|
Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
21-08-2019, 18:01 | #511 |
Reputacja: 1 | Esmond, tak jak wcześniej, zajął miejsce za barem. Miał co prawda zamiar ruszyć z Aximem i Walikirią, ale ta ostatnia nie życzyła sobie jego obecności, można więc było zająć się czymś innym. Na przykład zadbać o uporządkowanie pokojów, których lokatorzy już nie wrócą. Wypił łyk wina ku pamięci tych, co już nie wrócą, a potem zabrał się za obserwowanie tego, co się dzieje w karczmie. Learune wiedziała, że musi udać złożyć raport i spotkać się z Mistshieldem. Powoli zakręciła winem w swym kielichu spoglądając na kręcących się po karczmie towarzyszy. Fakt, że w końcu miała na sobie jedynie tunikę, a u pasa krótki miecz sprawiał, że czuła się lekko i swobodnie. Po kilku tygodniach w uzbrojeniu, obarczona taką ilością ekwipunku jaką tylko była w stanie unieść, była to zaprawdę przyjemna odmiana. Rozważała czy wielkim lenistwem jest, że pozwalała sobie na ten odpoczynek. Kłos z kolei siedział przy jednym ze stolików i kreślił coś szybko, z wolna popijając piwo. Po chwili rozejrzał się i zwęził oczy, gdy jego wzrok padł na Laerune. Hmpfnął pod nosem i przeniósł się do jej stolika, chowając papiery i starając się nie rozlać piwa. - Miałabyś coś przeciwko gdybym… obejrzał twój nowy miecz i ten zdobyczny pancerz w wolnym czasie? - Powiedział wprost i zastanowił się nad tym co powiedział i zaśmiał się, z lekkim zażenowaniem wplatając palce w brodę. - To chyba nie było zbyt uprzejme. - Dodał i upił mały łyk. Elfka pokręciła przecząco głową, upijając po chwili nieco wina. - Nie mam nic przeciwko… tylko po co? - Spojrzała nieco niepewnie na Kłosa. Kłos spojrzał na elfkę z niezrozumieniem. - To oczywiste, żeby poznać ich strukturę, wykonanie, materiał, schemat wykonania. Wyglądają porządnie na pierwszy rzut oka, nawet lepiej, zawsze warto się zapoznać z takimi efektami wcześniej, zwłaszcza, gdybym musiał je kiedyś naprawić, albo przekuć. - Powiedział Raileyn. - Och… to oczywiście. Czy mogłabym cie wobec tego prosić o ich naostrzenie? Te walki dały się mej broni we znaki. - Learune westchnęła ciężko. - By trzeba było mieczem przerąbywac się przez drzwi… to nie siekiera. - Pewnie, zajrzyj do mojego wozu w wolnej chwili i zajmę się nimi wtedy od razu, chyba, że będę akurat coś kuł. - Powiedział z uśmiechem. Balkazar, stojący przy barze, przysłuchiwał się wymianie zdań. Ruszył nagle w kierunku wyjścia jakby sobie o czymś przypomniał. Chwilę później do karczmy wparowała charakterystyczna sylwetka zakapturzonego alchemika. O tyle o ile w środku nie wywoływał już żadnego poruszenia, to jego twarz, a w szczególności wężowe oczy, zwracały wiele uwagi na ulicach miasta. Uwagi której wolał nie przyciągać. Wypatrzył w tłumie Kłosa i skierował się do niego zdecydowanym krokiem. - Dz-dzień dobry. P-pani Laerune, Raileyn - rzucił na powitanie i wyciągnął z kieszeni płaszcza ciężki mieszek. Postawił go na stole przed kowalem z ciężkim tąpnięciem złota. - Z-za miecz - wyjaśnił krótko - D-dobrze się spisał - dodał i zrzucił z ramion plecak, stawiając go na ziemi, obok stołu. Wspomniane ostrze wystawało ze środka, widać alchemik nie miał zamiaru już z niego korzystać, bowiem jego miejsce u pasa zajmowało o wiele krótsze, ale równie morderczo wyglądające ostrze. Mandragora przysunął sobie krzesło i klapnął na nie, dając znać obsłudze żeby przynieśli piwo. - P-planujecie dalej p-pracować z walkirią? - Zależy kiedy, trzeba odpocząć, sprawdzić co dobrego tak naprawdę ze sobą przynieśliśmy, jak będzie się zmieniać sytuacja. Ubytek smoka i króla goblinów to całkiem niezłe rezultaty jak na jeden wypad… chociaż jak to na wojnie, niestety ponieśliśmy niepowetowane straty. - Zasępił się rzemieślnik i upił spory łyk piwa. Mandragora pokiwał głową, ciężko było planować coś więcej nie wiedząc jeszcze nic o zbliżających się zadaniach. - Ja w-wiem tylko że n-nie chcę wracać z-za alembik. P-powiesić się można d-destylując d-duperele dla bogaczy całymi dniami. Już w-wolę ryzykować życiem - przedstawił swoje stanowisko i spojrzał na drowkę -A t-ty pani? - Każda kolejna potyczka doskonali nas i umacnia - Powiedziała Learune przyglądając się z zaciekawieniem alchemikowi. - Już dawno temu zdecydowałam się na drogę miecza, czy to pod dowództwem Walkirii czy kogoś innego. Alchemik pokiwał głową, rozumiał potrzebę samodoskonalenia się, choć droga drowki niekoniecznie mu odpowiadała. Dla niego ciało było ograniczone i doskonalenie go “normalnymi” metodami było zbyt czasochłonne. - R-rozumiem. Dla mnie d-doskonalenie się jest zbyt w-wolne, nasze c-ciała i umysły nie osiągną t-tego co milenia ewolucji. Ale można im z tym p-pomóc. - powiedział, mając na myśli swoje mutageny. Ork wrócił do karczmy i bezceremonialnie przysiadł się jednocześnie kładąc koronę króla goblinów na blacie. Odczekał aż właśnie przemawiająca osoba skończy wypowiedź po czym wtrącił się. - Ktoś z was potrafi mi coś więcej o tym powiedzieć? - zapytał wskazując swoją wielką dłonią na leżący przedmiot. Alchemik wziął koronę w dłonie, przyjrzał się jej uważnie i podał dalej rzemieślnikowi. - Ja raczej na m-miksturach, może s-spróbuj s-spytać Esmonda? Jeśli jest m-magiczna? Kłos również przyjrzał się dokładnie koronie, na chwilę rozbawiło go, że wszystkie rządzące głowy, dążyły do tego, żeby spoczęło na nich coś mniej więcej okrągłego i misternego. - Ja tam lubię kuć i prowadzić warsztat, ale niektóre cenne materiały można znaleźć tylko daleko od domu - Powiedział rzemieślnik, próbując wywnioskować cokolwiek na temat korony. Mandragora nie miał do czynienia z koronami zbytnio więc trudno mu ją zidentyfikować. Kłos po obejrzeniu korony potrafił stwierdzić, że jest wykonana z brązu i był to kiedyś hełm, który starannie przerobiono na koronę wyginając i przetapiając jego elementy. Przedmiot sam z siebie może być wart 20 zł. Potrzebny jest mag by zidentyfikować potencjalne magiczne korzyści, które mogą płynąć z noszenia korony. - Był to hełm, z brązu, się nawet postarali, kilkadziesiąt sztuk złota za samą nią dostaniesz, ale czy cokolwiek więcej potrafi, nie mam pojęcia- Stwierdził rzemieślnik odkładając trofeum z goblina. - Obejrzę to - powiedział Esmond, do tej pory spędzający czas za barem i nie wtrącający się do rozmów. Przysiadł się i wziął koronę do ręki. Przez dłuższą chwilę się jej przyglądał, po czym powiedział: - Jeśli zechcesz to sprzedać, to dostaniesz całą górkę złota. Jest tu parę ciekawych zaklęć. Jeżeli lubisz biegać w takim garnku na głowie, to kilka rzeczy mile cię zaskoczy. Na przykład lepsza obrona, większe szanse na uniknięcie ataków z zaskoczenia. No i sojusznicze gobliny będą miały większe szanse na obronę. Dobre, jeśli obejmiesz dowództwo na garścią goblinów. Balkazar zadowolony pokiwał głową na wynik oględzin. Nie miał zamiaru w niej paradować po mieście, wśród ludzi, ale na pewno od tej pory będzie zabierał koronę ze sobą na wyprawy. Drzwi do karczmy otworzyły się z hukiem. Próg przekroczył olbrzymi Grzmot, już z lekką zbroją na ramieniu i kilkoma strużkami krwi, wypływającymi z małej ranki, która przy dobrych chęciach mogłaby uchodzić za kiepskiej jakości tatuaż. Przeczesał pomieszczenie wzrokiem i uśmiechnął się szeroko. Ruszył najpierw do baru, by po chwili wrócić z naręczem kufli. Postawił je na środku stołu, po czym zwalił się na podstawione krzesło, zrzucając skórznie na ziemie - Dobrze się sprawiliście, jak na gołowąsów - zaczął. - Zwłaszcza ta czarna! Trzeba opić ten sukces i kolejną udaną wyprawę! Learune nie znała się na nietypowych przedmiotach więc w ciszy dopiła kielich wina przyglądając się swym towarzyszom. Zaprawdę… ciekawa to była zbieranina. Pozwoliła myślom odpłynąć w kierunku ostatnich walk, przypominając sobie talenta swych towarzyszy. Z zamyślenia wyrwał ją huk kufli. Powoli