Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 15-05-2022, 19:11   #111
 
Brilchan's Avatar
 
Reputacja: 1 Brilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputację
Adam pogłaskał ramę wózka "żegnaj karoco stara przyjaciółko" był sentymentalny i przywiązywał się do przedmiotów. Co prawda na biednego nie trafiło i miał zapasowe ale i tak było mu żal i wolałby, żeby Pati poraziła stróża prądem.

Zdobyczna broń mogła się przydać, żeby odstraszyć słonie albo strażnika w ich świece... A może wystarczy powiedzieć, że są z Regencji i przysłał ich Nowak ? Skoro tam jest stałe, miejsce przełomu, to agencje powinny się jakoś umówić z obsługą Zoo prawda ? Przynajmniej on by tak zrobił.

Wózek był lekki samo aluminium troszkę gumy i stali dokładnie 20 kg. ale nie warto było, żeby ryzykować życia choć i tak zamierzał wystawić patałachom z Regencji rachunek za straty finansowe i moralne.

"Dość wybiegania myślą w przyszłość" stanął na nogi obok Błażeja z powracającą spastyką długo tak nie postoi ale to teraz nieważne.
 
Brilchan jest offline  
Stary 17-05-2022, 09:26   #112
DeDeczki i PFy
 
Sindarin's Avatar
 
Reputacja: 1 Sindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputację
Wyglądało na to, że albo wartownikom nie płacili wystarczająco dobrze, albo ten właśnie nie uważał na cieciowych szkoleniach. Poświecił przez kilka chwil w miejsce, z którego usłyszał odgłos, po czym wzruszył ramionami i odwrócił się. Świecąc sobie pod nogi (kolejny dowód na to, że kiepski z niego strażnik) ruszył w stronę kryjących się w krzakach bohaterów. Cała trójka milczała w bezruchu, czekając na sygnał Błażeja.
Był zaledwie parę kroków od nich, więc zostały im zaledwie sekundy…
 
Sindarin jest offline  
Stary 19-05-2022, 19:25   #113
Rot
 
Rot's Avatar
 
Reputacja: 1 Rot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputację
Błażej był wściekły, że typ nie poszedł sprawdzić hałasu.

Najwyraźniej kurwa nie uważał na jakiś zajęciach cieciologii dla ubogich. Czuł w sobie szczery gniew i naprawdę miał zamiar przywalić gościowi tak, że nogami się zakryje.

Poczuł jak przez ciało przechodzi mu znajomy prąd. Spojrzał na Adama i Patrycje dając im znak by byli cicho i gdy tylko typ zbliżył się do ich kryjówki zacisnął rękę w pięść biorąc zamach i rzucił się na strażnika.

Taaa... Już on mu pokarze co się dzieje jak się nie pilnuje swoich spraw!
 
Rot jest offline  
Stary 20-05-2022, 08:18   #114
DeDeczki i PFy
 
Sindarin's Avatar
 
Reputacja: 1 Sindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputację
To musiał być bardzo pechowy dzień dla tego strażnika. Obudził się z ciężkim kacem, dziewczyna go zostawiła, dostał najbardziej bezsensowny posterunek w parku - po cholerę pilnować pustego wybiegu w samym środku zoo? I jeszcze ledwie zaczął wartę, to najpierw przepaliła się żarówka w latarni, a zaraz potem padła bateria w krótkofalówce, no po prostu zajebiście… Teraz musiał wracać do kwatery, zebrać jeden opierdol za zejście z posterunku, a drugi za „zepsucie” sprzętu, przełażąc przez pogrążone w półmroku zaułki, które przyprawiały go o ciarki.
-Pieprzony los… Równie dobrze ta jebana dziura może teraz walnąć - mruczał do siebie, wpatrując się w snop światła latarki.

Dalsze narzekania urwały się za sprawą walnięcia, chociaż zdecydowanie nie takiego, jakiego mógł się spodziewać. Błażej wypadł z krzaków z nienaturalną prędkością i wyrżnął strażnika prosto w szczękę, zanim ten zdołał jakkolwiek zareagować. Siła uderzenia odrzuciła go na parę kroków do tyłu, gdzie z jęknięciem zwalił się na ścieżkę. Jego szczęka wyglądała na co najmniej zwichniętą, ale wciąż żył - pewnie za kilka godzin obudzi się w bardzo kiepskim nastroju. Zużywszy cały Pęd Błażej poczuł się, jakby czegoś mu brakowało, zapewne podobnie do ćpuna na odwyku.
 
