Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 21-08-2019, 18:01   #511
 
Noraku's Avatar
 
Reputacja: 1 Noraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputację
Esmond, tak jak wcześniej, zajął miejsce za barem. Miał co prawda zamiar ruszyć z Aximem i Walikirią, ale ta ostatnia nie życzyła sobie jego obecności, można więc było zająć się czymś innym. Na przykład zadbać o uporządkowanie pokojów, których lokatorzy już nie wrócą. Wypił łyk wina ku pamięci tych, co już nie wrócą, a potem zabrał się za obserwowanie tego, co się dzieje w karczmie.

Learune wiedziała, że musi udać złożyć raport i spotkać się z Mistshieldem. Powoli zakręciła winem w swym kielichu spoglądając na kręcących się po karczmie towarzyszy. Fakt, że w końcu miała na sobie jedynie tunikę, a u pasa krótki miecz sprawiał, że czuła się lekko i swobodnie. Po kilku tygodniach w uzbrojeniu, obarczona taką ilością ekwipunku jaką tylko była w stanie unieść, była to zaprawdę przyjemna odmiana. Rozważała czy wielkim lenistwem jest, że pozwalała sobie na ten odpoczynek.
Kłos z kolei siedział przy jednym ze stolików i kreślił coś szybko, z wolna popijając piwo. Po chwili rozejrzał się i zwęził oczy, gdy jego wzrok padł na Laerune. Hmpfnął pod nosem i przeniósł się do jej stolika, chowając papiery i starając się nie rozlać piwa.
- Miałabyś coś przeciwko gdybym… obejrzał twój nowy miecz i ten zdobyczny pancerz w wolnym czasie? - Powiedział wprost i zastanowił się nad tym co powiedział i zaśmiał się, z lekkim zażenowaniem wplatając palce w brodę. - To chyba nie było zbyt uprzejme. - Dodał i upił mały łyk.
Elfka pokręciła przecząco głową, upijając po chwili nieco wina.
- Nie mam nic przeciwko… tylko po co? - Spojrzała nieco niepewnie na Kłosa.
Kłos spojrzał na elfkę z niezrozumieniem.
- To oczywiste, żeby poznać ich strukturę, wykonanie, materiał, schemat wykonania. Wyglądają porządnie na pierwszy rzut oka, nawet lepiej, zawsze warto się zapoznać z takimi efektami wcześniej, zwłaszcza, gdybym musiał je kiedyś naprawić, albo przekuć. - Powiedział Raileyn.
- Och… to oczywiście. Czy mogłabym cie wobec tego prosić o ich naostrzenie? Te walki dały się mej broni we znaki. - Learune westchnęła ciężko. - By trzeba było mieczem przerąbywac się przez drzwi… to nie siekiera.
- Pewnie, zajrzyj do mojego wozu w wolnej chwili i zajmę się nimi wtedy od razu, chyba, że będę akurat coś kuł. - Powiedział z uśmiechem.

Balkazar, stojący przy barze, przysłuchiwał się wymianie zdań. Ruszył nagle w kierunku wyjścia jakby sobie o czymś przypomniał. Chwilę później do karczmy wparowała charakterystyczna sylwetka zakapturzonego alchemika. O tyle o ile w środku nie wywoływał już żadnego poruszenia, to jego twarz, a w szczególności wężowe oczy, zwracały wiele uwagi na ulicach miasta. Uwagi której wolał nie przyciągać. Wypatrzył w tłumie Kłosa i skierował się do niego zdecydowanym krokiem.
- Dz-dzień dobry. P-pani Laerune, Raileyn - rzucił na powitanie i wyciągnął z kieszeni płaszcza ciężki mieszek. Postawił go na stole przed kowalem z ciężkim tąpnięciem złota. - Z-za miecz - wyjaśnił krótko - D-dobrze się spisał - dodał i zrzucił z ramion plecak, stawiając go na ziemi, obok stołu. Wspomniane ostrze wystawało ze środka, widać alchemik nie miał zamiaru już z niego korzystać, bowiem jego miejsce u pasa zajmowało o wiele krótsze, ale równie morderczo wyglądające ostrze. Mandragora przysunął sobie krzesło i klapnął na nie, dając znać obsłudze żeby przynieśli piwo. - P-planujecie dalej p-pracować z walkirią?
- Zależy kiedy, trzeba odpocząć, sprawdzić co dobrego tak naprawdę ze sobą przynieśliśmy, jak będzie się zmieniać sytuacja. Ubytek smoka i króla goblinów to całkiem niezłe rezultaty jak na jeden wypad… chociaż jak to na wojnie, niestety ponieśliśmy niepowetowane straty. - Zasępił się rzemieślnik i upił spory łyk piwa.
Mandragora pokiwał głową, ciężko było planować coś więcej nie wiedząc jeszcze nic o zbliżających się zadaniach.
- Ja w-wiem tylko że n-nie chcę wracać z-za alembik. P-powiesić się można d-destylując d-duperele dla bogaczy całymi dniami. Już w-wolę ryzykować życiem - przedstawił swoje stanowisko i spojrzał na drowkę -A t-ty pani?
- Każda kolejna potyczka doskonali nas i umacnia - Powiedziała Learune przyglądając się z zaciekawieniem alchemikowi. - Już dawno temu zdecydowałam się na drogę miecza, czy to pod dowództwem Walkirii czy kogoś innego.
Alchemik pokiwał głową, rozumiał potrzebę samodoskonalenia się, choć droga drowki niekoniecznie mu odpowiadała. Dla niego ciało było ograniczone i doskonalenie go “normalnymi” metodami było zbyt czasochłonne.
- R-rozumiem. Dla mnie d-doskonalenie się jest zbyt w-wolne, nasze c-ciała i umysły nie osiągną t-tego co milenia ewolucji. Ale można im z tym p-pomóc. - powiedział, mając na myśli swoje mutageny.

Ork wrócił do karczmy i bezceremonialnie przysiadł się jednocześnie kładąc koronę króla goblinów na blacie. Odczekał aż właśnie przemawiająca osoba skończy wypowiedź po czym wtrącił się.
- Ktoś z was potrafi mi coś więcej o tym powiedzieć? - zapytał wskazując swoją wielką dłonią na leżący przedmiot.
Alchemik wziął koronę w dłonie, przyjrzał się jej uważnie i podał dalej rzemieślnikowi.
- Ja raczej na m-miksturach, może s-spróbuj s-spytać Esmonda? Jeśli jest m-magiczna?
Kłos również przyjrzał się dokładnie koronie, na chwilę rozbawiło go, że wszystkie rządzące głowy, dążyły do tego, żeby spoczęło na nich coś mniej więcej okrągłego i misternego.
- Ja tam lubię kuć i prowadzić warsztat, ale niektóre cenne materiały można znaleźć tylko daleko od domu - Powiedział rzemieślnik, próbując wywnioskować cokolwiek na temat korony.
Mandragora nie miał do czynienia z koronami zbytnio więc trudno mu ją zidentyfikować. Kłos po obejrzeniu korony potrafił stwierdzić, że jest wykonana z brązu i był to kiedyś hełm, który starannie przerobiono na koronę wyginając i przetapiając jego elementy. Przedmiot sam z siebie może być wart 20 zł. Potrzebny jest mag by zidentyfikować potencjalne magiczne korzyści, które mogą płynąć z noszenia korony.
- Był to hełm, z brązu, się nawet postarali, kilkadziesiąt sztuk złota za samą nią dostaniesz, ale czy cokolwiek więcej potrafi, nie mam pojęcia- Stwierdził rzemieślnik odkładając trofeum z goblina.
- Obejrzę to - powiedział Esmond, do tej pory spędzający czas za barem i nie wtrącający się do rozmów. Przysiadł się i wziął koronę do ręki. Przez dłuższą chwilę się jej przyglądał, po czym powiedział:
- Jeśli zechcesz to sprzedać, to dostaniesz całą górkę złota. Jest tu parę ciekawych zaklęć. Jeżeli lubisz biegać w takim garnku na głowie, to kilka rzeczy mile cię zaskoczy. Na przykład lepsza obrona, większe szanse na uniknięcie ataków z zaskoczenia. No i sojusznicze gobliny będą miały większe szanse na obronę. Dobre, jeśli obejmiesz dowództwo na garścią goblinów.
Balkazar zadowolony pokiwał głową na wynik oględzin. Nie miał zamiaru w niej paradować po mieście, wśród ludzi, ale na pewno od tej pory będzie zabierał koronę ze sobą na wyprawy.

Esmond zaczął badać koronę, trochę to trwało bo wyczuł kilka zaklęć w przedmiocie
- Błogosławiona korona króla goblinów (II) +1 obrony
czary pasywne:
- Instynktowny unik – Masz większa szansę uniknąć ataków z zaskoczenia lub ataków niewidzialnego wroga +1 obrony przeciwko nim
- Zmysł niebezpieczeństwa - dziwne przeczucie ostrzega cię przed atakami niewidzialnych istot oraz flankującymi przeciwnikami - tracą premię do ataku
- Wyczucie pułapek +1 do obrony przed atakami pułapek
- Oddanie - sojusznicze gobliny wokół postaci zyskują +1 obrony, +1 do przerzutów obrony


Drzwi do karczmy otworzyły się z hukiem. Próg przekroczył olbrzymi Grzmot, już z lekką zbroją na ramieniu i kilkoma strużkami krwi, wypływającymi z małej ranki, która przy dobrych chęciach mogłaby uchodzić za kiepskiej jakości tatuaż. Przeczesał pomieszczenie wzrokiem i uśmiechnął się szeroko. Ruszył najpierw do baru, by po chwili wrócić z naręczem kufli. Postawił je na środku stołu, po czym zwalił się na podstawione krzesło, zrzucając skórznie na ziemie
- Dobrze się sprawiliście, jak na gołowąsów - zaczął. - Zwłaszcza ta czarna! Trzeba opić ten sukces i kolejną udaną wyprawę!
Learune nie znała się na nietypowych przedmiotach więc w ciszy dopiła kielich wina przyglądając się swym towarzyszom. Zaprawdę… ciekawa to była zbieranina. Pozwoliła myślom odpłynąć w kierunku ostatnich walk, przypominając sobie talenta swych towarzyszy. Z zamyślenia wyrwał ją huk kufli. Powoli podniosła pytający wzrok na Grzmota. Jaka czarna? O kogo mogło mu chodzić?
- Może nie wszyscy byli całkiem gołowąsami, albo mieliśmy nieco szczęścia. - Rzucił Kłos.
Mandragora zawtórował mu kiwając głową.
- D-dużo szczęścia. I mam n-nadzieję że dalej będziemy je m-mieli.
- O! - Uśmiechnął się na słowa alchemika Grzmot. - Jeden chociaż dobrze prawi. Wszyscyście gołowąsy dopóki nie walczyliście pod Walkirią. Potem nic nie będzie już straszne. Ale teraz, trzeba wypić za tych co nie podołali.
Przesuwał poszczególne kufle do siedzących przy stole.
- Dla Ciebie też, czarna. Może i wywijasz wykałaczką, ale potrafisz nią zadać nieliche szkody.
Drowka uniosła jedną brew. Więc to było do niej? Sięgnęła po kufel z piwem podejrzanie spoglądając na Grzmota.
- Dziękuję - Mruknęła cicho, czekając aż ktoś wzniesie toast za poległych.
- Za tych, co tam zostali - Esmond uniósł kufel - i piją teraz, po Tamtej Stronie, lepsze trunki.
Laerune upiła spory łyk. Tak bardzo wolała wino, nie powiedziała jednak tego głośno.
- Jak to wygląda teraz? Co robiliście zazwyczaj po takiej wyprawie - Spojrzała jak na bardziej doświadczonych towarzyszy.
- Czekaliśmy, aż Arnsun wróci z kolejnymi rewelacjami i celem w jakim powinniśmy się udać. Zwykle długo to nie trwało - Balkazar wyraźnie zażartował i nie poskąpił sarkazmu.
- A w międzyczasie leczyliśmy się, uzupełnialiśmy ekwipunek i oddawaliśmy się rozrywkom... jeśli czasu starczyło na to ostatnie - żartobliwym tonem dokończył Esmond.
- Rozrywka to ten moment teraz coś mi się zdaje. Potem pewnie będzie można mnie znaleźć w moim warsztacie na kołach - powiedział zamyślony rzemieślnik, dopijając piwo. Drowka przytaknęła.
- Z chęcią bym z kimś potrenowała… jesteście dobrymi wojownikami, chętnie podszkolę swoje umiejętności - upiła znaczny łyk piwa ciesząc że znajdzie czas na swoje sprawunki.
- To akurat nie moja domena - stwierdził Esmond - więc w tej dziedzinie na mnie nie licz.
- A więc prosto z walki i od razu do treningu? - wyszczerzył się Grzmot. - Zaczynasz mi się coraz bardziej podobać, dziewczyno. Warto jednak najpierw zregenerować siły. Odreagować. Jeżeli chcesz jutro mogę sprawdzić co potrafisz.
- Zaś co do Ciebie, czarowniku. Wiesz może co to jest?
Olbrzym wyciągnął z plecaka dwie flaszki znalezione na wyprawie, których oznaczenia były dla niego prawdziwą zagadką.
- Butelki... - Esmond obejrzał zawartość flaszek pod światło - to zazwyczaj alchemia, a nie magia. Ale mogę się temu przyjrzeć w jakimś bezpieczniejszym miejscu. Niektórzy pakują do flaszek nie trunki, a znacznie bardziej niebezpieczne rzeczy... a ja dosyć polubiłem tę gospodę.
- Jak uważasz, Ty jesteś specjalistą. Teraz jednak nie czas na troski czy pracę. Zabawmy się!
Gwizdnął przeciągle chcąc zwrócić uwagę barmanki, domagając się kolejnej porcji kufli. Learune uśmiechnęła się. Nie czuła by potrzebowała odpoczynku. Miała na to czas jadąc w siodle.
- Wobec tego jutro - mruknęła pozwalając ustawić przed sobą kolejny kufel. Esmond zaś poszedł na chwilę do baru, po czym wrócił do stolika z czarką wina. Mandragora starał się nie wtrącać za bardzo w rozmowę, ale pytanie o mikstury wyraźnie go pobudziło, jakby nie patrzeć była to jego dziedzina.
- M-mogę? Znam się na tym. Trochę - powiedział wyciągając rękę w kierunku mikstur Grzmota.
Esmond bez słowa przesunął flaszki w stronę alchemika.
- No, tak między nami, zdaje się, że możemy całkiem sporo wiedzy wnieść nad kuflem piwa - Zaśmiał się Kłos.
- Wiedzy! Opowieści! Wspomnień! I tego co mężczyźni uwielbiają najbardziej, czyli PRZECHWAŁEK! - ryknął olbrzym i roześmiał się w głos. - W moich stronach kufel piwa jest idealnym towarzyszem i zachętą do opowiadania. Na pewno coś tam macie do gadania, na młodzików nie wyglądacie.
Balkazar zabrawszy koronę ze stołu nie wyglądał na przepełnionego entuzjazmem z powodu rozwoju sytuacji. Dopił swoje piwo i wykorzystując to najwyraźniej jako pretekst oddalił się do baru. Wrócił po chwili z uzupełnionym kuflem i usiadł co prawda przy tej samej ławie, ale nieco dalej od grupy, nadal w zasięgu głosu. Przysłuchiwał się nie biorąc aktywnego udziału. Z kolei Kłos podniósł się, zbierając do wyjścia.
- Będę zapewne w swoim warsztacie. Pora się doprowadzić do porządku, śmierdzę jak stary cap - powiedział odstawiając pusty kufel i ruszył ku wyjściu.
Mandragora kiwnął tylko Kłosowi głową, był zbyt zajęty oglądaniem mikstur Grzmota. Dokładnie je obejrzał, ulał z każdej z nich po jednej kropli płynu, obwąchał je, szukając wskazówki do czego mogły służyć.

