Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 23-07-2019, 13:23   #101
 
Noraku's Avatar
 
Reputacja: 1 Noraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputację
Szli po schodach krok po kroku. Za nimi, niczym mroczny żniwiarz, postępował Albert „Sprzęgło” Wilga. Najemnik, zabójca, morderca. Próbkę jego możliwości poznali na dole w postaci stygnącego trupa Karla, który najwyraźniej przeliczył się w swoich kalkulacjach. Patricii pozostało jedynie zagryźć mocniej szczęki i na razie postępować zgodnie z poleceniami. Próbowała gorączkowo szukać jakiegoś wyjścia, ale każde z nich oznaczało przynajmniej jednego trupa więcej. Nie mogła na to pozwolić. Podstawą działania policji było „przynajmniej nie szkodzić”. Wszelkie podręczniki dotyczące porwań podkreślały, żeby pod żadnym pozorem nie drażnić porywacza. Dopóki są grzeczni żyją. To już jest coś.
Zatrzymała się ponownie pomiędzy stopniami. Była naprawdę słaba. Z trudem powstrzymywała się przed zwymiotowaniem. Albert ich nie popędzał. Przynajmniej nie za bardzo. W końcu Adam swoje warzył. Zerknęła ukradkiem na jego kieszenie, gdzie skrywał się paralizator i gaz łzawiący. Dobre na pierwszego lepszego oprycha, ale niewiele by pomogło przeciwko zawodowcowi. Nie dopóki nie odzyska sił. Przetarła spocone czoło i kontynuowała wspinaczkę.
Przystanki robiła częściej niż potrzebowała, ale nie na tyle, żeby Sprzęgło się zirytował. Liczyła na jeszcze jedną kartę w rękawie. Kosa był co prawda idiotą, ale jego zachowanie łatwo było przewidzieć. Nie odpuściłby nagrania widowiska, które rozegrało się pod blokiem. A skoro tak to widział też morderstwo. Może udało mu się uciec lub ukryć gdzieś? Wtedy będą mogli liczyć na element zaskoczenia. O ile nie pozbawiła go przytomności swoim uderzeniem.
 
__________________
you will never walk alone
Noraku jest offline  
Stary 23-07-2019, 16:38   #102
 
Brilchan's Avatar
 
Reputacja: 1 Brilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputację
Gdy w końcu udało im się wdrapać po schodach do mieszkania podeszwy stóp Adama paliły go żywym ogniem z wysiłku. Kręgosłup i kość ogonowa również męczyły go bólem nieprzyzwyczajone do tak długich spacerów chłopak miał ochotę wyciągnąć się na podłodze, ale zbir usadził ich na kanapie obitej neonowo zielonym pluszem kaleka usiadł pośrodku już tęsknił za wózkiem, który został na klatce schodowej.
Śruba ściągnął ją spod śmietnika wymienił poprzednią tapicerkę żeby upewnić się, że w zdobycznym meblu nie zalęgły się szczury, robaki albo grzyb na myśl o najlepszym kumplu Adaś bardzo się martwił o to, że jeżeli nie usunął się stąd do wieczora, kiedy współlokator wróci z budowy to ten pierdololo z pistoletem zabije Maćka.
- Szefie, obiecałeś, że jak wleziemy to powiesz, co dalej będziemy robić i dla kogo pracujesz z tego, co mówiłeś odpada Profesorek i rząd czyżby mafia zdążyła już się zainteresować? Czy może wojsko Pana zatrudnia? Zamierzają nas pociąć na kawałki? Proszę powiedzieć. - Miał nadzieje rozproszyć mordercę żeby dać Patti czas na odpoczynek i opracowanie planu. Może jakoś uda się ściągnąć uwagę karetki i policji, którzy na pewno przyjadą do zwłok?
 

Ostatnio edytowane przez Brilchan : 28-07-2019 o 18:56.
Brilchan jest offline  
Stary 24-07-2019, 21:26   #103
Interlokutor-Degenerat
 
Bardiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Bardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputacjęBardiel ma wspaniałą reputację
Bury nie zatrzymał się, ani nawet nie zwolnił prędkości, żeby nie wzbudzać podejrzeń. Jakby nigdy nic minął zjazd do hali. Zatrzymał się na poboczu, kilka kilometrów dalej. Weteran misji w Iraku zdecydowanie potrzebował chwili na ochłonięcie. Oparł ręce o kierownicę i wziął kilka głębszych wdechów. To wszystko co zobaczył podczas jazdy... Było nieprawdopodobne. Tak naprawdę nie potrafił tego porównać do niczego. Właściwie, to tylko do jednego. W sierocińcu, gdy miał akurat dostęp do telewizora w świetlicy, zdarzało mu się oglądać taką kreskówkę - "X-men". Tam też było pełno zmutowanych ludzi.
- Co się dzieje... - mruknął Witold, unosząc ciężkie powieki, by tępo spojrzeć przed siebie. Z początku sądził, że rząd odstawia jakąś manianę. Teraz uważał, że stan wyjątkowy jest w pełni uzasadniony. Ci dziwni ludzie stanowili zagrożenie zarówno dla siebie, jak i otoczenia.

Przypomniały mu się strzały. Sam nie wiedział kiedy minęło pół godziny tego letargu. Minął tak wiele przypadków, przy których powinien się zatrzymać i udzielić pomocy... Ignorowanie tego poczucia przez całą trasę sprawiało, że jego pierś zdawał się trawić żywy ogień. Nie był to pierwszy raz, kiedy musiał odstawić emocje na bok i skupić się na celu misji. Wraz z każdą taką sytuacją czuł się jeszcze bardziej wypalony psychicznie. Zresztą... Jaka misja? Ukradł samochód, aby śledzić agencję rządową starającą się kontrolować rozwój niebezpiecznej epidemii, podczas gdy Bielsko zamieniało się w strefę wojny. To był moment, kiedy uświadomił sobie, że teraz właśnie powinien zacząć się martwić o bliskich. Tyle, że tak naprawdę nie miał nikogo, o kogo mógłby dbać.

