Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 05-08-2018, 03:48   #81
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
GATE 3

W teorii najnudniejsze zadanie przypadło właśnie im. Mieli ruszyć przed siebie, dojść tam gdzie ostatni zwiad doszedł najdalej i ruszyć jeszcze dalej. Była ładna pogoda, a trasa okazała się być niewymagająca. Po drodze nic nie zastąpiło im drogi choć Bell, długowłosy wyżeł weimarski, kilka razy wystawił jakąś zwierzynę, za co dostał pochwałę od młodego Duranda.
Niecałe dwie godziny marszu zajęło czterem mężczyznom i psu dotarcie do celu. Nie było w tym nic dziwnego, bo każdy z nich miał ponadprzeciętną kondycję, pozwalającą na ograniczanie postoi. Grupa dowodzona przez Wilczewskiego sprawnie dotarła do granicy znanego im świata. Nie była to żadna widoczna linia, po prostu w tym miejscu kończyła się posiadana przez nich mapa. Pogoda dopisywała, więc Polak bez przeszkódł mógł wyciągnąć swój notatnik, w którym miał rozpocząć mapowanie dalszej trasy.
Był to też czas na krótką przerwę. Wystarczył im kwadrans na przegryzienie czegoś i napicie się, czy po prostu danie nogom odpocząć od ciężaru plecaka.
- Dobra koniec laby, idziemy dalej - nakazał Wilczewski i wszyscy bez ociągania podnieśli się, ruszając za nim. Dwóch Legionistów, traper, kryptozoolog i pies zaczęli wytyczać nową ścieżkę.




Spokój panujący w otoczeniu przyprawiał o znużenie. Ale przynajmniej widoki były ładne. Co jakiś czas Jean-Pierre sięgał po aparat analogowy i uwieczniał piękno tego świata. Tym razem postoje robili częściej, gdyż Adam potrzebował czasu by wszystko rozrysować w swoich notatkach.
- Dla pana to musi to być niezła zabawa - odezwał się Legionista, Francesco Bolardo, do Johna. - Kto by pomyślał, że kryptozoolog może się przydać na wyprawie - dodał z rozbawieniem.
- Brakuje nam tylko jakiegoś szarlatana od magii - wtrącił się Jean-Pierre, który akurat poił psa.
- Dobra, mam. Możemy iść - odezwał się Wilczewski i skinieniem głowy dał znak rudemu by ruszać. Ponownie narzucili plecaki na karki i skierowali się trasą wzdłóż pionowej ściany góry.

- Jak pan dostał się do projektu? - kwadrans później kontynuował Francesco, zapewne dla zabicia nudy. - Zgłosili się po pana, czy sam się zainteresował?

- Poczekajcie, sprawdzę tą jaskinię - zatrzymał ich ponownie Wilczewski i wskazał na... Litą skałę góry.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 05-08-2018, 10:21   #82
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
- O cholerka - odparła Leokadia przykładając rękę do swojej głowy. Wpatrzona była w to co działo się za ścianą. Nie zmieniła więc pozycji nadal pół siedząc, pół leżąc na trawie.
- Udało się nam - powiedział, stale jeszcze zaskoczony, Claude-Henri. - Naprawdę się nam udało...
Uściskał dziewczynę, która odwzajemniła uścisk, przy czym zaśmiała się krótko.
- A tak. Udało nam się - z zadowoleniem spojrzała na Henriego, uprzednio rozluźniając uścisk ale nie puszczając go do końca.
- Co takiego widzisz w tej ścianie? - spytał. - Faktycznie wygląda jakby inaczej, niż gdy się patrzyło z tamtej strony.
Dziewczyna przeniosła wzrok na ścianę.
- Przed chwilą Dada i Henrietta zaglądali przez ścianę jakby się dziwili, że nam się udało. A teraz Erick wygląda jakby hmmm… - Urwała, przyglądając się dalej, co robią za ścianą.
- Ty ich widzisz? - zdumiał się Claude-Henri. - Ja widzę tylko wysoką ścianę, która jakby połyskiwała.
- Tak. Jakby byli za weneckim lustrem. Ale w ogóle ich nie słyszę. Wygląda jakby Eric szykował broń ale nie patrzy na ścianę tylko gdzieś tam.
- Dziewczyna zabrała ręce z Henriego. - Oh, przepraszam - dodała przy tym.
- Nie ma za co - odpowiedział. - Gdyby chciał strzelać w naszą stronę, to byśmy musieli się cofnąć. Będziesz ich przez chwilę obserwować? Może poszukam pocisków, które wystrzelono...
- Dobrze. Posiedzę jeszcze chwilę
- odpowiedziała.
Claude-Henri z pewną niechęcią odsunął się od dziewczyny. Podniósł się i zaczął się rozglądać. Nie sądził, by kule zdołały polecieć zbyt daleko.
Po chwili na liściach dostrzegł kilka śladów, które MOGŁY zostać zrobione przez pociski.
- Chyba faktycznie udało im się przestrzelić ścianę na wylot - powiedział. - Ale kul na razie nie widzę.
- Sądzisz, że Arthur tak sobie polazł dalej tą ścieżką, zamiast wrócić do nas?
- zmienił temat.
- Nie ma kul? - zdziwiła się dziewczyna. - Zapewne tak. Może miał problem z powrotem?
- Nie tak łatwo je znaleźć
- odparł. - Miał problem, czy nie nie chciał? Ja bym pewnie nie zdołał wrócić, bez ciebie. To co robimy? Spróbujesz wrócić i zabrać kogoś z tamtych, czy poczekamy, jak się rozwinie sytuacja po drugiej stronie?
- Nie jestem w stanie odpowiedzieć na pytanie odnośnie chęci Arthura
- odpowiedziała Lela. - Teraz musimy poczekać. Nie czuję się najlepiej po przejściu z tobą przez tą ścianę. Muszę chwilę odpocząć.
- Dwie osoby to jednak dużo większy wysiłek
- stwierdził Claude-Henri, siadając obok dziewczyny. - Przyjemne miejsce na piknik, nie sądzisz? - Zmienił temat. - Cisza, spokój, nikt nie przeszkadza. Sąsiedzi nie hałasują - zażartował.
Cisza i spokój, którą przeciął nagle krzyk, przytłumiony jakby jego źródło znajdowało się dość daleko od nich. Był zdecydowanie męski i pełen bólu. Dochodził on od strony drugiego końca leśnego korytarza. Leokadia zlękła się tak, że poczuła ciarki na plecach, za to jej towarzysz pozostawał opanowany.
Dziewczyna otworzyła akurat usta żeby coś powiedzieć ale hałas który usłyszeli sprawił, że słowa ugrzęzły w gardle. Poruszyła nimi tylko jak rybka w wodzie, odruchowo spoglądając w miejsce z którego dobiegł krzyk.
- Chodźmy sprawdzić - zaproponował Claude-Henri, zrywając się na równe nogi, z bronią gotową do strzału. - Chociaż w zasadzie... chyba powinnaś tu zostać - powiedział niepewnie. - Ktoś powinien powiadomić tamtych. - Rzucił okiem w stronę ściany-przejścia.
- Zaczekaj. Spróbuję zostawić im wiadomość - poprosiła Lela. Tym samym zdjęła z pleców aktualny dobytek. Z plecaka wyciągnęła swój niewielki notes i długopis. Pośpiesznie naskrobała kilka zdań. Henri z daleka mógł ocenić, że jej pismo to drobny maczek o lekarskim charakterze.
- Spróbuję wystawić dłoń z kartką i przecisnąć ją na drugą stronę. Jeśli mnie wciągnie całą, nie czekaj. Wrócę po ciebie, ale spróbuję wtedy nie wracać sama.
Leokadia założyła plecak z powrotem na plecy i z kartką zaciśniętą w dłoni stanęła przy ścianie. Dopiero wtedy zerknęła na towarzysza.
- Dobrze?
Claude-Henri przez moment wpatrywał się w Lelę.
- Próbuj - wyraził niechętną zgodę.
Wizja pozostania samemu, po tej stronie ściany, niezbyt mu odpowiadała, ale mieli niewielkie pole do manewru.
Dziewczyna ułożyła zaciśniętą w pięść dłoń z kartką na ścianie. Zamknęła oczy. Choć emocje grały teraz marsza próbowała wkroczyć w stan skupienia się i ponowić wcześniejsze czynności z tą różnicą, że tym razem chciała aby przeszła tylko dłoń z kartką.
Po chwili poczuła jakby jej pięść wbijała się w masło, czy może raczej napompowanego balonu. I tu był problem. Ów otoczkę czuła cały czas uświadamiając sobie, że sama dłoń bez reszty nie ma zamiaru przejść.
Wycofała ją. Kartkę upuściła pod swoje nogi. Ewidentnie nie dało rady.
- O cholera, Henri, oni mają kłopoty - powiedziała z chwilą gdy otworzyła oczy.
- Jakie duże? Idziemy im pomóc, czy sprawdzamy tamtego. - Skinął głową w stronę, skąd przed chwilą dobiegł ich wrzask.
- Alex z Henriettą poleciały w górę, a nasi legioniści stoją naprzeciwko wielkich jak konie wilków. - W skrócie odpowiedziała co widziała. - Nie wyglądają przyjaźnie. Ale idziemy pomóc tamtemu, Henri.
- Wredna Alex - rzucił odruchowo Claude-Henri, według którego obecność smoka skłoniłaby wilki do rozsądnego postępowania. - Mogła zapolować i się najeść, a nie uciekać... Ale to Legia, dadzą sobie radę - dodał. - Jednak to ty decydujesz.
Leokadia ujęła w dłonie swoją broń i skinieniem pokazała wnętrze zielonego korytarza.
- Chodźmy - powiedziała krótko.
Claude-Henri ruszył przodem, bacznie rozglądając się na wszystkie strony i nasłuchując, czy nie rozlegną się kolejne krzyki, lub inne, nie pasujące do lasu odgłosy.
 
