Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 13-04-2018, 11:40   #11
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
Kenji aż złapał się za głowę. Momentalnie wyparowała z niego cała radość z prowadzenia, którego już zresztą nie mieli. Hiszpanie całkowicie ich zaskoczyli. I nic nie pomagała myśl, że przy utracie bramki nie zawinił, bolało jak gdyby sam strzelił samobója. Kapitańska opaska znów mu zaciążyła.

Należało wziąć się jednak w garść i to się udało. Zaledwie parę minut później piłkę w siatce rywali umieścił Forfang. Nie dając otrząsnąć się rywalom, ponownie ruszył na ich bramkę, ale tym razem stracił piłkę, co z kolei mogło skutkować groźną kontrą. Na szczęście sam naprawił swój błąd, a po chwili wycofał piłkę do Urashimy. Defensor pokazał mu uniesiony do góry kciuk, zaraz po tym jak sam oddał piłkę Murphy'emu. Chwilę później Kenji rozpoczął akcję celnym podaniem do Diego, który swoją asystą umożliwił strzelenie już trzeciej bramki dla gospodarzy. Młody Japończyk aż skoczył z radości. Tego meczu nie mogli już przegrać!

Co jednak nie oznaczało spokoju pod własną bramką. Najpierw zespół przed utratą gola uratował Garret, któremu Kenji gestem pogratulował kapitalnej interwencji, a chwilę później on sam odebrał piłkę któremuś z Hiszpanów, który wychodził już na sam na sam z bramkarzem. Ostatecznie jednak Real nie zdołał już zapunktować, a końcowy gwizdek Urashima przyjął, podobnie jak reszta drużyny, z wielką radością.

* * * * *

- Ja nie mogę, wybaczcie - Kenji odparł na propozycję Soroyamy, zresztą zgodnie z prawdą. Miał dzisiaj pomagać przy przeprowadzce, co było dobrą okazją do dorobienia, a potem jeszcze musiał lecieć na próbę zespołu. Gdy wróci do domu będzie już późna noc...

Po wypiciu szampana, poklepaniem kilku pleców z uznaniem i w ogóle wzięcia udziału w celebrowaniu zwycięstwa, odłożył kieliszek, sięgnął po mydło i ręcznik, po czym ruszył pod prysznic.
 
Col Frost jest offline  
Stary 14-04-2018, 16:23   #12
 
Vilir's Avatar
 
Reputacja: 1 Vilir jest godny podziwuVilir jest godny podziwuVilir jest godny podziwuVilir jest godny podziwuVilir jest godny podziwuVilir jest godny podziwuVilir jest godny podziwuVilir jest godny podziwuVilir jest godny podziwuVilir jest godny podziwuVilir jest godny podziwu
Druga połowa nie zaczęła się dla nich najlepiej. W zasadzie to zaczęła się bardzo źle, bo zaledwie 4 minuty po gwizdku było już 1:1.
Pierwszy groźny strzał na jego bramkę i gol. Jonathan nie był z siebie zadowolony, chociaż z drugiej strony strzał rywala był najwyższej próby. Niemniej żeby myśleć o jakimś dobrym wyniku drużyny w lidze, bramkarz musi wyjmować takie strzały.
Remis nie utrzymał się długo. Po świetnym strzale Forfanga zrobiło się 2:1 dla Furano, a potem 3:1. Do tego gra w obronie była naprawdę niezła, a Hiszpanie nie mieli pomysłu jak się przez nią przebić. Wydawałoby się, że nic złego nie może stać się Furano, ale w piłce nożnej nic nigdy nie jest pewne. W pewne chwili z środka pola poszło jedno prostopadłe podanie i strzelec pierwszej bramki dla Saragossy wyszedł z Jonathanem sam na sam, ale tym razem to bramkarz był górą. W momencie gdy wygarnął piłkę z pod nóg Sancheza poczuł ulgę.
- W końcu jakaś interwencja na poziomie - powiedział sobie pod nosem i podał futbolówkę do Hijame. Reszta meczu minęła już spokojnie i końcowy wynik wynosił 3:1 dla Furano.


**********

Atmosfera w szatni była niesamowita.Wszyscy byli podekscytowani, a trener wyciągnął nawet szampana.Z pewnością nie było czuć, że był to tylko mecz towarzyski.
- Za to strzelenie bramki to z pewnością powód do dumy - odparł uśmiechnięty na słowa Forfanga i poklepał Norwega po plecach. Zaraz po tej wymianie uprzejmości planował zapytać, czy ktoś z drużyny nie miałby ochoty wybrać się w niedzielę do Sapporo na bankiet organizowany przez konsulat USA. Co prawda za bilet na pociąg trzeba by było zapłacić, ale rekompensowało to jedzenie, które zawsze na takich bankietach było przepyszne. No i można było pozwiedzać Sapporo.

Uprzedził go jednak Hijame, który zaprosił do siebie na obiad. W gruncie rzeczy ucieszyło to Jonatana. O Sapporo zapyta najwyżej w trakcie posiłku, a obiad zaraz po wygranym meczu był dobrym pomysłem umocnienia więzi w drużynie po tak dobrym meczu i to zaraz przed startem ligi.
 

Ostatnio edytowane przez Vilir : 14-04-2018 o 16:35.
Vilir jest offline  
Stary 18-04-2018, 12:31   #13
 
Jaśmin's Avatar
 
Reputacja: 1 Jaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputację
Kenji właśnie się ubierał gdy zadzwonił jego smartfon. Nowiutki, wypasiony smartfon kupiony za ciężko zarobione pieniądze, na który młody piłkarz oszczędzał przez równo rok. Zerknął na wyświetlacz i momentalnie jego samopoczucie, i tak wysoko stojące, poprawiło się jeszcze.
Dzwoniła Koishi.
- Halo, Kenji-kun! Jak tam mecz? Przepraszam, że nie mogłam przyjść, nadrobię, zobaczysz! Ale słuchaj, Kenji - normalnie melodyjny głos dziewczyny łamał się i drżał z egzaltowanego podniecenia - Mam super wiadomość! I to nie jest wiadomość na telefon! Stało się coś wspaniałego! Jak skończysz pracę wpadnij dzisiaj do nas, na próbie sprzedam ci wiadomość życia! No pa, Słońce!
Rozłączyłeś się czując w piersi miłe ciepełko. Słońce. Koishi tak cię nazywała gdy była naprawdę szczęśliwa. Ciekawe o co chodzi...

