Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 03-03-2019, 12:09   #21
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
Elizabeth, z posiłkiem, lub raczej substancją jedzeniopodobną, w dłoni podeszła do, zawodzącego niczym zawodowa płaczka, Gilesa.
- Kto znowu popsuł coś? - Zapytała żartem przyglądając się uszkodzeniom..
- Wilki pogryzły moją ślicznotkę. Załatałem jej ranę ile się dało, ale nie mogę dać gwarancji.- westchnął rozdzierającym tonem mężczyzna i spojrzał na Lili wodząc wzrokiem po jej pancerzu.- A jak wam poszło? I jak z czasem reakcji pancerza. Nie ma wyraźnych opóźnień? Prawa ręka chodzi dobrze?
- Wilki?- W głosie sierżant van Erp słychać było i zdziwienie i niedowierzanie. - Co to za wilki? - Zapytała retorycznie nachylając się by dokładniej przyjrzeć się śladom kłów. - Mój pancerz działa bez zarzutów. - Mówiła, a wolną ręką dotknęła nawet tych śladów.-[i] To co spotkaliśmy było chyba równie upiorne co to. Skrzydlaty stwór mieczem rozwalał nasz pojazd. Mieczem. -[i] Podkreśliła prostując się i przenosząc wzrok na twarz mechanika. - A co gorsza nie wydawał się nieczuły na nasz ostrzał. Wyobrażasz sobie?
- To… wiesz… to wszystko jest bardzo dziwne.- zamyślił się Giles.-Niemniej to kwestia rozmiaru. Taurusy mają kopa… potrafią robić dziury, duże dziury… ale wiesz. O ile nie trafisz załogi, to takie dziurawienie pancerza niewiele zrobi czołgowi. Może jeśli walnie odpowiednio w amunicję… więc jeśli coś jest wielkie jak czołg i żywe, to… pewnie też nie czuje tak mocno tych dziur, jak ty byś poczuła.- po tych rozważaniach dodał tylko skromnie.-Tak sądzę. Na szczęście te.. wilki.. czy cokolwiek to było, nie okazały się nieczułe na kule. JR. zrobiła z nich mielonkę. A Hamato krwawą miazgę z łba bestii, która go ugryzła.
- A one wcześnie przegryzły pancerz. - Powiedziała niezbyt wesoło. - Nasz stwór potrafił wyczarować sobie pomagierów, którym nawet granaty fosforowe nie były straszne.
- To kiepsko. Bo Krio są drogie i nie ma ich dużo w naszej bazie. - ocenił Russell.
A do tej dwójki przysiadła się Charlotte wtrącając.- A my widzieliśmy szczury kradnące elektronikę.
- Na co im elektronika?- Lili nie mogła powstrzymać się przed zadaniem głośno pytania, na które zapewne żadne z nich nie znało odpowiedzi. - Przecież to szczury.
- No właśnie. Macie jakieś pomysły?- zapytała Charlotte z nadzieją w głosie.
- Nie znam się na szczurach.- stwierdził z rozbrajającą szczerością Giles.-Gargulec ma jednak sporo części użytecznych, jeśli się chce zrobić systemy komunikacyjne, nawigacyjne, systemy automatycznego sterowania ogniem.
- Już, już- Lili starała się przystopować mechanika. - Zaraz nam wyjdzie, że będziemy walczyć z armią szczurów uzbrojonych w nasze własne bronie. To chyba trochę … no wiesz niedorzeczne.- Zaśmiała się, ale tak trochę nerwowo.
- Myślę, że to jakiś…- tu Charlotte ściszyła głos rozglądając sie nerwowo.-Jakiś kawałek większego planu, króla zombie… bo wiesz… takie rzeczy naprawdę się dzieją na Haiti. Za pomocą Woodoo.
- Ty też nie przesadzaj Charlotte. - Lili odpowiedziała spokojnie i bez żadnej złośliwości w głowie. - Jak na razie nie wiemy z czym mamy do czynienia i nie powinniśmy popadać w skrajności.
- Po prostu nie lubię zombie i horrorów o nich. Nie wiem… czemu ich tyle nakręcono. To przerażająca wizja.- pisnęła cicho Collier.
- Bardzo. Więc przestań o tym myśleć. - Poradziła jej van Erp. - Inaczej nie będziesz w stanie skupić się na zadaniu. A to źle dla twojej kariery.
- Tak jest, ma’am.- odparła z przekonaniem w głosie Charlotte.
- I tak trzymać! - Lili powiedziała z entuzjazmem i klepnęła ją w ramię, by jeszcze bardziej podkreśli aprobatę dla postawy szeregowej.
Collier pokraśniała z dumy, a Giles westchnął znacząco.
- A teraz coś zjedzcie, póki możecie. - Elizabeth wymownie pomachała obojgu przed oczami swoim posiłkiem.
- Aye aye - odparli razem, Charlotte z entuzjazmem, a Giles dość… stoicko.
- A tak swoją drogą, to mogliby lepsze jedzenie nam pakować.- Lili zaśmiała się, można by rzec, że gorzko przełykając kolejny kęs.
- Mogłabym ja zrobić parę kanapek. Dobra w tym jestem.- wyjaśniła z dumą Charlotte i uściśliła.-Umiem gotować.
- Z czego ty chcesz te kanapki dziewczyno robić? - Spytała Lili żartobliwym tonem. - Bo chyba nie z tego? - Uniosła lekko mu górze pojemnik że swoim posiłkiem.
- No… z tego to nie. Proteinowa papka udająca jedzenie nadaje się tylko do wepchnięcia do gardła. Zazdroszczę, Bearowi, JR i Dwightowi. Oni to łykają bez mrugnięcia okiem.- westchnęła Charlotte.-Myślałam o odrobinie warzyw i jakimś kawałku smażonego wolno bekonu między nimi. Takie nadzienie kanapki.
- To może my powininnyśmy zamknąć oczy i wtedy przełkniemy to bez mrugnięcia, co? - Na twarz Lili wypłynął kwaśny uśmiech.
- Może.- zgodziła się się Collier, a Giles mruknął.- Bywa gorsze żarcie, niż wojskowe racje. Spytajcie Beara.
- Więzienne? Czy szpitalne? - Elizabeth nie wydawało się zbyt przekonana do swoich własnych słów.
- Hmm… pewnie i jedne i drugie.- zgodził się z nią Russell kończąc pracę przy pancerzu.
- Ale nie chcę się o tym przekonać. - Lili dokończyła swoja porcję papki. - Więc miejmy nadzieję, że twoje usługi Russell nie będa nam więcej potrzebne.
- Oby. Nie lubię ich naprawiać.- stwierdził Russell.
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny
Efcia jest offline  
Stary 03-03-2019, 12:32   #22
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Doctor Hansen zmieniła miejsce, jakoś mając dosyć zachowania Kita. Naprawdę chłopak powinien w końcu znaleźć sobie jakąś stałą partnerkę, bo był nieznośny jak nie zaliczał przez dłuższy czas. A przynajmniej to była teoria Hansen.
- Hej, pani sierżant, jak tam leci? - Powiedziała, dosiadając się koło JR.
- Jak co miesiąc - Odpowiedziała Jean, nieco szczerząc przy tym ząbki, co w sumie wyszło dosyć… kiepsko, biorąc pod uwagę fakt, iż właśnie jadła swoją rację polową, a konkretniej… chyba zupę pomidorową.
- Masz coś, ..wiesz. - Ashley zrobiła ruch palcami mówiąc delikatnie że pani sierżant ma coś między zębami. Choć oczywiście było to bardziej dla komicznego rozładowania sytuacji. Nikomu w takiej sytuacji tak naprawdę nie przeszkadzały brudne zęby.
- A tak serio to co o tym wszystkim myślisz?
- Yyy… ten… dzięki - J.R. przysłoniła dłonią usta, po czym przez kilka trwających wyjątkowo długo sekund mlaskała i syczała i cmokała, chyba starając się jakoś językiem wyciągnąć coś z uzębienia…


