Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 28-03-2022, 20:53   #61
 
Ravanesh's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputację
Cały ten rozgardiasz i kręcący się wokół tłum ludzi uświadomił mi jak bardzo byłam zmęczona. Próbowałam nadążać i reagować na wszystkie bodźce, ale nie dawałam rady. Miałam wrażenie, że kilkanaście osób mówiło do mnie jednocześnie, chociaż nie mogło ich przecież być więcej niż kilka. Joe coś mówił. Jakiś koleś się popisywał i stojąc kawałek dalej szeptał mi coś do ucha, a właściwie nie mi tylko Finchowi. Finch się denerwował i coś odburkiwał, brakowało tylko żeby poszedł się okładać albo wykłócać z tym facetem. Gemma kręciła się tuż obok jakby czegoś ode mnie oczekiwała. I jeszcze na domiar wszystkiego z niewielkiej odległości zaczął mnie nawoływać ktoś kogo dawno nie widziałam i na pewno nie spodziewałam się ujrzeć tutaj. Ja jednak w przeciwieństwie do O’Hary ucieszyłam się na widok mojego znajomego. Można powiedzieć, że moja reakcja na widok Irola była odwrotna niż reakcja Fincha na Szeptacza.

Podjęłam tytaniczny wysiłek skupienia myśli.

- Chyba jestem bardzo zmęczona, bo nie ogarniam tego bałaganu. - Powiedziałam bardziej do siebie niż do wszystkich wokół mnie - Dajcie mi chwilę - Zwróciłam się już nieco głośniej do Joe i Aniołka - Przywitam się tylko z moim kumplem.

Skierowałam się w stronę Irola, ale przypomniałam sobie o czymś. Odwróciłam się w stronę Gemmy, wzięłam jej dłoń i lekko ja uścisnęłam w geście powitania.

- Wszystko w porządku Gem? – Zapytałam dziewczyny.

- Tak. Bałam się o ciebie - Odpowiedziała, jakby trochę się wstydziła swoich uczuć.

- Ja też się trochę bałam o ciebie. – Przyznałam - Trochę, bo zakładałam, że powinnaś tutaj być raczej bezpieczna. Zaraz wrócę tylko powiem “cześć” mojemu koledze.

Po tym małym przystanku na trasie ruszyłam szybciej w stronę Brendanusa.

- Hej. Wróciłaś jako … co? – Wypalił Irol.

- Hej Riordan – Zignorowałam jego pytanie uśmiechnęłam się i wyciągnęłam dłoń do byłego koordynatora.

- Witaj - Jego uśmiech był dosłownie promienny. - Widzę, że jesteś tutaj jakąś szychą, co? Fajnie.

Za nim pojawiła się krąglutka kobieta z małym dzieckiem na rękach.

- To jest Tiphany. Moja żona - Wskazał na dziewczynę Irol. - Tiph. To jest Emma. Kiedyś z nią pracowałem. Jedna z lepszych regulatorek w Londynie.

- Aha .. - ton głosu Tiphany był daleki od ciepłego.

- Niezmiernie mi miło - Za to mój ton głosu był wyjątkowo przyjacielski. - I nie Riordan jeszcze nie zdarzyło mi się umrzeć, jeśli można wierzyć moim współpracownikom. I z tą szychą to bym nie przesadzała. A jak się tutaj znaleźliście? Skąd wiedzieliście o tym miejscu?

- Mieszkaliśmy w takim małym domku na drodze w stronę tego jeziora. Jak zaczęła się ewakuacja zorganizowana przez Joe, to zabraliśmy się z innymi.

- Rozumiem. Zobaczymy się później, dobrze? – Poprosiłam - Muszę porozmawiać z Joe, żeby być na bieżąco. Nie było mnie tu chwilę i muszę nadgonić.

- Jasne. Leć. Jakby coś nasz namiot to ten o tam, zielony - Wskazał namiot, przy którym stała Tiphany z dzieckiem.

Finch czekał na mnie tam, gdzie go zostawiłam, podczas gdy Aniołek, Kopaczka i Joe już wchodzili do środka pensjonatu. Gemma za to stała tuż obok cały czas trzymając się blisko mnie.

- Miły pan. I chyba ciebie lubi - Zerknęła na odchodzącego Riordana. - Ale jego żona wręcz przeciwnie.

- Kiedyś z nim pracowałam - Powiedziałam do Gemmy wyjaśniająco - I bardzo sobie go ceniłam jako współpracownika. I nie wydaje mi się, żeby jego żona mnie nie lubiła, bo przecież dopiero co mnie poznała, więc nie ma powinna mieć żadnego powodu. Może po prostu tak reaguje na stresującą sytuację. Może ty mi powiesz jak to się stało, że Joe ściągnął tutaj tych wszystkich ludzi?

- Nie wiem. Po prostu, jakoś tak wyszło. Najpierw było ich kilkoro. Potem trochę więcej a ani się obejrzeliśmy, cały teren pełen był tych namiotów. Oni wszyscy są bardzo wystraszeni, wiesz. Coś złego dzieje się na zewnątrz. Przerażającego. I wiem, że widziałaś rzeczy straszne. Bałam się, bo pierwszy raz nie czułam ciebie, nie śniłam, tego co wcześniej i o czym rozmawiałyśmy. Wszyscy mówili, że u ciebie wszystko w porządku, że nic ci się nie stało, że jesteś zdrowa i cała, ale ja się bałam, że tylko tak mówią, i martwiłam się, bardzo mocno. Nie wiem czemu - Przyznała uczciwie na końcu.

- To prawda. Na zewnątrz…nie jest dobrze. – Nie chciałam jej okłamywać, ale nie chciałam też przestraszyć opisem obecnego stanu świata.

Zamilkłam i dołączyłam do Fincha.

- Chodźmy do środka - zwróciłam się do niego i do Gemmy.

W środku pensjonatu wcale nie było lepiej. Także strasznie tłoczno, a ten ścisk i harmider dopełniał wrażenia chaosu. Finch pochylił się do mojego ucha i szepnął cicho.

- Tak wygląda piekło, prawda?

Nie zdążyłam odpowiedzieć, bo Vorda odwróciła się akurat w momencie, gdy O'Hara oddalał swoje usta od mojego ucha i zobaczyłam jak przez twarz Alicji przemknął dziwny uśmieszek. Ruszyliśmy po schodach, na górę, do gabinetów dyrekcji, tam, gdzie urzędował Joe.

- Gemma - Kopaczka spojrzała na dziewczynę. - Zajmij się, proszę moim Harrym, dobrze.

- Jasne - Gemma dygnęła wdzięcznie, trochę chyba się wygłupiając.

- Nie chcecie wcześniej zdjąć tych ubrań czy coś? - Joe spojrzał na Fincha.

- Nieee. Aż tak bardzo się chyba nie przepociłem, co?

Stałam blisko niego, więc mogłam stwierdzić, że i owszem przepocił się.

- Czy w ten subtelny sposób chcesz nam powiedzieć Joe, że śmierdzimy? – Zapytałam Brennana.

- Wszyscy śmierdzimy, Emmo - Odpowiedział opuszczając nieco wzrok.

- Ale my śmierdzimy bardziej, tak? - Zaśmiał się O'Hara. - W sumie mieliśmy mały incydent kanalizacyjny po drodze.

- Znaczy, posrałeś się w gacie - Kopaczka, najwyraźniej, odzyskała dawny cięty język w stosunku do O'Hary.

Wcale tego nie chciałam, ale nie wytrzymałam i parsknęłam śmiechem. Chciałam coś powiedzieć, ale w sumie nie za bardzo wiedziałam co. Pomimo tego, iż Finch stwierdził, że nam przytrafił się incydent Alicja doczepiła się tylko do niego.

- Dobra. Rozumiem aluzję. Aby nie zasmradzać atmosfery niczym więcej, poza swoją osobą, pozwolę sobie oddalić się i wziąć kąpiel.

- Jezioro. Musisz pójść do jeziora. Systemy grzewcze nie nadążają przy takim obsadzeniu. Mamy dyżury na kąpiele. Raz w tygodniu, zgodnie z grupami.

Raz w tygodniu?! To, ile już kurde minęło czasu?! I jak oni liczyli ten czas? Mnie się wydawało, że od momentu pierwszego ataku Skrzydlatych minęło nie więcej niż kilka dni. I to mniej niż siedem.

- Dobra. Pójdę do jeziora. Cokolwiek. Ale potrzebuję czystych ubrań. No i mamy trochę smakołyków i zapasów wziętych z naszej kryjówki w Londynie. Tam jest mnóstwo jedzenia. Może trzeba będzie zorganizować jakiś szlak zaopatrzeniowy.

- Nie masz zapasowych ubrań w swoim plecaku, przecież jakieś zabierałeś, czy się zamoczyły w rzece? - Zapytałam Fincha, bo po coś przecież dźwigaliśmy te plecaki.

- No mam. Ale słuchaj, Joe. Może da się dwa prysznice poza kolejką machnąć. Mamy za sobą ciężkie przejścia. Jesteśmy we krwi, brudach, pocie. W sumie, jesteśmy, że tak powiem szefostwem Towarzystwa, więc chyba jakiś jeden, drobny przywilej nie zaszkodzi, prawda? Emm. Głosujemy? Jako starszyzna Towarzystwa. Ty, ja i Kopaczka, bo Fury’ego nie ma z nami. Kto jest za tym, byśmy mogli się umyć poza kolejką, ręka w górę - i podniósł rękę.

- Eeee. - Wyrwało mi się - Nie lubię wykorzystywać swojej pozycji dla własnych celów, ale nie lubię też śmierdzieć, więc wstrzymam się od głosu. To zbyt duża presja jak dla mnie.

- Ja też jestem za - powiedziała Vorda. - Zaraz to zorganizuję. Emma, pomożesz mi. Zostaw tutaj plecak. Dziewczynki mają pierwszeństwo, Finch, więc poślemy po ciebie, jak prysznic będzie wolny. Aniołek pokaże ci miejsce, które zostawiliśmy z myślą o tobie, jakbyś wrócił. Idziesz, Emma? - Skinęła na mnie kierując się w stronę drzwi od gabinetu.

Spojrzałam lekko spanikowana po obecnych czekając na jakiś ewentualny sprzeciw i odmienne zdanie w tej kwestii. I kiedy nikt nie zaprotestował zarzuciłam plecak na ramiona kierując się za Alicją.

- Mam tam rzeczy na zmianę - Wyjaśniłam - Dla ciebie też. - Dodałam.

- Super - Ucieszyła się, a kiedy byłyśmy już same w drodze do pryszniców, spojrzała na mnie z figlarnym uśmieszkiem. - Ty z nim tak na poważnie, czy dlatego, że to koniec świata, co?

- Ja z nim co na poważnie? – Ja z kolei się lekko zirytowałam.

- No z Finchem. Widać, że od ciebie oczu nie odrywa. Musiało się dziać. Oj musiało. Nie naciskam, no ale wiesz, tak puknęłaś go, czy to coś poważniejszego?

- I wywnioskowałaś to wszystko tylko dlatego, że Finch jak to ujęłaś: „oczu ode mnie nie odrywa”? – Dalej byłam lekko zirytowana.

- Nie chcesz mówić, nie mów - miała miły ton głosu, taki koleżeński. - Uszanuję to. Ale widzę, jaki on jest szczęśliwy. Widzę, jak się uśmiecha pod nosem, gdy na ciebie patrzy i jak mu błyszczą oczy. Poczekał na ciebie, jak szliśmy do budynku. Może i jestem głupia w wielu kwestiach i na wielu rzeczach się nie znam, ale czytać ludzkie emocje i uczucia potrafię, Emmo. Szanuję twoją prywatność.

- Nie, to nie chodzi o moją prywatność czy coś – Uspokoiłam się po jej słowach - tylko o to, że tak wszyscy wiedzą na pierwszy rzut oka. Benedykt też się od razu zorientował. I chciałabym wiedzieć z czego to wynika? – Jak na razie wychodziło na to, że to Finch się „sprzedawał” ze swoimi uczuciami, a nie ja.

- U mnie z tego, że dobrze was znam i widzę zmianę w zachowaniu Fincha. Chociaż troszkę strzelałam, bo nie widziałam go jakiś czas przed tym, co się teraz wydarzyło. Czyli to prawda? Fajnie. Mam nadzieję, że jest ok?

- Jest ok. – Odparłam krótko chcąc uciąć już tę gadkę.

- To świetnie. Nie byłabym sobą, gdybym nie zapytała, jak tam u niego z tymi sprawami, co? - Wyszczerzyła się niczym nastolatka, ale widać było, że więcej w tym było udawania niż wścibstwa.

Zastanowiło mnie to. Odniosłam wrażenie jakby Ala była, no nie wiem, lekko zazdrosna. Ale nie o mnie, a o Fincha. Chociaż może to tylko moja wyobraźnia. Jednak te jej docinanie O’Harze wyglądało nieco jak niedojrzała próba zwrócenia na siebie czyjeś, a w tym przypadku Fincha, uwagi.

- Akurat o tym to nie mam zamiaru rozmawiać. – Zbyłam ją - A przynajmniej nie na trzeźwo. – Dodałam.

- No to zapraszam na drinka. Jak będziesz miała czas i sposobność.

- Z chęcią bym się napiła, ale teraz zapewne nie będzie na to czasu. No i wiesz Finch to ci pewnie powie wszystko nawet bez dodatku alkoholu, chociaż raczej będą to pierdoły w jego stylu.

- Jego nie będę pytała.

O właśnie! Znowu to wrażenie.

- Nie chcesz wysłuchiwać tych jego bajdurzeń. – Dopowiedziałam sobie.

- Będzie pierdolił trzy po trzy, jak to on. - Zaśmiała się.

- Bo zamiast się przyznać, że nie chce o czymś rozmawiać to gada te wszystkie głupoty. - Pokiwałam głową.

- Ukrywa się przed wszystkimi. Także przed sobą samym. Za maską z głupot. Każde z nas nosi jakąś maskę.

- O coś widzę cię wzięło na filozoficzne rozważania. Pójdę wziąć szybki prysznic, ubiorę coś czystego i możemy rozmawiać dalej. Nie chcę blokować innym dostępu do wody i tak się czuję winna, że się wpierniczam bez kolejki. Przejrzyj mój plecak i wyciągnij swoje rzeczy. Pomyślałam sobie, że pewnie byś wolała coś swojego niż nosić jakieś pożyczone, niedopasowane ubrania.

Mówiąc to sama zaczęłam przeglądać rzeczy w plecaku, żeby zabrać moje czyste ciuchy do przebrania.

- Przypilnuję ci łazienki, bo teraz różnie bywa. Ale nie myj się długo, dobra.

- Nie zamierzam. – Zamierzałam za to maksymalnie oszczędzać wodę - Ja na szczęście nie brodziłam w ściekach.

Wzięłam rzeczy i poszłam pod prysznic. Przypomniało mi się, że powinnam załatwić sobie jakiś ręcznik, ale udało mi się to bez problemu.

Umyłam się naprawdę szybko. Wytarłam się, ubrałam i z wilgotnymi lekko włosami wróciłam do Kopaczki.

- Już. - Powiedziałam żwawo, bo prysznic mnie otrzeźwił.

Kopaczka stała przy wejściu rozmawiając z jakimś facetem, który miał ręcznik i najwyraźniej liczył na kąpiel.

- Dobra Emm. Skocz po Nexusa. Niech się ogarnie. Jest w tym pokoju, gdzie mnie poskładałaś razem z nim i Aniołkiem. – Powiedziała do mnie - A ty, koleś, poczekasz jeszcze chwilę, a jak się nie podoba, to weź i wskocz do jeziora. Albo cię tam wykopię. – To z kolei było do tego faceta.

Skinęłam jej głową i wzięłam swój plecak.

- Dobrze. Trzymaj mu miejsce, zaraz go tutaj przyślę.

Poszłam do pokoju, gdzie Finch jakiś czas temu składał Alicję do kupy. Na wszelki wypadek zatrzymałam się przed drzwiami i zapukałam. Powinien być tam O’Hara, ale panował tutaj taki chaos organizacyjny, że mogłam się komuś innemu wpierdzielić do pokoju.

- To ja. Emma. Mogę wejść? – Zapytałam.

- Jasne - głos Fincha był lekko przytłumiony.

Weszłam do pokoju i zastałam Fincha ściągającego koszulkę. Miał stłumiony głos, bo koszula zaplatała mu się wokół głowy. Finch rzucił ją w kąt i odwrócił się w moją stronę. Był w samych spodniach, totalnie brudnych i zszarganych. Pieczęć na jego chudym, umięśnionym ciele płonęła światłem.

- Jak woda? Ujdzie, czy mam iść do jeziora?

- Leć szybko pod prysznic, bo Kopaczka zaraz natłucze jakiegoś kolesia, który chciał się umyć, bo akurat wypada jego kolejka.

- Idę - Wziął ręcznik i ruszył do wyjścia. - Pięknie pachniesz - Mruknął mijając mnie przy drzwiach.

Nie mogłam mu się zrewanżować tym samym, za to, kiedy mnie mijał powiedziałam:

- Ala mi już zadawała niewygodne pytania.

- Jakie? - Zatrzymał się na chwilę.

- No o nas.

- No i co odpowiedziałaś?

Staliśmy już w drzwiach a właściwie Finch stał już poza pokojem i obok nas przeszły dwie małolaty popatrujące z rozbawieniem, ale też fascynacją na Fincha i jego świecący tatuaż.

- Zapytałam, jak to jest, że wszyscy tylko spojrzą na nas i już wiedzą oraz powiedziałam, że nie będę z nią o tym rozmawiała na trzeźwo – Odpowiedziałam zgodnie z prawdą.

- To będziesz musiała, albo oboje będziemy musieli się napić. – Czemu to zasugerował? Chciał żebym ja albo żebyśmy oboje pogadali z Alą? - A teraz zmykam, nim Vorda faktycznie komuś nakopie do tyłka. Jak się ogarnę spotkamy się u Joe. Trzeba pomóc im zapanować nad tym… tym wszystkim.

- Dobrze. – Zgodziłam się - Rzucę tylko tutaj swoje graty i tam pójdę.

- Albo zaczekaj tutaj i pójdziemy razem, jak już się doprowadzę do stanu w miarę cywilizowanego. Jak wolisz.

- Ok. To zaczekam na ciebie. Nie ma sprawy.

