Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 08-12-2017, 09:12   #11
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację
Kerm, CHurmak, Szkuner & Asenat




Wszewład również pracował wiosłem ile sił. Początkowo nie znać było w tym ładu, składu i wdzięku ale położenie w jakim się znaleźli wymuszało przyspieszoną naukę. Odgłosy bitwy nie zachęcały do wychylenia wzroku, wlepionego w ciemne, wilgotne drewno. Rzecz jasna, uwagę Jaksy wziął do serca i ruszał się na tyle dziarsko na ile pozwalało mu obycie ze środkami wodnego przemieszczania się. Czasem tylko rzucił okiem w obie strony, prawdopodobnie zbyt szybko aby móc coś zauważyć.
Cichym pluskom wioseł towarzyszył charkotliwy oddech Niestanki. Dziewka zbladła jak płótno po pańsku bielone, oczy utkwiła w brzegu wysepki i odpychała się urywanymi ruchami kostura.
Cała trójka skupiła się na rzecznych manewrach, wraz z wiślanym prądem czółno agresywnie przedzierało wodę ku małej wysepce, aby jak najszybciej znaleźć się na jej piaszczystym lądzie. Widać sytuacja wymagała pośpiechu, zatem spotkanie z miniaturową plażą było wyjątkowo twarde. Wszewład wylądował zwinnie niczym ryś, ani na chwilę nie tracąc równowagi, natomiast Jaksa boleśnie wyrżnął twarzą w piach. Ale bądź co bądź trafił na brzeg, bo Niestanka miała mniej szczęścia, dziewczyna plusnęła z krzykiem w przybrzeżną wodę, grzęznąc w jej gęstym mule. Mężczyźni mają chwilę aby pod mętną wodą wymacać kobietę i wydrzeć ją z uścisków mokrego piachu. Łódź wywaliła się zaraz przed nimi, odcinając ich grubą warstwą drewna od ewentualnych pocisków.

Brzeg Wisły krwawił, chwilowo juchą napastników. Kiedy Wojmir i jego żołdacy, pomimo chwiejącej się ponad wszystkim mgły, dojrzeli łódź, a na niej trzech nieustraszonych majtków, ryknęli hardo i tarczami ruszyli, przełamując opór naostrzonych włóczni, zakrzywionych haków. Trzech pociętych napastników padło pod ich nogami, a czwarty wycofał się w głąb mrocznej mgły, z której zaraz wyleciało kilka błyskawicznych pocisków. Musieli cofać się, bo runął deszcz ostrych kamieni, widać na stokach wzgórz musiało stać kilku doświadczonych procarzy. Gromami, jak grad o zbrojną piechotę, uderzały o tarcze wycofujących się ku brodowi wojowników. Tylko jeden leżał już sztywny, ten, co mu krew gęsto płynęła z rozciętego uda.
Nagle krzyk z kilkunastu gardzieli przyszedł od strony Pieprzowych Gór. Kiedy Wojacy, pozostawiając na pastwę losu konika i jego towary, próbowali przekroczyć ciężki bród, ślizgając się i wpadając czasem po pachy w rwącą rzekę, z gęstej mgły wyłoniło się już kilku szarżujących zbójów, ciskając w mozolnie wycofujących się żołdaków kamieniami i oszczepami. Rzeź miała miejsce, już jeden, z rozwalonym od ciężkiego kamienia łbem, bezwolnie pomknął z prądem rzeki, ginąc w niej nieuchronnie. Drugi po plecach zebrał oszczepem, a jego ciało beznadziejnie zatrzymało się na kamiennym stopniu, przez co następny z żołdaków wywrócił się, a żądna krwi Wisła porwała go w swoje zimne objęcia.
Ratomir wyciągnął Wojmira, który na chwilę zniknął pod wodą, gubiąc swój toporek. Starzec wziął go pod ochronną tarczę, aby dowódcę nie sięgnęły śmiertelne pociski. Ostatni ocalały żołnierz ukląkł za nimi, chroniąc się za niezwykle małym murkiem z tarcz. Sięgnął po przewieszony na plecach łuk i cisnął cienką strzałą we wrogich miotaczy. Jeden zaskowytał, szczęśliwie dostawszy baty od wojmirowskiego strzelca. Wszyscy znaleźli się na niewielkiej wysepce.
- Ekh, ekh, musimy uciekać, na drugi brzeg! - krzyknął wijący się w piachu Wojmir, kaszląc od zalegającej w płucach wody. Uniósł się i również użyczył swojego puklerza, aby poszerzyć grono tarczowników. Grad pocisków sypał się na nich, ale wyjątkowo niecelnie, burząc wody Wisły, przesypując piasek i czasem stukając o ciężkie, okrągłe tarcze. Żołdacy powoli cofali się ku kolejnej przeprawie przez bród.

Dobicie do brzegu do najfortunniejszych nie należało, no ale upadek na ziemię nie zabija. Zazwyczaj. Ale woda może...
Jaksa miał nadzieję, że Wszewład to obyty chłop i wody się nie boi. Ni niewiast, co się w wodzie taplają.
- Wyciągnij ją - rzucił do Wszewłada, jako że sam postanowił wspomóc uciekających.
Uniósł się na równe, chwycił przytroczoną do się kuszę, a jej cięciwa zawyła, posyłając pierwszy bełt w kierunku stojących na brzegu napastników. Mgła utrudniała celność, ale krew polała się gęsto. Mało brakło, a grot zatrzymałby się w czaszce miotającego kamieniami zbira, gdyż pocisk rozerwał mu lewy policzek.
Zbóje chyba nie pojęli, że naprzeciw nim pracuje potężny samostrzał, nie cofali się, mając zaufanie w swych dozbrojonych torsach.
Kusza tę ma przewagę nad łukiem, że strzelając nie trzeba się zbytnio wychylać. Można nawet leżeć, jakby się odpoczywało po pracy. Problemem jednak było to, że dość powolnie się z takiej machiny strzelało. Musiało więc upłynąć nieco czasu, nim Jaksa ponownie zdołał przygotować broń do strzału.
A wtedy wziął na cel kolejnego zbira, tym razem celując o pół stopy niżej, niż poprzednio.

Czółno w dół poszło, gdy towarzysze wyskoczyli, a ona, zbyt skupiona na własnym oddechu, nie zauważyła. Chlupnęła jak kamień, z głową ją przykryło i łyknęła wiślanej wody, zakrztusiła się. Skąd tu przy brzegu - głębia taka. Tłukła przeraźliwie ramionami, ale miała wrażenie, że coś ją trzyma. Nie daje do brzegu się zbliżyć, i resztki powietrza z płuc wyciska.
Prędzej już Wszewład nadawał się do ratowania czyjegoś życia wraz z własnym, niźli do rzucania się w bój. Jego wewnętrzny głos podpowiadał mu, aby uciekać na drugą stronę, tak jak krzyczał Ratomir, jednak coś go zatrzymało. Zobaczył, jak wzburza się woda i mimo swego niewątpliwie osadzonego w twardej, okrutnej rzeczywistości spojrzenia na życie i śmierć, zwrócił się w stronę Niestanki. Skoczył, chcąc ją wyciągnąć z wody i przenieść w bezpieczne miejsce. Choćby jakieś gęstsze krzaki. Starał się skakać zygzakiem, tak jak wtedy gdy zdarzało mu się unikać strzał, zgodnie z tym co uczyła rodzina, korzystająca z dóbr lasów niezależnie od tego, że mogły one należeć do kogoś, kto sobie tego nie życzył. Oby dziewczyna tylko nie popadła w trwogę, myląc Wszewłada z jakimś zbójem albo, co gorsza, topielcem. Najgorsze obawy Wszewłada szybko się potwierdziły. Dziewka ucapiła go z siłą, jaką trudno było posądzać u takiej chudziny, rozpaczliwie walcząc o każdy kolejny oddech. Palce wbiła mu boleśnie w ramię i wierzgała jak opętana, w rozbryzgach wody migały co chwila rozwarte szeroko, przerażone oczy.

