Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 20-05-2018, 16:05   #61
 
Zaalaos's Avatar
 
Reputacja: 1 Zaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputację
Normand przekartkował szybko swój nabytek i buchnął śmiechem.
- Dostałem gazetkę porno. - stwierdził i wrócił do “lektury”. Jego oczy przywitały tabuny skąpo odzianych elfek, demonic, drowek, lamii, a w jednej z przedstawionych tam kobiet rozpoznał nawet aasimara. Wielu z nich nie był wstanie nawet zidentyfikować. Musiał porównać z materiałami kryptozoologa od którego pożyczał ostatnio książki.
Ironia tego prezentu była oszałamiająca. Każda z nich mogłaby być modelką w jego świecie. I każda z nich przypominała mu o matce, byłej supermodelce. Wiecznie niezadowolonej kobiecie, obwiniającej go za utratę piękna i młodości. Kobiety przez którą tak naprawdę zdecydował się na przejście przez Bramę. Potrzeba odkrywania nowego świata, spełnienie dziecięcych marzeń… Tak to też miało znaczenie. Ale uciekał tak naprawdę przed własną matką, przed jej wiecznie niezadowolonym spojrzeniem, przed jej próbą kontrolowania jego życia. Przed jej usilnymi próbami wyswatania go z pustymi córkami jej dawnych koleżanek. Przed zaciąganiem go na pokazy mody. Przed tą całą fałszywą otoczką związaną z tym biznesem. A ta książka… Tylko mu o tym przypomniała.
Wolff westchnął donośnie, uśmiech który na początku tańczył na jego wargach przekształcił się w zirytowany grymas. Zatrzasnął okładki cienkiej pozycji. Przez moment zastanawiał się nad ciśnięciem jej w cholerę, ale po krótkim namyśle włożył ją do plecaka. Od biedy Saville się z niej ucieszy.

- Te sowy… Przynoszą ci książkę która ma to czego najbardziej pożądasz. - zwrócił się smutno do Niemca. - Prosząc o coś co pomoże w tłumaczeniu… Najprawdopodobniej będziesz musiał tłumaczyć przez dziesiątki języków, wiele z nich zapomnianych i o tylko bardzo luźniej wspólnej etymologii. - dodał - Co oznacza dziesiątki, jeśli nie setki, albo tysiące książek. Nie mamy czasu na to żebyśmy rozbijali tu piknik, a sam też musisz jeść. Musimy się przygotować i wtedy wrócić.
- Mam czas… - powiedział z szerokim uśmiechem Mikail łapiduchowi - - ...najwyżej przyniesiecie mi prowiant. Wiem czego szukam. Zaprezentowałbym, ale to kurewsko męczące jest, a to miejsce… jest idealne, a i z chęcią podłapię nowe języki i wiedzę.
- Jestem też lingwistą. - sprostował zarówno fakt, który mógł być mało znany szerszej gawiedzi.
- Po odkryciu kamienia z Rosetty potrzeba było ile... dwadzieścia? trzydzieści? Lat żeby przetłumaczyć staroegipskie hieroglify na współczesny język, po drodze mając tylko starogrekę. - odciął się Normand - Nawet jeśli dostaniesz do ręki słownik niemiecko-jakikolwiek tutaj jest język będziesz potrzebował tygodni, jeśli nie miesięcy, żeby to przetłumaczyć po słowie. - dodał zerkając na opasłość księgi Küchlera.
- Mi to nie przeszkadza. Zresztą, jest coś takiego jak magia, nie? Może ona pomoże. - stwierdził lekko Niemiec.
Wolff skrzywił się delikatnie słysząc te słowa, ale nic nie powiedział. Postanowił oddać pałeczkę dowódcy wyprawy, niech on decyduje co mają robić.

W czasie kiedy lekarz i psycholog prowadzili swoją dysputę, Legioniści zaczęli robić się coraz bardziej nerwowi, czego zajęci sobą panowie nie zauważyli. Dopiero gdy Mayers i Jung podnieśli wyżej karabiny zwrócili na siebie ich spojrzenia.
- To nie wygląda dobrze - syknął Jung, wskazując głową na sufit w oddali.
Tam były wracające sowy. Całe ich mrowie i każda w pazurach trzymała ciężką księgę.
- Jeśli zrzucą na nas te encyklopedie... - Mayers pokręcił głową i spojrzał w bok, na portal.
- Odwołaj je, bo nas zasypią - nakazał Jung, patrząc na Niemca.
- Nie strzelać! - zwrócił się pośpiesznie Mikail do żołnierzy, a następnie do sów - Odwołuje! Za dużo tego, nie odnajdę właściwej księgi przed śmiercią! Co powiecie na to, bibliotekarze, że będę pytał w językach, które znam, a jak znajdzie się księga w danym języku to mi ją przyniesiecie? O co bardzo bym prosił?
Pomimo prób Mikaila sowy nie zmieniły swojego toru lotu i dalej dążyły ku nim. Możliwe, że były już za blisko by mógł się rozmyślić. Pierwsze trzy już nadleciały i zrzuciły ładunek wprost na głowę psychologa.
- Uważaj! - Krzyknął Mayers i rzucił się w jego kierunku. I dobrze, bo popchnął Niemca, ratując przed oberwaniem ciężkim grimuarem, który z hukiem padł na drewnianą podłogę. Legionista jednak nie odpuszczał i chwyciwszy Niemca za kurtkę, pociągnął za sobą między rzędy półek. Sowy poleciały za nimi, obrzucając podłogę kolejnymi woluminami.

- Ja pierdolę... - syknął Jung, który w tym czasie popchnął Normanda w tył, chroniąc ich obu przed dwiema księgami, które spadły na nich. Dowódca pilnie wpatrując się w sufit powoli wycofywał ich dwóch ku portalowi.
- Scheiße! - powiedział głośno Mikail biegnąć przed siebie. Pora była odnaleźć się w labiryncie korytarzy i wycofać się przez portal… i wrócić. Za jakieś pół godziny, po posiłku. Kurwa! Te sowy może i chciały dobrze, ale równie dobrze mogły ich pozabijać!

Normand rzucił się biegiem w kierunku portalu, starając się przy tym unikać spadających książek. Próba zestrzelenia ptaków była idiotyczna, było ich zwyczajnie za dużo, jedyną szansą było znalezienie się po drugiej stronie bramy i przeczekanie papierowej apokalipsy.
 
Zaalaos jest teraz online  
Stary 21-05-2018, 23:00   #62
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
GATE-1

Zrozpaczony Regnaud mógł już tylko z dystansu przyglądać się jak Karger robi dokładny przegląd tej przeklętej ściany. Kanadyjczyk był przekonany że niczego to nie zmieni, bo przecież sam wszystko dokładnie sprawdził. Panna de Vauban stała przy nim ze skrzyżowanymi rękami na piersi. Blondynka wodziła wzrokiem to na ścianę to po zebranych w jej okolicy osobach.
- Znajdzie się - mruknęła do towarzysza niedoli, uśmiechając się do niego pocieszająco.
Kanadyjczyk skinął głową, ale jego uśmiech był nieco bledszy, chociaż też miał nadzieję, że skała gdzieś przeniosła Lelę, a nie po prostu zjadła.
Tymczasem Legioniści mieli trudny orzech do zgryzienia. Ich zadaniem było zapewniać bezpieczeństwo cywilnej części ekspedycji i jak na razie wszystko wskazywało na to, że mieli z tym cholerny problem.
- Kurwa, kurwa... - Bello powtarzał te słowa w kółko niczym mantrę. Stał w miejscu i tylko przyglądał się podwładnemu.
Rainbow wyciągnął nóż i zaczął nim dłubać w ścianie.
- No ściana jak się patrzy - skomentował, gdy ukruszył nieco kamień. Spojrzał na przełożonego, chowając ostrze do pochwy i już miał odejść, gdy coś na niego wpadło...

Leokadia poczuła jak bariera pod jej palcami ustępuje. Ucieszyła się, ale na wszelki wypadek nie otworzyła oczu, jakby obawiając się, że "czar" pryśnie. Tak jak to miało miejsce za pierwszym razem, poczuła jak spada w przód. Z tą różnicą, że teraz wpadła na jakiś materiał.
- Ah! - usłyszała znajomy głos jednego z przewodników. Dziewczyna otworzyła oczy i zobaczyła, że lądowania na kamiennym podłożu oszczędził jej legionista. Karger leżał na plecach, wgapiając się z zaskoczeniem na Leokadię, która wychodząc ze ściany spadła wprost na niego i teraz leżała na nim, z twarzą na jego piersi. Rainbow otworzył usta by coś powiedzieć, ale chyba onieśmielony sytuacją w której się znalazł, nie odezwał się nawet słowem.

GATE-2

Mayers odciągając psychologa sprawił, że Wolff i Jung mieli czystą drogę do portalu. Mężczyznom nie trzeba było dwa razy powtarzać i szybko doskoczyli do magicznej tafli. Jeszcze tuż przed przejściem na drugą stronę, obaj rzucili spojrzenie za siebie. Widok był nieciekawy. Całe stado sów pofrunęło w pogoni za ich kompanami, jakby otrzymały rozkaz zbombardowania ich za wszelką cenę. Księgi upadały z łoskotem z dużej wysokości, ale żadna nie wyglądała na uszkodzoną. Co innego podłoga, na której lądowały.
I tyle widzieli, bo zaraz Jung wepchnął Normanda w portal.

