. Zrobiliby w mieście porządek w ciągu kilku godzin. Jednakże trzeba było radzić sobie z tym, co miał pod ręką.

Wyprostował się, jednocześnie przybierając władczą minę. Wiedział, iż ludzie często reagowali na sam ton głosu. Zwłascza w takich sytuacjach, miał nadzieję, iż wzbudzi wystarczający respekt, aby przedostać się do Cycerona.
-Rozejść się! Już! Spokój! Rozejść się, albo dacie gardła! - nie czekał jednak na ich reakcję, wątpił aby jeden głos, dał coś w tej ciżbie, oprócz być może kupienia im kilku chwil. W paru susach doskoczył do Senatora Rosy
-Trzymajmy się razem - człowiek ten nie wyglądał na kogoś, kto poradzi sobie w bezpośrednim starciu. Więc należało go chronić. Teraz Marcus chciał po prostu odnaleźć Cycero i wydostać się z tego bałaganu ...
 
__________________
We have done the impossible, and that makes us mighty
Hawkeye jest offline  
Stary 19-01-2017, 10:03   #14
 
Tom Atos's Avatar
 
Reputacja: 1 Tom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputację
Gladiatorzy byli zbyt pijani i zbyt poirytowani, by jakiekolwiek wołania mogły ich powstrzymać. Choć okrzyk o pożarze przyniósł jednak pewien efekt, ale wśród gapiów, ten i ów zaniepokojony obywatel zaczął się rozglądać szukając źródła katastrofy.

Ignorując zupełnie Aratusa wstawieni wojownicy ruszyli do bójki potrącając po drodze Cycerona i Crastinusa, jednak dzięki przytomności umysłu i zdecydowaniu Marka obaj mężczyźni osłaniając rękoma głowy wydostali się z tłumu, w tej chwili kotłujących się gladiatorów i żałobników. Jedynie ich stroje były w nieładzie, co doprawdy było niewielką niedogodnością.

Tytus wydatnie im w tym pomógł, gdyż pchnięty gladiator wpadając na kompanów zrobił wyrwę w tłumie uczestników bójki i obaj mężczyźnie przeskoczywszy leżącego nieszczęśnika oddalili się od miejsca walki.
Vasco nie zajmując się już nimi i trzymając za dłoń Ellę bez większych problemów wmieszał się w tłum gapiów i nie tracąc z oczu Cycerona wydostał się na niezatłoczoną część forum.

Tymczasem reszcie nie poszło tak łatwo. Aulus Herminus Rosa próbował wpierw dostać się do Cycerona, co sprawiło, że znalazł się pomiędzy gladiatorami. Napierany przez nich bardzo szybko znalazł się w centrum bójki. Ku swemu przerażeniu zauważył, że nie tylko jeden żałobnik miał przy sobie nóż. Tu i ówdzie błysnęła stal i nie wiadomo, jak by to się skończyło dla szacownego Rzymianina, gdyby w sukurs nie przyszedł mu Aratus. Ten doświadczony żołnierz, był zaznajomiony z walką w ścisku. Osłaniając kompana dosłownie wyrwał go z tłumu.

Marcus Aquila poczuł przy tym kilka razów na plecach. Z tego co podpowiadało mu doświadczenie nie było to nic poważnego, ot kuksańce jakie można było zarobić przeciskając się przez tłum, choć jeden był na tyle bolesny, że aż stęknął.

W końcu także Aratus i Rosa wydostali się z tłumu. Nie niepokojeni przez nikogo dołączyli do reszty grupy. Cyceron właśnie doprowadzał togę do ładu. Był zdyszany, a policzki mu się zaczerwieniły z podniecenia. Nie wydawał się jednak wystraszony raczej poirytowany. Szybko się jednak opanował.
- Nic Wam nie jest moi drodzy … a gdzie jest Askaniusz? – spytał z niepokojem w głosie.

Wśród Was nie było niewolnika. Odruchowo wszyscy zaczęli się rozglądać.
Tymczasem Askaniusz zaskoczony szybkością wydarzeń nie był w stanie podjąć żadnych działań, co biorąc pod uwagę, że wokół trwał tumult nie mogło skończyć się dobrze dla Greka. Z odrętwienia szybko wyrwał go cios jaki prosto w szczękę dostał od jednego z pijanych gladiatorów. Ból sprawił, że rzucił się do ucieczki. Nim jednak zdołał się wyrwać poczuł na ciele kolejne ciosy. Wreszcie sponiewierany dotarł do reszty.
Zdecydowanie Cyceron doznał uszczerbku na własności.

Nie zajmując się już bójką, która rozkręciła się na dobre dotarli do via Sacra. Serce zamarło w nich, kiedy spojrzeli w górę wąskiej, stromej alei wiodącej ku okazałym willom na szczycie Palatynu. Świat był cały z kamieni i słońca, absolutnie bez cienia. Warstwy drżącego powietrza czyniły szczyt wzgórza zamglonym i niewyraźnym, bardzo wysokim i odległym. Ruszyli pod górę.

Gdy zmęczeni dotarli na szczyt ujrzeli otoczony prastarymi dębami, różowo otynkowany dom, który imponował wielkością. Drzwi wejściowe kryły się w murze pod portykiem. Po obu stronach wejścia stali dwaj żołnierze w hełmach i pełnym bitewnym rynsztunku, z mieczami u boku i z włóczniami w dłoni. Posiwiali weterani armii Sulli, pomyślał Aratus.

Cyceron skinieniem ręki nakazał Askaniuszowi, by zastukał w masywne dębowe drzwi. Upłynęła długa chwila, dzięki czemu wszyscy odetchnęli i w cieniu portyku zdjęli z głów kapelusze, zanim wreszcie drzwi bezszelestnie się otworzyły. Z wnętrza wypłynął im na spotkanie chłodny powiew i zapach kadzidła.

Otworzył odźwierny, a inny niewolnik przyszedł, by ich poprowadzić do środka. Zabrał od wszystkich kapelusze, po czym oddalił się, by sprowadzić niewolnika od anonsowania. Odźwierny, siedzący na stołku u drzwi i zajęty jakimś rękodziełem przykuty był za stopę do ściany łańcuchem o długości pozwalającej mu dojść tylko do drzwi.

Po chwili zjawił się niewolnik anonsujący, wyraźnie zawiedziony, że gościem jest Cycero, a nie jakiś płaszczący się protegowany, od którego mógłby wycisnąć parę denarów, zanim dopuściłby go do dalszych części domu. Po drobnych oznakach – wysokim głosie, wyraźnie powiększonych piersiach łatwo było poznać, że jest eunuchem. Choć na Wschodzie byli oni niezbędną i odwieczną częścią społecznego krajobrazu, w Rzymie jednak bezpłciowcy byli rzadkością i patrzyło się na nich raczej z niesmakiem. Cycero powiedział, że Cecylia Metella jest wyznawczynią orientalnych kultów, ale trzymanie w domu eunucha wydało się doprawdy dziwaczną afektacją. Poszli do Atrium gdzie oczekiwała ich gospodyni.

Był to długi, wysoki pokój z oknem w suficie i otwartymi drzwiami u obu końcach dla przewiewu. Ściany zdobił realistyczny wizerunek ogrodu z zieloną trawą, drzewami, pawiami i kwiatami, sufit był udrapowany niebieskim jak niebo materiałem. Podłogę wyłożono zielonymi płytkami.

Przy srebrnym stole, na którym podano zimną wodę i granaty, siedziała już Cecylia i rudowłosy młodzieniec. Po wzajemnych formalnościach podczas których wszyscy się przedstawili wyszło na jaw, iż jest to wspomniany wcześniej przez Cycerona Rufus Messala, zięć samego dyktatora. Wszyscy usiedli tylko Askaniusz i Ella stanęli za krzesłami swych właścicieli.

