Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 20-04-2018, 00:56   #51
 
Taive's Avatar
 
Reputacja: 1 Taive ma wspaniałą reputacjęTaive ma wspaniałą reputacjęTaive ma wspaniałą reputacjęTaive ma wspaniałą reputacjęTaive ma wspaniałą reputacjęTaive ma wspaniałą reputacjęTaive ma wspaniałą reputacjęTaive ma wspaniałą reputacjęTaive ma wspaniałą reputacjęTaive ma wspaniałą reputacjęTaive ma wspaniałą reputację
- To jakiś symbol słońca? - Leokadia zagadała do osób które przyglądały się symbolowi na skale. - Mówi o tym, że dalej jest upalnie niczym na Saharze? Ciekawe prawda? Roślinność niby się nie zmienia a aż paruje stamtąd. - Wskazała przy tym za kamień.
- Kiedyś widziałem coś podobnego - przyznał się Claude-Henri - ale choćbyś złotem sypnęła, to sobie nie przypomnę. A poza tym... przypomina mi to kreskówki i ludziki, szybko przebierające nogami.
Paruje? Spojrzał we wskazanym kierunku i pokręcił głową.
- Nie widzę żadnego parowania. Dlaczego mówisz o parowaniu?
- Wygląda spokojnie, ale mam do tego kiepskie przeczucia - mruknął pod nosem Erick, z lufą przed nosem przeczesując perymetr. Niby odprężony przeżuwał źdźbło trawy, jednak ani na moment nie tracił uwagi.
- Jakie rozkazy, szefie? - rzucił już głośnie Flanigan w stronę Arthura.
- Rozdzielić się i przeczesać najbliższą okolicę, może znajdziemy coś więcej niż jeden znak - wydał polecenie Arthur i powoli ruszył w kierunku symbolu.
- Wygląda jak... Symbol ochrony przed złem - odezwała się Henriette, która przykucnęła przy znalezionym znaku i delikatnie zaczęła go dotykać opuszkami palców. W wyniku jej działań nic się nie wydarzyło. - Nie pamiętam tylko, z której mitologii to było - w zamyśleniu przygryzła wargę.
- Albo nie jesteś zła, albo symbol ma inne znaczenie - rzucił żartobliwym tonem Kanadyjczyk. - Ciekawe, co miałby chronić - dodał tonem znacznie już poważniejszym.
- Hmmm. Nie widzisz? To może powinnam odpocząć. - Lela przetarła oczy. Po tym przycupnęła tam gdzie stała, bo skoro zastanawiali się nad symbolem to warto było korzystać z chwili by faktycznie choć trochę nabrać sił.
- Jak na mój gust to rodzaj starej swastyki, takiej o wiele starszej niż nazistowska. - Arthur pochylił się nad znakiem i zaczął go szkicować w swoim notesie. W szkole oficerskiej przerabiał zajęcia z różnych symboli militarnych i ich początków. Arthur orientował się, że swastyka była spotykana w różnej formie, w różnych czasach na całym świecie. - Faktycznie może to być symbol słońca, ale jeśli mnie pamięć nie myli to u Słowian był to też symbol płodności i magii. Może trzeba odprawić w tym miejscu namiętny seks by pojawiła się jakaś tajemnicza magia? Ktoś na ochotnika? - Higginson mrugnął zaczepnie okiem do pochylonej już nad znakiem Henrietty.
- Nazistowska była o połowę uboższa... - z namysłem powiedział Claude-Henri. - I zdecydowanie nie tak zaokrąglona tu i tam... Na magii się nie znam, ale druga część brzmi ciekawie - dodał z wyraźną kpiną w głosie. - Akurat osiem...

Erick pokręcił głową, przysłuchując się rozmowie. Na propozycję swojego przełożonego tylko westchnął cicho, po czym wrócił do wykonywania wydanego wcześniej rozkazu. Minął znak i zaczął powoli oraz uważnie rozglądać się za kolejnymi znaleziskami.
Panna de Vauban uniosła głowę w kierunku Arthura i uśmiechnęła się zadziornie.
- Swastyki mają różne znaczenia... Czystości ducha, świętego ognia, siły ducha, niszczyciela zła... - zaczęła wymieniać Henriette. - Nazistowskiej swastyce najbliżej do tej symbolizującej słońce... Czy może to była droga przodków? - sama nie była pewna. Wyprostowała się i podeszła do dowódcy. - Jestem otwarta na propozycje - powiedziała patrząc mu prosto w oczy.

Najstarszy członek w tej drużynie, Flanigan zupełnie nie zwracał uwagi na toczącą się rozmowę na temat, który ostatnio często musiał wysłuchiwać. Zamiast do niego dołączyć, najzwyczajniej rozglądał się dalej. Przestąpił kilka metrów dalej i między krzewami coś zwróciło jego uwagę. Odszedł około 20 metrów od grupy. Zachowując ostrożność odsunął gałęzie i dostrzegł podobny kamień z tym samym symbolem co ten, nad którym dyskutowali cywile i jego dowódca.

Claude-Henri uśmiechnął się lekko, ciekaw, jak Arthur zareaguje na ewidentną prowokację. A nuż zechce się poświęcić? Chociaż, prawdę mówiąc, o poświęcaniu się raczej nie powinno być mowy.
Czekając na ewentualną odpowiedź odszedł trochę na bok by sprawdzić, czy faktycznie w okolicy znajdują się kolejne symbole.

Arthur spojrzał na dziewczynę i podniósł do góry prawą brew. Starał się rozpoznać czy kobieta żartuje, czy mówi całkiem szczerze. Jej reakcja była ciekawa, całkiem obiecująca i w gruncie rzeczy imponująca. Cóż palnęło się głupstwo, można i drugie. Arthur złapał ręką tył głowy kobiety i wplótł palce między blond włosy. Pochylił się nad twarzą i spojrzał w jej oczy jasno niebieskimi ślepiami. Prawy kącik ust podniósł się ukazując dziurki w policzkach przy słodkim szelmowskim uśmieszku, a następnie musnął usta reporterki. Pocałował ją delikatnie w górną wargę, a ręką zjechał z włosów do talii przytulając kobietę bliżej siebie. Drugim pocałunkiem złapał za dolną wargę i powoli przeciągnął po niej ustami delikatnie ciągnąć ją w swoim kierunku. Przy kolejnym łapczywym pocałunku wślizgnął się językiem między usta i zaczepiał czubek jej języka zachęcając do wspólnego wirowania. Drugą wolną ręka złapał za swoją czapkę rozpuszczając blond długie włosy w energicznym wymachu. Kanonada pięknych i lśniących włosów wystrzeliła w górę tańcząc w promieniach słońca i opadając na ramię zasłaniając oboje w długim pocałunku. Higginson pomachał reszcie towarzyszy czapeczką trzymaną w ręce dając im znać, że wszystko ma tu pod kontrolą i mogą się udać na dalszy i dłuższy spacer.

Kapral Flanigan przesunął lufą, jakby skanując dziwny symbol. Mężczyzna zdawał się nie rozpoznawać znaku. Wyglądał na zdezorientowanego, nie wiedząc, jak interpretować kolejne znalezisko. Przeszkolenie jednak przejęło inicjatywę i Erick odwrócił się natychmiast.
- Sir! Znalazłem kolejny… - Legionista odezwał się głośno, jednak nie dokończył, widząc, jak jego przełożony dobierał się na oczach wszystkich do panny Henriette. - No kurwa bez jaj - mruknął zamiast tego Erick.
Widząc oddalającego się od grupy Claude-Henri, Flanigan uniósł rękę i zawołał do niego - Hej! Chcesz rzucić okiem?

