Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 02-11-2021, 18:58   #1
 
Raga's Avatar
 
Reputacja: 1 Raga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputację
[Mutant Chronicles] - Wenus

Baza operacyjna była najbardziej wysuniętym na zachód przyczółkiem Capitolu umieszczonym na jednej z mniejszych wysp Archipelagu Graveton. Jej głównym zadaniem była obsługa radaru będącego oczami i uszami Capitolu w tym rejonie, które głównie skierowane były na dwie wyspy. Leżąca na zachodzie Hinko należała do Mishimy, a Eisila na północy była w posiadaniu Bauhausu. Baza miała plan prostokąta i była ogrodzona ze wszystkich stron. Stalowa siatka nie była szczytem możliwości obronnych, ale spełniała swoją rolę w przypadku wenusjańskiej fauny. Regularne patrole wyspy połączone z funkcjonalnością radaru i stosunkowo bliskiego położenia Capitolskiej wyspy portowej do tej pory były wystarczającym środkami prewencji.


Obecna obsada składała się z jednego oddziału Wolnych Brygad i dwóch oddziałów Lekkiej Piechoty. Logistykę umożliwiało lądowisko dla śmigłowców i zatoczka dla małych jednostek wodnych.

***

Łódź zaopatrzeniową było słychać zanim jeszcze wyłoniła się zza drew. Pułkownik Joshua Bell stał najdalej od zatoczki. Ludzie znajdujący się bezpośrednio pod nim w łańcuchu dowodzenia byli kompetentni, ale lubił mieć na wszystko oko. Obok stał Porucznik O’Reilly, który ze swoimi ludźmi odpowiadał za obsługę radaru. Pozostali ustawili się zaraz przy kei razem ze swoimi podkomendnymi.

Major John Scott czekał na dostawę zaopatrzenia medycznego, Porucznik Sandra Bailey liczyła na części zamienne do motorówek, śmigłowców i sprzętu obozowego, a kwatermistrz Kapitan Torres zaangażował część oddziału Wolnych Brygad do pomocy przy rozładunku. Jemu przypadała większość ładunku łodzi.

Nieco dalej od nich, z rękami założonymi za plecami, stał Sierżant Morris. Jako jedyny miał na sobie pancerz wolnych Marines. Wpatrywał się w pokład nadpływającej łodzi.
 
__________________
Walls of stone do not a fortress make. But they're not a bad start.

Ostatnio edytowane przez Raga : 03-11-2021 o 08:59.
Raga jest offline  
Stary 04-11-2021, 09:38   #2
 
Fenrir__'s Avatar
 
Reputacja: 1 Fenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputację
Motorówka kołysała się spokojnie na niewielkich falach, powoli zwalniała. Widać już było pomost, do którego miała zadokować. Motorówka bardziej przypominała barkę, Niewysokie burty, za którymi był płaski pokład zastawiony skrzyniami. Ludzie tutaj byli tylko dodatkiem, upchani na niewygodnych ławkach z przodu pojazdu tuż za kabiną sternika z trudem utrzymywali równowagę na chybotliwym pokładzie.

Jeden z dwóch marynarzy wyszedł z kabiny, stanął jedną nogą na burcie i z zamachał do żołnierzy stojących na pomoście, ci odwzajemnili mu gest i po chwili marynarz rzucił w ich kierunku linę cumowniczą. Ci złapali ją zręcznie i pociągnęli. Motorówka oparła się dość energicznie o odbijacze, wszystkimi na pokładzie zarzuciło, a nawet przesunęła się część słabo przymocowanych skrzyń. Nic jednak się nie stało i po chwili cuma została przywiązana, a statek unieruchomiony.

Ariel stała pierwsza przy brzegu i zgrabnie przeskoczyła na pomost. By umożliwić oczekującym rozładunek towarów. Ledwo znalazła się na pomoście, rzuciła pod nogi ciężką torbę żołnierską z całym swoim dobytkiem i oparła o nią karabin. Wyprostowała się na całą swoją niepokaźną wysokość. Podróż tą motorówką była mordęgą. Swoje intensywnie rude włosy spięte miała w niesforny kok, z którego pojedyncze pasma wysunęły się podczas podróży i opadały jej na twarz. Jak każdy żołnierz modyfikowała swój pancerz i dopasowywała go do swoich potrzeb. Na lewym naramienniku widniał pikujący orzeł symbol formacji wolnych marines. Na prawym znajdowała się gruba belka kaprala i czerwony krzyż medyka przedstawiająca jej specjalizację. Dotychczasowy symbol jej oddziału został odklejony i w jego miejscu na naramienniku pojawiła się ciemniejsza plama. Na pancerz na korpusie miała narzuconą kamizelkę przerobioną z kombinezonu technicznego, Była na nią za duża i dość luźno wisiała na niej, gwarantując swobodę ruchów i przepływ powietrza, a jednocześnie pozostawiając do dyspozycji mnóstwo schowków i kieszeni. Właśnie teraz AD sięgnęła do jednej z nich i wyciągnęła nieco zmiętą paczkę papierosów. Potrząsnęła nią i wyciągnęła niemal na pół złamany papieros, skrzywiła się, ale wyprostowała go i zapaliła zapalniczką benzynową wyczarowaną z drugiej kieszeni. Spojrzała na matowo stalową obudowę zapalniczki. Widniał na niej grawer.

