Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 24-01-2018, 22:16   #11
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Wszyscy

Wieczerza

Podczas biesiady Cadejko słowa nie zamienił z Potockiego dworakami innego niż zwyczajowe „smacznego”, tudzież „na zdrowie”, gdy kto do niego przypijał. Dbał natomiast o kielichy swej nowej kompaniji oraz najbliżej siedzącą płeć przeciwną, a szczególnie talerz Janiny i pani Ałtyn, samoręcznie odkrawając smakowite kąski z pieczeni i dbając im by nie brakło w półmiskach owoców zamorskich.

Kiedy gospodarz żartował, to uśmiechał się grzecznościowo, a gdy się nieoczekiwanie pożegnał, to wstał od stołu i usiadł odetchnąwszy, gdy magnat wielkodusznie pozbawił ich swej obecności.
Uzupełnił wino w swym kielichu a korzystając z chwili ciszy pomiędzy rozmowami, on zabrał głos.

- Mówcie mi Miłowit, po prostu. Bez pana i waszmościa w każdym zdaniu, bo choć tu są równi i równiejsi, to tam, walczyć i ginąć może przyjść nam tako samo. Bo przyjdzie nam być towarzyszami nie tylko podróży, lecz i niedoli może w onej awanturze. Przeto i ufać i polegać w czasie wojny na towarzyszach broni trza, jak na dobrych bratach i siostrach. - spojrzał na Jankę. - Urazy chować i budować na tym co łączy. - przeniósł wzrok na młodziutką Ormiankę, a potem małopolskiego towarzysza husarskiego. - Za wyprawy pomyślność i oby przyjaźń z nami była! - wzniósł kielich prawą ręką, wypił i zwyczajowo podał go dalej.

Mina Ałtyn, z namaszczeniem obtłukującej małym młoteczkiem złożoną na srebrnej paterze głowę cukru jasno wskazywała, że w jej mniemaniu uwagi Cadejki o urazach nijak nie mają do niej odniesienia. Ułomek słodkości zniknął za wykarminowanymi ustami, i zaraz słowa poparły wyraz twarzy.
- Pewna jestem, że ma pan Wilczyński mnogo zalet wielkich, do pokrycia wady co ją okazał, i doczekać się już nie może, by się nam z nich przedstawić.

Z kielicha otrzymanego od Miłowita upiła mały łyczek, pierw go obkręciwszy, by ustami tego samego miejsca na krawędzi pucharu nie tykać. Zaraz też szkło z odciskiem warg czerwonych dalej podała.

Uroda Ałtyn nie uszła uwagi Wilczyńskiego. Miło było na spoglądać na tak gładką niewiastę. Wilczyńskiemu przyszła na myśl Helena trojańska, najpiekniejsza kobieta sławiona przez antycznych poetów. O tak piękne kobiety wodzowie toczą nieraz wojny. Ale Jakub starał się unikać spoglądania na Ałtyn. Bardziej skupił się na mowie starosty. Pochwalił jego zacnego węgrzyna słowami: - Nullum vinum nisi hungaricum.

Zagadnięty przez Ałtyn odwrócił się ku niej.
- Pewnie domyślasz się piękna pani w czym się żołnierz może przysłużyć. - zwrócił się do Ałtyn. - Przecie widzę, że z białogłową zacną i bystrą mam do czynienia. Po próżnicy pytać skoro swoje się wie.
- Zatem - zagaiła cichutko i znów młoteczkiem torturować poczęła cukrową głowę - byłam ja u mości stolnikowej lubelskiej. Pani Śniadecka niewiasty nieherbownej dopuścić w gościnę nie chciała, ale tego i owego wywiedziałam się. Ciekawiście?
- W rzeczy samej. Jakie wieści z Lublina niesie? - zapytał Miłowit.
- Nie ona sama - poprawiła Ałtyn ciągle cichutkim głosem, jakby wielkie szeptała tajemnice. - Słabuje, biedaczka, męża opłakuje i nikogo widzieć nie chce. A już na pewno nie podejrzanych mieszczek cudzoziemskich. Lecz służba jej oczy ma i języki rozplątała chętnie. Lublin został napadnięty, ale, hm… od środka jakby - Próbowała wytłumaczyć zawiłości militarne, jeno jej słów brakło i krażyła dookoła. - Nie przyszedł atak zza murów. Słudzy zobaczyli wpierw ognie i dymy znad rynku. I sądzili zrazu, że w pożar w mieście wybuchł. Bo i były pożar... ale napastnicy grabili, zabijali i puszczali domy z dymem. Mąż pani Śniadeckiej ruszył ku nim ze swymi pachołkami. Jeno jeden ocalał z wieścią, że padł stolnik w boju z... i tu nie ma wspólnej wersji. Jedni twierdzą że Szwedy, inni że szwedzcy najemnicy, kolejni że zbuntowane - lub lojalne - wojsko Korony Lublin z dymem puszcza, jako karę za poddanie. Wdowa nie czekała aż wrogowie... w sumie to ochmistrzyni nie czekała... dojdą do ich pałacyku i nakazała pośpieszną ewakuację. Rzucili co w ręce wpadło na wozy i uciekli w popłochu. Gdy tak bieżeli bezładnie, część służby się rozpierzchła i pogubiła. Dołączyło za to parę spanikowanych mieszczańskich rodzin. Jednak nikogo tam nie ma, kto by napastników widział na oczy własne. Ci, co widzieli, w większości byli zabijani na miejscu. W sumie to tyle… poza tym, że może i grzebać w zgliszczach nam przyjdzie. Słudzy widzieli, jak Lublin płonie, gdy dusze unosili w kierunku Chełma.
W ciemnych oczach Ałtyn, gdy mówiła o ogniu, błysnęła jakowaś podnieta, lecz dziewczyna spojrzenie skryła zaraz pod rzęsami i obtłukiwać poczęła grudki cukrowe, tym razem dla Janiny.
Domaszewiczówna siedziała przy stole w pozie mało dworskiej. Oparła policzek na dłoni jak znudzone dziecko, które już dawno skończyło jeść i czeka aż dorośli skończą perorować. Na cukrową grudkę tylko pokręciła głową, że nie ma ochoty.
- Może tunelami do miasta weszli? Albo i część to diabelskiej polityki, ktoś wojsko wrogie przeniósł w sam środek miasta za pomocą złych czarów?
Janina dłubała widelcem w talerzu prubując nabić nań kulkę winogrona, która złośliwie wymykała się za każdym razem śmierci.
- A tak w ogóle czy to aby nie strata czasu, że siedzimy tu jak przekupki na rynku, podczas gdy tropy tam stygną? - Kulka winogrona wyskoczyła spod widelca Janiny i pofrunęła z impetem prosto w dekolt Ałtyn.
Ta nie zdążyła się uchylić ni zasłonić, nie próbowała nawet. Wzdrygnęła się, gdy zimny owoc tknął jej skóry, zarumieniła dziewczęco i pogroziła swawolnej Litwince młoteczkiem do cukru.
- Kiedy stało się to, nie wiemy, lecz trop na pewno ostygnąć już zdążył. Pocieszenie jedyne, że jeśli relikwiarz łupem padł kogo nieświadomego, a wojsko obozem w mieście stanęło, to nasza zguba ciągle jest na miejscu. Po drodze więcej uciekinierów spotkamy zapewne, to i coś ponadto może wywiem się.*
Wilczyński podjadł dobrze w czasie wieczerzy, bo żołnierski żołądek nie zawsze dostaje to czego mu trzeba, a zwłaszcza w czas wojenny i tak niespokojny. Jakubowi tęskno mu było do sutego stołu, który za życia rodzica karmił jego znaczne potrzeby. Wszak organizm wielki, wiele potrzebuje jadła. Tęgo podjadł, ale z zachowaniem kultury należnej gospodarzowi. Wina popił lekko, coby jeno kiszki poruszyć do trawienia. Widział, że podróż przed nim i nie lza czupryny mocno zapruszyć starościńskimi węgrzynami. Kiedy przyszło do rozprawiania zwracał się głównie do Miłowita jak dowódcy z pytaniami i sugestiami.

- Panie bracie, skoro starosta mianował cię na naszego dowódcę przeto rozporządzaj. Skoro powierzyliście mi pieczę nad kiesą. Po rotmistrzowsku rzeknij jakiego ekwipażu sobie życzysz mając na uwadze całą naszą kompanię. Pani Ałtyn dała mi listę czego jej trzeba - wskazał na sakwę. - Pójdę ja do pani ochmistrzyni z prośbą. A czego u niej nie zdobędę na targu z rańca kupię. Kiedy planujesz wyjazd na Lublin zakomenderować ?

-Jutro wyruszymy, gdy będziemy gotowi do drogi. - odpowiedział Miłowit. - Pan Potocki mianuje, ale my nie wojsko. - rzekł swobodnie. - A dobrych rad się słucha, przeto rad jestem, że nimi służyć będziesz. Skoro taka wola starosty to odpowiedzialność za wyprawę wezmę, lecz choć sejmików nad każdym wyborem urządzać nie będziem, to każego zdanie znać chcę jeśli pragnie być usłyszanym. W sprawie zakupów, to rób jak uważasz Jakubie, jeśli po imieniu możemy sobie mówić. Pistolety husarskie po dwa na osobę, panie w to wliczając, oraz prowiant, gdyby nas miała zastać wojenna pożoga. Skoroświt listy odbiorę od starosty to i wiedzieć będę cóż jeszcze pasować nam będzie.

- Mam ja w Chełmie poznanego wyrostka, co go na sługę pragnę przysposobić. Służy mi dzielnie, a ja w zmian przyuczam go jak szablą robić, bo wojaczka mu się marzy. Myślę go ze sobą do Lublina zabrać, nie oponujesz? - spytał Miłowita. - Zastanawiam się też czy nie potrzeba nam większej siły, pachołków, czeladzi w razie gdyby przyszło się ze Szwedem potykać, czy od inszej gromady zbrojnej się opędzić. Ale to zostawiam twojej decyzji, jeno pod rozwagę daję.

-Uwagę niepożądana większa siła na sobie skupić możemy. Misja to nie wojenna lecz raczej myśliwska. Spłoszyć możemy nasza zwierzynę wielka czeladzia, a i stać się zwierzyna dla szwedzkiej watahy. Przeto jeśli atutem nam może być twój sługa, to go bierz, ale ja radzę by większa siła zbrojnych nikogo po oczach nie koleć. Kiedy z panem Potockim się rozmówię, to i wiedzieć będę czy moje rozumowanie z papierami współgra, bo choć celu naszej misji nikt znać nie winien, to pytać o to będa w Lublinie i gdzie nas ta awantura nie zaniesie. Gdyby znaleźć sługę, który szwedzkim językiem włada to byłoby dobrze. Wszak nie każdy po łacinie będzie Szwed wyuczony, a i nie tylko oficerów będzie nam spotykać.
 
liliel jest offline  
Stary 24-01-2018, 22:53   #12
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację
Zaraz po wspólnej wieczerzy udała się Ałtyn do kuchni starościńskiej. Posługaczce się opowiedziała, że ze sprawą do pani Ludmiły przychodzi, w kątku przysiadła i czekała cierpliwie, w malutkiej komnacie przy kuchni do której ją posługaczka poprosiła pozostawiając przy okazji nalewkę jeżynową dla zabicia czasu.
Ta zjawiła się wkrótce. W czerń odziana i z wachlarzem w dłoni. Co jednak nie sprawiało wrażenia, że wdowieństwo swe opłakuje.