Kłamstwem byłoby stwierdzić, że Wszewłada to nie bolało, jednak przypływ siły kazał o tym na chwilę zapomnieć. Obojętnie jak długa, czy krótka by to była chwila, należało niezwłocznie wyciągnąć dziewczynę na brzeg. Było to o tyle groźne, że tu już nie wchodził w grę bieg i skok zygzakiem. Wszewład czuł, że trzeba się przemieścić jak najdalej od wody a już z pewnością jak najdalej od walki. Gdy udało się wyjść na ląd, zwrócił się ku brodowi prowadzącemu na drugą stronę rzeki i ciągnął wierzgającą dziewczynę, próbując zapanować nad oporem, którego nie oczekiwałby po “istotce”, jaka przed chwilą ciężko dyszała, próbując doprowadzić czółno do brzegu. W tym momencie trzeba było znaleźć najgęstsze krzaki po drodze i skulić się jak najbliżej ziemi. Potem, rzecz jasna, uciekać dalej.

Wszewład doskonale poradził sobie z ratunkiem dla Niestanki. Sparaliżowana strachem dziewczyna za sprawą siły mężczyzny żyje, leżąc twarzą w piasku, a ze zmęczenia trochę i co by latające kamienie nie sięgnęły jej głowy. Murek z dwóch tarcz cofał się do tyłu, mijając wywróconą na brzegu łódź. W chwili obecnej jej ponowne wodowanie może okazać się trudne, zewsząd latają ostre kamienie, czasem strzała wciśnie się pomiędzy tarcze - wielu jest wśród nich miotaczy.
Wojmirowski łucznik posyłał kolejne strzały, a jedna z nich pomknęła celnie, choć utkwiła w ogniwach kolczugi przybrzeżnego oszczepnika. W tym samym czasie Jaksa, cofając się razem z resztą wojowników, ładował swoją kuszę. Już bełt był na miejscu, oparł samostrzał o bark, wymierzył cel i wypuścił pocisk w stronę tego najbliższego, ciężko okutego wojownika. Ostry grot z trzaskiem przeszył jego pierś, a mina pełna triumfu, ufności w swoją żelazną nietykalność, zrzedła momentalnie, a spomiędzy ust wypłynęła gęsta krew, znacząc zbroję szkarłatnymi plamami. Bezwładnie opadł na kolana, osunął się na ziemię bokiem, nieruchomiejąc zupełnie. Reszta zbójców widziała jego śmierć, jęli nieco cofać się do tyłu, mając nadzieję uniknąć podobnego losu w odmętach szarawej mgły. Co za tym idzie - ciągły ogień osłabł, tarcze skutecznie broniły przed lecącymi na oślep pociskami.
Bohaterowie muszą zadecydować nad swoim dalszym losem. Czółno siłą dwóch ramion mogłoby ponownie usadowić się na wodnej tafli i wraz z prądem rzeki, sprawnie omijając wystające z niej kamienne łby, ponieść trójkę z nich na drugi brzeg. Bród również czeka za plecami, zwinny mąż powinien bez trudu poradzić sobie z jego pokonaniem.
- Może by ich jeszcze trochę zniechęcić? - rzucił Jaksa, zabierając się do ponownego ładowania kuszy. - Niestanka? Żyjesz? - Na moment odwrócił wzrok od napastników i spojrzał ku dziewczynie.
Ta zaś akuratnie dała znak życia, prawicę Wszewładowa, dotąd kurczowo trzymaną puściła, podkurczyła kolana pod piersi, kaszlnęła mocno. Szybko ręką wymieszała z mokrym piaskiem ciemną plwocinę, co się z jej ust wysnuła jak nić z wrzeciona.
- Nie - odszepnęła zgryźliwie, usta rękawem ocierając. - Umieram. A ty guza po krzakach szukać chcesz? Zali na zbójców nas kneź posłał, zali na Knurzysko?
Uniosła się lekko na ramieniu, by ocenić, ilu ich zostało i czy kto nie potrzebuje, by mu natychmiast rany poobwiązywać, czy podać tyły można od razu.
- Polezą za nami, ledwo my na drugi brzeg ruszymy - odparł Jaksa. - Ale jeśli jeszcze dwóch, trzech uda się trafić, to zapał stracą.
Przynajmniej miał taką nadzieję.
- A po cóż? Łupy już na tamtym brzegu.
Białym kościstym palcem wskazała pozostawiony wóz.
- Porządny zbójca za dobytkiem idzie, nie by się dać zarżnąć za nic… to woje jak ty biją się dla przyczyn dziwnych. Chyba że to nie porządni zbójcy, a przebierańcy.
Wejrzała koso na Wojmira, ale nie pociągnęła przytyku.
- Kogoś opatrzeć już teraz? Jak nie, to... - Zwróciła się do Wszewłada - Pomóż mi czółno wyciągnąć.
Tuż obok dłubanki właśnie plusnęły w wodę dwie strzały, ale nie wywołało to nijakiej zmiany na bladym obliczu dziewczyny.
- Nie wiadomo, z kim do czynienia mamy - odparł Jaksa. - Dużo ich, jak na porządnych zbójów. Poza tym zbóje na kupców winni napadać, nie na wojaków. - Spojrzał na Wojmira. - Było coś wiele wartego na tym wozie? - spytał.

- A żeby go piorun, cholera wzięła, gęś kopła! - syczał dowódca, zgrzytając zębami w złości - Zdradziecka szuja pójdzie na pieniek! Sam zetnę tego błazna, a Bóg mi świadkiem! - zerknął na Jaksę, myślał chwilę nad odpowiedzią. - Jeno wasze jadło najważniejsze było, mus nam będzie Górzycan uprosić o dodatek na wyprawę. Teraz ruszać się! Póki słabiej ogniem walą, my przejdziem brodem na drugi brzeg. A wy jak chcecie, łódź do was należy! - Łucznik wystrzelił jeszcze strzałę, skupił się i wycelował, dlatego zranił jednego ze zbójów. Ci cofnęli się jeszcze, spokojniej się zrobiło. Krzyki tylko słychać zza mgły, rozkazy i przekleństwa. Trzech mężczyzn ruszyło powoli do tyłu, tarcze trzymając defensywnie.

 

Ostatnio edytowane przez Asenat : 08-12-2017 o 14:16.
Asenat jest offline  
Stary 11-12-2017, 21:16   #12
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Asenat, CHurmak, Szkuner & Kerm

Jaksa, naciągając kuszę, wpatrywał się w mgłę, usiłując wypatrzyć kolejny cel.