Weszłam w głąb pokoju i zaczęłam rozpakowywać swoje rzeczy.
 
__________________
"Atak był tak zaskakujący, że mógłby zaskoczyć sam siebie."
Ravanesh jest offline  
Stary 28-03-2022, 21:03   #62
 
Ravanesh's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputację
Kiedy kilka minut później wrócił Finch leżałam na podłodze odpoczywając. Zdjęłam buty a ręce podłożyłam pod głowę. Zamknęłam oczy i pozwoliłam sobie na ten krótki relaks.

- Woda znośna. Faktycznie. Ale od razu człowiek czuje się lepiej. Chociaż teraz to bym się mocnej kawy napił.

- Alicja ci nie dokuczała? - Zapytałam nie otwierając oczu. - I co ważniejsze: nie naprała tego faceta?

- Alicja była uprzejma. Popilnowała mi łazienki. Nawet nie próbowała zaczepiać ani podglądać. A faceta żadnego nie widziałem.

Uchyliłam powieki. Ja się ubrałam już w łazience, ale Finch przeparadował tutaj w samym ręczniku owiniętym wokół bioder. Drugim ręcznikiem zaczął wycierać mokre włosy.

- Mówiąc o kawie, masz na myśli tą zwykłą, tak? – Rzuciłam.

- No tak. Mocną i czarną. Tutaj nie ma szans na inna kawę. Ruch, jak w centrum handlowym na obniżkach.

- To prawda. Jakby mnie Ala nie przypilnowała to pewnie ten koleś by mi wbił pod prysznic. Ubierz się to pójdziemy poszukać kawy. Może jeszcze coś im zostało.

- Dobra myśl. - Finch skończył wycieranie głowy. Zrzucił, bez zbędnej krępacji, ręcznik, który miał owinięty wokół bioder i sięgnął po bieliznę. Ubrał ją, a potem czyste spodnie i koszulkę. - Jestem gotów. Chodź. Poszukamy kawy.

Usiadłam i wciągnęłam buty. Wstałam i podeszłam do O’Hary. Teraz już pachniał mydłem i wodą.

Spojrzał na mnie.

- I co teraz? - zapytał.

- Idziemy szukać kawy? – Odpowiedziałam pytaniem.

- Pytam o nas. Wiesz. Musimy zrobić wszystko, aby to, co między nami się dzieje, nie wpłynęło na nasz osąd sprawy, tego co musimy zrobić, W porządku?

- Mętnie to powiedziałeś. – Przyznałam - Wytłumacz mi dokładnie co masz na myśli.

- No. To bardziej do siebie mówiłem. Muszę zrobić wszystko, aby twoja bliskość, to co do ciebie czuję, nie przeszkadzało mi w podejmowaniu niełatwych decyzji. Wiem, co stracę i to nie jest łatwe, Emm. Nie jest łatwe. A na dodatek ten cholerny Szeptacz tu jest. I przez to tym bardziej nie mogę pokazać, jak bardzo mi na tobie zależy. Musisz na niego uważać, dobrze. Obiecaj mi, że nigdy, przenigdy mu nie zaufasz, nie ważne, jak słodki i dobry by ci się wydawał.

Ton jego głosu zdradzał, że bardzo się martwił. Bardzo mocno czymś się niepokoił.

- No ty chyba chcesz mnie obrazić. – Oburzyłam się - Przecież wiesz, że ja ze swoją podejrzliwością i paranoją to nikomu nie ufam. – Podeszłam blisko do niego. - A już na pewno nie jakimś kolesiom, którzy byli podejrzani o różne rzeczy. I nadal nie do końca rozumiem o co ci chodzi z tymi decyzjami. Wytłumacz mi to dokładniej proszę.

- Wiesz. Katakumby. Rytuał. To misja samobójcza. Nawet, jeśli się uda, to będzie nasz koniec. A ja… kurde … nie chcę, aby to był koniec. Z tym, że moje ja i nie chcę, ma tutaj niewielkie znaczenie. Może powinienem przestać o tym myśleć i cieszyć się tym, co było. To chyba byłoby bardziej dojrzałe, co nie?

- To nie będzie koniec Finch. Będziesz miał nowe życie do przeżycia. I to takie nieskażone przez Fenomen Noworoczny i Pieczęć. – Zauważyłam.

- Ale bez ciebie - pomarkotniał. - A najgorsze, że nie będę tego pamiętał.

Uśmiechnął się smutno, a potem przyjął tę swoją lekko ironiczną, lekko krzywą "maskę".

- Dobra. Muszę wziąć jaja na szelki i iść do przodu. Mamy cholerny świat do uratowania. I kawę do znalezienia i wypicia!

- Ale to właśnie dobrze, że nie będziesz pamiętał. – Zaprotestowałam, chociaż chyba nie do końca się zgadzałam z moimi słowami - Będziesz mógł być szczęśliwy w tym nowym życiu i okolicznościach. Ułożyć sobie wszystko…inaczej. I nie ginąć co chwila spalony przez jakiś cholerny ogień.

- No fakt. Przyznaję. Agonia w płomieniach to jedno z doświadczeń życiowych, które faktycznie lepiej nie pamiętać. Piękna i mądra - uśmiechnął się ustami i oczami. - Idziemy?

- Uważam, że zasługujesz na szczęście, bez tego całego fenomenowego syfu. A ty tak nie uważasz? – Drążyłam temat, skoro on już go zaczął.

- Uważam, że każdy zasługuje na szczęście. Ale uważam też, że nie będę szczęśliwy. Nie bez ciebie. Nawet, jeśli nie będę pamiętał, to jakaś część mnie zawsze wiedziała, że jesteś tym, co wzniesie mnie wyżej. Że jesteś tą, która potrafi zrobić ze mnie, no bo ja wiem, szlachetnego człowieka? Ale dość już tego rozmiękczania się. Kawa sama się nie znajdzie i sama się nie wypije.

- Chodźmy. – Zgodziłam się - Chyba że chcesz się przytulić, bo mi się tutaj rozklejasz straszliwie.

- Przytulić chcę się zawszę. Już ci o tym chyba kiedyś mówiłem. Całować, też zawsze. Bliskość z tobą, też zawsze. Ale teraz chyba nie mamy na to czasu. No, może na małego przytulaska to i owszem. Ale na dłuższego to i chyba nie bardzo.

Podszedł do mnie i otulił mnie ramionami. Poczułam, że całuje mnie w czubek głowy.

- Bardzo mi z tobą dobrze, Emm. Chcę, abyś o tym wiedziała.

- Domyślałam się tego, ale fajnie, że mi to powiedziałeś. - Odwzajemniłam uścisk. - Ja też się czuję z tobą dobrze.

- Cieszę się. Bo ze mną czasami trudno wytrzymać. - Trzymał mnie w ciepłym, czułym uścisku.

- Jak nie błaznujesz to bardzo łatwo z tobą wytrzymać. - Zaśmiałam się. - Ale jak zaczynasz swoje, to testujesz cierpliwość ludzi wokół.

- Czyli uszlachetnić ich, bo cierpliwość to jedna z cnót. A dzięki mnie mogą ją rozwijać. – Pocałował mnie znowu w czubek głowy.

- No i poznają limit swojej cierpliwości a poznawanie i odkrywanie siebie, swoich mocnych i słabych stron to cenna lekcja, która bardzo pomaga później w pracy nad sobą. Zobacz jak dużo dajesz innym ludziom. Normalnie złoto, a raczej srebro, a nie człowiek.

- Dokładnie tak – Przyznał, ton głosu miał jednak żartobliwy.

Wypuścił mnie z objęć.

- Chodźmy, bo ja tak mogę stać z tobą do zachodu słońca. A zważywszy, że ono chyba już nigdy nie zajdzie, to miało znaczyć, że mogę to robić z tobą przez całą wieczność.

- Chodźmy. – Złapałam za klamkę, ale zatrzymałam się - Zabieramy te wszystkie batoniki, żeby je dorzucić do wspólnej puli zapasów czy chowamy je i rozdamy tylko wśród uprzywilejowanych?

- Jasne, że … - spojrzał na mnie wyczekująco, jakby chciał abym dokończyła jego wypowiedzianą myśl.

- Jasne, że co? – Nie spełniłam jego niewypowiedzianej prośby - Nie czytam w myślach, więc nie wiem co chciałeś powiedzieć.

- Jasne, że obdarujemy tylko wybrańców. Jest tego za mało, aby rozdać wszystkim. Rozdajmy to więc tym, którzy są nam najbliżsi. Ja bym tak zrobił. Ale chciałem zobaczyć, co ty zaproponujesz.

- Zgadzam się. Przy takiej ilości ludzi nie ma sensu aż tak się rozdrabniać. Dzielenie się przyniosłoby więcej złego niż dobrego w takich okolicznościach. – A do tego dla większości i tak by zabrakło.

- Piękna i mądra - To było ostatnio chyba jego ulubione powiedzonko. - Idziemy?

Zamiast odpowiedzieć wyszłam z pokoju i ruszyłam do gabinetu, w którym urzędował Joe. Finch podążył za mną.

Czekali tam na nas wszyscy: Joe, jego żona, Aniołek i Kopaczka, a nawet Fury spoglądając za okno przez swoje okulary z grubymi soczewkami.

- Od razu lepiej wyglądacie - powiedział Aniołek. - Kopaczka powiedziała, że powiecie nam, co mamy dalej robić. Że jesteście po rozmowie z Greyem i on wam wszystko wyjaśnił.

- Emmo - Finch spojrzał na członków Towarzystwa. - Zaczniesz, a ja poproszę o dwie mocne kawy, jeśli to nie problem.

- Ja? – Zdziwiłam, bo zaskoczył mnie tą prośbą. - To przecież ty znasz plan w szczegółach. - Poczułam się przy tym jak nieprzygotowany uczeń wywołany nagle do odpowiedzi.

- Dobra. Przyjmę na siebie rolę szefa Towarzystwa, chociaż z wielkim bólem i niechęcią.

Kopaczka parsknęła śmiechem, a ja odetchnęłam z ulgą. Nie lubiłam przekazywać informacji, jeśli nie byłam w swoim przekonaniu odpowiednio przygotowana, tak jak to miało miejsce teraz.

- Dobra. Ale nim zaczniemy planować. Dwa tematy. Pierwszy - skąd się tutaj wzięli ci wszyscy ludzie. Drugi - co tutaj robi ten złamas, Szeptacz? - Po zadaniu pytania Finch spojrzał na Fury’ego, ale jasnowidz nadal siedział wpatrzony w okno.

- Ci ludzie to okoliczni mieszkańcy. Kilku przyprowadził nasz przyjaciel, Ernest Locke. Kiedy jeździł z transportem, zabierał przyjaciół. Oni poprosili o wzięcie swoich i - Joe wzruszył ramionami - tak to jakoś poszło. Nim się obejrzeliśmy, a pełno tutaj było miejscowych i ich rodzin. Aha i wrócił Gładzik. Zresztą jest tu prawie całe Towarzystwo.

- Dobrze, że Gładzik się znalazł - Powiedziałam tylko od siebie i umilkłam.

- Dobra. Jestem zmęczony, więc będzie krótko. Mamy koniec świata. Chcemy to odwrócić. Ja, Emma i kilku twardszych uzdolnionych, będzie działało w oparciu o pewien plan. Reszta z Towarzystwa zajmie się bezpieczeństwem nas i tych ludzi. Kilkoma akcjami pozoracyjnymi. Wszystko, bardzo ogólnie, mam przemyślane. Część planu była już wdrażana. To Fury - wskazał głową Medium - jest tym, który dokonuje selekcji pomysłów, w oparciu o swoje moce. Jak widać jednak, gdy anioły zaczęły czystkę, coś mu się pochrzaniło i ściągnął węża na naszą ziemię. I na tym bym się skupił. Fury, o co chodzi z Szeptaczem? Po co tutaj jest?

- Ddddd…ooooo…. wieszssszzszz sięęęę…. - odpowiedział enigmatycznie jasnowidz. - Niiii…. niiiieeeee…. moooo…ggggęęę … poooww…ieee…ee…dzieć.

Tak działała magia Fury'ego. Nie mógł zdradzać swoich przepowiedni, chociaż nie wiadomo było, dlaczego. Chociaż według mnie chodziło o to, że jeśli powiedziałby komuś co ten powinien zrobić to zaburzyłby w ten sposób ciąg: przyczyna – skutek i ta osoba mogłaby nie zrobić tego co powinna. Czy coś w tym stylu.

Słuchałam wywodów Fincha i byłam zadowolona, że to on gadał a nie ja. Ja nie potrafiłabym tak zbyć wszystkich niejasnymi, wykrętnymi odpowiedziami i zapewnieniami. Ja w przeciwieństwie do niego musiałabym całej reszcie wyłuszczyć wszystko dokładnie od A do Z.

- Dobra Fury. Zatem przechodzimy do fazy odpoczynku. Ja i Emma potrzebujemy chwili na regenerację sił. Przez ten czas spróbujcie nawiązać kontakt z innymi grupami okultystycznymi. Dowiedzcie się, czy przetrwały, gdzie są, jaka jest ich sytuacja. Fury … w sumie nie muszę ci tłumaczyć, czego potrzebuję. Jesteś jasnowidzem, to wiesz co chcemy. Egzekutorzy w pełnej gotowości bojowej. Co najmniej dwie osoby mają mieć oko na Szeptacza. Nawet jak pójdzie w krzaki za potrzebą, mam to wiedzieć. Nie ma prawa wchodzić do tego budynku. Ani on, ani żadna z jego laleczek. Zimorodek ma mieć oko na ruchy Skrzydlatych. Ci, co mają Pieczęcie, mają nasłuchiwać. Mogę powiedzieć tylko tyle, że jeśli nam się uda, żadne straty nie będą miały znaczenia. Wszystko zakończy się dobrze. To chyba tyle. Nie mam kaw, więc nie gadam. Idę odpoczywać do mojej kwatery. Spotkamy się za powiedzmy … cztery… może sześć godzin, chociaż nie wiem, jak to zmierzyć. Emma? Chcesz coś dodać.

W sumie to niewiele powiedział i co ja miałam zrobić? Wypełnić wszystkie luki, które zostawił? Tylko czy to miało sens? Ci, którzy nie mieli uczestniczyć w wykonywaniu planu nie potrzebowali znać szczegółów. Zamiast tego skupiłam się na innej rzeczy.

- Może macie tutaj jakieś naglące problemy, z którymi moglibyśmy pomóc, bo Joe nie powiedziałeś nam jak tutaj wszystko organizujecie i czy nie potrzebujecie pomocy? - Zwróciłam się z pytaniem do wspomnianego Joe.

- Mamy mało jedzenia, dużo ludzi. Zbyt dużo ludzi. To rodzi problemy z zaopatrzeniem. Woda też, ta bieżąca, jest raczej w ograniczeniu. No, chodzi mi o to, że pompy nie nadążają. Filtry również. Można pić wodę z jeziora po przegotowaniu, ale to za chwilę skończy się dla wielu ludzi dezynterią. Wybuchają sprzeczki. Ludzie są przerażeni, więc reagują impulsywnie i agresywnie. Dodatkowo moc Percivala nie chroni nas tak, jak przy mniejszej ilości. Coraz częściej Skrzydlaci ocierają się o magię Zimorodka. A jak już przy nim jesteśmy, Fae też ciągnie ostatkiem sił. Myśleliśmy, że wy, z Pieczęciami, będziecie potrafili uczynić z nas no nie wiem, jakąś enklawę.

Joe zasypał nas gradem problemów. Zastanowiłam się chwilę.

- Przyjęcie tych wszystkich ludzi było wielkoduszne, ale nie wiem czy nie skończy się katastrofą. Mam na myśli Skrzydlatych. Co innego ochronić przed nimi grupkę a co innego cały tłum. - Przyznałam szczerze. - Co do jedzenia i wody to chyba tylko pozostaje uzupełnianie zapasów w mieście albo okolicznych farmach, a to niebezpieczne. Co do ochrony… - Zaczęłam i urwałam. - Finch myślisz, że możemy coś tutaj zrobić w tej kwestii? - Zwróciłam się do O’Hary.

- Tak. Wykreślimy kilka kręgów ochronnych przeciwko Celestialnym. To wyższy poziom, ale powinniśmy sobie poradzić. Do tego kilka podobnych znaków na trasach kluczowych do "Radości". Z tym, że są to rozwiązania tymczasowe i prędzej czy później, jak tylko skończą z większymi miastami, dopadną i nas tutaj. Musicie wiedzieć, że Grey stał się teraz takim trochę wywrotowcem i kiedy to odkryją, nawet Pieczęcie nas nie uchronią. Potrzebujemy działać szybko. Ale z głową. A jeśli mamy tutaj coś zdziałać, to musimy odzyskać siły, Emm. Jak długo wytrzyma Zimorodek?

- Niedługo - powiedział Joe. - Udaje twardego, ale widzę, ile go to wysiłku kosztuje, aby nas chronić.

- Dobra. To poproszę kawę z cukrem. Pióra anielskie, atrament, krew i posokę demoniczną. Oraz srebrne opiłki. Najpierw kawa. Ja i Emma sobie ją pijemy, może z jakimiś ciastkami, a potem reszta bajerów i ruszamy zabezpieczać teren wokół pensjonatu.

- Może wam pomóc Hayden Carr - zaczął Aniołek.

- Nie ma takiej opcji - krótko uciął Finch. - Ufam Fury’emu. Ale nie oznacza to, że pozwolę temu zwyrodnialcowi brać udział w czymkolwiek, co będę robił. I, szczerze, nie chcę więcej słyszeć wzmianki o nim przy mnie. Chyba, że w kontekście, że wykopiemy go za bramę. Wtedy będę pierwszy, który nałoży ciężki bucior, by go użyć do tego kopniaka. Jasne?

Aniołek był chyba nieco zaskoczony taką reakcją O'Hary. Najwyraźniej reszta Towarzystwa nie miała Szeptacza za takiego zwyrodnialca za jakiego miał go Finch. Zaintrygowało mnie to.

- Pokażcie mi, gdzie macie jakąś kawę i zrobimy ją sobie z Emmą, a potem zajmiemy się rytuałami zabezpieczającymi. W porządku?

- Chciałabym też porozmawiać z Morgan - Wtrąciłam się - Wiecie, gdzie mogę ją znaleźć?

- Morgan jest u siebie - powiedziała Kopaczka. - To pokoik na poddaszu. Ten z numerem 402. Pewnie próbuje odespać swój dyżur.

