|
Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
07-07-2023, 19:58 | #1 |
Reputacja: 1 | (Storytelling) SPARE
__________________ A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić. |
08-07-2023, 10:49 | #2 |
Reputacja: 1 | here's Johnny Bolało go gardło. Trener na pewno nie będzie zadowolony. Tylko czy miało to jakiekolwiek znaczenie dla Kacpra? Rok temu przejąłby się pewnie, szukał wymówek, wymyślił jakieś wysoce karkołomne usprawiedliwienie. Teraz miał to w nosie. Nie był już siedemnastoletnim dzieciakiem, a dorosłym i poważnym facetem, który już od ponad trzech tygodni mógł samodzielnie kupować browar w sklepie! Poza tym to nie przeziębienie było przyczyną paskudnej chrypki, ale fakt, że mało komu dał się przekrzyczeć w młynie na Kamiennej. Wraz z setką innych chłopaków kipieli nieokiełznaną, wybuchową radością, kiedy to oficjalnie Polonia wywalczyła w końcu awans do pierwszej ligi. Na Konwiktorską 6 wracają wspomnienia o świetności, a dziki entuzjazm wiernych kibiców Czarnych Koszul może zaowocować bólem setek gardeł, a i tak wszyscy powiedzą, że było warto. Ciepłe popołudnie skłoniło chłopaka do spaceru. Dziś nie wybierał się do swej dorywczej pracy w kociej kawiarni. Dostał wolne od zatroskanego pana Janusza, właściciela, który w nieco nieudolny acz pełen dobrych intencji sposób próbował zastąpić Kacprowi ojca. Powodem owej troski był kolejny incydent do jakiego doszło wczoraj. Łasica i Dzik. Skojarzenie było tak silne, że Nowicki uśmiechnął się do swoich myśli. Miał dość dobry zmysł obserwacji, praca kelnera wyrobiła w nim pewne nawyki. Od razu wiedział, czy klient jest w nastroju do żartobliwego zagadania, co zwiększało szansę na napiwek o jakieś 50%, czy ma kasę, czy jest zły, zniecierpliwiony, czy się śpieszy. Najfajniejsze były młode pary, albo grupy licealistek, rozszczebiotanych w typowo głupkowaty dla swego wieku sposób, pożerających go ciekawie wzrokiem. Miał świadomość, że w opiętym, firmowym T-shircie z wesołym, kocim nadrukiem wyglądał doskonale. Szczupła sylwetka wyrzeźbiona wieloletnim treningiem pływackim, szerokie barki, wypukła klatka i wąska talia, wspaniale współgrały z jego szerokim uśmiechem. Nie miał problemów by odezwać się, pożartować na granicy flirtu, pochylić się i oprzeć o stolik przed którąś z dziewcząt. Dzięki temu zawsze ładnie zaokrąglał się rachunek, ale nigdy nie wychodził poza ramy zawodowej uprzejmości. Kornelia wyrwałaby mu pewnie nie tylko włosy, ale i paznokcie, albo i kończyny, gdyby szukał głupich rozrywek na boku. Oczywiście zrobiłaby to na swój własny, spokojnie-nieśmiały sposób. O tak, Korni potrafiłaby jednocześnie być delikatną i staroświecką, a przy tym stanowczą do bólu. Jako dorosły facet wiedział że kobiety właśnie takie potrafią być. To znaczy może nie wiedział z autopsji, ale czuł że takie właśnie są i basta. Bo takie są, prawda? Łasica i Dzik nie byli jednak klientami z żadnej z jego ulubionych kategorii. W zasadzie dla takich jak oni stworzono raczej oddzielną kategorię. Zadymiarze z Żylety z Łazienkowskiej byli przy nich zgrają uczniaków. Ta kategoria nosiła by nazwę powiązaną z Wołominem, albo wręcz recydywą z Białołęki. Czy miało to jednak jakieś znaczenie? Dla Kacpra żadnego. Jego zmarły ojciec wielokrotnie