|
Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
30-09-2021, 16:45 | #11 |
Reputacja: 1 | Szli długo, ale w pewnym zaczęło się ściemniać i stało się jasne, że nie dotrą do celu przed zapadnięciem nocy. Wszystko wskazywało jednak na to, że oddalili się wystarczająco daleko od mgły i terytorium robala, aby móc rozbić obóz. Nie mieli jednak stuprocentowej pewności, czy byli w tym miejscu bezpieczni, gdyż mogli spotkać inne dzikie zwierzęta, nawet w nocy. Czy zawsze w przypadku zagrożenia, znajdzie się ktoś kto się poświęci dla całej ekipy? Zdecydowanie nie powinno to tak wyglądać! Nie mniej jednak, Dustinowi wydało się dziwne, że mimo iż z ich powodu człowiek stracił życie, to nie pozostawiło to większej rozpaczy czy poczucia winy. Powinni byli żałować biednego Wilhelma, a tymczasem wcale po nim nie płakali, nawet przedstawicielki wrażliwej płci pięknej. Osobiście uznał, że brak żalu wynikał z tego iż ich przewodnik był NiePrzewidywalnym Cwaniakiem. Mógł wiedzieć jak uniknąć pożarcia przez robala, tak samo jak wiedział jak ściągnąć na siebie jego uwagę. Tak naprawdę nie dowiedzieli się co się z nim ostatecznie stało. Dustin rozmyślał jeszcze trochę na ten temat podczas rozkładania namiotu, ale konkretne działania szybko zajęły jego umysł. Swój namiot starał się ustawić tak, aby z innymi stworzyć strategicznie bezpieczną strukturę. Ognisko po środku póki co odstraszy zwierzęta, ale nie będzie się ono palić całą noc. Z działań profilaktycznych, trzeba było jeszcze zabezpieczyć zapasy jedzenia, zawieszając je na drzewie w sieci, aby zapachy nikogo nie zwabiły. Ostatecznie tym się mężczyzna zajął, zadowolony że jak każdy dobrze przygotowany alpinista dysponował sporym zapasem liny... Choć nie pamiętał jak je pakował. Wystarczyło zebrać jedzenie w jeden wielki pakunek, przerzucić linę przez gałąź grubości szczupłego człowieka i podciągnąć do góry na wysokość około pięciu metrów. Potem tylko przywiązać linę do korzenia węzłem flagowym i zabezpieczyć ucho solidnym patykiem. Dopiero gdy zapasy wisiały bezpiecznie w górze, Dustin mógł dołączyć do reszty i odpocząć przy ognisku z kubkiem dobrej zupy. Wtedy to odkrył mapę! Przez resztę wieczoru studiował ją uważnie, trzymając pod odpowiednim kątem do ognia aby coś widzieć, oraz zdecydowanie w odpowiedniej odległości aby nie ryzykować jej utraty. Mapa była fascynująca sama w sobie, a jej zawartość z pewnością ważna w całej ich misji... czymkolwiek ona nie będzie. Z zadowoleniem mógł też potwierdzić, że szli w odpowiednim kierunku. Udzielał się nieznacznie w rozmowach, uśmiechając się okazyjnie, ale mimo obecności aż trójki pięknych kobiet, to mapa pochłaniała większość jego uwagi. |
01-10-2021, 09:06 | #12 |
Reputacja: 1 | Niesamowita kraina okrążająca ich zdecydowanie zajmowała profesora bardziej niż stawianie namiotu. Mężczyzna robił pauze co jakiś czas, marszczył brwi i poruszał wąsami w zamyśleniu, czasami drapiac ię p obrodzie. Gdyby nie zupełnie nieobecne spojrzenie możnaby pomyślec, ze nie jest pewien jak stawiać namiot. Wreszcie machnął ręką i pokręcił przecząco głowa, by dokończyć stwianie namiotu i odpalić latarnię, którą postawił koło wejścia do namiotu, by następnie wyjąć podłużny pakunek, usiaść przed nim skrzyżnie i odpakować elegancki sztucer. Co prawda częściej strzelał z niego