Metella była dużą, krzykliwie elegancką kobietą. Pomimo swego wieku sprawiała wrażenie zdrowej i silnej. Włosy miała ufarbowane na ognistą czerwień (pod henną zapewne były białe) i upięte w wysoki kok, zwinięty spiralnie i utrzymywany w tej karkołomnej pozycji przez długą srebrną szpilę, której ostry koniec wystawał z drugiej strony. Główka szpilki wykonana była z karneolu, Cecylia miała na sobie kosztowną stolę i dużo biżuterii. Twarz kryła się pod warstwą różu. Cała przesycona była wonią kadzidła. W jednej dłoni trzymała wachlarz i biła nim powietrze, jakby chciała rozprzestrzenić swój zapach na cały stół.

Rufus był rudy, miał brązowe oczy, zarumienione policzki i piegi na nosie. Był tak młody, jak mówił Cycero. Rzeczywiście nie mógł mieć więcej niż szesnaście lat, ponieważ wciąż nosił szatę dziecięcą, taką samą dla chłopców i dziewcząt, luźną, z białej wełny, o długich rękawach aby nie przyciągać spojrzeń lubieżników. Za kilka miesięcy nałoży togę mężczyzny, ale na razie według prawa był chłopcem. Było oczywiste, że Cycero jest jego idolem, podobnie jak to, że Cycero uwielbia nim być.

Marek Tulliusz odchrząknął i powiedział:
– Cecylio, dzień jest bardzo gorący. Czy możemy przejść do naszej sprawy?
– Oczywiście, Cyceronie. Przybyliście w sprawie biednego młodego Sekstusa. –[/] odrzekła łaskawie Metella.
– Tak. Obecni tu moi przyjaciele mogą nam pomóc w odkryciu okoliczności, kiedy ja będę przygotowywał obronę.
– Obronę. Ach, tak. Czy ci okropni strażnicy tam jeszcze są? Widzieliście ich?
– Obawiam się, że tak.
– To takie żenujące. Kiedy przybyli, powiedziałam im stanowczo, że na to nie pozwolę. Na nic się to nie zdało. Powiedzieli, że to zarządzenie sądu. Jeśli Sekstus Roscjusz ma tu przebywać, to tylko w areszcie domowym, ze strażą u wszystkich drzwi, dzień i noc. „W areszcie?”, powiedziałam, „Jak gdyby był jeńcem albo zbiegłym niewolnikiem? Znam prawo bardzo dobrze i wiem, że nie ma paragrafu pozwalającego na więzienie rzymskiego obywatela w jego własnym domu albo w domu jego protektorki”. Zawsze tak było. Obywatel oskarżony o przestępstwo zawsze mógł wybrać ucieczkę, jeżeli nie chciał stawać przed sądem i gotów był porzucić swoje mienie. No więc przysłali z sądu urzędnika, który wszystko gładko wyłożył... sam byś tego lepiej nie powiedział, Cyceronie. „Ma pani rację”, powiada, „jest tak, ale z wyjątkiem pewnych spraw. Pewnych kapitalnych spraw”. Pytam go, co też ma na myśli. „Kapitalnych”, mówi, „jak od dekapitacji. Spraw związanych z odcięciem głowy albo innych ważnych organów, co kończy się śmiercią”.

Cecylia odchyliła się do tyłu i powachlowała intensywniej. Oczy jej się zwęziły i zwilgotniały.

Rufus pochylił się ku niej i łagodnie położył dłoń na jej łokciu.
– Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, jakie to wszystko straszne –[/i] ciągnęła. – Biedny młody Sekstus, jedyny pozostały przy życiu syn mojego drogiego przyjaciela, straciwszy ojca, może teraz sam stracić głowę. Ale to nie wszystko! Gorzej! Ten sługa, ta osoba, ten urzędnik mówił dalej i dokładnie wyjaśnił, co słowo „kapitalna” znaczy w wypadku wyroku za ojcobójstwo. Och! Nigdy bym w to nie uwierzyła, gdybyś tego nie potwierdził, Cyceronie, słowo w słowo! Zbyt straszne, zbyt straszne, by o tym mówić.
Cecylia zaczęła się wachlować ze zdwojoną energią, a jej powieki, ciężkie od egipskiego czernidła, trzepotały jak skrzydła ćmy. Wyglądała, jakby za chwilę miała zemdleć. Rufus sięgnął po kubek wody, ale odmówiła, machnąwszy przecząco dłonią.
– Nie będę udawać, że znam tego młodego człowieka. To jego ojca znałam i kochałam jak bardzo drogiego przyjaciela. Ale jest on synem Sekstusa Roscjusza i ofiarowałam mu schronienie w mym domu. Z całą pewnością to, co opisał ów urzędnik, ta wstrętna osoba, nigdy nie powinno się przytrafić nikomu, wyjąwszy najbardziej podłych, ohydnych i zdegenerowanych morderców.

Zamrugała oczami i wyciągnęła dłoń, nie patrząc. Zaskoczony Rufus odszukał kubek i podał jej. Cecylia upiła łyk wody i oddała mu naczynie.
– Pytam więc tego potwora urzędnika, jak mniemam, całkiem rozsądnie, czy byłoby wielkim problemem, gdyby ci żołnierze przynajmniej stanęli gdzieś z dala od domu, zamiast tak tkwić u samych drzwi. Jakież to upokarzające! Mam sąsiadów, a oni uwielbiają plotkować. Mam krewnych i protegowanych, którzy co dzień przychodzą prosić o łaski, a ci strażnicy ich odstraszają. Moi siostrzeńcy i siostrzenice obawiają się mnie odwiedzać. Och, ci żołnierze umieją trzymać język za zębami, ale powinniście widzieć, jak patrzą na młodą dziewczynę! Czy nie możesz czegoś z tym zrobić, Rufusie?
– Ja?
– Oczywiście, że ty. Musisz coś znaczyć u... u Sulli. To on ustanawia sądy. I to on jest żonaty z twoją siostrą Walerią.
– Tak, ale to nie oznacza... –
Rufus urwał, rumieniąc się.
– Daj spokój. – Głos Cecylii nabrał konspiracyjnych tonów. – Jesteś przystojnym młodym chłopcem, równie ładnym jak Waleria. A wszyscy wiemy, że Sulla zarzuca sieci po obu stronach strumienia.