Pół godziny wystarczyło na przywrócenie umysłu do równowagi. Bury spisał dokładnie adres, a nawet współrzędne geograficzne podejrzanej hali magazynowej. Zaraz potem gwałtownie zawrócił w stronę Bielska. Zamierzał udać się na Błońską i odnaleźć Leona Rozbickiego. Powinien być zainteresowany, co stało się z jego kuzynem, a Witoldowi mogły się przydać kontakty w półświatku...
 
Bardiel jest offline  
Stary 28-07-2019, 14:11   #104
 
KlaneMir's Avatar
 
Reputacja: 1 KlaneMir ma wspaniałą reputacjęKlaneMir ma wspaniałą reputacjęKlaneMir ma wspaniałą reputacjęKlaneMir ma wspaniałą reputacjęKlaneMir ma wspaniałą reputacjęKlaneMir ma wspaniałą reputacjęKlaneMir ma wspaniałą reputacjęKlaneMir ma wspaniałą reputacjęKlaneMir ma wspaniałą reputacjęKlaneMir ma wspaniałą reputacjęKlaneMir ma wspaniałą reputację


Nie wierzył na początku że to może się udać, i właśnie na początku dalej jego zdolność nie działała. Może miał racje z tym żę musi być jakiś odstęp czasowy? Czemu teraz miałoby zadziałać, a nie wcześniej jak przeglądał internet? Po nieudanej próbie z kościołem, Babette wyszła, a w pokoju nastała nieprzyjemna grobowa cisza. A Morbi nie poprawiał całej tej sytuacji, zachowywał się jak jakiś ,,Potężny Strażnik”, i chyba właśnie nim był.

Po jakimś czasie Babbet przyszła wraz z Lucasem niosącym obraz… Nie spodziewał się że jego moc może zadziałać na obrazie. W końcu ten obraz nie imitował miejsca, tak dokładnie jak zdjęcie. Babbet przedstawiła obraz jak ,,Ogród”, i wskazała za okno. Może właśnie tak blisko się znajdowało miejsce stworzenia obrazu. Chłopak znowu się skupił na obrazie, jeszcze bardziej się nie spodziewał że ta moc zadziała na czym namalowanym. Może dystans jest najważniejszym warunkiem?

Mitras uważnie obserwował piękny obraz, z każdą chwilą było można dostrzec coraz więcej szczegółów, prawie jakby można było dotknąć fontanny… Dotknąć? Obraz się ruszał! Jednak ile ta zdolność ma warunków, by zadziała… Może właśnie ten dystans? Jednak chwile zadowolenia po czymś co w końcu się udało, szybko minęły. Ból głowy był niesamowity, większy niż poprzednim razem. Wszystko pulsowało… łupało. Jakby głowa miała za chwile dosłownie wybuchnąć. Odruchową oderwał wzrok, krzywiąc się z bólu.

Wszystko ustało, Babbet powiedziała że idzie dobrze… Nie no idzie niesamowicie! Jego domysły jednak mogły się mylić, kiedy jego moc zadziała. Jednak po tym jak Lucas podał chusteczkę, Chłopak poczuł nieprzyjemny smak krwi… Starał się wytrzeć z tego co spływało mu po twarzy, chusteczka już po chwili była czerwona od krwi. Czyżby te wszelkie pulsowania były spowodowane ciśnieniem? To by wiele tłumaczyło czemu było takie uczucie wcześniej, i jeszcze ten efekt uboczny… Mitras czuł jedynie lekki dyskomfort, może to przez to co się stało? Lub po prostu przejął się tym że wylatuje z niego spora odrobina krwi.

Jednak chwila spokoju nie mogła trwać wiecznie. Chłopak usłyszał strzały, po których była wyraźna seria z karabinu. Ochrona tej posiadłości do kogoś na pewno strzela, ale do kogo? Kto tym razem na atakuje…
- To moja ochrona. Nie pozwolą…
W tym momencie każdy usłyszał uderzenie w dach, nikt nie widział by coś spadało, brak odgłosu wybuchu, czy dźwięku jakiegoś pojazdu… Już zaczęło robić się niebezpiecznie, i do tego nie wiemy co się dzieje.

Chłopak dalej zakrywał usta, i nos chusteczką. Jednak bo jego oczach można było zauważyć, spore zaniepokojenie. Błądził oczami za oknem, i po pomieszczeniu. Najwidoczniej wszyscy byli tym co się dzieje zaskoczeni.
-Musimy stąd uciec, lub gdzieś się schować! Coś jest nad nami… Oby to nie był Superman, albo gorzej Niemcy… Na razie wyjdźmy z tego pomieszczenia.-
Obserwator obrazów popatrzył się po wszystkich w salonie.

-Musimy szybko zacząć działać. Jakiś plan awaryjny?.- Chłopak wyjął swojego nowego IPhona którego dostał, i zaczął szukać na wszelki wypadek jakiegoś obrazu, z okolicy. Lepiej się przygotować, nigdy nie wiadomo czy taki przygotowany ,,portal” nie pomoże… Może stres, i wiara dodają kolejne punkty do aktywacji zdolności?

