Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 09-02-2018, 06:30   #21
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację
Szwed wypalił z pistoletu i podjął ucieczkę. Ogier Jakuba nie spłoszył się od wystrzału, bo konie dla wojska przeznaczone od źrebaka są przyzwyczajane by przy nich z pistoletów palić.
Wilczyński zaś poderwał się pierwszy i ruszył do galopu, co by dopaść uciekiniera zanim ten sprowadzi im cały oddział wrogich wojsk na głowy.



Wilczyński ogiera spiął i dalejże w pogoń. Sięgnął do nahajki, co ją w pętli przy siodle wodził i smagnął swojego gniadosza. Dalej do galopu. Nie pierwszy to raz wroga ścigał. Znał przewagi w pościgu, jak to że goniący widzi lepiej co robi uciekinier i ma czas zareagować w czas. Przeto dobrze wiedział, że pierwsza przeszkoda albo większe rozlewisko kałuż i konia trza nieco wstrzymać. Chyba, że kto głupio konia prowadzi i łacno coby mu gadzina ochromiała. A zawszeć pierwej musi zwolnić uciekinier i wtenczas łatwiej go dojść.

Żmajło był wściekły, chciał zbliżyć się do wroga na taką odległość by strzałą wytrącić mu broń z ręki. Niestety Szwed okazał się szybszy. Gdy pogoń zaczęła się oddalać schował strzałę do kołczana i pobiegł za swoja klaczą. Miał nadzieję, że dystans był na tyle duży, że kula nie wyrządziła krzywdy kobyłce.

Mężowie w pogoń sie rzucili a Janka zastanawiała się po co gonić skoro ładnie jej Szwed na linii strzału siedzi. Uniosła strzelbę, przycelowała jak nieraz z tatkiem gdy zwierza w ruchu zestrzelić jej kazał. Szwed to moze nie sarenka czy szarak, ba, nawet cel większy. Że człowiek, postanowiła się nie zastanawiać. Pociągnęła za spust, huknęło.

Machała w tym rwetesie Ałtyn do skulonej na ziemi chłopki, machała aż jej ręka uwiędła, ze skutkiem poza tem żadnym. Ujęła więc suknię w palce i zeskoczyła, prosto w błoto, trzewiczki o haftowanej cholewie zagłebiły się w rozmiękłą glebę. Dopadła do klęczącej dziewki, pochwyciła ją za łokieć, dłoń od ucha odrywając, może teraz usłyszy.
- Na kolasę! - poleciła twardo. - Chyżo!

Zaczęło się. Konie rzuciły w galop, jeźdźcy ruszyli do boju… lub w pogoni za spłoszonym i rannym wierzchowcem. Wilczyński ruszył przodem wiedząc że Szweda dopadnie, prędzej czy później… choć to później było właśnie problemem. Jeśli jego kompani są blisko, to zamiast dopaść kawalerzystę… a między wrogów wpadnie. Ryzyko, które jednak gotów był podjąć tym bardziej, że za sobą słyszał tętent konia Cadejki i na jego wsparcie mógł liczyć.

Kozak w tym czasie, ruszył w pogoń za ranionym wierzchowcem mając nadzieję, że rana nie okaże się poważna. Była na to nadzieja, bo postrzał był z daleka i na oślep. Szwed nie strzelał, by wierzchowca zabić, a jedynie uniemożliwić Kozakowi działanie i wywołać chaos.
Niełatwo jednak było piechurowi dogonić spłoszonego czworonoga.Rimas po pałę sięgnął, za lejce kolasy trzymając, ale z miejsca nie ruszył… pani wszak nie kazała. Co innego Adam, żydowski sługa Wilczyńskiego, który ruszył z kopyta za swym panem, przelotnie zerkając na Ałtyn. W jego Karaimka nie była obrzydliwym wynaturzeniem jak dla żydowskiej starszyzny. A bardziej filistyńską Dalilą.
Jednakże chłopak nie mógł być w tej chwili pomocny nie dorównując szlachcie w jeździe, a i mając pod sobą pośledniego rumaka.
Janina wystrzeliła… huk rozniósł się echem, ale kula jeźdźca ominęła. Zaś chłopka posłuchała samej Karaimki, zbyt przerażona by oponować. I dała się Tynci doprowadzić do kolaski.

Obaj jeźdźcy weszli w zakręt kryjąc się ścianą lasu, za pozostałymi członkami kompaniji. Wilczyński nieuchronnie skracał dystans do Szweda, który pędził w kierunku coraz wyraźniejszych zabudowań ubogiej wsi… o dachach krytych strzechami. Za sobą miał Cadejkę, którego tętent konia dodawał mu otuchy.
Ten zaś oceniał ryzyko. Za sobą nie widział nikogo, Wilczyński mógł Szweda dopaść… ale… co prawda dachy wioski już widzieli, ale ludzi nie. I ci nie mogli zobaczyć tego co brał pod uwagę. Jakub zaś nie jeszcze kilka metrów i możliwe iż zdoła się zrównać z uciekinierem zanim dopadną do zabudowań. Wszak łapserdak był prawie na wyciągnięcie ręki. Prawie.

Wilczyński widział już chałupy, ale krew w nim się zgrzała. Wróg był na wyciągnięcie ręki. Zatem konia przynaglił by zrównać się z pludrakiem. Nahajem po łbie spróbował go smagnąć. A w razie trafu zgłuszonego z kulbaki spróbuje go ściągnąć.

Ałtyn pociągnęła dziewkę do kolasy. Ta się niby nie opierała, ale jakby ją paralusz chwytał ze strachu, i gdy ją Karaimka wpychała na powozik, aż jej dech sparło i w kręgosłupie coś chrupnęło nieprzyjemnie. Obok Rimasa na koźle zasiadła jednak w pozie i z miną królowej, i parobczakowi wskazała ścianę sosnowego lasu. Co też Litwin uczynił od razu, nie mając w nawyku spierania się ze swą panią.
- Janka! Zejść z traktu nam trza.
Dzielni waszmościowie mogli wrócić lada chwila… z niechcianymi gośćmi na plecach. A Tyncia miała bardzo ostro sprecyzowaną wizję co do miejsca niewiasty. Było ono na tyłach każdej awantury, z dzielnymi waszmościami stojącymi pomiędzy nią a zagrożeniem.
- Ale… - Janka zerkała to na oddalający się pościg, to na Altyn i kolaskę. - Ale moze i ja bym mogła…
Minę miała zawiedzioną jakby ją kto wykluczył z zabawy, ale ostatecznie posłuchała karaimki i powłoka konia

Nahajka dosięgła celu, pludrak zaklął w swoim prostackim języku, ale miał na samo za dużo stali, by cios Wilczyńskiego zdołał go powalić. Niech to diab… chociaż ich może lepiej teraz nie wspominać?
Miłowit tymczasem zwolnił konia i zsiadł z wierzchowca, najwyraźniej tracąc zainteresowanie pościgiem. Uspokoił wierzchowca i...

Ruch zamarł, barwy uległy wygaszeniu, kontury się rozmyły. To było wrogie miejsce, ale nie dla niego. W każdym razie nie zamierzał tu przebywać wystarczająco długo, by natknąć się na coś czego spotkać nie powinien. Miłowit ruszył do nieruchomych postaci szwedzkiego kawalerzysty i ścigającego szlachcica. Wdrapał się na zad wierzchowca i usadowił za wrogiem. Sięgnął po sztylet i..



Wilczyński zamrugał oczami, bo nagla zamiast jednego jeźdźca było już dwóch. A drugim był Miłowit. Ten szybko poderżnął gardło Szwedowi. Zwalił trupa z konia i pochwyciwszy lejce zmusił go do zatrzymania.

Tymczasem Michaił zdołał dotrzeć do ranionego zwierzęcia, które zmęczone biegiem uspokoiło się nieco i nerwowo co prawda, ale jednak bez pośpiechu, skubało trawę w młodniku leśnym. Żmajło wpierw uspokoił wierzchowca, a potem obejrzał ranę. Odetchnął z ulgą, strzał z pistoletu celny nie był. Kula drasnęła boleśnie okolicę zadu, ale poza zdarciem skóry nie poczyniła dużych szkód. Szukanie konowała nie było więc potrzebne.
Ałtyn zaś zabrała się za dowodzenie. Jej rozkazów słuchał zarówno Rimas jak i młody żydek, który odpuścił sobie pościg zaraz po tym, jak uciekający szwed i dwaj szlachcice zniknęli za zakrętem. Bądź co bądź, jego szkapina tak szybka nie była, a i on sam nie radził sobie z galopem. Zawrócił więc niewiast chronić, bo to wszak “rycerska powinność”.
I od razu dał się zagonić do roboty przez Tyncię.
Pomógł Litwinowi wóz ukryć, podczas gdy dwie niewiasty w nim siedziały. Jedna nadal w szoku, a druga komenderując jakby jakimś hetmanem polnym była.
Janka zaś strzelbę w tym czasie nabijała.

Cadejko schował zakrwawioną stal i w naprędce zeskoczył z gniadosza.
Nie sprawiał wrażenia, jakoby dumnym był z tego co uczynił kawalerzyście i sposobem jakim, lecz w ruchach jego biła wprawna pewność, zdecydowanie i zimna krew, gdy zwrócił się do Wilczyńskiego.

- Pomóźcie Jakubie. - rzucił ponaglająco. - Przez grzbiet ogiera nim rzućmy i do naszych wartko wracajmy. - złapał ze wiotkie ręce wciąż charczącego Szweda, czarną czupryną falujących kędziorów wskazawszy na drgające buty wroga, coby je towarzysz ucapił dogorywającego bliźniego. - Ach gdyby nam dane było w ichnej mowie władać, to i z pożytkiem jego odzienie mogłoby przysłużyć się naszej sprawie. Echh… - stęknął podnosząc trupa, a one wszak zawsze ważą niemożebniej od żywych, jakoby kajdan wszystek ciężkich grzechów żywota zaległy spadł z wolnej duszy na puste ciało.

Wilczyński zdziwił się wielce gdy Cadejkę obok Szweda nagle zobaczył. Omam to jaki mi w oczy wszedł. Szwed nagle spadł z konia nim Wilczyński zdążył zrobić cokolwiek i dojść do ładu. Jakub pomógł Miłowitowi wtargać trupa.

- W oczach mi się mieniło, a we łbie burzyło, jakem cię na jego wierzchowcu obaczył. Jakeś tego dokonał Miłowicie? - zwrócił się do towarzysza gdy wracali.

- To korzyść za duszy stracenie. - przyznał się. - W zemście szukałem ukojenia, a to mi się uwidziało przydać. Rok temu pod Szkłowem, kiedy słońce czarna tarcza zaszło, tak do mnie przyszedł diabeł czas wstrzymawszy. - po raz pierwszy prócz Janki opowiedział o tym innemu śmiertelnikowi ku swemu zdziwieniu. I jakoś lżej mu się na sercu zrobiło. - Byłbyś przeczesał go stalá Jakubie, to bym nie musiał, lecz zląkłem się, że z każdym uderzeniem kopyt bliżsi odkrycia przez Szwedów jesteśmy. - szybko zmienił temat.

