Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 16-06-2017, 18:30   #11
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
USA, Waszyngton, Pentagon, wczesny ranek
[MEDIA]http://media.worldbulletin.net/news/2015/02/19/the-pentagon-story-top.jpg[/MEDIA]

Dla Ameryki był to dzień jak co dzień. Ot zwykły piątek pełen ulicznego zgiełku i pośpiechu, euforii powitań i krzyków gazeciarzy.
Ot zwykły dzień... lecz nie dla nich. Dziś mieli wyruszyć na misję – tajną operację organizowaną przez NASA oraz wspieraną przez współpracujące projekty lotów kosmicznych z całego świata, co samo w sobie stanowiło ewenement. Wysoki priorytet, wielka kasa i jeszcze większy prestiż... O ile oczywiście to przeżyją.

To była ciężka noc dla większości z nich. Mało kto w ogóle zmrużył oko. Niektórzy zresztą czas spędzili w podróży po to, by o 6.00 rano dotrzeć do Waszyngtonu, gdzie miano zdradzić im szczegóły misji.
Czy jednak mogli przepuszczać, że czarne limuzyny zawiozą ich nie gdzie indziej, ale do samego Pentagonu? Wraz z kolejnymi drzwiami z napisem „Nieupoważnionym wstęp wzbroniony”, które mijali, ciężar na ich barkach wzrastał. Oto Ameryka ich potrzebowała. Nie... cały świat ich potrzebował!

Dziewięć osób zgromadziło się w niedużej, dość skromnej jak na Pentagon salce.

Różnili się od siebie niemal wszystkim: wiekiem, płcią, wykształceniem, kolorem skóry, a pewnie i wyznaniem. Jedyne, co ich łączyło, to człowieczeństwo i pasja dotycząca pozaziemskich cywilizacji (jakkolwiek to rozumieć). I wtedy drzwi znów się uchyliły i doszedł do nich dziesiąty: postawny mężczyzna po 40-stce o sprężystych, energicznych ruchach, które jakoby miały przeczyć zmęczeniu zaczerwienionych oczu.

[MEDIA]http://lorinale.republika.pl/fon2.jpg[/MEDIA]

Część z osób w pomieszczeniu wstała, przyjmując postawę wyprostowaną – typowo żołnierską.
Mężczyzna przystanął, dając ręką znać, by stojący spoczęli.

- Witam państwa, proszę zająć miejsca. – rzekł głosem głęboki, nieco suchym – Jestem major Peter O’hrurg, to mi przydzielono dowodzenie akcją „Głuchy telefon” – akcją, do której wybrano spośród setek kandydatów właśnie was. Gdy 30 lat temu odebraliśmy sygnał z kosmosu, nie byliśmy w stanie go zrozumieć, ledwo co udało nam się go namierzyć. Jednak licząc, że sygnał znów nadejdzie, doskonaliliśmy naszą technologię w tę stronę, by zrozumieć, co ów transfer danych zawierał. Wtedy jeszcze wielu wątpiło, lecz gdy sygnał po kolejnych dwunastu latach znów został nadany, zrozumieliśmy, że to się powtórzy i… musimy być gotowi. Gotowi nie tylko zrozumieć przekaz, ale też namierzyć jego źródło i co najważniejsze – ustalić czynie jest zagrożeniem dla ziemskiej cywilizacji. Drodzy państwo, ten dzień nadszedł. O godzinie 10:32 czasu lokalnego w Tokyo nastąpił pozaziemski transfer danych. Naszym celem będzie zbadanie go i wyłuskanie możliwie jak najwięcej danych. Są wśród was zaprawieni żołnierze, lecz są też cywile, dlatego teraz przyjmę nieco mniej wojskowy ton, by nikogo nie wystraszyć. Zaznaczam jednak, że na samej misji będę już wymagał bezwarunkowego posłuszeństwa. – tu O’hrurg potoczył groźnie wzrokiem po twarzach zebranych, a następnie... uśmiechnął się lekko - Pozwolę sobie teraz zaprezentować państwa profile, aby choć trochę zatrzeć uczucie obcości między nami. Następnie przejdę do podziału ról, opisu misji oraz państwa... nie, waszych pytań i wątpliwości. Mówię waszych, ponieważ na akcji i tak nie będzie miejsca na uprzejmości, lepiej do tego przywyknąć. No to… zaczynamy!

Japonia, Tokyo, późne popołudnie/wieczór

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=rmDuXHpjCxY[/MEDIA]

Orochi
Czuł jak jego serce bije coraz szybciej. Ktoś by może powiedział „no co ty, bab się boisz”? Ale Orochi wiedział, co to za baby. Choć niczego nie udowodniono, to prawdopodobnie Aino i jej ekipa odpowiadały za okaleczenie jednej dziewczyny, która potem wyznała z płaczem, że sama postanowiła oblać swoją dłoń kwasem, bo nie podobał jej się kolor lakieru do paznokci. Zresztą takich akcji było więcej i trzeba przyznać, że szkolne grono kozłów ofiarnych lekko nie miało. Czyżby więc Oki miał do niego dołączyć?

Zebrawszy w sobie pokłady odwagi, chłopak chwycił mocniej torbę, którą nosił na ramieniu i ruszył w kierunku bramy szkolnej. Choć podwórko nie miało więcej niż 100 metrów, każdy krok zdawał się być strasznie powolny, a odległość do szkolnego ogrodzenia się nie zmiejszała. Na dodatek przed Orochim pojawił się najtrudniejszy fragment – alejka porośnięta starymi wiśniami. Każde z tych drzew miało pień wystarczającej grubości, by ktoś się za nim ukrył. Jeśli więc Aino i jej kumpele postanowiły zaczaić się na Okiego – to było idealne miejsce. A on i tak musiał tędy przejść.

Wtem zupełnie niespodziewanie pojawiło się przed nim wybawienie. Zupełnie jak anioł, który spływał z nieba przed oczami błogosławionego, tak przed Okim pojawiła się… jego matka. Kobieta stała pod bramą szkolną oparta o samochód.
- Orochi! – zawołała wesoło syna.

Kiedy ten podszedł, starając się nie patrzeć pomiędzy drzewa, matka wskazała mu miejsce koło kierowcy.
- Właśnie wracałam z zakupów. Pomyślałam, że cię zabiorę po drodze. – powiedziała kobieta, siadając za kółkiem i odjeżdżając spod szkoły.

„Samochodem taty?” – miał ochotę zapytać chłopak, wiedząc, że matka nie lubi prowadzić i zazwyczaj zakupy robiła w okolicznych sklepach, do których mogła podejść pieszo. Coś tu jednak śmierdziało. Orochi wyczuwał podstęp. Nie musiał zresztą długo czekać, by zrozumieć o co chodzi rodzicielce.
- Jedziemy do wujka Yamady. Jak mu powiedziałam przez telefon, ze jestem w okolicy, zaprosił nas na kolację. Specjalnie dla nas rozstawi grilla. Miło, prawda?

O tak, bardzo miło. Orochi już wiedział, że to nie przypadek. Chodziło o to, by spotkał się ze swoją narzeczoną i zarazem kuzynką – Arashi Satori. Dziewczyna całe życie niemal spędziła w zakładzie dla obłąkanych, a gdy z niego rok temu wyszła, matka Okiego i jej brat uknuli genialny – ich zdaniem - plan spiknięcia młodych, by po ślubie Orochi mógł przejąć fabrykę po Yamadzie, aby ta została „w rodzinie”.

Grill okazał się tak drętwy, jak Orochi się tego spodziewał. Wszyscy „dorośli” tylko uśmiechali się pod nosami, zerkając to na niego, to na zajętą swoim talerzem Arashi, która wyglądała jak reinkarnacja Sadako. Wreszcie, gdy posiłek dobiegł końca, wuj Yamada odezwał się:
- Arashi, może zabierzesz Orochiego do swojego pokoju? Nie ma sensu żebyście się nudzili z nami, starymi.

No i stało się. Dziewczyna zaprowadziła Okiego do swojej jamy pod szyldem Hello Kitty.

[MEDIA]http://s6.gigacircle.com/media/s6_53f75f28e8e63.jpg[/MEDIA]

- Chcesz pooglądać moje figurki kotków? – zapytała starsza o 3 lata kuzynka, gdy zamknęły się za nimi drzwi.

Saito
Po pełnej poświęceń, ale jednak zwycięskiej walce z bałaganem Saito zmęczony padł na fotel, by chwilę odpocząć. Jak to bywa jednak w przypadku osób, które pracują po nocach i nie dosypiają, młodego Akutagawę podstępnie zmorzył sen…

Nagle obok coś zachrypiało dziwnie. Obejrzał się i zobaczył kaszlącego chłopca o niesamowitej, błękitnej skórze i czerwonych tęczówkach. Jego wygląd nie był jednak zaskoczeniem. Wiedział, że to... to jest jego syn! Znał nawet jego imię - Rastha.

- Tato... opowiesz mi jeszcze raz o ziemskich drapieżnikach? - poprosiło dziecko, ocierając wierzchem dłoni usta.
Wysoki, niebieskoskóry mężczyzna podszedł do chłopca i pogładził go po czarnych jak noc włosach.
- Tych najgroźniejszych?
- Tak!
- Najstraszniejszych ze strasznych!
- Taaaak! - zawołał entuzjastycznie Rastha, na co mężczyzna uśmiechnął się tylko ponuro.
- To już nie moja domena. To domena twojej matki.
- Hę? Jak to? Przecież mama zajmuje się ludźmi, a nie...
Zrozumiał. Rastha zawsze był pojętnym chłopcem. Jaka szkoda, że wirus dopadł go tak szybko i już wkrótce...



Serce Saito zakuło boleśnie aż mężczyzna zsunął się z fotela, by tam opaść na kolana i skulić się w sobie. Czyżby miał zawał? Nie, był na to zdecydowanie za młody i w zbyt dobrej kondycji. Zresztą wydawało się, że przyczyna tego bólu tkwiła bardziej w śnie i psychice mężczyzny niż w jego ciele.

Na szczęście uścisk szybko ustąpił. Saito, gdy wreszcie wstał z ziemi i ruszył do kuchni, by napić się zimnej wody, odruchowo włączył automatyczną sekretarkę wyciszonego (przezornie) telefonu. Okazało się, że czeka na niego jedna wiadomość.

Cytat:
„Konnichiwa. Tutaj Hisashi Sasaki, naczelny redaktor Shounen Jumpa. Jeszcze raz dziękuję za napisanie dla nas recenzji. Jeśli ma pan dziś wolny wieczór, chciałem zaprosić pana na kolację i porozmawiać o projekcie przeniesienia jednaj z pańskich nowel na grunt mangi. Jakby co zapraszam na 19.00 do Ichiran, Shibuya”
Haruka
To był ciężki i zarazem dobry dzień pracy. Haruka wyszła z salonu tatuaży. Spojrzawszy w niebo na zachodzące - tym razem już normalnie - Słońce, powoli ruszyła ku swemu mieszkaniu, gdy coś ją tknęło, by nałożyć drogi i pójść spokojniejszą, ale nieco okrężną trasą koło parku i liceum. Choć zazwyczaj słuchała po drodze muzyki, dziś miała ochotę przyjrzeć się ludziom, którzy ją mijają, może nawet co nieco ich podsłuchać, zbudować w głowie obraz tego, jak żyją inni...

Zresztą na tej trasie nie było zbyt wielu przechodniów o tej porze. Może poza uczniami, którzy po całym dniu nauki spieszyli się by zdążyć na kursy dokształcające lub po prostu do domu, gdzie zjedzą kolację i siądą do odrabiania lekcji. Ot paranoja dzisiejszego świata.

Uwagę Haruki przykuł szczupły licealista, po którego podjechała samochodem matka, ignorując tym samym zakaz parkowania pod bramą szkoły. Choć za czasów nauki w liceum Oshiro coś takiego byłoby uznane za szczyt siary i wstyd po trzecie pokolenie, chłopak wyglądał na zadowolonego z widoku rodzicielki. Może to jednak jego kochanka? Nie… chyba nie… Za mało seksowna, no i żadne gesty między tą dwójką nie miały znamiona czułości, właściwej kochankom.

Samochód odjechał, a Haruka z namysłem podrapała się po czole. I wtedy znów to zauważyła. Na jej dłoni znów połyskiwały śliczne królicze uszka!

Alice
To był naprawdę wesoły wieczór. Wszystkich ich trochę nosiło. Ale jak to się stało, że wylądowali w barze ze striptizem?

Gdy Toshi zarzucił tym pomysłem, Alice miał jeszcze na tyle przytomności umysłu, by poczuć skrępowanie w obecności Asuki. Ta jednak, wyraźnie rozochocona, podchwyciła temat.
- Nigdy w życiu nie byłam w takim miejscu. Chcę zobaczyć!
Cóż więc można było począć? Jedyne, co Alice mógł zrobić, to zaproponować odpowiednie miejsce - nie ukryty burdel – jak w wielu przypadkach bywa, lecz cieszący się dobrą sławą ekskluzywny klub gogo ze naprawdę urodziwymi tancerkami na rurze.

