Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 25-03-2020, 20:37   #531
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację



- Widzę - powiedział Kirill. - Zazwyczaj jak ludzie siwieją, to nie ma już dla nich ratunku. Prasert przywraca mu młodość.
Zamilkł na chwilę.
- To chyba nie był bardzo zabawny żart - mruknął. - Jestem wykończony - westchnął.
Privat robił delikatne, niezbyt nachalne rzeczy, które miały sprawić, żeby w oczach Joakima był jeszcze bardziej atrakcyjny. Prężył się tak, aby uwidocznić mięśnie brzucha, lekko rozchylał wargi, spoglądał na niego przez przymrużone oczy, nieznacznie poruszał miednicą zgodnie z rytmem Joakima.
- Przypomina mi trochę czarną wdowę - mruknął Kirill do Alice. - Znajdzie męża, zrobi mu dobrze, zabierze jego pieniądze, zabije go i odejdzie do następnego.
- Że który? - zapytała skonsternowana Alice. Obaj mieli ciemne, czarne włosy i aurę tego typu.
- To chyba też miał być żart… - zażartowała. Westchnęła i pogłaskała go po ramieniu.
- Przynajmniej my mamy czyste, nieskalane serca - Kirill mruknął i uśmiechnął się lekko. - Joakim uprawia seks dla przyjemności. Dla Praserta to natomiast instrument, żeby osiągnąć to, czego pragnie.
Privat przesunął wzrok na nich.
- Zdajecie sobie sprawę, że jesteście tylko metr dalej od nas, prawda? - zapytał.
W jego mniemaniu Alice i Kirill zachowywali się trochę tak, jak gdyby byli w domu i oglądali pornosa na ekranie telewizora, komentując. Słyszał każde ich słowo! Joakim pewnie też, ale dla niego liczyło się to, że Prasert mu dawał, a on mógł go brać.
- O patrz… Jeden odzyskał słuch… - zażartowała Harper. Zerknęła na Privata. Potem zerknęła na Joakima i na to jak w niego wjeżdżał.
- W życiu nie widziałam porno w internecie… Teraz nadal nie będę musiała… Mam was… - oznajmiła i parsknęła.
Kirill zrobił minę sugerującą, że nie do końca wie, jak się do tego ustosunkować. Pomyślał, że tak właściwie wcześniej zrobił dla niej spektakl, biorąc Joakima. Rzeczywiście, Alice miała trochę racji. Joakim natomiast lekko przyspieszył i po chwili doszedł. Wyszedł z Praserta i opadł na niego. Przytulił się do niego. Privat uśmiechnął się lekko i pogładził go po włosach.
- Dobry pies - powiedział. - Dobry, dobry pies.
Joakim otworzył oczy. Akurat znajdował się w takiej pozycji, że patrzył prosto na Alice i Kirilla. Milczał przez chwilę, po czym zaszczekał. Nie był w nastroju, żeby się obrażać za takie porównania.
To sprawiło, że Alice poczuła się zazdrosna… Tylko nie była pewna czy o Joakima, czy o Praserta, czy o nich obu. Szczekający Dahl… Oraz fakt, że brał ją wcześniej od tyłu, w jakiej pozycji ją stawiał? Suki? Alice aż zadrżała wyrzucając takie skojarzenie. Zamknęła na moment oczy.
- Czy ktoś wie gdzie jesteśmy? - zapytała wreszcie.
- Czy mamy nastrój teraz na myślenie i eksplorację? - jęknął Kirill. - Chciałbym wrócić do domu i spać przez jakiś tydzień.
- Dzisiaj już było dość eksploracji - uśmiechnął się lekko Joakim.
Prasert lekko zadrżał. Energia Alice była bardzo łatwo przyswajalna. Natomiast ta Joakima zdawała się kompletnie inna. Poczuł lekkie nudności i zawroty głowy, jednak trzymał się jakoś. Zastanawiał się, co zrobi z esencją śmierci. Nie chciał nikogo przypadkiem zabić, wypuszczając w świat szczególnie toksyczny rój owadów, czy coś w tym stylu. Może będzie mógł utkać z siły Aliotha miotacza ognia dla Nagi? Albo wyrzutnie atramentu dla Agana, czy coś w tym stylu? To było dość ekscytujące.
- A masz jakiś pomysł? - Kirill zapytał Alice. - W sensie, gdzie jesteśmy.
- Nie mam pojęcia… Ale nim się tu znalazłam, widziałam tarczę z wyrysowanym Wielkim Wozem i rozpalonymi na niej naszymi gwiazdami - zauważyła.
- Ciekawe - mruknął Kaverin.
Joakim zwalił się na bok. Teraz leżał obok Praserta. Kirill puścił Alice i również położył się. Miał wrażenie, że każdy centymetr jego ciała był nadwrażliwy.
- Może to jakaś wspólna sfera w Iterze - zaproponował. - Każdy z nas ma swoją własną, może też mamy jedną wspólną. Czy to nie ekscytujące…? - zapytał niezbyt podekscytowanym tonem.
- Chyba na jeden dzień mamy już wszyscy dość ekscytacji - zaśmiał się Dahl.
- Tak… Teraz dla zrównoważenia, przynajmniej pół miesiąca musimy być wszyscy super poważni i powściągliwi… - zażartowała. Zerknęła przy tym na Joakima i Praserta, ciekawa ich reakcji. Tak właściwie… Kirill z tak piękną dziewczyną też mógł mieć to za wyzwanie.
- Tak sobie myślę, że zdradziłem moją dziewczynę i nawet nie wiem, jak to się zdarzyło - mruknął Kaverin. - Skoro nie miało to miejsce na Ziemi, to może nie wydarzyło się naprawdę? - zaproponował lekko nieśmiałym, słabym głosem.
Joakim zaśmiał się.
- Jesteś księdzem, przecież nie możesz mieć dziewczyny - zażartował. Nie wiedział, kiedy Kirill zrobił się taki zabawny.
Kaverin zagryzł wargę. Joakim to zauważył i przesunął wzrok na Alice. Miał w oczach znaki zapytania.
- Nie patrz tak na mnie… Niech sam ci powie… Też się dopiero dowiedziałam… Niedawno - powiedziała powoli.
Joakim zamilkł i trochę posmutniał, choć nie było to widoczne na pierwszy rzut oka. Uświadomił sobie, że to były rozkoszne chwile… ale niczym chwile… dobiegły końca. Zaraz wrócą do swoich żyć. Kirill w ramiona jakiejś dziewczyny, Alice ruszy do Trafford Park, Praserta nie zobaczy przez kilka miesięcy… zresztą po co mieliby się widzieć, ledwo co się znali… A na niego czekała Antarktyda oraz Alicia. Czuł się trochę tak, jak dziecko podczas ostatniego dnia wakacji. Tuż przed powrotem do znienawidzonej szkoły. Cała magia zaraz pryśnie.
- Było całkiem miło. Dziękuję wam za to spotkanie - powiedział.
Alice zauważyła jego pogorszenie nastroju. Może nie miał go wprost wypisanego na twarzy, ale była wyczulona na takie rzeczy. Przechyliła się w jego stronę.
- Joakimie… - powiedziała cicho. Nie po to by zwrócić na siebie jego uwagę, albo coś mu przekazać w dalszej części wypowiedzi. Chciała go wesprzeć i właśnie po to zmusiła się do podniesienia do siadu i pogłaskała go po ramieniu. Czule.
Dahl usiadł i obrócił się do niej bokiem. Nie chciał zrobić się emocjonalny, bo to by go zawstydziło. Czuł smutek, że to się skończyło, ale też dzikie szczęście, że w ogóle się wydarzyło. Nigdy nie sądził, że przeżyje coś takiego z nią i Kirillem, a Prasert okazał się wspaniałym deserem.
- Przepraszam, sam nie wiem, co mam czuć - mruknął. - To dużo. To, co się tu wydarzyło. Nawet dla mnie. Będę musiał to sobie ułożyć w głowie.
Alice trochę go rozumiała.
- Pewnie musisz znów wyjechać prawda? - zagadnęła go. Domyślała się, że nie zostanie w Petersburgu na długo i pewnie stąd mógł być jego nastrój, który się pogorszył.
- Tak. Niestety. Ale wrócę. Tak myślę.
Kirill zagryzł wargę.
- Nie chcę psuć nastroju, ale zdajecie sobie sprawę, że wasza dwójka jest na skraju śmierci, prawda? Może już nie żyjecie. Nie ma sensu martwić się przyszłością, jeśli może być już po teraźniejszości.
Prasert roześmiał się.
- Lubię go. Cholera, lubię go - rzekł, i przetoczył się na brzuch. Sam czuł się zmęczony. Tak właściwie nie dotarła do niego wiadomość Kaverina. Rozśmieszył go sam ton i timing.
- Co masz na myśli, że jesteśmy na skraju śmierci? - zapytała. Próbowała sobie przypomnieć cokolwiek, ale kompletnie nie mogła do niczego w tej kwestii dojść. Ostatnie co pamiętała to Camille i pustynia, ale to też było raczej w innym wymiarze, a wcześniej, to Joakim w sypialni Kirilla… zmarszczyła brwi.
- Ech… - mruknął Kaverin. - Bo widzisz… - zaczął, ale zamarł nagle. - Co… co się dzieje… z tobą? Wszystko w porządku, Alice?
Rzeczywiście, Harper zaczęła odczuwać dziwne skurcze brzucha… Potem nadszedł ból. Wzdłuż jej kręgosłupa przeszedł silny, elektryczny prąd. Nie było w nim nic przyjemnego.
- Alice? - Joakim zwrócił na nią wzrok. - Alice?!
Prasert nie wiedział, co się dzieje. Również usiadł. To wszystko przypominało sen szaleńca…
Harper przytknęła dłonie do podbrzusza. Spojrzała w dół. Zrobiła się cała blada.
- Boli… - wysapała. Wystraszyła się. Czy w tej sferze coś mogło stać się z jej dzieckiem? Pomyślała o klątwie, którą na nią rzucono. Wzdrygnęła się cała, ale nim znowu coś powiedziała nadszedł kolejny skurcz bólu i cała aż się skuliła.
Kirill pojawił się po jej lewej stronie. Chwycił ją za rękę. Joakim natomiast złapał ją za prawą dłoń. Prasert czuł się niepewnie i zajął miejsce niedaleko nóg kobiety. Niezręcznie chwycił ją za stopę, po czym puścił.
- Co się stało? - zapytał Dahl.
Alice poczuła wilgoć spływającą jej po udach. Dziwny płyn wydobywał się z jej dróg rodnych. Był różowy, jakby podbarwiony krwią. Privat wyciągnął dłoń i dotknął go opuszkami palców. Spojrzał na nie. Czy to był… brokat? Chyba nie, ale niepokojąca wydzielina rzeczywiście błyszczała i się mieniła.
- Boże… Chyba umrę… - wysapała pomiędzy skurczami. Czuła się fatalnie. I panicznie się bała. Nie chciała, żeby okazało się, że ingerencje wszystkich Gwiazd w jej organizm jakoś wpłynęły na jej ciążę.
- Ono żyje? Żyje, prawda?! - zawołała panikując i teraz spojrzała na Praserta, jakby był wyrocznią w temacie życia. Właściwie… Był najlepszą.
Widziała w oczach Privata niepewność.
- To dość skomplikowane - powiedział. - Widzisz, przeniosły się tutaj wszystkie Gwiazdy, ale to dziecko… nie jest Gwiazdą. Pewnie zostało w twoim ciele. W sensie na Ziemi… Tutaj go nie poronisz.
A jednak coś wypływało z Harper. I wtedy przeszedł przez jej ciało bolesny, niemożliwy do opanowania skurcz.
Alice zrobiło się aż biało przed oczami i krzyknęła, a potem głos uwiązł jej w gardle kiedy po prostu z bólu zabrakło jej tchu. Cała aż zadrżała z bólu. Zapłakała. Wbijała paznokcie w rękę Kirilla i Joakima. Nawet nie wiedziała jak mocno.
- Rozszerz nogi! - krzyknął Prasert.
Chwycił ją za kolana i tak właściwie sam to zrobił.
- Przyj! - krzyknął. - No dalej! Widzę… widzę coś… - zawiesił głos.
Rzeczywiście, pomiędzy udami Alice pojawiło się coś, czego wcześniej nie było. Wychodziło z jej pochwy, rozpychając ją. Ona… rodziła. Ale co takiego?
Rudowłosa była w szoku, ale wzięła trzy głębokie wdechy, po czym wedle zalecenia Praserta, zaczęła przeć. Co tylko sprawiło jej więcej bólu. To wydarło z jej piersi krzyk. Nie wiedziała co ma robić z rękami i nogami, chciała kopać, ale z drugiej strony bała się, że ruch tylko pogorszy ból więc kuliła palce u stóp, ale puściła nieco palce, by nie podrapać mężczyzn do krwi.
- Widzę… widzę główkę! - krzyknął Prasert. - To chyba główka - mruknął ciszej. - Och tak, to na pewno główka! Ale czego…? - zmarszczył brwi.
- Czy to się dzieje naprawdę? - Joakim zapytał Kirilla.
Ten zerknął na niego i wzruszył ramionami. Chyba na tym etapie był w stanie zaakceptować wszystko. Harper rodząca znienacka było tylko kolejnym punktem na liście wydarzeń tego dnia.
- Wyskoczył! - krzyknął Privat i schylił się. Wziął dzieciątko w ręce. - Chcesz zobaczyć, mamusiu? - zapytał.
Uśmiechał się, więc chyba nie urodziła antychrysta.
Alice była oszołomiona. Cała spocona i zmęczona.
- Daj… - poprosiła mimo wszystko podnosząc ręce i próbując się podnieść do siadu, ale nie miała siły. Piszczało jej w uszach.
Prasert wstał, ale wtedy stworzenie wymsknęło mu się z rąk. Upadło.
- Oj… - jęknął. - Och, wszystko w porządku. Otrzepuje się!
Następnie Alice poczuła ciężar na swoim podbrzuszu. Stworzenie przeskoczyło na brzuch, a potem na jej piersi. Było mokre od różowego płynu, ale ten zaczął wysychać, pokazując małego, uroczego liska. Miał białą sierść i fioletowe uszka. Trzy ogony o perłowym, różowawym kolorze. Wokół szyi futro miało inny kolor i układało się na podobieństwo chusty. Uwagę zwrócała plamka na czole oraz duże, czarne oczy. Błyszczały czterema kolorami… złotem, srebrem, bielą i błękitem.


- Jaki on jest słodki… - powiedziała i przytuliła liska.
- Ja go urodziłam… Ale oczy, to ma po wszystkich… winowajcach - zauważyła lekko rozbawiona.
- To moje najbardziej urodziwe dziecko - powiedział Joakim.
- To moje jedyne dziecko, którego nigdy nie powinienem być w stanie spłodzić - mruknął Kirill.
- Ładne - mruknął Prasert. Smok, kraken, teraz lis… musiałby skłamać, mówiąc, że był pod wrażeniem. Nie chciał jednak psuć entuzjazmu innych.
Lisek lekko zakręcił trzema ogonami, uśmiechając się do swojej mamy.
- Tylko nie mów mi, że jesteś głodny, nie wiem co jadasz… - powiedziała do uśmiechniętego liska. Pogładziła go po głowie.
- Hmm… Jakby cię tu nazwać… Musisz mieć adekwatne, Gwiezdne imię… - powiedziała. Nadal nie miała siły usiąść. Leżała.
- Hmm… - zastanowił się Joakim.
- Nie wiem, nie pasuje mi do niego jakieś szczególnie eleganckie, eteryczne imię - powiedział Kirill. - Nazwałbym go Pan Ogonek, czy coś w tym stylu.
- Jeśli go tak będziesz nazywał, będę tak nazywać twój penis - ostrzegła go.
Kirill roześmiał się.
- Nazwijmy go w takim razie Pan Kutasek - powiedział.
Lisek zakręcił ogonkami, kompletnie nieświadomy, że nie był traktowany z pełnym szacunkiem. Nachylił się i polizał Alice w policzek. Zostawił na nim brokatowy ślad.
- Albo… - Prasert zastanowił się. - Fiolecik. Bo ma trochę fioletu. “Weźmy Fiolecika na spacer”. Brzmi rozsądnie.
Alice zaśmiała się, bo otarła lekko policzek i zauważyła brokatowy ślad.
- Hm… A to w sumie chłopczyk, czy dziewczynka? - zapytała, po czym spróbowała podnieść liska w górę, chcąc się dowiedzieć. Poza tym, chciała pogłaskać jego futerko.
Okazało się, że niczym pluszak, lisek nie miał żadnych narządów rozrodczych. Ani męskich, ani damskich.
- Tak właściwie to on wcale nie żyje - powiedział Prasert po chwili. - To jest bardziej… duch.
- Tak, jak ten jeleń? Pamiętasz, Alice? - zapytał Kirill. - Stworzyliśmy kiedyś jelenia.
- Mhmm… To niech się nazywa Zorza… Może? - zaproponowała. Przytuliła liska. Westchnęła zadowolona.
- Jak na ducha sprawił mi całkiem sporo bólu… Ale biorąc pod uwagę okoliczności poczęcia… Coś musiało wyjść z tego miksu genów… Lisek z brokatową śliną… Dobrze, że nie jednorożec - zauważyła.
- Albo Zodiak - powiedział Prasert. - Gdyby to była dziewczynka, to mogłaby być Zorza. Bo rzeczywiście, widziałem tutaj zorzę, więc pasuje. A dla chłopca pasuje Zodiak.
Lisek polizał raz jeszcze Alice. Następnie zeskoczył na bok. Zaczął się krztusić. Po chwili wykasłał… srebrny stoper. Pacnął go dwa razy łapką. Wtem obiekt wzleciał w powietrze. Tarcza zegara rozrosła się i stała półmaterialna. Lisek wskoczył w nią i zniknął. Musiał to być jakiś portal.

Już go nie było.

- Prawdziwe dziecko - rzekł Joakim. - Dasz mu życie, będziesz się nim opiekował, wychowywał, dbał o nie, a pewnego dnia po prostu bez słowa zniknie i nie odwdzięczy ci się za ten trud w żaden sposób.
Prasert i Kirill zaśmiali się.
- Ah to ojcowskie poczucie humoru… - powiedziała i pokręciła głową. Podniosła się cudem do siadu. Rozejrzała się.
- Na pewno polecał gdzieś z misją… - powiedziała. Następnie spróbowała dłonią przegarnąć włosy. Czuła się po tym nieoczekiwanym porodzie w kompletnym nieładzie. Spojrzała na trzech mężczyzn, po czym złączyła wreszcie uda.
- Wracamy? - zapytał Kirill. - Do domu?
Joakim wydął usta. Nie miał wcale na to do końca ochoty, jednak zdawał sobie sprawę, że nie mogli tutaj zostać na zawsze.
- Tak właściwie to jak? - zapytał. - Złapiemy się za ręce i…
Prasert wzruszył ramionami.
- Możemy spróbować - powiedział.
- To zawsze jakaś opcja… - stwierdziła. W sumie nie miała pojęcia jak tu trafili, więc nie miała pomysłu jak powinni się stąd wydostać. Najwyraźniej w tym stanie nie była osamotniona, więc chociaż to ją nieco napawało spokojem. Wyciągnęła dłonie do Kirilla i Joakima, których akurat miała dalej po swojej prawej i lewej stronie.
- Cudownie, seans - mruknął Prasert.
Złapał dłonie Kaverina i Dahla. Którzy z kolei chwycili Alice. Stali nadzy i brudni, trzymając się za ręce. Zmęczeni, ale uspokojeni. Czy Kirill miał rację? Czy naprawdę byli na skraju śmierci, lub też nie żyli? Alice i Joakim zastanawiali się na ten temat jednocześnie… aż zniknęli. Razem z Privatem i Kaverinem.
 
