Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 04-04-2019, 19:36   #1
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Gniazdo Żmij [18+]


Rok 1699 przyniósł Polsce nowego króla: Michała Korybuta Wiśniowieckiego. Ale Barbara Jasińska nie wspominała go dobrze. Wtedy odszedł z tego padołu jej ojciec i ostatni krewny, Bogumysł. Basia wróciła z klasztoru na rodzinne strony, by ojcu pogrzeb sprawić. I rączki przy tym załamać. Tatko rodowy spłachetek ziemi zadłużył i biednej dziewczynie żebrać chyba by przyszło, by ojcu pogrzeb sprawić. Nie wspominając przy tym o długach do spłacenia. A dłużnicy… niczym sępy się zlatywali, czekając tylko aż pogrzeb jej ojca zostanie odprawiony a potem czas żałoby. Bo przecież wtedy domagać się zapłaty nie wypadało. Ale potem… Basia nie mogła zasnąć w nocy myśląc co będzie “potem”.
I wtedy zjawił się on, rycerz na białym koniu i to dosłownie. Postawny szlachcic w sile wieku, o szlachetnej posturze i lekko posiwiałej brodzie. Michał Gierałtowicz herbu Gierałt. Ten to miał propozycję dla niej… która była nie do odrzucenia. Małżeństwo… Nie z nim co prawda, lecz z magnatem na którego dworze służył. Bogaty admirator Basi nie przejmował się brakiem posagu dziewczyny a i przez swojego sługę obiecywał spłacić wszelkie długi jakie Jasińscy mieli. Ta hojność miała swój powód, wynikającego kim był ów potencjalny małżonek. A był stary, i dość gruby… Basia lekko zbladła widząc jego konterfekt, nie był to z pewnością mężczyzna, o którym marzy młoda dziewczyna. Niestety… Basia wyboru nie miała. Lepiej być żoną starego męża, a co innego na żebry chodzi i ciało swe sprzedawać rozpustnikom w zamtuzach.
A i brzydotę przyszłego męża osładzał fakt, że choć nie był on liczącym się szczególnie magnatem na ziemiach Korony, to jednak bogactwem mógł się pochwalić i resztę życia przyjdzie Basi spędzić spokojnie i wygodnie.


Stolnik Józef Żmigrodzki nie był może sławną i potężną personą, ale był bogatą osobą. Jego ziemie rozciągały się od Biecza do Drohobycza. I miał zamczysko nad Hoczewką. Niemniej ślub zaplanował w Krakowie, bowiem rodowa siedziba była zamkiem którego budowę zaczęto jeszcze za Kazimierza Wielkiego a skończono po śmierci Jagiełły. Ponurą kamienną bryłą, której renesansowa przebudowa niewiele pomogła. Stolnik domagał się zresztą szybkiego ślubu i weseliska zapewne po to, by się panna młoda nie rozmyśliła. Bowiem konterfekt przedstawiony jej do oglądu i tak wypadał pozytywnie w porównaniu z rzeczywistością. Ten żywy Józef był starszy i grubszy i kostropaty na licu by ospie, którą przeszedł w czasach dorosłych. Gdy go Basia zobaczyła, niemalże zemdlała. Ale słowo się rzekło, a do aparycji pewnikiem da przywyknąć. Gdy człek dobry…
A był chyba. Stolnik nie domagał się dowodów uczucia i nie garnął do obłapiania, choć już w pierwszej rozmowie wyłożył swoje oczekiwania co do Basi i spełnienia przez nią obowiązków małżeńskich. Józef był stary… jego syn jedyny zginął podczas Potopu szwedzkiego. Innych dzieci nie miał, żonę pochował wiele lat temu. Oczekiwał że Basia mu da potomka i obiecywał, że gdy spełni ten obowiązek więcej jej nie dotknie. Basia mogła więc odetchnąć z ulgą. Nie było też miłości z jego strony. Była to zwykła wymiana handlowa. Cóż… mogły się trafić gorsze oferty.


Przez następne kilka dni Basia nie widziała swojego narzeczonego. Przygotowania do ślubu od strony organizacyjnej należały do ciemnowłosej ochmistrzyni, francuski mówiącej biegle po polsku, acz z wyraźnym akcentem.
Mademoiselle Lanoire zajęła się suknią, kolią zdobiącą szyję panny młodej, przyjęciem, gośćmi. Całym tym bajzlem… Basia miała jej tylko słuchać, podczas tych nielicznych godzin w których była jej potrzebna. Ochmistrzyni potrzebowała jej tylko do przymierzania sukni, zapoznania się z ceremoniałem ślubu i wesela. I tyle. Basia trafiała wraz z dwiema młodymi mieszczkami służącymi jej jako dwórki i towarzystwo, do kilku pięknych pokoi w krakowskiej kamienicy. Prawdziwie złota klatka.
Basia była wdzięczna i za to. Mieszczki były wesołe i młode. I skłonne do plotek i żartów. Zupełnie inaczej niż zakonnice u których przebywała.


Ceremonia odbyła się 20 kwietnia roku pańskiego tysiąc siedemsetnego. Basia pamiętała ją jak przez mgłę, bo też nie czuła się jej uczestniczką a przedmiotem. Wieszakiem na śliczną suknię. Ubrano ją bowiem i poprowadzono. Lanoire cały czas mówiła jej co ma robić, do kogo się uśmiechnąć, komu skłonić.
Nic nie było w jej mocy. O niczym nie decydowała. Robiła co jej kazali, mówiła to co chcieli. Decyzję podjęła już dawno. Teraz mogła tylko zbierać jej owoce. Nic więc dziwnego, że ślub był wielką kolorową mozaiką żupanów i fryzur. Basia nawet nie starała się spamiętać tych twarzy i imion.
A choć stolnik Żmigrodzki urządził ten ślub i wesele z rozmachem, to dziewczyna nie mogła się nim cieszyć. Przerażało ją to co miało się stać. Miała oddać swoją niewinność staremu brzuchatemu mężczyźnie, miała dać mu syna. I nie wiedziała niby jak! Te zmartwienia przyciskały ją do ziemi i sprawiały, że była rozkojarzona.
Orzeźwienie na moment przyszło, gdy padło sakramentalne.
- A teraz możesz pocałować pannę młodą.
I Józef przycisnął swoje usta do jej, zacisnął łapę na pośladku. Jej ciało zadrżało z odrazy, jej oczy rozwarły się szeroko. Zrozumiała czym spłaciła długi swojego ojca. I na nic zdało się pocieszenie, że wszak alternatywy były znacznie gorsze.
Basię zemdliło. Nie od pocałunku co prawda, choć ten był okropny. Tylko na myśl, że czeka ją noc.
Lanoire czuwała jednak nad i wymówiła jej omdlenie nadmiarem wrażeń. Po czym po zastowaniu soli trzeźwiących poradziła.
- Pij wino, dużo wina… i pozwól jemu przejąć inicjatywę. Jakoś przecierpisz.-
Basia zastosowała się częściowo do tych porad. Nie nawykła do pijaństwa, nie była w stanie się całkiem upić. Po prostu po kilku kielichach nie mogła zdobyć się na wychylenie kolejnych.


Weselisko było wielkim widowiskiem które pół Krakowa mogło podziwiać. Sztuczne ognie, błazny, muzykanci. Stolnik zadbał by i pospólstwo mogło się cieszyć jego szczęściem. Pobladła panna młoda wyglądała raczej jakby szykowała się na spotkanie z katem.
Siedząc obok świeżo poślubionego małżonka obojętnym spojrzeniem obserwowała tancerzy i podjadała tylko gdy podtykano jej smakołyki do ust. Prawie w ogóle się nie odzywała umierając ze strachu przed tym co ją czekało. Wyobraźnia podsuwała straszne obrazy z klasztornych polichromii. Co prawda dotyczyły czarnej plagi, ale Basia właściwie nie wiedziała czego się spodziewać, poza pocałunkami i dotykaniem.
Ale może uda się za pierwszym razem, prawda? To chyba prawdopodobne.

Około północy, ruszyli do sypialni przeznaczonej dla nich. Była to piękna komnata w zabytkowej renesansowej kamienicy, wynajmowanej przez jej męża. Z wielkim renesansowym łożem, oraz parawanem obok toaletki dającej nieco intymności.
Ochmistrzyni została za drzwiami dając parze nowożeńców nieco prywatności.
Była mu za to wdzięczna. Wołała nie rozbierać się na jego oczach. Wchodząc za parawan uśmiechnęła się do siebie. Może nie będzie tak źle? Owszem, to co miało nastąpić z pewnością nie będzie dla niej przyjemne, ale jej mąż dbał o jej wygody. I z pewnością postara się, by ograniczyć owe nieprzyjemne chwile do minimum. Wszak wiedział, że jego dotyk nie sprawia jej przyjemności. Nie pocałował jej drugi raz, nie chwytał za zadek. Jedynie za dłoń trzymał dodając otuchy.
Powoli rozebrała się słysząc jak jej małżonek czyni podobnie. Słyszała jak jego ubrania upadają na ziemię, jak sapie wdrapując się na łoże. Jak ono skrzypi pod jego ciężarem. Czekał cierpliwie na nią, aż skończy i przyjdzie do niego. Dla Basi to było niełatwe. Zwlekała z rozbieraniem i potrzebując chwili na zdjęcie wszystkiego. Była mu wdzięczna, że nie pogania.Że czeka cierpliwie i cicho… coraz ciszej. Jego chrapliwy oddech zrazu gwałtowny, uspokajaj się coraz bardziej, aż ucichł całkiem.
A Basia… w końcu zebrawszy się na odwagę wyszła zza parawanu i spojrzała… cóż z odrazą na opasłe ciało męża, leżące nago na łożu.
- Jjestem… ggotowa…- wydukała z trudem.
Nic… żadnej reakcji.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 08-05-2019 o 22:44.
abishai jest offline  
Stary 05-04-2019, 12:02   #2
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Basia powolnym krokiem podeszła do ciała swojego męża. Czuła jak wymioty podchodzą jej pod gardło. Czy naprawdę musiała to robić? W głowie kręciło się jej od wypitego wina.
- Mój Panie… - Przyklęknęła na łóżku. - Józefie?
Nie otrzymała odpowiedzi, choć jej wzrok mimowolnie schodził po jego brzuchu dół. Tam gdzie… widziała już siusiaki… dawno temu, jeszcze w dzieciństwie. Była pewna że nie powinny się tak unosić niczym wieża jakowaś.
Przyglądała się dziwnemu zjawisku z pomieszaniem fascynacji i obrzydzenia. Widziała jak fałd brzuszny niemal opiera się o… o to coś. Powoli przesunęła spojrzeniem po tłustym ciele na twarz swojego męża.
- Józefie? - Ponownie wymieniła imię magnata drżącym ze strachu głosem. Czuła zbierające się pod powiekami łzy.
Znów... cisza. Choć oczy miał owarte i z uporem wpatrywał się w górę. Jego ciało było ciepłe, acz jakby to ciepło powoli z niego… uchodziło.
- Lanoire! - Basia obróciła się w stronę drzwi. Była niemal pewna że Ochmistrzyni czuwa niedaleko. - Lanoire, błagam!
- Po raz kolejny… mówię byś się pogodzi…- weszła od razu po kilku jej krzykach zamykając za sobą drzwi i zdębiała na widok mężczyzny leżącego na łożu. Sztywno i w bezruchu.- Mon Dieu,coś ty zrobiła?
- N… nic… przyszła… i był taki. - Basia zaczęła płakać. - Lanoire… on stygnie… - Zaniosła się głośnym szlochem.
- Bo jest martwy niecnoto. Zajeździłaś go na śmierć. Nie spodziewałam się tego po takiej cichej wodzie.- mruknęła kobieta i zbladła rozważając konsekwencje. Po czym zgrabnie sie skłoniła przed Basią.- Wybacz pani, moje nierozważne słowa. To się wiecęj nie powtórzy.
- Ja.. ja.. dopiero weszłam… my nawet nie… - Basia płakała coraz głośniej. Zmiana w zachowaniu ochmistrzyni nie obchodziła jej teraz… czy w ogóle takowa była? Może po prostu to jakiś kolejny francuski zwyczaj. - Co... ja mam... zrobić?
- Co ty masz robić? Co ja mam robić? Co my mamy robić? - i u francuski pojawiły się nutki paniki. Spojrzała na Basię z zamiarem… chyba chciała ją spoliczkować. Zamiast tego jednak walnęła dłonią po zadku.
-Weź się w garść dziewczyno. Przecież go nie zabiłaś, prawda?- dodała i zaczęła mówić do siebie. - Trzeba zawezwać Michała. On będzie wiedział co robić.
Basia zamarła zaskoczona. Wpatrywała się w Lanoire nie wiedząc co ma robić… jednak klaps poskutkował, na chwilę się opanowała. Szybko otarła łzy starając się nie patrzeć na swojego męża.
- Ja… chyba powinnam coś narzucić na… - Spojrzała na koszulę nocną z cienkiego materiału darowaną jej od męża. - Strój… poślesz po Michała?
- Płaszcz zarzuć i nie wychodź z pokoju. Nietknięta jesteś?- zdziwiła się francuska z uśmiechem oceniając postać dziewczyny.- Biedny Józef… taki smakołyk mu umknął wprost z ust.
Basia pokraśniała i opuściła głowę.
- N.. nie mam tu płaszcza… Czy mogłabyś? - Starała się pominąć wypowiedź Lanoire. Nigdy wcześniej.. nie słyszała takich komplementów od ochmistrzyni.
- Och tak. Mogłabym.- stwierdziła uprzejmie kobieta wyraźnie zadowolona z jej rumieńców. Zamyśliła się dodając.- Powiem Michałowi o twoim dziewictwie, ale… ty już o tym rozpowiadać nie powinnaś. Możesz majątek utracić, bo brak konsumpcji może być powodem do unieważnienia małżeństwa. Rozumiesz?
Basia spojrzała na nią zszokowana i przytaknęła ruchem głowy.
- Czy.. czy wobec tego musimy mu mówić? - szlachcianka niezbyt chciała by ten temat był poruszany z kimkolwiek.
- Jeśli masz na tym świecie jakichkolwiek sojuszników, to jest nim pan Michał właśnie. Jesteś teraz ostatnią Żmigrodzką z głównej linii.- przypomniała jej Lanoire.
Basia obejrzała się na leżącego obok, teraz już pewnie zimnego, męża. Była… ostatnią Żmigrodzką? Ta informacja zdawała się ocierać o jej umysł ale do niego nie docierać. Była pewna, że straciła wszystko, ale… Lanoire miała rację. Była Panią tego domu. Jeszcze nie do końca docierało do niej z czym to mogłoby się wiązać.
- Wobec tego poślij po niego, proszę… i przynieś mi płaszcz. - Jeszcze raz otarła resztki łez, czując jak oczy zaczynają ją piec.
- Dobrze.- skłoniła się przed wyjście i obróciwszy na pięcie. Wyszła za drzwi. Po kilku minutach wróciła z ciężkim, ciemnozielonym płaszczem.
- Pan Michał już wezwany.- wyjaśniła.
Basia okryła ciało męża pierzyną i zasiadła w jednym ze znajdujących się w komnacie foteli i podkuliwszy nogi, oparłwszy brodę na kolanach, wpatrywała się w sztywne ciało.
- Dziękuję… - Jej głos był słaby. Było jej potwornie zimno. Czuła się taka … zagubiona.
- Och.. nie ma za co. I nie ma komu… Cosette.- mruknęła francuzka siadając naprzeciw.
- Cosette? - Basia spojrzała na nią zaskoczona.
- Tak mam na imię.- odparła z przekąsem francuzka przyglądając się dziewczynie.- A ty po żałobie będziesz jedną z najbardziej pożądanych partii w tej części Korony.
Nie sprecyzowała co ma na myśli, bo do drzwi ktoś zapukał. Ochmistrzyni poderwała się z krzesła i podeszła do nich. A następnie opuściła pokój, zostawiając Basię samą… z trupem jej męża.
Szlachcianka wzięła przyniesiony przez ochmistrzynię płaszcz i otuliła się nim. Nie chciała tego… nie chciała tego robić, ale nie chciała też by Józef umarł. Otarła kolejną łzę, która popłynęła jej po policzku.
Będzie… pożądaną partią? Miałaby… jeszcze raz wyjść za mąż? Poczuła mdłości na wspomnienie ceremonii i… pocałunku.


- Możemy wejść?- zapytała Cosette przez drzwi.
Basia pomału podniosła się z fotela, opierając o mebel i upewniła, że płaszcz zakrywa w całości jej koszulę nocną.
- Wejdźcie. - Powiedziała na tyle głośno by dało się ją usłyszeć za drzwiami.
- A więc…- Michał po wkroczeniu skłonił się głęboko.- Teraz jesteś dziedziczką rodu Żmigrodzkich. To że jesteś dziewicą i nigdy nie spełniłaś swoich obowiązków, pozostanie naszym sekretem. Nikomu tego nie możesz wyjawić.-
Mężczyzna podszedł do łoża z nieboszczykiem.
- Zrobimy tak. Zostaniesz tu rana, a rano zrobisz raban w związku ze śmiercią twojego małżonka w łożu.- odsłonił kołdrę, naciął nadgarstek kindżałem spuszczając parę kropel krwi na pościel.
Szlachcianka przyglądała mu się zszokowana, nie odzywała się jednak. Zacisnęła drobne dłonie na materiale płaszcza.
- D… dobrze… ale… tutaj? - Z przerażeniem rozejrzała się po pokoju, by na koniec utkwić wzrok w jedynym w tym pomieszczeniu łożu i leżącym w nim ciele.
- Tak. Tutaj w tym łożu. - Michał zamyślił się.- Albo w tym pokoju. Mademoiselle Lanoire dotrzyma ci towarzystwa przez część nocy.
- Ja?- ochmistrzyni zaprotestowała. I jej niezbyt się podobało spędzić noc z nieboszczykiem.
- Tak ty! Widzisz, że jest roztrzęsiona. Zajmij się nią trochę. Pomóż jej zebrać się do kupy.- warknął w odpowiedzi pan Michał.
- Nie… nie chciałabym robić kłopotów. - Basia opuściła wzrok. Czuwała trzy dni przy zmarłym ojcu… a jego znała dłużej niż mężczyznę, który leżał teraz w łożu. - Dziękuję wam za pomoc.
- Ach… mogę dotrzymać ci towarzystwa przez parę godzin.- rzekła spolegliwie francuzka i zerknęła na karafkę pełną wina. - Jakoś sobie poradzimy.
- To dobrze. Potem wyjedziemy do zamku, by pogrzebać jaśnie pana w jego krypcie rodowej obok syna. Pewnie by tak chciał.- po tych słowach wyszedł z komnaty.
Basia przytaknęła mężczyźnie i gdy wyszedł ponownie opadała na fotel. Wątpiła by udało się jej usnąć… ale co miała do robienia?
- Cóż… masz szczęście dziewczyno. Jeszcze młoda, ładna… teraz bogata. I bez rodziny która może ci narzucić męża.- rzekła nieco sarkastycznie francuzka nalewając wina do dwóch kielichów i z jednym podchodząc do Basi.
Szlachcianka zawahała się widząc kielich, ale po chwili przyjęła naczynie i upiła nieco.
- A rodzina Żmigrodzkich… będą chcieli ten majątek… Gdy wyjdzie na jaw, że Józef. - Poczuła jak łzy znów zakręciły się jej pod powiekami. - Że on nie… że my nie…
- Och z pewnością… - zaśmiała się ochmistrzyni siadając naprzeciw i popijając ze swojego.- Nawet i bez tych dowodów pewnie zaczną się procesować. Ale co z tego. To dalecy krewni. Ubodzy w dodaku.
Założyła nogę na nogę.- A ty sobie przygruchasz jakiegoś jastrzębia co się będzie chronił. Ba, całe stado jastrząbków i każdego dnia będziesz mogła zdecydować komu swoje gniazdko oddasz na tę noc.
- Ja.. - Basia poczuła jak jej policzki zaczynają płonąć. Nawet sobie nie wyobrażała, że byłaby w stanie kogoś “przygruchać” Zawsze była tą biedną… starą panną. - Tak myślisz? - Spojrzała niepewnie na ochmistrzynię. - Ale gdy się dowiedzą, że ja jestem… że on mnie nie tknął?
- Ale nie dlatego, że nie chciał.- zaśmiała się ironicznie ochmistrzyni i nachyliła ku Basi.- Powiedz mi, czy jestem piękna?
Szlachcianka poczuła jak ciepło z policzków dociera do uszu. Cofnęła się nieco opierając plecy o fotel. - T..tak.. bardzo przystojna. - Wymruczała niepewnie.
- A ty jesteś ode mnie młodsza i o ładnym licu. Więc piękniejsza ode mnie.- stwierdziła z uśmiechem Cosette coś rozważając, oblizała leniwie wargi.- Podobam ci się?
Basia poczuła jak ciepło z policzków rozlewa się jej na całą twarz i spływa na szyję.
- Kobieta… nie powinna się podobać kobiecie. - Powiedziała ledwo słyszalnym szeptem.
- Moje dziecko… wiele rzeczy nie powinno się dziać, a się dzieje.- zamyśliła się ochmistrzyni pocierając podbródek. Napiła się wina jednym dużych haustem i kucnęła przed Basią. Pochwyciła jej dłonie w swoje mówiąc.- Nasz opiekun kazał mi się tobą zająć i wiesz co.. chyba wiem jak sprawić byś myśli miała zajęte czymś innym niż “pobudką u boku nieboszczyka”.
- J..jak? Jesteśmy z nim.. w pokoju. - Basia czuła jak od jej dłoni zaczyna także promieniować ciepło. Mocno ścisnęła swoje uda i zacisnęła palce w pięści, czując jak kończyny zaczynają jej drżeć z niepokoju.
Cosette uniosła się lekko i nachyliwszy przylgnęła ustami do warg Basi. Pocałowała je… to było coś nowego. Pocałunek smakował winem i miękkością warg ochmistrzyni.
- No to… teraz masz czym sobie zaprzątać głowę.- odparła z lisim uśmieszkiem szepcząc cicho z wzrokiem wpatrzonym w oczy Basi.
Szlachcianka przyglądała się jej zaskoczona. Czuła jak rozchylone wargi także zaczynają palić. Nie czuła jednak… obrzydzenia. Nie chciała zemdleć jak wtedy gdy pocałował ją Józef. Wzrok Basi przesunął się na wargi ochmistrzyni, a dłoń zasłoniła usta. Czy… pocałunki mogą być tak przyjemne? Czy powinna o tym myśleć, gdy obok leży jej martwy mąż?
- Widzisz? Już masz inne zmartwienia na głowie.- odparła z triumfującym uśmieszkiem francuzka i wróciła do dopijania wina.
- Tylko.. czemu? - Basia przyglądąła się jej roziskrzonym wzrokiem. Chyba nigdy wcześniej nie czuła czegoś takiego. Czy była szansa… że mogłaby to poczuć z jakimś mężczyzną? Coś innego niż obrzydzenie?
- Czemu co?- zapytała Cosette rozkoszując się winem.
- Czemu mnie pocałowałaś? - Basia niepewnie zerknęła na stojący obok kielich. Nie chciała zabijać smaku warg Lanoire.
- Czemu? - to pytanie zaskoczyło Cosette i bawiąc się pustym kielichem. Spojrzała wprost na swoją pracodawczynią.- Mogłabym odpowiedzieć, ale przecież… wtedy nie miałabyś o czym rozmyślać przez resztę nocy.
Szlachcianka rozchyliła wargi zaskoczona. Chciała coś powiedzieć.. ale co? Sięgnęła po kielich i upiła więcej wina, nie mogąc oderwać wzroku od ochmistrzyni.
Widać było że Cosette bawi ta sytuacja. Muskała palcami dłoni dekolt swojej sukni uśmiechając się drapieżnie.
W głowie Basi narastały kolejne pytania. Ciało było nieprzyjemnie ciepłe, a ona zupełnie nie rozumiała czemu. Zerkała w stronę martwego męża, ale jej wzrok cały czas powracał do siedzącej naprzeciwko kobiety. - Czy.. czy ty robiłaś to kiedyś.. z mężczyzną? - Spytała niepewnie.
- Och. Oczywiście. Wiele razy.- odparła z uśmiechem ochmistrzyni spoglądając przez okno.- W różnych okolicznościach przyrody.
- To.. przyjemne? - Basia dopiła nerwowo wino, nie odstawiła jednak kielicha, kurczowo zaciskając na nim palce.
- Z odpowiednim mężczyzną… tak.- stwierdziła wprost francuzka.
- A.. jak.. - Wzrok szlachcianki utkwił na dłuższą chwilę w Józefie. - Skąd wiadomo kto jest odpowiedni?
- Sama poczujesz, gdy się taki zjawi. Będziesz chciała, by cię pocałował.- odparła figlarnie Cosette oblizując własne usta.
Basia zacisnęła wargi. Czuła jak drżą. Czy.. czy chciała by ochmistrzyni ją pocałowała? A było to przyjemne. Przytaknęła jedynie ruchem głowy i ponownie oparła podbródek na kolanach.
Cosette wstała i podeszła do karafki, by nalać jeszcze wina do swojego kielicha. Pochylona obserwowała Basię uśmiechając się lisio. Czyżby domyślała się burzy myśli szalejącej w jej głowie?
Szlachcianka otuliła się mocniej płaszczem, ukrywając pod nim bose stopy. Ciepło rozlewało się po ciele i zaczynało zbierać w podbrzuszu. Nie wiedziała co ma robić? Czy miała tak wytrzymać całą noc? Czy powinna zostawiać męża w tym stanie? Jej wzrok przeniósł się na łóżko i leżące w nim ciało. Czemu to wyglądało w ten sposób?
Cosette podeszła do blondynki podając jej swój kielich.
- Zimno ci? Robisz się śpiąca?- zapytała.
Basia pokręciła przecząco głową i spojrzała na naczynie.
- Ja dziękuję… chyba wystarczy. - Powiedziała cicho.
- Skoro nie jesteś śpiąca.- uśmiechnęła się ochmistrzyni próbując trunku. - To chyba powinnaś wypić więcej.
- Nie… to chyba nie jest dobry pomysł. - Basia starała się nie patrzeć na to jak wargi Cosette dotykają kielicha. - Może… później usnę.
- Ja tu muszę zostać dopóki nie zaśniesz.- odparła ochmistrzyni nachylając się co przykuło uwagę do dekoltu sukni Cosette i do jej warg… niepokojąco blisko.
- Nie powiem Michałowi. - Szlachcianka spróbowała się cofnąć, ale powstrzymało ją oparcie. Nagle zrobiło się jej jeszcze cieplej.
- To niczego nie zmienia.- westchnęła ochmistrzyni prostując się i popijając wino.- Powinnaś położyć się do łóżka i zasnąć… mimo tych nieprzyjemnych okoliczności.
- Nie położę się w łóżku. - Basia powróciła spojrzeniem do męża. - Nie dam rady.
- Położysz.. wystarczy o tym nie myśleć. Wystarczy myśleć o czymś innym. Musisz odegrać przedstawienie. I łóżko powinno być choć trochę ciepłe.- wyjaśniła Cosette znów się nachylając.
- On… on jest martwy… nagi… - Szlachcianka zaczęła panikować. - Ja.. ja.. najwyżej posiedzę obok… nie będę tam spać.
Nie mogąc sięgnąć do pośladków blondynki ochmistrzyni pochwyciła za podbródek Basię i przyciągnęła swoją twarz ku jej obliczu znów całując jej usta. Powoli i namiętnie, smyrnęła języczkiem po jej wargach. I pocałunek ten był zdecydowanie dłuższy.
- No.. uspokój się. A i poruszyłaś też ciekawy temat. Bo ty też powinnaś być goła.- dodała Cosette po chwili.
- N..nie… - Basia czuła, że zaraz zemdleje. Od tego gorąca, od gwałtownego bicia serca. Nie mogłaby. Nie położy się naga, przy martwym mężu!
- Moja pani. Nie możesz wybiec z sypialni ubrana. Może otulona pościelą, ale niczym więcej.- stwierdziła Cosette pocierając podstawę nosa w irytacji.
- Lanoire… ale toż. Toż on jest martwy. - Szlachcianka była coraz bardziej zrozpaczona.
- Więc nic już nie zrobi. No dobrze… możesz nie kłaść się tam. Ale rozebrać się musisz. Do naga, tak jak on.- kobieta była w pewnych kwestiach nieustępliwa. Spróbowała nawet groźby. - Bo inaczej znów skradnę ci pocałunek.
Basia zawahała się, ale uznała, że więcej ugrać się jej nie uda. Powoli wstała z fotela, stając przed ochmistrzynią i zdjęła płaszcz.
- Może.. zdejmę to rano? - Zaproponowała nieśmiało.
- Może… a może zapomnisz, albo zabraknie nam czasu. No… zdejmij ją.- rzekła stanowczo Cosette.
Szlachcianka niepewnie rozsznurowała koszulę nocną i zdjęła ją przez głowę. Poczuła jak długie blond włosy opadły ma nagą skórę pleców. Zarumieniona spojrzała na Francuzkę.
- Co za rozkoszny widok. Afrodyta prawdziwa… a może Diana. Tak. Bardziej niewinna Diana.- stwierdziła z uśmiechem ochmistrzyni obchodząc Basię dookoła i oceniając urodę jej ciała.- Śliczna. Będziesz łamał bezlitośnie męskie serduszka.
- Ja… nie chcę łamać niczyjego serca. - Basia osłoniła swoje piersi, czując się dziwnie pod krytycznym spojrzeniem Cosette. Czemu robiło się jej coraz cieplej?
Niestety całego ciała osłonić nie mogła. A ochmistrzyni obchodząc szlachciankę dookoła musnęła paznokciem jej pośladki.
- Jaka skromna. Choć nie masz powodów.- szepnęła zmysłowo koło ucha Basi.- Ciało masz idealnie skrojone pod l'amour.
Szlachcianka zadrżała.
- Ja… może lepiej osłonię się płaszczem? - Ciało Basi zachowywało się dziwnie. Było jej potwornie ciepło, była niesamowicie wrażliwa na dotyk. Nie wiedziała co ma z tym zrobić.
Palce ochmistrzyni najwyraźniej polubily pośladki jasnowłosej, bo tam krażyły zataczając kółeczka, raz na jednym raz na drugim.
- Tak to dobry pomysł. Jeszcze byś zmarzła i musiała się do mnie przytulić, by się ogrzać. A tego byśmy nie chciały, prawda? - Cosette zdecydowanie za dobrze się bawiła tym upokorzeniem Basi.
- Jest… jest mi bardzo ciepło. - Szlachcianka czuła narastającą rozpacz. Między udami pojawiła się dziwna wilgoć… musiała szybko się osłonić. Ochmistrzyni nie powinna jej widzieć w tym stanie. Nerwowo sięgnęła po płaszcz.
- Domyślam się moja pani.- mruknęła zmysłowym tonem Cosette uśmiechając się figlarnie, gdy szlachcianka opatulała się płaszczem. - I z pewnością już tak nie pochłaniają cię mroczne myśli o tym, że zostałaś wdową w tak… młodym wieku.
- Nie… chyba nie. - Basia poczuła ulgę, gdy okryła swoje ciało. Niepewnie zerknęła na łoże gdzie spoczywał jej martwy mąż.
- To dobrze. Ostatnie czego potrzebujemy to kolejny napad paniki.- rzekła spokojnie Cosette przysiadając na krześle z nogą nałożoną na nogę.- Postaraj się trochę zdrzemnąć.
Basia usiadła w fotelu znów podkulając nogi.
- Chyba nie usnę. - Powiedziała cicho czując jak ciepło nie daje jej spokoju. Przymknęła jednak oczy, mając nadzieję, że nie widząc ochmistrzyni nieco się uspokoi.
- Ja tak… bezruch mnie znuży.- stwierdziła leniwym tonem głosu Cosette.- Zdecydowanie wolałabym moje łóżko jednak.
- Idź… dość zrobiłaś. - Powiedziała niepewnym głosem Basia, wtulając twarz w swoje kolana.
- A potem zaśpisz i zostaniesz przyłapana tutaj? - Cosette była uparta w tej kwestii.- Zamiast w łóżku obok swojego męża?
- Ja… nie położę się obok niego. - Basia uchyliła powieki.
- Dobrze. To może zróbmy tak. Jeśli ty nie powiesz Michałowi to i ja nie powiem… że wpuszczę cię do mojej sypialni na tę noc. Akurat jest naprzeciwko.- stwierdziła w końcu Cosette. - I należy do mej pani, jako i ja. Łóżko nie jest duże, ale jest ciepłe. A wczesnym rankiem pogonisz tutaj.
Wstała i ruszyła do drzwi.- Zostań tu. Odgonię służbę.
- Cosette… ale jeśli ktoś tu zajrzy… Idź spać. - Basia podniosła się z fotela i przysiadła na łożu. - Będę tutaj… gdy będę niewyspana… wszyscy pomyślą, że to jego zasługa.
- Dobrze… moja pani.- wymruczała zmysłowo kobieta i uśmiechnęła się.- Mogę też dać ci coś do poczytania, jeśli takie rzeczy budzą twoje zainteresowanie.
- Och… to mogłoby pomóc. - Szlachcianka ucieszyła się nieco, podkulając nogi tak jak to robiła na fotelu.


Po kilkunastu minutach Cosette wróciła ze zapaloną świecą i niedużą książeczką wielkości modlitewnika w skórzanej oprawie.
- Jest po francusku. Z pewnością odciągnie twoje myśli od męża.- rzekła cicho.
Basia z wdzięcznością przyjęła książeczkę i oddała Cosette płaszcz, okrywając nagie ciało jedną z leżących na łożu skór.
- Nie powinno go tu rano być. - Uśmiechnęła się słabo i otworzyła książkę. Dawno nie czytała po francusku.
Cosette dygnęła i wyszła. A Basia pogrążyła się w lekturze o dwóch przyjaciółkach. Bardzo bliskich przyjaciółkach. Zdecydowanie za bliskich przyjaciółkach! Mogła się spodziewać po tej francuskiej żmijce takiej lektury.
“.. rozerwała jej gorset w przypływie namiętności. Owe białe wzgórza tak idealne i ozdobione czarnymi nasionkami. Kusiły jej rubinowe usta od tak wielu dni. Przytknęła więc swoje spragnione wargi do nich w pocałunku i poczęła ssać jak noworodek…”
Im dalej czytała, tym przyjaciółki poczynały sobie coraz śmielej.
Gorąc który na chwilę ustąpił znów szalał w jej ciele przyprawiając ją o dreszcze. Nie mogła jednak oderwać się od lektury. W migoczącym świetle świecy jej głowa podpowiadała jej wizje, w których to ona była jedną z owych przyjaciółek. Łatwo było zgadnąć kim była ta druga. A świadomość, że ma do niej kilka kroków. Że wystarczy przekroczyć kilka drzwi, by uciec z tego pokoju śmierci do… świata z księgi.
Basia walczyła z sobą. Nie gdy jej mąż zmarł. Nie powinna w ogóle. Jej dłoń powędrowała do własnej piersi przesuwając się po niej niespiesznie gdy czytała kolejne strony. To tylko książka… to nic zdrożnego. Opowieść nie była może głęboka jeśli chodzi o fabułę, ale zaczęła wspominać o owej wilgoci między udami, o języku ją zlizującym. O głowie kobiety klęczącej między jej udami… nie… to znaczy… między udami bohaterki opowieści. O smakującym ciało pieszczotliwymi muśnięciami języka. Basia sięgnęła pomiędzy swoje nogi, starając się sobie wyobrazić owy język. Ciepły jak jej palce… tylko mokry. Jej ciało zareagowało silnymi dreszczami. Opadła na łóżko obok martwego męża i po chwili poczuła impuls, który wyrwał z jej ust jęknięcie.
To było takie łatwe i takie przyjemne. Nawet nie zwróciła uwagi na otoczenie. Czyżby to miało ją spotkać w noc poślubną? Tą pierwszą? Wyśnioną? Tą z ukochanym? Ukochaną?
Pozostawało pytanie… czy pozna kogoś takiego. Zmęczona z trudem zdmuchnęła świecę i nim się obejrzała usnęła.