Henrietta była bardzo, bardzo zaskoczona reakcją Legionisty. Na tyle, że nie zrobiła zupełnie nic gdy ten ją całował. Ale kiedy się ocknęła i zorientowała w tym, co się z nią działo... Objęła jego szyję ramionami i odwzajemniła pocałunek. Po tym odsunęła twarz od Arthura i uśmiechnęła się radośnie.
- Po powrocie w pana namiocie? - szepnęła mu do ucha. Widać sugestie panny de Vauban rzucane w trakcie drogi nie były tylko pustymi słowami.
- Oczywiście - Arthur uśmiechnął się szarmancko i czujnie rozejrzał się po okolicy. To był ten moment w nowelkach kiedy główny bohater musiał “dożyć” do powrotu, a został wciągnięty w inny świat, szereg popieprzonych akcji bez chwili wytchnienia lub ginął i musiał wypełnić tajemnicze misje po śmierci. Byle przeżyć, byle przeżyć powtarzał sobie w myślach po cichu.
- Rozejrzyjmy się po okolicy, może też coś jeszcze znajdziemy - Arthur pocałował dziewczynę w policzek i zaczął symulować rozglądanie się po okolicy. Erick wydawał się zostać archeologiem i badać symbole. Może w końcu chłopak przestanie myśleć tyle o romansach, ale nie już zarzuca sieci na Clauda.
Tymczasem Erick zażenowany zachowaniem swojego przełożonego kontynuował poszukiwania.
- Ja też mam tu jeszcze jeden znaczek - odezwał się Rainbow, który udał się w przeciwnym kierunku niż Flanigan. Sądząc po ułożeniu trzech kamieni z nowymi symbolami swastyki można można było określić, że tworzyły one kąt rozwarty.
Arthur spojrzał jeszcze raz na reporterkę kiwając z zadowolenia minimalnie głową. Odprowadził ją wzrokiem, a następnie powoli ruszył w kierunku ścieżki, której jeszcze nikt nie wybrał, aby ludzie nie gadali, że nic nie zrobił lub że tylko romansuje jak Erick. Ścieżka wyglądała dosyć bezpiecznie i pozwalała mu zasymulować rozglądanie się za symbolami. Oddalając się w głąb tylko sobie widocznej ścieżki powtarzał w myślach mantrę. Byle przeżyć do powrotu…
Alexis przez chwilę bez najmniejszego skrępowania przyglądała się obściskującej parze. Najpierw jej uwagę odwrócił Erick, potem spojrzała w stronę Rainbowa. Co prawda nie widziała żadnego parowania, ale czuła, że nie trafiła tu przypadkiem. Przeszła obok Ericka i Claude, mniej więcej na podobną odległość, na jaką były rozstawione poprzednie symbole i zaczęła dokładnie oglądać rośliny i kamienie w poszukiwaniu kolejnego symbolu.
- Albo jest ich kilka, na przykład osiem - powiedział Claude-Henri - albo z tych trzech środkowy jest najważniejszy.
Jeśli osiem położonych na okręgu, to mogły tworzyć ochronny krąg, pomyślał.
Alex kiwnęła głową na słowa Claude, nie podnosząc jednak wzroku z ziemi.
- To samo pomyślałam. To może nie być przypadek, że jest osiem odnóg na znaku. A symbole na kamieniach wydają się być… Ja wiem… Pod podobnym kątem.
 
Taive jest offline  
Stary 20-04-2018, 12:08   #52
 
Ranghar's Avatar
 
Reputacja: 1 Ranghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputację
Starszy chorąży bez większego zastanowienia wkroczył na ścieżkę. Przypominała ona tunel, którego ściany stanowiła gęstwina leśna - młode drzewa o koronie sięgającej pięciu metrów i bujnie obrośnięte krzewy. Odwracając się w kierunku, z którego wszedł zauważył, że jego zmyłka udała się. Nikt za nim nie poszedł, a po chwili dostrzegł, że Henrietta patrzy w jego kierunku, ale tak jakby nie dostrzegała go, bo zaraz zaczęła rozglądać się w koło i coś zaczęła mówić. Nie słyszał jej, choć widział ją jakby patrzył przez otwarte drzwi.
Arthur obserwował przez kilka chwil zachowanie kobiety. Nie widzi mnie, a ja jej nie słyszę.
-Hmm, maskowanie i zagłuszanie. Coś jakby przedsionek między dwoma wymiarami pełniący funkcję schronu z międzywymiarowy lustrem półprzepuszczalnym - legionista próbował ułożyć podekscytowane myśli i spostrzeżenia na swój własny wewnętrzny język. Wyjął notatnik z plecaka i zaczął szkicować w nim kształt tunelu i satyrystycznie spanikowaną twarz Henrietty, której słowa odbijały się od progu tunelu. Do szybkiego szkicu dołączyła rozdziawiona gęba Ericka, z charakterystyczną dużą łezką anime i rozłożone ręce w geście bezradności. Arthur szybko dorysował jeszcze dymek z tekstem “No gdzie on znowu kurwa jest?!”
Arthur ugryzł się w wargę przerywając napływ nowych rysowniczych inspiracji. Na humor będzie pora później. Teraz warto sprawdzić tunel, w końcu znalazł coś w tym nowym świecie co różniło się od tego starego. Szczerząc się jak osiedlowy dentysta na myśl o nowych pacjentach po Halloween ruszył przed siebie. Rozglądał się po drzewach i krzakach tworzących tunel, krocząc w końcu zdecydował się wyciągnąć rękę i dotknąć liści. Był ciekawy czy to bardziej projekcja, czy rzeczywiście istniało tu życie.
Chorąży podążając ścieżką zapomniał już całkowicie o kompanach, bardziej zastanawiał się co sprawiło, że jak na razie tylko on był godny przejść. Czy faktycznie symbol oznaczał płodność i tylko osoby o właściwym nastawieniu umysłu mogły przejść. Może magia tego miejsca docenia jego widzę fantasy i tylko hardkorowi otaku są godni tajemnic nowego świata.
Idąc tunelem zaczął wyobrażać sobie cuda jakie może napotkać na jego końcu. Istne El Dorado wypełnione plemionami egzotycznych piękności. Od pięknych i zgrabnych elfek po dziewczęta z kocimi uszami i ogonami lub jeszcze bardziej egzotyczne skrzydlate panny. Może wybiorą go na wodza i życie spędzi przechadzając się po ogrodach haremu z pięknymi towarzyszkami, będzie smakował przepysznych potraw podawanych na nagich służkach i popisywał się sztuką szermierki zdobywając nawet najbardziej zatwardziałe serca. Na pewno zapozna swoje poddane ze sztuką cosplayu i podręcznikiem kamasutry. Może znajdzie skarbiec wypełniony wspaniałymi artefaktami o potężnej magii. Lśniące miecze przepełnione magią żywiołów, pierścienie pomnażające kosztowności, pozwalające latać i zmieniać wygląd.
Umysł Arthura coraz bardziej przejmowała fantazja, a z kącika ust pociekła długa struga śliny.
 
Ranghar jest offline  
Stary 24-04-2018, 11:21   #53
 
Dhratlach's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputację
Opuszka jego palca wykonała pełen okrąg po linii wyżłobienia symbolu okręgu. Wtem wszystkie symbole i znaki zalśniły lekkim, niebieskim blaskiem. Coś zatrzęsło lekko całą jaskinią od razu wzbudzając w poszukiwaczach pierwotny strach przed byciem zasypanym żywcem. Na szczęście najgorsze się nie stało. Ale na środku ściany pojawiło się pionowe pęknięcie, a raczej prosta szczelina dzieląca ścianę na dwie równe połowy. Te zaraz zaczęły się rozsuwać jednostajnym, powolnym ruchem i znikały w bocznych ścianach.
Oczom odkrywców ukazał się długi mroczny korytarz, który po chwili rozświetlił się jasnym światłem, które oślepiło chwilowo podróżników, którzy przyzwyczaili wzrok do ciemności. Korytarz prowadził nieco pod skosem w dół.


Wolff odskoczył od rozsuwającej się ściany i potknął się o swój plecak, boleśnie lądując na ziemi. Dopiero po chwili gdy przekonał się że jego życiu nie zagraża niebezpieczeństwo wstał, otrzepał się i podniósł swój tobół.
- Co to do jasnej cholery jest? - spytał, ale nie liczył na odpowiedź - Dwie osoby zostają żeby w razie potrzeby znowu otworzyć przejście? Nie chciałbym umrzeć z głodu w magicznej, samo zamykającej się jaskini z zagadkami matematycznymi.

Kiedy wszystko zaczęło się trząść i sypać psycholog zrobił to co należało zrobić. Przywarł do bocznej ściany, a kiedy pojawiła się szczelina uśmiechnął się zwycięsko.
- Skoro mamy takiego matematyka to chyba nic nam nie grozi. Chodźmy! - zakomunikował i skinął głową prowadzącemu legioniście. Już chciał tam być!
- Prośba, nie strzelajcie do wszystkiego co się rusza, dobrze? I nic nie dotykajcie.

Dowódca grupy nie odpowiedział Normandowi na jego polecenie zostawienia ludzi przed przejściem, ani na uwagę Mikaila, tylko chwilę spoglądał po swoich podwładnych, aż w końcu skinął głową na Mayersa, wskazując by wszedł w głąb korytarza.
- Suday, Durand, zostaniecie tu - powiedział w końcu Jung.
- To nie fair! - zaprotestowała Clair bardzo niepocieszona z roli odźwiernego. Legionista natomiast nie narzekał, a nawet wydawał się być zadowolony, że nie musi iść w głąb jaskini.
- Tu też jest ten dziwny symbol - odezwał się Dave i wskazał na wyryty w bocznej ścianie znak taki sam jak ten, który spotkali na samym początku w jaskini.
- Chodźmy - ponaglił wszystkich Jung.

