Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 09-09-2019, 11:17   #201
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Rozłożenie wszystkiego zajęło kolejną godzinę. Tym razem obóz nie był już tak obszerny, w końcu wiele namiotów nie miało już właścicieli, więc po co je rozkładać… ten smutny fakt dało się odczuć niemal na każdym kroku. Mniej namiotów, mniej strażników, mniej osób zajmujących się choćby trywialnym gotowaniem. Coraz mniej i mniej. Ta wyspa wykańczała ich w zastraszającym tempie, powodowała również, iż wykańczali się sami…

- Poczekamy, aż Curran i van Straten wrócą ze zwiadu, i zrobimy naradę odnośnie konkretniejszych planów opuszczenia tej pieprzonej wyspy. Jak na razie więc, niech się każdy zajmie czym tam chce - Obwieścił Major.


- Pospaceujemy po plaży? - Zagadnął Hanę Ryotaro.
- Jasne, tylko wezmę broń na wszelki wypadek. - Odpowiedziała dziewczyna znikając na chwile w zajętym namiocie. Przy pakowaniu rzeczy zmarłych Hana pozwoliła sobie na ‘przywłaszczenie sobie’ paru rzeczy głównie ubrań. Wyszła w spodniach i luźnej bluzce. Przerzuciła sobie karabin przez ramię i założyła słuchawkę radiową w ucho.
Wolną rękę wsunęła w ramie Ryoty i dała się poprowadzić na plaże.
- Pewnie nie mamy zbyt dużo czasu ale cieszę się że spędzimy trochę czasu razem. - Powiedziała Hana ruszając boso po piasku.
- Od tej pory będziemy go mieli ile zapragniemy - Powiedział naukowiec, ciepło na nią zerkając.
- Jeszcze tylko trzeba zrealizować plan na wydostanie się z wyspy i na suchy ląd. - Słowa były wypowiedziane optymistycznie, choć coś mówiło Hanie że nie powinni się cieszyć zbyt wcześnie. - Idziemy do tamtych skał ? - Hana pokazała klif który wydawał się położony niedaleko obozu, akurat by zrobić sobie romantyczny spacer we dwoje ale być dostatecznie blisko by wrócić w razie potrzeby w miarę szybko.
- Nie ma sprawy kochanie - Zgodził się Miyazaki, ruszyli więc, gdzie wskazała Hana.
- Wiesz, tak sobie myślałem… - Zaczął tak trochę niepewnym tonem naukowiec w trakcie dalszego spacerku.
- Tak? - pilotka zapytała zachęcając mężczyznę do kontynuacji wypowiedzi. Prezentując mu swoją całkowitą uwagę i uśmiechając się do niego totalnie zapominając na jakiej wyspie są.
-...czy mnie… - Delikatnie i niby nic, mężczyzna wyplątał swoją rękę z jej ręki, z powoli pojawiającym się na jego ustach uśmieszkiem -...czy mnie dogonisz! - Zaśmiał się, puszczając biegiem przed siebie.
- Osz ty! - Zaśmiała się Hana również ruszając biegiem za naukowcem. Bieganie po plaży było trudne, buty czy nie. Nogi zatapiały się w czystym piasku spowalniając ich oboje. Po chwili oboje zrównali się i Hana złapała Miyazakiego za koszulkę. - Mam cię! - Wydyszała, zmuszając go do nagłego zatrzymania poprzez pociągnięcie mężczyzny do siebie. Nie zważając na ich równowagę dziewczyna sięgnęła do jego twarzy pozostawiając na ustach szybki i niezgrabny pocałunek. Ryo uśmiechnął się, sam nieco dysząc, po czym pogładził policzek Azjatki dłonią, a na jej ustach złożył spokojny, delikatny pocałunek.
- Zwycięstwo dla ciebie, jaka nagroda? - Mruknął niby wielce przesadnie romantycznie, co w sumie było nieco zabawne.
- Już zaczęłam ją sobie odbierać. - Zaśmiała się pysznie Hana i znowu przyciągnęła Ryo do siebie. Tym razem pocałunek był długi. Pilotka zdecydowanie pozwoliła sobie posmakować swojej nagrody. - Jakieś jeszcze konkursy z nagrodami masz zaplanowane. - Zapytała kokieteryjnie kiedy w końcu skończyła się odbierać swoją nagrodę.
- Emm… - Ryo obejrzał ją sobie z góry do dołu, przygryzając usta, po czym i rozejrzał się po plaży - To chodźmy może na te skałki? - Objął ją ręką w pasie i nieco przycisnął do siebie. Spojrzał z bliska w oczy Hany - Coś się wymyśli…
- Wierzę, jesteś bardzo pomysłowy. - Kobieta wtuliła się w niego czerpiąc całą radość tej prostej chwili. Po jakimś czasie doszli w końcu do kamiennego klifu. - No to dotarliśmy.


- No to ten… ekhem… - Mężczyzna podrapał się po głowie, jakby zawstydzony?
- Rozbieramy się? - W końcu z siebie wydusił, z lekko figlarnym uśmieszkiem.
- Tyle podchodów żeby rozebrać mnie do bikini. - Odezwała się z udawanym rozgniewaniem. Jej minka szybko jednak zmieniła się w uśmiech i dziewczyna zaczęła się rozbierać. Pilotka została w samej bieliźnie, karabin i słuchawka zostały na jej ubraniach a ona ruszyła powoli w stronę uderzających o piasek fal.
- Hano - Zawołał za nią naukowiec, a gdy ta na niego spojrzała, bokserki mężczyzny właśnie lądowały u kostek jego nóg.
- A kto mówił o bikini? - Spytał lekko zaczerwieniony Ryo, po czym ruszył do niej nagi.
- Ustalasz tutaj pierwszą plażę nudystów? - Zapytała zalotnie, powoli sięgając za plecy by rozpiąć stanik. - I może jeszcze się przyznasz że wcale nie na kąpiel mnie tu zabrałeś, co?
- Oczywiście i… oczywiście. Jak mógłbym cię kochana okłamywać… - Mężczyzna przyłożył dłoń do serca, jakby na potwierdzenie prawdy.
- Ale owszem, najpierw nieco pluskania - Stanął już przy niej, miło się uśmiechając.
Nadzy wkroczyli do rześkiej wody oceanu. Owszem ciepły wiatr i słońce pomagało przed zmarznięciem. Woda była czysta i przezroczysta kolorowe rybki odpływały w popłochu kiedy wchodzili w głębsza wodę a potem kiedy zaczęli się ochlapywać jak nastolatkowie.
Kąpiel była genialnym pomysłem oboje czuli jak wraz z potem zmywają z siebie resztki stresu z poprzednich nocy.
Nie minęło wiele czasu kiedy ich pomocne gesty zmieniły się czułe muskania i pocałunki. Hana o dziwo nie bała się sięgać w miejsce gdzie Powinna być dawna ręką naukowca. Poświęcała jej tyle samo uwagi ile reszcie ciała. Nie trwało to długo, gdy oboje stali się już równie rozpaleni, co słońce na niebie. Ryo zaczął nawet już bezwstydnie pocierać swoją nabrzmiałą męskością ciało Hany…
- Kochanie, chodźmy na skałki - Wprost zaskomlał w przerwie wśród namiętnych pocałunków.