***

Wojsko szwedzkie obcym było dla Milowita, jednak słyszał o nim, że reputację mają wielce karnego, w odróżnieniu od niestety pospolitego ruszenia. Jak to na wojnie, zdobyczą wojenną prostemu wojakowi wygranemu jest majątek pokonanych, kobiet wroga hańbienie, a pobitym ogień i miecza ostry koniec. Zwiadem mogli być jeźdźcy łupiący ludność miejscową na potrzeby wyżywienia armii. Marna szansa, że samowolnymi tchórzami byli, bo któż ze służy abszytuje się na obcej ziemi, głową ryzykując po dwakroć, kiedy wojnę oną wygrywa?

Z Jakubem zataszczyli trupa cudzoziemca nad wodę i za kotarą szuwar, z dala od oczu niewiast, rozdziali ciało z butów, stali i szwedzkiego munduru. Wrogowi, co na Rzeczypospolitą nastawał, kamień przydrożny uwiązali powrozem u szyi i wrzucili ów głaz do rzeki. Siodło Gniadosza rozkulbaczyli, a siodło cisnęli w nurt, coby je poniósł aż do morza i dalej, do Szwecji.

Wszyscy bez szemrania przystali na propozycję Miłowita, aboż to mądrze musi gadał, tudzież lubo pomni słów starosty przytakiwali jak kazano. Więc czekać mieli do zmroku wieś z lasu obserwując i na zwiad do wsi się udać pod osłoną nocy.

Na stronę wziął Cadejko kozaka i rzekł mu dosadnie.
- Może tam na Ukrainie każdy sobie panem, gdy z folwarków polskich za Dniepr ucieknie i sra gdzie rzyć wystawi nie obracając się na drugich, ale tutaj tak nie jest i nie będzie. Może my nie wojsko, azali Michaił po polsku dobrze rozumie „nie strzelać” - stwierdził chłodno. - Przeto mnie do piekła mogłeś posłać kozacze, lub naszych towarzyszy, kiedy powód pludrakowi dałeś kiedym w lufę zaglądał. Dał Bóg, szczęściem naszym, głupcem był on większym, że za cel kobyli zad obrał, bo może byśmy z nim miejscem się w rzece pozamieniali. Daleko nie ujedziemy szukając krwi przelania w pierwszym rozwiązaniu każdej kabały, gdy okolica obleziona regularnym wojskiem jak pies pchłami. Listy mamy od starosty i gdy dyplomacyja w łeb weźmie, to po stal sięgać będziemy, nie wcześniej. - zażądał wzrokiem.
Po chwili dodał już spokojniej.
- Na zwiad pójdziesz do wsi, sam. Tu masz łachy szwedzkie, to ci pomóc mogą więcej, aniżeli zaszkodzić, gdyby kto miał cię wymacać po ciemku.
 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill
Campo Viejo jest offline  
Stary 11-02-2018, 23:07   #22
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Maryna. Tak miała na imię postrzelona chłopka. Blondynka ubrudzona błotem i własną krwią, wyglądała jak siedem nieszczęść.


Ałtyn opatrywała ją tak jak je Rimas radził odwrócony plecami. Bo jak się okazało, Litwin znał się nieco na ranach. Co prawda felczerem nie był, ale ponoć jednemu za młodu pomagał. Tak więc z jego pomocą Ałtyn oceniła, że kula przeszła na wylot, a kości były nienaruszone. Wieśniaczka była blada, ale po wypiciu kilku łyków horyłki Rimasowej, zdatna była do rozmowy.I wtedy kompanija mogła wysłuchać jej opowieści.

Szwedzi zajechali o świcie, ledwo słońce uniosło się do góry. Przybyli konno od lubelskiego gościńca i zaczęli rozjeżdżać się po chałupach, chłopów na główny plac wyganiać i za grosiwem węszyć.
Tam przed karczmą odczytywali coś w swoim języku i po łacinie. Maryna i jej pobratymcy nie rozumieli, więc któryś z nich sprowadził popa Michaiła by ten przełożył co Szwedy szwargoliły… I tu Maryna się zafrasowała, bo w zasadzie nie rozumiała tego co wydarzyło się dalej. Świętobliwy mąż zaczął się awanturować z ich dowódcą… było to nieco utrudnione, bo obaj łaciną władali słabo. I wtedy… oficjer wyciągnął pistolet z bandoletu, padł strzał, głowa popa pękła jak arbuz… i wszyscy rzucili się do panicznej ucieczki. A Szwedy zaczeli używać kolb i pięści… i zabrali się za rabunki, zaś samoficjer wpadł do karczmy. A Maryna rzuciła się do doma. Tam się ukryła w obórce i słyszała wrzaski i płacze… i strzelanie. Aż w końcu zebrała się na odwagę, by do Miłochowiczów biec po pomoc. Miłochowicze, jak wyjaśniła Maryna, byli miejscową szlachtą do której należy wioska Maryny.
Nestor rodu był sknerą, młody dziedzic słynął z ciężkkiej ręki… ale obaj byli znośne pany. Nie uciskały za bardzo, a dziedzic to czasem pomagał w potrzebie. Niestety… ktoś ją wypatrzył i ruszył w pościg za nią, raniąc po drodze. Ot cała historia.

Opowiedziana przy ognisku w lesie. Powoli zapadał zmrok, a wraz ze zmrokiem znikł i kozak udając się na zwiad z polecenia Miłowita.


Michaił Żmajło niemal dosłownie znikł towarzyszom z oczu wtapiając się w mrok i cienie nocy. Żadne ludzkie oczy nie były w stanie go dostrzec, gdy podążał pośród drzew w kierunku wsi. I to sprawiało że kozak czuł się pewnie. To wszak była jego pora na działanie. Teraz, gdy oko boże odwróciło swój wzrok od świata, Żmajło mógł działać swobodnie przedzierając się przez rachityczne poszycie lasu w kierunku celu.
I nie trwało to długo. Do wioski miał bowiem z dwa, trzy rzuty kamieniem.A zwolnił kroku i przyczaił się, dopiero na skraju drogi. Tu już bowiem mogły zacząć się problemy.
Z bezpiecznej odległości Żmajło przyjrzał się wsi… zbudowanej wzdłuż gościńca z chat pokrytych słomą. Na wzgórzu dostrzegł cerkiew, a obok niej cmentarz. Obszary dla niego zakazane w tej chwili. Bowiem na poświęconej ziemi diabelskie dary miały kłopoty z poprawnym działaniem. Tam jego tarcza mroku mogła nawet całkiem zaniknąć. Choć oczywiście byłby to skrajny przypadek, bardziej prawdopodobne byłoby jej osłabienie w tym miejscu. Niemniej poświęcona ziemia to był obszar którego należało unikać.
Jak i świateł pochodni. Owszem, cień i noc go tuliły, ale w blasku pochodni Michaił znów mógł stać się widocznym dla wrogów.

Kozak przemykał więc przez mrok noc niczym cień śmierci, trzymając się blisko ścian kolejnych chat. Może i był niewidzialny, ale nadal cielesny. Od czasu do czasu wywoływał szczekanie psów zaniepokojonych obcym zapachem, które źródła nie mogły wypatrzeć. Ale kto w obecnej sytuacji i harmidrze zwracał uwagę na szczekanie psów?
Na pewno nie Szwedzi. Dwóch z nich pilnowało łupów i raczyło się trunkiem z bukłaka. Łatwy cel. Nieoświetlony. Kolejni z pochodniami łazili po chatach, szukając łupów i kobiet. Kilka ładnych chłopek już pochlipywało związane na wozie.

Trzask, trzask… kolejne kawałki gałązki były oddzielane od siebie. Po jednym drewienku za każdego Szweda. Trochę ich już było. Może nawet więcej niż Maryna twierdziła. Ale niewiele więcej.
A Michaił krążył wokół nich niczym wilk wokół stada saren. Tyle było okazji, by posłać strzałę w szyję i szybko zakończyć żywot tego lub tamtego najeźdźcy. Większość bowiem węszyła samotnie kolbami odpędzając chłopów broniących swego dobytku lub żon i córek. Paru najbardziej gorliwych obrońców leżało martwych w miękkiej glebie koło swych chat. Zaś większość Szwedów była już pijana piwem z miejscowego wyszynku. Karczmarz, który zapewne bronił swego dobytku dyndał już powieszony w miejscu szyldu.
I właśnie karczma skupiła uwagę Żmajły, gdy się podkradł coraz bliżej centrum.
Tam na koniu siedział ów oficjer, w towarzystwie adiutanta. I rozmawiał z dwoma konnymi. Niestety z uwagi na blask trzymanych pochodni kozak nie mógł podejść bliżej. Zresztą nie miał ku temu powodu. Lepiej się było trzymać cienia karczmy, skoro i tak nie rozumiał ni słowa z szwedzkiej mowy. Za to rozumiał gesty.
I sądząc po tym co pokazywał oficer, ta dwójka miała się udać śladem zaginionego kompana.
Oficjer, wysoki i chudy, o orlim nosie i cienkich wypomadowanych wąsikach sterczących jak u kota wydawał rozkazy władczym głosem. Nie był pijany jak reszta. Jasne pukle wiły się lokach dookoła jego twarzy. I nie pasowały do niego. Ani chybi peruka. Opierał swą dłoń na rapierze zdobionym drobnymi klejnotami na rękojeści wydając polecenia dwójce swych ludzi z pochodniami.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 16-02-2018 o 11:30.
abishai jest offline  
Stary 15-02-2018, 15:43   #23
Adr
RPG - Ogólnie
 
Adr's Avatar
 
Reputacja: 1 Adr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputację
Wilczyński od czasu gdy kozak ruszył na zwiady szykował się do potyczki. Wierzchnie okrycia zrzucił, kontusz i delija tylko zawadzały w walce jeno przy koszuli i pasie został. Przez ramię przełożył drewnianą prochownicę. Za pas wsadził półhaki z toporami, misternej roboty na moskwicinie onegdaj złupione. A przydatne, bo nawet gdy w cel nie trafisz, to toporek łacno drabowi wrąbać między łopatki.

[MEDIA]http://historiamniejznanaizapomniana.files.wordpress.com/2017/11/pc3b3c582haki-para-pistoletc3b3w-z-zamkami-koc582owymi-z-1620-r.jpg[/MEDIA]

Szablę swoją co mu przeszło trzy roki wiernie służyła i niemało krwi się napiła w dłoni zwarzył. Na skórzanych rapciach przy pasie szablę zawiesił.

