Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 10-01-2022, 17:19   #251
 
Raga's Avatar
 
Reputacja: 1 Raga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputację
- Czyli jak mówiłem. Kanibale albo heretyckie kanibale - podsumował Roberts.
- Chyba żadne z naszej trójki nie ma wątpliwości z czym mamy tu do czynienia - westchnęła Irya na ich zachowawcze podejście. - Brak Yamady na pewno nie przeszkodzi reszcie na szukaniu nowego dostawcy. Na pewno już mają nowy klub na oku. Znamy dwa, w których już działali: Velvet Room i Babylon Bar.
- Oficjalnie ta sprawa nas nie dotyczy. Zwykłe kanibale to nie nasz rewir, ale możemy sprawdzić Babylon Bar jak będziemy dzisiaj koło niego przejeżdżać - obiecał Roberts zerkając na partnera, który jakby od niechcenia przytaknął po czym zabrał głos.
- Tylko, że jeśli Yamada zajmował się dostawami to jego następca wcale nie musi korzystać z jego kontaktów.
- Słuszna uwaga - pokiwała głową na słowa Johnsona. - Auto którym odjechała kobieta z nagrania, jest zarejestrowane na agentkę nieruchomości Nadine Bonnet, mieszka na pograniczu Gotland i Southside.
- Capitolka? - upewnił się Johnson.
- Nie. Brak powiązań z Capitolem - pocieszyła ich. - Załatwiłam jej ogon - założyła że ludzie Collinsa już mają namiary na Nadine - wkrótce będę chciała ją sprawdzić osobiście, bo wychodzi, że z jakiegoś powodu działam na heretyków jak płachta na byka - zaśmiała się.
- Obywatele nie należący do Capitolu są poza naszą jurysdykcją. Poza pani również - przypomniał Johnson.

Powstrzymała się, żeby nie parsknąć. Zachowała względną powagę.
- Prawie na pewno jest Freelancerem, a o nich się nikt nie upomina. A nawet jeśli ma przynależność korporacyjną to nie będzie to miało znaczenia, gdy potwierdzi się, że jest heretykiem, bo i tak się wszyscy wypną - wzruszyła ramionami.
- Wyczuwam misję zbawiania i naprawy świata - Roberts powiedział konfidencyjnie do kolegi, ale celowo nie ściszył głosu. - Pani inspektor musiała chyba zacząć przesiąkać swoim komendantem.
- Przyglądał kocioł garnkowi. Bo wy wybraliście swoją robotę tylko dla wypłaty - podsumowała ich w ironicznym tonie. - Sprawa sama przyszła do mnie i dla mnie będzie zamknięta jak ta grupa kanibali zostanie wyeliminowana - spokojnie wyjaśniła swoje motywy, nie odnosząc się do poruszonej kwestii swojego przełożonego. Co swoją drogą było dla niej interesujące.
- Nie no. Nam sie płaci tylko za naprawę Capitolu. Tak samo jak pani czy Sinclairowi. - Z tonu i twarzy Robertsa, Corday nie potrafiła wyczytać czy mówi w pełni poważnie czy nie.
- Co konkretnie planuje pani z tym zrobić? - wtrącił Johnson ignorując kolegę.
- Jestem dobra w improwizacji - odparła kierując spojrzenie na Johnsona, uśmiechając się wyzywająco. - Najpierw dowiem się jakie ma zwyczaje i z kim się spotyka. Później pewnie doprowadzę do konfrontacji, żeby ją wkurwić i skupić na sobie jej uwagę.
- Mhm. Co dalej? - podpuszczał Johnson.
- A to już czas pokaże - rozłożyła ręce nie dając mu się. - Ostatni dał się podpuścić i był tak pewny siebie, że odwalił niezły cyrk przy okazji - podała Yamade jako przykład potwierdzający skuteczność jej metody. - Was potrzebuję w tym planie, żebyście osłaniali mi plecy. Nie biorę swoich ludzi, bo potrzebuje kogoś kto nie spanikuje jak zobaczy że się typowi oczy świecą na zielono - specjalnie nawiązała do klasycznego obrazu Heretyka z tanich horrorów.
- Nie wiem o jakim cyrku pani mówi, ale jawna konfrontacja ze zdesperowanym heretykiem nie kończy się dobrze - Johnson zerknął na Robertsa. - Najlepszym sposobem jest taki w jaki skończył Yamada.
- Śmiem twierdzić, że jego zachowanie wywołane moją prowokacją sprawiło, że stracił czujność i skończył jak skończył - wtrąciła swój punkt widzenia.- Jeśli potrzebujecie, żebym zobrazowała waszą rolę w tym co planuje to chcę, żebyście po prostu siedzieli w tym swoim uroczym czarnym autku, kiedy ja pójdę gadać z agentką nieruchomości. I nie ruszycie się z autka chyba, że usłyszycie strzały, gdyby coś miało pójść bardzo źle. Może być?

- Jasne! Wtedy wyskakujemy z samochodu i biegniemy co sił w nogach, żeby zapakować pani ciało w czarny worek - Roberts pokiwał z entuzjazmem głową i starał się nie roześmiać.
- Daj spokój - zganił go Johnson. - Na co pani liczy w czasie konfrontacji?
- Wypytam ją o jej znajomość z Yamadą, pod pretekstem prowadzenia śledztwa w sprawie jego śmierci. Zobaczę jak bardzo będzie się wypierać tej znajomości, ale ogólnie to pójdę na żywioł - odpowiedziała Johnsonowi po czym spojrzała na Robertsa. - Nie jest łatwo mnie zabić, więc prędzej proszę się szykować na szybką trasę do szpitala Bractwa i łapanie Mistyka - nawiązała z mrugnięciem oka do jego komentarza.
Agenci popatrzyli po sobie i wymienili powątpiewające spojrzenia.
- Z iloma heretykami miała już pani konfrontację? - zapytał Roberts.
- Ciężki stwierdzić, jakoś nie noszą plakietek - odpowiedziała z lekką nutką ironii w głosie. - Podobno typ, który próbował mnie zadźgać w moim mieszkaniu był mroczno-harmonijny. Tak twierdził jakiś Cleaner co miał dostęp do jego zwłok. Ale co ja tam wiem. Reszta to tylko domniemania - rozłożyła ręce.
- Takich bez plakietek w ogóle się nie liczy. Ci na niskim poziomie wtajemniczenia to praktycznie zwykła hołota. Pytałem o jawną konfrontację z kimś na poziomie Yamady - doprecyzował Roberts.

Corday westchnęła i wbiła spojrzenie w koronę drzew. Nie mogła przecież wspomnieć o Billym i jego gromadce heretyków w podziemiach. Nie mogła też ujawnić swojej wiedzy zdobytej od Morgana i Kobayashiego. No i nie mogła wyjawić, że jest Cleanerem, bo o tym też przecież w niecodzienny sposób się dowiedziała. Musiała to po prostu przemilczeć. Znów spojrzała na nich.
- Nie konfrontuję się jawnie z tymi, których podejrzewam o najgorsze. Zdaje się na specjalistów - uśmiechnęła się i teatralnie wskazała palcem po nich dwóch.
- Jednak z uporem maniaka chce pani mieć swój pierwszy raz z tą Bonnet? - upewnił się Johnson.
- Daj spokój to duża dziewczynka. Brutalne doświadczenia uczą najlepiej. W końcu będzie miała nasze wsparcie - Roberts uśmiechnął się złośliwie.
- W porządku - Johnson skapitulował. - To jak konkretnie się umawiamy? - zapytał inspektor.
Blondynka pokiwała głową na słowa Robertsa. Miał całkowitą rację, bo gdy sparzyła się przy akcji z Billym, to już do Yamady podeszła z rozmysłem.
- Jak tylko zbierze się o niej dość informacji, żeby ją z kimś powiązać to dam wam znać. Bo dobrze by było mieć jakiś dalszy trop na wypadek gdyby prosiła się o odstrzał - odpowiedziała Johnsonowi.
- Odstrzał jest zawsze lepszy niż, gdyby miała uciec z radaru - Roberts popatrzył jej prosto w oczy.
- I to koniecznie między oczy, bo strzału w inna część ciała może nawet nie poczuć, prawda? - odparła Irya patrząc na Robertsa, jego spojrzenie w żaden sposób nie odejmowało jej śmiałości.
- Strzału między oczy też pewnie nie czują. Mózg po prostu przestaje działać - Roberts wzruszył ramionami nie spuszczając oczu.
- Ciężko to jednoznacznie stwierdzić, bo nikt kto tego doznał, nie mógł się już na ten temat wypowiedzieć - uśmiechnęła się wyzywająco.
- W końcu chodzi właśnie o to, żeby nie byli w stanie się na żaden temat wypowiedzieć - odpowiedział uśmiechem.

- Fakt - roześmiała się, bo bezwiednie zaczynała kierować się na tory, których miała unikać. - Dobra panowie, muszę się zbierać. Odezwę się jak będę mieć coś nowego.
- Powodzenia - życzył Johnson, a Roberts tylko skinął lekko głową.
- Do zobaczenia - rzuciła im na pożegnanie i zatrzymała się. Odwróciła się i ruszyła w drogę powrotną do auta, tą samą ścieżką, którą przyszła.
 
__________________
Walls of stone do not a fortress make. But they're not a bad start.
Raga jest offline  
Stary 11-01-2022, 12:01   #252
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
***

Z Bastillion Park miała jechać prosto do domu Charlesa, ale już będąc w trasie zmieniła zdanie i postanowiła zajrzeć jeszcze do LCC, zrobić zakupy. Tam odwiedziła konkretne sklepy gdzie była prawie, że stałym bywalcem, a na pewno wydawała w nich pokaźne sumy, ku uciesze sprzedawców.

