|
Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
13-03-2019, 10:26 | #241 |
Reputacja: 1 | Raf i Fowler dotarli do muru zewnętrznego, za sobą słyszeli odgłosy walki. Wdrapali się i z góry dostrzegli jak obcy facet pokryty korzeniami do spółki ze Skorpionem masakruje shokana. Najwyraźniej zawarli chwilowe porozumienie. Do walki dołączyli strażnicy, Skorpion kosił ich jak zboże, druid w ciężkim boju położył dwu. Kimberly skoczyła na leżącego shokana i pocałowała go. Przynajmniej z tej odległości tak to wyglądało. I chyba mu się to nie spodobało, bo gdy odskoczyła z rykiem złapał się za twarz i miotał po ziemi aż znieruchomiał. Dwu strażników biegło w jej stronę, ta jednak szybko zerknęła na druida po czym… zniknęła. Strażnicy stanęli zdezorientowani. To wystarczyło by nagle wyrastający z ziemi korzeń wypatroszył jednego z nich. Drugiemu wbił się harpun w potylicę, a potężne szarpnięcie oderwało mu głowę. Bezgłowe ciało strażnika padło na ziemię. - Wyzwałeś mnie - powiedział Skorpion odwracając się w stronę Artahana. - Zaiste - odparł druid. - Więc kontynuujmy. John ruszył cieniami ścigając uciekające dziewczyny. Nie było jak im odciąć drogi, musiał by przeskoczyć mur wewnętrzny i pobiec dziedzińcem. Widział jak Kendra z siostrami biegły w kierunku miasta, obiegając dziedziniec otoczony murem z prawej strony. Przez mur przeskoczyło dwóch shokanów, ale nie przetrwali zmasowanego ostrzału. Strażnicy przechodzący przez mur nawet nie zdążyli przejść do końca, gdy jedna z nich rzuciła im granat. Zatrzymało to je tylko na chwilę, John zdążył nadrobić kilkadziesiąt metrów. Ale był świadom, że za nim podąża jeden z shokanów. Na razie utrzymywał dystans, ale to może nie trwać wiecznie. Nagle Fowler i Raf poczuli silny podmuch i szum jakby wiatru. Odwrócili się jednocześnie. Szczyty drzew w dżungli kładły się pod podmuchem. Kilka metrów nad nimi wisiał czarny helikopter. Maszyna odwróciła się bokiem i w jej drzwiach, trzymającego się poręczy zobaczyli Jaxa. Chciał coś do nich krzyknąć, ale jego spojrzenie powędrowało w bok, a usta ułożyły się w słowa “O kurwa”. Ognista kula trafiła w tylny wirnik, helikopter obrócił wokół własnej osi, a potem zniosło nad dżunglę. Jax i Sonya wyskoczyli wpadając w korony drzew. Pilot próbował chwilę ratować maszynę ale ta przechyliła się i kosząc wirnikiem gałęzie zniknęła między drzewami. Sekundę później nastąpił wybuch. |
17-03-2019, 09:28 | #242 |
Kapitan Sci-Fi Reputacja: 1 | Fowler był wewnętrznie rozdarty. Z jednej strony czuł dziką radość na widok ginących w cierpieniu shokanów, tak podobnych do tego, który wpakował go do klatki, z drugiej wolałby żeby to oni rozprawili się ze Scorpionem. Zdawał sobie oczywiście sprawę, że to niemożliwe, dlatego za kolejną miłą niespodziankę uznał tego szalonego brodacza, który najwyraźniej zamierzał się zmierzyć z demonem w pojedynkę. Takiego prezentu nie można było zmarnować. |
22-03-2019, 09:22 | #243 |
Reputacja: 1 | Za kim tu iść? No za kim? John ruszył za bliźniaczkami i, o ile Rafał dobrze rozumiał, nie przerwie tego pościgu nim ktoś nie padnie trupem. Za nim pędzili wieloręcy. Fowler ruszył pędem w dżunglę. Sądząc po kierunku kierował się w stronę obozowiska. Ich niespodziewany sojusznik wdał się w walkę z ninja osą. Strażnicy przełazili już przez mur. W powietrzu unosiła się zasłona dymna więc dziennikarz nie mógł w pełni polegać na swej percepcji. Ale to co widział wystarczało. Nie czekając (nec hercules...) Krzeszewski pognał w tropikalny las wybierając kierunek odwrotny do agenta Doe i jakieś trzydzieści stopni na lewo od Sagary. Dziennikarz zapamiętał kierunek prowadzący do obozu i zaczął intensywnie przebierać nogami. Przynajmniej jednemu z nich musi udać się wymknąć. Gałęzie i liście, liany i kwiaty, mchy i porosty, wszystko to utrudniało Rafałowi ucieczkę smagając go po twarzy, czepiając się ubrania, chwytając za nogi. Odwieczna pieśń lasu deszczowego: przenikliwe krzyki małp, melancholijne pokrzykiwania ptaków, rozmazane w pędzie barwy dżungli. Chwilę później Raf był już sam na sam ze swoim chrapliwym oddechem. Biegnij, Lassie, biegnij! |
22-03-2019, 10:32 | #244 |