podniosła pytający wzrok na Grzmota. Jaka czarna? O kogo mogło mu chodzić? - Może nie wszyscy byli całkiem gołowąsami, albo mieliśmy nieco szczęścia. - Rzucił Kłos. Mandragora zawtórował mu kiwając głową. - D-dużo szczęścia. I mam n-nadzieję że dalej będziemy je m-mieli. - O! - Uśmiechnął się na słowa alchemika Grzmot. - Jeden chociaż dobrze prawi. Wszyscyście gołowąsy dopóki nie walczyliście pod Walkirią. Potem nic nie będzie już straszne. Ale teraz, trzeba wypić za tych co nie podołali. Przesuwał poszczególne kufle do siedzących przy stole. - Dla Ciebie też, czarna. Może i wywijasz wykałaczką, ale potrafisz nią zadać nieliche szkody. Drowka uniosła jedną brew. Więc to było do niej? Sięgnęła po kufel z piwem podejrzanie spoglądając na Grzmota. - Dziękuję - Mruknęła cicho, czekając aż ktoś wzniesie toast za poległych. - Za tych, co tam zostali - Esmond uniósł kufel - i piją teraz, po Tamtej Stronie, lepsze trunki. Laerune upiła spory łyk. Tak bardzo wolała wino, nie powiedziała jednak tego głośno. - Jak to wygląda teraz? Co robiliście zazwyczaj po takiej wyprawie - Spojrzała jak na bardziej doświadczonych towarzyszy. - Czekaliśmy, aż Arnsun wróci z kolejnymi rewelacjami i celem w jakim powinniśmy się udać. Zwykle długo to nie trwało - Balkazar wyraźnie zażartował i nie poskąpił sarkazmu. - A w międzyczasie leczyliśmy się, uzupełnialiśmy ekwipunek i oddawaliśmy się rozrywkom... jeśli czasu starczyło na to ostatnie - żartobliwym tonem dokończył Esmond. - Rozrywka to ten moment teraz coś mi się zdaje. Potem pewnie będzie można mnie znaleźć w moim warsztacie na kołach - powiedział zamyślony rzemieślnik, dopijając piwo. Drowka przytaknęła. - Z chęcią bym z kimś potrenowała… jesteście dobrymi wojownikami, chętnie podszkolę swoje umiejętności - upiła znaczny łyk piwa ciesząc że znajdzie czas na swoje sprawunki. - To akurat nie moja domena - stwierdził Esmond - więc w tej dziedzinie na mnie nie licz. - A więc prosto z walki i od razu do treningu? - wyszczerzył się Grzmot. - Zaczynasz mi się coraz bardziej podobać, dziewczyno. Warto jednak najpierw zregenerować siły. Odreagować. Jeżeli chcesz jutro mogę sprawdzić co potrafisz. - Zaś co do Ciebie, czarowniku. Wiesz może co to jest? Olbrzym wyciągnął z plecaka dwie flaszki znalezione na wyprawie, których oznaczenia były dla niego prawdziwą zagadką. - Butelki... - Esmond obejrzał zawartość flaszek pod światło - to zazwyczaj alchemia, a nie magia. Ale mogę się temu przyjrzeć w jakimś bezpieczniejszym miejscu. Niektórzy pakują do flaszek nie trunki, a znacznie bardziej niebezpieczne rzeczy... a ja dosyć polubiłem tę gospodę. - Jak uważasz, Ty jesteś specjalistą. Teraz jednak nie czas na troski czy pracę. Zabawmy się! Gwizdnął przeciągle chcąc zwrócić uwagę barmanki, domagając się kolejnej porcji kufli. Learune uśmiechnęła się. Nie czuła by potrzebowała odpoczynku. Miała na to czas jadąc w siodle. - Wobec tego jutro - mruknęła pozwalając ustawić przed sobą kolejny kufel. Esmond zaś poszedł na chwilę do baru, po czym wrócił do stolika z czarką wina. Mandragora starał się nie wtrącać za bardzo w rozmowę, ale pytanie o mikstury wyraźnie go pobudziło, jakby nie patrzeć była to jego dziedzina. - M-mogę? Znam się na tym. Trochę - powiedział wyciągając rękę w kierunku mikstur Grzmota. Esmond bez słowa przesunął flaszki w stronę alchemika. - No, tak między nami, zdaje się, że możemy całkiem sporo wiedzy wnieść nad kuflem piwa - Zaśmiał się Kłos. - Wiedzy! Opowieści! Wspomnień! I tego co mężczyźni uwielbiają najbardziej, czyli PRZECHWAŁEK! - ryknął olbrzym i roześmiał się w głos. - W moich stronach kufel piwa jest idealnym towarzyszem i zachętą do opowiadania. Na pewno coś tam macie do gadania, na młodzików nie wyglądacie. Balkazar zabrawszy koronę ze stołu nie wyglądał na przepełnionego entuzjazmem z powodu rozwoju sytuacji. Dopił swoje piwo i wykorzystując to najwyraźniej jako pretekst oddalił się do baru. Wrócił po chwili z uzupełnionym kuflem i usiadł co prawda przy tej samej ławie, ale nieco dalej od grupy, nadal w zasięgu głosu. Przysłuchiwał się nie biorąc aktywnego udziału. Z kolei Kłos podniósł się, zbierając do wyjścia. - Będę zapewne w swoim warsztacie. Pora się doprowadzić do porządku, śmierdzę jak stary cap - powiedział odstawiając pusty kufel i ruszył ku wyjściu. Mandragora kiwnął tylko Kłosowi głową, był zbyt zajęty oglądaniem mikstur Grzmota. Dokładnie je obejrzał, ulał z każdej z nich po jednej kropli płynu, obwąchał je, szukając wskazówki do czego mogły służyć. - Chyba niewiele usłyszysz opowieści - Learune uśmiechnęła się do Grzmota. - Chyba że sam coś opowiesz. Ja chętnie posłucham. - Eh południowcy - skwitował odejście Kłosa od stołu powątpiewającym uśmiechem. - Nie potraficie się dobrze bawić. Dobrze że chociaż dobrze się bijecie, to się do czegoś nadajecie. Przesunął się bliżej do drowki i przyjrzał się jej badawczo. - A jaka to historia by cię interesowała? Chwalebne wspomnienia wypraw łupieżczych? Historie potyczek z bestiami północy? Opowieści o przedwiecznych bohaterach, którzy stąpnięciem potrafili rozszczepić nawet Matkę Ziemię? Moje plemię pełne jest takich opowieści, przekazywanych z ust do ust przez najlepszych ze skaldów. Chociaż bez muzyki nie wywrą aż takiego wrażenia… - Przyznam, że jako, że jestem tu nowa chętnie bym usłyszał co takiego wojownika sprowadziło pod skrzydła Walkirii - Laerune uśmiechnęła się do mężczyzny nie zważając na resztę towarzystwa. - Ha, powody mojej wyprawy na południe są trzy! Pierwszy! Uniósł wysoko kufel i osuszył go do dna. - Drugi! Wyszarpnął monetę z sakiewki i grzmotnął nią o blat - Oraz trzeci! Uśmiechnął się do drowki i wskazał na jej klatkę piersiową. - Zaś czemu dołączyłem do drużyny Walkiri to odpowiedź jest prosta. Zawróciła mnie z przed Hali Przodków i ożywiła na Arenie, gdzie następnie wspólnymi siłami powstrzymaliśmy morderczego Minotaura. Alchemik oderwał się w końcu od mikstur i przesunął je w stronę olbrzyma. - Ta uczyni t-twoją skórę twardą jak k-kora dębu - przerwał rozmowę elfki i Grzmota, wskazując przy tym pierwszą flaszkę - Ta na kilka chwil da ci s-siłę byka - wyjaśnił wskazując drugą - Są niezgorszej j-jakości. Grzmot spojrzał spode łba na alchemika, a potem na podsunięte mikstury. - Dzięki. Postaram się zapamiętać. Na czym to ja skończyłem…? Mandragora podniósł się od stołu, wyraźnie przeszkadzał barbarzyńcy w podbojach, a sam też nie miał nic do dodania. Skinął głową konwersującej parze po czym opuścił karczmę, naciągając na głowę kaptur. Drowka zaśmiała się. - Opowiadałeś mi czemu tu przybyłeś - Laerune dopiła piwo i podsunęła pusty kufel w stronę Grzmota. - Miało to coś wspólnego z moim dekoltem…. Zawróciła cię sprzed hali Przodków… co to znaczy? - Nie tylko z twoim. Kobiety północy zaczęły mnie już nudzić. Trzeba szukać nowych wyzwań - olbrzym gwizdnął przeciągle, zwracając na siebie uwagę karczmarza i podnosząc w górę odwrócone kufle. Wkrótce powinni im przynieść kolejne. - Zaś co do samej Walkirii. Zostałem pochwycony podczas jednej z misji w mieście. Wytłukłem sam ponad dwa tuziny zielonoskórych pokurczów, ale w końcu zmogli mnie swoją liczebnością i pojmali. Walczyłem na arenie ku ich uciesze, a gdy odmówiłem zabijania współbraci nasłali na mnie Minotaura, który dzięki plugawemu szczęści pokonał mnie i pozbawił życia. Gdy stałem już u wrót Hali Przodków, usłyszałem jednak głos, który kazał mi zawrócić. To była właśnie Walkiria. Obudziłem się pełen sił, z nowymi towarzyszami dookoła przeciwko temu samemu przeciwnikowi. Od tego czasu towarzyszę jej wiernie w spełnieniu świętej misji. - Nie dziwię ci się - Learune przyjrzała się barbarzyńcy. - Może nie powinnam.. ale jak było po drugiej stronie? - Nudniej niż tutaj - odburknął uderzając palcem w blat stołu. - Ale też… inaczej. Nie mam wielu