***

Charles siedział na kanapie w pozycji półleżącej. Przerzucał kanały informacyjne, a telefon leżał w zasięgu jego ręki. Na widok Iryi odłożył pilota.
- Jutro wracam do pracy, bo oszaleję - zakomunikował.
Jego oświadczenie nie wywołało u Iryi zdziwienia. Rozebrała się z płaszcza i butów i wraz z torbami zakupowymi podeszła do niego.
- I jak zamierzasz tłumaczyć z nieobecności? Grypą żołądkową? - zapytała żywo zainteresowana. - Albo jak ktoś Cię na korytarzu szturchnie przypadkiem w bok? - postawiła torby przy stoliku kawowym i zajęła miejsce obok niego, zakładając nogę na nogę.
- Zacisnę zęby i postaram się jak najmniej krwawić - uśmiechnął się do niej krzywo. - A w przypadku nieobecności to nie mam przełożonych tylko zobowiązania. To akurat mam pod kontrolą.
- Niezły plan - podsumowała go z sarkazmem w głosie. - Powiedz mi czemu nie nauczyłeś się jakiegoś czaru leczącego? Ja jakbym miała być Heretykiem to to byłoby pierwsze co bym brała - stwierdziła z rozbawieniem.
- Chyba pomerdało ci się coś z Bractwem. Zresztą oni chyba nie byliby chętni mnie tego nauczyć. Pewnie ze względu na brak dyscypliny - zaśmiał się. - A tak poważnie, to nigdy mi to nie było potrzebne. Zresztą nie kojarzę aby w domenie Ilian był taki dar.

Corday zrobiła zaskoczoną minę.
- No, a co zrobiła wtedy Pandorina, że cię zaleczyła?
- Powiem szczerze, że to dla mnie zagadka. Jednak ona ma układy o dalekim zasięgu i nie zdziwiłbym się jakby znała Dary innych Apostołów. Nawet ja mam pewne tajemnice - uśmiechnął się lekko.
- No to lipa. Przereklamowane jest to bycie Heretykiem - pokręciła głową. - Lepiej jakbyś tydzień nie ruszał się z domu - zasugerowała mu. - Rany cięte są szczególnie upierdliwe - stwierdziła wymownie kładąc dłoń na swoim boku, który miała naznaczony świeżą blizną.
- Wiem, że lepiej. Jednak nie mogę pozwolić sobie na tyle dni bezczynności - starał się znaleźć argumenty na swoja niechęć do pozostania w izolacji.
- Mogę ci ze dwa dni potowarzyszyć, akurat nic ciekawego mi w pracy się nie dzieje, a moja główna sprawa musi się pomarynować jakiś czas - zaproponowała.
- U mnie wręcz przeciwnie. Każdy dzień to pewnego rodzaju kumulacja - powiedział zbolałym tonem. - I mówię tutaj o oficjalnym zakresie obowiązków.
- Tak się kończy jak chodzisz na pewniaka po ulicy. Ani broni nie nosisz ani innej ochrony - Irya powiedziała to tonem pouczenia. - Ale od dziś to zmienimy - ręką wskazała na pakunki które przyniosła, z logami firm które raczej na pewno nic nie mówiły Charlesowi.
- Kupiłeś mi ochroniarza? Takiego do składania? - zapytał rozbawiony jej sugestią.
- W sumie... Na urodziny kupię ci Steva 2.0, co ty na to? - uśmiechnęła się szeroko.
- Cybertonik chyba nie poszedłby w wersję DIY - odparł z udawanym smutkiem. - A ja chyba nie zniósłbym stałej obecności takiego podglądacza. Twój kot wystarczająco mnie irytuje.
- No nie musi stać w domu - nagle pomysł zakupu mechanicznego ochroniarza strasznie spodobał się Iryi. - Stałby sobie na podjeździe i groźnie wyglądał.
- Może to paranoja, ale chyba nie zasnąłbym wiedząc, że taka puszka kręci się w pobliżu.

Nie rozumiała jego niechęci do mechanicznych ochroniarzy.
- Twoja strata, ja tam sypiam lepiej odkąd wiem że przed wejściem jest Steve - wzruszyła ramionami. - No to musi wystarczyć to co mam - sięgnęła po pierwszy pakunek. Wyciągnęła z papierowej torby zakupowej pudełko, a po jego otworzeniu ukazał się pistolet. - Jak tylko zrośnie ci się rana to zaczynamy jeździć na strzelnicę - powiedziała to takim tonem, że nie było możliwości odwołania od tego.
Morgan popatrzył na broń jak na nielubianego klienta i najwyraźniej skapitulował.
- Niech będzie, ale to ty wpasujesz się w mój grafik - zakomunikował.
- Nie ma problemu - wyraźnie ucieszyła się z jego zgody. Sięgnęła po kolejną papierową torbę, znacznie większą niż poprzednia. Wyciągnęła z niej zawartość, którą znów było pudełko ale duże i spłaszczone. Otworzyła je i wyciągnęła coś co wyglądało jak podkoszulek z grubego materiału. Podała mu. - To koszulka kuloodporna - wyjaśniła mu na co patrzy. - Zatrzyma mały kaliber i pchnięcie nożem. Noszę podobną - na potwierdzenie tego podwinęła swoją koszulę pod którą miała podkoszulek z tego samego materiału.
- Boję się myśleć co mi jeszcze zaraz zaprezentujesz - Charles rozsiadł się w oczekiwaniu na pokaz.
Irya powoli podciągnęła koszulę jeszcze bardziej, ale zaraz puściła materiał i ten opadł zakrywając na powrót jej podkoszulek.
- Ty jeszcze nie jesteś w formie na seksy - przypomniała mu i westchnęła z ubolewaniem w przerysowany sposób. - W tamtych torbach masz jeszcze trzy takie podkoszulki w dwóch kolorach, czarnym i białym, żeby ci do wszystkich koszul pasowały. A tu - wzięła do ręki jedną z mniejszych toreb. - Eleganckie rękawiczki do skórowania - wyciągnęła je i rzuciła mu na uda. - To z te same co ja miałam i dzięki, którym mi Billy nie poderżnął gardła. Są jak rękawice rzeźnika, ale w wytwornym stylu. Nie do przecięcia, więc możesz spokojnie złapać za ostrze napastnika.
- W pewien sposób jesteś przerażająca - stwierdził patrząc na prezent, a potem podnosząc wzrok na blondynkę. - Może minęłaś się z powołaniem.
- To wiele znaczy być nazwanym przerażającym z ust Heretyka - zaśmiała się. - Nie ulega wątpliwości, że moje przeznaczenie zostało mocno zmienione, ale zdecydowanie nie mam na co narzekać - mrugnęła do niego.
- Myślę, że masz - zaprzeczył. - Wyraźnie widać, że chciałabyś móc robić z tego użytek - wskazał na zakupy.

Corday popatrzyła na torby i rozpakowane już paczki, jakby to miało przybliżyć jej punkt widzenia Charlesa.
- Na razie widzę tyle, że mam faceta, który doszukuje się u mnie sadystycznych zapędów zamiast zauważyć, że okazuję troskę o jego osobę na swój własny, praktyczny sposób - podsumowała to z rozbawionym uśmiechem. Bez ostrzeżenia przysunęła się do niego i pocałowała go w policzek. - Rozumiem, że te rękawiczki cię zaniepokoiły - zachichotała. - W oryginale służą zblazowanym panom z wyższych sfer, takim bogatych z pochodzenia a nie z dorobienia się, żeby po polowaniu własnoręcznie oprawić zwierzynę, a trofea powiesić nad kominkiem, lub położyć na podłodze jako dywanik - wyjaśniła krótko rys historyczny przedmiotu. - I nie, mnie polowania nie interesują, oprawianie zwierzyny tym bardziej. Za to ojciec Davida był zapalonym myśliwym. Wspominał, że lubił robić sobie długie wypady na Wenus, gdzie polował na tamtejszą faunę i ogólnie jarał się wszystkim z tym związanym. Ale mniejsza o to, w każdym razie to mój ojczym dał mi takie rękawiczki, żebym mogła je wykorzystywać w samoobronie, bo i sam używał jak pracował w terenie.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 24-01-2022, 16:48   #253
 
Raga's Avatar
 
Reputacja: 1 Raga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputację
Charles popatrzył jej prosto w oczy po czym wybuchnął śmiechem. Skrzywił się przy tym nieco, ale nie na tyle żeby to przerwało jego rozbawienie. Jego stan był dużo lepszy niż poprzedniego dnia.
- Idealnie nadaje się pani do sal rozpraw. Mataczenie pierwsza klasa - powiedział z uznaniem. - Dobrze wiesz, że nie chodziło mi o polowanie i trofea.
- Już postępowanie dyscyplinarne mam za sobą, więc wiem co i jak trzeba mówić - roześmiała się na jego komentarz co do sali rozpraw. - No więc powiedz mi o co ci chodziło, bo ja nie mam pojęcia - droczyła się z nim. - Bo ja tu widzę tylko środki ochrony osobistej, tak bardzo konieczne do pracy policyjnej w terenie.
- Do tego typu pracy w terenie są Małpy, a nie detektywi. Co ciekawe, ani jedni ani drudzy nie stosują takich gadżetów - celowo zaintonował ostatni wyraz. - Używają ich ci co dążą do celowego pakowania się w kłopoty, a nie unikania ich w razie możliwości - zawiesił głos na chwilę. - Ale gest jak najbardziej doceniam - uśmiechnął się. - Tyle, że żaden z moich zakresów obowiązków, w standardzie, nie niesie za sobą zagrożeń przed którymi miałoby mnie to ochronić. Pod względem częstotliwości występowania traktuję to jako wypadek losowy - wskazał na swój bok.