Ruszyli w dalszą drogę w czwórkę. Trzeba było ostrożnie stawiać kroki, bo wilgoć w jaskini i dość strome zejście "chodnika" sprawiały, że można było się poślizgnąć i polecieć przed siebie. Powietrze w tym korytarzu było chłodne i rześkie, kroczyli nim dobry kwadrans, wciąż i wciąż schodząc niżej. Aż dotarli do okrągłej jaskini, gdzie na ścianie przeciwległej do wejścia niespodziewanie rozbłysła błękitna energia intensyfikując woń ozonu. Wyglądała podobnie do tej we wrotach w Bazie 0.

Medyk wyćwiczonym ruchem wyciągnął z kabury rewolwer, opadł na kolano i wycelował w tajemniczy obiekt. Nie odbezpieczył jeszcze broni, ale jego kciuk był na kurku, gotów odwieść go w każdej chwili.
- Kolejna Brama? - spytał dowódcę.

Mikail uśmiechnął się zadowolenie do samego siebie.
- Jak dla mnie tak. - powiedział i wyciągnął otwartą dłoń w kierunku namacalnej energii. Zamknął oczy.
Energia była "oślepiająca" dla jego zmysłów. Zupełnie jakby patrzył w słońce. Zakręciło mu się od tego w głowie i aż musiał oprzeć się o ścianę, czując jakby miał zaraz zemdleć.
Wojskowi nie komentowali znaleziska, najwyraźniej zostawiając to cywilom do rozpatrzenia.
- Ostrożnie - polecił Jung.
- Żeby nic nie wylazło z tego - prychnął Mayers.
Normand za to zauważył te dziwne symbole - dwa, po obu stronach tafli energii.
- To co dalej? - zapytał go Jung.
- E, Küchler, w porządku wszystko? - zainteresował się Mayers, zaniepokojony jego stanem. - Chyba krew ci z nosa leci...
Faktycznie, kilka małych kropel pociekło mu po wardze.
Lekarz jeszcze przez moment patrzył na tajemnicze symbole. Kojarzyły mu się z rozdrożami. Coś jak starożytny list mówiący “hej, tędy możesz podróżować szybko i daleko”. Pytanie tylko czy bezpiecznie. W końcu oderwał od nich wzrok, schował rewolwer do kabury i podszedł do psychologa.
- Pochyl się, pozwól żeby krew wypływała przez nos, jeszcze tego mi brakuje żebyś się nią zadławił. - i nie czekając na odpowiedź niemca pochylił go delikatnie, lecz stanowczo do przodu- Jak zareagowałeś na przejście przez naszą Bramę? Podobne objawy? - spytał zrzucając z ramion plecak, już po chwili wyciągnął z niego czystą gazę. - Przyciśnij. Jak nie przestanie lecieć za kilka minut to założę ci tamponadę.
- Nie martwcie się. Jestem tylko wrażliwszy na energię tego świata i tak, to taka sama brama jak nasza. I tak, przejdę przez nią. - powiedział z delikatnym uśmiechem Mikail wykonując polecenia. Nie było sensu się im sprzeciwiać.
- Jasne, wszyscy pewnie przejdziemy jak Legioniści zabezpieczą teren. - odparł Normand wyciągając z plecaka kolejny przyrząd. Była to mała ledowa latareczka. Lekarz odpuścił sobie pełne badanie, nie uważał żeby obmacywania Küchlera miało cokolwiek wnieść.
- Popatrz mi w oczy. - poprosił i poświecił swojemu pacjentowi w oczy. Reakcja źrenic na światło prawidłowa. Ruchomość gałek ocznych zachowana. Normand schował latarkę i złapał psychologa za nadgarstek szukając tętna. Z kieszeni wyciągnął stoper. 110 uderzeń na minutę.
- Będziesz żyć. - oznajmił głośno. Choć… Küchler wydawał mu się lekko nieobecny, ale tego już nie skomentował.
- Po prostu przejdźmy na drugą stronę. Czy to aby nie nasza misja? - zapytał z lekko uniesioną brwią psycholog.
- W swoim czasie. - odparł uspokajająco francuz - Nie wiadomo czy po drugiej stronie nie ma na przykład bajorka lawy. Albo czy brama nie otwiera się tysiąc metrów pod powierzchnią morza.
- Wątpię, a nawet jeżeli to i tak nie mamy jak to sprawdzić. - skontrował niemiec.
- Może nie bezpośrednio. - odparł tajemniczo lekarz i wyciągnął z plecaka kolejną rzecz. Tym razem był to larygnoskop, krótko mówiąc kawał metalu. Kolejną rzeczą była liną, do której jednego końca przywiązał urządzenie, tworząc w ten sposób coś podobnego do kotwiczki wspinaczkowej. - Możemy to cisnąć na drugą stronę i potem ściągnąć. Jak laryngoskop nie wróci to będziemy wiedzieli że druga strona jest… Potencjalnie niebezpieczna. Zgoda na wykonanie? - zwrócił się na końcu do dowódcy wyprawy.
Küchler pokręcił głową na boki i westchnął ciężko, ale nic nie powiedział.
- Można wpierw spróbować twojego pomysły - stwierdził Jung odpowiadając Normandowi. [ii]- My jesteśmy tu by zapewnić wam ochronę. Wy decydujecie co zrobić z tym -[/i] skinął na falującą energię na ścianie. - Wy jesteście od tego żeby ogarnąć... to i ten świat - westchnął i spojrzał na Mikaila. - Więc jeśli któreś z was chce się "poświęcić" i przejść przez to - wzruszył ramionami.
- Jasne. - mruknął Normand i rozkręcił przygotowany przyrząd. Po kilku sekundach, poluzował linę, wysyłając laryngoskop w środek portalu.
Psycholog uśmiechnął się leniwie.
- Wiesz, można i tak, ale ja bym się przeszedł.
Kiedy Normand pociągnął swoją linkę, laryngoskop wrócił cały, nieco tylko okurzony.
- Mamy linę, przywiąże się ciebie w pasie - odezwał się Mayers, przyglądając się Küchlerowi - damy ci dziesięć sekund i po tym czasie wciągniemy z powrotem tu - zaproponował. Jung na te słowa skinął głową.
Mikail skinął głową, a kiedy przepasali ruszył mówiąc radośnie.
- Cóż, jest szansa, że stracę przytomność.

Mikail miał przeczucie. Przeczucie pokroju tego, że po drugiej stronie wrót znajdowała się… wiedza. Wątpił, by czekało ich tam jakieś zagrożenie. Bynajmniej biologiczne. Zbyt długo nikt tędy nie wędrował i nie otwierał przejścia o kurzu nie wspominając. Oczywiście, było zagrożenie ze strony drobnoustrojów i technologii, ale nie spodziewał się jej w tym świecie. Tak czy siak chciał to sprawdzić osobiście. Być pierwszym. Parę sekund to za mało, ale… Wystarczy.

W każdym bądź razie nie miał zamiaru się obawiać jak jego towarzysze. Ten świat należał do niego. Choć… może bardziej to on należał do niego. Eksperymenty z zapałkami były wystarczającym dowodem, że tu, w tym świecie miał pole do manewru i nie miał zamiaru marnować swoich cennych zasobów na bierność. Tak wiele było do odkrycia!
 
__________________
Rozmowy przy kawie są mhroczne... dlatego niektórzy rozjaśniają je mlekiem!
Dhratlach jest offline  
Stary 24-04-2018, 12:59   #54
 
Wila's Avatar
 
Reputacja: 1 Wila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputację
Leokadia była nieco zaskoczona rozgrywająca się na ich oczach sceną. Uniosła brwi i chwilę przyglądała się parze. W końcu zaczęła rozglądać się wokoło siebie. Wydawało jej się, że grupa zaczęła się rozpraszać. Ten tu, tamten tam… Sama więc postanowiła zaprzestać odpoczynku i podejść bliżej w jej oczach “parującego” miejsca.
Z pozoru wyglądało to jak stroma skała, która ciągnęła się wysoko w górę, na jakieś 10 metrów co najmniej.

- Chorąży... - dało się słyszeć słowa Henrietty. Kobieta rozglądała się wokoło siebie, wyraźnie szukając Legionisty, który... - On zniknął! - dodała głośno blondynka. Na jej twarzy malowało się zaskoczenie. Na te słowa wszyscy Legioniści zwrócili uwagę na panne de Vauban.
- Był tu i zniknął - powiedziała z przejęciem Henrietta do stojącego najbliżej niej Marokańczyka i palcem wskazała na miejsce nieopodal tego, któremu przyglądała się Leokadia.
- Chorąży? - krzyknął Dada Bello rozglądając się. Nie wyglądał na zaniepokojonego. Podszedł do ściany i ją obmacał. Była zdecydowanie materialną ścianą.
- Cholera, może to ten symbol sprawił? Że zniknął? - zaniepokoiła się Henrietta i wróciła do oglądania symbolu na kamieniu. Podotykała go, ale nic to nie dało.