Ombrose jest offline  
Stary 25-03-2020, 20:37   #532
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację

Alice czuła ciepłą wodę, która oblewała jej ciało wokoło. Otworzyła oczy. Ujrzała łazienkę nad O’Hooligans. Leżała w wannie. Obok niej na krześle siedziała Jenny. Chyba starała się opiekować się nią, jednak zasnęła, opierając głowę o umywalkę. Panowała kompletna cisza, nie licząc szumu strumienia cieknącego z wanny.
Rudowłosa była lekko zdezorientowana. I czuła się osłabiona i zmęczona. Nie tak, jak po seksie, który jej się przyśnił… Czy to był sen, który sobie uroiła? Czy to dlatego, że była w tej wannie, zapewne z jakiegoś logicznego powodu? Spróbowała usiąść. Strąciła niechcący ręką jakiś żel na podłogę… Co narobiło trochę hałasu.
Jenny ocknęłą się. Otworzyła oczy.
- Alice…? - zapytała niepewnie.
Zastygła w bezruchu. Jakby niepewna, czy jej się nie przyśniło to, że Harper najwyraźniej wróciła do żywych. Wolała nawet się drgnąć, żeby nie zaszkodzić temu cudownemu mirażowi przed jej oczami.
- Co się dzieje Jenny? - zapytała. Najwyraźniej nie była mirażem. Zdołała usiąść, ale kosztowało ją to strasznie dużo siły.
De Trafford wnet poruszyła się. Przybliżyła się do wanny szybko i wyciągnęła dłonie w stronę Harper. Przytuliła ją.
- To zadziałało - szepnęła. - Thomas cię uratował…! Nie mogę w to uwierzyć.
Alice czuła lekki zapach alkoholu, który z niej bił, jednak Jenny bez wątpienia w dużej mierze zdążyła już wytrzeźwieć po Sylwestrze.
- Thomas? Co masz na myśli? Gdzie on jest? A Kirill i Joakim? Gdzie są wszyscy? - zapytała. Też przytuliła Jenny. Chwilę tak trwały, po czym blondynka cofnęła się.
- Jesteś całkiem mokra. Ja też zaraz będę - zaśmiała się lekko. - Nic nie pamiętasz? Jaka jest ostatnia rzecz, którą pamiętasz? - zapytała.
- Mmm sny które miałam, a wcześniej, Joakim w pokoju Kirilla - powiedziała.
- No to ja nie wiem, jakie sny. Może niektóre z tych snów zdarzyły się naprawdę. Wyskoczyłaś z kryształu nad Ermitażem. Nieprzytomna. Złapał cię Noel, ale IBPI go zatrzymało po drodze, a ty byłaś prawie naga na tym mrozie. Dostarczył cię tutaj w ciężkiej hipotermii. Pewnie byś umarła, ale Kirill zatrzymał twoje ciało… w czasie… żeby Thomas mógł wytrzeźwieć. I to zrobił i skorzystał ze swojej mocy. A potem pojechał do szpitala, do którego trafił Joakim. Żeby mu pomóc. Kaverin, po tym, jak ci pomógł, stracił przytomność i od tego czasu leży na kanapie.
Alice kiwnęła głową.
- Pomóż mi… Wstać proszę - powiedziała, próbując się podnieść.
- Już - mruknęła Jenny i wyciągnęła dłonie. - Chcesz ręcznik? Na pewno chcesz - mruknęła i podała jeden z wiszących na wieszaku niedaleko umywalki.
- Potrzebuję jakichś ubrań… Wszystko mam u nas w apartamencie… Możesz mi przynieść? - poprosiła. W końcu musiała się przebrać z tej mokrej sukni.
- Oczywiście - odpowiedziała de Trafford. - Nie do końca chcę cię zostawiać samą, ale…
- ...ale sama wcale nie będzie - rozległ się lekko zmęczony głos.
W drzwiach łazienki stanął Kirill. Opierał się o framugę. Wyglądał na wykończonego. Pod jego oczami znajdowały się niezdrowe cienie, które były tak mocno zaznaczone, że aż mogły zostać pomylone z makijażem. Spojrzał na Jennifer, ale potem jego wzrok przeniósł się na Alice. “Jak się czujesz?”, pytał bezgłośnie. Sam bez wątpienia czuł się wykończony, przeżuty i wypluty.
Harper zerknęła na niego. Jej oczy rozszerzyły się nieco, kiedy przypomniała sobie co jej się śniło. Zarumieniła się, mimo bladości i zmęczenia na jej twarzy. Kiwnęła lekko głową w odpowiedzi i odwróciła wzrok.
- Słyszałam, że Joakim jest w szpitalu… Chciałabym pojechać do niego - powiedziała.
- Może najpierw sama odpocznij - rzuciła de Trafford. - Zaraz wrócę - powiedziała i opuściła łazienkę.
Kirill rzecz jasna został.
- Cieszę się, że udało się ciebie uratować - powiedział. - I mam nadzieję, że Joakima również odzyska… my - dokończył dość niepewnie. - Wciąż nie czuję się do końca komfortowo z tą naszą nową relacją. Ale to sprawa na inny moment. Jest ci zimno? Boli cię coś? - zapytał. - Potrzebujesz czegoś?
Bolało ją wszystko i czuła się bardzo zmęczona. Mimo tego, pokręciła przecząco głową.
- Nie, po prostu chcę się ubrać, a potem pojechać zobaczyć co z Joakimem - oznajmiła uparcie.
- W porządku. Pewnie będzie to ładny gest z mojej strony, jeśli ja również pojadę - rzekł. - Zamówię taksówkę i się przebiorę. Ile będziesz potrzebowała czasu? - zapytał. - Z tego co wiem, w szpitalu powinien być z Joakimem Arthur i Thomas. Tak usłyszałem od Abby, która jest obecnie u Noela i Mishy. A może Kiry. Długo cię doglądała, a potem Jenny wywaliła ją stąd na przerwę i zastąpiła ją sama. Sam obudziłem się dosłownie pięć minut temu.
Alice spróbowała znowu wstać, ale nie mogła na razie więcej niż usiąść. Wyglądała jakby prowadziła walkę z własnym ciałem.
- Jak tylko Jenny przyniesie jakieś ubrania, przebiorę się, wysuszę włosy i możemy pojechać - powiedziała. Czyli w zaokrągleniu potrzebowała zapewne jakichś dwudziestu minut.
- Dobra - rzekł Kaverin.
Ruszył w stronę wyjścia. Spojrzał na nią. Czy nie zamierzali porozmawiać o tym, co wydarzyło się przed chwilą we śnie? O ile to można było nazwać snem? Najwyraźniej Alice nie była tym zainteresowana. Z drugiej strony w tej chwili bardziej zmagała się ze swoimi kończynami i ubraniami. Sam znajdował się w niewiele lepszym stanie. Doszedł do wniosku, że pozwoli jej i sobie dojść do siebie.
- Pomóc ci? - zapytał. - Jak cię zostawię, to nie poślizgniesz się i nie wywalisz? Gdybyś rozbiła głowę, byłoby to na pewno śmieszne… ale tylko przez krótki czas.
- W porządku… Proszę… Chyba sama nie wstanę… Ale ty też wyglądasz na osłabionego… Najwyżej wylądujemy we dwoje na podłodze… - zażartowała rudowłosa i znów się zarumieniła. Czekała, aż Kaverin do niej podejdzie i jej pomoże.
Rosjanin też to zrobił.
- Jeżeli doczekamy jej, to tak wyobrażam sobie naszą starość - zażartował Kirill. - Brakuje nam tylko tych takich wózeczków. A także garbów.
Kaverin pokręcił głową.
- W pewnym sensie dożycie starości wydaje mi się jeszcze mniej prawdopodobne od rżnięcia Joakima w twojej obecności - powiedział.
Podał jej ręce i napiął mięśnie, chcąc pomóc jej wstać.
- To chyba starczy nawyk, wyobrażać sobie starość… Masz trochę ponad trzydziestkę, dobrze zgaduję? Nie wrzucaj mnie od razu w babcine kwiatkowe sukienki, proszę - powiedziała, próbując się podnieść nieco na ciężarze Kaverina, a także na wannie i swojej sile. Potrzebowała się podnieść, jeśli miała przyjechać o własnych siłach do Dahla. Musiała sprawdzić, czy wszystko było z nim w porządku.
- Ale tobie jakoś pasuje starość - powiedział Kirill. - Kojarzysz mi się trochę ze starymi hollywoodzkimi filmami. Takimi z ery noir. Marlene Dietrich, Lauren Bacall… wiesz, takie klimaty. Audrey Hepburn. Nie roztaczasz ekstremalnie nowoczesnego klimatu dwudziesto kilkuletniej dziewczyny dwudziestego pierwszego wieku. Ale co ja mogę o tym wiedzieć - uśmiechnął się lekko.
Kiedy już Kaverin ją podniósł, była w stanie stać na własnych nogach. Choć lekko zakręciło jej się w głowie i musiała przytrzymać się umywalki. Wtedy jednak zaczęła powoli dochodzić do siebie.
- Tak wiem… Mam taką aurę trochę… Moja przyjaciółka też tak mawiała, że nadawałabym się do czarnobiałych filmów - stwierdziła. Popatrzyła w swoje odbicie w lustrze. Wyglądała na osłabioną, śpiącą i zmęczoną, ale teraz już dużo bardziej żywą, niż wtedy, gdy ją przynieśli do łazienki.
Kirill wziął drugi ręcznik i zaczął ją nim wycierać.
- Może rozbierzesz się i wtedy po prostu będzie łatwiej? - zapytał. - Jest tutaj szlafrok Kiry, powinien na ciebie pasować. To szlafrok.
Spojrzał na nią przez chwilę w milczeniu.
- Powinienem wyjść? - wpadł na ten pomysł. Wstyd. Może Alice go jeszcze odczuwała przed nim.
Harper zastanawiała się chwilę.
- Po prostu odwróć się… Może… Jakbym zemdlała czy coś - zaproponowała. Cały czas nie była pewna… Chociaż.. Chwileczkę.
- Spoko - powiedział i obrócił się. Wtedy też zakręciło mu się w głowie. Tak, jak wcześniej Alice. I podobnie jak jej, udało mu się nie wywalić.
- Kirillu, czy my byliśmy we śnie w sferze z kwiatami? - zapytała.
Kaverin parsknął śmiechem.
- A co? Nie jesteś pewna? Było tam dla ciebie za mało rzeczy godnych zapamiętania? - zapytał.
Pomyślał, że on najwyraźniej miał nieco pełniejszy zestaw wspomnień z tego wydarzenia. Miał jednak nadzieję, że nie był jedynym, który to wszystko pamiętał. Nie miał wątpliwości, że to mu się nie przyśniło. On nie miewał tego typu snów.
- Nie… po prostu zastanawiałam się, czy to może była tylko jakaś manifestacja moich najmroczniejszych fantazji… Ale po twojej reakcji widzę, że chyba jednak to było naprawdę… - sapnęła.
Kaverin uśmiechnął się lekko.
- Szczerze mówiąc ciężko jest mi w to uwierzyć. To wydaje się rzeczywiście bardziej… mokrym snem, niż czymś rzeczywistym. Ja też się tam całkiem dobrze czułem - powiedział. Zamilkł na chwilę. - Albo bardzo dobrze. Ale rośliny Privata to było już nieco za dużo pod koniec - mruknął bardziej do siebie.
- To tak właściwie chyba nawet nie musisz się obracać, skoro… Skoro to była prawda - stwierdziła. Tymczasem zaczęła walczyć z zamkiem błyskawicznym sukni. Ciężko jej było, bo był na jej plecach.
Kirill obrócił się w takim razie.
- Pomogę ci - powiedział.
Zrobił krok w jej stronę i wyciągnął rękę w stronę zamka. Chwycił go i powoli opuścił w dół, odsłaniając plecy Alice. Dociągnął suwak aż do miejsca, w którym zaczęła się szpara pośladkowa Harper. Przez moment spoglądał na jej łopatki, szyję, lędźwie… Niewiele myśląc podniósł dłoń i przesunął nią po jej skórze. Poczuł lekki dreszcz podniecenia.
- Teraz nie wiem, czy to taki dobry pomysł - zaśmiał się lekko.
Obrócił się w stronę ręcznika i zaczął wycierać jej plecy.
Alice przebiegł wzdłuż kręgosłupa dreszcz, ale nie skomentowała tego. Pozwoliła mu przetrzeć swoje plecy, po czym wysunęła się z sukni. Musiała jej pomóc zejść z ciała, bo była mokra i przyklejała się do niej. Za moment jednak była już naga. Rozejrzała się za szlafrokiem. Zamierzała go ubrać tak jak polecił jej Kirill.
Kaverin spoglądał na jej pośladki oraz na odbicie piersi w lustrze. Jednak starał się specjalnie nie patrzeć, choć to było bardzo trudne. Zastanawiał się, jak gdyby Alice zareagowała, gdyby popchnął ją na ścianę i przytulił się do niej od tyłu. Uznał jednak, że w życiu już wystarczająco na niej wymusił. Poza tym był z Kirą. I choć zdawało się, że wszystko powoli zmierzało w kierunku jednej wielkiej rozwiązłości, to chyba jednak nie byli jeszcze na tym etapie. Nie był tylko pewny, czy ktoś o tym poinformował Joakima.
“Sam to zrobiłeś przecież”, pomyślał, wspominając sesję tortur w piwnicy.
- Joakim opowiadał ci o tym… wiesz, dlaczego jest w takim stanie?
- Nie… Nie miał kiedy przecież… - zauważyła Harper. Zawiązała szlafrok i przysiadła na desce sedesowej. Rozejrzała się za suszarką, uznała, że może w ten sposób spożytkować czas oczekiwania na Jenny. Od razu wysuszy głowę i gdy się ubierze od razu będzie można jechać.
- A chcesz wiedzieć? - zapytał Kirill. - Myślę, że powinnaś. Choć nie potrafiłbym co prawda podać argumentu… dlaczego. Jednak trochę mnie ciekawi, że odwaliłaś taką wielką dramę z powodu ran Dahla… Choć niekoniecznie był to świadomy wybór, rzecz jasna. Mimo wszystko miały na ciebie wielki wpływ. Ale jakby nie pytasz, skąd się w ogóle wzięły? Świadomie unikasz tego tematu? - zapytał Kaverin - Boisz się… odpowiedzi?
Stanął na palcach i chwycił pudełko z suszarką, które znajdowało się na szafce w towarzystwie zestawu maszynek do golenia, szczotki do mycia okien oraz wybielacza.
- Mam złe przeczucia co do tego… Wydaje mi się, że całe to zamieszanie wywołane zostało strachem o stratę, a także wizją, że nie żyje i że stało mu się coś złego… Plus fakt, że leżał w twojej sypialni, w której straciłam dziewictwo, fakt, że czułam się nieco samotna. Myślę, że to była mieszanka wybuchowa tego wszystkiego. Powiedz mi… W pewien sposób, zaczęliście się akceptować, a więc mu wybaczyłeś… Wiem, że wcześniej najchętniej byś go zabił… Idąc tym logicznym torem… Kirillu, czy miałeś związek z tym, jak Joakim teraz wygląda? W jakim jest stanie? - zapytała, przyjmując od niego pudełko i wyciągając sobie suszarkę. Podpięła ją do prądu, ale jeszcze nie włączyła. Spojrzała na Kaverina z poważną miną.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...

Ostatnio edytowane przez Vesca : 31-03-2020 o 19:22.
Vesca jest offline  
Stary 25-03-2020, 20:38   #533
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Kaverin poczuł się lekko zestresowany. Sam zaczął ten temat. Ale teraz doszedł do wniosku, że może nie mieć wystarczająco opanowanych nerwów, żeby pociągnąć go dalej. Spojrzał w oczy Alice. Były piękne. Przypominały mu dwa błyszczące, skrzące się szmaragdy. Choć był okres, w którym mieniły się fioletem…
- Mam po prostu nadzieję, że nie umrze. Powiedziałem im, żeby tak go bili, aby nie było żadnych obrażeń wewnętrznych. Zdaje się jednak, że to była banda gangsterów, a nie lekarzy - uśmiechnął się lekko. Ale gorzko. - Jeżeli zginie, to sobie tego nie wybaczę - powiedział. - Chciałem, żeby cierpiał. Nie, żeby umarł.
Musiał dodatkowo przyznać, że jego nastawienie względem Joakima dodatkowo ociepliło się w momencie, w którym doszedł w jego wnętrzu. Może nie miał jąder, ale koniec końców był mężczyzną. A wszyscy mężczyźni w niektórych sprawach byli bardzo podobni. Chwycił brzeg umywalki obydwoma dłoniami, jakby chcąc się podeprzeć. Spuścił wzrok, odwracając go od Alice. Miał nadzieję, że nie wybuchnie gniewem. Z drugiej strony bardziej bał się, że nic nie powie i zacznie milczeć oraz go ignorować.
- Czyli… Sprecyzujmy… Poleciłeś grupie gangsterów… Doprowadzić go do takiego stanu. Z zemsty… Dla zadośćuczynienia? Mało ci było mojej cnoty… - skwitowała tylko, ale westchnęła ciężko. Przetarła oczy dłonią.
- Joakim pozbawił mnie dziewictwa tak samo, jak ja ciebie. Mój pierwszy raz również był gwałtem i było dużo mniej przyjemniej, możesz mi wierzyć - odparł Kaverin. - To było siedmiu mężczyzn. Biło go, kopało, smagało biczem, przypalało prądem. A potem wszyscy gwałcili go po kolei, i nie po kolei… przez kilkanaście godzin. I Joakim był już wtedy w takim stanie, że nie sprawiało mu to najmniejszej przyjemności.
Zamilkł. Zaczerpnął gwałtownie powietrza, ale go jeszcze nie wypuścił.
Alice spojrzała na niego, jakby chciała go uderzyć w twarz.
- Jeśli to sprawiło, że mu wybaczyłeś… To dobrze chociaż to… - powiedziała tonem gorącym od chęci przywalenia mu. Jej zielone oczy zapłonęły gniewem, ale i smutkiem, bo wyobraziła sobie to wszystko. Zapewne gorzej, niż w rzeczywistości wyglądało. Od razu odezwały się w niej wspomnienia z Mauritiusa i wzdrygnęła się na nieprzyjemne skojarzenie. Zerknęła na drzwi, po czym włączyła suszarkę, zaczynając osuszać włosy.
- Nie wydało mi się, że żywił do mnie urazę - mruknął Kirill, ale Alice raczej go już nie słyszała. - Mam nadzieję, że ty też nie będziesz - obrócił się i wyszedł.
Spojrzał na Jenny, która akurat weszła do mieszkania. Miała przy sobie torbę z ubraniami oraz pudełko z pizzą.
- Misha zamówił dla Kiry, ale zjadła tylko połowę. Pomyślałem, że może Alice jest głodna - powiedziała de Trafford. - Chcesz kawałek?
- Nie mam apetytu - mruknął Kirill. Następnie ruszył w stronę kuchni.
Jennifer nie spoglądała zbyt długo w jego stronę.
- Przyniosłam ci dresy - przekrzyknęła suszarkę. - Uznałam, że po tej sukni masz dość piękna i szyku.
Alice spojrzała na nią. Zamierzali jechać w odwiedziny do Joakima. Oczywiście, że musiała się ładnie ubrać.
Podeszła do torby i zerknęła jakie dresy przyniosła jej Jenny. Zwykłe, czarne, z logiem adidasa. Wygodne. Jeżeli założy do nich okulary przeciwsłoneczne, to będzie mogła uchodzić za gwiazdę incognito.
- Wydaje mi się, że Kirill wybierał numer telefonu, kiedy go przed chwilą widziałam w kuchni - powiedziała. - Pewnie zaraz będzie taksówka. Przebieraj się - poradziła.
Dla Jenny wydawało się nieco zastanawiające, że Alice tak sobie siedziała naga w toalecie, z której przed chwilą wyszedł Kaverin i nawet nie zamknął za sobą drzwi. Choć nie bulwersowało jej to wcale. Po prostu nie spodziewała się takiej otwartości między nimi.
Harper zdjęła z siebie szlafrok, po czym zaczęła ubierać się w dres. Nie pamiętała nawet, kiedy ostatni raz miała takowy na sobie… Chyba podczas treningów z Max, jak próbowała ją namówić na wspólne bieganie.
- Przyjdź, jak będziesz gotowa. Jesteś głodna? Mam trochę zimnej pizzy - rzuciła Jennifer, cofając się w stronę wyjścia.
- Nie mam apetytu - powiedziała Alice, nieświadomie powtarzając takie same słowa co Kaverin. Kończyła się ubierać. Związała włosy w koński ogon i po chwili mogła już wyjść z łazienki.




Klinika Euromed była czynna całą dobę. Znajdowała się przy ulicy Suvurovskiy Prospekt. Było to jedno z lepiej ocenianych centrum medycznych w mieście i właśnie dlatego Joakim został właśnie tam skierowany przez Mishę i Kirę. Obydwoje chwilę już mieszkali w mieście i zaczęli orientować się w punktach, które najlepiej pomagały w określonych sytuacjach. Choć obydwoje mieli nadzieję, że nigdy nie będą potrzebowali wiedzy akurat na temat szpitali.
Arthur siedział w poczekalni. Czuł się niezręcznie, będąc w szpitalu w charakterze nawet nie pacjenta… tylko rodziny. Zawsze musiał użerać się z tego typu ludźmi, do których w tej chwili należał. Najchętniej wszedłby do dyżurki i zamieszkał z tutejszymi lekarzami, choć to nie mogło wypalić. Przynajmniej zdecydowana większość dobrze mówiła po angielsku i można było się z nimi łatwo porozumieć. Próbowali też być pomocni. Arthur krążył od dwóch sal, na których leżeli Thomas i Joakim. Ten pierwszy zajmował kozetkę na Izbie Przyjęć i był zasilany kroplówkami po tym, jak zasłabł nagle na korytarzach budynku. Lekarze próbowali dojść przyczyny, choć Arthur spodziewał się, że raczej nie będą w stanie odkryć prawdy. Thomas był krytycznie wykończony po pomaganiu Alice i Joakimowi. Tymczasem Dahl walczył o życie na oddziale intensywnej terapii.
- Jesteście - rzekł, widząc Alice, Kirilla i Jennifer, którzy szybkim krokiem szli korytarzem w jego stronę.
- Gdzie oni są? - zapytała Arthura. Zdecydowanie chciała się dowiedzieć o stan Thomasa i Joakima.
- Hmm… Thomas na Izbie Przyjęć, a Joakim na OIOMie - odpowiedział Douglas. - Alice… ty żyjesz… Udało mu się - uśmiechnął się.
To był szczery, przyjemny uśmiech.
- To chyba pierwszy raz, kiedy ci się do czegoś przydaliśmy - dodał zażenowanym, ale zaraz całkiem dumnym głosem. W jakiś sposób to połączenie było możliwe. - Najbardziej to Thomas.
Alice uśmiechnęła się do niego i przytuliła brata.
- Możemy ich odwiedzić? - zapytała.
Ten przytulił ją z chęcią.
- Myślę, że tak. Łatwiej Thomasa, ale z Joakimem też nie powinno być problemów. Tylko lepiej, gdybyśmy wchodzili po dwie osoby. Im nas więcej, tym krócej będziemy mogli być w środku - mruknął. - W sumie ja mogę tu poczekać, już ich widziałem.
Alice zastanawiała się.
- To najpierw chciałabym odwiedzić Thomasa, w końcu pomagał nam bardzo z dolegliwościami… - stwierdziła. Nawet jeśli jej brat się nie obudzi, chciała mu podziękować choć w taki sposób. Cały jej umysł darł się, żeby poszła do Joakima i przy nim siedziała, ale chciała być dobrą siostrą. Oczywiście była wdzięczna Thomasowi i wiedziała, że musi to okazać. Choćby w ten sposób.

