Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 23-10-2020, 10:28   #121
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Pół godziny później wyruszali. Robert i Zofia w samochodzie, a Emmerich z przodu na harleyu-davidsonie. Jechał na przedzie prowadząc ich ku przygodzie. Robert załadował do samochodu kilka skrzyń pokrytych alchemicznymi symbolami. Iza została na straży twierdzy. Blondyn zresztą wyraźnie podkreślił, że obecność strefy niekontrolowanej nierównowagi rzeczywistości mogłoby poluzować więzy jakie na sukkuba nałożono.
Perka spakowała zerwane zioła w plastikowe pojemniki i włożyła do plecaka. Od Roberta pożyczyła jeszcze kilka świeczek i termos z wrzątkiem.
- Zastanawiam się jakie czarownice zajmują się tą okolicą. - Siedziała na miejscu pasażera w nieco rozpiętej koszuli tak, by mag mógł dostrzec zaczątek jej piersi. Założyła też odruchowo nogę na nogę eksponując niemal w całości swoje udo.
- Jeśli będziemy mieli pecha, to się dowiemy. Wiesz… że potrafisz być bardzo rozpraszająca?- spytał na koniec żartobliwie Robert.
- A jednak doskonale ci idzie prowadzenie. - Zosia zaśmiała się. - Jak będzie dobrze, to może będzie jedna z dziewczyn, z którą spędzałam sabat.
- Możliwe. Ale na pewno będzie wściekła. I wierz mi… to wielki wysiłek z mojej strony.- zaśmiał się blondyn i wzruszył ramionami dodając.- Przepraszam że psuję ci urlop.
- Na moje własne życzenie. Mogłam siedzieć z Izą i dawać się jej wykorzystywać, albo zapolować na jakiegoś przystojniaka w twojej okolicy. - Zosia oparła się o drzwi od strony pasażera jeszcze mocniej eksponując udo i nieco sygnalizując fakt, że nie ma pod spódnicą bielizny. - Cóż… sprawdzimy czy uda mi się ją udobruchać i tak byśmy tego nie naprawiły same.
- Nie chcę cię straszyć, ale wyobraź sobie to co przeżyłaś w altance, tylko wielkości domu. I coś przed czym nie można uciec wracając do naszej rzeczywistości.- wyjaśnił spokojnie Robert.
- Nie muszę tam wchodzić z wami by posprzątać. - Zosia wzruszyła ramionami, co jedynie mocniej odsłoniło jej pierś. - Trzeba zaprosić naturę, by zasklepiła się nad raną. Chyba niezbyt będę wam mogła pomóc z tym demonem, prawda
- Nie wiem. Nie bardzo znam się na czarownicach i ich magii, więc nie mam pojęcia.- jego dłoń “przypadkowo” ześlizgnęła się na udo Zofii wodząc pieszczotliwie po jej skórze.
- Widziałeś naszą walkę z Babą Jagą. Mogę poprosić duchy o pomoc… mogę… wspomóc cię swymi siłami, tak jak wtedy, ale nigdy nie byłam typem wojownika. - Perka na zachętę rozchyliła nogi.
- Acha…- choć wątpiła by akurat o walce teraz myślał sięgając palcami między jej uda, do gorącego jądra pożądania.
Perka zamruczała czując męski dotyk. Jej biodra odruchowo wyszły naprzeciw palcom Roberta. A ten sięgnął głębiej i poruszać począł dłonią, między udami kochanki. Powolny lubieżny dotyk i wypełnienie jakie przynosił, było miłą rozrywką podczas tej monotonnej jazdy samochodem. Zosia wyprężyła się na fotelu szeroko rozchylając nogi. Czuła jak jej ciało przeszywają przyjemne dreszcze.
Taka jazda była niebezpieczna, więc blondyn zwolnił dzieląc swoją uwagę pomiędzy drogę i pieszczotę między udami siedzącej obok niego rudowłosej.
- Mhm.. wytrzymasz tak te “kilka” godzin trasy? - Perka spojrzała zadziornie na siedzącego obok maga.
- Nie będzie łatwo.- odparł mężczyzna znacząco poruszając palcami pod jej spódniczką.
- Pocieszę… że jestem blisko. - Perka chwyciła się dłońmi za zagłówek i wypięła jeszcze mocniej, czując jak zbliża się do szczytu. - Mocniej.
Palce Roberta napierały więc mocniej między uda kochanki. Zanurzyły się stanowczo w spragnionym jego dotyku obszarze rudowłosej wraz lubieżnymi mlaśnięciami. Do tych dźwięków doszły inne. Policyjnej syreny. Patrol ruszył za nimi i wyraźnie dawał znaki, by zjechali na pobocze.
Barbara jęknęła głośno dochodząc i opadła na fotel pasażera.
W samą porę najwyraźniej, bo Robert zjechał na pobocze i poczekał aż policjanci zatrzymają się obok. Jeden z funkcjonariuszy wysiadł i podszedł do samochodu. Pochylił się i spytał obojga.
- Wszystko w porządku?-
- Jak najbardziej.- zapewnił pospiesznie blondyn z szerokim uśmiechem.
Perka nachyliła się by spojrzeć przez okno kierowcy i przy okazji eksponując dekolt przed funkcjonariuszem.
- U Panów też wszystko dobrze? - Spytała z troską. - Potwornie ciepło się robi. - Uśmiechnęła się do policjanta.
- Dobrze…- mruknął rozkojarzony funkcjonariusz, po czym skupił się na tyle skomentować.- Trochę jechaliście zygzakiem. Nie jest pan pod wpływem, może?
- Ależ nie. - odparł pospiesznie Robert.
- Pan wybaczy… myślałam, że w aucie jest jakiś robak i trochę podskoczyłam… Robert musiał się wystraszyć i zakołysać autem. - Perka uśmiechnęła się jak mogłaby to zrobić rasowa blondynka, niestety rude loki opadające na dekolt mogły nieco zabić efekt.
- Proszę więc jechać prosto i skupić się na drodze. - odparł policjant prostując się.- O wypadek łatwo.
- Oczywiście panie władzo i przepraszam za kłopot. - zapewnił gorliwie Robert.
- Udanego dnia. - Zosia posłała policjantowi jeszcze jeden uśmiech i usiadła wygodnie na fotelu pasażera.
- Nawzajem.- odparł policjant i wreszcie mogli pojechać dalej. A blondyn rzekł z ulgą.- Blisko było.
- Czy ja wiem… - Perka odprężyła się i przeciągnęła na fotelu. - Byli mili.
- Nie z mojego powodu. - zaśmiał się czarownik i westchnął.- Kobietę też byś przekonała?
- To zależy… ale zazwyczaj kobiety też mają do mnie słabość. - Dłoń Perki powędrowała do krocza mężczyzny i sprawdziła czy zabawa z nią przyniosła jakiś efekt.
- Nie dziwię się…- szepnął ciężko, gdy palce rudowłosej zaczęły wodzić po wyraźnym dowodzie efektu swoich zabaw.
- Jeśli pani, ma uraz do atrakcyjnych kobiet nawet ja nic nie wskóram. - Dłoń czarownicy sięgnęła do rozporka chcąc wydobyć to co kryły spodnie.
- Lepiej… powinniśmy przestać… zjechać.- Robert desperacko rozglądał się za jakimś ustronnym miejscem, gdy Perka uwolniła z tkanin swoją zdobycz… pal rozkoszy, który powstał dzięki jej pokusie.
- Teraz masz obie dłonie na kierownicy, prawda? - Perka nachyliła się i pocałowała naprężoną męskość. - To patrz na drogę.
- Łatwo ci powiedzieć…- sapnął cicho blondyn, jednakże posłuchał jej instrukcji.
Zosia przesunęła językiem po gorącym ciele.
- Wierzę w ciebie. - Z lubieżnym uśmiechem, którego nie mogła dostrzec jej ofiara, objęła wargami męskość kochanka.
Słyszała jego ciężki oddech, sapanie… czuła jego drżenie, jak i gotowość jego ciała.
- Jesteś niemożliwa.- westchnął rozpalonym głosem Robert, gdy ona smakowała i pieściła organ miłości kochanka.
Zosia wypuściła go z ust i zaczęła wodzić palcami po męskości maga.
- Mam przestać? - Wymruczała, ponownie przesuwając językiem po jego czubku.
Przez chwilę Robert milczał starając się wytrzymać. W końcu poddał się mówiąc.- Nie.
- To się poczęstuję. - Perka ponownie objęła go wargami i possała mocno.
Głośny jęk i lekkie zakręty towarzyszyły tej napaści. Robert postarał się zapanować nad samochodem i nawet mu się to udawało, choć pieszczoty Perki były wielkim wyzwaniem. Na dole jednak nadal stawał na wysokości zadania. Zosia pieściła go z zaangażowaniem swoimi wargami, wodząc też palcami jednej dłoni po podstawie oręża kochanka. Kusiło by dać mu się wziąć, jednak… im szybciej dojadą na miejsce tym szybciej załatwią problem magów.
Co prawda te pieszczoty sprawiały, że akurat dojazd zaczął robić się problematyczny. Im bardziej rosło ryzyko eksplozji tym bardziej czarownik miał kłopoty ze skupieniem się na drodze. Niemniej też tym smakowitszy i większy kąsek badała ustami, acz w końcu trysnęło źródełko przy głośnym jęku maga.
- Jjjuż… blisko.. - wydusił z siebie po wszystkim. Perka nie odezwała się, zajęta spijaniem trybutu kochanka. Dopiero gdy skończyła, powoli wyprostowała się i oblizała.
- Szybko… - mruknęła, nie dając znać czy chodzi jej o szczyt Roberta czy o trasę.
- Emmerich daje znać, by zjechać…- wskazał na harleya przed nimi, oraz na jakiś przydrożny bar z hotelem. - Wygląda na to, że Magdalena sobie tu dorabia.
- A ty jak dorabiasz? - Zosia poprawiła ubranie i włosy, starając się by wszystko wróciło na swoje miejsce.
- Nieruchomości. Magdalena lubi mi wytykać, że urodziłem się w złotym czepku.- wyjaśnił Robert chowając odsłoniętego robaczka z powrotem w spodnie. - Zapomina dodać, że większość z tych “nieruchomości” jest również więzieniami.
- Dla takich bestyjek jak ta z altanki? - Zosia uchyliła nieco okno wpuszczając nieco świeżego powietrza do ich nagrzanego zabawami auta.
- Też. Ale nie ma powodów do obaw. Są dobrze spętane.- odparł z uśmiechem mag parkując samochód.- O ile się do nich nie zagląda.
- To może daj mi listę, co? Zawsze wchodząc do domu upewniam się czy nie ma w nich dobrotliwych duchów. - Perka spojrzała niepewnie na siedzącego obok blondyna.
- Nie sądzę byś musiała się tym martwić, ale ok…- zatrzymał się Robert tuż obok mototu Emmericha. - Przygotuję taką.
- Dzięki. - Perka wyszła z zaparkowanego auta i przeciągnęła się, rozglądając się po okolicy.
Nie było tu nic niezwykłego, ani strasznego. Od zwykły bar dla podróżnych wraz z hotelem. Pewnie w okolicy były atrakcje w postaci jakichś stawów, może parku lub lasu. Rozrywki związane z agroturystyką. Stał też przy drzwiach afisz reklamujący występ MadeleineBlack. Iluzjonistki.
Emmerich wszedł już do środka baru.
- O.. iluzjonistka? - Perka oparła się o auto spoglądając na afisz i czekając na Roberta.
- Tak. Uprawia magię na oczach ludzi. Nic skomplikowanego… od takie wprawki dla nowicjuszy. - zaśmiał się blondyn zamykając drzwi za sobą i ruszając za nią.
- Nie macie nic przeciwko obnoszeniu się z magią? - Perka podeszła do drzwi i zajrzała do lokalu.
- To zależy jak się z nią obnosisz. Jeśli ludzie wierzą, że to co widzą da się wytłumaczyć racjonalnie…- wyjaśnił blondyn podążając za nią i razem weszli do środka. Budynek musiał być kiedyś, w czasach PRLu zapewne, jakąś klubokawiarnią. Bo wszystko tu było siermiężne, choć posypane lukrem czasów późniejszych. Nowe tapety, unowocześniane wnętrza. Podążyli przez budynek wprost do sali tanecznej. Obecnie pustej. Tam na podium dla orkiestry Magdalena szykowała swój “show”.
Kobieta miała swoje lata, acz nadal wyglądała szykownie i wydawała się w być nadal w szczycie kondycji fizycznej. Blondynka promieniowała aurą autorytetu i podejrzliwym spojrzeniem przeszyła podchodzącą czarownicę.
- Kto to ?- spytała wprost Emmericha.
- Zosia.. znajoma Roberta. - Perka przestawiła się podchodząc do starszego maga. - A ty musisz być Magdalena.
- Tak jestem.- przyznała się blondynka wyciągając dłoń ku dziewczynie.- Nie wiem tylko czemu ty tu jesteś. Nie wtajemnicza się w takie kwestie ludzi spoza branży.
- Bo nie do końca jestem spoza. - Perka uśmiechnęła się. - No i byłam u Roberta na urlopie, a wyście mi go wyciągnęli na bieganie po wsiach.
- Cóż. To sprawa która może panią przerosnąć. Nas trochę przerasta.- wyjaśniła blondynka.
- Czyj to był uczeń? - zapytał Robert, a Magdalena westchnęła. - Chyba Czarkierwicza. Sprowadziłabym go tu, by posprzątał bałagan, ale jak wiecie przekręcił się na dobre rok temu.
Perka rozejrzała się po scenie nie zważając na słowa magini czy tam czarodziejki jak by się może wolała nazywać. Uznała też, że poinformowanie reszty magów o tym czym zajmuje się sama leży po stronie Roberta.
Blondyn wyraźnie się z tym wahał, ale w końcu po długim milczeniu rzekł wreszcie.
- Jest czarownicą.
- Niech to szlag. Jeszcze nadzoru nam tylko potrzeba.- odparła dramatycznie Magdalena i zwróciła się do Emmericha.
- Nie.- odpowiedział uczciwie.
- To nie mój teren i nie będę włazić w paradę lokalnemu sabatowi. - Perka odpowiedziała spokojnie uśmiechając się do blondynki. - Mogę wam co najwyżej pomóc posprzątać.
- Zobaczymy.- stwierdziła powątpiewająco Magdalena, a Robert postanowił zmienić temat.- To jaka jest sytuacja.
- Postawiłam bariery więc problem się nie rozszerza, ale to rozwiązanie tymczasowe. Trzeba wejść do środka i rozwiązać problem u źródła.
- Dziś wieczorem?- zaproponował Emmerich. A magiczka potwierdził kiwając głową. - Tak. Po moim występie.
- A możemy się tam przejść? - Perka zerknęła na Emmericha i Roberta.
- Jest bezpiecznie, prawda?- spytał Emmerich.
- Tak. Jest bezpiecznie. Nie podchodźcie za blisko.- machnęła ręką Magdalena.
- Ok. To cię tam zawiozę na harleyu. Obejrzysz sobie i wracamy. Robert załatwisz formalności? Musimy się zatrzymać tu na noc.- zaproponował Emmerich.
- Mi to pasuje. - Zosia uśmiechnęła się w odpowiedzi. Chciała się zorientować kto tu zajmuje się okolicą.
- No to ruszamy.- Emmerich ruszył do wyjścia, a Zofia za nim. Dotarli na parking, wsiedli na motor i ruszyli drogą. Perka przytulona do pleców Emmericha obserwowała okolicę rozglądają się za znakami charakterystycznymi. Jadąc drogą rudowłosa zorientowała się że znajduje się w domenie Burej. Nie spotkała jej osobiście, acz słyszała że bywa agresywna i pyskata. I generalnie trzymała się z dala od innych czarownic.
Gdy jechali drogą Perka dała znak siedzącemu przed nią Emmerichowi by ten się zatrzymał. Co też mężczyzna zrobił po chwili zatrzymując się na poboczu niezbyt ruchliwej ulicy.
- Chyba wiem kto opiekuje się tym terenem. - Perka zeszła z motocykla, ale odezwała sie dopiero gdy Emmerich zdjął kask. - Z plecaka z ziołami, który zabrała z sobą wydobyła jabłko. - Podpytam gdzie mieszka.
Nie czekając na odpowiedź mężczyzny przeskoczyła rów i przykucnęła na polu wchodząc w świat duchów.
Było tu spokojnie, nieco brudno… bo okolica była mocno ucywilizowana. Większość duchów wycofała się w cień i przemykała na obrzeżach percepcji starając się nie wchodzić nikomu w drogę.
Perka wydobyła jabłko i wyciągnęła je na dłoni cicho przywołując okoliczne Julki.
Te pojawiły się po paru minutach, nieśmiałe i podejrzliwe. Zgromadziły się wokół niej tworząc małą grupkę i chciwie wpatrując się w jabłko.
- Szukam tutejszej wiedźmy.. Burej. - Perka bawiła się w dłoniach owocem. Wskażcie mi kierunek, a jabłko jest wasze.
Lulki zaczęły naradę. Jabłko kusiło, ale wskazanie obcemu tutejszej wiedźmy mogłoby być kłopotliwe dla niej i dla nich przez to. Po krótkim i zaciekłym sporze lulki zdecydowały się przyjąć ofertę. Najstarszy z nich wskazał kierunek.
- Tam w domu drewnianym na zielono pomalowanym. - rzekł krótko.
- Dziękuję. - Podała starszemu jabłko i wyprostowała się wychodząc z rzeczywistości duchów.
Przeskoczyła rów i podeszła do Emmericha.
- Wiem kto jest czarownicą na tym terenie. - Podeszła i usiadła za plecami starszego maga. - Ale najpierw zerknijmy na ten bałagan, którego narobiliście.
- Ok.- mruknął enigmatycznie Emmerich. I ruszyli. Droga ich kręta prowadziła do domu jednorodzinnego znajdującego się na obrzeżach. Z pozoru nic niezwykłego. Poza ciszą. Wokół niego było wyjątkowo cicho. A im dłużej przyglądała się budynkowi Zofia czuła że coś jest z nim nie tak. Jakby kąty i proste nie schodziły się tak jak powinny. Jakby budowla była nieco powykrzywiana. Coś było nie tak z tym domem, acz… trudno było powiedzieć co dokładnie.
Perka objęła mocniej Emmericha. Drugie takie uczucie niepewności w ciągu dnia to było dla niej nieco za dużo.
- Zajmiemy się tym. - pocieszył ją mężczyzna i spytał.- Obejrzałaś już sobie? Wracamy?
- Oddalmy się dobrze? Chciałabym sprawdzić jak bardzo oberwało się okolicy. - Perka przyglądała się przez chwile domowi, oglądając otaczającą go naturę. - Jak myślisz? Gdzie może być bezpiecznie by to coś mnie nie złapało?
Emmerich zapalił papierosa zamruczał coś, pomachał nim… dym z tlącego się papierosa układał w jakieś glify, które on pewnie rozumiał.
- Jest bezpiecznie. Magdalena osłoniła dom.- wyjaśnił oceniając je.
- Przed wami czy przed czarownicami? - Perka zeszła z motocykla. - Altanka u Roberta nie jest osłonięta?
- Z zewnątrz tak. Nie gdy ktoś wszedł już do ogrodu.- odparł Emmerich. - Poza tym mało kto tam zagląda ze świata duchów.
- Ja to robię często. - Zosia odpowiedziała cicho, pozwalając by jej wzrok powędrował do świata duchów. Tak też chciała obejrzeć sobie dom i jego najbliższą okolicę.
Otoczenie było opustoszałe. Może i dom był zabezpieczony, ale wszystkie duchy zwiewały gdzie pieprz rośnie także i w tym odbiciu rzeczywistości było tu przerażająco cicho. Ale żadnych większych śladów zepsucie nie zauważała. Poza samym domem rzecz jasna. Ten był jądre ciemności, pokrzywioną i niemal rozpadającą się chatką jak z horroru. Ściany trzymały się chyba słowo honoru, a cały budynek wyglądał jak coś chciało go rozerwać od środka. I był pogrążony w półmroku.
Perka odetchnęła i zamknęła oczy. Po dłuższej chwili rozmasowała je.
- Paskudne to. - Mruknęła cicho i rozejrzała się po okolicy. Nie będzie mogła za bardzo pomóc. Można potem zachęcić duchy do powrotu, zostawiając im dary, ale nie wiedziała co więcej mogłaby zrobić.
- W środku pewnie gorzej.- ocenił Emmerich paląc papierosa.
- Wpadnę w odwiedziny do lokalnej wiedźmy, sprawdzę czy coś wie. Podobno mieszka gdzieś w tamtym kierunku. - Wskazała obszar, który pokazały jej Julki.
- Nie wiem czy to dobry pomysł.- ocenił Emmerich wzruszając przy tym ramionami.
Zosia zaśmiała się.
- No my się nawzajem często odwiedzamy. - Mrugnęła do maga. - Ale byłabym wdzięczna jakbyś pożyczył mi stówkę. Robert odda.
- Żaden problem. No chyba że nie mam. Wtedy to będzie problem.- Emmerich zaczął grzebać w portfelu. Po chwili wyjął pomięte banknoty i podał je rudowłosej.
- Super. Dziękuje. Powinno wystarczyć bym była w stanie do was wrócić. - Zosia uśmiechnęła się i wskoczyła na miejsce za starszym magiem. - To podwieź mnie w tamtym kierunku, jak już ją wyczuję to się przejdę.
- Wsiadaj.- rzekł Emmerich i wkrótce ruszyli. Przejechali kilka uliczek kierując się wskazówkami czarownicy i jej przeczuciem, aż w końcu uznała że nadszedł czas rozstania.
Emmerich zatrzymał się i Zofia zsiadła.
- Powodzenia w tym co planujesz.- rzekł mężczyzna, cmoknął ją w policzek i odjechał.
Zosia pomachała mu. Poprawiła na ramieniu plecak i ruszyła w kierunku, w którym wyczuwała obecność innej czarownicy.
Została jednakże znaleziona pierwsza. Przydomek Bura pasował do niej. Ubierała się na czarno a włosy miała naturalnie siwe . Była blada jak upiór, chuda i przyglądała się Zosi podejrzliwie.
- Czego szukasz w mojej domenie?- zapytała pomijając wszelkie uprzejmości.
- Ciebie też miło widzieć. - Perka uśmiechnęła się do białowłosej wiedźmy. - Po prostu byłam w okolicy i stwierdziłam, że wpadnę w odwiedziny.
- Mhmm? Ja akurat jestem zajęta problemami. - odparła Bura przyglądając się rudowłosej. - Niespecjalnia radam gościom, zwłaszcza niezapowiedzianym.
- Więc może pomogę? - Zosia nie przerywając uśmiechu na swojej twarzy. - Jakby co napiję się herbaty i pojadę dalej. Gdybyś mi tylko podpowiedziała gdzie jest jakaś noclegownia.
- Kim w ogóle jesteś?- zapytała Bura podchodząc ostrożnie do koleżanki po fachu.
- Zosia, ale siostry mówią też do mnie Perka. A ty musisz być Bura? - Rudowłosa czarownica zaczekała spokojnie aż gospodyni się zbliży. - Inne na sabatach wspominały mi o tobie.
- Perka... Jaskółcze skrzydła przyniosły plotki o tobie i jakiejś chryi w Lesie Kampinoskim.- przypomniała sobie Bura.
- No tak.. to musiało się roznieść. - Perka zamyśliłą się. Była ciekawa co u reszty. Przeżyły i pewnie miały się dobrze, ale trzeba by się odezwać.
- Zaginęłaś ponoć bez wieści.- wspominała dalej Bura.
- O.. to może skorzystałabym z telefonu? Jeśli pozwolisz? - Perka była zaskoczona tą informacją. Jakby nie patrzeć mówiła Wildze że idzie z Robertem no i pisała do niej by ta przesłała jej portfel i telefon.
- Ok. - stwierdziła zaskoczona Bura i podała swoją komórkę.
Perka wybrała numer Wilgi. Jakoś niezbyt miała ochotę w obecnej sytuacji rozmawiać z matką lub babcią.
- Słucham?- usłyszała znajomy głos przyjaciółki i kochanki zarazem.
- Cześć tu Perka, dzwonie od Burej. Właśnie się dowiedziałam, że zaginęłam. - Zosia pozwoliła sobie na radosny, żartobliwy ton.
- Hej. Co tam u ciebie.- odparła wesoło Jagoda. I zapytała. - A zaginęłaś?
- Takie ploty roznoszą jaskółki. Dostałaś może moją wiadomość z telefonu Roberta? Przydałby mi się portfel i telefon. - Głos przyjaciółki poprawiał nastrój i dodawał otuchy.
- No… dostałam. I wysłałam. A o plotkach nie wiem. Nie rozmawiam z innymi czarownicami. Świerga to robi i pozostałe przyjaciółki. - wyjaśniła Wilga.
- Dasz im znać, że zwiedzam Polskę i wrócę za 2-3 dni? - Zosia uśmiechnęła się do Burej, z której telefonu korzystała. Chciała zapytać o Ducha, ale to może byłoby już nadużycie czyjejś własności.
- Dobrze… ale mogą zacząć drążyć.- odparła cicho Jagoda.
- Oj toż Joanna widziała Roberta, poradzi sobie. - Zosia uśmiechnęła się do słuchawki. - Dasz radę, a ja kończę, ok?
- No… ale wiesz… to mag. Świerga twierdzi że to jak sytuacja z Romea i Julii. Że czarownicy to czarne owce.- przypomniała jej Jagoda cicho. - Nic ci nie zrobił?
- Nic i nie planuję się z nim hajtać. Dobra, muszę kończyć. Trzymaj się tam. - Nim Wilga zaczęła znów smęcić rozłączyła telefon i oddała go Burej. - Dzięki wielkie.
- Nie ma za co.- stwierdziła krótko Bura, po czym wyjaśniła swoje problemy.- No ja mam tu problem z magami. Najpierw zrobili olbrzymią kupę gówna w jednym z budynków, a teraz przyjechało ich więcej i przy niej grzebią.
- Och.. i planujesz coś z tym zrobić? - Perka wsunęła dłonie do kieszeni wąskiej spódnicy.
- Nie… wiem…. za dużo ich teraz, a ja nie chcę wywoływać jakiejś lokalnej wojenki.- westchnęła ciężko Bura. - Pilnuję sytuacji. Na razie ograniczając swoje czary mary do jednej lokacji, więc… może w końcu skończą i pojadą.
Ruszyła i gestem dłoni nakazała Zofii podążenie za sobą. Perka ruszyła za nią.
- Widziałam pewna niepokojąca chatę po drodze. Nie chciałam się wtrącać, ale potwornie mnie niepokoiła, więc zobaczyłam co tam się dzieje.
- Magowie to zawsze kłopoty.- wzruszyła ramionami Bura. - A ta chata to właśnie przykład kłopotów jakie wywołują.
- Cóż.. niech posprzątają po sobie. - Zosia wzruszyła ramionami idąc za białowłosą przewodniczką.
- Jeśli zaczną sprzątać, to nie będę się wtrącać. Ale równie dobrze mogą namieszać bardziej.- mruknęła ponuro Bura. - A wtedy zrobię im z dup jesień średniowiecza.
- Nie dziwię ci się. - Perka musiała zgodzić się z Burą, sama zrobiłaby podobnie.
- Poza tym… nie lubię się z sąsiadkami. Mogą nie przybyć mi na pomoc.- przyznała ciszej Bura.
- O? Czemu? - Zosia też słyszała na sabatach, że inne czarownice nie lubią się z Burą bo podobno była nieprzyjemna. - Jakaś stara gwardia?
- Z różnych powodów. - odparła enigmatycznie Bura, gdy docierały do niczym nie wyróżniającego się domu jednorodzinnego.
- Mam miejsce na tapczanie w pokoju gościnnym. Możesz się tam przekimać.- wyjaśniła Bura.
- Nie będę ci zajmować tyle czasu. Z resztą jak słychać chyba mnie szukają. - Zosia uśmiechnęła się. - Ale jakbym się mogła załapać na coś ciepłego i jakiś wgląd w mapę to byłoby super.
- Jasne… nie ma sprawy. - odparła Bura otwierając drzwi, by wpuścić Zofię do środka. - Kto cię szuka?
- Znając życie… moja matka. Troszkę napsociłam i przyznam, że zwiałam by nie musieć z nią gadać. - Perka weszła do środka i z zaciekawieniem rozejrzała się po domu.
Domostwo było… podobne do swojej gospodyni. Nieco zużyte meble, porozwieszane gdzieniegdzie zioła. Plakaty folkmetalowych i heavymetalowych zespołów na ścianach. Ogólnie mało kolorów, a te które były… wyblakły. Po domu kręcił duży kocur… szary.
Wskoczył na pobliski podest i podejrzliwie przyglądał się Perce.