Okrzyki kobiety przyciągnęły uwagę Alexis i oderwały ją od szukania kolejnych znaków. Co do…
- Zdaje się, że… - Chrząknęła. - Rytuał podziałał - powiedziała zaskoczonym głosem. - I podejrzewam, że sam chorąży się tego nie spodziewał. - To dodała już ciszej, pod nosem.
- Może poszedł... w krzaki? - Claude-Henri spojrzał na Henriettę, a potem przeniósł wzrok na Leokadię. - Nie widziałyście, dokąd poszedł?

- Niech mnie… - mruknął Erick, zrywając się do biegu. Tak szybko jak mógł, dotarł do miejsca, o którym wspominała Henrietta. Pobieżnie obejrzał ścianę, wyglądając na zdezorientowanego. - Niech się pani uspokoi i opowie jeszcze raz. Chorąży Higginson… zniknął w tej ścianie?

- Jeśli to efekt rytuału - Claude-Henri też podszedł bliżej, tyle że nieco wolniej, niż Erick - to może trzeba by go powtórzyć? - zasugerował, nie odrywając wzroku (pewnie przypadkiem) od Leli.
- Może wyparował? - zażartowała dziewczyna. - Co może powodować taki efekt? Ciepłe źródła? Bagna? - Leokadia odwróciła się. Złapała wzrok Claudie-Herniego i wtedy dopiero zrozumiała to, co mężczyzna mówił. - Powtórzyć rytuał? Ty i ja?
- No chyba aż taki straszny ten eksperyment nie będzie... - Trudno było ocenić, czy mężczyzna mówi serio, czy żartuje, chociaż minę miał poważną.
- Jak chcesz buziaka to musisz się o niego bardziej postarać - odparła Lela i puściła do niego oczko.
- Zapraszam zatem na romantyczny spacer w stronę tych oparów. - Claude-Henri uśmiechnął się mile i wyciągnął rękę w stronę dziewczyny.
Odwzajemniła uśmiech i chwyciła rękę Henriego.
- Jak teraz znikniemy w krzakach to dopiero będą plotkować - szepnęła żartobliwie. Uczyniła też pierwszy krok naprzód, w stronę, gdzie widziała parowanie. Ostrożnie patrząc po czym stąpa.
Claude-Henri szedł obok niej, usiłując wypatrzyć coś szczególnego. Na przykład ślady, jakie mógł pozostawić Arthur. I takie były na ziemi obok skały, ale urywały się jakby faktycznie Legionista "wyparował".
- No stał tu jak się odwróciłam, ale gdy wróciłam spojrzeniem to już go nie było - wyjaśniła Henrietta, patrząc na Ericka. Leokadia widziała, że obraz wyraźnie jej faluje przy tej ścianie. Przetarła oczy lecz nadal to zjawisko nie ustępowało, a może nawet się odrobinę nasilało... Po minach pozostałych mogła założyć, że tylko ona tego uświadcza.
- Krzyków żadnych nie było, to może go nic nie zeżarło... - wtrącił Rainbow, ale nie miał najbardziej optymistycznej miny w tym momencie.
- Wlazł sobie w to parowanie i się rozpłynął w powietrzu? - Trudno było ocenić, czy Claude-Henri pyta, czy w taki nietypowy sposób stwierdza fakty. - Tu zostawił ostatni odcisk buta, potem wszedł w skałę i go wcięło, jak w kiepskim horrorze. Może trzeba powiedzieć "Sezamie, otwórz się"? A może ty spróbujesz, skoro widzisz to całe parowanie? - Spojrzał na Leokadię. - Na wszelki wypadek będę cię trzymać za rękę - zaproponował.
- Szeregowy - zawołał Erick do czarnoskórego Legionisty. Po spojrzeniu kaprala widać było, że coś kombinował. - Mamy jakieś ładunki wybuchowe ze sobą? - zapytał, zerkając w stronę wywołanego Rainbowa.
- Mam, a co? - odezwał się Dada.
- Bez jaj, chcecie wysadzać litą skałę? - Rainbow pokręcił głową.
- Eh, nie będziemy wysadzać niczego. - Bello zapewnił, że jeszcze nie bierze tego pod uwagę. - Znając chorążego to coś właśnie odpier... Coś wymyślił i podzieli się jak wróci. - Wiara Dady w przełożonego była niezachwiana.
- Może lepiej by było nie wysadzać - zasugerował Claude-Henri. - Diabli wiedzą, jak to wszystko działa, ta pułapka czy co to tam jest. Skoro sam wlazł, to może i wylezie na własną rękę. A co, jeśli to jest jak most? Wysadzisz, zawali się i już nikt nie przejdzie w żadną stronę?
- Coś widzisz tam? - Henrietta podeszła do Leokadii. - Może to jakaś magia tego miejsca? - zasugerowała.
Alexis za to im dłużej przyglądała się kawałkowi skały, który stał się głównym tematem rozmów wszystkich podróżników, miała coraz większe wrażenie, że jest z nią coś nie tak. Co prawda nie wyglądała ona jakoś inaczej, ale przyciągało ją to jak i te kamienie ze spiralnymi znakami, które jako pierwsza zauważyła.
- Parowanie czy falowanie. Trudno to jednoznacznie nazwać. Ale jest tu wyraźnie przy tej ścianie. - Leokadia ruszyła do ściany z wyciągnięta przed siebie ręką.
- Magia? - Claude-Henri spojrzał na Henriettę. - Stale zapominam, że w tym świecie jest magia... Magiczne przejście? Otworzyło się dzięki temu, że wy...? - Nie dokończył, ale i tak było wiadomo, co ma na myśli.

Zachowanie kaprala Flanigana zdradzało rosnące zniecierpliwienie. Zerkał na prawo i lewo, jakby spodziewał się, że wpadli w pułapkę. W pewnym momencie zawiesił spojrzenie na Alexis, która w milczeniu przyglądała się symbolowi. Żołnierz zamyślił się na moment, po czym podszedł do niej.
- Rozumiesz coś z tego? - zapytał z nadzieją.

Leokadia po dotknięciu skały poczuła mrowienie pod palcami, ale czuła że była tam ściana, choć w dotyku nie była chropowata jak można było wywnioskować po wyglądzie kamienia, tylko gładka.
- Interesujące! - wyrwało się z ust Leokadii. Dziewczyna zaczęła przesuwać dłonią po skale najpierw w różnych kierunkach a później ku środkowi “falowania”. Wrażenie było takie samo na całej powierzchni badanej skały.
- Co jest interesujące? Może trzeba narysować taki wzór, tę niby swastykę? - zasugerował Claude-Henri, przyglądając się poczynaniom dziewczyny.
- Wygląda jak chropowata skała, a jest gładkie jak ekran. Może to jakaś iluzja? Dotknij sam. - Tymczasem Leokadia zabrała rękę, za która trzymał ją Henri i kucnęła przy ścianie, aby zbadać dotykiem podłoże i łączenie skały z podłożem.
- Może używają jakiś zaawansowanych technologii. I dzięki temu zakłócają działanie naszego sprzętu, który przydałby się by to zbadać. - Lela spojrzała na Henriego. - Czujesz?
Claude-Henri, po trwającej trzy uderzenia serca chwili, potrzebnej na zastanowienie się, dotknął ściany by sprawdzić jej gładkość. Dla mężczyzny ściana była w dotyku taka jak wydawała się być z wyglądu, chropowata i zimna jak to kamień, miejscami z nieprzyjemnymi w dotyku porostami.
- Powinienem rzucić znanym cytatem "gładka jak tyłeczek elfiej panny" - powiedział po chwili - ale ja czuję tylko chropowatą skałę. Widać nie jestem godzien doświadczać dobrodziejstwa magii, czy co też tutaj działa. Uważaj więc, bo jeśli i ty tam gdzieś pójdziesz - głową wskazał ścianę - śladami Arthura, to nie uda mi się ruszyć za tobą.
- Ciekawe. Dlaczego ja widzę i czuję coś innego? Może Arthur też widział coś innego? Spróbowałabym czymś w to rzucić i zobaczyć czy przeleci. - Dziewczyna rozejrzałą się w około siebie szukając czegoś typu kamień czy gałązka… Chciała aby było to coś z tego świata. Gdy znalazła odpowiedni przedmiot delikatnie rzuciła go w stronę ściany, dokładnie tak jakby chciała przerzucić przez otwarte okno.
Kamień zapewne 'widział' to samo, co Claude-Henri, bowiem najnormalniej na świecie odbił się od ściany.
 