“Rzuć to skarbie w cholerę.. Twój J… “

Jej ojciec był jedyny w swoim rodzaju… Jak można komuś kupić zapalniczkę, by zachęcić go do rzucenia palenia… Chyba że to nie o palenie chodziło... Westchnęła i obróciwszy zapalniczkę w palcach, wsunęła ją do kieszeni, zaciągając się gęstym dymem, spojrzała w stronę swoich towarzyszy.

Zupełnie nie zwracała uwagi na to, że stała się obiektem spojrzeń zebranych na pomoście. Nie wysoka, ale zbudowana jak atletka, z wyraźnie rysującymi się mięśniami na odsłoniętych ramionach. Wyglądała jak żołnierz, jednak mimo wszystko było w niej coś kobiecego, co przyciągało uwagę i spojrzenia. Może to jej smutne spojrzenie jej dużych ciemnych oczu. Oczu, które ewidentnie widziały za dużo. Co bardziej męskie osobniki interpretowały to jako wołanie o pomoc. Ci, którzy znali AD wiedzieli, że dla niej o pomoc już za późno, ona już taka jest, spokojna i pogrążona w pesymizmie, choć sama woli nazywać to melancholią.

Jej towarzysze już niemal wysiedli z motorówki, a pozostali zabrali się za rozpakowywanie ładunku. AD przeniosła spojrzenie na brzeg i całą delegację, jaka się tam zebrała. Westchnęła w duchu, ale ich zaszczyt w dupę kopnie - pomyślała. Cała śmietanka wyspy i to od razu…Na głos zaś powiedziała:

- Albo to takie zadupie, że nasz przyjazd jest lokalną atrakcją albo czekali na nas z takim utęsknieniem, że cała dowództwo się zebrało…

Poczekała, aż wszyscy wysiądą i zgodnie ze swoją tradycją ruszyła jako ostatnia nie śpiesząc się jakoś szczególnie... Na pewno nie teraz i nie na to spotkanie.
 
Fenrir__ jest offline  
Stary 04-11-2021, 11:59   #3
 
Mike's Avatar
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
Wysoka i bardziej żylasta niż umięśniona Shania założyła plecak, wzięła karabin i odrzuciła cienki warkocz na plecy. Przeskoczyła z łodzi na pomost, z gracją kogoś, komu nie trzeba karabinu do zabijania.
Chodziły plotki, że jest rekrutem nie pierwszy raz. Owe plotki wspominały coś o Lwach, ale konkretów było brak, a Shania jakoś nie chciała o tym gadać. Ale musiało być coś w tym z prawdy, bo na lewym ramieniu miała wytatuowaną czarną dziurę, idealnie by ukryć coś z przeszłości. Na przykład znak poprzedniej jednostki…
- Może mało lasek mają - mruknęła Shania - będziemy mieć wzięcie. Gdyby nie to, że zawsze mam nóż pod poduszką, to od dziś bym tak zaczęła robić.
- Dlaczego nie z gnatem? - ktoś zapytał.
- Minimum kultury obowiązuje nawet tutaj, to że ja powiem “nie” nie oznacza, że wszyscy mają się przez to nie wyspać. Czas się przywitać.
Podeszła to stojącego sierżanta i zameldowała:
- Posiłki dotarły, panie sierżancie.
 
Mike jest offline  
Stary 06-11-2021, 15:02   #4
 
Ranghar's Avatar
 
Reputacja: 1 Ranghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputacjęRanghar ma wspaniałą reputację
Gabriel wyszedł z westchnieniem ulgi z motorówki. Stanął twardo dwiema nogami na pomoście i wyciągnął dłonie ku niebu rozprostowując kręgosłup po mało komfortowej podróży.
- Ruszaj się Chris, bo wezmą cię za posąg z ponurą gębą i odstawią do domu. – zawołał w kierunku brata przebywającego w dalszym ciągu na motorówce.