na strzelnicy niż na polowaniu, ot miał okazję ra czy dwa razy położyć dzikiego zwierza, ale poza ym po prostu ćwiczył. Precyzja zawsze była przydatną cechą, a przy istotach takich jak widział na Obszarze Mgieł mogła się tu jednak przydać. Ale na nic precyzja, jesli broń się zatnie. Trzeba było ją rozebrać i zakonserwować. Dżungla to wilgotne miejsce. Nie ma coczekać na wizytę od wszędobylskiej rdzy... tymbardziej, że broń była prezentem od znajomego. Dodatkowo powtarzanie wyuczonych czynności było w pewien sposób relaksujące, a że profesor się nie spieszyłi układał wszystkie części równolegle do siebie wyglądało to niemal niczym jakiś rytuał. Koniec końców jednak profesor poskładał broń z powrotem i owinął ją materiałem, by schować w namiocie, by była pod ręką. Odpakuje ją z powrotem, gdy bedzie jego kolej na wartę. Tymczasem jednak trzeba było zabrać się za rozpalenie ogniska i przygotowanie jedzenia. Vanderbelt podrzucił w dłoni niewielką siekierkę i złapał ją za trzonek, po czym ruszył po drewno nim zrobi sie za ciemno. Po chwili przywlókł za sobą spory konar i zaczął rąbać go na adekwatne części... pozostała jeszcze kwestia posiłku, ale o tym zaraz będzie można porozmawiac. Jeszcze się z tym nie paliło... ani ogólnie sie nie paliło. W końcu ognisko dopiero trzeba będzie rozniecić. Po chwili ogień już trzaskał wesoło na środku obozu i profesor siedział przed nim, spisując ostatni dzień w dzienniku. - Obraliśmy dobry kierunek marszu i jutro dotrzemy na miejsce - poinformował wszystkich Dustin. - Słucham? - profesor Vanderbelt został wyrwany z zamyślenia przez dźwięk głosu ich obecnego… przewodnika? Miał mapę, więc najwyraźniej teraz był przewodnikiem. Poza tym chyba nadawał się do tej roli najlepiej. - Oczywiście, nikt nie wątpi w pańskie zdolności, panie Runerrock - zapewnił z szerokim uśmiechem. - Byłem trochę nieobecny, bo to miejsce… jestem w stanie przywołać w pamięci podobne elementy otoczenia, ale wszystko tutaj zaserwowało mi bardzo intensywne doświadczenie. Powiedzieć, że czuję się nieswojo to jak stwierdzić, że Atylla lekko przesadził ze swoją kampanią. Niby prawda, ale skala niedopowiedzenia jest wręcz karygodna - stwierdził i odkaszlnął. - Cóż… któreś z towarzystwa zna się choć trochę na gotowaniu? Bycie w dziczy to nie powód, by nie móc zjeść ze smakiem - stwierdził. - Gotowanie to nie problem, na tej wysokości - odparł krótko Dustin, nie odrywając swojej uwagi od mapy. - Mamy zapasy, a nawet sól i pieprz - dodał z uśmiechem. Profesor wskazał zachęcajacym gestem na tobołki z zaopatrzeniem. Proszę czynić swoją magię, panie Runerrock - powiedział. Ostatnio edytowane przez CogMan : 01-10-2021 o 15:05. |
05-10-2021, 00:13 | #13 |
Reputacja: 1 |
__________________ "Beer is proof that God loves us and wants us to be happy" Benjamin Franklin Ostatnio edytowane przez Marrrt : 05-10-2021 o 00:16. |
12-10-2021, 21:02 | #14 |
