Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 05-03-2018, 20:57   #61
 
Zapatashura's Avatar
 
Reputacja: 1 Zapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputację
XXVI. Jesienne zakupy


Spacer przez polanę przerwał wyjątkowo chłodny powiew wiatru. Dość chłodny by przywrócić Alicję do rzeczywistości. Co prawda dalej stała w polu, ale to jak przystało na jesień było obumarłe, w dodatku dziewczyna doskonale je rozpoznawała. W swych fantazjach zaszła na posesję państwa Brooków, farmerów od których jej matka często kupowała warzywa, a która znajdowała się o dobrą milę od jej domu. Czuła, że drży z zimna. Szal wystarczał by pochodzić po własnym ogrodzie, ale okazał się niewystarczający na dalszą wędrówkę.
Alicja przystanęła i rozejrzała się niepewnie. Może faktycznie wariowała? Może powinna o tym powiedzieć doktorowi? Dziewczyna szybkim krokiem skierowała się w stronę domu, by wrócić zanim ktoś ją zauważy i faktycznie napyta sobie biedy.
Nie do końca jej się to udało. Zaraz za bramą przypadkiem przyłapał ją pan Tom. Na twarzy starszego mężczyzny od razu odmalowała się troska na widok zmarzniętej dziewczyny.
- A cóż to się stało, panno Alicjo? - zapytał i niewiele myśląc zdjął z siebie kożuch, narzucając go na jej ramiona. Pachniał fajkowym zielem.
- Nic, nic, ja... - Alicja szukała gorączkowo w głowie jakiegoś wytłumaczenia - Jaaa zobaczyłam rannego... em... kota. Chciałam mu pomóc, ale uciekł.
Ogrodnik poklepał ją przyjaźnie po ramieniu.
- Zawsze miała panienka dobre serce - pochwalił. - Może napiłabyś się ciepłej herbaty na rozgrzanie? - zaoferował zaraz.
- No cóż... jeśli to nie problem, to chętnie. - Odpowiedziała dziewczyna, patrząc na mężczyznę. Uśmiechnął się szczerbato, choć równocześnie sympatycznie.
- Właśnie nastawiłem sobie wodę, akurat wystarczy dla dwójki.
Tom miał na posesji Liddellów swoją szopę, w której trzymał narzędzia i trochę swoich szpargałów. Gdy Alicja była jeszcze mała, te wszystkie grabie, nożyce i wiadra wydawały jej się być rycerskim rynsztunkiem. Teraz stary ogrodnik nie przypominał jej już w niczym rycerza, ale jeśli rycerzy byli tacy jak Dyludylowie, to może i lepiej? W szopie było trochę cieplej, bowiem na żelaznej kozie właśnie wrzała woda. Mężczyzna szybko naszykował dwie filiżanki.
- Ten kot miał jakąś obrożę?
Alicja aż podskoczyła na dźwięk jego głosu. Lubiła Toma, więc nie chciała go okłamywać. Jakże jednak mogłaby mu powiedzieć prawdę, że pobiegła za ptako-kotem?
- Nie. Nie miał. - Powiedziała po chwili.
- Z takimi dzikimi dachowcami lepiej uważać - ostrzegł dobrotliwie. - Ranne prędzej pannę podrapią, niż pozwolą sobie pomóc.
- Wiem... zresztą i tak mi uciekła. - Odparła Alicja i nagle zreflektowała się, ściągając płaszcz i oddając go Tomowi.
- Dziękuję, już mi cieplej. - Powiedziała z uśmiechem.
- Do usług panienko - odebrał płaszcz i zawiesił go na gwoździu w ścianie. - Nie chciałbym, żeby złapało pannę jakieś choróbsko. W końcu żaden dobry czyn nie uniknie kary - zarechotał po zacytowaniu powiedzenia.
- Ta herbata z pewnością mi pomoże. - Odparła uprzejmie Alicja.
Rozmowa jakoś nie chciała się nawiązać, więc wkrótce panna Liddell dopiła filiżankę i po pożegnaniu się z ogrodnikiem wróciła do domu. Tutaj jednak też nie zaznała spokoju. W przedpokoju bowiem spotkała gosposię, panią Proust.
- Matka panienki szuka - powiedziała z lekką naganą. - Gdzie się panna podziewała, po całym domu szukałam?
Dziewczyna spojrzała nieco gniewnie na gosposię.
- Poszłam na spacer do ogrodu. Nikt mi nie mówił, że muszę być w domu cały czas. - Odpowiedziała sucho. - Zaraz zajrzę do matki.
Pani Proust skrzywiła się na takie słowa, ale nic więcej już nie odpowiedziała.
Matki nie trzeba było długo szukać, siedziała w salonie czytając tomik wierszy. Widząc córkę uśmiechnęła się i zagadnęła.
- Szukałam cię - powiedziała. Bez nagany, po prostu by jakoś zacząć konwersację. - Nie chciałabyś pojechać ze mną jutro do miasta? Robi się coraz zimniej i trzeba chyba kupić nowe płaszcze.
Ponieważ spodziewany atak wyrzutów nie nastąpił, Alicja poczuła się nieco winna swojej eskapadzie i by zmazać to wrażenie, skinęła głową.
- Czemu nie, chętnie pojadę, tylko rano zrobię jedno rozliczenie dla papy. Reszta nie jest pilna. - Odparła wesoło, choć po prawdzie zakupy kojarzyły jej się raczej z męczarnią niż przyjemnością. Lorina również wydawała się być ucieszona z jej decyzji. Bardzo możliwe, że doceniała entuzjazm córki właśnie dlatego, że wiedziała iż tego nie lubiła.
- Zatem jutro w południe. Powinnyśmy wtedy najmniej zmarznąć.
 
Zapatashura jest offline  
Stary 06-03-2018, 14:46   #62
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Po dziennym lunatykowaniu (czy w ogóle można lunatykować w dzień?), Alicja przespała noc jak kamień. Nazajutrz obudziła się całkiem rześka, śniadanie dodatkowo poprawiało jej nastrój, bo zaraziła się dobrym humorem od rodziców. Szczególnie matka była podekscytowana wspólnymi zakupami.
Tym razem Will nie dostąpił zaszczytu wożenia Liddellów. Lorina wolała skorzystać z usług dorożkarza, argumentując to niewiedzą w zakresie tego, kiedy wrócą. W podróży dobry humor jej nie odstępował i podpytywała co też Alicja chciałaby kupić.
- Myślę, że modny szal byłby nieodzowny - zaproponowała.
- Tak, na pewno się przyda. - Grzecznie przytaknęła Alicja. Nie czuła potrzeby posiadania nowego szala, lecz dobry humor matki był dla niej w tym przypadku cenniejszy niż własne zdanie.
- Co jeszcze chciałabyś kupić? Może rękawiczki?
- Może... zobaczymy w trakcie co nam wpadnie w oko? Nie ma co kupować na siłę... - Powiedziała ostrożnie dziewczyna, bojąc się, że zakupowy szał całkiem pochłonie jej rodzicielkę. Lorina zazwyczaj nie była rozrzutna, dbając o domowy budżet prawie tak sprawnie, jak Henry dbał o budżet spółki. Od czasu do czasu ulegała jednak pokusie i to mógł być właśnie ten dzień.
Dorożka zawiozła je do Ludgate Hill, na plac straszący wielką reklamą mydła Bovril Vinolia.


Nie udały się jednak do apteki, tylko do butiku na rogu. Ekspedient w średnim wieku poderwał się zza lady na dźwięk dzwonka potrąconego drzwiami. Odruchowo poprawił muszkę i z usłużnym ukłonem zapytał.
- W czym mogę paniom pomóc?
- Szukamy czegoś ciepłego na nadchodzące mrozy - lakonicznie wyjaśniła matka.
- Oczywiście, oczywiście - zgodził się entuzjastycznie, choć ani nie było za bardzo z czym się zgadzać, ani nie było podstaw do entuzjazmu. - Mają panie na myśli ubrania wierzchnie, bieliznę, czy może dodatki?
- Zaczniemy od strojów wierzchnich, prawda Alicjo?
- Proszę? Tak, tak. - Odparła szybko dziewczyna, przyglądając się kilku manekinom na wystawie, odzianym od stóp do głów i gdyby nie brak mimiki, do złudzenia przypominającym żywych ludzi. Zupełnie jak dzieła Lalkarza. Zanim jednak wyobraźnia dziewczyny zaczęła się rozkręcać, ekspedient odwrócił jej uwagę płaszczem. Był gustowny, ale jego krój wychodził już z mody.
- Ja... nie chcę wyglądać jak grzyb... znaczy em... nie jest w moim stylu. - Alicja próbowała złagodzić swoją wypowiedź.
- Och, najmocniej przepraszam. Może zatem coś bardziej w tym stylu? - zaprezentował kreację z wyjątkowo bufiastymi ramionami.
Ich wydatność sprawiła, że dziewczyna odruchowo pomyślała o skrzydłach Gąsienicy.
- Em... nie... może coś bardziej... stonowanego? - zapytała niepewnie.
- Wyjątkowo dzisiaj wybrzydzasz - zwróciła uwagę jej matka, ale nie powstrzymała sprzedawcy. Wprost przeciwnie. - Ale faktycznie, może jednak ma pan mniej przesadzone płaszcze?
Mężczyzna zastanawiał się przez parę sekund.
- Mam pewien krój europejski, z Francji - powiedział w końcu. - Już pokazuję.
Podprowadził klientki do manekinów z tyłu sklepu, na których wisiały znacznie smuklejsze kreacje, podkreślające talię.
Oczy Alicji aż się zaświeciły na ten widok dopasowanego kroju, lecz taka długość... czy zdoła do niej przekonać matkę?
- O, tak, słyszałam, że są teraz bardzo modne, prawda? - zagadnęła sprzedawcę.
- O tak, tak. To prawdziwy szał w Paryżu - wymienione miasto zrobiło spore wrażenia na Lorinie, niemniej starała się udawać brak zainteresowania.
- No nie wiem. Ci Francuzi są zbyt wulgarni w swoich gustach.
- Daj spokój mamo, przecież i tak wszystko rozłoży się na sukni. Po prostu nie będzie mnie... pogrubiać. - Powiedziała Alicja, której od jakiegoś czasu zaczęło zależeć na wyglądzie. Mniej więcej od wizyty w muzeum.
- Chyba faktycznie nie zaszkodzi - matka była w bardzo dobrym nastroju i bez oporu uległa słowom swej córki. - Śmiało, przymierz - zaproponowała.
Dziewczyna więc wzięła płaszcz od sprzedawcy i udała się do wskazanej przez niego, dyskretnie odgrodzonej od reszty sklepu kotarą przebieralni. Ubiór był trochę zbyt luźny, ale wyglądał na Alicji bardzo ładnie. Trochę krawieckich poprawek i doskonale pasowałby do tych mniej bufiastych sukienek, które miała w domu. Do tego był nadspodziewanie ciepły, szczególnie wysoki kołnierz musiał dobrze chronić od wiatru.
Ostateczna decyzja należała jednak do matki Alicji, toteż dziewczyna wyszła, by jej się pokazać.
- Mamo?
Pani Liddell przyjrzała się wszystkiemu uważnie i krytycznie, co chwilę prosząc by dziewczyna odwróciła się to w lewo, to w prawo. W końcu zapytała ekspedienta.
- Robicie poprawki na miejscu?
- Oczywiście, proszę pani. Bierzemy miarę i nasze krawcowe wszystko poprawiają.
- Trzeba ją trochę zwęzić w talii - Lorina najwyraźniej była skłonna dokonać zakupu.
Alicja uśmiechnęła się, jednak nic już nie powiedziała, pozwalając matce zaplanować stosowne przeróbki. Uważnie przyglądając się mężczyźnie, pozwoliła mu zmierzyć swoją córkę w talii i w klatce piersiowej. Sprzedawca skrupulatnie zapisał sobie na karteczce wyniki.
- Poprawki byłyby gotowe za dwa dni - poinformował. - Pozostaje jeszcze kwestia zapłaty - zakończył niby mimochodem.
- Ależ proszę pana, wprost przeciwnie. Pozostaje jeszcze kwestia płaszcza dla mnie - zaprzeczyła. - Alicjo, może ty byś mi coś doradziła?
Dziewczyna rozejrzała się, a czując pustkę w głowie, zapytała:
- Może... może też byś taki chciała, mamo? W sensie podobny do mojego. W końcu po tobie mam tę talię…
Komplement trafił na podatny grunt, ale jednak kobieta trochę się krępowała.
- To chyba zbyt odważny krój dla kogoś w moim wieku.
- Mamo, a co ma do tego twój wiek? Sama powtarzasz, że ciotka Giselle tylko zazdrości ci figury, dlatego zawsze komentuje długość twoich rękawów od sukni. - Przekonywała dziewczyna.
- Może masz rację - dała się przekonać. - Dobrze, przymierzę. A ty w tym czasie poszukaj jakichś dodatków - poleciła, samej znikając za kotarą.
To było ciężkie zadanie, dlatego gdy tylko matka poszła do przymierzalni, Alicja spojrzała błagalnie na sklepikarza.
- Do takiego płaszcza nadałyby się skórzane rękawiczki - podpowiedział. - I jakiś szal, najlepiej w kontrastującym kolorze. Przy wystawie mamy spory wybór - podprowadził klientkę.
Dziewczyna spojrzała niepewnie w kierunku manekinów i bez przekonania podeszła do wystawy, by przyjrzeć się dodatkom.
- Nie wiem... może ten zielony? Jak oczy matki.
- Zieleń bardzo ładnie kontrastuje z czernią, doskonały wybór - pochwalił, ale jak to sprzedawca pewnie bardziej liczył na zysk, niż na zadowolenie klienta. Alicja była jednak zadowolona, że kwestia decyzji została rozwiązana. Pozostawało tylko pytanie czy matka będzie zadowolona. Czekając na nią, dziewczyna obserwowała ruch na ulicy, widocznej za przeszkloną witryną butiku. Londyńczycy, z natury nawykli do tego że pogoda dzieli się na złą i fatalną, nie przejmowali się za bardzo zimnej i spacerowali po okolicy. Ci zamożniejsi, korzystali z dorożek i powozów.
- I jak wyglądam? - Lorina zwróciła na siebie uwagę. Płaszcz, który dobrał jej ekspedient leżał lepiej niż na Alicji.
- Wspaniale mamo. - Powiedziała dziewczyna ze szczerym zachwytem.
- Jesteś pewna? - spytała, ale w głosie można było wyczuć, że tylko stara się zachowywać pozory.
- Bardzo ci w nim do twarzy. Bardziej niż mi nawet. - Odparła prostodusznie dziewczyna, która nie miała w sobie ani odrobiny zazdrości, gdy chodziło o kogoś bliskiego.
- No niech będzie. A te dodatki? - zapytała.
Alicja wskazała wybrane rękawiczki i szal w kolorze dojrzałej zieleni. Matka przymierzyła cały komplet i już bez udawanej skromności stwierdziła:
- Bierzemy.
Sprzedawca nie zdołał ukryć radości, bo rachunek za to wszystko był dość słony. Lorina jednak uiściła zapłatę bez słowa.
- Rękawiczki i szale weźmiemy. Płaszcze po poprawkach odbierze nasz służący - oznajmiła. Po chwili wyszły na ulicę z zapakowanymi zakupami.
- Odwiedzimy jeszcze aptekę, zgoda? - zapytała matka.
- Oczywiście. - Zgodziła się jej wyjątkowo grzeczna i współpracująca dziś córka.
Apteka, naturalnie, znajdowała się pod ogromnym szyldem. Lorina jednak nie miała zamiaru kupować mydła, choćby dlatego że w domu było go pod dostatkiem. Kupiła jednak laudanum i melisę, co wzbudziło ciekawość panny Liddell. Wcześniej takich środków nie nabywała. Jednak, jak gdyby nigdy nic, poprosiła o zapakowania sprawunków i ponownie wyszła na ulicę.
- Chyba możemy wracać - oznajmiła, rozglądając się za wolną dorożką.
Alicja zaś tylko przytaknęła jej głową. Zastanawiały ją zakupy matki, lecz nie chciała być wścibska. No i po prawdzie od pewnego czasu rodzicielka wydawała się mniej nerwowa, toteż może to i lepiej?
Znalezienie wolnej dorożki zajęło dziesięć minut i to tylko dlatego, że jakiś oczekujący przy zatoczce dżentelmen ustąpił im miejsca. Młody woźnica jechał całkiem szybko, przez co pojazdem dość mocno trzęsło. Aby nie skupiać się na niewygodach, Lorina zagadnęła.
- Nie wiem, czy dobrze zrobiłam dając ci się namówić. Co ludzie powiedzą na taki ubiór?
- Że jesteś piękną kobietą mamo. - Odpowiedziała z przekonaniem Alicja - Sama mówiłaś, że potrzebujemy czegoś nowego.
- Co cię dzisiaj tak wzięło na komplementowanie swojej matki? - zaśmiała się.
Alicja uśmiechnęła się zawstydzona.
- Może dorastam i... nie widzę sensu buntowania się dla zasady. - Odrzekła po chwili.
- Och, czyli te wszystkie lata bez komplementów to był bunt? - zainteresowała się.
- Wiesz mamo... - dziewczyna zacięła się, lecz po chwili znalazła dość odwagi, by dokończyć - To działało w obie strony…
Tak poważnej odpowiedzi na swój żart, Lorina się nie spodziewała. Nie umiała znaleźć słów przez dłuższy czas.
- Uważasz, że nie chwalę cię wystarczająco? - spytała w końcu.
Zapadło między nimi milczenie. Dopiero po chwili Alicja spojrzała w oczy matce i powiedziała:
- Po prostu... to porównywanie mnie do Liz... często mnie złościło. Nigdy nie będę taka, jak ona.
- Zawsze myślałam, że jest dla ciebie wzorem. To w końcu starsza siostra - odpowiedziała w ramach obrony przed zarzutami. - Nigdy nie chciałam wyrządzić ci w taki sposób przykrości.
Nie bardzo wiedząc jak to skomentować, Alicja poklepała mamę po ręce.
- Ciekawe co powie tata, jak zobaczy cię w tym płaszczu. - Zmieniła temat.
- Już dobrze wiesz, co powie - machnęła ręką, - Ile to wszystko kosztowało?
Napięcie się trochę rozładowało, zresztą woźnica gnał tak, że nie było za dużo czasu na rozmowy. Wkrótce wysiadały już przy swoim domu. Służąca odebrała od nich zakupy, choć przecież nie było za bardzo co nosić. Alicja musiała przyznać, że było to całkiem udane i nietypowe popołudnie, nawet jeżeli zazwyczaj nie lubiła zakupów.