Wszewład krasomówcą nie był ale gotów był stanowczo zaprzeczyć temu co mówiła dziewka. Nie po to właśnie ją wyciągnął, żeby znowu biec na skraj wysepki.
Trzeba było dalej wiać ile sił w nogach. Co oni oboje mogli się przydać, on z kawałkiem drewna a ona nietęga, z krótkim oddechem
- Durna! Nie to czółno, tylko chlast na za rzekę! Ej! - syknął dostatecznie głośno aby Niestanka usłyszała, choć nie darł się wniebogłosy i nie był tego pewien. Dalej tkwił przykucnięty za krzakami.
- Ażeby ci potem na łowach nie zbrakło możliwości przejścia rzeki gdzie bądź - odsyczała Niestanka i wejrzała z naleganiem. - Hycnie świnia za rzekę, i tyle ją widzieli…
Uwaga niewątpliwie ubodłaby Wszewłada gdyby wiedział w czym rzecz. Tymczasem porównanie do świni - a znał głownie te dzikie - było czymś zupełnie normalnym. To całkiem zwinne i sprytne zwierzę jest. Tak to już widocznie jest że każdy gada po swojemu, każdy widzi świat inaczej i o nim opowiada - jednakowoż ta dość złożona myśl w owej chwili sprowadzała się do jednego. Czego ta dziewczyna chce? Trzeba się ratować a nie tachać za sobą ciężką łódź.
- Ale teraz z życiem trzeba ujść, nie można łodzi! - przecież nie życzył dziewczynie źle.
W jego oczach widać było wyraz powagi i silnych odczuć, w spokojniejszej chwili możliwych do określenia jako zatroskanie, obecnie był to raczej wyraz zaskoczony I niemal błagalny.
Niestanka zaś serce musiała mieć z kamienia, usta zacisnęła w kreskę cieńsza niż ostrze noża.
- Sięgać myślą trzeba dalej niż chwila. A jak Knurzysko na drugi brzeg przepłynie? A jak wrócim, i zbójcy bród obsadzą, to jak się przeprawim?
Ostatnim argumentem rąbnęła w stronę Wojmira.
- Nie obsadzą psie pyski! Pan miłościwy dowie się, a choćbym i sam z gołębiami miał po niebie szybować! Z kurwy syny, stratuje ich nasz kneź zbrojną kawaleryją!
Obdarzyła go Niestanka, razem z jego zacietrzewieniem, spojrzeniem przeciągłym i nieodgadnionym.
- Jak się strzał strachacie, to dajcie linę. Ja czółno uwiążę, wy z krzów jeno pociągniecie.
A jednak w owej chwili, mimo że wszystko podpowiadało aby uciekać - Wszewład nie był w stanie. Widocznie to, co uczynił ledwie przed krótką chwilą, wystarczyło aby odmienić pogląd na tę sprawę. Coś w środku, dusza, podświadomość albo coś jeszcze innego, podpowiadało mu, że powinien chronić Niestankę przed niebezpieczeństwem. Nie z męskiej potrzeby okazania siły, albo czego innego. Niekiedy w przyrodzie zdarza się, że silniejszy bierze za obowiązek ochronę słabszego, wśród pobratymców bywa tak
w szczególności. Gdyby to Niestanka była silniejsza, jako ta baba na schwał - prawdopodobnie inaczej by się to potoczyło. A tak postanowił rzucić się w przód, zatrzymać dziewczę i wykonać to co sama przed chwilą zamierzała.
- Zostań! Sznur, ja zrobię! - dał znać, oczywiście mając na myśli że sam uwiąże czółno.
- Eeee… dobrze? - zgodziła się kornie, zdziwiona nagłą woltą przekonań, co się zdawały nie do ruszenia. Zębami z zimna szczęknęła, zzuła płaszcz mokrusieńki i na kosturze swoim zawiesiła. Uśmiechnęła się do zmajstrowanego stracha. Wystawić go zamiarowała z krzaków łucznikom na cel, by się mieli czym zaciekawić, a nie gał wyślepiać za Wszewładem ratującym jej łódkę. *


Wszewład wykorzystał osłabiony ogień przeciwników, doskoczył do czółna i tam o jego dziób zaczepił uwiązaną pętlę.
Niestanka niepotrzebnie wywiesiła płaszcz swój na kijaszku, okazał się być niczym tarcza strzelnicza dla wroga. Nie widzący we mgle niczego procarze, którzy dostrzegli ruchomą na badylu “postać”, wiedziała w jakim kierunku ciskać do wroga. Dziewczynie nie w smak było tak siebie i drużynę narażać, szybko zrezygnowała, umykając za bezpieczne tarcze wojowników.
Jaksa wypuścił jeszcze jeden, naładowany wcześniej bełt, który pomknął w odmęty mgły, w niewyraźnie ruchome postacie za jej zasłoną. Nie słychać było żadnego odzewu, widać pocisk chybił celu. Dotarł szybko do Wszewłada i wspólnymi siłami wypchnęli łódź na wodę, bo w spokojnej chwili sznur okazał się zbędną dekoracją. Zbóje widać pochowali się we mgle, również stary konik zniknął z oczu ocalałych.
Trójka bohaterów wskoczyła do czółna, a prąd, minąwszy szeroko rozstawione głazy, popchnął ich do przodu, ku bezpiecznemu brzegowi Wisły. Wojmir i reszta pomknęła przez bród, szybko i sprawnie radząc sobie z jego pokonaniem.
Każdy kto żyw przekroczył już rzekę. Po drugiej stronie Wisły słychać było słabnące okrzyki, zbójecka banda raczej nie kwapiła się do rychłego przekroczenia ciemnej wody. Względnie bezpiecznie odwrócili się, spoglądając w stronę, gdzie według Wojmira znajdowały się Górzyce. Nic natomiast nie było jasne, gdyż trzy kroki w przód i człowiek znajdował się w gęstym lesie, którego wysokie drzewa pochylały swoje gałęzie ku wodom sędziwej rzeki. Za radą wciąż rozjuszonego Wojmira ruszyli za nim krok w krok, nie oglądając się już w tył. Na pytania odpowiadał warkliwie, pospieszając wszystkich do drogi. Nie było sensu na uroczyste święcenie śmierci poległych żołdaków, Wisła wyręczyła ich w tym zadaniu.

Nim mrok na dobre rozgościł się pośrodku lasu, a ciemne, tajemnicze sylwetki nocy zaczęły skakać na krawędzi wzroku, dojrzeli przed sobą nikłe światełka pochodni. Oznaczało to, że znaleźli się w osadzie Górzyce. Otoczone ostrokołem chaty powitały ich ciszą i przejmującym smutkiem. Dwaj strażnicy stojący na palisadzie milczeli, poznając w nikłym płomieniu wąsy wojmirowskie, otwarli lichą bramę, wpuścili drużynę do środka.
Zupełnie jak przedstawiał to kneź, nieregularnie rozsypane domostwa otaczały szerokim kołem okazałą, stojącą na wzniesieniu strażnicę, której solidne, drewniane ściany opierały się o najokazalszy budynek tej prostej wsi. To pewno chata rządcy, sołtysa Wojciecha Plątonogi.
 
Kerm jest offline  
Stary 12-12-2017, 01:48   #13
 
CHurmak's Avatar
 
Reputacja: 1 CHurmak ma wspaniałą reputacjęCHurmak ma wspaniałą reputacjęCHurmak ma wspaniałą reputacjęCHurmak ma wspaniałą reputacjęCHurmak ma wspaniałą reputacjęCHurmak ma wspaniałą reputacjęCHurmak ma wspaniałą reputacjęCHurmak ma wspaniałą reputacjęCHurmak ma wspaniałą reputacjęCHurmak ma wspaniałą reputacjęCHurmak ma wspaniałą reputację
Asenat, Szkuner, Kerm & CHurmak

Wojmir, bywalcem w osadzie będąc, pokazał stojący nieopodal budyneczek, jak każden strzechą przykryty, podobno pusty, dla niespodziewanych gości przeznaczony. Tam wygodnie przenocują, a nim miło rozłożą się na zasłużony odpoczynek, polecił by spotkali się pod sołtysowskimi drzwiami. Podobno starczy wiek nie pozwoli Wojciechowi ich powitać, a warto rządcę powiadomić osobiście o własnym przybyciu.