Dave i Mikail pędząc biegiem, lawirowali między wysokimi półkami. Legionista co chwilę zerkał za siebie i co rusz rzucane przekleństwo oznaczało, że nie jest dobrze. Na razie mieli przewagę nad sowami, ale ciągle oddalali się od portalu. Küchler w tej chwili mógł się poczuć niczym zakładnik odbity przez wojskowych, będący w trakcie ewakuacji, bo Legionista non stop osłaniał mu plecy oraz szarpał nim niczym szmacianą lalką, gdy nagle zmieniali kierunek ucieczki.
Mayers szarpnął psychologa w tył i znaleźli się w bardzo wąskiej alejce, w której jeden musiał iść za drugim by się zmieścili. Tam też zatrzymali się by złapać oddech. Niemiec już dostawał zadyszki, na szczęście po mundurowym nie było widać zmęczenia. Z tego wszystkiego Mikail już stracił orientację w terenie i musiał w pełni polegać na Davie. Słyszeli jak w koło nich upadają ciężkie woluminy.

- Czegoś ty od nich chciał?! - syknął ledwo słyszalnie Mayers przyglądając się psychologowi. Jego spojrzenie spoczęło na medalionie. Legionista sięgnął po niego i nim Mikail mógł zareagować, Dave zerwał mu go z szyi i cisnął za siebie. Po tym popchnął Niemca i uciekali dalej.
W pierwszej chwili wydawało się, że to co zrobił mundurowy udało się. Sowy zrzucały księgi na stertę która szybko zakryła medalion. Ale niedługo się cieszyli, bo kolejne ptaszyska chyba ich zauważyły i podjęły na nowo pościg.
Kilka razy książki upadły naprawdę niebezpiecznie blisko nich, aż... wpadli w portal.

Grupa była w komplecie. Normand i Jung zdążyli zdjąć plecaki kiedy Dave i Mikail wpadli do sali portalu. Niemiec bez sił padł na zimną, kamienną posadzkę dysząc, z trudem łapiąc powietrze. Mayers natomiast stał prosto i zaczął zdejmować plecak.
- Melduję, że wróciliśmy cali - powiedział do dowódcy.
- Co was goniło? - odezwała się osoba, która wyszła z korytarza, dotąd ukrywająca swoją obecność. Claire zbliżyła się do mężczyzn i zasalutowała. - Znaczy... Melduję, że drzwi da się otworzyć od drugiej strony też - powiedziała imitując ton wojskowych.

GATE-1

Sorel udało się odzyskać równowagę, co wymagało od niej pochylenia się lekko w przód i mocnego trzymania się dłonią pnia drzewa. Spojrzała w dół, na stojącego przy niej Flanigana.
Legionista stał w bezruchu jakby sama Meduza uraczyła go swym spojrzeniem. Był naocznym świadkiem jej przemiany i jedynym, bo para znajdowała się dość daleko od pozostałych. Flanigan wpatrywał się w Alexis jakby była jakimś dziwadłem. I nie można było mu mieć chyba tego za złe, bo zaledwie w kilka sekund sylwetka młodej dziewczyny uległa zmianie. Nie chodziło jednak tylko o to, że urosła na wysokość drugiego piętra. Na Ericka z góry spoglądała teraz zupełnie inna twarz.


Ciało Sorel pokrywały łuski połyskujące złoto w promieniach słońca. Jej ręce i nogi zakończone były szponami, a na plecach miała złoty płaszcz, który tworzyła para sporych błoniastych lekko rozchylonych skrzydeł. Między nogami miała jeszcze długi ogon. Wzdłuż kręgosłupa miała kostny grzebień w ciemniejszym kolorze złota. Stała lekko pochylona ku Erickowi podpierając się jedną szponiastą ręką o drzewo. Na jej rogatej głowie malowało się zadowolenie. Erick miał wrażenie, że dziewczyna nie zdaje sobie do końca sprawy co się z nią stało.
Flanigan stał sam na sam ze złotym smokiem, w którego przemieniła się panna Sorel.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 22-05-2018, 00:14   #63
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
Post wspólny - MTM, Taive

Dobrą chwilę zajęło Alexis uzyskanie równowagi. Dostrzegła Ericka, ale dopiero kiedy spojrzała w dół. Patrzył na nią jakby widział ducha, a jego karabin był wymierzony prosto w nią. Chciała powiedzieć coś błyskotliwego, ale zamiast tego mruknęła tylko, w dodatku jakby zmienionym głosem. Jej język odmawiał posłuszeństwa. Poruszyła nim w ustach, ale ten jak gdyby zupełnie zmienił kształt na taki, który absolutnie nie nadawał się do mówienia. Utrzymywała równowagę tylko wtedy, kiedy pozycja w jakiej się znajdowała była zupełnie inna niż zwykle. Musiała pochylać się do przodu w dziwny sposób i ciągle nie odważyła się puścić pnia. Również po chwili spojrzała na to, czego się przytrzymuje i wtedy też zobaczyła swoją dłoń. To… Nie była już dłoń. Pokryta łuskami łapa trzymała za pień drzewa. Co się do cholery stało? Dziewczyna spróbowała puścić pnia, ale zachwiała się, więc dla bezpieczeństwa zbliżyła do twarzy drugą rękę, obróciła ją, oglądając dokładnie złote łuski, które teraz zastępowały jej skórę. Spojrzała w dół, na swój tułów i nogi. Cała była pokryta łuskami, a jej ciało przerodziło się w ciało jakiegoś potwora. Co dziwne, nie czuła się z tego powodu wcale okropnie. Wręcz przeciwnie, czuła niesamowitą ekscytację i zadowolenie. Ostrożnie obróciła się jeszcze, żeby obejrzeć swoje tyły i dojrzała swój własny, całkiem pokaźny ogon i skrzydła. Poruszyła nim lekko i szybko okazało się, że to zdecydowanie pomocne w utrzymywaniu równowagi. Nawet bardziej, niż młoda sosna. “Jestem smokiem” pomyślała dziewczyna. Nie było w tej myśli złości, czy choćby śladu niezadowolenia. Stwierdziła fakt, ze sporą dozą ekscytacji i radości z resztą. Po dokładnych oględzinach wróciła wzrokiem do stojącego przed nią kaprala i znów spróbowała coś powiedzieć. Z podobnym skutkiem jak poprzednio.

- No bez jaj - stęknął Erick, nadal stojąc jak wryty. Jeśli szkolenie Legionistów miało go przygotować na niemal każdą sytuację, to właśnie znalazł się w tym “niemal”. Jako iż bezczynność nie była w naturze tego żołnierza, opanował emocje na tyle, by cofnąć się o kroczek i poprawić uchwyt na broni.
- A-Alexis, to… nadal ty? - odezwał się niepewnie. - Możesz mówić? Rozumiesz mnie? Daj mi jakiś znak. - Kapral szybko podjął próbę komunikacji. Czy to z sympatii do dziewczyny, czy to z przesądu, iż ustrzelenie smoka w pojedynkę może być trudne.

Zaklęta w ciele smoka dziewczyna miała ochotę przewrócić oczami, jednak tylko przekręciła łeb i spojrzała Erickowi prosto w oczy, po czym mruknęła przeciągle w odpowiedzi. No cholera by go. Rozumiała, że mógł być podekscytowany, ale jak niby miała odpowiedzieć mu na trzy pytania na raz? Ostatecznie “Czy to nadal ty?” i “Rozumiesz mnie?” były większością, więc pokiwała głową. Dwa razy, dla pewności, że nie jest to przypadek.

Erick przetarł czoło, które nie wiadomo kiedy zalało się potem. Legionista próbował ogarnąć smoczycę wzrokiem, ale górująca sylwetka była niewątpliwie przytłaczająca.
Kiwnięcie łba bajkowego stworzenia lekko złagodziło nerwy człowieka, przez co ten opuścił w końcu broń.
- Jasna cholera… nie wierzę w to, co się tutaj dzieje - zrezygnowany Flanigan potarł również oczy. Na jego nieszczęście nic to nie zmieniło.
- Myśl, chłopie, myśl… Dobra, po kolei. Użyłaś tego amuletu, po czym zamieniłaś się w… to. Czy możesz odczynić, em, tę transformację? - Kapral uspokoił się, mówiąc do siebie, po czym zwrócił się do Alexis.