Papa Morbi spojrzał na Mitrasa z ledwie dostrzegalnym pobłażliwym uśmiechem.
- Niemożliwe, żeby…
Krótka seria karabinowa, jaka rozległa się na górnych piętrach natychmiastowo uciszyła bokora. Kilka kolejnych można było usłyszeć w oddali. Dobiegały z tego samego kierunku, co poprzednim razem. Tylko jakby bliżej. Babette wstała natychmiast i bezceremonialnie chwyciła Angelę za rękę. Dziewczyna ledwie zdążyła się podnieść nim jej babka zaczęła iść w kierunku drzwi. Choć wyglądała tak, jakby miała zamiar wyjść do ludzi, którzy naruszali spokój tego miejsca, to najprawdopodobniej było to mylne wrażenie.
- Idziemy - rzuciła krótko do Mitrasa.
- Dwoma grupami - rzucił Papa nie ruszając się z miejsca. Złączone palce oparł o czoło.
- Mniejsze grupy zwrócą mniej uwagi. No i wasze szanse wzrosną - dodał z krzywym uśmiechem. Nie musiał wyjaśniać o co mu chodziło. Jeśli jedna grupa natknie się na nieprzyjaciół, druga miała większe szanse na ujście cało.
- Lucas.
- Oczywiście. Proszę za mną, Paniczu.
Telefon w dłoni Mitrasa nagle zawibrował. Tuż przed wyjściem Angela wzniosła ku górze smartphone’a jej babci z wybranym numerem, na który dzwoniła. Rozłączyła się, zaś urządzenie w rękach chłopaka zamarło.
Starszy mężczyzna pewnie prowadził po posiadłości. Strzały były coraz bliższe i coraz głośniejsze. Kiedy były zbyt głośne odbijali w inny korytarz, by w końcu trafić na schody prowadzące w dół.
- Zaiste miał Panicz rację - rzekł ze stoickim spokojem otwierając drzwi i przepuszczając gościa jako pierwszego. Zamknął za sobą, po czym włączył światło. Ponownie objął prowadzenie. Ciemne, chłodne i wilgotne wnętrze wypełnione było beczkami oraz butelkami z ciemnozielonego szkła. Stanęli przed kolejnymi drzwiami, znacznie szerszymi, do których prowadziło wzniesienie terenu. Najprawdopodobniej zostało stworzone z myślą o dostawach hurtowej ilości trunków, które trudno byłoby przenieść, a zdecydowanie łatwiej przewieźć choćby najprostszym wózkiem.
Lucas jednym pchnięciem otworzył je i ponownie poczekał aż Mitras wyjdzie jako pierwszy. Naprzeciwko oraz po lewej stronie znajdował się ogród. Znajdowali się przy prawej ścianie willi.
- Labiryntem cały czas prosto. Tam będzie ogrodzenie oraz furtka dla służby. Powodzenia. Ah… bym zapomniał.
Wyjął z kieszeni notes i długopis, którymi wcześniej posługiwała się Angela. Co dziwne, Mitras nie pamiętał, żeby starszy mężczyzna je zabierał.
- Jak się okazuje, działają na Panicza pejzaże wykonane ręcznie. Wytwory nowoczesne są nieskuteczne. W sytuacji kryzysowej może Panicz stworzyć własny obraz.

Wycofał się do wnętrza budynku i chwycił za klamkę. Ze środka dobiegały dźwięki wystrzałów.

-Powodzenia Lucas…- Mitras popatrzył się w stronę labiryntu zbudowanego z krzewów. Szybko pobiegł w stronę labiryntu, rozglądając się po bokach. Nie chciał zostać zauważonym, ale też nie chciał za długo tu przebywać. Miał tylko nadzieje że innym nic się nie stanie. Przemknął pomiędzy, krzewami, donicami, i drzewami ozdobnymi. Wszedł do labiryntu, wiedział by iść prosto, nigdzie nie skręcać, miał nadzieje że nikt go nie zauważył. Ale lepiej być przezornym, starał się za sobą nie zostawiać śladów, i robić jakieś zmyłki. Łamiąc to na prawo, a to butem w jakimś bocznym korytarzu. Byle się nie zgubić, i trudno go wytropili.

Prosto. Łatwo powiedzieć w labiryncie. Mitras musiał kilkukrotnie zawracać, ponieważ trafił na ślepą uliczkę. Na szczęście nikt go nie gonił, ale nie wiadomo czy i kiedy miało to się zmienić. Na wszelki wypadek warto było zostawić kilka fałszywych tropów.
Przydało się szybciej niż mogło się wydawać. Niespodziewanie za jego plecami, przebijając się przez żywopłot, wyskoczył mężczyzna. Był cały porośnięty trawą i mchem. Przez tors przewieszony miał pas prowadzący do trzymanego w dłoniach karabinu. Mitras schował się za załomem, po czym zaczął oddalać od miejsca, w którym był jeszcze przed chwilą. Przez chwilę panowała cisza, a następnie napastnik zerwał się na równe nogi i popędził w kierunku, w którym wiodły ślady.
Wkrótce oczom Mitrasa ukazała się gęsto porośnięta bluszczem furtka. Szybko dopadł do niej, nacisnął klamkę, a już po chwili był po drugiej stronie. Strzały wzmagały się.

Serce pulsowała chłopaka pulsowała jak nigdy w życiu, nigdy się nie spodziewał że filmy, i gry na coś się przydadzą. A zwłaszcza w takiej sytuacji... Na szczęście dbali o tą furtkę, nie wydała odgłosów najbardziej zardzewiałych zawiasów świata. I za to trzeba dziękować ogrodnikowi. Zamknął za sobą cicho furtkę, i zrobił parę kroków w lewo, by go nie było widać z korytarzy. Rozejrzał się po okolicy, musi tu coś być. Przecież plan nie mógł się skończyć na wyjściu w tym miejscu…

Musiało być coś jeszcze. Wszędzie dookoła pas zieleni oraz drzewa. W oddali, między drzewami i krzewami, wiła się ścieżka, do której prowadziła trasa odchodząca od furtki posiadłości. Nie było niczego więcej. Powietrze przeszył głuchy huk eksplozji, od której zaczęło dzwonić mu w uszach. Wybuch musiał być względnie niedaleko. Spojrzał jeszcze raz na zarośnięte bluszczem wejście na teren Papy Morbiego. Nawet gdyby chciał, to i tak by nie dał rady wejść klasyczną metodą. Spod liści ledwie wystawała mosiężna, sztywna gałka. A mur wysoki.

Chyba nie ma innego wyboru… Chłopak udał się dalszą ścieżką, jednak nie przechodząc prosto po niej. Wolał iść obok ścieżki, tam gdzie były krzewy, i drzewa.
Po zatem co eksplodowało, i to tak blisko. Nie było dźwięku zawalania się niczego, więc raczej to był jakiś mniejszy ładunek… Tylko gdzie, i po co? Jakiś granat, mina, czy coś? Oby coś na końcu tej ścieżki się znajdowało… Najlepiej by to nie byli wrogowie.

Na szczęście nie było po nich najmniejszego śladu. Chyba, że byli w zwykłych ubraniach między przechodniami idącymi wzdłuż ulicy. Patrzyli w kierunku posiadłości Papy z niepokojem i pospiesznie się oddalali. Patrzyli nieufnie na Mitrasa przybywającego właśnie z tamtego kierunku. Przejechał samochód, a za nim rower. Jakaś starsza kobieta z wózkiem dziecięcym natychmiast zawróciła.
Okazuje się, że willa Bokora znajdowała się zaledwie kilka minut pieszej wędrówki od cywilizacji. Przynajmniej od tej strony.