*****


Wkroczyłeś do Miejsca Prób (na co dzień garażu rodziców Koishi) ostrożnym krokiem zwiadowcy.
- Kenji-kun!
Koishi wpadła na ciebie, z radosnym okrzykiem obejmując za szyję. Musiała do tego mocno stanąć na palcach.
-Kenji, ty nie wiesz co się stało! Ale ci powiem! Mamy klub! - przytuliła się ile sił - Znajomy mojego taty zaprosił nas do swojego klubu na jutro wieczór! Mamy zagrać przed prawdziwą publicznością! No powiedz czy nie jestes ze mnie dumny? Czy nie jesteś z siebie dumny? Czy nie jesteś z NAS dumny?
Odsunęła się troszeczkę. Panna Osakabe normalnie była wystarczająco ładna, a teraz, z błyszczącymi oczami i rumieńcami na policzkach, biła wszelkie rekordy. Przełknąłeś ślinę.
Yuuji i Yoshiyuki przyglądali się scenie z uśmiechami od ucha do ucha. Yuuji zagrał kilka taktów na bębnach, tak na próbę.
- Tak żeśmy tu gadali, Kenji - wtrącił perkusista - że dzisiaj nie warto już robić próby. Jutro zagramy, a dzisiaj... - zmrużył łobuzersko oczy - dzisiaj skoczymy do tego milutkiego baru na wyżerkę i karaoke.
- Tak! Tak! Ale ty śpiewasz pierwszy, Yuuji!
- Ma się rozumieć...

*****

- Dalej, dalej, chłopaki! Pakować się do wagonu! Tylko się nie pchajcie, jeden za drugim! Po kolei!
Głos trenera. Johnatan pomyślał, że pan Krzeszewsky zbytnio się wczuwa w rolę owczarka pilnującego stada owieczek.
A było to stadko liczne. I rozbrykane.
Na wycieczkę do Sapporo zgłosiła się większość zespołu. Zwiedzanie to jedno, wyżerka drugie, ale możliwość integracji z kumplami to całkiem co innego. Jeszcze lepszego.
Tylko Kenji, Roy i Bjoereng okazali sie nieciekawi nowości.
Pociąg z Furano do Sapporo startował o 9.30. Czyściutki, pachnący lakierem, z szybami o krystalicznej przejrzystości, wśrodku nie miał klasycznych przedziałów. Zamiast tego umieszczono w nim rzędy lotniczych siedzeń. Drzwi otwierane pneumatycznymi siłownikami chodziły gładko i cicho.
- Odjaaaazd!
Wewnątrz było dość miejsc żeby wszyscy mogli usiąść. Nie tak jak w podmiejskim metrze, w drodze do szkoły, gdzie zazwyczaj trzeba był stać przez cała drogę.
Pociąg ruszył cicho i gładko. Za oknami zaczęły przemykać krajobrazy, początkowo podmiejskie, później zielono-brunatne i leśne, wreszcie wiejskie. Rozmigotane słońcem prześwity między drzewami Czerwone dachówki mijanych miasteczek. Lśniące stawy i jeziorka.
Chłopaki zachowywali się jak uczniaki na wycieczce. Przekomarzaniu się i żartom nie było końca. Trener, zatopiony w lekturze książki, nie zwracał na młodzież uwagi.
Johnatan zerknął. Nie znał języka polskiego.
- Wieszać każdy może - przeczytał chłopak na głos.
Trener przetłumaczył to na angielski uśmiechając się pod wąsem.
- Andrew Pilipiuk napisał to dzieło. My, Polacy, to dziwny naród. Żeby ekscytować się przygodami egzorcysty bimbrownika i kłusownika. No cóż.
Znów wrócił do książki.
A czas płynął...

*****

- Co za dziura...
Kenji zerknął na Yoshiyukiego. Chłopak dał wyraz myślom, które, bez wątpienia, były udziałem całej kapeli.
Klub, umieszczony w robotniczej dzielnicy Furano, nazywał się "Kraina Szczęścia". Szeroko rozumianego szczęścia ma się rozumieć.
Głosy bywalców, w większości lekko bełkotliwe, dawały znać, że goście są już w większości lekko pijani. Zapachy starego oleju, tanich perfum i kiepskiego tytoniu puentowały pierwsze wrażenie.
Światła ukazywały obraz nędzy i rozpaczy. No, może była to lekka przesada. Ale obłażące tynki i tapety, kontuar pokryty starymi plamami, tanie krzesła i stoliki i, wreszcie, mało estetyczni goście, przeważnie robotnicy, którzy przyszli na piwko po pracy. Kenji był przyzwyczajony do takich widoków, ale po prostu klub, jako odskocznia kapeli do sławy i chwały, prezentował się nie najciekawiej.

*****

Bjoereng wędrował po ulicach Furano szukając widoków, który podniosły by nieco jego poziom adrenaliny. Bo młody Norweg zwyczajnie się nudził. I, choć normalnie unikał kłopotów, teraz nawet ordynarna bójka byłaby mile widziana.
Noc nadciągała wielkimi krokami. Z ciemnego zachmurzonego nieba padał lekki śnieżek. Na termometrze jak nic było na minusie, ale w porównaniu ze Skandynawią o tej porze roku...Bjoereng nawet nie musiał dopinać kurtki.
Przechodził właśnie przez dzielnicę robotniczą. Po prawej kościół katolicki, po lewej klub. Neon głosił, że to "Kraina Szczęścia". A ponieważ Bjoereng nie był w nastroju na modły wybrał klub. Tylko na chwilkę, chwileczkę. Zajrzy, wypije piwko alb dwa i pójdzie do domciu...

*****

- Czekaliśmy na was. Tam jest scena. Zaraz przyciemnimy światła. Elektryk sprawdzi i podłączy wasz sprzęt. Jakbyście czegoś potrzebowali to jestem na zapleczu.
- Bardzo panu dziękujemy.
Koishi ukłoniła się lekko postawnemu właścicielowi klubu. Mężczyzna był zaskakująco elegancki. I zdumiewająco pomocny i uprzejmy.
- Macie ochotę na drinka?
Tu zespół podzielił się. Yoshiyuki i Yuuji podryfowali do baru, a Kenji i Koishi zajęli się przygotowaniem do występu.
Elektryk i technik dźwięku w jednej osobie uścisnął dłoń Kenjiego. Wyglądał na przepracowanego. I był fachowcem, to dało się wyczuć. Bez zbędnego gadania przystąpił do przygotowywania sceny.
Nie trwało to długo. Nim chłopaki przy barze zdążyli przełknąć drugiego drinka scena była gotowa.
Elektryk miał teraz czuwać nad występem i w razie czego na szybko naprawiać usterki.