– Czy możemy powrócić do czegoś, o czym była mowa przed chwilą? –
zręcznie zmienił temat rozmowy Cyceron.– Karze za ojcobójstwo …
Nastrój uległ gwałtownej zmianie, jakby czarna chmura nagle przesłoniła słońce. Cecylia odwróciła się bokiem i schowała twarz za wachlarzem. Rufus spojrzał zakłopotany na Cycerona. Ten zaś napełnił swój kubek i pociągnął długi łyk wody.
– Ojcobójstwo jest tak rzadką zbrodnią wśród Rzymian. Ostatni taki wyrok zapadł, jeśli mogę być pewien, kiedy mój dziadek był młodzieńcem. Tradycyjnie karę śmierci wykonuje się przez dekapitację, czyli ścięcie, w wypadku niewolnika zaś przez ukrzyżowanie. Kara za ojcobójstwo jest ustalona bardzo dawno, przez kapłanów, nie przez prawodawców i bardzo surowa. Ma wyrazić gniew Jowisza-ojca na każdego syna, który odważy się uśmiercić tego, z którego nasienia się wziął.
– Proszę cię, Cyceronie –
rzekła Cecylia. – Dość mi było usłyszeć to jeden raz. Mam przez to koszmarne sny.
– Ale wszyscy powinni wiedzieć. Wiedzieć, że stawką jest czyjeś życie, to jedno, ale znać rodzaj śmierci, jaka go czeka, to coś zupełnie innego. Oto, co prawo stanowi: skazany za ojcobójstwo natychmiast po ogłoszeniu wyroku ma być wyprowadzony na Pole Marsowe tuż nad Tybrem. Tam zabrzmią rogi i cymbały, wzywając ludność, by przybyła patrzeć. Kiedy ludzie się zbiorą, ojcobójca zostanie obnażony, jak w dzień swych narodzin. Dwa piedestały, wysokie do kolan, ustawione będą o parę stóp od siebie. Skazany wstąpi na nie, każdą nogą na inny, i ukucnie z rękoma skutymi za plecami. W ten sposób każdy cal jego ciała będzie dostępny dla jego katów. Ci zgodnie z prawem będą bić go węźlastymi biczami, aż krew popłynie z jego ran jak woda. Jeśli spadnie z podwyższenia, musi wejść na nie ponownie. Bicze muszą padać na każdą część jego ciała, także na stopy i dolne partie między nogami. Krew kapiąca z jego ciała jest tą samą krwią, jaka płynęła w żyłach jego ojca i dała mu życie. Patrząc na jej upływ, zbrodniarz może rozważać, co uczynił.


Cecylia przez zmrużone powieki wpatrywała się ponad wachlarzem w adwokata jak urzeczona. Mówiąc, Cycero patrzył gdzieś w dal. Przerwał na chwilę, po czym beznamiętnie ciągnął dalej:
– Przygotowuje się worek, tak duży, by pomieścić człowieka, wykonany ze skór tak ciasno zszytych, by nie przepuszczał wody ani powietrza. Kiedy biczownicy ukończą swoją pracę – to jest, kiedy każdy skrawek ciała ojcobójcy będzie pokryty krwią tak, że nie będzie wiadomo, gdzie kończy się krew, a zaczyna żywe mięso – skazańcowi każe się pełznąć do worka. Worek kładzie się w pewnym oddaleniu, by zgromadzeni mogli patrzeć na posuwanie się skazańca i ciskać w niego nawozem i odpadkami oraz głośno go przeklinać. Kiedy dotrze do worka, musi do niego wpełznąć. Gdyby stawiał opór, zostanie zaciągnięty z powrotem na piedestały i kaźń rozpocznie się na nowo. W worku ojcobójca niejako wraca do łona matki, nie urodzony, zawrócony z życia. Filozofowie mówią, że rodzimy się w cierpieniu. Większym cierpieniem jest jednak być nie urodzonym. Do worka wpycha się wraz ze zbrodniarzem czworo żywych zwierząt. Najpierw psa, najbardziej służalczą i godną pogardy z bestii, oraz koguta ze specjalnie zaostrzonym dziobem i pazurami. To prastare symbole: pies i kogut, stróż i trębacz pobudki, strażnicy domowego ogniska. Nie ustrzegłszy ojca przed synem, dzielą los mordercy. Wraz z nimi idzie wąż, męski symbol, który może zabijać, nawet dając życie. Na koniec małpa, najokrutniejsza boska parodia człowieczeństwa.
– Tylko sobie to wyobraźcie! –
zakrzyknęła Cecylia. – Co za hałas!
– Cała piątka zostaje zaszyta razem w worku i zaniesiona na brzeg rzeki. Worka nie można toczyć ani okładać kijami, zwierzęta muszą bowiem pozostać żywe, by jak najdłużej mogły dręczyć skazańca. Kiedy kapłani wypowiadają ostateczne przekleństwa, worek wrzuca się do Tybru. Wzdłuż brzegów rzeki aż do samej Ostii muszą czuwać obserwatorzy. Jeśli worek utknie na płyciźnie, muszą go zepchnąć z powrotem w nurt, póki nie dopłynie do morza i nie zniknie z oczu. Ojcobójca niszczy samo źródło swego życia. Zakończy je więc pozbawiony kontaktu z pierwiastkami dającymi życie światu: ziemią, wodą, powietrzem, nawet światłem słonecznym, dopóki worek wreszcie nie pęknie i nie pochłonie go morze, a jego zawartość w ten sposób zostanie przekazana przez Jowisza Neptunowi, a potem Plutonowi, wymazana z ludzkich serc i pamięci, niegodna już nawet odrazy.


W pokoju panowała cisza. W końcu Cycero wziął długi, głęboki oddech. Na jego ustach widniał lekki uśmiech. Pomyślałem, że jest raczej dumny z siebie, jak każdy orator czy aktor po zakończeniu recytacji, która porwała słuchaczy.

Cecylia opuściła swój wachlarz. Pod makijażem była kredowobiała.
– Zrozumiecie wkrótce, kiedy go poznacie – rzekła. – Biedny młody Sekstus, zrozumiecie, czemu jest tak zrozpaczony. Jak królik skamieniały z trwogi. Biedny chłopiec. Jeśli się ich nie powstrzyma, zrobią to z nim. Musicie mu pomóc. Musicie pomóc Rufusowi i Cyceronowi ich zatrzymać.
– Ten człowiek jest wrakiem – wtrącił Cycero. – Ogarnięty paniką, bez rozumu, zupełnie rozklejony. Prawie oszalały z trwogi.
– Oczywiście, że się boi. – Cecylia zganiała wachlarzem muchę z rękawa. [/i]– Kto by się nie bał z taką groźbą nad głową? A że jest niewinny, to jeszcze za mało. Chciałam powiedzieć, że wszyscy znamy przypadki... zwłaszcza odkąd... to jest od jakiegoś roku... Niewinność nie wystarcza, by czuć się bezpiecznym w dzisiejszych czasach. –[/i] To mówiąc, rzuciła szybkie spojrzenie na Rufusa, który przyjął wystudiowanie obojętną pozę.
– Ten człowiek boi się własnego cienia – rzekł Cycero. – Bał się, zanim tu przybył, a teraz boi się jeszcze bardziej. Boi się skazania, boi się uniewinnienia. Mówi, że ktokolwiek zabił jego ojca, nie zawaha się zabić i jego. Proces jest spiskiem mającym na celu pozbycie się go. Jeśli zawiedzie ich prawo, dopadną go i zamordują na ulicy.
– W środku nocy budzi mnie jego krzyk –
wtrąciła Cecylia, oganiając się przed natrętnym owadem. – Słyszę go przez cały dom, aż z zachodniego skrzydła. Ma koszmary. Najgorsza jest chyba ta małpa. Chociaż wąż też...

Rufus wzdrygnął się.
– Cecylia mówi, że Sekstusowi nawet ulżyło, kiedy sąd postawił strażników przed domem. Jakby mieli oni go chronić, zamiast zapobiegać jego ucieczce. Ucieczce! On nie chce nawet wyjść z pokoju.
– To prawda –
potwierdził Cycero. – W przeciwnym razie spotkałbyś się z nim w moim gabinecie i nie byłoby potrzeby nachodzić naszej gospodyni, co byłoby wielką dla mych przyjaciół stratą, gdyby nigdy nie zostali przyjęci w domu Cecylii Metelli.

Cecylia uśmiechnęła się uprzejmie, przyjmując komplement. W następnej chwili jej oczy strzeliły w bok ku stołowi i jej wachlarz uderzył weń z klaśnięciem. Ta mucha już więcej jej nie dokuczy.
 