Poszli więc, a ich własne ubrania robiły za posłanie. Ryotaro posmakował jej jako kobiety, i mimo ogromnego rozpalenia, skupił się na jej potrzebach, doprowadzając szybko do rozkoszy. Miejsce było odpowiednie, pogoda, ich nagość… niejako publiczna, ukochany mężczyzna pieszczący jej ciało, wszystko to sprawiło, iż Hana choć na chwilę zapomniała o całym otaczającym ją świecie.
- Ryo…- Westchnęła nie tak cicho Azjatka czując rozlewające się po niej ciepło. - ...kochany… - Jej dłonie wplotły się w jego czuprynę i delikatnie pociągnął w górę. Język mężczyzny rozpoczął więc wędrówkę po ciele kobiety, znacząc drogę mokrym śladem. Wokół pępka zatoczył nawet koło, później wyżej i wyżej, do jednej piersi, do suteczka, tam dołączyły i usta, pieszcząc namiętnie i delikatnie… po chwili prześlizgując się na drugą półkule. W tym czasie zaś, między jej udami, powoli, choć stanowczo, napierał zdobywca… wchodząc w nią jednocześnie z językiem ślizgającym się po szyi Hany.
- Ach - kobieta westchnęła na uczucie wypełnienia. Jej usta szybko znalazły usta swojego kochanka a ich języki splotły się w namiętnym tańcu. Ryo parę razy zrobił powolne ruchy biodrami by dosyć szybko przyspieszyć swoje poczynania.
Leżąc na niej wchodził w nią szybko. Teraz była chwila dla niego, choć kobieta pod nim czerpała nie małą przyjemność. Ściśnięta między kochankiem a plażowym piaskiem nie mogła się poddać dalszym zatraceniu w tej całej zwierzęcej rozkoszy. Jej jęki nabrały na głośności i częstotliwości, choć nie tylko jej. Ryota wydawał się tak samo zatracony jak ona w tej chwili na plaży.
- Ryo … weź mnie ..od tyłu. - jego kochanka wyjąkała kiedy ten na chwile zwolnił.
-[i] Och… och… Hano…[/i] - Jęczał Ryo, i zatrzymał ruch bioder. Pocałował ją z nieco szybszym tempem w usta.
- Dobrze kochanie - Powiedział i wykorzystał chwile by chwycić parę głębszych oddechów kiedy jego kobieta obróciła się i wypięła swój tyłeczek specjalnie dla niego… a on, wprost z namaszczeniem, ucałował najpierw jej jeden, a po chwili i drugi pośladek. Hana odwróciła się jeszcze przez ramię uśmiechając się zachęcająco. - No chodź..weź mnie… - Od razu poczuła jego przyrodzenie wchodzące w jej kobiecość i jego dłoń na swoim biodrze. Mógł sam też zauważyć że jego kochanka wykorzystała tą pozycje by wychodzić mu naprzeciw wprawiając swoje ciało w kołysanie zrównane z jego.
Ciała uderzały w siebie w coraz szybszym tempie, a dłoń Ryo mocno uczepiła się pośladka Hany. Finał był blisko, bardzo blisko, wśród coraz dzikszych pchnięć mężczyzny i głośnego sapania obojga. Cudowna fala gorąca zawładnęła ciałami obojga, gdy on tak dobijał do jej samego dna, by w końcu przeciągle jęknąć, wypełniając ją całkowicie…



Drżał w niej, i na niej, przez jeszcze długą chwilę, po czym w końcu się nieco pochylił, ciężko dysząc, i składając pocałunki na jej plecach.

Dłuższą chwile leżeli na ciepłym piasku. Żadne z nich tak naprawdę nie chciało się ruszać w drogę powrotną. Wtuleni w siebie wymieniający małe czułości i śmiejący się radośnie.
- Kochałeś się już z kimś na plaży czy byłam pierwsza? - Zapytała Azjatka zmęczona ciszą i szumem fal.
- Pierwsza - Szepnął mężczyzna, leniwie wodząc palcami po jej plecach, wykonując coś jakby delikatny masaż, lekkie, naprawdę lekkie skrobanie pazurkami po skórze.
- A ty? - Dodał po chwili.
- Pierwszy na plaży. Pierwszy w namiocie. Szkoda że Ufo jest już poza naszym zasięgiem, to by było nie do przebicia. - Powiedziała całując lekko jego skórę torsu. Po chwili przeciągnęła się wzdłuż niego. - Dziękuje, było naprawdę super. -
- Ufo?? - Zerknął na nią wielce zdziwiony - Ty to masz pomysły… - Lekko się uśmiechnął - Ja również dziękuję. Jesteś cudowna - Ryo pogładził ją po boku - I bardzo chętnie spróbuję jeszcze wielu tych "pierwszych razów" w wielu miejscach - Cicho się zaśmiał.
- Będę pilnować dotrzymania tej obietnicy. - Powiedziała i zaczęła się podnosić. - Teraz motywuje się do wejścia jeszcze na chwile do wody i się obmycia. Trzeba zacząć wracać. Inaczej major zacznie marudzić czy się pieklić. - Kobieta pociągnęła jego dłoń by pomóc mu wstać.
- Skoro jeszcze się nie piekli przez radio… - Stwierdził z uśmiechem Ryo, wstając z pomocą Hany - Opłukanie się to dobry pomysł, tak - Przytaknął.