Napój z kory +2 do twardości skóry na 5 tur.
Napój siły muła +2 siły na 5 tur



- Chyba niewiele usłyszysz opowieści - Learune uśmiechnęła się do Grzmota. - Chyba że sam coś opowiesz. Ja chętnie posłucham.
- Eh południowcy - skwitował odejście Kłosa od stołu powątpiewającym uśmiechem. - Nie potraficie się dobrze bawić. Dobrze że chociaż dobrze się bijecie, to się do czegoś nadajecie.
Przesunął się bliżej do drowki i przyjrzał się jej badawczo.
- A jaka to historia by cię interesowała? Chwalebne wspomnienia wypraw łupieżczych? Historie potyczek z bestiami północy? Opowieści o przedwiecznych bohaterach, którzy stąpnięciem potrafili rozszczepić nawet Matkę Ziemię? Moje plemię pełne jest takich opowieści, przekazywanych z ust do ust przez najlepszych ze skaldów. Chociaż bez muzyki nie wywrą aż takiego wrażenia…
- Przyznam, że jako, że jestem tu nowa chętnie bym usłyszał co takiego wojownika sprowadziło pod skrzydła Walkirii - Laerune uśmiechnęła się do mężczyzny nie zważając na resztę towarzystwa.
- Ha, powody mojej wyprawy na południe są trzy! Pierwszy!
Uniósł wysoko kufel i osuszył go do dna.
- Drugi!
Wyszarpnął monetę z sakiewki i grzmotnął nią o blat
- Oraz trzeci!
Uśmiechnął się do drowki i wskazał na jej klatkę piersiową.
- Zaś czemu dołączyłem do drużyny Walkiri to odpowiedź jest prosta. Zawróciła mnie z przed Hali Przodków i ożywiła na Arenie, gdzie następnie wspólnymi siłami powstrzymaliśmy morderczego Minotaura.
Alchemik oderwał się w końcu od mikstur i przesunął je w stronę olbrzyma.
- Ta uczyni t-twoją skórę twardą jak k-kora dębu - przerwał rozmowę elfki i Grzmota, wskazując przy tym pierwszą flaszkę - Ta na kilka chwil da ci s-siłę byka - wyjaśnił wskazując drugą - Są niezgorszej j-jakości.
Grzmot spojrzał spode łba na alchemika, a potem na podsunięte mikstury.
- Dzięki. Postaram się zapamiętać. Na czym to ja skończyłem…?
Mandragora podniósł się od stołu, wyraźnie przeszkadzał barbarzyńcy w podbojach, a sam też nie miał nic do dodania. Skinął głową konwersującej parze po czym opuścił karczmę, naciągając na głowę kaptur.

Drowka zaśmiała się.
- Opowiadałeś mi czemu tu przybyłeś - Laerune dopiła piwo i podsunęła pusty kufel w stronę Grzmota. - Miało to coś wspólnego z moim dekoltem…. Zawróciła cię sprzed hali Przodków… co to znaczy?
- Nie tylko z twoim. Kobiety północy zaczęły mnie już nudzić. Trzeba szukać nowych wyzwań - olbrzym gwizdnął przeciągle, zwracając na siebie uwagę karczmarza i podnosząc w górę odwrócone kufle. Wkrótce powinni im przynieść kolejne. - Zaś co do samej Walkirii. Zostałem pochwycony podczas jednej z misji w mieście. Wytłukłem sam ponad dwa tuziny zielonoskórych pokurczów, ale w końcu zmogli mnie swoją liczebnością i pojmali. Walczyłem na arenie ku ich uciesze, a gdy odmówiłem zabijania współbraci nasłali na mnie Minotaura, który dzięki plugawemu szczęści pokonał mnie i pozbawił życia. Gdy stałem już u wrót Hali Przodków, usłyszałem jednak głos, który kazał mi zawrócić. To była właśnie Walkiria. Obudziłem się pełen sił, z nowymi towarzyszami dookoła przeciwko temu samemu przeciwnikowi. Od tego czasu towarzyszę jej wiernie w spełnieniu świętej misji.
- Nie dziwię ci się - Learune przyjrzała się barbarzyńcy. - Może nie powinnam.. ale jak było po drugiej stronie?
- Nudniej niż tutaj - odburknął uderzając palcem w blat stołu. - Ale też… inaczej. Nie mam wielu wspomnień z tamtych chwil. Wszystkie są zamglone, niczym po pijackim rauszu.
- Pytam bo moja siostra jest już po tamtej stronie - Laerune napiła się świeżo przyniesionego piwa. - Mam nadzieję, że mimo wszystko jest jej tam lepiej niż tutaj.
- Jeżeli była równie wielkim wojownikiem albo równie honorową osobą to zapewne pije razem z innymi boski miód. Chyba że twoi bogowie działają inaczej - odparł Grzmot i wyciągnął ku niej kufel. - Chwała wszystkim poległym.
Laerune także uniosła kielich w toaście i wypiła spory łyk.
- Była dla mnie wzorem. Więc mam nadzieje, ze jest tak jak mówisz - Uśmiechnęła się do mężczyzny. - Wolę miód od piwa, więc brzmi jak dobre miejsce.
- Wszystko co łagodzi dusze i daje odpocząć głowie jest dobre - spojrzał na mętną zawartość kubka. - Ale chyba trzeba będzie zaraz przejść na coś mocniejszego, jeżeli chce jeszcze wykorzystać ten wieczór.
- Ja planuję dziś jedynie odpoczynek, więc z chęcią potowarzyszę ci także przy mocniejszym trunku - Drowka odstawiła swój kufel. - Szczególnie jeśli opowiesz o tym minotaurze.. nigdy nie mierzyłam się z czymś takim.
Grzmot odchylił się i beknął przeciągle.
- Chętnie opowiem, chociaż nie jest to najciekawsza z historii. Piłaś kiedyś wodę ognistą z północy?
- Nie...nie miałam takiej okazji - Laerune spojrzała na mężczyznę nieco podejrzliwie. - Co to?
- Alkohol, przy którym wino jest słabe jak woda - wtrącił Esmond. - Nie mamy na składzie - uprzedził.
- Wy może nie, mi powinna zostać gdzieś jeszcze butelka w zapasach - odparł barbarzyńca. - Trzeba będzie pomyśleć o sporządzeniu większych zapasów.
- Wierzę, że w miejscu gdzie tylu jest wojaków, ktoś może sprzedawać tego typu trunki - Laerune uśmiechnęła się do obu mężczyzn.
- Im mocniejsze trunki, tym więcej potem jest do sprzątania - Esmond pokręcił głową. - Niektórzy, można by rzec, nie znają umiaru. A potem się dziwią, że bolą ich głowy i mają puste kieszenie.
- Umiar jest dla słabeuszy! Trzeba każdego dnia poznawać swoje limity, by następnego móc je przekraczać - dodał “filozoficznie” olbrzym. - A woda ognista z północy to nie byle jaki alkohol. Jego sekret przekazywany jest od plemienia do plemienia, więc można powiedzieć, że rzadko spotkasz dwie takie same butelki.
- Chętnie nieco spróbuję - Learune uśmiechnęła się do Grzmota, po czym mrugnęła do Esmonda. - Jak rozumiem najlepiej w jakimś pokoju, co byśmy tu nie nabałaganili?
- Czy tu, czy tam, i tak będziecie musieli po sobie posprzątać - odparł mag z poważną na pozór miną. - Pokój ma tę zaletę, że bliżej jest do łóżka.
- Mi to wszystko jedno byleby zabawa była
- uśmiechnął się szeroko i klepnął Esmonda po ramieniu. Osuszył do końca kolejny kufel. - Co na to powiesz, czaromiocie?
Laerune spokojnie zaczekała na decyzję obu mężczyzn, ani to nie był jej alkohol, ani jej lokal. Nie do końca też była pewna na ile mocna może być ta woda.
- Cóż, jako że trunku wiele nie ma to chodźmy na górę do kwater. Nie ma co się rozdrabniać.
Laerune wzięła swój kufel.
- Pożyczam - Machnęła naczyniem do Esmonda.
- A ja po prostu biorę - dodał Grzmot, również wstając. - Idziesz z nami?
- Bawcie się dobrze
- Esmond nie miał zamiaru sprawdzać mocy wody ognistej. - Ja tu jestem bardziej potrzebny. Jeśli potrzebny ci będzie pokój - zwrócił się do Laerune - to powiedz.
- Myślałam, że mogę skorzystać z tego, z którego korzystałam przed wyprawą… zostawiłam tam pancerz
- Drowka zawahała się. W sumie nie pytała czy jej rzeczy mogą tam leżeć. - Mogę go zabrać.
- Raczej nikt się tam nie wprowadził, ale gdybyś tam znalazła jakiegoś intruza, to wywal go na zbity pysk.
- Dobry trunek, dobre towarzystwo i dobra zabawa. Na co jeszcze czekamy? - zapytał Grzmot wchodząc po schodach. - Oby faktycznie ktoś był w tym pokoju.
- Może źle pamiętam, ale wspominałeś, że nie trenujemy dziś bo musisz odpocząć - Drowka ruszyła po schodach za olbrzymem.
- Trening, treningiem ale sprać kogoś po pysku jestem gotów w każdej chwili!
 
__________________
you will never walk alone

Ostatnio edytowane przez Noraku : 24-08-2019 o 04:10.
Noraku jest offline  
Stary 22-08-2019, 00:48   #512
 
Brilchan's Avatar
 
Reputacja: 1 Brilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputację
Gobelina Epickiego eposu początek



Mały stary goblin nigdy sobie nie wyobrażał w najśmielszych marzeniach, że stanie przed tak mocarną istotą jak bóstwo. Wszechstwórca poświęcił mu zaledwie niewielką cząstkę swej uwagi jednak boski płomień, który poprzez ten kontakt został rozpalony w lichej istotce miał na niego niesamowity wpływy.
Ciepło boskiego płomienia wpierw rozlało się w mózgu Gobelina nie ugotowało mu jednakże czaszki, lecz wypełniło ją wiedzą, choć część z tych rzeczy domyślał się to muśnięcie boskiego jestestwa pozwoliło mu zyskać pewność porządkując szczątkowe informacje. Zielonoskóry bard zrozumiał, że Lamshu i goblinie bóstwa nie darzą go szacunkiem, że jest dla nich w najlepszym wypadku jednorazowym narzędziem. Nowe bóstwo obiecywało jemu i całemu rodowi zielonych rewolucje! Gobelin został oświecony dokładnie w indywidualistycznych tendencjach bladych ras oraz stosunkach między nimi jakże odmiennych od bezlitosnej władzy silniejszego i nieustającego poświęcenia dla stada…

Zostawmy jednak na chwilę filozoficzny zgiełk pod czerepem siwego barda, który trwał jeszcze długo gdyż boski węgielek przesunął swe ciepło w stronę gardła i języka poprawiając jego znajomość i wymowę wspólnego, aby lepiej mógł stanowić pomost pomiędzy swymi pobratymcami a bladymi tykami innych ras. Język płomienia polizał również wiecznie skurczony z głodu żołądek Gobelina uśmierzając nieco niezaspokojony głód będący przekleństwem jego rasy utrudniającym pokojowe współistnienie i podążanie ku wyższym celom.
Ostatecznie boski dotyk rozlał się po całym ciele Gobelina wypełniając go niesamowitym poczuciem miłości i spełnienia opieczętowując całe jego jestestwo mocą Wszechstwórcy pozostawiono go z nakazem służby jego Walkirii. Wrażenie to było jednak tak dojmujące, że przez długi czas stary goblin pozostawał w szoku próbując poukładać ognistą burzę emocji, jaka szalała w nim po tym doświadczeniu.
Obserwował wydarzenia, dookoła aby potem je przeanalizować w danym momencie czuł się jednak jak niemy widz przedstawienia lub jeden z tych bezwolnych szkieletów, który tempo wykonywał proste czynności bez własnej inicjatywy podążał śladem płomiennokiej kierując się wolą Stworzyciela.

Grzmot pochylił się nagle i złapał zielonkawe coś za kark, unosząc go do góry jak najdalej od swojej twarzy, jakby to była pielucha Lodowego Trolla
-, Co zrobić z tym pokurczem?
- Nie wiem, skąd go wytrzasnęliście? - Zapytał Kłos, który gubił się w tym, który goblin jest, kim.
- Pałętało się tutaj wśród trupów
- odpowiedział olbrzym potrząsając nieporadnym, zielonoskórym? - Cholera go wie, czemu.
- Daj mu oddychać, to może powie? - Wzruszył ramionami rzemieślnik.
Learune przysłuchiwała się rozmowie nie wtrącając się.
Grzmot zerknął na kowala a potem na goblina. Puścił go i mocniej chwycił za stylisko topora.
- Gadaj pokurczu, co tutaj robiłeś?

Lew Axim obrzucił trzymanego przez Grzmota goblina spojrzeniem. Ten jednak nie przykuł jego wzroku, Być może najemnik nie był zainteresowany losem kolejnego goblina, a być może był zbyt zaaferowany swoimi ranami i brakującą łapą.
Z kolei Draug, dotychczas podążający za Jarnarem, podszedł do barbarzyńcy.
- Kojarzę tego małego - odezwał się łotrzyk, głaszcząc w zamyśleniu podbródek. - To on aktywował pułapkę w świątyni mrocznej kapłanki i to on próbował ją uzdrowić - dodał z namysłem. - Ciekawe, że podążył za nami. Najwidoczniej został nawrócony przez Walkirię - dodał mężczyzna, przyglądając się bliżej zielonemu. - Potrafisz mówić? Jak ci na imię?
Przerażony goblin pisnął falsetem, gdy podniesiono go za chabety w pierwszym odruchu zrobił to, co robił zawsze, gdy zwracano na niego nieprzychylną uwagę zaczął naprędce wymyślać wierszyk, który jego zdaniem mógł się spodobać słuchaczom:


Wszechojcze
Potężny Płomieniu
Proszę cię daj mi się ogrzać
W twym ciepła nadzieniu
Skryć się w płomienia cieniu

Daj rozbłysnąć memu skrytemu marzeniu
Dzięki blasku twej potęgi.

Jeżeli prawdą jest, że i o nas dbasz
Niechaj spłynie na moich plemieńców
To samo, co na Agaku
Oświeceniu

Daj stadu memu jak u ludziów
Dużo ciepłu i jedzeniu

A będom śpiew z pysków
pełnych twoi imieniu!

Wyrecytował zaskakująco czystym wspólnym następnie wyraźnie wystraszony dodał:

- Mości panowie i Jaśniepanie dotknął mnie nasz wielki, Wszechojciec płomień powiedział mi “- Będziesz służył Walkirii Wszechstwórcy. Ty najmniej znaczący nawet wśród własnego ludu zaświadczysz światu o sprawach najwyższych.” - Zacytował z iście aktorskim zacięciem naśladując tubalny głos, ale szybko zepsuł ten efekt rozglądając się z przestrachem żeby sprawdzić czy kogoś przekonał.
- No, ale OgnistoOka Pani Walkiria była zajęta wielkim zwierzakiem toć Gobelin nie mógł przeszkadzać toć to nie wypada wielkim głowę zawracać. Władca WIELKIEGO OGNIA rozpalił wiele rzeczy w skromnej głowie Gobelina! Wiele spraw o ludzkich stadach i plemionach do starej głowy Gobelina zostało świętym płomieniem wypalone to i milczenie żem zachował a śluzę Walkirii nie przeszkadzając dopóty, jakiej okazji bym nie znalazł coby pomóc… Toć zająłem się sobą koncypując jak tu wyjaśnić goblinom czemuż to warto służyć WSZECHOJCU i współtworzyć z ludziokami i innościami nie zielonymi stado a ludziom jaśnić, że ni muszą nas weszystkich ubijać - Wyjaśniał wyraźnie przerażonym tonem pod koniec wypowiedzi zaczął się trząść a na czoło wystąpiły mu krople żółtego potu.
Grzmot skrzywił się słysząc potok skrzekliwej mowy goblina. Nie zmieniając miny spojrzał najpierw na Drauga, a potem na Sybill
- Chcemy to, to zabierać ze sobą?
- Jaśniepan Walkirio płomiennoka Nasz Wszechojciec kazał wam służyć, jestem stary goblin znam sprytne legendy i pieśni. Będę sławić waszą chwałę pośród zielonego jak i bladego ludu… Jeszcze zanim płomień świętego ogniska mnie oświecił zawsze lubiłem kulturę bladych gdzie każda jednostka jest ważna i płaczecie za sobą zawsze podobał mi się wasz ten dostatek i ładne obrazki na tkaninach! Sam nauczyłem się waszego języka, choć było to zakazane! Jam sprytny, głupi goblin nie dożywa starości! Mam WIELKIE pomyślą jak przekonać do naszej sprawy zielono - szare plemiona! - Zapewniał kapłankę służalczym tonem wyuczonym latami praktyki.
Przyglądający się Gobelinowi wielki lew oblizał się bezwstydnie. Jego spojrzenie dawało do zrozumienia, że bestia nie jadła od dawna a goblin, choć mały i łykowaty, zapewniłby wystarczającą przekąskę.
- Mieliśmy już jedną, bardkę - odezwał się z melancholią Draug, wspominając, Atheris. Być może urocza elfka skradła kiedyś łotrzykowi serce. - Ktoś, kto potrafi tylko śpiewać i recytować wiersze nie przetrwa z nami jednej misji - dodał człowiek, taksując zielonego uważnym wzrokiem.
- Mam miecz i łuk! Twoje szczęście mości Panie, że skupiłem się na pomocy Mistrzyni Raheli, która w swej dobroci nie złożyła mnie w ofierze tylko oszukała tego przebrzydłego gobliniego króla i pozwoliła mi sobie służyć! Gdybym zamiast bronić mojej dobrodziejki, która była czystego serca nawet przed oczyszczającym płomieniem Wszechojca nie dostałbyś się do wajchy i pewnie teraz byśmy nie rozmawiali! Potrafię również czarować! Tworzyć smar, hałasy odwracające uwagę lub czytać coś ze zwoju! Moja muzyka również przyda się na polu walki choćby po to, aby rozproszyć uwagę przeciwnika! Przydam się też na polu bitwy właśnie po to aby rozproszyć wrogów aby wasi potężni wojownicy zyskali ku nim dostęp - Odrzekł tym razem wyraźnie dobierając słowa widocznie bardzo dumny ze swych skromnych talentów. Po chwili przypomniał sobie gdzie jest, znów się zatrząsł spojrzawszy na lwa - A wasz dziwny, piaskowo żółty, mieczozębny konio-pies nie powinien mnie jeść, bo i tak już ranny a dostałby luźnych kiszek od mojego starego mięsa tak!TAK! - Zaskrzeczał nerwowym gestem głaszcząc psią sierść na swej skórzanej zbroi.
- Fakt, ostatnie, czego nam trzeba, to lew ze sraczką w tym momencie. Kolejny goblin chyba nie zaszkodzi, chociaż to nie moje poletko. - Rzucił Kłos.
- Jeśli się nawróci tak jak inni, to może z nami wracać - zdecydowała w końcu Walkiria do wszystkich zebranych. - Pozostałe, gobliny, które wcześniej do nas dołączyły, pomogą mu - dodała i spojrzała na zielonoskórego barda. - Przyjmij, Wszechstwórca jako jedynego boga - powiedziała do niego.
- Już to zrobiłem Walkirio Wszechstwórcy. Gdy przywołałaś święty płomień, aby oczyścić biedną kapłankę Rhell z mroku blask Wszechojca odnalazł również mnie! Ukazał mi prawdę o zakłamaniu mych dawnych bóstw i nakazał abym ci służył i dawał świadectwo twym czynom. Pragnę zmienić los, goblinów aby nauczył się żyć w zgodzie z bladymi rasami na ich podobieństwo - Odrzekł tonem pełnym szacunku i uwielbienia, jaki często można spotkać u neofitów, których wciąż grzał blask świeżo odnalezionej wiary nadającej nowy sens ich życiu.
Grzmot zmielił w ustach przekleństwo i pokręcił głową z niedowierzaniem. Odszedł dalej przeszukiwać pomieszczenia.

