Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 17-12-2017, 23:02   #171
 
Turin Turambar's Avatar
 
Reputacja: 1 Turin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputację
Argentyna, Buenos Aires, 12 lipca 2017 roku, 7.56 czasu lokalnego
Śnieg padał tak gęsto, że pole widzenia ograniczało się do raptem kilkunastu metrów. Pokrywa białego puchu pod nogami sięgała im już powyżej kostek i dalej jej przybywało.
Po przejściu dwóch przecznic, ciszę przerwała Beckett.
- Ty… używasz mocy bez przemiany w zbroję?! - zapytała szczękając zębami. Było naprawdę zimno.
- Gratulacje pani detektyw, jak na to wpadłaś? - o dziwo Void odpowiedział.
- Nie musisz być złośliwy - odgryzła się.
- Wyrzuciłaś mnie z piątego piętra przez okno. Oczekujesz prezentu z tej okazji?
- I to ja jestem ta zła?! Zamaskowany gość pokazał mi się w oknie podczas śnieżycy stulecia, której w tym rejonie nie miała prawa się wydarzyć i jak miałam zareagować?!
- Ciesz się, że byłem to ja, a nie… - zamarł, gdyż wysoko nad nimi pojawił się wielki cień, a śnieg zaczął latać przez moment w górę zamiast w dół.
Trwało to tylko chwilę, bo ów cień po prostu nad nimi przeleciał, ewidentnie kierując się w kierunku z którego oni sami właśnie podążali.
- On… - dokończył Void przełykając ślinę. - Nie zatrzymujmy się - wtrącił, choć to on sam na chwilę przystanął oszołomiony.
- Oboże, oboże, oboże... - Beckett była jeszcze bardziej blada niż chwilę temu. Natychmiast przyśpieszyła kroku.

Gdzieś przed nimi pojawiła się sylwetka mężczyzny, który miał na sobie… dywan. Był nim owinięty i przedzierał się w sobie znanym kierunku. Na widok zielonej poświaty otaczającej ich, krzyknął z przerażenia, zgubił dywan i pobiegł w przeciwną stronę.
- Wiem, że to pewnie zły moment, ale jeśli mogę zapytać - zaczęła zziębnięta Jack - to skąd wiedziałeś?
- O czym? - odparł mężczyzna ciągle zerkając za siebie, gdzie zniknął wielki cień latającego Obdarzonego.
- O niej, o nim, o Jakiro? - obserwowała go kątem oka, niepewnie popatrując na Beckett.
- Podsłuchałem tam gdzie trzeba - odparł lakonicznie. - Wiedz tyle, że są ludzie, którzy uznali za istotne, by patrzeć Światłu na ręce. Na twoje szczęście - powiedział do Isobel - podjęli dobrą decyzję.
- Czemu akurat teraz?! - jęknęła blondynka.
- Chyba dlatego, że wreszcie ktoś się zorientował o co chodzi w twojej mocy. Niestety był to handlarz informacjami o jedynkach z unikalnymi mocami - ostatnie zdanie wręcz wycedził z obrzydzeniem przez zęby.
- Ale co mu to da?! Przecież nie będę współpracować! - obruszyła się Isobel.
Cheza milczała przez chwilę, chyba nie wiedząc jak wytłumaczyć swojej podwładnej to
wszystko, bez wdawania się w szczegóły, dlatego obdarzona zmieniła temat.
- Przepraszam, bo muszę zapytać, nie daje mi to spokoju - zwróciła się do Voida - Twój głos wydaje mi się znajomy, czy my się już kiedyś nie spotkaliśmy?
- Hmm… Nie. - odparł po krótkiej chwili namysłu, ale Dove czuła, że nie była to prawda. - A prosiłem, żeby modulator zamontowali… - mruknął pod nosem. - W każdym razie, panno Beckett, Malcolm von Mazzentrop pofatygował się tutaj po twój żywioł - wyjaśnił tonem, jakby rozmawiali o pogodzie.
- Ogłuchłeś od tego mrozu?! No jaki żywioł? Ja nie mam żadnego żywiołu do kurwy nędzy! - blondynka nie dawała sobie przetłumaczyć. - Przecież one mają zbroje wysokie na kilka pięter!
- W tym problem, że właśnie masz żywioł - wyjaśnił zadziwiająco spokojnie. - Nie można rozwinąć mocy bazowej w taki sposób jaki ty to robiłaś do tej pory. Robisz to tylko przez zdobycie kolejnych… Bądź posiadanie jednego z żywiołów, który daje wręcz nieograniczone możliwości. Dobrze mówię? - zwrócił się do Dove.
Dove przytaknęła.
- Twój wzrost w formie zbroi, również wówczas zgadzałby się, rozwinięcie nowych umiejętności także. Ale naprawdę to nie jest najlepszy moment na tłumaczenie tej zawiłej sytuacji. Na razie Isobel, powinnaś się skupić na tym, o czym Ci mówiłam i wszystko powinno być dobrze. - pewność w jej głosie była zaskakująca.
- ...Jakie zdobycie mocy?- wydusiła z siebie Beckett mając bardzo, bardzo złe przeczucia.
Void odwrócił się w jej stronę. To, że chował twarz za paskudną maską nie pomagało.
- On - kiwnął głową w kierunku gdzie zostawili jej mieszkanie. - Chce cię zabić kiedy będziesz w postaci zbroi. Wtedy zdobędzie trzeci żywioł i już nawet Whistler nie będzie dla niego przeszkodą.
W tym momencie, jakby dla potwierdzenia jego słów, rozległ się potworny huk i łoskot walącego się budynku. Wiatr zawiał jeszcze mocniej, zrywając warstwę śniegu z asfaltu. Na szczęście w dziwny sposób zielona poświata Voida niwelowała wszelkie nienaturalne ruchy powietrza i śniegu, więc zdołali się utrzymać na nogach.

Beckett nic nie skomentowała. Objęła się ciasno ramionami i skuliła w sobie. Po chwili po jej policzkach pociekły łzy i dało się słyszeć ciche pociąganie nosem.
Void westchnął ciężko. Trudno było odczytać jego emocje, ale zrobił krok bliżej Isobel.
- Jest źle, a będzie jeszcze gorzej. Twoja szefowa ma jednak rację. Jeśli dotrzemy do portu, to powinno ci się udać uciec - starał się ją odrobinę pocieszyć. - Tylko musisz wyczekać z przemianą do ostatniej chwili.
Isobel przetarła naciągniętym na dłoń rękawem swoje policzki. Wzruszyła ramionami i pokręciła głową.
- Jak mam uciekać? Gdzie niby? - załkała.
- Podobno potrafisz się przemieszczać po metalowych konstrukcjach i to chcemy wykorzystać. Przeniesiesz się na drugi koniec kontynentu siecią podwodną. W obecnej chwili Biały zapewne już wie o wszystkim, Smaug leci do Ameryki Południowej i cały kontynent został postawiony w stan gotowości. Będzie dobrze, rozumiesz? - uśmiech Dove wyglądał na szczery.
Łzy nie przestawały płynąć po policzkach Isobel.
- A jak za mną ruszy? Jak się zgubię? Na który kontynent mam uciekać? - blondynka teraz już nawet nie próbowała powstrzymywać płaczu. - Czemu wszystko co złe zawsze musi mi się przytrafiać?!

USA, Springfield, 12 lipca 2017 roku, 19.09 czasu lokalnego
Theo prawidłowo przewidział najbliższą przyszłość. Wrodzy Obdarzeni nie wrócili do nich w przeciągu kolejnej godziny, ani też do końca tego dnia. Okolica została otoczona przez amerykańskie wojsko, a powietrze patrolowało ich lotnictwo.
Przyszła pora na opatrzenie rannych i liczenie strat. Światło straciło Daniela “Dozera” Jacksona, który osierocił dwie córki. Oprócz niego śmierć poniosło siedemnastu z trzydziestu komandosów SPdO biorących udział w walce.
Straty wśród cywili były o dziwo nieduże, porównując to do zniszczeń spowodowanych przez bitwę ośmiu Obdarzonych.
Niestety jeszcze tego samego dnia wieczorem okazało się, że jednymi z pierwszych ofiar byli państwo Darren i Ann McWolf. “Paskud” jak zaczęto nazywać Obdarzonego, który zabił Dozera, uderzył dokładnie w dom rodzinny Deana, co tak naprawdę rozpoczęło wszystkie następne wydarzenia.
Wszyscy począwszy od Coopera składali mu kondolencje i oferowali wsparcie. Szybko wezwano psychologa by zapewnić mu odpowiednią pomoc, ale młody McWolf odmówił. Stał nieruchomo nad zapakowanymi w worki zwłokami swoich rodziców, których ciała musiał rozpoznać jako jedyny, pozostały członek rodziny.

Wieczór tego dnia Theo spędzał samotnie w jednym z kilku wieloosobowych pokoi przeznaczonych dla oddziałów z LA. W sumie jego rany nie były poważne, załatwił je szybką przemianą, chwilę po otrzymaniu na to zgody od lokalnego lekarza. Był za to potwornie zmęczony i głodny. Po sutym obiedzie, potężnej bombie kalorycznej w postaci steków przeplatanych bekonem, szykował się do kolacji, podgryzając jeszcze batony energetyczne.
Był jak niemowlę. Budził się tylko po to by zjeść i załatwić potrzeby fizjologiczne.
Przed kolacją zjawił się u niego jeden z sierżantów z krótką wiadomością, że niejaka Liggan Ceres czeka na kontakt zwrotny, pod danym numerem telefonu - zostawił Obdarzonemu notatkę z dziewięcioma cyframi.
Chwilę po oficerze do środka pokoju wszedł Dean.
- Theo, potrzebuję twojej pomocy - wypalił od razu.
Na jego twarzy malowała się ponura determinacja.
- Usiądź. - Theo wskazał łóżko naprzeciw niego - Co mogę dla ciebie zrobić?
- Chcę raz na zawsze rozwiązać kwestię Mroku. Jak będzie trzeba, to pozabijam ich wszystkich - wycedził. - Tylko muszę być silniejszy. Musimy znaleźć dla mnie żywioł.

Senegal, punkt zborny sił wojskowych Senegalu, 8 lipca 2017 roku, 19.02 czasu lokalnego
Susanoo unosił się w widocznym punkcie nad zgrupowaniem czołgów. Jeszcze wyżej nad nim krążył jego wodny żywiołak, który miał postać smoka.
Ten dzień strasznie się dłużył, pomimo tego, że Evangelist dotrzymał słowa i Baratunde wrócił cały i zdrowy. Jego moc regeneracji sprawiła, że po ciężkich rany jakie otrzymał podczas walki nie było nawet śladu.
Wydawać się powinno, że operacja zakończyła się całkowitym sukcesem. Mrok został przegoniony, tracąc przy tym jednego Obdarzonego, Światło wyszło na plus, bo Elliot zdobył kolejną moc.