__________________
To nie ja, to moja postać.
Wila jest offline  
Stary 27-04-2018, 16:12   #55
 
Taive's Avatar
 
Reputacja: 1 Taive ma wspaniałą reputacjęTaive ma wspaniałą reputacjęTaive ma wspaniałą reputacjęTaive ma wspaniałą reputacjęTaive ma wspaniałą reputacjęTaive ma wspaniałą reputacjęTaive ma wspaniałą reputacjęTaive ma wspaniałą reputacjęTaive ma wspaniałą reputacjęTaive ma wspaniałą reputacjęTaive ma wspaniałą reputację
Alexis nie wiedziała co o tym sądzić. Koleś zniknął w ścianie, w której Leokadia najwyraźniej widziała jakieś dziwne rzeczy. Ona nie widziała w niej absolutnie niczego ciekawego. Czy była to kwestia udanego rytuału, czy nie, kłuła ją zazdrość. Przecież czuła, że coś ją tu ciągnie. Dlaczego to Arthurowi trafiło się zniknięcie? Westchnęła cicho, patrząc jak wszyscy załamują się nad losem swojego przełożonego, panikują, albo badają ścianę. Ona nie zamierzała czekać, aż reszta wymyśli co będą robić. Magia tego świata stała się niemalże na ich oczach, a ona nie wzięła w niej udziału. Nie miała najmniejszego zamiaru spokojnie na to przystać. Odetchnęła głębiej i ruszyła, żeby zbadać wszystkie znaki. Wszystkie, łącznie z tymi nieodkrytymi. Ruszyła, by dotknąć każdego z kamieni, ścian dookoła nich i dalej, szukając kolejnych znaków.
 
Taive jest offline  
Stary 13-05-2018, 23:30   #56
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację

GATE-1

Jak bardzo rozsądne to miało by nie być, Higginson zdecydował się na samotną wędrówkę ścieżką. Dla mężczyzny ryzyko było drugim imieniem (nie licząc tego nadanego mu przez matkę), więc nie miał wątpliwości. Z karabinem w dłoni szedł marszem, rozglądając się na boki. Ścieżka była istnym korytarzem w gąszczu tak gęstej roślinności jakiej nie uświadczył nawet w tropikach. Byłu tu jedna cicho i nawet śpiewu ptaków nie mógł uświadczyć. Panowała wręcz grobowa cisza.
Widział jednak koniec, do którego nieuchronnie się zbliżał. Już w połowie drogi serce zabiło mu szybcie, gdy adrenalina mu poskoczyła z ekscytacji na to co też mogło się tam znajdować. Szedł, ale nie wiedział ile czasu minęło. Może minuta a może kwadrans. Oglądając się za siebie ledwo widział przejście, którym się tu dostał. Coś ruszało się przy nim, ale musieli to być jego ludzie.
Przyśpieszył kroku, aż w końcu stanął na końcu tunelu.

GATE-2

Wszyscy, bardziej lub mniej, zdawali sobie sprawę z tego, że ten świat był pełen niesamowitości, ale też mógł być śmiertelnie niebezpieczny. Niemiec był zdeterminowany i wyglądało na to, że nic nie jest w stanie cofnąć jego decyzji. Wolff próbował przemówić mu do rozsądku, ale próżne to były starania. Legioniści tylko czekali w milczeniu, z czego Mayers już zaczął wyciągać linę ze swojego plecaka, co było zwiastunem tego co miało wydarzyć się w najbliższych kilku chwilach. Czy Mikhail dobrze robił? Tego miał się wkrótce dowiedzieć na własnej skórze.

Mayers jeszcze tylko spojrzał na dowódcę, szukając u niego potwierdzenia, a gdy Jung skinął głową, Dave przystąpił do dzieła. Legionista dokładnie obwiązał liną biodra psychologa, tworząc prowizoryczną uprząż. Więzy były na tyle mocne, że prawdopodobnie wypadnięcie w przepaść po drugiej stronie, mogły dać Küchlerowi szanse na przeżycie.
- Gotowe - powiedział Jung. Dwaj legioniści stanęli przy lewej stronie portalu, tak by nogami zaprzeć się na ścianie. Razem trzymali drugi koniec liny przywiązanej do Niemca.
Normand ze skrzyżowanymi na piersi rękami tylko kręcił głową na to szaleństwo.
- Policzymy do piętnastu i cię wciągamy z powrotem - oznajmił Chińczyk.

Mikail czuł ekscytację. Stanął naprzeciw tafli energii i już tylko od niego zależało kiedy zrobi pierwszy krok. Energia bijąca z portalu w jakiś dziwny sposób go uspokajała, jak przyjaciel który poklepije po ramieniu i mówi, że wszystko będzie dobrze. Psycholog wziął głęboki oddech, jakby miał wskoczyć do wody i z uśmiechem na twarzy, zrobił krok przed siebie, a energia pochłonęła go niczym ciepły koc w zimowy wieczór.

GATE-1

Dowódca przepadł. Drugi w kolejności do dowodzenia Dada Bello zapewniał Ericka, że może zapomnieć o używaniu ładunków wybuchowych, gdyż są one przeznaczone tylko na konkretne sytuacje.
- Nie, to nie jest nadzwyczajna sytuacja - czarnoskóry uprzedził pytanie niższego rangą Legionisty.

Henrietta towarzyszyła Leokadii i Claude-Henriemu przy ścianie. Tylko ich trójka pozostał przy niej. Dziewczyna o kolorowych włosach była przekonana, że to co sama widzi i czuje nie jest jakąś halucynacją i stwierdzenia Kanadyjczyka jedynie mogły ją irytować, ale na pewno nie umniejszały jej pewności co do własnych obserwacji. Wręcz przez to czuła większe zdeterminowanie.
Reporterka spoglądała na nią sceptycznie, ale widać, że przynajmniej starała się uwierzyć Zawadzkiej. Ale to tylko bardziej irytowało Lelę.
W pewnej chwili dziewczyna zamknęła oczy napierając mocniej na ową gładką powłokę, którą czuła pod dłońmi w miejsce falującej chropowatej skalnej ściany. Nagle poczuła jak się przeszkoda jej ulega, a ona sama przewraca się.
Upadła na miękką trawę. Rozejrząła się szybko i dostrzegła, że znalazła się w leśnym korytarzu. Za sobą wyraźnie widziała bladą poświatę czegoś co wyglądało jak powłoka bańki mydlanej. Dosłownie widziała strugi energii które poruszały się niczym mydliny we wspomnianej bańce. A za nią... Henriego i Henriettę, którzy patrzyli na siebie w zdumieniu.

GATE-1

Starszy chorąży Higginson oparł się plecami o leśną ścianę i oparł karabin na swojej piersi. Wielka chwila była przed nim. Znalazł się na końcu korytarza. Teraz już tylko musiał wyjrzeć i rozejrzeć się. Po głowie chodzily mu różne wizje, jedne bardziej lubieżne od innych.
W końu zrobił ten ruch. W pełnej gotowości wychylił się by rozejrześ się w koło.

Jego oczom ukazała się bardzo duża, okrągła polana otoczona takim samym lasem jak ten przez, który się przedarł. Na niej znajdowały się liczne małe wzgórki, a przy każdym stał kamień z jakimiś zapisami. W głowie pojawiło mu się skojarzenie z mogiłami. Na środku tego miejsca stał biały jak kreda wysoki budynek. Mauzoleum, a może tylko wielka kaplica o wrotach wysokich na cztery metry i równie szerokich. Znajdowały się na niej te same znaki co na kamieniach wcześniej.


GATE-1

Zirytowana panna Sorel, szła w towarzystwie Legionisty Flanigana. Milczeli, skupieni na wpatrywaniu się pod nogi, w poszukiwaniu kamieni z zauważonymi już symbolami. Alexis bezbłędnie wynajdowała każdy z nich. Szli tak wzdłóż skalnej ściany, oddalając się coraz bardziej od grupy. Erick zerkał za siebie, ale nie mógł przecież zostawić dziewczyny samej sobie. Szczególnie, że ta wyglądała jakby szukała czegoś konkretnego.

Sorel przyklękała przy każdym ze znalezionych kamieni i dotykała go. Z każdym kolejnym miała wrażenie, że mrowienie w jej palcach staje się silniejsze i przechodzi z samych opuszek aż na całą dłoń.
Szla dalej i znajdowała kolejny kamień.
W pewnej chwili spojrzała gdzieś w bok, czując, że jest tam coś ciekawego. Zboczyła tymsamym z dotychczasowej ścieżki. Kucnęła i zaczęła odgarniać liście trawy. Po chwili znalazła coś pięknego. Błyszczało w promieniach słońca i aż prosiło się by wziąć do ręki. To świecidełko zdawało się mieć własną aurę, jakby kryło w sobie jakąś tajemniczą energię.

GATE-2

Upadł na coś twardego i coś innego wbijało mu się w żebra. W ustach czuł posmak kurzu. Do jego nozdrzy uderzyła znajoma stęchła woń starych książek. W głowie kręciło mu się tak, jakby dopiero co zszedł z karuzeli. Początkowo nic nie widział, ale zaczął mrugać oczami i przecierać twarz rękawami. Usiadł w miejscu gdzie do tej pory leżał wyłożony jak długi. W końcu zaczął odzyskiwać ostrość widzenia.