- Myślę, że to wszystko to nieźle porąbana sprawa. Wszyscy widzieliśmy dziwaczne rzeczy, więc albo wszyscy jesteśmy na jakiś prochach, albo te całe potwory to prawdziwe... - Odpowiedziała po chwili.
- Tiaaa, ja wciąż liczę na naukowe wytłumaczenie tego wszystkiego. - Przyznała Ash biorąc kęs swojej białej papki jedzeniowej. - Boję się, że inaczej mamy przerąbane, - Dodała ciszej.
- Nie rozumiem - Zdziwiła się sierżant - Dlaczego mamy mieć przerąbane?
- Słyszałaś sprawozdanie Lili. Mamy dużo, trudnych do ubicia przeciwników, niewiadomego pochodzenia. My spotkaliśmy lisy które wyglądały jak w stanie częściowego rozkładu, to jeszcze mogłabym jakoś wytłumaczyć ale jeśli mamy tutaj chodzące szkielety to sorry, ale z medycznego punktu widzenia nawet nie wiem w jaki sposób to ubić. - Ash była trochę zdziwiona i zagubiona. - Poza liczeniem, że rozczłonkowanie pozbawi je funkcji motorycznych.
- Może spędzili za mało czasu na strzelnicy? Albo nie nakarmili tych poczwar wystarczającą ilością ołowiu? Moja “Big Lucy” sprawiła się świetnie! - J.R. spojrzała na swoją wielką spluwę leżącą obok niej - Nie pękaj Ash, wszystko idzie jakoś ubić - Mrugnęła do niej na końcu.
- Twoja “Lucy” zawsze sprawia się świetnie. - Lekarka trąciłą heavy nogą. - I nie pękam, po prostu staram się ocenić sytuację.
- Nie bądź głupia… nie myśl tyle - J.R. wzruszyła ramionami, przyglądając się z lekkim uśmiechem twarzy Ashley - Słyszałaś kiedyś ten tekst? - Cicho się zaśmiała.
- Tak, na strzelnicy...i za każdym razem w głowie jak idę podrywać przystojniaków w barze. - Hansen odbiła żart w drugą stronę też cicho się śmiejąc.
- Tylko “przystojniaków”? - Spytała Jean, mrużąc oczy.
- Jean znasz mnie trochę. Wiesz doskonale, że dla mnie wszyscy ludzie są śliczni.- Powiedziała zaczepnie, ale właściwie mówiła prawdę. Dla Ashley wygląd potencjalnych partnerów zawsze stanowił element drugorzędny.
- A właśnie, propo wszystkich… jak tam ninja, oglądałaś go? Biedaczek taaaaki ranny - J.R. z lekkim przekąsem wypowiedziała się odnośnie Hamato.
- Symuluje, bo chcę uwagi. - Dołączyła do Jean z swoim małym żartem.
- Tylko on? - J.R. zerknęła na siedzącą obok kobietę.
- Pytasz kto jeszcze symuluje czy kto chce uwagi/ - Dopytała Ash zlizując resztki białej papki z foliowego opakowania.
- Ja niczego nie symuluję !- odezwał się nieco głośno i nie za bardzo stoicko “ninja”. -Ty najlepiej powinnaś to wiedzieć Hansen.
-Widzisz - Powiedziała ciszej do J.R. -Głośno zaprzecza bo wie, że został przyłapany. Zachowanie typowego symulanta.
- Stul dziubek kochanieńki - Jean zwróciła się do Hamato ze słodkim uśmieszkiem, po czym już sobie nim nie zawracając głowy, ponownie spojrzała na Ashley - Symulanci działają ci na nerwy?
- Nieeee, w końcu to naturalne. Zwłaszcza u dzieci, jak chcą się od czegoś wymigać, albo chcą uwagi. - Wyjaśniła Ashley, zwracając pełną uwagę na rozmówczynie.
- Hmmm… a może… posymulujemy kiedyś obie? - Palnęła J.R. drapiąc się po nosie.
- Bez takich głupot drogie panie. Akurat to nie miejsce i czas na symulacje.- mruknął Hamato ponuro i spojrzał na JR dodając.-A już ty sama powinnaś dawać młodej dobry przykład.
- A teraz widząc, że jego taktyka nie działa, zaczyna głośniej dawać o sobie znać. Klasyczny przypadek. - Ashley wiedziała że podpada Azjacie, tym komentarzem wypowiedzianym w stylu lektorka filmów przyrodniczych, ale trudno się mówi.
Hamato zgromił obie kobiety wzrokiem, ale duma zatrzasnęła jego usta. J.R. skwitowała z kolei wszystko cichym śmiechem, zerkając jednocześnie na oddziałową lekarkę.
- Coś nie tak?- Zapytała Ashley zauważając te zerknięcia.
- Wszystko cacy - Uśmiechnęła się szczerze sierżant - No chyba że u ciebie nie?
- U mnie już lepiej. - Odwzajemniła uśmiech Jean.
- To pylaj! - J.R. pacnęła dłonią Ash po kolanie… a w sumie owa dłoń, i to w rękawicy, ciężka była…
- Masz ciężką rękę, aż strach ci podpadać w obawie przed klapsami.- skomentowała lekarka, ale nie podjęła żadnej innej akcji by zmienić położenie swojego kolana ani ciężkiej ręki pani sierżant… która na jej słowa wymownie odchrząknęła, a dłoń spoczęła na kolanku lekarki. Sama J.R. z kolei rozglądnęła się na boki.
- Potrafię być i delikatna… - Szepnęła Jean, wzrokiem odszukując spojrzenie Ashley.
- Właśnie się zorientowałam, że myśmy nigdy nie były na wspólnym piwie. Jak wrócimy zdecydowanie idziemy na piwo. - Potwierdziła Ash podtrzymując spojrzenie McAlister, no nie podejrzewała pani sierżant o zainteresowanie swoją skromną osobą, ale nie będzie płakać z powodu takiej pomyłki założeniowej.
- Cieszy mnie, że masz już lepszy humorek - J.R. zabrała dłoń z kolana Ash i uśmiechnęła się szczerze -A z tym piwem, nie ma sprawy, trzymam za słowo.




.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline  
Stary 05-03-2019, 23:31   #23
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Narada

Narada była krótka.
- Sytuacja nasza co prawda nieco się zmieniła, ale priorytety pozostają takie same. Mamy dotrzeć do pozycji generała Hammeta i zrobić rozpoznanie. Co może jednak oznaczać, że na miejscu będziemy musieli wzmocnić jego zgrupowanie swoją siłą.- zaczął Wolvie.-Niemniej drugą częścią zadania jest przekazanie informacji dowództwu. W takim przypadku van Erp dobierzesz sobie dwóch meatboyów i co tam Hammet ci przydzieli.
Po czym machnął ręką.-Ale o tym pogadamy już na miejscu, razem z generałem. Do obozu mamy dwie godziny marszu. Meyes na przedzie idziesz. JR i Bear na flankach. JR na lewej Cook na prawej. Za JR Hamato i Carson, za Cookiem Pearson i Hauser.
Pancerz szefa wyświetlił na rękawicy hologram, na którym to Wolvie rozstawiał “pionki”. -W środku ja, van Erp i Giles. Za nami Hansen i Thompson. Reszta zamyka tyły.
Po czym zwrócił się do Marge.- Niestety będę musiał panią wykorzystać. Ktoś musi nieść zdobyczne zaopatrzenie i na czas misji będzie pani traktowana jako szeregowy.
-Rozumiem sytuację i cieszę się że mogę być przydatna.- Marge nie miała z tym problemu. Bądź co bądź, tu na ziemi była praktycznie tylko jeden stopień przydatności wyżej niż cywil. Uzbrojona w pistolet… w sumie była obciążeniem dla misji.

Podróż

Przemierzali na piechotę wypalony teren leśny od czasu do czasu znajdując zniszczone pojazdy i zwęglone trupy. Pozostałości po turystach, którzy byli na terenie parku podczas eksplozji i nie zostali odnalezieni. Cóż… przynajmniej mieli szybką śmierć.
Ekipa natknęła się na jeszcze kilka wilków, nieumarłych jak reszta fauny w tym miejscu. Ale wataka szkieletów nie była dość liczna by próbować się mierzyć z oddziałem AST, więc minęła ich szerokim łukiem. Za to na niebie zaczęło im towarzyszyć stadko kruków. Nieumarli drapieżcy towarzyszyli im cały czas, niczym posłańcy śmierci… lub zły omen. Nie pierwszy, nie ostatni tego dnia… już wszak tyle niepokojących obrazów widzieli.
I mniej więcej po godzinie natknęli się na kolejny.

Rozwalony wojskowy hummer, zamordowana załoga, trupy leżały pozostawione tam gdzie zginęły. Był to niepokojący widok, ponieważ US Army nie zostawia swoich. Ktoś już powinien przybyć tutaj, zabrać zwłoki do bazy. A jednak nikt nie przybył. Nikt się tym zaginionym hummerem nie zainteresował. Nikt…
Coś musiało stać się ze zgrupowaniem gwardii narodowej pod wodzą generała. Coś złego, być może coś tragicznego. Ale co dokładnie?
Wolvie zarządził krótki postój, by na początek sprawdzić co tu się stało. Porucznik miał zle przeczucia ( i nie tylko on). A co najgorsze nie myliły go one.

Obóz wojskowy
Rozłożony w dolince o niewielkim spadku, obóz Gwardii Narodowej był cichy jak grób. Bo de facto był cmentarzyskiem. Zginąć musieli chyba wszyscy. W samym obozie było ciemno i cicho. Żadnych śladów ruch. Przedpole było zasłana wrakami bojowych wozów piechoty, zniszczonych czołgów i trupów żołnierzy. Leżeli rozrzuceni niczym lalki którym podcięto sznurki. Z dwa czołgi wydawały się na sprawne, ale ich załoga też była martwa.
Mimo to…
- Za cicho tu jest. Za spokojnie. Meyes… widzisz ten głaz?- wskazał na skałę, którą eksplozja w paru musiała odsłonić zdzierając warstwę gruntu.
- Tak sir.- rzekła latynoska.
-Zajmij tam pozycję i wyślij drona.- rzekł Wolvie, po czym zwrócił się do Ash i Marge.-Dołączycie do niej i nie ruszajcie się stamtąd, bez mojego pozwolenia.
Po czym rzekł do pozostałych.
- Reszta… utrzymać szyk. Schodzimy w dół. I bądźcie czujni. Nie widać trupów wrogiej armii, więc…- zaczął mówić, ale w jego słowa wtrącił się Handsome. -Więc to może być pułapka.
-Właśnie. To może być pułapka i być może właśnie w nią włazimy. Ale nie mamy wyboru, więc… jeśli jest to pułapka, to pokażmy że nie warto zastawiać wnyków na Doomguys.- dokończył Wolvie.- Szyk luźny, głowy nisko. Nie spieszyć się. I nie strzelać bez rozkazu. Jeszcze nie mamy powodu do opróżniania magazynków.
Po tych słowach wydał gest dłonią.
- Naprzód.

