Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 05-12-2018, 12:33   #51
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
319

Set’An poprowadził Olgę do swojego gabinetu, w którym na biurku leżała młodziutka Sophia Loren.
- Idź się pobawić. - zwrócił się do niej Set’An, Sophia zrobiła znudzoną minę i z fochem opuściła pomieszczenie. Mężczyzna skupił się na Polce. Ta wydawała się jeszcze sztywna niż wcześniej, śledząc wzrokiem odchodzącą piękność.
- W tej części domeny, Kai’Re posiada dwanaście Planet Depozytowych. Spośród nich dziewięć jest na przedsłonecznym poziomie cywilizacyjnym. To właśnie tam potencjalnie zbiegł dezerter. Na którą dokładnie, tego nie wiadomo, dane z satelitów obserwacyjnych trafiają do nas co kilkadziesiąt lat, czasami rzadziej. Wokół Set’Ana i Polki pojawiły się holograficzne wizualizacje dziewięciu planet oraz zdjęcia satelitarne ukazujące największe skupiska ludzi.
Olga mogła podsumować planety i ich mieszkańców następująco:

“Kamień Łupany” - nadzy lub ubrani w skóry ludzie polujący na wielkie zwierzęta.

“Kamień łupany z mitycznymi stworzeniami” - to samo co we wcześniejszej grupie, lecz dochodziły jeszcze stworzenia przypominające bardziej smoki niż dinozaury, “elfy” (zapewne jakaś forma urytów) i inne, typowo baśniowe istoty.

“Anryk/Średniowiecze”

“Antyk/Średniowiecze” z mitycznymi stworzeniami.

“Epoka wiktoriańska” (według córki generała, agentka gwiazd myślała raczej o steampunku)

lata dwudzieste”

“lata dziewięćdziesiąte”

Ostatnie dwie planety, prezentowały rzeczywistość, która musiała być jakąś fazą przyszłości zarówno dla jednej jak i drugiej Olgi.
Nie była to przyszłość świetlana.
Pierwsza planeta wydawała się niemal w całości jałową pustynią, gdzie poza ufortyfikowanymi wokoło nielicznych źródeł wody miastami, szalały bandy zdegenerowanych technobarbarzyńców. Agntce gwiazd kojarzyło to się trochę z Duną, trochę z Tatooine a trochę z Mad Maxem oraz ogólnie bardzo z Westernami.

Ostatnią planetę spowijała ciemność toksycznych chmur. Chyba nigdy nie świeciło tam słońce. Nieliczne osiedla przypominały średniowieczne twierdze. Ludzie byli brzydcy, mutacje i choroby były powszechne.

- Niewiele więcej mogę pomóc - mężczyzna rozłożył ręce - poza zapewnieniem jakiegoś transportu, oczywiście. Wybierz swój pierwszy cel i jak to mawiali nasi przodkowie: Udanych łowów.
- A czy masz jakieś informacje o tym dezerterze? Wciąż nie wiem kogo tak naprawdę mam gonić. - Olga uznała, że pozwoli sobie na odrobinę szczerości, odsłaniając swoje braki wiedzy.
Set’An pokiwał głową.
- Nie jakoś specjalnie dużo, bo siły zbrojne są mało pomocne, ale wiem jak wygląda… oczywiście… wy wszyscy wyglądacie dość podobnie, endoszkielety mają te same proporcje od niepamiętnych czasów, jednak w przypadku tej jednostki znam jego płeć i nawet wiem jak wygląda pod pancerzem, którego nota bene mam nadzieję już na sobie nie ma. - czarnoskóry wyświetlił holograficzny obraz mężczyzny w skali 1:1

[media]https://vignette.wikia.nocookie.net/marvelcinematicuniverse/images/d/dc/Stick_Profile.PNG[/media]
Jak można było przypuszczać, dezerter był równy Polce wzrostem.
Olga skinęła głową.
- Na jakie wsparcie mogę liczyć? Chodzi mi nie tylko o zbrojenie, bo z tym sama powinnam dać sobie radę, ale jakieś no nie wiem... zaplecze, miejsce odpoczynku.
- Żyją tam ludzie, skonfiskuj wszystko co uznasz za stosowne. Nikt nie będzie w stanie stawić ci oporu, a jeśli stawi… - Set’An rozłożył ręce - działasz w końcu dla większego dobra.
- Tak to sobie tłumaczycie... - rzuciła z pogardą, po czym spojrzała jeszcze raz na planety. Ten zbieg nie był nowicjuszem i na swój sposób wydawał się do niej podobny. Gdzie zatem ona sama by się skryła? Gdzieś, gdzie współcześni mieliby największe problemy by ją tropić oraz gdzie sami musieliby się martwić, że ktoś na nich zapoluje.
“Kamień łupany z mitycznymi stworzeniami” - dokonała wyboru.
- Wyślij mnie na tamtą planetę - wskazała swój wybór.
Set’An pstryknął palcami i wyszczerzył się tak, by jego białe zęby były w idealnym kontraście z czarną skórą.
- Oczywiście, zajmie to kilkadziesiąt minut, to całe zamieszanie ze stacją… Proszę, odpręż się nim twój transport zadokuje w mojej barce.
Olga spojrzała na niego nieufnie, po chwili jednak skinęła głową i skorzystała z zaproszenia.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 04-01-2019, 08:31   #52
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
330

