Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 07-01-2018, 17:33   #11
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację

Frank podążył wzrokiem za spojrzeniem Richarda i roześmiał się tak rubasznie, że przez krótką chwilę skupił na sobie spojrzenia gości restauracji. Wzniósł palec dając znać, by zaczekali i podniósł się po niedokończone jedzenie, szklankę coli oraz kurtkę. Zamoczył zimną już frytkę w ketchupie, a następnie wskazał nią na wystraszoną, oświetloną na wszelkie sposoby kobietę. Czerwona, gęsta kropla pacnęła cicho o stolik, lecz Cross nie zwrócił na to najmniejszej uwagi.

- To jest Adela Walker. Pani Tesla. Bardzo sympatyczna, troskliwa kobiecina. Jest właścicielką elektrowni wodnej przy wodospadzie Wahkan... to znaczy na zachód od miasta. Biedaczka cierpi na ostry przypadek nyktofobii.

Przeniósł ziemniaczany wskaźnik na właściciela potworka, lecz Alex wiedziała, że to nie wszystko. Było coś, czego właściciel "Bliżej Natury" nie mówił o kobiecie.

- Wilhelm MacNab i Zgrzyt, nasz zegarmistrz z psem. Ma swój zakład niedaleko. Jeśli chcielibyście skorzystać, to wystarczy wyjść i przy "Loli" skręcić w Złotą. "Watchex" jest naprzeciw posterunku. Sprawdzajcie swoje zegarki, bo te ustrojstwa lubią się psuć, a taniej naprawić niż kupować nowy - ostrzegł ich i wsunął trzymaną, wyginającą się pałeczkę do ust, by po pociągnięciu łyka ciemnego napoju sięgnąć po kolejną.

- Tamten facet, z którym siedzi Wódz to John Isleman, zawodowy sąsiad MacNaba. Prowadzi sklep wielobranżowy na skrzyżowaniu Złotej i Zachodniej. No i mój sąsiad.

Miękki wskaźnik zatrzymał się na milczącym Indianinie.

- Wódz nie mieszka w Lake Hills tylko w obozie, gdzieś w połowie drogi między miastem a Canoe Lake przy przewężeniu pomiędzy torami kolejowymi a D01. Czasem widać jego ognisko i słychać śpiewy, ale spokojnie, nie są głośne z tej odległości. To mało kłopotliwa osoba, nie będzie sprawiał problemów. Nigdy w nocy nie wyszedł z obozu. Ci dwaj staruszkowie za mną to Płonące Bydlaki.



Nagle mężczyźni zwrócili się ku nim słysząc znajomą im nazwę. Pierwszy, jeszcze przed chwilą siedzący tyłem miał długie, siwe włosy i wąsy w końską podkowę. Był szczuplejszy od swego wychylającego się towarzysza. Ten z kolei włosy miał podobnej długości oraz barwy, lecz pozbawiony był chusty obszytej skórzanym pasem w dolnej jej części. Posiadał za to długą, zaplecioną w dwa warkoczyki brodę.

Podstarzali rockmani jak na komendę wywalili jęzory, wznieśli w górę dwie dłonie z wyprostowanymi palcami małym oraz wskazującym i zagrowlowali. Następnie odwrócili się do siebie ponownie przy akompaniamencie głośnego śmiechu.

- Wąsaty to Brian Anderson, brodaty - Bruce Burton. Jedni z pacjentów Larch Peak Lodge, ale całkowicie niegroźni. W latach 80. dawali wspaniałe koncerty w swojej Arenie. Jakbyście chcieli zobaczyć to miejsce, to 319 na południe i odbijcie w C20. Piękne czasy. Sam chadzałem na ich koncerty, a zjeżdżało się pełno ludzi nie tylko z Larch Hills. Ich pokazy pirotechniczne były cholernie widowiskowe, a oni sami grali w płonących kombinezonach. To było coś. Ich kapela powstała... Hmmm... Bydlaki! Kiedy zaczęliście muzykować?

Brian ponownie obrócił się w ich stronę i odparł bez wahania.
- To była piękna jesień. Wrzesień 1979, tego się nie zapomin...

- Co ty pieprzysz! Śniegu było po czapkę! Zaczęliśmy w styczniu 1980!

- Nie mów, że pieprzę!

- Bo pieprzysz! Nie pamiętasz jak się wygrzmociłeś na lodzie?

- Ja? To ty i to było w '82. Nie pamiętasz jak wyrżnąłeś brodatą mordą w pień, bo nie zauważyłeś korzenia przykrytego liśćmi?

- Ja? To twój wąsaty ryj wyrżnął w drzewo i to było w '76.

Anderson opadł ponownie na siedzenie. Kłótnia rozgorzała w najlepsze, zaś Frank podrapał się po lewej brwi.

- No, w każdym razie coś koło tego. Grali dziesięć lat. Kiedyś miałem wszystkie ich płyty, ale okazało się, że są jedynymi egzemplarzami w Lake Hills i oddałem je do muzeum. Kawał pięknej historii. Upierają się, że są bliźniakami - roześmiał się ponownie Cross.