Pierwszym co rzucało się w oczy u Gabriela to długie nogi, a następnie reszta sylwetki. Dalej charakterystyczne, krótkie ciemne włosy, które zaczynały zawijać się w loczki. Radosne niebieskie oczy wydawały się figlarnie uśmiechać do każdego kto wymienił z nim spojrzenia. Uśmiech również nie schodził z twarzy mężczyzny, był wyćwiczony i nienaturalnie długo utrzymujący się. Niczym uśmiech wilka, który wymienia uprzejmości z owieczką, którą zaraz pochłonie.

Jego uniform nie różnił się zbytnio od innych Marines z wyjątkiem zmodyfikowanych naramienników. Na prawym aktualnie osadzona była miniaturowa kamera rażąca po oczach przypadkowych przechodniów odblaskami słońca. Przez tułów miał przewieszony aparat fotograficzny na skórzanym pasku.

Większość przechodni w obecności Gabriela odnosiła wrażenie typu: „skądś znam tego faceta”. Jego twarz była dziwnie znajoma, a kamera na ramieniu nasuwała szybką odpowiedź. Gabriel McBride, Marine i korespondent wojenny. Mężczyzna latami rzucany był w najgorsze rejony Wenus, tylko po to by wynurzyć się z nich pikantnymi materiałami video, zdjęciami oraz felietonami o bohaterskich akcjach żołnierzy Capitolu i nieczęsto o ich poświęceniu, aż do dumnego końca.

Tak właśnie chciałby być rozpoznawany przez wszystkich, jednak prawdą jest, że ludzie w większości rozpoznają go po prostu jako męża Hope Bright – McBride, słynnej aktorki filmowej Capitolu, do której wzdychają tysiące żołnierzy i dziesiątki polityków.

Gabriel uwiesił się na ramieniu brata i przytuli go do siebie. Podążyli razem za kobietami, z którymi przybyli. – Rozchmurz się młody, nie leje, nie strzelają, widoki cudne, a zadki apetyczne. – zacisnął obie dłonie w powietrzu przed sobą radośnie rechotając. – Może znajdziemy ci nawet twardą sucz na żonę.
 

Ostatnio edytowane przez Ranghar : 06-11-2021 o 15:11.
Ranghar jest offline  
Stary 06-11-2021, 22:22   #5
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Podróż motorówką spędził głównie przy burcie, wpatrując się w dal, gdy wiatr omiatał jego twarz, mierzwiąc mu włosy, które ten odruchowo co jakiś czas próbował doprowadzić do porządku, przeczesując palcami. Swoją postawą sprawiał wrażenie, że jest mu bardzo wszystko jedno, a z oczu biła obojętność. Ale spojrzeniem pilnował czy jego gadatliwy brat już zaskarbił sobie na tyle sympatii by oberwać po mordzie i trzeba było interweniować. Wyciągnął z torby okulary przeciwsłoneczne - żółte lustrzane pilotki i założył je, by nie wiało mu w oczy.

Chris dużo rzeczy wątpliwie mądrych robił w swoim życiu, ale ostatni pomysł Gabe'a w jego opinii przebijał to wszystko. To był debilny pomysł i Chris powiedział mu gdy Gabe podzielił się nim. ale niezależnie od tego jak porąbana to miała być akcja to i tak mógł liczyć na niego. Szczególnie teraz kiedy młodszemu z braci McBride pasowało wybyć gdzieś w pizdu daleko.

Po dobiciu do brzegu, gdy ponaglił go brat, wziął do ręki walizkę, w której miał swoją bezcenną broń. Nie było opcji, żeby zdał ją gdziekolwiek, bo była ona dla strzelca wyborowego cenna prawie niczym ręka, którą pociągał za spust.

- Nie schlebiajcie tak sobie, drogie panie. Atrakcją jest dostawa towaru - rzucił wtrącając się do rozmowy między kobietami. Zdjął okulary i uczepił je przy pasie.

Byłby uznawany za wysokiego, gdyby nie to, że odrobinę się przygarbiał. Miał zimne spojrzenie i mimikę pokerzysty. Ciało miał szczupłe i umięśnione, a jego krok sprężysty jak u devilcata.
Przewrócił oczami, gdy uwiesił się na nim Gabe. I skrzywił gdy ten wspomniał o swataniu go.
- Spasuję, stary - odparł mu na to, z urazą w głosie jaką ma się do alkoholu o poranku po całonocnym chlaniu, gdy ma się już powyżej 30 lat na karku.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
Stary 09-11-2021, 16:21   #6
 
Raga's Avatar
 
Reputacja: 1 Raga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputacjęRaga ma wspaniałą reputację
Czwórka Marines zeszła z keji i ruszyła w kierunku obozu. Niektórzy ze stacjonujących na wyspie przelotnie zawiesili na nich wzrok, inni bezczelnie otaksowali ich z góry na dół, ale nikt nie zaczepiał. W końcu stanęli przed sierżantem. Morris przerzucił ciężar ciała z palców na pięty i powitał każdego bacznym spojrzeniem. W odróżnieniu od poprzedników interesował go głównie identyfikator z nazwiskiem i twarz.