Jego oczom ukazały się niezliczone rzędy wysokich drewnianych półek, które uginały się od mnogości ksiąg jakie na nich spoczywały. Mikail znajdował się w ogromnym pomieszczeniu przypominającym halę, w którym na czterech piętrach znajdowała się przeogromna kolekcja woluminów. Każdy, a przynajmniej te które były najbliżej niego, zdawał się być obłożony w skórę, dodatkowo wzmocnioną metalowymi okuciami. Na każdym poziomie raz na kilka rzędów półek, stała wygodna sofa w kolonialnym stylu, obszyta brązowym aksamitem. Gdy Niemiec odwrócił się za siebie dostrzegł portal i wystającą z niego linę, która biegł do niego, obwiązując go. Na tą chwilę była luźno puszczona. Wyglądało na to że Mikail znajdował się na jednym końcu długiej na nie wiadomo ile metrów budowli. W oddali widział, że biegnący środkiem wszystkich czterech poziomów korytarz sięgający aż do sufitu ostatniego piętra skręcał w prawo. Na każdy z poziomów co kilkadziesiąt metrów prowadziły drewniane schody. Na razie wyglądało na to że pomieszczenie nie miało w sobie żadnej żywej istoty poza nim. No może nie licząc jednej białej sowy, która przelatywała z piętra trzeciego na czwarte. Niemiec zdał sobie sprawę, że już od jakiegoś czasu ściska na czymś swoją dłoń.

Wtem silne szarpnięcie wytrąciło go z równowagi.

GATE-1

To co zobaczyli Claude-Henrie i Henrietta zdumiało ich. Na własnych oczach zobaczyli jak Leokadia wpada w litą skałę. Oboje skoczyli ku niej, ale tylko boleśnie odbili się od ściany. Reporterka zaniemówiła i tylko rozcierając sobie podrapane na skale dłonie, wbiła spojrzenie w Kanadyjczyka, który rozmasowywał sobie bok, którym rzucił się za Zawadzką.

GATE 2

- No i co? - zapytał Jung. Küchler znów leżał wyłożony na plecach ziemi, tym razem już na chłodnym kamieniu, a nie drewnianej podłodze. Normand i reszta przyglądali mu się uważnie z góry, niczym ekipa chirurgów nad pacjentem w trakcie operacji.
Wąska stróżka krwi pokapywała Niemcowi z nosa. A gdy ten chciał wytrzeć twarz rękawem, zwrócił uwagę na to co trzymał w ręku. Było to nic innego jak kruche ciastko z czymś co wyglądało jak kawałki czekolady.

 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 16-05-2018, 12:58   #57
 
Dhratlach's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputację
Mikail leżał na kamiennej podłodze i wydobył z siebie ciche “ough”. Po czym spojrzał na swoich towarzyszy z wyrzutem, który szybko zmienił się w delikatny uśmiech. Powoli usiadł i wziął gryza ciastka. Zasłużył na nie!
- Czysto, ale nie polujcie na nic i nie róbcie bałaganu. - powiedział i wstał rozwiązując linę.
- Można powiedzieć, że trafiłem do raju… - uśmiechnął się szeroko i dokończył ciastko - ...to kto idzie za mną?
Normand pokręcił lekko głową.
- Przejdę z tobą. - rzucił krótko i podniósł z ziemi swój plecak. Z cichym westchnieniem zarzucił go na ramię, zabezpieczył swój rewolwer i schował go do kabury, po czym wszedł w portal razem z Mikailem.

- Piękne, nie? - zapytał psycholog z leniwym uśmiechem na twarzy kiedy już byli po drugiej stronie.
Legioniści dołączyli do nich dopiero po jakiejś chwili, co mogło wskazywać, że trochę bili się ze swoimi myślami. W końcu psycholog nic tak naprawdę nie powiedział, a jego słow przypominały bełkot szaleńca.
Jung i Mayers stali za cywilami z bronią długą gotową do użycia.
- Co do... - syknął Dave rozglądając się w koło.
- Wygląda jak... biblioteka. Ogromna biblioteka - skomentował Chińczyk, ale nie opuścił broni.
Mężczyźni po lewej stronie zauważyli wąski drewniany stolik, który leżał przewrócony. Na podłodze przy nim był roztrzaskany talerz z misternie zdobionej porcelany oraz ciasteczka, jak to które miał w ręku Mikail, zanim je zjadł.
- Kurwa mać. - zaklął lekarz siarczyście i wyszarpnął z kabury rewolwer. Ciastek się nie zostawia na świeżym powietrzu żeby czerstwiały, je się zazwyczaj w miarę szybko wchłania, a to oznaczało jedno. Nie byli tutaj sami. Zresztą gdyby długo leżały to zdążyłby już dawno obrosnąć jakimś syfem.
- Opowiem wam kawał. Wchodzi niemiec do biblioteki. Przewraca meble, niszczy zastawę i kradnie ciasteczka. Koniec kawału. - Wolff nerwowo otworzył bębenek rewolweru, szybko go obrócił, sprawdzając czy jest wypełniony pociskami i zatrzasnął go z cichym metalicznym szczeknięciem.
Mayers parsknął śmiechem, za co dowódca zgromił go spojrzeniem. Jednak Jung nie był wiele lepszy bo na twarzy miał rozbawiony uśmiech.
- Mam nadzieję że właściciel jest wyrozumiały.
- Zachowuj się, przyszliśmy w gości. - powiedział Mikail podchodząc do ciasteczek by wziąć jedno - To misja badawcza, nie?
- Badanie obcych kultur zazwyczaj zaczyna się od podarunku, nie od zabierania cudzych rzeczy. - odgryzł się anestezjolog - Chyba, że przyszliśmy tutaj podbijać.
- Po prostu spróbuj ciasteczka… - powiedział psycholog - ...dobra, kto woła bibliotekarza?
Jung nie wyglądał by podzielał entuzjazm Niemca.
- Najlepiej będzie się wrócić do bazy i zaraportować to co tutaj znaleźliśmy - wyraził swoją opinię.
- Można by pójść dalej i będzie więcej szczegółów w tym raporcie - mruknął Mayers, który skusił się na ciastko. - Mmmm, dobre
- Jak tam chcecie panowie, ale ja tutaj zostaję. - powiedział radośnie okultysta Mikail
- Trafiłem do domu. - dodał już poważniej.
- Jestem za tym żeby iść dalej. Ale przestań się zachowywać jakby był to twój dom. - rzucił Normand.
- Kwestia podejścia. - stwierdził niemiec wzruszając ramionami.
Dowódca cmoknął z niezadowoleniem.
- Ostrożnie, nie dotykajcie niczego... - rzekł.
- Patrzcie coś tu leży - Mayers pochylił się i między okruchami talerza znalazł jakąś błyskotkę. Wziął ją do ręki i pokazał wszystkim.
- Wszyscy poszaleliście... - syknął Jung.


To co znalazł Dave było medalionem z srebra, złota i chyba diamentów. Było w kształcie sowy. Po chwili nad ich głowami dało się słyszeć pohukiwanie i nie minęło wiele jak dostrzegli ptaszysko, lecące w ich kierunku z najwyższego poziomu. Jung natychmiast wycelował w sowę, ale zawahał się przed naciśnięciem spustu.
Mikail zareagował natychmiastowo. Z dużymi oczami co prawda, ale jednak. CHwycił dłoń Junga i pociągnął w dół, co by nie trafił ptaszydła.
- Oszalałeś? - zapytał po czym wyciągnął dłoń w stronę Dave’a - Podaj.
Mayers rzucił w kierunku niemca znalezisko. W tym czasie sowa bezpiecznie doleciała do nich, cicho niczym duch. Wylądowała na barierce i w milczeniu wpatrywała się w przybyszy swoimi wielkimi oczami.
Niemiec pochwycił medalion i w otwartej dłoni go trzymał. Zamknął oczy i skupił się na nim. Jeśli miał w sobie choć krztynę “życia” założy go, bo jak przypuszczał może być związany z sową… cholera. I tak założy! …ale najpierw wolał sprawdzić.
Lekarz w tym czasie poprawił swój chwyt na broni i przyjrzał się uważnie zwierzęciu…
- Niemal na pewno nie jest ono dzikie, ciężko w bibliotece o sowy. Chociaż z drugiej strony… W wielu kulturach sowa była symbolem mądrości. Może to ona jest bibliotekarzem?