Gdy oboje znaleźli się wewnątrz wampir zbliżył się do Polki.
- Gotowa? - zapytał zza jej ucha stojąc za plecami kobiety i trzymając dłonie na jej ramionach.
- Tak… chyba. - Ela spięła się nieco. Wolałaby widzieć co robi wampir. - Ale… tylko odrobinę, dobrze?
Na początku było ukłucie, nawet bolesne. Jednak szybko przeszło to w ten masochistyczny rodzaj przyjemnego bólu, trochę jak dotykanie językiem baterii, niby piecze a jednak robi się to dalej i dalej. CCI nie wskazywało żadnych zmian w organizmie, poza utratą krwi oczywiście, jednak całym ciałem wstrząsała orgazmiczna wręcz przyjemność.
Polka zadrżała w ramionach wampira i oparła się plecami o jego ciało. Czuła jak pośladki odruchowo przesunęły się po biodrach mężczyzny szukając charakterystycznej wypukłości. Chciała więcej… ale… chyba nie powinna mu dać wypić za dużo.
- Mal.. - Wyszeptała, ale nie była w stanie powiedzieć nic więcej.
W czasie kiedy Elżbieta odpływała w ekstazie, CCI natarczywie przeszkadzał jej komunikatami. Ze względu na spadek ilości krwi zalecał przejście w stan uśpienia, ewentualnie stan bojowy celem usunięcia źródła utraty krwi.
- Wystarczy.. - Polka spróbowała sięgnęła do tyłu by oderwać od siebie twarz wampira. - .. Mal wystarczy.
Mal przestał przejeżdżając zimnym językiem po szyi kobiety. Ela odetchnęła i objerzała się na wampira. Czuła jak rumieniec pali jej twarz.
- To… bardzo przyjemne. - Powiedziała cicho nie do końca pewna co ma zrobić ze stanem do jakiego ja doprowadził. A raczej… Profesorowa wiedziała. Powinna się uspokoić i przestać eksperymentować!
- No przecież ci mówiłem. - Twarz Mala też nabrała rumieńców a z jego ust zdawał się buchać ciepły oddech.
Ela wpatrywała się w wampira rozpalonym wzrokiem. Miała teraz ochotę na inny rodzaj zażyłości.
- I jakie masz plany teraz gdy już zaspokoiłeś moją ciekawość? - Uśmiechnęła się do mężczyzny, uznając że to dobra okazja by spróbować się zaspokoić samą grą hormonów… choć chyba wolała to zrobić gdy już zostanie sama.
- Takie jak zawsze, planuje zabić… czas. To się tu robi cały czas.
- A jak zazwyczaj zabijasz czas? - Ela sięgnęła do zamka swojego kombinezonu i zaczęła się nim bawić. Chciała zaspokoić swoje rozpalone ciało ale toż nie mogła tego zrobić przy Malu. Mogłaby z nim. Głos agentki na chwilę głowę. Ciekawe czy wampiry w ogóle mogły robić takie rzeczy.
- Podglądam, wszyscy to tutaj robią. - wyznał.
Elżbieta zaśmiała się.
- A co takiego podglądasz? - Przysunęła się nieco do wampira. Jej nabuzowane ciało domagało się zaspokojenia, a ona jeszcze zamiast je uspokoić podtrzymywała ten stan.
- Co się da, co mnie interesuje, różne rzeczy, różne osoby. - Mal przekrzywił głowę - chcesz mi coś pokazać?
- Obawiam się, że jedyne co mam do pokazania to siebie. - W głosie Polki wybrzmiał żartobliwy ton.
Mal tylko pokiwał przyglądając się Polce ciekawie.
Ela poczuła z jednej strony rozbawienie, a z drugiej… to był chyba cień obawy.
- Nie jestem niczym interesującym.
Wampir przybliżył głowę, jakby chciał zajrzeć za ramiączko ubrania kobiety.
- Dla ciebie może i nie.
- A dla ciebie co jest we mnie interesujące? Ta cała maszyneria? - Ela nie odsunęła się. Wspomnienie pocałunku sprawiało, że bliskość wampira działała na nią podniecająco.
Mal parsknął.
- Po prostu jesteś żywa.
Elżbieta zrobiła zaskoczoną minę i ponownie się roześmiała.
- No tak… czasami mam wrażenie, że niewiele tego “żywego” we mnie zostało. - Uśmiechnęła się wpatrując się w wampira. Po chwili wahania zarzuciła mu ręce na ramiona jak podczas tańca. Profesorowa aż westchnęła w jej głowie i zrezygnowana się wycofała. - Wobec tego… czy chciałbyś zobaczyć coś konkretnego?
- Jasne, chciałbym zobaczyć resztę twojego ciała, to co masz pod ubraniem.
Ela parsknęła, ale spytała CCI czy wyłączenie i włączenie kostiumu zużyje jego baterie. Była ciekawa wampira i tego jak zareaguje na jej ciało. Tak samo jak normalny mężczyzna? Profesorowa w głowie niemal pokręciła głową, choć nawet ją zżerała ciekawość. Szybka kalkulacja skłoniła Polkę do pozbycia się ubrania w tradycyjny sposób, bateria bowiem była już na wyczerpaniu.
Elżbieta stanęła przed mężczyzną w pełnej krasie swojego idealnego ciała. Chwila przeciągała się w nieskończoność. Wreszcie wampir przerwał ciszę:
- A mogę podotykać?
Polka nieco odetchnęła gdy Mal w końcu się odezwał.
- A może też chciałbyś mi nieco pokazać? - Uśmiechnęła się do wampira, w ogóle nie skrępowana swoją nagością. Cały czas czuła, że to nie do końca jej ciało i może dlatego podchodziła do niego z dystansem.
- Jasne, czemu nie. - zgodził się Mal i szybko zrzucił z siebie ubranie pokazując swoje szczupłe, przystojne choć martwe ciało.
Elżbieta sięgnęła do chłodnej skóry wampira i przesunęła palcami po jego torsie. Szukała pulsu.. Bicia serca. Jakoś nadal nie mogła uwierzyć by jakakolwiek istota mogła funkcjonować bez tego.
A jednak mogło, Mal był zimny, jego skóra nie wydzielała też żadnego zapachu.
- Nie jest ci zimno? - Spytała nieco głupio, wędrując dłonią po ciele mężczyzny.
- Chyba tak - odpowiedział Mal który odwzajemnił dotyk kobiety swoim własnym, jego palce przesuwały się po szyi Polki - Tobie pewnie nigdy nie jest, płynie w tobie tyle ciepła…
- Kiedyś bywało… często. - Elżbieta przymknęła nieco oczy. To było dziwne, jego palce, skóra… były miękkie, a jednocześnie chłodne. To nie było ciało martwego. Widywała takie podczas wojny. Oni… oni byli sztywni. - Ale zawsze można kogoś objąć.
- Mhm - zgodził się wampir przysuwając się do Polki. Jego brzuch dotknął jej brzucha, palce mężczyzny wędrowały teraz po ustach kobiety. Nigdy samoistnie nie mrugające oczy Mala miały jakieś hipnotyczne właściwości i CCI musiał kompensować Elżbiecie poczucie równowagi, Polka miała pewność, że gdyby nie to, zwyczajnie zawisłaby bezwiednim e w ramionach wampira.
Ela niepewnie położyła mu ręce na ramionach i ostrożnie pocałowała wampira. Co Mal kombinował? I co zrobi gdy mu się nie powiedzie?
Mal świetnie całował. Wampir miał niezwykle długi i prężny język, jeśli w ogóle to był tylko jeden język. Elżbieta przywarła do Mala całym ciałem pogłębiając pocałunek. Czuła jak jej chłodne piersi i łono otarły się o zimną skórę. Profesorowa tylko mruknęła coś niezadowolona mimo iż agentka wyczuwała, że i ona jest ciekawa co wyniknie z tej sytuacji.
Wampir krążył dłońmi po ciele Polki, jego palce wślizgneły się już między jej pośladki.
- Mmm jesteś bardzo ciepła, to bardzo przyjemne. - powiedział. - Możemy się pobawić w seks, mógłbym być mężczyzną lub kobietą, w zależności co wolisz? - zaproponował tak po prostu.
- Ja mogę być tylko kobietą. - Ela zaśmiała się. - A ty jesteś chłodny i… to też całkiem przyjemne. - Ostatnio wyszeptała drżąc odrobinę od dotyku wampira.
Mal uśmiechnął się, nie mówiąc nic, włożył dłoń pod pupę Polki, przycisnął do siebie i uniósł z lekkością do góry. Elżbieta zawisła w powietrzu siedząc na dłoni wampira, zupełnie jakby ważyła niewiele więcej niż pluszak a nie blisko dziewięćdziesiąt kilo.
Ela objęła wampira, owijając nogi wokół jego bioder.
- Jesteś bardzo silny. - Wyszeptała, przywierając całym ciałem do torsu Mala.
- Dla kogoś kto nie oddycha, prawa fizyki mają inne wiązania - wyjaśnił mężczyzna, jego chłodna dłoń ugniatała prawą pierś Polki, o wnętrze jej uda ocierało się zaś coś twardego, co nie mogło być żadnym z palców dłoni na której siedziała…
Profesorowa zaprotestowała, ale agentce udało się ją powstrzymać nim przejęła kontrolę nad ciałem. Trzymał ją wampir, coś co według całej jej wiedzy nie miało prawa istnieć.A jednak był tu, był chłodny, unosił ją na jednej dłoni i właśnie zamierzała. Ela naparła na przytrzymującą ją ręka by opaść nieco w dół i nabić się na ten nieznany twardy obiekt.
Mal tylko dopomógł jej w akcie nabicia się na jego idealnie “wyprofilowane” ciało. Jednak wampir perfidnie nie zamierzał wykonywać za dużo pracy sam, jedynie utrzymywał Elżbietę w powietrzu, całą “zabawę na drążku” kobieta musiała wykonać ruchami własnych mięśni. Mal drażnił się z Polką, kąsał jej ramiona, szyję, falujące piersi, wewnątrz jej ciała zaś, robił się coraz bardziej duży. Jednak w odróżnieniu od cybnetki w wampirze nie było nic żywego, nic co mogłoby się kiedykolwiek zmęczyć, czy ten akt kiedyś w ogóle się skończy?
Elżbieta w odróżnieniu od ludzi, mogłaby w każdym momencie nakazać swojemu ciału wygaszenie wszelkiego hormonalnego uniesienia, pytanie czy chciała lub potrafiła sobie odmówić przyjemności. Zamiast tego utrzymywała jednak stan uniesienia. Sama niezbyt pewna czemu. Może to ambicja by nie być gorszym od kochanka? Gdy tylko szczyt zbliżał się, wymuszała na swym ciele lekkie uspokojenie i pozwalała kochankowi pobudzić się znowu. Unosiła się i opadała, zaskoczona tym, że nie czuje zmęczenia. Toż jej nogi już dawno powinny odmówić posłuszeństwa! A jednak nadal obejmowały go, nadal były w stanie unieść jej ciało i nabić je po raz kolejny na twardą męskość i po raz kolejny.. kolejny...
Po kilkudziesięciu minutach powietrznego “rajdu” Mal, który nie wydawał się bardziej zmęczony niż posąg Dawida, stojący setkami lat w tej samej pozie na piedestale, przeszedł z Elżbietą w ręce przez jej kajutę i rzucił ją na łóżko. Tam wampir brał ją na dosłownie kilkadziesiąt sposobów godzinami… a może dniami?
Oczywiście sam z siebie nigdy nie musiał przestać
Nigdy…
Gdy kobieta sama, w cielesnym uniesieniu całowała, gryzła czy ssała ciało kochanka, wyczuwała lepką, podobną w smaku i konsystencji do karmelu substancję. Elżbieta nigdy jej naprawdę nie widziała, jednak w swoim umyśle wizualizowała ją sobie jako czarną polewę do ciasta.
“Karmel” natychmiast stał się ulubionym przysmakiem Polki, lepszym niż kawa, lepszym niż szarlotka.
Kilkanaście razy Elżbiecie wydawało się że straciła przytomność, a może po prostu jej umysł się wyłączał?
Nie powstrzymywała już kolejnych orgazmów, pozwalając by jej umysł zagubił się w przyjemności. Co smakowała? Z trudem, w chwilach przerwy na zmianę pozycji, zmuszała głowę do przeanalizowania tego co też smakuje na ciele wampira.
CCI był pewny, że Elżbieta niczego nie smakowała. Ale CCI również uważał, że Mal nie może ważyć więcej niż dziesięć kilogramów.
CCI mógł jednak bezsprzecznie obliczyć czas. Od momentu gdy Elżbieta zaczeła zabawiać się z wampirem minęło już 36 godzin. Polka też zaczęła łapać się na tym, że coraz nachalnej przywiera wargami do skóry Mala w nadziei na “karmel” Wampir był tego całkowicie świadomy i coraz bardziej jej tego zabraniał. Odrywał ją od siebie pociągając za włosy, lub przewracał na brzuch i przyciskał jej twarz do pościeli.
- Powiedz mi, co byś chciała? - śmiał się kobiecie w oczy.
Ela zagryzła wargę. Czy powinna się przyznawać do tego, że wampir miał coś czego pragnęła.. I że nie była to wypełniająca ją, niezmordowana męskość.
- Twoja skóra smakuje dziwnie.. Słodko. - Odezwała się cicho nie do końca odpowiadając na zadane pytanie.
- Naprawdę? - Mal drażnił się - to możesz ją possać, najlepiej tu… - wampir wysunął się z partnerki. Mężczyzna posadził kobietę na kolana, sam stanął naprzeciw, wyprostowany, spoliczkował ją…. choć nie ręką…
- Ssij więc.
Elżbieta walczyła z ciekawością. Czy to rzeczywiście będzie smakowało jak jego skóra? Kusiło by spróbować jednak nie lubiła gdy się jej rozkazywało. Chwyciła męskość wampira w dłoń i spojrzała na niego udając lekkie rozgniewanie.
- Jak już masz na coś takiego ochotę to wypada poprosić. - Jej palce zacisnęły się nieco na pochwyconym organie, ale starała się nie zrobić mu krzywdy.
- Ja nie proszę, ja proszę bardzo… - Wampir powiedział z uśmiechem gładząc kobietę po policzku, jednocześnie wypinając lędźwia do przodu i wybuchając… wybuchając czarnym, lepkim, słodkim “karmelem” na twarz Polki.
- proszę bardzo, częstuj się. - śmiał się Mal i był to chyba najpiękniejszy uśmiech jaki Elżbieta kiedykolwiek słyszała.
Ela oblizała usta jeszcze raz prosząc CCI o analizę. Toż widziała ten.. Płyn? Jakoś ciężko było jej uwierzyć była to sperma. Wytarła nieco z ust i w końcu nie wytrzymała i sięgnęła językiem do męskości wampira. Nadal trzymała go pewnie, ale teraz nie była pewna czy dlatego by nieco pohamować jego zapędy, czy też po to by nie zabrał od niej tego słodkiego nektaru.
Wedle informacji przekazywanych przez CCI, substancja była pasteryzowaną krwią, całkowicie martwą, w której nie było nic żywego, ani jednej komórki czy wirusa. W krwi nie było zupełnie nic, co mogłoby zaszkodzić cybnetce, która mogłaby nawet w razie konieczności karmić się padliną. Ela objęła ustami skierowaną w jej stronę męskość, na co profesorowa stanowczo zaprotestowała na chwilę zatrzymując ich ciało. Nie umiały tego robić! Nie robiły tego! Agentka wyciągnęła wspomnienia z czasów drugiej wojny i pokazała towarzyszce jak zdarzało się “im” pozyskiwać informacje. Gdy profesorowa przytłoczona wspomnieniami wycofała się, powróciła do przerwanej pieszczoty.
Mal “karmił” Elżbietę jakiś czas po czym delikatnie acz stanowczo odsunął się.
- Wystarczy, na jakiś czas… - uśmiechnął się. - odpoczełaś? złapałaś oddech? a może już ci wystarczy? wiesz, ja się nigdy nie męczę.
- Ja też się raczej nie męczę… nie w ten sposób. - Polka opadła na łóżko i uśmiechnęła się. - Ale chyba nie powinnam tak spędzać całej podróży. - Przeciągnęła się. - Bardzo odpoczęłam. Dziękuję.
Mal przekrzywił głowę.
- Cóż, mleko się już wylało, od jakiegoś czasu jesteśmy na miejscu.
Ela zamarła.
- Jak długo… - Przez chwilę wahała się o co dokładnie ma spytać. Przeczesała włosy oceniając ich długość jakby to była jakaś miara czasu. - ...chyba nie lecieliśmy długo?
Wampir wzruszył ramionami.
- Wstała z łóżka i podeszła do porzuconych na ziemi rzeczy.
CCI nie miał jak zweryfikować słów Mala, mógł jednak podać, że minęło sześć dni odkąd Elżbieta weszła na pokład statku.
- To zdradzisz chociaż ile jesteśmy na miejscu? - Polka wcisnęła się w obcisły kostium i podeszła do łazienki ogarnąć swoją twarz.
- Pamiętasz jak powiedziałaś “Aaaaaah! aaaaa”? wtedy się pojawiliśmy w materialnej rzeczywistości.
- Te kiedy brałeś mnie podrzucając? Od przodu na łóżku?.. Tyłu? To jak cię dosiadałam? - Ela wytarła twarz i wróciła do Mala prosząc CCI by zameldowała o jej dotarciu i wskazało jak ma dotrzeć do właściwej osoby. Zajęło to dobre kilkanaście sekund. Stacja na której się teraz znajdowali wydawała się zupełnie nowa i CCI musiał ściągnąć trochę informacji, była jednak na tyle mała, że Elżbieta mogła dosłownie załatwić wszystko na piechotę.
- Jakoś tak. - odpowiedział wampir.
- Nie jesteś nazbyt pomocny, wiesz? - Ela podeszła do Mala i pocałowała go. Powinna jeszcze zajść do technicznych i zapytać o tamten KO. - Będę musiała iść… szybko odlatujecie?
Mal zaśmiał się.
- Dobre pytanie…
- Mam nadzieję, że do zobaczenia. - Ela odsunęła się od wampira i ruszyła n aposzukiwanie technika,któremu przekazała znalezion KO.
 
Aiko jest offline  
Stary 21-02-2019, 16:02   #53
 
Amon's Avatar
 
Reputacja: 1 Amon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputację

319

Czy to w ogóle działo się naprawdę?
Pamiętała podróż kosmiczną szalupą. Wchodzenie w atmosferę. A póżniej…

***

- ożeszkurwajegomać! - młody, ciemnoskóry pilot, chłopiec niemalże wrzasnął, gdy skrzydło szalupy złamało się w połowie po uderzeniu… smoczym ogonem! Pilot robił co mógł by ustabilizować lot, czy raczej spadanie pojazdu, ale chyba nie był przygotowany na taką sytuację.
319 była.
Kobieta przyzwyczaiła się już do posiadania wiedzy na takie tematy jak prowadzenie pojazdów, obsługa broni. CCI było jak widać wyposażone w dane jak prowadzić szalupę z urwanym skrzydłem.

319 przejęła kontrolę nad pojazdem. Na ile można było go w ogóle jeszcze kontrolować. Z samym urwanym skrzydłem pewnie jeszcze by sobie poradziła, problem polegał na tym że “smok” - stworzenie przypominające gigantycznego pterozaura, nie skończył jeszcze z szalupą, oraz to, że gad nie był sam.
To było całe stado.

Potwory coraz uderzały w szalupę, powoli rozdzierając ją na części. Pilot zmarł po tym jak kabina została zdekompensowana. Sco985, planeta o którą za chwilę miał rozbić się pojazd miała silniejszą od Ziemi grawitację, to i siła oddziałująca na ciało była większa. Pilota wyrwało z siedzenia i rozerwało przynajmniej na pół zanim wypadł na zewnątrz. 319 porwało bluzkę, a jakiś element oderwanego poszycia uderzył w głowę z taką siłą, że przestała pamiętać co było potem.

***

Zmysły przywróciło kobiecie gorąco związane z przeckiem plazmy z reaktora. Palący się jak plastik metal otworzył 319 drogę ucieczki z pojazdu, dosłownie sekundy przed zderzeniem z powierzchnią
wody.

Fala uderzeniowa i towarzyszące jej tsunami poniosło wraz z masą wody ciało kobiety prawdopodobnie całe dziesiątki kilometrów. 319 nie mogła w żaden sposób tego oszacować, płyn wlał się do jej płuc i znów straciła przytomność.

***

Kobieta obudziła się na kamienistej równinie… na plaży, szerokiej na dobre pół kilometra, mniej więcej w połowie drogi między wzburzonym morzem a potarganymi koronami drzew. Wnioskując po położeniu słońca (czy raczej Sco981) musiało być już po południu. 319 była naga, poobdzierana i poobijana, całe ciało ją bolało a przy najmniejszym ruchu chciało jej się płakać. Jednak nic nie wydawało się złamane czy nawet zwichnięte

***

330

Elżbieta spotkała jednego z poznanych wcześniej techników w czasie schodzenia z okrętu. Jak się okazało, jego kolega “zostaje na statku” - mężczyzna nie był w stanie wytłumaczyć kobiecie czemu i najwyraźniej sam nie bardzo chciał wiedzieć. Polka zauważyła zresztą, że towarzyszy jej tylko kilka osób - całkiem sporo osób “zdecydowało się” zostać.
Elżbieta miała jednak teraz zagadkowy, antyczny KO. Mogła zapoznać się z jego zawartością w każdym momencie.
Ciekawe czy skończyli tak jak Mal. On podobno też poznał swoją matkę na takim balu. Ela obejrzała się jeszcze raz na statek z jakiegoś powodu czując, że już nigdy go nie zobaczy, tak jak i smakującego karmelem wampira.