- Medyk, strzelec wyborowy, korespondent i … hmmm. - wydał z siebie patrząc na September. - Będzie ciekawie. - skomentował na koniec. Na jego twarzy nie malowała się ani krytyka, ani zadowolenie. Spojrzenie stalowych oczu było twarde, a krótkie siwe włosy z prawej strony zdobiło kilka blizn pozostawionych najprawdopodobniej przez pazury jakiegoś drapieżnika.


- Witamy na Fulcrum - odwrócił się i rzucił przez ramię. - Za mną - ruszył w głąb obozu i po kilkunastu metrach zatrzymał się.
- Tutaj są namioty piechoty, wolnych brygad i nasz - wymieniając zwracał się przodem nazywanego obiektu. - brygadierzy techniczni, wojskowi techniczni, kantyna, namiot odpraw, dowódczy, oficerski, kwatermistrza, lazaret, komunikacyjny i inżynieryjny zaraz obok lądowisk - Odwrócił się z powrotem w kierunku Marines - W lazarecie leży dwóch naszych. Możecie się przywitać. Jakieś pytania?
- Co im się stało, sierżancie? - zapytała September.
- Byli zbyt pobłażliwi dla wroga - odparł Morris ze śmiertelną powagą. - Mam jednak nadzieję, że wyciągnęli z tego odpowiednie wnioski.
- Broń zdajemy do kwatermistrza? - odezwał się młodszy z braci McBride.
- Zasady się nie zmieniają. Broń wam przypisaną macie mieć zawsze przy sobie, sprawną i w gotowości do użycia. W obrębie obozu wystarczy broń boczna - doprecyzował patrząc na pokrowiec karabinu snajperskiego.

- W porządku - skinął głową po chwili widząc brak innych pytań. - Rozpakujcie się i zgłoście do mnie za godzinę.
 
__________________
Walls of stone do not a fortress make. But they're not a bad start.
Raga jest offline  
Stary 10-11-2021, 07:13   #7
 
Fenrir__'s Avatar
 
Reputacja: 1 Fenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputację

AD skinęła głową. Wymamrotała coś niewyraźnego co tylko słuch wytrawnego sierżanta wyłapał jako:
- Tak jest!

Po czym rzeczywiście ruszyła w kierunku namiotu. Sądząc po ekwipunku sierżanta, obowiązywało w obozie pogotowie bojowe, skoro witał ich w pancerzu.... Weteran i gbur - pomyślała. Tego można się było spodziewać, raczej innych sierżantów w tej formacji nie uświadczy. Choć mogło być gorzej… Zatrzymała się przed wejściem i zdusiła peta. Nie zamierzała nasmrodzić bardziej w namiocie, niż to było konieczne.

Weszła do namiotu. Podłoga wyłożona deskami, metalowe łóżka polowe. Niewielkie szafki. Warunki polowe, ale z pełnią wygód. Przez otwarte otwory okienne wpadało odrobinę wiatru. Moskitiery okienne i kotara przy wejściu gwarantowały chociaż, że komary będą mniej dokuczać. W środku było duszno i gorąco. Płachta namiotu się nagrzewa, a maskowanie ogranicza ruchy powietrza. O tej porze dnia zdecydowanie lepiej było przebywać na zewnątrz.

Nie spieszyła się, zamierzała zająć dowolną, wolną pryczę, dając innym szansę zajęcia najlepszego miejsca. Ktoś musiał być na końcu, to czemu nie ona… Zrzuciła torbę i wsunęła ją pod łóżko. Poprawiła pasek karabinu i zarzuciła go na ramię. Pora poznać kolegów pomyślała i ruszyła do wskazanego przez sierżanta Lazaretu.

W ogóle chciała zobaczyć jak wygląda lazaret i poznać kadrę medyczną. Jako sanitariusz polowy musiała z nimi współpracować, a przynajmniej miała taki zamiar. Chciała się przyjrzeć chłopakom, skoro leżeli w lazarecie to ich obrażenia będą świadczyć o tym co na nas czyha w tym uroczym zakątku świata.
 