W momencie kiedy Mikail potarł medalion i skupił na nim swoją uwagę, czujne spojrzenie sowy spoczęło właśnie na nim. Jej wzrok zdawał się przeszywać go całego i nagle zwierzę poderwało się do lotu. Nad ich głowami pojawiły się jeszcze trzy, takie same ptaszyska, które rozleciały się po bibliotece.
- Okej... Chyba się obraziło - skomentował Dave.
- Niekoniecznie… - mruknął niemiec i założył medalion po czym przyglądał się ptakom.
- Cztery ptaki? Tyle ilu nas jest. Przypadek? - spytał Wolff.
Po jakimś czasie wróciła pierwsza z sów. W szponach trzymała wielką księgę, która była tak wielka, że ptak fizycznie nie powinien mieć szans jej unieść. Ale ta sowa nie wyglądała by księga jej jakkolwiek ciążyła i utrudniała lot. Machając skrzydłami zatrzymała się w powietrzu tuż przed Mikailem i rzuciła mu pod nogi ciężki wolumin.
Mężczyzna podniósł księgę i powiedział do sowy krótkie “Dziękuję” po czym przeniósł, a raczej próbował podnieść, nad wyraz ciężki okaz. Ukucnął więc i...
Nie zdążył spojrzeć na pierwszą stronę, jak powróciły trzy kolejne, a następne dwie sowy leciały z najdalszych części biblioteki. Każda w szponach miała jakąś księgę.
Mikail zamrugał i uśmiechnął się delikatnie, otwierając tom wiedzy tego miejsca. Symbole tworzące pismo były mu obce. Przekartkowanie stron tylko utwierdziło go, że na tą chwilę nie jest w stanie rozczytać go.
Wolff w tym czasie zabezpieczył broń i schował ją do kabury. Wyglądało na to że ptaki nie stanowiły zagrożenia.
[ii]- Obcy ten język…[/i] - stwierdził Mikail po czym zaczął wołać sowy z pytaniem...
- Macie może coś co rozczytam, albo coś co by mi umożliwiło przeczytać co macie?
Sowa powoli przekręciła głowę o czterdzieści pięć stopni w lewo, dając wyraźny znak, że zastanawia się. Wyprostowała się i nad sklepieniem biblioteki zakotłowało się od ptaków. Każde poleciało w inną stronę więc ciężko było ocenić ile ich w sumie było. "Dużo" było najbardziej odpowiednim określeniem.
- Mam złe przeczucia - mruknął Mayers. - Tylko mi się wydaje, że wygląda to jak ten film Hitchcocka? - dodał rozglądając się nerwowo.

W tym czasie te z sów, które niosły już księgi, dostarczyły je, rzucając Mikailowi pod nogi. Jedna książka, taka najbardziej cienka pozycja, o dziwo trafiła w ręce Normanda. Wolff odruchowo otworzył ją na losowej stronie. To dzieło w przeciwieństwie do książki, którą otworzył Niemiec, miało przepiękne, ręcznie malowane ilustracje. I tylko je. Każda przedstawiała bardzo roznegliżowaną przedstawicielkę jakiejś baśniowej rasy. Ta która pierwsza rzuciła się Normandowi w oczy była elfką o długich włosach w kolorze atramentu.
Psycholog podjął się kucania nad książkami i ich otwierania, celem sprawdzenia ich zawartości mówiąc.
- Cóż, miejmy nadzieję, że znajdziemy coś ciekawego, choć… - zawiesił głos na chwilę - ...coś czuję, że to może potrwać. Mam trochę prowiantu. Możecie mnie tu zaostawić w celach… naukowych.
 
__________________
Rozmowy przy kawie są mhroczne... dlatego niektórzy rozjaśniają je mlekiem!
Dhratlach jest offline  
Stary 16-05-2018, 16:18   #58
 
Taive's Avatar
 
Reputacja: 1 Taive ma wspaniałą reputacjęTaive ma wspaniałą reputacjęTaive ma wspaniałą reputacjęTaive ma wspaniałą reputacjęTaive ma wspaniałą reputacjęTaive ma wspaniałą reputacjęTaive ma wspaniałą reputacjęTaive ma wspaniałą reputacjęTaive ma wspaniałą reputacjęTaive ma wspaniałą reputacjęTaive ma wspaniałą reputację
Odkąd Erick i Alexis oddalili się od grupy, Legionista narzekał i przeklinał pod nosem. Wrzucał coś na Dada Bello i krytykował chorążego Higginsona, iż ten osobiście nie mianował go swoim zastępcą.
- Nie, to nie jest nadzwyczajna sytuacja… - powtórzył Erick, kiedy panna Sorel zatrzymała się, by zbadać jakieś znalezisko. - W dupę kurwa jebana mać, to jest nadzwyczajna sytuacja! - warknął w roztargnieniu mężczyzna, po czym splunął za siebie. - Rozumiesz to? Wcięło oficera Legii Cudzoziemskiej i przełożonego Bazy Jeden, a ten zachowuje się, jak gdyby nigdy nic! Ehh, szkoda gadać… - Flanigan powoli dochodził do siebie, przez co pochylił się do swojej towarzyszki.
- Co tam masz? - zapytał, jakby próbował odwrócić swoją uwagę.

Alexis była absolutnie przekonana, że wysadzenie tamtej skały może spowodować co najwyżej bezpowrotną utratę możliwości odzyskania Artura. Jeśli był tam jakiś portal, to pod żadnym pozorem nie należało go niszczyć, ani gniewać istot odpowiedzialnych za działającą tam magię - ani tym bardziej samej magii. Erick sam nie wiedział jak duże szczęście ma on i jego przyjaciel, że nie został wyznaczony na zastępcę. Dziewczyna zaś chętnie poddała się grze, w którą zaczęła grać. Kolejne oznaczone kamienie jakby przyciągały ją do siebie, więc znajdywanie ich było wyjątkowo przyjemną i satysfakcjonującą zabawą w chowanego. Mrowienie, które czuła w palcach było niezwykłe już od samego początku, a z czasem tylko nasilało się. A wraz z nim nasilała się jej ekscytacja. Nagle poczuła coś dziwnego, trochę innego, niż do tej pory. Zboczyła nieco z kursu i pochyliła się, żeby odsłonić liście i aż cicho pisnęła widząc niezwykłe świecidełko. Flaningan w tym samym momencie pochylił się, żeby obejrzeć jej znalezisko.
- To… Nie mam pojęcia. Jest piękne. - Dziewczyna wyciągnęła rękę w stronę błyskotki, ale zawahała się. Czuła magię, która otaczała przedmiot, nadając mu magiczną aurę, ten niezwykły blask. Spojrzała na Ericka i wzięła błyskotkę do ręki. Magię, którą dotąd widziała, teraz poczuła. Chociaż… Nie całą. Dziewczyna poczuła jak przedmiot wysłał jej delikatną prośbę o pozwolenie na ujawnienie swojej mocy. Obejrzała go dokładnie, zbadała palcami powierzchnię tego, co przypominało srebro i samego kamienia. Cóż, trzeba przyznać, był to bardzo dobrze wychowany wisior.

- Wygląda na całkiem drogi. Ciekawe, za ile udałoby się go upchnąć w Paryżu - Erick podrapał się po brodzie, obserwując świecidełko na ręce Alexis. W końcu podniósł wzrok na samą kobietę.
- Czujesz coś? Zachowujesz się nieco… inaczej. Może nie powinnaś była tego dotykać? Kto wie, co za ustrojstwo ci porąbańcy z tego świata tu porozrzucali. Nie zdziwiłbym się, gdyby to była pułapka - mruknął Legionista i jakby profilaktycznie spojrzał za siebie. - Kurwa, jeśli wrócimy bez Arthura, to major McClesfield odstrzeli nam dupę - dodał jeszcze mężczyzna przyciszonym głosem.

W kąciku ust Alexis pojawił się delikatny uśmiech. Czego innego miałaby się spodziewać po kapralu Flaninganie?
- Jak będziesz się tak wszystkim stresować, to umrzesz na zawał zanim znajdziesz swojego chorążego. I zanim zdążą odstrzelić ci dupę. A już na pewno zanim cokolwiek ci się faktycznie stanie.
Sceptycznie i pełne zdenerwowania uwagi Ericka wcale nie zniechęciły panny Sorel. Wręcz przeciwnie, przekonało ją to, żeby pozwolić błyskotce uwolnić swoją moc. To zabawne jak wielkim przeciwieństwem siebie byli. Alexis trzymała coś pięknego i magicznego dosłownie w swojej dłoni i nie zamierzała zrezygnować z takiej okazji.
– Proponowałabym… Odsunąć się. Tak na wszelki – mruknęła w stronę legionisty, mocno trzymając wisior, na wypadek gdyby ten chciał go jej zabrać. Mimo wszystko lepiej uprzedzić. Wolała nie zostać wróżką, bo to jej odstrzeliliby tyłek. A ona całkiem lubiła swój tyłek. Nie czekając jednak na reakcję ze strony Ericka wysłała w myślach nieme pozwolenie w stronę magicznego wisiorka.