Zawołał Adama wręczył mu jeden z pistoletów i instruktarze mu wydał. co robić w razie niebezpieczeństw albo gdyby kto go ranił. Wiele mu tłumaczyć nie musiał, bo przecie przegadali całe godziny o przewagach bojowy, o tym jak i gdzie trzymać się w potyczkach. Wilczyński wyczuł strach w oczach Żyda. Więc rzeknąć mu co musiał dla otuchy.

- Szablę miej przy sobie, nie możesz się ostać bez broni. Trzymaj się mnie, osłaniaj ode złego, a jak będę miał baczenie na ciebie. Nasze życia od tego zależą. Ale wiedz, że głowy nie położysz dziś, obiecuje ci to.

Jakub zdawał sobie sprawę z niebezpieczeństwa, że w razie nieudanego ataku ich cyrografy szybko mogą wejść w użycie. Przeto trzeba się mieć na baczeniu. Wilczyński pamiętał, że jak krew przeleje albo i sam będzie raniony do krwi. W ten czas diabeł jego będzie wiedział, że może zostać lada chwila przywołany. Taki był ich umówiony znak. Krew.
 
Adr jest offline  
Stary 16-02-2018, 00:59   #24
Adr
RPG - Ogólnie
 
Adr's Avatar
 
Reputacja: 1 Adr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputację
Wszyscy

Miszka wiedział, że musi działać szybko i zdecydowanie. Puścił się pędem w kierunku towarzyszy, uważał jednak by nie wejść w blask latarni. Ominął też szerokim łukiem cmentarz i cerkiew. Biegł skrajem lasu tak by widzieć czy od strony obozowiska nie wyprzedza go szwedzki patrol. Gdy dobiegł do swoich towarzyszy zdał im relacje z tego, co działo się we wsi i dał znać o zbliżającym się wrogu.

- Chyba dobrze by było gdybyśmy przygotowali zasadzkę, no chyba że mości Cadejko znowu ma zamiar przywitać “gości” z podniesionymi rękami, by później mieć pretensję o to, że ktoś mu próbuje osłaniać plecy. - Miszka splunął przez zęby wyzywająco spoglądając w stronę szlachcica.

- Nie za wiela ich na nas? - spytała szybko Ałtyn, z obawą spoglądając na Cadejkę. - Jeśli trzeba, to ja skoczyć mogę po ową szlachtę, do której Maryna bieżała.

- Ot mądry jak Maćków kot. - Miłowit westchnął nie spojrzawszy nawet na kozaka. - Pójdź - zgodził się z Ałtyn. - Weź ze sobą Marynę i twego sługę, niech ją tam poniesie. Zobaczysz co ona szlachta zamiaruje.
- Poczekamy na nich. - zwrócił się do Wilczyńskiego i reszty. - Gdyby konni ku rzece jechali to ich przepuścimy, ale oni raczej ku Lublinowi wyjechali z rozkazami, bo kto tam po omacku będzie kogo zaginionego poszukiwał? - zastanowił się.

- Nie można dostać po nocy przez las do dworku Miłochowiczów. W lesie licho siedzi i w nocy pożera każdego kto w las zagłębia. Nikt w nocy tam się nie zapuszcza. - wskazała dłonią na rząd drzew za młodnikiem. - Każdy to wie.
Każdy, oprócz Szwedów.
-A co się z nimi staje? Trupy za dnia znajdowaliście, czy przepadali jak kamieniem w wodę? - zapytał Miłowit.
- Czasem można było znaleźć.. ogryzioną głowę, albo nogę… - zadrżała ze strachu chłopka. - Licho za dnia śpi, wtedy można szukać szczątków. Lub znaleźć resztki podczas grzybobrania.

- Rankiem wstana Szwedy z głowami jak globusy po przepiciu - zaczęła ponuro Altyn - i chłopów wieszać zaczną lubo dziatki w studni topic. Coby gadali. Bo pomyślą, że to kmiot który widłami im towarzysza cichcem zarzezał. Ja pójdę po owych szlachciców, i sama. Niech jeno Marysia drogę opiszę. Chyba że pan Cadejko woli ich teraz w las wciągnąć, póki pijani… tak czy owak, trzewiki zmienić mi mus.
Po czym odeszła do kolaski, na pozór bardziej zatroskana szatkami co się jej w zaroślach poniszczą niż krwiożerczym Lichem.

-Pozwól pani, że pojadę z tobą mi tam żadne licha leśne nie straszne.-powiedział do oddalającej się Ormianki - Pół życia po kniejach się włóczę i nic gorszego niż niedźwiedź nie spotkałem.- nagle kozak przypomniał sobie demonicznego wilka który pozwolił dopełnić mu zemsty i poczuł jak po plecach przebiega mu stado wielkich mrówek - Na wszelki wypadek weź może broń. A i ten twój niedźwiadek z Litwy nie zaszkodzi. A ty dziewko tłumacz dokładnie jak dojść do Miłochowiczów, chyba że chcesz za przewodnika robić.

- Nie, nie - zaprzeczyła Altyn, widząc, że wielki Litwin już się podnosi. - Jeśli my dwoje z Panem Żmajło pójdziem, Rimas zostanie. Janiny chronić będzie i pana Cadejki słuchać jakby mnie słuchał.

A rzeczona Janina siedziała czas cały w kuckach, ramionami oplatając zgięte nogi i jednym uchem słuchała patrząc gdzieś w dal.
- Ja tam nie wiem - rzuciła markotnie bo widać inni czekali by cokolwiek rzekła. Płochliwym spojrzeniem omiotła Miłowita ale zaraz wzrokiem w bok odbiła jakaś przygaszona. - Nie wyznaję się na wojsku, na strategiach ni Szwedach. Zrobię co każecie - a to zapewnienie było jak jeden z tych momentów kiedy niewiasta mówi “tak” a myśli “nie”.

Wilczyński słuchał. Nie podobały mu się pomysły towarzyszy, aby po pomoc iść i kompanię rozbijać, po nocach w las leźć.
- Zła to myśl w las iść i do rana albo południa czekać na pomoc. - rzekł im Wilczyński. - Skąd wiecie czy ta szlachta zechce tu w ogóle przyjść z pomocą. A któż wie może sami w lesie życie postradacie. Ja widzę przed nami dwie drogi albo czym prędzej na Lublin ruszyć Szwedów zostawiając w spokoju albo ich wyrżnąć cichcem póki piją i śpią. Nie ma czasu na przechadzki po nawiedzonych lasach.

Miłowit przysłuchiwał się zdaniu wszystkich, którzy głos zabrali wzrokiem czule Janinę obejmując kiedy mówiła, a zwłaszcza gdy mówiła milcząc.

- Dobrze jest Jakubie o wsparcie tych prosić, dla których mienia głowy nasze ryzykować przyjdzie. Jednakoż racja to, że na nieznajome licho wystawiać się to niezbyt mądrze, kiedy już tego świadom jesteśmy. Zaatakujemy Szwedów w środku nocy, przy życiu żadnego nie zostawiając, aby nas potem Szwed po piętach nie deptał, ani nas wypatrywał z naprzeciwka. Jeśli przyjdzie komu z nas ucieczka się ratować, to ku temu lasowi kierunek obierać i kryć się na skraju, lub obejść z powrotem, aby Szwedy w głąb same weszły. Jest jak Maryna mówi, to wilkołak ten Miłochowiczowy, czy co tam diabelskiego nocą żeruje, nam z pożytkiem zrobi z wrogiem to, czym się tak sławi w okolicy. Zostawić tego takoż nie możemy, bo rację Ałtyn ma, że wieś cała z dymem pójdzie, a chłopy życiem zapłacą, jeśli swego towarzysza Szwedy nie znajda. A ślady nasze może odkryją, to przed Lublinem dopadną.

- Chyba żem pistolet zepsowała - zza kolaski dobiegł zmartwiony głos Ałtyn. - Panie Cadejko, pozwoli pan…?
A gdy jeno podszedł, nachyliła się i wyszeptała tak, by do skupionych wokół ogniska nie doleciało.
- Żaden rezun ze mnie, ni Tatarzyn co się jak kot zakraść potrafi. Ni skradać nie potrafię, ni walczyć. Ja nie bezbronna, jeno jeśli tam pójdę, to podpis zostawię czytelny, jakby sam diabeł objawił się w szatańskiej krasie, w płaszcz odzian z płomieni. Chłopi obaczą i zapamiętają. Nasi słudzy takoż. A i wioska z dymem pójść może. Ale zwieść Szwedów mogę światełkami po nocy, że grupa liczna na wioskę idzie. I w lesie zaczaić się, z dala od oczu kmiecych.

-Zostaniesz więc moja droga w obwodzie i jak mówisz, zwodzić Szwedów będziesz. Jeno wykoncypować trzeba czy te twoje moce to użyć jako zanętę, czy stracha na wrogów ku lasowi biegnięcie. - zastanowił się. - Za plecami nam zostaniesz zatem podczas awantury zwodnymi ogniami nadciągających ludzi stracha Szwedom pędząc kiedy już się walka w najlepsze rozpęta.

Wrócił do reszty i zaczął wykładać swój plan.
- Jeżeliśmy zgodni, to od wschodu zaatakujemy wieś do nawiedzonego lasu ich spychając na zachód. Maryna w obozie naszym zostanie. Ja zajmę się końmi Szwedów z Michaiłem…
 
Adr jest offline  
Stary 10-03-2018, 07:38   #25
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację
Gdy kompanija obradowała nad planem, dwóch jeźdźców z zapalonymi pochodniami przejechało w bezpiecznej odległości od nich. Podróżując wzdłuż drogi, nawoływali swego zaginionego towarzysza, głośno acz bez entuzjazmu. Nieco pijani ruszali w kierunku rzeki, zapewne nawet sobie z tego nie zdając. Wyglądali na niezbyt przejętych zaginięciem towarzysza. Wyglądali na takich, co uważali że kraj Piastów i Jagiellonów jest już w szwedzkich kajdanach. Byli w sumie nieważni.
Jeśli uda się wybicie Szwedów w samej wiosce, to dwójka jeźdźców będzie łatwym kąskiem na później.

Ruszyli. Dwójka szlachciców na przedzie. Kozak za nimi. Miłowit i Wilczyński ujęli noże w prawice. Te były wszak ostatecznością. Jeśli któryś z nich wystrzeli to będzie to niczym dzwon alarmowy.
Żmajło podążał za nimi. Ponoć. Mroki nocy jakoś nie pozwalały dojrzeć Kozaka mimo że siebie widzieli nawzajem. Ukrainiec nałożył strzałę na łuk, gotów go napiąć i usunąć zagrożenie. Ciemność otulała go niczym matczyne ramiona, więc szedł w nią bez strachu i wątpliwości.
Takoż szli więc ku wiosce, a za nimi trzymając dystans Janina i dwaj słudzy.