Jego spojrzenie wydawało się bardzo… rozumne. Nie kocie wręcz.
- Twój chowaniec? - Perka skinęła na kota. Nagle jeszcze tęskniej zrobiło się jej do Ducha.
- Czuję się obrażony.- odparł kot. - Takim określeniem.
- Rademenes, odwrotny kotołak… czyli zwierzę które może przyjąć ludzką postać. Należał do mojej prababki. I jakoś nie chce umrzeć. - burknęła Bura.- Imię ja mu nadałam, bo tak stanowi odwieczny pakt.
- Wobec tego bardzo miło mi poznać. - Zosia dygnęła nieznacznie przed kotołakiem. - Jestem Perka.
- Witaj czarownico w domu rodu Braniewiczów. Statecznym i sławnym w cnoty, aż do czasu ostatniego pokolenia. - stwierdził kocur kłaniając się łebkiem.
- Snob.- podsumowała Bura.
- Tutejsza gospodyni bardzo mi pomogła, więc widać iż jej cnoty też nie są obce. - Perka zaśmiała się. Tej dwójce musiało się tutaj ciekawie żyć.
- Hmm… taaa… cnotliwa to ona bywa.- prychnął enigmatycznie kot i zeskoczył udając się w głąb domu.
Bura wskazała zaś jedne z drzwi.
- Tam jest pokój gościnny. - wyjaśniła.
Perka przytaknęła i przeszła do wskazanego pomieszczenia. Było urządzone skromnie, choć plakaty i tu wisiały. Był stary telewizor kineskopowy. Tapczan z narzutą w kwiaty naprzeciw niego. Doniczki z ziołami w oknach.
- Może być?- spytała Bura.
- Bardzo przytulnie. - Perka uśmiechnęła się do gospodyni. - Ale naprawdę wystarczy coś ciepłego do picia i jakaś mapa.
- To ty się tu rozgość. A ja się zajmę twoimi prośbami. - stwierdziła po chwili namysłu Bura i wyszła z pokoju.
Perka usiadła na sofie opierając się wygodnie. Po chwili założyła też nogę na nogę czekając grzecznie na gospodynię.
Czekała tak dość długo. Aż w końcu wślizgnął się do pokoju kot, trzymając w zębach zrolowany papier. Podszedł do Perki, wskoczył na tapczan i czekał spoglądając wymownie na nią.
- Dziękuję. - Inu przyjęła zwinięty papier, który okazał się mapą. - Lubisz gdy się ciebie głaska?
- Jak każdy kot. Zależy kto mnie głaska. - odpowiedział Rademenes z zupełnie niekocim szerokim uśmiechem na pyszczku.
- Ja się kwalifikuję? - Perka na zachętę wyciągnęła dłoń w kierunku dziwnego kotołaka.
- Taak.- odparł zwierzak dając się głaskać.
Zosia od razu sięgnęła dłonią do skóry tuż za uszami kocura i zaczęła ją głaskać, druga ręką rozwijając przyzniesiony zwitek papieru.
Była to typowa mapa administracyjna okolicy. Trochę wybrudzona i trochę pokreślona węgielkiem. Mocno sfatygowana. Niemniej nie było w niej nic niezwykłego.
- Pokażesz mi gdzie jesteśmy? - Zosia podrapała pod brodą siedzącego obok kocura.
- Tu. - wskazał ogonem kocur.
Zosia przyjrzała się mapie starając się odtworzyć skąd przyjechała z Emmerichem.
Szybko jednak zrezygnowała z tego, bo był wszak prostszy sposób. Od razu bowiem znalazła jedyne oznaczenie hotelu i baru na mapce, znajdujące się na obrzeżach tych rzędów domków. Na pewno tam się zatrzymali. Pozostało ocenić ile czasu zajmie jej spacer. Była też ciekawa czy zdąży nim tamci wyruszą do roboty, choć tak naprawdę to po co ona im tam była?
- Długo tu mieszkasz? - Odezwała się do kocura spoglądając na mapę.
- Sześć żyć. Zostały mi jeszcze trzy pokolenia do ostatecznego zgonu.- wyjaśnił Rademenes.
Perka zamyśliła się, odchylając się do tyłu i prezentując przed kotołakiem swoje kształty.
- Hm.. i żyjesz po te 20 lat jak zwykły kot czy kotołaki maja inaczej?
- Jestem inteligentny i mogę przybierać ludzką postać, ale że nie lubię pracować fizycznie… to wolę być kotem. Przez większość czasu.- odparł zwierzak bezczelnie zerkając jej pod mini.
Zosia zaśmiała się.
- Chodziło mi o długość twojego jednego “życia”, oczywiście bez nagłych wypadków. - Z zaciekawieniem spoglądała na kotołaka i jego reakcję na jej ciało.
- Około dwa razy… dłużej niż kot.- mruczał Rademenes leniwie poruszając ogonem na boki i wędrując spojrzeniem po ciele Zofii.
- Podobam ci się? - Perka przesunęła palcami po kocim grzbiecie i podrapała nasadę jego ogona.
- Mało jest pewnie osób, którym się nie podobasz.- zamruczał kocur prężąc grzbiet pod dotykiem rudowłosej.
- A poszedł już stąd. - warknęła Bura przynosząc Zofii herbatę.
- I zepsułaś nastrój.- mruknął do niej Rademenes zeskakując z tapczanu i wychodząc na korytarz.
Perka odprowadziła kota wzrokiem.
- Bardzo sympatyczne stworzenie. - Powiedziała cicho spoglądając z powrotem na mapę.
- Tylko z pozoru. - stwierdziła ironicznie Bura stawiając herbatę na stoliku obok Zosi.
- Masz z nim kłopoty? - Inu sięgnęła po przyniesioną herbatę. - Dziękuję.
- Nieustanne.- odparła Bura enigmatycznie siadając obok.
- Jakie? - Perka upiła nieco herbaty, ciesząc się ciepłem rozlewającym się po brzuchu.
- Bałamuci miejscowe dziewczyny. Łajdak jeden. Nie wspominając o kotkach.- burknęła Bura niechętnie.
- Hm… to typowe dla kotów czyż nie? - Zosia przyjrzała się z zaciekawieniem swojej gospodyni starając się sobie przypomnieć, co też wspominały o niej inne czarownice. Nie było tego wiele. Bura trzymała się z dala od innych, nie pojawiała na sabatach i raczej unikała wszelkich kontaktów. Matka Burej była dość potężną czarownicą i dość znaną mistrzynią zmiany formy. Nic dziwnego że mieli zmiennokształtnego pupila.
- Mhmm… niestety wykastrować drania nie mogę.- uśmiechnęła się krzywo Bura.
Perka zaśmiała się.
- Jestem weterynarzem.. uwierz, że koty tylko nie mogą się wtedy rozmnażać, ale często nie spada im popęd. - Uśmiechnęła się ciepło do białowłosej czarownicy. - Ale ty pewnie też kogoś sobie tutaj jesteś w stanie znaleźć, prawda?
- Wykastruj dorosłego mężczyznę, który tego nie chce… bo myślisz, że on grzecznie czeka w kociej formie?- parsknęła śmiejąc się głośno Bura i pokręciła głową.- Nie szukam nikogo.
- Oooo to nietypowo jak na czarownicę. - Zosia upiła znów nie o herbaty. Znała inną wiedźmę, która też nie szukała partnerów, choć ciężko powiedzieć, że nie interesowała się płcią przeciwną. Na myśl o Wildze uśmiechnęła się szerzej.
- No. Wiem. Wystarczy mi kłopotów z Rademenesem. - westchnęła ciężko Bura opierając głową o tapczan.- A teraz jeszcze ci magowie… cholera.
- Hm… mogę spróbować się dowiedzieć co tam robią. - Zosia przyjrzała się białowłosej. - Ale.. Rademenes chyba szuka raczej rozrywek poza domem, czyż nie? To chyba już nie twój kłopot.
- Potrafi przenosić swoje kłopoty na moją głowę.- westchnęła w irytacji Bura nieświadoma jej spojrzenia.
- Jak? - Perka przesunęła spojrzeniem po ciele drugiej czarownicy. Była ładna, młoda… czy naprawdę tak dobrze jej było w samotności?
- Dał się przyłapać w okolicy mojego domostwa. Musiałam ściemniać, że jest moim krewniakiem.- wyjaśniła Bura. - Więc jak nabroi, to cóż… przychodzą z pretensjami do mnie.
- Mogłaś powiedzieć, że to twój facet i jeszcze się na niego wydrzeć. - Perka zaśmiała się. - Ale rozumiem to musi być męczące.
- Jest. - przyznała z uśmiechem Bura i machnęła dłonią.- Ale to nie twój problem.
- Nie, ale i tak miło pogadać z inną czarownicą. - Perka upiła spory łyk herbaty i spojrzała w niemal pusty kubek. - Pewnie udam się do tego hotelu, który jest na mapie i tam złapię stopa.
- Mogę cię podwieźć… a właściwie po co chcesz do hotelu?- zaciekawiła się Bura.
- Bo nie jestem typem czarownicy, który siedzi innym na głowie. - Zosia dopiła herbatę i odstawiła na stolik pusty kubek. - No i może spędzę z kimś miłym noc.
- No tak. Czuć od ciebie te… wibracje. - przyznała ze śmiechem Bura.
- Ty też jesteś pociągająca wiesz? - Perka wyszczerzyła się do gospodyni.
- Jestem? Może troszeczkę. Ale mówię tu o wibracjach… aurze seksapilu wokół ciebie.- sprecyzowała białowłosa.
- Podobam ci się. - Zosia zrobiła lubieżną minę, po chwili jednak roześmiała się. - Podobno jest we mnie żar Mokoszy.
- Nie jestem ślepa… ani pozbawiona gustu.- wzruszyła ramionami Bura. I przyjrzała się Zosi dodając. - Mogę w to uwierzyć, w ten żar.
- A może chciałabyś się ze mną zabawić? - Perka rzuciła propozycję swobodnym tonem.
Białowłosą zamurowało i zaśmiała się nerwowo dodając. - Nie owijasz w bawełnę, co?
- Wydajesz się trzymać dystans do ludzi, a tak albo mi odmówisz, albo przytakniesz. - Zosia wyszczerzyła się.
- Nie jestem taka bezpośrednia jak ty… nie bardzo mogę tak po prostu do łóżka. - wyjaśniła Bura wzruszając ramionami. - Jesteś ładna przyznaję. I kusząca, ale jak tak nie potrafię.
- Cóż.. mogę tylko powiedzieć, że szkoda. - Perka uśmiechnęła się ciepło. - To nie będę ci zawracać głowy i udam się do hotelu. - Jak chcesz mogę po drodze zerknąć na ten dom… a jak mi podasz numer telefonu to nawet zadzwonić z hotelu.
- Telefon mogę ci podać. Zerkać nie musisz… nic ciekawego tam nie ma poza plugastwem w którym babrają się magowie.- odparła z uśmiechem Bura.
- To podaj, jak odzyskam swój to wyślę ci wiadomość. Na wypadek gdybyś się kiedyś skusiła na wspólne chwile w łóżku. - Zosia wstała z kanapy jeszcze raz zerkając na mapę. - Może na jakiejś kartce? Nie mam portfela ani nic.. no ale w plecaku nie zginie.
- Jasna sprawa. - Bura nie pytała o powody takiej sytuacji. Wstała i rzekła.- Zaraz wrócę z numerem na kartce. Dopij herbatę, jeśli jeszcze masz na nią ochotę.
- Dzięki. - Perka zerknęła na pusty kubek, który niedawno odstawiła na stole i podeszła do okna.
 
Aiko jest offline  
Stary 23-10-2020, 10:28   #122
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Przez nie było widać normalną podmiejską okolicę. Nic niezwykłego, zwykłe sielskie widoki. Trudno było uwierzyć że w okolicy jest nawiedzony dom, a sama Perka siedziała w mieszkaniu czarownicy. Magia… wydawała się nie pasować do normalności tego miejsca.
- Oto twój numer.- Bura wróciła wraz kartką i kotem.
- Rademenes cię odprowadzi.- wyjaśniła.
- Oooo dziękuję. - Perka schowała karteczkę do wewnętrznej kieszeni plecaka i ruszyła w stronę wyjścia. - To do usłyszenia niebawem.
- Do zobaczenia.- odparła Bura, a kocur podążył za rudowłosą. Gdy wyszli, Rademenes wyprzedził ją i wybrał kierunek mrucząc. - Za mną.
- Yhym.. a dokąd mnie prowadzisz? - Perka ruszyła za kotem, poprawiając plecak na ramionach.
- Do hotelu… chyba że masz inne plany.- kocur zatrzymał się i zerknął Perkę z lekko przymrużonymi ślepiami.
- Nie.. po prostu byłam ciekawa. - Zosia zaśmiała się. - Bura wydaje się być dosyć wstydliwa.
- Jest pruderyjna… ta cała oprawa goth, to maska.- wyjaśnił kot podążając i rozglądając się za przechodniami. Wszak nie mógł rozmawiać przy świadkach. - Nie jest dziewicą, ale żeby się dobrać do jej majtek musiałabyś byś być milutka i ją podejść.
- Wiesz.. nigdy nie brakowało mi kochanków, więc też nie widzę powodu by kogoś zmuszać. - Zosia wzruszyła ramionami.
- Nie wątpię że akurat kochanków ci nie brakuje.- zaśmiał się kot zerknął na zgrabne długie nogi Zofii. - Bura jest po prostu komplikuje sobie życie. Zupełnie jakby nie była czarownicą.
- Oj są i takie wiedźmy. Niektóre żyją na odludziach, inne ściągają sobie kochanków. - Perka zaśmiała się. - Najważniejsze w tym wszystkim by dbać o to co pozostawili nam bogowie w opiece i jak długo się o tym nie zapomina, to reszta to tylko widzimisie wiedźm.
- No cóż… mi się trafił akurat taki odludek.- zaśmiał się chrapliwie kot skręcając w ciasną uliczkę między płotami domów.
- Ale z tego co mówiła to w sumie wspólnie stworzylibyście całkiem normalną czarownicę. - Perka zaśmiała się i rozejrzała po domostwach ciekawa czy ktoś może ich zauważyć i co pomyślą ludzie widząc ją gadającą z kotem. - Byłoby wygodniej gdybyś miał ludzką formę. - Mruknęła ciszej.
- I był goły?- zaśmiał się cicho Rademenes.
- Hm… - Perka przyjrzała się kotu. - Ja bym chyba nie miała nic przeciwko.
Kocur rozejrzał się dookoła. Wybrał pobliski płotek, wskoczył na niego.
- To chodź za mną. - mruknął tajemniczo i nie czekając na reakcję Perki zeskoczył z niego.
- A to nie jest czyjaś działka? Nie chcę Burej narobić kłopotów. - Perka uśmiechnęła się do kocura. - Choć wiem, że to twoja specjalność.
- Chcesz zobaczyć czy nie?- usłyszała zza płotu.
Perka westchnęła i rozejrzawszy się czy nikt nie patrzy przeszła przez płot.
Kocur pogonił zaś w głąb sadu, pomiędzy krzewy agrestu i porzeczek nie czekając na widok pupy Zofii gdy przełaziła przez dość wysoki płotek.
Zosia skwitowała ten widok zrezygnowanym spojrzeniem i jeszcze raz upewniwszy się że nikt jej nie obserwuje, poprawiła spódnicę i ruszyła ostrożnie za kotem.
A gdy zagłębiła się pomiędzy krzewy… została zaatakowana. Powalona na trawę i przygnieciona ciężarem nagiego ciała mężczyzny.

Szczupły i człowiek… o nieco spiczastych uszach dociskał swoim ciałem Zofię do trawy.
- No i ? Lepiej się rozmawia w ludzkiej postaci?- zapytał zadziornie.
- Na pewno nie wyglądam na aż taką wariatkę. - Perka uśmiechnęła się. - Trochę ważysz, wiesz?
- Mhmm…. i co z tym zrobimy?- mruczał kocur pocierając całkiem ludzkim nosem o szyję rudowłosej. Czarownica też zauważyła, że jest znacząco pobudzony.
Perka zamruczała czując ten dotyk. Jej ciało rozgrzewało się przyjemnie od pieszczot kotołaka.
- Ktoś tu ma na mnie ochotę. - Powiedziała żartobliwym tonem.
- Nie wyglądasz na zdziwioną tym faktem.- stwierdził Rademenes, całując wpierw a potem kąsając szyję rudowłosej czarownicy.
Perka powstrzymała jęknięcie zasłaniając usta dłonią. Nie chciała nikogo ściągnąć do ich kryjówki.
A miało być gorzej, bo kocur kierując się naturalnym instynktem, sięgnął dłonią do jej spódniczki podciągając ją w górę.
Zosia poczuła na swojej nagiej kobiecości chłód.
- Ktoś… może nas usłyszeć. -Wydusiła z siebie z trudem.
- A to będzie źle, bo?- jak każdy kocur Rademenes pozbawiony był moralności i wstydu. Za to był bezczelnie pewny siebie, wodząc palcami po kwiecie miłości dociśniętej do trawy rudowłosej.
- Bo nie chcę robić kłopotów Burej. - Perka z trudem walczyła z sobą i odgłosami, które chciały się wydobyć spomiędzy jej warg. - Rusz głową… kotku… nie ma tu bezpieczniejszego… miejsca.
- To musimy być cicho.- kocur akurat nie przejmował się tym, że mógłby narobić Burej kłopotu. Acz jedynie muskała opuszkami palców wrażliwy obszar między udami potencjalnej kochanki.
- Yhym.. to zatkaj mi usta. - Perka pochwyciła twarz kotołaka i pocałowała go namiętnie.
Do całowania to kocur był chętny, wodząc językiem po jej wargach. Niecierpliwie rozchylił jej uda i posiadł przyszpilając do ziemi. Kolejne ruchy bioder nietypowego kochanka wypełniały ciało Zosi zarówno silnymi doznaniami i jak twardym i dobitnym dowodem jego pożądania. Perka dociskała głowę kochanka mocno do swojej twarzy tłumiąc jęki. Jej wygłodniałe ciało zaciskało się na kochanku, drżąc coraz mocniej. Rademenes mocnymi ruchami bioder zdobywał co chwilę wrota miłosne kochanki. Nie był subtelny… kierowała nim zwierzęca natura. Dlatego całowała przez niego Perka, wiła się przyciśnięta do ziemi. Dobrze, że Zosia lubiła takie zabawy. Czuła jak jej szczyt zbliża się wielkimi krokami.
Kocur sapnął dociskając swoje ciepłe ciało do równie rozgrzanego ciała kochanki i Zofia poczuła jego żądzę rozlewającą się wraz z przyjemnymi doznaniami.
Perka jęknęła wprost w usta kochanka dochodząc razem z nim.
- Co dalej?- mruknął kocur bezczelnie rozpinając całkiem koszulę Perki i odsłaniając krągłości jej piersi.
- Powinnam dotrzeć do hotelu. - Zosia odezwała się szeptem, czując chłód na swoich piersiach.
-Mhmm...- potwierdził Rademenes wodząc ustami i smakując językiem owe nowo odkryte owoce w tym sadzie. Jak wszystkie koty… był samolubny.
- Kotku… to znaczy, że powinniśmy ruszać. - Perka zadrżała pod jego pieszczotami.
-Mhmm…- mruczał mężczyzna zajmując się tańcem języka na jej krągłościach. Wyglądało na to że Zofia musiała się wykazać stanowczością.
- Rademenes… ja muszę iść. - Perka pochwyciła twarz kocura, odrywając go od swoich krągłości.
- Dobrze...- odparł kocur zsuwając się z kochanki i powoli wracając do swojej kociej postaci, niezadowolony z obrotu sytuacji.
Perka także usiadła i zabrała się za poprawianie swojego stroju.
- Jesteś bardzo podobny do pewnego kotołaka z Warszawy.
- Wątpię. My nie mamy nic wspólnego… jesteśmy przeciwieństwami. Poza tym oni ledwo zachowują nad sobą kontrolę. A my w pełni kontrolujemy swoją zmiennokształtność.- wyjaśnił kocur z pewną nutką dumy… a nawet pychy.
- Ale temperament macie podobny. - Perka zaśmiała się wstając i otrzepując spódnicę.
- Możliwe… a teraz pospieszmy się.- mruknął kocur ruszając przodem.- Jesteś w sadzie Piskorzów. Mogą być trochę starzy i głusi… ale bywa że sobie drzemają między krzakami i drzewami na leżaczkach.
Perka jedynie przytaknęła ruchem głowy i podążyła za kotołakiem.

Gdy przemknęli się do kolejnego płotka i przeskoczy, oboje ruszyli uliczką wprost do motelu.
Przez tą drogę kocur już milczał, głównie dlatego że już wędrowali bardziej uczęszczanymi drogami. I napotykali przechodniów. Mało który mężczyzna zwracał jednak uwagę na kota, skupiając swoje spojrzenie na rudowłosej czarownicy. W końcu doszli na miejsce…
- Dziękuję, że mnie odprowadziłeś. - Perka przykucnęła i wyciągnęła dłonie, zachęcając kocura by tej jej wskoczył na ręce.
Nie trzeba go było szczególnie zachęcać. Rademenes od razu wylądował w objęciach Zofii. Ta przytuliła go do swojej piersi i ucałowała pyszczek.
- Pewnie się jeszcze spotkamy.
- Z pewnością. - mruknął w odpowiedzi kocur.
Perka odłożyła go na ziemię i ruszyła w kierunku hotelu by odnaleźć swoich towarzyszy.




Znalazła ich w hotelowej restauracji przy posiłku. Emmerich jak zwykle był żarłoczny przy pożywianiu się. Robert i nowo poznana magiczka zachowywali więcej klasy i rezerwy przy jedzeniu.
- I jak było na wycieczce po okolicy? Znalazłaś coś ciekawego? - zapytał Robert.
- Milusiego kotołaka. - Perka uśmiechnęła się lubieżnie, ale po chwili rozejrzała się po oknach ciekawa czy Rademenes ich nie obserwuje.
- Jeszcze nam tylko tu likantropów potrzeba.- westchnęłą Magdalena i dodała po chwili.- Mam nadzieję, że będzie trzymał się z dala od tego wszystkiego. Bliskość osobliwości jaką stał się budynek, może rozchwiać i rozstroić zwierzęcą stronę jego natury przyprawiając o natychmiastowy obłęd.
- Hm… to niedobrze. To ciekawskie stworzenie. - Zosia zamyśliła się. - No ale miejmy nadzieję, że dziś uda wam się to ogarnąć. Lokalna czarownica jest zaniepokojona waszą obecnością.
- Nie żeby nas to dziwiło.- stwierdził Emmerich wzruszając ramionami.- Nie przejmuj się tym. Raczej nie będzie w stanie nam przeszkodzić.
- Raczej nie, ale to miła dziewczyna i wolałabym by dobrze się jej działo. - Zosia wyjęła pożyczoną stówkę i podała ją Emmerichowi - Dziękuję nie przydała się.
- Nie zamierzamy szarogęsić się jej na podwórku. Posprzątamy bałagan i wynosimy się stąd. - stwierdziła autorytarnie Magdalena, podczas gdy Emmerich dyskretnie wziął pieniądze.
- To dobrze. - Perka usiadła tuż obok Roberta. - Mam iść z wami czy zaczekać w swoim pokoju?
- Bezpieczniej dla ciebie będzie jeśli zaczekasz w pokoju.- odparł czarownik zgodnie z prawdą. Rudowłosa miała jednakże wrażenie iż spodziewa się innych planów ze strony Zofii.
- A kiedy chcecie ruszać? Namówię cię na postawienie mi obiadu? - Perka wyszczerzyła się do maga.
- Po wieczornym występie Magdaleny, wplecie ona w niego dodatkowo urok, który zapewni mocny sen widzom.- wyjaśnił Emmerich, za popijającą blondynkę zerkającą ciekawsko na dekolt koszuli Zofii.
Perka zastanawiała się czy kocur zostawił tam jakieś ślady, ale teraz nazbyt miała ochotę coś zjeść.
- O to.. jeszcze jest chwilka. - Uśmiechnęła się do Roberta.
- Jeszcze będziesz mogła się nacieszyć sielskimi klimatami. - dodał jej eks-gospodarz.
- Oczywiście wejścia na mój występ macie gratis… zresztą dałam dziś sporą promocję więc spodziewam się tłumów, także wśród miejscowych. Stracę na tym co prawda, ale spokój od strony mieszkańców jest cenniejszy.- wtrąciła Magdalena.
- Brzmi dobrze. - Perka uśmiechnęła się do blondynki i rozejrzała po lokalu ciekawa czy trzeba gdzieś podejść by zamówić jedzenie czy też funkcjonuje tu instytucja kelnerki.
Wkrótce jedną z nich wypatrzyła, zajętą sprzątaniem przy stoliku obok. Niemniej gdy dostrzegła wzrok czarownicy, to postawiła naczynia na wolnym stoliku i podeszła do rudowłosej.
- Czym mogę służyć?- zapytała.
- Co do jedzenia by Pani poleciła. - Perka uśmiechnęła się odruchowo zalotnie, spoglądając na kelnerkę.
- Mamy świetne knedle, ale jeśli woli pani coś bardziej soczystego, pieczeń rzymska też jest dobra.- wpatrzona w kartki kelnerka musiała nie zauważyć tego uśmiechu. Magdalena jednak z pewnością, bo sama uśmiechnęła się zadziornie.
- Knedle brzmią rewelacyjnie. I do tego piwo. - Zosia złożyła zamówienie z góry zakładając, że Robert za nią zapłaci.
- Zaraz będzie.- niemal zaćwierkałą radośnie kelnerka i ruszyła po zamówienie rudowłosej po drodze zgarniając naczynia.
- Skończyłem.- zadeklarował tymczasem Emmerich i odsunął się od stolika, by wynieść się zanim ktoś wpadnie na pomysł, że on ma zapłacić za swoje jedzenie.
- O… opuszczasz nas? - Perka uśmiechnęła się do starszego maga.
- Zrobię małą przebieżkę, dla kondycji. - wyłgał się Emmerich grzecznie.
- Jest fajna pogoda. - Zosia pozwoliła mu ta to kłamstewko. - Choć będzie mi smutno, że tak szybko opuszczasz moje towarzystwo.
- Pojawię się później. Nie martw się.- odparł Emmerich, prawdopodobnie zapewne po posiłku… zapłaconym przez Roberta lub Magdalenę. Zaniedbany Emmerich nie wyglądał na fana joggingu.
- Będę tęsknić. - Zosia wyszczerzyła się. Jeśli reszta ekipy wypuszczała starszego maga to nie jej było go zatrzymywać.
- Nie zdążysz.- mruknął ironicznie Robert, który pewnie przejrzał intencje Emmericha, jak i Perka. Zresztą czarownica nie miała czasu nad to się zastanawiać, bo przyniesiono jej zamówienie. Kopiasty talerz, nie oszczędzali tu na jedzeniu.
- Dziękuję. - Zosia uśmiechnęła się do kelnerki i zabrała się za jedzenie.