Trójka dziewczyn zajęła miejsce przy głazie. Switch ułożyła się na nim wygodnie i oparła swój karabin o głaz. Marge i Ashley… nie miały za wiele do roboty. Nawet jeśli wywiąże się walka to medyczka wiedziała, że będzie bardziej jej widzem niż uczestniczką. Jej robota zacznie się dopiero po ewentualnej walce. Louise też się nie była specjalnie zajęta robotą. Posłała drona i obserwowała obóz wojskowy, ale to nie przeszkadzało jej podpytywać Ash.
-O czym tak plotkowałaś z naszą panią sierżant przy ognisku?
Zanim jednak lekarka miała okazję odpowiedzieć, Louise odezwała się do Jonesa.
- Poruczniku, ruch przy najbliższym całym czołgu. Człowiek… prawdopodobnie.- poinformowała szefa, co usłyszeli wszyscy.
- Miej go na celowniku, ale nie strzelaj dopóki nie dam rozkazu.- odparł Wolvie.
- Yesssir.- odparła Switch skupiając się na celowaniu, do…”człowieka” który urządzał sobie spacerek po pobojowisku.
Na widok zbliżających się żołnierzy ów osobnik szepnął cicho.-Surgit.
Szept ten usłyszeli wszyscy, gdyż był niesiony podmuchem wiatru. Elizabeth zaś rozpoznała ten język i słowo. “Przebudźcie się.”
I się przebudzili. Martwe dłonie zacisnęły się na karabinach. Ciała podniosły się z ziemi. Dziesiątki ciał. Żołnierze Gwardii Narodowej stanęli do walki. I rozpoczęła się kanonada.
Ostrzał taki skosiłby zwykłych żołnierzy jak kombajn dojrzałą kukurydzę. Ale Doomguys radzili sobie z takim ostrzałem. Co innego czołg. A wieżyczka jednego z nich właśnie obróciła się w ich kierunku.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 14-03-2019, 07:46   #24
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Śledztwo przy hummerze

Wolvie zwrócił się do Cooka.

- Rozejrzyj się i poniuchaj.

Ruchem ręki i gestem dłoni dał znać reszcie oddziału, że się zatrzymują na moment. Anthony ruszył więc ku rozwalonemu pojazdowi i trupom.


Ashley trzymała się swojego miejsca w szyku od czasu do czasu rozglądając się po okolicy.

- Często tak… macie… takie widoki?- zapytała ostrożnie Marge, będąc niemal przylepiona do lekarki.

- Nie, aż takie. Choć procedury do tych widoków nie różnią się od innych. Dojść na miejsce, zrobić rozpoznanie wyeliminować zagrożenie albo w tym przypadku odnaleźć paczkę. - Przyznała Ashley. Marge nie mogła widzieć jej niepewnej miny zza ciemnego hełmu, ale miała nadzieje że jej głos brzmiał wystarczająco pewnie.

- To dobrze, że wszystko macie pod kontrolą. Bo ja bym się zesrała ze strachu.- stwierdziła niepewnie Marge. - Lepiej czuję się jednak wewnątrz latającej maszyny, niż tutaj…. gdzieś pośrodku niczego otoczona, przez diabelskie pokraki.

- Tak, jesteśmy zajebiści. - Puściła komentarz do Marge widząc jej zdziwioną minę dodała.- Żartuje, ale trzymaj się nas. Wiemy co robić.

- Ok - uśmiechnęła się niemrawo Marge, ale potem dodała: - Jak bym się… porzygała, to się temu nie dziw. Dla mnie zabici wrogowie, to.. znikające kropki na radarze.
 
Obca jest offline  
Stary 14-03-2019, 12:57   #25
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Do Kita docierały strzępy wymiany poglądów, ale nie zamierzał podchodzić bliżej, by słyszeć dokładnie wszystko, ani brać w niej udziału. Ważniejsza była obserwacja okolicy, bo Kit (tak, jak zapewne i inni) nie chciał podzielić losu tych, co jechali hummerem. I dlatego pewnie niepokoiła go obecność ścierwojadów na nim. Bądź co bądź krążyły powoli nad nimi, jak sępy nad świeżym trupem.
- Też mam je ochotę ustrzelić. Nie wierzę, że to zbieg okoliczności. Wilki które mnie i JR zaatakowały, zrobiły to po tym jak poleźliśmy za białym widmem. Te tutaj… też się nie zachowują jak zwykłe zwierzęta. - stwierdził Hamato również pilnując bezpieczeństwa ekipy.
- Nie wyglądają na zwykłe - odparł Kit. - Zdecydowanie nie wyglądają. Ale na razie szkoda mi amunicji... Chyba że przy hummerze znajdziemy jakąś broń. Chyba jeszcze pamiętam, jak się używa zwykłej broni...
- Za wysoko. Trzymają się poza zasięgiem - ocenił Hamato.
- Ciekawe, czy czekają na to, aż staniemy się ich posiłkiem, czy po prostu nas szpiegują - powiedział Kit.
- Jedno i drugie - ocenił krótko Hamato.
- Przestańcie uprawiać czarnowidztwo. - Rzuciła pół żartem Lili przyglądając się przez krótką chwilę temu co było na niebie. Po chwili podeszła do dokonującego oględzin Cooka, by samej też dokładniej obejrzeć to co pozostało z Gwardii Narodowej.
- I co o tym sądzisz? - Zapytała Anthonyego, stając nieco z boku. Nie chciała przeszkadzać mu w robocie wchodząc w jego kompetencje.
- Tamtego piorun trafił.- Bear wskazał na zwęglone zwłoki.-Nie z góry. W pierś.
Potem spojrzał na trupa, którego oglądał. - Tego coś dopadło… zwierzę. Duże pazury. Czarna krew. Zdołał zranić zanim zginął.

- Piorun? Nie ładunek elektryczny? - zapytała Elizabeth z wyczuwalnym sceptycyzmem w głosie, chociaż starała się, by tak to nie zabrzmiało.
- Może to karabin tesli? Słyszałam, że testują taki projekt w Newadzie. Zamiast przyspieszać kule, używać ukierunkowanego strumienia elektronów - zasugerowała Louise.
- I skąd się niby taki karabin wziął tutaj? Jeśli nawet istnieje jakiś w miarę solidnie działający prototyp - wtrącił sceptycznie Guerra.
- Żaden karabin, nie chcę was martwić - powiedział Kit. - Jeśli ktoś potrafi machnięciem ręki przywołać stwory, które w naszym świecie nie istnieją, to co za problem ciskać piorunami.
- Nie ma się co jednak martwić zawczasu, prawda?- Pearson próbował wejść na optymistyczne tony. - Prawda, Ash?
- Racja, rozładowania plazmy która jest formą bardzo skondensowanej elektryczności zdarzają się podczas wybuchów wulkanów...czasem. - Medyczka wsparła Ważniaka w próbie podniesienia morali. - Więc mogło być to przypadkowe.
- Broń.- Bear sięgnął po ulubiony karabin żołnierzy US. Army. Onyxa.
Podniósł go i przyglądał się przez chwilę. Spojrzał na Marge.-Umiesz?
- Jasne… zaliczam nim siedem na dziesięć trafień.- odparła pilotka.
- No to łap. - Rzucił jej karabin. - Załadowany. Nie zdążył wystrzelić.
- Przynajmniej zginął szybko. - Van Erp sięgnęła po nieśmiertelnik trupa.
- Albo jechali na zwiad, albo z meldunkiem - powiedział Peter.
Tymczasem Bear podszedł do Wolviego i zameldował.
- Coś zgniotło pojazd i zabiło załogę. Dwóch wyskoczyło, jeden został porażony piorunem. Drugiego zwierzę poszarpało. Wilk… może. Duży wilk.- zameldował.
- Co zgniotło pojazd?- zapytał Wolvie, a Cook milczał chwilę rozważając odpowiedź.
- Duże… coś. Z góry coś - dodał.
- Przybiegło i skoczyło, czy przyleciało i wylądowało na hummerze? - zainteresował się Kit.
- Duże coś z góry - odparł Cook, nie dodając nic więcej.
- Ani chybi smok zrobił sobie lądowisko - mruknął Kit, po czym ruszył, by obejrzeć okolice pojazdu w poszukiwaniu śladów stwora, który zniszczył pojazd. Bezskutecznie, co tylko potwierdziło domniemanie Kita, iż był to jakiś stwór rodem z bajek. Lub koszmarów.
 