Tom Atos jest offline  
Stary 20-01-2017, 11:41   #15
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Ella i Tytus

Szczęśliwie bójka nie przyniosła gorszych następstw, niźli kilka ewentualnych obtłuczeń. Wraz z Ellą wyszli cało, pozostali również. Wprawdzie niektórzy spośród gości Cycerona aż rwali się do walki, co nie miało absolutnie sensu, skoro ich celem była pomoc przyjacielowi, nie zaś mordobicie, które mogło jedynie ową pomoc uniemożliwić. Ale cóż, natura człowieka jest nieodgadniona, niektórzy wprost nie mogą się przemóc przy takich sytuacjach. Pomocne pewnie to gdzieś na skraju Imperium, lecz w Rzymie panowały inne kompletnie reguły.

Tymczasem jednak udało się jakoś wyrwać oraz dostać do domu arystokratki. Tyle, że już na początku dano im do zrozumienia, że Sekstus Roscjusz zamknął się w pokoju oraz jest pod wpływem straszliwego wstrząsu, który można doskonale pojąć. Wprawdzie mieli jeszcze z nim porozmawiać, jednak skoro pojawili się nowi rozmówcy zaangażowani, to czemu ich także nie spytać? Dlatego właśnie Tytus zwrócił się do domowników.
- Przede wszystkim chciałbym podziękować za przyjęcie nas. Wielki to oraz niezasłużony zaszczyt – lekko skinął przed arystokracją. - Proszę wybaczyć wszakże Cecylio Metello i ty Rufusie Messalo, ale skoro mamy pomóc w sprawie, może państwo wspomnieliby nam, co wiedzą oraz czego się ewentualnie domyślają, kto mógł ową zbrodnię zrobić oraz zrzucić ją na owego człowieka – co prawda arystokratka wspomniała, że tak naprawdę nie zna go, no ale może cokolwiek słyszała, zaś ten drugi współpracownik bardzo enigmatycznego Marka Tulliusza mógł wiedzieć więcej. - Wspomniała także pani o jego ojcu, że był pani dobrym przyjacielem. Poznała go pani więc dosyć dobrze. Jakim był człowiekiem, co robił, jakich miał wrogów? Może dzięki tym słowom odnajdziemy jakiś drobiazg, wskazówkę która pozwoli dojść do uniewinnienia biedaka - dodał elegancko się uśmiechając wypracowanym zawodowo uśmiechem. Tymczasem Ella trzymała się na wymagany w tej sytuacji dystans, jednak z uwagą przysłuchiwała się całej rozmowie.
 

Ostatnio edytowane przez Kelly : 20-01-2017 o 13:24.
Kelly jest offline  
Stary 21-01-2017, 21:50   #16
 
sickboi's Avatar
 
Reputacja: 1 sickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwusickboi jest godny podziwu
Kamienna twarz wpatrywała się w Jubę gładkimi, pozbawionymi źrenic, oczami. Jej skronie i policzki poznaczone był licznymi rysami oraz bruzdami, powstałymi przez dziesiątki, a może nawet i setki lat istnienia. Najwyraźniejszym z ubytków był jednak ułamany koniuszek spiczastej bródki. Bynajmniej, niewolnik nie przybył podziwiać dzieła dawno zapomnianego rzemieślnika, jego cel był dużo bardziej prozaiczny. Nie była to bowiem zwykła rzeźba, jakich pełno w mieście. Z jej szeroko rozwartych ust lała się chłodna i krystalicznie czysta woda. Tuż pod kamienną twarzą znajdował się półokrągły zbiornik, o który właśnie opierał się Juba.

-Nie gap się tak. Nie wyglądasz wcale lepiej- burknął niewyraźnie niewolnik do rzeźby, położył dłoń na jej głowie i nachylił się. Ciężko mu było dokładnie się przejrzeć w falującej i kotłującej się tafli. Jego ciemna, numidyjska, twarz rozmywała się i zniekształcała. Mimo to dostrzegł puchnącą coraz szybciej, i rozciętą, wargę oraz nabrzmiały łuk brwiowy. Cóż, bójka zawsze mogła skończyć się gorzej, szczególnie gdy w ruch poszły noże. Juba miał to nieszczęście, że nie zdążył wybrnąć z tłumu nim zaczęło się mordobicie. Co gorsza, znajdował się akurat w samym jego centrum. Nim zdołał się wydostać spadła na niego kilka celnych ciosów. Oczywiście sam nie pozostał dłużny, ale marne to było pocieszenie. Tym bardziej, że w całym zamieszaniu zgubił gdzieś swojego pana, Marka Crastinusa i jego towarzyszy. Jedynym pocieszeniem był fakt, że pamiętam imię owej Rzymianki, do której wszyscy się udali. Cecylia Metella.

Juba pochylił się jeszcze niżej, zaczerpnął wody w dłonie i oblał twarz, złorzecząc i wzywając wszystkich możliwych bogów. Opuchnięte miejsca bolały, jakby ktoś jednocześnie wbijał w nie tysiące cienkich szpilek. Niewolnik wsadził pod wartki strumień całą głowę licząc na to, że chłód zmniejszy nieco obrzęk i powstrzyma ból. Rzeczywiście po kilku chwilach poczuł się jakby lepiej, więc odstąpił od fontanny. Jako, że znajdował się gdzieś koło Targu Rybnego, musiał ponownie wrócić na Forum był stamtąd wspiąć się na Palatyn. Zajęło mu to chwilę, ale z całych poszukiwań był to z pewnością prostszy etap. Teraz on, ciemnoskóry niewolnik należący do plebejusza, musiał znaleźć kogoś życzliwego w najbogatszej dzielnicy Rzymu. Wiedział, że nie było sensu pytać mijanych zarządców domów, czy greckich nauczycieli. Ci, nawet będąc własnością rzymskich patrycjuszy, uważali się za lepszych od innych zniewolonych. Podobna opinia panowała wśród większości służby domowej. Długo zajęło więc Jubie szukanie pomocy, ale gdy wreszcie dowiedział się, gdzie mieszka Cecylia Metella i dotarł na miejsce, czekała na niego niemiła niespodzianka. Pilnujący wejścia strażnicy za nic nie chcieli go wpuścić, czemu trudno się dziwić, i nie byli skorzy do odpowiedzenia na żadne z pytań Numidyjczyka. W końcu zniechęcony Juba przysiadł nieopodal w cieniu pod murem i zapadł w płytki sen.

Tymczasem jego pan, Marek Crastinus, z kwaśną miną spoglądał na wschodni przepych panujący w domu rzymskiej kobiety ze szlachetnego domu. Z drugiej strony była to w pewnym sensie podróż do przeszłości. Rzymianinowi z miejsca przypomniał się dom pewnej popularnej greckiej hetery, do którego wtargnął wraz z towarzyszami, podczas plądrowania Aten. Zresztą kilkukrotnie natknął się na rzeźbę, czy naczynia, wyglądające dziwnie znajomo. A może to było tylko złudzenie? Lub kopia? Marcus nie zastanawiał się nad tym długo. Nie wiele go to w gruncie rzeczy obchodziło. Dużo więcej uwagi poświęcił za to samej Cecylii Metelii, gdy już znaleźli się w atrium.

Gospodyni wydawała się pochodzić z całkiem innego świata. Bliżej jej było do żony jakiegoś wschodniego władcy, niż rzymskiej matrony. Ogromna ilość biżuterii, ostra woń jakiegoś dziwnego pachnidła i misternie ułożone włosy. Sam stół, przy którym kobieta przyjęła gości musiał kosztować fortunę. Crastinus z pewnością nie pozwoliłby na taką ekstrawagancję w swoim domu. Brakowało tylko półnagich tancerek i tancerzy! Zgodnie jednak z tym co postanowił i zresztą przysiąg Cyceronowi, nie wypowiedział ani słowa na temat obyczajów panujących w domu Cecylii Metelli. Za to co innego przykuło jego uwagę, gdy słuchał rozmowy między Cyceronem, a arystokratką.