Sybill zbliżyła się do goblina na wyciągnięcie ręki.
- W takim razie przyjmij znak Wszechstwórcy i noś go z dumą - wyciągnęła ku niemu zaciśniętą dłoń, na której palcu miała sygnet z symbolem płomienia. Przyłożyła mu go do czoła i wtedy poczuł pieczenie w miejscu gdzie symbol stykał się z jego czołem. Po tym jak Walkiria zabrała dłoń z pierścieniem, otwarła ją i przyłożyła do piekącego miejsca. Dotyk wybrańca boga wnet uśmierzył ból. - Teraz jesteś z nami - powiedziała i lekko się uśmiechnęła do goblina.

W oczach starego Goblina pojawiły się łzy wzruszenia spuścił skromnie wzrok pod dotykiem przedstawicielki świętego ognia jak na dobrego barda przystało wiedział, bowiem że czasami milczenie wyraża więcej niż tysiąc słów. Powiedział już wystarczająco wiele, więc skupił się na obserwacji, aby lepiej móc dać potem świadectwo temu, co tu zaszło zgodnie z wolą, Wszechstwórcy.
 
Brilchan jest offline  
Stary 22-08-2019, 11:46   #513
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
“Odzyskać człowieczeństwo” ...i łapę/rękę (Axim i Sybill)

Drużyna najemników wróciła z ostatniej misji i zdążyła nawet jakiś czas odpocząć. Jednak jeden najemnik nie mógł zażyć wczasu. Axim, odkąd tylko wrócili, warował przy Draugu Milczącym, jego najemnym łotrzyku, który w swojej torbie nosił odgryzioną łapę lwa, zakonserwowaną zaklęciem kapłanki Rhelli. Wszyscy domyślali się, że okaleczony kot będzie chciał odzyskać swoją kończynę, jednak musiało minąć trochę czasu po ich powrocie, by załatwić najbardziej naglące sprawy dla całej drużyny.

Jarnar nie mógł zwlekać, ponieważ jego rana wciąż się otwierała, a nawet sam Draug miał dosyć plątającego się u nóg kulawego kota. Łotrzyk przy pierwszej okazji zagaił w karczmie do Walkirii, wybranki lwiego serca.
- Pani Sybill - odezwał się mężczyzna, pochylając przed nią głowę. Jak na hulajduszę jego pokroju, potrafił okazać odrobinę szacunku, zwłaszcza do żywego awatara Wszechstwórcy. - Trzeba zaprowadzić Axima do kapłanów - wyjaśnił, klepiąc się po torbie z łapą.
- Wiem - odparła ostrym tonem zirytowana Arunsun, spoglądając gniewnie na łotrzyka, który najwidoczniej przerwał jej jakąś myśl. W przeciwieństwie do innych Walkiria po dotarciu do karczmy nie miała nawet chwili wytchnienia, zajmując się sprawami organizacyjnymi w związku z dołączeniem nowych osób do drużyny, utratą wcześniejszych kompanów i dowiadywaniem się o wszystkim tym co działo się pod ich nieobecność w mieście. Nawet nie miała kiedy zdjąć z siebie uszkodzonego pancerza. Gdy Draug nieco wzdrygnął się na reakcję Sybill, ta pokręciła głową. - Wiem - powtórzyła, ale tym razem z opanowaniem i bez dalszego gadania poszła w kierunku kąta, gdzie siedział ranny lew.

- Chodźmy - powiedziała Sybill do Axima. Co prawda mógł z Draugiem sam pójść do świątyni, ale była szansa, że kapłani ich wygonią, tłumacząc, że zwierząt nie leczą. Mając jednak u boku Walkirię Wszechstwórcy mogli liczyć na szczególne traktowanie.

Axim uniósł się z siadu i nie zwlekając ruszył w kierunku wyjścia. Trzeba było mu przyznać, że dość szybko opanował chodzenie na trzech łapach. Trudności jedynie przyprawiały mu schody i bardziej nierówny teren. Na szczęście będąc w mieście mógł liczyć na bruk.
- Miejmy to z głowy - westchnął Draug, podążając za swoim kocim panem.

Walkiria, Axim i Draug szli przez dzielnice Bram wzbudzając zainteresowanie patroli i mieszkańców. Jedni przyglądali się rannemu zwierzęciu, drudzy wpatrywali się zaniepokojeni w płonące oczy Walkirii. Kilku ludzi pokłoniło się i pozdrowiło Sybill rozpoznając ją z opowieści lub z błogosławieństwa jakie odprawiła przy próbach. Zwykłych mieszczan przybyło od ostatniego razu kiedy bohaterowie zapuścili się w okolice świątyni Wszechstwórcy. Każdy gdzieś pędził, wiele osób nosiło ubrania, zapasy żywności lub narzędzia. Domy przy głównej ulicy były remontowane i wzmacniane. Pomimo wojny trwającej w innych dzielnicach miasta, życie wydawało się budzić w Bramie. Świątynia znajdowała się w dawnym pałacyku królewskim, który oddano kapłanom do użytku, gdy miasto się rozrosło i wybudowano zamek w centrum miasta. Przed wejściem stał potężny pomnik przedstawiający Wszechstwórcę z wyciągniętymi dłońmi przed siebie. W prawej dłoni trzymał kulę przedstawiającą słońce w drugiej kulę przedstawiającą księżyc w pełni. Ubrany był w togę z gwiazd, a z odsłoniętych partii ciała wydobywały się płomienie pnące się ku niebu. Trudno było odczytać rysy twarzy, a tym bardziej podobieństwo do którejś konkretnej rasy z racji licznych świętych płomieni.
Wokół pomnika stała grupka modlących się osób, w większości wychudzonych i w obdartych szatach. Trochę dalej ciągnęła się kolejka osób najbardziej potrzebujących wsparcia. Ludzie głodowali i byli spragnieni oraz chorzy, w tłumie było można dotrzeć żołnierzy leżących na noszach lub opierających się na kulach. Wszyscy czekali na swoją kolej, by zostać wysłuchanym przez kapłanów.
Kilku duchownych usługiwało przy wejściu do świątyni robiąc co w ich mocy. Klerycy przechodzili wzdłuż tłumu z misami pojąc spragnionych zupą. Dwóch w biało czerwonych szatach usługiwało kilka metrów za pomnikiem najbardziej wysuniętej grupce. Sybill rozpoznała ich twarze, ale nie imiona, przez jakiś czas kiedyś z nimi usługiwała i trenowała.
Arunsun wiedziała że kapłani na których spływało błogosławieństwo czerpania z najsilniejszych czarów kapłańskich nie będą kręcić się przed świątynią tylko rezydują w jej środku. Dlatego skierowała swoje kroki wprost do głównego wejścia, by tam znaleźć kogoś odpowiedniego.
Drużyna ruszyła dalej w głąb placu skupiając na sobie uwagę czekających w kolejce. Rozległy się wzburzone głosy protestu na temat wpychania się, które szybko zostały zagłuszone prośbami o pomoc i stawienia się w czyjejś konkretnej intencji. Tłum zaczął powoli przesuwać się w kierunku Sybill i jedynie groźne pomruki Axima otwierały przejście dalej w kierunku kapłanów.
- Ocal nas!
- Uzdrów nas!
- Wstaw się za nami czempionie!

Kakofonia próśb i krzyków zagłuszała myśli w głowie. Ktoś odważniejszy co jakiś czas odważył się dotknąć szaty przechodzącej Sybill.

Jeden z kapłanów ruszył w stronę grupy.
- Witaj Walkirio - skłonił głowę w geście powitania i szacunku - W czym możemy pomóc? - Mężczyzna wyglądał znajomo, był jednym z kapłanów średniego szczebla z dzielnicy Młota.
- Witaj - Sybill skinęła mu głową z szacunkiem. - Potrzebuję waszej pomocy. Mianowicie mój towarzysz stracił kończynę w walce z najwyższą kapłanka Lamashtu. Udało nam się zachować jego członek i zabezpieczyć przed gniciem - gestem ręki kazała Draugowi wyciągnąć łapę z torby. - I choć wygląda teraz na lwa to jest on człowiekiem. Po prostu użył magicznego przedmiotu i przybrał tą postać - wyjaśniła uprzedzając możliwą niechęć do leczenia zwierząt. - Gdyby użyć silnego błogosławieństwa leczenia to podejrzewam że udałoby się uratować mu kończynę - wskazała na Axima.
Kapłan spojrzał na lwa - Zadziwiające, tu trzeba kogoś jeszcze potężniejszego, bo mogą być problemy z zaklęciem, które zmieniło go w zwierzę. Chodźcie za mną. - kapłan wprowadził grupkę do wejścia i dał znak akolitką przy wejściu. Dwie kobiety w czerwono białych szatach rzuciły zaklęcie i zatrzymały świetlistą barierą tłum tłoczący się za gośćmi do środka świątyni.

Dwoje kapłanów nadzorowało we wnętrzu opatrywanie i leczenie obłożnie chorych mieszkańców i żołnierzy. Leżało tu przy ołtarzu i na ławach wiele osób z zakażeniem, bez kończyn lub groźnymi infekcjami.
Gromadka ludzi uwijała się przy rannych, jeden z operowanych wrzeszczał, gdy starszy kapłan grzebał palcami w jego wnętrznościach. Raz po raz wyjmował metaliczne fragmenty i rozrzucał je po podłodze.
Kapłan średniego szczebla podbiegł do dwóch przełożonych i zaczął tłumaczyć im sytuację.
- Muszą zapłacić jak wszyscy. - odezwał się operujący .
- Nie martw się. ja się tym zajmę - odpowiedział drugi kapłan o aparycji elfa i ruszył ku drużynie.
- Takie jest prawo, nie rób wyjątków.

- Znam prawo, byłem przy tym jak je spisywali. Z tysiąc lat temu nim się urodziłeś. - Elf skłonił się Walkirii udając, że nie słyszy mrukliwych przedrzeźniający komentarzy drugiego kapłana. - Witaj Pani jestem Men Ollermem, miło cię spotkać w osobie. Tak jak mój znakomity kolega wspomniał jesteśmy zobowiązani pobrać opłatę za leczenie lub możemy się wymienić darami dobroci jak to stare pismo trafnie określiło.
Axim mógł jedynie się przyglądać i biernie podążać za Walkirią. Na jego szczęście była tutaj, by mu pomóc. Bez jej wsparcia przebrnięcie do świątyni i kontakt z kapłanami mógł być bardziej utrudniony. Kiedy zagaił ich starszy kapłan, lew przysiadł, zmęczony kuśtykaniem. Najemnik nie raz odniósł rany w walce, często ciężkie, jednak nigdy nie musiał zwracać się do kapłanów, by ci użyczyli mu swej mocy. Zdecydowanie było to dla niego nowe doświadczenie… i kosztowne, jak się miało okazać.
- Z całym szacunkiem - wtrącił się Draug z lekkim zniesmaczeniem. Stał z założonymi rękoma u boku Jarnara i nie wyglądał na onieśmielonego obecnością wiekowego kapłana. - Nasza przewodniczka i wola Wszechstwórcy nie wyraziła się jasno. Nasz zaklęty towarzysz to Axim Jarnar, Równy Bykowi i Obrońca Mostu. Na pewno o nim słyszeliście, podobnie jak o naszej drużynie. Zakładam też, że jesteście świadomi, iż gdyby nie nasz udział w bitwie o dzielnice, nie byłoby was tutaj, tak samo jak waszych rannych, od których pobieracie teraz… datki na świątynię. Jasnym chyba jest, że postawienie naszego towarzysza na nogi jest także w waszym interesie, by zdrów mógł wyruszyć nadstawiać karku za poddanych króla w Ramarze. - Łotrzyk postarał się, by jego mowa była gładka i artykulacja dobitna. Co prawda nie mógł umywać się do elfiej retoryki, jednak lata spędzone poza prawem nauczyły go sprytu w dążeniu do celu.
Na jego próbę perswazji Axim łypnął krzywo, ale nawet nie zawarczał ani mruknął.

Sybill z dezaprobatą pokręciła głową na słowa Drauga.
- Men Ollermem ma rację. Musimy zapłacić, bo my przynajmniej na wyprawach możemy znaleźć jakieś dobra materialne, a świątynia nie utrzyma siebie jeśli będzie leczyć tylko za wdzięczność, bo prędko nie będzie miała z czego karmić kapłanów. To na dłuższą metę zagrozi całemu miastu - pouczyła łotrzyka, który zapewne żyjąc z kradzieży nie przejmował się jak działa normalne życie. Walkiria wróciła spojrzeniem na elfa. - Mi równie miło ciebie poznać - dopełniła uprzejmości. - Powiedz zatem jakiej zapłaty od nas oczekujesz lub jakie dary dobroci masz na myśli.
Uśmiechnięty elf zaczął tłumaczyć sytuację w świątyni. - Nasi kapłani są rozproszeni na liniach frontu, a nasza garstka w świątyni musi bardzo uważać jak dysponuje ograniczoną ilością dziennych łask. Tym samym musimy odmawiać wielu proszącym, a jak widzieliście przybywa ich przed wrotami. Chciałbym z Pani pomocą pokrzepić tłum na zewnątrz, wierni powinni mieć w nas oparcie, potrzebują w tych trudnych chwilach czempiona Wszechstwórcy. Parę słów z ust Walkirii i wspólna krótka modlitwa odgoni zmartwienia i ponure miny. Pewnie także ucieszy Wszechstwórcę.
- Hm, trochę gadki nie zaboli - mruknął pod nosem Draug, wzruszając ramionami. Wyglądał nawet na lekko zawiedzionego. Być może liczył na to, że będzie się targował ze starym elfem o każdy grosz, a tymczasem ten wystosował do Walkirii prośbę.
- Oczywiście - skinęła głową Walkiria ignorując marudzenie łotrzyka. - Mam wyjść tak, czy uważasz, że powinnam się przebrać w kapłańskie szaty? - zapytała i rozłożyła ręce ukazując w pełni swój uszkodzony pancerz, który wciąż był usmarowany zaschniętymi resztkami jakie pozostały po tych, którzy stanęli przeciw niej do walki.
- Coś na to zaraz poradzimy - Elf zaczął mamrotać modlitwę, a dwoma złączonymi palcami zaczął wirować okręgi w powietrzu. Sybill poczuła orzeźwiającą bryzę powietrza wijącą się po jej ciele. Wszelki brud, pot i zaschła krew odstąpiły od jej ciała i ubrań, a jej skóra zapachniała polnymi kwiatami. Po chwili pojawiła się też akolitka z czerwono białą togą z symbolami wszechstwórcy, którą zakryła uszkodzoną zbroję. Na szybko uczesała też włosy Sybill doprowadzając je do ładu. Poprawiła medalion Wszechstwórcy by się ładnie prezentował i z ukłonem oddaliła się od Walkirii o kilka kroków.
Kapłan uśmiechnął się i wskazał drogę do wyjścia. Arunsun przyjrzała się sobie ostatni raz i wzięła głęboki oddech. Choć czuła się wykończona to przynajmniej nie było tego po niej widać. Ruszyła na spotkanie z wiernymi.