powtarzał, że jeśli chce być prawdziwym facetem, to czasem trzeba zawiesić cywilizację na kołku, by przypomnieć sobie że wszyscy wywodzimy się od barbarzyńskich wojowników. Mama zawsze krzywiła wtedy usta i znajdowała milion argumentów za tym, że rozum zawsze zatriumfuje w konfrontacji z siłą, a osoby mądre po prostu ominą rafy życiowe i pułapki zastawiane przez prymitywów. Taaaa…. Widać że bardzo dawno temu skończyła szkołę. Łasica miał rozbiegane spojrzenie kieszonkowca, długie, zręczne palce i całkiem przystojną, choć nieco zbyt ptasią twarz. Jak Adrien Brody, kiedy nie jest na diecie. Dzik natomiast był zwalisty, otyły wręcz, i nieogolony. Obaj zachowywali się głośno, prowokacyjnie. Głupawe komentarze o braku piwa w tej spelunie, czy o pieprzonych emigrantach, kiedy usłyszeli śpiewny głos kucharki Nastii dobiegający z zaplecza, ale coś innego przeważyło szalę. Ulubieniec wszystkich, gruby rudy kocur Baltazar, miał pecha bo postanowił przekuśtykać majestatycznie na swych trzech łapach przy stoliku zajmowanym przez te dwa prymitywne indywidua. Jego głośne, pełne urazy miauknięcie, wyrażało raczej zdumienie niż ból, kiedy odziana w ciężki bucior stopa kopnęła kota w niewymowne miejsce. Proces zawieszenia cywilizacyjnej ogłady nastąpił w sposób tyleż zaskakujący, co nieoczekiwany. Kacper zignorował wszelkie procedury kawiarni, dotyczące niechcianych gości. Mahatma Gandhi zasnął, a zbudził się Conan Niszczyciel. W dwóch długich susach doskoczył do stolika i wyprowadzając cios z całego barku, z impetem uderzył w twarz obleśnego grubasa. Ten poleciał w tył z krzesłem, upadł niezgrabnie i zaczął się gramolić na czworaka, ale to nie on stanowił zagrożenie dla chłopaka. Łasicowaty szybko i zręcznie wysunął się zza stolika i w kilku ruchach powalił większego od siebie młodzieńca i kilkukrotnie uderzył leżącego w twarz. Nowicki grzmotnął głową o ziemię, zamroczony czuł tylko metaliczny posmak krwi w ustach i żądzę mordu. Jak oni mogli skrzywdzić to kochane zwierzę? Menadżerka sali jakoś załagodziła sprawę. Łasica był bardziej rozbawiony niż wściekły, przyglądał się przez zmrużone powieki Kacprowi. Łezki wytatuowane na jego policzkach zdawały się spływać w dół, kiedy na zmianę zaciskał i rozluźniał szczęki. W końcu widać podjął jakąś decyzję, bo rzucił od niechcenia „ Chłopak ma jaja. Głupi jest, ale ma jaja”. Przyjął przeprosiny pani Alicji, po czym odholował swego kompana z rozbitym nosem w miejsce, gdzie odchodzą złoczyńcy po dokonaniu srogich występków. Nowicki dopiero teraz zaczął się bać. Sam na sam z wkurzoną menadżerką nie miał żadnych szans. Koniec jego młodego życia zbliżał się wielkimi krokami, kiedy ONA, sunęła w jego kierunku, wszechmocna niczym góra lodowa na kursie Titanica. Ze swoimi stusześćdziesięcioma centymetrami wzrostu, wesołymi zielonymi oczyma, zadartym noskiem z kilkoma piegami wyglądała niczym krwawa Walkiria. No nie, w zasadzie wcale tak nie wyglądała. Zwłaszcza podając chłopcu chusteczkę i z troską wyrzucając z siebie pytanie. -Nic ci nie jest głuptasie? Chodź, przyłożymy lód. Co w ciebie wstąpiło, to było niedorzeczne i niepotrzebne. Jakbyś to wcale nie był ty Kacperku. -Tak Pszepani, przepraszam. Ja naprawdę nie wiem czemu tak… - Wyszło jak wyszło, żadnego