Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 14-03-2020, 13:14   #481
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację



- Chujowo - odpowiedziała blondynka. - Boli mnie głowa. Może mam jakiegoś kaca, ale nie wypiłam wczoraj za dużo alkoholu. Nawet nie wiem czemu, przecież nie musiałam być czujna i uważna - rzekła. - Napierdala mi też udo, bo skończyły się leki przeciwbólowe. Tobie to nie można dawać ostrych narzędzi.
Tak, Joakim na pewno by się z nią zgodził w tym miejscu.
Alice zrobiła się cała czerwona.
- Jeszcze raz bardzo cię przepraszam, naprawdę nie miałam zamiaru cię dźgnąć… - powiedziała i wstała. Ruszyła do swojej łazienki, w szafce powinna jeszcze mieć te mocne leki przeciwbólowe, których używała, gdy prawa ręka jej się zabliźniała po Isle, równie dobrze mogła je dać teraz Jenny.
- Powiedz to moim prawnikom - de Trafford zażartowała, ale słabo.
- Tu powinnam mieć coś przeciwbólowego - rzuciła Alice, żeby blondynka nie uciekła.
- O, super. Dzięki - powiedziała Jenny. - To cud, że nie potrzebuję operacji. Swoją drogą… widziałam, jak Abigail całowała Arthura. To oni są teraz parą? Jednak kiedy zauważyli, że patrzę, to szybko przestali… Co się działo w grupie, kiedy mnie nie było z wami? Thomas wspominał, że pojawił się jakiś mój pieprzony klon…? Że co?
Teraz, jak o tym pomyślała, to wydało jej się dziwne, że w sypialni Abigail znajdowali się obydwaj Douglasowie. Samo to nie zdawało się jeszcze aż tak niezwykłe, ale nie mieli na sobie koszul, a jedynie spodnie od piżamy.
- Abby i Arthur… Obawiałam się tego… Otóż, zdaje mi się, że mamy teraz w drużynie trójkąt miłosny. Zola trochę namieszał Abby, Thomasowi i Arthurowi w głowie i zdaje mi się, że od teraz będą ze sobą sypiać we trójkę. Owszem, pojawił się twój klon, a potem uratował nam skórę. Okazał się być częścią Zoli, napadł go i połączył z nim, blokując jego psychopatyczną stronę. To tak w skrócie - wyjaśniła Alice i potarła kark. Następnie wyjęła pudełko leków i podała Jenny.
W głowie de Trafford zabłyszczały wizje… wspomnienia… Ale szybko zniknęły, niczym iskry. Jeszcze dobrze się nie rozpaliły, a już ich nie było.
- Dzięki - mruknęła Jenny, zażywając jedną tabletkę. Wzięła sok porzeczkowy Alice i popiła jednym łykiem. - No cóż, powinnaś ich za to pochwalić. Pewnie idą w ślady szefowej z tym trójkątem miłosnym.
Jennifer nie była zła na Alice, że sypiała z jej ojcem, ale od czasu do czasu rzucała takimi komentarzami.
- Jak na razie próbuję wymazać z pamięci porno z nimi w roli głównej, do którego oglądania zmusił mnie Zola… Oglądam bajkę, chcesz dołączyć? Tylko że o siedemnastej trzydzieści robię przerwę, Esmeralda umówiła się ze mną na omawianie pewnych spraw - nie mówiła Jennifer o tym co łączyło ją i panią de Trafford. Wtedy komentarzy nie byłoby końca do końca świata.
De Trafford parsknęła śmiechem.
- Chcesz zetrzeć obraz porno obrazem bajki dla dzieci? Cholera, Zola naprawdę cię straumatyzował - mruknęła.
Uznała, że nakręcenie takiego porno było świetnym pomysłem ze strony Zoli i było jej źle z tym, że tak właśnie sądziła. Pomyślała, że sama mogłaby być aktorką w prywatnym filmie z Shanem i… I z kim? Wydawało jej się, że niedawno sama miała fantazję o jakimś trójkącie, ale nie pamiętała, kim był drugi mężczyzna. Być może jakimś bratem Shane’a, patrząc na ostatnią modę w ich grupie.
- Z chęcią obejrzę - powiedziała. - Co takiego będziecie omawiać? Jak poszedł bal?
Alice podstawiła jej wiec krzesło, by mogła do niej dołączyć przed laptopem.
- Sprawy związane z obserwatorium, inwestycje, wątki, które Esmeralda chwyciła na balu. Impreza poszła świetnie, Esme chodzi dziś kilka centymetrów nad ziemią w tak dobrym jest nastroju - zażartowała Alice, po czym wcisnęła ‘Play’ i bajka znów ruszyła.
- Bardzo cię lubi, odkąd odzyskała zdrowie z twojego powodu - powiedziała Jennifer. Nie miała pojęcia, że Esme mogła lubić Alice jeszcze z innego powodu. - Swoją drogą, nie masz wrażenia, że moje cycki zrobiły się jakoś większe? - zapytała, podnosząc koszulkę. Nie miała biustonosza. No cóż, była bardzo bezpośrednią osobą.
Harper zerknęła na nią.
- To może sprawka Zoli… Z tego co wiem, coś ci tam zrobił w tej bazie… - powiedziała ostrożnie, starając się teraz wymazać z pamięci zdjęcia Jennifer penetrowanej przez macki.
- Mi? - zapytała Jennifer. - Nie. Wcale nie. Prawie w ogóle mnie nie odwiedzał. Tak właściwie nie przypominam sobie, żeby był przy mnie choć raz. Ale pamiętam, że rozmowy z nim były ostre.
Powiedziała te słowa i zastanowiła się. No to nie widziała go ani razu, czy jednak rozmawiała z nim? To przecież wykluczało się. Poza tym powiedziała “ostre” i miała na myśli że gniewne, agresywne. Jednak zabrzmiało to tak, jakby z sobą flirtowali i gadali o seksie, a nie się kłócili.
“Co się ze mną dzieje”, pomyślała, opuszczając koszulkę.
- Na dodatek mam strasznie podkręcone libido - powiedziała. - Od rana masturbuję się mimo bólu uda i doszłam z dziesięć razy. To nie jest normalne… - zawiesiła głos.
- … - Alice nic nie powiedziała. Czy umysł Jenny został wyprany? A może IBPi jednak ją dopadło i wymazało jej pamięć, tylko dlaczego? Harper miała okropne pomysły co to wszystko mogło oznaczać. A jeśli zrobili coś Jenny i wypuścili ją tylko po to, by mieć na nią haczyk? A potem wykorzystają go, gdy będą chcieli dopaść ją? Alice pokręciła głową. To brzmiało koszmarnie.
- No. Tak jest - powiedziała Jenny, przerywając milczenie.
- Może po prostu czujesz się już lepiej emocjonalnie, mimo że fizycznie dziś średnio. Seks chyba jeszcze nikomu nie zaszkodził, byle rzecz jasna, żeby był zdrowy i bezpieczny - dodała…
- Zdrowy i bezpieczny seks to czasami nie takie częste i łatwe do uzyskania - powiedziała Jennifer. - Przynajmniej jeśli poprzez “zdrowy” mamy na myśli “zdrowy” w każdym sensie. Może pójdę do twoich braci lub twojego ojca z tym moim problemem, w końcu dzielimy się rodziną - blondynka zaśmiała się, jak gdyby był to najlepszy żart pod słońcem.
Głowa zaczęła ją bardziej boleć pomimo tabletki i przez to czuła się zirytowana. Poza tym nie była pewna, czy do końca żartowała. Pragnęła dołączyć do wesołego wagonika Arthura, Thomasa i Abby, nawet jeśli to była tylko chwilowa fantazja.
- Nie proszę, daj mi przetrawić najpierw ich trójkę - poprosiła Alice podłapując jej żart. Sama też miała ochotę na seks, zwłaszcza po czasie spędzonym z Joakimem, ale zgadywała że nadrobi to za… Zerknęła na zegarek. Za godzinę.
Jennifer natomiast właśnie uświadomiła sobie, że Shane na dobre wyfrunął i będzie musiała czekać nie wiadomo jak długo czasu, zanim wróci. Pragnęła, aby dał jej orgazm. Nawet nie musiał być ten psychiczny magiczny. Wystarczyłby jej zwykły. Z drugiej strony nie chciała zdradzać jego i Zo…
...i kogo? Przecież tylko jego mogłaby zdradzić, gdyby chciała. A zarazem chciała i nie chciała. Wolała go od innym mężczyzn zdecydowanie. Ale jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma. Gdyby nie to stałe podniecenie, to nie myślałaby jak najgorsza szmata, ale nie mogła też za bardzo na to poradzić. Choć od rana próbowała z dziesięcioma krótkotrwałymi sukcesami.
- I Martha widziała też Joakima? - zdziwiła się Jenny. - Wpadł i się zmył? Czy tu nadal jest?
Zastanawiała się, jak to byłoby uprawiać z nim seks.
- Pieprzyliście się wczoraj? Albo w nocy? Albo dzisiaj?
- Był tu w nocy na godzinę, bo tylko tyle miał czasu. Jest nadal na tej misji i nie mógł zostać. Nie pieprzyliśmy się. Powiedzmy… - powiedziała Alice i lekko się zarumieniła.
- Powiedzmy? - Jennifer spojrzała na nią. Dzisiaj nie chciała schodzić z tematu seksu. - Czyli jednak tak? Dobry jest w łóżku? Wygląda, jakby był dobry - mruknęła.
Jak każdy Konsument przemieniony przez Joakima w pewnym momencie miała sen erotyczny z nim w roli głównej. Jednak to, że znała go od dziecka kompletnie wykluczało go z roli potencjalnego partnera. Z drugiej strony Jennifer nigdy też nie sądziła, że będzie ją podniecać wizja seksu z dużo starszym, mało atrakcyjnym mężczyzną tylko dlatego, bo mogłaby w ten sposób odegrać się na Alice.
- Założę się, że jest dobry w łóżku. Nie uprawialiśmy seksu, bo nie było na to zbyt wiele czasu, najpierw szukaliśmy mojego taty w lesie, a potem… Potem zrobiłam Joakimowi loda nim musiał zwiać przez portal… - westchnęła i podparła brodę ręką.
To wystarczyło, żeby Jennifer znowu poczuła przypływ bliżej nieukierunkowanego pożądania.
- Duży jest? - zapytała.
Harper zerknęła na jej minę.
- Spory… Czy ty sobie to teraz wizualizujesz? - zapytała ostrożnie.
Jennifer tylko przeniosła wzrok na bajkę Disneya. Już miała zapytać, czy lepiej jej było z Terrym czy z Joakimem, ale tym razem zdołała się powstrzymać.
- Chyba jednak nie wytrzymam tutaj - powiedziała. - Wracam do siebie. Gdyby nie było w tym domu ostatnio tyle ludzi, to włączyłabym porno na maksymalnej głośności - mruknęła, wstając i udając się w stronę wyjścia.
- Zawsze możesz założyć słuchawki i uzyskać ten sam efekt, tylko że w ciszy - zasugerowała jej Harper, nim Jennifer opuściła jej pokój.


Alice pokręciła głową, potarła policzek i wróciła do oglądania bajki. Miała już niewiele czasu, może pół godziny do momentu by wziąć prysznic i udać się na dół.

***

Alice zjechała windą na poziom niżej. Kiedy tylko otworzyły się metalowe drzwi, od razu w twarz uderzyła ją gorąca wilgoć. Esmeralda dobrze napaliła w piecu. Aż ciężko było sobie wyobrazić, jaka duchota musiała panować w saunie, skoro tak przyjemnie było już przy samym wejściu! W lecie takie warunki zdawały się nieznośne, jednak obecnie panowała zima i Trafford Mansion miało bardzo przestarzały system ogrzewania. Na korytarzach było zimno i tak samo w sypialniach. Trzeba było bardzo ciepło ubierać się, lub też ogrzewać przy kominku. Co samo w sobie miało swój urok, jednak czasami było uciążliwe.
Tuż przy drzwiach znajdował się stoliczek. Znalazła w nim miskę pełną truskawek oraz drogiego szampana. A także karteczki “zjedz mnie” oraz “wypij mnie”.
Alice zerknęła na miskę truskawek i na szampana. Przypomniało jej się, że gdy przybyła tu pierwszy raz, Esmeralda powitała ją dokładnie w ten sam sposób. Zerknęła w stronę truskawek. Podeszła do stolika i poczęstowała się kilkoma. Napiła się odrobinę szampana. Zostawiła jednak wszystko na stoliku. Miała na sobie tylko szlafrok. Postanowiła zdjąć go dopiero w saunie. Ruszyła powoli w jej stronę. Wyjęła z kieszeni kluczyk i szła. Ekscytowała się nieco co takiego skrywały tamte drzwi.
Usłyszała muzykę płynącą z podwieszonych głośników. Esmeralda lubiła raczej nieco bardziej oldschoolowe hity. Przez ostatnie lata nie była w stanie być na bieżąco z trendami radiowymi. Mimo to musiała poświęcić czasu, żeby znaleźć coś brzmiącego nieco bardziej nowocześnie od Whitney Houston. Muzyka była całkiem seksowna i współgrała z lekko przygaszonymi światłami panującymi w podziemnym basenie.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=y_7GSNT8xJU[/media]

Wnet Alice spostrzegła saunę. W jakim stroju chciała do niej wejść?
Mając na sobie wyłącznie swój szlafrok, skręciła do szatni i zostawiła go tam, zgarniając sobie ręcznik. Była ciekawa, czy Esmeralda znajdowała się już w środku. Owinięta wyłącznie w ręcznik weszła do środka. Pamiętała by wziąć klucz.
Spostrzegła, że sauna była pusta. Ładnie pachniało tutaj olejkiem, który został wcześniej wybrany przez Alice. Miło byłoby zostać tu przez chwilę i w sumie nic jej nie krępowało. Miała jeszcze jakieś dziesięć minut do osiemnastej. Jednak Esmeraldy w saunie nie było. Od razu udarzyło ją przyjemne gorąco, które było jeszcze większe niż wokół basenów.
Harper korzystając z tego, że miał jeszcze dziesięć minut, rozłożyła ręcznik, którym była owinięta, na deskach i położyła się na nim. Przymknęła oczy i wygrzewała się naga. Kluczyk obracała w palcach, by nie nagrzał się zbytnio. Nie chciała, by zaczął ją parzyć.
Słyszała muzykę dobiegającą do jej uszu z głośników zamontowanych pod sufitem. Nie widziała ich. Pewnie dlatego, gdyż były dobrze zabezpieczone przed parą i intensywnym gorącem. Słuchając ich, czas szybciej mijał. Jej ciało rozluźniało się pod wpływem gorąca. Nagle poczuła, jak niektóre mięśnie miała napięte i bolały ją również nieco plecy. Choć kiedy położyła się, to uczucie przeminęło. Pomyślała, że przydałaby jej się seria masaży, a potem przypomniała sobie Bahriego… Wtedy też pomyślała, że dziesięć minut najpewniej minęło.
Alice usiadła i westchnęła. Po czym ruszyła naga w stronę drzwi. Wzięła klucz i sprawdziła czy mogła nim otworzyć drzwi, czy może był już otwarte, wtedy zamierzała nacisnąć klamkę.
Udało jej się otworzyć drzwi. Ujrzała przed sobą czarną kotarę. Otulała ją ze wszystkich stron, tworząc mały przedsionek. Na samym środku tego półkola znalazła ręcznik, dwie butelki dwulitrowe wody mineralnej, a także jakiś materiał zapakowany w foliowej torebce… Oprócz tego Esmeralda ułożyła tu również ładny wazonik, w którym znajdowała się pojedyncza róża.
Rudowłosa wzięła różę i powąchała. Znalezienie świeżej róży w zimie oznaczało, że Esmeralda musiała ją skądś sprowadzić. Zerknęła na materiał w torebce. Była ciekawa co planowała pani de Trafford. Zamierzała wyjrzeć też za kotarę.
W torebce znajdowała się siatka. Wpierw odniosła wrażenie, że to jest zwykła, czarna siatka… Jednak układała się kształty… Alice zrozumiała, że to było ubranie, które miała na siebie założyć. Odnalazła w nim ramiączka oraz coś na kształt ciemnego podkoszulka z prześwitującego materiału. Kończył się nieco powyżej pępka. Biodra i nogi aż do stóp miały być pokryte siatką. Znajdował się tutaj tylko jeden otwór, na jej kobiecość. Ramiona i dłonie miała mieć kompletnie odkryte. Oprócz tego znalazła wstążkę, chyba do spięcia włosów. Chciałą to założyć i dopiero wyjrzeć za kotarę? Czy uczynić to od razu?
Sprawdziła, czy gdzieś nie było kartki z informacją, że miała to założyć. Nie chciała popełnić faux pas. Nie znalazła jej, a mogłaby tu być. Przy szampanie i truskawkach Esme umieściła instrukcję. Tutaj jej nie było. Z drugiej strony wydawało się jasne, że zostawiła to dla nikogo innego, tylko Alice. Tylko ona jedna posiadała klucz do tego pomieszczenia, nie licząc rzecz jasna de Trafford.
Rudowłosa poświęciła więc chwilę, by założyć strój, który został pozostawiony. Poprawiłą wszystkie siatki i ułożyła na swoim ciele. Czuła się bardzo seksownie, ale i dość wyzywająco. Zaplotła włosy wstążką do góry. Dopiero w tym stroju była gotowa wejść do środka.
W pierwszej kolejności zauważyła szum klimatyzacji. Tuż obok znajdowała się rozgrzana sauna, ale tutaj było może nie chłodno, ale na pewno nie gorąco. Muzyka płynęła również z głośników znajdujących się w tym pomieszczeniu.


Tonęło w czerwonym świetle. Alice widziła mury zbudowane z cegły, która przypominała jej trochę tę znajdującą się w wielkiej sali balowej. Tyle że tutaj nie było łuków. Dyskretne światło dochodziło z kinkietów zamontowanych na ścianach i pod sufitem. Poza tym Alice widziała kilka różnych drzwi i jedno przejście za kratami. W samym pokoju znajdowało się wiele różnych przyrządów i mebli związanych BDSM. Na jednym z foteli siedziała Esmeralda, choć w pierwszej chwili Alice jej nie poznała. Miała podkręcone, czarne, gęste włosy. Opadały na jej ramiona. Pod szyją miała biały materiał, który łączył się potem z szerokimi, czarnymi rękawami, które kończyły się aż przy nadgarstkach. Czerń dochodziła również do pępka de Trafford i była spięta białymi, okrągłymi guzikami. W miejscach obojczyków znajdowały się dwa wyszyte, białe krzyże. Ta konserwatywna część przypominała Alice zakonnicę. Kończyła się pasem ze złota. Klamra w kształcie krzyża połyskiwała jasno w tym skąpym świetle. Poniżej niej znajdowały się rajstopy z samej siatki, które przechodziły na uda i kończyły się na stopach. Esmeralda nie założyła bielizny. Założyła nogę na nogę, więc Alice nie widziała, czy również posiadała wycięcie na kroczu. Trzymała w dłoni papierosa i go paliła. Czarny dym spowijał jej sylwetkę. Widząc, że Alice weszła do środka, strzepnęła popiół do popielnicy.
- Pokuty czas zacząć - powiedziała krótko.
Harper początkowo była niemal sparaliżowana widokiem czerwonego pomieszczenia z przedmiotami związanymi z BDSM. Ruszyła jednak do przodu. To nie było tamto miejsce. Tu nie była więźniem. Tutaj była dla Esmeraldy. Zamknęła na moment oczy i sapnęła. Podeszła jednak jeszcze dalej, aż nie stanęła parę kroków od de Trafford.
- Bardzo dosłownie wzięłaś moje słowa… Nie wiedziałam, że mamy w posiadłości takie… miejsce… - sapnęła. Była odrobinę spięta, ale wyglądało na to, że przyszła i nie uciekła, specjalnie dla niej.
- Bardzo długo było nieużywane z kilku ważnych powodów - powiedziała Esmeralda. - Jednak dzisiaj cię do niego zaprosiłam. A ty z tego zaproszenia skorzystałaś. Nie ma już odwrotu - dodała i wyciągnęła dłoń. - Oddaj mi kluczyk - powiedziała. - Wyjdziesz stąd wtedy, kiedy ja będę chciała - rzekła.
Alice położyła jej na dłoni kluczyk, podchodząc krok w jej stronę.
Esme zaciągnęła się papierosem i dmuchnęła nim w bok. To nie była ta sama Esmeralda, z którą rozmawiała kilka godzin temu. Tamta była elegancka, radosna i szczęśliwa. Gdyby nie była dojrzała, przypominałaby księżniczkę Disneya. Ta Esmeralda również pozostawała elegancka, ale w dużo bardziej wyuzdany sposób. Nie załapałaby się do żadnej produkcji Disneya, a jak już, to grałaby złą królową zatruwającą jabłka.
 