-Zbierzcie się wierni bowiem przybyła Walkiria Wszechstwórcy, która nieustannie walczy o odzyskanie naszego cudownego miasta. Tylko dzięki niej i jej drużynie zdołaliśmy wkroczyć do miasta i odzyskać dzielnicę Bram. Wkrótce odzyskamy pozostałe części miasta, ale nim to nastąpi zbierzmy się wszyscy przy wspólnej modlitwie. Oddajmy dzięki Wszechstwórcy, niech poczuje naszą miłość i wdzięczność. Skierujcie swe myśli ku Walkirii, która wzmocni je i wzniesie do naszego ojca w niebie. - Kapłan skłonił się Walkirii - Zmówmy modlitwę dziękczynną, poczuj wdzięczność i troski ludu oraz wznieś je na koniec dłońmi ku ojcu w niebie

Sybill rozłożyła ramiona, a następnie powoli uniosła ręce ku górze.
- Módlmy się! - powiedziała wiodąc ognistym spojrzeniem po wiernych, a na koniec skierowała wzrok ku niebu. - Dziękujmy Wszechstwórcy, że odpowiedział na nasze wołanie i jest przy nas w tych najtrudniejszych dla nas wszystkich chwilach. Ojcze Wszystkiego, dziękujemy ci za to, że żyjemy. Zapewniamy cię o wielkiej miłość jaką do ciebie pałamy, a my kapłani twojej woli oddajemy nasze losy i życia.
Stojący w progu świątyni lew przyglądał się przemowie Walkirii. Przez chwilę wydawało się, że do niej dołączy, ale ostatecznie coś go powstrzymało. Może uznał za niestosowne pojawienie się okaleczonego zwierzęcia u boku osoby tak ważnej dla religijnej społeczności. Czekał więc, aż Sybill skończy przemowę.
Sybill czuła zgromadzony wokół niej modlący się tłum. Wyczuwała dobroć i wiarę płynące od ludzi, a jej oczy wkrótce dojrzały drobne płatki energii oddzielające się od ciał i kołyszące się wokół jej wyciągniętych rąk. Niektóre płatki dotykały jej ciała rozgrzewając lekko skórę, czuła myśli dziewczynki modlącej się o powrót ojca żołnierza, kogoś innego modlącego się o nakarmienie głodującej rodziny, jeszcze inne o uzdrowienie ropiejących ran.
Walkiria wzniosła ręce do góry, a płatki energii zawirowały i podążyły za jej myślami w górę do królestwa Wszechstwórcy.
- Dobrze Walkirio, a teraz skup się na wyciągniętych dłoniach w górze. Poczuj jak energia wraca od Wszechstwórcy. Jak jego łaski napełniają twoje dłonie. – Kapłan wyciągnął również dłonie w górę podtrzymując ręce Sybill, która poczuła jak ich dłonie zmieniają się w światło i nakładają się na siebie. Poczuła uspokajającą jedność i dobroć.
Dłonie zmieniły się w rosnącą kulę ciepłej świetlistej energii widocznej gołym okiem dla zgromadzonego tłumu.
- Rozdajemy światło Wszechstwórcy wszystkim zgromadzonym, niech napełni wasze serca – Kapłan złączył wasze wspólne ręce i poprowadził do środka kuli, a po chwili wspólnie ją rozciągnęliście na cztery strony świata, rozdzielając wasze dłonie. Kula pękła jak bańka i wypełniła plac niebiańską energią.

Tłum westchnął z zachwytu i zaczął wysławiać jeszcze donośniej Wszechstwórcę. Ranni i chorzy zostali uleczeni, a głodni nasyceni.
Światło również dotarło do Axima i otoczyło go kokonem energii, a gdy zgasło mężczyzna stał na czworaka w ludzkiej formie z kompletem członków.
Sybill czuła jak kolejne płatki światła wirowały od ludzi, krążyły wokół niej i we własnym tempie wznosiły się powoli ku niebu i słońcu. Kilka ponownie otarło się o nią niosąc podziękowania dla niej i Wszechstwórcy.
- Dzięki ci Walkirio i Wszechstwórco za wasz cud. Dzięki wam Axim pocierpi jeszcze mocniej nim umrze. Już nie mogę się doczekać! – czarny płatek odkleił się od szyi Sybill i wzniósł się wraz z tłumem jasnych ku niebu.
Walkiria ze zdziwieniem patrzyła na ciemny okruch. Bez większego zastanowienie sięgnęła po niego, by złapać go w dłoń, nie pozwolić mu podążyć ze świetlistymi.
Płatek prześlizgnął się przez dłonie Sybill i poszybował w górę.
Kobieta jeszcze chwilę przyglądała się okruchowi, by w końcu odwrócić swoje spojrzenie. Powoli podeszła do Axima i wyciągnęła do niego rękę, by pomóc mu wstać.

Axim mało rzec, wyglądał na skonfundowanego. Będąc na kolanach, potrząsnął głową i zamrugał kilkakrotnie. Jakby z niedowierzaniem przyglądał się swoim dłoniom, dotykał twarzy i kończyn. Dopiero po chwili zauważył stojącą nad nim Walkirię, która promieniowała magią Wszechstwórcy. Sybill mogła wyczuć w sercu najemnika ogrom wzruszenia na jej widok.
- Najdroższa - westchnął, łapiąc jej dłoń i wstając z ziemi. Jego pancerz był uszkodzony, a sam mężczyzna wyglądał, jakby dopiero co wrócił z pola bitwy. - Już myślałem, że nigdy… - zaczął Jarnar, jednak nie mogąc wytrzymać emocji, rzucił się na kobietę, obejmując ją mocno, niczym rozbitek dryfującej kłody.

W końcu na twarzy Walkirii pojawiła się prawdziwa ulga i ciepły uśmiech, który przeznaczony był tylko dla tego jedynego mężczyzny. Wtuliła się w jego ramiona i w jednej chwili odsunęła od siebie wszystkie troski jakie zaprzątały jej głowę.
- Raduje mnie, że jesteś cały - mruknęła.

Wspólne modlitwy dobiegły końca i wierni zaczęli się rozchodzić. Na odchodne Sybill zapewniła elfa, że gdy tylko będzie mogła to będzie pojawiać się w świątyni by leczyć i karmić wiernych w imieniu Wszechstwócy.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 22-08-2019, 13:25   #514
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
Okiełznać bestię (Axim)

Do pokoju wpadało dużo światła przez otwarte okiennice. Pogoda dopisywała i każdy chętniej przesiadywał na zewnątrz zamiast kisić się w swojej kwaterze. Axim znajdował się sam w pomieszczeniu. Siedząc na krześle, trzymał na kolanach but, którego czyścił z wielką uwagą.

Obok niego na stole spoczywała reszta jego rynsztunku. Miecz legionisty, wysłużone ostrze, które z sentymentu zawsze nosił przy sobie. Miecz Roberta Wyzwoliciela, magiczny oręż z pomocą którego Jarnar dziesiątkował szeregi wroga. Gwiazda Lwa, kolejna magiczna broń, pozwalająca najemnikowi przybierać formę lwa. Po ostatnich wydarzeniach Axim nabrał do niej dystansu. Bał się ponownego utknięcia w cielsku bestii. Jeśli chciał używać tej magii, musiał najpierw poznać sposób na jej okiełznanie. Na końcu zaś leżała kusza. Wojownik rzadko z niej korzystał, ale warto było mieć ją pod ręką. Każda broń z osobna została dokładnie wyczyszczona i naoliwiona. Ostrza błyszczały się, podobnie jak drewniana rama kuszy.

O stół stała oparta lekka stalowa tarcza. Metal został niemal doszczętnie roztrzaskany podczas ostatniej misji. Na szczęście kunszt Raileyna, ich drużynowego rzemieślnika, uratował ją przed kompletnym zniszczeniem. Teraz kawał stali zbierał dumnie światło na wypolerowanej powierzchni. Tylko kilka głębszych rys wskazywało na to, co tarcza przeszła u boku najemnika.

Na stojaku pod ścianą z kolei prezentowała się w całej okazałości rycerska zbroja Axima. Podobnie jak tarcza, uległa uszkodzeniu w bitwie. Również tym razem Kłos mógł popisać się swoimi zdolnościami. Stal mieniła się i lśniła w promykach słońca. Axim rzucił jej krótkie spojrzenie i uśmiechnął się pod nosem.

Konserwacja rynsztunku była dla niego swoistą medytacją. Preferował wtedy znajdować się w odosobnieniu. Tylko on i metal, który chronił jego życie i odbierał je innym. Wojskowy rygor nie opuścił go, pomimo tego, że zdezerterował z armii króla przed laty.

Czas, zastanowił się Axim, zakładając wypolerowane buty. Jeśli go pamięć nie myli, wkrótce miał obchodzić czterdzieste urodziny. Czwarty krzyżyk na karku, zadumał się, naciągając czystą koszulę i zapinając pas, jak ten czas szybko zleciał. Czterdziestka to nie była mała liczba. Niewielu dożywa tego wieku, a już na pewno nie szeregowi żołnierze.

Czuł piętno lat. Włos zaczął siwieć, w kościach poczęło coś strzykać. Mięśnie traciły swą sprężystość, wzrok się pogarszał.

- Diabli to - mruknął, przytwierdzając do pasa pochwę z mieczem legionisty. Takie myśli wpędzały człowieka w przygnębienie, zwłaszcza, kiedy patrzył na innych członków drużyny.

Esmond, gładki i młody czarodziej, który nie jedną pannę uwiedzie swym urokiem osobistym, a na dworach przyciągnie uwagę dam.
Grzmot i Raileyn, barbarzyńca i kowal, chłopy w sile wieku, którzy swoimi łapami mogli by zmiażdżyć czaszkę Axima. Nie wspominając przy tym, że ten pierwszy był istną górą mięśni. Mieli jeszcze szmat czasu przed sobą, by udowodnić swą potęgę.
Randar Żelazny Liść był krasnoludem, ich rasa zawsze sprawiała wrażenie bardziej dojrzałych i krzepkich.
Jedynie alchemika Bartholomeusa los pokarał szpetną gębą, czego wojownik mu nie zazdrościł. Biedak pewnie musiał srogo dopłacać, by zaciągnąć niewiastą do łoża.
Balkazar natomiast był orkiem, przez co jego postura wydawała się zwyczajnie bardziej zwalista od ludzkiej. Zdrajca udowodnił swoje zdolności bitewne w minionych misjach. Ork rósł w siłę i pokazywał to na każdym kroku. Nieraz też ocalił Walkirii życie. Może nawet częściej, niż Axim… Jarnar nie miał pewności, ile orki żyły, ale miał przeczucie, że któregoś dnia go przerośnie, tak iż sam będzie mógł chodzić w jego cieniu, a wtedy wojownik zostanie zmuszony odstąpić.

Axim westchnął, przyglądając się swojej zbroi. Jak długo jeszcze będzie miał siłę ją nosić? Jak długo, zanim zastąpi go ktoś młodszy, sprawniejszy, zwinniejszy? Koło czasu toczyło się niepowstrzymanie, nie bacząc na nikogo. Pozostało mieć tylko nadzieję, że starczy mu witalności by chociaż ocalić króla. Później niech dzieje się wola nieba.

Obleczony tylko w proste odzienie i z mieczem legionisty u pasa opuścił kwaterę, zabrawszy ze sobą uprzednio Gwiazdę Lwa.


Najemnik skierował swe kroki prosto do pracowni czarodzieja Bjorfa. Axim widział przewagę, jaką dawał mu magiczny morgenstern. Forma lwa wyostrzała zmysły i zmylała przeciwników w walce. Niestety tak długo, jak Axim samodzielnie nie potrafił opuścić magicznej formy, broń była równie przydatna, co niebezpieczna. Wojownik pragnął kontrolować tę moc, dlatego też udał się do znajomego drużyny najemników.

- Bjorf? - rzucił, wchodząc do pracowni. - Mam do ciebie sprawę.
- Czyżbym słyszał znajomy głos? Ahhh, waszmość Axim. W czym mogę pomóc towarzyszowi broni?
Najemnik pozdrowił mężczyznę skinieniem głowy.
- O broń właśnie sprawa się rozchodzi, przyjacielu - rzucił, odkładając Gwiazdę Lwa na najbliższym stole. - Jak się okazało, morgenstern jest magiczny. W ferworze walki, kiedy ogarnęła mnie zwierzęca wściekłość, moc zaklęta w broni pozwoliła mi przybrać formę… przerośniętego lwa - zaczął wyjaśnienia Axim. - Było to niebywałe przeżycie, ale ja nie o tym… Problem pojawił się, kiedy próbowałem opuścić formę bestii. Okazało się, że nie mam pojęcia, jak tego dokonać. To, że stoję przed tobą w ludzkiej postaci zawdzięczam kapłanom - westchnął, pocierając kark. - Czy jesteś w stanie zbadać moc Gwiazdy i znaleźć sposób na zanegowanie jej działania?

Mag wziął w ręce broń i zaczął odmawiać jakieś zaklęcie. Przez pewien czas potakiwał głową i coś mamrotał do siebie.
- Tak, tak jak mówisz broń pozwala przemienić się w lwa. Odmienić się można tylko przy utracie przytomności lub w czasie dłuższego snu. Nie ma bodźca pozwalającego na wrócenie do ludzkiej formy na żądanie. - Mag przez moment zastanawiał się nad możliwościami modyfikacji zaklęcia.
- Jedyne co mógłbym dla Ciebie zrobić w tej sytuacji to osłabić dosyć mocno zaklęcie, abyś mógł zmienić w lwa na parę minut (3 tury).
Żołnierz opuścił spojrzenie na morgenstern i podrapał policzek w zadumie.
- Myślę… myślę, że to byłoby dobre rozwiązanie. Pozostawanie w formie kota przez dłuższy czas jest conajmniej dziwne i nie chciałbym się do tego przyzwyczajać - stwierdził Axim.
- Zostaw broń na dwa dni, po przyjacielskiej zniżce cena to 50zł za osłabienie zaklęcia.
Axim uśmiechnął się szeroko i sięgnął do sakwy, odliczając żądaną sumę.
- Trzymaj, przyjacielu. Wiedziałem, że można na ciebie liczyć - powiedział najemnik, wręczając magowi monety, po czym poklepał go po ramieniu.
- Ufam, że dobrze zaopiekujesz się tą pięknością - mrugnął. - W takim razie zajrzę do ciebie za dwa dni, a ja tymczasem wracam do swoich spraw. Bywaj! - rzucił, kierując się do drzwi.
 
__________________
"Pulvis et umbra sumus"
MTM jest offline  
Stary 23-08-2019, 22:00   #515
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
Kłos faktycznie miał zamiar wziąć się do roboty niemalże od razu. Jednocześnie był na podorędziu, bo przeniósł swój wóz z kwater jednostki z którą wcześniej podróżował, na dziedziniec karczmy. Pracę zaczął od naprawy wyposażenia Axima, Co nie potrwało zresztą zbyt długo. Już dawno temu odkrył, że jeśli się na czymś skoncentruje i całkowicie skupi, to idzie mu to o wiele szybciej niż innym rzemieślnikom. Żałował jedynie, że nie może tego spożytkować w spokojniejszych czasach. Obecnie musiał rozważać rzeczy w innych kategoriach. Niekoniecznie kierować się zyskiem, a raczej tym, co jest najbardziej potrzebne i komu. Najczęściej były to pancerze i broń. Dlatego przyjął zlecenia od Mandragory i Randara na zbroje. Laerune również wyraziła zainteresowanie, ale musiał się uporać najpierw z już przyjętymi zamówieniami.


W taki rozdartym dziwnym oblężeniem mieście jak Ramara, materiały były czymś, co nie zawsze wpadało w ręce tak łatwo, jak zamówienie sztab z huty czy innego źródła. To do pewnego stopnia udało mu się rozwiązać, nawiązując współpracę z Vin Veid, handlarzem, przez którego ręce przewijało się wiele różnych towarów. Część materiałów pozyskiwał za złoto, część na zasadzie wymiany, jedno było pewne, bez jego pomocy, Raileynowi zeszłoby się ze wszystkim o wiele dłużej. Co prawda korzystał również ze swojego fartucha, który był zawsze nieocenioną pomocą, ale na chwilę obecną, starał się z niego powoli wyciągać materiały potrzebne na przyszłość do stworzenia ciężkiej zbroi dla siebie. Kłos był pewien, że będzie mu już wkrótce potrzebna. Najgorszy był dla niego brak czasu i przeczucie, że bez naprawdę solidnego pancerza, był odsłonięty niczym żółw wyciągnięty ze skorupy. Doszedł do tych wniosków podczas ostatniej misji z oddziałem Sybil. Gdyby nie trzymał się w tylnych szeregach, zapewne skończyłby jako kolacja jakiegoś stwora.


Wśród chaosu tworzenia i pracy, udało mu się znaleźć czas na zajrzenie do byłych kwater bardki, dla której stworzył wannę. Udało mu się ją odzyskać, jak i znaleźć pierścień bąbelków, który miał chronić drobne przedmioty przed zamoczeniem. Pomógł mu w tym znajomy zwiadowca, Roderic, służący w jednostce, z którą Raileyn podróżował kilka dobrych miesięcy jako obozowy kowal. Wanna trafiła do łaźni Ogniska, natomiast pierścień razem z malachitami, do wozu Raileyna.