Genialny plan awaryjny, kto pozwolił na taki plan ewakuacyjny! Dobrze więc gdzie teraz trzeba się udać… Może to tylko paranoja, ale można podejrzewać że ktoś obserwuje okolice posiadłości, i to w normalnym stroju. Właśnie tak wcześniej zrobili, dlatego trzeba udawać że nic się nie wie, no i jak najszybciej stąd zniknąć. Jakieś bezpieczne miejsce w mieście. Te kanały nie wydają się teraz idiotycznym pomysłem, albo jakieś tereny poza Miastem. Czym aktualnie trzeba uciec… Piechota wydaje się najbardziej uniwersalna, jednak komunikacja miejska jest szybsza. Ale można łatwo namierzyć, jak będzie się nią poruszał. Włączył mapy na telefonie, i rozejrzał się po okolicy.

Miał nadzieje że tuż za rogiem będzie już las, i jakieś wsie. Jednak do tego daleko, oraz daleko do bezpieczeństwa… W okolicy znajduje się tylko bardzo duży Park, więc zostaje dostać się do niego, lub dojechać gdzieś komunikacja miejską. Jednak jazda na gape w aktualnej sytuacji wydaje się złym pomysłem, Chłopak nie posiada przy sobie żadnych dokumentów, a pieniądze posiada w bardzo ograniczonej ilości. Wolał na razie przemyśleć sobie to wszystko. Postanowił udać się szybkim krokiem do parku.

W trakcie przemieszczania się do Parku, zastanawiał się kto ich atakuje, lub raczej kto na nich poluje. Niemcy? Tym razem nie musieli być to oni, nie było słychać tekstów z Drugo Wojennych gier. Czy to są jacyś najemnicy? Pracują dla Profesora, czy jakiejś innej organizacji? Świat na pewno interesuje się tym co się dzieje w tym małym państwie, a zwłaszcza tym co zainicjował. i stworzył Profesor. Jak zbadać tą całą sprawę… Może jak Mitras pozna swoją Moc, coś pójdzie łatwiej. Na razie miał w stosunku do Mocy, kilka teorii. Niektóre już zostały obalone, jednak dalej jest wiele pytań. Czy można ,,wyciągać” rzeczy z obrazu? Trzeba się o tym dowiedzieć.

Co trzeba będzie zrobić w parku? LARP’owanie bezdomnego, który stara się przetrwać w parku, wydaje się dobrym planem na te kilka godzin. Ale co dalej? Przydałoby się wrócić do mieszkania i zebrać resztę rzeczy. Jednak prawdopodobnie mogą je obserwować, a raczej na pewno tak jest. Tylko jak nas odnaleźli tutaj… Śledzili nas, może jakiś nadajnik? Niewykluczone że tak jest, jednak wcześniej mieli o wiele lepsze warunki by nas złapać. Nawet byli tuż obok nas…
Trzeba będzie w Parku znaleźć jakieś bardziej odludne miejsce, i przejrzeć notatnik z obrazami. Co się w nich znajduje. Po zatem Chłopak będzie musiał poprawić swoje przeciętne zdolności rysowania, by tworzyć własne portale. Choć zawsze będzie można użyć czegoś z telefonu, może to właśnie musi być obraz, niż zdjęcie miejsca.
Cóż aktualnie najważniejsze jest przetrwać te kilka godzin.
 
KlaneMir jest offline  
Stary 29-07-2019, 01:12   #105
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
- Dziękuję... Już nie trzeba - duchowny delikatnie ujął dłoń dziewczyny i ściągnął ją ze swojego czoła. Ulga była natychmiastowa, bo upały nie odpuszczały i w mieszkaniu Bojana było ciepło.
Dziewczyna pokiwała głową i podsunęła mu popcorn. Nigdy w życiu nie pożywiłby się wcześniej takim śniadaniem. Teraz jednak jego dłoń samoistnie ruszyła ku misce nabierając garść chrupków, które łapczywie zjadł. Podsunęła mu również butelkę coca coli. Idealnie schłodzoną. Ale tym razem się powstrzymał.
- Nieee... raczej pójdę po wodę...
Wstał z kanapy i przeciągnąwszy się stwierdził... że prawie nic go nie boli. Może poza dłonią, która dziwnie ścierpła. Jakby coś w niej zaciskał podczas snu.
Ruszył do kuchni i nalał sobie do kubka kranówki. Smakowała dobrze i cała jednym haustem spłynęła mu do gardła. Nalał więc jeszcze jeden kubek i zrobił to samo. Po czym odetchnął z ulgą zastygając w bezruchu. Dopiero po chwili zabrał się za śniadanie. Zjadł dwa jogurty bogato obsypane płatkami, a dopiwszy kolejnym kubkiem wody, spróbował poukładać sobie w głowie wszystko co pamiętał. Język jednak prześlizgujący się po zębach ze śliskim nalotem niemycia wzbudził w nim dreszcz obrzydzenia. Natychmiast więc skierował się do łazienki. A skoro już się w niej znalazł, zrzucił sutannę i bieliznę i stanął przed lustrem. Cały pokryty był bandażami przesiąkniętymi brunatną już krwią. Ostrożnie zerwał jeden z mniejszych zdając sobie sprawę z zaskoczeniem, że rany pod spodem goją się bardzo dobrze. Wręcz nienormalnie dobrze. Zerwał kolejny i kolejny i kolejny... W końcu stał przed lustrem zupełnie nagi. I dobry Panie... nie wyglądał jak ktoś kto dzień wcześniej stał nad grobem.
Wszedł do wanny i wziął szybki prysznic, po czym umył zęby szczoteczką Bojana. Przyjaciel nie miałby za złe.
Zapach kawy nie był taki jaki towarzyszył tej którą przygotowywał tato. Był wręcz obrzydliwy, bo Bojan pił czarną fusiastą, albo rozpuszczałkę. Ale budził przyjemne skojarzenia wielu wspólnych wieczorów, nocy i poranków. Duchowny więc niemal zapomniał na chwilę, że to nie jest jedna z tych sytuacji. I że w ciągu ostatnich dni zginęły tysiące ludzi, a dookoła zapanował niemal biblijny koniec świata. Owinął się szlafrokiem i wyszedł z łazienki.