- Pat Haldridge to drwal. Jeden z nielicznych w naszej społeczności. Większość woli pracować w Carbon Hills. Praca ciężka, pod ziemią przy wydobywaniu węgla, ale lepiej płatna. No i nasza urocza Dawn Carter. Zdaję sobie sprawę z tego, że mogą wyglądać nieco dziwnie, ale każdy tu zyskuje przy bliższym poznaniu. Nawet MacNab - dodał nieco ciszej.

Najwyraźniej postanowił to udowodnić, gdyż zwrócił się w kierunku zegarmistrza.

- Jak mija dzień, panie Wilhelmie?

MacNab skierował głowę na niego bardzo powoli z miną tak posępną, że wpędziłaby w depresję dementora z Harry'ego Pottera.
- Wszyscy umrzemy. I dobrze.

Wrócił do kawy, a Frank przez chwilę trwał w niezmienionej pozycji. Alex widziała, że nie do końca wiedział jak wybrnąć, więc chwycił kilka frytek, by zająć usta przeżuwaniem.

- Włącz kokoska! - wydarł się Brian.

- W dupie mam twojego kokoska! Nienawidzę tej piosenki!

- Ale ja ją lubię!

Właściciel "Bliżej Natury" pociągnął colę ze szklanki, zaś Dawn sięgnęła pod ladę. Z głośników popłynęła nowa muzyka...


... z głosami Płonących Bydlaków. Obaj zamilkli na dłuższą chwilę. Ciszę przerwał Bruce.

- Patrz, niby taka młoda, a jak się na muzyce zna!

- Ano. To co mówią o dzisiejszej młodzieży jest przesadzone.

Frank nie skomentował.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.

Ostatnio edytowane przez Alaron Elessedil : 07-01-2018 o 17:56.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 08-01-2018, 21:10   #12
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
Alex miała na celu zbadanie reakcji Richarda, a ta najwyraźniej jej się spodobała. Uśmiechnęła się szerzej, wyraźnie z siebie zadowolona. Jakby ktoś jej nie znał, mógłby nawet pomyśleć, że jest dumna ze swoich udanych manipulacji i wręcz się nimi szczyci. Jej postawa była na tyle pewna siebie, że potrafiła momentami przytłoczyć, jednak w ostatecznym rozrachunku, była osobą ciepłą i przyjazną. Mimo wszystko dla niektórych mogła robić wrażenie fałszywej i wrednej, tak jakby kolor włosów do czegoś miał zobowiązywać.

- W sumie pomysł niegłupi. - stwierdziła kobieta wyjmując smartphone'a i kładąc go na blat stołu - Oj no naprawdę, jak przyjemnie być tą leniwą stroną znajomości... - zamruczała z satysfakcją zbliżając nos do parującej kawy, aby ocenić jej aromat, po czym zaczęła dyktować numer. Nie spieszyła się, aby chłopak zdążył, w końcu nie chciała zaniżać jego poczucia własnej wartości będąc wredną, rudą małpą i dyktując szybciej niż ten byłby w stanie sięgnąć po telefon. Nie, chciała być miła i taka też była.
- Puścisz sygnał? - niby spytała, ale dała do zrozumienia, że to sugestia w trybie rozkazującym. Ze względu na uroczy i kokieteryjny ton głosu poetki, brzmiało to jednak na tyle łagodnie, że nie odpychało swoją bezpośredniością.

Kiedy Frank podszedł do nich, postawa Alex była wyprostowana. Przechyliła lekko łepek i spojrzała wymownie na mężczyznę, jakby chciała go opierdolić spojrzeniem za jego zachowanie. W jej spojrzeniu było coś, co sprawiało, że wydawała się być ponad każdym i trzeba jej się tłumaczyć, całować po rękach a następnie przepraszać.

- Cóż za przyjemna niespodzianka - słowa panny Greanleaf nie pasowały do jej poprzedniego spojrzenia, a pojawiający się na twarzy uśmiech wręcz przeczył, jakoby próbowała kogokolwiek zdominować i wcisnąć pod buta. - Kawę zamówiłam dla pana - podsunęła filiżankę z parującym, czarnym płynem w okolicę zimnych frytek, nie ustępując wzrokiem twarzy Franka i jego reakcji. - Alex Greanleaf.
Richard ujął istotę sprawy na tyle konkretnie, że kobieta nie miała już nic do dodania. Wyjaśnienie ich obecności tutaj było wystarczające.


Obserwowała uważnie próbę, jakiej podjął się Frank, aby przedstawić im zbiorowisko świrów jako normalną społeczność żyjącą w symbiozie i zgodzie z naturą oraz otoczeniem ludzkim. Byłaby nieuprzejma, gdyby stwierdziła na głos, że zdecydowanie mu się to nie udało, ale zmieszanie na twarzy mężczyzny oraz lekka konsternacja wystarczyły jej zdecydowanie i choć nie planowała go zawstydzać, nie potrafiła powstrzymać się od niektórych, kąśliwych komentarzy.

Zaczęło się od nietypowej pani, która zdawała się cierpieć na paranoję, albo stek innych dolegliwości.
- Nyktofobia? - zaciekawiła się rudowłosa unosząc brwi - Tylko tyle? Wygląda, jakby takich fobii miała cały zestaw - Alex nie zdążyła ugryźć się w język - Trauma powodująca ten stan jest świeża, stąd? - zaciekawiła się schodząc z tonu, aby zabrzmieć bardziej troskliwie niż złośliwie.