Obudziło ją szarpnięcie za ramię.
- Już czas. Smacznie się spało?- zapytał znajomy głos Cosette.
Basia obudziła się i od razu zaczęła panikować. Jak poparzona wyskoczyła z łóżka. Spała… spała obok nieboszczyka! Dotykała się! Poczuła mdłości.
- Dobrze.. dobra mina. - pochwaliła ją Cosette podając jej pościel.
- Owiń się tym i wybiegnij wrzeszcząc wniebogłosy na temat go co się stało. Że twój kochany mąż zmarł w nocy, gdy spałaś.- pouczyła ją ochmistrzyni.
Szlachcianka spojrzała na nią zszokowana i zwymiotowała. Czując bolesne dreszcze, nawet nie zauważyła gdy Cosette narzuciła na nią pościel i wypchnęła na korytarz.
Nie trzeba było jej nawet pouczać. Była przerażona. Zaczęła płakać na korytarzu.
To było prawdziwie wspaniałe przedstawienie. Zrobiła harmider na całą wynajętą na czas ślubu kamienicę. I nie musiała się zbyt długo tak wystawiać na widok publiczny. Ochmistrzyni i Michał szybko przejęli pałeczkę przejmując kontrolę nad chaosem jaki wywołała swoim popisem.
Wkrótce opatulona płaszczem trafiła do wygodnej acz mniejszej komnaty z ciepłym puchowym łożem. Zajęły się nią młode dwórki spełniając wszelkie jej kaprysy i współczując tego, co przeżyła.
Basia ukryła się po pierzyną i większość dnia przeleżała w łożu odmawiając posiłków. Czuła potworny wyrzut sumienia. Dotykała się! Przy zmarłym mężu! Myśląc o kobiecie! Raz po raz zanosiła się szlochem.
Ochmistrzyni zjawiła się pod wieczór i przepędziwszy dwórki usiadła na łóżku. Przyglądała się ukrytej w nim dziewczynie.
- Długo tak będziesz szlochać? Przyznaję, pasuje to do żałoby. Ale wielkiej pani nie wypada, aż tak rozpaczać.- rzekł z ironicznym uśmieszkiem.
- Ja… ja nie mogę się uspokoić. - Basia nawet nie wychyliła głowy spod pierzyny.
- Czemu? Poranek minął. To już się nie powtórzy.- odparła ciepło kobieta zerkając na zapłakaną blondynkę.
Szlachcianka przytaknęła ruchem głowy. Nie mogła powiedzieć Cosette, że dotykała się czytając jej książkę.
- Więc? Już lepiej?- zapytała Lanoire próbując ściągnąć z niej kołdrę.
- Trochę… - Basia nie walczyła z ochmistrzynią, dała zdjąć z siebie okrycie i spojrzała na nią piekącymi od płaczu oczami.
- No… te czerwone oczka nie dodają ci uroku.- zamruczała zmysłowo Cosette i dodała.- Przygotowałam kilka sukni żałobnych. Wszystkie czarne, acz każda z innego materiału i różnią się wykończeniami.
- Możesz coś wybrać. - Szlachcianka usiadła na łóżku, osłaniając, odziane w koszulę nocną, ciało pierzyną. Czuła się słaba, ale znała to. Nie raz zdarzało się je mieć nic do jedzenia… teraz jednak miała, a nie chciała na nie patrzeć. - Kiedy… kiedy wyruszamy?
- Za kilka dni.- stwierdziła spokojnie Lanoire przyglądając się blondynce.- Rozumiem, że pobudka była nieprzyjemna, lecz obecne czasy… wymagają pewnych poświęceń. Za kilka dni, będzie to tylko nieprzyjemne wspomnienie. Być może jest coś co mogłoby poprawić ci humor. Wino albo lektura? Muzykantów niestety nie mogę sprowadzić. Żałoba.
Basia pokręciła przecząco głową. Nie chciała kolejne lektury od Cosette. Obawiała się ich.
- Spacer. - Odezwała się słabo. - Potrzebuję oddechu.
- Dobrze. Każę przygotować eskortę. Kilku hajduków. Czym ci towarzyszyć moja pani? Czy może Michał?- zapytała uprzejmie francuzka.
- Może być jakaś mieszczka… pewnie macie pełne ręce roboty. - Basia pomału opuściła nogi na podłogę i przeczesała dłonią splątane włosy.
- Bzdura. Lepiej żeby był ktoś obeznany z miejscowymi zawadiakami. Ja pójdę.- odparła dumnie Cosette i dodała żartobliwie.- Chyba że już się nie podobam.
Basia spojrzała na siedzącą obok ochmistrzynię.
- Nie zmieniłaś się od poprzedniego wieczoru. - Powiedziała nieco niepewnym głosem.
- Więc ustalone. Przyda ci się ktoś kto będzie potrafił odpędzić tych wszystkich nachalnych petentów chcących złożyć ci kondolencje.- odparła z ciepłym uśmiechem Cosette.
- Och… myślisz, że tylu ich będzie? - Basia podniosła się i zachwiała nieco.
- Każdy chudopachołek będzie chciał je złożyć, przypodobać się, by potem zaosferować swoje usługi lub prosić o pożyczkę.- wyjaśniła Cosette.
- Nie mam ochoty z nikim rozmawiać. - Szlachcianka westchnęła ciężko. - Czy posłałabyś po dzban z wodą… muszę się obmyć.
- Dobrze. - odparła Cosette i wstała ruszając do drzwi. Otworzyła je i krzyknęła.- Niech no która naleje wody do balii obok mojego pokoju! Gorącej! Jaśnie panienka życzy sobie kąpieli!
Basia zaśmiała się mimo porannych przeżyć. Cosette była taka bezpośrednia.
- Dziękuję. - Powoli podeszła do Francuzki. - Jakie suknie wybrałaś?
- Jedną adamaszkową obszytą koronkami, drugą atłasową z perłami oraz z kiru z ładną woalką i chustą otulającą włosy.- wyjaśniła ochmistrzyni. - Będziesz w nich pięknie się prezentować, acz skromnie.
- Chyba potrzebuję woalu. - Basia pokazała na swoje zaczerwienione oczy. - Będzie tworzyła dystans między mną a ewentualnym rozmówcą.
- Więc woal. Ale najpierw kąpiel.- stwierdziła ochmistrzyni. Nie dodała tylko, że to będzie kąpiel w jej obecności. Gdy służki przygotowały już balię pełną gorącej wody i łojowe mydło oraz ręczniki, odprawiła je prowadząc Basię do krawędzi owej balii.
- Może powinnaś podesłać tu jakąś łaziebną? - Szlachcianka zawahała się stając w koszuli nocnej przy przygotowanej kąpieli.
- Może… jeśli jaśnie pani akurat łaziebnej sobie życzy.- mruknęła Cosette stając za Basią i kładąc dłonie na jej ramionach.- Pomyśl co cię czeka teraz. Bale, adoratorzy i wydawanie rozkazów licznej służbie.
- Nie chciałabym ci zajmować czasu takimi sprawami jak moja kąpiel. - Basia stężała nieco. Jej ciało jeszcze zbyt dobrze pamiętało przeżycia poprzedniego wieczoru i znów stawało się cieplejsze.
- Jestem tu mieć pewność, że poczujesz się lepiej. Poza tym.. to nie jest odpowiedź na moje pytanie. Wolisz, żeby łaziebna mnie zastąpiła?- zapytała figlarnie Cosette, tuż samym uchu szlachcianki, non… młodej magnatki.
- N… nie… - Basia poczuła jak rumieniec znów zajmuje w panowanie jej twarz. Co by było gdyby Cosette zajęła się nią tak jak jedna z “przyjaciółek”? Czy potrafiłaby? Niby to była jej książka. Oddech blondynki przyspieszył.
- Też tak sądzę.- Cosette z chichotem sięgnęła do piersi dziewczyny, chwyciła te dwie krągłości, lekko ścisnęła i pomasowała pytając.- Lektura była interesująca wczoraj?
Magnatka jęknęła.
- Była… bardzo przyjemna. - Powiedziała nagle bardzo rozpalonym głosem.
- Zauważyłam to wczoraj. Jesteś młoda i pełna wigoru moja pani.- mruknęła Cosette nie przerywając masażu jej krągłości.- I pełna skrywanych namiętności.
Ścisnęła mocniej jej piersi tuląc się do pleców Basi i całkowicie przejmując kontrolę. Śmiało sobie poczynała, a nieco szorstki materiał przyjemnie drażnił szczyty biustu blondynki.
- Ja… ja nie… - Blondynka nie wiedziała co ma robić. Oparła swoje dłonie na pieszczących ją rękach. - Nie powinnyśmy. Cosette.
- Oczywiście moja pani. Nie powinnyśmy.- zaśmiała się cicho ochmistrzyni ściskając mocniej biust jasnowłosej.- Masz rację.
Basia musiała zasłonić swoje usta obiema dłońmi by nikt za drzwiami nie usłyszał okrzyku, który wyrwał się z jej ust. Czuła jak jej nogi miękną od tych pieszczot. kto.. kto by pomyślał, że dotykanie tych dwóch krągłości może być tak przyjemne.
- Jesteś tak rozkosznie niewinna Basiu.- zaśmiała się cicho ochmistrzyni.- Przypominasz mi kogoś z rodzinnych stron.
Przesunęła lewą dłonią po jej brzuchu. - I tak bardzo wrażliwa.
Magnatka niemal zaskomlała z rozkoszy. Jej ciało momentalnie pokryło się gęsią skórką i zaczęło drżeć. Musiała oprzeć się plecami o ochmistrzynię bo w jej nogach zabrakło sił.
- Należy się mojej pani coś przyjemnego, by odgonić poranny koszmar.- mruknęła ochmistrzyni mając pełną kontrolę nad sytuacją. Jej palce sięgnęły do podbrzusza Basi, by mocnymi acz powolnymi palców dotykać jej wrażliwego obszaru, przez tkaninę. - Prawda?
Basia chciała zaprotestować, ale wiedziała, że jeśli tylko odsłoni usta to komnatę wypełnią jej jęki. Toż nikt nie mógł wiedzieć.. że ona i Cosette robią takie.. nieprzyzwoite rzeczy. Jej biodra odruchowo naparły na dłoń, zupełnie jakby domagały się czegoś więcej. Tylko czego? Basia czuła jak w jej podbrzuszu narasta wielka kula i myślała, że zaraz oszaleje.
Jej “przyjaciółka” chyba o tym wiedziała. Wodziła palcami znacząca po szacie dziewczyny dociskając materiał do drżącego ciała i drugą dłonią ściskając drapieżnie pierś. Do tego wszystkiego dołączyły pocałunki na szyi Basi. Czułe i delikatne.
Magnatka doszła zagryzając zęby na własnej dłoni. Jej ciałem targnął impuls jeszcze intensywniejszy niż poprzedniego wieczoru. Osunęła się niemal na stojącą za sobą ochmistrzynię.
- Och… jesteś tak uroczo niewinną dziewicą.- zachichotała ochmistrzyni najwyraźniej dobrze się bawiąc w tej sytuacji.
- Ja… - Basia miała problemy ze złapaniem oddechu. - Jakież to przyjemne. - Nie była w stanie się powstrzymać od pochwały działań ochmistrzyni. Było jej dobrze jak chyba jeszcze nigdy.
- Tak. To bywa bardzo przyjemne.- zgodziła się z nią Cosette nadal trzymając dziewczynę w swoich objęciach.- I bardzo pobudzające. Jakieś jeszcze kaprysy ma jaśnie panienka?
- Chyba… zgłodniałam. - Basia z trudem wydusiła z siebie to spostrzeżenie. Trwała w bezruchu w ramionach drugiej kobiety o dziwo ciesząc się jej ciepłem, tak odmiennym od tego co czułą w objęciach Józefa.
- To dobrze, że jaśnie panience wrócił apetyt.- uśmiechnęła się lisio Cosette prowokacyjnie oblizując opuszki palców którymi dotykała podbrzusze Basi.- A i… gdyby były jakieś problemy ze snem. Moja komnata sypialna będzie naprzeciwko.
- Ja… chyba już powinno być lepiej. - Blondynka bardzo chciała się ukryć w kąpieli. Naprawdę pozwoliła Cosette się zaspokoić?! Pomału zaczynała ogarniać ją panika. A jej mąż zmarł zaledwie wczoraj!
- Oui… dopilnujemy tego, prawda?- wymruczała cicho ochmistrzyni z lisim uśmieszkiem.
- Ja.. ja spróbuję sama… - Basia spróbowała delikatnie wyrwać się z objęć kobiety. Toż nie mogły robić tego częściej! Nie powinny! Kobiety powinny to robić z mężczyznami.
- Och.. chętnie popatrzę jak ci to wychodzi. Może nawet coś poradzę. - ochmistrzyni zakryła dłonią usta, by ukryć ironiczny uśmieszek, po tym jak już Basia uwolniła się z jej objęć. Zdecydowanie za dobrze się bawiła dworując z niewinnej magnatki.
- Tyle lat zasypiałam sama, poradzę sobie. - Blondynka spróbowała nad sobą zapanować. Jednak wilgoć płynąca po udach nazbyt dobrze przypominała jej o tym do czego przed chwilą doszło.
- Oczywiście moja pani.- mruknęła ochmistrzyni prowokująco muskając swoje usta językiem.- A na co masz… ochotę. Co chcesz skonsumować.
Co prawda Basia nie była doświadczona w gierkach słownych, ale nawet i ona dostrzegła że jest ukryte drugie dno w jej słowach. Ton głosu francuzki to sugerował.
- Owoce.. - Magnatka cofnęła się pod balię tak, że o mały włos do niej nie wpadła.
- Jakie?- Cosette wyraźnie bawiła ta sytuacja. Jej palce muskały dekolt jej sukni. Wielce odważny, ale.. Francuzki ponoć były skandalistkami z natury. Ksiądz odprawiający msze w klasztorze nazywał je ladacznicami.
- S… soczyste. - Basia przysiadła na bali. - Cosette, błagam. Nie wypada by dwie kobiety… robiły to…
- Oui. Nie wypada. Ale dlatego zakazane owoce są takie słodkie.- zachichotała ochmistrzyni.
- Ja powinnam się wymyć. - Magnatka z całych sił próbowała jakoś zmienić temat. Toż co by było gdyby się okazało, że… ochmistrzyni jest jej kochanicą?
- Oui… powinna jaśnie panienka. A woda stygnie.- odparła z bezczelnym uśmiechem Cosette.
- Czy… posłałabyś kogoś po te owoce? Może… jeszcze wino… i jakieś mięsiwo? - Basia wyraźnie nie chciała się rozbierać na oczach Francuzki.
- Oczywiście.- mruknęła kobieta i wreszcie wyszła zostawiając Basię samą.
Magnatka szybko zrzuciła koszulę nocną, upewniając się że ma niedaleko coś czym mogłaby się osuszyć i weszła do bali z ciepłą wodą, zanurzając się w niej aż pod podbródek. Miała trochę czasu na siebie i na przemyślenie sytuacji, zanim Cosette wróci z posiłkiem dla swojej pani i pewnie z kolejnymi sposobami by zaróżowić wstydem jej policzki. Trzeba było jednak przyznać, że Basia nie miała przy niej czasu myśleć o martwym mężu przy którym zasnęła.
Starała się jednak jak najszybciej osuszyć, ubrać, a potem zjeść przyniesiony przez ochmistrzynię posiłek. Teraz gdy jej myśli zostały odciągnięte, głód domagał się zaspokojenia, a był on iście wilczy. Wiedziała, że potrzebuje wyjść i się przewietrzyć. Pozbierać myśli. Znalazła się w zupełnie innej i mimo wszystko trudnej sytuacji… nie mogła poświęcać dni na rozmyślania o Cosette.


Hajducy byli potrzebni. Cosette wybrała kilku silnych zawadiaków z węgierskiego zaciągu. Więc nie bali się odpędzać natrętnych szaraczków. Okryta żałobnym strojem Basia nie mogła przejść ulicy krakowskiej w spokoju, bez nagabywania. Zawsze zjawiał się jakiś szlachcic, który chciał kondolencyje złożyć, przysięgać że dobrze znał jej zmarłego męża. Ba, wojowali nawet razem z nim. Od Turcji przez Moskwę po Szwedów. Nagle okazało się, że jej mąż miał wielu wielu przyjaciół, którzy chcieli złożyć jej uszanowanie. Chyba z trzy razy więcej, niż było na weselisku.
Basia nie rozmawiała z nikim. Szła spokojnie pozwalając odpędzać od siebie różnych interesantów i zatrzymując się tylko przy tych, których wybrała ochmistrzyni. Cieszyła się nawet z obecności innych ludzi, tutaj… Cosette nie zbliżała się do niej w ten intymny sposób. Była zbyt zajęta przyjmowaniem kondolencji od tych znaczniejszych i bezlitosnym odpędzaniem szaraczków. Więc spacer, choć ciągle zakłócany przemierzał kolejne uliczki.
- Pan Michał zamówił co prawde msze za twojego zmarłego męża. Ale w dobrym tonie byłoby zaświecić osobiście świecę w intencji jego duszy.- zasugerowała potulnie.
- Czy wobec tego moglibyśmy przejść się do kościoła? - Basia spojrzała na ochmistrzynię przez woal.
- To by było właściwe.- zgodziła się z nią Cosette uprzejmie.
- Powinnam podziękować Michałowi po powrocie za jego pomoc. - Magnatka ruszyła za hajdukami pozwalając im torować drogę.
- Klątwa.. Przeklęta ty i twój rodzaj! Klątwa Wilka! Takoż pomrzecie, jedno po drugim, aż wymrze wasze jadowite plemię!- gdy zbliżały się do najznamienitsze kościoła w Krakowie, do Mariackiego, jakaś starucha wskazywała palcem na Basię i bluzgała przekleństwami, z dziwnie miękkim akcentem, przechodząc czasem na język bardzo podobny do mieszaniny ukraińskiego i polskiego.
- Zgubiona martwa dusza. Ty będzie ostatnia i przeklęty ród upadnie i pójdzie w zapomnienie!- wrzeszczała głośno. A Cosette przeklęła pod nosem i gestem dłoni nakazała sługom przepędzić obłąkaną.
- O co jej mogło chodzić? - Basia zerknęła na ochmistrzynię, ale dała się poprowadzić dalej, z ciekawością zerkając na odprowadzaną na bok kobietę. - Nie zrobią jej krzywdy?
- Zabobony… starucha musi być jedną z tych no… Łemków. A kilkanaście wiosek poddanych twojego męża pełne jest ludzi z tego… plemienia. Wiesz dobrze jak to bywa z chłopami. Nieważne jak dobrym się dla nich jest. Zawsze narzekają na swojego pana.- stwierdziła sarkastycznie ochmistrzyni. I dodała z uśmiechem.- Tylko ją przepędzą, co by tutaj się wydzierała.
- Chciałabym… poznać te zabobony. - Basia ruszyła pewnie dalej. - Chciałabym wiedzieć z czym przyjdzie mi żyć.
- Waćpanna jeszcze nie zdajesz sobie sprawy jak wysokie progi przestąpiłaś. Ty nie masz jednej czy dwóch wiosek których to mieszkańców znasz z imienia i twarzy. Tym masz tych wiosek około dwieście… i dwie małe kopalnie i z trzy miasta.- wyjaśniła ironicznie Cosette z lekkim uśmiechem. I westchnęła.- Z pewnością pan Michał ci wszystko wyjaśni na miejscu. Nie powinnaś brać na poważnie krzyków szalonej staruchy.
- Nie wiem na ile to głos jednej kobiety, a na ile to głos tłumów. A wolałabym nie zobaczyć tego tłumu z widłami pod zamkiem. - Basia szła spokojnie dając sobie czas do namysłu. Wsie… miasta… kopalnie… Wiedziała, że Józef był bogaty. Tylko ktoś taki byłby w stanie spłacić jej długi jedynie za to by poczęła mu potomka.
- To nie Francja, ni Niemcy ni Ukraina. Chłopi tu lubią narzekać, ale na narzekaniu poprzestają.- wyjaśniła usłużnie ochmistrzyni.
Basia przytaknęła, wiedziała jednak że gdy tylko będzie miała szansę, postara się dowiedzieć jak najwięcej.
 
Aiko jest offline  
Stary 09-04-2019, 16:40   #3
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację


Pogrzeb miał być dopiero w rodzinnej krypcie jej męża. Więc rozpoczęto przygotowania do wyruszenia w rodzinne strony Józefa. Ciało owinięto płótnami i obsypano solą by jakoś spowolnić rozkład.
Wszystkim zajął Gierałtowicz. Zarówno przygotowaniami do wyprawy do rodowego zamku, jak i rozmową z miejscowymi możnymi. Za przyczynę zgonu uznano mikstury na potencję i płodność, któreż to szlachcic popijał przed nocą ślubną w sporych ilościach. Widocznie Józefowi zależało wielce na męskim potomku.
Nie zdążył. Ciało nie wytrzymało.
I dzięki temu Basia została dziedziczką fortuny Żmigrodzkich. Niestety nie czuła się tak. Raczej jak ozdóbka kierowana poleceniami Michała i Cosette. Idź tam, usiądź tu, uśmiechnij się, podaj dłoń do całowania. Mimo że była ich panią, to oboje rządzili jej życiem.
Jednak niewiele mogła zrobić w tej chwili. Nie wiedziała jak zarządzać jedną wsią którą odzieczyła, a teraz tych wsi miała dziesiątki… lub setki jak twierdziła Mademoiselle Lanoire.
I dlatego musiała polegać na panie Michale i francuskiej ochmistrzyni. Trzeba jednak przyznać, że wszelkie jej kaprysy były spełniane (choć nie miała ich zbyt wiele). Cosette dbała o jej garderobę, o posiłki, asystowała przy kąpielach (mimo jej nieśmiałych protestów).
Basia była rozpieszczana jak nigdy dotąd, acz obecność ochmistrzyni budziła przy niej budziła dreszczyk w podbrzuszu. Przyjemny dreszczyk. Choć jej zachowanie przestało być skandaliczne, to jednak jej spojrzenie, przypadkowe muśnięcia palców Francuski o jej palce przypominały Basi o pamiętnej nocy i pamiętnym poranku.
Nie ułatwiał sytuacji fakt, że wieczorami była sama i nadal pełna ciekawości...


Księga… Cosette nie pytała o nią. A Basia nie zamierzała zwracać. Przed snem, gdy miała pewność, że nawet służki (choć pewnie nie umiejące czytać) ją nie przyłapią, przekładała karty jej zagłębiając się coraz bardziej tę historię zakazanej miłości. Której to autor nie szczędził obrazowych opisów pieszczot jaka jedna kobiecie sprawiała drugiej.
I to bynajmniej nie w łóżku! Karoca! Balia! Komoda na korytarzu zamkowym! Każdy opis był śmiały! Każdy skandaliczny i nieobyczajny. Każdy… powodował myśli na temat co by było gdyby…
Gdyby Cosette posunęła się dalej w swoich działaniach. Nie powstrzymywała protestami swojej pani, albo… gdyby to sama Basia wyszła z inicjatywą.
Każdą stronę tekstu okupowała coraz mocniejszym rumieńcem na twarzy. I coraz dzikszymi snami w nocy. Pokusa, by zajrzeć do alkowy Cosette, stawała się bardzo silna w tych chwilach. Ale póki co, Basia zdołała je wszystkie zwalczyć. Póki co…


Pogrzebu co prawda odprawić nie planowano. Ale msze za duszę Józefa Żmigrodzkiego już tak. Na kilku z nich młodej wdowie być wypadało.
W tym w najważniejszej w nim. Mszy żałobnej w kościele św. Andrzeja wobec to którego jej świętej pamięci małżonek okazał się hojnym donatorem.
Zebrało się tam grono ludzi, posępnych i smutnych. Jak to na takich mszach. Ludzi którzy znali jej męża, a dla niej byli obcy. Nic więc dziwnego, że niczym spłoszone kociątko tuliła się odruchowo do Cosette, która był obecnie jej jedyną opoką. I pachniała różanym perfumami. Mało odpowiedni zapach na taką uroczystość, ale subtelny i słaby. Oczywiście ochmistrzyni, podobnie jak sama Basia była ubrana na czarno i zgodnie z najnowszą modą. Choć było w jej stroju coś nieprzyzwoitego. Coś co nie pozwalało jej w pełni oderwać wzroku od dekoltu jej żałobnej sukni. A może to tylko jej wyobraźnia podsycana przez potajemnie czytaną lekturę?

Tak czy siak, gdy msza się zaczęła....


Mimo bogatej oprawy tej uroczystości, mimo poważnego i smutnego nastroju. Mimo kazania księdza wychwalającego zmarłego i jego cnoty. Mimo tego wszystkiego… Basia nie mogła się skupić. Bliskość Cosette i jej zapachu była rozpraszająca. Podobnie jak spojrzenia. Bo wszyscy się na nią gapili. Oceniali i przyglądali. Nie odrywali od niej wzroku. No i jeszcze spojrzenia młodych szlachciców. W przeciwieństwie do pozostałych osób, ci mężczyźni nie uciekali wzrokiem gdy ich przyłapała na spoglądaniu na siebie. A ich śmiałe zerkanie wywoływały rumieńce na policzkach i dekolcie Basi.
Tak więc kazania księdza, słuchała jednym uchem. A niemal przez całą mszę byłaby nieobecna duchem, gdyby nie dłoń ochmistrzyni lekko ściskająca jej własną. Potem były kondolencje składane przez stolników, wojewodę… i inne tytuły ze znanymi i nieznanymi Basi nazwiskami.
Kolejka po mszy była długa i Basia musiała wysłuchać słów pocieszenia od każdego z nich.
A jeszcze była stypa przed nią.


Stypa! Przyjęcie na cześć zmarłego które zorganizował pan Michał, ale to ona… miała być na honorowym miejscu. To ona miała je poprowadzić, witać znamienitych gości i zabawiać ich rozmową. Wygłosić kilka słów na cześć zmarłego. Być wielką panią.
Tylko jak?!
Przecież nigdy nią nie była. I właściwie nie wiedziała jak powinna się zachować.Klasztor nie przygotował ją do czegoś takiego. A przyjęcie miało odbyć się wieczorem.
Co miała więc zrobić? Do kogo się zwrócić? Była wszak sierotą. Nie miała już nawet dalszych krewnych. Miała od groma sług i służek, ale nikogo bliskiego. Nikogo przed kim mogłaby się wyżalić. Nikogo poza dwójką osób. Panem Michałem i Cosette.
Siedząc przed lustrem i mając rozczesywane przez młodą służkę włosy, Basia zrozumiała, że nie może wiecznie się ukrywać i kiedyś trzeba będzie wziąć swój los w swoje ręce… lub oddać je w czyjeś.

 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 05-05-2019, 22:46   #4
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Pogrzeb miał być dopiero w rodzinnej krypcie jej męża. Więc rozpoczęto przygotowania do wyruszenia w rodzinne strony Józefa. Ciało owinięto płótnami i obsypano solą by jakoś spowolnić rozkład.
Wszystkim zajął Gierałtowicz. Zarówno przygotowaniami do wyprawy do rodowego zamku, jak i rozmową z miejscowymi możnymi. Za przyczynę zgonu uznano mikstury na potencję i płodność, któreż to szlachcic popijał przed nocą ślubną w sporych ilościach. Widocznie Józefowi zależało wielce na męskim potomku.
Nie zdążył. Ciało nie wytrzymało.
I dzięki temu Basia została dziedziczką fortuny Żmigrodzkich. Niestety nie czuła się tak. Raczej jak ozdóbka kierowana poleceniami Michała i Cosette. Idź tam, usiądź tu, uśmiechnij się, podaj dłoń do całowania. Mimo że była ich panią, to oboje rządzili jej życiem.
Jednak niewiele mogła zrobić w tej chwili. Nie wiedziała jak zarządzać jedną wsią którą odzieczyła, a teraz tych wsi miała dziesiątki… lub setki jak twierdziła Mademoiselle Lanoire.
I dlatego musiała polegać na panie Michale i francuskiej ochmistrzyni. Trzeba jednak przyznać, że wszelkie jej kaprysy były spełniane (choć nie miała ich zbyt wiele). Cosette dbała o jej garderobę, o posiłki, asystowała przy kąpielach (mimo jej nieśmiałych protestów).
Basia była rozpieszczana jak nigdy dotąd, acz obecność ochmistrzyni budziła przy niej budziła dreszczyk w podbrzuszu. Przyjemny dreszczyk. Choć jej zachowanie przestało być skandaliczne, to jednak jej spojrzenie, przypadkowe muśnięcia palców Francuski o jej palce przypominały Basi o pamiętnej nocy i pamiętnym poranku.
Nie ułatwiał sytuacji fakt, że wieczorami była sama i nadal pełna ciekawości...


Księga… Cosette nie pytała o nią. A Basia nie zamierzała zwracać. Przed snem, gdy miała pewność, że nawet służki (choć pewnie nie umiejące czytać) ją nie przyłapią, przekładała karty jej zagłębiając się coraz bardziej tę historię zakazanej miłości. Której to autor nie szczędził obrazowych opisów pieszczot jaka jedna kobiecie sprawiała drugiej.
I to bynajmniej nie w łóżku! Karoca! Balia! Komoda na korytarzu zamkowym! Każdy opis był śmiały! Każdy skandaliczny i nieobyczajny. Każdy… powodował myśli na temat co by było gdyby…
Gdyby Cosette posunęła się dalej w swoich działaniach. Nie powstrzymywała protestami swojej pani, albo… gdyby to sama Basia wyszła z inicjatywą.
Każdą stronę tekstu okupowała coraz mocniejszym rumieńcem na twarzy. I coraz dzikszymi snami w nocy. Pokusa, by zajrzeć do alkowy Cosette, stawała się bardzo silna w tych chwilach. Ale póki co, Basia zdołała je wszystkie zwalczyć. Póki co…


Pogrzebu co prawda odprawić nie planowano. Ale msze za duszę Józefa Żmigrodzkiego już tak. Na kilku z nich młodej wdowie być wypadało.
W tym w najważniejszej w nim. Mszy żałobnej w kościele św. Andrzeja wobec to którego jej świętej pamięci małżonek okazał się hojnym donatorem.
Zebrało się tam grono ludzi, posępnych i smutnych. Jak to na takich mszach. Ludzi którzy znali jej męża, a dla niej byli obcy. Nic więc dziwnego, że niczym spłoszone kociątko tuliła się odruchowo do Cosette, która był obecnie jej jedyną opoką. I pachniała różanym perfumami. Mało odpowiedni zapach na taką uroczystość, ale subtelny i słaby. Oczywiście ochmistrzyni, podobnie jak sama Basia była ubrana na czarno i zgodnie z najnowszą modą. Choć było w jej stroju coś nieprzyzwoitego. Coś co nie pozwalało jej w pełni oderwać wzroku od dekoltu jej żałobnej sukni. A może to tylko jej wyobraźnia podsycana przez potajemnie czytaną lekturę?

Tak czy siak, gdy msza się zaczęła....
Mimo bogatej oprawy tej uroczystości, mimo poważnego i smutnego nastroju. Mimo kazania księdza wychwalającego zmarłego i jego cnoty. Mimo tego wszystkiego… Basia nie mogła się skupić. Bliskość Cosette i jej zapachu była rozpraszająca. Podobnie jak spojrzenia. Bo wszyscy się na nią gapili. Oceniali i przyglądali. Nie odrywali od niej wzroku. No i jeszcze spojrzenia młodych szlachciców. W przeciwieństwie do pozostałych osób, ci mężczyźni nie uciekali wzrokiem gdy ich przyłapała na spoglądaniu na siebie. A ich śmiałe zerkanie wywoływały rumieńce na policzkach i dekolcie Basi.
Tak więc kazania księdza, słuchała jednym uchem. A niemal przez całą mszę byłaby nieobecna duchem, gdyby nie dłoń ochmistrzyni lekko ściskająca jej własną. Potem były kondolencje składane przez stolników, wojewodę… i inne tytuły ze znanymi i nieznanymi Basi nazwiskami.
Kolejka po mszy była długa i Basia musiała wysłuchać słów pocieszenia od każdego z nich.
A jeszcze była stypa przed nią.


Stypa! Przyjęcie na cześć zmarłego które zorganizował pan Michał, ale to ona… miała być na honorowym miejscu. To ona miała je poprowadzić, witać znamienitych gości i zabawiać ich rozmową. Wygłosić kilka słów na cześć zmarłego. Być wielką panią.
Tylko jak?!
Przecież nigdy nią nie była. I właściwie nie wiedziała jak powinna się zachować.Klasztor nie przygotował ją do czegoś takiego. A przyjęcie miało odbyć się wieczorem.
Co miała więc zrobić? Do kogo się zwrócić? Była wszak sierotą. Nie miała już nawet dalszych krewnych. Miała od groma sług i służek, ale nikogo bliskiego. Nikogo przed kim mogłaby się wyżalić. Nikogo poza dwójką osób. Panem Michałem i Cosette.
Siedząc przed lustrem i mając rozczesywane przez młodą służkę włosy, Basia zrozumiała, że nie może wiecznie się ukrywać i kiedyś trzeba będzie wziąć swój los w swoje ręce… lub oddać je w czyjeś.