zgłoszenia na policję nie będzie, żadna oficjalna skarga nie wpłynie- Czterdziestolatka delikatnie przyłożyła chusteczkę do jego rozbitej wargi. -To dobrze Pszepani, ja naprawdę nie chciałem, tylko Baltazar… Grube kocisko przyglądało się uważnie otoczeniu, liżąc leniwie łapki i ruszając w dystyngowany sposób puszystym ogonem. Baltazar był jedynym kotem nie przeznaczonym do adopcji, kawiarnia była jego udzielnym księstwem i prawdziwym domem. Formalnie nie należał do nikogo, ale był jednym z pierwszych zwierzaków jakie zamieszkały u pana Janusza i był symbolem tego co było tu dobre. Poza tym uwielbiał Kornelię niemal tak samo jak Kacper. Byli więc swego rodzaju braćmi krwi. Kacper wyczytał w jego żółtookim spojrzeniu akceptację, a może i wdzięczność. Koty nie są zdolne do takich uczuć, ale Nowicki wiedział swoje. Pan Janusz kazał mu odpocząć od pracy. Naburczał, pogroził palcem, ale po tym wszystkim objął chłopaka i przytulił w kanciasty sposób. Wymamrotał coś o stresie i o tym, że ból przemija i zwinął się z kantorka zawstydzony. Swobodny weekend wykorzystał więc na mecz, na który wybrał się z Bandytą i Klikiem, swoimi kumplami z klasy. Wojtek Bandyszewski, długowłosy drągal, wyszczerzył zęby i z dumą klepał Kacpra przez prawie cały mecz, powtarzając, że jest zajebisty, skoro przywalił dorosłemu knurowi. W dodatku to na pewno był kibic Legii, skoro wyglądał jak chodząca kupa gówna z przedmieść Warszawy, a zatem zasługa jest podwójna. Temat podchwycił Tosiek Glicki, który w każdym towarzystwie umiał skupić na sobie uwagę i rozkolportował po całej trybunie Kamiennej newsa, że Nowicki napierdolił jakiegoś frajera z L-ką na szaliku. Szacun w Czarno-Biało-Czerwono-Czarnej części stolicy urósł na Level Epic Max. Szkoda tylko że Polonii kibicuje może z 1% mieszkańców miasta… Kornelia czekała na niego w domu. Jej rodzice byli na jakimś spotkaniu koła parafialnego, w którym pani Krystyna była kimś ważnym, starszym sierżantem sztabowym, czy kimś takim. Korni nigdy nie pytała o to dokładnie, bo nie dbała też o to wcale. Oboje w Kacprem wierzyli, że nie ma w co wierzyć. Dobro jest w ludziach, trzeba je wykorzystywać w życiu, nie dlatego że tak mówi jakaś książka SF napisana przez smutnych kolesi kilkanaście wieków temu, ale dlatego że bez dobra ten świat skończy w jakiś makabryczny sposób. Nie przekroczyli jeszcze pewnej granicy intymności. Ostatnia baza czekała, nienaruszana zbytnio targającymi falami emocji. Znajdowali zbyt wiele przyjemności w cieszeniu się sobą, by postawić ten kolejny krok. Korn mimo swego otwartego światopoglądu całe życia utrzymywana była w rodzinnej klatce patriarchalnego spojrzenia na świat, zatem Kacper z prawdziwą dojrzałością zadowalał się tym, w czym rzekomo są świetne wszystkie uczennice szkół katolickich. Jego dziewczyna do takiej szkoły akurat nie chodziła, ale świetna była na pewno. On nie pozostawał jej dłużny, skupiony wielce i oczarowany bogactwem jej reakcji. -Teraz powinniśmy chyba zapalić papierosa – z uśmiechem wyszeptał Kacper, jakieś pół miliona westchnień później. Jego głowa spoczywała na jej udach, ona zaś ciągle miała palce wplecione w jego włosy, jak w chwili uniesienia przed kilkoma minutami. - Papierosy są passe, prawdziwi luzacy palą jointy – zażartowała. Oboje nie chcieli mieć nic wspólnego z mocniejszymi używkami. Dwa kieliszki na długich nóżkach stojące na nocnym stoliku z mieniącym się na dnie bordeaux, które Nowicki legalnie kupił w sklepie, były więcej niż wystarczającym rozluźniaczem. - Chwilo trwaj – wymruczał rozluźniony i spełniony młody mężczyzna - Trwaj, ale nie dłużej niż kwadrans, bo musimy doprowadzić się do porządku, a mama kazała mi obiecać że nic nie zbroimy pod ich nieobecność - No i słowa dotrzymaliśmy , żadnych wnucząt nie zastaną w domu po powrocie – mrugnął do niej – więc mamy jeszcze cały kwadrans dla siebie?- Błysk w jego oku przekazał jasny komunikat. Kolację zjedli razem z państwem Zawadzkimi. Był na niej też wiecznie zabiegany brat Korni, Adam. Chłopak całe popołudnia po szkole spędzał z grupą studentów, poświęcając całą energię projektowi mechanicznego chwytaka do sondy marsjańskiej. Politechnika uczestniczyła z sukcesami w dużym panelu we współpracy z NASA i Europejską Agencją Lotów Kosmicznych. -Jak to jest, że Malinowski jest jadowity jak żmija i prawdomówny jak Pinokio, a co drugie słowo w jego przemówieniach jest o Bogu? - Często rozmawiali o takich sprawach w domu Kornelii - Bóg jest dobry, a ludzi którzy się na niego powołują są tylko ludźmi, ze wszelkimi swymi ułomnościami. Mają wolną wolę i rozum, ale to nie wystarcza, błądzą i w swej niedoskonałości nie widzą tego. Malinowski to na pewno dobry człowiek, który zapomniał co jest dobre, bo nikt mu o tym nie przypomina. Bo polityka to nie miejsce dla zacnych i prawych, to nie miejsce dla sprawiedliwych. - Czy to znaczy, że każdy polityk staje się zły? - Możesz mieć najlepsze intencje, a kończysz jak ten rockman Łupież, od idei do bycia szmatą droga jest dość krótka – pani Krystyna, lektorka zgromadzenia dobrych chrześcijan, gorliwie kochająca Jezusa wiedziała, że jego słudzy wcale nie są utkani ze świetlistego blasku, a media potężnego Ojca Kierownika to siedlisko sekciarskiego myślenia sprzecznego z doktryną papieską. - Tylko czy w tym paskudnym świecie znajdziemy coś lepszego niż KUNa? Oni jedni chociaż coś dają społeczeństwu Kacper stłumił ciche przekleństwo wypełzające mu na usta. To właśnie Polska, mój dom, miejsce gdzie prawi ludzie nie chcą widzieć w jakim grzebią się gównie, przytłoczeni propagandą telewizji i innych gadzinówek. Miejsce gdzie gorliwa służalczość jest cnotą ważniejszą od innych przymiotów ducha, gdzie pycha wcale nie kroczy przed upadkiem, a ma się bardzo dobrze, miejsce w którym nieprawość ma zawsze solidne alibi, a grzech odpuszcza się ustami rzeczników z piekła rodem. Ciekawe czy ich krew jest czerwona. Ciekawe.
__________________ Pусский военный корабль, иди нахуй Ostatnio edytowane przez killinger : 08-07-2023 o 11:04. Powód: uciekające literki |
11-07-2023, 22:28 | #3 |
Reputacja: 1 |
|
17-07-2023, 08:34 | #4 |
Reputacja: 1 | Wtorek, popołudnie - Przerywamy program… Właśnie dostałem wiadomość … - reporter dał znak kamerzyście, aby zamiast zasmarkanych gówniarzy babrających się w fontannie skierował oko kamery na jego osobę. Dotknął mikrofonu w uchu i zaczerpnął powietrza. To miała być jego chwila, moment na który czekał każdy dziennikarz – poinformować na żywo o wydarzeniu, które zmieni oblicze historii.