Chciałam bardzo się dowiedzieć czego Morgan dopatrzyła się u Gemmy, ale też nie chciałam zamęczać już i tak zmęczonej kobiety.

- Mogę jej teraz przeszkodzić czy lepiej poczekać? – Zapytałam Alicję.

- Zapukamy, zobaczymy. – Ala nie miała aż takich skrupułów.

- Czyli już wszystko wiadomo. Czyli koniec zebrania. I nie przejmujecie się, cokolwiek się wydarzy, uratujemy ten świat. - Finch wstał. - I jestem z was dumny. Może to nie było mądre, brać tych wszystkich ludzi tutaj. Ale było szlachetne i pokazało, jak dobre są wasze serca. Z takimi ludźmi mogę ratować świat. No, ale żeby nie było za miło. Pamiętajcie, że dobre serca to przysmak karnofagów.

Wstałam.

- Do Morgan? - Zapytała mnie Vorda.

- Nie. – Zaprotestowałam - Najpierw po kawę, nawet jakbym ją miała gryźć na sucho.

- Chodźcie. Zajmę się wszystkim - Kopaczka była podejrzanie miła.

Postanowiłam to jednak wziąć za dobrą monetę i ruszyłam za Alicją oglądając się tylko raz czy Finch też zamierzał pójść z nami.

O’Hara kończył jeszcze rozmowę, czy raczej wymianę kilku krótkich zdań z Aniołkiem i dopiero wtedy ruszył za mną i Alą.

Zeszliśmy do jadalni, w której było sporo ludzi. Chyba wydano właśnie jakiś posiłek. Zupę, z tego co udało mi się zaobserwować. Kopaczka zaprowadziła nas tam, gdzie ostatnio podążałam, gdy wezwała mnie Pieczęć i gdzie dopadł mnie Michael ze swoją piersiówką. W kuchni z boku był mały stolik tak ustawiony, aby personel kuchenny mógł sobie odpocząć podczas przerwy w pracy.

- Tutaj znajdziecie wszystko, co wam trzeba, moje gołąbeczki. Ja zmykam. Zobaczę, jak się ma Harry i Gemma. Znajdziecie mnie gdzieś na zewnątrz, jakbym była potrzebna.

Skinęłam Ali i zajęłam się przetrząsaniem szafek w celu zapoznania się z ich zawartością. Usiłowałam znaleźć rzeczy do zaparzenia kawy i być może coś do przekąszenia. Znalazłam kawę i jakieś kubki. Finch zabrał je do kuchni obok prosząc o zalanie wrzątkiem.

- Chcesz zupy? – Zapytał mnie - Bo miłe panie proponują. Ja bardzo chętnie zjem - Odpowiedział kucharkom. - Dziękuję.

- Tak. Chętnie. – Też byłam głodna a ostatnio jechaliśmy głównie na słodkich batonikach, więc zupa wydawała się miłą odmianą.

- Poprosimy dwie porcje. Ja przeniosę, niech się panie nie fatygują. Tak. Chleb też poprosimy do niej.

Po chwili wrócił z dwoma talerzami zupy, wprawnie dostarczył do naszego stolika na zapleczu. Potem przyniósł dwie kawy i dodatki w postaci ciastek.

- Smacznego - powiedział i rzucił się na jedzenie, jak wygłodzony głodomór.

- Dzięki. Musiałeś dostawać spore napiwki. - Powiedziałam przekomarzając się z nim a potem też zajęłam się jedzeniem.

- Nie najmniejsze, to fakt - uśmiechnął się również. - Będę miał fach w rękach, jak już o wszystkim zapomnimy.

- A ja nie, bo jak się zaczął Fenomen to byłam w szkole, więc będę musiała układać sobie życie na nowo i inaczej bez tego całego nadnaturalnego dodatku.

- Skończysz dobrą szkołę, znajdziesz sobie dobrą pracę, zamieszkasz w dobrej dzielnicy, poznasz dobrego człowieka i założysz z nim dobrą rodzinę - skończył zupę i sięgnął po kawę. Usiadł wygodnie na krześle i spojrzał na mnie z delikatnym, nieco smutnym uśmiechem.

- Albo zrobisz coś szalonego i wszystko potoczy się inaczej. – Dodał.

- Mam nadzieję, bo ta pierwsza opcja brzmi strasznie nudno. - Też kończyłam zupę, ale później niż Finch, bo jadłam wolniej.

- Nudne życie nie jest złym życiem. Tylko wiesz co mnie niepokoi. Nie podzieliłem się z tobą tym wcześniej, w sensie, nie że nie chciałem, ale nie zwróciłem na to uwagi. Moce, moje moce, miałem już wcześniej. Jeszcze przed 2012. Niemal od dziecka. A jeśli to oznacza, że … nic się nie zmieni. Że zdolności paranormalne to, no nie wiem, jakiś proces ewolucyjny czy coś. Że jestem takim homo nibilitis, czy jak to tam nazwać. Poświęcimy wszystko, a ja… ja znów wyląduje w pierdlu, znajdę się na ulicy, stanę jakimś … złym człowiekiem. Nie potrafię o tym przestać myśleć. Tego się boję, jak niczego prawie innego.

Nibilitis? Chyba chodziło mu o nobilis. Oderwałam myśli od jego słowotworzenia.

- A co z Fenomenem? – Zapytałam - Też się wydarzy tak samo czy zostanie odwleczony w czasie czy może nigdy nie nastąpi?

- Nie mam pojęcia? - Upił kawy i lekko się skrzywił. - Za mało słodka. Ale nic to. W końcu mamy koniec świata. Nie będę wybrzydzał. Jak Gemma? Wydawała się mocno wzruszona twoim powrotem. Wydaje mi się, że ona odczuwa względem ciebie dziwnie silne uczucia. Zresztą nie ona jedna.

Odsunęłam pusty talerz i chwyciłam za kubek z kawą.

- Ależ zmiana tematu. Chciałam tylko powiedzieć, że cokolwiek cię zawróciło z tej drogi łobuza, której się tak obawiasz może znowu się pojawić i cię z niej ściągnąć. A co do Gemmy to chciałam pogadać o niej z Morgan. A Gemma ma taki stosunek do mnie jaki ma, bo dzieli ze mną współodczuwanie, a przynajmniej dzieliła. Przyznała mi się, że jak pojechaliśmy do miasta to ten kontakt się zerwał.

Finch pochylił się i ujął moje dłonie w swoje. Spojrzał na mnie poważnie.

- Ta siła, która ściągnęła mnie z mojej niszczycielskiej ścieżki, to był Jehudiel. Więc liczę na to, że jednak się nie pojawi. Nie jest ważne, jak skończę. Jak potoczy się moje życie po tym wszystkim po rytuale, nie chciałbym już tutaj Fenomenów. Jeżeli miałbym wybierać ostatnie dni z tobą, tu i teraz, a życie pod jarzmem Jehudiela, to zaczynam się zastanawiać czy warto oddawać siebie i swoje szczęście, za wątpliwy koniec apokalipsy. - Puścił moją dłoń. - Nie. Nie zastanawiam się - powiedział gorzko. - Ludzie nie zasługują na to, co ich spotkało i spotyka. I jeśli mam szansę to zmienić, zmienię.

Spojrzałam na niego. Strasznie dramatyzował, więc postanowiłam mu to wybić z głowy.

- Podobno człowiek może się zmienić tylko wtedy, kiedy sam jest gotów na zmianę i tego chce, co oznacza, że Jehudiel nic by nie wskórał gdybyś sam tego nie pragnął, więc jestem zdania, iż dasz radę osiągnąć to samo bez niego, być może z innymi wsparciem. I się nie zastanawiaj, bo ja się zacznę zastanawiać czy nie planujesz jakiegoś sabotażu swojego własnego planu i będę cię musiała pilnować trzy razy mocniej niż teraz. - Ostatnie zdanie powiedziałam lekkim tonem, żeby nie zabrzmiało zbyt nieprzyjemnie czy wrogo.

- Spokojnie – odpowiedział żartobliwie. - Jak będę sabotował to w taki sposób, że zaskoczę sam siebie.

Za cholerę nie zrozumiałam o co mu chodziło, ale zamiast to roztrząsać napiłam się kawy i złapałam za jakieś ciasteczko. Jadłam i piłam na przemian. Zbierałam siły do tego co miałam robić w następnej kolejności.

- Pamiętasz. Robiliśmy taki rytuał zamykający bramę przed wszystkimi Fenomenami. - Pamiętałam. Nie było to łatwe, ale daliśmy radę. - Teraz też musimy to zrobić. Wtedy mieliśmy do ogarnięcia kamienicę, teraz … w cholerę terenu. To nas wyłączy na kilkanaście godzin. Możemy też zawęzić pole rytuału do mniejszego terenu. To i tak nie będzie łatwe. Równie dobrze możemy ochronić tylko pensjonat. A na węzłach - ścieżki, drogi prowadzące do "Radości", możemy położyć tylko ogłupiacze - znaki, które utrzymają Skrzydlatych z daleka. W ten sposób nie ochronimy wszystkich, ale nie wyczerpiemy się nie wiadomo jak bardzo.

- Nie lubię fuszerki i działania na pół gwizdka - Skrzywiłam się - Jakbym miała wybierać to zabezpieczyłabym cały teren najlepiej jakbym umiała. Nie zważając na konsekwencje. No, ale skoro jesteś wielkim mistrzem Towarzystwa to ty podejmiesz decyzję, a ja się podporządkuję. - Po tych słowach znowu wgryzłam się w ciasteczko.

- Dobra. Ochronimy cały teren. Tyle, ile się uda. Będziemy potrzebować jeszcze kilku uzdolnionych, na przykład Aniołka czy Morgan. Ja zajmę się ich przekonaniem, ty skompletujesz ingrediencje do jego wykonania i spotkamy się przy moim pokoiku, gdy będziesz gotowa.

- Dokończę kawę i ruszam do boju.

Dopiłam kawę i wyruszyłam na misję skompletowania składników przetrząsając cały pensjonat w ich poszukiwaniu. Dopiero w trakcie gromadzenia potrzebnych komponentów uświadomiłam sobie coś. Czy Finch rzeczywiście powiedział, że siedział w więzieniu?
 
__________________
"Atak był tak zaskakujący, że mógłby zaskoczyć sam siebie."
Ravanesh jest offline  
Stary 29-03-2022, 12:15   #63
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
EMMA HARCOURT

Znalezienie odpowiednich ingrediencji nie było łatwym zadaniem, ale Towarzystwo było całkiem nieźle zaopatrzone pod względem magicznych dupereli zgromadzenie ekspertów w dziedzinie tego, co nienaturalne, więc w końcu Emme udało się zdobyć potrzebne do rytuału rzeczy.

O'Hara również dał radę zgromadzić koło siebie kilku naprawde dobrych w sztuce czyniena rytuałów ludzi: Aniołka, Mandę Maddson i Morgan Miah. Ta ostatnia, była egzorcystką, z którą Emma miała najmniej okazji pracować w Towarzystwie. Była szczupłą, wręcz filigranową blondynką o wyglądzie nastolatki i ciepłych, zielonych oczach. Jej sztuka czynienia egzorcyzmów opierała się na tańcu, a dokładnie na tańcu baletowym. Każdy ze sprowadzonych łowców miał znaczny talent w swojej dziedzinie, wystarczający na to, by byli dobrym supportem dla wysiłków Emmy i Fincha.

O'Hara zarządził szybką odprawę. Podzielił zadania i wyznaczył tempo pracy.

- Kopaczka zajmie się tym, aby nikt nie przeszkadzał nam w naszych działaniach. I pomoże wrócić nam do łóżek. Zdajecie sobie sprawę z tego jak ciężko będzie nam ochronić tak duży obszar i ukryć tak dużo ludzi.

Pokiwali głowami. Byli przygotowani na to, chociaż wiedzieli, że nie będzie łatwo.

- Dobra. Zaczynajmy od Klucza Salomona, potem przejdziemy do kroku drugiego. Ja prowadzę rytuał, ogniskuję w sobie waszą energię. Emma - rysujesz znaki wiązania, Manda - symbole ogniskujące, a ty, Morgan, wiążesz je znakami starszych.

Kiedy zajmował się okultyzmem i to takim jak zamierzali użyć, porównywanym z bronią ciężką, Finch porzucał swój zwyczajowy ironiczno - cyniczny styl bycia. Stawał się opanowany, skoncentrowany, profesjonalny i niemal poważny. Wiedział, że istnieją siły, których nie można traktować z ironią, bo każdy błąd przy obcowaniu z nimi, podczas próby ich ujarzmienia, mógł okazać się katastrofalny w skutkach. Wiedział i szanował to podchodząc do spraw magii z szacunkiem i pełną koncentracją.

Upewnił się, że wszyscy wiedzą, co mają robić i poprowadził ich na wykonanie zadania.

* * *

Emma obudziła się w łóżku, chociaż nie pamiętała, jak się w nim znalazła. Była nadal w swoim ubraniu, nieco poplamionym krwią i przepoconym. Ktoś zdjął z niej tylko buty, przeniósł do łóżka w jednym z pokojów w pensjonacie, przykrył kocem i zostawił, aby odpoczęła.

Powoli wracały do niej wspomnienia. Wspomnienia bolesne. Rytuał okazał się trudniejszym przedsięwzięciem, bo trafili na spory napór przeciwstawnych sił. Cała przestrzeń wokół "Radości" okazała się "zanieczyszczona" taką ilością emocji i magii, że bardzo trudno było skupić ich małemu sabatowi własną energię. Tracili przytomność - jedno po drugim.

Najpierw Manda, potem Aniołek, następnie Morgan. Emma pamiętała to, jak z ich nosa (a w przypadku Morgan nawet z uszu i oczu) nagle zaczynała płynąć krew, jak wywrócili oczami, ukazując białka a potem padali na ziemię. I pamiętała, że ci co zostali, musieli chwytać ich energię, przyjąć na siebie jeszcze więcej magii, wlewają ją w tkaną barierę.

A potem zostali tylko ona i Finch. Chociaż z tego, co się działo Emma pamiętała tylko ból w klatce piersiowej, płonącą skórę pod Pieczęcią i iskry energii palące jej ciało. I Fincha, który próbował nad tym zapanować, aż do momentu, gdy rzygnął krwią i upadł twarzą w piasek, gdy ostatni run, ostatni znak w utkanej przez nich sieci zapłonął czystą magią. A potem Emma zdołała posłać tylko jedno spojrzenie na leżącego nieruchomo, niczym trup, O'Harę i coś przecięło jej sznurki w świadomości.

A teraz obudziła się tutaj. W łóżku. Pod kraciastym kocem. Czując się tak, jakby ktoś przejechał ją walcem.

Po chwili dotarły do niej odległe dźwięki. Głosy ludzi. Kroki na korytarzu. Jej własny oddech - dziwnie brzmiący i obcy. Nie wiedziała ile czasu jeszcze potrzebowała, nim udało się jej zebrać siły i usiąść. Wszystkie mięśnie w jej ciele wrzasnęły w agonii, gdy to robiła.

Ktoś musiał nasłuchiwać pod jej drzwiami, bo gdy tylko skrzypnęły sprężyny, ktoś ostrożnie zajrzał przez uchylone drzwi. Kopaczka.

- Chloe mówiła, że możesz być spragniona i głodna.

Faktycznie była. Chociaż nie miała pojęcia, jak zje. Miała wrażenie, że wypadły jej wszystkie zęby, tak bolała ją szczęka. Vorda jakby domyśliła się, co się z nią dzieje.

- Bulion. Dobry. Warzywny. Specjalnie dla ciebie bez mięsa.

Twarz Kopaczki była poważna. Wręcz trupio blada.

- Nim zjesz. Musisz się tego dowiedzieć ode mnie. Finch. On… on nie reaguje na żadne bodźce. Cała wasza czwórka ostro się przeciążyła, ale on wziął na siebie dużo więcej, niż powinien, tak uważa Chloe i Aniołek się z nią zgadza. Już jak was znosiliśmy, on wyglądał jak trup. Serce mu bije i oddycha, ale jest w śpiączce. Wy … każde z was … ruszało się, jakoś, kurwa, odpowiadało na bodźce. Finch nie. Dureń, jak zawsze chciał pokazać, jaki jest ponadludzki. Kurwa.

Zacisnęła zęby i pięści.

- Ale … kurwa…. jesteśmy …przynajmniej … bezpieczni.

Wycedziła Kopaczka, a z jej oczu popłynęły niechciane łzy.
 
Armiel jest offline  
Stary 09-04-2022, 21:09   #64
 
Ravanesh's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputację
Ocknęłam się i przez chwilę nie potrafiłam umiejscowić ani miejsca, ani sytuacji, w której się znajdowałam. W końcu jednak udało mi się skupić i przypomnieć wydarzenia, w których brałam udział, chociaż kolejną chwilę zajęło mi zrozumienie, dlaczego leżałam w łóżku mając na sobie brudne ciuchy. Wtedy zjawiła się Ala i dopowiedziała mi resztę. Galopada myśli i próba ogarnięcia wszystkiego co powiedziała mi Alicja sprawiła, że milczałam. Do tego nie miałam siły na zrobienie czegokolwiek, miałam wrażenie, że nawet myślenie mnie bolało. Łzy, które popłynęły z oczu Kopaczki mnie zszokowały, bo nie bardzo potrafiłam połączyć je w całość z jej słowami.

Alicja wytarła łzy i postawiła na małym stoliku tuż przede mną miseczkę z czymś pachnącym smakowicie.

- Jedz. Musisz odzyskać siły.

Zamiast jeść zerknęłam na Alicję.

- Zwykle jak się czymś martwisz albo denerwujesz to się wkurzasz a nie płaczesz… - Powiedziałam. - Dlaczego… teraz… jest… inaczej? - Zapytałam powoli z wysiłkiem wypowiadając słowa.

- Nie mam… kurwa .. pojęcia. Wkurzam się, bo jestem bezsilna? Nie wiem.

- A może wkurzasz się, bo kiedy Finch jest w takim stanie ty jesteś w podobnym i nie musisz tego oglądać. Ja za to zawsze muszę was oglądać w takim stanie. Za każdym pierdolonym razem. – Wypowiedziałam te słowa z większą energią.

Po tym stwierdzeniu zmusiłam się do wysiłku i podpierając się rękami spróbowałam usiąść.