Ombrose jest offline  
Stary 14-03-2020, 13:15   #482
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Rudowłosa odniosła wrażenie, że wpakowała się w małe tarapaty.
- Jeśli taka jest twoja wola… - zgodziła się. Cofnęła się o krok. Jej serce nadal biło odrobinę szybciej. Nie wiedziała czego spodziewać się po ‘tej’ Esmeraldzie.
Esmeralda zgasiła papierosa i wstała. Ruszyła w stronę drzwi. Jej krok również się zmienił. Dużo bardziej kołysała biodrami. Wzrok Alice mimowolnie spoczął na pośladkach kobiety, które opinała czarna siatka. De Trafford ruszyła do drzwi i zamknęła je. Teraz była w posiadaniu obu kluczyków. Wróciła i ruszyła w stronę jednej ze ścian. Znajdował się tam sejf. Otworzyła go, włożyła do środka kluczyki i zamknęła, wpisując kod, którego Alice nie dostrzegła. Esmeralda zasłaniała go całym ciałem. Następnie chwyciła palcat opierający się o sejf. Oparła się o metalową pakę i spojrzała na Harper.
- Jeżeli przyszłaś tutaj z własnej woli, to znaczy, że jesteś gotowa na pokutę, czy tak? Będziesz posłuszna, Alice? - zapytała, poprawiając gęste włosy. Założyła kosmyk za ucho.
- Czemu miałabym nie być… - powiedziała ostrożnie, spokojnym tonem. Stała i obracała się jedynie, aby przebywać przodem do Esmeraldy. Jakoś obawiała się stawać do niej teraz tyłem.
- Dobre pytanie - de Trafford powiedziała słodko. - Nie ma powodu, żebyś miała mi się nie oddać - dodała.
Ruszyła w stronę ładnego, drewnianego stołu. Miał interesujące rzeźbienia przy krawędziach układające się w fale. Przy jednej jego części znajdowała się przymocona prostopadle deska z otworem na dłonie i głowę. Po drugiej stronie natomiast przymocowano dwie podstawki pod nogi, wyjęte chyba wprost z jakiegoś fotela ginekologicznego.
- Połóż się - powiedziała Esmeralda.
Jej ton był krótki i rzeczowy. Korzystała z niego wobec służących, którzy w jakiś sposób narazili się jej. Teraz tą lodową oschłością potraktowała również Alice.
Rudowłosa była zaskoczona tym tonem, ale podeszła do stołu. Początkowo usiadła na nim. Następnie położyła się, ale nie miała jak sama przykuć rąk, czy głowy. Jedyne co, to ułożyła nogi na podstawkach. Było jej dziwnie, leżeć w tak odsłoniętej pozycji, zwłaszcza, że strój, który miała na sobie całkowicie odsłaniał jej ciało w tym najwrażliwszym punkcie.
Esmeralda ruszyła w stronę jej nóg, żeby je unieruchomić kajdanami.Teraz Alice była przykuta do stołu i chociaż mogła wciąż poruszać resztą ciała, to nogi miały już zostać rozchylone w tej właśnie pozycji. Następnie przeszła w stronę jej głowy. Podniosła pierwszą wyżej położoną część dyb.
- Tutaj szyja, a tutaj dłonie - powiedziała, wskazując otwory.
Alice miała przez moment nieprzyjemne doznanie. Wspomnienie ją lekko napadło, ale zamknęła oczy i położyła głowę. Ułożyła również ręce i czekała, aż Esmeralda zamknie dyby i czekała.
Esmeralda właśnie to zrobiła. Wnet Alice była kompletnie unieruchomiona. Gdyby de Trafford teraz sobie poszła, to Harper pozostałaby tu na zawsze. I w ten sposób by zginęła. Mogłaby krzyczeć ile tylko chciała, jednak nie przedarłoby się to na parter. Choć jako śpiewaczka posiadała dobrze wytrenowany, donośny głos, to nie miała szansa z taką warstwą grubych materiałów, które dzieliły powierzchnię z podziemnymi łaźniami.
Esmeralda weszła na stół i usiadła okrakiem na brzuchu Alice. Przesunęła dłonią z długimi paznokciami po boku jej ciała.
- Będziesz moją lalką? - zapytała, pochylając się nad jej piersią. Musnęła jej sutek koniuszkiem języka.
Alice wstrzymała oddech. Wyprostowała się lekko i sapnęła.
- W tej pozycji, będę zapewne wszystkim czym chcesz, żebym była - powiedziała lekko drżącym tonem.
Esmeralda naciągnęła materiał, który znajdował się na jej piersi. Był taki cieniutki, że bez problemu wbiła w niego paznokcie. Następnie rozdarła, uwalniając prawą pierś Alice. Przesunęła po niej palcem, drażniąc ją.
- Zechcesz zagrać ze mną w grę pełną bólu… ale też rozkoszy? - zapytała.
Po czym nagle zacisnęła całą rękę na biuście Harper. Bardzo mocno. Jej paznokcie boleśnie wbiły w skórę kobiety.
Harper rozchyliła usta i syknęła z bólu. Nie miała jak się odsunąć.
- Boli… - sapnęła cicho. Zacisnęła lekko oczy. Dokładnie tak jak Esmeralda zapowiedziała, będzie bolało… I będzie przyjemnie… Na razie jednak bolało.
De Trafford puściła jej pierś. Całkiem zwinnie zeskoczyła ze stołu i stanęła obok twarzy Alice. Uderzyła ją w policzek.
- To było pytanie, na które można odpowiedzieć “tak” lub “nie”! - wrzasnęła.
Następnie uderzyła ją w drugi policzek, a potem położyła dłoń na jej szyi i zacisnęła ją lekko, jak gdyby chciała ją udusić.
- Czy teraz będziesz odpowiadać na moje pytania? Tak czy nie? - krzyknęła.
Alice czuła, jak pięknie pachniały włosy Esmeraldy, które zwisały i lekko łaskotały ją w twarz. Poza tym widziała jak czerwone były jej usta. Starsza kobieta użyła jaskrawego odcienia, bardzo przykuwającego uwagę. Pasował do jej czarnych włosów.
Ciężko jej było nieco oddychać, ale pokiwała głową.
- Tak… Tak… - zgodziła się. Ledwo co poprzedniego dnia zarobiła siniaka, który jeszcze nie zniknął z jej policzka. Teraz dostała cios i to mocno zabolało. Poczuła jak łzy zebrały się w jej oczach, ale nie rozpłakała się.
Esmeralda puściła jej szyję i splunęła na jej twarz.
- Czy pozwoliłam ci płakać? - zapytała. - Czy chcesz być na tym stole? Czy jesteś w stanie znieść grę bólu i rozkoszy? - teraz wywrzaskiwała pytania. - Obawiam się, że nie. Odpowiadaj, ruda suko.
Alice była co najmniej zaskoczona zachowaniem Esmeraldy. Wstrzymała oddech na chwilę. Przechyliła głowę na bok.
- Tak, jestem - powiedziała powoli.
- Dobrze - Esme zmieniła nieco ton. Był bardziej subtelny.
Nachyliła się i delikatnie pocałowała ją w policzek. Starła palcami ślinę z czoła Harper.
- Widzisz, mogę też być czuła - szepnęła, po czym pocałowała ją w drugi policzek. - Gra będzie polegać na tym, że im więcej bólu będziesz w stanie znieść, tym więcej rozkoszy zyskasz ode mnie. Czy wciąż się na to piszesz? Tak czy nie? - zapytała.
Harper zastanawiała się.
- Tak… - odpowiedziała ponownie powoli. Jednak nadal godziła się na takie traktowanie. Zacisnęła tylko dłonie w pięści.
- Dobrze… - powiedziała Esmeralda.
Odsunęła się, pewnie po to, żeby zetrzeć ślinę ze swoich palców. Następnie zaczęła chodzić dookoła stołu, oglądając jej ciało. Zacisnęła dłonie na palcecie.
- Jesteś całkiem młoda, a już byłaś kurwą mojego męża - powiedziała. Trzasnęła palcetem w bok Alice. Bardzo mocno zapiekło. - Teraz chcesz być moją kurwą - to zdanie również zaakceptowała trzaśnięciem, tyle że w drugi bok Harper. - Ale żeby być moją kurwą, musisz być też moją niewolnicą… - powiedziała.
Trzeci raz strzeliła w pośladek rudowłosej. Potem uczyniła to jeszcze raz, tylko mocniej.
Alice wydawała głębokie, pełne zaskoczenia syknięcia. Uderzenie w pośladek wyrwało z jej gardła już lekki krzyk, ale ten stał się głośniejszy z kolejnym, mocniejszym uderzeniem. To zdecydowanie poczuła tak, że już otarło się o jej wytrzymałość na ból. Domyślała się, że spędzi tu dłuższy czas, skoro miała wypić kawę, a to Esmeralda miała oba klucze. Jednocześnie niepokoiło ją to i podniecało.
Esmeralda podeszła znowu w stronę głowy Alice. Uderzyła ją w policzek.
- Czy pozwoliłam ci krzyczeć? - zapytała. Odeszła na moment i wróciła z kneblem. - Może to powinnam ci założyć, żebyś przestała się wydzierać! - wrzasnęła. - Czy będziesz dalej krzyczeć? Bo to ty chciałaś pokutować. Ty chciałaś leżeć na tym stole.
Pochyliła się. Przesunęła językiem po jej szyi, potem wstąpiła po szczęce. Na koniec dotknęła nim języka Harper. Miała akurat otwarte usta, gdyż przez nie dyszała.
- Tylko, kurwa, nie popsuj mi szminki - powiedziała odsuwając się lekko.
Harper nie wiedziała, czy zdoła opanować głos. Nie mogła się powstrzymać, kiedy ból przekraczał pewien poziom. Postanowiła jednak spróbować.
- Nie będę krzyczeć - obiecała. Rozluźniła zaciśnięte dłonie.
- Czy potrzebujesz tego knebla? Czy nie będziesz krzyczeć? Widzisz, ja chcę zapewnić ci tylko orgazm… - przesunęła paznokciem po jej szyi. - Ale na orgazm trzeba sobie zapracować.
Rudowłosa zastanawiała się chwilę.
- Tak, potrzebuję… Chyba - odpowiedziała trochę zdezorientowana.
- Chyba potrzebujesz… nienawidzę niezdecydowania - powiedziała Esme. Zaczęła ustawiać knebel tak, żeby wnet zakrył jej twarz. - Czy chcesz, żebym ciebie też nienawidziła? - dopytała, mocując się ze sprzączkami.
Alice dała założyć sobie knebel. To było coś, co nie miało miejsca na Mauritiusie. Tego nie zrobił jej Sharif, bo potrzebował jej ust… Najwyraźniej Esmeraldzie wystarczało jej ciało. Harper pokręciła głową. Nie chciała, by Esmeralda jej nienawidziła.
- W porządku - rzekła de Trafford. Odsunęła się nieco i ruszyła w stronę nóg Alice. - Zobaczymy, z czym będę pracowała - powiedziała powabnie.
Stanęła pomiędzy jej obydwiema nogami. Były ustawione tak wysoko, że miednica znajdowała się pod takim kątem, że Esmeralda widziała zarówno srom, jak i odbyt Alice. Choć ten drugi był przykryty siatką.
- Piękny, delikatny kwiat - powiedziała. - A niżej już nie tak cudowny odbyt. Widzę, co mój mąż lubił najbardziej - dodała. - Sprawdźmy, czy rzeczywiście będziesz grzeczną kurwą i pozostaniesz cicho, tak jak cię o to proszę.
Esmeralda miała czarne kozaki, które sięgały prawie do kolan. Na ich brzegu zapięła kilkanaście spinaczy bieliźnianych. Wyjęła dwa z nich. Następnie rozdarła nieco siatki wokół krocza Harper, odsłaniając jej uda. Zapięła pierwszy właśnie na skórze w tej okolicy. Następny umieściła tylko trochę dalej, obserwując przy tym reakcję Alice.
To bolało, ale jeszcze znośnie. Mimo to, drgała lekko. Nie mogła tego odruchu powstrzymać. Sapała, zaciskając zęby i usta na kneblu, ale pozostała cicho. Tak jak Esmeralda tego chciała. Sapała tylko szybko. Ciężko jej było z tym kneblem przełykać ślinę, ale dawała radę, obracając lekko głowę na bok.
- Dobrze, grzeczna laleczka… - mruknęła Esme. - Tylko rozluźnij się! - teraz ostro krzyknęła.
Zaczęła rozdzierać siatkę na obu nogach Alice. Przesunęła potem po nich palcami, jak gdyby bardzo ich pożądała. Wreszcie nachyliła się. Splunęła najpierw na srom Harper, potem na jej odbyt.
- Zobaczymy, jak wiele palców się zmieści - powiedziała. - Im więcej zmieścisz, tym lepszą nagrodę ode mnie dostaniesz.
Zabrała tamte dwa spinacze, po czym wsunęła w nią jeden palec… potem drugi… Wreszcie trzeci, badając jej wąskość, lub też szerokość.
Wzdrygnęła się… Przeszywały ją dreszcze. Było dziwnie, ale jeszcze to znosiła. Zacisnęła mocno dłonie, kiedy Esme odpięła spinacze. To było bardziej bolesne niż ich zapinanie. Nadal jednak nie wydała dźwięku poza syknięciami, czy sapnięciami i spróbowała się rozluźnić wedle jej poecenia, choć to nie było proste, kiedy jej ciao było zdezorientowane przez naprzemienny ból i przyjemność. Dwa palce weszły w nią gładko, trzeci był odrobinę problematyczny, po pierwsze była ciasna, taka była jej cecha… Po drugie od pewnego czasu nie uprawiała seksu, a po trzecie dopiero robiła się podniecona, więc jeszcze nie była tak mokra, jak będzie za kilka chwil. Nadal jednak znosiła cierpliwie poczynania Esmeraldy.
Wreszcie de Trafford wsunęła w nią nieco głębiej te trzy palce i spojrzała na nią.
- I jak, dobrze ci teraz? - zapytała. - Dobrze ci?
Alice szybko oceniła. Cóż, nie było jej najlepiej jakby mogło, ale lepsze było to, niż ból, który mogłaby teraz zadawać jej Esmeralda, jak przy tych uderzeniach palcatem. W tym porównaniu, odpowiedź była prosta. Rudowłosa kiwnęła głową.
- Moje przyjaciółki były w stanie pomieścić nawet pięć palców. Nie wyobrażam sobie, jak mogłabym wsunąć czwartego. Jesteś żałosna, niewolnico - powiedziała de Trafford. - Mój mąż nie był w stanie przerżnąć mnie dobrze za życia, ale ciebie też dobrze nie rżnął, skoro jesteś w takim dziewiczym stanie - powiedziała, po czym wyjęła palce.
Nachyliła głowę i napluła na jej odbyt. Zaczęła wsuwać w niego palec. To wywołało początkowe napięcie mięśni ciała Alice, ale kobieta zmusiła się do rozluźnienia ich.
- Chyba że to było jego ulubione miejsce. Prawda, że tak? - zapytała de Trafford.
Ta odrobina śliny dała całkiem dobry poślizg. Esmeralda zaczęła bardzo szybko penetrować ją w tym miejscu swoim trzecim palcem.
- Odpowiadaj - rozkazała.
Harper kiwnęła głową. Owszem. To było jego ulubione miejsce by ją brać. Tak naprawdę lubił penetrować ją na różne sposoby, ale najwięcej przyjemności sprawiało mu chyba właśnie branie jej analnie… Nie była bardzo luźna, ale była równie gorąca. Co więcej, lekko drżała. Od czasu śmierci Terrence’a, nikt nie penetrował jej analnie. Na Isle doszło do zbliżenia, ale było kompletnie zwyczajne, teraz jednak Esmeralda postanowiła zmienić ten stan rzeczy i Alice nie czuła się z tym źle…
Esme napluła na dłoń i wsunęła w nią drugi palec, penetrując ją w ten sposób. Potem trzeci…
- Nudna! - nagle krzyknęła, zabierając z niej dłoń. - Jesteś kurewsko nudna! - powiedziała. - Jesteś najgorsza.
Opłukała dłonie w misie z wodą, po czym wróciła do niej. Zaczęła okrążać jej ciało, rozdzierać siatkę na niej. Alice robiła się coraz bardziej i bardziej naga. Esme zdarła również siatkę z jej biustu. Wzięła spinacze.
- Czas wrócić do gry… - użyła melodyjnego tonu.
Przybliżyła się spinaczem do sutka Alice… i już miała go zacisnąć, kiedy cofnęła rękę. Podeszła do tego po raz drugi, po czym znowu ją zabrała, obserwując reakcję Harper.
To wywoływało napięcie w jej ciele. Esmeralda widziała, jak spinała się, gdy spinacz był blisko jej ciała, a potem jak dwie sekundy zajmowało jej załapanie, że jednak ból nie nastąpi. Potem przychodziła próba rozluźnienia, ale nim całkiem do niego dochodziło. Esmeralda powtarzała ruch i Alice znów się spinała. Wyraźnie obawiała się drażnienia swoich piersi bardziej, niż ud. Esmeralda wiedziała, że jej sutki były wrażliwe na pieszczoty, zapewne więc były też i na ból.
- Czas zapracować na rozkosz… - de Trafford poinformowała ją, po czym spięła jej sutek. Następnie drugi. Drewniane spinacze bieliźniane objęły je perfekcyjnie.
Rudowłosa szarpnęła się i zachłysnęła powietrzem. To zabolało. Najpewniej by cicho krzyknęła, ale zostało to stłumione przez knebel, więc wyszedł tylko wyciszony jęk, bez wątpienia bólu, nie przyjemności. Powoli spróbowała się rozluźnić i wziąć spokojniejszy oddech. Czuła jak drewno napinało jej skórę, jak ściskało jej sutki i jak te zaczynały nabiegać krwią. To było odrobinę bolesne, odrobinę mrowiło, ale głównie dawało wrażenie gorąca. Znów zaciskała pięści i to było jedyne co mogła zrobić.
- Nie spinaj się, wyraźnie do ciebie mówię! - Esmeralda krzyknęła.
Zdjęła spinacze, jednak radość Alice mogła być jedynie chwilowa. Wpierw założyła dwa na jej prawym sutku… a potem zrobiła to z drugim. To bolało jak diabli i cało Alice zadygotało.
- Nie ruszaj się, przez ciebie to nie chce się trzymać - powiedziała, kiedy z drugiej piersi spinacze zsuwały się. - No, dobrze - mruknęła usatysfakcjonowana. - Nie martw się, zaraz przestaniesz czuć cokolwiek - powiedziała. - Jestem twoją panią! - krzyknęła. - Tak czy nie?! - wrzasnęła na cały głos.
Słowa Esmeraldy zastanowiły ją. Jak miała przestać czuć cokolwiek, przecież jej ciało było wrażliwe na wszelkie doznania… Na pytanie kobiety jednak pokiwała głową, dość energicznie, bo nie wiedziała gdzie ma wyzwolić spięcie ciała. Musiała z nim walczyć, by Esmeralda się nie złościła. Wykorzystała więc całą siłę, by pozostać bez ruchu i nie napinać się, choć to drugie szło opornie, jako iż spinanie mięśni było zupełnie naturalną reakcją ciała na ból… A mimo to, Alice robiła się wilgotna.
Esmeralda przysunęła się i pocałowała ją w policzek, zostawiając na nim trzeci ślad.
- Znowu psujesz mi szminkę na ustach - de Trafford mimo wszystko ją strofowała. - No cóż… mam nadzieję, że twoje sutki już zdrętwiały, bo teraz czekają cię kolejne wrażenia - zagroziła jej.
Następnie ruszyła z powrotem między jej nogi.
- Co tu mamy… - mruknęła, zbierając jeden ze spinaczy z buta. - No tak, twoja wąska, niedoruchana cipka - powiedziała.
Rozchyliła jej wargi sromowe i umieściła spinacz na łechtaczce.
To wywołało natychmiastową próbę wierzgnięcia. To był bardzo wrażliwy punkt, a ściśnięcie go w taki sposób oczywiście, że wywołało silne doznanie i reakcję Harper. Znów chciała krótko krzyknąć, i znów zostało to stłumione do bolesnego jęknięcia.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline  
Stary 14-03-2020, 13:16   #483
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Esmeralda zaczęła zapinać kolejne spinacze na jej wargach sromowych.
- Jak jesteś taka wąska, to trzeba cię dobrze otworzyć - powiedziała. - Joakim mi dobrze za to podziękuję, prawda? - zerknęła na nią. - Zadałam ci pytanie, kurwo! - krzyknęła.
Chwyciła palcat i uderzyła ją w pośladek.
Nawet przeklinanie w taki sposób wspaniałym akcentem Esmeraldy brzmiało zadziwiająco dobrze… Alice jednak pokiwała, choć uderzenie wywołało kolejne spięcie jej ciała i ból. Oczywiście, że próbowała powstrzymywać reakcje ciała, ale to było bardzo trudne. W umyśle Harper panował teraz bałagan. Momentami się stresowała, a momentami była zaciekawiona i nawet podniecona. Miała nadzieję, że Esmeralda szybko zrezygnuje z tych spinaczy…
- Dobrze - powiedziała de Trafford. - Może w podziękowaniu dobrze mnie przeliże. I w nagrodę za to, że wytrzymałaś… - mówiła, zbierając spinacze z jej piersi. - Będziesz mogła mnie zadowolić - dokończyła, uwalniając jej krocze od nacisku.
Ruszyła z powrotem w stronę głowy Alice. Pozbawiła ją knebla. Pocałowała ją mocno, wdzierając się językiem do jej ust. Następnie odsunęła się i weszła kolanami na stół. Harper zobaczyła przybliżające się do jej ust krocze Esmeraldy.
- Nie sądzę, żebyś wiedziała, jak to zrobić dobrze - rzekła. - Jesteś beznadziejna. Jednak wyciągnij język i liż. Bo twoje życie od tego zależy.
Serce Alice zabiło odrobinę szybciej. Czy to pomieszczenie miało związek z tym wypadkiem, o którym nikt w Trafford Park nie chciał mówić?
Czy tak, czy nie, Alice wiedziała, że jest w stanie zaspokoić Esmeraldę, robiła to już nie raz. Co prawda w tej pozycji będzie nieco ciężej, ale znała kąt, który de Trafford lubiła, postanowiła więc na tym się skupić. Wysunęła język i zaczęła ją lizać. Poruszała całą głową. Czuła jak jej sutki i wargi sromowe wraz z łechtaczką mrowią, kiedy krew ponownie zaczynała mocniej do nich dopływać. To było dziwne doznanie.
- Zadowalaj swoją panią! - krzyknęła Esme. - To nie jest kurwa przedszkole - powiedziała i natarła kroczem na usta Alice. - Ssij - powiedziała. - Wsuń do środka język i ssij!
Rudowłosa musiała wysunąć głowę nieco do góry, by ustawić ją pod takim kątem jak Esmeralda od niej oczekiwała, ale wedle jej polecenia, zaczęła ssać. Wsuwała język do jej środka, przesuwała po jej wargach sromowych i łechtaczce, ale głównie skupiała się na ssaniu i penetrowaniu jej, aż ją lekko szczęka zaczynała boleć, najpierw nieco odrętwiała po zaciskaniu zębów na kneblu, a teraz wykonując ruchy, przy zadowalaniu kobiety.
- Tak… tak… - Esme jęczała. - Spraw, żebym doszła… - westchnęła z napięciem. Zacisnęła dłonie na drewnianej, górnej krawędzi dyb. Jęknęła.
Jeszcze przez moment znajdowała się w tej pozycji, po czym westchnęła.
- Wystarczy.
Zeszła ze stolika. Następnie ruszyła do jego drugiego końca.
- Mam dla ciebie kolejne zadanie - powiedziała. Wsunęła w jej pochwę trzeci palec i zaczęła ją nim szybko penetrować. - Masz dojść. Rozumiesz?
Po chwili zaczęła stymulować jej łechtaczkę kciukiem, nie przestając poruszać tak szybko trzecim palcem.
Najwyraźniej Esmeraldzie wystarczała satysfakcja z władania nią w pełni w tej chwili. Czuła się naprawdę, jakby była jej lalką, z która mogła w tej chwili zrobić dosłownie wszystko co chciała. Zacisnęła dłonie i na to jak kobieta penetrwała ją i jednocześnie drażniła jej łechtaczkę, Alice jęknęła, tym razem z przyjemności. Poruszyła nieco biodrami, chętna na takie doznania. Była podrażniona, a przez to wrażliwsza. Esmeralda mogła zauważyć, że mięśnie jej ud zaczęły drżeć, co sygnalizowało, że jej orgazm naprawdę się zbliżał.
Wsunęła w nią dwa dodatkowe palce i splunęła na nie. Następnie postawiła je nieruchomo.
- Rżnij moją dłoń! - krzyknęła. - Jakby to był najpiękniejszy, najdorodniejszy kutas, jakiego w życiu spotkałaś - wrzasnęła.
Z jakiegoś powodu, dość oczywistego, do głowy Alice natychmiast wparował penis Joakima i to jak poprzedniej nocy miała go w ustach… Sapnęła na to wspomnienie i zaczęła poruszać biodrami tyle na ile pozwalała jej pozycja ciała i najmocniej jak mogła. Zdecydowanie chciała dojść do takiej myśli… Zwłaszcza, że była już tak blisko. Zaczeło jej się już nawet robić błogo, kiedy była dosłownie o krok od orgazmu, ale to nadal Esmeralda była teraz jej władczynią i to ona musiała na niego pozwolić. Jęki i napięcie ciała Harper jednak wyraźnie wskazywały na to, że jeszcze sekunda i dojdzie.
Esmeralda jednak zabrała jej dłoń.
- Nie podoba mi się to, z jaką werwą się za to zabrałaś - powiedziała. - Powinnaś dojść od samego faktu, że trzymam w tobie moją dłoń. Moją własną, kurwa, dłoń, która jest znakomitsza od każdego chuja na tej planecie. Kogo sobie wyobrażałaś? Kogo? Jesteś moja i tylko moja - powiedziała. - Bo jestem twoją panią. Coś mi mówi, że przyszedł czas na ból… - zawiesiła głos i odeszła na bok.
Rudowłosa została więc pozostawiona na skraju orgazmu i było to bolesne. Po pierwsze fizycznie, bo i irytujące, a po drugie psychicznie, bo jedynie wykonała polecenie Esmeraldy. Sama kazała jej tak myśleć, a teraz zamierzała ją za to karać? Alice była lekko zdezorientowana.
Wnet usłyszała, że jakieś urządzenie zostało włączone.
- Połączymy ból z przyjemnością - powiedziała.
Harper zamrugała oczami, widząc, że Esmeralda przybliżyła się w jej stronę z czymś co wyglądało jak ogromny karabin maszynowy, ale na samym końcu znajdowało się gumowe, czarne dildo. Lśniące, więc pokryte jakimś lubrykantem. Esme nacisnęła spust i sztuczny penis zaczął się poruszać do przodu i do tyłu.
- Alice, poznaj mój młot pneumatyczny - powiedziała, powoli podchodząc. Wyglądała bardzo niebezpiecznie i seksownie z tą bronią.
Rudowłosa otworzyła i zamknęła usta, zaszokowana takim typem broni. W życiu nie spodziewała się czegoś takiego po Esmeraldzie… Była piękna, ale Alice odniosła wrażenie, że tak jak potrafiła być bezlitosna w załatwianiu spraw biznesowych, tak też mogła być w stosunku do niej za chwilę… Poruszyła biodrami, jakby chciała zwiać, ale nie mogła, bo była unieruchomiona.
De Trafford stanęła między jej nogami ułożonymi w pozycji ginekologicznej. Przybliżyła się i wsunęła w nią dildo. Było duże i rozpychało ją, ale Esme przygotowała ją już trochę na przyjęcie go. Stanęła w wygodnej pozycji i nacisnęła spust. Maszyna zaczęła powoli penetrować Alice.
- Rozluźnij się! - krzyknęła Esmeralda. - Chcę widzieć, jak twoje nogi odpoczywają na tych podstawkach. No dalej! Widzisz jak ciebie dbam? - zapytała i zmieniła tryb na nieco szybszy. Teraz przypominało to normalny, pełen życia stosunek.
Alice próbowała rozluźnić się, ale to nie było takie proste. Zwłaszcza, że czuła jak mocno dildo ją rozpierało. Z jakiegoś powodu najpierw znów pomyślała o Joakimie, potem wparował jej do głowy seks Zoli i Jennifer, ale potrząsnęła głową i po prostu skupiła się na doznaniach. To było dziwne, bolesne, ale i przyjemne. Miała więc teraz cel, by rozluźnić nogi. Początkowo jej nie szło, ale zdołała się nieco rozluźnić… Rzeczywiście powoli przyzwyczajała się do tego trybu. Pojękiwała i ustawiała biodra tak, by znów zaczęła się podniecać. Może mogła osiągnąć orgazm dzięki temu… młotowi pneumatycznemu, jak go nazwała Esme?
De Trafford nie wahała się nacisnąć jeszcze wyższego trybu. Teraz dildo przesuwało się z prędkością, która była nieosiągalna dla ludzi. Rzeczywiście zaczynało przypominać teraz młot pneumatyczny. Wsuwało się i wysuwało z Alice raz za razem, nie mogła nawet złapać oddechu, czy odpocząć. Tempo było jednostajne, jednak tak szybkie, że nie mogło się nudzić.
- Takie rzeczy sprzedają w Londynie - powiedziała. - Wiedziałam, że ci się spodoba - mruknęła, bezlitośnie mordując kobiecość Alice.
To tempo to było trochę za dużo. Zdecydowanie chciała by wróciło do poprzedniego, bo zaczynała przestawać odczuwać różnice między kolejnymi przesunięciami. Jej ciało nie nadążało reagować.
- Esssme… Prooszę… Wolniejjj… - wyjęczała, ale nie mogła powiedzieć już nic więcej, bo zabrakło jej znów oddechu, kiedy przez jej ciało przeszedł jeden bardzo silny i mocny dreszcz i nieoczekiwanie i kompletnie niespodziewanie doszła. Głośno jęknęła.
De Trafford odłożyła na moment młot na bok. Podeszła bliżej. Uderzyła ją w policzek.
- Czy pozwoiliłam ci mówić?! - krzyknęła. - Za kogo ty się masz?! - uderzyła ją w drugi policzek.
Ujrzała zaszklone spojrzenie Alice. Chwyciła ją wtedy za oba policzki i spojrzała na nią przez chwilę dłużej w milczeniu.
- Jesteś całkiem ładna - powiedziała. - Zwłaszcza ze łzami w oczach. Zmieniłam zdanie. Możesz płakać ile chcesz. Ale wpierw muszę dać ci powód… - zawiesiła głos i ruszyła po inne narzędzia.
Wtem Alice poczuła drobne ukłucie po wewnętrznej stronie uda. To był prąd. Esme w pewnych punktach co chwilę raziła ją delikatnymi, lecz odczuwalnymi, dawkami prądu… Wtem dotknęła nim łechtaczki Alice.
Początkowo Harper tylko wzdrygała się. W głowie jej szumiło od orgazmu i bólu szczęki po kolejnych uderzeniach Esmeraldy. Po chwili jednak pojawił się prąd. Początkowo przestraszył ją, następnie zdołała odrobinę oswoić się z pojawiającymi bodźcami, choć jej ciało wzdrygało się… Jednak… Kiedy Esmeralda popieściła prądem jej uwrażliwioną po orgazmie łechtaczkę, Alice nie wytrzymała i krzyknęła z bólu. Skuliła się cała w sobie, próbując powstrzymać ten ból. I błyskawicznie z jej oczu pociekły łzy. Nie bała się, była to reakcja na ból, bo ten był wyjątkowo nieprzyjemny.
- Nie wiem, co się tam dzieje na twoich misjach, ale skoro to wystarczy, żebyś płakała… - Esmeralda zawiesiła głos - ...to raczej nie spotykasz się na nich z wielkimi wyzwaniami - mruknęła.
Poraziła prądem trzy punkty na jej prawej wardze sromowej oraz dwa na lewej. Następnie przesunęła paralizator na piersi Alice. Delikatnie dotknęła jednego z sutków.
Teraz każde kolejne porażenie, zwłaszcza jej wilgotnej płci wywoływało kolejne szarpnięcie Alice. Na kilka chwil uspokoiła się, kiedy Esmeralda przesuwała przedmiot w górę jej ciała, ale widząc dokąd zamierzała go przyłożyć, zadrżała i przygryzła wargę. Kompletnie ją rozwaliło to jak popieściła jej łechtaczkę. Co prawda przestała już płakać, ale cała drżała w oczekiwaniu na kolejną dawkę bólu.
Esmeralda odłożyła paralizator po tym, kiedy dwa razy dotknęła jej drugiej piersi i raz wróciła do poprzedniej. Następnie przybliżyła się i zaczęła składać pocałunki na jej szyi, a potem na ustach.
- Wracamy teraz do rozkoszy… - mruknęła. - Otwórz usta. Szeroko - nakazała.
Oddychała płytko, po tych wszystkich dotychczasowych doznaniach. Otworzyła oczy, które dalej błyszczały, po ostatnich łzach, po czym otworzyła usta szeroko. Co zamierzała zrobić Esmeralda? To pytanie chodziło jej teraz co chwilę po głowie. Czuła jednocześnie niepokój i zainteresowanie. Teraz miała być rozkosz, ale mimo to odrobinę obawiała się.
De Trafford nachyliła się, żeby przesunąć językiem po jej języku. Następnie podniosła dłoń, w którym znajdowało się szklane dildo. Było posmarowane czymś różowym..
- Spróbuj. Powinno być dobre - rzekła i zaczęła wsuwać zabawkę do ust Alice.
Harper i tak nie miała wyboru więc lekko wystawiła język i przyjmowała w usta zabawkę. Polizała różową substancję, była ciekawa jakie było w smaku. Przedmiot był chłodny, ale ufała, że nie sprawi jej bólu.
- Weź go, tak - mruczała Esmeralda.
Okazało się, że był posmarowany jakimś truskawkowym żelem. I to był taki żel, który był chyba bardziej przeznaczony do jedzenia, niż zabaw erotycznych, gdyż smakował rzeczywiście dobrze.
- Przygotuj go dobrze, zanim go w ciebie włożę - powiedziała.
Alice kiwnęła głową i zaczęła lizać zabawkę. Jej ślina mieszała się z truskawkowym żelem. Smakował jej i posłusznie wykonywała polecenie Esmeraldy, ocieplając tym samym zabawkę.