Nie do każdej osoby dała komentarz, choć każda z nich niemal się o niego prosiła. Z ledwością udało jej się powstrzymać, aby nie wyjść na złośliwą jędzę, dlatego dalsze przedstawianie puściła mimo uszu. Nawet już przemilczała zachowanie brodatych rockmanów, którzy nie przypadli jej do gustu. Byli zbyt głośni i krzykliwi, a ona dostawała czasami migreny od hałasów. Potrzebowała środowiska bardziej stonowanego.

Najbardziej poetce podobała się jednak wymiana zdań Franka z zegarmistrzem. Aż pokiwała głową z uznaniem, słysząc w odpowiedzi:
- Wszyscy umrzemy. I dobrze.

- Optymista - rzuciła z sarkazmem rudowłosa, kiwając głową i patrząc po minach Franka i Richarda - Lubię takich.

- Będziemy się zbierać?
- spytała z czystej ciekawości, dbając o to by nie zapomnieć żadnej ze swoich rzeczy. Po tej nieudanej próbie sądziła, że Frank będzie wolał szybko się stąd wyrwać.
 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline  
Stary 08-01-2018, 23:39   #13
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację
... a ona wpatrywała się w niego. Odnotowywała wszystkie dostrzegalne szczegóły. I czuła wyrastający ze strachu wkurw. Oparła się plecami o drzwi do kibla i raptownie, odruchowo włączyła latarkę podarowaną ją przez dziwaczną staruszkę.
Omiotła promieniem wokół siebie i skierowała go wprost na zamarłego kolesia.

Mężczyzna krzyknął boleśnie zasłaniając oczy przedramieniem. Cofnął się o dwa kroki i spod ręki usiłował spojrzeć w kierunku źródła blasku.

- Co pani, do cholery, wyczynia?! Po za tym... to męska toaleta! - powiedział podniesionym z oburzenia głosem.

Dopiero w teraz, gdy nierzeczywista scena oddaliła się dostrzegła szczegóły takie jak brunatna, ocieplana kurtka z futrzanym kołnierzem oraz czapka z daszkiem czerwona z przodu, granatowa z tyłu. Zza osłony wychylała się nieśmiało zbyt gładko ogolona twarz. Liczne czerwone punkty świadczyły o zacięciach.

- Człowieku co Ty do kurwy nędzy robisz w tych ciemnicach?! – warknęła kontratakując – Szukam damskiego kibla, ale przez ten pieprzony brak cywilizacji na tym zadupiu wlazłam tutaj. Pan jest Frank Cross? Skoro już jestem w męskiej bardasze to może się to na co i przyda. Więc jak? Jesteś Cross czy nie? – Felicia uniosła ponowie snop dopiero co opuszczonego nieco światła.
 
corax jest offline  
Stary 11-01-2018, 16:42   #14
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Nieznajomy powoli opuścił zasłonę ręki sprawdzając ostrożnie czy nie zostanie ponownie oślepiony tuż po tym jak snop światła ześlizgnął się niżej. Wyłoniły się zza niej krzaczaste brwi usytuowane nad dużymi, ciemnymi oczami oraz wydatnym, orlim nosem. Krzyknął ponownie, gdy światło latarki padło na jego twarz i cofnął się zasłaniając ręką.

- Bo z wielkich miast to tacy inteligentni, że nawet nie wiedzą co się w kiblu przy umywalce robi. Frank, miastowa do ciebie, sraj szybciej!

Przepchnął się obok Felicii, a po chwili zamknęły się za nim drzwi. Mrugająca jarzeniówka utrudniała nieco dostrzeżenie szczegółów pomieszczenia co chwila tonącego w ciemności i rozświetlanego przytłumionym blaskiem, lecz nie na tyle, by nie zdołała dostrzec, iż dalsza kabina była otwarta. Bliższa natomiast niedomknięta. Zwykle ludzie nie załatwiali takich spraw przy otwartych drzwiach, lecz to miasteczko nie wydawało się być normalne.

Kiedy podeszła i nie było żadnego odzewu zobaczyła, iż kabina jest pusta. W toalecie nie było nikogo poza nią, a już na pewno nie było tam właściciela "Bliżej Natury". Pchnęła drzwi wyjściowe.

Nagle za jej plecami rozległo się ciche kliknięcie.

Odwróciła się, lecz dostrzegła tam nic niezwykłego. Ot łazienka, jaką widziała przed chwilą. Czyżby jej się przesłyszało? Nie mogąc zlokalizować źródła dźwięku postąpiła krok do przodu. Z gwałtownością uderzenia w potylicę przyszło olśnienie. Kabina, do której zaglądała kilka chwil wcześniej była zamknięta, choć pozostawiła ją otwartą.
Drzwi do męskiej toalety zamknęły się automatycznie, gdy wyszła na korytarz.


Ostatnia, zapewne już zimna frytka obiadu zniknęła z talerza. W opróżnionej szklance zagrzechotał lód.
Frank spróbował ofiarowaną kawę, odstawił ją i z cukiernicy nabrał czubatą łyżeczkę cukru. Potem drugą, trzecią, czwartą i piątą. Zakończył dopiero na szóstej. Mieszana kawa wyglądała jak czarny ocean, którego piaszczyste dno postanowiono z niewyjaśnionych powodów poruszyć aż do samej skały macierzystej.