__________________ A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić. Ostatnio edytowane przez kanna : 17-07-2023 o 09:15. |
22-07-2023, 14:36 | #5 |
Reputacja: 1 |
__________________ “Living and dying we feed the fire,” Ostatnio edytowane przez Morph : 22-07-2023 o 17:15. Powód: kolorek |
23-07-2023, 10:04 | #6 |
Reputacja: 1 | Czasem znajomi żartowali, że na pewno ma wszczepione 50% genomu rekina. W wodzie czuł się naprawdę dobrze, a jego półeczka z medalami pełna była wartościowych pamiątek. Fakt, że te najcenniejsze zdążyły już lekko się zakurzyć, ale nadal był dobry i nadal woda dawała mu sporo radości. Teraz paradoksalnie upatrywał w niej szansy na zmniejszenie owej radości, wytłumienie potoku endorfin pompowanych przez rozognione serducho. Był nieuważny, nieco nieobecny duchem, pewne obrazy zapadły głęboko w jego umysł, zaraza rozochoconego libido rozlewała się po całym ciele intrygująco-irytującym dreszczykiem. Jeśli to znaczy być mężczyzną, to dzięki ci Losie, że mnie nim uczyniłeś - myślał leniwie. Spora dawka wysiłku i 19 stopni ciepła wody z klubowego basenu pozwolą mu wrócić na właściwe tory. Spokojnie doczeka wieczora, godzinka Counter Strike'a na którego umówił się z Łukaszem to dobra odskocznia od płomiennych wizji podsycanych testosteronowym wybuchem. I wtedy zaśpiewa złośliwie płynącym endorfinom "Nie ma fal" głosem młodego barda ze śmiesznym wąsikiem. Swoją drogą ów bard był idolem Łukasza, a kto wie, czy nawet nie czymś więcej. Luki ze swoją odmienną seksualnością miewał czasem dziwne pomysły na piękno i atrakcyjność, ale poza tym był w porządku. Jego najlepszy kumpel od piaskownicy, a przy tym zadeklarowany, choć nie do końca wykomingautowany gej, na pewno doceni też postępy w powiększaniu zażyłości między Kacprem i Kornelią. Nie mógł się już doczekać, kiedy między kolejnymi fragami w CS-ie, rzuci na teamspeaku zdawkową informację o tym, że najlepsze lody są Mokotowie. Zaśmiał się w myślach. Nie był aż takim pozerem i cholernym snobem, by ubierać najfajniejszą rzecz jaka go spotkała w tak przaśne i wulgarne komunikaty. Poza tym Luki zdecydowanie wolał łagodniejszy język. Nawet jak mu nie szło i padał co chwilę zabity na ekranie swego wielkiego, panoramicznego monitora, mamrotał co najwyżej ciche "kurde" nie sięgając do potężnych zasobów brukowej polszczyzny. Kacper czytał kiedyś o przekleństwach w innych krajach i okazało się, że pod kątem złorzeczenia jesteśmy w ścisłej, światowej czołówce, a możliwości artykulacji w formie wielopiętrowych, złożonych konstrukcji wulgaryzmów mogą nam pozazdrościć wszyscy. Po słowie "kurwa" cały świat poznaje od razu Polaka. Kurwa - to jedyne co przyszło mu wyszeptać, kiedy zobaczył popieprzoną scenkę rodem z zielonych placów Mińska, szerokich alei Moskwy, zasnutych smogiem dolin drapaczy chmur Pekinu. Kurwa - wyszeptał znowu, zgodnie z zasadą że "Einmal ist keinmal". Ludzi podzielić można poprzez miliony siecznych idei, możliwości, zasobów, charakterystyk. Można zbudować nieskończoną ilość podzbiorów typów, rodzajów osobowości, cech , przymiotów. Tylko po co dzielić, skoro lepsze jest szukanie łączników, wspólnoty i dobra kryjącego się w synergii? Jeden podział jest jednak niezaprzeczalny i trwały. Miłośnicy psów i zwolennicy kotów nigdy nie będą czuli się dobrze w jednym koszyczku. Kacper kochał koty. Do tej chwili jednak nie