Sindarin jest offline  
Stary 20-05-2022, 11:13   #115
 
Brilchan's Avatar
 
Reputacja: 1 Brilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputację
- Dobra robota chłopie biegiem zanim przejście się zamknie- Syknął Adam. Pozbierał klamoty, które planował zostawić i zaczął zapierdalać na pełnym gazie, obracając koła w kierunku, który podpowiadało mu "piszczenie".

Adam - prolog

Marzec 2012

Kolejna noc w klubie… udało Ci się wrócić do pracy, ale to, co kiedyś przeźywałeś jako conocne uniesienia, teraz jest jakieś nijakie. Noc po nocy zlewają się w jedno, nie dzieje się nic wartego uwagi. A może to Ty nie jesteś wart, by tego doświadczać?

Porzucasz tą myśl, koncentrując się na flaszce i paru pigułach, które czekają w domu. One pozwolą łatwiej zapomnieć. Jest trzecia nad ranem, powoli toczysz się w stronę stacji metra. Zostaje Ci jeszcze tylko jedna ulica do przekroczenia, gdy słyszysz jakiś kobiecy krzyk z bramy tuż obok.

Wszystko było bez sensu, takie płaskie i monochromatyczne... Czuł się zmęczony. Nagle usłyszał krzyk, może szansa, żeby zakończyć to cierpienie ? Albo przynajmniej dostać w mordę i coś poczuć ? Zrobić coś wartościowego! Adaś poczuł jak w jego styrane używkami ciało wlewa się adrenalina z tych, emocji prawa noga zaczęła mu się trząść w spazmie na szczęście była przywiązana do podnóżka pasami.
ZOSTAW JĄ KURWAAA!!! - Wydarł mordę i na pełnym gazie skręcił w bramę gotów taranować napastnika wózkiem oraz własnym ciałem.
Tam też zobaczył kilku dresów dobierających się do młodej dziewczyny. Jeden trzymał ją przy ścianie, a drugi wysypywał na bruk zawartość jej torebki. Na widok Adama wytrzeszczyli oczy i wybuchnęli śmiechem. Dziewczyna wykorzystała moment, kopnęła trzymającego ją w krocze i zwiała. Przynajmniej nic jej nie groziło, czego nie można było powiedzieć o Adamie…
Jak musicie się na kimś wyżyć cioty zapraszam! Jeden z waszych zabił mi brata w przeciwieństwie do lasencji wam nie ucieknę mam w dupie co mi zrobicie, kasy nie mam podobnie jak chęci do życia! - Nie skłamał nie zabierał ze sobą portfela do klubu, bo nigdy nie miał takiej potrzeby. Stał czekając na ich reakcje gotów do walki… Czy może lepiej by powiedzieć do wpierdolu który zaraz dostanie ? Uciec przed tymi bykami i tak by nie zdążył, a w sumie nie miał na to ochoty.