Dalszy posiłek minął bez rozmów, poza okazjonalnymi grzecznościowymi uwagami. Knedle były smaczne, wiśniowe i truskawkowe. Piwo chłodne i bez wyrazu. Marka należała do jakiegoś dużego koncernu i smakowało przez to jak wszystkie inne piwa robione przemysłowo. Smacznie choć niewyróżniająco się.
A za wszystko zapłaciła Magdalena, choć Robert nalegał że to on zapłaci.
Zosi było nieco wszystko jedno, choć zastanawiała się jaki interes może w tym mieć magini. Jedno było pewne, ona forsy przy sobie nie miała więc pozostało jej skorzystać z życzliwości innych.
- Pyszności. - Uśmiechnęła się do Magdaleny. - Odwdzięczę się przy najbliższej okazji.
- Nie wątpię. Twojej inwencji zostawię sposób.- zażartowała blondynka w odpowiedzi.
Perka zaśmiała się.
- Robert może potwierdzić, że mam charakterystyczny sposób dziękowania. - Zosia mrugnęła do blondynki wracając do sączenie piwa.
- No to mnie zaciekawiłaś.- odparła Magdalena z drobnym uśmieszkiem na obliczu.
Perka odpowiedziała jedynie uśmiechem dopijając piwo. - Och… a wynajęliście nam jakieś pokoje? Potrzebuję kąpieli.
- Po jednym dla każdego.- odparł Robert i sięgnął do kieszeni wyjmując klucz. Po czym podał go Zofii.- Kabina prysznicowa. Łazienki są tu małe.
- Wystarczy. - Perka pochyliła się i pocałowała blond maga, po czym zerknęła na Magdalenę z szerokim uśmiechem na twarzy. - Masaż pod prysznicem jako wynagrodzenie?
- Po prysznicu. Dopiero co się kąpałam. Poza tym… nie lubię wody w takiej sytuacji.- zaproponowała Magdalena.
- Ty decydujesz. - Zosia wstała od stołu i zerknęła na numer pokoju. - Idziemy?
- Chodźmy.- odparła Magdalena wstając i ruszając ku rudowłosej. Wzięła ją pod ramię i ruszyły razem ku pokojowi czarownicy. Numer 13.
Perka bawiła się kluczem po drodze zastanawiając się jak bardzo ten numer mógłby zaniepokoić niektórych klientów. W warszawie wiele hoteli po prostu go pomijała. Tu jednak…
- Myślałam, że nie lubisz czarownic. - Zwróciła się do magini, otwierając drzwi do pokoju i z zainteresowaniem zaglądając do środka.
- Nie lubię. Są aroganckie i napuszone i patrzą na nas z góry. Zwłaszcza na kobiety parające się magią tajemną. Nie przystoi nam się zniżać do takich nienaturalnych praktyk.- wyjaśniła Magdalena, podczas gdy Zofia obejrzała typowy pokój w typowym małym hotelu o PRL-owskich korzeniach. Umeblowanie proste i tanie. Zwartość niewielka. Łóżko, szafa, stolik. Minimum.
- Natomiast… lubię ładne dziewczęta.- z tą wypowiedzią wiązała się dłoń blondynki bezczelnie podwijająca mini Zosi na pośladku.
- Jestem na tyle ładna, że nie przeszkadza ci że jestem wiedźmą? - Perka zadrżała od tego dotyku. - Może… się wymyję? Pewien kotołak mnie sponiewierał w ogródku.
- Zdecydowanie mniej arogancka niż inne wiedźmy.- Magdalena ścisnęła namiętnie pośladek i dodała z uśmiechem.- Nie będzie ci przeszkadzać jak sobie popatrzę?
- Będzie mi bardzo miło. - Perka obejrzała się ponad ramieniem na blondynkę uśmiechając przy tym lubieżnie.
- Mi też… z pewnością.- odparła z zadziornym uśmieszkiem Magdalena popychając rudowłosą ku łazience.- Długo się znasz z Robertem?
- Nie. - Zosia gdy tylko weszła do łazienki zaczęła się rozbierać na oczach blondynki, zerkając od czasu do czasu w niewielkie lusterko wiszące nad umywalką. - Ale jakoś się zgraliśmy.
- Domyślam się czemu.- oczy blondynki były wpatrzone w Perkę, a dłonie wodziły po jej własnych piersiach. Niestety nadal ukrytych pod ubraniem.
- Tak? Czemu? - Perka wyszczerzyła się, po czym zupełnie naga weszła pod prysznic.
- Powiedzmy, że umiesz przyciągać spojrzenia.- zaśmiała się Magda wodząc spojrzeniem po ciele rudowłosej.
Zosia spłukała z siebie pozostałości po igraszkach z Robertem i Rademenesem korzystając z pozostawionej próbki mydła. Goła wyszła spod prysznica i wytarłszy się szybko, owinęła się ręcznikiem.
- Hm… to też musisz się rozebrać jeśli mam cię wymasować.
- Obawiam się… że ja wolę powoli się rozkręcać. Na rozbieranki przyjdzie czas. No chyba że ci się spieszy?- blondynka podeszła do Zofii, objęła ją w pasie zsuwając po chwili dłoń na pośladek. Zaczęła całować jej usta i szyję, drugą dłonią chwytając za pierś. Ale nie pozbawiając jej ochrony tkaniny ręcznika.
- To nie ja dziś pracuję. - Perka zamruczała od pocałunków i oparła swoje dłonie na pośladkach blondynki, masując je przy tym niespiesznie.
- Ale dopiero wieczorem.- mruczała Magdalena rozkoszując się szyją Perki, którą całowała jak i miękkimi krągłościami ugniatanymi dłońmi. Wiła się powoli pod dotykiem rudowłosej. By w końcu wymruczeć.
- Łóżko?
- Chętnie. - Perka pocałowała londynkę, chwyciła ją za dłoń i poprowadziła w kierunku łóżka.
Gdy już tam były… Magdalena popchnęła kochankę na łóżko. Oparła nogę o jego ramę i zabrała się za rozpinanie wysokich kozaków które nosiła.
- Więc… co najbardziej lubisz podczas zabawy z kobietą?- zapytała.
- Widoki. - Perka uśmiechnęła się obserwując górującą nad nią blondynkę.
- Cóż… widoków pewnie bym ci więcej dostarczyła dziesięć lat temu. Wtedy byłam prawdziwą żyletą.- zaśmiała się Magdalena zabierając za zdejmowanie drugiego buta, przy okazji wodząc palcami po zgrabnym udzie. Następnie była sukienka podciągana powoli w górę… obcisła mocno. Pod nią był koronkowy stanik, ciemne rajstopy i majtki do kompletu ze stanikiem.
Widoków więc dostarczała wypinając ku Perce pośladki gdy zsuwała rajstopy najpierw z bioder a potem ze zgrabnych nóg.
- Trzymasz się rewelacyjnie. - Perka zaśmiała się i sięgnęła stopą. Przesuwając nią po wypiętej pupie.
- Mhmmm… mam swoje sztuczki.- Magda naparła pośladkami na stopę rudowłosej, oczywiście “przez przypadek”, bo była zajęta zdejmowaniem rajstop. Potem wyprostowała się i zabrała za stanik. - Co prawda nie tak dobre jak wasze, ale… radzę sobie.
- My po prostu musimy trwać jak najdłużej dary Mokoszy. - Zosia przeciągnęła się. - A ty… jesteś piękna.
- Ty też jesteś ślicznotką.- mruknęła Magda zerkając przez ramię i zsunęła majtki w dół. Odwróciła się już naga, więc Zofia mogła podziwiać krągłe piersi i nadal zgrabne kształtne ciało.- To na czym skończyłaś swoje podziękowania?
- Na ofercie masażu. - Perka wyszczerzyła się. - Położysz się, czy też lubisz być górą?
- Zdecydowanie górą. - odparła blondynka stając przed Zofią i oparła prawą nogę o łóżko, stopą ocierając o biodro leżącej rudowłosej.
Zosia usiadła na łóżku i przesunęła dłońmi po nogach blondynki delikatnie je przy tym pieszcząc. Spojrzała na górującą nad nią kobietę i próbnie pocałowała wewnętrzną część jej uda.
- Podoba mi się ten masaż.- zamruczała lubieżnie blondynka.
Perka kontynuowała całując nogi Magdaleny i powoli zbliżając się językiem do jej kobiecości.
- Dobrze ci idzie…- pochwaliła ją Magda wodząc palcami po włosach i drżąc pod muśnięciami jej języka. Zofia podążać ku centrum jej żądzy widziała i czuła jak bardzo pobudzona jest jej kochanka. Perka pochwyciła więc blondynkę za pośladki, mocno dociskając ją do swej twarzy i sięgnęła językiem głębiej.
- Takie masaże to ja… lubię.- szepnęła zachrypniętym głosem blondynka dociskając głowę kochanki do swojego spragnionego pieszczot wnętrza.
- Yhym… - Perka zamruczała pomiędzy kolejnymi atakami na kobiecość kochanki i palcami sięgnęła pomiędzy jej pośladki, ciekawa czy taki masaż też Magdalena lubi.
- Figglarka… z ciebie.- Magdalena jęknęła rozpalonym głosem poddając się nowemu dotykowi. Jej ciało zacisnęło się odruchowo na intruzie. Zosia masowała zachęcająco tylny otworek, by blondynka wpuściła ją głębiej. I Magda szybko uległa sugestii jej dotyku. Rozluźniła się bardziej. Perka poczęła więc śmielej pieścić przedni i tylny otworek kochanny, atakując je zarówno palcami, jak i w przypadku kobiecości Magdaleny, także językiem.
- O tak… przyjemny masaż.- szepnęła coraz bardziej drżącym głosem blondynka. Jej biodra leniwie i hipnotyzująco się poruszały, gdy kochanka wiła zbliżając się do spełnienia… które to oznajmiła głośnym jękiem i mięknąc w kolanach. Zachwiała się lekko i chwyciła mocno za głowę Zosi, by utrzymać równowagę.
Perka zaś bezczelnie opadła do tyłu, pozwalając kochance opaść na swoje ciało.
- Mhm.. cieplutka jesteś - wymruczała całując pierś kochanki, która znalazła się teraz na wysokości jej twarzy.
- A ty rozpalająca.- zaśmiała się Magdalena.- Dobrze że nie jestem już taka młoda… bo bym cię wykończyła.
Zosia zaśmiałą się.
- Chyba wywołuję w ludziach takie odczucia. - Uśmiechnęła się wprost w skórę drugiej kobiety. - Iść z wami przez ten portal czy lepiej zostać tutaj?
- Będziesz zdecydowanie bezpieczniejsza tutaj. To co tam jest… cóż… widziałaś to co wyrwał do naszego świata Robert, prawda? Tam właśnie są takie istoty. - odparła kobieta.- Żadne duchy natury, żadni zmarli tylko zupełnie obce inteligencje… w niczym nie przypominające tej pokojówki którą on trzyma u siebie.
- Cóż.. dogadujemy się z tą pokojówką, ale.. jednak mam do niej zbyt dużą słabość. - Perka usiadła na łóżku. - Odwiedzę więc lokalną czarownicę, by nie wchodziłą wam w paradę.
- Obawiam się że te tam stwory niewiele mają z nią wspólnego. Czuć mocno wypaczoną rzeczywistość od tego budynku.- westchnęła Magdalena.
- Jak ty czujesz.. poradzicie z tym sobie? - Perka wstała z łóżka i podeszła do swojej koszuli.
- Przypuszczam że trójka magów… powinna sobie poradzić. Mam nadzieję. Trudno powiedzieć w jakie gówno się pakujemy.- odparła z uśmiechem Magdalena również zabierając się z ubieranie… z bladym uśmiechem. Bardzo nerwowym.
- Komuś to zgłosić jak sobie nie poradzicie? - Perka wcisnęła się w ciasną spódnicę.
- A kto by ci uwierzył?- zapytała Magdalena i dodała cicho.- Mam plan ostateczny, na wypadek gdyby wszystko zawiodło. Nie martw się.
- No dobrze… - Perka spojrzała niepewnie na starszą kobietę. - Wiesz.. polubiłam was, więc wolałabym byście wyszli cało.
- Ja też wolałabym wyjść cało, ale obie wiemy że… cóż… to nie są bezpieczne zabawy.- dodała spokojnie magiczka.
Perka przytaknęła jedynie ruchem głowy.
- Dobra, to kiedy ruszacie? Jutro? - Czarownica przeszła do łazienki i przy otwartych drzwiach przepłukała usta.
- Dziś w nocy, po północy… pewnie koło pierwszej. Jak najmniej świadków być musi. - odparła Magdalena.
- Odprowadzę was i upewnię się by lokalna czarownica nie weszła wam w paradę. - Zosia wyszła z łazienki. - A teraz występ?
- Tak… nie spodziewaj się zbyt wiele. To głównie prestidigitatorstwo, oszustwa. Mało w tym prawdziwej magii.- odparła z uśmiechem Magdalena poprawiając ubranie.
- Dawno nie miałam okazji popatrzeć na taki pokaz. - Perka uśmiechnęła się. - I chętnie napiję piwa.
 
Aiko jest offline  
Stary 08-03-2021, 13:38   #123
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Karty wyciągane z kapelusza, królik, wąż… i parę innych rzeczy wyciąganych z kieszeni. To były oczywiste sztuczki, ale Magdalena miała bardziej subtelne sztuczki. Lewitacje, drobne iluzje… tłumaczone hologramami przez siedzących w pobliżu sceptyków. I mogli mieć rację, jeśli Magdalena używała magii podczas występu to ciężko to było dostrzec. Wszak kreowała się na iluzjonistkę, jedną z wielu żyjących i działających w tej branży osób. Nie mogła sobie pozwolić na zwykłe oderwanie się od realiów rzeczywistości. Perka wchodząc do sali rozejrzała się za pozostałymi magami i dostrzegła, że siedzą razem przy jednym ze stolików. Przyjrzała się też zgromadzonej publiczności. Ci, poza miejscowymi, składała się z całkiem sporej ilości mieszczuchów którzy musieli tu dojechać z pomniejszych miasteczek. Starzy, młodzi, rodzice i dużo dzieci. Nic niezwykłego. Miejscowej czarownicy tu nie było. Przysiadła się do ich stolika i popijając piwo Zosia już odruchowo zaczepiała Roberta nogą pod stołem. Rozglądała się też z zaciekawieniem, czy gdzieś nie pojawiają się szpiedzy Burej.
Kocura tu nie widziała, ale też Bura mogła mieć tu innych o których nie wiedziała. Robert uśmiechnął się łobuzersko w odpowiedzi na te zaczepki, podczas gdy Emmerich był wgapiony w Magdalenę. Do nogi Zosi dołączyła jej dłoń, która spoczęła na udzie maga i poczęła wodzić po nim palcami. Perka przyglądała się nieprzerwanie sztuczkom iluzjonistki.
- Nie chcesz chyba żebym cię zaciągnął do miejscowej ubikacji podczas występu Magdaleny, co ?- zapytał ją żartobliwie Robert podciągając jednak dłoń Zosi wyżej… do swojego krocza.
- Myślisz, że się obrazi? - Perka uśmiechnęła się do Maga sięgając dłonią do jego krocza.
- Myślę… w tej… chwili ciężko mi myśleć. Myślę, że jest zajęta.- odparł Robert cicho.
- I nie zauważy, że wyszliśmy? - Zosia pozwoliła sobie na żartobliwy ton rozpinając rozporek spodni mężczyzny.
- Nie ma czasu na zauważanie. Ty idź pierwsza.- zaproponował mężczyzna.
Perka dopiła piwo i wstała od stolika ruszając w kierunku toalet.
Dla kobiet, czy dla mężczyzn? Zofia miała świadomość, że Robert ją obserwuje. Co prawda przy toaletach nikogo nie było, ale w żeńskiej ktoś był, a męska… pachniała dziwnie. Perka rozejrzała się czy nie ma w tej okolicy żadnego pomieszczenia gospodarczego, jeśli nie postanowiła, że woli mieć przyjemne zapachy.
Niestety… nie było. Należało więc wejść do damskiej. Poczuła w nim znajomy zapaszek marychy. Dziewczyna w kiblu (bo kobiety dojrzałe raczej nie korzystają z takich tanich używek) paliła skręta. Perka zostawiła uchylone drzwi, czekając na Roberta. Miała nadzieję, że niebawem kochanek przyjdzie, zamkną się w kabinie, a dziewczyna uzna całe zajście za zwidy.
Na razie Perce towarzyszył narkotyczny dymek. Dopiero po chwili usłyszała kroki i ostrożne skrzypienie zawiasów. Jej kochanek nadchodził. Perka wyjrzała zza drzwi jednej z kabin ciekawa czy to rzeczywiście Mag przyszedł.
Robert przyszedł rozglądając się nerwowo i zauważywszy młodą czarownicę ostrożnie ruszył w jej kierunku. Zosia wpuściłą go do kabiny, po czym zamknęła za mężczyzną drzwi. Objęła Roberta i pocałowała go w usta.
- Cia… sno… tu..- odparł tuż po pocałunku mężczyzna napierając na nią całym ciałem i na oślep wodząc dłońmi po jej ciele. A następnie znów ją pocałował. Perka sięgnęła do jego spodni dobierając się od razu do rozporka mężczyzny.
Jej kochanek zadrżał czując jej dotyk, a jego dłonie szukały rozporka by pozbawić ją spódnicy. Perka wydobyła oręż kochanka i zaczęła go pieścić palcami.
Kaszlnięcie przypomniało dziewczynie, że nie są tu sami. Delikatne ukąszenie Roberta w szyję, że on nie zwraca na to uwagi. Nieco gorzej sobie radził z rozbieraniem jej w tych warunkach… właściwie w ogóle. Nie udało mu się pozbawić jej ni kawałka stroju… za to był w pełni gotów i rozgrzany pod jej palcami. Perka sięgnęła do swojej spódnicy, rozpięła ja i zsunęła ją z nóg. Nie założyła majtek po spotkaniu z Magdaleną, pozostało im więc tylko zadecydować o sposobie.
Na razie wylądowała plecami na ścianie… całujący ją po szyi mężczyzna sięgnął między uda pieszcząc palcami jej spragniony dotyku zakątek. Planował jednak coś innego, bo męskość wyślizgiwała się z palców Zofii, gdy zaczął kucać. Perka puściła go, dłońmi powoli przesuwając po ciele kochanka gdy ten klękał przed nią.
Wkrótce poczuła jej dłonie władczo rozchylające jej nogi, jego język sięgający do jej kwiatu, smakujący go, pieszczący, sięgający jak najdalej i zachłannie. Poczuła palce wbijające się jej uda… by nie mogła uciec. Zosia zasłoniła dłońmi usta, chcąc zdławić własne jęki. Czuła jak jej ciało zalewają fale dreszczy, jak biodra napierają na usta maga.
Nie wiedziała czy tamta ją słyszy… ale z pewnością jeszcze tam była. Upojony pożądaniem kochanek nie zwracał na to uwagi, smakując i pieszcząc językiem rozpalone ciało Zofii w jej najbardziej wrażliwym obszarze. Zosi też coraz trudniej zapanować nad własnymi odgłosami. Wiła się od pieszczot Roberta czując jak zbliża się do szczytu.
Teraz na pewno była słyszana… jej jęk wyrwał się z pomiędzy palców zakrywających jej usta, gdy próbowała go stłumić, gdy dochodziła. A to przecież nie był koniec… berło kochanka było spragnione miękkości jej ciała. Perka starała się złapać oddech intensywnie drżąc po niedawnym szczycie. Wpatrywała się rozpalonym wzrokiem w kochanka ciekawa co ten teraz uczyni.
A on oparł jedną nogę na swoim ramieniu wstając i unosząc ją w górę zmuszając przypartą do ściany łazienki dziewczynę do coraz bardziej baletmistrzowskiej pozy i bezwstydnego odsłonięcia swojej intymności przed mającym ją przeszyć orężem. Perka chwyciła się jego ramion by się nie wywrócić, czuła że ledwo dotyka drugą stopą podłogi.
Naparł na nią przy pierwszym ruchu bioder. Drewniana ścianka niebezpiecznie zaskrzypiała. To była zwykła płyta wiórowa, ale Robert nie zwracał na to uwagi pochłonięty przez pożądanie. Perka jęknęła głośno nim udało się jej zasłonić usta dłonią. Jej druga ręka zacisnęła się boleśnie na ramieniu kochanka gdy starała się utrzymać równowagę.
Robert nie przerywał kolejnych szturmów, całując Perkę po szyi i druga dłonią ściskając krągłość jej piersi przez ubranie. Raz po raz… nieustępliwie i niecierpliwie. Ta druga nie miała już wątpliwości co się działo w kabinie obok. Zupełnie już nie panując nad swym głosem, Perka darowała sobie zasłanianie ust. Uwiesiła się na ramionach Roberta i owinęła nogi wokół jego bioder. Po kilku kolejnych łupnięciach pośladkami o ściankę działową Zosia poczuła jak zbliża się do szczytu… i że jej kochanek też. Jeszcze dwa lub trzy, jeszcze raz… i ciało czarownicy zadrżało czując żądzę kochanka, a potem doszło. Perka wtuliła się w maga z trudem łapiąc oddech. No to dali swojej sąsiadce pokaz.
- Chyba… powinnyśmy…. wracać. - wyszeptał cicho mężczyzna wprost do ucha kochanki. Zawstydzony tym, że pozwolili się porwać namiętności.
- Yhym.. - Zosia puściła kochanka stając na podłodze. - Ty pierwszy?
- No… chyba tak. - odparł mężczyzna cofając i biorąc się za podciągając spodnie. Perka w tym czasie sięgnęła po leżącą na podłodze spódnicę, ocierając się policzkiem o udo kochanka i nasłuchując odgłosów z łazienki.
Pomruki… i ciche westchnienia… lubieżne mlaśnięcia. To było słychać z ubikacji obok. Robert wyszedł po cichu i powoli… rozglądając się ostrożnie, nim całkiem wymknął z łazienki.
- Dołączyć do ciebie? - Perka odezwała się cicho, jednak na tyle by dziewczyna w ubikacji obok go usłyszała.
Pomruki i westchnienia trudno było uznać za odpowiedź. Jak i cichy chichot… najwyraźniej upaliła się tym ziółkiem. Perka ubrała się i przeszła do sąsiedniej kabiny sprawdzić, czy dziewczyna siedzi z otwartymi drzwiami.
Te wyglądały na zamknięte, co miało sens… bo wszak posiadanie narkotyków było czynem karalnym. Perka zapukała do kabiny sąsiadki.
- Co?- pytanie było połączone było z nerwowym i rozbawionym chichotem.
- Pomóc, czy chesz pobawić się z sobą sama? - Perka mimo woli uśmiechnęła się. Ciekawe ile lat miała laska w środku.
- Mhmmm… kim jesteś? - zamruczał kobiecy głos. - Duszku?
- Trochę jakby sukkubem. - Zosia zaśmiała się. - To wychodzi, że jestem bardziej diabłem niż duszkiem, nie?
- Masz rogi sukkbubku… diabełku… i ogon? - zachichotała kobieta zapewne obecnie pod wpływem narkotyku i o mocno zaburzonym procesie postrzegania rzeczywistości.
- Nie.. tylko bardzo sprawne paluszki. - Perka oparła się bokiem o ściankę.
- To twoje paluszki sprawiły, że moje… mnie dotykają?- wymruczała cicho dziewczyna.
- Raczej moje jęki za ścianą. - Zosia była coraz bardziej rozbawiona całą tą sytuacją.
- A co tam robiłaś duszku….- wymruczała rozpalonym głosem dziewczyna, a dźwięki dochodzące z ubikacji świadczyły że zwiększyła aktywność swoich pieszczot.
- Posilałam się na pewnym sympatycznym jegomościu. Był pyszniutki. - Perka kontynuowała tą zabawę nasłuchując odgłosów z ubikacji.
- Zjadłaś go całego… jego… kiełbaskę…- zaśmiała głośno kobieta i powróciła do wydawania głośnych odgłosów lubieżnej przyjemności za pomocą palców.
- Nie… jedynie jej zawartość, nie zjada się pojemniczków. - Perka pozwoliła sobie na lubieżny ton.
- I taaak… wchodzisz.. do ubikacji duszku?- zamruczała w odpowiedzi dziewczyna dysząc głośno.
- Tylko jak się mnie wpuści. - Perka przesunęła paznokciami po drzwiach, za którymi była druga kobieta.
- Drzwi nie są zamknięte.- odparła dziewczyna.
Perka spróbowała otworzyć drzwi i zajrzeć do środka. Nie miała z tym żadnego kłopotu i po otwarciu zobaczyła wśród oparów narkotycznego dymku…młodą biuściastą dziewczynę w białym topie… i szortach i majtkach.. obecnie na kostkach. Wyraźnie rozbawiona w jednej dłoni trzymała skręta, drugą zaś wyraźnie masowała swoją kobiecość… która już mlaskała.
- No… duszki.. czy sukkuby… nie powinny być bardziej seksowne… znaczy… mniej ubrane?- zapytała rozbawionym spojrzeniem taksując postać Zosi.
- Sprawdzone.. rozbieranie się mocno nakręca ofiarę. - Perka zamknęła za sobą drzwi przyglądając się temu jak dziewczyna się sobą zajmuje.
- Tooo będziesz się teraz… rozbierać?- jej stopa obuta w adidasa wysunęła się z szortów i bielizny by musnąć czarownicę po łydce, gdy jej palce zanurzały się głęboko w rozpalonym wilgotnym niczym dżungla wnętrzu. Także jej zapach podniecenia mieszał się z narkotycznym dymkiem.- I… co dalej?
- Kusi mnie by cię najpierw wykorzystać, co ty na to? - Zosia zsunęła spódnicę odsłaniając swoją naga kobiecość.
- To ty tu jesteś…. sukkubem…- zamruczała dziewczyna nie zaprzestając pieszczot i nie odrywając oczu, od tego co niespodziewana kochanka odsłaniała.
- Yhym… i żeruję na ludzkim podnieceniu. - Perka ściągnęła koszulkę, zawieszając ją na klamce. Przybliżyła się do dziewczyny, stając przed nią i kładąc dłoń na jej włosach.
- Mhh… skoro tak twierdzisz…- odparła zachrypiałym z podniecenia głosem dziewczyna. Nachyliła się i zaczęła ząbkami skubać skórę piersi Perki.- … jak na omam… wydajesz się bardzo… realna.
- A miałoby to inaczej sens? - Perka chwyciła mocniej włosy kochanki i skierowała jej głowę na swoją kobiecość. - Tutaj, masz smakołyk.
- Raczej powinno być.. odwrotnie, co?- zamruczała z chichotem kochanka, ale Perka poczuła ciepły oddech pomieszany z narkotycznego dymu na swojej kobiecości. A potem język ciepły i wilgotny, przesuwający się po ciele… smakujący i delektujący się.
-Tak jest… idealnie. - Zosia docisnęła delikatnie głowę kochanki do swojego podbrzusza.
- Mhmm…- mruczała w odpowiedzi kochanka ustami całując podbrzusze i wodząc językiem czasem delikatnie czasem mocniej.
Perka zasłoniła dłonią usta czując jak zbliża się do szczytu. Gdy zaś doń dotarła z cichym jękiem, popchnęła kochankę do tyłu, zaatakowała jej wargi swymi ustami łącząc je w gorącym pocałunku i wbiła palce w kobiecość dziewczyny.
-H...e..- potem jej słowa urwały się i zaczęły się pomruki. - Wola…
I powrót do pocałunków. Chwyciła mocno za krągłość piersi czarownicy i ścisnęła gwałtownie.
Zosia nie dała się dziewczynie wypowiedzieć planując ją doprowadzić. Odpowiadała na pocałunki pomrukując czasem w odpowiedzi na pieszczoty kochanki. Jej działania przynosiły efekt, ale nie tak szybki jak powinien co było odrobinę frustrujące. W końcu jednak kolejny ruch palców doprowadził miłośniczkę zioła na szczyt.
Perka odsunęła się nieco i na oczach dziewczyny oblizała palce.
- Było… miło. - Mruknęła i sięgnęła po upuszczoną spódnicę.
- Taa… to był… jest mocny towar…- zachichotała dziewczyna zaciągając się dopalającym skrętem. I uznając że Zofia jest tylko efektem narkotycznego “snu”.
- Yhym… - Perka ubrała się i postanowiła wrócić do swoich magicznych towarzyszy.
Przegapiła cały występ. Magdalena już się kłaniała, goście bili brawo. Jej towarzysze zresztą też. Przyłączyła się do oklasków bo co nieco jednak na początku widziała i bardzo się jej podobało.
- Długo tam utknęłaś.- mruknął Robert, gdy siadała do stolika. - Miałaś jakieś kłopoty w łazience?
- Chciałam się upewnić w jakim stanie była nasza towarzyszka. - Zosia uśmiechnęła się do Maga.
- I co z nią? - zapytał czarownik cicho, podczas gdy Magdalena schodziła ze sceny.
- Zakochana parko… pamiętajcie, że musimy się przygotować do zadania. Dalsze rozpraszanie zostawcie sobie na świętowanie misji.- wtrącił się Emmerich.
- Zjarana i chyba uzna to wszystko za majaki narkotyczne. - Perka odpowiedziała Robertowi i spojrzała na Emmericha. - To może nie będę wam przeszkadzać i się zdrzemnę. Obudźcie mnie jak będziecie gotowi, postaram się dopilnować by lokalna czarownica się wokół was nie kręciła.
- Dobrze… postaramy się ci nie przeszkadzać w drzemce.- odparł ciepło Robert, a po kilkunastu minutach dołączyła sama Magdalena.
- Gotowi?- zapytała.
- Gdzie będziecie się przygotowywać? - Perka przyjrzała się swoim towarzyszom z zaciekawieniem.
- W pokoju obok. Zaklinanie demonów, przygotowywanie ochronnych glifów i takie tam… - odparł cicho Robert.
- Trochę tego jest.- przyznała Magdalena.
- To obudźcie mnie jak skończycie. - Perka podniosła się z krzesełka.

Sen jaki śnił się czarownicy nie należał do najprzyjemniejszych. Ciemność otaczająca ze wszystkich stron. Odgłosy pazurów i szponów drapiące niewidzialną szklaną barierę. I głosy… te głosy… niektóre ludzkie… niektóre nieziemsko piękne… inne warczące i zwierzęce… bełkotliwe. Opisujące wszelkie nagrody i przyjemności jakie sobie zamarzy… jeśli je tylko wpuści do siebie. Dość obrazowo i dokładnie opisujące sadystyczne kary jeśli sama ich nie wpuści. Niech tylko przełamią ścianę… głosy.. szepty krzyki… kakofonia dźwięków. I nie mogła się wyrwać z tego snu.
Dopiero przyłożona dłoń do jej czoła sprawiła, że Zofia się ocknęła. Robert uśmiechnął się do niej.
- Zły sen?
- Tak… jakby. - Perka usiadła przytulając do siebie kołdrę. Położyła się spać nago bo i tak nie wzięła z sobą piżamy. Teraz przetarła nieco spocone czoło. - Nie wiem… czy to był sen. Czułam jakby wielkie ilości różnych istot chciały się dostać do mojej głowy.
- Domyślam się. Przepraszam z tego powodu. Na pocieszenie mogę tylko powiedzieć, że nikomu nic złego się nie stało poza ewentualnym koszmarami. Niemniej tylko wyjątkowo wrażliwe osoby mogły je mieć. Niestety wszystkie czarownice są bardzo wrażliwe. Więc nie dziwi cię chyba ta wiekowa animozja między nami. - westchnął Robert starając się ignorować pokusy, które wywoływały te widoki.
- Nadal… dziwi, ale to chyba nie czas na filozoficzne pogadanki, co? - Perka nachyliła się, przytrzymując kołdrę okrywającą jej piersi i pocałowała maga delikatnie. - Już jesteście gotowi? Zbieramy się?
- Jesteśmy gotowi. Dwadzieścia minut wystarczy ci na ubranie się?- zapytał Robert.
- Na ubranie się potrzebuję pięciu. - Perka zaśmiała się. - Zaraz do was dołączę.
- Dobrze. Gdzie cię potem podwieźć?- zapytał ciepło Robert.
- W sensie po tym jak już uda ci się pokonać te demony? - Perka wstała z łóżka i nago podeszła do swoich ubrań. - Znajoma miała mi przesłać do ciebie mój portfel i telefon.
- I pewnie już na ciebie czeka w domu. - westchnął smętnie Robert.- Moja demonica zaopiekowała się już pewnie przesyłką.
- Wiesz… jak chcesz ze mna jeszcze spędzić czas, to możemy po tym gdzieś wyskoczyć. - Perka wcisnęła się w obcisłą spódnicę i założyła koszulę.
- Raczej wrócimy do domu… sprawdzić czy moja “gosposia” rozwaliła mojego domu.- zaśmiał się Robert i dodał.- Ale potem możemy gdzieś wyskoczyć.
- Mi się raczej nigdzie nie śpieszy… moja znajoma nie wydawała się być spanikowana, moją nieobecnością. - Peka podeszła z powrotem do mężczyzny. - Ale chyba moja matka nieco panikuje.
- Zobaczymy…- odparł z uśmiechem Robert otwierając przed nią.- … na miejscu. A póki co, gdzie cię podrzucić?
- Po prostu pojadę z wami i ruszę sobie z tamtego miejsca w kierunku domu lokalnej wiedźmy. - Perka wyszła na korytarz.
- Dobrze.- odparł z uśmiechem Robert prowadząc ją do pojazdu.
 
Aiko jest offline  
Stary 08-03-2021, 13:39   #124
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Wspólna podróż nie trwała długo. Wszak przeklęty dom znajdował się właśnie w tej miejscowości. Gdy wysiedli przed nim Zofia poczuła lodowaty chłód promieniujący z niego. Nie potrzebowała zerkać za pomocą swoich uroków, by wiedzieć że ten dom jest nawiedzony. Ba… po doświadczeniach z posiadłością Roberta wręcz wiedziała, że nie powinna.