Stacja rzeczywiście była nowa, jak bardzo nie można się było dowiedzieć, cały personel trafił tu niedawno.

Polka nie zauważyła żadnego milicjanta, żołnierza i raptem tylko kilku techników. To nie było tłoczne miejsce, mieszkało tu zaledwie kilkaset osób. Przeważali czarnoskórzy, choć było też całkiem sporo białych, wszystkich bardzo postawnych niezależnie od płci, Elżbieta miała wrażenie, że rozpoznaje w kilku obliczach gwiazdy kina lat dwudziestych i trzydziestych…
Biali nosili skromne ubrania, jakby chwaląc się swoimi pięknymi ciałami.
Ela spytała CI ile zajmie jej dotarcie do osoby, z którą miała się skontaktować i przysiadła na jakiejś ławce by zajrzeć do swojej zdobyczy.
Raptem kilkanaście minut spaceru miało doprowadzić Elżbietę do jej celu, mogła więc spokojnie zrobić “przerwę” i zaspokoić swoją ciekawość. KO należał do Jakuba 151628, technika medycznego, wysłanego karnie do serwisowania okrętu. Mężczyzna wyglądał… jak Mal. Ostatni wpis dawał do zrozumienia, że mężczyzna ma zamiar spotkać się z “wampirzą suczką” o imieniu Bru.
Więc… to był jego dawny pokój. Ela uznała, że może poświęcić chwilę na to by zapoznać się nieco z rzeczą, która prawdopodobnie należała do jej kochanka i zawartymi w niej informacjami. Po jakimś kwadransie wstała z ławki i ruszyła na spotkanie.
Jakub nie był grzecznym chłopcem. Uznano go winnym śmierci czterech kobiet. Sposób w jaki mężczyzna o tym wspominał wskazywał jednak, że był to jedynie wierzchołek góry lodowej. A może tylko przechwalał się? Zbrodnią?
Człowiek posiadał ogromną wiedzę z dziedziny medycyny i psychologii, toteż odnosił się z powątpiewaniem czy wręcz kpiną do tego co mówiła mu poznana wampirzyca.
“Uleczyć? nie można mnie uleczyć, nie jestem chory”
Ela zamknęła KO i odetchnęła. Spała z mordercą. Choć nie powinna! Świadomość profesorowej uderzyła ją niemal w twarz. Gdyby nie ich siła i wytrzymałość… pewnie też by je zabił. Mężczyzna smakujący karmelem… to była taka złotousta bestia. Tylko czemu pozwolono mu żyć? Czuła, że będzie musiała przeczytać więcej, ale teraz… podniosła się z ławki i ruszyła na spotkanie.

***

[media]http://i.pinimg.com/originals/27/e8/a9/27e8a9119b775d4178b55804a328bb73.jpg[/media]
W holu ekskluzywnej części stacji na Elżbietę czekała piękna brunetka w bardzo skąpym odzieniu.
- Bądź pozdrowiona siostro, proszę podążaj za mną.
- … dzień dobry. - Ela niepewnie rozejrzała się po pomieszczeniu, ale podążyła za atrakcyjną przewodniczką.
Brunetka poprowadziła Elżbietę do gabinetu, w którym na biurku leżała kolejna, młodziutka i bardzo zgrabna kobietka.
- Co za wymiary… - zza pleców doszedł cybnetkę nowy męski głos.
[MEDIA]http://www.tracking-board.com/wp-content/uploads/2015/10/Eddie_Murphy.jpg[/MEDIA]
Set’An klasnął w dłonie wyraźnie zadowolony z tego co widział (a patrzył prosto na Elżbnietę). Czarnoskóry ubrany w białą, przypominającą sutannę tunkę, świecił uśmiechem śnieżnych zębów.
- Idź się pobawić. - mężczyzna zwrócił się do dziewczyny na stoliku, piękność zrobiła znudzoną minę i z fochem opuściła pomieszczenie. Set’An skupił się znów na Polce.
Kobieciarz. Głos profesorowej wypełnił głowę Eli. Agentka upomniała ją, że niedawno spędziły “w łóżku” z wampirem kilka dób.
- Ela. - Przedstawiła się krótko delikatnie pochylając głowę w geście powitania. - Podobno zdradzi mi Pan szczegóły mojego zadania.
- Per Pan… - mężczyzna uśmiechnął się jeszcze bardziej - Oczywiście... Pani Elu. W tej części Domeny, Kai’Re posiada dwanaście Planet Depozytowych. Spośród nich dziewięć jest na przedsłonecznym poziomie cywilizacyjnym. To właśnie tam potencjalnie zbiegł dezerter. Na którą dokładnie, tego nie wiadomo, dane z satelitów obserwacyjnych trafiają do nas co kilkadziesiąt lat, czasami rzadziej. - Wokół Set’Ana i Polki pojawiły się holograficzne wizualizacje dziewięciu planet oraz zdjęcia satelitarne ukazujące największe skupiska ludzi.
Elżbieta mogła podsumować planety i ich mieszkańców następująco:

“Kamień Łupany” - nadzy lub ubrani w skóry ludzie polujący na wielkie zwierzęta.

“Kamień łupany z mitycznymi stworzeniami” - to samo co we wcześniejszej grupie, lecz dochodziły jeszcze stworzenia przypominające bardziej smoki niż dinozaury, “elfy” (zapewne jakaś forma urytów) i inne, typowo baśniowe istoty.

“Anryk/Średniowiecze”

“Antyk/Średniowiecze” z mitycznymi stworzeniami.

“Epoka wiktoriańska” (według córki generała, agentka gwiazd myślała raczej o steampunku)

“lata dwudzieste”

“lata dziewięćdziesiąte”

Ostatnie dwie planety, prezentowały rzeczywistość, która musiała być jakąś fazą przyszłości zarówno dla jednej jak i drugiej Elżbiety.
Nie była to przyszłość świetlana.

Pierwsza planeta wydawała się niemal w całości jałową pustynią, gdzie poza ufortyfikowanymi wokoło nielicznych źródeł wody miastami, szalały bandy zdegenerowanych technobarbarzyńców.

Ostatnią planetę spowijała ciemność toksycznych chmur. Chyba nigdy nie świeciło tam słońce. Nieliczne osiedla przypominały średniowieczne twierdze. Ludzie byli brzydcy, mutacje i choroby były powszechne
 
__________________
Our obstacles are severe, but they are known to us.
Amon jest offline  
Stary 14-03-2019, 11:32   #54
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
330

Eli zajęło dłuższą chwilę oswojenie się z tym nietypowym sposobem prezentacji. Wpatrywała się w krążące wokół niej planety z pomieszaniem zachwytu i przerażenia.
- Będę musiała… odwiedzić wszystkie. - Wyciągnęła dłoń by dotknąć jednej z kul obrazujących dystopijną wersję przyszłości. Kobieta mogła manipulować wizualizacją własnymi palcami, powiększać, obracać. - Skąd podejrzenie, że jest na jednej z nich?
- Tak jak wspomniałem, tych światów nie obserwujemy zbyt dokładnie, można się tam ukryć.
Ela pochwyciła kulę obiema dłońmi i manipulując ją szukała jakiejkolwiek ludzkiej osady, nie były to widoki optymistyczne.

- Ale wierzę, że takich planet są miliony, skąd wiadomo, że to jedna z tych dziewięciu? - mężczyzna pokiwał głową.
- Dezerter używał pojazdu o konwencjonalnym napędzie. Tylko na te planety jest w stanie dolecieć w ciągu kilkudziesięciu lat.
- I nie zlokalizowaliście tego pojazdu? - Ela obejrzała się na Set'Ana.
- Zlokazowaliśmy… te potencjalne cele są właśnie wynikiem analizy naszych danych. Zbieg wie jak się maskować.
Ela wypuściła planetę z rąk i przyjrzała się pozostałym.
- Na której wylądował? Pewnie od niej zacznę.
- Na jednej z tych… - Set’An wykonał gest ku wizualizacjom dziewięciu planet - i “wylądował” jest zbyt optymistyczne. Jego pojazd nie był przystosowany do wchodzenia w atmosferę, co dopiero lądowania. W najlepszym przypadku pozostała mu martwa skorupa, dająca schronienie przed deszczem. - mężczyzna parsknął. - Może gdyby na miejscu istniała jakaś infrastruktura, mógłby jeszcze jakąś technologię z wraku skanibalizować.
Czyli nie znaleźli wraku i nie zlokalizowali gdzie wylądował. Ela westchnęła ciężko. Dla niej określenie: “na jednej z planet”; nie było żadną lokalizacją.
- Jak wygląda ten dezerter? - zapytała, czarnoskóry wyświetlił holograficzny obraz mężczyzny w skali 1:1

[MEDIA]https://vignette.wikia.nocookie.net/marvelcinematicuniverse/images/d/dc/Stick_Profile.PNG[/MEDIA]

Banita był Polce równy wzrostem.
Ela obeszła mężczyznę dookoła.
- Jest taki jak ja? - Zerknęła na Set’Ana.- W sensie ma w sobie to… - mężczyzna cmoknął.
- Siły zbrojne nie dzielą szczegółowych informacji na temat swego uzbrojenia szerzej niż jakichkolwiek innych informacji. Trudno jest nam cywilom określić czym dana generacja cybnetów różni się od innej i na czym dokładnie owa różnica polega. Wybacz moją ignorancję moja droga Elżbieto, ale dla ludzi, wszyscy jesteście tacy sami. - mężczyzna rozłożył ręce - jednak z tego co się orientuję, konstrukcja samego endoszkieletu pozostaje w zasadzie niezmienna od tysiącleci, choćby jego proporcje.
Polka uśmiechnęła się.
- To ja przepraszam, najwyraźniej nie powinnam o to pytać. - Ela jeszcze raz obeszła dookoła postać dezertera. Wyglądał jakby dużo przeszedł… pewnie był doświadczonym żołnierzem. Przesuwała wzrokiem po odsłoniętych fragmentach ciała szukając cech szczególnych.
Hologram był interaktywny, gestem kobieta mogła pozbyć się widoku ubrania i zobaczyć mężczyznę całego. Cybnet miał wiele blizn. Na przedramieniu, podobnie jak u Elżbiety znajdował się tatuaż:
1404412230
Była ciekawa jakim wyposażeniem dysponował dezerter. Poprosiła CI o dane… choćby ostatnio używane imię.
Zbieg w czasie swojej służby dysponował w pełni funkcjonalnym, bojowym egzoszkieletem Juggernauty. Używając ludzkich kategorii, cybnet w takiej zbroi był po prostu bogiem. Nie ulegało jednak wątpliwości, że dezerter nie ma już swojego pancerza. Nawet Elżbieta mogła już doświadczyć tego, jak otaczająca ją technologia funkcjonowała: tracąc łaskę władzy, traciło się wszystko, cała holograficzna rzeczywistość wokół mogła się zmienić. Każdy dźwięk, zapach, wszak chipy były wszędzie. Każde urządzenie skomplikowane bardziej niż widelec mogło. zwyczajnie “nie działać” dla osoby wykluczonej, kogoś, kogo uprawnienia zostały ograniczone. Cała wirtualna sieć, z której CCI Elżbiety nieustannie zasysało informacje ku zaspokojeniu ciekawości kobiety, dla zbiega nie istniała. Mężczyzna polegać mógł więc jedynie na informacjach, które zgromadzone były w jego osobistych bankach danych, własnej pamięci i doświadczeniach. To wciąż mogła być wiedza noblisty i… oczywiście komandosa.
Dezerter używał zdrobnienia “30” co mogło świadczyć, iż jego ostatni oddział był raczej mały, wszak kombinacja zaledwie dwóch cyfr mogła się łatwo powtórzyć.
Ela odetchnęła i obejrzała się na Set’Ana.
- Chyba więcej się nie dowiem. - Uśmiechnęła się. - Czy ktoś mnie odtransportuje na planetę?
- Szalupa o konwencjonalnym napędzie jest gotowa w każdej chwili - wyjaśnił Set’An mając oczywiście na myśli statek o atomowym napędzie, poruszający się z fizyczną prędkością w realnej przestrzeni.
- Czy… mogłabym dostać jakiś ekwipunek? Zapasy? - Ela nie była pewna jak wyglądają tutaj procedury. Nawet nie do końca wiedziała kim jest w obecnym społeczeństwie.
- Na miejscu żyją ludzie, skonfiskuj wszystko co uznasz za stosowne. Nikt nie będzie w stanie stawić ci oporu, a jeśli stawi… - Set’An rozłożył ręce - działasz w końcu dla większego dobra.
- A… ha… - Ela przyglądała się mężczyźnie niepewnie. Czyli miała polecieć na obcą planetę goła i wesoła i zdobyć sobie ekwipunek, dzięki któremu znajdzie jakiegoś degenerata… jeśli w ogóle jest na tej planecie. - No tak.
 
