Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 13-04-2019, 16:48   #141
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację



Kirill zmrużył oczy, patrząc na mężczyznę. Miał wrażenie, że właśnie w tej chwili jego osobowość rozdzieliła się na dwie różne. Zaczęły walczyć o władzę nad ciałem. Jedna krzyczała ze strachu, pamiętając to całe zło, do którego Dahl był zdolny, i które mu wyrządził. Chciała uciekać, a może i rozpłakać się. Natomiast druga pragnęła stanąć do walki. Podejść i odpłacić się z nawiązką za to wszystko, czego Kaverin doświadczył. Chciał, aby Dahl cierpiał dziesięć razy bardziej. Miał ochotę roztrzaskać jego psychikę na kawałki. Przeprowadzić lobotomię bez narządów chirurgicznych. Aby mężczyzna był w stanie jedynie leżeć, przywiązany pasami, ślinić się i wpatrywać bez żadnego zrozumienia w sufit.
- Po co tu jesteś? Dlaczego ja tu jestem? - jego głos był aż ochrypły z wrogości. Stał nieruchomo, w pełni wyprostowany i patrzył na mężczyznę wzrokiem Meduzy.
Joakim opuścił dłonie na stół i stuknął palcami, jakby wybijał jakiś, tylko sobie znany rytm. Zaraz przechylił się do tyłu, opierając w fotelu
- A gdzie jest tu? A jesteś pewien, że tu jesteś? A to nie ty chcesz czegoś ode mnie? - zaczął swoją gierkę Dahl. Znów zamilkł i milczał. Jakby nie miał zamiaru mówić, póki nie dostanie odpowiedzi na pytania, które zadał. Nawet jeśli były retoryczne.
- Odpowiadając po kolei… - Kirill zawiesił głos. - Nie ma znaczenia, gdzie jest tu, ani czy naprawdę tu jestem. Problem polega na tym, że widzę ciebie. A to znaczy, że to miejsce, istniejące, czy też nie, jest przeklęte. Poza tym… rzeczywiście, chcę czegoś od ciebie - zrobił pierwszy krok w jego stronę. - Żebyś cierpiał - rzekł głosem ciężkim niczym kowardło. Następnie podniósł do góry ręce i uśmiechnął się. - Kurwa, cóż więcej mam rzec?
- Tak jak ty? - zapytał Dahl, po czym skrzyżował ręce.
- Bo jak na razie, zdaje mi się, że coś mało cierpisz. Nie zapomniałeś o mnie czasem, hmm? Poczułbym się urażony - odezwał się Joakim i usmiechnął lekko. To nie był ten jego standardowy, drapieżny uśmiech, który znał z przeszłości, jednak nadal należał do niego…

- Kirillu - rozległ się głos gdzieś w jego głowie.
Kaverin jednak nie zwracał na niego uwagi. Czuł wzbierającą wściekłość. Nie chciał rozmawiać z tym mężczyzną i bawić się z nim. Kłócić się i pyskować sobie niczym wredne nastolatki na imprezie. Dahl był jego gwałcicielem, który wykastrował go. Pomiędzy nimi nie powinno być dialogu. Każde słowo, które wypowiadał przy nim, było niczym cios nożem w serce. Każda sekunda przy nim przypominała piekło w najgorętszej i najstraszliwszej postaci. Nienawidził Joakima każdym centymetrem swojego ciała. Chciał zabić go tak mocno, że zbierało mu się na płacz.
- Jesteś tylko kolejnym psychopatą - rzekł cicho, jakby niezdolny do podniesienia głosu. - Ostatnio jest ich zatrzęsienie. Nie jesteś pierwszym, z którym musiałem się zmagać i na pewno nie ostatnim. Jednak to ty zraniłeś mnie najdotkliwiej. I pożałujesz tego. Obiecuję ci to. To, co zrobiłem Alice, nie jest nawet zapowiedzią tego, co doświadczysz ty. Brzydzę się tobą, więc nie zgwałcę cię tak, jak ty zgwałciłeś mnie. Przygotuję na ciebie kij bejsbolowy z powbijanymi gwoździami. Nie martw się, dobrze go naoliwię. Wytnę nożem wszystko, co posiadasz między nogami, a potem każę ci to zjeść. Będziesz głodował tak długo, aż mnie poprosisz o ten posiłek. Potem będę cofał czas tylko i wyłącznie po to, aby zrobić to na nowo… i na nowo… i na nowo… - z każdym powtórzeniem kręcił palcem w powietrzu kółeczka. - Aby mi się nie nudziło, będę zmieniał narzędzia. Noże, piła motorowa, śrubokręt, korkociąg… będę gwałcił cię tym wszystkim. I znajdę sposób, abyś pamiętał poprzednie razy. I żeby cierpienie kumulowało się. Aż wypali twoją osobowość, wspomnienia, podświadomość... - Kirill dopiero wtedy uśmiechnął się i podniósł do góry obie dłonie, jakby właśnie malował nimi przepiękny, wyimaginowany obraz. - Będziesz jedynie cierpieniem. Tym jednym odczuciem.
Zaśmiał się.
- Powiedz mi… czyż nie jestem artystą?
Joakim nie przerywał mu, słuchając co miał do powiedzenia, po czym wstał ze swojego miejsca i podszedł do okna, kompletnie ignorując Kirilla
- Na pewno psychopatą - powiedział krótko, ale prosto podsumowując całą fantazję Kaverina o jego zemście.

- Kirill! - teraz to już nie był głos. To był krzyk. Kiry. Wołała go. Dahl drgnął, jakby też to usłyszał. Spojrzał w stronę Kaverina, a w jego spojrzeniu pojawił się błysk. Ten jeden, bardzo konkretny.
- Ktoś cię chyba woła. Nie powinieneś kazać jej długo czekać. Brzmi wyjątkowo… Dramatycznie - uśmiechnął się i znów odwrócił.
I nagle Kaverin miał wrażenie, że utonął. Gdy spróbował złapać powietrza, zakrztusił się. Siedział w fotelu. W samolocie. Przed nim przykucnęła Kira i dotykała go w policzki oburącz. Wyglądała na bardzo strapioną i wystraszoną
- Kirill? Zapytała trochę niepewnie. Obok stał Misha. Trzymał torbę na ramieniu. Na zewnątrz nadal było ciemno, ale samolot nie leciał, a stał. Musieli wylądować…
Kaverin płakał. Jego oczy z jakiegoś powodu postanowiły wypluwać dwa obfite wodospady łez. Otworzył usta i zaczął głośno przez nie oddychać, aby uspokoić się, ale panika jedynie w nim wzrastała. Ta odważna część osobowości wyczerpała się i pozostała ta druga, znacznie słabsza.
- Misha idź już. Poczekaj na nas w pierwszym pomieszczeniu do którego wejdziesz. Zaraz przyjdziemy - powiedziała Kira, a chłopiec pokiwał głową i ruszył do wyjścia z samolotu. Ludzie nadal wysiadali, więc mieli jeszcze parę chwil.
- Spokojnie, już. Wszystko w porządku - uspokajała go kobieta, pogłaskała go po głowie, szyi i ramionach.
Podniósł rękę, aby wytrzeć i żeby nikt nie wiedział go w tym stanie. O ile Kira raczej nie stanowiła problemu, to Misha… Nie chciał, aby chłopak widział go w tym stanie. Kaverin miał wrażenie, że jego serce pękło i nie ma co pompować krwi. Może już umarł, a teraz był tylko chodzącym trupem. Przez trzy dni myślał, że może jednak tak nie jest, że da radę uciec od tego kim był i co przeżył, ale to było niemożliwe. Właśnie przypomniał sobie o tym. Co on wyprawiał? Całował dziewczynę w samolocie, jadł łososie z borowikami, słuchał powieści czytanej przez Mishę… Jak wielka musiała być pycha Kirilla, że uznał, że może sobie na to pozwolić. Podniósł dłonie nieco wyżej, aby pomasować skronie. Głowa rozbolała go straszliwie. Miał wrażenie, że w jego czaszce ktoś umieść młot pneumatyczny, który rozbijał po kolei wszystkie płaty i zakręty mózgu. Mielił je na bezkształtną, miałką pulpę. Rosjanin poczuł się nagle źle w towarzystwie blondynki. Miał wrażenie, że jest głupim dzieckiem, a ona rzuconą przez los przedszkolanką, która musiała sobie z nim poradzić.
- Tak, wszystko w porządku - powiedział możliwie najbardziej opanowanym głosem.
Po czym rozszlochał się jeszcze bardziej niż wcześniej. Śluz zaczął cieknąć z jego nosa, ale wytarł go drugim, wciąż suchym rękawem.
Kira przechyliła się do niego i mimo, że Kaverin był rozpłakany i zasmarkany, przytuliła go mocno do siebie, obejmując. Schowała go przed światem. Przytuliła go do swojej piersi. Czuła na pewno jego ból. Musiało jej być przykro z powodu tego co pomyślał, a co urywkami powiedziały jej istotki, a mimo to nie porzuciła go. Przytuliła go do siebie, żeby ponownie zaleczyć ranę. Żeby załagodzić jego ból najlepiej jak mogła.
- Nie jesteś sam - obiecała mu.
- Wiem. Są też moi wrogowie - odpowiedział. - Ja… ja myślę, że będę musiał…
Nie dokończył, bo nie wiedział jak. Co chciał powiedzieć? Że wypowie im wojnę i ich zniszczy? To wydawało się przeokropnie głupie i nierozsądne. Jednak z drugiej strony… ile dekad Kirill planował żyć, mając takie sny? Bojąc się na każdym kroku kolejnych wrogów? Doszedł do wniosku, że jeżeli chce spać spokojnie, to Dahl musi zginąć. A Rolan… trafić do więzienia, albo też umrzeć, tyle że przez okropny przypadek. Kaverin uświadomił sobie, że tak właściwie chciałby, aby jego brat umarł, tyle że nie z powodu jego akcji. Wnet poczuł się jeszcze gorzej, ale przestał płakać.
- Pojedziemy do pokoju nad barem - powiedział cicho. - To idealne miejsce.
“Z powodu alkoholu na parterze”, dodał w myślach. Musiał upić się mocno, żeby wódka rozmiękczyła ból głowy, który odczuwał. Poza tym chciał czuć to przyjemne gorąco rozchodzące się po ciele i otumanienie. Zamierzał pić tak długo, aż zapomni o wszystkim i wszystkich.
Kira głaskała go jeszcze chwilę, po czym gdy wreszcie uspokoił się nieco, puściła go.
- Chodźmy Kirillu. Zabierz nas tam, odpoczniemy. Proszę - powiedziała i znalazła jego dłoń, by uścisnąć ją. Szukała jego wsparcia. Tego ciepła, które okazywał jej przez ostatnie kilka dni. Uśmiechnęła się do niego nawet. Nieco smutno, ale to dlatego, że po prostu się o niego bardzo martwiła. Dopiero po chwili zauważył, że płakała, ale nie bardzo. Kilka łez spłynęło jej po policzkach i w lampkach wnętrza samolotu dostrzegł mokre ślady, choć ona udawała, że ich tam nie było.
Kaverin nie był w stanie jej w tej chwili pocieszać. Chyba jednak rozczarowanie bratem i nienawiść do Dahla były silniejsze, niż miłość do niej. Opatulił się płaszczem, choć wciąż było mu zimno.
- Mam nadzieję, że to był sen - nagle mruknął.
O ile pierwszy na pewno, to drugi… nie był wcale przekonany. Czy naprawdę widział Joakima? Poprzez Iter? A może to była jedynie jego wyobraźnia? Ta niepewność zdawała się gorsza od samego zdarzenia.
- Chyba… chyba musimy już iść.
Nienawiść była jak wielka, czarna dziura, która pochłaniała wszelkie światło.
Kira jednak zastąpiła mu drogę
- Popatrz na mnie - powiedziała poważnym tonem. Otarła twarz dłońmi
- Jesteś w swoim mieście. Otoczony bliskimi osobami. Czuję twój ból i mrok w sercu. Tę złość, ale zrozum, że odepchnięcie nas teraz to nie jest rozwiązanie. Nie jesteś sam przeciw wszystkim wrogom - powiedziała i najwyraźniej nie miała zamiaru go puścić, póki to do niego nie dotrze. Po czym nagle zaczęła rozpinać swój płaszcz i się rozbierać.
- Rozumiem to. Nie martw się o siebie i Mishę, wciąż jestem z wami - westchnął. - Tak naprawdę nic się nie zmieniło - rzekł, choć to zabrzmiało dwuznacznie. Jakby z jednej strony miał na myśli ich wspólne relacje, ale z drugiej mówił o tym, co nosił w sercu. Ból, cierpienie i zniszczenie. - Nie sądzę jednak, abym był dla was dobry na dłuższą metę. Jestem skażony.
Kirill następnie rozejrzał się.
- Wszyscy już wyszli, zaraz nas wyproszą, a Misha jest sam… - przypomniał Kirze.
- Trudno. To nas wyproszą… - powiedziała i niemal zdejmowała już swój sweter. Kaverin zauważył już jej nagi brzuch i żebra, a potem linię jej stanika, kiedy podnosiła materiał do góry. Cokolwiek chodziło jej po głowie, robiła coś szalonego i Kirill nie zrobił nic jak na razie, by ją powstrzymać.
- Proszę, przestań - rzekł, zwieszając głowę. - Nie musisz tego robić.
Rozumiał, że Kira chciała go pocieszyć, ale to był możliwie najgorszy moment na jakiekolwiek czułości. Kaverina bolała głowa i serce, a to nie były najlepsze afrodyzjaki. Pogłaskał Rasputin po głowie, aby poczuła się trochę lepiej. Nawet uśmiechnął się, choć wymagało to od niego ogromnych pokładów sił. Chciał, aby uświadomiła sobie, że udało jej się go pocieszyć i odpuściła. Kirill chciał wynosić się z tego lotniska.
- Nie. Nie jestem nic warta, skoro nie uwierzyłeś mi, że jesteś wspaniały. Więc równie dobrze mogę wyjść stąd nago… - powiedziała, rozjaśniając mu sytuację. Ściągnęła już sweter i złapała się za rozporek spodni. Kilka plastrów trzymających jej opatrunki odkleiło się, ale ona była uparta. Mógł oszukiwać siebie, ale nie ją.
- Chcesz mnie tym pokarać? - Kirill spuścił wzrok. - Mam czuć wyrzuty sumienia jeszcze dlatego, bo czuję się źle? Czego ode mnie chcesz? Mam się nagle rozweselić, bo wzięłaś się za zakładniczkę? Uczucia nie działają w ten sposób, Kira. Nie możesz kogoś sterroryzować do odczuwania szczęścia - rzekł zmęczony. - Proszę, ubierz się i chodźmy, zanim naprawdę uznam, że zachowujesz się niedojrzale - mruknął i ruszył w stronę wyjścia z samolotu. - Jak umrzesz na gruźlicę, albo z wychłodzenia, to tylko ja i Misha na tym ucierpimy.
- Nie biorę się za zakładniczkę. Próbuję ci coś pokazać. Nie chcę, żebyś kłamał. A próbowałeś… - zatrzymała się. Kira nie rozbierała się dalej
- Wiem jak działają uczucia i wiem jak nie działają. Po prostu zrozum, że skoro ty cierpisz, to ja też mam zamiar. Nie zostawię cię samego. Obiecałam ci to. Poprosiłeś mnie o to. Więc teraz mnie nie odsuwaj kłamstwem. Boli cię, więc pozwól sobie na ten ból. Strach. Cokolwiek, ale nie blokuj się przede mną murem - poprosiła. Po czym wreszcie zamilkła. Zaczęła się ubierać i zapinać płaszcz. Było jej przykro, że nie zrozumiał o co jej chodziło, ale z drugiej strony nie winiła go za to, w końcu mógł wyciągnąć swoje własne wnioski z jej dziwnego zachowania. Wyciągnęła do niego ręce, żeby poprowadził ją z samolotu.
Złapał ją i wyszli razem na śnieg.
- Przecież wiesz, że mi na tobie zależy. Jak mogłaś wpaść na pomysł, że jeżeli ty będziesz cierpieć, to ja się poczuję lepiej? Oczywiście, wspólne odczuwanie jest fajne, ale pozytywnych emocji. Szczęście twoje i Mishy bardziej mi pomagają niż wasz ból. Mam swoje problemy, ale nie jestem aż tak złym człowiekiem, aby cieszyć się z cierpienia innych. Chyba że są niedobrymi ludźmi, a tak nigdy nie nazwałbym was… - zawiesił głos. - Koniec końców udało ci się. Skutecznie mnie rozproszyłaś - westchnął. - W każdym razie… tak, Kira. Jest też taka część mnie, która cierpi i boli. To część mnie i jeżeli mamy być razem, to powinnaś to zaakceptować… tak, jak zaakceptowałaś to, że planowałem się okaleczyć w samochodzie. Nie wyskakiwałaś wtedy z samochodu naga, krzycząc, że jak ja mam cierpieć, to ty też będziesz. Co się zmieniło od tego czasu?
- Nic. Po prostu chciałam cię jakoś zaszokować… No i próbowałeś mi skłamać… Chciałam odwrócić twoją uwagę. Wiem, że masz swoją stronę, która cierpi. Chcę, żebyś był w jej sprawie ze mną szczery. Nie musimy rozmawiać o tym, co ci się śniło, na pewno było przykre, ale jeśli będziesz potrzebował, wysłucham cię. Jestem tu dla ciebie. Chcę cię i będę cię wspierać. I będę cię ratować wszelkimi metodami, nawet jakbym się miała rozebrać publicznie do naga - oznajmiła. Padał śnieg. Przedostali się do budynku lotniska, gdzie na ławeczce czekał na nich Misha. Widząc siostrę i Kirilla podniósł się i popatrzył trochę niepewnie na Kaverina
- Już wszystko ok? Jak czekałem, to zlokalizowałem gdzie jest tajna sala, w której jeżdżą walizki i bagaże… - wskazał ręką na doskonale znane Kirillowi przejście
- To pewnie wiesz, ale pomyślałem, że nie będę siedział bezczynnie no i sprawdziłem teren. Żadnych podejrzanych ludzi na horyzoncie - powiedział trochę ciszej jak tajny agent w konspiracji. Na swój sposób chyba próbował rozweselić Kirilla.
- A ja? - zapytał Kirill. - Nie wyglądam ani na trochę niebezpiecznego typka, którego należy się obawiać, bo zwiastuje kłopoty? - westchnął ze smutkiem. - Zawsze miałem się za takiego gangstera w samo południe, a tu jednak… złamałeś mi serce - zażartował, choć nie miał siły na żadne wesołe tony, więc chłopiec mógł to potraktować poważnie. Misha otworzył szerzej oczy, ale Kira uśmiechnęła się lekko i to go uspokoiło. Zaczął iść w kierunku sali z walizkami i bagażami. - Czasami moje sny mają znaczenie, a tym razem były nieprzyjemne. Najpierw śniło mi się, że jechałem z Kirą w pociągu i przybył jej… twój były szef, aby nas pozabijać. A potem rozmawiałem z mężczyzną, który sprawił mi niegdyś wiele bólu. Tak właściwie to ja byłem straszniejszy. Nawet nazwał mnie psychopatą - mruknął. - Rzeczywiście, nawet teraz trochę boję się siebie. Nie o siebie, tylko siebie - powtórzył. Nie wiedział, czy powinien tak otwarcie o wszystkim mówić, ale Kira prosiła go o szczerość, dlatego zaczął o wszystkim opowiadać.
 
Ombrose jest offline  
Stary 13-04-2019, 16:51   #142
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
- Nie możesz obawiać się snów. Albo siebie. Kto zna cię lepiej, niż ty sam. Nie jesteś złą osobą, tylko bardzo zranioną. To nie czyni cię potworem - powiedziała Kira, a Misha kiwnął głową
- Też uważam, że jesteś dobrą osobą - dodał od siebie
- Ale gangsterem jak robisz kilka min - dodał zaraz, żeby Kirill już nie był dotknięty tym tematem. Ich walizki już jeździły po rampie. Wystarczyło je ściągnąć i ruszyć w stronę hali głównej, ku wyjściu, a stamtąd na postój taksówek. Jeszcze chwilę i odetchnie w pełni swoim Sankt Petersburgiem.
- Jak jest się kimś takim, jak ja, czy tak właściwie również ty, Kira, to jak najbardziej należy obawiać się snów. Często niosą z sobą nieco więcej, niż tylko bezsensowne wizje. To właśnie dzięki nim poznałem adres twojej pracy, już ci o tym mówiłem - mruknął. - A co do ran… Jeżeli weźmiesz piękną, dojrzałą brzoskwinię i wbijesz w nią nóż, to wciąż będzie to dobry, pyszny owoc. Ale z czasem zacznie szerzyć się na niej pleśń, zaczynając od strony rany. Źli ludzie często nie rodzą się źli. To rzeczy, których doświadczyli… i to, w jaki sposób zostali zranieni, psuje ich i zmienia w złe osoby. To nie usprawiedliwia ich zachowania, ale je wyjaśnia - dodał. - A czasami niektórzy są potworami tylko dlatego, bo mogą. Nawet jeśli mieli szczęśliwe życie. O tych też nie zapominajmy - mruknął.
Chwycił swoją walizkę oraz torbę Rasputinów. Była ciężka, ale już trochę przyzwyczaił się do jej wagi. Ruszyli w stronę postoju taksówek.
- Ja wezmę twoją - powiedział zaraz Misha, biorąc od Kirilla jego walizkę. Miała kołka i chłopiec mógł ją spokojnie ciągnąć za sobą. Kira pozostawała uważna. Oboje rozglądali się po lotnisku. Było dużo większe niż to w Krasnojarsku. Nawet o tak wczesnej porze jak szósta rano było tu sporo ludzi. Ruszyli przez główną halę w stronę wyjścia. Petersburg powoli budził się do codziennego życia. Kilka taksówek stało w wyznaczonej na nie strefie. Nieco dalej zatrzymywały się autobusy na przystanku. Było też sporo aut na pobliskim parkingu. Kaverin miał dużo opcji wyboru transportu do O’Hooligans. Powietrze w Petersburgu zdawało mu się bardziej znajome. Mimo całego niepokoju, czuł się tu bardziej stabilnie. Każdy kolejny krok po znajomym chodniku koił jego skołatane po śnie nerwy.
Nawet nieco uśmiechnął się.
- Przepraszam za mój wybuch - rzucił krótko. - Mam wrażenie, że naprawdę jesteśmy niewolnikami naszych emocji.
Czuł się trochę jak kukiełka. Miał przywiązane do kończyn nitki, którymi szarpały najróżniejsze uczucia. Smutek, radość, miłość, nienawiść… Nie miał wpływu na to, co tkwiło w jego sercu. Natomiast to w dużej mierze sterowało jego akcjami. W rezultacie czasami odnosił wrażenie, że wszystkie jego akcje są dziełem przypadku i tak naprawdę nie ma nad niczym kontroli. Pewnie trochę przesadzał i nadmiernie dramatyzował, jednak sądził, że było w tym więcej niż tylko ziarno prawdy.
- Poczekajcie chwilę. Chcę do kogoś zadzwonić, zanim wsiądziemy - rzekł.
Wyciągnął telefon i wykręcił numer Isidora.
Podniósł głowę i spojrzał na niebo. Nawet ono było jakby inne. I to w sumie nie zdawało się aż tak zaskakujące. Dystans pomiędzy Irkuckiem i Petersburgiem wynosił cztery i pół tysiące kilometrów. Równie dobrze mogli znaleźć się na innym kontynencie, choć tak właściwie nadal przebywali w Rosji. Czasami ciężko było mu uwierzyć, jak wielkie jest to państwo. Teraz znajdował się przy Europie i cieszył się z tego. Irkuck znajdował się na samym końcu świata. Tam było blisko tylko do Mongolii, a Kaverin nie czuł się zbytnio związany z tym państwem.
Chwilę to potrwało, zapewne ze względu na ‘bezbożną porę’, jakby to ujął Isidor, o jakiej Kirill postanowił do niego zadzwonić, w końcu jednak w słuchawce rozległ się znajomy głos właściciela i barmana O’Hooligans
- Halo… Trzecia wojna światowa, że dzwonisz do mnie o tej godzinie? - zapytał, trochę zachrypniętym głosem od zaspania. Najwyraźniej odpoczywał i Kaverin mu w tym przerwał. Odchrząknął i rozbudził się nieco.
- Cześć, Isidor, tutaj Kirill - przedstawił się Rosjanin. - Żadna wojna światowa, jedynie drobne, codzienne rzeczy. Jak na przykład ratowanie dobrych ludzi przed moim bratem psychopatą. I tutaj ty również możesz się wykazać - dodał. - Chcę wynająć na stałe pokój nad O’Hooligans. Ten mój - wyjaśnił.
Doszedł do wniosku, że tak właściwie nie ma sensu stać jak kołek przed lotniskiem, więc ruszył w stronę taksówki. Dał znak rodzeństwu, aby za nim podążyli.
W telefonie rozległo się milczenie
- Rany, Kirill, czy ja wyglądam jak jakiś Czerwony Krzyż? Ale dobra… I tak jedyna osoba, ktora ostatnio korzysta z tego pokoju to Noel, więc… Więc dobra. Rób co chcesz. Zbieraj kotki z ulicy, walcz z psychopatami… Przynajmniej będzie ciekawie. Obecnie nie ma mnie w lokalu, jestem u siebie. Będę popołudniu. Za to młody coś tam napomknął, że się ugości, to żebyś nie był zaskoczony, jak na siebie wpadniecie - ostrzegł go Isidor i ziewnął
- Potem dogadamy resztę, klucz do baru masz. Teraz nie myślę. Na razie - pożegnał go przyjaciel i rozłączył się. Rasputinowie szli za Kirillem do pierwszej wolnej taksówki. Mężczyzna wysiadł i spojrzał na całą trójkę
- Dzień dobry, dzień dobry. Proszę… - wskazał drzwi pasażera Mishy i Kirze. Chłopiec postawił walizkę koło Kirilla, przy bagażniku taksówki i poprowadził siostrę do środka. Tymczasem taksówkarz otworzył bagażnik z kluczyka i pomógł Kaverinowi wsadzić do środka bagaże. Zamknął bagażnik i ruszył do auta.
Gdy wszyscy wsiedli, odpalił urządzenie z licznikiem, a potem gps
- Jaki adres? - zapytał.
- Ulica Sadovaya - odpowiedział Kirill. - Dzień dobry - przywitał się i usiadł po stronie kierowcy.
Naprawdę był w dobrym nastroju. Wszystko zmierzało we właściwym kierunku. Nie mógł uwierzyć, że jeszcze niecałą godzinę temu płakał jak małe dziecko. Rozglądał się dookoła, chłonąc znajome widoki. Wtem doszedł do wniosku, że pewnie już nigdy nie wróci do Irkucka. Nie żeby jego rodzicom zrobiło się z tego powodu smutno. Szkoda mu było tylko chatki w Listwiance. Pięć metrów za wychodkiem zakopał głęboko w ziemi walizkę z dwoma milionami rubli. Pewnie będzie musiał ją kiedyś odzyskać.
- Jak podoba się wam Petersburg? - spojrzał na tylne siedzenie i siedzące tam rodzeństwo. Jechali od portu lotniczego Petersburg-Pułkowo prosto na północ. Przemierzą całkiem dużą część miasta, około dwadzieścia kilometrów. Wnet przypomniał sobie, że Kira jest przecież niewidoma. Musiał o tym pamiętać, bo tego typu pytania na pewno były w złym guście.
Misha był przyklejony do szyby. Rozglądał się, jakby łowił wszystko dookoła
- Wygląda na duży. I ma dużo kolorów… - stwierdził chłopiec. Kira tylko uśmiechnął się lekko. No oczywiście, że nie mogła na to pytanie odpowiedzieć Kaverinowi
- Chętnie go poznam, gdy nas po nim oprowadzisz - powiedziała. Najwyraźniej chciała go sobie obejrzeć w słowach i wizjach istotek, które podróżowały za mieszkańcami miasta. Kierowca zerknął na Kaverina
- Jak mi się zdaje, to pan to tutejszy, ale państwo to już nie? Petersburg to ciekawe, bardzo stare miasto. Warte poświęcenia mu czasu. I moim zdaniem lepsze niż Moskwa. Tam to zawsze jest, za przeproszeniem polityczny burdel, przepraszam za wyrażenie - stwierdził i prowadził. Misha co jakiś czas opowiadał Kirze na głos co ciekawego zauważył. A to jakiś pomnik, a to jakiś targ ustrojony świątecznie… A to dorożkę, czy budynek w ciekawym kształcie… Kira słuchała i wyglądała na zadowoloną ze szczęścia brata.
Około pół godziny później dotarli na miejsce. Ulica, na której znajdowało się O’Hooligans była dość opustoszała, pewnie ze względu na wczesną porę. W lokalu były zasunięte pancerne rolety. W mieszkaniu na piętrze również i nie przebijało się żadne światło. Albo Noel spał, albo go nie było…
- To będzie czterdzieści rubli - powiedział kierowca.
Kirill zapłacił, po czym opuścił samochód, aby odebrać bagaże z tyłu samochodu.
- Chodźcie - polecił rodzeństwu. Ruszył w stronę znajomego baru. Zdobił go ogromny napis w limonkowym, neonowym kolorze. Był paskudny, ale Kirillowi dobrze kojarzył się i dlatego lubił go.
- O’Hoo… Hooligans? - przeczytał Misha. Najwyraźniej w szkole miał lekcje angielskiego, odczytał litery powoli i uważnie. Zerknął na Kirilla, a potem na Kirę. Ta pogłaskała go po głowie.
- Pokażę wam wasze nowe mieszkanie - rzekł, stojąc przed drzwiami. Otworzył jedną z przegródek swojej walizki, aby wyjąć z niej klucze. Zaczął otwierać zamek. - Kiedy przyjdzie mój przyjaciel, poproszę go o fałszywe papiery dla was - dodał. - Akty urodzenia, dowód osobisty dla Kiry… To naprawdę będzie dla was nowe życie. Do czasu, aż Kira zacznie pracować i pewnie znowu się przeprowadzicie. Myślę jednak, że już teraz przyda wam się zmiana tożsamości. Możecie pomyśleć o nowym nazwisku - dodał. - Byle nie Stalin lub Putin.
- Ha… Ha… Zabawne - rzuciła blondynka. Nie trwało długo, gdy weszli do środka. Główna sala baru była pusta. Stoły poustawiane przy ścianach miały ponakładane krzesła na blaty. światła za barem były wyłączone. Wejście na schody na górę było po prawej
- Tu są często jakieś zabawy? - zapytał Misha rozglądając się po lokalu, gdy ruszyli w stronę przejścia na schody na piętro. Na górze były pojedyncze drzwi, prowadzące do mieszkania. Kiedy dostali się na samą górę… Do uszu wszystkich dotarł stłumiony dźwięk muzyki…

