Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 29-09-2020, 21:18   #1
 
Pinhead's Avatar
 
Reputacja: 1 Pinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputację
[Mini sesja] - Dyliżans


Srebrzysta poświata rozświetlała główną ulicę Serenity Creek. Księżyc wisiał nisko nad horyzontem, że niemal można go było dotknąć i pochwycić. Blask pełni sprawiał, że dzień z nocą pomylić było można. W saloonie pianista z zachrypniętym głosem,zawodził smętnie pogłębiając tylko smutek i otępienie wszystkich oczekujących na dyliżans.
Mawiają, że punktualność to cnota królów. Nikt z podróżnych nie oczekiwał cesarskiej karocy, ani fanfar przy przyjeździe, ani nawet miękkiej, skórzanej kanapy. Wystarczył zwykły powóz i para koni o dobrym zdrowiu i woźnica, co nie popija za dużo. Dziki Zachód rządził swoimi prawami i każdy o tym wiedział. Dlatego też trzydniowe opóźnienie mogło zwiastowało tylko poważne kłopoty i kolejne, ciągnące się w nieskończoność dni czuwania i umierającej z wolna nadziei.

Zachrypnięty pianista zamilkł i z głośnym trzaskiem opuścił klapę instrumentu. Sięgnął po stojąca na krześle obok butelkę z burbonem. Przegniłe zęby wbił w korek i wyciągnął go ostentacyjnie. Splunął nim w kąt, po czym niemal z namaszczeniem przyłożył do ust i pociągnął dużego łyka.
W tym momencie wysoki, wahadłowy zegar zaczął wybijać północ. Rytuał, który wyznaczał koniec kolejnego dnia właśnie się dokonał. Za chwilę Gary, czterdziestoletni, zasuszony właściciel saloonu ogłosi, że polewa ostatnia kolejkę i idzie spać.

Już miał zbliżyć się do kontuaru, gdy wahadłowe drzwi uderzyły z głośnym hukiem o ścianę. Do środka wbiegł zdyszany, Frankie. Wyrostek w za krótkich spodniach, wadą wymowy i pozbawiony piątej klepki.
Stanął w rozkroku i wznosząc wymięty kapelusz u górze krzyknął:
- Jaaaadą! Diliszan jedzie!

Cisza zaległa w saloonie i wszyscy, jak jeden mąż wybiegli na zewnątrz. Jasny księżycowy blask doskonale oświetlał ulicę. Powozu jednak nikt nie dostrzegł.
- Dureń, psia mać! - zaklął wysoki gość z podkręconymi wąsami i splunął zieloną flegmą pod nogi Frankie’go.
- Cicho! - nakazał Gary - Słyszycie? Tętent? - dodał po chwili.
Im dłużej się wsłuchiwano, tym wyraźniej niósł się turkot powozu i stukot pół tuzina koni.


***
Czarny dyliżans z wielkim pędem wjechał na główną ulicę Serenity Creek. Sześć karych ogierów ciągnęło ów rozpędzony powóz. Na koźle siedział wysoki, chudzielec o twarzy pociągłej i poznaczonej setkami zmarszczek, niczym wąwozy w Wielkim Kanionie.
- Brrrr! - krzyknął, a jego głos brzmiał jak stare, nienaoliwione drzwi. Ściągnął mocno lejce i pół tuzina karych ogierów zaryło kopytami w ziemię.
Dyliżans zatrzymał się tuż przed drzwiami do saloonu, gdzie z wielkimi oczami i otwartymi gębami, czekało kilka zaskoczony, ale szczęśliwych osób.
Chudzielec zeskoczył z kozła i powiódł wzrokiem po zebranych. Lustrował ich, jakby kogoś szukał.
- Odjazd za kwadrans! - zachrypiał - Mam sześć wolnych miejsc. Pięć w środku i jedno na koźle. Idę przepłukać gardło, bo wyschło mi jak na popiół.
Woźnica ruszył do baru, a tłum gapiów stał w bezruchu. W milczeniu podziwiali złoty herb kompanii przewozowej “Eternal Ride” Uskrzydlona czaszka z czerwonymi ślepiami prezentowała się, co prawda dumnie, ale budziła także lekki, podskórny niepokój.

