Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 09-10-2018, 19:09   #31
 
Kata's Avatar
 
Reputacja: 1 Kata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputację
Tymczasem na przejrzystym skrawku czystego piasku, niedaleko pracującej lub odpoczywającej reszty zespołu pojawiła się Lyssa, już bez skórzanej kurtki, prowadząc za sobą Alana Woodsa. Zatrzymali się na środku, po czym nieco nieufna Azjatka sprawdziła czy w piasku coś nie siedzi, kopiąc go butem. Na tej wyspie nic nie było pewne. Uniosła brew, bo chyba nie było zagrożenia, po czym uśmiechnęła się i ściągnęła buty ze skarpetkami. Stanęła boso w piasku i spojrzała na mężczyznę.
- Ściągnij buty, będzie Ci wygodniej.

Jej słowa wyrwały go z przemyśleń. Chciał się ustawić tak by słońce było za nią i nie raziło jej w oczy. Przytaknął zgadzając się. Zdjął buty i wsadził w nie skarpety. Ściągnął również kapelusz i włożył do niego okulary przeciwsłoneczne. Rozpiął kamizelkę trekkingową i złożoną odłożył na piasek. Na nią odłożył pochwę z nożem oraz kaburę z pistoletem. Ostatecznie, chociaż niechętnie zdecydował się też ściągnąć koszulkę. Pewnie nie raz będzie lądować na piasku, a nie uśmiechała mu się perspektywa ciągłego drapania i swędzenia. Jego szczupła sylwetka była pozbawiona zbędnego tłuszczu, wyćwiczona by zagwarantować pełnię zręczności. Na prawym ramieniu miał kilka blizn po kulach, oraz gdzieniegdzie ciemne ślady po… oparzeniach?

- Bądź delikatna - odpowiedział przyjmując pozycję do ataku.

- Spokojnie, na razie rozgrzewka. - Rozbawił ją tym podejściem, ale musiała zadbać by tym entuzjazmem sam sobie krzywdy nie zrobił. - Nie chcemy chyba nabawić się żadnej głupiej kontuzji? Rozciągamy ciało Alan.

Lyssa stojąc naprzeciwko, zaczęła się rozciągać wyciągając ręce, obracając w biodrach, pochylając i sięgając dłońmi palców u stóp. Starała się przygotować wszystkie ścięgna i mięśnie na nadchodzący wysiłek. Nie spieszyła się, patrząc na ich specjalistę od logistyki i dają mu czas by powtarzał ruchy za nią. Poruszała się niesamowicie płynnie i była piekielnie zgrabna. Bez większego problemu usiadła na piasku, robiąc szpagat, a chwilę później już z wyciągniętymi szeroko na boki nogami, pochylała się do swoich stóp. Czując się dobrze rozciągnięta, wstała i podskoczyła kilka razy w piasku, wymachując powoli po łuku nogą w powietrzu.

- Masz rację - Alan odpowiedział nie nadmieniając, że dopiero co się rozgrzał przy przenoszeniu ekwipunku.

Starał się nie zwracać uwagi na wygimnastykowaną sylwetkę Lyss’y. Nie dałby rady po tym spokojnie spać.
Zaczął od rozciągania stawów. Rozpoczął spokojnie od kostek, nadgarstków, karku, bioder, itp. Skończył sprawdzając czy bez problemu zrobi salto w tył.

- Wow, jestem pod wrażeniem. - Powiedziała Kiku przyglądając się jego akrobacjom i kończąc swoją rozgrzewkę rozciągnięciem palców dłoni. Najwyraźniej Alan miał jakieś talenty poza wybieraniem miejsc gdzie postawić skrzynie. Popatrzyła się przez moment po bliznach i dziwnych przebarwieniach na skórze które miał.

Mężczyzna, zdając sobie sprawę jak bardzo się wygłupił tymi “popisami” zrobił się na chwilę czerwony, że jego twarz nabrała odcienia śladów po poparzeniach, jakie miał na ciele.

- Haha - Zaśmiał się nerwowo i podrapał po głowie - Zwykły fart, nic innego.

Przechyliła głowę, zerkając z ukosa, całkiem ciepłym(?) wzrokiem po czym stanęła w pozycji i niczym Morfeusz w filmie Matrix, zachęciła Alana by ją zaatakował. Rozpoczęła się szybka szamotanina, w której tak jak przewidział Woods, co chwilę lądował twardo w piasku…

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=DxxQDbhdzEc[/MEDIA]


Alan podejrzewał, że ma do czynienia z mistrzynią sztuk walki. Jedyne co był w stanie zrobić to wykonywać wyćwiczone ukemi, po każdym obezwładnieniu przez Azjatkę. Zdecydowanie wolał obronę niż atak. Kto o zdrowych zmysłach chciałby pchać się w bójkę?

Kiku nie dawała mu dużych forów, być może gdzieś wewnątrz wciąż czując do niego nieco złości. Zachowała się jednak na tyle by pomagać mu wstać, po każdym kontakcie z glebą. Alan był dość zwinny i czasem udało mu się przez chwilę oprzeć jej, ale brak techniki gubił go i ostatecznie zawsze pozbawiała go równowagi.

- No dalej Alan! Stać Cię na więcej! Weź ten swój pokrowiec od noża i walcz jakby to było prawdziwe ostrze. - Krzyknęła wesoło Lyssa, bujając ciałem wyraźnie w swoim żywiole.

Mężczyzna odpowiedział śmiechem. Nie pamiętał kiedy ostatni raz mógł się tak swobodnie pobawić. Wiedział jednak, że normalnie nie ma z nią żadnych szans. Musiał zastosować finte, jakiś blef by wyprowadzi Ją z równowagi. Podstawą samoobrony było wykorzystanie siły przeciwnika przeciwko niemu. Musiał więc zastosować najmniej prawdopodobną taktykę. Opuścił gardę i zaczął powoli, swobodnie iść w jej stronę. Swobodnie. Krok po kroku. Bez nagłych ruchów. Coraz bliżej.

- Masz już dość? - Zapytała Kiku, z drobnym uśmieszkiem satysfakcji, ale dalej stała w pozycji obronnej. Jej ojciec trenował z nią bardzo często, a znał się na rzeczy. Tutaj walka z innymi mogła być jedynie rozgrzewką. Co ciekawe Woods nie był tak zupełnie zielony, choć bardziej znał się chyba na technikach obrony niż ataku. Nie poświęcił jednak temu tyle z życia co Lyssa, która starała się opanować swoje ciało do perfekcji. Jakby szukając nowych to wyzwań, jeszcze w Stanach, dała się namówić na ćwiczenia w labiryncie z kostek domino.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=uaYnlFNQps4[/MEDIA]

Miała tylko nadzieję że nikt tutaj jej z tym nie skojarzy, a w szczególności youtuber który mógł surfować aż tak daleko w internetach. Dostałaby jeszcze jakąś dziwną ksywkę pokroju “T” co nie było jej w smak.

Kolejny krok mężczyzny zbliżył go już na odległość mniejszą niż wyciągnięcie ramion. To była najtrudniejsza część jego planu. Wytężył całą siłę woli jaką posiadał. Przemógł się i spojrzał jej głęboko w oczy, nachylając się jakby zobaczył coś na jej twarzy. Jeśli blef się uda i dziewczyna się zawaha, reszta pozostanie już tylko kwestią szybkości. Będzie musiał jedynie nagle popchnąć ją w okolicach brzucha, a resztę już załatwi grawitacja.

Z początku plan nawet zadziałał, bo dziewczyna myślała że rzeczywiście na tym skończyli swój trening, a Alan najzwyczajniej był już zmęczony. Oczywiście coś nie pasowało w tym, że mimo jej pytania podchodził nie odpowiadając, ale i to go nie zgubiło. Gdy wyciągnął rękę w stronę jej talii, Kiku zareagowała instynktownie, bo trenowała takie rzeczy tysiące razy.
Zwinnie jak łasica uskoczyła na bok, chwytając za jego dłoń i jeszcze go pociągnęła by na pewno stracił równowagę, tak że w tym pędzie sam poleciał klatą na piasek.
- Hiii-Yaaa! - Krzyknęła gdy sama wyskoczyła w powietrze, robiąc przewrót w tył i nieco brutalnie spadając tyłkiem na leżącego Woodsa. Jakby mu było mało, złapała go zaraz za rękę, wykręcając tak by leżał grzecznie, obezwładniony.

- Oszukujesz! - Rzuciła pretensjonalnym tonem, patrząc przez ramię na Alana z dzikim grymasem w oczach.

Mężczyzna wypluł piasek z ust, a następnie zaśmiał się głośno i radośnie. Nie starał się nawet wyrywać z jej uścisku. Naprawdę dawno już tak dobrze się nie bawił.

- Nawet jeśli, to czy miałem jakieś szanse? - zapytał z łobuzerskim uśmiechem na ustach.