[media]http://www.youtube.com/watch?v=uJ_1HMAGb4k[/media]

- Są - odpowiedział Kirill. - A za tymi drzwiami… nieco rzadziej, ale jakie płomienne - mruknął. Kira obróciła głowę w jego stronę, ale nie skomentowała. Ciekawiło ją, co dokładnie miał na mysli.
Wszedł do środka, niosąc walizki.
- Noel, jeżeli jesteś nagi, to weź coś na siebie - rzekł, rozglądając się po głównym pomieszczeniu i kuchni. To przywoływało wspomnienia. Aż dziwnie było wchodzić tu z inną kobietą. Ale pierwszy raz przekroczył tę granicę, zabierając Kirę do białego pokoju. Być może Kaverin miał całkiem skrystalizowane metody postępowania z kobietami, na których mu zależało.
- Cooo? Po cooo? A nie miałeś siedzieć na zadupiu? Chwilaaa… - Noel zdawał się… Pijany? Może, ale bardziej chyba rozleniwiony i zaspany. Na blacie w kuchni leżały dwa pudełka po pizzy. Jedno puste, a drugie w połowie pełne. Na fotelu leżał plecak, należący do młodego Dahla… Tymczasem jego spodnie leżały na kanapie w salonie. Z sypialni rozległ się hałas podnoszenia z łóżka, a potem szelest ubierania. Chwilę później Noel w samych bokserkach wychylił się z pomieszczenia. Najpierw spojrzał na Kaverina, a potem na Mishę i na Kirę. Na tę ostatnią wybałuszył oczy. Potrząsnął głową i przetarł twarz
- O ja cię nie mogę… Czy to już Gwiazdka? - wypalił i schował się w pokoju. Wrócił po chwili w czarnym podkoszulku.
- Dzień dobry… Fajnie… To twoi jacyś krewni? Nie no… - informacje nie zgadzały się w mózgu chłopaka, gdy ruszył do kanapy i dosłownie wskoczył w spodnie, bo gdy dopinał rozporek to poskakał dwa razy na palcach, jakby chciał naraz za jednym ruchem ułożyć materiał i genitalia w bokserkach. Kira nie wytrzymała i parsknęła
- Miło cię poznać Noel… Jestem Kira, a to mój młodszy brat Misha. Będziemy tu teraz mieszkać - powiedziała przedstawiając mu się. Czarnowłosy przyjrzał jej się, a potem Kaverinowi. Wskazał go palcem, potem ją, potem znów jego
- Ty… Mówiłeś im o mnie? Ty mówiłeś z kimś o kimś? - brzmiał jakby ładowała się w nim jakaś niewyżyta ekscytacja i co najmniej ojcowska duma.
- Niby o kim - Kirill lekko uśmiechnął się i podszedł do Noela. Podniósł rękę i zmierzwił mu i tak niepoczesane włosy. - O tobie? Pewnie, że mówiłem o tobie. O kim miałbym mówić, jak nie o tobie - rzekł, po czym ruszył w stronę jednego z pudełek pizzy. Chwycił zimny kawałek i odgryzł dość duży kęs. - W tym roku zrobimy taką prawdziwą Wigilię, Noel. W czwórkę - dodał. Noel wyglądał, jakby szczęka miała mu zaraz opaść i poturlać się po podłodze.
- Chyba że masz jakieś inne świąteczne plany? Potrzebowalibyśmy kogoś do wybrania choinki… - zawiesił głos. Mówił kompletnie poważnie, jak gdyby omawiał plany jakiejś skomplikowanej operacji w terenie.
- O… O choinka… - rzucił krótko, na co Misha zaśmiał się. Zdawało się, że Noel wywarł na nim dobre wrażenie. Może to i lepiej, że tak wyszło i że poznali go w jego ‘lepszym’ nastroju.
- Myślę, że mógłbyś zająć się tym z tym młodym dżentelmenem - wskazał palcem brata Kiry. - Misha, przy okazji nauczysz Noela manier. Mi się nie udało, ale taki uprzejmy chłopak, jak ty, na pewno da sobie z tym radę.
- Tak jest! - rzucił Misha
- Ej, młody… Po czyjej stronie ty stajesz! Mówię ci. Pokażę ci takie super rzeczy, że odechce ci się być grzecznym - rzucił, ale widząc minę Kaverina, podniósł ręce w geście ‘Nie strzelać’
- Żartuję, żartuję… Tymczasem Kaverin kontynuował.
- A ja i Kira pójdziemy kupować różne ozdoby i tego typu rzeczy. Prawda? - spojrzał na kobietę. Blondynka kiwnęła głową i uśmiechnęła się do niego ciepło.

- Przy okazji, gdzie ty teraz mieszkasz, Noel?
- Poczekaj, trawię wizję ciebie na zakupach z zajebistą blondynką o imieniu Kira… Ok, już… A więc mieszkam, no dziś tu. Zazwyczaj u siebie w Moskwie, ale akurat stwierdziłem, że tym razem święta spędzę w O’Hooligans. Ale jak taka sytuacja to się mogę przenieść do hoteliku po drugiej stronie - wskazał na okno wychodzące na ulice.
- To żaden ten.. problem - dokończył i poszedł na moment do łazienki przygładzić włosy i przepłukać usta. Gdy wrócił, zdawał się jeszcze bardziej ożywiony.
- Ja cię… Normalnie… - podszedł wreszcie bliżej Kiry i Mishy
- Fajnie was poznać, kimkolwiek jesteście i skądkolwiek Kirill was uratował… Bo pewnie to zrobił co nie?
- No... Zrobił - odpowiedziała Kira.
- Wiedziałem! - ucieszył się Noel. Chwycił jej dłoń i potrząsnął, a potem chwycił dłoń Mishy i uczynił to samo
- Zaraz tu trochę posprzątam… - powiedział i jak nieco nierozgarnięty nastolatek, którym nie był, Noel zaczął zbierać bałagan z kuchni i salonu
- Prawdziwe święta… Szok… - powiedział do siebie. Kira uśmiechnęła się i chwyciła mocniej ramienia brata. Ten poprowadził ją do kanapy, pomógł jej zdjąć płaszcz i usiąść.

Kirill nigdy nie był otoczony taką ilością ludzi. To nie było nawet nieprzyjemne. Po prostu… bardzo dziwne.
- Sypialnię oddamy Kirze i jej bratu, ale myślę, że będziesz mógł spać na kanapie, jest bardzo wygodna - rzekł, choć wcale nie był przekonany, czy to była prawda. Nie żeby spędzał na niej zbyt dużo czasu. - Chciałbym mieć was wszystkich w jednym miejscu - powiedział.
- No dobra, a ty gdzie będziesz siedział? Na plebanii? To może zamiast tego wstawimy tu łóżko takie rozkładane? - zaproponował wskazując wolną przestrzeń w rogu pomieszczenia
- Posuniemy stół od bilardu i będzie miejsce na łóżko i na choinkę i w ogóle… - Noel zdawał się wstrząśnięty wizją wspólnego mieszkania z taką ilością osób. Ale zdawał się na swój sposób… zadowolony? To chyba było dobre słowo…

Kirill nie sądził, żeby na O’Hooligans miała spaść rakieta kosmiczna, więc zgromadzenie ich wszystkich w jednym pokoju powinno to być najbezpieczniejszym wyjściem. Chciał też, żeby przynajmniej przez jakiś czas, Kira i Misha nie byli kompletnie sami. Tutaj, na swoim terenie, nie czuł się zagrożony, ale minęły tylko trzy dni od Irkucka, a Kaverin wciąż czuł lekki stres związany z obydwoma nieprzyjemnymi snami.
- Myślę, że będzie fajnie - uśmiechnął się mimo to. - Dobrze, że mamy tutaj prawdziwą kuchnię.
Misha zaraz rozejrzał się po pomieszczeniu dokładnie. Zerknął na telewizor, na stół od bilarda, potem zajrzał do łazienki, potem do sypialni.
- Ładnie tu… - stwierdził, jakby chciał skomplementować i Kirilla i Noela. Kira przesuwała głową to w stronę Kirilla, Mishy i Noela
- Mogę jakoś wam dziś w czymś pomóc? Jest dość wcześnie, ale może zrobimy śniadanie… Albo chociaż herbatę do pizzy? - zaproponowała. Musiała się nauczyć rozkładu pomieszczenia. Wstała i o dziwo ruszyła w stronę gdzie rzeczywiście była kuchnia. Poruszała rękami przed sobą, błądząc nimi w powietrzu. Noel to zauważył i zerknął na Kaverina. Jakby pytał go o coś. Nie o jej stan, tylko o to, jaki był status ich relacji. Czy sam myślał o ewentualnym podbiciu do Kiry? A kto by nie myślał… Ale to oznaczało, że Kira znała już te myśli i ignorowała je. Ile razy w ciągu całego czasu, gdy straciła wzrok, zderzała się z czymś takim? Jej praca polegała na byciu pożądaną. I była w tym naturalnie dobra. Dla Kirilla nie było to żadnym zaskoczeniem. Rosjanin jednak nic nie powiedział, bo nie chciał w ten sposób informować również Mishę. Wydawało się to nieco nieodpowiednie. Chciał, aby to Kira porozmawiała ze swoim bratem i wszystko mu wyjaśniła. Nie wiedział, jak chłopak to przyjmie. Noel natomiast powinien być zszokowany. Kaverin nigdy nie sprawiał wrażenia osoby, która mogłaby być w jakimś związku. Sam nie mógł uwierzyć, że mogło być inaczej.
- Może pójdziemy do Brynzy? Jest tam otwarte całą dobę - mruknął. - I mają cholernie dobre jedzenie. To bar tuż przy O’Hooligans - rzekł. - Tylko bardziej w stylu kawiarni, czy restauracji, niż tego, co jest pod nami. Oba ośrodki przyciągają nieco inną klientelę. Do Brynzy ludzie chodzą jeść, a do O’Hooligans pić, mówiąc krótko. Pizzy jest za mało dla nas wszystkich - rzekł. - Poza tym nie jest już zbyt dobra - mruknął.
- No sorry - rzucił Noel za komentarz o pizzy
- Pizza zawsze jest dobra. Bo jest pizzą - oznajmił, ale nie kłócił się. Kira dotarła do kuchni i oparła się rękami o blat. Przesunęła po nim dłońmi. Zlokalizowała pudełka, zlew, a już po chwili palniki. Zawiesiła się przy nich przez moment, jakby nad czymś myślała. Albo czegoś słuchała. Czy grzebała w umyśle Kaverina?
- Tak, chodźmy. Zjemy coś ciepłego, napijemy się. Porozmawiamy i poznamy lepiej - zaproponował Misha. Blondynka kiwnęła głową
- Tak, chodźmy… Kirillu, podasz mi płaszcz, proszę? - odezwała się do niego spokojnie i ciepło. Zdążyła go zostawić na kanapie.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline  
Stary 13-04-2019, 16:53   #143
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Kaverin wnet podał jej ubranie i spojrzał na Noela.
- Chodź z nami, może będzie świeża pizza. Albo coś innego dobrego. Jadłem tam kiedyś sernik z karmelowym spodem z pokruszonych herbatników, a na wierzchu były maliny, takie ciepłe. To było pyszne - rzekł. Tak właściwie skłamał, nie jadał takich rzeczy, ale wiedział, że były w menu. Miał pewność, że młody Dahl połakomi się na słodycze. Potrafił latać, lecz jego prawdziwą supermocą był brak próchnicy. - Ubieraj się - zarządził.
Następnie odszedł od Kiry i otworzył lodówkę, chcąc sprawdzić, co znajdowało się w niej.
Noel wahał się chwilę, ale chyba był ciekawy historii Kiry i Mishy i powrotu Kirilla, bo zaraz poszedł założyć buty i kurtkę. Tymczasem lodówka zawierała jedynie puszkę konserwy, sok pomidorowy. Niezbyt wiele oferowała przyszłym mieszkańcom, ale była czysta, więc wystarczało ją zapełnić.
- Tak, tutaj się nie najemy - rzekł, zamykając lodówkę. - Zdaje się, że będziemy musieli zrobić trochę większe zakupy - mruknął, spoglądając na Kirę. Sam również ubrał się i wnet wyszli z mieszkania. Brynza była niedaleko. Wystarczyło przejść jedynie czterdzieści metrów, żeby znaleźć się na miejscu.


Pomieszczenie było całkiem ładne. Otrzymane w brązach i beżach oraz okazjonalnym, już nieco mniej gustownym złocie. Stoliki były puste o tej porze. Mimo wszystko niewiele osób jadało regularnie śniadanie w centrum miasta. Kirill podszedł do baru i przywitał się ze znajomym barmanem. Nazywał się Yuri i chyba właśnie przez tą znajomość akurat to imię przyszło do głowy Kaverinowi w Irkucku. Mężczyzna często pilnował lokalu w nocy, a niekiedy Kirill nie mógł zasnąć i wstępował tutaj. Tylko po to, żeby nie być sam. Nie rozmawiał z Yurim, ale wspólne milczenie miało jeszcze więcej uroku niż tysiąc słów.
- Poprosimy trzy sztuki menu - powiedział.
- O, dzień dobry panie Kirillu i witam również państwa - powitał go Yuri i podał mu zaraz dwa i za moment trzecie menu.
- Zapraszam… - wskazał im ręka salę ze stolikami, żeby sobie gdzieś usiedli. I tak nie było żadnych klientów poza nimi, więc mieli dowolny wybór. Kira trzymała się ramienia brata, a ten zdawał się nieco podekscytowany wspólnym śniadaniem w towarzystwie kolejnej dodatkowej osoby. Za chwilę Noel poprowadził wszystkich do stolika z czterema miejscami, zasiadł przy oknie na przeciwko Mishy i postawił przed sobą menu, tak balansując jego krawędzią, by dosłownie stało, nie leżało płasko. Misha postanowił to spapugować, co rozbawiło Noela i czarnowłosy obserwował, czy mu się uda. Za moment siedzieli z ustawionymi menu w namiot, bo tak wyszło łatwiej. Kira parsknęła i usiadła naprzeciw Kirilla.
- To co mamy do wyboru na śniadanie? - zapytała. W menu były dziś naleśniki z serem, polane czekoladową polewą. Ciasto, o którym wcześniej mówił Kaverin, a także jabłecznik i szarlotka. Do tego były też dania typu jajecznica, czy posiłki bardziej obiadowe. Była również pizza, frytki i hamburger, ale to średnio nadawało się na śniadanie, no chyba, że ktoś miał taką ochotę
- Kawa? - zapytała. Była owszem do wyboru, jako jeden z ciepłych napojów, tak jak czekolada i herbata. Mieli duży wybór
- To ja bym chciał dziś zjeść… szarlotkę… - powiedział Misha
- No… Może być wyjątkowo - zgodziła się Kira.
Kirill nie chciał się wtrącać, bo kobieta miała pełne i jedyne prawo wychowywać chłopaka, ale wydawało mu się dziwne, że zazwyczaj nie mógł jeść tego, na co miał ochotę. Kaverin bardzo cenił wolność w takich kwestiach, choć może był nieco spaczony przez przeszłość. Ciotka nigdy nie dawała mu tego, na co miał ochotę, a w szpitalach psychiatrycznych… tych posiłków nawet nie chciał wspominać. W sumie tylko troszczyła się o to, żeby jadł prawdziwe jedzenie. Przecież rozwijał się i chciała dbać o jego zdrowie. To chyba było rozsądne i… normalne z jej strony. Kirill dopiero musiał uczyć się normalności. Przy nim Misha pewnie wyrósłby na drugiego Noela. Co pewnie nie byłoby tragiczne, bo Kaverin kochał młodego Dahla, lecz wciąż… ten chyba nie był oznaką pierwszorzędowego zdrowia i przyzwoitości.
- Ja zjem jajecznicę - rzekł. - Potrzebuję białka - dodał. - Poproszę na maśle i czy będą też kanapki z pomidorem? - rzucił pytanie w przestrzeń. Takich posiłków nie było w menu, ale miałby na to najbardziej ochotę. Uznał jednak, że nie chce mu się pytać Yuriego o takie przyziemne kwestie. - I do tego kawa i herbata dla mnie - dodał. - A ty, Kira? Noel?
Yuri zastanawiał się chwilę
- W sumie mam z czego zrobić kanapki. Więc mogą być z pomidorem i może jakąś szynką, albo serem? - zaproponował. - To prawie jak tosty, a te mamy w ofercie
- O, to ja zjem tosty… A w sumie, jest majonez? - zapytała Kira i kącik ust jej drgnął
- Hm… Nie, akurat nie mamy, przepraszam
- Oh… To ja w takim razie tylko normalne tosty i kawę z mlekiem. Noel tymczasem skrzyżował ręce
- To ja poproszę sernik z karmelowym spodem z pokruszonych herbatników i z malinami. I do picia sok pomarańczowy
- O, ja też sok pomarańczowy! - powiedział Misha. Noel zrobił dziwną minę, ale chyba ciepło natury Mishy zaczynało do niego trafiać, bo uśmiechnął się lekko. Yuri wszystko zapisał i poszedł przygotować zamówienie
- No dobra, to teraz… Opowiedz mi skąd wzięli u nas, ci przemili ludzie - powiedział młody Dahl, spoglądając na Kaverina.

Kirill uznał, że potem i jak odbędą drugą rozmowę, nieco bardziej komfortową. O ile nie miał nic przeciwko towarzystwu Kiry, to nie chciał, aby Misha usłyszał, że jego siostra była ekskluzywną prostytutką. Tak właściwie Kaverin wcale nie był pewny, czy powinien o tym mówić Noelowi. Przyzwyczaił się powierzać mu wszystko, ale to akurat wydawało się bardziej w kwestii Kiry, czy zechce wyjawić wszystkie sekrety swojej przeszłości.
- Pamiętasz, że kiedyś miałem brata? - zapytał Noela.
- Mmmm, no? - odpowiedział czarnowłosy.
- Okazało się, że on przez ten cały czas żył w Irkucku. Jest przestępcą i złym człowiekiem.
Chciał powiedzieć “skurwysynem”, ale Misha chyba nie lubił, jak przeklinał.
- Kira pracowała u niego i bardzo źle ją traktował. Tak z biczowaniem, dosłownie, włącznie. Musiałem ją uratować, a także jej brata. Czuję się za nich odpowiedzialny. Trochę tak, jak za ciebie, Noel - dodał. - Mam nadzieję, że się polubicie - rzucił, patrząc na namiot z menu. Może to było całkiem możliwe.
Noel uniósł brwi. Misha kiwnął głową. Kira milczała, ale przysłuchiwała się jego myślom
- No to… Nieźle… Świat jest mały… Ha… Zabawne mówić to o Rosji, no nie? - rzucił i pokręcił głową.
- Czyli w jakimś pokrętnym stopniu, jesteśmy bardzo dziwną… rodzinką? Nie dosłownie, ale emocjonalnie, nie? - rzucił. Misha rozpromienił się
- No… Fajnie - powiedział chłopiec. Kira uśmiechnęła się do Kirilla. Cieszyła się, że młody Dahl przyjął to tak spokojnie.
Kaverin uśmiechnął się, choć trochę ostrożnie. Ta myśl wydawała się idyllicznie piękna i bał się do niej przyzwyczajać.
- Myślę, że dzisiaj jeszcze nie. Jutro też nie, ale z każdym kolejnym dniem… będziemy zbliżać i przyzwyczajać się do siebie. I pewnego dnia rzeczywiście tak może się stać. Ważne, że polegać na sobie możemy już teraz - rzekł. - Ufam wam wszystkim. Naprawdę - nagle uświadomił to sobie. - To… nigdy bym nie pomyślał, że powiem to o kilku osobach…
Kira uśmiechnęła się, tak samo jak Misha. Tymczasem Noel miał minę jakby trochę nie wierzył w to co usłyszał, ale był mimo wszystko zadowolony.
Nie czekali długo na swoje zamówienie. Mogli zjeść w spokoju, a potem udać się na zakupy, żeby zapełnić lodówkę. Misha był podekscytowany i pełen energii, którą zarażał Noela. Kira tymczasem, zdawała się zamyślona i wycofana. Co prawda uśmiechała się, ale była nieco zamyślona.