Dziwna była pustka wokoło. Domy gdzieniegdzie odzywały się światłem płomieni, które nieśmiało błyskały w szczelinach drzwi, w ich dziurawych ścianach. Żywej duszy osadników nie zaznali przybyli podróżnicy, zatęchły strach czuć było w powietrzu. Puszcza okalająca zabudowania królowała nad niknącą w jej potędze osadą, straszyła gęstym szelestem, świstem ponurego wiatru. Mrugała Księżycem, który zbliżając się ku swej pełni, raczył mocno świecić poprzez oklejone mgłą korony dębów, sosen i olch.

Przemoczona i przemarznięta Niestanka może i by się przejęła bardziej zdrowiem rządcy, co zległ i nie wstawał. Gdyby jej własna kondycja nie była tak żałosną. Tedy nie zerwała się chyżo, by biec pomagać. Jak leży to niech poleży, jemu wszak ciepło, a jej nie. Ogień rozpaliła i płaszcz wystrzępiony rozwiesiła, by wysechł. Najchętniej zdjęłaby i mokrą suknię, jeno że odziać się nie miała w co. Czekała, aż na grzbiecie jej doschnie, korzonki dobyte z tobołka żuła i pokasływała raz po raz. Włosy palcyma przeczesała i przysiadła przy ogniu. Wdzięczność czuła, że towarzysze jednak jej czółno poszli zratować. Zawsze to większa szansa, że doma wróci po wszystkim szybciej i sprawniej. Za bardzo się czym wywdzięczyć nie miała, poza wiedzą, nędzną i chuderlawą, ale zawsze to więcej niż nic. Wyciągnęła do młodego kusznika dygocącą lekko dłoń.
- A pokaż no tę mapę, Jakso, zanim pójdziemy.
Przemówiła w pustkę.
Jaksa co prawda z ognia się ucieszył, uznał jednak, że wpierw warto rządcę odwiedzić. Starzy ludzie różne humory miewali, kto wie, jakim człekiem był Wojciech. Mimo iż z nakazu knezia tu byli, mógł im nie pomóc zbytnio, gdyby dotkniętym się poczuł, przez przybyszów zlekceważonym. A tak, może i na poczęstunek by się udało wkręcić. Wszak nie uchodzi gości, co w progu stanęli, chlebem i solą nie powitać. Albo i czym lepszym.

Wszewład chętnie by w owej chwili odetchnął, może nawet padł pyskiem na ziemi, gdyby nie to że tętniące wszelką żywotnością ognisko stałej siedziby całego rzędu dusz ludzkich zdawało się drażnić mnogimi hałasami i zapachami. O zaprószeniu ognia nie pomyślał, ale gdy ognisko rozgorzało, nie omieszkał skorzystać z ciepła. O udaniu się do sołtysa nie pomyślał, nie będąc przywykłym do styczności z władzą. Gdyby jednak oboje towarzyszy doń wyruszyło, Wszewład podążyłby razem z nimi.

Niestanka ręce roztarła, wypluła w garść przeżute korzonki i tobołek swój otworzyła. Podsunęła Wszewładowi świśnięte z kniaziowskiego stołu bażancie udko, a chwilę potem na rozpiętej między kolanami sukni ułożyła broszę w kształcie dzika.
https://i.pinimg.com/736x/2a/2a/29/2...man-brooch.jpg
Powierzchnia ozdoby zdawała się promieniować mdłym światłem, a zielarka przyglądała się jej w zadumaniu.
- A po co ty idziesz na to Knurzysko? - zapytała nagle.
Usłyszawszy zagadnięcie, Wszewład popatrzył to na nią, to gdzieś po bokach. Jego oczy to rozszerzały się, to zwężały. Nie wiedział co powiedzieć. Nie myślał o polowaniu na Knurzysko - jeszcze nie usnuł żadnej kolejności działania. Niewiele o nim wiedział.
Z drugiej strony poczuł ukłucie urażonej dumy. Poprzez dość niewinne i jak najbardziej odpowiednie w owej chwili pytanie, zrozumiał że idzie bo go schwytano i zmuszono do współpracy. Dlatego co chwila wydawał dźwięki chcąc coś powiedzieć. Niezależnie od tego, czy Niestanka nadal chciała go słuchać, czy też zdążyła już odwrócić głowę, z ust Wszewłada padła odpowiedź.
- Ja nie na Knurzysko. Idę bo mus mi znów na wolność.
Prześwidrowała go spojrzeniem ciemnych oczu.
- Aha - skomentowała. - Mus - dodała zgodnie, po czym udko bażancie podsunęła mu, tym razem pod sam nos. - Jedz. Jeść też mus. Żeby żyć.
Dziwnym okazał się Wszewład, skłonnym do zagłębienia się w myślach, niźli do jedzenia które zaspokoić miało pilniejszą potrzebę, po całym dniu, nie mówiąc o wcześniejszych warunkach przebywania w kneziowym lochu. Nie kazał czekać, trudno było wręcz ocenić czy prędzej złapał je palcami, czy zębami. Zjadł wszystko, chciał nawet wyssać szpik choć za dużo go nie było. Oblizał palce. I nagle poczuł drgnięcie, jakby czegoś zabrakło, czegoś groźnego. Nie było drewnianej łygi którą dostał po łapach, ale i tak nauczony kiedy jeszcze jadł ze wspólnego gara, prędko rzucił
-Dziękuję mateczko… panienko - poprawił się szybko.
- Ani pierwsze, ani drugie - odparła i skrzywiła się, jakby jabłko zgniłe ugryzła. Skuliła się na ziemi przy ogniu, bawiła się jeszcze broszą, w lepszym świetle oglądała. - A skoro ciebie wolność, nie łowy ciągnie… to po co żeś do czółna wsiadał. Było tam zostać w szuwarach. Wyleźć, jak się rozwidni, a?
Dziewczyna była zdecydowanie bystra, aż Wszewład począł się zastanawiać, czy rzeczywiście nie należało tak postąpić. Jednak przypomniał sobie, jakie uczucie gnało go w stronę rzeki, niezależnie od tego że było to wspomożone wyraźną namową Niestanki, której nie oparł się i Jaksa, a co dopiero on.
- Zbójcy przecie tam… byli.
Nie rozwarła przymkniętych powiek i zgodziła się łagodnie.
- Ano byli.
Dopiero po chwili, znacznie ciszej dodała.
- Kniaziowi wraży zbóje. Lecz czy tobie? Ha, któż to wie…
Obracaną w palcach broszę schowała nazad za pazuchę, wpięła od spodu za wiązaniem giezła.
- Jaksa może co z Wojmira wyciśnie. Bo nie będzie gadał książecy pomezaniec jak równy ni z tobą, ni ze mną. Rządca tutejszy też nie… ale jutro jak wstanę, z białkami pójdę rozmówić się. Kmiecie co innego gadają, gdy pańskie oko na nich nie spogląda. Za zioła nam spyży nabiorę… tedy zjeść możesz, co tam mam w tobołku. Jeno ognia pilnuj.
Odkaszlnęła kilka razy i zwinęła się jak kot w kłębek. Po chwili już spała, charcząc przy tym przeraźliwie, całkiem jakby nie niewiasta spała, a Knurzysko biegło przez las.

