Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 04-02-2020, 20:43   #101
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Odłamki lodu i płachty śniegu wystrzeliły w górę jak przy eksplozji. A z epicentrum eksplozji wynurzył się olbrzymi robal przypominający drapieżną białą gąsienicę. Swoją paszczą błyskawicznie pochwycił jednego ze skorpiono-humanoidów, a reszta z nich poszła w rozsypkę nie planując ratować pechowego członka “stada”.
- Oby nasycił się tymi stworami zanim zanim nie znikniemy stąd. Ruszać się- van Erp pogoniła ludzi. Nie chciała stać się posiłkiem gąsienicy.
- Lepiej oni, niż my - rzucił Kit, skręcając w bok by ominąć stwora.
- A jeśli to nie jedyny potwór kryjący się pod lodem?- zapytał Pearson, podobnie jak reszta żołnierzy gorliwie wykonujący rozkaz Lili.
- To najwyżej cię zeżre. I nie będziesz mi więcej marudził- warknęła Lili.
- A jak już będziesz w jego brzuchu, to odpalisz wszystkie granaty - dorzucił Kit, a Elizabeth zaczęła się głośno śmiać. Guerra też się zaśmiał, oraz Switch.
- Idziemy dalej… - powiedziała Jean dziwnie obojętnym tonem. - Tylko się trochę rozejść na kilka kroków, luźny szyk…
Gdzieś tam słychać było ryki, skrzeki, piski… AST nie mieli czasu na oglądanie się za siebie i sprawdzanie jak sobie robal radzi z skorpionoludkiem, lub na odwrót. Przemierzając tak lodowe pole żołnierze nagle poczuli jak ziemia drży… nie tak mocno jak podczas niedawnej eksplozji związanej z pojawieniem się robala, ale jednak… wstrząsy były wyczuwalne.
- Fuck! - Warknęła J.R. po czym chwyciła za granat odłamkowy i cisnęła nim jak najdalej za siebie.
- Zapierdalać!! - Ryknęła na wszystkich, po czym sama ruszyła biegiem przed siebie.
Niewiele myśląc sierżant van Erp skorzystała z rady koleżanki i ruszyła co sił w nogach w kierunku, który sobie obrali. Na pytania znajdzie czas późnej. Jeżeli przeżyją.
Kit również nie zamierzał czekać, aż spod śniegu wyskoczą kolejne robale. Ruszył biegiem, starając się biec w odpowiednim kierunku. Podobnie zresztą jak uczynili pozostali żołnierze… ile sił w nogach natura i technologia dały. Za sobą AST usłyszały ryk i dźwięk rozrywanej pokrywy lodowej. Robal wyburzył się triumfalnie i… cóż.. pojawił się tam gdzie eksplodował granat rzucony przez McAllister. I nie było tam nic na co mógłby się rzucić.
Przez chwilę się rozglądał szukając potencjalnych przekąsek, po czym znów zanurzył pod lód i tym razem uciekająca ekipa słyszała dźwięk pękającego lodu tuż za sobą. Robal podążał za nimi, acz… miał trochę sekund do nadrobienia, a granica pola lodowego była już widoczna.

J.R. wyraźnie zwolniła. Najpierw było to niezauważalne, później była na równi z ostatnimi… w końcu była i za nimi. Patrzyła na ich plecy, patrzyła jak uciekają, zatrzymała się. Uśmiechnęła. Odwróciła się do kierunku, skąd nadciągał robal.
- Chuj ci w dupę - Powiedziała pod nosem, po czym zaczęła z Devastatora napierdalać przed siebie, po lodzie, tak gdzieś na dwa metry.. Co okazało się skutecznym, choć kosztownym sposobem odwracaniem uwagi. Stwór będąc pod lodem kierował się drganiami…. i podążał tam gdzie były najsilniejsze. Tam gdzie JR. strzelała.
- JR, w nogi! - zawołał Kit, przez ramię spoglądający za siebie.
- Pieprzona J.R.- warknęła z podziwem van Erp. Była trochę bliżej granicy pól, więc odwróciła się chwytając granatnik i wrzeszcząc do komunikatora - Spierdalaj stamtąd Jean!!- wystrzeliła z niego celując tuż przed robalem.
- Sama spierdalaj… - Usłyszeli wszyscy głos sierżant McAllister w komunikatorach. Głos niezwykle spokojny, i niemal o sympatycznym tonie. A Devastator wciąż pruł. Nastąpił wybuch…
Na szczęście zbyt daleko, by JR. mógł zaszkodzić. Parę odłamków co prawda doleciało jakimś cudem, ale jedynie co zrobiło to odbiło się niegroźnie od pancerza. AST się podzielili. Switch w lekkiej zbroi pruła do przodu i dopadła granicy lodowego pola. Za nią podążali Pearson i Collier. Reszta zwolniła. Guerra sięgnął po swojego taurusa, podobnie poczynił BFG. Żaden z nich nie strzelał. Wybuch granatu zaś sprawił, że potwór wystrzelił spod lodu w górę licząc, że tym razem coś złapie. I znowu nic nie było w bezpośrednim jego zasięgu.
- Frajer - Burknęła pod nosem Jean, po czym odwróciła się na pięcie, i pobiegła do pozostałych na "twardy grunt".
- A ty jesteś szalona... - powiedział Kit, stojący już na bezpiecznym gruncie. - Biedny robalek... pewnie jest zawiedziony... - rzucił z udawanym współczuciem.
- Witamy w krainie lodu - wydyszała ciężko van Erp, gdy tylko znalazła się poza granicami lodu.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline  
Stary 04-02-2020, 20:59   #102
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
Potwór tym razem postanowił ruszyć po lodzie w kierunku przekąsek na dwóch nóżkach. I szybko się okazało, czemu wolał poruszać się pod lodem. Na powierzchni był bowiem bardzo powolny i dystans pomiędzy nim, a AST kurczył się powoli. Coraz większość żołnierzy przekraczała granice pola lodowego. Potwór zacząć więc odzywać się w postaci melodyjnych treli, przypominających dzwoneczki. Dźwięki te zaczęły fascynować JR. która zwolniła… podobnie Guerra i BFG. Zatrzymali się pozwalając robalowi przybliżyć nieco. I wtedy… rozległ się strzał, a potwór ryknął z bólu trafiony prosto w oko. Wyrwało to zauroczonych AST z dziwnego zafascynowania bestią.

Strzał pochodził ze railguna Switch, która mogła się popisać swoim talentem, gdyż wreszcie znajdowała się w sytuacji pozwalającej skutecznie używać snajperki.

- Piknik sobie urządzacie czy jak?? - Fuknęła na wszystkich McAllister - Trzeba dalej spieprzać! - I jak powiedziała, tak też uczyniła, biegnąc dalej, by oddalić się od robala.

- Dowcipna- mruknęła Lili ruszając dalej.