- Wyślę z twojego komputera maila do mojego brata, że nic mi nie jest. Może wie coś od taty co się dzieje... - Ubranie Bojana na Dominiku wyglądało raczej komicznie. Matematyk nosił co najmniej dwa rozmiary więcej. Ale po upchaniu musiało dać radę. O koloratce nie zapomniał.
Przedyskutowali z grubsza możliwości na temat tego co dzieje się z ludźmi, oraz zamieszanie w to wszystko rządu, ale doszli do wspólnych wniosków, że nie mają pojęcia o niczym.
Kibic i Elsa zdawali się pochłonięci telewizją, dzięki której nie musieli pamiętać o tym co się działo, a Vanilla… cóż. Nadal spała.
- I do ojca Wacława z kurii. A w oczekiwaniu na odpowiedź, możesz opowiedzieć co stało się wczoraj… Straciłem przytomność… Ten silny człowiek uciekł. A potem ktoś się pojawił. Jakaś kobieta… Widziałeś ją?
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline  
Stary 06-08-2019, 22:36   #106
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Adam Sosnowski, Patricia Phoenix

Sprzęgło przyciągnął sobie jeden z foteli i usiadł na nim jakby przez wiele ostatnich godzin zmuszony był do stania lub chodzenia. Odetchnął z ulgą i potarł ręką policzek. Zarost zachrzęścił pod szorstkimi palcami. Choć opierał się wygodnie, zaś ręce ułożone miał na podłokietnikach, lufa pistoletu wciąż była w nich wycelowana. Palec nie opuścił spustu. Gdyby chciał strzelać, nie musiałby nawet podnosić ręki.

Kosanowskiego nigdzie nie było widać. Mieszkanie było całkiem puste. Przynajmniej na tyle, na ile mogli to ocenić nie zaglądając do poszczególnych pomieszczeń. Przykładowo do łazienki. Za oknem narastał hałas syren służb miejskich.

- Nie przejmujcie się tym. Moi koledzy wszystkim się zajmą - poinformował, po czym spojrzał bezpośrednio na Adama.

- Nie obiecywałem, że będę się zwierzał. Ale rzeczywiście nie wynajął mnie ani rząd, ani żaden profesor. Mafię też możesz wykluczyć. Moje zadanie polega na dostarczeniu obiektów wykazujących nadnaturalne zdolności niezależnie od tego czy są żywi, czy martwi, o ile jest ich mniej więcej tyle samo. Za każdego przyprowadzonego czeka nagroda dwustu tysięcy malijskich złotych. Ta zabita kobieta też mogłaby być interesująca. Może udałoby się ją opchnąć za pięćdziesiąt tysięcy. I tak, najprawdopodobniej cięcie na kawałki wchodzi w grę. Na pocieszenie powiem, że moim prywatnym zdaniem czeka to tylko martwych.

Zamilkł na chwilę. Na zewnątrz słychać było odgłosy krzątaniny oraz czyjeś gorączkowe wyjaśnienia podczas składania zeznań.

- Dlatego podwójnie mi przykro z powodu tego, co się stało. Właśnie jakieś krawężniki zabierają mi ćwierć miliona, a wy straciliście przyjaciela. Bardzo niedobrze, że tak się stało. Szczególnie, że raczej nie jesteście jednymi z tych zabójczych oszołomów. Wyglądacie na porządnych ludzi. Dlatego mam dla was ofertę - zamilkł i popatrzył na każde z osobna.

- Była was trójka, zatem przyprowadzicie mi trzy obiekty. Obowiązują was takie same zasady jak mnie - mniej więcej tyle samo żywych, co martwych. Wtedy każde z nas pójdzie w swoją stronę i więcej się nie zobaczymy. Jeśli wy będziecie uczciwi, to ja też będę uczciwy. Wy nie będziecie kombinować, to ja również. Takie zasady gry. Zachęcam do przyprowadzenia większej ilości osób, a dostaniecie takie same warunki, jak moi koledzy. To więcej niż uczciwa oferta. Sto tysięcy malijskich złotych za osobnika, czyli po pięćdziesiąt tysięcy na głowę i pełna wolność polowania oraz metod. Sami decydujecie czy działacie w pojedynkę, czy zespołem. Sami wybieracie cele. Za bandytów i jednostki niebezpieczne dorzucam dychę premii z własnej kieszeni. Sami wybieracie metody. Akceptujecie reguły gry?

Za oknem cichł dźwięk odjeżdżającej karetki i radiowozu. Wkrótce powróciła cisza.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 07-08-2019, 21:56   #107
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Witold Bury

Droga powrotna była jakby trochę gorsza. Przynajmniej od momentu wjazdu do silniej zurbanizowanej części, choć i wcześniej słychać było względnie rzadkie odgłosy wystrzałów. Czasem to, co widział przypominało mu Irak do tego stopnia, że zmuszony był do gwałtownego zakrętu w celu uniknięcia serii karabinowej. Nie do końca się to udało. Tylna szyba rozpadła się na dziesiątki tysięcy kawałków. W tylnym lusterku dostrzegł jeszcze upadającego człowieka. Wyglądałby całkiem zwyczajnie, gdyby nie to, iż na dłoniach miał skórzane rękawiczki obejmujące pistolet.
Zimny, wyprany z emocji głos kobiety z GPSu jak gdyby nigdy nic oznajmił rozpoczęcie przeliczania nowej trasy. Po chwili pojawiła się linię łączącą niebieską strzałkę z celem.

Gdyby Bury był na wojnie, mógłby powiedzieć, że trafił się dzień wolny, ponieważ wyjątkowo mało pocisków latało w powietrzu. Jednakże to było Bielsko, czasy pokoju. Nawet kilka czy kilkanaście napotkanych ognisk konfliktu zbrojnego było czymś nienaturalnym.

Jakby tego było mało, musiał uważać na… właściwie wszystko. Od ślizgających się dzieciaków po wielkie kawały gruzu spadające nieopodal jego maski, choć wcześniej ich nie widział. Nie był jedyny, lecz jako jeden z nielicznych posiadał na tyle dobry refleks, by móc wyjść z takich niespodzianek względnie bez szwanku, czego nie mógł powiedzieć o wielu innych. Mieli szczęście, jeśli skończyło się tylko na guzach. Czterech mijanych skończyło żywot na latarni. Były też osoby leżące na kierownicy z szeroko otwartymi oczami i ziejącymi otworami po kulach.