- Nie ma czasu. Nie ma czasu. Wsiadać, wsiadać. - ponaglający głos należał do pulchnego mężczyzny, którego okrągła twarz wychyliła się z okna powozu. Łysy, jak kolano mężczyzna powiódł wzrokiem po zebranej grupie ludzi. Poprawił monokl w srebrnej oprawie i dodał:
- No dalej, dalej. Kto chce jechać, niech wsiada. Nie ma czasu. Nie ma czasu.
 
__________________
"Shake hands, we shall never be friends, all’s over"
A. E. Housman

Ostatnio edytowane przez Pinhead : 29-09-2020 o 21:48.
Pinhead jest offline  
Stary 30-09-2020, 08:07   #2
Wiedźmin Właściwy
 
Draugdin's Avatar
 
Reputacja: 1 Draugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputację
Nareszcie pomyślał sobie skryty w cieniu saloonu kowboj. Trzy dni opóźnienia to nawet nie najgorzej jak na normy Dzikiego Zachodu. Jednak ci, którzy podróżowali rzadko lub prawie wcale na pewno nie byli do tego typu sytuacji przyzwyczajeni.
Dyliżans zaprzężony w sześć koni był rzadkością i kursował tylko na naprawdę długich i wymagających trasach, na których oczekiwano szybkości i punktualności. Tym bardziej takie spóźnienie było niepokojące.

Jednak taki twardziej i weteran szlaków jakim był William Shatner nie dziwił się już niczemu i nauczył się przyjmować rzeczy takimi jakie były. Rzadko też podróżował dyliżansami preferując siodło wiernego wierzchowca jak i swobodę jaka to dawało. Jechał to jechał. Chciał odpocząć, to odpoczywał. Wolność i swoboda na bezkresnych amerykańskich preriach.
Tym razem sytuacja była wyjątkowa. Nie chciał przyjmować tego zlecenia tak daleko na zachód, jednak zleceniodawca był bardzo uparty i przekonujący. W akcie ostatecznej desperacji do nagrody za wykonanie zlecenia, która i tak nie była mała jak na standardy listów gończych, dołączył konia. Najpiękniejszego karego ogiera jakie dane mu było kiedykolwiek widzieć na rodeo w Kansas City.

Tak też William Shatner znalazł się tu i teraz. Od razu zarejestrował fakt, że było o jedno miejsce w środku za mało. W sumie mu to pasowało. Przywykł do jazdy konnej, gdzie wiatr wieje w twarz, słońce ogrzewa, a czasem i deszcz daje w kość. Poza tym nie uśmiechało mu się spędzić kilka kolejnych dni wewnątrz ciasnej gondoli dyliżansu, gdzie zapachy potu, takich perfum, kurzu i wielu innych rzeczy mieszały się razem. Także z wielką chęcią miał zamiar zająć miejsce koło woźnicy.

Jego plany jednak mogła popsuć pewna damulka. Nawet dobrze dobrany i skrojony skrój podróżny nie potrafił ukryć jej wdzięków. Ciekaw był co tak piękna kobieta robiła w tych stronach, a tym bardziej nie był wstanie zrozumieć dlaczego próbowała ładować się na kozła.
Zaszedł dyliżans z drugiej strony i postanowił odczekać aż woźnica będzie wracał. Znał życie na tyle, że dobre cygaro i kilka monet powinno wystarczyć, żeby woźnica z pełną męska gracją zaproponował siedzącej już na koźle kobiecie zajęcie miejsca jednak wewnątrz dyliżansu. Nikt nie miał nic przeciwko towarzystwu kobiet tym bardziej pięknych. Jednak nie na koźle dyliżansu, podczas długiej trasy. Ani się po dupie podrapać, ani zakląć czy splunąć tytoniem.
Co innego jazda w towarzystwie weterana szlaku częstującego dobrymi cygarami.
 