wiedział, że umie nienawidzić psy. Pierdolony Cerber dla niepoznaki przyobleczony w owczarkopodobne ciało, wyglądał jak uosobienie chaosu. Dwie mundurowe sylwetki, w rynsztunku daleko odbiegającym od standardowego umundurowania krawężników na służbie, zdawały się ledwo panować nad agresją, której czarne jądro zamieszkało w futrzanej bestii. Dwoje młodych ludzi skutych na ziemi, niczym ofiary złożone w hołdzie Czworonogiej Grozie, drżało kiedy ślina z pyska dziwnie umaszczonego psa kapała tuż obok ich twarzy. Grozę potęgował zimny spokój siepaczy w mundurach. Chłodno taksowali otoczenie, bystrym wzrokiem szukając czegoś, może kłopotów, a może szans na zaspokojenie sadystycznych instynktów uwolnionych spod kontroli prawa, wyjętych poza nawias odpowiedzialności. Kacper nie był naiwny i wiedział że za dumnymi hasłami często nie kryje się nic prócz pustki, albo fałszu i obłudy. Amerykański gliniarz wysiadając z wozu udekorowanego dumnym "To serve and protect" mógł zadusić, lub zastrzelić Murzyna. Polski policjant opłacany z naszych pieniędzy mógł za długo bawić się taserem. Bo to tylko ludzie. Czasem dobrzy, czasem podli, najczęściej zmienni w zależności od okoliczności. Jak wszyscy. Prawie wszyscy. Ci dwaj byli z innej kategorii. Mundury pozbawione jakichkolwiek dystynkcji, bez naszywek z numerem służbowym, danymi jednostki czy komisariatu, bez tak powszechnych w unijnych strukturach nazwisk przypinanych rzepami na piersi. Anonimowi i cieszący się wynikającą z tej anonimowości bezkarnością. W dodatku napędzani do działania jakąś siłą, mrokiem wykraczającym poza otrzymane rozkazy. Jak pierdolony Specnaz. W samy środku stolicy dużego, europejskiego kraju. Skurwysyny. Służalcze kreatury systemu, który coraz bardziej dryfował w kierunku którego nikt o ilorazie inteligencji wyższym od Forresta Gumpa nie mógł akceptować. Niestety oficjalnie koronowany na Króla Polski Syn, będący drugą osobą boskiego triumwiratu, nie szafował specjalnie szczodrze przy rozdawaniu rozumu Polakom, przeto procesy zrozumienia nierzadko nie przemykały przez gładkie czoła dobrych obywateli pierwszego sortu. Kacper jednak wyniósł z domu przekonanie o egalitaryżmie jako najlepszej opcji, o tolerancji jako naturalnej pochodnej zdrowego rozsądku, wierząc że różnorodność jest częścią całości, a nie jej zaprzeczeniem. Mikroładunki przebiegające miedzy jego synapsami powoli przestawały przekazywać logiczne komunikaty, zamiast słów i obrazów, niosły burzę uczuć. Wściekłość i jakiś nienaturalny chłód wdarły się do umysłu chłopaka. Mięśnie napięły się, źrenice rozszerzyły. Ta jawnie chamska eskalacja przemocy policji wobec jego rówieśników wzburzyła go momentalnie, choć sam nie umiał powiedzieć dlaczego. Czuł swoje tętno, potężniejące niczym finał koncertu japońskich bębnów Taiko. Czuł w sobie potężną i dziką, nieujarzmioną siłę, adrenalinowy kop popychał go do działania. Rwać, szarpać, gryźć... przyglądać się tryskającej posoce. Czy w nieprzysłoniętych chmurami blaskach słońca, ta krew byłaby czerwona? Czy to zwierzę w futrze i zwierzęta w mundurach to zwykłe ssaki, czy twory zrodzone z podłego kaprysu piekieł? Czy ich krew ... - Spieprzaj ziom - chłopak, którego znał z widzenia przemknął obok niego jak strzała. Z jakiegoś powodu uznano go za niewartego zainteresowania. Bańka agresywnej wszechmocy pękła w głowie Kacpra. Rozsypała się