Basia przyglądała się swemu odbiciu. Miała na sobie modną suknię, jej dekolt zdobiła kosztowna biżuteria. Włosy spięto czarną zdobioną perłami siateczką. Wpatrywała się w siebie nie poznając kobiety, którą widziała. Jeszcze kilka miesięcy temu czuła, że przyjdzie jej żyć i umrzeć w zakonie.
Zacisnęła dłonie na czarnym materiale sukni. Musiała być silna. Pomału docierało do niej, że to jedyna szansa na to by się usamodzielnić, by nie być od nikogo zależną. Jednak… musiała sobie podporządkować Michała i Cosette, aby to zrobić musiała się dowiedzieć jak najwięcej… nie ulegać emocjom. A jak miała to zrobić gdy była dziewicą? Gdy spojrzenie pierwszego lepszego szlachcica sprawiało, że jej serce przyspieszało… i ta świadomość, że może mieć ich wszystkich.
- Zawołaj Cosette. - Powiedziała gdy służka skończyła już swoje zadanie.
- Tak pani.- dygnęła pospiesznie i słuźka, by natychmiast opuścić komnatę. Ochmistrzyni zjawiła się po kilku minutach maskując niezadowolenie cierpkim uśmiechem. Zapewne kaprys Basi oderwał ją od jakichś arcyważnych obowiązków.
- Czy coś się stało moja pani? - zapytała jednak uprzejmie.
- Czy dysponujemy listą gości? - Basia starała się by jej głos brzmiał pewnie. Przyglądała się Cosette. Co powinna zrobić by ta kobieta stała się jej choć odrobinę podległa? Na pewno nie powinna zdradzać takich myśli, prawda? - Ja...martwię się, że popełnię jakąś gafę. Chciałabym wiedzieć kto będzie… na kogo powinnam uważać.
- Oczywiście że mamy.- odparła kobieta podchodząc do swojej pani.


Na jej obliczu choć spokojnym, pojawiał się od czasu do czasu figlarny uśmieszek. Jej dłonie w delikatnych koronkowych rękawiczkach spoczęły na odsłoniętych ramionach i zaczęły wodzić po szyi siedzącej blondynki.
- Na cóż ci jednak ona? Nie obracałaś się wszak wśród możnych. Nie znają cię oni, ani ty ich.
Czasami je palce muskały dekolt.
- Na razie liczą się ich tytuły. Obecnie chroni cię okres żałoby. Nikt nie uderza w konkury do świeżo owdowiałej niewiasty. - mruczała tuż koło jej ucha.- Po prostu bądź grzeczna i uprzejma. I wszystko będzie dobrze.
Basia widziała ta palce śmiało muskające jej szyję i dekolt. Widziała powiększający się nieco dekolt ochmistrzyni. Jej karminowe usta blisko swojego ucha. I własne reakcje… widziała to wszystko w lustrze, mając świadomość że są same w komnacie sypialnej. Jej komnacie.
Czuła narastające podniecenie.. gorąc wypełniający jej ciało.
- Czy.. czy byłoby problemem gdybym ją zobaczyła? - Wyszeptała unosząc głowę i rozchylając delikatnie wargi. Co miała robić? Nie mogła pokazać Cosette, że chciałaby nad nią zapanować… Nie pozwolą jej z Michałem niczego się dowiedzieć, tak… byłaby wygodniejsza, prawda? - Tak.. czułabym się pewniej… łatwiej mi zapamiętać nazwiska gdy je przeczytam… nie chcę wam narobić wstydu.
- Nie musisz się tym męczyć… będą ci przedstawieni.- mruczała przy uchu Cosette leniwie wodząc palcami pod dekolcie Basi. Musnęła wargami jej ucho do którego szeptała zmieniając temat.- Jak znajdujesz księgę, którą ci pożyczyłam? Interesujący wolumin?
- Bardzo…. chciałabym jej poświęcić więcej uwagi. - Wyszeptała rozpalonym głosem Basia. - Jednak potrafię myśleć tylko o tych gościach… boję się tylu obcych ludzi.
- Skoro ci tak zależy…- ochmistrzyni mruknęła niechętnie, jednocześnie muskając szyję swojej pani pocałunkami. Delikatnie ścisnęła piersi młodej magnatki przez suknię.- Lista zostanie ci dostarczona, moja pani.
Basia zasłoniła usta by powstrzymać jęknięcie.
- D… dziękuję… - Wyszeptała tuż przy uchu Cosette.
- Jestem tu po to by panienki kaprysy były spełniane.- odparła przymilnie ochmistrzyni mocniej ugniatając piersi szlachcianki przez gorset, które koronka ocierała się o coraz wrażliwszą skórę.- Wszelkie kaprysy.
- Czyli… nie jesteś na mnie zła? - Powiedziała Basia, starając się nieco udać trwogę.
- Dlaczego miałabym być?- wyszeptała ochmistrzyni zmysłowo wprost do ucha, które to muskała czubkiem języka. Jej palce bawiły się prowokująco wiązaniami gorsetu młodej wdowy.
- Bo.. bo byłaś rozgniewana gdy tu przyszłaś… - Magnatka spróbowała się odchylić by spojrzeć w oczy Cosette.
Uśmiechała się ironicznie, ze śmiałym spojrzeniem. Wzrok i uśmiech dojrzałej kobiety, były figlarne. Cosette była od niej starsza, co nagle uświadomiła sobie Basia. Była starsza i doświadczona i nadal nie zamężna… a może już niezamężna?
- Byłaś zła? - Wyszeptała Basia, starając się nie odrywać spojrzenia od oczu ochmistrzyni.
- Odrobinę… może… nie pamiętam…- spoglądanie w oczy Cosette było błędem, bo odciągnęło uwagę magnatki od innych działań doświadczonej kobiety. Poczuła je dopiero, gdy ucisk na jej piersi okazał się luźniejszy. A zwinne paluszki, muskać zaczęły coraz twarde szczyty jej młodych piersi. Pocierając je z wprawą doświadczonej kochanki.
- Cosette… muszę się przygotować do stypy… - Basia kurczowo pochwyciła ręce ochmistrzyni.
- Oui.. moja pani. Musisz.- odparła żartobliwie Cosestte krążąc palcami wokól szczytów jej piersi.
- Czy… czy tak pomagasz mi się przygotować? - Spytała rozpalonym głosem Basia.
- Oui. Pomagam się odprężyć.- trzymana za ręce Cosette nie próbowała się wyrwać Basi, ale skoro ta ograniczyła się do trzymania jej rąk, to nadal przypuszczała ów lubieżny atak, połączony z pocałunkami na szyi.
- Teraz sprawiasz, że się spinam. - Basia puściła dłonie ochmistrzyni i oparła je na piersiach kobiety, tak jak swoje czoło na ramieniu Cosette. - Czemu?
- Nie wiem…- wolne dłonie mogły chwycić za krągły biust blondynki ścisnąć go lekko, ocierać jedną o drugą
.- Masz piękne ciało moja pani. Stworzone do wielbienia.- mruczała swoje pochwały uśmiechając się, a Basia czuła jak jej oddech przyspieszył i robił się nierówny.
- Ty też jesteś piękna. - Wyszeptała Basia, nieśmiało przesuwając dłońmi po piersiach ochmistrzyni.
- Miło to słyszeć.- zachichotała ochmistrzyni pozwalając młodej szlachciance na badawcze muśniecią dekoltu.
- Bardzo doświadczona… jak te kobiety w książce…- Magnatka delikatnie przesuwała palcami po nagiej skórze odsłoniętej przez głęboki dekolt Francuzki.
- Oui moja pani.- mruknęła ściskając drapieżnie biust Basi pod dekoltem. I uśmiechnęła się delikatnie.- Bardzo doświadczona.
- N.. nie chciałaś mieć męża? - Wyszeptała niepewnie blondynka, pozwalając sobie na to by delikatnie zacisnąć palce na piersiach ochmistrzyni. Były tak przyjemne… Co gdyby je odsłoniła? Gdyby pozwoliła na te pieszczoty, gdyby je odwzajemniła?
- Ja mam męża. Gdzieś w Burgundii. Jeśli ta świnia nie zapiła się jeszcze na śmierć, to pewnie żyje.- mruknęła cicho i ironicznie Cosette.- Ale nie mówmy o mnie… jakie twoje kaprysy mam spełnić moja pani?
- Chce je zobaczyć. - Wyszeptała Basia unosząc nieco piersi Francuzki.
- Jeśli takie jest twoje życzenie.- dłonie Cosette wysunęły się spod gorsetu magnatki. Francuzka ruszyła do drzwi komnaty i zamknęła je na klucz. Następnie bez pośpiechu ruszyła do łóżka. Usiadał na nim z gracją i zabrała się za rozsznurowywanie swojego gorsetu. Tak po prostu, bez żadnego protestu czy oburzenia, bez żadnego kąśliwego żarciku spełniała jej kaprys.
Basia podeszła do łóżka, nie poprawiając własnego gorsetu i stanęła przy nim obserwując swoją ochmistrzynię.
- Czy.. nie nie przeszkadza ci taki kaprys? - Wyszeptała niepewnie, nie mogąc oderwać wzroku od odsłanianego ciała.
- Dlaczego miałby.- Cosette rozluźniła całkiem gorset i zsunęła koszulę uwalniając pełne i miękkie piersi zakończone małymi twardymi szczytami z objęć swojego stroju. Ujęła je dłońmi lekko pomasowała pomrukując zmysłowo. - I… warto było je zobaczyć?
- Są piękne… aż kuszą by ich dotknąć. - Wyszeptała magnatka, przesuwając palcami po własnych krągłościach. Czy Cosette też czuła taką pokusę, patrząc na nią? Czy robiła to by ją usidlić?
Ochmistrzyni oparła się rękami o łóżko, mocniej wypinając biust i przyglądając się młodej szlachciance. Nie odpowiedziała nic, tylko pokręciła biodrami wprawiając swoje piersi w leniwe falowanie. Jej wzrok był utkwiony na poluzowanym gorsecie Basi.
Magnatka nachyliła się, opierając się jedną ręką o łóżko. Jej piersi wypadły z luźnego stroju i zawisły nad ciałem Cosette. Basia niepewnie sięgnęła do biustu Francuzki i ujęła w dłoń pełną krągłość. Chciała być tak silna jak Cosette. Tak pewna siebie… chciała ułożyć świat u swych stóp.
- Czy… nauczysz mnie? - Wyszeptała, spoglądając na ochmistrzynię.
- Tak.- dłoń Cosette wylądowała na karku szlachcianki. Przyciągnęła ją do siebie całując zachłannie. Ich piersi ocierały się o siebie, gdy ochmistrzyni opadła na łóżko pociągając Basię za sobą.
Magnatka opadła na kobietę i nieśmiało zaczęła odpowiadać na pocałunki.
- Może najpierw mnie rozbierzesz?- zapytała żartobliwie Cosette pomiędzy zetknięciami się ich warg. I wodząc palcami po jej szyi.- A może chcesz bym ja rozebrała ciebie?
- Czy… czy możemy.. rozbierać się wzajemnie? - Spytała niepewnie Basia, spoglądając z góry na ochmistrzynię.
- Możemy…- mruknęła Cosette sięgając po siateczkę krępującą jej puklę i z pietyzmem ją ściągając.
Magnatka uniosła się i usiadła na łóżku obok Francuzki przyglądając się jej. Po chwili sięgnęła do własnego upięcia włosów, pozwalając długim blond puklom opaść na łóżko.
Całując szyję Cosette całkiem zabrała się za rozwiązanie sznurowania gorsetu. Nachylona całowała jej szyję i obojczyk zsuwają tkaninę sukni z jej ramion.
- Do twarzy ci z rozpuszczonymi.- wyszeptała.
- T.. tobie też. - Basia zanurzyła palce we włosy Cosette i przesunęła między nimi ciemne pasma.Starała się nie myśleć o opadającym pomału ubraniu.
Cosette nachyliła się tak, by Basia mogła dotknąć palcami szpile trzymające w ryzach jej ciemnokasztanowe włosy.
- Gdy opuścimy miasto, pewnie będziesz mogła mnie tak podziwiać.- mruknęła zsunąwszy koszulę wraz suknią. Obnażywszy ciało szlachcianki do pasa, nachyliła się i zaczęła pocałunkami pieścić jej odsłonięty biust. Pocałunki te przeszywały Basię przyjemnym dreszczem, palce wodziły po jej brzuchu sięgając pod suknię. Było… jak w książce.
Magnatka wysunęła z włosów ochmistrzyni szpilkę, uwalniając brązowe pukle.
- Nago? - Spytała niepewnie, sięgając do sukni Cosette i starając się zapanować nad drżącymi z nerwów i podniecenia palcami.
- Jeśli chcesz? - odparła delikatnie kąsając pierś. Była to iskierka bólu i rozkoszy, która zaskoczyła Basię i wyrwała się z jej ust cichym jękiem. Na to ją tamta lektura nie przygotowała.
Magnatka nerwowo zerknęła na drzwi.
- A jeśli… jeśli ktoś? - Sięgnęła dłońmi do oswobodzonych piersi ochmistrzyni. - Jeśli ktoś nas usłyszy?
- No i ? Zostanie ukarany kijami za podsłuchiwanie.- odparła ironicznie Cosette wpatrując się w oczy Basi i pozwalając na dotykanie swojego ciała, gdy sama się palcami sunęła po jej ciele do podbrzusza.
- Ale plotki… - Basia zadrżała od dotyku Francuzki. Powoli podążyła swymi dłońmi w dół ciała ochmistrzyni, starając się naśladować jej ruchy.
- Mhmmm… chcesz przerwać?- zapytała figlarnie, sięgając palcami między uda szlachcianki, wprost do centrum gorąca z którego promieniowało ciepło ogarniające Basię. Szlachcianka miała nieco trudniej, ale w końcu i jej palce dotknęły ciepłego i wilgotnego obszaru jej… kochanki?
- Nie… - wyjęczała blondynka, niezdarnie poruszajac dłonią. To ciało, które miałą pod palcami… jak coś mogło być takie miękkie, tak delikatne, ciepłe. - Chciałabym zobaczyć. - Wyszeptała nim uświadomiła sobie, że wypowiada swe pragnienia na głos, a nie w myślach.
- Zgoda…- Ochmistrzyni wstała uwalniając Basię od swojego dotyku. Dokończyła zsuwanie sukni i wraz koszulą i halką ze swojego ciała. Pozostała w koronowych pończoszkach zakończonych różowo-czarnymi podwiązkami opinającymi uda na połowie ich wysokości, trzewiczkach i naturalnie koronkowych rękawiczkach, oraz z wstążką na szyi. Podeszła do stolika na którym podawano herbatę… usiadła na nim rozchylając szeroko nogi. Basi zdarzało się widzieć kobiety… nagie kobiety, ale nie takie jak Cosette. Bezwstydne i bezczelnie pokazujące wszystkie sekrety swojej nagości, łącznie z czarnym meszkiem między udami.
Basia podniosła się z łóżka pozwalając własnej sukni opaść, szybko jednak zakryła piersi dłońmi, ciesząc się że długie włosy opadają jej aż na pośladki. Patrzyła na Cosette z delikatnie rozchylonymi ustami niepewna co ma zrobić i nie mogąc oderwać od niej oczu.
Cosette uśmiechnęła się zmysłowo.
- Podoba ci się co widzisz Basieńko? - wymruczała muskając prowokująco swój intymny zakątek palcem wskazującym. Zadrżała lekko uśmiechając się lubieżnie.
Magnatka przytaknęła ruchem głowy, nie mogąc oderwać wzroku od palców Cosette. Czy kiedykolwiek pozwoli sobie na taką śmiałość… czy zasiądzie tak.. przed kimś? Przygryzła delikatnie wargę.
- Podejdź do mnie…- rzekła stanowczo, acz uśmiechając się figlarnie.Ścisnęła drugą dłonią swoją pierś i szepnęła cicho.- Czy chcesz bym przyszła do ciebie w nocy?
Basia podeszła do kobiety, zatrzymując się dopiero gdy ich ciała się zetknęły.
- Chciałabym - Wyszeptała i ponownie sięgnęła do ciała ochmistrzyni. Zaczęła błądzić palcami po jej piersiach, brzuchu… powoli zanurzyła je w ciemnych kręconych włoskach. Mogła ją mieć dla siebie prawda?
- Och… to dobrze…- dłonie Francuzki delikatnie ściskały pośladki Basi, a ona sama zaczęła muskać usta szlachcianki… prowokując ją do pocałunków. Z jej własnej inicjatywy.
Blondynka przysunęła się bardziej i pocałowała siedzącą na stoliku kobietę, przywierając do niej swoim ciałem. Powoli starała się odtworzyć ruchy ust jakimi Cosette obdarzyła ją w ta noc gdy zmarł Józef.
Pocałunek robił się coraz bardziej namiętny, gdy piersi ocierały się o siebie w coraz szybszych oddechach. Basia czuła silne palce masujące jej pośladki w dzikim pożądaniu.
- I co byś chciała, bym zrobiła po przybyciu?- zapytała z figlarnym uśmieszkiem po pocałunku.
Basia opuściła wzrok.
- To co przy balii… - Wyszeptała cicho choć nie była to jej pełna fantazja. W książce od Cosette wyczytała tyle niesamowitych rzeczy, była jednak jedna, która ją dręczyła. Przygryzła wargę obawiając się czy powinna się do tego przyznawać.
- Taaak… i tylko trochę… piersi podotykać?- zamruczała Cosette zaczepnie całując szyję Basi.
- Podotykać… ustami? - Zasugerowała niepewnie magnatka, wprost do ucha Francuski.
- Tylko musisz mi pokazać na swoim ciele… gdzie…- zamruczała zaczepnie ochmistrzyni muskając językiem płatek uszny blondynki.
Basia przysunęła się tak, że ustami dotknęła ucha Cosette. Wiedziała, że z trudem przyjdzie jej wydusić z siebie swoją fantazję.
- W.. wszędzie. - Wyszeptała tak cicho, że niewielki przeciąg mógłby ją zagłuszyć.
- Kłamiesz…- zamruczała cicho ochmistrzyni.- Dobrze wiem, że moja pani musi mieć konkretne miejsca na myśli.
Zaciśnięte na pośladkach Basi dłonie wbiły się lekko w skórę paznokciami.
- Położysz się wygodnie na łożu, by oddać swoje ciało pod mój zwinny języczek?- zapytała potulnie.
- Nie… nie w nocy? - Blondynka spanikowała nieco. Odsunęła się by spojrzeć w oczy ochmistrzyni, upewniając się czy ta mówi poważnie.
- Jeśli panienka sobie tego życzy… to w nocy… lub teraz. Kiedy moja pani zechce.- Cosette sięgnęła palcem w dół i musnęła nim kobiecość szlachcianki powoli i leniwym ruchem dotarła opuszkiem do wrażliwego punkcika.
- Tam… - Wyszeptała Basia. - Chciałabym.. byś tam… - Magnatka nie wiedziała co ma robić. Jej ciało by spięte, rozpalone. Motała się. Chciała tylko by ktoś ją uspokoił… zaspokoił… by zrobiła to Cosette. - Ustami… Proszę.
- Tak moja pani. Ale jak widzisz Basieńko, ja siedzę… i nie bardzo mogę zejść gdy stoisz przede mną.- wymruczała zmysłowo kobieta nie zaprzestając wodzeniea palcem.
Basia cofnęła się. Najpierw krok… ten pierwszy… najtrudniejszy… potem kolejny. W końcu dotarła do łóżka, patrząc na Francuzkę rozpalonym wzrokiem. Co miała robić? Bała się stanu do jakiego doprowadziła ją ochmistrzyni. Usiadła na łóżku i tak jak wcześniej Cosette, rozchyliła nogi.
- Mon Dieu… co za rozkoszny obrazek. Cóż to za śliczna dziewica.Chciałabym smakować powoli każdy kąsek twojej niewinność.- droczyła się przez chwilę Cosette zakładając nogę na nogę i chłonąc wzrokiem widoki przed nią roztaczające się.
Basia nie wiedziała czy powinna zsunąć nogi czy nie. Może to co zrobiła było zbyt śmiałe?
- To… chyba nie jest zbyt smakowite… - magnatka opuściła wzrok i od razu pożałowała widząc swoje nagie ciało w wyuzdanej pozie. Nawet nie zauważyła gdy Cosette wstała ze stolika.
Podeszła powoli do siedzącej Basi, kołysząc hipnotycznie biodrami. Opadła przed nią na kolana i zaczęła czułymi muśnięciami obdarzać podbrzusze blondynki i jej uda.
Basia jęknęła czując na sobie dotyk ust kochanki. Nagle wizja tego, że ktoś może je podsłuchiwać przestała być istotna.
-Mhmm… nie spróbujesz to się nie dowiesz…- język ochmistrzyni coraz śmielej smyrał po łonie młodej szlachcianki. Tak jak jej dłonie gładziły uda. Pieścił wrażliwy puncik zanurzał się między płatki jej kwiatu. Powoli i pietyzmem wielbił jej drżące ciało.
Magnatka z trudem utrzymywała się, opierając na dłoniach, nie chciała jednak tracić tego widoku. Burzy brązowych pukli tuż obok swojego łona. Czasami dostrzegała gorący, delikatny język. Czy czy możliwe by było by coś takiego uczynił też mężczyzna? Czy było to równie przyjemne? Czy ogarniałby ją ten sam gorąc? Czy też czułaby jak jej ciało tężeje, jak w jej wnętrzu zbiera się wielka kula…
- Cosette! - Basia doszła z cichym okrzykiem opadając na pościel.
- Tak? Moja pani?- mruknęła ochmistrzyni i sprawiła że ciało szlachcianki zadrżało, gdy palce doświadczonej kobiety badawczo muskały jej delikatny kwiatuszek.
- Jak.. jak sprawiasz, że to tak przyjemne? - Blondynka z trudem łapała oddech wpatrując się w sufit baldachimu.
- Jesteśmy tu bardzo wrażliwe moja droga, bardzo delikatne.- mruknęła w odpowiedzi kochanka Basi, muskając opuszkiem twardy i bardzo wrażliwy guzek, o którego istnieniu na swoim ciele szlachcianka nie miała pojęcia… a tym bardziej o tym podatny jest na czuły dotyk.
Magnatka pojękiwała z każdym dotykiem bardziej doświadczonej kobiety, starając się sobie wyobrazić co ta z nią robi. Czuła jak jej ciało domaga się by coś je wypełniło.
- T… to trudne? - Wyjęczała gdy udało się jej złapać nieco oddechu.
- Zaraz sama się przekonasz.- Cosette wdrapała się na łoże. Opadła na kolana obejmują udami piersi szlachcianki.- Teraz twoja kolej, by użyć języczka.
- A jak zrobię coś nie tak? - Basia spojrzała na kochankę z obawą. Czuła na swoim biuście wilgoć ochmistrzyni.
- Nie podoba ci się moje ciało? Wolisz tylko widoki nagich mężczyzn i ich… kopie sterczący dumnie na twój widok.- droczyła się Cosette chwytając za swój biust i lekko go ściskając na oczach blondynki.- Przyznaję, że to by ułatwiło nieco sytuację, gdybyś dziewicą nie była. Wtedy nikt nie mógłby podważyć twego prawa do majątku męża.
- N.. nie powiedziałam tego… tego, że mi się nie podobasz. - Magnatka niepewnie przesunęła dłońmi po udach starszej kobiety. - To… nie chce ci tam zrobić krzywdy.
- A co chcesz mi zrobić mój słowiczku? Co pragniesz mi zrobić, co ci podpowiadają…- ścisnęła mocno swój biust i jęknęła zmysłowo i lubieżnie.-.. pragnienia? Ja nie jestem już delikatnym młodym kwiatuszkiem. Potrafię znieść trochę dzikości.
- Ja tylko… - Basia zawahała się. - Ja chciałabym zanurzyć tam palce.
- To zrób to..- mruknęła Cosette oblizując lubieżnie usta.
- Czy.. podsuniesz się? - Blondynka była coraz bardziej skołowana. Czy naprawde powinna w to brnąć? Delikatnie chwyciła uda kochanki i pociągnęła ją w swoją stronę.
- Oui…- wymruczała po francusku ochmistrzyni opadając ramionami na łoże i napierając biodrami w dół.- Ale teraz tylko…bo wieczorem mój słowiczku. Nie będzie wielkiej pani, nie będzie ochmistrzyni. Tylko Basia i pani Cosette korzystające z uroków nocy.
Magnatka sięgnęła palcami do kobiecości Francuzki i pomału zaczęła je zanurzać, ciekawa jak głęboko jest w stanie sięgnąć.
- Ciekawska z ciebie ptaszyna co?- szeptała jej kochanka czując jak zgrabne palce blondynki sięgają do jej rozpalonej pożądaniem intymności. Mięciutkiej, ciepłej, wilgotnej… otulającej intruzów niczym płatki kwiatu.
- Ja… - Basia miała problemy z wysłowieniem się. Patrzyła jak dwa palce znikają wewnątrz Francuski. Przesuwała je po miękkich ściankach, dociskając lekko. Czy siebie też mogłaby tak dotykać? Nawet jeśli jest dziewicą?
- Śmiało.. przyjmowałam tam większe okazy, niż twoje paluszki.- wyjęczała cicho Cosette lekko poruszając biodrami i mocniej odczuwając jej dotyk.
Basia przytaknęła ruchem głowy i wsunęła kolejny palec. Powoli zanurzała je i wysuwała, dotykając opuszkami wnętrza kochanki.
- I… jak?- mruknęła lubieżnie ochmistrzyni, leniwymi ruchami bioder napierając otulającym palce hrabianki kwiatuszkiem na nie. - Podoba ci się to czego dotykasz?
- Jest mięciutkie i ciepłe… - Basia z trudem rozpoznała swój rozpalony głos. - Obejmuje moje palce.
- Tak. Cieszę że ci się podoba… moja pani.- wymruczała zmysłowo Cosette lekko przymykając oczy i pomrukując niczym kotka.
- Czy mogę coś zrobić by było przyjemniej? - Basia z fascynacją obserwowała twarz kochanki.
- Możesz użyć ust i języczka.- wymruczała zmysłowo Cosette oddychając ciężko i przygryzacjąc dolną wargę w podnieceniu.
Magnatka nachyliła się i nie wyjmując palców z ciepłego wnętrza sięgnęła językiem do kwiatu kochanki. Powoli przesunęła językiem pomiędzy jej płatkami, szukając tego wrażliwego miejsca, które jej sprawiło tyle przyjemności.
- Wyżej….- mruczała Cosette kierując jej poczynaniami na swoim wrażliwym ciele, choć całe jej ciało wydawało się wrażliwe. Blondynka czuła drżenie kochanki, jej zapach, jej smak, jej ciepło i miękkość.
Sięgnęła językiem wyżej, szukając miejsca o które mogło chodzić Francuzce. Cała ta sytuacja była niepokojąco pociągająca. Kusiło by zatracić się w niej.
- O tak… dobrze..- zamruczała Cosette zamykając oczy i ocierając się podbrzuszem o usta kochanki. Jej ciało prężyło, gdy szeptała cicho.- O tak… jeszcze troszeczkę, już blisko jestem…
Basia przyspieszyła ruchy palców i języka. Lubiła przyspieszać, gdy pieściła się sama… może ochmistrzyni też będzie to odpowiadać? Z zaciekawieniem zerkała ku górze na Cosette.
- Jesteś, jesteś… blisko… tak, tak, taaak! - Cosette coraz bardziej drżała i coraz głośniej pojękiwała. Jej ciało naprężyło się nagle niczym struna i pisnęła cicho.- Tak.
I osunęła się na lewo, upadając ciałem obok blondynki.
Magnatka oddychała z trudem, spoglądając na swoje mokre palce.
- Czy… czy tak jest też z mężczyzną? - spytała przenosząc wzrok na ochmistrzynię.
- Nie… z mężczyzną jest inaczej. Przyjemnie w inny sposób.- zaśmiała się Cosette i spojrzała na blondynkę.- Bardzo cię to ciekawi?
- Tak. - Basia obróciła się na brzuch i przyjrzała się ochmistrzyni. Nie chciała z nią walczyć. Chciała częściej doświadczać takich przyjemności. - Cosette ja… czemu wypominasz mi, że Józef nie odebrał mi dziewictwa?
- Bo widzisz Basiu. Wiesz że katolickiego małżeństwa nie można zerwać jak u niektórych potestantów, prawda?- zapytała Cosette.
- Ale… Michał umieścił krew na posłaniu… po śmierci Józefa cała nasza trójka twierdziła, że straciłam dziewictwo. - Basia się przysunęła się do Francuzki i uniosła się na przedramionach ponad nią. - Chcę być dobrą Panią… chcę mieć ciebie i Michała obok siebie. Nie utrudniajcie mi nauki. Proszę.
- Och mój słowiczku. Wiesz dobrze, że chcemy dla ciebie najlepiej.- wymruczała Cosette i pogłaskała po policzku Basię.- Niemniej ty jesteś dziewicą i mężczyzna, który cię go pozbawi… on będzie wiedział, że nie miałaś innego przed nim. A jeśli wypaple… to zlecą się sępy by rozerwać twój majątek na strzępy wykorzystując ten fakt.
- M… mógłby to zrobić Michał, prawda? - Basia zawahała się. Nie była pewna czy chciała przeżyć ten pierwszy raz ze starszym szlachcicem, ale… nie chciała go też przeżyć z Józefem. - Ja naprawdę…chcę umieć… wszystko co trzeba.
- To dużo nauki i poczekamy z większością, gdy będziemy w twoim zamku. Z dala od tego całego harmideru.- zgodziła się Cosette i pogłaskała po policzku jasnowłosą dziewczynę.- Chcesz zobaczyć, jak mężczyzna bierze kobietę w posiadanie?
- Tak.. i… chciałabym tego doświadczyć… kiedyś. - Basia zarumieniła się. - Ucz mnie.. ucz mnie wszystkiego… chciałabym kiedyś… zaopiekować się wami tak jak wy mną.
- Jesteś naprawdę kochana.- Cosette chwyciła za pieś Basi delikatnie ściskając i masując. Uśmiechnęła się lubieżnie.- Michał z pewnością poczytałby sobie za zaszczyt pozbawienie dziewictwa tak rozkosznej istotki jak ty.
Blondynka jęknęła od tej pieszczoty. Położyła się na Francuzce i przymknęła oczy.
- W zamku… pomyślimy o wszystkim w zamku. - Wyszeptała. - Czy… czy idziemy na stypę?
- Stypa będzie wieczorem. Wiele czasu na przygotowania. Powinnaś pomyśleć o przemowie.- mruczała Cosette i jednocześnie rozpraszała dłonią myśli szlachcianki. Masowała pochwyconą krągłość raz lekko masując, raz drapieżnie ściskając. - Chciałabyś zobaczyć mnie z mężczyzną?
Basia przytaknęła ruchem głowy. Może to ją lepiej przygotuje na to, czego sama będzie kiedyś chciała doświadczyć.
- Czy takie kaprysy są godne wychowanicy zakonnic?- mruknęła figlarnie Cosette delikatnie ściskając pierś szlachcianki.
- Bardziej… twojej wychowanicy. - Basia pocałowała ciało ochmistrzyni. - Do.. do tamtej nocy… nigdy by mi to wszystko nie przeszło przez głowę.
- Nie wątpię. Cóż.. pozwolę ci podejrzeć mnie w alkowie, ale w zamian zdobędę twoją i nie będziesz miała możliwości wydawania mi poleceń moja Pani.- zamruczała zmysłowo Cosette.
- W alkowie? - Basia zawahała się.
- Och chyba nie jesteś aż tak spragniona skandalu, by podejrzeć mnie z mężczyzną i w innym miejscu? - droczyła się z nią ochmistrzyni.
- Chodziło mi o wydawanie poleceń Cosette. - Blondynka przyjrzała się uważnie swojej kochance. Nagle zdała sobie sprawę, że jest jedna rzecz, o którą będzie gotowa walczyć… o swoją samodzielność.
- Jeśli nie zauważyłaś tego jeszcze mój słowiczku, cały czas spełniałam twoje życzenia.- Cosette nachyliła się i cmoknęła usta szlachcianki.- … niemniej czyniłam to z wielką przyjemnością, moja pani.
- Tak… ale w sypialni… chciałabyś byśmy były sobie równe? - Wyszeptała niepewnie Basia.
- Dobrzej mój słowiczku.- mruknęła jej kochanka głaszcząc policzek blondynki dłonią.
- Czy tego pragniesz? - Magnatka nachyliła się i delikatnie pocałowała Francuzkę.
- Chcesz zobaczyć czego pragnę?- mruknęła jej kochanka i nagle popchnęła Basię na plecy, nagle jej usta zaczęły całować i pieścić językiem szyję i piersi magnatki, a palce sięgnęły między uda dziewczyny. Pieszczota była silna i stanowcza, muskana kobiecość rozpalała całe ciało ogniem namiętności. Basia wiła się instynktownie na pościeli wydając z siebie ciche jęki rozkoszy i czując się… jak bohaterka książki którą czytywała wieczorem. Tak intensywne zabawy szybko doprowadziły ją do szczytu i zgrzana opadła na pościel oddychając z trudem. Czy takie wieczory… noce.. czekały ją od tej pory?
- No…- Cosette usiadła i przyglądała się jasnowłosej prowokująco oblizując palce. -... takie są moje pragnienia mój słowiczku.
- Dużo… dużo będę musiała się nauczyć. - Wyszeptała Basia przymykając oczy. Jej życie zmieniało się w zatrważającym tempie. A ona… tak bardzo nie chciała go teraz zatrzymywać.
- Zdecydowanie mam ochotę cię uczyć.- mruknęła ochmistrzyni siadając na łóżku i przyglądając się niewinnej kochance. - Ale przede wszystkim muszę się ubrać.
- Czy pomożesz mi? - Basia też się podniosła. Jej włosy były w potwornym nieładzie.
- Oczywiście moja pani.- odparła z uśmiechem ochmistrzyni.- To mój obowiązek.
- Dziękuję. - Blondynka wstała z łóżka i jeszcze raz zerknęła na Cosette. Czy kiedykolwiek uda się jej stać tak pewną siebie? Tego nie wiedziała, za to widziała jak kobieta która z taką pasją pieściła jej ciało, teraz znów była spokojna i opanowana idąc nago przez jej komnatę i pospiesznie zakładając swoje szaty. Z wprawą i dokładnością świadczącą o doświadczeniu.
Basia podeszła do lustra i sięgnęła po szczotkę. Powoli rozczesując włosy, spoglądała na odbijającą się w zwierciadle Cosette. Jej widok przyjemnie grzał serce… jej mężczyźni… musieli być szczęśliwcami. Mieli piękną i doświadczoną kobietę. Blondynka spokojnie czekała, aż ochmistrzyni jej pomoże z dużo bardziej złożonym strojem.
Po ubraniu się kobieta podeszła wpierw z halką i koszulą, którą Basia musiała włożyć pod suknię. W lustrze Basia dostrzegła lubieżny uśmieszek i wzrok Cosette wędrujący po jej nagim ciele. Uświadomiła sobie, że właśnie dołączyła do owych szczęśliwców. I coś jeszcze Basi przyszło do głowy… nie była z pewnością pierwszą niewiastą w ramionach ochmistrzyni.
Jedyne co mogła sprawić.. to być wyjątkową. Basia odłożyła szczotkę i uniosła dłonie by ochmistrzyni przesunęła jej przez głowę halkę i koszulę.
- Czy poprosisz by dostarczono mi listę gości? - Przypomniała ochmistrzyni rozmowę, od której to wszystko się zaczęło.
- Oczywiście.- odparła krótko kobieta założywszy te warstwy stroju na jej ciało i ruszyła po suknię.
- Coś.. jeszcze?- zapytała.
- Czy… jest coś co mogłoby mnie zainspirować… czym mogłabym się sugerować planując przemowę? - Basia śledziła ochmistrzynię w lustrze.
- Och… coś o wielkiej miłości do swojego męża mogłabyś powiedzieć, o szacunku dla niego… - zamyśliła się podnosząc suknię z podłogi. Szkoda że już ubrana. - I że będzie ci go brakować. Że jesteś mu wdzięczna za jego uczucie i smuci cię jego przedwczesne odejście.
Magnatka patrzyła na pośladki Cosette zarysowujące się pod suknią ochmistrzyni.
- Miał przyjaciół? Ktoś z dalszej rodziny się pojawi? - Chwyciła długie włosy i nawinęła je na dłoń by ułatwić założenie sukni.
- Na szczęście nie… dalsza rodzina nie pojawi się na stypie. I nie byli przyjaciółmi jaśnie pana, a są twoimi wrogami.- rzekła z przekąsem Cosette pomagając jej założyć suknię.
- A jest ktoś poza tobą i Michałem, kto nie jest moim wrogiem? - Basia przełożyła głowę wypuszczając złote pasma z dłoni i wsunęła ręce w ciasne rękawy.
- Wierz mi… wkrótce pojawi się bardzo wielu przyjaciół.- odparła z przekąsem Cosette nachylając się całując szyję młodej magnatki.- Jesteś śliczna i bogata… wyjątkowo apetyczny kąsek dla każdego mężczyzny.
Barbara westchnęła ciężko. Wydobywanie jakiejkolwiek wiedzy z Cosette, będzie ją bardzo dużo kosztowało, zarówno fizycznych pieszczot jak i cierpliwości.
- A prawdziwi przyjaciele? - Basia sięgnęła dłonią do całującej ją ochmistrzyni i przeczesała, nadal luźne pukle Francuski. - Czy też mój małżonek był samotnikiem nie wychylającym nosa ze swego zamczyska?
- Jego przyjaciele moja droga, nie muszą być twoimi. Ród Różyców jest przyjacielem Żmigrodzkich, bo macie wspólnych wrogów, więc możliwe że poprą cię ze względu na wspólne interesy. Te są ważne bowiem, gdy ktoś jest magnatem. Wpływy, plany, interesy… przyjaźnie są dla biednych.- mruknęła melancholijnie Cosette, po czym wyprostowała się biorąc się za czesanie włosów blondynki.
- Biedni też nie miewają przyjaciół. - Magnatka przymknęła oczy poddając się ruchom szczotki i dłoni Cosette. Uwielbiała gdy ją czesano.
- Oui… nie miewają.- odparła z uśmiechem Cosette i spojrzała w lustro.- Ale ty już masz… zajmiemy się tobą. Pan Michał i ja. Zaopiekujemy.
Basia nie odpowiedziała. Spodziewała się, że taka opieka miała mieć głównie na celu trzymanie je w złotej klatce. Nie pozostawało jej nic innego jak próbować się usamodzielnić.
 