wspomnień z tamtych chwil. Wszystkie są zamglone, niczym po pijackim rauszu. - Pytam bo moja siostra jest już po tamtej stronie - Laerune napiła się świeżo przyniesionego piwa. - Mam nadzieję, że mimo wszystko jest jej tam lepiej niż tutaj. - Jeżeli była równie wielkim wojownikiem albo równie honorową osobą to zapewne pije razem z innymi boski miód. Chyba że twoi bogowie działają inaczej - odparł Grzmot i wyciągnął ku niej kufel. - Chwała wszystkim poległym. Laerune także uniosła kielich w toaście i wypiła spory łyk. - Była dla mnie wzorem. Więc mam nadzieje, ze jest tak jak mówisz - Uśmiechnęła się do mężczyzny. - Wolę miód od piwa, więc brzmi jak dobre miejsce. - Wszystko co łagodzi dusze i daje odpocząć głowie jest dobre - spojrzał na mętną zawartość kubka. - Ale chyba trzeba będzie zaraz przejść na coś mocniejszego, jeżeli chce jeszcze wykorzystać ten wieczór. - Ja planuję dziś jedynie odpoczynek, więc z chęcią potowarzyszę ci także przy mocniejszym trunku - Drowka odstawiła swój kufel. - Szczególnie jeśli opowiesz o tym minotaurze.. nigdy nie mierzyłam się z czymś takim. Grzmot odchylił się i beknął przeciągle. - Chętnie opowiem, chociaż nie jest to najciekawsza z historii. Piłaś kiedyś wodę ognistą z północy? - Nie...nie miałam takiej okazji - Laerune spojrzała na mężczyznę nieco podejrzliwie. - Co to? - Alkohol, przy którym wino jest słabe jak woda - wtrącił Esmond. - Nie mamy na składzie - uprzedził. - Wy może nie, mi powinna zostać gdzieś jeszcze butelka w zapasach - odparł barbarzyńca. - Trzeba będzie pomyśleć o sporządzeniu większych zapasów. - Wierzę, że w miejscu gdzie tylu jest wojaków, ktoś może sprzedawać tego typu trunki - Laerune uśmiechnęła się do obu mężczyzn. - Im mocniejsze trunki, tym więcej potem jest do sprzątania - Esmond pokręcił głową. - Niektórzy, można by rzec, nie znają umiaru. A potem się dziwią, że bolą ich głowy i mają puste kieszenie. - Umiar jest dla słabeuszy! Trzeba każdego dnia poznawać swoje limity, by następnego móc je przekraczać - dodał “filozoficznie” olbrzym. - A woda ognista z północy to nie byle jaki alkohol. Jego sekret przekazywany jest od plemienia do plemienia, więc można powiedzieć, że rzadko spotkasz dwie takie same butelki. - Chętnie nieco spróbuję - Learune uśmiechnęła się do Grzmota, po czym mrugnęła do Esmonda. - Jak rozumiem najlepiej w jakimś pokoju, co byśmy tu nie nabałaganili? - Czy tu, czy tam, i tak będziecie musieli po sobie posprzątać - odparł mag z poważną na pozór miną. - Pokój ma tę zaletę, że bliżej jest do łóżka. - Mi to wszystko jedno byleby zabawa była - uśmiechnął się szeroko i klepnął Esmonda po ramieniu. Osuszył do końca kolejny kufel. - Co na to powiesz, czaromiocie? Laerune spokojnie zaczekała na decyzję obu mężczyzn, ani to nie był jej alkohol, ani jej lokal. Nie do końca też była pewna na ile mocna może być ta woda. - Cóż, jako że trunku wiele nie ma to chodźmy na górę do kwater. Nie ma co się rozdrabniać. Laerune wzięła swój kufel. - Pożyczam - Machnęła naczyniem do Esmonda. - A ja po prostu biorę - dodał Grzmot, również wstając. - Idziesz z nami? - Bawcie się dobrze - Esmond nie miał zamiaru sprawdzać mocy wody ognistej. - Ja tu jestem bardziej potrzebny. Jeśli potrzebny ci będzie pokój - zwrócił się do Laerune - to powiedz. - Myślałam, że mogę skorzystać z tego, z którego korzystałam przed wyprawą… zostawiłam tam pancerz - Drowka zawahała się. W sumie nie pytała czy jej rzeczy mogą tam leżeć. - Mogę go zabrać. - Raczej nikt się tam nie wprowadził, ale gdybyś tam znalazła jakiegoś intruza, to wywal go na zbity pysk. - Dobry trunek, dobre towarzystwo i dobra zabawa. Na co jeszcze czekamy? - zapytał Grzmot wchodząc po schodach. - Oby faktycznie ktoś był w tym pokoju. - Może źle pamiętam, ale wspominałeś, że nie trenujemy dziś bo musisz odpocząć - Drowka ruszyła po schodach za olbrzymem. - Trening, treningiem ale sprać kogoś po pysku jestem gotów w każdej chwili!
__________________ you will never walk alone Ostatnio edytowane przez Noraku : 24-08-2019 o 04:10. |
22-08-2019, 00:48 | #512 |
Reputacja: 1 | Gobelina Epickiego eposu początek
|
22-08-2019, 11:46 | #513 |
Reputacja: 1 | “Odzyskać człowieczeństwo” ...i łapę/rękę (Axim i Sybill)
|
22-08-2019, 13:25 | #514 |
Reputacja: 1 | Okiełznać bestię (Axim) Do pokoju wpadało dużo światła przez otwarte okiennice. Pogoda dopisywała i każdy chętniej przesiadywał na zewnątrz zamiast kisić się w swojej kwaterze. Axim znajdował się sam w pomieszczeniu. Siedząc na krześle, trzymał na kolanach but, którego czyścił z wielką uwagą.
__________________ "Pulvis et umbra sumus" |
23-08-2019, 22:00 | #515 |
Reputacja: 1 | Kłos faktycznie miał zamiar wziąć się do roboty niemalże od razu. Jednocześnie był na podorędziu, bo przeniósł swój wóz z kwater jednostki z którą wcześniej podróżował, na dziedziniec karczmy. Pracę zaczął od naprawy wyposażenia Axima, Co nie potrwało zresztą zbyt długo. Już dawno temu odkrył, że jeśli się na czymś skoncentruje i całkowicie skupi, to idzie mu to o wiele szybciej niż innym rzemieślnikom. Żałował jedynie, że nie może tego spożytkować w spokojniejszych czasach. Obecnie musiał rozważać rzeczy w innych kategoriach. Niekoniecznie kierować się zyskiem, a raczej tym, co jest najbardziej potrzebne i komu. Najczęściej były to pancerze i broń. Dlatego przyjął zlecenia od Mandragory i Randara na zbroje. Laerune również wyraziła zainteresowanie, ale musiał się uporać najpierw z już przyjętymi zamówieniami. W taki rozdartym dziwnym oblężeniem mieście jak Ramara, materiały były czymś, co nie zawsze wpadało w ręce tak łatwo, jak zamówienie sztab z huty czy innego źródła. To do pewnego stopnia udało mu się rozwiązać, nawiązując współpracę z Vin Veid, handlarzem, przez którego ręce przewijało się wiele różnych towarów. Część materiałów pozyskiwał za złoto, część na zasadzie wymiany, jedno było pewne, bez jego pomocy, Raileynowi zeszłoby się ze wszystkim o wiele dłużej. Co prawda korzystał również ze swojego fartucha, który był zawsze nieocenioną pomocą, ale na chwilę obecną, starał się z niego powoli wyciągać materiały potrzebne na przyszłość do stworzenia ciężkiej zbroi dla siebie. Kłos był pewien, że będzie mu już wkrótce potrzebna. Najgorszy był dla niego brak czasu i przeczucie, że bez naprawdę solidnego pancerza, był odsłonięty niczym żółw wyciągnięty ze skorupy. Doszedł do tych wniosków podczas ostatniej misji z oddziałem Sybil. Gdyby nie trzymał się w tylnych szeregach, zapewne skończyłby jako kolacja jakiegoś stwora. Wśród chaosu tworzenia i pracy, udało mu się znaleźć czas na zajrzenie do byłych kwater bardki, dla której stworzył wannę. Udało mu się ją odzyskać, jak i znaleźć pierścień bąbelków, który miał chronić drobne przedmioty przed zamoczeniem. Pomógł mu w tym znajomy zwiadowca, Roderic, służący w jednostce, z którą Raileyn podróżował kilka dobrych miesięcy jako obozowy kowal. Wanna trafiła do łaźni Ogniska, natomiast pierścień razem z malachitami, do wozu Raileyna. Próbując wyłącznie pracować, Kłos zapewne dość szybko straciłby by zapał, nie wiedząc co się dzieje dookoła w mieście, w którym sytuacja tak szybko mogła się zmieniać, więc wieczorami starał się wychodzić do ludzi. Wdał się nawet w przyjacielską rywalizację z Randarem, krasnoludzkim druidem, w zdobywaniu względów pewnej wilczycy. Nikt rywalizacji nie ogłaszał, ba, Kłos nie mial pojęcia skąd się wzięło to wspaniałe zwierzę ale ostatecznie wybrała Kłosa. Kilka kawałków soczystego, krwistego mięsa, mogło mieć coś na rzeczy, najważniejszy był jednak wynik. Rzemieślnikowi ciężko było momentami czytać zachowanie wadery, ale uczył się tego z każdym dniem, a jego twarz momentami rozjaśniał nawet uśmiech. Zupełnie jakby futrzasta kompanka przebiła się przez innego rodzaju niewidzialny pancerz, który nosił brodaty mężczyzna.