Wieczorem czekało ją kolejne nietypowe zdarzenie, również zainicjowane przez matkę. Po kolacji poprosiła córkę o chwilę rozmowy i wręczyła jej buteleczkę laudanum, tę samą którą kupiła w aptece.
- Martwią mnie twoje koszmary - zaczęła. - Rozmawiałam o tym z doktorem Bumbym i polecił łyżeczkę lekarstwa przed snem. Ma działanie uspokajające.
Dziewczyna spojrzał na butelkę z obrzydzeniem, lecz przezornie nie zdradziła swoich odczuć.
- Mogę spróbować. - Powiedziała jak najbardziej neutralnym głosem, w głowie jednak planując, że wyleje to świństwo przez okno lub... gdziekolwiek.
Matka chyba nie przeczuwała jej intencji, a kwaśną minę zinterpretowała po swojemu.
- Gdyby okazało się dla ciebie nie do strawienia, to doktor powiedział, że zamiast laudanum można pić napar z melisy, ale działa słabiej.
- Dobrze mamo. To ja... już pójdę do siebie, dobrze? - zapytała Alicja.
- Dobrze. Tylko pamiętaj: łyżeczkę. Ani mniej ani więcej - nakazała surowo.
- Łyżeczka. Jedna. Pamiętam. - Powtórzyła dziewczyna i skierowała się w górę schodów do swego pokoju. Opiekuńczość matki już jej nie zatrzymywała. Pozostawało pytanie, co zrobić z buteleczką? Lorina na pewno będzie sprawdzać czy zażywa lekarstwo, taka już była jej natura.
Pierwszą dawkę Alicja postanowiła więc zaaplikować nieszczęsnemu kwiatkowi, który stał na parapecie jej okna. Nie zaprotestował, chociaż z drugiej strony nie prosił też o dolewkę. To jednak powinno rozwiązać sprawę laudanum. Oznaczało to też, że świat snów mógł ją znowu zaskoczyć, szczególnie że czekała w nim kotka, przed którą kiedyś doktor Bumby tak bardzo ją ostrzegał.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 24-03-2018, 22:45   #63
 
Zapatashura's Avatar
 
Reputacja: 1 Zapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputację
XXVII. Rodzinny obiad



1

Alicja kroczyła dróżką, która chyba była znajoma. A przynajmniej tak znajoma, jak to możliwe było w snach. Jechała już nią kiedyś… a może szła? Krok w krok towarzyszyła jej Kotka z Cheshire, uśmiechając się szeroko.
- Dużo tam widziałaś ptaszków? - spytała, by urozmaicić spacer.
- Co? Nie... w sumie to żadnych ptaków. Widziałam karty i ludzi. - Odparła dziewczyna, jakby przytomniejąc. Rozejrzała się badawczo wkoło. To chyba była okolica posesji Księżnej. Tylko skąd ją pamiętała? Przecież nie z przejażdżki powozem, bo wtedy lało.
- Jak to bez ptaków? - zapytała niepocieszona kocica. - To co oni tam jedzą?
- W sumie to... nie wiem. - Przyznała zmieszana dziewczyna. Skupiona na swoim własnym celu nie bardzo interesowała się specyfiką życia ludzi w niebiosach. Doprawdy, marny byłby z niej badacz.
Cheshire widząc, że z jej przyjaciółki jest słabe źródło informacji o nic już nie dopytywała, tylko przyspieszyła kroku. Rzuciła tylko pod wąsikiem:
- To muszą być tam strasznie głodni.
Jak na zawołanie, uwaga ta uświadomiła Alicji, że i ona jest głodna. Nie jadła niczego od śniadania u Kapelusznika. Na szczęście posiadłość Księżnej była już blisko, siedzące na bramie kruki przyjrzały się uważnie nadchodzącym, ale zachowały ciszę.


2

Może to były te same ptaki, które ciągnęły książęcy powóz a teraz miały wolne, a może zupełnie inne? Panna Liddell nie orientowała się zbyt dobrze w klasie pracującej krukowatych. Tak czy owak, raz dwa i stała z kotką u drzwi budynku. Cheshire załomotała kołatką i po chwili otworzyła im sama Księżna. Nietypowe, bo przecież miała dość służby by nie musieć tego robić osobiście. Nietypowy był też jej wygląd, a to dlatego że był typowy.


3

Dekolt nie był gorszący, w zielonej sukni nie było żadnych rozcięć odsłaniających nogi, a ręce miała okryte prawie że po koniuszki palców. Jej kreacja, choć bezdyskusyjnie elegancka, nie wzbudziłaby w Anglii większego zainteresowania.
- A cóż mi tu kot przyniósł pod drzwi? - zapytała rozbawiona i podrapała kocicę za uchem. - Dzień dobry Alicjo.
- Dzień dobry... - Odparła i ukłoniła się grzecznie dziewczyna - Byłam w okolicy i... - dalszą część zdania wypełniło burczenie jej brzucha. Alicja zarumieniła się.
Księżna stłumiła śmiech, żeby nie obrazić swojego gościa.
- Skoro już jesteś, to zapraszam cię na obiad. Nie przyjmę odmowy - zastrzegła.
- Nie będę próbować odmawiać. - Odparła skruszona blondynka.
Starsza kobieta zaprosiła ją gestem do środka i od razu zaczęła kierować się do pokoju stołowego.
- Normalnie jedlibyśmy dopiero za dwie godziny, ale dla tak wyjątkowego gościa zrobimy wyjątek - wzrokiem przesunęła po noszonym przez Alicję mieczu, ale nic o nim nie powiedziała. - Masz może ochotę na coś konkretnego?
- Och, nie, wystarczy cokolwiek. Nie chcę robić kłopotu. - Pospieszyła z zapewnieniami Alicja, machając przy tym lekko dłonią.
- Skromna jak zawsze - stwierdziła w odpowiedzi. - A może poza obiadem chciałabyś zaspokoić jakiś inny głód? - Księżna nie byłaby sobą, gdyby nie złożyła jakiejś niedwuznacznej propozycji.
- Ja em... chętnie dowiem się co u Was i... będę chciała porozmawiać.
- Tylko porozmawiać? - uśmiechnęła się lubieżnie. - Wielka szkoda, ale decyzja zawsze należy do ciebie.
Jadalnia stała pusta. Choć bliżej prawdy byłoby stwierdzenie, że to wielki stół był pusty, bez żadnych półmisków i talerzy. Gospodyni zawołała jedną ze swych kuso ubranych służących i wydała jej polecenie wcześniejszego zorganizowania posiłku. Dopiero wtedy zaproponowała pannie Liddell by sobie usiadła. Kotka z Cheshire, swoim zwyczajem, zdążyła już gdzieś zniknąć.
- A Księcia nie ma z Panią? - zapytała ciekawie dziewczyna.
- Jest za domem, ćwiczy jazdę konną - odparła, przysiadając się obok. - Każdy książę musi umieć jeździć na białym koniu.
- No tak, oczywiście. - Zgodziła się Alicja, po czym zapytała nieśmiało - Jak... jak wam się układa?
- Tak na co dzień, czy w łóżku? - zapytała by zawstydzić rozmówczynię.
Zadziałało. Alicja spuściła głowę. Po chwili jednak, mimo pałających policzków, uniosła twarz i spojrzała w oczy księżnej. W końcu nie była już tak niewinna jak przy jej ostatniej wizycie tutaj.
- Nie chcę być niegrzeczna, to zależy od Pani Księżnej.
- Och, Alicjo - westchnęła teatralnie. - Tyle razy ci już mówiłam, że musisz odważniej wyrażać swoje chęci. Przy mnie nie masz się czego wstydzić.
Dziewczyna skinęła głową.
- Interesują mnie oba te aspekty. - Wyznała wreszcie.
- Nie było tak trudno, prawda? - uśmiechnęła się kobieta. - Moim szlacheckim obowiązkiem jest dobrze wychować Księcia, zatem dbam o jego etykietę, szermierkę, jazdę konną, taniec - w końcu znudzona machnęła dłonią - i tak dalej. Ale to bardzo chutliwy młodzieniec, więc trudno mu się skupić. Dobrze wiesz, jak sobie z tym radzę - oblizała się. - Ale nasza ostatnia rozmowa… Nie wiem, czy sama nie stałam się za bardzo chutliwa - tak, jakby wcześniej nie była. - Prawie dałam mu się posiąść. Gdyby tylko wytrzymał i przedwcześnie nie skończył - pannie Liddell chyba się przywidziało, bo Księżna wydawała się lekko rumienić.
- Och, czyli... wy nie...? - Alicja nie umiała tego z siebie wydusić.
- My nie co? - przekomarzała się. - Kochaliśmy się? Gziliśmy? Pieprzyliśmy? - zakończyła wulgarnie.
Tego jednak było za dużo dla Alicji, nawet na jej rosnący poziom pewności siebie. Odwróciła wzrok.
- W sumie to... nie moja sprawa. Nieważne.
Księżna zachichotała.
- Ta niewinność jest w tobie ujmująca. Szczególnie, że kryje się pod nią ciekawość. Odwracasz wzrok, ale myślisz o tym i będziesz dalej o tym myśleć. Rozumiem, czemu tak pociągasz mojego siostrzeńca. Ha! Im częściej z tobą rozmawiam, tym bardziej pociągasz mnie - przyznała.
Ciężko to było jakoś skomentować. Toteż Alicja zmarszczyła brwi i nagle poruszyła zupełnie inny temat.
- Mam już miecz. Mogę zmierzyć się z Lalkarzem. Potrzebuję tylko wiedzieć, gdzie go szukać.
- Widziałam. Trudno nie zauważyć, że obija ci się o nogę - wskazała na ostrze. - Lalkarz… - zamyśliła się. - Gąsienica pewnie coś wie. Albo można przesłuchać kogoś z Enklawy Lalek - podpowiadała, choć z obu możliwości Alicja już skorzystała. Konserwatorka wspominała nawet coś o Dolinie Straconego Czasu, ale gdzie to w ogóle było?
- Tak, wiem i już z nimi rozmawiałam. Żeby jednak wiedzieć gdzie idę i... mieć jakieś szanse... potrzebuję wsparcia, wojska. Potrzebuję... - przełknęła ślinę - Przymierza z twoją siostrą, Pani.
- Przymierze z Królową… - powiedziała pod nosem. - Czy dlatego mnie odwiedzasz? Żebym się za tobą wstawiła? - spytała wprost.
- Chciałam cię o to prosić, będąc w okolicy. Nie będę jednak zaprzeczać.
Pokiwała głową na te słowa.
- A gdybym chciała czegoś w zamian? - uśmiechnęła się lubieżnie. - Czegoś, co mogłaby wymyślić tylko taka niegrzeczna ciotka, jak ja? Co byś wtedy zrobiła?
Nie zaskoczyła tym Alicji. Dziewczyna wszak miała już podobną sytuację z jednym z Dyludylów w niebiosach.
- Rozważę to, choć nie ukrywam, że budzi moją irytację fakt, iż chcę bronić tej krainy bardziej chyba niż jej mieszkańcy. - Rzekła wyjątkowo ozięble. - Naprawdę nie odczuwam przyjemności ani na myśl o pojedynku z Lalkarzem, ani o zabijaniu kogokolwiek. - Spojrzała ciężko na miecz, który teraz wisiał na pasku, przewieszonym przez poręcz krzesła.
- Szczerość to kolejna twoja ujmująca cecha - Księżna wciąż się uśmiechała, ani trochę nie dotknięta usłyszanymi słowami. - Niczego od ciebie nie zażądam, pomogę z własnej woli. A mieszkańcy Krainy są jacy są. Mamy swoje przywary, chyba nawet więcej od zalet, ale to nas czyni unikalnymi.
Domostwo zaczęło wydawać hałasy. To znaczy, pewnie nie samo domostwo jako takie, tylko jego mieszkańcy, ale wyraźnie doszło do jakiegoś ożywienia.
- O, proszę. Obiad się już szykuje. Może chciałabyś się odświeżyć przed jedzeniem, albo przebrać?
Ponieważ kamień spadł z serca Alicji, teraz odważyła się na nieśmiały uśmiech.
- Chętnie. Choć pewnie nigdy nie będę wyglądać tak pięknie jak ty, pani.
- I pomyśleć, że ja ci kiedyś zazdrościłam wyglądu - odparła. - Mogłabym ci coś doradzić, jeśli chcesz - zaoferowała.
Ta propozycja nieco zdziwiła Alicję. Co prawda obecnie najbardziej interesował ją temat obiadu, ale skoro i tak musiała czekać...
- Chętnie przyjmę parę porad, pani. - Rzekła podnosząc się ze swojego siedzenia.
- Możesz pominąć to “pani”, kiedy jesteśmy na osobności - poprosiła Księżna. - Tytulatura jest ważna wśród ludu, ale w końcu byłyśmy razem w łóżku - przypomniała, również wstając. - Pamiętasz, gdzie jest łazienka? Ja przygotuję parę kreacji w sypialni, w której gościłaś.
- Tak p... Księżno. - rzekła z uśmiechem Alicja i skierowała się do łazienki, w której ostatnim razem doprowadzała swój wygląd do porządku. Nic się w niej nie zmieniło. Dalej była pełna ręczników i dywaników, jakby była futerkiem jakiegoś wielkiego stwora, który tylko udaje łazienki. Kolorowe buteleczki kusiły ze stolika, a umywalka i wanna mogły zapełnić się wodą za przekręceniem jednego kurka. Arystokracja żyła na poziomie niezależnie od tego, czy mieszkała w Anglii czy w Krainie Dziwów.
Blondynka spojrzała na to bogactwo, po czym powoli podeszła do zwierciadła, by się w nim przejrzeć. Miała rozwiane włosy, ale z estetycznych niedostatków to było tyle. No, jeszcze ubrudziła sobie trochę buciki spacerem.
Nie była jednak zadowolona ze swojego wyglądu. Skrzywiła się, po czym podeszła do misy z wodą i opłukała twarz z niewidocznego kurzu. Efekt był odświeżający. Woda nie była ani za zimna, ani za ciepła. Taka w sam raz. Słoiczki ze specyfikami kusiły zapachem nawet mimo tego, że były zakręcone. Wiedząc jednak - czy raczej nie wiedząc - czego spodziewać się po Krainie Dziwów, Alicja postanowiła przezornie ich nie dotykać.