- Może rzeczywiście tak wygląda... - spróbował napój i dosłodził jeszcze pół łyżeczki.

- ... ale to tylko i aż nyktofobia. Doktor Brown już wielokrotnie oferował jej pomoc, lecz za każdym razem ją odrzucała. Ostatnio jednak nieco się pogorszyło i nie chce nawet o nim słyszeć. Prawdę mówiąc wcale się jej nie dziwię. Gdyby mnie codziennie wysyłano do lekarza, choćby i w najlepszej wierze, to też by mnie szlag trafił.

Za jednym pociągnięciem zniknęła niemal połowa kawy. Alex widziała współczujące spojrzenie Franka spoczywające na oświetlonej wariatce. Richard natomiast dostrzegł kolejnego mieszkańca Lake Hills już wtedy, gdy był tylko poruszeniem w korytarzu wiodącym do toalet. Był wyraźnie poirytowany i zdecydowanym, marszowym krokiem przeszedł przez restaurację, po czym wyszedł.

- Biedaczka omija nawet cienie, jeśli tylko jest w stanie. Każdy dzień może być koszmarem, jeśli nie jest wystarczająco dobrze oświetlony. Nie wspominając o nocy. Śpi przy pełnym świetle. Nie wiem jak ona to wytrzymuje. W końcu to trwa od... - odchrząknął.

- ... kilku lat.

Nie to chciał powiedzieć. Greanleaf była tego bardziej niż pewna. Cross sięgnął do kieszeni zgarniętej z poprzedniego miejsca kurtki.

- Widzę pewien problem. Was jest dwoje, a ja mam wynajęte trzy domki.

Położył na stole trzy pojedyncze klucze z breloczkami ponumerowanymi 7, 8, 9. Odpowiedź przyszła szybko, gdy starszy mężczyzna podążył za spojrzeniem Richarda, który dostrzegł wychodzącą z toalet jasnowłosą, wytatuowaną dziewczynę.


Ledwie opuściła zacieniony korytarza, a już mocne światło lampek czołowych przysunęło się do niej razem z ich nie do końca normalną ich posiadaczką.

- Jak to dobrze, dziecko. Jak to dobrze, że nic ci nie jest!

Kobieta niemal uścisnęła Felicię z doskonale zauważalnej ulgi. Odebrała latarkę, a dziewczyna ponownie poczuła na sobie spojrzenia. Tym razem nie pochodziły one od wszystkich na sali, ale z jednego, konkretnego stolika.

Znajdowała się przy nim rudowłosa dziewczyna oraz chłopak, którzy tak jak ona byli przyjezdnymi. Siedział z nimi starszy z siwą brodą. Obszernym, zagarniającym ruchem ręki z szerokim uśmiechem zawołał zaprosił Felicię, po czym wzniósł wysoko klucz z breloczkiem.
Frank Cross, zapewne.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.

Ostatnio edytowane przez Alaron Elessedil : 11-01-2018 o 16:49.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 11-01-2018, 19:10   #15
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
~ Kilku lat - powtórzyła w myślach Greanleaf, a na jej twarzy wykwitł lekki uśmiech zrozumienia. Nie miała zamiaru się sprzeczać ani drwić, po prostu tym razem darowała to sobie. Miała własne myśli na ten temat i własną opinię, póki co jednak nie miała żadnych podstaw by nie wierzyć w to, co mówi Frank, nawet jeśli wydawało jej się to naciąganą półprawdą. Z zaciekawieniem obserwowała jak pije i dosładza kawę, zastanawiając się czy robi to z grzeczności czy naprawdę ma na nią ochotę. Przed tym czarnym naparem ją ostrzegano, choć zbagatelizowała słowa ów mężczyzny, to mimo wszystko poczuła silną potrzebę małych "testów polowych".

- Wszystko Pan tak słodzi, czy tylko kawę tego pochodzenia? - zażartowała z lekkim pomrukiem w głosie obserwując Crossa i czasami zerkając na Richarda, jeśli tylko zauważyła jego spojrzenie na sobie.

Była zaskoczona tym, że jest jeszcze ktoś prócz nich, a jeszcze bardziej gdy okazało się, że ta osoba również trafiła do tego przybytku. Widać nikt nie miał ochoty sterczeć jak parasol przed domkiem i wolał udać się na obiad, albo pozwiedzać, właściwie to cholera wie co ich tutaj przyciągnęło, prócz zwykłej kartki z nazwą miejsca pobytu poszukiwanego. Patrząc na leżące na stole kluczyki, Alex zuchwale zgarnęła ten z ósemką, triumfalnie podnosząc go do góry i nakładając metalowe kółeczko na swój wskazujący palec.