w pył, niczym kawałek alabastru pod uderzeniem młota. Pozostawiła tylko kołatanie serca i potworną suchość w ustach. Nie ma znaczenia czy mają czerwoną juchę. Nie ma to znaczenia. Ma znaczenie co i dlaczego robią. Dlaczego w ogóle wolno im to rozbić? Domyślił się co się dzieje. bo dziewucha na sto procent była stuningowana. Nie, nie chodziło o to, że wydała kupę kasy, by jakiś doktor Szczyt zbudował jej cycki, nos, kości policzkowe i całą resztę, by wyglądała bardziej jak sportowe auto, niż dyskretna osobówka. Modyfikacje sięgały głębiej, dotykały innej sfery, były bardziej permanentne i nieodwracalne. Urodziła się zmieniona. Widział jej pajęcze palce, mogłaby być w przyszłości genialną pianistką, chirurgiem, albo po prostu kurewsko dobrze szydełkować. Nie miała jednak na to wpływu i wyboru. Była młodą laską zabijającą czas śmiechem i chipsami. Tuba Springlesów kołysała się pod buciorami wachmanów, lekki grzechot ziemniaczanych przysmaków był zdumiewająco wyrażny, stanowił przeciwwagę dla gromowego pomruku dobywającego się z paszczy szarobrązowego psa. Nogi same prowadziły go ku ławeczce, poniżonym dzieciakom, dwóm wielkim facetom bezdusznie wpisującym się w nazistowskie schematy, oraz zwierzęciu, które ewidentnie nim zainteresowane wydało z siebie serię głupkowatych kaszlnięć. Będąc już jakieś 3 metry od patrolu, zatrzymał się i zduszonym lecz stanowczym głosem wyrzucił z siebie. Va banque. - Jestem siostrzeńcem podsekretarza stanu w kancelarii Ministerstwa Sprawiedliwości. Mój wujek osobiście spotyka się z wiceministrem i zna wiecie panowie jakiego prezesa. Mój telefon komórkowy jest moją własnością i nie macie prawa bez nakazu odebrać mi go w żaden sposób. Zaczynam filmowanie panowie oficerowie. Myślę że nikomu w KUN nie spodoba się, że na ulicy wielcy faceci atakują dobre, polskie dzieci, przyszłość naszego wielkiego Narodu! Wujek miał warsztat samochodowy w Zielonce, polityki nie znosił, ale blef musiał jakieś wrażenie na policjantach zrobić. Zesztywnieli, może w wyrazie jakiejś niepewności, a może tylko knuli następne podłe posunięcie. Iphone Kacpra nagrywał scenę, wściekłe zwierzę, dwójka nastolatków skuta jak bandyci z Pruszkowa, skonsternowani wachmani. Oraz coraz większa liczba gapiów, coraz liczniejsze grono zwyczajnych Warszawiaków zatrzymywało się na skwerku, najpierw milcząco, potem cicho pomrukując, by w końcu wybrzmieć z narastającą irytacją. Jest jak jest, ale w każdym przyzwoitym człowieku ta piekielna scena budziła odrazę i zdumienie. W kraju tak doświadczonym przez komunę, automatycznie przepalają się bezpieczniki, gdy przedstawiciele resortu siłowego krzywdzą niewinnych. Kacper z satysfakcją zauważył kilka telefonów nagrywających wraz z nim. Zauważył oczy ciskające gromy, wykrzywione niechęcią usta tłumu. Nie miało znaczenia czy dziewczyna miała ułamek genomu inny niż pozostali. Nie miało znaczenia, czy była biała, czarna, zielona w paski czy anormatywna. To nie pierdolona prowincja, nie plac przed Kościołem Farnym w Białymstoku, gdzie legalnie spotykali się neofaszyści różnej maści. To duże, kosmopolityczne miasto, to miejsce gdzie tępa propaganda nie odnosi oczekiwanego efektu, tu nadal wolność i niezależność biorą górę nad partykularyzmem, nepotyzmem, cynizmem. Przynajmniej taką nadzieję miał Kacper Nowicki. Patrząc prosto w oczy szczekającej z nienawiścią bestii.