Straż odlewająca się gościńcu... jeden lał w krzakach, drugi pilnował jego gołego zadka częściej na niego, niż na drogę spozierając. Może za często nawet na ów zadek. Miłowit szybko wskazał cele. Wilczyński i on mieli zakłuć sikającego, a Kozak ustrzelić drugiego. Co prawda szlachcice wiedzieli, że jeden by wystarczył, ale dwójka dawał pewność że sikający nie piśnie nawet.
Atak ich był zauważony. Sikający żołnierz zauważył zbliżających się mężczyzn, zbyt późno jednak. Zdołał wydać z siebie jakieś słowa, sięgając po rapier, acz... nie miał kto ich usłyszeć. Towarzysz jego bowiem leżał już na ziemi konając z powodu strzały przebijającej jego krtań.
On sam zaś poczuł po chwili dwa sztylety wbijające się w jego żebra i dłoń Jana zakrywającego jego usta.
Dwóch z głowy... najłatwiejsze cele.

Więźniów których Szwedzi pochwycili zamiast od razu zabić, zamknęli w szopie na obrzeżach wsi. Pilnowani przez kolejną parę strażników, wyraźnie znudzonych i pijanych. Z muszkietami w dłoniach. Niełatwo się było do nich podkraść.
Nie dość że sami oświetleni pochodniami, to jeszcze byli dobrze widocznymi punktami dla przechodzących się po wsi pojedynczych żołnierzy. Nigdzie nie było też widać oficera o którym wspomniał Żmajło. Lecz przyczyna tego faktu, była oczywista dla całej trójki. Oficer musiał spać w karczmie. Wszak zapadła noc.
Kozakowi udało się ustrzelić jeszcze dwóch żołnierzy, którzy oddalili się od światła.
Był to przy tym widok dość niepokojący, także dla samych szlachciców. Szwed szedł przez podwórze, strzała wyleciała z mroku i żołnierz padał na ziemię charcząc i kopiąc w ostatnich przedśmiertnych dawkach. Ciężko nie było odczuwać choćby cienia trwogi na myśl o cichym i niewidocznym posłańcu śmierci.

Przy drugim wozie, tym na którym leżały łupy i przy którym zgromadzono co ładniejsze wioskowe dziewczęta powiązane niczym branki, sytuacja również uległa zmianie. Teraz czterech żołnierzy tam się zgromadziło i rozprawiali w swym rodzimym języku, zapewne o tym co się stanie z brankami. Tam też zgromadzone i powiązane były wszystkie konie, w tym te zabrane ze wsi.
Co zatem czynić należało?
Ryzykować uwolnienie chłopów, przekraść się do karczmy i oficjera pojmać, uderzyć na ludzi przy wozie z łupami? Coś innego?
Dałoby się ubić jeszcze paru Szwedów z zaskoczenia, ale... tych najłatwiejszych do uśmiercenia kozacze strzały już posłały do Piekła.

Takich dylematów nie miała Ałtyn zostawiona sama sobie wraz z Maryną, która ciekawsko przyglądała się egzotycznej możnej pani, jakby była rajskim ptaszkiem. Z pewnością nie widziała podobnych jej kobiet w całym swym życiu.


Miłowit będąc przywódcą kompaniji obciążony był planowaniem bitwy. Zoczył szybko iż drewniany budynek pokryty jest strzechą. I to jego słabością było. I ten fakt wykorzystać zamierzał.
Wskazał więc dach i wyjaśnił cicho towarzyszącemu mu szlachcicowi co mu przyszło na myśl.
Mianowicie by sługa Wilczyńskiego wdrapał się na dach i przebił przez jego słomiane okrycie dostając się do środka budynku.

Była to dobra rada, a Wilczyński pobierzył ratować chłopów, jak mu Cadejko poruczył. Tyle że po swojemu, bo całkowicie ignorując radę Cadejki. Fantazyja wzięła nim górę nad rozsądkiem. Widział bowiem, że strażnicy pilnujący chłopów na skraju wsi są pijani i znużeni obowiązkami. Pociągnął więc za sobą Żyda odbierając go spod opieki Janiny. Zakradli się do jednej z obórek, gdzie wyraźnie dochodziły odgłosy muczenia. Krasula była na noc nie wydojona, przeto słuchać ją było jak z cicha dawała znać odgłosy wydając. Szwedzi wszystkie baby powiązali, które mogłyby biednemu zwierzęciu nieco ulżyć. Nie była to jedyny błąd z ich strony, wszak szlachcic i jego sługa zakradli się do obórki niezauważeni. Wilczyński dostrzegł zwiędłe wieńce dożynkowe, których chłopi nie wyrzucili. Złapał za upleciony z kłosów zbożowych wieniec i na grzbiet krasuli zarzucił, po czem powrósłem związał jej pod brzuchem.
- A to szwedki zdziwią jak takiego cudaka zobaczą. Bo widzę, że ci wojacy nieźle już czupryny przypruszyli. - szeptem powiedział do Adama. - Wyprowadzimy ją jak będziemy niedaleko smagnę ją płazem szabli. Ani chybi szwedzi muszą się gadziną zainteresować. Wtedy zaatakujemy, i biegiem zaskoczymy ich nim zdążą po muszkiety sięgnąć. Żydek wpatrzony w szlachcica jak panna w święty obrazek nie miał obiekcyji wobec tego pomysłu (a nawet gdy miał, to by nie śmiał ich wyłożyć).

W tym czasie Cadejko przebrawszy się za Szweda ruszył pijanym krokiem w kierunku czwórki mężczyzn rozprawiających głośno w rodzimym języku. A za nim w oddaleniu podążali Kozak z posępnymi przeczuciami. I Janeczka równie zaniepokojona. Wszak w razie kłopotów Miłowit znajdzie się w samym środku bitwy. I to osamotniony. Towarzyszący Jance Litwin nie zamierzał bowiem ruszać na Szweda ze swoją wierną pałą. Wolał pilnować szlachcianki niż wdawać się w bój. Przedkładał bowiem zbójecką taktykę walenia w łeb od tyłu, na żołnierski stawanie w boju przeciw szeregowi luf wrogiej piechoty.

Im bliżej Cadejko był, tym większą zwracał uwagę. Na szczęście będąc jeszcze słabo oświetlonym, szlachcic był brany za jednego z nich. A przynajmniej to mógł sugerować ton ich wypowiedzi.
- Östrand var har du varit?
- Var hon så bra? Den bondekvinnan?
- Har hon stora tuttar?
Problem polegał jednak na tym, że nie słysząc odpowiedzi z jego strony, Szwedzi przy wozie zaczęli się niepokoić. Na szczęście coś odwróciło ich uwagę. Odgłosy broni palnej.

Miałże rację Wilczyński i racji tejże nie miał. Pijani strażnicy przy szopie nie byli w stanie użyć swych muszkietów skutecznie. Ale mieli je nabite i gotowe do strzału. Nawet pijany dziad proszalny umie nacisnąć spust. Toteż i dwaj strażnicy przez kilka sekund wybałuszali oczy na cudaka jakim była popędzona płazem szabli w ich kierunku przebrana krowa. A że w nocy wszystko wydaje się straszniejsze, a wyobraźnia ugoszczona alkoholem lubi z fantazją przesiadywać, to obaj szwedzcy żołnierze. Sięgnęli po muszkiety strzelając na oślep.
I z wrzeszcząc jak opętani „ Jäkel ! Jäkel !” pognali w kierunku do gospody. Wilczyński miał więc wybór, albo ich dopaść i usiec żołdaków, albo za uwalnianie się chłopów brać.
 
Asenat jest offline  
Stary 10-03-2018, 09:02   #26
Adr
RPG - Ogólnie
 
Adr's Avatar
 
Reputacja: 1 Adr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputację
Wszyscy


Wilczyński widząc uciekających Szwedów. Wręczył Żydkowi nóż i rozkazał:
- Leć przetnij więzy chłopów.
Adam skinął głową w milczeniu i podążył spełnić polecenie szlachcia. Jakub też czasu nie mitrężył i pobiegł za Szwedami. Wyjął zza pasa półhak z toporem i rzucił w plecy wolniejszego z uciekinierów. Szablę obnażoną ściskał w garści i szykował się do walki.

Trafiony toporem mężczyzna zwalił się z jękiem na ziemię. Nie był martwy, ale rana zadana mu przez szlachcica była poważna. Drugi zaś Szwed nawet się nie obejrzał. Wilczyński doskoczył do rannego Szweda, wyszarpnął toporek z pleców i dobił go ciosem w szyję.


Skrywająca zaś na skraju lasu Tyncia natomiast w końcu coś posłyszała. Zarówno strzały dochodzące ze wsi jak i odgłos końskich kopyt. Wysłańcy oficjera wracali z misji poszukiwawczej.

Nie było co dumać. Ni pozwolić, by dwójka jeźdźców towarzyszom na plecy nagle wyskoczyła.
- Do kolasy - poleciła krótko Marynie. Sama ze słoja dobyła salamandrę, jeszcze ospałą i lekko wilgotną w dotyku. Zsunęła ją na mech pod drzewem przy trakcie, pistolet nabity ukryła w szerokim rękawie, na gościniec wyszła i głęboki dech wzięła.
- Hilfeeeee! - zawołała ile tchu w piersiach, głosem rozpaczliwym, do zbliżających sie konnych.
Ci zatrzymali się nagle, szarpiąc za cugle koni gwałtownie. Wyraźnie zaskoczeni jej pojawieniem, jak i językiem którego używała.
- Wer bist du? Was ist passiert? - zapytał jeden z nich, zapewne ten który lepiej z dwójki władał germańską mową. Ich broń była opuszczona… nie spodziewali się by śliczna “Niemka” stanowiła zagrożenie.

Tyncia załkała gwałtownie, twarz przysłaniając jedną ręką. Liczyła, że się zbliżą lub zlezą z koni, bo wtedy miałaby większe szanse, że w ogóle trafi jednego z nich. Uroda i delikatność dziewczęcia, były jak zapach rosiczki. I tak jak tej rośliny, kruchość Karaimki była pozorna. Mężczyźni zbliżyli się do niej, nieświadomi pułapki. Nie zeszli z koni, ale... znaleźli się w zasięgu pistoletu.

Padł strzał... głośny i przeszywając hukiem okolicę, ostatnio bardzo głośną. Koniec stanęły dęba. Jeździec trafiony w klatkę piersiową z jękiem upadł na ziemię.
Drugi klnąc w rodzimym języku, ściągnął cugle próbując Ałtyn postrzelić. Niecelnie. Kula śmignęła z głośnym świstem tuż nad głową dziewczęcia. A z spod drzewa, gdzie spoczywała salamandra, bluznęła struga ognia zapalając rękaw koszuli Szweda, który to Tyncię chciał ubić. Próbując zgasić ogień na swej ręce, zapomniał on o Tynci, przynajmniej na razie.
Ta zaś między drzewa skoczyła, za pniem ukryta pistolet ładować zaczęła na nowo, choć wprawy i szybkości żołnierskiej w jej ruchach brakowało niechybnie. Zerkała też raz po raz ku Szwedowi. Osobliwie salamandra lubiała ręce popielić…


Miłowit miał wybór albo nic nie robić, albo rzucić się na Szwedów przy wozie licząc że zaskoczenie i przewaga szermiercza wystarczy na wyrównanie ich przewagi liczebnej.