- Tutejsza wersja syreny - rzucił Kit.

“Syrena” nie zginęła jednak od postrzału, tylko ponownie zanurkowała pod lód, więc AST znów ruszyli pospiesznie do granicy pola lodowego. Wszyscy zdążyli tam dotrzeć nim potwór znów się wynurzył, ale… nie zamierzał zapewne wdzierać się na obszar na którym nie czuł się pewnie, bo zorientowawszy się że oddział van Erp znalazł się poza polem lodowym, zanurzył się pod pokrywę lodową i zawrócił. Najwyraźniej nie umiał się przebijać przez bazaltowe skały, nawet te pokryte całkiem grubą warstwą śniegu. AST byli więc bezpieczni.

- No to prowadź nas, JR, ku świetlanej przyszłości - powiedział Kit, gdy stało się pewne, że potwór przestał im zagrażać.

- Chcesz zobaczyć światełko w tunelu, Kit?- Lili zachichotała słysząc słowa kolegi.

- Dobra, idziemy… Jean spojrzała po oddziale po czym wskazała kierunek ręką.

Kilka sekund wystarczyło żołnierzom na uporządkowanie szyku i wyruszenie dalej. Kierunek wyznaczała JR. a reszta ruszała za nią. Po kilkunastu minutach podróży czujki na tyłach oddziału (Pearson i Collier) zauważyły czwórkę skorpiono-humanoidów. One też pokonały lodowe pola i znowu śledziły drużynę AST… z bezpiecznej odległości.



Lodowa ściana ciągnęła się kilometrami i ciężko było stwierdzić, gdzie właściwie jest ów Levistus. Niemniej nadzieja wlała się w ich serca, bo w końcu znaleźli ową lodową ścianę.

- No, Jean- van Erp zwróciła się do drugiej pani sierżant. - W którą stronę teraz?

- Pewnie w górę. - W głosie Kita trudno było znaleźć choć trochę optymizmu.

- Pewnie tak - Stwierdziła McAllister, i gdyby nie hełm, można chyba było odnieść wrażenie, że wywala do niego właśnie jęzorek.

- Miejmy nadzieję, że nie… nie mamy sprzętu do wspinaczki. A i ciężkie pancerze nie są stworzone do takich zabaw.- ocenił Hamato, a pozostali żołnierze tylko westchnęli.

Widok olbrzymiej ściany lodu przerażał, bardziej niż kilka stworków na ich ogonie.

Niemniej po kilkunastu minutach i zbliżeniu się do ściany lodu JR. poczuła że jest już bardzo blisko… wyglądało też na to, że Levistus jest blisko nich i blisko poziomu gruntu. Sylwetka strażnika też to sugerowała. Bo dostrzegli kogoś/coś w pobliżu obszaru lodowca do którego się zbliżali. Na razie AST byli zbyt daleko by ocenić kim lub czym jest strażnik. Ale skoro była straż, to czegoś strzegła, prawda?

- Idziemy się przywitać i porozmawiać? - z lekką ironią w głosie zaproponował Kit.

- Serio muszę przypominać, że ten cały " Lewy" jest tu więźniem, więc tamten to pewnie jakiś strażnik, a więc nasz wróg, podobnie jak ci, co nas śledzą? - Zdziwiła się Jean, po czym spojrzała na "Switch" - Co możesz powiedzieć o tym strażniku, obserwując przez lunetę?

- Musimy podejść bliżej, by ocenić… teraz jesteśmy za daleko.- oceniła Meyes. -Tak jeszcze kawałeczek. Nie powinien jeszcze wtedy nas zauważyć.

- Rób co uważasz za konieczne Switch - odezwała się Lili.
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny

Ostatnio edytowane przez Efcia : 16-03-2020 o 22:53.
Efcia jest offline  
Stary 07-02-2020, 12:34   #103
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Byli już tak blisko celu. JR. to pod skórą, a może to podszepty przy uszku?
Tak czy siak sierżant wiedziała, że dotarła do celu. I drżała z niecierpliwości, a może z zimna? Możliwe że z jednego i drugiego. Na ile jeszcze starczy jeszcze energii w ogniwie. Podgrzewanie pancerza w tych warunkach wysączało z niego energię, powoli acz systematycznie.
- Jeśli ktoś ma arachnofobię lub nie lubi robali, to to mam złą wiadomość.-rzekła Meyes podkradająca się do celu ze snajperką.- Bo to duży pająk. Z metalu. Chyba aluminium. Z dobrych wieści… w ogóle się nie rusza. O ile są to dobre wieści.
Na pewno pozwoliło to całej drużynie podkraść się bliżej by zobaczyć tą istotę wielkości słonia.

[MEDIA]https://1.bp.blogspot.com/-wuC3VelvCV0/VmGBaMhZu9I/AAAAAAAAGOA/Tbrb2KOi1H4/s1600/bezdna.retriwer-konstrukt2.jpg[/MEDIA]

Metaliczne ciało błyszczało pod płatami śniegu, rubinowe oczy błyszczały. Potwór był jak wielka metalowa rzeźba… posąg przyczajonego drapieżnika. Na szczęście był tylko jeden. Za potworem było widać ciemną plamę w lodzie. Sylwetkę wielkości człowieka. Czyżby to był Levistus? Jeśli tak, to czy mógł żyć jeszcze?
Owszem, rząd USA prowadził wraz NASA eksperymenty nad hibernacją, ale bez większych sukcesów. Tu zaś mieli hibernatusa i żadnego specjalistycznego sprzętu do wybudzenia go z śpiączki. Niemniej mimo że siedział on w lodzie pewnie dziesiątki lat, to nie natknęli się na nikogo kto by wątpił że Levistus nie jest martwi. Wszyscy mówili o nim jakby był więźniem, a nie mrożonką.