- Właśnie tak - powiedziała Esme. - Weź ją całą - mruknęła, wsuwając szklane dildo głębiej do jej ust.
Nie było takie małe, jednak mniejsze od Joakima. Co znaczyło, że Alice posiadała już pewne doświadczenie. Tylko czy mogła je wykorzystać w takich warunkach?
Na pewno w tej pozycji było jej odrobinę ciężej, ale mniejszy rozmiar przedmiotu pomagał. Alice lizała i ssała przedmiot. Poruszała głową tyle ile mogła. Bardzo starała się być posłuszna, by Esmeralda nie zadała jej już bólu.
- Lubisz to i dobrze ci to wychodzi - powiedziała de Trafford.
Teraz zaczęła przez moment penetrować jej usta tą zabawką. Po czym ją zabrała i wróciła do nóg Harper. Wsunęła szklany kształt do wnętrza Alice. Trzymała go mocno w pięści, nacierając raz za razem na kobiecość rudowłosej. Nie było w tym nic delikatnego ani eleganckiego.
- Dobrze cię tym przerucham - zapowiedziała Esmeralda. - A ty masz mi dojść po raz drugi. Zrozumiano?! - krzyknęła, bez przerwy zagłębiając się w ciało Alice.
- Tak, oh! - odpowiedziała jej rudowłosa. Harper czuła ten specyficzny napór na swoje wnętrze. Było jej dobrze, choć ruchy były po prostu mocne. Jej ciało zrobiło się odrobinę znieczulone, skupiła się na przyjemnym aspekcie bycia tak penetrowaną. Pojękiwała i znów zaczęła drżeć. Najwyraźniej rzeczywiście mogłaby dojść dla de Trafford po raz drugi.
Esme zostawiła na chwilę dildo w ciele kobiety, po czym ruszyła w stronę jej twarzy. Przejechała językiem po jej szyi, szczęce i policzku. Następnie wsunęła dwa palce do jej ust.
- Ssij i liż - powiedziała.
Pozostałe zacisnęła na szczęce Alice. Drugą ręką zebrała jej włosy tak, jak gdyby chciała zawiązać je w kucyka. Zamiast tego chwyciła je mocno przy głowie. Nie miała z tym problemu, w końcu były już związane wstążką.
Alice rozchyliła usta i zaczęła ssać i lizać palce Esme. Były smukłe i gładkie. Harper czuła się poddana woli de Trafford i powoli przestawała analizować co się dzieje i to jak zachowywała się kobieta. Po prostu zaczynała skupiać się tylko na odczuciach danego momentu. To było podniecające.
- Dobra suka - powiedziała de Trafford. - W nagrodę uwolnimy cię z tego kurewsta - powiedziała i zaczęła majstrować przy dybach. Wreszcie głowa i dłonie Alice były wolne.
Tymczasem Esmeralda wróciła do nóg i je również uwolniła z pozycji ginekologicznej.
- Na pieska - zarządziła Esme. - No dalej. Chcę widzieć, jak się do mnie wypinasz i błagasz o więcej - warknęła.
Alice podniosła się. Poczuła, jak zakręciło jej się od tego w głowie. Mimo to wypięła się, lądując na czworaka wystawiona do Esmeraldy.
- Proszę, jeszcze… Chcę dojść dla ciebie drugi raz - powiedziała zawstydzona tym, że to mówi.
Esmeralda chwyciła palcat i uderzyła ją w pośladek.
- Czy pozwoliłam kurwie mówić?! - krzyknęła, waląc w niego podobnie. - Rozluźnij się i przyjmuj baty - rozkazała jej, tym razem traktując przyrządem jej drugim pośladek. - Przeproś mnie!
Harper sapała zaskoczona. Miała prosić, ale nie słowami? To teraz była zdezorientowana. Syczała, ale zmuszała się do rozluźniania… Choć było ciężko.
- Bardzo przepraszam - odpowiedziała.
Esmeralda odłożyła przedmiot i ruszyła po coś. Wnet wróciła z dość dużym korkiem analnym. Posmarowała go żelem, po czym wsunęła w odbyt Alice. Ten nawet nie miał kiedy zaprotestować. Kiedy jednak już znalazł się w środku, zaklinował się tak dobrze, że de Trafford mogła go zostawić bez obaw, że wyleci. Następnie chwyciła mocno dildo i wsunęła je w pochwę Alice. Zaczęła nim prędko poruszać.
- Dojdź! - rozkazała. - Myślisz, że chcę tu z tobą męczyć się cały dzień?! - wrzasnęła.
Na pośladkach Alice od palcata pojawiły się lekko opuchnięte ślady po uderzeniach. Rudowłosa przyjmowała w siebie pchnięcia Esmeraldy. Czuła, że znów była podniecona, mimo iż już nieco zmęczona. Ustawiła się w nieco wygodniejszej pozie, tak by było jej dobrze. Powoli zbliżała się na krawędź orgazmu.
- Ujeżdżaj go - rozkazała de Trafford.
Z jednej strony nieco już bolała ją ręka od penetrowania Harper, a z drugiej lubiła patrzeć, jak kobiety same nadziewały się na przyrządy rozkoszy. Postawiła rękę w jednej pozycji, czekając, aż Alice będzie poruszać biodrami i nogami, chcąc wsuwać w siebie szklanego penisa.
Wedle polecenia Esme, Harper opuściła się nieco i zaczęła poruszać biodrami wsuwając i wysuwając z siebie dildo. Zdecydowanie było jej dobrze… co tylko potwierdziło się, gdy doszła. Jęknęła głośno i drżała lekko.
Kiedy Alice dochodziła, Esmeralda błyskawicznie zareagowała. Chwyciła mocno przyrząd i wróciła do penetrowania Harper. Mocno, często, agresywnie, silnie. Uda Harper drżały. Jej ramiona załamały się i rudowłosa położyła przednią część ciała na stole. Jakoś była jeszcze w stanie trzymać w górę miednicę, kiedy de Trafford raz za razem traktowała ją twardym przyrządem. Wnet wyjęła i podeszła do przodu. Chwyciła jej włosy za wstążkę i pociągnęła.
- Oblizuj ze śluzu - rozkazała, podsuwając dildo do jej ust.
 
Ombrose jest offline  
Stary 14-03-2020, 13:17   #484
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Dyszała zdezorientowana, ale posłusznie zaczęła zlizywać własną wilgoć z zabawki. Przestała dopiero jak Esmeralda tak nakazała. Nie miała siły utrzymywać się dalej w tej pozycji, ale nie chciała więcej ciosów, więc pozostała w tej pozycji.
De Trafford zabrała przyrząd i odstawiła go na bok.
- Ładnie jest za sobą czyścić - powiedziała. - Już starczy zabawy dla ciebie - wyznała.
Przeszła przez pokój i usiadła na fotelu. Tym samym, na którym znajdowała się, kiedy Alice tutaj przyszła. Tyle że tym razem Esme nie założyła nogi na nogę. Zamiast tego zgięła je w kolanach i oparła pięty o krawędź mebla.
- Spraw mi rozkosz - rozkazała.
Harper zeszła ze stołu na którym do tej pory się znajdowała. Podeszła do Esmeraldy i uklęknęła przed nią na podłodze. Oparła dłonie na kolanach de Trafford tylko po to, by za chwile zanurzyć się między jej uda. Od razu odnalazła ustami jej łechtaczkę. Zaczęła ją ssać. Lizała, póki nie wsunęła języka do jej wnętrza, po chwili ją nim penetrując. Starała się, by rzeczywiście dać jej mocną i intensywną rozkosz.
Esmeralda jęczała z rozkoszy, co samo w sobie było już pochwałą.
- Tak, nie przestawaj, moja droga… - westchnęła.
Przymrużyła oczy, słuchając muzyki. Minęło kilka minut, poczuła, że sama również znajduje się blisko spełnienia.
- Włóż we mnie coś - powiedziała. - Chcę poczuć się pełna.
Świadomość, że przez chwilę Alice nie będzie mogła jej ssać i lizać była straszna, jednak Esmeralda wiedziała, że przeżyje tych kilka sekund.
Harper podniosła się i zaraz wróciła do niej ze szklanym dildo. Wróciła do lizania jej, jednocześnie zaczynając penetrować dildem. Była wilgotna od jej śliny i własnych soków, więc weszło całkiem gładko. Alice zaczęła penetrować ją nim, jednocześnie zadowalając językiem.
- Ach… tak… mocniej! - krzyknęła Esmeralda. - Nie jestem z papieru, nie rozedrzesz mnie tym. Więcej… - rozkazała. Choć może raczej poprosiła, jako że to nie był już ten dominujący ton.
Nieco szerzej rozstawiła kolana, pragnąc spełnienia. Jeszcze chwila i nastąpi, wiedziała to.
I wedle jej woli Alice przyspieszyła, by wpychać w nią przedmiot mocniej. Jednocześnie dalej ssała i lizała jej łechtaczkę, chcąc sprawić jej tę rozkosz i wysłać ją w ramiona orgazmu.
- Mmm… - zamruczała Esmeralda i mocno zacisnęła oczy.
Oddychała płytko i przez usta, kiedy upragniona przyjemność rozlała się po jej ciele. Dość długo na nią czekała, jako że najpierw zaspokoiła Alice. I to dwa razy. Sama nie doszła wtedy, kiedy weszła na stół i zastygła nad głową Harper. Dopiero teraz miał miejsce pierwszy raz.
Dopiero po chwili rozluźniła się i otworzyła oczy, spoglądając na Harper.
Rudowłosa tymczasem wysunęła z niej dildo i zaczęła oblizywać, czyszcząc wedle wcześniejszej sugestii Esme o porządku.
De Trafford uśmiechnęła się na ten widok.
- Zastanawiam się, czy chcę więcej - mruknęła.
Zdawało się, że orgazm zadziałał na nią niczym egzorcyzmy. Wypędził ducha dominującej władczyni, przywołując normalną Esmeraldę. Można je było rozróżnić błyskawicznie po tonie głosu. Prawdziwa de Trafford była dobrze wychowana i uprzejma.
- Włóż we mnie młot - poprosiła. - Ty nadal masz ten korek w sobie? - zapytała.
- Tak, mam - powiedziała. Spojrzała w stronę karabinu, który wcześniej penetrował Alice. Podeszła do niego, podniosła go i wróciła do Esmeraldy. Przyłożyła go do jej wejścia i zerknęła na jej twarz. Czekała chwilę, pocierając dildem o jej wargi, aby stało się bardziej wilgotne, po czym wsunęła je w nią… I nacisnęła spust.
De Trafford krzyknęła, kiedy gumowy penis zaczął ją penetrować z tą nadludzką prędkością.
- Ach… - w jej oczach pojawiły się łzy. Przesunęła palcami po siatkę na udach, rozdzierając ją. - Tam są… cztery gu… guziki… - przymknęła oczy.
Rzeczywiście, Alice ujrzała je. Znajdowały się z boku i były opatrzone cyframi. 1, 2, 3, 4. Wciśnięta była trójka.
Harper zastanawiała się, po czym wcisnęła czwórkę. Czy ten tryb zadowoliłby Esmeraldę? Naciskała dalej spust.
- N-nie! Dwa!
Esme zaczęła wrzeszczeć. Alice musiała się nieco zaprzeć, żeby utrzymać w niej maszynę, która teraz przypominała wiertarkę. Dildo wciąż poruszało się do przodu i do tyłu, jednak tak niezwykle prędko, że kształt gumowego penisa zaczął się rozmywać.
- Ach… - de Trafford łkała, ale jednocześnie wyginała ciało z mocnej mieszanki bólu i rozkoszy. Harper zupełnie źle ją zrozumiała. Esme chciała dwójki, co oznaczało zwyczajny stosunek, lub może jedynki. Natomiast Alice wcisnęła tryb zarezerwowany jedynie dla japońskich pornosów, w których kobiety były mocno związane i w ten sposób właśnie penetrowane. De Trafford wbiła paznokcie w uda i tylko dzięki temu udało jej się całkowicie nie wierzgnąć.
Rudowłosa kliknęła więc dwójkę, przechodząc do tempa, którego oczekiwała Esme. Alice miała nadzieję, że nie zrobiła jej krzywdy, oraz że de Trafford nie postanowi jej za to ukarać.
To była ogromna różnica. Młot zwolnił z cztery razy. Esmeralda była zdolna teraz złapać powietrze. Zaśmiała się.
- Zrobiłaś to specjalnie - powiedziała.
Było jej teraz przyjemnie, kiedy jej wnętrze poczuło ulgę. Na szczęście była wciąż mocno podniecona i nie brakowało jej nawilżenia. Czuła, że nie będzie musiała długo czekać, żeby znowu dojść.
- Tak, pomyślałam, że będzie ci pasowało tamto tempo. Przeliczyłam się - odpowiedziała Alice. Trzymała karabin z palcem na spuście. Zamierzała przestać dopiero gdy kobieta dojdzie.
Esmeralda przymrużyła oczy. Jej mięśnie zaczęły drżeć, kiedy doświadczyła drugiego orgazmu. Ten był nieco inny od pierwszego. Również rozkoszny, ale również lekko bolesny i jakby piekący… Westchnęła.
- Starczy - powiedziała. - Starczy na dzisiaj… wszystkiego.
Odgięła głowę do tyłu, chcąc skupić się na tych kilku ostatnich razach, kiedy dildo zagłębiało się w niej.
Harper odsunęła karabin i odłożyła go na bok. Usiadła i westchnęła.
- To dopiero niespodzianka… - Alice odetchnęła. Rozejrzała się po pomieszczeniu i przeszedł ją lekki dreszcz. Czy skoro teraz już o nim wiedziała, Esmeralda będzie chciała częściej ją tu zabierać? Nie pytała jednak jeszcze. Na razie po prostu odpoczywała.
De Trafford również odpoczywała.
- Nie mam ochoty na saunę. Ale przenieśmy się do jacuzzi - zaproponowała. - Mam też wielką ochotę na tamtego szampana. Choć ty raczej nie powinnaś… jednak pewnie zauważyłaś, że kazałam zainstalować w szatni lodówkę. Znajdziesz tam colę i kilka soków - powiedziała. - Jak się czujesz?
- W lekkim szoku. Po pierwsze to miejsce mnie zaskoczyło, a po drugie ty. Było jednak przyjemnie, na swój skomplikowany sposób. Czuję się nieco zmęczona. Chętnie też odpocznę w jacuzzi… - zgodziła się. Na razie jednak nie wstawała, dobrze jej się siedziało.
- Wszystko, co się dzieje w tym pokoju, zostaje w tym pokoju - powiedziała Esmeralda. - To główna zasada. Tak samo będąc tutaj, możemy stać się kompletnie innymi ludźmi. To magiczne drzwi, do których kluczyk mają tylko wybrani - dodała. - Kiedy przejdziemy do reszty basenów, zmienimy się w zwykłą Alice i Esmeraldę. Choć ja już kilka minut temu wypadłam z roli - mruknęła. - Jeżeli miałabyś jakieś pytania lub uwagi, to tylko teraz.
Wstała i zaczęła porządkować pomieszczenie. Choć przy pierwszym kroku lekko się zachwiała.
- Nie mam uwag… A z ciekawości… Kto jeszcze ma prawo do wchodzenia? - zapytała z ciekawością. Harper powoli podniosła się również już po chwili. Spojrzała na podarte części siatki, które jeszcze miała na sobie.
- Obecnie tylko ty i ja. Choć niegdyś, dawno temu, było to miejsce spotkań wielu ludzi. Jednak bez obaw, wszystkie zabawki wymieniłam na nowe i zdezynfekowałam powierzchnię. Zresztą mówimy o zabawach sprzed dobrych dwudziestu lat - powiedziała. - Szalone lata osiemdziesiąte.
- Mhmm… Po prostu byłam ciekawa kogo tu zapraszałaś. Ale skoro jak mówisz to dawne dzieje… Miło mi że przypadł mi taki zaszczyt - dodała i zerknęła w stronę kotary.
- Nie chcę opowiadać o tych osobach ze względu na ich prawo do prywatności - powiedziała. - Ale nie było ich wcale tak dużo. Zaprosiłam tutaj raz Williama, jednak nie był wielkim fanem uległości, a mi nie zależało na dominowaniu nad nim. Zazwyczaj spotykaliśmy się w mojej sypialni. Raz zaprosiłam tutaj pewnego Francuza. Znęcaliśmy się nad sobą na zmianę. Tak właściwie dopiero on pokazał mi, że ból może być również przyjemny. Poza tym znalazły się tutaj również trzy moje koleżanki. Wszystkie kilka razy osobno i jeden raz w czwórkę. Potrzebowałam seksu, a czasami Williama nie było długimi miesiącami, kiedy jeździł za granicę. Nie chciałam jednak oddawać się żadnemu innemu mężczyźnie. Takie rozwiązanie wszystkim nam pasowało.
Takie właśnie Harper odniosła wrażenie… William był kochankiem Esmeraldy, o którym wiedział Terrence.
- Wybierz nam jacuzzi, a ja przyniosę szampan i sok - zaproponowała, nie chcąc już o nic pytać.
- Tak jest - powiedziała Esmeralda. - Najpewniej będę w naszym ulubionym - mruknęła, czyszcząc ostatnią zabawkę.
Podeszła do młota i odłożyła go na półkę, zwijając kabel. Dildo już wcześniej zdjęła i umyła.
- Pocałuj mnie - powiedziała, nachylając się do siedzącej Alice.
Rudowłosa pocałowała ją ciepło. Chciała odczarować Esmeraldę na dobre. Wtedy dopiero ruszyła do wyjścia. Ruszyła w stronę szampana. Potem zamierzała wziąć sok z lodówki. I udać się do ich jacuzzi.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline  
Stary 14-03-2020, 13:31   #485
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację



31 października 1994 rok. Seattle, Stany Zjednoczone, godzina 18:40.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=CD-E-LDc384[/media]

Muzyka rozchodziła się po trzypiętrowym domu, którego piwnica przerobiona była w dodatkowe piętro i to stamtąd rozchodziła się na wszystkie pozostałe.
Mimo to, po drinki trzeba było chodzić na piętro do kuchni.