Kerm jest offline  
Stary 14-03-2019, 22:23   #26
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Bitwa się rozpoczęła. Żołnierze strzelali do nich, a Doomguys odpowiedzieli ogniem.
Morderczym w swej sile rażenia. Taurusy rozrywały ciała przeciwników. Ożywieni żołnierze, bowiem mieli tylko kamizelki kuloodporne i hełmy Gwardii Narodowej, coś co nie mogło powstrzymać kul taurusów. Było ich za to zbyt wiele, by taurusy mogły ich szybko wybić.
Za to pancerze chroniły ich przed kulami karabinów. Większość odbijała od płyt pancerzy. A te którym udało się przebić, nie wbijały się głęboko w ciało. Był więc pat.
Który jednak rozwiązywali JR i Bear.
Ich destruktory zalewały pole bitwy ołowiem powoli eliminując przewagę liczebną przeciwnika. Bowiem nieumarłych żołnierzy było więcej niż Doomguys. Dwie “kosiarki do trawy” jednak robiły różnicę na korzyść oddziału Wolviego.
Do czasu aż się wieżyczka czołgu obróciła.
Nastąpił wystrzał i eksplozja.
Wybuch powalił na ziemię obu Terminusów, a także ranił Pearsona oraz Hamato.
- Ten dziwoląg nimi steruje! - Lili rzuciła do komunikatora.
Peter wziął na cel osobnika, który - jako pierwszy - poruszył się, gdy tylko Doomguys przybyli na pobojowisko. I chybił… Taurus miał wiele zalet, ale zasięg broni do nich nie należał.
- Jest też jedynym żywym żołnierzem wroga, jakiego napotkaliśmy. I dopóki nie będzie stanowił bezpośredniego zagrożenia..- wtrącił Wolvie. - Zamierzam pochwycić go całego i zdrowego.
I zarządził głośno.- Skupić się na ożywieńcach…
- To zombie.- wtrąciła nerwowo Charlotte.
-W wszystko jedno co… Nie dać im podejść bliżej. Możliwe że mają granaty.- odparł Wolvie .- Giles… zmieć mi ten czołg z pola widzenia. JR. Bear… żyjecie?
- Taaa... - wtrącił krótko Cook.

J.R. podniosła się ociężale po zarobieniu strzału z czołgu (dobrze że nie bezpośredniego!), czując krew w ustach.
- Jest zajebiście! - Zameldowała nieco za głośno, sama wciąż mając dziwaczny pisk w uszach po ostrzale z grubego kalibru.

- Już się robi.- odparł Russell odrzucając śrutówkę, by sięgnąć po wyrzutnię rakiet.
Pocisk w z niej wystrzelony przeleciał ze głośnym rykiem silnika rakietowego przez pole walki uderzając na końcu w czołg. Eksplozja nie rozwaliła maszyny, ale… urwała wieżyczkę pozbawiając pojazd tego, co zagrażało Doomguys najbardziej.
-Naprzód! - krzyknął głośno Wolvie narzucając tempo. -... musimy się przebić do naszego celu i żywcem wziąć.
Ruszył do przodu…- [u]Nie przerywać ostrzału, tylko przeć do przodu. Jak ktoś niezdolny do walki to wycofuje się.. a Collier… osłaniaj ich odwrót na pozycję Hansen.[u]
-Tak jest.- odparła blondynka nie przerywając kanonady jak i reszta.
Nieumarli strzelcy mimo przerzedzenia ich szeregów podjęli dalszą kanonadę zacieśnili swoje szeregi. Taurusy żołnierzy rozrywały ich ciała. Ale jeden zdołał postrzelić Wolviego w udo, tuż przy łączeniu pancerza. Szczęśliwy strzał, ale Jonesa ten postrzał nie spowolnił, za bardzo. Potem przyszło ostrzeżenie od Ash. Rzeczywiście grupa nieumarłych chyba próbowała zajść ich od lewej flanki. I dlatego, Hamato sięgnął po jeden z granatów przy pasie.
Lili, dotrzymując kroku, ale i trzymając odpowiedni dystans do dowódcy, bez zbędnego rozmyślania, wybierała kolejne cele i zgodnie z rozkazem dowódcy, starała się nie dać podejść ożywionym zwłokom po żołnierzach Gwardii Narodowej podejść bliżej.
Kit starał się eliminować tych, którzy stanęli im na drodze do celu, którym był osobnik kierujący ożywionymi truposzami.
- To nie jest gra video, to nie jest gra video… - Powtarzała do siebie Jean, prując ze swojego miniguna do żywych trupów. Do eks-gwardzistów, do… niejako kumpli po fachu. Do amerykańskich mundurów.
- Szlag by to wszystko trafił. - Zgrzytnęła zębami.

I wtedy… stało się to. Z dłoni tajemniczego mężczyzny wystrzeliła błyskawica. Uderzyła w klatkę piersiową Jonesa, przeszła przez niego, trafiła w Lili… uderzenie wstrząsnęło jej ciałem wywołując ból. Na szczęście nie oberwała tak mocno jak szef, schodząc z drogi piorunowi.
-Switch wyłącz go!- krzyknął mimo bólu Wolvie i osunął się na kolana.-van Erp… przejmujesz dowodzenie.
Nastąpił strzał i kula rozwaliła czaszkę żywego przeciwnika zabijając go na miejscu. Nie zatrzymało to truposzy, ale ich ataki zrobiły się chaotyczne, nieskoordynowane, a przez to mniej skuteczne. Hamato rzucił granat fosforowy w najbliższą grupę truposzy. Eksplozja zapaliła wielu z nich, a także rozniosła się falą ognia po trawie podpalając kolejnych. Nie uciekali bowiem od ognia, a ich wysuszone zwłoki łatwo ulegały płomieniom.
-Ash? Porucznik oberwał. - Lili rzuciła się w stronę Jonesa.
- Charlotte, pomóż mi z nim.- Van Erp krzyknęła do będącej gdzieś z tyłu, ale niedaleko Collier. - A reszta może się z nimi zabawić.
Ten ostatni rozkaz był w zasadzie niepotrzebny. Przynajmniej jeśli chodzi o Kita, który starał się systematycznie eliminować tych truposzy, które jeszcze atakowały.
- Widzę i już biegnę - odpowiedziała Ash będąc już w drodze, by spotkać wyciągających z pierwszej linii porucznika w połowie drogi.

- Sukinsyn - podsumowała krótko wrogi atak… magika(?) na ich dowódcę McAllister, nadal robiąc użytek ze swojej “Big Lucy”. Wcześniej miała mieszane uczucia odnośnie walki z zombie-gwardzistami, teraz z kolei narastała w niej spora wściekłość. Na łączu dało się wkrótce słyszeć jej… warkot.
Rozpoczęła się kanonada… ułatwiona, bo bez swego przywódcy przeciwnicy napierali na żołnierzy skracając niepotrzebnie dystans. Oznaczało to co prawda więcej szans na rany postrzałowe, nawet jeśli powierzchowne. Ale i ułatwiały koszenie przeciwników, zwłaszcza przez heavy. Lufy ich karabinów czerwieniły się od stałego ostrzału, ale stop z których je wykonano wytrzymywał wyższe temperatury.
- Nie potrzebuję pomocy. Jeszcze potrafię wstać - rzekł do Jones do Lili i Collier które wzięły go pod ramię i wyprowadzały z pola walki. Była to połowiczna prawda. Choć na Wolviego potrzeba było czegoś więcej by go położyć na łopatki, to jednak doceniał wsparcie.
- Jasne - odpowiedziała mu Elizabeth, nie puszczając porucznika, mimo piekącego bólu i narzekań tego ostatniego.

Hamato pierwszy dopadł do czołgu, któremu to Giles odstrzelił wieżyczkę. Wskoczył na niego i dla pewności wrzucił do środka granat zapalający dobijając ewentualną załogę.
Pozostali rozwalali niedobitki ożywieńców. Czerwone lufy destruktorów przestały się już kręcić. Nie było już do czego strzelać. Zwyciężyli.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline  
Stary 14-03-2019, 22:35   #27
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
Tymczasem trzy dziewczyny siedzące za głazem przyglądały się sytuacji. One nie stanowiły źródła zainteresowania dla przeciwnika. Z czego najbardziej cieszyła się Marge, która nie miała nawet kamizelki. Kuloodpornej. Nie użyły więc jeszcze broni. Z uwagi na zasięg, Ash i Marge nie miały powodu by tego robić, a choć Luise nie odrywała oczu od lunety railguna, to nie nacisnęła ani razu języczka broni.
-Switch trafisz stąd w tego dziwoląga? - zasugerowała pytaniem Hansen.
- Tak. Jak tylko padnie rozkaz, to go wyłączę z gry. - odparła snajperka mrukliwym tonem. - Jest cały czas w moim polu zainteresowań.
- No to czekamy na Wolviego. - Powiedziała zniecierpliwiona Ash, widziała jak ich ludzie obrywają. To że była lekarzem nie znaczyło, że nie denerwowała się widząc walkę.
-Widzisz, prą do przodu.- pocieszała ją Switch, ale z tej pozycji na polu bitwy Hansen dostrzegła zbierającą się na lewo od Hamato znaczną liczbę… zombie.
-Hamato uważaj na twoją dziewiątą. - ostrzegła Azjatę licząc że nie będzie musiała nikogo reanimować.
- Dzięki.- odparł Azjata.
- Ktoś na was musi uważać. - powiedziała już do siebie obserwując pole bitwy. by ewentualnie napomknąć ich przed nowym zagrożeniem.
Widziała jak piorun wyrywa się z dłoni, uderza w pancerz szefa praktycznie wyeliminowując go z walki, jak ten piorun przechodzi raniąc Lili.
-Switch wyłącz go!- to polecenie szefa wystarczyło, by Louise nacisnęła spust.
Czaszka pękła jak melon.
W tym czasie Ash rzuciła do pilotki:
- Zostań tutaj i pilnuj żeby was nic nie zaskoczyło. :
Po czym była już, w biegiem, w drodze by spotkać się z Lili i Charlotte które wyciągały Wolviego z pierwszej linii.
-I po sprawie.- stwierdziła z satysfakcją Meyes.
-Ash? Porucznik oberwał. - Doszła wiadomość przez kanał radiowy.
- Widzę i już biegnę.- Odpowiedziała Ash będąc już w drodze by spotkać wyciągających z pierwszej linii porucznika w połowie drogi.
-Osłaniam cię.- odparła Meyes sprawiając, że ożywieńcy którzy zagrażali lekarce “magicznie” tracili głowy z głośnym hukiem. Teraz gdy Louise nie była obciążona pilnowanie piorunomiotacza, opróżniała magazynek railguna niszcząc kolejne cele.
 