Alicja pomogła mi delikatnie, zająć odpowiednią pozycję. Nie odpowiedziała jednak na moje słowa.

- Szlag by to trafił - Wymamrotałam.

- No. Zgadzam się. - Vorda była dziwnie przygaszona. - Pomóc ci jeść, czy dasz radę sama?

- Przecież nie będziesz mnie karmiła - Zaprotestowałam. - Czy stało się coś jeszcze o czym mi nie powiedziałaś, bo jesteś jakaś…No jak nie ty. - Dodałam.

- Może koniec świata tak na mnie działa. A może to, jak dużo robisz, a ja siedzę na dupie i czuje się taka niepotrzebna. Nawet swojego dzieciaka nie potrafiłam ogarnąć. Jestem beznadziejna.

Na chwilę mnie zatkało to uzewnętrznianie się Alicji.

- Gdybym nie leżała to już bym przy pomocy sprzętu okultystycznego sprawdzała czy ty to naprawdę ty. – Wyznałam.

Popatrzyłam na Alę niepewnie, a potem sięgnęłam po bulion.

- Mów do mnie. – Poprosiłam - Opowiadaj o wszystkim co ci leży na wątrobie. Jeśli oczywiście chcesz. Wprawdzie powinien do tego pojawić się tutaj jakiś wysokoprocentowy napój a nie wegetariańska zupa, ale cóż obecnie to musi wystarczyć.

- Co mam mówić? - mruknęła cicho. - Wszystko się wali. Świat stanął w płomieniach i … pierwszy raz od zawsze mam wrażenie, że został rozdarty tak, że nikt go już nie zszyje.

- Wydawało mi się, że na tyle długo siedzisz w Towarzystwie, żeby wiedzieć o planie, który ma to wszystko naprawić. Nie mówiąc już o tym, że pewnie już wykonywałaś pewne zadania związane z tym planem. Świat został rozdarty, ale przecież wy planowaliście go naprawić zanim jeszcze to wszystko się wydarzy. – Przypomniałam jej.

- No wiem. Wiem, ale, kurwa, nie wierzę w ten plan. Rozumiesz. Nie wierzę, że uda się go zrealizować.

Spróbowałam użyć moich zdolności i sprawdzić czy nie wyczuwałam wokół Alicji czegoś czego nie powinno tam być, ale wszystko było w normie.

- Dlaczego nie wierzysz? – Zapytałam po dłuższej chwili.

- Bo to plan z dupy, rozpaczliwy i mający setki dziur. Układał go O'Hara. A on mistrzem gry w szachy to raczej nie jest. Ja zresztą też.

- Zaraz, zaraz. – Przerwałam jej dość energicznie jak na mój stan - Przecież to nie jest coś co było układane na kolanie w przeciągu pięciu minut. Pracujecie nad tym od lat, a Finch jest przekonany, że to się uda. No chyba, że mówimy o dwóch kompletnie różnych rzeczach.

- To ten sam plan. Ale nie przewidywał apokalipsy. A to wszystko zmienia. I nad tym nie pracowaliśmy. Więc nie wiem czy mogę powiedzieć, że to ten sam plan, tak naprawdę.

Przyszło mi coś innego do głowy.

- Ale go znasz w szczegółach? Tak? – Zapytałam ostrożnie.

- Tamten. Nie do końca. Chyba tylko Finch go ogarniał, więc jesteśmy udupieni. Albo udawał, że ogarnia i zawsze byliśmy udupieni.

- No i właśnie dlatego nie powinien się tak narażać, bo ta wiedza czyni go najcenniejszą osobą w naszym gronie a w ostatecznym rozrachunku tylko to się liczy. – Powiedziałam z goryczą - Poza tym to on miał podjąć decyzję w sprawie ochrony a w końcu zrobił to co ja zaproponowałam. Cholera! Wcześniej się nie przejmował moimi propozycjami i zawsze robił to co on sobie wymyślił a teraz nagle robi dokładnie to co ja mówię. Cholera! – Wybuchłam.

Wzięłam miseczkę i upiłam łyk bulionu a następnie odstawiłam ją na stoliczek stojący przy łóżku.

- Facet się pewnie zakochał. Zakochani faceci tracą zdrowy rozsądek. A on nie miał go nigdy za dużo.

- Cholera! - Powiedziałam po raz któryś z kolei - A ja się myliłam. – Przyznałam - Totalnie myliłam, bo dokładne zabezpieczenie tego terenu na dłuższą metę nie ma sensu.

- Ma sens, nie ma sensu, chuj z tym - Kopaczka wzruszyła ramionami. - To teraz nie ma znaczenia. Póki Finch nie wstanie, o ile wstanie, musimy obie przewodzić Towarzystwu. ja, powiem ci szczerze Emma, doszłam do granicy. Jestem w rozsypce i nie wiem, czy czegoś nie spierdolę. Życie tych wszystkich ludzi zależy więc od ciebie. Zero presji - wyszczerzyła zęby w krzywym uśmiechu. - Ja zajmę się moim synem, bo tutaj też dałam dupy. Chłopak urodził się z jakimś zjebaniem, ma mało czasu, a ja zamiast być blisko niego to walczyłam za innych w Towarzystwie. I puszczałam się na lewo i prawo, chlałam, aby zagłuszyć wyrzuty sumienia. Wiesz. Jesteś pierwszą osobą, której o tym mówię, ale uduszę cię, jeśli komuś się wygadasz.

Spojrzałam na nią nieco zawstydzona i znowu sięgnęłam po miskę, żeby zebrać myśli. Co do syna Kopaczki aż nasuwało się pytanie, dlaczego w takim razie dopiero teraz uznała za stosowne się nim zająć, skoro chłopiec przebywał tutaj już od jakiegoś czasu. Z tego co widziałam to przekazywała odpowiedzialność za niego albo Aniołkowi albo Gemmie. Ugryzłam się jednak w język i zamiast wspomnienia jej o tym napiłam się zupy. Odstawiłam naczynie i dopiero wtedy się odezwałam.

- Ja w to nie wątpię, że Finch wstanie. – Stwierdziłam z przekonaniem. - Na pewno dojdzie do siebie. Widziałam z jakiego stanu ty się poskładałaś, a jednak teraz siedzimy tutaj razem i rozmawiamy. Jest jednak coś co mogłabyś dla niego zrobić. Jak tutaj szliśmy to dostałam mały wpiernicz i Finch pomógł mi poskładać się zasilając moją Pieczęć, aby mnie wspomóc. Być może mogłabyś zrobić dla niego to samo. Ja nie potrafię, bo nie umiem dobrze wykorzystywać mojej Pieczęci, jako że cały czas się na nią zamykałam. A tak a propos to Grey czy też raczej Jehudiel przyznał się, że mi ją nałożył bez mojej wiedzy i zgody, tylko dlatego że mu tak pasowało. Nieźle, co? – Dodałam na koniec.

- Pieprzony gwałciciel! Ci Skrzydlaci to same chujki, jeden z drugim! - Wyraźnie się wkurzyła. - A co do przekazywania energii z Pieczęci już próbowałam. Zero reakcji. Emmo, wierz mi, to wygląda cholernie poważnie. To co się teraz dzieje czy raczej nie dzieje z Finchem. Wiem jednak, że ten dupek znów sobie robi z nas jaja i pewnie wstanie rechotając z nas do rozpuku. A wtedy, przysięgam, złamię mu nos. I nakopie w dupę.

- Ale on żyje prawda? A ty… - Zaczęłam i urwałam próbując dobrać odpowiednie słowa. - Ty byłaś w gorszym stanie, więc zakładam, że on potrzebuje czasu, żeby się zregenerować. Chciałabym coś zrobić, ale nie mam obeznania z tym całym pieczęciowym szajsem. Kiedy mówiłaś, że próbowałaś masz na myśli, że teraz próbowałaś ją przekazywać Finchowi czy tak ogólnie, że próbowałaś i ci nie wychodziło?

- Ogólnie coś się z tymi Pieczęciami dzieje. I to może być efekt. Zaczynają, bo ja wiem, zawodzić, słabnąć. Może to wina Greya. Mówiliście, że postawił się swoim. Może traci moce lub musi je używać w swoich celach i dostajemy jakieś okruchy czy inne kropelki z pańskiego stołu. Gówno o tym wiem. Szczerze mówiąc.

Znowu sięgnęłam po miskę i tak długo piłam z niej zupę aż skończyłam.

- Dość wylegiwania. Czas stanąć na nogi. – Stwierdziłam stanowczo.

Zsunęłam stopy z łóżka i spróbowałam wstać. Zajęło mi to dłuższą chwilę, ale w końcu dałam radę.

- Wiesz, Finch mi powiedział, że jak tym razem umrze to najprawdopodobniej już nie wstanie. - Wyznałam Alicji. - Ale on nie umarł, więc powinno być dobrze. – Dodałam szybko.

- Nie, no żyje. Oddycha, serce mu bije. Ale jest żwawy, jak sztywniak. Fachowo się to chyba koma nazywa.

Powoli ruszyłam w stronę drzwi.

- Idziesz do niego? – Dopytywała Alicja - Jest w tym pokoiku na dole, co ostatnio. Ty masz pomieszczenie zaraz obok.

Zawahałam się. Nie miałam pewności czy byłam gotowa oglądać Fincha w takim stanie, że aż wycisnęło to łzy z oczu Kopaczki. Postanowiłam jednak wziąć się w garść. Skoro Alicja się rozklejała ja musiałam być silna.

- Tak. Idę. – Postanowiłam - Jeśli dam radę tam dotrzeć.

- To blisko. Będę obok. Na korytarzu jest sporo osób, pilnują waszych pokojów przed wścibskimi.

Skinęłam głową, a potem zdecydowałam się dodać od siebie coś jeszcze.

- Mogę ci coś doradzić? Idź porozmawiaj z Harrym. Nie unikaj go. To naprawdę mądry dzieciak, a do tego cię uwielbia.

Gdyby nie fakt w jakim stanie się znajdowałam i wiedziałam, że Ala mi raczej nie dokopie za te słowa to raczej bym tego nie powiedziała. A może bym i powiedziała. Ktoś chyba powinien jej to powiedzieć. Potem powoli ruszyłam do pokoju, w którym leżał Finch. No i znajdowały się moje rzeczy, bo pewnie nikt ich stamtąd nie przeniósł.

Na korytarzu faktycznie było sporo ludzi. W tym Gładzik, który przywitał mnie cieniem uśmiechu i skinieniem głowy. Od razu wyciągnęłam do niego dłoń w geście powitania.

- Cieszę się, że jesteś. - Powiedziałam po prostu.

Uścisnął wyciągniętą dłoń męskim, krótkim, lecz silnym uściskiem.

Zobaczyłam, że pod drzwiami, do których się kierowałam siedziała jakaś kobieta, nie była raczej z Towarzystwa, bo jej nie znałam. Solidnie zbudowana, szeroka wszędzie, miała krótkie włosy i tatuaże na odsłoniętych, mocnych ramionach oraz przedramionach.

- Ona może - rzucił do kobiety Gładzik a ona ciężko podniosła się z ziemi. Była wysoka. Wysoka i wielka. Tak około dwóch metrów wzrostu i jakieś trzysta kilkadziesiąt funtów żywej wagi tak na oko. Otworzyła przede mną drzwi. W środku, poza leżącym bez ruchu Finchem, znajdował się Aniołek, który akurat kończył mierzyć O'Harze ciśnienie zapisując coś w notesiku. Nawet nie odwrócił głowy w moją stronę.

Nie spojrzałam na Fincha. Jeszcze nie. Najpierw zerknęłam w kąt, gdzie wcześniej leżał mój plecak upewniając się, że tam był Nie czułam się jednak na siłach, żeby się teraz przebierać. Poczekałam aż Aniołek skończy swoje badanie.

- O! - obrócił się w moją stronę. - Właśnie miałem się do ciebie zbierać. Świetnie, że już jesteś na nogach. Jak się czujesz?

- Przeżyję - Spróbowałam się uśmiechnąć, ale chyba średnio mi to wyszło.

- To dobrze - chyba też żartował. - Nie masz zawrotów głowy? Duszności? Kołatania serca?

- Nie. – Zaprotestowałam - Tylko ogólny brak sił. Nic czemu by nie zaradził zwykły odpoczynek.

- Dobrze. Ty i Finch najbardziej się wyczerpaliście. To, że wstałaś na nogi dobrze rokuje. Bo, szczerze mówiąc, bardzo kiepsko to wygląda. U ciebie jeszcze jakoś stawałem diagnozę na plus, u Nexusa, cóż, wygląda to krytycznie.

- To zakrawa na jakiś wredny, okrutny żart, że parę dni wcześniej próbowałeś w tym samym miejscu poskładać Alę a teraz Fincha. - Powiedziałam już bez silenia się na udawaną wesołość.

- Takie powołanie - uśmiechnął się tą swoją łagodną, niemal chłopięcą twarz.

- W jakim on jest stanie? - Zrobiłam krok w kierunku leżącego O’Hary.

- Słabo to wygląda. Mam wrażenie, że ma jakieś uszkodzenia wewnętrzne czy coś. Na pewno miał rozległy krwotok. Wydaje mi się, że mógł to być wylew krwi do mózgu. Obecnie jest w stanie śpiączki. Nie mam odpowiednich urządzeń medycznych, aby go z niej wyciągnąć, a moje zdolności okazują się być bezsilne. Podobnie Pieczęć Kopaczki.

- O ironio jedyną osobą zdolną do wyciągnięcia Fincha z tego stanu jest sam Finch. - Wypowiedziałam na głos myśl, która już wcześniej przyszła mi do głowy.

- No niestety. - Zgodził się. - Potrzebujesz czegoś jeszcze?

- Chociaż nie. Jest ktoś jeszcze kto mógłby pomóc Finchowi. - Powiedziałam enigmatycznie.

- Wiem o kim myślisz. Szeptacz?

- Myślę, że powinniśmy go tutaj zaprosić, całkowicie mu zaufać i zostawić samego z Finchem przynajmniej na pół godziny. - Mówiąc to zerkałam na leżącego O’Harę.

Finch ani drgnął, co nie było w sumie dziwne zważywszy na stan, w którym się znajdował. Jego twarz była woskowo blada, lecz pokryta warstwą potu. Wyglądałby jak trup, gdyby nie lekko, niemal niezauważalnie, poruszająca się klatka piersiowa.

- Nie wiem czy to dobry pomysł - odpowiedział Aniołek.

- Dlaczego uważasz, że to zły pomysł? - Podeszłam bliżej do leżącego Fincha.

- Bo to czarownik, a nie Ojczulek. I Finch mu nie ufa. Szeptacz jest doskonały, wręcz mistrzowski w magii ochronnej, przywołaniach i tym podobnych aspektach, ale nie powierzyłbym mu do leczenia nawet chomika.

Podeszłam jeszcze bliżej Fincha. Przyjrzałam mu się uważnie.

Z bliska wyglądało to jeszcze gorzej. Jakbym patrzyła na starca w stanie agonalnym. Widziałam zapadnięte policzki, ziemistą, woskową, niezdrową skórę. A dodatkowo uszy zlepiała mu poczerniała, zaschnięta krew. Całe ciało miał spocone i w niezdrowym kolorze. Nie dawał oznak życia, poza tym lekkim poruszeniem klatki piersiowej, niemal niedostrzegalnym.

- Cholera, to nie działa. – Przyznałam - Myślałam, że nas słyszy i jak powiem o wpuszczeniu tutaj Szeptacza to się tak tym wkurzy, że się ocknie. Nigdy w życiu nie pozwoliłabym wejść tu temu typkowi, skoro Finch mu nie ufa. - Dodałam wyjaśniająco do Aniołka.

- Aha - roześmiał się cicho. - Myślałaś, że się zgrywa i udaje. Chciałbym, aby tak było - Spoważniał. - Wiesz. Wyczuwam w nim coś dziwnego, magicznego, ale to chyba wpływ Pieczęci.

- Nie, nie myślałam, że się zgrywa, ale podobno ludzie w śpiączce czasem słyszą co się mówi w ich obecności, a że Finch obsesyjnie wręcz nie cierpi tego całego Carra, czy jak mu tam to myślałam, że tytanicznym wysiłkiem woli zmusi się do przebudzenia. Co wyczuwasz? – Zapytałam zmieniając lekko temat. – Możesz to dokładnie opisać.

- Subtelną magię. Sploty, energię, wszystko jednak jakby zakamuflowane czy ukryte, ledwie wyczuwalne. Nie wiem jak to dokładnie opisać. To trochę jakbyś była blisko urządzenia emitującego energię i czuła to na włoskach na ciele. Ledwie muśnięcie, ale czujesz, że coś tam jest. Może Pieczęć działa i pracuje nad jego wyleczeniem. Tak zgaduję.

Zaniepokoiły mnie słowa Aniołka bardziej niż skłonna bym była to przyznać.

- Nie wiem, czy Pieczęć jest aż tak subtelna, gdybym miała zgadywać to powiedziałabym, że wręcz przeciwnie. – Powiedziałam ostrożnie. - Czy ktoś mógł rzucić na niego czar, jakiś urok, czy coś podobnego? – Zapytałam.

- Na Nexusa!? Mało prawdopodobne. Ktoś musiałby być pierdzielonym wirtuozem. Finch jest … nie do przejścia. Jak bastion lub twierdza, której nie da się sforsować. Jego moc jest przerażająco wielka.

- Bo to co opisałeś zabrzmiało jakby ktoś to próbował ukrywać. – Moja paranoja się zaczęła załączać a mój umysł wchodził na wyższe obroty.

- Niewykonalne na kimś takim, jak Nexus. - Coś jednak w tonie jego głosu, jakieś wahanie, zdradzało, że nie do końca był pewny swoich słów.

- Czyli uważasz, że nie ma się co doszukiwać czegoś czego tam nie ma i po prostu dać Pieczęci działać? – Zapytałam od niechcenia, ale ja już wyciągnęłam nieco odmienny wniosek.

- A ty? Masz jakieś podejrzenia? Coś wyczułaś więcej, dostrzegłaś? - Usłyszałam w jego głosie to, że traktował mnie jak autorytet w dziedzinie spraw nadnaturalnych.