Po ponownym wejściu do morza, celem opłukania się, Hana w pewnym momencie zauważyła, iż Ryo czmychnął na brzeg, po czym zaczął zbierać ich rzeczy. Spojrzał na pilotkę z zawadiackim uśmieszkiem.
- Coś nie tak? Ktoś idzie? - Spytała nadal zanurzając się w wodzie nie mając pojęcia po co nagle zbiera ich rzeczy.
- Wprost przeciwnie… moja Amazonko! - Zaśmiał się głośno naukowiec, po czym zaczął się z tymi wszystkimi ubraniami oddalać gdzieś w bok, na skałki, robiąc przy tym wyjątkowo komiczne kroki, niczym jakiś bohater niemego i czarno białego filmu. A i przy okazji gubił to swój but, to skarpetkę, na co jednak nie zwracał uwagi.
- Ryo! To nie jest zabawne, wracaj. - Powiedziała Hana, ostatni raz zanurzyła się w wodzie i zaczęła wychodzić z wody. Na miejscu gdzie leżeli został Karabin i słuchawka. Hana założyła ją do ucha nasłuchując przekazów z obozu.W eterze panowała cisza.
Rozejrzała się i ruszyła za naukowcem, zbierając zgubione przez naukowca rzeczy. - Ryota ja nie żartuje, to kiepska zabawa.
- Oj tam, oj tam… - Azjata oddalony o jakieś 15 metrów się niby nadąsał - Wyglądasz cudownie kochanie. Nie są ci potrzebne ubrania - Zachichotał.
- Czyli mam wracać tak do obozu? Nie no chłopaki na pewno ci podziękują za zapewnienie widoków. - Hana powiedziała tonem jakby naprawdę rozpatrywała wrócenie nago. Mimo że pomyłka znad rzeki z martwym Bearem nadal czasem wprawiała ją w zakłopotanie wśród innych to stwierdziłą ze reszta miała teraz ważniejsze rzeczy niż zastanawianie się dlaczego azjatka wróciłaby nago do obozu.
- Ja też jestem nagi skarbie, przynajmniej się opalimy! - Odparł Ryo i poruszał w specyficzny sposób biodrami, naśladując merdanie ogonkiem(??) do Hany, i parsknął śmiechem.
- No dobrze królu dowcipu. Poprosze o moje ubranie i wracamy. - Odpowiedziała mu kobieta powoli zbliżając się w jego stronę.
- Dobrze moja królowo. Przepraszam - Mina naukowca zmarkotniała. Zatrzymał się, wyciągnął ubrania w stronę Hany. Połowa spadła na ziemię.
- Wiesz, może to dziecinne, ale naprawdę tak cudnie wyglądasz, no to miałem taki durny pomysł… jeszcze raz przepraszam - Zwiesił głowę, choć zerkał w kierunku pochodzącej kobiety.
- Nie gniewam się...po prostu ...tu nadal jest niebezpiecznie. Jakbym miała uciekać porzucając ubrania to bym to zrobiła. Tylko ...to są rzeczy po waszej najemniczce która zniknęła jako pierwsza. Dla mnie świeże ubrania to jednak luksus. A ty mi go odmawiasz. - Przyznała się Hana i by utwierdzić Azjatę ze naprawdę się nie gniewa pocałowała go w policzek. Potem zaczęła się powoli ubierać dokładnie otrzepując ubrania z piasku. Idąc jej przykładem Ryo również się ubrał, i gdy był już gotowy, wymownie odchrząknął, a pod pytającym spojrzeniem pilotki wskazał na swoje krocze… nie, stop, na pasek od spodni.
- Pomożesz? Bo z jedną ręką… - Nie dokończył, choć było po nim widać, że jednak chyba nie jest mu lekko.
- Już. - Przytaknęła i sięgnęła do paska by pomóc z jego zapięciem. Jak skończyła uniosła wzrok i sprzedała Ryocie szybkiego całusa w usta. Tak żeby się nie dąsał.
- Dzięki - Powiedział mężczyzna, po czym pogładził ją po ramieniu i ucałował w czoło.
- Chodź wracamy. Będziesz potrzebny w wymyślaniu drogi ucieczki. - Ponagliła go biorąc za rękę.
- Tylko ja bym musiał, no wiesz… na stronę - Ryo wywrócił oczami, zaczerwienił się, a potem nerwowo zaśmiał. Dokładnie w tej kolejności.
- Jak ci pomóc? - Spytała Hana, starając nie analizować zbytnio logiki Miyazakiego który przypomniał sobie o potrzebie siku jak był już na nowo ubrany.
- Emmm - Zmieszał się naukowiec - No… przypilnuj żeby mnie nic nie zjadło? - Zaśmiał się nerwowo - Zaraz wracam.
- Jasne. - Odezwała się i zaczęła czekać odwracając się dając mu odrobinę prywatności. Ryotaro odszedł zaś o jeden krok, drugi, trzeci, piąty, dziesiąty… był coraz dalej Hany. Powoli już nawet nie słyszała jego kroków.

A gdzieś po minucie czasu…
- Hano! Hano chodź tu szybko! Musisz to zobaczyć!! - Krzyknął Miyazaki.
- Co się dzieje? - Hana spięła się w nagłym przypływie stresu i pognała w stronę Ryoty. To jednak nie on, a znalezisko jakiego dokonał uniosło brwi kobiety.

- Rany...to statek jak one się nazywają? Galeon? - Powiedziała kiedy wróciła jej zdolność mowy. - Powinnam to zgłosić do bazy…- Dodała siebie sięgając po słuchawkę.
- Halo, Majorze, Chemilio, Kaii? Nie wiem czy to ważne ale Ryota właśnie znalazł statek. Morski. Stary.
 

Ostatnio edytowane przez Obca : 09-09-2019 o 13:51.
Obca jest offline  
Stary 23-09-2019, 07:57   #202
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Znalezisko Ryo i Hany jak najbardziej zainteresowało Majora. Po krótkiej naradzie w obozie, postanowiono wybrać się celem dokładniejszego zbadania owego statku. Baker zabrał ze sobą inżyniera Collinsa, pioniera Chelimo, Honzo też się mógł przydać - choćby do osądu miejsca spoczynku statku. Do tego przydałby się jeden z najemników jako obstawa, więc albo Peter albo Kaai. Jeden miał iść, drugi zostać na plaży i pilnować Dot i nieprzytomnej "T". Van Straten miał wolną rękę…

Sam Ryotaro z kolei również by się przydał przy wraku, Hana zaś mogła zdecydować gdzie idzie. Major chciał pewnie zbadać statek nie tylko pod względem czystej ciekawości, ale i może jako ich ewentualny transport do opuszczenia wyspy?

- Z chęcią obejrzę ten statek - powiedział Peter, którego wszak zwolniono z funkcji 'opiekuna' Dot. - A nuż się okaże, że szczęście się do nas uśmiechnęło.
- Ja zostanę, i pomogę przy “T”. - Powiedziała Hana i pomachała reszcie na pożegnanie.

Pilotka została w nowym obozie na plaży, zajmując się paroma pomniejszymi sprawami. Wraz z nią znajdował się tam Kaai, pilnujący Dot, oraz wciąż nieprzytomna Cooke.

W pewnym momencie zaś, najemnik zbliżył się do Hany…
- Emmm, słuchaj, mogłabyś mieć chwilę oko na obóz i "T"? Muszę pogadać z Dorothy w jej namiocie, zajmie nam to kilka minut - Marcus wzruszył ramionami.
- Jasne nie ma sprawy…- Hana przytaknęła odrywając się od notatek o piktogramowym języku obcych. -...ale wiesz, że ona… - Hana nie wiedziała jak sformułować słowa o ‘T’. O tym że nie trzeba jej pilnować bo to co robili to było zwykłe czuwanie przy umierającej. - ..nie ważne.
Pilotka jednak nie dokończyła upuszczając temat.

Kaai zniknął więc po chwili w namiocie Lie, a Hana pilnowała obozu, co pewien czas rozglądając się po najbliższej jego okolicy… i zauważyła wkrótce wielkiego, cholernego kraba, wychodzącego z morza i spacerującego sobie po plaży. Oddalony o jakieś tak 50 metrów, i po przeciwnej stronie, w którą poszli wszyscy inni, skorupiak łaził tam czegoś szukając?


Po chwili pojawił się wychodzący z wody drugi, i trzeci…
Azjatka już raz miała okazję spotkać ten konkretny gatunek skorupiaka co skończyło się dla niej przesiedzeniem na wysokiej skale przez pół dnia. Chociaż musiała przyznać że pieczone smakowały całkiem dobrze. No ale na razie czekała ich inwazja.