Kiedy wytatuowana dziewczyna podeszła do ich stolika, poetka przedstawiła się z lekkim uśmiechem. Nie oceniała nowo poznanej osoby, właściwie to nie wiedziała nic o niej, choć w myślach zgadywała czym mogłaby się zajmować. Może była muzykiem? To by mogło pasować. Ciekawe czy te tatuaże coś oznaczają? Alex była gotowa by udać się w drogę do domków. Szkoda tylko, że musieli iść "z buta", jednak zaproponowała nowej kobiecie, że mogą iść wszyscy razem - tak zawsze raźniej.
 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline  
Stary 12-01-2018, 22:48   #16
 
Zara's Avatar
 
Reputacja: 1 Zara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputację
Gdy dziewczyna zaczęła dyktować swój numer, rysownik poczuł się nieco pewniej. Nie było mu łatwo rozgryźć swojej rozmówczyni, ale przynajmniej mógł upewnić się w szczerości jej intencji. Wprawnie, wytrenowanymi od rysowania palcami wystukał na ekranie smartfona wypowiedziany numer. Początkowo chcąc zapisać go tylko jako "Alex", przypomniał sobie, że miał jednego kumpla o tym imieniu zapisanego w książce. Dopisał z lekkim zawahaniem "Greenleaf". Następnie, zgodnie z prośbo-rozkazem puścił sygnał.

Richard ze zdziwieniem słuchał o kolejnych osobach w restauracji. Gdyby stworzył jakiś rysunek czy komiks z takimi postaciami, nikt nie uznałby, że to zwykła codzienność w kanadyjskiej wiosce. Aby urealnić taką pracę, musiałby dorysować wiele zwyczajnych, szarych osób, których w "Moose's Horn" przynajmniej obecnie nie było. Sytuacja jednak się zmieniała, gdy po prostu rysował fantastykę. Wtedy bywalcy restauracji byli kopalnią inspiracji. Dla tych celów starał się dość wyraźnie obrazowi opisywanej postaci przypisać w pamięci słowa o danych osobach.

Nie czuł potrzeby odzywać się po opisaniu przez Franka całego otoczenia. Skinął jedynie głową w geście podziękowania. Następnie również przedstawił się wytatuowanej dziewczynie. Pozostawił jej wybór klucza do domku. Nie to, że nie potrafił dokonać wyboru, ale uznał, że mogłoby wyjść trochę gburowato, gdyby wcisnął się z wyborem przed kobietą. Chociaż "7" nieco go kusiła, mimo że nie należał do bardzo przesądnych...
 
Zara jest offline  
Stary 14-01-2018, 02:06   #17
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Felicia wyszła z restauracji. Musiała porozmawiać z Reecem o sytuacji, która właśnie miała miejsce. Okazało się, że jej partner również krzywo patrzy na miasteczko i mieszkających w nim ludzi.

Wszystko było... przytłaczające. Nie chodziło tutaj o powietrze. Ono tchnęło rześkością do tego stopnia, iż momentami zachęcało do nieco ciaśniejszego owinięcia się w cienkie kurtki. Niewykluczone, iż wszystko przez zgraję dziwaków. Nie czuła tego wcześniej. Jednakże mimo wszystko na noc trzeba było zostać.


Frank parsknął cicho z rozbawieniem.
- Ehhh... Cukier to moja słabość. Dla mnie nie istnieje pojęcie "za słodkie". Czasem dodaję tyle, że nie chce się już rozpuścić.

Duszkiem wypił resztę potwierdzając wcześniejsze odkrycie. Również kofeina musiała znaleźć się na liście nadużyć Franka.
Po drugiej stronie szyby jasnowłosa kobieta właśnie nacisnęła na klamkę i wkroczyła do środka. Alex i Richard dostrzegli nierozpuszczony cukier na dnie naczynia po kawie.


Felicia z właściwym sobie "urokiem" oznajmiła, że zostaną tylko na jedną noc. Wspomniała coś o porypanym miasteczku oraz ludziach-cudakach, wyjeździe na Jamajkę czy inne Kajmany oraz negatywie dla Browna.

Na stole leżały klucze z numerami 7 i 9. Mogła wybrać swój numer.
Tymczasem jednak wyglądało na to, że wszyscy udawali się w tym samym kierunku i wbrew obawom rudzielca piesza wyprawa nie była konieczna. Frank posiadał starego pick-upa na tyle obszernego, że niezmotoryzowani z niewielkimi tylko problemami mogli ścisnąć się z nim w jednej kabinie.



Frank prowadził, zaś za nim podążała Felicia ze swoim partnerem. Po wyruszeniu z restauracji natychmiast wjechał w ulicę Transportową i z Pocztowej skręcił w Kolejową przez most. Na chwilę jedynie zatrzymał się przed domem sąsiadującym z jego biurem tylko po to, by zdjąć z własnych drzwi wywieszoną wcześniej kartkę. Jeden ostry zakręt w prawo. Tabliczka obwieściła, że właśnie wjechali na Bliską. Choć szerokość jezdni nie była powalająca w żadnym widzianym w okolicy miejscu, aktualnie przemierzana ścieżynka biła wszelkie rekordy. Wyglądała na niemal jednokierunkową przy braku pewności który kierunek był tym właściwym.

Słońce niespiesznie zaczynało się chować za wzgórzami. Wkrótce jasny dzień miał przejść w szarówkę zmierzchu, od której niedaleko do ciemności nocy. Wszystkim przyjezdnym czas w Lake Hills zleciał nie wiadomo kiedy i na czym.