__________________
There can be only One Draugdin!

We're fools to make war on our brothers in arms.
Draugdin jest offline  
Stary 30-09-2020, 08:31   #3
 
Umbree's Avatar
 
Reputacja: 1 Umbree ma wspaniałą reputacjęUmbree ma wspaniałą reputacjęUmbree ma wspaniałą reputacjęUmbree ma wspaniałą reputacjęUmbree ma wspaniałą reputacjęUmbree ma wspaniałą reputacjęUmbree ma wspaniałą reputacjęUmbree ma wspaniałą reputacjęUmbree ma wspaniałą reputacjęUmbree ma wspaniałą reputacjęUmbree ma wspaniałą reputację
Czekając na dyliżans zatrzymujący się w Nestraven, jej miejscu docelowym, w którym miała rozkręcić swój interes, zastanawiała się, co ktoś musiał zrobić w przeszłości temu pianisto-wokaliście roztaczający w całym saloonie tak smutną atmosferę. Nie mogła mu oczywiście odmówić talentu i jego głos też w jakiś sposób przyciągał uwagę, ale na dłuższą metę takie dojmujące klimaty nie robiły jej dobrze. Dopiero co pochowała ojca i choć nie wsłuchiwała się zbytnio w słowa, wygrywana muzyka robiła swoje. Dołowała ją.

Musiała zostawić za sobą Serenity Creek razem z przeszłością, która ciążyła jej, niczym niewidzialny worek na plecach. W Nestraven czekało ją nowe życie, w końcu na własnych warunkach. A nazwisko Hartson miało jej w tym w jakiś sposób pomóc, gdyż ojciec był znanym lekarzem, którego dokonania komentowane były bardzo szeroko. Do kobiet-lekarzy wciąż podchodziło się z bezpiecznym dystansem, ale ona mogła skorzystać na tym, że jej ojciec wypracował sobie tak dobrą opinię. Poza tym, miała leczyć ludzi w niewielkim miasteczku, a nie metropolii, tam budować własną renomę.

Dopiła herbatę, zabrała swoją torbę, w której trzymała wszelkie przydatne rzeczy, które mogą się przydać w takiej podróży i ruszyła do drzwi, gdy jakiś młokos oznajmił, że za chwilę ma się pojawić dyliżans. Jej pierwszy krok do nowego życia. Wyszła przed saloon i pozostali, oczekujący na przyjazd przewozu mogli jej się przyjrzeć. Była średniego wzrostu kobietą o ładnej twarzy i całkiem przyjemnej figurze, którą skrywała pod długą suknią i zapiętą pod samą szyję koszulą oraz kubrakiem.

Niedługo później pojawił się w końcu dyliżans, choć ani woźnica, ani złoty herb na drzwiczkach powozu nie zrobił na niej zbyt dobrego wrażenia. A wręcz zasiał w duszy lekki niepokój. Nie było jednak odwrotu - jeśli chciała zacząć nowe, lepsze życie, musiała stare zostawić za sobą. Odprowadziła wzrokiem woźnicę znikającego w saloonie, po czym wsiadła do dyliżansu i zajęła jedno z miejsc przy oknie. Nie odzywała się nie zagadnięta, wpatrując się w mrok za szybą i odliczając minuty do wyjazdu.
 
Umbree jest offline  
Stary 30-09-2020, 09:09   #4
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
James Hardin dopił nienajlepszą zresztą whisky (zapłacona, po co ma się zmarnować), odstawił pusty kieliszek i odsunął się od baru. To była jego ostatnia kolejka, więc słowa Gary'ego nie zrobiły na nim żadnego wrażenia. Trzeba było rozejrzeć się za miejscem do spania.
Nie dziś to jutro dyliżans przyjedzie. A jeśli nie... to chyba będzie musiał opróżnić sakiewkę i kupić jakąś chabetę. Spadek co prawda uciec nie mógł, ale gospodarstwo wymagało nadzoru...