Reputacja: 1 | Wszystkie dźwięki, zapachy i widoki były jednak dość przytłaczające. Od doznań w tym miejscu szło dostać zawrotów głowy, szczególnie liczne niezgodności powodowały u profesora zamyślenie. Pozostawało pytanie jakim cudem tak duże robactwo potrafi tu wyżyć. W czasach dinozaurów powietrze miało inny skład, pozwalając wszelkim organizmom rosnąć do rozmiarów przekraczających dzisiejsze standardy, ale to wszystko tutaj przechodziło ludzkie pojęcie. Z zadumy nad krainą, której piękno bezustannie zdawało się ścigać o pierwsze miejsce na liście z niebezpieczeństwem, profesora wyrwało nietypowe zjawisko, które dopiero po chwili dał radę zinterpretować. Gdy powtórzył nazwę istoty głośniej złapał za sztucer, odbezpieczył i wycelował. Był w idealnej pozycji - widział swój cel i był jedynym z bronią w ręku. Może nie zabije tego paskudztwa, ale powinien zmusić je do puszczenia doktor i dać innym czas na reakcję. Najlepszym celem wydawała się otwarta paszcza, ciężko stwierdzić jak twardy jest pancerz istoty, a wnętrze najeżonej zębiskami mordy nie było opancerzone... i większe niż chociażby oko, które mogłoby również być celem. Profesor wiedział, że musi się cofnąć po oddaniu strzału. Jeśli wpadnie na dół to będzie kolejną osobą do ratowania, a to nie wchodziło w grę, przynajmniej gdyby ktoś pytał o to samego profesora. - Ma ktoś ładunki wybuchowe? - rzucił, przeładowując i znów celując w dół, powoli cofając się od ruszającej się masy ziemi. |
12-10-2021, 21:18 | #15 |
Reputacja: 1 | Biwakowanie w namiocie zawsze było czymś ciekawym i interesującym - nawet jeśli nocowało się tylko w pojedynkę. Z pewnością z uwagi na to, że nieczęsto się to zdarzało i zawsze towarzyszyła temu wolność wynikająca z urlopu. Dzięki temu lepiej doceniało się takie chwile, noce, weekendy. Tym jednak razem cisza nocna nie trwała zbyt długo. Dustina obudziło nagle czyjeś niespodziewane wtargnięcie do jego namiotu. Oczywiście, że gdy drzwi są otwarte na oścież lub ma się do czynienia z namiotem, to nie puka się przed wejściem. Aczkolwiek pukanie to nic innego jak informacja przekazywana za pomocą dźwięku, zwykle o obecności i chęci wejścia, a tę informacje można też przekazać werbalnie - choćby zbliżając się i mówiąc o pogodzie. Tym jednak razem nikt nic nie mówił, a zachowanie intruza też świadczyło o tym, że Dustin miał do czynienia ze zwierzęciem, a nie osobą. Oczywiście, skoro zapasy żywności zostały podwieszone wysoko, to zwierzynę zwabił zapach ludzi... oby tylko nie w intencji zamiennika w menu. W pierwszej chwili, z uwagi na nagłe obudzenie i otaczający ich półmrok nocy, mężczyzna sądził że ma do czynienia z jakimś wężem. Szybko złapał jeden z czekanów, które na szczęście miał pod ręką i z całej siły zaczął walić nim w stworzenie. Jeden cios! Drugi! Trzeci! Dustin zorientował się wówczas, że ma do czynienia z czymś znacznie dziwniejszym niż wąż, a jednego potwora Jumanji już widzieli. Cokolwiek to było, ataki sprzętem do wspinaczki okazały się owocne w skutki i stworzenie wycofało się z powrotem na zewnątrz. Nie było jednak czasu na oddech ulgi! Odgłosy dochodzące z obozowiska jasno świadczyły o tym, że nie tylko do jego namiotu coś się dobierało i że sytuacja jest co najmniej nieciekawa. Dustin w pośpiechu ruszył do wyjścia, chwytając po drodze swoją strzelbę. Oczywiście zabrał też pas z nabojami, który dotychczas nosił na ramieniu. Dustin wyłonił się z namiotu ładując broń. Mógł się spodziewać różnych intruzów, ale Graboid po środku obozowiska był raczej na końcu listy. Nie trzeba było być ekspertem w dziedzinie potworów, aby mieć świadomość że to tutaj, było cholernie niebezpiecznym stworzeniem! Choćby po jego czynach. Mężczyzna dobrze pamiętał jak zawieszał