*****

- Panie i panowie! Jesteśmy Black Spiral Dancers!
Koishi wypowiadajac te słowa puściła oko do Kenjiego. Sama wymyśliła te miano.
- Zagramy dziś dla was!
Publika zerknęła na scenę z nieznacznym zainteresowaniem. No nic. Zobaczymy czy będą was ignorować gdy kapela zacznie grać.
- Raz, dwa, trzy...Już!
Gitara Kenjiego wybuchła modulowanym jękiem. Yoshiyuki włączył się na basie. Obaj gitarzyści nadali tempo, a chwilę później włączył się Hanai. Kenji nie po raz pierwszy pomyślał, że perkusista ma klasę. Chłopak walił w bębny jakby ich nienawidził. Jeszcze nie zasuwał na całego, ale i na to przyjdzie pora.
Nim muzyka pochłonęła kapelę na całego Urashima zdążył zauważyć znajomą postać. Bjoereng, w rozpiętej kurtce, stojący pod ścianą przy wejściu, pomachał mu uśmiechając się szeroko. Chwilę później przygasły światła.
Była godzina 19.25.
I koncert zaczął się na całego.

*****

Pociąg wtoczył się...nie, złe słowo...wślizgnął się na dworzec w Sapporo po, bagatela, trzech godzinach jazdy.
Była godzina 12.38.
Zespół gładko włączył się w bieganinę na peronie. Pod opieką trenera chłopaki spokojnie udali się do wyjścia przeciskając się między pasażerami. Panujący wokół gwar i ścisk na niemałym przecież dworcu przypomniał wam, że Sapporo to nie miasteczko w rodzaju Furano. Stolica prefektury była piątym co do wielkości miastem w Japonii. To widać, słychać i czuć.
Wydostaliście się z dworca i wkroczyliście na ulice wielkiego miasta. Niespełna dziesięć minut później złapaliście autobus do centrum. A pół godziny później byliście już na Placu Przyjaźni. Nazwanym tak po drugiej wojnie światowej, na rozpoczęcie amerykańskiej okupacji.
- A, moi drodzy! To pan Krzeszewsky, prawda? Witamy, witamy! Miło mi, że zechcieliście wpaść na nasz mały bankiecik. Oczywiście wszystko gotowe! Proszę, proszę, nie krępujcie się! Smacznego! A jeśli znudzi was posiłek, ci młodzi ludzie w kamizelkach stewardów oprowadzą was po mieście...
Tak jak Johnatan się spodziewał, zapas zawodowego dobrego humoru jego ojca był niewyczerpany.
Konsul wyglądał na bardzo zaaferowanego i zabieganego, ale znalazł chwilę dla swego syna. Klepniecie w ramię i porozumiewawcze spojrzenie, kilka słów -"Baw się dobrze i nie rób mi wstydu". Tak to można podsumować.
Plac Przyjaźni był, jak się można domyślać, niemały. Jego wygląd przynosił na myśl tętnicę pełną ludzi niczym pulsującej krwi, łączącą się z resztą miasta żyłami ulic i uliczek. Wszędzie było czysto i schludnie, nie było wątpliwości, że nad czystością pracowała i nadal czuwała mała armia pracowników socjalnych. Ale nie to było najważniejsze.
Na placu zebrał się mały tłum, ludzi wszelkich ras i kolorów skóry. Oczywiście dominowali Japończycy, ale nie tylko ich skusiła wizja darmowej wyżerki i dobrej zabawy. W powietrzu unosił się gwar kilkunastu języków oraz muzyki z głośników, którą dobierał bez wątpienia ktoś o wielkim talencie dyplomatycznym. Jpop, zmieszany z amerykańskimi szlagierami, tworzył podkład muzyczny bankietu.
Ludzki tłum na bankiecie cisnął się przede wszystkim do stołów ustawionych w klasyczną podkowę. Ciasta, paszteciki z mięsem i warzywami, sushi, owoce morza, gołąbki, bigos myśliwski i nie tylko. Do tego poncz w kadziach, sok pomarańczowy i rozmieszczone wszędzie tradycyjne ozdoby oraz miniaturowe flagi, japońskie i amerykańskie.
Zaiste, Plac Przyjaźni.
Drużyna szybko się rozproszyła. Bo i atrakcji było sporo. Nie tylko na placu, ale także w mieście...
 

Ostatnio edytowane przez Jaśmin : 13-05-2018 o 12:39.
Jaśmin jest teraz online  
Stary 23-04-2018, 14:09   #14
Adi
Keelah Se'lai
 
Adi's Avatar
 
Reputacja: 1 Adi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputację
Po udanym meczu towarzyskim Norweg był w dobrym nastroju. W końcu strzelił jedną z trzech bramek przeciwko Saragossie, a to klub z potencjałem.Bjoereng nie chciał wyjeżdżać do Sapporo. Dlatego poszedł na miasto. Szukał czegoś, na co mógłby się zaczepić, jakiś bar, siłownia czy nawet klub dyskotekowy. Noc się zbliżała i z nieba zaczęło prószyć śniegiem. Norwegowi już emocje opadły po dobrym meczu i szukał rozrywki. Znalazł klub, który nazywał się “Kraina Szczęścia”, no to wlazł do niego.
Kieliszek czy dwa i mogę wracać do chaty - pomyślał przekraczając próg klubu. Na scenie jakiś miejski zespół miał dawać koncert, więc Forfang oparł się o jedną ze ścian i podrygiwał nogami rytmicznie. Zauważył znajomą postać, obrońca z Furano hokkaido, w którym to był obrońcą. Bjoereng przywitał się machając dłonią, by Kenji mógł go dojrzeć. Muzyka była naprawdę dobra i taka hard rockowa, czyli taka jaką Norweg lubił ze wszystkich gatunków muzyki.
Było prawie wpół do ósmej wieczór, a impreza dopiero się rozkręcała.
 