Uśmiechnęła się uprzejmie i rzekła.
- Tuszę, że komnaty waćpani odpowiadają? Zadbałam o to by wszelkie wygody zostały przygotowane z należytą pieczołowitością. Acz… czasu miałam mało i sam okres obecnie bardziej burzliwy niż to zazwyczaj bywało.
Wstała Tyncia i dygnęła wpierw nisko. Była wszak Ludmiła starszą matroną na poważnym stanowisku.
- Odpowiednie bardzo, a zwierciadełko śliczne i foremne, jak dla wielkiej pani. Pięknie mieszka pan starosta i godnie gości.
Przysiadła z powrotem na krześle.
- Próśb mam kilka, których nie chciałam na zajętą większymi sprawami głowę mości starosty dokładać. Czy pani czas znajdzie?
- Oczywiście. - rzekła Ludmiła siadając naprzeciw Tynci. Nalała sobie nalewki i potwierdziła.
- Zamieniam się cała w słuch.
- Jak zapewne pani wiadome, zjechaliśmy tu z Krymu. Wieki całe temu, na zaproszenie Kiejstuta Giedyminowicza. Dziad mój ode króla polskiego nadania dostał nowe i przywilej młyński. Tedy… jeśli wróg będzie blisko, a nadziei znikąd, zali dopilnuje pani, by młyn mój wysadzono? Wszyscy moi przodkowie zakrzyknęliby na mnie z zaświatów, gdyby na tych żarnach proch Szwed mielił na pohybel dobrodziejom naszym. Ja polecenia dla służby spiszę i na pani ręce złożę.
- Oczywiście. Może waćpani zawierzyć mi ten obowiązek. Wszak my nadal Koronie Polskiej swe fortuny zawierzamy. - zgodziła się z nią Ludmiła.
Skinęła jej Tyncia z wdzięcznością.
- Sprawunki mam jeszcze, com ich mości Wilczyńskiemu powierzać nie chciała. Sama mogłabym do apteki klasztornej pójść… lecz to rzeczy, których nie brakuje w dobrze prowadzonym domu. Zioła mocne na sen, takie, co ferment w kiszkach uczynić potrafią i go załagodzić, jako i te ból łagodzące.
Zamilkła na moment.
- Cykuta, tojad i arszenik - dodała jednym ciągiem i spojrzała uprzejmie w Ludmiłowe podmalowane oczy.
- Trucizny. Każda zielara wioskowa ma przynajmniej jeden słoiczek z takim specyfikem. - Ludmiła nie była zszokowana czy zdziwiona. Skinęła głową. - Dostarczę takich specyfików, acz nie więcej niż mały woreczek każdego.
- Będzie to aż nadto. Prośbę jeszcze mam maleńką. Nie znalazłaby się butelczyna owego węgrzyna z wieczerzy? Dla pana Żmajły. Źle, że nas opuścił przedwcześnie, ale i źle by było, gdyby powziął koncept, że starosta nie przyuważył braku jego osoby.
- To też nie problem. Butelczynę dostarczy służba rano. - zadecydowała Ludmiła krótko.
Zapatrzyła się Tyncia w aksamitkę nabijaną klejnotami na szyi matrony.
- Może mi pani rzec, jak zostaje się ochmistrzynią w domu magnata? - spytała ciekawie.
Ludmiła na moment zamarła słysząc to pytanie. Jej oczy lekko się zwęziły, jakby próbowała dostrzec ukryte intencje rozmówczyni.
- Przez alkowę. To najszybszy sposób. - rzekła w końcu wprost, acz czy… szczerze? Ludmiła wydawała się nie mówić całej prawdy.
- Och - speszyła się Tyncia i oblała się czerwonym rumieńcem.
- Waćpanna się dziwisz? - ochmistrzyni musnęła paluszkami swój dekolt. - Ileż to mężów musiało wypatrywać w tobie swe oczy, ilu z nich szeptało miłosne zaklęcia, ilu obiecywało góry złota i zaszczyty. Z pewnością wśród nich było kilku, którzy obietnic mogliby dotrzymać. Jakiś szlachcic z pewnością. Może i jego żoną zostać byś nie mogła, ale kochanicą… a o takie się dba, jeśli chce się dłońmi jej uda pieścić.
Szkarłat nie opuszczał Tynciowych policzków.
- Nie wiem, ilu - bąknęła zmieszana. - Hazzan męża mi wybrał.
Wstała, obawiając się, że Ludmiła rozwinie temat dalej, i podziękowała za pomoc. Spod drzwi cofnęła się jednak.
- Myślę, że może jeszcze… lubczyk? I belladonna, do oczu, zdaje się - wymamrotała zamierającym głosem w stronę butów ochmistrzyni.
Ta nie odpowiedziała od razu. Podeszła energicznie, stukot obcasów zbliżał się przerażająco szybko. Zatrzymała się przy dziewczynie. Palcami pochwyciła podbródek Tynci, uniosła twarz i przyjrzała się krytycznie. - Lubczyk ci niepotrzebny. Pachnidła francuskie może. Tak… pachnidła będą pasowały lepiej. I suknie odpowiednie. Jeśli chcesz swą urodę przekuć w miecz.
- Chcę, znaczy, tak zrobię. Dziękuję za wskazówki, pani Ludmiło - Tyncia całą siebie włożyła w powstrzymanie zgnębionego jęku. - Tak zrobię - powtórzyła mocniejszym głosem. - Tedy pachnidła.
Ludmiła przybliżyła się bardziej, a w jej oczach widać było… głód? Jakieś dziwne było spojrzenie ochmistrzyni, jakoś dziwnie stężała atmosfera wokół obu kobiet. Jakieś napięcie wisiało w powietrzu, wywołujące dreszczyk na plecach Tynci. Nie strach… efekt jakiejś innej emocji.
- Pachnidła. Sukni niestety nie da się przez noc dopasować.- mruknęła Ludmiła odsuwając się i puszczając podbródek Tynci. Owa atmosfera zelżała, acz odrobinę. Instynkt podpowiadał Karaimce, że przed chwilą coś mogło się między nimi wydarzyć. Coś nieodpowiedniego i niezwyczajnego zarazem. Ale wyobraźnia mieszczki nie potrafiła domyślić się, co to mogło być.
Pożegnała się Tyncia zaraz potem i oddaliła się, nie na tyle szybko, by można to było wziąć za rejteradę w popłochu, lecz dość pospiesznie.
W swojej komnatce usiadła na łożu i zaklnęła cichutko pod nosem, słowami posłyszanymi kiedyś od parobków młyńskich.
Z tego całego gadania o alkowie zapomniała się zapytać, od kiedy cyrograf starosty leżał w relikwiarzu. I czy to możliwe, że zniknął stamtąd jeszcze przed atakiem.
 
Asenat jest offline  
Stary 25-01-2018, 08:33   #13
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację
Bił się Miłowit z myślami i rzucał w pustym łożu kopiąc pielesze. Sen nijak nie przychodził. Ledwie się rozstali, a już tęsknił. Z obrazu, w półksiężycowym świetle, parzył na niego dziad sędziwy z buławą i miną chytrą, jakoby czytał w Cadejki myślach. Przegrał walkę nierówną i wyszedł na korytarz bacząc, by drzwi nie skrzypiały i poszedł między długie cienie kręcących się tu i tam sług starosty.

Daleko nie uszedł i tak się zapatrzył za siebie, że zaskoczyć się dał niemożebnie.
- A gdzie tak po nocy ciemnej Jasiencja wędruje niczym dusza zbłąkana? - zapytał cicho Miłowit wpadłszy za zakrętem na dziewczynę. - Chłód od kamienia zionie, jeszcze pod koszule nocna zawieje i się rozchorujesz moja droga. - rzucił szeptem nieudolnie kryjąc zmieszanie samemu będąc w rozchełstaną nagą piersią.

- Do Ałtyn zmierzałam, rozweselić ją, bo się wydaje taka strasznie poważna. - Janka zamerdała w powietrzu bialutką poduszką i przycisnęła ją w końcu do piersi. Spłoniła się wyznając dalej - Komnata duża a obca, trochę się chyba bałam. A ty? Dokąd szedłeś?

- Ja... Ehmm... Jak to gdzie? - zrobił oczywistą minę. - Na zwiad rzecz jasna, sen nie przychodzi.

Chrząknął.
I cały misterny plan diabli wzięli.

- Baczenie miej na tę dziewczęcą wdowę. Bo komu ona duszę oddała? Szatańskiego Mahometa ona wyznaje, czy jeno tylko żydowskiego Boga Ojca? - skrzywił się. - W jedym i drugim to my dla nich, albo infidele, albo goje, a oni nam pogany bezchrystusowe. To ile taka dusza warta, kiedy na drodze zbawienia nie była? - kręcił głowa wyraźnie zmartwiony.

- Dajże spokój, Miłowicie! - Janka zacisnęła palce na przedramieniu szlachcica. - Ona taka miła, nie może być poganką. A jeśli w Boga żydowskiego wierzy, to jeszcze nie koniec świata. Zresztą, co za różnica, my i tak wszyscy potępieni. Do raju nas nie zaprowadzą ni dziewice, ni hurysy. Piekło i kąpiele w smole, ot co będzie, to i korzystać trzeba póki stopy po ziemskim chodzą padole. Cieszyć się.

- Może... Ale to też diabłu duszę wydrzeć wstecz można, to nadzieję daje, że choć twoja może być ocalona. - ujął jej ramiona i przytulił do siebie przylegając z drugiej strony pierzastej poduchy. - Cóżem zrobił i com jeszcze w zemście gotów jestem, to mnie Święty Piotr spod niebiańskiej bramy psami poszczuje choćbym i cyrograf swój spalił, a popioły w otoczyświata dnie zagrzebał.

Odsunął się z ociąganiem.
- Ledwośmy z podróży, a jutro znów droga. Nocy całej na pogadankach nie roztrwoń. Skoroświt listy od Potockiego odbieram. Byłaby Ałtyn nie pyskowała panu Wilczyńskiemu widła z igły robiąc w sprawie kozackiego piekielnika, to bym nie musiał odpowiedzialności za wyprawę brać przed tym, który do tego lepiej się nadaje. Ostry język tnie jak brzytwa, pręży się prosto, a staje jak widła. Jeno bacz na tą cudzoziemską wdowę, bo mam ku niej dziwnorakie odczucia. - pokręcił nosem. - Oby niesłuszne. - dodał szczerze.