Thomas leżał na kozetce. Kiedy przyszli, spał. Choć pielęgniarka i tak miała go wybudzić do mierzenia ciśnienia. Zawinęła rękaw wokół jego ramienia i przystawiła stetoskop do zgięcia łokciowego, chcąc wyłapać i zapisać odpowiednie wartości.
- Mmm… - mężczyzna wymruczał przez sen i lekko rozchylił oczy.
Wyglądał słabo, niczym anemik. Miał dużo bardziej bladą cerę i trząsł się z zimna, mimo że Alice było gorąco w kurtce. Jak bardzo ich role się odwróciły. Na dodatek trzymał dłoń na brzuchu, jak gdyby ten go bolał. Widoczne były również na jego ciele bardzo słabe zasinienia, jakby stare siniaki.
- Już cały wasz - powiedziała pielęgniarka do Alice, Kirilla i Jennifer. Następnie odeszła.
Harper podeszła do kozetki i spojrzała na Thomasa. Uśmiechnęła się do niego przepraszająco.
- Cześć Thomasie… Jak się czujesz? - zapytała, choć jasnym było, że pewnie dokładnie tak jak wyglądał, jak nie gorzej.
- Słabo - odpowiedział mężczyzna. - Byliście na skraju śmierci. Ale was wyciągnąłem…
Zamilkł na chwilę, próbując nieco zmienić swoją pozycję. Kirill podszedł i pomógł mu usiąść.
- Gdzie Arthur? - zapytał Thomas.
- Na korytarzu, nie chciał robić tłumu - odpowiedział Kaverin, na co Douglas skinął głową.
Następnie spojrzał na Alice.
- Z tobą było źle, ale jeszcze nie najgorzej - zaczął. - Zdaje mi się, że używając na tobie mocy byłem w stanie nieco jej też z ciebie zaczerpnąć… chyba.
- A też ja cię polewałam wrzątkiem i suszyłam suszarką - powiedziała Jennifer. - Jak tak to teraz słyszę, to cud, że cię nie spaliłam prądem.
- Wszyscy widzę mocno przyczynili się do mojego odżycia… Zasłużyliście na urlop… Masz nakaz wypocząć teraz Thomasie… Pewnie Arthur z tobą zostanie… Podeślę do was wieczorem Abby - z oczywistych względów… Pomyślała o pewnych sprawach i układzie między tą trójką.
Thomas zrobił dziwną minę.
- Żeby pogadać… - dokończył Arthur.
- Ach tak… pogadać. Zresztą ja nie mam na nic więcej siły - rzekł jego brat.
Lekarz lekko zaczerwienił się i nawet nie spojrzał na Alice.
- Na pewno sen ci pomoże… Potrzebujesz czegoś? Przywieźć ci coś? - zapytała.
- Takie standardowe rzeczy. Ubrania i szczoteczkę, poza tym…
- Tutaj masz - powiedział Arthur i otworzył szafkę obok. - Przywiozłem ci, kiedy spałeś. Szykują też dla ciebie łóżko, ale oddziały spierają się, który powinien cię przyjąć. Jeden z tutejszych lekarzy powiedział mi, że wszyscy chcą się tobą zająć i zrobić ci wszystkie badania, ale to znaczy tyle, że nikt nie chce mieć cię na głowie - uśmiechnął się.
- Oprócz nas - wtrąciła Jenny. - To miałeś na myśli, prawda.
Arthur milczał. Thomas na to roześmiał się.
- Jaki z ciebie zabawny, mały chujek - powiedział i wyciągnął rękę, żeby uderzyć pięścią w ramię brata, ale naciągnął jakieś mięśnie, bo skrzywił się, jęknął i puścił bezwładnie kończynę.
Alice pokręcił głową.
- Proszę się nie bić… - zażartowała lekko. Zerknęła na Kirilla.
- Pójdziemy teraz zajrzeć do Joakima, a potem wrócimy, dobrze? - zaproponowała. Bardzo, bardzo martwiła się o Dahla.
- Spokojnie - powiedział Thomas. - Nie potrzebuję towarzystwa. Poprosiłbym, żebyście kupili mi krzyżówki, ale tutejsze raczej mnie nie rozerwą - mruknął.
- Przywiozę ci laptopa z nagranymi filmami - zaproponował Arthur. - Tak właściwie mogę nawet teraz. Nie muszę iść do Joakima - rzekł tonem sugerującym, że wcale nie miał na to ochoty.
- To w takim razie pójdziemy, ale potem jeszcze do ciebie wpadniemy - powiedziała i podeszła bliżej Thomasa. Pogładziła go czule po ramieniu.
- Dziękuje za pomoc Thomasie - uśmiechnęła się do niego ciepło. Po chwili wyprostowała i spojrzała na Arthura.
- W której sali tak dokładnie go znajdziemy? - zapytała.
- Chodź za mną.
Douglas ruszył w stronę drzwi.
- Zaraz do ciebie wrócę - powiedział. - Najpierw do Joakima.
Ruszyli w stronę, którą wskazywały strzałki informacyjne z napisem “anestezjologia i intensywna terapia”. Arthur przeszedł jednak obok głównych drzwi i wszedł na schody. Wszedł na piętro położone wyżej, po czym skierował się na nieoznakowane przejście.
- Nawet na oddział trzeba umieć wejść - zażartował.
Chwilę później stali już przy łóżku Dahla. Mężczyzna wyglądał staro i kiepsko. Jego czarne włosy miały teraz może cztery centymetry. Kirill na to pokręcił głową. Joakim był blady i miał na swoim ciele takie siniaki, jak Thomas.
- Zrobili mu USG i uwidocznili wynaczynioną krew - powiedział Arthur. - Potem dodatkowo zrobili mu TK i okazało się, że nie jest jej więcej. Wręcz przeciwnie. Mniej. Uznali więc, że nie ma powodu, żeby operować. Zwłaszcza że parametry życiowe zaczęły podążać w stronę normy - wyjaśnił.
Alice wysłuchała Arthura po czym podeszła trochę bliżej. Przysiadła na brzegu łóżka Joakima i zerknęła na jego dłoń umieszczoną najbliżej. Przesunęła swoją w jej stronę i musnęła go palcami po palcach. Ostrożnie i delikatnie.
Mężczyzna nie pękł niczym bańka mydlana. Harper go dotknęła i na tym się skończyło. Jedynie zdawał się nieco zimny, ale nie tak bardzo, jak Thomas.
- To trzeba nieco bardziej stanowczo - mruknął Kirill.
Podszedł do Dahla i złapał go mocno za bark, wbijając w niego paznokcie. Potrząsnął. Bez rezultatu.
- Alice przyszła do ciebie naga - rzekł Kaverin.
Joakim cicho jęknął przez sen.
Rudowłosa spojrzała na Kirilla i zaczerwieniła się.
- No… No wiesz… - powiedziała zaskoczona. Nie spodziewała się jak bardzo po tym wszystkim co się działo Kaverin się zmieni. I jak bardzo dobrze będzie wiedział jak dogadywać się z Joakimem. Dotyk nie pomógł, ale wystarczyły słowa, by zaczął dawać oznaki życia.
- Ja też jestem nagi - dodał Kaverin.
Dahl poruszył się nieco i rozwarł usta. Teraz zaczął przez nie oddychać.
- Nie wierzę, że to kurwa działa - szepnął Kirill. - Może ma jakąś ulubioną piosenkę, którą można byłoby mu puścić? - spojrzał na Alice.
Rudowłosa spojrzała na niego.
- Nie patrz na mnie… Nie mieliśmy czasu rozmawiać o ulubionej muzyce… I tym podobnych - powiedziała i zrobiła smutną minę. To było przykre… Rzeczywiście nie wiedziała jaką lubił muzykę, czy nawet potrawę, albo kolor. Wzięła jego dłoń w obie swoje dłonie i pogładziła.
- O… o… - mruknęła Jennifer. - Nie wiem, jaka jest jego ulubiona piosenka obecnie. Wiem jednak, co ciągle puszczał, kiedy byłam dzieckiem. Jakoś w latach dziewięćdziesiątych - mruknęła i wyciągnęła telefon. Zaczęła czegoś szukać.
- Jest dużo brzydszy, kiedy śpi - powiedział Kirill. - Można to powiedzieć o wielu ludziach, ale o nim to szczególnie. To chyba jego oczy robią robotę - powiedział, spoglądając na Alice. - Są bardzo jasne, przypominają mi Antarktydę.
Zamilkł na moment.
- Mam na myśli… no wiesz, śnieżną krainę. Nie… tę Antarktydę.
- Mm… Domyśliłam się… fakt. Ma bardzo piękne i czyste oczy - stwierdziła. Zupełnie tak, jakby Joakim chciał zaprzeczyć temu i żył w najbardziej możliwie hedonistyczny i zepsuty sposób. Zerknęła na Jenny, ciekawa co to był za utwór.
Nacisnęła przycisk i w pokoju rozbrzmiał czyjś głos mówiący o jakiejś czarnoskórej dziewczynce. A potem zabrzmiał skoczny rytm i melodia.
- Musisz żartować - powiedział Kirill. - Myślałem, że on słucha bardziej… nie wiem… metalu?
Jennifer uśmiechnęła się szeroko i pokręciła głową.
- Ale jeśli chodzi o tę piosenkę, to Kurt Cobain powiedział, że jest jedną z jego ulubionych. Więc najwyraźniej musi coś w niej być… - zaśmiała się.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=4nTl4Rmf6AI[/media]

- Sashay… shantey… - mruknęła de Trafford wraz z wykonawcą.
Alice uniosła brwi.
- Cóż… Wpada w ucho… Hm… - podsumowała. Kompletnie nie spodziewała się takiej muzyki po Joakimie, ale z drugiej strony ‘It’s such a good night’ też nie była całkiem rockowo-metalowa, a to właśnie przy niej go poznała. Podniosła się i zerknęła czy melodia jakoś zadziałała i Joakim zaczął się budzić.
Dahl poruszył się lekko, a zmarszczki na jego twarzy zaczęły ulegać powolnemu wygładzeniu.
- Terry, skręć mi jointa - mruknął. - To moje ulubione śniadanie…
Jennifer wyłączyła muzykę i schowała komórkę do kieszeni.
- Rzeczywiście. Trudno w to uwierzyć, ale kiedyś Joakim jeszcze bardziej gustował w używkach - rzuciła. Jakoś w to Alice było uwierzyć łatwiej, niż w ten gust muzyczny.
Dahl otworzył oczy i przesunął nimi po czwórce gości.
- To ja pojadę po laptopa - rzekł Arthur. - Coś jeszcze przywieźć?
 

Ostatnio edytowane przez Ombrose : 25-03-2020 o 20:40.
Ombrose jest offline  
Stary 25-03-2020, 20:39   #534
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
- Poproś może Mishę i Noela o jakieś jego ubrania? Z tego co zauważyłam, nie było żadnych nadprogramowych toreb w lokalu u Kirilla… - domyślała się więc, że o ile nie przybył tylko w tym w czym stał, to jakieś ubrania gdzieś mieć musiał.
- Witam wśród żywych… Ponownie - odezwała się do samego Joakima. Dalej trzymała go za dłoń.
Joakim spojrzał na Alice, potem na Kirilla. Przez chwilę milczał.
- Żyjemy, i to jak - mruknął.
Uśmiechnął się. Ten uśmiech wykwitł powoli, ale kiedy już pojawił się, został na dłużej.
- Dzisiaj wieczorem powtórzymy to raz jeszcze! - rzekł dobitnie.
Kirilla aż zgięło. Tymczasem Jenny zmarszczyła brwi.
- Co takiego chcesz powtórzyć? Tę noworoczną katastrofę? Mało ci? - zapytała.
- Spokojnie Joakimie… Może rozważmy to jak będziesz w lepszej formie, a nie w łóżku szpitalnym na intensywnej terapii - zaproponowała rozważnie. Nie mówiła nie, mówiła ‘innym razem, jak wyzdrowiejesz’. Pogłaskała go przy tym po dłoni.
- Po co go głaszczesz? Chcesz, żeby miał erekcję? - zapytał Kirill.
- Zazdrosny? - zapytała niewinnie Alice zerkając na Kaverina przelotnie. Nadal była na niego nieco zła i można to było wyczuć i zaobserwować w jej spojrzeniu.
Pielęgniarka przechodząca obok spojrzała na nich. Jenny natomiast zerknęła na nią, a potem na pozostałych.
- Ja chyba pojadę z Arthurem w takim razie - powiedziała. - Na wypadek, gdyby zapomniał przywieźć… e… ładowarki - mruknęła i ruszyła w stronę wyjścia. Stanęła w nim i obróciła się w stronę znajomych. - A poza tym mnie obrzydzacie, totalne zboki! - powiedziała, żeby ich zawstydzić i wyszła.
Kirill zamrugał.
- Nie jestem zazdrosny - rzekł.
- Jak jednak jesteś, to ja cię mogę pogłaskać i… - zaczął Joakim.
Kaverin przewrócił oczami. Dahl zaśmiał się. Następnie zaczął nucić pod nosem melodię, którą wcześniej puściła de Trafford.
- Cholera, znowu mi utknęło w pamięci - westchnął.
- Mhmm… Sashay, shantey… - powiedziała do melodii w swojej własnej głowie i pokręciła nią.
- I have one thing to say - kontynuował Dahl. - Shantey, shantey. Shantey, shantey shantey.
- Kirill był miły i wyjaśnił mi co sprawiło, że jesteś w takim stanie. Mało się nie rozpłakał na myśl, że mógłbyś z jego powodu umrzeć - powiedziała Alice, drocząc się dalej z Rosjaninem.
Kaverin zaniemówił. Obrócił się w jej stronę. Szeroko otworzył usta i wycelował w nią palec. Jego wzrok zrobił się lekko szklisty, jak gdyby miał zaraz rozpłakać się… tym razem ze złości.
- No już nie bądź taki extra - mruknął Joakim. - Swoją drogą, miło mi, że mnie razem odwiedziliście. Zupełnie tak, jak gdybyśmy byli rodziną. Kochali się, wspierali i mogli zawsze na siebie liczyć - rzekł niewinnym tonem, ale zerknął na Kirilla, który teraz przeniósł palec na niego.
- Jesteście niemożliwi. Obydwoje - powiedział i wreszcie zamknął usta.
- Myślałem, że lubisz nas i nasze charaktery - zażartował Joakim. - W każdym razie nie stanęły ci na drodze, żeby nas wziąć. Stanęło, rzeczywiście, ale coś innego.
Kirill podniósł do góry dłonie.
- To chyba nie zadziała Kirillu… - wskazała na niego palcem i jego pozę.
- Wiesz… Pomsta z nieba spływa tylko dla tych, którzy nie grzeszą… Ale może się nie znam i teraz wystarczy wyglądać jak istota wyrzeźbiona dłutem Michała Anioła. To będę musiała uważać na spadające z parapetów doniczki - skwitowała żartobliwie.
- Może wystarczy promieniować pięknem niczym posągi wyrzeźbione dłutem Myrona - kontynuował Joakim. - Niczym piękni efebowie namalowani przez Leonarda da Vinciego. Niczym…
Kirill opuścił dłonie. Milczał. Kompletnie nie wiedział, co powiedzieć.
- Piękny grzesznik - rzucił jeszcze na niego Joakim.
Kaverinowi trochę zrobiło się smutno. “Jeśli mnie tak nazwał, to jestem po prostu Rolanem?”, pomyślał. “Chyba zachowuję się tak, jak on… przynajmniej ostatnio.”
Dahl zauważył zmianę na twarzy Kirilla.
- No to tylko żarty - rzucił. - Zawsze bierzesz wszystko do siebie.
- Mam nadzieję, że to nie był żart na temat gwałcenia mnie - odpowiedział Kaverin.
Joakim zamrugał, przetwarzając. Następnie gwałtownie zaczerpnął powietrza.
- Żartowałem. Ha - wtrącił Kirill i uśmiechnął się lekko.
Kolejna pielęgniarka przeszła, obrzucając ich spojrzeniem. Ciekawe ile postów na ich temat miało pojawić się dzisiaj na facebooku.
Harper pokręciła głową.
- Tak więc… Cieszę się, że doszliście do jakiegoś porozumienia… Chociaż może następnym razem… A właściwie nie… Trochę jestem zła za formę, ale na Joakima też byłam wstępnie zła za to co zrobił… To mamy balans… Tak czy inaczej, no cóż. Przegapiliśmy Nowy Rok, ale chyba na swój sposób świętowanie mamy zaliczone… - podsumowała. I spięła się.
- Tak, zaliczone… Ha...ha… - dodała szybko.
Kirill i Joakim zaśmiali się jednocześnie. To był przyjemny i wciąż szokujący widok. Aż lekko paraliżował i onieśmielał.
- Myślicie, że powinienem o tym powiedzieć Kirze? - zapytał Kaverin, zerkając na Alice. Bo to jej rada liczyła się dla niego w tej kwestii.
- A co chcesz na tym zyskać - odpowiedział mu Joakim. - Nie ma powodu.
- To zależy czy sumienie będzie cię gryzło, czy nie. Jak mniemam nie chcesz mieć poczucia, że ją zdradziłeś. To miła dziewczyna, jeśli jej to dobrze wytłumaczysz, może zrozumie… Tylko może nie opisuj jej dokładnie szczegółów - poleciła po namyśle. Zerknęła na nich obu.
- Cały czas nie wierzę, że was widzę. Tak naraz - dodała już bardziej do siebie. Zachwycała się nimi w duchu.
- Ja tak samo - Joakim podzielał jej entuzjazm.
- Nie czuję wyrzutów sumienia - odpowiedział Kirill. - O dziwo. Biczowałem się za dużo, dużo mniej. Raz nawet za przyjęcie zbyt sutego, wytrawnego posiłku. Potem uczestniczę w orgii i nie mam nawet najmniejszego kaca moralnego. Po prostu uważam, że skoro z nią jestem, to ma prawo o tym wiedzieć. Z drugiej strony… Joakim trochę ma rację, że nie ma powodu, żeby wiedziała. Chodzi o to, że nie mam pojęcia, jak zareaguje. To że jest miła wiele nie zmienia. Nie chcę, żeby cię znielubiła - spojrzał na Alice. - Ciebie to może - mruknął, patrząc na Joakima.
Dahl zaśmiał się na to.
- A wie o tym, co miało miejsce na dole?
- Wie - odpowiedział Kaverin.
- I zerwała z tego powodu z tobą?
- Nie.
- Myślę, że ma dużą tolerancję i wszystko jest w stanie znieść. A jak nie, to zawsze możecie się rozstać i możesz zostać moim chłopakiem - rzekł Joakim. - Zastanów się, bo dostaniesz wtedy w pakiecie Alice - zażartował.
- Chyba nigdy nie przyzwyczaję się do tych żartów - mruknął Kirill.
- Spokojnie, jeszcze ci się przejedzą… Albo zaczniesz je doceniać. Tak czy inaczej, cieszę się niezmiernie, że poradziliście sobie z tematem jak duzi chłopcy i mamy zgodę - to ostatnie było formą lekkiego pytania. Naprawdę było jej lżej na duchu.
- Jak duzi chłopcy - Joakim skinął głową. - Najpierw pobił mnie na skraj śmierci, potem przerżnął miłość mojego życia, potem mnie i na koniec…
- Poprawiasz mi humor - uśmiechnął się Kirill. - Jak tak o tym mówisz.
- Wolisz określenie ‘nieokrzesani nordycko słowiańscy barbarzyńcy, z przerostem ego i za dużą mocą’? - zapytała niewinnym tonem Alice.
- Nie tylko ego niektórzy z nich mają przerośnięte - rzucił Dahl. - Na serio nie zareagujesz na to, że nazwałem cię miłością mojego życia? Zrobiłem to, żebyś spłonęła rumieńcem i się zawstydziła. Co zostało z tej nieśmiałej dziewczyny, która przyszła mnie ratować pod Suomenlinnę - westchnął.
Alice zerknęła na Joakima.
- Nazwałeś mnie miłością swego życia już drugi raz, tak właściwie. Ja cię swoja też, ale jak na razie nic z tym faktem, poza mówieniem nie robimy… Nie żebym nie została mile połechtana tym określeniem. Możesz mnie tak zapisać w swoim telefonie. Albo nie, bo jeszcze ktoś wykasuje, gdziekolwiek będziesz - powiedziała zazdrośnie.
Kirill zmarszczył brwi.
- Biorąc pod uwagę wydarzenia w grocie, niewiele już w niej niewinności - rzekł. Potem się wypogodził. - Ale też bardzo lubię ją w jej obecnej wersji.
- W poprzedniej wersji, Alice 1.0 byłam mocno spanikowana i dość przesadnie płaczliwa… Trudno się dziwić pewnym modernizacjom, tamta wersja mogłaby sobie nie poradzić - stwierdziła i zamyśliła się odjeżdżając na moment myślami od rzeczy miłych.
- To naturalne, że już nie jesteś dzieckiem - powiedział Joakim. - Swoją drogą… masz rację. Tylko mówię i nic nie robię. Tylko nasze życie jest takie… dziwne! Jak poprzednim razem kochałem kobietę i oświadczyłem się jej, to skończyło się konfliktem, w którym do dzisiaj giną ludzie. Jeśli weźmiemy z sobą ślub, to co on będzie oznaczać? Że nie będziemy kochać się z nikim, tylko z sobą? Czy będziemy w stanie tego przestrzegać? Czy w ogóle jest w tym jakiś sens? Lubię cię… nawet kocham i chcę spędzić z tobą całe życie - powiedział już poważnie. - Ale masz rację, nic z tego nie wynika… - mruknął ciszej. - Sama przed chwilą zgodziłaś się uprawiać regularnie co miesiąc seks z innym mężczyzną.
- Sam wydawałeś się taką perspektywą zachwycony. Poza tym, chcę pomóc Kirillowi. Czy to że mielibyśmy być parą miałoby nas ograniczać? Musielibyśmy ustalić wiele szczegółów… A na razie nie wiem nawet jakiej muzyki lubisz słuchać, albo jaki jest twój ulubiony kolor, albo potrawa… Żebym mogła ci ją zrobić - powiedziała i uśmiechnęła się smutno.
- Nie macie żadnego prawdziwego problemu - rzekł Kaverin. - Możecie zamieszkać razem, dowiedzieć się o sobie wszystkich najważniejszych rzeczy i powiedzmy… zgodzić się na uprawianie seksu, ale tylko z innymi Gwiazdami. Albo… tylko wspólnie. Tak jak Alice powiedziała, to tylko kwestia ustalenia szczegółów.
Joakim pokiwał głową i uśmiechnął się lekko. Zamyślił się.
- Jestem kompletnie bezczelny, że o to pytam, ale… zechciałabyś kiedyś ze mną zamieszkać? - zapytał.
I położył się, zamykając oczy, jak gdyby zawstydził się nagle.
Alice napawała się chwilę tym pytaniem. Uśmiechnęła się ciepło, czego Joakim nie widział, bo zamknął oczy, ale zobaczył Kirill. Wzięła spokojny wdech.
- Nie - odpowiedziała.
Kaverin zaczerpnął głośno powietrze, co miało ekstremalnie dramatyczny, ale też niezamierzony wydźwięk.
- Chciałabym, żebyś to ty zamieszkał ze mną, w domu, który dla nas stworzę - przyszła od razu z wyjaśnieniem.
Kirillowi zrobiło się głupio, że tak się dał podpuścić.
- I żebyś w nim został ze mną - dodała jeszcze.
- Aww… - Kaverin rzucił sarkastycznie, ale uśmiechnął się.
- Jak wrócę z mojej misji, to to zrobię - obiecał Joakim. - Nie mamy już w naszym życiu Terry’ego. Możemy jednak mieć w nim siebie. I chyba powoli zaczynam dojrzewać do tego. Choć najpewniej za tydzień i tak wpadnę w najgorszą depresję mojego życia, kiedy tylko was opuszczę - zażartował. - Mam nadzieję, że to nie spowoduje mojego regresu.
- A co jest nie tak z Trafford Mansion? - Kirill zapytał Alice. - Że chcesz budować dom? Myślałem, że Trafford Park przypomina ci… no cóż, de Trafforda?
- Właśnie to jest źle Joakimie… Dokładnie to - powiedziała i skrzywiła się.
- Tamten dom cały przypomina mi de Trafforda. Gdyby nie to, nie jeździłabym osobiście po całej Europie, tylko siedziała oczekując nadejścia dziecka, no i może udała się do Egiptu w sprawie Kadera, znaczy tamtejszej Gwiazdy… A tak… Praktycznie co chwila wyjeżdżam. Nie daję rady… Po prostu. Nie daję rady tam siedzieć, choć jednocześnie uwielbiam ten dom, nie jestem w stanie w nim być - powiedziała ciężko.
Kirill skrzywił się.
- Tak daliśmy ciała w sprawie Kadera… jeśli nie będzie chciał mieć z nami do czynienia, to nie będę go za to wcale winić. Już ważniejsze okazało się dla nas świętowanie Sylwestra, niż szukanie i pomaganie mu. Co prawda już go szukałem, tylko nie mogłem znaleźć. Mimo to… - Kaverin zawiesił głos. - Myślę, że mogliśmy zrobić więcej.
- Zamiast Kadera mamy Praserta - rzucił Joakim.
- To nie ma nic do rzeczy. Swoją drogą… to nie tak, że nie ufam Prasertowi. Po prostu czasami wydaje mi się trochę niezrównoważony. Nie zdziwiłbym się, gdyby nas wszystkich zaraził rzeżączką i tasiemcem może jeszcze, tylko dlatego, bo to przecież też życie. I ma prawo żyć.
- Ufam, że zależy mu na życiu, ale nie zrobiłby krzywdy jednemu kosztem drugiego… Z drugiej strony, odnoszę wrażenie, że napawa się tą władzą, którą posiada, odrobinę za bardzo… - powiedziała w zadumie.
- A resztę Gwiazd znajdziemy - dodała.
- Jak dla mnie to było seksowne - powiedział Joakim, uśmiechając się lekko. - I to, jak nonszalancko wyzwoliłem się potem i… Swoją drogą, nie mam pojęcia, jak to zrobiłem.
- To w ogóle było dziwne - powiedział Kirill. - Bo zachowywałeś się tam, jak gdyby Alioth był rozbudzony. No a przecież nie jest. Nie potrafisz wejść w Imago, prawda? Nie czujesz swojej gwiazdy?
Joakim zastanowił się.
- Nie - odpowiedział po chwili wahania. - A wy w ogóle czujecie coś takiego?
- Ja czuje gorącą energię w sobie do której sięgam, kiedy korzystam z mocy Dubhe - wyjaśniła.
- I właściwie miałeś białe włosy, to naprawdę wyglądało jak starcie życia ze śmiercią… Takie… Jak z najbardziej wyuzdanej książki o romansie… Tylko że w formie filmu… Milion D… Ostatnio modne są te 3D, z okularami, ale tu gdyby nie rośliny, prawdopodobnie nie mogłabym oderwać od was zupełnie wzroku - skwitowała i zarumieniła się.
- Mi też było ciężko - przyznał Joakim. - Jego ciało było tak nieziemsko zrelaksowane, kiedy w nim byłem… Zupełnie, jak gdyby robił to codziennie. Śmiał się i drwił ze mnie. Zupełnie inaczej, niż… - już miał dokończyć, ale ugryzł się w język.
- Czyli jednym słowem daje tak dobrze, jak ty sam. Czy to teraz powód, z którego należy się cieszyć? - zapytał Kirill. - W naszej grupie standardy męskości trochę stoją na głowie.
Joakim zaktywizował się.
- Ale nazwałbyś go niemęskim? - zapytał. - Ty byś go tak nazwała? - przesunął wzrok na Alice.
Kirill wspomniał, jak Privat rżnął go jakąś bulwą, czy co to było. Doszedł do wniosku, że lepiej nie będzie się odzywał na ten temat.
- Nazwałabym go męskim, ale niestandardowym… Właściwie trochę przypomina mi ciebie… W jakiś sposób - stwierdziła po chwili namysłu. Miała takie skojarzenie już podczas obserwacji ich obu.
- Szczególnie jak miałam okazję spotkać cię w dwóch swoich pierwszych snach w zeszłe wakacje… To był odrobinę ten… Domina vibe - stwierdziła.
- Byłem wtedy od roku w więzieniu na łasce IBPI. Co swoją drogą jest aktualne również dzisiaj - zażartował, trochę gorzko. - Jak już mogłem wyrwać się poza moje ciało, to wolałem poudawać, że mam trochę więcej władzy, niż w rzeczywistości.
- Kogo próbujesz oszukać, Joakimie. Ty zawsze byłeś władczy, apodyktyczny i dominujący - powiedział Kirill zdecydowanym tonem.
- ...powiedział ten cichy, nieśmiały i uległy… - Joakim wskazał na niego dłonią.
Kirill wzruszył ramionami.
- Cieszę się, że już czujesz się lepiej. Ciekawi mnie jednak, jak dalej rozwinie się twój romans z Aliothem. Mam nadzieję, że nie dojdzie do żadnej katastrofy. Mogę jeszcze zadać ci jedno pytanie? Na które szczerze odpowiesz?
Joakim wydawał się lekko zmieszany i zaskoczony. Jego brwi ruszyły w górę. Ale pokiwał głową.
- O co chodziło z tym pocałunkiem z Mishą? - zapytał.
Dahl roześmiał się. Poruszenie tej kwestii w takiej chwili wydawało mu się komiczne.
- Całowałeś Mishę? Byłeś pijany? - to ostatnie pytanie było czymś raczej w rodzaju prośby. Z drugiej strony nie znała całej sytuacji i jej mina wskazywała na to, że chciała się dowiedzieć o co tutaj chodziło.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline  
Stary 25-03-2020, 20:41   #535
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
- Tak, byłem. Poza tym to bardziej on pocałował mnie, niż ja jego - odpowiedział Dahl.
To była trudna sytuacja, bo nie chciał przecież wkopać syna i jego chłopaka. Z drugiej strony czy nie zrobiłby im przysługi, gdyby wszystko powiedział? Czy Kirill miał prawo ich oceniać? Nie miał. Zwłaszcza biorąc pod uwagę wydarzenia ostatnich dni. Tyle że najpewniej i tak będzie oceniał.
- Trochę się nim bawiłem. Bo okazało się, że mój syn i młody Rosjanin są niespodziewaną… parą. Pieprzyli się w bardzo wymyślny sposób, kiedy wszedłem do apartamentu. Nie podobało mi się, że ze wszystkich ludzi na świecie Noel wybrał kogoś, kto nie może pochwalić się nieskończoną ilością talentów. Dlatego zaproponowałem mu zostanie Konsumentem. Zgodził się i pocałował mnie na znak umowy.
To było dużo więcej bomb, niż pragnął w tej chwili zrzucić.
Alice uniosła brwi w górę. Przetworzyła te informacje, które podał im właśnie Joakim bardzo powoli. Misha, brat Kiry, jak pamiętała, około piętnastoletni… Uprawiał seks z Noelem… Synem Joakima… Który miał traumatyczną przeszłość związaną z molestowaniem przez kobiety w dzieciństwie… Czy to była jakaś forma autoterapii, czy przemiana w swoich dręczycieli, czy może skutek tego, że miał jakiś podświadomy lęk do kobiet, dlatego wolał mężczyzn, a wybrał Mishę, bo sam Noel zachowywał się raczej jak dziecko, niż dojrzały mężczyzna, więc młody Rasputin wydawał mu się bardziej odpowiedni? Mózg śpiewaczki pracował, aż ją głowa rozbolała. Jeszcze to, że Joakim zamierzał z niego zrobić konsumenta. Zerknęła ostrożnie na Kirilla, jak on to przyjął?
Oczy Kirilla zaświeciły się jakimś dziwnym płomieniem. Błyskawicznie zrobił krok do przodu i natarł dłonią na szyję Joakima. Zaczął ściskać. Dahl zaczął się krztusić.
- Widziałeś swojego syna przez jeden, kurwa, dzień - syknął przez zaciśnięte zęby. - A już zmieniłeś go w siebie.
Bez wątpienia pragnął udusić Dahla. Tu i teraz. Winił go za to, że Noel uprawiał seks z Mishą, który w tym wypadku wydawał się zagubioną owieczką. Nie mógł też znieść myśli o samym Noelu. Był prawdziwym synem swojego ojca. W jego myślach kołatało się cały czas jedno i to samo. To, że chciał przekreślić biedne życie chłopca, czyniąc go Konsumentem, było tylko wisienką na torcie. Skromną cysterną lawy wrzuconą w sam środek i tak już rozgorzałego piekła.
- Boże… Kirill… Puść go! - zażądała i skoczyła na Kaverina próbując odciągnąć go od Dahla.
- Na pewno jest jakieś wyjaśnienie, przecież Noel raczej nie dałby się tak mu przekabacić… Puść… Pomyśl o tym chwilę… - zażądała od Rosjanina rozsądku. Złapała go za ucho, i pociągnęła od łóżka. Cokolwiek, by uratować Joakima, nawet miała zamiar potraktować Kaverina jak niesforne dziecko.