Tylko i wyłącznie dlatego, Joakim dosłyszał dzwonek do drzwi.
Była koło nich ustawiona miska ze słodyczami. W końcu dziś był dzień, kiedy wszyscy chodzili po całym mieście i odwiedzali swoich sąsiadów. Kto akurat był w okolicy, otwierał i częstował. Tym razem nikt się nie kwapił.

Joakim wyprostował się i uśmiechnął. Impreza już przez chwilę trwała. Czy ktoś spóźnił się nieco na nią? A może to dzieci przyszły po cukierki? Podszedł do zlewu i odkręcił wodę. Umył szybko dłonie, patrząc na czarny lakier na paznokciach. Spojrzał również na swoje odbicie w oszklonej szafce nad kranem. Wyglądał bardzo dobrze, choć to nie było niczym nowym. Jednak cała jego twarz była pokryta białą farbą, a oczy podkreślał czarny eyeliner… I bardzo dobrze czuł się w makijażu. Czerwień na końcu nosa przykrywała również usta, nakreślając uśmiech. Niebieskie romby na oczach sprawiały, że te wydawały się nieco większe. Wysoko nad jego własnymi brwiami znajdowały się dodatkowe nakreślone szkarłatem. Uśmiechnął się do siebie. Nawet włosy były pomalowane na zielono. Nie wybielił ich wcześniej, więc nie biły szczególnie po oczach. Jednak można było bez trudu spostrzec nowy odcień.


Chwycił szklankę pełną whiskey z colą. Wypił ją do dna, po czym ruszył w stronę drzwi. Chwycił garść cukierków z jednego z wielu koszy, które stały przy wejściu. Joker poczęstuje nimi zaraz dzieci…

Gdy tylko otworzył drzwi, zobaczył dokładnie to, czego się spodziewał…

- CUKIEREK ALBO PSIKUUUS! - zaśpiewał mały chórek dziecięcych głosów. Naliczył ich przed sobą jakąś piątkę. Na samym przedzie stała dziewczynka o kręconych złotych loczkach. Wyglądała jak cukierek. Do jej policzków mamusia musiała skrupulatnie poprzyczepiać kolorowe gwiazdeczki identyczne jak na jej wróżkowych skrzydełkach pasujących do ślicznej różowej, wróżkowej sukienki. Zaraz obok stał chłopiec, przebrany za Zorra. Dalej była dziewczynka przebrana za mumię, a obok niej chyba jej siostra bliźniaczka, tylko że przebrana za damską wersję Indiany Jonesa. Całą tę grupkę zamykał chłopiec przebrany za wilkołaka. Na jego oko mogli mieć około dziesięciu lat.
- Ale ma pan czadowe przebranie! - oznajmił chłopiec przebrany za Zorra. Wszyscy czekali co odpowie postrach Gotham.
Joakim uśmiechnął się w odpowiedzi, choć z tym makijażem uśmiechał się cały czas… Zawsze też wyglądał niepokojąco. Oparł się barkiem o ścianę.
- Myślisz, że to przebranie? - zapytał chłopca. - Nie wydaje mi się.
Podniósł dłoń do góry i spojrzał na garść cukierków.
- Czy lubicie trufle? - zadał pytanie słodkim głosem.
- Ja lubię! - oznajmiła wróżka przy drzwiach. Zdawała się być przewodniczącą tego małego zgrupowania, bo wszystkie dzieciaki spoglądały na nią w ten charakterystyczny sposób. Jak na lidera. Wyciągnęła w stronę Joakima swoją różową dynię na cukierki.
- To cukierek czy psikus? - powtórzyła i czekała.
- A może to i to? - zapytał Dahl. - Zapewne czeka mnie psikus, bo została mi już tylko ta ostatnia garść cukierków. A was jest cała piątka - mruknął. - Któremu z was powinienem dać słodycze? - spojrzał po dzieciach. - Który z was najbardziej na nie zasłużył…?
Jego głos brzmiał nieco niepokojąco.
Wszystkie dzieci milczały.
- A ile ma pan cukierków w garści? - odezwał się wilkołak. Zdawał się mieć zamiar rozpracować to naukowo. Na zasadzie prostej matematyki - po jednym cukierku dla każdego i wszyscy wyjdą z tego zadowoleni. Dzieci robiły się cwane w tych czasach.
- A jeśli chodzi o psikus, to musi pan podejść i się pochylić, to powiem panu na czym polega… - powiedziała wróżka niewinnym tonem. Chyba tylko mumia i indiana nieco sie go obawiały, bo stały krok do tyłu za resztą.
- Nic nie muszę, skarbie - odpowiedział Joakim. - Co to za psikus, jak muszę sam się do niego wystawić? To tak jak te nowoczesne sztuki walki, których uczą. Przeciwnik musi się podłożyć w bardzo konkretny sposób, żeby cokolwiek z tego wyszło. Ja ci nie ułatwię niczego - rzekł.
Doszedł do wniosku, że już i tak dużo czasu spędził z tymi dziećmi.
- Jesteś nudziarzem - Dahl rzekł, patrząc na wilkołaka. - Cukierki będą dla ciebie - rzekł i wypuścił je do koszyczka chłopca. - Poczekajcie na mnie chwilę - rzekł i wszedł do domu.
Po dwóch minutach wrócił do drzwi. Spojrzał, czy dzieci wciąż tu były.

Owszem, były… Co więcej, doliczył się dwójki więcej. Obok Zorra, który stał najbardziej po lewej teraz stał chłopiec przebrany za ducha, a obok błyszczącej wróżki, stała drobna, rudowłosa dziewczynka. Miała na głowie rude uszy, a cała była przebrana w rudą sukienkę aż do ziemi. Jej nos pomalowano na czarno, a do sukienki przyszyto rudy ogon. Chyba miała być lisem. Wyglądała na najbardziej niepewną i zmieszaną.
- Mogliście wyskoczyć, trochę więcej spontaninowoczności - mówił wilkołak, ale Joakim znów wyszedł i wszystkie dzieci spojrzały na niego i zamilkły. Włącznie z tą dodatkową dwójką.
- Sponta czego? - zapytał Dahl.
Trzymał w dłoni tackę. Znajdowało się na nich dużo czerwonych, plastikowych kubeczków, do których po brzegi nalał bardzo słodkiego i bardzo mocnego likieru. Joakim uznał, że to byłoby zabawne i słodkie, gdyby to on zasiał w którymś z tych dzieci ziarno alkoholizmu.
- Nudziarz nie dostanie, a dla reszty po jednym - Joakim powiedział słodko. - To pyszny, słodki sok - powiedział i wystawił przed siebie tackę.
Pierwsza sięgnęła wróżka. Wszystkie dzieci wyraźnie czekały na jej ocenę. Wróżka już miała się napić, ale mały lis ją powstrzymała.
- Babcia mówiła, żebyśmy brały tylko cukierki Max… - powiedziała cicho. Miała melodyjny i łagodny głos. Zatroskany.
- No ale nie ma dość cukierków Alice… A to sok - powiedziała wróżka, zerkając na nią. Mały lis wyglądała na nieprzekonaną, ale wszystkie dzieci popatrzył na nią z pretensją i dziewczynka spojrzała w dół, pokornie ustępując grupie. Piękny obraz hierarchizacji społeczeństwa zaobserwowany na młodym pokoleniu.
- Ale Alice ma trochę rację - od razu rzuciła wróżka Max. Wyraźnie nie chciała, żeby inne dzieci czepiały się liska Alice. Dziewczynki musiały się przyjaźnić. Wróżka zrobiła mały łyk i skrzywiłą się lekko.
- Strasznie słodkie i dziwne… - powiedziała w podsumowaniu. Lisek wzięła od niej szklankę i powąchała.
- Pachnie jakoś… Czy to alkohol? - zapytał mały lisek spoglądając teraz prosto na Joakima.
Dahl uśmiechnął się niewinnie i wydął lekko usta.
- ...nie - odpowiedział.
Niezwykle przekonująco, rzecz jasna.
- Jestem dorosły, dlaczego miałbym dawać alkohol dzieciom - dodał po chwili, jak gdyby to była rzecz kompletnie nielogiczna i niespotykana. W sumie to akurat była prawda.
- Bo jest pan przebrany za Jokera, a to złoczyńca - powiedziała rudowłosa.
Joakim spojrzał na dziewczynkę w przebraniu lisicy. Zmarszczył brwi.
- Grałaś może w jakiejś reklamie telewizyjnej? - zapytał.
Gdzieś w tyle jego głowy tliło się wspomnienie z przeszłości, które nie chciało do końca pojawić się w umyśle. Wspomnienie z przeszłości… a może z przyszłości…
Lisek przechyliła głowę i zarumieniła się spoglądając nieśmiało w ziemię.
- Nie… - powiedziała cicho. Chyba miło jej się zrobiło na myśl, że ktoś pomyślał, że mogła być w telewizji.
- Ja grałam w reklamie płatków śniadaniowych! - oznajmiła dumnie wróżka.
- Na pewno nie jesteś aktorką? - zapytał Joakim, spoglądając na rudą dziewczynkę. - Myślę, że mogłabyś zostać aktorką. Na przykład taką śpiewającą, w operze. Ale do tego jeszcze trzeba umieć śpiewać. A umiesz?
Kompletnie zignorował Max, co było chyba ewenementem. Ciekawiło go, jak wiele dzieci weźmie kubeczek z likierem. Nie zamierzał stać tutaj i oferować im go w nieskończoność.
Wziął kubeczek Zorro i też się napił. Wróżka jednak nie piła. Chyba Lisek była jej głosem rozsądku.
- Alice śpiewa bardzo ładnie - powiedziała Indiana. Rudowłosa zerknęła na nią i zrobiła się tylko bardziej czerwona. Zerknęła znów na Joakima.
- Nie powinien pan dawać dzieciom alkoholu. Nawet jak jest pan przebrany za Jokera… To nieładnie - powiedział lisek, ale patrzyła mu gdzieś na poziom krawata, jakby stresowało ją patrzenie mu w oczy.
Dahl zauważył to.
- Chciałabyś dotknąć mojego krawata? - zapytał. - Jest długi, na pewno dosięgniesz.
- Ma ładny czerwony kolor… Ale jest za wysoko - powiedziała lisek. Na milisekundę spojrzała mu w oczy i znów spuściła wzrok w dół.
- Może jak nieco dorośniesz, to wtedy go dotkniesz - odpowiedział Dahl. - Będę czekał - uśmiechnął się żartobliwie.
- No… Chodźmy już. Mamy jeszcze dwanaście domów, nim wybije dziewiętnasta trzydzieści - rzucił wilkołak. Wygrzebał w międzyczasie cukierki od Joakima. Chyba zamierzał się nimi podzielić z resztą paczki. Max odstawiła kubek z likierem, Zorro też. Wróżka wzięła Liska pod rękę i ruszyła przodem. Reszta dzieci posłusznie udała się za nimi. Rudowłosa dziewczynka na krótką chwilę obejrzała się na niego przez ramię i wyglądała na skonsternowaną. Jakby jej się podobało i jednocześnie trochę bała. Dzieci skręciły w lewo i ruszyły dalej…
Joakim spoglądał jeszcze za nimi przez chwilę. Spędził z nimi trochę czasu i nie wiedział dlaczego, skoro nawet ze swoimi dziećmi nie przebywał za długo. Wrócił do kuchni i zrobił kilka drinków. Dopilnował, żeby było dużo lodu. Słuchał jednocześnie Metalliki grającej w piwnicy. Ruszył schodami w dół, chcąc dołączyć do gości. Odetchnął nieco od imprezy, lecz teraz chciał do niej powrócić.

Zauważył, że u dołu schodów, na poręczy siedziała drobna postać. Miała na sobie dość obcisłe, czarne ubranie. Dopasowano do niego ogon i kocie uszy. Bujała się do muzyki i ewidentnie piła piwo zgarnięte z lodówki przy barku. Jeśli dobrze kojarzył, nie miał na liście gości żadnych małych kociaków…
Szczególnie tych należących do rodziny.
Co więc takiego na przyjęciu robiła piętnastoletnia Emilia?
- Czy nie jesteś za młoda, żeby pić? - Joakim zapytał.
To był dla niego dobry żart, bo przed chwilą zaproponował dużo alkoholu znacznie młodszym dzieciom. Spojrzał na ciało młodszej siostry jego żony. Tak właściwie była już dojrzałą kobietą. Obcisłe, czarne ubranie celowo lub też nie podkreślało jego atuty. Makijaż również sprawiał, że wyglądało dojrzalej. Joakim rozejrzał się dookoła w poszukiwaniu Alicii. Czy widziała, że Emilia była na przyjęciu?
- Oh nie… To straszne… Umrę… - powiedziała udawanym dramatyzmem dziewczyna. Ostentacyjnie podniosła butelkę i z premedytacją patrząc mu w oczy… Pociągnęła sążny łyk. Alicii tymczasem nie było nigdzie na horyzoncie. Dom miał dużo pomieszczeń, mogła być dosłownie wszędzie.
- Dobrze ci w szmince - zażartowała Emilia i przymrużyła oczy.
Joakim przybliżył się nieco. Piętnastolatka była równie urodziwa, jak jej starsza siostra. Tyle że była znacznie młodsza, choć po Alicii również nie było widać wieku za sprawą fontanny młodości, którą odwiedzili pod koniec lat osiemdziesiątych.
- Mojej na wargach? Czy twojej na moim policzku? - Dahl chciał doprecyzować.
- Mojej na twoim policzku jeszcze nie ma. Ale może jak sobie zasłużysz i nic nie powiesz Alicii, to będzie - powiedziała i wyzerowała piwo. Przechyliła głowę i rozejrzała się. Przyczepione do jej policzków kocie wąsy poruszały się gdy mówiła.
- Ona też tu gdzieś jest, no nie? - wydawała się nieco niezadowolona wspominając o swojej siostrze. Czyżby znów się o coś pogryzły?
- No wiesz, to jest jej dom koniec końców - odpowiedział Joakim. - Ale ostatnio jej nie widziałem. Natomiast ty… zdaje się, że tak? Czyżbyście znowu się o coś pokłóciły?
Charakter Emilii był nieco buntowniczy, co bawiło Dahla. Alicia miała natomiast dla niej wielkie plany wymagające bardzo wiele od nastolatki. Ta natomiast nie chciała się uczyć, a jedynie dobrze się bawić. To był bardzo zwyczajny konflikt. Jedynie ludzie uwikłani w niego charakteryzowali się zupełną nadzwyczajnością.
- Widziałam ją rano… Znowu marudziła. Wkurza mnie. Wolałabym nie mieć siostry, byłoby sto razy mniej kłopotów - paradoksalnie, zapewne Alicia myślała to samo o Emilii.
- Ale skoro jej nie widzę, to ni chcę o niej rozmawiać. Masz cukierki? - zapytała zmieniając temat. Zamachała nogami, które zwisały, gdyż siedziała na poręczy.
- Wszystkie się skończyły. Obawiam się więc, że nie mam ci nic do zaproponowania - rzekł Joakim. - Bo jesteś zbyt młoda na alkohol… Który zresztą i tak już pijesz. Czy jest coś, na co byś nie była za młoda? - oparł się lekko o poręcz i zerknął na pozostałych uczestników imprezy.
Co robili? Tańczyli? Bawili się dobrze? Rozmawiali? Pili, stracili już przytomność?
Emilia uśmiechnęła się szeroko.
- No to będzie psikus - przechyliła się do przodu w jego stronę.
- Pójdę za karę poszukać moją okropną siostrę i powiem jej że dajesz likier dziesięciolatkom - powiedziała sądząc, że zabrzmiała złowieszczo.
- Chyba że wymyślisz jak mnie udobruchać - dodała już się prostując.
Goście robili wszystkie wymienione w umyśle Joakima rzeczy, plus zauważył że kilkoro było zajętych całowaniem po kątach, tak więc impreza normalna. Emilia tymczasem zsunęła się z poręczy i zdawała się naprawdę zamierzać pójść i spełnić swą groźbę.
- Chwila - mruknął Joakim i wyciągnął rękę.
Złapał nastolatkę za ramię. Poczuł elektryczną iskrę w momencie, kiedy ich ciała się z sobą styknęły. Coraz mniej widział w Emilii dziecko lub irytującą młodszą siostrę żony. Dostrzegał w niej młodą kobietę.
- Skąd wiesz, co robiłem na górze? Podglądałaś mnie? - zapytał.
Jego głos stał się nagle groźny, jednak wydawał się przez to tylko bardziej pociągający. Emilia nie mogła nawet podejrzewać, co zrobi w następnej chwili…
- Przechodziłam przez okno, kiedy nalewałeś likieru i widziałam, jak zaniosłeś go tym dzieciakom przed drzwi - powiedziała. Zdawała się niezbyt przestraszona jego groźnym tonem. Przymrużyła oczy i spojrzała na niego wyzywająco. ‘Co mi zrobisz?’ - mówiło jej spojrzenie. Jej wzrok przesunął się po jego twarzy, po czym uparcie zawiesił na jego oczach. Nie onieśmielał jej, a jeśli, to nigdy tego nie okazywała.
- Dość tego - powiedział Joakim. - Wkradłaś się na moją imprezę, podglądasz mnie, pijesz mój alkohol, choć nie powinnaś i teraz na dodatek mi grozisz. Trochę tego za dużo.
Złapał ją za nadgarstek i pociągnął w górę. Zrobił to szybko i stanowczo.
- Odizoluję cię od piwnicy. Znajdziemy dla ciebie jakieś odpowiedniejsze otoczenie.
Zamierzał zamknąć ją gdzieś na górze. W łazience, jak psa w Sylwestra. Albo w sypialni. Tylko te pokoje mógł zamknąć na klucz. Potem planował wrócić do imprezy i może odszukać Alicię, żeby jej o wszystkim opowiedzieć. No cóż… prawie o wszystkim.
Emilia zmarszczyła brwi i nabrała powietrza w płuca.
- To boli! - oznajmiła donośnie, aż go przeszedł dreszcz od poziomu decybeli, które z siebie wygenerowała. Tak, że kilka osób w pobliżu spojrzalo w ich stronę.
- Jesteś okropny… I niemiły. Na pewno w ogóle mnie nie lubisz. A ja trzymam zawsze twoją stronę! - obruszyła się.
Nie chciała upaść na schodach, byłoby to bolesne, więc zaczęła po nich wchodzić. Pociągał ją Joakim. Wnet znaleźli się piętro wyżej.
- Trzymasz moją stronę? - dopiero wtedy, kiedy ochłonął, nieco zainteresował się jej słowami. - W jakim sensie?
Puścił ją, ale zamierzał szybko zareagować, gdyby zechciała nagle uciec. Położył dłoń na jej plecach i wskazał schody prowadzące na pierwsze piętro.
- Idziemy, młoda damo - mruknął i popchnął lekko.
 