- Powodzenia. - Uśmiechnęła się do magów. Chciała ich odprowadzić wzrokiem nim przystąpi do swojej pracy. Bo mimo swoich słów chciała poprosić o łaskę bogów i zabezpieczyć to miejsce na wypadek, gdyby im się nie udało. No ale w tym celu musiała się nieco odsunąć by nie kusić demonów.
Niedaleko dostrzegła znajomego kocura przyglądającego się im wszystkim z bezpiecznej odległości. Spokojnym krokiem ruszyła w jego kierunku.
- Witaj. Moja pani jest ciekawa co też planują twoi towarzysze podróży. - stwierdził uprzejmie kot na powitanie.
- Posprzątać po swoim znajomym. - Perka stanęła obok niego. Czyli Bura już wiedziała, że przyjechałą z magami. - Podobno jakiś mag zawalił jeden z tych ich eksperymentów i otworzył.. jakby portal. Ogólnie spaczył rzeczywistość. Szykowali się w nocy i chcą to zamknąć.
- Tak przynajmniej twierdzą. No cóż…- odparł ironicznie Rademenes oblizując łapkę. -... Bura i tak nie dałaby rady trójce magów. Poczekamy zobaczymy. Gołębie z wezwaniem o pomoc są już gotowe.
- Robert pomógł mi się rozprawić z Babą Jagą… co nieco mu ufam. - Perka rozejrzała się po okolicy w poszukiwaniu pożytecznych ziół, których znalazła parę… babkę wielką, pokrzywę, trochę lebiody i rumianku. - Na razie odczułam, że ta sytuacja też i dla nich jest wybitnie nie na rękę.
- Możliwe. - ocenił kocur i wzruszył po ludzku ramionami. - Ale to akurat nie mój problem, więc ja się nie martwię.
- A jak to Bura znosi? - Perka zabrała się za zbierania pożytecznych ziół i przygotować ofiarę dla bogów. - Bardzo jest zła na mnie?
- Nie bardzo. Z tobą czy bez ciebie… magowie i tak zrobiliby swoje. Niepokoi się oczywiście… i to bardzo. Ale nie pochodzi z potężnej linii, a i na tle swojej babki wypada blado. - wyjaśnił kocur.
- Yhym…- Perka usiadła na ziemi i przystąpiła do plecenia wianka.
Kocur zaś przyglądał się jak cała trójka wchodzi do środka. Jego futro zjeżyło się nagle podobnie jak włosy Zosi. Oboje poczuli silny rezonans, gdy potężne moce poczęły się ścierać w środku budynku. Cóż… nawet zwykłe koty są czułe na nadprzyrodzone moce, a co dopiero takie jak Rademenes.
Perka ujęła w obie dłonie wianek w obie dłonie prosząc w ciszy bogów o pomoc. Mokosz o zabezpieczenie tego miejsca na wypadek gdyby magom się nie powiodło.
Teraz należało liczyć, że urok zadziała. Tak złożona ofiara nie dawała bowiem natychmiastowych efektów mogących pozwolić ocenić, czy rytuał się udał. Zosia ułożyła wianek na ziemi i usiadła obok kota spoglądając na znajdujący się naprzeciwko dom.
- No to.. musimy czekać. - Mruknęła cicho.
- Mhmm… jak długo?- zapytał kocur przyglądając się przenikliwie budynkowi.
- Nie mam pojęcia… czas w świecie demonów jest chyba trochę jak w świecie duchów.. inny.. trudny do oszacowania. Dla nas może być to chwila, a oni spędzą tam tygodnie… no i niestety odwrotnie. - Perka spojrzała z zaciekawieniem na kota. Wiedziała, że jeśli coś się stanie.. poczuje to nawet zanim zobaczy.
- Ja zapoluję na myszy… nie ma co patrzeć jak trawa rośnie.- odparł cierpko Rademenes prężąc przez chwilę grzbiet i ruszając swoją drogą.
- Ja bym zapolowała na jakiegoś faceta. - Mruknęła cicho Perka, ale wzrokiem przeniosła się w świat duchów, gdy tylko kot zniknął w zaroślach.
Budynek był jądrem ciemności, wręcz zasysającym w siebie resztki nocnego światła. Jednakże Zofia nie mogła oderwać od niego wzroku. Coś ją przyciągało do budynku… coś złego… wkrótce zauważyła jak z ciemności budynku wynurzają się cieniste macki. Jedna, druga, trzecia…. przesuwały się po trawie kierując ku czarownicy niczym stado złowrogich węży pełzających ku smakowitej myszy. Perka szybko wycofała się ze świata duchów i chwyciła mocno wianek.
Cienie zaczęły się wycofywać… i to na jej oczach. Widziała je w świecie realnym, choć same macki wydawały się mniej materialne. Teraz zaczęły się powoli wracać w mrok domostwa zapewne zawiedzione tym, że “ofiara” im się wymknęła.
Perka zaklęła w duchu i rozejrzała się za miejsce, w którym mogłaby spokojnie odpocząć.

Okolica była nawet odpowiednia ku temu. Nieżyjący już mag zapewnił sobie prywatność otaczając dom sadem pełnym jabłoni i krzaków agrestu rosnących pod nimi. Tam też czarownica dostrzegła presję jaką na naturze wywarła aura domostwa. Drzewa ulegały wypaczeniu wykrzywiając się nienaturalnie. Krzewy rosły bujnie mając długie kolce i małe liście. Kojarzyło się jej to trochę… z chatką Baby Jagi. Czyżby tym właśnie stała się ciocia? Czarownicą sięgającą po metody i sztukę magów?
Perka przycupnęła pomiędzy drzewami i nie mając nic innego do roboty, odłożyła wianek i rozejrzała się pomiędzy drzewami. Po chwili rozebrała się i zaczęła tańczyć prosząc Mokosz o to by przywróciła temu miejscu jego naturalną formę.
To przynosiło spokój jej umysłowi i bezpieczeństwo i…
- Tu czasami przychodzą ludzie. Nie powinnaś odstawiać takich numerów… można je dostrzec, nawet w nocy. - żartobliwy głos Burej przerwał taniec czarownicy.
- Nie powinnam tańczyć nago w nocy? - Perka zaśmiałą się do czarownicy. - Chyba lepiej teraz niż w dzień, prawda, a te drzewa…. - Dłoń Zosi spoczęła na jednym z konarów. - wymagają nieco naszej troski.
- Magowskie podwórko leży ponad naszą jurysdykcją… kto wie jakie czary wpletli w te drzewa.- oceniła Bura przyglądając się im.
Perka sięgnęła po swoje ubranie widząc, że Bura raczej będzie miała sporo przeciwko jej tańcom.
- Wygląda jakby natura sama uchylała się od tamtego domu. - Powiedziała cicho spoglądając na lokalną czarownicę. - A co jurysdykcji... mag, który tam mieszkał nie żyje. Przynajmniej według pozostałych magów.
- I się mylą… wedle mojego wahadełka, ów mag żyje… w pewnym sensie .- stwierdziła Bura cicho.
- W pewnym sensie? - Zosia spojrzała na towarzyszkę ubierając się.
- Jego siły życiowe są miarowo rozproszone po całym budynku. Jakby był jednością ze swoją posiadłością.- odparła miejscowa czarownica.
- Miejmy nadzieję, że sobie poradzą… - Perka szczerze się zaniepokoiła. Jej wzrok skupił się na dziwnym budynku. Wiedziała, że nie powinna ufać magom… ale nie chciała by Robertowi coś się stało.
- Mam nadzieję, że cokolwiek się tam wydarzy ja nie będę musiała się wtrącać.- westchnęła Bura i dodała.- Chcesz herbaty? Przyniosłam termos.
- Chętnie. - Perka uśmiechnęła się do drugiej czarownicy.
Bura podała jej termos i kubek, wyciągając je z torby którą schowała za jednym z drzew. Następnie rozglądnęła się dookoła. - Widziałaś gdzieś Rademenesa?
- Przypilnował mnie a jak widział, że nic nie kombinuję, poszedł zapolować na myszy. - Perka przysiadła na konarze i nalała sobie nieco herbaty.
- Stary pchlarz… - burknęła Bura.- Znalazł sobie wymówkę by się zmyć z posterunku.
- Poszedł w łąkę, więc chyba zupełnie to nie zniknął. - Zosia zaśmiała się. - A prawda jest taka, że nie wiadomo ile im to zajmie.
- Pewnie całą noc. - oceniła Bura ponuro.
- Albo im dłużej. - Zosia wzruszyła ramionami i upiła herbaty. - Przygotowywali się cały wieczór.
- I nic na to nie poradzimy. - zgodziła się z nią Bura spoglądając znów na bunek. Przeciągnęła się ziewając.- Właściwie nie wiem po co tu tkwimy. Nawet jeśli coś złego się wydarzy nie będę mogła temu zapobiec.
- Ja splotłam zaklęcie do Mokoszy… - Perka upiła kolejny łyk herbaty. - Mam nadzieję… że jeśli im się nie powiedzie, ona zatrzyma to co tkwi w środku.
- Za dużo pokładasz w tym wiary. Starzy bogowie stracili wiele ze swojej mocy. - mruknęła Bura przyglądając się budynkowi.
- Pomogli mi w walce z duchem lasu… pomogli w walce z Babą Jagą… bogowie są blisko, tylko potrzebujemy w nich wierzyć. - Perka uśmiechnęła się ciepło do drugiej czarownicy.
- Mhmm… oni czy krew płynąca w twoich żyłach. Wywodzisz się z potężnej linii. - stwierdziła Bura zamyślona.
- Potężna czy nie… wszystko co mamy pochodzi od bogów. - Perka wzruszyła ramionami.
- No to skoro oddałyśmy wszystko pod ich opiekę, to może pójdziemy stąd? Robi się coraz zimniej. I nie mówię tu tylko o temperaturze. - dodała Bura.
Perka wstała i oddała Burej termos.
- Mogę cię ogrzać. - Uśmiechnęła się ciepło do drugiej kobiety.
- Jak ?- zapytała Bura.
- Tak jak mamy to zwyczaj robić na sabatach. - Zosia zaśmiała się i przyjrzała się białowłosej z zainteresowaniem.
- No tak… zapomniałam… - zaśmiała się nerwowo Bura i dodała.- Ale nie tutaj i może przy nalewce malinowej, co?
- Jasne. Robisz nalewki? - Zosia ruszyła za drugą czarownicą.
- Coś trzeba robić w zimie.- odparła cicho Bura i wzruszyła ramionami.- Dobrze robią na nerwy.
Podążała przodem przemykając się przez dziurę w płocie, w poprzek drogi, przeskakując nad kolejnym.
- Rademenes cię tak denerwuje? - Perka starała się podążać za gospodynią.
- Nie znasz go tak jak ja…- zaśmiała się sarkastycznie Bura.- … czasami sądzę, że zanim stał się kotołakiem był chowaniec jakiegoś maga. I obiektem eks…- zatrzymała się, bo zobaczyła migotające światło w oknie swojego mieszkania.
- Hm… masz gości? - Perka spojrzała w kierunku domu drugiej czarownicy z zaciekawieniem.
- Nie…- odparła Bura przyczajając się i podkradając ku oknu.
Zosia podążyła powoli za nią ciekawa kto też odwiedził lokalną czarownicę.
Gdy podkradły się do okna pierwsze co udało im się podejrzeć, to burzę ksztanowych włosów i poruszający się gwałtownie biust… oraz posłyszały jęki.
Dziewczyna poruszała gwałtownie biodrami unosząc się i opadając na kochanka… Rademenesa w ludzkiej postaci, oświetlona płomieniem świecy.
- Myszkę złowił.- syknęła gniewnie i złośliwie Bura.
- Chcesz popatrzeć czy im przerwać. - Perka zaciekawieniem spoglądała przez okno.
- Najchętniej bym im dała popalić.- westchnęła ciężko Bura zerkając.- Ale co by to dało?
- Nic, ale teraz zajmują nam domek a ja planowałam robić coś podobnego z tobą. - Zosia wyszczerzyła się do białowłosej. - Jest inne wejście?
- Oczywiście że są inne wejścia.- mruknęła cicho białowłosa i spojrzała na podskakującą na zmiennokształtnym dziewczynę. - I tak będę musiała jej umysł zamglić, co by nic nie pamiętała z tej nocy.
- Skoro tak uważasz… - Perka zetknęła jeszcze raz na kotołaka. - To chodźmy i pohałasujmy im nieco. - Mrugnęła do drugiej czarownicy uśmiechając się zadziornie.
- Dobrze…- mruknęła Bura i ruszyła przodem pochylona, przez co czarodziejka mogła skupić się na jej obcisłych jeansach… i na tym co opinały.
Okrążyły dom dookoła i Bura zaczęła otwierać drzwi. Perka skorzystała z okazji by przesunąć palcami po pupie czarownicy. Siwowłosa czarownica zadrżała czując ów dotyk, gdy wchodziły do kuchni.
- Hej… - mruknęła cicho Bura nasłuchując odgłosu z salonu.-... przecież nie jesteśmy same.
- Proponowałam, że możemy im nieco pohałasować. - Dłoń Zosi wodziła po wypiętych pośladkach drugiej czarownicy.
- Już ja wiem jak ty chcesz… hałasować. - szepnęła cicho Bura, ale nie odsuwała pośladków nasłuchując dźwięków kobiety ujeżdżającej Rademenesa.
- Bestia.- mruknęła i trudno było zgadnąć czy ma na myśli kota, czy Perkę.
- Myślałam, że od początku to wiedziałaś. - Perka ścisnęła dwiema dłońmi pośladki Burej. - Tutaj… czy wejdziemy do środka?
- A jak wolisz?- westchnęła Bura wypinając mocniej pośladki. - I gdzie wolisz ?
- Widziałaś… mi nic nie przeszkadzało rozebrać się w ogrodzie obcego człowieka. - Zosia zaczęła ugniatać pochwycone krągłości. - A chciałabym by tobie było przyjemnie.
- To się mną zajmiesz…- sapnęła cicho Bura opierając się kuchenny stół.- Obawiam się że nie jestem doświadczoną kochanką.
- Rademenes nie chciał cię wyćwiczyć. - Perka położyła się piersiami na plecach białowłosej i sięgnęła do rozpórka jej spodni. Zsuwając je jedną dłonią drugą zaczęła wodzić po ukrytym pod majtkami kwiatuszku Burej.
- Nie zamierzam dopuszczać do mojej pusi, tego rozpustnika… wystarczy że wsadza ogon w każdą naiwną dziewczynę w okolicy.- mruknęła rozpalonym głosem dziewczyna poddając się dotykowi Zosi.
- Musi go to potwornie frustrować. - Zosia zsunęła spodnie kochanki do kolan i nie przerywając pieszczot na jej kobiecości, drugą dłonią pochwyciła pierś Burej. Ścisnęła ją zaborczo, dociskając materiał jej majtek do rozpalonego ciała białowłosej.
- Bardzo… mam to gdzieś…- jęknęła rozpalonym głosem Bura zerkając przez ramię na kochankę. Jej ciało wiło się pod dotykiem rudowłosej, a bielizna robiła się lepka.
- Yhym… usiądziesz na stole? - Perka odsunęła się robiąc miejsce Burej i przyglądając się jej z zaciekawieniem. Sama czuła przyjemny gorąc między udami.
- Dobrze…- mruknęła Bura biorąc się wpierw za wyswobadzając się z butów i spodni. Nasłuchiwała głośnych jęków kobiety z pokoju obok kuchni. Kocur nie dawał jej chwili wytchnienia. W końcu Bura usiadł na stole… w majtkach na biodrach.
- Za bardzo się na nich skupiasz. - Perka klęknęła przed stołem, bezczelnie rozchyliła uda białowłosej i przywarła ustami do jej przemoczone bielizny. Językiem docisnęła materiał do kobiecości kochanki.
- Są głośni…- rzekła zawstydzonym głosem Bura, a potem zaczęła pomrukiwać pod wpływem działań Perki. Jej głos robił się coraz głośniejszy, a oddech głębszy.
- To ich zagłusz. - Zosia uchyliła majtki kochanki i pocałowała jej kwiat, teraz już bezpośrednio, sięgając językiem jak najgłębiej.
Odpowiedzią był cichy pisk i naprężenie się ciała. Bura odruchowo poruszała biodrami zerkając w dół na czarownicę pieszczącą jej intymny zakątek. A Perka pieściła ją delikatnie, obserwując co sprawia najwięcej radości kochance i czym wyrwie z jej ust głośne jęki. To całowała, to ssała jej wrażliwy punkt. I takie testowanie pieszczot sprawiło, że siwowłosa zaczęła się wić na stole, pojękiwać wodząc palcami po głowie, aż wreszcie doszła z głośnym krzykiem, który nie jednak nie zwrócił uwagi Rademenesa i jego kochanki ku kuchni w której były. Perka wsunęła więc palce w kobiecość Burej i zaczęła poruszać nimi leniwie, planując kochankę doprowadzić raz jeszcze.
- Jeszcze ci … mało… - szepnęła cicho Bura, ale jej ciało napięło się poddając dotykowi kochanki. Spoglądała rozpalonym wzrokiem na czarodziejkę oblizując usta.
- Byłaś za cicho. - Wykrzyczała cicho coraz intensywniej atakując kobiecość kochanki.
- Nie potrafię być głośna…- przyznała wstydliwie Bura zaciskając dłonie na stole.
- Tego nie trzeba umieć...wystarczy się nie powstrzymywać. - Perka wsunęła jeszcze jeden palec do wnętrza kobiety.
- Nie chcę…- pisnęła cichutko Bura, co się wyróżniało na tle głośnych dźwięków dochodzących z pomieszczenia obok.
- Wiesz… nie zmuszę cię. - Wbrew swoim słowom Perka śmiało pieściła kobiecość kochanki. - Ale czemu nie chcesz?
- Nie czuję… się swobodnie… będąc głośno…- wytłumaczyła pomiędzy głośnymi oddechami.
- Dobrze. - Perka przywarła ustami to wrażliwego punktu kochanki, palcami nadal atakując jej kobiecość.
- Bardzo dobrze… - jęknęła rozpalonym głosem Bura zbliżając się do kolejnego szczytu. Perka skupiła się na pieszczeniu kochanki. W takich chwilach Bura była bardzo przyjemną i miłą oku kobietą.
- Baaardzo… bardzo… dooobrze…- jęknęła w końcu siwowłosa nieco głośniej i drżąc osunęła się na stół. Perka uwolniła kochankę od swojej obecności, uniosła się i ułożyła na niej spoglądając na oddychającą szybko czarownicę.
- A jednak potrafisz być całkiem namiętna. - Mruknęła oblizując palce.
- Noo… trochę.- przyznała Bura cicho.
- Nie takie trochę. - Perka zaśmiała się i spojrzała z zaciekawieniem na drugą czarownicę. - To jak.. próbujesz się odwdzięczyć czy szukamy tej malinówki?
-To… może poszukajmy tej malinówki i wtedy… pomyślimy o odwdzięczeniu.- zaproponowała Bura drżącym głosem.
- Niech będzie. - Perka zaśmiała się i uwolniła kochankę od swojego ciężaru.
Bura podciągnęła majtki zapominając o spodniach i ruszyła przodem kierując się do małych drzwiczków z boku kuchni. Otworzyła je odsłaniając schodki prowadzące w dół.
- Piwniczka. - wytłumaczyła cicho.
- Brzmi jak więcej niż jedną malinówka. - Perka zaśmiała się i podążyła za gospodynią.
- Trzeba mieć jakieś hobby.- odparła z uśmiechem Bura schodząc coraz głębiej… do piwniczki pełnej przetworów, jak i zakorkowanych butelek.
- Bardzo przyjemne hobby. Lubię gotować, ale jako że nie jestem w stanie usiedzieć na miejscu to nie robię takich rzeczy. - Zosia z zaciekawieniem spoglądała na zawartość słoiczków.
- Ja mam czas. - przyznała Bura, podczas gdy Zosia podziwiała kolejne przetwory. Marynaty, dżemy, marmolady. Warzywa zalane czy to octem, czy to miodem.
- No ja jeżdżę od wsi do wsi. - Perka uśmiechnęła się do gospodyni. - Czasem zostanę gdzieś na dłużej.
- Wygodnie.- przyznała Bura.- Ale kiedyś ci to się skończy.
- Jestem weterynarzem. Zarabiam we wsiach. - Perka spoważniała. - Ale prawda jest taka, że matka ma wobec mnie inne plany.
- Kiedyś odziedziczysz po niej dziedzinę.- przypomniała jej Bura. - Czarownice żyją długo, ale nie wiecznie.
- Moja babcia ma się nieźle. - Perka wzruszyła ramionami i spojrzała na słoiki. - A mi do tego nie spieszno… nie mam talentów mojej matki.
- Mhm…- zamyśliła się Bura przyglądajac się Perce.- Może masz tak jak moja matka? Dziedziczymy talenty naprzemiennie. Moja miała mojej prababki, ja mam babki.
- Może… - Perka zamyśliła się, rzeczywiście była bardziej podobna do babci. - .. ale ja dosyć długo w ogóle nie wykazywałam zdolności. Wiesz taka trochę czarna owca ze mnie. - Zosia wyszczerzyła się do Burej. - To gdzie są nalewki?
- Ooo tam…- Bura wskazała na górną półkę, przy której właśnie grzebała. - Ja za czarną owcę mam kota.
- Sięgnąć? Podsadzić? - Perka bezczelnie spoglądała na, osłoniętą jedynie majtkami, pupę gospodyni.
- Nooo… pomoc by się przydała. Zwykle to kocur zajmuje się piwnicą. W końcu do czegoś muszę zapędzić nieroba, który brzydzi się myszami.- burknęła siwowłosa nieświadoma spojrzenia Zosi.
Perka podeszła do niej i sama spróbowała sięgnąć, a gdy jej się nie udało obróciła się do Burej plecami i przyklęknęła.
- Wskakuj na barana.
- Już… już... myślisz, że to bezpieczne?- zapytała cicho Bura ładując się na plecy kochanki.
- Wątpię. - Perka pomału się wyprostowała. - Za to miło mieć twoje piersi za głową.
- Sięgaj. - Podsunęła się do półki niemal się o nią opierając.
- Tylko się nie ruszaj za bardzo.- odparła drżącym głosem Bura i sięgnęła w kierunku słoików. Pochwyciła butelkę za nim i ostrożnie nachyliła się w dół, by postawić ją w zasięgu spojrzenia jak i zasięgu Zosi.
- To ta? Wolałabym cię nie puszczać. - Zosia uniosła lekko głowę do góry, by spojrzeć na gospodynię.
- Ta… ta, ta! - pisnęła nieco spanikowana Bura.- Tylko mnie nie upuść.
- Czemu bym miała? - Perka przyklęknęła uwalniając gospodynię. - Wiesz...nie wyglądam, ale czasem muszę pomóc krowie urodzić. - Rzuciła żartobliwie, spoglądając na Burą i rozmasowując nadgarstki.
- Masz… rację… nie wyglądasz. - odparła wesoło Bura i z wyraźną ulgą.
- Pokaż co tam dobrego masz. - Zosia zerknęła z zaciekawieniem na zdobycz gospodyni.
Bura odkorkowała butelkę i podała drugiej czarownicy. W nozdrza Zosi uderzył mocny zapach malin i alkoholu.
Zosia upiła łyk i uśmiechnęła się.
- Pyszna. - Mruknęła oddając gospodyni butelkę. I mocna… przez chwilę zabrakło jej tchu.
- Uważaj… używam jej do transów.- ostrzegła ją ze śmiechem Bura.
- Cóż już się napiłam. - Zosia zaśmiała się. - To teraz twoja kolej?
- No… to… dobrze….- rzekła cicho Bura i upiła odrobinę delikatnie.
- A po co wprowadzasz się w transu? - Perka przyglądała się z zaciekawieniem swojej rozmówczyni.
- Do podróży eterycznych… wchodzenia w umysły innych stworzeń. - wyjaśniła cicho Bura. - Także.
Perka uśmiechnęła się zadziornie.
- O.. to znam i do czego jeszcze?
- Do otwierania w sobie bramy przodków i wpuszczania zmarłych… robienia za medium, ale takiego prawdziwego medium. Tyle że to akurat przyjemne nie jest. - wyjaśniła po chwili namysłu. - Acz taka dusza czarownicy która była potężniejsza ode mnie, to wielki atut… o ile to wyjdzie.
- Mojej ciotki nie zapraszaj bo by pewnie skończyło się, że i ciebie trzeba zabić. - Perka przyjęła ponownie butelkę i upiła kolejny łyk.
- Nie rozumiem co sugerujesz. - zadumała się Bura, po czym dodała. - Nie mam jej czaszki, więc nie ma problemu… nie zdołam.
- Ach.. po prostu nie wiedziałam, że coś jeszcze jest potrzebne. - Perka oddała gospodyni butelkę. - Ja.. po prostu wchodzę do świata duchów… istot natury. Teraz muszę jednak uważać, bo macki nawiedzonego domu próbują do mnie sięgnąć.
- Zmarli nie zatrzymują się w świecie duchów na dłużej, chyba że coś ich trzyma. W przeciwnym przypadku byłby on strasznie zatłoczony…- zaśmiała się Bura i pokręciła głową.-... wyobrażasz to sobie, przodkowie w świecie duchów gromadzący się tam od prehistorii?
- Wolałabym nie, wystarczają mi ci, których spotykam. - Perka też się zamyśliła spoglądając na gospodynię. - Właśnie przy kłopotach z takimi czasem pomagam. Wiesz… nawiedzone domy i temu podobne. Ale osobiście wolę jednak dzicz i leśne duchy.
- Ja unikam nawiedzonych domów. Duchy tam są niebezpieczne. Te sprowadzone spoza.. cóż… moja mama nazywała to woalem eterycznym. Jej mama zasłoną… one są zazwyczaj spokojne i chętne do powrotu. No… chyba że coś pójdzie źle i to nie duch przyjdzie.- wyjaśniła Bura upijając trochę trunku.
- Ja też ich unikam, ale niewiele jest czarownic, które wchodzą w tamten świat, więc czasem mnie szukają gdy kłopot jest zbyt duży. - Perka wzruszyła ramionami. - A co jeszcze może przyjść zza tego woalu.
- Złe duchy… demony…- mruknęła Bura i dodała cicho. - Słyszałaś o tych seansach spiritualistycznych? Nie wiem kto dokładnie wyjawił te metody ale przed pierwszą wojną zaczęły się organizować różni tacy… media. Większość z nich była oszustami, ale niekiedy nawet oni… mogli coś przyciągnąć. Nie byli tak przygotowani na to jak prawdziwi czarownicy, nie mieli talentu jak my… ale byli dość głupi i wrażliwi by dać się opętać.
- W sumie.. wieki nie widziałam opętańca. - Zosia przysiadła na jakiejś skrzynce stojącej w piwniczce.
- Teraz nie jest to tak popularne… ale w międzywojniu to była prawdziwa plaga.- odparła ze śmiechem Bura.
- Jakiś czas temu przepłoszyłam kilka dziewczyn uważających się za czarownice. - Perka zamyśliła się. - Jednak internet robi swoje, ludzie myślą że w weekend się wszystkiego nauczą.
- Ganianie po lesie i palenie wianków jest niegroźne.- machnęła ręką Bura. - Cały ten wiccanizm… spotkałam się z tym na studiach. Zbadałam… mieszanina wschodnich pojęć i mistycyzmu z naiwnym spojrzeniem na przeszłość Słowian, która jest wyjątkowo skąpa w materiałach. To nie jest na szczęście nasza moc i nigdy nie będzie. Nie rozumieją rytuałów, które odprawiamy… jak dla mnie mogą dalej “czarować” i wygłupiać się. Będzie to zasłona dymna dla prawdziwych czarownic.
- Czasem jednak są zbyt blisko. Nie tylko demony potrzebują i chcą zawładnąć ludźmi. - Zosia westchnęła. - Daj chwilę zerknę na ten dom. - Powiedziała cicho i pozwoliła myślom przepłynąć do świata duchów.
- Czy to bezpieczne? Ja nie będę mogła ci pomóc w razie czego.- stwierdziła cicho Bura niepewnie.
- Jesteśmy daleko.. wycofam się. - Perka podróżowała już swym wzrokiem w kierunku domu, w którym pracowali magowie.
- Uważaj na siebie.- odparła Bura i pociągnęła spory łyk z butelki.- Nie będę mogła ci szybko pomóc. Może.. Rademenes… ale nie ja.
- Yhym… - Nie pytała jak kot miałby jej pomóc. W sumie nie planowała nic robić, tylko zerknąć tak jak tam na polu.