Było jednak zupełnie inaczej.

Kruchy pokój jaki udało się utrzymać na kontynencie afrykańskim sypał się w gruzy. Puszczając Evangelist i ratując w ten sposób życie Piratowi, rząd Gambii przyjął to jako uznanie jego podmiotowości i ponownie rozpoczęło stawianie oporu armiom Senegalu.
Za ich przykładem momentalnie poszły pozostałe bojówki w wielu krajach. Nawet lokalni watażkowie ponownie zamarzyli o wykrojeniu kawałka z tego biednego tortu dla siebie samych.
Nie minęło kilkanaście godzin, a zewsząd zaczęły spływać informacje o wszczynanych rebeliach. Sierra Leone, południowy Sudan, Rwanda, Kongo, Etiopia i Erytrea, Burundi… wszędzie ponownie miała się polać się krew.

Na głowę Njonstranda miały się polać gromy. Nie można było się spodziewać, że jakiekolwiek wyjaśnienia coś będą znaczyć. Gdy coś idzie nie po ich myśli, ludzie u władzy tracą często zdolność logicznego myślenia. Pozostają jedynie żądania.

White, pomimo tych wszystkich emocji, miał czas dla siebie. Wykorzystał go w najlepszy możliwy sposób - na sen. Choć trudno mu było zasnąć, to w końcu przespał większość nocy. Następnego dnia, zaraz po śniadaniu, wezwano go do namiotu, w którym urzędował chwilowo Nadzorca Światła na Afrykę.
Susanoo siedział pochylony nad dwoma laptopami. Tuż obok nich stał ekspres do kawy. Był na tyle blisko, że Obdarzony nie musiał się ruszać z miejsca, by sobie zaparzyć kolejną kawę.
- Elliot, siadaj - wskazał mu krzesło naprzeciw siebie. - Dużo się działo i jeszcze nie miałem okazji, więc… dzięki za pomoc wczoraj i gratulacje z okazji zdobycia nowej mocy. czasy wymagają byśmy byli silni jak nigdy dotąd - mówił to jednym tonem, jak robot. Musiał być naprawdę na chodzie tylko dzięki kofeinie. - W związku z tym, że tutaj robi się naprawdę nieciekawie, a Evangelist jest dosyć pamiętliwy… Możesz być na celowniku Mroku. Dlatego, pozwolisz, że przejdę do konkretów, wyślemy cię w spokojniejszy rejon. Pojutrze masz samolot do…

Polska, Szczecin, 12 lipca 2017 roku, 00.12 czasu lokalnego
Wrogi Obdarzony nie zamierzał odrzucać zaproszenia Lisickiego. Sunął przez wodę w kierunku pomostu, na którym stał Maciek.
Jednak ledwo gdy stanął naprzeciw niego, to w jego pancerzu niespodziewanie wykwitła dziura o prawie półmetrowej średnicy. Nie było żadnego wystrzału, ani nawet błysku. Po prostu rana pojawiła się na wysokości piersi członka Mroku. Ten zachwiał się i padł na twarz.
Nie powrócił do ludzkiej postaci, lecz przestał się ruszać. Trudno było oczekiwać, że będzie to robił z takimi obrażeniami.
W kilkanaście sekund, za Lisickim wylądowała Nuke. W ręku trzymała swoją broń, która w danym momencie miała formę olbrzymiej snajperki. Gdy podeszła bliżej, broń zmieniła się w strzelbę wielkiego kalibru.
- Odsuń się, dokończę to - rozkazała.
Ale w tym momencie Maćka olśniło. Przecież to właśnie powalony Obdarzony był jego przyjacielem! Mógł na niego liczyć w tej trudnej chwili! Nie mógł pozwolić Nuke na zrobienie mu więcej krzywdy! Musiał mu pomóc się stąd wydostać, tak należało zrobić!

Niemcy, Rammstein, 12 lipca 2017 roku, 14.05 czasu lokalnego
Z kawą w ręku udała się z powrotem do swojego biura. Po drodze rozkazała adiutantowi, by sprowadził do niej Drwala. Erika wiedziała, że Polak wolny czas spędzał w swoim pokoju, czytając rozprawy filozoficzne. Wyglądało na to, że Adria rzeczywiście mogła go poznać w bibliotece.
Rozległo się pukanie, ale do pokoju nie wszedł wezwany przez nią podwładny, lecz Proxy.
Lenny miał narzucony na siebie dres, musiał przed chwilą się przemieniać.
- Szefowo, pilna sprawa - bez słowa podszedł z laptopem i otworzył go ekranem w jej stronę. - Zacząłem monitorować ruch w sieci z naciskiem na okolice Buenos Aires i od razu w oczy rzuciło mi się to - na pulpicie pokazał się rząd liter i cyferek przeskakujących szybko po sobie, prawie jak w “Matriksie”. - To kodowanie SPdO - wyjaśnił szybko Holender. - Sam im je poprawiałem, ale te tutaj to tylko przykrywka. Pod spodem… Cóż to nadal jest SPdO, ale ewidentnie ta przykrywka tam nie jest bez powodu. Chowają się przed nami, ale nie wiem z jakiego powodu. Od dłuższego czasu nie wysłali żadnych danych, jakby na coś czekali. Wcześniej był ruch, kontaktowali się z kimś na krótkim dystansie. Nie wiem co o tym myśleć, czy to ma związek z atakiem Mroku, czy to przypadek, w każdym razie to jest ktoś z SPdO, który… podszywa się pod inny oddział SPdO. Nie wykryłbym tego, gdybym nie wiedział gdzie szukać. Pomyślałem, że to może być powiązane, z tym…
W tym momencie do jej biura wszedł Drwal. Gładko ogolony i w mundurze zupełnie nie przypominał tego gangstera sprzed pół roku.
- Z tym innym zadaniem, które mi szefowa zaleciła - dokończył lakoniczne Lenny.

Argentyna, Buenos Aires, 12 lipca 2017 roku, 9.02 czasu lokalnego
Taksówkarz wyglądał na typowego cwaniaka i zamiast prosto do celu, zamierzał urządzić mu wycieczkę dookoła miasta i później skasować jak za lot do Stanów i z powrotem. Kiedy Elliot sprawdził sugerowaną trasę na googlemaps, to złapał się za głowę. Oczywiście za grosza taksiarz nie rozumiał po angielsku, albo nie chciał rozumieć.
White’owi pozostało czekać.
Tylko, to nie skończyło się w taki sposób jak myślał. Byli już w centrum, gdy pogoda się załamała. Na pierwsze płatki śniegu taksówkarz zareagował śmiechem i wręcz radością. Pięć minut później kłócił się z kierowcą suva, któremu wjechał w tył, ponieważ na letnich oponach i przy braku doświadczenia nie mógł wiele zrobić na szklance, która pokryła drogi.
Tymczasem młody Obdarzony siedział jak sparaliżowany. Widział już na co stać posiadacza żywiołu, był świadkiem walki dwóch z nich. Wiedział też, kto posiada żywioł lodu.
Zimny pot spłynął mu po plecach.
Susanoo wysłał go w tajemnicy do Ameryki Południowej. Elliot posiadał listlistem uwierzytelniający skierowany do Jack Dove, która jak ustalili znała go. W ten sposób White miał się ukryć przed Mrokiem.
Tymczasem wszystko wskazywało na to, że wpadł z deszczu pod rynnę.
Śnieg padał coraz mocniej. Taksówkarz wrócił i włączył ogrzewanie w samochodzie na maksimum.

Kilkanaście minut później obok nich przebiegł Obdarzony w postaci zbroi. White nie zdołał go rozpoznać przy tak ograniczonej opadami śniegu widoczności, jednak podążał za nim oddział SPdO. Wszyscy spieszeni i w pełni uzbrojeni.
Elliot mimowolnie wysiadł z samochodu.
Oddział kierował się na wschód, w kierunku portu morskiego, jak zdążył się wcześniej zorientować.
Kilka chwil później dostrzegł kolejny niecodzienny widok.
Pasem zieleni pomiędzy drogami poruszały sie trzy osoby, a wokół nich roztaczała się zielona poświata.

- Jesteśmy prawie na miejscu - wydyszał Void. Utrzymywanie tak długo mocy musiało go zmęczyć. W końcu robił to bez przemiany w postać zbroi. - Czy wszystko jest dla ciebie jasne? - zapytał Beckett.
Ta tylko przytaknęła głową. Przez ostatnią godzinę przeszła przez wszystkie etapy od zaprzeczenia, poprzez gniew, negocjacje, depresję i wreszcie akceptację.
Wiedziała, że jej jedynym zadaniem jest dostanie się do światłowodu, przemiana i ucieczka do Europy.
Ich największa nadzieją było zrobienie tego po cichu…

Wiatr zawył i zakręcił płatkami śniegu, które teraz zamiast padać zaczęły unosić się w górę.
Nagle powietrze się oczyściło, pozostawiając piękny, zaśnieżony krajobraz nadmorskiego miasta. Pokryte śniegiem palmy były niecodziennym widokiem.

Nikt jednak nie zwracał na to uwagi.
W porcie, na zamarzniętym ujściu La Platy wylądował Obdarzony.
[media]https://i.imgur.com/uDvU4eZ.jpg[/media]
Powoli wyprostował się na swoje pełne dwadzieścia pięć metrów wysokości.
- Gdzie jesteś?! - zagrzmiał. - Pokaż się Beckett, a oszczędzę to miasto.
 
__________________
Show me again... The power of the darkness... And I'll let nothing stand in our way.

Ostatnio edytowane przez Turin Turambar : 07-01-2018 o 23:57.
Turin Turambar jest offline  
Stary 21-12-2017, 14:35   #172
 
Kolejny's Avatar
 
Reputacja: 1 Kolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputację
Senegal, cztery dni wcześniej...

Kilkanaście następnych godzin po oddaniu Pirata spędził intensywnie odpoczywając i odzyskując siły.
Nie miał wybitnej orientacji w afrykańskiej polityce ale tak jak się spodziewał, wynegocjowany układ nie obył się bez negatywnych skutków dla Światła i kontynentu w ogóle, potężniejszych nawet niż wcześniej przypuszczał. Ale gdy otrzymywał gratulacje od Nadzorcy z jednoczesnym przydziałem gdzie indziej, jeszcze nie w pełni wypoczęty, zdał sobie sprawę jak tak naprawdę był oderwany od tego wszystkiego. Nie przypuszczał, że konsekwencje będą na światową skalę, że jedna potyczka i jego udział w niej będzie fundamentem do destabilizacji całych krajów i śmierci wielu ludzi. To była jego kolejna lekcja, jak jeden moment, jedna decyzja potrafi wprawić w ruch lawinę nieprzewidywalnych skutków. Zwycięstwo jednych powoduje przegraną drugich, jedno cierpienie potrafi się rozrosnąć w większe. Ulgę dawało mu to, że to nie była jego odpowiedzialność, nie zazdrościł teraz Njonstrandowi, który starał się ten cały bałagan ogarnąć. Cel jego transferu przyjął z rezerwą. Nie miał ochoty się ukrywać i odpoczywać, ale nie było innego wyjścia jak zaakceptować transfer. Zresztą powody wcale nie były głupie, rzeczywiście mógł dostać się na listę Mroku.