__________________ Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości... |
29-08-2019, 18:11 | #516 |
Reputacja: 1 | Ognista woda, drow i barbarzyńca z północy -...Fanfir wkłada wtedy łapę w pysk bestii na tyle głęboko, że ta nie może zacisnąć szczęk. Daje mi to dość czasu, żeby dobiec i rozbić toporem łeb niedźwiedzia. Gdyby nie zaufał instynktowi, tylko się zastanawiał to prawdopodobnie skończyłoby się to gorzej niż kilkoma bliznami. Wtedy zrozumiałem, że myślenie trzeba zostawić mądralom z wież. Wojownik musi działać. Grzmot dolał kolejną porcję Ognistej Wody do kubka Laerune i swojego. Trunek był tak naprawdę mocno pędzonym bimbrem, ale dziewczyna nie była w stanie dojść do tego, co było jego podstawą. Kopało jednak mocno, bo po wypiciu przycinało nawet olbrzyma. Pokój barbarzyńcy nie był zbyt reprezentacyjny. Zwykłe łóżko, kawałek blatu robiący za krzesło, szafa i miska z wodą dla higieny. Jedyną częścią wystroju należącą całkowicie do Grzmota był stojak na jego kolekcję broni oraz lekką skórzaną zbroję. O ile na początku Laerune siedziała sztywno na krawędzi łóżka, to już po pierwszym kubku ognistej wody wsunęła się w głąb i oparła o ścianę. Czuła jak pokój wokół zafalował wraz z odgłosem nalewającego się płynu. - Sa..samuraje są strategami - Mruknęła cicho. - My… planujemy walki, ale… by planować trzeba umieć..wiesz..bić się - Upiła nieco z kubka. - dobry z ciebie człowiek. - Planowanie jest dobre, kiedy się idzie z rajdem i trzeba wybierać najlepszą drogę, z najlepszymi łupami. Wtedy szamani zbierają się, opalają się tymi swoimi ziołami i radzą razem z duchami - odpowiedział Grzmot i czknął. - Wojownik musi umieć polegać na swoich instynktach, bo zastanawianie się w walce daje tylko przewagę przeciwnikowi. Żyję tak odkąd miałem dość siły by unieśc topór i do tej pory mnie to nie zawiodło! A czy jestem dobry? Nie wiem. Jeden z tutejszych mądrali powiedział że jestem prozai… prezerw… pragmatycz… no, że liczy się tylko cel i działanie czy coś takiego. Nie dopytywałem dalej bo jak nazwał mnie hedonistą to nie wytrzymałem i dałem mu w pysk. Niezależnie o co mu chodziło, nie dam się obrażać jakiemuś chłystkowi. Laerune zaśmiała się głośno i poklepała życzliwie barbarzyńcę po ramieniu. - Hedon.. hedonizm, to znaczy, że cieszysz się życiem - Upiła kolejny łyk. - Zioła… kapłani.. tak miałam w podmroku... Znam to. To potężna magia, ale wolę skupiać się na tym - Zastukała palcem w głowę. - I nie zabijać mężczyzn bo są mężczyznami. Olbrzym pokiwał głową jakby rozumiał, ale nikogo tym nie zwiódł. - Ja tam nie mam oporów zabijać mężczyzn. Gorzej z kobietami, bo to nie honorowe. - Wśród drowów rządzą kobiety… - Laerune spochmurniała. - Jak spotkasz kapłankę.. nie wahaj się jej zabić. Ona zabije ciebie. - Jak się na mnie rzuci, to sprawdzimy czyj kunszt lepszy - odparł niefrasobliwie i popił z kubka aż nim wstrząsnęło. - Czy to znaczy, że ty nie jesteś kobietą? Czy może też spróbujesz mnie zabić? Drowka prychnęła. - Nie wyglądam ci na kobietę? - Uśmiechnęła się nieco zadziornie. - To podejście nie odpowiadało mi i siostrze, więc opuściłyśmy domowe pielesze. Mężczyzna spojrzał na kobietę lekko zamglonym wzrokiem bez oporów opuszczając wzrok na jej dekolt. Dopiero później spojrzał na twarz. - A bo ja tam was wiem? Wy długousi zawsze mieliście dziwne podejście. Smakujecie też dziwacznie to i może faceci u was z cyckami latają. Mieliśmy kiedyś takiego na pólnocy, ale okazało się że po prostu spasł się. Pierwszy który spróbował mu włożyć łapę w gacie potracił wszystkie palce pod jego toporem. - Jak to smakujemy? - Laerune zmieszała się wyraźnie i sama nie była pewna czy to przez spojrzenie utkwione w swoim biuście czy przez to co powiedział mężczyzna. - Ja… nie ja po prostu mam piersi. Toż nie jestem spasiona. - No zawsze tacy łykowa… - Grzmot czknął i beknął głośno. - ..ci jesteście. Ale też jakby przyprawieni, zawsze mnie to dziwiło. A to, że nie jesteś spasiona? Przecież widzę. Zresztą bądź jaka chcesz, bylebyś tym swoim żelazem wiedziała co zrobić. - To czemu masz wątpliwości, że jestem kobietą?! - Laerune podniosła głos i klęknęła na łóżku by znaleźć się nieco nad barbarzyńcą, niemal rozlewając przy tym resztę alkoholu. Wtedy jakby do niej dotarło. - Jak.. jak to jadłeś.. jadłeś elfy? Mężczyzna mrugnął kilka razem oczami. Widać było że zwoje mózgowe działają u niego pełną parą zanim się odezwał. - No… tak. Na północy i w czasie rajdu mięsa mało. Zdarzało się jeść elfy, orki, gobliny, olbrzymy, poza tym wilki i inne zwierzęta. Mięso to mięso. Człowieka, chwała bogom, nie jadłem albo mi o tym nie wiadomo. Odłożył pusty już kubek na podłogę. - A mówiłaś, że twoje kobiety zabijają mężczyzn. Ty nie chcesz mnie zabić. Więc mogłaś nie być kobietą. Mylę się? Laerune przyglądała się mężczyźnie klęcząc na łóżku. Po dłuższej chwili jednym haustem wypiła zawartość kubka. Miał rację.. na wojnie jadało się różne rzeczy. Znała drowy, które uwielbiały ludzkie i elfie mięso. - Uważam, że przydajecie się do czegoś więcej… więc nie chciałam was zabijać tylko za płeć - Mruknęła. - Oczywiście, że się przydajemy! Kto w zimę odegna białego manhuna albo ogrzeje i osłoni od wiatru!? - Czym jest Man.. nuh? - Drowka poczuła, że zakręciło się jej w głowie i usiadła z powrotem na łóżku. Grzmot przysunął się bliżej do łóżka, jakby miał wytłumaczyć coś niezwykle istotnego. - Tak na północy mówimy na niedźwiedzia, który rozsmakował się w ludzkiej krwi. Te bestie są zwykle w kłębie trzy razy większe niż te na południu, a gdy ogarnie ich czerwona żądza nie poprzestaną na niczym aż jej nie zaspokoją. Gorsze są wtedy od biesów piekielnych, bo chociaż nie tak silne, to wraz ze skosztowaniem ludzkiej krwi nabierają rozumu i sprytu iście nie jak zwierzęta postępując. Mój brat cioteczny trzeciej córki drugiej żony ojca mojego przysięgał na Ymira, że manhun stanął przed nim na obu nogach, chwycił jego włócznie i połamał niczym zapałkę. Powiedział potem mu ponoć, że tego dnia los mu sprzyja bo napił się już krwi, ale jeszcze wróci. Następnego dnia znaleźliśmy trupy dwóch wartowników, a on od tego czasu zimową porą drży ze strachu, kiedy tylko pojawi się śnieżyca. - Ty byś nie drżał? - Laerune wpatrywała się w oczy barbarzyńcy. - Kiedykolwiek spotkałeś tę bestię? - Podobno nie wiadomo czy stoi się naprzeciwko niej dopóki ona Cię nie zabije. Nie wiem więc czy białe niedźwiedzie które zabijałem były manhunami czy nie. Wiem jednak, że śnieżnej zamieci nie ma groźniejszych od nich stworzeń, bo zobaczysz je dopiero, kiedy otworzą paszczę by CIĘ POŻREĆ Grzmot zaimprowizował kłapnięcie szczękami w stronę kobiety kończąc historię podniesieniem głosu. - Ttak… - Laerune cofnęła nieco głowę. - Ale skąd wiesz, że ty lub inny mężczyzna obroniłbyś przed tym kobietę? Wierzę… że mogłabym stanąć z tym Man..nuh w szranki. - Może i byś mogła. Ale niewielu znam mężów, którzy poradzili sobie z nimi samemu. Większość poległa, dając kobietom szanse na ucieczkę… Grzmot zadumał nagle, sięgnął po butelkę i rozlał ją do końca do obu kubków. - Chociaż w sumie pokonałem dzisiaj biesa piekielnego a i on nie był łatwym przeciwnikiem, więc kto wie. - To była ciężka wyprawa - Przyznała drowka spoglądając na kubek. - To jest.. naprawdę mocne. - Najważniejsze, że udana. A co do wody ognistej to mówiłem, że jest to zacny trunek. Szkoda, że się kończy. - Będzie trzeba dokupić - Laerune uniosła kubek. - To za.. kolejne wspólne wyprawy? - Za kolejne wspólne dni - poprawił ją Grzmot i z trudem stuknął kubkiem o kubek. - A o dokupieniu nie ma