Sypialnia też nie zdążyła się zmienić od ostatniej wizyty. Gustowny pokój na piętrze, zdominowany przez wielkie i wygodne i łóżko, na którym obecnie leżało bardzo dużo fatałaszków. Jakaś służąca musiała w międzyczasie przynieść wielkie, stojące lustro, bo jego akurat Liddellówna nie kojarzyła. Księżna stała właśnie przed nim i rozczesywała włosy. Sama zdążyła się już przebrać w elegancką, ale dużo bardziej wyzywającą, czarną kreację. Odsłaniała ramiona i choć z tyłu była długa, to z przodu odsłaniała nawet kawałek ud.
Na ten widok młodsza z kobiet aż przystanęła i lekko rozdziawiła usta. Księżna, choć już niemłoda, wyglądała doprawdy bardzo zmysłowo. Podłapała chyba spojrzenie Alicji w lustrze, bowiem odwróciła się z promiennym uśmiechem.
- Jeśli chodzi o twoje naturalne piękno, to mogę ci najwyżej zazdrościć - zaczęła lekko żartobliwym tonem. - Nie wyglądałam tak dobrze w twoim wieku. Ale jeśli chcesz wywierać piorunujące wrażenie, to musiałabyś trochę tego piękna wyeksponować.
Alicja podeszła onieśmielona z lekka, ale i zdeterminowana.
- Pokażesz mi? - zapytała cicho.
- Z przyjemnością, ale jak daleko chcesz się posunąć? - spytała poważnie. - Powierzchownie, czy gruntownie?
- Może... może tylko lekkie zmiany? Nie chcę całkiem się zmieniać... od razu. - Wyjąkała Alicja, czując lekką panikę na myśl o gruntownej zmianie wizerunku. Wyobraźnia podpowiadała jej bowiem jak bardzo wyuzdane mogłyby się okazać propozycje Księżnej.
- Jak wolisz. Zatem pominiemy wybór bielizny - zadecydowała starsza kobieta. - Zresztą, ty nie musisz niczego maskować, ani podtrzymywać - mrugnęła okiem i zaczęła zrzucać z łóżka pończochy, podwiązki i biustonosze. - Zatem zmienimy coś z wierzchu. Jakiś odważny ubiór. Może na początek chociaż pokażesz swoje nogi? - podsunęła jej czarno-błękitny komplecik.
- Ale... ale to przecież nie wypada. - Wzbraniała się Alicja, choć piękny strój kusił ja i przyzywał ulubionym zestawem barw.
- Nie wypada też robić fellatio swojemu siostrzeńcowi, a jednak to robię - rozłożyła ręce. W swoim stylu wybrała najbardziej gorszącą odpowiedź. - Myślę, że w porównaniu z tym pokazanie nóg nie jest takie straszne.
Dziewczyna na tę argumentację zaś zatrzepotała rzęsami, ale że nie znalazła stosownej riposty, po prostu zaczęła się rozbierać z sukienki, którą miała na sobie obecnie. Czuła na sobie spojrzenie Księżnej, ale ta dawała jej przestrzeń i nawet nie próbowała jej zawstydzać żadnymi uwagami.
O dziwo to Alicja, gdy była odziana już tylko w koronkową bieliznę i pończochy, spojrzała na Księżną i zapytała.
- Pomożesz mi z gorsetem?
- Uwierz mi na słowo, gdy powiem z przyjemnością - jej uśmiech przypominał trochę ten Cheshire. Czy kotka miała go po swojej pani, czy to po prostu było naturalne dla mieszkańców tego domostwa? - Bardzo ładne majteczki - pochwaliła ni z tego ni z owego, zaciskając mocno sznurki.
Blondynka aż zachłysnęła się powietrzem.
- Dziękuję... choć to służąca Kapelusznika je wybrała... - wysapała Alicja z trudem.
- Ma dobry gust - starsza kobieta nagle wsunęła nogę między uda blondynki. Przesuwając palcami po szyi, odgarnęła jej włosy z pleców i zawiązała węzeł. - Dobrze leży?
Gdy jej chłodne palce dotykały skóry dziewczyny, ta odruchowo napięła mięśnie i zadrżała. Dotyk Księżnej zdawał się mieć jakąś niezwykłą moc, bowiem teraz Alicja półprzytomnie spojrzała w odbicie lustrzane i dopiero po chwili wyprostowała się, by sprawdzić efekt.
- Tak... leży świetnie... choć jest ciasny.
- Trudno się oddycha? - spytała, odsuwając się. Kusiła, swoim zwyczajem, ale zgodnie ze swoją obietnicą nie robiła nic bez prośby Alicji.
- Trochę... - Przyznała dziewczyna, choć sama nie była pewna czy źródłem owej trudności w zapanowaniu nad oddechem jest akurat gorset.
- Nic dziwnego, całą pierś masz skrępowaną. Może w czymś z dekoltem byłoby ci lżej? - zaproponowała dość wyszukaną kreację. Spódniczka spływała warstwami gdzieś do wysokości kolan, a za gorset służyły jakieś zapiski. Były wypisane na wyprawionej skórze. - No i skoro już i tak jest tu gorset, to może zrezygnujesz z biustonosza? - zachęciła niezobowiązująco.
- Dobrze... - Dziewczyna zgodziła się, choć czuła, że pakuje się w kolejne szaleństwo. Żeby nie było niezręcznie, zapytała:
- A czy ty p... czy wiesz coś więcej o Lalkarzu? Dlaczego robi to co robi? Jakim jest... był człowiekiem?
- Nie wiem nawet, czy jest człowiekiem - przyznała, zerkając z zainteresowaniem na blondynkę. - Słyszę głównie opowieści. Że stworzył armię lalek i próbował podbić Krainę, że znęca się na ofiarami, że jest w konszachtach z Wiedźmą - wymieniała.
- Ta Wiedźma... mieszka gdzieś w pobliżu? - zapytała Alicja, pozbywszy się górnej części bielizny.
- Nie, nie - zaprzeczyła Księżna, wręczając dziewczynie ubranie. - Królowa wygnała ją poza swe ziemie. Nawet pociąg tam nie dojeżdża.
- Nie chciała ściąć jej głowy? - zainteresowała się Alicja, przyglądając się koszuli, którą powoli zaczęła wkładać. Miała ochotę się obrócić chociaż tyłem do Księżnej, lecz biorąc pod uwagę wspólne doświadczenia i fakt, że kobieta już widziała jej wdzięki, uznała, że byłoby to po prostu głupie. Toteż patrzyła teraz w oczy Księżnej, zapinając guziki na dekolcie.
- To rzeczywiście dziwne - przyznała starsza kobieta. Twarzą w twarz nie wypadało jej wędrować wzrokiem po odsłoniętych wdziękach Liddellówny. - Nie pomyślałam o tym wcześniej. Może się czegoś obawiała? To w końcu Wiedźma.
Zamyślona Alicja tylko skinęła głową i sięgnęła po gorset. Księżna, jak przy poprzedniej kreacji, postanowiła jej trochę pomóc przy wiązaniu, ale tym razem nie zaciągnęła niczego za ciasno.
- Pasuje ci - stwierdziła. - No, to jeszcze spódniczka.
Alicja posłusznie ubrała się w podawane przez Księżną rzeczy, po czym przejrzała się w zwierciadle. Po prawdzie nie bardzo widziała, by jej wygląd się zmienił, ale nie chciała sprawiać przykrości Księżnej. Szczególnie, że ta wydawała się wysoce zadowolona z efektu. Ale chyba mogła być zadowolona jeszcze bardziej.
- Czegoś tu jeszcze brakuje - stwierdziła i wnet stała już tuż przy Alicji. Objęła ją bez ostrzeżenia. Jedną dłonią powędrowała w dół, pod spódniczkę, ku udom. Drugą przesunęła po piersiach.
- Sztuką jest trochę odkryć, by wzbudzić zainteresowanie, ale nie na tyle by zaspokoić ciekawość - wyszeptała jej do ucha, podciągając kieckę w górę i obciągając dekolt w dół.
Zaskoczona Alicja jęknęła, lecz nie powstrzymywała Księżnej. Nieco zdziwiona patrzyła na swoje oblicze, które nagle jakby się odmieniło, przedstawiając młodą, prowokującą kobietę. Nawet jej ogromne, niebieskie oczy wydawały się naiwne... prowokacyjnie.
- To... ciekawe. - Przyznała.
- Prawda? Mogłybyśmy jeszcze cię jakoś uczesać, ale chyba już nam nie starczy czasu przed obiadem - westchnęła starsza kobieta, odsuwając się o krok. - Jeśli ci się nie podoba, mogę jeszcze zaoferować sukienkę, którą nosiłaś ostatnio. Również była kusząca.
Dziewczyna tylko skinęła głową, nie wiedząc co powiedzieć.
- Czy ja... mogę iść tak na obiad? - zapytała jeszcze.
- Nie widzę żadnych przeszkód. Wyglądasz smakowicie - zapewniła, mrugając okiem. - Ale czy mogę cię najpierw o coś spytać?
Blondynka skinęła głową twierdząco. Nie mogłaby wszak odmówić Pani tego domu. Przynajmniej nie odpowiedzi.
- Czy wizja mnie splecionej w miłosnym uścisku z moim siostrzeńcem jest dla ciebie podniecająca? - spytała bez ogródek.
Zapewne jeszcze niedawno takie pytanie wytrąciłoby Alicję z równowagi. Może nawet spowodowało jej ucieczkę. Teraz jednak, gdy odkrywała Krainę Dziwów na nowo, po trochu spodziewała się tego rodzaju pytania. I choć policzki jej pokraśniały, odparła krótko, nie spuszczając wzroku:
- Owszem.
Księżna, o dziwo, odetchnęła z dostrzegalną ulgą. Jakby ta odpowiedź uspokoiła jakiejś jej obawy. Zamiast jednak podzielić się swymi odczuciami, kontynuowała indagację.
- A jeśli po obiedzie położyłabym się na stole, rozłożyła nogi i pozwoliła mu się posiąść, co byś zrobiła? Uciekła? Patrzyła? A może chciałabyś się przyłączyć? - nie uśmiechała się przy tym zalotnie, ani nie mrugała. Pytała z zaskakującą powagą, choć przecież pytanie takie musiało być uznane za niedorzeczne.
Widząc jednak jej podejście, Alicja również zachowywała powagę. I tylko zaczesane za ucho włosy zdradzały nerwowość.
- Ja... nie wiem. To też zależy... czego wy byście chcieli.
- Książę to zakazany owoc i właśnie dlatego mnie tak podnieca - przyznała. - Ale to też sprawia, że mam opory mimo tego wszystkiego co już zrobiłam. Dlatego, gdy ktoś na nas patrzy, jest mi… łatwiej. To trochę jakby to akceptował.
Dziewczyna przełknęła ślinę. Czyżby miała być swoistym impulsem, który popchnie młodego Księcia w ramiona Księżnej?
- Ja... ja to akceptuję. Ale on też musi. - Wydukała wreszcie.
- Myślę, że nie będzie miał nic przeciwko - tym razem starsza kobieta uśmiechnęła się szeroko. - Wprost przeciwnie, myślę że uzna to za najszczęśliwszy dzień w życiu. Proszę tylko, byś zostawiła tu swój miecz na czas posiłku. Jeśli go zobaczy, to zapomni o całym świecie.
Wtem rozległ się dzwonek wzywający na obiad. Jakby tylko czekał na to, aż Alicja i Księżna dogadają się co do swoich planów na deser.

_____________________________
1 - grafika pochodzi z komiksu Grimm Fairy Tales: Return To Wonderland #6
2 - okładka gry Mansions of Madness: Second Edition
3 - grafika koncepcyjna z gry Assassins Creed: Unity
 