W tym momencie Frankie wpadł jak bomba, z informacją, która wszystkich wymiotła na zewnątrz. Jamesa również.
I faktycznie, smarkacz się nie mylił - czarne pudło na kołach, zaprzężone w szóstkę koni, zatrzymało się przed saloonem. Całość prezentowała się wspaniale, ale jakoś nie widać było powodów spóźnienia.
A może to kolejny dyliżans przyjechał zbyt wcześnie?


Informacja o tym, że dyliżans może nie zabrać wszystkich chętnych, skłoniła Jamesa do zaklepania miejsca w dyliżansie, a potem umieszczeniu skromnego bagażu na dachu wehikułu.
A potem wsiadł i (w towarzystwie nieodłącznego winchestera) zajął miejsce przy oknie, naprzeciw jednej z pasażerek.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 01-10-2020 o 10:20.
Kerm jest offline  
Stary 30-09-2020, 10:27   #5
 
wooku's Avatar
 
Reputacja: 1 wooku ma wspaniałą reputacjęwooku ma wspaniałą reputacjęwooku ma wspaniałą reputacjęwooku ma wspaniałą reputacjęwooku ma wspaniałą reputacjęwooku ma wspaniałą reputacjęwooku ma wspaniałą reputacjęwooku ma wspaniałą reputacjęwooku ma wspaniałą reputacjęwooku ma wspaniałą reputacjęwooku ma wspaniałą reputację
Na zegarze wybijała własnie północ, a to oznaczało początek kolejnego, czwartego już, dnia oczekiwania na transport. John zaczynał żałować, że nie przyjął propozycji miejscowego pastora, który bardzo chciał go ugościć. Nie lubił tego nudziarza, ale trzy dni spedzone w saloonie zaczynały mu już bardzo doskwierać. "Już nie te lata" - pomyślał i uśmiechnął się skrycie sam do siebie na wspomnienie przeszłości. Nie tęsknił co prawda za okresem spędzonym w...

Wspomnienia pastora przerwał huk wahadłowych drzwi uderzających o ściane. Mimo, że gwar w saloonie ucichł trochę to i tak nie zrozumiał krzyków Frankiego. Domyślił się jedynie, że coś musiało się wydarzyć, skoro tłum gwałtownie wybiegł przed budynek. Czyżby oczekiwanie wreszcie dobiegło końca?

John zacisnął mocniej dłoń na uchwycie swojego jedynego bagażu, z którym się w ogóle nie rozstawał i ruszył za resztą, a że zbierał się wolniej to, kiedy pastor w końcu stanął w drzwiach, dyliżans zatrzymał się już przed budynkiem.

Było coś majestatycznego w tym pojeździe, ale John nie potrafił dokładnie tego opisać. Może sam fakt, że w końcu przyjechał był dla niego jak obietnica zbawienia? W nowym duszpasterstwie, do którego go wysyłano, mógłby nie tylko pomóc zbawić dusze wiernych, ale przede wszystkim odpokutować za swoje grzechy. Widział, że na niego czekają i nie może przegapić okazji, a dyliżans na pewno nie pomieści tego całego tłumu, więc ruszył prędko za kobietą, która właśnie wsiadała do środka. Chciał usiąść obok niej, pomyślał, że poczuje się bezpieczniej w jego towarzystwie, ale okazało się, że miejsce zajął już jakiś mężczyzna. Usiadł więc na następnym wolnym miejscu koło okna, a bagaż, którego tak bardzo pilnował, położył na swoich kolanach i oparł ręce o niego.