raczej mowy. Może znalazło by się gdzieś w zapasach w zajętych jeszcze częściach miasta. Albo mógłbym sam spróbować uwarzyć. Drowka uśmiechnęła się upijając nieco. - Trunek wart ryzyka.. jeśli chodzi i o wyprawę i o warzenie - Wypiła kolejny łyk i opadła na łóżko. - Ano - barbarzyńca zapatrzył się w ścianę, po czym z powrotem spojrzał na butelkę. - Zmasakrowałbym chyba cały garnizon zielonej hołoty, gdyby mi powiedzieli że w piwnicach są jakieś zapasy. - A potem by nas stamtąd nikt nie wyciągnął - Drowka czknęła i przymknęła oczy. - Przepraszam. - Heh, jakbyśmy byli tam we dwoje to pewnie nie - uśmiechnął się do swoich wspomnień. - Za co przepraszasz? - Beknięcie… coś ci się przypomniało? - Laerune z trudem utrzymywała lekko rozchylone oczy. Zerknął na nią i przeciągnął się aż chrupnęły mu stawy. Po czym sam głośno beknął bez żadnego zażenowania. - Teraz jak tak na Ciebie patrzę, to nawet wiele rzeczy. Drowka przyglądała się mu pytajacym wzrokiem na tyle na ile była go w stanie skupić na mężczyźnie. Czuła jak świat wokół Grzmota delikatnie faluje, a podłoga uparcie stara się wpłynąć na sufit. - Jakie? - Mruknęła. Mężczyzna dopił jednym haustem pozostałą zawartość kubka i przesiadł się na łóżko, tylko “odrobinę” tracąc równowagę przy wstawaniu. Siedział teraz tuż obok kobiety. Jego wzrok powoli łapał ostrość na najciekawszych miejscach jej ciała. - Same przyjemne. Laerune z trudem uniosła się na przedramieniu by napić się jeszcze trochę. - Kolejne wielkie opowieści? - Wydusiła z siebie spoglądając na siedzącego tuż obok barbarzyńcę. - I wielkie i małe, jeżeli nadal jesteś zainteresowana - podsunął się również pod ścianę i oparł o nią plecami. Łóżko zaskrzypiało pod zwiększonym naciskiem. - Jasne - Laerune opróżniła kubek i odstawiła go na ziemię. - Nie mamy alkoholu… ale mamy czas. Ja się chyba już nigdzie nie ruszę. - Nieeeee, tak nie może być - zawyrokował jednoznacznie Grzmot. - Co to za opowieść bez łyka alkoholu. Ochrypnąć można. Na dole powinni mieć jeszcze jakieś trunki. To… Ręka omsknęła mu się przy próbie podniesienia, przez co boleśnie uderzył głową o ścianę i wylądował tuż przy twarzy drowki. Spojrzał jej w oczy i zawahał się. - Chyba… oboje nie damy rady... - Laerune przyglądała się mężczyźnie. Jej zapity wzrok dotarł do jego ust. - Tam pójść. Przełknął ślinę. Bardzo nie lubił jak mówiło mu się, że czegoś nie da rady. - Dałbym radę… ale teraz nie wiem czy chce. - A co byś chciał? - Drowka wyszczerzyła się w typowo pijackim uśmiechu. - Zjeść mnie? Również się uśmiechnął. - Nie - objął ją nagle i uniósł niczym piórko sadzając okrakiem na swoich udach. - Ale mogę pokazać to, co chciałem opowiedzieć. Laerune poczuła jak świat wokół zawirował. Musiała mocno chwycić mężczyznę za ramiona by utrzymać równowagę. - Ty… - Nagle do niej dotarło o jakich opowieściach mógł myśleć Grzmot. Wpatrywała się w niego dłuższą chwilę, po czym pochyliła się i pocałowała barbarzyńcę. - Pokaż. Kiedy ich usta połączyły się połączyły się po raz pierwszy, dłoń barbarzyńcy odruchowo przesunęła się na włosy dziewczyny. Takim prośbom nie zwykł odmawiać. Chwycił ją mocniej w pasie i przyciągnął jej biodra do swoich, znowu wbijając się w jej usta. Kobiece paznokcie drapały nagie plecy Grzmota, gdy łączyła ich pierwotna i niepowstrzymana żądza. Laerune uniosła się nieco na kolanach przytulając swój biust do piersi mężczyzny i starając się jeszcze pogłębić pocałunek. Czuła smak wody ognistej, jej zapach. Miała wrażenie, że wszystko wokół wiruje. Jego szorstkie dłonie przesunęły się w dół drażniąc skórę na karku. Przesunęły się po materiale tuniki aż zawędrowały na kształtne pośladki na których zacisnęły się z mocą. Przez cały ten czas połączeni byli w szaleńczym pocałunku. Ten został brutalnie przerwany dźwiękiem rozrywanego materiału, kiedy szarpnięcie mające na celu uwolnienie ciała kobiety z okowów krępującego ją stroju przy okazji naderwało jeden ze szwów. - Wybacz - powiedział łapiąc oddech. - Mam ręce wojownika. - Jesteś mi winien tunikę - Laerune nie przejmowała się strojem. Teraz liczyło się jedynie by go zdjąć. Szybko rozwiązała troczki odsłaniając napięty biust równie czarny co cała jej skóra. Zniszczenie ubrania zbytnio go nie obchodziło. Zwykle w takich sytuacjach wierzchnie ubrania po prostu trafiał szlag i szybko przeobrażały się w szmaty do zmywania podłogi. Teraz jednak nie chciał tak postępować. W tej kobiecie było coś innego. Dotyk jej skóry jeszcze bardziej pobudził jego zmysły. Kiedy ubranie leciało w stronę podłogi on już przywierał ponownie do jej ust. Następnie przeniósł się na szyję, zgięcie obojczyka aż w końcu na dekolt. Dłońmi podtrzymywał jej plecy, żeby nie spadli z łóżka. Drowka odgięła się mocno do tyłu pokładając zaufanie w silnych ramionach. Z jej ust wyrwał się pomruk nie przypominał on jednak domowej kotki. Zdawało się, że Grzmot trzyma w ramionach raczej jakiegoś kotowatego drapieżnika, który zaborczo wpijał pazury w jego ramiona. A jemu było ciągle mało. Wiedział jednak nie tylko jak prowadzić potyczki orężem. Wrócił po szyi do ust kobiety, jednocześnie wstając na równe nogi. Rausz alkoholowi już dawno opadł. Podtrzymując ją jedną ręką pod pośladkami, drugą mocował się ze sznurowaniem portek. Drowka nie ułatwiała mu, ocierając się swymi osłoniętym spodniami kroczem o jego męskość. Czuła nadal alkohol przepływający we krwi i miała wrażenie, że cała płynie na tej fali. Kiedy wreszcie materiał opadł na podłogę nie wrócił do łózka. Przygwoździł ją do ściany, trochę mocniej niż zamierzał, i wrócił do wcześniejszych pieszczot. Laerune jęknęła czując jak jej plecy uderzyły o ścianę. Zdobił jej szyję pocałunkami, cały czas podtrzymując ją za pośladki. Różnica wzrostu dawała mu naturalną przewagę w tym, przejmując całkowitą kontrolę. Czuł jak jej zapach i delikatne mruczenie wpływają na niego bardziej niż alkohol. Ugryzł ją pod uchem. Sięgnęła do własnych spodni starając się je rozsznurować, ale ciało kochanka stanowczo jej to uniemożliwiało. Mężczyzna oderwał wreszcie usta od jej pięknych piersi i przybliżył się do twarzy, niemalże stykając się nosami. Oddychał ciężko, ale nie z powodu ciężaru, a raczej z wrażeń. - Podoba się taki pokaz? Czy mam przestać? - Podoba… - Laerune rozsznurowała spodnie, które zsunęły się jej na pośladki. - Zastanawiam się… to te małe czy wielkie opowieści? Barbarzyńca rzucił ją łóżko i stanął nad nią podziwiając całe piękno jej ciała. - To będziesz musiała ocenić już sama Drowka opuściła wzrok na kroczę mężczyzny i aż westchnęła. -Wydaje się… nierealne - mruknęła zastanawiając się jak ma w sobie zmieścić oręż tego kochanka. Podążył za jej wzrokiem i uśmiechnął się. Wkroczył do łóżka na kolanach, pochylając się nad jej piersiami i pocałował dolinę jej obu półkul. Powędrował tak niżej, aż do ud. - Nie Jego miałem na myśli, a TO - powiedział z uśmiechem po czym zanurkował głową pomiędzy jej nogi. - Co ty… - Elfka podniosła się na przedramionach spoglądając na twarz barbarzyńcy znajdującą się pomiędzy jej czarnymi udami. Ten jednak nie dał sobie przerwać. Przybliżył swoje usta do wzgórza jej kobiecości, które zaczął obdarzać pocałunkami i pieszczotami. Jednocześnie przesuwając delikatnie palcami wzdłuż boków w kierunku piersi. Laerune jęknęła głośno i opadła na poduszki. Czuła jak każdy kolejny pocałunek wywołuje w niej gorące dreszcze. Rozchyliła szerzej nogi by dać do siebie dostęp kochankowi. Wkrótce miejsce pocałunków zajął język wwiercając się w jej jestestwo i wywołujące kolejne gorące spazmy rozkoszy. Jego dłonie także nie pozostawały