Ostatnio edytowane przez Ombrose : 15-03-2020 o 18:32.
Ombrose jest offline  
Stary 14-03-2020, 14:55   #486
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
- W tym, że jak Alicia marudzi na ciebie, albo coś to zawsze mówię, że nie jest lepsza i w ogóle… Nie wiedziałeś, że cię obgaduje? Pewnie masz to i tak gdzieś. Ty masz wszystko gdzieś. Że też ci się mieści - mruknęła.
- Puść mnie, żartowałam, wcale nie zamierzałam do niej iść, nooo - przechodzili przez kolejne poziomy domu, a Emilia przechodziła przez kolejne poziomy wykręcania, jak typowa nastolatka, która nabroiła i szukała metody wyratowania się z opresji.
- No weź, nie bądź takiii - powiedziała oglądając się na niego przez ramię.
- Jaki? Co takiego Alicia mówi na mój temat? - zapytał Joakim.
Ufiksował się na tym temacie. Naprawdę go obgadywała? Przecież ustalili między sobą, że będą swoje sprawy załatwiać razem. Nie mieszając w to osób trzecich. Co takiego mówiła na jego temat ludziom wokoło? Przecież Emilia nie była najlepszą powierniczką tajemnic. Jak ona wiedziała, to mogli wiedzieć wszyscy.
Dahl zamierzał zamknął dziewczynę w łazience, ale bliżej była sypialnia, więc ruszył z nią właśnie w tamtą stronę. Otworzył drzwi. Ciemne pomieszczenie zdawało się nieco chłodniejsze, ze względu na uchylone okno. Nadchodziła zima i można to było wyczuć. Joakim popchnął nastolatkę do przodu i zamknął za sobą drzwi.
Emilia wylądowała na środku pokoju, w ciemności potykając się o brzeg dywanika. Poleciała nieco do przodu i wylądowała rękami na poręczy u dołu łóżka. Zaraz podniosła się zbierając siebie, oraz swoją dumę i godność z podłogi. Skrzyżowała ręce pod biustem.
- Że masz głupie pomysły. Że wcale nie słuchasz jej potrzeb. Że jesteś nieprzewidywalny i to ją wkurza. Standardowe rzeczy. Zwykle jednak tylko, kiedy naprawdę wytrącisz ją z równowagi… Trudno się dziwić, jakbym miała męża, który by tak wyglądał i się zachowywał, też bym miała na jego punkcie manię kontroli… - zaśmiała się.
- Zapalisz światło? Może i jestem dziś kotem, ale nie widzę w mroku, a to trochę creepy… - zauważyła.
Joakim nacisnął kontakt. Żarówka zapaliła się… zamigotała… i zgasła.
- Kurwa, przepaliła się. Dzisiaj będziemy kotami - mruknął.
Ruszył do okna i zamknął je. Nie chciał, żeby dziewczyna się rozchorowała. Ruszył w stronę drzwi, ale po drodzę zachwiał się. Z jego równowagą było nieco gorzej po alkoholu. Mógł ją odzyskać, ale zdecydował się uderzyć barkiem w miękkie łóżko. Uznał, że miło będzie się na chwilę położyć.
- Nie mam żadnej zapasowej. Będziesz siedziała sobie tutaj sama w mroku, aż wytrzeźwiejesz - rzekł. - Co miałaś na myśli, mówiąc o moim wyglądzie? I zachowaniu? Czy się coś zmieniło?
Nikomu nie powiedział o wizji, jaka niedawno go nawiedziła. Złota Anielica z płonącymi czerwienią włosami. Mówiła mu różne dziwne rzeczy, a kiedy przebudził się z transu… miał wrażenie, że to nie był tylko sen. Od tego czasu trochę dziwnie się czuł. I zdarzały się wokół niego dość niestandardowe rzeczy. Bardziej niestandardowe niż zazwyczaj. Na przykład wczoraj podczas przerwy w pracy oglądał scenę z musicalu Koty. Aktorzy tańczyli określony układ taneczny. Potem podniósł wzrok i sprzątaczka poruszała się dokładnie w ten sam sposób. Ale kiedy tylko na nią spojrzał, przestała. Czy oni mieli rację? Naprawdę oszalał? Raczej tak.
Emilia wzruszyła ramionami.
- Co się zmieniło w wyglądzie i zachowaniu? Nie wiem. Chodziło mi o to raczej, że jakbym miała przystojnego męża o takim luźnym stylu bycia, to trzymałabym go tylko w sypialni bojąc się że ktoś go ukradnie, albo porwie na okup. To się nie dziwię, że czasem jej odbija - wzruszyła ramionami.
- Nie będę tu siedzieć. Nie zmusisz mnie - zaperzyła się. Zerknęła w stronę drzwi. To ona stała, a on leżał… Może mogła go tu zamknąć? Chyba przeszło jej to przez myśl, bo zrobiła krok w tył i zdawała się gotowa do biegu w stronę drzwi…
Co za moment uczyniła. Dosłownie rzuciła się na nie, żeby spróbować się wydostać.
Okazało się, że były zamknięte. Kiedy odwróciła się, ujrzała wyciągniętą w górę dłoń Joakima z metalowym kluczem.
- Skarbie, naprawdę mnie nie doceniasz - mruknął. - Ale przykro mi się zrobiło - westchnął. - Bo mnie okłamujesz.
Schował klucz i przekręcił się na brzuch. Spojrzał na dziewczynę.
- Powiedziałabyś, że na miejscu Alicii trzymałabyś mnie w sypialni. Natomiast ty jesteś na swoim miejscu i zamiast do mnie dołączyć, chcesz uciec. Hipokryzja, czyż nie? Chyba jednak nie jestem taki atrakcyjny. Powiedziałaś to tylko dlatego, żeby uśpić moją czujność - zacmokał. - Prawdziwa z ciebie siostra Alicii.
- Wybacz, jestem poddawana twoim czarującym… - zrobiła cudzysłów palcami w powietrzu.
- … wpływom odkąd tylko zostałeś partnerem i mężem mojej siostry. Nie nabierzesz mnie na ten niewinny, biedny, zraniony ton… - powiedziała.
- Wiem, bo ja też go używam jak czegoś chcę - oznajmiła.
- Nie jestem twoją żoną, dlatego to nie ja cię trzymam w sypialni, a ona powinna. A tak w ogóle, to ty mnie trzymasz w sypialni i to już jest prawie porwanie - zauważyła.
“Bla bla bla”... tyle słyszał Joakim. Starał się, jak mógł, żeby nie pokazać mimiką, jak bardzo słowa Emilii zacierały się w jego uszach. Zareagował tylko na ostatnie słowo.
- Mówisz, że to porwanie? No cóż, dlaczego miałbym chcieć cię porwać? - zapytał i uśmiechnął się żartobliwie… a także kusząco. - Czego takiego mógłbym od ciebie chcieć?
- A kto cię tam wie. Małe dzieci poisz likierem, kto wie co zamierzałbyś zrobić ze mną - powiedziała wyzywająco. Podeszła do niego.
- Daj klucz to udam, że nic się nie wydarzyło - powiedziała.
- Pff… - mruknął Joakim. - Przyjdź i go sobie weź - rzekł. - Nie będę dla ciebie wstawał. Nie chce mi się.
Znowu obrócił się na plecy. Przymknął oczy.
- Jeśli liczysz na to, że zasnę… to obawiam się, że nic z tego - zaśmiał się.
Umieścił dłonie za potylicą, żeby mu było wygodniej.
- Jesteś jak dziecko - stwierdziła i podeszła do niego blisko. Wyciągnęła rękę. Uklęknęła nawet jednym kolanem na brzegu łóżka. Obserwowała go z góry. Przesunęła wzrokiem po jego rozciągniętej wygodnie osobie, po czym poruszyła ręką.
- No daj… Poproszę - przypomniała sobie o grzeczności.
- Sama sobie weź - powtórzył Joakim. - Dla takiego smarkacza nie kiwnę nawet palcem.
Uśmiechnął się do niej. Musiała zaczął go przeszukiwać, jeśli chciała stąd wyjść. Na szczęście miał tylko dwie kieszenie w spodniach.
- Nie jestem smarkaczem. Ty nim jesteś. I do tego leniwym - stwierdziła. Przesunęła się bliżej i wsadziła mu rękę do prawej kieszeni.
Znalazła w środku kilka banknotów, jakieś cukierki, a także dwie sztuki osobno zapakowanych prezerwatyw.
- Spróbuj jeszcze raz… - Joakim uśmiechnął się. - Ale widzę, że to, co naprawdę chciałaś znaleźć, już znalazłaś - zaśmiał się.
- Cukierki… Oszukiwałeś, że żadnych nie masz… - powiedziała, po czym rozpakowała sobie jednego i zjadła. Spojrzała na prezerwatywy, z ciekawością, po czym wyrzuciła je na łóżko i tak nie mogla nic przeczytać po ciemku. Zabrała się do grzebania mu w drugiej kieszeni, rozgryzając cukierek.
W drugiej kieszeni znalazła plątaninę paragonów, które znajdowały się tam od południa, kiedy to Joakim zrobił wszystkie niezbędne zakupy na imprezę. Kupował głównie słodycze i alkohol, jako że dom został wystrojony przez Alicię i Mary już tydzień temu. Obie były w podejrzanie dobrym nastroju ostatnio i nawet nie musiał zbyt długo nalegać na urządzenie tego przyjęcia. Noel był rzecz jasna w internacie. Joakim trochę tęsknił za synem, ale cieszył się, że ten wyrośnie w dobrym środowisku. To w domu bywało często toksyczne i Dahl chciał chronić go przed tym.
- I co? - zapytał Joakim. - Nie ma w obu kieszeniach klucza… musisz mnie więc lepiej przeszukać - mruknął. - Gdzie mogłem go schować?
Emilia wyrzuciła paragony na łóżko obok prezerwatyw i drugiego cukierka. Podniosła jedną część jego marynarki i drugą, szukając ukrytych kieszeni. Spojrzała też na jego ręce, Spróbowała jedną wyciągnąć mu spod głowy, by sprawdzić, czy czasem tam go nie trzymał.
Okazało się, że po wewnętrznej stronie marynarki była jedna kieszeń, w której znajdował się portfel Joakima. Znalazła tam również kluczyki do samochodu. Kieszenie na zewnątrz natomiast były zaszyte. Obie dłonie były puste. Czarny lakier do paznokci ładnie połyskiwał w świetle księżyca. Dłonie Dahla pięknie pachniały. Musiał używać jakiegoś kremu do rąk. Orientalnego.
- Nie ma w marynarce, nie ma w dłoniach, nie ma w spodniach… - Joakim mruczał.
- No przecież go nie zjadłeś, dopiero co miałeś go w dłoni! - oburzyła się trochę Emilia. Wsadziła jedną rękę pod jego głowę i szyję, sprawdzając, czy nie leżał na nim po prostu.
W tym miejscu go nie było.
- No cóż, zostaniesz tutaj do końca życia w takim razie - powiedział. - Nie skończysz szkoły, nie zaczniesz następnej, nie pójdziesz na studia, nie zakochasz się… nic z tego się nie wydarzy… Bo będziesz zamknięta w tym pokoju do końca świata. Może nawet na tym właśnie łóżku będziesz leżała w nieskończoność, a twoja młodość będzie mijała… będziesz marzyła o śmierci… Zamknięta w więzieniu niczym księżniczka w wieży - Joakim uśmiechnął się. - Tylko dlatego, bo nie byłaś w stanie znaleźć klucza.
- Śmieszne, prawie bym uwierzyła, jakbyś był przebrany za czarodzieja, albo wróżkę, a nie za klauna z chorobą psychiczną… - zauważyła.
- Gdzie go wsadziłeś? - zapytała. Dziubnęła go palcem pod żebro, szukając czy ma łaskotki.
- Nie sprawdziłaś jeszcze bielizny - powiedział Joakim.
- … Nie wsadziłeś go tam, raczej bym widziała, jak grzebiesz sobie w spodniach - zauważyła.
- Mam dziurę w prawej kieszeni spodni. Jak nie wierzysz, to sama sprawdź. Wsunąłem przez nią klucz do moich bokserek. Zresztą nie musisz sprawdzać dziury w kieszeni. Możesz od razu dotknąć moich bokserek i wyczuć przez materiał bardzo twardy kształt. Klucza, rzecz jasna.
Joakim uśmiechnął się uprzejmie.
- To tak apropo dawania dziesięciolatkom alkoholu… Jedne dzieci dostają alkohol, inne muszą być nudne, by dostać cukierki… A ja mam dostać szukanie klucza do wolności w twoich bokserkach… 112 mamy tu naruszenie - stwierdziła, ale wsadziła mu rękę do prawej kieszeni, by sprawdzić, czy serio była tam dziura. Namacała ją.
- O boże. Właśnie sobie coś uświadomiłem. Jak stąd nie wyjdziemy, to zginiemy z głodu. No bo nie mamy tu nic prócz cukierków. Przynajmniej będzie to całkiem estetyczne, jako że mamy dostęp do łazienki - mruknął Joakim. - No weź, szkoda całej nocy… - mruknął.
Emilia pięknie wyglądała w świetle księżyca. Podkreślało zwłaszcza jej kości policzkowe. Odblaski w dużych oczach sprawiały, że te zdawały się jeszcze większe.
- No do licha… - trochę się chyba posypała ta jej zwyczajna buntownicza fasada. Bo teraz nagle jak miała mu rozpiąć spodnie to trochę się stresowała. Zrobiła to jednak. Przesunęła się i zabrała się za rozpinanie jego paska, wyciągnęła koszulę i następnie przechyliła głowę na bok, wsuwając dłoń pod materiał spodni. Zrobiła to bardzo powoli, drażniąc palcami jego skórę na podbrzuszu. Następnie znalazła brzeg bokserek. Joakim usłyszał, że przestała oddychać, jak wsunęła pod niego palce i zaczęła szukać klucza.
Opuszki jej palców czegoś dotknęły, jednak to nie był metal.
- Tak. Jesteś blisko - mruknął Dahl.
Czuł, jak jego penis powiększał się. To go podniecało. Chciał, żeby Emilia chwyciła jego wzwód i zrobiła z nim wszystko, co podpowiadał jej instynkt. Miała już piętnaście lat. Czy to nie czyniło jej legalną w świetle prawa? W Szwecji na pewno tak. Bo w Finlandii musieliby poczekać rok. Co do Ameryki nie miał pojęcia.
- To chyba Sztokholm - mruknął pod nosem. - Żadne Seattle.
- Nie tego klucza szukałam… - powiedziała nieco bez tchu. Zerknęła na jego twarz. Była zdezorientowana. To był tam klucz, czy go nie było. Czy to było w ogóle teraz ważne? Szukała klucza jeszcze kilka chwil, póki po raz trzeci i czwarty nie natknęła się na jego pęczniejącą męskość. Zamrugała.
- Jak… ile on ma… - sapnęła i tym rzem chwyciła, chyba chcąc zaspokoić swoją nastoletnią ciekawość. Przesunęła palcami wzdłuż jego penisa.
Joakim jęknął. Wsparł się na łokciach i pocałował ją w policzek. Był delikatny i miękki, jakby z aksamitu.
- Zdejmij ze mnie ubrania, to go zmierzysz wzrokiem. I może znajdziesz przy okazji ten klucz, bo na serio jest w bokserkach. Jest w nich teraz zbyt ciasno, byś mogła go znaleźć… zdaje się.
Emilia milczała, po czym zaczęła go rozbierać. Rozpięła mu kamizelkę w jadowitym kolorze i następnie koszulę. Potem zsunęła mu spodnie. Spojrzała na jego bokserki.
- Wiesz… ja… Nie ten… - chyba chciała coś powiedzieć. A następnie potrząsnęła głową i ściągnęła mu bokserki i spojrzała.
Spostrzegła bardzo długiego i grubego penisa. Żołądź Joakim wysunęła się spod napletka. Jej kolor wyróżniał się na tle skóry. Poza tym błyszczała i była napięta. Znajdowało się w niej bardzo dużo krwi. W międzyczasie klucz wypadł z bielizny i znalazł się na łóżku niedaleko prezerwatyw.
- Pamiętasz, ile razy w swoim życiu chciałaś dać siostrze popalić? - zapytał. - Teraz jesteś w stanie to zrobić. Czy to były tylko dziecięce humory z twojej strony? - mruknął i nachylił się. - Czy jesteś wciąż dzieckiem?
Pocałował ją mocno w usta. Wsunął się językiem między jej wargi.
Emilia zadrżała. Przechyliła się do przodu i pocałowała go. Nie umiała się całować tak jak on to zaproponował, ale wyraźnie chciała, więc musiał ją w tym pokierować. Ruszył ten zakazany owoc w nastoletnim ciele, wzbudzając pożądanie młodej dziewczyny.
- Chcę… - powiedziała uparcie.
Joakim położył swoją dłoń na dłoni Emilii i zaczął delikatnie przesuwać nią po penisie. Drugą rękę umieścił za głową dziewczyny, tak że nie mogła uciec, kiedy dalej sięgnął językiem. To był długi i wilgotny pocałunek. Kiedyś jednak musiał się skończyć. Dahl odchylił głowę i spojrzał na ubrania dziewczyny. Zaczął ją rozbierać.
- Możesz na chwilę puścić - rzekł żartobliwie. - Nie martw się. Z naszej dwójki ja nie mam zamiaru uciekać.
Dziewczyna puściła. Była oszołomiona podekscytowaniem i podnieceniem. Pomogła mu się rozebrać. Miała obcisłe spodnie ze skóropodobnego materiału. Najpierw jednak trzeba było ściągnąć buty. Następnie była bluzka, na którą zapięła szeroki, ozdobny pas, że niby miał być gorsetem. Potem trzeba było zsunąć bluzkę i wraz z nią spadły wąsy i kocie uszy. Pozostała w czarnym staniku i czarnych stringach. Najwyraźniej nie chciała, by przez obcisłe spodnie było widać linię jej majtek...
- Ty też zdejmij wszystko z siebie - powiedziała. Jeśli ona miała być bez ubrań to on też miał. Jej szminka zmieszała się z czerwoną farbą z jego ust.
To nie trwało długo. Joakim był już porozpinany. Rzucił koszulę i kamizelkę na bok. Następnie wstał i skopał spodnie oraz bokserki gdzieś w kąt. Pozbył się skarpert i stał się nagle kompletnie nagi. Wrócił na łóżko, przybliżając się na kolanach do Emilii. Wyciągnął dłonie, jak gdyby chciał ją objąć, w rzeczywistości jednak rozpiął jej stanik. Pocałował ją mocno, zdzierając go z niej. Następnie spojrzał na jej piersi.
Były drobne i kształtne. Sutki zdecydowanie już jej stały za sprawką podniecenia, które w niej wzbudził. Jej prawa pierś była odrobinę większa, ale nie było między nimi zbyt dużej różnicy. Jasna skóra na policzkach Emilii była gorąca. Bez wątpienia rumieniła się. Obserwowała go szeroko otwartymi oczami, ale nie wyglądała na wystraszoną, tylko oszołomioną i podnieconą. W jaki sposób droczenie między nimi doprowadziło ich tu? Nie wiedziała, ale chciała, żeby Joakim całował ją dalej. Uniosła się na łokciach do niego, gdy wisiał nad nią. Miał nadal na twarzy ten makijaż Jokera, ale wiedziała dobrze co kryło się pod nim, poza tym nawet taki, Dahl był zabójczo przystojny. Podniosła dłonie i przegarnęła mu nimi włosy, bawiąc się kosmykami i zaczesując je.
Joakim natomiast chyba pierwszy raz słyszał, a właściwie nie słyszał… że odjęło jej mowę.
Aż tak bardzo go to nie dziwiło. Nie miała nic do powiedzenia, on też nie. Oboje nie mogli się doczekać tego, co się za chwilę wydarzy. Pomyślał o tym, że Emilia była młodsza od jego dzieci i nie mógł w to uwierzyć. Ta świadomość wcale jednak nie zaszkodziła jego erekcji.
Przybliżył się do niej, aż jego klatka piersiowa dotknęła piersi dziewczyny. Przytulił ją, po czym naparł do przodu. Wnet Emilia położyła się plecami na pościeli, natomiast nad sobą miała Joakima. Poczuła, jak jego dłoń wsunęła się między jej stringi. Chciał wsunąć palec wgłąb jej kobiecości…
Kiedy wsunął go, poczuł jak Emilia spięła się, a palcami wyczuł barierę. Dziewczyna była dziewicą i był tego teraz w stu procentach pewny. Oddychała płytko i zdawała się zawstydzona pozycją w której byli. W końcu przylegał do niej ciałem, całkowicie dominując ją w tym układzie. To ją chyba tylko bardziej podniecało, biorąc pod uwagę to jak bardzo była wilgotna.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline  
Stary 14-03-2020, 14:56   #487
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Joakim natomiast tylko w tym wszystkim nieco wytrzeźwiał. Zerknął na nią niepewnie. Nie przyszło mu do głowy, że mogła być dziewicą, choć wcale nie powinno to być dla niego szokujące. Mimo wszystko… Dahl nigdy w życiu nikogo nie rozdziewiczył. I nie wiedział, czy to był dobry pierwszy raz dla Emilii. Ani czy on był do tego odpowiednim człowiekiem. Niby tak myślał, ale wnet odsunął się i zaczął ściągać skąpą bieliznę dziewczyny.
- Zerwałbym ją z ciebie, jednak nie jestem hiszpanem, a to nie jest tani film - uśmiechnął się lekko.
Emilia mogła jednak wyczuć, że zrobił się nieco bardziej delikatny, choć z drugiej strony raczej nie zamierzał się wycofać.
- Nie, ale zdecydowanie jesteś chyba jednorożcem… Z takim rogiem - zażartowała, chyba próbując rozładować swój stres. Oczywiście, że się stresowała, każdy się stresował swoim pierwszym razem.
- Twoim prywatnym jednorożcem, przynajmniej na tę noc - Joakim uśmiechnął się.
Sięgnął po prezerwatywę. Już miał ją otwierać, kiedy wyciągnął dłoń w stronę Emilii.
- Ty powinnaś to zrobić. Żebyś zapamiętała dobrze, jak ważna jest antykoncepcja w życiu młodej kobiety. Edukowanie jest moim obowiązkiem, w końcu nie jesteśmy tutaj tylko dla przyjemności - powiedział.
Choć tak właściwie to byli.
Emilia wzięła prezerwatywę i zaczęła otwierać. Następnie wydobyła przedmiot z opakowania i spojrzała na okrągłą gumkę…
- I co teraz? - zapytała. Zerknęła w stronę jego krocza. Jak to się zakładało zdawała się zadawać niemo to pytanie.
Joakim wysunął biodra nieco do przodu, po czym oparł się dłońmi za swoimi plecami.
- Przykładasz do końca, po czym rozwijasz gumę na całą długość penisa - powiedział. - Nie wiem do końca dlaczego, ale fabrycznie jest zawinięta pod spód, przez co trochę ciężko to rozwinąć, zwłaszcza jeśli twój penis nie lubi być w międzyczasie uciskany przez naciągniętą gumę - dawał może nieco zbyt dużo wskazówek. - Nie lubię condomów, ale jeszcze bardziej nie przepadam za niespodziewanymi dziećmi. Dwójka starczy mi na całe życie. Bo… - coś nowego przyszło mu do głowy. - Bo ty już miesiączkujesz, prawda?
Granica normy dla pierwszej miesiączki to był szesnasty rok życia, więc nie było to wcale głupie pytanie.
- Jeszcze nie… - powiedziała trochę zdezorientowana.
Joakim zmarszczył brwi.
- Ale wiem co to jest, jak to działa i że jest okropne… - oznajmiła.
- Rozumiem - odpowiedział.
Czy kobiety, które jeszcze nie miesiączkowały, mogły uprawiać seks? Joakim nie miał pojęcia. Nigdy nie miał aż tak młodej kochanki. Wyglądało na to, że miał się przekonać.
- To w takim razie nie potrzebujemy prezerwatywy. Choć i tak lepiej, żeby była. Dla twojego bezpieczeństwa. Zakładaj - poprosił.
Nie chorował na żadną chorobę przenoszoną drogą płciową, jednak i tak chciał mieć pewność, że Emilia niczym się od niego nie zarazi.
Przesunęła się nieco i zabrała do zakładania mu na penis prezerwatywy. Postarała się najlepiej jak mogła i próbowała być delikatna i nie ściskać go nigdzie. Była pod wrażeniem, że w ogóle były prezerwatywy na taki rozmiar.
- Już - oznajmiła, gdy skończyła, choć Joakim doskonale wiedział kiedy to nastąpiło. Podniosła ręce do góry i oparła mu na klatce piersiowej jakby chciała posłuchać jego serce i zrobić odrobinę przestrzeni między ich ciałami. Rzecz jasna, nadal była podniecona, ale i trochę zestresowana.
- Będzie trochę bolało, prawda? - zapytała go.
- Jeżeli pytasz o moje osobiste doświadczenia, to nie, pierwszy raz wcale nie boli - powiedział Dahl.
Pocałował ją. Następnie pocałował jej szyję. To, że dziewczyna jeszcze nie miesiączkowała go nieco odrzuciło, bo to znaczyło, że jeszcze nie była kobietą. Dlaczego więc wyglądała, jak kobieta? To mu mieszało w głowie. Powinien wstać i pójść, ale był podniecony i Emilia także. Pragnął po prostu w nią wejść. Nie cieszył się z tego, że była dziewicą, bo to znaczyło, że będzie czuła się niekomfortowo. A poza tym… krew… Krew poplami ich łóżko…
- Zróbmy to na balkoniku - zaproponował. - A nie, jest prawie listopad - przypomniał sobie.
“Pieprzyć to”, pomyślał. Niech zakrwawi łóżko.
Pchnął ją delikatnie.
- Połóż się - poprosił. - I rozluźnij.
“Cholera, będzie ją bolało”, nagle uzmysłowił sobie, patrząc na swojego penisa. Niekiedy bolało nawet niedziewice.
Emilia kiwnęła głową. Ułożyła się na plecach. Położyła dłonie na jego ramionach, po czym ustawiła nieco biodra, rozchylając uda i drżała, zapewne podekscytowana. Powiedział, że nie będzie bolało i zaufała mu. Choć oczywiście na zajeciach mówiono, że może być dyskomfort, ale szybko mija. Pozostało jej więc poczekać, aż Joakim się w nią zagłębi. Alicia ma za swoje…
Dahl rozchylił jej nogi. Wsunął swoje pod nie. Już ta intymność sprawiła, że poczuł przyjemny dreszcz. Przysunął biodra. Spojrzał na swojego penisa, na którego końcu tkwiło uwypuklenie prezerwatywy. Wiedział, po co było, jednak wizualnie prezentowało się niezbyt dobrze. Jednak nie był w tej chwili po to, żeby na niego patrzeć. Zaczął wsuwać się delikatnie wgłąb Emilii. Westchnął, kiedy poczuł jej ciało na swojej żołędzi. Jak ciasna była? Jak daleko mógł wejść? Jak to było poczuć błonę dziewiczą? Czy ciężko było ją przekroczyć? Dla Joakima w pewnym sensie również to był pierwszy raz.
Wsuwał się chwilę bez dużych problemów, aż w pewnej chwili poczuł lekki opór. Nie był specjalnie zbyt mocny, ale Emilia cała wzdrygnęła się i zrobiła nieco skwaszoną minę. Zadrżała i stęknęła w ewidentnym dźwięku bólu i dyskomfortu. Nie cierpiała i nie zaczęła uciekać, jednak poczuła się nieco źle. Oparła jedną dłoń na swoim podbrzuszu.
- Jesteś strasznie… Bardzo mnie rozpierasz - poinformowała go o swoich odczuciach w podsumowaniu mówiąc mu, że był duży.
Joakim oblizał wargi. Nieco wysunął się i znów naparł na nią. Jęknął, odczuwając przyjemność.
- Mam wrażenie, że źle trafiłem i przepycham się przez twoją cewkę moczową, nie waginę - przyznał i zaśmiał się.
Opadł na nią, przykrywając ją ciałem. Następnie wsunął się nieco. Penetrował ją na jakichś sześciu centymetrach.
- To pierwszy raz, nie musi być najlepszy - powiedział. - Ani najbardziej seksowny. Ważne, żebyśmy się dobrze bawili.
Ciężko mu było oddać się podnieceniu w takiej ciasnocie.
- To nie moja wina, że ja jestem dziewicą, a ty masz nie wiem… Penis jak koń - skwitowała rumieniąc się.
- Powinnaś znaleźć jakiegoś chłopaka, który regularnie by nad tobą pracował, skarbie - zaśmiał się lekko. Spróbował poruszać się w niej nieco regularniej, żeby rzeczywiście zaczynało to przypominać seks.
Ruchy były minimalne, ale zdawało mu się, że Emilia odrobinę się do nich przyzwyczaiła po chwili. Jej wyraz twarz z napiętego stał się odrobinę bardziej zrelaksowany. Jej oddech stał się szybszy i bardziej znów przypominał podniecenie. Drgnęła i jęknęła w pewnym momencie, kiedy nieco zmienili kąt. Chyba przesunęli się po miejscu, które sprawiło jej przyjemność.
Joakim westchnął całkiem głęboko i zagryzł wargę. Złapał dziewczynę za ramiona i zaczął nieco mocniej poruszać się w niej. Wnet i jemu zrobiło się przyjemniej. Był przyzwyczajony do seksu ze znacznie bardziej doświadczonymi partnerkami, dlatego wydało mu się to nieco niezręczne. Tak właściwie sam poczuł się jak nastolatek. Mimo że w rzeczywistości był dokładnie dwa i pół razy starszym mężczyzną.
- Tak to sobie wyobrażałaś? - zapytał Dahl i pocałował dziewczynę w szyję.
- Powiedzmy… ale… Ale zdecydowanie nie narzekam… Nie mogę narzekać… Jesteś przecież… Cholernie seksowny - powiedziała i zaśmiała się co tylko skończyło się lekkim sapnięciem i syknięciem przy którymś mocniejszym pchnięciu Joakima. Przyjmowała jego ruchy, choć łzy stały jej nieco w oczach, bo jednak był duży, ona była bardzo ciasna no i rzecz jasna nieco ją bolało. Zdawała się jednak usilnie próbować nie stracić rezonu.
Joakim przymrużył oczy i pocałował ją mocno.
Jego serce biło mocno. Coraz szybciej. Czuł ciepło oraz wilgoć młodego ciała pod sobą. To, jak wypełniał je zdawałoby się… bezkreśnie. Był twardy jak skała a rozpalony niczym kuźnia. Odsunął się nieco od Emilii i spojrzał na ich lędźwie. Czy rzeczywiście krwawiła? Czuł wilgoć, ale nie był pewny, czy pochodziła z podniecenia dziewczyny, czy też z rozerwania błony dziewiczej. Mimo że oświetlenie było kiepskie, to i tak powinien być w stanie ujrzeć krew. Światło księżyca oświetlało nagie ciała Joakima i Emilii.
A jednak nie widział niczego w ciemności. Zapewne jednak krew będzie, nie mógł być tylko pewien ile. W końcu różnie różne kobiety reagowały. Emilia zdawała się podekscytowana i w pełni skupiona na przyjmowaniu go. Pojękiwała kiedy traciła dech. Zamknęła w pewnym momencie oczy i uśmiechnęła się oblizując usta. Chyba napawała się chwilą, dźwiękami, zapachami i całą tą chorą sytuacją.
Joakim dalej poruszał się w dziewczynie. Wnet położył dłoń na pościeli tuż pod ich biodrami, przestając tylko na chwilę. Następnie podniósł ją i kontynuował. Czy była mokra od krwi? Spojrzał na rękę, zastanawiając się nad tym. Z każdą minutą robił się coraz mniej pijany, przez co zaczął przejmować się takimi rzeczami. Choć w rzeczywistości wciąż najważniejszą rzeczą dla niego było jak najszybsze osiągnięcie orgazmu… dlatego też jego biodra nie przestawały atakować Emilii.
Nie widział krwi. W tej pozycji najpewniej była uwięziona wewnątrz ciała Emilii. Dziewczyna jęknęła lekko z bólu i przyjemności.
- Jeszcze… - poprosiła jakby nie chciała, żeby kończył tak szybko.
- Hmm… I co, kłamałem? - zapytał Joakim.
Znowu opadł na nią i zaczął poruszać się w niej powoli, ale równym tempem. Badał to, jak daleko był w stanie się wsunąć.
- Bolało, czy też nie? - mruknął. Głos Dahla tak działał, że każdy jego szept był elektyzujący, a jęknięcie porażające.
Emilia drżała na to jak do niej mówił.
- Mój… Boże… Jak ty to robisz… Tym głosem - prawie wyjęczała do niego. Wzdrygała się na każde jego słowo i zmianę tonu.
- Otóż… wszystko zaczęło się, jak miałem sześć miesięcy i zacząłem gaworzyć… choć moje pierwsze słowo wypowiedziałem w pierwszym roku życia i...
- Bolało trochę - odpowiedziała na jego pytanie.
- A teraz? - zapytał Dahl.
Nieco przyspieszył. Pochylił się i pocałował ją w usta. Krótko, ale z widocznym uczuciem. Oparł się na jednej dłoni, a drugą ją pogłaskał po włosach. Miała bardzo jasną skórę. Bladą niczym anemiczka lub wampirzyca. Pasowała do jego twarzy pokrytej jeszcze bielszą farbą.
- Teraz mniej… - wysapała. Uniosła głowę i pocałowała go w szczękę i w brodę i policzek i gdziekolwiek była w stanie trafić. Zdecydowanie pragnęła smakować jego ciała i żeby się od niej nie odsuwał.
- Chciałabyś zmienić pozycję? Może jakaś byłaby dla ciebie jeszcze wygodniejsza? - zaproponował Joakim. - Zresztą… skąd ty to masz wiedzieć - zaśmiał się.
Wyszedł z niej i położył się obok.
- Dosiądź mnie - poprosił.
- Dobra… - powiedziała, po czym podniosła się i przekroczyła go jedną nogą, rozchylając nad nim uda. Musiała ustawić się odpowiednio i w tym momencie Joakim zauważył ciemną ciecz, która powoli zaczęła zsuwać się po jej prawym wewnętrznym udzie. Dziewczyna tymczasem ustawiła się nad penisem Dahla i starała chyba nacelować by w nią wszedł.
Krwi nie było tak dużo, jak spodziewał się Joakim. To był bardziej dyskretny ślad, niż krwotok, którego się spodziewał. Wysunął dłoń i dotknął go opuszkami palców. Następnie wsunął je do jamy ustnej… i głęboko odetchnął.
Osocze smakowało zwyczajnie… tak jak osocze. Metaliczny, charakterystyczny smak. Jednak wywołało w Dahlu dziwną, elektryczną burzę… Jak gdyby w krwi dziewczyny znajdował się jakiś cudowny psychodelik, który kompletnie go obezwładnił. Kolory wokół niego zawirowały i wzmocniły się. Cały świat pulsował. A może to tylko żyły w jego skroni.
Z perspektywy Emilii tylko leżał nieruchomo i czekał, aż sama wszystko zrobi. Ufiksował punkt na suficie i wyglądał trochę niepokojąco… ale to pasowało do makijażu Jokera. Zdecydowana większość kobiet by w tej chwili uciekła… lub też podnieciła się do granic możliwości…
Emilia zadrżała widzą co Joakim uczynił. Nawet jeśli było zupełnie ciemno, była na tyle blisko by czuć i widzieć jego ruchy. Nie zadawała jednak pytań, chciała na nim usiąść i mieć go w sobie. Zrobiła więc dokładnie to. Usiadła i zaczęła go w siebie wsuwać. Po chwili penis Joakima ponownie zagłębił się w gorącym wnętrzu ciasnej Emilii, która zaczęła poruszać biodrami, unosić się i siadać.
Joakim widział zarys jej sylwetki. Światło księżyca oświetlało prawy bok dziewczyny, zmysłowo podkreślając linie ciała. Spoglądał na sposób, w jaki włosy opadały wzdłuż szyi na ramiona. Poruszały się wraz z Emilią, kiedy ta odpychała się od jego bioder, a potem na nie opadała. Dahl przymknął oczy, po czym niewiele myśląc sięgnął dłonią w bok. Wnet znalazł klucze. Zacisnął je w dłoni. Odnalazł breloczek, który stanowiła cienka, metalowa płytka z jego inicjałami. Przybliżył ją do drugiej ręki i naciął się nią. Spróbował jej krwi, teraz chciał, aby ona spróbowała jego…
- Emilio… - zaczął.
Dziewczyna opierała dłonie na jego klatce piersiowej, powoli ujeżdżając sobie jego męskość. Nie była zbyt w tym wprawiona, robiła to raczej powoli i zdawała się uważać na zbyt gwałtowne ruchy, by nie bolało.
- Tak? - zapytała.
- Pocałuj moją dłoń - poprosił Joakim.
Podniósł ją nieco. Do tej pory całkowicie leżał i był niewidoczny, jako że delikatne światło bijące z okna nie padało na niego. Jednak kiedy wystawił w górę rękę, Emilią ją ujrzała. A także szkarłatną plamkę znajdującą się na samym środku. Akurat ściekła w bok. Kropelka oderwała się i opadła na tors Dahla.
- Nie przestawaj - Joakim jej przypomniał i teraz zaczął sam delikatnie wypychać biodra. Czuł, że był bardzo bliski orgazmu.
Emilia wzięła jego dłoń w swoje. Zaczęła znów poruszać się nieco bardziej intensywnie.
- To twoja krew? - zapytała.
Joakim nie odpowiedział. Tylko cicho wpatrywał się w dziewczynę. Nie widziała jego głowy, ani oczu, jednak bez wątpienia czuła na sobie spojrzenie. To było niepokojące, ale podniecające. Wtem dostrzegła, że z mroku wyłoniła się biała maska Jokera. Oraz czerwone usta nakreślające szaleńczy uśmiech, choć Joakim się nie uśmiechał. Rozsunął nieco nogi, a wspierał się na lewej ręce, bo prawą wciąż miał wyciągniętą ku Emilii.
- Tak - wreszcie rzekł krótko. Zabrzmiało to donośnie niczym gong.
Emilia drgnęła. Przeszedł ją silny dreszcz i aż spięła na nim mięśnie. Przysunęła usta do jego dłoni i pocałowała ją. Jej twarz została przyozdobiona krwią, która sączyła się z rany. Dziewczyna odjęła jego dłoń od swojej twarzy i spróbowała otrzeć wargi ręką, choć najpewniej poczuła już nieco smaku jego krwi, bo zwolniła odrobinę ruch bioder.
Joakim westchnął głęboko.
Czuł w niej swoją krew.
Przypominała stworzonego przez niego pasożyta. Robaka, który został wprowadzony do ciała dziewczyny, aby go sobie podporządkować. Przemieszczał się po błonie śluzowej przełyku w stronę żołądka. Dahl miał jego świadomość w każdej sekundzie i w każdej lokalizacji. Kiedy Emilia zwolniła ruch swoich bioder, Joakim złapał ją za nie. Zaczął sam poruszać swoimi. Mocno, brutalnie. Był wygłodniały. Czuł ciasnotę, ciepło i wilgoć dziewczyny. Wnet od niej doszedł.