Aiko jest offline  
Stary 05-05-2019, 22:58   #5
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację

Ochmistrzyni wróciła do komnaty Basi z długim pergaminem zapisanym rządkami nazwisk. Jedno pod drugim, starannym pismem.
-Oto przewidywani goście na stypę moja pani. Pewnie pojawi się ich więcej, ale tamci nie zostaną wpuszczeni do głównej sali, tylko będą przebywali w salach bocznych i na podwórzu raczyć się posiłkami.- wyjaśniła uprzejmie. Jej włosy nie wróciły do starannej fryzury. I teraz jej twarz okalała ta sama burza ciemnych loków, gdy obdarzała ją namiętnymi pocałunkami. I taką właśnie pieszczotą ją powitała.
Basia zajęła miejsce na szerokim parapecie okna i spoglądając na zewnątrz zastanawiała się jak ubrać w słowa swoją przemowę. Gdy Cosette podeszła do niej, zasłoniła okno ciężką zasłoną i odpowiedziała na pocałunek.
- Dziękuję. - Powiedziała z uśmiechem sięgając po listę i przyglądając się wypisanym na niej nazwiskom. Lubomirscy, Ligęzowie, Czarnieccy, Firleyowie, Łascy… same wielkopańskie rody. Imiona jednak nie mówiły Basi nic. Urodziła się szaraczkiem. Gdyby nie młodość i uroda pewnie nigdy nie znalazłaby się w miejscu w którym była obecnie.
Ochmistrzyni przysiadła z boku na krzesełku cierpliwie czekając aż skończy czytać. Basia spokojnie przesuwała palcem po liście starając się przypomnieć osoby przedstawiane jej na weselu. Większość z tych ludzi pewnie już widziała tylko w tamtym amoku… Tyle ważnych nazwisk. Ludzi, którzy nawet jeśli nie będą jej współczuć, to chcą pojawić się na pogrzebie. Ilu z nich już niebawem będzie aspirantami do jej ręki? Magnatka przyjrzała się jakie rody pojawią się najliczniej. Z zainteresowaniem szukała też nazwisk, których nie kojarzyła z rodami szlacheckimi. Czy ktoś taki w ogóle się pojawi?
Przeważały miejscowe rody: Kmitowie, Tarnowscy, Lubomirscy. Tych przedstawicieli rodów było najwięcej. Pozostałe rody magnackie wysyłały, z dwóch lub trzech przedstawicieli. Oczywiście należało doliczyć do nazwisk, żony i dzieci które z nimi przybędą. Te nie były wymieniane. Byli też różnoracy biskupi i... przedstawiciele zakonów wszelakiego rodzaju, których to zmarły małżonek musiał być donatorem.
Będzie musiała się rozeznać na co obecnie idą jej pieniądze… bo były jej prawda? Westchnęła ciężko i zwinęła listę po czym podała ją ochmistrzyni.
- Dużo ludzi… - Powiedziała cicho, ponownie spoglądając przez okno.
- Jesteś dla nich ciekawostką. Złotą kaczuszką w klatce. - odparła Cosette zwijając pergamin. - Nie martw się tym teraz, pan Michał wielokrotnie woził pisma od twego męża. Wie jak z szlachcicami postępować.
- Wiem… jedno takie przywiózł do mnie. - Mruknęła Basia i odrobinę nerwowo wygładziła materiał sukni.
- Zna ich i zdoła trzymać od ciebie z dala. Coś cię martwi?- zapytała ochmistrzyni.
Magnatka pokręciła głową. Co miała powiedzieć? Że nie chce być jedynie figurą?
Cosette jednakże nie dała się nabrać na to zachowanie i rzekła wprost.- Nie nauczono cię w klasztorze kłamać moja pani.
Basia zaśmiała się.
- Nauczono jednak czego mówić nie wypada. - Uśmiechnęła się do Francuzki.
- Nauczono córkę szaraczka… już ją nie jesteś.- oceniła ironicznie Cosette spoglądając na Basię.
- Nie chcę byście robili wszystko za mnie. - Powiedziała poważniejąc.
Ochmistrzyni słysząc to zaśmiała się głośno zasłaniając usta. - Myślisz że jaśnie państwo osobiście nadzoruje służbę, włości, żołdaków?
Spojrzała z politowaniem na blondynkę.- Otóż nie… od tego ma swoich zaufanych. Zresztą będziesz mogła coś czynić… a nawet wiele na stypie. Rozdawać uśmiechy na prawo i lewo, przyjmować kondolencję, wygłosić przemówienie. I… zerkać na co przystojniejszych szlachciców. Bądź szlachcianki.
- Mówiąc, że nie chcę byście wszystko za mnie robili nie miałam na myśli, że nagle wezmę na siebie wszystkie obowiązki. - Basia wzruszyła ramionami. Cosette chciała szczerości to ją miała. - Wątpię jednak, że moje funkcje winny ograniczać się do uśmiechów.
- Ależ oczywiście że nie. Wkrótce przyda ci się i miotła do wypędzania sprzed drzwi miłośników.- odparła ironicznie Francuska wstając i podchodząc do blondynki i nachyliła się ku jej obliczu wpatrując wprost w jej oczy.- Jakie więc plany masz jaśnie pani. Gdzie się widzisz ?
- Obecnie? - Basia przesunęła spojrzeniem po ciele Cosette. Tego, że widziała się w jej objęciach też nie powinna mówić, prawda? - W kaplicy, modląc się za duszę zmarłego męża. Powinnam choć odrobinę okazać, że dotyczy mnie ta żałoba.
- W prywatnej kaplicy, czy też kolejną mszę za duszę twojego męża mam zamówić.- wymruczała z drapieżnym uśmiechem Cosette, która dostrzegła jej spojrzenia. Pochyliła się i pocałowała usta blondynki namiętnie, wyraźnie rozkoszując się ich dotykiem.- Już ci mówiłam… kłamać nie umiesz.
- Po prostu udam się tam, gdzie obecnie jest jego ciało… chyba najeliście jakąś salę w przyziemiu? - Basia opuściła wzrok czując jak policzki zaczynają ją palić. - Będę musiała się tego nauczyć.
- Przebywa w kaplicy, na marach.- potwierdziła Cosette prostując się.- Przyślę służki, by cię zaprowadziły i… weź moja pani pod uwagę, że karmazyny i szaraczki, będą chciały podesłać ci swoje córki na dwórki.
- Ładne dziewczęta w towarzystwie to zawsze przyjemny dodatek. - Basia uśmiechnęła się i wstała z parapetu. Ostrożnie odgarnęła dłonią kosmyk z twarzy ochmistrzyni.
- Liczyć będą, że amanci których nie zaszczycisz zainteresowaniem, zwrócą na nie uwagę.- odparła z uśmiechem Cosette.- Więc pewnie będą starały się podkreślać swoją urodę. Będzie na czym oko zawiesić.
Palcem przesunęła po ustach szlachcianki.
-Będą miały ciężki orzech do zgryzienia. Bo naprawdę śliczny z ciebie słowiczek.
- A czemuż moja uroda ma budzić ich wątpliwości? - Basia rozchyliła wargi, poddając się pieszczotom ochmistrzyni.
- Będą z tobą konkurowały.- mruknęła ochmistrzyni muskając palcem języczek ukryty między miękkimi wargami blondynki. - Czy mam przyjść do ciebie moja pani, jak już skończysz modlitwę?
- T.. tak.. chyba będę wymagała pocieszenia. - Wyszeptała Basia czując palący ją rumieniec.
- Zadbam o to…- uśmiechnęła dwuznacznie Cosette.- … mój słowiczku.
- Dziękuję. - Magnatka opuściła głowę i ponownie poprawiła suknię. Miała nadzieję, że ciało Józefa na tyle uspokoi jej myśli, że naprawdę zastanowi się nad przemową na jego stypę.


Okryta kirem dębowa trumna stała na katafalku. Z czterech stron stały świeczniki z gromnicami. Portret trumienny, dopiero był zaznaczony na niej. Kaplica była mała i cicha, z Chrystusem konającym na krzyżu, za ołtarzem. Było cicho. Nikt się przed trumną nie modlił, choć czuć było zapach kadzidła w powietrzu. Było zimno. Białe ściany dodawały uczucia chłodu.
Basia weszła do środka wraz z dwiema młodymi służkami. Ładnymi. Doświadczenia z Cosette sprawiły, że zaczęła zwracać na te fakty uwagę.
Magnatka zajęła miejsce w przeznaczonym dla rodziny klęczniku. Na szczęście ochmistrzyni przezornie dała jej płaszcz. Skupiła spojrzenie na trumnie by nie myśleć o sposobach w jaki dwie towarzyszące jej kobiety mogłyby ją ogrzać.
Służki uklękły obok niej i również “pogrążyły” się w modlitwie zerkając ciekawsko na… w sumie wszystko co nie było bielonymi ścianami. Jaśnie Pan zapewne nie należał do osób umiłowanych przez lud i służbę. Pewnie nawet jej nie zauważał. Więc nic dziwnego, że jego śmierć nikogo z nich nie obeszła. Skoro była jaśnie pani, której obecność gwarantowała brak komplikacji w związku z jego zgonem.
Basia w ciszy starała się ułożyć w głowie przemowę. Na szczęście przywykła do podobnych miejsc w zakonie. Dormitorium dla kobiet, nie będących siostrami było niemal równie zimne i chyba mniej w nim było ciepłych tkanin niż w tej kaplicy. Do tego myśl o tym iż wróci do swej alkowy i zastanie tam Cosette przyjemnie ogrzewała jej ciało, pozwalając wytrwać na tyle długo, by ułożyć w głowie wiele… kłamliwych słów.
Służki miały mniej cierpliwości i wytrwałości, by wytrwać na modlitwie i uznawszy że ich pani całkiem zatonęła w modlitwie plotkowały szepcząc między sobą.
Magnatka gdy już czuła, że skończyła swą pracę, zaczęła się im z ciekawości przysłuchiwać. Interesowało ją czym też żyje jej dwór.
Na pewno nie śmiercią Józefa. Służki gadały cicho o woźnicy Wacławie i jego myciu koni dziś rano.
- Sama chciałabym, żeby mnie szorował z taką pasją.- wymruczała jedna z nich cicho. - Tak silnie i mocno…
-No…- druga służka zgodzila się z przyjacióką, ale zerkała też na Basię. Może bojąc się przyłapania przez młodą magnatkę.
Magnatka nadal miała półprzymknięte oczy. Ciekawe jak wyglądał ten cały Wacław… pewnie był tylko jednym z wielu stajennych Józefa… jej stajennych.
- Cały nagi… no prawie… ale z mokrymi spodniami… można nawet było dojrzeć jego…- szeptała jedna, podczas gdy druga znudzona modlitwą służka uciszała ją.- Ciii… nie przy zmarłym…
- A co jego to obchodzi. Wyobracał jaśnie pannę przed zgonem. Też nie zszedł cnotliwie. A więc Wacław i jego szerokie bary w które chciałoby się wtulić.- mruczała, podczas gdy druga dodała trwożliwie.- Czterdzieści cztery dni zmarli krążą po zgonie…
- Bzdura. Tylko do pogrzebu.- odparła pierwsza.
Basia poruszyła zmarzniętymi ramionami dając, służkom czas na to by zamilkły.
Co uciszyło je od razu. Magnatka podniosła się i ruszyła w kierunku wyjścia, nie obdarzając kobiet spojrzeniem. Głównie dlatego, że czuła rumieniec na swej twarzy, który wypłynął gdy tylko wyobraziła sobie mokre męskie ciało.
Te na szczęście opuściły wzrok wstając i nie mogły tej zmiany na jej obliczu dostrzec.
Grzecznie czekały na jej polecenia.
- Przejdziemy się, potrzebuję zaczerpnąć powietrza. - Basia wypowiedziała słowa dosyć cicho, ale w pomieszczeniu nie było nic co mogłoby je zagłuszyć. Wiedziała, że nie powinna się oddalać by nie narażać się na kontakty z adoratorami i innymi, pragnącymi jej pieniędzy. Tak bardzo jednak kusiło ją teraz by udać się w okolice stajni.
- Tak pani…- służki podążały za szlachcianką, przed którą to służba rozstępowywała się na boki. Magnatka szła przez mały dziedziniec do niedużej stajni ciekawa kim jest… ojej…
Zamarła na widok tego mężczyzny, wysokiego o szerokich barkach, długich włosach i twardo zarysowanej szczęce. To musiał być Wacław.

[MEDIA]http://cdn1.stopklatka.pl/dat/movie/0000000076/0000076497/113652515.jpg[/MEDIA]

Szkoda, że już ubrany… i suchy.
Basia cieszyła się, że zasłoniła twarz woalem. Nawet nie potrafiła sobie wyobrazić jak to jest być pochwyconą przez kogoś tak… tak umięśnionego. Nie dziwo, że służki tak o nim rozprawiały.
- Panienka życzy sobie wyruszyć w miasto?- zapytał Wacław kłaniając się nisko.
- Niestety… - Basia zawahała się. Nie powinna wyruszać bez obstawy. Nie chciała robić kłopotów Michałowi i Cosette. - Widok koni mnie odpręża. - Dodała cicho, nie chcąc zdradzać dla jakiego widoku tu przyszła.
- To akurat są konie do wozu, mocarna i ciężkie. Silne… ale gdzie im do smukłych arabów.- mężczyzna wskazał wałachy odpoczywające w boksach, a magnatka spojrzała na jego… obszar pośladków. Spodnie nosił dość napięte w tym obszarze.
- Silne… - Wyszeptała nieco skołowana, z cały sił starając się skupić uwagę na czymś innym niż umięśnione ciało stajennego.
- Prawdziwe bestie. Pociągną karocę bez problemu.- zgodził się z nią Wacław nieświadom jej spojrzenia. A służki korzystały z braku uwagi szepcząc między sobą.
- Chciałbym żeby… i mnie oporządził z taką czułością jak te konie.- szeptała jedna.
- A jakby wziął w ramionach jaśnie panią, to było takie romantyczne- odparła rozmarzonym głosem druga.
- Oj co ty tak…- syknęła pierwsza cicho. A druga zawstydzona dodała.- Bo to tak smutne, owdowieć w noc poślubną.
Basia z całych sił starała się im nie przysłuchiwać… gdyby wiedziały o tym, że nawet nie skonsumowała tej nocy poślubnej…
- Radzisz sobie z tymi końmi? - Jej wzrok przesunął się po boksach, starając się oszacować liczbę zwierząt. Było ich tu dziesięć, dużych i pięknych. Mocarnych.
- Wymagają trochę czułości. - odparł z uśmiechem Wacław nieświadom zainteresowania jakie wzbudzał.
- Który to twój ulubieniec? - Magnatka także spróbowała się uśmiechnąć.
- Tamten… - wskazał dużego konia o kasztanowej maści z białą strzałką na czole. - Hegemon. Bo największy i najsilniejszy.
Podszedł do niego i pogłaskał po pysku.
Basia podeszła do zwierzęcia i przyjrzała mu się. Chyba… towarzystwo zwierząt naprawde ją odprężało. Odsłoniła twarz i uśmiechnęła się do Hegemona.
- Jest wobec tego podobny do ciebie. - Powiedziała nieco rozbawionym głosem.
- Może.. ale ja nie jestem wykastrowany.- zaśmiał się Wacław, a potem stropił dodając.- Wybacz panienko ten żart.
Magnatka zaśmiała się, zakrywając usta dłonią.
- Bardzo wobec się tego cieszę. Szkoda by było gdyby kastrowano tak życzliwych ludzi. - Uśmiechnęła się do Wacława. - Nie będę odrywać cię od twoich obowiązków.
Wacław odetchnął z ulgą i skłonił się z uśmiechem.
Basia osłoniła twarz i wycofała się ze stajni. Chciała wrócić do swojej sypialni i dać Cosette się pocieszyć.
Służki czekały przed stajnią szeptając między sobą i zauważywszy jej pośpiech, dygnęły nerwowo czekając na polecenia.
- Wracam do pokoju. - Powiedziała cicho do kobiet. - Niech któraś podskoczy do kuchni i poprosi by przygotowano mi coś do jedzenia.
- Tak pani.- odparły służki.
 
Aiko jest offline  
Stary 05-05-2019, 23:06   #6
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację

Ochmistrzyni już czekała w jej komnatach, poprawiając kwiaty. Na stoliku obok niej stała karafka z winem. Nie zauważyła jak Basia wchodzi. A może tylko udawała?
Basia odprawiła służkę i podeszła do Cosette, odsłaniając po drodze twarz.
- I jak czuwanie przy trumnie?- zapytała Cosetta prostując się i uśmiechając ciepło.
- Owocne. - Basia odpowiedziała na uśmiech. - Służki to potworne gaduły.
- A co takiego gadały? -zapytała Franuzka.
- Opowiadały o stajennym. - Magnatka przesunęła palcami po jednym z kielichów.
- No tak. Są młode i ciekawskie.- odparła z uśmiechem Cosette, a jej dłonie sięgnęły do sukni magnatki, delikatnie ściskając pośladki Basi przez materiał.
- Obejrzałam go sobie… - Wyszeptała blondynka opierając się o stół.
- Też jesteś młoda i ciekawska.- zaśmiała się Cosette mocniej masując pochwycone dłońmi krągłości. Choć nadal przez ciężką suknię.
- Jest… bardzo umięśniony… - Basia aż wypięła się w kierunku ochmistrzyni.
- Ach… to już wiem kto…- zaśmiała się Cosette bezczelnie podwijając suknię szlachcianki i halkę i koszulinę. Zacisnęła dłonie na jej nagiej pupie masując je leniwie. - Wacław tak?
- T..tak… jest miły. - Magnatka jęknęła zaciskając dłonie na blacie stołu.
- Miły… - mruknęła Cosette ściskając pośladki dziewczyny, kucnęła i przesunęła językiem po jej pupie.- … i to jest w nim interesujące?
- P.. pośladki… szerokie ramiona… - Basia zaczęła drżeć intensywnie, nie walczyła jednak z ochmistrzynią. Była ciekawa co też takiego uczyni jej Cosette.
-Och… doprawdy… tak mu się z ciekawością przyglądałaś?- delikatny ciepły język wodził po pupie magnatki, czasami przesuwając się pomiędzy nimi. Dłonie ochmistrzyni ugniatały krągłości pupy leniwie i stanowczo zarazem.
- Przez… przez służki. - Blondynka opadła piersiami na blat stolika.
- Przez służki?- Cosette zaśmiała się i sięgnęła palcami między uda Basi powoli muskając wrażliwy obszar kochanki, swoimi zgrabnymi palcami. Powoli i prowokująco.
- Opowiadały.. że był mokry… - Blondynka przestawała myśleć. Czuła jak jej ciało poddaje się pieszczotom, jak dzięki sprawnym palcom ochmistrzyni pędzi w stronę kolejnego szczytu.
- Doprawdy? Strasznie dużo plotkują….- zamruczała Cosette całując pośladki leżącej na stoliku blondynki sięgając palcami głębiej… rozpalając dotykiem podbrzusze magnatki.
Basia nie odpowiedziała. Była w stanie jedynie pojękiwać coraz głośniej by po chwili obwieścić swojej spełnienie, cichym okrzykiem.
- Ładnie to tak wystawiać gołą pupę?- zażartowała Cosette lekko uderzając w pośladek dziewczyny, który zadrżał lekko. Nie był to tak mocny cios, jak mogłaby się Basia spodziewać. U sióstr otrzymywała mocniejsze razy (co prawda tylko wtedy gdy naprawdę nabroiła), za to niespodziewany.
Magnatka wydała z siebie kolejny zdławiony okrzyk.
- To… ty ją odsłoniłaś. - Wyszeptała w blat stołu.
- A jakby teraz ktoś nas zobaczył. Wacław, albo te służki?- zamruczała Cosette muskając lekko zaczerwienioną skórę językiem.
- To.. powiedziałabym, że się tam ukułam? - Zaproponowała niepewnie Basia.
- A ja bym powiedziała… że pani oczekuje jego pieszczoty… może tu.- droczyła się Cosette, sięgnęła między uda Basi i potarła palcem jej dziewiczy wciąż zakątek.
- N.. nie… tak nie można… - Magnatka ponownie zacisnęła na blacie palce, które ledwo co udało się jej poluzować.
- Tak nie wypada. To bezwstydne… tak jak goła pupa jaśnie pani wypięta ku drzwiom.- zaśmiała cicho Cosette i cmoknęła pośladek.- Więc chcesz mężczyzny mój słowiczku?
- W.. wiesz, że tak. - Basia spróbowała się unieść, ale jej nogi okazały się nagle bardzo niestabilne.
-Hmm… jakby to. Może wieczorem. Po stypie. Ale na moich zasadach mój słowiczku.- mruknęła dając kolejnego klapsa.- No wstań, chodźmy się rozebrać. I zajmę się wtedy tobą mój słowiczku.
- Zaraz… jedna ze służek przyniesie jakieś jedzenie. - Magnatka uniosła się na dłoniach.
- I zobaczy twoją nagą pupę. Ciekawe która.- mruknęła Cosette przesuwając palcem pomiędzy pośladkami. - Wiem że nie wszystkie patrzą ciekawym okiem na urodziwych mężczyzn. Sama znalazłam i wybrałam do służby parę dziewcząt, które wodzą za mną wzrokiem pełnym zainteresowania. To ekscytująca świadomość, moja pani.
Basia podniosła się gwałtownie tak, że suknia zasłoniła jej wdzięki.
- Ja… dużo? Dużo takich dziewcząt wzięłaś na służbę? - magnatka wyraźnie się zaniepokoiła. Kąpała się przy tych kobietach!
- Trzy… ale nie powiem które. - droczyła się Cosette nalewając wina z karafki do srebrnych kielichów.
Magnatka prychnęła i przyjęła podany kielich. Upiła z niego nieco wina. Mocnego węgierskiego tokaja, co było… rozgrzewające na żołądek, upajające umysł, ale też i budziło zdziwienie. Czyż Cosette nie powinna preferować francuskich win? Najwyraźniej nie, skoro te piła z wyraźną przyjemnością. - Mogę tylko zdradzić, że są ładne.
Mierna podpowiedź. Cosette dobierała służbę także pod kątem urody!
- Dobrze.. odrzucę wszystkie brzydkie przedstawicielki mojej służby. - Basia pozwoliła by w jej głosie pojawiła się ironia. Zajęła miejsce w jednym z krzeseł czekając aż służąca przyniesie jedzenie. Czuła jak alkohol rozgrzewa jej pusty żołądek.
- Och rozchmurz się. Nie pochlebia ci myśl, że ktoś marzy o tobie w ukryciu?- zapytała ironicznie Cosette popijając ze swojego kielicha. Wkrótce drzwi się otworzyły i powoli weszła przez nie młoda pokojówka niosąc tacę z smażonym szczupakiem natartym szafranem. Coś czego Basia przed ślubem nie potrafiła sobie wyobrazić, nie mówiąc o skosztowaniu. A teraz posilała się nim często. Jakże łatwo można było wejść w skórę magnatki.
- Tak długo jak jedynie marzy… jest to całkiem przyjemne. - Basia urwała palcami kawałek ryby i zjadła go ze smakiem.
- Och… zwykła służka nie ośmieli się napadać wielkiej pani. O to nie musisz się martwić.- odparła ochmistrzyni również dołączając się do posiłku.
- A więc masz mnie dla siebie. - Magnatka popiła rybę winem. - Pyszne. - Skomplementowała wybór Francuzki.
- Och… moja pani niech lepiej uważa ze słowami.- zachichotała z drapieżnym uśmiechem.- Kto wie co z nich później wyniknie.
- Wspólna noc? Czyż nie takie mamy plany? - Basia uśmiechnęła się do ochmistrzyni. Teraz gdy starsza kobieta jej nie dotykała, nie kusiła wdziękami, łatwo było rozmawiać.. gdyby tylko miała tyle pewności gdy nadejdzie noc…
- I popołudnie? Czyż nie po to tu jestem?- zamruczała zmysłowo Cosette wpatrując się wprost w oczy blondynki.
- T.. to prawda… - Pewność siebie Basi zaczęła topnieć niczym śnieg na wiosnę. Spojrzenie Francuzki, zdawało się widzieć ją na wylot… jakby wiedziała o wszystkich pragnieniach magnatki.
Cosette wstała od stołu i przybliżyła się do szlachcianki. Usiadła na stole i pochyliła się ku niej. Dekolt ochmistrzyni znalazł się kusząco przed oczami Basi. Ona zaś ujęła podbródek dziewczyny i nachyliła się całując jej usta delikatnie. Magnatka zawahała się, ale już po chwili odpowiadała z entuzjazmem na pocałunek kochanki. Tak łatwo było przywyknąć do tego, rozsmakować się jak w tokaju. Całując się z ochmistrzynią, szlachcianka czuła jak dłoń kochanicy dłoń błądzi po jej biuście, ugniatając krągłości zachłannie. Bo tym przecie Cosette była, prawda? Jej kochanką.
Basia sięgnęła do piersi ochmistrzyni i ścisnęła je ostrożnie nie przerywając pocałunku. Czuła jak z każdą chwilą ciało rozgrzewa się coraz bardziej. Jak ubranie zaczyna przeszkadzać, a upięte ciasno włosy cisną.
- Jakże śmiało sobie poczynasz mój słowiczku. Gdzie się podziało to nieśmiałe dziewczątko? - wymruczała Francuzka, nachylając się by ustami muskać ucho kochanki podczas szeptu. Pozwalała jasnowłosej badać swój biust, sama również nie szczędząc kochance takich pieszczot.
- Ja… - Basia puściła piersi ochmistrzyni. Czy postępowała źle? Wydawało się jej, że Cosette sprawia to przyjemność.
- Jesteś urocza, gdy się rumienisz. - odparła kobiety prostując się. Niespiesznie i beztrosko zabrała się za rozwiązywanie tasiemek swojej sukni, a następnie rozchyliła gorset i koszulę, by oczom Basi ukazać swoje krągłe piersi w pełnej nagiej krasie.
- No i? Co chcesz z nimi zrobić mój słowiczku. - mruknęła zaczepnie z łobuzerskim uśmiechem.
Basia pochyliła się i niepewnie pocałowała jedną z krągłości. Były takie ciepłe… takie delikatne. Kusiło by ukryć między nimi swoją twarz. Magnatka ostrożnie przesunęła policzkiem po gładkiej skórze biustu ochmistrzyni.
- Śmiało… odsłoniłam je dla ciebie. - szepnęła rozpalonym pieszczotą głosem ochmistrzyni. Naparła biustem na twarz młodej magnatki. - Zrób to co pragniesz poczuć na swoich gołębich piersiach.
Basia zaczęła obsypywać biust kochanki delikatnymi pocałunkami. Wyobrażała sobie usta Cosette dotykające jej własnej skóry i pomału zatracała się w tych wyobrażeniach. Sunęła językiem po rozpalonym ciele ochmistrzyni by na koniec pochwycić wargami jeden ze szczytów i possać go namiętnie.
- Coraz lepiej ci to idzie. - sapnęła zaskoczona zapałem Basi Francuzka wypinając dumnie biust co by ułatwić zadanie swojej kochanicy. Sama lekko docisnęła głowę szlachcianki do swoich piersi i pomrukiwała zadowolona. Jej miękkie krągłości drżały i unosiły się w szybkim oddechu.
Magnatka przytaknęła ruchem głowy. Cieszyła się… cieszyła się, że udało się jej sprawić przyjemność Cosette. Ujęła w dłoń drugą pierś i zaczęła ją ugniatać by nie czuła się zapomniania.
-Zdecydowanie… jesteś bardzo poję...tną…- Cosette coraz trudniej było zapanować na swoim głosem, pożądaniem, nad samą sobę. Oddychała ciężko, jej piersi drżały, z jej ust wyrywały się ciche jęki.-... ucz...uczeen..nnicą.
Basia puściła atakowaną pierś i przywarła do drugiej by i jej posmakować. Przytulanie warg do ciepłego ciała było odprężające, pozwalało pozostawić wszelkie troski gdzieś w tyle. Były tylko wargi… język… i ta miękka krągłość w ich zasięgu.
Czego jeszcze mogła pragnąć ochmistrzyni? Niby… pokazała jej… na łożu. Czyżby naprawdę chciała by wzięto ją tak… agresywnie? Basia niepewnie sięgnęła wolną dłonią pod suknię Cosette i zaczęła sunąć nią ku górze.
-Och… naprawdę.. chcesz.. tam sięgnąć.- mruknęła Francuzka czując ciekawskie palce jasnowłosej wędrujące po jej pończoszce… niewątpliwie importowanej z jej rodzinnych stron. Nieco rozchyliła uda ułatwiając szlachciance dotarcie do celu.
Magnatka przytaknęła ruchem głowy nie chcąc przerywać pieszczot i powoli dotarła do poszukiwanego miejsca. Już gorąc zwiastował, że jest blisko. Wilgoć, że jest u celu. Zanurzyła palce w miękkim wnętrzu.
- O tak… ostrożnie na początku… delikatnie.- ochmistrzyni instruowała ją delikatnie dociskając twarz kochanki do swojego odsłoniętego biustu. Basia miałą wrażenie, że jej palce są połykane przez lubieżne i ciepłe usta… pulsujące pożądaniem i żarem.
Szlachcianka ostrożnie wykonywała instrukcje. To było niesamowite… czy… czy też była taka w środku?
- Tak… tak… poruszaj, głębiej… możesz mocniej.- pojękiwała rozpalona pożądaniem Cosette i przygryzając wargę dyszała.- Och… mój słowiczku… jeszcze troszeczkę.
Jej ciało wręcz zaciskało się na zwinnych intruzach, jej piersi drżały, a z ust wyszedł przeciągły jęk świadczący o nagłym błysku ekstazy.- Taaaak… słowiczku.
Basia nie była pewna co ma robić więc jedynie zwolniła ruchy palców. Odchyliła nieśmiało głowę by przyjrzeć się ochmistrzyni.
- To było cudowne…- mruknęła Cosette nachylając się i całując usta jasnowłosej, zachłannie i zaborczo. Jej języczek muskał rozchylone wargi Basieńki.
Blondynka ucieszyła się szczerze i z entuzjazmem odpowiedziała na pocałunek, pomału wysuwając palce z ciała kochanki.
- Mhmm… i co teraz mój słowiczku?- zapytała Cosette leniwie i zmysłowo przeciągając się na stoliku.
Basia zarumieniła się i opuściła wzrok. Spoglądała na swoje mokre, od soków ochmistrzyni, palce.
- Ja… czy… - Cosette oblizała swoje palce ostatnio. Czy to smaczne? - Czy ty… - niepewnie podniosła palce do ust zapominając… lub nawet bardziej nie chcąc wymawiać na głos swych pragnień. Pomału oblizała palce… to… było dziwne ale nie nieprzyjemne.
- Czy ja co ?- zapytała zaciekawiona ochmistrzyni.
Basia niespiesznie oblizała palce, odwlekając chwilę, w której powinna się odezwać.
- Czy zrobisz dla mnie.. to samo? - Spytała niepewnie zerkając na Cosette.
- Tylko jeśli pozbędziesz się swojego stroju Basiu.- wymruczała lubieżnie ochmistrzyni zsuwając się ze stołu i podając magnatce dłoń.
Blondynka skorzystała z pomocy wstając z krzesła. Niepewnie zerknęła w dół na wiązanie swojego gorsetu i drżącymi dłońmi zaczęła je luzować.
Nie przeszkadzając Basi w działaniach Cosette zaprowadziła magnatkę do sypialni i zamknęła za nimi drzwi.
Basia opuściła gorset i zabrała się za sznurowanie sukni, przysłuchując się jak za jej plecami Francuzka przekręca klucz w zamku.
Cosette podeszła do niej od tyłu, jej dłonie wodziły po pośladkach a usta muskały szyję młodej magnatki. Nie pomagała jednak w rozbieraniu.
Ciężki materiał zaczął zsuwać się z ramion i magnatka pozwoliła mu na to. Po chwili suknia uderzyła o zasłaną dywanami podłogę. Pozostała tylko koszula… Basia czuła już dreszcze od delikatnych pocałunków ochmistrzyni. Czy Cosette naprawdę będzie ją całowała… Drżącymi dłońmi rozwiązała jedną kokardkę uniemożliwiającą zdjęcie koszuli i powoli ściągnęła ją przez głowę.
Palce ochmistrzyni powiodły po brzuchu dziewczyny łaskocząc skórę. Piersi, te nagie ochmistrzyni, ocierały się o plecy dziewczyny. Przytulona Francuzka muskała szyję delikatnym dotykiem ust.
Basia zadrżała od tego dotyku. Czuła chłód owiewający rozpalone ciało i choć odrobinę je kojący.
- Czy… czy teraz? - Spróbowała wydusić z siebie słowa.
- Czy teraz… co?- język ochmistrzyni przesunął się po szyi, dłoń sięgnęła wyżej chwytając za krągłą pierś i ściskając ją. Palce drugiej dłoni badały intymny zakątek wywołując rozkosz przechodzącą piorunem przez ciało szlachcianki.
Blondynka była w stanie tylko cicho pojękiwać, opierając się plecami o dwie gorące krągłości Cosette.
- Jesteś urocza…- palce zanurkowały głębiej poruszając się sprawnie w jej intymny zakątku. Powolne acz silne ruchy, także dłoń kobiety mocniej zaczęła masować i ugniatać pochwyconą krągłość. - Przyjemnie.
- Tak… tak… - Basia była w szoku, że jej głos przerodził się w pomruk… tak podobny do tego, który słyszała czasem u Cosette. Czy.. czy to było normalne?
Ruchy palców rozpalały ciało Basi które odruchowo wiło się w objęciach ochmistrzyni, coraz bardziej drżąc. Jeszcze kilka ruchów palców, jeszcze kilka muśnięć... Basia wygięła się w łuk drżąc od nadmiaru doznań.
Krzyknęła głośno dochodząc w ramionach ochmistrzyni.
- Jesteś taka słodka mój słowiczku.- szeptała jej do ucha Cosette trzymając w ramionach drżące ciało Basi.
Magnatka obróciła się i przytuliła się mocno do starszej kobiety, wtulając swoje piersi w jej. Potrzebowała ciepła… pewności siebie Cosette.
- Och… nie kuś mój słowiczku.- wymruczała Francuzka tuląc do siebie młodą kochankę i wodząc palcami po jej pośladkach.
Basia zadarła głowę spoglądając w twarz ochmistrzyni.
- Czym cię kuszę Cosette? - Spytała równie podniecona co ciekawa.
- Jesteś śliczną niewinną dziewczyną, o pięknym ciele. A ja lubię piękno, widzieć, dotykać, smakować.- wymruczała kobieta mocniej ściskając pośladki szlachcianki.
- Ale ja.. ja nie bronię ci mnie dotykać. - Wyszeptała niepewnie Basia opuszczając wzrok.
- Mój słowiczku… młoda jesteś, wszystko przed tobą. - mruknęła czułym głosem Cosette.
Basia niezbyt zrozumiała, ale przytaknęła ruchem głowy. Co jeszcze było przed nią? Czy… czy naprawde była młoda? Jeszcze niedawno mówiono, że jest starą panną, że nikt już jej nie zechce. Wtuliła się ponownie w ochmistrzynię ciesząc się jej ciepłem.
- Lubisz się tulić, co mój słowiczku?- mruczała czule ochmistrzyni wodząc palcami po jej nagich pośladkach.
- T.. to bardzo miłe. - Wymruczała Basia wprost w obojczyk Cosette czując jak policzki zaczynają ją palić. Może rzeczywiście była dziecinna? Kiedy ostatnio mogła tak się do kogoś przytulić? Nago… chyba nigdy… może do piersi matki.
- Tylko miłe?- mruknęła Cosette zaciskając dłonie na pośladkach Basi i ugniatając je niczym ciasto w dzieży.
- Podniecające… - Wyszeptała cicho magnatka nie chcąc odrywać czoła od ciała ochmistrzyni. - Można by… się w tym zatracić.
-Och nawet nie wiesz jak bardzo.- odparła z uśmiechem ochmistrzyni coś chyba wspominając.
Basia podniosła wzrok zaciekawiona.
- Czy… opowiedziałabyś? - Wyszeptała niepewnie.
- Może… w wygodniejszej pozycji.- odparła z uśmiechem Cosette.
- Łóżko? - Basia sięgnęła do ubrania ochmistrzyni i zaczęła ją uwalniać z tego, czego tamtej nie udało się jeszcze zsunąć. - Położymy się razem?
- Teraz?- odparła z uśmiechem Cosette prowadząc młodą magnatkę do łoża.
- Jeszcze chwila do stypy, prawda? - Blondynka chętnie usiadła na miękki łożu i zabrała się za uwalnianie swoich włosów z okowów siateczki.
- Jeszcze trochę czasu jest.- ochmistrzyni zabrała się za uwalnianie stóp dziewczyny od trzewików.- Wiesz już co powiesz na niej? My będziemy w pobliżu, ale poradzić będziesz musiała sobie sama.
- Tak. - Basia odłożyła na bok siateczkę i szpilki do włosów i puściła luzem długie blond pasma. - Ułożyłam sobie wszystko podczas wizyty w kaplicy tylko… boję się czy nie zabraknie mi głosu.
- Doprawdy?- dłonie kobiety oparły się na udach Basi, rozchyliły nogi władczo. Cosette pochyliła się i musnęła namiętnie językiem intymny obszar jasnowłosej.
Magnatka jęknęła głośno.
- Czy.. czy nie miałaś mi opowiedzieć? - Wyszeptała, nerwowo zerkając na Francuzkę.
- A czy jesteś gotowa słuchać? O tym co robiłam z dwiema służkami, wiedząc że pewien arystokrata przygląda mi się ukryty za parawanem? O tym jak bardzo zepsuta i wyuzdana potrafi być francuska arystokracja?- zamruczał Cosette muskając ustami podbrzusze kochanki.
Basia zamilkła. Czuła jak z każdym pocałunkiem jej ciało przechodzi fala dreszczy. To.. to brzmiało bardzo wyuzdanie, ale była ciekawa.
- T..tak… chciałabym wiedzieć. - Powiedziała z trudem.
- Chciałabyś wiedzieć ?- zachichotała Cosette przesuwając językiem po udzie dziewczyny. - Więc… służyłam wtedy hrabiemu… Nazwijmy go L. Był dość stary, ale jeszcze przystojny. Uważał się za wielbiciela kobiecego ciała, acz zaczynał mieć problemy z uniesieniem mieczyka. Potrzebował coraz silniejszych impulsów. I ja miałam spełnić rolę afrodyzjaka, więc spotkałam się z Sophie i Antoinette. Były urocze i wiedziały co je czeka. I to je rozpraszało. Objęłam je obie i całowałam czule po szyi i dekoltach sukni. Były takie delikatnie nieśmiałe z początku. Niemniej wkrótce, gdy pieściłam usta Antoinette moim pocałunkiem, czułam język Sophie wodzący po moim szyi i dekolcie.
- I… i on patrzył? Ten hrabia? - Basia miała problem ze skupieniem się. Przy każdym niemal słowie czuła na swym ciele gorący oddech ochmistrzyni.
- Oczywiście… widziałam jak patrzy pożądliwie, gdy służki nieśmiało sięgały do wstążek mojego gorsetu… rozwiązywały je.. sięgały do pączków moich piersi. Wtedy jeszcze były mniejsze.- mrucza ustami muskając kobiecość ciekawskiej magnatki. - Jak pieściłam ustami twardy kamyczek zobiący pierś Sophie pod kolorowym kubraczkiem. Bogactwo… pozwala być ekstrawaganckim.
Basia zaczęła pojękiwać od działań ochmistrzyni. Miała tyle pytań. Co było dalej… co zrobił ten hrabia… jak Cosette trafiła do Józefa? Ale czy były istotne gdy Fancuzka ją pieściła?
Palce kobiety zanurzyły się w kobiecości szlachcianki badawczo pieszcząc czule miękki kielich kwiatuszka. Usta i język zajęły się twardym i wrażliwym punkcikiem wywołując kolejną falę intensywnych doznań pulsujących wręcz żarem i rozkoszą. Ochmistrzyni z pasją i wyraźną znajomością tematu zajmowała się czule ciałem swojej pani.
Magnatka wiła się na pościeli, czując jak rozkosz przejmuje kontrolę nad jej ciałem. Cosette… mogła zrobić z nią wszystko. Wystarczyło kilka ruchów palców, parę pocałunków i po chwili Basia znów oznajmiła swój szczyt cichym okrzykiem.
Ochmistrzyni spojrzała łobuzersko z pomiędzy jej rozchylonych bezwstydnie ud.
- Waćpanna wielce namiętną jest osóbką.
- Przez… przez ciebie. - Mruknęła Basia, unosząc się na przedramionach i spoglądając na Cosette.
- Przeze mnie?- odparła ze zdziwieniem Francuzka.- Jakimże to cudem niby?
- Ja… ja nawet nie znałam tego wszystkiego… wszystko co robisz sprawia, że chcę więcej. - Magnatka zarumieniła się i opuściła wzrok. - Tamten pocałunek… twój dotyk… Sprawiasz, że nie potrafię myśleć o niczym innym.
- To akurat jest twoja natura. - mruknęła Cosette wstając i siadając obok na łóżku.- Z mężem… kolejnym pewnie mogłabyś się rozsmakować w rozpuście.
Założyła nogę na nogę.- W klasztorze pewnie haftowałaś zapewne. Możesz do tego wrócić.
- Nie byłam… dość bogata… uprawiałam ogród. - Mruknęła cicho Basia i obróciła się układając głowę na udach ochmistrzyni. - Powinnam.. znaleźć sobie męża?
- Jako młoda bogata wdowa… możesz sobie znaleźć męża nie dbając o majątek i pochodzenie. Będzie to skandal jeśli ów herbowy będzie ubogi, ale… kto bogatej zabroni? - stwierdziła głaszcząc blondynkę po włosach.
Basia przytaknęła.
- Kim… kim był twój mąż? - Spytała zerkając na Cosette.
- Pończosznikiem, właścicielem własnego warsztatu i kamienicy. I niestety…- potarła się po policzku. - Bardzo miłym… na trzeźwo. Zdecydowanie mniej miłym po pijaku. I… cóż… lubił coraz więcej pić.
- Więc jak trafiłaś do tego hrabiego… tego L.? - Basia sięgnęła dłonią do twarzy ochmistrzyni i także potarła jej policzek. - Jak trafiłaś do Józefa?
- Och… moja droga. To bardzo długa opowieść. Tak jak droga z Burgundii do Rzeczpospolitej. Co do L., to zauważył mnie i mu się spodobałam.- stwierdziła z ironicznym uśmieszkiem.- I kupił mnie od męża za całkiem sporą sumkę, oczywiście… nie tyle kupił, co zapłacił mu, bym mogła z pojechać z L. i zostać jego nałożnicą i służką. Dla mnie szarmancki, nawet jeśli podstarzały, szlachcic był lepszym wyborem do rozkładania nóg niż mój mąż. Potem się okazało co prawda, że L. traci władzę między nogami i w desperacji imał się różnych pomysłów. Ale po przełamaniu pierwszego wstydu… zrozumiałam, że niewiasty są dla mnie równie źródłem dużym przyjemności co młodzieńcy.
- I sypiałaś z tymi Sophie? I Antoinette? Tak jak teraz ze mną? - Basia rozumiała taki układ. Ona sama sprzedała się za spłatę długów ojca i to mężczyźnie przed którym wcale nie chciała “rozkładać nóg”.
- Też… i robiłam kilka innych rzeczy. - wzruszyła ramionami Cosette i opierając się rękami na łożu spojrzałam w górę.- Nie miałam złudzeń co mnie czeka odchodząc od męża do starego satyra. Byłam gotowa na to poświęcenie. Niemniej… okazało się, że przyszło mi czynić jeszcze wiele innych rzeczy… wyuzdanych i lubieżnych. Ale przy L. nauczyłam się zajmowania domem możnych państwa, etykiety i wielu innych umiejętności.
- I wspaniale sobie radzisz. - Basia przymknęła oczy. - Chyba powinnam być mu odrobinę wdzięczna.
- Ja byłam mu wdzięczna. Może był trochę ekscentryczny, ale mogłam trafić o wiele gorzej. No i byłam wolna od męża.- odparła z uśmiechem ochmistrzyni.
- A jaki był Józef? - Magnatka wtuliła się w udo Cosette i delikatnie wodziła po nim palcami.
- Zamknięty w sobie. Nie znałam go tak dobrze jak pan Michał. I nie trafiłam na ten dwór w roli jakiej pragnął L. - zaczęła wyjaśniać kobieta rozkoszując się dotykiem palców dziewczyny. - Lepiej poznałam jego syna, bardzo namiętny i bardzo porywczy i bardzo dumny. Sam Józef był zajęty doglądaniem majątku i sprawami rodowymi w których mnie wtajemniczać nie raczył. Był wierny żonie, która chorowała i umarła dwa lata po moim przybyciu. I pewnie nie ożeniłby się ponownie, gdyby jego syn nie zginął.
- Jak miał na imię ten syn? Jak zginął? - Palce Basi zaczęły wędrować wzdłuż pachwin ochmistrzyni. To było takie przyjemne móc kogoś dotknąć. Czy będzie mogła to robić gdy znajdzie sobie męża? Czy naprawdę chciała go mieć? Pytania nie dawały jej spokoju i cieszyła się, że Cosette swym ciałem, skutecznie odciąga niepokojące myśli.
- Jan i… jak wielu młodych szlachciców zginął, gdzieś w boju.- westchnęła melancholijnie kobieta.- Józefa ta wieść załamała.
- Ciebie nie? Byliście kochankami, prawda? - Basia zaczęła się bawić intymnymi włoskami swojej ochmistrzyni.
- Och… nie… byłam jego kochanicą. Młodzi magnaci, zwłaszcza ci przystojni i bardzo bogaci, często mają kilka takich kochanek… wśród wieśniaczek i mieszczek i służby.- zaśmiała się Cosette i wymruczała zmysłowo. - Och… zapewniał mnie, że kocha, ale mu nie wierzyłam. Obdarowywał podarunkami, ale wiedziałam że nie tylko mnie na zamku. A co najgorsze nie zostawił po sobie żadnego potomka, nawet bękarta którego Józef mógłby uznać za wnuka.
- To… to nietypowe. W znanych mi dworach gro biegających po podwórzu dzieci były to bękarty jaśnie pana. - Basia obejrzała się na Francuzkę. - Nie miałaś dzieci?
- Jan się żadnych nie dorobił. A ja… miałam jedną córeczkę.- odparła Cosette wspominając.- Została dwórką na dworze królewskim, na samym Wersalu. Jej ojciec się o to postarał.
- Dwórki… - Do Basi dotarła poprzednia rozmowa z ochmistrzynią. Teraz takie dziewczęta jak córka Cosette trafią do niej. - Kto był jej ojcem?
- L. oczywiście. Stary kozioł nie był już tak sprawny jak za młodu, ale nadal od czas do czasu udawało mu się… zaszaleć. - zaśmiała się ironicznie.
- Och… To… to dobrze, że się nią zajął. - Wybąkała niepewnie magnatka.
- L. miał wiele zalet. I był bardzo przystojny i jurny za młodu. Widziałam malunki i słyszałam opowieści.- zachichotała ochmistrzyni.
- Z tego co opowiadasz był też jurny na starość. - Basia zaśmiała się cicho.
- Starał się… przynajmniej.- z uśmiechem odparła ochmistrzyni.
- Jestem ciekawa czy… czy kogoś sobie znajdę. - Magnatka ściszyła głos.
- Mówiłaś coś?- ochmistrzyni zamruczała niczym kotka.
- Jestem ciekawa czy ktoś odpowiedni się znajdzie. - Powtórzyła nieco głośniej Basia.
- Na pewno będziesz miała w czym przebierać. - odparła z uśmiechem Francuzka gładząc nagą dziewczynę po włosach.- Jesteś niczym tłusta gąska, w lesie pełnym lisów. Admiratorów ci nie zbraknie.
- Nawet gdy wyjedziemy do zamku? - Magnatka ponownie podniosła wzrok na ochmistrzynię. Jak tłustą gąską się stała? Jakoś nadal ciężko było jej sobie to uświadomić.
- Oui… nawet wtedy. Zresztą po pogrzebie swojego męża i żałobie możesz opuścić rodowe gniazdo i zamieszkać w jakimś mieście… dworek kupić lub wybudować. - zamyśliła się Cosette.
Basia przytaknęła ruchem głowy. Było ją stać by pobudować dworek? Jakoś nie potrafiła w to uwierzyć. Cały czas żyła w przekonaniu, że Józef zrobi jej dziecko, zabierze je, a o niej zapomni.
- Chyba powinnyśmy cię ubrać.- oceniła ochmistrzyni rozglądając się po komnacie.
- Tak… niebawem stypa. - Magnatka podniosła się na łóżku i rozejrzała po pomieszczeniu. - Ta sama suknia?
- Och inna. Powinnaś każdego dnia przyciągać wzrok nowym czarnym strojem.- odparła rozmarzonym głosem Fracuzka.
- Zdam się na ciebie. - Powiedziała z uśmiechem Basia i zabrała się za porządkowanie swoich włosów.


Kolejnym gościem magnatki, był sam pan Michał. Brodaty szlachcic zamiótł podłogę swoją czapką mówiąc.
- Cieszy mnie widzieć cię w zdrowiu i spokoju ducha. Bo siły waćpannie trzeba i opanowania. Wiem, że miała byś jeno matką dziedzica i w pokojach niewieścich spoczynku zażywać. Ale Bóg chciał inaczej. W twoich rękach przyszłość wielu ludzi leży i ich fortuna. Także i moja.
Basię nieco zaskoczyła ta wizyta jeszcze przed stypą.
- Cieszy mnie pomoc ze strony twojej i Cosette. Postaram się jej nie zmarnować. - Skinęła lekko głową na powitanie ciekawa czy mężczyzna przejdzie teraz do meritum swojej wizyty.
- Doszły mnie słuchy żeś zainteresowała się listą gości na stypie. To godne pochwały podejście do sytuacji, acz racz waćpanna być cierpliwa i nie skakać od razu na głęboką wodę. Wprowadzę cię w detale dotyczące zarządzania majątkiem, który odziedziczyłaś, gdy czas przyjdzie na to. Acz nie teraz… twój szlachetny małżonek jeszcze nie ostygł w trumnie. A choć nie ma już żyjących bliskich krewnych, to… znajdą się pociotki i powinowaci chętni procesować się o twoje włości. Zwłaszcza ze strony pierwszej małżonki twojego męża. - mówił powoli i cierpliwie szlachcic.- Już pojawiły się plotki żeś męża otruła.
- Ja myślałam jedynie, że pomoże mi się to nieco uspokoić… gdy będę wiedziała z kim będę miała do czynienia. - Basia zmieszała się wyraźnie. Zacisnęła dłonie ułożone na swym padołku. - Co… co możemy zrobić z takimi głosami?
- I pomogło? Niej znajdziesz tam znajomych nazwisk. Za wysokie progi. - odparł szlachcic i potrząsnął głową. - Zignorować. Złe języki zawsze będą. Reagowanie jeno podsyci wątpliwości.
- Nawet ucieszyło mnie, że zobaczyłam nazwiska osób ze ślubu.. to nie będą jedynie obce twarze. - Basia przyjrzała się Michałowi. Ile mógł mieć lat? Czy miał rodzinę? Zupełnie nic o nim nie wiedziała. Jak wyglądał pod tym Kontuszem?
- Tę uroczystość wymaga powaga rodu. Gdyby była taka możliwość wyruszylibyśmy jak najszybciej do Żmigrodu.- odparł spokojnie szlachcic, mający poniżej pięćdziesiątki, ale trzymający się prosto i krzepko. - I zalecałbym uczynienie tego kilka dni po stypie. Zamek może i ponury, ale położony w odosobnieniu. Dobre miejsce na pozbieranie myśli. Dziś zresztą waćpanna będzie musiała sama sobie poradzić. Taka stypa to nie tylko składanie kondolencji na twe dłonie. Zaczną podchody robić i wypytywać… Niech waćpanna żałoby jako tarczy używa, by deklaracyji nie składać.
- Dobrze… Też chciałabym wyjechać jak najprędzej. Michale… jak długo służyłeś Józefowi? - Basia nie odrywała wzroku od mężczyzny. Czuła jak zaciśnięte pięści zaczynają boleć.
- Będzie z dwadzieścia wiosen waćpanno. - odparł szlachcic uprzejmie.
- Masz bardzo wiele obowiązków, z których wspaniale się wywiązujesz… jestem ci za to bardzo wdzięczna. - Magnatka uśmiechnęła się do Michała.
- To był wielki zaszczyt służyć twojemu nieboszczykowi mężowi i wielkim honorem będzie służyć i tobie pani. - odparł mężczyzna kłaniając się nisko.
- Ja… chciałabym byś dokończył to czego Józef nie zdołał. - Powiedziała rumieniąc się lekko.
- Co? - zapytał zaskoczony Michał przyglądając się dziewczynie. - Waćpanna raczy żartować?
- N.. nie… nie żartuję. Chciałabym byś pozbawił mnie wianka. - Basia starała się by jej głos był słyszalny. - N.. nie możemy ryzykować.. że ktoś się dowie.
- To prawda. Byłoby to kłopotliwe. Co prawda mało kto korzysta z tych obyczajów w dzisiejszych czasach, aleś majętną jesteś więc… - podrapał się po brodzie. - Dobrze, przygotuję wszystko na jutrzejszy wieczór. Wino i kolacyję przy świecach, co by oszczędzić nerwów waćpannie. Wiem że pierwszy raz bywa dla niewiasty wielkim przeżyciem.
Basia spróbowała się uśmiechnąć.
- Dziękuję. - Starała się by jej głos brzmiał spokojnie, ale daleko jej było do opanowania typowego dla Cosette.
- Nie ma za co. Wielu młodzieńców z ochotą podjęłoby się tego zadania. - odparł z uśmiechem pan Michał.
- Ale tobie ufam. - Basia odpowiedziała już uśmiechem. Chciała wierzyć, że szlachcic obejdzie się z nią delikatnie i choć może nie odda swego wianka wybrankowi serca to… majątek będzie zabezpieczony.
- Postaram się zawieść pokładanej we mnie ufności. - rzekł szarmancko szlachcic. - a waćpanna jakieś pytania co do samej stypy?
- Czy powinnam dokonać jeszcze jakichś formalności poza przemową? - Basia ucieszyła się ze zmiany tematu.
- Pewnie wypadałoby wpierw osobiście powitać dostojników kościelnych, oraz co ważniejszych gości. - zamyślił się szlachcic.- A potem zajmiesz miejsce na honorowym
miejscu i przemówienie wygłosisz przed ucztą.
- Czy wypada bym wymieniła ich z imienia? - Basia delikatnie się zaniepokoiła, kojarzyła że na liście gości było wielu przedstawicieli kleru.
- Nie. Jesteś pani pogrążona w żałobie. Takie niedopatrzenie ujdzie ci płazem. Gdybyś kogoś wymieniła zaś, uznano by że bliscy oni są tobie. I za sojuszniczkę i przyjaciółkę jesteś ich brana. Każdy zaś ma wrogów… nawet dostojnik kościelny. - wyjaśnił pan Michał.
- Tak… będzie prościej. - Magnatka odetchnęła. - Czy już czas?
- Zostało jeszcze nieco czasu. Stypa o zmierzchu się zacznie. - szlachcic spojrzał przez okno, na słońce zbliżające się ku zachodowi powoli.
- Masz rodzinę Michale? - Basia skorzystała z tej chwili, by dopytać mężczyznę.
- Ja? Siostrę i jej męża. Rodzinnymi ziemiami się opiekują. - odparł uprzejmie szlachcic.
- Nie chciałeś pojąć nikogo za żonę? - Magnatka przyjrzała się mężczyźnie nieco zaskoczona.
- Sytuacyja moja nie bardzo na to pozwala. - “wyjaśnił” enigmatycznie szlachcic.
- Ja nie widzę ku temu przeciwwskazań. - Odpowiedziała spokojnie Basia. Podniosła się z fotela i podeszła do okna ciekawa czy goście zaczęli już przybywać.
- Może kiedyś…- odparł wymijająco szlachcic zerkając na kibić magnatki, gdy ta obserwowała pierwszych karmazynów przybywających piechotą i konno. Była pewna że najważniejsi goście przybędą ostatni. I z większym splendorem.
- Cosette twierdzi, że na pewno przybędzie wiele dwórek… na pewno będzie w czym przebierać. - Magnatka uśmiechnęła się do Michała.
- Ale one i ich matki raczej będą k'twym zalotnikom zerkać. Nie ku staremu kozłowi na twojej służbie. - zaśmiał się rubasznie szlachcic.
- Myślę, że będąc na służbie u mnie też jesteś niezłą partią. - Basia mrugnęła do mężczyzny.
- Waćpanna chyba nie planuje mnie swatać, co? Zbyt młodą wdówką na to jesteś. - odparł żartobliwie mężczyzna.
- Pierwej wypadałoby o siebie zadbać, czyż nie? - Magnatka zaśmiała się.
- To prawda.- zgodził się z nią Michał uśmiechając się.
- Chcę tylko byś wiedział, że nie jestem przeciwna… gdybyś kogoś spotkał. - Basia podeszła do mężczyzny. Pozwoliła sobie jednak stanąć nieco bliżej niż pozwalała kurtuazja. Skoro i tak mieli zostać kochankami.
- Nie bardzo rozumiem.- odparł zdziwiony jej słowami i bliskością szlachcic.
Basia zaśmiała się.
- Toż już mówiłam na początku.. nie będę miała nic przeciwko jeśli znajdziesz jakąś wybrankę i będziesz chciał ją pojąć za żonę.
- Prędzej waćpanna sobie męża znajdzie.- zaśmiał się rubasznie pan Michał.
- Może. - Magnatka przytaknęła. Nie pozostawało jej nic innego jak zaczekać na stypę. Czy była gotowa? Wątpiła by taki stan kiedykolwiek miał miejsce. Wiedziała jednak, że nie uniknie tej chwili, a nawet… nieco ją ciekawiło jak sobie poradzi. Czy naprawdę pojawią się chętni do jej ręki? Jak zareagują na nią goście? Już niebawem się przekona.
 
Aiko jest offline  
Stary 09-05-2019, 14:34   #7
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację

Wieczorem zaczęła się stypa. Zgodnie ze zwyczajem, wspominki zmarłego na bogato.
Uczta dla gości była sporym ale koniecznym wydatkiem.


I była także ucztą dla oka. Atłasowe tkaniny, pierścienie z klejnotami, pasy wyszywane jedwabnymi i złotymi niciami. Baa… nawet potrawy nie tylko kusiły zapachem, ale pięknem. Basia zdawała sobie że na tą ucztę wydano pewnie cały kuferek monet. A przecież nie tylko za posiłek zapłacono, ale i za muzykantów, którzy przygrywali gościom.


Rzewna muzyka pasowała do nastroju żałoby, tak jak uszyta z czarnego aksamitu i ozdobiona koronką jaką nosiła młoda wdowa. Wraz z wyszywaną perłami siateczką na trefionych włosach i diamentową kolię na szyi. Była była wielką damą i przyglądając się mademoiselle Lanoire...



Zjawiskowej jak zwykle, Basia miała wrażenie, że jest jej młodszym odbiciem. Zarówno kolia jak i suknia, oraz fryzura zostały dobrane wedle gustu francuskiej ochmistrzyni. Ta na szczęście mogła się jednak poszczycić dobrym gustem. I przez to młoda wdowa po Żmigrodzkim przyciągała spojrzenie każdej osoby składającej kondolencje na jej młode dłonie.
A było tych osób sporo. Basia starała się zapamiętać każdego z tych notabli, ale… każdy z nich miał tytuł (lub kilka nawet), imię (lub kilka) i nazwisko. Basia starała się każdy z tych ciągów skojarzyć z twarzą, ale wkrótce było ich zbyt wielu i pozostało dziewczynie tylko odpowiadać grzecznie i z uśmiechem. Oraz wyglądać smutno… w końcu była kobietą w żałobie.
I musiała radzić sobie sama. Cosette tym razem czuwała nad nią z daleka, a sam Michał Gierałtowicz pilnował porządku na sali i by goście zasiadali na przeznaczonych dla nich miejscach pilnując porządku wśród gości, bo wszak nie wypadało się kłócić, a tym bardziej pobić na stypie (choć upić do nieprzytomności już jak najbardziej).
Basia po przywitaniu sznuru znakomitych gości i wysłuchaniu ich życzliwych słów współczucia związanego z owdowieniem w tak młodym wieku (czasami prawdziwych, częściej nie…) i usiadła na honorowym miejscu. Pomiędzy nobliwym świeżo wyniesionym do tej funkcji biskupem krakowskim Kazimierzem Dębskim, oraz sztywną i nobliwą również Barbarą i również wdową tyle że z rodu Firleyów. Basia nie zapamiętała po którym z nich Barbara była wdową, a zimny charakter starszej kobiety bynajmniej nie ułatwiał tego. Biskup był co prawda bardziej rozmowny, ale mimo tego dziewczyna czuła się pomiędzy nimi więźniem. I musiała baczyć na to co mówi, gdzie i na kogo się patrzy i jak długo, oraz ile je i czego… i wszyscy święci brońcie przed upiciem się winem. Taka swawola była godna młodych i starych szlachciców… a i nawet w takim przypadku okraszona była złośliwymi uwagami wdowy po Firleyu. Młoda wdowa musiała się więc pilnować, a choć czasem jej spojrzenia prześlizgiwały się po jakimś szlachcicu, to kose spojrzenie Barbary sprawiało, że jasnowłosa opuszczała wzrok na stół. Więcej swobody miała w przyglądaniu się żonom i córkom szlachty. A przez doświadczenia jakie nabyła podczas rozmów i zabaw z Cosette sprawiły, że wodziła wzrokiem po ich gładkich liczkach, piersiach uwięzionych w gorsetach i sukniach. I pojawiały się w jej głowie myśli, które wcześniej nie miałyby prawa zakwitnąć. Ochmistrzyni pokazała jej nowe horyzonty.
Aż w końcu nadszedł czas na jej przemowę.