Obca jest offline  
Stary 16-03-2019, 12:19   #28
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
Przed nimi widać było lśniące kontenery, siatkę oraz automatyczne wieżyczki na rogach obozu wojskowego. Wieżyczki były nieczynne, podobnie jak światła obozu były wyłączone. Zły znak.
Brama była otwarta na oścież.
- Cholera… - podsumował swoje uczucia Guerra.
- Taaa... Wygląda jakby zaraza ich wytłukła - przyznał Kit. - Potrafili to rozstawić, a zabezpieczyć już nie umieli? Proponowałbym - spojrzał na JR - odnaleźć generała, a potem sprawdzić, czy uda się tu cokolwiek włączyć.
- Pewnie siadło zasilanie. Wieżyczki wyglądają na podpięte.- ocenił Giles. Do sierżant podszedł też Guerra i Pearson oraz Hamato.
Cook się zatrzymał gdzieś z tyłu uznając, że lepiej zaczekać w pobliżu rannych i udzielającej im pomocy lekarki. Ot, na wszelki wypadek.
Nagle milcząca dotąd JR po prostu runęła na glebę jak ścięte drzewo… tracąc przytomność od upływu krwi.
- Medyk! - krzyknął Kit. - Ash! Tutaj!
Giles który był najbliżej pani sierżant pospiesznie zdjął jej hełm i nachylił się by sprawdzić.
-Oddycha.- rzekł z ulgą.
- Giles, ja tu będę - powiedział Kit. - Możesz włączyć prąd w obozie? Chyba nam się przyda...
- Gdzieś tu miałem pilota do prądu. - sarknął gniewnie Russell. - Czy mogę? Nie wiem… cholera. Nie wiem, bo nie wiadomo czemu go nie ma.
- Nie możemy ruszać na oślep do obozu. To że pokonaliśmy wrogów tu, nie oznacza że dalej ich nie ma. A niektórzy są niewidoczni dla termowizji. No i same kontenery są izolowane termicznie, więc wrogowie mogą być w środku - stwierdził Hamato.


Na widok zbliżającej się Ash, Lili z Charlotte położyły rannego dowódcę na trawie. Van Erp uczyniła to z ulgą. Jej ciało również mocno oberwało i czuła ból przy każdym oddechu. Może nie tak mocno jak Jones, ale jednak.
- Powinniśmy spalić ich wszystkich, dla pewności.- warknęła równie gniewnie, co z nutką strachu Collier nie do końca panując nad swoimi emocjami. Najważniejsze jednak, że Ashley się do nich zbliżała.
- Niestety - przyznała jej rację Lili. - Ale to później.
Dobrze, że hełm osłaniał twarz van Erp, inaczej wszyscy zobaczyliby jak walczy sama z sobą by nie okazywać bólu.
- Powinno być dużo benzyny w bazie.- oceniła blondynka.
- Nie potrzebuję dużo benzyny. - Elizabeth nawet uśmiechnęła się wypowiadając te słowa. - Wystarczy odpowiednio zainicjować reakcję i … BUM! Spopielimy szczątki.
W tym czasie Hansen udało się dostać do porucznika. Oszczędzając mu głupich komentarzy przeszła od razu do badania i opatrywania Wolviego.
Zdjęła pancerz i odsłoniwszy pobliźniony tors nałożyła pianę łagodzącą oparzenia, następnie wstrzyknęła nanobiotyki mające wesprzeć proces leczenia. I od razu było widać poprawę. Oczywiście nie mogła tego powtórzyć jeszcze raz. Nie w ciągu następnych dwudziestu czterech godzin. Takie wyciskanie siódmych potów z regeneracyjnych możliwości komórek mogłoby doprowadzić do zapaści, jeśli pacjent poddawany był temu za często. Następnie zdjęła pancerz z nogi i opatrzyła ranę na udzie. Tu wystarczyła opaska uciskowa.
Do całej grupki podeszły już Louise z Marge, oraz Dwight który zapewne uznał, że lepiej będzie w pobliżu.
-Mogę go zanieść.- zaoferował się.
-Ani mi się waż - warknął Wolvie siadając.- Nie jestem jeszcze inwalidą, ani emerytem… nawet jeśli paru ważniaków w Kapitolu chętnie by mnie w tej roli widziało.
- Chyba już mu lepiej, prawda Ash? - spytała ironicznie Louise.
- Dobra, Asch, to teraz ja. - Powiedziała Elizabeth zdejmując powoli swoją zbroję by lekarka mogła obejrzeć poparzone miejsca. Dwight od razu odwrócił wzrok, Wolvie też jakoś zaczął przyglądać swoim rękawicom. Za to Louise, wpatrywała się w odsłaniany przez Lili biust jak kot na talerzyk z tłustą śmietanką.
- Jak wrócimy to będzie was czekało przymusowe EKG, poparzenia to jedno, ale to jednak porażenie prądem. - Powiedziała do naelektryzowanej dwójki lekarka zajmując się Panią sierżant.
- Jak wrócimy. - Van Erp przytaknęła lekarce uważnie śledząc jej poczynania. Ta zastosowała podobną metodę. Spray łagodzący ból od oparzeń, zastrzyk nano… bolało, a w dodatku całe ciało ogarniała chwilowa gorączka, gdy pobudzony organizm przyspieszył regenerację komórek. Serce waliło Lili mocniej. Dobry znak.
- Dobra dwoje z głowy teraz przydałoby się sprawdzić co z resztą. - Lekarka spakowała suplementy medyczne i rozejrzała się po tych co widziała że oberwali i kręcili się w okolicy.
- Żyją i gadają. Wytrzymają chyba do jutra. Choć obojgu heavym przydałby się przegląd medyczny - ocenił Wolvie mocując pancerz. - Oberwali z armaty czołgu.
- Tak. Właśnie o nich mówiłam. - Przytaknęła porucznikowi lekarka.
Lili poszła w ślady porucznika zakładając swój pancerz.
- Gotowe.- Powiedziała bardziej do siebie gdy już była znów w pełnym rynsztunku.
- Czemu nie zarządzasz tym tam zamieszaniem?- wskazał na chaos przy bramie Wolvie, a potem.. wraz ze wszystkimi powiedział. - Szlag.
Bo JR się przewróciła, tak bez wyraźnego powodu upadła na ziemię.
- McAlister! Mów do nas!- Odezwała się w komunikatorze Ash, niby byli blisko ale ta chciała wiedzieć czy druga sierżant jest przytomna. Nie czekała na odpowiedź tylko ruszyła w stronę kobiety. Za nią podążał pospiesznie Dwight, zapewne równie zaniepokojony sytuacją.
- Melduję posłusznie, że to zamieszanie samo sobą doskonale zarządza, dzięki czemu ja mogę poświęcić uwagę ważniejszym rzeczom.- Lili odpowiedziała Jonesowi.
- Miło mi, że zaliczasz mnie do ważniejszych rzeczy… ale chyba jestem za stary pryk dla ciebie - zażartował Jones wstając i dodał zerkając na pozostałe dziewczyny. - Myślę, że Meyes, Collier i panna Thompson mi wystarczą. Idź… wprawiaj się w zarządzanie kryzysem.
- Tak jest! - Elizabeth strzeliła obcasami i zasalutowała. A następnie odwróciła się na pięcie i biegiem ruszyła za Ash i Dwightem.