[MEDIA]http://holgerferoudj.com/wp-content/uploads/2015/01/holgerferoudj_blog_sexydancenight_06.jpg[/MEDIA]

Tutaj co prawda trochę zabulili, ale zdecydowali się wynająć lożę dla vipów z „ich własną” striptizerką.
Drinki zostały zamówione, dziewczyna miała zaraz się pojawić, by zrobić im prywatny pokaz, gdy Alice odruchowo potarł dłoń. Spojrzał w dół. Metaliczne piętno znów tam było!

Shunsuke
Gdy wyszedł spod prysznica, Shunsuke już miał zacząć się ubierać, gdy zauważył, że symbol zajęczych uszu znów był widoczny na jego dłoni. Co to było?! To zdecydowanie nie wyglądało na alergię.

Mężczyzna zrobił więc to, co zrobiłaby na jego miejscu każda osoba, korzystająca z Internetu - poszukał odpowiedzi w sieci. Niestety, nigdzie nawet nie napotkał śladu podobnego symbolu, a jeszcze ten metaliczny połysk… Shunsuke podniósł do góry dłoń, by na nią spojrzeć… lecz piętno po raz kolejny zniknęło! Coś je musiało wywoływać? Światło? Nie… raczej ciepło… ale czy na pewno? Niemal zapominając o umówionym spotkaniu, Sonoroki kontynuował przekopywanie największego, wirtualnego śmietniska. Ktoś zasugerował mu, ze to może być tatuaż UV. Co prawda, wygląd i zachowanie nie do końca się zgadzały, no i kiedy miałby to sobie wytatuować? Lecz… był to jakiś trop. Może więc warto niedługo odwiedzić jakiś salon i wypytać tatuażystę?

Tymczasem jednak nastała pora, by wyruszyć w miasto. Nie wypadało kazać Sasakiemu czekać. Mimo że byli kumplami, Shunsuke pamiętał o tym, że Hisashi piastuje stanowisko redaktora naczelnego i każda chwila jego czasu miała swoją wartość. Toteż doceniał fakt, gdy przyjaciel nie tylko zaprosił go na spotkanie, ale także na kolację do azjatyckiej knajpki na Shibuyi.

Yamasaki
Yamasaki przyglądała się swojemu odbiciu w lustrze. W ostrym makijażu, peruce i stroju a'la czarodziejka z Merkurego wyglądała zupełnie jak inna osoba.

[MEDIA]https://www.solidrop.net/photo-3/sailor-moon-bikinis-set-cosplay-costume-colorful-swim-wears-for-female-cos-swimming-suit-a408.jpg[/MEDIA]

Prawdopodobnie nawet gdyby spotkała kogoś znajomego, ten by jej nie rozpoznał.

Nagle przed jej oczami znów wybuchła flara błękitnego światła.

Pomieszczenie było przestronne, choć pełne jakiejś dziwnej aparatury, przez co ciężko było poruszyć się i czegoś nie dotknąć.
- Kalibracja transferu gotowa. - usłyszała obok kobiecy głos.
Z nieznanych powodów poczuła jak wzruszenie ściska jej gardło.
Ponad dziwnym monitorem w czymś na podobieństwo kosmicznej kapsuły leżała błękitnoskóra, eteryczna istota.
- Powodzenia, księżniczko... – szepnęła ona sama, ostatni raz gładząc wnętrze dłoni istoty, gdzie na niebieskiej skórze widoczny był znajomy metaliczny symbol.

Jakiś inny błękitny osobnik, bardziej męski z wyglądu, pochylił się nad piękną istotą, podając jej zastrzyk.
- Będę na was czekać... - szepnęła owa księżniczka, po czym zamknęła złociste oczy.
KANAŁ TRANSFERU OTWARTY



- Miyako, zbieraj się! – głos managera sprowadził ją do rzeczywistości - Goście przy trójce zamówili prywatny pokaz Sailor Mercury.

Dziewczyna zamrugała i odruchowo poprawiła perukę. Zamarła. W odbiciu lustrzanym na swojej dłoni znów to zobaczyła - dziwaczne piętno króliczych uszu z jej wizji.

- No już. Ruchy, mała! - poganiał ją tymczasem manager klubu.
 

Ostatnio edytowane przez Mira : 16-06-2017 o 20:28.
Mira jest offline  
Stary 17-06-2017, 17:56   #12
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację
- Hai, haaai… - Miyako starała się zachować pozory obojętności. Nie było czasu na tuszowanie „tatuażu”, więc liczyła, że podpici klienci nie zwrócą na niego uwagi. Zresztą, co się ona martwiła opinią jakiś podchmielonych facetów, gdy nawiedzały ją wizje rodem z jakiegoś sci-fi anime?
Poprawiła szminkę, by idealnie podkreślała jej dziewczęco skrojone usta, po czym klepnęła się w pośladek, puszczając oczko do swojego odbicia.
Ruszyła korytarzykiem, mijając pary drzwi, aż dotarła do tych, które były jej destynacją. Przesunęła wejście, wchodząc do środka, ubrana tylko w swój „wojowniczy” mundurek i tajemniczy uśmiech.
Sailor Merkury… nudna i cicha kujonka. Kto by chciał oglądać jej striptiz?
Co innego Wenus… albo Mars. To były kobiety z klasą. Piękne i ponętne.
Wchodząc po stopniach na kolorowo podświetlony podest z rurą, tancerka przełączyła się w tryb „przetrwania”, przemieniając się w ucieleśnienie chuci zebranych w pomieszczeniu osób, oplatając się wokół metalowego słupa, niczym wykuty z białego marmuru dusiciel, by powolnym obrotowym ruchem zataczać okręgi nad głowami widowni, prezentując widoki, za jakie przyszło im zapłacić dzisiejszego wieczoru. Grono nie było wielkie - tylko trzy osoby przy vipowskim stoliku, nad którym mieściła się “jej” scena. Ciekawe towarzystwo - jeden gaijin, jedna kobieta i w sumie tylko jeden facet wyglądał jak typowy klient. Wszyscy umilkli, wpatrując się w Sailor Mercury.

[media]https://media.giphy.com/media/vpyW5E62sM4Tu/giphy.gif[/media]

Było na co popatrzeć.
Trzy pary oczy zaczęły wpatrywać się w dziewczynę, a Alice na chwilę zapomniał o tym co jeszcze przed przyjściem zgrabnej, urodziwej Japonki zauważył (z powrotem!) na swojej dłoni. Toshi powiedział coś, ale Szkot nie dosłyszał co to było. Kiwnął tylko głową nawet nie odwracając się i nie odrywając wzroku.
Miyako wraz z przyciemnieniem świateł, popłynęła w rytm muzyki, wspinając się i opadając, zamierając w pozycjach od których nie tylko robiło się obserwatorom gorąco, ale i niewygodnie w pewnych partiach ciała. Starannie przeciągane chwile z pozbywaniem się i tak kusego stroju, były prawdziwą torturą, ale jakże słodką i satysfakcjonującą, gdy już mogli swobodnie celebrować nagość kobiety.
- Reszta jest milczeniem - Szkotowi wyrwało się na głos po angielsku, gdy dziewczyna w końcu całkowicie odkryła się przed nimi. Choć chłonął widok zgrabnego ciała z zainteresowaniem właściwym mężczyznom, pasją i potrzebą poprawiania się na siedzeniu, to nie było w jego wzroku lubieżnej zachłanności. Od kiedy tancerka pojawiła się w ich loży patrzył na nią z iście dziecięcą fascynacją pozbawioną maniery zamykającej się w słowach: “chcę i mogę to mieć”, tak częstej wśród mężczyzn w takich sytuacjach. Im dłużej trwał występ i im więcej części garderoby lądowało na podłodze, tym bardziej to się zmieniało. Gaijin nie był odporny na wdzięki Japonki i widać to było jak na dłoni.
To, że względem swojej orientacji nie wylądował w tym klubie przypadkiem, przejawiało się dużym skupieniem na pewnych smakowitych dla przewodniego zmysłu rejonach. Po piersiach, brzuchu, łonie i smukłych udach prześlizgiwał się wzrokiem nader często, jednak niewiele mniej uwagi poświęcał miejscom na których przynajmniej teoretycznie normalny klient się zwykle nie skupiał.
Ramiona, dłonie, układ stóp dziewczyny w jej tańcu, usta... Kilkakrotnie spojrzał jej w oczy. Na tyle długo by to co się w nich kryło przyjąć jako dopełnienie tego nagiego, tanecznego spektaklu bez którego jakby nie miał on w oczach gaijina sensu, lecz na tyle krótko aby nie było to uznane za niegrzeczne. W Europie patrzenie sobie w oczy było oznaką szczerości i zainteresowania drugą osobą, ale tu w Tokio był to spory nietakt. Alice wiedział o tym i nie przesadzał w tym względzie, grzecznie odwracając wzrok na bardziej eksponowane części nagiego ciała, gdy tancerka pochwycała jego spojrzenie.

Przez cały występ był też lekko rozkojarzony i zerkał na swoją dłoń, na której widoczne były metalicznie połyskujące uszka.
Jakby zgrabne ciało pięknej Japonki rywalizowało w jego mózgu z wewnętrzną częścią jego łapy. W pewnym momencie drgnął po kolejnym oderwaniu się od piersi i prześlizgnięciu się po ramionach i dłoniach dziewczyny.
Jakby zdębiał spoglądając na jej rękę i na swoją, którą uniósł wyżej, przed swoją twarz jakby prosił o datek.
Desperacko próbował zrozumieć już nie tylko skąd u diabła ponownie wzięły się na skórze te pieprzone królicze uszka, ale i czemu ich bliźniaki są na dłoni tancerki.
To, że dziewczyna była w pełni naga, nie oznaczało, że jej występ chylił się ku końcowi. O nie… można ująć, że teraz dopiero się zaczynał. Widownia jaka przypadła jej w udziale, była grzeczna i kulturalna. Nikt nie skandował lubieżnych haseł, nikt się przed nią nie masturbował, nikt nie wylewał na nią litrów alkoholu, uznając to za seksowne i przyjemne. Dla takich nocy jak ta, tkwiła w tej pracy. Nie tylko dla pieniędzy, jak mogłoby myśleć większość ludzi.
Czuła się specjalna.
Wyjątkowa i… jedyna.
Nie była jedną z miliona stojących na przejściu dla pieszych lub na stacji metra. Nie była tylko cyferką w dzienniku, metalową tabliczką, z wyrytym nazwiskiem, na drzwiach. Nie była czwartymi skrzypcami, w piątym rzędzie po prawej.
Wszystkie oczy zwrócone były na nią. Widzieli ją. Byli świadomi istnienia. Może nawet… zapamiętają i będą wspominać, jako ostatni świadkowie jej cichej egzystencji.

Yamasaki zlękła się na chwilę, gdy gaijin wyciągnął przed siebie rękę. Bała się, że będzie chciał ją dotknąć, a wtedy nie powstrzymałaby się od siarczystego kopnięcia go w twarz. Nie chciała tego robić, wiedziała, że błąd tkwił w jej rozumowaniu, a jednak nie była w stanie w większości czasu panować nad swoimi odruchami i lękiem.
Na szczęście obcy klient, okazał się dobrze poinformowanym w kwestii kultury i polityki nie tylko jej kraju, ale i klubu.
Uśmiechnęła się do niego łagodnie, gdy zaczepiona nogami, zwisała głową w dół, wijąc się jak wstęga wodospadu targana silnym wiatrem.
Blondyna wyraźnie coś gryzło. Nie była jednak pewna, co konkretnie. Czy miał wyrzuty sumienia, że tu siedział? Poczuł się chory? Nabrał obrzydzenia…
Miyako spojrzała na dłoń, wyciągniętą w żebraczym geście, dostrzegając świetlisty tatuaż. Ten sam z rana. Ten sam, którego ona miała. Może to była jakaś choroba?
 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"

Ostatnio edytowane przez sunellica : 18-06-2017 o 21:22.
sunellica jest offline  
Stary 18-06-2017, 11:49   #13
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


Lekko drżącą dłonią ze stygmatami Playboya, sięgnął po szklaneczkę whisky. Jego wzrok i zachowanie dalekie było od znamionowania szoku, ale w oczach miał czyste WTF jakby wymalowane markerem. Jako mężczyzna nie potrafił oderwać spojrzenia od krągłości wywołujących poczucie srogiego gorąca tu i ówdzie, ale złapał się na tym, że coraz bardziej skupia się na szukaniem wzrokiem dłoni tańczącej Japonki.
Nie była to może jedna z tych krępujących i dziwnych sytuacji, ale na pewno nie było to też przyjemne uczucie, gdy ów “tatuażyk” wyprał ją w spojrzeniu klienta i ponownie stała się nic nie znaczącą, anonimową dziewczyną. Tanaka jednak dokończyła swój występ, choć z gorzkim uczuciem w ustach. A gdy pokłoniła się przed trójką siedzących, wyszła nago z pomieszczenia, czekając na kolejne wytyczne managera.