Zapatashura jest offline  
Stary 18-04-2018, 11:20   #64
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Obiadowy stół był już zastawiony. Kuso ubrane pokojówki poprawiały już tylko serwetki i sztućce, a pochylając się nad stołem odsłaniały trochę za dużo. Panna Liddell nie miała już jednak wątpliwości, że dokładnie to miały na celu ich spódniczki. Całe domostwo utrzymywało pieprzną atmosferę.
Służące dygnęły grzecznie na widok wchodzących kobiet.
- Książę przebiera się po przejażdżce. Dołączy lada moment - zapewniła jedna z nich.
- Dziękuję, możecie odejść - odprawiła je Księżna i zaoferowała Alicji jedno z wielu wolnych krzeseł. Sama obeszła stół i usiadła dokładnie naprzeciwko niej.
Panicz pojawił się lada moment, ubrany w śnieżnobiałą koszulę i kontrastujące z nią kruczoczarne spodnie. Srebrna klamra u jego pasa tworzyła wizualną bramę między tymi dwiema skrajnościami. A w bardziej namacalnej formie tworzyła bramę do przyjemności, na które liczyła Księżna.
- Pani Alicja - ucieszył się młodzieniec. - Nie wiedziałem, że zamierza nas pani odwiedzić.
- Panna. - Poprawiła go odruchowo dziewczyna, choć nie miało to w zasadzie znaczenia. - Właściwie była to dość spontaniczna decyzja, gdy znalazłam się w pobliżu. - Rzekła i mimochodem rzuciła tęskne spojrzenie w kierunku drzwi do kuchni. Wciąż czuła wilczy głód i nawet piękno Księcia nie mogło go zagłuszyć.
- Jest panna w podróży? - jednocześnie się poprawił jak i zainteresował. Na szczęście usiadł też u szczytu stołu, ostatecznie potwierdzając gotowość do jedzenia. Księżna zadzwoniła dzwoneczkiem (czy to był ten sam, który podarowała Alicji tamtego dnia?) i wkrótce znana już blondwłosej kucharka zaczęła wnosić wazę z zupą i przystawki. W pomieszczeniu rozszedł się apetyczny aromat.
- Nie krępuj się i nalej sobie pierwsza - zaoferowała gospodyni. - Podróże wzmagają apetyt.
- Dziękuję. Po prawdzie... tak, jestem w podróży. Dopiero udało mi się wydostać z Niebiańskiego Królestwa. - Powiedziała dziewczyna, nie próżnując i nalewając sobie solidną porcję zupy. Okazało się, że była to zupa z małży, bez wątpienia mocno doprawiona pieprzem. Najlepszą przyprawą i tak jednak pozostawał głód, który wygrywał w żołądku dziewczyny błagalne melodie.
- Naprawdę? Co się dzieje u Króla Słowika? - zainteresował się żywo Książę. - Matka opowiadała, że to mądry władca i lżej mieć go za sojusznika niż wroga.
- Niestety, nie poznałam go. - Wyznała grzecznie Alicja, czekając w napięciu aż będzie mogła zająć się jedzeniem.
- Siostrzeńcze, będzie jeszcze czas na rozmowy - wtrąciła się surowo Księżna. - Teraz pora na pierwsze danie - nakazała, samej nalewając sobie solidną porcję. - Smacznego Alicjo, nie krępuj się.
Dziewczyna uśmiechnęła się tylko z wdzięcznością i zaczęła pałaszować miskę na tyle szybko, na ile maniery na to pozwalały. Może już zdążyła się przyzwyczaić do stylu gotowania kucharki, a może po prostu była aż tak głodna, ale zupa smakowała jej wybornie. Arystokraci jedli wolniej i w efekcie blondwłosa była pierwszą, która trafiła łyżką w samo dno talerza.
- Może dokładkę? - spytała gospodyni. - Zupa z małży rozgrzewa i dobrze działa na zęby.
- Nie, ja... i tak zjadłam dużo. Dziękuję. - Odparła dziewczyna, zerkając to na Księcia, to na Księżną, by wybadać ich nastroje.
Młodzieniec zerkał to na jedną, to na drugą kobietę, a kąciki ust wyginały mu się w łobuzerskim uśmiechu. Pierwsze danie szło mu opornie, głównie dlatego że się z nim bawił. Ilekroć spoglądała na niego ciotka, niby przypadkiem postanawiał dobrać się do ostrygi w bardzo sugestywny sposób. Starsza kobieta była na pierwszy rzut oka znacznie bardziej opanowana, mimo planów o których wiedziała Liddellówna.
- Nie musisz się krępować, Alicjo - zapewniła Księżna. - Chyba, że jest dla ciebie za zimna. Z całą pewnością dałoby się ją podgrzać - przy ostatnich słowach dziewczyna poczuła na swej nodze delikatne muśnięcie stopy. Niewątpliwie to właśnie zamyśliła sobie gospodyni siadając naprzeciw niej.
Dziewczyna zakrztusiła się, mimo że przecież już skończyła swoją porcję.
- Ja... ja poczekam na kolejne danie. - Powiedzia (się)ła cicho, spuszczając wzrok.
- Skoro wolisz poczekać… - pieszczota skończyła się nim zdążyła się na dobre rozpocząć. Dzięki temu żołądek ponownie przejął rolę przewodnika, domagając się więcej jedzenia. Książę na szczęście nie grymasił już długo i stół wkrótce został zapełniony półmiskami. Trudno było określić co wiodło prym. Po jednej stronie było sporo warzyw, takich jak pomidory i marchewki. Z drugiej owoców: morel, brzoskwiń, bananów. Najcięższą potrawą była apetycznie parująca dziczyzna, ale z mięsiw nie brakowało też parówek. Młodzieniec odkroił sobie płat z dzika i zapytał.
- Czy coś pannie podać?
Wciąż wygłodniała Alicja, miała ochotę odpowiedzieć “wszystko”, jednak dobre maniery na to nie pozwalały. Dziewczyna uśmiechnęła się więc wciąż nieco skrępowana i powiedziała:
- Cokolwiek polecacie. Wszystko wszak wygląda niezwykle smakowicie.
- To może parówkę na pobudzenie trawienia? - podpowiedziała Księżna, sama idąc za swoją radą. Do spożywania podeszła jednak mało arystokratycznie, rezygnując ze sztućców i maczając parówkę w jakimś białym sosie nim wsunęła ją sobie do ust.
Alicja poczuła jak robi jej się gorąco. Nie w takim sposób jednak, jak oczekiwała tego Księżna. Dziewczyna podniosła się ze swojego miejsca gwałtownie aż naczynia wokół niej zabrzęczały.
- Proszę... przestańcie! Jesteście wspaniali... - kluczyła wśród niedopowiedzeń, co chwila urywając - w sensie bardzo ponętni... oboje... i nie obchodzi mnie czy jesteście rodziną czy kochankami... Ale ja nie chcę... nie jestem pionkiem w grze. To, co robicie... czy będziecie robić... to wasza sprawa. Dla mnie jesteście... jesteście przyjaciółmi. I życzę wam jak najlepiej. Po prostu. Nie będę jednak... no... pośrednikiem. - zakończyła, skrępowana.
- Pośrednikiem? - zapytała Księżna szczerze zdziwiona, a Książę zamarł z widelcem w połowie drogi do ust. - Skąd taki pomysł?
Alicja przełknęła ślinę.
- Przepraszam, może palnęłam. W każdym razie... ja nie... no, bardzo was lubię, ale myślę, że pewne rzeczy powinny dotyczyć tylko was... - próbowała się wytłumaczyć.
Starsza kobieta wydawała się zdziwiona tym nagłym nawrotem wstydliwości. W końcu spytała o tę właśnie sytuację jeszcze w trakcie przebierania.
- Nie będziemy cię tu trzymać wbrew twojej woli. Ale twoja obecność sprawiłaby nam przyjemność.
Książę próbując zrozumieć tę wymianę zdań zapytał:
- Czy my jeszcze mówimy o posiłku?
To sprawiło, że dziewczynie zrobiło się naprawdę głupio. Znów usiadła na swoim miejscu, poprawiając się jakby było jej niewygodnie.
- Ja... po prostu nie mogłam znieść tego napięcia. Ja... mnie to męczy. - Wyznała cicho, nie patrząc ani na Księcia, ani na Księżną. - Naprawdę was lubię i chętnie was... wesprę…
- Czyli to o to chodzi - gospodyni pokiwała głową, a jej siostrzeniec zdezorientowany popatrywał to na nią, to na Alicję. - Wybacz, nie chciałam sprawić ci żadnego dyskomfortu. Ja lubię takie gry wstępne i nie pomyślałam, że mogłyby ci się nie spodobać - wstała od stołu i pokłoniła się z pokorą. - A co do ciebie - wskazała na chłopaka. - Nie, nie mówimy o posiłku. Mówimy o twoim deserze.
Powiedziawszy to zaczęła podchodzić do Księcia, kręcąc przy tym biodrami. Młodzieniec przełknął ślinę, w mig pojmując czego może oczekiwać. Niemniej zapytał:
- A na jaki to deser mogę liczyć?
- Co byś powiedział na ciasteczko swojej cioci? - zapytała lubieżnym tonem, unosząc odrobinę suknię i siadając na krawędzi stołu. - Jeżeli nasz gość nie ma nic przeciwko temu, żebyśmy pominęli drugie danie? - spojrzała na Alicję.
Policzki dziewczyny stały się jeszcze bardziej czerwone, choć wydawało się niemożliwe już. Mimo to skinęła głową.
- To wy jesteście gospodarzami. Ja... nie mam nic przeciwko.
- A zatem podano do stołu - zaśmiała się Księżna rozkładając nogi. Chutliwy młodzieniec od razu przystąpił do konsumpcji nurkując między uda. Miał trochę braków w obiadowej etykiecie, gdyż panna Liddell wyraźnie słyszała mlaskanie, którego nie dał rady zagłuszyć nawet kobiecy jęk.
- Och tak, wiesz co ciocia lubi - wymruczała głośno. Szukała dłońmi oparcia, przewracając kielichy i zrzucając talerze. Arystokratycznym igraszkom towarzyszyło przez to dużo hałasu.
Alicja tymczasem zacisnęła dłonie na podołku, mnąc w palcach materiał krótkiej sukienki. Czy miała prawo oglądać i słuchać tak intymnej sceny? Czy nie powinna czuć się zbulwersowana zachowaniem kochanków, którzy przecież byli ze sobą spokrewnieni? Zamiast oburzenia czuła jednak narastające podniecenie. O ile bardziej podnieceni musieli być zatem pochłonięci w swym akcie kochankowie? Dłoń Księżnej skierowała się gdzieś między jej nogi. Blondwłosa ze swojego miejsca widziała tylko jej plecy, ale wyobraźnie nie przestawała podpowiadać co też wyczyniał Książę. A nawet gdyby wyobraźnia nie domagała, to wspomnienia ostatniej nocy w rezydencji stawały na wysokości zadania.
- Mmm… jesteś wspaniałym siostrzeńcem - chwaliła kobieta ilekroć udało jej się złapać oddech. - Muszę… jakoś cię nagrodzić - postanowiła, po czym zsunęła ramiączka swej sukni. Gładkie plecy przysłoniły pukle kasztanowych włosów, ale jej biust był z pewnością wystawiony na łakomy wzrok młodzieńca. Blondynka przełknęła ślinę, lecz zwalczyła zawstydzenie i uniosła wzrok, by przyglądać się rozwojowi wydarzeń. Nie odzywała się przy tym jednak i zachowywała cicho niby myszka, aby nie peszyć kochanków. Choć czy ich mogłoby teraz cokolwiek speszyć? W końcu sama gospodyni mówiła, że obecność gościa sprawi im przyjemność.
Chłopak uniósł się ze swojego krzesła i mlaszczące odgłosy ucichły. Księżna nie dostała jednak chwili wytchnienia, najwyraźniej teraz jej piersi poddawane były pieszczotom.
- Głuptas… ciocia cię nie nakarmi - jej śmiech perlisty urwał się jednak w przeciągłym jęku. - Nie przestawaj!
Teraz, gdy spojrzenie Alicji nie było już utkwione w talerzach, pełniej chłonęła rozgrywającą się scenę. Nie była nią jednak na tyle oszołomiona, by nie dostrzec innego świadka. Na komódce, w rogu jadalni, leniwie kiwał się bowiem koci ogon. Cheshire nie wybaczyłaby sobie, gdyby ominęło ją takie przedstawienie.
Blondynka mocniej zacisnęła uda, lecz trwała sztywno na siedzeniu, obserwując kochanków i tylko od czasu do czasu rzucając spojrzenia w stronę Kocicy.
- Chcę poczuć w sobie twoje palce - poprosiła Księżna, bardzo już podniecona.
- Tylko palce, ciociu? Mogę ci wsadzić coś lepszego - Książę zupełnie się nie krępował. Nie było wątpliwości, że kazirodczy związek kręcił go tak samo jak jego kochankę.
- Uważaj na słowa - zaoponowała. - Mamy... widza - arystokratka albo nie widziała kotki, albo nie zwracała na nią uwagi.
- Przepraszam - spotulniał młodzieniec. - Jestem na twoje rozkazy.
Kobieta krzyknęła i zrzuciła na podłogę kolejny talerz. Alicja widziała jak zadrżały jej uda. Książę niewątpliwie wypełniał właśnie z entuzjazmem cioteczną prośbę, doprowadzając ją szybko do orgazmu. Panna Liddell poczuła, jak sama coraz bardziej wilgotnieje. Cheshire chyba też się podobało... przynajmniej tak można było wnioskować z szerokiego uśmiechu, który zmaterializował się po przeciwnej stronie ogona.
- Mówiłeś siostrzeńcze... - Księżna z trudem opanowywała się po szczytowaniu - że masz coś lepszego na deser.
- Tak ciociu. Pysznego banana - chłopak usiadł z powrotem na krześle, a blondynka usłyszała brzęk klamry. Ze swojego miejsca wciąż niewiele widziała. - Ale musiałabyś go sama obrać.
- Banana? A wiesz, że jedząc banany zawsze odgryza się końcówkę? - gospodyni ciągnęła perwersyjną rozmowę. Trochę dla własnej przyjemności, ale chyba też trochę by zadowolić swą widownię.
- Musiałabyś najpierw wziąć go do ust - stwierdził młodzieniec, a kobiecie nie trzeba było powtarzać. Zsunęła się ze stołu i uklękła między nogami siostrzeńca. Tym samym odsłoniła mu widok na Alicję, do której radośnie się uśmiechnął. Czerwona jak burak dziewczyna przygryzła dolną wargę ust. Czy oni wiedzieli... czy mieli świadomość tego, co jej własna dłoń teraz robiła? Alicja wszak nie była z kamienia, a choć miała być tylko widzem spektaklu... sama nie wiedziała w którym momencie jej dłoń wpełzła między uda. Po prostu w pewnej chwili uświadomiła sobie, że jej palce pocierają przez materiał wilgotnych majteczek rozpaloną muszelkę. Jęknęła, lecz nie było już odwrotu, nie umiała się powstrzymać.
Chłopak z kolei sapnął z zadowoleniem. Głowa Księżnej unosiła się miarowo w górę po czym powoli opadała.
- Jak ci smakuje przyrodzenie własnego siostrzeńca, kochana ciociu? Dzisiaj pochłaniasz je bardzo powoli - mówił świnstewka. - Czy to przez naszego widza? Panna Alicja i tak nie widzi za dużo ze swojego miejsca.
- Panna Alicja - odezwała się kobieta - będzie patrzyła skąd chce i na co chce. A ja będę jadła w swoim tempie - zakończyła władczo i wróciła do pieszczot.
Dziewczyna tylko przełknęła ślinę. I nie to, że nie chciała zobaczyć, ale nie była w stanie ruszyć się ze swojego miejsca, nie wydając przy tym przeciągłego jęku, gdyby jej palce opuściły rozpalone łono.
- Jeżeli mój banan jest za duży na twoje usteczka, to może spróbuj go połknąć drugimi wargami - Książę wyraźnie pragnął stosunku, choć jeszcze nie słychać było w jego głosie desperacji, o której Cheshire opowiadała blondwłosej.
- Chyba nie doceniasz tego, co robi dla ciebie ciocia - obruszyła się kobieta. - Może powinnam znaleźć kogoś, kto okazałby wdzięczność zamiast żądań? - odwróciła twarz do swojego gościa. - Alicjo, może zająć się tobą? - zaoferowała.
Pragnęła tego. Jednak chciała też dopomóc tej dwójce, toteż pokręciła przecząco głową.
- Na pewno? Dlaczego tylko mężczyźni mają mieć przyjemność? - dała jej jeszcze jedną szansę, przy okazji zupełnie ignorując, że to ona pierwsza doznała spełnienia.
- Tt... tak. Na pewno. - Powiedziała Alicja, wysilając swą wolę i cofając dłonie z zawilgoconych majteczek. Nie chciała być niewolnicą swych pragnień.
- Zatem, dzięki pannie Alicji, nie obeszłeś się smakiem. Obyś zawsze miał takich wyrozumiałych poddanych - Księżna doskonale się bawiła. - Ale skoro fellatio cię nie satysfakcjonuje, to co proponujesz? - zapytała, choć odpowiedź była w tej sytuacji oczywista.
- Ja... - młodzieniec wziął głęboki oddech aby uspokoić głos. - Chcę cię posiąść, jak mężczyzna kobietę, jak kochanek kochankę.
Gospodyni podniosła się z klęczek i niedbale wygładziła suknię.
- I myślisz, że dasz radę stanąć na wysokości zadania? - kokietowała.
- Tak - odparł bez chwili wahania młodzieniec. - Doprowadzę cię na szczyt, będziesz jęczeć i prosić o więcej.
- Cóż za buta - zaśmiała się kobieta, ale jednocześnie podciągała suknię coraz wyżej i wyżej. - Na razie to ty prosisz.
- Bo ty nie musisz, ciociu. Wiesz, że dam ci to kiedy tylko zechcesz. Że cię pragnę - nagle objął kochankę w pasie i przyciągnął do siebie. - I wiesz dobrze, że spodoba ci się to tak samo jak mnie.
Przedstawienie, bo było to przedstawienie, rozpalało nie tylko Alicję. Kotka nie potrafiła się już ukrywać i zagryzając wargę chłonęła wszystko. W przeciwieństwie do panny Liddell nie powstrzymywała się przed dotykiem, dając sobie ulgę dłonią.
- Spodoba się tak samo... - Księżna powtórzyła jak echo. - Chyba będziemy musieli się przekonać. Wstań - nakazała siostrzeńcowi, który będąc o włos od spełnienia swego marzenia ani myślał protestować. Sama wymknęła się z jego ramion, odsunęła krzesło od stołu i ustawiła je naprzeciwko Alicji. - Musimy jakoś wynagrodzić naszemu gościu cierpliwość - stwierdziła z tym upajającym, lubieżnym uśmiechem. - Siadaj - wydała kolejne polecenie i w ciągu chwili przystojny chłopak, z obnażonym, wilgotnym od śliny przyrodzeniem, siedział naprzeciwko blondwłosej. - Nie wypada, bym stała sama - zakończyła z chichotem gospodyni i opuściła się tyłem na sztywny pal, który na oczach Liddellówny zanurzył się w chętną kobiecość.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 20-04-2018, 19:56   #65
 
Zapatashura's Avatar
 
Reputacja: 1 Zapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputację
XXVIII. Teatr


Cały świat to scena,
A ludzie na nim to tylko aktorzy.
Każdy z nich wchodzi na scenę i znika,
A kiedy na niej jest, gra różne role.


Tego było dla Alicji zbyt wiele. Kolejny już raz przebudziła się w nocy, choć tym razem bez krzyku. Czuła jednak, że jest zaczerwieniona po koniuszki uszu i nie potrzebowała nawet lustra by to potwierdzić. Dlaczego miała takie sny? Przecież nie dlatego, że miała tego typu… pragnienia. Nawet nie miała ciotki! Siostrzeńca też nie, chyba że Lizzie coś przed nią ukrywała.
Jej Kraina Dziwów, tak cudownie niewinna w dzieciństwie, teraz była miejscem wyuzdanym. Doktor Bumby na pewno miałby na ten temat swoją opinię, ale on od początku ostrzegał Alicję przed jej wyimaginowanym światem. Gdyby przyznała się przed nim, że znowu go odwiedza i doświadcza tam… To z pewnością skończyłoby się długą wizytą w sanatorium!
Może zresztą to nie było takie bezpodstawne, skoro zaczęła widywać stworzenia z Krainy w realnym świecie? Może... naprawdę popadała w obłęd. Spojrzała na buteleczkę ze specyfikiem, który wręczyła jej matka. Po chwili jednak obróciła się zdecydowanie na drugi bok. Wciąż czuła, że jest w stanie opanować swój umysł... tylko potrzebuje więcej czasu. Musi odnaleźć Lalkarza. Zdecydowanie.


Bardzo szybko okazało się, że laudanum i melisa nie były jedynym efektem wizyty doktora Bumby’ego. Coś wisiało w powietrzu. Matka, na co dzień i tak nadopiekuńcza, nieudolnie próbowała ukryć wzrost swej opiekuńczości. Na śniadaniu uważnie przyglądała się twarzy córki, niby to chcąc doradzić używania odrobiny więcej pudru, ale w rzeczywistości sprawdzając czy nie ma oczu podkrążonych od bezsenności. W południe przyniosła jej do gabinetu herbatę, w ramach wymówki stwierdzając, że Berta akurat sprzątała ganek.
- Nie przepracowujesz się nad tymi wszystkimi… rubryczkami? - spytała. Henry tego dnia pracował w portowym biurze, nie mógł zatem wziąć córki w obronę.
Alicja spojrzała na nią znad księgi i siłą woli powstrzymała westchnięcie. Ta obserwacja musiała do czegoś doprowadzić, lepiej więc już by sama zdecydowała kiedy nastąpi punkt kulminacyjny. Uśmiechnęła się delikatnie.
- Nie, mamo. Właściwie mnie to odpręża. Znaczy... pomaga się skupić. Ale oczywiście, jeśli potrzebujesz porozmawiać, to mogę przerwać. - Spróbowała odwrócić kota ogonem.
- Bo zastanawiałam się, czy nie wybrałabyś się do teatru? Musisz czasem wychodzić z domu i pokazać się w towarzystwie. Byłaś ostatnio w muzeum, to może czas na inną formę kultury? - zaproponowała na pozór niezobowiązująco.
Alicja zmrużyła oczy. Coś się święciło. Tylko co? Coś w związku z jej koszmarami? A może matka znalazła jej kolejnego wielbiciela?
- Sama? - zapytała niby niewinnie zdziwiona.
- Ależ córko, nie żartuj - Lorina machnęła ręką. - Musisz też czasem z kimś się spotkać. Macie wspólne tematy z panem McIvory, na pewno by się ucieszył - aha, czyli to o to chodziło.
Alicja posłała matce spojrzenie zbitego szczeniaka.
- Raz czy dwa udało mi się z nim porozmawiać. Nie przesadzajmy…
- Tak. I raz, czy dwa wysłał ci kwiaty. Raz czy dwa wysłał ci książkę - wymieniła. - Przecież nie zostaniecie sam na sam. Poszłabym z wami.
To zwiastowało już prawdziwą katastrofę. Z drugiej strony, jeśli matka zobaczy jaki Szkot robi się spięty i mrukliwy w obecności przyzwoitki, może odpuści? Lub matka straci nim zainteresowanie jako kandydatem na zięcia?
Alicja westchnęła dramatycznie, niemal jak aktorka teatralna.
- No dobrze. Ale to ja wybiorę spektakl. - Powiedziała, licząc na to, że jeśli przynajmniej przedstawienie ją zaciekawi, to jakoś jej to zrekompensuje wieczór, który zapewne okaże się katastrofą. Kolejną w jej krótkim życiu.
- Mam nadzieję, że coś popularnego wśród elity. Zawsze dobrze pojawić się przy towarzyskiej śmietance - matka przez chwilę się rozmarzyła.
- Postaram się, żeby było ciekawe. - Powiedziała Alicja, choć nie bardzo czuła w duchu, by te kwestie się pokrywały. - Rozumiem, że to ja mam wysłać zaproszenie panu Ivory’emu w naszym imieniu?
- Alicjo - westchnęła teatralnie Lorina. - Panna wysyłająca list do kawalera? Oczywiście, że to ja wszystko zaaranżuję - wyjaśniła.
- Aaa tak, to nie list firmowy. Masz rację, matko. - Dziewczyna uśmiechnęła się przymilnie, by ukryć swoją gafę. - Czy w takim razie mogę jeszcze ci w czymś pomóc?
- Nie, chyba nie - odpowiedziała, ale nie ruszyła się. Zamiast tego myślała, a przynajmniej udawała, że się nad czymś zastanawia. - Chociaż nie, jedna rzecz. Czy lekarstwo było znośne?
Alicja odruchowo spuściła oczy.
- Niezbyt. Wolałabym go nie brać. - Powiedziała cicho.
- Rozumiem, że to nic przyjemnego - i mówiąc to matka naprawdę brzmiała szczerze. - Ale to dla twojego dobra. Przecież nie chcesz mieć koszmarów, prawda? I nie chcesz, żebym się o ciebie martwiła - dodała jeszcze element emocjonalnego szantażu.
- Tak, mamo. - Odpowiedziała odruchowo Alicja, nawet nie podnosząc wzroku. To była stała kwestia, którą wypowiadała tysiące razy od kiedy tylko sięgała pamięcią. Lorina przezornie nie przeciągała tematu.
- Dobrze. To w takim wypadku pracuj tu sobie. Nie będę ci dłużej przeszkadzała. Tylko daj mi znać, jak już zdecydujesz się na sztukę, żebym mogła wysłać list.
Dziewczyna westchnęła. I ta droga ucieczki, czy raczej przeciągnięcia w czasie katorgi została jej odcięta.
- Jak tylko podliczę tę stronę, zerknę na rozpiskę w gazecie. Przy obiedzie powinnam już być zdecydowana.
- Doskonale - i zadowolona już z dokonania swego niecnego czynu opuściła gabinet, co Alicja skwitowała już niekrytym, głośnym westchnięciem.

Nie mając już wielkiego wyboru, Alicja mogła jedynie określić skalę swojego cierpienia. Na jakiej to sztuce będzie musiała siedzieć pod czujnym okiem matki i w sztywnym towarzystwie pana McIvory? Jeżeli wybierze coś nadto nudnego, to gotowa była zasnąć, a przecież w snach… Nie wiedziała co na nią czeka, ani jak wpłynie na nią na jawie. Lepiej było zatem wybrać coś znajomego, co nie wiązałoby się z ryzykiem.
I szczęście postanowiło się uśmiechnąć do panny Liddell. Oto bowiem w Covent Garden wystawiano “Sen Nocy Letniej”.


1

Shakespeare pozostawał wiecznie żywy, a “Sen…” był zarówno komedią jak i romansem. Trudno byłoby się przy nim nudzić, a i matka może by się trochę zbulwersowała i więcej nie nalegała na takie wyjścia? Z takim to właśnie diabelskim planem, Alicja zeszła na obiad.