Hansen szybko dobiegła do zbiorowiska przy bramie i klęknęła koło sierżant. Szybka ocena sytuacji i lekarka zwróciła się do Kita. - Potrzebuje ją położyć w jakimś kontenerze mieszkalnym.
-Ja ją wezmę. Doniosę - zaoferował się BFG. A Guerra dorzucił - Pomogę w tym. We dwóch będzie łatwiej.
- Lepiej jak ja sam. Mniej wstrząsów - odparł olbrzym.
- Medyczny byłby najlepszy - rzucił Kit, równocześnie rozglądając się w poszukiwaniu kontenera, który powinien być widoczny z daleka. [/i]
Po chwili na miejscu pojawiła się sierżant van Erp.
- Co z nią? - Zapytała.
- Wypadałoby ją zacząć zszywać, tak pięć minut temu, jeśli się nie wybudzi to będzie bardzo źle. - skomentowała Ashley wstrzykując J.R. środek uspokajający by spowolnić trochę jej organizm i kupić sobie i Jej trochę czasu. -[/i] Medyczny byłby najlepszy, zazwyczaj stawiają je gdzieś w centrum. Mogę się zadowolić czymkolwiek ze światłem i stołem.[/i]
- Musisz to zrobić tu.- Lili spojrzała najpierw na nieprzytomną J.R. a później na Ashley. - Nie puszczę cię tam bez rozpoznania.- Wskazała na obóz Gwardii Narodowej.
- No to ja na ochotnika - powiedział Kit.
- Hatamoto i Ronald zostają z Ash, a my idziemy tam.
- Nie ma mowy nie będę jej zaszywać ran na otwartej przestrzeni w momencie, kiedy nie wiemy co zmienia żołnierzy w ożywione zwłoki. Daj mi najbliższy kontener jaki jest. - Powiedziała stanowczo lekarka.
- To pozwolisz jej się wykrwawić? - Lili zadała pytanie zupełnie ignorując żądanie lekarki. - Ruszać się panowie. - Machnęła ręką na pozostałych. - Im szybciej sprawdzimy teren, tym szybciej doktor Hansen będzie miała swój dach na głową.
Ashley ugryzła się w język zamiast wdawać się w Lili w słowne przepychanki. Czy odgryzanie się jej za durne pytania sugerujące, że pozwalania się komukolwiek wykrwawiać i nie wykonuje swojej pieprzonej roboty. Monitorowała stan J.R. jak będzie robiło się niebezpiecznie blisko stanu zagrożenia to zamierzała szyć ją na powietrzu.
Na razie z JR. nie było źle. Jej stan był stabilny.
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny

Ostatnio edytowane przez Efcia : 17-03-2019 o 21:20.
Efcia jest offline  
Stary 17-03-2019, 08:15   #29
 
Obca's Avatar
 
Reputacja: 1 Obca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputacjęObca ma wspaniałą reputację
We need Medic!!!

-Jak sytuacja?- zapytał Wolvie podchodząc do całej grupki otaczającej Ash i jej pacjentkę.
- JR. jest stabilna. Van Erp poszła szukać miejsca dogodnego na operację pani sierżant.- wyjaśnił Hamato.
- Meyes… jak sytuacja z góry?- Jonec zapytał ich zwiadowczynię.
-Dron nie dostrzegl żadnych ruchów między kontenerami, ale długo już latać nie będzie. Akumulator wkrótce się rozładuje. - zameldowała Louise i rozejrzała się.-Miejsce jak z horrorów o alienie. Wszędzie trupy żołnierzy. Ani jednych zwłok przeciwników.
- Collier i Kurushima. Zabezpieczcie trupa naszego lidera truposzy.- rzekł Jones.-Zabierzemy jego zwłoki ze sobą. I wszystko co ma też.
-Może lepiej go spalić. Skoro rozkazywał zombie, to może znów ożyć.- zaprotestowała nieśmiało Charlotte.
- Mamy dużo pytań i mało odpowiedzi. Nie możemy sobie pozwolić na taką stratę. Wykonać rozkaz.- rzekł porucznik.
-Tak jest!- odparli razem Azjata i blondynka po czym udali się wykonać polecenie. Bear kucnął przy JR mrucząc.-Zawsze nie mierzy sił na zamiary.
- I kto to mówi.- mruknął Jones ironicznie. a Louise szepnęła pocieszająco do Ash.
-Wychodziła z gorszych opałów. Nie martw się, z pewnością przeżyje.
Ash nie skomentowała słów hawkeye, zwłaszcza że sprawiły, że lekarka poczuła się jak histeryczka. Bo skoro Switch ją pociesza to znaczy, że musiała zrobić coś co dało im do zrozumienia, że Ash panikuje. Co w mniemaniu medyczki było okazem słabości której nie powinno okazywać się w takiej sytuacji. Skupiła się na monitorowaniu sierżant.
Pewnym pocieszeniem były słowa jakie usłyszała w komunikatorze. Dwight i Dominic już szli po nie.
- A ty zawsze marudzisz - Odezwała się nagle J.R. łypiąc okiem na Beara. Kobieta uniosła się na łokciu, po czym rozglądnęła po pobliskich osobach - Co jest? - Spytała nieco szczerząc zęby.
- Straciłaś przytomność i chcieliśmy cię zacząć kroić ale jak już jesteś przytomna to wygląda to lepiej. Pamiętasz co się stało przed tym jak zrobiło się ciemno? - AShley zaświeciła JR latarką w oczy i sprawdziła reakcje źrenicy, ale nie zauważyła żadnych odchyleń od normy.
- Po ostrzale z tego pieprzonego czołgu oberwałam w nogę... - Jean spojrzała na wspomnianą kończynę. Na całe szczęście - i ku jej uldze - noga była tam gdzie trzeba, choć zakrwawiona…
- Nie, no troszkę dłużej byłaś potem na chodzie więc możliwe że mózg ci grzmotnął o czaszkę i miałaś chwile zaćmienia. - Powiedziała lekarka przechylając jej głowę sprawdzając czy nie zawyje z bólu w pewnych ustawieniach. - Jeśli Wolvie da nam tutaj chwile postoju to bym ciebie i Beara trochę pozszywała. Jak nie dam wam tylko koktajle stabilizujące w zastrzykach,
- Zdecydowanie się tu zatrzymamy.-ocenił Wolvie i spytała swojego heavy’ego. -A jak ty się trzymasz?
- Na oparach… siły woli.- odparł Cook.-Ale poczekam.
Tymczasem Dwight z Guerrą się zjawili.
- Dobrze widzieć cię przytomną JR. - rzekł Dwight przyjaźnie.- Ale nadal mogę cię ponosić, jak nie czujesz się… znaczy jak pani sierżant nie czuje się na siłach.
- Obejdzie się, BFG. Noga trochę boli, łeb trochę boli, ale w sumie nie jest źle... - J.R. znowu spojrzała na zakrwawioną kończynę, po czym przeniosła wzrok na Ash - To co, portki w dół? - Uśmiechnęła się drwiąco.
- Tak.. pełny striptiz. Oboje.- zadecydował Jones zerkając to na JR. to na Beara.-Ale to na osobności przed panią doktor w tym kontenerze. Hansen zrobi wam pełny przegląd. Dwight, dopilnujesz by byli grzeczni.
Następnie ruszył przodem.
-Hamato, Pearson, Collier, Meyes za mną.
- Prowadź do tego co nam Van Erp wybrała - Dodała już Ashley do BFG.
- Będziesz zadowolona. Żadnych trupów, żadnej krwi, żadnych gryzoni chcących odgryźć ci twarz.- odparł Dwight i spojrzał zaniepokojony na Marge, wiedząc że powiedział za wiele.