Miłowit sięgnął po pistolety. Nie miał już zbyt wiele czasu i zbliżyć się bardziej nie mógł. Wystrzeliły z hukiem, raniąc dwóch Szwedów, ale tylko jednego śmiertelnie. Ta “zdrada” zwróciła jednakże lufy pozostałych przy życiu w jego kierunku. Na szczęście nie był sam. Strzała niczym cichy posłaniec śmierci pozbawiła jednego, a kula Janeczki żywota drugiego.
Pozostali wystrzelili w kierunku szlachcica… ale Cadejko zdołał uniknąć ran. Może przez ciemność, a może przez to że im ręce drżały. Kolejna strzała z łuku przeszyła powietrze, a potem szyję Szweda. Został przy życiu tylko jeden… ten którego Miłowit ranił i z pistoletu.

- Jag kommer att ge upp! Lytoszczy. - ten rzucił trzymany oręż i upadł na kolana poddając się zapewne i błagając o łaskę.

Cadejko ciął szabla, aby zabić tchórza jednym, możliwie najmniej bolesnym ciosem, by skonał bez cierpienia. Pochwycił załadowana broń Szwedów, a ich leżące na ziemi pochodnie odrzucił z dala od wozów, coby widzieć atakujących wrogów dokładniej samemu korzystając z większego mroku. Między wozami wypatrywał kogo ustrzelić, bo kule słać miał zamiar, kiedy bliżej Szwedzi mieć byli lub w drzwiach lub oknie karczemnej który łeb wystawił.


Janina zaczynała powątpiewać czy to był aby rozsądny plan. Wypaliła ze strzelby a potem dwóch krótkich pistoletów i teraz zajęła się przeładowywaniem a sypanie prochu po ciemnicy nie było zajęciem łatwym, tym bardziej że trzęsły jej się ręce. Dodatkowo czuła się jak zając na przeoranym polu gdzie ponad głową kołuje głodny jastrząb. Byli na widoku, w samym środku wydarzeń. Janka miała jednak do Miłowita zaufanie i nie zamierzała stchórzyć i go opuścić.


Wilczyński zaś przekonywał się ze zdziwieniem, że szwedzik szybką bestyjką jest. Nie mógł go dogonić, mimo że tamten miał pancerz na sobie. Niemniej dystans pomiędzy nimi się zmniejszał coraz bardziej. Szwed coś wrzeszczał w swoim języku biegnąc w kierunku karczmy, a strach najwyraźniej dodawał mu skrzydeł.

I ten strach najwyraźniej uratował mu życie… na razie. Bowiem z karczmy odezwały się strzały. Jeden, drugi, trzeci… Świst kuli niedaleko ucha Jakuba, sprawił że szlachcic odruchowo się zatrzymał i padł na ziemię. Wyglądało na to, że oficjer w karczmie się już obudził, a słysząc strzały i odgłosy walki postanowił uczynić z karczmy swą twierdzę. Przynajmniej do rana, gdy światło słoneczne rozproszy mroki nocy. A żołdak którego Jakub dotąd ścigał, biegł w jej kierunku dołączyć do swego dowódcy i opowiedzieć co się stało. Gdzieś w ciemnościach nocy, widać było sylwetki żołnierzy, którzy dotąd patrolowali wioskę z pochodniami. Teraz zaś biegli tam gdzie ostatnio słyszeli strzały. Jedni do karczmy, drudzy w pobliże wozu i Miłowita.


Kiedy Szwedzi zaczęli palić z pistoletów Jakub przypadł do ziemi. Widział, że Szweda już nie dopadnie. Postanowił się szybko i w miarę uważnie wycofać poza zasięg strzałów. Skierował się do stodoły gdzie przetrzymywani byli chłopi, których to Adam miał uwolnić ich z więzów.
Ci byli w dość kiepskim stanie, poobijani, niektórzy poranieni. I zastraszeni. Była ich ósemka w sumie. Plebejusze ci wydawali się dość silni, ale żołnierzami nie byli.

Wilczyński zapowiedział kmieciom, że kompanija przyszła tu z pomocą i ubili już kilku najeźdźców. Rozkazał chłopom, aby po uzbroili się w siekiery i noże. Ci wcale tan entuzjastycznie nastawieni nie byli. Wszak pamiętali co Szwedy najbardziej opornym zrobili... a i z siekierami na muszkiety iść?
Wydawało się że Wilczyńskiego posłuchają, ale też przy pierwszej okazji dadzą nogę. Niezbyt godne zaufania to wojsko było. Ale nic innego szlachcic nie miał.

Jakub dwu chłopów wyznaczył coby za gońców mieli służyć i do dworku szlacheckiego gnać.
I właśnie tymi dwoma chłopami i Adamem ruszył w stronę wozów, przy których znajdowali się Cadejko i reszta diabelskiej kompanii. Stamtąd odzywały się strzały, które jednak pochodziły z przyjaznych luf. Cadejki i Janina, która do niego dołączyła, ostrzeliwali cienie przemykające w ciemnościach. Omal się Jakubowi nie oberwało przy okazji. W końcu jednak dotarł do obojga.

Gdzie zaś przebywał kozak? Na polowaniu. W przeciwieństwie do Miłowita, czy Jakuba, Żmajło czuł się bezpieczny w mrokach nocy. Może widział nie lepiej od innych śmiertelników, ale mógł podejść bliżej do swych celów, posłać strzałę i zakończyć żywot szwedzkich najeźdźców. Gdy zaś już tak wytropił pierwszego i ubił, dostrzegł niepokojący widok... jakby strugę ognia w okolicy drogi. Tam gdzie Tyńcia z Maryną były. Zły omen, zdecydowanie zły omen.

Sytuacja Ałtyn ukrywającej się w lesie była poważna, bo też i ciężko po ciemku pistolet wyrychtować. Zwłaszcza gdy dłonie drżą ze strachu, a żołdak krzyczy cosik tam po swojemu, z czego “häxa” kojarzyło z niemieckim Hexe… czyli wiedźmą. Tyncia choć słów nie rozumiała, to intencję tak.. a te nie były przyjazne. Poparzony żołnierz sięgnął po pałasz i ruszył w kierunku kryjącej się wśród drzew dziewczyny. Salamandra strzeliła kolejną ognistą plwociną. Nieco większą niż ostatnia… i takoż ku niej ruszył żołnierz chcąc upierdliwego stworka ubić. Pupila trzeba było ratować, więc Tyncia wydarła się “Hilfe” i upiornym uśmieszkiem ściągnęła uwagę k’sobie. Niestety sama nadal bezbronną niewiastą będąc, a żołdakowi jeśli nawet amory były w głowie… to nie takie jakich się karaimka mogła spodziewać.

Strach ten sprawiał, że dłonie nie chciały słuchać Tynci i pistoletu nabić się nie dało. Rimas był daleko, a złowrogi błysk ostrza pałasza blisko. Nagle nastąpił świst strzały i… Szwed padł z przebitym gardłem na ziemię, charcząc i kopiąc nogami rozmiękły grunt. Z jego ust popłynęła krwawa piana, a z ust Karaimki wyrwał się cichy jęk ulgi. Nie widziała swego wybawcy, ale domyślała się kto zacz. Bo mógł to być tylko kozak którego noc niczym matula tuliła w swych objęciach.


Tymczasem kompanija przy wozie już nie strzelała. Nie było do kogo. Tych których nie dosięgły kule, zabiły strzały Miszki lub maczuga Litwina. Rimas i Adam dołączyli wkrótce do trójki szlachciców, by obmyślić co czynić dalej.

Wilczyński zarzucił planem, co by karczmę obstawić i wsparcia czekać. Miłowit po namyśle się zgodził, acz uznał, że czekać należy jedynie do świtu. Bo potem oficjer w karczmie zorientuje się z jak “licznym” przeciwnikiem ma do czynienia. I polecił mości Wilczyńskiemu wszystkim się zająć od organizacyjnej strony, a Janinie związanymi niewiastami się zająć. Lepiej żeby je kobieta oswobadzała za więzów. Dość się już wycierpiały z męskich łap.*

Wilczyński rozporządził, aby dwu chłopów pojechało po Michałowiczów i ich czeladź dworską. Rozkazał chłopom szwedzkie konie siodłać. Rozkazał wsiadać na konie pojeździć po wsi rumor czyniąc i pokrzykując, że to jakaś większa kompania do wsi zajechała. Niech szwedy w karcmie wiedzą, że mają do czynienia z większą grupą. Rozkazy głośno krzykiem wydawał, aby szwedzi to słyszeli jak krzyczy wachmistrz co wojsko do porządku chce doprowadzić. Poprosił kompanów aby nabili pistolety i celowali w drzwi karczmy.

Łajał też na niby jednego z podkomendnych.
- Hej oczajdusze kiedy przyciągnięcie moją armatę. Bo mam fantazję zdmuchnąć tą karczmę jak pianę z piwa.


Odetchnęła Tyncia głęboko, bo już śmierci w oczy patrzyła… choć po prawdzie wiecznego potępienia po zgonie nie obawiała się ni trochę. Czekała chwilę, czy się wybawiciel jej z mroku objawi, żeby mu mogła się z wdzięczności na szyi powiesić. Oczyska czarne w noc wypatrywała, a nie doczekała się pana Żmajły. Znać, nieśmiały.

Do jednego i drugiego szwedzkiego zezwłoka podeszła, badylkiem z leszczyny przydrożnej dźgnęła, czy aby na pewno życie się tam jeszcze nie kołacze. Salamandrę wylegującą się na spopielałym mchu z powrtotem do słoja zagarnęła. Później strzałę kozacką z truchła wyrwała, broń na kupce złożyła porządnie, konie szwedzkie w zagajniku uwiązała i po Marynę poszła. Kozak się sromał podejść, a tu niewdzięczna robota czekała, ni na Tynciowe siły, ni chęci. Tedy musiała sobie poradzić inaczej.
- Ci dwaj ubici - zrelacjonowała chłopce szeptem. - Chodź, ciała ukryć pomożesz. I od razu zapomnisz, gdzie leżą. Żadnym Szwedom o tym gadać nie wolno, bo pomstę wywrą na was.


Gdy tylko Miszka się zorientował, że ormianka jest bezpieczna popędził z powrotem w kierunku wsi. Chciał być pewny, że jego towarzyszom nie grozi kula jakiegoś ukrytego Szweda dla tego obszedł jeszcze raz pobojowisko i upewnił się , że wszyscy najeźdźcy leżą trupem. Gdy zbliżył się do wozu i usłyszał, że dwóch chłopów ma ruszyć do dworu po wsparcie, postanowił, że będzie ich po cichu eskortował ukryty i gotowy by przeszyć strzałą tajemniczą bestię która mogłaby zaatakować chłopów. Powiedział o tym panu Wilczyńskiemu i ponownie kryjąc się w mroku ruszył za chłopami.