Połączeniem dyskretnego gestu i spojrzenia Szkot poprosił do siebie kelnerkę przechodzącą koło ich loży. Nie włączał się w komentarze Asuki i Toshiego. Kiwając jedynie głową na ich słowa z lekkim uśmiechem.
Sam występ był…
Alice bywał w night klubach w Glasgow, ale to było nie do porównania. Japończycy faktycznie zatracali się w tym co robili aby dążyć do perfekcji. Taniec wstrząsnął nim jednak nie tylko poprzez niesamowitą ekspresję tancerki ale i… znów zerknął na dłoń.
- Czy można zamówić taniec prywatny dla jednej osoby? - spytał kelnerki gdy podeszła. - W odosobnionym miejscu… Oczywiście z wszelkimi zasadami i… panującymi tu… i… - zaczął się gubić próbując wskazać, że nie chce być opacznie zrozumiany.
- Oczywiście, cena jest stała w przypadku małych grup, czyli 1 do 5 osób - dziewczyna odpowiedziała z uprzejmym uśmiechem.
- No chyba nas nie zostawisz? - Alice usłyszał tuż obok pretensję Asuki. Jednak wzrok Toshiego powiedział mu coś innego. Czyżby znów próbował zejść się z Asuką? A może byli z rodzaju tych “byłych”, którzy czasem ze sobą sypiali, gdy nie mieli nikogo innego na oku? Tak czy siak wzrok Japończyka powiedział Szkotowi, że ten nie obraziłby się, gdyby kumpel ich zostawił.

Bluzg rzucany w myślach był wyjątkowo szpetny.
To nie było tak, że Alice nie interesował się Asuką, nawet wręcz przeciwnie, a pewnie i dla Soby Natsuko byłoby wisienką na torcie jej kresu życia, gdyby jej prawnuczka i ukochany gajin-przyszywany-wnuczek, mieli się ku sobie.
Alice klasycznie nie potrafił się za dziewczynę zabrać w przypadku ich zagamtwanych friendzone relacji. Gdy zobaczył wymowną minę Toshiro poczuł jak szpikulec zazdrości wpełza mu do ucha ryjąc w głowie bruzdy. Byłaby to nawet ciekawa forma pewnej niewypowiedzianej deklaracji, gdyby zdecydował się z nimi zostać, ale tylko wtedy gdy Asuka była świadoma tego co kombinuje Toshi i wiedzy o tym Alice’a. W przeciwnym przypadku zaskarbiłby sobie tylko zadrę niechęci u kumpla nie ugrywając nic u dziewczyny.
Życie potrafiło być totalnie skomplikowane, a dokładając do tego japońską mentalność…
- Asu… - Szkot położył dłoń na ręce dziewczyny. - Ja bym wolał posiedzieć z Tobą - powiedział miękko, lecz zaraz się poprawił zerkając na Toshiego: - Z wami. Niż mieć piętnaście tańców tej dziewczyny.
Wystawił dłoń z ‘’uszkami’ przed oczy Asuki.
- Dziś rano mi się to pojawiło zupełnie nie wiem skąd. Znikąd. Nie wiem o co chodzi. Ona ma na dłoni to samo i speszyła się lekko gdy zacząłem na to patrzeć. Pogadać z nią chcę o tym, a private lap dance, to chyba najlepszy moment - dodał orientując się, że po tak ekspresyjnym występie nie jest to jedyny powód. I że chyba zbyt zabrnął starając się przed nią tłumaczyć. - Piętnaście minut max i wracam.
Toshi uśmiechnął się krzywo.
- Może bawiliście się w tym samym klubie to te wejściowe pieczątki na ultrafiolet - podsunął.
- Jak chcesz możemy ją znów zamówić w trójkę - zaproponowała tymczasem Asuka, nieświadoma ani manipulacji Alice’a, ani umizgów byłego chłopaka - Wiesz, jakby to jakaś yakuza czy coś... naprawdę nie pamiętasz, gdzie ci to mogli zrobić? Wygląda jak jakiś ekskluzywny tatuaż, a nie pieczątka klubowa.

Rozumowanie Toshiro i Asuki nie było pozbawione sensu i nawet Alice by je przyjął z ulgą. Problem w tym, że klubowe pieczątki nie pojawiały się i znikały nagle bez powodu. Tym bardziej, że Szkot nie był ostatnio w klubie w którym by go ‘znakowano’.
- Ok, możemy w trójkę. - Skinął głową. - Tylko niech to będzie private lap dance. Tak łatwiej będzie porozmawiać. - Alice próbował oszukiwać sam siebie, że idzie mu tylko o zagadnięcie tancerki i to skąd królicze uszy mogły się wziąć na jego dłoni.
Z marnym skutkiem.
- Jeżeli ta śliczna dziewczyna, która tańczyła tu przed chwilą zechce uczynić mi przyjemność jeszcze jednym tańcem. Prywatnym. Będę szczęśliwy - rzekł nieco głośniej do kelnerki.
- Bardzo mi przykro, ale ta tancerka nie oferuje innych opcji tańca. Jeśli więc chciałby pan bardziej prywatnie, mogę zaproponować Star, która powinna być teraz wolna. - Dziewczyna spojrzała znacząco na Szkota, który wydawał się coraz bardziej zakłopotany.
- Ależ nie musi być żadna ‘inna opcja’. - Uniósł dłonie jakby w obronnym geście. Lub symbolizującym coś w stylu “ja mam rączki tutaj”. - Po prostu chciałem z nią przy okazji porozmawiać. Stąd to ‘bardziej prywatnie’.
- Rozmawiać? -
Teraz to dziewczyna z obsługi wydawała się zakłopotana. - Niektóre dziewczyny zgadzają się po pokazie wypić z klientem drinka, ale... ja nie wiem czy Mi... Sailor Mercury się zgodzi. Poproszę, by spojrzała na państwa przychylniejszym okiem. Rozumiem, że mam ją wezwać? Czy życzą sobie państwo coś jeszcze?
- Jeżeli chodzi o mnie to nie. Dziękuję. -
Szkot kiwnął głową z uśmiechem.
 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"
Leoncoeur jest offline  
Stary 18-06-2017, 13:09   #14
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Haruka spojrzała z zachwytem na znaczek i na odjeżdżające auto. Szybko wydobyła z plecaka długopis i obrysowała śliczne znamię. Gdy skończyła spojrzała jeszcze raz w kierunku, w którym odjechało auto. Chłopak czy matka… chłopaka będzie łatwiej namierzyć. Podeszła do bramy i zajrzała do środka. Szkoła. Uśmiechnęła się. Ciekawego kogo tym razem postawił jej na drodze Nousagi San.

Pełna entuzjazmu wybrała numer do Ichiro.
- Cześć piękna - odezwał się jedwabisty, męski głos w słuchawce.
- Słodziutki wracasz dziś do domu? - Haruka czuła jak rozsadza ją zajęcza energia i chciała ją rozładować.
- Jeszcze nie wiem, czemu pytasz, moja bogini? - to była ich standardowa gra w komplementy. Choć fakt faktem raz przez taką rozmowę Ichiro stracił randkę. Jednak czy można było żałować faceta bez poczucia humoru? Sam współlokator Haruki nie bardzo się tym przejął. Opakowanie lodów waniliowych i wspólny film z tatuażystką całkowicie go wtedy uspokoiły.

- Miałam dziś zajęczy dzień i mam ochotę obgadać go przy dobrym żarełku, winie i zacnym towarzystwie. - Powiedziała ciesząc się samym głosem przyjaciela. - Pierwsze dwa mogę załatwić, ale w tym ostatnim liczę na ciebie.
- A będziesz miała coś przeciwko, jeśli zaproszę przyjaciela, moja królowo?
- Jeśli nie boisz się, że zostawi cię, jak okaże się, że mieszkasz z wariatką… to zapraszam. - Powiedziała, w głowie już analizując co dobrego mogłaby na szybko przygotować. - Masz ochotę na coś konkretnego do jedzenia?
- Może tempura? - podsunął współlokator, po czym dodał - Ale wiesz, nie chcę cię wykorzystywać. Możemy coś zamówić. Ja będę w mieszkaniu za godzinę. Mogę kupić wino... ewentualnie siedem. - zachichotał.
- To kup wino, wiesz że chętnie wam coś upichcę. - Powiedziała. - To co? Widzimy się niebawem?
Haruka już układała sobie w głowie, gdzie może kupić odpowiednie składniki, co nieco powinna mieć w domu.

- Owszem, królowo mych marzeń i pani mego żołądka. - odparł Ichiro, po czym rozłączył się.

Haruka schowała telefon do kieszeni i spojrzała na swoją dłoń, ciekawa czy znamię nadal tam będzie. Wydawało się jakby bledsze, zdecydowanie zanikało, jednak jego kształt wciąż był wyraźny. Dziewczyna przez chwilę wpatrywała się w nie z zachwytem. Wyjęła z kieszeni telefon i spróbowała zrobić mu zdjęcie.Niestety, było już ciemno, a piętno było naprawdę słabo widoczne już. Zdjęcie wyszło mega rozmazane. Ale może następnym razem się uda…


Ichiro jej nie uwierzy! Z uśmiechem chwilę patrzyła na rozmazane zdjęcie i ruszyła w kierunku jednego z nielicznych czynnych o tej porze sklepów.


Targ przy Higashi był otwarty niemal całą dobę. Haruka znała tu nawet kilku sprzedawców, więc teraz szybko zrobiła niezbędne zakupy i skierowała się w stronę mieszkania. Ichiro miał całkiem spore lokum. Na tyle spore, że mieli oddzielne sypialnie.

Miała jeszcze chwilkę nim Ichiro przyjdzie ze swoim “przyjacielem” więc zabrała się za przygotowywanie składników. Wcześniej poprawiła jeszcze obrys znamienia trwalszym pisakiem i utonęła w świecie garnków.


Akurat była w połowie wszystkiego, gdy drzwi do mieszkania zostały otworzone kluczem, a w ślad za Ichiro do mieszkania wszedł blondwłosy gaijin. Z wrażenia Haruka omal nie upuściła chochli. Facet nie dość, że był wysoki, to jeszcze napakowany, jakby każdą wolną chwilę spędzał na siłowni. Doprawdy Ichiro miał większe szczęście do facetów niż ona...


- Konnichiwa - przywitał się uprzejmie gaijin - Jestem Joshua. Mam nadzieję, że nie przeszkadzam. Cudownie pachnie…
Haruka powstrzymała gwizdnięcie. No to Ichiro znalazł sobie ciacho.
- Konnichiwa. Wskakujcie. Jeszcze trochę roboty mi zostało. - Powiedziała radośnie. W tak zajęczy dzień chyba nic nie mogło popsuć jej nastroju.
- Ale ty dziś radosna jesteś. - skomentował Ichiro, podchodząc i cmokając ją w policzek - Może nawet dasz się namówić na trójkąt, co? Joshua jest bi.

To zabawne, zobaczyć jak Japończyk swoją paplaniną zawstydza gaijina, niemniej tak właśnie sytuacja się prezentowała. Mężczyzna uśmiechnął się i uciekł wzrokiem.
- Może ja otworzę wino? Mogę też je porozlewać, jak mi powiecie, gdzie trzymacie kieliszki. - zaoferował.
- Dziś dałabym się namówić na dowolną orgie. - Uśmiechnęła się i też ucałowała Ichiro w policzek. - Kieliszki są w szafce. - Wskazała szafkę obok siebie.

Po pewnym czasie wszystko było gotowe. Trójka znajomych zasiadła do posiłku, rozkoszując się smakiem potraw, którym obaj panowie nie szczędzili komplementów.
- No to opowiadaj, co cię wprawiło w taki dobry nastrój, królowo - zagadnął Ichiro, gdy już zjedli, tuląc się do muskularnego ramienia Joshuy. Dłoń gaijina tymczasem subtelnie poruszała się pod stołem w okolicy krocza Japończyka. Widać było, że te gołąbeczki korci, by niedługo odfrunąć do sypialni.

Haruka wyszczerzyĺa się do mężczyzn i pokazała dłoń, na której widniały, słabe już po gotowaniu linie nakreślone wzdłuż znamienia.
- To po prostu był zaczarowany dzień, jeden z tych po, których nie chce się siedzieć samemu. - Odparła radośnie. - Pojawia mi się znamię w tym kształcie. - Wskazała na linie i sięgnęła po kieliszek. - Zaczęło się dziś rano, jak zasłabłam pod prysznicem i miałam niesamowity sen. Potem zniknęło i wróciło jak zobaczyłam dzieciaka wsiadającego do auta, przy szkole niedaleko. Zupełnie jakby Nousagi San wskazywał mi drogę!