Skierowała się do namiotu pani biolog i prawie zderzyła się z wychodzącym z niego najemnikiem.
- O skończyliście super...mamy mały problem. - Powiedziała i wskazała na ogromny egzemplarz który znalazł się na plaży, wraz z powoli powiększającą się grupą krabów. - Ja wiem że to nie wygląda dla ciebie poważnie ale ich tu wyjdzie o wiele więcej. Są dosyć agresywne iiii na wszelki wypadek przeniosłabym T na jakieś podwyższenie choćby na jeepa który został. - Dokończyła dopiero teraz patrząc w jakim stanie jest najemnik.- Uuuuu widzę że “rozmowa” nie wyszła.
- Kraby? - Kaai przeniósł wzrok ze skorupiaków na Hanę i… wzruszył ramionami - Jak ich będzie więcej i bliżej, daj znać. A jak chcesz, idź poćwiczyć strzelanie? - Powiedział, po czym oddalił się od pilotki, siadając przed namiotem medycznym.
- Serio możemy marnować tak amunicję na prawo i lewo? - Spytała się Hana w jej głosie czuć było niedowierzanie. Niemniej zbyta przez najemnika stwierdziła że skoro ktoś z doświadczeniem mówi jej że nie ma co się przejmować teraz to Hana rzeczywiście nie podjęła żadnych akcji po za obserwacją skorupiaków sukcesywnie wychodzących z morza. Kraby chwilowo nie interesowały się obozem, towarzystwo było więc bezpieczne… do czasu.

Z dżungli wybiegł w pewnym momencie jakiś dinozaur wielkości kangura, po czym zaczął walkę z jednym ze skorupiaków, kopiąc go i gryząc. Gadzina nie była jednak wrednym Raptorem, choć i tak zdecydowanie posiadała zdolności bojowe mięsożercy.

Te jednak nie pomogły dinozaurowi. Może z jednym krabem by sobie poradził, ale jak chmara niebieskich potworów szybko dopadła gada. Wycie i piski powoli konającego zwierzęcia rozlały się po plaży. Hana na swoim kamieniu zakryła uszy by wyciszyć te upiorne dźwięki.
Nie wiedziała czy to przeszkadza tamtej dwójce, ale sama bała się zejść z podwyższenia. Owszem kraby te co już były i te co nadal się pojawiały miały świeże truchło z którego czerpały pokarm. Hana jednak wiedziała że jeśli znalazłaby się zbyt blisko skończyłaby jak dinozaur.

 
Obca jest offline  
Stary 23-09-2019, 22:22   #203
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
Pogrążona w jakiś publikacjach Dorothy nawet nie zaszczyciła najemnika spojrzeniem. Praca, to był jej sposób na przetrwanie tych trudnych chwil. Bo tylko przy pracy skupiałą się na czymś innym niż czarne scenariusze dotyczące tak jej marnego końca na tej cholernej wyspie, jak i marnego końca wciąż nieprzytomnej Cooke.
Praca była tą najsilniejszą z używek po jakie sięgała pani botanik. I to ona trzymała ją przy zdrowych zmysłach.

Po kilku długich sekundach Ruda odezwała się w końcu, nadal jednak zajęta gapienieniem się w ekran monitora.
- Słucham?- Spytała beznamiętnie.
- Prawie wszyscy poszli zwiedzać statek piracki. Została z nami tylko Hana. Namówiłem ją do chwilowego pilnowania "T" i obozu… - Powiedział najemnik, po czym zaczął rozpinać szelki z oporządzeniem.
- Bardzo dobrze.- Ta pochwała też była beznamiętne. - Tylko takie rzeczy powinieneś…- Lie podniosła w końcu wzrok na swojego gościa i zamilkła w pół zdania widząc co ten wyprawia.
- Przyszedłeś odpocząć po służbie?- Spytała ironicznie.
- Myślę, że mamy tak kwadrans, nim Hana zacznie coś podejrzewać. Reszta wróci pewnie do godziny… - Marcus zaczął rozpinać spodnie.
- Wyjdź.- Powiedziała spokojnie Dot, a Kaai zamarł w pół ruchu i uważnie na nią spojrzał. Milczał, lustrując kobietę z góry do dołu.
- Już!- Dodała stanowczym tonem.
- Nie chcesz? - Wycedził powoli oba słowa najemnik.
- W tych okolicznościach? - Dot spytała z niedowierzaniem.
- A czemu nie? - Zdziwił się najemnik.
- Ponieważ nie chcę zginąć na tej wyspie.- Odparła.
- Nie rozumiem - Wzruszył ramionami Kaai i głupkowato się uśmiechnął - Co ma wspólnego chwila relaksu do całej reszty? Jeśli ktoś ma tu jeszcze zginąć, to zginie, niezależnie co kto z kim w namiocie wyprawia. Przecież nie jesteśmy pośrodku dżungli na terytorium jakiegoś T-Rexa albo tych tam… Raptorów?
- Wyjdź.- Dot powtórzyła, tym razem stanowczo.
- Heh - Kaai pokręcił głową, po czym spojrzał Lie prosto w oczy. Jego wzrok był niepokojący. Przez chwilę wyraźnie było widać chodzącą w nerwach żuchwę mężczyzny. Jego mięśnie się naprężyły… po czym z niesmakiem(!?), znowu pokręcił przecząco głową, pochwycił swoje rzeczy i po prostu wyszedł z namiotu, nie fatygując się nawet jego zamknięciem.
Gdy Hawajczyk znalazł się za “progiem” jej namiotu, Dorothy ruszyła za nim. Z wściekłością zamknęła swoje lokum i wróciła do dalszego, zapewne bezsensownego, opracowywania zgromadzonych danych.
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny
Efcia jest offline  
Stary 29-09-2019, 13:34   #204
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Dostanie się na pokład starodawnego statku nie stanowiło problemu. Woda sięgała wszystkim ledwie do kolan, a w burcie była sporych rozmiarów dziura, którą można było wejść pod pokład. Oprócz tego wisiało sporo lin, jak i drabinek linowych, którymi można było wejść na pokład.

Szybko okazało się, że to naprawdę jakiś statek piracki, czy tam korsarski, sprzed… kilkuset lat. Trudno było ustalić dokładniej, jednak te pordzewiałe armaty, tu i tam leżący oręż typowy dla takiej łajby… statek był opuszczony już dawno temu, wszystko zaś na nim w nieładzie, porozrzucane, zapuszczone, uszczknięte sporym kawałem czasu.
- Arrrr szczury lądowe! - Honzo podniósł jakąś szablę i zaczął swoje wygłupy, pod jednak kilkoma spojrzeniami się szybko przymknął.
- Uważajcie na siebie, żeby nikt tu nigdzie nie wpadł albo co - Powiedział Major, najwyraźniej zezwalając wszystkim na zwiedzanie łajby.
Stateczek co prawda nie był w najlepszym stanie, ale - zdaniem Petera - przy odrobinie wysiłku można było załatać dziurę w kadłubie, a przypływ mógłby podnieść jednostkę. Gdyby tak jeszcze wyrzucić armaty... Z drugiej strony... łajba była dość spora, a umiejętności żeglarskie Petera były, dla odmiany, dość skromne.
No ale i tak trzeba było zobaczyć wszystko od środka.
- Z załogą raczej się nie spotkamy, ale może ładownia jest pełna skarbów - zażartował Peter, kierując się w stronę zejścia pod pokład.