-No to kurwa zobaczymy, czy zaraz będziesz taki hardy, cwelu! - największy z byczków podbiegł do Adama i bez ostrzeżenia, wyrzucił nogę w kopnięciu, celując prosto w jego twarz.
Potem zapadła ciemność. Nie czuł bólu, o dziwo. Raczej uczucie spadania, albo ...ciągnięcia? Kiedy otworzył oczy, leżał na bruku w zaułku, zupełnie sam, z wózkiem obok. Zerwał się na równe nogi i postawił go równo, rozglądając się. Dresiki gdzieś zniknęły, tak samo jak zawartość torebki dziewczyny, a także kilka starych plakatów ze ścian i część śmieci.
Zaraz, jak to “zerwał się na równe nogi”?!
Cooo?!! - Krzyknął ze zdziwieniem i z tego zaskoczenia stracił równowagę i upadł. Był niepełnosprawny od urodzenia chodzenie zawsze wydawało mu się abstrakcją czyżby narkotyki odłożone w systemie w końcu spowodowały psychozę, o której wspominał Ojciec ? Czuł się inaczej... Lepiej. Zniknęło gdzieś wieczne napięcie mięśni które było tłem jego codzienności odkąd tylko pamiętał teraz zniknęło. Postawił wózek do pionu i na nim usiadł z przyzwyczajenia wciągając się po staremu ze zdziwieniem stwierdzając, że poszło mu łatwiej niż kiedykolwiek. Usiadł, na którego wózek chyba już nie potrzebował? Musiał zebrać myśli, obmacać twarz, spróbować poruszyć nogami, może spróbować wstać drugi raz ? Jeżeli nagle zaczął chodzić jego kończyny powinny być osłabione prawda ? Zaczął szukać komórki, zapewne ukradli mu jego Nokie 301 zresztą do kogo by zadzwonił ? Śruba pewnie by uznał, że jest na haju tak jak wszyscy inni.
Zresztą sam nie był pewien czy ten cały scenariusz nie jest jakąś halucynacją na kwasie albo snem.
Ponowna próba powstania zakończyła się znowu sukcesem, chociaż okupił to odrobiną wysiłku - rzeczywiście, nogi były sprawne, ale nie miały zbyt wielu sił. Twarz nie bolała, tak jakby w ogóle nie zaliczyła bliskiego spotkania z cudzym butem, a telefon i cokolwiek miał jeszcze w kieszeniach, nadal tam było. Uszczypnął się, zabolało. Rzeczywistość dookoła wydawała się zachowywać normalnie, nie jak na haju, chociaż wyglądała inaczej - poza tym, było tu dość ciemno, więc i niewiele było widać.
Wciąż trudno mu było w to wszystko uwierzyć wyciągnął komórkę i naskrobał SMSa do Macieja:

Cytat:

Stary ja wiem, że się ostatnio nie dogadywaliśmy muszę ci coś pokazać, jestem trzeźwy, a to nie na telefon
Wysłał i jadąc na wózku pojechał metrem do loftu. Przypomniał mu się sen, w którym walczył wespół ze spider-manem i Batmanem. W tym, śnie dostał od rycerza Gotham egzoszkielet dzięki któremu mógł tańczyć wciąż ciężko było mu uwierzyć, że jest na jawie. Myślał o tym, czy nie jechać do rodziców, ale nie chciał im robić niepotrzebnie nadziej… Pierwszy raz od czasu śmierci Remiego myślał o czymś innym niż najebanie się, żeby zapomnieć.

SMS wysłany, ale brakowało odpowiedzi. Cóż, była jakaś trzecia czy czwarta nad ranem, normalni ludzie o tej porze jeszcze śpią… Dbając o pozory, wytoczył się z ciemnego zaułka na pustą ulicę. Zmierzał już w stronę stacji metra, gdy zauważył, że coś się nie zgadza. Gdzieś zniknęły plakaty reklamujące premierę czwartej części Epoki Lodowcowej (Remi uwielbiał tą bajkę), a sklep z zabawkami Smyka, który mijał codziennie po drodze do klubu, wyglądał, jakby został zamknięty dawno temu. Z kolei telebim na wieżowcu kawałek dalej, zamiast naparzać kolejnymi bezsensownymi reklamami, pokazywał nagranie, na którym spora grupa małych dzieciaków smacznie sobie spała…
“Co do cholery się wyrabia dziwni hakerzy ? ” - Pomyślał wciąż mając wątpliwości czy nie ma jakieś halucynacji, wszystko wydawało się jakieś dziwne. Wyjął MP3 z USB, które Remigiusz dał mu w prezencie na 18 urodziny i włączył muzykę Parov Stelar i kontynuował zaplanowaną podróż do Loftu, żeby pochwalić się swoim cudownym ozdrowieniem przed Śrubą.