- Co tu gadać nad rozlanym mlekiem. Ciebie wybrał, bo i wyczuł, żeś szlachetny człowiek. A ty nie z tych co się migają od odpowiedzialności, prawda? - Janka wyszukiwała bosą stopą rytm na kamiennej podłodze. Nie potrafiła wystać w miejscu i w tym swoim zapale przypominała czasem dziecko. - A na Ałtyn złego słowa nie mów. Zostaniemy przyjaciółkami, tak czuję. Jest piękna, nie sądzisz? - spuściła oczy jakby powiedziała coś niestosownego.

- Ladna, ladna. - przytaknął litery ł nie wymawiając umyślnie, co coraz bardziej pospolitym było w ich rodzimych stronach, azali i tak wiedział swoje, że po obwolucie księgi się nie szacuje, a jużci szczególnie woluminu demonicznego.

Ucałował jej rączkę, czółko, bródkę i nosek, i jakiś takiś lżejszy wracał do alkowy.

***

Następnego dnia, kiedy gospodarz raczył się obudzić, oporządzić i podjąć Cadejkę, młody szlachcic odebrał papiery z rąk starosty. Wywiedziawszy się o naturę listów pożegnał dobrodzieja, który dał im wszystkim szlacheckie słowo, że kulisy polityki piekielnej zdradzi i sposób na cyrografów odzyskanie.
W drodze do wyjścia obrócił się przypomniawszy sobie rzecz istotną.

- Gdybym z wyprawy udanej żywy nie wrócił, to bądź waćpan łaskaw Janinie część mnie należną uiścić.

Ukłonił się po żołniersku i wyszedł.
 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill
Campo Viejo jest offline  
Stary 25-01-2018, 10:46   #14
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację
Janka raz łupnęła ręką w drzwi do Ałtynowej sypialni i już była w środku nie czekając na słowne zezwolenie. Miała na sobie nocną koszulę, do piersi przyciskała poduszkę.
-Pierwsza wspólna noc, czy to nie ekscytujące?
Susem wskoczyła na okazałe łoże i poczęła podskakiwać sprawdzając miękkość materaca.
Ałtyn podniosła się od toaletki. Po zmyciu czernidła i karminowej barwiczki zdawała się jeszcze bardziej dziewczęca, a na pewno jeszcze młodsza. Zebrała na piersi długą szatę haftowaną w ptaki i kląskając bosymi stopami, przeszła do drzwi. Otworzyła je i wyjrzała badawczo, czy aby nieodłączny kompan Janiny też zamierza spędzić z nią noc w jednym łóżku. Uspokojona widokiem pustego korytarza wróciła do alkowy.
- Znam wiele spraw bardziej ekscytujących niż pierwsze noce.
Przysiadła znów na karle przy toaletce i uśmiechnęła się blado.
- Napijemy się słodkiej wódki? Pokazać ci moje zwierzątko?
Janka wybiła się po raz ostatni, pod sam baldachim i wylądowała już na skrzyżowanych nogach obok Karaimki.
-Tak. I tak - uścisnęła jej dłoń. - Bo tak robią przyjaciółki, prawda? Mogę dziś z tobą spać?
Altyn nigdy by nie pomyślała, że ze wszystkich łóżek Litwinka wybierze akurat to jej. Ale kiwnęła główką i wyłuskala z podróżnego kufra szklany słój. Na jego dnie we mchu coś się ruszyło niemrawo.


-Tamoj w sakwie mam gasiorek. I rodzynki.
Iście tamoj były. A ubytek połowy poziomu gorzałeczki i odcisk barwiczki na szyjce jasno poświadczył, że słodka Tyncia nie raz i nie dwa golnela z gwinta jak stary pijanica.
Janka stuknęła opuszkiem palca w słój a nawet cmoknęła jak się cmoka na kotka albo na małe dziecko.
- A co to za stwór? Jakowyś zamorski? Piękny. Wygląda na jadowity - ostatnie musiało w Litwince wzbudzić niemały szacunek.
- Salamandra. Mały smok.
Altyn zapuściła do sloja szczupłą rączkę i wyciągnęła czarne, żółto nakrapiane i bardzo wilgotne stworzenie.
- Rodzą się i żywią w ogniu. I tak, są troszkę jadowite.
Zerwała się Janka po gąsiorek, odetkała korek i podała Altyn.
- Jesteś taka zaradna. Bez mężczyzny u boku. Powiedz, czyś sprawy w swoje ręce wzięła i łajdaka ubili? Mnie możesz powiedzieć, nie zdradzę cię a jeno przyklasnę.
Altyn pociągnęła ostro, a zwierzaczka swego puściła, by jej po piersi spacerowal.
- Zmarł na udar, mówiłam. I nie był lajdakiem - westchnęła. - Ot, był z naszych. Choć po prawdzie to każden jeden taki sam, zajedno, jakiej nacji.
- Nieprawda. Nie każdy jeden - zaprzeczyła buńczucznie Janeczka. Gapiła sie chwile w otwarty gadiorek ale w końcu zakorkowała nie pijąc. - Nie powinnam. Spać trzeba, wypocząć bo nie wiadomo co bedzie dalej. Tak mówi Miłowit. Trochę jest wobec ciebie nieufny ale nie trap się Tyńcu, po prostu taki jest z natury. Przekona się z czasem, no i jak zostaniesz mi najlepszą przyjaciółką to juz nie śmie w wątpliwość brać twej osoby.
Mina Altyn poświadczyła jasno,że się dziewczyna nijakiego inszego podejścia do swojej persony po Milowicie, przedstawicielu wrażego rodu męskiego, nie spodziewała.
- Niech myśli co chce - machnęła ręką. - Ale jeśli się trucizny boisz, to wiedz, że częściej truje się z winem, nie gorzałką.
- A gdzieżby, ufam ci Tyńcu, jak możesz myśleć, że tak pomyślałam! - na dowód Janka pociągnęła jeden łyczek i aż się zakrztusiła, tak paliło. - Może i naprawdę zatrute… - oddała tamtej gasiorek.
-Właśnie dlatego nie - pouczyla ją poważnie Tyncia. - Bo mocne i pali, i większość zwomituje, nim jad się dobrze w kiszkach zadomowi.
- A ten kozak, podoba się tobie? Takżeś go broniła jako jastrząb swoich jaj.
- No… tak… - Altyn spłynęła szkarłatem. Że wstydu. Za nic nie mogła przypomnieć sobie twarzy Michaiła. - Jest taki… młody - to wszak zawsze był komplement w porównaniu do cztery razy starszego zmarłego małżonka. - I… foremny - wybrnęła gładko. To pasowało zawsze.
Janka zachichotała.
- Ależ ty jesteś zabawna, Tyńcu! Śliczna, mądra i do tego zabawna. Jak się stało, żeś się wplątała w diabelskie sprawy? Przyznaj, że rogaty dał ci urodę, bo Bóg tak łaskawie nią nie obdarza.
Tyncia potarła zgrabny nosek.
-Hmmm, nie wydaje mi się, żeby to umiał, mój demon. I on, Janko, nie ma rogów. Ani jednego. Wydaje mi się, że tam na dole - powiodła dłonią po swoim podołku i nachyliła się, by wyszeptać - ma wszystko jak u niewiasty. A twój? - Zapytała, wyraźnie rada że swoich obserwacyj.
-Nie jestem pewna - Janka przygryzła wargę speszona. - Nie widziałam go ci ja nigdy tak jak ciebie widzę. Były legendy o zrujnowanej studni w środku lasu. Nikt nie pamięta skąd się owa studnia tam wzięła i po co by ją kto miał wykopać, lecz szeptali ludzie że w niej diabeł mieszka. Gdy byłam w kłopocie poszłam tam, spojrzałam w dół i go zawołałam - Janka mówiła grobowym głosem jakim się opowiada straszne historie przy ognisku. - I wiesz, co? Był tam.
- Toooo… niewłaściwe - oznajmiła Altyn i przerwała, by wyłuskać salamandre zaplątaną w dekolt. - Jeśli nie chce się pokazać, winnaś go zmusić. Jeśli mówi niezrozumiałe farmazony, winnaś go przygiąć, by prościej gadał. To wszak… chłop. Jeno demon.
-Tyle ze to ja po prośbie przyszłam. Dyktował warunki bo ja przyszłam do niego, nie odwrotnie. - Janka machnęła ręka. - Za późno już zresztą. I widziałam twarz, jeno z daleka. Studnia była głęboka a zamiast mego odbicia było na widzie jego. Miał rogi, tyłem pewna.
- Przyjdzie. I będzie coś chciał. Jak to chłop - oznajmiła Tyncia grobowo. - Wtedy go dociśnij, jak go przypili.
Pociągnęła jeszcze łyka i delikatnie zsunęła swe zwierzątko do słoja.
- Miłowit lubi, jak mu gotujesz?
-Ty chcesz żeby moja matka padła na udar, jak ten twój ciężkoręki mężuś? Może ja nie wyglądam - Janka spojrzała na swoją skromną suknie, tu zadartą, tam ubloconą. - Ale ja jestem wielka pani z wielkiego majątku. Do kuchni właziłam tylko po to żeby psocić.
- Naprawdę? - zdumiała się Ałtyn, bynajmniej nie opowiedzianym wielkopaństwem Janiny, nieprzystającym do stroju. Spojrzała na Litwinkę jak na raroga w zwierzyńcu.- Nigdy? My się zawsze po domach zbierałyśmy. Gotowały a piekły, piosnki śpiewały, opowieści różne prawiły a wierszyki, piły słodkie wódki i likiery. To najlepsze w byciu niewiastą.
-Ja bym tam wolała się urodzić mężczyzną. Im wolno wszystko i to niesprawiedliwe.
Na to Ałtyn zadumała się głęboko.
- Tak. Wolno wszystko. I tak, to niesprawiedliwe - orzekła po chwili tonem starotestamentowego proroka ordynującego prawa i ferującego wyroki. - Ale lubię mą płeć białogłowską, Janko. Nie zmienia się tego, co dobre, jeno to, co złe.
-Nie twierdzę, że wszystko jest złe. Poza tym ojciec mój był wyjątkowo pobłażliwy i i tak mi na wszystko zezwalał. - Na myśl o ojcu najpierw sie rozpogodziła a potem posmutniała. - Zaś z kobiecych zajęć tylko śpiew i grę na instrumentach sobie cenie. Jestem, Tyńcu, szalenie muzykalna. Zaśpiewać? Zagrać?
- Pośpiewamy w drodze - rozpromieniła się Tyncia. - Teraz czas już spocząć, a ja jeszcze modły odprawić muszę.
-Racja - przyznała Janka i dawaj, zakopywać się pod kołdrę po jednej stronie loża. - Ja zmowie pacierz leżąc. Chyba się Bóg nie obrazi bo widzi jakam zmęczona. Ty, Tyńcu, tego samego Boga masz co i my?
Tyncia wyciągnęła z kufra haftowany dywanik i rozłożyła na podłodze. Kiwnęła głową i założyła swoją zdobną czapeczkę.
- Boga Mojżesza, Boga Jeremiesza, Boga Jezusa i Mahometa. Naszym prorokiem był też Anan ben Dawid ze sławnego miasta Basry, lecz Mojżesz ze wszystkich, co słyszeli głos Boga, jest najpierwszy.
-Czyli rację miał Miłowit z tym Mahometem - Janka ziewnęła głośno nie chowający ust. Wtuliła twarz w poduszkę. - Myślę sobie jednak, że to musi być wcale porządny bóg skoro ty go wyznajesz, Tyńcu.
Nim wybrzmiały ostatnie sylaby panna Domaszewiczówna spała.