Jajecznica była bardzo smaczna, a kanapki z pomidorem stanowiły idealne dopełnienie. Nie zabijały smaku głównego, ciepłego dania, ale świetnie się z nim komponowały. Kirill po trzech dniach kulinarnych doznań doszedł do wniosku, że czasami proste rzeczy miały większą siłę rażenia niż te wymyślne. Co nie znaczyło, że wyrafinowane dania nie trafiały w jego gusta. Po prostu… uważał, że powinny być bardziej urozmaiceniem, niż codziennością.
- Może dostaniesz swoje telewizyjne show - rzucił Kirill, patrząc na Noela, który posilał się sernikiem, jakby to miała być ostatnia słodycz w jego życiu. - “Ja i trzy sieroty”. Oglądałbym.
- Świetny tytuł. Na pewno by się sprzedał - zauważył Noel i napił się soku. Misha obserwował to Noela to Kirilla. Pochłaniał ich zachowania jak gąbka. To, że traktował Kirilla jak wzór to już Kaverin zauważył w trakcie drogi, ale teraz do obrazka dołączył Noel. Chłopcu najwyraźniej bardzo brakowało męskiego wzorca do nauki. Ile miał lat, gdy jego rodzice zginęli… Cztery? A Kira nie miała żadnego partnera na stałe. Nie miał od kogo się najwyraźniej dotąd uczyć i opierał na filmach, książkach i własnych uczuciach opiekuńczości do siostry. Cokolwiek miałby dostać na te święta w tym roku, zapewne lepszego prezentu niż taki jak Kirill, czy jego podopieczny nie dostanie.
Kaverin na początku poczuł zdziwienie zmieszane z dziwnym zadowoleniem… a potem zamyślił się i zasępił. Czy aby na pewno to był najlepszy pomysł, aby chłopak czerpał wzorce z niego lub Noela? Nie sądził, aby wyszło mu to na dobre, gdyby zaczął ich przypominać. Zresztą… nawet nie mógł. Co prawda stracił wcześnie rodziców i musiał przez to stać się bardziej odpowiedzialny, ale nie przeżył tego, co oni. I Kirill miał ogromną nadzieję, że tak pozostanie.

Kira powoli kończyła swoje tosty, popijając je kawą. W pewnym momencie szturchnęła czubkiem buta Kaverina pod stołem. Lekko. Nawet się nie poruszyła od pasa w górę, więc ruch był niewidoczny dla nikogo, poza nią i samym Kirillem. Gdy zwrócił na nią uwagę, uśmiechnęła się ciepło, tuż przed tym jak znów schowała usta w kubku kawy.
Kaverin uśmiechnął się, lekko spuszczając wzrok i ją również trącił nogą. Miał nadzieję, że nie zrobił tego zbyt mocno. Nie chciał też, aby pozostali to zauważyli.
- Dobre tosty? - zapytał. - Chrupkie?
Nawet jeśli zrobił to zbyt mocno, Kira nie dała po sobie nic poznać.
- Tak bardzo smaczne. Nie jak kanapki z majonezem, ale też dają radę… - powiedziała zagadkowo, może trochę się z nim znów drocząc. Misha już do tego przywykł, więc nie widział w tym nic dziwnego… Tymczasem Noel… Zakrztusił się sokiem.
Kirill spojrzał na niego. Co go tak zaskoczyło? Przecież Kira nie powiedziała nic dwuznacznego… przynajmniej dla uszu kogoś niewtajemniczonego. Następnie zwrócił wzrok znowu na Rasputin.
- Ważne, że ser i majonez są w naszych sercach - powiedział uroczyście, kładąc dłoń na piersi. Niczym średniowieczny rycerz powtarzający tekst ślubów. Potem spojrzał na Mishę. - Mam nadzieję, że nie czytałeś sam książki. I nie zamierzasz. Kontynuujemy razem. Będziesz pamiętać?
Misha kiwnął głową
- Oczywiście. Nawet jej nie tknąłem. Pomyślałem, że będzie wam smutno, jak nie będziemy czytać razem…
- Jakiej książki? - zapytał zaciekawiony Noel.
- Księżyc w Nowiu - powiedział Misha, na co młody Dahl popatrzył na Kaverina i z wyrazu jego twarzy blondyn wywnioskował, że zastanawia się, czy to na pewno on, czy może jakiś kosmita wdział jego skórę. Potrząsnął głową
- To jest fajne w ogóle? Bo słyszałem… różne opinie - powiedział i zerknął na Mishę
- Ja tam myślę, że fajne - powiedział Misha
- No i ja też… - dodała Kira.
- Takie normalne - rzekł Kirill, posilając się dalej. Po czym zastanowił się. To wydawało się dość zaskakujące, że uważał przygody nastolatki, wampirów i wilkołaków za bardziej zwyczajne od jego własnego życia. To chyba chodziło o okoliczności, w których rozgrywała się akcja. Nawet jak coś się działo, to jednak było dość spokojnie. - I… nie dzieją się tam złe rzeczy. Nie tak naprawdę. Czasami miło odpocząć od codziennego horroru - dodał. - Powinieneś czytać z nami - dodał. - Myślę, że spodoba ci się.
- No… dobra? - zgodził się Noel. Wydawał się zamyślony, ale zaraz przeniósł spojrzenie na Kirę
- To co teraz planujemy? Spędzamy sobie wspaniały grudzień, a co dalej? Będzie sylwester, urodziny Kirilla…. O… Można go wreszcie namówić do zdmuchnięcia świeczek. Ja sam nie wygrywam z jego uporem, ale jak będzie nas trójkaaa - podekscytował się Noel. Misha to zaraz podłapał. Kira zdawała się nadal być w nieco innej czasoprzestrzeni. Chyba… napawała się atmosferą, która ich otaczała. Otuliła się nią jak najdelikatniejszym, puchatym kocem i relaksowała.
Kaverin zauważył, że Noel przybrał nieco cech Mishy. Chyba ta dwójka dobrze pasowała do siebie. Młody Dahl zazwyczaj nie był aż tak podekscytowany czymkolwiek… z drugiej strony, Kirill zazwyczaj proponował mu jedynie post i pokutę.
- Nie ma sensu planować za bardzo do przodu - rzekł Kirill. - To pozwala uniknąć rozczarowań. Ale rzeczywiście, mamy pewne plany. Już poczyniłem pewne kroki i możliwe, że Kira znajdzie zatrudnienie tam, gdzie twoja siostra - specjalnie mówił tak, aby przypadkowe, podsłuchujące osoby nie dowiedziały się niczego ściśle tajnego. - Ma pewne talenty, które na pewno zostaną docenione.
Noel zerknął na Kirę w nieco nowszym świetle
- Oooh… Rany - skwitował tylko
- To sobie dziś potem pogadamy… - dodał jeszcze i dopił swój sok. W tym czasie Misha skończył swój. Kira odstawiła kubek po kawie kilka chwil później
- Wiecie co? To ja zapłacę - zaproponował Noel. Nie był głupi, pewnie już domyślił się, że skoro Kaverin ich ratował, to płacił im za większość rzeczy. Czarnowłosy zerknął na niego i podniósł się z zamiarem udania do lady, gdzie pozostawał Yuri i zapłacenia. Potrzebował złapać oddech? Zauważył, że Misha zaczął zarażać go optymizmem, czy może rzeczywiście po prostu chciał być miły? Cokolwiek to było, Kaverin nie dowie się… No chyba, że zapyta potem Kirę.
Kirill dopił kawę, ale jeszcze zostało mu trochę herbaty. Nie przeszkadzało mu, że ostygła. Tak właściwie może nawet wolał taką od gorącej. Jakiekolwiek nie były pobudki Noela, mieli przecież jeden budżet, więc to wcale nie odciążało Kaverina finansowo. Przecież młody Dahl nigdzie nie pracował. Korzystał z ich wspólnego konta, z którego Kirill wybierał pieniądze przez ostatnie dni. Tak właściwie, może sądził, że zamierzał zapłacić z drugiego, tego biedniejszego, na które wpływała pensja księdza? Na pewno istniała taka możliwość.
- Co o nim sądzisz? - zapytał Kirę. - Czy raczej… co o nim słyszysz?
Kobieta odwróciła na moment głowę w stronę gdzie obecnie stał Noel, po czym znów do Kaverina
- Jest… Ma w sobie cień. Ale i sporo energii, to chyba ona pozwala mu utrzymać się na powierzchni i nie zatonąć. Jest dobrą osobą - stwierdziła. Na to Misha ucieszył się. Może i Kaverin miał poszarzałe zdanie o sobie, czy o Noelu, ale nie byli złymi ludźmi… Tylko zranionymi.
- A teraz? Dlaczego chciał zapłacić sam? W ogóle, wszyscy chcą płacić w mojej obecności. To tak, jakby bali się, że będą mieć jakiś dług wdzięczności, czy coś, a ja ich niecnie wykorzystam - Kirill zamyślił się, pamiętając, jak Misha nalegał na kupienie książki za własne pieniądze. - Pytam tak z ciekawości, bez żadnego powodu - mruknął.
Był kompletnie najedzony. Wcześniej zjadł kawałek pizzy, a teraz dodatkowo prawdziwe śniadanie. Płyny dodatkowo zapełniły jego żołądek. Kawa zaczęła go pobudzać. Nie spał zbyt długo w samolocie, a w każdym razie nie było to regenerujący sen. Potrzebował nieco orzeźwienia w postaci kofeiny bardziej, niżby się tego spodziewał.
 
Ombrose jest offline  
Stary 13-04-2019, 16:54   #144
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
- Myślę, że to z uprzejmości wszyscy chcą płacić za siebie, żebyś nie czuł się obarczony wszystkimi kosztami sam. A Noel, chciał złapać oddech i pomyślał, że za jedzenie możesz zapłacić z drugiej karty - powiedziała ciszej, bo młody Dahl właśnie wracał.
- To teraz tylko Kirill dopije kawę i możemy wracać do domu… - powiedział i nagle zawiesił się na sam wydźwięk tych słów. Były dla niego obce w wymowie chyba tak samo jak dla Kaverina.
- Domu - powtórzył Kirill. - Chciałbyś. Mamy zamiast tego tylko to dwupokojowe mieszkanie - rzekł. - Tak właściwie dopiero teraz uświadomiłem sobie, że tam są dwa pomieszczenia… - mruknął. - Zawsze nazywałem to “pokojem na pierwszym piętrze”. Ale oprócz sypialni jest jeszcze salon z kuchnią. Rzeczywiście.
Kaverin nie poprawił Noela i dopił do końca herbatę, nie kawę. Choć oba napary były tak właściwie prawie równie ciemne i Dahl mógł się pomylić. W Brynzy robiono bardzo mocne earl greye.
- To wracamy - mruknął. A kiedy byli już na zewnątrz, spojrzał jeszcze raz na rodzeństwo. - Wymyśliliście już nowe nazwiska? Jakbyśmy zobaczyli Isidora, to chciałbym już je podać - dodał. - Cullen odpada tak samo jak Stalin i Putin.
- Haa, ha, zabawne - rzuciła Kira i pokręciła głową.
- Wrócimy do mieszkania i wymyślimy, to nie może być trudne - stwierdziła. Misha natomiast zdawał się zamyślony, może kwestia zmiany danych osobowych wydawała mu się dziwna i nieco nieprzyjemna? Noel szedł obok nich. Wsunął ręce do kieszeni, bo zapomniał zabrać rękawiczek. Nagle wyjął z kieszeni kilka cukierków i poczęstował jednym chłopca. Kirill miał nadzieję, że to nie był jeden z tych cukierków. Rasputin jakby nieco rozpogodził się i zaraz podziękował. Kira szła obok Kirilla i wspierała się na jego ramieniu, kiedy przekraczali próg O’Hooligans, czy gdy dotarli do schodów i potrzebowała odrobiny pomocy przy wejściu na górę
- To co, zamieszkasz tu z nami? - zagadnął Misha do Kaverina, gdy już byli z powrotem w ‘pokoju na piętrze’.
- Przynajmniej na okres świąt - odpowiedział Kirill. - Nie chciałbym wracać na plebanię i tłumaczyć się ze wszystkiego. A kiedy twoja siostra dostanie pracę, to powinno być gdzieś w okolicy stycznia… wtedy i tak wyprowadzicie się. Może do słonecznych Włoch, albo do błyszczącego neonami Tokyo. Lub do ciepłej, pięknej Tunezji czy Rio de Janeiro. Nie sądzę, żebyście zamieszkali w Portland, tamtejszy Oddział nie jest obecnie w zbyt dobrym stanie. Oddział pracy - dodał szybko, wyjaśniając chłopcu.
Kirill zasępił się, nie chciał myśleć o tym, że po wspólnych świętach znowu ich utraci. Z drugiej strony, nie mógł przytrzymywać ich przy sobie na siłę. Chciał, aby Kira się rozwijała i nie czuła się bezużyteczna z powodu ślepoty. Pragnął jej pokazać, że nie nadaje się jedynie do pracy w klubie nocnym. Całe życie dopiero przed nią. Chciał aby rozkwitła i stała się najlepszą wersją siebie. Najsilniejszą. Kto wie, może nawet IBPI pomoże coś na jej ślepotę? Zwłaszcza jeśli to był problem głównie psychologiczny. Kirill nie miał pojęcia, co dokładnie potrafiły te ich Skorpiony.
- Noo, zobaczymy. Dobrze, to w takim razie rzeczywiście przyda nam się tu jakieś łóżko polowe… I stół - zauważył Noel.
- No chyba, że zamierzamy jadać posiłki na stole bilardowym - dorzucił jeszcze, na co Misha się zaśmiał
- A pogramy w bilarda? - zapytał zaraz chłopiec, na co młody Dahl stwierdził, że czemu nie.
- Tak właściwie myślałem o tym, żeby kupić materac i umieścić go na tym stole właśnie. Za dnia chowalibyśmy go pod ścianą, a w nocy mógłbym na nim spać… Brzmi jak dobre zarządzanie przestrzenią? - Kirill zamyślił się. - Nie sądzę, abym miał zepsuć ten stół. Nie jestem zbyt ciężki, natomiast w nocy zamierzam na nim tylko spokojnie spać… rzecz jasna - dodał. Wtem przypomniał sobie, że Misha jest przecież jeszcze dzieckiem. - A nie… e… skakać czy coś.
Tymczasem Kira podeszła do kuchni i oparła się o blat plecami
- Mamy coś do pisania? Podam ci nasze nowe dane… - powiedziała spokojnie do Kirilla. Wyglądało na to, że sama póki co nie chciała mówić na głos o swoich odczuciach co do wizji przeprowadzki gdziekolwiek.
- To tylko imiona i nazwiska. Zapamiętam je przecież, chyba że życzysz sobie jakiejś unikatowej pisowni… - mruknął. - Nie martw się o adresy i tego typu rzeczy, to będzie fałszywe. Wasz kolor oczu też znam.
Blondynka kiwnęła głową i teraz zwrociła się do Mishy
- Chcesz sobie sam wymyślić imię? - zapytała, na co chłopiec zamyślił się przez chwilę, po czym po prostu rzucił
- Artem? - zaproponował. Kira zastanawiała się chwilę
- Jeśli ci się podoba, to czemu nie. To dla mnie w takim razie Irina. Nazwisko możemy mieć takie samo, czy mamy mieć różne? - zapytała.
- Szczerze, to już moglibyście prędzej zostawić imiona niż nazwisko. O Mish i Kir może być na świecie dużo, to Rasputinów… nie sądzę. Poza tym prywatnie możecie nazywać się oczywiście inaczej, tak jak teraz. To tylko do dokumentów. Choć gdybyś kiedyś poszedł do szkoły, to pewnie znajomi nazywaliby cię zgodnie z zapisem w dzienniku nauczycielskim - Kirill wyjaśnił.
- Ooo to imiona niech zostaną nasze, ale nazwisko niech będzie Volkov… zawsze uważałem, że to fajne nazwisko - stwierdził chłopiec, nieco spokojniejszy. Chyba właśnie wizja obowiązku zmiany imienia tak go zmieszała.
- Jak dla mnie w porządku - zgodziła się Kira
- Chwila, nazywacie się Rasputin? - zapytał Noel, na co rodzeństwo kiwnęło głowami
- Aha… No to fajnie… Pewnie mogę sobie oszczędzić pytań o potencjalne pokrewieństwo z… - zaczął, ale Kira zaraz mu przerwała
- Tak możesz… To po prostu nazwisko. Tak nas trochę los pokarcił, żeby nie było nam za łatwo - wyjaśniła, na co czarnowłosy po prostu się zamknął, choć na pewno taka zbieżność okoliczności nieco go bawiła. Jego milczenie jednak nie trwało długo. - No dobrze to co… Teraz zakupy, potem pewnie przyjedzie Isidor i się napijemy i pogadamy? - zagadnął Noel. Misha tymczasem ziewnął. Kira musiała odnotować ten dźwięk
- Jesteś zmęczony? - zapytała brata. Ten mruknął
- Trochę, ale chcę też na zakupy. Pomogę. Potem sobie odpocznę - powiedział dzielnie. Kobieta nie kazała mu zostać, ani nie skarciła go, że się przemęczał. Chyba wiedziała, że nie wygra z uporem nastolatka.
- Moglibyśmy teraz chwilę odpocząć, ale nie mamy łóżek dla wszystkich - Kirill rzucił. - Więc żeby nikomu nie było smutno… wybierzemy się na zakupy, a potem pójdziemy spać wcześniej. Za to jutro wstaniemy wcześniej - dodał z lekkim uśmiechem. Zawsze lubił budzić się z samego rana, najlepiej tuż przed wschodem słońca. Choć w zimie mogło to następować całkiem późno i tak właściwie nie oznaczało to bycia rannym ptaszkiem. - Wy wybierzcie się po drzewo, a ja z Kirą po resztę. Pewnie zajmie nam to więcej czasu niż wam - dodał. - Tylko pamiętajcie, że choinka musi zmieścić się, dlatego nie wybierzcie za dużej. Z drugiej strony za mała będzie mało efektowna. Jednym słowem… macie bardzo odpowiedzialne zadanie.
Misha pokiwał głową, na co Noel zaczął rozglądać się po kątach pomieszczenia, jakby chciał sobie gdzieś zwizualizować ubrane drzewko
- To od razu kupimy też ozdóbki - zaproponował. Bo skoro kupowanie drzewka miało być ich jedynym zadaniem na dziś, czemu od razu nie załatwić całej związanej z nim kwestii.
- Ja i Kira będziemy w supermarkecie. Kupimy jedzenie, a ozdoby będą pewnie tylko kilka metrów dalej. Natomiast targ z drzewkami może lecz nie musi mieć w pobliżu czegoś takiego jak sklep z ozdobami. Myślę, że zadzwonimy do siebie i dalej do przedyskutujemy - rzekł. - Nie musimy mieć teraz wszystkiego dopiętego na ostatni guzik. A jak kupimy za dużo… to mieszkanie będzie tylko bardziej przystrojone. W końcu bombki można wieszać nie tylko na drzewkach, prawda? - uśmiechnął się. - Chciałbym, żeby było bardzo kiczowato - dodał. - I ciepło. Wszystko ci dokładnie opiszemy - rzekł do Kiry. - Może nawet ci pokażę w Iterze - dodał ciepło. Noel tymczasem kontynuował.
- A co do materaca, no to albo kupimy potem we dwóch, albo może zadzwoń do Isidora… On to zawsze ma różne rupiecie w różnych miejscach to może i jakiś materac, koc i poduszka się znajdzie… Albo w sumie może lepiej kupić dwa koce i dwie poduszki… To też my kupimy - rzucił Noel.
- Albo może ja do niego zadzwonię jak już będziemy na zakupach - Noel zmienił zdanie.
- Nie dzwoń do niego, chcę spać pod własnym kocem i na własnej poduszce - rzekł Kirill. - Przynajmniej kupię poszewki. A materac… nie sądzę, żeby miał coś takiego. Chyba że nadmuchiwany, ale ja chciałem kupić zwyczajny. Pewnie będzie drogi, ale zawsze się przyda… - zawiesił głos. - Chociażby jako taka niska kanapa. Zawsze lubiłem japoński wystrój wnętrz. Praktycznie siedzą na podłodze cały czas, wydaje się to takie przytulne, choć pewnie nie aż tak estetyczne - przyznał. - Szczerze, to nie chcę mu zaprzątać głowy takimi drobiazgami.
- No dobra… To komu w drogę temu czas, jak to się powiada - zarządził młody Dahl. Misha podszedł do siostry, uściskał ją, chyba z radości na to wszystko co się działo, po czym ruszył z Noelem do wyjścia. Za chwilę, Kaverin został w mieszkaniu sam z Kirą
- My też powinniśmy iść, żeby zapełnić lodówkę - zaproponowała.
- Dokładnie - rzekł. - Gdybyś chciała kupić Mishy jakiś prezent, to możesz już teraz zacząć myśleć o tym - dodał. - Cholera… - nagle coś przypomniał sobie. - Nie zadzwoniłem do Ivana w związku z jego jeepem, prawda? - zawiesił głos i wyciągnął telefon, próbując skontaktować się ze znajomym księdzem. Przypomniał sobie o nim, gdyż zamierzał teraz wynająć taksówkę… i ciąg skojarzeń przywiódł go do tamtego samochodu.
- Mhmmm, nie dzwoniłeś - przyznała rację tokowi jego myślenia. Kira tymczasem podeszła do niego i przytuliła się. Nie robiła nic ponad to. Po prostu stała i czerpała sobie ciepło jego ciała. Wydawała się zadowolona. Słuchała jak biło mu serce.
Kirill w dalszym ciągu czekał, aż Ivan odbierze słuchawkę. Może już spał? Która godzina była w Irkucku? Zastanawiał się, przytulając Kirę. Ivan nie odbierał telefonu. Zapewne jednak oddzwoni, gdy tylko zauważy połączenie od Kaverina.
- Jesteśmy jak para pingwinów na Antarktydzie. A może Arktyce? Nigdy nie byłem dobry z biologii… - mruknął. - To w ogóle biologia? A może bardziej geografia? Zapewne coś pomiędzy - dodał, całując ją w czoło. To była taka obca myśl, że miał wszelkie prawo całować kogoś spontanicznie.
- Chyba i to i to. Biologia, jeśli mówisz o pingwinach, geografia jak o biegunach. Cokolwiek byś nie miał na myśli, jesteś ciepły - stwierdziła kobieta, lekko rozbawionym tonem. Na pocałunek w czoło uniosła głowę i pocałowała go w szczękę. Następnie odsunęła się nieco i ostrożnie przeszła po pomieszczeniu
- Pokażesz mi potem to mieszkanie w Iterze? Jak je już ubierzecie… Podoba mi się ta myśl, że mi je pokażesz - powiedziała cicho, jak jakiś mały sekret między nimi.
Kirill odłożył telefon.
- Pokażę ci wszystko, co będziesz chciała - obiecał jej. Chwycił jej dłoń i podniósł ją wyżej. Przyłożył jej grzbiet do swojego policzka i zamknął na chwilę oczy. Następnie pocałował ją krótko i opuścił, chwytając drugą ręką. Spoglądał na Kirę ciepło. Nawet jeśli nie mogła tego zauważyć, to musiała to poczuć. Nie wiedział co powiedzieć. Może dlatego, bo tak właściwie… nie chciał mówić nic. Miał ochotę po prostu rozkoszować się przebywaniem w obecności tej kobiety tak samo, jak mógłby kosztować wyjątkowo dobrego wina. I rzeczywiście, będąc z nią tylko we dwoje, upijał się nią z każdą kolejną sekundą.
Rzeczywiście nie musiał nic mówić, a Kira wszystko wyczuła. Zarumieniła się nieco na jego delikatne gesty okazujące sympatię, po czym obróciła głowę w jego stronę i rozchyliła lekko usta, wzdychając. Jakby na chwilę zabrakło jej tchu. Uścisnęła jego dłoń, po czym podniosła swoją wolną i oparła mu na ramieniu. Przesunęła nią do jego szyi i policzka. Pogłaskała go po nim. To był pierwszy moment od kilku dni, kiedy znów byli tylko sami. Krótkie chwile, które łapali w trakcie podróży, jak ta pod prysznicem na stacji, były miłymi filarami ich relacji.
- Wiem co to za miejsce Kirillu. Chcesz moją obecnością odczynić zły urok? - zapytała. Nie obwiniała go, ani nie osądzała. Zapytała co najmniej jak postać z bajki. Jak dobra wróżka, która miała za moment zgodzić się, by mu pomóc.
To nieco ostudziło Kaverina.
- Szczerze mówiąc, już zdążyłem zapomnieć o jakimkolwiek złym uroku… - mruknął, spuszczając wzrok. - Myślę, że to miejsce nie jest aż takie złe. Jak poznasz w życiu wiele odcieni czerni, to niektóre wydają się prawie szare - dodał. - Nie zostawiłem na jej psychice żadnych blizn. Przynajmniej chcę w to wierzyć. Nie sądzę jednak, żeby budziła się się w środku nocy, wykrzykując w strachu moje imię… - zawiesił głos. - Nigdy po tym nie zachowywała się tak, jakby bała się mnie czy brzydziła, albo nienawidziła… - zastanowił się, czy to prawda i był tego prawie pewien. - Myślę, że nawet zależy jej na mnie, inaczej nie posłuchałaby mojej prośby co do znalezienia pracy dla ciebie - dodał. - I nie byłem względem niej zbyt brutalny - dodał, choć już nawet nie pamiętał, co dokładnie działo się w tej sypialni. - Chyba największy problem tkwił w tym, że była wtedy dziewicą. I chyba to nie była moja decyzja, czy, kiedy i z kim ten… status powinien się zmienić.
- Skoro się tak stało, tak miało się stać - powiedziała Kira. Przyłożyła obie dłonie do jego policzków i delikatnie głaskała go kciukami.
- Już nie myśl o tym. Skoro nie ma do ciebie żalu, to było, minęło - powiedziała co myślała. Starała się skupić jego pełną uwagę na sobie, nawet przysunęła się i oparła o niego ciałem, żeby sobie i jemu to ułatwić
- Pocałuj mnie - poprosiła.
Tak też zrobił. Za każdym razem razem, kiedy dotykał jej warg, wydawało się to wyjątkowym, jedynym w swoim rodzaju wydarzeniem, które dwa razy się nie zdarzy. Cofnął się nieco do tyłu, aż uderzył pośladkami w brzeg stołu do bilard. Pociągnął za sobą Kirę. Pocałował ją jeszcze raz, w szyję, a następnie spojrzał na jej ubrania w ten sposób, w jaki patrzy się na śmiertelnego wroga.
- Skończyły mi się hormony - rzekł. - Mam tylko recepty. Ale i tak chciałbym sprawić ci przyjemność - mruknął. - Są na to różne sposoby - zawiesił głos. Musnął opuszkami palców materiał nad wypukłością lewej piersi Kiry.
- Możesz mi sprawić przyjemność jak tylko chcesz Kirillu, o ile i dla ciebie to będzie przyjemne. Ale wykup hormony, bo ja też chcę sprawić przyjemność tobie - poleciła mu i pocałowała go w szczękę. Nie odsunęła się, kiedy musnał jej pierś przez materiał swetra i stanika. Wzięła głęboki wdech i powoli wypuściła powietrze. Oparła jedną dłoń o stół bilardowy i wzięła kolano Kirilla między swoje dwie nogi. Po prostu w ten sposób była bliżej niego.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline  
Stary 13-04-2019, 16:56   #145
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Kirill delikatnie nim poruszył, rozpinając guziki jej swetra. Jeden po drugim, powoli. Potem ściągnął bluzkę i wnet Kira została w samym biustonoszu. Nachylił się, aby pocałować krótko sutki przez materiał. Następnie rozpiął zapięcie, uwalniając obie piersi. Przestał ruszać kolanem, zapatrzony w klatkę kobiety. Wnet cudowna miękkość i sprężystość wypełniła mu obie dłonie. Delikatnie ugniatał. Podniósł piersi niczym stanik, który obecnie leżał na podłodze. Następnie nachylił się i przyciągnął oba sutki do siebie. Tylko trochę, aby Kira czuła się komfortowo, jednak piersi były wciąż dość ściśnięte. Następnie zaatakował językiem prawą brązową obwódkę i wypukłość w jej centrum. Potem drugą. Ruchy jego języka były szybkie i wilgotne. Wnet dwie strużki śliny zaczęły skapywać na brzuch kobiety. Kaverin odsunął się.
- Myślę, że powinnaś położyć się na stole - rzekł.
Kira wypinała do niego klatkę piersiową, wystawiając biust do pieszczot. Kiedy zasugerował jej położenie się na stole, oparła się o niego rękami i zręcznie na nim usiadła. Potrafiła utrzymać ciężar swego ciała na rurze, wspięcie się na blat stołu od bilarda był dla niej łatwizną. Oparła się dłońmi po bokach za sobą, pokazując mu się w ten sposób w pełnej krasie. jedyne co przeszkadzało teraz jeszcze Kirillowi to jej spodnie i buty. Siedziała na brzegu stołu czekając co mężczyzna zrobi. Uśmiechnęła się do niego zachęcająco. Czuła się swobodnie, siedząc przed nim półnaga, mimo że nie widziała go. Słuch miała nad wyraz dobry.
- Chciałem sprawić przyjemność tobie, a mam wrażenie, że ciągle zadowalam siebie - mruknął, pożerając jej ciało wzrokiem. Blond włosy Kiry były odgarnięte do tyłu, ale kilka kosmyków opadało na jej twarz. Miała duże, niebieskie oczy lekko rozwarte, lecz patrzyły nie na niego, lecz na przestrzał. Z tego powodu sprawiała wrażenie, jakby znajdowała się w nieco innym miejscu, w innym wymiarze. Albo… jakby Kirill nie był nawet warty tego, aby spojrzeć na niego wprost. Z jakiegoś niewyjaśnionego powodu ta myśl podnieciła go. Przeniósł wzrok na jej zaróżowione policzki i czerwone usta. Chyba nawet nie były podkreślone szminką, tak prezentowały się naturalnie. Wtem Kirill poczuł dziwne, rozpierające go uczucie. Pożądanie, ale takie… głębsze i nie w stu procentach seksualne. Targnęła nim pasja. Miał ochotę rozedrzeć Kirę niczym piniatę i posmakować znajdującej się w środku niej ambrozji i nektaru. Wszystkiego, co znajdowało się pod tą piękną twarzą i powłoką. Czy dlatego Rolan bił ją biczem? Może nie chodziło o poczucie władzy, jak twierdziła blondynka. Lecz miłość tak gorącą… że spalającą, niszczącą i sprawiającą ból.
Kirill zaczerpnął powietrza i rozpiął spodnie Kiry. Zaczął je zsuwać.
- Dzisiaj to ja jestem twoim niewolnikiem - rzekł. - Z przyjemnością przyjmę wszystkie twoje rozkazy - dodał, odkładając jej spodnie na bok. Teraz miała na sobie jedynie bieliznę. Położył dłoń na jej udach i lekko potarł obie jednocześnie. Właśnie wtedy uświadomił sobie… że nigdy nie widział, jak Kira dochodzi. To będzie… pierwszy raz.
Kobieta zamyśliła się i oddychała dość szybko, gdy Kirill obserwował ją, dotykał i zdejmował z niej spodnie wraz z nasuniętymi na nie wsuwanymi butami. Kobieta miała dziś jasnobłękitną bieliznę z małym kwiatuszkiem w formie ozdoby przy koronce na brzegu. Kiedy pogłaskał ją po udach, zsunęła się nieco bardziej pośladkami na brzeg, tak, by Kaverin znalazł się między jej udami. Podniosła nogi, napinając zręcznie mięśnie brzucha i zaplotła je za nim, przyciągając go do siebie. Siły w nogach odmówić jej nie można było
- Całuj mnie. Po kolei. Od ust, przez szyję w dół. Całuj moje piersi i brzuch, a potem gdy już uznam że zapamiętałeś smak mojej skóry na dobre, wtedy przejdziemy dalej… Możesz zaczynać - podniosła rękę by złapać go za brzeg odzienia i przyciągnąć do siebie mocno, tak by musiał zaprzeć się rękami o blat stołu do bilarda po jej lewej i prawej stronie. Może i była aniołem w klubie Las Vegas, ale najwyraźniej dawanie rozkazów nie było jej obce i sprawiało przyjemność, która wykwitła na jej policzkach głębszym rumieńcem, a jeśli Kaverin przyglądał jej się wnikliwie to i delikatnym śladem wilgoci na bawełnianej bieliźnie.