Opuściwszy już ciało Perka podążyła przez pełen uroków i unoszących się widm dom Burej. Nie były to groźne duszki, a raczej byty wspomnieniami związane z rodzinnym budynkiem czarownicy. Więc minęła je bez obaw… podążyła w kierunku plamy czerni wciągającej wszystko w siebie, bo tym był właśnie ów dom, w którym to walczyli magowie. Rozejrzała się czy coś się zmieniło od kiedy była tu po raz ostatni. Nie zauważyła żadnych widocznych zmian. Mrok otaczający domostwo był nadal nieprzenikniony. Czyżby… im się nie udało?
Pewnie nie dowie się tego aż do rana. Zbliżenie się do domu było niebezpieczne, już raz się o tym przekonała.
Nie widząc zmian szybko wycofała się i gdy tylko jej spojrzenie natrafiło na wizję Burej ze świata duchów, sięgnęła po butelkę i upiłą spory łyk, nim wycofała się do rzeczywistości.
- Bez zmian.
- Na górze też… pewnie koci urok padł na dziewczynę. - westchnęła Bura ironicznie.
- Wiesz.. jak ci to bardzo przeszkadza, to można ich przegonić. Ja tam nie krępuję się, by tam wejść. - Perka upiła kolejny spory łyk nim oddała butelkę gospodyni.
- A uda ci się? Kocur i jego ogon… to dwa bezczelne typki.- zaśmiała się Bura sięgając do butelki i wypijając nieco.
- Jego może nie przegonię, ją… jak powiem, że ojciec jej szuka, to kto wie? - Perka wzruszyła ramionami.
- Wiesz co to są kociary? - wtrąciła Bura z podstępnym uśmieszkiem.
- Panie które kolekcjonują koty. - Zosia spojrzała na gospodynię z zaciekawieniem.
- Ha… tak się może tylko z pozoru wydawać, ale koty to nie psy. Nie są stadne… nie ulegają hierarchii, nie są posłuszne. - stwierdziła Bura dodając. - Koty potrafią omotać ludzi wokół siebie. Kociary mają tego pecha, że są bardziej wrażliwe i łatwiej ulegają kocim sztuczkom… a tam na górze jest właśnie taki kocur… skondensowana esencja tego ich szarmu.
-I mówisz, że jego siła jest na tyle duża by pozbawić dziewczynę rozsądku? - Perka zerknęła ku górze.
- Na tym etapie… jest już jak sukkub.- zaśmiała się cicho Bura i dodała spoglądając na Zosię.- Ty pewnie byś była bardziej odporna i zachowała trzeźwość umysłu. Nie wiem czy to dobrze czy źle.
- A… przyznaję że już miałam okazję doświadczyć tego ogonka - Zosia przyznała się do swojej małej schadzki z podopiecznym gospodyni. - ale nie.. jakoś w ogóle tak na niego nie reaguję. W sensie w ludzkiej formie, jest po prostu jak mężczyzna.
- Ty jesteś czarownicą. Ona chyba nie…- zaśmiała się Bura zerkając na wyjście z piwniczki. - No… tylko trochę go doświadczyłaś.
- Wiesz, że kusisz mnie by sprawdzić więcej. Niestety.. stety.. takie zabawy to moja słabość. - Perka westchnęła ciężko.
- Więc sama zdecyduj czy zdołasz się oprzeć pokusie, czy wolisz pić tu ze mną.- zaśmiała się rubasznie Bura biodrąc kolejny łyk z butelki.
- Nigdzie mnie nie ciągnie. - Zosia zaśmiała się. - Wiesz jakbym tam poszła to dlatego, że oni tobie przeszkadzają… mi tu dobrze. - Czarownica sięgnęła po butelkę i upiła spory łyk.
- Skoro tak twierdzisz.- zaśmiała się Bura i dodała zawstydzona. - Mogę ci się zwierzyć, że… ja też… no… bym… mogła ulec. I tego się boję. Nie chcę dać pchlarzowi satysfakcji.
- Moja matka zawsze mówiła, że to kwestia tego jak ustawisz sytuację. Jeśli postanawiasz go wykorzystać dla własnych zachcianek i w dogodnym dla siebie momencie to, to nie jest uleganie. - Perka uśmiechnęła się ciepło.
- Pchlarz ma przewagę kilka wieków doświadczeń z czarownicami.- westchnęła Bura upijając trunku. - Ja przy nim jestem smarkulą.
- Ale jednak gwałtem cię nie wziął. - Perka mrugnęła do gospodyni. - Choć zajmiemy się sobą.
- No… bo to nie ten… typ.- oceniła Bura uśmiechając się ciepło i spojrzała na Zosię.- Jak się sobą zajmiemy?
- Liczyłam na jakiś rewanż. - Zosia wyszczerzyła się.
- No to musisz więcej odsłonić.- odparła Bura wystawiając zadziornie język.
- Góry, czy z dołu? - Perka sięgnęła do guzików swojej koszuli.
- Jak wolisz… w końcu ty zdecydujesz jak mam ci się zrewanżować.- rzekła zalotnie Bura.
- To zdejmę wszystko. - Zosia zaśmiałą się i zaczęła się rozbierać, zdejmując najpierw koszulę, a potem spódniczkę.
- Mhmm… tylko wiesz… nie mam takiego doświadczenia… jak ty.- mruknęła cicho Bura starając się nie zerkać za często i za bezczelnie na coraz bardziej nagą Perkę.
- To nie problem. - Zosia usiadła na jednej ze skrzynek i rozchyliła nogi. - Możesz się mną po prostu pobawić, pobadać. To też mega przyjemne.
- Dobrze…- palce białowłosej wsunęły się ostrożnie w delikatny zakątek Perki. Poruszały niespiesznie, acz mocno. Ona sama nachyliła się całując brzuch czarownicy niespiesznie.
- Yhym.. tak.. tak jest dobrze. - Wymruczała Perka, nie powstrzymując swego głosu tak jak gospodyni.
- No…- zamruczała Bura pomiędzy pocałunkami i mocniej pchnęła palcami. Delikatnie ukąsiła skórę uda.- Mówiłaś że mogę.
Zosia jęknęła głośno.
- Yhym… możesz. - Wyszeptała rozgorączkowany głosem.
- Zdecydowanie mogę…- zamruczała łakomie dziewczyna i kąsając delikatnie uda rozpalonej alkoholem i ruchami palców Perki. Ona sama zaś miała problem… doznania pomieszane z mocą i wypitym alkoholem utrudniały utrzymanie duszy w ciele. Czasami Zosia wyrywała się z niego ulegając szalonej wizji. Unosiła się nad swoim ciałem oglądając zabawy z Burą, jednocześnie czując jej dotyk na ciele. Może jednak picie trunku używanego do wchodzania w trans nie było najlepszym pomysłem? A może na odwrót?
Zosia zbliżyła się obserwując jak palce kochanki wsuwają się w jej własne ciało. Doznania były tak przejmujące że z jej ust wyrywały się coraz głośniejsze jęki i okrzyki, gdy zbliżała się na szczyt.
W końcu jednak jej ciało się wygięło z rozkoszy i zadrżało w spełnieniu.
- Jesteś intensywna w okazywaniu emocji. - zamruczała cicho Bura spomiędzy ud kochanki.
- I podoba mi się jak się mną bawisz. - Zosia uśmiechnęła się lubieżnie do gospodyni. - Mam ochotę na więcej.
- Mhmm… więcej.- białowłosa czarownica przesunęła się w górę ocierając się ciałem, którego górna połowa nadal była okryta ubraniami. Zabrała się za dalszą zabawę. Raz jedną raz drugą piersią. Całując, liżąc i kąsając ciało swojej kochanki.
Zosia sięgnęła do koszuli gospodyni i zaczęła ją podwijać by odsłonic skarby kochanki.
- Bardzo więcej…- mruczała tymczasem siwowłosa czarownica pozwalając się rozbierać i całując szyję i obojczyki Perki.
Rudowłosa czarodziejka rzuciła na bok zdobyczną koszulę, sprawnie rozpięła stanik i pochwyciła odkryte piersi kochanki. Miętosząc je wodziła jedną nogą po biodrze gospodyni.
Odgłosy rozkoszy dochodzące z góry nie ustawały. Cóż.. Perka miała z kim konkurować w tych miłosnych zapasach. Naga już (pomijając majtki na pupie) Bura całkowicie zaś zatonęła w chwili całując gorączkowo usta siedzącej kochanki, wodząc palcami po jej plecach i biodrach. Perka skorzystała z okazji by zsunąć matki z pupy bieliznę gospodyni. Puściła jedną z piersi i sięgnęła dłonią do pośladka kochanki by miętosząc go, palcami drażnić tylne wrota Burej.
- Widzę… że lubisz… wszystkiego próbować…- mruczała cicho Bura kąsając szyję czarownicy, całkiem boleśnie. Ale pupę wypinała ułatwiając Zosi badania.
Perka pochwyciła pupę kochanki, także drugą dłonią i bezczelnie wsunęła palce w jej tylne wrota, rozpychając się w nich.
- Cóż… kusisz by próbować. - Rzuciła rozpalonym głosem zanurzając palce w głąb kochanki.
- Aaaakuraaat.- jęknęła rozpalonym głosem Bura ocierając się biustem o piersi Elizabeth.
- Bardzo kusisz. - Palce Perki zaczęły się poruszać we wnętrzu gospodyni, podczas gdy druga dłoń dociskała ciało kochanki mocno do ciała rudej czarownicy.
Przytulonej i drżącej Burej ciężko było odpowiedzieć na te zarzuty, a jej jęki splatały się z głośnymi okrzykami “ofiary” kocura. Perka zaczęła całować jej usta, poruszając się nieznacznie tak by ich ściśnięte piersi ocierały się o siebie. Aż ciężko było uwierzyć, że to była ta sama Bura. Reagowała tak cudownie, że aż żałowała, że nie mają jakiegoś podwójnego wibratora lub innej zabawki. Siwowłosa doszła znów z głośnym krzykiem, spocona lekko od nadmiaru doznań.
- I jak cię tu nie dręczyć, co? - Elizabeth zaśmiała się. - Chcesz się zrewanżować, mogę się wypiąć by było wygodniej.
- Haa… mogę i zamierzam, więc wypnij się mocno.- zaśmiała Bura wysuwając się z objęć kochanki. Spojrzała w górę nasłuchując dźwięków.- Rano trzeba będzie ją wynieść.
- Niech on się tym zajmie. - Perka wstała ze skrzynki i oparła się o nią dłońmi wypinając się mocno. - To na co masz ochotę? - Rzuciła żartobliwie i zabujała pupą.
- Na wszystko… jestem na tyle pijana tym wszystkim, by spróbować wszystkiego.- zaśmiała się cicho Bura, a potem pociągnęła mocnego łyka z butelki dla kurażu.
- Niepowtarzalna okazja bo ja.. jestem bardzo otwarta. - Perka wypięła się mocniej i otarła pupą o biodra stojącej obok gospodyni. - Więc się nie przejmuj tymi na górze tylko baw tutaj.
- No dobrze…- Bura zamachnęła się i uderzyła mocno w wypięte pośladki czarownicy.
Perka jęknęła głośno nieco zaskoczona. Tego się nie spodziewała po gospodyni, ale co by nie mówić… było przyjemne.
Bura jeszcze kilkoma klapsami rozgrzała pupę Perki, a potem schłodziła pośladki rozlanym po niej alkoholem. Po czym zaczęła wodzić językiem po tak przygotowanym tyłeczku.
Zosia zamruczała lubieżnie i wypięła się mocniej. Język drugiej czarownicy wprawiał jej ciało w przyjemne drżenie.
Język smyrał po obolałych acz mokrych półkulach, a palce wreszczie wsunęły się pospiesznie w ukryty między miękkimi wzgórzami obszar. Badawczo, acz śmiało poruszały się tam i z powrotem wprawiając całe ciało Zofii w drżenie. Perka pojękiwała coraz głośniej wychodząc biodrami naprzeciwko palcom Burej, pogłębiając w ten sposób ich zbliżenie.
Rozkosz nadeszła szybko i mocno… wstrząsnęła ciałem czarownicy sprawiając że nogi się pod nią ugięły. A pupa znów rozgrzana została klapsami. Bura wypiła nieco alkoholu z otwartej butelki i podała czarownicy z łobuzerskim uśmiechem.
- Chyba nie damy się pokonać mojemu kotu?
- Nie ma mowy. - Zosia upiła spory łyk. Odstawiła butelkę i pochwyciła biodra Burej przyciągając jej kobiecość do swoich ust. Od razu sięgnęła językiem pomiędzy wilgotne płatki.
- Nie damy… się.- zamruczała Bura poddając alkoholowi i rozkoszy, tak jej kochanka.
 
Aiko jest offline  
Stary 09-03-2021, 12:44   #125
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Ta wybuchowa mieszanina upojenia żądzą i procentami przeciągnęła ich zabawy… prawie całą noc. Ale też sprawiła, że pobudka Zosi nie należała do przyjemnych. Męczył ją potworny kac, ciało bolało od niewygodnej pozycji. I była nieco zmarznięta leżąc wtulona w Burą.
Nagłe uświadomienie sobie, że szalały całą noc nieco ją zaskoczyło i przyprawiło o zawrót głowy i żołądka. Chwilę wtuliła się w gospodynię uspokajając myśli i swoje wnętrzości. Czy magowie skończyli? Czy wszystko u nich w porządku? Wyrzuty sumienia nieco nie dawały jej spokoju, więc obejmując kochankę, pozwoliła myślom odpłynąć w kierunku chaty, do której wszedł Robert z innymi.
Szybko zakończyło się to… potwornym bólem głowy i przerwaniem próby. Jej ciało w tej chwili kiepsko radziło sobie z utrzymaniem koncentracji. Najpierw musiała się pozbierać, a potem dopiero korzystać ze swoich sztuczek.
Zosia westchnęła ciężko i nachylił się by pocałować gospodynię. Może Bura miała w domu coś co doprowadzi ją do porządku, tylko… trzeba było ją obudzić. Palce Perki powędrowały do kobiecości kochanki i podrażniły jej wrażliwy punkt.
- Heej… cała noc ci nie wystarczyła? - odparła Bura budząc się z głośnym jękiem. Jej ciało było w podobnym staniec co Zosi. A głos ochrypły.
- Wiesz… żar mokoszy i te sprawy. - Zosia nachyliła się i pocałowała gospodynię nie przerywając pieszczot. - A ci wystarczyła? - Spytała zadziornie po dłuższej chwili.
- Mhmm..- szepnęła siadając z trudem i niemrawo odganiając dłoń kochanki. - Głowa mnie boli, w żołądku się przewraca. Może jak mi przejdzie… nie wcześniej.
- No niech będzie. - El zaśmiałą się i podniosła powoli, zgarniajac porozrzucane ubrania. - Masz coś na kaca czy pomóc ci uważyć?
- Trzeba uważyć…- odparła niemrawo Bura wstając i rozglądając się. - Zaszalałyśmy.
- Cóż.. rywalizacja nigdy nie jest łatwa. - Zosia ubierała się pomału starając się za bardzo nie ruszać bolącą głową. - Mi też się przyda… nie jestem w stanie sprawdzić co z magami w tym stanie.
- To.. prawda.- odparła Bura niemrawo wspinając się po schodach.- Ale następnym razem… rywalizujemy w łóżku. Spanie w piwnicy wykańcza.
- Myślałam, że nie zasłużyłam na łóżko. - Zosia zaśmiała się i szybko tego pożałowała. - Cóż.. tak nam alkoholu nie zabrakło.
- Oj… tak… choć nie wiem czy to akurat był pozytyw.- mruknęła Bura otwierając drzwi i wchodząc do kuchni. Potem przypomniała sobie, że w zasadzie jest goła więc pospiesznie zabrała koszulkę z kupy łachów, które Zosia niosła ze sobą i założyła ją.
- Mi było bardzo miło. - Perka położyła ubrania na kuchennym stole. Sama już narzuciła na siebie koszulę, ale nie spieszno jej było do wciskania się w spódnicę. - To gdzie masz zioła? Naważę nam coś na ten ból głowy.
- Tam... między przyprawami. -rzekła cicho Bura wskazując szaflę. Następnie sama postawiła mały garnek wypełniony wodą na kuchence gazowej.
Perka zgarnęła moździerz i zabrała się za ucieranie ziół prosząc w duchu Mokosz o dar uleczenia. Jako że modlitwa była melodyjna, delikatnie kręciła przy tym pupą urozmaicając prośby dawnym zaśpiewem.
Przygotowująca swój wywar Bura nie zwróciła uwagi na ten fakt, za to ktoś inny to uczynił. Kocur w swojej zwierzęcej postaci przycupnął na progu kuchni i skwitował widoki pomrukiem.
- Posprzątałeś bo swoich zabawach. - Perka spojrzała na niego z uśmiechem i podeszła do burej ze startymi ziołami, by je wrzucić do wrzątku. - Jakbyś miała miód to byłoby smaczniejsze.
- Półka na prawo. Same miody. - mruknęła czarownica, a kocur skinął głową.- Jak zawsze.
- Czyli że mamy posprzątać? - Perka zaśmiała się i podeszła do półki by wybrać jakiś miód. Stanęła na palcach sięgając po gryczany, przez co jej pupa odsłoniła się nieco.
- Jak zawsze posprzątane.- kocur podszedł bliżej czarownicy, która miała świadomość że gdyby nie obecność Burej, to posiadłby ją bez chwili wahania. Rademenes nie dbał bowiem o nic poza swoimi instynktami. I ludzka moralność obchodziła go tyle co zeszłoroczny śnieg.
- A zerkałeś może co u magów? - Perka spojrzała na niego z uśmiechem biorąc miód i podchodząc do garnka, by wrzucić do środka dwie łyżki.
- Tylko na budynek. Jest pusty. -stwierdził kocur, podczas gdy Bura zajęła się warzeniem swojego naparu.
- W sensie, że zniknęło spaczenie? - Zosia obejrzała się na niego z zaciekawieniem.
- I ludzie. Nikogo tam nie ma. To normalny pustostan. - wyjaśnił kocur.
- To wypiję ten napar i będę uciekać. - Perka uśmiechnęła się i podeszła do stołu by wbić się w spódnicę.
- Nie ma sprawy… martwisz się o swoich przyjaciół.- mruknęła Bura gotując swój wywar. - Dam ci coś na później.
- Jestem ciekawa jak im poszło, a i jeden z nich ma u siebie moje rzeczy i obiecał mi transport do domu. - Perka zapięła spódnicę i oparła się o blat obok gospodyni.
- Nie wątpię…- odparła miejscowa czarownica. Nalała najpierw do kubka, a potem z niego do termosu wygrzebanego z szafki obok zlewu.- To wspomaga ciało i rozjaśnia umysł. Na kaca jest dobre… przy czarowaniu jeszcze lepsze.
- Dziękuję. - Perka przytaknęła i upiła z kubka spory łyk. Był to gorzki i cierpki płyn.. czuć było jałowiec w nim i żurawinę. Ale ciało szybko odzyskało siły, a umysł był bystry niczym brzytwa. Perka czujac jak jej myśli sie rozjaśniają, skorzystałą od razu z okazji by poszukać w świecie duchów, swoich magów. Na początku ruszyła w kierunku domku, potem planując zajrzeć do karczmy, w której nocowali.
To było szybkie… przemknęła duchem w kierunku owej budowli. Teraz wyglądającej zwyczajnie… więcej… podejrzanie zwyczajnie. Budynek został dosłownie wyczyszczony ze wszystkiego. Żadnej aury, żadnego psychicznego echa, żadnych emocjonalnych “plam” które gromadziły się w budynkach tego typu wraz z kolejnymi żyjącymi w nich pokoleniami. Ten budynek był czysty, jakby go zbudowano wczoraj i nikt w nim nie zamieszkał.
Perka ruszyłą swymi myślami dalej, przez pola w kierunku zajazdu, w którym się zatrzymali. Szukając swojego gospodarza.
Znalazła ich. Robert był w jednym pokoju, Magdalen w drugim. Oboje zmęczeni bardzo. Była ciekawa gdzie podział się nauczyciel Roberta. Wycofała się do swojego ciała.
- Hm.. odpoczywają. Myślisz, że mogłabym im wziąć nieco tego naparu? - Zerknęła na Burą upijając kolejny łyk.
- Żaden problem. Uwarzę następną porcję przy okazji. - siwowłosa już łyknęła swoją porcję i poczeła się ubierać.
- Jakie macie teraz plany? W sumie magowie posprzątali. - Perka rozejrzała się za jakąś plastikową butelką, do której mogłaby przelać wywar gdy ten nieco ostygnie. Znalazła szklaną. Bura nie tolerowała plastiku w swojej kuchni.
- Wszystko wróci do normy.- odrzekli zgodnie czarownica z kotem.
Zosia zaśmiała się tylko i sięgnęła po jedna ze szklanych butelek, stojących na parapecie.
- Mogę sobie wziąć? - Spytała zerkając na gospodynię.
- Tak… weź butelkę która przekazywana była z pokolenia na pokolenie przez ostatnich 700 lat.- odparła poważnym głosem siwowłosa ignorując fakt, że na denku butelki wybito datę 1977.
- Będę się odnosić z szacunkiem, a jeśli to duży kłopot, mogę ją później podrzucić i przetestować to twoje łóżko. - Zosia zabrała się za nalewanie wywaru, zerkając zadziornie na gospodynię.
- Jak chcesz…- odparła ze śmiechem Bura.
Zosia zakorkowała butelkę i podeszła do gospodyni. Pocałowała ją nagle wprost w usta.
- Dziękuje za wspólną noc.. chętnie to kiedyś powtórzę.
- Nie ma… za co?- wyszeptałą cicho siwowłosa po pocałunku.
- Oczywiście, że jest! Na przykład za te słodkie jęki. - Perka wyszczerzyła się.
- Cicho! - pisnęła zaczerwieniona ze wstydu Bura. - Lepiej już idź.
- Yhym… Do zobaczenia. - Zosia nachyliła się i jeszcze raz pocałowała gospodynię. Po pocałunku zerknęła na kota - Odprowadzasz mnie kocurze, czy wymęczyła cię noc?
- Ja nie jestem w stanie się zmęczyć. - odparł Rademenes i ruszył w kierunku drzwi prowadzących.- Sam muszę się nieco.. ubrać.
Zosia spojrzała na niego nieco zaskoczona, a potem na Burą.
- No tak… zostawić ci mój numer ? Powinnam niebawem odzyskać telefon. - Uśmiechnęła się ciepło do gospodyni.
- Ja tam… nie dzwonię… za często… ale jasne… dzięki. -wzruszyła ramionami siwowłosa. A kocur zjawił się wkrótce w ludzkiej postaci, t-shircie i spodniach. I z podstępnym uśmiechem na ustach.
Perka zapisała Burej swój numer i pomachała jej raz jeszcze opuszczając dom wraz z kocurem.
- Co kombinujesz sierściuchu? - rzuciła żartobliwie, gdy ruszyli w kierunku zajazdu.
- Spełniam twoje kaprysy, jak dobry gospodarz powinien.- odparł mężczyzna, a potem bezczelnie chwycił za pośladek Zofii ściskając go mocno przez spódniczkę, gdy szli brzegiem drogi. Miętosząc go mocno.
- Więc… jakie są twoje kaprysy?
- Och myślałam, że je znasz. - Perka spojrzała na kocura zadziornie nie uciekając od jego dotyku. - A już myślałam, że się wyszalałeś w nocy.
- Jestem bestią… nie tak łatwo mnie zmęczyć.- znów bezczelnie szarpnął za spódniczkę, odsłaniając nagą pupę i ścisnął pośladek nie przejmując się faktem, że odsłania niezapomniane widoki dla kierowcy ciężarówki która ich mijała. Skręcił wraz z czarownicą między chatki szukając miejsca w którym spokojnie mógłby się nacieszyć złapaną myszką. Jego dłoń mocno miętosiła pośladek dociskając Zofię do jego torsu, nie dając jej szansy wyrwania się… choć Perka raczej nie miała ochoty uciekać.
- Niezbyt przepadam za obnażaniem się w miejscach publicznych. - W jej głosie nie było gniewu, raczej rozbawienie. Kocurek był drapieżny, porywczy jak zwierzątko. - To gdzie mnie prowadzisz?
- Ja też nie. Ale też przez większośc czasu ganiam nagi… więc dlaczego miał nagle przejmować się ubraniem?- zapytał retorycznie kocur i wskazał na nieduży budynek przy małym domku.
- Stodoła. Przemknę się jako kot, otworzę od środka. W środku siano jest.
- Ty tu mnie odprowadzasz… przypilnować ci ubrań? - Perka poprawiła spódnicę gdy kocur ją puścił.
- Nie wiem… możesz?- odparł Rademenes, rozbierając się niedbale na jej oczach. Pozwalając jej obejrzeć dokładnie zarówno gibką muskulaturę, jak i ten ogonek który ją interesował. Widok był bardzo wielce obiecujący… zwłaszcza w połączeniu z drapieżnym charakterem kochanka.
Zosia zebrała jego rzeczy z ziemi.
- Do boju kotku. - Rzuciła żartobliwie wskazując na stodołę.
Przyglądała się jak zwierzak Burej przybiera swą naturalną postać. Jak się kurczy i porasta futrem. Już jak kot obiegł budynek i zapewne dostał się do środka. Po kilku minutach, drzwi się otworzyły i w ludzkiej postaci Rademenes rzekł do Perki.
- Zapraszam.
Zosia poczuła jak przyjemny dreszcz przebiegł jej po plecach. Powoli podeszła do kocura trzymając w dłoni jego ciuchy i butelkę z wywarem.
- Ale pamiętaj, że nie masz dużo czasu. - Powiedziała cicho gdy ich ciała prawie się spotkały.
- Może lepiej je odłóż, co? - odparł na to zaczepnie kocur.
Perka prychnęła, ale odłożyła obok beli siana trzymane przedmioty wypinając się przy tym w kierunku kocura.
Poczuła jak podciąga jej spódnicę w górę, jak ściska dłońmi odsłonięte pośladki. Jak bierze ją w posiadanie bez pytania, z zaskoczenia. Twarda męskość zanurzyła się w jej kwiatuszku nie dając chwili na złapania oddechu. Prawie przewróciła się od pierwszych szturmów.
- B...brutal. - Perka zaparła się o belę siana, gdy kocur brał ją w posiadanie.
- Mówisz jakbyś spodziewała się czegoś innego.- w odpowiedzi kochanek mocniej napierał biodrami jakby chciał ją przeszyć na wylot. I tak go już czuła głęboko i intensywnie. Bestię, która planowała się nią nasycić na wszelkie sposoby.
- O… czywiście.. - Zosia chciała powiedzieć coś więcej, ale szturmy kocura szybko sprawiły, że słowa zamieniły się w jęki.
Poczuła jak chwyta ją za włosy, jak zmusza do wygięcia i mocniejszego przyjęcia intruza. Jej piersi kołysały się gwałtownie pod bluzką. Jej ciało drżało, a pośladki obijały o ciało kochanka. Nie było litości w tych figlach.
Perka próbowała jakoś zachować równowagę w tych figlach, ale kolejne szturmy bardzo to utrudniały. Wijąc się z rozkoszy czuła jak zbliża się do szczytu. Przy czym jej kocur jeszcze nie… o nie… jemu tak szybko nie wychodziło. Nadal był rozpalony, nadal twardy… nadal spragniony więcej i więcej. Zosia doszła z cichym okrzykiem i zachwiała się czując jak miękną jej kolana.
Kocur popchnął ją do przodu uwalniając na moment od swojej obecności. Wylądowała na belach siana, nadal z wypiętą pupą. I tam też jej kochanek zaatakował ponownie nie dając jej czasu na złapanie oddechu. Inny bardziej wrażliwy obszar, ale ta sama bezlitosna i twarda obecność. Najwyraźniej Rademenes wykorzystywał sytuacje wyciskając z niej wszystko. Wszak mogli się już nie spotkać.
- Och… ile ty... masz sił? - Perka to pojękiwała to próbowała złapać oddech. Jej ciało nadal wymęczone było po nocy z Bitą, a tu taka dawka rozkoszy.
- Dużo… i kilka żyć.- zaśmiał się chrapliwie jej kochanek, mocnymi ruchami bioder wprawiając jej ciało w lekki ruch, po belach siana. Bestia prawdziwa.
Pomiędzy szturmami Perka przewróciła się na plecy i rozchyliła nogi.
- Chcę na ciebie popatrzeć brutalu. - Wyszeptała spoglądając na górującego nad nią kochanka. Kocur uśmiechnął się i założył sobie nogi leżącej Zosi na ramiona, podciągnął jej bluzkę odsłaniając całkiem piersi. I wpatrując się w owe podrygujące krągłości, znów zaczął poruszać biodrami przeszywając niegrzeczny obszar czarownicy twardym argumentem swojej żądzy. Po twarzy jednak było widać, że jest już blisko.
Perka rozchyliła lubieżnie usta łapiąc oddech. Jej spojrzenie przeszywało kochanka tak jak on jej ciało. Czuła, że ponownie zbliża się do szczytu. I on też, pomiędzy sapnięciami, jego twarz robiła się bardziej zwierzęca… choć tylko na mgnienie oka. Potem znów.. było.. nagły syk wyrwał się z jego ust, a Perka poczuła że niżej wyrwało się z niego więcej. Jęknęła głośno dochodząc i czując jak jej ciało zacisnęło się na kochanku.
A on dysząc chwycił za krągłości piersi czarownicy rozkoszując się ich miękkością i sprężystością… w nieco brutalny i zwierzęcy sposób.
Zosia pochwyciła jego twarz i przyciągnęła usta do swoich, całując kocura zachłannie. Owinęła nogi wokół jego bioder dociskając je do swojego ciała. Odpowiedzią był równie zachłanny pocałunek i mocno pieszczoty piersi. “Ogonek” nadal tkwiący w pupie Zosi poruszał się leniwie, nie tak już władczy i sztywny jak chwilę wcześniej.
- Bylibyście z Burą ciekawą parą. - Zosia zaśmiała się gdy zrobiła przerwę na złapanie oddechu.
- Bylibyśmy? Chyba jesteśmy…- mruknął żartobliwie mężczyzna.
- W sensie także w łóżku. Ma temperament. - Perka rozplotła nogi. - To co.. teraz odprowadzisz mnie do celu?
- Nie wiem czy chcę..- nachylił się i ukąsił delikatnie szyję czarownicy.- … i czy ty chcesz.
- Ja to mam tu konflikt interesów. - Zosia zaśmiała się. - Ale… chyba znajdę chwilę na jeszcze jedna rundkę.
- To dobrze…- odparł jej kochanek uwalniając ją na moment od swojej obecności.- Jakieś życzenia co do tej rundki?
- Jestem otwarta. - Zosia usiadła na beli siana i zsunęła z nóg spódniczkę.
- To dobrze.- kochanek chwycił ją za biodra i uniósł w górę jakby była piórkiem. Nie spodziewała się takiej siły w tak gibkim i nieprzesadnie muskularnym ciele. Nie spodziewała się być unoszona niczym mała dziewczynka.
- Co.. co robisz? - Zaskoczona Perka oparła się dłońmi o ramiona kochanka. Poczuła jak po jej udach spłynęły efekty ich ostatnich zabaw, co wywołało w jej ciele dreszcz.
- Domyśl się i lepiej mnie opleć.- mruknął jej kochanek dociskając plecy czarownicy do ściany stodoły i przesunął dłonie na jej pupie, by mocno pochwycić jej pośladki. A potem “przyszpilił” ją do ściany gwałtownym ruchem, wypełniając jej kwiatuszek coraz mocniejszym argumentem.
Zosia jęknęła głośno i chwyciła się kocura rękami i nogami. Och gdyby tylko miała dłuższą chwilę. Mogliby się z Rademenesem przyjemnie wykończyć. Niewątpliwie taka możliwość istniała już teraz… on wydawał się nie do zdarcia. A kolejne jego ruchy, energiczne i mocne… głębokie, tylko dowodziły jego wigoru. Dociśnięta czarownica nie mogła zrobić niczego innego, tylko mu się poddać. I jego pocałunkom na szyi i ramionach też.
Zosia pojękiwała się rozkosznie ciesząc się entuzjazmem kochanka. Jej palce wbijały się mocno w ramiona mężczyzny gdy ten szturmował jej ciało. Czuła jak wstrząsy przechodzą przez jej ciało, gdy kolejny raz zderzali się ze sobą przy szturmach. Jego pokrywał już pot, ją zresztą też.
W końcu Perka doszła z głośnym okrzykiem i zawisła w ramionach kochanka. A po chwili falowania bezwiednie pod wpływem jego gwałtownych ruchów, poczuła jak spełnienie mężczyzny ją wypełnia. Zosia wtuliła się w kocura, chowając twarz w zgięciu jego szyi i pomału łapała oddech.
- Gotowa na następną rundkę?- zapytał Rademenes.
- Ta miała być ostatnią kocurze. - Perka parsknęła i odchyliła się by spojrzeć na kochanka. - Czas już na mnie sierściuchu.
- Miała… ale nie musi.- odparł bezczelnie jej kochanek.
- Powinna. - Perka ucałowała kochanka w usta. - Puść mnie.
- Na pewno? - westchnął kocur odsuwając się od kobiety i wypuszczając ją z objęć.
- Tak. Powinnam się zbierać, postawić maga na nogi i sprawnie wrócić do Warszawy. - Zosia podeszła do swojej porzuconej spódnicy. - I tak niezłe jest tam zamieszanie.
- Wy ludzie niepotrzebnie komplikujecie sobie życie.- stwierdził ironicznie kocur przyglądając się jej działaniom.
- Nie każdy dostaje jedzenie w miseczce. - Zosia mrugnęła do niego zapinając spódnicę.
- Ja swoje łowię.- uniósł się dumą Rademenes.
- Tak… słyszałam wczoraj. - Zosia wyszczerzyła się i podniosła butelkę z wywarem.
- Właśnie.- odparł kocur po czym nonszalancko zaczął przybierać zwierzęcą formę i opadł na cztery łapy. A następnie ruszył z dumnie uniesionym ogonem do wyjścia ze stodoły.
- Lepiej się pospieszmy. Gospodarze nie będą spać wiecznie.
- I kto to mówi? - Perka zgarnęła ciuchy kocura i ruszyła za nim.
- Najwyżej by cię przyłapali gołą.- zaśmiał się Rademenes i ruszył pospiesznie w kierunku furtki.
- A ciebie nie? - Perka podążyła za nim szybkim krokiem, rozglądając się wokół.
- Mnie… kota?- odparł Rademenes tuż za bramą.- Mało tu gołych kotów lata po wsi?
- Gdy mnie brałeś, nie wyglądałeś jak kot. - Zosia zaśmiała się.
- Ale jestem czujny i mam czuły słuch. I szybciej zmieniam postać, niż ty się ubierasz.- wyłożył swoje argumenty Rademenes. I były to ostatnie słowa jakie od niego usłyszała. Zbliżali się bowiem do miejsca, w którym zatrzymali się jej towarzysze. A tam zbyt wiele osób się kręciło.
- Do zobaczenia kotku. - Perka pomachała kocurowi i udała się do pokoju, który zajął Robert.