Podróż do celu wraz z postojem zajęła niespełna dwadzieścia minut tylko dlatego, iż asfalt Bliskiej w pewnym momencie kończył się jak ucięty nożem przechodząc w ubitą ziemię. Wszędzie na terenie "Bliżej Natury" wyrastały strzeliste modrzewie, których Cross nie zdecydował się usunąć. Sprawiało to, iż niejasna była granica między terenem prywatnym a państwowym.
Drzewa znajdowały się nawet w najbliższym sąsiedztwie domków do wynajęcia. Czasem nawet przylegały do siebie poddając w wątpliwość pozostawanie w zgodzie z przepisami bezpieczeństwa.

Same chatki były niewielkimi konstrukcjami z bali na planie prostokąta, krytymi drewnianymi dachówkami, zaś nad nie wyrastały ceglane kominy.
Już z daleka ogólny wygląd podpowiadał, iż zostały wybudowane lata temu. Być może Frank Cross nie był ich pierwszym właścicielem. Jednakże mimo piętna klimatu i czasu sprawiały wrażenie zadbanych.

- Dobrze, młodzieży. Domki macie wynajęte na trzy noce. Siódemka, ósemka i dziewiątka - wskazał kolejno budynki oddzielone od siebie o nie mniej niż dziesięć, a nie więcej niż piętnaście metrów.

- Macie do dyspozycji salon, sypialnię, łazienkę i kuchnię. Znajdziecie tam też numer do mnie, jeśli nie macie, a czegoś byście potrzebowali. Rozgośćcie się i odpoczywajcie. Czołem! - wzniósł rękę na pożegnanie.



Wewnątrz domki istotnie odpowiadały opisowi Crossa. Z grubsza. Największe pomieszczenie miało sześć kroków długości na pięć szerokości i łączyło się z aneksem kuchennym po prawej stronie pod oknem. Po lewej znajdowały się dwie pary drzwi, z których dalsze prowadziły do maleńkiej łazienki z prysznicem, bojlerem, sedesem oraz umywaleczką. Sypialnia była niewiele większa. Mieściło się w niej głównie łóżko, płytki kredens i mała szafka nocna z nieco zbyt dużą lampką.

Jednakże choć rozmiary były względnie niewielkie jak na domki, wszystko działało. Lodówka chłodziła, telewizor odbierał podstawowe dwa programy, ale jednak, woda była systematycznie podgrzewana, lecz nad głową, dosłownie, wisiała groźba jej skończenia się na kilka bądź kilkanaście minut po opróżnieniu zbiornika. Było tam również czysto.
Obok kominka ku belkom stropowym piętrzyły się kloce drewna gotowe do wrzucenia do paleniska.


Wieczór zleciał jeszcze szybciej niźli dzień. Za oknami zrobiło się ciemno. Światła w oknach wynajętych domków gasły jedno po drugim w nieregularnych odstępach czasu. Nadchodził czas na zakończenie dnia, na odpoczynek. Materace łóżek okazały się być całkiem wygodne, choć niektórzy mogli odnieść wrażenie, iż są nieco zbyt twarde. Wystarczyło już tylko zgasić światło i osunąć się w objęcia snu aż do dnia jutrzejszego.

Każde z przyjezdnych w swoim czasie wstało i pstryknęło przełącznik na ścianie.

Światło zgasło.


Obudziło ich niedalekie skrzypienie. Kiedy otworzyli oczy dostrzegli, że jego źródłem jest obracające się wolno, powyginane tylne koło leżącego na boku roweru górskiego. Pod siodełkiem migała lampka pulsacyjnie oświetlająca rewolwer.

Pośrodku lasu. Nocą.

Dwa kroki dalej znajdowała się głowa leżącego mężczyzny. Inny kucał nad tym pierwszym gorączkowo przebierając rękami. W całkowicie nieprawidłowy sposób zabierał się do resuscytacji. Wzrok coraz bardziej przyzwyczajał się do ciemności odsłaniając kolejne szczegóły niemal nierealnego obrazu, w którym mimo wszytko coś nie pasowało w całkowicie odmienny sposób.

Nagle Richard zidentyfikował źródło. Alex i Felicia dostrzegły to chwilę po nim.
Głowa leżącego była wykręcona pod tak bardzo nienaturalnym kątem, że musiała być... urwana. Twarz zastygła w niemym wrzasku z oczami rozwartymi tak szeroko, że wydawało się, iż gałki oczne wyskoczą z oczodołów.

Drugi nieznajomy wcale nie udzielał pierwszej pomocy. Trzasnęły kości. W powietrze wzniosła się krwawa mgiełka.


Ciemność wydawała się lepić do mordercy. Nagle zamarł. Bardzo powoli odwrócił głowę w ich kierunku i wstał. W zaciśniętej dłoni spoczywała siekiera.