Bez dłuższego zastanowienia Alexis pokręciła głową. Nie miała pojęcia jak mogłaby to zrobić. I nie miała zamiaru próbować się dowiadywać. Przynajmniej nie w najbliższym czasie. Dała Erickowi czas do namysłu. Niech myśli co zrobić w tej sytuacji, w końcu to on tu ma tu jakąś rangę. Dziewczyna natomiast wróciła do oględzin swojego nowego ciała. Próbowała wyczuwać jak działają nowe mięśnie, gdzie są i jak ich używać, czekając jednocześnie na jakieś decyzje.
Sorel poruszyła mięśniami na plecach, których wcześniej była pewna że nie posiadała. Napięła je i sprawiła tym samym, że złoty płaszcz skrzydeł powoli się rozsunął dodając jej sylwetce rozmiaru i... dostojnej grozy.
- Łoł, łoł, łoł - Erick uniósł rękę w przerażeniu, jakby próbował uspokoić smoczycę. Kolejny krok w tył o mało co nie spowodował upadku na tyłek. Kapral przeklął pod nosem, a następnie rozejrzał się nerwowo. Ostatecznie zdecydował się wydobyć zza pazuchy cygaro, które w pośpiechu i trzęsącymi się rękoma otworzył, a następnie odpalił.
Pierwsze zaciągnięcie podziałało jak środek uspokajający. Legionista spędził jeszcze minutę czy dwie na paleniu, dając czas sobie na zebranie myśli i smokowi na poznanie swojej nowej postaci.
- Słuchaj, em, Alexis. Zostań tutaj, a ja zawołam jajogłowych. Może oni wpadną na pomysł, jak cię odczynić - odezwał się w końcu Flanigan, kiedy dym cygara skutecznie złagodził jego nerwy. - Mogę liczyć na współpracę?

Smoczyca złożyła skrzydła i lekko prychnęła w odpowiedzi na to, co usłyszała. To sobie wymyślił. Ma siedzieć na tyłku i czekać, aż sprowadzi ludzi? Którzy w dodatku mieliby ją odczyniać? Jasne. Właśnie po to została smokiem, żeby teraz siedzieć i nic nie robić w oczekiwaniu na to, aż ten będzie sprowadzał ludzi, którzy z niej to zdejmą. Mimo wszystko, zmiana nie odebrała jej rozumu. Zanim wróci, ona będzie miała czas nauczyć się sensownie poruszać, a może i latać. Cóż, wolałaby jak najszybciej pochwalić się swoim nowym wizerunkiem reszcie ludzi, a co więcej, chętnie zobaczyłaby się w całej okazałości w jakimś lustrze, ale niech będzie. Poczeka. Albo nie poczeka? To już inna sprawa. Na pewno dobrze, żeby legionista ufał w jej chęci do współpracy. A może znajdzie się przy okazji ktoś mądry, kto też stwierdzi, że odczynianie jej wcale nie jest takim wspaniałym pomysłem. Pytanie jakie postawił jej kapral nie zostawiło jej też specjalnego wyboru. Nie pytał, czy chce wrócić do swojej postaci, czy poczeka, albo czy chce iść z nim. Z braku laku pokiwała mu głową, kiedy jednocześnie jej pysk rozjaśnił się w wyrazie rozbawienia. Jaka szkoda, że nie będzie mogła zobaczyć min tych ludzi, którym Erick będzie składał raport. “Cześć, szefa zjadła ściana, a koleżanka zamieniła się w smoka”.

- W porządku - Erick kiwnął głową z wyraźną ulgą. - Nie ruszaj się stąd - dodał, patrząc w ślepia ogromnego gada. Gdzieś uleciała jego pewność siebie. Chyba nie spodziewał się, że uda mu się kontrolować tak duże stworzenie, ale musiał chociaż spróbować.
- No, to zaraz wracam. - Kapral przygryzł cygaro i ruszył w drogę powrotną, co jakiś czas zerkając za siebie.
 
__________________
"Pulvis et umbra sumus"
MTM jest offline  
Stary 28-05-2018, 23:35   #64
 
Taive's Avatar
 
Reputacja: 1 Taive ma wspaniałą reputacjęTaive ma wspaniałą reputacjęTaive ma wspaniałą reputacjęTaive ma wspaniałą reputacjęTaive ma wspaniałą reputacjęTaive ma wspaniałą reputacjęTaive ma wspaniałą reputacjęTaive ma wspaniałą reputacjęTaive ma wspaniałą reputacjęTaive ma wspaniałą reputacjęTaive ma wspaniałą reputację
Wciąż uśmiechając się serdecznie do legionisty Alex odprowadziła go wzrokiem. Jak tylko zniknął z jej pola widzenia wróciła do eksploracji siebie, swojego ciała i swoich możliwości. Najpierw spróbowała postawić kilka kroków. Zachwiała się, znów przytrzymała jakiegoś drzewa. Rany, jakie chodzenie jest niewygodne. Przeszła jednak w miejsce, w którym drzewa są nieco rzadsze i z powrotem rozłożyła skrzydła. Jakie to przyjemne uczucie… Poruszyła nimi kilkukrotnie. Jeśli chce się wznieść się do góry, musi nabrać powietrza w skrzydła. Poczuć, jak jej ciężar przenosi się z nóg na skrzydła i wtedy odepchnąć od ziemi.
Smoczyca była zafascynowana samą sobą. Wpierw rozłożyła skrzydła zbyt szybko i mocno się zachwiała, bo z jednej strony jej ciało zdawało się podrywać w górę, z drugiej natomiast ciężar skrzydeł ciągnął ją do tyłu i prawie się wyłożyła na łopatki. Coś w środku niej - może medalion, a może jej własny niespokojny duch - zachęcało ją do dalszych prób. Kiedy ostrożnie poznawała swoje ciało zauważyła, że zaczyna się do niego przyzwyczajać, zupełnie jakby włączyła się w niej jakaś pamięć mięśniowa, o której nie miała pojęcia.

Alexis czuła, że idzie jej coraz lepiej. Zaczęła poruszać się zwinniej, a ogon faktycznie okazał się wielką pomocą w utrzymywaniu równowagi. Podskoczyła, próbując odbić się od ziemi jednocześnie robiąc ruch skrzydłami. Starała się nabrać odpowiednią ilość powietrza, by nie machnąć za mocno, ani za słabo. Odbijała się łapami od ziemi, jej ogon zamachiwał się w charakterystyczny sposób, do tego ruch skrzydłami. Na jej pysku widać było zacięcie. Jako dziecko śniła o lataniu, a teraz ma szansę naprawdę latać. Musiała się w końcu wzbić w powietrze. Podczas tego całego podskakiwania zauważyła, że jej ciało choć rozmiar miało pokaźny to wcale nie ważyło wiele. Pierś miała wydatną, ale kiedy brała głęboki wdech nie czuła, by płuca zajmowały całą pojemność klatki piersiowej. Rozgrzewka sprawiła też, że coraz lepsze czucie miała w skrzydłach i pozostałych kończynach. Robiąc bardziej pewne zamachy błoniastych skrzydeł, zaczynała już "podskakiwać" wyłącznie siłą odpychania powietrza, a nie napierania nogami na ziemię.
Start jest ważny, ale to odpowiedni ruch skrzydłami będzie jej gwarancją sukcesu. Miała ochotę spróbować skacząc w jakąś przepaść, ale chyba nawet ona nie była aż tak nieodpowiedzialna, żeby próbować robić coś takiego bez żadnego zabezpieczenia. Zwłaszcza w momencie, kiedy naprawdę ma coś do stracenia. Ona i jej nowe ciało coraz lepiej się ze sobą dogadywały i naprawdę ją to cieszyło.
“No dalej, Alex… Jesteś smokiem. Smoki latają.” mówiła sobie dziewczyna podskakując raz za razem. Czując, że w jej klatce piersiowej jest jeszcze miejsce zaczęła brać głębsze oddechy, jakby miała się przez to stać lżejsza. Spróbowała też odbić się od ziemi, a potem jeszcze zanim opadnie wziąć kolejny zamach skrzydłami, żeby zamiast opaść, wznieść się jeszcze wyżej.
Wznosiła się, powoli i ostrożnie, ale skrupulatnie coraz wyżej i wyżej. Straciła całkiem grunt pod nogami, jak również ogonem. Wyciągnęła głowę i spojrzała ponad wysokimi drzewami. Wszędzie gdzie okiem nie sięgnąć rozciągały się góry i lasy je porastające. Trochę jak Alpy po francuskiej stronie, które Sorel widywała na obrazkach. Zdecydowanie był to teren, który z lotu ptaka szybciej przyszło by zwiedzać.


Alexis wzniosła się naprawdę wysoko, kilka metrów ponad wierzchołkami drzew. Była zadowolona, ale powoli zaczynała czuć jak mięśnie na grzbiecie palą ją niczym ramiona po ciężkim treningu na siłowni. Zmusiło ją to do wylądowania i odpoczynku.