Znalazła go w jego pokoju. Był nieco blady i nieco zmartwiony. Wyglądał na wyczerpanego, a mimo to pakował torby. Uśmiechnął się blado do Perki.
- Hej… jak było? Nie przepędzi nas?
- Posprzątaliście, więc nie. - Perka podeszła do ustawionych na komórce szklanek i do jednej nalała wywar. - Nawet pozwoliła mi to dla was wziąć. - Podeszła do mężczyzny i podała mu naczynie. - Wypij. Poczujesz się lepiej.
- Dzięki.- odparł Robert i ostrożnie wziął szklankę.- Teraz cię zawieźć do Warszawy?
- Znajoma miała wysłać moje rzeczy do twojego domu, więc może tam na razie wpadniemy? - Perka przyjrzała mu się uważnie. - Gdzie jest Emmerich? Nie wyczułam go.
- I już nie wyczujesz. Nie wyszedł żywy z budynku. - odparł cicho Robert popijając napar.
Zosia przykucnęła obok niego i oparła się delikatnie o mężczyznę. Bez słowa dając mu wypić napar.
- Wiedział o ryzyku. Wszyscy wiedzieliśmy. To się nie różniło niczym od twojego spotkania z daleką krewną.- przypomniał jej Robert upijając jeszcze. Uśmiechnął się blado. - Trochę szkoda, ale… cóż poradzić.
- Tylko trochę? - Perka spojrzała z zaciekawieniem na maga. - To był ciekawy dziwak.
- Bardzo… trochę…- spochmurniał Robert i potarł czoło.- Pewnie… potem… jakąś mu ceremonię pogrzebową odprawię. Symboliczną. Ale teraz… nie mam na to sił. Nie mam sił na succuba… ani na czarowania. I pewnie przez jakiś czas nie będę miał. Więc nie możemy wracać do mnie, dopóki nie wrócę do formy. Jak pewnie widziałaś… moja Goetia wymaga sporo mentalnego wysiłku.
- No to zadzwoń do niej. Podam ci adres. Niech wyślę z powrotem moje rzeczy do Warszawy. - Perka zapięła torby. - A ty możesz chwilę posiedzieć w moim mieszkaniu w Wawie. Miło będzie chwilę mieć kogoś u siebie.
- Nie wiem czy to jest dobry pomysł. Czarownice nie lubią magów. - przypomniał jej ze śmiechem.
- Pomogłeś mi z Babą Jagą. - Perka wzruszyła ramionami. - A czarownice może i nie lubią, a i tak uchodzicie za najlepsze ogiery rozpłodowe.
- Nie brałabyś mnie do ekipy, gdyby ta cała sprawa z Babą Jagą była legalna wśród twoich sióstr. - stwierdził Robert przyglądając się podejrzliwie Zosi.
- Chciałam załatwić to bez matki. Ale pomogłeś mi posprzątać rodzinny bałagan i to ma znaczenie. Moja matka jest szefową kręgu warszawskiego. - Zosia podniosła się i podeszła do komódki by nalać wywaru do kolejnej szklanki. - Nie chcesz chwilę ze mną pomieszkać?
- I to jest ta dobra czy zła wiadomość ? - zapytał Robert przyglądając się Zofii. - Ta o twojej matce?
- Mogę ją zaszantażować by dała ci spokój. A inne jej raczej nie podskoczą. - Perka obróciła się do mężczyzny ze szklanką. - To dla Magdaleny. Też wyglądała na wykończoną.
- Już wyjechała.- odparł Robert i westchnął.- Ja zostałem z twojego powodu.
- Szybko się uwinęła. - Perka napiła się sama naparu. - To jak? Dasz się ugościć czy mam cię jakoś skusić?
- Dam się ugościć, choć przyznaję że nie uważam tego za dobry pomysł.- uśmiechnął się smętnie Robert i wzruszył ramionami.- To miejsce ją zaczęło dobijać, zwłaszcza.. teraz… po zgonie Emmericha.
- Rozumiem. - Perka zamyśliła się. - To może coś sobie wynajmiemy po drodze? Moje rzeczy pewnie będą lecieć pocztą że dwa dni. Możemy znajdzie się jakiś domek po drodze i spróbuję cię w nim wykurować.
- To nie jest choroba. Tylko kwestia odpoczynku. Snu na przykład.- odparł Robert pocierając kark. - Będę pewnie spał jak zabity przez pół doby.
- No to ja prowadzę i coś nam znajdę. - Perka wypiła napar. - No… do dna i jedziemy.
- Ok…- odparł z uśmiechem mężczyzna wykonując polecenie swojej opiekunki.
Perka pomogła że zniesieniem torb do auta i sama zasiadła za kierownicą. Kojarzyła kilka ośrodków agroturystycznych po drodze. Ze dwa miały nawet jakieś domki. Sprawdzi może znajdzie się miejsce gdzie Robert będzie w stanie przespać ten dzień, a ona nazbierać nieco ziół i uzupełnić zapasy.

Gdy czarownica wyznaczyła sobie cel, podała Robertowi adres i wyruszyli. Do niewielkiej stadniny blisko stolicy, gdzie na weekendy jeździeckie wpadały pary i rodziny. Był to uroczy ośrodek w którym miała okazję nieco popracować. Ten ośrodek nie był zbyt duży. Stary szlachecki dworek przerobiony na hotel. Duża stajnia mogąca jednakże pomieścić ledwie sześć koni. Prowadziło to stare małżeństwo Wierzbickich z pomocą kilku pomocników.
Z których jeden był dobrze znany Perce. I to od tej najlepszej strony.
I po godzinie jazdy właśnie się do niego zbliżali.
- Ooo… był remoncik. - Perka zaparkowała na jednym z miejsc i rozejrzała się po okolicy. - Myślę, że będziesz mógł tu wypocząć.
- Nie będziemy tu przeszkadzać wpadając tak znienacka?- zapytał Robert niepewnie rozglądając się.
- Wynajmiemy pokój jak każdy inny klient. - Zosia wzruszyła ramionami i podeszła do drzwi by zapukać.
Drzwi były otwarte, pukanie nic nie dało, więc pozostało wejść do środka i kierować się nosem ku kuchni. Tam wreszcie napotkała ich oboje.



Jan i Maryla Wierzbiccy zajęci byli przygotowaniem posiłku razem, dla siebie i dla gości. Nic dziwnego że jej słyszeli.
- Zosiu. Jak miło cię widzieć.- rzekł Jan na powitanie. - Dawno tu nie zaglądałaś, a szkoda.
- Auto mnie powiodło na północ. - Perka zaśmiała się. - Dobrze was widzieć w zdrowiu… czy znajdzie się jakiś pokój dla dwóch osób? Jestem ze znajomym.
- Coś się znajdzie.- zamyśliła się Maryla.- Pokój na poddaszu jest wolny.
- A jak tam zwierzaki? Nie mam przy sobie sprzętu ale mogę zerknąć na nie skoro w końcu dotarłam. - Perka uśmiechnęła się ciepło do gospodarzy.
- Na razie sprawują się dobrze. Rysiek nie zgłaszał problemu z nimi.- stwierdziła Maryla, a serce Perki lekko zabiło. Wspomnienia tego co zdarzyło się między nią a Ryszardem, choć zapomniane… wypływały znów na powierzchnię.
- To… to dobrze. - Zosia uśmiechnęła się ciepło i grzecznie poczekała aż któreś z gospodarzy poda jej klucz.
Jan odpiął kluczyk od pasa i dodał. - Znajdziesz sama drogę, prawda? I mam nadzieję że macie ochotę na naleśniki z mięsno-warzywnym nadzieniem.
- Nie wiem czy mój znajomy nie padnie, bo zaszalał w nocy. - Perka zaśmiała się. - Ale ja bardzo chętnie.
- To za godzinę będą.- odparł z uśmiechem Jan.
Zosia podziękowała i wyszła do czekającego na zewnątrz Roberta. - Mamy pokój na poddaszu. Dasz radę wejść?
- Nie jestem na skraju śmierci. Oczywiście że dam.- odparł mężczyzna zawadiacko. - Za bardzo się o mnie martwisz.
- Bo wyglądasz jak zwłoki. - Perka poprowadziła maga na piętro. - Za godzinę będzie obiad.
- Jeszcze martwy nie jestem.- Perka poczuła to, gdy prowadziła go na górę. A dokładnie poczuła jak sięga pod jej spódniczkę i dotyka palcami pupy korzystając z faktu, że na schodach był niżej od niej.
- Yhym...wiesz o co się prosisz? - Perka zerknęła na maga i poprowadziła go do drzwi, zabierając się za ich otwieranie.
- Na odrobinkę mi starczy sił… na coś leniwego.- odparł Robert wodząc palcem między pośladkami Zofii, gdy ta mocowała się ze starym zamkiem.
- A jak sobie wyobrażasz to coś leniwego? - Perka w końcu otworzyła drzwi i popchnęła skrzypiące skrzydło.
- Nie wiem… coś wymyślimy.- odparł Robert zerkając przez ramię, na niezbyt przestronny, ale za to przytulny pokoik. Łóżka były co prawda dwa, ale lekkie i blisko siebie. Wystarczyło usunąć stolik i je zsunąć razem.
Perka rzuciła torbę na stojącą przy wejściu komórkę i zabrała się za to małe przemeblowanie.
- Uprzedzam, że miałam tu kilku kochanków… i kochanek. Nie wiem ilu jeszcze pracuje w okolicy. - Mrugnęła do Roberta i zsunęła łóżka.
- Już dałaś mi wyraźnie znać wcześniej, że nie mogę liczyć na wyłączność.- zaśmiał się mężczyzna i począł rozbierać powoli.
- O kiedy? - Perka rzuciła mu rozbawione spojrzenie i podeszła do drzwi by zamknąć je na klucz.
- Tak chyba od razu. - Nagi już mężczyzna usiadł na łóżku zerkając na czarownicę. Jego organ miłości wymagał odrobiny czułości, by stanąć w pełni gotowości.
Perka zdjęła swoje ubrania, zostawiając je na podłodze. Podeszła do kochanka i klęknęła przed nim chwytając jego męskość w swe palce.
- Hm… chyba na początku byłam u ciebie ze znajomą. - Powiedziała cicho, a jej palce zaczęły delikatnie stymulować pochwycone ciało.
-Chyba tak…- szepnął mężczyzna rozkoszując się jej dotykiem. - A co do tych twoich kochanek i kochanków… mogą sprawić… kłopoty? Są zazdrośni?
- Hm… kiedyś nie byli. - Perka o bjęła wargami unoszącą się męskość i poddała ją delikatnie.
- Czyli jednak… powinienienem zabaryka...dować drzwi?- zapytał żartobliwie z trudem artykułować słowa. Dotyk Zosi bardzo go rozpraszał. Perka nie odpowiedziała jej usta zajęte teraz były czymś co innym. Robert więc przestał się odzywać, pozwalając oddechowi mówić za niego… coraz bardziej chrapliwemu i pełnemu żądzy. Także to co smakowała, zrazu miękkie sztywniało pod wpływem pieszczoty, coraz bardziej kusząc innymi możliwymi zabawami. czując, że ma już w ustach konkret Perka uniosła się, przesunęła męskością kochanka pomiędzy swymi piersiami i klęknęła nad nim okrakiem.
- Nie martw się, zamknę cię na klucz, co byś nie uciekł. - Po tych słowach opadła na Roberta biorąc go w siebie.
- Mhhmm..- mruknął jej kochanek wodząc palcami po jej biodrach, gdy unosiła się i opadała powoli czując zanurzające się w niej berło rozkoszy. Najwyraźniej mag nie całkiem opadł ze sił. Była dla niego nadzieja.
Zosia skupiła się na tej rozbujanej podróży chcąc ich obojga doprowadzić do szczytu. Pojękiwała cicho ujeżdżając kochanka i spoglądając na jego twarz.
Jego usta leniwie muskały jej obojczyki i piersi, podczas tej spokojnej przejażdżki. Perka czuła narastające doznania przeszywające jej ciało podczas tego bujania… czuła się spina pragnąc więcej i intensywniej.
Jej biodra przyspieszały coraz mocniej nabijając się na kochanka, aż jej jękom wtórować zaczęły mlaśnięcia i płaskanie skóry o skórę. Oddech mężczyzny przyspieszył także, jego dłonie zaciskały się na jej pupie, gdy prowadziła ich ciała ku spełnieniu, które nastąpiło nagle, głośno i jednocześnie. Perka opadła na kochanka, popychając go na złączone łóżka.
- Myślisz, że przy takich zabawach odzyskasz siły? - Wymruczała gdy już udało się jej złapać oddech.
- Nie wiem… na pewno jednak trafię do nieba. W ten czy inny sposób.- odparł Robert po chwili dochodzenia do siebie.
Perka uniosła się na przedramionach i spojrzała na leżącego pod nią mężczyznę.
- Do jakiego nieba ty się niby wybierasz?
- Do tego… różowego i barokowego… zapewne.- zaśmiał się mag przyglądając ciału kochanki. - Ze ślicznymi anielicami… choć niekoniecznie przyzwoitymi.
- Wiesz, że anioły to były obojniaki? - Perka uśmiechnęła się zadziornie. - Któryś mógłby cię od tyłu zaskoczyć.
- To trochę bardziej skomplikowane. Odpowiednio przyzwane są więźniami formy nadanej im przez przyzywającego.- zaśmiał się Robert i zamyślił.- Tak słyszałem kiedyś… od przyzywającej ich magiczki.
- A ja myślałam, że obcowanie z kozłem jest czymś dziwnym. - Perka zaśmiała się i ułożyła się wygodnie na mężczyźnie.
- Nie wiem czy wzywała ich do łóżka. Chyba nie. - stwierdził po namyśle mag.- Obawiam się że seks, to nie jest to z czym anioły sobie radzą.
- U nas wiele rzeczy się do tego sprowadza… wiele spotkań. - Perka ucałowała męską pierś.
- Magia czarownic jest bardziej… ziemska więc czerpie z energii życiowej i jej kumulacji… - wyjaśnił Robert leżąc na łóżku i przyglądając się kochance. - Magowie sięgają w eter, w kosmos… poza ziemię.
- To najwyraźniej, tu jest przyjemniej. - Perka przesunęła dłonią po piersi mężczyzny i sięgnęła do jego męskości.
- Ciężko mi zaprzeczyć w takiej sytuacji.- sapnął mężczyzna, gdy Perka rozpoczęła swoje figle palcami.
- Nie wykończy cię kolejna rundka? - Palce Zosi poczynały sobie coraz śmielej z pochwycony ciałem.
- Jeśli spokojna będzie… jeśli chcesz następną rundkę?- to co masowała czule palcami powoli co prawda, ale jednak wracało do życia.
- Gdybym nie chciała to bym nie proponowała. - Perka zaśmiałą się. - Ale mogę poczekać trochę, aż wypoczniesz.
- Czy ja wiem… potrafisz być przekonująca.- westchnął ciężko Robert i nieco poważniej dodał.- Ale chętnie bym się zdrzemnął.
- To prześpij się. Jeszcze zdążę cię wykorzystać. - Perka ścisnęła mocniej męskość kochanka by chwilę później ją puścić. - Pożyczę jakąś twoją koszulkę, dobrze?
- Bierz co chcesz…- odparł ze śmiechem Robert sam niemrawo zagrzebując się w pościeli.
Perka wydobyła z torby t-shirt, założyła go i zawiązała pod piersiami. Do tego założyła spódniczkę i podeszła do kochanka.
- Odpocznij. - Ucałowała go w usta, tym razem jednak delikatnie.
- Taki mam plan. Obudź mnie… na obiad może… kolację.- zamruczał cicho mężczyzna.
- Kolację. Pośpij sobie. - Perka wyprostowała się i poprawiła kołdrę na mężczyźnie obserwując jak ten zasypia. Wyglądało na to, że jest tylko bardzo wyczerpany. Poza osłabieniem nie dostrzegła żadnych oznak świadczących o chorobie. Perka cicho opuściła pokój kładąc na komórce jabłko i prosząc duchy domu by za ten podatek strzegły maga, sama zaś zeszła na dół do gospodarzy, ciekawa czy ma jeszcze chwilę przed obiadem.
Nadal byli w kuchni, nadal zajęci przygotowaniami więc czas miała dla siebie. Perka doszłą do wniosku na podstawie ich przekomarzeńo, że byli tu inni goście poza Perką i jej towarzyszem. Przynajmniej jedna rodzina i jedna para… a także jedna samotna osoba.
Zosia postanowiła przejść się do zwierząt i rozejrzeć się, czy coś jeszcze się zmieniło. Wyszła z dworu i ruszyła zadbaną alejką w kierunku stajni.
 
Aiko jest offline  
Stary 09-03-2021, 12:47   #126
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Niektóre konie zostały zmienione. Bądź co bądź, to nie była stajnia rozpłodowa, a jazda tu była rekreacyjna. Wierzbiccy mieli pod opieką posunięte w latach wierzchowce, gdy była tu ostatnio. Nie dożyły kolejnej wizyty czarownicy, ale Perka wątpiła by zostały sprzedane na mięso. Ta bardzo kochała konie i te które obecnie stały w boksach miały świetną opiekę. I opiekuna. Ryszard niewiele się zmienił. Nadal bardzo poważnie traktował swoją robotę i bardzo sumiennie dbał o konie. I te nowe i ta starsze.. bez względu na ich wartośc. A Zofia zobaczyła go jak ładował bele siana na stryszek.
Serce Perki zabiło nieco mocniej. Jakby nie patrzeć spędzili z Ryśkiem kilka miłych chwil. Podeszła do drabiny i spojrzała na mężczyznę z figlarnym uśmiechem.
- Dzień dobry.
- Dzień do…- spojrzał zaskoczony, po czym zamrugał… znów spojrzał w dół, tym razem na wyeksponowany biust.- Hej Zosia… dawno cię tu nie było. Co cię tu sprowadza. Chyba nie Wierzbiccy, co? Nie informowałem ich o żadnym chorym koniu… nic o takim przypadku nie wiem.
- Jechałam ze znajomym do stolicy i postanowiłam wpaść i zobaczyć jak tu się sprawy mają. - Perka oparła się o ścianę spoglądając na mężczyznę. - Już dali mi znać, że z końmi wszystko dobrze, a co u ciebie?
- Tak sobie…- odparł Ryszard zezując co chwilę ku czarownicy. -... mam na koncie niedoszłe małżeństwo, parę rat kredytu do spłacenia za samochód. I własną chatkę. I dosłownie chatkę. Chcesz wpaść do mnie po robocie?
- Chętnie zobaczę jak się urządziłeś. - Zosia aż nazbyt dobrze wiedziała jak to oglądanie się może skończyć, ale może Robert jej wybaczy. - Cóż… ja mam nadal tylko auto. A teraz tkwi w Wawie.
- I dobrze. Pokażę ci mój skarb.- odparł z uśmiechem Ryszard schodząc na dół. Przesunął wzrokiem po czarownicy. - Wyglądasz świetnie.
- Dzięki, ty też niczego sobie. - Perka zaśmiała się.
- Wiesz… ja ćwiczę. Co prawda ćwiczę wnoszenie bali siana na strych. Ale to też ćwiczenie. Chcesz się przejechać? Konie akurat są wolne. Tylko nie jedź w kierunku zagajnika przy stawach. Parka która tu przyjechała to naturyści preferujący wolną miłość czy inny new age’owy bulszit. Tak czy siak już narobili na skandalu.- odparł Ryszard schodząc w dół.
- Niebawem będzie obiad. - Perka wzruszyła ramionami przez co jej piersi zakołysały się w zawiązanym t-shircie. - Ja ćwiczę zajmując się zwierzakami, ale jakoś muskulatury mi nie przybywa.
- Tak ci się spieszy na obiad? Bo wiesz są jeszcze inne ćwiczenia na spalanie kalorii.- zażartował Ryszard schodząc w dół.
- Wyglądam jakbym miała co spalać? - Perka wyszczerzyła się do mężczyzny. - Jakie ćwiczenia?
- Już ty dobrze wiesz jakie.- poufale objął ją w pasie przyciągając do siebie. Masował delikatnie pupę przez spódniczkę.- A ty nadal prowokująca?
- Nie mam ręki do stałych związków. - Zosia oparła się o mężczyznę. - Więc chyba można powiedzieć, że lubię to prowokowanie.
- No i jesteś w tym niezła… prowokowaniu.- Ryszard delikatnie podciągnął spódniczkę i zaczął masować pośladki.- Poza tym… na stryszku jest teraz wygodnie i nikt nam nie będzie przeszkadzał w porze przedobiadowej?
- A ty całkiem niezły w kuszeniu. - Perka zadrżała na myśl o igraszkach na sianie. Kiedy ostatnio miała okazję? Chyba gdy była z Patrykiem. Jej ciało przeszedł przyjemny impuls na wspomnienie tamtych igraszek, a teraz… miała tu przed sobą faceta, z którym przeżywała kiedyś podobne chwilę. - I jak ja się tam wstąpię? - Rzuciła żartobliwie.
- Po drabinie na górę. Zamkniemy za sobą klapę… i będziemy mieli chwilę dla siebie.- odparł z uśmiechem Ryszard kusząc dalej.
Zosia pokręciła z niedowierzaniem głową. Chwilę udawała że się zastanawia poddając się pieszczotom
- No dobrze…. - Powiedziała niby bez przekonania, choć czuła że jej kwiat jest już wilgotny.
Ryszard wypuścił ją z objąć i odsunął się mówiąc. - Panie przodem.
Perka podeszła do drabiny, starając się sobie przypomnieć ile razy korzystała z niej gdy była tu ostatnio. Ile razy nie udało im się nawet dotrzeć na górę, a Ryszard już ją atakował. Zerknęła na idącego za nią mężczyznę, czując jak jej serce przyspiesza.
Gdy tak szła on już był za nią, gdzieś w połowie drogi poczuła jak chwyta ją dłońmi za pupę, odsłania ją… ustami i językiem poczyna pieścić nie dbając o to że mogą być przyłapani.
- Stęskniłem się za tobą.- mruczał.
Perka jęknęła i chwyciła się mocniej drabiny.
- Myślałam.. że już sobie kogoś znalazłeś. - następnie spróbowała kontynuować wspinaczkę.
- Nie mogłaby dorównać tobie…- odparł mężczyzna dając mocnego klapsa w pośladek czarownicy. Ścisnął je oba i przesunął językiem między nimi.- Nie była tak pomysłowa. Poza tym… jakoś nam nie wyszło.
- Ja jestem taka pomysłowa bo mi z nikim nie wychodzi na dłużej. - Zosia wdrapała się jeszcze kawałek i oparła się piersiami o podłogę poddasza, wypinając mocniej do mężczyzny. - Kochankowie podsuwają mi pomysły.
- Och, doprawdy?- całkiem odsłonił pupę i słyszała dźwięk rozpinajej klamry od pasa.
- Bo ja mam wrażenie że jest odwrotnie. - Pieścił drugą dłonią jej pośladek.
Zosia spróbowała się wdrapać w całości na poddasze, by jednak nikt ich nie zauważył w tej dziwnej pozycji.
Co było w obecnej sytuacji trudne, a po chwili niemożliwe. Ryszard pochwycił ją za pośladki, rozchylił je i podbił jej ciało we wstydliwym zakątku powoli zanurzając się w owo miękkie otulające wnętrze.
Perka jęknęła głośno i powstrzymała się do dalszej wspinaczki, starając się ustać stabilnie na drabinie.
- Ci.. nie brakuje pomysłowości.. - wymruczała gdy już oswoiła się z obecnoscią w swym ciele.
- Inspi.. ruj… esz.- sapał cicho mężczyzna mocnymi, acz leniwymi ruchami bioder przyszpilając ją do podłogi i nie dając uciec.
Perka czułą jak jej ciało przesuwa się po usłanej sianem podłodze. Jego zapach uderzał w jej nozdrza doprowadzając ją do zawrotów głowy. A Ryszard rozkoszując się jej uległością i przyjemnością jej ciała tylko przyspieszał ataki, raz po raz poruszając jej ciałem… coraz bliższy własnego spełnienia. Perka doszła po kilku sztychach dławiąc okrzyk rozkoszy własną dłonią. A po kilku kolejnych zderzeniach ich ciał Zofia poczuła jak on dochodzi.
- Niezły początek…- zażartował.
- Ooo to masz ochotę na więcej? - Perka spojrzała na niego ponad ramieniem, posyłając mu zadziorny uśmiech.
- Oczywiście że tak…- odparł Ryszard klepiąc Zofię po wypiętym pośladku. - Czeka cię godne powitanie.
- Tylko… - Perka wdrapała się i usiadła na podłodze poddasza, trzymając nogi na drabinie. - .. że jestem głodna i zjadłabym ten obiad.
- Jesteś pewna?- zamruczał jej kochanek rozchylając jej nogi na boki i cmokając czule intymny obszar rudowłosej.
- Yhym… - Peka pogładziła włosy kochanka, nieco obawiając się, że jak tak dalej pójdzie, któreś z nich zleci z tej drabiny.
- Naaa peewnoo? - jego pocałunki i wodzenie językiem po wrażliwym na pieszczoty się wzmogły.
- Obie… obiecałam.. gospodarzom. - Perka chwilę walczyła z sobą, ale w końcu opadła plecami na podłogę, poddając się zabiegom kochanka.
- Mhmm…- mruczał Ryszard sięgając językiem głębiej i bardziej zachłannie. Jego pieszczot nie przerwał nawet stukot kopyt. Choć słysząc je mężczyzna pospiesznie wszedł na stryszek, podciągając nogi kochanki w górę i zamykając klapę za sobą.
Perka jęknęła głośno gdy przesunął nią po podłodze i gwałtownie przywarł wargami do jej kobiecości. Oparła łydki o ramiona mężczyzny poddając się jego pieszczotom.
A ten nie przestawał rozkoszować smakiem jej żądzy, mieszając własne lubieżne mlaskanie z odgłosem kopyt koni i cichą rozmową. Najwyraźniej para o której wspomniał wcześniej wróciła na obiad. Perka musiała zakryć dłońmi usta czując jak zbliża się do szczytu. Jej ciało wiło się na podłodze, robiąc coraz większy bałagan w leżącym tu sianie.
A Ryszard nie przestawał, dociskając usta do jej kobiecości i próbując wymusić ruchami języka jak najgłośniejszy okrzyk rozkoszy. Zosia doszła z głośnym okrzykiem starając się stłumić go swymi dłońmi. Niestety spora część wydostała się i poniosła echem po poddaszu.
- Co to było?- zaniepokoił się kobiecy głos.
- Chyba gdzieś z góry.- dołączył do niego męski.
Perka zakryła obiema dłońmi usta, starając się złapać oddech po szczycie.
- Może to szczury?- zapytał mężczyzna, a kobieta pisnęła głośno ze strachu. - Nawet tak nie żartuj! To nie brzmiało jak szczury. Tylko jak coś innego.
Perka spoglądała na Ryszarda, ciekawa co ten teraz zrobi. Nadal był gdzieś tam, klęcząc między jej nogami.
A on powoli uniósł twarz i uśmiechnął się złowieszczo. Po czym przesunął językiem po jej najbardziej wrażliwym na dotyk miejscu między udami. Perka jęknęła dociskając dłonie do ust. Spojrzała na kochanka zaskoczona. Ten zlitował się jednak nad nią słysząc kolejny jęk z jej ust i zaniepokojone głosy poniżej. Zaprzestał pieszczot. Tym razem nawet jeździec pod nimi porzucił teorię o szczurach, choć nie wierzył w to co mówiła jego partnerka. Że to brzmiało jak pokutujący duch. Perka chwyciła dłoń Ryszarda i przyciągnęła go do siebie by pocałować namiętnie w chwili gdy ich usta znalazły się blisko siebie. Jej kochanek odpowiedział żarliwą namiętnością pocałunku i szarpanie się z jej t-shirtem by uwolnić jej biust.
Zosia nie protestowała dając odsłonić swoje piersi. Czuła jak ich odsłoniętę, dolne części ciała ocierają się o siebie, kusząc by zrobić więcej. Tym bardziej, że czuła jak o je uda ociera się już gotowy do użycia oręż. Niemniej Ryszard rozkoszujący się miękkością jej biustu, całkowicie zapomniał o tej kwestii… przynajmniej na razie.
Oddech Perki był przyspieszony, czuła wilgoć zbierającą się w jej kwiecie, całowała jednak czekając aż nieproszeni goście sobie pójdą. Minęło kilka długich niczym wieczność chwil nim znów zostali sami całując i ocierając się o siebie gorączkowo. Perka rozchyliła szerzej nogi obejmując nimi biodra kochanka.
- Weź mnie. - Wymruczała rozpalonym głosem.
Mężczyzna skinął głową, a potem przyszpilił ją do podłogi silnym sztychem… a potem były kolejne. Całował przy tym szyję i obojczyki kochanki zaciskając dłonie na jej piersiach.
Perka pojękiwała cicho wijąc się na podłodze. Już nieco zapomniała jakim wigorem dysponował Rysiek i teraz pozwoliła sobie na to przyjemne zaskoczenie. Jej ciało zaciskało się na nim ochoczo jakby chciało zatrzymać kochanka w sobie. Co tylko dopingowało go do dalszych działań i Zofia czuła się dociskana raz za razem władczo do podłogi, aż rozkosz wylała się z nich wraz ze wspólnymi jękami. Perka doszła intensywnie i opadła na podłogę oddychając z trudem. Była ciekawa na ile Robertowi nie będzie ta sytuacja przeszkadzać.
- Na pewno chcesz iść na obiad. Zawsze coś mogę przyrządzić coś u mnie.- zaproponował Ryszard kładąc się obok niej.
Perka zaśmiała się cicho.
- Naprawdę tęskniłeś. - Uśmiechnęła się ciepło. - Chcę pogadać z gospodarzami i zobaczyć jak mój znajomy się trzyma.
- A co mu się stało? - zaciekawił się Ryszard.- I jak dobry to znajomy? Jak bliski?
- Jesteś pewny, że chcesz wiedzieć? - Perka mrugnęła do kochanka. - Przyszalał w nocy. Musi to teraz odespać.
- Tak go zajeździłaś? Zazdroszczę mu. - zażartował Ryszard i wzruszył ramionami.- Chyba… tak. Chcę wiedzieć.
- Zabawiamy się, ale to nie jest mój chłopak. - Perka podparła się przedramionami na podłodze i uniosła nieco. - Ale wyciągnął mnie z kłopotów i teraz nieco podróżujemy razem.
- Jakie to kłopoty cię spotkały i… jak cię wyciągnął. To jakiś prawnik?- zaciekawił się Ryszard.
- Kłopoty rodzinne. - Perka usiadła na sianie i poprawiła koszulkę. - Prawnikiem nie jest ale można powiedzieć, że robił za rozjemcę. Co zazdrosny? - Uśmiechnęła się do Ryszarda podciągając spódnicę.
- Mhmm… to chyba właściwie uczucie w takiej sytuacji, co?- zaśmiał się Ryszard opierając się na łokciach. - Nie martw się, scen nie planuję robić.
- Wspominałam już, że nie nadaję się do stałych związków? - Perka mrugnęła do niego i wstała by otrzepać się z siana.
- To kiedy go porzucisz? - zaciekawił się Ryszard.- I czy on o tym wie. O twoim podejściu do stałych związków?
- Wie. I obawiam się, że to on porzuci mnie jak już wydobrzeje. - Perka zaśmiała się i rozejrzała po poddaszu. - Byleby mnie tylko do domu zawiózł.
- Dziwny jakiś.- ocenił Ryszard, gdy Zofia podziwiała liczne i równo ułożone bele siana.
- Powiedział facet, który pierwsze co zrobił po kilku latach przerwy to wziął mnie na drabinie. - Perka uśmiechnęła się do kochanka. - Skoczę na ten obiad, a potem zerknę jak się urządziłeś w swojej chatce, co ty na to?
- Nie masz majtek… ani innej bielizny. To było czyste prowokowanie.- bronił się Ryszard.
- Ooo, a jak ty się o tym dowiedziałeś, co? - Zosia zaśmiała się. - Gdzie się pcha rączki na dzień dobry? - Pochyliła się nad kochankiem i pogroziła mu żartobliwie palcem.
- Wchodziłaś pierwsza po drabinie.- upierał się mężczyzna przy swojej “niewinności”.
- Ale moja pupą została zbadana nim weszłam na drabinę. - Perka machnęła ręką i posłała stajennemu zadziorne spojrzenie. - Czy to znaczy, że nie jestem jednak zaproszona?
- Jesteś jesteś… oczywiście że jesteś. - odparł pospiesznie Ryszard, acz gorliwie.
Perka pochyliła się mocniej przez co w kołnierzyku koszulki zamajaczył jej biust i ucałowała Ryszarda w usta.
Przez chwilę mężczyzna rozkoszował się pocałunku, po czym oplótł ramieniem szyję Zosi ciągnąc ją w dół. Zapowiadały się kolejne chwile pełne figlów, chyba że czarownicy uda się uciec ze stryszku.
Perka wyswobodziła się z uścisku i otworzyła klapę.
- Musisz grzecznie poczekać do wieczora. - Uśmiechnęła się do kochanka zabierając się za schodzenie.