 

Ostatnio edytowane przez wooku : 30-09-2020 o 20:59. Powód: zmiana zdjęcia
wooku jest offline  
Stary 30-09-2020, 12:30   #6
 
Hurgrim's Avatar
 
Reputacja: 1 Hurgrim ma wspaniałą reputacjęHurgrim ma wspaniałą reputacjęHurgrim ma wspaniałą reputacjęHurgrim ma wspaniałą reputacjęHurgrim ma wspaniałą reputacjęHurgrim ma wspaniałą reputacjęHurgrim ma wspaniałą reputacjęHurgrim ma wspaniałą reputacjęHurgrim ma wspaniałą reputacjęHurgrim ma wspaniałą reputacjęHurgrim ma wspaniałą reputację
Thomas Hartman miał już dość czekania. Cholerny transport spóźniał się a on miał niemal nóż na gardle. W każdej chwili w mieście mogli się zjawić detektywi. Szli jego tropem już od dawna. Wiedział o tym doskonale. Jego podejrzliwy wzrok powoli przesuwał się po kolejnych gościach knajpy. Nikt nie wyglądał na stróża prawa, przynajmniej nie na pierwszy rzut oka. Na pewno nie było między nimi tego wysokiego brodacza, który podejrzliwie przyglądał mu się dwa miasta temu. Musiał uciekać, gnać na złamanie karku. Ostatni włam skończył się krwawą jatką. Nie z jego winy ale to nie zmieniało faktu, że musiał zniknąć na jakiś czas. Daleki zachód wydawał się najbezpieczniejszym rozwiązaniem.

Gdy drzwi otworzyły się z trzaskiem serce Hartmana zamarło na moment. Na szczęście był to tylko wyrostek. Dyliżans w końcu nadjeżdżał. Thomas szybko dopił whiskey i ruszył w stronę drzwi. Na dworze zajął miejsce w cieniu z dala od świateł wydobywających się na zewnątrz przez brudne szyby saloonu. Musiał w spokoju przyjrzeć się przyjezdnym, sprawdzić czy powóz nie przywiózł jakiś łowców głów albo innych kapusi. Całe szczęście prócz woźnicy był tylko jeden pasażer, który ani trochę nie przypominał człowieka mogącego złapać choćby kulawego konia. Uspokojony wynikiem swoich obserwacji młody mężczyzna podszedł do powozu. Nim przywiązał swój podróżny worek na dachu większość miejsc była już zajęta. Sprawdził jeszcze czy rewolwer jest zabezpieczony i lekko wychodzi z kabury.

Gdy tylko zobaczył, że bardzo przyjemna dla oka dama zastanawia się które miejsce zająć, nie czekał ani chwili. Otworzył i przytrzymał drzwi pojazdu po czym uprzejmie wyciągnął dłoń, aby płeć piękna miała się na czym oprzeć przy wsiadaniu. Miał zamiar wślizgnąć się zaraz za nią i zająć ostatnie wolne miejsce przy oknie. Musiał mieć oko na otoczenie a także możliwość szybkiego opuszczenia dyliżansu.
 
Hurgrim jest offline  
Stary 01-10-2020, 13:36   #7
Adi
Keelah Se'lai
 
Adi's Avatar
 
Reputacja: 1 Adi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputacjęAdi ma wspaniałą reputację
Katrine Haynes pochodziła z dużego miasta, bo z Kansas City. Co ją przywiało w kierunku Serenity Creek tego nie wiedziała. Chciała się chyba wyrwać od zgiełku miasta i zasiąść, gdzieś gdzie będzie cicho i spokojnie, bez wyzywania jej od ladacznic. Co prawda jej wdzięki przyprawiały niektórych zacnych panów o szybsze bicie serca, ale tego się nie uniknie. Wiatr przywiał ją aż tutaj. Do zabitego dechami saloonu, gdzie marny pianista wylewał swe żale, że chyba musiał tu pracować. Ach, życie. Katrine zasiadła, gdzieś w kącie żeby nie być na celowniku potencjalnej klienteli w postaci szarmanckich indywiduum. Czekała na powóz, który zabierze ją w te pędy i zazna większego świata. Dyliżans miał trzy dni obsuwy, a Haynes traciła już cierpliwość. Jeszcze jedna melodia pianisty i sama go zastrzeli. Przez ten czas przewijało się tu paru kowboi, szeryfów, poszukiwaczy złota oraz typowych ludzi do mordobicia. Rzadko widywała tu kobiety.