Michał dał znak grajkom, by zaprzestali brzdąkania. Wyszedł na środek sali i tubalnym głosem uciszył rozmowy. Następnie oznajmił, że dziedziczka Żmigrodzkich przemówi do gości.
I wszystkie spojrzenia skupiły się na Basi, która poczuła jak odruchowo wciska się w krzesło.
Niewątpliwie Cosette z panem Michałem to zaplanowali. Chciała władzy, samodzielności i niezależności? Miała okazję przekonać się co to oznacza.
Wszystko to bowiem wiązało się z odpowiedzialnością, z oczami skupionymi na niej i brzmieniem decyzji spoczywających na jej kruchych ramionach.
Zarówno tych dobrych czy ty złych?
Ta przemowa była próbą dla Basi. Miała okazję pokazać swoim opiekunom, że potrafi poradzić sobie w takiej sytuacji. Że nie potrzebuje klatki którą oboje budowali wokół niej, nawet jeśli była ze złota i pełna wygód.
To był czas jej próby, więc wstała mimo tego, że nogi jej drżały i...
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 27-05-2019, 09:11   #8
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Splotła drżące dłonie i rozejrzała się po pełnej sali. Jej wzrok na chwilę zawisł na Lanoire. Musi sobie poradzić. Musi pokazać, że jest godna zaufania. Inaczej nigdy nie wyrwie się. Zaczęła mówić cicho, starając się wygrać z drżeniem głosu.
- Wielką otuchą dla mego serca jest Wasza tu obecność, w tym tak trudnym i smutnym dla mnie dniu. Cieszą się me oczy widząc przedstawicieli znamienitych rodów jak i duchowieństwa. - Starała się by z każdym kolejnym słowem jej głos nabierał mocy. - Mój świętej pamięci mąż był nie tylko człowiekiem bliskim memu sercu, ale także osobą, która darzyłam wielkim szacunkiem. - Basia wzięła głęboki wdech. - Większość z Was znała go jako człowieka przedsiębiorczego, osobę zdolną do zarządzania wielkim majątkiem. Mi objawił się także jako mężczyzna o wielkim sercu. Żałuję, że dano nam tak niewiele czasu. Jak wiecie, żadne z nas w dniu ślubu nie spodziewało się, że sprawy tak się potoczą… - Basia zawahała się, jednak po chwili dodała dużo ciszej. - Ani podczas ślubu, ani nocy poślubnej.
Magnatka poczułą ponownie strach tamtej nocy i nie musiała nawet udawać łez. Te same popłynęły po policzkach. Otarła rantem dłoni krople.
- To.. Wasza obecność naprawde wiele dla mnie znaczy. To, że chcecie upamiętnić mojego męża w ten sposób. Proszę… jedzcie, pijcie i wspominajcie go dobrze.
Jej wypowiedzi towarzyszyła cisza… ponura… wręcz grobowa. W końcu jakiś szlachcic uniósł kielich i zaproponował toast.- Za Józefa Żmigrodzkiego, cześć jego pamięci!
- Cześć!- odkrzyknęło wielu, a Basia mogła odetchnąć z ulgą.
- Dziękuję. - Upiła z własnego kielicha i zajęła ponownie miejsce przy stole.
- To było bardzo piękne i wzruszające przemówienie.- rzekł uprzejmie siedzący obok niej dostojnik kościelny. Barbara Firleyowa zaś spojrzała z ironicznym uśmiechem na Basię nie mówiąc jednakże nic.
Magnatka skinęła mu głową z wdzięcznością starając się sobie przypomnieć, cóż to za mężczyzna. Teraz na szczęście musiała tylko przetrwać do końca.
- Co więc waćpanna planuje teraz z związku z tak nieszczęśliwym zrządzeniem losu?- zapytała imienniczka Basi przegryzając udko bażanta.
- Na razie muszę pochować męża i chcę to uczynić w grobie rodzinnym. - Magnatka przyjrzała się uważnie swojej rozmówczyni. Jej ironiczny uśmiech nieco Basię zaniepokoił.
- Ach… to zrozumiałe.- odparła kobieta przyglądając się Basi niczym lis gąsce. Jej lekko przymknięte oczy przywoływały wrażenie, że właśnie się namyśla jakby ją pochwycić.- Kiedyż to zamierza waćpanna go chować?
- Nie wiem jak szybko uda się nam dotrzeć do siedziby rodowej… chciałabym to jednak uczynić jak najszybciej. - Basia upiła nieco wina. Nie czułą się na siłach jeść i cieszyła się, że razem z Cosette zjadły nieco.
- No tak… oczywiście. To zrozumiałe, że kochanego męża trzeba jak najszybciej wyprawić na tamten świat.- rzekła spolegliwie, acz dwuznacznie Barbara. I nim Basia mogła wymyślić jakąś odpowiednią ripostę, skinęła dłonią w kierunku pobliskiego stołu.
- Agatko… choć tu moja droga.- rzekła głośno i od stołu tamtego, wstała niewiele młodsza dziewczyna której strój niezbyt pasował to do uroczystości, ale wraz z zadziornym uśmiechem podkreślał charakter dziewczęcia.
- Moja córka Agata. Oczko w głowie ojca i … zupełnie nieobyte dziewczę. Przykro mi je wysyłać jako przedstawicielkę mojego rodu, ale… podagra uniemożliwia mi długie podróże. Liczę, że może zaopiekujesz się ją nieco i ogłady nauczysz?- zapytała próbując wepchnąć swoją córkę jako dwórkę Basi.
Basia uśmiechnęła się do dziewczyny.
- Witaj moja droga… - Magnatka przyjrzała się dziewczęciu starając się ocenić jakie też może mieć przez nią potem kłopoty. Po dłuższej chwili spojrzała na swoją imienniczkę. - Najchętniej przyjęłabym pod moje skrzydła wszystkie potrzebujące nauk dziewczęta, jednak nie wiem czy zamek nie będzie wymagał przygotowania na przyjazd gości… - Basia skinęła Cosette, by ta podeszła. - To moja ochmistrzyni.
- Z pewnością nie będzie miała waćpanna problemów z Agatką. Dziewczę miłe to, nawet jeśli z wielkim światem nieobyte.- mruknęła cicho Barbara nachylając się ku imienniczce, by lepiej słyszała. Jej dłoń zacisnęła się władczo na udzie Basi, zapewne by podtrzymać ciężar starszej kobiety. I Basia by też pewnie nie zwróciłaby uwagi na to, ani na całkiem miekką pierś dociśniętą w tej chwili do jej ramienia… gdyby nie doświadczenia z Cosette. Agatka tylko wzruszyła przepraszająco ramionami. Widać matka nakazała jej nie odzywać się bez potrzeby i nieproszoną. Dygnęła jednak w ramach powitania. A Cosette ruszyła ku Basi z ciepłym uśmiechem i biodrami poruszającymi się z kuszącą gracją.
- Nie miałam nawet takich wątpliwości. - Głos Basi stał się nagle nieco rozpalony. Chciała zabrać nogę.. tylko czy byłoby to odpowiednie? - Chciałabym jednak godnie przyjąć potomkinię Firleyów.
- Och… Agatce przyda się ktoś, kto pokaże jej jak się zachować odpowiednio.- jej dłoń była silna i władcza. Łatwo sobie było wyobrazić, że podobnie jak Cosette dominuje w alkowie. Sama Francuska zbliżyła się do nich i dygnęła grzecznie.
- Madame Firley… dobrze widzieć panią w zdrowiu.- Barbara spojrzała na nią i wyprostowała się mówiąc. - A więc służysz nadal wdowie po swoim panu? Nie zamierzasz szukaćz nowego chlebodawcy…-
- Jeszcze nie.- odparła z uśmiechem Cosette i zwróciła się do Basi, której udo nadal było ściskane dłonią Barbary, acz już lżej.
- Madam Firley zależy byśmy przygarnęły jej córkę. - Magnatka wskazała na stojąca obok Agate.
- Och, doprawdy? - Cosette udała zaskoczenie i spojrzała na Agatę z zaintrygowaniem. Ta zaś wyraźnie nie przejmowała się tym, że jest w centrum uwagi.
- I co zadecydowałaś, moja pani?- zapytała Francuzka neutralnym tonem głosu.
- Myślę, że wielkim pocieszeniem dla mnie będzie towarzystwo młodszych dziewcząt. - Basia uśmiechnęła się do ochmistrzyni. - Szczególnie jeśli potrzebują one uzupełnić braki w wykształceniu.
-Bien sûr.- odparła po francusku Cosette, gdy Basia czuła tę dłoń wodzącą po jej udzie przez materiał sukni.- Zajmiemy się jej wykształceniem i… oczywiście… przebywaniem w odpowiednim towarzystwie.
Firleyowa odetchnęła z ulgą, leniwie jeszcze wodząc dłonią po udzie Basi, lecz po chwili odsuwając dłoń i uśmiechając się ciepło.
Basia poczułą ulgę. Powstrzymała jednak cisnące się na usta westchnienie. Była w szoku, że jej ciało zareagowało na coś takiego.
-Może… już usiądę, tam…- wskazała skinieniem głowy Agata, na grupkę szlacheckiej młodzieży siedzącej przy jednym stole… choć z dala od centrum komnaty. Co oznaczało, że to jacyś zagrodowi i szaraczki.
- W żadnym wypadku.- rzekła gniewnie matka.- Usiądziesz obok mnie.
A Cosette uśmiechnęła się lisio wpatrując się w oczy Basi. Ona wiedziała… jakie emocje odczuwała jej pani przed chwilą.
Magnatka spojrzała na swą ochmistrzynię niemal błagalnie. WIedziała jednak, że nie powinna tak szybko wstawać od stołu. Musiała szybko odciągnąć myśli od męczącego ją ciepła.
- Z przyjemnością bym się nieco o tobie dowiedziała. - Powiedziała spokojnym głosem do Agaty.
- Och… nie ma o czym mówić. Siedzę na wsi i tatko się mną opiekował, zanim nie umarł.- odparła nieco markotnie Agata, a Cosette zwróciła się do Basi.- Pozwolisz pani na chwilę, jest kwestia spraw organizacyjnych związanych ze stypą, która wymaga twojej uwagi.
- Oczywiście… - Magnatka podniosła się od stołu. - Niebawem do Was wrócę.
- Niewątpliwie. - odparła wyraźnie zadowolona z rozwoju sytuacji Barbara, podczas gdy zajęty “kontemplowaniem” udźca sarniego w słodkiej leguminie biskup nie zwracał większej uwagi na to co się dzieje dookoła niego. Basia podążyła za swoją ochmistrzynią.
- A co to za sprawy organizacyjne? - Wyszeptała, gdy już nieco oddaliły się od gości.
- Nie wiem… ty mi powiedz. Czyżby towarzystwo wdowy Firleyowej budziło w tobie sympatię?- zapytała z drapieżnym uśmiechem Cosette, gdy przechadzały się koło okien. Do ich uszu dochodziły okrzyki i przyśpiewki pijackie z dziedzińca. O ile szlachcice w sali zachowywali właściwą tej sytuacji powagę, o tyle goście na zewnątrz nie mieli w tym przypadku żadnych moralnych hamulców. Zwłaszcza pijani.
- Ach… to… - Basia zarumieniła się. - Ona.. trzymała mnie za udo… pieściła…
- No proszę… ryzykowne zagranie z jej strony. Niemniej gdybyś zasugerowała więcej, to… ona jest ambitną kobietą i dążącą do poszerzenia swoich wpływów. I gotowa zrobić wiele, by swój cel osiągnąć.- zaśmiała się Cosette i zerknęła na matkę i córkę. - Agatka natomiast chowana przy ojcu… nie ma pojęcia, o tym co robiła jej matka by zdobyć wpływy. Ciekawe czy nieboszczyk Firley wiedział.
- Ja… nie chcę by ktoś poza tobą wiedział. - Basia zmieszała się. Czyżby jej imienniczka dobierała się w podobny sposób i do mężczyzn? Czy przechodzili z tym dalej? - Ta dziewczyna… wydaje się być niepokorna, ale i ciekawa.
- Niemniej… podobało ci się. Jej dłoń na twoim ciele.- dworowała sobie Cosette.- Pewnie jej usta poczynały by sobie śmielej.
- Tak jak twoje. - Basia zatrzymała się. - Chcę byś mnie zaspokoiła.
Lanoire spojrzała zaskoczona tym wyznaniem. Powiodła wzrokiem po jej twarzy.- Teraz?
Basia zawahała się.
- T… to niewykonalne, prawda? - Wyszeptała, rumieniąc się coraz bardziej.
- Tu? Nie. W drodze do latryny… może…- oceniła Francuzka.
Magnatka przytaknęła i ruszyła w kierunku tego ustronnego miejsca. Czemu? Nigdy nie spodziewałaby się, że jej ciało tak bardzo będzie się domagać uwagi.
Przez pewien czas szła sama, pogrążona w mroku i z bijącym sercem. Po jakimś czasie posłyszała głośne kroki i odgłosy obcasów. Cosette podążała za nią. Była ciekawa czy ochmistrzyni rzeczywiście ją zaspokoi. Co właściwie przyszło jej do głowy?! Na stypie! Własnego męża. Skrzyżowała ręce na piersi czując jak dłonie drżą.
Cosette podeszła do dziewczęcia. Uśmiechnęła się łobuzersko i popchnęła ją na ścianę korytarza. A następnie docisnęła swoje ciało do jej całując zachłannie usta Basienki i muskając językiem jej wargi. Magnatka poddała się pocałunkowi opierając dłonie na ciele ochmistrzyni. Na korytarzu? Niby Cosette mówiła, że może to zrobić “ w drodze” do latryny. Co jednak jeśli ktoś je zauważy?
- Cosette. - Głos Basi stał się rozpalony, czuła jak jej ciało drży, głodne dotyku starszej kobiety.
- Co?- wymruczała kobieta bezczelnie podwijając falbany jej sukni i liżąc jej szyję.
- A jeśli ktoś nadejdzie? - Basia zerknęła w stronę, z której nadeszła ochmistrzyni.
- Wolisz w wychodku? Mimo zapachów?- zapytała Cosette z drapieżnym uśmiechem podwijając suknię wyżej, odsłaniając łydki i kolana magnatki. Co prawda osłonięte pończoszkami, ale jednak… - a może poprosimy Barbarę by nas pilnowała. Albo by mnie zastąpiła?- znów się droczyła z trachem Basi i pragnieniami.
- N.. nie… nie chce z nią. - Magnatka poczuła jak całą twarz zalewa jej rumieniec. - T.. tutaj.
- Nie brzmisz szczerze.- przesunęła językiem po uchu Basi, tuląc swój biust do jej piersi. I podnosząc jej suknię jeszcze wyżej. I odsłaniając podwiązki i bieliznę oraz halki.- Jak ktoś nas zobaczy… to będzie skandal, chyba że go lub ją przekupimy.
Basia zamruczała. Czuła jak jej kolana miękną.
- Nie dręcz mnie. - Wymruczała, starając się oprzeć o ścianę.
- Suknię pochwyć i trzymaj wysoko… chcę widzieć całe twoje nogi i łono.- wymruczała ochmistrzyni wciskając w dłonie magnatki rąbki jej sukni.
Magnatka pochwyciła poły swojej sukni i posłusznie docisnęła je do swojej piersi.
- Czy.. czy tak dobrze? - Spytała niepewnie, od czasu do czasu odrywając wzrok od Cosette i rozglądając się po korytarzu.
- O tak… idealnie.- kobieta kucnęła przed swoją panią i zabrała się za podwijanie halki i zsuwania jej bielizny. Gdy odsłoniła jej kwiatuszek, zanurzyła w nim palce i zaczęła smakować czubkiem języka. Pieściła jej ciało władczo i z entuzjazmem. Jakby Basia była zabawką w jej rękach.
Magnatka czuła jak jęki cisną się jej na usta, więc zakryła wargi jedną dłonią, drugą kurczowo zaciskając na połach sukni. Jej spojrzeniu coraz trudniej było się oderwać od ciała ochmistrzyni.
Serce biło Basi jak szalone. To co robiły, było nieobyczajne! Skandaliczne wręcz. I w dodatku mogły być przyłapane. Ale jedynie co wychodziło z ust jasnowłosej to stłumione jęki, gdy czuła te badawcze ruchy palców między udami i język muskający wrażliwy punkcik na jej łonie. Cosette wyraźnie bawiła cała ta sytuacja, ale kucając pieściła ciało młodej magnatki z czułością i lubieżności. Nagle… kroki… głośne, stanowcze. Acz delikatnym echem rozchodzące się po korytarzu. Kobiecy obcas.
Wizja tego, że zostaną zobaczone sprawiła, że Basia doszła szybko. Przerażona puściła suknię, nie mogła się jednak cofnąć gdyż tuż za plecami była ściana.
- Co… Cosette, dość.
- Jesteś pewna moja pani ?- mruknęła Francuzka i delikatnie skubnęła ząbkami udo dziewczęcia tuż nad podwiązką.
- Ktoś idzie. - Wyszeptała nerwowo Basia, nie była jednak w stanie odepchnąć od siebie ochmistrzyni.
- Przerażające czyż nie… ktoś mógłby cię podejrzeć na niesfornym zachowaniu.- język Cosette musnął skórę uda. Potem jednak ochmistrzyni wstała i zabrała się za poprawianie sukni Basi. I na tym ją właśnie przyłapała Agatka, córka Barbary.
- Co tak waćpanny knujecie w ciemnym zaułku?- zapytała przyjaźnie.- Pani matka się martwi o was, a i tak długa nieobecność gospodyni nie uszła uwagi gości.
- Agato… nie wypada pytać gospodynię, co knuje. - Basia starała się robić dobrą minę do złej gry licząc na to, że ciemności ukryją jej rumieniec. - Wiesz zapewne gdzie prowadzi ten korytarz i gdzie mogłam się oddalić.
- Wiem. Nie wiem jedynie po co wy dwie stoicie w tym miejscu zamiast kierować się do wychodka lub z powrotem. - odparła rezolutnie dziewczyna. - I po co razem, tam?
- Jesteś bardzo ciekawską istotą, prawda? - Magnatka poprawiła kostium i zerknęła na ochmistrzynie. - Słabo się poczułam, nie jest to jednak twoja sprawa, Agato.
- Może wróćmy już do sali głównej. - zaproponowała ochmistrzyni, podczas gdy Agata uśmiechała się łobuzersko niespecjalnie przejęta krytyką.
Magnatka pokręciła tylko głową i ruszyła w kierunku sali. Będzie musiała utemperować Agatę, tylko jak to zrobić?
Na sali atmosfera się już rozluźniła pod wpływem wypitego alkoholu. Niemniej nadal było spokojnie. Przy biesiadnych stołach toczyły się bardziej wesołe rozmowy. A idąc na swoje miejsce udało się posłyszeć Basi, rozważania na temat tego kto ją sobie do alkowy przygrucha! Na któregoś ze Stadnickich stawiano. Magnatka z zaciekawieniem przyjrzała się rozmówcom. Stadnicki… czy był ktoś taki na liście gości? Była bardzo ciekawa z kim to ludzie ją widzą. Stadnickich na liście jednak nie było, infamisów przecież na stypę by nie zaproszono. Tym bardziej, że w takim Krakowie łatwo byłoby ich osaczyć i zamknąć. Łatwiej przynajmniej niz w ich rodzinnych stronach.
Czemu jednak ktokolwiek sugerował, że ktoś taki ją uwiedzie? Spokojnym krokiem wróciła na swoje miejsce i sięgnęła po kielich by upić wina. Po pieszczotach Cosette czuła się znacznie lepiej.
Znów znalazła się między Barbarą a biskupem. I przyglądała się bawiącym na stypie gościom. Do jej honorowego miejsca podchodzili co rusz kolejni szlachcice, a czasem i szlachcianki. Oprócz ponownie składanych wyrazów ubolewania co chwila pytali o jej plany: długość żałoby, gdzie zamieszkać planuje, jakie miejsca odwiedzić, lub kiedy będzie można odwiedzić kryptę rodową jej małżonka. Oczywiście by za jego duszę się pomodlić przy jego grobie, a nie po to by sprawdzić jak młoda wdowa radzi sobie z kontrolą nad tak wielkim majątkiem. Oczywiście…
Basia starała się nie mówić więcej niż zdradzili jej Michał i Cosette. Odpowiadała, że niebawem planują wyruszyć i wszystko będzie zależało od czasu jaki zajmie im podróż. Zapewniała, że na jakiś czas pozostanie w zamku rodowym i za dwa tygodnie będzie zapewne można odwiedzić grób Józefa.
Stypa powoli się kończyła. Goście powoli zaczęli się rozchodzić i biskup już wylewnie pożegnał się z gospodynią. A co najważniejsze, Basia mogła już opuścić to przyjęcie i odpocząć od tego zgiełku. Podziękowała jeszcze raz gościom za wizytę i oddaliła się do swojego pokoju. Mimo tej chwili słabości z Cosette, przyjęcie można było uznać za udane.


Wreszcie cisza i spokój. Basia sama wróciła na swoje komnaty i mogła odpocząć od dzisiejszych wydarzeń. W komnacie zapalono świeczniki i pewnie podgrzano łoże. Cosette nakazała też pewnie zawczasu przynieść wino i słodkie ciasteczka. Sama ochmistrzyni miała jednakże stypę do nadzorowania, więc jasnowłosa miała trochę czasu dla siebie.
Basia poprosiła jedną ze służących by ta pomogła jej się przebrać w lżejszą suknię i przysiadłszy przy stoliku z winem i ciasteczkami zasiadła do porzuconej lektury. Choć przez chwilę nie chciała myśleć o stypie, Agacie i jej matce, oraz o plotkach, które zasłyszała.
Z początku wydawało się, że tak będzie. Nawet jeśli sama lektura nadal kipiała od emocji i opisu romansowania między dwoma kochanicami to jednak myśli Basi raczej nie sięgały dalej niż do piersi Cosette. Potem jednak …” hrabina spoglądała na nie. Te które poważyły się naruszyć mir jej sypialni. I teraz nagie, spłoszone leżały na jej łożu. Wiedziały że czeka je kara. Nie wiedziały jaka. Palce hrabiny sięgnęły do sprzączek jej sukni…”
Do dwójki kochanek dołączyła ta trzecia. Starsza ale jeszcze piękna. Władcza, której ciało obie dziewczyny wielbiły z uwielbieniem. Co prawda tylko na rozdział, ale pikantny i obfity w opisy jak i pozostałe. Basia czytała go z wypiekami na twarzy. Robiły to we trzy? Czy gdzieś była granica wyuzdania w tej lekturze? Odłożyła książkę i rozpalona podniosła się i padła na łoże. Była zmęczona, a teraz jeszcze podniecona… nie dotknie się. Przymknęła oczy licząc na to, że sen powstrzyma obrazy, które w jej głowie zasiała książka.
Ale sen nie nadchodził. Niepotrzebnie zabrała się za czytanie tej księgi. Przecież dobrze wiedziała jaka jest zawartość tego podarku Cosette. Teraz myśli błądziły wokół starszej imienniczki. Ochmistrzyni wydawała się dużo o niej wiedzieć. Czy one…? Wizja dwóch starszych kobiet w łożu sprawiła, że gorąc w jej ciele stał się nieznośny. Powoli sięgnęła do poł sukni. Podwijając ją czuła wstyd, nie potrafiła jednak tego powstrzymać. Cosette naga… Barbara klęcząca przed nią. Magnatka zanurzyła palce w swoim rozpalonym wnętrzu. Ona… patrzyłaby na nie? Wizja sprawiła że dłoń niemal uderzyła o rozpalony kwiat.
Było już ciemno, nikt jej przecież nie zobaczy. Nikt nie usłyszy. A myśli, wyobrażenia łatwo przychodziły w tym mroku nocy. I chichoty. Chichoty? To nie była część jej fantazji. Ten kobiecy chichot należał do ochmistrzyni i dochodził z korytarza. A posłyszała go, bo… nie domknęła drzwi do komnaty.
Basia gwałtownie zakryła dłonią usta i powstrzymała ruch dłoni. Cosette nie mogła jej zobaczyć w tym stanie… nie mogła, prawda? Nie chciała się uzależnić od ochmistrzyni i tak czuła, że to już się stało. Drżąc z podniecenia czekała, aż Francuzka minie jej pokój.
Posłyszała jak kobieta otwiera lekko drzwi i zagląda do środka.
- Zasnęła… - rzekła cicho do siebie. -... szkoda.
- Nie przyłapie nas? Twoja pani zasnęła.- męski głos rozległ się za nią.
- Ciii…- szepnęła Cosette.- Idź już do mnie.
Odpędziwszy mężczyznę, Francuzka weszła do komnaty pogrążonej już w mroku. Bowiem świece się wypalił.
- Cosette… - Basia chciała odezwać się szeptem, ale bardziej zabrzmiało to jak jęknięcie. - Kim on… co wy… - jej głowa chciała wyjąć palce jednak jej ciało zaprotestowało, otulając je mocniej.
- Ach… a więc jednak nie śpisz.- wyszeptała ochmistrzyni, siadając na łóżku i nachylając swą twarz ku jej. Spojrzeniem przesunęła w dół po całym ciele dziewczęcia.- Przyjdę nieco później… bardzo późno, jeśli wolisz mnie widzieć czyściutką.
- Chcesz z nim spędzić noc… prawda? - Basia użyła wszystkich sił by wysunąć palce ze swego ciała, nie zabrała jednak dłoni od swojego rozpalonego kwiatu. - Ja… ja poradzę sobie…
- Noc? Nie… kilka upojnych chwil z pewnością, ale nie noc. Myślałam czy by nie schować cię w szafie. W końcu wiem o czym rozmawiałaś z panem Michałem. I mała lekcja poglądowa byłaby na miejscu.- wymruczała Cosette i pogłaskała czoło jasnowłosej dłonią.- Wrócę dziś do ciebie… jeśli chcesz.
- Chciałabym… chciałabym zobaczyć tylko… - Basia nie była w stanie wydusić z siebie co robiła. Z obawą sięgnęła mokrymi od soków palcami do ust ochmistrzyni. - Muszę… nie wytrzymam…
- Masz temperamencik.- wymruczała kobieta otulając ustami wpierw opuszki palców, potem same palce. Sięgnęła dłonią ku bezwstydnie odsłoniętemu intymnemu zakątkowi Basi. Palce stanowczo się zanurzyły w kwiecie poruszając stanowczo i mocno, gdy ochmistrzyni lizała i ssała pochwycone palce magnatki.
- To… to ta książka… - Basia musiała zasłonić usta wolną dłonią. Czuła jak jej ciało całkowicie oddaje się Francuzce. Stłumione jęki wypełniły sypialnię.
- Nie oszukuj się. Książka to tylko słowa.- po czym nachyliła się i pocałowała zachłannie usta Basi, dusząc jej jęki. Palce sięgały mocno i poruszały się gwałtownie w innym obszarze dziewczyny wywołując lubieżne mlaśnięcia.
Magnatka odpowiadała na pocałunki poddając się pieszczotom Cosette. Po chwili doszła intensywnie, wyginając ciało w łuk.
- Więc…- mruknęła Cosette oblizując palce na oczach łapiącej oddech Basi.- … przyjdę dziś w nocy do ciebie, jeśli sobie tego życzysz, pani.
- T..tak. - Basia przymknęła oczy. Była wykończona. Emocjami, które towarzyszyły stypie… tym jak bardzo jej ciało zmieniało się pod wpływem Francuzki. - Wróć do mnie.
- Dobrze.- Cosette cmoknęła czule czoło Basi i ruszyła do wyjścia z komnaty.
Magnatka naciągnęła na siebie pierzynę i spróbowała zasnąć.
Co znów nie było łatwe, ze świadomością tego co mogło się dziać w komnacie sypialnej jej ochmistrzyni. Tym razem na szczęście za wiele sobie wyobrazić nie była w stanie. Brakowało jej doświadczenia w tej materii. I to trochę ułatwiało odpoczywanie, ale sen nie przychodził. Myślami uciekała do następnego wieczora. Spędzi go z Michałem… Czy sobie poradzi… gdyby tylko mogła zobaczyć co robi Cosette. Nie była tylko pewna czy chce. Michał był starszym mężczyzną, Francuzka na pewno wybrała sobie kogoś kto odpowiadał jej gustom. Basi, nagle zrobiło się gorąco… była ciekawa czy podoła jutrzejszej nocy. Może… może chociaż spróbuje zerknąć. Powoli podniosła się z łóżka i na bosaka podeszła do drzwi by wyjrzeć na korytarz. Jeśli ochmistrzyni zamknęła drzwi… i tak nie było szans na zobaczenie czegokolwiek.
Ciche jęki i sapnięcia wypełniały korytarz. Służba została odesłana, świeczniki wygaszone. Korytarz wypełniał półmrok i odgłosy… stłumione nieco. Głównie dlatego, że Cosette nie domknęła drzwi do swojej komnaty. I Basia miała świadomość, że uczyniła to celowo. Ot, przynęta dla ciekawości jasnowłosej.
Basia powoli podeszła na palcach do drzwi ochmistrzyni. Przysuwając twarz do szczeliny czuła narastające napięcie.
Komnata Cosette była rozświetlona, więc Basia widziała dobrze nagie ciało Cosette wijące się zmysłowo. Oparta o stolik i pochylona wypinała pośladki drżąc i pojękując. Jej piersi poruszały się hipnotycznie, gdy… poddawana była dość gwałtownym atakom. Na jej twarzy widać było rozkosz i napięcie. Ten akt nie miał nic z delikatności. Był dziki… dopiero po chwili Basia dostrzegła że Cosette nadal miała na sobie podwiązki i pończoszki. Pewnie dlatego że skupiała się na nim… mężczyźnie. On był nagi… sądząc po fryzurze i posturze najemnik cudzoziemskiego zaciągu, muskularny i silny. Ciało owo było mało gibkie, ale fascynujące na swój sposób. Trzymał Cosette jedną dłonią za pośladek, drugą za pukle włosów i poruszał gwałtownie biodrami uderzając swoim ciałem o biodra kochanki. To wywoływało głośne jęki i sypanięcia rozkoszy… niestety nie dało się dojrzeć, co ową rozkosz wywoływało. Podglądając z korytarza nie mogła dojrzeć tego detalu.
Basię kusiło by wejść do pomieszczenia, ale wtedy para z pewnością ją zobaczy. Zacisnęła dłonie na koszuli nocnej. To… to co się działo wyglądało na przyjemne. Czy z Michałem też tak będzie? Był starszym mężczyzną, pewnie nie zbudowanym tak… Basia przesunęła wzrokiem po muskularnym ciele. Aż kusiło by go dotknąć. Ona jednak nie miała tyle doświadczenia co Cosette.. w ogóle go nie miała. Może nigdy się jej nie uda kogoś takiego uwieść? Szybkim krokiem wróciła do swojej sypialni i schowała się pod pierzyną.
Minęło trochę czasu pełnego rozmyślań i rozważań, nim usłyszała jak jej drzwi do komnaty się otwierają i zamykają. Cosette podchodziła powoli do jej łoża. Usiadła na nim, by sprawdzić, czy Basia już zasnęła.
- My.. myślisz… że kiedyś uda mi się… - Głos Basi drżał. Od jakiegoś czasu była na granicy szlochu. Jej głowę wypełniały czarne myśli. Powinna wyjść za jakiegoś szlachcica, zadbać o majątek, o dziedzica… Czy miała prawo kogokolwiek uwodzić. - mieć kogoś takiego dla siebie?
- Mężczyznę? - zapytała wesoło Cosette i zaśmiała się cicho.- Moja droga, nie wiem czy spoglądałaś ostatnio w lustrze. Jesteś ładniutka i bogata… możesz mieć na pęczki przystojnych kochanków.
- Ale ja nie wiem… nie wiem jak kogoś uwieść. - Basia skuliła się pod kołdrą. - Wszyscy, którzy do mnie przyjdą będą tylko osobami, które.. które będą chciały tego majątku.
- Nie. Nie będą chcieli tylko majątku. Ten z którym byłam… z pewnością z chęcią posiadłby ciebie, nawet jeśli nie otrzymałby nic w zamian.- dłoń Cosette wślizgnęła się pod okrycie i pochwyciła za pośladek dziewczyny.- Chcesz tego? Z pewnością mogłabym go sprowadzić później, gdy już Michał pozbawi cię kłopotliwego dowodu twojej niewinności.
- Ja… czemu by mnie chcieli. - Basia zadrżała od dotyku ochmistrzyni. Niepewnie sięgnęła dłonią do uda starszej kobiety.
- A czemu mieliby nie chcieć? Jesteś młodsza ode mnie i ładniejsza. -mruczała wprost do ucha Basi Cosette delikatnie skubiąc ząbkami płatek uszny.
- Ale ty jesteś… bardzo namiętna. - Głos Basi zamienił się w pomruk. Jej dłoń wędrowała po kobiecym udzie. Prawie nagim udzie… szlachcianka dotarła do podwiązki, co oznaczało że… Francuzka nie przebierała się ni nie myła. Przyszła od razu do niej.
- A ty nie?- zapytała Cosette całując szyję magnatki.
- Chyba.. chyba nie. - Basia speszyła się. Czy rzeczywiście była namiętna? Gdy była obok ochmistrzyni, wydawało się jej, że jest jedynie brzydkim kaczątkiem. Ostrożnie sięgnęła palcami go kwiatu kobiety. - Czy… czy cię nie boli?
Bardziej lepkiego niż zwykle.
- Och… nie. Już dawno przestało.- zaśmiała się Cosette całując ucho, a potem policzek szlachcianki, powoli zbliżając się do jej ust. - Jeśli nie czujesz się taka pewna swojej urody, to może postaraj się uwieść mnie Basiu.
Magnatka wystraszyła się nieco. Bo jak miała uwieść doświadczoną Cosette? Powoli pocałowała Francuzkę, wsuwając jednocześnie palce do jej lepkiego kwiatu.
Francuzka odpowiedziała na pocałunek z wyraźnym zapałem i naparła biodrami na palce jasnowłosej. Te zagłębiły się w znanym sobie, ale wyjątkowo lepkim zakątku.
- Śmiałości ci nie brakuje, jak widzę.- szepnęła ochmistrzyni cicho patrząc wprost w oczy kochanki.
- Mówiłaś, że tak lubisz. - Basia sięgnęła drugą dłonią do piersi Cosette. - Po za tym… to tylko względem ciebie.
-Doprawdy? Ale czyż nie dotyk innej kobiety wzbudził w tobie ochotę.- droczyła się Francuzka całując usta Basi i pozwalając jej palcom na pieszczoty. Na zabawę miękkimi krągłymi piersiami i intymnym zakątkiem. Zadrżała pod dotykiem jasnowłosej.- A jak ci się podoba Agata? Nie chciałabyś zdusić jej ironicznego uśmiechu namiętnym pocałunkiem?
- Chciałabym… chciałabym go zdusić. - Przyznała cicho Basia nie przerywając ruchów palców w kobiecości kochanki. - Ale.. pocałunkiem?
- Pocałunkiem i pieszczotą…- jęknęła Cosette odruchowo poruszając biodrami.- Jest nieodrodną córką… swojej matki, nawet jeeśli nie zdaje sobie z tego sprawy.
Basia przysunęła się bliżej Francuzki dociskając do niej swoje ciało na tyle na ile pozwalała poruszająca się dłoń.
- Skąd znasz Barbarę? - Powiedziała i uszczypnęła ustami dolną wargę kochanki.
- Nim trafiłam na dwór twojego męża, przebywałam na królewskim dworze. Bardzo ambitna kobieta…- ochmistrzyni drżała czując jak spełnienie zbliża się z każdym ruchem palców kochanki.-... świadoma swojej urody i gotowa na podbój każdej alkowy. I czerpiąca przyjemność z tego… choć i przekupstwa, szantażu… próbowała. Męża na prowincji trzyma… i dzieci.
- Była też w twoje alkowie? - Basia przyspieszyła ruchy palców, chcąc doprowadzić kochankę na szczyt.
- Ja w jej…- pisnęła drżąc coraz bardziej i doszła z cichym krzykiem. - Potrzebowała się nauczyć tego i owego.
Basia wtuliła się w kochankę. Więc Cosette nie uczyła tylko jej. Ciekawe ile miała takich uczennic. Ile kobiet robiło to z kobietami.
- Ciekawe czego chce posyłając Agatę na mój dwór. - Wymruczała cicgo wprost w rozpaloną pierś kochanki.
- Potęgę swojego rodu umocnić, chce by jej córeczka pochwyciła któregoś z bogatych admiratorów którzy zaczną wpadać do ciebie z wizytą. Za wszystkich przecież nie wyjdziesz za mąż.- zaśmiała się czarnowłosa wodząc palcami po puklach dziewczyny.
- Byłoby jej bardzo nie na rękę, gdyby córka zamiast tego zadurzyła się we mnie. - Basia uniosła głowę i pocałowała podbródek Cosette.
- I to cię martwi?- zaśmiała się ochmistrzyni przeciągając się leniwie.
- Nie chciałabym, by ktoś nam zaszkodził. - Basi nie było do śmiechu. Nie potrafiła się odnaleźć w tym wszystkim. Jeszcze.
-Chcesz iść spać już?- zapytała Cosette tuląc szlachciankę do siebie.
- Nie zasnę… zapewniłaś mi zbyt piękne widoki. - Basia uśmiechnęła się. - Nie będę w stanie się uspokoić.
- Więc teraz twoja kolej na zapewnie mi widoków. Wstań, zdejmij tę koszulę nocną i usiądź na stoliku… golutka. - zażądała Cosette.
- Ale ja nie mam partnera. - Basia uniosła się na łóżku i spojrzała z góry na ochmistrzynię jakby upewniając się czy ta nie żartuje.
-No i? Ładna jesteś i bez kochanka. Dotkniesz się dla mnie?- zamruczała kocho i uśmiechnęła lubieżnie.
- Mogę… - Magnatka zarumieniła się. Nie rozumiała co w tym widoku miałoby być atrakcyjnego, ale posłusznie podniosła się z łóżka i zdjęła koszulę nocną. - Mam.. mam się sama dotykać?
- Po prostu przymknij oczy i wyobraź sobie to co już widziałaś, albo to co chciałabyś poczuć. - wymruczała zmysłowo Cosette siedząc naga na łóżku. Półmrok podkreślał jej ponętne kształty.
- Dobrze… - Basia powoli rozwiązała troczki koszuli i zdjęła ją odsłaniając nagie ciało. Poczuła jak puszczone luźno blond włosy opadły na plecy. Więc… miała usiąść na stoliku. Ostrożnie stąpając w półmroku zajęła miejsce na stoliku. To było tak dziwne. W ciemnościach starała się wypatrzeć, czy Cosette naprawdę ją obserwuje.
Kobieta nie odrywała od niej wzroku, wodziła spojrzeniem po jej ciele, obecnie skupiając się na pośladkach i udach. Uśmiechała się przy tym lubieżnie.
- Nie rozpraszam cię aby?- zapytała łobuzersko.
- Podniecasz. - Magnatka usiadła na stoliku i rozchyliła nieco nogi.
- To chyba dobrze…- uśmiechnęła się Cosette przechylając głowę na bok.- Mówiłam. Ogień namiętności w tobie płonie jasno.
- A ja mówiłam, że to przez ciebie. - Basia pomału zaczęła wodzić dłońmi po swoim ciele. Czy Cosette naprawde się to podobało? To jak ujmuje swoje piersi, jak zaciska na nich palce?
- Za dużo mi władzy dajesz. Ja mogłam tylko wzmóc ogień, ale nie go stworzyć.- mruczała zmysłowo Cosette łakomie wędrując spojrzeniem po krągłościach biustu swojej pani.
- Ale ja… nigdy nie myślałam o tym. - Jedna z dłoni powędrowała niżej. Było tak gorąco. Wzrok ochmistrzyni zdawał się rysować na jej ciele palące ścieżki. - Bałam się.
- Nie będziesz wiecznie dzieckiem Basiu. Kiedyś musiałaś stać się kobietą.- rzekła Cosette wstając i nie odrywając oczu od młodej kochanki ruszyła ku niej hipnotycznie kołysząc biodrami.
- Według niektórych… byłam już starą panną. - Magnatka zanurzyła palce w swoim kwiecie, nie odrywając wzroku od Francuzki. Było jej tak gorąco. Chciała.. choć odrobinę sobie ulżyć.
- Zwykle wychodzi się za mąż wcześniej. - przyznała Cosette coraz bliżej.- Takie są zwyczaje, ale… małżeństwo nie ma zbyt wiele wspólnego z namiętnością. To obowiązek i umowa.
- A to namiętność czyni dziewczęta kobietami? - Basia zatrzymała ruchy dłoni.
- Nie. Zwykle to czyni męska kuśka.- zażartowała wulgarnie Cosette podchodząc bliżej do Basi.- Tak przynajmniej twierdzą synowie Adama. Bo kobietą czyni władza nad sobą, nad swoimi walorami i nad mężczyznami właśnie.
- Zazwyczaj… oni twierdzą, że sprawują władzę nad nami. - Wymruczała Basia nie mogąc oderwać wzroku od ochmistrzyni.
- Twierdzą wiele rzeczy.- zamruczała zmysłowo Cosette coraz bliżej szlachcianki.- Nie wszystkie one są prawdziwe Basieńko.
- Yhym… - Magnatka ponownie zaczęła poruszać palcami w swoim wnętrzu.
- Niekiedy potrafią być drapieżni i dzicy jak bestie. - pochwyciła za pukle włosów Basi szarpnęła delikatnie acz stanowczo wymuszając lekkie wygięcie się szlachcianki w łuk. Przylgnęła ustami do jej szyi, a dłonią objęła krągłość piersi.-... ale bestię da się okiełznać uległością. A któż jest lepszą osobą do układania bestii, jeśli nie niewiasta?
- Ale… to boli, prawda? - Głos Basi zamienił się w pomruk gdy dotknęły jej usta ochmistrzyni. Przyspieszyła ruchy palców w swym wnętrzu.
- Nie wyglądasz na szczególnie zbolałą.- droczyła się Cosette wodząc ustami po szyi szlachcianki i ściskając delikatnie pierś pochwyconą dłonią.
- Ale.. ty we mnie nie wejdziesz, prawda? - Cała ta sytuacja przyprawiała Basię o obłęd. Wzrok rozmywał się. Liczyły się tylko pocałunki kochanki i palce w jej własnym wnętrzu.
- To akurat nie jest możliwe…- przyznała ze śmiechem Cosette, a jej usta skupiły się na szczycie drugiej piersi jasnowłosej.
Magnatka jęknęła głośno i wyprężyła się na stoliku. Wbiła palce mocniej we własne wnętrze i doszła w objęciach kochanki.
- Co za uroczy widok.- zamruczała zmysłowo Francuzka i pocałowała usta jasnowłosej.
Basia pochwyciła głowę ochmistrzyni, dłonią która dotychczas pieściła swą pierś i pogłębiła pocałunek. Dlaczego ta kobieta wywoływała w niej takie odczucia? Czy naprawdę była namiętną osobą, czy też tylko Cosette na nią tak działała? Nie chciała o tym myśleć. Całowała więc zachłannie, przytrzymując Francuzkę.
Temu pocałunkowi towarzyszyło ocieranie się ich miękkich piersi o siebie i inne doznania… takie jak dłoń Cosette muskające jej podbrzusze.
-Co moja pani planuje na jutro? Odpoczynek czy wyruszamy?- zapytała ochmistrzyni z uśmiechem.
- Chciałabym jak najszybciej wyruszyć. - Basia mimo czarnych myśli uśmiechnęła się. - Czy… czy jest ktoś kogo powinniśmy zaprosić na pogrzeb?
- Nie. To raczej rodzinna uroczystość.- odparła Cosette ciepło. - Zresztą wszystkie ważne uroczystości, w tym msza pogrzebowa i msze za duszę jego już się odbyły w Krakowie.
- Dobrze… chciałabym nieco odpocząć. - Basia odetchnęła z ulgą. - Jak widzisz moją przemowę?
- Słyszałam lepsze… ale i gorsze też.- odparła ironicznie Cosette dodając po chwili z uśmiechem. - Przynajmniej nie wydawałaś się morderczynią.
- Czasem aż mi żal, że nie noszę jego dziecka. - Magnatka westchnęła ciężko i oparła głowę o ramię ochmistrzyni.
- Dobra z ciebie duszyczka. Acz dziecko…- zamilkła nagle Cosette i pogłaskała ją czule.-... Jesteś naprawdę za dobra dla tego rodu.
- Teraz to ja jestem tym rodem, prawda? - Basia objęła ochmistrzynię mocno i ponownie wtuliła się w nią niczym dziecko. Jedyne co nie pasowało do tego obrazka, to to że owinęła też nogi wokół bioder starszej kobiety, dociskając ją tym samym do siebie.
- Ttak… ty. - odparła jakoś tak niepewnie Cosette i czule głaskała po głowie Basię.
- Czy powinnam o czymś wiedzieć nim wrócimy do zamku? - Basia odchyliła się i spojrzała na nią niepewnie. - Nie jestem jedyna Żmigrodzką?
- Pewne sprawy najlepiej doświadczyć, bo słowa nie potrafią ich opisać.- wyjaśniła ze smutnym uśmiechem ochmistrzyni.
- I doświadczę ich w zamku rodowym? - Magnatka zaczęła czuć szczery niepokój. Co złego mogło się jeszcze wydarzyć?
- Tak. Tam poznasz nieco lepiej historię.- wyjaśniła enigmatycznie Cosette.
- Nie ułatwiasz mi zaśnięcia, wiesz? - Basia westchnęła ponownie i zerknęła na łóżko. - Ale wdowa powinna wyglądać na zmęczoną, czyż nie?
- Utulę cię do snu.- wymruczała czule Francuzka.
Magnatka przytaknęła i ponownie mocno objęła ochmistrzynię, całując ją mocno.
- Chyba bardzo ci się podobam. Czyżbyś się zadurzyła we mnie Basiu?- mruknęła cicho ochmistrzyni po pocałunku.
- Jeśli zadurzenie polega na tym, że dobrze się przy kimś czujesz… - Magnatka zaśmiała się cicho i uśmiechnęła ciepło do kochanki. Wątpiła by łączyła ją z Cosette miłość. Choć byłaby ślepa twierdząc, że ochmistrzyni nie jest jej bliska. Tylko… czy Francuzka musiała to wiedzieć. - ... to tak.
- Chodźmy do łoża Basiu. -zaproponowała czule niewiasta głaszcząc jasnowłosą po puklach.
Basia przytaknęła ruchem głowy i wypuściła kochankę ze swych objęć. Po chwili zsunęła się ze stolika i ruszyła z powrotem do łóżka.
 