Irya parsknęła śmiechem.
- Po pierwsze to wygląda tak, że każdy w policji chciałby mieć taki sprzęt. Niestety policji nie stać na to żeby go kupić. Kończy się więc na tym, że mają to tylko wzięci najemnicy, VIPy i bogaci z paranoją, że ktoś chce ich sprzątnąć - wyjaśniła pokrótce. - Po drugie gdybym nie lubiła ryzykować to ominąłby mnie ten jakże fascynujący związek jaki mamy - mrugnęła do niego.
- A po trzecie los chyba się na ciebie nieźle uwziął. Ledwo co miałeś podcięte gardło, teraz dźgnięty w bok - przeszła do ironicznego tonu. - Na twoim miejscu bym nie ryzykowała i nosiła tą podkoszulkę nawet w domu - pouczyła go.
- Co ciekawe wszystko to zaczęło mnie spotykać dopiero gdy poznałem ciebie - zmrużył oczy w udawanym zarzucie. - Dalej mścisz się za tego Hilla?
- Tak, to byłam ja, specjalnie nasłałam na ciebie Andersona - odparła na to tonem ociekającym ironią. - Przyjęłam do wiadomości, że Hill to było nieporozumienie i żałujesz, że to zrobiłeś, więc nie, nie mam powodów do mszenia się na tobie - machnęła ręką. - No chyba, że mnie zaczniesz zdradzać z jakąś lafiryndą to wtedy bój się - na koniec zrobiła przesadnie poważną minę.
- Za kogo mnie masz?! - żachnął się. - Brzydzę się lafiryndami!
- I pamiętaj że jestem świetnym detektywem więc szybko się połapię - mimo jego zapewnień Irya ciągnęła dalej swoją wypowiedź, ale już żartobliwym tonem. - Albo mi Collins radośnie o tym doniesie. Bo o tym że chodzisz do burdelu to już przecież od niego wiem - roześmiała się, aż jej łzy naszły do oczu.

- A nadal żyje tylko dlatego, że nie wie co tam robię. - Charles powiedział to w lekkim zamyśleniu jakby obmyślał dla Collins coś specjalnego.
Corday przetarła oczy wierzchem dłoni.
- Na razie dałam mu zajęcie, może nawet się w końcu na coś przyda - pocieszyła go.
- Założe się, że nie zrobił tego z dobrego serca.
- Kilka monet za to wziął - przyznała. - Szuka dla mnie Heretyków, nie wiedząc o tym, że to Heretycy.
- Czyli o Collinsie możemy zacząć mówić w czasie przeszłym? - zapytał z nadzieją w głosie.
- Liczę że nie, chciałabym najpierw coś z tego mieć.
- I co zrobisz z tym dalej?
- Będę działać zgodnie z moim powołaniem - uśmiechnęła się zadziornie.
- I to stąd te prezenty! - na jego twarzy wymalowało się zrozumienie. - Przygotuję się zatem na najgorsze - parsknął.

- Ha ha, bardzo zabawne - sarknęła, ale uśmiechnęła się. - Jak do tej pory to w większości przypadków nie potrzebujesz mnie żeby sobie robić krzywdę - wyciągnęła rękę, żeby dziubnąć go w ranny bok, ale zatrzymała palec na centymetr przed nim. - Teraz może mi w końcu opowiesz jak to się stało? Tak ze szczegółami - zaznaczyła, że nie chce tej okrojonej wersji wydarzeń z wczoraj.
- Było ich trzech. Wzięli mnie z zaskoczenia, a potem tego pożałowali. Nie sądzisz chyba, że przyznam Ci się w szczegółach jakie potężne moce we mnie drzemią - powiedział teatralnym tonem po czym skrzywił się z bólu.
- Wiesz, na tym etapie naszej znajomości i tak nic nie tracisz wchodząc w te szczegóły - wzruszyła ramionami. - Ci trzej coś mówili? Zostawiłeś ich rannych? Martwych? - zaczęła zadawać pytania by ułatwić mu opowieść.
- Jeden raczej nie żyje, pozostali uciekli. Nie byłem w stanie ich gonić - rozłożył bezradnie ręce.
- Ok... więc doświadczyli twoich nienaturalnych zdolności? - skrzywiła się zmartwiona tą możliwością.
- Gdyby nie one to byś mnie teraz nie oglądała - starał się znaleźć pozytywne aspekty w obecnej sytuacji.

- Tak, wiem - westchnęła i ostrożnie przytuliła się do niego. - Teraz już rozumiem czemu chciałbyś, żeby to był przypadkowy napad rabunkowy... Zabrali ci coś?
- Nie zdążyli. Tym pewnie chcieli się zająć jak już byłoby po wszystkim - skrzywił się.
- Gdzie to się stało?
- Pamiętasz ten parking z tym dziwnym dzieciakiem? Tam zostawiłem samochód. - Charles w końcu skapitulował.
- Ok... - zmrużyła oczy, zastanawiając się czy zaliczyć to na plus czy minus. - Może ludzie Billiego cię rozpoznali... - zaczęła rozważać powody ataku, gdyby był to zaplanowany atak na jego osobę. - Po cholerę tam pojechałeś?
- No tego to na pewno ci nie powiem - żachnął się.
- Aż tak ci wstyd? - uniosła brew w zdziwieniu na tą próbę ucięcia tematu.
- Już mówiłem, że lepiej dla Ciebie jakbyś nie węszyła przy pewnych rzeczach. Masz tendencję do pakowania się w tarapaty.
- I kto to mówi - powstrzymała się, żeby nie parsknąć śmiechem. - Ale wiesz, bezpieczniej dla mnie będzie jak ty zaspokoisz moja ciekawość, a nie gdy zrobię to na własną rękę - stwierdziła rzeczowym tonem.
- W żaden sposób się z tobą nie zgadzam. Jak da ci się fragment czegoś to twoja natura nie pozwoli ci nie sprawdzić jak to wygląda w całości.
 
__________________
Walls of stone do not a fortress make. But they're not a bad start.
Raga jest offline  
Stary 27-01-2022, 18:12   #254
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
- To daj mi całość, a nie fragment - uśmiechnęła się szeroko. - A jak powiesz to dam ci obiad - zachichotała.
- Pandorina chciała żebym się z kimś spotkał i coś dla niej odebrał. Niestety nie dotarłem na miejsce.
- Dałeś mi ogólny zarys, a nie całość, ale trudno, niech ci będzie - mruknęła nie w pełni zadowolona. - Idę po ten obiad, bo sama zgłodniałam - wstała i poszła odgrzać jedzenie, które przyniosła.
- Ej! Dałem ci fakty, które znałem - zawołał za nią w swojej obronie. - Na domysły mam za mało danych.


- Proszę - powiedziała po tym jak postawiła talerze na stoliku kawowym. - Twoje auto tam cały czas stoi? Mogę pojechać je zabrać - zaproponowała.
Charles zamilkł na chwilę jakby mocno zastanawiał się nad propozycją.
- Byłbym wdzięczny - powiedział w końcu.
- To zamówisz mi taksówkę jak zjemy - skinęła głową i zabrała się za jedzenie. - Mmm, pyszne - powiedziała z pełnymi ustami.
- Mhm - przytaknął bez przekonania. Jadł, ale myślami był gdzie indziej.
Irya kątem oka przyjrzała mu się badawczo, ale uznała, że nie będzie mu zaburzać procesu myślowego i zanim zacznie go ciągnąć za język, wpierw spokojnie zje.
Siedzieli w milczeniu i tylko odgłosy z telewizora mieszały się ze stukaniem sztućców po talerzu. W wiadomościach nie leciało nic ciekawego i Irya patrzyła w ekran zupełnie od niechcenia.

W końcu odłożyła pusty talerz, kładąc na nim widelec. Spojrzała na Charlesa.
- Powiesz mi sam co ciebie trapi, czy po prostu lubisz jak to z ciebie siłą wyciągam? - uśmiechnęła się.
- Raczej jesteś jedyną osobą zmieniającą moje codzienne przyzwyczajenia. A trapi mnie Pandorina. Konkretnie to konsekwencje niewykonania dla niej zadania.
- No pewnie twoje zdjęcie nie wisi z tabliczką "pracownik miesiąca", raczej jako tarcza do rzutek... - mówiąc to nie była w stanie brzmieć poważnie. - Ale przynajmniej tym razem nie była to twoja wina - próbowała go trochę pocieszyć.
- Taka linia obrony nigdy się nie sprawdza - popatrzył na nią kpiąco.
- Ja bym nie robiła mojemu podwładnemu problemów gdyby nie pojawił się w pracy z powodu kosy w żebra - mrugnęła do niego. - Czyli… nie zdążyłeś się spotkać i odebrać tego co chciała? - Chciała się upewnić.
- Zostałem przejęty wcześniej. A co do twojego porównania to średnio pasuje do tych mniej legalnych stanowisk pracy i szemranych pracodawców - puścił jej krzywy uśmiech.
- Wyobrażam sobie - pokiwała głową ze zrozumieniem. - Ale przynajmniej masz okazję jeszcze to nadrobić, jak wydobrzejesz - pocieszyła go.
- Też mam taką nadzieję - kiwnął głową.
- To zamawiaj mi taksówkę - przypomniała mu. - A pamiętasz jak wyglądali ci co ciebie napadli? Jak byli ubrani? - dalej go męczyła o szczegóły.
- Czy ja wiem. Nie przyglądałem im się zbytnio, ale raczej takie obdartusy. Tacy po jakich spodziewałabyś się napadu rabunkowego - wzruszył ramionami wybierając numer na taksówkę.
- A może umięśnione karki przebrane za obdartusy dla niepoznaki? - drążyła dalej.
- To nie były karki. Po pierwsze byliby bardziej profesjonalni - pokazał na swój bok. - Po drugie nie uciekliby tak szybko.
- Jak wyglądał sam napad? Podbiegli skądś? Wyskoczyli z samochodu, który podjechał? - dodała mu sugestie, dla określenia czego oczekuje od odpowiedzi.
- Po prostu podeszli gdy szedłem przez parking. Zobaczyłem ich w ostatniej chwili.
- Jak na Heretyka zdecydowanie za mało się rozglądasz i obserwujesz swoje otoczenie - wydała swój osąd jego zachowania, kręcąc głową z dezaprobatą.
- Na początku było inaczej. Oczy miałem dookoła głowy. Z czasem starałem się stłumić paranoję, bo inaczej skończyłbym jako wyznawca Muawijhe.
- Ale jednak trochę zdrowego rozsądku by ci się przydało. Wtedy byś wiedział żeby samemu nie łazić po tamtej okolicy kiedy masz drogie auto. Przynajmniej na przyszłość będziesz bezpieczniejszy - stwierdziła wymownie spoglądając na prezenty które mu przyniosła. - Dobra idę się zbierać. Zaraz powinna przyjechać taryfa - wstała z kanapy. - Jeszcze skoczę do siebie po wykrywacz pluskiew - dodała w zamyśleniu, w której szufladzie miała to urządzenie.
- Zdrowego rozsądku? - parsknął. - Powiedziała ta co jest w związku z heretykiem.
- Dokładnie tak. Zdrowego rozsądku - pokiwała głową. - Żebym mi się ten związek szybko nie skończył, wraz z twoją śmiercią - pochyliła się nad nim i dała mu buziaka w szczyt głowy. - Odpoczywaj sobie i nikomu nie otwieraj drzwi - zaśmiała się na koniec i ruszyła do korytarza.
- Uważaj na siebie! - usłyszała jeszcze za plecami.