Opadł na plecy i odgiął głowę do tyłu, żeby mu się łatwiej oddychało. To był silny, niepohamowany orgazm. Czysta rozkosz i euforia, ale podszyta czymś jeszcze. Jakąś dziwną siateczką uplecioną z czarnej energii, w którą złapała się dusza Joakima. A wnet dusza Emilii.
Pchnął ją raz jeszcze.
A jednocześnie pchnął ją w sposób psychiczny. Kazał robakowi wwiercić się w jej ciało, umysł i duszę. Kiedy uzyskał do nich pełen dostęp, poczuł się jak himalaista na szczycie Mount Everestu. Cały świat należał do niego i również cała Emilia.
Zaczął przelewać w nią siłę, która go rozpierała.
Dziewczyna zamarła. Wydała zduszone westchnięcie, które przeszło w jęk bólu i zaskoczenia.
- C...Nie… To boli - wysapała zdezorientowana. Spięła się cała i chciała cofnąć. Zejść z Joakima. Odsunąć od tego dziwnego doznania. Nie wiedziała skąd dokładnie pochodziło i dlatego trochę chaotycznie spróbowała cofnąć się, wysuwając z siebie jego męskość. Drżała.
Joakim zdawał się teraz jakby kompletnie inną osobą. Wsparł się na kolana i spojrzał na Emilię. Tyle że ta odniosła wrażenie, że miał puste oczy. Nie koncentrowały się na niej, ani na żadnej rzeczy w tym pokoju. To było spojrzenie nieboszczyka. Czy on umarł? Czy był zombie?
- Mówiłem, że nie będzie bolało - wreszcie rzekł.
Wydawało się to szokujące. Milczenie z jego strony było upiorne, jednak brzmienie jego głosu zdawało się dużo gorsze. Teraz zdawał się brzęczący, zardzewiały, zgniły… Niczym głos samego Szatana.
- Żartowałem.
Wtedy twarz Joakima zaczęła się uśmiechać. Kąciki jego ust ruszyły w górę, bardzo powoli. Jego oczy wciąż zdawały się jej nie widzieć. Joker szczerzył się.
 
Ombrose jest offline  
Stary 14-03-2020, 14:56   #488
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Emilia drżała. Czuła jakby coś rozpierało ją od środka.
- To nie jest normalne… Co mi dolega… Co ty zrobiłeś? - zaczęła pytać nieco niespokojnym tonem. Przerażał ją. Miała wrażenie, że nie był sobą. Znów się cofnęła, aż spadła z łóżka. To zabolało, i aż straciła dech na moment, ale spróbowała znów usiąść.
- Nie wiem - odpowiedział Joakim.
Usiadł na skraju łóżka. Wydawało mu się, że miał coś zrobić, ale zapomniał, co takiego. Tym czymś była pomoc Emilii w podźwignięcie się na nogi.
“Wreszcie”, usłyszał w sobie cichy głos. Dokładnie ten sam, którym wcześniej mówił. Dziwny, nieprzyjemny, oślizgły, niepokojący… Dahl czuł, że czarna energia w nim zaczęła kiełkować i rozrastać się niczym nowotwór. To sprawiło, że nieco orzeźwił się. Wytrzeźwiał.
- Nie… - szepnął, teraz własnym głosem.
Zaczął się bać. Zamknął mocno oczy i próbował wyciszyć się, uspokoić… okiełznać obcą, demoniczną siłę, która wzmagała się z każdą sekundą.
Czuł też, że im bardziej ta siła w nim rosła, tym mocniej atakowana była przez nią Emilia. Zaczęła znów dygotać, złapała się za głowę i straciła dech. Jakby się dusiła nie mogąc złapać tchu.
- Nie, proszę - Joakim mruknął.
Opadł na kolana przed łóżkiem i złapał Emilię za ramiona.
- Zostań przy mnie - szepnął. - Proszę.
Na krótki moment całe jego oczy pokryły się nieskończoną czernią. Natomiast pojedyncze pasemko włosów zaczęło odbarwiać się. Wnet stało się kompletnie białe. Zaczęło podnosić się, wbrew sile grawitacji. Dołączyło do niego drugie.
- Nie - Dahl powtórzył.
Jak mógł to zatrzymać? Czy w ogóle mógł?
Nie mógł. Kolejne pasma stawały się białe. Emilia tymczasem odzyskała oddech. Zaczęła płakać… A po chwili spojrzała na jego włosy i krzyknęła. To chyba tylko sprawiło jej niepotrzebny ból bo zamilkła i załkała. Kuliła się i trzymała za gardło, klatkę piersiową, a także jakby osłaniała brzuch. Tak jakby wszystko ją bolało, a ona sama nie wiedziała co bardziej. Jej oczy również pulsowały, raz złotem, a raz czernią. Tak jakby dwa rodzaje energii przepychały się w niej.
- Pomóż mi - szepnął Joakim.
Nie miał mu jednak kto pomóc. W desperacji przypomniał sobie tę złotą anielicę o rudych włosach. Gdzie była teraz, kiedy jej potrzebował? Skoncentrował się na niej.
- Pomóż mi - poprosił raz jeszcze.
Następnie przytulił się do Emilii. Tak bardzo chciał jej powiedzieć, że wszystko będzie dobrze. Jednak wcale się tego nie spodziewał. Zaczął płakać. Łzy ciągnące się z jego czarnych oczu również były czarne. Ciągnęły dwa szlaki na białym makijażu.
Poczuł że energie w ciele Emilii dalej walczyły. Jego prośby chyba coś zdziałały, bo dziewczyna przestała płakać i wić się w bólu… Jednakże… W ogóle przestała się poruszać. Był jednak pewien, że oddychała.
- Co się dzieje? - zapytał Joakim. - Co się stało? Brałaś coś?
Jakieś narkotyki? Leki? A może chorowała na cukrzycę? Joakim wciąż próbował doszukiwać się jakichś racjonalnych wyjaśnień. Nie miał pojęcia o tym, jak przerażająco wyglądał. To wiedziała jedynie Emilia.
- Przepraszam - rzekł. - Nie chciałem…
“Nie ma znaczenia, czy chciałeś, czy nie. Jeśli to wciąż twoja wina”, w jego głowie echem rozbrzmiał głos Alicii. To sprawiło, że Dahl poczuł się jeszcze gorzej. Jego serce biło bardzo szybko, a w brzuchu znajdował się oślizgły, ciężki kamień.
Niestety nie miał mu kto odpowiedzieć. W pokoju był tylko on i Emilia, która była zupełnie nieprzytomna.
Joakim znieruchomiał. Poczuł w sobie znajomą złotą energię, która wyciszała go. Czarna energia zaczęła się uspokajać i stopniowo maleć. Wreszcie skurczyła się do wielkości główki od szpilki. Dahl myślał, że wtedy kompletnie zniknie, ale nie… Została tam. Miała już zostać z nim na zawsze.
- Emilio, obudź się - potrząsnął jej ramiona, modląc się w duchu o reakcję.
Nie nastąpiła. Dziewczyna ewidentnie żyła, ale nie reagowała i nie budziła się w ogóle.
- Boże… - Joakim jęknął.
Błyskawicznie wstał. Jego włosy znów były czarne i Dahl uzmysłowił sobie, że coś chyba było wcześniej z nimi nie tak, kiedy nagle opadły. Wstał i wciągnął na siebie szybko spodnie, już nawet bez bielizny. Wdział koszulę i zaczął ją zapinać. W międzyczasie ruszył do wyjścia. Zaczął iść szybko korytarzem. Kręciło mu się w głowie. Nie miał butów na nogach, jednak nie przeszkadzało mu to aż tak bardzo, jako że znajdował się w swoim własnym domu. Krew ściekała wciąż z jego ręki. Strupek nie chciał się na niej uformować. Musiał znaleźć Alicię… Musiał wezwać pomoc…
Zlokalizował ją w kuchni na parterze. Piła rozmawiając z jakąś swoją znajomą. Słyszał jej lekko zmęczony głos. Była przebrana za czarownicę, w ozdobnym czarnym kapeluszu i czarnej sukni dopasowanej do sylwetki.
Joakim podszedł do niej. Była taka podobna do Emilii. Poczuł się jeszcze gorzej niż przed chwilą. A nie sądził, żeby było to możliwe.
- Musisz pójść ze mną - rzekł. - Teraz. Już.
Mina na jego twarzy sugerowała, że to nie był dobry czas na bagatelizowanie jego słów.
Alicia i jej przyjaciółka spojrzały na niego.
- O mój… Jezu… - wysapała wystraszona blondynka obserwując twarz Joakima. Alicia uniosła brwi.
- Co? Wcześniej nie miałeś reszty tego makijażu… Teraz to przeszedłeś samego siebie… Dokąd chcesz iść? Co ci się stało w rękę? - dopytywała jego żona, ale odstawiła szklankę, przeprosiła koleżankę i ruszyła za nim.
Joakim czuł fizyczny ból w klatce piersiowej na samą myśl o tym, że za chwilę złamie serce Alicii.
- To moja wina. Jestem takim chujowym człowiekiem. Znowu to zrobiłem… Znowu wszystko zepsułem - powiedział.
Złapał ją mocno za dłoń i pociągnął w stronę schodów. Chciał powiedzieć, że Emilia potrzebowała jej pomocy, ale nie był w stanie wymówić jej imienia. Popsuł spokojny, miły wieczór żonie. Nie wspominając o tym, co zrobił z jej młodszą siostrą. Dlaczego? Dlaczego wziął ją z sobą do łóżka? Nie pamiętał. Chciało mu się płakać. Prowadził Alicię w stronę ich sypialni.