Więc też należało więc uznać też, że olbrzymi pająk też martwy nie jest. Mimo że był nieruchomy. Tylko co te informacje dawały drużynie? Cóż… wiedzieli, że potencjalnie przeciwnik był tylko jeden. Potencjalnie, bo pola lodowe nauczyły AST, że wróg może ukrywać zarówno pod powierzchnią jak i w samym lodowcu. Jak i w powietrzu. To że widzieli tylko jedno zagrożenie, nie oznaczało że nie ma innych. Inną ważną informacją były trzy lodowe głazy wystające poza powierzchnię. Nie pozwalały się bezpiecznie podkraść do lodowca, ale mogły stanowić pewną osłonę w razie ataku dystansowego. Podłoże pokryte śniegiem nie wydawało się śliskie, ale mogło kryć pułapki.
Na korzyść AST działał fakt, że inicjatywa była po ich stronie. Obie panie sierżant mogły zaplanować taktykę działań, nim żołnierze zaatakują na wroga.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 15-05-2020, 21:03   #104
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
- Szkoda, że nie możemy mu zorganizować spotkania z tym lodowym robalem - powiedział Kit, przyglądając się pająkowi.
-Ano.- stwierdził Guerra lakonicznie i dodał.- Ale nie ma skupiać się na tym czego nie da się zrobić. Ale na tym co się da.
- Nie mamy broni przeciwpancernej, więc powinniśmy się skupiać na broni penetrującej i granatach. I pewnie się rozproszyć… w końcu on jest tylko jeden. Nie będzie mógł zaatakować nas wszystkich na raz.- stwierdził Hamato.
- Jeśli się ruszy, to granaty się przydadzą. - Kit skinął głową. - Może, na wstępie, warto by wybić mu kilka oczek? - zaproponował.
- Rozdzielamy się na trzy grupy, chowając za skałami. Najpierw ostrzał snajperski, połączony z granatnikiem(granatnikami?), a później się zobaczy, czy bydlę się ruszy. No i trzeba pamiętać, że nas też wróg śledzi, więc żeby nam nie wskoczyli na plecy? - Powiedziała J.R.
- A nie boisz się, że uszkodzimy tego jeńca? - Kit miał wątpliwości co do użycia granatnika. - A tamtych będę mieć na oku - obiecał.
- Gdyby tak łatwo można było to uszkodzić, to nie byłoby jeńcem, tylko już byłby uszkodzony - powiedziała Lili przyglądając się mechanicznemu pająkowi.- Najlepiej posłać granaty tu i tu - wskazała palcem newralgiczne jej zdaniem punkty.- Lepsze efekty dałoby oczywiście założenie ładunków w tych miejscach. Niestety na to raczej ten pająk nie zgodzi się.
- Granatników mamy ograniczoną liczbę.- stwierdził Kurishima po namyśle.- A tych mamy niewielką liczbę. Co do granatów.. ciężko takich użyć precyzyjnie bez granatnika.
- Dlatego trzeba zrobić to precyzyjnie. Odpalić oba granatniki tak by uderzenie nastąpiło równocześnie.
- Da się zrobić i zsynchronizować radiowo.- potwierdził Azjata. A Collier spytała. - Mamy jakiś plan na odpowiedź ze strony wroga?
- Brać go w ogień krzyżowy i zasypać toną ołowiu? - Zdziwiła się J.R.
- To ofensywa, a defen… a zresztą... - westchnęła Charlotte i machneła ręką zmieniając temat.- Jak dokładnie to mamy się podzielić ma’am. Kto gdzie z kim?
- Ty, - Lili zwróciła się do Charlotte -[i] Hauser i Pearson ze mną. Ulokujemy się tam[/]- wskazała jedną z możliwych zasłon. - Reszta tam. I synchronizujemy tak ostrzał, żeby wybuchy nastąpiły równocześnie.
- Aye ma’am.- padła odpowiedź i AST ruszyli na pozycję uruchamiając pancerze. Gdy drużyny zaczęły zbliżać się do wyznaczonych miejsc… zauważyli coś niepokojącego. Żelazny pająk się poruszył, a śnieg pokrywający go gdzieniegdzie opadł białą mgiełką.
- Zobaczył nas, czy czasami rusza na spacer sam z siebie? - rzucił cicho Kit. - Ale raczej ma niezłe patrzałki - dodał, po czym ruszył szybciej, by zająć swoją pozycję...ze strzelbą w łapach, którą dostał od milczącej J.R. wraz z bandolierem, na którym były zapasowe pociski.
- Nie ma co czekać. Pająk zaczyna się ruszać. Synchronizować atak i dajecie czadu - Szepnęła w komunikator Jean.
- Z bliska wygląda jeszcze straszniej.- oceniła Meyes szukając wygodnej pozycji do użycia snajperki.
- Kto da znać do ostrzału?- zapytał przez komunikator BFG.
- My się już rozlokowaliśmy.- poinformował Hamato, a Switch syknęła. -Mów za siebie… Nie mam tu za dobrych warunków do strzału.
A drużyna nie miała już za wiele czasu. Potwór ruszył w kierunku grupy Lili, powoli otrzepując się ze śniegu przy każdym ruchu.
- Czas strzelać - Syknęła w komunikator Jean.
Kit uznał, że ten rozkaz jego nie dotyczy, przynajmniej nie w tym momencie. Pukawka, jaką otrzymał, zdecydowanie nie nadawała się do polowania na tak grubą zwierzynę.
Ale za to mógł obserwować okolicę i wypatrywać innych niebezpieczeństw.
Nie było czasu na jakiekolwiek przygotowania. Na jakiekolwiek obliczenia. Nieruchomy, jak błędnie założyli, cel zaczął się jednak ruszać i trzeba było działać polegając na doskonałym wyszkoleniu i wyćwiczonym zagraniu.
- Fosforowy- rzuciła w eter i sama taki załadowała. - Na trzy- i zaczęła odliczanie. A gdy doszła do trzech nacisnęła ma spust.
Na rozkaz Lili rozpoczęła się ogłuszająca kanonada karabinowa. Biały fosfor eksplodował na bestii. Ta jednak zdawała się tym nie przejmować. Bo choć wszystkie kule trafiały w cel, tooo… potwór wydawał się nie przejmować tymi ciosami. Ba… gdzieniegdzie jego pancerz zdawał się “odrastać”. Nie dość szybko, by załatać wszystkie dziury robione przez kule… nie dość by poradzić sobie z białym fosforem topiącym jego metaliczne ciało. Niemniej nie wydawał się odczuwać bólu czy paniki. Był jak terminator, zimny i bezduszny. I… uzbrojony.
Strumień zimnego światła wystrzelony z oka uderzył w naramiennik Collier. Niby nic się nie stało. Żadnych ran, wybuchów, tylko… ów naramiennik zaczął kamienieć, a potem to się rozszerzało powoli rozciągając się na cały pancerz. Charlotte zaczęła panikować, tym bardziej że systemy diagnostyczne pancerza zaczęły wariować nie mogąc poradzić sobie z tym dziwnym efektem. Wyskoczyło setek alarmów o wirusie komputerowych, informacje o zniszczeniach… Collier uruchomiła procedurę awaryjną, która z automatu wyrzuciła ją z pancerza w zimny śnieg… pancerza który powoli zmieniał się w kamienny posąg.
- Po oczach mu...! - zasugerował Kit, którego pukawka nic nie mogła zdziałać przeciwko opancerzonemu pajęczakowi.
- Przecież to maszyna- odpowiedziała van Erp ładując granat zapalający. Jej cele pozostały nadal kończyny, a właściwie ich łączenia z korpusem. - Switch, spróbuj trafić w miejsce, z którego wyszedł ten zielony promień. Reszta uważa na sobie. Charlotte? Co u Ciebie?
- Nic mi nie jest. - zameldowała wyraźnie zszokowana Collier, a po chwili wyrwała z kamieniejącego pancerza swojego taurusa, po czym ruszyła ku Kitowi, by mu przekazać swoją spluwę… bo ona nie mogła jej już używać.
- Ok… spróbuję. Potrzebuję czasu by namierzyć.- odparła snajperka, ale czasu było mało. Potwór był przerażająco szybki na tych swoich cienkich długich odnóżach i ruszył wprost na Charlotte, wchodząc na zaspę za którą kryła się van Erp wraz ze swoimi towarzyszami… zmuszając całą panią sierżant, BFG oraz Pearsona. Lili straciła swoją szansę na strzał, bo strzelając w górę naraziłaby i siebie na obrażenia od granatu.
Z jednego ze ślepi potwora wystrzelił czerwony ognisty promień trafiając Hamato i eksplodując na jego pancerzu płomieniami. Azjata oberwał w bark, ale ten promień nie był tak niszczący jak to, co trafiło Collier.
- JR. Rozkazy?- zapytał na wszelki wypadek Guerra celując w potwora.
- Walimy ze wszystkiego co mamy w jego łeb! - Krzyknęła Jean.
To był dobry plan. Nawet jeśli ostrzał nie był do końca celny... to grad pocisków odciągnął uwagę potwora haratając jego pysk pokaźnymi szramami.
- Parszywiec... twardy jest! - krzyczał Guerra strzelając seriami, podczas gdy Hamato obok wolał celniejsze acz rzadsze naciskanie spustu.
Meyes dotąd oszczędna w strzelaniu, wreszcie nacisnęła spust i przyspieszony do naddźwiękowych pocisk pomknął ku celowi. Rozbił jedno oko i wbił się w czaszkę sięgając mózgu. Dla żywej istoty taki strzał, powinien być śmiertelny. Ale ten nie był... zaskoczył i zatrzymał na moment nawet stwora. Ale nie zabiło. Ruszył dalej kierując się ku drugiej grupce AST.
Wystarczyło to jednak by Charlotte doskoczyła ku Carsonowi i podała mu broń.