Podróż minęła mu spokojnie, na długich rozmyślaniach. Z perspektywy czasu pewne przeżycia i spostrzeżenia się uklepują i układają w umyśle, ale właśnie w tych chwilach relatywnego spokoju najbardziej dziwiło go, jak wiele przeszedł. Jedno traumatyczne przeżycie za drugim, pasmo porażek z zaledwie kilkoma jasnymi punktami po drodze. Miał zaledwie kilkanaście lat, a zabił kilkanaście osób, w bardziej lub mniej słusznych warunkach. A mimo to był tu teraz, żołnierzem na usługach Światła, bez domu, rodziny, czegokolwiek. Tylko on sam i ludzie, którzy udawali albo myśleli, że mają jakiekolwiek pojęcie co czuje. Ten bagaż emocjonalny cały czas mu towarzyszył. Były momenty, że nienawidził sam siebie, łącznie z całym światem. Właśnie wracał z misji, na której dokonał kolejnego zabójstwa i był bardzo blisko śmierci. Uratował jedno życie, co zaskutkowało po części w śmierci kilkuset niewinnych. Nie dało się tego wszystkiego ogarnąć umysłem. A mimo to był tutaj i żył, ze wszystkim tym. Ciągle parł do przodu, choć czuł, że każdy kolejny dzień coraz bardziej popycha go w szaleństwo. Zbyt wiele razy otarł się już o śmierć, żeby czuć strach przed nią. Nie był jednak słaby i nigdy nie myślał, żeby to skończyć samemu. Miał dług do spłacenia. Dopiero potem być może spróbuje poskładać rozbite kawałki i odnaleźć własną drogę oraz samego siebie.

Gdy zasypiał myślał o rodzicach i życiu przed sylwestrem. To było jak wspomnienia innego człowieka, prawdziwa sielanka. Spał ciężko, często śniły mu się koszmary i budził się w środku nocy z przyśpieszonym biciem serca.

Argentyna, teraz

Miasto wyglądało całkiem ładnie. Taksówkarz działał mu na nerwy, ale przynajmniej miał dzięki jego cwaniactwu szansę podziwiać widoki. Śnieg zaskoczył go, ale gdy opady zaczęły coraz bardziej nienaturalnie przybierać na sile, temperatura zaczęła spadać i nadszedł mocny wiatr w środku podświadomie wiedział już, co się działo. To było straszne uczucie narastającego w środku niepokoju. Przez pewien czas siedział sparaliżowany, próbując opracować jakiś plan działania, cokolwiek. Ale wiedział, że nie było tak naprawdę nic, co mógłby zrobić. Pogoda rozstroiła się kompletnie i burza śnieżna pochłonęła miasto, a on był już pewien swoich podejrzeń. Sam Mazzentrop tu był. A on nie fatygował się nigdy po byle co. Odetchnął głęboko. To mogło być to. Tutaj skończy się jego długa podróż. Chyba, że jakimś cudem przeżyje, choć na razie nie miał żadnego pojęcia, co się tak naprawdę dzieje i jak mógłby się przydać. Może powinien próbować uciekać i się ratować? Gdy zobaczył oddział Światła postanowił ruszyć za nimi. Jeśli mają mieć jakąkolwiek szansę to tylko razem.

Poruszali się oni jednak na tyle szybko, że zgubił ich w pewnym momencie. Wnet jednak zauważył trzy sylwetki otoczone dziwną, zieloną sferą poruszające się w kierunku portu. Zdawało mu się, że jedną z nich była Jack Dove, do której miał się zgłosić. Nie rozumiał, skąd wzięła się zielona poświata, ale ułatwiła mu ona podążanie za nimi, choć z powodów wiatru pozostawał cały czas w odległości do nich. Było przeraźliwie zimno, ale na razie się nie przemieniał. Dotarł tak aż do portu.

Wtedy przez moment ze zdziwieniem zauważył cofające się płatki śniegu i przeszedł go dreszcz. Nagle powietrze oczyściło się. Jak w najgorszych koszmarach kilkudziesięciometrowy gigant osiadł na ziemi, górując nad nimi. Było strasznie cicho, dopóki tubalnym głosem nie rozkazał poddania się jednej osoby, domyślał się, że tej stojącej obok Dove. On sam stał w pewnej odległości od wszystkich i choć jeszcze się nie przemieniał od czasu to wątpił, że będzie jakąkolwiek przeszkodą. Z sercem w gardle przykucnął za najbliższą osłoną i z napięciem patrzył na następne wydarzenia. O co tu chodziło? Nie rozumiał sytuacji i postanowił nie przemieniać się, dopóki nie będzie pewien decyzji.
 
Kolejny jest offline  
Stary 23-12-2017, 18:52   #173
 
Zaalaos's Avatar
 
Reputacja: 1 Zaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputację
- Usiądź. - Theo wskazał łóżko naprzeciw niego - Co mogę dla ciebie zrobić?
- Chcę raz na zawsze rozwiązać kwestię Mroku. Jak będzie trzeba, to pozabijam ich wszystkich - wycedził. - Tylko muszę być silniejszy. Musimy znaleźć dla mnie żywioł.
Złoty przekrzywił głowę i przyjrzał się Deanowi uważnie. Miał uczucie strasznego deja vu.
- Czemu nie wszystkich Obdarzonych? Posiadanie kryształu daje nam nienaturalna moc, którą wykorzystujemy tylko do zadawania innym bólu, a jego odcień w żaden sposób nie decyduje czy jest się dobrą osobą czy złą, ale... - na kilka sekund zapadła cisza - Pomogę tobie. Mrok przegiął pałę, zresztą sam mam z nimi niewyrównane porachunki. Masz jakąś listę żywiołów? Kto co ma, względnie co nie zostało jeszcze znalezione?
- Znam Obdarzonych ze Światła, ale chcę zapolować na kogoś z Mroku... Wiem, że to łatwiej powiedzieć niż zrobić - dodał od razu. - Ale myślę, że przy dobrze zaplanowanym ataku, mógłbym szybko skończyć taką walkę, dzięki mojej bazowej mocy. Potem będzie z górki.
- Dobrze, powiedz jakie żywioły mamy w Świetle, tak na początek. Potem zobaczymy czego warto szukać z tych które zostaną. Smaug ma Ogień, Kalipso Wodę, kto dalej?
- Leigong Wiatr, Susanoo też ma Wodę, Medvied Ziemia. I Biały ma moc Światła.
- Czyli zostają nam Ogień, Ziemia, dwie Elektryczności, dwie Grawitacje, dwa Mrozy, Powietrze i Mrok. Pominąłem coś? - Złoty spytał dla pewności - Grawitacja byłaby chyba najlepsza, do spowolnienia celu. Mógłbyś wtedy gładko trafiać podstawą. Ewentualnie elektryczność. Ale wpierw musimy te moce znaleźć i musimy mieć pewność że damy sobie z nimi radę, czyli sam pewnie też będę czegoś potrzebował. - Theo westchnął delikatnie - Będziemy potrzebowali dużej ilości gotówki żeby przeprowadzić poszukiwania, ale to nie powinno być problemem. Ceres prosiła o kontakt, czuję że się czegoś dowiedziała.
- Chyba z gotówką, nie będziesz miał problemu, prawda? - dopytał Dean.
- Raczej nie, muszę tylko do niej zadzwonić. - odparł - Tuż po walce jeden z oficerów dał mi notatkę z informacją że prosi o kontakt. Załatwić to teraz?
- Jeśli możesz? - wzruszył ramionami. - Kasa da nam niezależność - wstał i przeciągnął się. Jego bluza lekko się rozchyliła ukazując jego kryształ. Jeśli do tej pory były wątpliwości, to teraz Theo w pełni widział, że był on znacznie ciemniejszy niż wcześniej.
- Jasne. - odparł i wykręcił numer - Staraj się nie rozbierać przy innych. Kryształ ci pociemniał, raczej nie chcemy niepożądanej atencji. - dodał czekając na połączenie.
Dean zmarszczył brwi, po czym spojrzał na swoją klatę.- Chyba nie... - odparł, ale nie był tego pewny. - A zresztą.... - zapiął pod szyję.

Po kilku sygnałach Theo nawiązał połączenie.
- Halo. - usłyszał głos kobiety w słuchawce.
- Cześć Ceres, tutaj Theo, co słychać?
- Och, dobrze cię słyszeć - w jej głosie odczuwalna była ulga. - Nic ci nie jest? Słyszałam o tych wydarzeniach w Springfield…
- U mnie wszystko ok, jestem tylko trochę zmęczony. - zamilkł na moment - Ciebie żadni niepożądani goście nie odwiedzali mam nadzieję?
- Dlaczego by mieli? - zapytała wyraźnie zaskoczona. - Skoro z tobą dobrze, to mogę liczyć, że jutro wrócisz do LA? Czy od razu lecimy do Europy i tam się spotkamy?
- Szczerze? Nigdy nie wiadomo gdzie się przypałętają tym razem. Mrok ma brzydki zwyczaj pojawiania się w zupełnie losowych miejscach. - uspokoił kobietę - Możemy się spotkać w Europie, pytanie tylko czy mnie teraz samego puszczą. Pogadam z nimi i ewentualnie poproszę Deana żeby mi asystował. - spojrzał na młodzieńca pytająco - Chyba że masz coś przeciwko?
- Dla mnie nie ma żadnego problemu. W takim razie za dwa dni widzimy się w Mediolanie. Będę czekała na telefon. Pa! - rozłączyła się.

Theodor uśmiechnął się delikatnie i odjął słuchawkę od ucha. Wszystko szło po jego myśli.
- Mediolan, za dwa dni. - zwrócił się do Swifta. - Załatw sobie szybko przepustkę, piękne miasto warto żebyś je zobaczył zanim zabierzemy się do roboty. Potem może już nie być czasu...
Ten pokręcił głową.
- Będę tam za trzy dni. Wcześniej muszę zorganizować pogrzeb rodziców - wyjaśnił obojętnym tonem. - To idę, mam dużo do zrobienia.
- Rozumiem. - Theo podniósł się i podał Deanowi dłoń. Gdy ten ją chwycił Theo przykrył ją swoją drugą ręką. - Dorwiemy tych skurwysynów. Gdybyś mnie potrzebował w czymkolwiek daj znać.