- Coś tam umiesz. Porzucam Tobą kilka razy na tydzień i już nie będzie tak łatwo. - Odparła w formie komplementu Kiku, wypuszczając rękę mężczyzny i wstając. Zerknęła na te dyszące “zwłoki” Alana i wyciągnęła do niego dłoń, tym razem by po prostu pomóc mu wstać.

Woods obrócił się na plecy i już chciał zrobić “sprężynkę”, lecz zobaczył, że Lyss’a wyciąga do niego rękę. Przyjął ją z wdzięcznością. Wydawała się ciepła i miękka. To nieprawdopodobne, że tak delikatna istota skrywała w sobie tyle siły. Z pomocą dziewczyny podniósł się i otrzepał piasek z reszty ciała.

Nieco zmęczona tym wysiłkiem Nakajima odgarnęła włosy, po czym stanęła równo i skłoniła się lekko, w geście szacunku dla swojego przeciwnika. Była raczej zadowolona i rozbawiona niż poważna, a tym jak długo jej spodnie wytrzymają takie przygody się nie przejmowała. I tak nim wrócą do USA, będą nadawały się do wyrzucenia.

- Poćwiczymy jeszcze bloki, czy koniec na dzisiaj? - Zapytał oddychając ciężko Alan, oddając ukłon. Cały dzień noszenia gratów, walka z jakimś krakenem, a teraz ciągłe wyginanie kończyn dały mu w kość. Tego ostatniego jednak zdecydowanie nie żałował.

- Dzięki Alan, ale na razie nam wystarczy. - Powiedziała zakładając buty i zdobywając się na krótki uśmiech do niego. Wstała szarpiąc bluzeczką by zapewnić sobie jakiś przewiew powietrza. Odwróciła się i poszła w stronę bagażu, ściągając po drodze ową bluzeczkę bez zbędnej krępacji. Pod spodem miała całkiem nieciekawy, za to wygodny, czarny stanik który raczej nie był zbyt pokazowy. Co było jednak ciekawe, to kolejny tatuaż, który miała na lewej łopatce.



Pojawił się tylko na chwilę, nim Kiku przycupnęła przy swojej walizce i nie wyciągnęła czystego topu, szybko go na siebie naciągając.

Mężczyzna chwilę podziwiał smukłą sylwetkę Lyssy, po czym szybko doszedł do siebie i momentalnie odwrócił wzrok. Zebrał i otrzepał swoje rzeczy z piasku, po czym ze smutkiem udał się w kierunku łodzi, rozmasowując obolałe mięśnie. Miał nadzieję, że Marco sam uporał się z większością pracy, ale perspektywa zakwasów w następnym dniu, jakoś teraz nie była dla niego czymś strasznym.
- Już koniec?! - Krzyknęła zawiedziona Dorothy. - Przecież kibice czekają na więcej!!

Alan obrócił się w stronę mówiącej dziewczyny. Nie pamiętał czym się zajmowała, ale gdzieś na pewno widział już tą twarz.

- Niestety to tyle na jeśli chodzi o dzisiejszy występ. Zapraszamy jutro na pokaz magii i iluzji - odpowiedział żartobliwie. W ogóle nie radził sobie z kobietami.

- Jesteś moim bohaterem!! - Lie zaczęła piszczeć jak rozentuzjowana fanka na koncercie jakiejś gwiazdy.

Córka Victora Lie! Co ona tu do cholery robi?! Nie było przecież mowy o tym by ktoś tak “cenny” znajdował się w tej grupie.

- Na serio. Jeśli zamiast uważać na otoczenie, będziemy skupiać się na czyichś ćwiczeniach, nawet dzisiaj kilka osób może zniknąć w magiczny sposób - powiedział wciąż niedowierzając.

- Już nie mogę się doczekać. - Odparła Dorthy, chociaż z mniejszym entuzjazmem.

Dopiero też wtedy oboje sparing-partnerów w sumie zauważyło, że mieli całkiem sporą, choć nieco skrytą widownię… oprócz bowiem głośno kibicującej Dorothy oraz cichej Kimberlee, która usiadła niedaleko i przyglądała się jawnie temu sparingowi, był również i nieco oddalony, wpatrujący się i w nich jeden z najemników z rozładunku (Larry), do tego i Marco, Honzo z durnym uśmiechem na gębie...i chyba jeszcze kilka osób, które jednak już zaprzestały obserwacji…jak nic przynajmniej przez chwilę gapiła się na nich chyba i z połowa ekspedycji!

Lyssa zebrała cały ekwipunek i podeszła do Kimberlee, mało zaskoczona tym że inni jeszcze chwilę temu się im przyglądali. Przysiadła obok niej i pogłaskała po ramieniu troskliwie.

- Jak się czujesz Kim? Chcesz batonik.. e… - Tu Kiku zaczęła sprawdzać etykietkę. - O smaku czekolady z coca colą? - Sama chyba się zdziwiła, ale taki wpadł jej w rękę, zerknęła na blondynkę wzruszając ramionami.

- Mhm - Przytaknęła blondyneczka, po czym batonik zmienił właściciela… Kim ugryzła kawałek, i się na moment uśmiechnęła.
- Wow, umiesz walczyć! - Powiedziała po przełknięciu kęsa - [/i]Pewnie trenujesz laaaataaami co?[/i] - Dodała, po czym na chwilę zerknęła w kierunku Dorothy, która pomachała jej jedną ręką a drugą wykonała ruch jakby paliła papierosy.

- Zaczęło się jako hobby, ale pamiętasz to coś z dżungli? Nie wiem czy odważyłabym się kopnąć tą zębatą paszczę. Mam nadzieję że nie utkniemy tu na długo bez wsparcia. - Westchnęła, ale uśmiechnęła widząc że Kim nie wybrzydza. Zarzuciła nogę na nogę i wydęła usta.
- Cholera, po tym co tutaj widziałam, nie zasnę.

Kim zrobiła nieco markotną minę, ale po chwili spojrzała trochę weselej na Kiku.
- Nasi najemnicy sobie poradzili… a na zaśnięcie to Dorothy by coś miała - Dziewczyna ściszyła głos i wychyliła nieco głowę ku Azjatce - Przed chwilą z tym Harrym palili jointy… no chyba że wolisz tabletki nasenne, mam w plecaku.

Mało dyskretny wzrok jakim Kiku obdarzyła Dorothy, mógł śmiało mówić że właśnie o niej rozmawiały. Był jednak na tyle krótki że mógł ujść uwadze.
- Chyba wolę pozostać czujna, przynajmniej póki nawet nie mamy zabezpieczonego obozu. - Fuknęła w przelotnym rozbawieniu pod nosem. - Gdybym nie miała tak odpowiedzialnego zajęcia, pewnie też bym zapaliła. Tylko zrobiłabyś dziwną minę, widząc jak bawią mnie te maszkary z lasu. Tak, to zdecydowanie nie byłoby mądre. - Przeciągnęła to słowo jakby wyobrażała sobie alternatywne, bardziej turystyczne sposoby spędzania tutaj czasu.
 
__________________
In the misty morning, on the edge of time
We've lost the rising sun
Kata jest offline  
Stary 09-10-2018, 20:02   #32
 
Raist2's Avatar
 
Reputacja: 1 Raist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputację
Jak Major rozkazał, tak należało się ruszyć… Curran wraz z Davidem mieli więc na pokładzie owej łajby, na jej rufie, obserwować toń morską, a Ryo wymontować “pięćdziesiątkę”. Czarnoskóry spojrzał więc na kolegę po fachu, wzruszył ramionami, po czym powoli wszedł na kawał blachy, którą tu przypłynęli, i zajął odpowiednie miejsce na obserwacje najbliższych metrów wokół łodzi, choć minę miał nieco nietęgą.
- To coś już odpłynęło, tak? - Zagadał Petera, jednocześnie przeładowując swój karabin i odbezpieczając go.
- Nigdzie go nie widać - odparł zagadnięty, również obserwując wodę. W dłoni trzymał gotowy do strzału karabin. - Za to jestem przekonany, że prędzej czy później tu wróci - dodał
- Lepiej te “później”, nie? - Czarnoskóry najemnik wyciągnął jakiś batonik z kieszeni munduru, po czym wsadził cały w usta, i zaczął przeżuwać. Zrobił tak pewnie, by mieć wolne ręce przy broni...