Po zjechaniu do tunelu metra doszedł do wniosku, że hakerzy raczej nie mieliby takiego rozmachu. To samo nagranie leciało na telewizorach na stacji, a na okładce Expressu Ilustrowanego widocznej za oszkloną gablotą kiosku pysznił się nagłówek “Jeff dostał klapsa - czy Martha jest dobrą matką?!” okraszony zdjęciem przedstawiającym jednego z tamtych dzieciaków, ale rozpłakanego. Ze stacji zniknęły też wszystkie plakaty reklamujące zabawki i atrakcje na zbliżający się Dzień Dziecka.
Po dotarciu do swojej kamienicy Adam zauważył, że dość niewygodny przedtem podjazd dla wózków w wejściu został zamieniony na wypasioną windę - dobra rzecz, ale jakim cudem zrobili to w jedną noc?!
Mam wrażenie że oszalałem - Powiedział na głos - Planowałem iść do loftu, żeby pochwalić się przed Maćkiem co ja robię w bloku i skąd ta winda? Czemu to wszystko się tak zmienia ? Dobra, stary wszystko na spokojnie wejdź do mieszkania spraw czy coś się zmieniło… Potem możesz zadzwonić do rodziców, OK pora jest bardzo wczesna, ale ta sytuacja nie jest normalna. Może zapukam do Emila ? Potrzebuje się z kimś skontaktować, żeby upewnić się, że nie oszalałem! Może leżę gdzieś w śpiączce i tak wygląda moja śmierć mózgowa ? Brzmi to jak leniwe rozwiązanie z filmu czy serialu, które raz było odkrywcze, ale potem zostało tyle razy skopiowane, że stało się kliszą… Ech, zaczynam prowadzić ze sobą dyskusje na głos… Cóż, czasami trzeba pogadać z najmądrzejszą osobą w pomieszczeniu - Zaśmiał się z własnego suchego dowcipu i ruszył do mieszkania z ciekawością sprawdzając “magiczną” windę.

Ta zadziałał bez zarzutu — widać, że była używana wielokrotnie (ale jak?!). Problem zaczął się przy drzwiach do bloku, ani klucz, ani kod nie pasowały.
“Są dwa wyjaśnienia albo jakimś cudem przeskoczyłem do alternatywnego wymiaru gdzie nigdy nie istniałem ? Some it’s a wonderful life type shit” - Pomyślał i wyjechał na ulice, żeby nikt nie wezwał policji podejrzewając go o kradzież.
“Drugą opcją byłoby, że oszalałem, to tłumaczyłoby tę dziwne nagrania małych dzieci, może dostałem jakieś manii lub schizofrenii od narkotyków ? W takim razie powinienem zgłosić się do szpitala psychiatrycznego ” - Westchnął. Nie miał przy sobie pieniędzy ani dokumentów.

Postanowił, że spróbuje żebrać na ulicy, nigdy wcześniej tego nie robił, ale miał talent do manipulacji ludźmi. Czasami starczało, żeby po prostu, zaparkował wózek pod ścianą na ulicy, żeby chwilę odpocząć a ludzie sami oferowali mu kasę… Nie brał, bo nie potrzebował, poza tym, trzeba uważać na gangi żebraków, kiedyś czekając na transport uniwersytecki pod Kościołem Świętego Krzyża miał okazję poobserwować profesjonalnego żebraka i jego ochroniarza, który wtapiał się w tłum, od czasu do czasu zbierając kasę z miski żeby wyglądała na pustą i pomóc w ewakuacji w razie przybycia policji (aby po kilku minutach wrócić na stanowisko pracy).

Jemu nie trzeba było nic tak skomplikowanego, tylko parę złotych na kafejkę internetową, żeby sprawdzić, czy on i jego rodzina istnieją? Czy jego numer PESEL w ogóle działał ? Czy Ojciec z Matką wciąż są tymi samymi osobami ? Może Remi żyje ? Wierzył, że jego umiejętności wyszukiwania odpowiedzą mu na, choć część tych pytań. Jeżeli nie znajdzie empirycznych dowodów na swojej istnienie będzie musiał przyjąć do wiadomości własne szaleństwo i zgłosić się na oddział psychiatryczny.