Ałtyn klęczała na dywaniku, wymieniając przydomki Boga, cicho, by nie zmącić świeżego snu towarzyszki. Szept hebrajskiej chwalby płynął po zakamarkach komnaty i przeszedł płynnie w podziękę za dzień dzisiejszy, za serdeczność Janki i za to, że w swej miłosierności Bóg takiego kozaka zesłał, co nie rezał wiosek Ałtynowych ziomków, i że gniew Wilczyńskiego ukoił, nim ten wybuchł. Jak i za możliwości, które otwierało zlecenie starosty. Zadumała się po tym Tyncia głęboko, wszystkie swe dzisiejsze myśli, czyny i kroki rozważając pracowicie. I przeprosiła Boga za to, że okłamała dobrą Janeczkę, i za trucizny u Ludmiły zamówione.
„Ty widzisz wszystko na niebie i ziemi, jeśli taka wola Twa, bym nigdy po nie sięgnąć nie musiała”.
Dumała chwilkę jeszcze na końcem dziwnym spotkania z ochmistrzynią. Coś się tam wydarzyć mogło, ani chybi grzesznego. Lecz uciekła, nim się stało. Zatem nic nie obciąża jej sumienia.
Zwinęła dywanik, a nim się wsunęła do łoża, opatuliła kołdrą stopy Litwinki.
Zapadła w sen, ale nie był to sen niosący wytchnienie. Przyszniły się dwa nagie splecione ciała w alkowie. Jedno jej własne, drugie też kobiece... ale czyje? Po przebudzeniu nic nie pamiętała, poza duszną atmosferą i tego, że niewiasta w łożu z nią była, i czyniła wielce wyuzdane i niestosowne rzeczy… ale jakie? Tego też nie pamiętała. Tak jak i tożsamości owej kobiety... Na koniec alkowa stanęła w ogniu, i to akurat w pamięci się jej zachowało i jedynym było, co się jej podobało. Tyncia od dziecka lubiła ogień.
Ocknęła się wymęczona i mokra od potu. Odchyliła piernaty i zerknęła podejrzliwie na śpiącą Janinę. Ta pospywała z cicha przez sen i była wcieleniem niewinności. Zresztą… Tyncia może i nie ogarniała znaczenia miana „kompan”, którym Litwinka obdarzała Cadejkę, ale wszak wyczuwała, że coś jest na rzeczy i to jest poważnie. Janka była poza wszelkim podejrzeniem i podpuchnięte oczy Tynci zwęziły się czujnie.

Gdy Litwinka przebudziła się, ziewając szeroko jak stwory z księgi rodzaju, które Bóg w swej mądrości ukatrupił w potopie, po ciężkich nocnych przeżyciach nie było ni śladu. Ałtyn odświeżona, ubrana, umalowana i spakowana kończyła właśnie poranną modlitwę, prosząc w cichości ducha Boga o wybaczenie za sny wyuzdane i o łaskę, by jej więcej takimi nie doświadczał.
Głęboko schowane w sakwie tkwiły opisane po łacinie buteleczki z truciznami, solidny gąsior węgrzyna i dwa misterne flakoniki, zdobne cudeńka z weneckiego szkła. Nawet przez zamknięte koreczki sączył się z nich zapach ciężki, piżmowy a kuszący.
 

Ostatnio edytowane przez Asenat : 25-01-2018 o 11:02.
Asenat jest offline  
Stary 26-01-2018, 21:30   #15
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Jako że starosta był ważna personą, Ałtyn nie mogła się z nim spotkać w sprawie tak trywialnej jak kilka pytań. Ciekawość Tynci musiała zaspokoić inna osoba. Ochmistrzyni Ludmiła.
Tę łatwiej było znaleźć i szybciej. Co prawda w kuchni jej nie było, ale kuchcik zaprowadził pospiesznie na prywatne komnaty Ludmiły. Do których to młodzian wpuścił Karaimkę, ale sam nie wszedł.
Ochmistrzyni zaś... będąc kobietą dbającą o swój wizerunek i mającą swe lata, potrzebowała więcej czasu na przygotowania. Albo też lubiła wpatrywać w swe oblicze. Obecnie obleczone puklami jasnych włosów nieskrępowanych żadną fryzurą. Gdy Ałtyn wchodziła do jej komnaty, Ludmiła spojrzała przelotnie na swego gościa i wróciła do czesania szczotką swych włosów.
A sama Ałtyn nie mogła od niej oderwać od niej oczu. Nie dlatego, że piękna była, czy też że jej strój był niekompletny. Żaden z tych powodów nie przyciągał spojrzenia Tynci.
Nie… jej wzrok przykuwała prawa dłoń i ręka Ludmiły. Owinięta świeżymi lnianymi opatrunkami.
- Czyżby przygotowane dla ciebie zawiniątko nie zawierało wszystkiego czego sobie waćpani zażyczyła.- zamyśliła się tymczasem ochmistrzyni.- Obawiam się, że nie mogę zdobyć tak szybko większych dawek trucizny.


Na dziedzińcu odbyła się “kłótnia”... między Miłowitem a Ałtyn. Namiętna i żarliwa wymiana argumentów. Tyncia chciała odwiedzić Ezekiela i wypytać, mości Cadejko zaś był przeciwny marnowaniu czasu na Żyda.
Ta dość pełna emocji pogawędka zakończyła się kapitulacją dziewczyny. Wsiadła więc do kolaski i cała wyprawa ruszyła ulicami miasta do jego bram.
Wyprawa ruszyła. Spokojnie i bez niespodzianek. Jakby w odwiedziny do krewnych, a nie na poszukiwania relikwiarza się wybierali. Pogoda zresztą sprzyjała im jeszcze. Było ciepło, jak na tę porę roku, oraz słonecznie. Że tak wiecznie nie będzie, wiedzieli wszyscy. Z czasem pojawi się szaruga jesienna, a potem zimowe chłody. Niemniej, jeśli fortuna będzie po ich stronie, to zdążą nim śnieg pokryje polską ziemię puchową kołderką.
Na kozaka natknęli się dość późnym popołudniem. Wiele się musiał biedaczysko naczekać na nich. Ale zawinił sam swoją gorącą krwią, która to wyparła rozsądek z jego decyzji. Ponowne spotkanie odbyło się jednak bez kolejnych zatargów. Światełko nadziei zaświeciło nad wyprawą prowadzoną stanowczą dłonią Miłowita Cadejko.


Kolejne trzy dni upłynęły na podróży głównym traktem i odwiedzanie karczm. Zatłoczonych i gwarnych. Szlachta zbierała się w nich deliberować nad sytuacją polityczną i problemami jakie pojawiły się w okolicy. Miejscowi hreczkosieje patrzyli podejrzliwie na obcych ludzi z szablami przy pasach, ale tylko dopóty dopóki nie zobaczyli Tynci i Janiny. Wtedy ich oblicza rozjaśniały się i marsowe miny znikały. Nie tylko dlatego, że śliczne twarzyczki obu dam przyciągały oko, ale także dla tego że Miłowit, Jakub a nawet Michaił widzieli im się już nie jako podejrzani awanturnicy, a opiekunowie dwóch niewiast w podróży.
Pozwoliło to nawet czasami na zaproszenie kompaniji do dworku na ucztę… ubogą co prawda. Ale darowanemu karpiowi nie patrzy w pyszczek.
Jak dotąd nie natrafili też na żadnych uciekinierów z Lublina. Oczywiście powody tego mogły być różne… ale ich brak wydawał się nieco podejrzany. Do czasu aż...


… dotarli do rzeki Wieprz i brodu na niej. Brodu obecnie nie istniejącego. Poziom rzeki podniósł się ostatnio gwałtownie i główna droga między Lublinem a Chełmem została odcięta. To z pewnością zniechęcało uciekinierów by Chełm wybrać na kierunek ucieczki. I zmuszało kompaniję do poszukiwania alternatywnych sposobów przedostania się na drugą stronę rzeki. Nie był to wielki problem. W każdej napotykanej wiosce łatwo było uzyskać jakieś pogłoski na temat tego, gdzie można było znaleźć przeprawę promową.
Przedostanie się przez rzekę, okazało się nie tyle trudne co czasochłonne. Boczne drogi w Rzeczpospolitej nie były zbyt wygodne i wiły się jak węże w trawie.

Sama przeprawa promowa była kłopotliwa ze względu na kolaskę Ałtyn, ale udana. Przebyli rzekę i ruszyli dalej błotnistą drogą w kierunku ich celu. Lublina.
Póki co zaczęło się zmierzchać, a na bocznych drogach trudniej było o nocleg. Chłop przy przeprawie promowej co prawda wskazał błotnisty szlak, który miał co prawda doprowadzić ich do wioski bez nazwy, ale póki co… nie docierali.

Tę mozolną podróż przerwało jednak wydarzenie, które zaskoczyło podróżników. Bo tym wszak był widok biegnącej chłopki w zakrwawionej koszuli, uciekającego przed ścigającego go mężczyznę.