Fenrir__ jest offline  
Stary 15-11-2021, 21:25   #8
 
Mike's Avatar
 
Reputacja: 1 Mike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputacjęMike ma wspaniałą reputację
***

W tyle namiotu postawiona została prowizoryczna ścianka działowa. Była wykonana z tego samego materiału co poszycie namiotu, która oddzielała jedno łóżko od pozostałych. Na Identyfikatorze na szafce przy łóżku widniało nazwisko Morris.

Shania wybrała łóżko po środku, co prawda ryzyko, że ktoś z którejś strony będzie chrapał było większe, ale w razie niespodziewanego ataku wroga na namiot od wejścia bądź przeciwnej strony najpierw dobrał by się do tych po bokach. Ale prawda była taka, że było jej wszystko jedno.
Zaczęła rozpakowywać się, co nie zabrało wiele czasu bo i bagaż był niewielki. Potem planowała rozejrzeć się po obozie, nie chciała narzucać się rannym. I tak nic im nie mogła pomóc.

W trakcie oprowadzanie Christopher sprawiał wrażenie, że nic, zupełnie nic, nie wzbudza tu jego zainteresowania. Zdradził się dopiero po wspomnieniu przez sierżanta o lądowiskach. W głowie od razu pojawiła mu się myśl, gdzie wybierze się na spacer.
Wszedł do namiotu.
- Bierzesz to łóżko - nakazała swojemu bratu, wskazując ostatnie wolne, licząc od wejścia. Sam rzucił swoje rzeczy na przedostatnie, czyli obok Shani.
- Spokojnie wielkoludzie, się robi - parsknął z uśmieszkiem na twarzy Gabe.
- Różne tytuły i stopnie słyszałem, ale "hymmm" do nich nie należy - zagaił Chris do sąsiadki, odnosząc się do powitania jakie urządził im Morris. Mężczyzna wykazywał umiarkowane zainteresowanie jej osobą. Obserwujący brata Gabe zatarł z radości ręce pod wpływem zaangażowania brata i przysiadł na skraju łóżka obserwując rozmowę.
- Widać mało się obracasz w wojsku - odparła Shani - To ściśle tajne, ale jak chcesz to ci mogę powiedzieć. Tylko potem twój brat będzie mieć pretensje, że tak od razu do piachu poszedłeś.

Christopher lekko przekrzywił głowę. Jego zainteresowanie pozostawało na niezmienionym poziomie.
- Zaryzykuję - odparł. - Gabe, zakryj uszy - rzucił do brata, nie odwracając się w jego kierunku.
- Chris, nie, jak ja to wytłumaczę naszej matce, zlituj się! - Gabe zakrył z uśmieszkiem uszy.
- Tak źle życzysz bratu? Będzie musiał nosić żałobę, chodzić na czarno, a w tym słońcu moment się zagotuje - odparła zamykając szafkę.
- Ale dostatnie za to kilka dni wolnych i forsę za odszkodowanie - Chris nieznacznie uśmiechnął się.
- I traumę, po kochającym bracie - odparła. - Wolę nie narażać tak kruchej psychiki. Idę się rozejrzeć, jak chcesz dobrą radę i pozbyć się złudzeń idź na stołówkę. Tam od razu będziesz wiedział co cię tu czeka.

- Tyle współczucia w jednej osobie - pokręcił głową z podziwem.

- Robię co mogę, by uczynić ten świat lepszym - odparła i ruszyła na zewnątrz. Faktycznie zmierzała na stołówkę. Sprawdzenie jak tu karmią miało spore znaczenie. W końcu te słoneczne wakacje potrwają dłużej niż by chciała.
- Młody, ona leci na Ciebie! - Gabe mrugnął do brata trzymając wciąż ręce na uszach udając, że słucha swojego ulubionego kawałka z najnowszego filmu żony.
Chris odwrócił się w kierunku brata i zniknęła jego obojętność. Uśmiechnął się przyjaźnie.
- Raczej na ciebie. Martwiła się o to jak ty będziesz cierpiał po mojej śmierci, a nie o moje zakończenie żywota - parsknął śmiechem, gdy zostali sami. - Idę się przejść. Nie rozrabiaj - dodał grożąc mu palcem, a po odczekaniu chwili, by nie wyszło że goni za Shanią, ruszył do wyjścia.
 
Mike jest offline  
Stary 16-11-2021, 09:53   #9
 
Fenrir__'s Avatar
 
Reputacja: 1 Fenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputacjęFenrir__ ma wspaniałą reputację
Lazaret:

Namiot medyczny nie różnił się wiele od kwaterunkowego. Różnica była taka, że przestrzeń wydzielona w tylnej części była większa. Po lewej znajdowała się prowizoryczna sala zabiegowa, a po lewej część diagnostyczna.