* * *

Wojmir już czekał przed chatą Wojciecha. Zdziwił się nieco, na widok samego tylko Jaksy, a ten postanowił wykorzystać okazję, by zdobyć nieco informacji. Jak się okazało ponownie, nie tylko z przerośniętym dzikiem mieli mieć do czynienia.

Wojmir był daleki od szczerości i zdecydowanie wykręcał się od udzielenia odpowiedzi. Rzucił coś o kiepskiej sytuacji, ale w końcu przyznał, że część napastników była mu znana, że byli niegdysiejsi i, co gorsza, obecni drużynnicy księcia.
Wyjaśniało to fakt, skąd wiedzieli gdzie i w jakiej liczbie zaatakować.
Bunt? Takie słowo nasunęło się na myśl Jaksie, gdy Wojmir w gniewie dorzucił kilka słów o nieznośnym warcholstwie Mirosława, które doprowadzi Sandomierz do rychłego upadku.
O szczegóły Jaksa nie zdążył już wypytać.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 12-12-2017 o 13:15.
CHurmak jest offline  
Stary 18-12-2017, 18:55   #14
 
Szkuner's Avatar
 
Reputacja: 1 Szkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputację
Rozdział II
"Dziadek i babka"




Weź wisielca język suchy,
Krew nieczystą polatuchy
I w miedzianym trzyj moździerzu.
Dodaj wino mszalne z kruchty,
Uczyń napar, wypij świeży,
A świat w słowa twe uwierzy.
Język trupa, kurwy śluz,
A, co powiesz - to już mus.

~ Jacek Kaczmarski ~


Pochmurny dzień minął spokojnie, w zwykłym, wrześniowym tempie. Maciejowa po swojsku darła się z chłopem, dziecka latały na golasa, bo pomiędzy drzewami stareńkiej puszczy trzymało się ciepło, a sołtys - jak sołtys - zwyczajem swoim pijany leżał pod dębem zawalonym, co go piorun przed laty potężny powalił. Dzień był jednak wyjątkowy; to drwale wracają, bo robotę kilkudniową, hardą ukończyli.

I noc miała być inna, szczególna. Mieszkańcy zebrali się pod jej ciemnym nieboskłonem, powoli nadchodząc, każdy z koszem pełnym darów. W milczeniu oczekiwali niezwykłego.
- Puszcza przemawia, to znak, znak, że czas najwyższy! - rzucił do młodziana dziad, ubrany w obszerny, słomiany kapelusz, kiedy to od strony mrocznego lasu poniósł się stłumiony pomruk. Na dźwięk tej nienaturalnej, niepokojącej mowy młody chłopak przełknął ślinę, lecz usłuchał starszego. Podreptał do niewielkiej, drewnianej kapliczki, która wyznaczała granicę pomiędzy lasem, a tą maleńką osadą. Drżącymi rękoma rozpalił kilka małych świec, które oświetliły wnętrze ołtarzyka, usłane zeschniętymi kwiaty, chwastem i garściami owoców. Dary gęsto oblepiały drewniany posążek Chrystusa Króla, którego urąbana głowa zastąpiona została niestarannie wyciosanym z olszyny łbem dzika.

Pomruk unosił się cięższy jeszcze, chłopak trwożliwie wypatrywał czegoś, klucząc wzrokiem pomiędzy starymi konarami. Skarcił dziad młodego i nakazał wrócić do nich, gdzie grupka na wpół uradowanych i na wpół przejętych mruczała również, wtórując śpiewom sędziwej puszczy. Wtem zauważyć już można cienie skaczące pomiędzy liniami drzew, jedne wolniej, inne szybciej. Święci zbawiciele, o święci bogowie! Baby jęły śpiewać coś niewyraźnie, chłopy zdejmowali czapy, wznosząc ramiona ku nocnemu niebu. Bliższe i wyraźne postacie, szczęk łamanych gałęzi, szelest poruszonej ściółki. Będziemy zbawieni, łaska boska!
Coś już idzie, słychać świst! Toporek paskudnie chrupnął, utkwił w czaszce jednej z kobiet, swoją siłą posłał niewiastę w ramiona oniemiałych współplemieńców. W strachu zamilkli.
Jakże to? Przecież nie tak miało być.


Jaksa

Wojmir zapukał raz, dwa razy, potem pięścią trzeci raz uderzył, a kiedy nikt słowem nie odpowiedział, drzwi same uchyliły się, a dziwna trwoga objęła przybyłych gości. Ze szczeliny ziejącej spomiędzy otwartych wrót wyłoniła się ciemność, wzrok tonął w jej odmętach, zniechęcała do jej rychłej penetracji. Odczekawszy moment bezsensownego trwania, dowódca pierwszy przekroczył wydeptany próg, za nim podążył Ratomir wraz z Jaksą.

Wnętrze chaty umykało w nieprzejrzystym mroku. Ciemno było, aż szczypało w oczy. Na końcu tego rozległego pomieszczenia, co zakręcało w prawo za wystającym winklem, którego kontury jaśniały w oczach od tańczącego w nieuchwytnej głębi płomyka świecy, odbijał się pogłos cichutkiego łkania. Wojmir szedł ostrożnie, nawołując cicho rządcę podług jego imienia. Potykał się hałaśliwie o graty, powywracane taborety i inne drewniane czy wiklinowe duperele, które plątały się pod ich nogami. Kiedy dotarli do końca pokoiku, skręcili według jego zakrętu, a tam pomieszczenie zamykało się. Na krzywym, przytulonym do izby krześle siedziała skulona babuleńka, z całych sił starając skupić się na dzierganiu nieposłusznego kawałka materiału. Trzymając go wysoko, słaniała twarz, a starcze dłonie trzęsły się jakby od przejmującego strachu. Ciężko było patrzeć na tę żałosną scenę, mężczyźni stali nad cicho łkającą kobietą, nie wiedząc co mus jest czynić.
- Pani ...sołtysowa - odezwał się niepewnie Wojmir. Delikatnie ujął drżącą dłoń staruszki, przerwał jej nieustanną pracę i bez oporu odsłonił twarz. Zatknięta w żelaznym kaganku świeca rzuciła światło na poharatane głębokimi zmarszczkami lico poczciwej babuleńki, teraz okrutnie ozdobione podbitym okiem oraz zmiażdżoną wargą. Głośniej zapłakała, kuląc się i mamrocząc niezrozumiałe słowa.
- Cóż to się stało na Boga?! Gdzież Wojciech się podziewa, kto narobił takiego bajzlu wokoło?! - rzucał niezgrabnymi pytaniami Wojmir, co nic a nic nie pomagało. Wtem na szczęście przerwał mu Ratomir, bo zaraz ukląkł przy babuleńce, jął szeptać coś do niej, a płacz z wolna opuszczał kobietę.
- O Jezusie słodki tragedia! - zaczęła lamentować żona sołtysowa - Dziadek mój, oj dziadek z łoża wstał, a ja się ucieszyła. Cud to, wszakże cud, cudeńko, wołałam, cud! I jak mnie piąchą zdzielił, oj jak mnie boljało, to tak siedzę tutaj, ojoj bieda straszliwa…
Mężczyźni popatrzyli po sobie, lecz ostatecznie pytające ślepia runęły na Wojmira. Sołtys miał do łóżka być przykuty i z rozkazami czekać.
- Ale jakże to wstał, przeca… Wojciech kaleką jest - po tych słowach dowódcy zapadła cisza, babcia jakby zawiesiła się, myśląc ciężko nad tą niepokojącą sytuacją.