Kerm jest offline  
Stary 09-08-2018, 02:01   #83
 
Dhratlach's Avatar
 
Reputacja: 1 Dhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputacjęDhratlach ma wspaniałą reputację
Mikail patrzał na oddalającą się postać.
- Może jednak warto z nim zagadać? - zapytał - Nie wygląda na wrogiego… bardziej na jakiegoś obłąkanego druida, a jak coś to go kropniemy. Nie ma sensu wpadać w paranoję, że wszystko jest złe, prawda?

- Czekaj, przypomnij mi jaki pełniłeś zawód w naszym świecie? - sarknął Mayers.
- Psycholog - odparła Claire, która rozemocjonowana nowym spotkaniem nie wyczuła jego ironii.
- Küchler jest od spraw lingwistycznych i swojej pracy naukowej - wyjaśnił mu Young. - Nie, nie będziemy go niepokoić. Wyraźnie jest tu u siebie, więc lepiej z nim nie zadzierać.
- Jak to jest druid, to może być zły za wycinkę drzew na budowę bazy - zmartwiła się panna Durand.
- To już by dawno dał nam to do zrozumienia - odparł uspokajająco Young.

- Jeśli będziemy się cały czas ukrywać to nigdy nie dowiemy się niczego o tym świecie. - powiedział niemiec - Co nam szkodzi? To misja badawcza, a nie tajna operacja w Afganistanie.

- Tak, ale to ja będę musiał cię ratować jak to coś postanowi wypruć ci flaki. Poprzedni obcy wyraźnie pokazał że mu się nie podobasz, nie ma sensu ryzykować z tym. - sarknął Normand. - Wcześniej mówiłeś o tamtym amulecie że jest “spaczony”. Dla nas. Może to my jesteśmy spaczeniem tego świata? I dlatego tamto coś od razu zaatakowało?

- Zaatakowało każdego z nas, a tamtemu nie wysłałem nic ponad ciekawość i dobre uczucia. Zresztą… - Mikail spojrzał na dawne miejsce pobytu obcego - ...wygląda na to, że nasza technologia jest dla nich zabójcza. Mogę spróbować z tamtym się skomunikować, ale nie zdziwcie się jeśli tu przyjdzie.

- I co chcesz przez to osiągnąć? - zapytał Young, przyglądając się Niemcowi. - Nie znasz tutejszego języka, jak miałbyś mu powiedzieć, że nie chcemy niczyjej krzywdy i wyłącznie eksplorujemy ten świat?

- Mowa ciała. - odpowiedział lekko psycholog - Poza tym, jeśli to mag to zawsze da radę się jakoś dogadać. Co więcej, od czegoś musimy zacząć, bo myślenie typu “nie znamy języka, idźmy inną drogą” to raczej nigdy się nie dogadamy z miejscowymi, nie? Im dłużej zwlekamy tym gorzej dla nas.

- Lepiej mu coś zostawmy. Jakiś prosty rysunek człowieka, coś słodkiego do jedzenia. Jak to co naukowcy zapakowali na Voyagera. Jak się oswoi z tym że nie chcemy im zrobić krzywdy to wtedy sugeruję kontakty bezpośrednie. - odparł Niemcowi.

Mikail spojrzał na lekarza z politowaniem.
- Naprawdę wierzysz, że dorosły, doświadczony człowiek by się na to chwycił? - zapytał unosząc brew - Może to i by przeszło pięćset lat temu kiedy Kolumb odkrywał “Amerykę”, ale tutaj wątpię. Traktujmy ich z szacunkiem tak jakbyśmy chcieli być traktowani... - założył ręce na piersi w postawie krzyżowej - ...ale jak chcecie.

Normand westchnął delikatnie, ale nic nie powiedział, zamiast tego spojrzał pytająco na dowódcę. Jako cywile mogli sobie gdybać, ale ostateczna decyzja należała do personelu wojskowego.

- Głosuje na pomysł Normiego - odezwał się Mayers, podnosząc przy tym rękę jak uczniak zgłaszający się do odpowiedzi.
- Musimy przede wszystkim złożyć raport z wydarzeń w bibliotece. I to jak najszybciej - powiedział Young. - Jak nas ten tu zaatakuje to możemy mieć z tym problem
- Nie wydawał się być wrogo nastawiony - wtrąciła się Claire.
- I na jakiej podstawie to twierdzisz? - prychnął Aakash na co dziewczyna wzruszyła tylko ramionami.

- A na jakiej podstawie twierdzicie, że on jest wrogo nastawiony? - zapytał psycholog unosząc brew poprzez klasyczne odbicie piłeczki.

- Priorytetem jest dostarczenie informacji co znaleźliśmy w bibliotece - odparł mu ze spokojem Jung. - Po dotarciu do bazy zgłosimy napotkanie tego osobnika tu, może nawet dostanie pan własną wyprawę z nadania szefa wyprawy - dodał. - A na tą chwilę musimy uznać, że możemy być śledzeni przez kumpli zastrzelonego
Mikail pokiwał powoli głową.

- Tak.. tak zróbmy. - powiedział niemiec z namysłem - Jesteście żołnierzami, pewnie nie jedno widzieliście i wasze doświadczenie w podobnych sytuacjach przerasta moje. Im wcześniej znajdziemy się w bazie tym lepiej. Nie wiemy czy nie ma ich tu więcej.
 
__________________
Rozmowy przy kawie są mhroczne... dlatego niektórzy rozjaśniają je mlekiem!
Dhratlach jest offline  
Stary 12-08-2018, 21:25   #84
 
Ranghar's Avatar
 
Reputacja: 1 Ranghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputację
Arthur usiadł masując się po czole, ból był potężny, jakby ktoś nicią dentystyczną wyszorował mu mózg na połysk, a to co zostało spłukał w kiblu.
- Nie rób tego nigdy więcej! - Wskazał oskarżycielsko palcem na smoka i przewrócił się w pozycji siedzącej na bok i uderzył policzkiem o ziemię.- Hej! Rozumiem co mówisz! Czy to... to źle? Mężczyzna zawahał się przez moment powoli pozbierał się na nogi, wciąż się trzęsły, ale miał przynajmniej siłę nimi ruszać.
- Jasne, jasne, ale następnym razem ostrzeż nim wywrócisz mi mózg wnętrzem na zewnątrz. Arthur trochę zamarł w miejscu. Wlepił wzrok w smoka, a jego oczy błysnęły, gdy jedno kluczowe słowo dotarło do jego uszu.
- Musiałam? Jesteś kobietą? Jak ci na imię? - Wojak się ożywił na magiczne słowo klucz.

Smok powoli pokiwał głową. Teraz Arthur zauważył, że gad wygląda na mocno zmęczonego o obolałego. Nawet nie stał tylko siedział i skrzydła opierał o ziemię. Z pewnością wielka rana na boku wciąż uprzykrzała jej egzystencję.
- Jaaa... - syknęła biała smoczyca. Mówienie w zrozumiałym dla Legionisty języku było wyraźnie trudne dla niej. Wyglądała jakby chciała coś powiedzieć, ale tylko westchnęła. Jej sylwetka zaświeciła i w blasku uległa zmniejszeniu. Higginson odruchowo zasłonił ręką oczy przed tym nagłym blaskiem. A po nim ujrzał kobietę, siedzącą w klęczki, obejmującą się rękami. Jej twarzu skierowała się na Arthura.