Może nie wiedzą o tym miejscu, bądź też nie mają tyle odwagi by się postawić hołostrze - pomyślała dziewczyna i spojrzała na mężczyznę siedzącego w rogu. Wyglądał na starszego Pana pod kapeluszem. Wolała nie zaczepiać jegomościa.

W końcu przez drzwi wpadł Frankie omal nie rozwalając pół saloonu, miał dobre wieści. W końcu Dyliżans nadjechał. Wstała z miejsca i udała się w kierunku wyjścia wraz z całą świtą, która zebrała się przed wejściem. Tupot rączych koni, a zanim jej podwózka. Chciała się od razu wpakować koło woźnicy, ale facet pełen uroku w kapeluszu, który siedział w kącie uprzedził dziewkę i zasiadł koło niego. Trochę późno wyszła z saloonu, gdyż prawie wszystkie miejsca były zajęte. Zajrzała do środka, ale nim podjęła pierwszy krok to młody człowiek delikatnie ujął jej dłoń by pomóc wsiąść do powozu.

-Dziękuję - odpowiedziała mu z uśmiechem na twarzy i usadowiła się między dwoma mężczyznami. Spojrzała na wszystkich mając na każdej osobie nie więcej niż dwu sekundowe baczenie. Usiadła naprzeciw grubasa.

Oj. Będzie się działo - przez myśl przeszło Katrine i posłała wymuszony uśmiech w stronę drugiego człowieka, którego miała po swojej prawej stronie, w kapeluszu. Ten wydawał się być tajemniczy.
 
__________________
I am a Gamer. Not, because i don't have a life. But because i choose to have Many.
Discord: Adi#1036
Adi jest offline  
Stary 01-10-2020, 20:03   #8
 
Pinhead's Avatar
 
Reputacja: 1 Pinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputację


Drzwi dyliżansu, trzasnęły z wielkim hukiem. Chudy woźnica wdrapał się na kozła i chwycił lejce prawą dłonią. Konie zarżały, jakby na powitanie swego pana. William Shatner kątem oka dostrzegł, że kościsty jegomość ma wciśnięte za pazuchę dwie butelczyny, najtańszej whiskey.
- I co się gapisz? - mruknął woźnica przeszywając go przy tym groźnym spojrzeniem.
Jego oczy zionęły chłodem i niezgłębionym mrokiem. Na ich dnie czaiło się coś bardzo, ale to bardzo niedobrego.

Wewnątrz powozu pasażerowie siedzieli blisko siebie. O ile James Hardin, Katrine Haynes i Thomas Hartman cieszyli się względną swobodą, to doktor Stella Hartson i John Laredo zostali niemal wciśnięci w ściany powozu. Siedzący na środku grubas zajmował co najmniej dwa miejsca, jeśli nie więcej. Na domiar złego w ogóle nie przejmował się komfortem swych współtowarzyszy podróży.
Jego szerokie cielsko rozlało się niczym napuchnięta, gigantyczna ropucha. Opasły, łysy mężczyzna na kolanach trzymał dużą, skórzaną torbę, jaką zazwyczaj posiadali wszelkiej maści lekarze, felczerzy i inni znachorzy. Tulił ją do piersi, jakby to było jego ukochane i długo wyczekiwane dziecię.
Uwagę wszystkich zwrócił geometryczny symbol, jaki został wypalony na froncie torby.