Alicia nie rozumiała, aż do momentu, gdy weszli razem do sypialni. Nadal do niej nie docierało, aż do momentu, gdy zobaczyła ubrania porozrzucane po łóżku i podłodze, pościel w nieładzie i przede wszystkim swoją siostrę, leżącą nagą i nieprzytomną na podłodze.
Kobieta zamarła w całkowitym bezruchu przetwarzając to, co się tu stało.
- Emilia! - wrzasnęła i doskoczyła do dziewczyny. Sprawdziła czy ma puls i czy oddycha. Następnie przytuliła ją. Dziewczyna była ciepła, ale nie reagowała. Alicia nie puszczała jej. Wyciągnęła telefon i zadzwoniła po znajomą lekarkę, która została ze swymi dziećmi i tylko dlatego nie zjawiła się na przyjęciu.
- Zejdź mi z oczu! - wydarła się na Joakima. Ostatni raz słyszał ten ton głosu, gdy robił pewne bardzo istotne zdjęcie, tylko że tym razem było dużo gorzej, bo wszystkie negatywne emocje eksplodowały wewnątrz Alicii, na pewno podsycane jeszcze alkoholem.
- Kochanie… - zaczął i przybliżył się.
Podniósł dłoń. Chciał ją położyć na ciele żony, ale zawahał się. Bał się, że to sprowokuje do napaści na niego. I byłaby jak najbardziej słuszna. Dahl czuł się tak okropnie głównie dlatego, bo nie mógł udawać, że nie było w tym jego winy. To wszystko to była tylko i wyłącznie jego wina. Chciał się zabawić? I zabawił się. Tyle że koszt poniosła Emilia.
- Ona tylko śpi… obudzi się i… - chciał jakoś uspokoić Alicię, ale tylko brzmiał żałośnie.
- Śpi? Śpi?! Zdaje mi się, że gdyby tylko spała, to już by się obudziła! - wrzasnęła na niego Alicia.
Joakim pobladł, co było niewidoczne z powodu makijażu na jego twarzy. Przy tym cofnął się do tyłu i przymknął oczy. Spuścił wzrok na podłogę.
- Nie rozumiesz co powiedziałam?! Zejdź mi z oczu! Nie mam słów, którymi mogłabym cię teraz nazwać. Wynoś się! - nakrzyczała na niego znowu. Właśnie wyrzucała go. Z pomieszczenia? Z domu? Ze swojego życia?
Joakimowi chciało się płakać. Z jednej strony chciał zostać, a z drugiej uciec.
- Ja… ja to jakoś naprawię - powiedział. W tej chwili bardzo nie lubił dźwięku swojego głosu. Zdawał się miękki, niepewny i słaby.
Wyszedł na zewnątrz, zamknął drzwi i oparł się o nie plecami. Oddychał głęboko przez usta. Czuł nadciągający atak paniki. Zaczął żałować, że nie ma przy sobie żadnych narkotyków, którymi mógłby się naćpać i zapomnieć. Z drugiej strony byłoby to jeszcze gorsze zachowanie. Osiągnięcie drugiego, jeszcze głębszego dna.
Ruszył w stronę saloniku na pierwszym piętrze. Był niewielki. Znajdowała się w nim kanapa, barek i dwa regały z książkami. Barierka odgradzała od przepaści, w której znajdował się salon na parterze. Prawie pusty, jako że wszyscy goście imprezowali w piwnicy. Na barku znajdował się telefon stacjonarny. Joakim podszedł do niego i wybrał numer z pamięci. Chciał dodzwonić się do swojego starego znajomego z Oddziału w Tunisie, Terrence’a de Trafforda.
Rozległy się trzy sygnały, a przy czwartym telefon został odebrany. Rozległ się znajomy głos o charakterystycznej manierze i angielskim akcencie.
- Halo? - zapytał Terrence.
- Uhm… to ja… zjebałem… - mruknął Joakim.
Miał wrażenie, że się właśnie przedstawił. Jakby “zjebałem” było jego imieniem. Tak właściwie może powinien zmienić w urzędzie swoje prawdziwe imię na to właśnie słowo. Nikogo by to nie zdziwiło. Zamilkł. Liczył na to, że Terry w sposób telepatyczny o wszystkim się dowie… choć w sumie Joakim chciał też, żeby właśnie o niczym nie wiedział. Żeby nie oceniał go tak surowo, jak on sam się oceniał. Nawet jeśli na to zasłużył. Tak właściwie nie wiedział, po co do niego zadzwonił i czego od niego oczekiwał. Chciał usłyszeć jego głos.
Terrence milczał przez kilka chwil. Wziął wdech, po czym odezwał się spokojnie.
- Przylecę za siedem godzin… Mam przyjechać po ciebie w jakieś konkretne miejsce? Zdołasz wynająć gdzieś pokój? Mam to zrobić dla ciebie? - zapytał Anglik. Nie dopytywał. Nie cisnął. Po prostu zaakceptował.
- Chcę, żebyś tutaj był… ja… - Joakim potarł skroń. Milczał przez chwilę. - Chcę, żebyś się mną zaopiekował.
Pomyślał, że jak zostanie sam, to najpewniej zrobi sobie krzywdę. Celowo lub też przypadkiem. Nie mógł zostać w domu, z drugiej strony też chyba powinien. Alicia nie chciała go widzieć, ale to była jego odpowiedzialność, a on był dorosłym człowiekiem. Cokolwiek by się nie działo, powinien być w stanie się z tym zmierzyć. O ile nie wyrzuci go fizycznie z domu, to tutaj pozostanie. Nie miał jak pomóc Emilii, ale może nieco ulży Alicii, która będzie mogła obrzucać go nienawistnymi spojrzeniami. I słusznie. Gdyby to chodziło o jego młodszą siostrę, rozniósłby to miejsce i wszystkich winnych.
- Ja tu chyba zostanę, w moim domu w Seattle. Pamiętasz o tej imprezie halloweenowej, na którą cię zaprosiłem? Jestem na niej. Przyleć do Seattle, dobrze?
Mówił nieswoim, miłym, pokornym i przestraszonym głosem.
- Przylecę. Uważaj na siebie do tego czasu - obiecał mu Terrence. Zdawał się nawet zmartwiony. Nie można mu się było dziwić, Joakim nie brzmiał najlepiej. Mężczyzna najpewniej rzuci cokolwiek robił i przybędzie do Seattle. Zawsze tak robił, kiedy Joakim potrzebował pomocy, w końcu obaj przeszli przez piekło.
- Jesteś pewny? Mówiłeś, że Esmeralda ma zaostrzenie choroby… - Dahl sobie nagle przypomniał. - I dlatego nie będzie cię na przyjęciu. Na pewno możesz przylecieć? Bo jak powiesz, że tak, a tego nie zrobisz… - Joakim zabrzmiał smutno.
- Nie szkodzi. Sytuacja została już nieco opanowana, a zresztą… Moja obecność tutaj nie poprawi jej zdrowia - zabrzmiał cierpko. Najwyraźniej był to temat, którego nie chciał poruszać. Rozmowa zakończyła się. De Trafford miał przylecieć.
Joakim potarł skroń. To wszystko było dla niego takie dziwne, nierealne… Co miał robić do tego czasu? Wrócić na imprezę, jak gdyby nigdy nic? Położyć się spać? Gdzie? Nie chciało mu się spać. Pragnął wrócić do Emilii, ale bał się zobaczyć Alicię. Wreszcie zadecydował, że ruszy do garażu po apteczkę i koc termiczny. Będzie to pretekst, żeby wrócić do ich sypialni… Już wolał znosić nienawiść żony, niż swoją własną. A ta czekała na niego w ciszy i odosobnieniu.

Nie było więc dla niego zdziwieniem, że gdy przybyła doktor i padła informacja o tym, że młodsza siostra Alicii przed tym jak straciła przytomność uprawiała seks, Alicia wpadła w całkowity szał.
Nie było też zaskoczeniem dla Joakima, że wyrzuciła go z domu, grożąc, że wezwie policję jeśli tylko postawi stopę na jej progu jeszcze raz.
Ostatnim zaskoczeniem nie było też to, że impreza została zakończona z ogromnym hukiem. Bo serce Alicii pękło bardzo donośnie, z wielkim trzaskiem. Ostatnim razem Joakim zdołał zebrać te odłamki i posklejać je, co zajęło lata. Tym razem… Tym razem troszkę był zbyt mocny. Odłamki zbyt małe i zbyt ostre.
Okaleczyły ją i jego i długie lata nie miały się zaleczyć.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline  
Stary 25-03-2020, 20:26   #489
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację



Noel stanął z kubkiem parującego deseru. Nieco sztuczny, owocowy zapach roznosił się po ich mieszkaniu nad O’Hooligans.
- I to wszystko miało miejsce w zeszłym tygodniu? - podniósł brwi do góry i patrzył z niedowierzeniem na Kirilla. - Nie żartujesz sobie ze mnie?
Kaverin nie wyglądał w ogóle jak ktoś zdolny do żartów. Myślał… miał nadzieję, że poczuje się lepiej po długiej nocy pełnej snu. Jednak znajome uczucie pustki i wyzucia powróciło, zdawałoby się, na dobre. Jedyną pewną emocją był żal z tego powodu.
- Trzeba było do mnie zadzwonić - powiedział. - Mógłbym przylecieć na Islandię i wam pomóc. Może bym tam nie zamarzł w locie… - mruknął, bo to był główny powód, dlaczego Kaverin nie chciał go na dalekiej północy. Bał się, że Noel zrobi sobie krzywdę w mroźnej krainie. - Z drugiej strony, nie pobiłbym Mishy w Fifie pięć razy, więc nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło.
- Tak, chyba tak - odpowiedział Kaverin i ruszył w stronę okna, aby spojrzeć na Petersburg. Po części spodziewał się zobaczyć płonący budynek po drugiej stronie ulicy. Nawet by nie mrugnął okiem. - Próbowałem wejść jeszcze raz w ten bardzo… intensywny, gwiezdny stan - powiedział. - Próbowałem wczoraj cały dzień. Niestety nie mogę. Coś się we mnie zablokowało. Boję się, że to jest coś, co każda Gwiazda może użyć tylko raz w swoim życiu… sam nie wiem. Ale mogę normalnie wejść w Eter i być może cofać czas. Jeszcze tego nie próbowałem, ale mam przeczucie, że moje zwykłe, codzienne moce mnie nie opuściły.
Rasputin słuchała ich rozmowy. Mieszała w swoim kubku kawę.
- Obyś nie potrzebował więcej korzystać z tego stanu. O mało cię nie zabił…! - powiedziała i przesunęła ręką do tyłu, by pogłaskać go po ramieniu. - Może to dobrze, że nie potrafisz ponownie w niego wejść.
- Szkoda, że cię w nim nie wiedziałem - mruknął. Usiadł na kontuarze i zaczął próbować owocową treść łyżeczką. - Nie potrafię wyobrazić sobie ciebie… olśniewającego.
Uśmiechnął się lekko w stronę Kaverina, który pozwolił sobie na oszczędny uśmiech.
- Praktycznie przespałem całą Islandię - mówił Kirill. - Śniły mi się jakieś dziwne rzeczy… to była opera, a może teatr… I rozbrzmiał alarm. Coś zostało podpalone, chyba przez nas? Ta piromania była częścią jakiegoś planu. Widziałem tłum ludzi, który uciekał od płomieni. Niektórych dosłownie podeptano na śmierć - westchnął. - Z powodu gazów i płomieni zmarło chyba osiem osób, jeśli dobrze pamiętam. To… o osiem za dużo. Mocny koszmar. I chyba próbowałem potem cofnąć czas, ale nie mogłem. Nie pamiętam, czy dosłownie nie potrafiłem tego uczynić, czy też to była moja decyzja. I z jakichś niejasnych przyczyn pozwoliłem tamtej ósemce na śmierć… - zasępił się.
Tym razem Rasputin milczała. Napiła się kawy. Starała się nie myśleć o tej przerażającej wizji… Potarła kark dłonią. Nadal była zmęczona, ale spała bardzo mocno, gdy Kirill wreszcie wrócił do domu. Czuła się dziwnie… Dużo bardziej przywiązana do Kirilla, ale nie chciała naruszać jego przestrzeni osobistej, kiedy mężczyzna dochodził do siebie, więc jej gesty czułości, które mu okazywała były potrójnie delikatne i subtelne. Jakby był dmuchawcem i zbyt mocny dotyk jej palców mógłby naruszyć jego strukturę. Ona jednak chciałaby bardzo po prostu przytulić go, schować się w jego ramionach i zapomnieć o świecie dookoła. Choćby na te kilka chwil. Tęskniła za nim bardzo i cieszyła się, że już wrócił. Miała nadzieję, że teraz już wszystko się uspokoi i będą mogli po prostu żyć.

Znów napiła się kawy.
Kirill milczał przez chwilę, spoglądają na zaśnieżoną ulicę. Już za kilka godzin biały puch zostanie przedeptany przez przechodniów i samochody do tego stopnia, że zmieni się w twardy, mleczny dywan prowadzący zewsząd i do każdego miejsca.
- Może śnią ci się potworne rzeczy i teraz już nie możesz przeobrazić się niczym Sailor Moon… ale to nie znaczy, że nie możesz skombinować sobie jakichś brokatowych ciuszków. Kira nie uszyje ci stroju superbohatera, ja też nie - Noel zaśmiał się. - Pozostaje Misha. To on odda ci utracony glamour i błysk. Jaki weźmiesz pseudonim? Czekaj… mówiłeś mi o tym… Srebrny Męczennik, czy tak? Po angielsku Silver Martyr. Nie najgorzej.
- Myślę, że nagość to moje najbardziej ikoniczne przebranie - odparł Kaverin. - Silver Martyr brzmi jak tytuł, który sam sobie wymyśliłem. Gazety pewnie ochrzciłyby mnie jakoś słodko, w stylu Kapitan Bezjąder, czy coś w tym stylu.
- No gdybyś pozostał nago, to na pewno - odparł Noel.
- Pół miasta nie będzie oglądało cię nago… Nie zgadzam się - zaperzyła się Kira. W jej tonie było coś, co sygnalizowało, że był jej i tylko ona miała prawo do jego nagiego ciała i że nie zamierzała się tak po prostu dzielić ze wszystkimi przypadkowymi pieszymi, których Kaverin by ratował widokiem jego nagości. Zdecydowanie nie.
Kirill zastanowił się.
- A gdyby pokryć moje ciało farbą? Srebrną? - mruknął. - Choć pewnie skończyłoby się tylko tak, że wpasowałbym się nieco za dobrze w czyjeś fetysze. Ale wracając do tematu, nie wiem, co dokładnie uczyniłem na Islandii. Uświadomiłem sobie, że do tej pory bardzo przeceniałem moją wiedzę na temat Gwiazd. Chciałbym ją pogłębić i dowiedzieć się, co wtedy uczyniłem i czy mogę zrobić to raz jeszcze. Jaką cenę musiałbym zapłacić, żeby ponownie zanurzyć się w tak ogromnym rezerwuarze mocy Megreza. Niestety nie wiem do końca od czego zacząć… więc też nie mam co więcej na ten temat mówić - dokończył z przekąsem. - Czy teraz już powinienem pójść się ubrać? - zapytał.

Jak wyszedł rano spod prysznica, tak nie zdążył jeszcze niczego na siebie włożyć. Lubił chłód.
Gdy Kirill wspomniał o ubieraniu się, Kira lekko się zarumieniła.
- Nie, tutaj nie musisz… Wiem, że lubisz jak ci chłodno… - powiedziała i schowała usta w kubku, znów pijąc kawę.
- Właściwie po co w ogóle ktokolwiek chodzi w tym domu w ubraniach… - tym razem spróbowała zażartować, by odwrócić temat swoich myśli od obcych ludzi oglądających Kaverina.
- Dobre pytanie - odpowiedział Noel.
Kiedy Kirill odwrócił się, spostrzegł, że Dahl odłożył kubek i zaczął ściągać koszulkę. Następnie zajął się spodniami. Kaverinowi było wszystko jedno. Ruszył do lodówki po zimne kompresy. Bolała go głowa i lubił przykładać je do skroni. Były to plastikowe kieszonki wypełnione żelem. Chyba dostał je od kogoś w kościele, choć nie był to zbyt drogi prezent. Dodawano je do gazety.
- Rzeczywiście zimno - mruknął Noel, stojąc już kompletnie nago.
- Wiesz, w sumie to trochę żartowałam, ale jak ci wygodnie… - stwierdziła Kira. Dopiła kawę i powoli ruszyła do kuchni, by odstawić kubek do zlewu. W międzyczasie zastanawiała się czy też powinna się rozebrać, czy też może to właściwie było w złym guście, bo co prawda ona nie mogła widzieć Noela, ale jeśli by się rozebrała, to Noel widziałby ją… O ile oczywiście Kirillowi to przeszkadzało… Bo czasem nie była pewna… Postanowił sprawdzić co myślał, albo co szeptały jego istotki. Kaverin w ogóle nie nie traktował Noela jako mężczyzny, a w każdym razie wydawał się kompletnie obcy idei, że Dahl mógłby mieć jakiekolwiek libido. Chyba w jego głowie wciąż był tym samym dzieckiem, którego pamiętał wiele lat temu. Nie odczuwał też pożądania względem Noela. Prawdopodobnie nie byłby zazdrosny, choć tego akurat istotki nie mogły powiedzieć.
- Chciałem cię zawstydzić - Dahl opuścił głowę i westchnął. - Ale zapomniałem, że nic nie widzisz - mruknął.
- No tak, bo łatwo to przeoczyć, jak na przykład przestawicie stołek i się o niego potknę… - powiedziała, ale uśmiechnęła się.
- Niestety, na mnie to akurat nie działa Noelu. Wybacz. To jednak nie znaczy, że masz teraz biec zawstydzać jakieś bogu ducha winne kobiety w barze, ok? - powiedziała, gdy nagle taka myśl wskoczyła jej do głowy. Skończyła myć kubek i odstawiła go ostrożnie na suszarkę.
- Noel, myślisz, że miałbyś czym zawstydzić Kirę? - Kaverin zapytał Dahla. Jego ton był prawie sarkastyczny.
- Myślę, że jeśli Kira przybliży się jeszcze trochę, to rzeczywiście zacznie potykać się o duże przedmioty, niekoniecznie stołki… - odpowiedział Noel. Znów usiadł na blacie i spożywał kisiel.
- No wybacz Noelu, ale nie sądzę, żebyś miał przy sobie coś co byłoby potencjalnie tak długie i tak twarde… - powiedziała Kira. Chyba przyjęła challenge na to kto pierwszy wymięknie i zostanie zawstydzony. Wytarła dłonie o ściereczkę przy piecyku. Podeszła do lodówki i otworzyła ją, szukając w środku dłonią jogurtu. Zawsze stawiała je na górnej półce, nie wiedziała tylko gdzie był truskawkowy.
- Masz ochotę na truskawkowy? - Kirill wydawał się również posiadać moc słuchania istotek. Albo po prostu dobrze ją znał.
- Mmm-mmhmm - zamruczała, szukając dalej.
Kaverin podał jej kubeczek oraz łyżeczkę.
- Nie masz wzroku, ale posiadasz również pozostałe zmysły, czyż nie? - zapytał Noel nieco niższym tonem. - Nie musisz sądzić, możesz się przekonać.
Kirill usiadł na blacie i spojrzał na ciało Noela. Westchnął tylko cicho i pokręcił głową. Spojrzał na telefon, który zostawił obok czajnika. Czy Alice coś napisała?
- Owszem posiadam. Ale wcale nie muszę cię dotykać. Wystarczy że skoncentruję się na twoich istotkach i na przykład któraś za moment niechcący powie o tym jaki jesteś naprawdę, bo skrupulatnie starasz się o tym nie myśleć, właśnie dokładnie to robiąc… - zauważyła blondynka i zabrała się do jedzenia jogurtu ze smakiem. I posłuchała istotek Noela, z czystej złośliwości.
- Co…? - Noel zapytał. Chyba nie zrozumiał, co właśnie do niego powiedziała.

Telefon od czasu tej krótkiej wymiany wiadomości kilka chwil temu już nie wibrował. Harper musiala być bardzo zmęczona, w końcu pamiętał jak wyglądała. Zapewne mimo, że się zbudziła, nadal potrzebowała odpoczynku… W końcu i tak niedługo miała ich tu odwiedzić, aby spędzić Nowy Rok.
Kirill odłożył komórkę i skoncentrował się na przykładaniu zimnych kompresów. Spojrzał na Kirę, która koncentrowała się na słuchaniu istotek. Dowiedziała się, że przez tą całą rozmowę Noel rozbudził się stanowczo dużo bardziej, niż powinien. Chyba perspektywa badania go przez Kirę, kiedy obok stał Kirill, tak na niego działała. Odkryła również, że Kaverin poczuł się dziwnie i to na kilka różnych sposobów. Zestresował się, jednak nie z powodu zazdrości, lecz raczej… jakichś wspomnień z przeszłości, choć istotki nie chciały wiele mówić, bo same też były lekko straumatyzowane przez uczucia Kirilla. Kira przeniosła uwagę z powrotem na Noela…
- Daj spokój - Kaverin przerwał jej. - Idź się ubierz jednak - powiedział do drugiego mężczyzny. - Nie słuchaj żadnych istotek, możesz przyjąć, że wygrał ten spór.
Jakby zaczął lekko obawiać się, że teraz Kira będzie chciała zbadać Noela dłonią.
Kira wyczuła to i odstawiła kubek po jogurcie, którego została tam ledwo połowa. Przeszła te kilka kroków, które dzieliło ją od Kirilla i stanęła przed nim. Zadarła głowę do góry i stanęła lekko na palcach. Objęła go i przytuliła. Chciała mu dać tym do zrozumienia, że jedyne, kogo chce w tym mieszkaniu dotykać, to jego i ten fakt się nie zmieni w żaden sposób.
Kirill pocałował ją w czoło i również lekko ją objął. Wciąż lubił czuć jej ciepło, po prostu nie miał siły, żeby samemu wykazywać się jakimiś ciepłymi gestami.
- To powszechna reakcja na moją wielkość - powiedział Noel. - Ludzie uciekają do siebie i przytulają się wystraszeni.
Kaverin parsknął śmiechem i odsunął się nieco od Kiry. Podniósł wzrok i spostrzegł, że Misha wrócił już ze sklepu. Stał w przejściu w kompletnym milczeniu i chyba szoku. Siatka z zakupami opadła na podłogę, a pomarańcze potoczyły się po powierzchni. Spoglądał to na nagiego Kirilla, którego przytulała jego siostra, to na siedzącego obok Noela, również nagiego, z karykaturalną erekcją.
- Misha? Wszystko w porządku? - zagadnęła Kira, ale chłopiec w pierwszej sekundzie w ogóle nie zareagował tylko stał jak wmurowany w podłogę. Nawet nie zamknął za sobą do końca drzwi. Patrzył na scenę mającą miejsce w kuchni. Oczywiście w pierwszej chwili poczuł niepokój i zrobiło mu się nieco dziwnie, trochę pomiędzy ‘niedobrze’, a ‘kręci mi się w głowie’. Zaraz jednak jego wzrok zogniskował się na Noelu, który stał właściwie niemal na wprost wejścia. I poczuł się dziwnie. W drugiej sekundzie zamrugał szybko, bo jego oczy otworzyły się nieco bardziej, a źrenice rozszerzyły. Odwrócił go zaraz, pochylając głowę tak gwałtownie, że czapka spadła mu na podłogę między rozsypane zakupy…
- Rozsy-pało się… - stwierdził oczywiste. Tymczasem Kira upuściła jogurt na podłogę. Nie powiedziała jednak nic… Wyleciał jej z ręki, gdy po niego sięgała i zaraz potrząsnęła głową. Usłyszała coś bardzo, bardzo dziwnego i momentalnie to odepchnęła…
- Posprzątam… - powiedziała przesuwając się od Kirilla po papier kuchenny, koło zlewu. W tym czasie młody Rasputin skończył zbierać podstawowe zakupy i zostały mu już tylko pomarańcze. Te poroztaczały się po podłodze, ale ruchy chłopaka były niezgrabne i jakby zbyt pospieszne, tylko że zdawał się nadal nie móc ruszyć od wyjścia, jakby miał wątpliwości, czy nie powinien wyjść.