- Reevellien - powiedziała z miłym uśmiechem, który zaraz zamienił się w grymas bólu i skuliła się. Adekwatnie do obrażeń smoczej sylwetki, kobieta miała ranny bok.

Arthur powoli opuścił ręce, zaczynał mieć dosyć magicznych popisów jak na jeden dzień. Chociaż ten dla odmiany okazał się całkiem udany. Bingo! Zakrzyknął w duchu widząc przemienioną poczwarę w kobietę. Właśnie na takie rzeczy liczył, gdy został przydzielony do tego projektu. Jednak nie byłby sobą, gdyby nie zaczął grymasić na jej wygląd. Chciałby nazwać nową formę smoczycy za atrakcyjną, ale jej kwadratowa szczęka budziła w nim estetyczny niepokój. Tak jakby gad nałożył na siebie za ciasny kostium z ludzkiej kobiety. Na myśl Arthurowi przyszły sceny z Marsjanie atakują, gdy kosmita udawał ludzką kobietę, czy z Facetów w czerni, gdy kosmita chodził w garniturze z Edgara.
Widząc dopiero jej krwawiący bok otrząsnął się i ruszył w jej kierunku.
- Nie ruszaj się, założę opatrunek, aby zatamować krwawienie!
Chorąży ściągnął z siebie górę i ocenił rozmiar ran. Poskładał odzież w kostkę i przycisnął do rany kobiety. Złapał ją za rękę i położył na opatrunku.
- Przytrzymaj, nie puszczaj! - Sam złapał za dyndające rękawy z opatrunku i zawiązał je o siebie na drugim boku.
- Trochę zaboli - ostrzegł zaciskając mocniej prowizoryczny opatrunek z odzieży. Kobieta przy tym syknęła, zaciskając mocno szczękę z bólu.
- Jak się czujesz? Masz siłę wstać Reev? - Wyciągnął do niej rękę, aby pomóc jej wstać
- Skąd się tu wzięłaś ranna i sama?

- Ja... Za to jak cię potraktowałam, należy ci się prawda - kobieta teraz będąc w ludzkiej postaci zdecydowanie swobodniej mówiła, ale nadal wyraźne było to, że język, którym rozmawiali nie był rodzimym, a jedynie wyuczonym. - Jestem magistrem. W moim królestwie osoby znające się na magii stały się niemile widziane. Zostałam niesłusznie wtrącona do lochu, ale udało mi się uciec... - westchnęła i jęknęła z bólu. - Szukam mojego mistrza, licząc, że uda mu się przemówić królowi do rozsądku. Zranili mnie łowcy. Ale udało mi się ich pokonać i ukryć tu, w starej opuszczonej świątyni zmarłych. Pieczęci chronią to miejsce i myślałam, że mnie ukryje dopóki nie odzyskam sił. Jednak... Oberwałam mocniej niż sądziłam - uniosła spojrzenie, w którym teraz Arthur dostrzegł strach. - Nie wiem czy będę w stanie iść... Proszę, pomóż mi.

Arthur sam nie wiedział czy może ufać słowom gada pod kobiecą postacią. Na pewno stara się nim manipulować, by przeżyć. Pytanie tylko co zrobi gdy poczuje się lepiej, stanie się sojusznikiem czy ich wyrżnie i ruszy we własnym kierunku. Ledwo dopiero co nie zginął z jego pazurów i paszczy. Może po prostu lepiej go wykończyć z karabinu, gdy jest w słabszej postaci i formie. Z drugiej strony, gdyby przekroczył bramy Ziemi dosiadając smoka byłby ustawiony na całe życie. Gościłby w każdym talkshow i został najpopularniejszą osobą na planecie. Arthur zmrużył oczy i uśmiechnął się. Myślał o płytkich i błahych rzeczach. Może jest tu więcej smoków, może mógłby wrócić z całą ich armią i przejąć Ziemię jako prawowity jej władca i imperator.
- Poczekaj, nie nadwyrężaj się! - Arthur złapał kobietę delikatnie za dłonie, potrząsnął głową w bok przesuwając swoje długie złociste włosy na prawą stronę, a jasne błękitne źrenice oczu rozszerzyły się hipnotyzująco. Jego oblicze spogodniało na ustach zagościł życzliwy uśmiech.
- Wesprzyj się na mnie! Zaniosę cię do mojego obozu gdzie dojdziesz do siebie, tylko nikomu nie mów, że jesteś smokiem. Nie wszyscy mogą być przygotowani na taką informację.
Arthur złapał dziewczynę w pasie i przewiesił jej rękę przez swoją szyję. Jeśli będzie jej ciężko chodzić opartą o niego to weźmie ją na ręce z nadzieją, że nie zachowała swojej oryginalnej wagi w tej formie.
 
Ranghar jest offline  
Stary 16-08-2018, 04:45   #85
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
- Imienne zaproszenie, ze złotymi literami oczywiście. - Wyszczerzył się John. Była to prawie prawda. Nie było tylko złotych liter, ale co było poradzić, był tylko kryptozoologiem, na którego pracę po incydencie w Japonii ludzie rzucili się jak na ciepłe ziemniaki w mundurkach. - Ja bym pomyślał, że by się przydał. Japonia zmieniła myślenie, nagle wszystko do czego z wolna dochodziliśmy okazało się prawdą. Ktoś dodał dwa do dwóch i mnie ściągnęli. Widzieliście te tutejsze wilczki. - Mruknął z półuśmiechem mężczyzna. Gdy Wilczewski rzucił coś o jaskini, odwrócił się do niego i zrobił teatralny ukłon. - A oto nasz magik. Wilczewski, gdzieś ty tu wyczarował jaskinię? Jadłeś któreś jagódki? Bo absyntu na pewno nie pędziłem. - Powiedział wesoło oglądając uważnie wskazany przez mężczyzn kawał litej skały.
Legionista uniósł brew zaskoczony słowami Johna i od razu popatrzył po pozostałych. Rudy Kanadyjczyk i wąsaty Włoch pokiwali głowami, podzielając zdanie badacza.
- Naprawdę nie widzicie tego? - dopytał Wilczewski i wskazał ręką na granitową ścianę.
- Widzimy całkiem płaską ścianę - potwierdził Bolardo i swoim zwyczajem zakręcił palcami swój sumiasty wąs.
Dowódca miał chwilę zwątpienia czy aby na pewno dobrze widzi, skoro tylko on to widzi.
- Dobra to czekajcie, sprawdzę to - stwierdził Polak i pewnym krokiem ruszył na ścianę. Pozostali już widzieli oczami wyobraźni jak Adam rozkwasza sobie nos o granit, gdy... Zamiast uderzyć w ścianę, zniknął.

Było to na tyle niespodziewane, że nawet pies przekręcił głowę w zdziwieniu.
- Eee - Jean-Pierre próbował coś powiedzieć, ale tylko podrapał się po głowie.
- No mówiłem, że mamy magika. - Powiedział John kręcąc głową i podbiegł do miejsca gdzie zniknął Polak. Miał zamiar sprawdzić co to za dziwna skała, że dla jednego z nich była jak legendarny Sezam.
Skała nadal wyglądała jak granitowy kamień. W dotyku była chropowata jak to skała wystawiona na działanie warunków atmosferycznych. Kiedy Włoch i traper przyglądali się temu co robił John, pies podszedł i obwąchał miejsce w którym zniknął Adam, a następnie zaczął drapać przednimi łapami o skałę.

Saville spojrzał za siebie by zobaczyć co proponują pozostali i w tym momencie poczuł na ramieniu dotyk.
- Ogłuchliście? - Wilczewski pojawił się znikąd, tak szybko jak wcześniej zniknął. Przyglądał się reszcie z irytacją widniejącą na jego twarzy.
- Wilczewski. - Powiedział John grobowym głosem. - Nawet pies widzi i drapie ścianę, spójrz na niego. A teraz skoro wylazłeś, zaczynamy myśleć co to jest panie Houdini. Jeśli to coś działa jak pół realny kamuflaż, to w obozie wszyscy dostaniecie lekturę do zakucia na pałę. - Na twarz Savilla powrócił szelmowski uśmiech. - Suplement zaklęć do Dungeons and Dragons. - John parsknął śmiechem, nadal badając skałę i żeby pokazać legioniście, że dla nich jest ona jak najbardziej skalista, rąbnął w nią mocno trzonkiem noża.
- Brawo, spokojnie mógłbyś zostać mimem - odparł Wilczewski kręcąc głową, ale wyraźne zwątpienie widniało na jego twarzy. - Naprawdę nie widzicie przejścia? - dopytał i skrzyżował ręce przed sobą. - To dlaczego tylko ja to widzę ? - spytał Johna.
- Nie wiem, zdaje się, że tylko ty. Jest nas tu tylko czwórka. To obcy świat. Gdybym miał obstawiać powiedziałbym że to iluzja, ale szukamy konkretów, nie kryjówki Copperfilda. Co widziałeś w środku? - Powiedział przechodząc do rzeczowego, akademickiego tonu. Tylko wysiłkiem woli powstrzymał się od dodania na głos jakiegoś komentarza odnoszącego się do dungeonów. Mimo tego, że jego wyobraźnia już była rozbujana niemalże do granic możliwości.