-Wybacz czcigodna pani, pytanie zwykłego plebejusza, ale dziwi mnie pewna sprawa. Dlaczego właściwie ów Roscjusz przebywa u Ciebie i jak długo już tu jest? Z tego co powiedział drogi Cyceron posiada on spory majątek Amerii. Dobry gospodarz powinien doglądać swoich włości, a przynajmniej wiedzieć co się na nich dziej. Tymczasem mówisz, szlachetna Metello, że twój gość zaszył się tutaj, niczym zając w norze. Co w takim razie z jego posiadłościami? Opuścił je, czy też pozostawił w opiece komuś z rodziny?-
 
sickboi jest offline  
Stary 23-01-2017, 11:27   #17
 
Hawkeye's Avatar
 
Reputacja: 1 Hawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputację
Oficer z przyjemnością obserwował dom Metylli. Trochę przypominało mu to jego ukochany Wschód. Namiastka życia pozostawionego za sobą. Chociażby z powodu samego sentymentu przyjemnie było zasiąść przy stole. Nie potępiał również oznak bogactwa, jakie znajdowały się w samym domu. Można byłoby prowadzić dysksuję czy srebrny stół był najlepszym dodatkiem. Aratusowi wydawał się mało funkcjonalny. Sam pewnie w tym wypadku zainwestowałby pieniądze w coś bardziej praktycznego. Bogactwo można było lepiej pokazać przez sztukę ... obrazy lub rzeźby. Wsakże wszystko mogło mieć swój cel. Oficerowie nosili bogate zbroje nie tylko dlatego, że mogli, ale przede wszystkim aby wyróżnić się na polu bitwy, aby nadać powadze swojego urzędu i zrobić odpowiednie wrażenie na żołnierzach. Jeżeli ktoś był słabym dowódca, to przynajmniej mógł ubrać się odpowiednio do roli, którą miał grać.

Zainteresował się gdy kobieta zaczęła opowiadać o koszmarach mężczyzny. Słabe umysły czasami pękały, więc wcale nie musiał być to dobry znak dla ich sprawy. Oczywiście mogło to też oznaczać, że mężczyzna ten był po prostu słaby, a wtedy nie mógłby dokonać takiej zbrodni. Do zrobienia czegoś tak strasznego potrzeba było silnej woli. Jego towarzysze zadali dwa bardzo ciekawe pytanie, na które chętnie sam Aquila usłyszałby odpowiedź. Poprawił się na swoim miejscu i odezwał się łagodnym tonem
-Szlachetna gospodyni, czy twój gość mówi kogo się obawia? Ma sam jakieś podejrzenia dotyczące tożsamości zabójcy, czy jest to bardziej nieokreślony strach? I kiedy zaczęły się koszmary tego człowieka? Po tym jak dowiedział się jaka kara mu grozi? -
 
__________________
We have done the impossible, and that makes us mighty
Hawkeye jest offline  
Stary 24-01-2017, 11:40   #18
 
Cooperator's Avatar
 
Reputacja: 1 Cooperator ma z czego być dumnyCooperator ma z czego być dumnyCooperator ma z czego być dumnyCooperator ma z czego być dumnyCooperator ma z czego być dumnyCooperator ma z czego być dumnyCooperator ma z czego być dumnyCooperator ma z czego być dumnyCooperator ma z czego być dumnyCooperator ma z czego być dumnyCooperator ma z czego być dumny
Dojście do siebie po wydarzeniach na Forum zajęło Rosie chwilę, wystarczająco długą, aby nie uczestniczyć w pierwszych wymianach zdań z gospodynią. Zresztą, zawsze należał do tych, co chętniej słuchają czy analizują, niż prowadzą szermierkę słowną. Dwie sprawy jednak zaczęły go nurtować od samego początku.

-Szlachetna gospodyni, poza nadzieją lepszej przyszłości, bogowie dali człowiekowi jeden wspaniały przymiot by bronić się przed nienajlepszą terażniejszością. Pamięć i wspomnienia, którym patronuje helikońska Mneme. Może wspomnisz cień swojego przyjaciela, aby mógł on się napełnić dobrymi słowami i wesprzeć również swego niewinnego syna z miejsca, gdzie przebywa teraz z bogami? Słyszałem o nienajlepszych relacjach między nimi - tu zerknął na Cycerona - ale od jajek do jabłek pewnie powinniśmy się przyjrzeć tej tragicznej historii od początku.

Chętnie by się dowiedział o całej sprawie od kogoś innego niż Marek Tulliusz.

-Poza tym, chciałbym złożyć swoje kondolencje Sekstusowi. Jako członek Senatu powinienem chociaż dorzucić trochę nadziei i ufności w Rzeczpospolitą. Czy ktoś spośród twoich sług mógłby zaprowadzić mnie do jego pokoju?

Spytał to z pewną stanowczością. Dobrze byłoby się zorientować, czy Sekstus rzeczywiście tutaj się znajdował, a nie, że cała ta żałoba była sprytną przykrywką jego ucieczki.
 
Cooperator jest offline  
Stary 26-01-2017, 12:12   #19
 
Tom Atos's Avatar
 
Reputacja: 1 Tom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputacjęTom Atos ma wspaniałą reputację
Uśmiech i spojrzenie jakim Cecylia Metella obdarzyła Tytusa Vasco można było wręcz uznać za zalotne. Najwidoczniej matrona była łasa na komplementy.

Trwało to jednak chwilę i wkrótce na jej oblicze powrócił, jakże stosowny w tych okolicznościach wyraz smutku i zatroskania. Przyjmowała kolejne pytania niczym ciosy dla swej zbolałej duszy.
– Byłam jedną z ostatnich osób, które widziały ojca Roscjusza żywego. – westchnęła, a wargi jej lekko zadrżały Ostatni posiłek spożył w tym właśnie pokoju. Och, jak on lubił ten pokój. Kiedyś powiedział mi, że wcale niepotrzebne mu otwarte przestrzenie. Pola, łąki i wiejskie życie w Amerii nudziły go śmiertelnie. „Więcej ogrodu nie potrzebuję”, powiedział.
Wskazała ręką na malowidła ścienne.
– Widzicie tego pawia na południowej ścianie, z rozpiętymi skrzydłami? Tam, pada na niego teraz światło. Pamiętam, jak nazywał go swoim Gajuszem i chciał, bym tak o nim mówiła. Gajusz też lubił ten pokój.
– Gajusz? –
spytał Rosa.
– Jego syn. – odparła Cecylia.
– Myślałem, że zabity miał tylko jednego syna. – wtrącił się Aratus.
– Och, nie. To znaczy, miał tylko jednego, odkąd Gajusz umarł.
– Kiedy to się stało? –
dociekał Tytus.
– Niech pomyślę. Trzy lata temu? Tak, przypominam sobie, bo była to właśnie noc triumfu Sulli. Na całym Palatynie odbywały się przyjęcia. Ludzie chodzili od domu do domu. Każdy świętował, wojna domowa wreszcie się skończyła. Ja też wydałam przyjęcie, w tym pokoju, z drzwiami otwartymi na ogród. To była taka ciepła noc... pogoda taka, jak tej wiosny. Sam Sulla był u mnie przez chwilę. Pamiętam, jak zażartował: „Dzisiaj każdy, kto jest kimś w Rzymie, bawi się – albo się pakuje”. Naturalnie niektórzy spośród świętujących powinni byli się pakować. Któż mógł sobie wyobrazić, że sprawy posuną się tak daleko? – zakończyła z westchnieniem, unosząc brwi.
– Czy więc to tutaj zmarł Gajusz Roscjusz? – spytał Crastinus.
– Och, nie, nie o to chodzi. Mówię o tym, bo dlatego pamiętam. Gajusz i jego ojciec powinni byli tu być... och, jakże drogi Sekstus byłby podekscytowany, mogąc się otrzeć o Sullę, przedstawić mu Gajusza! Gajusz był urodziwym młodzieńcem. Jasnowłosy i przystojny, inteligentny, o dobrych manierach. Miał wszystko, czego drogi Sekstus oczekiwał od syna.
– Ile Gajusz miał lat? –
zadał pytanie Rosa.
– Niech pomyślę... jakoś niedługo przedtem nałożył togę. Mógł mieć dziewiętnaście lat, może dwadzieścia.
– Więc znacznie młodszy od swego brata? –
spytał Tytus Vasco.
– O tak, biedny drogi Sekstus musi być dobrze po czterdziestce. Ma dwie córki. Starsza to prawie szesnastolatka. Bracia nie byli sobie zbyt bliscy. Nie bardzo sobie wyobrażam, jak mogliby być. Prawie się nie widywali. Gajusz spędzał cały czas w mieście u boku ojca, kiedy Sekstus zarządzał posiadłościami w Amerii.