Początek planu zadziałał bez zarzutu. Lorina przychyliła się do propozycji córki i wysłała do Szkota… no nie tyle zaproszenie, bo to by nie uchodziło, ale sugestię, że one same nie odmówiłyby zaproszenia do teatru. Ostatnia nadzieja Alicji, czyli szansa na to że Angus wymówi się jakimiś obowiązkami, albo chorobą, legła w gruzach. Zaproszenia w eleganckich kopertach pojawiły się po trzech dniach.
W międzyczasie nieprzyzwoite sny ustąpiły. Alicja po przebudzeniu nie pamiętała żadnych sprośnych scen, więc pewnie żadne nie miały miejsca. Kraina Dziwów była bardzo plastyczna i rzeczywista, to co się w niej działo nie ulatywało z jej pamięci jak zwykła mara. Może było coś co powodowało owe nocne wycieczki do świata Kota z Cheshire, Szalonego Kapelusznika i książęcej rodziny kochanków? A może, gdy w snach pokona wreszcie Lalkarza, ustąpią na stałe? Tylko czy tego chciała?


Sądnym dniem okazał się piątek, a raczej piątkowe popołudnie. Will, który ze stajennego zrobił się regularnym woźnicą, ubrał na tę okazję najlepszą koszulę i płaszcz. Nie mógł w końcu pani i pannie Liddell narobić wstydu przed teatrem. I to nie byle jakim teatrem, a słynnym Covent Garden, znanym ze swych niejednokrotnie brawurowych interpretacji sztuk Shakespeare'a. Tego dnia przedstawieniu miała towarzyszyć orkiestra grająca muzykę Feliksa Mendelsshona.


Przed głównym wejściem zbierali się już mieszczanie. Damy w modnych sukniach, mężczyźni w garniturach i śnieżnobiałych mankietach przy koszulach. Matka i córka nosiły bliźniacze płaszcze, świeżo dostarczone z Ludgate Hill. Alicji podobały się chyba nawet bardziej niż w trakcie przymiarki. Tylko czy ludzie nie będą się na nią gapić z powodu tak ciasno dopasowanej kreacji?
Ktoś gapił się na pewno. Nienagannie ubrany mężczyzna z kręconymi, brązowymi włosami. No, może nie tak od razu gapił, ale na pewno spoglądał w kierunku pań Liddell. A jak już się naspoglądał, to do nich podszedł. Kogoś blondwłosej przypominał...
- Pani Lorino, panno Alicjo - skłonił się po kolei. Poznała go dopiero po głosie. McIvory zgolił wąs!


2



____________________________
1 - plakat autorstwa ShotzgoBoom
2 - Tom Ward
 

Ostatnio edytowane przez Zapatashura : 14-05-2018 o 17:39.
Zapatashura jest offline  
Stary 14-05-2018, 18:01   #66
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Alicja patrzyła się na Szkota z rozdziawioną buzią, zupełnie zapominając o przywitaniu czy samym fakcie, że młodej damie nie wypada okazywać tak jawnego zdumienia. McIvory nie zdążył na to zareagować, bo matka szturchnęła ją w bok.
- Dobry wieczór, panie McIvory - podała mu do ucałowania okrytą rękawiczkę dłoń.
- Dobry wieczór, panie McIvory... - powtórzyła odruchowo Alicja i dopiero po chwili do niej dotarło, kogo ma przed sobą. - Pan McIvory! Ależ się... - szybkie spojrzenie na matkę - Eee... Cieszę się, że pan dotarł na czas. - Dokończyła banałem, czerwieniąc się z powodu własnej głupoty.
- Ja też się cieszę, że pannę widzę. Coś się u panny zmieniło - stwierdził, szybko mrugając okiem. No przecież nie mógł nie zrozumieć z czego się wzięła reakcja dziewczyny. - Nowy płaszcz?
- A tak, owszem.
- Alicja wciąż była roztargniona, ale uśmiechnęła się wdzięcznie. - Moja mama i ja postanowiłyśmy pójść za duchem czasu i nadążyć za modą. Pan widzę... też.
- Ktoś mi podpowiedział zmianę stylu
- odparł. - Obie panie wspaniale wyglądają w tych kreacjach.
- Och, dziękuję. Nie byłam z początku przekonana, ale z czasem podoba mi się bardziej - odpowiedziała Lorina.
Jej córka znów spuściła oczy.
- Przepraszam... znaczy... mam nadzieję, że pan się dobrze czuje z tą zmianą... nie chciałabym... no właśnie... - nie wiedziała jak ubrać myśli w słowa. I to jeszcze w towarzystwie matki.
- Trochę marznie mi warga, ale dla mody trzeba się poświęcić - odpowiedział. - Zapraszam do środka, zanim się rozpada.
- Myślę, że dziś będzie pogodnie
- wyraziła swoje zdanie starsza Liddellówna. - Ale stanie na schodach nie uchodzi - wzięła Alicję pod ramię i ruszyła do drzwi. Dziewczynie więc nie pozostało nic innego jak iść posłusznie za matką, od czasu do czasu zerkając na Szkota.


Wnętrze Covent Garden, przestronny hall, wypełnione było ludźmi. Lorina wcale nie dyskretnie rozglądała się za twarzami z towarzyskiej śmietanki. Czy była tu jakaś lady, a może któryś z zamożnych kontrahentów jej męża? Bilety na takie wydarzenie musiały być drogie, a przecież McIvory musiał kupić wszystkie trzy.
- Czy to panna wybrała to przedstawienie? - spytał Angus, korzystając z rozkojarzenia jej matki aby uciąć sobie pogawędkę.
- Owszem. - Odpowiedziała, po czym dodała z lekkim uśmiechem - Domyślił się, pan? W ogóle dziękuję, że pan... nas zaprosił.
- Cała przyjemność po mojej stronie
- zapewnił. - Czytała panna oryginał, prawda?
- Tak, ale... proszę nie zdradzić mnie przed matką.
- Wyznała Alicja poufnie nachylając się w kierunku mężczyzny.
- Ani myślę - wyszeptał. Lorina jednak była tak zaaferowana szukaniem znajomych twarzy, że i tak pewnie nic by nie usłyszała. - Czego zatem chce panna doświadczyć? Kunsztu aktorskiego czy muzyki?
- Nie chcę się nudzić.
- Wyznała szczerze. - A pan?
- Przyszedłem trochę dla sztuki, a trochę dla towarzystwa. Niektóre motywy sztuki mogą być dobrym polem do dyskusji.
- Pan...
- Alicja jeszcze bardziej ściszyła głos - Strasznie się stara. Mam wyrzuty... że to przeze mnie.
- Wolałbym określenie “dla” panny niż “przez pannę”. To stawiałoby mnie w bardziej rycerskim świetle
- zaoponował. Angus, gdy lepiej się go poznało, nie był wcale aż tak sztywny. Nosił się jednak bardzo poważnie, a jego poczucie humoru było sarkastyczne.
Alicji to jednak nie przeszkadzało. Uśmiechnęła się lekko, nic więcej nie mówiąc, bo wokół tłum robił się coraz bardziej znaczny.
Nie bez powodu zresztą. Przedstawienie miało się wkrótce rozpocząć. Lorina opamiętała się i zamiast kręcić głową w jedną i drugą stronę, stwierdziła że jak najszybciej trzeba udać się na widownię i zająć miejsca, tak aby potem nie przeciskać się w drzwiach. Tego po prostu robić nie wypadało.
Na widowni jednak wyszła na jaw drobna pomyłka. Lorina, Alicja i Angus mieli co prawda miejsca ponumerowane obok siebie, ale nie znajdowały się w jednym rzędzie. Ostatnie miejsce było bowiem w rzędzie następnym, oddzielonym przejściem dla widzów. Wedle wręczonym kobietom karteczkom to samotne miejsce przypaść miało pani Liddell, ale ta rzecz jasna zgłosiła swój przeciw. Kto to widział, żeby panna i kawaler siedzieli obok siebie, a nie oddzieleni przyzwoitką.
Alicja spuściła oczy. Było jej trochę wstyd z powodu zachowania matki, bo sama w tym problemu nie widziała.
- Ja mogę tam usiąść... - powiedziała, po czym szepnęła do ucha rodzicielki - Tylko nie róbmy panu McIvorym problemów. W końcu to on nas zaprosił.
Ten argument do matki przemówił. Zgodziła się na propozycję Alicji, a nawet na to by Szkot zasiadł z brzegu. Liczyła może, że będą sobie rzucać ukradkowe spojrzenia? Zamiast tego, rozdzieleni schodami widowni, skupili się na przedstawieniu.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 14-05-2018, 18:16   #67
 
Zapatashura's Avatar
 
Reputacja: 1 Zapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputację
Pierwszy akt rozpoczął się od muzyki orkiestry, anonsującej wejście Tezeusza i Hippolity. Warstwa muzyczna dodawała sztuce mocniejszy wydźwięk. Sztuka, no a przynajmniej akt pierwszy, był zagrany naprawdę dobrze. Tylko aktorka grająca Helenę wypadła trochę płasko na tle reszty obsady. Alicja nie mogła jednak narzekać, bo w gruncie rzeczy jej się spodobało, choć przecież wiedziała co się zdarzy w każdej kolejnej scenie. Gdy rozległ się dzwonek, osoby na widowni w większości udały się do hallu aby rozprostować nogi, albo pokonwersować ze znajomymi. McIvory nie wybrał się jednak daleko - zmienił tylko krzesła, siadając za blondwłosą.
- Czy myśli panna, że Shakespear chciał w tej sztuce ukazać tragedię aranżowanych małżeństw? - zapytał i prawie wywołał westchnięcie przysłuchującej się wszystkiemu matki. - Czy to jedynie pretekst do zdarzeń komediowych?
- Ja... hmmm... - zaskoczył ją, dlatego w pierwszej chwili nie wiedziała co powiedzieć, jednak wrodzona chęć pokonywania intelektualnych wyzwań sprawiła, że Alicja tym razem nie odpuściła i nie schowała się w skorupie nieśmiałości.
- Nie myślałam o tym w ten sposób - Przyznała szczerze i dodała, obracając się do Szkota - Myślę, że trudno znaleźć tu jedną odpowiedź, wszak względem całej twórczości Shakespeara wciąż trwa dyskurs, czy był on geniuszem-wizjonerem, czy tylko zdolnym rzemieślnikiem, który wiedział jak poruszyć ludzi, nie mówiąc im zbyt wiele, by sami mogli nadpisać sobie własne “prawdy” i “morały”.
- Czy wyrażanie sugestii, że Shakespear nie był geniuszem nad geniuszami nie jest przypadkiem szarganiem świętości? - spytał i brzmiał śmiertelnie poważnie. Ponieważ siedział za plecami Liddellówny, nie dało się też odczytać wyrazu jego twarzy.
- Jeśli mnie pamięć nie myli, nie został on wpisany w poczet świętych, chyba że uczyniono to zeszłej niedzieli, gdy opuściłam kazanie. - Odparła równie poważnie dziewczyna, zerkając na rozmówcę. W jej przypadku jednak wesołe ogniki w oczach wyraźnie wskazywały na prawdziwy charakter wypowiedzi.
Lorina kaszlnęła niedyskretnie, zwracając uwagę, że takie wypowiedzi nie uchodzą. Angus zupełnie się tym nie przejął.
- Świętych kościoła - nie. To prawda. Ale czy nie jest świeckim świętym? Patronem dramaturgów?
- Nie znam zbyt wielu dramaturgów osobiście, więc nie wiem. - Odpowiedziała dziewczyna, chwilę zastanawiając się, jakby faktycznie mogła znać jakichś pisarzy. - Jeśli jednak uraziłam pana uczucia, proszę o wybaczenie. Niestety, tak bywa, gdy pyta się mnie o zdanie, a nie ogólnie utrwalone opinie.
- Nie ma mnie co panna przepraszać. Jestem Szkotem, co mnie mogą obchodzić wasze angielskie gryzipiórki - no teraz pani Liddell już nie powstrzymała westchnienia. - A jak pani odbiera element komediowy? Sztuka w sztuce to interesująca koncepcja.
- Owszem, budzi podziw. Sam koncept tutaj zasługuje na oklaski... szkoda tylko, że po prawdzie wcale nowatorski nie jest i już w starożytnych inscenizacjach można go było odnaleźć. - Odparła Alicja z uśmiechem, całkiem zapominając o matce, tak bardzo pochłonęła ją ta rozmowa. Coraz bardziej też podobała jej się twarz Szkota, która na początku zdawała się obca, jakby nie pasująca do persony, którą dziewczyna znała.
- Porównanie dokonań Shakespeara do antyku to raczej komplement, niż ujma - skontrował. - I kto wie, może za tysiąc lat to właśnie do niego będą przyrównywać wszystkich dramaturgów?
- Albo nie będzie już żadnych dramaturgów. - Alicja podsunęła zupełnie inną myśl.
- Śmierć teatru, przerażająca wizja - Angus wypowiedział te słowa zupełnie bez emocji. - Potem nastanie już chyba tylko upadek obyczajów.
- Według niektórych, ten już nastąpił. - Blondynka odruchowo spojrzała na matkę.
Jej spojrzenie było bardzo wymowne, choć przecież tocząca się rozmowa była kulturalna. McIvory miał nienaganne maniery. Ciekawe co matka pomyślałaby sobie o Reginaldzie?
- Chyba powszechną opinią jest, że młodsze pokolenie jest nieokrzesane i nic z niego nie będzie. A jednak żyjemy w oświeconych czasach, zamiast jak niegdyś w drewnianych chatach. Chyba nie będzie tak źle - pozwolił sobie na nutę optymizmu.
Na te słowa Alicja tylko się uśmiechnęła. Po prawdzie jednak bardziej rozbawiła ją myśl, że matka przestanie się cieszyć z zainteresowania, jakie okazywał jej Szkot po tym, jak usłyszała ich rozmowę. Choć czy nie byłoby jej szkoda tych spotkań? Dziewczyna odsuwała od siebie tę myśl.
Tymczasem przerwa dobiegła końca i widzowie zaczęli wracać na miejsca. Lorina odetchnęła cichutko. Krytyka pod adresem ukochanego twórcy narodu po prostu nie uchodziła młodej damie. McIvory z ociąganiem wrócił na swoje krzesło. Ta krótka rozmowa sprawiła mu chyba więcej radości niż przedstawienie. Czy to możliwe, że on tak po prostu lubił z nią dyskutować? Dobra żona powinna przecież być posłuszna i cicha, a nie poddawać w wątpliwość każdą opinię męża. Z drugiej strony, przecież nie byli małżeństwem.
Orkiestra znów zagrała. Kurtyna odsłoniła się i na scenę, na sznurach, wleciała aktorka grająca wróżkę. Panna Liddell wiedziała, że z drugiej strony musi nadejść Puk. Dlatego bardzo się zdziwiła, gdy zobaczyła na scenie satyra Napa.
Jej oczy zrobiły się wielkie ze zdziwienie, a dłonie powędrowały do ust, by zdusić jakiekolwiek zdradliwe dźwięki. Co to miało być? To na pewno tylko charakteryzacja... To nie mogła być prawda... prawda?
- Co tam nowego, duchu? Widziałaś Alicję? - zapytał, chociaż w Śnie nocy letniej nie było żadnej Alicji.
- Nie, a teraz żegnaj, figlarny duchu, powinność mnie wzywa,
Królowa, z dworem wróżek, za chwilę przybywa.