Po tym krótkim pożegnaniu Theo zabrał się za pakowanie swoich rzeczy. Nie miał dużo, ot kilka ubrań i obuwie. Cała reszta jego dobytku została w bazie w LA. Nie próbował nawet dostać się do Coopera, wiedział że ten ma zbyt dużo roboty, zamiast tego poinformował jednego z oficerów SPdO o tym że wraca do bazy. Spodziewał się że zastępca Smauga będzie mu stwarzał problemy, jakby nie patrzeć sytuacja była dosyć napięta, ale czuł że Weaver nie pokaże swojej głowy w najbliższym czasie. Zresztą mógł się asekuracyjnie przemienić żeby przeczesać najbliższą przyszłość. Po trzydziestu minutach stał już na zewnątrz z wojskową torbą przerzuconą przez ramię. Ruszył w kierunku najbliższego przystanku komunikacji miejskiej i zaczął szukać połączenia do LA. Potem musiał zabrać swoje rzeczy stamtąd i kupić bilet lotniczy do Mediolanu. O tym że tam leci poinformuje Coopera już z bazy, tak aby tamten nie stwarzał mu zbyt dużych problemów.
 
Zaalaos jest offline  
Stary 03-01-2018, 00:59   #174
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Blondynka przez chwilę przerzucała spojrzenie z Drwala na Lenny’ego zastanawiając się którą sprawą wpierw powinna się zająć, aż w końcu zamknęła laptop, który przyniósł Proxy.
- Monitoruj. Zaraz do ciebie przyjdę - odezwała się i lekko odsunęła od siebie laptop, dając mu subtelny sygnał, żeby zostawił ją z Pawłem samą.
Informatyk wziął w ręce komputer i wyszedł z gabinetu Kalipso.
- Usiądź - powiedziała Erika do swojego szwagra, a gdy ten to zrobił, oparła się wygodnie na siedzeniu swojego fotela. - Dostaniesz posadę mojego osobistego ochroniarza
Podniósł brew do góry.
- Po pierwsze nadal nie rozumiem, po co Obdarzonej z żywiołem i mocami będącymi niczym obrona ostateczna ochroniarz, a po drugie nie była nim Jane Nills?
Erika wzruszyła ramionami.
- Zrobiłeś mi wakat w Polsce i ktoś musiał się tym zająć - odparła spoglądając na niego z dezaprobatą. - Posada ochroniarza jest głownie reprezentacyjną funkcją. Tak, masz rację że w teorii nie potrzebuje nikogo, bo po przemianie mało co mnie może ruszyć odkąd wzmocniłam swój pancerz. Jednakże procedury są procedurami, a ja pełniąc swoją funkcję nie jestem w stanie rozglądać się na boki. Ktoś musi to robić za mnie - wyjaśniła mu szczerze. - Będzie to też świetna okazja by mieć ciebie na oku, by ostatecznie przydzielić cię do tego w czym oboje się świetnie odnajdujemy, tyle, że ja potrafię to robić na znacznie większą skalę

Wpatrywał się uważnie w jej twarz, jakby próbując odczytać jej myśli.
- Chcesz… bym został nadzorcą na Polskę - raczej stwierdził niż zapytał. - To będzie trudne… dla znających moją historię w kraju. Zresztą… - westchnął. - Z reguły stwierdzamy, że radości są znacznie poniżej, boleści znacznie powyżej naszych oczekiwań - zacytował ponownie tym swoim pozbawionym emocji głosem. - Będzie śmiesznie patrzeć na to jak zgrzytają zębami.
Kalipso przewróciła oczami.
- Drwal skup się - zirytowana postukała paznokciami o blat biurka. - Twój powrót do Polski to byłby najgorszy pomysł kiedykolwiek. - pokręciła głową. - Dobra, powiem wprost. Wspomożesz mnie w prowadzeniu interesów w imieniu spółek zapewniających dodatkowe finansowanie dla Światła. Podejrzewam, że znasz się na rzeczy

Tym razem nie odezwał się. Spojrzał na nią, w oczekiwaniu na rozwinięcie przez nią tematu.
- Zobaczysz, spodoba ci się - dodała tylko blondynka i spojrzała na swój komputer. Przejrzała kilka wiadomości, krzywiąc się, że nie ma niczego konkretnego w nich.
Drwal przewrócił oczami i pokręcił głową.
- Od kiedy i od czego mam zacząć? Jaki będzie zakres moich obowiązków?
- Już zacząłeś - odparła Obdarzona, nie odrywając wzroku od monitora. - Papiery dostaniesz do podpisania jak Biały zaakceptuje mój wniosek - skrzywiła się. - Niestety mamy armagedon w Ameryce Południowej więc nie spodziewam się szybkiej odpowiedzi w tej sprawie - kończąc wypowiedź odsunęła się od biurka i wstała z fotela. - Na razie po prostu będziesz za mną chodził niczym drugi cień. Chodź - rzuciła, przechodząc obok niego i skierowała się do wyjścia.
Pokiwał głową ze zrozumieniem i wstając z krzesła ruszył za nią.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=gfsPMkLJjPQ[/media]

Erika niosąc pod pachą swój laptop, poprowadziła ich trzy piętra niżej, do piwnic kompleksu, gdzie mieściła się serwerownia. Przy drzwiach stało dwóch funkcjonariuszy SPdO z ciężką bronią.
W specjalnie dostosowanym pomieszczeniu obok, w postaci zbroi, przebywał Proxy.
[media]https://i.imgur.com/APV8zBbg.jpg[/media]
Mierzył raptem cztery metry, więc nie musiał się nawet pochylać.
“Czułki” wystające z jego głowy podczepione były pod konsolę połączoną z serwerownią. Wydawał się w pełni skupiony na tym co robił.
- Wygląda jakby był podłączony do Matrixa - skomentował pod nosem Drwal.

Dla Kalipso ten widok zdążył się już opatrzeć przez te lata jakie znała Lenniego.
- Raczej jak w Ghost in the Shell. Przynajmniej tak wnioskuję z jego opowieści - odparła Erika i podeszła bliżej do informatyka, zajmując miejsce przy stole technicznym i jednym z krzeseł tam stojących. - Reszta siedzi zajęta w sali konferencyjnej, my poczekamy tu. Zakładam, że tak szybciej dowiemy się co się dzieje w świecie stąd niż z innych źródeł. - stwierdziła i wskazała Drwalowi ręką by usiadł obok niej. Blondynka w tym czasie postawiła na blacie laptop i go otworzyła. - Kiedy Proxy wyszuka coś interesującego to zrzuci widok na ten ekran - wyjaśniła.

Paweł chwilę rozglądał się po pomieszczeniu, by w końcu utkwić spojrzenie na Erice, wpatrując się w nią intensywnie.
- Co? - zapytała go blondynka, spoglądając na niego kątem oka, bo uznałą to za niewerbalną próbę nawiązania rozmowy.
- Co tak właściwie się dzieje? - spytał tonem zdradzającym wyraźne zainteresowanie.

-Ach racja. Trzymam cię pod kluczem już jakiś czas... - Erika westchnęła zdając sobie sprawę, że Drwal może nie być świadom wydarzeń. - Mamy potężny akt agresji ze strony organizacji terrorystycznej zwącej się Mrokiem - mówiąc to wyciągnęła na pulpit zdjęcie satelitarne przedstawiające cyklon nad Buenos Aires w Argentynie. Erika wskazała palcem na tą anomalię. - Nagłe obniżenie temperatury, olbrzymia trąba powietrzna. Jest troje Obdarzonych, którzy mogliby tego dokonać, ale tylko jeden z nich może to zrobić sam. Określamy go obecnym szefem Mroku, bo poprzedniego uznajemy za martwego odkąd nie było o nim słychać od około 10 lat - powiedziała tytułem wstępu. - Nie mamy pojęcia co tam robi, bo wedle naszej wiedzy nie ma w tamtym rejonie nic czego mógłby chcieć. Odciął całe miasto od sieci, więc... Wszyscy Nadzorcy czekają na wieści od głównodowodzącego Światła

Drwal przyglądał się w milczeniu temu co pokazała mu Węgierka. Minę miał jakby nie do końca chciał wierzyć jej, że to co widzi, to dzieło Obdarzonego.
- Jakie moce ma ten typ? - skinął głową na laptop, mając na myśli Mazzentropa.
- Piątka, z dwoma żywiołami - westchnęła ciężko Kalipso, a Paweł zmrużył oczy. - Powietrze i lód, z tego powodu nie wyślą tam na pewno ani mnie, ani Nadzorcy Afryki
- A kogo tam macie? - zapytał Drwal.
- No właśnie w tym rzecz, że tak naprawdę nikogo. Teraz nikogo - skrzywiła się Erika. - Przejrzę jeszcze spis mocy zarejestrowanych Obdarzonych, ale nie spodziewam się, że to o to chodzi. Mazzentrop jest skurwysynem, ale logicznym. Gdyby to chodziło o polowanie na Obdarzonego o określonej mocy to nie robiłby tak wielkiego cyrku. Ewentualna korzyść jaką ma tu osiągnąć musi być warta w jego opinii tego, że zaraz pewnie na plecy spadnie mu Biały - pokręciła głową.

- Biały... - powtórzył po niej. - To ten założyciel Światła?

Erika spojrzała na niego i skinęła głową.
- On jest najwyżej w naszej organizacji. Pod nim są Nadzorcy, którzy odpowiadają za przydzielony im kontynent, aż w końcu mamy Koordynatorów, czyli Obdarzonych, którzy stacjonują przy głównych oddziałach SPdO danego kraju. Sylwetki wszystkich Obdarzonych którzy pracują w terenie są znane SPdO, by w nagłych wypadkach nie było nieporozumień, w którą zbroję należy skierować pociski magnezowe
- Każdy Nadzorca to Obdarzony z żywiołem?
- Tak się złożyło, że każdy posiadacz żywiołu w Świetle ma posadę Nadzorcy. Ale nie każdy Nadzorca ma żywioł. Na przykład tam nie było - skinęła głową na laptop.

- Wygląda mi to trochę na swego rodzaju kumoterstwo czy wręcz segregację na podstawie mocy - zauważył. - Nikt nie miał do tej pory z tym jakichś problemów?