Wszewład i Niestanka

Choć snem chaotycznym i płytkim, posnęli oboje na niewygodnym posłaniu. Ogień ogrzewał ich przemoczone ciała, suszył ubrania, ale i wizją lub jawą nieprzyjemną obdarowywał, niespokojny czas wieszcząc. Bolące głowy, bo pracowity dzień miały, koił odpoczynek wyczekiwany, błogo pomknęli oczy, lecz chyba nie długo to trwało.
Ze snu wyrwał ich tępy huk - łup, łup, łup, - to ktoś mocarnie i trzy razy zapukał do drzwi, w środku nocy, łachmyta cuchnący! Pod oczami piasek jeszcze, ileż to chwil niedługich minęło?


 
Szkuner jest offline  
Stary 15-01-2018, 09:04   #15
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację

Wszewład wstał niepocieszony. Początkowo się nie spieszył, jednak hałas dobijania do drzwi skutecznie go ocucił..
W kilka susów znalazł się przed drzwiami chaty. Wskazywał to na Niestankę, to na drzwi. Dziewczyna, o ile była w ogóle skłonna zwracać na to uwagę, musiała niestety sama zrozumieć znaczenie nieskładnych ruchów ręki. Istotną rolę odgrywać mogła podnoszona do góry broń towarzysza, znajdująca się w tej ręce, której nie używał do porozumiewania się.
Zdało się jej w półprzytomnym stanie między snem a jawą, że u siebie w ziemiance jest, i że ktoś w noc przybieżał, by do niewiasty brzemiennej, co zległa, ją wezwać.
- Juże idę… nie pali się - wymamrotała z zamkniętymi oczami, przytrzymując resztki uciekającego snu. - Jako wlazło, to i wynijść musi…
Otworzyła oczy, zamrugała niepewnie, patrząc na gestykulującego Wszewłada… po czym skinęła mu i do drzwi podeszła.
- A kto tam się tłucze po nocy? - zawołała przez grube drewno.
Odpowiedział jej chłodny wiatr, który cichutko dmuchał poprzez szpary nieskładnie pozbijanych drzwi. Smagał jej twarz i rozchełstaną bluzeczkę, a nasłuchując, nie posłyszała niczego więcej niż tylko pomruk starego Pośwista. Albo za drzwiami ziała pustka, albo nocny gość był wyjątkowo niskiego wzrostu.
- Zaraz, zaraz - zagderała utyskującym tonem, a jednocześnie Wszewładowi posłała zaniepokojone spojrzenie. - Jeno się przyodzieję…
Zamiast za szatki, które mogłyby mizerne a wyschłe jej wdzięki przysłonić, cofnęła się po żagiew z paleniska, przy którym spali. Przyczajonemu Wszewładowi skinęła, polano w prawicy dzierżąc, lewą dłonią rygiel zrzuciła.
Wszewład przygotował się na każdą możliwość rozwoju wypadków. Postanowił pozostać w cieniu, z przygotowaną bronią, by w razie zagrożenia móc obronić Niestankę a i niewątpliwie siebie samego.
Dziewczyna uchyliła drzwi, wrota zaskrzypiały i wpuściły powiew chłodnego powietrza do środka chaty. Przed wejściem zupełnie nikogo, kto mógłby walić w zamknięte deski. Dalej łypały na nich iskry płonących pochodni, co zatknięte nad wpół otwartą bramą, znikały pomiędzy ciemnymi konturami krzywych, nielicznych zabudowań i rozplenionych wokoło zarośli. Na niepewnie skleconych nogach niewysokie strażnice, a na nich pusto. Cisza jak makiem zasiał, z daleka słychać grę świerszcza i co? Jakby płacz, piskliwe kwilenie? Dziecko to chyba, na wprost chatki, niedaleko, gdzieś za bliską palisadą, głos jego daje znać o jakimś niepokojącym wydarzeniu.
 
Asenat jest offline  
Stary 17-01-2018, 12:09   #16
 
CHurmak's Avatar
 
Reputacja: 1 CHurmak ma wspaniałą reputacjęCHurmak ma wspaniałą reputacjęCHurmak ma wspaniałą reputacjęCHurmak ma wspaniałą reputacjęCHurmak ma wspaniałą reputacjęCHurmak ma wspaniałą reputacjęCHurmak ma wspaniałą reputacjęCHurmak ma wspaniałą reputacjęCHurmak ma wspaniałą reputacjęCHurmak ma wspaniałą reputacjęCHurmak ma wspaniałą reputację
Asenat, Szkuner i CHurmak

Wszystkie opowieści o lichach, utopcach i innej czeredzie, co z dziatek zmarłych powstaje Niestance przeze głowę przemknęły. I nad tę samą głowę podniosła żagiew, strzyknęła przez zęby gęstą śliną w noc, dla odpędzenia złego i pomaszerowała w stronę palisady, starając się dosłyszeć, kędy głos idzie, zdecydowana i nie do zatrzymania, już się pięła na strażnicę, by nad ostrokołem okiem rzucić. Pochodnię opuściła, by się oczy przyzwyczaiły do mroku, więcej zobaczą. Może to czarcik mały kwili, może lisy zawodzą po nocy… ale jeśli dziecko iście, samotne i zmarznięte, pomocy płacze?
I kto ich waleniem do drzwi rozbudził, by zbiec zaraz…?
Wszewłada zaniepokoiło, że pomimo mocnego walenia w drzwi, nikt nie pojawił się. Nie czekając na Niestankę wyszedł i tak cicho jak był w stanie, starał się ocenić ewentualne zagrożenie w okolicy. Niestety, osada nie zapewniała takiej możliwości poruszania się niezauważenie, jak las czy też gęste krzewy. Słyszał również płacz, ten odgłos był całkowicie nieznośny i nie pozwalał Wszewładowi skupić się. Wreszcie dojrzał Niestankę na strażnicy i zastanowił się, co też ona mogła tam dojrzeć. Bez dociekań, gwizdów czy okrzyków, podszedł do palisady, chcąc ujrzeć coś przez jakąś szparę, albo przynajmniej lepiej się przysłuchać odgłosom zza niej dobiegającym.
Dalej, pomiędzy drzewami, Niestanka zauważyła ogień pochodni i nieprzerwany, odbijający się lasem głos płaczu maleńkiego dziecka. Ruchome pochodnie powolutku kotłowały się, cienie drgały niespokojnie, a przytłumione głosy kilkoro osób niosły się wraz z krzykiem maleństwa. Nic więcej nie dojrzała, tym bardziej niczego Wszewład nie zauważył, stojąc o piętro niżej. We wsi nadal pustka, nikogo kto mógł w drzwi załomotać.
Jednak Niestanka zdążyła wyrzucić już z pamięci dziwne lomotanie, co ją obudziło. Rzuciła się do drabiny i przeklinajac placzaca się spódnicę, pomknela w dół. Z przedostatniego szczebla zeskoczyła i rzuciła Wszewładowi, by bramę rozwarł, ona biegnie po wsparcie.
I pomknela ku chacie dzierżcy, furkoczac suknią, nagle szybka i sprawna, jakby jej słabości bogi odjely łaskawie.
Wszewład, skoro pozostał przy bramie, miał wątpliwości, czy ją otwierać. Mogło się za nią kryć poważne niebezpieczeństwo. Poza tym jednak, pozostawała ciekawość, a w każdym razie potrzeba zrozumienia tego, co się dzieje. Dlatego Wszewład nie do końca posłuchał się Niestanki. Postanowił zamiast tego tylko nieco uchylić wrót, tak by móc się przez nie prześlizgnąć, ale w razie czego zwinnie odskoczyć z powrotem i zamknąć bramę. Do tego czasu należało jeszcze wytężyć wszystkie zmysły, by rozpoznać, co mogło tu się ukryć.
Po powrocie Niestanki oboje znaleźli się za palisadą. Na lewicy i prawicy pustka ziała, jedynie ziemia porośnięta mchem, co oddzielała mur od sędziwego lasu. Przejmujący niepokój tej mrocznej puszczy smagał ich po twarzach, nie chciało się wchodzić w jej odmęty. Z tej wysokości nie było widać już błyskających świateł, jedynie pogłos tego żałosnego zawodzenia dochodził do ich uszu.
- Tędy - zarządziła Niestanka tonem wodza ruszającego na wojenną wyprawę. Mocniej kij ścisnęła i ruszyła w kierunku, skąd rozlegał się głos.
Wszewład nic nie powiedział, ale wyszedł przed Niestankę, chcąc jednocześnie narobić jak najmniej hałasu, możliwie niezauważenie dokonać rozpoznania pobliskiego obszaru.
 