Próbując wyłącznie pracować, Kłos zapewne dość szybko straciłby by zapał, nie wiedząc co się dzieje dookoła w mieście, w którym sytuacja tak szybko mogła się zmieniać, więc wieczorami starał się wychodzić do ludzi. Wdał się nawet w przyjacielską rywalizację z Randarem, krasnoludzkim druidem, w zdobywaniu względów pewnej wilczycy. Nikt rywalizacji nie ogłaszał, ba, Kłos nie mial pojęcia skąd się wzięło to wspaniałe zwierzę ale ostatecznie wybrała Kłosa. Kilka kawałków soczystego, krwistego mięsa, mogło mieć coś na rzeczy, najważniejszy był jednak wynik. Rzemieślnikowi ciężko było momentami czytać zachowanie wadery, ale uczył się tego z każdym dniem, a jego twarz momentami rozjaśniał nawet uśmiech. Zupełnie jakby futrzasta kompanka przebiła się przez innego rodzaju niewidzialny pancerz, który nosił brodaty mężczyzna.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline  
Stary 29-08-2019, 18:11   #516
 
Noraku's Avatar
 
Reputacja: 1 Noraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputację
Ognista woda, drow i barbarzyńca z północy

-...Fanfir wkłada wtedy łapę w pysk bestii na tyle głęboko, że ta nie może zacisnąć szczęk. Daje mi to dość czasu, żeby dobiec i rozbić toporem łeb niedźwiedzia. Gdyby nie zaufał instynktowi, tylko się zastanawiał to prawdopodobnie skończyłoby się to gorzej niż kilkoma bliznami. Wtedy zrozumiałem, że myślenie trzeba zostawić mądralom z wież. Wojownik musi działać.
Grzmot dolał kolejną porcję Ognistej Wody do kubka Laerune i swojego. Trunek był tak naprawdę mocno pędzonym bimbrem, ale dziewczyna nie była w stanie dojść do tego, co było jego podstawą. Kopało jednak mocno, bo po wypiciu przycinało nawet olbrzyma.
Pokój barbarzyńcy nie był zbyt reprezentacyjny. Zwykłe łóżko, kawałek blatu robiący za krzesło, szafa i miska z wodą dla higieny. Jedyną częścią wystroju należącą całkowicie do Grzmota był stojak na jego kolekcję broni oraz lekką skórzaną zbroję.
O ile na początku Laerune siedziała sztywno na krawędzi łóżka, to już po pierwszym kubku ognistej wody wsunęła się w głąb i oparła o ścianę. Czuła jak pokój wokół zafalował wraz z odgłosem nalewającego się płynu.
- Sa..samuraje są strategami - Mruknęła cicho. - My… planujemy walki, ale… by planować trzeba umieć..wiesz..bić się - Upiła nieco z kubka. - dobry z ciebie człowiek.
- Planowanie jest dobre, kiedy się idzie z rajdem i trzeba wybierać najlepszą drogę, z najlepszymi łupami. Wtedy szamani zbierają się, opalają się tymi swoimi ziołami i radzą razem z duchami - odpowiedział Grzmot i czknął. - Wojownik musi umieć polegać na swoich instynktach, bo zastanawianie się w walce daje tylko przewagę przeciwnikowi. Żyję tak odkąd miałem dość siły by unieśc topór i do tej pory mnie to nie zawiodło! A czy jestem dobry? Nie wiem. Jeden z tutejszych mądrali powiedział że jestem prozai… prezerw… pragmatycz… no, że liczy się tylko cel i działanie czy coś takiego. Nie dopytywałem dalej bo jak nazwał mnie hedonistą to nie wytrzymałem i dałem mu w pysk. Niezależnie o co mu chodziło, nie dam się obrażać jakiemuś chłystkowi.
Laerune zaśmiała się głośno i poklepała życzliwie barbarzyńcę po ramieniu.
- Hedon.. hedonizm, to znaczy, że cieszysz się życiem - Upiła kolejny łyk. - Zioła… kapłani.. tak miałam w podmroku... Znam to. To potężna magia, ale wolę skupiać się na tym - Zastukała palcem w głowę. - I nie zabijać mężczyzn bo są mężczyznami.
Olbrzym pokiwał głową jakby rozumiał, ale nikogo tym nie zwiódł.
- Ja tam nie mam oporów zabijać mężczyzn. Gorzej z kobietami, bo to nie honorowe.
- Wśród drowów rządzą kobiety… - Laerune spochmurniała. - Jak spotkasz kapłankę.. nie wahaj się jej zabić. Ona zabije ciebie.
- Jak się na mnie rzuci, to sprawdzimy czyj kunszt lepszy - odparł niefrasobliwie i popił z kubka aż nim wstrząsnęło. - Czy to znaczy, że ty nie jesteś kobietą? Czy może też spróbujesz mnie zabić?
Drowka prychnęła.
- Nie wyglądam ci na kobietę? - Uśmiechnęła się nieco zadziornie. - To podejście nie odpowiadało mi i siostrze, więc opuściłyśmy domowe pielesze.
Mężczyzna spojrzał na kobietę lekko zamglonym wzrokiem bez oporów opuszczając wzrok na jej dekolt. Dopiero później spojrzał na twarz.
- A bo ja tam was wiem? Wy długousi zawsze mieliście dziwne podejście. Smakujecie też dziwacznie to i może faceci u was z cyckami latają. Mieliśmy kiedyś takiego na pólnocy, ale okazało się że po prostu spasł się. Pierwszy który spróbował mu włożyć łapę w gacie potracił wszystkie palce pod jego toporem.
- Jak to smakujemy? - Laerune zmieszała się wyraźnie i sama nie była pewna czy to przez spojrzenie utkwione w swoim biuście czy przez to co powiedział mężczyzna. - Ja… nie ja po prostu mam piersi. Toż nie jestem spasiona.
- No zawsze tacy łykowa… - Grzmot czknął i beknął głośno. - ..ci jesteście. Ale też jakby przyprawieni, zawsze mnie to dziwiło. A to, że nie jesteś spasiona? Przecież widzę. Zresztą bądź jaka chcesz, bylebyś tym swoim żelazem wiedziała co zrobić.
- To czemu masz wątpliwości, że jestem kobietą?! - Laerune podniosła głos i klęknęła na łóżku by znaleźć się nieco nad barbarzyńcą, niemal rozlewając przy tym resztę alkoholu. Wtedy jakby do niej dotarło. - Jak.. jak to jadłeś.. jadłeś elfy?
Mężczyzna mrugnął kilka razem oczami. Widać było że zwoje mózgowe działają u niego pełną parą zanim się odezwał.
- No… tak. Na północy i w czasie rajdu mięsa mało. Zdarzało się jeść elfy, orki, gobliny, olbrzymy, poza tym wilki i inne zwierzęta. Mięso to mięso. Człowieka, chwała bogom, nie jadłem albo mi o tym nie wiadomo.
Odłożył pusty już kubek na podłogę.
- A mówiłaś, że twoje kobiety zabijają mężczyzn. Ty nie chcesz mnie zabić. Więc mogłaś nie być kobietą. Mylę się?
Laerune przyglądała się mężczyźnie klęcząc na łóżku. Po dłuższej chwili jednym haustem wypiła zawartość kubka. Miał rację.. na wojnie jadało się różne rzeczy. Znała drowy, które uwielbiały ludzkie i elfie mięso.
- Uważam, że przydajecie się do czegoś więcej… więc nie chciałam was zabijać tylko za płeć - Mruknęła.
- Oczywiście, że się przydajemy! Kto w zimę odegna białego manhuna albo ogrzeje i osłoni od wiatru!?
- Czym jest Man.. nuh? - Drowka poczuła, że zakręciło się jej w głowie i usiadła z powrotem na łóżku.
Grzmot przysunął się bliżej do łóżka, jakby miał wytłumaczyć coś niezwykle istotnego.
- Tak na północy mówimy na niedźwiedzia, który rozsmakował się w ludzkiej krwi. Te bestie są zwykle w kłębie trzy razy większe niż te na południu, a gdy ogarnie ich czerwona żądza nie poprzestaną na niczym aż jej nie zaspokoją. Gorsze są wtedy od biesów piekielnych, bo chociaż nie tak silne, to wraz ze skosztowaniem ludzkiej krwi nabierają rozumu i sprytu iście nie jak zwierzęta postępując. Mój brat cioteczny trzeciej córki drugiej żony ojca mojego przysięgał na Ymira, że manhun stanął przed nim na obu nogach, chwycił jego włócznie i połamał niczym zapałkę. Powiedział potem mu ponoć, że tego dnia los mu sprzyja bo napił się już krwi, ale jeszcze wróci. Następnego dnia znaleźliśmy trupy dwóch wartowników, a on od tego czasu zimową porą drży ze strachu, kiedy tylko pojawi się śnieżyca.
- Ty byś nie drżał? - Laerune wpatrywała się w oczy barbarzyńcy. - Kiedykolwiek spotkałeś tę bestię?
- Podobno nie wiadomo czy stoi się naprzeciwko niej dopóki ona Cię nie zabije. Nie wiem więc czy białe niedźwiedzie które zabijałem były manhunami czy nie. Wiem jednak, że śnieżnej zamieci nie ma groźniejszych od nich stworzeń, bo zobaczysz je dopiero, kiedy otworzą paszczę by CIĘ POŻREĆ
Grzmot zaimprowizował kłapnięcie szczękami w stronę kobiety kończąc historię podniesieniem głosu.
- Ttak… - Laerune cofnęła nieco głowę. - Ale skąd wiesz, że ty lub inny mężczyzna obroniłbyś przed tym kobietę? Wierzę… że mogłabym stanąć z tym Man..nuh w szranki.
- Może i byś mogła. Ale niewielu znam mężów, którzy poradzili sobie z nimi samemu. Większość poległa, dając kobietom szanse na ucieczkę…
Grzmot zadumał nagle, sięgnął po butelkę i rozlał ją do końca do obu kubków.
- Chociaż w sumie pokonałem dzisiaj biesa piekielnego a i on nie był łatwym przeciwnikiem, więc kto wie.
- To była ciężka wyprawa - Przyznała drowka spoglądając na kubek. - To jest.. naprawdę mocne.
- Najważniejsze, że udana. A co do wody ognistej to mówiłem, że jest to zacny trunek. Szkoda, że się kończy.
- Będzie trzeba dokupić - Laerune uniosła kubek. - To za.. kolejne wspólne wyprawy?
- Za kolejne wspólne dni - poprawił ją Grzmot i z trudem stuknął kubkiem o kubek. - A o dokupieniu nie ma raczej mowy. Może znalazło by się gdzieś w zapasach w zajętych jeszcze częściach miasta. Albo mógłbym sam spróbować uwarzyć.
Drowka uśmiechnęła się upijając nieco.
- Trunek wart ryzyka.. jeśli chodzi i o wyprawę i o warzenie - Wypiła kolejny łyk i opadła na łóżko.
- Ano - barbarzyńca zapatrzył się w ścianę, po czym z powrotem spojrzał na butelkę. - Zmasakrowałbym chyba cały garnizon zielonej hołoty, gdyby mi powiedzieli że w piwnicach są jakieś zapasy.
- A potem by nas stamtąd nikt nie wyciągnął - Drowka czknęła i przymknęła oczy. - Przepraszam.
- Heh, jakbyśmy byli tam we dwoje to pewnie nie - uśmiechnął się do swoich wspomnień. - Za co przepraszasz?
- Beknięcie… coś ci się przypomniało? - Laerune z trudem utrzymywała lekko rozchylone oczy.
Zerknął na nią i przeciągnął się aż chrupnęły mu stawy. Po czym sam głośno beknął bez żadnego zażenowania.
- Teraz jak tak na Ciebie patrzę, to nawet wiele rzeczy.
Drowka przyglądała się mu pytajacym wzrokiem na tyle na ile była go w stanie skupić na mężczyźnie. Czuła jak świat wokół Grzmota delikatnie faluje, a podłoga uparcie stara się wpłynąć na sufit.
- Jakie? - Mruknęła.
Mężczyzna dopił jednym haustem pozostałą zawartość kubka i przesiadł się na łóżko, tylko “odrobinę” tracąc równowagę przy wstawaniu. Siedział teraz tuż obok kobiety. Jego wzrok powoli łapał ostrość na najciekawszych miejscach jej ciała.
- Same przyjemne.
Laerune z trudem uniosła się na przedramieniu by napić się jeszcze trochę.
- Kolejne wielkie opowieści? - Wydusiła z siebie spoglądając na siedzącego tuż obok barbarzyńcę.
- I wielkie i małe, jeżeli nadal jesteś zainteresowana - podsunął się również pod ścianę i oparł o nią plecami. Łóżko zaskrzypiało pod zwiększonym naciskiem.
- Jasne - Laerune opróżniła kubek i odstawiła go na ziemię. - Nie mamy alkoholu… ale mamy czas. Ja się chyba już nigdzie nie ruszę.
- Nieeeee, tak nie może być - zawyrokował jednoznacznie Grzmot. - Co to za opowieść bez łyka alkoholu. Ochrypnąć można. Na dole powinni mieć jeszcze jakieś trunki. To…
Ręka omsknęła mu się przy próbie podniesienia, przez co boleśnie uderzył głową o ścianę i wylądował tuż przy twarzy drowki. Spojrzał jej w oczy i zawahał się.
- Chyba… oboje nie damy rady... - Laerune przyglądała się mężczyźnie. Jej zapity wzrok dotarł do jego ust. - Tam pójść.
Przełknął ślinę. Bardzo nie lubił jak mówiło mu się, że czegoś nie da rady.
- Dałbym radę… ale teraz nie wiem czy chce.
- A co byś chciał? - Drowka wyszczerzyła się w typowo pijackim uśmiechu. - Zjeść mnie?
Również się uśmiechnął.
- Nie - objął ją nagle i uniósł niczym piórko sadzając okrakiem na swoich udach. - Ale mogę pokazać to, co chciałem opowiedzieć.
Laerune poczuła jak świat wokół zawirował. Musiała mocno chwycić mężczyznę za ramiona by utrzymać równowagę.
- Ty… - Nagle do niej dotarło o jakich opowieściach mógł myśleć Grzmot. Wpatrywała się w niego dłuższą chwilę, po czym pochyliła się i pocałowała barbarzyńcę. - Pokaż.

Kiedy ich usta połączyły się połączyły się po raz pierwszy, dłoń barbarzyńcy odruchowo przesunęła się na włosy dziewczyny. Takim prośbom nie zwykł odmawiać. Chwycił ją mocniej w pasie i przyciągnął jej biodra do swoich, znowu wbijając się w jej usta. Kobiece paznokcie drapały nagie plecy Grzmota, gdy łączyła ich pierwotna i niepowstrzymana żądza. Laerune uniosła się nieco na kolanach przytulając swój biust do piersi mężczyzny i starając się jeszcze pogłębić pocałunek. Czuła smak wody ognistej, jej zapach. Miała wrażenie, że wszystko wokół wiruje. Jego szorstkie dłonie przesunęły się w dół drażniąc skórę na karku. Przesunęły się po materiale tuniki aż zawędrowały na kształtne pośladki na których zacisnęły się z mocą. Przez cały ten czas połączeni byli w szaleńczym pocałunku. Ten został brutalnie przerwany dźwiękiem rozrywanego materiału, kiedy szarpnięcie mające na celu uwolnienie ciała kobiety z okowów krępującego ją stroju przy okazji naderwało jeden ze szwów.
- Wybacz - powiedział łapiąc oddech. - Mam ręce wojownika.
- Jesteś mi winien tunikę - Laerune nie przejmowała się strojem. Teraz liczyło się jedynie by go zdjąć. Szybko rozwiązała troczki odsłaniając napięty biust równie czarny co cała jej skóra.