Gaijin niespecjalnie zainteresował się tematem, pewnie nie wiedząc o czym kobieta w ogóle mówi. Za to Ichiro aż się podniósł i chwycił dłoń Haruki, by lepiej obejrzeć zarys piętna.
- No proszę, twoje życie się zmienia. Wreszcie wkraczasz na właściwą drogę, skoro nawet bogowie chcą ci o tym powiedzieć. - skomentował.
- Myślę by machnąć sobie tutaj tatuaż. - Dodała dziewczyna.
- Tylko że wtedy możesz już nie zauważyć kiedy piętno się pokazuje. - odparł współlokator, a jego “randka” chcąc również włączyć się do konwersacji, dodał:
- To tak jak w Matrixie. Podążaj za króliczkiem. - zaśmiał się.
- Dokładnie! I tak całe życie. - Ucieszyła się, że kochanek Ichiro się przyłączył.- Chcę machnąć cienką linią. Zazwyczaj znamię jest wypełnione.
- Czyli co, oblewamy kolejną dziarę? - Ichiro zaczął nalewać im wina.
- Na to jedno wino to za mało. - Haruka podała swój kieliszek.
- Fakt. To co, gramy w papier-kamień-nożyczki kto idzie do sklepu? - zaproponował Ichiro.
- Ja skoczę. - Haruka wstała. - Macie pół godziny. - Mrugnęła do Ichiro.
- Nie spiesz się... - odparł kumpel, przeczesując palcami włosy przystojnego gaijina, który już pochylał się nad nim, by go pocałować.
- Tylko wrzućcie naczynia do zlewu. - Rzuciła jeszcze na odchodne, chwytając plecak i portfel.

Na ulicy zrobiło się trochę chłodniej. Wzięła głębszy oddech i zerknęła na okna ich apartamentu. Minęło tyle czasu od kiedy rozstała się z Riku. Może powinna się odezwać? Zapytać jak mu idzie w Europie?

Haruka ruszyła spokojnym krokiem w kierunku najbliższego monopolowego. Chwilę pogadała ze starym Shizumu San. Staruszek jak zwykle zaangażował się w sprzedaż zupełnie jakby kupowała wino komuś na prezent. Lubiła go obserwować, jego zaangażowanie, to jak nawet pakując butelki w zwykły papier, stara się to zrobić jak najstaranniej. Zgarnęła butelki do plecaka, zostawiając mu resztę i opuściła sklep. Zamiast jednak skierować kroki w stronę apartamentu, przycupnęła na placu zabaw.


Usiadła okrakiem na huśtawce i zaczęła pisać do Riku. Nawet nie oczekiwała, że odpisze. Mówił, że jest różnica 8 godzin. Czyli pewnie jest u nich rano… Schowała telefon i spojrzała, na majaczący w koncu ulicy apartamentowiec. Na pogadance z Shizumu San pewnie zeszło jej te pół godziny. Tylko jakoś… spojrzała na obrys znamienia na ręce. Jakoś nie chciała tam wracać. Brakowało jej partnera. Mogła udawać, uśmiechać się, ale cholernie jej go brakowało. Tyle, że to nie był powód by przez to martwić Ichiro.


Niechętnie zwlokła się z huśtawki i ruszyła z powrotem. Po cichu otworzyła apartament i nasłuchiwała czy może mężczyźni nadal się zabawiają.
W mieszkaniu było wyjątkowo cicho i tylko niewielka lampka paliła się w przedpokoju. Drzwi do sypialni Ichiro były zamknięte. Na blacie kuchennym Haruka znalazła niedużą karteczkę.

“Chyba będziesz musiała dokończyć świętowanie sama. Nie gniewaj się. Jutro Ci to wynagrodzę. I.”

Haruka uśmiechnęła się do kawałka papieru. W odpowiedzi odcisnęła tylko swoje usta na drugiej stronie, pozostawiając ślad szminki i zostawiła karteczkę tam gdzie była. Wrzuciła jedno wino do lodówki, a drugi otworzyła i udała się do sypialni. Rozebrała się do naga i ułożyła w łóżku okrywając się kocem w króliczki. Sącząc wino z gwinta w końcu miała chwilę by przemyśleć ten dzień.

Była pewna, że wykona sobie tą dziarę. jednak pozostawał temat księżniczki, o której nie wspomniała Ichiro. Tamten sen, był dziwny. Nie do końca czuła, że był to sen. Zbyt realny, a z drugiej strony zbyt różny od czegokolwiek co widziała do tej pory. Może będzie miała kolejny? W sumie trochę na to liczyła. Jeśli miała, przez ten sen znamię, to znaczy że był to sygnał od Nousagi Sama.

Wraz z kolejnymi przemyśleniami, wina w butelce ubywało. Haruka jeszcze ostatkiem sił nastawiła budzik i po chwili spała.
 

Ostatnio edytowane przez Aiko : 18-06-2017 o 20:24.
Aiko jest offline  
Stary 19-06-2017, 09:57   #15
 
Leoncoeur's Avatar
 
Reputacja: 1 Leoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputacjęLeoncoeur ma wspaniałą reputację


Yamasaki nie zdążyła nawet porządnie się ubrać, gdy manager znów ją wywołał.
- Goście z trójki chcą powtórkę. Musiałaś się im spodobać - powiedział Japończyk z wyraźną nadwagą i lśniącymi od żelu włosami na sztorc. - Powinnaś pozwolić zaprosić się im na drinka potem.
Dziewczyna popatrzyła na faceta, jakby właśnie zleciał z konia. Nie skomentowała jednak jego zachowania, odwracając się do lustra, by poprawić makijaż.
- Znowu Merkury? - spytała od niechcenia, przygotowując się mentalnie do kolejnego występu.
- Tak. Nie mówili, że chcą czegoś nowego. Choć ponoć bardziej chodziło im o ciebie, jako ciebie. Szef będzie zadowolony.
- Jasne… zaraz będę gotowa. - Miyako skończyła nanosić poprawki, po czym odebrała świeżą parę bielizny imitującej strój czarodziejki. Ubrawszy się, rozczesała perukę, poprawiła jędrny biuścik i ruszyła na ponowny podbój parkietu w prywatnej salce numer san.
Z niewiadomego powodu, bardzo nie chciała przekraczać progu pokoiku, bojąc się, że klienci się na nią rzucą. Nie chciała mieć z nimi nic do czynienia, ale skoro płacili i godzili się na warunki jej umowy, nie mogła odmówić.
Jeszcze chwilę mobilizowała się przed przesuwanymi drzwiczkami, po czym zaciskając pięści tupnęła obutą w szpilkę nogą i… weszła.

Na jej widok Szkot rozpromienił się i już chciał wstać w celu zaproszenia dziewczyny do stolika, ale coś w jej ruchach wstrzymało go. Po rozmowie z kelnerką i powiedzeniu jej iż chodzi mu głównie o rozmowę, myślał że tancerka przyjdzie tylko po to. Coś w jej ruchach i mowie ciała wskazywało jednak, że chciała wpierw zrobić kolejny występ, na co w oczach Alice’a błysnęło coś jakby uznanie. Powiedzieli jej iż klient chce porozmawiać, a ona z tym charakterystycznym etosem pracy wyglądała jakby wpierw miała zamiar zatańczyć. Lindsay nie bardzo wierzył, że pracującym w takich miejscach dziewczynom sprawia przyjemność tańczenia nago przed obcymi.
I to często gaijinami.
Wspomniał jej zawód gdy poprzednio po zauważeniu króliczych uszu mimowolnie to ich szukał wzrokiem i to na nich się skupiał. Jeżeli Japonka bez specjalnej przyjemności tańczyła dla klientów to jedyną przyjemność jaką w tym mogła znajdować, było poczucie spełnienia w tym co robi w oczach gości.

Choć klienci i tancerka byli ci sami… to występ był inny i równie elektryzujący co pierwszy. Yamasaki postarała się, by zebrani przy stoliku nie nudzili się prezentem, który już dawno temu rozpakowali. Wedle żywiołu wojowniczki, była wodą, lecz nie cichą i spokojną, a rozszalałą i porywającą jak fala tsunami, gdy przybierała pozycje przeczące nie tylko prawom fizyki, ale i budowy ludzkiego ciała.
Początkowy lęk i bunt, kruszał w kobiecym sercu, z każdym zataczanym obrotem, nad głową wpatrzonego w nią blondyna. Tym razem nie szukał wzrokiem króliczych uszu czekając na koniec tańca, aby z nią o nich porozmawiać.
I chłonął tak jak poprzednio widok starając się jednocześnie okazywać jak bardzo mu się podoba i nie przesadzić w tym.
Aktorem był niezłym, ale biorąc pod uwagę talent Japonki, wcale go tu nie potrzebował.
To było miłe… znowu być widzialną, choćby na ten krótki czas kilku-kilkunastu piosenek. Dla niego się więc postarała, by miał miłe wspomnienia po powrocie do domu. Do kraju z którego przybył.
Ciekawe skąd pochodził. Nie wyglądał jak Amerykanin… za chudy i mało opalony, do Rosjanina też nie pasował… za mało złota. Może Australijczyk? Taki trochę nijaki… zupełnie jak ci wyspiarze, którzy mieli najbliższe loty, właśnie do Japonii… Skądkolwiek był, chłonął występ nie tylko uważnie, ale z wielkim zainteresowaniem wymalowanym na twarzy.

Jej czas ponownie się skończył. Lekko zziajana Miyako, leżała na plecach, na zgiętych nogach, obejmując udami metalową rurę. Głowa lekko zwisała jej z brzegu podestu, a sama jej nosicielka, spoglądała czarnymi oczami na gaijina. Na różowych ustach błądził cień uśmiechu, zupełnie jakby dziewczyna nie nawykła do tego typu okazywania emocji. Figlarne piersi unosiły się w przyśpieszonym oddechu, zdradzając, że ich „czarodziejka” zmęczyła się lekko występem.
Zanim jej bezruch, zaczął być odczuwalny jako krępujący, podniosła się, odwracając nagimi plecami do widowni.
Dotknęła dłonią szyję, zdradzając pewne zakłopotanie sytuacją. Słowa managera, odbijały się w jej umyśle, wywierając na niej niejaką presję. Przygryzła dolną wargę, odwracając się w zamyśleniu do trójki siedzących, oraz czającej się w mroku kelnerki. Machnęła na nią ręką, by ją przywołać i zamówić drinki na koszt firmy… czyli potrącony z jej wypłaty.
Alice cieszył się, że nie ubrał dziś garnituru, bo gdyby obok leżała rzucona marynarka, pewnie zaofrerował by ją dziewczynie widocznie skrepowanej nagością po występie, podczas gdy w trakcie nią tak wdzięcznie epatowała. Tylko, że jak byłoby to odebrane to inna historia.
- Arigato - odezwał się z dosyć dziwnym akcentem, lecz lekko przypominającym brytyjski. - Bardzo cieszę się, że zechciałaś do nas wrócić - kontynuował po japońsku. - To było naprawdę piękne i… chciałem przeprosić. Jestem Alice. - Lekko skinął głową i odruchowo ruszył ręką jakby chciał wysunąć ją na przywitanie, lecz w porę stłumił odruch. Japończycy wszak nawet wśród przyjaciół kontakt fizyczny uznawali za niewłaściwy. Zręcznie przeniósł rękę na szklankę whisky, choć samego gestu tym w pełni nie ukrył.
Tancerka spięła się machinalnie, gdy tylko dostrzegła sunącą w jej kierunku dłoń. Wyglądało na to, że zaraz miała zacząć krzyczeć, ale… tylko odetchnęła, jakby sama nie była do końca pewna, czy jej strach się jej tylko nie zdawał.
- Yamasaki desu. Hajimemashite. - Kobieta skinęła głową, rozkładając się jak kotka na boku, podpierając głowę na ręce, a drugą gładząc się po biodrze.
Sytuacja nie tylko była dziwna… ale i komiczna, gość wyglądał jakby chciał z nią rozmawiać.
- Wzajemnie Yamasaki. - Szkot uśmiechnął się, choć teraz już musiał grać. Poza jaką dziewczyna przyjęła zdecydowanie nie pomagała mu w koncentracji. Odruchowo poprawił się na kanapie. - To Asuka i Toshiro. - Wskazał przyjaciół. - Nawet gdybym bardzo się starał, to chyba nie potrafiłbym stwierdzić czy chciałem jeszcze raz zobaczyć Twój piękny taniec, czy upewnić się, że nie obraziłaś się. Wybacz, że mniej skupiałem się na Twoim występie poprzednio… - urwał zakłopotany.
- Ah… nic nie szkodzi, nic nie szkodzi - zaszczebiotała lekko zażenowana, że mężczyzna ją przeprasza. - Jestem tu dla ciebie, a nie ty dla mnie. Skąd pochodzisz? Bardzo ładnie mówisz po nihongo.
- Cóż… odniosłem wrażenie, że to akurat jest nie do końca jednoznaczne -
odpowiedział jej na kwestię ‘kto tu jest dla kogo’ wspominając jak zatracała się w tańcu chłonąc podziw klientów. - Urodziłem się tu w Tokio, ale większość życia spędziłem w Szkocji. I wiem, że moja wymowa jest ładna jedynie jak na przeciętnego gaikokujina. - Roześmiał się.
Nie zaśmiała się, a jej jedyną reakcją był nikły cień uśmiechu na wargach.
- Europa… chciałabym odwiedzić Polskę i posłuchać koncertu Chopina - wyznała po chwili namysłu.
- Choćby w ramach rewanżu byłbym szczęśliwy móc to zorganizować. Obawiam się jednak, że on nie żyje - Alice odpowiedział żartem starając się lekko rozładować atmosferę.
Znowu cisza i lekko kamienny wyraz twarzy. W oczach jednak nie kryło się zdegustowanie, a rozbawienie. Można ująć, że śmiała się w duchu, a nie na zewnątrz.
- Wiem, wiem… kompozytor dawno odszedł, ale jego muzyka jest wciąż żywa - odparła polubownie, odrywając dłoń od uda i zaplatając kosmyk niebieskich włosów na palec. Alice starał się nie reagować na ten ruch, jak i na to, że dziewczyna miała niebieską perukę. Dzisiejszego dnia niebieski kojarzył mu się...
- Miło słyszeć, że ktoś lubi muzykę tego typu. W czasach popjazgotu - odpowiedział starając się przestać myśleć o kolorach. - Lubię muzykę filmową. Ona łączy nowe z tym co komponowali dawniej.
- Hancu Cimerru jest fajny -
Yamasaki mało nie połamała sobie języka na amerykańskim imieniu i nazwisku. - Nagrał na przykład Incepcję, albo Anioły i demony - dodała, by naprowadzić blondyna na właściwego kompozytora. Chyba chodziło jej o Hansa Zimmera.
- Tak, piękna muzyka… - Alice jakby zamyślił się nad czymś. - Jak chodzisz do klubów, to wybierasz te z jaką muzyką? - spytał desperacko próbując naprowadzić rozmowę na interesujący go temat. Z jednej strony rozmowa z piękną nagą dziewczyną i okazja do dyskretnego prześlizgiwania się wzrokiem po rejonach jej ciała budzących ciepłotę zdecydowanie wyższą niż 36,6… sprawiała mu przyjemność. Z drugiej czuł skrępowanie wobec przysłuchujących się przyjaciół i wciąż miał przed oczyma te cholerne uszka na dłoni.
Nawet gdy teoretycznie sutki były zdecydowanie milszym widokiem.
Kobieta potrząsnęła głową, jakby się z czymś nie zgadzała.
- Nie chodzę do klubów. Ten jest wyjątkiem, bo w nim pracuje, a dlaczego pytasz? Nie umówię się z tobą, jeśli do tego dążysz. - Uniosła się nieznacznie, jakby chciała zakończyć rozmowę, zanim stanie się niemiła dla nich obojga.