Adam na pytanie Johna wbił spojrzenie w ścianę, a jego mina wyglądała tak jakby spodziewał się, że pozostali mężczyźni robią mu jakiś dowcip, bo kto wie, może nawet pies był z nimi w zmowie.
- Jaskinia - powiedział odwracając się znów ku towarzyszom. W pewnej chwili Wilczewski bez zapowiedzi złapał rękę Johna i pociągnął go za sobą tak szybko, że Saville zdążył tylko się zdziwić. Był przekonany, że uderzą obaj w ścianę, ale tak się nie stało.



- Ta, jaskinia - dodał Legionista już po drugiej stronie ściany. Dosłownie, bo gdy John spojrzał w kierunku, z którego przyszli dostrzegł litą skałę. Sama jaskinia była korytarzem ciągnącym się gdzieś w ciemność. W powietrzu dało się czuć lekką woń ozonu i typową dla takich miejsc chłodną wilgoć.
- A ci, co takie mają zdziwione miny znowu - westchnął Adam.
- Bo widzą tylko litą ścianę. Będziesz musiał przeciągnąć każdego po kolei. Nie, nie robię sobie jaj. - John odetchnął głęboko i zaciągnął się zapachem jaskini. - Czujesz to? Ozon. Zwykle powstaje po uderzeniu błyskawicy. - Saville wyciągnął pistolet z kabury i skierował lufę do środka jaskini, chociaż w kierunku ziemi. - Ja tam nadal widzę tylko skałę. Wprowadź resztę, nikt by nie ustawiał takiego kamuflażu bez powodu. - Powiedział z ekscytacją w głosie.
- Nie widzisz jakie głupie miny robią? - dopytał Wilczewski, ale nie czekając na jego reakcje wszedł w ścianę.
Kolejne osoby pojawiały się w taki sam sposób jak wcześniej Adam znikał w ścianie. Jedynie z psem był problem i Legionista wniósł go na rękach, zakrywając dłonią jego oczy. Puścił Bella na ziemię i spojrzał po wszystkich. Francesco i Durand rozglądali się w zdumieniu jaskini.

- Ten zapach. - odezwał się Jean-Pierre.
- Ozon - odparł szybko Adam.
- Zwykle się tego nie czuje w jaskini - zauważył Włoch.
- Zależy - zbył go Wilczewski. - Wyciągamy lampy i idziemy sprawdzić co jest dalej - oznajmił. - Chyba, że chcecie najpierw przerwę?
- Idziemy, ale jeśli ktoś poczuje senność i ból głowy, będziemy musieli się wycofać. W nadmiernym stężeniu może być trujący. Gdybyśmy brali pod uwagę istnienie magii, to mielibyśmy do czynienia z iluzją. - Powiedział John. - Nawet nie wiecie jak się cieszę, że się tu tylko zwierzaczkami zajmuję. - Parsknął Saville i zaczął się rozglądać za śladami wcześniejszej obecności jakichkolwiek istot w jaskini.
Ostrożnie, z lampami w ręku, ruszyli przed siebie. Saville nie widział żadnych śladów bytności zwierząt, ale sądząc po tym, że korytarz był ślepą uliczką dla większości z nich, to również mógł nie dawać przejścia innym tworzeniom, co mogło znaczyć, że jaskinia była zamkniętym pomieszczeniem. Albo mieć inne wejście.
Przodem szedł Wilczewski, a drugi Legionista zamykał pochód. Durand jak nigdy, trzymał wyżła za obrożę, przyglądając się jego reakcji. Bell zdawał się być poddenerwowany, ale nie wystraszony i ciągnął na przód.

Po przejściu około 50 metrów korytarz zaczął skręcać i iść w dół. Poraz pierwszy usłyszeli wtedy cichy plusk wody. Ten nasilał się z każdą kolejną chwilą gdy szli na przód.
- Patrzcie - Durand zwrócił na siebie uwagę pozostałych, wskazując coś na ścianie.

Widniał tam symbol.



-Nie wygląda by był tu przypadkowo - stwierdził Francesco. Ruszyli dalej. Nie minęło długo czasu, jak zauważyli, że zza zakrętu dociera do nich lekka poświata jakiegoś oświetlenia oraz całkiem już głośny plusk wody. Powietrze było świeże i chłodne. Przygasili światło na swoich latarniach i ruszyli. Pierwszy wyjrzał Wilczewski.
- Wygląda czysto - szepnął do pozostałych i poszedł dalej.



Znaleźli się w obszernym korytarzu, którego większa część zalana była wodą o ozonowym zapachu, a na jego suficie coś świeciło całkiem jasno. Można było pójść w dwóch kierunkach: lewo lub prawo, woda płynęła od prawej do lewej strony.

- Wygląda to prawie naturalnie. Poza tą blokadą z początku i symbolem. Tunel aż tutaj był suchy, więc albo woda wydrążyła go dawno temu, albo ktoś lub coś przebiło się aż tutaj. - John przyjrzał się światłu padającemu z góry, zastanawiając się, czy to przypadkiem nie fluorescencyjny mech. - Wezmę próbkę wody do analizy. - Rzucił i ostrożnie zbliżył się do zalanej części korytarza. Stwierdził, że trzeba pracować tutaj metodycznie, dlatego po napotkaniu symbolu, przepisał go do notatnika - Podstawą dobrej whiskey jest dobra woda jak zapewne doskonale wiecie. - Dodał z wyszczerzem na twarzy.

- Sie wie - odparł Włoch kręcąc palcem swój wąs.
- Proponuję też wziąć próbkę tych świecących cosiów - wspomniał Jean-Pierre, wskazując palcem na sufit.
- Dobra, badaczem w tej ekipie jesteś ty, Saville - powiedział Wilczewski, który podobnie jak John zrobił szkic symbolu na ścianie. - W którą stronę idziemy? - zapytał.
- W prawo. Woda płynie w lewo, więc może tam być zbiornik, chyba wolę sprawdzić źródło. - Powiedział John chowając próbki wody i organicznego świetlika.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline  
Stary 01-09-2018, 00:47   #86
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
Erick Flanigan zmrużył powieki, wpatrując się w miejsce, gdzie miał przeczucie coś się znajdowało. Na kilka chwil stracił uwagę swojego otoczenia, nie zareagował nawet na propozycję Henrietty o dosiadaniu smoczej Alex. Zamiast tego uniósł otwartą rękę zgiętą w łokciu.
- Całość, wstrzymać. Dada, Rainbow, patrzeć perymetry. Chyba coś mam - odezwał się kapral, nie odwracając spojrzenia. Następnie uniósł karabin oraz przekręcił selektor ognia na strzelanie serią, by zaraz taktycznym krokiem ruszyć w stronę, gdzie coś wyczuwał.
Legioniści natychmiast zwrócili swoją uwagę. Kapral ruszył pierwszy na zwiad. Ostrożnie stawiając kroki by nie potknąć się o jakiś wystający kamień czy korzeń zaczął zbliżać się do tego co "wyczuwał". W miarę jak zmniejszał od tego czegoś dystans i bardziej się skupiał na tym, tym więcej mógł powiedzieć co tam jest. Cztery sylwetki, śmierdzące psem. Usłyszany zaraz przez niego cichy warkot tylko upewnił go z czym miał do czynienia. Wielkie wilki czaiły się w krzakach, pomiędzy pniami wysokich drzew. Na razie nie ruszały się z miejsca.

Erick ponownie uniósł zgiętą rękę, tym razem pokazując cztery palce a następnie coś, co miało przypominać kły. Legionista musiał być naprawdę blisko zagrożenia, bowiem najwolniej jak tylko mógł, przyklęknął na jedno kolano i wymierzył z broni. Najwidoczniej nie chciał ryzykować odwrotu. Zamiast tego obniżył swoją sylwetkę, by pozostali mogli łatwiej prowadzić ostrzał. Kapral czekał na ruch wilków.
Legionsta wyczuł zdenerwowanie wilków, gdy w jego plecy uderzył podmuch wiatru i usłyszał trzepot błoniastych wielkich złotych skrzydeł. Spojrzał kątem oka i dostrzegł Alex, wznoszącą się w górę, a na jej grzbiecie siedzącą Henriettę. Flanigan nie tracił jednak skupienia na zagrożeniu. Drapieżniki choć niepewnym krokiem, w końcu wylazły z zarośli ukazując się wszystkim. Były takie jak poprzednie, wielkie niczym konie Durandów i o ciemnej maści. Były pochylone, jakby gotowe do zaatakowania, choć jeszcze tego nie zrobiły.