Szwedzkiego kawalerzystę podążającego truchtem na swym gniadoszu. I chłopka i on byli zaskoczony pojawieniem się podróżników. Oboje nie wiedzieli jak zareagować na tą niespodziankę.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 30-01-2018, 21:17   #16
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację
Ślizgnęła się Tyncia spojrzeniem po dłoni ochmistrzyni, grubym opatrunkiem owiniętej. Na pytanie pokręciła stanowczo głową.
- Wszystko piękne i w porządku najlepszym - zapewniła gorąco. - Nigdy żem takowych flakoników misternych nie widziała i podziękować przyszłam pani dobrodziejce, za nie i za rady mądre w niewieścich sprawach. I jeszcze, jeśli można, skorzystać bym chciała z wiedzy pani i doświadczenia.-
Podsunęła się leciutko, by zwierciadło i jej obraz chwyciło, nad obfitymi, pyszniącymi się wdziękami Ludmiły. Po grzebień rękę wyciągnęła nieśmiało, z pytaniem w oczach.
- A i usłużyć mogę?
- Owszem… możesz.- zezwoliła Ludmiła z delikatnym uśmiechem. Po czym grzecznie poddawała się działaniom Tynci.
- Jak więc mogę pomóc, moją wiedzą i doświadczeniem?- spytała.
Tyncia sprawnie podzieliła bujne, jasne loki na pasma i czesała je starannie, wygładzone kosmyki opuszczając na dekolt ochmistrzyni.
- Jakie gęste i miękkie - zachwyciła się tymczasem, w oderwaniu od spijania wiedzy z krynicy Ludmiłowej mądrości. - Karaimki takowych miękkich nie mają.
Opuściła kolejne pasmo, a cofającą się dłonią musnęła szyję Ludmiły.
- Pomyślałam wczoraj z wieczora: zali to możliwe, że ktoś skarb starosty przywłaszczył wcześniej, przed owym atakiem? Znane jest pani, jak długo relikwiarz tam leżał?
- Mmmmm…- zamruczała kocio ochmistrzyni, dopiero po chwili odpowiadając. - Skarb… z trzy lata bodajże. Nie był to jednak wyjątkowy relikwiarz. Z pewnością kościółek miał o wiele cenniejsze wota. Bardziej kapiące od złota. A o sekretnej zawartości skrzyneczki z pewnością nikt nie wiedział.
Drugi, bliźniaczy kosmyk włosów dołączył do pierwszego po drugiej stronie mlecznobiałej szyi. Ałtyn na chwilę odłożyła grzebień, by nachylić się i końce obu loków skręcić w palcach, by się elegancko na Ludmiłowych półkulach ułożyły.
- A czy o jakowyś innych piekielnikach w Lublinie wiadomo, tamtejszych, czy też przejazdem? Mogą chcieć zaszkodzić staroście, nam w kaszę plując, albo i inne sztuki diabelne wyczyniając.
Ludmiła zaśmiała się ironicznie i uniosła spojrzanie spoglądając na twarz Ałtyn.
- Doprawdy… wiele wiary pokładacie w możliwości starosty. Niestety, choć ma swoje sposoby to… -westchnęła głośno, a jej piersi uniosły się w smętnym oddechu. - to nie wie wszystkiego. Jedynymi piekielnikami jakich znalazł… wy jesteście. Może są i inni. Kto wie?
- Pewnie diabeł.
Ałtyn uznała, że skoro Ludmiła jak kot mruczy, to i jak zachowa się. Pogłaskana nie drapała, to i pogłaskała raz jeszcze, po włosach na piersiach ułożonych.
- Zdaje mi się, że Janina racji nie miała.
- Racji? - zadumała się Ludmiła przesuwając palcami lewej dłoni, po ręce Tynci. Pochwyciła ją nagle dociskając delikatnie ale stanowczo do swego miękkiego dekoltu.
- Z cyrografami - objaśniła Tyncia, a ręki bynajmniej nie zabrała. - Iż starosta unosząc swój, na inne złożone w tym samym miejscu zerknął i nasze miana zobaczył i poznał dzięki temu. Boć i nie zdaje mi się, żeby diabły rozmaite ufały sobie na tyle, by swe dobra pod jednym kluczem trzymać. Skoro my tu, na ziemskim padole, dojść do ugód nie możem, czemu w Piekla inaczej ma być.
- To prawda.. siły piekielne nie są zwartymi szeregami. Jest tam zazdrość i gniew… wszak to upadłe anioły…- Ludmiła wodziła palcami po pochwyconej dłoni, delikatnie i pieszczotliwie. Zmysłowo nawet. - Wszak Lucyper dumą się uniósł i z tego powodu został strącony. Zabrały swe grzechy ze sobą. Diabły.
- To prawda - zgodziła się Ałtyn. - Tak stoi w Piśmie Świętym. Pani, pani Ludmiło, też biblię studiuje? - spytała ostrożnie, zdziwiona cokolwiek. Na jej naród ten obowiązek nakładała wiara, ale jakoś nie wyobrażała sobie ochmistrzyni śledzącej z pilnym a nabożnym oddaniem słowa proroków. - Zapleść włosy? Jeszcze pamiętam, z panieńskich czasów, jak zgrabnie loki upiąć. - Odsunęła ruchem delikatnym jak muśnięcie motylich skrzydeł wyczesane loki z dekoltu.
- Z czasów panieńskich? - zaśmiała się ironicznie Ludmiła i zerknęła w górę. - Mówisz waćpani jak dostojna matrona, a przecież młoda wdówka z ciebie. Apetyczny kąsek dla niejednego gołowąsa i nie tylko…-
Zawiesiła wypowiedź w próżni, wracając do jej pytania.
- Czy ja wyglądam na kogoś studiującego święte księgi?
Po czym zadecydowała.
- Na kolanach mi usiądź. To nie jestem tu młodą wdówką z pokaźnym posagiem. To nie ja powinnam tu błyszczeć.
- Lecz my… tylko panny włosy upinać powinny. Mężatki i wdowy wolno je puszczają, choć głowy jedno i drugie dla postronnych przykrywają.
Zagryzła wargi w wyrazie wahania. Właściwie to rada była, że włosów pętać nie musi, odkąd dała się zapędzić na ślubny kobierzec.
- Ale raz nie zaszkodzi, i na pewno wygodne to w podróży…
Przysiadła, lecz nie na kolanach, a na skrawku krzesła obok kolan Ludmiły.
- A w Pięcioksięgu Mojżeszowi danym wiele wskazówek mądrych i życiowych znaleźć można - pociągnęła po chwili temat. - Wie pani, na przykład, co Bóg prorokom przekazał o mężach, co ze sobą legają i jeden drugiemu jako niewiasta służy?
- Intrygujące to tematy w owej księdze znalazłaś. - zachichotała Ludmiła, a palce jej dłoni wsunęły się w pukle jej włosów układając je wedle najnowszej francuskiej mody.
- Pewnie kamienować każe. To wszak jedna z ulubionych rozrywek tamtych ludów… kamienowanie. Muslimy często tak czynią, chyba że publicznie nie wypada, bo persona za ważna. To wtedy ścięcie mieczem. Albo uduszenie tasiemką, jeśli niewiasta. - mruknęła niechętnie jakby tą wiedzę miała z pierwszej ręki. Palce dłoni, tej nie opatrzonej, zaczęły wodzić po szyi… pieszczotliwie, subtelnie, zmysłowo. Dotyk ten wywoływał dreszczyk podsycony kolejnym zapytaniem Ludmiły.
- A co Pismo mówi o niewiastach, które dzielą łoże jak kochankowie?
Tyncia siedziała jak trusia, nie mogąc się zdecydować, czy jej się te poczynania podobają, czy może jednak nie. Na pytanie Ludmiły uśmiechnęła się zaraz, jakby tego się właśnie spodziewała. Smagły paluszek zwieńczony paznokciem w kształcie migdała uniosła w górę, jak hazzan, gdy się na podwyższenie w kienesie wespnie i znak daje, że sprawę wielkiej wagi ma do obwieszczenia.
- W rzeczy samej. Jeśli mężczyźni to czynią, to bezwstyd… plugastwo… - wyciągała pieczołowicie z pamięci kolejne określenia - ...czyn naturze przeciwny… obrzydliwość. A gdy niewiasty, to… ni słowa nie ma. Ni wzmianki jednej. Ni Bóg tego nie pochwalił, lecz i nie potępił. Wie pani tedy, pani Ludmiło, co uczynić mi wypada?
- To zależy od tego, co ty sama o tym myślisz i czego pragniesz. A z Pismem zgodzić się muszę… waszmość Orchowicz wyglądał obrzydliwie, gdy ze spuszczonymi spodniami obłapiał kuchcika. - zaśmiała się na samo wspomnienie rozdzielając włosy Ałtyn na karku. Karaimka poczuła ciepły oddech Ludmiły na swym karku. - Ale też nie dziwota. Choć stworzone z żebra adamowego, to my jestesmy tym piękniejszym obrazem boskiego majestatu.
Tyncia siedziała cicho dłużej niż chwilę. Głównie dlatego, że dech jej sparło jak klaczy po galopie i przepomniała, po co tu przyszła właściwie. Zebrała rozlatane myśli, a jednocześnie pochwyciła wędrującą dłoń Ludmiły.
- Przyjemności czy też nieprzyjemności żadnego Orchowicza poznać nie miałam. Lecz Pismo znam dobrze, jak i nauki Anana z Basry. I myślę, że skoro Pan nie rzekł ni słowa, tedy i ja słowa nie rzeknę.
Opuściła wzrok na opatrzoną bandażem rękę Ludmiły. Jakby dopiero teraz ją zauważyła.
- Zraniła się pani nożem czy w kuchni oparzyła? - ściągnęła wykarminowane usteczka, ale surową minę zaraz osłodziła uśmiechem.
- Pocałuję, szybciej się zagoi.
- Dłoń czy usteczka? - zażartowała Ludmiła sama pocałunkiem obdarzając kark Tynci delikatnie, acz wymownie.
- Oparzyłam. Nieostrożna byłam. - wytłumaczyła uśmiechając się. -... ale już nie boli.
- Z ogniem uważać trzeba - pokiwała na to Tyncia poważnie głową. - I piekielny to tańcownik, i broń Boża. Anioł na straży Raju mieczem ognistym drogę wszak zagrodził.
Pogłaskała palce kobiety.
- Zaś sąsiadka ma, Małynia Selimowa, wielce w leczeniu obeznana, mówi że dolegliwości wszelkim arsenałem kurować trzeba.
Co rzekłszy, pocałowała wpierw wierzch okręconej bandażem dłoni, a potem usta ochmistrzyni.
- Mądra ci ona, acz i ja mam dla ciebie naukę. - Ludmiła pochwyciła palcami podbródek Tynci i przylgnęła ustami w pocałunku. Ale jakże odmiennym. Jej miękkie wargi ocierały się o usta Karaimki, a czubek języka muskał je, jakby był wężem z rajskiego ogrodu zapraszającym do tańca. Tyncia stała jak żona Lota w słup obrócona, niezdolna do ruchu. Ciężko jej się zrobiło a słodko, jakby przez morze melasy płynęła. Nie za bardzo wiedziała, co ma z rękami zrobić i w końcu położyła je na ramionach Ludmiły, paluszek wsunęła pod materiał porannej sukni. A potem odkleiła wargi od Ludmiłowych i przytknęła nozdrza na chwilę do jej szyi.
- Starosta to starosta i dobrodziej - rzekła, spuszczając oczy nieśmiało. - Lecz żeby na cię zasługiwał, pani Ludmiło… to nie zdaje mi się. Nie zdaje mi się wcale.
- To miłe z twej strony. - mruknęła zmysłowo ochmistrzyni przymykając oczy. A palcami zdrowej dłoni wodząc delikatnie po skórze szyi Karaimki. - Acz on mi nie mąż, więc nie może decydować co w czasie wolnym czynię, jak … i z kim.
Prowokacyjnie rozpięła guz sukni Tynci dodając.
- A i ty wdową jesteś… śliczną i młodą. Prawdziwa rajska ptaszyna, który… też wolna jest od małżeńskiej klatki.
Tyncia wzrok opuściła na swój lekko poszerzony dekolt, by zaraz potem zerknąć w Ludmiłowy. Fakt, że wdzięków cisnęło się tam znacznie więcej niż u niej pod tradycyjnymi czterema warstwami karaimskiego stroju, wypełnił ją uczuciem niezbyt przyjemnym, zazdrością zwanym.
- Tedy - zmarszczyła buźkę - dla stanowiska i profitów jeno pani trwa przy nim? Całkiem niemiły? - skrzywiła się płaczliwie. - Toć żal mi pani, dobra Ludmiło, że los taki sam jak mnie swego czasu pani przypadł?
- Cóż… aż tak czarnych barw bym nie użyła do odmalowania mego obrazu.- ochmistrzyni uśmiechnęła się ironicznie. - Nie jest mi tu źle. Wygód mam wiele, a same nocne obowiązki.. cóż… są młodsze i ładniejsze dwórki, które bywają w alkowie starosty częściej niż ja.
Palcem muskała ów obszar dekoltu Karaimki powiększony przez rozpięty guz.
- Mam dużo swobody i czasu na własne rozrywki.
- Aże niepodobna - zdziwiła się Tyncia. - Toć on całą wieczerzę, a i spotkanie na panią zerkał. Ślubny mój tak samo patrzał, jak sprawdzał, czym nie gniewna o to co robi, abo gdy chciał z przyjaciółmi wino pić w odosobnieniu i bał się, że o robocie przypomnę mu.
- Powiem ci coś o mężczyznach. Coś w sekrecie. Może i pilnują swojej zagrody przy innych konkurentach, ale gdy się w okolicy inne niewiasty zakręcą. Nawet jeśli niewiele ładniejsze od własnej trzódki, to… dla męskiego rodzaju, zawsze gąski w sąsiedniej zagrodzie są bardziej apetyczne. - rzekła w odpowiedzi ochmistrzyni i uśmiechnęła się dodając.- Ja zaś zauważyłam wiele spojrzeń na tobie skupionych podczas wczorajszej uczty.
- Zawsze patrzą - Tyncia wzruszyła ramionami. - Lecz wielce mnie pani ucieszyła, że mężczyźnie, choćby i staroście czy piekielnikowi, rządzić sobą nie daje. To… jest właściwe. I dlatego muszę zapytać, najwyżej pani krzyknie i zbiesi się, lecz wiedzieć to pragnę. Czy pani mu w tym przed zaświatami równa, że cyrograf własny podpisała?
- Ja? Nie. Nie podpisałam.- odparła drugi guz sukni Tynci odpinając. Nachyliła się lekko i zwinnie musnęła języczkiem po dekolcie Karaimki.- Skąd ten pomysł?
- Bo więcej w pani diabła niż w staroście, mości Cadejce i mości Wilczyńskim, nawet gdyby ich do kupy zlepić razem? - podsunęła Tyncia z uśmiechem.
- Młoda jesteś, śliczniutka i niewinna.. choć… jak widzę, bardzo ciekawa.- Ludmiła spojrzała na twarz Ałtyn mówią.- Więc powinnaś pamiętać, by nie dawać się uwieść pozorom.
Spojrzała w oczy mieszczki pytając.- A co we mnie… takiego diabelskiego?
Wszystko, pomyślała sobie Tyncia, a odpowiedziała:
- Władza. Mogę panią pocałować na pożegnanie?
- Mhmm…- Ludmiła przylgnęła łapczywie ustami, obejmując Karaimkę ramionami i dociskając dziewczynę do siebie. Pocałunek był łapczywy i drapieżny, acz subtelny i miękki… języczek pieścił wargi, a Tyncię otulał aromat perfum. Jakże to było odmienne od mężowskich całusów smakujących cebulą.

