- Dużo wiesz, nawet jak na boga - Fowler niezauważalnie skinął głową Raydenowi. Zawahał się. Nie był pewien czy chce odpowiadać na zadane pytanie, a w zasadzie był pewien, że nie chce. Jednakże zapewne nie uda mu się oszukać boga, a na brak jakiejkolwiek reakcji bóstwo może zareagować różnie. Zresztą to bóstwo może się okazać pomocne. - Co zamierzam? Zamierzam robić to w czym jestem najlepszy, zabijać. Na razie jednak, skoro Quan Chi wie gdzie jestem, muszę opuścić to królestwo i przyczaić się w innym.

John czuł się źle z faktem, że poniekąd przez niego i Tonga ściągnęli na ziemię kłopoty. Przez chwilę przysłuchiwał się rozmowie czekając na plany Fowlera.

- Ucieczka nie jest rozwiązaniem. No, chyba, że masz fetysz zaszczutego psa, ale w każdym innym razie lepiej jest w ten, czy inny sposób walczyć o swoje. - skomentował pomysł Fowlera. - Na tyle, na ile znam Quan Chi, to jest on cierpliwy, pozwoli ci pomyśleć, że uciekłeś, uśpi czujność. Na twoim miejscu nie oczekiwałbym znalezienia permanentnej kryjówki.
Doe jak zwykle nie wyrażał żadnych emocji względem swojego rozmówcy, dlatego gdy dzielił się radą, można było mieć pewność, że jest szczera.

- Co do dalszych planów, to trzeba powstrzymać Topaz! Martwi mnie tylko to, że każdy może sobie tu ot tak się pojawić. Czy nie ma jakiś zasad, że taki Skorpion czy inny wysłannik nie ma prawa przekroczyć bram naszego świata? - spytał Raydena.

- Dzięki za radę, Johnie Doe - zwrócił się do czarnoskórego. - Sam uważam dokładnie tak samo. Nie szukam nowego domu, ucieczka to pozostanie w nieustannym biegu, a muszę w nim pozostać dopóki nie zyskam wystarczającej siły by oddzielić obmierzły blady łeb Quan Chi od reszty jego ciała.

- Interesujący pomysł - zauważył Raf. - Jak rozumiem przejście do innego świata jest tak łatwe jak wychylenie browarka. Wystarczy znać lokalizację portalu czy może potrzebna jest wiedza bardziej złożona? Ale wszystko po kolei. Najpierw Makao, a potem może powędrujemy w inne królestwa. Gorąco cię zachęcam, Fowler, żebyś nam jeszcze potowarzyszył. Bardzo z ciebie sympatyczny facet, bardzo otwarty. I masz wiedzę, którą niewielu śmiertelników może się poszczycić.

- Nikt w tym królestwie nie posiada większej wiedzy niż obecny tu Lord Rayden - tym razem Fowler wyraźnie skłonił się przed ziemskim bogiem. - Jeśli okaże mi swoją pomoc, niedługo tu zabawię. Wy przyciągacie wiele niepotrzebnej uwagi: shokanie, zaterranie, kreeyanki, Lin Kuei. I chociaż chętnie pozbawiłbym życia kilku z tych ostatnich to muszę wziąć pod uwagę, że przebywanie z wami jest jak stanie w blasku reflektora, a ja muszę znaleźć się jak najszybciej w cieniu. Tam mam największe pole manewru.

- Nie próbuj mnie zwodzić Raydenie. Waszym wrogiem jest Shao Kahn, nie Quan Chi - warknął zabójca, po chwili jednak dodał łagodniejszym tonem - Ale jeśli ta cała Rubinstein potrafi otworzyć portal to warto ją odwiedzić. Jeśli się do niej wybieracie mogę wam towarzyszyć... chwilowo.

- I tenże wojownik wyeliminował innego wojownika walczącego dla imperatora - odparł Fowler. - Parszywego Lin Kuei. Czy ich też zaliczasz do wrogów swojego królestwa? A jeśli tak, to dlaczego jeszcze żyją?