Kapral wypuścił powoli powietrze. Wieloletnie szkolenie w obozie Legionistów i poprzedniej organizacji militarnej sprawiło, że nie spanikował w obliczu nadchodzącego zagrożenia. Chociaż zimny pot zalał mu plecy, a powieka drgnęła, żołnierz nie ruszył się z miejsca. Wiedział, że przerośnięte wilki stanowiły niemałe zagrożenie w pojedynkę, a co dopiero wataha. W bezpośrednim starciu ludzie nie mieli z nimi żadnych szans.
- Na co te kundle czekają? - mruknął pod nosem Erick, obserwując swojego przeciwnika. Spodziewał się natychmiastowego ataku, jak to zazwyczaj przerabiali. Być może stworzenia nauczyły się szacunku do broni przybyszy zza wrót. Flanigan nie mógł być pewien, chociaż obecna sytuacja zaczęła go trapić bardziej, niż gdyby szarża stworzeń nastąpiła od razu.
- Co jest? Łapy wam przymarzły?! - warknął kapral, dodając sobie przy tym otuchy. - No już! Aaarrgh! - krzyknął jeszcze głośniej, jak gdyby mógł je przepłoszyć.
Flanigan, dopiero gdy wszystkie wilki ukazały im się i zaczęły rozpraszać się, zdał sobie sprawę co mogło zachęcić je do pojawienia się. Nie tak dawno ich drużyna składała się z siedmiu osób, z czego jedna była wielkim gadem z łbem uzbrojonym w ostre zęby, które możliwe, że jednym kłapnięciem mogłyby przegryźć na pół psowatego. A teraz zostało ich trzech na posterunku. Mieli karabiny, ale mogły im się trafić wilk,i które jeszcze nie wiedzą co oznacza trzymana przez Legionistów broń. Największy z drapieżników po ukosie zaczął zbliżać się do Erica, pozostałe chyba chciały ich okrążyć.
- Wystrzelać je? - zapytał Rainbow, czujnie podążając lufą za najbliższym mu wilkiem.
- Mieliśmy je tylko straszyć - przypomniał Dada pouczenie Cartiera, by nie sięgać po ostateczne rozwiązania w przypadku tutejszej zwierzyny i tubylców.
- Walić przed łapami! - zakomenderował Erick, celując przed bydlaka skradającego się do niego. Kapral liczył, że pokaz ognia skutecznie przegoni natrętów.
Legioniści rozpoczęli ostrzał zgodnie z zaleceniem Ericka. Wilki były zwinniejsze niż by można było się spodziewać po ich rozmiarze. Nie wystraszyły się ostrzału, ale szybko rozpierzchły się w różne strony. Flanigan jednak "czuł" gdzie one są, jakby jakiś radar mu się włączył w głowie. "Widział" nawet te, które znajdowały się za nim. To dzięki temu zauważył jak jeden z psowatych po zrobieniu szybkiego uniku, skoczył od tyłu wprost na plecy Flanigana.

Erick nie zdążył puścić wiązanki przekleństw, kiedy jego plan z przepędzeniem bestii spalił się na panewce. Tym bardziej nie miał czasu, by zastanowić się nad sobą. Dlaczego od początku misji doświadczał dziwnych odczuć? Jakby “wykrywał” zagrożenia, chociaż te były jeszcze poza normalną percepcją. Jasne, był żołnierzem i to nie byle jakim. Pamięć mięśniowa, odruchy, zmysł taktyczny, to wszystko nabył. Jednak kontrola otoczenia była czymś wcześniej przez niego niespotykanym.
Wiedząc, że ogromny wilk zaraz wskoczy na jego plecy, kapral zadziałał instynktownie. Puścił trzymany karabin i wyuczonym ruchem dobył nóż bojowy o dużej, ząbkowanej z jednej strony klindze. Jednocześnie zrobił zwrot przez ramię i ustawił się do przyjęcia impetu uderzenia.W duchu mógł jedynie liczyć, że futro bestii nie stawi dużego oporu wojskowej stali.
Wilk rozdziawił paszczę tak bardzo, że spokojnie mógłby zmieścić w niej całą głowę Ericka i jednym gryzem mu ją dekapitować. I zrobiłby to gdyby nie wyszkolenie Legionisty. Instynkty zadziałały bezbłędnie i Flanigan robiąc unik, wbił nóż w podgardle wilka, który własnym pędem rozciął sobie je po sam brzuch, aż ostrze z chrzęstem utkwiło na mostku. Nawet nie było pisku, tylko charczące bulgotanie. Krew polała się Legioniście na twarz, a wilk padł w drgawkach na ziemię.

Kolejne nie czekały. Jeden rzucił się na Dadę i go powalił, drugi skoczył ku Rainbowowi, ale ten zabił przeciwnika krótką serią. Trzeci z wilków ruszył na Ericka, co ten zauważył jakby kątem oka.
Flanigan wrzasnął jak w szale bojowym. Potężny kopniak adrenaliny wzmacniał jego reakcje i sprawił, że przeszedł w inny tryb. Tryb zabijania.
Erick wyczuwając kolejnego napastnika, zostawił nóż w ciele wilka i robiąc przewrót przez bark, skoczył w miejsce, gdzie upuścił karabin. Miał zamiar jak najszybciej dostać go w ręce i strzelić.
Flanigan dobył broni w akompaniamencie krótkiej serii z karabinu Rainbowa, który wciąż zmagał się ze swoim przeciwnikiem.. Krew na rękach Ericka sprawiała, że jego chwyt na karabinie nie był tak pewny jakby tego sobie życzył. Nawet wiele nie celował, po prostu skierował lufę w kierunku gdzie "czuł", że jego przeciwnik jest. W momencie kiedy nacisnął spust, rozległ się skowyt, ale ten dobiegał od strony Rainbowa. Wilk atakujacy Erika bezgłośnie, siłą rozpędu wpadł na Legionistę i przewrócił go, padając trupem, z wielką dziurą w łbie. Cielsko wilka ciężko przygniatało Flanigana do ziemi.
Kapral czuł ucisk na klatce piersiowej, który pozbawiał go tchu. Futro drapieżnika nie pachniało najprzyjemniej, a kawałki mózgu razem z cieknącą posoką skapywały na jego twarz oraz mundur.
- Azor, złaź - mruknął Erick, zapierając się, by zrzucić z siebie cielsko. Z tego, co słyszał, Rainbow jakoś sobie radził. Mężczyzna miał nadzieję, że Dada również się trzymał.
- Bello trzymaj się ! - krzyknął Rainbow i rozległa się kolejna seria z jego karabinu.

Erick wciąż wyczuwając dwie wrogie sylwetki w swoim otoczeniu siłował się z cielskiem psowatego kilka nerwowych chwil. W końcu udało się mu oswobodzić i mógł rozejrzeć. Jeden diabelnie zwinny wilk tańczył przy Rainbowie, uniemożliwiając mu podejście do powalonego Dady. Bello leżał przygnieciony przez napastnika i siłował się z nim. Pysk zwierzęcia i Legionista byli we krwi. Strzelenie w wilka groziło trafieniem kompana.

Z każdą sekundą Erick stawał się coraz bardziej wkurzony. Wszystko musiało iść nie tak. Najpierw Alexis zamieniła się w cholernego smoka, później chorążego wciągnęła ściana, a teraz zmutowane wilki próbują rozerwać jego towarzyszy broni na strzępy. Może Flanigan był ostatnio cięty na Bello, ale za nic w świecie nie pozwoliłby mu umrzeć. Bratem wśród Legionistów staje się raz i na zawsze.

Erick był dobrym strzelcem, chociaż w jego oddziale znalazłoby się paru lepszych. Poza odbieraniem życia, specjalizował się jeszcze w jego ratowaniu. W normalnych warunkach trafiłby na pewno, jednak teraz sytuacja nie była sprzyjająca. Nie chcąc ryzykować postrzelenia kompana z broni długiej, puścił karabin i rzucił się pędem, by skrócić dystans. Starał się wyminąć Rainbowa i wilka, z którym tamten się ścierał.