Miyazaki zabrał się za demontarz ckmu. Co prawda nigdy się czymś takim nie zajmował, więc nie był pewien jak się za to zabrać, ale skoro mięśniaki mogli to zrobić to tym bardziej i on powinien, w końcu miał od czegoś te dyplomy, najpierw obejrzał jak broń była przymocowana do łodzi. Trójnóg, na śrubach, sprawa prosta, wystarczyło tylko te śruby odkręcić od łodzi i po krzyku. I do czegoś tak prostego został zawołany? Problem za to stanowiła krzywizna łodzi, dziób był uniesiony względem tyłu, więc jak źle odkręci, i jak w ogóle całkiem odkręci, karabin po prostu spadnie. Wolałby tego jednak uniknąć.
- Może by mi któryś tak pomógł? - odezwał się znad przybornika z którego wyciągnął odpowiedni klucz.
“Bear” spojrzał na krótki moment najpierw na Azjatę, a potem na Petera. Raz wzruszył ramionami… nie był skory do pomocy.
- No to chyba ja... - powiedział Peter. - Jeśli wystarczy jedna ręka i nie będę musiał patrzeć na to, co robię.
- To wystarczy, jeśli utrzymasz jedną ręką karabin. Jak go odkręcę to po prostu spadnie, a tego nie chcemy. Sam niestety go nie utrzymam, na pewno nie w momencie gdy muszę go odkręcać. - odpowiedział Ryo zabierając się za śruby, najpierw tą najbliżej niego.
- Jedną nie utrzymasz - Wtrąciła się nagle stojąca kilka metrów dalej, na piasku “T”, po czym bezczelnie wyszczerzyła ząbki do Currana.
- Zapraszam do pomocy. - Peter gestem zaprosił dziewczynę na pokład łodzi. - Każda para rąk na wagę złota.
- Ja mam tu zabezpieczać teren? A sierżant jakby użył obu łap, to by dało radę? - Powstrzymywała się od śmiechu, kręcąc głową.

Japończykowi było obojętne kto pomaga, tak długo jak tylko sprzęt nie spada (Szczególnie na niego) było dobrze. Dlatego tylko na chwilę oderwał się od pracy by zobaczyć kto to niby przyszedł i od razu wrócił do roboty.
- Czasami, "T", ręce są zajęte - odparł Peter. - A on - wskazał głową Ryo - z pewnością by się bardziej ucieszył, gdybyś ty mu pomogła.
- To nie ma znaczenia kto będzie trzymał, tak długo jak nie spadnie. - rzucił Azjata.
- To był rozkaz? - Spytała Currana najemniczka, nie ruszając się z miejsca ani o krok.
- Tak, chyba że masz polecenia idące bardziej z góry - odparł Peter. - Jedna osoba nie da sobie rady z tą pukawką, a my musimy uważać na tę... ośmiornicę.
- Dlatego i ja mam zabezpieczać teren tu z brzegu? Och whatever... - “T” w końcu się ruszyła z miejsca, zarzuciła karabin na plecy, po czym po chwili znalazła przy Azjacie…

- To rusz się kochanieńki z tym odkręcaniem, bo jak mnie tu coś wpierdoli, to ciebie pewnie też. - Spojrzała na Ryotaro z zaciętą miną.
- Hai. - odpowiedział krótko. Teraz już mógł całkiem skupić się na robocie, więc powinno mu pójść szybciej..
- Pociesz się, "T", my z Bearem jesteśmy bardziej na widoku. - Peter spróbował podnieść na duchu najemniczkę. - Dla takiej ośmiorniczki Bear jest bardziej apetyczny, niż ty - zapewnił.
- Bardzo śmieszne - Burknął z łodzi David.

W tym czasie, Ryo sobie w końcu poradził z odkręcaniem CKMu, a “T” przytrzymała broń przed upadkiem.
- To łap też, chyba nie będę tego taszczyła sama?? - Zwróciła się do Azjaty najemniczka.
- Bear... Oni zejdą, potem my też schodzimy na ląd - powiedział Peter, stale wpatrując się w wodę.

Ryotaro spakował klucz i zabrał narzędzia pomagając także przy (cholernie ciężkim) karabinie.
 
Raist2 jest offline  
Stary 09-10-2018, 21:05   #33
 
waydack's Avatar
 
Reputacja: 1 waydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputację
Gdy Harry w drodze powrotnej usłyszał o trupach na plaży, zmroziło go od środka. O ile incydent z ruchomymi piaskami i krwiożerczą roślinką-mutantem mógł udzodzić za straszną historyjkę opowiadaną dzieciakom przy ognisku, tak ludzka śmierć nie miała w sobie nic z epickiej przygody. Frost przez chwilę myślał, co by się stało gdyby to on…Przecież w Detroit czekała na niego Claire i synek, którego nie zdążył nawet zobaczyć. Czy ci ludzie też mieli rodziny? Fuck, głupie pytanie, na każdego ktoś gdzieś tam czeka. Wychodząc z dżungli Frost z rozdziawionymi ustami przyglądał się zniszczeniom. Widząc ciała ułożone na piasku odwrócił wzrok. Będąc w krajach trzeciego świata widział naprawdę wiele pojebanych rzeczy, ale nigdy nie przyzwyczaił się do widoku ludzkich zwłok. Zwłaszcza, jeśli były zakrwawione lub zmasakrowane. Wybawieniem okazała się dla niego tajemnicza Dorothy. Akurat podszedł pogadać z panią doktor, kiedy zobaczył jak ta częstuje ją papierosem. Ale nie takim zwykłym jak się okazało. Harry przed wyprawą nie miał czasu zaopatrzyć, a czasem lubił dla relaksu się spalić. Dorothy poczęstowała go skrętem i po paru buszkach, podróżnik w końcu się wyciszył i uspokoił. Złe myśli na chwilę odeszły, choć w nocy i tak pewnie nie obejdzie się bez whisky o ile jakaś została po tym armageddonie.

Frost skończył palić i pożegnał z rudowłosą po czym podszedł do Woodsa i Ryotoro. Azjata akurat oglądał coś na tablecie i Harry zajrzał mu przez ramię. To co zobaczył niemal odebrało mu mowę. Pieprzona gigantyczna ośmiornica rodem z koszmarów Lovecrafta urządzała sobie polowanie przy brzegu. Ryotoro okazał się specjalistą od kryptozoologi, a przynajmniej Harry miał o nim takie zdanie, bo koleś mówił z sensem i do rzeczy. Tylko czy ta wiedza na coś im się przyda jak ośmiornica tu wróci?

Podróżnik nie był pewien czy rozbijanie obozu na plaży do dobry pomysł. Ale dżungla wcale nie była lepszą opcją. Nie mogli wrócić na statek i wyglądało na to, że na razie są zdanie na siebie i tych komandosów. Przypomniał sobie o czarnoskórym najemniku, którego dwie drobne dziewczyny musiały wyciągać z ruchomych piasków i zaśmiał się nerwowo. Trawka od Dorothy zaczeła działać.
Frost włączył kamerę a obiektyw skierował na siebie.
- Jesteśmy po naszej pierwszej ekspedycji w głąb wyspy. Nie tak to miało wyglądać, sprawy się skomplikowały, kilku naszych nie żyje…Nie wiem nawet co wam powiedzieć. Jesteśmy odcięci od świata, jajogłowi próbują przywrócić łączność ze statkiem ale ile to potrwa nie wiem…
Harry kontynuował nagrywanie, choć wiedział, że korporacja raczej nigdy nie pozwoli mu tego pokazać światu.
 
waydack jest offline  
Stary 10-10-2018, 12:26   #34
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Van Straten ruszył się szybkim krokiem do zaparkowanych quadów, po czym usiadł na jednym z nich, odpalając silnik, i czekając na Sosnowskiego… wychodziło więc na to, że “Myśliwy” miał zamiar nim kierować, a najemnik miał siedzieć z tyłu.
- Jedziesz? - Spytał ubierającego się Douglasa, po czym splunął gdzieś w bok tabaką w piasek.
- Jadę.- odparł krótko Doug siadając za mężczyzną. Niespecjalnie miał ochotę na tą wycieczkę po kolejnego trupa, bo i nie spodziewał się że zwiadowca przeżył. Pewnie za bardzo zbliżył się do morza i ...chaps… nie ma zwiadowcy.

Po chwili ruszyli więc plażą w kierunku, gdzie pojechał zaginiony najemnik, zostawiając za sobą całą ekspedycję. Minuta niezbyt szybkiej jazdy, druga, trzecia… oddalili się już tak daleko, iż bez lornetki nie można było rozpoznać reszty towarzystwa poza małymi postaciami, do tego plaża nieco “skręcała” więc prawie już w sumie wszystkich stracili z oczu. W końcu znaleźli zgubę, a przynajmniej jej część.