Pielęgniarki dopadły telefonu. Jedna z nich podniosła słuchawkę i zaczęła nerwowo wpisywać krótki numer. Po chwili już mówiła, ale co dokładnie? Alice nie słyszała w tym całym harmidrze. Mogła jednak spodziewać się, że wzywała ochronę.
Wysiłki rudowłosej opłaciły się, bo uścisk Kaverina zelżał. Nie osłabł kompletnie, ale na tyle, że Joakim mógł zaczerpnąć powietrza.
- Aee… ja nie… - mężczyzna zaczął, ale Kirill mu przerwał.
- To kurwa pedofilia! - wrzasnął. - Jedna rzecz, gwałt. Druga rzecz… pedofilia!
Pielęgniarki spojrzały po sobie. To słowo brzmiało podobnie w bardzo wielu językach.
- Ty kurwa pieprzony, kompletnie zjebany chuju - Kirill przełączył się na rosyjski. - I po tym wszystkim jeszcze kazałeś mu siebie całować? Ile razy go przejebałeś, skurwielu?!
Alice warknęła i jeszcze raz spróbowała odciągnąć Kirilla. Tym razem złapała go za włosy i po prostu pociągnęła w dół.
- Opanuj się na litość boską, bo nas stąd przez ciebie wyrzucą. Czy to czasem nie ty powinieneś rozgłaszać takie hasła jak ‘nie osądzaj po pierwszym co usłyszysz?’ Nie powiedział przecież, że maczał w tym palce, tylko że się na to natknął. Może zadzwoń do Mishy i się go zapytaj, zanim znowu obiecasz śmierć Noelowi, albo Joakimowi. Nie denerwuj mnie już dzisiaj - zażądała od niego i puściła.
Tymczasem do pokoju wparowali ochroniarze. I to tacy prawdziwi. Nie kulejące dziadki po trzech zawałach, tylko dwumetrowi, napakowani mężczyźni. Zapewne można było znaleźć takich w Rosji kilku. Kirill puścił Joakima, kiedy Alice zaatakowała jego włosy. I choć sprawiało mu to ból, wściekłość była silniejsza.
- Opiekowałem się tym chłopcem! - krzyknął Kirill. - Jak ja spojrzę w oczy jego siostrze? - głos Kaverina lekko się załamał pod koniec. Chyba zaraz miał na serio się rozpłakać. - Jak ja spojrzę w oczy mu?
- Przepraszam, damulko - jeden z ochroniarzy odepchnął Alice na bok. Delikatnie, ale stanowczo.
Złapał Kaverina za ręce i wykręcił je do tyłu. Ale Kaverin był wciąż wpatrzony w Joakima. Nawet kiedy został prowadzony do wyjścia… i kiedy w tym wyjściu zniknął.
- Nigdy! Nigdy ci tego nie zapomnę! - wrzasnął.
Po czym Joakim i Alice zostali sami. Dwie pielęgniarki skoczyły w stronę Dahla, aby poprawić mu elektrody, zmierzyć ciśnienie i zaopatrzyć kroplówkę, w której zaczęła się cofać krew.
Harper miała wrażenie, że do zrobienia tych rzeczy całkowicie wystarczyłaby jedna, ale kompletnie nie mogła im się dziwić. Spojrzała krytycznie na kobiety, po czym bez komentarza usiadła na krześle. Była wykończona. Zamknęła na moment oczy i przechyliła głowę do tyłu. Nadal była blada i nie w pełni wypoczęta po nocnej eskapadzie. Teraz jednak na moment zapanowała cisza. A ona była pierwszy raz od pewnego czasu całkowicie sama z trzeźwym na umyśle Joakimem. To było dziwne i miłe uczucie. Zwłaszcza, że tym razem nie miał ograniczonego czasu minutami i im się nie spieszyło. Czekała, aż kobiety sobie pójdą. Odpoczywała i trawiła to co zaszło. Puls jej skoczył z nerwów.
- Czy wszystko w porządku?
- Jak się pan czuje?
- Biedactwo… ale lepiej pan wygląda, niż gdy pan spał… dużo… lepiej…
- To on? - dziwiła się inna pielęgniarka.
Bez wątpienia Joakim wyglądał kompletnie inaczej przy przyjęciu i na jawie. Dahl nie mógł tego w żaden sposób wytłumaczyć, więc zignorował.
- Przepraszam, czy mogę pobyć chwilę sam…? - zapytał cichym głosem.
- Słyszała pani? - wrzasnęła najgrubsza piguła. - Proszę wyjść!
- Nie - przerwał jej szybko Joakim. - Ona niech zostanie. To bliska mi osoba.
Mówił tak łagodnym i miękkim głosem, że ciężko było się z nim kłócić.
- Tylko bez większych ceregieli - rzekła pielęgniarka.
Zabrała młodsze koleżanki i odeszła.
Alice otworzyła dopiero w tym momencie oczy. Kompletnie zignorowała pielęgniarkę, która przez moment na nią krzyczała. Zerknęła na Joakima.
- Ufam, że tego nie zrobiłeś i Kirill znadinterpretował twoje słowa… Pewnie będzie mu potem głupio… Jak zrozumie, że się mylił - powiedział cicho. Wolała wierzyć w to, niż w wizję, że Joakim mógłby zrobić coś tak okropnego.
Dahl milczał przez chwilę.
- Oczywiście, że tego nie zrobiłem… - jęknął.
Nawet nie chciał myśleć na ten temat. Chciał wpatrywać się pustym wzrokiem w jeden punkt na ścianie i udawać, że wszystko i wszyscy wokół przestali istnieć. Włącznie z nim. Zwłaszcza z nim.
- Przyszedłem dać Noelowi prezenty… otworzyłem drzwi do jego mieszkania… i zobaczyłem od razu, jak Noel bierze tego chłopca… - szepnął Dahl. - I go nie namawiałem. W sensie Noela… nie wiedziałem nic o tym… aż do tamtego momentu…
Przełknął ślinę. Czy miał powiedzieć, że tak właściwie namawiał Mishę do seksu z nim? Że prawie go do tego zmuszał? Że to na serio mogło mieć miejsce?
- O boże… - szepnął. - Jego reakcja wcale nie była aż tak przesadzona - nagle sobie uświadomił.
Nie zareagował w żadnym wypadku tak, jak powinien był zareagować. I wtedy nic go to nie obchodziło, bo Kirill go i tak nienawidził. Ale teraz, kiedy go zaczął tolerować… a nawet więcej… naprawdę dobrze znosić… Wypłynęło to. Wszystko zniszczyło.
- Po co ja się odzywałem? - jęknął.
W kilka sekund wrócił do tego standardowego, znajomego Joakima. Który zniszczył życie Emilii, odebrał Mary duszę, wielokrotnie zdradzał Alicię…
- Thomas nie powinien był mnie ratować - powiedział. To było trochę przesadzone i bez wątpienia emocjonalne, ale pasowało do tego wszystkiego, co miało tu miejsce.
Alice podniosła się. Podeszła do niego i usiadła na brzegu jego łóżka. Ponownie.
- Nie mów tak… Proszę. Kirill dowie się prawdy wcześniej czy później i mu przejdzie. Porozmawiam z nim. Albo wytarmoszę go za te blond kłaki… Nieważne. To nie twoja wina. Po prostu przekazałeś informację, ciężką to fakt, ale to tyle. Wszystko się ułoży. Nie życz sobie proszę śmierci. Bo jeśli nie Thomas by cię uratował, ja bym znowu poszła układać się z bogami, żeby cię tu ściągnąć - powiedziała przyglądając mu się uważnie swoimi zielonymi ślepiami.
- No… przesadziłem. Jestem mu wdzięczny, że dzięki niemu żyję - mruknął po chwili Joakim, ale tak apatycznym tonem, jak to było tylko możliwe. - Po prostu… miałem już mój happy end. Był perfekcyjny. Byłaś w nim ty i wspólne plany na przyszłość. Był w nim Kirill i przyszła współpraca - powiedział. Choć w rzeczywistości pewnie miał na myśli nie tyle współpracę, co współżycie. - Myślałem, że haczyk polegał na tym, że muszę chwilowo wrócić do Alicii. Dlatego nie spodziewałem się, że będzie jakiś zwrot akcji - zaśmiał się. - I sam go sobie zafundowałem. Teraz nic nie jest w porządku. Nie zdziwiłbym się, gdyby Kirill właśnie pakował walizki i uciekał z Mishą i Kirą od Noela. I koniec końców mój syn ułożył tu sobie życie… Co prawda w dość ekscentryczny sposób, ale jednak. Pojawiłem się jeden jedyny raz i mu to wszystko zawaliłem jak domek z kart. Mam wrażenie, że wisi nade mną jakieś fatum. Ale to nie przez pech cierpię, tylko przez własne decy….
Alice przyłożyła mu palce do ust powstrzymując go od mówienia.
- Zawaliłeś mu domek z kart. Nie posiadłość wybudowaną na fundamentach Joakimie. Sam to powiedziałeś. To i tak by się rozsypało i musiałby wszystko stawiać od nowa. Jak myślisz, jak długo zdołałby się kryć z Mishą przed bystrym Kirillem, albo nadprzyrodzonymi zdolnościami Kiry? Aż dziw, że jeszcze do tej pory o tym nie widzieli i zapewne dlatego właśnie Kaverin posądził ciebie. Bo sam tego nie zauważył wcześniej. Daj mu czas, przetrawi to. Wszystko się ułoży. Proszę. Uwierz w to. Nie masz nad sobą fatum - powiedziała i opuściła dłoń, głaszcząc go nią nieco niepewnie po policzku.
Joakim spróbował się uśmiechnąć, ale dla Alice. Żeby myślała, że jej słowa działają i czuje się dzięki nim lepiej. Tak właściwie rzeczywiście czuł się lepiej, bo była wraz z nim. Ale nie czuł, że jego problemów ubywa.
- Tylko czy Noel też to samo pomyśli? - zapytał cicho Joakim. - Też będzie taki wyrozumiały względem mnie? A może uzna, że to było jego życie i że to on miał prawo wszystko wyjawić, kiedy tylko będzie chciał? Oczywiście, że tak pomyśli, każdy by tak pomyślał. I już nigdy się do mnie nie odezwie. Próbował odbudowywać z nim relację, dlatego też tutaj się pojawiłem. I też miałem jakąś podświadomą nadzieję, że zobaczę Kirilla i może stanie się coś… coś niesprecyzowanego… co tak właściwie się wydarzyło. I byliśmy już w dobrych stosunkach. Ale się powtarzam teraz… - mruknął. Odetchnął głębiej.
Chciał powiedzieć Alice o tym, że namawiał Mishę do seksu. Musiał o tym powiedzieć. Ale po poprzednim wyznaniu miał ogromny węzeł w gardle i nie potrafił go rozwiązać. Nie potrafił nic więcej powiedzieć. Był pewien, że jak Harper się o tym dowie, kompletnie z niego zrezygnuje. Dlatego też nic nie powiedział. I tym milczeniem zbudował ten jeden, pierwszy, niby nieznaczący mur między nimi…
Alice była kompletnie nieświadoma tego, że się od niej odgradzał, bo bał się jej reakcji. Mimo to, poczuła barykadę, którą stworzył, ale sądziła, że miała związek z sytuacją. Zamyśliła się.
- Jesteś strasznym pesymistą… Porozmawiam z nimi i na pewno się ogarną. To nie tak, że ktoś umarł. Chłopcy po prostu dogadują się ze sobą lepiej niż ktokolwiek by przypuszczał. Nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. Postaram się pozbierać sytuację… - stwierdziła i wyprostowała się. Tak. Obiecała samej sobie, że nie będzie polegać tylko na nich. Będzie więc musiała częściej brać takie sprawy we własne ręce.
- Posprzątam to dla ciebie, a ty skup się na przeżyciu tam na Antarktydzie, czy gdzie w tej chwili dokładnie będziesz… To o czym mówiliśmy, nim rzuciłeś granatem… To nadal aktualne? - zapytała ostrożnie.
Joakim zamilkł na chwilę, próbując sobie przypomnieć.
- Że… tak, oczywiście - odpowiedział. - Myślę, że my to jakoś rozpracujemy i ogarniemy. Przecież jesteśmy… astralną rodziną. Czujemy do siebie przyciąganie. Musimy się wszyscy w końcu prędzej czy później pogodzić.
“Albo zjeść”, Alice usłyszała w głębi duszy jakieś echo, ale praktycznie od razu o nim zapomniała. Mimo to lekko ją wybiło z rytmu. Bo choć go nie pamiętała, to miała poczucie, że wydarzyło się coś dziwnego lub niepokojącego. Tylko to przeoczyła.
- I moje uczucia do ciebie się nie zmieniają - rzekł. - Mam nadzieję, że twoje uczucia do mnie również pozostaną takie same. Mimo że będziesz dowiadywała się o mnie ciągle gorszych i gorszych rzeczy - uśmiechnął się lekko, choć bez wesołości. - Zakończenie trochę niemrawe, ale cieszę się, że tutaj przybyłem. Mimo że przez to zaliczyłem kilkanaście godzin tortur, zbiorowego gwałtu, doprowadziłem ciebie do morderczego stanu, co zakończyło się źle dla wielu ludzi… I też namieszałem w życiu Noela i Mishy, wkurwiłem Kirilla… Ale każda sekunda przebywania z wami… a zwłaszcza z tobą… jest na wagę złota. I jestem zapłacić za nią każdą cenę.
Zamilkł i odgiął głowę do tyłu.
- Dość łzawych oświadczeń - mruknął lekko zażenowany.
Alice uśmiechnęła się lekko.
- Sądzę, że mnie nie zaskoczysz… Jak zauważyłeś, wydoroślałam w tym roku i mało co na obecnym poziomie mogłoby mnie zgorszyć… Chociaż… Wolę nie zapeszać - parsknęła lekko.
- Nawet nie masz pojęcia… - Joakim zaśmiał się. - Choć tak, twoja tolerancja względem różnych rzeczy równa się już prawie mojej.
- Czuję się zmęczona… To był bardzo intensywny Nowy Rok… A ponoć jaki dzień Nowego Roku, taki cały przyszły rok… Heh - pokręciła głową.
- Myślę, że my urodziliśmy się w takim dniu. I przez to całe nasze życie tak będzie wyglądać - Dahl uśmiechnął się. - To trudne, ciężkie życie. Pełne bólu, cierpienia i takie tam. Ale jednak życie. To, jak intensywnie potrafimy czuć… z jakim natężeniem potrafimy kochać… to jest nagroda za te wszystkie negatywne rzeczy. I mamy też siebie nawzajem - rzekł.
Rzeczywiście, nie powiedział jej o tym, jak zachował się względem Mishy. I to milczenie stworzyło pewną barierę, jednak z drugiej strony czy naprawdę musiał jej o wszystkim opowiadać? Wydawało mu się, że każdy człowiek miał prawo, żeby zachować dla siebie drobne rzeczy, którymi nie chce się dzielić. Nie było w tym nic nadzwyczajnego.
- Sądzę, że to pewna forma zachowywania równowagi we wszechświecie - zgodziła się z nim.
- W końcu nie mogłoby być tylko łatwo i tylko cudownie - dodała.
- Ale dzięki temu, życie jest ciekawsze, a to co piękne, cudowne i miłe… Ma słodszy smak i lepiej można to docenić - zauważyła.
Joakim skinął głową. Po tym do głowy cisnęło mu się mnóstwo negatywnych myśli, które mogłyby zepsuć tę chwilę. Doszedł jednak do wniosku, że nie ma po co ich wypowiadać i psuć momentu. To była niespodziewanie słodka rozmowa. Zwłaszcza biorąc pod uwagę scenę, która miała tu miejsce tuż przed chwilą. Wyciągnął telefon i zadzwonił do Noela. Tak właściwie wolałby chyba do Mishy, ale nie miał jego numeru telefonu.
- Wolę uprzedzić syna - mruknął. - Lepiej, żeby dowiedział się tego ode mnie, niż żeby Kirill go zaatakował znienacka.
Wyobraził sobie, jak Kirill zaprowadza Noela do piwnicy i zwołuje swoich kumpli. Lekko zadrżał.
- Kaverin potrafi być naprawdę przerażający, kiedy tylko chce - mruknął Dahl. - O może to w tym budynku jest coś nawiedzonego. Zafundował i mi i tobie niezłe przeżycia w nim.
- Możliwe… Biorąc zawirowania emocje… - stwierdziła. Nie zamierzała mu przeszkadzać w rozmowie. Przymknęła na moment znowu oczy. Chciała po prostu posłuchać jego głosu. To było na swój sposób miłe i niezwykłe. Napawała się tą chwilą.
- Tak, to ja… - mężczyzna odezwał się w pewnym momencie. - Słuchaj… muszę ci coś powiedzieć. Nie, ze mną wszystko w porządku. Jestem zdrowy. W miarę. Dzięki Thomasowi. Nie po to dzwonię… Martwiliście się, jak miło… - Joakim przeniósł wzrok na Alice. Był lekko speszony i chyba Noel mu nie ułatwiał wypuszczenia bomby. - Posłuchaj… Kirill dowiedział się o was. O tobie i Mishy. Przykro mi.
Przez chwilę rozbrzmiewała cisza, kiedy Joakim słuchał słów syna. Usiadł w międzyczasie i zaczął palcem wskazującym kręcić kółka na kolanie przykrytym białą narzutą.
- Tak… przykro mi - powtórzył. - To przeze mnie. Powiedzia… - znowu zamilkł. - Nie, nie chciałem. Nie miałem złych inte… - znowu zamilkł, kiedy Noel mu przerwał. Spojrzał raz jeszcze na Alice i uśmiechnął się smutno.
 