Zniszczenie ubrania zbytnio go nie obchodziło. Zwykle w takich sytuacjach wierzchnie ubrania po prostu trafiał szlag i szybko przeobrażały się w szmaty do zmywania podłogi. Teraz jednak nie chciał tak postępować. W tej kobiecie było coś innego. Dotyk jej skóry jeszcze bardziej pobudził jego zmysły. Kiedy ubranie leciało w stronę podłogi on już przywierał ponownie do jej ust. Następnie przeniósł się na szyję, zgięcie obojczyka aż w końcu na dekolt. Dłońmi podtrzymywał jej plecy, żeby nie spadli z łóżka. Drowka odgięła się mocno do tyłu pokładając zaufanie w silnych ramionach. Z jej ust wyrwał się pomruk nie przypominał on jednak domowej kotki. Zdawało się, że Grzmot trzyma w ramionach raczej jakiegoś kotowatego drapieżnika, który zaborczo wpijał pazury w jego ramiona. A jemu było ciągle mało. Wiedział jednak nie tylko jak prowadzić potyczki orężem. Wrócił po szyi do ust kobiety, jednocześnie wstając na równe nogi. Rausz alkoholowi już dawno opadł. Podtrzymując ją jedną ręką pod pośladkami, drugą mocował się ze sznurowaniem portek. Drowka nie ułatwiała mu, ocierając się swymi osłoniętym spodniami kroczem o jego męskość. Czuła nadal alkohol przepływający we krwi i miała wrażenie, że cała płynie na tej fali. Kiedy wreszcie materiał opadł na podłogę nie wrócił do łózka. Przygwoździł ją do ściany, trochę mocniej niż zamierzał, i wrócił do wcześniejszych pieszczot. Laerune jęknęła czując jak jej plecy uderzyły o ścianę. Zdobił jej szyję pocałunkami, cały czas podtrzymując ją za pośladki. Różnica wzrostu dawała mu naturalną przewagę w tym, przejmując całkowitą kontrolę. Czuł jak jej zapach i delikatne mruczenie wpływają na niego bardziej niż alkohol. Ugryzł ją pod uchem. Sięgnęła do własnych spodni starając się je rozsznurować, ale ciało kochanka stanowczo jej to uniemożliwiało. Mężczyzna oderwał wreszcie usta od jej pięknych piersi i przybliżył się do twarzy, niemalże stykając się nosami. Oddychał ciężko, ale nie z powodu ciężaru, a raczej z wrażeń.
- Podoba się taki pokaz? Czy mam przestać?
- Podoba… - Laerune rozsznurowała spodnie, które zsunęły się jej na pośladki. - Zastanawiam się… to te małe czy wielkie opowieści?
Barbarzyńca rzucił ją łóżko i stanął nad nią podziwiając całe piękno jej ciała.
- To będziesz musiała ocenić już sama
Drowka opuściła wzrok na kroczę mężczyzny i aż westchnęła.
-Wydaje się… nierealne - mruknęła zastanawiając się jak ma w sobie zmieścić oręż tego kochanka.
Podążył za jej wzrokiem i uśmiechnął się. Wkroczył do łóżka na kolanach, pochylając się nad jej piersiami i pocałował dolinę jej obu półkul. Powędrował tak niżej, aż do ud.
- Nie Jego miałem na myśli, a TO - powiedział z uśmiechem po czym zanurkował głową pomiędzy jej nogi.
- Co ty… - Elfka podniosła się na przedramionach spoglądając na twarz barbarzyńcy znajdującą się pomiędzy jej czarnymi udami. Ten jednak nie dał sobie przerwać. Przybliżył swoje usta do wzgórza jej kobiecości, które zaczął obdarzać pocałunkami i pieszczotami. Jednocześnie przesuwając delikatnie palcami wzdłuż boków w kierunku piersi. Laerune jęknęła głośno i opadła na poduszki. Czuła jak każdy kolejny pocałunek wywołuje w niej gorące dreszcze. Rozchyliła szerzej nogi by dać do siebie dostęp kochankowi. Wkrótce miejsce pocałunków zajął język wwiercając się w jej jestestwo i wywołujące kolejne gorące spazmy rozkoszy. Jego dłonie także nie pozostawały spokojne. Wodziły cały czas po piersiach i zaciskały się na nich w takt jej ruchów. Elfka wierciła się na pościeli czując jak w podbrzuszu gromadzi się żar, powoli pełzający w kierunku jej sutków i wydobywający się na zewnątrz wraz z kolejną falą mruknięć i jęków. A potem nic. Nagle wszystko się skończyło. Pozostało tylko skrzypnięcie łóżka, gdy Grzmot przesuwał się wyżej, gładząc kobietę po udzie i całując ją w szyję.
Laerune drżała na całym ciele. Wpatrywała się w zbliżającego się kochanka nieco rozmazanym wzrokiem. Chciała jeszcze, ale nerwowo łapiąc oddech nie była w stanie tego wypowiedzieć. Ten przywarł biodrami do jej bioder i delikatnym ruchem rozchylił uda. Poczuła jego gorące lędźwia na swojej skórze. Spojrzał ostatni raz w jej oczy, szukając w niej zwątpienia, które kazało by mu przestać. Drowka była w stanie jedynie uśmiechnąć się wyzywająco. Objęła jego biodra udami, jednak to jemu pozwoliła wykonać pierwszy ruch.

Grzmot był barbarzyńcą i chociaż starał się, to niewiele miał wspólnego z delikatnością. Kiedy tylko trafił w odpowiedni punkt pchnął z mocą biodrami z lekkim stęknięciem. Przymknął oczy, rozkoszując się obejmującym go ciepłem. Gdy spojrzał w dół, zobaczył jej usta i ponownie się w nich zatopił. Łóżko zaczęło powoli skrzypieć pod jego ruchami. Laerune jęknęła głośno nim mężczyzna znów ją pocałował. Objęła go rękoma i nogami.Czuła jak wypełniająca ją obecność przeszywa jej ciało kolejnymi falami dreszczy. Zachłannie odpowiadała na pocałunki wbijając paznokcie w ciało kochanka. Przywarł do niej całym ciałem, czując jak sterczące sutki przesuwają się po jego skórze. Wgryzł się zębami w jej kark, powoli osiągając wspólny rytm i przyspieszając. Ręce wsunęły się pod jej plecy i spoczęły na kształtnych pośladkach, masując je olbrzymimi dłońmi. Jęki Laerune były coraz głośniejsze, aż w końcu przerodziły się w okrzyki. Jej ciało drżało w objęciach mężczyzny gdy zbliżała się do szczytu.

Ponownie uniósł ją, nie tracąc z nią połączenia i przysiadł na kolanach. Odchylił do tyłu jej plecy i kontynuował ich erotyczny taniec dysząc coraz szybciej. Napawał się widokiem jej podskakującego ciała. Drowka pochwyciła nadgarstki mężczyznę by choć odrobinę złapać równowagę i poddała się jego atakom. Każdy z nich był coraz silniejszy. Nie liczyła się już szybkość, liczyły się doznania i moc. Z każdym pchnięciem on też zaczynał drżeć. Zaciskał szczęki i szeptał w języku jakiego ona nie znała. Chwycił ją nagle za ramiona i odchylił jeszcze mocniej, niemalże nie zrzucając jej z siebie, wypychając mocno biodra by wbić się w jej czuły punkt. Laerune objęła go nogami by nie upaść. W jej głowie znów zakręciło się i od alkoholu i nadmiaru doznań. Ile on miał sił… myślała, że za chwilę oszaleje. Od tego gorąca, dreszczy, od jego obecności i kolejnych ataków. Koniec zbliżał się nieuchronnie z każdym ruchem, z każdym uniesieniem bioder, z każdym jego przyduszonym jękiem. Również chwycił za dłonie dziewczyny, chcąc nadać wszystkiemu jeszcze większy impet. Napięte mięśnie lśniły od potu. Jego męskość drżała również w szybko nadchodzącym finale. Drowka krzyknęła głośno dochodząc i odgięła się do tyłu na tyle mocno na ile tylko była w stanie. Jednak nawet to nie przynosiło ulgi od silnych dreszczy targających jej ciałem. On również drżał i dyszał ciężko, powoli uspokajając oddech. Przylgnął wtedy do jej ciała i ucałował obie piersi.
- Masz jeszcze te kajdany?
- T..tak - Drowka wskazała na leżące na ziemi spodnie i wysuniętą za pas zdobycz.
- To teraz mogę pokazać ci o czym wcześniej mówiłem - uśmiechnął się szeroko i znowu ją pocałował.
 
__________________
you will never walk alone

Ostatnio edytowane przez Noraku : 03-09-2019 o 17:41.
Noraku jest offline  
Stary 31-08-2019, 18:21   #517
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Siła kontra zręczność

[MEDIA]http://images82.fotosik.pl/107/acf183e5a49c842bmed.jpg[/MEDIA]

Woda chlusnęła szeroką strugą, oblewając długie włosy barbarzyńcy. Prychając odstawił cebrzyk obok studni. Brud i senne odrętwienie spływalo po nim wraz z kroplami. Nic tak nie pobudzało z rana jak lodowata, naturalna woda. Oparł głowę o drewnianą nabudówkę i chrząknął chcąc pozbyć się niesmaku z ust. Zaułek przed karczmą był względnie pusty. O tej porze jedynie sklepikarze, żołnierze i szpiedzy byli aktywni. Nie poczuwał się do bycia żadną z tych osób ale obiecał drowce trening. Wiedział że pomoże mu to lepiej wejść w ten dzień po atrakcjach zeszłej nocy.
Laerune wstała dużo wcześniej i poprosiła karczmarza o kąpiel. Jej ciało było przyjemnie rozluźnione po igraszkach poprzedniej nocy, choć alkohol pozostawił nieprzyjemny ślad w postaci lekkiego szumu gdzieś z tyłu głowy. Trochę nie wiedziała jak ma teraz traktować Grzmota i widząc go niedaleko studni zarumieniła się lekko. Pozostało mieć nadzieję, że nikt nie rozpozna rumieńca na ciemnej skórze, a już szczególnie nie zrobi tego barbarzyńca.
- Dzień dobry. - odezwała się podchodząc do niego.
Ponownie nabrał wody czerpakiem i chlusnął na półnagi tors i całkiem już przemoczone płócienne spodnie. Wstrząsnął głową chcąc odlepić długie blond włosy z twarzy, po czym prychnął wodą. Odwrócił głowę w stronę kobiety i uśmiechnął się.
- Nie byłem pewien, czy się pojawisz. Wymknęłaś się tak, że nawet nie zauważyłem - odparł prostując się. Mięśnie na jego klatce napinały się pod wpływem zimnej wody. - Dalej chętna na trening?
- Jasne. - Laerune uśmiechnęła się. - Musiałam się porządnie wykąpać… nieco mnie ubrudziłeś.
- Nie sądziłem, że dla wojowniczki takiej jak Ty to będzie jakiś problem - dodał i wydmuchał resztki wody z nosa.
- To zależy. Jeśli jestem w terenie… nie przeszkadza. Gdy wiem, że obok jest balia z ciepłą wodą. Owszem. - Elfka odchyliła się unikając strumienia wody.
- Ciemna woda tylko rozleniwia - mruknął z lekka i podszedł do stojącego pod ścianą ekwipunku. Uderzył się kilka razy po twarzy i chrupnął stawami w karku. - A więc na co masz dzisiaj ochotę?
Drowka przez chwilę przyglądała się mu przesuwając dłonią po rękojeści swojego miecza.
- Pytasz o trening? - Uśmiechnęła się nieco zadziornie i wydobyła swoje ostrze z pochwy.
- Tak - pochylił się i nałożył na goły tors skorznie, dokładnie mocując zapięcia. - Czego oczekujesz? Pełen kontakt, próba sił, zapasy, chcesz się czegoś nauczyć?
- Chętnie się czegoś nauczę. - Drowka zbliżyła się bardziej do barbarzyńcy. - Zapasów… chyba mi na chwilę wystarczy po wieczorze.
Uśmiechnął się na to wspomnienie i oblizał wargi. Podniósł z ziemi topór o podwójnym ostrzu i buzdygan. Uderzył jedną bronią o drugą, aż po buzdyganie przeszło delikatne wyładowanie. Żadna z tych broni nie wyglądała jakby nadawała się do walki jedną rękę, jednak Grzmot unosił je bez problemu.
- Jeżeli nauki szukasz, to chętnie pokaże Ci jak walczymy na północy - skrzyżował ręce przed sobą. - Atakuj.
Drowka pewnym ruchem wydobyła ostrze z pochwy i zamachnęła się na wojownika.
O tym, że kobieta była szybka już wiedział, nie miał jednak do tej pory okazji tego sprawdzić bezpośrednio. Z trudem zszedł z toru ataku, pomagając sobie ostrzem topora, po którym ze zgrzytem prześlizgnęła się stal. Zrobił kilka kroków w bok i znowu przybrał postawę lekko ugietą, gotową do natychmiastej zmiany ciężaru. Laerune nim jeszcze zakończyła cios wykonała krok i obróciła się, by korzystając z impetu poprzedniego uderzenia wyprowadzić cios pod pachę barbarzyńcy. Wydawało się, jakby ten tylko na to czekał. Upuścił trzymany w prawej ręce buzdygan i nie unikał ciosu. Przyjął go. Zrobił dwa kroki do przodu i wystawił chwycił za dłoń blokując uderzenie, które najprawdopodobniej utknęło by gdzieś pomiędzy jego żebrami. Ostrze miecza gładko przecięło zbroję i z mlaskiem wbiło się w ciało. Nie mogło jednak dalej drgną, uchwycone pod pachą i w mocarnym chwycie mężczyzny.
- Żadna cena nie jest dość wysoka, jeżeli prowadzi do zwycięstwa - powiedział Grzmot po czym szarpnął drowką w swoją stronę, jednocześnie kolanem chcąc uderzyć ją w żebra.
Laerune puściła miecz, ale nie zdążyła tego zrobić dość szybko. Poczuła jak kolano mężczyzny trafia pod żebra, rzucając nią o ziemię. Nie podniosła się przyznając się do przegranej i spoglądając na mężczyznę.
- Nie dziwo, że jesteś tak pokaleczony. - Mruknęła cicho, obserwując krew spływająca po jej własnym mieczu.
Podniósł rękę do góry i skrzywił się delikatnie. Spojrzał na rozciętą zbroję jakby zdziwiony.
- Pieruńsko ostra jest ta twoja brzytwa - powiedział i wyciągnął ku niej rękę. - Pewnie przecina kości jak gałązki?
- Powstrzymywałam się, ale .. zaskoczyłeś mnie tym ruchem. - Drowka chwyciła podaną dłoń i podniosła się z ziemi.
- Powstrzymywałaś się… - zamyślił się. - To znaczy, że przeliczyłem też swoje możliwości, skoro powstrzymując się zrobiłaś to.
Wskazał na swoją ranę, która coraz obficiej krwawiła pod jego pachą.
- Masz jeszcze jakieś możliwości, o których powinienem wiedzieć?
- To ma wyjątkowe możliwości. - Drowka przejęła miecz od wojownika. - Kłos chciał go obejrzeć, bo ewidentnie to nie jest zwykły miecz. - Drowka uśmiechnęła się, opierając broń o ziemię. - Ja… nic po za bycie wyszkolonym wojownikiem i miłość do walki.
- Obie te cechy są godne uwagi, ale czasami walcząc z pewnymi przeciwnikami trzeba znaleźć sposób by ich zaskoczyć.
Uniósł do góry swój topor. To nie była piękna broń. Raczej toporna, o długim stylisku i podwójnym ostrzu. Barbarzyńca napiął mięśnie i cisnął nim w kierunku studni. Bron wbiła się w drewno z głuchym trzaskiem.
- Ten dwuręczny topór nie wygląda, jakby był zdolny tego dokonać, a jednak można nim z łatwością cisnąć w niespodziewającego się przeciwnika. Mówiłaś że samiraje znają się na strategii. Hordy orków zwykle bazują tylko na liczbie i sile. Możesz więc wykorzystać swoją przewagę.
Drowka poczuła podmuch powietrza, a potem obejrzała się za toporem.
- Ty możesz nim cisnąć z łatwością. - Mruknęła. Nadal zdumiewała ją siła Grzmota, choć przekonała się już o niej na kilka sposobów. - A orki… nawet jeśli skupiają się na sile.. mają swych dowódców. Wierzę, że nie tylko w sile tkwią ich sukcesy i by z nimi walczyć.. muszę się dowiedzieć co więcej tam jeszcze siedzi.
- Jak bliżej chcesz poznać naturę Orków, to musisz porozmawiać z Balkazarem. Ja wiem jedynie tyle ile mogłem wyczytać z ich trupów i walki - odparł Grzmot i podniósł buzdygan, a następnie ruszył po topór. Bedąc już pod studnią, przemówił głośniej. - Ja mam swoją siłę, ty zwinność i szybkość. Każde z nas wykorzystuje dary jakimi obdarzyła nas natura. Gotowa na drugą rundę?
Laerune ułożyła broń wygodnie w obu dłoniach, czekając na atak barbarzyńcy. - Gotowa.
Tym razem to Grzmot przejął inicjatywę. Zaatakował z furią dzierżąc obie bronie w dłoni. Buzdygan śmignął z góry, sunąc za sobą wiązką wyładowań. Drowka zaczekała do ostatniech chwili, czując narastającą obawę mimo świadomości, że to tylko trening. Udając, że ma już się osłonić, wykonała szybką fintę, chcąc wyminąć przeciwnika. Jego uderzenie strzaskało chodnik w miejscu, w którym do tej pory stała. Uniósł ostrze topora do góry, chcąc zasłonić się przed ewentualnym kolejnym atakiem. Laerune wykonała kolejny obrót tnąc, ale jedynie zamarkowała cięcie na plecach, dotykając pancerza wojownika. Uśmiechnął się pod nosem. Szybkim ruchem uderzył styliskiem topór pod kolana kobiety wywracając ją na ziemię.
- Trzeba było dokończyć atak - dodał powoli wstając. - Albo chociaż celować w kark. Ale jest tak jak mówiłem, szybkość kontra siła. Nie przekonamy się o swoich prawdziwej wartości dopóki nie zmienimy broni na mniej zabójczą albo nie znajdziemy kapłana, który potrafiłby nas na miejscu złożyć.
- Więc może pouczysz mnie walki tym. - Siedząc na ziemi wskazała na trzymany przez barbarzyńcę topór.
- Tym? - kiwnął głową w kierunku topora, o który się opierał. - Proszę bardzo, tylko proponuje wziąć go od razu w obie ręce.
Drowka podniosła się i schowała miecz do pochwy. Oburącz sięgnęła po topór barbarzyńcy i przez chwilę zawahała się czy da radę wyprowadzić nim atak.
- Skąd ty masz tyle sił. - Wyszeptała, chwytając pewniej drzewiec.
- Pompki, dużo ćwiczeń, jeszcze więcej mięsa i mnóstwo mleka olbrzymów. Na północy można być albo silnym albo martwym - powiedział podchodząc i poprawiając uchwyt dłoni. - Zaś co się tyczy walki to szybko można się do niego przyzwyczaić. Zależnie od tego jaki atak chcesz wyprowadzić będziesz musiała po prostu zmieniać ułożenie dłoni.
Dotyk wojownika sprawił, że w drowce ożyły wspomnienia ostatniej nocy. Zadrżała delikatnie zaciskając mocniej dłoń na drzewcu.
- Spróbujmy. - Mruknęła, starając się ukryć lekkie podniecenie.
Przez kilkanaście następnych minut tłumaczył sposób ułożenia rąk przy stylisku, najefektywniejszy sposób wyprowadzania uderzeń czy blokowania. Zazwyczaj robił to obejmując ją od tyłu i powoli pokazując na początku co i jak. Gdy uznał, że była gotowa stanął naprzeciw niej, gotowy do parowania uderzeń swoją buławą.
- Pamiętaj o kontroli równowagi. Jeżeli topór pociągnie Cię za sobą, to równie dobrze możesz się już witać z bogami.
Laerune po tych całych przygotowaniach miała wyraźniejsze, ciemniejsze plamy na policzkach. Przytaknęła jednak dając znak, że zrozumiała instrukcje i wyprowadziła cios w kierunku barbarzyńcy. Odbił go i pokiwał głową. Był zadowolony. Kazał jej dalej atakować. Drowka wykonała kilka zamachów, w końcu jednak ciężar topora przeważył i poleciała za nim. Grzmot pomógł jej wstać i podniósł swoją broń.
- Wcale nie najgorzej jak na pierwszych kilka razów. Odpocznijmy teraz. Później spróbuje cię nauczyć jak się nim rzuca.
Drowka zdyszana usiadła na ziemi. Niby posługiwała się wodnym smokiem, który lekkim mieczem nie był, ale topór barbarzyńcy naprawdę dużo ważył.
- Niesamowite, że władasz nim z taką swobodą. - Mruknęła ze szczerym podziwem.
- Naprawdę przesadzasz, chociaż sił mi nie brak - odparł siadając za nią i szybkimi ruchami rozmasowując napięte mięśnie. - Reszta to już biegłość. Zapewne gdybym miał walczyć twoim mieczem machał bym nim z gracją cepa.
Laerune mocno w to wątpiła, nie chciała jednak spierać się o to z mężczyzną. Musiała się dużo nauczyć i to jak najszybciej.
 