Quad leżał na boku, piasek wokół niego był wzburzony, leżał tam bezpański karabin, no i były ślady krwi… wszystko jednak bliżej dżungli, niż samego morza. Wenston zwolnił, w końcu się i zatrzymał jakieś 5 metrów od znaleziska, wyłączył silnik ich quada, po czym siedział, jak siedział, obserwując otoczenie i chyba nasłuchując. Po chwili pochwycił w dłonie swój M14.
- Hmmm... - Mruknął cicho.
- Coś siedzi w piasku… prawdopodobnie.- widok ten skojarzył się Douglasowi z takimi robaczkami z pustyni saharyjskiej, które karmił z nudów leżąc i czekając na transport. Siedziały zagrzebane w piasku i łapały to co znalazły w pobliżu.
- Pieprzenie - Van Straten zszedł z pojazdu, po czym spojrzał na najemnika, wskazując lufą broni na parę połamanych gałązek roślinności w kierunku dżungli - Coś raczej wylazło i go zaatakowało... - Mężczyzna przyglądał się zieleni - Co ty na taką teorię?
- To podejdź i weź karabin jeśli tak sądzisz. Ja cię będę osłaniał.- zaproponował Bloody szykując kałacha.
- Nie będziesz mi gadał, co mam robić chłopcze, nie jestem jednym z waszych zuchów - Niespodziewanie odwarknął “Myśliwy”, po czym zaczął obchodzić miejsce z leżącym quadem małym łukiem - A ty będziesz tam tam siedział na dupie? - Spytał.
- Będę cię osłaniał. To się nazywa taktyka… nie włazić całą kupą w potencjalną pułapkę.- odparł beznamiętnie blondyn mając w nosie zdanie” wielkiego białego myśliwego”.
- I nawet nie zleziesz z quada? To nie taktyka, to walenie w chuja, by w razie czego stąd spierdolić, tak to widzę - Odpowiedział Wenston, kręcą głową. W międzyczasie obszedł już ostrożnie przewrócony pojazd, będąc o metr od niego. Wtedy też wyciągnął zza pasa swój nóż myśliwski, i rzucił nim w piach. Ten się wbił, i nic się nie stało. Mężczyzna wzruszył ramionami, po czym ostrożnie, stukając nogą przed sobą, “badał” teren, i w końcu stał już obok drugiego quada.
- No i co? No i gówno... - Odpowiedział sam sobie, po czym podniósł karabin z piachu i rzucił go Sosnowskiemu.

Sosnowsky założył zdobyczny karabin na drugie ramię i zszedł z quada mówiąc.- Gówno czy nie… lepiej tego przewróconego quada tam nie uruchamiać. Nie ma co kusić losu. Szukamy dalej trupa? Tym razem w dżungli?
- Znasz się na tropieniu? - Spytał już spokojniejszym tonem Van Straten, po czym… kopnął w przewróconego quada, a gdy ten opadł na koła, oczom obu ukazał się ślad w piasku.

-Nie. Od tego mamy ciebie. Nie zatrudniono mnie jako tropiciela.- odparł Douglas pochylając się nad odciskiem łapy.-Ale nawet takie beztalencie jak ja… wie że to nie jest ślad zrobiony przez znane ludziom zwierzę.
- Więc na co typujesz? - “Myśliwy” wbił wzrok w pobliską dżunglę, odrobinę mocniej ściskając swój karabin.
- Na kłopoty. To nie są chyba aż tak duże ślady, a facet był uzbrojony.- Douglas zsunął zdobyczny karabin z ramienia i sprawdził zawartość magazynka by zobaczyć ile on wystrzelił. Magazynek był pełny.- Coś go dopadło zanim zdołał sięgnąć po broń.
Magazynek wrócił na swoje miejsce, broń na ramię.- Szybka śmierć, jak kłapnięcie szczęk krokodyla na brzegu rzeki.

Van Straten przyklęknął na jednym kolanie, po czym przyjrzał się dokładniej odciskowi na piasku.
- W sumie nie wiem co to może być, może jakiś duży gad… ale wagowo to by było i ze 100 kilo, może trochę mniej. Tego czegoś już tu nie ma od dawna, odwlokło zdobycz w dżunglę... - Spojrzał znów w zieleń - ... pytanie więc, czy idziemy tropić, czy wracamy do reszty? Bo raczej temu nieszczęśnikowi, gdziekolwiek jest, już nie pomożemy...
- Wejdziemy w dżunglę pełną nieznanych zagrożeń, odnajdziemy tą gadzinę i.. co? - zapytał retorycznie “Bloody” wzruszając ramionami.- W najlepszym przypadku zdołamy draństwo zabić nie odnosząc obrażeń. I jedyne co zyskamy to zmarnowanie paru naboi. A to jest ta optymistyczna opcja.
- Więc wracamy - Stwierdził Wenston, wstał, i znowu splunął tabaką w kierunku dżungli - O tym znalezisku to lepiej tylko Majorowi powiedz, cywile są już wystarczająco nerwowi... - Dodał.
- Coś im trzeba jednak powiedzieć. Przecież zwiadowca nie udał się na urlop.- stwierdził ironicznie Sosnowksy, zamyślił się i dodał. po chwili.-Ruchome piaski. Wpadł nie i zatonął. Śmiertelna pułapka którą jednak można ominąć nie wchodząc w nią.
- No tak, tak też możesz bajdurzyć... - Van Straten wzruszył ramionami, po czym założył karabin na ramię - To wracamy?
-Tak.- odparł krótko Douglas.

“Myśliwy” wsiadł więc na znaleziony quad, po czym spróbował go odpalić. Raz, drugi, trzeci… w końcu się udało. Mogli wrócić do reszty, z odnalezionym pojazdem, ale bez jego właściciela. Właściciela, który skończył marnie na tej wyspie ledwie w godzinę po przybyciu.

Kolejny.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 13-10-2018, 14:27   #35
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Po kilkunastu minutach do reszty na plaży wrócił “Sosna” z Van Stratenem. Pojechali na jednym quadzie, wrócili na dwóch… nikt z mężczyzn jednak nie dzielił się nowinami, jakie odkryli, ale chyba każdy z ekspedycji, domyślał się, co też się mogło wydarzyć z poprzednim właścicielem odzyskanego pojazdu.

Blondyn zamienił na osobności kilka słów z Majorem. Dowódca miał znowu nietęgą minę.

W tym czasie pan Collins naprawił radiostację, z której natychmiast skorzystał Baker, w celu połączenia się z “Hyperionem”. Z namiotu i jego okolic wyproszono wszystkich… choć Major zażyczył sobie obecności Frosta.

- Będziesz nagrywał kamerą - Wyjaśnił krótko Harremu, po czym wywołał statek. Prosił o połączenie z Maureen Durand, a gdy ta w końcu pojawiła się na łączu, zażądał na sam początek od kobiety, by była przy radiu sama. Gdy w końcu ta oznajmiła, że tak jest, Major zaczął informować:
- Jesteśmy na wyspie od dwóch godzin, widzieliśmy nieznany gatunek ptaków i kwiatów, napotkaliśmy również dziwną... bestię. Duża roślina, około 2 metrów, mięsożerna, próbowała pożreć jednego z nas. To nie był zwykły kwiat, to coś wyglądało niemal jak bestia z jakiś koszmarów. Inna kreatura przy plaży, zaatakowała obsługę łodzi desantowej, doszło również do wypadku i wybuchu wśród sprzętu. Mamy 7 zabitych, oraz 1 zaginionego, najprawdopodobniej również nie żyje. Łódź niesprawna, przepłynięcie przez mgłę uszkadza załączony sprzęt elektryczny i elektroniczny. Zarządzam ewakuację wyprawy! - Warknął na końcu w słuchawkę.


W eterze zapanowała cisza trwająca chyba z 5 sekund.

- Kto zginął? Ktoś z cywilnych pracowników? - Odezwała się w końcu Durand, a Baker wymienił zabity stan osobowy.
- Zrozumiałam - Powiedziała pani Dyrektor - I odmawiam ewakuacji.

Major zazgrzytał zębami, powstrzymując się chyba przed wielkim bluzganiem.

- Odkrycia naukowo-badawcze mają priorytet. A w tej chwili i tak nie możemy wam pomóc. Huragan “Laura” zmienił kierunek i zmierza prosto na was, trafi wyspę za najdalej 3 godziny. “Hyperion” musi odpłynąć, wrócimy w ciągu 24 godzin. Proszę nadal badać wyspę. - Głos Durand był zimny niczym lód.
- Ewakuacja lub przyślijcie nam wsparcie! Zginęło 7 osób!! - Wydarł się Major.
- W tej chwili żadna z tych opcji nie jest możliwa, statek już odpłynął od wyspy. Z tego co wiemy, Chińczycy są już w drodze. Badajcie wyspę, zbierajcie informacje. - Znów odezwał się ten zimny, kobiecy głos - Po to tam jesteście, każdy zdawał sobie sprawę z ryzyka, wszyscy podpisaliście kontrakty. Róbcie swoje, to rozkaz Majorze.

Baker zacisnął łapę na słuchawce, aż zazgrzytały kości jego palców, oraz plastik samego przedmiotu.
- Lepiej dla was, żebym stąd nie wrócił... - Wychrypiał, po czym pierdolnął słuchawką o radiostację.