Gdy kozak chciał ruszyć za chłopami Wilczyński go wstrzymał.
- To miejscowi. Oni wiedzą o bestii, w las nie pójdą choćbym ich na postronku wodził. Pewnikiem drogi przyjdzie im nadłożyć, ale strach im na ramionach siedzi jak zmora. Twoje oko i łuk bardziej przydadzą się we wsi. Boś chyba niejednego Szweda do piekła odprawił?
- To prawda, choć nie jestem z tego specjalnie dumny.Cieszę, się, że mogłem pomóc prostym chłopom, wolę jednak strzelać do jeleni niż do ludzi. Skoro mam zostać to może pójdę obstawić tył karczmy, żeby nam ptaszki z rąk nie wyfrunęły?-zapytał kozak.

Prawdą było, że tej nocy jego strzały dosięgnęły wielu żołnierzy wroga, Miszka nawet nie potrafił ich zliczyć, w szale bitwy nie zastanawiał się nad tym co robi, teraz jednak zaczął dostrzegać ciała z których wystawały pierzyska strzał. Kołczan był prawie pusty jednak Misza nie mógł się zmusić do tego by wyciągnąć strzały z trupów. Poczuł, że robi mu się niedobrze, chyba pobladł i zaczęło mu się kręcić w głowie. W nos uderzył go zapach juchy, kozak pomyślał, że zapach nie różni się niczym od tego który towarzyszył patroszeniu zwierzyny. Nagle świadomość tego co uczynił dosięgnęła go z pełną mocą i Misza zwymiotował pod nogi panów szlachty.

- Sumienie nie raz łaskota kiszki - mruknął pod nosem Jakub widząc treść żołądka kozaka. Nie raz to widziałem.


Janka tymczasem na rozkaz Miłowita zareagowała zwyczajowo, czyli posłusznie. Skinęła główką aż jasne loki zafalowały, z cholewki buta dobyła kozik by szmury zniewolonym niewiastom przeciąć.
- Idę - poinstruowała i ruszyła wykonać zalecenia. Zdarzenia docierały do Janki jakby z opóźnieniem, zza grubej szyby. Znać było, że w pełni zdaje się na Miłowita i idzie tam, gdzie on kieruje, samodzielnością w tym wszystkim nie grzesząc.
 
Adr jest offline  
Stary 11-03-2018, 20:29   #27
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Wilczyński z iście magnacką fantazyją zabrał się do zleconego mu zadania. Konie robiły tumult i czasem prowokowały Szwedów uwięzionych w karczmie do odpowiedzi. Na szczęście niecelnej, bo Jakub trzymał swych “ludzi” poza zasięgiem wzroku. Wszyscy czekali. Szwedzi na świt, kompanija na posiłki.
Dziewczęta zaś ciała ukrywały. Oczywiście nie same. Ani mieszczka, ani szlachcianka nie miały wszak zamiaru brudzić sobie rączek taką niewdzięczną robotą.Plebs miały od tego. Żmajło przyczaił się z łukiem by drogę ucieczki odciąć wrogom. Wraz z Litwinem Tynci. Ten bowiem liczył na łupy, które przy oficjerze mógł zyskać. W przeciwieństwie do kozaka, Rimas zabijał ludzi i ograbiał ich zwłoki bez jakichkolwiek wyrzutów sumienia.
Czas mijał...nieubłaganie. Do świtu zostało pół godziny. I wtedy właśnie kompanija posłyszała tętent koni. Czyżby posiłki?
No właśnie… nie bardzo.


To nie były posiłki. Spanikowani chłopi poganiając konie prowadzili za sobą szwedzką konnicę. Wyjaśniało to czemu nikt z dworku nie przybył do wsi. Tam już wojska Carolusa Gustawa stacjonowały i pewnie szlachcic był niechętnym gospodarzem najeźdźców… lub był martwy. Było ich zbyt wiele by dwójka szlachciców i kozak mogła się pozbyć zagrożenia, tym bardziej że noc zbliżała się ku końcowi. I Żmajło pozbawiony płascza ciemności, przestawał być atutem drużyny.
Sytuacja wyprawy w kilka chwil odwróciła się do góry nogami. Jeszcze przed chwilą mogli sobie pogratulować zwycięstwa, a teraz… cała ta awantura w którą to się zaangażowali okazywała się błędem. Katastrofą wręcz. Nawet z diabelskimi mocami nie poradzą wszak sobie z całym pułkiem szwedzkiej kawalerii... nawet jeśli niepełnym.


Tak dramatyczna sytuacja wymagała stanowczych kroków do podjęcia i ryzykownych działań. Miłowit spojrzał w stronę lasu, którego tak bardzo bali się tutejsi chłopi i podjął decyzję. Póki była noc, w lesie aktywne było licho. Cadejko nie wiedział co to było, ale uznał że z pewnością zainteresuje się szwedami.
Nakazał reszcie kompaniji, by się oddalili w stronę przeciwną i wyruszyli w kierunku Lublina jak tylko Miłowit swój szalony plan zrealizuje.

Bo Cadejko zamierzał zrobić za przynętę dla szwedzkiego wojska. I odciągnąć je od wioski i reszty drużyny. Rzucił listy Wilczyńskiemu i pognał niczym wiatr w kierunku wojska. Strzelił do szwedów i szpica ruszyła za nim galopem. Pozostałe wojska się zatrzymały na razie, czekając aż żołdacy ujmą szlachcica. Ci jednak nie byli tak dobrymi jeźdźcami. No i konie mieli nie szlacheckie, a pludrackie. Cadejko bez problemu wjechał w las, wciągając za sobą szwedzką szpicę. Co tam się działo, widać nie było… ale krzyki agonii i strachu żołnierzy niosły się po całym lesie i wiosce. Jakby ich żywcem torturowano.
Te dźwięki wywołały konsternację i niepokój wśród szwedzkiego wojska. Nie tylko wśród nich zresztą.
Przerażeni chłopi szeptali “Licho ich rozszarpuje na strzępy”, a i kompanija też nietęgo czuła się słuchając tę kakofonię ludzkich wrzasków bardziej się z piekielnymi karami, niż bitwą kojarząc.
Pułkownik szwedzki uznając zapewne, że pozwalając swym ludziom na słuchanie takich krzyków źle wpłynie na morale, ruszył w kierunku lasu razem z swym wojskiem. Oczywiście na samym czele dając przykład swoim podwładnym. Co się potem działo nie było wiadome kompaniji, która zgodnie z zaleceniem swego dowódcy szykowała się do natychmiastowej ewakuacji z wsi i wyruszenia drogą do Lublina.
Pobliski las wypełniły wrzaski i krzyki agonii.. słowa pozbawione znaczenia poza ładunkiem emocji wypełniającymi każdą zgłoskę. A imię tej emocji brzmiało “ nieludzki ból”. Potrafiły one zagłuszyć nawet kanonadę muszkietów. I wyglądało na to, że licho była na tyle groźne, że niestraszna mu była nawet taka masa ludzka jaką był oddział wojsk szwedzkich.
Tym bardziej więc należało nie podążać drogą Miłowita. Sercem Janiny wstrząsał ból i strach o Cadejkę, acz… tkwił w nim płomyczek światła. Domaszewiczówna wiedziała o diabelskim darze Miłowita tak samo jak Jakub. I choć oboje nie rozumieli natury tego daru, to ta sztuczka mogła pomóc Cadejce uciec z owego krwawego lasu. Im zaś ich talenty pomóc nie mogły w takiej rejteradzie. Była więc nadzieja, że żyw ujdzie z tego piekielnego lasu i w Lublinie się spotkają.
Teraz czekać nie mogli, wszak nie wszystek żołdactwa szwedzkiego w las się zapuścił. Tylna straż jakoś się nie spieszyła. I zatrzymala w przerażeniu słysząc wrzaski bólu i przerażenia swych kamratów.
Jeden z tych nieszczęśników zdołał prawie dobiec do granicy lasu. Prawie… bowiem, gdy był już w polu widzenia zszokowanych Szwedów i przyglądającej się temu kompaniji, zginął okrutnie. Nogi jego oplątały korzenie drzew. Pochylające się niczym łapy olbrzymów konary pochwyciły za ręce i szyję nieszczęśnika. I potem wyprostowały rozrywając mężczyzna żywcem na strzępy z taką siłą, że jego krew bryznęła naokoło niczym wybuch kartacza oblewając najbliższych nieszczęśników juchą. Mrok nocy oszczędził drużynie brutalnych detali tego zgonu, ale wyobraźnia mogła te szczegóły dopowiedzieć. Tak czy siak… nie warto było ostawać we wsi. Do walki nikt się nie kwapił, a i niewątpliwie niedobitki Szwedów czmychną ze wsi niczym przetrzebione przez wilki stado jeleni. A i nikt przy zdrowych zmysłach nie śmiałby stawać do walki z lichem… czymkolwiek ono było.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 13-03-2018, 17:06   #28
Adr
RPG - Ogólnie
 
Adr's Avatar
 
Reputacja: 1 Adr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputację
Wilczyński gdy tylko usłyszał nadciągające stado i rżenie koni, od razu zmiarkował, że to nie dworscy, bo musieliby mieć sporą stadninę. Były dwie możliwości albo koronny regiment albo szwedzki. Nawoływania w parszywej mowie najeźdźców nie dały złudzeń. Pludraki, cwele w drelichach, pomiot szwargoczacy w psim języku. Jakub pomstował w myślach.

Zguba nad piekielną kompanią zawisła jak groźna chmura, czarna i burzowa. Niechaj nawet lunie. Niech lunie, niech nawet do barchanu przemoczy. Ale zachowaj od utonięcia. Nim pludracy się rozeznają w sytuacji musimy się ratować.

Szybko się Wilczyński zorientował. Tak i szybko polecenia wydawał. Kolasę i konie polecił migiem sprowadzić. Chłopom kazał zaprzysiądz na Boga Ojca i wszystkich świętych, że nie wydadzą iż była tu jakaś kompania. Sądem ostatecznym nad ich chamskimi żywotami miał ich postraszyć, ale od razu przystali na to dictum.

Adamowi specjalne zadanie poruczył.
- Jedź w stronę Lublina. - rzekł Jakub wskazał mu kierunek - Gdybyś tylko jakie niebezpieczeństwo dostrzegł. wracaj do nas z wieściami. Musimy mieć pewność że trakt lubelski czysty, aby uciekając grabarzowi spod łopaty na insze niebezpieczeństwo się nie nadziać.

Miłowit przekazał Wilczyńskiemu listy polecające od starosty. Jakub wcisnął je za pazuchę, aby ich nie zgubić. Potem Cadejeko w las się rzucił odciągając niebezpieczeństwo. Przeto Jakub ku niewiastom zwrócił konia chcąc je ponaglić do wyjazdu.
 