Milczał przez krótką chwilę.
- Yamasaki, nie chodzi mi o to… - Spojrzał jej na chwilę w oczy, lecz jak to względem Japończyków zaraz go odwrócił. - Jesteś piękną dziewczyną ale… Ja po prostu nie rozumiem. - Spojrzał tym razem bezradnie. - Dziś pojawiło mi się to - wysunął rękę z tatuażem - nie byłem w żadnym klubie gdzie by robili takie stemple, Ty masz taki sam. Pojawił się znikąd, czasem znika. Pomyślałem, że wiesz co to może być.
Miya popatrzyła na rękę mężczyzny, a później na swoją własną. Długo milczała, ważąc słowa. W końcu odezwała się cicho i przepraszająco.
- Nie wiem skąd go masz. U mnie też się dzisiaj pojawił. Rano… i znikł na większość dnia, aż do teraz. Może to jakaś choroba? Nie tylko u ciebie widziałam to znamię… może to przez Fukushimę? Mam nadzieję, że nie pijesz wody z kranu… - mruknęła, siadając i spuszczając nogi na ziemię.
- Nie piję - uśmiechnął się. - Cóż, mam nadzieję, że nie będzie trzeba tego odcinać razem z ręką. - Skupił się na chwilę na dłoni nim przeniósł spojrzenie na dziewczynę. - Lubię ją. Mogę mieć prośbę Yamasaki? Nie chodzi mi o podrywanie Cię, ale… - Wyjął z kieszeni portfel, a z niego wizytówkę. - Gdyby coś się z tym działo - kiwnął głową w kierunku jej dłoni - mogę liczyć na kontakt? Trochę mnie to męczy. Nie co dzień pojawiają mi się na ciele stygmaty playboya.
Dziewczyna rozejrzała się niepewnie, jakby obawiała się, że zaraz napadnie ich ochrona.
- To nieodpowiednie… - odparła, biorąc szybko wizytówkę… tylko, że za bardzo nie miała gdzie jej schować. Wzruszyła ramionami, zsuwając się stopami na podłogę. - Napisze do ciebie, jeśli to takie dla ciebie ważne… ale, nie przejmuj się tak. Jesteś w Japonii… tu wszystko jest troszkę dziwne. - Mrugnęła do niego, choć uśmiechu wciąż nie uraczył. - Powinnam wrócić do pracy. Miło było dla was zatańczyć. Życzę owocnej zabawy.
- Dziękuję Yamasaki -
kiwnął głową i wstał widząc, że zbiera się do odejścia. - I jeszcze raz dziękuję za piękny występ.
Usłyszał jak się śmieje oraz zobaczył jak macha mu ręką, znikając po chwili za zasuwanymi drzwiami.

- No no... - podsumował sprawę Toschi.
- Jestem zazdrosna! - poskarżyła się Asuka. Wydawało się to z jej strony żartem, ale czy na pewno?
Szkot aż zachłysnął się pitą whisky.
- O co? Chyba nie jej pracę? - rzucił zdziwiony, udając że nie widzi w tym pewnej dwuznaczności.
- O to. - Japonka poklepała się po brzuchu. Choć była szczupłej budowy, najwyraźniej uważała, że ma jakieś braki względem ciała striptizerki. - Muszę chyba też zacząć chodzić na jakiś pool dance.
- Znam przyjemniejsze sposoby na utrzymanie zgrabnej sylwetki -
podrzucił Toshi i oboje zaczęli chichotać jak nastolatki.
- Nie sądzę by czegokolwiek Ci brakowało - obrzucił wzrokiem jej sylwetkę - ale racja - przytaknął Toshiemu ze śmiechem - zdecydowanie utrzymywanie zgrabnej sylwetki w przyjemniejsze sposoby, jest okey.
Teraz roześmiali się całą trójką.

Jako że słono zapłacili za wejściówkę i stolik vip, resztę wieczoru spędzili w klubie gogo, przyglądając się innym, publicznym występom. Aż wreszcie przyszła pora, że cała trójka zaczęła zamulać. Asuka nawet przysnęła, odtrącając przy tym ramię Toschiego i kuląc się w kącie loży. Nie było więc sensu przeciągać spotkania.
Przyjaciele pożegnali się na przystanku autobusowym, gdzie ich drogi się rozchodziły. Może nie był to środek nocy, ale na tyle późno by Alice chciał wezwać dwa samochody z aplikacji Uber. Z pieniędzmi niespecjalnie się liczył, bo choć daleko mu było do krezusa, to miał ich pod dostatkiem. Chciał nawet oddać Isie i dzieciom konto bankowe gdy od nich odchodził, ale ona nie chciała ich przyjąć.
Wiedziała skąd są te pieniądze i jak zostały ‘zarobione’, nie chciała nawet domu w Glasgow za których część został kupiony. W efekcie Szkot mógłby żyć jedynie z odsetek z lokat i kasy wpadającej mu z wynajmu domu w Szkocji, a pracował jedynie po to by słać pieniądze do USA dla niej i Chrisa i Lisy, o których wiedziała, że nie są ‘zbrukane’. No i dla utrzymania się w aktorskiej formie.
Na pomysł zarówno Toshi jak i Asuka jednak żywo zaprotestowali. Ona uparła się wracać autobusem, a on uniósł się dumą. Względem kumpla Szkot nie protestował akceptując odmowę jak i jej powody i starając się jedynie aby ten nie odebrał źle samej propozycji.
Względem jednak niej...
- Asuka, przecież ja sam do Edogawy do domu jadę. - Zrobił strapioną minę. - No jak to by wyglądało, że jadę w pobliże uberem, a ty zmęczona tłuczesz się autobusem.
- Jakbyś był gaijinem bez ogłady -
odparła z uśmiechem. Nocne powietrze nieco ją rozbudziło, choć dalej wyglądała na zmęczoną, więc nawet nie walczyła. - No dobra... ale jak ty płacisz, to ja zapraszam na obiad jutro czy tam jak ci będzie pasowało.
- Hai!




Gdy wysiedli odprawił samochód, zdziwionej lekko Asuce wyjaśniając, że ma ochotę na spacer powrotny do domu. Potrzebował pomyśleć, o tym co się dziś wydarzyło, a mieszkanie wynajmował też w Edogawie, ze 40 minut piechotą po drugiej stronie parku Shinozaki.
W trakcie powrotu rozmyślał o tym dziwnym tatuażu, dziewczynie posiadającej identyczny, oraz tym dziwnym uczuciu po przebudzeniu. W jednym zakamarku wyćwiczonymi ruchami zrobił sobie kreskę amfy na karcie kredytowej, co ‘zakąsił’ kolorową pastylką.

Do domu dotarł pełen wątpliwości i nie mądrzejszy nic a nic, ale już lekko naćpany.
Zamówiona prostytutka zadzwoniła z kwadrans później.

Alice usnął dopiero późno w nocy.


 
__________________
"Soft kitty, warm kitty, little ball of fur...
Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur."

"za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!"
Leoncoeur jest offline  
Stary 21-06-2017, 17:44   #16
tajniacki blep
 
sunellica's Avatar
 
Reputacja: 1 sunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputacjęsunellica ma wspaniałą reputację


Yamasaki resztę nocy spędziła we względnym spokoju… zatańczyła jeszcze trzy prywatne tańce i dwa publiczne, bo jakiś klient stwierdził, że się niedługo żeni i stawia wszystkim kolejkę. Żaden mężczyzna jej nie zaczepiał, czego nie można było powiedzieć o innych tancerkach, które plotkowały na zapleczu o dziwnym gaijinie i jego nietypowym zleceniu dla naczelnej iron maiden tego klubu.

-Oooi! Miyako chaaan… - niziutka Japoneczka o przesadnie nadmuchanych piersiach, została wytypowana z grona jej podobnych, by wybadała teren u siedzącej i aktualnie nudzącej się skrzypaczki.
- O co chodzi Rola? - Wywołana odezwała się obojętnym tonem głosu, siorbiąc przez rurkę mleko sojowe o smaku kawy.
Siedziała na puchatej, różowej kanapie w czarnej, sportowej bieliźnie i z przykrytymi, białym kocykiem, nogami.
- Słyszałam, że miałaś branie… - zaczęła dwuznacznie, nieco starsza od niej koleżanka, siadając na poręczy mebla.
- Źle słyszałaś… - Czarnooka ponownie zasiorbała, by z niezadowoleniem stwierdzić, że skończył jej się napój.
- No… ale dwa razy dla niego tańczyłaś i jeszcze… no wiesz, dał ci wizytówkę. O czym rozmawialiście? - niezrażona oziębłością towarzyszki Rola, próbowała wyciągnąć jakieś pikantne smaczki na pożywkę do dalszego plotkowania. - Umówisz się z nim na randkę?
Yamasaki westchnęła, wstając z kanapy, by wyrzucić pusty kartonik do specjalnego kosza na śmieci.
- Rozmawialiśmy o muzyce klasycznej i nie, nie umówię się z nim, bo wyrzuciłam jego numer. - Kobieta związała włosy w kucyk, przeglądając się w lustrze. -Zbieram się do domu.


W Tokio nigdy nie gasły światła.
Nigdy.
Stolica Kraju Kwitnącej Wiśni była skazana na tysiące neonów i miliony ludzi, przemieszczających się z miejsca do miejsca o każdej porze dnia i nocy.
Tak było i teraz, gdy Miyako wracała do domu. Było grubo po czwartej rano.
Taksówki jeździły w te i wewte, znalazło się też kilka prywatnych samochodów i kilku rowerzystów.
Skrzypaczka szła nieśpiesznie do metra, które niedługo miało zostać otwarte. Kilku ludzi szło razem z nią. Śpieszyli się do pracy… paru jednak, tak jak ona, wracali po nocnej zmianie do domu.
Nagle z pobliskiego baru karaoke wyszła czwórka osób.
Dwie dziewczyny i dwóch mężczyzn, w tym tylko jeden był Japończykiem i to zalanym po uszy. Traf chciał, że nippończyk postanowił wsiąść na swoją deskorolkę i odjechać. Raz wylądował na słupie, drugi spadł z krawężnika… Tancerka nie wiedziała, czy nie zmienić drogi na jakąś bardziej okrężniejszą, bo nie chciała zostać rozjechana. Na szczęście dla niej chłopak za trzecim razem przypomniał sobie jak się jeździ i drąc się na całe gardło, poszusował przez środek dwupasmowej ulicy, wrzeszcząc coś w stylu „kulufaa tufoja machi”, co ucieszyło mocno trójkę gaijinów, którzy zawiwatowali i odeszli w przeciwległym kierunku rozmawiając chyba po… rosyjsku?
Odczekawszy kilka minut na ławce, w końcu bramki do podziemi przywitały się miłym, kobiecym głosem i Yamasaki zeskanowała swoją kartę, po czym zeszła schodami w dół, głęboko do metra.