zapasy i znając ich lokalizację bardzo szybko zorientował się, że może boleśnie ugodzić nimi gadzinę, na tej samej zasadzie jak Alan "Dutch" Schaefer załatwił nieco innego potwora. Oczywiście taki manewr wymagał paru sekund czasu i ponadto ryzykowali by utratę całego jedzenia, które potwór mógł zabrać ze sobą pod ziemię. W rękach zaś miał załadowaną dwururkę dużego kalibru, którą wystarczyło wycelować i nacisnąć na spust. Dustin nie wahał się z wyborem i wypalił ze strzelby celując w otwartą paszczę potwora. Najpierw padł jeden strzał! A zaraz potem drugi! Ostatnio edytowane przez Mekow : 12-10-2021 o 21:21. |
13-10-2021, 07:27 | #16 |
Reputacja: 1 | Plenty miała zwykle kłopoty z zasypianiem, a szmery lasu wokoło dodatkowo jej w tym nie pomagały, toteż, gdy wreszcie zdołała zasnąć, ciężko jej się było obudzić, gdy coś niepokojącego zaczęło się dziać. Zamieszanie w obozie było jednak wystarczająco duże i w końcu wyjrzała, po to tylko, by zobaczyć lej... poruszonego profesora, strzelbę w dłoniach Runnerrocka... A na sam koniec pochwyconą panią doktor. Do jej uszu dotarło pytanie o materiały wybuchowe. Przysiągłaby, że coś takiego spakowała! Wskoczyła ponownie do namiotu i złapała za swój uporządkowany już podczas wieczornego posiedzenia ekwipunek, a następnie zaczęła szukać lasek z lontem... Nie były jej one zwykle potrzebne do czegokolwiek innego, niż otwieranie opornych zamków, bo czego nie można było rozebrać i otworzyć rozumem, można było dynamitem... - Mam coś wybuchowego! - krzyknęła ze swojego namiotu. Wygrzebała laskę i brakowało tylko zapalniczki. Wyskoczyła na zewnątrz. Musiała dostać się do ogniska, by od niego odpalić lont. Póki było zamieszanie i strzały, póty miała na to czas, więc ruszyła w tym kierunku.
__________________ If I had a tail I'd own the night If I had a tail I'd swat the flies... |
13-10-2021, 08:18 | #17 |
Reputacja: 1 | Z zadowoleniem wydobyła z niewielkiego zadrapania kawałek ciernia, który w przyszłości mógł stać się przyczyną poważnego zakażenia. - Tak jak ty nie chcesz, by maszyna się zatarła przez odrobinę piasku, która dostała się między tryby - zaczęła oglądając kolec uważnie. - Tak ja nie chcę by ludzie pod moją opieką cierpieli z powodu głupiego ciernia - pozbyła się problemu i przemyła delikatnie policzek panny O'Toole środkiem dezynfekującym. Była usatysfakcjonowana efektem swojej pracy. Rozcięcie było teraz czyste, ładnie się zeszło, już przestawało krwawić po jej ingerencji. Czystemu zadrapaniu mogła już pozwolić zostać jak było, by zaschło i ładnie się goiło. Blondynka uśmiechnęła się krzywo, unosząc przy tym jedną brew i zamykając torbę lekarską. - Ale jak mówiłam, jeśli chcesz na przyszłość mojej uwagi, wystarczy poprosić. Nie musisz od razu się kaleczyć - mrugnęła do panny O'Toole i udała się do siebie. Należało przygotować się do snu, wyrzucić niedopaloną resztkę cygaretki i zjeść wieczorny posiłek przed zasłużonym snem... ... z którego wyrwało ją wyjątkowo nieuprzejme zachowanie lokalnego stwora, który postanowił pochwycić ją za łydkę i zacząć wyciągać z jej namiotu. - Shit! - zaklęła pani doktor próbując kopnąć i uderzyć obcasem buta w mackę trzymającą jedną z jej łydek. Pospiesznie chwyciła cokolwiek czym mogłaby uderzyć lub dziabnąć trzymającą ją mackę. Nie planowała dać się zjeść!