Adr jest offline  
Stary 30-03-2018, 18:11   #29
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację
Nikt przy zdrowych zmysłach nie śmiałby stawać do walki z lichem… czymkolwiek ono było. Może więc Janina przy zdrowych zmysłach nie była wcale bo teraz tępo wpatrując się w ścianę lasu, za którą zniknął Miłowit, jakby dotarła do niej powaga sprawy i bez głębszego pomyślunku spięła konia. Niezbyt się także wyznawała w szybkości zdarzeń dlaczego jakoby przystała na takie rozwiązanie, by Cadejko zgraję Szwedów na siebie ściągnął i pognał w potępiony las. Dlaczego nie zaoponowała, nie powstrzymała go? Zaćmiło jej umysł a teraz tego nieszczęśnika rozerwało na strzępy, rozwlekło flaki po zielonym mchu.
- Niech to szlag - zaklęła Janka mało elegancko i udezyła piętami w bok konia gotowa zagłębić się z leśne czeluście i to, cokolwiek się za nimi czaiło. Jedno było pewne, Miłowita samego nie zostawi choćby taka była jego wola. Chciał tak bo jest szlachetny nader i jej wolał nie narażać. Głupek. Niech to szlag.
Wilczyński widząc, że Janina oczami na las strzela. Drogę jej zajechał, za cugle konia złapał.
- Wstrzymaj się. Widać w twoich czynach, że diabeł Cię pokusił. Zginiesz na marne. A Miłowit... Widziałem jakiej sztuki mu diabeł udzielił; ...pewnie im ujdzie. - skłamał Jakub. Nie wierzył, że Cadajko przeżyje. Ale nie chciał stracić kolejnego sprzymierzeńca.
- Nie wtrącaj się waćpan - Janka sarknęła na Wilczyńskiego. W jej głosie złość mieszała się z rozpaczą. - Jadę za nim.
- Janeczka - Ałtyn zsunęła się z kozła, skąd przed chwilą ostatnie szeptane dyspozycje wydawała Marynie i chłopom, że kłamać mają, że kompaniji nigdy tu nie było, łupy poukrywać a konie wyłapane Szwedom oddać i twierdzić, że licho wszystkich pludraków rozwłóczyło.
Za strzemię Jankowego konia pochwyciła.
- Janeczka, sam prędzej radę sobie da niże z tobą - rzekła cicho i z naleganiem. - Bieżać nam trza, by powróciwszy, nas z niewoli wyciągać nie musiał.
- Przestańcie oboje - Janka zamachała rękami jakby chciała od siebie odepchnąć ich argumenty i dobre rady. - Po co mi oczy mydlicie fałszywą nadzieją, przecież on tego nie przeżyje, dureń. Zdecydował za mnie, nawet o pozwolenie nie zapytał. Jak go znajdę to mu wytłukę ze łba by tak niewiasty lekceważyć.
Tyncia pokiwała główką skwapliwie, jednocześnie łapiąc za pasek popręgu.
- Dureń, ale jeszcze durniejszy, kto teraz za nim pogna.
- Mądrość nie była nigdy moją mocną stroną - Janka miała dość faktu, że wszyscy za nią decydują. Najpierw Miłowit a teraz Ałtyn wespół z Wilczyńskim. Potraktowała konia ostrogami by wyrwać się z potrzasku a choć mądrości może i jej teraz brakowało to nadrabiała panowaniem nad koniem bo jeździec był z niej zawsze doskonały.
- Na zad - krzyknął Wilczyński próbując ściągnąć konia Janiny, coby nie stratował, nie nastąpił na Tyncię odepchniętą lekko przez zrywającgo się do galopu konia szlachcianki. W jego chorągwi zdarzały się podobne przypadki. Kiedy żołnierz dostał wiadomość o śmierci żony lub ojca nieraz chciał rzucić się samobójczo na wroga. W ten czas druhowie różnych sposobów się imali, coby go z szoku wyrwać. Krępowali nieszczęśnika, w pysk lali, pięścią lub gorzałką, by choć część złych myśli od niego odsunąć. Ale cóż tu robić skoro wyrywa się nie żołnierz, a panienka delikatna i harda zarazem. Wilczyński nie wiedział, przeto sprawę postanowił zostawić Ałtyn.

Gdy tylko posiłki Szwedów pojawiły się na horyzoncie Miszka wiedział, że nie mają dużo czasu. Zaczęły się pojawiać pierwsze promienie słońca, ruszył więc czym prędzej kryjąc się w długich pasmach cienia do miejsca gdzie zostawił swoją klacz. Gdy dosiadł konia ruszył do towarzyszy. Zdziwiła go sytuacja którą zastał, bał się czy nie poczęli uciekać bez niego, okazało się jednak, że z nieznanych powodów panna Janina uparła się by ruszyć w sam środek rzezi, której odgłosy dobiegały z lasu. Nigdzie też nie było widać Cadejki.
Nie było na co czekać, kozak wspiął się na grzbiet swojej Siwki i ruszył ku pędzącej Janinie, która z coraz większym trudem utrzymywała się na koniu, z którego grzbietu. Nie było to łatwe, gdy siodło ześlizgiwało się wierzchowca razem z właścicielką. Janina spadła z grzbietu końskiego, po kilku metrach upadając na ziemię i przetaczając się po glebie. Nie poniosła większych obrażeń, poza obitymi pośladkami i obitą dumą. Kozak miną Tyncię podtrąconą przez Janinę i nieco zdezorientowanego Wilczyńskiego. I zbliżył się do wstającej dziewczyny obejmując ją ramieniem i chwytając ją w galopie. Uniósł dziewczynę i ruszył dalej w kierunku Lublina. Acz Janka choć nieco oszołomiona nie była austriacką arystokratką, tylko pełnokrwistą szlachcianką z Kresów.
Janina była wpierw zbyt oszołomiona by zaregować. Najpierw rymnęła o ziemię by zaraz kozak ją porwał w przelocie i przed sobą na siodle usadził. Koń galopował na złamanie karku i nijak nie mogła się ruszyć. Wierzgnęła co prawdę parę razy ale gdy zrozumiała, że Żmajło siłą ją znacznie przewyższa ugryzła go w ramię. I nie była to walka raczej spontanicznie wymierzona kara bo nic innego na tą chwilę zrobić nie mogła.
Wilczyński ze zdziwieniem obserwował poczynania Kozaka, który gnał na złamanie karku z pochwyconą szlachcianką.
- Nic Ci nie jest pani? - Jakub zwrócił się do Ałtyn.
Ta pokręciła tylko przecząco głową, na siodło co na ziemię zleciało wskazała smukłym paluszkiem.
- Na kolasę mości Wilczyński wrzuci i ruszajmy.
Wilczyński skoczył siodło dał do kolasy wedle prośby. Na jabłko klacz kozaka zwabił, za kolasą na luźny uwiąz wziął i przytroczył. Po czym ruszyli na Lublin. Jakub bacząc co jakiś czas czy Szwed jaki za nimi nie jedzie. Ci jednak nadal w młodniku przebywając(i w karczmie) byli zbyt zszokowani by na przybyszy uwagę zwracać.
 
Asenat jest offline  
Stary 30-03-2018, 19:00   #30
Adr
RPG - Ogólnie
 
Adr's Avatar
 
Reputacja: 1 Adr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputacjęAdr ma wspaniałą reputację
Wszyscy

Adam powrócił szybko, zatrzymał konia przed kompanią i poinformował, że droga na Lublin czysta jest. Nie było więc co czekać, noc już się kończyła, a Szwedzi zaczynali zbierać się do kupy. Nie było co tracić czasu. Wyruszyli więc pośpiesznie drogą na Lublin, by jak najszybciej się oddalić od tej wioski. I to się udało. Wkrótce wioska została wspomnieniem i przed podróżnikami rozciągała się błotnista droga prowadząca na Lublin i lasy ją otaczające. Konie truchtały po drodze, kolasa kołysała się na wybojach. Słońce zaczęło przebijać się przez listowie wchodząc nad Ziemią. Nowy dzień, nowe możliwości… stare zmęczenie.

Kompania miała za sobą pełną emocji i wysiłku noc. Bezsenną noc i teraz zaczęła płacić za to. Oczy się zamykały same i myśli się rwały. Szybko się okazało, że trzeba będzie gdzieś rozbić obozowisko, bo żadnej karczmy nie było widać na “horyzoncie”. Na szczęście w końcu, natrafiła się polana. Może nie duża i nie idealna, ale wystarczająca by rozpalić ognisko i odpocząć.

Janina zmęczona podróżą i wycieńczona całą sytuacją zsunęła się z siodła i gdy buty kozaka huknęły takoż o ziemię, szlachcianka bez zastanowienie uderzyła go z otwartej dłoni w twarz.
- Nie masz prawa waćpan mi dyktować co mam robić a co nie, słyszysz? Pochodzę ze znamienitego rodu. Jeśli nawet śmierci się pcham pod topór, to nie twoja w tym rola by mnie pouczać!

- Żaden ze mnie waćpan, panienko- rzekł spokojnie kozak. -Rób sobie co chcesz, ale pamiętaj, żeś nie sama w tą podróż wyruszyła i nie masz prawa narażać życia tych którzy są Ci przychylni. Zauważyłem, że mości Cadejko jest Ci bliski, ale wierzaj mi, bystry to człek i na pewno wiedział co czyni, nie wiesz co miał w głowie i mogłaś mu swoim towarzystwem plany popsować. Nie stawiaj, też na nim zawczasu krzyżyka, bo coś czuję, że może Ci on jeszcze do nas powrócić. - kozak rozmasował piekący policzek i obrażony udał się z łukiem w kierunku lasu mając nadzieję, zjeść na kolację dziczyznę.


Przytrafiło się kompanii miejsce sposobne, nadające się na obozowisko. Na popas w drodze nie stanęli w pośpiechu uciekając ze wsi przez to konie były już umęczone i ludziom trzeba było nieco wytchnienia. Wilczyński wespół z Żydem zajął się służebnymi zajęciami. Nie licowało to, co prawda że szlacheckim usposobieniem do wydawania rozkazów i wymuszeniem posłuchu, ale jako żołnierz nie raz Jakub musiał sam dbać o konie, ognisko czy przysposobienie obozowiska do noclegu. Poszli nieco w las, chrust zbierać.

- Ależ kozaczyna w pysk od szlachcianki zebrał - zaśmiał się Adam.
- A tyś nigdy niewieściej złości na facatę nie przyjął? - zgromił go pytaniem Wilczyński.
- A pewnie, że wziąłem, ale w przyjemności… Kiedy dotarłem i rozdarłem jej hymen. - uśmiechnął się Żydek z rozmarzeniem.
- Hymen - zaśmiał się Wilczyński. - Trza Ci było pozować na uczonego abo poetę. A ty jak na złość chcesz się do wojennego rzemiosła się przyuczać.
Litwin też zarechotał słysząc żart Jakuba zajęty koni oporządzaniem.