Dobrze zbudowany, umazany krwią bestii i z mordem w oczach Legionista wyglądał jak wiking na polu bitwy z tym swoim zarostem. Biegnąc, dobył pistolet, obowiązkową broń pomocniczą. Miał zamiar wzbić się w powietrze i wylądować na grzbiecie wilka, by wpakować kilka kulek prosto w łeb stworzenia.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=F7O1z-Vw9Vc[/media]
 
__________________
"Pulvis et umbra sumus"
MTM jest offline  
Stary 06-11-2018, 00:24   #87
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
GATE 1 - Arthur

Choć starała się z całych sił, Reevellien słabła z każdą chwilą. Oparła się na silnym ramieniu Legionisty, ale coraz bardziej musiała polegać na nim, bo nogi się pod nią zaczęły uginać. W końcu Higginson musiał wziąć ją na ręce by mogli poruszać się dalej, w kierunku wyjścia. Kobieta była lekka i nie sprawiała większego problemu Legioniście.

W pewnej chwili Arthur zauważył, jak w oddali pojawiają się dwie sylwetki. Znajome.
Ale to nie było jedyne co zwróciło jego uwagę. Wielki cień, jakby mała chmura zasłoniła drobny skrawek ziemi. Od razu uniósł głowę i zobaczył coś niepokojącego. Leciał ku niemu smok, mniejszy niż Reevellien była chwilę temu i o złotych łuskach.


GATE 3 - John

Zamknięty w przeźroczystej fiolce z tworzywa sztucznego świetlik był ciekawym okazem. Był dosłownie jak żaróweczka choinkowa, która dawała lekkie światło. Zauważył, że jak potrząsnął nią to chwilowo światło nabierało na intensywności.

Grupa skierowała się ku źródle płynącej wody. Echo ich chlupiących kroków odbijało się po ścianach korytarza.
- Jeśli czeka na nas tam horda goblinów to raczej nie podejdziemy do nich z zaskoczenia - skomentował to Jean-Pierre, a w jego głosie dało się słyszeć rozbawienie.

Tunel wił się raz w lewo, raz w prawo, ale zdawał się nie schodzić zbyt stromo w górę. Towarzyszący im wyżeł nosił ogon poniżej linii grzbietu i energicznie węszył - raz z nosem nisko przy ziemi, a raz unosząc łeb.
- Coś wywęszył? - spytał Adam, spoglądając na Duranda.
- Raczej jest rozkojarzony nowymi zapachami i nie wie jakim podążyć - ocenił chłopak.
Ledwo skończył swoją wypowiedź, a Bell zastygł w bezruchu, w typowej dla wyżła posturze, z jedną łapą uniesioną i nosem skierowanym przed siebie.
- Co masz piesku? - spytał przewodnik zwierzęcia.
Legioniści pochwycili broń, rozglądając się w kierunku wskazanym przez psa. Bell zawarczał i skoczył nagle przed siebie. Pokonał kilka susów, w trakcie których Legioniści przybrali pozycje strzeleckie.

- Bell, noga! - krzyknął za nim Durand, ale gdy wydawało się, że już na coś skoczy, ten zrobił zwód i pobiegł dalej korytarzem, znikając wszystkim z oczu.
- Na jaką zwierzynę poluje się z tymi psami? - zapytał Adam, zatrzymując się.
- Polujemy z nimi głównie na ptactwo wodne i lądowe... Ale też potrafią grubą zwierzynę wystawić... - odparł Jean-Pierre, który ledwo powstrzymał się, by popędzić za swoim psem. - Co teraz?
Adam spojrzał pytająco na Johna, ich speca od zwierzyny niestandardowej.


GATE 1 - Alex

Alexis miała ogromną ochotę unieść się dumą i nie pozwolić na to, by ktoś jej dosiadł. Nie dość, że ktoś, to jeszcze kobieta. Niestety, musiała przyznać rację Henrietcie. Nawet, jeśli sama wzniesie się w górę, nijak nie będzie w stanie powiedzieć reszcie co widziała. W końcu złota smoczyca spojrzała z góry na Henriettę i powoli skinęła głową. Reporterka ledwo powstrzymała się by nie pisnąć z ekscytacji. Alex pochylając się pomogła jej wejść na swoje plecy. W końcu blondynka usadowiła się na wysokości miejsca gdzie zaczynała się smocza szyja. O dziwo Henrietcie było tam całkiem wygodnie i mogła pochwycić się co bardziej wystających łusek tworzących grzebień.
- To startuj. Latałam na szybowcach więc służę radą - powiedziała kobieta i mocno pochwyciła się by nie spaść. Sorel zauważyła że pasażer nie ciążył jej ani trochę, co więcej poczuła się pewniej co do pomysłu latania. Alexis obawiała się, że z pasażerem będzie jej ciężej utrzymać się w górze odpowiednią ilość czasu, ale ciężar Henrietty był niczym w porównaniu do jej własnej wagi. Za to posiadanie jeźdźcy na swoim grzbiecie było w jakiś sposób… uspokajające? Sorel nie umiała tego wyjaśnić. Wzniosła się na podobną wysokość co ostatnio, nad korony drzew, aby i ona, i reporterka mogły rozejrzeć się po okolicy.


Przyglądanie się okolicy było znacznie łatwiejsze, gdy drzewa nie przysłaniały widoku. Kobiety miały przed sobą widok na ścianę, za którą znalazł się Arthur oraz Leokadia i Claude-Henrie. Skała wznosiła się wysoko ponad wierzchołki drzew, a na jej szczycie rosły gęste krzewy. Smoczyca podleciała w tamtym kierunku, by dokładniej się przyjrzeć.
- Niesamowity widok - odezwała się Henrietta, na tyle głośno by Alex usłyszała. - Nie widać tu żadnego korytarza. Może spróbujesz wylądować na szczycie tej góry? - zaproponowała.
Smoczyca posłuchała rady swojej doradczyni, sama również ciekawa co znajduje się na szczycie. Wzniosła się nad szczyt skalnej ściany i wylądowała na odsłoniętym fragmencie ziemi, rozglądając się dookoła.
To co poczuła gdy wylądowała było dość dziwne. Niby miała między łapami ostre gałęzie iglaków, ale coś było z nimi nie tak. Brakowało im... zapachu, zupełnie jakby były sztuczne. Z tego miejsca miały całkiem dobry widok na okolicę.
- Widać stąd drugą stronę góry. Ale nie widzę niczego interesującego - powiedziała Henrietta, uważnie się rozglądając. - A może... Ta bariera jak ta do tego korytarza co w nim zniknęła Leokadia i Arthur, jest również od góry - rozmyślała na głos. - W sumie tego nie próbowaliśmy... Jesteś smokiem, to może potrafisz to samo co Leokadia?

W tym czasie Alex przednimi łapami obmacywała podłoże, przyglądając się mu jednocześnie. Pomiędzy krzakami była skała, ale coś się błyszczało w niej.

Alex poruszyła palcami łap, próbując wyczuć z czym ma do czynienia. Nachyliła się, wąchając rośliny i ziemię, z którą miała do czynienia. Ewidentnie było z tym wszystkim coś mocno nie tak. Musiała to być kwestia magii, choć zdziwiło ją, że zasięg ochronnego zaklęcia kończy się na szczycie wzniesienia, a nie gdzieś w połowie, gdzie trudniej byłoby je wykryć. Być może co innego powodowało tą zmianę? Alexis nie chciała próbować od góry przebić się przez barierę. Umiała wznieść się, opaść, umiała lecieć w linii prostej i umiała skręcać w locie, ale czy byłaby w stanie zatrzymać się w powietrzu, kiedy ziemia nagle usunęła się jej spod łap? Na pewno nie tak, żeby jeździec siedzący na niej bez żadnych zabezpieczeń nie ucierpiał. Na pewno nie zamierzała próbować. Rozglądając się zauważyła za to coś błyszczącego. Alexis trochę przestraszyła się, że będzie to amulet o przeciwnym działaniu niż ten, który przemienił ją w smoka. Z drugiej strony… Tamten spytał ją o zdanie. Z resztą, i tak nie mogłaby się oprzeć ciekawości. Poleciała bliżej, przyjrzeć się znalezisku.

Błyskotka z pozoru wydawała się być długim srebrnym łańcuszkiem. Ale po zbliżeniu się do niej i dokładnym przyjrzeniu, Alex odniosła wrażenie, że widzi coś na kształt szwu trzymającego dwie poły grubej kotary, którymi wydawało się być to co było wierzchem górki. Po dotknięciu tego pazurem, wydawało jej się, że byłaby w stanie to przerwać.

- Co tam masz Alex? - odezwała się z jej grzbietu Henrietta, starając się dopatrzeć co jest w dole, jednak sylwetka smoka zasłaniała cały widok. Sorel z roztargnienia chciała odpowiedzieć jej, ale tylko pomruk wydobył się z jej gardła. W końcu ciekawość wzięła górę i drapnęła w szew. Jej złote pazury przedarły się przez powłokę, jakby cięły tkaninę. Widok krzewów pod jej ciałem zniknął, a w tej "dziurze" ukazał jej się widok taki jakby stała na szczycie wieży Eiffel i spojrzała w dół. Dzieliło ją całkiem dużo metrów od ziemi.Pomimo wysokości całkiem dobrze widziała, że na samym dole było kilka osób. Był tam blond Legionista pochylający się nad nieznaną jej osobą w ładnej szacie z bardzo brzydką smugą czerwieni na boku, a nieopodal szli w jego kierunku Claude-Henri i Leokadia.