Aiko jest offline  
Stary 27-05-2019, 09:14   #9
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację

Ten poranek był czymś niezwykłym w życiu Basi. Tego poranka obudziła się z głową wtuloną w nagi biust kochanki. Cosette równie wyczerpana co sama magnatka spała mocnym snem. Na szczęście nikt nie ośmielił się im… to znaczy głównie jej przeszkadzać w wypoczynku. Magnatka nie chciała psuć tej chwili. To było przyjemne czuć przy sobie ciepło drugiej osoby. Ucałowała jedną z piersi ochmistrzyni i ponownie przymknęła oczy. Zaraz będzie musiała ją obudzić. Nikt nie powinien zastać ich w takim stanie. Ale… może mogło to jeszcze poczekać?
Na razie nikt nie nadchodził. Ale w końcu Basia poczuła ruch pod sobą. Jej kochanka w końcu się obudziła.
- Jak minęła noc?- zapytała cicho głaszcząc szlachciankę po włosach.
- Dobrze… nie spałam tak od… od tamtej nocy. - Magnatka uniosła się na łóżku i spojrzała na kochankę z góry. - A ty odpoczęłaś?
- Tak. Odpoczęłam.- odparła niewiasta ziewając głośno i pogłaskała Basię po policzku. - Teraz czeka mnie dużo do zrobienia, a ciebie noc z Michałem.
Magnatka zarumieniła się.
- Do nocy jeszcze dużo czasu… czy.. czy mogłabym wam jakoś pomóc?
- Zajmiesz się Agatką. To twoja dama dworu… więc lepiej zacznij ją brać pod obcas, by się za bardzo nie rozbrykała. Będzie z tym problem, bo jesteś niewiele starsza od niej. - odparła z uśmiechem Cosette.
- Dobrze. - Basia usiadła na łóżku. - Trochę… nie wiem od czego zacząć. Jest tak.. tak niepokorna.
- Niestety nie mogę nic ci doradzić. Ja bym zaczęła od klapsów.- zażartowała z uśmiechem ochmistrzyni wstając i przeciągając się leniwie.- Muszę udać się do swojej komnaty i zażyć kąpieli moja pani.
- Oczywiście… czy polecisz służbie by i mi przygotowano kąpiel? - Basia westchnęła. - Potem zapewne spotkam się z Agatą na wspólnym śniadaniu.
- Tak moja pani… sama kąpiel czy z atrakcjami?- droczyła się Francuzka z bezczelnym uśmiechem. Zapewne licząc na rumieniec zawstydzenia.
Magnatka zapewniła jej ten widok i opuściła wzrok, starając się ukryć zaróżowione policzki.
- Myślę, że Agata i Michał zapewnią mi dość rozrywek. - Wyszeptała cicho, zaciskając dłoń na pościeli.
- Och… apetyt rośnie w miarę jedzenia moja droga. Sama się zresztą mogłaś ostatnio o tym przekonać.- mruknęła Cosette przez ramię i wyszła z komnaty.
Basia sięgnęła po porzuconą wieczorem koszulę nocną i założyła ją nim podeszła do okna. Czy jej apetyt rósł? Z pewnością. Jeszcze kilka dni temu nawet nie wyobrażała sobie tego co robiły z Cosette. Westchnęła ciężko spoglądając na zewnątrz. Gdy służba zawiadomi ją o kąpieli pośle kogoś po Agatę by zaprosić ją na wspólne śniadanie. Czas zacząć temperować nową dwórkę… tylko czy temu podoła?

Kąpiel relaksowała, nawet dobieranie szat było przyjemnym i spokojnym aktem. Bądź co bądź, teraz nie musiała się ubierać wedle wskazówek Cosette. Żałoba nie musiała być aż tak bardzo eksponowana. Niemniej większość sukni jakie Basia posiadała zakupiła właśnie Francuzka, więc swoboda w doborze strojów była pozorna.
Agata przyszła na śniadanie w sukni i z ułożonymi wedle najnowszej mody włosami. Przez co bardzo przypominała Basię, jeśli chodzi o gust. Najwyraźniej i jej szafę ze strojami dobierała Cosette. Magnatka uśmiechnęła się do dziewczyny, nie zaprosiła jej jednak do stołu.
- Dzień dobry. - Powiedziała spokojnym głosem.
- Witam jaśnie panią.- rzekła Agata i dygnęła niezgrabnie.- To co właściwie mam robić. Pani ochmistrzyni wspominała coś o dotrzymywaniu towarzystwa.
- Wyraziła się idealnie. - Basia wskazała miejsce naprzeciwko siebie. - Chciałabym byś dotrzymała mi towarzystwa przy śniadaniu i opowiedziała nieco o sobie.
- Nie wiem czy mogę zaciekawić światową damę.- odparła Agata siadając.- Dotąd przebywałam przy ojcu i zajmowałam się rodzinnymi ziemiami. Gospodarzyłam w rodzinnym dworku pod okiem ojca i braci. Bo mama przebywa tu w Krakowie przez wiele miesięcy w roku.
Magnatka zaśmiała się cicho.
- Nie wierzę, że nie dotarły do ciebie plotki… - Uśmiechnęła się ciepło do Agaty. - Do niedawna należałam do ubogiej szlachty. Także uczono mnie zajmowania się gospodarstwem. Więc z przyjemnością wysłucham czego uczył cię ojciec.
-Tatko? On uczył mnie… jazdy konno, strzelania, polowania. Gospodarki uczyły mnie niania i gosposia.- wyjaśniła Agata wyliczając na palcach.
- Która z tych czynności lubiłaś najbardziej? - Basia z zaciekawieniem przyglądała się dziewczynie, zajadając się zimnymi mięsami, przyniesionym im na śniadanie.
- Polowanie… nawet oprawianie zwierzyny mi nie przeszkadzało.- odparła Agata wzruszając ramionami.
- To bardzo męskie zajęcie, wymagające dużo siły. - Magnatka uśmiechnęła się. - Też zdarzyło mi się to robić. Na co polowaliście najczęściej?
- Na bażanty, króliki i zające, gęsi, czaple…- znów zaczęła wyliczać, by na końcu podsumować to wszystko słowami.- Na drobną zwierzynę najczęściej. Na sarny i jelenie z braćmi i czasem na dziki.
Basia oparła podbródek na dłoni. I jak tu zapanować nad takim dziewczęciem?
- Umiesz czytać? Pisać?
- Trochę. - przyznała z oporami Agata miętosząc palcami suknię z opuszczoną w dół głową.
- Wobec tego się ciesze, rzeczywiście będę miała cię czego uczyć. Jedz śmiało. - Basia wskazała na jedzenie. - Tańczysz? Śpiewasz? Może jakiś instrument?
- Oczywiście że tańcuję.- odparła głośno dziewczyna i nieco ciszej.- Nie. Nie śpiewam, ani nie grywam na instrumentach.
I zabrała się za jedzenie pospiesznie, zerkając ciekawsko na Basię, a właściwie na jej dekolt, bo bo pochylona nad posiłkiem wyżej zadrzeć głowy nie mogła.
- Tańce szlacheckie czy raczej te popularne wśród ludu? - Basia nachyliła się nieco by Agata mogła zajrzeć głębiej w jej dekolt. Czy dziewczyna rzeczywiście mogła się zainteresować nią, tak jak Cosette?
- Te bardziej ludowe. - mruknęła speszonym nieco głosem Agatka rumieniąc się nieco choć przyczyny tego mogły być różne.
- Są bardzo szybkie… musisz być bardzo sprawną osobą. - Magnatka wyciągnęła nogę i przesunęła stopą po łydce dziewczyny. - Nogi masz zgrabne.
- Bardzo ładne…- pokraśniała Agata na ich wspomnienie pozwalając Basi wodzić stopą po swojej łydce.- Acz czy waćpanna podobnie, to nie wiem, bo te suknie wszystek je ukrywają, za to cycki niemal na wierzch wywalają. Prawdę mówił tatko, że wielki świat to wielka rozpusta.
Basia zaśmiała się szczerze.
- Tak.. taka jest obecnie moda. Ale na przyszłość, zamiast mówić o wywalaniu, użyj słowa eksponują, dobrze?
- Eksponujom... dobrze.- odparła speszona dziewczyna.
- Jakbyś zapomniała to słowo to mnie dopytaj. - Basia podniosła się od stołu. - Najedzona? Wytrzyj dłonie - Magnatka wskaząła na leżąca na stole serwetę. - Pokażesz mi jak piszesz.
- Muszę?- jęknęła cicho Agata sięgając po ową serwetę jak po jadowitego węża.
- Lepiej byś pokazała mi niż obcym, prawda? - Magnatka podeszła do niewielkiego stolika, na którym jeszcze poprzedniego wieczoru siedziała przed Cosette i z szuflady wyjęła kawałek pergaminu, pióro oraz kałamarz. - Muszę sprawdzić ile umiesz i czego cię uczyć.
- Umiem pisać.- stwierdziła buńczucznie Agata. I to była prawda. Jak się okazało umiała pisać, koślawo i niezgrabnie stawiając litery.
- Nie miałam nawet takich wątpliwości. - Basia nachyliła się ponad ramieniem dziewczyny, przytulając swoje piersi do jej pleców. Ręką ujęła jej dłoń i powoli ułożyła palce Agaty na piórze. - Poćwiczymy jedynie kaligrafię, dobrze?
- Dobrze.- westchnęła Agata opierając się plecami o Basię.
- Napiszemy to słowo “eksponują”, dobrze? - Magnatka zaczęła powoli prowadzić dłoń dziewczyny szepcząc tuż przy jej uchu, tak jak często robiła Cosette.
-Eks… ponują. - wymruczała zawstydzona Agata nieco wiercąc się na krześle, ale pozwalając Basi prowadzić swoją dłoń. A choć to Basia bawiła się w kuszenie swojej dwórki, to kątem oka mogła bez problemu dostrzec dekolt sukni Agaty.
Była ciekawa czy dogadałyby się w łóżku. To musiało być przyjemne ująć te dwie krągłości w dłonie. Mimo jednak tych myśli, starała się skupić na pisaniu. Dodając kolejne słowo.
- Pier..si.. - Wyszeptała ocierając się wargami o ucho Agaty. - Eksponują piersi. Dużo ładniej, prawda?
- Ładniej… -wymruczała cicho Agata lekko się rumieniąc.- Ale i trudno.
- Zazwyczaj piszemy rzeczy ważne, czyż nie? - Basia puściła dłoń dziewczyny i wyprostowała się. - Warto by były napisane ładnie.
- Ja wolę gdy ktoś inny za mnie pisze. Jak będę wielką damę, to sobie znajdę pisarczyka.- mruknęła Agata zaplatając ręce na biuście.
- Wiele razy zdarzyło mi się pisać rzeczy, których nie chciałabym nikomu dyktować. - Basia delikatnie rozplotła dłonie dziewczyny przesuwając palcami po piersiach Agaty. - Trzymaj dłonie na podołku. Tak jest mało elegancko.
- Strasznie dużo tych zasad. Po co być wielką panią skoro nie można robić co się chce.- zamarudziła Agata poddając się jednak poleceniom Basi i starając się nie zerkać w jej dekolt gdy była pochylona.
- Jeśli chcesz zdobyć bogatego męża musisz wyglądać jak ozdoba. - Magnatka sięgnęła dłonią do twarzy Agaty i odgarnęła jakiś nieistniejący kosmyk, tylko po to by przesunąć palcami po jej skórze. Musiała przyznać, że ta zabawa… była całkiem przyjemna. - Potem będziesz mogła sobie pozwolić na więcej swobody.
- Miałam dużo swobody u tatki. Mogłam się nawet kąpać nago w rzece.- odparła lekko naburmuszona Agata, choć drażniły ją słowa… a nie dotyk Basi.
- I chciałabyś całe życie tam spędzić? Jako podopieczna swego ojca, a potem braci? - Dłoń Basi przesunęła się na tył głowy Agaty i wsunęła pomiędzy związane ciasno włosy.
- Czemu nie…- zamruczała Agata poddając się tej pieszczocie.- ... byłam szczęśliwa.
- I myślisz, że już nigdzie indziej nie będziesz już szczęśliwa? - Dłoń Basi naparła na zapięcie szpili i uwolniła pukle Agaty.
-Co? - zaskoczyło to ją i zaśmiała się zerkając na Basię.- Podobają się waćpannie moje włosy?
Pokręciła głową na boki rozsypując fryzurę. - Też wolę, gdy nie są skrępowane.
- Tak pomyślałam, że raczej w domu ich nie wiązałaś. - Magnatka przeczesała włosy Agaty palcami. - Jesteś urodziwą dziewczyną. Wyuczę cię ile będę w stanie, ale to od ciebie zależy czy kogoś sobie znajdziesz czy też wrócisz do ojca.
- Nie wrócę. Moja mateczka mi nie da.- odparła Agata wyraźnie czerpiąc przyjemność z palców Basi w swoich włosach.
Magnatka pochwyciła pukle dziewczyny i przyciągnęła jej twarz do swojej, całując delikatnie wargi Agaty.
- Mogę ci pozwolić na odrobinę swobody na zamku… - Uśmiechnęła się nie odsuwając twarzy. - ale jest jeden warunek.
- Jaki warunek i jakiej swobody?- zapytała zaciekawiona Agata.
- Jazda konna, polowanie… Podczas przejażdżki ze mną, będziesz mogła wykąpać się nawet nago w rzece. - Basia pomału wymieniała różne pomysły przytrzymując twarz Firleyówny.
- To nieuczciwe… że tylko ja bym się wtedy kąpała nago.- odparła bezmyślnie i z bezczelnym uśmiechem Agata. I spytała.- A warunek?
- Będziesz mi posłuszna i niestety… wliczam w to powstrzymanie się od takich komentarzy. - Basia zaśmiała się i puściła Agatę, gdyby ta chciała się odsunąć.
- Nie mogę złożyć takiej obietnicy. Usta czasem pierwej powiedzą niż głowa pomyśli.- stropiła się Agata.
- Więc możemy się umówić, że im lepiej będzie ci szło tym więcej swobody dostaniesz. - Basia schyliła się i podniosła spinkę dziewczyny po czym podała ją jej. - Jak by nie patrzeć podjęłam się uczenia ciebie, a obietnic danych dotrzymuję.
- Matka pewnie miała w tej obietnicy pewnie własne plany.- mruknęła Agata zabierając ozdobę i przyglądając się włosom Basi spytała.- Podobają się waćpannie moje pukle, gdy tak dziko okalają moją twarz?
- Owszem, choć przydałaby się im odrobina czułości. - Basia uśmiechnęła się ciepło.
- Czułości? - zdziwiła się Agata i spytała po chwili.- A czemu waćpanna woli swoje tak splecione? Pewnie ładniej by wyglądały również swobodnie rozpuszczone.
- Jestem magnatką Agato. Muszę godnie reprezentować swój ród, a zwyczaje nakazują bym nosiła włosy związane. - Basia odruchowo sięgnęła do własnych włosów. - Na szczęście nikt nie broni mi ich rozpuszczać, gdy jestem sama.
- Acha… więc ja też powinnam nosić je związane, gdy nie jestem sama?- westchnęła smętnie Agata niezbyt uradowana tą wizją.
- Jeśli będziesz posłuszna, pozwolę ci je nosić na zamku luźno. - Basię też kusiło by rozpuścić włosy jednak… na razie musiała powalczyć o swoją pozycję.
- Aż strach się bać… brzmi złowieszczo to posłuszeństwo.- zażartowała Agata chichocząc wpierw z rękami splecionymi na piersiach, a potem opuściła je w dół.
- Wydaję ci się być złowieszcza? - Basia również się zaśmiała. - Nie musisz tego robić. Możesz być po prostu sobą, buntować się przeciwko mnie i moim naukom, prawdopodobnie wtedy będę musiała cię odesłać do matki.
- Nie wiem… zobaczymy jakie będą polecenia waćpanny.- odparła szczerze i nieco bezczelnie Agata i poprawiając suknię. - Waćpanna wydaje się być miła oku i sercu.
- Zaczniemy od tego, że udasz się do ochmistrzyni i poprosisz by wybrała ci jakąś książkę. - Basię przez chwilę kusiło by oddać Agacie własną lekturę, ale chyba było nieco za wcześnie. - Chciałabym byś wzbogaciła swoje słownictwo.
Mina Agaty od razu zmarkotniała.- Muszę?
- Nie musisz, jeśli nie chcesz być mi posłuszna. - Magnatka uśmiechnęła się ciepło do dziewczyny. - To twoja decyzja.
- Dobrze. Poczytam. - westchnęła cierpiętniczo Agata.
- Jutro mi o niej opowiesz. - Magnatka zerknęła na zapisaną przez nie kartkę. Czekała ją długa droga.
Agata zbladła i wyjąkała.- Cccałą księgę mam w dzień przeczytać?
Basia się zaśmiała.
- Oczywiście, że nie. Opowiesz mi fragment. Chyba że… - Magnatka zawahała się. - Chciałabyś bym ja ci dała jakąś książkę.
- Nniee… nie trzeba.- odetchnęła z wyraźną ulgą dwórka.
- To idź znajdź ochmistrzynię, tylko nie przeszkadzaj jej w obowiązkach.
- Dobrze.- odparła z uśmiechem Agata i ruszyła do wyjścia po obowiązkowym dygnięciu.


Basia odprowadziła ją wzrokiem. Była ciekawa czy ta rozmowa w czymkolwiek pomoże… Skoro była miła oku i sercu. Powstrzymała westchnienie. Czy będzie potrafiła uwieść Agatę? Czy na pewno tego chciała? Przysiadła na łóżku i sięgnęła po nieskończoną lekturę.
Chyba miała teraz chwilę dla siebie. Sama jednak nie wiedziała co z nią robić. Odrobina zabawy z Agatą lekko pobudziła jej ciało. Czy jednak powinna dalej wędrować w tą stronę? Zamknęła książkę i westchnęła ciężko. Na zewnątrz panowały pewnie przygotowania do wyjazdu, a jej nie wypadało nawet wędrować samotnie. Lekko zrezygnowana wstała z łoża i podeszła do drzwi pokoju. Może chociaż przejdzie się po rezydencji?
Niedaleko drzwi przebywała służka, zapewne po to by… służyć pomocą magnatce. Było to młode dziewczę i niewinne. I z pewnością przede wszystkim mogło służyć jako przewodniczka po tej kamienicy. Wstało pospiesznie, gdy Basia wyszła z komnaty.
- Potrzebuję się przejść. - Magnatka uśmiechnęła się do dziewczyny jednak nie czekając na jej odpowiedź ruszyła korytarzem.
Dziewczyna podążyła za Basią pospiesznie i w milczeniu, niczym cień magnatki. W kamienicy zaś panował chaos. Służba pospiesznie szykowała wozy, porządkowała pokoje i pakowała kufry. Oczywiście widok przechadzającej panienki zginał im karki do ziemi. Ale na krótko. Potem Basia ruszała dalej rozkoszując się chwilą wolności od wszelkich zmartwień i myśli. Do czasu, aż natknęła się na szkockiego najemnika musztrującego swoich podwładnych na wewnętrznym dziedzińcu. Wydawał się on jej bardzo znajomy, aż w końcu do Basi dotarło kto zacz… był to golas, który to figlował wczoraj z Cosette!
Magnatka skorzystała z okazji by przyjrzeć się zarówno mustrze jak i kochankowi swojej ochmistrzyni. Wczoraj poznała go od… specyficznej strony. Czy to wszystko byli jej ludzie? Przesuwała wzrokiem po dziedzińcu licząc wypełniających go najemników.
Nie było ich wielu, bo ledwie dziesięciu i trochę przypominali bandytów ze swoimi twarzami pokrytymi kilkudniowym zarostem. Niemniej kochanek ochmistrzyni głośnymi krzykami motywował ich do trzymania dyscypliny. Posępne spojrzenie i silne ręce świadczyły o doświadczeniu w wojaczce i braku respektu dla herbowych. Ci ludzie zaatakowaliby każdego kogo wskazałby im ich dowódca.
Była ciekawa kim był i co sprawiało, że jego się słuchali. Musiała przyznać, że odpowiadał jej gust Cosette jednak… czy warto było starać się o tych samych mężczyzn, nawet gdy była ciekawa jak by to było znaleźć się w jego ramionach? Czekała, aż ktoś zwróci się do niego po imieniu… zła na siebie, że nie zna swoich ludzi.
W końcu padło jego imię… Evan McGregor, powiedziane z szacunkiem przez jego podwładnego. Twarde w wymowie imię i nazwisko. Zajęty ćwiczenia dowódca nie zwracał większej uwagi na przyglądającą mu się jasnowłosą szlachciankę i kryjącą się za jej plecami młodą służkę.
Basia uśmiechnęła się. Cosette może i miała rację, że nie brakło jej urody, jednak… brakowało jej temperamentu i charyzmy ochmistrzyni. Z jakiegoś powodu Basia wierzyła, że gdyby jej kochanka weszła na plac, zaraz uwaga wszystkich spoczęłaby na niej.
- Niech ktoś przyniesie McGregorowi wino. - Zwróciła się do towarzyszącej sobie służki.
- Tak pani. - odparła cicho dziewczyna i pognała wykonać polecenie Basi.
Magnatka ruszyła wzdłuż dziedzińca, by móc lepiej przyjrzeć się twarzy Evana. Ciekawe czy Cosette skusiło coś więcej niżeli muskulatura mężczyzny, że zdecydowała się to z nim spędzić chwile podczas poprzedniego wieczoru.
Był przystojny, tak jak Basia przypuszczała… miał w sobie wilczą dzikość i skupienie połączone razem dyscypliną. Pojawienie się magnatki nie rozproszyło go w ogóle, aż…
- Waczpanna przyszla oglondacz czwiczenia?- mówił po polsku dobrze, acz z wyraźnym twardym szkockim akcentem.
- Tak. - Basia uśmiechnęła się. To było dziwne. Czy zwróciłaby na niego uwagę, gdyby nie Cosette. Możliwe. Czy myślałaby o nim jak o kochanku? Na pewno nie. Jednak ochmistrzyni miała na nią wpływ… i co gorsza na pewno była tego świadoma. - Muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem.
- Nie jest to regularne wojszko, ale poszluch zapewne.- odparł z uśmiechem Evan, podczas gdy służka wróciła już kielichem pełnym czerwonego trunku.
- Pomyślałam, że możesz być spragniony od tego musztrowania. - Basia uśmiechnęła się do najemnika. - To niesamowite, że sobie z nimi radzisz.
Zaskoczony tym darem, mężczyzna przyjął puchar i wychylił go duszkiem.
- Nic to trudnego. Ja wymuszam posluch, jak kaszdy oficjer.- wyjaśnił.
Basia przytaknęła ruchem głowy i przyjrzała się wypełniającej dziedziniec zbieraninie wojaków. Nadal uważała, że by mieć posłuch wśród takich ludzi trzeba mieć niesamowite umiejętności… no i na pewno doświadczenie. Coś czego jej brakowało na niemal każdym polu.
Na razie jednak wystarczał czar jej sukni i fryzury. Czar wielkiej pani, przed którą trzeba było czapkować. Byli to bowiem najemnicy pruscy i czescy, brudni i niedogoleni, uzbrojeni różnorako… Mogli nie poradzić sobie z regularnym wojskiem, ale zbójców pewnieby wybili do nogi.
- Jak wymuszają posłuch oficerowie? - Basia obejrzała się na stojącego obok mężczyznę.
- Dyscypliną waćpanno.- stwierdził wojak.- Dyscypliną i karami.
No tak… baty. Stary dobry sposób wymuszania posłuchu.
Basia była ciekawa czy taką samą dyscyplinę trzymał w alkowie. Czy karał nieposłuszne kochanki. Widziała z jaką siłą brał Cosette… Jednak.. nie powinna myślom pozwalać pędzić w tym kierunku. Czuła rumieniec wypływający na policzki.
- Wybacz.. nie chciałam ci przeszkadzać podczas musztry. - Przeniosła wzrok z Evana, ponownie na dziedziniec.
- Nie pszeszkadza waczpanna.- odparł Szkot, a ku swojej uldze Basia dostrzegła zbliżającą się ku niej Francuzkę.
Magnatka skupiła wzrok na ochmistrzyni ciekawa czy ta zmierza w jej kierunku.
 