Ostatnio edytowane przez Aiko : 02-09-2019 o 21:48.
Aiko jest offline  
Stary 31-08-2019, 22:18   #518
 
Brilchan's Avatar
 
Reputacja: 1 Brilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputację
Podział łupów z morskiej skrzyni:

Karczmarz Caramon zaproponował wam zagrać w kości o łupy. Startujemy od najbardziej wartościowych. Każdy po wygraniu jednego łupu odpada z gry o pozostałe mniej cenne. Po rozdaniu wszystkich fantów możecie się po zamieniać nagrodami między sobą lub zrobić komuś na złość i spieniężyć u kupców.
Alchemik był średnio szczęśliwy z tej formy rozdzielenia łupu, jakby nie patrzeć to on znalazł skrzynię i prawie stracił życie walcząc samemu z goblinami, ale nie miał też lepszego pomysłu jak rozwiązać problem. Tym bardziej, że był nowym nabytkiem, chciał jeszcze z Walkirią popracować, więc zrażanie reszty drużyny nie było najlepszym pomysłem. Westchnął i wziął z rąk karczmarza kości, licząc na to, że w przyszłości sobie odbije.
Esmondowi sposób podziału skarbów był dość obojętny, więc skinął głową.
Randar wyszczerzył radośnie zęby i przysiadł przy grupie


Gdy wszyscy się zgromadzili rozpoczęła się loteria. Caramon zwrócił uwagę zebranych na siebie.
- Zwyczajem wojów starych, gdzie kupa luda do łupa to losowi zawierzamy! Dziesięciu uczestników i dziesięciościenna kość, zobaczmy, komu dzisiaj bogowie sprzyjają.
Każdy dostał do ręki starannie wyrzeźbioną w drewnie kość do gry. Każda z nich jest w innym kolorze, aby było można rozróżnić graczy.
- Pierwszy przedmiot, o który gracie to super twarda i leciutka jak powietrze koszulka kolcza. Rzadko występująca w handlu, rarytas dla lubiących podróżować lekko i bezpiecznie. Największy wynik wygrywa, gotowi? Kości w ruch!
Kości potoczyły się po blacie
- Czy ktoś wątpił, chociaż przez chwilę, który z bogów najbardziej sprzyja przy blacie? Wszechstwórca dopinguje swoich w potężnym remisie. Mamy dwie dziesiątki. Jedna należy do naszej wybawczyni Sybill, druga do najświeższego towarzysza w drużynie - Gobelina. Mamy, zatem dogrywkę, zobaczmy czy wygra czempion czy też świeża krew. - Kości poszły ponownie w ruch. - Niesamowite! Sybill 2, Gobelin ponownie 10! Bard wygrywa koszulkę kolczą.
Gobelin był zaskoczony łaskawością nowych towarzyszy w dawnym stadzie nie pozwolono mu brać udział w podziale łupów w stadzie broń i inne cenne rzeczy idą tylko do najsilniejszych wszyscy inni mają za zadanie być mięsem, aby odwracać uwagę wrogów stada dając samicom czas na ucieczkę a wojownikom więcej okazji do ataku. Tym bardziej dziwił się zaproszeniem do gry gdyż jedyną jego zasługą wobec drużyny było to, że zbytnio się ich bał i za mocno brzydził się przemocą żeby wykorzystać w pełni swoje możliwości… Tym większe było zaskoczenie, że z woli Pierwszego Stwórcy zwyciężył nad jego Walkirią!
- Dzięki, niech będą Wszechstwórcy! Wybacz o Najjaśniejsza Płomiennoka, lecz nasz Pan musiał usłyszeć wołanie mego serca i wiedział jak bardzo nienawidzę mojej zbroi z psiej skóry zrodzonej z cierpienia istoty żywej i w swej wielkiej łasce zesłał mi ten dar, aby utwierdzić mnie w tym, że podążając za tobą wbrew przeciwnościom losu dołączam do wielkiego stada istot żywych pod jego władztwem… Dopiero, co zacząłem podążać za jego wolą a już zyskałem więcej niż kiedykolwiek mógłbym marzyć - Powiedział stary Goblin, po czym, zaczął płakać ze szczęścia rzewnymi łzami.

- Tym samym Gobelin odpada z dalszej gry, a my zaczynamy grę o drugi równie cenny przedmiot. Krótki miecz z odległej północy lub może południa. Wszyscy gotowi? Rzucamy!
Kości potoczyły się po blacie. - Wszechstwórca wciąż nie odpuszcza! Tym razem wygrywa Balkazar z 10, tuż zanim Grzmot i Randar z 8.

-Następnym przedmiotem jest ta oto piękna niebieska jedwabna suknia ze srebrnymi ozdobami. Idealna na bal na zamku i uroczyste okazje. Idealny prezent dla wybranki serca, a jeśli jej nie ma to się szybko jakaś znajdzie, przynajmniej na jedną upojną noc z pełnym serwisem u panien nocy. Zaczynamy grę. - Kości poszły w ruch.
- Zwycięża Mandragora z silną 9, tuż zanim był Randar z 8.
- Piękne to masz! - Uśmiechnął się krasnolud, zadowolony, że bogowie nie zesłali mu takiej nagrody.
Bartholomeus zmmęłł w ustach przekleństwo, sukienka na nic mu nie była potrzebna.
- Los raz d-daje, raz z-zabiera. - Stwierdził i podniósł się od stołu. W pośpiechu opuścił pomieszczenie wraz ze swoją nagrodą. Musiał znaleźć kupca, któremu opchnie ten kawał szmaty.

- Następnym przedmiotem są mistrzowskie kajdany! Zabierzcie je do sypialni lub na pole bitwy! - Kości potoczyły się po stole.
- Ponownie remis na 10. Tym razem nasze piękne panie Sybill i Laerune walczą o cenny gadżet, który może spożytkują wieczorem. Wygrywa Laerune z silną ponowną 10, Sybill 1. Oj będzie się działo!
Drowka nie była pewna, z kim i jak miałaby spożytkować te kajdanki, ale przyjęła je. Mogą się przydać podczas kolejnej wyprawy, nie raz trzeba kogoś skrępować.

Grzmot wyszczerzył się do dziewczyny:
- Zastanów się dobrze jak wykorzystać to, co dał Ci los albo poradź się bardziej doświadczonych.
- Chcesz mi doradzić? - Drowka uśmiechnęła się i usiadła obok barbarzyńcy.
- Z pewnością mogę pokazać kilka “nietypowych” zastosowań dla tego żelastwa.
Laerune podała mu kajdanki.
- No to pokazuj.
Grzmot zważył metal w ręku. Machnął nim kilka razy w powietrzu.
- Dobre do rzucania, przy odrobinie wprawy. Ciekawe tylko jak z wytrzymałością. Kiedyś uciekłem z galery wykorzystując, co prawda cięższe kajdany, ale z przykutym towarzyszem dawaliśmy radę nawet uzbrojonym piratom.
Oddał nagrodę jej właścicielce.
- Inne zastosowania mógłbym Ci pokazać jutro podczas treningu.
- Trzymam cię wobec tego za słowo. - Laerune przewiesiła kajdany przez pas.

-Następnym przedmiotem jest święty symbol Sarenrae - naszej wspaniałej bogini córki Wszechstwórcy. Brązowo skóra piękność z blond włosami i skrzydłami anioła. Jej symbolem jest słońce trzymane z taką pieczą w rękach Wszechstwórcy. Jego prawa ręka, jego Egida i bogini uzdrowienia, szczerości, przebaczenia oraz pojednania. Przyjaciółka większości bogów. Nie rezygnuje nawet z nawrócenia złych bogów na dobrą ścieżkę. Może kiedyś dokona tego w imię Wszechstwórcy. Zobaczmy, kogo z was chce mieć przy swoim boku. - Kości zostały rzucone.
- Wygrywa Randar z mocną 9, tuż za nim był Raileyn z 8.
- Hmmm - burknął Randar odbierając nagrodę.

- Przechodzimy do szybkiej rundy, jeden rzut by rozdać resztę łupów i oto wyniki. 100 Malachitów i jadeitowy naszyjnik dla Kłosa z silnym 10 oraz po 100 sztuk złota dla Sybill, Axima, Esmonda i Grzmota.


- Na pewno znajdę dla nich jakiś użytek prędzej czy później. Nie są to może czarne diamenty, czy ogniste rubiny, ale zawsze się coś wymyśli. - Mruknął głośno Kłos z lekkim uśmiechem.



Epos z ust goblinich


Gobelin kręcił się po karczmie “Ognisko” z fascynacją obserwując interakcje i przysłuchując się fragmentom rozmów. Nie miał śmiałości żeby do kogokolwiek się odezwać bał się iść w miasto bez symbolu nowego bóstwa uprzedzono go, że nawet i z tym niektórzy ludzie mogą być nerwowi na widok jego zielonej skóry. Zresztą nawet gdyby się ośmielił miał przy sobie jeno pięćdziesiąt uciułanych pokątnie złotych monet pluł sobie w brodę, że nie skorzystał z okazji i nie zajrzał do zbrojowni albo nie ograbił zwłok goblinich wojów, które mijał, lecz spotkanie z stwórcą wszechrzeczy nazbyt pochłonęło jego myśli i był w stanie jedynie podążać śladem Walkirii zgodnie z rozkazem sił wyższych. Zastanawiał się czy ma ochotę na piwo? Czy będzie musiał zapłacić za pokój? Zauważył, że jest tu podwyższenie dla artystów gdzie jakiś niziołczy grajek przygrywał do posiłku na mandolinie. Stary, goblin doszedł do wniosku, że dość już ma tego krycia się po kontach! Koniec końców był artystom z powołania. Wygładził, więc swój kubrak z pozszywanych kawałków gobelinu niegdyś pysznie czerwony teraz zmatowiały ze starości do barwy poziomkowej, poprawił ułożenie koziej bródki oraz zawiązał na supełki wiechcie siwych włosów wychodzących z jego szpiczastych zakolczykowanych uszu. Tak przygotowany podszedł do sceny i zwrócił się do trubadura w te słowa:
- Mości Panie zwę się Gobelin przybyłem do miasta, jako sługa Walkirii Wszechstwórcy, która w swej wspaniałomyślności wyrwała mnie z łap mroku. Czy zechcecie użyczyć mi na chwilę waszego pięknego instrumentu abym mógł zdać świadectwo z heroicznych bojów jej samej oraz jej towarzyszy, których byłem świadkiem? - Poprosił.
- Bardzo dobrze mówisz we wspólnym - Odpowiedział zaskoczony Niziołek.
- Tak, uczyłem się tej umiejętności większość życia w sekrecie, bo pobratymcy skróciłby mnie za to o głowę, lecz to błogosławieństwo samego Wszechstwórcy pomogło mi opanować odpowiedni akcent! Nakazał mi abym dawał świadectwo, więc to chciałbym zrobić za pomocą pieśni tak jak czyniłem to większość życia, lecz jeżeli będę grał na piszczałce moje usta będą zajęte stąd moja prośba o pożyczkę - Wyjaśnił wyraźnie dumny pokurcz.
- Kimże jestem, aby sprzeciwiać się woli bóstwa? Scena należy do ciebie - Odrzekł futrzastostopy podając Gobelinowi instrument i ustępując miejsca na podium.

Bard chwilę majstrował chwilę przy mandolinie testując dźwięki wydawane przez struny dzięki temu, że wzrostem był z Niziołkiem zbliżony nie miał dużych problemów z jego obsługą już po chwili zaczął grać prostą melodie z czterech akordów stanowiącą dobre tło dla jego opowieści, gdy zaczął recytować swą opowieść jego głos tracił na skrzekliwości zyskiwał za to ciepłą radosną nutę:

Mości Państwo pozwólcie, że zabawie was opowieścią o bohaterskiej Walkirii Wszechstwórcy! Wysłuchajcie mej historii o tym jak w swej bezbrzeżnej dobroci wyciągnęła mnie ze szponów ciemności i mroku, w którym że był bez wyboru zrodzony!

Dzielna Walkiria wkroczyła pewnym krokiem wraz z towarzyszami wielce odważnymi do samego serca demonicznej świątyni złego bóstwa, które niegdyś czciłem nie wiedziałem jeszcze, że ogień w oczach tenże w oczach jej gorejący oświeci mą duszę!

Gdy wkroczyła pewnym krokiem przybrana w pyszną zbroje chwyciłem za dźwignie podzielając ją podwójnymi kratami od części towarzyszy a plugawa magia mych dawnych potwornych patronów przyzwała na przeciw niej tabuny piekielnych ogarów i niedźwiedziożuków!

Jednak nawet, gdy była moim wrogiem w tymże osłabieniu kolana się pode mną ugięły ze strachu i podziwu dla jej błogosławionego splendoru, który nie pozwolił mi wezwać magii ni mocy zwoju, aby prawdziwie zaszkodzić miast tego zacząłem grać na piszczałce, aby nie mdleć ze strachu hahahah!

-Piekielne ogary rozerwały jej piękną zbroje na strzępy! Potworne niedźwiedziżuki raniły jej kompanów! Ona jednak pomna wyższym celom zdawała się nie widzieć zagrożenia ciskała boską magią lecząc sojuszników i kalecząc wrogów. Czarodziejskie kolce chroniły jej powabną szyje a potężny siłacz zdecydowanym ruchem rozerwał kraty i rzucił się jej na pomoc!

-Przewspaniała Walkiria ignorując swe zniszczone odzienie dosiadła pięknego lwa, który jej towarzyszył i rzuciła się do walki z kapłanką mrocznych bóstw Rhellą istotą anielską, która spaczona została przez demoniczną plugawość.

-Wojowniczy lew stracił prawą łapę w szczękach ogara piękna Walkiria spadła z jego grzbietu! Jednak nawet takie upokorzenie w sercu prastarej świątyni mrocznych wrogów nie było wstanie na chwilę zachwiać jej olbrzymiej wiary! Miast szukać słusznej pomsty na tych, którzy skrzywdzili ją i jej bliskich uniosła tarcze i w swej bezgranicznej łasce i miłości do wszystkiego, co żyje przyzwała boski płomień, który poniósł mnie oraz kapłankę Rachelę przed oblicze samego Wszechstwórcy abyśmy na własne oczy ujrzeli jego wspaniałość!!!