Cecylia obdarzyła Tytusa uśmiechem. Była szczęśliwa i bardziej niż chętna do rozmowy o swym zmarłym przyjacielu. Zastanawiające było jaki właściwie stosunek łączył ją kiedyś z lubiącym zabawy i przyjęcia starym Sekstusem Roscjuszem.
– Nie, Gajusz Roscjusz nie umarł w Rzymie. – Cecylia westchnęła. – Owej nocy mieli być u mnie, spędzić wczesny wieczór na moim przyjęciu, a potem wszyscy mieliśmy się udać do posiadłości Sulli na triumfalny bankiet. Zaproszonych były tysiące. Hojność Sulli nie miała granic. Sekstus Roscjusz wielce się niepokoił o dobre wrażenie, nie dalej jak parę dni przedtem zjawił się u mnie z młodym Gajuszem, pytając o radę w sprawie jego stroju. Gdyby wszystko potoczyło się jak należy, Gajusz nigdy by nie umarł...

Jej głos gasł stopniowo. Podniosła wzrok na oświetlonego słońcem pawia.
– Ale fatum się wtrąciło. Jak to ma w paskudnym zwyczaju. Dwa dni przed triumfem Sekstus pater otrzymał wiadomość z Amerii. Sekstus filius wzywał go do powrotu do domu. Jakieś wydarzenie, pożar czy powódź, nie jestem pewna. Wieść tak nagląca, że Sekstus pospieszył do rodzinnej posiadłości, zabierając z sobą Gajusza. Miał nadzieję wrócić do Rzymu na świętowanie. A zamiast tego pozostał w Amerii na pogrzebie.
– Jak to się stało? –
zaciekawił się Marek Crastinus.
– Zatrucie pokarmowe. Zepsuty słoik marynowanych grzybów, jednego z przysmaków Gajusza. Sekstus opisał mi w szczegółach, jak jego syn upadł na podłogę i zaczął wymiotować żółcią. Sekstus wsadził mu palce do gardła, myśląc, że syn się dławi. Gardło chłopca było gorące. Kiedy wyjął palce, były pokryte krwią. Gajusz wykrztusił więcej żółci, tym razem gęstej i ciemnej. Zmarł po paru minutach. Bezsensowna, tragiczna śmierć. Drogi Sekstus nigdy już potem nie był sobą.
– Powiedziałaś, pani, że Gajusz miał dziewiętnaście czy dwadzieścia lat, sądziłem jednak, że jego ojciec był wdowcem. Kiedy umarła matka chłopca? –
spytał Tytus.
– Och... ale prawda, skąd mógłbyś wiedzieć. Umarła przy porodzie. Myślę, że między innymi dlatego Sekstus tak kochał chłopca. Był bardzo podobny do matki. Sekstus myślał o nim jak o jej ostatnim darze dla niego.
– A dwaj synowie? Musiało ich dzielić dwadzieścia lat. Czy urodziła ich ta sama matka? –
spytał Aratus.
– Nie. Czy nie mówiłam? Gajusz i młodszy Sekstus byli braćmi przyrodnimi. Pierwsza żona zmarła na jakąś chorobę przed laty. – Cecylia wzruszyła ramionami. – Być może również dlatego chłopcy nigdy nie byli ze sobą blisko.

Cecylia odwróciła ze smutkiem wzrok.
– Niestety ta tragedia nie zbliżyła obu Roscjuszy. Obawiam się, że wprost przeciwnie. Czasami tragedia tak wpływa na rodzinę, pogłębia dawniejsze rany. Czasami ojciec kocha jednego z synów bardziej... któż może to zmienić? Po śmierci Gajusza ojciec obarczył winą jego brata. To był oczywiście wypadek, ale stary człowiek w spazmach żalu nie zawsze ma odwagę obwiniać bogów. Powrócił do Rzymu i zaczął trwonić swój czas i majątek. Powiedział mi kiedyś, że skoro Gajusz nie żyje, nie ma nikogo, komu chciałby pozostawić spadek, więc był zdecydowany przepuścić wszystko przed śmiercią. Okrutne słowa, wiem. Podczas gdy Sekstus filius prowadził gospodarstwo, Sekstus pater ślepo wydawał wszystko, co mógł. Możecie sobie wyobrazić, jacy obaj byli rozgoryczeni.

Cecylia ze znużeniem wzruszyła ramionami. Ożywienie zupełnie ją opuściło. Maska z henny i makijażu jakby opadła, odkrywając pomarszczoną, starą kobietę. Po chwili zaczęła mówić cicho, zbolałym głosem:
– Tamtej wrześniowej nocy, podczas id, Sekstus był u mnie na kolacji, na kolacji... przed śmiercią. Wyszedł wcześnie, pamiętam. Miał w zwyczaju pozostawać długo, ale tamtego wieczoru wyszedł przed ostatnim daniem. To było godzinę po zmierzchu.
– Wiesz, pani, dokąd poszedł? –
spytał Rosa.
– Przypuszczam, że do domu... – mówiła coraz ciszej i urwała.

Cecylia Metella, przeżywszy tyle lat w samotności, nie miała przynajmniej jednej ze zdolności wszystkich rzymskich żon: nie potrafiła kłamać.
– A może Sekstus Roscjusz nie udawał się do domu, wychodząc od ciebie? Może miał jakiś powód, by wyjść tak wcześnie. Jakaś wiadomość? Umówione spotkanie? – dociekał Rosa.
– Prawdę mówiąc, tak … – odpowiedziała, marszcząc brwi. – Zdaje się, że istotnie przybył jakiś posłaniec. Tak, całkiem zwyczajny, jakich każdy może wynająć na ulicy. Przyszedł do drzwi dla służby. Ahausaurus odszukał mnie, wyjaśniając, że przed kuchnią czeka jakiś człowiek z wiadomością dla Sekstusa Roscjusza. Tamtego wieczoru wydawałam małe przyjęcie, było nas sześć, może osiem osób i kolacja jeszcze się nie skończyła. Sekstus odpoczywał, prawie drzemał. Ahausaurus szepnął mu coś do ucha. Sekstus wyglądał na zaskoczonego, ale powstał natychmiast i opuścił pokój, nawet nie pytając mnie o pozwolenie.
– Co to była za wiadomość? –
spytał dość obcesowo Marek Crastinus.