Pół pacierza później, za zakrętem korytarza, Ałtyn wyjęła lustereczko i poprawiła starannie rozmazaną pomadkę. Przyjrzała się przy okazji swoim oczom, czy aby ostatnia przygoda jakowegoś śladu w nich nie wyryła. Po czym, porzuciwszy próby wepchnięcia swojej czapeczki na upięte loki, owinęła głowę chustą.

Diabeł ją podkusił, by o Żyda mości Cadejkę zagadnąć. Lecz sama by rozpytać nie poszła. Już się z tym pogodziła, kiedy zorientowała się, że za Wilczyńskim na podjezdku pocina żydowskie chłopaczysko.

Westchnęła Tyncia ciężko, bo przeczuwała, że się z tego prędzej czy później awantura jaka urodzi. A mało czego nie znosiła tak bardzo jak awantur.
 
Asenat jest offline  
Stary 01-02-2018, 21:45   #17
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację
Próbowała Tyncia od opuszczenia Chełmu rozmówić się z Litwinką na osobności, co nijak się jej nie udawało w pochodzie. Trudno było uniknąć Janinowego kompana, wszak od tego był kompanem, by zawsze towarzyszyć. Wreszcie na postoju podeszła do szlachcianki.
- Niewieście sprawy - zasygnalizowała szeptem, oczami wskazując niedalekie krzaczki, i w miejscu zadreptała dla podkreślenia nagłości potrzeby.
-A tak, tak, już idę - wodze oddała Janka rzeczonemu kompanowi w osobie Miłowita, jak oddaje się problem, podkasała powyżej kostek spódnice i w owe wskazane krzaczki pobieżyła w podskokach.
Tyncia zadrobiła za nią małymi kroczkami, a za osłoną krzaczków co prawda w paprociach przykucnęła, ale zamiast składać hołd naturze, oznajmiła szeleszczącym szeptem.
- Ludmiła to demon.
Nieszczęśliwie Janina nie spodziewała się podstępu i faktycznie zabrała się do spełniania naturalnych potrzeb. Teraz zaś, na owe dictum, wydała z siebie nagłe westchnienie i posikała sobie bucik.
-Coooo? Nie mogłaś poczekać z tym aż skończę? - zaczęła poprawiać przyodziewek a bucik wycierać o trawę. - Czemu tak mniemasz?
- Toć czekam od rana, już wytrzymać nie mogłam - fuknęła na to Karaimka. - Mniemam, bo mój chowaniec dzisiaj w nocy kogoś przysmażył. A Ludmiła rano rękę miała świeżo opatrzoną. Po oparzeniu.
-Twój… Chowaniec? - Janka zignorowała zupełnie cześć o ochmistrzyni. - Salamandra to chowaniec? Diabli prezent?
- Niedokładnie chowaniec, ale chyba lubi zwierzęce ciało - Ałtyn kiwnęła głową. - Myślał, że dzieje mi się krzywda. Po prawdzie to trochę się działa.
-Twierdzisz, że Ludmila przyszła w nocy do naszej sypialni? - Janka z oburzenia aż dostała wypieków. - I co niby chciała nam zrobić? Wstrętna oślizgła mamzela!
- Tak naprawdę jej tam nie było. Czy na wielkim dworze swoich rodziców nie słyszałaś o sukkubach? - Tyncia przekrzywiła głowę.
Janka pokręciła głową a ewidentnie było jej nie w smak, że nie słyszała.
Altyn zrobiła się intensywnie, buraczano wręcz czerwona, ale dzielnie trzymała fason i udawała, że to przypadkowy odblask słońca na skórze.
- Żydzi mówią, że Bóg przed Ewą stworzył dla Adama inną niewiastę. Lilitu, której imię znaczyło “lubieżna”. Ale Adam zobaczył, że była pełna śluzu i krwi, i nie był zbyt rad. Więc Bóg stworzył mu Ewę, a Lilitu zbiegła. A gdy anioły upadły, została nałożnicą Lucyfera i królową sukubów. Demonów, które nawiedzają sny i kuszą do sprośności.
Janka wybuchnęła gromkim śmiechem a jej uśmiech, jak wówczas bywało, zajął połowę twarzy i lśnił jak małe słoneczko.
-I ona niby tą królową ma być?
- Nie sądzę - zmarszczyła się Ałtyn. - Raczej zwykłym sukkubem. Gdzież by królowa siedziała w zapyziałym Chełmie, ze Potockim o kałdunie jak beka kapusty, kiedy w piekle ma Lucyfera pięknego jak noc? Starosta nie książę otchłani, choćby się nadął i rozpuknął.
-Sama nie wiem - zamyśliła się Litwinka. - Coś mi tu się jednak nie klei, no bo czy sukkub nie winien być… ładny? A ona jest taka, taka… - Janka nadymała policzki, dłońmi złapała sie za nieistniejący olbrzymi biust i zrobiła kiła pokracznych kroków.
- Obyśmy tak wyglądały w jej wieku - Tyncia uśmiechnęła się blado. - A nie jak grochowiny wyschnięte. Widziałam ją w porannej sukni, bez gorsetu. I… - zrobiła nieokreślony gest w okolicach własnych wdzięków - … zadziwiająco dobrze się trzyma.
-No dobrze, załóżmy, że masz rację. Co dalej wobec powyższego?
- Na razie, to nic. Kapitał na przyszłość. Ma na starostę duży wpływ. Więc… usposobiłam ją przyjaźnie - dokończyła oględnie. - Dociskać pytaniami nie mogłam, by się nie zorientowała. Ale dumam, jaki jest jej interes w naszej awanturze.
-Może się coś rozjaśni z biegiem dni. Chociaż ja to bym najchętniej już tej Ludmiły nie oglądała. Jest w niej coś nieprzyjemnego - Janka wzruszyła ramionami bo nie potrafiła sprecyzować skąd w niej taka niechęć do cycatej matrony.
- Em… - zatchnela się Tyncia. - Tak. Więc jakbym kiedy przez sen rzucała się, to wiesz, co zaaplikowac. Z otwartej dłoni, z prawa na lewo i nazad, do skutku. Tylko zębów nie wytlucz mi. Pójdziem? Mości Cadejko zaraz koncept poweźmie, żeśmy się pochorowały ze znoju drogi, ledwo miasto z oczy straciły.
-Będę prała - przysięgła uroczyście Janeczka a nawet dłoń na sercu złożyła. - Jeśli zoczę cień obecności sukkuba w twoich snach.
I już pędziła w drogę powrotną z krzaczków do koni. Oczywiście w podskokach. I oczywiście pogwizdując.
 