Gdyby Kirill mógł, to na pewno zrobiłby się w tej chwili twardy. Choć jego umysł odczuwał pożądanie, to wydawało się, że istnieje jakiś ogromny mur, blokujący dostępu do jego ciała i nie mógł go przekroczyć bez igły i strzykawki. Ale w tej chwili to mu zbytnio nie doskwierało, bo nie znajdował się tutaj dla siebie, lecz dla Kiry. Nachylił się w stronę jej twarzy i pocałował ją nagle, gwałtownie i brutalnie. Wdarł się do jej ust i posmakował jej śliny, następnie wyszedł, przesuwając językiem od kącika jej ust po policzku w dół szczęki. Łapczywie całował ją, jak gdyby Kira była oazą, a on pustynnym wędrowcą. Tak jak kazała mu… smakował jej. W następnej kolejności poznał smak jej obojczyka, piersi, brzucha… Pozostawiał na niej wilgotne szlaki. Czuł się jak zwierzę, ale to było dziwnie przyjemne. Przestał myśleć o czymkolwiek i jedynie poruszał językiem po jej ciele. Znowu podniósł się i teraz całował drugą jej stronę, do tej pory zaniedbaną. Wnet dotarł do brzucha i pępka. Przyssał się do niego, a potem na chwilę przyłożył w tej okolicy głowę. Czuł na policzku ciepło jej ciała. Kira była ciepła, ale Kaverin miał wrażenie, że on sam płonie jeszcze mocniej. Nie miał praktycznie żadnego doświadczenia w tym, co robił, jednak odnosił wrażenie, że pieści ją dobrze. Tak właściwie nawet nie rozmyślał o tym, czy robi to wystarczająco zadawalająco, czy nie. To nie był żaden konkurs, lecz zbliżenie dwóch osób. I wydawało mu się, że jeśli przeleje w to wszystkie uczucia, jakie posiadał… a były całkiem intensywne i bogate… to Kira poczuje się szczęśliwa. A na tym mu właśnie zależało.
- Teraz już wiem, jak smakujesz - powiedział, pochylając twarz nad jej bielizną. - Chciałbym ci to opisać, ale myślę, że istoty prawią ci już wystarczająco komplementów - dodał. - To musi być ta część twojego daru, która dobrze karmi poczucie własnej wartości… - szepnął. - Być przy tych wszystkich mężczyznach i słyszeć niewypowiedziane pochwały. Mnie by to zepsuło i stałbym się narcyzem, gdybym posiadał taką urodę, jak twoja. I nikt nie mógłby udawać, że jej nie docenia.
Oparła dłoń na jego ramieniu, nie pozwalając mu się bardziej zbliżyć do swojego zagłębienia między udami. Miał je dosłownie przed twarzą, ale oddał władzę Kirze, to ona dyktowała zasady
- Twoje pochwały i komplementy są dla mnie wyjątkowe. Bo pochodzą od ciebie… - powiedziała mu czule, jednak nadal nie dawała mu dostępu. Cofnęła biodra i uniosła się na rękach
- Zsuń ze mnie majtki. Bez użycia rąk. Ale nie wolno ci zrobić na razie nic więcej - poleciła mu.
- Tak jest… - Kirill zastanowił się przez moment, jak to dokończyć - ...pani.
To nie było aż tak proste zadanie. Chwycił zębami materiał tuż pod jej pępkiem i pociągnął, jednak to nie wystarczyło. Wycofał się i nachylił w stronę prawego boku Kiry. Chwycił tam materiał i pociągnął, odsłaniając nieco jej bioder. Zostawił tam kilka pocałunków. Następnie uczynił tę samą rzecz po jej drugiej stronie. Wnet znów umieścił głowę pomiędzy jej udami i spróbował chwycić zębami materiał na środku. Nie było to takie łatwe. Niechcący drażnił tym samym Kirę, sprawiając jej pewną przyjemność… i to niechcący. Spróbował wcisnąć głowę od strony jej pośladków i ta chwycić materiał. Następnie szturchnął policzkiem jej uda tak, aby ustawiły się nieco dogodniej. To, co najtrudniejsze, już było zrobione. Jego serce biło szybko i tak głośno, że Kira bez wątpienia słyszała je, podobnie jak połowa Peterburga. Do krocza kobiety nie przylegał już materiał. Wiedział, że było odsłonięte i podniecało go to. Ale jeszcze tego nie widział, gdyż majtki wciąż były rozpięte tuż przed jego twarzą. Chwycił mocniej nieco wilgotną i ich część i possał ją, aby posmakować kwaskowego posmaku. Czuł się trochę jak osoba uzależniona od narkotyków, która spróbowała pierwszej dawki po latach odwyku. Dostał takiego kopa, że kolory w jego oczach zabłyszczały jakby nieco inaczej. Już znudził się tą zabawą i teraz ostro i gwałtownie zdarł materiał z jej ciała. Wnet Kira była naga. Kirill jeszcze nie spojrzał na jej kobiecość. Przecież nie wydała mu takiego rozkazu. Przesunął wzrok na jej twarz, oczekując kolejnych poleceń. Jeszcze nigdy żaden niewolnik nie był tak chętny do pełnienia posługi. Kobieta zacmokała, trochę karcąc go, a trochę chwaląc za takie postępowanie. Wiedziała, jak bardzo jej pragnął, choć nie wziął przecież hormonów. Podniecało ją to, że chciał jej tak bardzo.
- Jak teraz mogę pomóc… - zawiesił głos - … pani?
Miał nadzieję, że nie przesadzał, tytuując ją w ten sposób. Nie chciał, aby Kira uznała, że naśmiewa się z sytuacji… Mówił to, co myślał. W tej chwili blondynka naprawdę nim władała. I to było dobre, bo z jego własnej woli. Zgodził się na to, więc wszystko było w porządku. Nie było tak… jak wtedy. Tam miała miejsce kompletnie inna sytuacja i Kirill nie musiał sobie nawet o tym przypominać. Wiedział i czuł to. Był gotowy przyjąć i wykonać dosłownie każdy rozkaz. Co więcej… chciał, aby Kira wydawała mu polecenia. Jedno za drugim. Bez końca.
Najwyraźniej kompletnie nie przeszkadzało jej, że tak się do niej zwracał, bo przecież mogła wejrzeć poprzez istotki w jego myśli. Wiedziała, że nie żartował, tylko był teraz naprawde oddany sprawie. Uśmiechnęła się i oblizała usta
- Teraz… Teraz połóż się na plecach na stole obok mnie - poleciła mu i czekała. Zmieniła nieco pozycję, podciągając nogi na stół. Mógł się jedynie domyślać co planowała uczynić. Na razie jednak nic mu nie tłumaczyła. Chciała, by jej zaufał, w końcu sam oddał jej władzę.
Kirill czuł się w pełni zaskoczony. W głowie miał inny scenariusz. Jednak nie miał najmniejszych problemów, aby szybko dostosować się do nowej wizji. Położył się obok Kiry. Zastanawiał się, czy to było dziwne, że ona nie miała na sobie żadnych ubrań, natomiast on był kompletnie zaodziany, ze swetrem włącznie. Wnet doszedł do wniosku, że Kira przecież nie widzi. Jeżeli jego nagie ciało mogłoby sprawić jej jakąś przyjemność… to jedynie w sposób dosłowny. Natomiast teraz nie mogło. Wartość Kirilla zamykała się wyłącznie w jego ustach i palcach. Choć chciałby oddać się jej cały.
Blondynka przekręciła się na kolana, po czym podeszła do niego na czworaka. Jej biust zawisł przez moment nad nim
- Nie ruszaj się - zapowiedziała mu zawczasu, nim cokolwiek uczynił by do niej sięgnąć.
Kirill zastygł w całkowitym bezruchu.
- Teraz dasz mi przyjemność, tak jak chciałeś. Wiem, że chciałeś zobaczyć, jak wtedy wyglądam, ale to innym razem, kiedy znów będziesz mnie mógł wziąć Kirillu. Teraz oddałeś mi władzę i dokładnie z tego skorzystam. Wyobraź sobie co za sekundę uczynię… - powiedziała, po czym przeniosła się tak, że oba jej kolana znalazły się nad jego ramionami na stole. Była dosłownie nad nim. Nad jego twarzą znajdowały się rozwarte uda Kiry i tym samym jej kobiecość. Zasłoniła mu światło, które obrysowało jej ciało tworząc łunę. Uśmiechnęła się
- Gotowy? - zapytała, ale zdecydowanie raczej retorycznie
- Otworzysz usta, a potem będziesz lizał i pieścił mnie. W tej pozycji - wydała polecenie i rozsunęła uda, napinając mięśnie brzucha, pleców i rąk, by złapać równowagę i w pewnym sensie usiąść mu na twarzy. Jednak nie uczyniła tego całym ciężarem. Utrzymywała się tak, by mógł oddychać i poruszać głową, ale na tyle nisko by mógł skosztować jej ciała do woli.
- Możesz mnie też dotykać dłońmi - dodała na wdechu. Lekko drżała, najwyraźniej sama będąc podnieconą sytuacją, w której się znajdowali i faktem, że to Kaverin był pod nią.
- Tak jest… - Kirill szepnął. - Tak jest…

Nawet nie przyszło mu do głowy, że oddanie kontroli mogło być takie przyjemne. Uprawiał w życiu seks dwa razy, przynajmniej z własnej woli dwa razy, i za każdym razem to on był szalenie agresywny i dominujący. Nie myślał, że kiedykolwiek spodoba mu się to, aby to ktoś innym posługiwał się nim. Kirill czuł w sobie dziwny zapał. Chyba chciał sobie udowodnić, że jest w stanie dać pełną rozkosz... zawsze. W każdej sytuacji. Bez względu na to, czy poprzedniego dnia był w aptece, czy też nie. Marzył o tym, aby Kira odczuła pełne spełnienie. Teraz kochała się z nim w jego najczystszej postaci. Bez żadnych wspomagaczy. Kirill nie wiedział, czy to miało sens, ale jeżeli pokocha go w ten sposób… to tak, jakby zaakceptowała to, w jaki sposób został okaleczony. A więc to, kim się stał. A więc… jego samego… całego… Łapczywie wsunął się pomiędzy jej wargi. Nie miałby nic przeciwko, gdyby lekko opadła i zaczęła ocierać się o jego twarz… Ujeżdżać ją. Dbał o to, aby zęby nie drasnęły jej ani przez moment. Czuł się jak uczeń podczas egzaminu i chciał dać z siebie wszystko. Aby zdać. I żeby Kira była zadowolona ze swojego niewolnika. Podniósł dłonie na jej pośladki. Ugniatał je delikatnie, lecz głęboko. To musiało być przyjemne nawet nie w seksualny sposób. Jednocześnie dość zdecydowanie nakierowywał środek Kiry na swoje usta. Wystawiał język tak głęboko, jak tylko był w stanie. Przez to napiął go i usztywnił. Nagle uświadomił sobie, że przecież jego długość mogła wynosić tylko kilka centymetrów i może być niewystarczająca pomimo jego starań. Z tego powodu poczuł ukłucie paniki. Będzie musiał nadrobić to w jakiś inny sposób…
Kira mimo to oddychała teraz dużo głębiej, przez rozchylone usta. Dała mu nieco pokierować swoimi biodrami, gdy złapał za jej pośladki
- Nie martw się. Nie staraj się skupić na moim wnętrzu. Je zostawisz sobie na zabawy innym razem. Spróbuj… Tu - przechyliła biodra nieco inaczej i rzeczywiście opuściła odrobinę niżej i przesunęła swoimi wargami i łechtaczką po jego ustach. Tym drobnym, guziczkowatym punktem zatrzymała się na jego dolnej wardze
- Skup się na tym. Tak najszybciej. Błyskawicznie, doprowadzisz kobietę do szczytu z przyjemności. O wiele łatwiej niż penetrując ją swoim penisem, czy językiem. To nie znaczy, że tego drugiego nie lubimy. Uwielbiamy, ale, wyobraź sobie, że łechtaczka jest tak czuła, jak penis w pełnym wzwodzie, tylko że my ją mamy cały czas taką, a mężczyźni tylko jak im stanie - dawała mu wykład przyciszonym tonem. Pełnym podniecenia i wyczekiwania i przy każdym kolejnym słowie jakie wypowiadała, powoli poruszała biodrami, przesuwając płcią po jego ustach, drażniąc go i szczując, a jednocześnie, nakręcając i siebie i jego. Pragnęła go i jego ust. W każdej postaci. Bo dla niej, czy był taki jak teraz, czy na hormonach - zawsze był sobą. A ona chciała dokładnie jego.

Kirill dokładnie słuchał jej słów. Kobiece odczuwanie było dla niego rzeczywiście czymś obcym i nie rozumiał wszystkich zawiłości instynktownie. Zresztą czasami miał wrażenie, że nawet jego własna, męska seksualność ma swoją własną inteligencję i zmienne humory, choć na pozór wydawałaby się chyba raczej dość prosta i nieskomplikowana. Zapamiętywał wszystko, co Kira do niego mówiła, choć z tyłu głowy jakiś zjadliwy głos podszeptywał mu, że powinien pamiętać o tej jej części ciała od początku. Może gdyby starał się jeszcze mocniej, to nie musiałaby dawać mu wskazówek. Jednak Kirill widział i czuł jej reakcje, więc raczej nie mógł sobie robić zbyt długo wyrzutów. Przesunął językiem po jej łechtaczce. A potem wcisnął go w ten jeden punkt. Wycofał się, aby lepiej poślinić język i znów potarł nim to miejsce. Chciał, aby Kira poczuła tę wilgotną, ciepłą masę, przesuwającą się po jej wilgotnym miejscu. Stymulującą je i istniejącą tylko dla niej… i dla jej przyjemności. Delikatnie przesuwał się, wypychając język mocno. Potem pomyślał, że tak właściwie nie zna wrażliwości tego punktu. Może to było bolesne? Dlatego znowu wycofał język i teraz już tylko jego koniuszkiem przesuwał po nim bardzo szybko. Niczym skrzydła kolibra w locie. Przypomniał sobie, jak Kira powiedziała, że tym może doprowadzić ją do szczytu błyskawicznie. To akurat mu się nie podobało. Chciał, aby kobieta odczuwała przyjemność jak najdłużej. Co to za niewolnik, który ma służyć jedynie przez kilka minut?
Na początku po prostu posykiwała z przyjemności przyzwyczajając się do ucisku i ruchów jego języka. Kiedy jednak go cofnął i zaczął ją pieścić tak szybko i delikatnie, spomiędzy jej ust wydarł się jęk przyjemności, która skumulowała się w niej przez te kilkadziesiąt sekund trwania tej przyjemności
- To że dojdę, nie kończy zabawy. Mogę dochodzić wiele razy Kirillu. Mogę cię wykorzystać do tylu przyjemności, ilu pragnę - powiedziała, dysząc i posapując. Jej głos się łamał i nie mogła wytrzymać. Nie była zbyt cicha, ale może to dlatego, że nie czuła przy nim żadnego skrępowania. Nie było to też wyuczone zachowanie, bo nie dało się udawać czegoś brzmiącego tak słodko i realnie. Dopomagała mu drobnymi ruchami bioder. Jej uda drżały lekko i Kaverin czuł jak co jakiś czas jej mięśnie spinają się w nich. Zapewne gdyby spojrzał w bok wyraźnie dostrzegłby napięte ścięgna po wewnętrznych stronach jej ud. Ta pozycja może i ograniczała mu widok na całe jej ciało, ale pozwalała obserwować inne szczegóły. Chociażby jej piersi, które falowały od przyspieszonych oddechów i to jak kosmyki jej włosów przesuwały się po jej sutkach, kiedy drżała, lub poruszała się na nim delikatnie. To nie były mocne i gwałtowne ruchy, tylko subtelne i ostrożne, a jednak dość rytmiczne. W pewnym momencie Kirill na ustach wręcz poczuł, jak jej wnętrze całe napięło się i Kira ponownie wydała jęk, który zamarł. Jej mięśnie drżały i zaciskały się, a ona nie opadła. Wytrzymała nad nim i wyprostowała się nieco. Rozluźniła ciało, a z jej wnętrza wypłynęły soki. Doszła. Dzięki jego językowi. To on był sprawcą tego, jak zachowywał się jej organizm, mimo, że leżał pod nią i poruszał tylko językiem.
Kirill przesunął się nieco tak, aby zebrać w usta całą jej wilgoć. Skosztować jej, niczego nie uronić i przełknąć. Po pierwsze, sam tego pragnął, po drugie, uznał, że świadomość tego mogła sprawić jej dodatkową rozkosz. Cholernie cieszył się, że Kira doszła. To było głupie, bo choć sam nie poczuł orgazmu, to i tak jego umysł zalało szczęście. Nie rozumiał tego. Czy naprawdę aż tak zależało mu na tej kobiecie, aby cieszyć się z jej rozkoszy równie mocno, co ze swojej własnej? Kirill poczuł ogromną satysfakcję, widząc jak jej ciało na przemian drżało i spinało się. To był zaszczyt, doprowadzić je do takiego stanu. Chciał, aby Kira kochała go i między innymi dlatego chciał, aby odczuwała z jego powodu maksymalną przyjemność. Aby uzależniła się od niej. I żeby uświadomiła sobie, że mogłaby ją mieć na każde skinienie palca… bo przecież nie tylko teraz chciał być jej niewolnikiem.
 