Cholera, musiała dostać ciało smoka, który nie za wiele latał? Będzie musiała ćwiczyć, jeśli chce latać na dłuższe dystanse, a nie miała wątpliwości co do tego, czy chce. Całe szczęście, że ćwiczenia były tym, w czym jest naprawdę niezła. Odnalazła wzrokiem przerzedzenie między drzewami, w którym mogłaby się zmieścić i obniżyła lot. Nie całkiem wprawiona źle wyważyła ciężar lądując i nieco za mocno uderzyła o ziemię, niemal się przewracając i robiąc przy tym sporo hałasu. Wtedy zobaczyła kobietę z aparatem fotograficznym w ręce i niemal natychmiast wyprostowała się z wrodzoną, niemal kocią gracją. Używanie przednich kończyn jako łap nie było naturalne, a jednak okazywało się nadzwyczaj wygodne. Złożyła skrzydła przy sobie, machnęła ogonem i oparła się na przednich łapach. Podejrzewała, że może wyglądać nieco groźnie. Szczerze powiedziawszy, miała nadzieję, że tak wygląda. Co to za smok, który nie wzbudza odrobiny grozy? Spojrzała uważnie, wyczekująco na Henriettę, utrzymując baczny kontakt wzrokowy i czekając na jej reakcję.
Z ust Henrietty uleciało nieme "o mój boże". Blondynka ściskała kurczowo aparat w dłoniach, a cała jej sylwetka wyrażała lęk przed wielkim stworzeniem jakie przed nią wylądowało.
- Czy... - powiedziała coś pod nosem, ale Alex nie dosłyszała bo było to za ciche. Kobieta chyba się żachnęła, że jej nie usłyszała i odchrząknęła. - Naprawdę to ty, Alex? - zapytała i nieco chwiejnym krokiem zbliżyła się nieco do smoka. - Ja... To niesamowite! - dodała trochę urywanym głosem. W ocenie Sorel blondynka bała się, ale była zafascynowana i to drugie zdecydowanie przeważało u reporterki. - Możesz coś powiedzieć? - dopytała zatrzymują się na wyciągnięcie skrzydła Alex.
Alexis podobało się to, że wzbudza w ludziach strach. Jeszcze bardziej podobało jej się to, że wzbudza fascynację. “Ale bezpieczną odległość niech zachowa”, stwierdziła w myślach i zgrabnie wyciągnęła głowę na długiej szyi w stronę kobiety, po czym lekko kłapnęła paszczą. “Jedno pytanie, do cholery…” Przewrócenie oczami będąc przy tym w postaci smoka mogło nie dać pożądanego efektu, więc ostatecznie pokręciła głową, odpowiadając na ostatnie pytanie. A niech sobie zgaduje na które jest odpowiedź. Może przy okazji ogarnie, że smoki, choć są ponad wszelką miarę wspaniałymi istotami, nie umieją jednocześnie kręcić i kiwać głową.
- To nie powiesz jak to się stało... - stwierdziła zawiedzionym tonem Henrietta. - A tam mamy magiczną ścianę. Leokadia przez nią przeszła. Sama widziałam. I wróciła - streściła wydarzenia które nie były udziałem Sorel. - A żebyś ty widziała minę Flanigana! - dodała z rozbawieniem, które zaczęło przeganiać z blondynki strach. - Dada prawie go zdzielił po głowie jak powiedział, że zamieniłaś się w smoka
Alexis uśmiechnęła się, na tyle, na ile pozwoliła jej na to smocza anatomia. Szkoda, że nie widziała tych min. Widziała za to coś bardziej niesamowitego, czym nie mógł się pochwalić żaden człowiek poza nią. Znaczy… Żaden człowiek. Magiczna ściana już była, ale już informacja, że można przez nią przejść to już coś nowego… Ciekawe. Chociaż ona sama już na pewno się w niej nie zmieści. Zastanowiła się przez chwilę. Bardzo chętnie wróciłaby do kontemplacji swojego własnego ciała, ale na dobrą sprawę może to zrobić kiedykolwiek. Albo przy okazji. Z drugiej strony… Mimo całej tej sytuacji przemawiał do niej ten cichy głosik, który z rzadka pojawiał się gdzieś na dnie jej głowy. O ile jeden człowiek nie był dla niej zagrożeniem, o tyle piątka, czy szóstka ludzi… W dodatku przestraszonych ludzi z bronią palną… Tak, głosik akurat mówił całkiem do rzeczy. Byłoby naprawdę strasznie głupim, zginąć akurat wtedy, kiedy została smokiem. O rany. A jak przypadkiem zionie na kogoś ogniem? Musiała sprawdzić, czy potrafi ziać. Tylko… Cholera, las nie wydawał się być do tego najlepszym miejscem. Będzie musiała się wstrzymać, aż nie wyjdą na otwartą przestrzeń i najlepiej… Kiedy będzie mogła znaleźć się dalej od ludzi, niż może wynosić zasięg jej ziewu. Jakie miała w tej chwili opcje? Może albo odlecieć i szukać odpowiedniego miejsca do nauki, jednocześnie rezygnując z opcji zobaczenia min ich wszystkich, czyli odpada. Polecieć tam do nich i zobaczyć sytuację, co wydawało się być kuszącą, ale mało bezpieczną opcją. Mogła też najzwyczajniej w świecie czekać na ciąg dalszy wydarzeń. Ostatecznie zwyciężyła smocza godność i próżność. Usiadła, opierając się przednimi łapami o ziemię i utkwiła wzrok w aparacie Henrietty.
 
Taive jest offline  
Stary 29-05-2018, 00:10   #65
 
Zaalaos's Avatar
 
Reputacja: 1 Zaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputację
Normand odetchnął z ulgą gdy psycholog i żołnierz wypadli z portalu. Uklęknął przy swoim plecaku i wyjął z niego przedmiot, który cisnął niemcowi na kolana.
- Aerozol wziewny. Weź dwa wdechy, od razu będzie ci się lepiej oddychało. - poinstruował zasapanego towarzysza. Po tej krótkiej instrukcji znowu zajrzał do plecaka, szukając w nim zdobytej w bibliotece książki. Leżała dokładnie tam gdzie ją wcześniej odłożył. Lekarz poczekał aż Küchler skończy swoje inhalacje, po czym schował rzucony mu wcześniej aerozol.

- Zarządzam godzinę przerwy - powiedział Jung i jego spojrzenie na chwilę spoczęło na Claire. Chciał ją chyba ochrzanić za to że tu przyszła, ale przecież nie była Legionistą by musiała co do joty wypełniać jego polecenia.

Niemiec zdjął plecak i wstał, by wziąć dwa głębokie wdechy leku, a następnie powiedział lekko kasłając
- Dzięki. Ciekawe. Wygląda na to, że te sowy dają to co człowiekowi najbardziej potrzeba. Z chęcią tam wrócę, ale tym razem będę lepiej wyrażał swoje słowa. Lekcja odebrana.

Francuz pokręcił delikatnie głową, ale nie skomentował zamysłów niemca. Był wyraźnie obłąkany potrzebą zdobywania tutejszej wiedzy, więc nie było potrzeby by strzępić sobie język. Zamiast tego wyjął z plecaka suchary.
- Kto się skusi? - spytał, wyciągając paczkę najpierw do Claire.
Dziewczyna pokręciła głową.
- Jak na was czekaliśmy na górze to już sobie zjadłam - wyjaśniła. - No to przed czym uciekaliście? - naciskała na uzyskanie odpowiedzi.
- Przed sowami próbującymi nas zasypać wiedzą. - odparł Wolff, po czym wziął sobie jednego suchara i podał paczkę dalej - Dosłownie.
- Kwestia dobrania odpowiednich słów - powiedział Mikail - Wykonują polecenia bardzo… dosłownie, choć dobrodusznie.
- No nie żartujcie sobie - Claire zaperzyła się na ich wyjaśnienia i powiodła spojrzeniem w kierunku dowódcy.
- Niestety ale tak właśnie było. Po drugiej stronie jest biblioteka. Spróbujemy do niej wrócić za niecałą godzinę. Może się uspokoi - Jung zrobił kwaśną minę.
- Za co wielce merci! - orzekł Mikail z promienistym uśmiechem siadając na plecaku.
Lekarz wzruszył ramionami i usiadł, opierając się plecami o ścianę pomieszczenia. Wyciągnął z plecaka zdobytą “gazetkę” i zaczął szukać w niej czegoś interesującego. To jest poza obrazkami nagich kobiet naturalnie.
Po cichu liczył że znajduje się w niej coś więcej, być może jakaś forma wiedzy, niekoniecznie związana ściśle z anatomią przedstawicielek obcych gatunków. Może odrobina wiedzy na temat ich społeczeństwa? Odpowiedź na to czy były to prawdziwe kobiety, czy tylko wybujała wyobraźnia artysty? Może w obrazy wpleciono słowa, tyle że bardzo dokładnie ukryte? Westchnął donośnie i wrócił do "lektury".
 