- Po prostu uważam, że w takiej sytuacji trzeba rozważyć wszystkie możliwe opcje, sprawdzić, która z nich jest możliwą, tą najbardziej prawdopodobną i postępować według niej. Jeżeli to co spotkało Fincha było spowodowane tylko wyczerpaniem po przyjęciu na siebie zbyt dużej energii okultystycznej i sama moc lecząca Pieczęci wystarczy to nie musimy nic robić a po prostu zostawić go, żeby odpoczywał i regenerował. Jednak, jeśli zadziało się coś jeszcze i moc Pieczęci nie wystarczy, żeby to naprawić to trzeba to znaleźć i naprawić wyrządzone tym szkody.

- Masz pomysł, jak to zrobić? Zakładając, że to nie zwykłe wycieńczenie wymęczonego organizmu.

- Na razie szukam czy rzeczywiście wydarzyło się coś jeszcze. - Usiadłam na podłodze obok łóżka, na którym leżał Finch, bo ciężko mi było tak długo stać na nogach - Manda go sprawdzała pod kątem możliwych rzuconych na niego uroków i zaklęć?

- Wszyscy od tego zaczęliśmy. Ale poza tym drobnym czymś niczego konkretnego nie znaleźliśmy.

- A Manda badała to drobne coś? – Dociekałam.

- Wyczuła. Spróbowała zidentyfikować, ale uznała, że to Pieczęć wariuje.

Jak dla mnie było to niezbyt wystarczające badanie.

- Mogłaby sprawdzić to dokładnie i wyśledzić pochodzenie tego czegoś? – Musiałam zacząć działać po swojemu, bo oni jak dla mnie prezentowali zbyt lekceważące podejście - Sama też mam kilka pomysłów co mogłabym zrobić, ale musiałabym najpierw odzyskać siły.

- To odpoczywaj. Ja mogę ci zrobić dekot ziołowy, z magią wzmacniającą. Jak innym. To postawi cię na nogi błyskawicznie. Jadłaś już swój bulion? Bo nie mogę tego ci dać na czczo, a troszkę przeleżałaś. jak dla mnie jakieś półtorej doby, chociaż ciężko połapać się w czasie, gdy wszystkie zegarki szlag trafił, a słońce zawsze jest w jednym miejscu na niebie. To jak, przypilnujesz Nexusa, a ja pójdę uwarzyć eliksyr dla ciebie?

- Zjadłam bulion. Mówisz mi, że przeleżałam już półtora dnia? – Zaskoczyło mnie to - Nie przypuszczałam, że minęło aż tyle czasu, myślałam, że to było tylko kilka godzin. Posiedzę tutaj i poczekam na ciebie. A mógłbyś poprosić Mandę i Morgan, żeby do mnie przyszły, jeśli je gdzieś spotkasz po drodze?

- Jasne. Zawołam je obie, jeżeli są na chodzie - Uśmiechnął się i wyszedł.
 
__________________
"Atak był tak zaskakujący, że mógłby zaskoczyć sam siebie."
Ravanesh jest offline  
Stary 09-04-2022, 21:18   #65
 
Ravanesh's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputację
Usadowiłam się przy łóżku, tuż przy głowie O’Hary, położyłam mu jedną dłoń na czole, a drugą chwyciłam lekko jego dłoń i zaczęłam swoje własne badanie.

Wyczuwałam jego zimną skórę, wyczuwałam pulsowanie energii, ciche, ukryte, ledwie wyczuwalne, ale podobnie jak reszta Towarzystwa nie potrafiłam tego zidentyfikować. Czułam iskierki przebiegające pomiędzy mną i ciałem O'Hary, a moja Pieczęć wydawała się wtedy bardziej pulsować we mnie. Przypominało to cień, echo tego uczucia, które miałam, gdy Finch zrobił mi masaż używając energii Pieczęci, ale oczywiście teraz było to o wiele mniej wyczuwalne. Zastanawiałam się czy byłabym w stanie zacząć przekazywać mu energię w ten sposób. Nie znałam się na tym za bardzo, ale potrafiłam szybko się uczyć i byłam zdecydowana, żeby mu pomóc. Niestety musiałam zmierzyć się z rzeczywistością, była za bardzo zmęczona, a najwyraźniej Pieczęć jakoś korespondowała z moją wewnętrzną siłą ducha i nie byłam w stanie sięgnąć do jej rezerw. Musiałam zatem poczekać na eliksir od Aniołka.

Pierwsza jednak pojawiła się Morgan. Weszła, cichutko pukając najpierw do drzwi.

- Jak z nim? Jak ty się czujesz? - Miękki głos dziewczyny dobrze pasował do jej filigranowej urody czy, jak niektórzy ją nazywali, gruźliczanej aparycji.

- Pracuję nad tym. – Odpowiedziałam - Muszę odzyskać siły, a wtedy zastanowię się jakbym mogła pomóc Finchowi. Ale chciałam cię zapytać o coś innego. Prosiłam żebyś przyjrzała się uratowanym z sierocińca dziewczętom a w szczególności Gemmie. Udało ci się może to zrobić?

- Tak. Większość z nich ma w sobie esencję porytualną. Takie miazmaty czarnej magii, bo były ofiarą rytuału. Gemma ma silną magię własną. To zdolność fantoma, jeśli miałabym zgadywać, ale jeszcze nie rozbudzona. Dziewczynka działa intuicyjnie, kieruje się nią jakby instynktownie. Do tego dochodzi bardzo natężona aura własna. Co oznacza, że mamy tutaj do czynienia z ponadprzeciętnym przypadkiem. W zasadzie nie było u niej nawet tych miazmatów czarnoksięskich, bo jej własna moc poradziła sobie z tym bez większych problemów. Jeszcze nigdy nie spotkałam się z dzieckiem o takim potencjale. Myślę, że jej moc jest zdecydowanie silniejsza niż moja moc czy Aniołka.

Przyjęłam do wiadomości te informacje i zapytałam o rzecz, która natychmiast przyszła mi do głowy.

- Czy jej moc jest silniejsza niż moja?

- Teraz? Nie. Z czasem, kto wie, ale zapewne ci dorówna, a może i przerośnie. Ale wiesz, jak to jest. W sprawach nadnaturalnych i tych po Fenomenie, nie ma nigdy żadnej pewności. Nie ma w tym matematyki, logiki czy fizyki. To jest metafizyczne, że tak powiem. Lub popierdolone, jakby powiedział Gładzik.

Czyli póki co wychodziło na to, że jak Gemma dorośnie to stanie się nową wersją mnie, być może taką samą albo nieco ulepszoną.

- A co pamiętasz z naszego rytuału? Jak myślisz, co poszło nie tak? – Wróciłam do problemu, który głównie zaprzątał teraz moje myśli.

- Za dużo energii wokół i za długą linię zaklęć próbowaliśmy zrobić. Ale, hej, Emmo! Odnieśliśmy sukces. Ten obszar jest zabezpieczony przed wszystkim co się da. Przed magią i całym nadnaturalnym dziadostwem wokół. A O'Hara wstanie. Zobaczysz. On już z gorszych rzeczy wyłaził.

Hmm. Czyli w swoim podejściu do tej sytuacji Morgan stanowiła kompletne przeciwieństwo do postawy Alicji. Jak dla mnie jedna zbyt przeżywała a druga za bardzo bagatelizowała.

- Taa. – Powiedziałam. - Martwi mnie tylko ta subtelna, ledwo wyczuwalna energia, na którą Aniołek zwrócił mi uwagę i którą ja też wyczuwam.

- Mnie nie martwi - odpowiedziała. - Ciekawi, bo to chyba coś związanego z Pieczęcią, którą macie. Wydaje mi się, że ten, kto wam ją nałożył, no nie wiem, traci siły lub jakoś się zmienia i dlatego też Pieczęć szaleje. Ale to moja teoria. Ale, Aniołek mówił, że chciałaś się ze mną spotkać.

- No właśnie po to, żeby o to wszystko zapytać, zanim znów zdarzy się coś niespodziewanego i mi to uniemożliwi. Trzeba korzystać z chwili oddechu, takich jak ta. A jesteś w stanie zbadać dokładniej tą energię i ją zdefiniować?

- Mogę, ale nie tutaj. Trzeba byłoby go przenieść gdzieś, gdzie będę miała możliwość … popląsać.

No tak Egzorcyści i ich ogniskowanie mocy, a Morgan potrzebowała miejsca, żeby wykonywać swoje taneczne układy.

- To może zostawmy to na później, zrobimy to, jeśli zajdzie taka konieczność. Dobrze? - Stwierdziłam - A ty jak się czujesz po tym niezbyt przyjemnym doświadczeniu? – Przypomniało mi się, jak sama Morgan padła w konwulsjach na ziemię - Od dawna jesteś na nogach? Bo mi Aniołek powiedział, że podobno przeleżałam półtorej doby.

- Ja? Dość długo już jestem przytomna i czuję się całkiem dobrze.

Wyraźnie usłyszałam sympatię w głosie Egzorcystki. Chyba zaskoczyła ją moja troska.

- Dobrze to słyszeć. - Podjęłam próbę posłania jej serdecznego uśmiechu.

Pukanie do drzwi ucięło jej ewentualną odpowiedź i po chwili do środka wszedł Aniołek.

- Proszę - wręczył mi kubek z naparem pachnący intensywnie ziołami.

Powąchałam napój próbując rozpoznać składniki.

- Dodałeś tam szczyptę magii? - Próbowałam zażartować.

- Odrobinę. Takiej, co postawi cię na nogi – Twarz miał poważną, ale iskierki w oczach zdradzały jakieś rozbawienie.

Trochę mnie to zaniepokoiło, ale bardzo chciałam “stanąć na nogi”, więc powoli zaczęłam pić uważając, aby się nie oparzyć.

Napój smakował bardzo ziołowo, z lekkim dodatkiem miodu i bardzo, ale to bardzo … energetycznie? Ciepło? Brakowało dobrego słowa, aby opisać uczucie energii, które spływało na mnie z każdym łyczkiem.

Wypiłam do dna i odstawiła kubek gdzieś na szafkę.

- Dzięki Aniołek i dzięki Morgan za rozmowę. – Podziękowałam im obojgu.

- Nie ma sprawy. To co teraz - zapytał Aniołek.

- To ja się zbieram, tak? - Zapytała Morgan.

- Ok - Odpowiedziałam egzorcystce.

Poczekałam aż Morgan wyjdzie i zwróciłam się do Ojczulka.

- Nie wiem. O’Hara znał wszystkie szczegóły planu, więc póki jest nieprzytomny wszystko się rozpierniczyło. Ograniczenie przepływu informacji wśród małego grona osób ma swoje zalety, ale jak widać ma także i swoje wady. Poza tym, jeśli jesteś jedyną osobą w zespole, która posiada niezbędną wiedzę to nie ryzykujesz swoim zdrowiem i życiem. Niestety w takiej sytuacji powinien poświęcić resztę a nie siebie, a jeśli miał taki zamiar to powinien komuś innemu przekazać wcześniej wszystkie konkrety. – Powiedziałam w rozgoryczeniu o wiele więcej niż zamierzałam i o wiele więcej niż powinnam.

Wzięłam głęboki wdech i uspokoiłam się nieco.

- Chociaż nie. Jest jeszcze Ernest. - Przypomniałam sobie o jasnowidzu.

- Co z nim?

- Może znać plany Fincha albo przynajmniej wiedzieć co powinniśmy teraz zrobić. -Rzeczywiście tak było.

- Dasz radę go przekonać? Bo wiesz, że on mówi co chce i komu chce.

- O to chodzi. – Potwierdziłam - Jeśli on uzna, że powinnam się czegoś dowiedzieć to mi to powie, jeśli nie to znaczy, że nie tędy droga. A jak jeszcze trochę odzyskam siły to spróbuję coś pokombinować z Finchem, chociaż chciałabym, żeby Manda spróbowała wyśledzić tę energię, która w nim krąży.

- Powiem jej jak wstanie. Odsypia.

- Dziękuję - Powiedziałam po nie wiadomo, który już raz. - Posiedzę tutaj sobie chwilę, jeśli ci to nie przeszkadza.

- Jasne. Mam wyjść?

- Nie, nie mam zamiaru przeszkadzać ci w twoich zajęciach. – Chociaż właściwie to jego działania na niewiele się zdały.

- W zasadzie moim zajęciem jest pilnowanie Nexusa na ten moment. Ty możesz zrobić to za mnie albo przespaceruj się. Jak wolisz.

- Popilnuję go. – Jakoś nie chciało nie się spacerować - Jakby coś się działo, będę krzyczeć.

Skinął głową i wyszedł z pokoju zostawiając mnie samą z nieprzytomnym Finchem.

- I co ja mam ci teraz powiedzieć? - Zapytałam nieprzytomnego O’Harę. - Chyba słyszałeś co mówiłam Aniołkowi. Jak kurde jako jedyny znasz dokładny plan to się nie poświęcasz, dajesz się wywalić innym, bo teraz z wszystkim leżymy.

Westchnęłam.

- I oczywiście to w dużej części moja wina. Zamiast się ugryźć w język i trzymać gębę na kłódkę to musiałam wyskoczyć z tym swoim: “zróbmy wszystko na maksa, ochrońmy cały teren”. Wariatka bez piątej klepki. A ty kurcze też, zwykle nie przejmowałeś się aż tak tym co mówiłam tylko robiłeś rzeczy po swojemu, a teraz postanowiłeś nagle mnie posłuchać. Cholera. I jeszcze wszyscy się tym nie przejmują, że jesteś pod wpływem jakiegoś podstępnego zaklęcia, bo to niby Pieczęć według nich wariuje, ale jakoś ani ja ani Ala tego dziwnym trafem nie doświadczyłyśmy. Trudno. Może im jest wszystko jedno, ale jak się nie kwapią tego zbadać to sama to zrobię. Wszystkiego się dowiem, wszystko przebadam do jasnej cholery! No! - Umilkłam, bo po tym wywodzie zabrakło mi siły.

- Oczywiście zrobię to jak nieco odpocznę. Chociaż może nie ma co zwlekać, może nie powinnam zważać na swój stan i tracić czasu.

Zamyśliłam się.

- Może powinnam zabrać tego całego Szeptacza do piwnicy i go dokładnie przepytać. No wiesz w stylu przesłuchań w Komorze. A może już totalnie świruję. I co tu robić? Hmm? Nie powiesz mi, no nie?

Znowu umilkłam.

Finch też milczał. Oddychał powoli, niemal niezauważalnie.

Wiedziałam, że muszę podjąć jakieś decyzje. I to muszę je podjąć sama, bo nikt z reszty Towarzystwa nie był w stanie tego zrobić za mnie. No może z wyjątkiem Fury’ego, ale skoro nie stawił się tutaj, żeby mi coś przekazać oznaczało, że nie było nic do przekazywania i moje nagabywanie go było z góry skazane na porażkę.

Kombinowanie przy Pieczęci Fincha za pomocą mojej Pieczęci także było ryzykowne w moim obecnym stanie. Jedynym rozsądnym pomysłem na dany moment było przebadanie tej dziwnej energii krążącej w Finchu. Zamiast prosić o to Morgan czy Mandę postanowiłam to zrobić sama. I do tego dochodziła jeszcze jedna sprawa. Przypomniało mi się, że podczas naszego rytuału byłam osobą, która ustała najdłużej na nogach. Najpierw padła Manda, potem kolejno Aniołek i Morgan, a później Finch rzygnął krwią i upadł na piasek, dopiero po tym ja straciłam przytomność. No i w wyniku tego rytuału jemu oberwało się najmocniej. Rozumiałam to tak, że przyjął na siebie niespodziewane skutki oporu, które napotkaliśmy, ale dlaczego w takim razie nie odpadł na końcu i tak mocno go poskładało. Gdybym była paranoiczką, a jak uważali niektórzy byłam, uznałabym, że Finch podczas tego, gdy był zajęty odprawianiem rytuału ochronnego padł ofiarą okultystycznego ataku. Oczywiście samo z siebie nasuwało się imię tego całego Szeptacza, który tak rozeźlił O’Harę, ale czy Fury który najwyraźniej wiedział po co tutaj ten cały Carr się znajdował pozwoliłby, żeby tak poskładano Fincha? Poza tym Szeptacz był zbyt oczywistym napastnikiem, więc gdybym skupiła się tylko na nim mogłabym przegapić innych ewentualnych przeciwników. Najrozsądniej było założyć, iż za tym atakiem mógł stać każdy i dokładnie przebadać sprawę. Czyli musiałam odprawić tym razem mój własny rytuał i przebadać Fincha nie tylko pod kątem tej dziwnej subtelnej energii w jego organizmie, ale także sprawdzić, czy był obiektem ataku okultystycznego i kto ten atak przeprowadził.
 
__________________
"Atak był tak zaskakujący, że mógłby zaskoczyć sam siebie."
Ravanesh jest offline  
Stary 12-04-2022, 14:14   #66
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
EMMA HARCOURT

Rytuał wyczucia opierał się na zdolnościach, które posiadali obdarzeni mocami ludzie, w tym Fantomy. Za pomocą specjalnych technik koncentracyjnych rytualista "dostrajał się" najpierw do pola magicznego celu, do jego aury. Następnie, wchodząc w swoistego rodzaju trans, "skanował" - to chyba było najwłaściwsze słowo - to pole, próbując wyczuć wszelkie odstępstwa, nieprawidłowości czy "zabrudzenia". Nie był to zbyt trudny rytuał, ale jego efekty były mocno nieprzewidywalne. To, czy uda się wykryć jakieś anomalie, działające zaklęcia, klątwy i inne tego typu magiczne ingerencję w aurę badanej osoby, zależało zarówno o mocy magicznej samej osoby, jak również od mocy, zdolności i subtelności w czynieniu zaklęć ewentualnego agresora. Rytuał wymagał zatem nie tylko umiejętności, koncentracji i biegłości ale również spokoju i szczęścia.