***

W improwizowanym Lazarecie Ash najpierw zajęła się sierżant. Pomogła jej zdjąć zbroje i zaczeła opatrywać nogę wyjmując odłamki, dezynfekując rany i zszywając rozcięcia. Trochę roboty z tym było. - Prawie jak wyjmowanie śrutu z tyłka… - Skomentowała w połowie. - Chcesz więcej znieczulenia?
- Hm? Co? - Spytała J.R. gapiąc się do tej pory gdzieś w sufit, przenosząc wzrok na “Ash” - A nie, nie trzeba… zostaw dla bardziej jojczących - Uśmiechnęła się zadziornie.
- Masz racje Cook będzie przecież na podwójnych dawkach jechał. - przytaknęła lekarka wracając do usuwania odłamków z reszty nogi. Po nałożyła żel przyspieszający gojenie i przykleiła opatrunki. - Jeśli mogę zalecić żebyś poczekała z kwadrans zanim wskoczysz w mundurek. Jeśli nie to monitoruj tą nogę czy nie zaczyna ci drętwieć. - Hansen wspomniała ściągając rękawiczki i czekając aż McAlister zbierze się w swoim tempie.
Jean spojrzała na te “kilka plastrów i trochę pianki” na swojej nodze, po czym na lekarkę. Minimalnie uniosła jedną brewkę.
- Przyjęte do wiadomości i… zignorowane - Uśmiechnęła się przyjacielsko, po czym zaczęła ubierać spodnie - Na mnie się wszystko goi jak na kocie, ale spoko, dzięki - Klepnęła ją w ramię.
- Mam nadzieję, że podawanie tabletek nie jest takie skomplikowane, Kotku. - Powiedziała Ash uśmiechając się równie przyjacielsko i wystawiając dłoń z czerwoną tabletką.
- Po tej się zostawało w Matriksie, czy go opuszczało? - Roześmiała się J.R. biorąc pigułę i ją łykając.
- Po tej nie dostawało się zakażenia i nie trzeba amputować kończyn.- Odpowiedziała ze śmiechem Ashley. - Dobra. Cook! Szykuj się! - Rzuciła głośniej do drzwi za którymi stał drugi Heavy.
Po chwili JR wyszła, a Bear wszedł i po chwili opuścił pancerz terminusa. Jego ubranie było pokryte plamami krwi, a klatka piersiowa zarośnięta jak u niedźwiedzia.
- Widzę że ty przyjąłeś wszystko na przysłowiową klatę. - Skomentowała Hansen wskazując biurko na którym wcześniej siedziała sierżant. - Wolisz leżeć czy siedzieć?
- Leżeć…- odparł krótko Cook i zaczął dalej się rozbierać.[/i]
Ashley przez ten czas naszykowała nowe opatrunki czyste szczypce i jednorazowe szwy. - To chyba pierwszy raz od badań okresowych jak cię znowu goszczę u siebie na praktyce.
- Gatki zostawić? Bo jeśli z nimi, to tak… jeśli bez to… pierwszy raz. Chyba.- ocenił Anthony.
- Chyba odwrotnie, i jeśli tam nie jesteś ranny to możesz zostawić. - Pozwoliła wspaniałomyślnie Hansen.
- Ok.- stwierdził polubownie Cook leżąc grzecznie, by Ash mogła wyjąć liczne odłamki z jego klatki piersiowej. Po czym przymknął oczy i stracił przytomność.
- Anthony?- Zwróciła się do mężczyzny lekarka sprawdzając jego znaki witalne. Po stwierdzeniu że nic mu nie jest ale zasłabł jak JR, wcześniej Hansen czknęła z rozbawienia. - Heavy, niezniszczalni niczym czołgi. - Ironizowała zacząwszy wyciągając z niego odłamki po zaaplikowaniu znieczulenia. Zszywanie też jej poszło szybko mimo że było ich trochę więcej niż w McAlister. Mniej więcej kiedy kończyła go zszywać.
- No dzień dobry panu, jak się spało? - Spytała z profesjonalizmem w głosie choć jej mina mówiła jasno, że biedny Bear będzie miał to wypomniane nie raz.
- Bywało lepiej. Gorzej zresztą też.- stwierdził Bear się prostując i siadając. Podrapał po muskularnym włochatym torsie pytając.-Wszystko ze mną w porządku?
- No już ci usunęłam wszystkie ciała obce, jeszcze tylko ci opatrunki założę… Zabandażuje ci to. Jak ci cokolwiek przykleję to nam wyjdzie z tego punktowa depilacja później. - Zadecydowała Hansen
- Odrastają szybko. Na plecach też.- mruknął Cook i usiadł przyglądając się lekarce.-Ciężki dzień, co?
- Proszę cię dopiero troje z was naprawdę oberwało. Jak jeździłam na karetce o tej porze mieliśmy już z dziesięciu pacjentów. - Powiedziała i zaczęła bandażować tors mężczyzny. - I nie chodzi o odrastanie tylko o nie torturowanie cię odrywając ci dwudziestu mniejszych opatrunków jeden po drugim.
- Zapominasz o kilku-kilometrowych spacerkach w wyłączonej zbroi.- przypomniał jej Cook.-Ale to może… ja się starzeję.
- Nie wiem co chciałeś zasugerować ale jeden większy opatrunek z bandaża będzie mniej uwierający niż dwadzieścia małych Anthony. A jak nadal myślisz że tak będzie lepiej to jako lekarka mówi, że gówno wiesz i się nie mądrzyj.
-Nie. Rób co chcesz. Ty tu jesteś specjalistka.- rzekł pospiesznie mężczyzna.
- Cóż za wspaniałomyślność - Hansen kończyła i zaczepiła taśma koniec. - Proszę bardzo możesz się rozwalać na nowo. A tak na serio to, rób co do ciebie należy jak poczujesz się gorzej to daj mi znać.
- Sie robi.- odparł Bear salutując. I zaczął się ubierać mówiąc.- Ty też… daj znać jak będą kłopoty.
- Dam znać, Anthony. - Zapewniła go lekarka również wkładając zbroję.
- Nikogo nie ma przed kontenerem.- mruknął Bear, chwytając odruchowo za broń.
- Pewnie poszli zwiedzać, wywołaj ich przez radio. - Uspokoiła go lekarka.
-Ok..- stwierdził Bear i nawiązał kontakt z JR. I po krótkiej z nią rozmowie spytał Ash. -Idziemy?
- Wątpię byśmy znaleźli knajpę wystarczająco drogą, byś mógł mi odpowiednio podziękować za to co dla was robię...ale tak zobaczmy co znaleźli. - Rzuciła żartem Ashley i ruszyła obok Cooka.
- Z moim gustem… na pewno nie. Lubię tłusto.- wyjaśnił Anthony ruszając przodem.
- Ja surowo.. - dodała znowu się z nim zrównując.
- Mhmm… można i tak.- zgodził się z nią Anthony.-Jajka?
- Tatar i ryby ale do nich surowe jajko też się dodaje.
- Mhmm.. ja żółwie. Wężowe.- wyjaśnił Cook.
- Żółwie to nie przypadkiem są pod ochroną? - Zapytała z ciekawości Ash.
- Pewnie są. Ale w Amazonii nikt się nie czepiał. Miejscowi jedli.- odparł Bear.
- Nie no z miejscowymi to inaczej.
- Naśladować ich trzeba.- wyjaśnił Anthony.
- Tia wiem coś o tym, na jednym wyjeździe do Togo. Też nas naciskali żeby się bratać z miejscowymi. Tyle że nikt nie chciał wrócić z Zoo pasożytów w organizmie, więc raczej omawialiśmy ich posiłków.
- Zobaczymy jakie pasożyty, JR znalazła.- stwierdził Bear, choć lekarka instynktownie zwróciła większą uwagą na czerwone krzyże lazaretu położonego obok stołówki.
- Chodźmy najpierw tam chcę zobaczyć czy ich medyk zostawił coś przydatnego - nie czekając na Beara ruszyła przodem.
-Tak jest.- odparł Cook podążając za dziewczyną.
Stając przy drzwiach Hansen wyjęła swojego Vipera. - Dobra misiu, postarajmy się nie rozwalić wszystkiego w pierzynę jasne?- po potwierdzeniu otworzyła drzwi do lazaretu.
- Wygląda nieźle.- ocenił Cook wchodząc za nią. I mylił się… wyglądało lepiej niż nieźle. Gen Hammet załatwił sobie przenośny lazaret przeznaczany do operacji bojowych. Jeden z najlepszych dostępnych w US Army. Wchodząc do środka Ash starała się nie piszczeć z zachwytu. Tutaj można było samodzielnie operować na otwartym mózgu. Mieli skalpel molekularny!
- Myślisz, że możemy to zabrać ze sobą ? Wiesz jako zdobywcze fanty? - Hansen zaczęła przeglądać sprzęt i zapasy. A największą uwagę poświęciła ewentualnym danym zapisanym na komputerze. Niestety nie znała hasła miejscowego medyka, więc nie weszła do systemu.
- Szefu pewnie każe zgarnąć wszystko co nam się przyda w drodze powrotnej, ale na szaber nie masz co liczyć. Kwatermistrz w bazie każe nam się rozliczyć ze wszystkiego.- wyjaśnił brodacz siadając na jednym z łóżek.-Wygodne.
- Ja bym was mogła wskrzeszać tym sprzętem…- Hansen powiedziała trochę rozmarzona. - Hej, daj znać reszcie że jakby znaleźli szczątki kogoś, kto wygląda na personel medyczny to żeby przeszukali mu kieszenie lub zabrali dłoń. Chcę wejść do komputera ale nie mam hasła. - Wydała Anthony’emy jakieś przydatne instrukcje.
- Myślę, że lekarz mógł zginąć gdzieś przy lazarecie, więc zostań tutaj. A ja się rozejrzę.- stwierdził Anthony ruszając zadek i kierując się do wyjścia.
- Może być palec, ale musi być nietknięty w sensie że ma mieć linie papilarne. - Krzyknęła za nim częstując się zapasami medycznymi uzupełniając to co zużyła.
Bear wyszedł, a zajęta szabrownikami lekarka dopiero po chwili zorientowała się, że słyszy niepokojący chrobot z ciemnego kąta lazaretu. Wzięła więc na nowo Vipera i latarkę i ruszyła w tamtą stronę odbezpieczając broń.
W kącie krył się kolejny znaleziony w bazie gryzoń… czarny nieco duży i z wyrostkami. Szczur zasyczał gniewnie i rzucił się w kierunku lekarki, by w ostatnich chwili zmienić kierunek szarży i pognać do wyjścia.
- Ufff było blisko. - Powiedziała do siebie Ash i wróciła do swoich zajęć. W końcu wrócił Bear z kolekcją ludzkich palców, do wyboru dla lekarki. Prawdziwa zabawa mogła się zacząć. Ash sprawdzała palce w czytniku sprawdzając czy któryś pasował. I za trzecim razem trafiła. Weszła do sytemu.
- YaY! A teraz pokaż mi cudeńko, co moimi koledzy znaleźli…- Ash przypominała teraz Russella kiedy pracował nad zbroją.
Otworzyła katalog pod nazwą anomalie. I znalazła opisy miejscowej “fauny”. W katalogu były dwie pozycje: Szkielet I szczur.
- Co? Tylko tyle? - przejrzała dane o obu. O szkielecie wiele nie było informacji. Okazało się bowiem, że ożywiony szkielet jest.. zwyczajnym szkieletem. Nawet po badaniu kości pod mikroskopem molekularnym nic nie odkryto. Spektrograf dał natomiast ślad jakiegoś dziwnego widma. Niewiele to jednak dało samej Ash. Sekcja zwłok szczura pokazała natomiast przerost tkanki nerwowej zarówno w mózgu jak i wzdłuż rdzenia kręgowego. Oraz rakowate tkanki w ciele i na ciele, zniekształcenia kości. Coś co można by uznać za efekt radiacji, doświadczany przez kilka milionów lat i kilka miliardów pokoleń szczurów… ewolucja która przebiegła w zaskakująco szybki sposób.Lekarka szukała dalej w systemie, ale żadnych więcej ciekawych plików nie odkryła. Co nie było dziwne, wszak tę bazę założono ledwie kilka dni temu.Trochę rozczarowana Ash dodała się z poziomu administratora do systemu. Potem dokończyła pakowanie i odwróciła się do Beara.
- No dobra koniec zabaw na dzisiaj. Idziemy do reszty. - Powiedziała i ruszyła w stronę drzwi.
- Wolvie szybki Update, szpital polowy w stanie idealnym, jak ktoś jeszcze potrzebuje szybkiego podreperowania to nie widzę przeszkód żeby zrobić to teraz. Przydatnych informacji niestety brak w bazie. Przenosimy się teraz do messy.- Podała info do wodza.
 