Po zejściu na dół, posłyszała chichoty i pomruki… odgłosy zmysłowe w swojej naturze. Wkrótce dostrzegła ich sprawców. Mężczyzna i kobieta. Młodzi w miarę, urodziwi, pewni siebie… nie przerwali migdalenie na widok Zosi, ba nawet ciekawiła ich jej reakcja. Nie było to małżeństwo, a raczej ta parka nudystów o której wspominał Ryszard.
Perka pomachała im z uśmiechem.
- Niebawem będzie obiad. - Powiedziała mijając ich i ruszając w stronę dworku.
Skinęli tylko w odpowiedzi i zajęli się sobą, a Zosia wkroczyła do budynku nie niepokojona.
Postanowiła zajrzeć najpierw do pokoju i zobaczyć w jakim stanie jest Robert.
Powoli zbliżyła się do drzwi, otworzyła ostrożnie i zastała mężczyznę chrapiącego głośno. Robert spał jak zabity. Perka stanęła w progu i uśmiechnęła się ciepło. Powoli podeszła do maga i upewniła się czy jest dobrze przykryty nim zamknęła drzwi i zeszła na obiad.
Oprócz napotkanej wcześniej pary, było tam jeszcze małżeństwo które nie wyróżniało się niczym, a najmniej wyglądem. Wszyscy zasiedli już do jedzenia pogrążając się w towarzyskiej rozmowie o pogodzie, koniach, jedzeniu i okolicy. Ot, takie grzecznościowe gadki dla zabicia czasu. Perka poprosiła gospodarzy czy mogłaby skorzystać z kuchni i naszykować jakąś przekąskę swojemu znajomemu.
- Oczywiście.- rzekła w odpowiedzi Maryla z ciepłym uśmiechem.
Perka pomogła gospodarzom posprzątać po posiłku i zabrała się za naszykowanie kanapek i czegoś ciepłego do picia dla Roberta. Pożyczyła od gospodyni termos i coś do przykrycia jedzenia by nie wyschło i z pełną tacą poszła na poddasze sprawdzić czy jej kochanek nadal śpi.
Jeszcze spał, ale jej przybycie obudziło go. Spojrzał z uśmiechem na wchodzącą czarownicę.
- Śniadanie do łóżka, miły gest. Ale do śniadania chyba jeszcze sporo czasu.- zażartował Robert spoglądając na wchodzącą Zofię.
- Podwieczorek. Nie budziłem cię na obiad. - Perka usiadła razem z tacą na łóżku. - Zjesz?
- Z chęcią.- odparł mężczyzna siadając i zabierając się za jedzenie.- Acz mogłem poczekać do kolacji.
- Pomyślałam, że jakbyś był bardzo zmęczony to by ci to tu zostawiła. - Perka nalała mężczyźnie herbaty i podała kubek.
- Jest coraz lepiej.- przyznał z uśmiechem mag i przeciągnął się dodając.- To tylko kwestia czasu. Ty też byś była wyczerpana, gdybyś musiała rzucać czar za czarem.
- U nas to nieco inaczej działa. - Zosia zaśmiała się. - Ja często muszę leczyć rany, niestety natura jest bardzo bezpośrednia.
- Współczuję, ale nie będę się wywyższał. Bo znam cenę swoich mocy.- odparł Robert w zamyśleniu.
- Zawsze jest coś za coś, nie? - Zosia wstała z łóżka. - Planujesz spać dalej, bo mam zaproszenie na zwiedzanie prywatnego domku.
- Myślę że odzyskałem siły.- zaśmiał się Robert przyglądając się dziewczynie.- Ale decyzję zostawiam tobie. Nie jestem niemowlakiem, by potrzebować ciągłej opieki.
- Dałabym jeszcze Ryszardowi ten jeden wieczór i jutro pewnie ruszymy dalej. - Zosia uśmiechnęła się ciepło.
- Przecież cię siłą nie zatrzymam.- odparł z uśmiechem Robert przeciągając się w łóżku.- Ale do wieczora jeszcze czas, prawda?
- To prawda, a co masz na coś ochotę? - Perka spojrzała na maga z zaciekawieniem.
- Dobre pytanie.- odparł Robert siadając na skraju łóżka.- Chodź tu na kolanka.
Zosia podeszła do kochanka i usiadła okrakiem na jego kolanach, tak by móc patrzeć na Roberta.
- Więc… jakie to atrakcje ten ośrodek zapewnia ?- zapytał Robert podciągając t-shirta by odsłonić jej biust.
- Mnie. - Peka zaśmiała się. - A tak to są konie, niewielka zagroda z królikami i innymi gospodarczymi zwierzakami. Niedaleko jest jezioro.
- Brzmi idyllicznie.- mruknął Robert ugniatając krągłości piersi czarownicy, jak i całując ich szczyty.
- Cóż to miejsce wypoczynkowe dla warszawiaków. - Głos Zosi stał się rozpalony od pieszczot kochanka.
- Mmm… ja jednak jestem za duży na króliczki. Chyba że playboya.- zażartował mężczyzna skupiając swój dotyk palców i ust na biuście czarownicy. Coraz bardziej namiętniej i intensywniej bawił się pochwyconymi krągłościami.
- A na koniki? - Oddech Zosi przyspieszył, a biodra zaczęły się delikatnie poruszać na udach kochanka.
- Co planujesz w związku z tymi… konikami?- zapytał cicho Robert delikatnie kąsając szczyt jednej z piersi.
- Na razie mam plan tylko wobec jednego konika i mam go w sypialni. - Palce Zosi powędrował do męskości kochanka.
- Daleko na nim nie zajedziesz… ale za to możesz jechać długo.- zaśmiał Robert tłumiąc jęk, gdy Zofia oceniała sztywność kochanka w tym obszarze… rosnącą coraz bardziej.
- O.. jak długo? - Zosia pieściła palcami unoszącą się męskość, ocierając nią o swoje uda/
- Myślę że bardzoo..- szepnął cicho mężczyzna przesuwając po plecach Zosi palcami i sięgając pod spódniczkę ścisnął jej pośladki.
- To może przetestujemy? - Zosia uniosła się i nacelowała kochanka na swą kobiecość, nie opadła jednak czekając na jego ruch.
- Niecierpliwa.- sapnął rozpaloym głosem mężczyzna, gdy kochanka otuliła miękko jego męskość swoim ciałem. Zacisnął mocniej dłonie na pośladkach Zosi i gorączkowo zaczął całować jej biust.
- Mogę tak posiedzieć i poczekać. - Perka siedziała sobie wygodnie na kolanach kochanka, teraz jednak mając go też w sobie i poddając się tym pieszczotom.
- Widać będę musiał cię popędzić.- zaśmiał się Robert dając mocnego klapsa w pośladek Zosi.
Perka zamruczała.
- Przed chwilą marudziłeś, że jestem niecierpliwa. - Zosia zakołysała zaczepnie biodrami.
- Masz rację… więc delektujmy się chwilą.- mruknął potulnie kochanek zajmując się pocałunkami na szyi czarownicy.
Zosia zdjęła z siebie koszulkę i rzuciła ją na podłogę, po czym przywarła ustami do warg kochanka. Całowała go delikatnie kołysząc biodrami i zastanawiając się, któremu z nich skończy się szybciej cierpliwość. Na razie on walczył dzielnie, skupiając się na pieszczotach jej ciała, a nie popędzajacym fakcie rozpychania się w jej intymnym zakątku. Jego pocałunki i dotyk robił się coraz bardziej drapieżny i gwałtowny. Ruchy bioder Zosi też stawały się coraz bardziej chaotyczne, a jej palce wbijały się w ramiona kochanka, gdy całowała jego usta.
Nie wiadomo kto zaczął, nie wiadomo jak… ale bioderka czarodziejki zaczęły się unosić i upadać trzymane mocno przez kochanka. Góra i dół… każde opadnięcie przeszywało jej ciało silnymi doznaniami kusząc do zwiększenia tempa ruchów. Perka poddała się i zaczęła gwałtownie ujeżdżać kochanka niemal brutalnie nabijając swoje ciało na jego pal.
Galop stawał się coraz szybszy i coraz bardziej gorączkowy, tak jak jego pieszczoty. Zakończył się zaś wspólnym okrzykiem spełnienia. Zosia opadła na kochanka dysząc ciężko. Wtulała się w rozpalone ciało maga, czując jak w jej wnętrzu mieszają się ich wspólne soki.
- Intensywny tu wypoczynek serwują.- ocenił wesoło Robert, gdy po dłuższej chwili złapał oddech.
- A teraz wyobraź sobie, że mam tu jeszcze kilku kochanków w okolicy. - Zosia zaśmiałą się i spojrzała na maga. - Powinnam zrobić sobie wolne i spędzić tydzień lub dwa tylko na takich zabawach.
- Przecież teoretycznie masz wolne.- odparł z uśmiechem Robert głaszcząc czarownicę po włosach.
- Ale dowiedziałam się, że moja matka zrobiła zamieszanie w stolicy z powodu mojego zniknięcia. - Zosia zeszła z kochanka i usiadła obok niego na łóżku by po chwili opaść na pościel. - Więc niby wolne, ale presja jest by się ruszyć.
- Czy raczej uciec?- zapytał Robert.
- Nie wiem gdzie bym musiała uciec… - Perka westchnęła ciężko. - muszę się w końcu z nią skonfrontować,a potem wziąć te wolne ze spokojną głową. Bez Baby Jagi na karku.
- Rozumiem. Rodzina bywa problemem gdy magia jest gdzieś w tle. - przyznał jej kochanek.
- U nas te więzi rodzinne są dosyć silne. Wywodzimy nasze rodowody od średniowiecza, a niektóre wiedźmy jeszcze dalej. - Zosia zsunęła z pupy spódniczkę i odetchnęła leżąc nago na łóżku.
- Dziedzictwo… rozumiem jego wagę. Jestem do mojego niemal dosłownie przykuty.- zaśmiał się gorzko Robert na wspomnienie swojego domu i sukkuba w nim siedzącego.
- No a moja rodzina… wiesz jesteśmy starym rodem. Ale ja nie odziedziczyłam naszych sztandarowych umiejętności więc jestem nieco czarną owcą. - Bosa stopa Perki przesunęła się po udzie mężczyzny. - Dobrze, że ciotka pobiła mnie na głowę stając się Babą Jagą.
- Cóż… potężna była.- przyznał Robert leżąc na boku i wodząc spojrzeniem po nagim ciele dziewczyny.- Ale twoja matka chyba się nią chwali przed resztą, co? Kto wie o prawdziwej jej tożsamości?
- Wie tylko moja rodzina… i ty. - Zosia uśmiechnęła się gorzko. - Była.. niesamowita. - Wyszeptała po dłuższej chwili w zamyśleniu.
- Niebezpieczna i potężna, to z pewnością.- przyznał Robert w zamyśleniu. - To był jeden z najpotężniejszych bytów, z jakim miałem pakt. A mimo to nie potrafił jej samotnie pokonać.
- Miałeś z nią pakt? - Zosia spojrzała na mężczyznę z zaciekawieniem, a jej udo spoczęło pomiędzy jego nogami.
- Mam pakt ze wszystkim co przyzywam… pomijając magiczny drobiazg. I nie… nie sprzedałem swojej duszy żadnemu stworowi.- zaśmiał się Robert.
- Jaki magiczny drobiazg? - Udo leżącej już na boku Zosi, delikatnie zaczęło się przesuwać po męskości kochanka.
- Nazywane są potocznie impami… acz nazwa to myląca. Są to odpryski woli potężnych bytów, które używają ich niczym niewolników dla swoich celów. Słabe są więc silny mag potrafi je sobie podporządkować ot tak. A i wezwanie nie jest trudne. Choć lepiej nie wzywać zbyt wielu, bo wtedy trudno nad nimi zapanować. - tłumaczył Robert starając się nie koncentrować na jej dotyku.
- Yhym… - Perka uśmiechnęła się zadziornie do kochanka nie zaprzestając pieszczot.
- Dobre by wystraszyć kogoś w ciemnym zaułku, zabić szczury w piwnicy… i dobre zadania im zlecić. Ale nic więcej. - wzruszył ramionami mężczyzna sam sięgając palcami między uda kochanki masując czule i leniwie jej wrażliwy obszar.
Perka zamruczał a od jego dotyku.
- Często straszysz ludzi w ciemnych zaułkach?
- Zaskakująco często… zazwyczaj niechcący.- zaśmiał się Irlandczyk nie przerywając pieszczot.
- Impami? - Perka rozchyliła nieco nogi dając magowi dostęp do swojego ciała.
- Też…- mruczał kochanek tańcząc palcami po ciele Perki i wygrywając lubieżną melodię na jej wrażliwym punkciku.
- Ja… raczej nie straszę ludzi. - Zosia rozchyliła wargi gdy jej oddech nieco przyspieszył.
- O wiele lepiej idzie ci kuszenie.- przyznał mężczyzna zataczając kółeczka między jej udami. - Niemniej mi się zdarzyło parę razy.
- Kuszenie? - Perka przestawała myśleć, jej biodra poruszały się napierając na życzliwe palce kochanka.
- Tak… bardzo kusząca jesteś…- szeptał mężczyzna sięgając w głąb i poruszając palcami. Było to delikatne doznanie… w porównaniu z tym co czynili wcześniej.
- Ty kusiłeś? - Perka przywarła swoim ciałem do ciała kochanka, nogę opierając o jego biodra tak by łatwo było mu ją pieścić.
- A czym ja mogę kusić?- zapytał żartobliwie kochanek nie zaprzestając dotyku, ale i nie wzmacniając doznań.
- Te paluszki doskonale … sobie radzą. - Perka przysunęła się i pocałowała kochanka w usta. - Nie mogę się doczekać… aż wsuniesz tam coś większego.
- Nie wiem czy chcę…- skłamał, bo wszak ślepa nie była i jego ciało zdradzało pragnienia mężczyzny. - Na razie jest dobrze… tak jak jest.
- Yhym… bardzo. - Perka poruszała nieznacznie biodrami nabijając się na kochanka całując jego twarz i usta.
- To weź co pragniesz…- zamruczał Robert.
Perka popchnęła kochanka by położył się na plecach i klęknęła nad nim Polakiem by ponownie wziąć go w siebie. Gwałtownie, mocno… od razu zaczynając ostrą galopadę.
 
Aiko jest offline  
Stary 09-03-2021, 12:54   #127
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Kolejne godziny upłynęły im na figlach, gorączkowych i namiętnych. Całkowicie zapomnieli się w tej erotycznej ekstazie nie zwracając uwagi na nic innego. Tymczasem zapadać zaczął zmierzch i gdy oboje leżeli w łóżku wymęczeni namiętnością Perka posłyszała odgłos samochodów przyjeżdżających pod budynek. Dwóch samochodów. Silnik jednego brzmiał znajomo.
Perka podniosła się i podeszła do okna. Miała niebawem wybrać się do Ryszarda… nie lubiła nie dotrzymywać obietnic, mimo że nawet jej ciało było teraz… usatysfakcjonowane.
Sytuacja jednak nie zapowiadała się najlepiej w tej materii.
Zobaczyła dobrze jej znanego Opela Frontera, którego silnik brzmiał znajomomo. Bo to był jej niebieski Opel Frontera. Drugim pojazdem zaś był czarny mercedes jej matki.
- Hm… no to chyba nici ze zwiedzania chatki. - Perka założyła koszulkę i spódnicę i podeszła do drzwi. - Idę się przywitać. - Skinęła na okno dając znać Robertowi w czym problem i ruszyła na spotkanie nowych gości.
Wilga wyszła z opla wraz z Duchem, przygarbiona i zawstydzona. Niewątpliwie matka wysiadająca z drugiego pojazdu przymusiła ją swoją charyzmą i argumentami do roli przewodniczki. Cóż… Anna łamała potężniejsze umysły. Zakompleksiona i nieco wstydliwa Jagoda nie miała z nią szans. Musiała ulec jej słowom.
Perka z uśmiechem ruszyła w ich kierunku.
- Jagoda! Duch! - Wyciągnęła dłonie, a owczarek do niej podbiegł. Nieco niepewnie spojrzała na matkę tarmosząc sierść swojego podopiecznego. - Co was tu sprowadza?
- Twoja mama… cały ten wybryk… mocno namieszał w Warszawie.- wyjaśniła cicho Wilga.- Przepraszam. Nie wiem jak się dowiedziała. Planowałam tylko wysłać ci pakunek, ale ostatecznie… przyjechałyśmy.
- Nie przejmuj się. - Perka wyprostowała się spoglądając na matkę. - Nie mogłaś poczekać? Właśnie jechałam do stolicy.
- Po tym jak wywołałaś skandal, wyciągnęłaś brudy naszej rodziny na wierzch i zniknęłaś nie wiadomo gdzie z jakimś czarownikiem?- odparła sarkartycznie Anna. - Brakuje tylko podpalenia stolicy do kompletu.
- Och a miałam się dać ciotce zgarnąć, czy dać ciebie zabić? - Zosia podeszła do matki. - Jakie to zamieszanie, z którym nie możesz sobie poradzić?
- Polityka córciu… polityka. Dałaś naszym konkurentkom mnóstwo argumentów do podważenia roli naszego rodu.- odparła starsza czarownica.
- Cóż… jakbyś tematu nie ukrywała przede mną to by się może inaczej skończyło. - Perka wzruszyła ramionami. - To mam wracać, czy lepiej nie?
- Zdecydowanie wracać. Nie będę sama spijała nawarzonego przez ciebie piwa. I zostaniesz w stolicy, czas żebyś zaczęła się bardziej wdrażać w politykę czarownic.- odparła mentorskim tonem Anna.
- Według mnie ty je bardziej nawarzyłaś ukrywając to i nie rozwiązując tematu i nie wiem czemu mam po tobie sprzątać. - Zosia wzruszyła ramionami.
- Bo ty najlepiej wszystko wiesz… wpadając z prowincji do Warszawy i zajmując się sprawą z finezją pijanego dzika, bez dbania o szerszy kontekst. - parsknęła gniewnie Anna.- Czas dorosnąć młoda damo.
- Wydaje mi się mamo, że jestem doroślejsza od ciebie nie pozostawiając Baby Jagi biegającej samopas. - Perka westchnęła ciężko. - I nie… nie wiem wszystkiego najlepiej, więc nie wiem też w czym moja osoba ma pomóc w Warszawie.
- Będę cię tam miała na oku. Twoje wędrówki stają się coraz bardziej niepokojące. Twoje zniknięcie bez słowa z jakimś… magiem… przelało czarę. - stwierdziła spokojnie Anna.- Czas osiąść na rodzinnej domenie.
- Wybacz, ale ostatnią rzeczą na jaką mam ochotę to byś ty mnie miała na oku. - Zosia parsknęła. - Jak już postanowisz pójść na emeryturę i wynieść się z miasta, to rozważę powrót na dłużej.
- Dlaczego uważasz, że masz w tym przypadku coś do powiedzenia? - rzekła chłodno Anna. - Nie rozumiesz sytuacji w jakiej postawiłaś cały nasz ród.
- A ty w jakiej go postawiłaś? - Perka wyraźnie się zirytowała. - A gdyby ciotka mnie dopadła po drodze, to co? Zrobiłabyś sobie nową córeczkę i udawała, że tematu nie było?
- Miałam plany w tej kwestii. I przygotowywałam własne rozwiązanie problemu… zdecydowanie mniej głośne i mniej widowiskowe niż twoje. I nie planowałam angażować w nie gadatliwego kotołaka i konkurencji która stworzyła ten problem w pierwszej kolejności. Myślisz że skąd czarownice czerpią wiedzę by stać tym czym ona się stała? To sztuczki magów… podkradzione i odpowiednio przerobione. - syknęła cicho acz gniewnie Anna.
- On po prostu zgodził się mi pomóc, a jedynymi osobami, które wiedziały, że to nasza rodzina to były Wilga i ten mag, więc nie wiem jak to wypłynęło. - Perka spojrzała niechętnie na matkę. - Kotołaka spytałam nim się jeszcze dowiedziałam że to moja ciotka, więc nie wiem co on ma tu do tego. Poza tym, że dzięki niemu zakończyłam to nim ciotka na tyle mnie zmanipulowała by przeciągnąć na swoją stronę.