- W pracy drwala zawsze należy pamiętać o kasku... - odezwał się złowróżebnym wielogłosem.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 17-01-2018, 21:51   #18
 
Zara's Avatar
 
Reputacja: 1 Zara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputację
Wieczór Richard spędził na rysowaniu. Myśl o czerpaniu inspiracji z poznanych w restauracji osób na tyle zakiełkowała w jego umyśle, że zaczął rysować każdą charakterystyczną rzecz, która wciąż wierciła się swoją dziwnością w jego mózgu. Wiedział, że z czasem zacznie naturalnie zapominać. By móc zaczerpnąć w przyszłości z tych inspiracji, postanowił przelać je w swoją artystyczną formę. Chronologicznie, przywoływał w myślach kolejno: psychodeliczną kaczkę, smutnego staruszka, odrażającego potworka, oświeconą kobietę i indiańskiego wodza.

Po skończeniu, przejrzał te pięć szkiców obrazujących to, co najbardziej zapadło mu dzisiaj w pamięć. Być może był zmęczony i przez to słabo mu poszło, ale miał wrażenie, że nawet nie mógł tego właściwie, realistycznie narysować. Zaśmiał się z ironii tej sytuacji. Najważniejsze jednak, że miał już rysunki, które w przyszłości pomogą mu odtworzyć wspomnienia z tego dziwnego dnia.

Był jeszcze jeden obraz, który równie silnie przywoływał jego mózg, ale tym razem wywołując pozytywne emocje. Wysoce prawdopodobne jednak było ponowne zobaczenie tego obrazu w rzeczywistości, więc nie miał zamiaru przelewać go na swój graficzny tablet. Zwłaszcza, jeśli czuł tego wieczora słabszą moc twórczą, powodującą, że jego rysunki nie oddawały dobrze rzeczywistości. A tego obrazu tym bardziej nie warto było skalać jakąś niedoskonałością. Poszukał jakiegoś wolnego gniazdka z prądem, by podłączyć tablet do ładowania, wziął prysznic i poszedł spać.


Na pewno, jeśli miałby wybierać sen, w którym pojawiają się spotkane w Lake Hills dziewczyny, wybrałby nieco inną jego tematykę. Niestety, przy takim śnie pozostawało się tylko uszczypnąć, by na wszelki wypadek potwierdzić jego nierzeczywistość. Jeśli jednak chora sytuacja była prawdziwa, to znalazł się w niezłym syfie. Bez gwałtownych ruchów sprawdził, co miał przy sobie. Najbardziej ucieszyłby się z telefonu komórkowego. Chociaż od razu zdał sobie sprawę, że nie będzie mógł od tak po prostu wezwać pomocy. Zwłaszcza, że nawet nie wie, gdzie dokładnie się znajduje w tym cholernym. A o ile znajdowali się dalej w Lake Hills, to miasteczko było zadupiem, gdzie ktoś może odnaleźć ich za późno, wyłącznie w postaci porąbanych ciał.

Uznał, że pomocne będą powolne, nie rzucające się w oczy kroki w tył. Najlepiej, jeśli od psychopaty z siekierą dzieliłyby go więzienne kraty, ale w tej sytuacji mógł tylko zwiększyć dystans. Myślał nad odpowiedzią słowną, ale morderca bredząc coś o kasku już dawał oznaki, że próba rozmowy jest raczej pozbawiona sensu. Obezwładnić mężczyzny też zapewne nie był w stanie, bo wątpił, aby mógł się okazać silniejszy, a na dodatek tamten miał siekierę w dłoni. Ponownie w oczy rzuciło mu się pulsujące światło przy rowerze. Rewolwer, o ile był naładowany, dawał im jakąś możliwość obrony. Wciąż podstawową możliwością uniknięcia losu rowerzysty pozostawała też ucieczka. Gorzej, że ucieczka w lesie, którego nie znali. Tak samo źle mogło się to skończyć, jeśli morderca był sprawniejszy fizycznie od każdego z nich.

- Jak zacznie nas gonić, rozbiegamy się? - odezwał się szeptem. Choć chciał, by brzmiało to jak zdanie oznajmujące, przez udzielający się strach wyszło mu niepewne pytanie. - Kto będzie najbliżej i nie będzie goniony, może pobiec po rewolwer.
 
Zara jest offline  
Stary 18-01-2018, 12:19   #19
Krucza
 
corax's Avatar
 
Reputacja: 1 corax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputacjęcorax ma wspaniałą reputację


Czy w tym miejscu cokolwiek działo się normalnie?!

Najpierw cholerna knajpa z dziwacznym kiblem, potem chatki sponsorowane przez Wuja Sama na głębokim zadupiu i pieprzone łono natury.
Gdy Felicia kładła się spać, wszystsko ją świerzbiło.

Przewracała się zirytowana i solidnie wkurzona na Reece’a, że się uparł jak głupi osioł w ogóle tu przyjeżdżać. Dziewczyna nie mogła pojąć jak gnieżdżenie się w Wypizdowie Dolnym mogło mu jakoś pomóc się ogarnąć.

A teraz jeszcze to.

Jakiś wioskowy tępy chujek z w środku lasu bawi się w wielkiego mordercę.
Dziewczyna zmrużyła oczy, chcąc dojrzeć w słabym oświetleniu, czy chujek to nie jeden z dziwolągów spotkanych w knajpie. A może to ten oszołom z kibla?
Sam akt morderstwa czy truchło zabitego nie zrobiły na niej większego wrażenia. Na pewno jednak nie zamierzała zostać jego kolejną zdobyczą. Zdobyczą bo Felicia nie myślała o sobie jako ofierze.