Sorel odniosła wrażenie, że medalion ucieszył się na jej zgodę. Naprawdę dziwne to było uczucie kiedy rzecz mentalnie okazywała emocje. Barwy w kamieniu zawirowały jakby były mieszaniną barwników wrzuconych do szklanki wody zamieszanej łyżeczką. Dziewczyna poczuła jak energia kłębi się w przedmiocie i nagle świecidełko trzymane przez nią w dłoni zaczęło rozpływać się, tracąc swoją materialność. Energia zaczęła z niego wypływać, a następnie jak mgła zaczęło spowijać ciało Alexis. Ona odczuła to jakby zmarznięta wskoczyła do przyjemnej ciepłej wody. Energia przenikała ją i Sorel miała wrażenie, że staje się silniejsza. Skupiona na tym uczuciu dopiero po chwili zorientowała się, że unosi się w powietrzu... Nie, nie unosiła się, tylko zaczęła szybko zwiększać swój rozmiar, zbliżając głową coraz bardziej do korony drzew. Ten nagły wzrost sprawił, że zachwiała się i próbując uchronić od upadku złapała pnia pobliskiej sosny.
 
Taive jest offline  
Stary 18-05-2018, 23:16   #59
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Claude-Henri nie zaklął tylko i wyłącznie dlatego, że na moment odebrało mu mowę. Walnął pięścią w skałę, nie do końca wiedząc, czy jest bardziej zły na Lelę, że sobie poszła sama, czy na siebie, że jej nie upilnował.
- Widziałaś to, co ja? - powiedział się do Henrietty, gdy wreszcie odzyskał głos.
Blondynka otworzyła usta by mu odpowiedzieć, ale słowa nie chciały przejść jej przez gardło. Zaniechała więc prób komunikacji werbalnej i najzwyczajniej pokiwała twierdząco głową. Jej spojrzenie wędrowało to na ścianę, to na Kanadyjczyka.
- Hej, chodźcie tu! - Claude-Henri zwrócił się do pozostałych, może ciut głośniej, niż zamierzał. - Leokadia tam weszła i zniknęła - powiedział.
Stale nie wierzył w to, co zobaczył. Całkiem jakby dziewczyna opierała się o balustradę mostu, a ta runęła... Każdy by wtedy poleciał do przodu.
- Lela! Wracaj! - Ponownie walnął w skałę, tym razem otwartą dłonią. - Wracaj, albo się nigdy do ciebie nie odezwę!
Nie dostał żadnej odpowiedzi. Skała była niewzruszona jego krzykiem. Wyglądało na to, że Leokadia przepadła, tak samo jak dowódca Legionistów.
Na zawołanie zareagował za to Bello i jeszcze jeden Legionista, Karger.
- Jak weszła? O czym ty mówisz? - Dada Bello zmarszczył brwi, wyraźnie zaniepokojony słowami Kanadyjczyka.
- Widzieliśmy na własne oczy! - zapewniła go Henrietta. - Pewnie tak samo zniknął Higginson!
Legionista powiedział coś pod nosem z zacięciem, co mogło oznaczać przekleństwo.
- Dobra, odsuńcie się od tego. Niech nikt nie dotyka tej pieprzonej ściany - nakazał.
Claude-Henri cofnął się o pół kroku, po czym spojrzał na Dadę.
- Weszła, czy może raczej wpadła - sprecyzował. - Stała tu... - Pokazał podnóże skały. - Oparła się, jakby chciała odcisnąć dłonie na skale. Niczym w Hollywood Boulevard. I nagle poleciała do przodu, całkiem jakby ściana niespodziewanie zniknęła. Ręce, głowa, a potem reszta... Niczym Dudley w scenie z szybą i wężem - dodał. Porównanie było trafne, chociaż tamta scena była zabawna, a ta sytuacja zdecydowanie nie. - Wszystko poszło w ścianę tak szybko, że nie zdążyłem jej złapać.
Widać było, że ma o to do siebie pretensje.
- A teraz sami widzicie... Skała i tyle - dokończył.
"Całkiem jakby to był jakiś cholerny filtr", pomyślał ze złością, "który przepuszcza tylko wybrańców!"
Bello uważnie słuchał relacji Kanadyjczyka. Zmarszczki na czole jego łysej głowy robiły się coraz głębsze, wskazując zdumienie, ale też na jego twarzy widoczne było, że Legionista stara się nie być całkiem sceptyczny.
- Tylko bez paniki - powiedział spokojnym tonem. - Zniknęła w tym samym miejscu co chorąży, więc na pewno jest tam z nim - dodał przyglądając się ścianie jakby była wrogiem. Może nawet rozważał wysadzenie tego kawałka skały, ale ostatecznie pozostał bierny.
"Z nim, ale gdzie?", pomyślał Claude-Henri, któremu nagle przypomniało się działanie portali z książek fantasy. Lela i Arthur mogli być na drugim końcu tego świata.
- Może zbierzemy wszystkich w jednym miejscu? - zaproponował tymczasowemu dowódcy Rainbow. Przewodnik miał mocno strapioną minę. Bello rozejrzał się w koło, a jego spojrzenie spoczęło na Henriettcie.
- Było tak jak z Higginsonem?
Blondynka wzruszyła ramionami.
- Nie widziałam... Chorąży zniknął jak akurat nikt nie patrzył... - zeznała.
- Niech to... - Dada zmełł przekleństwo w ustach. - Wszyscy zebrać się w jednym miejscu! - krzyknął donośnie, tak by wszyscy słyszeli. Skrawek ziemi który wskazał jako punkt zborny znajdował się jakieś dwadzieścia metrów od nieprzyjaznego kawałka skały, który pochłonął dwóch poszukiwaczy.
Claude-Henri z pewnością nie panikował. Był zły i tyle. Na siebie przede wszystkim. Powinien był bardziej pilnować Lelę, szczególnie wtedy, gdy okazało się, że inaczej 'czują' skałę. Na drugi raz będzie mądrzejszy. Bo w to, że będzie jakiś drugi raz gorąco wierzył.
Na razie jednak posłuchał polecenia Dady i obrzuciwszy skałę mało pochlebnym spojrzeniem skierował się na miejsce zbiórki.
 
Kerm jest offline  
Stary 19-05-2018, 21:28   #60
 
Wila's Avatar
 
Reputacja: 1 Wila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputację
Leśny korytarz przed którym się znalazła zapierał dech w piersiach. Wyglądał niczym tunel wśród zielonej roślinności wydrążony przez gigantycznego kreta. Był pusty. Nie było widać na ścieżce Arthura. Ani (całe szczęście?) nikogo innego. A może, był już tak daleko, że już nie było go widać? Bowiem, ciężko było dostrzec koniec tego tunelu. Lela podniosła się powoli otrzepując kolana na które upadła. Odwróciła się. Strugi energii mydlanej bańki do której wpadła były równie piękne i ekscytujące. A za nimi Henri i Henrietta.

- Henri! - zawołała głośno Leokadia i dosłownie w tym samym momencie co mężczyzna udeżył pięścią w skałę, ona dotknęła bańkowej powłoki. - Henri! Tu jestem!
Obserwowała przez chwilę wymianę zdań między pozostałą z tamtej strony dwójką. Nie słyszała ich, a więc oni zapewne nie słyszeli jej. Henri znów uderzył pięścią w skałę. Wyraźnie coś krzyczał. Był zły?
- Henri! No tu jestem, w tej skale! Już do ciebie wracam - po tych słowach naparła całym ciałem na bańkę mydlaną próbując przecisnąć się przez nią jak przez wąską szparę.

To było na nic.
Czy Arthur też nie potrafił wrócić i poszedł ścieżką?

Leokadia odwróciła się by jeszcze raz spojrzeć w stronę tunelu. Wyglądał kusząco. Owszem. Zrobiła nawet pierwszy krok w jego stronę. Ale nie… o nie. Leokadia była ciekawa, że o zgrozo. No, poszła by! Natura jednak nie poskąpiła jej pewnej dozy rozsądku. Nie powinna, jeśli nie musi, zapuszczać się sama samiutka w nieznany świat. Po to mają drużynę by trzymać się razem. Razem mają więcej siły, szans na przetrwanie i eksplorację nowego. Stała tak przez chwilę rozważając ruszenie do przodu, gdy jej uwagę przykuł ruch za jej plecami. To jeden z Legionistów podszedł bliżej. A później Henri zaczął odchodzić od ściany.

- Henri! Zaczekaj! Gdzie idziesz! - Lela przywarła na powrót do gładkiej powierzchni bańki mydlanej. Poczuła paniczną chęć przedostania się na powrót na drugą stronę. Jej rycerz na białym koniu uciekał. Ale ściana nie ustępowała. - No dalej! Sezamie otwórz się! Cholera jasna… Gdzie wy idziecie, ja tu jestem! Nie zostawiajcie mnie samej! - Panika przeszła w złość. Lela uderzyła piąstkami w ścianę, bo przecież to ta ściana była wszystkiemu winna. Złość po chwili przerodziła się w smutek. Dziewczyna oparła czoło o barierę. Uspokoiła oddech wyciszając przy tym emocje. Znów zaczęła chłodno analizować.

Zamknęła oczy. Skupiła się na gładkiej powłoce, na której trzymała dłonie. Po chwili, łagodnie i stanowczo zaczęła na nią napierać.
 
__________________
To nie ja, to moja postać.
Wila jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:29.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172