- Nie zbywaj mnie tak, Wróżko, ja muszę ją znaleźć - zawołał Nap. - To bardzo ważne.
- Musisz? A po co? - fuknęła wróżka, łopocząc skrzydełkami. - Żeby ją zbałamucić?
- Wcale nie chciałem jej zbałamucić, jedynie popatrzyć jak tańczy i rusza nóżkami. To się samo tak skończyło.
- Tak, jak i się kończy nasza rozmowa - spróbowała odlecieć, ale satyr zastąpił jej drogę.
- Cała Kraina Dziwów jest w niebezpieczeństwie. Deszcze nas zatopią, albo Lalkarz podbije. Musisz mi powiedzieć, gdzie jest - błagał żałośnie Nap.
- No dobrze, niech ci już będzie. Skoro tak bardzo ci zależy, to jej poszukam - obiecała i zaczęła rozglądać się po widowni.
Dziewczyna wcisnęła się głębiej w fotel i rozejrzała nerwowo. Przecież to niemożliwe! Na pewno znów miała urojenia! Przyjrzała się twarzom otaczających ją widzów spektaklu. Czy zauważyli coś dziwnego? Czy mogli widzieć to samo, co ona?
Nie reagowali, ale wróżka... aktorka? Ta osoba ze skrzydłami na scenie wymierzyła palec w kierunku panny Liddell i już prawie zdołała zawołać, że ją znalazła, gdy Nap krzyknął.
- Ustąp, wróżko, widzę Oberona.
Ta przestraszona, straciła Alicję z oczu, rozglądając się zamiast tego po scenie.
- A ja mą panią. Drżę już przestraszona.
Pojawienie się Oberona i Tytanii wybawiło blondwłosą z opresji. Przedstawienie wróciło na swoje tory, a widzowie nie dostrzegli żadnej zmiany.
“Muszę wracać do Krainy Dziwów” - pomyślała Alicja, choć jednocześnie nieco się rozluźniła. Badawczo spojrzała teraz w stronę matki i Szkota, czy któreś z nich zwróciło uwagę na jej reakcję. Lorina przyglądała się aktorskim występom, ale Angus chyba rzucał okiem na pannę Liddell. Kiedy bowiem na niego spojrzała, ten od razu spojrzenie to odwzajemnił i uśmiechnął się lekko. Tylko czy widział wcześniej jej zdenerwowanie? Nie sposób było zgadnąć.
Wkrótce rozkazy Oberona skutecznie zajęły Napa, który zamiast poszukiwać Alicji musiał biegać po lesie za Demetriuszem i Lizanderem. W dodatku miał urokiem nakłonić, by Tytania zapałała miłością do zwierzęcia. Uch, okrutny był Oberon, ale i cały plan jego jakoś dziwnie pasował do tego, co działo się zwykle w Krainie Dziwów.
Wkrótce po tym, jak Helena zdjęta swą tragedią opuściła scenę, widzowie ponownie zaczęli opuszczać salę w przerwie przed trzecim aktem.
Z Alicji zaś niemal dosłownie powietrze uszło, jakby to ona sama występowała na scenie i teraz opadła ze zmęczenia. Nie miała przy tym ani chęci, ani siły, by wstać ze swego miejsca. Złapała się więc za głowę, by wymówić się od wszelkich przechadzek migreną. Po prawdzie zaś dziewczyna zbierała siły na kolejną część przedstawienia. Co miała przynieść? Choć Alicja znała przebieg fabuły, obawiała się, że Kraina Dziwów znów może chcieć się o nią upomnieć.
Angus widząc zachowanie panny Liddell zaniepokoił się. I to nawet zanim zdążyła to zrobić jej matka.
- Może przynieść pannie wodę? - zaproponował.
- Nie... nie trzeba. - Uśmiechnęła się z wdzięcznością. - Tylko trochę... duszno tutaj było. I muszę chyba posiedzieć sobie.
- Ale jak duszno, to koniecznie trzeba na świeże powietrze. Koniecznie - matczyna opiekuńczość nie mogła przecież zignorować takiej sytuacji. - Pan McIvory pomoże ci wyjść.
- Ale... - Alicja próbowała oponować, lecz po prawdzie nie miała żadnych ku temu argumentów. Niechętnie więc uległa. Angus ostrożnie wziął ją pod rękę, aby mogła się oprzeć. Nie dorównywał sylwetką Reginaldowi, który w końcu był sportowcem, ale nie można mu było odmówić opiekuńczych odruchów. Lorina szła tuż obok. Nie podtrzymywała córki, ale dawała sygnał “to żadne umizgi, panna Liddell się gorzej poczuła”. W końcu nie byli z McIvorym narzeczonymi, taka bliskość nie uchodziła.
Na zewnątrz było zdecydowanie chłodniej, szczególnie bez płaszcza, który został w szatni. Powietrze było orzeźwiające. Może ono odgoni przywidzenia?
- Lepiej ci? - zapytała zmartwiona matka.
Obawiając się, że rodzicielka może chcieć ją skontaktować z lekarzem, Alicja wysiliła się na bardziej entuzjastyczny uśmiech.
- Tak. Dziękuję. Jeszcze tylko kilka oddechów. Ale może ty mamo powinnaś już wracać, żeby się nie przeziębić. I pan McIvory także. - Spojrzała na Szkota niepewnie, onieśmielona nieco jego bliskością.
- Wykluczone. Wiem, że nie chcesz mnie martwić, ale wolę cię mieć na oku dopóki sama się nie upewnię, że już wszystko dobrze - nie zgodziła się.
McIvory bardziej jej zaufał i odstąpił o krok z uśmiechem wskazującym, że nie za bardzo wie co ma zrobić.
- Mamooo proszę, nie bądź nadopiekuńcza. - Dziewczyna rzuciła wymowne spojrzenie rodzicielce, dając do zrozumienia, że już dość scen urządziły przy Szkocie.
- Pani Liddell, może jednak posłuchamy pani córki? Widać, że nie zemdleje. Potrzebuje chwili oddechu i spokoju, powinniśmy je zapewnić. Możemy przecież zaczekać w hallu - zaproponował, opowiadając się po stronie Alicji.
- Niech będzie. Ale jeśli nie wrócisz za pięć minut, to zacznę cię szukać - Lorina musiała mieć ostatnie słowo, nim odwróciła się i wróciła z McIvorym do teatru.
Dziewczyna spojrzała w ślad za nimi. Przez chwilę nawet zapragnęła, by Szkot jednak z nią został, ale tego nijak by już nie wytłumaczyła matce. Westchnęła i spojrzała w niebo. O ile dobrze pamiętała, w trzecim akcie Puk biegał w te i we wte wykonując polecenia Oberona. Może więc Nap będzie równie zajęty i zapomni o Alicji? Z drugiej strony, to był też początek miłości Tytanii do Denka z oślą głową... Co jeśli ją poniesie wyobraźnia? Sny o Kotce z Cheshire był nawet przyjemne, ale taki sen na jawie z Osłem z Aten mógłby się skończyć... nie wiadomo nawet czym.
Czując, że zrobiło jej się jeszcze bardziej gorąco, Alicja znów odetchnęła pełną piersią i z miną gladiatora, który zmierza na arenę, skierowała się ku wejściu do teatru. Ta mina nie spotkała się z pozytywnym odbiorem matki. McIvory też wyglądał na bardzo zdziwionego.
- Na pewno wszystko dobrze? - zamiast się uspokoić, Lorina tylko bardziej się zdenerwowała. - Jeśli źle się czujesz, możemy wrócić do domu. Pan McIvory na pewno zrozumie.
- Ależ oczywiście - zapewnił od razu, bez chwili wahania.
- Wszystko w porządku mamo. - Powiedziała natomiast Alicja z przekonaniem. - Wracajmy na salę.
 
Zapatashura jest offline  
Stary 14-05-2018, 20:59   #68
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Ta pewność siebie chyba zadziała, Lorina bowiem dłużej nie nalegała na opuszczenie teatru. Zamiast tego cała trójka powróciła na miejsca i po raz trzeci dźwięki orkiestry rozpoczęły akt przedstawienia. Niestety, nie dobiegła nawet końca pierwsza scena, gdy Kraina Dziwów dała znać o sobie. Kiedy bowiem Pigwa wykrzyczał swą kwestię:
- Potworne dziwy! To figiel diabelski, mości panowie, uciekajmy! Rety!
To i pannę Liddell niezły strach obleciał. Nie było bowiem takiej charakteryzacji, która sprawiłaby że aktor przybrałby taką postać, jaką zobaczyła dziewczyna. Denko nie miał bowiem głowy osiołka, a rosłego byka! Nap nie przemienił go w pół-osła, tylko w olbrzymiego, nagiego minotaura, którego przed pełnym obnażeniem chroniła tylko gęsta sierść.
Tym razem reakcja była szybsza niż umysł. Alicja aż jęknęła, zjeżdżając nieco w dół siedzenia, jakby chciała się schować. Słysząc zaś własny głos, szybko zakryła usta rękoma. W ostatniej chwili, bo siedzący obok niej obcy dżentelmen już przykładał palec do ust by ją ucieszyć.
Denko, choć potworniejszy i bardziej... nagi, niż zwykle to w sztuce bywało, zachował swój domniemany polot i elokwencję. Z fizys zwierzęcą, lecz duszą artysty wkrótce zawrócił w głowie Tytanii, choć po prawdzie, przez Napa i miłosny napar, nie miała w tej materii żadnego wyboru. Pierwsze spotkanie bestii i królowej było platoniczne, ale słowa Tytanii:
- Wiedźcie go teraz do mojej altany - wypowiedziane były z żądzą, przez którą Alicję przeszedł dreszcz. Nagle poczuła się jak podczas wieczerzy u Księżnej, gdzie także była widzem pikantnego... spektaklu. I podobnie jak wtedy poczuła, że między nogami robi jej się dziwnie gorąco. Rozejrzała się spanikowana, jakby inni oglądający spektakl mogli zajrzeć pod jej suknię i zauważyć reakcję ciała. Tylko jedna osoba zerkała w jej kierunku - Angus. Ich oczy spotkały się i dziewczyna dostrzegła u niego... co? Nie wyglądało jak zdziwienie ani troska. Bardziej zainteresowanie. Jakby studiował jej reakcje na spektakl. Ale on przecież nie mógł widzieć tego samego, co ona. Próbowała się opanować, lecz jak miała to zrobić, patrząc na scenę? A z drugiej strony nie wypadało jej otwarcie odwracać oczu? Z pałającymi policzkami i palcami przyciśniętymi do ust obserwowała dalszą część spektaklu. Z ulgą stwierdziła, że w tym konkretnym akcie Shakespeare postanowił skupić się na czworokącie Heleny, Hermii, Lizandera i Demetriusza, w których kreację jej wyobraźnia postanowiła z jakichś powodów się nie wtrącać. Dzięki temu trochę się uspokoiła i do przerwy nabrała już normalnych kolorów.
- Nie wiem jak panna - zagadnął Szkot, gdy widzowie po raz kolejny opuszczali swoje siedzenia - ale ja poczułem pragnienie. Może przejdziemy się na szklankę wody - niczego innego zaproponować mu nie wypadało w obecności Loriny.
Dziewczyna przygryzła wargę. Czuła, że to pytanie to tylko pretekst, by nawiązać do jej zachowania. Tylko co ten ułożony i wpasowany w ramy “lepszego” towarzystwa człowiek mógłby jej rzec? Nagle Alicja poczuła ukłucie ciekawości i spróbowała sobie wyobrazić Angusa w sytuacji sam na sam z kobietą. Czy potrafiłby dać ponieść się namiętności? Czy była w nim w ogóle jakaś pasja? Czy w tej sferze również był nudziarzem, sprowadzającym spółkowanie z kobietą do roli małżeńskiej powinności?
Policzki Alicji zaróżowiły się jeszcze bardziej.
Na Boga, o czym ja myślę?” - zganiła się w myślach, lecz ziarno ciekawości zostało już zasiane w wyobraźni, rozbudzonej pojawieniem muskularnego minotaura. Zupełnie jakby gorąc nocy letniej z przedstawienia rozgrzał także serce młodej panny. I nie tylko serce.
- Chętnie. Dziękuję. - Powiedziała, ujmując dłoń McIvory’ego, gdy ten pomagał jej wstawać. Tym razem jednak nie spuściła wzroku, a patrzyła mu wprost w oczy, jakby badając reakcję na dotyk jej ciała. W postawie mężczyzny nic się nie zmieniło. Utrzymywał tę samą, grzeczną maskę. Chociaż, po prawdzie, dotyk dłoni nie był niczym szokującym, więc pewnie nie miał szansy wytrącić go ze skrzętnie utrzymywanej równowagi. Szarmancko, przynajmniej jak na niego, Angus zaoferował Alicji ramię i wyprowadził do teatralnej restauracji, z panią Liddell idącą krok z tyłu.
- Okrutny jest Oberyn, kiedy ktoś nie chce spełnić jego zachcianek - zagaił rozmowę. Wciąż zdawał się obracać wobec dostrzeżonej u dziewczyny reakcji, lecz nie mówił wprost.
Alicję teraz Oberyn obchodził tyle, co zeszłoroczny śnieg. Przez grzeczność jednak (i by samej nie musieć strzępić języka) zapytała:
- Dlaczego pan tak uważa?
- Zaczarowanie Tytanii tak by zakochała się w zwierzęciu pozbawia ją godności. Czy to nie jest okrucieństwo?
- Lorina trochę, pobladła słysząc o czym ma się toczyć rozmowa.
- Zależy jak na to spojrzeć. - Odpowiedziała Alicja, faktycznie zaczynając się nad tym zastanawiać, co oczywiście rozwiązało jej język - Z jednej strony uważam, że każda miłość wywołana czarem uwłacza godności człowieka, obojętnie czy jej przedmiotem jest urodziwy młodzian czy stary cap. Z drugiej zaś... ilu ludzi przeżywa życie nie doświadczając tego niezwykłego uczucia, jakim jest prawdziwa miłość, oparta nie na kalkulacji, lecz pragnieniu, by dawać ukochanej osobie szczęście, biorąc je tak, jakby było własnym? A pan? Kochał pan tak bezbrzeżnie swoją żonę? - wypaliła.
McIvory nie obnosił się z tym, że jest wdowcem. Nie nosił obrączki po zmarłej żonie ani o niej nie wspominał. Lorina sapnęła, słysząc tak wielki nietakt ze strony swojej córki.
- Alicjo! - syknęła gniewnie.
Dopiero teraz dziewczyna zrozumiała, jak bardzo się zagalopowała.
- Przepraszam. Nie chciałam pana urazić. - Powiedziała skruszona, spuszczając wzrok.
Szkot przez chwilę się nie odzywał. Przez jego zwykle kamienną twarz przebiegły grymasy różnych emocji, nim znowu się opanował. Odchrząknął, by zapanować nad głosem i odpowiedził.
- Nic się nie stało, pani Liddell - zapewnił, choć chyba tylko dlatego by nie robić problemów Alicji. - Tak, kochałem moją żonę całym sercem. Czy ja w tej alegorii jestem potworem, czy ofiarą czaru?
Wciąż z wyrazem zawstydzenia, Alicja spojrzała na mężczyznę.
- Raczej szczęściarzem, że mógł pan to poczuć bez żadnej magii. - Odparła, by następnie dodać ciszej tak, że tylko Szkot ją słyszał: - Lub nieszczęśliwcem, bo pan to poznał... i utracił. Przepraszam…
- Lepiej jest kochać i utracić, niż nigdy nie zaznać miłości -
powiedział z nietypową dla siebie melancholią, spoglądając gdzieś w dal przez ściany budynku.
Alicja delikatnie uścisnęła jego ramię.
- I ja tak myślę. - Dodała cicho. Nagle zrobiło jej się smutno. Jakby... była zazdrosna? Pytanie czy o samo uczucie, czy o konkretnie uczucie Szkota. Jednak tutaj jakoś nie spieszyła się, by znaleźć odpowiedź.
- Było, minęło - rzucił sentencjonalnie, ale wcale nie brzmiało to tak lekko jak chciał. - Przyniosę tę wodę - zdecydował i podszedł samemu do kelnera.
- Alicjo, nie wypada rozdrapywać starych ran - matka skorzystała z okazji, by wyrazić swoje niezadowolenie.
- Przepraszam matko, nie pomyślałam. - Odpowiedziała, co było zgodne z prawdą.
- Ważne, że przeprosiłaś pana McIvory - odparła. - Właśnie dlatego powinnaś częściej pojawiać się na wydarzeniach kulturalnych. Żeby nabrać ogłady godnej damy i nie urazić kogoś przypadkiem.
Cóż mogła na to powiedzieć? Że wolała jednak tego nie robić, by uniknąć koligacji z Krainą Dziwów? Matka od razu by ją wysłała do jakiegoś “uzdrowiska”, toteż po prostu zwiesiła głowę pokornie. Gdy Szkot powrócił, niosąc z pewnym trudem trzy szklanki, odzyskał już rezon i tę swoją nudną postawę.
- Proszę bardzo - wręczył wodę Alicji i jej matce. - Musiałem sobie poukładać w głowie panny opinię o tamtej scenie. Choć czyn Oberona był uwłaczający, to uczucie nim spowodowane było piękne mimo swego źródła? Miłość jest uświęcona ze swej natury? - mógł się obruszyć i milczeć, wymawiając się pragnieniem, ale jednak wolał podjąć urwaną rozmowę.
Alicja jednak wciąż była przygaszona przez matkę.
- To chyba zbyt trudne dla mnie pytanie. - Odpowiedziała, skromnie spuszczając oczy.
- Trudne pytania nigdy wcześniej nie zniechęcały panny od szukania odpowiedzi - nie dał się tak łatwo zbyć.
To był dobry sposób, by sprowokować ambitną w gruncie rzeczy dziewczynę. Spojrzała błyskawicznie w oczy Szkota i już miałą coś powiedzieć, gdy jej wzrok przesunął się na matkę, a konkretnie jej karcącą minę. Dziewczyna od razu spotulniała, znów spuszczając oczęta.
- Po prostu nie uważam się za osobę kompetentną. Ja... nigdy zakochana nie byłam. - Powiedziała dość cicho. To wyznanie zdziwiło Angusa na tyle, że uniósł brew.
- Nie będę zatem drążył tematu - ustąpił, popijając wody. Chyba był trochę zdziwiony. Ich dotychczasowe rozmowy nie urywały się tak nagle. Czy się jednak domyślał, że spowodowane to było obecnością pani Liddell? Alicja nie znała go na tyle dobrze, by to odgadnąć. Jej myśli co rusz też uciekały do przedstawienia i perspektywy tego, jak Kraina Dziwów mogła jeszcze na nie wpłynąć. Z tego wszystkiego zupełnie zapomniała o trzymanej w ręku szklance i odstawiła ją nie upiwszy nawet łyka.