Cycero jęknął, choć ledwo dosłyszalnie. Cecylia zesztywniała, a na policzki wypłynął jej rumieniec.
– Młody człowieku, Sekstus Roscjusz i ja byliśmy bardzo starymi, bardzo bliskimi przyjaciółmi.
– Rozumiem, Cecylio Metello. –
odparł Marek Crastinus.
– Doprawdy? Stary człowiek potrzebuje kogoś, kto by pilnował jego interesów i okazał nieco zaciekawienia, kiedy przybywa doń obcy posłaniec i zakłóca mu noc. Oczywiście, poszłam za nim i słuchałam.
– Ach. Zatem możesz mi powiedzieć, czyj to był posłaniec? –
dociekał nieubłaganie.
– Oto, co powiedział, co do słowa: „Elena prosi, byś natychmiast przyszedł do „Domu Łabędzi”. To bardzo ważne”. A potem pokazał Sekstusowi znak. Kobiecy pierścionek. Mały, srebrny, bardzo prosty. Taki, jaki ubogi człowiek mógłby dać ukochanej albo bogaty swej...
– Rozumiem. –
wtrącił się Tytus Vasco.
– Rozumiesz? Po śmierci Gajusza Sekstus zaczął spędzać wiele czasu i wydawać wiele pieniędzy w tego rodzaju miejscach. Mam na myśli lupanary, naturalnie. Sądzisz, że to żałosne, w jego wieku? Ale czy nie rozumiesz, że to z powodu Gajusza? Jak gdyby obudziło się w nim przemożne pragnienie spłodzenia jeszcze jednego syna. To absurd, oczywiście, ale czasem mężczyzna musi ulec naturze. Uzdrawianie chadza tajemniczymi ścieżkami.
– Wiesz pani coś o tym „Domu Łabędzi”? –
tym razem spytał Crastinus.
– Nic poza tym, że to gdzieś w pobliżu Łaźni Pallacyńskich, niedaleko domu Sekstusa przy Circus Flaminius. Nie sądzisz chyba, że uczęszczałby do jakichś podejrzanych przybytków w Suburze?

Cycero odkaszlnął i rzekł:
– Myślę, że czas już, byśmy poznali młodszego Sekstusa Roscjusza.
– Jeszcze tylko parę pytań –
uspokoił go Aratus. – Sekstus opuścił przyjęcie od razu potem?
– Tak.
– Ale nie sam?
– Nie, wyszedł z dwoma niewolnikami, którzy zawsze mu towarzyszyli. Jego ulubieńcy. Wszędzie brał ich ze sobą.
– Pamiętasz może ich imiona? –
dociekał Marek Aquila.
– Oczywiście, że tak. Od lat bywali w mym domu. Chrestus i Feliks. Bardzo lojalni, Sekstus ufał im bezgranicznie.
– Nadawali się do obrony?
– Przypuszczam, że nosili jakieś noże. Nie mieli jednak budowy gladiatorów, jeśli o to chodzi. Nie, ich zadaniem było głównie nieść latarnie i doprowadzić swego pana do łoża. Nie wyobrażam sobie, by byli wielce użyteczni w walce z bandą uzbrojonych zbirów.
– A czy ich pan wymagał pomocy w doprowadzeniu do łoża albo w chodzeniu po ulicach?
– Pytasz, czy był aż tak pijany? –
Cecylia uśmiechnęła się. – Sekstus nie był skłonny ograniczać się w przyjemnościach.
– Przypuszczam, że miał na sobie dobrą togę. –
stwierdził Aratus.
– Najlepszą.
– Nosił klejnoty?
– Sekstus nie był skromny w ubiorze. Z pewnością było na nim widać złoto.


Aratus potrząsnął głową. Cóż za zuchwałe kuszenie losu – stary człowiek, spacerujący praktycznie bez eskorty rzymskimi ulicami po zmierzchu, pijany i obnoszący się ze swym bogactwem, spieszący na tajemnicze wezwanie nierządnicy.
W idy wrześniowe szczęście w końcu opuściło Sekstusa Roscjusza.


***


Sekstusowi Roscjuszowi i jego rodzinie przydzielono pokoje w odległym skrzydle wielkiego domu. Eunuch Ahausaurus powiódł Rufusa, Cycerona i jego przyjaciół poprzez labirynt coraz bardziej wąskich i skromnych korytarzy. W końcu wkroczyli w rejon, gdzie farba na ścianach bardzo się łuszczyła, a potem zniknęła zupełnie, ustępując miejsca surowym tynkom, także spękanym i łuszczącym się. Posadzka pod stopami stała się nierówna i porysowana, z dziurami wielkości męskiej pięści. Byli daleko od eleganckiego ogrodu i kameralnej jadalni, w której przyjęła ich Cecylia, daleko za kuchniami, a nawet kwaterami służby. Zapachy były tu mniej przyjemne od woni gotowanych ryb i pieczonych kaczek. Znaleźli się gdzieś blisko wewnętrznej kloaki. Jak przystało na prawdziwą rzymską matronę, Cecylia Metella zdawała się chętnie znosić zakłopotanie, a nawet skandal, by chronić swego protegowanego, lecz było jasne, że nie życzy sobie towarzystwa młodego Sekstusa Roscjusza, ani też nie zamierza rozpieszczać go luksusem.
– Jak długo Roscjusz przebywa pod dachem Metelli? – spytał Cycerona Rosa.
– Nie jestem pewien. Rufusie?
– Niedługo. Może dwadzieścia dni. Nie było go tu wcześniej niż w nony kwietniowe, tego jestem pewien. Często ją odwiedzam, ale nie wiedziałem o jego pobycie, dopóki nie postawiono tych straży i Cecylia poczuła się w obowiązku wyjaśnić, o co chodzi. Wcześniej się nie kwapiła, by mi go przedstawić. Nie sądzę, aby jej na nim bardzo zależało, no i jego żona jest bardzo prostą kobietą.
– A cóż on tu robił w mieście, skoro tak bardzo kocha wieś? –
spytał Crastinus.
– Nie bardzo wiem. – Rufus wzruszył ramionami. – Cecylia chyba też nie wie na pewno. Pojawił się po prostu wraz z rodziną u drzwi, błagając o wpuszczenie. Wątpię, by znała go wcześniej, ale naturalnie zorientowawszy się, że jest synem Sekstusa Roscjusza, przyjęła go od razu. Zdaje się, że ten problem wokół śmierci starego nabrzmiewał już od jakiegoś czasu, jeszcze w Amerii. Myślę, że wygnano go stamtąd. Przybył do Rzymu praktycznie bez niczego, nawet bez domowego niewolnika. Jego posiadłości w Amerii w większość sprzedano, a resztą zajmują się jacyś kuzyni. Poproś go, by rozwinął temat, a wpadnie w jeden z tych swoich ataków.

Ahausaurus z gracją odegrał akt wprowadzania gości do pokoju, odchylając zasłonę w drzwiach.
– Sekstusie Roscjuszu, synu Sekstusa Roscjusza – przemówił oficjalnie, robiąc ukłon w stronę postaci siedzącej pośrodku. – Czcigodny kliencie mojej pani, przyprowadzam ci gości. – Niedbałym gestem wskazał w stronę przybyłych.
– Młodego Messalę, Cycerona adwokata, którego już poznałeś i jego przyjaciół.