Alex chciała im pomachać, ale wtedy, zupełnie jak na tych durnych kreskówkach, straciła grunt pod sobą i zaczęła spadać...


GATE 2 - Normand i Mikail

W demokratycznych wyborach to właśnie pomysł Normanda przypadł większości do gustu. Claire wyciągnęła słodki batonik, podobnie jak Young i Aakash. Minęły dwa kwadransy i uznano, że można wyjść z ukrycia. Grupa ruszyła na przód i zatrzymała się na chwilę w miejscu gdzie ich ścieżka przecinała się z drogą jaką przeszła tamta istota. Zostawili tam rozpakowane batoniki, bo jak słusznie zauważyła Claire, istota mogłaby sobie nie poradzić z opakowaniem, albo nawet pochorować się po zjedzeniu go. Dziewczyna wyszła też z inicjatywą jaki symbol mają zostawić.

Panna Durand patykiem wyrysowała symbol serca, w którego środku leżały ich podarki.

Young narzucał bardzo szybkie tempo, wyraźnie dając do zrozumienia, jak bardzo zależy mu na najszybszym dotarciu do bazy. Według słów Claire, mieli już za sobą 2/3 drogi i o ile Wolf znosił to całkiem dobrze, to Mikail zaczynał łapać ostrą zadyszkę. Na nic zdało się poganianie Legionistów, bo w końcu Normand nakazał odpoczynek, widząc jak Niemiec czerwieni się na twarzy. Küchler oparł się o powalony pień dużego drzewa, łapiąc oddech.
Doglądający jego stanu Wolf, rozejrzał się odruchowo wkoło siebie. Poczuł ciarki na plecach gdy jego spojrzenie spotkało się z wpatrującą się w niego istotę, tą samą co wcześniej, stojącą teraz daleko w głębi lasu. Lekarz zdał sobie sprawę, że mogli być śledzeni przez cały ten czas.


GATE 1 - Leokadia i Claude-Henri oraz Arthur

Para ruszyła przed siebie korytarzem. Ostrożnie stawiali kroki, a gdy znaleźli się u jego wyjścia zobaczyli przed sobą sporą przestrzeń przypominającą polanę w lesie. Było tu sporo stojących kamieni, które wyglądały jak płyty nagrobne. Nieco dalej widoczna była duża budowla nosząca na sobie symbol, który wcześniej widzieli - wieloramiennej swastyki.

Omiatając spojrzeniem okolicę dostrzegli jeszcze więcej nagrobków, posąg bez głowy oraz białą budowlę z symbolem wieloramiennej swastyki.

Dostrzegli też znajomą sylwetkę - podchorążego Higginsona. Nie był on jednak sam. Trzymał on w rękach nieznajomą kobietę, która obejmowała go za szyję.
Nagle cień przesłonił go. Para poszukiwaczy spojrzała w górę i na niebie które jeszcze sekundę wcześniej było czyste, pojawił się wielka sylwetka. Odetchnęli z ulgą, widząc, że to Alex i Henrietta, jednak szybkość z jaką pikowały, w opinii Regnauda, była zdecydowanie zbyt duża.


GATE 1 - Erick

Niosło go dziwne natchnienie, nad którego pochodzeniem nie miał czasu się zastanawiać. Podbiegł do wilka zajętego szamotaniną z jego kompanem i zrobił wyskok. Nie myślał wiele, ale poczuł satysfakcję gdy udało mu się dokonać dokładnie tego co zaplanował sobie w głowie. Wskoczył okrakiem na grzbiet bestii i przystawił lufę wprost w jego czerep. W ostatnim tylko odruchu, skierował broń pod kątem, gdy nagła myśl uświadomiła mu, że może trafić Dadę.

Ostatni z wielkich wilków w końcu padł pod ostrzałem Legionistów. Flanigan uskoczył z grzbietu padającego zwierza i przetarł rękawem pot z czoła i biegiem dopadł do Dady na którego powalił się martwy drapieżnik.
- Już biegnę, już! - rozległ się krzyk Rainbowa. Jego obecność była konieczna by zrzucić truchło psowatego z leżącego pod nim Bello.

 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn

Ostatnio edytowane przez Mag : 06-11-2018 o 09:29.
Mag jest offline  
Stary 28-12-2018, 23:09   #88
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Leokadia, Claude-Henri, Artur

- My tu umieramy z niepokoju o ciebie - Claude-Henri z wyraźnym brakiem aprobaty spojrzał na Artura - a ty sobie... bliższą znajomość z jakąś panienką zawierasz. Nie masz ty czasem pewnych obowiązków?
- Claude-Henri
- przedstawił się. - Miło mi...
Para zbliżyła się do Legionisty i trzymanej przez niego niewiasty, a wtedy zauważyli, że nieznajoma kobieta jest dotkliwie poraniona. Cały bok miała okrwawiony. Uniosła zbolałe spojrzenie na Claude-Henriego, ale nie wydawało się by rozumiała jego słowa.
- Oni z tobą? - zapytała Artura, a wtedy okazało się, że jej słowa są zrozumiałe nie tylko dla niego, ale również dla Leokadii. Co innego Kanadyjczyk, dla którego dziwnie brzmiał jej język.
- Tak, są ode mnie - odpowiedział białogłowej, a następnie spojrzał w górę na złotego smoka.
- Niech mi ktoś powie, że to jeden z naszych! Nie mam siły na kolejną walkę ze smokiem! - Arthur wysapał z małą rozpaczą w głosie, oglądając się na karabin zawieszony na plecach.
- To Alexis - wyjaśnił szybko Claude-Henri. - I Henrietta.
- Alexis?
- wymamrotał niemrawo próbując skojarzyć imię kobiety z obecną formą smoka. - Szybko się roztyła z rozpaczy po moim zniknięciu. - Arthur próbował rozładować rosnący obłęd i zmęczenie poczuciem humoru. Jednak szybko pokręcił głową odganiając zbędne myśli
- Gdzie jest Flanigan do cholery? Dziewczyna jest poważnie ranna - wskazał podbródkiem na trzymaną w ramionach kobietę.
- Zostali za ścianą - odparł Claude-Henri, wyciągając równocześnie apteczkę. - Nikt z nas nie umiał przez nią przejść, a jakiś dupek polazł sobie na wycieczkę, nic nikomu nie mówiąc. Leokadia jakoś mnie przeciągnęła na tę stronę. Może tak pójdziesz po tamtych, a my z Lelą opatrzymy twoją znajomą?
To mówiąc wyciągnął garść plastrów i bandaży.
- Pan Dupek, a jeśli łaska to Starszy Chorąży Dupek, chociaż osobiście darowałbym sobie dupka, bardzo proszę! Teraz nie czas na pierdoły, musimy się przegrupować, dziewczyna ma poważne rany i może być ścigana przez złych typów, którzy dosiadają smoki. Tak więc zarządzam strategiczny odwrót, z nie mniej strategiczną obserwacją tyłów w celu zlokalizowania strategicznych wrogich jednostek wroga. - Arthur zebrał w sobie siły na kolejny ruch bacznie obserwując złotego smoka. W końcu ruszył dalej z ranną w kierunku wyjścia. - Bez urazy, ale jej to już tylko Erick się przyda!
Następnie mężczyzna spojrzał z powrotem na słabą dziewczynę w dłoniach
- Trzymaj się, jeszcze trochę, a tego smoka to się nie bój. To też ktoś z moich ludzi. Wiesz, to chyba taki dzień gdzie się dowiaduje, że każdy jest smokiem tylko nie ja. - Higginson spojrzał z pretensją w oczach przez prawe ramię na swoje plecy, przydałyby mu się teraz jakieś mocarne skrzydła.
- Moment! Kiedy udało nam się przejść przez ścianę coś ich zaatakowało. Nie wiemy jak obecnie wygląda sytuacja. Sugeruję zatamować krwawienie, jeśli ma poważne rany, nim wpadniemy z deszczu pod rynnę - odparła Leokadia.

Dopiero gdy Arthur wspomniał o smoku, ranna kobieta wyciągnęła szyję ku górze, a wtedy jej oczy zrobiły się wielkie. Widok złotego gada mocno nią wstrząsnął.
- Macie smoki swoim świecie? - powiedziała zdumiona.