Zbieranie drobnych trochę potrwało — zaczynał nad ranem, praktycznie przysypiający na wózku. Dopiero około siódmej na ulicach zaczęło pojawiać się więcej ludzi, spieszących do pracy. Rzucali mu jakieś drobniaki, wciąż zapatrzeni w telebim nonstop pokazujący nagrania tych dzieciaków, najwyraźniej na żywo.
Około dziesiątej miał już wystarczająco, by zajrzeć do kafejki internetowej - tam wszystko wyglądało w miarę normalnie, ale po zagłębieniu się w sieć doznał niemałego szoku.
Jego PESEL działał, ba, nawet znalazł swoje konto na fejsie (swoją drogą, facebook miał zupełnie inny design niż pamiętał) - ostatni wpis był sprzed miesiąca, wspominający o jakiejś terapii genetycznej i że wraca za rok, ale może już na własnych nogach. Pierwszym komentującym, życzącym powodzenia, był ...Remi. Okazało się, że brat Adama żyje i wszystko z nim w porządku…
Kolejna godzina dłubania w sieci jednocześnie wyjaśniła nieco to, co widział, ale też wywołała kolejny szok. Dlaczego na tym telebimie puszczano stream live z jakiegoś przedszkola? Bo to były praktycznie jedyne dzieci na całej planecie… Około 2002 roku coś się wydarzyło, coś, co sprawiło, że kobiety nie były w stanie donosić żadnej ciąży - tylko kilku na świecie udało się to osiągnąć.

Pojechał do k@fejki na stacji metra Ratusz Arsenał podczas przeszukiwania kupił puszkę Coli z automatu co dało mu dodatkowe 15 minut i trochę więcej przytomności jednak niedługo nie potrzebował pobudzaczy “ON, żyje! ŻYJE!” Aż podskoczył na wózku podskakiwał z radości przez dobrą chwilę w końcu napisał w statusie:

[/quote]
“WRÓCIŁEM TERAPIA ZADZIAŁAŁA WIELKA RADOŚĆ #Blessed #lekarzesązajefajni!!!”
[quote]

Potem napisał prywatną wiadomość do Remiego:

Cytat:
Młody ty w szkole ? Chcesz iść na wagary ? Zacząłem chodzić! Stary muszę ci pokazać! Tak się cieszę!
Po chwili zastanowienia wysłał kolejną przez ostatnie miesiące żałował że mu tego nie powiedział:

Cytat:
Remigiusz za rzadko ci to mówiłem i czasem mi się wydaje, że nie byłem dla ciebie najlepszym bratem, ale kocham cię bardzo. Jesteś wspaniałym człowiekiem
Po załatwieniu tej sprawy przystąpił do głębszego wyszukiwania informacji. Kiedy znalazł informacje o dzieciach i problemach z płodnością nie miał siły nawet kląć po prostu otworzył usta z zaskoczenia gapiąc się w ekran. “Czyli nie it’s a wonderful life tylko, Children of Men z 2006 roku? Cóż, w tym, uniwersum ten film nie wyszedł ” - Fascynacja mediami zawsze pomagała mu poukładać świat książki, filmy, seriale często były ucieczką od problemów dnia codziennego. Między innymi z powodu tej fascynacji poszedł na bibliotekoznawstwo.

Przypomniało mu się niewyraźne wspomnienie jak za dzieciaka oglądał serial Ślizgacze ? Sliders ? Jakoś tak chyba ? O grupie ludzi skaczących między wymiarami… “Czy moje zdrowie i życie Remiego jest godne tego żeby skazać ludzkość na powolne wymieranie ?”

Po chwili namysłu doszedł do wniosku że ma to głęboko w dupie! Wyszedł z k@fejki z postanowieniem że musi zobaczyć swojego młodszego brata nawet jeżeli będzie musiał pojechać pod szkołę i czekać na zakończenie lekcji.

Coś go tknęło, by przed wyjściem wydrukować screeny tych wiadomości.
Ledwie opuścił kafejkę, spojrzał na telebim, przedstawiający te same dzieciaki jedzące śniadanie. Poczuł wibracje telefonu, dźwięk otrzymywanej wiadomości. Nagle zakręciło mu się w głowie, przed oczami zrobiło się ciemno, poczuł po raz drugi to dziwne uczucie ruchu, i tym razem ciągnięcia w górę.
Gdy kilka sekund później otworzył oczy, telebim zniknął, zastąpiony billboardem EURO 2012, który był tam wczoraj. Ulica była bardziej zatłoczona, zobaczył młodą kobietę pchającą wózek dziecięcy…
Czy to przed chwilą to były tylko przywidzenia? Chyba nie, skoro ściskane w ręku kartki wyglądały tak samo…