Kit oddał Colier swoją strzelbę, po czym rozpoczął ostrzał pajęczaka, starając się trafić w 'oczy' mechanicznego strażnika.
 
Kerm jest offline  
Stary 15-05-2020, 21:07   #105
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Nie trafił w oko niestety, choć w “pysk” bestii udało mu się. Potwór szarżował na grupę, a tym razem… piorun trafił prosto w JR raniąc ją i powodując krótkie spięcia w systemie elektronicznym pancerza. Na szczęście nie wywołało to poważnych uszkodzeń w systemie jej pancerza. Niemniej kolejny taki atak mógłby się okazać poważniejszy.

Jeden strzał nie do końca celny nie oznaczał całkowitego niepowodzenia, więc Kit kontynuował ostrzał, starając się trafić w czułe punkty, za które uważał "oczy" mechanicznego pająka.
- Dawaj miecz!! - Wrzasnęła do Kita J.R. w sumie sama sobie go od niego odbierając. Plan był prosty, okrążyć pająka, po czym odrąbać mu łeb mieczem na overdrive pancerza, tylko… potrzebny był do tego czas.
- Strzelać dalej w jego łeb, ale i chować się za skałami! Uważać na te jego pieprzone promienie! - Jean krzyczała do kumpli z oddziału.
- Łapska mu odrąb! - poradził jej Kit, ponownie strzelając do strażnika.
Ostrzał potwora nadal był kontynuowany, kule ryły głębokie rany w ciele bestii... w części regenerowane przez nadnaturalną naturę pająka. Bestia nie popadała w panikę, jakby nie czuła bólu i ruszała wprost na JR. Taka jak ona ruszała na niego. Tryb overdriwe huczał silniczkami tłoków poruszających jej pancerzem. Niemniej ten tryb nie potrafił pokonać masy i inercji z niej związanej.
JR nie mogła skakać wysoko. Ledwo mogła skakać w tym pancerzu. Była to najcięższa wersja, o czym ona często zapominała. Nie dało się dosięgnąć do pyska metalowego pająka. Bo ten nie próbował ją ukąsić. Zamiast tego zaatakował kończyną niczym włócznią. I trafił.
Metalowa „włócznia” wbiła się w tors JR... pani sierżant poczuła ból, acz... gruby i ciężki pancerz nie był tak łatwy do przebicia. Rana, choć bolesna, była powierzchowna... ostrze nie zagłębiło się za bardzo w ciało Jean.
I musiała posłuchać rady Carsona. Zamach miecza przyciął pajączkowi kończynę wybijając go nieco z równowagi. Wystarczająco, by zimny promień strzelający z jednego z oczu... nie trafił w cel, jakim była JR.
Kit chwycił jedną z łap pająka, mając nadzieję, że w ten sposób zmniejszy nieco mobilność przeciwnika. I poleciał w powietrzu kawałek, strząśnięty bez problemu przez potwora, który tylko uniósł łapę trzymaną przez Carsona (wraz z nim samym) w górę i strząsnął go nonszalancko. Pancerz ochronił mężczyznę przed obrażeniami, ale w samej zbroi zaczęły migać lampki ostrzegawcze. Parę obwodów wysiadło, po tym jak dzielny żołnierz zaliczył plecami pokrytą śniegiem glebę.
Jean z kolei zabrała się za odcinanie kolejnych mieczem… co jednak szło jej niezbyt dobrze. Przeciwnik był szybszy i zwinniejszy od niej i bez problemu unikał kolejnych jej ciosów. I odpowiedział atakiem strumieniem białem energii pokrywając pancerz JR warstewką lodu na prawym naramienniku i pancerzu. Lodowate zimno przezwyciężyło systemy grzewcze lodu i JR zacisnęła zęby z bólu, czując jak ciało wręcz ulega odmrożeniom. To jej jednak nie powstrzymało. Machała wciąż mieczem w trybie overdriwe starając się wycisnąć maksimum z ogniwa pancerza.
Widząc, że jej towarzysze szykują się do walki wręcz, Elizabeth wstrzymała ostrzał przeciwnika.
Reszta żołnierzy nie używała granatów, więc stała serie wprost w ciało potwora. Lufy zaczynały się już rozgrzewać od ciągłych salw. Kanonada wręcz ogłuszała. AST nieświadomie zaczęli otaczać potwora kręgiem wybierając sobie lepsze pozycje do strzału, podczas gdy atakująca go JR. robiła za przynętę unikając ciosów długim odnóżami i próbując je odciąć.
Ciało potwora rozorane setkami pocisków zaczynało się chwiać, a jego ruchy traciły na zwinności. Regenerujący się pancerz nie był w stanie zaleczyć wszystkich uszkodzeń jakie mu zadawano. Potwór… powoli, acz nieustannie przegrywał. Co skłaniało cały oddział do kontynuowania ostrzału.
Im strażnik był słabszy, tym Elizabeth mocniej zastanawiała się co dalej. Bo jednak nikt im nie mógł obiecać, że uwolniony więzień w ramach wdzięczności zdecyduje się im pomóc.
- Możesz kurwa wreszcie zdechnąć?! - Wrzasnęła McAllister do pająka, zadając kolejne ciosy mieczem, mając już serdecznie dosyć tej cholernej walki.
- Warto by go oswoić - rzucił Kit, zbliżając się do pająka i pakując w jego cielsko kolejną porcję pocisków.
Karabiny się rozgrzewały, amunicja kończyła w magazynkach. A Collier przekonywała się, że taurusy stały wyżej nad zwyczajną spluwę. O ile tamte pociski przyspieszane do prawie naddźwiękowych prędkości boleśnie kąsały potwory, o tyle jej głaskała.
A i sama bestia walczyła do końca i jej ostrza były równie niebezpieczne jak promienie. Przekonała się o tym znów JR, gdy unikając promienia strzelającego z jej oko… została trafiona kończyną w bok i powalona na ziemię. Potwór jednak nie zdołał jej przyszpilić do ziemi, bo sam legł pod nawałnicą ciągłego ostrzału. Stalowa sylwetka zachwiała się bardziej niż zwykle i potwór runął prosto w śnieg.
Wygrali… ale co dalej?
Na to pytanie musieli szybko znaleźć odpowiedź. Collier zamarznie z czasem na tym lodowym pustkowiu. A i ogniwa w ich pancerzach nie będą grzały wiecznie.
Kit przekazał szybko dziewczynie swój płaszcz w nadziei, że uchroni ją przed natychmiastowym zamarznięciem.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline  
Stary 19-05-2020, 17:15   #106
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
Przed nimi była zaś ściana wielkiego lodowca… o barwie błękitu. A w niej ich cel.