Tymczasem Alexis gładko wylądowała na ziemi nieopodal nich. Była dumna z siebie, że tak szybko osiąga postęp w panowaniu nad nową formą ciała.
- Świetna robota - pochwaliła ją Henrietta i lekko pogłaskała po szyi. - Ej, co tu się dzieje? - krzyknęła do Leokadii i pozostałych, wypowiadając pytanie, które z chęcią i sama smoczyca by zadała.
- Arthur wybrał się na spacer i spotkał ranną panienkę - odparł Claude-Henri. - Ale szczegółów nie zdradził.
- Zbyt dużo na raz się tu dzieje! Portale wciągają ludzi, ludzie okazują się gadami i to w dosłownym tego słowa znaczeniu! Jestem prawie pewien, że za utajnienie przed wojskiem faktu bycia smokiem grozi sąd polowy!
- Spojrzał gniewnie na Alexis, która w swoim CV mogła pominąć mały fakt o byciu smokiem. Następnie spojrzał na Henriettę.
- Hej Hen, dobrze cię widzieć. Podwieziecie nas do Flanigana? Mam tu ranną, która potrzebuje zaawansowanej pomocy medycznej i może być ścigana przez złych typów.
- Ona nie jest smokiem, tylko bywa smokiem
- wyjaśnił Claude-Henri. - Znalazła jakąś błyskotkę i się zamieniła. Prawda Alexis? - spojrzał na smoczycę.
- Meh, tomato potato...
- Udało nam się przejść na drugą stronę ściany i znaleźliśmy ich. Chcemy opatrzyć dziewczynę i jak najszybciej wracać. Zdaje się, że reszta ma kłopoty
- odpowiedziała Leokadia na pytanie Henrietty.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 28-12-2018 o 23:12.
Kerm jest offline  
Stary 28-12-2018, 23:48   #89
 
Zaalaos's Avatar
 
Reputacja: 1 Zaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputacjęZaalaos ma wspaniałą reputację
Normand potrzebował kilku chwil nim wrócił do osłuchiwania niemca. Przykładał stetoskop i mierzył tętno jak parę chwil temu, ale nie przykładał do tego większej uwagi.
- Moi drodzy, zachowajcie proszę spokój. - powiedział cicho, acz wyraźnie, starając się kontynuować badanie - Mamy gościa, na mojej trzeciej. Chyba ten sam co wcześniej. Wygląda na to że będzie po twojemu Mikail. - niemal bezwiednym ruchem odwiesił stetoskop na szyję i otworzył kaburę ze swoim rewolwerem. W myślach natomiast liczył na to że istota jest pokojowo nastawiona.
- Nie żebym był z tego zadowolony herr doctor. - odpowiedział psycholog również ułatwił sobie dojście do broni -[i] Zobaczmy co kot przyniósł. [/i[
Mikail obrócił się w stronę lekarza.
- Myślicie, że powinienem się z nim… skontaktować? - zapytał unosząc brew.
- Ostatnio nie poszło zbyt dobrze, może spróbujmy czegoś prostszego? Zwykła mimika i intonacja mowy? - odparł Wolff.
Niemiec spojrzał kątem oka na istotę w oddali głębi lasu i stwierdził.
- Cóż, jest daleko… co sugerujesz? Będziemy machać i krzyczeć? Mogę mu wysłać impuls… jest subtelniejszy i wyraźniejszy, ale to dość daleko.

- Nie wiem. - odparł ciężko Normand. - Możemy powoli ruszyć w jego stronę, żeby wiedział że go widzimy, zatrzymać się w odległości i ukłonić. Myślę że pochylenie karku jest na tyle uniwersalne w naturze że zrozumie że nie chcemy z nim walczyć.
- Mamy więcej batoników? - zapytała Claire.
- Niech to jasna cholera... - powiedział Aakash i zaklął, co zrozumiał poza nim jedynie Niemiec.
- Chodźmy dalej, może się znudzi i odejdzie - Young nadal optował za tym by nie przerywać marszu.
- Oczywiście, że możemy iść dalej… - powiedział z przekąsem Mikail - ...a co jeśli jest wrogiem? Lub jeszcze nieokreślonym? Nie lepiej postarać się z nim porozumieć? Wy tu dowodzicie.
- Jak już mamy pewność, że nas śledzi to powinniśmy się z nim porozumieć. - zawtórował niemcowi Wolff - Wcześniej myśleliśmy że nas nie widzi, teraz będziemy mieli z nim kontakt tak czy inaczej. Pytanie czy tutaj, na naszych warunkach, czy jak przyjdzie z kupą ziomków do naszej bazy.

Young chwilę ze sobą walczył.
- Dobra, idźcie. Pogadajcie sobie z nim - zgodził się i sięgnął do kieszeni. Wyciągnął z niej dwa batoniki i rzucił jeden Niemcowi, drugi Wolfowi. Lekarz wykazał się świetnym refleksem, a to psycholog już nie, więc musiał go podnieść z ziemi.
Legioniści oraz Claire stali na swoich miejscach, czekając na to co zrobią.
- Ale na wszelki wypadek starajcie się nie stać na linii strzału - pouczył ich jeszcze dowódca Legionistów.
- Trzymajcie kciuki. - mruknął Wolff i ruszył powoli w kierunku obcego, utrzymując z nim kontakt wzrokowy. Jego dłoń odruchowo wylądowała na rękojeści broni.
Podobnie jak Wolff i Küchler ruszył. Tylko tylko z boku, tak dwa metry obok lekarza, by legioniści mieli pole ostrzału czyste, a w razie konfliktu nieznajomy by musiał wybierać między jednym z nich do eliminacji.
 
Zaalaos jest offline  
Stary 29-12-2018, 13:59   #90
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
Erick wśród wilków

Kapral z RPA zabezpieczył pistolet i sprawnym ruchem schował do kabury. Adrenalina przed momentem osiągnęła swój szczyt i teraz powoli zaczęła schodzić, chociaż do stanu spokoju jeszcze dużo mu brakowało.
- Dalej, rusz dupę! - zawołał Erick do Rainbowa, po czym oparł dłonie o bok wilka, gotów, by zsunąć go z powalonego Dady.
Czarnoskóry Legionista zagęścił ruchy i w kilku susach doskoczył do Erica. Wspólnymi siłami zdołali przewalić truchło wilka na bok odsłaniając okrwawionego Dadę.
- O kurwa... - Syknął Rainbow, spoglądając na Flanigana. Ciężko było określić czy krew należała tylko do wilka, czy również do ich kompana. Bello ciężko oddychał, z czym zdawało się, że ma problemy. Kapral rozpoczął szybkie oględziny jego stanu. Niestety, Bello był pokaleczony i poobijany, a problemy z oddychaniem mogły oznaczać połamane żebra. Sam poszkodowany nie odzywał się.

- Hej, jesteś w stanie iść? - zagaił głośniej Erick Dadę. Jednocześnie sięgnął po swoją podręczną apteczkę. Jako medyk bojowy wiedział, co robić. Przede wszystkim musiał powstrzymać wszelkie krwawienia z otwartych ran. Poza tym mógł uśmierzyć ból towarzysza dawką morfiny.
- Rainbow, przygotuj dwa dłuższe kije, żeby zrobić prowizoryczne nosze - polecił jeszcze.
Legionista skinął głową i pobiegł w pobliskie krzaki, wyciągając przy okazji nóż.

Dada stęknął. Otworzył oczy, ale Erick widział, że jest zamroczony, najpewniej po powaleniu na ziemię i byciu przywalonym przez cielsko psa większego od tygrysa syberyjskiego. Szybkie oględziny wykazały głębokie szarpane rany na rękach, które groziły wykrwawieniem. Medyk mógł go opatrzyć, ale wiedział, że teraz trzeba było jak najszybciej dostarczyć rannego do ich szpitalika polowego i mieć nadzieję, że rezydujący tam doktorkowie poradzą sobie. Rainbow wrócił dzierżąc solidnie wyglądające długie gałęzie, a może i pnie młodych drzewek.
- Co z nim? - syknął, ale zachowywał zimną krew.

- Dorobi się blizn, od których dziewczynkom zrobi się mokro między udami - mruknął Erick, wyciągając z apteczki zwoje bandaży, nożyczki oraz małą plastikową buteleczkę opisaną w języku Francuskim.
- Przytrzymaj go - polecił czarnoskóremu Legioniście, po czym złapał za nożyczki. Szybkim, zdecydowanym ruchem rozciął rękawy rannego, tak by ułatwić sobie dostęp do rozcięć. Następnie na zmianę polewał zawartością buteleczki miejsca uszkodzenia tkanki, które później obowiązywał szczelnie bandażem jałowym.
 
__________________
"Pulvis et umbra sumus"
MTM jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 14:08.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172