- Suka! Jebana suka! - Dowódca całej ekspedycji przywalił kilka razy pięścią w stolik na którym stał sprzęt, a wszystko się niebezpiecznie zachwiało. Major spojrzał na Frosta.
- Wyłącz tą pieprzoną kamerę, starczy. I ani słowa innym - Baker wbił twarde spojrzenie w Harrego, po czym wymownie sięgnął po karabin, który przez chwilę mocno ściskał w łapach. W końcu obaj wyszli z namiotu.

~

Dwaj sierżanci z szeregów najemników, i Van Straten, zostali poproszeni przez Majora na słówko… po dwóch minutach zakończono rozmowę, a Baker pochwycił jakąś solidną skrzynkę wśród całego sprzętu składowanego na plaży, po czym na niej stanął, by dla wszystkich być lepiej widocznym. Włączył również swój komunikator, by każdy z nieco oddalonych, a zabezpieczających teren wokół “obozowiska” najemników mógł słyszeć dokładnie co mówi.

- Opuszczamy plażę, udajemy się w głąb wyspy! - Odezwał się głośno, omiatając wzrokiem twarze pobliskich ludzi - Nadciąga huragan, będzie tu za 3 godziny. Jeżeli ktoś jest głodny, teraz jest okazja coś przekąsić, macie na to 10 minut. To nie wszystko... - Major zlekceważył wszelkie komentarze i pretensje, zeskoczył ze skrzynki, po czym podszedł do wiele większej. Po jej otwarciu, wyciągnął stamtąd plecak.


- Jeśli nie macie własnych, przydatnych rzeczy survivalowych, niech każdy weźmie taki plecak - Uniósł go nieco wyżej, by każdy dobrze widział - Jest do niego podczepiony namiot dwuosobowy, śpiwór, a w środku jest kilka przydatnych rzeczy. Kto zainteresowany, wszystko wyjaśni Woods - Major wrzucił plecak na powrót do dużej skrzyni.

- Najpierw macie 10 minut na posiłek. Potem każdy bierze ze sobą własny, lub taki plecak co pokazałem. Do tego jedna, powtarzam, tylko 1 torba lub walizka czy co tam macie z rzeczami osobistymi. Do tego 1 torba z waszym sprzętem naukowym. Nic więcej.

Baker znów odczekał kilka sekund, gdy pojawiły się kolejne pytania, pretensje, komentarze. Nie zwracał jednak na nic uwagi, nic dodatkowo nikomu nie wyjaśniał. Widać po nim było, od samego początku po wyjściu z namiotu z radiostacją, że jest nieźle wkurwiony.

- Po posiłku i pobraniu toreb i plecaków, wszystko pakujemy na jeepy i quady. Z reszty sprzętu jaki tu leży zabieramy to, co nam się przyda do biwakowania w dżungli. To co zostanie tu, zabezpieczamy przed nadchodzącym huraganem. Przy ładowaniu pojazdów pomagacie WSZYSCY, przy wydawaniu sprzętu rządzi Woods. Pan Van Straten i “Zapałka” ruszają już quadami, by znaleźć drogę dla pojazdów przez dzicz. To wszystko, rozejść się!

….

Ryotaro został na parę minut ponownie zdegradowany do roli mechanika, mając tym razem zamontować ciężki karabin odkręcony z łodzi desantowej na jednym z jeepów. Pomagał mu w tym z kolei czarnoskóry “Bear”.

W międzyczasie pochowano również 2 zabitych Pionierów, najpierw ich pakując do czarnych worków, a następnie zakopując obok plaży, gdzie pozostawiono również sprzęt, który się nie mieścił już na pojazdach...

~

Ekspedycja zabawiła na plaży godzinę czasu, i w końcu przyszedł moment, by usadzić tyłki w pojazdach, i ruszyć w głąb wyspy, w myślach wielu osób pojawiły się z kolei pytania, kto gdzie ma siedzieć, z kim jechać, czym jechać… ponownie więc przejął inicjatywę Major, przydzielając każdemu miejsce, mając na uwadze aspekt strategiczny.

Z przodu na quadach Van Straten i “Zapałka”, robiący za zwiad.

W pierwszym jeepie, jako kierowca Curran, obok niego Major. Za nimi siedział po lewej Honzo, na środku Collins, a po prawej “Bear”. Na… małej pace, wśród kilku skrzynek, plecaków, radiostacji, i masy innych dupereli, miała przycupnąć Kimberlee i Lyssa.

W drugim jeepie, za kierownicą “T”, obok niej Harry. Z tyłu po lewej najemnik Larry, w środku
Dorothy, po prawej najemnik Kaai. Na pace, wśród sprzętu, Marco i Ryo. W tym jeepie również zamontowano “pięćdziesiątkę”, którą w razie potrzeby mógł obsługiwać ktoś ze środkowych miejsc pojazdu.

Z tyłu kolumny, na quadzie Alan, a na ostatnim “Sosna”... i nagle okazało się, że nigdzie nie ma miejsca dla pani Biolog…

- To może ja pojadę z Sosnowskim? - Zaproponowała kobieta z lekkim uśmieszkiem. Zgodzono się, choć zmieniono wtedy “ogon” kolumny. Woods miał jechać jako ostatni...



***

Droga przez dżunglę była monotonna. Do tego również w pojazdach trzęsło jak cholera, a siedząca tyłem do jazdy lekarka zaczęła mieć pierwsze objawy choroby lokomocyjnej. Łyknęła więc odpowiednie tabletki… i po kwadransie jej się usnęło.


Na najbliższą godzinę zapanowały nudy, przerywane jedynie rozmowami. W samej dżungli ekspedycja nie natrafiła na nic niezwykłego, od czasu do czasu jakieś ptactwo, małe małpki skaczące po drzewach, coś gdzieś zaskrzeczało, bzyczało, szumiało, słowem zwykłe odgłosy flory i fauny.

Pogoda z kolei nadal była taka sama, ciepło, słonecznie, duszno i parno…

~

W końcu się zatrzymano. I to nie z byle powodu…

- Odkryliśmy coś, to wam się spodoba! - Zameldował na zwiadzie przez komunikator “Zapałka”, a gdy reszta kolumny dotarła do niego i do Van Stratena, prawie wszyscy wielce rozdziawili buzie.

- Harry kręć to! Kręć to! - Ktoś podekscytowany zwrócił się do Frosta.
- Ja nie mogę... - Wyrwało się komuś innemu.

- Heh, no to sławni jesteśmy, teraz pozostaje tylko bogactwo - Powiedział Honzo.

- Mięsożerne? - Spytał ktoś z obawą w głosie - Niebezpieczne?

- A gdzie tam! Roślinożerne - Rozpromieniona Sarah zeskoczyła z quada “Sosny” i zrobiła kilka kroków do przodu, przyglądając się stworzeniom - Piękne są... - Wyrwało się kobiecie.






.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline  
Stary 15-10-2018, 13:54   #36
 
waydack's Avatar
 
Reputacja: 1 waydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputacjęwaydack ma wspaniałą reputację
Harry w szoku przysłuchiwał się rozmowie majora z Durand. Teraz rozumiał dlaczego wojskowy kazał mu wszystko nagrywać. To miał być dowód. Dowód na niekomptenencje pani prezes, której bardziej zależało na wyścigu o nieodkryte zasoby wyspy niż życiu swoich pracowników. Czy był tym zdziwiony? Ani trochę, ale mimo wszystko arogancja i bezczelność kobiety była przytłaczająca. Harry całe życie próbował trzymać się z dala od takich energetycznych wampirów. Wiedział, że nagrania mogą się przydać w sądzie, więc w wolnym czasie skopiuje je na microsd a jeśli będzie trzeba (raczej na pewno) ukryje w tyłku.

Teraz mieli na głowie inne problemy niż Durand. Zbliżał się huragan i jeśli szybko nie przemieszczą się w głąb wyspy fale tsunami potopią ich na tej plaży. Podróżnik na szczęście nie rozstawał się ze swoim plecakiem, więc nie musiał martwić się skąd wziąć śpiwór czy namiot dwuosobowy. Kiedy najemnicy i cywile zaczęli oczyszczać plażę ze sprzętu, Harry nagrywał przygotowania do wymarszu. Wiedział, że ma mocny materiał. Lepszy niż „Frosty na tropie Yeti” i „Spotkałem prawdziwych kanibali”. Wątpił, że w przyszłości uda mu się przebić „Wyspę”. Tak chciał zatytułować swój następny film.