__________________
I am a Gamer. Not, because i don't have a life. But because i choose to have Many.
Discord: Adi#1036
Adi jest offline  
Stary 23-04-2018, 22:49   #15
Kapitan Sci-Fi
 
Col Frost's Avatar
 
Reputacja: 1 Col Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputacjęCol Frost ma wspaniałą reputację
Kenji był na tyle zaintrygowany telefonem Koishi, że miał problemy ze skupieniem się na bieżących wydarzeniach. O mało nie kosztowało go to całej wypłaty, gdyż przez swoje zamyślenie był bliski stłuczenia podobno drogocennej, a z wyglądu wyjątkowo paskudnej, wazy. Na szczęście Hiroyoshi, jego kolega z pracy, wykazał się sporym refleksem i złapał ją nim uderzyła o ziemię. Telefon dziewczyny wciąż jednak nie dawał mu spokoju. O co mogło chodzić? Jak zwykle, gdy była czymś podekscytowana, nie dała mu nawet dojść do słowa. Wyobrażał sobie tylko jak z radości skacze po swoim pokoju i kombinuje z kim jeszcze mogłaby się podzielić swoją wielką nowiną. Na tą myśl uśmiechnął się i zaraz dał ostro po hamulcach. Jechał właśnie swoim rowerem, gdy na ulicę wbiegł niewielki kundelek o mocno wątpliwej urodzie, zapewne bezpański. Zaraz też zniknął w jednej z uliczek, ale wydarzenie to pomogło Kenjiemu wrócić do rzeczywistości i do końca drogi koncentrował się przede wszystkim na drodze.

Cała sprawa interesowała go jednak na tyle, że gdyby nie to, że jego dom znajdował się po drodze, zapewne nawet by tam nie zajrzał i pojechał prosto do domu Koishi razem z torbą, którą targał za sobą odkąd opuścił szatnię zespołu. Potem doszedł jednak do wniosku, że głupio by było pokazywać się u niej będąc przepoconym po pracy, wziął więc szybki prysznic i zmienił ubranie. Obiad jednak, a raczej kolację, zważywszy na porę, już sobie darował.

Wreszcie z piskiem zahamował przed garażem państwa Osakabe, tradycyjnie zarzucając tyłem i zajeżdżając pod bramę bokiem. Rower oparł o ścianę, a sam wszedł do środka. Powitanie zaskoczyło go. Koishi rzuciła mu się na szyję, co wymagało niemałych umiejętności akrobatycznych, zważywszy że była od niego o głowę niższa. Serce zaczęło walić mu jak młotem, ale gdy zdradziła mu wreszcie swoją nowinę przyśpieszyło jeszcze bardziej, zbliżając się już chyba do bariery dźwięku.

- Kenji, ty nie wiesz co się stało! Ale ci powiem! Mamy klub! - krzyczała mu do ucha. - Znajomy mojego taty zaprosił nas do swojego klubu na jutro wieczór! Mamy zagrać przed prawdziwą publicznością! No powiedz czy nie jesteś ze mnie dumny? Czy nie jesteś z siebie dumny? Czy nie jesteś z NAS dumny?

Dając upust radości sam objął dziewczynę, podniósł i zakręcił parę razy wokół, dopiero potem odkładając ją z powrotem na ziemię.

- Jesteś cudowna! - zdołał z siebie wydusić, odpowiadając na jej pytanie.

Na Yuujiego i Yoshiyukiego prawie nie zwracał uwagi. Przynajmniej do czasu, gdy ten pierwszy się nie odezwał...

* * * * *

- Co za dziura... - Yoshiyuki miał rację, lokal prezentował się, w najlepszym razie, niezbyt okazale. A mówiąc wprost, bliżej mu było do mordowni niż porządnego baru. Turyści, o ile jacyś odwiedzali miasto, z pewnością tu nie zaglądali. Kenji już miał wyrazić swoją opinię, ale wówczas zauważył twarz Koishi. Była wyraźnie zawiedziona, a uwaga basisty wcale nie poprawiła jej humoru. Dlatego Urashima powiedział:

- A czego się spodziewałeś? Madison Square Garden czy Hard Rock w Las Vegas? Gdzieś trzeba zacząć, idziemy - mrugnął przy tym przyjaźnie do dziewczyny, która wyraźnie się rozweseliła.

* * * * *

- Panie i panowie! Jesteśmy Black Spiral Dancers! Zagramy dziś dla was!

Kenji uśmiechnął się mimo woli, gdy Koishi puściła mu oko. Ręce trzęsły mu się jednak z nerwów, a fakt, że wśród zgromadzonych w lokalu dostrzegł kolegę z drużyny, któremu odwzajemnił pozdrowienie, wcale nie pomagał. Poruszał szybko palcami, żeby je trochę rozluźnić, a potem chwycił za gryf, ale musiał wspomóc się prawą ręką, aby odpowiednio go chwycić. "Nieźle się zaczyna" pomyślał. Może powinien skorzystać z propozycji drinka, tak jak chłopaki? Wolał nie patrzeć w ich stronę, na wypadek, gdyby się miało okazać, że jako jedyny jest tak spięty.

Wziął głęboki oddech i zaczął grać wstęp, który szybko zmienił się w znany wszystkim kawałek "Welcome to the Jungle" Guns N' Roses. Przed występem postanowili, że będą wykonywać głównie cudze utwory, wplatając w występ tylko kilka swoich. I tak grali przeboje Nightwisha, Evanescence, The Cranberries, czy Within Temptation. Nie oszczędzali jednak Koishi i dużą część występu stanowiły utwory kapel, w których wokalistami byli mężczyźni. I tak goście lokalu mogli usłyszeć zmienione wersje kawałków Nirvany, Limp Bizkit, Queen, AC/DC i The Rasmus.

Kenji z ulgą zauważył, że gdy tylko zaczął grać, jego palce robiły wszystko automatycznie. Nerwy przestały mu przeszkadzać i po prostu dobrze się bawił, jak na zwykłej próbie. Chociaż nie, bawił się zdecydowanie lepiej. Gdy zerkał na innych członków zespołu, uznał że oni również dali się ponieść i czują się podobnie, jeśli nie tak samo, jak on.

Niestety nie można tego było powiedzieć o gościach lokalu, których część, gdy tylko zaczęli grać, opuściła pomieszczenie i udała się do sąsiedniego, w którym nie było sceny. Podłamało to trochę chłopaka, ale podczas wykonywania "Freak on a Leash" Korna zauważył, że wiele spośród zwolnionych w ten sposób miejsc jest ponownie zajęta, a przez drzwi wchodzą kolejni ludzie, zapewne zwabieni z ulicy dźwiękami koncertu. Najbardziej ucieszył się jednak w chwili, gdy Koishi skończyła śpiewać rockową balladę, do której sama napisała słowa, a Yoshiyuki muzykę. Kenji akompaniował jej na gitarze klasycznej, a autor muzyki wtrącał się od czasu do czasu na basie. Yuuji przy tym jednym kawałku odpoczywał. Publika nagrodziła Koishi, która miała w tym utworze kilka naprawdę wymagających fragmentów, gromkimi brawami.