Bladoskóry mężczyzna zamknięty w bryle…”lodu”. Bo mimo wszystko ta zamarznięta ciecz nie wydawała się zwykłą H2O.
- Ciekawe, na ile to jest odporne... - powiedział Kit, stukając w ostrzem gładką powierzchnię. - JR, może mieczem?
- Lub też spróbować zdetonować nad nim granat fosforowy. Jeżeli jest jak te inny stwory, to fosfor nie zrobi mu krzywdy - powiedziała Lili oglądając bryłę lodu i uwięzione w niej stworzenie.
- No nie wiem… - Mruknęła Jean - Jakbyś ty była do kogoś nastawiona, co cię granatem potraktował, żeby uwolnić? Nawet jak mu to nic nie zrobi, wesoły może nie być… na początek serio jakoś siłowo-ręcznie? Albo ten, Taurusem, pojedyncze strzały, na obrzeżu, żeby lód skruszyć a potem mieczem? No co tak na mnie patrzycie? - J.R. pokręciła głową.
- On nie wie co to granat i do czego służy. Chcesz do niego strzelać? Tak samo może być niezadowolony z tego powodu. A my będziemy niepotrzebnie tracić amunicję i to w momencie gdy na uzupełnienie nie możemy liczyć - van Erp popatrzyła na drugą sierżant. - Trzeba stąd znikać i to szybko inaczej wiesz co się stanie.
- Siedzi w zamrażarce… raczej nie ma możliwości protestowania.- ocenił Guerra, a Hamato podszedł do lodowca i zamachnął ręką uderzając w lód. Nie zostawił na niej rysy, natomiast kawałki metalu odsypały się z jego pięści.- Twarde… to nie jest zwykły lód i chyba nie ma co bawić się w delikatne metody.
BFG spojrzał na Lili.
- Ale ładunków wybuchowych chyba nie musimy oszczędzać, co? Może potraktować to jak drzwi i wysadzić naokoło? Tak jak to robią w komandosach. To znaczy… nie chcę wtrącać się w twoje kompetencje. Zapomnij co powiedziałem, ty jesteś specjalistką.- zaczął się motać na koniec wywołując kpiący śmiech Guerry. A Collier przypomniała.
- Możemy się pospieszyć? Tu jest strasznie zimno, bez pancerza i ogrzewania z ogniwa.

J.R. przez długą chwilę przypatrywała się Lili…
- Czy ja się jąkam? - Spytała nagle, ale nie czekała na odpowiedź - Powiedziałam strzelać NA OKOŁO NIEGO, A NIE W NIEGO w tym cholernym lodzie. Skruszyć tak ten lód, co właśnie w taki sam sposób, ale z ładunkami, zaproponował BFG. A Taurusy mogą przebić wiele, więc może dadzą radę? I uważam, że kilka pojedynczych strzałów to mniejsze marnotrawstwo niż zużycie ładunków… no a z tym granatem to mi się nie chce już wyjaśniać - McAllister pokręciła znowu głową, jakby z rezygnacją, po czym spojrzała na BFG - Strzelaj, tylko celnie. Ogień pojedynczy NA OKOŁO śpiącego księcia w bryle, a jak się nie uda, to spróbujemy z tymi ładunkami.
-Aye ma’am.- BFG wymierzył i wystrzelił kilka pocisków pojedynczym ogniem taurusa. Te… odbiły się od lodu zostawiając ledwie widoczne ryski na gładkiej powierzchni...co wywołało śmiech J.R. i wzruszenie ramionami.
- Dawać ładunki? - Stwierdziła, po czym odciągnęła Collier na bok i coś tam jej cicho powiedziała, stojąc tuż przy niej, wywołując przy tym szok i rumieniec na twarzy blondynki, i bardziej ją otulając płaszczem, który ta na sobie miała. Po chwili obie się zaśmiały. Charlotte tak nieco z ulgą, nieco z zakłopotaniem chichotała… bardzo nerwowo.
- Wysadzajmy więc. - Kit przeniósł spojrzenie ze śmiejących się dziewczyn na więźnia lodu. - Nie warto marnować sił i amunicji na próby rozwalenia tej materii - powiedział, po czym spojrzał na Lili. - Na co czekasz? Chcesz żeby Collier zamarzła? Dawaj te ładunki.
- Szeregowy Carson, wy to chyba się zapominacie? - Powiedziała sierżant oglądając z bliska bryłę, w której zamknięty był szukany osobnik. Nie był to zwykły lód, ten skruszyłby się przy strzelaniu do niego. - I to od dłuższego czasu zapominacie się - ciągnęła dalej obchodząc bryłę. Co jakiś czas zatrzymywała się, żeby poskrobać w tym niby lodzie. - To nie jest wycieczka integracyjna. A żebyś sobie o tym przypomniał, to dam ci zadanie - odwróciła się nagle twarzą co szeregowego. - Przed założeniem ładunków trzeba wywiercić tu kilka dziur. Tu, tu i tu - wskazała kilka miejsc. - Tak na głębokość palca. Ja to zrobię po drugiej stronie. No ruchy ruchy szeregowy, bo nam Collier zamarza - sama zabrałą się wiercenie w swoje części. A po chwili ponownie obdarzyła Kita spojrzeniem i rzekła - Tylko przyłóż się, bo drugiego podejścia nie będzie.
Ach, zamarza.... kto by pomyślał, Kit omal nie parsknął śmiechem prosto w nos Lili, jako że ta powtórzyła jego własne słowa.
- Tak jest, pani sierżant - odparł, "strzelając kopytami" jak na paradzie.
A potem zabrał się za “wiercenie” dziur we wskazanych miejscach, wykuwając je naręcznym ostrzem… co było mozolnym, ale jedynym skutecznym sposobem na ich zrobienie.