__________________ "Eala Earendel engla beorhtast Ofer middangeard monnun sended." |
19-10-2021, 21:48 | #18 |
Reputacja: 1 |
__________________ "Beer is proof that God loves us and wants us to be happy" Benjamin Franklin |
24-10-2021, 11:15 | #19 |
Reputacja: 1 | To był ten moment, gdy przez bardzo krótką chwilę Eleonore doszła do wniosku, że jej matka miała rację i trzeba jej było posłuchać. Trzeba było wybrać literaturę... Tym sposobem nie skończyłaby z łydką owiniętą macką paskudnej istoty, okładając tęże kończynę na odlew rondelkiem zwiniętym po drodze jako jedna z nielicznych rzeczy, które znalazły się pod ręką. Gdy poczuła, że dodatkowo istota zaczyna podejmować próbę wciągnięcia jej pod ziemię pobladła dość gwałtownie. - Shit! - skomentowała wcale tą perspektywą nie ucieszona. Nie zamierzała zostać pogrzebana żywcem przez przerośniętego robala, ani też nie planowała zostać przez niego pożarta. Zdwoiła swoje wysiłki by się wydostać. Bezskutecznie... Gdy poczuła ludzką dłoń, która chwyta ją za rękę przytrzymała się jej z całych sił. Próbowała się podciągnąć i mocniej przytrzymać ręki Dustina. Czuła jednakże, że nie starczy im sił na długo... Szarpała się jak mogła, kopała z całych sił. Gdy poczuła, że chce ją chwycić drugą macką zaklęła ponownie: - Fuck, you've got be be kidding me... - tego jej jeszcze brakowało... Nie widziała, że Plenty i profesor błyskawicznie i w niemej zgodzie podjęli decyzję o użyciu materiałów wybuchowych. Huk eksplozji ogłuszył Eleonore. Ociekające posoką macki stwora urwane eksplozją wyleciały w powietrze. Reszta stwora zniknęła poza zasięgiem wzroku awanturników. Eleonore słyszała tylko ten przeszywający gwizd. To nie pozostanie obojętne dla jej zdrowia... Oddychała ciężko próbując się zorientować w przestrzeni i zorientować w tym co się wydarzyło. Brak zmysłu słuchu i ogólne zdezorientowanie negatywnie wpływało na jej zdolność percepcji. Jedno wiedziała na pewno. Nigdy więcej namiotów na miękkiej ziemi... Następnym razem na skałach... Koniecznie... Była roztrzęsiona. Była medykiem!!!! Do medyków się nie strzela!!! Medyków się nie zjada!!!!!!! *** Poranek przyniósł poprawę sytuacji słuchowej u pani doktor. Próbowała przy okazji jakoś zaradzić temu i wspomóc powrót zmysłu. Z samego rana delikatnie przeczyściła swoje uszy starając się pozbyć się wszelkich zanieczyszczeń i ciał obcych, które mogły się tam dostać. Szczególnie piasek mogł stwierdzić, że się zadomowi... Podziękowała też Plenty za szybką reakcję i myślenie w ciężkiej sytuacji. Bez słowa ją po prostu objęła. Mogła być weteranem wojen burskich, ale wojna wygląda jednak nieco inaczej niż bycie zaatakowanym przez przerośniętego ROBALA! ROBALA!!! Gdy przyszedł czas ruszania w drogę sprawnie się spakowała zabierając wszystkie swoje rzeczy i starannie zabezpieczając medykamenty. Podążała za przewodnictwem Dustina, który wydawał się wiedzieć dokąd zmierzają. Poprzedniego dnia, gdy już doszła do siebie obczaiła w jakim stanie są pozostali towarzysze wyprawy. Zaniepokoiło ją zniknięcie dwójki towarzyszy. Nie wyglądało na to by zostali zjedzeni czy