CHurmak jest offline  
Stary 17-01-2018, 12:37   #17
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Szkuner i Kerm

Chata Wojciecha

Jaksa, widząc, w jakim stanie znajduje się wnętrze izby, o jednym tylko pomyślał - ktoś napadł na sołtysa, zdemolował wszystko, a może i zabił Wojciecha. Słowa Wojciechowej stanowiły dla niego prawdziwe, podwójne zaskoczenie.
- Ozdrowiał nagle, a potem w szał wpadł? Pobił was, Wojciechowo, a potem meble połamał? Tak mu sił przybyło?

- Dziadek ozdrowiał? – babka szeroko otwarła oczy. – A gdzież on, dajcie mnie go tu, cud to, cudeńko! – krzyczała rozradowana, lecz widać twarzy ją rozbolała i na powrót przyszła pamięć minionych wydarzeń. – On mje nigdy nie tknął, on całymi dniami legał, chorował, a ja mu śpiewała co wieczór. Jak gadacie, łamał wszystko, rozrzucał, darł się w niebo głosy, huk był straszliwy, ale ja się w kąt ukryła i szlochała, co robić miała? On dobry chłop, dziadek mój, mówiłam, że te ziółka, one cuchnące, nie dobre dla niego. Ale uparł się staruch! Znajdźcie go młodzianie, oj znajdźcie mi dziadka!
- Jakie ziółka? - zainteresował się Kaspar. - Ktoś dał mu jakichś ziółek, po których Wojciech wstał z łóżka, porozbijał wszystkie meble i waszą głowę? A potem co? Wyszedł z chaty i gdzieś poszedł?
O cudach słyszał. Mnich, co parę razy ich dwór odwiedzić raczył, opowiadał o cudach, które Christos i święci czynili. O ludziach, co z łoża boleści wstali - ślepi, niemi, chromi... Jednak żaden, po owym ozdrowieniu, mebli ni głów nie rozbijał.
- Och gdzieś tu winny być, miał tego cały garnuszek! – krzywym palcem przejechała po ciemnicy, jaka panowała w sołtysowej chacie. - Papka, śmierdziała brzydko, przynieśli ją mu chłopi z czereśniowskiej wsi, jakieś parę dni wstecz. Gadali, że na nogi wstanie jak nowy i dużo szeptali, jam nie słyszała. Głucha żem, a i w chłopskie sprawy nie pcham się nigdy. Oj gdzie poszedł to nie wiem, ale gdzie mógł drogi panie? Przeca on nie chodzi – babka przez chwilę patrzyła na Jaksę nieobecnym wzrokiem. – Wy do dziadka? A śpi pewno, on tylko do tego się nadaje, kocur stary, śmierdzący!
Staruszce w głowie od się starości albo od pobicia poprzewracało... Raz jedno, raz drugie plotła, sprzeczne ze sobą słowa rzucając.
Jaksa na Wojmira spojrzał, jakby się utwierdzając w tym, czy dobrze słyszał.
- Światła by trza skrzesać, bo po tej ciemnicy nic nie widać - powiedział.
Zioła, gdyby się je znalazło, można by Niestance pokazać. A może i Wojciecha by gdzie w kącie znaleźli. A nuż babinie we łbie się poprzewracało, gdy kto obcy wlazł do izby i ją pobił...
Wojmir był widocznie przejęty całą sytuacją. Na słowa Jaksy zareagował skinięciem głowy, chwycił leżący nieopodal kaganek i rozejrzał się wokół siebie. Znalazł wetknięte pomiędzy kanciastymi meblami pochodnie - liche, lecz wyczuwalnie nasączone łatwopalną mazią. Od płomienia świecy podpalił jedną z nich i podał ją chłopakowi. Chciał kolejną wetknąć w prawicę Ratomira, lecz ten zniknął. W chacie, oświetlonej ruchomym płomieniem pochodni, pozostali tylko oni i skulona w kącie babuleńka, która ciekawskim wzrokiem obserwowała poczynania mężczyzn.
Na środku pomieszczenia stał solidny stół. Dwie ławy okalały go, a wokół pełno było gratów, połamanych taboretów, mis drewnianych i wiklinowych koszyków. Na blacie światło odbijała zgnilizna zepsutych jabłek i innych owoców, kolejne kaganki ze świecami do połowy wypalonemi oraz drewniane wiaderko, ze sztywno wetkniętą weń łychą. Pod ścianami niechlujnie pozbijane meble, a na nich kurz, brud i pleśń gryzła się wzajemnie. Teraz dopiero poczuli brzydki zapach tego napotkanego nieporządku. W kącie łoże można było dojrzeć, a na nim w nieładzie pozwijane koce. Leżącego dziadka brak, chyba, że gdzieś pomiędzy tą stertą zbędnych rupieci.
- Jeśli babka prawdę gada - odezwał się Wojmir - trzeba będzie na mapę zerknąć i samemu plan przygotować.
- Do owej czereśniowskiej wsi się dostać i rozpytać, kto ziołami częstował i kto je uwarzył, czy pominiemy milczeniem owo cudowne zdarzenie i zaczniemy na Knurzysko polować? - spytał Jaksa. - Mam tylko nadzieję, że te sprawy się ze sobą nie wiążą - dodał.
Sama myśl, że ktoś mógł podać jakiemuś wieprzkowi zioła, które z Wojciecha uczyniły bezumnego osiłka, zdecydowanie go niepokoiła.
W środek rozmowy, przez uchylone drzwi wpadła zdyszana Niestanka. Widać z przejęcia lub ze strachu jęła paplać coś o płaczącym dziecku, harmidrem za palisadą i leśnymi pochodniami. Nim mężczyźni zdołali zapytać o cokolwiek, dziewczyna z hukiem wyleciała z chaty.
- Nic z tego nie rozumiem, a poleć Jakso za nią, bo dziewka ambarasu jeszcze większego narobi - powiedział Wojmir po chwili ciszy. - zostanę tu i przeszukam chałupę.
- Zobaczę - obiecał Jaksa. Zapalił kolejną pochodnię, po czym ruszył na poszukiwania Niestanki, tudzież źródła jej niepokoju.
 