-Aaa… nezumi… nezuuumi! - Jakiś mocno zmęczony biurokrata, mało nie wypuścił swojej teczki z ręki, gdy chudy i spanikowany szczurek przebiegł mu drogę, chowając się pod automatem z gorącymi napojami.
Kilku przechodniów podzieliło zdenerwowanie, większość jednak wesoło się uśmiechała. Dziewczyna kupiła sobie kawę, którą szybko wypiła w nadziei, że ta ją trochę rozbudzi, po czym weszła do całkowicie pustego, różowego wagonu, przeznaczonego tylko i wyłącznie dla kobiet.
Przyjemny, ciepły i uspokajający głos z głośników informował, na wpół drzemiącą Miyę o kolejnych przystankach. Przedział powoli się zapełniał, ale nie miało to większego znaczenia… była już prawie u siebie.


- Tadaimaaa. - Kobieta zawołała sennie od progu, zdejmując buty i odkładając je na szafkę, a następnie wsunęła na stopy pluszowe klapki w Sylveony, które dostała od Nany na urodziny.

[media]https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/originals/10/f1/67/10f167c8d27d42525cdaf4aefac9b7a8.jpg[/media]

Współlokatorki nie było już w domu. Albo wyszła w nocy do „pracy”, albo zebrała się już na uczelnie. Może to i lepiej, gdyż Yamasaki nie miała siły iść zrobić siku czy umyć zębów, a co dopiero z nią teraz plotkować lub się obściskiwać. Rozebrawszy się do naga, rzuciła się na pościelony pojedynczy futon, rozłożony w dużym pokoju, który był i kuchnią i korytarzem i jadalnią i… sypialnią Miyi.
Zanim zasnęła, wysłała krótkiego smsa na numer z wizytówki, którą trzymała skitraną przez ten cały czas za stanikiem.

”Zniknął o w pół do pierwszej. Góra.”

Faktycznie samo kanji Yama mogło oznaczać górę, ale nie w tym wypadku.


 
__________________
"Sacre bleu, what is this?
How on earth, could I miss
Such a sweet, little succulent crab"

Ostatnio edytowane przez sunellica : 21-06-2017 o 17:58.
sunellica jest offline  
Stary 21-06-2017, 20:44   #17
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Tatuaż, znamię… cokolwiek to było, nie wydawało się specjalnie groźne dla Shunsunke. Nie dało się w żaden sposób wytłumaczyć obecności tego… czegoś. Ani chwili omdlenia. Może nie poszedł wcale oglądać dzieci i szukać pejzaży, a dochodził do siebie po jakiejś imprezie w której ktoś dosypał mu czegoś do drinka? Może wstąpił do jakiejś tajnej loży? I to był ich znak rozpoznawczy? Może ostatnia noc i dzień wyleciały mu z pamięci. Nie… to absurdalne. Mógł sprawdzić znamię u kogoś znającego się na tatuażach, ale nie teraz. Może później znajdzie na to czas. Póki co zakleił swój “znaczek” plastrem opatrunkowym i skupił się na ubieraniu i przygotowaniu na rozmowę z Hisashi-san. A gdy był już gotów, wyruszył na spotkanie pełen entuzjazmu i optymizmu.
Ichiran była knajpką typowo azjatycką i mimo iż mieściła się na Shibuyi, właściciele przykładali dużą wagę do poczucia prywatności klientów, toteż poza typowymi stolikami, gdzie można było zjeść,oferowano rezerwację boksów, odgrodzonych papierowymi ściankami.


Przy takim właśnie stoliku na rezerwację czekał już Hisashi. Jak przystało na człowieka sukcesu, nie trwonił on ani minuty, klikając na tablecie i mrucząc coś gniewnie. Kiedy jednak Shunsuke został przyprowadzony przez uroczą kelnerkę, redaktor uśmiechnął się wesoło i machnął zapraszająco.
- Zaraz skończę, tylko jeszcze wyślę poprawki, mów co u ciebie, dawno się nie widzieliśmy. - wymamrotał ciągiem niemal bez przerw na oddech.
Sonoroki powitał go więc gestem dłoni i w milczeniu usiadł naprzeciw przyjaciela. W całkowitej ciszy cierpliwie czekał, aż skończy swoje sprawy i będzie mógł z nim pomówić.
- Zechce pan coś już zamówić? - zapytała uprzejmie kelnerka, podsuwając rysownikowi kartę menu.
- Ja już dla siebie zamówiłem. - wyznał Hisashi, nie odrywając wzroku od tabletu - Wybacz, ale byłem diabelnie głodny.
- Nie gniewam się. Naprawdę.
- odparł z uśmiechem artysta przyglądając się twarzy przyjaciela.- Więc… jestem ciekaw, co to za propozycja?
Redaktor czasopisma podniósł na niego wzrok.
- Spokojnie ogierze, nie na pusty żołądek. Zamów sobie coś. Ja zapraszam. Zresztą czekam na jeszcze jednego znajomego.
- Znajomego? -
zapytał zaskoczony Shunsuke. Hisashi nie wspominał mu o żadnym znajomym podczas ostatniej rozmowy. Grafik liczył na konkretną propozycję, może wspólne plany… a najbardziej na zielone światło dla którychś ze swoich projektów (ewentualnie nieco zmodyfikowanych) o co starał się przez ostatnia lata u wielu wydawców. Bez powodzenia.
- Mhm... eseista Saito Akutagawa. - odparł Hisashi, nie przerywając pracy - Kojarzysz?
- Nie. Nie czytuję esejów.
- wyjaśnił krótko Sonoroki i zamyślił się.- Pisze jakiś o tobie, czy może o samym Shonen Jump?
Nie miał bowiem złudzeń. Sam był jeszcze zbyt mało sławny, by stać się obiektem jakiegoś dziennikarskiego tekstu.
- Dla nas akurat pisze tylko recenzje, dlatego mam z nim kontakt, jednak wiem, że człowiek ten specjalizuje się w esejach i opowiadaniach historycznych. - mężczyzna podniósł wzrok, by spojrzeć bystro na swojego rozmówcę - A kojarzysz mangę... i w sumie też anime Rurouni Kenshin? Pamiętasz jakie się wokół niej zrobiło zamieszanie? Pod koniec lat 90-tych była popularna nie tylko u nas, ale też w Ameryce i Europie. Wyobrażasz sobie, jaką to miało sprzedaż?
- Znam klasyki. Zrobiłem nawet jeden projekt… przypominający tę mangę.-
aż za bardzo, więc został odrzucony. Shunsuke nie do końca podobał się kierunek w jaki zmierzała ta rozmowa.- A co to ma wspólnego z tym… Akutagawa-san?
- Cóż, mimo spektakularnego sukcesu Kenshin nie doczekał się godnego następcy. Toteż po kilku latach naśladownictwa projekt historycznej mangi shonen upadł. Pojawiły się za to te wszystkie Naruta i Bleache. Myślę, że to może być nasza nisza. Nie, myślę, że to może być kasowy sukces. Jednak trzeba podejść do projektu skrupulatnie. Nie jako jeden ambitny mangaka, ale całe studio. Studio, którego osią byłbyś ty ze swoją kreską i Akutagawa ze swoją wiedzą i talentem do pisania.
- To…-
rozczarowujące, irytujące, upokarzające… jakkolwiek by to słodzić słowami, faktem było że Sonoroki będzie podwykonawcą. Pędzlem którego ruchami sterował będzie ktoś inny. Tym bardziej że Shunsuke nie radził sobie dobrze w pracy w grupie. To nie było to czego oczekiwał. I entuzjazm grafika stopniał w znacznym stopniu.
-... szlachetne z twej strony, że pomyślałeś właśnie o mnie Hisashi-san.- uśmiechnął się Shunsuke wiedząc że jemu odmówić nie może. To dzięki Hisashiemu osiągnął tak dużo, choć nie dość by mógł czuć się zadowolony. Co prawda jego zainteresowanie całym projektem w znacznym stopniu zmalało, ale Sonoroki obiecał sobie, że skoro jemu zależy… to przynajmniej spróbuje jakoś pociągnąć ten projekt. Pokładał jednak o wiele mniej wiary, niż Hisashi-san, w jakiegoś tam eseistę. Do takich planów nadawałby się pisarz z prawdziwego zdarzenia i entuzjasta epoki.
- Mam nadzieję, że przyjdzie i... sam się przekonasz. O ile znam się na ludziach, wy dwaj powinniście się dogadać. - redaktor wrócił do nerwowego klikania na tablecie, więc Shunsuke nie pozostało nic innego jak zająć się przeglądaniem menu.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 24-06-2017, 21:58   #18
 
Krakov's Avatar
 
Reputacja: 1 Krakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputację
Akutagawa leżał na podłodze ciężko oddychając. Po czole spływała mu powoli kropelka zimnego potu. Perspektywa zawału przeraziła go, nawet jeśli była to absurdalna myśl i szybko ją od siebie oddalił. Później jednak nadeszła kolejna, równie dziwna, a przy tym dużo bardziej intensywna. Miał ochotę zerwać się na równe nogi i pobiec do pokoju swojego synka. Podniósł głowę i spojrzał na swoje mieszkanie, oprzytamniając nieco. Przecież nie było tu takiego pokoju. Nie miał też dzieci, przynajmniej z tego, co mu było wiadomo. Nie podejrzewał się nawet do tej pory o posiadanie tego typu... instynktów rodzicielskich. Cóż więc to znaczyło u licha? Kolejny nienormalny sen? Tak dziwny i realistyczny zarazem... Na dodatek już drugi w ciągu zaledwie jednej doby... Do głowy przyszła mu kolejna po zawale diagnoza. Bardziej prawdopodobna, za to wcale nie weselsza. Odbija mu. I choć próbował przeciwstawić jej podobne argumenty jak zawałowi, to przecież nie mógł być pewien, że z jego głową jest wszystko w porządku. Właściwie... wiele wskazywało, że zdecydowanie nie jest...

Saito dał sobie jeszcze chwilę na ochłonięcie, po czym powoli wstał i poszedł do kuchni. Nalał sobie wody do szklanki, wrzucił do niej trzy kostki lodu i przyłożył do swojej skroni. Chłód szybko przywrócił mu trzeźwość osądów. "Nie ma co panikować. Dwa sny, to nic takiego. Czytam dużo głupot, mało sypiam. Mózg nie ma co robić z informacjami. Wystarczy, że trochę odpocznę. Prześpię z osiem godzin...". Popijając wodę pomyślał też, że przydałoby mu się trochę ruchu. Mógłby wieczorem pójść pobiegać. Albo lepiej na ściankę. Trochę zaniedbał to ostatnie a przecież tak lubił się wspinać. Tak, to dobry plan.

Dopił wodę do końca, gdy dostrzegł migającą lampkę automatycznej sekretarki. Odstawił szklankę i wcisnął przycisk.

- Porozmawiać... o czym? - zapytał na głos, jakby oczekiwał, że nagrany na taśmie rozmówca zechce powtórzyć ostatnie zdanie. Wiadomość od Hisashiego zaskoczyła go. Owszem, kiedyś w rozmowie Akutagawa wspomniał mu nawet o tym co robi poza recenzowaniem różnych rzeczy, ale nic nie wskazywało na to, by ich współpraca miała kiedykolwiek wyjść poza ten zakres. A już pomysł zrobienia z którejś z jego historii mangi wydawał się kompletnie z kosmosu. Nie tyle mu się nawet nie podobał, co nigdy nie przyszło mu do głowy coś takiego. Lubił mangę, przynajmniej tę małą jej część, którą uważał za wartościową, ale sam bardziej chyba wierzył w samo słowo pisane. W miarę możliwości starał się nawet, by jego nowele pozbawione były ilustracji. Tak, aby jak najwięcej pozostawić wyobraźni czytelnika.

Mimo wszystko nie odrzucał tego konceptu. Po prostu... w tej chwili nie miał kompletnie pojęcia co o tym myśleć. Było to dziwne i w jakiś sposób nie pasujące do tego, co robił dotychczas i jak myślał o swojej twórczości, a jednocześnie... intrygujące. Przynajmniej na tyle, by pójść tam i wysłuchać, co redaktor naczelny ma mu do powiedzenia. Tym bardziej, że Hisashi Sasaki nie cierpiał na nadmiar wolnego czasu. Jeśli więc ma chwilę, by spotkać się z nim osobiście, to może się kroić coś poważnego.

Popatrzył na wiszący na ścianie zegar. Miał jeszcze ponad trzy godziny. Dość by się wykąpać, ubrać i zrobić mały spacer po parku, skoro na inną aktywność fizyczną nie wystarczy mu już czasu.

Nie przewidział jednego, że chwila słabości może dopaść go także na świeżym powietrzu. Akurat wpatrywał się w migoczące pomiędzy gałęziami drzewa promienie zachodzącego słońca, gdy w jego umyśle pojawiła się kolejna wizja.