Ombrose jest offline  
Stary 13-04-2019, 16:57   #146
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
- Jeszcze… Ale teraz… Możesz się przekręcić i patrzeć - poleciła mu i zeszła na bok, kładąc się na plecach na stole. Jednak zasłoniła twarz przedramionami. Uśmiechnęła się zadziornie
- Twarz pokażę ci innym razem, jak powiedziałam - oznajmiła. Jej klatka piersiowa i brzuch poruszały się od szybkich oddechów, jej płeć była cała zaróżowiona i lekko jak mu się wydawało uwydatniona… Mógłby rzec, że opuchnięta, ale przecież nie zadał jej bólu, czy nie zmęczył jej aż tak, prawda?
- Nie martw się, tak zachowuje się ciało kobiety, kiedy bardzo chce swojego mężczyzny i więcej przyjemności, którą jej daje - wyjaśniła mu szybko odczytując tok jego myśli i nazywając go w między słowach ‘swoim mężczyzną’.
- Zmartwienie nie należy do rzeczy, które teraz czuję - mruknął Kirill.
O dziwo udało wydusić z siebie jakieś słowa. To, co przed chwilą wydarzyło się, było dla niego prawie równie intensywnym przeżyciem, jak to, co musiała odczuwać Kira. Zawisł tuż nad jej kroczem i spojrzał na nie z dumą. Cieszył się, że tak nabrzmiało od jego wysiłków. Kirill odniósł wrażenie, że pewnie jego twarz była równie opuchnięta. Czuł, że jego policzki paliły go żywym ogniem. To było tak cholernie przyjemne. Nie rozumiał do końca tylko, dlaczego Kira zakrywała swoją twarz. Przecież mogła co najwyżej zaróżowić się. Po części jednak uważał to za słodkie… i podniecające. Jak gdyby Kira była wstydliwa, choć w wyuzdany sposób, bo jej uda były rozstawione szeroko. Ku jego uciesze. Przesunął językiem powoli i dokładnie od jej zagłębienia w górę, aż do łechtaczki i też nieco dalej, aż trafił na zwykłą skórę, która znajdowała się tuż pod paskiem bielizny… teraz rzecz jasna nieobecnej. Następnie zsunął język w dół. Robił to powoli. Chciał, aby Kira była stymulowana, ale nie aż tak intensywnie. Niech trochę odpocznie od intensywnych ruchów. Zaczął ją całować. Jego wargi wydawały się takie suche w porównaniu do języka. Całował wszystko, każdy milimetr jej ciała. Następnie wsunął język wgłąb niej. Tyle że tym razem nie chciał dotrzeć jak najdalej, ale zamiast tego rozpychać ściany znajdujące się na samym początku. Okrężnymi ruchami zgodnie z kierunkiem wskazówek zegara przesuwał, rozkoszując się delikatną, wilgotną powierzchnią. Rozpychał ją, mając nadzieję, że to będzie przyjemnym urozmaiceniem.
Kira rzeczywiście zdawała się nieco odpoczywać, kiedy tak ją całował i pieścił ustami. Gdy wsunął w nią język, rozchyliła uda jeszcze odrobinkę bardziej, a już po chwili wypuściła powoli powietrze, gdy przesunął swoim językiem po ‘górnej’ ściance jej wnętrza. Takie okrężne ruchy musiały sprawiać jej przyjemność, tak jak pragnął Kaverin, a szczególnie właśnie w tamtej strefie. Powoli ją rozkręcał i znów przez jej ciało zaczynały przechodzić dreszcze.
Kaverin nie przestawał. Spróbował zagłębić się nieco dalej, nie przestając masować jej ścian. Chwilę oddawał się temu, po czym wycofał. Położył ręce na wewnętrznej stronie jej ud, masując je delikatnie. Znowu zaczął całować delikatnie jej srom, oddając się rozmyślaniom. Wcześniej Kirill myślał, że to wnętrze kobiety jest wrażliwe tak bardzo jak powierzchnia penisa, która w nie wchodzi. Teraz doszedł do wniosku, że chyba jest trochę inaczej. Jakby łechtaczka była odpowiednikiem żołędzi. Ta część, która doprowadzała do gorączki i szału. Natomiast wnętrze pochwy odpowiadało pozostałej części penisa. Tak chyba było, choć pewnie nikt nie mógł wiedzieć tego na pewno. Nawet najbardziej doświadczona osoba nie mogła wiedzieć dokładnie, jak odczuwa różne rzeczy przeciwna płeć. Chyba że posiadała dar telepatii. Kirill nachylił się znów nad łechtaczką blondynki, biorąc ją powoli, z pasją i wyczuciem. Masował ją ze stałą prędkością, po czym nieco przyspieszył… aby znowu zwolnić. Co wywoływało jęki czy to przyjemności, czy drobnej agonii, gdy zwalniał, z ust Kiry. Wydawało mu się, że niektóre kobiety lubiły zmiany tempa, zwłaszcza kiedy te były nieprzewidywalne i działały przeciwko nudzie. Chyba było tak też tym razem.
- Czy dobrze się sprawuję, pani? - zapytał Kirill, odchylając się nieco i spoglądając w kierunku piersi, a potem twarzy blondynki. - Proszę poradź mi, co więcej mogę uczynić - dodał. - Dostosuję się do każdej zachcianki.
Kira chyba się zapomniała z tego wszystkiego, że przerwał pieszczenie jej wrażliwej części. Opuściła ręce i oparła się łokciami o zielony blat stołu bilardowego. Jej policzki były zupełnie zarumienione. Jej oczy były przepełnione łzami, ale nie wyglądała na smutną, tylko pragnącą. Potrzebującą więcej tego, co Kirill jej robił. Jej źrenice były rozszerzone od rozkoszy którą odczuwała, a jej usta były zaczerwienione i błyszczące od tego, że ciągle je przygryzała, ssała i polizywała odruchowo na jego pieszczoty. To był widok specjalnie dla niego. Tylko dla niego. Wyjątkowy. Nie chciała mu się pokazać, bo kobiety różnie wyglądały gdy dochodziły, a ona przecież nie wiedziała czy jest wtedy ładna, czy może robi dziwne miny. Kirill dowiedział się, że zdecydowanie nie robiła ‘dziwnych min’.
- Prosz… - zająknęła się i pokręciła głową, odchrząknęła. Przypomniała sobie, że to ona wydaje rozkazy, a nie prosi o ich wydawanie, czy odrobinę czułości
- Pośliń dwa palce, a potem zagłęb je we mnie, w ten sposób - pokazała mu ruch, tak by opuszki Kirilla gdy wsunie je do jej wnętrza były skierowane ku górze
- A w międzyczasie, całuj i pieść mój biust. Wymyśl rytm i zgraj jedno z drugim. Daj mi przyjemność do samej granicy orgazmu. Ale nie pozwól mi dojść od razu, gdy poczujesz na palcach, że się zaciskam, wróć językiem do mojej łechtaczki i tak mnie wykończ - poleciła mu i uśmiechnęła się. Rzuciła mu wyzwanie, a jednocześnie widać było, że wstydziła się. Naprawdę się wstydziła wydając mu takie polecenia, jakby i do tego nie była zbyt przyzwyczajona. To by znaczyło, że robili razem już drugą rzecz, której nie zaznawali klienci w Las Vegas.
Dla Kirilla miało to pewne znaczenie. Chciał dzielić z nią przeżycia, które byłyby tylko ich. Niepowtarzalne i wyjątkowe. Jednak ciężko było mieć pewność, czy to w ogóle było możliwe… skoro Kira pracowała tam, gdzie pracowała i miała wielu partnerów. Nie przeszkadzało to Kaverinowi, ale też nie cieszył się z tego powodu. Zastanawiał się, jacy byli ci mężczyźni i czego od niej wymagali. O co prosili i co robiła ona, a co robiono jej. Jak wielu było osób, które tylko przychodziły, po prostu poruszały się w niej i wychodziły. Ilu mężczyzn chciało zmieniać pozycje, a jak tak, to na jakie. Jak często pieszczono ją w ten sposób językiem. Kaverin nie wiedział nawet, czy chciał znać te rzeczy. Czy powinien je wiedzieć. Może byłyby tylko paliwem dla jego zazdrości? A co jeśli był ten jeden mężczyzna, który zgrał się z nią jeszcze lepiej i bycie z nim sprawiało jeszcze więcej wspólnej przyjemności? Kirill przypomniał sobie, że jakby nie było… znajdowali się obecnie w teraźniejszości i mieli przed sobą przyszłość. Przeszłość, zgodnie ze swoją definicją, nie istniała. I skoro Kira reagowała na jego ruchy tak, jak reagowała… To bez wątpienia czuła się dobrze. I tylko to liczyło się.

Kirill wsunął w nią lekko zakrzywione palce i zaczął ją nimi penetrować. Miał wrażenie, że przekracza jakieś granice. Wnętrze kobiety było tak delikatne i jego język również… natomiast palce były twarde i szorstkie. Choć wnet zrobiły się wilgotne. Następnie nachylił się nad jej piersiami, choć myślał, że nie będzie w stanie uczynić tego fizycznie. Na szczęście Kira nieco wygięła się, aby skrócić dystans pomiędzy jej kobiecością i piersiami. Zaczął ssać jej sutek łapczywie niczym wygłodzony noworodek, wciąż zagłębiając w nią rękę i wyjmując ją. Następnie zaczął ugniatać go wargami. Był pijany z pożądania i tego wszystkiego, co robił, dlatego nie był w stanie wymyślać szczególnie podniecającego rytmu. Po prostu penetrował ją dłonią i drażnił sutki językiem. Ssał je, bawił się nimi. Chciał, aby Kira odczuwała bodźce ze wszystkich stron. Był gotowy dostarczyć jej możliwie największej ich ilości. Czekał, aż kobieta zacznie zaciskać się. Jednak… nie wyczekiwał tego. Nie męczyło go to, co robił. Sprawiało mu przyjemność. Tylko pragnął jak najlepiej wypełnić jej rozkazy i wyczuć w porę przedsionek jej orgazmu. I wtedy zareagować zgodnie z jej słowami. Czuł się nieco zmęczony, jednak nie przeszkadzało mu to aż tak bardzo. To było trochę jak sport. Jeżeli nie czujesz ani trochę wysiłku, to znaczy, że robisz to źle. Nieco bolała go szczęka i czuł drętwienie w ustach, ale starał się, aby Kira nie wpadła na to, że mógł odczuwać jakiekolwiek znużenie. Ona bez słowa sprzeciwu zniosła dla niego znacznie więcej w Las Vegas. W porównaniu do tego jego lekkie zmęczenie nie było niczym specjalnym. Usta zaczynały mu nieco puchnąć, lecz wciąż trzymało go podniecenie i pewnie będzie mu to doskwierać dopiero potem. Choć z drugiej strony… może będzie cieszyć się z tego odczucia? Joakim Dahl powiedział mu, że nigdy nie będzie mógł być z kobietą i zostanie jego jedynym partnerem aż do śmierci. Chyba że odda się innemu mężczyźnie, do czego go zachęcał, choć raczej nie na poważnie. Kirill chciał, aby to, co teraz robił, pozostawiło na nim wszelki możliwy ślad. Chciałby, aby szczęka bolała go tak mocno, aby nie mógł nawet mówić. To byłby medal, swoiste trofeum, które niósłby z dumą.

Ich zabawa trwała i ku uldze nieco zmęczonych mięśni szczęki Kaverina, Kira niedługo zaczęła przejawiać spięcia i drgania, towarzyszące jej wcześniejszemu preludium do orgazmu. Gdy przeniósł się językiem z jej już nieco sinych piersi w dół, prawie krzyknęła, gdy poruszył parę razy językiem po jej łechtaczce, do współpracy z palcami w jej wnętrzu, a ona doszła.
Zacisnęła w odruchu uda, łapiąc jego głowę między swymi nogami, ale już po chwili go puściła. Miała szeroko rozwarte usta, przez które oddychała i uśmiechała się. Szczerze, radośnie. Wyglądała na nieco zmęczoną, ale zdecydowanie rozanieloną i zaspokojoną. Wyszukała dłońmi ramiona Kirilla
- Os… Ostatnie zadanie. Chodź, przytul mnie i mnie pocałuj. Tak jakby jutra nie było - poleciła mu i podniosła się do siadu z drobną trudnością, bo jej ciało było jeszcze rozgrzane po pieszczotach blondyna.
- Nie zapeszaj. Wiesz, w jakim świecie żyjemy - rzekł Kaverin z uśmiechem, po czym przysunął się do Kiry i przytulił ją mocno.
W apartamencie nie było wcale zbyt ciepło, ale Kira i tak była rozgrzana. Mimo to chciał do reszty ochronić ją przed zimnem, dlatego wtulił się w nią mocno. Następnie pocałował w usta. I jeszcze raz. Było to jedynie powierzchowne. Trochę głupio było mu wdzierać się do środka po tym wszystkim, co robił językiem. Może Kira sobie tego nie życzyła. Obcałował jej oba policzki i pogłaskał po włosach. Ona jednak przyłożyła dłonie do jego policzków, nakierowała sobie jego głowę na usta i wpiła się w jego, zagłębiając swoim językiem i zachęcając Kirilla do zabawy. Nie trwało to długo, bo za chwilę go puściła i uśmiechnęła się.
- Gdybyś kiedykolwiek potrzebowała ode mnie… czegokolwiek… To nie wahaj się - uśmiechnął się, flirtując. - Jestem tu dla ciebie.
- Najchętniej nie wypuszczałabym cię z sypialni do bożego narodzenia… Ale to nie wyjdzie, gdyż zamieszkamy we czworo… Nie wierzę, że o tym pomyślałam, ale pierwszy raz przyszło mi do głowy, że mój brat mógłby być trochę starszy… To robi ze mnie chyba podłą siostrę… Przynajmniej w tej sekundzie - westchnęła. Objęła biodra Kirilla udami
- Zabierz mnie do łazienki. Doprowadzimy się do porządku i pójdziemy na zakupy - wymruczała mu do ucha, wisząc na nim jak koala na drzewku eukaliptusowym.
Podobno ćpały, żując liście tych drzew. Kirill nie miał nic przeciwko, żeby kobieta upiła się nim i znarkotyzowała jego obecnością. Wstał, trzymając ją mocno i kierując ją do wanny, gdzie jeszcze nie aż tak dawno próbował popełnić samobójstwo.
- Co masz na myśli? - zapytał. - W związku z twoim bratem? Co zmieniłoby, gdyby był starszy? - Kirill nie rozumiał. - Przecież i tak mieszkałby z nami, tak jak Noel.
- Ale wtedy moglibyśmy ich wysłać do baru na dół i mieć spokój kilka godzin, a czekoladą, to się Misha nie upije, przyrzekam ci - zażartowała. Wanna była zimna, ale Kira zaraz wymacała dłonią kran i odkręciła sobie ciepłą wodę
- Jest tu jakiś żel? - zapytała. Nie widziała w końcu, Kaverin musiał jej odrobinę pomóc
- Wejdziesz ze mną do wody? - zapytała po chwili.
- Mogę. Zwłaszcza jeśli uważasz, że jestem brudny - zażartował.
Kirill nie miał problemów z nagością, o ile ta nie odkrywała przed obcymi efekty jego kastracji. Jednak na pierwszy rzut oka ciężko było stwierdzić, że brakowało jąder. O ile ktoś nie wpatrywał się, celowo ich szukając. Zresztą Kira była przecież ślepa. Szybko pozbył się ubrań. Strumień ciepłej wody płynął prosto na jego plecy, zanim trafiał do powoli rozgrzewającej się wanny.
- Myślę, że jest w dobrym wieku. W sensie Misha. I wiem, że żartowałaś. Chodzi mi o to, że chłopak pewnie nie zaznał zbyt dużo dzieciństwa. Nie jestem pewny, czy będzie w stanie to nadrobić przy nas wszystkich. Chodzi mi o to… że jest taki czysty, radosny i nieskażony. Lubię go z tego powodu, ale to mnie nieco… Irytuje to złe słowo. Bardziej… wprowadza w dyskomfort. Boję się, że kiedyś przydarzy się coś złego i to straci. Tak jak my wszyscy… prędzej czy później - westchnął.
Kira przekręciła się i popchnęła Kaverina, żeby oparł się plecami o jeden z brzegów wanny. Za moment położyła się na nim tak, że wspólnie zajęli całą wannę, byli blisko siebie i w ciepłej wodzie. Kirill nagle poczuł do niej przypływ miłości. Aż oczy zaczęły mu łzawić. Nigdy z nikim nie mógł położyć się w wannie. I po utracie Kiry… która przecież kiedyś będzie miała miejsce, tak to przecież było… Czy znajdzie kogoś innego, z kim mógłby słuchać szumu ciepłej wody? Nie sądził. Ta myśl wydała mu się smutna i zrobiło mu się źle, ale rozpaczliwie próbował się rozweselić, aby Kira nie zdążyła zasmucić się jego nastrojem. Jej moc była po części przekleństwem. Jak można było tkwić w związku, w którym wszystkimi myślami trzeba było bezwarunkowo dzielić się? Czasami to było przepiękne i wyjątkowe. Może nawet zazwyczaj. Ale jeżeli chciało się coś ukryć… Wtedy to było naprawdę kiepskie… Kirill nie chciał psuć zadowolenia Kiry po zbliżeniu. A także tej pięknej chwili. Przy tej kobiecie miał wrażenie, że znajdował się w kompletnie innym wymiarze… i to dosłownie. Jak gdyby Ziemia przed poznaniem jej i po była kompletnie inną planetą. Gdzie widoki inaczej wyglądały, zapachy inaczej pachniały, a dźwięki inaczej brzmiały. Sama obecność Kiry wszystko wypaczała… ale w taki dobry sposób. Jak pryzmat, który z wiązki światła wydobywa miliony różnych kolorów. Słuchał jej słów.
- To po części fasada. On już przerobił swoje zło. Jest optymistą i ma charakter jaki ma, ale nie dlatego, że wychowywałam go pod kloszem opiekuńczości… Tylko dlatego, że wybrał, że taki będzie. Sam nauczył się nie poddawać kiedy jest mu źle i smutno. Sam zdecydował, żeby obdarowywać bliskich w otoczeniu takimi emocjami, nawet w najgorszych chwilach, bo nikomu by nie pomógł będąc smutnym i obciążającym. Jest bardzo mądry, może empatia to cecha u nas rodzinna - Kira gładziła palcami po klatce piersiowej Kaverina, po czym pocałowała go w policzek i w usta
- Bardzo cię lubi. Traktuje cię jak wzór - zdradziła Kirillowi
- Od dziecka nie było w jego pobliżu żadnych mężczyzn, więc ty i Noel jesteście teraz dla niego bardzo specjalni - dodała i wróciła do głaskania Kaverina czule.
Kirill był naprawdę zaskoczony. Nie spodziewał się tego po Mishy. Myślał, że chłopak jest niedojrzały, natomiast on… wręcz przeciwnie. Zachowywał się bardzo dorośle. Kaverin poczuł wielki przepływ szacunku do niego. Wiedział, jak ciężko było czuć emocje. Wiedział, jak ciężko było czuć emocje pozytywne. I wydobywać je z siebie. Pokazywać, nawet jeśli nie miało się zawsze na to ochoty. Kirill nie był pewny, czy sam był do tego zdolny. Przecież przez kilkanaście lat pozostawał emocjonalnie wycofany i skryty za maską bez wyrazu. Aż do tej chwili, kiedy Rasputinowie wstrząsnęli nim na tyle, że marmurowa pokrywa na jego twarzy strzaskała się. Nagle zrozumiał, jak wiele było sytuacji, kiedy ludzie wokół niego potrzebowali jego wsparcia. Noel, Alice… nie tylko oni. On natomiast dobijał ich pustym wzrokiem.
- A ja chciałbym być taki, jak on - Kirill rzekł krótko.
Leżał na lewym boku, a Kira na prawym. Ktoś z boku pomyślałby, że byli wpatrzeni w siebie. Jednak tylko Kaverin patrzył. Nagle zrozumiał, dlaczego tak dobrze czuł się w jej obecności. Kira nie mierzyła go wzrokiem. Nie widziała go. Tak przynajmniej wydawało mu się, lecz dzięki temu mógł czuć ułudę prywatności. Chyba Kirill nigdy nie sądził, że można byłoby spojrzeć na niego i zobaczyć kogoś, kogo można byłoby pokochać. Też wstydził się wielu rzeczy, które go dotyczyły. Bardzo wielu. Nie chciał, aby było widoczne dla obcych oczu, a pozostały prywatne. Tkwiła w tym ironia, bo dzięki swojej mocy Kira i tak dostrzegała więcej, niż ktokolwiek inny mógłby kiedykolwiek. Natomiast i tak Kaverin czuł się bezpieczniej, patrząc na jej niewidzące oczy.
Blondynka dotknęła jego policzka i pogłaskała go po nim
- Czemu martwisz się, że gdybym cię widziała, coś by się zmieniło. Wiem jak wyglądasz, sam mi się pokazałeś. Ty wyciągnąłeś dłoń do mnie i pokazałeś mi to, czemu sądzisz, że bym się cofnęła - odezwała się do niego i zanim mógł odpowiedzieć, pocałowała go.
Dlatego odparł jedynie w głowie. “Może chciałem, żebyś się cofnęła.”
- Mógłbyś nas zabrać teraz do Iteru. Nagich tak jak leżymy i nadal miłowałabym cię tak jak to robię - oznajmiła i uśmiechnęła się do niego
- Jesteś przystojny. Mówił ci to ktoś kiedyś? Jak nie, to będę ci to mówić. Razem z tym, że jesteś wspaniały - oznajmiła i położyła swoją nogę na jego udzie, jakby go sobie zawłaszczała. Zaznaczała teren jako własny.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline  
Stary 13-04-2019, 16:59   #147
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Kirill okropnie spiął się. Kira nie mogła wiedzieć. To był ogromny zbieg okoliczności, ale jej ostatnie słowa… Dahl powiedział mu kiedyś coś dokładnie takiego samego, choć w drastycznie odmiennych okolicznościach. Dlaczego cień tego mężczyzny wciąż ciągnął się za nim? Nawiedzał go nawet w snach. Był ciągle obecny. Równie dobrze mógł siedzieć tutaj obok nich na opuszczonej klapie toalety. Blondynka wyczuła to natychmiast i zamknęła na chwilę oczy.
- Kira, nawet nie praw mi komplementów. Ja jestem chory. Nie da się mnie naprawić, bo jestem poszatkowany. Nie zlepisz tego klejem, nie zszyjesz nićmi. Myślę, że mogę tkwić jedynie w uczuciach. Na przykład miłości do ciebie - rzekł i przysunął się, aby pocałować ją w usta, ale wyszło to trochę dziwnie. Jakby nie zrobił tego spontanicznie. Westchnął. I zamilkł. - Dlatego podziwiam nastawienie twojego brata. Nie jestem w stanie wytrzymać ani sekundy, nie użalając się nad sobą. Wiesz, że to silny narkotyk? - uśmiechnął się. - Staram się jednak wynagrodzić to ludziom w inny sposób - rzekł tak, jakby próbował flirtować.
Kira otworzyła oczy i choć nie patrzyła na niego, to jej spojrzenie pełne było różnych emocji. Nie mogła się ich pozbyć, były w jej duszy i choć jej wzrok nie potrafił trafiać w cel, to jej oczy nadal pozostawały zwierciadłami duszy. Była wściekła i czuła troskę. Wyglądała jakby chciała wyjść z wanny i pójść zamordować kogoś, a konkretnie jedną osobę. Przytuliła jednak Kirilla i wycałowała go na twarzy
- Wiem, ale ja będę silniejszym narkotykiem - oznajmiła mu i rozluźniła się nieco.
- Wiesz, myślę, że się w tobie zakochałam… Albo to uzależnienie… Nie… Raczej to pierwsze - powiedziała, chcąc zmienić temat i odwrócić jego uwagę od Dahla.