__________________ Pусский военный корабль, иди нахуй |
29-07-2023, 20:43 | #7 |
Reputacja: 1 | Wtorek, wieczór
__________________ A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić. |
30-07-2023, 00:03 | #8 |
Reputacja: 1 | Był dumny. Kłębiące się pod czaszką macki samozadowolenia mile łechtały jego próżność. Czuł że jest cwany, że wykiwał reżimowych siepaczy i ocalił ludzkie istnienia. W swoich oczach urastał do rangi mitycznego bohatera, może nie na miarę Prometeusza, ale na pewno kogoś bardzo znacznego. W dodatku lśniąc blaskiem cnoty zesłał na otaczających go coraz szerszym kordonem ludzi wiarę, że warto być odważnym i odwagę by wierzyć, że mogą coś zrobić dla świata. Och, jakże dobrze być Polakiem, kiedy dzieje się coś złego. Jak ta podła i gnuśna tłuszcza pięknie jednoczy się do walki, jak szlachetnieją oblicza wyostrzone odwagą i honorem. Jakże to szybko odpada błocko codziennej miernoty, pozostawiając spiżowe i marmurowe posągi ludzi niezłomnych i skorych do obrony wartości. Był dumny. Z nich, z siebie... Pękate, brudnozielone cielsko Mi-8 w ogłuszającym ryku śmigła, wywiało dumę, samouwielbienie i wszelkie młodociane mesjanizmy zdumiewająco szybko. Kawaleria przybyła, zobaczyła i zwyciężyła. Lecąc w starym trupie, który Kacper rozpoznał bezbłędnie, pamiętając go ze sterty komiksów ojca, jakie wygrzebał w kartonie w piwnicy. Kapitan Żbik, o ile dobrze kojarzył. Porażka bolałaby pewnie nieco mniej, gdyby nad placem zawisł zwinny jak stalowa jaszczurka Blackhawk, wszak kilka takich maszyn policja w Warszawie posiada. Niestety do pokonania Kacpra i plemienia Sprawiedliwych Gniewnych, wystarczył stary MI. Porażka stała się tak oczywista, że chłopak momentalnie odpuścił wszelkie formy oporu. Kiedy w powietrzu rozbrzmiał komunikat o "stanie wyjątkowym" zrobił co prawda baranią minę, ale jego umysł dość szybko zaczął układać elementy łamigłówki. Tym bardziej, że sport nauczył go co prawda że warto walczyć do końca, ale pokazał mu też, że przegrana jest częścią zawodów i trzeba sobie umieć z nią radzić. Pierwsza kostka układanki na pewno miała związek z Anonsami. Leżąca dziewczyna ewidentnie była anormatywna, a jej towarzysz pewnie też. Pies wywąchał w nich coś, co oddzieliło tą dwójkę od ich trzeciego kompana, którym policjanci wcale się nie zainteresowali. Psy mają szczególny dar. Ich superczułe powonienie reaguje na zmiany nowotworowe jelit, czego dowiedli Japończycy. Niepokoją się cukrzycą, a nawet są wykorzystywane jako system wczesnego ostrzegania przed napadami padaczkowymi. Na zajęciach przerabiali to w szczegółach, jakie substancje o charakterystycznych zapachach pies potrafi wywęszyć z oddechu, potu, czy czego tam się nawącha. Kostki drugiej wolał nie rozwijać zanadto. Pies zjeżył się strasznie na jego widok. Na pewno po prostu był wkurwiony i dlatego mu podpadłem - zabił na starcie niedorzeczne myśli, które mogły podryfować tam, gdzie wcale by mu się nie podobało. Kolejny kafelek miał dla Nowickiego szczególne znaczenie. Stan wyjątkowy nie brzmiał jak temat do żartów. Nie wydawał się dobrym tłem do zatargu z policją, ani jakichkolwiek działań zaczepnych. Owszem, był DOROSŁY, silny, odpowiedzialny i doskonały, a jak właśnie się okazało także przebiegły i charyzmatyczny... nie dość jednak by niczym Marianna z cyckami na wierzchu poprowadzić lud Paryża na barykady. Kacper skonstatował z niesmakiem, że nie jest dość dorosły by powstrzymać nogi od biegu. Nogi robiły dobrą robotę, na dodatek dogadały się jakoś z centralą dowodzenia, bo wyprzedził większość rozbiegającej się po zgromadzeniu grupy, dopadł do otwartej bramy i w przypływie natchnienia wyciągnął z plecaka ortalionową wiatrówkę, którą miał założyć wieczorem wracając z treningu. Czerwona kurtka ukryła sprawnie jego czarny T-shirt kibica Polonii. Dopiero wówczas pozwolił nogom przejąć władzę nad operacją i zgrabnym galopkiem runął w kierunku swojego osiedla, nie oglądając się za siebie i wymazując z umysłu wszelkie pomysły konfrontacyjne. Może kiedyś się im odgryzie. Może dowali tym psom. Może nawet dowie się, czy na pewno krwawią po ludzku, żygając hemoglobiną z ran. Innym razem.
__________________ Pусский военный корабль, иди нахуй Ostatnio edytowane przez killinger : 30-07-2023 o 00:15. Powód: stylll |
30-07-2023, 13:43 | #9 |
Reputacja: 1 |
__________________ “Living and dying we feed the fire,” |
07-08-2023, 20:18 | #10 |
Reputacja: 1 |
__________________ “Living and dying we feed the fire,” |