spokojne. Wodziły cały czas po piersiach i zaciskały się na nich w takt jej ruchów. Elfka wierciła się na pościeli czując jak w podbrzuszu gromadzi się żar, powoli pełzający w kierunku jej sutków i wydobywający się na zewnątrz wraz z kolejną falą mruknięć i jęków. A potem nic. Nagle wszystko się skończyło. Pozostało tylko skrzypnięcie łóżka, gdy Grzmot przesuwał się wyżej, gładząc kobietę po udzie i całując ją w szyję. Laerune drżała na całym ciele. Wpatrywała się w zbliżającego się kochanka nieco rozmazanym wzrokiem. Chciała jeszcze, ale nerwowo łapiąc oddech nie była w stanie tego wypowiedzieć. Ten przywarł biodrami do jej bioder i delikatnym ruchem rozchylił uda. Poczuła jego gorące lędźwia na swojej skórze. Spojrzał ostatni raz w jej oczy, szukając w niej zwątpienia, które kazało by mu przestać. Drowka była w stanie jedynie uśmiechnąć się wyzywająco. Objęła jego biodra udami, jednak to jemu pozwoliła wykonać pierwszy ruch. Grzmot był barbarzyńcą i chociaż starał się, to niewiele miał wspólnego z delikatnością. Kiedy tylko trafił w odpowiedni punkt pchnął z mocą biodrami z lekkim stęknięciem. Przymknął oczy, rozkoszując się obejmującym go ciepłem. Gdy spojrzał w dół, zobaczył jej usta i ponownie się w nich zatopił. Łóżko zaczęło powoli skrzypieć pod jego ruchami. Laerune jęknęła głośno nim mężczyzna znów ją pocałował. Objęła go rękoma i nogami.Czuła jak wypełniająca ją obecność przeszywa jej ciało kolejnymi falami dreszczy. Zachłannie odpowiadała na pocałunki wbijając paznokcie w ciało kochanka. Przywarł do niej całym ciałem, czując jak sterczące sutki przesuwają się po jego skórze. Wgryzł się zębami w jej kark, powoli osiągając wspólny rytm i przyspieszając. Ręce wsunęły się pod jej plecy i spoczęły na kształtnych pośladkach, masując je olbrzymimi dłońmi. Jęki Laerune były coraz głośniejsze, aż w końcu przerodziły się w okrzyki. Jej ciało drżało w objęciach mężczyzny gdy zbliżała się do szczytu. Ponownie uniósł ją, nie tracąc z nią połączenia i przysiadł na kolanach. Odchylił do tyłu jej plecy i kontynuował ich erotyczny taniec dysząc coraz szybciej. Napawał się widokiem jej podskakującego ciała. Drowka pochwyciła nadgarstki mężczyznę by choć odrobinę złapać równowagę i poddała się jego atakom. Każdy z nich był coraz silniejszy. Nie liczyła się już szybkość, liczyły się doznania i moc. Z każdym pchnięciem on też zaczynał drżeć. Zaciskał szczęki i szeptał w języku jakiego ona nie znała. Chwycił ją nagle za ramiona i odchylił jeszcze mocniej, niemalże nie zrzucając jej z siebie, wypychając mocno biodra by wbić się w jej czuły punkt. Laerune objęła go nogami by nie upaść. W jej głowie znów zakręciło się i od alkoholu i nadmiaru doznań. Ile on miał sił… myślała, że za chwilę oszaleje. Od tego gorąca, dreszczy, od jego obecności i kolejnych ataków. Koniec zbliżał się nieuchronnie z każdym ruchem, z każdym uniesieniem bioder, z każdym jego przyduszonym jękiem. Również chwycił za dłonie dziewczyny, chcąc nadać wszystkiemu jeszcze większy impet. Napięte mięśnie lśniły od potu. Jego męskość drżała również w szybko nadchodzącym finale. Drowka krzyknęła głośno dochodząc i odgięła się do tyłu na tyle mocno na ile tylko była w stanie. Jednak nawet to nie przynosiło ulgi od silnych dreszczy targających jej ciałem. On również drżał i dyszał ciężko, powoli uspokajając oddech. Przylgnął wtedy do jej ciała i ucałował obie piersi. - Masz jeszcze te kajdany? - T..tak - Drowka wskazała na leżące na ziemi spodnie i wysuniętą za pas zdobycz. - To teraz mogę pokazać ci o czym wcześniej mówiłem - uśmiechnął się szeroko i znowu ją pocałował.
__________________ you will never walk alone Ostatnio edytowane przez Noraku : 03-09-2019 o 17:41. |
31-08-2019, 18:21 | #517 |
Reputacja: 1 |
Ostatnio edytowane przez Aiko : 02-09-2019 o 21:48. |
31-08-2019, 22:18 | #518 |
Reputacja: 1 | Podział łupów z morskiej skrzyni: Karczmarz Caramon zaproponował wam zagrać w kości o łupy. Startujemy od najbardziej wartościowych. Każdy po wygraniu jednego łupu odpada z gry o pozostałe mniej cenne. Po rozdaniu wszystkich fantów możecie się po zamieniać nagrodami między sobą lub zrobić komuś na złość i spieniężyć u kupców. Alchemik był średnio szczęśliwy z tej formy rozdzielenia łupu, jakby nie patrzeć to on znalazł skrzynię i prawie stracił życie walcząc samemu z goblinami, ale nie miał też lepszego pomysłu jak rozwiązać problem. Tym bardziej, że był nowym nabytkiem, chciał jeszcze z Walkirią popracować, więc zrażanie reszty drużyny nie było najlepszym pomysłem. Westchnął i wziął z rąk karczmarza kości, licząc na to, że w przyszłości sobie odbije. Esmondowi sposób podziału skarbów był dość obojętny, więc skinął głową. Randar wyszczerzył radośnie zęby i przysiadł przy grupie Gdy wszyscy się zgromadzili rozpoczęła się loteria. Caramon zwrócił uwagę zebranych na siebie. - Zwyczajem wojów starych, gdzie kupa luda do łupa to losowi zawierzamy! Dziesięciu uczestników i dziesięciościenna kość, zobaczmy, komu dzisiaj bogowie sprzyjają. Każdy dostał do ręki starannie wyrzeźbioną w drewnie kość do gry. Każda z nich jest w innym kolorze, aby było można rozróżnić graczy. - Pierwszy przedmiot, o który gracie to super twarda i leciutka jak powietrze koszulka kolcza. Rzadko występująca w handlu, rarytas dla lubiących podróżować lekko i bezpiecznie. Największy wynik wygrywa, gotowi? Kości w ruch! Kości potoczyły się po blacie - Czy ktoś wątpił, chociaż przez chwilę, który z bogów najbardziej sprzyja przy blacie? Wszechstwórca dopinguje swoich w potężnym remisie. Mamy dwie dziesiątki. Jedna należy do naszej wybawczyni Sybill, druga do najświeższego towarzysza w drużynie - Gobelina. Mamy, zatem dogrywkę, zobaczmy czy wygra czempion czy też świeża krew. - Kości poszły ponownie w ruch. - Niesamowite! Sybill 2, Gobelin ponownie 10! Bard wygrywa koszulkę kolczą. Gobelin był zaskoczony łaskawością nowych towarzyszy w dawnym stadzie nie pozwolono mu brać udział w podziale łupów w stadzie broń i inne cenne rzeczy idą tylko do najsilniejszych wszyscy inni mają za zadanie być mięsem, aby odwracać uwagę wrogów stada dając samicom czas na ucieczkę a wojownikom więcej okazji do ataku. Tym bardziej dziwił się zaproszeniem do gry gdyż jedyną jego zasługą wobec drużyny było to, że zbytnio się ich bał i za mocno brzydził się przemocą żeby wykorzystać w pełni swoje możliwości… Tym większe było zaskoczenie, że z woli Pierwszego Stwórcy zwyciężył nad jego Walkirią! - Dzięki, niech będą Wszechstwórcy! Wybacz o Najjaśniejsza Płomiennoka, lecz nasz Pan musiał usłyszeć wołanie mego serca i wiedział jak bardzo nienawidzę mojej zbroi z psiej skóry zrodzonej z cierpienia istoty żywej i w swej wielkiej łasce zesłał mi ten dar, aby utwierdzić mnie w tym, że podążając za tobą wbrew przeciwnościom losu dołączam do wielkiego stada istot żywych pod jego władztwem… Dopiero, co zacząłem podążać za jego wolą a już zyskałem więcej niż kiedykolwiek mógłbym marzyć - Powiedział stary Goblin, po czym, zaczął płakać ze szczęścia rzewnymi łzami. - Tym samym Gobelin odpada z dalszej gry, a my zaczynamy grę o drugi równie cenny przedmiot. Krótki miecz z odległej północy lub może południa. Wszyscy gotowi? Rzucamy! Kości potoczyły się po blacie. - Wszechstwórca wciąż nie odpuszcza! Tym razem wygrywa Balkazar z 10, tuż zanim Grzmot i Randar z 8. -Następnym przedmiotem jest ta oto piękna niebieska jedwabna suknia ze srebrnymi ozdobami. Idealna na bal na zamku i uroczyste okazje. Idealny prezent dla wybranki serca, a jeśli jej nie ma to się szybko jakaś znajdzie, przynajmniej