Ładownie statku były jednak puste… a wszystko na co natrafił Peter było pokryte sporą warstwą kurzu i pajęczyn. Tu i tam walały się przedmioty typowego użytku na łajbie, jednak dla najemnika klasyfikowały się to jako śmieci. Co mu w końcu po linach, wiaderkach, dosyć małych kulach armatnich, czy tym podobnych rupieciach. Nic wartościowego, nic ciekawego.

Wkrótce jednak natrafił na szkielet, leżący na podłodze. Resztki butów i ubioru nie pozostawiały zaś wątpliwości, tak, to był kiedyś jakiś pirat…
Szkielet, jak przystało na garść kości, leżał sobie spokojnie i nie wyglądało na to, by miał coś ciekawego do powiedzenia. A to znaczyło, że nie ma co tutaj szukać i lepiej zmienić miejsce pobytu i poszukać czegoś ciekawszego.
Najpierw jednak przyklęknął by sprawdzić, co było przyczyną śmierci pirata, a potem stan burty.

Kości szkieletu nie miały żadnych widocznych uszkodzeń, więc ciężko było stwierdzić jak owy osobnik zginął… może dostał ostrzem w bebechy albo kulkę z samopału, bez tkanki ciała pozostawało to w zakresie przypuszczeń.

Burty statku sprawiały solidne wrażenie, drewno twarde, nic nie przegnite. No oczywiście poza wielką dziurą na niemal 2 metry w burcie, całość wyglądała niczego sobie.
- Zbiórka na pokładzie! - krzyknął w pewnym momencie Major.

Peter ruszył w stronę prowadzącej na pokład zejściówki, plany odwiedzenia kapitańskiej kajuty odkładając na później.
- Stało się coś? - spytał, rozglądając się w poszukiwaniu ewentualnego niebezpieczeństwa.
- Nic się nie dzieje, czas po prostu pogadać co kto zauważył na statku, i przede wszystkim, czy ten wrak może nam posłużyć do opuszczenia wyspy - Wyjaśnił Baker do zbierających się przy nim ludzi.
- Burty są solidne - powiedział Peter. - Gdyby załatać dziurę w burcie i jakoś uszczelnić... Na przykład nałożyć jakiś stary żagiel... Wyrzucić za burtę nieco tego złomu i jeden maszt, to pewnie przypływ by uniósł tę łajbę. A za granicą mgły nasze radio by zadziałało.
- Jeśli nas po drodze nic nie zeżre - powiedział Honzo, ale nikt tego nie skomentował.
- Dobra, to da się ten wrak połatać? - spytał Baker, patrząc po Collinsie, Miyazakim i Chelimo.
- Da się, da. Zajmie to ze dwa dni, ale damy radę - odparł inżynier.
- Za nowe żagle możemy brać nasze namioty.. - wtrącił Azjata.
- Ster sprawny - dodał Chelimo.
- No ale stoimy na mieliźnie… - stwierdził Major - Taki statek ma zanurzenie kilku metrów co?
- Nie powinno być problemu. Przypływ podnosi wodę i o 5 metrów - Tym razem Honzo udzielił fachowej rady, rozglądając się po zatoczce w której byli.
- Czyli powinniśmy jak najszybciej zabrać się za wytworzenie czegoś, czym załatamy tę dziurę - powiedział Peter. - Wykorzystamy kawałki statku, na przykład rozbierzemy kajuty lub pokład, czy zetniemy jakieś drzewka? - spytał, spoglądając na Collinsa.
- Drzewkami nie załatamy dziury. Do tego najlepiej by się nadały już gotowe deski, a więc uszczuplenie gdzieś części statku - Powiedział inżynier. - Tylko przydałoby się i czymś je pokryć, żeby było to wszystko wodoszczelne.
- Płótno żaglowe? Może mają beczułkę smoły... - wyraził pobożne życzenie Peter.
- Na statkach mieli smołę? - Zdziwił się Chelimo.
- Może będziemy mieli szczęście i coś znajdziemy - Stwierdził Collins.
- Dobra, to wracamy do zwiedzania statku. Szukać tej smoły - Powiedział Major.
Szukać można było w różnych miejscach. Smoła, jeśli już była na pokładzie, to - teoretycznie przynajmniej - powinna znajdować gdzieś w ładowni, albo też (jak to pamiętał z literatury pięknej) w składziku bosmańskim.Jednak nie tam zamierzał skierować swe kroki, tylko do kapitańskiej kajuty. A nuż znajdzie się tam dziennik okrętowy?
Jako że wspomniana kajuta powinna znajdować się na rufie, ruszył w tamtą stronę… podobnie jak Major.
- Co spodziewasz się tam znaleźć? - Spytał lekko z przekąsem.
- Informacji - odparł zagadnięty. - A nuż pan kapitan prowadził jakiś dziennik. Dowiemy się, jakiej klasy zabytkiem dysponujemy - dodał z cieniem ironii.
- Nie ma, już zaglądałem do jego kajuty - Odparł Baker.
- No to pozostaje składzik bosmański - odparł Peter, po czym ponownie ruszył pod pokład.

Składzik był otwarty, a przy jego drzwiach leżała rozbita duża, toporna kłódka… w środku zaś zostało niewiele. Kilka lin różnej grubości, jakieś do nich bloczki, sporych rozmiarów rozbity, gliniany słój. Rozpadająca się książka "starej daty", pisana ręcznie, bez wzmianek właśnie o jakimkolwiek roku, a do tego w nieznanym Peterowi języku. Coś co było chyba pasem narzędziowym, kilka drewnianych młotków, dłuta, topornych rozmiarów gwoździe… Nic tu nie wyglądało na beczkę pełną smoły, a sądząc po wyglądzie książki, czas nieźle dał się we znaki temu miejscu, a poprzedni 'goście' zabrali stąd większość przydatnych przedmiotów. Ale chociaż pozostawili gwoździe..
Nagle wśród światła latarki coś błysnęło na podłodze wśród tych całych rupieci. Jakiś pierścień na czyimś, kościstym palcu?? I tylko palcu…