Ombrose jest offline  
Stary 25-03-2020, 20:42   #536
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Harper zmarszczyła lekko brwi, po czym otworzyła oczy i sięgnęła po jego dłoń. Wzięła ją i zaczęła głaskać jej wierzch. Próbowała dodać mu otuchy. Nie chciała by się smucił, a widziała i słyszała że się smucił.
- Cieszę się, że tak sądzisz - powiedział Joakim. Chwycił dłoń Alice, którą go głaskała i ją ścisnął. Zdawało się, że nieco się pobudził i chyba usłyszał coś pozytywnego. - Tak, racja. Jestem po waszej stronie, choć na Kirillu może to nie zrobić wrażenia. Spróbuj się jednak z nim pogodzić. Nie, nie uciekajcie - Dahl lekko zaśmiał się. - Musicie jednak przekazać to Kirze. Jeśli Misha ją przekabaci na waszą stronę, to będzie w stanie uspokoić Kirilla… jeśli ktoś, to ona. Choć pewnie ją też trzeba będzie uspokajać. Jakby co, to napisz do mnie i prześle wam pieniądze. Wszelkie, jakie będziecie potrzebować.
Zamilkł na moment.
- Dobra, pa. Racja, spieszcie się - rzekł i odłożył telefon.
Spojrzał na Alice. Zdawało się, że uczynił wszystko, co tylko mógł.
Rudowłosa obserwowała go. Dalej trzymała jego dłoń.
- Nie wyszło chyba źle? - zapytała. Miała nadzieję, że dobrze wydedukowała po zakończeniu tej rozmowy.
- Na początku było źle. Ale potem powiedział, że chyba raczej dobrze się stało. Bo sam nigdy by tego nie powiedział, a też nie jest już dzieckiem i nie chce mu się ukrywać przed światem swoich związków. I że jak będzie trzeba, to ucieknie z Mishą. I że Kirill musi ich zaakceptować. Przybrał nieco wojowniczą postawę. Chyba nie jest na mnie zły. Jestem zszokowany z tego powodu - Joakim uśmiechnął się delikatnie. - Mam po prostu nadzieję, że to się rzeczywiście dobrze dla nich skończy. Młode miłości rzadko kiedy długo trwają. Oby ta była wyjątkiem.
- Mam nadzieję, że nie odziedziczyli przekleństwa pecha po moim pokoleniu, albo po tobie - parsknęła cicho. Pokręciła głową.
- Myślę, że dadzą sobie radę - stwierdziła.
- Tak czy inaczej… Czyli nie zostałeś wyklętym ojcem. więc skup się na odpoczywaniu. Zastanawiam się, czy to tu masz urlop, czy tam - rzuciła.
- Myślę, że w pewnym sensie cały czas jestem w pracy - odpowiedział Joakim. - Jakie przekleństwo pecha twojego pokolenia? Nic o tym nie słyszałem wcześniej - wydawał się zaskoczony.
- Żartuję, czasem po prostu uważam, że ściągam pecha - powiedziała tłumacząc stwierdzenie.
Joakim zerknął tymczasem w bok na jedną z młodszych pielęgniarek, która obrzuciła go spojrzeniem. Uśmiechnął się do niej lekko, na co ona uśmiechnęła się speszona. Zarumieniła się i odwróciła wzrok. Odeszła do obowiązków.
Rudowłosa zauważyła, ale nie powiedziała nic na temat rumieńca kobiety.
- Zadziwiające… - skomentowała.
- Co takiego? - Joakim nie zrozumiał, przesuwając wzrok na Alice.
- Jak czarujesz - powiedziała i uniosła kącik ust w górę.
- Ciebie? - zapytał Dahl. - Miło mi, że tak sądzisz. Włosy będą musiały mi dopiero odrosnąć, ale twarz pozostaje taka sama - zażartował lekko.
Alice westchnęła i pokręciła rozbawiona głową.
- Tak, zabawne, że Kirill postanowił zgolić ci włosy… Zupełnie tak, jakbyś nie miał powalającego uśmiechu… Dobrze, że na to nie wpadł… Bo zrobiłby się jeszcze bardziej pomysłowy - stwierdziła.
- Chyba chciał odciąć mi nogę, ale po kilkunastu godzinach doszedł do wniosku, że jednak spasuje. Ale miał taki początkowy zamiar. Ciekawe, kto by wygrał w starciu. Rosyjska mafia czy Valkoinen - Joakim zażartował. - No cóż… chyba teraz zdrzemnę się - powiedział i położył. Wcześniej siedział. - Chyba, że chcesz jeszcze o czymś porozmawiać? Jak nie, to z chęcią przyjmę pocałunek na dobranoc - rzekł.
Alice uniosła się z krzesła. Podeszła do niego i pocałowała delikatnie w usta.
- Dobranoc, wypoczywaj. Przyjdę jeszcze do ciebie - powiedziała uprzejmie.
- W śnie czy na jawie? - zapytał Joakim, uśmiechając się lekko i przymrużając oczy.
- Najchętniej i tak i tak, hmm? - zażartowała.
- Sen mamy zagwarantowany. Pragnąłbym jednak jeszcze zobaczyć cię tutaj we własnej osobie - mruknął Joakim. - Do zobaczenia, Alice. Życz mi słodkich snów - rzekł i ziewnął. Bez wątpienia potrzebował dużo odpoczynku i czasu, żeby się zregenerować.
- Życzę ci słodkich snów. Żebyś wrócił szybko do zdrowia. Przyda ci się dużo siły. Przed powrotem do IBPI i czymkolwiek co tam cię czeka - stwierdziła i pogłaskała go jeszcze po policzku. Powoli. Jakby właściwie nie chciała sobie iść.


- Pamiętaj… - szepnął ciężkim głosem - ...że bardzo cię kochałem.
Następnie odszedł od niej. Bahri szedł za nim z ręką wyciągniętą w stronę potylicy Anglika. Broń tylko czekała na wypalenie.
Alice zadrżała i poczuła bardzo głęboki ból psychiczny. Popatrzyła w szoku na Sharifa, potem na Bahriego, a na końcu na Terrence’a, który zaczął się od niej oddalać
- Nie… Terrence, nie! Tak nie można… - obejrzała się na Sharifa - Nie możesz! Jak możesz! Nie jesteś żadnym prawem, żeby decydować o tym kto zasługuje, by żyć, lub nie! - nakrzyczała na niego jak zraniona lwica.

De Trafford słyszał te słowa. Ale nie odezwał się. Co mógł powiedzieć, co złagodziłoby jej ból? Wszystko już zostało przez niego wypowiedziane. Pragnął, aby jego ostatnimi słowami było wyznanie miłości. Miał nadzieję, że Alice je zapamięta. I że będzie rozgrzewało jej serce w trudnych chwilach. A tylko takie obecnie mieli.
- Zrobię co chcesz, tylko odwołaj ten cholerny rozkaz! - Alice wybuchnęła lekko łamiącym się tonem.
Starania Harper łamały mu serce. A jednocześnie było w nich coś słodkiego. Miło było umrzeć ze świadomością, że ktoś będzie za tobą tęsknił. Że ktoś walczył za twoje życie. Że ktoś będzie cię opłakiwał i ktoś odczuje twój brak. Z drugiej strony nie chciał być powodem rozpaczy w życiu Alice. Zrobił coś źle po drodze. Mógł to wszystko inaczej rozwiązać. Brakło mu zdolności organizacyjnych, intelektu… talentu telekinetycznego. Jakiś lepszy mężczyzna byłby w stanie pokonać Arabów i uratować siebie. A także swoją miłość. Jednak Terry nie był tym lepszym mężczyzną. I właśnie dlatego szedł przed siebie, prosto w las. Czuł na potylicy chłód pistoletu, choć ten fizycznie nie był dociśnięty do jego czaszki. Niby chłód, ale zarazem wypalał mu dziurę, jak gdyby wydobywała się z niego skoncentrowana wiązka lasera. Gdyby był Joakimem, na pewno udałoby mu się wykaraskać. Jakoś wyjść z tej sytuacji. Co by zrobił Dahl na jego miejscu?

- Nie musisz mnie wcale zabijać… - zaczął.
- Proszę, zamilcz - Bahri odpowiedział od razu.
- Jestem bogatym i wpływowym człowiekiem. Dla Sharifa jesteś nikim. Jednym z wielu pionków. Jak mnie teraz puścisz wolno, to staniesz się dla mnie bardzo ważną osobą.
- Cicho… - Egipcjaninowi wcale też nie było aż tak łatwo.
- Mam wielu przyjaciół, którzy mnie kochają. I którzy ci tego nie przepuszczą. Jak zabijesz mnie, to podpiszesz wyrok śmierci również na siebie. Możemy zostać przyjaciółmi, Bahri. Naprawdę w to wierzę.

To prawie zadziałało.
Bahri rzeczywiście zawahał się przez chwilę.
Ale wtedy przypomniał sobie o trzech dezerterach z ich małej armii. O tym, co Habid im zrobił przy wszystkich. Nie można było nie uszanować rozkazu Sharifa i przeżyć. Arab oskalpował tę trójkę. Wyciągnął im jelita na zewnątrz, kiedy jeszcze żyli. Zaczął oskórowywać, ale wtedy umarli. Habida tak to rozwścieczyło, że wypił całą butelkę wódki i podpalił hotel, w którym przebywali.

Bahri zdołał polubić Terry’ego i Alice. Był na siebie wściekły z tego powodu. Nie chciał ich zabić. Z drugiej strony…
- Lepsza twoja śmierć, niż moja - rzekł.
Nacisnął spust.
Kula wbiła się w potylicę de Trafforda. Padł na ziemię. Kawałki kości, mózgu i krwi rozproszyły się dookoła.

Zapadła cisza.

- Przykro mi - załkał Bahri. - Tak bardzo mi przykro… - zawiesił głos.
Z jego oczu zaczęły lać się łzy. Opadł na kolana i mocno zacisnął pięści. Paznokcie boleśnie wbiły mu się w skórę, zostawiając krwawe ślady. Zaczął oddychać przez usta. Ale nie mógł nabrać powietrza. Dostał napadu paniki. Cały czas słyszał głos Terrence’a. A także huk wystrzału…

Minęło kilka minut i Bahri zdołał się opanować. Czuł nudności, ale nie wymiotował. Dlaczego ze wszystkich osób akurat jemu rozkazano dokonać egzekucji…?
“Jesteś pieprzonym mordercą”, pomyślał. “Powinieneś wziął ten pistolet i sam wpakować sobie kulę w mózg. Posmakuj swojego własnego lekarstwa”.
Wpatrywał się przez chwilę w pistolet. Jego metaliczny błysk oddziaływał na niego hipnotycznie…

Nagle usłyszał dziwny dźwięk. Nieopodal pomiędzy drzewami pojawił się rozbłysk światła. Bahri miał ochotę przetrzeć oczy niczym postać z kreskówki. Jednak blask tylko wzmocnił się. Nagle powiększył się i uformowała się z niego tarcza zegara. Wyskoczył z niej mały, uroczy lisek. Biało-różowy. Kiedy stanął na trawie, portal za nim zniknął.
Dziwne zwierze lekko fosforyzowało. Bił z niego jego własny blask. Co więcej, zdawał się półprzezroczysty, jak gdyby był tutaj bardziej duchem, niż ciałem. Bahri odniósł wrażenie, że gdyby podszedł i go dotknął, jego palce przeszłyby na wylot.

Lisek skoczył przed siebie i wylądował na zmarłym de Traffordzie. Polizał go w policzek. W tym miejscu rozbłysło delikatne światło, które powoli zaczęło się rozprzestrzeniać na otaczającą skórę. Potem duch polizał inne miejsce i jeszcze kolejne… żeby jak najszybciej całe ciało Anglika zostało pokryte tym samym, gwiezdnym blaskiem.

Czas stanął dla Terrence’a. Krew przestała wypływać z jego żył, neurony przestały obumierać z powodu niedotlenienia, proces formowanie skrzeplin został wstrzymany, zanim jeszcze na dobre się zaczął.
Śmierć, która oblepiła całe ciało Anglika zaczęła się skraplać w jednym punkcie. Formowała się z niej biała, gęsta ektoplazma. Lisek rozwarł usta mężczyzny i zaczął ją wyssać z wnętrza. Wyglądało to trochę tak jak gdyby go całował.
Kiedy dokończył, nabrał powietrza, i tchnął wewnątrz Terry’ego błękitne, promieniujące światło życia. To zaczęło wypełniać wszystkie szczeliny i zakątki. Pobiegło naczyniami krwionośnymi jakby światłowodami. Tkanka mózgowa zaczęła się regenerować, a uszkodzona czaszka odbudowywać.

Kilka minut później proces dokończył się.
Terrence de Trafford zaczął oddychać.
Lisek rozproszył się w nicość. Złocista energia, która go napędzała, kompletnie rozprysła się. Całą, jaką miał, wydał na bardzo trudny i skomplikowany rytuał Czasu, Życia i Śmierci. Z tego też powodu przestał istnieć.

Bahri otworzył usta i zaczął przez nie głośno oddychać. Podszedł i sprawdził puls mężczyzny. Dotknął jego czaszki w miejscu, w którym została wbita kula. To był prawdziwy… cud. Zaczął się śmiać.
- Zdaje się, że nie było ci pisane w gwiazdach, żeby dzisiaj umrzeć - mruknął.
Schylił się i wziął mężczyznę na ramiona. Z trudem, bo nie był wcale lekki. Na szczęście Bahri posiadał trochę mięśni.
- Już wolę narazić się Habidowi - powiedział. - Niż bogom.

Następnie odszedł, żeby znaleźć dla de Trafforda bezpieczne miejsce.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline  
Stary 20-05-2020, 16:40   #537
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację



Minął kolejny tydzień, nim Nina w spokoju mogła opuścić posiadłość. Ciężko było wymyślić gdzie umieścić Agana. W końcu dostał przestrzeń w wodzie otaczającej fontannę. Nina jednak chodziła do niego go karmić i dopiero kiedy zaczął jadać co czwarty dzień, zdołała wyrwać się do pracy.
Powróciła późnym wieczorem. Zdawała się zamyślona. Powitała dzieci i poszła poszukać Praserta. Miała dla niego pewną propozycję, ale musieli razem dobrze przemyśleć jak tę sprawę rozegrać.
Privat kucał przy oczku wodnym. Był w bardzo dobrym nastroju, jak każdego dnia zresztą. Miał przy sobie blok kartek A4. Właśnie wyciągnął kolejną z nich. Zaczął ją składać, aż powstała łódka origami. Przybliżył się nieco do wody i umieścił złożony papier na jej tafli. Oczywiście utrzymała się i zaczęła dryfować w stronę środka małego zbiornika. Wtem z niewielkich głębin wystrzeliła elastyczna, niezbyt długa macuszka. Owinęła się wokół kadłuba, zgniotła go i wciągnęła pod wodę. Prasert zaczął klaskać.
- Brawo, Aganie! - pochwalił malutkiego krakena. - Widziałaś? - zapytał Ninę, która przybliżała się. - Zgniótł już ósmą łódkę. Chyba dobrze się rozwija. A przynajmniej robi to, co powinien robić mały Kraken.
Prasert pogłaskał Nagę po główce. Smok był już całkiem duży, lecz nie aż tak bardzo.. Owinął się wokół jego szyi, opierając ciężar na barkach mężczyzny. Privat nie chciał, żeby jego pierwsze dziecko było zazdrosne o drugie. Sprawdził, w jakim było nastroju.
Naga mruknęła na uwagę, którą poświęcił mu ojciec. Smoczek nie okazywał zazdrości, wyraźnie akceptował Agana. Mały Kraken tymczasem wysunął z wody kolejną mackę. Chyba chciał bawić się jeszcze, albo wyczuł obecność Matki. Nina przykucnęła obok Praserta. Pogładziła go po głowie, następnie Nagę i przyłożyła dłoń do wody i zaraz Agan oplótł jej palce pieszczotliwie, sięgając aż do jej nadgarstka. Tymczasem Privat pocałował ją w policzek.
- Nie mogłam oczekiwać, że będziesz go uczył czegoś innego poza topieniem statków… - zażartowała cicho. Ona również pocałowała Praserta w policzek.
Tajlandczyk zaśmiał się. Na samym początku przejmował się, jak wykarmią ich dwójkę. Jednak udawało się, a on nie miał na głowie nic, prócz zabawą z potomstwem. A kto by nie chciał spędzać czasu z krakenem i smokiem. Zwłaszcza takimi malutkimi i milutkimi.
- Mam dla ciebie pewną propozycję, na razie wstrzymywałam się z nią, bo musiałam upewnić się, że jest bezpiecznie… Czy chciałbyś zostać detektywem IBPI kochanie? - zaproponowała.
Prasert zmarszczył brwi. Nie spodziewał się w tej chwili tego pytania. Bardziej myślał, że w tej chwili będą uzgadniać szczegóły dotyczące obiadu. Myślał, spoglądając na macki Agana, które wciąż kurczowo trzymały się palców Niny.
- Ciekawe pytanie… - powiedział. - Strasznie za tobą tęskniłem. Nie było cię trzy dni… To minimum pracy Koordynatora, mówiłaś mi. Choćby dlatego, bo tak działają Portale. Możesz używać ich w przeciągu sześćdziesięciu minut od pierwszego użycia, albo musi minąć więcej niż siedemdziesiąt dwie godziny - przypominał sobie. Mówił te rzeczy na głos, bo nie był pewny, czy dobrze zapamiętał i oczekiwał, że Nina od razu go poprawi w razie czego. - Co takiego robiłaś w kwaterze oddziału? Mówiłaś im o nas? O nich? - spojrzał na ich dzieci. - O tym, co zrobiłem z tobą, Warunem, Sunan i chłopakami?
- Oczywiście, że nie. Potraktowaliby nas jak kolejny Kościół Konsumentów, tylko o poważniejszym wymiarze… - powiedziała Morozow.
- Serio poważniejszym? - Prasert wątpił. - To tylko kilka osób, a Kościół jest dużo większy… z tego co mi opowiadałaś.
- Tak, ale oni nie potrafią tworzyć mitycznych bestii i choć potrafią tworzyć sieć skoncentrowaną wokół jednej osoby, nie łączy ich coś takiego jak nas.
- Oni sami są mitycznymi bestiami - zaśmiał się Prasert. - Ale masz rację, to co nas łączy, jest dużo bardziej intensywne. Bo opiera się na życiu. Poza tym smoki, krakeny… to brzmi bardzo alarmująco. Mogliby chcieć je zabić, w obawie o to, czym staną się za kilka lat - zadrżał na samą myśl. - Niedopuszczalne. Czemu chcesz, żebym był detektywem?
- Proponuję ci to, bo tam znajdziesz więcej zdolnych osób, które nadawać się będą do naszego roju kochanie. A przy okazji, może zdołasz nawiązać kontakt z Gwiazdą Energii - wyjaśniła co myślała.
Prasert drapał się po nadgarstku, myśląc.
- To jest bardzo dobry powód. Potrzebujemy energii dla nich - spojrzał na maluchy. - I potrzebujemy też kilka osób, żeby powiększyć rój, wszystko się zgadza. Ale jeżeli IBPI dowie się o tym, to stracą ciebie i mnie też. A przynajmniej spróbują. Na pewno podwyższyło ci się to… jak to nazwałaś? PVW?
- PWF - poprawiła go spokojnym tonem Nina.
- I w oddziale nie zauważyli tego? - dokończył Prasert.
- Cóż, opcją drugą byłoby wykradanie przeze mnie informacji o kolejnych celach IBPI i zbieranie z nich energii, ale nie zdołamy tego zrobić bez pomocy kogoś z konsumentów, jak mniemam? - zauważyła.
Prasert wzdrygnął się.
- Spokojnie, chcemy się trzymać z dala od Konsumentów. W ogóle posłuchaj jak to brzmi. Kościół Konsumentów. Strasznie. I czym się zajmują? Pochłanianiem takich rzeczy, jak Naga czy Agan. Ich obawiam się może nawet bardziej od IBPI.
- Bo my możemy dawać życie, ale potrzeba do tego energii, a z tego co mówiłeś mi będąc w trybie Gwiazdy, nie bierzemy energii znikąd. Stosunki na razie starczą, ale to wkrótce będzie mało… Wiem, że obie organizacje brzmią fatalnie… Ale musimy coś zdecydować… - westchnęła.
- Poszła do roboty na trzy dni i jaka poważna i rzeczowa wróciła… - zażartował, ale też westchnął.
- A ten twój przyjaciel inna Gwiazda? - zaproponowała opcję trzecią.
- Wydaje mi się, że to jakiś pacjent psychiatryczny, tak się zachowuje - powiedział Prasert. - I mówię to ja, a moje standardy w tym względzie są i tak mocno tolerancyjne. Jego Gwiazda opiekuje się czasem, co nam w niczym nie pomaga. Ale wiem, że zna przynajmniej jedną inną Gwiazdę. Amerykankę. Nie pamiętam tej rozmowy dokładnie, bo byłem oszołomiony wszystkim, ale chyba nie wspominał, jaka jest jej domena. Może właśnie energia, ale to byłoby zbyt proste - powiedział.
Zaczął składać kolejną łódkę dla Agana.
- Nie odpowiedziałaś mi na pytanie. Nie zaciągnęli cię pod jakiś czujnik PWF i ci go nie zmierzyli? Na pewno jest wyższe. Jakbym został detektywem, to mnie na dzień dobry na pewno zmierzyliby. Skoro mogą, to pewnie to robią. Jak uświadomią sobie, że mają pod nosem Paranormalinium większe od tego, z czym na co dzień się zmierzają… - zawiesił głos.
- Cóż, nie wykryto nic nadzwczajnego, co mnie osobiście zadziwiło. Odnoszę wrażenie, że mój poziom PWF może wzrastać gdy jestem w twoim pobliżu… Tak jak moje libido… Ale masz rację, na pewno zaraz zbadaliby cię… Hm… Będę musiała sprawdzić, czy jest jakaś klauzula pozwalająca obejść tę zasadę - mruknęła sama do siebie w zadumie.
- To i tak zwróciłoby na mnie uwagę, a ja wolałbym być zwykłym szaraczkiem - powiedział. - Może mogłabyś mi osobiście zmierzyć to PWF? I podstawilibyśmy pod czujnik jakąś świnkę morską… - zawiesił głos. - Poza tym to ciekawe, co powiedziałaś. Jeżeli twoje PWF zmniejsza się, kiedy mnie nie ma… to pewnie to samo tyczy się też reszty z roju. To znaczy, że nie przekształcam was, a jedynie… jedynie jesteście w obrębie mojej mocy, lub też nie - mruknął. - Co pewnie nic nie znaczy, ale sam nie wiem - mruknął, wypuszczając kolejną łódeczkę.
Macka Agana puściła palce Niny i skryła się pod wodą… Za moment stateczek został majestatycznie pochwycony, obrócony w powietrzu i wciągnięty pod wodę. Morozow zastanawiała się. Prasert zerwał się do oklasków. Miał nadzieję, że kraken słyszał je pod wodą.
- Czy wolisz w takim razie pozostać tu w ukryciu do czasu jak nie zbiorę jakichś informacji o tamtej Gwieździe? - zapytała. To też było rozwiązanie, po prostu nie chciała, by Prasert poczuł się bezużyteczny i zgnuśniał siedząc tylko w posiadłości.
- Mówiłaś mi o Skorpionach. Że ci go wstrzykują i nagle znasz wszystkie języki świata, tak? To by mi go otworzyło… - rzekł Prasert. - Sam nie nauczę się, zresztą mi się nie chce i nie mam głowy teraz do siedzenia nad książkami. Zresztą od jakiego miałbym zacząć? Dlatego mnie kusi jednak zostanie detektywem - powiedział Privat. - Poza tym mógłbym poszukać coś więcej na temat Gwiazd i mnie w waszym Zbiorze Legend. I na świecie może być trochę bibliotek z ciekawymi informacjami na nasz temat. Jednak jeśli nie byłabyś w stanie bezpiecznie przeprowadzić mnie przez system rekrutacyjny, to będę tutaj siedział wiecznie. Jedząc, bawiąc się z dziećmi i uprawiając seks z kim tylko zechcę. Nie brzmi to tragicznie - przyznał.
- I to nasuwa mi do głowy czwarty, odrobinę skomplikowany, ale jakże zabawny plan… Główny oddział w Ravennie liczy sobie około dwustu trzydziestu detektywów, plus tak zwanych dopinanych z innych oddziałów na rzecz rozwiązania konkretnych misji…. W tym mamy trzydziestu starszych, zasłużonych detektywów śledczych. I siedmiu koordynatorów, w tym mnie… Gdyby tak cała góra oddziału, stała się częścią roju… Nie musiałbyś się martwić o potencjalne badania, bo wszyscy by nas strzegli - zauważyła, przedstawiając swój pomysł. Pozostało tylko pytanie… Jak zgrabnie przedstawić wszystkich sześciu koordynatorów Prasertowi…
Privat oniemiał. Myślał przez chwilę.
- Wow… - mruknął. - Koniec końców chyba zacząłem przypominać moją siostrę. Jej zawodem było uprawianie seksu z ludźmi, których nie znała. I teraz moim chyba też.
Zmieniło mu się nieco postrzeganie stosunków, lecz mimo wszystko nie chciał sypiać z nieatrakcyjnymi starszymi kobietami lub grubymi mężczyznami. Nina rzecz jasna była bardzo atrakcyjna, jednak czy wszyscy koordynatorzy tacy byli?
- Gdyby to było dwóch Koordynatorów, to może tak. Jeszcze gdybym mógł ich wybrać. Jednak cała szóstka… - zawiesił głos. - To był dobry pomysł, ale chyba ciężko byłoby go wdrożyć. Zwłaszcza że wydaje mi się, że ja nie mogę mieć nieskończoną liczbę wyznawców przy sobie. Nie jestem pewny czemu tak sądzę… może instynkt tak mi podpowiada. Zresztą wyobraź sobie. Każdy członek roju może uprawiać seks tylko ze mną. Zwalenie mi na głowę sześciu kolejnych ludzi to nie byle co.
- A jaki więc ty masz pomysł? - zapytała ciekawa co w takim razie Prasert proponował. Czy Phecda, ten też miał czasem światłe pomysły.
- To, co wcześniej powiedziałem - rzekł Privat. - Wprowadź mnie do Oddziału o jakiejś dziwnej godzinie, kiedy Badacze już nie pracują i sama zmierz mój PWF. Tylko że tak naprawdę to nie będzie odczyt mój, ale kogoś w miarę normalnego. Ale w aktach będzie, że zrobiłaś. Może to wydawać się dziwne, że Koordynatorka osobiście zajmuje się takimi rzeczami, jednak biorąc pod uwagę fakt, że jesteśmy razem… To już nie jest takie dziwne. Może w ogóle zmierz sobie sama PWF, kiedy mnie nie będzie obok. Bo będzie wtedy niższe. Tylko do systemu wprowadź wtedy moje imię i nazwisko. Problemem będą w takim wypadku tylko kamery, ale może udałoby ci się coś na to zaradzić? Jesteś Koordynatorem koniec końców.
- Może udałoby nam się to załatwić… Tylko potrzebujemy jednak jednej osoby z niskim PWF i jednej osoby wewnątrz do pomiaru… Tak jak osobę o niskim poziomie już mam na celowniku, tak osoba do pomiaru… Hm… Wolisz dziewczynę, czy chłopaka? - zapytała niewinnie.
- W jakim sensie…? - Prasert niepewnie zawiesił głos. Złapał Nagę za ogon i to nieświadomie. To był nawyk, który wykształcił niedawno. Robił tak wtedy, kiedy się niepokoił. Ogon smoka był ciepły i Privat grzał sobie w ten sposób dłonie w chłodniejsze dni.
- W takim sensie, że skoro nie chcesz wszystkich koordynatorów po swojej stronie, proponuję ci pojedyncze jednostki. Pierwszą mógłby być ktoś, kto zajmuje się pomiarami, o to nasz główny problem czyż nie? Kamery nie są problemem, jedynie pomiar. Jeśli więc umówilibyśmy się z jedną osobą na pomiar i zwyczajne procedury kontrolne, dołączyłbyś ją do roju, to spokojnie przymknęłaby oko na wyniki od innej osoby, a dodatkowo wypełniła twoje dokumenty i nie byłoby podejrzane, że są na nich moje podpisy… - wytłumaczyła. Jedna osoba to już było zdecydowanie mniej niż sześć.
Pasowało mu to. To było sensowne.
- Pokaż zdjęcia, to zadecyduję - rzekł. - Kiedyś w ciemno wybrałbym kobietę, ale teraz obie płcie doceniam jednakowo. To sprytne, że weźmiemy kogoś nowego, kto złoży swoje podpisy, a nie twoje. Będzie mniej podejrzane, tak jak mówisz. I też łatwiej będzie mnie zapoznać z jednym Koordynatorem, a nie z całą szóstką. Powinniśmy już wrócić do środka? - zapytał, zerkając w stronę domu.
- Tak, wróćmy. Jeśli mam ci pokazać zdjęcia, to musimy to zrobić w środku - wyjaśniła Nina. Wsadziła rękę do wody. Agan otulił ją mackami i dał się wyjąć. Nie potrzebował stale przebywać w wodzie, jednak zdecydowanie więcej niż na powietrzu. Akurat tyle, by przeniosła go do dużej wanny. Podniosła się i wyprostowała, czekając aż Prasert również wstanie. Agan zaczął wpełzać na jej ramię mackami, wciskając je pod jej białą koszulę i za kołnierz. Zapewne szukał jedzenia, w końcu nie było jej już trzy dni…
Privat obserwował to. Uważał, że wyglądało to dziwnie podniecająco. Nigdy nie interesował się… sztuką, w której kobiety były traktowane potwornymi mackami. Te były malutkie, jednak wiedziały, gdzie sięgać. Prasert miał ochotę na seks, zwłaszcza że już wcześniej perspektywa wyboru kolejnego członka roju go nieco pobudziła. Wziął blok kartek A4 i ruszył z nimi i ze smokiem do posiadłości.
- Kupiłaś go sama? - zapytał. - Czy może należał do twojej rodziny od pokoleń? Mam na myśli dom.
Nina szła obok niego. Naga spoglądała odrobinę zazdrośnie na Agana, który już przesuwał mackami w okolicy obojczyka i klatki piersiowej kobiety, musiałby się cały przemieścić, by móc jeść, ale wyglądało na to, że już samo trzymanie piersi Matki sprawiało mu radość. Nina zdawała się przyzwyczajona do tego jak jej dzieci jej potrzebowały.
- Należał do mojej ciotki. Gdy zachorowała po drugim ataku serca, przepisała go na mnie. I tak mieszkałam z nią tutaj, w związku z pracą… No i po jej śmierci, posiadłość pozostała moja - wyjaśniła. Prasert tymczasem widział jak macki Krakena otuliły lewą pierś Morozow, ściskając ją i przesuwając się po jej sutku z pieszczotą i namaszczeniem. W końcu jej ciało było dla ich dzieci źródłem pokarmu, a pokarm był życiem…
Privat sam miał ochotę przyssać się do jej sutków, ale akurat ta chwila nie była na to najlepsza.
- Miałaś nieco szczęścia, że twoja ciotka mieszkała akurat w Ravennie. Ze wszystkich miast na świecie. Ona była Włoszką czy Rosjanką?
Podszedł do drzwi, otworzył je i czekał, aż Nina wejdzie pierwsza. Nie zawsze pamiętał, żeby być dżentelmenem, ale czasami zdarzało mu się.
- Włoszką. To była siostra męża mojej mamy - wyjaśniła Nina. Weszła przodem. Naga podreptała nerwowo przednimi łapkami na ramieniu Praserta. Wydała westchnięcie niezadowolenia i wyczekiwania. Zdecydowanie też już chciała do mamy, choć była grzeczna i dalej pozostawała mu na ramionach.

Znaleźli się w korytarzu głównym. Kwiaty zdobiły sufit i część ścian. Przyjemna woń roznosiła się po posiadłości. Było tu dość ciepło. Z kuchni było słychać rozmowę Waruna i Sunan, najwyraźniej to oni dziś zamierzali gotować dla wszystkich jedzenie. Han był nieobecny, musiał zostać jeszcze w oddziale, tymczasem Alexiei pewnie był u siebie, bo było słychać muzykę z tamtej strony domu. Wszyscy zachowywali się zupełnie normalnie, poza tym, że gdyby tylko Prasert pstryknął palcami, przyszliby i robili wszystko czego pragnie… Nina prowadziła go tymczasem do swojego gabinetu.

Weszli do środka. Kobieta zapaliła światło i ruszyła do swojego biurka. Zasunęła zasłony na oknach i usiadła w fotelu za biurkiem.
- Weź sobie krzesło i usiądź obok mnie - zaprosiła Praserta, odpalając komputer. Kraken wykorzystał sytuację, że Nina siedziała i przesunął się na jej brzuch. Morozow pogładziła go, rozpięła kilka guzików koszuli, Agan odsunął sobie jedną jej połę i w końcu dorwał się do jej piersi, zaczynając pić. Nina aż jęknęła cicho. Jej oczy zabłyszczały błękitem, ale wypuściła powietrze i uspokoiła się. Usiadła wygodniej i zaczęła pisać coś na klawiaturze, najpewniej otwierając stronę, na której mogłaby zaprezentować swoich współpracowników Prasertowi.
Privat w tym czasie przysunął krzesło.
- Mały, też jesteś głodny? - zapytał smoka. - Możesz zjeść, jak Agan skończy. A może i w tej chwili, jeśli mama nie będzie miała nic przeciwko.
W końcu miała dwie piersi, choć karmienie jednocześnie dwóch istot było szczególnie wyczerpujące. Prasert pomyślał, że będzie musiał wnet uprawiać seks z Niną, żeby zasilić ją energią Phecdy. Takie obowiązki były cudowne. Szkoda, że życie nie składało się tylko z takich. Choć właściwie w tej chwili… tak właśnie było. Privat na co dzień nie zajmował się wieloma sprawami. Jedynie z tyłu głowy miał świadomość, że trzeba będzie znaleźć Gwiazdę Energii, a czas leci.
 
Ombrose jest offline  
Stary 18-07-2020, 14:18   #538
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Naga dreptała mu po ramieniu.
- I tak będę musiała je wszystkie dziś nakarmić, możesz go podać, w końcu dogadują się z Aganem - stwierdziła i porozpinała koszulę do końca i odsłoniła prawą pierś. Prasert zauważył siateczkę z pajęczyny, którą stworzył na jej ciele Przędzarz. Wyciągnęła rękę, by móc wziąć od Privata Nagę.
- Możesz już wziąć myszkę i zacząć przeglądać - dodała wskazując ekran.
- Chciałbym też, żebyś dała mi nieco więcej informacji na ich temat - powiedział Prasert. - Ostatecznie ta osoba z nami zamieszka. Chciałbym wiedzieć, co potrafią, jakie mają zainteresowania, a przynajmniej jak wygląda ich życie rodzinne. Nie chcę aż tak bardzo bawić się cudzym życiem i bez zastanowienia wywracać je do góry nogami.
- Oczywiście. Podstawowe dane będziesz mieć spisane obok zdjęcia, jeśli będziesz miał pytania, postaram się na nie odpowiedzieć… - powiedziała Morozow. Wzięła Nagę, która wskoczyła na blat i zaraz wlazła na jej kolana i przeszła obok Agana. Ten dotknął boku smoczątka dwiema mackami, ale rozpoznając rodzeństwo pogładził go nimi i opuścił je spokojnie. Naga tymczasem objęła łapkami drugą pierś Niny i przyczepiła się pyszczkiem do jej sutka zaczynając ssać, aż ciamkając głośno. Ninę przeszedł dreszcz. Prasert westchnął z rozczuleniem. To był jednocześnie bardzo słodki widok, jak i podniecający.

Na ekranie komputera była odpalona jakaś strona z opisami i kilka, jak naliczył, dziesięć zakładek.
Pierwsza zakładka prezentowała zdjęcie młodej kobiety.
Dane osobowe:
Eleni Mara
Wiek: 24 lata
Pochodzenie: Grecja, Agrinio
Staż: 3 lata (przebyte misje: 17, 62% powodzenia)
Funkcja: Wprowadzanie danych, analiza poziomu PWF
Poziom PWF: Nieszkodliwy [5]
Zdolności:
Obsługa systemu, Strzelanie z broni palnej, Prawo jazdy kat. B.
Nanoimplant:
Dostęp do zapisu danych zmysłowych,
Analiza [b. dobry]

Prasert pomyślał, że to była ładna dziewczyna. I młoda. Co czyniło ją dobrą kandydatką. Przebyła trochę misji i 62% powodzenia brzmiało całkiem dobrze. Chyba? Nie wiedział, jakie standardy miało IBPI, jednak Privat uważał, że to był wynik całkiem w porządku. Ciekawiło go coś innego. Greczynka bez wątpienia niegdyś była detektywem śledczym, ale teraz zajmowała się tylko wprowadzaniem danych i analizą poziomu PWF? Co to mogło znaczyć? Że załamała się po jednej z misji i nigdy więcej nie chciała wyjść w teren? Privat nie chciał osób o słabej psychice w swoim roju… Z drugiej strony nie miał prawa tego z góry zakładać, bo wydedukował to z niczego. Tyle że Eleni miała całkiem sporą konkurencję, patrząc na ilość otwartych przez Ninę stron. Zdawała się całkiem wszechstronna. Miała pamięć absolutną, była nadnaturalnie bystra, ale też umiała strzelać.


Druga zakładka wyglądała dokładnie tak jak pierwsza, z tym że przedstawiała już inną osobę. Była to również młoda dziewczyna, o nieco nieobecnym spojrzeniu
Dane osobowe:
Lorena Doss
Wiek: 22 lata
Pochodzenie: Austria, Wiedeń
Staż: 2,5 roku [przebyte misje: 6, 100% powodzenia]
Funkcja: Wprowadzanie danych, analiza poziomu PWF
Poziom PWF: Parapersonum II stopnia [12]
Zdolności:
Średnia Prekognicja i Postkognicja - poprzez kontakt z żywymi jednostkami, potrafi przewidzieć ich najbliższą przeszłość i przyszłość. Nie dotyczy obiektów nieożywionych. Moc w fazie rozwoju, niestabilna.
Obsługa systemu.
Nanoimplant:
Stabilizator,
Języki [wzbogacona wersja]
Pakiet ‘Kalkulator, zegar, miernik’

Dziewczyna była śliczna. I to w uderzający sposób. Miała lekko różowe włosy, które od razu zwracały uwagę. Z drugiej strony Prasert miał już dwie bardzo dobrze wyglądające kobiety w roju i nie potrzebował trzeciej tylko po to, żeby dobrze wyglądała. Nie mógł wybierać tylko na podstawie tego, z kim chciał się przespać. To był dużo bardziej poważny wybór, który musiał być przemyślany. Rozbawił go ten pakiet “kalkulator, zegar, miernik”. W trakcie seksu zegar i miernik mógłby być dość przerażającą zaletą tej kobiety. Jej zdolności jednak zdawały się co najmniej interesujące. Mogłaby ostrzegać ich przed czyhającym niebezpieczeństwem, choć z drugiej strony wszystko wskazywało na to, że nie mogli polegać na jej zdolnościach.

Trzecia strona była ponownie taka sama, z tym że tym razem zdjęcie należało do bardzo młodego chłopaka.
Dane osobowe:
Niel Hasler
Wiek: 20 lat
Pochodzenie: Szwajcaria, Lucerna
Staż: 1 rok [przebyte misje: 3, 100% powodzenia]
Funkcja: Wprowadzanie danych, analiza poziomu PWF
Poziom PWF: Podwyższony [7]
Zdolności:
Obsługa systemu, Uprawnienia do aktualizacji bazy danych, Informatyka [poziom zaawansowany], Montaż i Naprawa komputerów, Prawo jazdy Kat. B
Nanoimplant:
Pakiet “Artysta”
Analiza [świetny]
Mapy [z funkcją GPS]

Prasert zastanawiał się, czy Niel nie był nawet zbyt młody. Wyglądał atrakcyjnie, jednak Privat miał nieco inny typ. Jeżeli chodziło o zdolności, to zdawał się wariantem Eleni. To za bardzo nie dziwiło, jako że obydwoje pracowali na tym samym stanowisku. Musieli posiadać podobne umiejętności. Tajlandczyk sądził jednak, że nie potrzebowali specjalisty od komputerów. Przynajmniej w tej chwili. Jednak wątpił, że chciałby gdzieś włamywać się lub coś hakować.

Kolejna była kobieta o kruczoczarnych włosach.
Dane osobowe:
Aurora Gallo
Wiek: 31 lat
Pochodzenie: Hiszpania, Saragossa
Staż: 5 lat [przebyte misje: 32, 70% powodzenia]
Funkcja: Wprowadzanie danych, analiza poziomu PWF
Poziom PWF: Nieszkodliwy [5]
Zdolności:
Sztuki walki [Krav Maga], Strzelanie z broni palnej, Prawo jazdy Kat. B, obsługa systemu
Nanoimplant:
Brak

Aurora miała piękne imię oraz włosy. Gęste, kręcące się, ale nie zanadto. To była uderzająca uroda, jednak zdawała się nieco zbyt sztuczna. Te usta… czy były naturalne? Coś zdawało się w nich nie tak. Nie były aż tak napuchnięte, jednak jakoś rzucały się w oczy. Prasert zwrócił uwagę na jej sukcesy w pracy. Trzydzieści dwie misje i siedemdziesiąt procent skuteczności to było nie byle co. Ciekawe skąd to się brało. Umiejętności kobiety zdawały się bardziej bojowe, jednak nie w nadnaturalny sposób. Ona również, tak jak Eleni, rzuciła bycie detektywem dla pracy biurowej. Jednak nie wyglądała na kruchą psychicznie. Zresztą Greczynka pewnie też nie była. Jedynie to sobie ubzdurał bez powodu.

Czytanie tych akt było ekscytujące. Prasert zerknął na kolejną zakładkę.