Zaalaos jest teraz online  
Stary 30-05-2018, 14:51   #66
 
Wila's Avatar
 
Reputacja: 1 Wila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputacjęWila ma wspaniałą reputację
Claude-Henri stał jak wmurowany. Zapewne mógłby pozować do dzieła pod tytułem 'zaskoczenie'. Bo jak można było zareagować na taki widok, na Lelę wylatującą ze skalnej ściany?
Zamknął i ponownie otworzył oczy, lecz to, co widział, jakoś nie chciało zniknąć. A to, zapewne, znaczyło tylko jedno - jakimś cudem Lela wróciła.
Ruszył w stronę wylegującej się na ziemi pary i podał dziewczynie rękę.
- Witamy w domu, madame - powiedział, odkładając słowne i czynne uzewnętrznienie uczuć na chwilę, gdy Lela zmieni pozycję z horyzontalnej na wertykalną.
Leokadia była zaskoczona tym w jaki sposób wylądowała. A choć było to miękkie i przyjemne lądowanie, była również zakłopotana.
- Bardzo przepraszam! Ja nie chciałam... - Pośpiesznie zaczęła się podnosić z Kargera, zresztą z pomocą przyszedł Henri. Z czego skorzystała. Miło było go znów widzieć i słyszeć po tej stronie.
- Bałam się, że mnie zostawicie - odparła marszcząc przy tym czoło. Nie była pewna co ów powitanie miało znaczyć. Czemu Henri nazwał ją “madame”? Może był na nią zły?
Legionista pozbawiony ciężaru w postaci dziewczyny wyskakującej ze ściany, szybko podniósł się do pionu. Nadal Zawadzkiej wydawał się być zakłopotany, ale zaczynał odzyskiwać rezon.
- Nigdy w życiu - zapewnił Claude-Henri. - Miałem zamiar tu czekać do oporu, aż wrócisz. - Spojrzał na Lelę, jakby oceniał, czy jest cała i zdrowa. - Ale paskudny numer nam wywinęłaś. Zobacz, ile siwych włosów mi przybyło. - Przesunął dłonią po głowie.
- Cieszę się, że udało ci się wrócić - dodał, a po chwili namysłu, nie zważając na świadków, przytulił ją.
Leli wydawało się, że w ramionach Henriego jest taka drobna. Mogłaby dosłownie w nich utonąć, nie tylko ciałem ale i myślami. Poczuła się nagle bardzo bezpiecznie. Było to tak miłe, że znów wprawiło ją w zakłopotanie. Odsunęła się o krok, uznając, że chwila ta trwa zbyt długo. Unikając spojrzenia Henriego, zwróciła się do Kargera:
- W środku jest tunel. Wygląda jakby wśród gęstej roślinności przeszedł sporych rozmiarów kret. Nie było tam Arthura. Ale może nie udało mu się wrócić i poszedł dalej tym tunelem. Ja nie szłam. Skupiłam się na tym, czy skoro przeszłam ścianę, to czy potrafię zawrócić, a więc przejść w drugą stronę. No i… właśnie. - Lela urwała wypowiedź.
- Całe szczęście, że to przejście działa w obie strony - stwierdził Claude-Henri. - A skoro tak, to może powinniśmy sprawdzić, czy zdołałabyś kogoś przeprowadzić lub przeciągnąć na tamtą stronę? - Spojrzał najpierw na Lelę, a potem na pozostałych, zupełnie jakby chciał poznać ich opinię.

- Chyba faktycznie musiał pójść dalej - Rainbow pokiwał głową na słowa Leokadii, tłumaczące czemu mogła nie spotkać chorążego. Legionista od razu spojrzał pytająco na Bello. Ten skrzyżował ręce przed sobą i chwilę intensywnie myślał.
- Tak, trzeba spróbować tam wejść - zdecydował Dada. - Higginson może potrzebować wsparcia.
W międzyczasie Rainbow podszedł do połykającej ludzi ściany. Stojąc przed nią rozejrzał się, wyraźnie coś sprawdzając. Kiedy oględziny najwyraźniej dobiegły końca wycelował w nią z karabinu i strzelił. Pierwszy nabój zrykoszetował. Ale dwa kolejne o dziwo przeszły przez ścianę. Co więcej zostawiły w niej coś jakby rozerwanie w zasłonie.
- Wow! Widzicie to! - krzyknął do pozostałych.
- Niesamowite! - odezwała się Henrietta, która najszybciej doskoczyła do Legionisty. Zaraz za nią dołączyli pozostali.
- Nie podchodźcie za blisko - nakazał Dada i sam to zrobił. Podszedł i wsadził koniec lufy w "rozdarcie". Przeszła przez nie. - Ja pierdolę...

Wtedy do grupy dołączył Flanigan. Miał smętną minę przypominającą ucznia, który ma zaraz powiedzieć nauczycielowi, że jego praca domowa została zjedzona przez psa - ale tym razem naprawdę.
- A ciebie gdzie nosi? - rzucił do niego Bello, przez ramię.
- Mam nadzieję, że nie popsułeś tego przejścia - powiedział Claude-Henri, do tej pory w milczeniu przyglądający się działaniom Rainbowa. - Kto próbuje pierwszy?
Ericka, który był zdecydowanie mniej interesujący niż tajemnicze przejście, po prostu zlekceważył.

Jednak Erick nie odezwał się, zaczepiony. Unikał spojrzeń i odwracał swoją uwagę cygarem, którego dym przysłaniał mu twarz. Przeciągając chwilę niepewności, w końcu westchnął i potarł knykciem oko, jakby był zmęczony.
- Alexis zamieniło w smoka - kapral odezwał się niezbyt głośno, ale wyraźnie, jakby komunikował, że nici z grilla, bo zaczął padać deszcz.
- Ale dziwne - skomentowała fioletowowłosa dziewczyna. Postrzegała ścianę jako coś w czym nie da się zrobić dziur. Jak w balonie czy bańce mydlanej. Bo wybuchnie. Zepsuje się. A tu proszę.
- Nawąchałeś się czegoś? - Claude-Henri oderwał wzrok od skały i spojrzał na Ericka. - Jak 'zamieniło'? Ludzie nie zamieniają się w smoki.
Spojrzał za plecy Ericka, jakby tam spodziewał się ujrzeć potwora rodem z bajek i baśni... albo Alex, wyskakującą zza krzaków ze słowami "Ale was nabraliśmy!"
Na te słowa Leokadia odwróciła się by spojrzeć na Ericka. Nie wyglądał jak komik. Pod wpływem też raczej nie.
- Gdzie jest Alex? - zapytała.

- Tam ją zostawiłem - Legionista wskazał kciukiem za siebie. - Nie mam pojęcia, co się odwaliło. Podejrzewam, że miała w tym swój udział ta cholerna błyskotka, którą znalazła i postanowiła użyć bez wcześniejszego przebadania - mruknął poirytowany Erick, odwracając spojrzenie na Claude-Henri.
- Wstrzymujemy poszukiwania chorążego. Smok wielkości stodoły jest większym zagrożeniem dla naszej misji - dodał Flanigan.
- Żyjesz, więc aż takim zagrożeniem nie jest - stwierdził Claude-Henri. - Przynajmniej na razie. A w razie czego możemy schować się tam. - Wskazał na ścianą. - Uciekłeś? Bo nie wyglądałeś na kogoś, kto się spieszy. A tak w ogóle... duży ten smok?
- Wątpię, że możemy schować się tam. Wolałabym nie przechodzić przez zepsutą w tej chwili ścianę. Wiem jak działała zanim była podziurawiona. Teraz może być jak z tosterem. Sprawny robi pyszne grzanki, a popsuty przypieka. Obawiam się, że w takiej wersji może nawet nie chcieć wypuścić chorążego. Teraz równie dobrze można ją spróbować wysadzić. - Leokadia przeniosła wzrok na Ericka. - A próbowała się... eee... odmienić? Jest rozumna?
 
__________________
To nie ja, to moja postać.
Wila jest offline  
Stary 30-05-2018, 14:52   #67
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Czekając na odpowiedź Ericka Claude-Henri zwrócił się do Dady.
- Widać coś przez ten otworek? - spytał.

- Tak. Wygląda na to, że nadal rozumie ludzki język - wtrącił Erick - choć sama nie może lub nie chce mówić. Nie wiem, czego mogłaby próbować. Nie wyglądała na przerażoną, jakkolwiek by to nie działało u smoków, ale musi być nieźle zaskoczona, może podekscytowana. - Kapral wzruszył ramionami. - Chcę ją z powrotem, zanim zacznie myśleć o lataniu i pożywianiu się.
- O cholerka! - Leokadia zakryła usta najwyraźniej przerażona jakąś myślą. - Lepiej żeby nie myślała o jedzeniu - przyznała. - Co to za błyskotka i jak jej użyła?
- Chyba nie sądzisz - powiedział Claude-Henri - że to, co mówią w bajkach o diecie smoków, jest prawdą? Ma jeszcze tę błyskotkę, czy ją zgubiła po przemianie?

Dada Bello ewidentnie przeklinał w myślach brak chorążego. Wszystko spadło na jego głowę, a poziom abstrakcyjności tych problemów przekraczał dopuszczane przez niego normy. Dlatego nie odezwał się przez jakiś czas starając się ewidentnie ogarnąć wszystko rozumem.
W końcu wziął się w garść.
- Jakiego kurwa smoka?! - huknął na Flanigana.
Henrietta wyciągnęła aparat, zrobiła zdjęcie rozdarcia na ścianie i bez słowa poszła w kierunku, z którego przybył Erick.