Peter sroką nie był i byle błyskotek nie zbierał, ale złoty pierścionek zdał mu się czymś, po co warto było się schyli... a truposzowi raczej biżuteria do niczego już nie była potrzebna. Schylił się i zdjął pierścionek z tego, co pozostało z palca, po czym schował go, pierścionek znaczy, do kieszeni.
A potem raz jeszcze dokładnie rozejrzał się po pomieszczeniu. A nuż się okaże, że gdzieś w kącie poniewiera się jakiś kolczyk...
Niestety los uznał, że jeden uśmiech wystarczy i pierścionek okazał się jedyną rzeczą, po jaką warto wyciągnąć rękę. No ale pozostawała jeszcze książka, a że Peter miał nadzieję, że ktoś z obozowych lingwistów zdoła się doczytać, co w niej napisano, włożył ją do plecaka po czym ruszył dalej. Beczkę ze smołą znalazł jednak kręcący się po statku do spółki Ryo i Collins. Skoro zaś był to ostatni element, potrzebny do ewentualnego naprawienia łajby, nie pozostało chyba już nic innego, jak wracać do obozowiska na plaży? Z tego co już zdążyli wszyscy stwierdzić, statek wydawał się bezpieczny, więc dalsze przeglądanie wszelkich kątów mogło mieć miejsce później?
- Od razu zabieramy się za przygotowania do naprawy? - Peter spojrzał na majora.
- Wracamy do obozu. Trzeba odpocząć, przygotować narzędzia, podyskutować o tym i owym w całej grupie i… to by chyba było na tyle. Jak już będziemy mieli wszystko obgadane i przygotowane, to pewnie będzie już 1800.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 30-09-2019 o 18:46.
Kerm jest offline  
Stary 30-09-2019, 10:04   #205
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
- Strzelamy? - Obok Hany pojawił się Kaai z karabinem - Jest okazja poćwiczyć… tylko pojedyncze strzały, i najpierw wypadałoby zawiadomić Majora, żeby sraczki nie dostał - Najemnik uśmiechnął się odrobinę złośliwie do pilotki.
- Aaa! - Hana podskoczyła słysząc nagle słowa najemnika który znalazł się koło niej niespodziewanie. - Kiepski pomysł teraz jedzą, tylko je wkurzysz i zmusisz do ataku. - Powiedziała Hana, choć miłosiernie zabicie dinozaura mogło uciszyć jego piski. - Choć mógłbyś zabić dinozaura...te piski są przerażające.
- Przecież to durne kraby? Jak je trafi pocisk to skąd będą wiedziały o co chodzi, i że to my? - Zdziwił się Marcus - Ja tam sobie postrzelam, tylko najpierw dam znać przez radio Majorowi - Dodał.

Słysząc strzały Dorothy wybiegła wystraszona że swojego namiotu z bronią w ręku. Rozejrzała się po pustym obozowisku. Pierwsze kroki skierowała do namiotu-lazaretu. Słysząc jednak kolejne strzały ruszyła biegiem w ich kierunku rozglądając się bacznie po drodze.
Gdy dotarła na plażę i zobaczyła tam Japonekę i Hawajczyka nawet odetchnęła z ulgą.
- Ale mnie wystraszyliście! - Wstrząsnęła na nich.

- To On, marnuje naboje. - Powiedziała obojętnie Hana ze swojego miejsca na kamieniu z lekką odrazą obserwując egzekucję na krabach.
Dot spojrzała pytająco na Marcusa.
- Strzelam do krabów - Stwierdził Kaai, spoglądając na chwilę na Dot, i wzruszył ramionami.
- Mogłeś uprzedzić - powiedziała z wyrzutem rudowłosa. - Wiesz jak się wystraszyłam?
- Uch, ach, przepraszam - Najemnik zrobił "piękne oczka" do Dot.
Ruda uniosła wzrok ku niebiosom i pokręciła głową z dezaprobatą.
Przez chwilę wyglądało, że chce coś jeszcze powiedzieć. Jednak nie odezwała się już ani słowem. Zrezygnowana wróciła do swojego namiotu. A przynajmniej taki miała pierwotnie plan.
W drodze do swojego lokum zmieniła zdanie. Powiedzieć mogła gdzie indziej. W namiocie medycznym. Przynajmniej tam ktoś był.

~

Hana spojrzała za odchodzącą doktor Lie i zastanowiła się czy już osiągnęli ten stan z "Wyspy samobójców" gdzie każdy już robi n wlasny rachunek. Nie była to poruszająca wizja bo w końcu była tutaj uwięziona wśród ludzi którzy umieli strzelać i nie mieli żadnych skrupułów by odbierać życie. Popatrzyła siejsze przez chwilę na zabijającego kraby Kaia i zsunęła się z kamienia.
- Pójdę pilnować drugiej strony. - powiedziała i skierowała się na drugą stronę obozu.
- W sumie, skoro mamy okazję, chciałem z tobą porozmawiać - Powiedział nagle Kaai za odchodzącą Haną.
- tak? Z odpowiedziała nie ukrywając zdziwienia Azjatka. - O czym?
- O… Dorothy - Najemnik najpierw zerknął w stronę wymienionej kobiety, chyba by upewnić się, iż owej rozmowy nie usłyszy.
Pilotka bardzo się zdziwiła. - Nani?! - Spytała po japońsku tak zdziwiona i zaskoczona tą prośbą że aż zapomniała porozumiewać się po angielsku. O czym ona niby mogła rozmawiać z najemnikiem o dr. Lie.
- No… tak. Chciałem spytać, co o niej sądzisz. Bo chyba się nie polubiłyście, to widać. I spokojnie, nie będę kablował - Najemnik przelotnie się uśmiechnął - Jest… denerwująca, prawda?
- Moje relacje z doktor Lie to moja prywatna sprawa. - ucięła stanowczo Hana nie mając zamiaru zniżać się do "obrabiania komuś dupy". Nawet jeśli była to dr Lie.
- Ojojoj - Stwierdził Kaai, po czym krótko parsknął. Następnie zaś wzruszył ramionami, odwrócił się od Hany, i zajął ponownym strzelaniem do krabów…
A ta poszła z karabinem na druga cześć obozu z dala od impertynenta z bronią.Miała nadzieje ze reszta niedługo wróci.
 

Ostatnio edytowane przez Obca : 30-09-2019 o 13:56. Powód: Bo ktoś się burzy za "łuyego" XP
Obca jest offline  
Stary 01-10-2019, 09:48   #206
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
Rezerwacja miejsca na post
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny
Efcia jest offline  
Stary 06-10-2019, 21:47   #207
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Wyspa, wieczór

Zbadanie wraku zajęło towarzystwu jakąś godzinę, po której wrócono do reszty, przebywającej w obozie na plaży. Odkrycie owego statku było naprawdę dobrym omenem, i dawało dużą szansę na opuszczenie wyspy na czymś więcej, niż własnoręcznie zbudowanej tratwie.

Zarządzono więc małą naradę, połączoną z kolacją (była już godzina 18:30), a gdy w końcu wszyscy zebrali się w jednym miejscu, rozpoczęto przedstawianie faktów, i małą “burzę mózgów”.


Po pierwsze statek należało naprawić, ze względu na jego dużą dziurę w burcie. Do tego z kolei mogły posłużyć deski z samego statku, a całość można było uszczelnić smołą, której beczkę znaleziono również na łajbie. Należało również dokonać wielu mniejszych lub większych napraw, uzupełnić zniszczone żagle materiałem własnych namiotów, przenieść co się dało na statek z zapasów ekspedycji, przenieść samą Cooke, aż w końcu, gdy nadejdzie przypływ, a w zatoczce będzie wystarczająco dużo wody, opuścić wyspę.

Tylko tyle, albo... aż tyle.

Z grubszego szacowania czasu przez Collinsa, Miyazaki i Chelimo, zaangażowania poszczególnych osób ekspedycji i ilości rąk do owej pracy, oraz faktu, że wszystko pójdzie w praktyce, jak wydumano w teorii, całość powinna się zmieścić w dwóch dniach. A więc dwa dni wspólnej harówki, a następnie koniec tego cholernego, zielonego koszmaru.

Aż dwa dni, albo tylko dwa dni?