Potem przyszło ognisko sposobić, za co się Rimas zabrał. A kiedy już ogień udało się rozpalić, że iskry furgały w powietrze. Zwrócił się do niewiast coby jakiejś strawy ważyły. Okazało się, że część polany jest świeżo karczowana. A drwale zostawili sporo gałęzi przydatnych do zbudowania siedziby, co by od chłodu jesiennego podróżnych uchroniła. Jakub umyślił ex promptu* (naprędce, bez przygotowania) postawić kolibę albo jak mawiają szałas.

Obaczywszy, że Janina rozbita, a reszta zdaje się, o warzeniu strawy pojęcia nie miała ni ochoty na to, przejęła Tyncia cichutko niepodzielne władztwo nad kociołkiem i zapasami spyży. Polewkę gotować poczęła, z kaszy i cebuli, gęsto okraszoną baraniną. A że nikt jej się nie wtrącał, często a gęsto dosypała hojnie ziół ze swych zapasów. Zapach z garnka szedł ostry, łzy wyciskający, bo jak wszyscy Karaimi, lubiła sobie Tyncia podjeść suto, tłusto i konkretnie w smaku.

I zapachem kusiła k’sobie i kociołku. Byli wszak aktywni całą noc o pustym brzuchu i cały poranek. Byli zmęczeni i byli głodni...i zapachy dochodzące z kociołka wabiły niczym świeca ćmy. I nawet jeśli ich kubki smakowe nie nawykły do szlacheckiej kuchni: “pieprzno i szafranno moja mościa panno” to burczące brzuchy nakłaniały do wyrozumiałości co do talentów kucharskich Tynci. W każdym razie Rimas się nie zamierzał krępować i po oporządzeniu koni Litwin ruszył do swej pani, a jego śladem podążył żydowski pacholik Jakuba. Na wszystkich zresztą odbijało się zmęczenie i głód. I nawet u pogrążonej w rozpaczy Janiny potrzeby ciała zaczęły się dopominać o spełnienie.

Pokrzepiwszy się nieco, Tyncia zleciła obowiązek oskrobania i wypiaskowania kociołka Rimasowi, sama zaś opowiedziała się Wilczyńskiemu, że ona pierwszą wartę weźmie, bo i tak modły i czytania swoje odprawić musi.


Fame est peius quam dolor. Głód jest gorszy od bólu. Przeto Wilczyński podjadł nieco i pasa zluzował. Do ogniska poszedł, aby listy przejrzeć i zafrasował się widząc adresata jednego z nich. Zęby zagryzł i zazgrzytał jak to zwykł w gniewie czynić. Wzrokiem nienawistnym lustrował pismo i już miał cisnąć listem w ogień. Kiedy nadeszła Ałtyn i do pierwszej warty się zgłosiła.
- Straciliśmy czas potykając się ze Szwedami. - zwrócił się do karaimki dając do zrozumienia, że parę słów chce jej powierzyć - Ani na piędź nas to nie złożyło do celu.

- Zerknij pani - podał Ałtyn list. - do kogo śle listy pan starosta przez nasze ręce. Jeśli wierzyć, że to listy polecające to starosta do króla szwedzkiego nas posyła. Gdyby w Małopolsce panowie szlachta taki list dostali to pieczęć by od razu złamali, bo zdrajców ojczyzny wśród szlachty jest wielu. Ale przyjdzie czas rozliczeń. W ten czas tacy, co ze Szwedami są w komitywie przed trybunałem odpowiedzą za zdradę. Wielce mi się ten list nie podoba i wahałem się czy nie cisnąć nim w ogień. Ale tyś pani rozsądna, sine ira et studio, rozsądź, co z nim uczynimy. Bo jakem zdążył się rozeznać główkę nosisz nie od parady.

Po chwili Jakub podjął gadkę znowu:
- Miłowit nam tego nie powiedział, a może nie trzeba było Szwedów bić. Jeno za Karolusa przyjaciół się podać- tu Wilczyński splunął z pogardą. - Listem oficyjerowi się okazać i jego przychylność zdobyć. Dowiedzielibyśmy się jak sprawy w Lublinie stoją. A może i o inszych sprawach. A tak ryzykowaliśmy życiem dla chłopów, u których wdzięczność jest płocha jako te pchły, co to skaczą z jednego groźnego psa na drugiego.

- Miłowit próbował sprawę polubownie rozwiązać - przypomniała Ałtyn, dłonie w szmatkę z rękawa dobytą obtarła i list wzięła, obejrzała pieczęć i pismo pod światło podniosła, obadując, czy się tym sposobem litery jakoweś bez otwierania nie objawią. Pergamin jednak był zbyt gruby, lubo pismo zbyt drobne. - A mości Wilczyński niech sobie w brodę nie pluje. Rzeczy, które stały się już i nie odstaną się żałować nie warto. Czynów, co z porywów szlachetnego serca wypłynęły żałować nie należy nigdy. Nigdy też nie wiesz, czy dobro dobrem nie wróci. Ja w to wierzę głęboko. Sprawiedliwym trzeba być, panie Wilczyński, od nieszczęścia maluczkich oczu nie odwracać. Po toś się boskim osądem urodził silny, by zobaczywszy, ręce mocarne w ruch puścić.

List na podołku złożyła, zapatrzyła się w ognisko, a zdało się Wilczyńskiemu, że na płomienie i żar spogląda jak matka na dokazujące pacholę, z czujną uwagą, ale i miłowaniem nieprzebranym. Zaraz jednak wrażenie znikło, bo Tyncia z pewnym wahaniem małą rączkę położyła na prawicy szlachcica w pocieszającym geście.

- Świat pełen jest kłamców, mości Wilczyński, a gęba każdego pełna łgarstw. Tak się składa, że miałam ci ja rozmowę z Ludmiłą o Szwedach. I ochmistrzyni zarzekała się, że fortuną swą ona i starosta przy Rzplitej, nie przy Szwedach widzą. Tedy skłamali, ona mnie lub starosta w tymże piśmie. Masz waści rację, że cuchnący ów list. Schowaj go głęboko i nie pokazuj byle komu, bo i nas na szafot równie łacno przywieść może jak i pomocnym być w naszej sprawie. Jeśli uznasz, że wiedzieć nam trzeba, co w piśmie stoi… są sposoby, by pieczęć zdjąć i przykleić na nowo. Jeno zręcznego człeka trzeba, co zgrabnie rozgrzanym drutem operować potrafi. Dowiemy się jednakże tylko tego, co napisano… a jaka prawda? Ja rozsądzić potrafię, gdy kto mówi, zali łże, lecz papier, mości Wilczyński, papier wszystko przyjmie bez rumieńca wstydu.

Westchnęła Tyncia cichutko i list oddała, dłonie zaplotła wdzięcznie.
- Są ziomkowie moi w Lublinie. Nie widziałam ich nigdy, lecz mało nas w Rzplitej i wiemy, kto gdzie sadybę ma swoją. Pod Lublinem niejaki Yigit sady ma czereśniowe. W samym mieście Ayaz z małżonką i synami dwoma warsztat prowadzi powroźniczy. Jest i Kerem, co kupcem jest bławatnym… ich rozpytać możem, a i gościny nam nie odmówią. Lecz w pamięci miej, że im kto większej pomocy udziela, tym większej wdzięczności prawo ma wyglądać. Jeśli ziomkowie moi w potrzebie, ja pomogę. Ja Karaimka i mnie mus. Tobie nie.

Wilczyński przyglądał się karaimskiej wdowie, która jakoś dziwnie zapatrzyła się w ogień. Coś się za tym spojrzeniem kryło, ale Jakub nie miał pojęcia co to było. Już miał zadać pytanie, gdy Ałtyn zbiła go z pantałyku. Po tym co mu powiedziała zależał mu nieco gniew, który mu krew zagrzał. Ale mowa Ałtyn nieco Jakubowe sumienie ruszyła. Tylko czy w jego przypadku na pewno był to poryw szlachetnego serca. Wilczyński szlachetności swego serca nie był pewien. Mateczka wojna sprawiła, że serce miał zatwardziałe. Krzywda chłopów go nie poruszyła. Gdyby nie kompani może nie ruszyłby na pomoc chłopom. Dworski poeta rzekłby że serce żołnierza jako ogród nie pielony, zarośnięty chwastami i chaszczami. Bo jak człowiek prawy i szlachetny z niczym nie zwichniętym sumieniem mógłby się śmiać i żartować z Żydkiem gdy dopiero co szwedzkich grasantów ukatrupił.


Janeczka odkąd wysłuchała kazania kozaka przycupnęła pod drzewem, ramiona splotła na piersi i zdawała się na cały świat obrażona. Oczy raz po raz wilgotniały ale usilnie starała się nie rozpłakać. Po strawę się też nie zgłosiła mimo iż burczało jej w brzuchu a aromaty z Ałtynowego kociołka zalewały jej usta nadmiarem śliny.

- Miłowit postąpił słusznie - odezwała się naraz Domaszewiczówna jakby broniła skazanego na stryczek. - Ty byś wolał mości Wilczyński ze szwedzkim tałatajstwem pertraktować i patrzeć spokojnie jak gwałtem polską wieś biorą? Ja w ogóle podważam zasadność tej misji jeśli ona zakłada by się ze Szwedami bratać, a oko przymykać na wszelkie niegodziwości jakie będą naszym rodakom wymierzane. Ja nie wiem czy jakikolwiek skarb jest wart zdrady.


- Nie turbuj się panienko - rzekł Wilczyński do Janiny - Niemiły mi Szwed wielce. Ale nasza siła bojowa mała, by świat zbawić i każdego pokrzywdzonego obronić. Tak można jeno męczennikiem zostać. Proponowałem Miłowitowi, że pachołków zabierzemy, opłacimy i pójdziemy z większą siłą. Wtedy można by z się potykać i bronić ludzi. Ale mi rzekł że to misja delikatna i w oczy mamy się nie rzucać. A Szwedów atakując właśnie zwróciliśmy na siebie uwagę. Starosta mówił, że oczekuje że będziemy jak lis chytrzy. Szwedów nienawidzę i dałem temu wyraz zabijając.


- I rację miał pan Cadejko, rozumnie odradzał - wtrąciła Tyncia zdecydowanie. - Więcej hajduków i sług, więcej oczu, co zobaczyć mogą, co nie powinny. A wierność za złoto kupiona niewiele w tym przypadku warta… Janeczko, zjedz ty coś. Likieru nie chcesz może?
- A likieru chętnie - odparła Janeczka przysiadając się do Karaimki i pociągnęła ochoczo z bukłaczka.
- Smutki mi zapić trzeba.

 

Ostatnio edytowane przez Adr : 30-03-2018 o 19:23.
Adr jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:09.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172