Przekrzywiła głowę na dźwięk słów zabójcy. Co innego zwróciło jej uwagę, gdy słuchała pieprzenia o kasku.

Między nimi a opiekuńczym drwalem były ledwo cztery metry odległości.
Jakim cudem znaleźli się tak blisko? Lunatykowali? Czy może Cross dosypywał czegoś do zapasów w chatkach? A może to ta terapia-srapia Browna? Przestraszyć ich by docenili ‘drugą szansę’?

Ale... jeśli tak to gdzie był Reece?

Rozkminy wytatuowanej dziewczyny przerwał wymoczkowaty goguś.

- Rozbiegniemy się i wykosi nas pojedynczo – warknęła mu w odpowiedzi, spinając się cała – Rewolwer to pewnie podpucha.

Powoli wycofywała się nie odwracając się plecami do napastnika.

 
corax jest offline  
Stary 20-01-2018, 17:38   #20
INNA
 
Nami's Avatar
 
Reputacja: 1 Nami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputacjęNami ma wspaniałą reputację
W drodze na miejsce Alex uważnie obserwowała okolicę oraz trasę, którą jechali. Była wzrokowcem, więc zdecydowanie łatwiej zapamiętywało jej się szczegóły, kiedy je widziała, niż kiedy ktoś jej je opisywał. Zazwyczaj raz przebyta trasa zostawała w głowie, choć dokładny jej zarys, wręcz idealny, powstałby dopiero za trzecim razem. Nie mniej jednak kobieta chłonęła jak najwięcej szczegółów z tej podróży. Zamyślona patrzyła przez brudną szybę samochodu.

Domki bardzo jej się spodobały. Liczyła dokładnie na coś takie. Małe odizolowanie od lokalnej społeczności pasowało jej jeszcze bardziej. Lubiła ciszę i spokój, więc tego chciała się trzymać. W takich warunkach najlepiej się pisało, co prawda drobne problemy z emocjami oraz melancholia i samotność zdecydowanie były pomocne.

Zwrot "młodzieży" sprawił, że Alex uniosła brwi. Nie bardzo rozumiała jak można zwracać się w ten sposób do, bądź co bądź, dorosłych już ludzi. Spojrzała po twarzach pozostałych, ale zdawały się być bardziej obojętne. Nim poszła do swojego domku, szturchnęła Richarda łokciem.

- Który twój domek? - utkwiła w niego spojrzenie, szepcąc konspiracyjnie, jakby to była jakaś wielka tajemnica. Poetka wolała jednak wiedzieć, gdzie ewentualnie udać się po pomoc, albowiem Felicia zdawało się, że będzie miała ich w dupie, a problemy typu "pająk na ścianie", wręcz wyśmieje. Lepiej więc było zabezpieczyć się jakimś mężczyzną. Zdecydowanie.


Problem pojawił się dość szybko, choć okoliczności nie były do końca jasne. Rudowłosa nie zastanawiała się, kiedy się tutaj znaleźli. Cała sytuacja zdawała się być realna i przerażająca. Od razu skojarzyła tego mężczyznę z knajpy. Ładny i schludny ubiór, ale zniszczone i brudne, silne dłonie. Odruchowo właśnie na nie Alex spojrzała, a dostrzegając weń siekierę, cofnęła się o krok.


- W pracy drwala zawsze należy pamiętać o kasku... - odezwał się złowróżebnym wielogłosem.

- Kask to anioł stróż pilarza. - odpowiedziała głucho Alex, która poczuła się jakby ktoś ją zahipnotyzował. Nie wiedziała czemu to powiedziała, ani jaki to mogłoby mieć sens. Słyszała kiedyś takie słowa, a one samo opuściły jej gardło.

Słyszała co mówi reszta, ale nie potrafiła wyłapać sensu ich słów. Zdawało się to być bardziej odrealnione, niż to co powiedział drwal. Alex postąpiła kolejny krok w tył i chwyciła Richarda za dłoń. Jej delikatna ręka była zimna i zacisnęła się mocno, jakby dając do zrozumienia, że nie chce się rozdzielać.

- Nie chcę zostać sama... - szepnęła ledwo wydobywając słowa z ust. Czuła, że jej mowa jest jakby pusta i pozbawiona intonacji. Nie rozumiała tej kolei rzeczy. Zaczęła zazdrościć tej chorej kobiecie w knajpie, że miała latarkę, a temu niezbyt przystojnemu mężczyźnie, psa. Pewnie sam wygląd zwierzaka sprawiłby, że drwal by uciekł... Albo posikał się ze śmiechu.

- Na trzy - mruknęła spokojnie, szykując się do biegu i wciąż nie puszczając Richarda - Raz... - zaczęła patrząc na reakcję drwala i na to czy mają czas na takie zabawy. - Dwa... - mówiła na tyle cicho, by nikt poza ich trójką nie był w stanie tego usłyszeć. Jeśli nie miałaby czasu doliczyć do końca, pewnie zwiałaby od razu - Trzy!

Czas rozpocząć łowy
Mknie żwawo zwierzyna
O ucieczce nie ma mowy
Skończy jako padlina.



 
__________________
Discord podany w profilu
Nami jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 23:43.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172