- Dzisiaj jednak raczej już nic nie zdziałamy, proponuję więc pozostanie w obozie, i zajęcie się czymś sensownym, jak chociażby przygotowaniem co potrzeba na jutro, jakieś narzędzia, prowiant na czas pracy, oszacowanie stanu zapasów w obozie, ogólny przegląd sprzętu… kto co tam woli, i na co ma ochotę - Powiedział Major, rozglądając się po towarzystwie, po czym odrobinę wrednie uśmiechnął - A jak zobaczę, że nikt się do tego nie garnie, to sam was porozstawiam.

~

- Hej żabcia, a ciebie coś w dupę ugryzło, że tak stronisz od naszego towarzystwa, i wiecznie się w namiocie zamykasz?? - Wypalił nagle Honzo, z tym swoim wredno-parszywym uśmieszkiem na głupim ryju, nie zważając na groźne spojrzenie Kaaia.





Wyspa, noc

Gdzieś przed godziną 23, po dżungli poniosły się echem wystrzały z szybkostrzelnej broni. Wszelkie zwyczajowe odgłosy natury na moment przycichły, by znowu ponownie rozbrzmieć, niby nic.

Ci zaś z feralnej ekspedycji na wyspie, którzy mieli nieprzyjemność spotkania robota z pozaziemskiego statku, rozpoznali te kilka charakterystycznych serii. Tak, to był zdecydowanie on. Wciąż więc krążył po dżungli? Wybijał do nogi tubylców, lub właśnie wyeliminował jakąś naprzykrzającą się jemu gadzinę? To był niepokojący fakt, iż ta mechaniczna kreatura gdzieś tam krążyła, coś… knuła.

To mogło być spore zagrożenie dla nich wszystkich, o przysłowiowe dwa kroki od wyratowania własnych tyłków z tego miejsca.

- Będzie problem? - Baker spojrzał na Currana - Jeśli on nas odnajdzie, może dojść do kolejnej tragedii w naszych szeregach.

~

Ryo wpatrywał się w dżunglę w skupieniu. Na jego twarzy pojawiły się krople potu, i mimo, że mężczyzna nie odezwał się ani słowem, czy i nie zdradził się żadnym gestem, w jego oczach czaił się strach, strach wywołany odgłosami pozaziemskiego robota, grasującego gdzieś po wyspie. Stracił już przez niego rękę, był “naznaczony” tym kurestwem, i… zaczynała się chyba i jemu udzielać szeroko pojęta, panująca tu z różnych powodów, mała paranoja. Choć w tym przypadku, to wszystko było mocno ugruntowane rzeczywistymi wydarzeniami.





***
Komentarze jutro
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD

Ostatnio edytowane przez Buka : 06-10-2019 o 22:10.
Buka jest offline  
Stary 12-10-2019, 21:02   #208
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Pytanie majora było w zasadzie retoryczne, ale Peter postanowił na nie odpowiedzieć.
- Powinniśmy się postarać, żeby nas nie znalazł - powiedział cicho. - Chyba coś się w nim zepsuło i zapewne strzela do wszystkiego, co się rusza. A gdyby nas znalazł, to raczej problem odpłynięcia z wyspy przestanie nas interesować definitywnie. - Rozejrzał się dokoła. - W tym miejscu jesteśmy bezbronni.
- Czy nie będzie lepiej po raz kolejny przenieść się w okolice statku? - Zapytała Azjatka siedząc wraz z resztą. Myślała by zaproponować by zrobić wypad do statku ufo i może poszukać sposobu na sterowanie albo zatrzymanie tej maszyny destrukcji. Wolała jednak to zatrzymać dla siebie jeszcze przez chwile, nie wiedziała jak Ryota by zareagował na tą propozycje. Zwłaszcza że to on był chwilowo największym specem od języka ‘obcych’.
- Masz na myśli przeniesienie się bliżej statku pirackiego? - Major spojrzał na Hanę - To raczej zupełnie niepotrzebne, w końcu spacerkiem na piechotę tam ledwie 5 minut jest, a składanie, przenoszenie, i rozkładanie po raz kolejny obozu zajmie nam z pół dnia. Tam, czy tu, warunków obronnych w obu miejscach nie ma zbyt dużo.
- To pewnie trzeba by go odciągnąć stąd jak najdalej - powiedział Peter. - Znasz może jakieś bagienko, w którym moglibyśmy go utopić? - zwrócił się do Hany.
Hana zamyśliła się przez chwilę i wyciągnęła z tylnej kieszeni wydrukowana mapkę wyspy.
- Jest parę miejśc. - Rozłożyła kartkę i skazała trzy miejsca w których wiedziała, że są bagniste tereny. Jeden był blisko jej dawnego mieszkania w jaskini. - Niestety trudno mi powiedzieć które z tych miejsc ma najgłębsze bagno. Dlatego myślałam że przeniesiemy się koło skał bliżej statku który będziemy naprawiać. Sam statek jest schowany. - Hana wyjaśniła swoje rozumowanie przeniesienia obozu, ale dodała coś co nie dawało jej spokoju. - Wogóle jak to się stało że nikt tego czegoś nie znalazł i nie poinformował o tym jak poszukiwaliśmy UFO? Wydawało mi się że udało się dostać do wszystkich pomieszczeń?
- Widocznie UFO ma więcej sekretów, niż nam się początkowo wydawało - powiedział Peter, który w odnalezienie wszystkich pomieszczeń nie wierzył. - Gdyby kilka osób pracowało przy statku, to reszta mogłaby przenieść obóz. - spojrzał na majora. - I może zostawić ślady prowadzące na manowce, gdyby nasz robocik miał wbudowany moduł tropienia.
- Nie sprawdziliśmy całego ufo, niektórych drzwi nie dało się otworzyć - Wyjaśnił Hanie Major - No i kto wie, czy nie były jakieś ukryte, wyglądające jak zwykła ściana.
- Chcecie zapolować na robota? To całkiem co innego, niż na jakieś dzikie zwierzę. Jak coś się spierniczy, to sami się wpakujemy jemu prosto pod lufy - Wtrącił się van Straten i splunął w bok tytoniem do żucia- Bardzo duże ryzyko...

Baker krótko kiwnął głową do myśliwego, cokolwiek to miało oznaczać…
- Uparłaś się z tym przenoszeniem obozu - Powiedział do pilotki, po czym rozejrzał po pozostałych - Chcecie przenosić? Ja sensu nie widzę, no ale zależy od was, nie chce mi się już z wami wojować… - Major zapalił papierosa, a jego twarz wydawała się zmęczona.
- Po prostu wytłumaczyłam dlaczego to zaproponowałam. To jeszcze nie upór. - odcięła się Hana i postanowiła się więcej nie odzywać.
 