W pierwszej chwili Erika oburzyła się tym stwierdzeniem, ale zamiast wyrazić to w słowach zdecydowała się wziąć pod rozwagę jego słowa. Drwal był osobą, która nie wiedziała jak funkcjonuje Światło i jego spojrzenie było… Świeże.
-No cóż… - Kalipso szukała odpowiednich słów by ubrać w nie swoje przemyślenia. - Faktycznie może to tak wyglądać. Musisz jednak wiedzieć, że wszystkie żywioły które ma do dyspozycji Światło są mocami bazowymi ich posiadaczy. Znaczy to, że od samego początku Whistler szkolił ich wszystkich po to by, gdy organizacja urośnie, mogli pełnić wyznaczone przez niego role. Biały nie łudzi się, że wszystko da się załatwić dialogiem. Żeby był porządek, to rozjemca musi mieć zdolność do wystosunkowania kar jeśli ktoś nie stosuje się do ustanowionego prawa. A nic tak nie działa jak widmo potężnego Obdarzonego z żywiołem, który może wparować do ogródka - Erika powiedziała to głosem ociekającym ironią. - Tak jak to było z tobą, podobnie reaguje całe mnóstwo Obdarzonych. Zdobędą pierwszą moc, później drugą, dojdą do posiadania pięciu i już im się wydaje, że są niepokonani. Światło ma najlepiej wyszkolone oddziały do zwalczania agresji ze strony Obdarzonych. Zwalczaj ogień ogniem, można by rzec, bo jakich środków by SPdO nie wykorzystało, to przykładowo w starciu z posiadaczem żywiołu, najpotężniejszych z mocy, nie są oni w stanie zrobić nic

Drwal słuchał jej z lekko przymrużonymi oczami, jakby rozkładał jej wypowiedź na czynniki pierwsze i wyciskał drugie dno z jej słów.
- Powiedziałaś “ich” - odezwał się po chwili milczenia. - Ty też masz przecież żywioł.
- Tak, mam. Mi jednak bliżej z tym do Mazzentropa niż pozostałych posiadaczy żywiołów w Świetle. Jako jedyna w naszej organizacji mam żywioł, ale nie jest on moją mocą bazową. Tak, Mazzentrop oba żywioły pozyskał, ale nie w walce z naszymi, a mordując ciemne odpowiedniki. Lód i powietrze - powiedziała i nieco odpłynęła wspomnieniami.

- A ty? - krótkie pytanie Pawła sprowadziło ją na ziemię. - Zdobyłaś żywioł i za to dostałaś awans na Nadzorcę?
Erice aż gorąco się zrobiło na to stwierdzenie.
- Nie tak to tu działa - odparła, starając się zapanować nad przypływem gniewu. - Widzisz, żywioły są jak dobro narodowe, będące czymś na poziomie broni atomowej. W niepowołanych rękach mogą mieć katastrofalne skutki dla całego świata. Ja [rzejęłam tą moc by nie trafiła do Mroku. Następnie, porzucając całe swoje prywatne życie, spędziłam trzy lata na intensywnym treningu, pod ścisłą ochroną, żeby można było mnie bezpiecznie wypuścić, bez obawy, że Mrok mnie dopadnie by znów spróbować odzyskać żywioł wody - wyjaśniła w końcu, ale serce biło jej jak oszalałe ze złości, że poruszył ten temat. Nie mogła jednak być o to zła, bo przecież nie wiedział jaka osobista tragedia kryła się, za tym w jaki sposób stała się “Kalipso”.

- Racja, po przejęciu żywiołu, nowy powiernik nie ma pojęcia jak wykorzystać pełen potencjał - podsumował wszystko Drwal. - To czyni go łatwym celem.
- Tak. Tak właśnie to wygląda - zgodziła się z nim Erika. - W każdym razie moje otrzymanie stanowiska Nadzorcy jest sumą kilku okoliczności. Posiadanie żywiołu też jest jednym z moich atutów, lecz zapewniam cię, że Whistler w pierwszej kolejności patrzy na predyspozycje osobowe.
Polak nie skomentował tego, myślami będąc chyba już gdzieś indziej.

Kalipso spojrzała na niego kątem oka i miała już tylko nadzieję, że rozmowa nie wróci na trudny dla niej temat. Paweł milczał, więc skupiła swoją uwagę na przeglądaniu tego co zrzucał jej na ekran Proxy. Na razie były to wyłącznie odświeżane zdjęcia satelitarne i jakieś niewyraźne, rozmyte zdjęcia które ponoć pochodziły ze strefy rażenia.
“Nic ciekawego… Żadnych konkretnych informacji… A Whistler milczy…” przeszło jej przez myśl, ale co do tego ostatniego to nawet zakładała, że przy uwzględnieniu kto jest zagrożeniem, zarówno ona jak i Alex nie dostaną przydziału do akcji. Po prawdzie to ona nie miała jak dostać rozkazu stawienia się tam z powodu swojej ciąży, o której to Biały doskonale wiedział. Wedle oceny Eriki, idealny był w tej sytuacji Jack, który nie dość, że posiadał żywioł ognia to i znajdował się najbliżej.

Nagle Węgierka pobladła. Zdała sobie sprawę, że jeśli sytuacja się skomplikuje i na scenie pojawi się więcej złych żywiołów to zrobi się naprawdę źle i to na skalę światową, to wtedy może dostać rozkaz przemiany. Co wtedy zrobi?
Zimny dreszcz przeszedł Erice po plecach na samą myśl o tym, bo gdy teraz przy próbie przemiany poczuła ten znajomy już jej dziwny ucisk na piersi, duszność wręcz w całej klatce piersiowej to zwyczajnie nie próbowała tego przezwyciężać. Tak samo było wtedy gdy na świat miał przyjść Izsak.
Blondynka potarła dłońmi skronie, bo od tych myśli rozbolała ją głowa.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 04-01-2018, 13:25   #175
 
Lunatyczka's Avatar
 
Reputacja: 1 Lunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=gFg8XEHVKOM[/MEDIA]

Jack Dove nigdy w życiu nie była tak przerażona i zdeterminowana za razem. To był przełomowy moment jej życia i nie trzeba było być narratorem tej opowieści by zdawać sobie z tego sprawy. Cały świat, jego istnienie i kondycja zależały od niej i od kolejnych ruchów jakie postanowi wykonać. Wiedziała o tym, co wcale nie poprawiało jej sytuacji.
Ruda zatrzymała się spoglądając na Voida.
- Musisz ją doprowadzić bezpiecznie w odosobnione miejsce. Ja.. - zawahała się, nie do końca wiedząc co chce zrobić - muszę odciągnąć jego uwagę - stwierdziła w końcu bo to było najrozsądniejsze wyjście - ale nieważne co by się działo, ona ma przeżyć, rozumiesz to? - błękitne przenikliwe oczy wpatrywały się usilnie w Voida, jakby samym spojrzeniem chciała przebić jego maskę i wedrzeć się do jego głowy by poznać jego myśli.
Void odetchnął ciężko i spojrzał na Dove.
- Najważniejsze… to żeby Mazzentrop nie przejął kolejnego żywiołu - po tych słowach przeniósł spojrzenie na Beckett i zacisnął pięść.
- Przydałoby się aby i mojej mocy nie przejął - mruknęła niezbyt wyraźnie pod nosem, próbują opracować plan, który wykluczyłby ewentualność, w której to Mazzentrop nauczyłby się czytać w myślach.
- Rozumiemy się więc - powiedziała już na głos i przytaknęła - idźcie w tym kierunku - wskazała im drogę do portu, tak by mogli minąć się z Mazzentropem - ja odbiję tam.. I powtarzam, nieważne co by się działo, Isobel ma uciec i przeżyć. - przez ostatnie kilka miesięcy nawykła do wydawania rozkazów, a ten mimo ciężaru jaki odczuwała, przyszedł jej niezwykle łatwo.
Beckett najwyraźniej była zbyt przerażona, żeby cokolwiek powiedzieć i tylko wodziła czerwonymi od płaczu oczami z Voida na Jack.
Mężczyzna chwilę milczał lustrując sytuację.

- Zostań - powiedział w końcu. - Pozwól mu kupić nam czas. Niech przynajmniej tyle się odkupi - wskazał na wychodzącego naprzeciw Mazzentropowi Jakiro.
[media]https://i.imgur.com/LHhizbs.jpg[/media]
Lovan był cały czas w postaci zbroi i choć zwykle imponujący teraz wydawał się wręcz drobny w porównaniu do lidera Mroku.

Mazzentrop przygladał mu się z góry.
- Zaskakuje mnie twoja obecność tutaj. Miałem cię za mądrzejszego.

- Nie ma jej tutaj, spóźniłeś się
- odparł David i rozstawił na bok ręce. Spod warstwy śniegu wynurzyły się cztery kamienne golemy, zbudowane po części z asfaltu i betonowych płyt z jakich zbudowano podjazd do portu. Każda z istot miała prawie dziesięć metrów. Dove jeszcze nigdy nie widziała, by Lovan stowrzył tak wielkie golemy.

Pewnie gdyby było to możliwe, to M podniósłby brew ze zdziwienia.
- Zmieniłeś nagle zdanie i chcesz stawić opór? Mi?

- Nie doceniasz nas - odparł Lovan, ewidentnie grając na czas. Komandosi SPdO w tym czasi zajmowali pozycje dookoła olbrzymiego Obdarzonego.

Jack patrzyła na ten obraz z broczącym boleśnie sercem. Nie mogła być jednocześnie w kilku miejscach, bilokacja nie była w jej zasięgu. Musiała zdecydować i to szybko.
- Nie rozumiesz - zwróciła się do Voida - to moi podwładni, moi ludzie, nie mogę ich zostawić - oderwała wzrok od Lovana i golemów, które stworzył by spojrzeć na Voida, oczami, w których strach walczył z poczuciem obowiązku.

- Rób co uważasz - odparł wreszcie zamaskowany Obdarzony - tylko nie pozwól, żeby przejął twoją bazową moc. Chodź - zwrócił się do Beckett i pociągnął ją za rękę.