Akt czwarty nie miał długiego wstępu. Już pierwsza scena spleciona była z fantastycznym światem. Królowa elfów leżała w rozchełstanej sukni, a minotaur zbliżał się ku niej niby polujący zwierz.
- Na łoże z kwiatów przyjdź tu do kochanki - zwykle jednak ofiara nie zaprasza myśliwego. I nie oblizuje się na jego widok. Alicja nie wiedziała, gdzie podziać wzrok i odruchowo zerknęła w stronę Angusa. Ten oglądał przedstawienie ze znacznie mniejszym zdenerwowaniem, najwyraźniej widząc coś zupełnie innego. Byczy Denko tymczasem wysłuchał Tytanii, kładąc się obok niej. Pod wpływem miłosnej magii kobieta od razu sięgnęła do gęstej sierści między jego nogami, a raczej do tego co sierść ta skrywała.
To skutecznie przyciągnęło wzrok dziewczyny, nawet jeśli resztki zdrowego rozsądku wzbraniały się przed tym. Poczuła znajome łaskotanie w dole brzucha i przygryzła dolną wargę, obserwując zmierzającą w dość jasnym kierunku inicjację postaci na scenie. Alicja znów się rozejrzała, a jej wzrok ponownie spoczął na Szkocie. Tym razem jednak nie było w nim strachu, a... ciekawość. Mrużąc lekko oczy, jak polujący kot, blondynka zastanawiała się jaki mógł być temperament Szkota. Choć nie była ofiarą magii jak Tytania, właściwie nie przeszkadzał jej fakt, że pan McIvory swoje lata chwały pewnie ma już za sobą i w sumie to chyba nigdy nie należał do grona pięknych bawidamków. To zresztą nie pasowałoby do jego mrukliwego charakteru... Jak wielkie jednak namiętności mogły nim targać? Czy faktycznie był tak nudny? Czy może raczej dysponował tak silną wolą, by w towarzystwie nie pokazać swojej gorącej części natury? W końcu Szkoci słynęli raczej z wybuchowych charakterów... Pogrążając się w rozważaniach i zerkając od czasu do czasu na scenę Alicja nawet nie była świadoma tego, że co chwilę kręci się i zmienia pozycję na krześle.
Angus, ilekroć ich spojrzenia się spotkały, wyglądał na trochę zdziwionego. Tego dnia, w obecności pani Liddell, widział inną Alicję, w innej masce i próbował złożyć swe doświadczenia w całość. Nawet jeśli pod jego maską nudziarza nie krył się wulkan emocji, to z pewnością krył się niepośledni umysł, a dziewczyna go intrygowała. A może… zważywszy na reakcję, jaką wywołało wspomnienie jego martwej żony, wolał ukrywać uczucia bo wciąż czuł smutek?
Tymczasem przyrodzenie minotaura nie pozostawało niewzruszone na działania elfki. Wprost przeciwnie - rosło, aż wychynęło nabrzmiałe spośród sierści. Nie wyglądało jak u mężczyzny, raczej jak u zwierzęcia, ale zaczarowanej Tytanii nie robiło to różnicy.
Nagle w sali zrobiło się bardzo gorąco. Nadnaturalny ukrop powodował, że Alicja czuła, jak jej ciało wypełnia gorączka. Próbowała odwrócić wzrok, lecz nie mogła. Patrzyła teraz na scenę jak zahipnotyzowana.
Kobieta gładziła wyprężony organ i szeptała przy tym teatralnie:
- Niech się z twym pięknym fiutem popieszczę.
Minotaur kiwał zabawnie głową. Wyglądał jak potwór, ale tak się nie zachowywał. Bardziej jak Nap i jego bracia, gdy Alicja z nimi… tańczyła.
- Gdzie Groszkowy Kwiatek? - spytał przemieniony Denko, głębokim basem. Na scenie pojawiła się wtem śliczna służka królowej elfów.
- Jestem - dygnęła grzecznie, czekając na rozkazy.
- Pieść mnie ustami, pomóż swojej pani - polecił, a sam umościł się na kwiatach.
Wróżka spojrzała z przestrachem na przyrodzenie minotaura, które było już prawie tak wielkie jak to Gąsienicy, ale jeszcze bardziej bała się niezadowolenia Tytanii. Uklękła zatem po chwili i objęła wargami twardą dumę potwora. Pod zwinnymi palcami i mokrym języczkiem Denko nie wytrzymał długo, rykiem ogłaszając swe spełnienie.
- Nakaż, proszę, twoim ludziom, żeby mi nie przeszkadzali, bo czuję wielką do snu ekspozycję - zwrócił się do Tytanii i odwrócił na bok.
- Śpij! Ja cię w moje owinę ramiona - zgodziła się od razu kobieta. - A wy, me wróżki, wszystkie się oddalcie.
Nieprzyzwoita, zwierzęca scena dobiegła końca, gdy kochankowie wpadli w objęcia Morfeusza. W dalszej części sceny pojawił się bowiem Oberon i w zgodzie ze scenariuszem odczarował królową.
Tego Alicji było jednak zbyt wiele. Nie gorąca scena, ale właśnie opadnięcie temperatury przedstawienia sprawiło, że gorączka, która ją trawiła stała się wprost nieznośna. Nie wiedząc w sumie czy planuje się uspokoić, czy w ustronnym miejscu samodzielnie zadbać o ugaszenie żądz, dziewczyna dyskretnie wstała i zgarbiona ruszyła szybko ku najbliższemu wyjściu z widowni. Lorina zapatrzona w przedstawienie tego nie zauważyła, ale Angus już tak. Wahał się jakiś czas co zrobić, przez co blondwłosa dotarła do drzwi, ale podniósł się w końcu po cichu i ruszył w jej stronę. Blondwłosa panna nie oglądała się. Wyszła z sali na pusty korytarz i dopiero tutaj zatrzymała się, niepewna gdzie ma iść i co z sobą zrobić. Żar w podbrzuszu był drażniący. Na jednej ze ścian zawieszono znak ze strzałką wskazującą łazienkę. Mogła też wyjść na zewnątrz i spróbować ochłonąć. Po chwili wahania ruszyła jednak w stronę łazienki. Dotarła do niej w tym samym momencie, w którym Szkot wyszedł na korytarz. Nie zdążył jej nawet zawołać, ani zwrócić na siebie uwagi. On zdążył jednak dziewczynę zauważyć, podczas gdy ona nie widziała, że ktoś za nią idzie.
Wnętrze łazienki było puste i zamykane na łańcuszek. Było też zaskakująco czyste. Sprzątacze najwyraźniej przykładali się do swojej pracy. Z uczuciem palącego wstydu i niemniej palącego pożądania, Alicja zsunęła się plecami po ścianie pomieszczenia i opadła na ziemię. Jakby niezależne od niej teraz dłonie zaczęły nerwowo podciągać materiał sukni, by w końcu dotknął wilgotnych od potu (a może i nie tylko) ud, po ich wewnętrznej stronie. Gdy palce dotarły do skraju bielizny, a pod przymkniętymi powiekami dziewczyna zobaczyła znów sylwetkę minotaura wraz z jego nieludzkim wyposażeniem, panna Liddell aż jęknęła na głos. Nieoczekiwanie usłyszała delikatne pukanie w drzwi.
- Panna Alicja? - głos należał do McIvory’ego.
Przekleństwo, które w tej chwili przyszło Alicji do głowy było bardzo, ale to bardzo niedystyngowane i pewnie matka dziewczyny byłaby w szoku, że panienka z dobrego domu w ogóle je zna. By ukryć swój wstyd, blondynka zaczęła pospiesznie poprawiać suknię, jednocześnie, próbując wstać, przez co robiła nie lada hałas.
- Tt.. tak? - zapytała w końcu.
- Czy wszystko w porządku? - zapytał po prostu. Trochę gorzej było go słychać, jakby odsunął się w głąb korytarza. Ostatecznie nie przystało nagabywać damy w toalecie.
- Tt...tak. - odparła Alicja powtarzając się, niemal z tym samym zająknięciem. Nagle w jej głowie zalągł się pomysł zaspokojenia nie tylko swoich żądz, ale i ciekawości względem temperamentu pana McIvory’ego i zaskoczenia go gorącym pocałunkiem. Czy miała jednak dość odwagi na to? I czy on faktycznie był właściwym obiektem? Wszak mógł z tego wybuchnąć nie lada skandal. Dziewczyna uchyliła powoli drzwi i spojrzała w oczy mężczyźnie, chcąc znaleźć w nich jakieś wskazówki, co do jego stanu ducha i reakcji na jej nieco pomiętą suknię.
Angus wyglądał na zaciekawionego. W jego postawie kryło się zdziwienie, przestępował trochę nerwowo z nogi na nogę, ale w oczach brakowało typowego dla Loriny zaniepokojenia stanem swej córki.
- Musi tam być straszny przeciąg - ruchem brody wskazał jej ubiór. Stał kilka kroków od niej.
Nie trudno było wyczuć sarkazm. Pytanie tylko czy miał on służyć nieoczywistej naganie, czy raczej sprowokować dziewczynę, która zmarszczyła teraz brwi.
- Owszem. Chce pan... się przekonać? - zapytała nim pomyślała, po czym przygryzła zmysłowo dolną wargę.
Takiej odpowiedzi się nie spodziewał. Zamarł z otwartymi ustami, przez które nie chciało akurat wyjść nic błyskotliwego. Zamrugał oczami, a sekundy uciekały. Napad odwagi Alicji minął wraz z nimi. Dziewczyna spuściła nieśmiało oczy i zaczęła wygładzać suknię.
- Ja... przepraszam. Jestem dziś wyjątkowo... niestabilna.
- Nie… to chyba nie to
- Angus odnalazł swój głos. - Jeśli mogę wyrazić swoją obserwację - nie czekał na zgodę - to nie jest panna sobą w towarzystwie matki.
Tym samym to on teraz uderzył w czuły punkt Alicji. Dziewczyna nie była jednak w połowie tak opanowana jak Szkot, toteż nagła fala emocji, jaka ją zalała, eksplodowała w postaci doskoku do mężczyzny i pocałowania go gwałtownie w usta. Może jego szkocka krew zadziałała szybciej niż umysł, ale objął Alicję i odwzajemnił pocałunek. Coś jednak w nim się kryło, choć opanował się szybciej od dziewczyny i odsunął ją na długość ramion.
- Zdaje się, że będę musiał panny matce podziękować, jeśli wywiera taki wpływ - był zdziwiony, ale nie umiał ukryć uśmiechu. - Ale chyba musi panna wracać na swoje miejsce, nim zacznie cię szukać - mimo słów nie puścił jej.
Blondynka zmarszczyła lekko nosek.
- Chętnie zobaczę to podziękowanie. - Odparła, nie ruszając się o krok i patrząc mu roziskrzonym wzrokiem prosto w oczy.
- No, kupię kwiaty albo coś - był naprawdę rozkojarzony. Alicji udało się wywołać naprawdę duże pęknięcie w jego stoickiej masce.
Ona zaś płynęła z chwilą, odnajdując w sobie kokieterię, do której dryg mają wszystkie kobiety, a o której istnienie często się nie podejrzewają.
- Więc... tylko moja matka zasługuje tu na... nagrodę?
- Próbowałem już wręczać kwiaty pannie, nie spotkało się to z ciepłym przyjęciem -
nie mając pod nogami pewnego gruntu, uciekł się do swego poczucia humoru.
Dziewczyna uśmiechnęła się lekko, zerkając na niego z ukosa.
- I podda się pan po jednej próbie? Poza tym... dopiero co byliśmy na “ty”. - Zauważyła z rozbawieniem.
- Książki działają na pannę lepiej - tym razem nie dał się wybić z rytmu. Wypuścił ramiona dziewczyny z dłoni i nonszalancko poprawił garnitur. - A teatr, jak widzę, wprost rewelacyjnie.
Parsknęła w odpowiedzi śmiechem i odsunęła się jeszcze o krok, by wygładzić ubranie.
- Proszę sobie wyobrazić do czego jestem zdolna w filharmonii na przykład. - Odparła żartem Alicja, a po chwili znów spojrzała na Szkota i dodała - Pan zaś okazał się bardzo... tolerancyjnym na takie działania.
- Teraz na pewno będę musiał poddać próbie moją tolerancję w filharmonii
- zwrócił się ku sali. - Panna przodem. Nie wypada, byśmy byli widziani jak wracamy razem.
Dziewczyna rzuciła mu jeszcze jedno przydługie spojrzenie, uśmiechając się lekko pod nosem, po czym skinęła głową i grzecznie ruszyła w kierunku wejścia na salę. Starała się przy tym nie iść ani za wolno, ani za szybko, efektem czego... raz potknęła się o własne nogi. Spojrzałą jeszcze raz na Angusa, tym razem speszona i otworzyła jak najciszej drzwi. Pożegnał ją jego szczery i szeroki uśmiech.
Lorina zdążyła zauważyć jej nieobecność. No i naturalnie nieobecność Angusa. Dlatego widząc córkę samą odetchnęła z ulgą, co zresztą starała się nieudolnie ukryć. Nie robiła na szczęście żadnych scen, pozostawiając to aktorom. Czwarty i przedostatni akt dobiegał powoli końca i wszystko zmierzało ku dobremu. Ukochani wyznali sobie szczerą miłość, a Denko nie miał już głowy byka… byczego przyrodzenia pewnie też nie.
Tak więc i Alicja odetchnęła, choć żar pożądania wciąż jeszcze tlił się delikatnym żarem, który o dziwo przybierał na sile, gdy myślała o pocałunku Angusa. Choć było jej wstyd przed samą sobą, porównując całowanie się z Reginaldem i ze Szkotem, to starszy mężczyzna budził w niej gorętsze skojarzenia. Może dlatego, że wydarzenie to było świeższe, a to związane z młodym sportowcem zdążyło nieco przykurzyć się z powodu braku kontaktu z jego strony? A może jednak bardziej ceniła sobie inteligentne, nieco uszczypliwe dysputy niż pełne pasji, ale jednak mniej dla niej samej rozwijające konwersacje? Z tymi pytaniami w głowie i jeszcze setką innych opuszczała teatr. Na wargach wciąż czuła skradziony pocałunek, w uszach brzmiały jej ostatnie słowa przedstawienia, wypowiedziane ustami Napa zamiast Puka.
- Jeśli was nasze obraziły cienie
Pomyślcie tylko (łatwe przypuszczenie),
Że was sen zmorzył, że wszystko, co było,
Tylko uśpionym we śnie się marzyło.

McIvory pożegnał panią i pannę Liddell pocałunkiem w dłoń i życzeniami dobrej nocy. Will podjechał powozem przed teatr i matka z córką ruszyły do domu po wieczorze pełnym przeżyć.
- Widzę, że już ci lepiej - zagadnęła Lorina. - Bardzo mnie to cieszy.
- Tak, mamo.
- Odpowiedziała automatycznie Alicja, myślami błądząc gdzie indziej. - Pan McIvory... całkiem dobrze wygląda bez tego wąsa, prawda?
- Wygląda… młodziej
- stwierdziła ostrożnie. - Czy lepiej, to już kwestia gustu.
Tego jej córka nie skomentowała. Jedynie uśmiechnęłą się tajemniczo pod nosem.
- Oho, czyli tobie ta zmiana przypadła do gustu - matka zinterpretowała owy uśmiech.
Alicja chwilę wahała się, nie wiedząc jak odpowiedzieć.
- Ja... po prostu jest mi miło, że się stara. Chociaż czasem czuję, że go wykorzystuję z powodu tego zainteresowania... Myślisz, mamo, że on naprawdę mógłby... - zmieszała się - No wiesz, skoro on tak kochał swoją żonę…
- Co mógłby naprawdę?
- spytała. - Musisz mówić trochę jaśniej.
Dziewczyna przygryzła wargę.
- Aaa w sumie to sama nie wiem, chyba za dużo wrażeń. Położę się spać, jak tylko wrócimy. - Próbowała uciec od tematu. Nie wiedziała wszak jakby rodzicielka zareagowała na jej mało dziewicze rozważania.
- No już dobrze, nie będę cię zadręczać rozmową, skoro jesteś taka zmęczona. Faktycznie jest już późno - Lorina wyjrzała za okienko, na ulice rozświetlone gazowymi latarniami. Alicja wkrótce zrobiła to samo. W ciemności Londyn wyglądał tajemniczo i trochę strasznie. Witryny sklepów przypominały pokryte bielmem ślepia łypiące na przechodniów, drzewa wyciągały swe gałęzie jakby chciały kogoś pochwycić, a ogromne grzyby… Chwila, skąd w Londynie ogromne grzyby?

 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 19-05-2018, 20:32   #69
 
Zapatashura's Avatar
 
Reputacja: 1 Zapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputacjęZapatashura ma wspaniałą reputację
XXIX. Przejażdżka