Ellę i Askaniusza oczywiście zignorował, podobnie jak kobietę, która siedząc ze skrzyżowanymi nogami, szyła coś w jednym rogu pokoju, oraz dwie dziewczynki, klęczące w świetle z sufitowego okna, zajęte jakąś grą. Dokonawszy prezentacji, wycofał się. Pierwszy wysunął się Rufus.
– Wyglądasz dziś lepiej, Sekstusie Roscjuszu.
Siedzący skinął niemrawo głową.
– Może dzisiaj będziesz miał więcej do powiedzenia. Cycero musi zacząć przygotowywać obronę, do twego procesu pozostało już tylko osiem dni. Dlatego właśnie przyszedł tu z pomocnikami.

Sekstus, wlepił w przybyłych wyzute z nadziei spojrzenie.
Miał oblicze prostego człowieka, jakie rzymscy politycy uwielbiają wychwalać, twarz ogorzałą od słońca, wiatru i czasu. Roscjusz mógł być bogaty, był jednak włościaninem. Żaden mąż nie może rządzić wieśniakami, sam nie nabierając wieśniaczego wyglądu; nie może siać i zbierać zbóż, choćby robił to rękami niewolników, i uchronić się od brudu za paznokciami. Sekstus Roscjusz był grubo ciosanym, nieokrzesanym człowiekiem, roztaczającym aurę uporu i bezwładności niewzruszonego głazu. Oto był syn pozostawiony na wsi, by chłostać opornych niewolników i doglądać wołów, podczas gdy młody i piękny Gajusz wyrastał jako rozpieszczany miejski chłopiec, nabierając ogłady w domu ich ojca sybaryty. W jego oczach nie było urazy, rozgoryczenia, zazdrości bądź chciwości. To były oczy zwierzęcia schwytanego w pułapkę, które już słyszy nadchodzących myśliwych.
 
Tom Atos jest offline  
Stary 02-02-2017, 10:12   #20
 
Hawkeye's Avatar
 
Reputacja: 1 Hawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputacjęHawkeye ma wspaniałą reputację
Gdzieś z tyłu głowy Marcusa pojawiło się bardzo nieprzyjemne uczucie. Gdy szedł wraz z innymi przez korytarz, jego myśli pądążyły setki mil stąd. Pamiętał las, do którego wszedł wraz z częscią Legionu. Maszerowali szybko, aby dojść do swojego celu. Ich buty uderzały o podłoże, równy miarowy krok odbijał się echem pomiędzy drzewami. Oczy zwiadowców skakały pomiędzy gałęziami, w powietrzu wisiało duże napięcie. Zatrzymał swoich żołnierzy. Nie wiedział dlaczego, ale wiedział, że coś było nie tak. Na jego rozkaz trąbki zagrały do ustawienia się w odpowiedniej formacji, w momencie w którym, oddziały wroga wypadły z lasu. Walka była ciężka, ale dzięki przygotowaniu zwyciężyli. Jego żołnierze mogli tylko podziwiać przenikliwość Orła, który zawuażył to, co ominęli nawet jego zwiadowcy. Jednakże to nie była prawda. Nigdy do tego się nie przyznał, gdyż reputacja była ważna, a żołnierze potrzebowali swoich opowieści, potrzebowali czegokolwiek co mogło poprawić morale. Prawdą było to, że wtedy czuł się podobnie jak dzisiaj. Coś z tyłu głowy mówiło mu, że działo się coś dziwnego. Zaragował więc logicznie, zaciśnił szyki zwiększając bezpieczeństwo i spowalniając marsz. Gdyby nic się nie stało, zawsze zdołałby się wytłumaczyć, ze swojego zachowania ... A dzięki temu atakowi ... Cóż zdobył pewne uznanie. Po wielu latach analizując tamten dzień doszedł do wniosku, że to brak śpiewu ptaków. Nie słyszał ich wtedy i nie zwrócił na to uwagi, ale jego instynkt zauważył ich brak. Teraz było podobnie, zaangażował się w tą sprawę i ciężko było się teraz wycofać. Postanowił zachować jednak ostrożność i nie wyciągać pochopnych wniosków.

Gdy weszli do pomieszczenia oficer z zaciekawieniem przyglądał się oskarżonemu. Ten wydawał się, przerażony. Czy ktoś taki mógłby zabić ojca? Wydawało się to niepewne, do popełnienia takiej zbrodni potrzeba jednak odwagi i determinacji. Sekstus nie wydawał się posiadać żadnej z tych cech. Jednakże nie dało się tego wykluczyć, obecny stan tego człowieka mógł być wynikiem wyrzutów sumienia ciążących nad mordercą ojca. Czysto teoretycznie jeżeli wypadek jego brata, był zaplanowany, a ojciec o tym się dowiedział ... Może byłby to jedyny sposób na ratowanie swojej skóry? Na razie Marcus Aratus postanowił uwierzyć swojemu przyjacielowi, skoro Cycero był przekonany o jego niewinności, niech takie będzie i założenie. Przynajmniej dopóki nie odkryto innych dowodów. A Aquila postanowił, że odkryje prawdę, niezależnie od tego jakaby ona nie była. Będzie to też zabezpiecznie dla niego, jeżeli ktoś chciałby mu kiedyś zarzucić udział w tej historii, będzie mógł powiedzieć, że robił jedynie wszystko aby odkryć prawdę.

-Witaj Sekstusie. Nazywam się Marcus Aratus - przedstawił się spokojnie żołnierz. Mówił do niego pewnyms siebie głosem, ale bez krzyczenia. Nawet zwierze potrafiło rozpoznać autorytet, do tego nie trzeba było używać kija. Instynkt w takich wypadkach bywał bezbłędny
-Mam do ciebie dwa pytania dotyczące twojego ojca. Pierwsze co stało się z jego niewolnikami Chrestusem i Feliksem? A po drugie czy posiadasz jakieś rachunki z domów uciech, do których uczęszczał twój ojciec? - Były trybun nie wierzył w omijanie prawdy pięknymi słówkami. Zwłaszcza kiedy sprawa była nagląca. A proces taki się zdawał.

Zresztą wychodziło na to, że jego samego czekał dość pracowity ... na całe szczęście dzień. Miał dość bezsilności i nudy, zamknięcia w domu. Działanie, to było w czym się sprawdzał, o czym marzył. Obecnie zresztą przychodziły mu do głowy trzy rzeczy, które musiał zrobić. Odwiedzieć miejsce, w którym zginął Sekstus senior. Po takim czasie, nie uda się odnaleźć żadnych konkretnych śladów, ale nie o to chodziło. Wprawnym żołnierskim okiem, będzie mógł ocenić, czy zasadzkę urządził ktoś, kto znał się na swojej robocie, czy jakiś amator. Miejsce, w którym doszło do ataku, mogło bardzo wiele powiedzieć, o osobie, która go zaplanowała. Drugim miejscem do odwiedzenia był "Dom Łabędzi". Może uda się odnaleźć dziwkę, w której zakochał się ten stary człowiek. Ona mogłaby na kilka ciekawych pytań odpowiedzieć. Wysłała mu piersień ... po co? Miała kłopoty, czy był to sprytny sposób na wciągnięcie go w pułapkę? W każdym razie ten lupanar mógł posiadać kilka ciekawych odpowiedzi. Po trzecie mógł i chciał napisać list i wysłać go do Amerii. Był pewien, że znajdzie się tam jakiś stary legionowy znajomy, który będzie mógł przybliżyć sprawę przejęcia majątku Sekstusa, plotki krążące w mieście, a być może nakreślić nawet jego charakter. Nie było sensu udawać się do miasta samemu, ale w ciągu paru dni, mógłby zdobyć dodatkowe informacje, które mogły okazać się przydatne w ostatecznym rozrachunku.
 
__________________
We have done the impossible, and that makes us mighty
Hawkeye jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 22:33.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172