- Postaram się - odparła ubierając płaszcz. Upewniła się, że ma swoją odznakę, a w pistolecie pełen magazynek. Wzięła klucze do auta Charlesa i zostawiła swoje. On siedział milczący i patrzył w jej kierunku z nietęgą miną. Ciężko było stwierdzić czy się martwił czy po prostu nie był przyzwyczajony do tego typu sytuacji.

Wyszła gdy za oknem dostrzegła taksówkę.

***

Kierowcy kazała zatrzymać się na drugim końcu parkingu. Zanim wysiadła skupiła się w próbie wykrycia jakiś Heretyków. Początkowo niczego nie wyczuła, ale w miarę zbliżania się do miejsca gdzie Morgan miał zostawić swój samochód, aura mroku zaczęła być słabo wyczuwalna.
"Przynajmniej będę mogła wylądować swoją seksualną frustrację strzelając do ruchomego celu" przeszła jej ta ironiczna myśl. Zachowywała szczególną czujność, ale starała się tego po sobie nie okazywać.
Ręce miała schowane w kieszeni, a kołnierz postawiony. Zacisnęła lewa dłoń na pilocie od klucza samochodu gdy szła rozglądając się za białym autem.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 08-02-2022, 20:43   #255
 
Raga's Avatar
 
Reputacja: 1 Raga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputację
W końcu je odnalazła. Stało zaparkowane kilkadziesiąt metrów od niej wśród innych aut. Aura ciemności była silna. Heretyk musiał być w pobliżu. Nie była go w stanie nigdzie dostrzec, ale z drugiej strony było wiele miejsc gdzie mógł się ukrywać. Okolice śmietnika w rogu parkingu, budynek nieopodal czy chociaż którykolwiek z samochodów.
"Wytrwały skurwiel" skomentowała w myślach Irya, zakładając, że ten ktoś kogo wyczuwa pilnuje auta Charlesa od czasu napadu. Przyjęła taktykę która sprawdzała jej się najlepiej, czyli do samego końca zamierzała udawać że po prostu przechodzi tym chodnikiem by dostać się na drugą stronę, a jak tylko będzie przy samochodzie to zrobi zwrot i szybko wsiądzie do niego. Przynajmniej tak miało to wyglądać w teorii.
Gdy była tuż przy pojeździe Charlesa aura była bardzo wyczuwalna. Była bardzo intensywna, wręcz gęsta. Irya czuła się jakby zalewała jej zmysły. Blondynka skupiła się jednak na swoim planie. W ostatniej chwili dopadła drzwi i kilka sekund później była już w środku. Natychmiast zamknęła auto od wewnątrz i dla uspokojenia paranoi i upewnienia się, że jest sama w pojeździe, spojrzała za siebie. Odetchnęła z ulgą, gdy nikogo nie zobaczyła na tych mikrych tylnych siedzeniach jakie dla picu montowano w autach o nadwoziu coupe, chyba tylko po to by wozić na nich ludzi, którym dyskretnie chce się powiedzieć, że ich się nie lubi.
Teraz, gdy poczuła się bezpiecznie w pancernym aucie, odpaliła silnik i rozejrzała się wkoło, przez przyciemnione szyby, próbując namierzyć źródło Mrocznej Harmonii.
Nie była w stanie nikogo dostrzec. Jednak gdy zamknęła oczy i wyłączyła rozpraszające ją zmysły wyczuła, że źródło znajduje się gdzieś z tyłu po prawej stronie i powoli się zbliża.
Gdy otworzyła na powrót oczy i popatrzyła za siebie. Widok przesłaniały jej równolegle zaparkowanie samochody.
Podciągnęła sobie koszule od strony gdzie miała kaburę by było jej łatwiej sięgnąć po broń. Z tej pozycji nic nie widziała, ale nie zamierzała czekać aż ten ktoś przyjdzie. Auto Charlesa było zaparkowane tyłem, więc wystarczyło ruszyć. Wyjechała nieśpiesznie z miejsca parkingowego kierując się do wyjazdu z parkingu.
W lusterku mignęła jej sylwetka. Może to tylko jej wyobraźnia, może autosugestia, ale wydawało się jej, że był to Billy.
Odruchowo nacisnęła mocniej pedał gazu, przyspieszając, żeby jak najszybciej oddalić się od tego co myślała, że zobaczyła. W każdą sekundą aura chłodu słabła, aż w końcu całkowicie zniknęła, gdy opuściła teren parkingu i włączyła się do ruchu głownej ulicy.

***

Nadrabiając drogi, dla czystej zasady na wypadek gdyby miała być śledzona, dotarła w końcu do domu Charlesa. Zaparkowała auto na podjeździe i wysiadła. Podeszła do drzwi i wygrzebała z kieszeni klucze.

- Wróciłam - oznajmiła i zamknęła na zamek za sobą drzwi.
- Jeszcze tam był? - zapytał z troską w głosie.
W odpowiedzi Corday zaśmiała się rozbawiona. Zdjęła buty i płaszcz. Podeszła do kanapy gdzie leżał Charles i położyła kluczyki przed nim na stoliku kawowym.
- Chyba nawet nie jest podrapany - zapewniła go i opadła na fotel, rozsiadając się w nim wygodnie.
- Czyli bułka z masłem? - bardziej stwierdził niż zapytał.
- Dla mnie tak - odparła i westchnęła. - Niezły komitet tam na ciebie czekał - dodała zaraz.
- Co masz na myśli? - Charles był wyraźnie zaintrygowany.
- Wyczułam duże natężenie mrocznej harmonii przy twojej furze - odpowiedziała z powagą w głosie. - Z kim miałeś się tam spotkać? - zapytała.
- Znałem tylko miejsce i czas. To on miał mnie rozpoznać - powiedział ze skwaszoną miną.
- Serio? - pokręciła głową z dezaprobatą. - Czyli stałeś tak na parkingu na widoku, niedaleko miejsca gdzie gadaliśmy tą małą, żeby zaprowadziła nas do swojego szefa? - uniosła brew.
- Serio - potwierdził z miną oddającą to, że miał świadomość jak to w tym momencie brzmi.

Irya otworzyła usta ale zabrakło jej słów. Oparła głowę na zagłówku fotela i wbiła spojrzenie w sufit. Intensywnie myślała nad opcjami.
- Ktoś szedł do auta gdy już w nim byłam - wspomniała i przeniosła spojrzenie na Charlesa. - Gdy wyjechałam, widziałam tylko sylwetkę. Postawny mężczyzna, który był źródłem tego chłodu jaki wyczuwałam.
- Nie ma żadnej reguły, ale postawny kojarzy się raczej z Algerothem. - Morgan poprawił się na kanapie.
- Ty faktycznie musiałeś mocno dostać po głowie - skomentowała ironicznie Irya. - Z resztą - pokręciła głową. - W ogóle tamto miejsce jest dziwne. Zabrałeś mnie tam na randkę i niby przypadkiem Pandorina też miała tam rezerwację? Teraz ty miałeś się spotkać z nieznajomym, niby przypadkiem w miejscu gdzie wcześniej wkurwiliśmy całą enklawę podmiotów mroku?
- To, że ich wkurwilismy to akurat była tylko nasza zasługa - zaśmiał się.
Blondynka przewróciła oczami. Uznała, że sam się nie domyśli i powie wprost.
- Jestem prawie pewna, że tym typem z parkingu był Billy - stwierdziła ponuro. - A obdartusy co ciebie napadły to jego ludzie.
- Nie mam argumentów żeby podawać w wątpliwość twoją kobiecą intuicję - odparł dyplomatycznym tonem. - Tylko skąd miałby wiedzieć, że akurat będę w tamtym miejscu?
Posłała mu poirytowane spojrzenie.
- No to wyobraź sobie sytuację jak stoisz sobie na parkingu, taki proszący się o skrojenie, jakaś grupka pomniejszych złodzieju widząc ciebie się skusza. Wtedy ty się bronisz i znikasz. Albo oni albo ktoś kto akurat tam był przy okazji doniósł Billiemu - opowiedziała mu jedna z możliwych wersji wydarzeń. - Albo lepiej, Pandorina się dogadała z Billym, a ty tam stałeś jako podarek na zgodę.
Spojrzenie Morgana stwardniało przy jej ostatniej wypowiedzi.
- Jaja sobie robisz czy poważnie tak myślisz? - spytał.