Potem był mężczyzna o urodzie typowej dla tego regionu
Dane osobowe:
Lucio Silveri
Wiek: 34 lata
Pochodzenie: Włochy, Florencja
Staż: 5 lat [przebyte misje: brak]
Funkcja: Wprowadzanie danych, analiza poziomu PWF
Poziom PWF: Parapersonum I Stopnia [8]
Zdolności:
Elektrokineza - na wewnętrznej stronie dłoni jest w stanie wytworzyć wyładowania elektryczne porównywalne do 30 000 V o bardzo małym natężeniu.
Obsługa systemu, prawo jazdy Kat. B, Informatyka [poziom średni]
Nanoimplant:
Brak

To było dość interesujące. Lucio był przystojny, ale coś w jego wyglądzie irytowało Praserta. Pewnie te włosy. Zwrócił też uwagę na liczbę biżuterii na jego dłoni. Jaki mężczyzna nosił trzy pierścionki z turkusowymi kamieniami na jednej ręce? Już mieli dwóch gejów w roju, ale ci zdawali się bardziej męscy od Lucia. Zdolności jednak zwróciły uwagę Praserta.
- Trzydzieści tysięcy woltów, ale o bardzo małym natężeniu? Co to znaczy tak praktycznie? - zapytał i w nowej zakładce zaczął przeszukiwać internet.
Jednostką potencjału elektrycznego był wolt, a napięcia elektrycznego amper. Privat nigdy nie lubił fizyki i jej nie rozumiał, jednak teraz miał motywację, żeby wczytać się w nią. Wolt i amper były powiązane ze sobą wzorem…
- Jeden wolt… jest różnicą potencjałów elektrycznych… pomiędzy dwoma punktami przewodu liniowego… w którym płynie niezmieniający się prąd… o natężeniu jednego ampera… zaś moc pobierana pomiędzy tymi punktami jest równa jednemu watowi - Prasert dokończył szybciej. - Zrozumiałem tylko tyle, że tego nie zrozumiem… A, według tego wzoru… - zaczął znowu, bo już myślał, że do czegoś doszedł, ale wcale tak nie było. - Jeżeli trzydzieści tysięcy woltów to dużo, ale amperów jest mało… to watów musi być bardzo dużo… tak myślę.
- A wygoogluj ‘Paralizator’ - sapnęła Nina.
- No dobra, czyli ma w dłoniach paralizator - powiedział po przeczytaniu tego artykułu. - Swoją drogą paralizatory dochodzą do dwóch milionów woltów, nie zabijając, więc ten jego chyba nie jest aż tak potężny. Ale co ja tam wiem. Widzisz kochanie? Ze mną nawet fizyki się pouczysz - powiedział. - Teraz to pewnie ze mną zerwiesz w takim razie - zażartował i przysunął się, żeby ją pocałować. Morozow zaśmiała się lekko i odpowiedziała cmoknięciem na jego pocałunek.

Ostatnią osobą od wprowadzania danych była młoda azjatka
Dane osobowe:
Arisa Horiuchi
Wiek: 21 lat
Pochodzenie: Japonia, Rumoi
Staż: 10 lat [przebyte misje: 81, 65% powodzenia]
Funkcja: Wprowadzanie danych, analiza poziomu PWF
Poziom PWF: Parapersonum III Stopnia [15] [Pod obserwacją]
Zdolności:
Hydrokineza - jest w stanie wytwarzać i panować nad wodą w stopniu zaawansowanym. Zdolność objawiła się we wczesnym dzieciństwie [patrz Akta A/H/207C]
Obsługa systemu.
Nanoimplant:
Stabilizator,
Języki

- To wszystkie osoby, które zajmują się wprowadzaniem danych i analizą PWF naszych detektywów i członków oddziału - szepnęła Nina, oblizując lekko usta. Najwyraźniej nadal nie była całkiem odporna na przyjemność, jakiej dostarczało jej karmienie dzieci.
- Ta Arisa wygląda interesująco - powiedział Prasert. - Panowanie nad wodą? Mogłaby opiekować się Aganem. Bardzo młoda i jakaś tajemnica z dzieciństwa… ciekawe. Hydrokineza - mruknął pod nosem. - Jest ładna, ale fizycznie nie pociąga mnie aż tak bardzo. Zdecydowanie preferuję Europejki… a zwłaszcza Rosjanki - uśmiechnął się do Niny.
Powiedział to żartobliwym, flirtującym tonem, jednak taka była prawda. Prasert wychował się pośród kobiet o takiej urodzie i rzecz jasna obcokrajowcy bardziej go pociągali. Nie było to jednak bardzo znaczące, jako że Arisa i tak była bardzo atrakcyjna i Privat wybrzydzał tylko dlatego, bo mógł.

Kolejne cztery zakładki wyglądały nieco inaczej, były tu opisy Koordynatorów, dla ułatwienia podglądu, dane były zapisane w tym samym układzie.

Pierwszą osobą z tej listy był dojrzały mężczyzna o przenikliwym wzroku.
Dane osobowe:
Jonas Holt
Wiek: 39 lat
Pochodzenie: Norwegia, Oslo
Staż: 15 lat [przebyte misje: 95, 73% powodzenia]
Funkcja: Koordynator
Poziom PWF: Nieszkodliwy [4]
Zdolności:
Psychologia - staż 10 lat, Zarządzanie, Ekonomia, Błyskawiczne nawiązywanie kontaktów, Prawo jazdy Kat. B, Obsługa broni palnej, Obsługa Portali.
Nanoimplant:
Języki,
Zapora biologiczna.

Wow… Serce Praserta zaczęło nawet bić nieco szybciej. Poprzedni mężczyźni nie byli w jego typie, ale ten zdecydowanie w nim był. Coś w nim przypominało mu Waruna, choć zdecydowanie się różnili, oczywiście. Starszy wiek w ogóle mu nie przeszkadzał, dzięki niemu Jonas miał więcej doświadczenia. Prawie sto misji i z powodzeniem zakończył trzy czwarte… To był chyba rekord pośród detektywów, o których Prasert przeczytał do tej pory. Zdolności nie wyglądały zbyt imponująco. Nie potrzebował psychologa czy ekonoma. No ale to był właśnie Koordynator. Choć jako detektyw śledczy odnosił dużo sukcesów, więc bez wątpienia celnie strzelał i miał głowę na karku.
- Wygląda totalnie hetero - powiedział Prasert, co było dla niego zdecydowanym plusem. - Wyobraź sobie, jaką wielką frajdą byłoby wedrzeć się do jego życia, zabrać go rodzinie i kazać mu marzyć o ssaniu mojego penisa - zaśmiał się pod nosem. - Alexiei i Han już wcześniej uprawiali z sobą seks, Warun tak samo był biseksualny. Jeszcze nie byłem z facetem w pełni i całkowicie hetero - powiedział.

Drugą osobą, była młoda dziewczyna w eleganckim stroju.
Dane osobowe:
Elsa Holz
Wiek: 27 lat
Pochodzenie: Niemcy, Monachium
Staż: 7 lat [przebyte misje: 75, 80% powodzenia]
Funkcja: Koordynator
Poziom PWF: Parapersonum III Stopnia [15]
Zdolności:
Ból - Elsa poprzez dotyk może wywołać silny wpływ na receptory czuciowe jednostki poddawanej mu. Poprzez zmianę natężenia może dozować siłę odczuwanego bodźca przez cel.
Psychologia - staż 4 lata, Zarządzanie, Prawo jazdy Kat. B, Obsługa broni palnej, Obsługa Portali.
Nanoimplant:
Stabilizator,
Języki
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline  
Stary 18-07-2020, 14:18   #539
 
Ombrose's Avatar
 
Reputacja: 1 Ombrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputacjęOmbrose ma wspaniałą reputację
Prasert uznał Elsę za najbardziej atrakcyjną do tej pory kobietę. W jej zdjęciu było coś takiego, że nie mógł oderwać od niej wzroku. Miała ciekawe, silne zdolności, które mogły zostać dobrze wykorzystane do przesłuchań, obrony, ataku… może też do seksu, jeżeli Privat polubiłby takie rzecz. Przebiła skutecznością Jonasa i Praserta to nie zaskoczyło. Bez wątpienia zdawała się być kimś, kto był w stanie zawsze wypełnić powierzone mu zadanie… w ten czy inny sposób. A przynajmniej w osiemdziesięciu procentach przypadków. Privat uznał, że wydawała się nieco przerażająca, ale dobrze było mieć taką osobę po swojej stronie.

Trzecią osobą wśród Koordynatorów był poważnie wyglądający mężczyzna.
Dane osobowe:
Damir Vidas
Wiek: 35 lat
Pochodzenie: Chorwacja, Split
Staż: 10 lat [przebyte misje: 50, 80% powodzenia]
Funkcja: Koordynator
Poziom PWF: Nieszkodliwy [5]
Zdolności:
Szkolenie wojskowe, Survival, Sztuki Walki [Krav Maga], Zarządzanie, Błyskawiczne nawiązywanie kontaktów, Prawo jazdy Kat. B, Obsługa broni palnej.
Nanoimplant:
Brak

- Czy to pasek emporio armani? - zapytał Prasert, powiększając zdjęcie.
Następnie wygooglował firmę i okazała się mieć podobne, ale nieco inne logo.
- Wygląda dość zabawnie - Privat podzielił się spostrzeżeniem. - Patrz na jego muskuły. Pewnie mógłby spuścić łomot nawet mi i kto wie, czy Warun pokonałby go na ringu. Może tak, może nie. Ta poza ciała… siłacz. Jest też przystojny, ale w taki kompletnie nie pasujący do niego sposób. Ma idealnie symetryczne rysy twarzy, bardzo harmonijne… tak harmonijne, że aż wydają się sztuczne. Mam ochotę podejść do niego i uszczypnąć go w policzki jak małego, pulchnego chłopca, ale jego ciało krzyczy… “jestem maszyną do zabijania” - Privat zaśmiał się. - Nie wiem, czy go potrzebujemy. Pewnie tak, im więcej strażników, tym lepiej. Osiemdziesiąt procent powodzenia. Wow. To się robi trudne. Nie wiem, gdzie IBPI rekrutuje swoich ludzi, ale wszyscy wyglądają jak z żurnala. Nie ma ani jednego krzywego nosa - zaśmiał się.

Czwartym i zarazem ostatnim z zaprezentowanych przez Ninę Koordynatorów był młody azjata.
Dane osobowe:
Noe Shin-Soo
Wiek: 26 lat
Pochodzenie: Korea Południowa, Seul
Staż: 7 lat [przebyte misje: 25, 100% powodzenia]
Funkcja: Koordynator
Poziom PWF: Parapersonum II Stopnia [13]
Zdolności:
Telepatia - potrafi przechwytywać myśli jednostek w zasięgu 50 metrów i przekazywać swoje myśli innym poprzez dotyk. Zdolność rozwijająca się.
Rozgrywki polityczne, Zarządzanie, Błyskawiczne nawiązywanie kontaktów, Prawo jazdy Kat. B, Obsługa broni palnej, Informatyka.
Nanoimplant:
Stabilizator,
Języki.

- Ktoś wpisał mu do akt “rozgrywki polityczne” jako zdolności? - Prasert zaśmiał się. - Kim on kurwa jest w tej Korei, młodym prezydentem? Sto procent powodzenia? I to przy dwudziestu pięciu misjach. Ale staż siedmioletni, co znaczy, że brał ich jakoś trzy rocznie. To niezbyt dużo. Choć może wszystkie przebył w pierwszym roku i od sześciu lat jest Koordynatorem, więc to nic nie znaczy. Telepatia brzmi ciekawie. Z wyglądu… - Privat zawiesił wzrok na nim. - Taki chłopiec do rżnięcia. To wcale nie jest minus, rzecz jasna. Czy to źle, że chcę ich wszystkich do roju? - zaśmiał się. - A przynajmniej wszystkich Koordynatorów. Ale też chcę Arisę. Mężczyzna paralizator nieco się wyróżnia w tamtej grupie i ta ładna dziewczyna od pre i postkognicji. Jeśli chodzi o seks, to najbardziej mnie kręcą Jonas i Elsa. A ciebie?
- Z wyglądu to rzeczywiście wszyscy są niczego sobie, jeśli jednak chodzi o moje osobiste opinie… Albo z którym z nich chciałabym wejść w bliższy stosunek… To chyba z Loreną i Nielem jeśli chodzi o pierwsza grupę… A co do koordynatorów to osobiście lubię tylko Noego… Jonas jest bardzo spokojny i mocno trzyma się zasad i zgadłeś, jest hetero, a Elsa natomiast to wredna i upiorna dziewczyna… Ludzie raczej się jej obawiają - powiedziała, gładząc delikatnie Nagę po szyi.
Prasert uśmiechał się do ekranu.
- Czuję się trochę jakbym kupował niewolników na czarnym rynku. To trochę straszne i trochę zabawne, że tak po prostu debatujemy, czyje życie kompletnie odmienić - powiedział. - I decyzja należy do mnie. Zupełnie jakbym bogiem - mruknął. - Tak dużo władzy to też duża odpowiedzialność…
Zrobił się twardy na myśl o rżnięciu przystojnego, spokojnego, trzymającego się zasad faceta hetero. A także na myśl o braniu wrednej i upiornej dziewczyny, której wszyscy się boją. Przez chwilę zastanawiał się dlaczego i uznał, że tak samo było z Warunem. Najbardziej podniecało go dominowanie tych, którzy dominowali nad innymi. To robiło z niego alfa predatora. Ta myśl była głupia i zabawna, ale też celna.
- Myślę, że z biegiem czasu weźmiemy ich wszystkich - powiedział Prasert. - Pytanie brzmi, kogo weźmiemy najpierw. Chcę wziąć co najmniej dwie osoby. Czy gdybym wziął Jonasa i Elsę, to daliby radę sami wpisać mnie do bazy z fałszywym PWF? Czy potrzebuję do tego jakiejś osoby z pierwszej grupy?
- Myślę, że nawet jeśli będzie nas trójka Koordynatorów po twojej stronie, to dobrze byłoby zgarnąć jeszcze chociaż jedną osobę od wprowadzania danych… - zauważyła Nina i jęknęła cicho, bo Agan poruszył się przesuwając nieco. Prasert zauważył, że wsunął dwie macki za linię pasa spodni Morozow… Nie widział jednak po co.
Privat przybliżył się na krześle do Niny i wyciągnął dłonie, żeby rozpiąć guzik jej spodni. Miał ochotę na seks i może Agan to wyczuwał. Prasert chciał ściągnąć spodnie Morozow i wziąć ją tu i teraz. Miał nadzieję, że będzie to bezpieczne i nie urodzi im trzeciego dziecka. Kiedy odpiął guzik, kolejna macka przesunęła się po udzie Morozow. Prasert nie miał wątppliwości, że Agan pieścił Matkę. Jak go pamięć nie myliła, Nina dawała więcej mleka, im bardziej była podniecona, zapewne dzieci już o tym wiedziały i bezczelnie wykorzystywały ten fakt.
- Mogę zobaczyć twój plik? - zapytał. - Ciekawi mnie.
Takie rzeczy jak staż lub procent sukcesów intrygowały.
- Chcę dobrze wiedzieć, kogo zaraz wezmę - rzucił nieco spragnionym tonem.
Nina kiwnęła lekko głową. Rozchyliła usta i polizała je, kiedy dolna warga lekko jej zadrżała. Było jej dobrze. Jej oczy połyskiwały teraz delikatnie, ale przez cały czas. Podniosła rękę do myszki i wybrała nią odpowiednią zakładkę. Zabrała rękę i oparła ją na ramieniu Praserta, lekko zaciskając palce z przyjemności.
Oczom Praserta ukazała się strona, taka jak poprzednie.
Na samym początku znajdowało się zdjęcie Niny, dalej były jej Dane osobowe: Nina Morozow. Wiek: 24 lata, Pochodzenie: Rosja, Moskwa. Potem znajdował się jej staż: 5 lat i informacja o tym, że przebyła 46 misji, w tym 68% powodzenia. Funkcją był rzecz jasna Koordynator, a jej poziom PWF zapisano jako: Parapersonum I Stopnia [9]. Zdolności Niny spisano w następujący sposób: Zarządzanie, Technika [b. dobry], Informatyka [b. dobry], Pilotowanie, Prawo jazdy Kat. A i B, Obsługa broni palnej, Telegrafia, Obsługa Portali. Opisano tu również jej specjalną zdolność: Wrażliwość Astralna - wyczulona na energię bytów duchowych i astralnych. Wrażliwość na obecność niespokojnych emocji i wydarzeń pozostawiających energetyczny ślad na terenie o zasięgu trzystu metrów. Moc była rozwijana. Dodatkowo jej rubryka od nanoimplantu informowała o obecności Stabilizatora, oraz Analizy na poziomie bardzo dobrym.
Nina tymczasem jęknęła cicho, kiedy Agan zrobił się nieco napastliwy.
- Tutaj jest napisane, że masz wrażliwość na obecność niespokojnych emocji… Pewnie twoje radary wariują teraz w mojej obecności… - zawiesił głos, pociągając nogawki jej spodni.
Widział mackę Agana za gumką majtek Niny. Kraken był pierwszy, jednak Prasert nie zamierzał się tym przejmować. Chciał dopilnować, żeby wszystkie dzieci w domu miały bardzo dużo pełnowartościowego pokarmu. Nie było w jego działaniach nic samolubnego. Oj nie. W ogóle… Umieścił dłonie na jej bieliźnie i pociągnął. Chciał, aby kobieta była już teraz naga. Tak właściwie miała na sobie koszulę, ale ta nie przeszkadzała mu zupełnie.
- To wrażliwość… Na duchy… Tak jak ci… Mówiłam… - wysapała. Kiedy spodnie Niny zostały opuszczone, Prasert dostrzegł jak bielizna Morozow była już wilgotna. Była biała, delikatna, najpewniej nosiła ją tylko po to, by nie było widać pod materiałem spodni sieci Przędzarza. Privat doskonale teraz widział jak dwie macki Agana poruszały się wewnątrz niej, zanurzone głębiej, a jak pozostałe dwie ocierały się o miejsce, gdzie była łechtaczka Matki. Kiedy ściągnął materiał, nie było już wątpliwości - działo się dokładnie to. Nina zadrżała, podniecona. Posłała Prasertowi rozognione spojrzenie. Jej policzki były zarumienione, odkąd zaczął patrzeć na jej niemal nagie ciało. Naga tymczasem puścił jej sutek i czknął. Oblizał pyszczek i spojrzał na Praserta z zadowolonym wyrazem pyska. Poruszył ogonem i przesunął się nieco, po czym pisnął. Nie było im wygodnie na tym fotelu, Matka nie leżała.
Privat wstał i obrócił fotel w ten sposób, że jego oparcie opierało się teraz o biurko. Następnie ściągnął spodnie wraz z bielizną. Jego penis był już twardy. Przybliżył się do nóg Niny.
- Zegnij je - poprosił.
Kiedy to zrobiła, rozchylił je. Naga musiał nieco zmienić pozycję, ale nie przeszkodziło to w karmieniu go. Prasert pomyślał, że nie było sensu wydzierać Agana z kobiecości Niny. Nawet cieszył się, że kraken pieścił ją. Dzięki temu jej doznania będą pełniejsze. Privat ugiął kolana, żeby opuścić nieco miednicę. Następnie przybliżył ją do Niny. Wszedł w nią. Oddychał spokojnie przez otwarte usta, próbując nie stracić kontroli. Nie chciał wejść teraz w pełen tryb Phecdy. Jęknął, zagłębiając się w Ninę. Czuł na penisie mackę Agana, jednak ta była śliska i w niczym nie przeszkadzała. Nawet nie przyszło mu do głowy, że w tej chwili tak właściwie mieli trójkąt z krakenem. Jaka szalona byłaby to myśl… Smok również był zaangażowany w scenę, ale nie tak bezpośrednio. Prasert oparł dłonie o krawędź biurka i zaczął szybko penetrować Rosjankę. Nie była to najwygodniejsza pozycja, ale też nie przeszkadzała zanadto.
- Kocham cię - powiedział i pocałował ją.
Nina wpiła się w jego usta zachwycona tym, że ją pocałował.
- Ja ciebie… Też - odpowiedziała zgodnie z prawdą. Jej oczy zajaśniały nieco bardziej intensywnie, gdy Prasert znalazł się w niej i zaczął poruszać. Agan dostosował ułożenie swoich macek i przemieścił się nieco, by było mu wygodniej, tym samym ocierał się o Praserta i o Ninę w jej wnętrzu. Jego przyssawki sprawiały dodatkową przyjemność Tajowi. Tymczasem pozostałe dwie macki Krakena dalej dopieszczały łechtaczkę Morozow. Ta zaczęła jęczeć nieco głośniej. Naga i Agan ochoczo wczepili się w jej sutki, bo teraz jedzenia będzie więcej. Prasert to zauważył, bo ich ciała zaczęły połyskiwać błękitem.
To było rozkoszne. Czekał na to od trzech dni. Nie znaczyło to, że przez trzy dni był wstrzemięźliwy seksualnie, jednak tęsknił za Niną. Relacje w posiadłości zdawały się mocno skomplikowane, jednak to ona była jego dziewczyną i matką ich małych potworków. To pieszczotliwe określenie mogłoby zostać użyte przez rodzica zwyczajnych dzieci, ale w ich przypadku było dosłowne. Choć czy można było nazwać w ten sposób krakena i smoka, którzy niczego złego w życiu nie zrobili? Wydawało się to nieco niesprawiedliwe.
“Jesteście pięknymi, fantastycznymi stworzeniami, nie żadnymi potworami”, pomyślał Prasert.
Tymczasem skoncentrował się na przebywaniu z Niną i w Ninie. Obsypał pocałunkami jej szyję. Przekazywał jej energię, ale dbał o to, żeby nie przekazać je za dużo. Mogłoby to mieć fatalne konsekwencje. Może nie aż tak tragiczne, jednak nie chcieli więcej dzieci. Minęło jakieś piętnaście minut i Prasert doszedł, lekko zagryzając bark kobiety. Potem wycofał się, żeby pocałować ją czule w usta.
To, że w niej doszedł, zadziałało najwyraźniej wystarczająco. Tatuaż na ciele Niny, który wykonał Phecda zajaśniał i znów zniknął. A po chwili i Naga i Agan odsunęli się, napojeni. Został Przędzarz i Pnącze, ale ta dwójka mogła chwilę poczekać, zwłaszcza, że Nina miała teraz znowu dla nich dość energii. Uśmiechnęła się do Praserta. Zerknęła na ekran.
- Czyli chcesz trójkę… Kogo trzeciego? - zapytała, bo nie pamiętała, czy Prasert wybrał tę trzecią osobę.
- Kusi mnie, żeby pozwolić ci wybrać - rzekł Privat, zapinając spodnie. - Albo zwołać referendum. Pokazać wszystkim te akta i niech zagłosują. Ja wybrałem dwóch Koordynatorów i to prawda, że ja decyduję, jednak my wszyscy należymy do wielkiej wspólnej rodziny. Brzmi trochę mdląco, ale tak o nas myślę. Dobrze jest pokazać, że część decyzji podejmujemy wspólnie. To miła rzecz, która nas dodatkowo połączy - rzekł Prasert. - Ha, Noe. Żryj to. Możesz uczyć się ode mnie, prawdziwego geniusza rozgrywek politycznych - zażartował.
Nina zaśmiała się lekko. Dalej pozostawała w tej pozycji z rozchylonymi udami. Zerknęła po ciele Praserta i uśmiechnęła się do niego, zadowolona.
- Myślę, że to dobry pomysł, jutro rano wspólnie wybierzemy tę trzecią osobę. Han powinien wrócić dziś w nocy, więc będzie idealnie… Zaniesiesz Agana do jego sypialni? - tak pieszczotliwie nazywali ich prywatną łazienkę z wanną, w której zamieszkiwał Kraken nocą. Naga beknął malutkim płomyczkiem, zwinął się i chyba też zamierzał iść spać.
- Ciekawi mnie czy woli ciepłą czy zimną. Przecież mi nie powie. Ale z drugiej strony to chyba nie ma aż tak wielkiego znaczenia, bo ciepła woda i tak szybko robi się zimna, a do garnka go nie wrzucę. Boże, co za straszna myśl - zadrżał, wyobrażając sobie kogoś próbującego ugotować zupę z Agana.
Dobrze, że rodzeństwo było w dobrych relacjach, bo tym kimś mógłby być Naga. Choć może nie teraz. Ten mały płomyczek po jedzeniu był wszystkim, co smok z siebie wydawał. Prasert nie był pewny, czy może nie powinien zacząć w jakiś sposób rozwijać umiejętności Nagi, skoro z Aganem już pracował. Wziął go i przeniósł do łazienki. Pocałował go w coś, co chyba było głową. Na co Agan pogłaskał go dwiema mackami po policzkach.
- Śpij, mój malutki - rzekł, napuszczając wody. - Mama musi jeszcze nakarmić Przędzarza i Pnączę.
Malutki Kraken poplaskał mackami w wodzie. Chyba bardzo lubił swoją wannę w której sypiał. Któregoś razu Nina przyniosła mu tu pluszową ośmiornicę i właśnie teraz Agan pochwycił ją i wciągnął do wody, która nalewała się do wanny. Prasert musiał poczekać chwilę, aż poziom cieczy w wannie będzie odpowiedni.
- Aww… widzę, że znalazłeś sobie miłą, ładną dziewczynę, mój mały kawalerze - Privat uśmiechnął się do syna. - Tylko nie zmajstrujcie mi tam pod wodą dziecka!
Agan pokręcił ‘głową’ jakby zaprzeczał i przytulił ośmiornicę. Chyba traktował ją raczej bardziej jak misia, niż jak potencjalną partnerkę… Na to mógł być jeszcze za mały...
Prasert czuł jak jego serce dosłownie zapełniało się ciepłem. To było takie cudowne. Czuł wielką wdzięczność względem Phecdy i Niny, że dali mu takie wspaniałe potomstwo.
 