Reputacja: 1 | John kontynuował pościg starając się nie zostać zauważony ani przez "siosty", ani przez strażników. Liczył, że sześcioręcy spróbują odciąć drogę dziewczynom i uda mu się cokolwiek dowiedzieć, jednak zawsze brał poprawkę na własne bezpieczeństwo. Fakt, że "jego" ochrona trzymała się na dystans mogło znaczyć, że idzie prosto w pułapkę, dlatego gdy kolejnym razem skrył się w cieniu użył swoich zdolności, by przenieść się do kolejnego wolnego miejsca i zgubić idącą za nim ochronę. |
25-03-2019, 13:11 | #245 |
Reputacja: 1 | John przemyka od cienia do cienia. Mijając rozstrzelanych shokanów zauważył, że jeden jeszcze żył. Próbował wstać, ale po ranach było widać, że jego czas skończył się, tyle że on jeszcze tego nie zaakceptował. Ich spojrzenia się spotkały. Shokan skrzywił się i wycharczał: - Zabij… je… wszystkie… plaga… - nie dokończył, padł na twarz i znieruchomiał na zawsze. Szpieg ruszył dalej. Kendra z siostrami dotarła już do bramy do miasta. Tylko kilka strzałów. John, gdy tam dotarł zobaczył trzech martwych strażników. Wyjrzał ostrożnie za bramę. Dziewczyny biegły ulicą, fachowo osłaniając się nawzajem. Na końcu ulicy wznosiły się schody, na oko ze trzy piętra w górę. Na ich szczycie znajdował się wielki gmach. Na myśl przychodziło tylko jedno słowo: świątynia. Fowler zagłębił się między drzewa. Przez chwilę się zastanawiał czy dobrze zrobił. Na miejscu katastrofy śmigłowca mógłby uzupełnić stracony ekwipunek. Przynajmniej częściowo, a jeśli apteczka była porządnie wyposażona to i całkowicie. Ale rozważania przerwało wrażenie czyjejś obecności. Fowler zamarł nasłuchując, ale jedynie wiatr i odgłosy dżungli dochodziły do jego uszu. Tylko instynkt podpowiada mu że nie był sam. - Nie obawiaj się wędrowcze, przybywam w pokoju - powiedział ubrany na szaro zamaskowany osobnik. https://i.pinimg.com/originals/d0/1b...fa2a7bf9cf.png Fowler momentalnie rozpoznał Lin Kuei. Raf także zagłębił się w dżunglę. Po kilkudziesięciu krokach spostrzegł, że ktoś go ściga. Szybka, lekkostopa osoba. Z boku też dostrzegł kogoś. Kogoś bardziej masywnego. Liany i gałęzie chłostały go po twarzy. Nagle poczuł jak noga mu więźnie mu pod jakimś korzeniem. Przetoczył się przez bark, świadom że zgubił but. Wstawał, gdy ktoś wjechał w niego i powalił scyzorykiem. Szczeknęła broń. Najpierw widział czerń lufy, ale po sekundzie oczy skupiły się na muszce i podążały nią dalej, wzdłuż pistoletu, na kobiecą dłoń, potem ramię. Które było przytwierdzone do barku. Na owych barkach kobieta nosiła głowę. I to że zdumiewająco znajomo wyglądająca twarzą. Sonya. - Co jest grane? Przed czym tak uciekasz? - zapytała. |
25-03-2019, 15:41 | #246 |
Kapitan Sci-Fi Reputacja: 1 | - Ciężko w to uwierzyć - odparł Fowler przez zaciśnięte zęby. |
25-03-2019, 16:27 | #247 |
Reputacja: 1 | - Poszukuje dwójki towarzyszy - odparł Lin Kuei - Nasz samolot eis rozbił i ich na spadochronach zniosło w tę stronę. Jeden był czarny i wredny, a drugi wygadany i miał zdarte czuby przy wyjściowych butach. Zapewne potrzebują pomocy. |
25-03-2019, 17:51 | #248 |
Kapitan Sci-Fi Reputacja: 1 | - Więc ich szukaj, skoro taki z ciebie dobry samarytanin - warknął Fowler. - Czego ode mnie chcesz? Liczysz, że będę z tobą biegał po dżungli? Mam własne problemy - mimowolnie zacisnął obie pięści. |
26-03-2019, 10:51 | #249 |
Reputacja: 1 | - Twoje problemy, zaraz mogę się zrobić większe - odparł Lin Kuei - Zadałem proste pytanie i oczekiwałem uprzejmej odpowiedzi. Wziąłem cię za wojownika, a widać jesteś spanikowanym zwierzęciem umykającym w popłochu. |
26-03-2019, 12:26 | #250 |
Kapitan Sci-Fi Reputacja: 1 | No i przesadził. Fowler z trudem powstrzymywał się przed zrobieniem czegoś głupiego, ale właśnie ogromna kropla przelała kielich goryczy. Trudno. Jeszcze jeden skalp Lin Kuei do jego kolekcji. Wolnym krokiem ruszył w stronę zamaskowanego wojownika. Jego oddech był spokojny, rytmiczny, ruchy pewne. Podszedł do przeciwnika na odległość kroku. Stał tam przez chwilę wyprostowany, wziął głęboki wdech i gdy wydawało się, że właśnie przemówi... Zadał cios. Ostatnio edytowane przez Col Frost : 26-03-2019 o 23:15. Powód: walka! |