Kerm jest offline  
Stary 22-01-2018, 22:28   #18
 
Szkuner's Avatar
 
Reputacja: 1 Szkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputacjęSzkuner ma wspaniałą reputację
Niestanka i Wszewład

Wybrali drogę szlachetnego czynu, który wpędził ich w palczaste krzaki, co gęsto oblepiały drzewa tej sędziwej puszczy. Jak dobrze, że żadne z nich nie cechowało się wzrostem ani masą rosłego kowala, a las był im domem od dziecka, bo wiedzieli gdzie kroki stawiać, czego chwycić się i na czym wzrok zatrzymać, aby cichcem przedrzeć się na wprost, ku łunie niestabilnych ogników, co tańcowały coraz to bliżej. Widać postacie stały w miejscu już jakiś czas, bo i krzyk małego dziecka wzmagał się w uszach, a był wyjątkowo nieprzyjemny.

Dotarli więc, na się uwagi nie zwracając, do granicy krzaczastego królestwa, aby stanąć przed ubitą, malutką polaną, wolną od mrocznego drzewostanu. Księżyc bez trudu oświetlał ten naturalnie wyżłobiony okrąg. Na drugim końcu tej polanki, przy małej, drewnianej kapliczce, stało kilkoro mężczyzn. Może czterech, a może pięciu, gdzie dwóch dzierżyła włócznie, a na trzecim szlajały się jakieś przydługawe szmaty. Kolejny, zwyczajnie na kmiecia wyglądający, odwinął z kocyka dziecinę, której biel ciałka odbijała księżycowe promienie. Złapał niemowlę brutalnie za nogę i przyparł nim do drewnianej kaplicy. W drugiej dzierżył młotek i w takiej pozie zastygł, pytającym wzrokiem oblepiając stojącego przy nim, brodatego mężczyznę w szatach.
- I ło tak mam przybić, gwoździem? - zapytał niepewnie kmieć.
- Jak ci wygodniej durniu, możesz i od rączki zacząć - odpowiedział brodaty, widocznie zniecierpliwiony przedłużającą się sytuacją.
Tamten zaczął jakoś przymierzać dziecko, to górą, to dołem, wybierając dogodne miejsce na kaplicy.
- Jednym tylko, czy iloma, he? Powiedz wielebny, bo może spadnie do rana, czy cuś, i dupa bedzie z błogosławieństw.
- Na rany Chrystusa, bij i ze cztery, byleby noc całą krwawić mogło! - krzyczał podenerwowany kapłan - Gadałem, że było starsze, lepsze porwać, mówiłem, żeby córkę od rybaków zabrać, ta nawet gadać nie potrafi. To nie, bo małe łatwiej będzie!
- Łodchendoż się klecho! - warknął kmieć i wbił gwóźdź w lewą dłoń dziecięcia. Paskudny płacz poniósł się pomiędzy drzewa, zasiał trwogę w sercach obserwujących.

Jaksa

Wyleciał z chaty i dotarł pod drewnianą, uchyloną bramę. Wokoło żywej duszy, zabrakło nawet warty na strażnicach. Dziwna to sytuacja, a na dodatek słychać cichutko płacz. Dziecięcia pewnie, tam gdzieś, na wprost chyba. Nie wiedział, gdzie zniknęli Wszewład z Niestanką, stał bezradny na miękkim mchu, który jakby naturalnym swoim pasem oddzielał mroczne drzewa od palów zbitych w trwałą konstrukcję palisady. Chciał nasłuchiwać, lecz niczego lepszego nie dosłyszał, lecz kiedy już podjąć miał jakąś decyzję, przeciągłe kwilenie zmieniło barwę - teraz rozpaczliwy krzyk wyraźnie bił spomiędzy drzew. Niczym skowyt czegoś nieludzkiego, co strachem napawał nawet mężnego wojownika.
 
Szkuner jest offline  
Stary 24-01-2018, 14:09   #19
 
CHurmak's Avatar
 
Reputacja: 1 CHurmak ma wspaniałą reputacjęCHurmak ma wspaniałą reputacjęCHurmak ma wspaniałą reputacjęCHurmak ma wspaniałą reputacjęCHurmak ma wspaniałą reputacjęCHurmak ma wspaniałą reputacjęCHurmak ma wspaniałą reputacjęCHurmak ma wspaniałą reputacjęCHurmak ma wspaniałą reputacjęCHurmak ma wspaniałą reputacjęCHurmak ma wspaniałą reputację
Wszewład był na wpół dzikim człowiekiem, ale to nie oznaczało, że miałby być pozbawiony wrażliwości. Obraz, którego był świadkiem, nie mógł nim nie wstrząsnąć. Trzeba było jakoś wyrwać ten młotek, zrobić coś - może zabrać dziecko? Raczej to niemożliwe. Ponadto, zazwyczaj unikał kłopotów. Las widział niejedno, ale to co było dla Wszewłada niezrozumiałe, zawsze był w stanie ominąć. Ale teraz to nie było możliwe. Cokolwiek by teraz zrobił, czy podjąłby działanie, czy tylko by się przyglądał, na ową chwilę musiał pozostać w cieniu. Może dla jakiegoś chwilowego odwrócenia uwagi tych okrutnych ludzi, dałoby się rzucić kamieniem? Wywołać jakiś hałas dla niepoznaki? Znaleźć coś na tyle lekkiego by mogło polecieć ponad głowami, ale na tyle ciężkiego by narobić hałasu po drugiej stronie? Targały nim wątpliwości, a nawet strach, ale był pewien, że musi tak zrobić, choćby po to by wszystko nie skończyło się od razu.
Jeśli coś znajdzie, zrobi to - tak wtedy myślał. Z Niestanką nijak się nie naradzał, nie przyszło mu do głowy, że można wspólnie zadziałać.
 
CHurmak jest offline  
Stary 24-01-2018, 14:42   #20
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Cicho wszędzie, ciemno wszędzie... i pusto też.
Jaksa rozglądał się dokoła, usiłując wypatrzeć choćby ślad, jaki zostawiliby Niestanka czy Wszewład. Opuścił nawet pochodnię, by oświetlić ziemię, lecz oględziny nic nie dały. Niestanka i Wszewład rozpłynęli się w mrokach nocy.
- Niestanka? Wszewład? - Krzyk to nie był, ale gdyby tamta dwójka znajdowała się niezbyt daleko, z pewnością zdołałaby go usłyszeć.

Już się odwrócił, by wrócić do chaty Wojciecha, gdy nagle do jego uszu dotarł rozpaczliwy krzyk.
Dziecko... lub jakieś leśne licho, dziecko udające.
Rozsądek nakazywał wrócić do chaty, zawrzeć odrzwia i zatkać uszy, byle doczekać do rana, ale żaden z krewnych Jaksy, bliższych czy dalszych, do najrozsądniejszych nie należał. A pod tym względem Jaksa niezbyt się wyrodził. Wszak gdyby było inaczej, czy ruszyłby na szalone Knurzysko?

Jaksa kuszę opatrzył, sprawdził, czy topór łatwo wyciągnąć, po czym pochodnią sobie przyświecając ruszył w stronę, skąd krzyk dobiegł. Wszak każdy wiedział, iż złe stwory i ognia, i żelaza się boją.

 
Kerm jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:16.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172