McAllister od czasu do czasu przyglądała się wszystkiemu z obojętną miną, zabezpieczając pobliski teren…
Reszta żołnierzy zaś również zabezpieczała teren, uzupełniała amunicję (bo tej poszło sporo na potwora), bądź odpoczywała. Energia ogniw powoli zaczęła schodzić do poziomu alarmowego, gdy Lili i Carson kończyli zakładać ładunki. Pozostało jeszcze obliczyć i wyznaczyć obszar wybuchu i schować się wraz z oddziałem poza zasięgiem eksplozji.
I liczyć na szczęście… bo pani sierżant musiała zużyć wszystkie konwencjonalne ładunki jakie miała przy sobie.
Sierżant van Erp kilkukrotnie sprawdziła swoje wyliczenia i ładunki. Pokazała oddziałowi gdzie najbliżej mogą być, aby podziwianie fajerwerków jakie dla nich przygotowała było bezpieczne. A gdy już wszyscy stali poza nieprzekraczalną linią, którą wyznaczyła, zdetonowała ładunki.
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny
Efcia jest offline  
Stary 22-05-2020, 20:25   #107
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
5...4...3...2...1… BUUM!!

Eksplozja była olbrzymia i głośna. Lili dla pewności dołożyła więcej przyprawy do eksplozji zużywając cały zapas swoich ładunków wybuchowych. Pewnie niepotrzebnie, ale drugiej szansy może nie być.
Eksplozja rozeszła się głośnym dudniącym echem po całej lodowej równinie. AST pochłonęła śnieżna mgiełka zakrywająca pole widzenia. I przez chwilę nic nie widzieli, nawet przez wizjery hełmów. Śnieżna mgiełka zakłócała termowizję.

Czy się im udało? Jeśli nie to zostali z niczym. Pośrodku wrogiego obcego pustkowia bez szansy na powrót do domu i z malejącą energią w ogniwach. Jak długo tu przetrwają? Tygodnie? Dni? Godziny?
A jeśli im się udało, to co wtedy?
Czy dobrze zrobili? Czy dobrze wybrali?

Pył śnieżny opadał powoli i nieubłaganie. Odsłaniał powoli efekt eksplozji… spękany lód. Nawet tak duży wybuch nie zdołał zrobić nic więcej poza pokruszeniem lodwej tafli.
Rozczarowujący efekt, jak na włożone wysiłek i zasoby. Po chwili okazało się jednak, że wystarczający. Kawałek lodu po kawałku odpadał na śnieg krusząc się i powiększając rysy. Potem zaczęły odpadać coraz większe odłamki i w końcu… Levistus z rykiem wściekłości i triumfu wyrwał się ze swojego lodowego więzienia.
Mężczyzna opadł na kolana po dwóch krokach odwyknąwszy zapewne od chodzenia. Aż dziw że w ogóle mógł się poruszać. Po takiej “niewoli” powinien potrzebować szpitala.
- Wolny. Wolny! Wolny!!!- krzyknął wstając z kolan prosto w niebo.- Słyszysz mnie prastary wężu?! Jestem wolny i idę po ciebie!!
Po czym spojrzał na oddział AST i uśmiechnął się czarująco.
-Kogo my tu mamy. A tak… grupkę moich wyzwolicieli. Przyjmijcie moje najszczersze podziękowania i podziw. Udało wam się to czego nie mogła uczynić najpotężniejsza magia.
Gestem dłoni przywołał lub stworzył sobie strój i oręż stając się bardziej… prawie ludzki.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 02-07-2020, 14:28   #108
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
Post wspólny

Kit, chociaż trzymał kciuki za sukces, nie do końca wierzył w powodzenie operacji "uwolnij Levistusa". I chociaż początkowo zdawać się mogło, iż jego obawy są słuszne, to jednak w końcu się udało.
Pozostawało mieć nadzieję na to, że "wrogowie naszych wrogów są naszymi sojusznikami". Albowiem uwolniony mężczyzna nie pałał miłością do tego, kto go uwięził w
- Mister Levistus, jak sądzę? - powiedział. Co prawda powinien powitanie pozostawić w dłoniach, czy też raczej ustach, Lili ewentualnie JR, ale nie potrafił oprzeć się pokusie.- To przede wszystkim zasługa pani van Erp - wyjaśnił, przenosząc wzrok z uwolnionego mężczyzny na panią sierżant.
- Levistus… tak mnie zwą - odparł mężczyzna potwierdzając swoją tożsamość. I skłonił się Lili mówiąc: - I jestem niezmiernie wdzięczny, że moje ocalenie pochodzi z rąk tak… uroczej niewiasty.
Lili przewróciła teatralnie oczami słysząc tak staroświeckie określenie.
- Szeregowy Carson trochę przesadza w tym przepisywaniu zasług - pani sierżant na chwilę przeniosła wzrok na Kita, a następnie wróciła do uwolnionego .- Wszyscy przyłożyli do tego rękę. Ale mniejsza z tym. Poinformowano nas, że może mieć pan żywoty interes w usunięciu obecnego władcy - dobór staroświeckich zwrotów wydawał się Lili bardzo zabawny i musiała pilnować się by nie wybuchnąć śmiechem - Ponieważ i nam jest on nie na rękę zastanawiamy się nad sojuszem- Spojrzała pytająco na Levistusa.
Reszta żołnierzy podchodziła do sprawy na mniejszym luzie, “przypadkiem” celując z broni w uwolnionego czarusia. Od, tak na wszelki wypadek. Niemniej nie wtrącali się w rozmowę uznając kwestię negocjacji za coś co pozostaje w gestii obu pań sierżant.
- Owszem sojusz byłby dobrym pomysłem. Zguba mego dręczyciela jest dla nas obojga wielce korzystnym obrotem sytuacji. Acz niestety nieosiągalnym w krótkim czasie. To niestety wojna na miesiące, jeśli nie lata.- odparł dramatycznym tonem Levistus zerkając to na Lili to na JR. Jakby instynktownie wiedział kto tu rządzi.
- Na początek, dobrze byłoby przenieść się w bardziej przyjazne miejsce. Nasza towarzyszka - Lili wskazała na Charlotte - nie wytrzyma tu długo.
"Z ust mi to wyjęłaś", pomyślał Kit.
- Albo sprokurować dla niej ubranko bardziej odpowiednie na ten klimat - dodał.
- Tylko proszę bez żadnych numerów, że ona zaraz stanie w płomieniach, "i będzie jej ciepło", dobrze? Wasza… Nikczemność? - Wtrąciła się w te rozmowy J.R. wyraźnie nad czymś od kilku dłuższych chwil myśląc. Uśmiechnęła się minimalnie zadziornie.
- Wszyscy mamy wspólnego wroga… po co miałbym… mu pomagać pozbywając się…- odpowiadał Levistus a świat oczach AST zawirował feerią barw, podłoże jakby znikło i przez chwilę czuli się nieważcy. Potem podłoże znów było podłożem… tyle że bardziej podłogą. Bowiem zamiast na lodowym pustkowiu znaleźli się w lodowym zamku… rozpadającym się lodowym zamku.