Koncert zakończył się po godzinie z okładem, chociaż nie obyło się bez bisa. Na koniec postanowili już nie grać swoich kawałków i dlatego zaprezentowali "Numb" Linkin Park, "Shiroyamę" Sabatonu oraz "My Little RnR" Danko Jonesa. Gdy przebrzmiały ostatnie nuty, ukłonili się i zeszli ze sceny. Najpierw gratulowali sobie nawzajem występu, Koishi nie omieszkała wyściskać ich po kolei, przy czym serce Kenjiego znów osiągało niewyobrażalne częstotliwości. Potem gratulacje składali im widzowie, którzy jednak przede wszystkim koncentrowali się na wokalistce. Nic zresztą dziwnego, 99 procent gości lokalu stanowili mężczyźni.

Urashima wykorzystał okazję i umknął spod sceny, zadanie pilnowania ich gwiazdy powierzając Yoshiyukiemu i Yuujiemu. Sam zaś podszedł do baru, gdzie stał Bjoereng i podał mu rękę.

- Cześć! - starał się przekrzyczeć panujący gwar. - Nie myślałem, że w takim miejscu spotkam jakąś znajomą twarz. Często tu bywasz?
 

Ostatnio edytowane przez Col Frost : 24-04-2018 o 12:52. Powód: literówki
Col Frost jest offline  
Stary 28-04-2018, 22:22   #16
 
Zara's Avatar
 
Reputacja: 1 Zara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputację
Byli młodzieżą. Na dodatek sportowcami, którzy wygrali ostatni mecz. Nawet w na co dzień spokojnej Japonii, przy takiej kompanii w pociągu musiało być wesoło. Hiroshi długi czas prowadził klasyczną wojnę z Toyotą, gdzie wzajemnie próbowali sobie wmówić, czy lepsze jest granie na konsoli, czy pececie. Oczywiście, dyskusja szybko przerodziła się w kłótnię, gdzie dwaj fanboje wystawiali coraz większe działa. Kuksaniec defensywnego pomocnika dla Sasakiego był niemal jak powalający sierpowy. Rozgrywający odpowiedział wyzywaniem Toyoty od Hondy, Suzuki i wszelkich innych marek samochodów, jakie przychodziły mu do głowy.

Rozmowy, żarty, śmiechy, dyskusje towarzyszyły rozweselonemu Hiroshiemu przez całą trzygodzinną jazdę. To wszystko pozwalało zapomnieć, że ojciec był na niego zły, że nie pomoże mu w restauracji w swoim wolnym od treningu dniu. Właściwie, musiałby zrezygnować z wyjazdu, gdyby nie wsparcie matki i siostry, które gdy tylko usłyszały o takim wyjeździe, jedyne czego żałowały, to że nie mogły pojechać tam razem z Hiroshim. To, że chłopak nie miał zbyt podzielnej uwagi i nie mógł myśleć o dwóch rzeczach jednocześnie, w tym wypadku stało się wybawieniem. Wesoły pociąg, później autobus, a na koniec sam bankiet, wprawiał go w bardzo dobry nastrój.

Mimo lekkiego poczucia przytłoczenia przyjęciem, często słyszany z głośników J-Pop pomagał mu poczuć się bardziej swojsko. Pierwsze co zrobił, to zaczął polować na jedzenie. Rano zjadł tylko skromne śniadanie, wiedząc, że może spotkać wiele specjałów na bankiecie. A dość długa podróż tylko zwiększyła głód. Chciał rzucić się na jedzenie jak dzik w żołędzie, jednak widząc wielu eleganckich gości, w dość dystyngowany sposób smakujących przystawki, musiał powstrzymać swe żądze. Zresztą, od dziecka przebywając w rodzinnej restauracji z sushi, nauczył się dobrych manier przy jedzeniu, więc akurat pod tym względem nie przynosił wstydu swemu amerykańskiemu koledze.

Trochę zajęło Sasakiemu, by zapełnić swój puściutki żołądek. Chłopak nawet nie zdawał sobie sprawy, że takie postępowanie dla piłkarza nie było zbyt zdrowe. Generalnie, przy całym światowym szale pod względem odżywiania się, szczególnie dla sportowców, w Japonii świadomość tego była niska. Oczywiście dlatego, że ich zwykła kuchnia była na tyle zdrowa, że nie było czym się przejmować. Cóż, Hiroshi pozna zapewne uroki swojej decyzji żywieniowej na następnym treningu.

Po jedzeniu Hiroshi mógł stwierdzić, że sam bankiet był dla niego nudny. Miejsce, w którym się odbywał sprawiało, że czuł się skrępowany. Dlatego czym szybciej uciekł z bankietu, by udać się na zwiedzanie Sapporo. W grupie z kilkoma kolegami z drużyny wzięli ze sobą przeciwnika i zaczęli zwiedzać. Jako pierwszy cel podróży zwiedzili Sapporo Dome, imponujący stadion piłkarski, zbudowany na Mistrzostwa Świata w 2002 roku. Takie miejsce robiło wrażenie i sprawiało, że tym bardziej chciało się kopać ten kawałek skóry, by kiedyś wystąpić na takim stadionie. Szczególnie w pełni zapełnionym kibicami.

Następnie każdy rzucał jakieś miejsce, które chciał zwiedzić, a przewodnik prowadził tam ich małą grupkę. Miejsce wskazane przez Hiroshiego cieszyło się najmniejszym entuzjazmem podczas zwiedzania. Ale nie samego Sasakiego. Muzeum Łososia w Sapporo było miejscem, gdzie dowiedział się wielu ciekawych rzeczy, przede wszystkim pod względem przygotowania sushi. Chętnie dowiedziałby się wiele więcej, ale koledzy coraz mocniej dawali znać, że nie zamierzają tracić czasu na taką, według nich, nudziarnię.

Lekko naburmuszony udawał się w kolejne miejsca za kolegami. Humor nieco mu się zepsuł i zaczął sporo marudzić. Wciąż jednak wycieczka była dla niego bardzo ciekawa. Choć wiele podróżowali jako drużyna, to zazwyczaj niewiele udało im się zwiedzić. Wyjazd, trening, mecz, powrót. Bo szkoła, bo rodzice, bo coś tam. W takich chwilach widziało się, jak wiele tracili przez to, że nie mieli czasu na zwiedzanie tych wszystkich miejsc, do których jeździli na wyjazdowe mecze. A może to Sapporo było tak ciekawe? Właściwie, jeśli porównało się je do jego rodzinnego Furano, to... nie było nawet czego porównywać.
 