1


Obrazy za oknem nie należały już do miejskiego krajobrazu. To była szalona Kraina Dziwów, gdzie to co powinno być małe było wielkie, a to co małe często bardzo duże. Szczególnie, gdy zjadło się coś nieodpowiedniego. Obraz przed oknem też przestał się zgadzać. Powóz wydawał się przestronniejszy i siedzenia miał wyściełane większa liczbą poduszek. Nawet towarzystwo było inne, bo zamiast matki była ciotka i to w dodatku nie Alicji!
Księżna, ze swym nieodłącznym dwuznacznym uśmieszkiem, siedziała naprzeciwko panny Liddell. W kasztanowe włosy miała wetknięty purpurowy kwiat, a jej ubiór był tak wzorzysty, że aż zabrakło materiału na porządną suknię i ta nie sięgała nawet kolan.
Dziewczyna zamrugała oczami zdezorientowana, próbując sobie przypomnieć kiedy nastąpiła zmiana. Czyżby zasnęła w drodze z teatru do domu? A może już całkiem odeszła od zmysłów?
- Dokąd jedziemy? - zapytała niepewnie.
- Ależ tam, gdzie chciałaś - zdziwiła się Księżna. - Do królowej.
- Och... dziękuję. - Odparła wciąż nieco zdezorientowana Alicja.
- Nie ma za co. To raczej ja powinnam ci dziękować - mrugnęła zalotnie. - Dzięki tobie doznałam najlepszego orgazmu w moim życiu.
Nawet nowo nabyta śmiałość dziewczyny nie była w stanie wytrzymać teraz wzroku Księżnej. Dziewczyna odpowiedziała, patrząc przez okienko powozu.
- To... ja bardzo się cieszę.
- Mhmm… - mruknęła w odpowiedzi starsza kobieta. - Z mojego orgazmu? - droczyła się w swoim stylu.
- Em... owszem. To miłe, że... się przysłużyłam... choć może sama tego nie rozumiem.
- Zatem cieszymy się obie - poszła na kompromis i zmieniła temat. Lubiła drażnić się z Alicją, ale nie robiła tego ze złośliwości. - Co planujesz powiedzieć mojej siostrze?
Teraz blondynka spojrzała na nią. Chwilę milczała, jakby zbierając myśli.
- Prawdę. O zagrożeniu nie tylko ze strony Lalkarza, ale i jego wojsk. I o szansie, jaką da nam obu łączony atak.
- To bardzo zdroworozsądkowe podejście. Skąd pomysł, że zadziała? - zapytała, choć na pozór nie było w tej wątpliwości żadnej logiki.
- Nie wiem czy zadziała, ale... wydaje się najwłaściwszy. Przynajmniej mi. - westchnęła - Ale nie pogardzę dobrą radą w tym temacie…
- Trudno poradzić coś w tym temacie. Może poza tym, żebyś nie traciła głowy - teraz to Księżna wyjrzała za okno. - Królowa jest zawsze bardzo sfrustrowana. Gdyby ktoś mnie pytał, to chyba brakuje jej chłopa - rzuciła lekko, w sposób zupełnie nie przystający arystokratce.
- No cóż... W sumie to ja... też mam podobne wrażenie. - Przyznała Alicja cicho.
- Na to nic nie poradzimy - zaśmiała się, ale szybko spoważniała. - Czerwona Królowa w swoim rozumieniu odniosła zwycięstwo nad Lalkarzem. Nie jestem pewna, czy będzie chętna do ataku. Pewnie będzie oczekiwać jakiegoś aktu bezpośredniej pomocy. Nie zdziw się, jeśli każe ci walczyć z burzowymi chmurami.
- A czy wie, że Wiedźma i Lalkarz prawdopodobnie współpracują?
- Cała Kraina o tym plotkuje, szanowna siostra na pewno o tym też słyszała - stwierdziła bez wahania. - Ale Lalkarza widziałaś tylko ty, w dodatku tego nie pamiętasz. Wiedźmę wygnała moja siostra, więc jeśli już kogoś uznaje za zagrożenie dla swego królestwa, to właśnie ją.
- Postaram się więc podkreślać niebezpieczeństwo, jakie niesie ich współpraca. Dziękuję.
- Za co? Przecież nic nie zrobiłam - rozłożyła ręce w udawanym zdziwieniu.
Alicja podniosła wzrok i uśmiechnęła się ciepło.
- Gdyby wszyscy w moim życiu tak nic-nie-robili na moją korzyść, nie miałabym zbyt wielu zmartwień. - Odparła.
- Skoro tak, to może jeszcze mogłabym nic-nie-zrobić dla ciebie? - zaoferowała, nie wiedząc czemu zaczynając kręcić w powietrzu stopą.
- Już dość zrobiłaś pani. - Odparła Alicja, a po chwili namysłu dodała. - Możesz mi powiedzieć... gdybyś miała wybrać młodego, silnego, chętnego do nauki acz niezbyt imponującego wiedzą mężczyznę lub mężczyznę dojrzałego, który... imponowałby ci w wielu kwestiach i wiedziałabyś, że to ty będziesz się uczyć od niego... kogo byś wybrała?
Na początek kobieta uniosła w odpowiedzi brew, ale szybko uznała, że to nie wystarczające.
- Nie byłaś przypadkiem z nami w jadalni? - przypomniała swój stosunek z siostrzeńcem. - To chyba jasno obrazuje moje preferencje. Czy raczej chodzi ci o to, kogo ty powinnaś wybrać?
Na to pytanie Alicja znów się zmieszała.
- Nie, to raczej... mój wybór. Po prostu... zastanawiam się czemu tak naprawdę to... no, wiązanie się w pary ma służyć? Poza uciechami ciała... jak przy obiedzie. - Zakończyła wbijając wzrok w skraj własnej sukienki.
- Wiązanie w pary to jeszcze inne pytanie - stwierdziła po chwili namysłu Księżna. - Można się wiązać w parę z jednym, a uciech doświadczać z drugim - po swojemu wskazała nieprzyzwoite rozwiązanie.
Na myśl o tym dziewczynie zrobiło się jakoś gorąco.
- Mhmmm. - Odpowiedziała tylko. Chyba nie była gotowa, by kontynuować ten temat z taką osobą jak Księżna.
- Dlaczego wciąż wstydzisz się na mnie spojrzeć? - spytała nieoczekiwanie kobieta.
- W moim świecie... takie myślenie o relacjach z mężczyznami byłoby... byłoby bardzo niemile widziane. Kobieta powinna służyć mężczyźnie, wspierać go, rodzić mu dzieci, a nie czerpać... przyjemność. Twoje poglądy Pani... są więc dla mnie zarazem pociągające i przerażające. - Wyznała Alicja.
- W to, że są pociągające wcale nie wątpię - zgodziła się z uśmiechem. - Ale co cię może w nich przerażać w tym świecie? Kiedy jesteśmy tylko we dwie?
- To, że zmiana mojego myślenia wpłynie również na tamten świat. Poza tym... ja... - Alicja przygryzła wargę i umilkła na chwilę, jakby walcząc ze sobą - Ja chciałabym czegoś więcej niż tylko kochanka. Ja... chciałabym się zakochać.
- Och, Alicjo. Mylisz tyle różnych pojęć - westchnęła kobieta. - Miłość często nie wiąże się z małżeństwem, a czasem nawet nie z preferencjami - wyraziła swoją opinię. - Ona się pojawia. Bywa, że nagle, bywa że z czasem. A kiedy już się pojawi, to nic innego nie będzie miało znaczenia. Nie znaczy to jednak, że trzeba bezczynnie na nią czekać. Do tego czasu można robić coś innego. Chociażby pozwolić sobie trochę inaczej myśleć o świecie - mrugnęła.
Powietrze jakby uszło z płuc blondynki. Dopiero teraz wyszło na jaw, że przez całą wypowiedź Księżnej, dziewczyna aż zaprzestała oddycha, łowiąc z uwagą słowa.
- A co jeśli... gdy się zjawi... ten, którego będzie ona dotyczyć, uzna mnie za niemoralną? Za... brudną?
- Po pierwsze, to musiałby być strasznie nudny w łóżku. Nie wspominając o jadalni - przewróciła oczami. - Po drugie miłość powinna oznaczać akceptację. Bardzo trudno kochać kogoś, kto nie kocha ciebie, a jedynie jakieś wyobrażenie ciebie. A po trzecie, ponieważ świat często bywa nie tak piękny jak bajki, to przecież w swoim świecie nie musisz zachowywać się tak, jak w tym - skończyła wyliczankę. - Tutaj możesz być swobodniejsza. Nikt się nie obrazi… no, może poza Królową.
- Cóż... próbuję. - Odparła dziewczyna, wspominając swoje własne przygody z Gąsienicą, Kapelusznikiem czy braćmi-satyrami.
- I nie podoba ci się to? - spytała, spoglądając blondynce głęboko w oczy.
- Podoba. - Alicja tym razem wytrzymała jej spojrzenie, choć policzki miała wyraźnie zaróżowione. - Ale wiem, że nie jestem w stanie tego oddzielić całkiem. Moja śmiałość tutaj wycieka do tego drugiego świata i... lada moment mogę wpaść przez to w tarapaty. Nawet jeśli to tylko dwa niewinne całusy... no, w miarę niewinne.
- Wielka szkoda… - westchnęła Księżna, zrzucając pantofelek i trącając stopą łydkę Alicji. - Bo chciałam ci zaproponować rozrywkę na urozmaicenie drogi do zamku.
- Co?! - Alicja aż podskoczyła, po czym znów uciekła oczami do swojej sukienki - No... myślę, że to nie jest dobry pomysł. Muszę się skupić na zadaniu... i w ogóle.
- Z tego powozu żadnej krzywdy Lalkarzowi nie wyrządzisz - zauważyła kobieta, nie narzucając się z pieszczotą, ale trzymając stópkę bardzo blisko blondynki. - Tak w ogóle - zaśmiała się cicho. - A na zabawie czas minąłby szybciej - wzruszyła ramionami.
Nagle siedzenie dziewczyny stało się bardzo niewygodne i musiała kilka razy poprawić się na nim.
- Ja... chyba jednak wolałabym dowiedzieć się czegoś więcej o tobie i o Królowej. O waszym dzieciństwie. Chciałabym tym razem z nią nie walczyć, a spróbować... zrozumieć.
Kobieta teatralnie westchnęła, ale zaraz mrugnęła porozumiewawczo okiem.
- Nie zaatakuje cię, po to z tobą jadę - przypomniała. - Ale skoro chcesz o nią wypytać, zgoda. Tak też możemy uprzyjemnić sobie drogę. Pod jednym warunkiem - wyciągnęła palec i uśmiechnęła się lubieżnie. - Za każde twoje pytanie, ja będę mogła zadać swoje.
Alicja zmrużyła oczy. Czuła haczyk, ale nie widziała go, wszak nie miała jakichś wielkich tajemnic, których nie chciałaby zdradzić za wszelka cenę. Przywykła raczej do tego, że niewiele osób interesowało się jej prawdziwymi myślami.
- Dobrze, zgoda. Więc... jaka Królowa była w dzieciństwie?


_________________________________
1 - grafika z książki „The Art of Alice Madness Returns”
 
Zapatashura jest offline  
Stary 20-05-2018, 16:26   #70
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Księżna zmarszczyła brwi, przypominając sobie młodość.
- Była bardzo pewna siebie i wesoła, ale też konfliktowa i lubiła postawić na swoim. A ilekroć coś szło nie po jej myśli, obrażała się, ale równie szybko o wszystkim zapominała. Była też bardzo aktywna, uwielbiała grać w krykieta, czy raczej wygrywać w krykieta. Teraz ma znacznie mniej czasu na takie aktywności, ale w dzieciństwie grałyśmy nieustannie - wymieniała cierpliwie. - Miałyśmy dobry kontakt, ale chyba dlatego, że jako starsza siostra od razu wygrała wyścig do tronu. W przeciwnym przypadku na pewno byłaby cały czas na mnie obrażona - zaśmiała się na tę myśl. - No i była oczkiem w głowie taty. Mała Królowa Serc.
Dziewczyna naprzeciwko słuchała z uwagą. Nie były to co prawda jakieś niewyobrażalne odkrycia na temat Królowej Kier, ale po prawdzie człowiek nigdy nie wie kiedy jaki rodzaj wiedzy mu się przyda.
- Rozumiem... Twoja kolej. - Powiedziała wreszcie.
- Co myślisz o miłości lesbijskiej? - spytała z szerokim uśmiechem.
I oto był ów haczyk, na którym mała rybka, zwana Alicją, zawisła bezradnie. Nie było też sensu się szamotać, skoro sama się na to zgodziła.
- Ja... em... sama nie wiem... raczej... nie pociągają mnie kobiety. - Spojrzała przestraszona na Księżną. - Znaczy, doceniam gdy są piękne, podziwiam i... no i mogę je lubić... ale chyba jednak nie czuję chęci... kochania się z kobietą. To trochę... dziwne.
Rozmówczyni wyglądała na rozczarowaną, ale nie traciła chyba swej nadziei.
- Ja do niedawna też tak myślałam, ale od naszego wspólnego wieczoru z Księciem nie mogę przestać o tym myśleć - jej spojrzenie przesunęło się po kształtach panny Liddell. - Bardzo chętnie bym spróbowała. Chyba lubię łamać takie zakazy - przekręciła się trochę na swoim miejscu. - No, ja się rozgaduję, a pora na twoje pytanie.
Trudno było po takim wyznaniu skupić się na poprzednim wątku.
- A czy... czy Królowa była kiedyś w kimś zakochana? - wydukała wreszcie.
- W sobie, zdecydowanie w sobie - stwierdziła bez wahania. - Z małżonkiem układa jej się… poprawnie, powiedziałabym. Ale to zdecydowanie małżeństwo bez pasji. - Zamyśliła się poważnie, aż w końcu uderzyła się z okrzykiem w udo - wiem! Dawno temu poznała się z panem Lusterkiem. Nic z tego nie wyszło, ale na pewno jej się podobał.
- Jak rozumiem zauroczyło ją to, że pokazywał jej odbicie?
- Nie mogę tego wykluczyć
- skinęła głową. - Był też dość szarmancki.
Alicja skinęła głową na znak, że akceptuje tę odpowiedź. Księżna zastanawiała się chwilę, nad swoim kolejnym pytaniem, a kiedy je zadała było zadziwiająco przyzwoite.
- Straciłaś pamięć, prawda? Umiesz się jeszcze posługiwać swoim mieczem? - wskazała broń Liddellówny.
- W sumie to... nie sprawdzałam. - Przyznała zawstydzona dziewczyna. Tym razem jednak nie z powodu niemoralnych insynuacji, lecz własnej głupoty i lekkomyślności. Że też wcześniej o tym nie pomyślała!
- I tak bez żadnego sparingu chcesz pokonać Lalkarza w pojedynku? To dość… odważne - stwierdziła delikatnie.
- Masz rację. Powinnam poćwiczyć. Jakoś... nie pomyślałam o tym wcześniej. Przepraszam. - Powiedziała Alicja, choć Księżna bynajmniej nie robiła jej wyrzutów.
- Nie przepraszaj, po prostu… uważaj na siebie? Uch, źle to zabrzmiało - pokręciła głową. - Twoja kolej.
Dziewczyna chwilę siedziała w milczeniu.
- Jakie widzisz... słabości Królowej, do której mogłabym się odwołać, by ją nieco... no... zmiękczyć? Chodzi mi raczej o jakieś wzruszenie, a nie agresję. Denerwować potrafię ją zupełnie naturalnie. - Powiedziała i uśmiechnęła się lekko.
- O, to jest bardzo trudne pytanie. Nie wiem, czy znam odpowiedź - przyznała i wydęła wargi w zamyśleniu. - Moja siostra lubi, gdy się jej potakuje, lubi wygrywać. Ale to nie byłoby łatwe, żeby zmanipulować ją tak, by to co ty chcesz uznała za to, czego chce ona. Każdy podarek uzna za coś, co jej się należy, a sentymentu wobec ciebie nie żywi wcale. Mogłabyś spróbować odwołać się do jej matczynej miłości, ale nie wiem czy sugestii zagrożenia jej syna nie uzna po prostu za groźbę i nie każe ściąć ci głowy.
- Uch, to faktycznie ciężkie. Ale... mówisz, że Księcia kocha? Jako matka. Więc jest zdolna do miłości…
- Jest, jest
- pokiwała głową. - Mnie też kocha, na swój sposób. Inaczej nie oddałaby syna pod moją opiekę. - A trochę ciszej dodała - i nie mielibyśmy wtedy tyle zabawy.
- A czy zdarzyło się, by pokochała lub chociaż darzyła większą sympatią kogoś spoza rodziny? Czy ma lub miała jakiegoś przyjaciela bądź przyjaciółkę?
- Alicja trochę zapędziła się w ilości pytań.
- Już wspominałam o panu Lusterku, prawda? - Księżnej nie wydawało się przeszkadzać to, że blondwłosa łamała zasady gry. - Nie miała prawdziwych przyjaciół, tylko potakiwaczy i lizusów. A jeśli ktoś próbował być z nią szczery, to kazała ściąć mu głowę - wzruszyła ramionami. - Oczywiście z tych ścięć nic nie wychodziło, ale jakoś nikt nie chciał próbować ponownie.
- Rozumiem.
- Po raz kolejny tym słowem Alicja dała znać, że uznaje odpowiedź za wyczerpującą i teraz pora na pytanie Księżnej.
- Kiedy ostatni raz się dotykałaś, sprawiałaś sobie przyjemność? - przyszła kolej na intymne pytanie, które arystokratka zadała ze swym charakterystycznym uśmiechem. - I czy cię to zaspokoiło?
- Ja... ja...
- Alicja nie umiała się przemóc, by odpowiedzieć. Pytanie zdawało się zbyt osobiste. Wszak samo przyznanie się, że to robiło stanowiło dla dziewczyny źródło maksymalnego wstydu.
Arystokratka udawała, że tego nie widzi i lekkim tonem sama kontynuowała.
- Ja sama dotykałam się dość często wkrótce po tym, jak pierwszy raz przyłapałam Księcia na pieszczotach z pokojówkami. Mocno działało to na moją wyobraźnię - zamknęła oczy. - Wciąż robi mi się gorąco, gdy sobie to przypominam.
- Ja... ja...
- Alicja walczyłą sama ze sobą, by sprostać zadaniu i wreszcie wydobyć z siebie jakąś sensowną wypowiedź - Ja... ja po tym jak was widziałam... przy stole. - Wyznała wreszcie.
- Ależ Alicjo, mogłaś coś powiedzieć. Książę z przyjemnością by ci pomógł. A ja dalej jestem chętna do pomocy - nie ukrywała swoich fantazji, pozostając bezwstydnie otwarta w swoim flircie. - No i nie powiedziałaś, czy się zaspokoiłaś - zauważyła. - Ale chyba znam odpowiedź.
- Ja... ja... -
znów to samo. Dziewczyna odetchnęła, by z jakąś namiastką godności dokończyć - Nie potrzebuję więcej, niż dostałam. Dziękuję. Muszę skupić się na innych rzeczach.
- Na siedzeniu?
- zaśmiała się krótko. - No dobrze już, dobrze. Nie będę cię dłużej peszyć. Ale mogłabyś się wyzbyć tej pruderii, nie do twarzy ci z nią.
- Obawiam się, że to nie tylko pruderia, ale też moja osobowość. Nie wiem czy chciałabym... czy chciałabym to robić z każdym, nawet jeśli nie obawiałabym się, że ktoś może za to źle mnie osądzić.

Starsza z kobiet skinęła głową.
- I bardzo słusznie. Powinnaś umieć wskazywać granice - powiedziała poważnie. - A ja zaakceptuję to, że mnie za tę granicę nie wpuścisz. Nie mogę przecież dostać wszystkiego co chcę, to by mnie chyba zupełnie rozpuściło.

Powóz zaczął zwalniać, a kruki-woźnice głośno zakrakały.
- No i jesteśmy na miejscu - stwierdziła Księżna.
Alicja nieśmiało chwyciła dłoń kobiety.
- Dziękuję. - Szepnęła tylko i po chwili puściła jej palce, by zająć się wysiadaniem z powozu. Krajobraz za drzwiami był zdominowany przez wielki zamek Królowej Kier. Wyglądał jednak dość… upiornie? A przynajmniej zdawał się zapuszczony. Wszędzie wyrastało jakieś zielsko przypominające winorośla.


Nim panna Liddell zdążyła postawić stopę na ziemi (która wyglądała raczej na błoto), poczuła dłoń na ramieniu.
- Alicjo, obudź się!
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:47.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172