Aiko jest offline  
Stary 07-04-2019, 17:49   #55
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
319

Czy to w ogóle działo się naprawdę?
Pamiętała podróż kosmiczną szalupą. Wchodzenie w atmosferę. A później…


***

- ożeszkurwajegomać! - młody, ciemnoskóry pilot, chłopiec niemalże wrzasnął, gdy skrzydło szalupy złamało się w połowie po uderzeniu… smoczym ogonem! Pilot robił co mógł by ustabilizować lot, czy raczej spadanie pojazdu, ale chyba nie był przygotowany na taką sytuację.
319 była.
Kobieta przyzwyczaiła się już do posiadania wiedzy na takie tematy jak prowadzenie pojazdów, obsługa broni. CCI było jak widać wyposażone w dane jak prowadzić szalupę z urwanym skrzydłem.

319 przejęła kontrolę nad pojazdem. Na ile można było go w ogóle jeszcze kontrolować. Z samym urwanym skrzydłem pewnie jeszcze by sobie poradziła, problem polegał na tym że “smok” - stworzenie przypominające gigantycznego pterozaura, nie skończył jeszcze z szalupą, oraz to, że gad nie był sam.
To było całe stado.

Potwory coraz uderzały w szalupę, powoli rozdzierając ją na części. Pilot zmarł po tym jak kabina została zdekompensowana. Sco985, planeta o którą za chwilę miał rozbić się pojazd miała silniejszą od Ziemi grawitację, to i siła oddziałująca na ciało była większa. Pilota wyrwało z siedzenia i rozerwało przynajmniej na pół zanim wypadł na zewnątrz. 319 porwało bluzkę, a jakiś element oderwanego poszycia uderzył w głowę z taką siłą, że przestała pamiętać co było potem.


***

Zmysły przywróciło kobiecie gorąco związane z przeciekiem plazmy z reaktora. Palący się jak plastik metal otworzył 319 drogę ucieczki z pojazdu, dosłownie sekundy przed zderzeniem z powierzchnią
wody.

Fala uderzeniowa i towarzyszące jej tsunami poniosło wraz z masą wody ciało kobiety prawdopodobnie całe dziesiątki kilometrów. 319 nie mogła w żaden sposób tego oszacować, płyn wlał się do jej płuc i znów straciła przytomność.

***

Kobieta obudziła się na kamienistej równinie… na plaży, szerokiej na dobre pół kilometra, mniej więcej w połowie drogi między wzburzonym morzem a potarganymi koronami drzew. Wnioskując po położeniu słońca (czy raczej Sco981) musiało być już po południu. 319 była naga, poobdzierana i poobijana, całe ciało ją bolało a przy najmniejszym ruchu chciało jej się płakać. Jednak nic nie wydawało się złamane czy nawet zwichnięte.

Czy ktoś mógł żyć na tej planecie? Czy nie wpakowała się czasem w gówno, z którego tym razem już naprawdę się nie wywinie? Nie było nawet sensu szukać odpowiedzi na te pytania.
Wedle informacji jakie uzyskała od Set’Ana, ze względu na wysoką grawitację, tutejsza populacja składa się z ludzi z odpowiednio dobranymi genami… Co w praktyce oznaczało duży udział genów neandertalskich.

Pierwszy odruch przeżycia - to znalezienie osłony.
Mimo bólu, który raz po raz zalewał jej umysł zaczęła się czołgać w kierunku zarośli. A kiedy ciało przywykło do tego cierpienia, kobieta zmusiła je, by się uniosło na klęczki. Omal nie zwymiotowała teraz, ale i tak parła naprzód. Uparta i zdeterminowana, by wreszcie stanąć na nogach.
Czołganie się po kamieniach nie było komfortowe, szczególnie z tyloma siniakami. Chodzenie było by lepsze gdyby nie rana na jednej ze stóp. Koniec końców jednak Olga dotarła do lasu. Sosny były ogromne, kilkudziesięciu krokach panował już półmrok, co jednak nie było problemem dla kobiety.
Obejrzała pospiesznie swoje rany. Na szczęście żadna z nich nie wymagała szycia. Niemniej przydałoby się trochę wody i parę bandaży... no i czegoś do okrycia. Olga poczuła przemożną potrzebę osłonięcia swojej nagości, choć przecież miała pilniejsze inne potrzeby. Jednak społeczny trend by się zakrywać, wyrażać poprzez ubranie był mocno zakorzeniony w jej świadomości. Rozejrzała się. Miejsce wydawało się upiornie ciche - jakby na coś czekało. Na jej śmierć? Całkiem możliwe. Powoli, starając się stąpać cicho i ostrożnie Olga ruszyła w głąb zarośli. Chciała znaleźć coś, co będzie mogło służyć jej za broń - nawet gruby konar był wszak lepszy niż własne dłonie. No i przydałoby się czymś zabezpieczyć stopy - grube liście? Nie wspominając o prowizorycznej chociaż osłonie od chłodu i.... No i najważniejszym - schronieniu na noc, która zdawała się nieuchronnie nadciągać.
Było dość zimno, coś czym kobieta nie musiała się przejmować tak długo jak nie była ranna i głodna. W lesie panowała cisza… ale nie aż taka, by czułe zmysły nie ostrzegły 319 przed zbliżającym się niebezpieczeństwem. Kobieta zrobiła unik i w miejsce gdzie przed momentem stała spadła ogromna kłęba futra, mięśni i kłów. Wielki czarny kot już szykował się do kolejnego ataku.
Wiedziona instynktem Olga zaczęła uciekać co sił w nogach, starając się jednak nie biec jedną trajektorią, by drapieżnik nie mógł przewidzieć jej ruchów. Korzystając z okazji, że udało jej się na moment odskoczyć, postanowiła wspiąć się na solidnie wyglądające, wysokie drzewo.
Goniąc co sił w nogach, kobieta była troszkę szybsza od kota. To nie był las jaki pamiętała, nie było tu przecinek, czy ścieżek. 319 taranowała wszystkie przeszkody jakie stawały jej na drodze. Wspinanie też szło jej nieco prędzej niż drapieżnikowi i to w zasadzie na samych rękach. Dłonie kobiety zaciskały się na pniu tak mocno, że palce wbijały się w korę niczym gwoździe. Problemów było jednak kilka: Kot był szybki i kilkukrotnie musnął już zębami stopy uciekinierki. Drzewo było wysokie lecz nie nieskończenie wysokie, a im bliżej wierzchołka tym pień i gałęzie robiły się coraz bardziej wiotkie i cienkie. 319 jednak się lżejsza nie robiła, podobnie jak jej pościg…

Ta ucieczka zdawała się nie mieć sensu, niosąc ze sobą tylko prawdopodobieństwo pojawienia się gorszego drapieżnika. Olga wciąż pamiętała potwora, który rozwalił jej statek.
“Walcząc z potworami, czasem sam musi stać się jednym z nich” - czy to był cytat z jakiegoś filmu? A może któryś filozof coś takiego powiedział? Olga nie mogła sobie przypomnieć. Zresztą... miała ważniejsze rzeczy na głowie, a właściwie na ogonie, bo kotołak deptał jej prawie po piętach.
Kobieta wskoczyła na kolejne drzewo, wspinając się po gałęziach. Potwór skoczył za nią z zamiarem złapania 319-tki w locie, gdy ta odbije się od gałęzi, by przeskoczyć na kolejną. Jakież było jego zdziwienie, gdy zamiast uciekać, Olga zaatakowała go, mierząc pięścią prosto między oczy, mózg zwierzęcia prysnął jej na twarz.

Zeskoczyła na ziemię prosto na truchło wielkiego kota, patrząc z niedowierzaniem to na swoją dłoń, to na zmiażdżoną czaszkę drapieżcy.
- No dobra... - powiedziała do siebie, wierzchem ręki ścierając większość posoki z twarzy - Tak możemy się bawić.
Znalazła kamień o ostro zakończonej krawędzi i zabrała się za oskórowywanie martwego zwierzęcia. Zamierzała zrobić sobie z jego futra jakieś okrycie, a i jeśli dobrze pójdzie - prowizoryczną sakwę.
Nawet jej nie zdziwiło, że jej ręce potrafiły to robić, do tego przy jej sile zajęło to naprawdę kilkanaście minut. Zaś liście i konary w pobliżu poruszały się… Tym razem jednak Olga przemogła w sobie chęć ucieczki. Podniosła się, patrząc w stronę, gdzie zauważyła ruch. W ręce wciąż trzymała ostry kamień. Czekała, tym razem w pełni gotowa do walki. Ta jednak nie nadchodziła. Cokolwiek ją obserwowało, czy był to samotnik czy stado, nie zamierzało najwyraźniej atakować otwarcie. Duży kot przecież też tego nie robił, mimo wielkich kłów i masy mięśni wciąż starał się podejść swoją niedoszłą ofiarę.
Była też możliwość, że coś czekało właśnie na kota… lub to co z niego zostanie. “Hien i sępów” pewnie tu nie brakowało.
Olga poczuła chęć, by wskoczyć w zarośla i samej napaść na obserwującego, ale zaraz zganiła się w myślach za zbyt pewne samopoczucie. Nie przestając patrzeć w tamto miejsce, zarzuciła na grzbiet skórę kotołaka. Ponieważ nie miała narzędzi, jedyne co była w stanie z nią zrobić, to dwa dłuższe krańce zawiązać wokół szyi, tworząc w ten sposób absurdalny wizerunek nudystki-superbohaterki.
Następnie Polka oderwała od ciała spory kawał mięsa - nieco większy od jej dłoni i... wycofała się w zarośla po przeciwnej stronie tak, by widzieć jeśli ktoś zjawi się nad trupem, a jednocześnie samej pozostać w ukryciu. Nawet nie zwróciła uwagi, gdy machinalnie uniosła surowy kawałek mięsa do ust i zaczęła przeżuwać. Widać jej żołądek jej nowego ciała był znacznie mniej wybredny niż ludzki.
Kubki smakowe kobiety wciąż potrafiły “docenić” surowiznę, która wcale nie zaczęła nagle pachnieć czy smakować lepiej… po prostu 319 nie musiała się z tego powodu krztusić czy gorzej czuć, przynajmniej fizycznie.

Po kilkunastu minutach czekania, zjawił się średniej wielkości kotowaty, innego niż wcześniej gatunku, który aż się kleił do oskórowanego “kuzyna”. Zanim jednak zwierzę zdążyło nacieszyć się zdobyczą, włócznia wbiła mu się w udo. Kot jęknął i kuśtykając uciekł, ciągnąc drzewce za sobą.
Olga zamarła. To było to, na co czekała. Wytężyła całą uwagę, żeby określić skąd nadleciała broń i z jaką siłą była rzucona. Oraz czy jej właściciel idzie odzyskać swoją własność.
Jak na człowieka, siła była znaczna, niemal sto newtonów. Jednak po neandertalskich mieszkańcach wyrosłych na planecie z silniejszą grawitacją trudno było spodziewać się czegoś innego. To jednak wciąż nie było zabijanie potwornych kotów samym “pacnięciem”.
Właściciel włóczni nie planował najwyraźniej szybko po nią wrócić. Zarośla z których broń wyfrunęła były ciche… jak makiem zasiał.
Czy to mogło znaczyć, że jednak ją dostrzegł i teraz to on przygotowywał zasadzkę? Olga pozostawała czujna i nieruchoma, wsłuchując się w najdrobniejsze nawet szelesty okolicy.
Im bardziej kobieta skupiała się na zaroślach, tym więcej podpowiadał jej słuch, do tego stopnia, iż ostatecznie usłyszała nawet bicie czterech większych i dwóch mniejszych serc. Z trudem opanowała w sobie odruch, by nie rzucić się do ucieczki. Wiedziała jednak, ze w ten sposób tylko zwróciłaby na siebie uwagę wszystkich tych “właścicieli” tętna. Zamiast tego skupiła się na próbie zlokalizowania najbliższego dudnienia serca. Wszyscy znajdowali się w krzakach, dwoje bliżej, dwoje “mniejszych” po środku i dwoje dalej. Olga wciąż czekała.
Czas mijał, piętnaście minut, pół godziny, nieznajomym nie brakowało cierpliwości. Kobieta czuła się coraz bardziej rozzłoszczona. Powoli zaczęła się wycofywać. Nie po to jednak, by odejść, lecz by zajść najbliższego właściciela “serca” z zaskoczenia. Chciała go przede wszystkim zobaczyć.
Gdy chciała, Olga potrafiła poruszać się w zasadzie bezszelestnie. To jednak w żaden sposób nie pomagało podejść kogoś, kto śledził każdy jej krok. Zarówno kobieta jak i jej cele, przemieszczali się jednocześnie… Choć cybnetka zdążyła dostrzec, wystające spomiędzy zarośli, (których w knieji nie brakowało) jedną czy dwie stopy oraz ramię - kończyny ewidentnie ludzkie.
Ten widok sprawił, że poczuła ulgę. Choć przecież nikt nie powiedział, że istoty ludzkie będą nastawione względem niej przyjaźnie. No i jeszcze jedno - jeśli tu żyli ludzie, uciekinier zapewne schronił się gdzieś pomiędzy nimi.
- Jestem taka jak wy - powiedziała Olga, kryjąc się w krzakach - Mój statek został rozbity. Moi ludzie nie żyją. Zostałam tylko ja.
Marna była szansa, że ją zrozumieją, ale może sama próba komunikacji zostanie potraktowana pozytywnie? I zechcą nawiązać kontakt? Albo ją zaatakować... powoli wszystko wydawało się ciekawsze niż ta zabawa w podchody.
Tym sposobem 319 zobaczyła wystającą z krzaków głowę wyjątkowo brudnego dziecka.