Aura Fincha była dla Emmy jak labirynt, albo wysokogórska wspinaczka. Jego moc zdecydowanie przekraczała wszystko, co Emma znała. Nawet silne Fenomeny były przy niej niczym dzieci przy silnym dorosłym. Jakby O'Hara nigdy nie był człowiekiem, lecz jakąś istotą nie przejmującą się ludzkimi ograniczeniami dotyczącymi mocy i magii. Trafiając na kolejne skupiska i ogniska mocy zaczynała rozumieć, czemu wzbudzał takie przerażenie w wielu Fenomenach. Był ponad nimi. Był nie ofiarą lecz dominatorem. Dlaczego? Nie potrafiła znaleźć wyjaśnienia dla takiego potężnego ładunku mistycznej energii. Emma ślizgała się przez sploty mocy, szybko rozróżniając to, co było wewnętrzną aurą Fincha. Szybko nauczyła się rozpoznawać emanację Pieczęci i to, w jaki sposób wplotła się ona w O'Harę. Zrozumiała też, że Pieczęć nie była darem, lecz swoistego rodzaju ssakiem. Działała w dwie strony, jeżeli tak tego życzyłby sobie Jehudiel. Archanioł mógł, gdyby to było mu potrzebne, czerpać siły z człowieka. Po co?! Przecież siła O'Hary … zaraz. Czyżby Finch był potężniejszy od tego, kto podarował mu swoją Pieczęć. Wydawało się to niedorzeczne, ale …

Zanurzając swoje zmysły w te skomplikowane węzły i sploty tworzące tę oszałamiającą, magiczną aurę Fincha O'Hary, Emma poczuła nagle coś. Jakieś pulsujące ciepło będące niczym migoczący, ledwie zauważalny punkcik czegoś .. obcego. Obcej energii. Wbity pomiędzy "supły" wewnętrznej magii O'Hary. Mała szpilka. Dyskretna, po mistrzowsku wbita igiełka. Drzazga. Ktokolwiek ją umieścił, był arcymistrzem w swojej dziedzinie. Naprawdę. Finezyjna, doskonała robota. I skuteczna.

Jej działanie było dla Emmy niezrozumiałe. Domyślała się, że w jakiś sposób blokuje zdolności regeneracyjne Fincha i dodatkowo, w sposób dyskretny, powoduje wygaszanie, bardzo powolne i niemal niezauważalne, niektórych procesów życiowych. To było zaplanowane morderstwo. Za kilkanaście, może kilkadziesiąt godzin, O'Hara będzie martwy. Chyba. Bo pod tym względem pewności też nie miała. Umiejętności i zdolności magiczne tego, kto rzucił zaklęcie były … niesamowite.

Musnęła raz jeszcze energię spinającą czar, zastanawiając się, czy zdołałaby jakoś unieszkodliwić urok, bez zrobienia krzywdy Finchowi. Uznała jednak, że to niewykonalne dla niej samej. Miała już kończyć skan, gdy poczuła jakieś muśnięcie magii na jej aurze. Ktoś chyba poczuł, że odkryła jego drzazgę. Nie zareagował jednak, a gdy chciała się skoncentrować, wyśledzić źródło tej ingerencji, coś przerwało jej koncentrację i … więź zerwała się.

- Hej. Wszystko z tobą w porządku?

To była Alicja. Stała w drzwiach, w samej podkoszulce i krótkich spodenkach, przyglądając się jej z uwagą i troską.

- Zapukałam kilka razy, nawet zawołałam cię po imieniu, ale nie odpowiadałaś. Zaniepokoiłam się.

Słowa Kopaczki dochodziły do niej jakby zza jakiejś ściany, bo Emma dopiero "przestawiała" swoje zmysły z magicznego postrzegania na te zwykłe.

- Gemma chce się z tobą zobaczyć - Alicja spojrzała na Fincha. - Mówi, że to jest związane z tym pacanem. I że to ważne. Idź do niej, czeka przed głównym wejściem do budynku. Ja popilnuję tego dziadygi.
 
Armiel jest offline  
Stary 10-05-2022, 09:51   #67
 
Ravanesh's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputację
To, co zobaczyłam podczas rytuału badającego Fincha mocno mnie zaniepokoiło i to jeszcze zanim odkryłam, że O’Hara rzeczywiście był celem ataku okultystycznego. Wtedy z kolei poczułam obawę pochodzącą z innego źródła. Odpłynęłam nieco roztrząsając implikacje wynikłe z mojego badania. Zastanawiałam się jak to wszystko ugryźć i rozegrać nadal ślizgając się po aurze O’Hary. Wtedy zetknęłam się z tym kimś kto rzucił urok, ale nie udało mi się namierzyć aury tej osoby, bo połączenie zostało zerwane. Wiedziałam za to, że ta osoba wiedziała już, iż ja wiedziałam. Kiepsko.

Nawoływanie Alicji ściągnęło mnie do tego planu a raczej ściągnęło moje zmysły, które po chwilowym zawieszeniu zaczęły funkcjonować normalnie.

- Gemma chce się z tobą zobaczyć - Powiedziała Alicja spoglądając na Fincha. - Mówi, że to jest związane z tym pacanem. I że to ważne. Idź do niej, czeka przed głównym wejściem do budynku. Ja popilnuję tego dziadygi.

- Ach tak. - Odpowiedziałam jej z przekąsem - Ciekawe od kogo o tym wszystkim się dowiedziała?

Według moich informacji jej wiedza w tym zakresie mogła pochodzić z takiego źródła, które jak dla mnie było mało wiarygodne a raczej może nie mało wiarygodne a bardziej interesowne, gdzie jego interesy niekoniecznie były zbieżne z moimi. Jednak nie mogłam zignorować dostępu do dodatkowej wiedzy, no i na pewno nie mogłam zignorować samej Gemmy.

- Dobra. Popilnuj go. - Podniosłam się z miejsca przy okazji sprawdzając Alę moimi zmysłami, bo najwyraźniej nikomu nie można tu było tak do końca zaufać. - I mogłabyś zrobić coś jeszcze? - Nie czekając na odpowiedź kontynuowałam - Gdyby tutaj zajrzał Aniołek to poproś go, żeby znalazł Morgan i Mandę, a potem się w trójkę tu stawili, bo mamy mały kryzys do rozwiązania.

- Kryzys? - Ala emanowała silnie swoją mocą potwierdzając tym samym swoją tożsamość. - Powiedz prosto, komu nakopać do dupy? A Aniołek jest z Gemmą, bo zajmują się Harrym. Więc sama będziesz mogła go poinstruować.

- W tym cały problem Ala, że jeszcze nie wiem komu trzeba nakopać, ale jak się dowiem to od razu dam ci znać.

Skierowałam się do swojego plecaka rozciągając przy tym nieco zdrętwiałe mięśnie. Wydobyłam moje sztylety i przymocowałam jeden do łydki a drugi do lewego przedramienia rzucając spojrzenie Alicji dające jej do zrozumienia, że nawet w środku naszej małej enklawy mogło nie być do końca bezpiecznie. Potem udałam się tam, gdzie według słów Kopaczki miała znajdować się Gemma z Aniołkiem.

Przy wejściu kręciło się mnóstwo uchodźców w tym całkiem sporo dzieciaków, ale udało mi się odnaleźć poszukiwane przeze mnie osoby. Na mój widok Gemma od razu ruszyła w moją stronę. Próbowała zachować kamienną twarz, ale widziałam, że coś ją mocno trapiło.

- Bardzo się bałam - Powiedziała, na tyle cicho, że tylko ja mogłam usłyszeć jej słowa we wszechobecnym hałasie. - Miałam znów swoje wizje. Czułam… nie wiem, jak to powiedzieć…

Rozejrzała się trwożliwie. Aniołek niedaleko nas bawił się w "łapki" ze śmiejącym się dzieckiem - staruszkiem. Widać było, że Harry był przeszczęśliwy. Gdzieś kawałek dalej wybuchła nagła sprzeczka pomiędzy jakimś mężczyzną i jakąś kobietą.

- Chodźmy do środka. - Zaproponowałam dziewczynce. - Porozmawiamy na spokojnie. - Po czym ruszyłam z powrotem do środka budynku, a Gemma podreptała za mną.

- Widziałam umierających ludzi. Mnóstwo ludzi. I byłaś tam ty, ale nie umierająca. Szłaś przez jakieś korytarze, jakby katakumby. Nie możesz pójść w lewo. Wiem to. Nie możesz. - Wyrzuciła z siebie Gemma, kiedy już zostałyśmy same.

Spojrzałam z troską na dziewczynkę.

- Dobrze Gemmo. Postaram się nie wybierać ścieżki po lewej stronie, ale jak na razie nie zmierzam do żadnych katakumb, więc spokojnie możesz odetchnąć i nie martwić się tak bardzo.

Powiedziałam postaram się a nie, że to zrobię, bo wiadomo mało wiarygodne czy też interesowne źródło mogło bronić mi zrobienia tego co nie było mu na rękę. To wszystko wymagało głębszego przemyślenia.

- Wszystko w porządku? - Zapytałam dziewczynkę chcąc upewnić się co do jej stanu.

- Tak, nie, nie wiem - Gemma miała bladą twarz. - To było takie realne doznanie. Ta dziwna więź, jaką miałyśmy, ona wróciła. I jest tutaj ten, co chciał mnie dopaść. Co chciał dopaść ciebie. Nie wiem czemu, ale wyczuwam go od momentu, kiedy straciłaś przytomność.

- Nie będę cię okłamywała. - Przyznałam - Przy takiej ilości ludzi, którzy tutaj się dostali i braku nadzoru nad nimi jest spora szansa, że pośród nich mogą się znajdować marionetki demona, bądź demonów. Dlatego chyba lepiej by było gdybyś nie biegała tak swobodnie po okolicy. Lepiej żebyś trzymała się pawilonu i ludzi, których już znasz i którym ufasz.

Zaczerpnęłam tchu.

- Alicja powiedziała mi, że chciałaś też porozmawiać ze mną o Finchu O’Harze. No wiesz tym facecie, z którym ruszyliśmy do miasta po Harry’ego. To prawda?

- Tak. To prawda. Wiem, że on jeszcze nie odzyskał przytomności. Widziałam go… widziałam w pułapce… jakby w jakiejś sieci. Takiej jakby ciemnej, mazistej i gąbczastej sieci, która go więzi i trzyma jak jakąś rybę, czy coś. To też straszna wizja. I pomyślałam sobie, że to może wiązać się z tym jego stanem nieprzytomności. Że może ktoś mu zrobił krzywdę. A wiem też, że ty go lubisz. I że chyba byłabyś smutna, gdyby coś się mu stało. I w sumie on był dla mnie uprzejmy. Więc chciałam ci to powiedzieć.

- Ok. Dzięki za te informacje. – Chociaż wszystkie one poza wiedzą o ewentualnej obecności demona były dla mnie średnio przydatne - I proszę cię trzymaj się pawilonu i zaufanych ludzi. Jakbyś zauważyła coś podejrzanego to od razu daj mi albo Ali znać. Dobrze?

- Jasne - zgodziła się zdecydowanie. - Możesz mi coś powiedzieć?

- Co takiego? - Zainteresowałam się.

- Jak jest na zewnątrz? Co tam się tak naprawdę dzieje?

- A jesteś gotowa na to? Na całą prawdę? – Zawahałam się.

- Może? - Odpowiedziała niepewnie dziewczynka. - Nie wiem. Widziałam już wiele rzeczy, jakbym widziała je twoimi oczami. Ale… nie wiem… w sumie jestem tylko dzieckiem, prawda? Bo jestem, prawda?

- Jesteś, chociaż bywasz podłączona do osoby dorosłej i widzisz różne rzeczy z jej perspektywy. Więc zastanów się czy rzeczywiście chcesz to wiedzieć.

Spojrzałam na nią z troską.

- A może lepiej zapytaj o konkrety, o coś co wydaje ci się, że tak jest a ja to ci albo potwierdzę albo nie. - Zasugerowałam.

- Dobrze - Pokiwała głową wyraźnie przejęta i wzruszona moją troską. - Czy wszyscy umarli?

- Nie, nie wszyscy. Są grupy jak nasza, które kryją się w podziemiach czy budynkach. I są tacy, którzy się nie kryją, ale nadal żyją. Nie jesteśmy jedynymi żyjącymi ludźmi w tej okolicy. - Odpowiedziałam na jej pytanie mało dokładnie pomijając nieprzyjemne szczegóły, jak na przykład stan owych żyjących nadal ludzi.

- I robią to wszystko upadłe anioły, tak?

- Co robią? - Zapytałam chcąc się upewnić o co dokładnie jej chodziło.

- No… zabijają ludzi? Jak, jak to… co zaatakowało sierociniec. Czym się więc różnią od tych wszystkich Fenomenów? Myślałam, że są… no nie wiem… dobre. Po naszej stronie. Nie rozumiem tego, ale to pewnie dlatego, że nie jestem jeszcze dorosła.

Pokręciło jej się nieco to wszystko, więc podjęłam się próby wyjaśnienia jej tego.

- To, co zaatakowało sierociniec to był demon. A to, co się dzieje teraz zostało zorganizowane przez anioły. Nie upadłe, a normalne, że tak powiem anioły. Uznały, że nadszedł czas rozpocząć apokalipsę i osądzić gatunek ludzki. I to właśnie robią. Osądzają ludzi. A ja uważam, że się pogubiły, zabrnęły w ślepą uliczkę, drogę bez wyjścia, z której ich zdaniem jedynym wyjściem jest biblijny koniec świata, tak jak to kiedyś im przepowiedziano. I nie chcą przyjąć do wiadomości tego, że mogą się mylić.

Przyjrzałam się Gemmie, żeby sprawdzić, jak ta zareagowała na te rewelacje.

- A anioły mogą się mylić? - Wyraziła zdziwienie. - Zawsze myślałam, bo zakonnice tak mówiły, że one po prostu robią to, co im się każe. Że są posłuszne ich stwórcy. No a czy Bóg mógł zabrnąć w ślepą uliczkę?

Zaimponowała mi, bo nie zarzuciła mi kłamstwa ani nie próbowała przeinaczyć moich słów pomimo tego, że były dość kontrowersyjne.

- Dokładnie. Robią to co im się każe, więc jak dostały rozkaz rozpoczęcia apokalipsy to bezrefleksyjnie ją zaczęły. Dlatego uważam, że się pogubiły.

- Aha - pokiwała głową z poważną miną. - Teraz rozumiem.

- Naprawdę? To jesteś lepsza niż ja, bo ja nie do końca się w tym wszystkim orientuję. - Uśmiechnęłam się do Gemmy.

- Nie jestem lepsza. Tylko młodsza. A dzieci patrzą na świat inaczej.

- To prawda. - Westchnęłam - Kiedy byłam w twoim wieku…- Zaczęłam i urwałam - Ale to zabrzmiało. Jakbym miała gdzieś tak około stu lat. W każdym razie, kiedy byłam w twoim wieku żyliśmy jeszcze w czasach sprzed Fenomenu. Ciekawe co bym sobie o tym wszystkim myślała gdybym urodziła się już w świecie postfenomenowym? - Zamyśliłam się na chwilę.

Czy wtedy byłabym dokładnie taka jak Gemma? Czy myślałabym o tym wszystkim w taki sam sposób jak Gemma? Ciężko było mi powiedzieć. Na pewno podchodziłabym do pewnych spraw inaczej, gdyby ten świat był wszystkim co bym znała. A tak to miałam porównanie do tego co było kiedyś i do tego co było teraz. Uznałam, że tak było lepiej. Miałam wiedzę o dwóch kompletnie różnych światach a ta różnorodność sprawiała, że mój umysł był otwarty na różne koncepty a nie zamknięty tylko na tej jednej rzeczywistości.

- Dobra, koniec sentymentalnych powrotów do przeszłości. Chodź, zabierzemy Aniołka i Harry’ego do środka i zajmiemy się bieżącymi sprawami. Poproszę kogoś, żeby miał oko na ciebie i chłopca, a wy też się musicie pilnować, póki nie rozwiążemy tej kwestii z obecnością, którą wyczuwasz. Dobrze?

- Tak - ucieszyła się dziewczynka.

Po zabraniu całej trójki do środka i zapewnieniu Gemmie oraz Harry’emu ochrony razem z Aniołkiem udaliśmy się na poszukiwanie Morgan i Mandy. W końcu udało mi się zebrać wszystkich obecnych podczas naszego rytuału, który miał taki nieco tragiczny finał. Oczywiście wszystkich poza Finchem, który leżał sobie pod opieką Alicji.

Zabrałam ich do innego pomieszczenia. Nie chciałam patrzeć na Fincha podczas rozmowy z nimi, bo obawiałam się, iż widok O’Hary wpłynie na mnie w taki sposób, że rozegram sprawę z nimi zbyt emocjonalnie a za mało rozsądnie. Musiałam dowiedzieć się, na spokojnie, kto i w jaki sposób sprawdzał Fincha po ataku na niego i do jakich wniosków doszedł, bo ich niefrasobliwość w tej kwestii, która wcześniej była dla mnie tylko irytująca nagle zdała mi się podejrzana.

Spojrzałam na nich poważnie starając się podczas tej rozmowy na bieżąco czytać ich twarze i ich emocje.

- Chciałabym się dowiedzieć jak dokładnie sprawdzaliście to dziwne “coś”, co wykryliście w organizmie O’Hary, to znaczy jakimi metodami się posługiwaliście i jakie były wasze wnioski? - Zaczęłam starając się, aby mój głos, a przede wszystkim jego ton brzmiał jak najbardziej profesjonalnie kładąc przy tym nacisk na słowo “dokładnie”.

- Zmysł śmierci. Użyłam zmysłu śmierci i rytuału wahadełka. - Odparła Manda.

Były to dokładnie te same sposoby którymi i ja sprawdzałam Fincha, tyle że ten rytuał nazywałam inaczej. Nie rytuałem wahadełka a rytuałem wyczucia lub magicznej analizy.

- I jakie były rezultaty tego sprawdzania? Co wyczytałaś? - Skierowałam te słowa już bezpośrednio do Wiedźmy.

- Nic wielkiego. Zaburzenia w Pieczęci, ale związane pewnie z tym, co się dzieje wokół.

- Hmm.

Teraz zaczęłam bardzo dokładnie przyglądać się Mandzie próbując ustalić, czy mówiła ona prawdę i rzeczywiście wyszedł jej taki wynik, czy też wyszedł jej inny i zwyczajnie kłamała czy też może kłamała o tym, że coś sprawdzała, a tak naprawdę nawet nie zadała sobie trudu, żeby w ogóle coś sprawdzać.

Niestety Manda wydawała się mówić szczerze i nie wiedziałam czy dlatego, że była szczera czy dlatego, że ja nie potrafiłam jej przejrzeć. Dlaczego w taki razie wyszedł jej kompletnie inny wynik? Miałam dwie możliwości albo ściemniała, bo nas zdradziła albo mówiła prawdę i wtedy wynikałoby z tego, że była niekompetentna. Która z tych opcji była tą prawdziwą? Do Towarzystwa zapraszano tylko osoby kompetentne w swoich dziedzinach, więc ja bym bardziej stawiała na zdradę. Chyba, że jeszcze czegoś nie wzięłam pod uwagę.