Ombrose jest offline  
Stary 18-07-2020, 14:18   #540
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
W tym czasie Nina zdjęła z siebie spodnie i majtki i idąc jedynie w koszuli, zaniosła Nagę na kanapę pod oknem, układając ją na poduszkach. Zamknęła drzwi do swojego gabinetu. Najwyraźniej w międzyczasie zgasiła komputer i wyłączyła światło. Morozow zerknęła na Praserta. Była tylko w rozchełstanej koszuli i sieci Przędarza.
- A gdzie jest Przędzarz kochanie? - zapytała. Jeśli Prasert dobrze pamiętał, widział dziś pająka w oknie ‘serca domu’, jak tworzył wspaniałą pajęczynę, na której Pnącze mógł przewieszać swoje malutkie, dopiero rozrastające się pędy. Ułatwiali sobie w ten sposób funkcjonowanie. Privat również uważał to za niezwykle słodkie.
- W salonie - powiedział Prasert. - Pójdę po niego teraz. Swoją drogą jesteś w stanie wytłumaczyć mi to, że sytuacja w tym domu jest tak niesamowicie dziwna, ale jak się nad tym dobrze zastanowić, to cudem w ogóle nie jest dysfunkcyjnie? Wszyscy są szczęśliwi i nikt na nic się nie skarży. Mi też jest cudownie, nie licząc tego, że opuściłaś nas ostatnio, żeby pracować. Za co cię nie winię, rzecz jasna, tylko tęsknię. Ale w jakiś sposób to tylko potwierdza, że wszystko jest w porządku.
Nina zastanawiała się chwilę.
- Może to dlatego, że życie jest całkowicie naturalnym stanem rzeczy? A to właśnie ono patronuje wszystkiemu tutaj? Wszyscy tak jakby kompletnie przestali przejmować się ograniczeniami nakładanymi na nas przez społeczeństwo i cieszą się, wiodąc nieco hedonistyczny tryb bytowania. To zapewne dlatego, że Phecda jest kim jest. A ty dodatkowo jesteś wspaniałą osobą i taki masz na nas wpływ…
Prasert mimowolnie uśmiechnął się. Oczywiście, że każdy chciałby usłyszeć coś takiego. Nina praktycznie mówiła, że wszyscy dobrze się czuli dlatego, bo uprawiali z nim paranormalny seks. To było naprawdę śmieszne, ale w taki dobry sposób.
- Swoją drogą, chciałabym abyś poznał również człowieka, który odnalazł cię w Bangkoku, Michaela, ale to dopiero za jakiś czas gdy wróci ze swojej misji… Mógłby do nas dołączyć ze swoimi zdolnościami zwiadowczymi mógłby nam się bardzo przydać - zaproponowała.
- Michael. Tak. Może pomógłby mi z odszukaniem Gwiazdy Energii, skoro odszukał Gwiazdę Życia. Jak on to właściwie zrobił? Pies potrzebuje zapachu, żeby ruszyć tropem. Michael nie ma takich ograniczeń?
Zastygł w progu. Miał iść po Przędzarza, ale zbyt dobrze im się rozmawiało.
- Kiedy przebywa w miejscach, w których była osoba, której się szuka, zaczyna odczytywać wizje dotyczące jej osoby. Tak jakby łapie energetyczny trop. Nie widzi jej dalekiej przyszłości, tylko pojedyncze wskazówki o znaczących decyzjach, lub niebezpieczeństwach, oraz miejsca gdzie mogą się odbyć. Poszliśmy tym tropem i tak na ciebie natrafiliśmy w tamtym szpitalu - wyjaśniła mu Nina. Zdjęła koszulę i weszła na łóżko. Obróciła się na nim, siadając i opierając o wezgłowie i poduszki. Chyba właśnie tu zamierzała przyjąć pozostałą dwójkę dzieci. Pnącze jednak pozostawało jak na razie spokojne. Nie dopadało do niej jeszcze, jakby czekając aż ona, albo Prasert dadzą mu przyzwolenie.
- Czyli ma zdolności nieco podobne do umiejętności Loreen? Loreny? Tej różowowłosej. Ale pewnie dużo osób ma takie sensoryczne zdolności - mruknął. - Ty też masz, ale dotyczą czegoś innego. Dobra, zaraz wracam.
Ruszył korytarzem w stronę serca domu, żeby znaleźć trzecie dziecko. Nie miało takiego potencjału, jak smok czy kraken, gdyż powstało w inny sposób, ale to się nie liczyło dla Praserta. Kochał go tak samo jak zmutowanego storczyka, który ochraniał dom. Czasami Privat miał wrażenie, że być może przypadkiem stworzył kiedyś coś jeszcze, ale to nie było możliwe. Nie przypominał sobie takiej sytuacji. Ale raz czy dwa obudził się w nocy przestraszony, że któreś dziecko jest nienakarmione i bardzo głodne… Choć tak nie było. Dziwne. Ale koszmary i sny w ogóle były dziwne z definicji.
Zastał Przędzarza siedzącego na wezgłowiu kanapy. Chyba drzemał, ale kiedy Prasert wszedł do pomieszczenia, poruszył szczękoczułkami i wyraźnie zwrócił oczy na niego, obserwując jak Privat zbliżał się w jego stronę. Nie uciekał, zdawał się nawet wyczekiwać, gdy mężczyzna dotknie go. Dawał mu się głaskać i czasem zachowywał jak wierny psiak.
- Tata obudził wiernego Przędarza? - zapytała Prasert podchodząc i biorąc pająka w ramiona. Pogłaskał jego głowę. Stwór ważył trochę i Privat musiał wysilić mięśnie, żeby go utrzymać. - Zły tata. Bardzo zły tata. Ale czas zjeść… Mama czeka na ciebie, mój kochany - powiedział i ruszył w stronę pokoju, w którym znajdowała się Nina. - Mam nadzieję, że śniły ci się miłe sny. Choć jeśli złe to też dobrze, bo je przerwałem - zażartował.
Przędzarz pomógł mu nieco, przyczepiając się kończynami do jego koszuli i ramienia. Kiedy Prasert mówił, niemal miał wrażenie, że gdyby pająk miał ogon, to by nim do niego merdał. Wydawał tylko cichy, podobny do klikania dźwięk, jakby próbując mu odpowiadać. Nim dotarli do sypialni, chyba opowiedział mu cały swój sen, bo klikał i klikał, wyczuwał jednak, że był podekscytowany wizją posiłku. Nina dalej cierpliwie czekała na łóżku, gdy weszli do pokoju, uśmiechnęła się do Praserta. Następnie oparła dłonie swobodnie na poduszkach po swojej lewej i prawej stronie, czekała, aż Privat postawi pająka na łóżku, a ten wybierze sobie jej pierś. Prasert widział, że nadal była zarumieniona, chyba i ją cieszył powrót do domu.
- Mamusia jest teraz taka piękna dzięki tobie. Umieściłeś na jej ciele piękną sieć. Jesteśmy z ciebie dumni. I też pomagasz Pnączu. Cudowne z ciebie dziecko! - Privat wciąż aplikował dzienną porcję miłości. Pająk cieszył się i aż musnął go pieszczotliwie po policzku.
Nie chciał, żeby Przędzarz czuł się gorszy od Agana lub Nagi. Czasami zastanawiał się, czy nie przesadza, tak bardzo dbając o uczucia wszystkich. Nawet nie wiedział, czy te jego komentarze mają rzeczywiście jakieś znaczenie. Ale były w zgodzie z tym co myślał, więc równie dobrze mógł je wypowiadać. Wprawiały go w dobry nastrój i jeśli innych też, to nic, tylko się cieszyć.
Kiedy tylko Prasert postawił pająka na łóżku, ten przeciągnął się i błyskawicznie przedreptał po pościeli do Niny. Wszedł na jej nogi i brzuch, po czym usiadł tam i zaczął przednimi nóżkami gładzić jej prawą pierś, jednocześnie zamykając na jej sutku szczękoczułki. Zaczął pić, a Nina cicho jęknęła. Ten dźwięk wywołał delikatny szelest śród liści i pędów Pnącza przy suficie.
- Mój piękny storczyku, nie krępuj się - powiedział Privat.
Technicznie rzecz biorąc to Nina powinna mu na to pozwolić i nie powinien w ten sposób dysponować jej ciałem, jednak już nie raz karmili w ten sposób. Tymczasem Prasert usiadł przy komputerze i jeszcze raz zaczął przeglądać profile. Wnet wydrukował je w sześciu kopiach, żeby każdy mógł je przejrzeć.
- Dzięki tobie czujemy się bezpiecznie. Ochraniasz nas i wypełniasz pokoje takimi cudownymi zapachami - Privat mówił, zerkając teraz na jeden z wielu kwiatów. Było mu trochę głupio, bo chciał mówić do Pnącza, ale to jako jedyne nie miało oczy, uszu, czy w ogóle głowy.
Mimo to zdawało się, że każdy z kwiatów zdawał się go słuchać. Do któregokolwiek nie mówił. Za pozwoleniem Praserta, pędy zaczęły zsuwać się po ścianie i oplatać ciało Niny. Tak, jak lubiły sprawiać Matce przyjemność najbardziej. Dwa owinęły jej ręce i uniosły je w górę, podciągając ją nieco i wystawiając jej piersi bardziej do przodu, gdy jej plecy wsparły się mocniej na poduszkach. Przędzarz uniósł na to głowę i zaklikał coś do Pnącza. Morozow zaczęła sapać, coraz bardziej podniecona. Spojrzała na Praserta, który właśnie oddał ją roślinie i pająkowi, by się nią żywiły tak jak lubiły najbardziej…
Jeden z pędów, zdawał się wykonać polecenie Przędzarza, owinął się wokół prawej piersi Niny, ściskając ją i uwydatniając, jakby miał wyciskać z niej pożywienie. Przędzarz zaklikał znów i ponownie skupił się na jej sutku. Drugi pęd tymczasem zrobił to samo z jej lewą piersią i jak na zawołanie, gdy ścisnął, po jej skórze pociekło odrobinę płynu, ale nie zmarnował się. Jeden z kwiatów przesunął płatkami o jej skórze, zbierając płyn, a następnie przyssał do jej lewej piersi. Dwa kolejne pędy przesunęły się do jej nóg, oplatając je w zgiętej pozycji, by kobieta nie mogła ich rozprostować i rozchylając. Jej płeć i odbyt były teraz mocno wyeksponowane. Nina chciała chyba coś powiedzieć, ale kolejny kwiat wykorzystał to i wsunął swój środek w jej usta, zatykając je. W końcu ślina Matki też była substancją, a roślina lubiła karmić ją swoim nektarem. Kolejny kwiat przesunął się po ciele Morozow i wsunął w jej płeć. Dwa cienkie pędy zaczęły przesuwać się po jej łechtaczce, a jeden znalazł sobie jej odbyt i zdecydowanie zamierzał w nim pozostać. Tak jak smok i kraken po prostu z zadowoleniem żywili się jej mlekiem, tylko subtelnie dopieszczając Ninę, rozumiejąc że tak jest lepiej, tak Pnącze wiedziało doskonale, że można się było żywić z większej liczby źródeł w ciele Matki, a Przędzarz mu nie przeszkadzał, bo potrzebował tylko jednego. Nina stała się w ten sposób kompletnie wystawiona dla tej dwójki i zdecydowanie nie mogła opanować się z powodu poziomu rozkoszy, jakiej była poddawana. Wszystkie płatki kwiatu w całym pomieszczeniu i zapewne w całym domu delikatnie połyskiwały teraz błękitem, ładując swoją energię.
Prasert kochał na to spoglądać. To był bezkreśnie podniecający widok. Pnącze oplotało ciało Morozow niczym liny, kompletnie je eksponując. Przędzarz posilał się. Agan również był w stanie odstawić kilka dobrych akcji, podczas gdy Naga tylko żywiła się, tak jak Przędzarz. Choć nie w tym akurat momencie. Nina karmiła jedynie roślinę i pająka.
- Zawołać Waruna lub Alexieia? - zapytał Prasert. - Mogą sprawić, że będzie ci jeszcze przyjemniej.
Privat nie czuł zazdrości. To byłoby niemożliwe w ich relacji. W tej chwili sam był już zaspokojony, więc nie mógł pomóc, lecz dwójka mężczyzn powinna być w idealnej formie, jeśli ich wezwie. Mogli wziąć ją tylko analnie, ale to też powinno być przyjemne dla Niny.
Jak do tej pory jedynym z jego ogarów, który otrzymał przyzwolenie do karmienia się z ciała Morozow był Suttirat. Kobieta popatrzyła na Praserta. Jej oczy znów połyskiwały na niebiesko. Kiwnęła lekko głową, ale trudno jej było odpowiadać, kiedy jęczała, a jej usta były zajęte przez jeden z kwiatów.
- Mrugnij raz na Waruna, dwa razy na Alexieia i trzy razy na obu - Prasert poradził, powstrzymując śmiech. Dlaczego chciał się zaśmiać? Przecież nie było w tym nic śmiesznego. Wreszcie Privat doszedł do wniosku, że to może normalne, żeby się śmiać, kiedy jest się szczęśliwym. Nie było w tym nic złego.
Nina mrugnęła raz w odpowiedzi na pytanie Praserta. Najwidoczniej co do wprowadzania Alexieia, lub Hana w krąg czerpiących z jej ciała chciała mieć jeszcze czas, by omówić to z Prasertem.
- Zaraz wracam - powiedział Privat.
Wyszedł z pomieszczenia i ruszył w stronę kuchni. Ciekawe, czy Warun wciąż gotował z Sunan. Taj spodziewał się tam zastać drugiego Taja. A jak nie, to poszuka go w posiadłości.
Nie musiał jednak daleko się rozglądać, bo Suttirat rzeczywiście był dalej w kuchni. Zastał go i Sunan całujących się w oczekiwaniu na to, aż makaron zagotuje się, a warzywa w piecu uduszą się w przyrządzonym przez nich sosie. Danie zdawało się jakimś połączeniem kuchni tajskiej i włoskiej, pachniało smakowicie. Gdy Privat wszedł, Warun akurat go zauważył, przerwał pocałunek i uśmiechnął się do niego. Musnął jeszcze ustami usta Sunan i uniósł brew.
- Wyglądasz na zadowolonego i rozgrzanego… Nina wróciła? - zagadnął.
- To aż tak po mnie widać? - Prasert zaśmiał się. Jego przyjaciel kiwnął głową z lekkim uśmiechem.
Prasert podszedł do Sunan i pocałował ją w policzek. Następnie przysunął się do Waruna i uczynił to samo. Oboje odpowiedzieli mu tym samym.
- Co takiego gotujecie? Robię się głodny na sam zapach - mruknął, patrząc na piekarnik. - Warzywa w sosie, tak? Z makaronem?
Nie chciał przechodzić od razu do sedna, choć jak najbardziej mógłby.
- Warzywa duszone w sosie… Będą w pięciu smakach, no i do tego makaron. Tutejszy, nie tajski, jestem ciekawa jak to wyjdzie - powiedziała lekko podekscytowana Sunan, zerkając na garnki. Warun opierał dłonie na jej biodrach.
- Muszę was rozdzielić, moi drodzy - Prasert westchnął, choć wcale nie było mu smutno.
Wyciągnął rękę i włożył palce za pasek spodni Waruna. Ścisnął pięść i pociągnął go w swoją stronę. Nie bardzo mocno. To był bardziej gest.
- Potrzebuję swojego ogara - dodał. - Dasz sobie radę sama, Sunan?
- Hmm, oczywiście… Tylko zmęcz go dobrze, potem po kolacji zabiorę go do kąpieli - powiedziała siostra Praserta wyraźnie zadowolona. Warun tymczasem zerknął pytająco na Privata, ciekaw do czego był potrzebny.
- To dołączę do was w tej kąpieli - obiecał Privat. Oboje natychmiast zdali mu się dodatkowo podekscytowani i szczęśliwi.
Obecność Praserta w tym domu zawsze była błogosławieństwem i darem, nigdy nie była też postrzegana jako przeszkadzająca w intymności. Głównie dlatego, bo bez niego nie było prawdziwej intymności. Sunan i Warun mogli się całować, ale do uprawiania seksu potrzebowali jego. Privat uznał, że zrobi im przyjemność, umożliwiając kochanie się w wielkiej wannie. Tymczasem złapał Suttirata za rękę, jak gdyby był jego chłopakiem i wyszli na korytarz. Sunan uśmiechnęła się odprowadzając ich wzrokiem i wróciła teraz do gotowania samotnie. Włączyła sobie radio.
- Sprawisz przyjemność Ninie i sobie - powiedział Prasert. - Lubię patrzeć na twoje nagie ciało, zwłaszcza kiedy uprawiasz sport lub seks. Twoje mięśnie ładnie się napinają. I sylwetka zawsze wygląda dobrze. Może cię nawet wezmę. Albo położę się obok Niny i będziesz brał nas na zmianę - mówił, uśmiechnięty.
Warun wciągnał lekko powietrze do płuc, wyraźnie podniecając się. W jego oczach pojawił się lekki błysk.
- Z przyjemnością. Zrobię co będziesz chciał… Już nie moge się doczekać - rzucił i uśmiechnął się lekko.
Prasert kiwnął głową. Ta reakcja była jak najbardziej spodziewana. Też go cieszyła.

Gdy weszli do sypialni, zastali Ninę dalej pozostającą w objęciach Pnącza. Przędzarz tymczasem już musiał się najeść, po teraz siedział w lewym górnym rogu pokoju i prządł sobie miejsce do snu, kryjówkę, która przypominała kokon, lub jamę z pajęczyny. Jedna pierś Morozow była więc teraz wolna i od razu przykuła uwagę Suttirata. W końcu jako jedyny w roju zasmakował jej mleka i wiedział jak doskonały miało smak. Sapnął, kiedy jego męskość zaczęła mu przeszkadzać w spodniach.
- Przyprowadziłem ci mężczyznę, moja droga - powiedział Prasert. Odpowiedział mu tylko jęk jego partnerki.
Stanął przed Warunem. Rozpiął jego pasek, a potem guzik spodni. Zdołał już nabrać wprawy w rozbieraniu ludzi. Pociągnął jego spodnie w dół. Privat sam zaczął się podniecać. Ujrzał wyraźne wybrzuszenie w bokserkach mężczyzny.
- Zastanowiłeś się już? - zapytał. - Czy wolisz mnie brać, czy żebym cię wziął?
Opadł na kolana. Pocałował penisa Waruna przez materiał spodni.
Warun sapnął.
- Chcę… żebyś mnie wziął, gdy ja będę zaspokajał twoją damę - odpowiedział spoglądając na niego z góry.
- Żebym cię wziął, tak? - Prasert zawiesił głos seksownie.
Nie spodziewał się do końca tego wyboru Waruna, jednak nie było mu z nim źle.
- A potem wezmę cię i Sunan w wodzie - zaproponował, aby Privat nie poczuł się zaniedbany.
- Ach… rozumiem. Chcesz mieć rodzeństwo. Dobra, wszystko jasne - Prasert zaśmiał się.
Złapał bokserki za gumkę i zsunął je w dół, uwalniając penisa Waruna. Privat nachylił się i przejechał językiem po jego długości. Suttirat był w pełnym wzwodzie i jego napletek był na tyle luźny, że sam zsunął się, odsłaniając żołądź. Prasert pochwycił ją wargami i oblizał dookoła. Ostatnimi czasy zrobił się naprawdę dobry w seksie. Niektóre czynności wymagały nieco zręczności. Następnie wypuścił penisa Suttirata.
- Do boju, żołnierzu - mruknął, wstając.
Zaczął się rozbierać.
Warun drżał, kiedy Prasert drażnił go i pieścił, dodatkowo podniecając. Na jego zachętę, podszedł do łóżka i wszedł na nie, zbliżając się do Niny. Ta nie mogła mu uciec, ale nawet nie chciała. Jej uda były rozchylone. Warun przysunął biodra do jej wyeksponowanych pośladków. Oczywiście, że zamierzał wziąć ją analnie, drogi rodne Matki należały tylko i wyłącznie do Praserta. Za moment wsunął się w nią gładko, do towarzystwa z pędami, na co Morozow zajęczała z rozkoszy. Mężczyzna pochylił się też i wziął w usta jej sutek, kosztując jej mleka. Zamruczał, zaczynając się poruszać. Pnącze delikatnie przesunęło kilka pędów po ramionach i plecach Suttirata. Był to malowniczy obraz.
Wnet Privat stanął, kompletnie nagi. Warun wciąż miał na sobie koszulkę.
- Rozbierz się całkiem - polecił mu. - Chcę widzieć twoje plecy.
Warun bez słowa na chwilę odsunął usta od piersi Niny, po czym ściągnął koszulkę przez głowę.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 14:55.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172