Zara jest offline  
Stary 28-04-2018, 23:39   #17
 
Mike's Avatar
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
Soroyama niespecjalnie interesował się zwiedzaniem. Bardziej liczył, że uda mu się nawiązać jakieś przydatne znajomości, które pomogą wypromować na świecie jego niemałe już, a wciąż rosnące talenty. Bankiet u konsula był na to szansą.
Ale myliłby się każdy, kto by pomyślał, że Hajime nie był przygotowany do zwiedzania. Profesjonalny i rzecz jasna drogi Nikon zwisał z jego szyi. Myliłby się także ten, kto by pomyślał, że aparat ów jest tylko rekwizytem o używaniu którego Hajime nie ma pojęcia. Nie, on dbał o wizerunek i nie pozwoliłby sobie na takie zaniedbanie. Używał go ze swobodą i nonszalancją doświadczonego fotografa amatora. Głównie do robienia zdjęć dziewczynom i motorom. Rzecz jasna na tle wartych sfotografowania atrakcji turystycznych. Jeśli trafiły się jakieś w pobliżu.
 
Mike jest offline  
Stary 30-04-2018, 12:07   #18
 
Vilir's Avatar
 
Reputacja: 1 Vilir jest godny podziwuVilir jest godny podziwuVilir jest godny podziwuVilir jest godny podziwuVilir jest godny podziwuVilir jest godny podziwuVilir jest godny podziwuVilir jest godny podziwuVilir jest godny podziwuVilir jest godny podziwuVilir jest godny podziwu
Od momentu gdy tylko się obudził, Jonathan czuł ekscytację. Sam bankiet był już dla niego nie lada atrakcją, a udawanie się na niego z drużyną podnosiło to do niesamowitego stopnia. Była to wszakże szansa na zintegrowanie drużyny przed startem ligi, zwłaszcza że pojawiło się w nim kilka nowych nabytków. Do tego Jonathan miał szansę zapoznać trochę kolegów z krajem, z którego pochodzi, a dla dumnego Amerykanina jest to wręcz obowiązek.

Zaraz po wejściu do pociągu Jonathan zaczął snuć opowieści o USA, uwzględniając chwalebną wojnę o niepodległość, święto dziękczynienia jako dowód przyjaźni między Indianami i białymi twarzami, konstytucję, która była pierwsza na świecie i masę innych wydarzeń świadczących o wspaniałości Stanów Zjednoczonych. Niestety, fakty te nie wzbudziły zbyt dużego zainteresowania kolegów. Z resztą i Garrett po pewnym czasie przestał opowiadać o USA, bynajmniej nie dla tego że się zniechęcił. Nic z tych rzeczy. Po prostu wielkimi krokami zbliżała się historia o bohaterskich Amerykanach podczas II Wojny Światowej, a na to w Japonii mogą zapatrywać się trochę inaczej.

No i w końcu bankiet. Po trzech godzinach jazdy nadszedł czas na porządną wyżerkę. Choć w tym wypadku Jonathan musiał pochwalić zespół. Wbrew temu co myślał stado nastolatków po długiej podróży nie rzuciło się na jedzenie jakby widziało je pierwszy raz w życiu, ale raczej spożywało posiłek przy zachowaniu zasad savoir vivre. No może z jednym wyjątkiem. Chociaż nie do końca, bo nie chodziło tutaj o nastolatka. Trener Krzeszewsky jadł bez opamiętania, a jego talerzyk nigdy nie był pusty. Z każdą chwilą Garrett zastanawiał się coraz bardziej, czy pan Krzeszewsky będzie jadł aż do końca bankietu i ku jego przerażeniu, z każdą chwilą było to coraz bardziej prawdopodobne.

Jonathan odpuścił sobie zwiedzanie miasta. Był już kiedyś w Sapporo, a sam bankiet za bardzo mu się podobał aby chciał go opuszczać. Czuł się trochę jak jego gospodarz, choć wcale przy nim nie pomógł. Był on jednak Amerykaninem, synem konsula, a do tego przybył tutaj z dość liczną grupą osób. Bramkarz Furrano dość szybko wyprosił u ojca plakietkę pracownika konsulatu, a następnie przechadzał się po placu z ogromną przyjemnością odpowiadając na wszelkie pytania związane z jego ojczyzną, zarówno te zadane przez kolegów z drużyny, jak i przez zwykłych Japończyków.
 
Vilir jest offline  
Stary 02-05-2018, 15:26   #19
 
Jaśmin's Avatar
 
Reputacja: 1 Jaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputacjęJaśmin ma wspaniałą reputację
Gdy Kenji znów zaczął dostrzegać rzeczywistość dookoła było kilka minut po dwudziestej pierwszej.
Niezły koncert, naprawdę niezły. Gitary, bębny i aksamitny głos Kioshi śpiewającej rockowe ballady. I publiczność, która szybko dała się porwać chwili. Jak to mówią Amerykanie – Glorious!
Przebrzmiały ostatnie nuty. Światła znów zabłysły. Bijący brawo widzowie zacisnęli krąg wokół sceny. Kapela ukłoniła się, po czym muzycy zaczęli się integrować z ludźmi. Zdecydowana większość gości to mężczyźni więc nic dziwnego, że Kioshi skupiała większość uwagi.
Co nie znaczyło, że reszta kapeli została zignorowana. Mężczyźni klepali chłopaków po plecach, sypały się słowa uznania.
Perkusista i basista gładko dali się odholować do baru gdzie przygodni znajomi zaczęli znajomość od stawiania drinków. Kioshi wymknęła się do toalety.
Dopiero teraz Kenji poczuł jak schodzi z niego napięcie. Wzorem kolegów również podryfował do kontuaru. Drink z palemką, chwilę po pierwszym łyku ktoś przyjaźnie szturchnął Japończyka w wątrobę.
Bjoereng. Młody Norweg w rozpiętej kurtce i z bananem na twarzy, obaj młodzieńcy serdecznie uścisnęli sobie ręce.
- Cześć! - Kenji starał się przekrzyczeć panujący gwar. - Nie myślałem, że w takim miejscu spotkam jakąś znajomą twarz. Często tu bywasz?
Forfang już miał odpowiedzieć gdy nagle...
To było dla Urashimy jak uderzenie prądem. Gwałtowny dreszcz jak stado mrówek przebiegający po plecach. Dzieje się coś złego!
Kenji musiał mieć nieciekawy wyraz twarzy bo Bjoereng zamilkł w pół słowa. Obaj rozejrzeli się odruchowo.
Obaj w jednej chwili dostrzegli co się dzieje. W rogu korytarza stała Kioshi, obok niej jakiś zarośnięty typ w skórzanej kurtce, w ubraniu błysk stali.
Kenji zaklął.
On ma nóż! Grozi jej nożem!