porwani. Widok jakże znajomego napisu "Karta postaci" wywołał nieprzyjemne mrowienie w tyle czaszki. Przez chwilę miała wrażenie, jakby coś próbowało się przedrzeć do jej świadomości. Wrażeniee jednakże po chwili ustąpiło. Pobieżne przeszukanie okolicy nie ujawniło miejsca przebywania dotychczasowych kompanów. Nie mogli sobie pozwolić na przerwanie marszu... Nie na tym etapie. Myśląc o tym teraz, następnego dnia, Eleonore miała poważny, nieprzenikniony wyraz twarzy. Ciężko było stwierdzić co jej teraz chodziło po głowie. Blondynka z radością przywitała chwilę przerwy w marszrucie, gdy znaleźli wreszcie poszukiwany punkt. Panom pozostawiła naprawienie mostku linowego. W pewnej chwili dostrzegła zniknięcie panny O'Toole. Rozejrzała się wokól i przez chwilę wydawało jej się, że dostrzega ją gdzieś w pobliskich zaroślach. Ruszyła w tamtą stronę nie myśląc nawet o tym, że panna O'Toole potrzebuje może chwili prywatności. Gdy się zbliżyła wyczuła nieprzyjemny zapach smaru. Wolała jednakże woń medykamentów i środków dezynfekcyjnych. Jej wzrok szybko odnalazł źródło - szmatka nasączona smarem do konserwacji broni. Nie była mechanikiem ani rusznikarzem, ale przez całe lata przebywała w towarzystwie żołnierzy, którzy na co dzień używali tego do konserwacji swojego narzędzia pracy. Smar przez lata był więc dla niej nieodłącznym elementem codzienności. Smar w tym miejscu oznaczał, że ktoś był tu przed nimi. Mogła to być dwójka ich dotychczasowych towarzyszy... Albo ktoś zupełnie obcy i potencjalnie niebezpieczny. Pani doktor spojrzała z niepokojem na Plenty i skinęła jej głową, a potem rozejrzała się uważnie po okolicy próbując odszukać więcej śladów obecności w tym miejscu. Smar miał charakterystyczny zapach. Być może ktoś kto się tu przemieszczał zostawił więcej śladów po konserwacji broni, a być może obozowania w pobliżu...
__________________ "Eala Earendel engla beorhtast Ofer middangeard monnun sended." |
24-10-2021, 12:54 | #20 |
Reputacja: 1 | Pierwsza zasada niesienia pomocy: zimna krew ponad wszystko. Nadmierne skupienie na celu sprawi, że nie zauważysz innych zagrożeń. Druga zasada niesienia pomocy: musisz mieć pewność, że w wyniku tej czynności nie zaczniesz sam wymagać pomocy. Trzecia zasada niesienia pomocy najwyraźniej dopiero teraz wyrył się złotymi literami z tyłu głowy profesora i brzmiała "Bierz dynamit na wyprawy w dzicz". Gdy istota schowała łeb straciła możliwość celowania w poszczególne osoby z większego dystansu, wiec potencjalne dalsze ataki były mniej skoordynowane, wystarczające jednak by nabić profesorowi siniaka. Z drugiej strony teraz jedyną opcją było przestrzelenie macki kilkakrotnie w jednym miejscu, by zmusić głodne bydlę do odpuszczenia posiłku lub utraty kończyny. Zadanie o wiele bardziej pasujące dla posiadacza dużego noża... ale wtedy pani mechanik wygrzebała ze swoich rzeczy dynamit i jak podczas strzału do rzutków profesor trafił bezbłędnie w poruszający się po przewidywalnym torze cel, tym razem jednak wpierw przygotowawszy się na huk. Reakcja była... co najmniej widowiskowa. Profesor rzadko bywał tak blisko