Dwa łóżka były zajęte. Żołnierz leżący bliżej drzwi miał opatrunek na klatce piersiowej, a kolejny na bicepsie i udzie. Obaj przerwali rozmowę zwrócili się w kierunku wejścia na widok nowo przybyłej osoby.

Ross
https://i.imgur.com/AyF9ocB.png
Harrison
https://i.imgur.com/0vfLHKI.png

Ariel rozejrzała się po namiocie w poszukiwaniu lekarza lub pielęgniarek. Ale nie widząc ich skierowała się w stronę poszkodowanych.

- Nazywam się Ariel Doe jestem częścią uzupełnień, jakie zostały przysłane, by wzmocnić wasz oddział. - Mówiła z lekkim uśmiechem. Puknęła się w naramiennik na którym znajdował się symbol medyka - Jestem sanitariuszką i dobrze by było się zorientować w jakim stanie znajduje się mój nowy oddział.

- Słychać, że wielkomiastowa - czarnoskóry żołnierz parsknął do kolegi.
- Jeszcze nie przesiąknięta prowincją - zawtórował mu kolega.
Ten pierwszy zwrócił się na powrót do medyczki.
- Przepraszamy. To z nudów - wskazał na swój opatrunek na ręce i nodze - Ja jestem Ross, a ten tutaj to Harrison. Was ilu przypłynęło?

AD rozejrzała się po otoczeniu i sięgnęła po wolnostojące rozkładane krzesło. Jego oparcie posiadało ciemną plamę, na zielonym płótnie, ale nie skrzywiła się tylko rozsiadła wygodnie i powiedziała.

- Miło mi was poznać - powiedziała po czym dodała. - W sumie przypłynęliśmy w 4 osoby. - Wyciągnęła rękę i odliczała na palcach. - Strzelec wyborowy, jego brat korespondent, mało typowa szeregowa i ja... - skończyła zamykając rękę. - Powiedzcie, co was tak urządziło i co mówili medycy - uśmiechnęła się szerzej. Gdyby widział ją ktoś z ludzi, z którymi płynęła byłby w szoku, bo akurat ten grymas na jej twarzy pojawiał się rzadko.

- Mishimce na sąsiedniej wysepce. Standardowy patrol. Okazał się nie taki nudny jak zwykle - skrzywił się Ross.
- Morris na wasz widok pewnie piał z zachwytu - zagaił Harrison.

Ariel coś się obiło o uszy o ostatnie konflikty z Mishimą w tym rejonie, ale żeby doszło do takiej masakry… Wojna jednak się nie kończy - pomyślała sentencjonalnie, na głos jednak zapytała:

- [i] Ciężko powiedzieć czy piał, czy nie, zrobił wrażenie służbisty. Mamy się stawić na odprawę za jakąś godzinę.Jakie macie prognozy, co lekarz wam przekazał, jak długo będziecie tu jeszcze leżeć? [\i]- chciała się dopytać po pierwsze, by samemu wstępnie ocenić ich stan, a po drugie by zorientować się do kiedy ich oddział będzie osłabiony.

- Lekarz mówił, że jakieś trzy, cztery dni. Jak będziemy łazić to dłużej - wyjaśnił ten czarnoskóry.
- Wasze specjalizacje sugerują, że nie jesteście typowym mięsem armatnim. Morris będzie chciał was sprawdzić - dodał jego kolega.

- Wspominaliście o sierżancie. Kim jest ten Moris i czego możemy się po nim spodziewać i na co zwracać uwagę? - zapytała niespodziewanie.
- Dowiecie się za godzinę - Ross uśmiechnął się. Uśmiech był mieszaniną tajemniczości i złośliwości. - Morris dałby mi po uszach jakby się dowiedział, że wygadałem więcej niż powinienem.

- Dzięki i za to - mrugnęła do niego okiem uśmiechając się, wstała i powiedziała: - Jeszcze raz miło was było poznać. Wracajcie do zdrowia, ja idę pozwiedzać.

Miała ochotę powiedzieć im coś równie uszczypliwego na koniec… Ale stwierdziła, że nie będzie zrażać do siebie kolejnych osób. Życie zweryfikuje ich podejście. Szczerość za szczerość. Stanęła na świeżym powietrzu i zaciągnęła się obozowym powietrzem... Ta świeżość była raczej umowna. - pomyślała i ruszyła zwiedzać. Pasowało wiedzieć, gdzie jest stołówka, latryny i cała reszta przyjemności. Szła zamyślona, ale starała się witać z mijanymi ludźmi. Miała straszną ochotę zapalić, już sięgała po zapalniczkę i spojrzała na jej napis… Może warto jednak rzucić... Kto wie jak z zaopatrzeniem na tym zadupiu… Trzeba to sprawdzić.