- Mówię co myślę - odparła mu na to. - Co lepsze gdyby doszły do mnie informacje, że tam znaleziono twoje zwłoki, to pewnie tylko jego bym obwiniała - prychnęła. - Powiedz mi, czy czujesz się na tyle pewnie, żeby stwierdzić, że tak nie było?
Morgan zacisnął szczęki tak, że uwydatniły się mięśnie jego żuchwy.
- Nie - odparł po chwili.
- Kontaktowałeś się z nią od tego czasu?
- Poinformowałem ją, że nie zdołałem nawiązać kontaktu, ale była jakoś mało zawiedziona tym faktem.
- A powiedziałeś jej dlaczego?
- Z Pandoriną nie ma opcji zawalenia zadania bez dobrego wytłumaczenia - wyjaśnił tonem jakby to była oczywistość.
- No to sam widzisz. Jest więc szansa, że wykazałeś się przed nią za to, że nie dałeś się zabić - powiedziała na podsumowanie tematu i rozłożyła ręce.
- Starasz się mnie pocieszyć czy bardziej siebie? - zrobił kpiący uśmieszek.

- Czy jedno nie wynika z drugiego? - mrugnęła do niego. - Ale jeśli każe ci wykonać zadanie jeszcze raz, przy tych samych wytycznych... To zwyczajnie pokajałeś się za to, że nie dałeś jej wykonać egzekucji na sobie - westchnęła ciężko.
- To nie była egzekucja w jej stylu. Jeśli w ogóle egzekucją można było to nazwać - powiedział z powątpiewaniem.
Corday przymrużyła oczy, kiedy Charles mówił, skupiając się na jego aurze. Wciąż była wyczuwalna bardziej niż normalnie, ale było znacznie z nim lepiej niż dnia poprzedniego. Otworzyła oczy. Co innego przedstawiał jego stan fizyczny.
- Może jednak pojedziemy do szpitala? - zaproponowała mu. - Do prywatnego - zaznaczyła żeby nie pomyślał sobie, że chce go wieźć do Bractwa.
- Teraz już się do niczego się nie przydadzą - pokręcił się na kanapie. - A blizną się nie przejmuję.
- Ale mogliby sprawdzić czy nie wdało się jakieś zakażenie, anemia - w przeciwieństwie do niego, Irya nie była przekonana, że mężczyzna wyliże się z tego bez problemów.
- Przy twoim żywieniu anemia mi nie grozi, a rana goi się dobrze - starał się ją uspokoić.
- To może chociaż zadzwonię po lekarza na wizytę domową? - próbowała dalej, ale nie było w tym zapału, jaki miała gdy chciała postawić na swoim i nie przyjmowała sprzeciwu. - Z resztą... Może i masz rację - odpuściła już oficjalnie. - Idę po wino - oznajmiła i wstała, idąc do kuchni.
- Ale to miłe, że tak się o mnie troszczysz - rzucił zanim jeszcze wyszła z pomieszczenia.
 
__________________
Walls of stone do not a fortress make. But they're not a bad start.
Raga jest offline  
Stary 11-02-2022, 12:42   #256
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Zaskoczyło ją jego wyznanie, aż przystanęła na chwilę. Nie spodziewała się usłyszeć tego z jego ust. Uśmiechnęła się zadowolona, ale nie skomentowała tego.
W kuchni znalazła alkohol i otworzyła butelkę korkociągiem. Sięgnęła ręką po kieliszek, ale uznała, że będzie zbędny. Zabrała ze sobą tylko butelkę i wróciła do salonu.

Usiadła przy Charlesie i oparła się o jego bok, wygodnie rozsiadając się na kanapie.
- To teraz jest najwyższy czas wymyslić jak będziemy działać, jak Pandorina zechce cię wyeliminować - zaproponowała i upiła duży łyk wina z butelkę. Nie proponowała wina Charlesowi, bo on go zwykle nie chciał. Ale gdyby zmienił zdanie, to rękę trzymającą butelkę miała w zasięgu jego dłoni.
- Sugerujesz coś więcej niż przyjęcie w miarę godnej pozy w momencie gdy znajdą nasze zwłoki? - rzucił jakby od niechcenia.
Popatrzyła na niego kątem oka, z dezaprobatą.
- No przestań. Rozumiem, że ciebie boli, ale to nie powód do takiego fatalizmu - zganiła go, ale nie uszczegółowiła czy chodzi jej o jego ból fizyczny czy egzystencjalny, choć w tym wypadku oba pasowały. - Zawsze da się coś zrobić. Szczególnie, że znasz ją, a ja jestem zaradna - poklepała go po ręku z otuchą. - Plus razem mamy obrzydliwie dużo pieniędzy, a one potrafią rozwiązać praktycznie każdy problem.
- Pandoriny nie przekupisz. Nie ma chyba takiej rzeczy jaka nie byłaby w jej zasięgu. Przynajmniej ja takiej nie znam. Druga sprawa, że w tym momencie nie wiem z jakiego powodu miałaby mnie próbować eliminować. Jeśli mnie to co z tobą? - rzucił w kierunku ściany sporadycznie zerkając na Iryę.

Ciężko jej było być tą optymistyczną gdy on był aż takim pesymistą. Znów napiła się z butelki.
- Jesteś strasznie prostolinijny - skomentowała jego tok myślenia. - Jak nie możesz problemu rozwiązać bezpośrednio to go obchodzisz. Jej nie przekupisz, ale może kogoś innego. Albo chociażby wynajmiesz dźwig, który użyjesz do spuszczenia jej na głowę fortepianu - zamaszyście rozłożyła ręce dla podkreślenia dramaturgii sytuacji i prawie wylała przy tym wino. Szybko upewniwszy się, że nie pochlapała niczego, zapanowała nad swoimi odruchami. - Najłatwiej byłoby ją podpierdolić do Bractwa, ale... No, ale wiadomo, że ciebie to uderzy, więc... Musimy wymyślić coś innego.

- Coś czego nie da się z nami powiązać? - podchwycił pomysł. - Co ci chodzi po głowie?
- No, nareszcie to złapałeś - zachichotała. - Jeszcze nie mam pomysłu - westchnęła już poważniejszym tonem. - Może jakoś napuścić na nią gości od Semai - rzuciła luźną myśl.
- Semai - zamyślił się Morgan - Znasz kogoś od nich?
- Wkrótce pewnie będę mogła poznać - stwierdziła, mając na myśli "koleżankę" Yamady. - Jutro będę się widziała z Kobayashim - dodała i ponownie napiła się.
- I tak na pierwszej randce zaczniesz knuć z Semai przeciwko Ilian? - zażartował.
- Ja przynajmniej staram się mieć jakieś pomysły - wytknęła mu bierność w tym temacie.
- No dobra - Charles się poddał. - Twoje pomysły nie są złe, ale musiałabyś realizować je sama. Ja muszę się spotkać z Pandorią na jej gruncie i wybadać sytuację. Ten atak nie był kompletnie w jej stylu, więc nawet jeśli za tym stoi to na swoim terenie tego nie powtórzy. Wystarczy uzbroić się w czujność i zawsze zdążę uciec tutaj.
- Uciec tu uciekniesz, ale ona wie gdzie masz swoje miejsce ewakuacji - zauważyła. - Może warto to zmienić.
- Właśnie o to chodzi. Już dawno by mogła mnie tutaj dorwać. Dlatego będę kurczowo się trzymał wersji, że to nie ona. Poza tym nie przypominam sobie abym dawał jej powód do traktowania mnie jako zbędnego.

- Oho, widzę że wolisz ryzykować życiem niż się do mnie wprowadzić - zachichotała. I napiła się. W butelce było już niewiele wina.
- Twoje mieszkanie ma jedną zasadniczą wadę. Wynajmujesz je i to w Cybertroniku. Użytkujesz je, ale twoje nie jest.
- Muszę ci przyznać, że talent do tworzenia wymówek to masz niezły - pokiwała głową z uznaniem, mając przy tym pełen ironii uśmiech.
- Lata praktyki w salach sądowych - powiedział na granicy żartu i przechwałki.
- To na pewno - zaśmiała się. - Jak tam sobie wolisz. Klucze i tak już masz, więc jak się namyślisz to po prostu zrób to w gabinecie - dopiła wino i wstała. Przeciągnęła się. - Idę wziąć kąpiel i jak skończę to idziemy spać - przedstawiła mu plany na resztę wieczoru. I ruszyła do gościnnej sypialni.
- Baw się dobrze - zawołał do niej.

- Poczekam z tym aż wydobrzejesz! - rzuciła mu w odpowiedzi, ale sama była ciekawa ile wytrzyma w tym postanowieniu, bo rany Charlesa potrzebowały kilku dni zanim on będzie się do czegokolwiek nadawał.

Z pokoju wzięła swoje rzeczy i przeszła do łazienki. Tam puściła wodę do wanny i rozebrała się. Rozczesała włosy i związała je w kok na szczycie głowy, nie chcąc ich zmoczyć w wodzie. Wlała swoje kosmetyki do kąpieli i zaraz pojawiła się puchata piana. W końcu weszła do wanny i zanurzyła się na tyle ile pozwalał poziom wody, czyli chwilę jeszcze musiała poczekać zanim ciepło okryje jej piersi. Potrzebowała się wygrzać i zrelaksować ciało, a skoro na seks nie mogła liczyć to musiała zadowolić się gorącą kąpielą.

Powinna była o niczym nie myśleć, oczyścić głowę przez snem, ale Irya zawsze miała z tym problem. Żałowała, że nie dowiedziała się niczego więcej, ale ryzykowanie konfrontacji z Billym kiedy ten potrafił cofnąć czas i za tą sprawą "wyleczyć" się z trafionego strzału, było głupie nawet według standardów Iryii. Była świadoma, że nie mogła nic więcej zrobić ponad to co zrobiła, ale i tak ją irytowała ta bezsilność. Plus jeszcze ta pieprzona Pandorina i jej podejrzane zadanie dane Charlesowi. Dla Iryi wersja z wystawieniem go apostacie była najbardziej logiczna, ale znów, nic nie można było w tej sprawie zrobić.