na jedną upojną noc z pełnym serwisem u panien nocy. Zaczynamy grę. - Kości poszły w ruch. - Zwycięża Mandragora z silną 9, tuż zanim był Randar z 8. - Piękne to masz! - Uśmiechnął się krasnolud, zadowolony, że bogowie nie zesłali mu takiej nagrody. Bartholomeus zmmęłł w ustach przekleństwo, sukienka na nic mu nie była potrzebna. - Los raz d-daje, raz z-zabiera. - Stwierdził i podniósł się od stołu. W pośpiechu opuścił pomieszczenie wraz ze swoją nagrodą. Musiał znaleźć kupca, któremu opchnie ten kawał szmaty. - Następnym przedmiotem są mistrzowskie kajdany! Zabierzcie je do sypialni lub na pole bitwy! - Kości potoczyły się po stole. - Ponownie remis na 10. Tym razem nasze piękne panie Sybill i Laerune walczą o cenny gadżet, który może spożytkują wieczorem. Wygrywa Laerune z silną ponowną 10, Sybill 1. Oj będzie się działo! Drowka nie była pewna, z kim i jak miałaby spożytkować te kajdanki, ale przyjęła je. Mogą się przydać podczas kolejnej wyprawy, nie raz trzeba kogoś skrępować. Grzmot wyszczerzył się do dziewczyny: - Zastanów się dobrze jak wykorzystać to, co dał Ci los albo poradź się bardziej doświadczonych. - Chcesz mi doradzić? - Drowka uśmiechnęła się i usiadła obok barbarzyńcy. - Z pewnością mogę pokazać kilka “nietypowych” zastosowań dla tego żelastwa. Laerune podała mu kajdanki. - No to pokazuj. Grzmot zważył metal w ręku. Machnął nim kilka razy w powietrzu. - Dobre do rzucania, przy odrobinie wprawy. Ciekawe tylko jak z wytrzymałością. Kiedyś uciekłem z galery wykorzystując, co prawda cięższe kajdany, ale z przykutym towarzyszem dawaliśmy radę nawet uzbrojonym piratom. Oddał nagrodę jej właścicielce. - Inne zastosowania mógłbym Ci pokazać jutro podczas treningu. - Trzymam cię wobec tego za słowo. - Laerune przewiesiła kajdany przez pas. -Następnym przedmiotem jest święty symbol Sarenrae - naszej wspaniałej bogini córki Wszechstwórcy. Brązowo skóra piękność z blond włosami i skrzydłami anioła. Jej symbolem jest słońce trzymane z taką pieczą w rękach Wszechstwórcy. Jego prawa ręka, jego Egida i bogini uzdrowienia, szczerości, przebaczenia oraz pojednania. Przyjaciółka większości bogów. Nie rezygnuje nawet z nawrócenia złych bogów na dobrą ścieżkę. Może kiedyś dokona tego w imię Wszechstwórcy. Zobaczmy, kogo z was chce mieć przy swoim boku. - Kości zostały rzucone. - Wygrywa Randar z mocną 9, tuż za nim był Raileyn z 8. - Hmmm - burknął Randar odbierając nagrodę. - Przechodzimy do szybkiej rundy, jeden rzut by rozdać resztę łupów i oto wyniki. 100 Malachitów i jadeitowy naszyjnik dla Kłosa z silnym 10 oraz po 100 sztuk złota dla Sybill, Axima, Esmonda i Grzmota. - Na pewno znajdę dla nich jakiś użytek prędzej czy później. Nie są to może czarne diamenty, czy ogniste rubiny, ale zawsze się coś wymyśli. - Mruknął głośno Kłos z lekkim uśmiechem. Epos z ust goblinich Gobelin kręcił się po karczmie “Ognisko” z fascynacją obserwując interakcje i przysłuchując się fragmentom rozmów. Nie miał śmiałości żeby do kogokolwiek się odezwać bał się iść w miasto bez symbolu nowego bóstwa uprzedzono go, że nawet i z tym niektórzy ludzie mogą być nerwowi na widok jego zielonej skóry. Zresztą nawet gdyby się ośmielił miał przy sobie jeno pięćdziesiąt uciułanych pokątnie złotych monet pluł sobie w brodę, że nie skorzystał z okazji i nie zajrzał do zbrojowni albo nie ograbił zwłok goblinich wojów, które mijał, lecz spotkanie z stwórcą wszechrzeczy nazbyt pochłonęło jego myśli i był w stanie jedynie podążać śladem Walkirii zgodnie z rozkazem sił wyższych. Zastanawiał się czy ma ochotę na piwo? Czy będzie musiał zapłacić za pokój? Zauważył, że jest tu podwyższenie dla artystów gdzie jakiś niziołczy grajek przygrywał do posiłku na mandolinie. Stary, goblin doszedł do wniosku, że dość już ma tego krycia się po kontach! Koniec końców był artystom z powołania. Wygładził, więc swój kubrak z pozszywanych kawałków gobelinu niegdyś pysznie czerwony teraz zmatowiały ze starości do barwy poziomkowej, poprawił ułożenie koziej bródki oraz zawiązał na supełki wiechcie siwych włosów wychodzących z jego szpiczastych zakolczykowanych uszu. Tak przygotowany podszedł do sceny i zwrócił się do trubadura w te słowa: - Mości Panie zwę się Gobelin przybyłem do miasta, jako sługa Walkirii Wszechstwórcy, która w swej wspaniałomyślności wyrwała mnie z łap mroku. Czy zechcecie użyczyć mi na chwilę waszego pięknego instrumentu abym mógł zdać świadectwo z heroicznych bojów jej samej oraz jej towarzyszy, których byłem świadkiem? - Poprosił. - Bardzo dobrze mówisz we wspólnym - Odpowiedział zaskoczony Niziołek. - Tak, uczyłem się tej umiejętności większość życia w sekrecie, bo pobratymcy skróciłby mnie za to o głowę, lecz to błogosławieństwo samego Wszechstwórcy pomogło mi opanować odpowiedni akcent! Nakazał mi abym dawał świadectwo, więc to chciałbym zrobić za pomocą pieśni tak jak czyniłem to większość życia, lecz jeżeli będę grał na piszczałce moje usta będą zajęte stąd moja prośba o pożyczkę - Wyjaśnił wyraźnie dumny pokurcz. - Kimże jestem, aby sprzeciwiać się woli bóstwa? Scena należy do ciebie - Odrzekł futrzastostopy podając Gobelinowi instrument i ustępując miejsca na podium. Bard chwilę majstrował chwilę przy mandolinie testując dźwięki wydawane przez struny dzięki temu, że wzrostem był z Niziołkiem zbliżony nie miał dużych problemów z jego obsługą już po chwili zaczął grać prostą melodie z czterech akordów stanowiącą dobre tło dla jego opowieści, gdy zaczął recytować swą opowieść jego głos tracił na skrzekliwości zyskiwał za to ciepłą radosną nutę: Mości Państwo pozwólcie, że zabawie was opowieścią o bohaterskiej Walkirii Wszechstwórcy! Wysłuchajcie mej historii o tym jak w swej bezbrzeżnej dobroci wyciągnęła mnie ze szponów ciemności i mroku, w którym że był bez wyboru zrodzony! Dzielna Walkiria wkroczyła pewnym krokiem wraz z towarzyszami wielce odważnymi do samego serca demonicznej świątyni złego bóstwa, które niegdyś czciłem nie wiedziałem jeszcze, że ogień w oczach tenże w oczach jej gorejący oświeci mą duszę! Gdy wkroczyła pewnym krokiem przybrana w pyszną zbroje chwyciłem za dźwignie podzielając ją podwójnymi kratami od części towarzyszy a plugawa magia mych dawnych potwornych patronów przyzwała na przeciw niej tabuny piekielnych ogarów i niedźwiedziożuków! Jednak nawet, gdy była moim wrogiem w tymże osłabieniu kolana się pode mną ugięły ze strachu i podziwu dla jej błogosławionego splendoru, który nie pozwolił mi wezwać magii ni mocy zwoju, aby prawdziwie zaszkodzić miast tego zacząłem grać na piszczałce, aby nie mdleć ze strachu hahahah! -Piekielne ogary rozerwały jej piękną zbroje na strzępy! Potworne niedźwiedziżuki raniły jej kompanów! Ona jednak pomna wyższym celom zdawała się nie widzieć zagrożenia ciskała boską magią lecząc sojuszników i kalecząc wrogów. Czarodziejskie kolce chroniły jej powabną szyje a potężny siłacz zdecydowanym ruchem rozerwał kraty i rzucił się jej na pomoc! -Przewspaniała Walkiria ignorując swe zniszczone odzienie dosiadła pięknego lwa, który jej towarzyszył i rzuciła się do walki z kapłanką mrocznych bóstw Rhellą istotą anielską, która spaczona została przez demoniczną plugawość. -Wojowniczy lew stracił prawą łapę w szczękach ogara piękna Walkiria spadła z jego grzbietu! Jednak nawet takie upokorzenie w sercu prastarej świątyni mrocznych wrogów nie było wstanie na chwilę zachwiać jej olbrzymiej wiary! Miast szukać słusznej pomsty na tych, którzy skrzywdzili ją i jej bliskich uniosła tarcze i w swej bezgranicznej łasce i miłości do wszystkiego, co żyje