*****

Dzyń, dzyń, dzyń.
Jak już zostało powiedziane wśród zastawy ustawiono tradycyjne ozdoby. W tym Furin – dzwonki wiatrowe. Małe serca dzwonków pulsowały pogodną muzyką akompaniując rozbawionemu tłumowi gości.
Trener Krzeszewski przełknął kolejny kęs ciasta i rozejrzał za drużyną.
Chłopaki, widać, rozeszli się po placu i mieście, w małych grupkach. Nie tylko oni zresztą. Stewardzi mieli pełne ręce roboty.
Krzeszewski przełknął i sięgnął po kubeczek ponczu.
Niech się bawią. Póki mogą.

*****

- Słyszałeś, Hajime-senpai? W radiu mówią, że jest szesnaście procent szans na trzęsienie ziemi w rejonie Hokkaido!
Mały Nitta podobnie jak kilku innych chłopaków trzymał się Soroyamy. Totoya wskazywał kolejne obiekty do sfotografowania, a Mały robił za automatyczną prognozę radiową. W kieszeni bluzy, Nitta trzymał komórkę nastawioną na radio, w uchu słuchawkę. Co chwila rzucał kolejne newsy radiowe. Hajime łaskawie pozwalał mu sobie towarzyszyć. Czemu nie? I tak potencjalni skauci wielkich klubów musieli zwracać uwagę głównie na niego. Charyzma, po prostu.
- O! Słyszeliście? Jedenaście procent szans na trzęsienie ziemi!
Grupka zdryfowała znów w kierunku stołów, poncz i sok pomarańczowy rządziły. Totoya i Haneda wymieniali się uwagami na temat architektury Sapporo i różnicami tejże w porównaniu z Furano.
- Chłopaki, słyszeliście...? Eee tam, już tylko siedem procent szans na trzęsienie ziemi. Nuuuuda.
Hajime kliknął aparatem kolejną śliczną młodą japonkę. Rozejrzał się za kolejnymi celami.
Ziemia drgnęła.

*****

Hiroshi, z towarzyszącymi mu Hisoką, Schinchiro i Hiramatsu byli pierwszymi, którzy wymknęli się z Placu Przyjaźni. Przemykali teraz przez ulice Sapporo sycąc się wielkomiejską atmosferą. Kolorowy hałaśliwy dostatnio odziany tłum mijał chłopaków ze wszystkich stron. Sasaki zwrócił uwagę jak niewiele mijających ich aut było japońskiej produkcji. Kilka miejscowych Hond, Suzuki i Toyot. Większość, zgodnie z obecną modą była autami zagranicznymi - Chevrolety, Fordy, BMW. I nie tylko. Zgadzało się to z artykułami w prasie internetowej, które Hiroshi ostatnio czytał. Przewaga Japonii w ilości sprzedanych samochodów na terenie kraju malała. Ale zyski nie spadały, potężna liczba aut sprzedanych za granicę pozwalała zrównoważyć budżet miejscowych producentów samochodów.
Ale mniejsza z tym. Hiroshi z kolegami obejrzeli jeszcze Uniwersytet Hokkaido, a także Uniwersytet Medyczny. Hiramatsu mówił o tej uczelni jako o swoim celu. Nie tylko on wybierał się zresztą na studia. A w Furano uniwerków z prawdziwego zdarzenia brakowało. Z tym większą ciekawością młodzi piłkarze obejrzeli monumentalne budynki placówek edukacyjnych. Medyczny uniwerek mógł się pochwalić, zgodnie z wasza wiedzą, populacją studentów przekraczającą tysiąc głów.
Kolejnymi celami był Park Maruyama obejmujący słynne Zoo Maruyama, najstarsze, najbardziej szacowne zoo na Hokkaido. Schinchiro, śmiejąc się, z premedytacją łamał zakaz dokarmiania zwierząt. Egzotyczne bestie pochłonęły uwagę młodzieży na pewien czas.
Opuścili zoo by zatrzymać się na pewien czas przed dużą lodziarnia położoną obok parku. Chłopaki hałaśliwie wybierali przysmaki.
Nagle ziemia drgnęła.

*****

Johnatan z dumą i pewnością siebie prawdziwego Amerykanina przewodził bankietowi na Placu Przyjaźni. Szybko otoczyła go grupka miejscowych i przejezdnych. Także kilka dziewczyn i kobiet zainteresowanych miłym, przystojnym i elokwentnym młodzianem.
Jakiś młody, bardzo wysoki Japończyk, trzymający za rękę małą dziewczynkę w pomarańczowej yukacie, wdał się z Garretem w rozmowę na tematy religii obu zaprzyjaźnionych krajów. Różnice między byddyzmem, shintoizmem, a chrześcijaństwem zajęły ich na pewien czas.
Rozmówca zadowolony z rozmowy uścisnął Garretowi rękę i poprowadził dziewczynkę do stołów z jedzeniem. Johnatan odprowadził ich melancholijnym spojrzeniem. Gdziekolwiek bądź, tematy religijne zawsze w modzie.
Amerykanin ruszył nieśpiesznie do stołów. Zdążył przełknąć kubeczek ponczu.
Ziemia drgnęła.

*****

Później mówiono, że było to jedno z najcięższych trzęsień ziemi w historii Sapporo. Sześć i pół stopnia w skali Richtera, to wystarczyło by budynki miejskie ucierpiały. Zginęło dziewięć osób, kilka tysięcy straciło dach nad głową. Służby miejskie zareagowały szybko, ale i tak straty były znaczne.
Ale mogło być gorzej.