Lód się topił … tworząc kałuże. Twierdza się rozpadała mimo lodowej temperatury na zewnątrz. A może właśnie dlatego? Bo tu w środku temperatura była znośna i przyjemna.
W przeciwieństwie do podróży.
-...was? Nie mam żadnego interesu w szkodzeniu wam. Najwyżej mógłbym po prostu was zostawić.- wyjaśniał Levistus, gdy Switch zdejmowała w pośpiechu hełm i wymiotowała. Również Lili i Pearson czuli jak zbiera im się na wymioty. Reszta ekipy jakoś przetrzymała ten atak silny atak choroby lokomocyjnej.
- Różne osoby różnie podchodzą do słowa 'rozrywka' - powiedział Kit. - Ale tu jest zdecydowanie przyjemniej, niż na tej lodowej pustyni - przyznał.
- Czujcie się jak u siebie w domu i uważajcie na sople. Wygląda na to, że ten pałac już nikogo nie obchodzi - stwierdził jakoś tak melancholijnie gospodarz.
- Co stanie się gdy już nastąpi przewrót na szczytach władzy?- Zapytała Lili starając się opanować nudności. I przegrywając tę walkę… wypluła z siebie po chwili resztki obiadu dołączając do Switch i Pearsona.
- Chaos. Chciałbym oczywiście by było tak jak w orczych plemionach. Zabójca wodza staje się wodzem, acz niestety…- wzruszył ramionami Levistus.- Gdy zginie Asmodai… jego podkomendni rzucą się sobie do gardeł, aż wyłoni się nowy czempion.
- Dla nas byłby to czas na złapanie oddechu - powiedział Kit. - A co ty na tym zyskasz? Prócz tego, że się zemścisz?
- Siedziałem w tym lodzie millennia… świadomy wszystkiego, niezdolny się ruszyć. - syknął wściekle Levistus. I już łagodniej dodał.- Według mnie zemsta w takim przypadku jest wartością wartą włożonego w nią wysiłku.
- Ponoć to potrawa, którą najlepiej spożywać na zimno - zgodził się Kit, rozglądając się równocześnie dokoła. Otoczenie zdecydowanie pasowało do tego ostatniego słowa. - Zapewne masz już pomysł, jak możemy sobie nawzajem pomóc?
- Nie bardzo… Pomogę wam trochę w tym co wy sami planujecie, w ramach spłaty długu.- zaprzeczył Levistus. -nie mam wielkiego planu pokonania wielkiego złego w jednym szybkim ataku. To nie bajka którą czytały wam mamy. Nie prostych i szybkich rozwiązań.
Tymczasem reszta oddziału rozeszła się już po pałacu i Hamato zameldował.
-Znalazłem kuchnię i spiżarnię.
- Owszem, to nie bajka. W bajka dobro walczy ze złem. A ty, z tego co nam powiedziano dobrem nie jesteś - odezwała się van Erp, gdy już przepłukała usta by pozbyć się kwaśnego smaku.
- Zależy od tego jakie bajki ci opowiadano do poduszki. - stwierdził nonszalancko Levistus.-No i nie uwolniliście mnie z dobroci serca. Co chcieliście uzyskać w zamian?
- Z dobroci serca, to nie- przyznała sierżant van Erp.- Ale z potrzeby serca już tak. Nasz ojczyzna, którą kochamy całym sercem, jest zagrożona i zrobimy wszystko, łącznie z zejściem do najgłębszych czeluści piekła i zawarciem paktu z samym diabłem, żeby ją ocalić. Czy wiesz jak zminimalizować zagrożenie płynące ze strony ponoszących się po naszym kraju stworów będących pod dowództwem tego całego Asmodaia?
- Zaproponowałbym cyrograf na wasze dusze, ale w obecnej sytuacji to… bez wartości. I niestety nie mam takiej odpowiedzi. Natomiast zamierzam zebrać tych popleczników którzy wiernie na mnie czekali i wszystkich których uda mi się przekonać lub przekupić… i uderzyć jego armię w miejscach kluczowych dla niego. Choć będą to raczej partyzanckie działania. Straciłem wiele ze swoich wpływów moja droga.- stwierdził potwór o ludzkim obliczu.
- Wiesz jak szybko tu czas leci w stosunku do tego co jest u nas?- Słowa uwolnionego z lodu wcale nie napawały optymizmem i sierżant van Erp tak właśnie się czuła.
- W tym konkretnie miejscu nieco szybciej niż u was. Jedna godzina tu, to minuta w twoim świecie. - wyjaśnił Levistus.
- A "TO KONKRETNE MIEJSCE " na jak dużym obszarze cytadeli rozciąga się?- Lili zadała kolejne pytanie.
- Na ten cały półplan. To była moja tajna kryjówka… ale najwyraźniej nie dość tajna skoro została złupiona.- stwierdził smętnie Levistus.
- Czyli w innych częściach, czy jak to określić, jest inaczej?- Lili kontynuowała zadawanie pytań. - Kojarzysz taką bibliotekę z sobkiem jako strażnikiem?
- Na innych światach… tak… różnie z tym bywa. I nie mam pojęcia o czym ty mówisz.- odrzekł Levistus.-Nie kojarzę żadnego sobka w bibliotece.
- A krokodyla?
- Istnieje wiele krokodyli… żadnego nie widziałem w bibliotece.- odparł już rozbawiony nieco Levistus. - Ty chyba jednak do czegoś dążysz z tymi pytaniami?
- Usiłuję ustalić ile czasu minęło- powiedziała pani sierżant.
- Tyle ile minęło naprawdę. Moje lodowe więzienie i twój świat akurat przemierzają drogę czasu w tym samym tempie. - odparł spokojnie gospodarz.
- Tylko w międzyczasie przeszliśmy przez całą masę dziwnych pomieszczeń, które nie powinny mieścić się w takiej ilości i objętości w tym zamku, który pojawił się w naszym Parku Yellowstone - wyjaśniła van Erp.
- Bo wasz plan operuje w czterech wymiarach, trzech przestrzeni i czasu. Tego typu budowle zaś posiadają tych wymiarów deczko więcej.- odparł Levistus wyjaśniając tą kwestię.
- A czy masz jakieś możliwości ustalenie gdzie są nasi ludzie? W sensie reszta oddziału?- Zapytała Lili.
- Jeśli masz takie życzenie, to rozerwę zasłonę prawdopodobieństwa by niemożliwe uczynić prawdopodobnym. Tak spłacę mój dług.- odparł szarmancko mężczyzna.
- Dziękuję, ale wolałbym gdybyś w ramach wdzięczności pomógł zwalczyć zagrożenie płynące ze strony twojego oponenta. Tak przynajmniej sugerowały te diablice, które podpowiedziały komuś pomysł, by cię uwolnić - Elizabeth spojrzała wymownie w kierunku J.R.
- Możesz być pewna, że postaram odwdzięczyć się za lata uwięzienia. Z pewnością… ale raczej na swój sposób będę walczył.- uśmiechnął się Levistus.