[MEDIA]https://images.indianexpress.com/2018/07/mowgli-759.jpg[/MEDIA]

która jednak szybko została schowana przez wielką dłoń dorosłego i pociągnięta dalej w cień zarośli.
- Wyłaźcie, albo i na was zaraz zapoluję! - warknęła gniewnie Polka, coraz bardziej irytując się sytuacją.
Po paru chwilach z zarośli wyszedł jeden mężczyzna.

[MEDIA]https://3.bp.blogspot.com/-TKLklTCFvlY/XEXtb0NAHmI/AAAAAAAAifQ/FHSe8x-ZWD8kFJ1zimYG_kn792YQfA1IgCLcBGAs/s1600/lokals01.jpg[/MEDIA]

Człowiek był o głowę niższy od kobiety, ale bardzo szeroki w ramionach. Ubrany był w zasadzie podobnie co ona sama, to jest w skórę jakiegoś zwierzęcia, z tym że w jego przypadku była ona lepiej oprawiona (ale tylko trochę lepiej).
Mężczyzna nie podszedł bliżej, jednak nie przerywał choćby na moment kontaktu wzrokowego z 319. Tubylec wykonał serię gestów i gardłowych dźwięków, po których przed oczami cybnetki wyświetliło się ich tłumaczenie:
- Masz dużo mięsa, chcesz je całe dla siebie?. - 319 natychmiast “wiedziała”, że jest w stanie porozumiewać się tym językiem słów i gestów.
- Oddam wam je całe, jeśli pozwolicie mi do siebie na jakiś czas dołączyć. Jestem sama. Moi towarzysze nie żyją. Jestem też silna. Nie stracicie na tym. - odparła w ich języku, nagle zdając sobie sprawę z tego, że pod prowizorycznym płaszczem z futra jest całkiem goła i... wygląda jak ekshibicjonistka z peleryną. Super-ekshibicjonistka? Prawie zachichotała na głos na tę myśl.
Tubylec pokiwał głową.
- Jestem Kirrok - kiedy to mówił z zarośli wyszło trzech innych mężczyzn i dwoje dzieciaków. - To moi bracia Geiko, Iszbo. Atouk, Ajla. - ostatnie imię należało do chłopca którego wcześniej udało się dostrzec 319.
- I moja siostra, Nupondi - ostatnią postacią okazała się kobieta.

[MEDIA]https://3.bp.blogspot.com/-jIoSq6kmdhU/XFBG8mcYMAI/AAAAAAAAifw/XwpOvo24TIw3ppt5fj8BGgPOOTjkdCH5QCLcBGAs/s1600/5611d9039dd7cc22008bf327-750-375.jpg[/MEDIA]

Miejscowi spoglądali na 319, nie gorszyła ich nagość, sami niewiele na sobie mieli, byli po prostu bardzo ciekawi.
Kobieta zastanawiała się ile może im powiedzieć i ile zrozumieją. No i czy jest w stanie dzięki nim trafić na ślad zbiega.
- To mięso jest wasze. Jeśli mi pomożecie, jutro też coś wam upoluję. Jestem Olga. - przedstawiła się ich wzorem - Przybywam z nieba. Mój... podniebny rumak został zabity. Mój towarzysz również. Zostałam tylko ja. Szukam mężczyzny, który tak jak ja przybył z nieba. Jakiś czas temu. To mój brat.

Ostatnie zdanie dodała, licząc na to że podkreślenie więzi rodzinnej pomoże jej zyskać przychylność tuziemców.
Kirrok nie wydawał się jakoś specjalnie zdziwiony czy przejęty. Bynajmniej nie dlatego, że nie traktował swojej rozmówczyni poważnie. Przeciwnie, wytłumaczenie 319, “podniebny rumak” wszystko wydawało się mu raczej “logiczne”.
- Olga? - tubylcy kolejno powtórzyli nowe słowo.
- Nigdy nie słyszeliśmy o tobie, Olgo - powiedział Kirrok - jednak znamy historię o bogach z nieba, choć sami nigdy żadnego nie widzieliśmy. Wszystko co wiemy powiedzieli nam starsi, jeśli pójdziesz z nami to możesz spotkać jedną z nich, to ona opowiedziała mi o bogach kiedy byłem jeszcze małym chłopcem.
To trochę rozczarowywało, ale przynajmniej kobieta miała jakiś trop. I punkt zahaczenia do dalszej wędrówki.
- Chętnie ją poznam - powiedziała, nieobecnym wzrokiem rozglądając się wokoło.
Kirrok kiwnął głową. Po chwili jego towarzysze podnieśli “zdobycz” Olgi i cała grupa ruszyła dalej. Tubylcy poruszali się w ciszy, 319 nie miała problemu z czynieniem podobnie. Różnica polegała tylko na tym, że Polka poruszała się zupełnie bezszelestnie. CCI wyliczył już odpowiedni balans ciała dla grawitacji planety i nogi dosłownie same niosły kobietę. Dla tubylców, łatwość z jaką ich nowa towarzyszka poruszała się, można było wytłumaczyć jedynie nadprzyrodzoną, boską mocą.
Las był pełen niebezpieczeństw… przynajmniej dla ludzi. Czuły wzrok 319 wypatrzył kilka ogromnych stworzeń, przypominających prehistoryczne gady. Kirrok i jego towarzysze byli jednak świadomi obecności potworów i ludzie przezornie poruszali się jak najdalej od drapieżników.


 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 15-05-2019, 16:44   #56
 
Amon's Avatar
 
Reputacja: 1 Amon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputację

319
Myśliwi nie zamierzali zostać w lesie na noc, kilkugodzinna podróż doprowadziła ich do skał pośród których znajdowały się mniejsze i większe jaskinie. Właśnie do jednej z tych ostatnich Kirrok zaprowadził swoich ludzi oraz Olgę.

Łowcy rozpalili ogień, pokroili mięso i część przeznaczyli na wieczerzę. Oczywiście Olga miała jeść pierwsza.

Ludzie spali na raty, po kilka godzin a skoro świt grupa ruszyła w dalszą podróż.

Po kolejnych kilku godzinach podróży, kiedy przebijające się między konarami ogromnych drzew słońce stało już w zenicie, nos Olgi zwęszył zapach dymu. Nie minęło dużo czasu gdy 319 wypatrzyła inną grupę ludzi. A potem kolejną i kolejną. Wszyscy wyglądali podobnie do Kirroka i jego krewnych, prawdopodobnie też należeli do jego dalszej rodziny. Wszyscy oczywiście zwracali uwagę na Olgę, która nie tylko miała jaśniejszą skórę (choć i tubylcy byli biali) ale i posiadała jasne włosy oraz niebieskie oczy. Do tego wszystkiego była od nich wyższa i posiadała mniej włosów niż którykolwiek czy którakolwiek z nich.

Ludzie zajmowali ogromną pieczarę przy rozlewisku rzeki. W jej wnętrzu znajdowały się drewniane szałasy, poprzytwierdzane do naturalnych ścian jaskini. Mogło tu żyć setka ludzi, może i dwie. Próż tubylców, grotę zamieszkiwały psy, kozy, koty, kury oraz kilka innych bardziej lub mniej udomowionych gatunków. Oraz oczywiście szczury.


- Kirrok - zawołał jeden z mężczyzn - co to za kobieta? skąd ona jest? nie widziałem takiego plemienia?
- Ani ja - odezwało się kolejno wiele głosów. Olga nagle została otoczona przez kilkunastu ludzi, głównie mężczyzn. Nikt nie był agresywny, czy nawet specjalnie nachalny. Ludzie byli po prostu ciekawi. Ktoś dotknął jej włosów, ktoś inny ją wąchał, znalazł się nawet jeden odważny który zajrzał jej pod kocie futro…

- Proszę, nie... - szepnęła w nagłym zrywie wstydliwości, delikatnie, acz zdecydowanie odgradzając się od ciekawskich dłoni.
- Jestem Olga. Pochodzę z niebios. Przynoszę wam w darze mięso tego zwierzęcia. Jeśli zgodzicie się mnie ugościć, zapewniam, że nie będziecie musieli głodować.
Podobną kwestie mówiła jedna aktoreczka, której Olga była managerką. Teraz ten tekst po drobnej modyfikacji wydawał się idealny do sytuacji. No i faktycznie mogła pomóc tym ludziom, o ile oni pomogą jej.
- Odsuńcie się! wszyscy! - gardłowy, nieprzyjemny głos doleciał z głębi jaskini. Po chwili z tego samego kierunku wynurzyła się przykurczona, kuśtykająca postać starej kobiety.
[MEDIA]http://i1.wp.com/www.freaklore.com/wp-content/uploads/2018/03/old-hag.jpg[/MEDIA]
Tubylcy kolejno schodzili babie z drogi.
- Nie rozumiecie - starucha mówiła podchodząc coraz bliżej Olgi, sprawiając jednocześnie iż wszyscy wcześniej zainteresowani Polką mężczyźni cofnęli się na znaczną odległość.
- Witaj Olgo - kobieta nie podnosiła za wysoko wzroku, sprawiało to wrażenie iż czuje jakąś trwogę, choć mogło to też być spowodowane jakąś starczą dolegliwością których zapewne jej nie brakowało - Jestem Wiwiszecha, Starsza plemienia. Poznałam wasz boski ród i wiem co możecie, wiem wystarczająco. Nikt ci tu źle nie życzy boginko i jeśli chcesz tu pozostać, zostaniesz. Powiedz mi tylko i nie bądź zła, czy pozwolisz nam odejść jeśli to my zechcemy odejść?
- Powiedz mi... nie bądź zła... czy ty mi rozkazujesz, kobieto? - odezwała się z nagłą wyższością Polka. To był ton Olgi-agentki, która nie kochała chyba niczego tak, jak wygrywania w wyścigach szczurów, poczucia, że ma władzę i może brylować. Zaraz jednak została zduszona przez drugą Olgę, tę, która nigdy nie straciła wiary w ludzi.
- Nie! oczywiście, że nie, pytam tylko, nie bądź zła boginko. - Wiwiszecha potrafiła mielić językiem wcale elokwentnie, widać było, że przynajmniej ten mięsień w jej ciele jeszcze daje radę.
- Nie przybyłam tu dla was. Szukam mężczyzny z mego rodu. Opowiedz mi wszystko, co o nas wiesz i... czy ty lub ktoś z twoich przodków spotkał kogoś mi podobnego. O więcej nie proszę. - wyjaśniła Olga.
- Mhm… - zgodziła się Baba, wyglądało na to, że cała spowiedź Wiwiszechy wydarzy się u podnóża groty, nikt nie zbliżał się już do Olgi i jej rozmówczyni.
- Już jako dziecko wiedziałam z opowieści innej Starszej, której imienia już nawet ja nie pamiętam, że gwiazdy które świecą na niebie nocą, są każda jedna jako słońce, gdzieś dla innych plemion, żyjących bardzo, bardzo daleko. A tędy są nie jak słońce duże, tylko małe, bo właśnie tak bardzo są daleko. Tak daleko, że nawet jakby człowiek mógł latać jak ptak, czy nawet smok, to nawet jakby leciał bez przerwy całe życie, nawet jakby żył długo jak smok, to by nie doleciał. Tak jest daleko.
No ale skoro tak, to jak to jest, że tam są plemiona ludzi i skąd w ogóle to wiadomo? - tak pytałam razem z innymi dziećmi i tak i teraz dzieci pytają.
Bo to bogowie, duzi, silni ludzie z oczami w kolorze nieba, którzy przywieźli plemiona do tych wszystkich gwiazd.