Asenat jest offline  
Stary 02-02-2018, 11:26   #18
 
WolfSet's Avatar
 
Reputacja: 1 WolfSet to imię znane każdemuWolfSet to imię znane każdemuWolfSet to imię znane każdemuWolfSet to imię znane każdemuWolfSet to imię znane każdemuWolfSet to imię znane każdemuWolfSet to imię znane każdemuWolfSet to imię znane każdemuWolfSet to imię znane każdemuWolfSet to imię znane każdemuWolfSet to imię znane każdemu
Na pierwszym postoju Tyncia wyłuskała z juków opleciony wikliną gąsiorek i podeszła cichutko do kozaka. Klaczkę jego dopieściła uważnym spojrzeniem i cmoknęła z ukontentowaniem ustami. Jej przodkowie dawno porzucili życie w namiotach przy stadach, ale sentyment do koni nadal był żywy.
- To dla pana, panie Żmajło - podała mu butelkę na wyciągniętych jak daleko rękach. - Oooood… pani Ludmiły. Zbieżałeś w lasy czy nie, napić się musisz za zdrowie dobrodzieja starosty.
Młody kozak zarumienił się. Bardzo zawstydzała go egzotyczna uroda Ałtyn, przez co w pierwszej chwili staną jak sparaliżowany.
- Od pani Ludmiły ? - wydukał. Kompletnie nie wiedział czym sobie zasłużył na względy szlachcianki.
-Yyy, dziękuję Pani.- Miszka przyjął bukłak.
W pierwszej chwili chciał go odkorkować flaszę i poczęstować towarzyszkę, szybko jednak się opamiętał, jak mógł być tak niemądry ? Czy liczył na to, że Ałtyn zachowa się jak prosta chłopka i z radością pociągnie łyk z bukłaka ? Przecież ona była najprawdziwszą damą, na pewno pijała ze wspaniałych złotych pucharów.Miszka zaczerwienił się jeszcze bardziej schował, schował węgrzyna w połach koszuli. Chciał powiedzieć coś jeszcze ale język staną mu w ustach kołkiem, serce waliło jak oszalałe a koszula na plecach zrobiła się zimna i lepka. Nie zdołał nawet podnieść na nią swojego spojrzenia, dlatego zaczął oddalać się rozglądając się w panice za jakimś zajęciem które pozwoliło by mu się wymknąć z krępującej sytuacji. Najchętniej zapadłby się w tej chwili pod ziemię.
Ałtyn odprowadziła go spojrzeniem, ściągając wykarminowane wargi w wyrazie zupełnego niezrozumienia.
Przez resztę dnia kozak chodził jak struty. Oddalił się na Siwej od reszty drużyny i próbował sobie znaleźć jakieś zajęcie które pozwoliłoby mu oderwać myśli od osoby Ałtyn i bukłaka podanego od ochmistrzyni.
Po południu gdy drużyna zrobiła krótką przerwę na postój podszedł do Ałtyn.
- Pani proszę wybaczenia za moje wcześniejsze zachowanie. Mym domem od zawsze był step i knieja, nie jestem nawykły do przebywania w towarzystwie tak urodziwych kobiet - kozak poczuł, że na jego twarzy znów zaczyna zakwitać rumieniec, zacisną jednak pięści, nie pozwalając by po raz kolejny pokonała go nieśmiałość.
- Czy zechciałabyś pani napić się ze mną na zgodę ? - zaproponował i niepewnie wyciągnął w kierunku młodej wdowy kubek wykonany z kory brzozy. Ta patrzyła się w przeciągającej się ciszy, a nie mrugnęła przy tym ani razu.
- Z przyjemnością - odparła wreszcie, czytaną księgę pełną zawijasków obcych liter zamknęła, w płotno obwinęła troskliwie i schowała do torby, z której wyciągnęła nieduży woreczek. Rzemyczek rozsupłała, okazując zawartość - suszone skrawki mięsa ostro woniejące jakowąś przyprawą. Położyła woreczek obok, zachęcając gestem, by się kozak częstował i sięgnęła po kubek.
- Podoba mi się twoja krasawica - upiwszy mały, elegancki łyczek wskazała smagłym paluszkiem na uwiązane konie. - I myślę, że kłamiesz, by mi przyjemność zrobić - zmrużyła wymalowane oczy, choć złości po niej znać nijak nie było. - Bywali moi krewni w twoich stronach, i opowiadali potem, że ziemia u was dorodna i piękna, i niewiasty takoż.
- Piękne niewiasty ? Tak pewnie były ukryte gdzieś po dworach, ale nie wśród kozaków. Trudno szukać urody u niewiast które głodują i od świtu do nocy ciężko pracują by mieć czym nakarmić dzieci. Ciężko się nam żyje na Zaporożu, z jednej strony wieczny strach przed tatarami, z drugiej strony z panowie szlachta, sam nie wiem kto gorszy. Jak się trafi jakaś ładniejsza dziewczyna to szybko znajdzie się podpity szlachciura który urodę jej pohańbi. Tak właśnie było z moją siostrą.-powiedział spuszczając wzrok. Przed oczami znów stanęło mu ciało okaleczonej siostry, serce ścisnął żal.
- Bywa u nas tak, że jak dziewczyna zbyt urodziwa to ją rodzice oszpecą by ją uratować przed okrutnym losem, co bowiem znaczy blizna w porównaniu z pohańbieniem albo wywiezieniem do haremu. Nie jedną kozacką córkę sprzedano na bazarze w Stambule, tędy reszta się nauczyła, że uroda jest raczej przekleństwem.
- Los niewiasty wszędzież znojny i ciężki, a między mężami każdej nacji znajdą się okrutnicy.
Po prawdzie to była prawie pewna, że niejedna dziewoja zaporoska głód cierpiała, bo ślubny zamiast doma siedzieć i o dziatki dbać, na Sicz polazł, a i niejednej zęby wytłukł i grzbiet przetrzepał nie lacki szlachcic, a sąsiad zza płota. Tyle że nie zamierzała wytykać Miszce dziur w pojmowaniu świata. Upiła jeszcze łyczek i oddała kubek, bo zdaje się, jednym się mieli podzielić.
- Sağol - rzekła, składając wdzięcznie dłonie. - To znaczy: dziękuję. Za wino i za zaufanie. Przykro mi z powodu siostry twej, wiem, co to znaczy, stracić rodzinę. Ojciec mój i bracia polegli. Walczyli pod komendą hetmana Radziwiłła, w chorągwi tatarskiej, którą Dzienaj Romanowicz wiódł. Ojciec padł pod Mozyrzem, gdy straż przednią Kozacy opadli. A bracia z ręki współtowarzyszy broni. W obozowej sprzeczce, co się krwawo i okrutnie skończyła, a oni skoczyli, by walczących rozdzielać, do rozlewu krwi bratniej nie dopuścić. *
Żmajło przyją kubek i pokiwał głowa. Mimo, że sam, całkiem niedawno zabił człowieka z zimną krwią to od dziecka brzydził się przemocą.
- Przykro mi z powodu twojej rodziny, mam nadzieję, że nie widzisz we mnie wsół mordercy twego pana ojca. Prawdę mówiłem Wilczyńskiemu, że nigdy po stronie kozackiej nie walczyłem. Wolałem zająć sie matka i siostrą niż zdobywać łupy i sławę na wojnie.
- Oczywiście - odparła z pełnym przekonaniem - żeś nam nie nalgał.
Nalał sobie wina i spojrzał na ormiankę.
- Jak to się stało, że tak szlachetna osoba jak ochmistrzyni Potockiego, Pani Ludmiła o ile mnie pamięć nie myli pamiętała o butelce węgrzyna dla takiego chłystka jak ja ?- spytał Miszka uśmiechając się szczerze. Napełnił kubek i podał go Ałtyn.
Ta odkaszlnęła nerwowo. Spod linii włosów wylał sie jej rumieniec, i splywal wolno w stronę szyi. Gestem odmówiła poczęstunku. - Możliwe, że jej rzekłam słowo czy dwa, by pamięć i szlachetność odświeżyć. To bardzo dobre wino, a ja lubię wino wielce… ale naprawdę winieneś iść z tym kubkiem i gąsiorkiem do Wilczynskiego.
Miszka otworzył szeroko oczy robiąc, czyżby ta piękna dziewczyna zwróciła na niego, jakąś szczególną uwagę? Nie, to niemożliwe, był w końcu zwykłym kozakiem, nie posiadał niczego prócz konia, broni i własnej dumy. Jednakże gdzieś pod skórą rozkwitła iskierka nadziei.
- Dziękuję Pani, to bardzo uprzejme z twojej strony, że troszczysz się o zwykłego kozaka. A co do mości Wilczyńskiego to chętnie zarzegnał bym spór, obawiam się jednak, że uraza jego jest tak duża, że nie zechce ze mną nawet rozmawiać. Propozycja wspólnego wypitku pewnie spotka się co najwyżej z drwiną, a możliwe, że z kolejnym wybuchem złości. Choć z drugiej strony sam nie wiem, może warto zaryzykować. W każdym bądź razie dziękuję za rozmowę i za pamięć.
Miszka wziął kubek i bukłak i podszedł do szlachcica.
- Mości Wilczyński, wiem żeś wiele się wycierpiał od narodu kozackiego, wiec jednak, że nigdy tobie ni twojej rodzinie źle nie życzyłem. Wyglądasz na tęgiego żołnierza, nadzieje jednak mam, że prócz krzepy nie brak Ci również rozsądku. Napij się waćpan ze mną na zgodę i poniechaj swych złości. - zaproponował i wyciągnął w kierunku szlachcica kubek z węgrzynem.
Za jego plecami Ałtyn patrzyła się na Wilczyńskiego uważnie a nieruchomo, czarne oczy z tej odległości przypominały teraz bliźniacze wyloty luf rusznicy.*

Wilczyński w niejakim oddaleniu od kompanij zajęty był oporządzeniem pistoletów, czyszczeniem z brudu zamków w obu półhakach. Wymieniał skruszałe krzemienie w szczękach kurka, spluwał w lufę i czyścił ją szmatką z resztek prochu.

Jakub trzymał się z dala od kozaka. Trochę zdziwiony był, gdy przyszedł z nim napić się na zgodę. Ale staroście obiecał nie wszczynać waśni i zamierzał słowa dotrzymać. A wojenny czas w obliczu misji dziwne sojusze przychodzi zawierać.

- Wspólny stoi przed nami cel. Nie godzi się w niezgodzie trwać. - Wilczyński wziął kubek od kozaka i przepił. Wyciągnął do niego prawicę na znak zgody.
- Niechaj będzie między nami pokój.
Kozaka aż zatkało, kolejna niespodzianka. Nie spodziewał się takiego obrotu spraw, był jednak niezwykle rad i energicznie ują prawicę rosłego Polaka.
- Obiecuję, że nie pożałujesz tej decyzji panie Wilczyński.- uśmiechnął się i wlał szlachcicowi jeszcze kubek węgrzyna opróżniając butelkę.
 
WolfSet jest offline  
Stary 05-02-2018, 08:03   #19
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację
Miłowit nigdy nie był wylewny, a w ostatnich kilku latach tym bardziej dystans trzymał od bliźnich i spoufalał się tyle o ile, jak dobry towarzysz podróży i brat wszystkich. Nie był to czas, ani miejsce na zawiązywanie głębokich przyjaźni, z ludźmi, co sprzedali dusze piekłu, choć wiedział, że oceniać prawa ich nie miał, gdyż uczynił tako samo. Czy cieszyć się, czy obawiać przyjaźni między Karaimką, a jego Janką, nie wykoncypował jeszcze, a więc nic na ten temat milczał nawet w myślach, pozwalając wydarzeniom układać się samym sobie.

Z ulga niemałą natomiast odetchnął, że kozacki łucznik i towarzysz Jakub podali sobie dłonie po onej drobnej scysji, co na krótko zaiskrzyła w u ich dobrodzieja gościnie. Nie dlatego, że dobrym to był pomysł bratania ze swołoczą zaporoską, aczkolwiek cel ważniejszy mieli nad zatargi takowe w podróży, a i wszak lepiej było wroga mieć blisko, niźli dalej. Bo choć nie każdy z siczy kurwi synem był zwyrodniałym, to jednak szukać takiego co polskiej krwi na rękach nie miał, Domów Bożych nie palił i Żydów nie gromił, to było wielce wyjątkowym w onych czasach wojennej zawieruchy. I o tym Cadejko pamiętać zamiarował; na personę Michaiła mieć baczenie, tak dla świętej spokojności.