Tymczasem oddział pod dowództwem Jakiro zaatakował na jego sygnał. Kilkunastu komandosów rozpoczęło gęsty ostrzał. Granatnik z amunicją z pocisków magnezowych potrafił się przepalić przez najtwardsze zbroje i był najlepszą bronią zwykłych ludzi przeciwko Obdarzonym.
Tak było i tym razem, a i trafić było łatwo. Cel był duży i momentalnie został zasypany pociskami, które natychmiast przemieniały się w czerwone plamy, wyżerające pancerz Mazzentropa.
Do walki włączył się też Lovan i dwójka jego podwładnych, którzy jak do tej pory ukrywali swoją obecność. W jednej chwili przybrali postaci zbroi.
[media]https://orig00.deviantart.net/7a30/f/2014/128/6/1/combat_robot_by_alexpascenko-d7hmr9a.jpg[/media]
Sebastian “Hit” Senna mierzył w postaci zbroi cztery metry i natychmiast wzbił się w powietrze ostrzeliwując celnie twarz kolosalnego przeciwnika.
Doświadczony Gabriel “Jakal” Romero był znacznie większy.
[media]https://img00.deviantart.net/9ae5/i/2016/263/7/4/jura_mech_battle_suit_by_ryonok-d6vss5b.jpg[/media]
Z swoimi dziewięcioma metrami dorównywał Jakiro. Dove pierwszy raz widziała go w postaci zbroi. Kilka lat wcześniej cofnął się z pierwszej linii walk do pracy za biurkiem, gdyż brzydził się przemocą pomimo swoich licznych przewag. Od tamtej pory żadna z jego czterech mocy nie była użyta.
Silniki na jego plecach rozżarzyły się i Jakal skoczył do przodu uruchamiając piły tarczowe na swoich przedramionach. Przeleciał pomiędzy nogami Mazzentropa nim ten zdążył się choćby ruszyć i przejechał po wewnętrznej części jego ud.Rozpędzony wpadł na zamarznięta zatokę i przejechał prawie sto metrów ślizgając się, zanim się zatrzymał.

Serce w piersi Dove waliło jak oszalałe, kiedy biegła przez ośnieżone ulice, próbując się nie przewrócić. Na szczęście zima w Wyoming, domu jej dzieciństwa i mroźne Chicago nie rozpieszczały jej zimą i chodzenie po śniegu i lodzie miała opanowane, na tyle, by nie zastanawiać się nad każdym najmniejszym krokiem. Oddalała się od kierunku, w którym zmierzał Void i Beckett, chciała odciągnąć od nich Mazzentropa, potrzebowała więc chwili by przebiec kawałek i dopiero wówczas przybrać formę ośmiometrowej zbroi, która przy Mazzentropie wydawała się malutka. Musiała najpierw zorientować się w sytuacji, czekała więc, nie oddychając nawet na to jaki skutek przyniósł atak Davida i chłopaków.
 

Ostatnio edytowane przez Lunatyczka : 04-01-2018 o 19:57.
Lunatyczka jest offline  
Stary 04-01-2018, 23:38   #176
 
Kolejny's Avatar
 
Reputacja: 1 Kolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=eb6_J1dq1hk[/MEDIA]

Sprawy rozegrały się błyskawicznie. W jednej chwili zastanawiał się nad znaczeniem rozmowy między jednym z obdarzonych ze Światła a przywódcą Mroku, a w następnej rozpętało się piekło. Kątem oka ujrzał jeszcze, jak dwie osoby z grupy za którą wcześniej podążał odbijają w drugą stronę, jakby chciały ominąć giganta. Dodał dwa do dwóch i domyślił się, że to którejś z tych osób szuka Mazzentrop. Wszyscy tutaj chcieli kupić im czas. A on nie zamierzał się przyglądać z boku.
Większość w tej sytuacji myślałaby o swoich bliskich, osób od nich zależnych i ukochanych. On nie miał nikogo takiego. Robił po prostu to, co uważał za słuszne. Choć w żadnym wypadku nie lubił wchodzić w przegraną walkę, to tym razem miało to sens. Ludzie lepsi od niego rzucali tu swoje życia na pewną zgubę.
Rozejrzał się w poszukiwaniu najbliższej lampy, zdając sobie jednocześnie sprawę, że miasto jest totalnie odcięte od prądu. Choć temperatura była podobna, to nie miał jak powtórzyć przebiegu walki z Sylwestra. Wszystkie światła i lampy były wyłączone. Nie pozostało więc nic innego niż się przemienić. Skupił się i za chwilę z rozdartych ciuchów wyłoniła się sylwetka jego zbroi, tym razem dziewięciometrowej.

[MEDIA]https://cdn.wallpapersafari.com/62/28/jKFEfq.jpg[/MEDIA]

Podbiegł bliżej, próbując oflankować giganta. Chciał skorzystać z elementu zaskoczenia póki mógł. W międzyczasie zaczął próbować formować swój pierwszy ognisty dysk, gdyż to właśnie tę moc przejął w Afryce. Wreszcie miał upragnioną broń dystansową, ale z zerowym treningiem nie wiedział, jak dobrze uda mu się ją wykorzystać. „Przełączył” się na tryb pochłaniania energii, gdyby mijał jakiekolwiek jej źródło, jak ognisko albo naładowana większa bateria powinien być w stanie je wyczuć. Spojrzał też na dysk w swojej prawej dłoni i spróbował, jeszcze przed wyrzuceniem pochłonąć z niego energię cieplną, w podobie jak to zrobił podczas walki z Obdarzoną, od której zdobył moc. Od zawsze zastanawiał się, czy z dostępem do energii, którą sam wytwarzał, mógłby ją pochłonąć i wzmacniać siebie bez końca.
Ku jego olbrzymiej radości, jeśli w ogóle można było tak się poczuć w tej sytuacji, ognisty dysk został na życzenie przez niego wchłonięty, a on poczuł się wzmocniony. Zaczął tworzyć w obu dłoniach pocisk za pociskiem, najszybciej jak umiał, a każdy był coraz szybciej pochłaniany. Zbroja wydała się rozjaśniać z każdym kolejnym doładowaniem, a on samemu też czuł się o wiele lepiej. Gdyby miał więcej czasu mógłby sprawdzić, czy istnieje jakaś górna granica, ale teraz będąc bardziej pewnym siebie i sporo wzmocnionym kierował się do batalii tuż za rogiem.
Poruszał się szybciej niż kiedykolwiek. Wskoczył na dziesięciometrową budowlę jednym susem i od razu włączył się do ataku posyłając pierwszy z ognistych dysków. Celem była statyczna dolna kończyna, dokładnie rzecz biorąc w tył kolana. Trafił idealnie, jakby to nie ręka, ale wola White'a nim kierowały. Pancerz Mazzentropa się przepalił, zresztą cały był już pokryty ponad setkoma trafieniami. Nie mógł się spodziewać takiego gwałtownego ataku w wykonaniu połączonych sił Obdarzonych i komandosów z odpowiednią bronią.

Dove w tym czasie, zdążyła zorientować się w sytuacji. Obdarzona nie była obeznana w walce, na pewno nie tej w zwarciu, ale potrafiła zrobić co nieco z zaskoczenia, z ukrycia, zamieszać. Miała też zdolność analizowania sytuacji i wiedziała, że mimo wszystko nie jest ona dobra. Pozory potrafiły mylić i choć bardzo tego nie chciała, oni mieli zaraz znaleźć się w defensywie, co postawi ich w bardzo niekorzystnej sytuacji. Zabicie Mazzentropa nie było możliwe, ale unieruchomienie go, sprawienie mu problemów w poruszaniu się mogło dać im cenny czas, którego potrzebowali Void i Beckett. Jack czuła się odpowiedzialna za nowo zelandkę i za wszystkich, którzy postanowili stawić czoła kolosowi. Dlatego też szybko rozejrzała się szukając w otaczających port budynkach i konstrukcjach czegoś, co pozwoli jej utrudnić życie posiadaczowi żywiołów. Dove, wspięła się na jeden z wyższych budynków, stanęła na szeroko rozstawionych nogach i nabrała powietrza. Wypuszczając je, poruszyła dłońmi, skupiając się na jednym z dźwigów towarowych, który normalnie pomagał załadowywać ciężkie kontenery na statki. Miał haki, był ciężki, metalowy, składał się też z łańcuchów, które mogła opleść nogi Mazzentropa. To było dokładnie to czego potrzebowała. Chciała połączyć swoje dwie moce, najpierw użyć przyciągania, by wyrwać dźwig z ziemi później telekinezy, aby unieść go na odpowiednią wysokość, a na sam koniec połączyć moc, by popchnięciem i siłą własnego umysłu wyrzucić konstrukcję w kierunku nóg rządzącego Mrokiem.

Brytyjczyk widząc, że próba trwałego uszkodzenia stawu zajęłaby więcej czasu niż miał wypuścił kolejny dysk w głowę przywódcy Mroku, chcąc pomóc obdarzonemu w powietrzu. Dopiero teraz mógł w pełni zobaczyć toczącą się walkę. Mazzentrop ewidentnie był zaskoczony, a ze względu na swój rozmiar był ostrzeliwany z każdej strony. Wciąż jednak nie mieli niczego, co mogłoby go naprawdę zranić, teraz mogli tworzyć tylko mniejsze lub większe zadrapania na jego pancerzu. Każdy tutaj musiał też zdawać sobie sprawę, że już pierwszy kontratak będzie druzgocący i to było jak czekanie na wybuch bomby. Paradoksalnie jednak to, że nie było tu nawet jednej osoby zbliżonej mocą do Mazzentropa było dobre – z jednym przeciwnikiem poradziłby sobie szybciej, a zajęcie się kilkoma mniejszymi zabierze mu dłużej czasu. A to to właśnie chodziło. Przez myśl przeszło mu, jak inne od teraz było ich pierwsze spotkanie, jak to rozmawiali o zabójstwie Białego i zmienianiu świata. Jak wiele się zmieniło. I choć wiedział, że w nie tak odległej alternatywnej rzeczywistości walczy po jego stronie, będąc pewnie szczęśliwszym niż teraz, czuł, że robi najlepszą rzecz od dawna.
 
Kolejny jest offline  
Stary 08-01-2018, 00:44   #177
 
Turin Turambar's Avatar
 
Reputacja: 1 Turin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputacjęTurin Turambar ma wspaniałą reputację
Argentyna, Buenos Aires, 12 lipca 2017 roku, 10.21 czasu lokalnego
Cztery golemy kontrolowane przez Jakiro ruszyły w kierunku Mazzentropa. W trakcie biegu rozstąpiły się na boki, przepuszczając wyrwany z fundamentami dźwig załadunkowy rzucony kombinacją dwóch mocy przez Chezę.
Dziesiątki ton stali spadły na nogi szefa Mroku, a sekundę później dołączyły do tego golemy chwytając i przytrzymując go tam, gdzie jeszcze nie został opleciony przez łańcuchy kontrolowane przez Dove.
White i Senna nie tracili czasu i skoncentrowali swój atak na głowie M. Pierwszy zawisł w powietrzu i po prostu pruł serią, a drugi rzucał dysk za dyskiem. Mazzentrop podniósł olbrzymią rękę w odruchu osłonięcia się, ale było to daremne. Jego twarz pokryły serie wybuchów i po chwili wręcz przesłoniły całą głowę dymem.
Jakal również skorzystał z okazji i pochylił się, a z jego pleców wysunęły się dwie wyrzutnie rakiet, które w sekundę później wypluły strumienie ognia w plecy ich ogromnego przeciwnika.