Tymczasem Rainbow cofnął się od ściany, na której rozdarcia cofnęły się, znów tworząc litą skałę.
- Hymmm... - Karger nie zainteresował się tematem smoka, bo najwyraźniej uznał, że Erick się zgrywa. Zamiast tego skupił się na badaniu ściany.
Więc ponownie strzelił w nią serią. Rozdarcia znowu się pojawiły.
- Wygląda na to, że ta niby-skała sama się naprawia - powiedział Claude-Henri. - Może by warto spróbować rozszerzyć takie rozdarcie? Palce to by było ryzykowne, ale na przykład dwa noże? A nuż by się dało zajrzeć? Zobaczyć, co jest po drugiej stronie?

- Tęczowego smoka z plemienia Tere-Fere - odburknął Erick, mierząc Dadę wzrokiem. - Proponuję, żeby Rainbow i ktoś jeszcze tutaj został, na wypadek, gdyby chorąży wyszedł ze skały, czy coś, a reszta za mną - dodał kapral, rozglądając się po zebranych.
- Smok jest pod ręką, może więc faktycznie warto by się zająć tym problemem - zgodził się Claude-Henri, chociaż stale nie do końca wierzył w to, co opowiadał Erick. - A skała nie ucieknie, w przeciwieństwie do Alex. Czy ma skrzydła?
Przełożony zgromił wzrokiem Flanigana na ten jawny przejaw braku szacunku do wyższego stopniem. Ale zamiast zareagować Dada odetchnął głęboko.
- Na boga, ten poziom popierdolenia to tylko Higginson i Wilczewski mogą ogarnąć - zaklął pod nosem Bello, kręcąc przy tym głową. - Nie. Nie pójdziemy do smoka. Czy ty siebie słuchać Flanigan czy całkiem rozum ci odebrało? Po kolei. Najpierw ta cholerna ściana... - wskazał na zmagania Kargera. Rainbow przyklęknął pod ścianą i zajrzał w rozdarcia.
- Melduję, że widzę korytarz biegnący między drzewami - odezwał się, a następnie sięgnął ręką po nóż i próbował nim poszerzyć rozdarcie. Jedyne co się działo to przy zetknięciu z krawędzią rozdarcia, ostrze natrafiało na kamień. - To jest naprawdę dziwaczne - skomentował Karger.
- To co robimy? Idziemy sprawdzić, co z Alex, czy spróbujemy coś zrobić z tą ścianą? - Claude-Henri zwrócił się do Dady, który, jako w tym momencie najwyższy stopniem, powinien podjąć męską decyzję.
- Czuję się za nią odpowiedzialny - skwitował Erick, zerkając za siebie. - Jednak brat ponad wszystko - westchnął kapral, odwracając się w stronę siłującego się ze ścianą czarnoskórego Rainbowa. - Mówiłem, wysadzić cholerstwo a nie skrobać jak gówno z muszli - mruknął, wyciągając własny nóż i dołączając się do zmagań żołnierza.
- Ale Henrietta tam poszła - zauważył Claude-Henri. - A co będzie, jak smok ją zeżre? Może Leokadia spróbowałaby przeprowadzić mnie, i jeszcze kogoś, Rainbowa na przykład, przez ścianę, a reszta zajęłaby się smokiem?
Leokadia skrzyżowała ręce na piersiach. Najwyraźniej niezadowolona z czegoś.
- W taki sposób szkoleni wojskowi strzegą cywili. Pozostawiając ich samych w lesie w imię dłubania w ścianie. Ile was potrzeba do jednej ściany? Wasz człowiek mógł wrócić. Gdyby się postarał. - Dziewczyna przeniosła wzrok na Henriego. - Ja bym najpierw spróbowała pomóc jednej z nas. Czy to nie jest ważniejsze?
- To może lepiej chodźmy sami - zaproponował cicho Claude-Henri. - Na miejscu smoka raczej bym nie chciał, by ruszyła na mnie banda uzbrojonych po zęby wojaków.
Ale Leokadia nie ruszyła się z miejsca wyraźnie czekając co powiedzą wojskowi. Wpatrzona w plecy Ericka gdyż to on jedyny według niej mógł najlepiej ocenić zagrożenie i zrobić rachunek sumienia. Zresztą, miała też cichą nadzieję, że przestaną w końcu grzebać w tej ścianie w taki sposób, który jej wydawał się głupi.
Claude-Henri miał już dosyć i bezowocnej gadaniny, i sposobu, w jaki wojacy podchodzili do swych obowiązków. Lela miała rację. Niby to legioniści mieli dbać o cywilnych uczestników wyprawy, a woleli zadbać o głupca, który olał wszystkich i poszedł zwiedzać świat za skałą, chociaż najpierw powinien wszystkich poinformować o swoim odkryciu. Egoistyczny dupek. Straciłby najwyżej parę minut.
Lela była zdecydowanie mądrzejsza.
Kanadyjczyk spojrzał na skupionych przy ścianie żołnierzyków. Jak na razie ta droga była dla niego zamknięta. Nawet gdyby tamci wreszcie poszli po rozum do głowy i pozwoliliby działać Leli, to i tak on sam znalazłby się na samym końcu kolejki. Ale nie zamierzał stać tu i czekać nie wiadomo na co.
- Idę do Alex - szepnął Leli na ucho i ruszył sprawdzić, czy Erick nie koloryzował. I czy da się z Alex-smokiem (a może smoczycą?) porozumieć. Miał nawet pomysł... Albo i dwa.
- Zaczekaj... - Dziewczyna ruszyła za nim. Gdy zrównali się wsunęła swoje palce między jego łapiąc go za dłoń. - Muszę cię pilnować. - Uśmiechnęła się lekko.
"Kto kogo powinien pilnować... Ledwo cię zostawiłem na chwilę, a już zaginęłaś...", pomyślał rozbawiony, równocześnie odpowiadając i uśmiechem, i uściskiem dłoni.
 
Kerm jest offline  
Stary 09-06-2018, 03:17   #68
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację

GATE 2

"Lektura" była wciągająca. Normand poczuł się niczym nastolatek, przeglądając ilustracje, jednocześnie starając się robić to tak, by nikt go nie podejrzał. Obrazy wydawały się być namalowane farbą, a autor tych dzieł niewątpliwie był doskonałym artystą. Kiedy Wolf dotknął palcem malowidła pięknej syreny, wyczuwał pod opuszkami strukturę łusek jej rybiego ogona.

- Świerszczyk, serio? - Normand aż wzdrygnął się słysząc nad sobą głos Claire. - Byliście w bibliotece i wzięliście tylko to? - pokręciła głową i odeszła, podchodząc do portalu. Dziewczyna wyciągnęła rękę w kierunku tafli.
- Odsuń się - nakazał Yung, na co panna Durand zareagowała westchnięciem i odstąpiła.

Czas mijał powoli, ale był skrupulatnie odliczany przez Legionistów. W tym czasie kto czuł potrzebę, zjadł posiłek, napił się i rozłożywszy się na kamiennej podłodze, zwyczajnie odpoczął. Najbardziej zregenerować siły potrzebował Mikail, którego kondycja była najsłabsza w tej drużynie, a podróż przez portal dodatkowo go osłabiła. Szczęściem było, że mieli ze sobą lekarza i specyfiki jakie mu dał, całkiem szybko zaczęły działać. Tak czy inaczej Niemiec czuł potrzebę dać odpocząć swoim oczom, więc leżąc pod ścianą wypoczywał.


GATE 1 - Erick

Liczba osób przy magicznej ścianie zmniejszyła się, kiedy Regnaud i panna Zawadzka zdecydowali się zobaczyć na własne oczy to o czym Legionista opowiadał.
Flanigan pozostał przy mocno niezdecydowanym co do dalszych działań Bello, czekając na rozkaz. Karger w tym czasie zaprzestał ostrzału ściany. Tak jak ostatnio, teraz też ściana zaczęła się zasklepiać z rozdarć i po paru chwilach jej powierzchnia znów była idealną skałą.


- Możemy to rozstrzelać i wtedy da się wejść do środka - fachowo ocenił Rainbow i spojrzał w kierunku Ericka i Dady.
- Serio, dziewczyna zamieniła się w smoka? - dopytał Bello. Erick już ze znudzeniem pokiwał mu głową po raz kolejny.
- Dobra, najpierw zobaczymy co z dziewczyną. Później zajmiemy się chorążym - w ocenie Ericka obecny dowódca bardzo ciężko odnajdywał się w roli wydającego rozkazy.

Mężczyźni już zaczęli przebierać nogami by udać się w las gdzie Erick zostawił Alexis, kiedy ponad koronami rozległ się ryk. Odbijał się echem od górskich szczytów i zasiewał lęk w sercu. Jego specyfika sprawiała, że trudno było określić skąd dochodzi.
- Ocho, chyba próbuje rozmawiać z nimi - stwierdził Rainbow żartobliwym tonem o Alexis, starając się jakoś rozluźnić napiętą atmosferę.
- Nie powinna się tak wydzierać. Cholera wie co jest w tych lasach - syknął Dada.