- Z resztą… mamo jutro będę w Wawie, na swoich warunkach. Posiedzę aż to ucichnie i ruszam dalej. - Zosia machnęła ręką i pogładziła Ducha.
Anna spojrzała przenikliwie na swoją córkę, która poczuła się nagle mała i słaba. I nieistotna. Jej matka tak potrafiła działać na ludzi, pozbawiać ich pewności siebie. Zosia nigdy nie dowiedziała się czy czyni to świadomie, czy to raczej instynktowna moc kierowana emocjami.
Perka zamknęła oczy spod których popłynęły łzy. Czemu, to musiało zawsze tak wyglądać? Jej drżąca dłoń zacisnęła się na sierści stojącego obok Ducha. W myślach prosiła Mokosz by ta dodała jej sił. Bo czy uczyniła źle zwalczając Babę Jagę? Czy nie służyła wiernie bogom?
- Porozmawiamy o tym w Warszawie.- odparła Anna i minęła córkę mówiąc.- Teraz muszę zarezerwować sobie pokój na noc.
Perka odetchnęła. Naprawdę nie chciała na tych warunkach wracać do stolicy. No ale cóż… spojrzała na Wilgę ocierając łzy.
- Też chcesz zostać?
- Chyba powinnam. Bo przyjechałam twoim samochodem i nie mam jak wrócić.- rzekła cicho Wilga dyskretnie podając Perce jej telefon.- Masz mnóstwo SMSów.
- Pewnie od Patryka. - Perka uśmiechnęła się i zerknęła na wiadomości. - To chodź na razie do mnie i Roberta, zaraz z nim pogadam jak sytuacja wygląda, nie wiem czy będzie chciał tu zostać z moją matką w pokoju obok.
-Przecież jej nie uciekniemy, prawda? - mruknęła Wilga, podczas gdy Perka przeglądała coraz bardziej alarmujące SMSy. Najwyraźniej Patryk martwił się tym, że tak długo mu nie odpisywała. Bał się, że coś jej się stało.
Perka odpisała mu, że zgubiła telefon i zapytała co u niego, po czym schowała telefon do kieszeni.
- Ja nie mam takiego planu. Jestem ciekawa co tam się zamieszkało w stolicy, ale… mam nadzieję, że matka się znudzi po tygodniu lub dwóch trzymania mnie tam i będę mogła wyjechać. - Perka poprowadziła Wilgę na poddasze do pokoju, który dzieliła z Robertem.
- Nie jestem pewna, czy tak się stanie… - wyszeptała cicho Wilga, gdy dochodziły do drzwi pokoju Roberta.
- Nie mam gdzie uciec. Ona mnie zawsze znajdzie, a w Warszawie… mogę poprosić babcię by się za mną wstawiła. - Zosia zerknęła na Wilgę. - Jest aż tak źle?
- Nie bardzo… się w tym orientuję, ale ponoć nasze pokonanie Baby Jagi poszło jakimś echem… i zrobiło się głośno.- mruknęła niechętnie Jagoda.- Inne czarownice rozpoczęły śledztwo. I zrobił się chaos.
- No tak, to pewnie musi być drzazga w oku mojej nieskazitelnej matki. Wybacz, że cię w to wmieszałam. - Zosia weszła do pokoju, który zajmowali z Robertem.
On właśnie drzemał otulony kołdrą i nieświadomy że zamiast jednej, dwie dziewczyny odwiedzają jej sypialnię.
- Ja już byłam wmieszana, kiedy postawiłam pierwsze kreski na kartce.- przypomniała jej Jagoda.
- Tak, ale mogłam cię nie mieszać w to wszystko. - Perka podeszła do maga. - Jest zmęczony, wczoraj stracił swego mistrza. - Uśmiechnęła się smutno do Wilgi. - Chciałam by tu wypoczął...jutro pewnie byłabym i tak w Wawie.
- I co tam zrobimy? Co planujesz zrobić?- zapytała Wilga cicho.
- Dowiedzieć się co z tym zamieszaniem, dać się odpytać na milion sposobów. Poczekać aż to ucichnie. - Perka stanęła przy komódce nie chcąc budzić maga. - Sprawdzić coś… u niego… nie miałam naparu… wiesz by nie mieć dzieci.
- Ach… no tak… mogło coś wydarzyć. Czy to… nie jest problematyczne? On jest czarownikiem.- szeptała cicho Wilga stawiając obok Perki jej plecak.
- Dla mnie nie i tak córka będzie moja, a syn… - Wzruszyła ramionami i spojrzała z zaciekawieniem do plecaka.
- A on o tym wie?- zapytała Wilga ostrożnie.
- Ja jeszcze nie wiem. - Perka zaśmiała się. - Nie przejmuj się tym. Mam plan na randkę z lokalnym stajennym,, a ty na co masz ochotę?
- Nie wiem… niczego nie planowałam. Starałam się nie przyciągać uwagi twojej mamy.- przyznała Jagoda.
- Ale chyba i tak byłaś pod obserwacją, nie? - Zosia podeszła do Roberta i lekko potrząsnęła jego ramieniem.
- Nie wiem… tak się czułam.- przyznała Wilga, a Robert ziewnął i spojrzał na czarownicę pytając.- Już wróciłaś ? Szybko.
- Moja matka przyjechała za Jagodą. - Wskazała magowi, stojącą przy komódce czarownicę, z którą mag miał już okazję się poznać. - Zostają tutaj w hotelu, pomyślałam, że może chciałbyś o tym wiedzieć.
- Przypuszczam że to nie są dobre wieści.- mężczyzna usiadł na łóżku i rozejrzał się dookoła. Zauważył drugą czarownicę. - Cześć.
- Biorąc pod uwagę, że już mi skanowała głowę i wywierała typową dla siebie presję, to rzeczywiscie nie najlepsze. - Perka posmutniała. - Wolałabym by ci nie urządziła takiego samego cyrku.
- Dla jej dobra… też wolałbym. Mój umysł jest twierdzą i ma środki obronne.- wyjaśnił Robert wzruszając ramionami.
- No to jak uważasz, ja cię nie wyganiam. - Zosia uśmiechnęła się do maga. - Nie będziesz miał nic przeciwko, jeśli Jagoda z nami przenocuje?
- Powinniśmy wziąć pod uwagę, że wzięłaś pokój z jednym łóżkiem.- odparł Robert, a Wilga dodała pospiesznie. - Ja mogę przenocować w samochodzie.
- Może zapomniałeś, ale łóżka są dwa, tylko je zsunęłam. Ale mogłeś być tak nieprzytomny, że nie zauważyłeś. - Zosia pokazała język magowi. - Jak się podniesiesz to je rozsunę.
- Nie zauważyłem.- zaśmiał się Robert i spojrzał na Jagodę.- Ale też… trzeba wziąć pod uwagę… że jestem goły pod kołdrą.
Wilga się speszyła i dodała.- To ja może wyjdę.
- Oj naigrywa się z ciebie. - Perka podeszła do torby maga i rzuciła w niego jego majtkami. - Jagoda jest nieśmiała, daruj jej.
- Nie… naprawdę jestem.- mruknął Robert i chwyciwszy za bieliznę schował ją pod kołdrą, by sądząc po ruchach pod nią, założyć gatki pospiesznie.
- Ja naprawdę mogę w samoch…- nalegała cicho Jagoda.
- Daj spokój. Robert sie zgadza i tak jest padnięty i głównie śpi. - Perka pokręciła z niedowierzaniem głową. - Za tymi drzwiami jest łazienka. Chcesz coś zjeść? Mogę ci coś zrobić nim obgadam z moim kochankiem, że chyba nici ze schadzki.
- Zjadłabym… ale sama sobie… potrafię zrobić.- stwierdziła nieśmiało Jagoda zerkając na drzwi łazienki.
- Muszę cię gospodarzom przedstawić, tylko goście mogą używać kuchni. - Zosia zaśmiała się. - Biegaj jak chcesz. - Wskazała na łazienkę. - Poczekam.
Wilga uśmiechnęła się nieśmiało i pognała, a Robert rzekł siadając. - Może lepiej jeśli ja was opuszczę. Myślę, że twoja matka miałaby coś przeciwko mnie.
- Ja wiem, że ma coś przeciwko. Podobno jesteś konkurencją. - Zosia wzruszyła ramionami. - Ale nie będę cię wyganiać jak jesteś zmęczony. Byłeś tu przed nią.
- Myślałem o innym pokoju. Może jakiś się znajdzie.- odparł wesoło czarownik i dodał. - Raczej widzę siebie na liście zagrożeń o jakichś się uczyłaś.
- Niby tak, ale… jakoś tego nie rozumiem. Wy macie swoją działkę, my swoją. To że czasem coś napsocicie.. cóż czarownicom się też to zdarza. Obudzone duchy potrafią zrobić też niezły bałagan. - Zosia zamyśliła się. - Mogę zapytać na dole czy jest jeszcze jakiś pokój i tak będę tam schodzić z Jagodą.
- Nasza działka chyba was nieco przeraża… co mnie nie dziwi. - stwierdził po krótkim namyśle Robert.- Mnie też. Ciarki mnie przechodzą na myśl, co by się stało, gdyby te wszystkie byty w moim domu, wyrwały się ze swoich okowów.
- Nie mówię, że mnie to nie przeraża, widziałam co potrafi zrobić twoja ulubienica, ale… widziałam też co potrafi zrobić rozwścieczony Leszy. - Perka spojrzała na Patryka z zaciekawieniem. - No ale cóż.. trochę sami sobie napędzacie tą wojenkę inne czarownice i magowie. Właśnie takim gadaniem.
Robert zaśmiał się i dodał ugodowo.- Może.
A Jagoda wyszła z łazienki.
- Chodź, Robert stwierdził, że będzie mu z nami za ciasno to zapytam też o pokój dla niego. - Zosia otworzyła drzwi i skinęła na Wilgę..
Jagoda tylko skinęła głową i pospiesznie wyszła na korytarz. A Robert uśmiechnął się do Perki.- Nieśmiała jest strasznie.
- Bywają i takie czarownice. - Perka mrugnęła do niego i pomachała wychodząc. Razem z Wilgą zeszła na dół by odnaleźć gospodarzy.
O tej porze, na szczęście siedzieli jeszcze przed telewizorem w głównym pokoju gościnnym. Na szczęście, bo mogli już wszak spać. Z pewnością Anna już sobie załatwiła nocleg, bo już jej tu nie było.
- Dobry wieczór! - Zosia podeszła do gospodarzy. - Mam pytanie, bo przyjechała do mnie znajoma i byłam ciekawa czy mogłabym jeszcze wynająć jakiś pokój? Ach i jeszcze zrobić jakąś kolację dla niej.
- Dzisiaj mamy prawdziwy najazd.- zaśmiał się Jan wstając z fotela i dodał.- Kuchnia jest do waszej dyspozycji, my już dziś nie będziemy z niej korzystać. Zaraz przyniosę wam tam klucz, acz uprzedzam… pokój nie będzie wysprzątany.
- Posprzątamy sobie, tylko bym jakieś czyste ręczniki zgarnęła. - Zosia uśmiechnęła się ciepło. - To my będziemy w kuchni, dobrze?
- Dobrze.- rzekł z uśmiechem Jan.- Zaraz tam przyjdę.
Perka przytaknęła i odprowadziła Wilgę do kuchni.
- Możesz śmiało korzystać z lodówki. - Wskazała urządzenie w rogu pomieszczenia. - Gospodarze zostawiają tu zawsze coś dla gości.
- Dobrze… - odparła Jagoda zabierając się za myszkowanie w lodówce.- ...ooo… opierają na miejscowych produktach. Z zaprzyjaźnionych gospodarstw.
- Tak… bardzo tu o wszystko dbają. - Perka uśmiechnęła się. - To dobrzy ludzie i bardzo ciepłe miejsce. Pomóc ci?
- Myślę że sobie poradzę.- odparła z uśmiechem Wilga kręcąc przecząco głową.
- To pójdę ogarnąć ten pokój. - Zosia uśmiechnęła się i ruszyła za gospodarzem, gdy ten przybył z kluczem.
- Drugie piętro… nie mieliśmy wystarczająco gości, by mieć powód do uprzątnięcia go.- rzekł Jan prowadząc Perkę po schodach. Przeszli na sam koniec korytarza i on przekazał jej klucz.
- To nie problem. - Zosia przytaknęła. - A przyjechała też starsza pani… gdzie wynajęła pokój?
- Tak. Na parterze mieliśmy jeden wolny. Ten od strony stajni. - potwierdził Jan.
- Rozumiem. - Perka przejęła klucz i weszła do pokoju.
Nie było tak źle. Kurze wypadałoby zetrzeć tu i tam, ościel zmienić, ale poza tym nie było zbyt wiele do zrobienia.
- Szybko tu ogarnę. - Zosia uśmiechnęła się. - Gdzie znajdę pościel, ręczniki… jakąś ścierkę?
- W składziku przy schodach ścierki, a ręczniki i pościel w szafie.- wytłumaczył gospodarz, a następnie pożegnał.
Zosia zaś zajrzała do składziku i zabrała się za szybkie ogarnianie pokoju.
Nie zajęło jej to zbyt wiele czasu. Akurat tyle by Jagoda przyłapała ją na łóżku, podczas jego ścielenia.
- Chyba wiesz, że poradziłabym sobie sama z tym?- zapytała młoda czarownica widząc ją w tej sytuacji i pozycji.
- Wiem. Co nie zmienia faktu, że mogłam to zrobić. - Perka uśmiechnęła się do przyjaciółki. - Teraz dam znać Robertowi że tu masz pokój i skoczę pogadać z Ryśkiem.
- Ja chyba już położę się spać.- odparła z uśmiechem Jagoda spoglądając na łóżko.
- Jasne, wyśpij się. Jutro pewnie ruszymy. - Perka wyszła z pokoju i ruszyła do Roberta, dać mu znać jak się sprawy mają. Potem jednak planowała odwiedzić matkę nim uda się do Ryszarda.

Rozmowa z magiem była krótka i rzeczowa, bo też i niewiele było do powiedzenia. Perce pozostało zejść więc do leża smoczycy i znów skonfrontować się z matką. Podeszła do wskazanego przez gospodarza pokoju i zapukała.
Drzwi się otworzyły po chwili i matka wyjrzała zza nich. Uśmiechnęła się lekko i spytała.
- O co chodzi kochanie?
- Pogadajmy zamiast się kłócić.. opowiedz mi co się dzieje. - Zosia nie uśmiechała się, bo i rozmowy z matką nie wprawiały jej w dobry nastrój.
- Wiem że może ci się wydawać, że jesteś wolnym ptakiem i robisz co chcesz. Ale prawda jest inna.- odparła kobieta wpuszczając Perkę do swojego pokoju.- Nie żyjesz w próżni, tylko na świeczniku. Twoja postawa i twoje działania są zauważane i rzucają się cieniem na mnie, na ciebie, na cały nasz ród. I uderzają w jego prestiż.
- Jestem wolnym ptakiem bo mnie wywaliłaś z Warszawy gdy okazało się, że nie obudziła się we mnie moc. - Perka wzruszyła z ramionami. - A z poważniejszych rzeczy? Coś ci zagraża czy tylko plotki cię irytują?
- Oczywiście, że mi zagraża. Nie jesteśmy jedynym starym rodem czarownic w Polsce. Nie nawet jesteśmy jedynym takim rodem w stolicy. Już teraz knują i podważają naszą pozycję… a ty wywlekając nasze brudy i wciągając w to obce czarownice, a nawet likantropa i maga!... dałaś im paliwo pod kociołki.- parsknęła sarkastycznie Anna.
- Oj i nie poradzisz sobie z nimi tak jak radziłeś teraz? Toż to pewnie nie pierwszy bród,który na nas mają. - Zosia spojrzała na matkę zrezygnowana. Anna myślała tylko o władzy, zupełnie zapomniała że w byciu czarownicą chodzi troszeczkę o coś innego. - Toż to świadczy o naszej sile, skoro pokonałyśmy Babę Jagę.
- My pokonałyśmy? Nie możesz nawet powiedzieć, że ty pokonałaś. Bo byłaś tylko częścią tej małej grupki. - przypomniała jej Anna i wzruszyła ramionami.- Brudy pierze się w ciszy i subtelnie. Ja bym się zajęła moją siostrą, tak że nikt by o tym się nie dowiedział. Owszem, wymagałoby to więcej czasu…
- Mamo.. ciocia wchodziła w moje sny, manipulowała mną tak jak i ty to robisz.. gdybyśmy zaczekali miałabyś na głowie dwie baby jagi, a nie jedną. - Perka westchnęła. - Chcesz to mogę ci pokazać obrazy, którymi mnie raczyła. Obrazy o potędze, o swobodzie.. o wolności od ciebie. Jakie miałam według ciebie przy niej szanse? Nie miałam czasu na twoje gry mamo.
- Czyżby moja córka była tak słaba, by dać się uwieść ułudzie mocy? Wiem co proponowała moja siostra. Ja temu nie uległam w twoim wieku, więc spodziewam się że i ty byś nie okazała takiej słabości. W końcu jesteś moją córką.- odparła dumnie Anna.
- Tylko ja nie mam twego daru i nie wiedziałam, że to moja ciotka. - Zosia pokręciłą głową z rezygnacją. - Mamo ja zebrałam tą grupkę, pomogli mi bo byłam mną. Jeśli to pomoże możesz spokojnie mówić że pokonałam ze wsparciem Babę Jagę i spytać innych rodzin jakie one mają doświadczenia w tym zakresie.
- To bardziej skomplikowane niż ci się wydaje. Inne rodziny nie chcą wyjaśnień, chcą krwi… naszej krwi i będą kąsać do skutku. Przyczepią się do wszystkiego, do czego mogą się przyczepić niczym pijawki.- westchnęła Anna spoglądając na córkę.- A mają się do czego przyczepić… obie o tym wiemy.
- Nie wiem, odsunęłaś mnie od całej tej polityki. - Perka oparła się o ścianę spoglądając na matkę. - Nie masz czasem poczucia, że za bardzo wchodzimy w politykę i za mocno oddalamy się od posługi bogom? Nie dlatego otrzymałyśmy nasz dar.
-To był błąd, który zamierzam naprawić. Za długo trzymałam cię z dala, czas ci pokazać na czym polega bycie członkinią naszej rodziny. - machnęła ręką Anna i westchnęła dodając.- Naiwnie zakładasz, że polityka jest czymś nowym w naszym rodzie. Nieprawda… zawsze była jego częścią, nawet wtedy gdy siedziałyśmy przy drewnianych bałwanach w świątyniach. Zawsze były intrygi, zawsze było siłowanie się z innymi czarownicami i kapłankami uzurpującymi sobie miejsce przeznaczone dla nas.
- Nie mówię, że jest czymś nowym mamo. Tylko kiedy ostatnio byłaś w białej szacie u źródła? Kiedy ostatnio zawierzyłaś swoje ciało duchom lasu? A dla porównania ile razy dziennie zajmujesz się polityką. Jesteśmy ludźmi i wszystko co ludzkie nie jest nam obce. - Perka skrzyżowała ręce na piersi unosząc je nieco.
- Nie mam czasu na takie zabawy, tak jak nie miała ich moja matka gdy przewodziła naszej rodzinie i.. tak jak ty nie będziesz miała czasu, gdy zajmiesz moje miejsce. Tak jak rok ma swoje pory, tak i czarownica zmienia swoje nawyki i zachowania wraz z nową pozycją i zadaniami jakie przed nią stoją. Zrozumiesz, gdy przyjdzie twoja kolej. - stwierdziła stanowczo Anna.
- I dziwi cię, że twoja siostra została Baba Jagą? Mamo nie zmuszę cię do niczego, ale gdybyś sama się w słuchała w głosy bogów zrozumiałbyś, że to nie powinno tak wyglądać. Ja zwrócę się do bogów z pytaniem czy taka droga jest odpowiednia. - Perka wzruszyła ramionami. - Można mieć różne nawyki ale dar ma swoją cenę matko i o ile ty nigdy nie chciałaś mnie tego nauczyć to były inne, które to uczyniły.
- Możesz się zwrócić, ale co zrobisz jeśli odpowiedź ci się nie spodoba? Wiesz już co zrobiła twoja ciocia. - zapytała retorycznie Anna. Westchnęła ciężko dodając. - Pojedziesz do Warszawy, zapoznasz się z tym z czym ja muszę się mierzyć. I wtedy… zobaczymy, czy nadal będziesz tak pewna swoich racji.
- Mamo ja jestem wierna bogom. Jeśli taka będzie ich decyzja to zostanę, ale poproszę by cię odsunęli. Nie chcę takich akcji jak dziś po waszym przyjeździe. - Perka spojrzała poważnie na matkę. - Jeśli pogrążę ród mówi się trudno, wezmę to na swoje barki.
- Rodzina i jej dziedzictwo nie jest twoją zabawką Zosiu. Nie możesz tak lekko podchodzić do swoich obowiązków.- skomentowała chłodno Anna.
- To nie ja się migam lecz ty matko, od obowiązków wobec tych, którzy ci dali dar, ja ich posłucham jaka by ich wola nie była, a ty byłabyś na to gotowa czy poszłabyś w ślady siostry?
- Łatwo ci idzie posądzać mnie o miganie się od moich obowiązków. - uśmiechnęła się ironicznie Anna i pokręciła głową .- No… ale bunt, to część dorastania. A ty zawsze byłaś późno rozkwitającym kwiatem. Pogadamy w Warszawie na ten temat. Tu nie jest czas, ani miejsce na wciąganie cię w nową rolę.
- Uprzedzam cię tylko bo zwrócę się do nich zaraz. - Perka oderwała się od ściany i podeszła do drzwi. - Nie ma sensu bym jechała do Warszawy, jeśli nie taka ich wola.
- Widzę, że to zwycięstwo nad moją siostrą sprawiło że woda sodowa uderzyła ci do głowy córeczko. Nie jesteś jedyną kapłanką w rodzinie.- parsknęła ironicznie Anna przyglądając się potomkini.- I jeszcze… nie jesteś wieszczką.
- O.. bo dla ciebie wygląda jakbym miała wodę sodową w głowie. Mamo nie odróżniasz życzliwości od unoszenia się. - Perka wzruszyła ramionami i otworzyła drzwi. - Dobranoc.

Zosia zrezygnowana ruszyła w stronę jeziora. Wokół panowały ciemności. Wiedziała, że jej prośba do duchów prawdopodobnie nic nie da, nie była wieszczką jak Wilga, a nie chciała prosić Jagody o tą przysługę. Nie teraz. Czuła jednak że musi uspokoić głowę. Podjęła już decyzję. Nie da się gonić, chwilę pozbędzie w Warszawie. Mimo to…

Spokojnym krokiem przeszła do źródła znajdującego się nieopodal i zostawiwszy ubrania na brzegu weszła do zimnej wody. W ciszy prosiła Kokosz o dar odmłodzenia, o jej łaskę i mądrość. Prosiła o jakiś znak, który wskazałby co ma czynić i choć czuła jak jej ciało nabiera energii to las milczał. Chłód sprawiał że jej ciało napinał o się, a jednak… gdzieś tam w głębi tlił się żar Miłoszy. Nie wiedziała ile to trwało. W końcu jednak wyszła z wody, nałożyła ubrania i ruszyła do Ryśka. Nieco przyjemności przed wyprawą z matką się jej należało.

On już na nią czekał. Z kolacją składającą się z butelki wina i… niczego więcej, także na nim samym. Sam był głównym daniem. Ostatnim smacznym “posiłkiem” przed konfrontacją. Perka w głębi duszy wiedziała, że Anna ma nieco racji. Nie byłaby tak potężna i wpływowa, gdyby bogowie się od niej odwrócili acz… to czego wymagali bogowie od jej matki nie musiało być tym samym czego wymagali od niej. Czyż nie dlatego rozkwitła późno, czyż nie dlatego to nie matka wprowadzała ją w arkana sztuki. Być może jej droga była inna, od tej którą kroczyła jej matka?

Perka skorzystała z gościny Ryśka i jego ciała. Na chwilę zapomniała o niedawnych rozmowach i kłopotach. Cokolwiek miało się niebawem wydarzyć ona potrzebowała czasu i równie dobrze mogła szukać odpowiedzi w Warszawie jak i w trasie.

Ranek zastał ją w jego objęciach. Spała przytulona do mężczyzny, czując jego ciepło. Jak i zimno w sercu. Powoli zbliżał się czas ciężkich decyzji i konfrontacji z przeciwnikiem równie potężnym jak Baba Jaga. Swoją matką. I z tym wrogiem musiała się zmierzyć sama. Ubrała się i ucałowała Ryśka nim wyruszyła w kierunku dworku, w którym nocowały Wilga i matka.
O tej porze Anna już była na nogach robiąc jogę przed budynkiem. Natomiast Wilga… cóż, znając ją dobrze Perka wiedziała jaki z niej śpioch. No i był jeszcze Robert, z którym chyba wypadało się pożegnać. Morgan pomachała matce i weszła do dworku by zajrzeć do Jagody i pożegnać się z magiem.
Wilga oczywiście spała chrapiąc głośno i nie zważając na nic. Perka więc wpierw udała się do Roberta, który czuł się już dobrze, medytując półnagi w pokoju.
- Hej.- rzekł jej na powitanie.
- Będziemy jechać do Warszawy. - Zosia uśmiechnęła się do mężczyzny. - A ty co planujesz?
- Czas mi wrócić do domu. Mój sukkub i tak już długo był bez nadzoru. Sama wiesz, jak bardzo może napsocić. - przypomniał jej Robert.
- Wiem… jeszcze raz dziękuję za pomoc. - Perka uśmiechnęła się do maga i podeszła do drzwi. - Do zobaczenia.
- Nie ma za co… ty też pomogłaś trochę podczas mojej wyprawy.- rzucił wesoło czarownik. - Do zobaczenia.
Perka pomachała magowi i ruszyła po Wilgę. Czas było jechać do tej przeklętej stolicy.
Jagoda spała jak prosiaczek, wierciła się zawsze chrapała… zrzucała pościel, toteż Zofię powitał widok jej zgrabnej pupy w różowych majtkach.
Perka podeszła do drugiej czarownicy i bez skrupułów klepnęła ją w tyłek.
- Pobudka. Jedziemy do Warszawy. - Uśmiechnęła się przy tym do Jagody.
- Nie chcę…- jęknęła “boleśnie” Wilga i zakryła głowa poduszką. - Za godzinę? Albo dwie… najlepiej za dwie.
- Moja matka już czeka… prześpisz się w aucie. - Elizabeth podeszła do ubrań Wilgi i rzuciła nimi w śpiącą.
- Eeeech…- Jagoda zsunęła się z łóżka, wstała i zabrała się za zakładanie koszuli. - Nie bardzo mnie to motywuje do ubierania się.
- Mam ją poprosić by cię zmotywowała? - Zosia mrugnęła do przyjaciółki.
- Nie… nie… już się ubieram. - odparła spanikowanym głosem Jagoda nabierając entuzjazmu do ubierania się.
- Pewnie w Warszawie będziemy miały chwilę dla siebie i… będę miała prośbę. - Perka zmieszała się nieco obserwując czarownicę.
- Jaką?- zapytała Wilga zerkając na przyjaciółkę przez ramię, gdy kończyła ubieranie się.
- Czy jesteś w stanie zwrócić się do bogów z pytaniem jaką drogę powinnam obrać? - Perka wyrzuciła z siebie to co ją męczyło.
- Nie… nie do bogów.- pisnęła wstydliwie Jagoda i dodała. - Mogę zejść… babcia potrafiła schodzić duszą do domeny Welesa i pić wodę ze źródełka w Nawii, by zobaczyć to co być może lub będzie. Tyle że nigdy tego nie próbowałam. I jest to trochę niebezpieczne, bo Weles może się… teoretycznie przynajmniej.
- Rozumiem. - Zosia zasmuciła się. No to była skazana na matkę. - Nie było tematu.
- Moja linia… moje przekleństwo oddala mnie od bogów. - odparła cicho Wilga i zamyśliła się. - Ale możemy tradycyjnie powróżyć, poprzez wosk na przykład?
- Nie zawadzi. Choć dla mojej matki to pewnie będzie za mało. - Perka machnęła ręką. - Nie przejmuj się tym. Po prostu bym się źle czuła, jakbym nie spytała.
- Rozumiem.- odparła nieśmiało i dodała.- Może w Warszawie są jakieś inne rody także blisko bogów?
- Pewnie tak ale jedne kumplują się z moją matką, a inne jej nie lubią. - Perka sięgnęła po swoje rzeczy i narzuciła je na ramię.
- Acha…- odparła cicho Wilga zabierając swoje rzeczy. Nie było ich wiele. - Przykro mi.
- Się nie poradzi, taka rodzina. - Chodźmy.
Gdy zeszły na dół, Anna skończyła jogę i właśnie ruszyła ku schodom, by zapewne ubrać się i przygotować do podróży. Jagoda nerwowo ją pozdrowiła, na co Anna odpowiedziała łaskawym: Dzień dobry. Cóż… matka Perki, wszystkich onieśmielała.
- To my ruszymy przodem. Mam do ciebie wpaść? - Zosia zerknęła na matkę, a potem na Ducha który radośnie merdał ogonem u podstawy schodów.
- Oczywiście.- odparła uprzejmie Anna.
- Kiedy ci pasuje? - Zosia niechętnie oderwała wzrok od przyjaznego psa spoglądając na matkę.
- Jutro. Dam ci noc na odpoczynek i przemyślenia. - rzekła w odpowiedzi Anna.
- Ok to wyślij mi smsa kiedy ci pasuje. - Perka pomachała matce i ruszyła na dół. Trzeba było ruszyć do tej Warszawy.
Po około dwudziestu minutach przygotowań Perka siedziała już za kierownicą swojego samochodu z Jagodą na drugim siedzeniu i z Duchem z tyłu. Przekręciła kluczyk stacyjki i samochód zamruczał znajomym dźwiękiem. Była gotowa ruszyć. Jej matka w drugim samochodzie też.
Perka była w szoku, że jej matce udało się tak szybko przebrać i zebrać no ale… wcisnęła pedał gazu i auto ruszyło po żwirowym podjeździe. Nie minęła chwila a już jechała drogą krajową w stronę stolicy.
Miała całą drogę do Warszawy by się zastanowić, całą drogę by zaplanować swoją przyszłość. Całą drogę… by zdecydować czy zamierza pozwolić matce na kontrolowanie swojego życia, czy się jej przeciwstawić. Czy zostać w Warszawie, czy ruszyć w dalszą drogę. Miała swoje sojuszniczki… czarownice które poznała, z którymi walczyła podczas boju ze swoją ciotką. Nie były najbardziej poważanymi wiedźmami, ale z pewnością by jej pomogły cokolwiek zaplanuje. W mieście Anna z pewnością wykorzysta swoje talenty i zasoby by dyskretnie wywrzeć nacisk na swoją córkę. Ale tu… na autostradzie była wolna od jej wpływu. Wyglądało też na to, że bogowie za nią nie zadecydują. Musiała sama podjąć wybór.

Perka nie miała ochoty na rozmowę, więc włączyła radio i przy dźwiękach jakiegoś współczesnego hiciora jechała w stronę Warszawy. Skłamałaby mówiąc, że nie obawia się pobytu w stolicy. Czuła jednak gdzieś pod skórą, że jest to też dla niej szansa. Matka przez tyle lat się do niej jakby nie przyznawała, odsunęła ją od spraw rodziny. Teraz mogła się nieco o niej dowiedzieć, poznać własną rodzicielkę i wejść w światek czarownic warszawskich. Była pewna, że dla niej zgotowano inną drogę niż dla jej matki, nie była pewna czy to jej dane będzie objąć po niej funkcję, czy raczej jej córce, ale… była ciekawa jak to wszystko się skończy. Miała też nieco nadziei, że matka po jakimś czasie znudzi się pilnowaniem jej i pozwoli na nieco swobody. Westchnęła ciężko mijajac znak oznaczający iż przekroczyłą granice Warszawy. Podskórnie czuła, że zaczyna się nowy etap w jej życiu.




 
Aiko jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 02:13.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172