Bogowie są nie tylko silniejsi od wszystkich zwierząt i ludzi razem wziętych ale i mądrzejsi. Tak jak lis umie kopać norę, a człowiek łupać kamień, palić, ogień, zrobić łuk i strzały, budować schronienie, tak bogowie umieją jeszcze więcej. Tyle znają słów, że umieją nawet mówić do żywiołów i te ich słuchają, potrafią przekonać wiatr, żeby wiał im pod stopy tak mocno, że aż uniosą się do góry, jakby latali a nie mają skrzydeł. Innym razem, zrobią skrzydła z błyszczących kamieni, z których niektóre plemiona robią noże i każą powietrzu nieść je do góry, chociaż one są ciężkie jak to kamienie. Bogowie żyją w jaskiniach tak jak i ludzie, ale ich jaskinie, całe góry w których są potrafią latać, jak wielkie smoki. To w tych górach Bogowie przylecieli do każdego słońca i zostawili tam ludzi. Tak jak kukułka. A plemiona niech rosną aż będą takie wielkie i silne i mądre jak sami bogowie.
To wiedziałam już jako dziecko a potem bóg przyszedł do naszego plemienia. Tak jak w opowieści, był duży… tak jak ty Olgo i miał oczy w kolorze nieba, tak jak ty. Łamał kamienie w rękach i czaszki też, taki był silny. I mądry… kiedy mówił… tak potrafił kogoś przekonać, że ten jeden sam swoje życie kończył. Zabrał wielu ludzi ze sobą, tych których nie zabił, pokazał im dużo wiedzy, oni poszli za nim. Moja matka uciekła, ukryła się, tylko kilku się udało. - Wiwiszecha zerknęła na ludzi w oddali - I tak tylko moja matka, jej siostra i kuzyn zostali z plemienia i ich dzieci. A za czasów mojej wnuczki spotkaliśmy inne plemię i teraz jesteśmy jedno.
Wiem, że choć tacy jesteście silni i mądrzy to też myślicie jak ludzie i wszystko zrobicie, co chcecie, bo wszystko możecie i nikt wam nie zabroni.
“To niesprawiedliwe” - powiedziała w myślach Olga - powstaniec. Czuła na krzywdę słabszych i szczerze oddana sprawie, która nie miała zbyt wiele szans na wygraną wzruszyła się opowieścia starowinki. I nawet ten drugi, sarkastyczny i bardziej kalkulujący głos w głowie nie był w stanie przebić siły jej uczuć.
- Gdyby to była prawdziwa mądrość, nie byłoby w tym niczyjej krzywdy. Skoro wciąż ktoś zostaje skrzywdzony, to ten, który skrzywdził wciąż nie jest dość mądry, by znaleźć właściwe rozwiązanie. Chciałabym wiedzieć jak najwięcej o tym bogu, chcę wszak go odnaleźć. W zamian... pomogę wam siłą moich mięśni w czymkolwiek zechcecie. Dopóki będę tu z wami, jesteście pod moją ochroną.
Wiwiszecha odchrząknęła.
- Poszli na wschód, przez wielki las, tam gdzie nigdy nigdy nie chodzą plemiona ludzi, gdzie zwierzęta są zbyt groźne, gdzie gniazdują smoki. Bóg powiedział, że z nim będą bezpieczni, że obroni ich przed lasem.
Olga skinęła głową.
- Zostanę z wami jeszcze jedną noc, jeśli nie macie nic przeciwko. Następnego dnia z rana jeden z was wskaże mi drogę, którą tamci podążali. Nie musi iść ze mną do końca, wystarczy tak daleko, jakbyście wypuszczali się na łowy. Chciałabym też prosić o jakieś odzienie i broń. W zamian... przez cały dzień będę pracować dla was. Mogę polować, mogę... robić, co tylko byście chcieli, wchodzić tam, gdzie wy nie mogliście…
- Mhm - zgodziła się chrząknięciem starucha - chodź tędy do środka Olgo, siądź przy ogniu.



Nawet po monologu Wiwiszechy, miejscowi nie byli jakoś wystraszeni, wciąż pozostawali przede wszystkim ciekawi. Z drugiej strony ludzie z którymi tu przyszła nie trwożyli się też przed drapieżnikami jakie spotkali po drodze, po prostu je omijali. Czy tak widzieli Olgę? jak część natury, żywioł na który nie mają wpływu. Cieszyć się słońcem kiedy świeci i płakać gdy pali.

W jaskini paliło się wiele ognisk, Olga usiadła przy tym gdzie zauważyła znajomą twarz to jest Kirroka. Razem było tam kilkanaście osób, mężczyzn, kobiet nie licząc dzieciaków. Wymienienie skóry wielkiego kota jaką okrywała się Polka nie stanowiło żadnego problemu. Na zdrowy rozsądek taki okaz musiał mieć u miejscowych wzięcie więc Olga mogła w zasadzie wybierać co chce pokazując na elementy garderoby tubylców. Oni i one zdejmowali z siebie te przedmioty i podawali Oldze. Ostatecznie ona też będzie musiała się rozebrać.

Kobieta przyglądała się krytycznie oferowanym częściom odzieży. Ponieważ nie dokuczał jej tak bardzo chłód, zdecydowała się zrezygnować ze skórzanych spodni, które w każdym przypadku wydawały jej się sztywne i przeszkadzające w bieganiu czy skakaniu. Zdecydowała się a skórzaną przepaskę, wysokie, ocieplane futrem, skórzane buty oraz futrzaną kurtkę z kapturem, która sięgała kobiecie do połowy uda.
[MEDIA]http://collections.musee-mccord.qc.ca/ObjView/5553.jpg[/MEDIA]
Ponieważ wszyscy ubierali się i rozbierali bez względu na płeć i wiek, Olga postanowiła przemóc się i nie robić cyrku z poproszeniem o nieco przestrzeni intymnej na przebranie. Po prostu w trakcie ubierania nagle bardzo zainteresowała ją pobliska ściana jaskini i to do niej Polka obróciła się przodem.
Wielka biała kobieta mimo wszystko była pewnym wydarzeniem w życiu tubylców więc nie obyło się bez kilku komentarzy, które wydawały się pochlebne.
- Ale duża…
- Ale biała…
- Nogi duże, silne, dobre…
Jednak biorąc pod uwagę jak dużo było tu ludzi, można powiedzieć, że jej mały pokaz przeszedł “prawie” bez echa. No i co najważniejsze, pomni słów Wiwiszechy miejscowi, nie starali się już Olgi dotykać.

Kobieta starała się te uwagi znosić obojętnie. Kiedy przebrała się, popatrzyła na starą.

- No dobra, w czym mogę wam pomóc? - Zapytała cybnetka. To pytanie zawisło przez jakiś czas w powietrzu, nim ktoś wreszcie nie wpadł na pomysł:
- Głazy na ścieżce, starzy mówią, że kiedyś ich nie było, i każdy, nawet dzieci i starcy mogli tamtędy przechodzić.
- Hmm… A no racja.
W czasie tej wymiany CCI podsunął Oldze z pamięci obraz owego przejścia.
[MEDIA]http://www.ihikesandiego.com/wp-content/uploads/2016/01/rock-blocking-the-way.jpg[/MEDIA]

Kobieta już miała odmówić, lecz przypominając sobie swoje ostatnie wyczyny, stwierdziła tylko:
- Dobra, spróbuję.


***

Polka mogła spać na jawie wiedząc, że CCI wybudzi ją gdy tylko będzie to konieczne. To stało się dopiero o wschodzie słońca.

Na zewnątrz jaskini większość plemienia znajdowała się niedaleko głazu, którego przeniesiania Olga podjeła się zeszłego wieczora. Zapewne każdy chciał zobaczyć jak cybnetka próbuje niemożliwego.
Niemożliwego dla ludzi przynajmniej.

Stojąc naprzeciw górującego nad sobą głazu, Olga mogła go dobrze ocenić.
CCI dawał optymistyczne prognozy: O ile próba podniesienia mogła być nieco ryzykowna, można było spróbować go na przykład trochę rozbić. Choćby pięściami…
Polka walnęła więc głaz ściśniętą dłonią, wkładając w to umiarkowaną siłę. Zapiekło, a głaz wciąż pozostawał w przejściu, jednak w miejscu uderzenia powstało wyraźne odkształcenie z pajęczyna odchodzących od niego pęknięć.

- No dobra... - mruknęła do siebie Olga i odsunęła się nieco - spróbujmy inaczej.

To rzekłszy wymierzyła w skałę potężny kopniak z półobrotu.
To bolało, nawet bardzo, jednak spod stopy cybnetki posypał się gruz. Kolejne uderzenie, kolejny siniak, kolejne stłuczenie, kolejne kamienie posypały się spod kończyn kobiety, kolejne pęknięcia pokryły wielki głaz. To mogło trochę potrwać, jednak mogło skończyć się tylko w jeden sposób.
Przyglądający się z dystansu tubylcy milczeli zafascynowani i zatrwożeni siłą Polki.

Krzywiąc się z bólu, Olga kontynuowała swoje dzieło zmieniając tylko część ciała, którą uderzała - prawa noga, lewa noga, prawa ręka, lewa ręka... Tylko nie zaryzykowała “główki”. Zresztą nie trzeba było, wreszcie skała uległa sile kobiety.

Ta uśmiechnęła się lekko, uruchamiając w głowie jakiś program uśmierzania bólu.

- Coś jeszcze?
Tubylcy patrzyli na nią zamurowani.
- Eeee… Nie. - Kirrok podrapał się po głowie.


***

330

Lot na M0376, bo taką dezygnację miała planeta, trwał kilkadziesiąt godzin. Pilotem była młodo wyglądająca azjatka. Elżbieta już dawno mogła przywyknąć do tego iż we współczesności panowało całkowite równouprawnienie płci i nie istniało stanowisko którego nie mogłaby się podjąć dama.
Jednak, “Dwór Set’Ana” brał cały “parytet” w zupełnie przeciwną stronę. Fizyczna atrakcyjność była chyba jednym z niezbędnych kryteriów jakie trzeba było tu spełniać by w ogóle móc robić cokolwiek, do tego nawet bez kalkulacji CCI, więc doprawdy “gołym okiem” 330 widziała, że więcej jest tu kobiet.
Ładnych kobiet.
Pilotka, wyglądała na ledwo pełnoletnią (w dwudziestowiecznym pojęciu). Oczywiście mogła mieć i osiemdziesiąt lat.

Warunki bytowe na M0376 były naprawdę zatrważające. Kilkaset lat temu, ludzka kultura osiągnęła tu wysoki, przedsłoneczny poziom technologiczny, okiełznano energię jądrową a politycy przygotowywali się do stworzenia rządu światowego. Administracja Domeny zacierała ręce i ponoć była już zaplanowana oficjalna wizyta jej przedstawicieli. Mieszkańcy M0376, mieli dowiedzieć się, że nie są sami i ludzka cywilizacja wypełnia cały widziany przez nich wszechświat.
Niestety sprawy potoczyły się inaczej. Tubylcy nie mogąc się dogadać rozpoczęli wojnę, która skończyła się atomową zagładą.

Wciąż, według administracji Domeny, M0376 miała potencjał…

- Burza piaskowa - Pilotka wypowiedziała na głos to co Elżbieta poprzez swój CCI widziała już od kilku sekund - nie będziemy w stanie tu wylądować.
Polka przytaknęła ruchem głowy niezbyt miała co mówić. Cała ta misja zanosiła się na wielką porażkę.

Do powierzchni było kilkaset metrów. Elżbieta znała wszelkie procedury lądowania. Sama może i potrafiłaby posadzić tu szalupę, ale wątpiła by maszyna była w stanie jeszcze kiedyś wzbić się w powietrze.
Jedynym co można było zrobić było wyskoczyć.
Tak też zrobiła.