Aiko jest offline  
Stary 27-05-2019, 09:27   #10
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację

- Moja pani, przygotowano obiad. Życzysz sobie kąpieli przed nim?- zapytała Cosette po francusku, zapewne po to by Szkot nie zrozumiał.
- Z przyjemnością. - Basia odpowiedziała po francusku, po czym uśmiechnęła się do stojącego obok Evana i zwróciła do niego mówiąc już po polsku. - Dziękuję za rozmowę.
- Cala pszyjemoszcz po moej sthonie.- odparł uprzejmie Evan, a Cosette spytała we francuskiej mowie.- I jak ci się podoba ta Agatka? Ponoć o jej wykształcenie się martwisz.
Magnatka podążyła za swoją ochmistrzynią.
- Ma być moją dworką, obiecałam że zajmę się jej wychowaniem. - Basia uśmiechnęła się do Cosette. - Nie przeszkadzała ci nazbyt?
- Trochę.- odparła ironicznie Francuzka podążając przodem.- A ty nie odpowiedziałaś na moje pytanie. Mam przekazać Barbarze, że musi bardziej się postarać byś jej córki nie oddaliła. Zasugerować jakieś konkretne formy przekupstwa?
- Ja… na razie się jakoś dogadałam z Agatą. - Basia zarumieniła się lekko. Była niemal pewna jaką formę przekupstwa zaproponowałaby Cosette, a może to tylko jej wyobraźnia? - Musi się nieco douczyć, mówi prostym… chłopskim językiem… Jakie formy przekupstwa?
- Złoto jest zbyt… plebejskie. Klejnoty, dzieła sztuki, własne ciało… potrafiła być bardzo uwodzicielska.- odparła z łobuzerskim uśmiechem kobieta. -Choć nieco nachalna w swoich awansach.
- Z pewnością warto by jej pokazać, że powinna się bardziej postarać. Pod tym względem są z córką bardzo podobne… zbyt pewne siebie. - Basia westchnęła ciężko. - Myślisz, że ściąganie na nas Barbary to rozsądny pomysł?
- Ani trochę. Ale na pewno zabawny. - oceniła szczerze Francuzka i dodała poważniej, gdy się oddalały od placu.- Wyruszymy po południu. Nie wyjedziemy zbyt daleko. Jeno do gospody pod Krakowem, tam już posłałam umyślnego by przygotował komnatę i łoże na twą noc z Michałem.
- Dziękuję. - Basia opuściła wzrok czując nagle potworną tremę. Czy naprawde sie na to zdobędzie? Pomysł był… słuszny. Sama zaproponowała takie rozwiązanie. - Wyjeżdżamy po obiedzie?
- Tak. Karoca już gotowa.- odparła uprzejmie Cosette.
- Ja.. nie wiem czy podołam. - Basia zacisnęła dłonie na materiale sukni.
- To nie takie trudne. Będziesz leżała i wykonywała polecenia. A on zrobi resztę. To nie tak że chcesz go w sobie rozmiłować. A nauki…- ochmistrzyni spojrzała za siebie na Evana.-... jeśli byś chciała, to potem znajdzie się ogier do miłosnych nauk.
- Ja… byłam tylko ciekawa jak wygląda… wczoraj widziałam tylko jego plecy i… - magnatka wzięła głęboki wdech. To wszystko było takie dziwne. Było tyle ważnych spraw, którymi powinna się zająć, a ona była w stanie jedynie myśleć o najbliższym wieczorze i o wszystkich kolejnych.
- Wiem… nie wiem czy była możliwość na kolejne podglądanie.- mruknęła ciepło Cosette z pobłażliwym uśmiechem.
Basia zerknęła na nią.
- Często macie schadzki?
- Nie. Czasami jeno.- odparła krótko Francuzka, gdy wchodziły do środka.- Pytać chcesz czy go miłuję? Może trochę. Nie tak mocno jak… kiedyś innych.
Basia zaśmiała się nieco smutno.
- Ciekawe czy ja kiedyś będę kogoś miłować. - Magnatka skierowała kroki w stronę swoich pokoi. - Ja go nie tknę… wątpię bym z kimkolwiek się odważyła.
- Moja droga… zwykle to oni rzucają się na nas niewiasty. Czy odważysz się protestować, gdy przyciśnie cię do ściany, a ustami przylgnie do twoich? Czy będziesz chciała protestować?- zapytała z powątpiewającym uśmieszkiem Cosette.
- Nie wiem… nigdy nie dane mi było być w takiej sytuacji. Po co jednak mają tak atakować swą panią, skoro sporo niewiast przy dworze, a one nie odprawią ich z niczym? - Basia westchnęła ciężko. - Czy kąpiel jest gotowa?
- Nie. Będę musiała posłać po pokojowe. - odparła ochmistrzyni kiwając z politowaniem głową.- Basiu. Basiu. Basiu. On się nie poważy, ale znajdą się tacy co się poważą… wierz mi.
Teraz to magnatka spojrzała na ochmistrzynię ze szczerym powątpiewaniem.
- Zdam się na twą ocenę życia dworskiego… ja.. chodzi mi tylko o to, że nie wiem jak się zachowam. Gdy pocałował mnie Józef… - Wzdrygnęła się na tamto wspomnienie.
Cosette skinęła ręką i wydała polecenia pokojowym. Te ruszyły przynieść balię i zagotować wody. A gdy zostały same, Francuska podeszła do jasnowłosej szlachcianki i naparła na nią ciałem dociskając do ściany. Chwyciła za dłonie i docisnęła nadgarstki do muru. Musnęła wargami jej usta pytając.
- A gdyby to nie ja… a Evan cię tak dociskał. Wyrywałabyś mu się ?
Przesunęła czubkiem języka po wargę Basi.
Magnatka jęknęła cicho. Dotyk Cosette sprawił, że momentalnie zrobiło się jej gorąco.
- Ja… ja.. chyba tak… jest ci miły… - Poczuła rumieniec palący policzki.
- Ale jest wielu innych gładkich szlachciców. No i… chciałabyś wraz ze mną… przesunąć ustami po jego… no tak… nie miałaś okazji zobaczyć, czy poczuć.- droczyła się Francuzka napierając udami na obszar między nogami Basi.
- Ja.. nie potrzebuję… jesteś ty… - Magnatka zaprzeczała choć wiedziała, że to nie była cała prawda. Chyba… chciała mieć mężczyznę dla siebie. Ale czy na pewno skoro nawet nie wiedziała co to oznacza?
- Och… skoro tak twierdzisz.- mruknęła Cosette i wpiła usta zachłannie w usta Basi całując ją namiętnie.
Szlachcianka odpowiadała na pocałunki, pozwalając myślom odpłynąć. Tak było dobrze… nie wiedziała co przyniesie przyszłość, ale na ten moment chyba była szczęśliwa.
Po krótkiej chwili namiętnych pocałunków, ochmistrzyni puściła dłonie szlachcianki.
- Zobaczymy jak długo twoje słowa będą prawdziwe. Jeszcze wiele przed tobą. - mruknęła kobieta poprawiają swoją suknię.
- Nie wiem kim musiałby być mężczyzna by przewyższyć cię w tej sztuce. - Magnatka spojrzała na swój strój. - czy… pomożesz mi się rozebrać?
- Jesteś jeszcze niedoświadczona.- zaśmiała się cicho ochmistrzyni i zmrużyła oczy dodając. - A gdyby była inna niewiasta na moim miejscu, co?
- Czy nie odpowiada ci, że lubię twoje towarzystwo? - Basia zmartwiła się nieco.
- Och skarbie. - zamruczała zmysłowo Cosette i pogłaskała dziewczynę po policzku.- Oczywiście, że bardzo mi to pochlebia. Chcesz bym wykąpała się z tobą?
- Będzie mi bardzo miło. - magnatka uśmiechnęła się.
- Podejdź do mnie.- odparła z uśmiechem ochmistrzyni już zzuwając swoje trzewiki.
Basia wykonała posłusznie polecenie.
- Nie wiem.. czy odpowiadałoby mi towarzystwo innej kobiety. Agata… Agata jest bardzo przyjemna. - Wyszeptała cicho. - Wacław… Evan… też są kuszący. Tylko…
- Tylko? - ochmistrzyni zabrała się za sznurowanie jej sukni. - Tylko nie wiesz jeszcze czego chcesz. Brak ci doświadczenia.
Magnatka przytaknęła ruchem głowy. Na razie jakoś ciężko było jej uwierzyć, że to może być naprawdę przyjemne. Co jednak sprawiało, że byli mężczyźni, którzy ją kusili? Może… może rzeczywiście znajdzie kiedyś kogoś dla siebie.
Suknia osunęła się na podłogę, Cosette zabrała się za podwijanie koszuli Basi. Służki weszły do komnaty wraz z balią.
- Postawcie ją i napełnijcie gorącą wodą, a potem wyjdźcie. - rozkazała stanowczo Cosette nie przerywając rozdziewania Basi.
Magnatka zerknęła na służące. Czy przyglądały się im? Ile z nich było wybranych przez Francuzkę? Zadrżała czując na sobie dotyk palców ochmistrzyni.
Niewątpliwie obie zerkały, gdy ciało ich pani było odsłaniane na ich oczach. Niemniej nie było w tym nic zdrożnego. Wszystkie wszak były niewiastami. Jednakże ostatnie wydarzenia odmieniły postrzeganie szlachcianki. Tak więc ta od razu zauważyła, że służki dobrane przez ochmistrzynię są młode i ładne.
Gdyby tak mieć tylko pięknych ludzi w swoim otoczeniu… Basia dała sobie zdjąć koszulę i spojrzała na Cosette. Życie wtedy byłoby o tyle przyjemniejsze.
Jej kochanka skupiona była na rozdziewaniu jej do kąpieli i wydawała się nie myśleć nad niczym innym. Zaś łaziebne zerkając na już golutką Basię chichoczą nalewały podgrzana wodę z wiader do balii. Magnatka sama sięgnęła do upiętych ciasno włosów by uwolnić długie blond fale. Czy naprawdę potrafiłaby kogoś przyciągnąć do siebie swym ciałem? Niepewnie przesunęła dłonią po odsłoniętej piersi cały czas zerkając na ochmistrzynię. Ta była jednak niewzruszona jej popisem. A może to była poza ? Służki jednak zerkały z uśmieszkami na twarzach.
Cosette podeszła do balii i zanurzyła palce w wodzie.
- Za gorąca. Jagna przynieś nieco zimnej wody i dolej. - zawyrokowała, a młodsza służka dygnęła i pognała do drzwi wykonać polecenie.
Basia powstrzymała westchnienie. Miała ochotę na tą kąpiel… do tego oziębłość Cosette. Nie była do niej przyzwyczajona. Wzięła szczotkę i usiadła na fotelu. Z mocno ściśniętymi nogami zabrała się za rozczesywanie włosów, pozwalając ochmistrzyni wypełnić swoje obowiązki.
Druga służka czekała niepewna co ma robić, więc Cosette zwróciła jej uwagę.
- Rozczesz swojej pani włosy.
Więc podeszła niepewnie do Basi i wyciągnęła dłoń po szczotkę.
- Mmmogę? - zapytała niepewnie.
- Oczywiście. - Magnatka podała służącej szczotkę, pozwalając by ich dłonie na chwilę się spotkały. Uśmiechnęła się do dziewczyny i odrzuciła włosy na plecy.
Służka zabrała się z pietyzmem za rozczesywanie pukli Basi, palcami drugiej dłoni wodząc po jej szyi i barku. Dotykając nagiej skóry szlachcianki. Cosette udawała, że tego nie widzi zajęta kąpielą szykowaną dla magnatki.
Magnatka odchyliła delikatnie głowę, eksponując szyję na dotyk służącej. Musiała przyznać, że było to bardzo przyjemne. Uśmiechając się przyglądała się cały czas Francuzce.
Ta pochylona nad balią nieświadomie prezentowała swą linię pośladków Basi i służącej. Rozczesująca włosy dziewczyna robiła to trochę niedbale, bo jej wzrok za często schodził na biust szlachcianki, a palce muskały obojczyk. Tak… z pewnością ten rudzielec był jedną z Cosette.
Magnatka delikatnie pochwyciła dłoń dziewczyny trzymającą szczotkę i uśmiechnęła się do niej.
- Odrobinę delikatniej. - Ni to wymruczała ni powiedziała, po czym puściła służącą.
- Ttakk. -odparła drżącym głosem rudowłosa i bardziej pieszczotliwie oraz wolniej zabrała się za czesanie. Tymczasem młodsza służka przyniosła i wlała dzban zimnej wody do balii, by potem razem z Cosette zabrać się za wymieszanie dłońmi gorącej i zimnej wody.
Basia odchyliła się nieco eksponując mocniej swoje piersi i przymknęła oczy, ciesząc się delikatnym dotykiem. Czy przywyknie do tego? Tak długo wszystko musiała robić sama, albo nawet pomagać innym. Łatwo było przywyknąć do rozczesywania włosów, do leniwych ruchów szczotki prowadzonej obcą dłonią. Ale… czy łatwo było przywyknąć do bycia naga w takiej sytuacji i dotyku palców rudowłosej służącej na szyi i policzkach.
- Kąpiel gotowa, czeka tylko na to asz raczysz sobie jej zażyczyć. - usłyszała uprzejmy głos Cosette.
- Dobrze. - Basia podniosła się z fotela pozwalając dłoniom służącej przesunąć się po własnym ciele. Obróciła się i uśmiechnęła do rudej dziewczyny. - Dziękuję.
- Nie trzeba. - odparła służka kraśniejąc na policzkach. A Cosette rzekła krótko. - To wszystko. Zgłoście się w kuchni. Trzeba wyszykować wieczerzę dla trojga.
I dziewczęta pospiesznie opuściły komnatę.
Magnatka podeszła do stojącej obok Francuzki.
- W takich chwilach aż ciężko mi uwierzyć, że moje względy są ci miłe. - Uśmiechnęła się i wypinając nieco zanurzyła dłoń w wodzie.
Cosette uderzyła dłonią wypięty pośladek szlachcianki.
- Nie mogę się roztkliwiać nad twoją urodą przy innych, zwłaszcza przy służbie. Muszą mieć do mnie respekt, a nawet się nieco bać. Tak się zachowuje posłuch. - wyjaśniła podchodząc do drzwi. - Co innego, gdyby któraś wpadła ci w oko. Wtedy mogłybyśmy spróbować ją zbałamucić.
- Wobec tego powiem ci gdy tak się stanie. - Basia zanurzyła się w wodzie. - Dołączysz do mnie?
- Taki mam plan. - odparła Francuzka zabierając się za rozdziewanie, cały czas zerkając na Basię. - Miła oku jesteś i w dotyku też.
- Tej rudej służącej chyba także dotykanie mnie odpowiadało. - Magnatka przyglądała się ochmistrzyni opierając się o balię.
- Czemu nie miałoby ? - naga ochmistrzyni prężyła mimowolnie swoje ciało, gdy rozpuszczała swoje włosy. Gdy podchodziła do balii, nie było w Cosette nic z chłodnej kobiety. Uśmiechając się lubieżnie przysiadła się na jej brzegu zanurzając nogi w wodzie. Rozchyliła szeroko uda i chwyciwszy za włosy kochankę pociągnęła jej oblicze ku swemu kwiatu. - Skoro tak bardzo ci zależało na mej… uwadze, to teraz zapłacisz za swój triumf.
Basia zaskoczona opuściła wzrok z twarzy Cosette na jej kobiecość. Czyżby… czyżby pobudziła ochmistrzynię? Z pewnością czuła zapach jej żądzy i widziała kropelki wilgoci, gdy Cosette władczo przejęła kontrolę nad sytuacją. Basia niepewnie sięgnęła językiem do kwiatu kochanki, starając sobie przypomnieć w jaki to sposób Cosette zaspokajała ją na korytarzu poprzedniego wieczoru.
- Dobrze… śmielej Basiu. - mruknęła jej kochanka nadal trzymając władczo za pukle, a drugą dłonią masując swoją pierś. - Nie bądź nieśmiała. Nie ukrzywdzisz mnie języczkiem.
Magnatka przytaknęła ruchem głowy i przywarła ustami mocniej do kwiatu Cosette. Jej zapach był odurzający, uniemożliwiał jakiekolwiek myślenie.
- Ooo tak. Dobrze ci idzie Basiu. - jęknęła kochanka drżąc coraz bardziej. Niewątpliwie działania szlachcianki, przynosiły efekty. Ocierała się podbrzuszem pragnąc więcej i więcej.
Czy ochmistrzyni nie zanurzała w niej przy tej zabawie palców? Basia miała problemy z koncentracją. Językiem badała każdą nierówność, dociskając w miejscach na które Cosette reagowała drżeniem. Nieco niepewnie sięgnęła dwoma palcami do kobiecości kochanki i zanurzyła je w rozgrzanym wnętrzu.
- Ooo ty mała figlarko. - zamruczała pożądliwie Cosette, nie przeszkadzając szlachciance w badaniach intymnego obszaru swojego ciała.
Czy to oznaczało, że było jej przyjemnie? Pomału poruszała palcami, nie przerywając zabawy językiem i całkowicie zatracając się w tych igraszkach. Musiało się Cosette to podobać, tak Basia czuła pieszcząc kochankę. Ciało ochmistrzyni drżało, z ust wyrywały się jęki, aż ostatni przyniósł cichy krzyk rozkoszy.
Basia odetchnęła. Udało się jej! Podniosła wzrok pełen satysfakcji na kochankę.
- To było bardzo przyjemne.- wymruczała Cosette głaszcząc czule po włosach jasnowłosą miłośnicę.
- Cieszę się… to wszystko jest takie delikatne. - Basia zerknęła na kobiecość kochanki sięgając pod wodą do swojego kwiatu. Była mokra! Czuła to mimo otaczającej jej ciało wody. Podnieciła się pieszcząc ustami Cosette. Lekko zawstydzona tym faktem oparła czoło o udo kochanki.
- Co teraz zrobimy?- zamruczała kocio jej kochanka głaszcząc po włosach zawstydzoną i pobudzoną zarazem dziewczynę.
- Ja… jest mi bardzo gorąco. - Wyszeptała cicho magnatka wprost w rozpaloną skórę Cosette. - Mokro…
- Połóż się więc w balii wygodnie, oprzyj o nią.- zaproponowała lubieżnie Cosette.
Basia spojrzała na nią niepewnie, ale już po chwili wykonała posłusznie polecenie.
Jej doświadczona kochanka zanurzyła się w ciepłej wodzie. Przytuliła swoje miękkie ciało do ciała szlachcianki. Przylgnęła ustami do szczytu jej piersi i pieściła go językiem, sięgnęła palcami między jej uda szturmując jej intymny zakątek. Poruszała palcami budując rozkoszne napięcie w ciele magnatki, tyle że nie było wahania w ruchach jej palców.
Basia pojękiwała coraz głośniej wijąc się pod kochanką. Sama nie wierzyła jak bardzo jej ciało pragnęło spełnienia. A Cosette pochwyciła Basię za włosy i boleśnie szarpnęła wymuszając wygięcie się dziewczęcia w łuk. Jej usta pieściły i całowały wyeksponowany tak biust jasnowłosej, a palce sięgały co chwilę do kielicha jej rozkoszy. Ochmistrzyni nie była czuła nie delikatna. Była najeźdźcą dumnie podbijającym uległe ciało swojej kochanki.
Magnatka nieco zaskoczona, jęknęła głośno dochodząc. Czy tak będzie gdy… gdy będzie ją brał mężczyzna. Mężczyzna który będzie się jej podobał? Basia oddychała z trudem.
- Chyba waćpannie kąpiel się spodobała.- wymruczała z lubieżnym uśmieszkiem Cosette.
- Nadal mi się podoba. - Głos magnatki także bardziej przypominał kocie mruczenie. Czuła, że jest jej przyjemnie. Ciepło. Ciężar ochmistrzyni bardziej cieszył niż przeszkadzał.
- Chcesz żeby nas któraś ze służek przyłapała?- zamruczała Cosette ocierając się biustem i namiętnie całując szlachciankę.
- Doskonale wiesz, że nie. - Wyszeptała Basia, niechętnie wypuszczając kochankę z objęć. Bycie oglądanym… było kuszące, ale nie chciała robić kłopotów ani sobie ani ochmistrzyni.
- Wiem.- wymruczała ochmistrzyni wstając. Jej nagie ciało ociekało kropelkami wody podkreślającym jej nadal idealne kształty. Uśmiechnęła się łobuzersko.- Choć kto wie… zalezy kto by nas przyłapał, prawda?
Usiadła na brzegu balii i zaczęła wycierać się lnianym ręcznikiem.
- Jak tylko posilisz się, ruszymy z Krakowa. W karocy będziesz ty, ja i Agata.
- Wobec tego będzie okazja, by opowiedziała co przeczytała. - Basia pominęła temat bycia oglądanym. Wizja bycia pieszczonym przez dwie kobiety… albo kobiete i mężczyznę… do tego pięknych. Nie powinna o tym myśleć. Uniosła się, stając w bali tuż przed Cosette i opierając się o krawędź sięgnęła po drugi ręcznik.
- Jeśli coś przeczytała. - zamyśliła się Cosette nie przerywając wycierania.- To dzikie dziewczę. Nie obyte z literami.
- W zamian za posłuszeństwo obiecałam jej pewne swobody. - Basia zabrała się za wycieranie stojąc przed kochanką. - Jest może dzika… ale i urocza.
- Jakież to swobody?- zapytała zaciekawiona Cosette.
- Chodzenie z rozpuszczonymi włosami, przejażdżki konne, kąpiel nago w rzece. - Basia uśmiechnęła się do ochmistrzyni.
- Z tobą? - zapytała żartobliwie Francuzka.
- Na przejażdżkę chętnie się wybiorę… kto wie może nawet na polowanie? - Basia zabrała się za wycieranie nóg wypinając się w stronę siedzącej na bali ochmistrzyni.
- Doprawdy.- Cosette przesunęła palcami i naparła nimi na obszarze pomiędzy pośladkami. Leniwie i znacząco.- Chcesz żebym przyszła do ciebie wieczorem Basiu, odwiedziła twoją alkowę?
- Myślisz… myślisz, że powinnam opuszczać alkowę Michała? - Magnatka spięła się nieco. To co poczuła było dziwne… ale i ciekawe? Podniecające? Powoli kontynuowała wycieranie nogi.
- Myślę, że chcesz bym patrzyła.- zamruczała łobuzersko Cosette nie przerywając wodzenia palcami w górę i w dół, gdy tak wypinała pośladki.- Chociaż pewnie nie powinnam was podglądać, co?
- To nie będzie nic ciekawego. - Magnatka obejrzała się na ochmistrzynię. - Ale… chyba czułabym się… bezpieczniej… gdybyś… była.
- Niczego obiecać nie mogę, ale…- mruknęła cicho Cosette i nagle dała mocny klaps w pośladek Basi i zabrała się za dokończenie wycierania ręcznikiem swojego ciała.- A co do Agatki, to posłuszeństwo posłuszeństwem, a ona chyba nie potrafi czytać za dobrze. I możliwe, że niewiele będzie mogła powiedzieć, tym bardziej że poezję wzięła.
Magnatka westchnęła ciężko i wyszła z bali by skończyć się wycierać.
- Wiem. Widziałam jak pisze. - Zerknęła na ochmistrzynię. - Ale nawet jeśli przeczyta zdanie będzie to zapewne więcej niż w ciągu kilku ostatnich lat.
- Brak jej ogłady.- oceniła Cosette kończąc się wycierać.- Ale ma potencjał.
- I chyba mój dotyk jest jej miły. - Basia przysiadła na bali i zaczęła dokładnie wycierać drugą nogę. - Możemy… mogłybyśmy ją… mogłaby stanąć po naszej stronie.
- Jeśli jest taka jak matka, z pewnością umie docenić zwinny języczek innej kobiety.- wymruczała zmysłowo ochmistrzyni ubierając się powoli.- Jeśli nie ona, to znajdę ci taką która z pewnością stanie po twojej stronie, jeśli taki masz kaprys.
- Nie podobała mi się pewność Barbary. - Magnatka skończyła się wycierać i odłożyła ręcznik. - Do tego widzę, że Agacie niezbyt odpowiada zamążpójście za kogoś kto uczyniłby z niej ozdobę. Kusi… - Basia zawahała się nieco. Czy powinna tak myśleć… czy powinna to mówić? - By utrzeć nosa matce i sprawić odrobinę radości tej dziewczynie.
- Jak?- zaciekawiła się Cosette, upinając powoli swoje włosy.
Basia zarumieniła się.
- Uwieść ją… - Wyszeptała cicho, zabierając się za ponowne rozczesywanie długich pasm.
- Mała figlarka z ciebie rośnie.- zaśmiała się głośno Cosette i wzruszyła ramionami dodając.- Jeśli jednak chcesz ją w sobie rozmiłować, to musisz być nie tylko kusicielką. Mężczyzn możesz jeno kusić. Niewiasty… trzeba też niestety zdobywać.
- Czy… czy nauczysz mnie? - Basia spojrzała na Cosette z nadzieję, stojąc przed nią nago, z rozpuszczonymi włosami.
- Myślisz że to coś czego można się nauczyć? W miłości i pożądaniu nie ma jasno określonych reguł. Nie ma zasad. Trzeba…- zamyśliła się przyglądając Basi.-... musisz pobyć z nią dłużej, poznać ją lepiej. Pokazać jej swoją urodę i pokazać, że jej piękno robi na tobie wrażenie. Musisz podstępna być czasem.-
Cosette podeszła do Basi i chwyciła ją za biust masując delikatnie.- Czy tylko z przekory chcesz ją usidlić swoją urodą, czy jest może coś co ci się w niej podoba?
Magnatka jęknęła głośno.
- Ja… ja chyba lubię jej dzikość. - Wypowiedziała z trudem poddajac się pieszczocie. - Jej rozwiane rude włosy.
- Użyj tych pragnień do uwiedzenia jej.- wymruczała ochmistrzyni pieszczącjej krągłości dłońmi.- Jako motywacji do jej zdobycia. A wtedy pójdzie ci łatwiej.
- D… dobrze. - Magnatka niepewnie sięgnęła do piersi Cosette i ścisnęła je odpowiadając na pieszczoty własnego biustu. - Czy… czy jest coś we mnie co tobie się podoba?
- Och… z pewnością wiele rzeczy. Piersi, pupa, nogi… usta, oczy, włosy, szyja… temperamencik.- mruczała Cosette ocierając o siebie pochwycone krągłości szlachcianki. - Ale teraz się ubieraj. Na zabawy znajdzie się okazja później i to nieraz pewnie, bo jak na dziewicę, masz olbrzymi apetyt.
- Ja…- Basia zarumieniła się i puściła piersi kochanki. - Ja nie chciałam tylko byś jedynie ty mnie pieściła… sprawiasz mi tyle… przyjemności. - Cofnęła się nieco zaplatając dłonie za plecami. Wiedziała, że Cosette będzie musiała albo wezwać pokojówki, albo osobiście pomóc się jej ubrać i upiąć włosy.
- Z pewnością jeszcze będzie okazja podotykać mnie tam gdzie zechcesz. Niemniej powinnyśmy cię ubrać. - odparła z ciepłym uśmiechem Francuzka.
- Ja… ja naprawdę potrafię.. radzę sobie bez tego. - magnatka naburmuszyła się nieco, ale pozwoliła założyć sobie koszulę, a potem suknię.
- Z pewnością, ale nie musisz już. - odparła jej kochanka pomagając w ubieraniu się. - Czy mam jutro przyjść do twojej komnaty, bym mogła...rozkoszować się twoim dotykiem?
- Tak. - Basia stanęła na palcach i pocałowała ochmistrzynię. - Chcę… chcę znów spać obok ciebie.
- Dobrze moja pani.- wymruczała Cosette lubieżnie.


Posiłek przygotowany został obficie i ze smakiem. Węgorz z warzywami w żółtym sosie niewątpliwie sprawiał, że Basi ciekła ślinka. Agacie też. Niemniej to jedząca powoli i małymi kęsami Cosette nadawała ton posiłkowi. I to mimo że była wszak tylko ochmistrzynią. Francuzka była jednak światową kobietą, a one… prowincjuszkami. Więc musiały naśladować jej maniery. Basi nie sprawiało to kłopotu, z przyjemnością zerkała na dłonie kochanki, naśladując jej ruchy. Czasem też posyłała uśmiech Agacie by zachęcić ją do podobnych starań. Musiała przyznać, że dobrze się czuła między tymi kobietami. Wyrachowaną i namiętną Cosette i dziką, ale także bardzo do niej podobną, Agatą. Nagle pobyt na zamku zaczynał się jej jawić w dużo przyjemniejszych barwach.
Rudowłosa dwórka charakteryzowała się niecierpliwością. I całe to podjadanie po kawałeczku wydawało się jej chyba torturą. W ogóle siedzenie w jednym miejscu musiało być ciężkie dla Agaty, bo wierciła się na krześle. Basia sięgnęła nogą pod stołem by przesunąć nią po łydce rudej dziewczyny i nieco odciągnąć jej myśli.
Agata nagle zesztywniała zaskoczona i spojrzała to na Cosette, to na Basię sama nie wiedząc co się właściwie dzieje… i czemu. Magnatka bez skrępowania wodziła nogą po łydce dziewczyny, nie obawiając się, że ochmistrzyni je przyłapie. Gdy ta spojrzała na nią wskazał podbródkiem talerz i ruchem dłoni zachęciła, by dwórka kontynuowała jedzenie.
Agata zaczerwieniła się lekko zawstydzona i zabrała się za jedzenie, starając się połykać mniejsze kawałeczki. I rzeczywiście trochę się uspokoiła. Basia musiała przyznać, że ten rumieniec pasował do koloru jej włosów, aż kusiło by wywoływać go częściej… O czym ona myślała?! To.. to musiał być wpływ Cosette. Skupiła się na jedzeniu jednak, nie zabrała nogi, nie chciała tego robić. Tym bardziej że jej dwórka nie protestowała, nawet nie próbowała odsunąć swojej nogi. Tylko bardziej skupiała się na posiłku i popijaniu go winem.
Basia była ciekawa czy Barbara przekazała swojej córce jakieś polecenia poza zdobyciem sobie bogatego męża. Kusiło ją by wydobyć z Agaty jak najwięcej informacji… dowiedzieć się o niej tyle ile to tylko możliwe.
- Smakuje ci? - Spytała Agatę, sięgając po kielich z winem.
- Tak. Bardziej przyprawiony niż w domu. - wybąkała córka Barbary.
- Jadałaś węgorza w domu? - Basia przyjrzała się dziewczynie z zaciekawieniem.
- Łowiłam węgorze. Bardziej łapałam niż łowiłam, ale efekt ten sam. -stwierdziła z dumą dwórka.
- Twoje umiejętności cały czas mnie zaskakują. - Basia powróciła do przerwanego posiłku nie opuszczając nogi. - Kto cię tego nauczył?
- Tatko… bracia…- odparła zdawkowo Agata skupiając się na posiłku.
- Och.. ilu masz braci? - Magnatka zerknęła na jedzącą dwórkę. Po rewelacjach opowiedzianych jej przez Cosette była też ciekawa czy wszystko są to dzieci z jednego ojca, ale nie spyta o to Agaty.
- Trzech.- rzekła dwórka niemrawo.
- I jakieś siostry? - Basia odłożyła sztućce na pusty talerz. Musiała przyznać, że sama czuła pewne zmęczenie tym sposobem jedzenia.
- Jagnę co trzy lata ma. A ty? - zapytała Agata,na co Cosette dodała. - A czy ty waćpani masz rodzeństwo.
Magnatka uśmiechnęła się do ochmistrzyni, ale szybko powróciła spojrzeniem do dwórki.
- Powtórz po Lanoire, proszę.
Agata nastroszyła się i rzekła.- A czy... ty waćpani... masz rodzeństwo?
A żeby podkreślić swą niezależność… Basia poczuła jak jej łydce wodzi niezdarnie obuta w trzewiczek stopa… Agaty zapewne.
- Nie, nie posiadam rodzeństwa. - Magnatka nie cofnęła nogi. - W ogóle rodziny. - Basia upiła wina, zastanawiając się czy ten fakt powinien ją smucić… może brak matki, ale toż to było tak dawno temu.
- … - Agata zamilkła z otwartymi ustami, nie bardzo wiedząc jak się zachować po usłyszeniu czegoś takiego. Jedynie jej stopa wodziła po łydce Basi.
- W związku z tym z przyjemnością posłucham o twoim rodzeństwie. - Magnatka otrząsnęła się z zamyślenia i uśmiechnęła do obu kobiet. - Och i o tym jak poszła ci lektura… Lanoire wspominała iż użyczyła ci tomik poezji.
Agata zamarła słysząc te słowa. - Pożyczyła… czytałam trochę… trudne to.
- Wobec tego z przyjemnością podczas podróży pomogę ci z wszelkimi trudnościami. Pamiętaj by mieć przy sobie tomik w karocy. - Basia była bardzo ciekawa co oznacza owe “trochę”. Cóż… sprawdzą niebawem.
- Dobrze. - mruknęła bez entuzjazmu Agata, a Basia… poczuła jak druga stopa muskać zaczęła jej łydkę. Tym razem Cosette.
Magnatka rozchyliła nieco nogi nie chcąc, by stopy obu kobiet się spotkały. Niestety pomysł ten sprawił iż poczuła zbierającą się między udami wilgoć.
- Czy… najadłyście się? - Spytała nieco niepewnie spoglądając to na jedną to na drugą.
- Ja tak. - stwierdziła Agata, ale Cosette konsumując powoli posiłek nadal miała jeszcze węgorza na talerzu, a teraz obie łydki Basi były muskane przez stopy jej towarzyszek. Które najwyraźniej przejęły inicjatywę nad tym co się działo pod stołem.
Basia upiła więcej wina. Czuła narastający w podbrzuszu gorąc. Musiała się skupić na czymś innym… nie wypadało nie dać Cosette zjeść.
- Jaką.. książke wybrałaś? - Magnatka z trudem panowała nad swoim głosem.
- Jedyną napisaną w ludzkim języku. Źwierzyniec… Reja Mikołaja. Tytuł strasznie długi. - wymruczała, podczas gdy stopa Cosette podciągnęła suknię Basi wyżej sięgając do kolana i uda Basi. Agata tak śmiała nie była.
- Och… rzeczywiście to ma długi tytuł. Źwierzyniec, w którym rozmaitych stanów, ludzi, źwierząt i ptaków kształty, przypadki i obyczaje są właśnie wypisane. A zwłaszcza ku czasom dzisiejszym naszym niejako przypadające… - Basia już nieco sfrustrowana, sięgnęła stopą, którą pieściła Agata do nogi dworki i naśladując Cosette podciągnęła nieco suknię dziewczyny. - Ile udało ci się przeczytać?
- Co?!- Agata zareagowała nieco nerwowo i chaotycznie. Po czym dodała. - Tak trochę, parę kart po tytule.
- Czego dotyczyły? - Basia nie zaprzestawała pieszczot, strajac się skupiać na tym, a nie na dotyku Cosette, który pomału przyprawiał ją o dreszcze.
- Jakoś nie bardzo zrozumiałam co tam wypisano. - odparła Agata równie rozkojarzonym głosem. Cosette tymczasem z obojętną miną kończyła posiłek i wodziła czubkiem trzewika po kolanie i fragmencie uda magnatki.
- Jakieś konkretne słowa. - Basia starała się ocenić jaką bieliznę ma na sobie dwórka, także badając udo dziewczyny czubkiem swojego buta.
Ciężko to jednak było wyczuć, gdy stopa bosa nie była.
- Wszystkie. Ja chyba położę, bo czuję słabość. Mogłabym zemdleć podczas podróży bez chwili odpoczynku. - odparła wymijająco Agata.
- Dobrze… przewietrz się może lepiej. Niebawem będziemy ruszać. - Basia powoli cofnęła nogę, przesuwając ją po udzie i łydce dwórki.
- Tak uczynię. - odparła Agata wstając pospiesznie i poprawiła suknię. Dygnęła jeszcze przed wyjściem i opuściła komnatę.
- Cosette… - Basia zwróciła spojrzenie ku ochmistrzyni.
Stopa kobiety przestała muskać Basię. Spojrzała na szlachciankę dodając figlarnie. - Każę przygotować powozy do drogi. Wieczór dla waćpani zapowiada się przyjemnie, nieprawdaż?
- Wieczór… podróż… mam poważne podejrzenia, że dzięki tobie, ciekawie zapowiada się każda chwila mojego nowego życia. - Basia westchnęła na koniec i delikatnie ścisnęła nogi, czując jak bardzo przemoczyła bieliznę.
- Oby. Jak waćpani ocenia teraz swoją dwórkę?- ochmistrzyni zakończyła posiłek i wstała od stołu.
- Podobna do ciebie jeśli chodzi o śmiałość. - Basia oparła się o blat, powoli starając się uspokoić.
- Lub ciebie… ty także śmiało sobie poczynasz moja pani.- wymruczała ironicznie Cosette.
Magnatka zerknęła na swoją kochankę. Czy naprawdę była śmiała? - Ja… nie wydaje mi się.
- Czy ten rumieniec na twarzy Agaty, nie był twoim dziełem?- zapytała Francuzka.
- Chciałam… nie chciałam reagować na to mi robisz więc… robiłam to samo. - Ostatnie słowa wypowiedziała niemal szeptem. Czemu gdy siedziały we trzy przy stole wydawało się to takie oczywiste? Czemu teraz wstydziła się do tego przyznać?
- Mieszałaś w głowie swojej dwórce. I to skutecznie.- odparła z ironicznym uśmieszkiem Cosette i ruszyła do drzwi komnaty. - W powozie też będziemy ci towarzyszyć.
- To co innego… tak siedzieć obok siebie, a pod stołem… ja… ja chyba bym nie była aż tak śmiała. - Basia zaczynała się nieco obawiać zbliżającej się podróży.
- Obawiam się, że jednak będziesz.- odparła z lubieżnym uśmieszkiem Cosette.
- Cosette… - Basia nie wiedziała co ma robić. Patrzyła na ochmistrzynię i była pewna, że jeśli chodzi o zabawy… ta namówi ją na wszystko.
 
Aiko jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:28.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172