Podniosła wzrok i skierowała go w stronę zatoczki. Stamtąd nadchodziły trzy osoby. Dwóch brygadzistów niosących skrzynię i towarzyszący im mężczyzna w mundurze piechoty. Naszywka na jego oliwkowym podkoszulku informowała o profesji medycznej. Wszyscy zmierzali w kierunku namiotu medycznego.

Ariel zatrzymała się, czekając aż grupa się zbliży. Chciała rzucić okiem na pagony medyka by odpowiednio do jego rangi się zachować. To był koszt służby w wolnych marines. Jeśli pozostałaby w piechocie, już dawno dosłużyłaby się przynajmniej podoficera, może nawet oficera. A tak będzie salutować podrostkom. Z drugiej strony zrobiła co zrobiła… Może to i dobrze…


Doktor Scott okazał się być majorem. Większość swojej uwagi poświęcał dostawie i temu aby niosący go brygadziści jej nie upuścili. Wyglądało na to, że kierowali się do wnętrza namiotu. *

- Dzień dobry Majorze - zagadnęła Ariel - Czy mogę w czymś pomóc? - zapytała służbowym tonem, stając tak by doktor Scott mógł zobaczyć emblemat polowych służb medycznych

Oficer zatrzymał się i jakby nagle dostrzegł mówiącą do niego postać. Zlustrował ją całą marszcząc przy tym brwi.
- W tej chwili mam wszystko pod kontrolą, ale dobrze wiedzieć, że mamy kogoś nowego o przeszkoleniu medycznym. Jesteście pod sierżantem Morrisem?

- Tak jest.

- Przejrzę wasze akta
- pokiwał głową.

- Jak będzie Pan Major miał chwilę chciałabym zobaczyć karty zdrowotne mojego nowego oddziału. - Dodała mniej pewnie. Lekarze różnie reagowali na jej prośby. AD jednak lubiła rzucić okiem w akta, by dowiedzieć się więcej na temat swoich kolegów i nie chodzi tylko o ewentualne uczulenia na leki i grupę krwi. W takich aktach jest więcej historii, niż da się wyciągnąć od małomównych i gburowatych marines, nawet przy użyciu cysterny piwa w kantynie.

- Karty Rossa i Harrisona mam u siebie, a wasze pewnie przyszły niedawno. Muszę sprawdzić czy zostały już mi przekazane - major zareagował na prośbę jakby nie była niczym wyjątkowym.

- Mamy odprawę za godzinę. Jeśli będzie możliwość to zaglądnę do Pana Majora później i zapoznam się z dokumentami. Może będzie już Pan dysponował kompletem. - Uśmiechnęła się swoim serdecznym uśmiechem. Wiedziała jednak, że trzeba być czujnym dopóki nie otrzyma akt do ręki wszystko może się zdarzyć.

Odmeldowała się przepisowo i udała na dalszy obchód obozu.*
 
Fenrir__ jest offline  
Stary 16-11-2021, 19:29   #10
Mag
 
Mag's Avatar
 
Reputacja: 1 Mag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputacjęMag ma wspaniałą reputację
Lądowisko:

Dwa z czterech lądowisk były wolne. Pozostałe był zajęte przez dwie odmiany tej samej maszyny.




Wersja UH-19 “Guardian” była lżejsza i ładowniejsza. Używana głównie do przewozu rannych, amunicji lub rekonesansu, uzbrojona “tylko” w cztery 30 milimetrowe działka automatyczne.
AH-19 “Grapeshot” poza działkami posiadał montowane do podwozia ręcznie obsługiwane 25 milimetrowe działko typu Gatling i osiem pół-tonowych pylonów rakietowych.

Obie wersje można było wyposażyć w dodatkowe turbiny zwiększające ich mobilność. Tym właśnie zajmowała się mechanik jaką wcześniej można było spotkać podczas wyładunku.


Christopher zatrzymał się na uboczu, w cieniu jaki dawały spiętrzone skrzynie i narzucona na nie siatka maskująca. Zostawienie brata i przyjście tu samemu było dobrym pomysłem. Mógł więc podziwiać widoki bez skrępowania i przejmowaniem się komentarzami osoby, która znała go chyba najlepiej. A było na co popatrzeć. Stał tak, że miał na jednej linii wzroku jednego Guardiana i główną mechanik. Oparł się o skrzynie i poprawił okulary przeciwsłoneczne, które założył po wyjściu z namiotu.