***

330 wbiła pionowo w drobny żwir. Nie można było tu oddychać, ale nie będzie musiała tego robić przez kolejne kilkanaście minut. Mogła być dosłownie kilka centymetrów pod powierzchnią.
Lub kilka metrów
Lub głębiej…
Wiedziała, że gwałtowne ruchy raczej jej nie pomogą. Poprosiła CCI o instruktaż jak może się wydostać z takiej pułapki, a sama zaczęła szukać stopami podparcia dla nich, by móc zacząć wspinać się ku górze.
CCI przede wszystkim potwierdził, ułożenie kobiety względem powierzchni - wyjście bezsprzecznie znajdowało się nad głową Polki. Chip zaproponował też sekwencje ruchów które miały pomóc w wydobyciu się ze żwiru przed upływem tlenu…
Powoli acz miarowo, Elżbieta zaczeła grzebać się ku górze a im wyżej była, tym więcej dźwięków do niej docierało, okrzyki, gwizdy, ryk silników i huki. Było to niepokojące, ale Polka wiedziała, że pozostanie pod ziemią może skończyć się dla niej dużo gorzej. Powoli przemieszając się ku upragnionemu powietrzu sprawdziłą, czy w razie czego jest w stanie… zahibernować swoje ciało? Obawiała się, że gdy tylko wysunie głowę ponad powierzchnię, może w nią zarobić ewentualną kulkę.
Owszem mogła, CCI nie pozostawiał wątpliwości, Elżbieta mogła świadomie wprowadzić się w stan suspensji dzięki czemu tlenu wystarczyłoby na kilka miesięcy. Po kilku miesiącach wciąż byłaby w stanie wybudzić się sama pod warunkiem, że miałaby czym oddychać. Byłaby słaba, ale przytomna. Pod warunkiem że nic nie uszkodziło by jej ciała, mogłaby pozostać w suspensji przez kilka lat nawet na otwartej przestrzeni, ale wtedy ktoś musiałby pomóc jej z wybudzeniem się.
W sprzyjających, ambulatoryjnych warunkach, suspensja mogłaby trwać w zasadzie wiecznie. Niestety najpierw…. Musiała sobie zapewnić dostęp do tlenu, a tego jej wyjątkowo brakowało. Powoli zbliżała się ku powierzchni, starając się wyczuć odpowiedni moment na wychylenie głowy.
Taki nigdy nie nadszedł, gdyż wiele rąk wygrzebało jej własne ramiona i zaczeło szarpać ją do góry. Ela spięła się, ale jeszcze nie atakowała. Nie wiedziała z kim na do czynienia i czego może się po nim spodziewać.
Gdy dłonionie wyrwały ją wreszcie ze żwiru i do jej płuc dostało się powietrze… choć na pewno nie świeże ( i według CCI dość toksyczne) powietrze dostało się do jej płuc kobieta ujrzała z kim ma doczynienia.
[MEDIA]http://i.pinimg.com/564x/f3/58/7f/f3587fe244c6767e6e612402bc5561df.jpg[/MEDIA]
Mężczyzna (jeśli to był mężczyzna) i reszta ludzi (jeśli to byli ludzie) niemal natychmiast starał się zedrzeć z Elżbiety jej uniform lub, jeśli to nie będzie możliwe, to przynajmniej jego rękaw. Wyglądało na to, iż to czy przy okazji zabierze ze sobą znajdującą się wewnątrz rękę kobiety czy nie, nie miało znaczenia.
Polka zamachnęła się, wyprowadzając cios z całej siły. Nie planowała się tu rozbierać, a na pewno nie przed tą zgrają.
Zamaskowany złożył się w pół jak książka a jego maska niemal wybuchła wypchnięta potokiem gęstej krwi wylewającej się z jego ust. Smierdziało tak, że równie dobrze mogła to być odwrotna część jego ciała…
Łapska przestały Elżbietę “macać”, zamiast tego kobieta usłyszała straszny huk i niemal ból w prawym uchu, pieczenie na prawym policzku i coś w prawym oku. Gdy w nim pogrzebała, wyjęła spod powieki mały kawałek… ołowiu?
Ktoś właśnie strzelił jej ze śrutówki w twarz.
Była w szoku, że to przeżyła… czy jej ciało się zregeneruje? Pochwyciła ciało zamaskowanego mężczyzny by osłonić się nim przed kolejnym atakiem i zyskać chwilę na rozeznanie się w sytuacji.
Nie była jakoś specjalnie ranna, przy jej metabolizmie po porządnym posiłku powinna mieć siniaka na policzku (pytanie czym tu karmią…) Polka zasłoniła się w porę gdyż kilku miejscowych wzięło ją właśnie w ogień krzyżowy i to większym jeszcze kalibrem. Kobieta obserwowała jak jej nie-żywa tarcza powoli rozpada się pod ostrzałem. Jedno było pewne: ten facet się nie zregeneruje.
Polka rozejrzała się za jakimś przejściem by wydostać się spod ostrzału i gdy tylko takowe wypatrzyła ruszyła jak najszybciej w jego kierunku, pozostawiając za sobą swoją tarczę.
Dostała kilka razy w plecy, nic specjalnego, może tylko przedziurawiło jej ubranie. Huki broni szybko ustały, a odgłosy za jej plecami świadczyły, że napastnicy sami zdecydowali się na odwrót. Elżbieta znajdowała się na otwartej przestrzeni, choć kiedyś to chyba był las?
[MEDIA]http://i.ytimg.com/vi/P-PyqYtbCNA/maxresdefault.jpg[/MEDIA]
Polka przysiadła pod jednym z konarów, pozwalając by CI zdał jej relację z odniesionych szkód. Sama spróbowała zorientować się w terenie starając się odnieść do miejsca, w którym miano ją zrzucić i widoku planety, który widziała u So'Ana. Musiała znaleźć jakąś osadę i zdobyć odpowiedni strój… i broń.
Elżbieta nie była ranna, co najwyżej poobcierana i poobijana. Tubylcy nie starali się za nią podążać, padło jeszcze kilka strzałów po czym miejscowi uciekli. Po paru minutach Polka usłyszała ryk silników i chwilę później zobaczyła tumany kurzu wzbijające się za oddalającymi się pojazdami, którym najbliżej było do motocykli.
Elżbieta sama nie wiedziała czy to jej własna dedukcja czy też CCI, ale przecież osobnik, którego użyła jako tarczy też mógł mieć motor.
A jemu się już nie przyda…
Elżbieta przesunęła dłonią po znajdującej się na szyi opasce i wydała komendę by strój dostosował się do tutejszych realiów. Jak zwykle to co otrzymała nie do końca była tym czego się spodziewała i co udało się jej dojrzeć na ciałach napastników, ale nie miała czasu i chęci na zabawę z tym urządzeniem. Najwyżej potem coś upoluje.
[MEDIA]http://i.pinimg.com/564x/74/fd/72/74fd72b90229ffbac2594c71de99cdbc.jpg[/MEDIA]
Poprawiła szmaty, które obecnie były jej strojem, tak by nie przeszkadzały jej w marszu i ruszyła na poszukiwanie motocyklu, który jak miała nadzieję, pozostawiła gdzieś jej tarcza. Idąc starała się w CI zakodować w którym kierunku odjechali tamci.
Jeden rzut oka na maszynę pozwolił CCI wydać wyrok.
Działa…
[MEDIA]http://m.roadkillcustoms.com/wp-content/uploads/2017/09/traqctorcycle-feature-1030x438-1.jpg[/MEDIA]
Elżbieta dzięki swojej wiedzy mogła co prawda sprawić by “motor” działał nawet lepiej, ale w tym momencie nie było to konieczne by ruszyć w drogę.
Trasa była klarowna, Polka musiała jedynie podążać za chmurą kurzu. Polka usadowiła się na maszynie. Gdyby nie CCI byłaby niemal pewna, że to po prostu jakaś sterta złomu. Dobrze, że siodełko jednoznacznie wskazywało gdzie powinna usiąść. Zgodnie z instrukcjami odpaliła maszynę i ruszyła za grupą, która zapewniła jej na powitanie nieco rozrywki. Jeśli dezerter gdzieś tu był… raczej na pewno trzymał się ludzi, a przynajmniej istniała szansa, że ktoś go widział.
Tym sposobem po pięćdziesięciu kilometrach Elżbieta zauważyła przed sobą jakiś rodzaj fortecy…
[MEDIA]http://vignette.wikia.nocookie.net/lotr/images/5/57/Black_gate.png[/MEDIA]
Żelbetowa ściana wysoka była na kilkanaście, a miejscami kilkadziesiąt metrów. Cybnetka widziała kilka stalowych bram. Jedna była otwarta.
Polka zatrzymała swoją maszynę za jedną ze skał i spróbowała się przyjrzeć nietypowym murom. Czy były na nich patrole? Jaka była szansa, że da radę przejechać nie będąc ostrzelaną?
Jej wzrok przybliżał i przybliżał obraz, aż Elżbieta mogła dokładnie obejrzeć sobie postacie przechadzające się po murach. Strażnicy stali co kilkanaście metrów i nosili przewieszone przez ramię karabiny różnej konstrukcji i kalibru.
Nie ulegało wątpliwości, że zostanie zauważona jeśli podjedzie pod bramę.
W trakcie kilkudziesięciu minut, z za muru wyjechało kilka pojazdów, kilka też przyjechało pod bramy i bez problemu je przekroczyło. Kto wie.. Może jej też się uda. A jak nie będzie musiała się szybko ewakuować z zasięgu ostrzału. Ela wzięła głęboki wdech i ponownie odpaliła silnik ruszając w kierunku otwartego przejścia.
Okazało się jednak, że nikt nie starał się Elżbiety zatrzymać. Za murem życiem tętniło spore osiedle, w zasadzie miasto.
[MEDIA]http://vignette.wikia.nocookie.net/roadwarrior/images/8/8e/Thunderdome.png[/MEDIA]
Musiały tu w istocie mieszkać setki jeśli nie tysiące osób. Polka widziała stragany, miejsca które musiały być jakiegoś stoiskami gastronomicznymi, warsztaty pełne “złomu”. Tubylcy powszechnie nosili przy sobie broń, głównie białą choć zdarzały się i większe czy mniejsze kusze, muszkiety, czy pistolety. Żadne dwa przedmioty nie były jednakowe, każda broń została zrobiona, przerobiona czy złożona w jakiś indywidualny sposób. Wielu ludzi (jeśli to jeszcze byli ludzie) nosiło oznaki strasznych choć starych obrażeń. Braki włosów, skóry, kończyn. Blizny były powszechne. Trudno było znaleźć przechodnia któremu nie brakowało choćby palca czy ucha. Wielu ludzi, szczególnie starszych nieustannie kaszlało i ksztusiło się. Życie ewidentnie nie było tu lekkie.
Ela zatrzymała maszynę wśród innych tego typu urządzeń i zaczęła nasłuchiwać. By jakoś zacząć szukać swojego dezertera musiała się choć odrobinę dowiedzieć o tutejszym świecie. Jak wyglądało tu życie? Polka patrzyła co jedzą ludzie i czym za to jedzenie płacą. O czym rozmawiają? Kto wie, może uda się jej dowiedzieć kto przewodzi tej zbieraninie? Powoli ni to prowadząc maszynę ni to na niej podjeżdżając nasłuchiwała strzępków rozmów, starając się rozeznać w strukturze tej pokracznej osady.
 
__________________
Our obstacles are severe, but they are known to us.
Amon jest offline  
Stary 29-07-2019, 10:21   #57
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
330