Spokojna metropolia zaczynała przypominać najgorsze dzielnice Los Angeles nocą. Przypominała dzielnice ogarnięte mafijnymi porachunkami. Bardzo nietypowymi porachunkami, bo połączonymi z widokami ludzi przepalanych od środka jakimiś żrącymi substancjami czy przyciągniętymi do latarni tak gwałtownie, że przez zamknięte szyby, jeśli nie liczyć jednej wybitej, słychać było trzask wielu kości jednocześnie.

W końcu dotarł na Błońską, względnie krótką uliczkę, przy której znajdował się stadion piłkarski wraz z obszernym parkingiem. Bury zatrzymał się na nim. Było cicho, lecz nie spokojnie. Nieopodal stadionu leżało ciało, a raczej coś, co powinno nim być, gdyby nie upadek z dużej wysokości. Podejrzewał, wnosząc po rozmiarach i rozsądku, że należało do człowieka. Przynajmniej z odległości, jaka dzieliła go od miejsca zbiegowiska. W normalnych okolicznościach powiedziałby, że jest to efekt samobójczego skoku z najwyższego punktu, lecz w obecnej sytuacji niczego nie mógł być pewien. Równie dobrze człowiek mógł spaść z nieba…

Nagle dostrzegł na niebie szybko jaśniejący punkt, który jeszcze przed chwilą mógłby być uznany za wczesną gwiazdę. Słońce już zachodziło, zaczęło się robić ciemno i pierwsze jasne punkty pojawiły się na niebie. Ta jednak szybko jaśniała i jeszcze szybciej się powiększała aż w końcu…


UFO.

Nad stadionem zawisł spodek kosmitów.

Z dolnej części wystrzelił promień światła, a ludzie otaczający zwłoki zaczęli, potykając się, uciekać ile sił w nogach. Kilku pędziło w stronę jego samochodu.




Mitras Nima

Szybko dotarł do parku. Na szczęście nikt go nie niepokoił, choć od strony willi wciąż dobiegała seria hałasów w postaci eksplozji oraz wystrzałów. Te cichły w miarę zagłębiania się między drzewa miejskiej „dżungli” z rozległymi, otwartymi placami doskonałymi na piknik czy zabawę z psem, ale nie w celu ukrywania się. Szedł ścieżkami najprawdopodobniej często uczęszczanymi przez biegaczy i rowerzystów, przeciął plac zbudowany w większości z drążków – raj dla uprawiających street workout. Minął ogrodzony niskim płotkiem plac zabaw wypełniony rozwrzeszczanymi dziećmi. Teren wznosił się i opadał. Szedł w końcu przy pokaźnej wielkości jeziorze, a gdzieś w oddali, na środku pustego placu znajdowała się duża altanka z miejscami przeznaczonymi do grillowania. Minął mnóstwo zajętych ławek, nawet stoliki do gry w szachy. Widział mały zamek przylegający do ciągnącego się jeziora. Nie wolno przy tym zapomnieć o wszystkich pomnikach niewątpliwie ważny osób, a także dzieła sztuki. Czasem wątpliwej.

W końcu jednak znalazł bardziej ustronną część paradoksalnie znajdującą się nieopodal ścieżki.


Usiadł i brudnymi rękoma wyjął notatnik. Na szczęście znalazł to jezioro. Umożliwiło mu pobrudzenie siebie i własnych ubrań. Nikt nie dałby wiary czystemu, zadbanemu bezdomnemu. Oczywiście nie znaczyło to, iż tacy nie istnieli. Celem Mitrasa było jednak, by każdy, kto na niego spojrzał wiedział, że patrzy na człowieka, który dawno się nie kąpał. Zanieczyszczone włosy odstawał mu we wszystkich kierunkach, zaś ubranie wciąż było wilgotne. Tym jednak nie musiał się przejmować. W takiej temperaturze wyschnie w mig. Oczywiście nie chodziło o to, by utytłać się w błocie od stóp do głów, dlatego chłopak był brudny, ale nie przypominał potwora z bagien. Z daleka rzeczywiście można byłoby go pomylić z mieszkańcem ulic, lecz wraz ze spadkiem odległości wiarygodność malała. Dlatego usiadł daleko, w cieniu drzewa. Na szczęście niewiele było osób skłonnych do podchodzenia do osób takich jak ta, którą udawał.

Przekartkował go, ale nie trafił na żaden rysunek. Jedynie odpowiedzi zapisane ręką Angeli. Początkowe skierowane były do niego tuż po zakupie przedmiotu. Postanowił spróbować z telefonem i obrazami wyszukanymi w internecie. Tym razem nie szukał zdjęć, a rysunków oraz wszelkiej maści grafik. Zadanie nie było jednak aż tak proste, ponieważ wiele z nich stanowiły miejsca nieistniejące. Gdyby, nie daj Boże, aktywowała się jego zdolność i przeniosła go do nieistniejącego miejsca, to... Właśnie, to co? Przeniósłby się w próżnię czy trafiłby do miejsca, z którego nie mógłby się wydostać przez brak internetu, a co za tym idzie, także obrazów? A może stałoby się jeszcze coś innego?