przyzwała boski płomień, który poniósł mnie oraz kapłankę Rachelę przed oblicze samego Wszechstwórcy abyśmy na własne oczy ujrzeli jego wspaniałość!!! Nigdy nie sądziłem, że będzie dla mnie istnieć cokolwiek po za poświęceniem dla stada, ale gdy dotknęła mnie wiekuista mądrość tego , który wszystko stworzył pojąłem, że moim stadem są nie tylko inne gobliny, lecz wszystkie żywe stworzenia każdej razy i natura! -, Lecz was nie obchodzi cosik się z małym skromnym goblinem działo! O nie! Potęga Wszechstwórcy wypędziła zło i plugawość z serc naszych jednakże wciąż tkwiliśmy w samym ciemnym sercu mrocznej świątyni plugawości mrok ten, więc przybrał postać materialną i z nieopisaną furią, jaką zło naturalnie odczuwa ku dobru rzucił się na Walkirie jednak jej tarcza i obrońca Baltazar Zdrajca, o którym słyszał nawet goblini osesek przy cycu stanął na drodze ducha zrodzonego z ciemnej nienawiści, który w zetknięciu z orczym ciałem buchnął boskim płomieniem pokazując wszem i wobec że on również cieszy się łaską Pana Naszego Ojca Płomienia Wielkiego. Boski gorąca przepędził wszystkie poczwary, które jeszcze dychały z powrotem do ich pokracznych dziur w Otchłannych wymiarach! Potęga Walkirii Wszechstwórcy i jej towarzyszy walczących w imię dobra i powszechnej szczęśliwości okazała się tak wielka, że wielki czarny smok uciekł przerażony niczym kundelek a wielu goblinów poszło po rozum do głowy i mimo że nie miały takiego szczęścia jak ja, aby ujrzeć boski majestat zgłosiły się pod sztandar Płomiennokiej! Wszechstwórca rzekł do mnie: -“Będziesz służył Walkirii Wszechstwórcy. Ty najmniej znaczący nawet wśród własnego ludu zaświadczysz światu o sprawach najwyższych.” Więc jestem tutaj przed wami goblin Gobelinem zwany mimo mego małego znaczenia zgodnie z wolą najwyższego stworzyciela daje świadectwo o tym, co widziałem i będę czynić to, jeżeli w przyszłości zechcecie użyczyć mi swych łaskawych uszu. - Tym zakończył swój występ przerwał monotonną melodie stanowiącą tło dla jego głosu skłonił się i oddał Niziołkowi jego instrument. Widownia nagrodziła Gobelina oklaskami, rozeszły się pomruki uznania. Ktoś postawił mu kolejkę, ktoś inny rzucił złotą monetę. W sumie zebrało się z 25 złotych monet. Reakcja Gobelina na łaskawę przyjęcie ze strony publiczności Ostatnio edytowane przez Brilchan : 12-09-2019 o 18:00. |
31-08-2019, 23:04 | #519 |
Reputacja: 1 | Rycerz na koniu (Axim) Minął tydzień odkąd drużyna najemników wróciła do miasta po starciu z kapłanką Rhellą. Bohaterowie zdążyli w tym czasie odpocząć, naprawić ekwipunek lub sprzedać stary i zakupić nowy. Co sprytniejsi zdołali się obłowić, inni natomiast zamienili monety na bardziej przydatne przedmioty bądź wydali je na przyjemności.
__________________ "Pulvis et umbra sumus" |
07-09-2019, 16:58 | #520 |
Reputacja: 1 | Minęły dwa tygodnie od powrotu drużyny z fortu do miasta, miesiąc od przybycia najstarszych członków drużyny do miasta i dwa miesiące od inwazji na Ramarę. Księżniczka Esmseralda i jej sztab kryzysowy robili wszystko co w ich mocy by odzyskać kolejne dzielnice miasta. Dzielnica Bram i Słońca zostały przez ten czas w większości odbite, przynajmniej pozornie. Sprzymierzone siły wciąż się siłowały z orczymi watachami o dzielnice Umów i Młota. Karczma Ognisko stała się dość często uczęszczanym miejscem nie tylko przez wielu członków Drużyny Walkirii i potencjalnych najemników, ale także przez wielu ciekawskich wiernych oraz mniej lub bardziej wpływowe figury. W karczmie przeważnie dominowała obecność Czerwonych Lisów, które urosły w siłę i wpływy od kiedy rozeszły się wieści, że Drużyna Walkirii zrodziła się z trzonu ich najemników. Sybill, Axim i Esmond wciąż podlegali Lysandrowi i Kadle, którzy co jakiś czas wymagali obecności przy naradach i walkach o dzielnice, ale też nie ingerowali zbyt mocno w interesy i skład drużyny. Innym stałym bywalcem karczmy stał się Nervir Windsorrow wciąż wdzięczny za pomoc w gołębniku i odzyskanie huty szkła. Arystokrata odwiedzał Sybill za każdym razem z bukietem kwiatów lub biżuterią albo szatami. Dał się jej poznać jako wpływowy i wykształcony człowiek, który potrafił wiele załatwić dla niej w mieście. Kadle Krud zjawił się w karczmie wzywając trzon drużyny na rozmowę. Przeszliście do pokoju narad, bez ciekawskich uszu i oczu gości. - Księżniczka Esmeralda przysyła swoje pozdrowienia oraz prośbę o pomoc w dosyć delikatnej sprawie. - Strateg królewski rozejrzał się po pokoju sprawdzając czy ktoś was nie podsłuchuje. - Mamy problem z mordercą w naszych szeregach, który jak się obawiamy dopiero zaczął się rozkręcać. Niektórzy z was mogą pamiętać jak kilka lat temu cała stolica drżała w strachu przed dokonaniami Rzeźnika. Obawiam się, że szykuje się nam sprawa podobnego kalibru. - starszy mężczyzna pokiwał głową na boki, na samą myśl o dawnych morderstwach. - Wczorajszej nocy morderca zaatakował dwie osoby przy tartaku. Ich ciała są w makabrycznym stanie. Nim straż dotarła na miejsce tłum ludzi zdążył się zebrać przy zwłokach i nie udało się złapać nikogo podejrzanego. Co gorsza jest to drugie morderstwo takiego rodzaju w ostatnich dniach w bezpiecznej strefie od walk. - Mężczyzna zmrużył oczy i potarł je rękoma, wyglądał jakby dobrze nie sypiał od początku wojny. - Mamy w szeregach za dużo żółtodziobów, dla których gobliny stanowią wyzwanie, a ta sprawa jest gorsza niż jakikolwiek zielonoskóry. Potrzebujemy kogoś, kto już widział nie jedno i potrafi rozsądnie myśleć. Poza tym nie jesteście tu bezpieczni, podejrzewam że morderca zna was lub przynajmniej jedno z was. Kadle wyciągnął zakrwawiony kawałek papieru i położył przed Aximem. Jego imię i nazwisko były zapisane krwią jednej z ofiar. Na drugiej stronie widniał tekst zapisany tuszem -”Rozmawialiśmy o tym już przedtem mój Panie. Teraz już się rozpoczęło. Dołącz do drużyny, a wszystko dobrze się zakończy!” - Wiadomość była przyczepiona do rękawa ofiary wykałaczką. Ktoś chce zwrócić na siebie uwagę Axima lub go wrobić. Jeśli straż znajdzie więcej takich notatek przy ciałach będą chcieli cię zaaresztować i przesłuchać. - Kadle spojrzał z powagą na Axima. - Zbadajcie sprawę nim jakaś menda odwróci uwagę ludzi od waszych dokonań. Tartak znajduje się w dzielnicy Słońca, ciała nadal tam leżą i mało kto miał dostęp do miejsca zbrodni. Straż was przepuści, gdy pokażecie im mój pierścień. Ciała znalazł Ibor Thorn, był już przepytywany, ale niewiele umiał powiedzieć straży. Bez tej notatki straż podejrzewa niejakiego Vin Veida o dokonanie morderstwa, obaj aktualnie są przetrzymywany w celi w garnizonie w dzielnicy Bram. - Później sprawdźcie starsze morderstwo z dzielnicy Bram przy młynie. Trójka ludzi została zmasakrowana dwa dni temu. Kadle pożegnał się z drużyną i ruszył w swoją stronę zostawiając pierścień, symbol jego urzędu. Wkrótce skontaktowała się przez posłańca również Agako. Fort na szczycie wciąż nie dawał spokoju trenowanym tam przez księżniczkę gobliną. Nieustanne koszmary i wizje targały przebywającymi tam istotami. Z zapieczętowanego tajnego przejścia co rusz dobiegały skrobania pazurami o kamień lub mrożące krew w żyłach skowyty i niezrozumiałe szepty. Mroczne siły wciąż nawiedzały to miejsce, przyciągając uwagę byłych sług Lamashtu. Drużyna doszła do wniosku, że do fortu powinna udać się grupa doświadczona w walce z potworami , obeznana z religiami i historią. Natomiast sprawę morderstw powinna przebadać grupa kierująca się spostrzegawczością, charyzmą i inteligencją. Ostatnio edytowane przez Ranghar : 07-09-2019 o 17:04. |