Obca jest offline  
Stary 24-10-2019, 20:34   #209
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
Dorothy pozostała na brzegu, pod okiem van Stratena i Kaaia. Obaj pilnowali nowego obozowiska, Dot, i nieprzytomnej "T" w namiocie ambulatoryjnym. Samej Dot z kolei wciśnięto wielce chwalebne zadanie, w postaci pocięcia wielu namiotów, i połączenia ich płacht w coś, co miało przypominać wielki żagiel. Na szczęście obyło się bez szycia ręcznego, płachty mogła łączyć zszywaczem akumulatorowym. Po szybkim crash-kursie u Collinsa, okazało się, że roboty jednak i tak miała sporo, a używała do wszystkiego również noża i nożyczek… bliżej niej siedział w obozie van Straten, i co pewien czas zerkał na kobietę. Chyba chciał coś powiedzieć.
- Proszę to z siebie w końcu wyrzucić - nie przerywając dobrej zabawy pani Lie odezwała się do tropiciel.
- Podwijaj łączenia obu materiałów, stracimy po dwa centymetry z obu płócien, ale te szwy będą siedziały na grubszej ilości materiału, więc będą wytrzymalsze? - Van Straten uśmiechnął się półgębkiem.
-Jeszcze jakieś dobre rady?- Dot przerwała na chwilę szycie i spojrzała uważnie na mężczyznę.
- Chwilowo raczej nie… - Wenston poprawił dłonią rondo kapelusza. A może był to jakiś gest, coś jakby grzecznościowe "ma'am"?
Dorothy uśmiechnęła się w odpowiedzi i wróciła do swojego, jakże pasjonującego, zajęcia korzystając z rady tropiciela.

O ile wisząca na żaglu i drąca się Hana nie wzbudziła zbytniego zainteresowania Dot, ponieważ, po pierwsze, ta była za daleko, a pod drugie… no po drugie była za daleko, to już spadającą do wody i wrzeszcząca Hana jak najbardziej zainteresowała panią botanik. Niewiele myśląc Ruda rzuciła swoje dotychczasowe zajęcie i zabrawszy ze sobą apteczkę ruszyła w stronę poszkodowanej. Nie pchała się przy tym do wody. To zostawiła tak Miyazakiemu jak i Bacekerowi.
Dot dzieliła swoją uwagę między będącym na jeszcze na górze Peterem a tym co się działo na dole.
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny
Efcia jest offline  
Stary 25-10-2019, 14:07   #210
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Reszta wieczoru, jak i noc, minęły spokojnie. Nie było jakiś potworków, czy dinozaurów, nie było i robota z ufo. Można się było wyspać, zregenerować siły, odsapnąć, odstresować. Wszystko więc cacy, normalnie kurde prawie jak raj na ziemi.

Rano najpierw śniadanko, a później… przenoszenie obozu bliżej statku. Baker najwyraźniej zmiękł już na wyspie totalnie, i zgodził się na ten pomysł. Wspólnymi siłami zaczęto więc wszystko składać i pakować na pojazdy, a następnie przewozić i rozkładać jakieś 600 metrów dalej. Zajęło to całej ekspedycji ładnych parę godzin, i wszystko skończono gdzieś koło czternastej.

Czas więc na obiad… a przy nim, i na krótką rozmowę w nieco spokojniejszej atmosferze, niż przy składaniu i rozkładaniu obozu.

- Pojadę z van Stratenem zapolować na robota - Major walnął od razu z grubej rury - Weźmiemy ze sobą nieco cięższego sprzętu, jak choćby pukawkę “Beara” i Claymora. Na czas mojej nieobecności dowodzi Peter Curran, a wszyscy zajmują się naprawą i pomaganiem w naprawie statku, żeby jak najszybciej wydostać się z wyspy. W końcu leży to we wspólnym interesie, jak i każdy również ma już chyba serdecznie dosyć tego miejsca?
- Chyba wam obu słońce za mocno przygrzało- odezwała się raptem dziwnie milcząca do tej pory Dot.- Mało trupów? Bardziej przydacie się tu na miejscu, niż włócząc się po dżungli w poszukiwaniu pewnej śmierci.
- Gra niewarta świeczki - poparł ją Peter. - Za duże ryzyko, a tak jak mówi Dorothy, tu się bardziej przydacie.
- Wczoraj proponowaliście utopienie robota w bagnie. A taka zabawa z nim w ganianego i zaciągnięcie go gdzie trzeba, to w sumie właśnie takie polowanie. A teraz jesteście wielce przeciw, nic już nie rozumiem - Zdziwił się Baker.
- A teraz doszedłem do wniosku, że jest to niepotrzebne ryzyka - odparł Peter. - Lepiej zabrać się tu do roboty, a robota zostawić w spokoju.
- Będziemy ryzykować, że w końcu nas tu znajdzie… przydadzą się więc strażnicy, pilnujący pracujących, żeby nas nie zaskoczył? - Powiedział Major, po czym spojrzał na Collinsa i Miyazaki - Ogólnie zaś, wypadałoby się w końcu zabrać za statek, każdy już ma jakieś sensowne zajęcie?
- Emmm no, właśnie mieliśmy rozdzielić…
- Odpowiedział inżynier.
- Wezmę do pomocy Hanę! - Wypalił Ryo, a kilka osób skrycie się uśmiechnęło.
- Na szkutnictwie się nie znam, ale chętnie pomogę przy naprawie statku - powiedział Peter.

***

Collins chodził po statku i wybierał deski, które by się nadały na łatanie dziury. Owe deski albo wycinał ręcznie, albo wyrywał Peter. Przenosił je z kolei pod pokład marudzący pod nosem Honzo. Tam z kolei odbierał je Chelimo, który powoli nimi zabijał dziurę w asyście samego Majora…
- Całe szczęście, że nie będziemy płynąć daleko, więc możemy tu i tam podebrać nieco desek - powiedział Peter w pewnej chwili do Collinsa.
- Tak, zgadza się. Jeśli nie będziemy szaleć, całej konstrukcji nic się nie stanie… chociaż trzeba później pozostałym pokazać, gdzie mają nie chodzić - Uśmiechnął się inżynier.
- Porobimy barierki - zażartował Peter. - Potrzebujemy wszystkich całych i zdrowych... chociaż nie wiem, jak sobie damy radę z żaglami.
- W sumie wystarczy chyba jeden, główny. W końcu nie wybieramy się w rejs po całym oceanie? - Stwierdził Collins.
- Mamy radio. Mam nadzieję, że gdy miniemy tę przeklętą barierę, to zadziała - odparł Peter. - Ale i tak nie ruszę się bez zapasów jedzenia i wody.
- Tak, oczywiście, co do jednego i drugiego - Przytaknął starszy pan, po czym wskazał palcem kolejną deskę. Tym razem Peter musiał użyć łomu…
- Jesteśmy o dwa kroki od powrotu do domu, nie możemy sobie teraz pozwolić na błędy - Dodał Collins.
- Dobrze, że czas ani korniki nie zjadły tego drewna - powiedział Peter. - Mamy szansę zatkać tę dziurę, a na dodatek nie rozpaść się na kawałki przy pierwszej większej fali.
- A tak sobie pomyślałem… kto zostanie kapitanem? - Zaśmiał się inżynier.
- Ja mogę dowodzić obsługą dział okrętowych - odparł żartobliwie Peter. - Dorothy zostanie żaglomistrzem, czy jak to tam się zwało. Hana zostanie nawigatorem, bo się chyba na tym zna, jako pilot - dodał w tym samym tonie.
- To… - Urwał nagle Collins. Rozległ się bowiem krzyk Hany, wysoko nad pokładem. Azjatka wisiała na cholernych żaglach, prawie spadając na pokład.
Z okrzykiem "Trzymaj się!" Peter ruszył jej na pomoc. Nie bardzo wiedział, jak jej pomóc, ale nie mógł przecież tylko stać i patrzeć.
 
Kerm jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 04:53.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172