Znalezienie odpowiedniego obiektu eksperymentów mimo wszystko zajęło tylko kilka minut. Zaczął od grafiki komputerowej. Wpatrywał się w nią intensywnie, lecz nic się nie stało… ptak się poruszył! Chyba. Był wciąż na swoim miejscu w odnalezionym krajobrazie. Może mu się wydawało, a może nie. Efekt, jakakolwiek nie byłaby prawda, stanowił lekkie rozczarowanie. Kolejne były malowidła, idąc za przykładem obrazu pokazanego mu w willi i… tutaj niemal natychmiast dostrzegł pierwsze oznaki życia. Miał wrażenie, że patrzy na miasto przez lekko pomazaną szybę. Im mocniej naciskał, tym mocniej ją czuł. Naddawała się lekko, ale to wciąż nie był ten sam efekt, jakiego doświadczył u Papy Morbiego. Tam był zaledwie kilka kroków od krawędzi. Nie mógł się do niej zbliżyć, lecz i tak czuł wtedy, iż był bliżej przeniesienia się niż teraz.
Odnalazł rysunek zarówno kolorowy jak i czarnobiały. Efekt był ten sam z tą różnicą, iż obraz pobawiony kolorów nabierał ich im bliżej był przeniesienia. Gdyby nie ta szklana ściana…

Czas mijał, czego namacalnym efektem była konieczność przenoszenia się za wędrującym cieniem drzewa. Z biegiem czasu w parku było coraz mniej ludzi aż w końcu widział tylko przechodniów albo joggerów. Nigdzie nie było widać żadnego pościgu. Jeśli ruszyli za nim, nie byli w stanie go znaleźć, a jeśli nie, to i tak był bezpieczny. Przynajmniej na to wyglądało.
W tym czasie Mitras przejrzał jeszcze kilkanaście obrazów stworzonych różnymi stylami, co okupił znacznym spadkiem w energii elektrycznej znajdującym się w baterii. Niemniej dzięki temu wiedział więcej. Zdjęcia nie wywoływały żadnej reakcji, choć wcześniej to właśnie zdjęcie umożliwiło im ucieczkę z samochodu. Grafika komputerowa, jeśli jakkolwiek działała, to w sposób znikomy. Zupełnie inaczej przedstawiała się sytuacja z tworami ludzkich rąk niezależnie od stylu. Reagował nawet na obrazy Picassa z okresu czołonosów, choć raczej ich należało używać w charakterze ostatniej deski ratunku. Tak dla ostrożności. Jednakże nawet te próby kończyły się klapą. Ostatecznie zaczęła go boleć głowa nawet po zaprzestaniu prób. Obecnie stopniowo zanikał.

Nagle dostrzegł poruszenie w oddali. Biegnąca kobieta. Wyglądała jakby przed kimś uciekała. Nagle potknęła się i upadła, ale nie traciła nawet chwili. Wstała i ponownie puściła się pędem we wcześniej obranym kierunku. Nagle zatrzymała się i zaczęła wrzeszczeć. Kończyny zaczęły się wykręcać. Pusta przestrzeń poniosła wielokrotny trzask łamanych kości. Jej głowa przekręciła się o pełny obrót nim zdążyła upaść.
Z zarośli wypadł jakiś mężczyzna z pistoletem w rękach obciągniętych czarnymi rękawiczkami. Zatrzymał się nad nieznajomą. Trącił ją butem kilkukrotnie, ale pozostała nieruchoma. Rozległ się kilkukrotny wizg kuli opuszczającej tłumik. Jeśli kobieta wcześniej jakimś cudem to przeżyła, po trzykrotnym trafieniu w głowę z pewnością była martwa. Choć z całą pewnością skręcony kark skutecznie zakończył jej życie.

Mężczyzna podniósł ją, przerzucił przez ramię i spokojnym krokiem wrócił drogą, która przybył. Gdzieś rozpętała się strzelanina.




Dominik Kollar

Wielki matematyk pokręcił kudłatą głową.
- Nie widziałem jej, ale… widziałem coś innego – odparł i zamilkł wpatrując się w kawę. Zanim jednak podjął opowieść machnął ręką na Dominika, by ten napisał tyle wiadomości, ile będzie chciał. Kiedy ksiądz wrócił dowiedział się, że sporo go ominęło.

Wieczorem miasto przypominało wczesne stadium Sodomy i Gomory. Tuż przed ognistym deszczem. Ulice miasta przestały być bezpieczne. W przynajmniej kilkunastu miejscach w całym Bielsku słychać było wystrzały. Zupełnie jak w miastach, gdzie zdarzają się porachunki mafijne. Policja wyraźnie nie potrafiła zapanować nad sytuacją, ponieważ było ich za mało. Dopiero późną nocą strzały ucichły, ale to był dopiero początek opowieści Bojana.

Kiedy kibol przełączył program z Al Jazeery na program z wiadomościami w bardziej znajomym języku, okazało się, iż w całym mieście nastąpiła fala ataków oraz incydentów związanych z ocalałymi z Placu Zwycięstwa. Ludzie wykręcali się, eksplodowali, pluli kwasem, spadali z nieba, zmieniali się w ciecz. Takich przypadków było na pęczki. Willa w dzielnicy francuskiej została zaatakowana przez nieznanych sprawców. Były ofiary. Z wydarzeń dziejących się bliżej niedługo po wniesieniu Dominika do mieszkania pod blokiem zjawił się biały samochód dostawczy, z którego wysiadło dwóch osobników w białych kombinezonach. Zapakowali zwłoki do plastikowych worków i odjechali. Wszystkiemu z oddali przyglądał się jakiś facet. Zniknął tuż po tym jak dostawczak ruszył w drogę.

- A na dodatek wieczorem nad stadionem zawisł spodek kosmitów… – dokończył Bojan.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 08-08-2019, 02:19   #108
 
Brilchan's Avatar
 
Reputacja: 1 Brilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputację
Adam westchnął i uśmiechnął się do porywacza - Dodatkowych pieniędzy nie potrzebuje w każdym razie na pewno nie tych wynikających z niewolnictwa. Szefie czy ja naprawdę wyglądam jak kandydat na Łowce niewolników? Chciałbym żebyście wszyscy dali mi święty spokój żebym mógł sobie imprezować i odpocząć - Westchnął niepocieszony.

Wyglądało na to, że więcej informacji z niego nie wyciągnie po prostu podwykonawca wykonujący zlecenie. Zazdrościł Kosie, który poszedł po rozum do głowy i spierdolił, kiedy miał okazje... Z tego, co mówił ten morderca na pomoc służb też nie ma, co liczyć jakieś wtyki? Za dużo pytań za mało odpowiedzi.

- Niestety, choć zupełnie nie mam chęci bawić się w Pana gierki Szefie jest to propozycja nie do odrzucenia, bo trzymasz mnie mości Panie na muszce a jedyna alternatywa, jaką mam to samemu zostanie niewolnikiem. Z dwojga złego wole zostać łapaczem... Zawsze mogę wystawiać cele i być przynętą. Niech ci będzie Szefie to co zrobiłeś Karlowi pokazało mi że nie ma co z tobą ryzykować choć szkoda że nie jesteś wstanie uwierzyć mi na słowo że nie mam żadnych mocy nie dali by ci za mnie nawet dwóch tysiąc bo moje rozwalone imprezami organy nawet na czarny rynek się nie nadają - Uśmiechnął się krzywo.