*****

- Uciekajcie! Ludzie, uciekajcie!
Ziemia drżała jak skóra bydlęcia znaczonego ogniem. Febryczne wstrząsy nadchodziły falami jedno po drugim. I były wystarczająco silne by kruszyć budynki, rozpruwać ulice, budzić panikę. Zgromadzony na Placu Przyjaźni tłum uciekał we wszystkich kierunkach. Każdy myślał tylko o sobie i swych najbliższych.
W końcu to naturalnie, nie?
- Uciekaaaaać!
Rozstawione w podkowę stoły pękały i waliły się na bruk ulicy.
- Uciekaaaać!
Przerażeni ludzie uciekali krzycząc, zawodząc, płacząc. Jedna jednostajna muzyka strachu.
- Uciekaaaać!
Wstrząsy zaczęły rozrywać grunt, pękające pod stopami płyty chodnikowe potęgowały zamieszanie. Sypiące się szkło z rozpadających się szyb spadało na głowy uciekających tnąc skórę.
Hajime przez moment widział jak trener Krzeszewski schyla się i stawia na nogi jakąś niemłodą kobietę w tradycyjnej yukacie. Prowadził ją przez chwilę nim japonka przełamała się na tyle by uciekać sama. W tej samej chwili pękająca, podskakująca płyta chodnikowa trafiła mężczyznę prosto w skroń. Trener zalał się krwią i upadł niknąc z pola widzenia Soroyamy.
Johnatan miał dość czasu by spostrzec swego ojca starającego się pokierować ewakuacją z zagrożonego obszaru. Tu sytuacja była w miarę opanowana. Garret dostrzegł jeszcze jak wysoki Japończyk z małą dziewczynką, z którym rozmawiali przed chwilą, znika w rozpadlinie, która rozprzestrzeniła się pod jego stopami. Znając żywioł można było zaryzykować stwierdzenie, że rozpadlina w kilka minut zewrze się zabijając oboje.
Grupa Hroshiego znalazła się szczęśliwie poza epicentrum wstrząsu. Ale i tak nie ominęło ich nieszczęście. Pękająca pod nogami szczelina pochłonęła Hisokę. Kędzior krzyknął raz i zniknął pod ziemią. Wokół panika i chaos. Wysokie krzyki uciekających jak głosy ptaków. Głęboka basowa muzyka śmierci...

*****

- Mówi John Shiraishi z telewizji Hokkaido One. Dzisiaj około godziny piętnastej Sapporo nawiedziło trzęsienie ziemi o mocy około sześć i pół stopnia w skali Richtera. Nadal nie wiemy ilu mieszkańców straciło życie, a ilu tylko dach nad głową. Trwa akcja wydobywania ofiar katastrofy spod gruzów. Premier Japonii zadeklarował daleko idącą pomoc dla ofiar kataklizmu...
 
Jaśmin jest teraz online  
Stary 07-05-2018, 14:31   #20
Adi
Keelah Se'lai
 
Adi's Avatar
 
Reputacja: 1 Adi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputację
Dialog w “Krainie Szczęścia”
- Cześć! - starał się przekrzyczeć panujący gwar. - Nie myślałem, że w takim miejscu spotkam jakąś znajomą twarz. Często tu bywasz?

-Siema - odpowiedział mu Norweg.
-Prawdę mówiąc jestem tu po raz pierwszy - powiedział ze śmiechem na ustach.
-Szukałem jakiejś pozytywnej energii po zwycięstwie i tak trafiłem tutaj. Niezła muza - powiedział Forfang.

- Dziękuję w imieniu zespołu - Kenji uśmiechnął się. - Chociaż jak mam być szczery, nie każdy kawałek jest naszego autorstwa - mrugnął na znak, że żartuje.

-Każdy się na kimś wzoruje nieprawdaż? - zapytał Norweg.

- Filozofujesz? Ile już wypiłeś? - Japończyk zaśmiał się z własnego żartu.

-Jeszcze nic, bo kasy nie wziąłem ze sobą - odpowiedział mu Bjoereng.

- No to lepiej zamawiaj zanim się zacznie - obrońca i gitarzysta w jednym nawiązał do starego dowcipu. - Od dawna w Japonii?

-Od jakiś dwóch miesięcy, ale zdążyłem się już zadomowić - uśmiechnął się Bjoereng.
-A ty skąd pochodzisz? - zapytał.

- Stąd, z Furrano. Tylko w zeszłym sezonie wywiało mnie do Osaki. Wracam i okazuje się, że prawie nikogo w drużynie nie znam.

-Heh, ja nikogo nie znałem jak tu przyleciałem - zaśmiał się Norweg i szturchnął przyjacielsko Urashimę w ramię.

- No tak, ty to dopiero miałeś niełatwo - chłopak odpowiedział na szturchnięcie uśmiechem. - Nie tylko nowi ludzie, ale w ogóle nowy kraj, język, mentalność. Pewnie niełatwo jest się zadomowić. Bardzo się różnimy od Europejczyków?

-Jak sam wiesz Japonia ma dużo więcej źródeł jeśli chodzi o kwestie technologiczne, My na północy i w ogóle w Europie jesteśmy “daleko za murzynami” - powiedział Bjoereng.
-Tu przynajmniej macie lato - uśmiechnął się.
-Na szczęście po angielsku można się dogadać - powiedział.

- Z tym angielskim to w sumie różnie bywa. Tylko mi nie mów, że w twoich stronach cały rok śnieg leży?

-Może nie cały rok, ale większość czasu tak. Temperatura latem jest umiarkowana - powiedział

- Rany, chyba bym nie wytrzymał. Owszem, chętnie bym to zobaczył, ale mieszkać bym tam nie chciał. Bez urazy.

-Jakbyś się tam urodził bądź mieszkał tak z rok to byś i ty przywykł do takich warunków - powiedział Norweg.

- Może i tak - Kenji upił trochę drinka. - Na pewno miałbym szansę umieć lepiej dryblować. Stary, ta bramka w meczu z Realem… Coś pięknego.

-Łatwo się mówi i patrzy “z boku” na całą akcję. Najważniejsze było to by nie panikować tuż przed bramkarzem. Wystarczyło poczekać na ruch bramkarza ekipy z Hiszpanii i minąć go jednym zwodem oraz oddać strzał do pustej bramki - oznajmił Norweg jakby był komentatorem sportowym.
-Zaś twoje zachowanie w obronie prawie zawsze skutecznie doprowadza nas do szansy byśmy nie stracili bramki, bo jesteś ostatnią linią obrony nie licząc Garretta - mrugnął do Japończyka porozumiewawczo.

- Bez przesady, Murphy zrobił więcej ode mnie. No i gdyby nie Garrett stracilibyśmy jeszcze jedną bramkę.

-Co fakt to fakt - odpowiedział Norweg.
-A miałem Ci mówić. Czy widziałeś ostatnio… - Forfang nie dokończył pytania, bo zauważył jak Kenji nagle zmienił wygląd twarzy na zdziwienie i wtedy ujrzał napastnika.
Może lepiej byłoby gdyby się wycofali, bo któryś z nich ucierpi mniej lub bardziej. Forfanga zamurowało, ale to Kenji wydawał się na bardziej przejętego niż Norweg, może znał tę dziewczynę? Poczekał na ruch Japończyka.
 
__________________
I am a Gamer. Not, because i don't have a life. But because i choose to have Many.
Discord: Adi#1036
Adi jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:50.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172