Widok, który miał teraz przed oczami to też było drzewo i grające pomiędzy liśćmi promienie światła. Lecz drzewo było inne i znajdowało się na wyświetlaczu, umieszczonym w zimnym, pomieszczeniu o metalicznych, połyskujących błękitem obłych ścianach.

- Już czas, Mofuputsi. Transfer duszy Księżniczki został zakończony. Teraz twoja kolej. - powiedział ten sam niebieskoskóry mężczyzna, co w ostatniej wizji.
- Moja? Przecież to ty jesteś najwyższy rangą wśród nas.
- I ja decyduję.
- odparł twardo mężczyzna - Teraz ty.
- Ale...
- Proszę Mofuputsi. Zrób to dla mnie. Nie walcz ze mną tym razem.
- Zgodzę się, jeśli ty będziesz następny.
- Wiesz, że nie mogę...
- To jest mój warunek, Motsamaisi. Inaczej możesz mnie sądzić za odmowę wykonania rozkazu.
- Uparta!
- warknął mężczyzna - Niech będzie. A teraz chodź.



<wspomnienie wysłane="" na="" pw,="" potem="" krakov="" wkleisz="" je="" do="" posta="" ze="" znacznikiem="" “spoiler2”=""> Saito zatoczył się i aż musiał się wesprzeć na pniu drzewa.
- Wszystko dobrze? Pan jest pijany? - zainteresowała się jakaś staruszka, która akurat szła tą samą alejką.
- “W ogóle nie jest dobrze…” - chciał warknąć w pierwszej chwili, ale zdążył ugryźć się w język.
- Wszystko w porządku, dziękuję - odparł jednak. - Po prostu zrobiło mi się słabo…
Kobieta nie wyglądała na przekonaną, ale pokiwała głową i poszła w swoją stronę. Akutagawa wcale się jej nie dziwił. Sam siebie już nawet nie próbował przekonać, że jego problem wart jest zbagatelizowania. Trzeci taki incydent jednego dnia świadczył o tym, że jest z nim źle. I na przekór temu, że zwykle szerokim łukiem starał się omijać służbę zdrowia, tym razem wybierze się do lekarza. I to jutro, z samego rana.

W końcu Akutagawa otrząsnął się z kolejnej wizji i ruszył w kierunku stacji. Niestety, pociąg, którym miał jechać, już mu uciekł, toteż mężczyzna dotarł na miejsce spotkania spóźniony o prawie pół godziny.
Urocza kelnerka poprowadziła go do prywatnego stolika, gdzie czekali na niego już dwaj mężczyźni. Jednym z nich był Hisashi - redaktor Shonen Jumpa, drugi... był obcy, a jednocześnie... wydawał się znajomy. Co więcej, oczy mężczyzny mówiły Saito, że i jego odczucia są podobne.
- O, udało ci się do nas dotrzeć Akutagawa-san. - ucieszył się na widok nowo przybyłego Japończyka Hisashi Sasaki - Poznajcie się. Saito Akutagawa-san, nasz recenzent i niemniej uzdolniony eseista. A to jest mój drogi przyjaciel Shunsuke Sonoroki - prawdziwy specjalista jeśli chodzi o rysunek mangowy od konwencji shojio po shonen.
Shunsuke skłonił się w milczeniu, zerkając na przybyłego z kamienną twarzą. Wydawał się marionetką prowadzoną palcami niedoświadczonego artysty.
Saito skłonił się mocniej, niż nakazywała to zwykła grzeczność.
- Najmocniej przepraszam za spóźnienie. Miałem małą… przygodę po drodze. - Spojrzał na nieznanego sobie mężczyznę i skłonił się raz jeszcze - Miło mi pana poznać Sonoroki-san.
Shunsuke nieco zakłopotany spojrzał na Hisashiego oczekując, że on poprowadzi całą rozmowę. Nie było wszak sensu ponownie się kłaniać, a i sam artysta nie chciał spędzić całego spotkaniu na grzecznościowym kiwaniu głowami.
- Akutagawa-san, cieszę się, że znalazłeś czas. I że zainteresowało cię nasze spotkanie. Zamów coś sobie proszę. Ja stawiam My już pozwoliliśmy sobie zamówić tutejsze przysmaki. Jakby co polecam ośmiornicę... - paplał naczelny, na którego wypite sake wyraźnie zaczynało działać. Następnie zwrócił się do Shunsuke - Masz może przy sobie jakieś swoje prace? Ja mam kilka na komórce, ale wiadomo, że to nie to samo. A chciałbym żeby Akutagawa-san wiedział jak bardzo uzdolnionym rysownikiem jesteś.
- Wolałbym żebyś opowiedział co właściwie chcesz przedstawić poprzez mangę.- wtrącił krótko Sonoroki starając z siebie wykrzesać choć minimum entuzjazmu. Jednocześnie przyglądał się nowoprzybyłemu mężczyźnie. Skąd oni się mogli znać? Miał to paskudne uczucie, że powinien wiedzieć, pamiętać... a jednak nie umiał sobie przypomnieć. Może to ktoś z dzieciństwa? Ale Akutagawa? W ogóle nie kojarzył tego nazwiska...
- Sonoroki- san to nieuprzejme tak od razu przechodzić do sprawy. - upomniał go redaktor z uśmiechem - Daj panu Akutagawie chociaż złożyć zamówienie.
Po ostatnich wydarzeniach Saito nie mógł się pochwalić wilczym apetytem. Idąc za radą Hisashiego zamówił jednak ośmiornicę, prosząc przy tym, by porcja była możliwie jak najmniejsza.

Uprzejmość uprzejmością, ale Saito również miał nadzieję, że jak najszybciej przejdą do sedna. Im szybciej dowie się co też naczelny wymyślił, tym szybciej wróci do domu i się położy. No i tym mniejsze ryzyko, że dostanie za chwilę kolejnego ataku i wpadnie twarzą z miskę z ośmiornicą, czy też zrobi coś równie upokarzającego w tej sytuacji. Niestety oceniając swój obecny stan nie mógł takiej ewentualności wykluczyć.

Czekając na realizację zamówienia i na to, że Hisashi powie, co ma powiedzieć, przyglądał się dyskretnie Sonorokiemu. Jego twarz wydawała się znajoma, ale w żaden sposób nie mógł jej powiązać z żadnym konkretnym wydarzeniem czy miejscem. Może po prostu był bardzo podobny do kogoś, kogo Akutagawa znał? A może poznał go na jakiejś imprezie jako jednego z dziesiątków ludzi i ledwie zarejestrował jego osobę? Dziwne. Uważał, że ma całkiem niezłą pamięć i zwykle bezbłędnie łączył zapamiętane wizerunki z nazwiskami.
</wspomnienie>
 
__________________
Gdzieś tam, za rzeką, jest łatwiej niż tu. Lecz wolę ten kamień, bo mój.
Ćwierćkrwi Szatan na forumowej emeryturze.
Krakov jest offline  
Stary 26-06-2017, 10:14   #19
 
Amon's Avatar
 
Reputacja: 1 Amon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputację

Orochi rozejrzał się zupełnie bezproduktywnie za drogą ucieczki, choć wiedział, że jej nie ma.
- No… - zgodził się. W sumie “oglądanie kotków” nie może być przecież tak złe, prawda?
Prawda?
[Media]https://ae01.alicdn.com/kf/HTB1Ox0LMFXXXXXOXFXXq6xXFXXXU/Mifen-craft-Hot-Seller-font-b-Hello-b-font-font-b-Kitty-b-font-Action-Figures.jpg[/Media]
[Media]https://ae01.alicdn.com/kf/HTB14AftLpXXXXaFXVXXq6xXFXXXG/10-sztuk-zestaw-Mini-Hello-Kitty-Figurki-Toy-Kawaii-Hello-Kitty-Sportowe-PCV-Action-Figure-Zabawki.jpg[/Media]
[Media]http://g02.a.alicdn.com/kf/HTB1sdqXMXXXXXa_aXXXq6xXFXXXs/Classsic-S%C5%82odkie-Hello-Kitty-Figurki-z-parasol-PCV-Action-Figure-Zabawki-KT-Kot-Zabawka-8-Sztuk.jpg[/Media]
[Media]https://ae01.alicdn.com/kf/HTB1pGXJOXXXXXXVaVXXq6xXFXXXi/8pcs-lot-font-b-Hello-b-font-font-b-Kitty-b-font-font-b-Figures-b.jpg[/Media]
[Media]https://ae01.alicdn.com/kf/UT8ICXBXHhbXXagOFbXm/2017-hello-kitty-action-toy-rysunek-8-sztuk-partia-pcv-s%C5%82odkie-hello-kitty-%C5%9Blubna-figurka-zabawki.jpg[/Media]
Jakąś godzinę i 356 kotków później musiał przyznać, że stał się bogatszym człowiekiem - bogatszym o wiedzę na temat Hello Kitty. Powoli też zaczynał rozumieć czemu w Europie tę markę wiązano z Szatanem. Niemniej Arashi wyraźnie rozluźniła się. Paplała teraz beztrosko jakby miała 5 a nie 20 lat, nawet nie przeszkadzało jej to, że ich dłonie czasem się dotykały, gdy podawała chłopakowi jakąś figurkę, choć wcześniej zazwyczaj odskakiwała jak oparzona..
Orochi oglądał każdą figurkę w ręce, co było dlań improwizowanym ekwiwalentem liczenia baranów. Chłopak myślami był daleko, rzeczywistość miała tyle nieciekawych implikacji…

Minęły godziny i kiedy chłopak wraz z matką wrócił do domu, gdy przebrał się w piżamę, gdy kolejny, bezproduktywny dzień miał wreszcie się zakończyć i ustąpić na korzyść snu, właśnie wtedy Orochi był szczęśliwy.

 
__________________
Our obstacles are severe, but they are known to us.

Ostatnio edytowane przez Amon : 04-07-2017 o 11:26.
Amon jest offline  
Stary 28-06-2017, 13:38   #20
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Japonia, Tokyo, sobota rano
[MEDIA]http://gencept.com/wp-content/uploads/2011/10/Tokyo-Japan.jpg[/MEDIA]

Kobieta wyjrzała przez malutkie okienko w kuchni, jednak wiedziała, że i tak nie dostrzeże przez nie ani skrawka nieba, a jedynie betonową bryłę kolejnego wieżowca. Ziewnęła. To było silniejsze od niej. Po kolejnej nocce w pracy oczy same jej się zamykały i gdyby nie krzykliwe głosy z telewizora, które składały się na jakiś poranny program dziecięcy, pewnie zasnęłaby na stojąco.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=JIAB2mR-OTg[/MEDIA]

Makoto wesoło klaskała w rytm prostej, wesołej melodii. Przynajmniej jedna z nich była w miarę szczęśliwa. I tak miało pozostać. Makoto nie powinna cierpieć z powodu odejścia ojca.

Ty była tylko jej własna wina, że mąż ją zostawił. Tylko jej… Gdyby w porę zamknęła usta… Gdyby nie uniosła się dumą i nie wyrzuciła go, gdy odkryła romans z sekretarką… Gdyby…

Japonka westchnęła. Dziś pewnie dwa razy by się zastanowiła przed rozstaniem z mężem. Jednak czas miał to do siebie, że działał tylko w przód. Nigdy wstecz.


Shunsuke

- ... dlatego patrzyliśmy na ludzi z pogardą, na ich bezmyślną eksploatację i pogoń za urojonymi dobrami. Cierpieliśmy, widząc jak głupie są nasze dzieci. A teraz są one naszym jedynym ratunkiem. Oni zabijają siebie, nas zabija wirus, który miał ich ochronić. Nie uważasz, że to ironia losu? A może nawet kara za to, jak wysokie mieliśmy o sobie mniemanie...
Shunsuke poczuł, jak przez jego głowę przelewa się potok myśli. Wszystko wokół miało odcień błękitu, jakby znalazł się w oceanarium. Ręka którą poruszył też była błękitna. I ręka obok również, choć tamta była delikatniejsza, drobniejsza… kobieca.
- A może w tym właśnie rzecz? Może to jest nasza ścieżka ewolucji? Dwie drogi biegnące tylko w jedną stronę, bez szans na zmianę kierunki, które osobno są tylko utrapieniem dla kierowcy. Lecz razem... razem mogą już utworzyć szeroką szosę z pasmami ruchu w jedną i drugą stronę...
- To zabawne. Widzę, że opanowujesz ludzkie metafory...
- Nie wiem czy ludzie są w stanie uchwycić ideę tych myśli, ale wiem, że ty owszem.
Dłonie złączyły się. Nagle Sonoroki doświadczył uczucia tak niesamowitej i głębokiej miłości do tej drugiej istoty, jakby coś wewnątrz rozszarpywało go na strzępy. To nie były wszak motylki w brzuchu – wraz z miłością ogarniała go rozpacz – wiedział wszak, że nie ma sposobu, by uchronić swoich bliskich.



- Proszę podnieść rękę panie Sonoroki. Pobiorę panu krew. - usłyszał kobiecy głos nad sobą.