Noel poczuł na swoim kroczu wzrok Mishy. Jego erekcja wzrosła wraz z pojawieniem się kolejnej osoby w pokoju. To było dziwne nawet jak na jego standardy. Nie był przyzwyczajony do nagości tak bardzo, jak Kirill. Czuł się lekko zmieszany, bo nie wiedział, co ma dalej zrobić. Przeczekać to i ubrać się? Może ruszyć do łazienki i sobie ulżyć? Na razie tylko jadł kisiel. Jednak kiedy Kira upuściła jogurt, przestraszył się. Nie krzyknął, ale na moment stracił koncentrację i kubek wypadł mu z dłoni.
- Kurwa - wrzasnął, czując “Owocową Rozkosz”, która przetoczyła się po jego podbrzuszu. Była jeszcze gorąca, a obryzgała mu część mięśni brzucha, również penisa, prawie na całej długości. Rozległ się brzęk tłuczonej porcelany.
Kira drgnęła słysząc brzęk szkła. No z tym to sobie już sama nie poradzi, nie wiedziała gdzie odłamki poleciały, a była na boso…
- Kirillu… pomożesz mi? - poprosiła. W końcu szkło na podłodze było potencjalnym zagrożeniem dla stóp wszystkich domowników.
Misha tymczasem zdołał pozbierać pomarańcze i wszedł głębiej. Odłożył zakupy na stół kawałek od kuchni i stał tyłem do zebranych. Zdjął kurtkę i czapkę. Cofnął się, w dwóch susach zamknął drzwi i wrócił do rozbierania. Odwiesił swoje rzeczy na haczyk przy drzwiach, a buty na specjalną półeczkę, po czym poszedł na swoją kanapę i usiadł na niej. Złapał pada od konsoli i odpalił telewizor pilotem, chyba zamierzał w coś pograć. Trzymał kolana dosłownie pod brodą i wydawał się co najmniej w innej rzeczywistości. Chłopiec miał wrażenie, że coś jest z nim nie tak, bo czuł się naprawdę dziwnie i był trzykrotnie bardziej świadomy cieknącego kisielu po ciele Noela, niżby chciał przyznać przed kimkolwiek. Czemu go ten widok tak fascynował, że mimo iż na ekranie już pojawiło się logo, on mimowolnie szukał ruchu Dahla kątem oka. Nie mógł się gapić, to było nie w porządku… Ale chciał i pewnie znowu by go tak zamurowało jak przy drzwiach. Serce Mishy miało zamiar zmielić mu chyba żebra…
Tymczasem Noel zeskoczył z kontuaru. Był zły. Ruszył prosto do toalety. Chyba nie zobaczył, że Misha zerknął w jego stronę w tym akurat momencie. Musiał przejść obok kanapy, na której siedział chłopiec. Misha mimowolnie rozwarł usta i szybko je zamknął. Nie chciał, aby ktokolwiek zauważył, że interesowały go takie widoki dużo bardziej, niż konsola. Poczuł w sercu ukłucie… wstydu? Z kilku różnych powodów. Teraz zastanawiał się, czy wszyscy mężczyźni tak wyglądają? Bo on tak nie wyglądał. Czy było z nim coś nie w porządku. Złapał mocniej pada i spoglądał na wibrujące logo Fify. Miał wcisnąć przycisk, żeby przejść do menu, jednak chyba nie miał wystarczająco sił, żeby to zrobić. Jednocześnie wstąpiły w niego pokłady jakiejś dziwnej, elektryzującej energii, a z drugiej strony miał ochotę tylko położyć się i poczekać, aż nadejdzie koniec świata. Bo chyba tylko to mogło wytrącić go z tego dziwnego stanu, w jakim się znalazł.
- Żołądź mnie pali - powiedział Noel, wchodząc do łazienki.
Chłopiec usłyszał te słowa wyraźnie. I natychmiast, ponownie, jego umysł podsunął mu przed oczy męskość Dahla, którą widział dosłownie moment temu.
- Misha, przyniesiesz papier toaletowy? - poprosił Kirill, próbując zgarnąć odłamki kubka resztką ręcznika. Skończyła się rolka, a potrzebowali znacznie więcej, żeby opanować sytuację w kuchni.
W umyśle Mishy nastąpiła jakaś awaria. W pierwszej chwili w ogóle nie zareagował. W drugiej już wstał z kanapy.
- A… ha… - powiedział. Czuł spięcie w ciele, jakby mięśnie dostały mu skurczów, o których istnieniu nie dowiedział się nawet na najbardziej wymagającym wf-ie. Mimo to, ruszył w stronę drzwi do łazienki. Zatrzymał się. Nie mógł tak po prostu wejść, więc zapukał.
- No...el? podasz mi papier? Poproszę? - odezwał się trochę zbyt natarczywie i może trochę za bardzo jakby grał bardzo słabo w jakimś serialu. Nie mógł się jednak uspokoić.
Słyszał w środku jakieś ciche przekleństwa. Jeśli dobrze zrozumiał, Noel nie zamierzał już nigdy więcej wejść do kuchni bez pełnego ubrania. Było to stanowczo zbyt niebezpieczne. Dahl nie odpowiedział mu, mimo że najprawdopodobniej go usłyszał. Chyba jednak był zajęty swoimi własnymi problemami.
- Misha? - z kuchni rozległ się nieco zmęczony głos Kirilla. - Klęczę na podłodze i czekam na ciebie, ale nie musisz się spieszyć - powiedział tonem bez emocji. Jednak sprawiło to tylko, że jego słowa zabrzmiały jakby groźnie. - Kira, nie ruszaj się, bo zaraz wejdziesz w to wszystko. Nie chcę zabrudzić szufelki jogurtem i kisielem, potrzebuję papieru.
 
Ombrose jest offline  
Stary 25-03-2020, 20:43   #490
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
- Dobrze, nie ruszam się… - obiecała spokojnie Kira. Tymczasem Misha przełknął ciężko ślinę, choć dziwne spięcie w jego gardle nie mijało.
- Wch-ODZĘ - oznajmił do drzwi łazienki i złapał za klamkę, po czym wstrzymał po prostu oddech wchodząc do środka. chciał po prostu złapać papier i nie patrzeć na Noela. Taki miał plan. Misja - papier. Wykonanie - w toku…
Papier toaletowy był rzecz jasna obok sedesu. A na nim obecnie siedział Noel. Sam korzystał z kolejnych płatków. Ściągał ze swojego ciała ładnie pachnący żel, jednak tego było dużo. Misha spostrzegł, że mężczyzna wziął nieco więcej papieru, po czym przeciągnął nim po penisie. Lekko skrzywił się. Odciągnął napletek, żeby dokładniej pozbyć się kisielu. Wydawało się, że był w naprawdę niezbyt dobrym humorze. Misha spojrzał na półkę. Była… pusta. Rzeczywiście, miał kupić więcej rolek, ale zapomniał… Co znaczyło, że musiał podejść prosto do nagiego przyjaciela. Tylko czy miał wystarczającą odwagę?
- Misha? - zapytał Kirill gdzieś w oddali. Potem ściszył głos, chyba mówił coś do Kiry. Pewnie było mu szkoda materiałowych ręczników, które zaraz trzeba byłoby włożyć do prania.
- JUŻ - zawołał do Kirilla i podszedł do Noela. Podniósł wzrok i zogniskował go na rolce papieru toaletowego.
- Może jak wejdziesz do wody to będzie łatwiej? Tylko, tylko letniej nie gorącej, czy zimnej… Jak się poparzyłem kiedyś przy gotowaniu trochę na brzuchu i ręce to pomogło… - zasugerował ściszonym tonem do Dahla, ale zaraz odwrócił się tyłem i dosłownie chciał wystrzelić z łazienki. Widok kumpla od Fify w tym nowym świetle już wypalił mu się w pamięci.
- Lepiej na brzuchu, niż na kutasie - odpowiedział Noel.
Misha poczuł dziwne uderzenie gorąca na to niezbyt eleganckie słowo. Wyszedł z łazienki. Musiał obejrzeć się za siebie, aby zamknąć drzwi… Mężczyzna rzeczywiście wstał i stanął na palcach przed zlewem. Odkręcił kran i zaczął przesuwać mokrą dłonią po swojej męskości, chcąc zmyć z niej lepkość. I ta zaczęła się ożywiać, na co Misha uciekł czym prędzej.
- Najwięcej wypadków statystycznie ma miejsce w domu - poinformował go Kirill, przyjmując papier toaletowy od chłopca. Wnet podłoga zaczęła wyglądać trochę lepiej, jednak bynajmniej praca nie była skończona. - Przyniosłeś tyle papieru, że można tym najwyżej wysmarkać nos. Trzeba więcej - poinstruował go Kirill. Następnie mężczyzna spojrzał na swoją kobietę. - Pomogę ci przejść na kanapę. Dopóki nie odkurzę, nie wolno ci się z niej ruszyć. Nie chcę, żeby stało ci się coś w stopy - rzekł.
Misha uciekł od jednego nagiego mężczyzny do drugiego… Z tym że to nie był pierwszy raz, kiedy widział Kaverina bez ubrań, ze względu na jego ‘preferencje’ doboru garderoby i stosunku do chłodu. Nie rozumiał jaka była różnica. Nigdy nie zareagował tak na niego, traktował Kirilla z ogromnym szacunkiem. Noela zresztą też, był jego kolegą… Co się do diabła właśnie zmieniło? Miał wrażenie, że może coś mu zaszkodziło, choć tak naprawdę reakcja jego organizmu była dość jasna i oczywista. Nie był głupi, rozumiał co poczuł, tylko dlaczego?! Przecież nigdy czegoś takiego dotąd nie miał! Czuł tylko bardziej narastający wstyd, kiedy załapał, że zamiast wziąć całą rolkę, wziął z niej tylko nieco papieru… Bez słowa cofnął się w stronę drzwi do łazienki i otworzył je. Z jednej strony czuł poważny, głęboki opór, z drugiej - przyciąganie. Lęk, powoli ustępował fascynacji, choć usilnie to maskował i ogłuszenie i skołowanie doskonale mu w tym pomagały.
- Ja jeszcze po papier - wytłumaczył się, jakby to usprawiedliwiało wszystko.
Kiedy wszedł do środka… nie spodziewał się ujrzeć tego, co zobaczył. Noel stał wyprostowany na przeciwko niego. Spoglądał mu w oczy, odgarniając kilka niesfornych, czarnych kosmyków za ucho. Dłuższe włosy musiały go teraz irytować. Misha spojrzał na jego ładnie zarysowane mięśnie klatki piersiowej i brzucha. Noel był bardzo proporcjonalnym i ładnie zbudowanym mężczyzną, jednak chłopiec powstrzymał wzrok i nie zsunął go już niżej.
- I jak to wygląda? - zapytał Dahl, lekko rozszerzając nogi. - Bo wciąż piecze, choć teraz przynajmniej się już nie lepię - westchnął. - Twoje oparzenie na brzuchu wyglądało lepiej, czy gorzej?
Noel chciał, aby Misha podszedł bliżej i spojrzał wprost na jego męskość… Jak powinien zareagować? Dostosować się do prośby? Mógłby spojrzeć na niego wprost, nie po kryjomu… Ta świadomość dostarczyła mu kolejnego uderzenia gorąca. Z drugiej strony… przecież nie był lekarzem. Czy to nie byłaby bardziej naturalna reakcja, gdyby wyminął go, wziął papier i zasłonił się tym, że Kirill potrzebował go w kuchni bardziej?
Misha spuścił wzrok na jego męskość. Ocenił czy był bardzo poparzony, czy też nie.
Męskość Dahla była czerwona, jednak nie na tyle, by miało to mieć jakieś poważne konsekwencje. Na pewno nie musiał z tym iść do lekarza. Nie poparzył się wrzątkiem, tylko już nieco ostudzonym kisielem. Choć w tak wrażliwym miejscu, że mogło to naprawdę doskwierać… Jednak obecnie Noelowi doskwierało nie tylko poparzenie, ale również erekcja. Była bardzo duża, żylasta i dziwnego kształtu, gdyż wcale nie była najgrubsza w żołędzi. Nieco zakrzywiona do góry, ale nie pod szczególnie niestandardowym kątem. Misha powtórzył w głowie spostrzeżenie, że sam wyglądał zupełnie inaczej… Może to dlatego tak bardzo zastanowiło go ciało przyjaciela. Nie musiał mieć żadnych nieczystych, nieodpowiednich pobudek… Tak sobie powiedział.
Rasputin podniósł wzrok znów do oczu Noela.
- Myślę, że jakiś krem aloesowy, albo coś z apteki łagodzącego i będziesz zdrów. Nie wygląda źle. Porównywalnie… - powiedział, ale dostał wypieków i opuścił głowę na skos w dół. Przeszedł obok Noela uważając, by nie dotknąć go nawet kawałkiem koszulki która miał na sobie i dostał się do sedesu i papieru. Wziął całą rolkę, jakby była granatem, po czym chciał wyjść z łazienki. Czuł, że było mu już tak gorąco, że aż dostał wypieków, a to było niebezpieczne. Za bardzo widoczne. Dotknął po drodze brzegu umywalki, bo była chłodna. Jakby chcąc się chociaż tym ostudzić. Ruszył znowu do drzwi, sztywnym krokiem.
- Sam jestem sobie winien - Noel westchnął, spoglądając na swoje odbicie w lustrze.
Misha wrócił do Kirilla. Jego siostra była już bezpieczna na kanapie.
- Dziękuję - powiedział Kaverin, ścierając białe plamy, które dotarły aż pod okno. Rasputin ocenił, że trzeba będzie teraz tylko umyć podłogę i może rzeczywiście odkurzyć pomieszczenie. - A jak się czuje Noel?
“Jest jedno miejsce, w które nigdy się nie kaleczyłem”, zostawił tę myśl dla siebie.
Misha mruknął.
- Dochodzi do siebie… Znaczy, myślę, że już lepiej, ale będzie potrzebował jakiegoś kremu… To ja w sumie może pójdę do sklepu, bo zapomniałem papieru więcej i kupię też kuchenny i zahaczę o aptekę… - znajdował kolejne wymówki, by opuścić mieszkanie. Tak. Zima pomoże mu ochłonąć, albo miał taką tylko nadzieję. Ruszył, żeby znowu zacząć się ubierać i wyjść. Do sklepu i apteki nie było daleko, bliżej niż do tego, gdzie był chwilę temu… Papier i krem… - powtarzał sobie w myślach, ale obrazy męskości Dahla kłębiły mu się teraz w głowie. Ciekawe czy była gorąca? Jak bardzo twarda? Jaka w dotyku? Zadawał sobie pytania i wcale nie pomagały w niczym.

Wrócił za jakieś piętnaście minut. Musiał co najmniej chwilę iść dość szybko.
- Wróciłem… - oznajmił od drzwi. Obawiał się tego co zobaczy w salonie, gdy wejdzie z zakupami, po raz drugi.
Był to tylko Kirill z odkurzaczem. Dokładnie przeczesywał dywan. Siostra Mishy wydawała się trochę nieszczęśliwa na tej kanapie, niczym uwięziona księżniczka. Na pewno chciała pomóc, ale przecież nie mogła.
- Telewizor się przepalił - westchnęła. - Tak mi powiedział Kirill.
Misha zerknął na czarny ekran. To znaczyło, że nie będą już mogli grać na konsoli…!
- Jak to… Przepalił… - zapytał zaskoczony i nieco smutny Misha. Rozebrał się z rzeczy wyjściowych, po czym ruszył do kuchni, zostawił tam papier kuchenny. Podszedł do drzwi toalety. Na samą myśl o pomieszczeniu i co mogło się w nim dziać, już znowu kręciło mu się w głowie.
- Noel dalej tam jest? - zapytał Kirę i Kirilla wskazując na łazienkę.
- Nie, wrócił do siebie - powiedział Kaverin. - Do hotelu. Był zdenerwowany. Nie dziwię mu się. Wyszedł z łazienki tylko po to, aby zobaczyć przepalony telewizor. Chyba naprawdę lubił tę grę - rzekł, wyciągając wtyczkę z prądu. - Chyba już jest bezpiecznie, ale stąpaj ostrożnie - rzekł do Kiry, jakby ta zamierzała wyskoczyć na kuchenną podłogę i od razu zatańczyć na niej sambę.
- Oh… Bo kupiłem mu maść i krem… Zanieść mu? Raczej nie poszedł dalej niż do siebie w tym stanie… - zauważył Misha. Powinien tam iść? Noel miał telewizor w swoim pokoju hotelowym, ale z drugiej strony jego serce znowu zaczęło walić jak oszalałe. On i Noel sami w jakimś pomieszczeniu, to było zdanie podwyższające temperaturę otoczenia z Rosyjskiej na Afrykańską w dwadzieścia sekund. Z drugiej strony… Dahl będzie miał już na sobie ubrania. Raczej nie szedł nago przez ulicę. A kiedyś przecież musieli się znowu zobaczyć.
- Jeżeli Kira nie ma nic przeciwko - odpowiedział Kirill. - Równie dobrze możesz zanieść tam tę konsolę, bo tu na razie będzie niepotrzebna. Będziemy musieli wybrać się po nowy telewizor - westchnął. - Ale to w sumie dobra pora na tego typu zakupy, bo pewnie będą po świętach chrześcijańskich jakieś obniżki - rzekł. - Poza tym… coś się stało, Misha? - przeniósł wzrok na chłopca.
- Nie, wszystko jest ok… - powiedział chłopak.
- Chcesz tam iść? Może najpierw do niego zadzwoń… - zasugerowała Kira.
- Trochę się zmartwiłem telewizorem, ale rzeczywiście, Noel ma w hotelu też… - tymczasem Misha kontynuował odpowiedź, wykręcając się tym tematem. Ruszył do swojego plecaka i zaczął tam pakować konsolę i gry, a także zakupy dla Noela. Wziął też komórkę. Znalazł numer do Dahla. W końcu często spędzali tu ze sobą czas, mieli już swoje telefony…
- To nie twoja wina, telewizor był już stary - Kaverin starał się uspokoić chłopca. - Był tutaj od początku, chyba wcześniej służył na dole w O’Hooligans, ale kupiono duży większy i płaski - mruknął.
Noel długo nie odbierał. Misha już miał zrezygnować, kiedy usłyszał głos mężczyzny.
- Znowu coś się stało? - zapytał. - Wyszedłem w dobrym momencie - zażartował, po czym cicho syknął.
- Co? Znaczy… Ym, nie… Po prostu byłem w aptece i kupiłem ci coś na oparzenia… Aha, telewizor się przepalił jak mnie nie było… Kirill mówi, że był już stary… Zasugerował, żebym może na razie wziął do ciebie konsolę... - zapadła chwila ciszy, gdy Misha przypominał sobie co ma powiedzieć.
- Mogę wpaść, czy jesteś zajęty? - przypomniał sobie wreszcie.
- Jestem zajęty cierpieniem. Jeżeli nie chcesz, żebym zrobił ci krzywdy, to przynieś jeszcze coś słodkiego - powiedział Noel. - Świąteczny marcepan, schowałem trochę pod zlewem za wiaderkiem z ziemniakami - szepnął tak, jak gdyby wyjawił swoją największą skrytkę. - Miło z twojej strony, że o mnie pomyślałeś - rzekł już głośniej tonem sugerującym, że tak naprawdę nie miało to dla niego aż tak dużego znaczenia. - I koniecznie przynieś konsolę, odwróci moją uwagę od odczuwania… mam nadzieję - mruknął.
Misha kiwnął głową odruchowo.
- Dobra… To za chwilę wpadnę… - powiedział, po czym się rozłączył i trochę pospiesznie poszedł do kuchni zatrzymał się przy zlewie. Co on robił? Po co chciał tam iść? W ogóle jaki to miało sens? O co mu do licha chodziło, bo nie rozumiał własnych reakcji? Czuł jak mu się dłonie spociły i wytarł je o spodnie wsadzając komórkę do kieszeni. Wyciągnął marcepan ze skrytki i zapakował do plecaka ostrożnie.
- To ja idę, wrócę później… Odpoczywajcie sobie, dobrze? - powiedział do Kiry i Kaverina. Wiedział, że wrócili wycieńczeni w nocy i że chyba stało się coś bardzo złego, choć omijano przy nim ten temat. Czuł się nieco urażony, ale rozumiał też, że to zapewne w jakiś sposób ma go chronić. Zamknął plecak, który zrobił się trochę ciężki.

Wyszedł z mieszkania, po schodach do O’Hooligans, po czym ruszył w drogę do hotelu Dahla. Podejrzanie podekscytowany i równie mocno zestresowany i napięty.
Dosłownie kolejny budynek obok baru był hotelem, w którym zatrzymywał się mężczyzna. A Boutique Hotel. Misha już kilka razy tutaj przebywał. Wiedział, na którym piętrze zatrzymywał się mężczyzna. Recepcjonistka go nawet nie zatrzymywała. Noel przebywał w apartamencie Junior Suite i wnet winda zatrzymała się na odpowiedniej kondygnacji. Chłopiec ruszył korytarzem w lewo. Stanął przed pokojem numer czterdzieści.
Misha już nie reagował tak jak gdy pierwszy raz zobaczył wnętrze hotelu, w którym zamieszkał Noel. Przywykł do luksusu i jego elegancji. Z jakiegoś powodu osoba Noela w tym miejscu kojarzyła mu się z ekscentrycznym pisarzem, lub muzykiem na tajnych incognito wakacjach. Kiedy znalazł się przed drzwiami jego pokoju, zawahał się na moment. Zamknął na moment oczy, po czym zapukał, pięć razy i potem jeszcze dwa, wybijając zabawny rytm. Opuścił rękę i czekał. Ściągnął czapkę z głowy. Potargała mu włosy, ale tylko przesunął przez nie ręką i potargał je jeszcze bardziej, ale w bardziej estetyczny sposób.
- Cholera, już przyszedł - usłyszał niezbyt entuzjastyczne powitanie. - Czekaj, zaraz ci otworzę drzwi - Noel powiedział nieco głośniej.
Usłyszał kroki. Wnet szczęknął zamek i rozwarła się szczelina, w której Misha zobaczył twarz kumpla. Wydawał się lekko zmęczony i zirytowany.
- Wchodź - rzekł i cofnął się, robiąc mu miejsce. - Jeszcze tego mi brakowało - mruknął i wystawił dłonie.
Nie wyglądały zbyt dobrze. Misha wiedział, co się stało, już niejednokrotnie to widział u Noela objaw Reynauld. Palce mężczyzny niejednokrotnie robiły się zaczerwienione i lekko spuchnięte na skutek nagłych zmian temperatur i stresu. Podobno miał to po mamie.


Misha wszedł do środka.
- Miałem być później? - zapytał. W sumie przez telefon Noel nic o tym nie mówił i teraz poczuł się trochę zmieszany. Ściągnął kurtkę i buty, a następnie szalik i wsadził do szafy. Co jak co, ale porządku po Mishy można się było spodziewać zawsze. Wziął torbę. Zerknął na ręce Noela.
- Nie martw się, mówiłem, że wszystko będzie ok… - powiedział i jeszcze tylko przeszedł się, sprawdzając, czy to może nie od zimna. W hotelu było ciepło, ale na dworze zimno. Pewnie to przez amplitudę temperaturą nastąpiło uaktywnienie choroby.
- Wziąłeś już coś na to? - zapytał, bo w końcu Noel świadomy swojej dolegliwości pewnie miał jakieś leki… Albo chociaz maść rozgrzewającą. Misha położył plecak na stoliku i zaczął wyciągać z niego rzeczy. Najpierw marcepan, potem leki dla Dahla i na końcu gry i konsolę, którą zaniósł na biurko przy oknie. Pomieszczenie wyglądało przytulnie, ale i na swój sposób chłodno.
- Czy może coś ci jeszcze przynieść, co potrzebujesz? - zapytał. Był spięty, ale już chyba pierwsze uderzenie mu minęło. Misha nadal czuł się oszołomiony, ale efekt dziwnych odczuć trwał już jakiś czas i powoli się z nim oswajał… A przynajmniej już tak nie stresował ich obecnością, chociaż nadal były dziwne.
- Nie jestem pewien - odpowiedział Noel. - Mam nadzieję, że wystarczy posmarować. Wolałbym nie chodzić z opatrunkiem - mruknął. Następnie rozwarł usta. - Wsadzisz mi tego marcepana - rzekł. - Nic nie złapię w tej chwili palcami. A potem możesz podłączyć konsolę.
Usiadł na łóżku, na przeciwko którego był ekran. Zamknął usta, bo czuł się trochę głupio, kiedy uzmysłowił sobie, że Misha przecież najpierw będzie musiał przejść ten cały dystans, zanim go nakarmi.
- Nie dokończyłem kisielu - cicho usprawiedlił swój głód.
Misha zagotował się momentalnie. Po pierwsze wizja wkładania czegoś do ust Noelowi z jakiegoś powodu eksplodowała w jego umyśle tęcza kolorów… Chwilę później uświadomił sobie, że będą jak zwykle siedzieć na łóżku, jak czasem gdy coś oglądali, jak jeszcze nie było konsoli. Tylko teraz to już nie było jak wtedy… Teraz to było dla niego jakoś ‘inaczej’. Rasputin poszedł do stolika. Wziął z niego tubkę marcepanu, po czym przyszedł z nią do Noela.
- Proszę - powiedział czekając, aż ten weźmie ją w usta.
Marcepan oblany czekoladą miał kształt tubki. Noel nachylił się i rozwarł wargi, po czym zacisnął je na słodyczy… jego głowa zagłębiała się dalej i dalej. Misha musiał odwijać sreberko, bo na nie chyba Noel nie miał ochoty. Wreszcie Dahl przyjął całe dziesięć centymetrów i cofnął się. Zaczął przeżuwać. Miał wypełnioną całą buzię. Następnie przeniósł wzrok na konsolę i coś mruknął.
Misha puścił sreberko i odwrócił się do tv pospiesznie, po czym zaczął kręcić się i szukać wejść odpowiednich do podpięcia konsoli.To nie było takie proste ze względu na usytuowanie telewizora, no i przy drżących dłoniach.
- W sumie to zjadłeś cały kisiel, tylko nikt ci nie powiedział, że tamtędy nie przyjmuje się pokarmu do organizmu… - zażartował, chcąc się rozładować, ale nie szło. Choć żart był typowo złośliwy, ale i zabawny jak zawsze z jego strony.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:02.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172