Kątem oka zauważył, że grupka najemników taszczy czarne worki z ciałami a dwóch innych w pobliżu plaży kopie doły. Skończył nagrywać i ruszył w kierunku skał. Kiedy znalazł już to czego szukał, nożem wyrył inicjały zmarłych a poniżej naciął słowo RIP. Po chwili przytaszczył dwa kamienie wielkości ludzkiej głowy w miejsce, gdzie żołnierze zasypywali czarne worki. Uznał, że chociaż tak może uhonorować ich pamięć. Być może kiedyś dostaną własne nagrobki, teraz musiały im wystarczyć zmurszałe kamienie.
Frost przeżegnał się niedbale i rozejrzał po twarzach ludzi, którzy dołączyli do ceremonii. Czuł, że wiatr wzrasta na sile.
- Ktoś chciałby coś teraz powiedzieć? – zapytał.
Alan doceniając gest, poklepał Harry'ego po ramieniu. Pogrzeb należał się wszystkim poległym, nawet tym, których ciała nie mogły być pochowane. Obce mu do tej pory wyrzuty sumienia, wciąż sprawiały, iż czuł, że mógł coś zrobić by chociaż część zabitych była teraz wraz z nimi - żywa.
- Nie znałem ich zbyt dobrze, ale mogę powiedzieć, że pracowicie i sumiennie wykonywali to co do nich należało. Nie zasłużyli na to by tu zginąć. Jedyne co możemy zrobić, to dopilnować by “TMI” zabezpieczyło finansowo ich rodziny.
- Niech wasze dusze zaznają spokoju. - Powiedziała cicho Lyssa, stając obok i oddając przez minutę hołd zmarłym. Zastanawiając się z powagą nad kwestią całej tej wyprawy, życiem i śmiercią. Jako że jednak była ateistką, ograniczyła się do szacunku dla ich śmierci.
- Odpoczywajcie w pokoju - dodał Peter, które w samym pogrzebie uczestniczył dość biernie, bardziej się skupiając na obserwowaniu okolicy.
Ryotaro stał w milczeniu oddając hołd poległym, tak jak to robią w Japonii, nie trzeba nic mówić, ważne co się czuję, i chociaż nie znał tych ludzi wcale, to jednak zginęli na tej wyprawie której i on jest członkiem, i tyle im się należy.
 
waydack jest offline  
Stary 15-10-2018, 18:58   #37
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Od początku mówiłem, że trzeba się przenieść w głąb lądu” - pomyślał Alain, czując wzmagający się wiatr - “ale jak zwykle nikt mnie, kurwa, nie słuchał! Teraz trzeba wszystko na szybko organizować”. Skorzystał z tej krótkiej przerwy, by szybko zjeść jedną z racji żołnierskich.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=AzFKePa2pwc[/media]

Jedzenie nie było najlepsze, ale trzeba będzie się do tego przyzwyczaić. Skończywszy posiłek, zaczął się rozglądać za Peter’em Curranem. Z informacji jakie uzyskał od “Blood’iego”, to on był ofiarą tego roślinnego stwora. Odnalazłszy go wzrokiem, udał się w jego stronę:
- Peter Curran? Witaj. Nie mieliśmy do tej pory przyjemności się poznać. Masz może chwilę?
Peter skinął głową.
- Biorąc pod uwagę fakt, iż obserwowanie okolicy nie zajmuje całej uwagi, to można powiedzieć, że mam chwilę. A nawet dwie - odpowiedział.
- “Bloody”... to znaczy Douglas Sosnowsky powiedział, że to właśnie ciebie zaatakował potwór w dżungli. Jeśli nie masz nic przeciwko, chciałbym w związku z tym zadać Ci kilka pytań.
- Chociaż byłem główną, można by rzec, postacią w tej akcji, to niewiele mogę ci opowiedzieć. Ale pytaj.
- Musimy pogodzić się z faktem, że jest tu cholernie niebezpiecznie i nie jesteśmy zbyt dobrze przygotowani na jakiekolwiek… niespodzianki - odpowiedział zerkając w stronę prowizorycznych grobów - Wszelkie dodatkowe informacje o zagrożeniach mogą się okazać niezbędne. Pamiętasz może cokolwiek szczególnego co wydarzyło się przed lub w trakcie ataku? Np. dlaczego to zaatakowało właśnie Ciebie? Z jaką siłą Cię ciągnęło? Czy masz jakieś ślady igieł, albo oparzeń na kostkach? Wybacz, jeśli jest to dla Ciebie trudny temat.
- Mnie? Bo byłem najbliżej. A siła... powiedzmy jakby cię ciągnął koń. Poza tym nie atakowało igłami czy trucizną - odparł Peter, kwestii trudności tematu czy wybaczania pomijając milczeniem.
- Jakby ciągnął koń? - Alan zapytał ze szczerym szacunkiem, wobec tego jak Peter wyszedł z tak niebezpiecznej sytuacji - Muszę przyznać, że podziwiam, że utrzymałeś przytomność. Ja bym pewnie odpłynął, po kilku mocniejszych uderzeniach głową o ziemię. Coś jeszcze? Czy w okolicy zobaczyliście jakieś szczątki? Kości?
- Prawdę mówiąc nie zwracałem na to uwagi - odparł Peter. - Gdyby tam był stos kości, to może bym zauważył…
- Myślisz, że może to oznaczać, że to coś potrafi się przemieszczać? Chyba, że połyka ofiary w całości… - zastanawiał się Woods, po czym nagle dotarło do niego, że mężczyzna, jeszcze nie tak dawno temu sam mógł stać się przekąską tej rośliny - Wybacz. Wielkie dzięki za tą rozmowę.
- Zawsze do usług - odparł Peter.
- Teraz muszę Cię zostawić, bo przed opuszczeniem plaży pozostaje mi upewnić się, że wszystko będzie ładnie i bezpieczne popakowane - Alan rzucił jeszcze na pożegnanie.
Peter jedynie skinął głową, po czym przestał zwracać uwagę na Alana. Ponownie całą uwagę skupił na otoczeniu
 
Kerm jest offline  
Stary 16-10-2018, 01:19   #38
 
Raist2's Avatar
 
Reputacja: 1 Raist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputacjęRaist2 ma wspaniałą reputację
Douglas spojrzał na swój karabin, potem na dinozaury, potem znów na karabin… i znów na dinozaury.
- Taaa… skoro znaleźliśmy “słonie”, to powinniśmy się oddalić. W ich okolicy mogą być tutejsze “lwy”. A my co najwyżej możemy odganiać tutejsze “ komary”.- ocenił sytuację. Niby mieli trochę granatów. Ale tylko trochę i niekoniecznie zdołałyby one zabić potencjalnego drapieżnika wagi ciężkiej. Sosnowsky oglądał “Jurrasic Park” i wiedział jak potencjalnie groźny może być tyranozaur.

Ryotaro był w szoku, równie, o ile nie większym niż widząc wcześniejsze nagrania. Nazwanie tych stworzeń słoniami, to niedopowiedzenie, i to duże, ale wiedział o co chodzi najemnikowi.
- Przecież to diplodoki, najprawdziwsze diplodoki. Ale one wymarły ponad sto pięćdziesiąt milionów lat temu.
Na chwilę zapomniał o strachu przed zjedzeniem ze strony tutejszej flory, czy floro-fauny.
- Sugoi.

Harry nie był w stanie ustać na nogach. Padł na kolana, drżącą rękę filmując cud. Prawdziwy cud, który powinien być martwy od sześciesięciu milionów lat. Z oczach poczuł łzy. Na chwilę huragan, trupy, gigantyczna ośmiornica i mięsożerna roślina z paszczą krokodyla stały nieistotne jak drobinka kurzu. Zaczął sobie zdawać sprawę, że wszyscy którzy tu stoją, wszyscy, którzy przeżyli trafią na zawsze do podręczników historii a wyczyny Roberta Brooma zbledną przy tym czego dokonali pracownicy Titanium Microsystems.

- Możecie je podziwiać - powiedział cicho Peter - ale z daleka. To nie jest spacerek w muzeum, a te miłe zwierzątka ważą pewnie z setkę ton każde. Nawet nie zauważą, jak zrobią ze zbyt spoufalającej się osoby miazgę. Poza tym Sosna ma rację. Gdzie są duże roślinożerne, tam się i mięsożercy znajdą. Kto nie oglądał Parku Jurajskiego i welociraptorów w akcji, niech się zgłosi.
- W zasadzie. - wtrącił się Miyazaki - Nie myl fikcji kina z rzeczywistością, proszę. Welociraptory były mniejsze, sięgałyby ludziom mniej więcej do krocza, i były opierzone, bardziej przypominały duże ptaki, do tego nie były stadnym gatunkiem. Bardziej ci pewnie chodziło o deinonychy, ale w filmie brzmiałyby mniej groźnie. - zdawał sobie sprawę że dla najemników to zwykły jajogłowy bełkot, ale cóż, teraz to nie miało znaczenia.
- W tym przypadku nazwa i wielkość nie ma znaczenia - odparł Peter. - Nawet jeden narobiłby nam kłopotów.
 