Kirill zaśmiał się.
- To też mi mówił - rzekł. - Ale… ale zostawiając go na chwilę… ja ciebie też kocham. A jeśli ciebie nie kocham, to nie jestem zdolny do miłości. Czasami ciężko jest wyczuć miłość. Niekiedy trafia cię prosto w twarz. A czasem narasta powoli i zdawałoby się podstępnie. Wsiąka w ciebie, w każdą twoją myśl i komórkę ciała. Zagnieżdża się niczym pasożyt. I konsumuje wtedy, kiedy tę miłość tracisz - rzekł, przytulając ją mocno. - Nigdy nie rozmawiałem tak otwarcie o tym, co mi się przydarzyło. Tak jak ludzie liczą czas przed narodzeniem Chrystusa i po nim… tak ja liczę przed Dahlem i po nim. Wiesz, co w tym wszystkim najbardziej mnie trafiło? Zagniewało i zasmuciło?
Kira zawahała się, nim odpowiedziała. Jej dłoń wróciła na jego twarz. Znów go głaskała, po niej, po szyi i po ramieniu
- Mm… Co? - zapytała w końcu, gładząc go ostrożnie, czule i z uwagą. Skoncentrowała się na nim w stu procentach. Jak bardzo już zdążyła znienawidzić tego człowieka, którego w życiu jeszcze ani razu nie spotkała i miała nadzieję nie spotkać, bo zrobi mu krzywdę, albo zginie próbując…
Kirill miał wrażenie, że zaraz połknie język. Kompletnie zaschło mu w gardle. Nie mówił tego nikomu.
- Dwa dni po tym, jak mnie skrzywdził… - zaczął, przełykając ślinę. - Przyszedł do mojej celi. Myślałem, że po to, aby znów mnie zgwałcić. Cały drżałem, kiedy położył się na mnie i zaczął głaskać po policzku. Chciałem, żeby odszedł, jednak nie mogłem mówić. Bałem się go. Dlatego okropnie zdziwiłem się, kiedy poczułem na karku wilgoć. Wtulał się we mnie, płacząc mi we włosy. Nie mam pojęcia, jak długo to trwało. To był czas, kiedy spontanicznie traciłem przytomność, a kiedy potem ocknąłem się i wtedy następowało to znowu. Ale jestem całkiem pewny, że to mi się nie przyśniło. Przytulił mnie mocno i powiedział mi, że zrobił to dlatego, bo chciał, aby ktoś wartościowy ciągle o nim pamiętał i myślał o nim. Potem przestał płakać, a ja zrozumiałem, że zasnął. A także uświadomiłem sobie, jak okropnie samotny był. I przez ten jeden, najdrobniejszy ułamek sekundy poczułem względem niego… współczucie - Kirill powiedział to słowo tak, jakby było przekleństwem. - A także litość. Teraz jestem pewien, że to była jego kolejna gra, która miała nie wiem co uzyskać. Jednak wtedy wydawało mi się, że ta chwila była jak najbardziej autentyczna - westchnął.
Kira wysłuchała go uważnie i mimo, że gdy wspomniał o głaskaniu, jej dłoń na moment drgnęła, to za chwilę wróciła do gładzenia go
- Może i był samotny… A może nie był…. Ale miał takie samo prawo do zrobienia ci takiej krzywdy, jakie Rolan miał do uczynienia krzywdy mi. To, że coś ich kiedyś złamało, skrzywiło czy spaczyło, nie może być usprawiedliwieniem ich zachowań. Mogli stać się tacy jak my, a jednak wybrali tę drugą stronę. Nie pozwolę. Nie dopuszczę do tego, by ten człowiek, dalej mieszkał w twojej głowie. Wymiotę go - przesunęła palcami delikatnie po jego czole, jakby wymiatała mu coś z głowy.
Kirill szczerze roześmiał się. Zgadzał się z jej słowami i podobało mu się jej nastawienie. Może po prostu cieszył się, że wreszcie zaopiekuje się nim ktoś od czasu morderstw w pociągu. Czasami miał wrażenie, że zatrzymał się na etapie tego małego chłopca, który wpatrywał się dużymi oczami w szkarłat na brzuchu mamusi. Że wcale nie rozwinął się od tamtej chwili. Zamiast tego pozostał tym samym Kirillem, tyle że z dorosłymi problemami, z którymi natomiast radził sobie jak dziecko.
- Znajdziemy sposób, by kiedyś pożałował… A może najlepszym sposobem, by pożałował będzie, gdy któregoś dnia całkowicie o nim zapomnisz. To go ugryzie w dumę - zauważyła blondynka. Pocałowała Kirilla w czoło, po czym przekręciła ich, by znów to ona była na górze, po czym podniosła się, teraz siedząc mu na biodrach okrakiem.
- Musimy się wykąpać, kochanie - powiedziała pieszczotliwie, drocząc się z nim.
Kirill uśmiechnął się do niej lekko. Czuł się tak komfortowo, jak gdyby znali się co najmniej kilkanaście lat.
- Wcieraj we mnie żel - rzekł, podając do jej dłoni butelkę stojącą tuż obok.
Zamknął na chwilę oczy i skoncentrował się jedynie na jej bliskości. Jak by to było, nie posiadać wzroku, tak jak ona? Odczuwać wszystko w ten sposób? Wyciągnął ręce, aby dotknąć jej brzucha. Był ciepły i mokry od wody i miękki, bo go nie napinała.
- Albo rób ze mną co chcesz. Tobie nie potrafię odmówić.
Blondynka otworzyła butelkę żelu i wylała go na dłoń. Przesunęła się teraz między nogi Kirilla, a następnie zaczęła pochylać się nad nim i rozsmarowywać żel na jego klatce piersiowej, szyi i podbrzuszu. Przesuwała rękami po jego ramionach i bokach, na koniec powoli zjechała na uda, jej ręce przesunęły się w stronę jego męskości i zatrzymały w bezruchu po obu stronach
- Mogę? - mimo, że powiedział, że mogła z nim uczynić co chciała, miała do niego szacunek i postanowiła zapytać. Wiedziała, że to dla niego drażliwa sprawa, więc odważyła się zadać pytanie i w ogóle pomyśleć o tym, by go tam dokładnie dotknąć. Co prawda miała go już w dłoniach, w ustach i w sobie, ale nie myła go. Nie dotykała go dokładnie, tak jak chciała to uczynić teraz. Poczekała co odpowie.
- Tak - odpowiedział Kirill. - Oddaję ci się przecież znacznie bardziej, niż tylko ciałem - powiedział tak, jak gdyby dotykanie go w ten sposób nie było niczym wielkim. - Czasami boję się jednak, że jak zapomnę o nim, to stracę bardzo ważną część mnie. Tak jak powiedział, już zawsze będzie ze mną. Bo jak przestanę o nim pamiętać, to już nie będę ja. Wiesz… tylko ty jesteś w stanie sprawić, żebym stał się kimś innym. Lepszym. Przynajmniej pod względem zdrowia psychicznego - rzekł, potem zastanowił się. - Myślisz, że to moja zła cecha? Że cały czas mówię o sobie? Może jestem zapatrzony w siebie. I narcystyczny, jak ten pieprzony Dahl. Nie mogę znieść chwili, nie mówiąc o sobie i moich pięknych, lirycznych problemach - zaśmiał się lekko. Jak gdyby powoli był w stanie żartować z tego wszystkiego, co przydarzyło mu się. Także z siebie. - Myślę, że tak naprawdę jestem okropnie egocentryczny. Wszystko, co robię, koniec końców ma związek bezpośrednio ze mną. Dobre uczynki dlatego, aby odciążyć własne sumienie. I tak dalej… - mruknął, biorąc w dłonie trochę piany ze swojego ciała i rozsmarowując ją na brzuchu Kiry.
Kobieta tymczasem poświęciła kilka chwil, słuchając jego słów na delikatne umycie jego penisa i przestrzeni między udami. Była ostrożna i wrażliwa. Jakby dotykała delikatnego zwierzątka, któremu mogłaby zrobić krzywdę, gdy ruszyła się za szybko, lub ścisnęła zbyt mocno. Choć Kirill na pewno wiedział i pamiętał jak zręcznie potrafiła ściskać tę część ciała i czym. Kaverin na chwilę zamilkł. Nie wiedział, czy inni, bardziej doświadczeni mężczyźni też tak to czują, ale kiedy był w spoczynku, jego żołądź była bardzo wrażliwa. Nawet przesunięcie po niej palcem było w stanie sprawić może nie ból, ale dyskomfort. To zmieniało się w trakcie wzwodu. Jednak teraz… Kira mogła wyczuć, że napiął się nieco, choć nie z jej powodu. Wcześniej myślał, że zadba o jego higienę tylko z wierzchu, nie ściągając napletka. Ale nie myślał o tym długo i słuchał jej dalszych słów.
- Powiedz mi, a o kim miałbyś mówić, jak nie o sobie? Ludzie tacy są. Mówią o sobie. O tym co ich interesuje, lub nie. Co lubią, lub nie. Większość ich słów, to zawsze w pewnym stopniu odniesienia do nich samych. Nie uważam, że jesteś zadufany w sobie. Uważam, że jesteś człowiekiem. Zranionym. Szukasz kogoś, kto cię wysłucha. Bo wiem już, że jesteś dobrym słuchaczem, ale nikt dotąd cię dobrze nie wysłuchał… Widzisz? Szukałeś kogoś, kto by zrobił dla ciebie to, co ty robisz dla innych. To nic złego. To zupełnie normalne. Mówimy innym ludziom o sobie, bo chcemy by nas poznali i akceptowali takich, jakimi jesteśmy. By nas rozumieli - wyjaśniła mu co myślała na ten temat. Za moment skończyła i teraz znów nalała żelu na dłoń i spieniła, po czym zaczęła myć siebie, wracając do siedzenia mu na podbrzuszu.
Kirill przesuwał dłońmi po jej udach, aby nie musiała mydlić całego ciała sama. Chciał zaoszczędzić jej wysiłku… tak, to był główny powód.
- Jesteś dla mnie zbyt dobra - zaśmiał się. Potem zamilkł, wpatrując się w Kirę. - Myślę, że spotkanie ciebie było dosłownie najlepszą rzeczą, jaka mi się w życiu przytrafiła - rzekł po chwili zastanowienia. Powiedział to w pełni poważnie, jak gdyby stwierdził fakt historyczny, a nie stwierdził przypadkową rzecz pod wpływem chwilowych emocji. - Myślę, że to będą piękne, terapeutyczne święta dla wszystkich. Cieszę się, że wreszcie wyrwaliście się z tamtej sytuacji. Tamtego życia - westchnął ciężko. - A wszystko zaczęło się od tego, że twój brat wpadł na mnie na targu. I tak stłukł znicze. A potem… potem wir wydarzeń przyciągnął nas ku sobie… - uśmiechnął się do kobiety. Bał się trochę mówić takie rzeczy, bo brzmiały jak z romansu. Po części obawiał się, że zaraz Kira zacznie wyśmiewać go i jego pretensjonalne wyznania miłości. - Czasem mam wrażenie, że moje serce wreszcie tak napuchnie, że kompletnie pęknie… i zaleje mnie krew.
- To tak nie działa Kirillu… Hmm… Mam pomysł… - powiedziała, po czym zakręciła wodę lecącą z kranu. Za chwilę woda, która zdążyła nieco zatrzymać się w wannie wyleci, bo żadne z nich nie zakorkowało odpływu, ale Kira na tym nie poprzestała. Wzięła jeszcze trochę żelu na dłonie, znów położyła je na jego klatce piersiowej i brzuchu, po czym, położyła się na nim i przesunęła. Teraz dosłownie myli się wzajemnie całymi powierzchniami ciał. Odpychała się stopami od drugiej ścianki wanny, ale w pewnym momencie nie wytrzymała i leciutko parsknęła
- Tak jak ja, na pewno nikt cię nigdy nie wyszorował - oznajmiła i obróciła się na plecy, by teraz tak się o niego chwilę ocierać. On miał wrażenie, że wypowiada się jak z romansu? Ona pokazała mu, że nawet romantyczne komedie, między nimi mogą być kompletnie naturalne.
- I pewnie po tej całej kąpieli wciąż będziemy czuć się brudni - zaśmiał się.
Objął ją mocno pod piersiami i przycisnął do siebie. Chwycił zębami płatka jej prawego ucha i delikatnie przegryzł.
- Mam ochotę zdeponować cię w banku - rzekł. - Gdzieś, gdzie będziesz bezpieczna, tylko moja… i nikt cię nie dosięgnie. Gdzieś za wielką metalową płytą skarbca - mruknął, przytulając ją jeszcze mocniej. Upajał się tą bliskością jak drogą perfumą. - Nawet nie wiesz, jak jestem ci wdzięczny, za to, że jesteś… - zawiesił głos. - Jakbyś była moją latarką pośród mroku, albo… ogniskiem w zimie… albo… albo… po prostu Kirą…
Blondynka zamruczała
- Mmmmm ‘twoją Kirą?’ - zapytała z delikatnym uśmiechem. Przytulał ją, więc po prostu na nim leżała. Oboje byli cali w pianie i powoli w wannie robiło się chłodno od braku wody, ale żadne z nich w danej sekundzie o tym nie myślało. Byli zajęci sobą nawzajem.
- Po ostatnich wydarzeniach w salonie, to raczej nazwałbym się bardziej twoim Kirillem - zaśmiał się do jej ucha. - Ale tylko żartuję. Wreszcie odpłaciłem się. Jest jeden jeden - mruknął. - Jeżeli o mnie chodzi może być nawet dziesięć jeden, dla ciebie. Jeśli tylko dobrze się ze mną czułaś - mruknął wprost do jej ucha. Dopiero teraz zauważył, że na ramie lustra siedział błękitny motylek. Jak tutaj trafił? Przecież były zamknięte okno. Kirill uznał, że to zabawne. Tak jak obecność owada w pomieszczeniu była niewiarygodna… tak samo i Kiry. Obie istoty były piękne i cudowne, które pojawiły się w jego życiu niespodziewanie.
Kira leżała na nim zadowolona
- Oczywiście, że było mi z tobą dobrze, ale nie dopuszczę do takiego przechylenia szali rozkoszy - oznajmiła, po czym pocałowała go. A wtedy coś przykuło jej uwagę. Odwróciła głowę na bok i przez sekundę Kirill mógł dosłownie przysiąc, że spojrzała prosto na motylka
- Co tam… jest? - zapytała go trochę zdziwiona i niepewna.
- Lustro - odpowiedział Kaverin. - Jak chcesz wiedzieć, jak wyglądasz, to powinnaś chyba zapytać mnie… - zawiesił głos niepewnie. - O lustro ci chodziło? - zapytał po chwili niedowierzania. Zresztą… skąd Kira mogła wiedzieć, że znajdowało się tam lustro? Może usłyszała jakiś dźwięk? - A wyżej jest lampa. Trochę bzyczy. Tyle że… teraz jest zgaszona… - zawiesił głos, zastanawiając się.
Blondynka skrzywiła głowę na bok i zmarszczyła brwi jakby coś było dla niej niejasne, albo się nie zgadzało
- Nie ma nikogo poza nami w tym pomieszczeniu? - zapytała, po czym przesunęła ręką w kierunku lustra, motyla i lampy
- W tamtą stronę? - zapytała. Zamyśliła się
- Przysięgam, że słyszałam czyjąś istotkę w niezrozumiałym dla mnie języku… - dodała w zadumie i pokręciła głową. Położyła się znów na Kirillu.
- Może masz na myśli mnie? - Kaverin zażartował. - To znaczy, jest tam ten motyl. Ale to tylko motyl. Tyle że ładny. Nawet nie rusza się, nie wiem, czy żyje. Ma ładne, niebieskie skrzydełka. Myślę, że spodobałby ci się. To w sumie w twoim stylu. Mówić po motylemu - uśmiechnął się, całując ją w policzek. - Wiesz, że dla mnie też jesteś takim motylkiem? - przytulił ją mocno. - Tyle że żyjesz oczywiście - dodał szybko.
- Motyl? W grudniu? Może to jakaś ozdoba? Jak chcesz to możesz mi go potem wpiąć we włosy - zaproponowała i pocałowała go.
- Motyle jakoś do mnie nie przemawiają. Są symbolem zmian i są piękne, ale są symbolem ulotnego piękna. Nietrwałego. Bo jak złapiesz takiego motyla w dłonie i zrobisz to nieporadnie, spadnie im ze skrzydeł ten pyłek… I wiesz… Nie mogą już latać i umierają… Swoją drogą, to dziwne, bo naprawdę myślałam, że ktoś tam stoi. Nigdy mi się coś takiego nie zdarzyło… To mieszkanie nie jest nawiedzone? - zażartowała i usiadła na Kaverinie, po czym puściła wodę, by móc opłukać siebie i jego z piany. W końcu mieli zakupy do zrobienia.
- Tylko nie całuj tego motyla. A nóż niczym żaba zmieni się w przystojnego księcia i ode mnie odejdziesz - Kirill zażartował, ale spojrzał w zamyśleniu na owada. Kira miała rację. Grudzień wydawał się dziwną porą na tego typu piękności. Na dodatek… jeżeli wyczuwała obecność kogoś obcego… czy to możliwe, żeby owad był jedynie iluzją? Ale to nie miało żadnego sensu. Nie znał nikogo, kto chciałby przypadkowo obdarzać ludzi motylim pięknem. Chyba dla nikogo znajomego estetyka nie miała aż takiego znaczenia. To nie miało żadnego sensu. Może Kira wyczuła kogoś pod spodem, na przykład Isidora, jeżeli przyszedł już do baru.
- Co dokładnie czujesz? - zapytał Kaverin.
Kobieta zastanawiała się przez moment
- Jedną osobę. Obcą mi. Przebywająca gdzieś daleko? Ale jedna istotka, obca, bo ani twoja, ani moja siedzi tu. Ten ktoś mówi coś, jakby sam do siebie? I zdaje mi się, że to jakiś język trochę jak arabski? Nie wiem, nie umiem rozpoznać żadnego ze słów - powiedziała
- Jest tu jakiś ręcznik? - zapytała opłukując siebie i Kirilla dalej.
Kirill spoważniał. Nie sądził, żeby Kira żartowała lub to sobie zmyśliła. Wstał i ruszył prędko po komórkę, która została w jego spodniach na pralce.
- Mów jak brzmią - rzekł, otwierając notatnik. - Może nie wiesz, co znaczą, ale to będziemy mogli potem odkryć.
Zastygł w bezruchu. Czyżby Rolan znalazł jakiegoś arabskiego szpiega? Kirill spojrzał w zadumie na niebieskiego motylka. Czyżby należało go zdeptać? Być może. Jednak jeszcze nie teraz. Najpierw chciał dowiedzieć się tak wiele, jak to tylko możliwe.
Kira przysłuchała się, mrużąc oczy, wzięła wdech i zaczęła powtarzać dźwięki, które były najpewniej wyrazami, których nie znała, starała się najlepiej jak mogła.
Wnet kobieta westchnęła ciężko. Musiała naprawdę się skoncentrować. Obcy język wił się w jej uszach jak śliski wąż. Nie potrafiła go chwycić tak łatwo. Słowa zlewały się ze sobą w dziwne szelesty, które nie miały żadnego sensu. Zdawało jej się, że właśnie tak brzmiałaby mowa najczystszego szaleństwa, gdyby kiedykolwiek miała oszaleć.
- Dobrze… spróbuję to złapać. Na szczęście zdaje mi się, że cały czas słyszę to samo. Słowa powtarzane niczym mantrę. Jesteś gotowy? - zwróciła na niego swoje piękne, lecz niewidzące, niebieskie oczy. Musiała słyszeć, gdzie się znajdował.
- Tak, mów - Kirill odpowiedział jej szybko. Bał się, że jeżeli będą zwlekać jeszcze chwilę, to połączenie zostanie przerwane i niczego nie dowiedzą się.
- Dobrze - Kira zamknęła oczy i przycisnęła ręce do skroni. - Tarkizu edadella… Jahsa minalek… i potem jest taki trudny bełkot, jakby - odchrzaknęła. - Alosig heridedid arini ma… tabhasuanhu dido elmonzo…
Następnie zamilkła. Chyba słuchała dalej. Wyglądała na skoncentrowaną do granic możliwości.
- To brzmi jak… ruarałłe… ihuolo… ihuololelswetuter… - łamała język. - Rassalani mislaszela… lassalatifen.
Następnie zamilkła na moment.
- Wydaje mi się… że to wszystko - mruknęła. - Potem znowu zaczyna się od tego “tarkizu edadella”.
Kirill spojrzał na tekst w komórce. To brzmiało jak bełkot. Czy to naprawdę był arabski?
- Cały czas to słyszysz? - zapytał ją.
 