- A gdybym się chciała tego pozbyć, tak na wszelki wypadek, to pomożecie mi w rytuale? - Kolejne pytanie zawisło w powietrzu a ja uważnie przyglądałam się moim rozmówcom sprawdzając ich reakcje.

- Jasne - powiedział Aniołek.

- Co tylko w mojej mocy - zapewniła Manda.

- No pewnie - poparła ich Morgan.

- Tylko musisz nam powiedzieć, co i jak mamy robić - doprecyzował Ojczulek.

Zawahałam się. Nie chciałam im mówić o tym, że ktoś tak sobie przedarł się przez osłony Fincha i załatwił go na cacy, bo to by podkopało autorytet O’Hary w ich oczach, ale wiedziałam też, że musiałam przeprowadzić ten rytuał, żeby uratować życie Finchowi, no i nie mogłam go zrobić sama. Kurde, byłam w kropce, a potrzebowałam ich pomocy chociaż nie wiedziałam komu mogłam zaufać. Z drugiej strony zaufanym mogłam chyba powiedzieć o stanie Fincha, a jeśli ktoś z nich zdradził to i tak wiedział co się z O’Harą działo, więc zdecydowałam się im powiedzieć o tym co odkryłam. No a przynajmniej o części tego co odkryłam.

- Dobrze, ale czuję, że w takim wypadku powinnam być z wami całkowicie szczera, skoro jesteście gotowi wziąć w tym udział i mi tak mocno zaufać.

Zamilkłam na chwilę starając się dobrać odpowiednie słowa.

- Przed chwilą dosłownie także sama przebadałam owo magiczne “coś” tkwiące w Finchu i otrzymałam zupełnie inne rezultaty niż Manda. - Przyznałam - Według moich badań to nie jest fragment Pieczęci, wręcz przeciwnie to “coś” blokuje uzdrawiające i regenerujące zdolności Pieczęci.

Nabrałam tchu.

- Dodatkowo za tym “czymś” kryje się czyjaś wola, którą wyczułam, ale nie zdołałam zbadać lepiej, bo ten ktoś zorientował się co robię i wycofał się sprawiając, że straciłam jego trop. Zaklęcie jednak nadal pozostaje aktywne i wydaje mi się, że jeśli go nie usuniemy to zdolności leczące Pieczęci nie ruszą.

Umilkłam ponownie czekając na ich reakcje. Pominęłam na razie kwestię tego, że zaklęcie również zabijało Fincha. W sumie mogli sobie z moich słów sami wyciągnąć taki wniosek, ale postanowiłam nie podawać im go na tacy.

- Masz podejrzenia, kto mógłby za tym stać? - Zapytał Aniołek.

- Ależ skąd! – Wybuchłam może trochę zbyt przesadnie - Kiedy badałam Fincha brałam pod uwagę różne ewentualności i możliwości, ale nie przypuszczałam, że znajdę coś takiego. Wiem tylko tyle, że ten ktoś kto rzucił to zaklęcie musi być wirtuozem sztuki, prawdziwym mistrzem w tej dziedzinie. Zaklęcie nie atakuje z pełną siłą, bo wtedy zapewne Pieczęć albo sama moc Fincha by je zablokowała. Jego działanie jest subtelne i prawie niedostrzegalne, ale działa cholernie skutecznie. Mamy tutaj teraz całą masę ludzi i tak naprawdę niewiele o nich wiemy. To w zasadzie może być każdy z nich.

W sumie tak właśnie było.

- Ja wiem, kto to jest - Odezwała się Manda. - Odpadłam z wyczerpania jako pierwsza i wydaje mi się, że wtedy coś poczułam. Jakąś siłę, która podpięła się zamiast mnie pod naszą egregorę. To był ten czarownik, co go tak Nexus nie lubi.

Gdybym do tej pory nie podejrzewała Mandy to po tych słowach zaczęłabym ją podejrzewać. Czy ona sama słyszała co przed chwilą powiedziała? A zatem wiedziała, że coś niespotykanego i niechcianego wydarzyło się podczas rytuału, podczas którego wyczuła czyjąś obcą ingerencję i dopiero teraz o tym wspomniała?! Co to kurde miało być?! Jeśli to nie ściemnianie i zdrada to czy ja pracowałam z dziećmi z podstawówki czy z profesjonalistami. Miałam ochotę wytargać Mandę za uszy. Zamiast tego powiedziałam jednak:

- Zastanawiałam się nad tym, ale czy to nie jest aż zbyt oczywiste. Komuś może być na rękę, jeżeli uznamy tak od razu, że to on, zafiksujemy się na tej myśli i zaczną nam umykać inne istotne rzeczy.

- A kto inny? – Odpowiedziała Manda - Ale możesz mieć rację. Może trzeba zdystansować się do tego i zająć wybudzeniem O'Hary.

- Tak. – Potwierdziłam jej ostatnie słowa pomijając jej pytanie – Przede wszystkim trzeba się zająć wybudzeniem Fincha. I musimy to zrobić sprytnie, tak, aby ten co rzucił ten czar nie domyślił się wcześniej co kombinujemy aż będzie za późno. Chociaż przydałoby się także wyśledzić pochodzenie tej energii, żebyśmy znaleźli tego co to zrobił. Tylko musielibyśmy to zrobić tak, żeby nie narazić przy tym Fincha. No i nikogo z nas. Pomyślcie co by się najlepiej sprawdziło w takiej sytuacji, ja też już nad tym mocno główkuję.

Aniołek bawił się swoimi długimi włosami, kiedy myślał.

- Dobra – powiedział w końcu. – Mam plan. Rytuał zwierciadła Asterii.
 
__________________
"Atak był tak zaskakujący, że mógłby zaskoczyć sam siebie."
Ravanesh jest offline  
Stary 10-05-2022, 10:00   #68
 
Ravanesh's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputację
Spojrzałam na Ojczulka. Nieco przesadził z tym pomysłem. Nie wybrałabym tego rytuału jako naszej pierwszej opcji, zostawiłabym go na koniec gdybyśmy nie mogli znaleźć nic innego, lepszego. Wejście w umysł celu rytuału, aby odblokować w nim nałożone magią lub mocami ograniczenia i zdjąć uroki było niebezpieczne, mogło bowiem mocno zestresować rytualistę, obdarzyć niechcianymi wspomnieniami, wciągnąć w koszmary danej osoby. I to przy zwykłym obiekcie. Co mogłoby spotkać kogoś w umyśle Fincha? Nawet moja wyobraźnia poddała się przy tym pytaniu.

- O nie, kur… de - Manda pokręciła głową. - Ja nie zanurzę się w głowę Nexusa. Nie ma takiej, kur… de opcji. Wiecie, jaki jest on popierdolony. Bez urazy - Spojrzała w kierunku, gdzie znajdował się pokój z Finchem.

Niedoczekanie. Chyba nie zakładała, że kiedykolwiek bym na to pozwoliła i ją tam wpuściła.

- Myślę, że możemy twój pomysł potraktować jako plan B albo nawet C, jeżeli na nic innego nie wpadniemy, dobrze? – Zwróciłam się do Ojczulka.

- Jasne - Zgodził się Aniołek. - To ryzykowne. Wiesz, Emma, jak ktoś dopadł Nexusa, to jest nie byle kim, ale asem z waszej ligi. Albo i lepszym.

Pokręciłam głową.

- Właśnie o to chodzi, że zależy jak się to wszystko odbyło. Czy ten kto to rzucił jest na miejscu czy też jest swoistym przekaźnikiem dla kogoś lub czegoś innego. Nie wiem tego. Dlatego myślałabym nad rozwiązaniem takim, żeby najpierw odciąć Fincha od wpływu zaklęcia a dopiero później je usunąć, a nie dodatkowo wpuszczać kogoś do jego głowy i narażać jeszcze tę osobę. Nie wiem jaką kontrolę ma nad tym zaklęciem ktoś kto je rzucał i nie wiem, czy mógłby je przyspieszyć czy też zintensyfikować, gdyby się zorientował, że ktoś próbuje dłubać przy jego dziele.

- Rytuał neutralizacji magii - zasugerował Aniołek. - Moje zdolności plus talent Mandy i twoja moc, Emmo, powinny spokojnie zadziałać. Tylko znów nas trochę może wyczerpać.

- A co z Morgan? Jak możemy wykorzystać jej talent? - Zastanawiałam się głośno pytając i siebie i Aniołka, a tak naprawdę to wolałabym zamienić Mandę na Morgan i nie dopuszczać Wiedźmy do rytuału ani do Fincha.

- Może nam pomóc albo być w odwodzie, jakby coś poszło nie tak - odpowiedział Ojczulek.

- To jak wszyscy jesteśmy zgodni w tej sprawie? Przygotowujemy się do rytuału neutralizacji magii? Czy ktoś ma coś przeciwko albo ma jego zdaniem jakąś lepszą propozycję? -Zapytałam dla pozorów, bo mnie samej najbardziej pasował ten pomysł.

- Nie. To chyba najlepszy pomysł. Trzeba to jednak zrobić mniej, że tak powiem, publicznie - Aniołek zdecydowanie czuł się najbardziej odpowiedzialny za wyrażenie opinii reszty. - Bo zabezpieczając teren wszyscy mogli nas widzieć i przeprowadzić ten atak. Pokój, w którym jest O'Hara jest zdecydowanie za mały na takie praktyki. Trzeba go będzie gdzieś przenieść. Piwnica? Poddasze? Zaplecze kuchenne? Wszędzie jest pełno ludzi. Wszystko będzie rezonować ich energią. To może zakłócić rytuał.

- Pogadam z Alicją, jakby zrobić tak, żebyśmy wyprosili część ludzi z jakiegoś miejsca a później dyskretnie przetransportowali tam Fincha. Postaramy się coś wymyślić. Wy w tym czasie zacznijcie, też dyskretnie przygotowywać się do rytuału zneutralizowania magii. Złapiemy się po drodze jak już wszystko będzie mniej więcej przygotowane, tylko nie oddalajcie się za bardzo, a jak byście napotkali jakieś przeszkody to informujcie pozostałych. Musimy się na bieżąco porozumiewać, gdzie jesteśmy i co robimy. No i musimy zachować ostrożność w zaistniałej sytuacji. Jakbyście musieli gdzieś się oddalić podczas tych przygotowań to, mówię poważnie, weźcie sobie kogoś do obstawy i towarzystwa. - Wyłożyłam wszystkie swoje przemyślenia.

- Aż tak? - Zdziwiła się Manda.

Udawała czy rzeczywiście była nieświadoma tego co się działo?

- Ktoś zaatakował tak, żeby wyeliminować Fincha i to tak ostro. Tak, potraktowałabym to bardzo poważnie. Tym bardziej, że podejrzewam w tym wszystkim udział jeszcze drugiej strony. - Wyjaśniłam.

Aniołek spojrzał na mnie wyczekująco, jakby moje wyjaśnienie nie było wystarczające.

- No działanie demonów. Możliwe, że ktoś za cenę ratowania życia swojego i swoich bliskich poszedł na układ z demonem. Jeżeli anioły zgotowały nam apokalipsę, ludzie zdają się bezradni to ktoś mógłby uznać, że warto w przypływie desperacji rozważyć trzecią opcję. Czy może przesadzam i wybiegam zbyt daleko w tych przypuszczeniach?

Spojrzeli po sobie a ja się starałam zrozumieć istotę tego spojrzenia i tego co teraz pomyśleli sobie o mnie. Mnie to wszystko co powiedziałam wydawało się bardzo sensowne.

- Ty wiesz lepiej, Emmo - Aniołek przyjął na siebie rolę rozmówcy - Masz większe doświadczenie, jesteś w gronie tych, których wyniesiono Pieczęcią. Masz też zapewne szerszy wgląd w sprawy i wydarzenia. Posłuchamy twojej rady. Zawsze będziemy poruszać się minimum w dwie osoby w Towarzystwie. Czy przekazać tę instrukcję innym od nas?

- Czemu tak na mnie patrzycie? - Nie wytrzymałam i wyraziłam tę myśl głośno - przecież właśnie to miałam na myśli mówiąc, że za atakiem mógł stać każdy. Jeżeli ktoś staje się takim jakby przekaźnikiem demona to sam nie musi nawet posiadać mocy, żeby rzucać uroki i zaklęcia. Miałam już do czynienia z kimś takim, a do tego jestem w stanie sobie wyobrazić, że ktoś przerażony obecną sytuacja chwyciłby się takich desperackich środków. My wiemy, że nie paktuje się z demonami ze względu na całą masę różnych powodów, ale niektórzy ludzie to robili, prawda? A obecna sytuacja mogłaby komuś dać kolejny powód. I jak wcześniej wspomniałam po okolicy kręci się sporo ludzi, o których tak naprawdę nic nie wiemy, więc ten pomysł wyjaśnienia ataku nasunął mi się dość szybko. Chociaż oczywiście nie upieram się przy nim, bo to tylko moje przypuszczenie. Uważacie, że nie ma na to żadnych szans?

- Nie - Aniołek pośpieszył z odpowiedzią. - Raczej chodzi nam o to, że nikt z nas na to nie wpadł. Prawda, dziewczyny. Tutaj wychodzi twoje doświadczenie, którego nam brakuje.

To skąd ich zwerbowano do Towarzystwa? Z przedszkola?

- Poza tym gdybyśmy brali pod uwagę udział w tym wszystkim tego całego Szeptacza to on już kiedyś był podejrzany o pewne nieakceptowalne sojusze, prawda? - Kontynuowałam - Niczego mu chyba nie udowodniono, ale były takie przesłanki.

- Jak dla mnie to ten sukinsyn - powiedziała Manda. - Już to powiedziałam. Powinniśmy zgarnąć naszych egzekutorów i wywalić go poza naszą strefę ochronną. Lub pozbyć się go w jakiś inny sposób.

- Nie. - Nie zgodziłam się - Wręcz przeciwnie. Lepiej mieć go na oku. Jak to mówią przyjaciół trzymaj blisko, ale wrogów jeszcze bliżej.

- Dobra. Jakby chciał skorzystać z WC w budynku, może wejść czy nie? A kuchnia? Ile mu dajemy swobody?

Spojrzałam na nich. Kurde zaczęło się. Jak się nie będę pilnowała to wrobią mnie jeszcze w układanie grafików korzystania z kibla. Mogłabym to robić, a i owszem, ale nie o to tutaj przecież chodziło, nie na tym polegała moja rola w tym zgrupowaniu.

- Może skorzystać z kibla na dole i to wszystko. Wejść, załatwić co trzeba i wyjść, a do tego muszę się upewnić czy tak jak chciał Finch ktoś ma go ciągle na oku. Poza tym jak zaczniemy rytuał wyślemy kogoś do niego, żeby z nim pogadał, kogoś upierdliwego, kto nie da się spławić i będzie mu zawracał dupę jak najdłużej. Wtedy Szeptacz będzie miał trudności z koncentracją i jeżeli rzeczywiście miał coś wspólnego z atakiem na Fincha może się nie zorientuje za szybko co robimy.

- Wychodzi na to, że to ty powinnaś do niego iść - mruknęła pod nosem Manda.

No w sumie na tym to często polegała moja rola.

Aniołek zgromił Wiedźmę wzrokiem.

- Idealny byłby Zimorodek. On, jak się nakręci, potrafi nękać pytaniami jak dziecko. A ja chyba nawet wiem, jak go nakręcić. Powiem mu, że Szeptacz praktykuje nikomu nieznaną magię. Moc ludzi to coś, co fascynuje Zimorodka. Wymęczy Szeptacza, jak nikt inny. Przeciągnie po polu pytań, jak sierżant rekrutów po placu ćwiczeniowym. Dam mu do pomocy jakiegoś gryzipiórka, żeby pogadał potem o tym grafiku korzystania ze sraczy i będzie luzik na kilka godzin. A aż tylu nie potrzebujemy. Emma, akceptujesz to?

- Dobry pomysł Aniołek. - Zgodziłam się z nim - A ja nie mogę być w dwóch miejscach na raz Manda. - Zwróciłam się do kobiety - I tak sobie pomyślałam, że może rytuał odprawimy ja, Aniołek i Morgan. Manda będzie czekała i jak już skończymy albo prawie skończymy złapie nitkę tej energii i wyśledzi jej pochodzenie, bo nawet jeśli postawimy Fincha na nogi to nadal nie będziemy wiedzieli kto go zaatakował. Bez tej wiedzy zostaniemy właściwie praktycznie z niczym. Musimy się dowiedzieć kto za tym stoi, żeby pozbyć się zagrożenia.

Wszystko idealnie mi pasowało. Trzymaj wrogów blisko, ale nie daj im nic spierdolić.

- Dobra - Aniołek pokiwał głową na znak zadowolenia. - To co, bierzemy się do pracy? I trzeba wtajemniczyć Kopaczkę i Zimorodka. Dziewczyny, a wy co sądzicie - Zwrócił się do Morgan i Mandy.

- Dla mnie w porządku.

- Ja też się zgadzam.

Odpowiedziały jedna po drugiej.

- Żadnych zastrzeżeń ani wątpliwości? - Teraz ja zadałam pytanie - Mówcie teraz jeśli coś wam nie pasuje, bo jak już polecimy z planem to na wycofanie się będzie za późno.

- Nie, już wszystko obgadaliśmy chyba - powiedziała Morgan, a milczenie reszty było chyba aprobatą dla jej słów.

- To tak. Może niech Aniołek pójdzie do Kopaczki. Ona teraz pilnuje Fincha. Wprowadzisz ją krótko w temat, a ja jej później wszystko dokładnie wyjaśnię i zastanowicie się, gdzie przenieść dyskretnie Fincha żebyśmy mieli spokój podczas rytuału. - Zakomenderowałam.

- W tym czasie ja, Morgan i Manda pójdziemy zebrać wszystkie rzeczy potrzebne do rytuału i spotkamy się w pokoju, gdzie leży Finch i postanowimy co dalej. Przeniesiemy O’Harę, wprowadzimy Zimorodka w plan i tak dalej. Dobrze? - Teraz zadałam na koniec pytanie, żeby złagodzić to wydawanie poleceń.

- Tak jest!