Dlatego z kąpieli wyszła sfrustrowana i tylko bardziej zmęczona, choć pod wpływem rozkładania wydarzeń na czynniki pierwsze... uszła z niej senność. Owinięta szlafrokiem wróciła do salonu, z zamiarem zaprowadzenia Morgana do łóżka.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 16-03-2022, 16:36   #257
 
Raga's Avatar
 
Reputacja: 1 Raga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputację
Charles był w dużo lepszym stanie niż poprzedniego dnia. Poruszał się mniej asekuracyjnie co sugerowało, że zmniejszył się poziom odczuwanego przez niego bólu. Mimo to pozwolił się prowadzić i nie odrzucał oferowanej pomocy.
- No co? - zapytał widząc jej kwaśną minę. - Masz mi za złe całą tą sytuację?
Jego słowa sprawiły, że zdała sobie sprawę z tego, że w ogóle nie ukrywała swojego nastroju. Popatrzyła na niego kątem oka.
- Miałabym być zła na ciebie, że nie jesteś wieszczką Bractwa? - westchnęła. - Cieszę się, że żyjesz. Zła jestem na sytuację, nie na ciebie - wyjaśniła. - Chcesz wziąć prysznic? - zaproponowała, zdając sobie sprawę, że ostatni raz miał okazję się umyć, gdy dwa dni temu zalali jej łazienkę, choć i wtedy tylko się zamoczył.
- Raczej wanna z niewielką ilością wody i gąbka - powiedział podnosząc rękę i wsadzając nos pod pachę. - Umyję się po Mishimsku - zdecydował. - Wieszczka Bractwa - powtórzył zwrot jaki Irya przed chwilą użyła i zachichotał.
- Po mishimsku to będzie pod prysznicem, siedząc na niskim taborecie, polewając się drewnianą chochlą - poprawiła go.
- Z tą drewnianą chochlą to nie przesadzajmy, a czy wanna czy prysznic to w zasadzie bez różnicy - przyznał jej rację.
- Myślę że da się to załatwić - uśmiechnęła się do niego i skierowała ich do łazienki.
Tam wciąż wszystko było zaparowane po jej kąpieli. Zostawiła go przy brzegu wanny, gdzie mógł usiąść i wyszła po krzesło.

Wróciła z drewnianym taboretem i postawiła go pod prysznicem. Przyniosła też świeże opatrunki i środek dezynfekujący do ran. Wyciągnęła małe ręczniki służące do wycierania twarzy albo rąk.
- Czas cię umyć - oznajmiła, zdejmując szlafrok pod którym miała koszulkę na ramiączka i krótkie spodenki, ledwo zasłaniające jej pośladki. - Będę delikatna - dodała i nawet jej trochę humor wrócił.
Morgan dawał się oporządzać bez sprzeciwu czy oporu. Rana była zaczerwieniona, ale bez ewidentnych śladów infekcji czy opuchlizny. Pozszywana była poprawnie, ale estetyka szwów dawała wiele do życzenia. Jeśli będzie goić się w takiej formie to na pewno zostanie nieładna blizna.
- Ty delikatna. Coś nowego - uśmiechnął się łobuzersko.
- Jak ci nie odpowiada to mogę się poprawić, wyciągnąć drąg z karnisza i cię zdzielić nim po plecach - odparła ze śmiechem, ale nie poprzestawała na delikatnym namydlaniu go prowizoryczną myjką, zmoczoną ciepłą wodą. Robiła to sprawnie i w miarę szybko, bo wyobrażała sobie, że jest mu ciężko usiedzieć w tym stanie.
Morgan nie przeszkadzał, ale też nie delektował się doznaniami. Wyglądał jakby czuł dyskomfort zaistniałą sytuacją i nie chciał jej przedłużać.

- Nie spinaj się tak - odezwała się Irya z pewną dozą pretensji, gdy był już cały w pianie i sięgnęła po słuchawkę prysznica. Zaczęła go ostrożnie opłukiwać, by nie zamoczyć mu rany. - Mi się podobało jak mnie myłeś.
- Nie nawykłem do tego aby z konieczności być od kogoś zależnym. Niezależnie od przyczyn i pobudek. Uznaj to za wadę fabryczną - dodał na rozluźnienie atmosfery i uśmiechnął się lekko.
- Uznajmy, że przyjmuję to tłumaczenie - stwierdziła, ale tym razem już wyraźnie nie było pretensji w jej głosie. Skończyła go płukać i sięgnęła po suchy ręcznik. Zaczęła go wycierać, zaczynając od pleców. - Ale tą ranę to musi zobaczyć lekarz. Pomijając staranność szwów, nie wygląda najlepiej. Przydałby ci się jakiś antybiotyk. Zawiozę cię rano do kliniki.
- Lekarza ogarnę sobie sam, przy okazji wizyty u Pandoriny, ale jeśli chodzi o lekarstwa to nie odmówię oferty. Im mniej śladów w moich kartotekach tym lepiej.
- Nie będę ci na lewo załatwiać leków - oznajmiła widząc, że źle zrozumiał jej przekaz. - Prywatni lekarze z renomowanych klinik dla bogaczy za to biorą pieniądze, żeby nie było śladów po wstydliwych wypadkach - specjalnie tak dobrała słowa. Stanęła przodem do jego piersi i kontynuowała wycieranie go.
- Ah - na jego twarzy pojawiło się zrozumienie. - W takim razie mając do wyboru lekarza, któremu trzeba sugerować, żeby zrobił coś poza standardem, a takiego co po prostu robi to w zakresie swoich obowiązków, to wybieram tego drugiego. Tak czy inaczej ty nie będziesz się musiała zamartwiać - uśmiechnął się z sympatią.

Skończyła go wycierać i odłożyła ręcznik.
- Patrząc po tobie jakoś nie widzę jak miałabym się nie zamartwiać - sarknęła i sięgnęła po świeże opatrunki. Zwilżyła kawałek gazy środkiem dezynfekującym i delikatnie muskała po jego ranie. Niestety jak by tego ostrożnie nie robiła, to jednak płyn wywoływał szczypanie.
Charles zareagował wciągnięciem powietrza połączonym z syknięciem, ale nie poruszył się.
- I jak to tam z bliska wygląda? - zapytał zaraz potem.
- A myślisz, że czemu chce cię zabrać do lekarza? - odpowiedziała mu pytaniem. Sięgnęła po opatrunek i plaster do jego zamocowania. - Jak ci szeroka blizna nie przeszkadza to upieraj się dalej na tym, żeby nie iść do kliniki - dodała z ironią, przymierzając opatrunek do rany. - Chyba, że liczysz, że laski będą leciały na twoje blizny - stwierdziła rzeczowym tonem i przykleiła mu opatrunek do skóry.
- Może zacznijmy od opinii pierwszej z nich - zaśmiał się. - Lecisz na facetów z bliznami? Może szanujesz tylko takich, którzy mają ich więcej niż ty? - ewidentnie ją podpuszczał.
- Przykro mi ale nie - rozłożyła bezradnie ręce. - Fakt że ilościowo masz mniej blizn, ale połaciowo już więcej niż ja - dodała ze śmiechem. - Dla mnie blizny to pamiątki własnej głupoty, że dałam się podejść. Także zdecydowanie mnie nie kręcą. Gdyby było inaczej to bym się chyba umawiała z jakimś wojskowym, Free Marines czy inne Wolne Brygady - zauważyła.

- Nie uważasz, że ja też powinienem mieć pamiątki swojej głupoty? Szczególnie w tym przypadku - wbił w nią świdrujące spojrzenie.
- No przestań, ja też na to będę musiała patrzeć - zaśmiała się. - Idź w minimalizm i zadbaj, żeby ładnie się zagoiło - poprosiła.
- Rozważę to - pokiwał głową z przesadną powagą. - Ale tylko ze względu na ciebie.
- Oczywiście. Doceniam - wyszczerzyła się. - To rano jedziemy do lekarza - dodała i sięgnęła po jego szlafrok. - Zatargam teraz ciebie do sypialni i skoczę na górę tobie po gacie do spania.
- Nie zamierzam stawiać oporu, pani inspektor - udzielił mu się jej humor.
- Współpraca z organem śledczym zostanie panu wpisana do akt - odparła z rozbawieniem i narzuciła mu na plecy miękki szlafrok. Nieśpiesznie ruszyli do gościnnej sypialni, a gdy już tam się znaleźli i Irya bezpiecznie zdeponowała rannego na łóżku, poszła do jego sypialni na piętrze.

Będąc w jego pokoju rozejrzała się przypominając sobie, które drzwi prowadziły do łazienki, a które do garderoby. Trafiła za drugim razem. Przeglądając półki z ubraniami szukała gdzie miał bieliznę i podkoszulki, w których byłoby mu wygodnie spać. Efekt oględzin w żaden sposób nie popsuł jej opinii o Morganie. Jeśli nawet jakaś jej część chciała znaleźć jego mroczne sekrety to tutaj doznała zawodu. Wszystko kojarzyło się z pedantyzmem i perfekcjonizmem.
To co zauważyła sprawiło, że mogła mieć nadzieję, że cokolwiek kiedykolwiek narozrabiał Charles jako Heretyk to potrafił to równie schludnie sprzątnąć jak w swojej garderobie. Wzięła po co przyszła i wyszła, ograniczając swoje wścibstwo do jednego pomieszczenia. Ale po prawdzie jego wcześniejsza zgoda na dokonanie przez nią przeszukania, choć wypowiedziana w żartach, to kusiła ją by z niej skorzystać. Swoją ciekawość oczywiście w tej materii tłumaczyłaby chęcią zapewnienia, że w razie gdyby ktoś chciał przetrzepać mu dom nic nie zostałoby znalezione.
- Chyba jednak by się coś znalazło, skoro pilnuje tego miejsca jak smok swojego skarbu - mruknęła sama do siebie, gdy wyszła z jego sypialni.
 