- Oni dają mu radę! - starając się przekrzyczeć łoskot wybuchów i gniotącej się stali Beckett wskazała palcem na Mazzentropa. - Przemieńmy się i im pomóżmy! - zwróciła się do Voida.
- Nie zatrzymuj się! - ofuknął ją i popchnął dalej. Sam kątem oka obserwował sytuację, ale nie zrobił ani pół kroku by pomóc w tym ataku. Zamiast tego chwycił Isobel w pasie, podniósł ją i zeskoczył na lód.

Tymczasem podczas nieprzerwanej ofensywy Jakiro zbliżył się do szefa Mroku na raptem kilkadziesiąt metrów. Rozstawił szeroko nogi i wyciągnął przed siebie ręce.
Jego przedramiona otwarły się łącząc się ze sobą i tworząc jeden duży emiter. Oczy Lovana zaświeciły i nagle wypuścił skumulowaną falę dźwięku, uderzając olbrzymiego Obdarzonego prawie z przyłożenia.
Siła tego ataku była tak wielka, że falę uderzeniową poczuli wszyscy wokół. Hit ledwo powstrzymał się przed upadkiem z powietrza, a Jack i Elliot o mało by zostali zdmuchnięci z budynków na które się wspięli.
W całej dzielnicy nie ostała się jedna cała szyba.
Dymy i wybuchy otaczające Mazzentropa zostały zupełnie zdmuchnięte, ukazując jego stan. Pancerz na twarzy wyglądał jak stopiona, bezkształtna bryła. Podobnie wiele ran było na reszcie ciała. Teraz, po uderzeniu skumulowanej fali dźwięki na całej zbroi pojawiły się pęknięcia. Z każdą sekundą było ich coraz więcej, aż wreszcie objęły cały pancerz i z ogromny trzaskiem wszystko się posypało.
Pomiędzy zniszczone falą dźwięku golemy i stertę powyginanej stali spadały dziesiątki tysięcy mniejszych i większych odłamków lodu, który stanowił zewnętrzną i pierwszą osłonę lidera Mroku. Jego właściwy pancerz nie nosił śladu choćby zadrapania.

Podczas tej krótkiej chwili ciszy wykonał nieznaczny gest ręką. Unoszącego się w powietrzu Hita trafił wąski strumień powietrza przecinając mu jego broń i obie ręce w których ją trzymał. Jedną ucięło mu w nadgarstku drugą w łokciu. Zanim nawet zdążył krzyknąć, kolejny podmuch strącił go na ziemię, gdzie natychmiast pokryła go warstwa lodu zabarwiona na czerwono jego własna krwią.
Stopy pozostałych Obdarzonych również w mgnieniu oka pokryły się lodem aż do wysokości kolan, przygważdżając ich do ziemi.
- Zachowajmy się cywilizowanie - odezwał się wreszcie Malcolm von Mazzentrop. - Nie przyleciałem tutaj na jatkę - wydawał się zdegustowany dotychczasowymi wydarzeniami. - Nie mam zamiaru was zabijać, nic mi po tym. Wydajcie mi żywioł to odlecę i nikomu więcej nie stanie się krzywda.
Ledwo dokończył zdanie, rozległ się trzask pękającego lodu i głośny plusk wody.
Wszyscy spojrzeli w tamtym kierunku, za plecy Mazzentropa, włącznie z nim samym i złowili mignięcie żółtawego pancerza, który otoczony zieloną poświatą wskoczył do wody.
Void stał na brzegu pęknięcia i rozszerzał swoją ochronną sferę do granic możliwości. Beckett musiała wykorzystać pęknięcia w lodzie powstałe po strumieniu dźwięku Jakiro i zanurkowała w poszukiwaniu swojej drogi ucieczki, czyli światłowodu.
Lider Mroku odwrócił się gwałtownie, ale jego ruchy krępował rzucony przez Chezę dźwig i golemy Lovana, kupując im cenne sekundy.

To jednak byłoby wszystko za mało, gdyby nie Nadzorca Światłą na Amerykę Południową.

David ponownie odpalił swoje dźwiękowe działo uderzając nim w Mazzentropa i chwilowo go ogłuszając. Lód pod jego stopami skruszał, więc zrobił krok do przodu i strzelił ponownie. Kolejny krok i znów wystrzał.
Nikt nie był już w stanie ustać na nogach, oprócz strzelającego ciągle Jakiro i szefa Mroku.
Ten ostatni nie mógł się wystarczająco mocno skupić, by dopaść jednym ze swoich żywiołów Beckett, która dopiero co kilkanaście sekund temu się mu pokazała.

Dove poczuła nagle potworną wściekłość jaka wręcz wylała się z umysłu olbrzymiego Obdarzonego.
Wykorzystując krótki interwał pomiędzy wystrzałami Lovana Mazzentrop wystrzelił słup lodu, który uderzył Lovana miażdżąc mu ręce i przygniatając go do ziemi.
M odwrócił się wreszcie wyrywając się z pętów i golemów, lecz tylko po to by zobaczyć nagły błysk pod zamarzniętą powierzchnią wody.
- Nie. NIE! - ryknął świadom ucieczki Isobel Beckett, Obdarzonej z jasnym żywiołem Błyskawicy.

Niemcy, Rammstein, 12 lipca 2017 roku, 14.24 czasu lokalnego
- Mam - odezwał się Proxy. - Silny sygnał, nie z tej strony, ale przechwycę go, z Sao Paulo prosto do nas… O fuck! - wyrwało mu się na ułamek sekundy przed tym zanim cały sprzęt wręcz wybuchnął iskrami, a silne wyładowanie trafiło Obdarzonego prosto w pierś, rzucając nim o ścianę.
Erika i jej ochroniarz zostali potrąceni przez niego i oboje się przewrócili. Nadzorczyni Światła na Europę upadła tak niefortunnie, że prawdopodobnie uszkodziła sobie bark, z którego promieniował teraz na resztę ciała straszny ból.
Jednak nie to było teraz najważniejsze. Lenny leżał oszołomiony na ścianie, cały kopcąc się od nadmiaru napięcia, a pośrodku sali stał Obdarzony, który musiał być tym, który ich zaatakował.
[media]https://orig00.deviantart.net/6b99/f/2015/092/8/2/mech_04_by_jeffchendesigns-d8o6vkx.jpg[/media]
Drwal szybko zlustrował sytuację i stanął pomiędzy obcym Obdarzonym, a Kalipso. Nie tracił czasu na wczuwanie się w swoją nową rolę i szykował się do przemiany.

Włochy, Mediolan, 16 lipca 2017 roku, 10.12 czasu lokalnego
Jeszcze raz przejrzał się w lustrze. Garnitur leżał na nim bardzo dobrze, ale dopiero teraz będzie mógł sobie pozwolić na sprawienie takiego prawdziwego z górnej półki.
Ceres sprawiła się lepiej niż mógł się spodziewać. Bez najmniejszego problemu dostał się do skrytki zawierającej loginy i hasła do kont bankowych oraz papiery potwierdzającego jego udziały w kilkunastu międzynarodowych koncernach. Z samych zaległych dywidend mógł żyć znacznie ponad stan, a jeśli potrzebował większej gotówki to wystarczyło sprzedać te kilka procent akcji firmy od okien czy tej drugiej, która chyba zajmowała się sadownictwem, sądząc po nazwie.
W każdym razie papiery ze skrytki opiewały na okaziciela, więc nie odkrył nic z swojej przeszłości oprócz tego, że był zapobiegawczy pieczętując je w tej formie.

Przylot Deana się opóźniał. Przy tych wieściach jakie dochodziły z Argentyny Cooper oczywiście robił problemy z relokacją siły jaką była najmłodsza “piątka” w historii światła. Zresztą nawet Theo chciał powstrzymać przed odlotem przy pomocy Gwardii Narodowej, ale na szczęście była to pusta groźba.

Wyglądało na to, że ich plany będą musiały jeszcze poczekać. W każdym razie Goldar miał co robić. Liggan zajmowała mu całe dnie i noce.
Tym razem mieli się spotkać z jednym z jej kontaktów, z którym miała wspólne interesy. Podobno to właśnie on pomógł jej załatwić dostęp do środków jakie zdeponowanych przez Theo.
 
__________________
Show me again... The power of the darkness... And I'll let nothing stand in our way.
Turin Turambar jest offline  
Stary 08-01-2018, 18:10   #178
 
Lunatyczka's Avatar
 
Reputacja: 1 Lunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputację
Jakiro starał się, widziała to, ale czy to tak naprawdę potrafiło zmyć jego winy? Pomógł Isobel teraz, ale tak naprawdę to on sprawił, że Mrok znał jej imię, wygląd i wszelakie dane personalne do jakich David miał dostęp. Dodatkowo to co działo się w mieście było tylko jego winą, czy dlatego chciał ją kilka dni temu wyciągnąć z Buenos Aires, wiedział co będzie się działo?
Kolejna fala dźwiękowa zmusiła ją do położenia się na dachu by nie zostać z niego zdmuchniętą. Już zapomniała jak potężna moc miał Jakiro. Zapomniała jak dużo potrafi odkąd obydwoje niemal na stałe zostali przykuci do biurek. Mimo to, Dove zauważyła, że Jakiro wcale nie osłabł, a teraz walczył z taką determinacją o jaką go nie podejrzewała. Nie uchroniło to jednak ich ludzi przed poważnymi obrażeniami. Jack aż wstrzymała powietrze, widząc co Mazzentrop zrobił Hitowi. Zagotowała się w środku, ale nim zdążyła coś zrobić David przypuścił atak na Malcolma.

Stało się. Beckett uciekła. Panna Dove mogła odetchnąć, bo niewiele rzeczy teraz już się liczyło. Beckett była bezpieczna, a przynajmniej Jack miała pewność, że jej moc nie zostanie przejęta przez członka Mroku, a co więcej ich dowódcę Mazzentropa. Tam gdzie udała się Beckett nie będzie jej w stanie znaleźć, a przynajmniej nie tak prędko jak miałoby to miejsce, gdyby Isobel pozostała w Buenos Aires. Teraz tylko pozostawało sprawić by Malcolm von Mazzentrop opuścił Buenos Aires nie zrównując go z ziemią. Dlatego Dove postanowiła zrobić, to co ona potrafiła robić najlepiej.

Po rozpaczliwym krzyku piątki z dwoma żywiołami, Jack Dove podniosła się, wbijając święcące turkusowe diody, w miejscu jej oczu prosto w Mazzentropa.
- To koniec Mazzentrop! - krzyknęła, mechanicznym, trzeszczącym głosem zbroi. - Nie ma jej już tutaj! Możesz odejść.. albo czekać na Smauga i Białego. Jak wolisz. - zbierała siły i czekała, jeśli perswazja nie podziała Mazzentrop zasmakuje jak to jest kiedy ktoś wdziera się ci się do umysły chcąc zrobić tam małe przemeblowanie. Czekała.
 