Z trudem się wybudził. Co się…? Był w szpitalu! Nad nim pochylała się starsza pielęgniarka, cierpliwie pobierając krew z żyły na zgięciu łokcia.

Shunsuke zawahał się czy powinien coś powiedzieć do niej. Ostatnie co pamiętał to wspólny posiłek z Hisashim i tym… jak mu tam, Asakagawą. Pamietał jak poprosił o sos sojowy i długowłosy Japończyk, który z jakiegoś powodu wydawał mu się znajomy, wyciągnął nad stołem w jego stronę buteleczkę. Odruchowo sięgnął po nią zabandażowaną dłonią i gdy ich palce na moment spotkały się… tak, chyba wtedy stracił przytomność. Musiał być przemęczony…

Sonoroki rozejrzał się. Na stoliku obok lezały jego rzeczy osobiste i telefon. W sali , nie licząc pielęgniarki, był on i jeszcze dwóch mężczyzn – tamci spali.

Yamasaki

Poczuła ból. Ktoś ją uderzył. Potem znów. Kobieta. Błekitnoskóra kobieta o gorejących gniewem czerwonych oczach ponownie się zamierzyła, by ją skrzywdzić. Nie zamierzała się bronić. Jednak nagle w pomieszczeniu pojawił się ktoś jeszcze – wysoki mężczyzna o ponurym obliczu. Kapitan.
- Mofuputsi, przestań! – rozkazał.
Kobieta zamarła, ale i tak wykrzyczała z nienawiścią.
- Ale to przez nią! Nasz syn umarł, a jego dusza nie została transferowana, bo ta idiotka się guzdrze!
- Selohi splata duszę księżniczki. Wiesz, że nie może się rozpraszać. Jeden błąd i…
- I co?! – wrzasnęła kobieta – I co?! Nasz syn nie żyje! Nie żyje, rozumiesz to?! Jego dusza mogła być przetransferowana, ale ta idiotka… - spojrzała z nienawiścią na istotę, w której skórze była Yamasaki – To ty go zabiłaś! Zapamiętaj! Zabiłaś dziecko!!!



Miyako otworzyła gwałtownie oczy. Zerwałaby się z posłania gdyby nie ręka, która opasała ją w talii. Czyżby błekitnoskóra kobieta wciąż chciała ją skrzywdzić?!

Resztki snu strząsnęły się z powiek Yamasaki, gdy ta zamrugała nerwowo. Była w mieszkaniu. Obok spała przytulona do niej i również naga współlokatorka. Nana musiała wślizgnąć się do jej futonu, kiedy spała. Na dodatek śmierdziało od niej wódą.

Orochi

Płakała. Niebieskoskóra dziewczyna o również niebieskich, rozpuszczonych włosach i czerwonych tęczówkach podniosła głowę i widząc, że do niej podchodzi spróbowała się ogarnąć.
On jednak podszedł i po prostu objął ją ramieniem. Czuł niesamowitą wręcz czułość dla tej drobnej istoty.
- Wiem, że mają mi o za złe. – usłyszał w głowie potok jej myślomowy – Istri, Haggare, Asamork umarli bezpowrotnie. Nie zrobiłam nawet wyjątku dla Rasthy, chociaż to… to… tylko dziecko. – znów zapłakała.
- Dobrze wiesz, że musiałaś przygotować pełny transfer duszy księżniczki. – to on „powiedział”, gładząc delikatnie jej ramię. Czuł się potworem… z jakiegoś powodu – wielkim i bezwzględnym samcem, a jednak przy tej dziewczynie… jego owładnięta wolą walki dusza uspokajała się. Chciał okazać tej dziwnej i zarazem pięknej istocie resztki łagodności, które posiadał.
- Musiałam… - powtórzyła, choć nadal z jej oczu kapały łzy.
- Musiałaś. – powiedział z mocą – Dobrze o tym wiesz. Jeśli księżniczka nie miałaby wszystkich wspomnień, jeśli jej dusza nie byłaby w pełni utkana, to możemy nigdy się nie odnaleźć. Ona jest nam potrzebna. Potrzebna, byśmy mogli się znów spotkać.
Podniosła na niego smutne oczy. Zawahał się. Po chwili jednak złożył na jej ustach delikatny pocałunek.



Orochi otworzył oczy i z przerażeniem zauważył, że budzik pokazuje godzinę 7:41.

Spóźni się do szkoły! Dlaczego matka go nie obudziła?! Na dodatek jedno zerknięcie w dół wystarczyło, by ustalić, że w tym stanie żaden z domowników nie powinien go oglądać.
Co robić?!

I nagle jak balsam spłynęła nań refleksja. Jest sobota. Dzień wolny od szkoły. Dziś mógł robić to, na co miał ochotę.


Saito
Budzik zadzwonił o stałej godzinie. Saito podniósł się z posłania. Spróbował sobie przypomnieć sen, który go nawiedził. To znów były te niebieskie ludziki… o czymś rozmawiały…

- Wirus jest śmiertelny. Nie mamy z nim szans. – usłyszał wewnątrz swojej głowy.
- Jedyne wyjście to transfer. Transfer dusz. Setsebi wytłumaczysz?
Wywołana błekitnoskóra kobieta – chyba najbrzydsza z zebranych – odgarnęła czarne warkocze na plecy i zaczęła mówić.
- Jak wiemy, to jest możliwe.
- A co z Ziemianami? Przecież nie możemy ich zabić… to nasze dzieci. – odezwał się „głos” sprzeciwu w głowie Saito.
- Spokojnie. Możemy dopisać nasze DNA do DNA ludzkiego. Modyfikacja będzie niewielka, lecz będzie nieść nasze wspomnienia, charaktery… niepełne, ale… jeśli ktoś mógłby nas tam „przebudzać”…
- Wystarczy jeden pełny transfer danych. Znajdziemy zarodek, który z uwagi na degenerację genetyczną i tak będzie skazany na śmierć i podmienimy jego genotyp. Razem z duchem. Wystarczy wszak jedno z nas, które przejdzie pełny transfer, by gdy jego ciało dorośnie podjąć się odnalezienia pozostałych, uśpionych.
- Ale chwila… przecież to już nie będziemy my. – Saito znów poczuł wątpliwość – będziemy dopisani. Czyli… będziemy też tymi ludźmi. Jak więc się poznamy? – z trwogą spojrzał na błękitnoskórego mężczyznę, który najwyraźniej przewodniczył temu spotkaniu.



Dziwny sen. A jeszcze dziwniejsze były wydarzenia wczorajszego dnia, gdzie wieczór zdawał się pełnić rolę apogeum. Odruchowo mężczyzna spojrzał na swoją dłoń. Nic tam nie zobaczył.
A jednak wczoraj coś tam było… jakieś dziwne znamię.

Pamiętał, że jadł w restauracji posiłek z redaktorem Shonen Jumpa i tym… jak mu tam, Sonorokim - rysownikiem. Pamiętał jak mężczyzna, który z jakiegoś powodu wydawał mu się znajomy, poprosił go o sos sojowy. A gdy Saito wyciągnął nad stołem w jego stronę buteleczkę, ich palce na moment spotkały się i… i wtedy Sonoroki-san chwycił go za rękę w rozpaczliwym geście, który wytrącił naczynie z rąk Asakagawy.

- Mofuputsi… - szepnął rysownik, po czym zemdlał, osuwając się na ziemię.

Gdy zdruzgotany Saito uniósł dłoń, której jeszcze przed chwilą dotykał Shunsuke Sonoroki, zobaczył na śródręczu przedziwny, połyskujący metalicznie symbol, przywodzący na myśl królicze uszy. Tylko że on nigdy nie robił sobie takiego tatuażu! Nigdy nie robił tatuażu w tym miejscu!

To było doprawdy przedziwne. A na domiar złego Sonoroki trafił do szpitala, ponieważ nie udało się go wybudzić na miejscu. Może powinien go dziś odwiedzić?


Haruka

Czuła podniecenie. Biegła przez skąpane w błękicie korytarze i omal nie podskakiwała z radości. Dopiero gdy wpadła do pomieszczenia pełnego chorych, konających rodaków, poczuła jak ciężar ich cierpienia wgniata ją w ziemię. A jednak coś znalazła… promyk nadziei. Choć nie dla wszystkich.
Podeszła do kobiety, którą widziała już wcześniej, którą sama nazywała Księżniczką.
- Pani… znalazłam sposób, byśmy mogli się rozpoznawać po transferze. Byśmy… mogli ci uwierzyć, gdy po nas przyjdziesz na Ziemi. A może nawet sami się odnajdziemy, nim ty do nas dotrzesz. Wszystko dzięki temu.
Z satysfakcja pokazała Księżniczce wnętrze swojej dłoni, na której połyskiwał metaliczny symbol.
- Moje imię…
- Tak, wszyscy będziemy je mieć na ręku, by o tobie pamiętać, Pani. To jest rectofabium, zaledwie 2kb danych, które można przesłać w transferze. Wszystkie ciała, które zajmiemy, będą je mieć.
- A czy Ziemianie nie uznają tego za dziwne? Nie zaczną… usuwać? Sama wiesz, że potrafią robić sobie różne rzeczy w imię tego, co nazywają urodą.
- To prawda, dlatego znamię będzie uaktywniało się tylko podczas pobudzenia komórek nibirastycznych. No, nie tylko… reaguje też na temperaturę. Ale nad tym jeszcze popracuję.
- To… - księżniczka pozwoliła sobie na lekki uśmiech. Pierwszy od czasu, gdy wirus zaczął zbierać wśród nich śmiertelne żniwo – To wspaniałe. Jestem z ciebie dumna, Setsebi.



Obudził ją dźwięk smsa. Choć do dzwonku budzika, wzywającego do pracy, pozostało pół godziny, Haruka czuła się zrelaksowana. Czyżby to ten sen tak na nią wpłynął? Gdy spojrzała na dłoń, nić tam nie było – jedynie zarys mazakiem.

Wyciągnęła rękę, by sięgnąć po telefon i odczytać wiadomość bez konieczności wychodzenia z łóżka. Już samo nazwisko nadawcy ją zdziwiło. To był Kazou – jej były chłopak.

Cytat:
„Jestem w mieście. Chciałbym cię dziś odwiedzić w studio i zabrać na lunch. Dasz się porwać? Będzie mi bardzo miło. Napisz proszę o której masz przerwę.
Całuję K.”

Alice

- Jak możesz?! – usłyszał czyjś głos w głowie. To była ta sama czarnowłosa kobieta, którą ostatnio posuwał. Teraz jednak stała naprzeciwko niego ubrana i wyraźnie czymś zdenerwowana.
- Znalazłeś lekarstwo i nic nie powiedziałeś? Jak mogłeś?!
- Surowicę jest bardzo ciężko pozyskać – tłumaczył jej ze spokojem – To co mam, starczy zaledwie dla jednej osoby.
- Więc podaj to Selohi. Ona umiera!
- Nie.
- Co? Przecież wciąż ją kochasz. Nie myśl, że nie wiem… - nagle umilkła. Nie była może piękna, ale inteligencji na pewno nie można jej było odmówić.– Ty chcesz żeby umarła… Ty… chcesz ją tam odnaleźć. I znów rywalizować o nią z Makhenike.
- Niekoniecznie…
Zamarła. On w tym czasie wykorzystał chwilę i zamknął grodzie laboratorium.
- Ty… - czerwone tęczówki wpatrywały się w niego z niedowierzaniem i rosnącym przerażeniem – Ty… zamierzasz go uleczyć.
Pokiwał głową. Setsebi była specem od komunikacji transferowej, potrafiła składać dane. Niestety jeszcze nie zrozumiała, że pewne informacje muszą pozostać utajnione. Przynajmniej na razie.


Lindsay otworzył oczy. W snach też był niezłym skurwysynem. Cóż, czego innego się spodziewać?

Przewrócił się na drugi bok i odruchowo spojrzał na dłoń. Nic tam nie zobaczył, ale wczoraj… wczoraj tam „to” było. I była też Ona.

Na wspomnienie pięknej Sailor Merkury Alice uśmiechnął się i sięgnął po komórkę. Może do niego napisała… a może on do niej napisze? Jednak telefonu nie było tam, gdzie zazwyczaj. Nie było też portfela. Lindsay zerwał się i zaczął szukać. Przecież wczoraj go miał! I telefon i portfel! Pamiętał! Płacił jeszcze prostytutce i…

Zatrzymał się nagi na środku mieszkania.

Przypominał sobie... Był wczoraj potwornie zmęczony, z trudem sięgnął po portfel, by zapłacić dziwce. Zaraz potem położył się spać, nie zamykając za dziewczyną drzwi. Mogła więc wrócić i zabrać jego rzeczy.

Na potwierdzenie tej teorii znalazł pod drzwiami wyjściowymi rozrzucone swoje dokumenty i pusty portfel. Pieniędzy, telefonu i karty kredytowej jednak tu nie było. Prostytutka prawdopodobnie weszła na jego konto i już wycykała limit, a na dodatek... Szlag! Alice uświadomił sobie, że stracił numer do Sailor Merkury.
 
Mira jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:16.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172