__________________
Walls of stone do not a fortress make. But they're not a bad start.
Raga jest offline  
Stary 24-03-2022, 18:22   #258
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
***

- Ubrać się dam radę sam - stwierdził na Irye taksującą go spojrzeniem i trzymającą w ręce jego piżamę.
- Nie jestem taka pewna - usiadła obok niego na łóżku i podała mu bieliznę. - Nie powinieneś się nadwyrężać. Im więcej będziesz się oszczędzał, tym szybciej wrócimy do seksów - wyciągnęła najważniejszy argument.
- To powinien być mój priorytet - pokiwał głową. - Zaniedbana pójdziesz w tango i wyrwiesz się spod mojej kontroli - popatrzył na nią z troską i iskierkami rozbawienia w oczach.
- Nigdy nie można tego w pełni wykluczyć - pokiwała głową z przerysowaną powagą. - Dobra ręce do góry - powiedziała nagle, rozkładając koszulkę, żeby pomóc mu ją założyć. - Ale przynajmniej mamy okazję dowiedzieć się czy ten nasz związek to nie jest tylko zajebisty seks.
- Jeśli tylko spełnia twoje oczekiwania to nie masz co narzekać. Prawda? - przechylił lekko głowę na bok i wykonał polecenie.
- Nie mam na co narzekać gdy JEST - z naciskiem wypowiedziała ostatnie słowo, drocząc się z nim. Pochyliła się nad nim, nałożyła przez głowę i obciągnęła mu powoli koszulkę w dół, zakrywając jej materiałem opatrunek na boku. I skoro była już tak blisko niego, to skorzystała i pocałowała go czule. - Ale podejrzewam, że dla samego seksu nie chciałoby mi się tyle wysilać - uśmiechnęła się, po czym wsunęła pod kołdrę obok niego.

Charles uśmiechnął się na te słowa i nie skomentował. W odpowiedzi wsunął ramię pod jej głowę i objął Iryę. Popatrzył na nią tajemniczo, ale nadal milczał.
Blondynka przymknęła oczy i wtuliła się w niego. Było jej w tym momencie bardzo przyjemnie.
- Co chcesz powiedzieć? - postanowiła pociągnąć go za język.
- Nic, a nic - uśmiechnął się. - Nie mam nic do dodania.
- No powiedz - zachęcała go dalej.
- Tylko po co? Do tego nie trzeba już nic dodawać - ułożył się wygodniej na poduszce, zamknął oczy, ale po chwili jedno lekko otworzył i patrzył na jej reakcję.
Do tej pory miała przymknięte powieki i teraz je otworzyła, przekręciła lekko głowę, posyłając mu kątem oczu wyczekujące spojrzenie.
- No mów - nie odpuszczała.
- Co ci mam powiedzieć? Przyjmuję twoją deklarację, że to coś więcej niż tylko dobry seks. Z mojej strony to chyba oczywiste.
- Aww jesteś uroczy - odparła na to Irya rozczulonym głosem i pogłaskała go po tym mniej fioletowym policzku. - Potrafisz powiedzieć wszystko, nie mówiąc nic.
- Z dwojga złego lepiej tak niż, nic nie powiedzieć, cały czas kłapiąc jadaczką. Tak też umiem - wyszczerzył zęby.
- Jestem tego boleśnie świadoma - jęknęła w odpowiedzi niczym udręczona dusza wciągnięta do Mrocznej Harmonii. - Dobranoc - dodała już zadowolonym tonem i ułożyła się wygodnie do snu.

***

15 dzień piątego miesiąca


Poranek rozpoczął się podobnie jak poprzedni, Irya wstała, wyszykowała się i przygotowała śniadanie. Jednak tym razem obudziła Charlesa i pomogła mu się ogarnąć na wyjście z domu. Przez cały ten czas mężczyzna był wyraźnie niepocieszony, ale chyba wolał już pójść do lekarza niż wysłuchiwać ciągłego nękania Corday o to. Wizytę zdążyła mu umówić gdy jeszcze spał.
Wyszli z domu dopiero jak Irya upewniła się, że prawnik ma na sobie ochronną koszulkę. Na zewnątrz zmierzch zastąpiła już całkowita noc. Wsiedli do jego auta, z blondynką za kierownicą i ruszyli.

***

Minęli główne wejście do prywatnej kliniki i przejechali na tyły gdzie był parking. Zostawili tam samochód i razem poszli do budynku, bo Irya uznała, że jego niechęć do tego by tu być kazała jej upilnować Charlesa by na pewno trafił do gabinetu, a nie zagubił się gdzieś po drodze, pod jakimś bzdurnym pretekstem, których to miał na pęczki.

Chwilę poczekali na korytarzu, aż w końcu Charles został zaproszony do gabinetu. Wszedł sam choć Iryę korciło by pójść za nim. Trochę czasu minęło nim Morgan wyszedł. W ręku miał receptę z listą leków, które wykupił po drodze w aptece.
- I co, było tak źle? - podsumowała ich wypad Irya, spoglądając na zegarek.
- Nawet sobie nie wyobrażasz - udał oburzenie. - Ale zastrzyk to musisz mi jakoś wynagrodzić - dodał w formie żartu, ale Irya miała wrażenie, że Charles czuje się trochę nieswojo.
- Minę masz jakbyś ten zastrzyk dostał w tyłek - skomentowała go. - Ale fakt, byłeś dzielnym pacjentem to mogę w nagrodę zabrać ciebie na lunch do twojej ulubionej restauracji - zaproponowała.
Charles zerknął na nią badawczo po czym grymas zniknął z jego twarzy.
- Na szczęście nie był w tyłek, a nagrodę łaskawie przyjmuję - powiedział już dużo pogodniej. - Dzięki ci łaskawco - parsknęła.
Dotarli na parking i bez zwlekania ruszyli w dalszą drogę.

***

W restauracji zajęli stolik w dalekim kącie sali.
- Lepiej zamów coś lekkostrawnego - poleciła Irya Charlesowi, zerkając na niego znad menu.
- Tak łatwo oddajesz inicjatywę? A już się nastawiłem na rozpieszczanie - zrobił smutną minę.
- Zrobisz jak zechcesz, ja tylko mogę doradzić, że ze względu na to że jeszcze do siebie dochodzisz to lepiej brać coś co nie będzie ci leżało na wątrobie - stwierdziła pouczającym tonem.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 05-04-2022, 19:53   #259
 
Raga's Avatar
 
Reputacja: 1 Raga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputację
Morgan przewrócił oczami i z irytacją wypuścił powietrze.
- Zaszalejmy - powiedział bez entuzjazmu. - Wezmę ragout z soczewicy.


- Nie no, aż tak się nie musisz katować - uśmiechnęła się z rozbawieniem, na jego cierpiętną minę.
- Zostanę przy swoim. Podoba mi się z wyglądu i jestem ciekaw jak smakuje. Poza tym to taka kara za to co ostatnio przyniosłem ci do zjedzenia - odparł w taki sposób, że ciężko było stwierdzić na ile żartuje.
- Uuu samobiczowanie, nie spodziewałam się tego po tobie - westchnęła z przerysowanym zawodem. - Ja wezmę jakiegoś ptaszka - dodała i wbiła spojrzenie w kartę dań, ale od razu zwróciła na siebie uwagę kelnera by podszedł do nich po zamówienie.
Obsługa momentalnie wychwyciła jej spojrzenie i jeden z kelnerów zaraz znalazł się przy stoliku.
- Czy mogę przyjąć państwa zamówienie? - zapytał grzecznie.
- Dla mnie ragout z soczewicy - Morgan wykorzystał moment gdy Corday jeszcze przeglądała menu.
- Oczywiście - skinął głową kelner po czym zwrócił się w stronę blondynki czekając cierpliwie na jej decyzję.
- Dla mnie będzie duszona pierś z kaczki - zdecydowała bez pośpiechu.
- Co podać do picia?
- Woda, dla nas obojga - odpowiedziała również za swojego kompana. Kelner zebrał od nich menu i odszedł, zostawiając samych.
- Jak skończymy to odwiozę cię do domu i zbieram się do pracy - podzieliła się z nim swoim planem dnia.
- Wiesz, że sam umiem sobie poradzić z powrotem do domu - popatrzył na nią wymownie.

- Niby - odparła na to krótko, nieco zbywajacym tonem i przez to mógł mieć wrażenie, że Irya zaraz nawiąże do przyczyny jego złego stanu zdrowia. Nie zrobiła tego. Ale nie trzeba było być wielce domyślnym, żeby wiedzieć, że właśnie przez to, że nie był w kondycji to nie miał co liczyć, że zostawi go od tak samego sobie bez pewności, że dotarł do bezpiecznego miejsca.
- Co powiedział lekarz? - zapytała i te słowa najlepiej podkreślały, dlaczego jej zdaniem prawnik nie powinien sam się szwendać poza domem.
- Że miałem dużo szczęścia i że przeżyję. W twoim wykonaniu pewnie brzmiałoby to bardziej jak “więcej szczęścia niż rozumu”. Potraktował mnie trybem standardowym, ale nie spodziewałem się niczego więcej. Konował pracujący dla Crimeshield ma więcej doświadczenia z takimi rzeczami niż elitarni specjaliści - ostatnie słowa wypowiedział w sarkastyczny sposób, ale po chwili się zmiarkował. - Bez urazy. Bardzo doceniam to co dla mnie robisz - uśmiechnął się pogodnie.

Corday posłała mu promienny uśmiech.
- Najważniejsze, że dostałeś leki i jest mniejsza szansa, że zejdziesz na sepsę - powiedziała. Zupełnie nie wzięła do siebie jego narzekania na lekarza. Wszyscy lubili narzekać na nich.
- Zgodnie z jego diagnozą na razie nigdzie się nie wybieram. Miejmy nadzieję, że był w tym kompetentny - zaśmiał się.
- A więc siedzisz w domu aż wydobrzejesz - Irya przyklasnęła dochodząc do tej konkluzji.
- Nie wybieram się na tamten świat - parsknął w reakcji na pobożne życzenie Iryi.
- Oby, bo tłumaczenie się z Twojego trupa byłoby upierdliwe - westchnęła teatralnie.
- O kim mówisz? O swoich rodzicach? - zaciekawił się.
- No raczej - mrugnęła do niego. - Bardzo ciebie polubili.
- Myślisz, że podejrzewaliby cię o moją śmierć? To w sumie logiczne. Przecież dobrze cię znają - posłał jej złośliwy uśmiech.
Blondynka pochyliła się nad stołem, by zbliżyć twarz do Charlesa, opierając się łokciami o blat.
- A jaki miałabym motyw ku temu? - zapytała z zaciekawieniem, uśmiechając się złowieszczo.
- Jakiś pretekst byś sobie znalazła. W końcu to ty jesteś ta zła i sprowadzasz mnie na złą drogę - przypomniał.
- No tak, ale słaba w tym jestem, bo nic mi nie przychodzi do głowy - zaśmiała się. - Może poratujesz jakimiś pomysłami?