GATE 2

Legioniści szeptem wymienili między sobą dwa zdania, po czym Mayers podszedł do Küchler i go szturchnął, budząc. Niemiec powoli zaczął zbierać się z podłogi.
- Zbieramy się - powiedział dowódca gdy uwaga wszystkich spoczęła na nim. Godzina odpoczynku nieco przymuliła cywili, którzy chwilę poruszali się jak muchy w smole, kiedy pakowali swoje rzeczy do plecaków.
Wkrótce wszyscy stawili się przed portalem, gotowi podjąć drugą próbę zbadania biblioteki.
- Zostań tu - nakazał Yung, patrząc na Claire.
- Nie ma mowy, idę z wami - odparła z determinacją dziewczyna, spoglądając po Normandzie i Mikailu, szukając u nich poparcia.
- No niech będzie... - zgodził się, bez przeciągania dowódca.

W portal pierwsi weszli Legioniści. Zaraz za nimi cywile.
Miejsce wyglądało jak księgarnia podczas remanentu. Wielkie księgi, całe ich mnóstwo, walało się po podłodze. Jakieś czterdzieści metrów od portalu znajdowała się sterta wysoka na półtora poziomu biblioteki, jakby sowy uwzięły się na coś co tam leżało. Pomimo ogólnego bałaganu, nie wyglądało by któraś z ksiąg uległa jakiemuś uszkodzeniu.
Sowy natomiast...
Obsadziły najwyższy poziom w bibliotece i na całe szczęście nie wyglądały na zainteresowane gośćmi.

- Ulala... Ile tu książek... Taka mega mega biblioteka - skomentowała z podziwem Claire, rozglądając się w koło. - To wy ten bałagan narobiliście? - zapytała patrząc po mężczyznach.
Legioniści z początku byli spięci, z bronią gotową do użycia. Widząc jednak, że sowy odpuściły, powoli opuścili karabiny.
- Tak, wychodzi na to, że nie można od nich wymagać za wiele bo w zemście... zarzucą cię wiedzą na śmierć - powiedział Mayers.
- Przydałoby się to posprzątać. Żeby nie zezłościć właściciela - zauważyła dziewczyna i pochyliła się nad najbliższą księgą. Otworzyła ją i przekartkowała. - Eh, nie jest po angielsku, ale są tu chyba jakieś schematy... Ale te szlaczki są nieczytelne - pokręciła głową.
W tym czasie Mayers, zwyczajem wojskowego, zaczął obchodzić najbliższe ich regały.
- Zobaczcie - zwrócił uwagę, wskazując na coś między nimi. Po podejściu do niego, każdy mógł zobaczyć ślady zniszczeń, jakby coś wybuchło. Książki były nienaruszone, ale same regały były przywęglone. Po chwili przyglądania się, szło zauważyć, że te uszkodzenia powoli, ale się "regenerowały".


GATE 1 - Leokadia i Claude-Henri

Zasada wierzenia w rzeczy niewiarygodne dopiero po ich zobaczeniu była bardzo odpowiednia dla badających dziwny, obcy świat. Legioniści nie zatrzymywali ich więc para skierowała się w kierunku, z którego przybył Erick. Cokolwiek stało się z Alexis nie wróżyło źle, z uwagi na to, że po lesie nie poniósł się krzyk pożeranej Henrietty. Chwilę szli wzdłuż ściany, napotykając kamienie z symbolami, a następnie weszli między drzewa.

Wtem rozległ się ryk czegoś dużego. Pasowało do smoka. Do odmienionej Alexis. Jego echo odbijało się ponad koronami drzew, przyprawiając o gęsią skórkę. Odruchowo para zatrzymała się, ale zaraz opanowali się, uśmiechnęli do siebie dodając sobie nawzajem tym otuchy i ruszyli dalej. Niewiele później dostrzegli Henriettę, stojącą z aparatem naprzeciw sporego smoka, o złotych łuskach, metalicznie połyskujących w promieniach słońca. Blondynka rozglądała się, a złoty jaszczur miał głowę skierowaną do góry.

GATE 1 - Alexis

Początkowa niepewność Henrietty wkrótce w pełni przeszła w fascynację. Pokręciła różnymi gałkami przy swoim aparacie i po znalezieniu odpowiedniego ujęcia, dało się usłyszeć charakterystyczne cyknięcie. Po nim następne. I następne.
- Jesteś piękna. Te łuski się tak pięknie mienią... - mówiła przy tym kobieta.
Panna Sorel w tym czasie skupiła się na sobie, przymykając oczy. Czuła jak energia coraz swobodniej przepływa w jej ciele, zupełnie jakby synchronizowała się z nią. Ból w grzbiecie ustępował, a siły jej wracały. Alex odniosła wrażenie, jakby przyzwyczajała się do tej "formy" swojego ciała, bo w jakiś dziwny sposób dodatkowe kończyny przestawały być jej obce.

W końcu skończyła się klisza.
- Jaka szkoda - skomentowała Henrietta z zawiedzioną miną.
- Alexis, na prawdę nie możesz mówić? - podpytała blondynka. - Może to tylko... Kwestia zapanowania nad wymową, nad układaniem języka w ustach? - zasugerowała.

Nim jednak Alex-smoczyca mogła "odpowiedzieć" po całej okolicy rozległ się donośny ryk. Ale nie był to byle jaki ryk. Odbijał się echem od górskich szczytów i zasiewał lęk nawet w sercu odmienionej Sorel. Niestety jego specyfika sprawiała, że trudno było określić skąd dochodzi.
Alex zamrugała oczami ze zdumienia, bo zrozumiała przekaz jaki niósł za sobą ten głos.
"Wynoś się".

Zaintrygowana tym odkryciem, dopiero po chwili zauważyła, że grono jej widzów powiększyło się o dwie kolejne osoby. Claude-Henri i Leokadia, trzymając się za ręce, stali wpatrując się w nią.


GATE 1 - Arthur

Starszy chorąży Higginson bardzo długi czas wpatrywał się w symbol widniejący na białej budowli. Była ona wysoka, kwadratowa z czterema niewysokimi wieżami w każdym rogu na których były kopulaste dachy. Główna bryła budynku była zadaszona w stylu kopertowym.
Wszędzie w koło była cisza, nagrobki i nawet jednej żywej duszy nie mógł dosłyszeć. W końcu Arthur zdecydował się, że sprawdzić wnętrze mauzoleum. Tuż przy głównym wejściu dostrzegł posąg z szarej skały, przedstawiający jakiegoś wojownika, w pozie odpoczynku, z jedną ręką opartą na kolanie. Sylwetka ta nie miała głowy, a coś co mogło być hełmem zbroi było roztrzaskane, a od góry w posąg wbity był wielki dwuręczny miecz, przebijający się swym ostrzem przez plecy "wojownika". Na szczycie, czyli na rękojeści, siedział nieruchomo wykonany z mieniącego się kamienia ptak. Kiedy mężczyzna się zbliżył, zauważył, że o ile ptak jest figurą to miecz wyglądał na prawdziwy.

Nie tracąc więcej czasu, Higginson ruszył dalej. Wrota były uchylone i wystarczyło zajrzeć do środka. Legionista szedł pewnym krokiem, ale uważnie się rozglądał. Zatrzymał się kiedy usłyszał jak coś u góry drapie o metal. Natychmiast uniósł głowę i zatrzymał się, kątem oka szukając osłony. Szuranie powtórzyło się, a po nim rozległ się gardłowy pomruk.
Instynktownie Arthur, zaczął się cofać, za miejsce do osłony obierając postument, na którym stał dziwny pomnik. Skrył się za nim i tylko wyjrzał by sprawdzić o co chodzi.
Pomruk przeszedł w warkot, aż w końcu mężczyźnie ukazał się ten kto robił tyle hałasu.


Był to biały, najprawdziwszy jaszczur. Smok, a może wywern. Gadzina wdrapała się na kopułę dachu jednej z wież i groźnie bulgotała pod nosem. Węszyła, jakby pochwyciła jakiś trop. Legionista przyglądając się zauważył, że smok był ranny. Zastygła krew pokrywała jego szyję, łeb i cały prawy bok. Obrażenia wyglądały jakby zadane zostały ostrym narzędziem, albo... Szponami.
Na szyi jaszczura widać było łańcuchy owijające jego szyję, wbijającą się w skórę między łuskami. Po chwili biały gad wyprostował się, prezentując przy okazji obręcze na przednich łapach, coś jakby olbrzymie kajdany, od których zwisało kilka ogniw grubych łańcuchów. Smok nagle skierował łeb w kierunku, gdzie krył się Higginson i wyszczerzył zęby. Nie schodząc z dachu nastroszył grzebień i uniósł skrzydła, przez co jego sylwetka nabrała potęgi. Ale też odsłonił się cały, ukazując skalę swoich obrażeń. Lewe skrzydło wyglądało na przetrącone, może nawet złamane.