Ombrose jest offline  
Stary 13-04-2019, 16:59   #148
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Pokiwała głową
- Jeśli skupiam się na tym, co mówi istotka. Gdy przestaję, oczywiście również przestaję słyszeć. Jednak jestem niemal w stu procentach pewna, że stworzonko z Iteru siedzi w pobliżu tego lustra, motyla i lampki. Więc, albo pierwszy raz w życiu widzę istotkę, która oszalała, albo nie wiem… - wyjaśniła. Za moment i ona wyszła z wanny i zakręciła wodę. Następnie podeszła w stronę, gdzie była owa istotka i przesunęła ręką w powietrzu. Niedaleko motyla, ale nieco poniżej niego, tak jakby istotka siedziała sobie na umywalce pod spodem.
- A jeśli zabijemy motyla… to zakładając, że istotka była z nim związana… co się z nią stanie? Zniknie? Pozostanie?
Kirill nie miał ochoty zabijać żadnych motyli. Zwłaszcza jeśli były piękne. Jednak zrobił już w życiu gorsze rzeczy i jeśli w ten sposób miałby pozbyć się ewentualnego szpiega Rolana… był gotów to zrobić. Liczył tylko na to, że Kira nie weźmie go z tego powodu za brutala.
Kira zastanawiała się chwilę
- Najpewniej wróci do Iteru, poszukać stamtąd drogi do swego właściciela - powiedziała spokojnym tonem. Rozumiała politykę działania istotek
- Zawsze mnie ciekawiło, czy istotki osób z innych kultur brzmią inaczej, niż te nasze - rzuciła. Tymczasem, Kirillowi przypomniało się, że ktoś mu już kiedyś mówił o niebieskich motylach. Gdy się dłużej nad tym zastanowił, wydawało mu się, że była to Alice podczas spaceru na wyspie…
Ale nie pamiętał, co dokładnie mówiła. I czy to miało jakieś znaczenie. Pewnie powinien skontaktować się z nią w związku z tym, jednak nie chciał ciągle nagabywać ją. Przecież była zajęta de Traffordem. Kiedyś Kirill myślałby o tym gorzko, jednak o dziwo nie przeszkadzało mu to zbyt bardzo, sam będąc w towarzystwie Kiry.
- To znaczy, że potencjalnie twoja moc jest bezużyteczna względem osób, które nie są Rosjanami? - zapytał. To był ten drobny szczegół, który kompletnie wszystko zmieniał.
Blondynka zastanawiała się
- Cóż, potrafię jeszcze mówić po angielsku, więc zgaduję, że i ten język zrozumiem - powiedziała nieco przepraszającym tonem. Nie panowała nad tym jak słyszała istotki, a przynajmniej nie widziała jak nad tym zapanować, bo pewnie nigdy tego w tym kierunku nie ćwiczyła. Jej zdolność i tak pozwalała jej na bardzo dużo.
- To w porządku… - mruknął Kirill. - Myślałem, że te istoty komunikują się z tobą w języku, który ty rozumiesz. Wiesz, bez względu na wszystko. Zdaje się jednak, że Iter równie jest podzielony konsekwencją Wieży Babel - szepnął. - Musimy udać się na uniwersytet i znaleźć kogoś mówiącego po arabsku. Albo zwykłego tłumacza, przecież niekoniecznie potrzebny nam będzie profesor filologii arabskiej - dodał. - Tyle że istnieje szansa, że to nie jest wcale arabski, tylko jakiś inny dziwny język, na przykład węgierski… dlatego specjalista od języków byłby jak najbardziej przydatny.
“W sumie mógłbym też zadzwonić do Alice…”, pomyślał. Wahał się. Skontaktowanie się z nią naprawdę wydawało się najrozsądniejsze z wielu różnych powodów. Westchnął i wykręcił jej numer telefonu.
- Do kogo dzwonisz? - zapytała Kira, ale w tym samym momencie rozległy się w słuchawce Kaverina dwa sygnały i nawiązanie połączenia
- Oddaj mi to… - głos Alice był w tle. Szelest w słuchawce i w tej chwili był już blisko
- Halo? Kirill? Coś się stało? - zapytała kobieta. Zdawała się lekko zirytowana, ale jakby nie telefonem, co czymś innym w tle. Po sposobie w jaki oddychała, Kaverin zgadł, że szła dokądś, dość szybko.
- Alice? Coś się stało? - odparł, nawet nie zwracając uwagę na to, że tak właściwie powiedział dokładnie to samo. Trochę przestraszył się, że kobiecie na przykład wyrwano torebkę podczas spaceru, czy coś w tym stylu… Pewnie nie było to nic tak dramatycznego, jednak wyobraźnia Kirilla zaczęła działać.
- Nie, nie, wszystko ok. Zadałam to samo pytanie tobie… - odezwała się Harper.
Kirill przysłonił mikrofon i spojrzał na Kirę.
- Rozmawiam z Alice. Mówiła coś kiedyś o motylach i zna języki - rzekł, potem spoglądając znów na dziwnego owada i odkrywając mikrofon.
- Aha. No dobrze, to może nam pomoże - stwierdziła Kira, po czym zaczęła szukać po łazience ręcznika po omacku. Tymczasem Alice po drugiej stronie telefonu chyba się zatrzymała, bo już nie było słychać tego równego oddechu towarzyszącego krokom
- Więc co się stało? - zapytała śpiewaczka, czekając na odpowiedź mężczyzny.
- Ale co się dzieje? Jesteś na pewno teraz bezpieczna? Potrzebujesz pomocy? - zapytał Kaverin. Motyle mogły poczekać. Jak mógł przedstawiać jej swoje sprawy w takich okolicznościach? - Przeszkadzam ci? - zapytał jeszcze.
- Nie. Drzemałam. Po prostu ktoś uznał, że powinnam jeszcze pospać, a nie znowu gadać przez telefon. Ale to nic. Wiem, że nie dzwoniłbyś, gdyby to nie było w jakimś stopniu pilne, a więc słucham - powiedziała spokojnym tonem. Jej głos był zupełnie inny od głosu Kiry. Alice miała melodyjny, przyjemny ton, tymczasem Kira, choć jej głos też był łagodny i miły dla ucha, nie był aż tak równy. U Rasputin przedzierały się emocje, głoski czasem unosiły się i opadały, kiedy czymś się ekscytowała, czy niepokoiła. Głos Harper, nieważne w jakich okolicznościach, był płynny, wyćwiczony do powściągania drżenia i tylko bardzo silne emocje zmieniały ten stan. W ostatnim czasie dość często.
- W sensie… nie mógłbym zadzwonić tak po prostu, jako przyjaciel? - Kirill zawiesił głos. W sumie… Alice jak najbardziej mogła tak pomyśleć, bo przecież nie telefonował, jeśli nie miał bardzo konkretnego powodu. Ale to dlatego, bo nie chciał się jej naprzykrzać.
- Mógłbyś… - Alice zaczęła, ale Kirill jej przerwał.
- Nieważne. Czy mogłabyś powiedzieć mi coś o niebieskich motylach? - zapytał. - Wydaje mi się, że kiedyś o nich wspominałaś… - zawiesił głos. - Otóż właśnie teraz patrzę na jednego z nich i najwyraźniej jest z nim związana jakaś arabska istota z Iteru… To podejrzane, tak myślę… - mruknął.
W telefonie rozległa się cisza
- Widzisz niebieskiego motyla? - zapytała Alice, definitywnie zaskoczona i jakby napięta. Jakby nie wierzyła w to co właśnie usłyszała.
- Pierwszy raz widziałam takiego motyla w Petersburgu w łazience… I w barze na dole… Potem jeszcze kilka razy w najróżniejszych mniej lub bardziej normalnych okolicznościach. Opowiadałam ci kiedyś, że śniło mi się, że na takim lecę i chciałam z niego popełnić samobójstwo, skacząc, ale to nie jest ważne… Widzisz niebieskiego motyla i jest z nim związane co? Arabska istota z Iteru? Co u licha… - Harper nie mogła sobie tego poukładać
- Do tej pory myślałam, że to jakieś moje halucynacje, choć raz takiego motyla ewidentnie widziałam razem z Noelem, więc miałam mieszane uczucia co do tej teorii, ale teraz to mnie zatrwożyłeś… a skąd pomysł, że jakaś arabska istota? - zapytała Alice.
- Zatrwożyłem - Kirill cicho powtórzył do siebie słowo. W ogóle był nieco otumaniony tym wszystkim, co się działo. Teraz mieli wypowiedzieć wojnę motylom? Rolan był wczorajszym wrogiem, natomiast owady stanowiły dzisiejsze zagrożenie? Wydawało się, że te drugie były łatwiejsze do zabicia, ale Kaverin wcale nie był ekspertem. Te motyle były dziwne i mogły nie mieć wiele wspólnego z normalnymi. - Ja też zobaczyłem go tutaj w Petersburgu, w łazience. Bo masz na myśli tę nad O’Hooligans, jeśli dobrze myślę? Kira, moja przyjaciółka, też się tu znajduje, bo będzie mieszkać tu chwilowo z bratem, mną i Noelem. No i powiedziała, że słyszy przy tym motylu dziwne słowa. Spisałem je. Chciałem skontaktować się z jakimś specjalistą od języków, kiedy pomyślałem sobie, że jesteś przecież jednym z nich… - zawiesił głos. - Może przeczytam to i ty powiesz, czy to coś więcej niż zwykły bełkot?
Alice mruknęła
- No nie możliwe, żeby ten motyl przeżył w tej łazience aż tyle czasu, raczej tam kwiatów nie trzymasz, a przecież motyle żywią się nektarem z kwiatów… - mruknęła.
- To przeczytaj mi co zapisałeś, tylko powoli, bo pewnie fonetycznie to będzie brzmiało jak bałagan już na wstępie - powiedziała i zamilkła, dając Kirillowi czas na przygotowanie się i odczytanie jej ów słów.
Kaverin otworzył odpowiednią aplikację w telefonie i zaczął przekazywać to słownie Alice.
- Tak, to arabski - rzekła kobieta po chwili. - Niektóre fragmenty są wyraźne, ale w dwóch miejscach ciężko mi zrozumieć, o co może chodzić - mruknęła. - Na początku jest jakoś tak… “Koncentracja”. Albo “skoncentruj się”. Niezliczone, albo mrowie, albo zatrzęsienie małych umysłów, ukażcie mi, czego szukacie… albo poszukujecie, czy znajdujecie. Można to tłumaczyć na kilka różnych sposobów. To połowa tłumaczenia - powiedziała, mamrocząc cicho słowa, które podyktował jej Kirill, tylko że w jej ustach brzmiały jakoś bardziej… ‘Arabsko’, niż to co Kaverin zaoferował zapisane ze słuchu.
- Tarkiz. Eadad la yahsaa min aleuqul alsaghirat, 'arini ma tabhath eanhu - mówiła. - A reszta… “Niech widoki, obrazy i dźwięki obmyją mnie niczym miły wodospad”. Nie jestem do końca pewna, ale ta wersja ma dla mnie najwięcej sensu. De almanzar walrawayih wal'aswat tughasalni mithl shallal latif.
- Tak! - mruknęła Kira przysłuchująca się rozmowie. - Właśnie tak to brzmiało, jak powiedziała twoja znajoma.
- Kira mówi, że dobrze to odsłuchałaś - powiedział Kirill, zastanawiając się nad słowami. Nie był pewny, co mogły znaczyć…
- Mhm, słyszałam. Tak, czy inaczej… To brzmi trochę jakby było czegoś dużo, co daje temu komuś widok na coś? Tak sobie możemy gdybać bez jasnego rozeznania. Czy to się odnosi do ludzi na świecie, do istot z Iteru, czy do… do motyli może? Nie wiem. W każdym razie, jak następnym razem jakiegoś zobaczę, to chyba go pogonię… I będę musiała zapytać… kilka osób, czy też ich nie widują. Dobra… Muszę kończyć, potrzebuję wykonać telefony - powiedziała Alice w poważnym zamyśleniu
- Jakbyście jeszcze na coś wpadli to napisz do mnie, albo zadzwoń - poprosiła Kirilla. Kira tymczasem podeszła do lustra. Dotknęła je palcami i przesunęła je w górę, do ramy, chyba szukając owego motyla na powierzchni tafli.
- Już się wyłączasz? - zapytał Kaverin. - Do kogo chcesz dzwonić? Myślisz, że to może być związane z Rolanem? Zresztą… przecież skąd możesz to wiedzieć - mruknął. - Nie pasuje to do mojego brata, bo Irkuck to dość daleko od krajów muzułmańskich, ale co ja wiem o nim i jego przyjaciołach - westchnął.
Alice mruknęła
- Muszę zadzwonić, gdzieś. Po prostu do Konsumentów. Powiedz mi, myślisz, że to może Rolan, ale pamiętaj, że motyle pojawiły się w czasie sytuacji w Helsinkach. Czekaj, czekaj, czekaj… - Harper zdawała się jakby coś wiązać
- Ilu znasz arabów, którzy mieliby interes, żeby nas nie wiem, obserwować, poza ewentualnymi ludźmi twojego brata, o których nic nie wiemy? Bo ja znam pewną grupę i wcale nie są tacy cholernie tajemniczy - zapytała, jakby do czegoś dotarła, ale jeszcze nie była pewna do końca do czego.
Kirill zastanawiał się przez chwilę.
- Kościół Konsumentów posługiwał się Sharifem Habidem, aby uwolnić przez ciebie waszego mistrza - rzekł. - Myślisz, że to on…? - zawiesił głos. - Ktoś kontroluje go z szeregów waszej sekty? Znowu? Ale chyba wiedziałabyś o tym. Może działa sam. Może z kimś. Czy on w ogóle nie umarł na cmentarzu w Helsinkach? - zapytał. - Cholera, to było już trochę temu i...
- Ty zapomniałeś, że sprzedałeś go jego siostrze, przewożąc do Petersburga, za informacje o następnej Gwieździe? Przy tej okazji się spotkaliśmy Kirillu i miałam nieprzyjemność poznać też te całą… Apsik… Afaf? Afaf… Tak… - przerwała mu Alice, mówiła z wyraźną pogarda w tonie.
- Na pewno nie miała na imię Apsik - Kirill mruknął. - Choć to byłoby słodkie imię dla kota - szepnął po chwili. - Tak, teraz już pamiętam. Po prostu to doprowadziło do niczego, dlatego wymazałem to z pamięci. Przecież cała sytuacja w Egipcie do niczego nie doprowadziła - westchnął. Afaf mnie oszukała, ale od tego czasu nie spotkałem ani jej, ani żadnego innego Araba. Nie mam pojęcia, gdzie znajduje się. Po prostu zapadła się pod ziemię. A ja jestem tak daleko od tamtej gwiazdy, jak na samym początku - skrzywił się.
- Załóżmy więc, że zapadła się pod ziemię, bo nie musiała się ujawniać… Bo mogła sobie w jakiś sposób mieć nas na oku. Na pewno nie odpuściła faktu tego, jak Kościół wykorzystał jej brata i stąd ten numer z naszym bratem… No i cała ta sytuacja na M… Wyspie... Tymczasem, jeśli te cholerne motylki, rzeczywiście mają coś z nią wspólnego, to chyba ogłoszę na nie obławę… - mruknęła Alice.
- I jak ona będzie wyglądać? Stworzysz getto w każdym mieście świata i każesz swoim ludziom wpychać do niego arabskie kobiety? Wszystkie, jakie tylko znajdą? Przecież nie mamy żadnego śladu… Nie mamy w jaki sposób do niej dotrzeć.
- Obławę na motyle, nie Afaf… A wyprzedzając twoje pytanie, czy zamierzam zrobić getto dla motyli, polecę konsumentom, po prostu próbować je konsumować… Jak się nie da, niech do nich strzelają. Te motyle, widywałam je w naprawdę bardzo różnych miejscach, nawet w domu mojej rodziny, czy na wakacjach na Mauritiusie. To jest problematyczne, jeśli rzeczywiście mają związek z ta larwą i jeśli rzeczywiście dostarczają jej informacji. Oczywiście musimy też założyć, że to może być jakiś inny arab, choć szczerze w to watpię. Jak na razie, po prostu musimy mieć na te małe gnoje oko… Mówię o motylach - wyjaśniła swoje zamiary Harper.
- Tak, rozmawiam do telefonu o motylach. Potem ci wyjaśnię - powiedziała w stronę kogoś, kto najwyraźniej zadał jej teraz w tle pytanie.
Kirill podniósł rękę, próbując zatłuc owada ręką. Był ciekawy, czy ten w porę ucieknie, a jeśli nie… to można było go zniszczyć w sposób konwencjonalny. To była informacja, która wydawała się naprawdę przydatna. Ewentualnie dobrze byłoby go przynajmniej złapać. Do jakieś pudełka tekturowego po butach, czy czegoś w tym stylu. Kirill nie wiedział, do czego zdolne są te stworzenia, dlatego wolał po prostu je zniszczyć.
Motyl próbował uciec, przed jego ręką, ale Kaverin był szybszy. Kiedy jego palce dotknęły małej istotki, ta rozprysnęła się na mnóstwo maleńkich, niebieskich pyłków, połyskujących światłem. Te za moment zniknęły
- Istotka zniknęła - powiedziała w tej samej chwili Kira.
- Wyobraź sobie - Kirill odezwał się do słuchawki - że zabiłem tego potworka. Rozproszył się w turkusowy brokat i teraz nie ma po nim ani śladu… - mruknął. Nagle spojrzał na Kirę z miłością. - Gdyby nie ty, nie mielibyśmy pojęcia… - szepnął i przybliżył się, aby pocałować ją w policzek. - Wiesz co, mam lepszy pomysł od zabijania ich - teraz odezwał się do Alice. - Każ je łapać. Być może udałoby nam się dostać do tego mężczyzny lub kobiety, którzy wysyłają te małe gówna na nas. Nie chciałem przekazywać tego planu wcześniej, w obecności motyla, bo najwyraźniej podsłuchiwał nas - westchnął. - Czy widziałaś jakieś inne niepokojące zwierzęta? Czy to były tylko motyle?
Kirillowi wydawało się, że w tle usłyszał głos mężczyzny.
- Tylko motyle. Przynajmniej tak myślę. Nie będę teraz podejrzewać każdego kota, psa i mysz o to, że mnie podsłuchuje, bo to zakrawa o paranoję. Spróbujemy łapać te motyle… A ty tymczasem wraz ze swoją… dziewczyną - Alice wypowiedziała to słowo, jakby było ością w jej gardle. Kirill nie rozumiał dlaczego. Przecież nie mogła być o nią zazdrosna… nie miała do tego prawa.
- Też zwracajcie na nie uwagę. Uczul też na to Noela i jej brata - poleciła mu. Brzmiała nagle bardziej jak szefowa, a nie jak zagubiona, zestresowana kobieta, którą znał z przeszłości. Kira przytulała się tymczasem do blondyna.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline  
Stary 13-04-2019, 17:01   #149
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
- Tak zrobię, Alice - rzekł. - Być może wykorzystamy ich broń przeciwko nim samym. Jeżeli Kira była w stanie wychwycić umysł tej osoby, która kontroluje umysły, to może mi udałoby się ją nawet wytropić. Ale do tego będę potrzebował motyli. Dużej ich ilości - mruknął. - Tak przynajmniej mi się wydaje.
Następnie spojrzał na Kirę.
- Myślisz, że mogłabyś powiedzieć nam coś więcej? - zapytał. - Czy to może być mężczyzna lub kobieta? Może wiek, albo… albo cokolwiek?
- Wiem, że mężczyzna. Dorosły. Niestety więcej dowiedzieć się nie mogłam - powiedział Kira. Tymczasem Alice westchnęła
- Bo mało mamy spraw na głowie, no dobrze. Skupimy się na łapaniu motyli. Podziękuj Kirze za pomoc ode mnie - powiedziała dodatkowo
- Poza tym motylem, dobrze się czujesz? Wszystko w porządku? Wydedukowałam, że spokojnie dolecieliście do Petersburga, cieszę się - rzekła.
- Tak - odpowiedział Kaverin. - Aż ciężko mi w to uwierzyć, ale wszystko poszło dobrze. Przy okazji… organizujemy święta bożonarodzeniowe. Gdybyś miała ochotę, to zapraszamy - rzekł.
- Zobaczymy, nie wiem czy nie mam już jakichś planów, ale bardzo dziękuję za zaproszenie - powiedziała uprzejmie rudowłosa po drugiej stronie telefonu.
Kirill nie był tylko pewny kogo dokładnie chciałby zobaczyć. Bo o ile z Alice chętnie spotkałby się, to z jej partnerem niekoniecznie. Zresztą pewnie i tak zabierze ją na jakąś prywatną wyspę. Petersburg nie był Irkuckiem, ale i tak zawsze było do niego daleko.
- Bo, jeśli dobrze pamiętam, to przybędziesz przynajmniej na Sylwestra, prawda?
Kirill uśmiechnął się na to, jak sprawnie przeszedł od bardzo poważnych spraw do takich kompletnie zwyczajnych. Jak wielu ludzi na ziemi roztrząsało problem motyli szpiegów? Kaverin mógłby założyć się, że tylko oni. Natomiast… ile osób układało plany na boże narodzenie lub nowy rok? Cały świat. Być może mimo wszystko nie byli tylko Gwiazdami… lecz przede wszystkim ludźmi.
- Alice przekazuje, że dziękuję ci za pomoc - powiedział do Kiry szeptem, zanim Alice odpowiedziała.
Kira kiwnęła głową w uprzejmym geście, tymczasem za moment odpowiedziała Alice
- Tak, przyjeżdżam na Sylwestra. W końcu są twoje urodziny no i Isidor mnie zaprosił do O’Hooligans. No i wreszcie zajmiemy się tym całym naszym Wielkim Wozem - powiedziała i westchnęła.
- Cieszy mnie, że wszystko w porządku. U mnie… Jakoś. Zobaczymy się niedługo, wcześniej czy później. Będę teraz kończyć, bo muszę zlecić to polowanie na motyle dla ciebie. Dobrze, że to odkryliśmy - powiedziała Alice i coś zapisała, Kirill był pewien, że usłyszał skrobanie długopisu na papierze.
- Tylko my widzieliśmy te motyle? Ja, Kira i ty? Prześladowały kogoś jeszcze oprócz nas? - Kaverin zapytał. - Ciekawi mnie, jak wielkie jest spektrum ich podglądania. Tylko Wielki Wóz? Może Kościół Konsumentów też? Mam na myśli jego poszczególnych członków, nie tylko ciebie. IBPI? Chyba masz do wykonania trochę telefonów… więc nie powinienem cię już zatrzymać - mruknął, choć w jego głosie wydawała się drgać nuta żalu. Jakby choćby jeszcze przez chwilę słyszeć jej głos. Nie chciałby przyznać się do tego ani przed Harper, ani przed Kirą, ani przed… sobą samym.
Alice mruknęła
- Tak, mam do wykonania całą tonę telefonów. Te do IBPI zdecydowanie będą bardzo ciekawe, jak będę starała się wyjaśnić im całą sytuację… No ale cóż. Jak trzeba, to trzeba. Takie mam obowiązki, jako szefowa - powiedziała i chyba uśmiechnęła się cierpko. Tymczasem Kira pogładziła Kaverina po ramionach. Nawet jeśli już wiedziała, że na siłę przeciągał rozmowę z Harper, nie wyglądało na to, że zamierzała się z tego powodu obrazić, albo go skarcić.
Tak właściwie nie było to do końca na siłę. Te pytania nie były bezwględnie konieczne, jednak to nie znaczyło, że nie interesowały go.
- Takie masz obowiązki? - podchwycił Kirill. - Tak właściwie, jak dokładnie wygląda to teraz górze Kościoła Konsumentów? Za co odpowiadasz? Znaleźliście kogoś na miejsce tego… - zawiesił głos. Nie chciał powiedzieć “karła”, ale nie pamiętał nazwiska Abascala.
Alice mruknęła
- Sama zajmuję się wszystkim, z pomocą Conrada Egelmana, byłego koordynatora w IBPI, przy zarządzaniu zasobami ludzkimi. Jakoś sobie dajemy radę, choć oczywiście przydałoby się nam w końcu dołączyć jakąkolwiek głowę do samorządu… Na razie nie ufam mu dość, żeby w ogóle nazywać go drugą - powiedziała to tak, jakby wbijała teraz noże słowami w cały wszechświat.
- Tymczasem ty też nie próżnujesz i powiększasz swoje towarzystwo w Petersburgu… - zmieniła temat. Chyba nieco wkręciła się w rozmowę. Czy to nie był pierwszy raz, gdy rozmawiali w tak spokojny sposób, poza tym jak podała mu informacje na temat IBPI i Kiry? Chyba tak…
- Tak, to dla mnie dość terapeutyczne. Myślę, że mogę stać się w ten sposób lepszym człowiekiem. A przynajmniej bardziej znośnym - zażartował, choć jednocześnie zabrzmiało to serio. - Ale nie spodziewałem się tego. Misha, brat Kiry, wpadł na mnie przypadkiem na targu w Irkucku i rozbiły się jego znicze. Więc kupiłem mu nowe. Obydwoje szliśmy w tym samym kierunku, czyli na cmentarz. Tam poznałem siostrę chłopaka. Opłakiwała swoich zmarłych, a ja rodziców i brata. Bo wtedy myślałem, że jeszcze nie żyje. Wróciłem na plebanię, gdzie spałem u znajomego księdza. Wtedy przyśnił mi się adres pracy Kiry. To nie było dobre miejsce. Zarządzał nim, jak okazało się, właśnie Rolan. Musiałem dwa razy cofać czas, bo albo dostał w swoje łapy Kirę, albo Mishę. Udało mi się stworzyć trzecią wersję wydarzeń ze szczęśliwym zakończeniem, mam nadzieję. Uciekliśmy szybko z Irkucka samochodem do Krasnojarska, a stamtąd przylecieliśmy samolotem dzisiaj rano tutaj, do Petersburga. To było kilka wyjatkowych dni - mruknął.
Nie wiedział, dlaczego to wszystko opowiadał. Chyba chciał, aby Alice wiedziała.
- A trzeci członek waszego samorządu zniknął na dobre, tak? - Kirill wydawał się lekko zaskoczony. - Bo słyszałem, że jego ciało nie zostało znalezione… - pytająco zawiesił głos.
Podczas słuchania jego opowieści, Alice zdawała się zainteresowana i nawet jakby pogodna. Kirill znalazł sobie swój kawałek szczęścia i to ją chyba cieszyło. Że był teraz obok ludzi, że żartował… To chyba podsunęło jej myśl, że mógł przestać się samookaleczać i ukoiło jej nerwy. Kiedy jednak Kirill wspomniał o ‘trzecim członku zarządu’, wszystko z niej uleciało, jak z przekłutego balona.
- Owszem, cały czas szukają... - powiedziała sztywno jak automatyczna sekretarka. Kira przysłuchiwała się temu, po czym podniosła głowę, by zwrócić na siebie uwagę Kirilla i pokręciła głowa
- Nie drąż. Ten temat bardzo ją boli - powiedziała szeptem.
Kaverina ta uwaga lekko zaskoczyła, a nieco rozśmieszyła. Jak tak dalej pójdzie, to Alice i Kira zostaną przyjaciółkami.
- Rozumiem - mężczyzna zawiesił głos, rozmyślając.
Gdyby miał gwarancję, że ten stan rzeczy utrzyma się i Dahl nigdy nie wróci, to byłby całkiem szczęśliwy, ale Alice nie musiała o tym wiedzieć. Może mógłby wtedy sam dołączyć do tej organizacji… Choć to wydawało się raczej złym pomysłem. Mimo wszystko niekiedy nachodziła go myśl, że muszą być zjednoczeni w tym trudnym świecie, gdzie nawet motylków należało się obawiać.
- Czy to prawda, co piszą w gazetach? - Kirill zadał pytanie, jak gdyby Alice czytała wszystkie gazety świata i wiedziała, co dokładnie miał na myśli.
- Znaczy co masz na myśli? - zapytała Alice, niepewna jednak o co pytał. A może domyślała się, ale wolała by powiedział to na głos. Kira też zaciekawiła się o czym wspomniał. Obie kobiety czekały teraz na odpowiedź ze strony Kaverina, która rozwinęłaby rozpoczęty temat.
- Naprawdę was nie szpieguję. Ale… pewnego dnia wszedłem na internetowy portal BBC i był wywiad z panią Eleonorą Hastings… - Kirill zawiesił głos, jak gdyby to już wszystko wyjaśniało. I rzeczywiście, Alice znała to nazwisko. - Mówiła o cudownym uzdrowieniu swojej siostry Esmeraldy de Trafford… skojarzyłem to nazwisko, rzecz jasna. Był to wstęp do debaty o nowoczesnych lekach biologicznych na stwardnienie rozsiane.
Alice milczała tak głośno, że pewnie gdyby cisza wydawała dźwięki, Kaverin ogłuchłby na ucho, do którego przyłożony miał telefon
- Tak… To prawda. Zdrowieje - wypowiedziała, bardzo powoli i bardzo spokojnie i bardzo uprzejmie. I pewnie gdyby nie ta cisza, która trwała zbyt długo, Kirill mógłby się nabrać, że wszystko było w porządku i nawet była zadowolona z tego faktu. Kira zmarszczyła brwi i zasłoniła ręką usta jakby usłyszała coś za dużo. Jednak nie kazała Kaverinowi kończyć tematu, tak jak poprzednim razem. Dlatego Kirill mówił dalej.
- I pani Eleonora twierdziła, że jej siostra nie wyzdrowiała dzięki medycynie, ale muzykoterapii… - zawiesił głos. - Nie chciała podać nazwiska osoby, która przeprowadzała ową terapię, ale nazwała ją prawdziwym cudotwórcą. I że będzie jej dozgonnie wdzięczna… A pytam dlatego, bo… Czy to znaczy, że macie w Kościele Konsumentów kogoś z mocą leczenia? To może być bardzo przydatne w różnych sytuacjach. Żyjemy w niebezpiecznym świecie i nasz styl życia jest również dość… no właśnie niebezpieczny. Czy wasz człowiek potrafiłby na przykład sprawić, że odrosłaby ścięta ręka? Lub jakaś kończyna? Pytam tak ogólnie.
Kira potrząsnęła głową, ale trochę za późno, bo Alice wybuchnęła chaotycznym śmiechem.
- Nie, nie… To ja. Raczej nie sądzę, by mój głos potrafił odrosnąć odciętą kończynę, ale najwyraźniej na dolegliwość Esmeraldy wystarczył. Uważam, że to może być też jakaś nasza Gwiezdna przypadłość, że przebywanie koło nas jest jakieś leczące, ale to tylko spekulacje - powiedziała i ciężko westchnęła. Kira tymczasem dawała mu znak, żeby przerwał temat jeszcze bardziej zagorzale niż przy samej sprawie Terrence’a.
Kirill nieco zwiesił głowę. Zrobiło mu się trochę smutno. Był… zawiedziony. Spojrzał na Kirę i skinął jej głową.
- Może w takim razie moja obecność pomoże na dolegliwość Kiry… - mruknął z nadzieją. - To chyba wszystko, Alice. Następnym razem ty zadzwoń do mnie - rzekł.
- Dobrze, zadzwonię… Tymczasem, dobrego dnia Kirillu - Harper pożegnała go i rozłączyła się. Kira tymczasem wypuściła powietrze z płuc, jakby je wstrzymywała
- Ta kobieta… Ona strasznie cierpi w środku i nic nie mówi - oznajmiła Rasputin i pokręciła głową. Otuliła biodra Kirilla ręcznikiem.
- Chodźmy na zakupy - zarządziła. W końcu spędzili już sporo czasu w mieszkaniu, a mieli przecież od razu udać się do supermarketu.
- Tak - rzekł Kaverin. - Masz rację. Za chwilę pojawi się tutaj twój brat i Noel, a my będziemy musieli tłumaczyć się. Tak właściwie… to zabrzmiało trochę zabawnie. To połączenie “ona cierpi tak bardzo” z “chodźmy na zakupy” - mruknął, uśmiechając się delikatnie.
Ale tak naprawdę w środku nie było mu tak wesoło. Nie chciał, aby Alice aż tak bardzo źle się czuła. No i dusiła to w sobie. Kirill sam robił tak przez całe życie i to naprawdę nie było przyjemne.
- Nie potrafię być dla niej lepszym przyjacielem - mruknął. - Nie wiem, jak pomóc jej i sprawić, żeby czuła się dobrze. Chyba mogę to jedynie… ignorować? Gdyby chciała mi się zwierzać, to zrobiłaby to sama. I tak miałem wrażenie, że sam wyciągam z niej zeznania… - szepnął. - Co takiego usłyszałaś od istot?
- Że boi się, że zostanie sama. Że boi się, że była wszystkim potrzebna tylko na chwilę. Że boi się, bo umie za mało i nie jest wystarczająco silna. Ona się bardzo boi. W jej głowie jest, coś strasznego… Ale nie mówi o tym. Czy ona jest jakąś aktorką? - zapytała Kira, marszcząc brwi
- Ale te jej emocje, sama je na siebie sprowadziła i o to jest na siebie zła. Że to ona się umieściła w takim miejscu, w takiej sytuacji. Dlatego nie chce ci o tym mówić. Ani nikomu. Bo nie chce nikomu obarczać tym głowy. Myślę, że na swój sposób jest bardzo miła, ale i bardzo głupia. Nie tak działa posiadanie bliskich osób. Ktoś powinien jej to chyba wytłumaczyć, bo z jakiegoś powodu chyba o tym nie wie - oznajmiła co sądziła o temacie blondynka, po czym wzięła drugi ręcznik, który znalazła i zaraz się nim wytarła. Była niemal gotowa, by wyjść z łazienki, po ubrania i dalej na zakupy.
- Wow… - Kirill mruknął cicho, nie spodziewając się tak dokładnej analizy. - Rozumiem. Tak mi się wydaje. I rzeczywiście jest aktorką. Myślę, że dobrze, że zaprosiłem ją na święta. Gdyby czuła się bardzo źle, to mogłaby skorzystać z zaproszenia. Mam nadzieję, że nie byłoby to dla ciebie problemem? - zapytał. - To byłoby dobrze, gdybyście zaprzyjaźniły się - mruknął. - Nie wiem tylko, jak reagowałaby na twoją prawie telepatię. Wydaje mi się, że większość ludzi woli widzieć swoje umysły jako fortece - dodał.
Uznał, że może spotka się potem sam na sam w Iterze z Alice. Tylko nie wiedział, co dokładnie powiedzieć. Poprzednim razem pokłócili się. Może wystarczyłoby, gdyby ją mocno przytulił? Ale wtedy pewnie przestraszyłaby się, że stało się coś złego. Kirill mógł czuć się trochę lepiej dzięki Rasputinom, ale to nie znaczyło, że jego zdolności interpersonalne stały się cudowne.
- Nie byłoby, choć nie wiem, czy do tego czasu zdoła się pozbierać. Ale ten sylwester może być dla niej bardzo ważny, więc nie będę komentować innych jej myśli i będę dla niej uprzejma gdy przyjedzie - obiecała blondynka
- Nie rozumiem w niej jednej rzeczy… Jak można tak tęsknić za kimś, kto jest takim potworem i kogo się w zasadzie nie zna, jednocześnie ubolewając nad stratą tak bliskiej jej sercu osoby - zmarszczyła brwi, jakby ja to lekko niesmaczyło. Najwyraźniej przez telefon nie mogła dowiedzieć się od istotek wszystkiego czego chciała.
Kirillowi zrobiło się smutno, kiedy usłyszał słowa kobiety. Zastygł w bezruchu i cały spiął. Nagle drgnął.
- Czekaj… ty nie masz na myśli mnie, prawda? - zapytał z nadzieją. Tak właściwie nawet nie chciał usłyszeć odpowiedzi kobiety. Tylko jedna mogła być prawdziwa… Tak sobie powtarzał. - Ja dobrze rozumiem, dlaczego ona tęskni za nim. Jest okropnie przystojny. Posiada długie, czarne, lekko falujące włosy i niebieskie oczy tak jasne, że przywodzą na myśl lodowiec. Poza tym jest tak naprawdę dużo starszy, a więc doświadczony, bogaty i wpływowy. Dlaczego dziewczyny zakochują się w złych chlopcach w skórach i na motorach? - zadał pytanie retoryczne. - No i potrafi być bardzo urokliwy i charyzmatyczny. Na dodatek zawsze pokazywał jej tylko te dobre cechy, o których mówię. Jestem przekonany, że gdyby gwałcił ją i wyciął jej jajniki, to czułaby to samo, co ja względem tego mężczyzny. Może chce to naprawić? Albo… - zamyślił się i nagle skrzywił. - Nie chcę o tym myśleć… - burknął.
Kira pokręciła głową
- Zostawmy temat tego człowieka. Mówiłam ci już, co o nim myślę. Widzę, że jest zbyt obecny nie tylko w twojej głowie, ale i w jej… Jak jakaś zaraza - mruknęła i wyszła z łazienki, po swoje ubrania, które zostały na podłodze koło stołu do bilarda. Najpierw znalazła sofę, potem stół. Tam przyklęknęła po ubrania. Szukała ich rękami przez kilka chwil, aby zacząć je ubierać. Niestety nie wiedziała, że założyła bluzkę na lewą stronę…
Kirill parsknął śmiechem, choć raczej nie było to aż tak zabawne. Zapewne to złożenie z poważnymi słowami, które wcześniej wymówiła tak go rozbroiło.
- Przewróć na drugą stronę - rzekł i po chwili dopilnował, aby on również był w pełnym stroju. W tym czasie Kira ściągnęła bluzkę i zrobiła tak, jak jej Kaverin polecił.
Miał ochotę zadzwonić do Noela i zapytać, jak idą zakupy. Z drugiej strony obawiał się, że młody Dahl zadałby takie samo pytanie. Kirill nie chciał kłamać, ale mówienie prawdy wydawało się jeszcze bardziej nieodpowiednie. Mężczyzna bez wątpienia domyśliłby się, że coś więcej mogło mieć miejsce w mieszkaniu podczas ich nieobecności.
- Tutaj jest twój płaszcz - powiedział Kaverin, podając kobiecie ubranie. Sam również prędko zaodział się i wybrał numer firmy taksówkarskiej, z której usług najczęściej korzystał.
- Dziękuję - odpowiedziała Kira, kiedy pomógł jej założyć płaszcz. Chwilę później bez najmniejszego problemu zamówił taksówkę i ta miała przyjechać w ciągu dziesięciu minut. Rasputin chwyciła jego dłoń i uścisnęła, kiedy schodzili po schodach. W ten sposób schodzili wspólnie, a ona nie musiała uważać pilnie na każdy stawiany kroczek. Ruszyli na zakupy do ich tymczasowo wspólnego mieszkania...
 