No to nadszedł czas na małe śledzonko. Odprowadziliśmy Aniołka do Kopaczki a potem puściłam dziewczyny do ich zadań a sama niczym cień starałam się sprawdzić co zamierzała robić Manda.

A ona niestety nie robiła nic podejrzanego, przygotowała sobie rzeczy do rytuału a później usiadła do medytacji.

Przycupnęłam sobie ukryta niedaleko niej i co jakiś czas sprawdzałam Zmysłem Śmierci czy nie wyczuwałam czegoś podejrzanego, gdyby Manda postanowiła z kimś się skontaktować. Zajęło mi to trochę czasu i nic nie wyczułam. Cholera zmarnowałam ten czas. Może powinnam była śledzić jednak kogoś innego, Morgan albo Aniołka. Szlag by to! Teraz było już za późno na zmianę celu. Podjęłam taką a nie inną decyzję, gdyż Manda wydawała się mi najbardziej podejrzana i niczego się nie dowiedziałam. Mogłabym wysłać kogoś za pozostałą dwójką, ale musiałabym wprowadzić w sprawę jeszcze kogoś a nie wystarczyło mi czasu.

Sfrustrowana poszłam po przybory do rytuału oraz po miskę z wodą i jakiś ręcznik, bo przypomniała mi się kolejna rzecz do załatwienia. Weszłam do pokoju, gdzie czekała Alicja pilnująca Fincha. Był tam też Aniołek z kubkiem ziołowej herbaty w ręku. Tak jak i wcześniej nikt się nie pofatygował, żeby ogarnąć O’Harę, a przecież on leżał już tutaj jakiś czas. Widocznie wszyscy uznali to za zbyt nieznaczącą pierdołę, żeby się tym przejmować. Ja nie.

- Mamy wszystko? - Zapytał mnie Ojczulek, gdy weszłam do pomieszczenia.

- Przyniosę wszystkie potrzebne rzeczy jak już ustalimy, gdzie przeprowadzimy rytuał. Jakieś pomysły? Aniołek streścił ci wszystko? - Zapytałam i przykucnęłam przy Finchu stawiając obok miskę z wodą.

- Tak. Tylko nie wiem komu mam nakopać. - Warknęła Alicja. - Reszta jest dla mnie jasna.

- Wszystko jest dla ciebie jasne? - Uściśliłam.

- Yeap! - Kopaczkę nosiło i to było widać.

- To które miejsce oczyszczamy z ludzi i przenosimy tam Fincha?

- Jest warzywem to do kartofli, czyli piwnicy - zażartowała Kopaczka. - Wpasuje się.

- Jest tam całkiem pusto? Nikt się nie pałęta? - Upewniłam się.

- Będzie pusto, bo was tam zamknę i stanę przy wejściu. I nikt, kurwa, tam nie wejdzie.

Ściszyłam głos zachęcając Alę, żeby się do mnie przybliżyła. Namoczyłam ręczniczek w wodzie i zaczęłam zmywać krew, która pozlepiała Finchowi uszy.

- Wolałabym, żeby na zewnątrz stanął ktoś inny a ty żebyś była z nami w środku. - Powiedziałam cicho, ale na tyle głośno, żeby usłyszała mnie Alicja.

- Jasne. Pójdę po Gładzika? Może być?

- Tak. Ja w tym czasie popilnuję Fincha. I jak się chcesz się wysikać czy coś innego załatwić to zrób to teraz, bo od tej pory jak już wszystko załatwisz nie spuszczasz z niego oka, dobra?

- Jasne.

Zmywałam nadal resztki krwi dając Alicji czas na załatwienie wszystkich spraw.

- Nie potrzebuję niczego. Przenosimy tego szparaga? - Ala spojrzała na O'Harę. - Aaa. Gładzik! Już lecę.

Dokończyłam zmywanie krwi i drugą suchą częścią ręcznika wytarłam Finchowi uszy i szyję do sucha. Sprawdziłam. Udało mi się usunąć większość zabrudzeń. Jeśli zostały jakieś resztki O’Hara sam sobie je umyje jak już się obudzi.

Alicja wróciła z Gładzikiem i zajęli się przenosinami Fincha. Aniołek poszedł chyba dogadywać sprawę z Zimorodkiem i kimś kto miał ustalać z Carrem grafik kiblowy, więc kiedy już nikt nie patrzył mi na ręce dozbroiłam się resztą moich gratów. Zgarnęłam jeszcze po drodze przygotowane do rytuału przedmioty, pozbyłam się wody z krwią O’Hary wylewając ją do zlewu, wypłukałam zakrwawiony ręcznik i dopiero wtedy podążyłam za Alą i Gładzikiem, którzy nieśli O'Harę do piwnicy. Nie przyciągnęli nawet zbytniej uwagi jakby dźwiganie nieprzytomnych ludzi stało się tutaj czymś na porządku dziennym i położyli Fincha na przygotowany wcześniej materac.

Gładzik wyszedł i zostałam z Kopaczką sama, nie licząc oczywiście nieprzytomnego Fincha.

- Dopuszczam możliwość wewnętrznej roboty w ataku na Fincha. - Walnęłam prosto z mostu - Śledziłam Mandę, ale nic podejrzanego teraz nie robiła. Miałaś cały czas na oku Aniołka?

- Nie. Zajmowałam się innymi rzeczami. Ale on jest w porządku.

- Jesteś w stanie poświadczyć za całą trójkę? - Zapytałam poważnie - Bo nie spodobało mi się to co mówiła Manda. Coś mi się w jej historii nie klei.

- Ja nie weryfikowałam tych ludzi. Tylko Grey. Każdego z nas weryfikował Grey. Od kiedy go nie ma i zrobił się ten cały pierdolnik nie zrekrutowaliśmy nikogo nowego. Za Aniołka mogę poręczyć, bo go znałam osobiście i to od dawna. Facet ma do mnie słabość. Tych dwóch lasek nie znam tak dobrze. Ale zakładam, że są w porządku.

Ala próbowała mnie przekonać do wszystkich, ale dla mnie jej słowa świadczyły wręcz przeciwnie na niekorzyść tej trójki. Jeżeli zrekrutował ich Grey i cała ich wiara w Towarzystwo opierała się na zaufaniu do niego to w obecnej sytuacji, kiedy anioły zgotowały nam taki los to wszystko w co wcześniej wierzyli mogło zostać zdruzgotane i zniweczone, a w takiej sytuacji ludzie reagowali różnie i mogli się stać łatwym łupem dla drugiej strony. A jeszcze co do Aniołka to miałam wrażenie, że to raczej Ala miała słabość do niego a nie on do niej i przez to mogła mu nadmiernie ufać.

- A ja zawsze przyglądam się wszystkiemu i wszystkim i kwestionuję prawie wszystko i prawie wszystkich. - Zaczęłam, aby częściowo wyjaśnić swoją podejrzliwość - Inaczej nie umiem, tak już działa mój umysł. I fakt, że Manda sprawdzając Fincha tymi samymi metodami co ja nie odkryła tego co ja jest dla mnie niepokojący. A już fakt, że dopiero teraz uznała za stosowne powiedzieć, iż podczas poprzedniego rytuału ktoś podpiął się pod naszą egregorę jest wysoce niepokojący. Do tego zrzuca winę za to co się stało na Szeptacza, a to z kolei jest dla mnie mało prawdopodobne, bo ja ufam Fury’emu a Fury twierdził, że ten cały Carr powinien tutaj być, bo ma coś do zrobienia i nie sądzę, żeby to coś to było zapierdolenie Fincha, bo Fury by na to nie pozwolił.

Spojrzałam nieco wyzywająco na Alicję, żeby sprawdzić, czy miała w tej kwestii inne zdanie.

- Ufam ci, więc będę miała na nią szczególnie oko. Jak coś będzie kombinowała, kopnę ją tak, że jej gówno zęby powybija. W porządku? Czy coś jeszcze mam zrobić?

- Miej oko na wszystko i jak by się coś działo to ty będziesz miała wolną rękę, żeby coś przeciwdziałać. Dlatego chcę ci w środku razem z nami. – Przyznałam.

- Nie ma sprawy. Jestem i nigdzie nie pójdę. A jak trzeba, gdy ktoś coś będzie chciał odjebać, pourywam łby. I tyle w temacie.

- A do tego wszystkiego jeszcze Gemma powiedziała mi, że od czasu naszego rytuału wyczuwa obecność tego demona, który polował na dzieciaki w sierocińcu. - Dodałam, żeby jeszcze bardziej wyjaśnić moje podejrzenia - Musimy postawić Fincha na nogi i ogarnąć ten bajzel.

- Zdecydowanie musimy. Zacznijmy od tego cwaniaczka - spojrzała tam, gdzie ułożono O'Harę.

Pokiwałam tylko głową z aprobatą.

Teraz pozostało już tylko przeprowadzić rytuał. Aniołek jako Ojczulek miał go poprowadzić, ja z Morgan miałyśmy go wspierać swoją mocą a Manda miała złapać nitkę tej energii i wyśledzić jej pochodzenie. Sam rytuał nie był skomplikowany. Cała jego trudność polegała na konieczności pokonania czyjejś magii i tutaj zaczynały się schody, bo jeśli urok rzucił człowiek to raczej powinniśmy dać radę usunąć efekty tego czaru, lecz jeśli pomagał mu jakiś inny wrogi byt to mogłoby się okazać, że musielibyśmy pokonać jego czary a to już stanowiło wyzwanie.

Rozpaliliśmy odpowiednie zioła, które miały pomóc w zogniskowaniu naszej mocy i przygotowaliśmy się do skoncentrowania się na niechcianym elemencie, który zamierzaliśmy usunąć.

Cokolwiek czułam i myślałam w tym momencie musiało odejść w niebyt, bo potrzebowałam teraz całego skupienia i pełnej koncentracji na tej jednej czynności, czyli usunięcia magicznej „drzazgi” z aury O’Hary. Byłam zdeterminowana, żeby to wykonać i wesprzeć Aniołka, gdyby jego moc okazała się niewystarczająca. Pilnowanie nas i Fincha oraz ogarnianie sytuacji pozostawiłam całkowicie w rękach Alicji samej odcinając się prawie całkowicie od otaczającej mnie rzeczywistości skupiając się wyłącznie na mocy i jej przepływach.
 
__________________
"Atak był tak zaskakujący, że mógłby zaskoczyć sam siebie."
Ravanesh jest offline  
Stary 22-05-2022, 10:46   #69
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację
EMMA HARCOURT

Kolejny rytuał. Tym razem w piwnicy, pod szerokimi rurami, pośród pajęczyn i cieni. Aniołek zachowywał się jak profesjonalista. Wyznaczył im miejsca, które mieli zająć, aby energia wytworzona podczas rytuału jak najlepiej przepływała pomiędzy nimi. Potem oczyścił piwnicę okadzając ją szałwią i mieszanką specjalnych ziół własnej kompozycji. Resztka, jaka pozostała mu po akcji w sierocińcu. A następnie przystąpił do praktycznej strony inkantując słowa po celtycku. Ten rytuał miał zdecydowanie druidyczne podwaliny i Emma złapała się na tym, że poprowadziłaby go inaczej. Bardziej sięgając epokii wiktoriańskiej.

Aniołek zaczął lśnić. Jego włosy, jego broda rozjaśniły się od wewnętrznego światła, które następnie przelewał w Fincha smugami energii niewiele grubszymi od dentystycznej nici. Aniołek splatał ze sobą te nici, tkał je w celtyckie wzorce ze światła i oplatał nimi ciało O'Hary. A kiedy był gotowy do ataku na obcą magię, uderzył z całą siłą, na jaką go było stać. Siłą wzmocnioną przez resztę uczestników ceremoniału.

I wtedy dopiero się zaczęło.

Kiedy Emma przyłączyła się do kręgu energii, w momencie gdy Aniołek przypuścił atak, nadeszła kontra. Potężna, nieludzko wręcz silna fala przeciwstawnej im mocy uderzyła w nich, niczym fala czarnej wody. Ktokolwiek rzucił klątwę, był bardzo silny. Zdecydowanie silniejszy niż Aniołek czy Morgan, silniejszy nawet niż Emma. Pojedynczo zmiótłby ich w kilka uderzeń serca. W grupie mieli szansę, ale zmagająca się z naporem złej woli wroga Emma nie miała pojęcia, j duża jest to szansa.

Morgan wrzasnęła, ale krzyk ten doleciał do Emmy z daleka, bowiem w tym samym momencie poczuła, jak trzy lub cztery wrogie umysły, próbują ją schwytać, zdusić, złapać. I wtedy zrozumiała.

Czarownik nie był sam. Również działał w kręgu, w związanym łańcuchu mocy. To dlatego był tak silny i potrafił zrobić to, co zrobił.

Walcząc o swoją wolę Emma uderzyła w trzy czarne, atakujące ją kształty, próbujące schwytać ją, przycisnąć, złamać jej ducha.

Stała przed nimi w piwnicy, która przestała być piwnicą, a zmieniła się w dziwną przestrzeń cieni, dymu i mgły. Postacie, które ją zaatakowały były cieniami, czarnymi kształtami tańczącymi i skaczącymi wokół niej z furią. Broniła się i uderzała metodycznie, odpychając je od siebie, i nagle poczuła, że nie jest już sama. Że obok niej jest Aniołek i ktoś jeszcze. Ale to nie była Morgan. To był O'Hara. Poczuła jego dłoń w swojej dłoni. Ciepło jego energii niemal parzyło.

- Świecimy razem, niczym gwiazdy - albo jej się zdawało, albo powiedział coś równie głupiego, a potem, jak kiedyś przy masażu, jego energia uwolniona przez nich z pułapki, połączyła się z jej energią i cienie, które próbowały ich powstrzymać, uwięzić, zranić, z wrzaskiem pierzchały na boki.

Emma otworzyła oczy czując, że rytuał dobiegł końca. Manda musiała jeszcze powiedzieć, kto zaplótł tę sieć.

Otworzyła oczy i zobaczyła Alicję. Trzymała za rękę Morgan. A w zasadzie trzymała ją za złamany nadgarstek. Obok, na ziemi leżał długi, czarny sztylet zrobiony z obsydianu. O'Hara siedział tam, gdzie go położyli. Aniołek siedział oparty o ścianę. Wymęczony ale cały. Manda stała zamkniętymi oczami najwyraźniej trzymając ślad astralny pozostawiony przez czarownika i jego krąg.

Ale to Kopaczka trzymająca Morgan w stalowym uścisku i sztylet na ziemi skupił całą uwagę Emmy.

- Wróciłem - O'Hara uśmiechał się szeroko, a Pieczęć na jego piersi płonęła czerwono-pomarańczowym światłem. - Ale to nie koniec kłopotów.

A potem, gdzieś nad nimi, usłyszeli odgłosy strzelaniny. Kanonadę i krzyki. Stłumione przez drzwi i cegły nad nimi.

Mimo złamanej ręki Morgan zaczęła się śmiać. Śmiechem szaleńczym i złym, od którego Emmie przeszedł zimny dreszcz po plecach.
 
Armiel jest offline  
Stary 19-06-2022, 12:22   #70
 
Efcia's Avatar
 
Reputacja: 1 Efcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputacjęEfcia ma wspaniałą reputację
Podróż ponownie mijała niemal w całkowitej ciszy. Vannessa Billingsley co prawda odpowiadała na pytania rudowłosej, ale nie ciągnęła tematów.
Do towarzystwa Brigit zdążyła się już nieco przyzwyczaić. Ale nie na tyle by móc swobodnie okazywać swe słabości. Dlatego przerwę na posiłek jak i jego samego przyjęła z pewną rezerwą. Podziękowała uprzejmie za poczęstunek.

W dalszej drodze Wiedźma również milczała obserwując zmieniający się, ale niezbyt szybko krajobraz.
Na widok ciał skrzywiła się.
- Jak nie urok to sraczka - żachnęła się gdy w ich kierunku ruszyło coś co przypominało jednego z jeźdźców apokalipsy. - I ty mówisz, że nie cierpisz Odmieńców, ha - zaśmiała się gorzko do swojej towarzyszki. - Jeżeli masz czym, to go rozwala. Jeśli nie, to radzę przejść na z góry upatrzone pozycje.

- Cofnij się do lasu - Brigit wyciągnęła ostrze pokryte srebrem, które nosiła na plecach. - Ja ich zatrzymam.To dhaurgi. Widma dawnych wojowników. Zimą podczas sztormowych nocy czasami pojawiają się na wybrzeżu. Ukryj się i nie wychylaj nosa, póki nie skończę.

- Wiesz, że to najgłupsze co można zrobić w horrorze? - Zapytała całkiem poważnie Vannessa. - Nie można ich ominąć? Przechytrzyć?

- To duchy. Zjawy. Mają władzę nad mrozem i lękiem. Nie mam pojęcia, jakbym miała je przechytrzyć czy przegadać. Ale chętnie przyjmę jakąś radę w tej kwestii.
- To musimy się przed nimi ukryć. W tym lesie - Vannessa wskazała na ten sam las, w którym Brigit chciała, żeby Druidka poszukała schronienia.

- Ukryj się, a ja je odciągnę. Jeśli nas rozdzielą, spotkamy się w tym miejscu. Nie przemieszczaj się nigdzie!

Nim Vannessa zdążyła zareagować, Brigit ruszyła w stronę dziwnych istot wydobywając miecz, który zalśnił złotem i ogniem. Krzyczała coś do Fenomenów w języku, którego Druidka nie znała.
- Mówiłam, że to bardzo nierozsądne! - Krzyknęła za Brigit, chociaż ta nie miała szansy tego usłyszeć. - A wręcz bardzo głupie - dodała już pod nosem
Pełna złych przeczyć Vannessa ruszyła we wskazanym przez towarzyszkę kierunku. Starała trzymać się jakiejś osłony. Na otwartej przestrzeni było się łatwym celem. Tyle wiedział nawet taki dylemat w kwestii przetrwania jak ona. Tylko tylko, że na tym ta wiedza kończyła się.
No, może jeszcze wiedziała, że należy wypatrywać niebezpieczeństw.
Uzbrojona w tę elementarną wiedzę w miarę szybko, ale o też ostrożnie Vannessa podążała w kierunku lini lasu.
 
__________________
- I jak tam sprawy w Chaosie? - zapytała.
- W tej chwili dość chaotycznie - odpowiedział Mandor.

"Rycerz cieni" Roger Zelazny
Efcia jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 17:43.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172