Raist2 jest offline  
Stary 16-10-2018, 12:51   #39
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
W trakcie jazdy na quadzie przez dżunglę, kobieta siedząc za najemnikiem objęła go rękami w pasie, w końcu jakoś się musiała trzymać… ale po pewnym czasie, jedna z tych rąk, a dokładniej palce dłoni, zaczęły najpierw delikatnie muskać okolice brzucha Sosnowskiego, a po pewnym czasie już i delikatnie tam drapać. Do tego, sam fakt iż Sarah była do niego nieco mocniej przytulona niż wypadało, i blondyn wyraźnie wyczuwał jej piersi na swoich plecach, chyba się jemu bardzo spodobał. W każdym bądź razie, jego spodnie w pewnym miejscu zrobiły się nagle nieco przyciasne…
Przez chwilę milczał ignorując jej działania, choć oczywiście wypadało coś powiedzieć, gdyby palce kobiety zawędrowały deczko… niżej, niż tylko na brzuch.
- Wygodnie ci ? - zapytał głośno wykorzystując fakt, że ryk quada zagłuszał wiele dźwięków. Lekko naparł biodrami na ciekawskie palce, by mógł lepiej wyczuć po czym wodziła.
- Nie narzekam! - Odpowiedziała Sarah wprost niemal do jego ucha, a jej palce… znalazły się na wybrzuszeniu spodni, gładząc przez materiał pobudzoną męskość.
- A sam ok? - Spytała po chwili.

Blondyn pochwycił pieszczącą go dłoń kobiety, ale zamiast odsunąć mocniej ją docisnął do siebie, by lepiej poczuła co dotyka, a i on sam mógł mocniej poczuć dłoń kobiety.
- Ja zawsze jestem ok… Badanie… się podoba? - zapytał leniwie, acz stanowczo poruszając dłonią pani biolog na swojej wyraźnej wypukłości.
- Obiekt badań wygląda wyjątkowo obiecująco - Powiedziała po chwili kobieta i zaśmiała się, jednocześnie pocierając dłonią owy “obiekt” przez spodnie najemnika.
- To dobrze… bierz jednak pod uwagę… że ty masz obiecujace obiekty… które mogę zechcieć… zbadać… i ciężko… będzie ci znaleźć, te… no… kontrargumenty… przeciw mojemu badaniu. - nieco chrapliwie odparł najemnik pod wpływem jej dotyku.
- Nie mam nic przeciwko - Wypaliła Sarah, a jej palce z pocierania przeszły do ruchu, który można było chyba porównać do… rolowania cygara? W każdym bądź razie, takie coś również było dosyć przyjemne.
- Jesteś bardzo… nieprzyzwoitą… panią naukowiec. - odparł Douglas puszczając jej dłoń i na oślep sięgając do tyłu zacisnął mocno na jej pupie. - Ostrzegam… miewam duży apetyt.
Mogła się domyślić czując ów apetyt pod palcami.

Prowadzenie quada po wybojach jedynie jedną ręką było dosyć ryzykowne, ale najemnik sobie chwilowo radził…
- Nie tylko ty masz apetyt - Sarah tym razem zacisnęła mocniej palce na męskości “Sosny” - Ale za chwilę nas przyuważy Woods, więc może lepiej poczekajmy na bardziej odpowiednią chwilę i miejsce? No i chyba nie chcesz skończyć we własnych spodniach ze mną się niczym nie dzieląc? - Dodała, po czym na moment nieco uniosła się na quadzie, mówiąc te małe perwersje już wprost do jego ucha.
-Zastanawiam się… - rzekł najemnik zaciskając obie dłonie na kierownicy. - Pokusa jest… duża, a amunicja tam się nie skończy. Niemniej… przyznaj się Sarah. Nie takich odkryć spodziewałaś się na tej wyprawie badawczej.
- Dodatkowe odkrycia są równie interesujące, i liczyłam na nie od samego początku. - Sarah była chyba z nim szczera do bólu.
- Cóż pani biolog, z pani też jest niczego sobie kąsek. - odparł ze śmiechem i dodał zerkając za siebie. - Z chęcią odkryję jaką to bieliznę nosi poważna pani naukowiec.
Nie otrzymał odpowiedzi, bo dojechali… może nie na miejsce, ale zatrzymali się przed wielkim stadem przedpotopowych/prehistorycznych jaszczurów. W od tego w co kto wierzył.
Potężne bestie skierowały entuzjazm Sarah ku sobie, a i na Doug’u robiły wrażenie acz zacznie krócej. Były bowiem roślinożerne, więc niegroźne… a Sosnowsky był żołnierzem nie naukowcem i jedyne cuda natury jakie budziły jego podziw dobrze się prezentowały w bikini.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 16-10-2018, 23:14   #40
 
Kata's Avatar
 
Reputacja: 1 Kata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputacjęKata ma wspaniałą reputację
Po tym jak obudziła Kimberlee, choć nie wiedziała jak można było zasnąć w tej dżungli, Kiku dołączyła do reszty zapatrzonych w wielkie zwierze ludzi. Pobladła i z otwartymi w niedowierzaniu ustami przyglądała się, tak dinozaurom, tak innym członkom zespołu. Chwilę to trwało, bo szok był oczywisty. W końcu odgarnęła włosy i jakby próbując się upewnić, że to się jej nie przyśniło, uszczypnęła się. Cała pewność siebie z niej uleciała, a zastąpił ją najprawdziwszy strach. Inni mogli sobie podziwiać te “zabytkowe okazy”, ale ona wcale się na ten widok nie ucieszyła. Chciała wrócić stąd żywa, a teraz poczuła się jakby ktoś wydał na nią wyrok śmierci. Już na samym początku zginęło tylu wojskowych, a ona przecież nie była gotowa na walkę z czymś takim. Trochę zaskoczona że korporacja była gotowa poświęcić tak wielu naukowców, przez swoje marne przygotowania pod kątem zabezpieczenia wyprawy, westchnęła. Teraz to jej zrobiło się słabo, gdy natłok myśli sprawił że opadła na ziemię, siadając na tyłku. Podciągnęła kolana do piersi i skuliła się do pozycji embrionalnej, a twarz schowała w obu dłoniach.

Po otrząśnięciu się z pierwotnego szoku na widok prehistorycznych bestii, Alan rozejrzał się po reszcie grupy oraz otoczeniu. Tutaj każda chwila nieuwagi najwidoczniej mogła się teraz skończyć tragedią.
Po zwróceniu uwagi na Lyssę zauważył, że zdecydowanie coś jest z nią nie tak. Zebrał się na odwagę i podbiegł do Japonki.
- Wszystko w porządku? - zapytał lekko zdenerwowany. Równie dobrze jakiś cholerny jadowity owad mógł ją użądlić.

Ta chwila słabości Japonki przyciągnęła uwagę także blondyna. Douglas bowiem nie podziwiał zbyt długo olbrzymich dinozaurów, woląc skupić się na potencjalnych kłopotach.
Alan był jednak pierwszy i już się do niej odezwał, więc “Bloody” ograniczył się do milczącego stania w pobliżu i zakrywania pola widzenia Kiku swoją masywną sylwetką.

Dopiero po chwili, zorientowała się że ktoś zwrócił na nią uwagę podczas gdy naprzeciw była przecież większa sensacja. Rozjechały jej się palce, a otwierając oczy, przez szczeliny mogła obserwować sytuację. Strach zaczął ustępować złości, gdy przetarła zaszklone oczy.
“Nie, nie jest, ale dam sobie radę. ” - Pomyślała wstając i doprowadzając się pospiesznie do porządku. Nie mogła się przecież teraz mazać.

- To nic, coś mi wpadło do oka. - Zełgała w najprostszy możliwy sposób, nie siląc się na nic lepszego. Jej głos był szorstki, a spojrzenie przesycone irytacją. Starała się jednak kierować tą złością wszędzie dookoła, tylko nie na innych. Brak entuzjazmu odnośnie dinusiów i poważne podejście Douglasa cieszyło ją, bo może będzie w nim oparcie. Gdzieś w głowie zaczęło też rodzić się pytanie “Na ile ona jest twarda?”. Zerknęła jeszcze na Alana i nie mając za bardzo na kontynuowanie tematu uniosła tylko prawą dłoń z kciukiem w górę.

Douglas spogladajac z góry mimowolnie zerkał na biust Japonki, spod lekko przymrużonych powiek. Widać było w nim jakieś zwierzęce napięcie, buzujące pod mięśniami.
- Niech ci lekarka sprawdzi… na wszelki wypadek. - stwierdził krótko na początek. Rozejrzał się dookoła. - Dinozaury dinozaurami, ale prawdziwym zagrożeniem jest to czego nie zauważymy jak się do nas podkrada.

- Czemu ciągle gapisz się na moje cycki? - Palnęła ni stąd ni zowąd Lyssa, a przez chwilę mogłoby się zdawać że sama zdziwiła się tym że powiedziała to na głos. Nastrój jednak płatał jej takie figle, że samo się powiedziało, a jej oczy ostro wwiercały się w niego oczekując wyjaśnień.
Najemnik nie zaczerwienił się, ani nie uciekał wzrokiem. Przyjął na klatę jej oskarżycielskie spojrzenie.