Obca jest offline  
Stary 17-03-2019, 16:02   #30
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Lili ruszyła na czele oddziału z Gilesem, Dwightem i Guerrą oraz Kitem. Ich celem był najbliższy kontener mieszkalny. Po drodze minęli poszarpane ciało żołnierza, na którym ktoś musiał testować piłę łańcuchową po pijaku.
Drzwi do kontenera były lekko uchylone, ale klamka pokrwawiona.
- Najpierw strzelać, a później zadawać pytania - powiedziała Lili przystając przed kontenerem i chwilę nasłuchując. Ze środka dochodziły piski i szuranie, co mogło wskazywać na cholerne gryzonie, o których wcześniej wspominała Ashley.
- Otwieramy, czy idziemy dalej? - szepnął Kit, chwytając za krawędź drzwi i zamieniając taurusa na pistolet.
- Proponuję dalej… nawet jak rozwalimy to co jest w środku, to warunki będą tam dalekie od higieny - wyraził swą opinię Handsome.
- Na trzy otwierasz- Lili spojrzała na Dominica. - A ty, Kit, ubezpieczaj. Jeden... - Sprawdziła broń. - Dwa...
Na trzy, gdy Guerra otworzył drzwi, Lili wpadła do środka oświetlając pomieszczenie.
I miała rację.. to były szczury. Kilka zwykłych gryzoni, jeden…




… olbrzymi szczur, wielkości średniego psa. I ten z piskiem rzucił się na Lili, która od razu władowała w stwora kilka kulek.
Kit, mający ubezpieczać panią sierżant, wkroczył do baraczku z pistoletem w dłoni, gotów do wpakowania kilku gramów metalu w przerośniętego gryzonia. I strzeliłby we wszystko co jej zagraża, gdyby nie fakt, że seria z onyxa pani sierżant rozerwała atakującego gryzonia na strzępy. Pozostałe zwykłe szczury rzuciły się do ucieczki. Ta nie udała się wszystkim sześciu osobnikom, których dosięgły kule Kita.
Po trafieniu przerośniętego szczura van Erp rozejrzała się dokładnie po pomieszczeniu.
Pomijając kolejnego trupa, którym owe gryzonie się pożywiały, było to standardowy kontener mieszkalny, jeden z wielu jakie Elizabeth widziała w swoim życiu.
- Te resztki szczurów niezbyt się spodobają Ash - powiedział Kit.
- Sprawdzamy po kolei każdy kontener - zadecydowała van Erp. - Aż znajdziemy coś odpowiedniego, albo dotrzemy do punktu medycznego. Na zmianę wchodzimy do środka. - Palcem pokazała jaka ma być ta kolejność. - Jakieś pytania? Nie? To ruszamy.
- Ash, co J.R?
- Stabilnie- usłyszała w odpowiedzi.
Kolejne dwa baraki, były puste… za to zakrwawione. Trupy leżały rozerwane, pocięte czymś. Kontenery były zakrwawione. Dopiero trzeci barak okazał się pusty i czysty.
- Ash... mamy czysty kontener - powiedział Kit.
- Dwight i Dominic, idziecie po nich. My tu czekamy. - Powiedziała Elizabeth, później odezwała się w komunikatorze. - Zaraz przybędzie transport, szykuj się Ashley.
BFG i Handsome ruszyli bez słowa w kierunku pozycji lekarki i rannej JR.
- Sprawdzimy kolejne kontenery zanim wrócą. - Mówiąc to Lili ruszyła do najbliższego metalowego schronienia rozstawionego przez nieżyjących podwładnych generała Hammeta.
Giles wzruszył ramionami i spojrzał na Kita. Trzymając w ręku swoją w śrutówkę podążył bez słowa za panią sierżant. Razem z Kitem, który uzupełnił naboje w magazynku.
Podobnie jak w przypadku sprawdzonych już obiektów chwilę nasłuchiwali i z zachowaniem wszystkich możliwych w takim miejscu środków ostrożności zaglądali do środka.
Kolejne przeszukiwane kontenery na szczęście okazywały się puste. Przy czwartym jednak znów było słychać piski.
- Ekipa deratyzacyjna by się przydała - stwierdził, mało odkrywczo, Kit.
- Jako pożywienie dla przerośniętych gryzoni?- Odpowiedziała mu Lili odliczając przy tym na palcach do trzech by kolejny “ochotnik” mógł wejść do środka.
- Te duże dla nas, te małe dla nich - odparł Kit, na "trzy" otwierając drzwi na oścież, z bronią gotową do strzału. Tym razem było z dwadzieścia małych gryzoni… szabrujących wspólnymi siłami pozostawionego laptopa w.
-Może lepiej ja? Moja broń lepiej się nada?- zaproponował Russell celując z śrutówki.
- Ależ bardzo cię proszę. - Lili parodiując dworski gest zrobiła miejsce Gilesowi.
- Zaczynają tworzyć wysoko rozwiniętą cywilizację - rzucił Kit, widząc, co się cieszy zainteresowaniem szczurków.
Russell nie skomentował tego od razu, tylko strzelił dwa razy. Duży rozrzut śrutu zmienił gryzonie w krwawą miazgę.
- Trupy były sterowane przez jednego typka. Możliwe że inny włada szczurami.- dodał na koniec.
- Władca szczurów, czy flecista... z... nie pamiętam jakiej bajki? - Kit spojrzał na Russela.
- Van Erp idziemy na waszą pozycję.- usłyszeli głos szefa. - Nie ruszajcie się stamtąd.
- Przyjęłam. Czekamy. - Lili odpowiedziała mu patrząc jednocześnie beznamiętnie na truchła gryzoni.
- Z dopadnięciem tego władcy musimy trochę poczekać. - Dodała już do swoich towarzyszy.
Minęło kilka minut nim szef zjawił się z obstawą.
- Dobra robota - rzekł na wstępie i sięgnął do schowka w karwaszu pancerza. Wyjął stamtąd trzy klucze elektroniczne o wysokim stopniu dostępu. Ale pewnie jednorazowe.
- Van Erp... weź Gilesa, dwóch meatboyów i udaj się w poszukiwaniu siłowni. Potrzebujemy odzyskać zasilanie w bazie. - Podał klucze Lili. - Oczywiście drzwi do kontenera z generatorami prądu będą zamknięte i będziesz musiała je wysadzić, ale jak to załatwicie, to wyruszycie na poszukiwanie kontenera nadzoru. Może uda się uaktywnić kamery i wieżyczki automatyczne. I uzyskać nagrania tego co się stało wcześniej. Wtedy klucze ci się przydadzą. Ja poszukam siedziby Hammeta.
- Robi się. - Van Erp wzięła klucze. - Kit, Dominic, idziemy. - Ruchem ręki “zaprosiła” wywołanych do udania się w kierunku centrum obozowiska.
Guerra skinął głową i ruszył za panią sierżant. Podobnie jak Giles. Kit również do nich dołączył. Zgodnie z rozkazem.
- Mam tylko nadzieję, że żaden magik nie poprzestawiał ustawień tych armatek - powiedział Kit, gdy zrobili kilka kroków.
- Prędzej te szczury je rozłożą na części pierwsze - zauważyła dość smętnie Lili.
- I tak nie będziemy przebywać tu dość długo, by miało to znaczenie - ocenił Guerra kierując się za panią sierżant podążającą ku centrum bazy.
- Mnie bardziej martwi, co one z tymi częściami chcą zrobić - dodał Giles.
- Zapewne konkurencję nam. - Z ust pani sierżant padł dość ponury żart.
- Technikę mamy dość dobrze rozwiniętą... ci... obcy... są lepsi sztukach magicznych - skomentował Kit.
 
Kerm jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 14:21.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172