Nigdy nie sądziłem, że będzie dla mnie istnieć cokolwiek po za poświęceniem dla stada, ale gdy dotknęła mnie wiekuista mądrość tego , który wszystko stworzył pojąłem, że moim stadem są nie tylko inne gobliny, lecz wszystkie żywe stworzenia każdej razy i natura!

-, Lecz was nie obchodzi cosik się z małym skromnym goblinem działo! O nie! Potęga Wszechstwórcy wypędziła zło i plugawość z serc naszych jednakże wciąż tkwiliśmy w samym ciemnym sercu mrocznej świątyni plugawości mrok ten, więc przybrał postać materialną i z nieopisaną furią, jaką zło naturalnie odczuwa ku dobru rzucił się na Walkirie jednak jej tarcza i obrońca Baltazar Zdrajca, o którym słyszał nawet goblini osesek przy cycu stanął na drodze ducha zrodzonego z ciemnej nienawiści, który w zetknięciu z orczym ciałem buchnął boskim płomieniem pokazując wszem i wobec że on również cieszy się łaską Pana Naszego Ojca Płomienia Wielkiego. Boski gorąca przepędził wszystkie poczwary, które jeszcze dychały z powrotem do ich pokracznych dziur w Otchłannych wymiarach!

Potęga Walkirii Wszechstwórcy i jej towarzyszy walczących w imię dobra i powszechnej szczęśliwości okazała się tak wielka, że wielki czarny smok uciekł przerażony niczym kundelek a wielu goblinów poszło po rozum do głowy i mimo że nie miały takiego szczęścia jak ja, aby ujrzeć boski majestat zgłosiły się pod sztandar Płomiennokiej!


Wszechstwórca rzekł do mnie:

-“Będziesz służył Walkirii Wszechstwórcy. Ty najmniej znaczący nawet wśród własnego ludu zaświadczysz światu o sprawach najwyższych.” Więc jestem tutaj przed wami goblin Gobelinem zwany mimo mego małego znaczenia zgodnie z wolą najwyższego stworzyciela daje świadectwo o tym, co widziałem i będę czynić to, jeżeli w przyszłości zechcecie użyczyć mi swych łaskawych uszu. -

Tym zakończył swój występ przerwał monotonną melodie stanowiącą tło dla jego głosu skłonił się i oddał Niziołkowi jego instrument.

Widownia nagrodziła Gobelina oklaskami, rozeszły się pomruki uznania. Ktoś postawił mu kolejkę, ktoś inny rzucił złotą monetę. W sumie zebrało się z 25 złotych monet.

Reakcja Gobelina na łaskawę przyjęcie ze strony publiczności
 

Ostatnio edytowane przez Brilchan : 12-09-2019 o 18:00.
Brilchan jest offline  
Stary 31-08-2019, 23:04   #519
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
Rycerz na koniu (Axim)

Minął tydzień odkąd drużyna najemników wróciła do miasta po starciu z kapłanką Rhellą. Bohaterowie zdążyli w tym czasie odpocząć, naprawić ekwipunek lub sprzedać stary i zakupić nowy. Co sprytniejsi zdołali się obłowić, inni natomiast zamienili monety na bardziej przydatne przedmioty bądź wydali je na przyjemności.

Dzielnicą bram przechadzał się właśnie Axim. Odziany w prostą koszulę, z mieczem legionisty u pasa i z krukiem na ramieniu przemykał pomiędzy mieszkańcami, co rusz kogoś pozdrawiając. Reputacja, jaką sobie wyrobił przez ostatnie miesiące przylgnęła do niego na dobre.

Chociaż kilka dni temu były jego czterdzieste urodziny, żołnierz nadal dobrze się prezentował. Przycięte równo włosy oraz zarost, schludny ubiór, wypolerowane buty i błyszczący się miecz. Tego dnia Jarnar był w dobrym humorze. Zapomniał już o tym, jak bardzo użalał się nad swoim wiekiem. Być może zrozumiał, że nie było w tym sensu. Nadal potrafił machać mieczem a wrogów, których trzeba było nim przerąbać nie brakowało. Poza tym okazywanie słabości źle działało na morale zespołu, a on, jak na żołnierza przystało, miał świecić przykładem. W końcu co lepiej wpływało na morale jak rycerz w błyszczącej się zbroi… na koniu?

Axim zatrzymał się nagle, zagapiony gdzieś w bok. Oto przed nim wyrosła stajnia. Choć sama konstrukcja nie prezentowała się godnie, to jej zawartość z pewnością przykuwała uwagę. Zwłaszcza jedna sztuka.


Koń był zapierający dech w piersi. Czarne umaszczenie, niczym najciemniejsza noc. Potężna muskulatura, szeroki w kłębie. Wierzchowiec ten wyróżniał się na tle zwykłych klaczy. Z pewnością nie był wykorzystywany do pracy a i przeciętny kawalerzysta nie mógłby sobie na takiego ogiera pozwolić.

Zwierzę wydało się Axamowi znajome. Gdzieś już go musiał widzieć… No tak, już pamiętał. Bartholomeus, ich alchemik, prowadził go do miasta. Mandagora musiał go znaleźć w twierdzy podczas ostatniej misji, a później sprzedać po powrocie. Wtedy Jarnar był jeszcze zaklęty w ciele lwa i nie myślał jasno, toteż nawet się nie zainteresował odkupieniem wierzchowca. Teraz jednak coś w nim drgnęło.

Mężczyzna podszedł bliżej stajni i oparł się o niewielkie ogrodzenie, za którym trzymane były przywiązane do słupów konie. Co jakiś czas ktoś przystawał i przyglądał się ogierowi, podobnie jak Axim, ale nikt chyba realnie nie myślał o zakupie takiej bestii.

- Piękny, prawda? - Rozległ się czyjś głos, wyciągając żołnierza z zamyślenia. Axim odwrócił spojrzenie i zauważył stojącego nieopodal mężczyznę w kamizelce i wysokich butach, który oporządzał inne konie.

- Trafił mi się kilka dni temu, podobno zdobyty na pełnej przygód wyprawie. Jak na moje oko musiał go dosiadać jakiś możny tych ziem. Nieczęsto widuje się takie w tych stronach - dodał stajenny.

- Niesamowity - potwierdził Axim, wracając ze spojrzeniem na rumaka.

- Niestety niepotrzebny w tych ciężkich czasach - westchnął przygnębiony koniarz, odkładając swoje narzędzia i również opierając się o ogrodzenie, by poobserwować wierzchowca.
- Przyznam, że kupiłem go pod wpływem emocji. Nie pomyślałem wtedy o tym, że obecnie ulicami Dzielnicy Bram nie przechadza się nadziana arystokracja, która tylko patrzy, gdzie wydać stos swoich monet, jak to dawniej bywało. Nikt obecnie nie potrzebuje takiej drogiej ozdoby. Wojska natomiast na niego nie stać, poza tym, który żołdak potrafiłby się nim zaopiekować? Może, kiedy to wszystko się skończy… jednak któż wie, kiedy to nastąpi? Do tego czasu trzeba będzie coś z nim zrobić. Za dużo zapłaciłem, by sprzedać go teraz na koninę - westchnął na koniec, pocierając czoło.

Axim wysłuchał mężczyznę w ciszy, po czym skinął w stronę wierzchowca.
- Mogę go obejrzeć z bliska? - zapytał, zerkając na koniarza. Ten tylko wzruszył ramionami i przytaknął.

- Radzę jednak uważać. Dobra rasa, ale brakuje mu trochę pokory. Nie każdemu pozwala się dotykać. Ostatniego klienta próbował ugryźć, na szczęście chłop miał więcej refleksu niż rozumu w głowie - mruknął stajenny.

Żołnierz sprawnym ruchem przeskoczył ogrodzenie. Nagłe poruszenie zmusiło siedzącego mu na ramieniu kruka do poderwania się do lotu. Po chwili ten zaczął krążyć wysoko nad jego głową. Jarnar natomiast powoli zbliżał się do ogiera. Czarne zwierzę widząc nadchodzącego człowieka parsknął i poruszył się nerwowo, łypiąc na niego okiem.

- Heej, spokojnie - rzucił Axim, unosząc dłoń. Zatrzymał się na chwilę, by zaraz ruszyć ponownie, tym razem wolniej.

Ogier zarżał i stanął na dwóch kopytach, przez co najemnik odruchowo się schylił. Determinacji nie można było mu odmówić, toteż postąpił kilka następnych kroków. Powoli, centymetr po centymetrze, zbliżył swoją dłoń do pyska wierzchowca.

- No już, przyjacielu. Wszystko będzie dobrze - mówił uspokajająco Jarnar. Kiedy wydawało się, że koń odskoczy, unikając kontaktu, człowiek położył dłoń nad jego nozdrzami.

Przyglądający się temu stajenny pokiwał głową z uznaniem.
- Wygląda na to, że cię polubił - rzucił w stronę wojownika. Ten jednak był całkowicie pochłonięty zwierzęciem, bo zaraz zaczął je głaskać.

- Dobry konik, bardzo dobry - przemawiał do niego z uśmiechem. Jak się okazało, dotyk szorstkiej, żołnierskiej dłoni uspokoił wierzchowca, gdyż ten zaraz przestał wierzgać.

Najemnik jeszcze przez chwilę pieścił rumaka, po czym poklepał go po boku i odwrócił się do koniarza.
- Ile za niego żądasz? - zapytał.

Mężczyzna podrapał się po brodzie po czym zaczął przyglądać się swoim paznokciom.
- Dwieście sztuk złota - rzucił znudzony, jakby wiedział, że cena odrzuci potencjalnego klienta. - Dorzucam do tego siodło, pancerz, w którym go odkupiłem i komplet podków - dodał, wycierając paznokcie o koszulę.

- Biorę - odparł Axim, wracając do konia.

Stajenny zrobił zdziwioną minę i zamarł na chwilę.
- K… kupujesz go? - dopytał z niedowierzaniem.

- Właśnie to powiedziałem - mruknął Axim, niezadowolony, że musi się powtarzać. Raz jeszcze poklepał konia po boku, po czym odwrócił się i podszedł do stajennego. Przez chwilę mu się przyglądał, by zaraz odczepić od pasa pełen mieszek złota.
- Wlicz w to paszę na kilka dni i dobijamy targu - zażądał żołnierz, ze złotem wyciągniętym w otwartej dłoni.

- Zgoda! - rzucił ochoczo stajenny, porywając sakwę. - Tak czułem, że do was pasuje. Wyglądacie mi na wojownika, pewnie zrobicie z niego dobry użytek!

- Zobaczymy, czy jest taki bojowy, na jakiego wygląda - kiwnął głową.


Po kilku kwadransach Jarnar wyjechał ze stajni ze swoim nowym nabytkiem. Opancerzony, czarny ogier szybko zaczął słuchać poleceń swojego nowego pana.

- Teraz jesteśmy jednością - mówił mu z grzbietu Axim, głaszcząc grzywę. - Ruszajmy… Shadowmist.
 
__________________
"Pulvis et umbra sumus"
MTM jest offline  
Stary 07-09-2019, 16:58   #520
 
Ranghar's Avatar
 
Reputacja: 1 Ranghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputację
Minęły dwa tygodnie od powrotu drużyny z fortu do miasta, miesiąc od przybycia najstarszych członków drużyny do miasta i dwa miesiące od inwazji na Ramarę. Księżniczka Esmseralda i jej sztab kryzysowy robili wszystko co w ich mocy by odzyskać kolejne dzielnice miasta. Dzielnica Bram i Słońca zostały przez ten czas w większości odbite, przynajmniej pozornie. Sprzymierzone siły wciąż się siłowały z orczymi watachami o dzielnice Umów i Młota.

Karczma Ognisko stała się dość często uczęszczanym miejscem nie tylko przez wielu członków Drużyny Walkirii i potencjalnych najemników, ale także przez wielu ciekawskich wiernych oraz mniej lub bardziej wpływowe figury.

W karczmie przeważnie dominowała obecność Czerwonych Lisów, które urosły w siłę i wpływy od kiedy rozeszły się wieści, że Drużyna Walkirii zrodziła się z trzonu ich najemników. Sybill, Axim i Esmond wciąż podlegali Lysandrowi i Kadle, którzy co jakiś czas wymagali obecności przy naradach i walkach o dzielnice, ale też nie ingerowali zbyt mocno w interesy i skład drużyny.

Innym stałym bywalcem karczmy stał się Nervir Windsorrow wciąż wdzięczny za pomoc w gołębniku i odzyskanie huty szkła. Arystokrata odwiedzał Sybill za każdym razem z bukietem kwiatów lub biżuterią albo szatami. Dał się jej poznać jako wpływowy i wykształcony człowiek, który potrafił wiele załatwić dla niej w mieście.

Kadle Krud zjawił się w karczmie wzywając trzon drużyny na rozmowę. Przeszliście do pokoju narad, bez ciekawskich uszu i oczu gości.
- Księżniczka Esmeralda przysyła swoje pozdrowienia oraz prośbę o pomoc w dosyć delikatnej sprawie. - Strateg królewski rozejrzał się po pokoju sprawdzając czy ktoś was nie podsłuchuje.
- Mamy problem z mordercą w naszych szeregach, który jak się obawiamy dopiero zaczął się rozkręcać. Niektórzy z was mogą pamiętać jak kilka lat temu cała stolica drżała w strachu przed dokonaniami Rzeźnika. Obawiam się, że szykuje się nam sprawa podobnego kalibru. - starszy mężczyzna pokiwał głową na boki, na samą myśl o dawnych morderstwach.
- Wczorajszej nocy morderca zaatakował dwie osoby przy tartaku. Ich ciała są w makabrycznym stanie. Nim straż dotarła na miejsce tłum ludzi zdążył się zebrać przy zwłokach i nie udało się złapać nikogo podejrzanego. Co gorsza jest to drugie morderstwo takiego rodzaju w ostatnich dniach w bezpiecznej strefie od walk. - Mężczyzna zmrużył oczy i potarł je rękoma, wyglądał jakby dobrze nie sypiał od początku wojny.
- Mamy w szeregach za dużo żółtodziobów, dla których gobliny stanowią wyzwanie, a ta sprawa jest gorsza niż jakikolwiek zielonoskóry. Potrzebujemy kogoś, kto już widział nie jedno i potrafi rozsądnie myśleć. Poza tym nie jesteście tu bezpieczni, podejrzewam że morderca zna was lub przynajmniej jedno z was.
Kadle wyciągnął zakrwawiony kawałek papieru i położył przed Aximem. Jego imię i nazwisko były zapisane krwią jednej z ofiar. Na drugiej stronie widniał tekst zapisany tuszem -”Rozmawialiśmy o tym już przedtem mój Panie. Teraz już się rozpoczęło. Dołącz do drużyny, a wszystko dobrze się zakończy!”
- Wiadomość była przyczepiona do rękawa ofiary wykałaczką. Ktoś chce zwrócić na siebie uwagę Axima lub go wrobić. Jeśli straż znajdzie więcej takich notatek przy ciałach będą chcieli cię zaaresztować i przesłuchać. - Kadle spojrzał z powagą na Axima.
- Zbadajcie sprawę nim jakaś menda odwróci uwagę ludzi od waszych dokonań. Tartak znajduje się w dzielnicy Słońca, ciała nadal tam leżą i mało kto miał dostęp do miejsca zbrodni. Straż was przepuści, gdy pokażecie im mój pierścień. Ciała znalazł Ibor Thorn, był już przepytywany, ale niewiele umiał powiedzieć straży. Bez tej notatki straż podejrzewa niejakiego Vin Veida o dokonanie morderstwa, obaj aktualnie są przetrzymywany w celi w garnizonie w dzielnicy Bram.
- Później sprawdźcie starsze morderstwo z dzielnicy Bram przy młynie. Trójka ludzi została zmasakrowana dwa dni temu.
Kadle pożegnał się z drużyną i ruszył w swoją stronę zostawiając pierścień, symbol jego urzędu.

Wkrótce skontaktowała się przez posłańca również Agako. Fort na szczycie wciąż nie dawał spokoju trenowanym tam przez księżniczkę gobliną. Nieustanne koszmary i wizje targały przebywającymi tam istotami. Z zapieczętowanego tajnego przejścia co rusz dobiegały skrobania pazurami o kamień lub mrożące krew w żyłach skowyty i niezrozumiałe szepty. Mroczne siły wciąż nawiedzały to miejsce, przyciągając uwagę byłych sług Lamashtu.

Drużyna doszła do wniosku, że do fortu powinna udać się grupa doświadczona w walce z potworami , obeznana z religiami i historią. Natomiast sprawę morderstw powinna przebadać grupa kierująca się spostrzegawczością, charyzmą i inteligencją.
 

Ostatnio edytowane przez Ranghar : 07-09-2019 o 17:04.
Ranghar jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 14:42.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172