- Dobra, wchodzę w tą twoje "grę" Szefie, jaki jest przedział czasowy na dostarczenie obiektów i jak mamy się z tobą skontaktować ? - Spytał, choć tak naprawdę był już nieziemsko zmęczony tą całą sytuacją i podchodami.

 

Ostatnio edytowane przez Brilchan : 10-08-2019 o 01:55.
Brilchan jest offline  
Stary 08-08-2019, 13:03   #109
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
- Dobry Boże... - jęknął ksiądz po długiej chwili milczenia jaka zapadła gdy Bojan zakończył swoje sprawozdanie i słychać było tylko głos spikera - Bojan... To wszystko... to wszystko nawet nie ma sensu. To wygląda jak jakaś wojna. Ale kto? Z kim? Dlaczego?
Ujął głowę w dłonie i pochylił się szepcząc cicho modlitwę, która niczym mantra miała go uspokoić.
- Ich, chyba znaju, padre - ozwał się nieoczekiwanie kibol.
Tytanista w jednej ręce trzymał pilota, a drugą obejmował Elsę. Wyglądało na to, że ta parka trafiła na siebie idealnie zapewniając sobie wzajemnie coś na kształt ochronnego klosza przed szaleństwem i rozpaczą. Dlatego też nie wyglądali jakby gdziekolwiek się stąd wybierali, a jedyne czego było im potrzeba to czipsy, cola, browar i telewizja. Telewizja, która nieoczekiwanie pozwoliła kibolowi nabrać całkiem szerokiego obrazu na sytuację.
Jak się bowiem okazało przez ostatnie naście godzin nie robił niczego innego jak tylko skakał po kanałach, z których większość, nawet część tych psuedomuzycznych, zmieniła się w strugi mniej, lub bardziej wiarygodnych wiadomości. Siłą więc rzeczy Seba, (bo tak jak się okazało miał na imię) dowiedział się całkiem sporo.
Teorii wśród specjalistów było tyle co samych specjalistów. Od wojny memetycznej wywołanej przez państwa ościenne, poprzez spiski iluminatów, po inwazję obcych. Czegokolwiek by jednak newsy nie dotyczyły, zamieszany w to był zawsze ktoś, lub coś co posiadło dziwne właściwości po wydarzeniach z Placu Zwycięstwa. I choć często cierpieli w tych newsach zwykli ludzie, to owo coś zwykle również padało ofiarą. Często wtedy pojawiał się między służbami biały van, jak ten, którego Bojan widział pod klatką.
- Psiarnia fazendo łapankę - skwitował Seba - Na uns. Nada nam wait aż cheins do budy paluu.

Ksiądz musiał dojść do podobnych wniosków. Ocaleli z Placu Zwycięstwa byli wyłapywani. Najwięcej zostało złapanych wśród tych, którzy pojechali do Fabryki Wódki. Ale dużo osób nie zrobiło tego... Czemu wcześniej ich nie zamknięto gdy byli w szpitalach? Było to takie łatwe wtedy.
Wtedy jeszcze nie wiedziano, że ocaleli z placu dostaną swoje zdolności. Zagórski mówił, że wszyscy zginą. Ale robił po prostu kolejne badanie. Potwierdzał swoje nowo odkryte Prawo Zagórskiego. Na dużą skalę tym razem. I choć się nie pomylił, to do niektórych życie wróciło... w zmienionej formie. Anomalia jakich świat fizyki jest pełen.

- Sukinsyny - mruknął Bojan - Wiać stąd trzeba. Im dalej tym lepiej.

- Wiać... -
powtórzył cicho ksiądz Dominik. Od pomysłu wiania był jednak daleki. Nie mógł tak po prostu odwrócić się od tego wszystkiego. Musiał zrozumieć w imię czego ci wszyscy ludzie umierają - Poczekajmy na odpowiedzi.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline  
Stary 13-08-2019, 13:28   #110
 
Noraku's Avatar
 
Reputacja: 1 Noraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputacjęNoraku ma wspaniałą reputację
Opadła wyczerpana na kanapie, jak tylko odłożyła Adama. W głowie się jej kręciło jak po niezłych dragach, a nudności i ból brzucha na przemian próbowały wywołać u niej reakcje żołądkowe. Z trudem skupiała się na zagrożeniu. Wycelowanej w ich stronę lufie. Nawet jeżeli byłaby w pełni sił to nie była pewna, że powstrzymała by Sprzęgło. Pozytywem było tylko to, że Kosanowski zmył się albo ukrył. Może to się im później przydać, o ile pokaże jaja. Do tego czasu byli na łasce mordercy. Ten miał jednak inne plany.

Z niedowierzaniem wysłuchała jego propozycji. Wiele rzeczy słyszało się na mieście o porwaniach ludzi i eksperymentach, ale zwykle okazywało się to czczymi mrzonkami. A tutaj bezpośrednio stawali w samym środku tego wiru. Jakaś trzecia siła chciała skorzystać na zamieszaniu wywołanym przez Zagórskiego. A teraz mieli być zrekrutowani do zabawy w polowanie na ludzi? To się nie mieściło w jej głowie. Siedziała nisko pochylona, próbując odzyskać jakąkolwiek kontrolę nad ciałem. Mimowolnie zwracała też uwagę na cienie w pomieszczeniu, które nagle mogą okazać się sojusznikami.
Adam zgodził się na propozycję. Pewnie ze strachu. Dużo innego wyboru nie mieli, przynajmniej nie w tej sytuacji, a ta była ciągle dynamiczna.
- Nie wiem – odpowiedziała z trudem przełykając ślinę. – Teraz jedyne o czym marzę to żeby coś zjeść bo zaraz zemdleje. Adam, czy zostało tutaj coś do zjedzenia?
Spojrzała mordercy prosto w oczy.
- Czy będę miała okazję chociaż na "ostatni" posiłek? - dodała z ironicznym uśmiechem.
 
__________________
you will never walk alone
Noraku jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 21:48.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172