- Musiałbym zrobić coś strasznego, ale robienie strasznych rzeczy jakoś na ciebie nie działa. Podejrzewam, że nawet jakbyś przyłapała mnie na spotykaniu się z jakąś kobietą to sama doszłabyś do wniosku, że to “część mojej pracy” i kazała sobie wszystko ze szczegółami opowiedzieć zamiast wydrapać mi oczy. - Charles ciężko wypuścił powietrze. - Z tobą nic nie jest proste, ani logiczne. Zżera mnie ciekawość dlaczego jeszcze Muawijhe nie zainteresował się twoim popapranym umysłem - wypowiedział to bardzo blisko jej twarzy po czym pocałował prosto w usta.
Irya przymknęła oczy i objęła dłonią jego twarz, ochoczo odwzajemniając pocałunek i nie przejmując się wścibskimi spojrzeniami osób zajmujących stoliki nieopodal nich.
Dopiero pojawienie się kelnera z ich jedzeniem sprawiło, że para odsunęła się od siebie, robiąc miejsce na stole. Kelner bez słowa zostawił dania przed nimi i oddalił się.


Irya natomiast po tym pocałunku patrzyła z większym głodem na swojego partnera niż na swoje danie.
Charles odpowiedział jej czarującym uśmiechem po czym zanurzył łyżkę w swojej potrawie, a potem na powrót podniósł ją na wysokość oczu. Przez chwilę wpatrywał się w jej zawartość, a Irya miała wrażenie, że próbuje ją zaczarować i zmienić w jakieś mięso, ale jego próby spełzły na niczym.
- Niezłe - powiedział z pełnymi ustami. Nie było pewności czy faktycznie mu smakuje, czy próbuje sam siebie o tym przekonać.
 
__________________
Walls of stone do not a fortress make. But they're not a bad start.
Raga jest offline  
Stary 13-04-2022, 12:44   #260
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Policjantce nie spieszyło się z jedzeniem. Akurat kaczka smakowała równie dobrze na ciepło jak i na zimno. Oglądała za to zmagania swojego towarzysza z soczewicą w roli dania głównego. Prawie było jej go żal.
- Zaczynam podejrzewać, że nie miałeś za ciekawych wyników badań krwi - skomentowała jego próby wmówienia sobie, że to co je jest smaczne.
- A, może sprawdzam siłę twojego uczucia? Czy byś mnie rzuciła jakbym przeszedł na weganizm - zażartował.
- Tak - pokiwała głową. - Zdecydowanie to mógłby być ten najważniejszy powód do rzucenia ciebie - roześmiała się.
- Widzisz. Znaczy, że nasz związek ewoluuje. Właśnie zidentyfikowaliśmy jedno z krytycznych ryzyk - humor nadal mu dopisywał.
- To już będzie drugie - poprawiła go. - Pierwsze to abstynencja - przypomniała.
- Przyjąłem do wiadomości - uśmiechnął się.
Po tych ustaleniach Irya w końcu zabrała się za swój posiłek. Z lubością brała do ust każdy kęs i delektowała się smakiem.
- Największym plusem bycia bogatym, jest właśnie to - skomentowała. Oczywiście chodziło jej o możliwość stołowania się w takich miejscach jak to.
- Zawdzięczamy to wszystko ludziom, którzy nie są bogaci, ale zrobiliby wszystko, żeby mieć trochę więcej niż mają w tej chwili.
- Nie - pokręciła głową. - Ja miałam po prostu najzwyklejszy fart. Ludzie mnie za to nie cierpią.
- Nie o to mi chodziło - pokręcił głową. - Nie ma znaczenia w jaki sposób doszłaś do bogactwa, ale ci wszyscy ludzie co skaczą koło ciebie, poniżają się i płaszczą, robią to tylko po to aby dostać jakiś ochłap. Sami to sobie robią. I właśnie to daje to poczucie bogactwa, a nie świadomość, że stać cię na wszystko.

Corday zamyśliła się nad tym co powiedział. Wspomnieniami sięgnęła do czasów kiedy jej się tak bardzo w życiu przyfarciło. Skrzywiła się na twarzy, jakby ugryzła coś gorzkiego.
- Nie powiem, że nie masz racji, bo coś w tym jest. Ale ja raczej, po czasie, bo przecież nie od razu, zobaczyłam jak wiele osób chciało mnie wykorzystać, gdy dowiedziało się o mojej fortunie. Doić ze mnie kasę byle by tylko napchać własne kieszenie, przy okazji wpędzać w poczucie winy. Zabolało jak cholera, gdy zdałam sobie z tego sprawę. Ale gdy się pozbyłam tych wszystkich fałszywych przyjaciół zrobiło mi się lepiej. Z resztą nie byli dobrym towarzystwem, o czym może świadczyć choćby to, że większość później zamknęłam za różne przestępstwa. Miałam, więc swoją chwilę satysfakcji.
- Całkowicie zgadzam się co do fałszywych przyjaciół, ale popatrz chociaż na obsługę tutaj. Myślisz, że ich służalczość i uprzejmość wynika z ich natury? Czy zachowywaliby się tak w stosunku do kogoś kto nie dałby im horrendalnego napiwku? To samo odnosi się wszelkich relacji biznesowych gdzie mamy przepaść finansową między stronami. Umiałabyś na obecnym punkcie swojego życia wierzyć w szczere uczucie kogoś żyjącego na innym poziomie?
- Ja nawet nie wierzę w szczere uczucia kogoś na moim poziomie - parsknęła. - Jako nastolatka miałam do czynienia z rówieśnikami "na poziomie" fortuny Cordayów i w sumie to ciężko mi stwierdzić co gorsze. I pewnie zauważyłeś, że poza współpracownikami to ja nie mam znajomości.
- Współpracownikami czy podwładnymi? - doprecyzował.
- Jestem tylko inspektorem, mam też przełożonych - zaznaczyła.
- Ciekawe co robią ci wyżsi stopniem skoro tylko inspektor zajmuje się takimi rzeczami jak ty - powiedział lekko kpiącym tonem.

- Uuu, masz duże mniemanie o mnie skoro myślisz, że robię aż tak dużo - zaśmiała się. - Zasmucę cię, ale niestety, choć mój szef obiecał mi, że będzie mnie angażował w większą ilość spraw, to chyba jednak musiał obiecać mojemu ojcu, że będzie miał na uwadze moje bezpieczeństwo. Więc jak sama sobie zajęcia nie znajdę, to siedzę i grzeję stołek.
- Czego konsekwencją było podjęcie się indywidualnej obserwacji osoby mojego pokroju - cmoknął z udawaną naganą.
W pierwszej chwili Corday była zdziwiona, że Charles poruszył ten temat w miejscu publicznym, jakim restauracja jednak była. Ale szybko zorientowała się, że było gwarno, a on powiedział to dość cicho, na tyle, że potrzebny by był podsłuch na stole, żeby ktoś postronny to usłyszał.
- A może to jest odpowiedź czemu nasz związek działa - zrobiła zamyśloną minę. - Bo wyżywam się na innych, a sam nie rozrabiasz - uśmiechnęła się uroczo na koniec wypowiedzi.
- Wyżywasz się? - zaciekawił się. - A kogo to wzięłaś sobie na cel?
- Aktualnie zdaję się na podwykonawców - zaśmiała się, mając na myśli robotę dla Collinsa. - Ale jak już dostanę adres i osoba będzie odpowiednia to kto wie co może się wydarzyć. Nie martw się, załatwiłam już sobie kolegów do osłaniania mi pleców przy zbliżającej się okazji.
- Wtajemniczyłaś kogoś w swoje mroczne śledztwa? Gdzie ich znalazłaś? - Morgan dalej dociekał.
- Mówiłam ci, że się dogadam z kolegami od specjalnych.

- Ach. Myślałem, że udało ci się zrekrutować jeszcze kogoś.
- Chcesz żebym stworzyła drużynę? - pomiędzy słowami dokończyła swoją kaczkę j teraz odsunęła od siebie talerz. - Chcesz do niej dołączyć? - zachichotała.
- Zastanawiam się jakiego byłaby ona pokroju. Ty oczywiście byłabyś przywódczynią? - Morgan podjął zabawę.
- No raczej - udała, że mówi na poważnie. - Ty mógłbyś być moim zastępcą. W końcu sypiasz z przywódczynią - mrugnęła do niego.
- Kariera przez łóżko - pokiwał głową zachowując powagę. - Coś w moim stylu.
- No widzisz wiedziałam, że się odnajdziesz - roześmiała się. - I co, smakowało? - zmieniła temat patrząc na jego talerz.
- Pyszne - zakomunikował, a jego wyraz twarzy był nieodgadniony.
- Czyli koniec z burgerami? - uniosła brew.
- Daj spokój - nie wytrzymał i parsknął. - Dla samych burgerów wróciłbym na Marsa.
Popatrzyła na niego rozbawiona.
- I steków - dodała. - Sama bym chętnie się dowiedziała czy faktycznie na Marsie smakują lepiej.
- Oczywiście - powiedział z przekonaniem. - Świeże mięso nie ma porównania do takiego przygotowanego do transportu kosmicznego.
- Dobra, namówiłeś mnie - przyklasnęła. - To kiedy lecimy?
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 01:16.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172