Z zasłyszanych, zaobserwowanych i przetworzonych przez CCI informacji Elżbieta zrozumiała, że tubylcy posiadają dość pomysłową ekonomię łączącą elementy wymiany towarów oraz obieg “pieniądza”. Sama osada nazywała się Katowisko. Nazwa pochodziła od kata (pseudonim bądź wykonywana funkcja) który miał tu kiedyś mieszkać. W Katowisku posługiwano się “paluchami” płacidłami wykonanymi ze stwadniałej chemicznej substancji zwanej “klejem” Po rozgrzaniu można jej było używać jako super kleju ale również toksyczne opary używane były do narkotyzowania się. Paluchy można było uzyskać w kantorze. Posiadanie miejskiego płacidła nie było obowiązkowe i większe transakcje i tak przeważnie przeprowadzało się konkretnym dobrem jak jakąś częścią zamienną, przedmiotem i tak dalej. Jednak cieżko by było w ten sposób kupić coś lichego jak kubek miejscowego alkoholu czy jakieś “uliczne” jedzenie. Co do jedzenia… Kanibalizm najwyraźniej nie był tubylcom obcy o czym świadczyły szyldy i reklamy w stylu “tylko nieludzkie mięso!” Widać też było pewną nieufność kupujących w stosunku do sprzedawców, którym przecież jak zresztą wszystkim często brakowało jakiejś kończyny. Kupowanie kawałka mięsa dziwnie przypominającego prawą dłoń ze stoiska przy którym stał ktoś bez prawej dłoni było raczej omijane.
Tubylcy rozmawiali przeważnie o pogodzie (która zawsze była zła) życiu intymnym, oraz środkach odurzających. Niestety to jej nie pomagało. Błądzenie po tej osadzie i rozpytywanie o jej zgubę raczej nie mogło zakończyć się sukcesem. Musiała znaleźć kogoś kto rządził tą bandą… bo toż ta osada nie mogła żyć ot tak sobie, prawda? Korzystając ze swojego pojazdu ruszyła przez osadę rozglądając się za obiektem, który mógł stanowić siedzibę lokalnych władz.
Nie było to jakoś specjalnie trudne, Miasto leżało u skalistego podnóża, zabudowanego niczym średniowieczny gród. Naturalne wzniesienie było niemal całkowicie przesłonięte sklepionymi z nim budynkami. Na samym szczycie stała cytadela. Połowę drogi do niej Elżbieta mogła pokonać swoim pojazdem. Później jednak na wąskiej uliczce stał szlaban a przy nim na beczkach siedziało leniwie kilku uzbrojonych w strzelby i maczety mężczyzn.
- Nie ma wjazdu. - zauważył jeden z nich nawet nie unosząc kapelusza, którym przesłaniał twarz. Najwyraźniej szykował się do drzemki
Elżbieta zeszła z maszyny pozostawiając ją pod jednym z budynków.
- A jest wejście? - Rozejrzała się analizując czy da radę wyminąć strażników. Może dachami?
Mężczyzna wreszcie uniósł kapelusz i przymrużył oko, jedyne jakie miał.
- A wpierdol chcesz? wypierdalaj.
- Nawet nie wiesz jak bardzo nie chcesz ze mną walczyć. - Ela westchnęła i wykonała skok w kierunku najbliższego dachu. Musiała jak najszybciej oddalić się od tej bandy.
- Ty widziałeś?! - wrzasnął jeden z mężczyzn a potem rozległ się już huk broni maszynowej. Elżbieta z gracją opadła na dach budynku, poruszała się szybko i serie pocisków zawsze ją omijały, dziurawiąc tym samym czyjeś ściany. Było bardzo prawdopodobne, że już w tych pierwszych chwilach jacyś mieszkańcy tracili właśnie życie.
Oni strzelają! Głos profesorowej wypełnił głowę Polki. Strzelali… i pewnie chcieli je zabić. Ela miała tylko nadzieję, że szybko się zorientują iż nie ma co marnować naboi. Przyspieszyła kroku przeskakując pomiędzy budynkami i zmierzając w kierunku cytadeli. Planowała tuż pod nią skryć się pomiędzy budynkami i poszukać wejścia. Może tamci nie przekażą informacji reszcie dość szybko.
Kobieta przemykała między budynkami… a czasami wręcz przez czyjeś mieszkania. Dzięki swojej szybkości faktycznie udało jej się przynajmniej czasowo zgubić strażników, wystrzały niosły się teraz z oddali. Ostatnia ściana miała jeszcze ponad dziesięć metrów i zwieńczona była drutem kolczastym. W kilku miejscach wciąż wisiały na nim ciała, niektóre musiały tam być od lat. W wygryzionych klatkach piersiowych kruki porobiły sobie gniazda.
Ela przyjrzała się szczytowi murów, szukając strażników i jednocześnie miejsca, w którym mogłaby w miarę bezgłośnie przedostać się do zamku. Oglądała mury, oceniając czy da radę się po nich wspiąć.
Jasne, że dałaby radę. Nie widziała strażników ale wspinając się po pionowej ścianie będzie jak dla dłoni dla wszystkich strzelców. Nie pozostawało nic innego jak zrobić to bardzo szybko i to najlepiej nie od strony, od której nadeszła. Powinni mieć problem z oceną jej tempa no i… chyba nikt nie uwierzy w to, że ktoś ot tak wspina się po murach… chyba. Westchnęła ciężko i Ruszyła wzdłuż murów. Może dojrzy jakieś inne przejście. Załom, za którym mogłaby się ukryć.
Niestety nie było załomów, polce przyszło po prostu wspinać się po otwartej przestrzeni. “Wspinanie się”, nie było odpowiednim słowem, to było raczej podbieganie na czworaka w pionie… Po chwili kobieta miała już przed nosem kłębek drutu kolczastego. Ela chwyciła jeden z metalowych słupków, na których rozpięta była przeszkoda i spróbowała wyrwać ją z muru by zapewnić sobie przejście pod drutem. Tym sposobem uwolniony z betonu słupek został jej w ręce. Ela podniosła nim drut kolczastu i prześlizgnęła się na szczyt murów. Zważyłą pręt w dłoni i uznała, że idealnie nadaje się na prowizoryczną broń, która mogła się zaraz przydać. Kiedy kobieta spojrzała w dół zobaczyła kilkunastu uzbrojonych ludzi. Strażnicy jeszcze jej nie zauważyli, lecz jeśli się poruszy to może ulec zmianie. Każdy z ludzi był uzbrojony w dużego kalibru karabin oraz jakąś broń białą. Głównie maczetę lub pałkę. Polka ułożyła się na szczycie muru i rozejrzała za potencjalnym schronieniem. Gdzie mógł mieszkać ktoś sprawujący władzę w tej mieścinie? Czuła w głowie przerażenie profesorowej, która obawiając się, że może coś popsuć milczała jak grób. Kobieta poruszała się bezszelestnie jednak kilka grudek muru, z którego przed chwilą wyrwała kawałek metalu, posypało się do dołu gdy właśnie zmieniała pozycję. W jednej chwili głowy wszystkich mężczyzn zwróciły się w jej kierunku. Ela przywarła całym ciałem do muru mając nadzieję, że nie jest widoczna. Tak bardzo chciałaby uniknąć kolejnych kulek w swoim ciele… nawet jeśli nie robiły jest zbyt wielkiej szkody.
Niestety, tu jej fart miał się skończyć: Gdy tubylcy spojrzeli wreszcie ku górze i natychmiast sięgnęli za broń. Kobieta mogła gdzieś skoczyć zanim zaczną strzelać. Pytanie gdzie. Polka zeskoczyła z muru starając się wylądować jak najbliżej ochroniarzy tego przybytku i zamachnęła się na pierwszego rurką, starając się wybić mu broń z ręki, co też uczyniła, w czasie gdy pozostali wciąż nie ogarnęli jeszcze co się właśnie dzieje, wszystko działo się najwyraźniej dla ludzi zbyt szybko. Ela pochwyciła broń kolejnego, wyrywając ją i zamachnęła się by ogłuszyć chwytem jej niedawnego właściciela.
Ogłuszyła tak jeszcze dwóch ludzi, nim rozległy się pierwsze strzały. Wszystko trwało do tej pory może z dwie sekundy. Pierwszy pocisk trafił Elżbietę w skroń, co było dość nieprzyjemne, trzy kolejne chybiły cybnetkę ale jeden trafił jakiegoś strażnika w brzuch. Tym sposobem już jedna trzecia strażników została wyłączona z walki.
Polka chwyciła przejętą broń i ostrzelała pozostałych.
Tym sposobem już po chwili Elżbieta była jedyną osobą na nogach... i wciąż oddychającą. Cybnetka znajdowała się na małym placu, przed sobą miała duży betonowy, podobny do bunkra budynek, w którym znajdował się jeden otwór, choć wystarczająco duży by wjechać doń pojazdem. Właśnie stamtąd wybiegało teraz więcej strażników.
Znacznie więcej.
Polka słyszała w głowie panikę profesorowej. Kobieta gdyby tylko mogła wiszczałaby na cały głos. Na szczęście nie utrudniała agentce, świadoma tego, że od jej umiejętności zależy teraz ich przeżycie.
Ela ostrzelała pierwszy rząd nadbiegających ludzi i ruszyła biegiem w ich stronę.
Cybnetka szybko zużyła całą amunicję. Jednak żaden z naboi się nie zmarnował. Przechodząc przez pokłosie trupów kobieta szybko znalazła się w budynku. Na razie nikt jeszcze nie stanął jej tam na drodze, jednak z klatki schodowej już słychać było odgłosy stóp. Kobieta rozejrzała się na nową bronią, jednocześnie szukając sposobu by zamknąć wyjście z budynku.
Na schodach jednak już zdążyła pokazać się postać
[MEDIA]https://i.pinimg.com/564x/46/4d/96/464d9699748b95beb232a781be4bb814.jpg[/MEDIA]
Dziewczyna, czy może kobieta patrzyła na Elżbietę z mieszaniną strachu i zainteresowania.
- Eeemmm... - nowoprzybyła wyraźnie chciała coś zrobić z rękami, zamiast jednak podnieść je do góry czy chwycić za jedną z broni które miała przy sobie, zdecydowała się ostatecznie oprzeć dłonie na biodrach.
- No to jesteś w środku… co teraz? - zagadała.
- Pogadałabym z szefem tej mieściny. - Ela z zaciekawieniem przyjrzała się nieznajomej. - Ciebie też mam zabić by do niego dotrzeć?
- Ej! - dziewczyna aż podskoczyła - nie ma powodu by tracić głowy… szczególnie mojej. A niby o czym chcesz gadać? Nie zrozum mnie źle, robisz dobre wrażenie - dziewczyna wyszczerzyła się w udawanym, wystraszonym uśmiechu, miała całkiem sporo złotych zębów. - choć niekoniecznie jako ktoś kto lubi gadać… Może... daj mi szansę? - to już był niemal błagalny ton - jak przeżyję tą rozmowę, to może zachęcić “szefa” żeby też z tobą pogadał. To czego właściwie chcesz? - zapytała dziewczyna. Elżbieta zanotowała, ruchy przed i za sobą, jednak niezależnie od ilości straży która się gdzieś właśnie przegrupowywała, nikt nie próbował wychodzić jej naprzeciw.
- Chciałam pogadać już zanim pojawiłam się w okolicy, ale macie praktykę strzelania bez ostrzeżenia. - Ela wzruszyła ramionami. - Pogadam jeśli twoja ekipa się oddali, jak nie mogę iść dalej tak jak do tej pory.- Machnęła ręką w kierunkach, w których odnotowała ruch.
- Słyszeliście tam?! - kobieta wrzasnęła do góry w dość… desperacki sposób. Widać było, że na pewno nie chce umierać.
- Ejejej… - zaczęła w kierunku Elżbiety. - ja sobie tu tylko spokojnie stoję… - kobieta przytuliła się plecami do betonowej ściany, zupełnie jakby liczyła na to, że Polka ją po prostu minie gdy zdecyduje się “iść jak do tej pory”. Po chwili jednak cybnetka wyczuła, że “posiłki” cofają się do tyłu.
Profesorowa odetchnęła, ona stanowczo miała dość zabijania.
- Szukam w tej okolicy pewnego człowieka. - Polka uważnie obserwowała dziewczynę. - Pomożecie mi, to będę miła i nawet zaoferuję swoje usługi jako ochroniarza… bo jak widać kilku wam ich ubyło. Nie… to cóż… upewnię się, że go tu nie ma, może przejmę władzę i poszukam go na własną rękę dalej.
Kobieta coraz spoglądała w górę schodów gdzie najwyraźniej stał ktoś jeszcze. Po pewnym czasie nawet kiwnęła temu komuś głową.
- No dobra… chodź ze mną. - powiedziała wreszcie i cofnęła się kilka kroków do tyłu by zrobić Elżbiecie miejsce na schodach.
- Tylko mnie nie zabijaj czy coś…! - dodała jeszcze.
Polka podeszła do swojej rozmówczyni i uśmiechnęła się.
- Bo co mi wtedy zrobisz? - Powiedziała, a profesorowa aż jęknęła w jej głowie.
Kobieta która definitywnie się bała i do tego napotkała już na ścianę za plecami która nie pozwalała jej cofać się dalej oddychała głośno.
- Bo… bo… ci umre, zrzygam się na ciebie przy tym? - wymyśliła w akcie desperacji.
- Tak… to byłoby okropne. - Ela prychnęła i ruszyła dalej schodami. Cały czas była skupiona i nie pozwalała zmysłom zejść z najwyższych obrotów. Nie ufała tej bandzie ani trochę, stanowczo jednak wolała nie oberwać więcej kulek. Po pierwsze nie chciała testować zdolności regeneracyjnych swego ciała, a po drugie to jednak cholernie bolało. Dziewczyna prowadziła Elżbietę krętymi schodami do góry, kolejno mijając piętra.
- A tak w ogóle to mam na imię Fiona. - przedstawiła się dwa piętra później.
Fiona była raczej młodą kobietą, jednak uwadze Elżbiety nie uszło, że dziewczyna nawet się nie zdyszała gdy dotarły na ósme piętro.
- Opiekun śpi… - zaczęła Fiona jakby temat był dość niezręczny - obudzi się zaraz po zachodzie, może nawet trochę przed - zapewniała Fiona wchodząc do sporego, ciemnego pomieszczenia w którym jedyne światło pochodziło ze trzech świec umieszczonych na świeczniku stojącym z kolei na małym stoliku. Stolik stał w towarzystwie dwóch krzeseł przy ogromnych drzwiach, które musiały prowadzić do jakiegoś sejfu.
Polka westchnęła ciężko i obejrzała się na dziewczynę.
- Ela… i jeszcze powiedz, że ten cały opiekun krew popija to po prostu umrę ze szczęścia. - Jej głos był bardziej niż sceptyczny.
Fiona była naprawdę zaskoczona komentarzem Polki jednak wyraźnie odetchnęła.
- kurwa, nawet nie wiesz jak się cieszę, że nie muszę tego tłumaczyć!
Ela przetarła, nagle bardzo zmęczoną, twarz. Dopiero co pożegnała pewnego krwiopijca… zadawała się z tym psycholem z początku swej podróży, a teraz… czy oni są wszędzie!
- Co nieco będziesz musiała wytłumaczyć. - Polka obejrzała się na drzwi sprawdzając czy ktoś byłby w stanie ją tu zamknąć. Drzwi na pewno były solidne, ściany też. Jednak to wciąż był beton i stal. Nic tak twardego jak jej własne, wykonane z plastotytanu kości. To mogło boleć, mogło trwać ale musiało ustąpić.
- Jak długo u niego… pracujesz? - zapytałą Polka.
- kilkanaście lat, nie narzekam, naprawdę świetny gość. - Fiona uśmiechnęła się fałszywie starając się najwyraźniej ocieplić atmosferę.
- Ale chyba nie rządzi wieczorkami całym miastem. - Ela zajęła miejsce na jednym z krzeseł.
- Nie no co ty. Rządzi cały czas, po prostu godziny urzędowania ma wiesz, jak nie śpi…
- A kto pilnuje jego spraw za dnia? - Polka obejrzała się na swoją rozmówczynię. - Ten na którego spoglądałaś na schodach?
- No i ja… tak trochę - dodała Flurr ale kiwnęła głową - chociaż ja jestem dziewczyną i raczej jestem od myślenia a nie od wydawania rozkazów. - stwierdziła jakby to było coś oczywistego.
- Ciekawy podział obowiązków. - Ela westchnęła spoglądając na zamknięte drzwi. - Dobra… pokaż mi nieco tą waszą twierdzę. - Podniosła się z krzesła i podeszła do Flurr.
Flurr podrapała się nerwowo po głowie.
- Jasne jasne, czemu nie, heh…
Kobieta oprowadziła cybnetkę po piętrze. Większość pomieszczeń była spowita ciemnością, co nie było dużym problemem dla polki, Jej oczy w każdym momencie mogły rozbłysnąć halogenowym światłem.
Na ścianach znajdowały półeczki na świeczki, jednak przynajmniej teraz żadna z nich się nie paliła. W pomieszczeniach znajdowało się dużo… pamiątek, przedmiotów, które przywodziły na “myśl lepsze czasy” Elżbieta rozpoznała jakiegoś rodzaju radioodbiornik, nie było jednak możliwości by go uruchomić zresztą… i tak nic raczej nie grało w etarze. Było kilka regałów z książkami oraz kolorowymi magazynami. Kolorowe niegdyś okładki dawno już wyblakły. Gdy kobiety przechadzały się między zbiorami z oddali doleciał odgłos otwierania zbrojonych drzwi.
- Obudził się - wyjaśniła Flurr.
- Wobec tego chodźmy się przywitać. - Ela oderwała się od oglądania jednej z okładek magazynu i zwróciła w kierunku z którego dobiegł do niej dziwny odgłos.
 
Aiko jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 16:13.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172