Techniczka nie zwracała na niego uwagi. Albo nie zauważyła jego obecności, albo celowo ignorowała. Dwóch jej pomocników zamocowało turbiny na dedykowanych zewnętrznych pylonach i podpięło układy. Blondynka otworzyła pokrywę jednego z nich i wyciągnęła komponent z pudełka jakie najprawdopodobniej dotarło z dzisiejszym transportem. Sprawnie zamocowała go wewnątrz i poświeciła latarką jeszcze raz sprawdzając okablowanie. Wyraz jej twarzy pokazał ukontentowanie i zamknęła pokrywę.

- Zrobione - rzuciła do podkomendnych i wytarła brudne dłonie w szmatę wiszącą na wózku, na którym przed chwilą leżała jedna z turbin. Ręce były nadal brudne, ale teraz pozostawiały dużo mniej czarnych śladów na tym czego by się dotknęła. Mechanik dopiero teraz popatrzyła na stojącego obok mężczyznę i jego umundurowanie.
- Czegoś wam trzeba? - zapytała.
Chris powoli pokręcił przecząco głową na pytanie kobiety. W oglądaniu jak mechanicy dłubią przy sprzęcie, niezależnie czy latającym, jeżdżącym czy pływającym, było coś relaksującego. Szczególnie gdy robił to ktoś z wprawą w swoim fachu. Jak Bailey. Nie żeby młodszy z McBridów się na tym jakoś dobrze znał, po prostu przez lata wyrobił sobie takie hobby, czasem zaprzyjaźniając się z personelem technicznym.
- Nie pani porucznik, mam wszystko czego mi potrzeba - uśmiechnął się przyjaźnie.
Blondynka obdarowała go analitycznym spojrzeniem trwającym kilka sekund po czym skierowała się do wnętrza namiotu.
Chris odprowadził ją spojrzeniem, nie ruszając się z miejsca. Teraz, jeśli "zrobione" oznaczało, że zakończyli pracę na tej maszynie, to powinien odbyć się oblot techniczny. Też będzie na co popatrzeć. Gorzej, że zaraz pojawi się jakiś zadufany w sobie chuj, jak każdy pilot, i będzie się szarogęsił. Jedyne czego Chris żałował po wyleceniu z wojska było to, że stracił na długi czas licencję na bycie tym zadufanym w sobie chujem.

McBride nie mylił się. Kilka minut później pojawiła się dwójka pilotów, która zajęła miejsce w kokpicie Guardiana.


Widać było, że mieli doświadczenie. Marine ze swojego miejsca nie widział dokładnie, ale po ruchach rąk odgadywał co robią. Bateria. Pierwsza i druga, Pompy paliwa. Główne i oczywiście turbiny. Uzbrojenie broni pokładowej. Niby zbędne, ale po co pomijać. Dodatkowa jednostka zasilająca. Nawigacja. Systemy obronne. Flary, czafy, system ostrzegania. Wenusynchroniczne połączenie satelitarne. Oświetlenie. Stabilizatory. Radar. Radio. Kontrola trybu uzbrojenia. NAV. Zawory zamykające silnika. Elektronika silnika. Zwolnienie hamulca wirnika. Wirnik ruszył. Analogiczna procedura dla prawego silnika. Generator.AC. Nawigacja i systemy celowania. Teraz można wyłączyć już niepotrzebne APU. Zwiększyć ciąg i Guardian powoli oderwał się od ziemi. Na wysokości kilku metrów pochylił się do przodu, a na wysokości drzew gwałtownie ruszył do przodu. Turbiny było wyraźnie słychać. Wersja Guardian i tak była sama z siebie o jakieś 50% szybsza od Grapeshota. Z turbinami dostała dopał o jakieś dodatkowe 60%.

Chris skrzyżował ramiona przed sobą. To nie było tak, że pragnął być pilotem. Owszem była to fajna zabawa, ale na dłuższą metę wolał swoją fuchę, która dawała mu więcej różnorodności i niezależnie od jednostki, zawsze miał tą wygodniejszą pozycję niż inni w drużynie. Lepiej miałby tylko jako policyjny snajper - zero ryzyka i wygodne warunki pracy. Fakt, że w razie trafienia do niewoli snajper miał najbardziej przejebane i praktycznie nigdy nie zdarzało się, żeby przy wymianie jeńców wojennych ostał się jakiś strzelec wyborowy, ale to już McBride wpisywał w ryzyko zawodowe. Rozluźnił ręce i spojrzał na zegarek. Nie miał czasu czekać aż skończy się oblot, bo i tak już długo tu zabawił.

Schował dłonie do kieszeni i ruszył w drogę powrotną do namiotu.
 
__________________
"Just remember, there is a thin line between being a hero and being a memory"

Gram jako: Irya, Venora, Chris i Lyn
Mag jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:41.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172