Lunatyczka jest offline  
Stary 12-01-2018, 17:33   #179
 
Kolejny's Avatar
 
Reputacja: 1 Kolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputacjęKolejny ma wspaniałą reputację
Przez krótką chwilę, gdy jeden z Obdarzonych ze Światła zaatakował przywódcę Mroku sonicznym atakiem Elliot poczuł nadzieję, że wbrew wszystkiemu to może się udać. Ale gdy zobaczył pojawiające się pęknięcia na nienaturalnie zniekształconym pancerzu Mazzentropa zrozumiał. To była tylko zabawa, powiernik dwóch żywiołów nie ruszył się z nawet miejsca i ich szaleńczy atak osiągnął nic. Nadzieja rozsypała się jak lodowa powłoka. W jednym momencie ich lotnik został brutalnie obezwładniony, a Elliota lód przykuł do powierzchni dachu. Wyczekująco wysłuchał Mazzentropa. Najbardziej jego uwagę zwróciło jedno słowo: „żywioł”. A więc to to chciał uzyskać. Nie mógł nawet sobie wyobrazić, jak wielką moc posiadłby przywódca Mroku. Może nawet dorównałby Białemu, co przecież było jego celem. I wtedy uwaga wszystkich skierowała się na zamarznięte jezioro. Mazzentrop szarpnął się nagle i White był już pewien, że to koniec, gdy Obdarzony z działem dźwiękowym wznowił swoje ataki, raz za razem. Go samego prawie zwiało z dachu, nigdy nie miał styczności z tym rodzajem energii i nie potrafił jej zaaobsorbować, więc mógł tylko leżąc kurczowo obserwować wydarzenia.

Sprawy rozegrały się bardzo szybko. W jednej chwili pod powierzchnią lodu pojawił się błysk, a w drugiej rozwścieczony Mazzentrop wyłączył z walki ostatecznie ich największy atut do tej pory. Nie mógł być stuprocentowo pewien, ale żywioł, który uciekł wydawał się być błyskawicą. Pamiętał, że w Mroku jest powiernik tego żywiołu, więc to musiał być jasny kryształ. Ale teraz udał się daleko stąd i Elliot mógł tylko zastanawiać się, czy kiedykolwiek jeszcze go ujrzy. Teraz jednak byli w jeszcze większych tarapatach. Mazzentrop zagroził wcześniej zniszczeniem miasta, a oni nie mogli zrobić nic, żeby go powstrzymać. Mogli tylko próbować rozpaczliwie grać na czas, w końcu jakiegoś rodzaju odsiecz musiała nadchodzić. Z napięciem obserwując wydarzenia doładował się paroma kolejnymi dyskami, podnosząc się z klęczków. Jakaś Obdarzona, bo po figurze zdawało mu się, że jest to kobieta, zwróciła się agresywnie do przywódcy Mroku. Z jego perspektywy wydawało mu się to samobójstwem, ale może mieli jakiegoś asa w rękawie. Cholernie na to liczył, bo w potulne zaakceptowanie porażki przez Mazzentropa nie wierzył.
 
Kolejny jest offline  
Stary 18-01-2018, 01:29   #180
 
Lunatyczka's Avatar
 
Reputacja: 1 Lunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputacjęLunatyczka ma wspaniałą reputację
Mazzentrop bardzo powoli odwrócił się w kierunku Chezy, nawet nie spoglądając na powalonego u jego stóp Jakiro. W trakcie tego temperatura powietrza, choć to wydawało się niemożliwe, zaczęła jeszcze bardziej się obniżać. Śnieg przestał padać, wzmagał się za to wiatr.
[media]http://www.youtube.com/watch?v=DoC-H3tLvQY[/media]
Choć w postaci zbroi odporność na wysokie i niskie temperatury była bardziej niż znaczna, to wszystkim zrobiło się naprawdę zimno. Szron momentalnie pokrył każdego z Obdarzonych i nagle ledwo byli się w stanie poruszyć.
Lider Mroku zrobił krok do przodu. W powietrzu uformowało się pięć lodowych lanc, z których każda mierzyła po pięć metrów. Wydawały się jakby stworzone ze szkła, bez żadnej skazy. Wręcz dzieło sztuki. Te lodowe szpikulce wymierzyły w zmrożonych do granic możliwości Obdarzonych.
Dove zamarła. Ale nie tylko swoim ciałem, zamarł również jej umysł. Na ułamek sekundy w głowie Jack była pustka, jaką można spotkać jedynie w zimnym kosmosie. Tylko po to by po tej jednej chwili wybuchła supernowa. Neurony przesyłały dane z prędkością światła, próbując znaleźć wyjście z tej sytuacji. Takie, w którym nie zginą wszyscy, takie, w którym nie będzie już więcej ofiar.
Nikt nie mógł się ruszyć, skute mrozem sylwetki, górujące ponad budynkami ośnieżonego Buenos Aires nie mogły się ruszyć, tak samo jak nie mogła uczynić tego dziewięciometrowa obdarzona. Pani psycholog zdawała sobie z tego sprawę, dlatego jej wzrok na czas jednego mgnienia ludzkiego oka zawisł na Jakiro. Zabroniłby jej tego robić, ale teraz nie miał nad nią władzy.
Turkusowe diody, gdyby posiadały źrenice zmieniłyby po kilku sekundach obiekt obserwacji na Mazzentropa. Umysł Dove uderzył, skupiając się na wrogim obdarzonym.
Jej cel w tym przypadku przypominał potężną górę lodową, której tylko czubek wystawał znad powierzchni wody. Wiatry owiewały ją, a ona sunęła nieporuszona, część niszczycielskiej siły natury, która za nic miała wszelkie ludzkie próby oparcia się jej.
Tak bardzo zimne i złe były myśli Malcolma von Mazzentropa, że prawie Cheza się od nich odbiła.
Była jednak zbyt doświadczona na to. Znalazła słaby punkt i uderzyła.
Udało się jej odłupać spory fragment, ale wiedziała, że to tylko wierzchołek całej góry. Pod powierzchnią wody, do której jeszcze nie dotarła, jest tego znacznie więcej.
Jednak tyle wystarczyło, by ocalić im życie.
Mazzentrop pchnął lodowe lance, ale w krytycznym momencie nie nadał im odpowiedniego pędu i nie uderzyły z taką siłą, jaką zamierzał.
Dove, White i Romero oberwali w piersi i choć pancerze mieli porysowane, a ból był dotkliwy to nie stała im się większa krzywda. Lovan i Senna oberwali mocniej. Pierwszy z nich oberwał w ranną już wcześniej rękę i teraz prawa ręka trzymała się w łokciu na raptem kilku ścięgnach. Drugi został przebity na wylot. Krew jednak nie wyciekła. Zamarzła nim wydostała się z ciała.
Lider Mroku otrząsnął się i wyciągnął rękę w kierunku Chezy z zamiarem użycia jednej z swoich najbardziej niszczycielskich mocy. Wyczuła to jego umyśle.
Nie dane jej było jednak tego doświadczyć.
Void, który znalazł się nie wiadomo kiedy pod nogami Mazzentropa wskoczył na jego kolano. Tam rozproszył swą zieloną tarczę i zamiast niej w dłoniach uformował świetliste, również zielone, długie na ponad dwa metry ostrze. Zamachnął się i ciął tak, by odrąbać za jednym ciosem nogę.
Pozbywając się swojej tarczy sprawił, że Lider Mroku mógł go wreszcie wyczuć. Szybkie szarpnięcie się wyrzuciło Voida w powietrze, ale nadal jego ostrze zagłębiło się na dobry metr w pancerzu olbrzymiego Obdarzonego, rozcinając go jak gorący nóż masło.
Mazzentrop ryknął z bólu i machnął ręką na odlew, trafiając Voida wierzchem dłoni.
Cios wyrzucił go ponad sto metrów dalej, wbijając go w budynek starego magazynu.
Cały czas, Void przebywał w ludzkiej postaci, ani na moment się nie przemienił.
Mazzentrop pochylił się nad swoją nogą i szybko zamroził swoją ranę. Z jego umysłu sączyła się czysta nienawiść, gdy nagle w sekundę się opanował i spojrzał za siebie. Trwało to naprawdę ledwie chwilę.
Wreszcie ponownie jego wzrok spoczął na Dove.
- Za wasze czyny zapłacą zwykli ludzie. Koniec z pokojem i zabawą w podchody - wycedził. - Zginą miliony i to wy będziecie winni.
Uniósł się w powietrze wzbudzając silne podmuchy wiatru.
- I jeszcze tylko wyrównam swoje rachunki na dzisiaj - dodał, po czym z jego leżąca obok Jakiro lodowa lanca podniosła się i przebiła go na wylot.
To był ostatni czyn Malcolma von Mazzentropa. Kilkanaście sekund później odleciał, zabierając ze sobą burzę śnieżną, a pozostawiając obietnicę śmierci zwykłych ludzi.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=jtas4gZxE_w[/MEDIA]

Kolejne minuty upłynęły tak szybko, że Cheza pewnie nie potrafiłaby powiedzieć, jak to się stało, że w ostatnich chwilach przytomności umysły ściągnęła sznur z praniem z jednego z balkonów. Nie potrafiłaby określić jakim cudem, drogę z dachu, do ciała Davida pokonała w dwóch susach. Zapewne push, pull w połączeniu z telekinezą musiały zrobić swoje.
Dove nawet nie zapłakała, zmieniając formę. Zupełnie zapomniała o swojej nagości, dokładnie pamiętając by będące już w ludzkiej formie ciało Lovana okryć ukradzionymi z balkonu ciuchami.

Będąc w szoku nie była w stanie krzyczeć, wyć, płakać... jej spojrzenie było puste, bo przecież, to na pewno był senny koszmar, wywołany przez umęczony ostatnimi wydarzeniami umysł. To był tylko sen, a ona zaraz się obudzi. Obudzi się... na pewno.
Gęsia skóra pojawiła się na jej nagiej skórze, a rude włosy odcinały się na tle zniszczeń, które pozostawił po sobie Mazzentrop. Obdarzona siedziała na ziemi gładząc machinalnie policzek Davida, zupełnie jakby był chory, a ona chciała mu ulżyć w gorączce. Nie była się w stanie ruszyć, nie była w stanie myśleć, nie była w stanie czuć. Bo jeśli tylko otworzyłaby się na którekolwiek z tych doznań na pewno by pękła.

Jej świat znów miał się zawalić.
 

Ostatnio edytowane przez Lunatyczka : 18-01-2018 o 01:32.
Lunatyczka jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 19:19.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172