***
Bicz przeszył powietrze, niczym błyskawica. Pół tuzina karych ogierów zarżało, a chudy woźnica gwizdnął przeciągle.
Konie ruszyły z kopyta, a koła powozu wzbiły w górę tuman kurzu, który przesłonił Serenity Creek.
Pęd z jakim dyliżans kompanii “Eternal Ride” ruszył w drogę jednych wbił w skórzaną kanapę, a drugich zmusił do zaparcia się nogami, aby nie polecieć do tyłu.

Chudy woźnica poderwał się na równe nogi i raz po raz strzelając z bata wrzeszczał na ciągnące dyliżans konie.
- Hajda! Hajda! Dalejżę!
Siedzący na koźle William Shatner musiał mocno złapać się uchwytu po swojej prawej stronie, żeby już na początku podróży nie spaść na ziemię. Chudzielec poganiał konie, jakby goniła ich co najmniej setka rozwścieczone Apaczy.
Księżyc nadal rozświetlał drogę, ale w żaden sposób nie usprawiedliwiało to tak brawurowej jazdy.

Konie gnały przed siebie, a ich długie, czarne grzywy falowały na wietrze. Woźnica przysiadł, ale nadal co kilka chwil poganiał zaprze, jakby nadal nie był zadowolony z prędkości jaką uzyskuje.
Koła turkotały, jak szalone, a cały dyliżans co i rusz podskakiwał na nierównościach terenu, czy przydrożnym kamieniu.
Wszyscy siedzący w środku pasażerowie patrzyli po sobie zdziwieni. Jedynie Łysy grubas wydawał się być ukontentowany, takim sposobem jazdy. Jego wysunięte łokcie boleśnie wbijały się w siedzących obok niego doktor Stellę Hartson i Johna Laredo.

Cały powóz, aż trzeszczał w szwach, jakby zaraz miał się rozlecieć. Chudy woźnica nie zwalniał jednak ani odrobinę. Zamiast tego po prerii, niósł się jego zachrypnięty głos.
- Hajda! Hajda! Dalejżę!
 
__________________
"Shake hands, we shall never be friends, all’s over"
A. E. Housman
Pinhead jest offline  
Stary 01-10-2020, 20:49   #9
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Dyliżans ruszył, jakby ktoś karym rumakom podpalił ich czarne jak noc ogony.

James zaklął, nie zważając na obecność dam, bowiem o mały włos wylądowałby całym ciałem na jednej z nich, które to zdarzenie dla niego być może byłoby przyjemne, ale dla niej z pewnością nie.

- Przepraszam - wycedził przez zaciśnięte zęby, starając się, by nie odgryźć sobie języka.

Woźnica, jego zdaniem, oszalał. Preria była na pozór równa, ale tylko na pozór. Koła co chwila trafiały na jakąś przeszkodę, odbijały się i James miał wrażenie, że dyliżans mniej więcej tyle samo czasu spędzał na ziemi, co w powietrzu. Czy przeklęty woźnica chciał w ten sposób odrobić trzydniowe spóźnienie?
Większa szansa była, że się rozbiją i pozabijają, a Jamesowi bynajmniej nie spieszyło się na tamten świat.
Zaparł się nogami o podłogę i spróbował się wcisnąć z całych sił w oparcie.
Walnął kolbą winchestera w ściankę, dzielącą go do woźnicy.

- Hej, zwolnij! Aż tak się nie spieszymy! - zawołał.
 
Kerm jest offline  
Stary 01-10-2020, 21:08   #10
 
Pinhead's Avatar
 
Reputacja: 1 Pinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputację

- Jak się nie podoba, to możesz wysiąść - krzyknął w odpowiedzi woźnica i po raz już chyba setny strzelił batem, coby ogierom nie przyszło do głowy, że już mogą zwolnić.
 
__________________
"Shake hands, we shall never be friends, all’s over"
A. E. Housman
Pinhead jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 17:58.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172