Po przeprawie przez rzekę, napatoczyli się na obcego zbrojnego z siodła goniącego miejscową wiejską babę.

Cadejko nie myśląc wiele spiął konia i z miejsca przyspieszył ku napotkanym. Szwed nie wiedział jak się zachować, więc stał jak kołek. Kobieta natomiast z płaczem na twarzy i dyszącym oddechem rzuciła się w stronę Miłowita wrzeszcząc.

- Poratujcie możne pany! Bandyty w wiosce, biją rabują gwałty czynią. Na miłość bożą poratujcież w nieszczęściu!

Kozak mimo, że doskonale wiedział, że nie on powinien podejmować decyzję o tym co należy zrobić nie miał zamiaru patrzeć bezczynnie na to jak zbrojny dogoni swą ofiarę. Ześlizgnął się z konia, rozwinął łuk ze skór w które był zabezpieczony i opierając gryf o but szybko założył cięciwę, równocześnie starał się ocenić odległość jaka dzieliła go od Szweda i kierunek wiatru.

Miłowit jechał w kierunku biegnącej ku niemu dziewczyny zajeżdżając cudzoziemskiemu kawalerzyście drogę. Na razie nie wyciągał batorówki, lecz był gotów to zrobić gdyby tamten atakował. Póki co Miłowit jedzie z podniesiona ręka w uniwersalnym geście, aby kawalerzysta zaniechał.

- Nie strzelać jeszcze! - krzyknął Cadejko. - Wilczyński, do mnie!

Ałtyn na widok Szweda bieżejącego za chłopką rączkę na wielkiej, porośniętej szczeciną łapie swego parobka położyła, by kolasę wstrzymał. Sama pod skóry za kozłem sięgnęła, gdzie ukryła pistolet na czas podróży. Jej oczy ślizgały się po krzakach w kierunku, z którego chłopka i dragon przybieżeli.

Wilczyński popędził konia i pojechał za Miłowitem. Obserwował uważnie cudzoziemskiego wojaka. Nasłuchiwał komend Cadejki. Głaskał grzywę swojego gniadego ogiera, jak zwykle dając mu znak, że może być potrzeba ścigać i pójść w galop.

Janka wstrzymała konia tuż przy Altyn i trwała jak sparaliżowana. Rozważała czy wyrwać się za Milowitem czy trzymać z daleka, bo tego by sobie pewnie Cadejko życzył. Kątem oka dostrzegła, że karaimka sięga po pistolet i takoż sama zrobiła tyle, że dobyła strzelbę z olstra przy siodle.

Szwed był sam. Karaimka nie zauważyła nikogo, kto by podążał za nim.
Szwed był zaskoczony. Nie spodziewał się, że w swej pogoni za łatwą zwierzyną natknie się na uzbrojoną grupę. Liczną grupę. Dlatego też sięgnął po pistolet tkwiący w olstrze… tym bardziej, że zobaczył wąsatego “dzikusa” uzbrajającego się w łuk.

- Vem är du?! Vad gör du här? Jag varnar dig. Attack på mig är ditt största misstag. - odezwał się głośniej trzymając w dłoni pistolet kawaleryjski.

I dodawał sobie otuchy nim. Nie był jednak głupcem. Strzelić wszak mógł raz. Widać było jego plan w kopytach jego wierzchowca nerwowo uderzających w gliniastą glebę drogi. Strzelić i uciekać. Ile się da. Na razie jednak zachowanie Miłowita odrobinę go uspokoiło.

- Sss daala.- rzekł łamaną polszczyzną celując w pierś Cadejki, dając mu wyraźnie znać, że jego dalsze zbliżanie się ku niemu nie jest tolerowane.
Tymczasem ranna chłopka uczepiła się nogi Miłowita łkając z bólu i strachu.
- Wpadli nad ranem. Coś tam szwargolili machając jakimś pergaminem, ale jak pop chciał go obejrzeć, strzelili mu w głowę. Rabują, biją, piją…- żaliła się.

Gdy łuk miał naciągniętą cięciwę kozak założył strzałę, staną za Siwą i delikatnie popychając ją zaczął się zbliżać w kierunku Szweda. Pilnował konia by ten był cały czas na linii między nim i zbrojny. Posuwał się bardzo spokojnie bez gwałtownych ruchów do momentu gdy był pewny, że będzie w stanie trafić wroga choćby w oko. Wiedział, że z jego “zdolnościami” osiemdziesiąt kroków to będzie aż nadto.

- Ilu ich jest? - zapytał Cadejko ranną nie spuszczając z oczu Szweda.
- Dziesiać ?- wydukała z siebie dziewuszka po białorusku, ale to akurat był detal, na który teraz nie było czasu zwracać uwagi.

Wilczyński był już o jedną długość za koniem Miłowita. Widział dobrze, że mają pludraka w potrzasku.
- Nie gada po naszemu. Miłowicie, pertraktujemy? - zwrócił się spokojnym tonem do Cadejki, aby nie prowokować Szweda, który też pewnie nie rozumiał. - Czy zwrócić jego uwagę, a wy uderzycie na niego?
- Pertraktujemy. Tymczasem. - odparł równie spokojnie.

Miłowit usiadł wygodniej w siodle i z przyjaznym uśmiechem, wzniósłszy otwarta dłoń, rzekł do marudera dwa wyrazy, zwrot popularny, który każdy chrześcijanin znać winien był z liturgii.

- Pax vobis.

Tyncia zmarszczyła nosek, jakby jej coś zaśmiardło. Bo i iście zaleciało, jakby z kościelnej kruchty. Nie orientowała się za bardzo w zawiłościach wiary protestanckiej w jej mnogich odmianach, ale to, że modły i nabożeństwa we własnych językach odprawiają akurat wiedziała. Protestanccy mieszczanie, z którymi handlowała, na ogół tacy biegli byli w rzymskiej mowe jak i ona sama, jak któren roślinami czy alchemią się parał, to i takowe terminy znał na nazwanie rzeczy, które go zajmowały. A poza tem - ni w ząb. Ale Szwed był wojakiem, a wśród wojsk najemnych wielu było Niemców i jakoś się dogadywać musieli.
- Nicht schießen - zawołała łamanym niemieckim. - Wir Freunde.
Janka musiała zrozumieć ostatnie słowa bo łypnęła na karaimkę rozszerzonymi ze zdziwienia oczami.
- Czemu mu łgarz, że my przyjaciele skoro my wrogowie - szepnęła opierając lufę strzelby o kolano. - Jeden jest, nie lepiej go prędziutko… no, wiesz.
- Niech gada co wie - odparła Tyncia półgębkiem. - Nie wiemy co przed nami.

Może i by uwierzył Cadejko, może i by posłuchał niemieckiej mowy Tyńci. Może…
Ale Szwed nie był głupcem i skradania się za koniem kozaka, nie mógł nie zauważyć. Skierował broń w jego stronę i strzelił… w Miszkę. Trafić w niego nie mógł. Koń kozaka jednak był wystarczająco dużym celem. Postrzał nie był śmiertelny, ale sprawił że koń wpadł w panikę, stanął dęba, a następnie ruszył galopem przed siebie.
Zszokowana chłopka nie zauważała Ałtyn nie będąc w stanie za bardzo myśleć. Huk broni palnej sprawił, że z piskiem skuliła się krzycząc coś błagalnie w rodzimej mowie.
A kawalerzysta zawrócił konia i ruszył na oślep w stronę z której przybył, wiedząc, że walczy o życie. Miszce nie udało się dojść ze swym łukiem, w zasięg strzału.
 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill
Campo Viejo jest offline  
Stary 05-02-2018, 14:23   #20
Adr
RPG - Ogólnie
 
Adr's Avatar
 
Reputacja: 1 Adr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputację
Wilczyński wielce był zaprzątnięty sprawunkami jakie mu kompanioni powierzyli. Od starościńskich sługów przyjął to, co pani Ludmiła wydać raczyła. A czego tam nie zdobył, to na targu i u chełmińskich kupczyków wychodził. A wielce pomocny w tym był jego sługa, Adam, będąc żydowskiego rodu ostro wdawał się w targowanie z kupczykami. Sługę miał Jakub obrotnego przeto zapasy jadła, obroku i ekwipunku w podróży zdatnego udało się gładko przysposobić. Ale sprawunki zajęły im trochę czasu i energii. W końcu Wilczyński zlustrował wszystko i rad był, że w podróż mogą ruszać.

W podróży Wilczyński więcej z własnym pachołkiem przestawał i niźli z kompanami gadał. Na ćwiczeniach wojskowych Admowi nieco ulżył, bo dobrze wiedział jak podróż całodzienna potrafi znużyć. Więcej mu wtedy opowieścią o wojaczce i radą służył niż praktycznym ćwiczeniem. Co do towarzyszy zdążył już wyrobić sobie jako takie mniemanie.

W ciągnieniu na Lublin nieraz Wilczyńskiemu przyszło praeccursores czyli straż przednią trzymać. Wtedy gdy samotnie przyszło mu być łacno w zadumę popadał. Bo wszystko, co dobre przemija. Tak po lecie nastaną słoty jesienne, które troski wszelakie dla ludzi zwiastują. Zimowiska trza tedy szukać. Jakiegoś przytulnego sioła gdzie można by się zapaść, kożuchem nakryć i pospać przy ogniu. Ale nie tego roku bo parszywy Szwed się na matkę naszą zamachnął. Rozjuszała go myśl o wrogach by po kilku pacierzach w smutek jakiś przepaść. W tęskne rozmyślania lubej o Annie. Tak ckniło mu się do widoku jej twarzy.

Corocznie melancholijny nastrój spadał na Jakuba nagle jak sęp co do padliny się sposobi. Wszak powszechnie wiadomo, że patronem melancholii jest Saturn. A Jakub jako pod Saturnem i Marsem urodzony miał skłonność do porywczości, która nie raz szybko potrafiła przedzierzgnąć się w nie lada jaki kłopot. Jak to w horoskopie u jego dawnego patrona panaWiduchowskiego stało
Cytat:
Lecz kiedy rogata Selene wchodzi w koniunkcję z Heliosem i pośrodku między nimi Ares rozbłyska, a razem z niemi czwartą gwiazdę widać Saturna, w ten czas czarna żółć gotująca się w piersi człowieka miesza zmysły i przyprawia go o szaleństwo
Żarła Wilczyńskiemu duszę melancholija jako robak czarny przy sercu siedzący. Jakub przeczuwał że jak go diabli wezmą to już jeno ogryzek z duszy dostaną. Jednak smutne usposobienie przed towarzyszami taił jak mógł. Niech lepiej w nim krzykacza i awanturnika widzą niźli by mieli mu głębiej w duszę zajrzeć.
 
Adr jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:19.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172