Lili prowadziła ożywioną rozmowę z Levistusem, więc Kit wybrał się na zwiedzanie lodowego pałacu.
Pustym i ograbionym...drużyna rozproszyła się po tym budynku, ale podobnie jak Kit… jedyne co znajdowali, to puste sale ograbione ze wszystkiego wartościowego. Jedynie trochę mebli, abstrakcyjnych obrazów, kilimów… nic poza tym.
Oczywiście można było usiąść na kilka chwil, zjeść coś...
Po chwili Kit wrócił do Lili i Levistusa.
- Mam pytanie niezwiązane z najbliższymi planami - powiedział. - Czy możesz powiedzieć coś o tych drobiazgach? - Pokazał zabrane truposzom medaliony, pergaminy, różdżki.
- Mogę… różdżek i pergaminów nie zdołacie użyć. Medalion zapewnia dodatkową magiczną ochronę. - wyjaśnił potwór przyglądając się zebranym przez Kita skarbom.
- A który przed czym? Bo magia to, zdaje się, to dość szerokie pojęcie.
- Przed ciosami.-
wzruszył ramionami Levistus z kpiącym uśmieszkiem.- Czyżbym spotkał jakiegoś specjalistę od magii?
- Magia to tylko w bajkach i grach - odparł Kit. - A magowie w jednym powiedzeniu.
- Więc… medalion zapewnie niewielką ochronę.- wzruszył ramionami Levistus. - Niewielki wpływ na przeznaczenie… zwiększając szansę uniknięcia ciosu.
- Bardziej przydałyby się nam nowe ogniwa- powiedziała Lili. - Ja zrozumiem Kit, że to fascynujące to wszystkie czary mary, ale nie przyda nam się to.
- To jakby wzmocnienie naszego pancerza - odpowiedział Kit. - Po nowe ogniwa musielibyśmy wrócić do bazy.. A to Levistus mógłby nam ułatwić. Mógłby też, zapewne, udzielić nam paru rad.
- Trzymajcie się z daleka od Asmodai’a i jego świty. Nie macie z nimi szans. To moja rada.- Levistus wyciągnął dłoń i w jego dłoni pojawiła się klepsydra, gdy mówił.-Tak. Mogę was przenieść do domu, lub gdziekolwiek chcecie. Nie stworzę wam tego… “ogniwa”, nie wiem jak. Klepsydra odmierza trzy godziny. Tyle odpoczynku wam wystarczy? Nie sądzę byście chcieli przebywać w tej ponurej pamiątce mojej dawnej chwały dłużej niż trzy godziny… ja zresztą też nie.
- Chcemy się spotkać z resztą oddziału - powiedziała van Erp.
- Dobrze… tak więc się stanie.- odparł Levistus kłaniając się dwornie.
- Dlaczego ja mam wrażenie, że gdzieś tu jest haczyk?- Zastanawiała się głośno Lili.
- Dlatego że mi nie ufasz… i słusznie. Niemniej tym razem nie mam potrzeby was oszukiwać. Wróg mojego wroga jest moim sojusznikiem.- odparł ze śmiechem Levistus.
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny
Efcia jest offline  
Stary 18-07-2020, 21:24   #109
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Lodowa Forteca Levistusa

Lodowy pałac mógł być piękny. Mógł być zachwycający. Był też zimny… i cichy… i pusty.
Był bardziej trumną i pomnikiem niż miejscem. I nawet jego właściciel Levistus o tym wiedział.
Nikt nie chciał trwać tu dłużej. I po krótkim odpoczynku i przygotowaniach, drużyna przygotowałą się na kolejną część ich misji. Levistus obiecał spełnić ich życzenia w tej materii.
Czy można mu było ufać? Nie był aniołkiem. Zdecydowanie nie było w nim nic dobrego.
Jedyna nadzieja w tym, że jego nienawiść za ciągnące się tysiąclecia uwięzienia była wystarczającym powodem, by Levistus dotrzymał słowa.
Cóż… AST nie mieli możliwości manewru, pozostało podążać drogą którą obrali i mieć nadzieję że zaprowadzi ich do celu.
Ich gospodarz przygotował jakiś krąg rysując ostrzem broni krąg, a potem glify… a gdy był gotowy, drużyna się zebrała się w jego kręgu. Nastąpił błysk i...

Komnata Kryształów

…. miejsce było całkowicie nowe. Komnata była gigantyczna, wydawało się że pełne tajemniczych kolumn zakończonych olbrzymi kryształami. Czy to było to miejsce? Ten zamek? Trudno było stwierdzić. Na pewno nie była to żadna komnata znana grupie van Erp czy też grupie McAllister. Levistus jednak twierdził, że są na miejscu mimo poszczególni AST powątpiewali w jego zapewnienia. Niemniej ich sojusznik radził wpierw się rozejrzeć tutaj nim zdecyduje się powtórzyć przeniesienie. I… niestety miał rację.
To było to miejsce… a przynajmniej byli tu inni AST.
Pośród licznych trupów stworzeń, które ciężko było określić… czy też opisać w innych sposób niż krwawa miazga kłów, szponów i pazurów. Bo tak mocno zostały poszatkowane kulami.
Otaczały one okręgiem zgrupowanie żołnierzy AST wokół jednego z postumentów. Pancerze żołnierzy były pokryte krwią.. trudno powiedzieć było, czy ich własną czy napastników. Bo czerwona i ciemnoczerwona posoka pokrywała cienką warstewką sporą powierzchnię wokół AST i postumentu o który się opierali, jak i wokół kręgu martwych potworów. Żołnierze których dostrzegła grupka przybyłych wraz Levistusem AST, trzymali w rękach broń palną. Ale zupełnie nie reagowali na pojawienie się drużyny van Erp. Kim byli? Z odległości w jakiej znajdowała się grupa Lili ciężko było rozpoznać, a grupa Jonesa nie była jedyną grupą bojową AST jaka wyruszyła na tą misję.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:18.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172