- Jestem mężczyzną… ze zdrowym… apetytem. A ty jesteś kuszącą kobietą. Dziwi cię że faceci się za tobą oglądają? Może w Japonii lub Stanach zmiękli, ale ja nie… i nie zamierzam udawać że laski mi się nie podobają. Każdemu wolno patrzeć. - wzruszył ramionami dodając. - Niemniej nie masz żadnych powodów do obaw. Ze mną jesteś bezpieczna… możesz nawet ganiać goła, a nie dotknę cię bez twojego przyzwolenia. A do gapienia się przyzwyczaj. Niewiele tu widoków jest ciekawszych od ciebie.

To jak bezwstydnie mówił to wszystko zaraz przy reszcie osób, nieco ją speszyło i ona jednak zrobiła się czerwona, nie spodziewając się takiego obrotu spraw. Mimo to dalej była poddenerwowana, a jej nastrój coraz bardziej waleczny. Uniosła palec, jakby jego skinienie miało przesądzić o losie mężczyzny i wskazała na niego ostro zaczynając.
- Nie, nie każdemu wolno… - Rzuciła głośniej, ale urwała zdanie, nie kończąc go i cofając oskarżycielski palec. Pokręciła głową, niedowierzając, po czym wysiliła się by wyjść na pewną siebie i dodała z lekka kpiąco wypuszczając powietrze z płuc.
- Nie dziwne, że nie zauważysz jak coś się podkradnie, jeśli będziesz myślał fiutem.

- Nagroda warta ryzyka. - skwitował krótko Sosnowsky, ale rozejrzał się po okolicznej roślinności. Po czym dodał - A ty powinnaś poprosić szefa o karabin. Hałas może tu być równie użyteczny co same kule.

Alan odetchnął z ulgą widząc jak Lyssa bez problemu wstaje i pokazuje temperament. Przypatrywał się w milczeniu wymianie zdań. Czasem chciałby potrafić z taką łatwością rozmawiać z kobietami. No… może nie z AŻ taką łatwością. Chciał jakoś załagodzić coraz intensywniejszą wymianę zdań. Nagle przypomniało mu się co Japonka powiedziała mu, starając się go podnieść na duchu na plaży.

- ”Bloody” chyba co do jednego ma rację. Może Panna Kimberlee powinna na Ciebie rzucić okiem. Tak jak nasze życie zależy od niej, tak jej życie zależy głównie od Ciebie, prawda? - powiedział drapiąc się po głowie i zerkając na ziemię.

Nie podobało mu się jak Douglas traktuje kobiety, ale z tego co poczuł na własnej skórze, wiedział, że Lyssa poradzi sobie z każdą nieciekawą sytuacją. A to, że się na Nią gapi tylko sprawi, że będzie lepiej pilnowana przed niebezpieczeństwem.
- “Bloody”, może spuścisz trochę z tonu? To chyba nie jest odpowiednia pora na takie wyznania. Poczekaj, aż uda nam się gdzieś zatrzymać na stałe i bez huraganu na ogonie - powiedział poważnie do najemnika.

- Spytała… więc otrzymała odpowiedź. - skwitował blondyn, potwierdzając swój brak zrozumienia lub ostentacyjne ignorowanie subtelności.

- Jak mówiłem, na wszystko jest odpowiednie miejsce i pora - odpowiedział Alan, zerkając na tytany. Domyślał się, że pomimo postawy ignoranta, Doug miał głowę na karku i poważnie traktuje ich sytuację - A to nie jest chyba ani jedno, ani drugie.

Wymiana zdań między Alanem, a Sosną tylko bardziej poirytowała Kiku, jako że ten pierwszy zarzucił jej jakby że zaniedbuje swoje obowiązki. Nie oczekiwała dyskusji, gdzie cały zespół będzie dyskutował kiedy jest pora na gapienie się na jej cycki.

- Nie umiem strzelać.. - Odpowiedziała Krwawemu, nie ukrywając prawdy przed resztą. Przechyliła głowę na bok i dodała, stanowczym, ale już miękkim i opanowanym głosem - Bardziej pomoże mojemu tyłkowi, jak będziesz się rozglądał za drapieżnikami. Wolałabym by pozostał w jednym kawałku.

Blondyn tylko wzruszył ramionami, a Kiku przez chwilę utrzymywała na nim spojrzenie, zastanawiając się na ile może na nim polegać.

- Nie wiesz, że adrenalina to najlepszy afrodyzjak?- Dot postanowiła wtrącić swoje trzy grosze do tej arcyciekawej rozmowy. Tylko nie wiadomo było do kogo kierowane były te słowa.

Blondyn obrócił się i spojrzał na wtrącającą się w rozmowę kobietę. Jego wzrok wędrował od jej stóp przez zgrabne nogi na biodra, brzuch… przesunął się po piersiach na szyję i ładną buzię. Było to spojrzenie równie bezczelne i łakome, jak to którym obdarzył Japonkę. A Dot od razu zauważyła zerkając poniżej pasa najemnika, że… Douglas akurat nie potrzebuje afrodyzjaku. Tyle że taka reakcja nie mogła nastąpić tylko od samego patrzenia. Czyżby coś niezbyt przyzwoitego wydarzyło się gdzieś po drodze? Tylko kiedy i jak?

- Ma panienka rację. Groźba śmierci wisząca nad głową może wywołać ekstremalne emocje… i pozbawić hamulców. W końcu… jeśli umrzeć to przynajmniej niczego nie żałując. - zgodził się z nią Douglas.

- To groźba czy obietnica?- Dorothy obdarzyła Douglasa równie badawczym spojrzeniem jak on ją.

- Z mojej strony… obietnica. Do takiej sytuacji przywykłem. Dinozaury, żywe rośliny… zagrożenie takie sam jak krokodyle czy murzyńska partyzantka. Tylko taktyka walki inna. Jednak zagrożenie życia to samo. Ale panna nie musi się martwić. Nie wymuszam niczego siłą. - spojrzał na resztę najemników. - Tamci też nie wyglądają na takich co pękają pod presją, więc noża pod poduszkę chować jeszcze nie trzeba.

Douglas nawet nie próbował ukrywać swojego wyraźnego pobudzenia, więc kobieta mogła dokładnie sprawdzić, że blondyn jest duży… wszędzie.
- Wszystko przed nami. - Powiedziała Lie.

Sosnowsky tylko milcząco przytaknął Dot wodząc spojrzeniem po jej krągłościach.

- No to ruchy żołnierzu, ruchy. -Rzuciła Dot.


Przysłuchując się całej rozmowie między Dorothy, a Douglasem frustracja Lyssy zaczęła się nasilać, sprawiając że aż rozbolał ją brzuch. Wychodziło na to że najemnik przeleciałby nawet kozę, gdyby ta sama przyszła i rozłożyła nogi. Mógł chociaż przy niej powstrzymać się od obłapiania kolejnej wzrokiem, zaraz po tym jak składał jej niemoralne propozycje i komplementował urodę. Dorothy za to też nie grzeszyła wychowaniem i zdawało się że poza pokazywaniem jaką ma chcicę, nie zamierzała wnosić nic więcej. Wysoko zadarta brew była jedynym komentarzem, jakim obdarzyła blondyna, pozostawiając tą dwójkę razem i tracąc zainteresowanie sytuacją.

O ile podrywanie Lyss’y przez Douglas’a, wywołało w Alanie ukłucie zazdrości, to zainteresowanie się najemnikiem przez Dorothy mogło się okazać kompletną katastrofą. Jeśli “Panna Lie” wróci z tej wyprawy z zaokrąglonym brzuchem, zagrożenie ze strony dinozaurów będzie podobne do uciążliwości natrętnej muchy, w porównaniu z tym w jaką furię może wpaść jej ojciec. Oczywiście o ile jej milczący towarzysz, Marcus, nie będzie chciał wcześniej zamienić z Sosną kilku słów na osobności. Czy “Bloody” wiedział w ogóle w jakie bagno może się wpakować?
Spojrzał jeszcze raz w stronę Japonki. ”Dobrze, że nic jej się nie stało”. Nie był do końca pewien co mogło spowodować, jej wcześniejsze zachowanie, ale nie wierzył, że po prostu “coś wpadło jej do oka”.
Nim zaczął oddalać się w kierunku swojego quada, zerknął raz jeszcze na olbrzymie gady. Mógł się tylko domyślać co “TMI” zrobi, gdy dowie się o ich istnieniu, ale w każdym przypadku przyszłość dinozaurów nie będzie godna pozazdroszczenia…


.
 
__________________
In the misty morning, on the edge of time
We've lost the rising sun
Kata jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:35.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172