Gad zaryczał, a jego głos poniósł się echem. Głos był potężny, budzące w sercu grozę tak dużą, że nawet Arthur zwątpił i mocniej zacisnął dłonie na karabinie.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 18-06-2018, 22:39   #69
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
Kapral Flanigan przeklął tego dnia po raz nie wiadomo który pod nosem. Na lekko zgiętych kolanach i z karabinem w garści, wpatrzył się uważnie w stronę, gdzie zniknęli cywile.
- Nienawidzę tego miejsca - westchnął, po czym zerknął na swoich towarzyszy. - Dobra, panowie. Granaty i amunicja przeciwpancerna. Taktyka jak przy atakowaniu umocnionej pozycji, tylko uwaga na swoich. Jeśli zajdzie potrzeba, a mam nadzieję, że nie zajdzie, zabijamy ją na miejscu. Biorę raport na siebie - zakomunikował do Bello i Kargera, rozpędzając się w wydawaniu poleceń. Ostatecznie jednak przyhamował z tonem i z wymuszoną pokorą skinął głową w stronę czarnoskórego przełożonego. - Sir? - zagaił, jakby czekając na rozkaz.
- Chcesz zabić Alex, po chuja? - Bello pokręcił głową na to co proponował jego podwładny. - Nie ma krzyków to może nikogo nie zeżarła... - dodał z nadzieją, a następnie machnął ręką by szli za nim w kierunku gdzie znajdowała się panna Sorel.
- No więc sprawdźmy to - skinął Erick, podążając za Bello.
Mężczyźni marszem weszli między drzewa. Karger rozglądał się uważnie, jakby spodziewał się, że zza każdego krzaka mogło coś się na nich rzucić. Bello natomiast raz po raz rzucał spojrzenie ku górze. Ryk nie powtórzył się, choć każdy z nich spodziewał się tego.
- Pamiętam, jak pierwszy raz widzieliśmy smoka - odezwał się nagle Rainbow. - Ledwo widoczna przez lornetkę sylwetka... Ciężko stwierdzić jak duży był... Ale nawet wtedy wydawało się to cholernie nierealne... A teraz? Jak walczyć przeciw temu? - pokręcił głową.

- Z tego, co wiemy od Japończyków, to tylko przerośnięte gady. Nic, czego broń konwencjonalna nie byłaby w stanie pokonać. Jeśli będzie potrzebna większa siła ognia, to wezwiemy ją. Ten świat może mieć latające zmiennocieplne i koty z telepatycznymi zdolnościami, ale nic nie zastąpi dobrej pięćdziesiątki - odparł przekonany Erick, nie zatrzymując się.
- Ta, tylko że kitajce nie mają u siebie aury unicestwienia technologii - odparł wciąż nie przekonany Karger. - Czemu nam musiał się trafić popierdolony świat?

W miarę jak mężczyźni ucinali sobie pogawędkę, droga do celu zaczęła się kończyć. Czarnoskórzy Legioniści zatrzymali się z wrażenia na widok złotego gada. Tego zaskoczenia próżno było szukać na obliczu Flanigana, który z satysfakcją mógł się teraz przyglądać ich minom.

Bardziej niż satysfakcją, mężczyzna był pochłonięty powagą sytuacji. Koniec końców Alexis była jego znajomą. Czy byłby w stanie zabić jej nowe wcielenie tylko dlatego, że stanowiło zagrożenie dla pozostałych? Erick był Legionistą, a zawód wymagał od niego wyzbycia się miłosierdzia, kiedy stawało się ono niewygodne. Być może taki czas właśnie nadszedł.
 
__________________
"Pulvis et umbra sumus"
MTM jest offline  
Stary 20-06-2018, 12:29   #70
 
Dhratlach's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputację
- Uh-oh… - powiedział cicho Mikail wkraczając na nowo do biblioteki. Te osmolenia i ślady wybuchu… czyżby medalion szlag trafił? Miał nadzieję, że nie. Potrzebował tych ksiąg!
- Pomóżcie mi znaleźć ten medalion... - rzucił do drużyny, a następnie skierował głos do sów
- Bibliotekarze! Czy mnie rozumiecie?
Normand zignorował niemca, pomacał za to ostrożnie regenerujące się powoli regały. Gdyby dało się to zastosować w terapii pacjentów… Nowe narządy, kości, być może nawet odmładzanie całego organizmu, a wraz z tym… Nieśmiertelność, ostateczny cel medycyny. Po kilku chwilach wrócił do rzeczywistości.
- Medalion jest pewnie na dnie tej sterty ksiąg. - rzucił Wolff wskazując niemałą papierową górę. Wcześniej sowy przynosiły księgi nawet bez tej błyskotki, więc możliwe że zrobią to i teraz. Zamknął oczy.
~ Chcę dostać jedną księgę która pomoże osiągnąć nieśmiertelność. ~ pomyślał z mocą, totalnie ignorując konsekwencje które mogło to za sobą nieść.

Po tym jak Niemiec skierował swoje słowa do sów, Legioniści i nawet Clare, odruchowo spojrzeli ku górze - wojskowi nieco zaniepokojeni i gotowi na wszystko co mogło się stać, a dziewczyna natomiast z dużym zaciekawieniem.
Nic się nie wydarzyło. Sowy jak siedziały na balustradach najwyższego poziomu, tak nie zmieniły swojej pozycji, nawet po myślowym przekazie jaki słał do nich Wolff.
- To może spróbujemy to odkopać - zaproponowała Claire.
- A może sobie darujemy i pójdziemy dalej? - syknął Mayers, który raptem godzinę wcześniej musiał się sporo natrudzić, żeby on i Küchler wyszli z bombardowania cało.
Anestezjolog potrząsnął delikatnie głową. Co on sobie myślał?
- Tak, możemy pójść dalej. Gdzieś na pewno jest spis wszystkich książek, poradzisz sobie ze znalezieniem tego co cię interesuje nawet bez “pomocy” naszych pierzastych przyjaciół. - ostatnie zdania skierował do Mikaila.
Psycholog przekrzywił głowę.
- Nie ma z nimi kontaktu, bo szlag trafił komunikator - zakomunikował posyłając znaczące spojrzenie legioniście - Gdzieś musi być i rozumny bibliotekarz, a nie sowa. Możemy poszukać.
Wolff pokiwał głową.
- Czyli pewnie przy czymś w stylu głównego wejścia. Zapewne na parterze. - powiedział i zaczął szukać schodów.
- To się przejdźmy - zgodził się Yung i skinął głową na Mayersa by ruszył przodem. Grupa nieśpiesznie skierowała swoje kroki w głąb biblioteki. Idąc głównym korytarzem, rozglądając się, mogli zauważyć, że drewniane schody na wyższe poziomy znajdowały się po bokach korytarza, między półkami z książkami, w odstępach jakiś 50 metrów. Wkrótce dotarli do miejsca gdzie leżała sterta ksiąg, szczelnie coś okrywając.
- To tu rzuciłem ten wisiorek - syknął Mayers z niezadowoleniem, że znów się tam znalazł.
- To go odkopmy - stwierdziła Claire i nawet zrobiła krok w tamtą stronę.
- W drodze powrotnej - wciął się Yung, stopując zapędy panny Durand.
Grupa ruszyła dalej. Biblioteka sprawiała wrażenie jakby tylko książki i sowy w niej rezydowały. Ale była bardzo zadbana, nigdzie nie można było uświadczyć kurzu, a zarówno deski na podłodze jak i balustrady oraz same półki były starannie wypolerowane. Nie było tu zaduchu, nawet miało się wrażenie, że ta wielka przestrzeń była dobrze wentylowana, może nawet klimatyzowana.

- Tu też są zniszczone półki. Ale mocniej - głos Mayersa przerwał ciszę. Legionista wskazał na alejkę. Faktycznie podobne uszkodzenia co wcześniej, obejmowały trzy półki i kawałek balustrady schodów dalej. Coś jakby wybuch granatu. Tu też magia zaczynała naprawiać uszkodzenia.
- To jest… dziwne. - powiedział Mikail - Czyżbyśmy nie byli sami? Sprawdźmy to miejsce dokładniej. Może znajdziemy jakiś ślad.
Lekarz sięgnął do kabury przy pasie, oparł dłoń na rękojeści rewolweru i spojrzał na dowódcę.
- Zgadzam się z naszym psychologiem. Powinniśmy podejść i rozejrzeć się czy czegoś tam nie znajdziemy.
- No to chodźmy - zgodził się Young, co nie ucieszyło Mayersa, ale ten nie wyraził tego w słowach. Grupa skierowała się do uszkodzonej części z półkami. Tak jak wcześniej same książki nie były uszkodzone, ale proces regeneracji półek miał jeszcze daleką drogę do ukończenia prac naprawczych. Dave podszedł do schodów oceniając ich stan.
- Wyglądają na stabilne mimo uszkodzeń. Proponują wchodzić pojedynczo - stwierdził.
Niemiec miał złe przeczucie… Co jeśli medalion nie tylko był komunikatorem, ale i urządzeniem sterującym “hologramy” bibliotekarzy, a jego zniszczenie zniszczyło i je i stąd ten ślad po magicznej eksplozji? Miał nadzieję, że tak nie było. Miał też nadzieję, że i medalion się zregeneruje. Tu po prostu było za dużo wiedzy na straty i to go mocno bolało.
- Legionista przodem, potem cywile, legioniści zamykają pochód. - powiedział do zebranych.
 
__________________
Rozmowy przy kawie są mhroczne... dlatego niektórzy rozjaśniają je mlekiem!

Ostatnio edytowane przez Dhratlach : 20-06-2018 o 15:28.
Dhratlach jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:59.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172