Ombrose jest offline  
Stary 08-05-2019, 23:08   #150
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację

Alice szła lasem. Dokądś się spieszyła, ale sama nie wiedziała dokąd. Goniła kogoś, tylko tego była pewna i że musiała się spieszyć. Była ubrana w prostą, czarną sukienkę. Była na boso. Biegła przed siebie. Między drzewami zamajaczyły jej plecy znajomej postaci.
- T… Terrence! - wrzasnęła ile miała sił w płucach, ale to nie pomogło. Nie obejrzał się na nią. Zamiast tego, usłyszała kroki gdzieś za sobą. To było dziwne, bo biegła, a ten ktoś nie oddalał się. Zatrzymała się, zaniepokojona, bo poczuła się jakby to jakieś dzikie zwierze szło jej tropem. Rozejrzała się w niepokoju. Była zmęczona, zaczęła iść znowu za Terrencem. Potknęła się o korzeń i upadła, zdzierając sobie kolano do krwi.
- Tutaj jesteś... - przemówił znajomy głos. Alice zerknęła z przestrachem w stronę skąd dochodził. Oparty o drzewo stał nie kto inny jak Habid. Trzymał w rękach bat, obracał go.
- Wreszcie przybyłaś na wezwanie… - mruknął z dziwnym uśmiechem.
Alice spostrzegła, że na jego twarzy widniały krwawe ślady. Jednak… nie widziała żadnej rany? Nagle uderzyła w czoło Araba kolejna czerwona kropla. Czyżby padało krwią? Kobieta podniosła nieśmiało głowę… aż spostrzegła cały wymiar drzewa, o które opierał się Habid. Kilka metrów nad jego głową przybito drewniany krzyż. Nagie ciało mężczyzny wisiało na nim. Alice wpierw uznała, że widzi Jezusa Chrystusa. Jednak wnet poznała rysy twarzy, choć ta znajdowała się daleko nad ziemią. To był Terrence. Z wielkiej rany w jego czole sączyła się cała rzeka krwi. Spływała po torsie, brzuchu, splecionych nogach… skapywała po stopach…
- Widzisz? - zapytał Sharif. Odgiął głowę do góry i rozwarł usta, chcąc zakosztować kropel osocza de Trafforda. Kiedy to zrobił, oblizał usta, jak gdyby posmakował najpyszniejszego, nieziemskiego nektaru.
- Nie! - krzyknęła na niego Alice.
- Nie możesz! To niemożliwe! Odejdź od niego, ty cholerny potworze! - krzyczała na Sharifa. Widok de Trafforda przeraził ją i zasmucił. Cała aż się trzęsła. Czy tak go potem powiesili? Nie mieli na to czasu… A może mieli? Przecież… Zaczęło jej być słabo. Potrzebowała noża, chciała zadźgać nim Habida… Okazało się, że miała go w swojej dłoni. Rzuciła się z nim na niego.
Arab nie poruszył się ani o krok. Tylko uśmiechał się do niej drwiąco. Ale ona wiedziała, że zaraz wbije mu nóż w ten uśmieszek. Wytnie go z jego twarzy. Czy poczuje się po tym lepiej? Raczej nie. Ale przynajmniej jej kochany Terry zostanie pomszczony. Zamachnęła się… ale Habid był szybszy. Zrobił unik w bok i dopiero wtedy odszedł krok dalej. Nóż śpiewaczki wbił się głęboko w drzewo. Na korze powstała rysa… która zaczęła ciągnąć się wyżej i wyżej, przepoławiając roślinę na pół. Wnet dotarła do krzyża… Impakt mocy sprawił, że ciało Terrence’a również brutalnie zostało podzielone na dwie równe połowy. Z jego ciała runął wodospad krwi i wnętrzności. Lał się wprost na nią niczym Rochester Falls. Oblał ją od stóp do głów… i nie przestawał płynąć.

Co gorsze, nóż pozostał wbity w drzewo i nie potrafiła go wyjąć. A kiedy chciała go puścić i odskoczyć… odkryła, że nie jest w stanie. Jak gdyby jej ręce były przyklejone do rękojeści…
Całe jej ciało zaczęła pokrywać krew. Czarna suknia przykleiła się do jej skóry, a ona spuściła głowę i potrząsała nią, chcąc rozewrzeć palce.
- Nie! Nie! - zawołała zdesperowana Alice. Przypomniała sobie nagle o Habidzie. Uciekł jej, a gdzie był teraz?! Obejrzała się, choć ciężko jej było cokolwiek widzieć przez krew na twarzy. Mimo to, otworzyła oczy oglądając się przez jedno i drugie ramię.
Zobaczyła go dwa metry obok siebie… jednak zdekoncentrowała się na moment, bo usłyszała straszliwy ryk gdzieś za sobą. To chyba właśnie to goniło ją przez las… a teraz było coraz bliżej. Rzeka osocza zdążyła wyschnąć, jednak ciało Alice było całe mokre. Lepiła się. Czuła na sobie gorąco de Trafforda. Za życia tak często ją obejmował… po śmierci zrobił to ostatni raz.
Tymczasem Sharif zrobił kilka kroków w jej stronę. Uśmiechnął się do niej. Złapał ją za rąbek czarnej sukienki i pociągnął wysoko w górę, aż do połowy pleców. Nagle uzmysłowiła sobie, że nie posiadała bielizny. Jej nagie pośladki były pożerane przez wzrok Habida. Wnet położył na jednym rękę i mocno ścisnął.
- Mam zrobić z tego użytek? - zapytał, ściskając w dłoni bicz.
Harper słyszała ryk, ale nadal nie mogła oderwać dłoni od rękojeści noża. Nawet kilkakrotnie próbowała, całą siłą ciała… Walczyła z tym, sapiąc niespokojnie. Gdy Habid do niej podszedł i ją dotknął, aż krzyknęła znowu i podeszła bliżej drzewa, prawie się do niego przytulając.
- Nie zbliżaj się! Nie chcę, żebyś mnie dotykał! Zostaw! - zażądała ignorując jego pytanie.
Ryk stał się coraz głośniejszy.
Sharif zaśmiał się.
- Skoro taka twoja wola - cofnął rękę z jej pośladka, po czym uderzył w nie biczem. Alice poczuła ból rozlewający się z tego punktu. - Krew tego starucha tam nie dotarła. Więc muszę trochę poszczypać, żebyś zarumieniła się - powiedział i uderzył ją mocno w drugi pośladek. - W końcu kiedy przyjmuje się ważnego gościa… główne danie musi wyglądać możliwie najbardziej apetycznie - powiedział i strzelił biczem raz jeszcze.
Monstrum zaryczało… i Alice odkryła, że już nie było w oddali.
Ból odebrał Harper mowę. Przy uderzeniach spinała się, próbując przyjąć je w milczeniu, ale wzdrygało nią i poleciały jej po policzkach łzy. Nie miała pojęcia co tu robiła, ani kto ją gonił… Lub co, bo ludzko nie brzmiało. Słowa Habida zaniepokoiły ją, więc znowu się obejrzała. Szukała wzrokiem tej istoty i drżała z bólu i smutku. Próbowała poruszyć ciałem tak, by sukienka znowu się zsunęła na dół. Skończyło się to tak, że Sharif ją znowu podciągnął do góry.

Alice zgięła szyję i spostrzegła ogromnego, przeraźliwego wilka. Był dużo większy od zwyczajnego i dużo groźniejszy. Jednak najgorsze były oczy… zapowiadały nieskończoność bólu i cierpienia w ogniach piekielnych. To była Surma. Sharif ukłonił się bestii niczym dżentelmen. Rudowłosa wzdrygnęła się… Przecież Surma został wyciszony!
- Oboje wiemy, jak potraktowała cię na Iglicy. Drwiła z ciebie, szydziła. Teraz możesz pokazać jej, kto tu jest prawdziwym drapieżnikiem. Łowcą - Sharif zaśmiał się i nachylił się w stronę Alice, rozbawiony. - Nie Dubhe, tylko ty, Surmo.
Bestia podeszła. Wyciągnęła długi, czarny jęzor. Był naprawdę pokaźny… oraz wilgotny i ciepły. Harper przekonała się o tym, kiedy bestia przesunęła nim po jej sromie. Ślina Surmy pozostawiała gorący, lekko piekący ślad, od którego skóra stawała się coraz bardziej obrzęknięta.
Cała się wzdrygnęła na jęzor bestii. Spięła się, znowu przyparła całe ciało do drzewa i szarpała rękami. Ścisnęła uda, stając ze złączonymi nogami jak na baczność.
- Weź go! Weź… On mnie pożre! - zawołała irracjonalnie, jakby to było jej zmartwieniem w tej chwili. Jakby sądziła, że wilk zamierzał ją zjeść naprawdę, a jego język po prostu trafił tam przypadkiem.
- Nie martw się, pożre cię całą - powiedział Sharif.
Przykucnął i wyciągnął z buta sztylet. Następnie zaczął rozcinać jej całą suknię. Przemoczony krwią materiał spoczął pod drzewem. Młode ciało Alice było kompletnie nagie. Wpierw zrobiło jej się zimno, bez otaczającego ją welonu ciepła Terry’ego. Potem jednak… wszystko zmieniło się. Zupełnie. Surma zaryczała raz jeszcze, po czym stanęła na dwóch tylnych nogach. Jej tors opadł na plecy śpiewaczki. Miała wrażenie, że zwaliła się na nią cała ciężarówka, tylko że szorstka i włochata. Poczuła ogromne, nienaturalne zęby wilka. Rozwarły się nad jej głową i lekko ją przegryzły. Z punktowatych ranek zaczęła sączyć się krew. Jednak nie na nią śpiewaczka zwracała uwagę. Pomiędzy jej nogami znajdował się kolejny, włochaty, nabrzmiały ciężar. Surma poruszyła lekko lędźwiami i przesunął się po jej sromie, wilgotnym od śliny bestii.
- Danie główne podano - Sharif uśmiechnął się do Alice.
Harper otworzyła szeroko oczy uświadamiając sobie, że wilk podniecał się o nią. Jeszcze był osłonięty futrem, ale kwestią czasu zapewne było, jak pokaże się w pełnej okazałości, a ona nie chciała tego widzieć. To było zwierzę, ona nie była zwierzęciem. Spojrzała na swoje ręce na nożu. Chciała wzrokiem zmusić je do ruszenia palcami.
- Terry pomóż mi… - załkała przerażona. Teraz jej własna krew ściekała jej po twarzy, mieszając się z jego. Stanęła nawet na palcach, uciekając biodrami Surmie. Była na samym skraju przerażenia. Wtedy stał się cud. Alice spostrzegła, że krew de Trafforda zaczęła się zbierać na jej wezwanie. Mknęła w stronę noża. Wsiąkała w szczelinę między rękojeścią, a jej palcami. Harper uświadomiła sobie, że połączenie było już słabsze… ale wciąż istniało. Terrence nawet po śmierci był przy niej. Opiekował się nią… robił co mógł…
Surma puściła jej głowę i wyciągnęła jęzor. Łapczywie zaczęła zlizywać krew z jej twarzy, jakby i dla niej była szczególnym przysmakiem. Ta bliskość była dla Harper szczególnie obrzydliwa. Czuła paskudny oddech bestii, przesiąknięty zgnilizną mięsa pomiędzy poszczególnymi kłami. Jęzor zawędrował na jej szyję, próbował osiągnąć jej piersi… Ślina Surmy i tu ją piekła. Dziwnie działała na jej ciało, rozpalała ją…
Wtem poczuła gładki, sztywny, okrągły kształt. Naparł na nią od tyłu. Był… ogromny. Żołądź wilka wsunęła się w nią. Reszta diabelskiego prącia również zaczęła zagłębiać się w nią. Surma odgiął pysk do tyłu i zaryczał tak głośno, że w uszach Alice zadźwięczało. Jak daleko chciał wejść? Ciało śpiewaczki reagowało na ogromnego, gorącego penisa i nie pomagało przypominanie sobie, że nie należał on do człowieka…
Rudowłosa znowu próbowała mu przeszkodzić, ale ponownie ból był okropny. Więc krzyknęła im głębiej Surma zagłębiał się, tym głośniejszy dawała głos z bólu. Nie chciała czuć się rozpalona od tego. Choć jej biust już nawet zareagował na jęzor i gorący oddech. Było jej niedobrze.
- Sharif zabierz go, jest za duży! - wrzasnęła na niego w amoku.
- W sensie wolisz mojego? - Habid zapytał niewinnie. - Czy chciałabyś ugościć jeszcze kogoś innego? W porównaniu z de Traffordem każdy samiec wyda ci się zbyt duży - wzruszył ramionami. - Ale to już nie moje zmartwienie. Ani wina.
- Ciebie nie chcę jeszcze bardziej - warknęła na niego z obrzydzeniem.
Surma wysunęła się. Kiedy już zdała sobie sprawę z tego, że podobało jej się u Alice, zaczęła ją rżnąć. Szybko, pospiesznie zagłębiała prącie pomiędzy wargi Harper i wysuwała je. Było w tym najdziksze, najbardziej prymitywne, zwierzęce pożądanie. Szorstka sierść kłuła Alice w plecy. Wilk zamachnął się prawą łapą i rozdarł ogromnymi pazurami skórę na ramieniu śpiewaczki. Jego lędźwie nie przestawały pracować ani na moment, wytężały wszystkie swoje mięśnie w pchnięciach i pociągnięciach. Harper poczuła, jak jej wnętrze wnet zaczęło się rozluźniać i coraz chętniej przyjmować zwierzę. Wilczy fallus wchodził w nią, dostarczając coraz mniej bólu, a więcej rozkoszy. Takiej mocnej, że nawet kły i pazury, którymi nieświadomie ranił jej ciało, przestawały mieć znaczenie. Alice zerknęła w górę. Zwieszona głowa de Trafforda obserwowała w milczeniu jej wypieki. Tymczasem jej ręce zostały uwolnione. Nie musiała już chwytać noża.
Śpiewaczka czuła jak Surma mógł powoli zagłębiać się w nią bardziej i bardziej dzięki rozluźnieniu jej ciała. Jak tak dalej pójdzie, po prostu się w niej zablokuje, jak pies w suce i będzie już musiał ją brać. Jej oczy zetknęły się ze wzrokiem Terrence’a. Zaczęła płakać. Oderwała ręce od noża i cała się szarpnęła, wykorzystując moment, gdy wilk jeszcze nie był w niej zupełnie cały. Choć była już podniecona i mokra, oderwała się od drzewa i odskoczyła za nie, wysuwając z siebie penis Surmy i zaczynając na boso uciekać. Miała miękkie nogi od gorąca, ale biegła.

Nie przestawała uciekać ani na moment. Runo leśne kłuło jej stopy. Wciąż czuła w sobie objętość wilka. Nienawidziła tego odczucia… ale zaczynało jej go brakować. Miała ochotę przystanąć na chwilę i masturbować się, aż uczucie tej nieznośnej rui odejdzie. Jednak wypełniało ją całą. Biegła dalej. Wiatr owiewał jej ciało. Krew wysychała na jej skórze. Powstawały skrzepy, które odpadały z każdym kolejnym przebytym metrem. Próbowała uciekać coraz szybciej, jednak wtem jej noga zahaczyła o kamień i potknęła się. Kiedy podniosła wzrok, spostrzegła nad sobą hybrydę pół człowieka i pół zwierzęcia. Ogromnego. To był… to był Eric! Była uratowana! On ją obroni. Przykucnął i zaczął obwąchiwać jej twarz. Musiał wyczuwać zapach Surmy, który oblekał jej ciało.
- Jesteś jedyną suką w tym lesie - powiedział. - Oddaj mi się.
Alice spostrzegła, że pomiędzy jego udami zwisał napięty fallus w pełnej erekcji.
Harper obawiała się Surmy, a trafiła na znajomego szakala. Miała nadzieję, że on ją stąd zabierze. Słysząc jednak co powiedział, odchyliła się i cofnęła do tyłu przesuwając poranionymi od bicza pośladkami po mchu, na który upadła.
- Eric… Nie… Nie rób mi tego, nie możesz… Zabierz mnie stąd, uratuj, ale nie mogę ci się oddać - zaczęła mówić i podnosić się z ziemi. Tylko że bolała ja teraz kostka od potknięcia o kamień. Postanowiła ją jednak zignorować i odsunęła się o dwa kroki od McHartmana…
Eric zawarczał. Złapał ją za barki i rzucił przed siebie tak, że położyła się na liściastym podłożu. Ptaki wokoło tak mocno ćwierkały… Poza tym widziała kolory jako nieco zbyt jasne. Czy to dlatego, bo uderzyła się w tył głowy? Nawet nie zauważyła, kiedy olbrzym pochylił się i rozszerzył jej uda i spojrzał na krocze.
- Czerwona, spuchnięta, rozgrzana pizda - warknął. - Przyjmujesz wszystkich po kolei, jak dobra suka, a mi nie dasz?
Opadł na nią. Nie czekał, tylko wszedł. W oczach Alice pojawiły się łzy rozkoszy. Tak, właśnie tego jej brakowało. McHartman zaczął się w niej poruszać z równym szałem, co wcześniej Surma. Rozkosz błyszczała w umyśle Harper.
- Kto cię nie miał? Kaverin, Anglik, nawet Arabowie ustawiają się sznurem do twoich nóg. Kiedy Joakim rozwarł uda, zatopiłaś usta w jego kutasie, jak gdyby był miodem pokryty. Jak wszystkim dajesz, to dasz też mi - szakal warknął, poruszając się tak mocno, jak gdyby chciał przepołowić ją na pół.
Alice czuła rozkosz i obrzydzenie do własnego ciała. Czemu rozpalało się bardziej, a jej sutki tylko stawały się twardsze od tego jak Eric od czasu do czasu muskał je swoją klatką piersiową. To był chaos.
- Nie z własnej woli… Nie chcę wszystkich. nie jestem… Suką… Nie chcę… - odpowiedziała sapiąc ciężko. Jej umysł mówił i myślał jedno, jej ciało robiło drugie. Jakby traciła nad nim panowanie. Zapierała się, próbując odepchnąć Erica rękami, tyle zdołała zrobić, nim uderzyło kolejne podniecenie.
Wyczuła nosem swąd dymu. Najwyraźniej Surma bardzo zdenerwowała się. Las musiał płonąć. Jednak dla McHartmana liczyło się tylko to, żeby się w niej spuścić. A jej ciało pragnęło dać mu tą możliwość. Przymknęła oczy i na chwilę skoncentrowała się na szybkim, dynamicznym tempie. Jak miło było zapomnieć o jego słowach i skoncentrować się na doznaniach… Wtem musiała je otworzyć, bo coś powaliło górną połowę jej ciała i przyszpiliło głowę do runa leśnego. Spostrzegła młodzieńca. Usiadł na niej okrakiem. Miał kocie źrenice. Nyyrikki węszył w powietrzu.
- Cała puszcza cię czuje - powiedział. - Wszyscy biegną, żeby cię skosztować, zanim spalą się w ogniu.
Alice zerknęła, że rzeczywiście, najróżniejsze zwierzęta ustawiły się wkoło niej. Niektóre miały częściowo ludzkie sylwetki. Wtem Eric rozproszył ją. Pchnął w nią kilka razy mocniej i oblał jej wnętrze sokami.
- Dobra suka - szepnął i usunął się, zwalniając miejsca synowi fińskich bogów.
Obecność Nyyrikkiego zaniepokoiła ją, ale widok innych stworzeń jeszcze bardziej.
- Co? Nie! Ja nie chcę! To za dużo! - zawołała i spróbowała się przekręcić, obrócić. Uciec. Wbiła paznokcie w mech nawet na czworaka chcąc odsunąć się od młodzieńca. Jej ciało nie ochłonęło, w końcu ona nie osiągnęła szczytu od agresywnych pchnięć Erica i tylko gorzej była rozpalona. Aż jej łzy smutku, mieszały się ze łzami frustracji i rozkoszy.
Harper planowała uciec. Czuła na brzuchu trawę i liście. Była cała rozgrzana. Doszła do wniosku, że pewnie nawet nie spostrzeże, kiedy zaczną lizać ją płomienie ognia. Już teraz całe ciało ją paliło. Nyyrikki mocno złapał ją za boki i przysunął swoją męskość do jej pochwy. Kiedy tylko wyczuła jego żołądź, zapomniała o ucieczce. Nadziała się na nią sama, jęcząc z rozkoszy. Właśnie tego potrzebowała. Jej umysł i działania były w kompletnym rozstrojeniu. Nabijała się na kolejną męskość tak, że młodzieniec nie musiał się w ogóle poruszać. Sama dostarczała rozkoszy zarówno mu, jak i sobie. Poczuła, że złapał ją za włosy i odciągnął do tyłu. Spostrzegła przed sobą niedźwiedzia, który stał na dwóch tylnych łapach. Również był pobudzony i spragniony tego, co mogła zaoferować.

Pożar dotarł już do znakomitej większości zwierząt. Czuła swąd ich palonego ciała. Mknęły w popłochu, chyba zapominając o niej. Alice zrozumiała, że minie może kilka minut, zanim i oni spłoną. Jednak priorytetem nie była ucieczka. Tylko osiągnięcie orgazmu, zanim zginie w pożodze.
Kobieta oparła ręce o futro niedźwiedzia i nabijając się dalej na Nyyrikkiego wzięła go do ust. To uwydatniło jej piersi, ale musiała się rękami podpierać o ciało stworzenia przed sobą i ku swojemu smutkowi nie mogła się nimi zająć, ani własną łechtaczką. Chciała osiągnąć ogrom rozkoszy. Najwyższy jej wymiar, a ogień zbliżał się i brakowało jej rąk i ust… Bała się… Bała się, że nie zdąży.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 14:09.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172