eksplozji i dobrze pamiętał czemu. Nawet przy obecnym dystansie od epicentrum, który ci co bardziej „elastyczni” spece od ładunków wybuchowych mogliby z pewna dozą kręcenia nosem nazwać „sensownym” można było poczuć jak wszystkie wnętrzności na chwilę się ścisnęły. Bliżej eksplozji było jeszcze gorzej i przez chwilę profesor zastanawiał się czy adrenalina wystarczy, by ochronić dwójkę towarzyszy podróży przed utratą przytomności... obawy na szczęście się nie spełniły. Dr Reye jako weteran wojenny musiała już być zahartowana i z eksplozjami pewnie już miała do czynienia nie raz. Dustin z kolei… był alpinista. Może jego organizm był gotowy na gwałtowniejsze zmiany ciśnienia, niż te stopniowe, zachodzące w trakcie wspinaczki… nie było to jednak istotne. - Moje uznanie za sprawny dobór środków, panno O’Toole – powiedział profesor podkuśtykując do reszty grupy. - Wszyscy w jednym kawałku, jak widzę? – bardziej stwierdził niż zapytał i pokiwał głową. - Możliwe, że lokali powiedzą nam więcej o potencjalnych zagrożeniach, by uniknąć podobnych, dla nich zapewne oczywistych, błędów w przyszłości – skwitował i pokiwał głową. Przysiadł by odpocząć i przyłożyć zimny metalowy bukłak z wodą do stłuczenia, by jutro nie przeszkadzało zanadto w marszu. Mieli przed sobą daleką drogę i nie można było spowalniać pochodu przez własne roztargnienie. Przy okazji jego spojrzenie spoczęło na nadpalonym fragmencie papieru. Profesor zmarszczył brwi i chciał schować papier do kieszeni na później. Ale jego ręką po prostu wypuściła go z dłoni i umysł jakby odrzucił tę informację, skupiając na ważniejszych na chwilę obecną sprawach, a potem przechodząc gładko do spekulacji. Skoro tego typu istoty były tu duże, to jak paskudnym istotami muszą być lokalne komary? Wznowiona o poranku podróż okazała się pozbawiona dalszych „atrakcji” i dotarli do pozostałości mostu. - Zrobi pan uprząż z liny, panie Runerrock? Piszę się an ochotnika, by spróbować przejść na drugą stronę i w razie czego mnie wciągniecie… – zaczął ale obejrzał się na rozmówcę. - Czy jako osoba bądź co bądź doświadczona w temacie wolałby pan czynić honory? – zapytał. Przy dwóch linach można już przejść sensownie stawiając nogi na jednej i trzymając się drugiej jak poręczy, wiele afrykańskich ludów korzysta z tego typu improwizowanych mostów podczas podróży, więc czemu im miałoby nie wystarczyć? Oczywiście osoba, która przejdzie jako pierwsza będzie po przywiązaniu liny i upewnieniu się co do mocowania musiała wrócić po swój sprzęt i ktoś inny będzie musiał mieć baczenie na okolicę. Profesor jako właściciel broni długiej będzie mógł ubezpieczać Dustina podczas gdy będzie potencjalnie wystawiony na atak… czegokolwiek co zamieszkuje tutejsze lasy. Dwie panie będą mogły go wciągnąć jeśli lina pozostała po moście nie wytrzyma, poza tym linę trzeba będzie przywiązać i tak do drzewa po ich stronie… no i Dustin będzie musiał wziąć jeszcze jedną linę ze sobą, by mieć jak przywiązać ją do drzewa po drugiej stronie. Tak, plan brzmiał sensownie i profesor zdecydował się podzielić nim zresztą, pytając o potencjalne uwagi. |