Stanął w przejściu a do oczu napłynęły mu łzy, nie miał sił się ruszać, wpadł w rozpacz w której się zatracił. Po chwili poczuł jednak, że rozpacz powoli zanika - ten świat, w którym wydarzyła się jego osobista tragedia, nie był jedynym. To, co działo się tutaj, nie było jedynym możliwym scenariuszem.
W końcu zebrał się w sobie sięgnął po telefon, by przeczytać smsa, którego dostał jeszcze “tam”. Była od Remiego.
Nie rób sobie jaj, debilu! Niedawno marudziłeś, że zastrzyki cholernie bolą, a to dopiero początek. Mam nadzieję, że mamie takich pierdół nie napisałeś, stresuje się. Wpadniemy do kliniki za tydzień czy dwa, to ci kopa sprzedam! PS: Też Cię kocham, no homo

Adam otarł oczy rękawem metrem wrócił do mieszkania, które tym razem było jego potrzebował odespać tą całą sytuacje ale zanim się położył wylał tabletki i piwo do zlewu a wydruki przyczepił do tablicy korkowej.

Znów miał powód do życia! Zrozumieć co zaszło, może nawet sprowadzić nową alternatywną wersję swojego brata za świata, który umiera ? Lecz najpierw sen!

 

Ostatnio edytowane przez Brilchan : 29-03-2023 o 11:34.
Brilchan jest offline  
Stary 21-05-2022, 10:06   #116
Rot
 
Rot's Avatar
 
Reputacja: 1 Rot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputację
Błażej stał i dyszał. Zrobił to kurwa zrobił. Chwilę później wykorzystując skok adrenaliny przeszukał strażnika i zabrał mu broń gotów ponownie mu przywalić jeśli zajdzie taka potrzeba.
Fala euforii w jego ciele wolno stygła. Na skórze zaczął perlic się pot a ręce lekko drżały. Coś z nim było teraz nie tak.
Jakaś delirka… Ale nie miał kurwa na to teraz czasu, spojrzał na krzaki.
-Idziemy. - ponaglił resztę.
 
Rot jest offline  
Stary 23-05-2022, 11:52   #117
DeDeczki i PFy
 
Sindarin's Avatar
 
Reputacja: 1 Sindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputacjęSindarin ma wspaniałą reputację
Mając z głowy strażnika, bohaterowie czym prędzej przesadzili płot, zabierając ze sobą wózek Adama, i popędzili w stronę centrum wybiegu. Nie zdążyli skupić się na tym, jakie wrażenia wywołuje w nich to Miejsce Przełomu bo zbliżając się, słyszeli już ten charakterystyczny wysoki jęk, z początku cichy, ale nabierający głośności z każdą sekundą. Byli na czas!
Jak ostatnio, wszystko przyszło nagle, ale byli już przynajmniej nieco na to przygotowani. Wzrost ciśnienia, puknięcia w uszach, przytłumienie zapachów (co w słoniowym wybiegu było akurat miłą odmianą), a potem metaliczny posmak w ustach i rozmywająca się wizja, mroczki przed oczami…
W tym momencie Błażej poczuł wibrację pagera i zdołał odczytać krótką wiadomość:
„Monarch pamięta”
Zanim jakkolwiek zareagował, zrobiło się zupełnie ciemno i cicho, uderzyła w nich fala nicości, tym razem połączona z uczuciem ciągnięcia w górę. Po trwającej wieczność sekundzie wszystko wróciło - a nawet więcej.

Warszawa1

Wybieg dla słoni był ten sam, chociaż odnowiony, posprzątany i lepiej oświetlony, zwłaszcza nocą. Był też zamieszkany. Pierwszą rzeczą, którą bohaterowie usłyszeli po tym, jak w miarę doszli do siebie po ciężkiej podróży, było zdenerwowane trąbienie dobiegające z zadaszonej części wybiegu. Zaraz potem zauważyli mierzącą kilka metrów masę szarej skóry, mięśni, kłów i trąb, zmierzającą powoli w ich stronę. Słoń Leon był wyraźnie zirytowany tym, że ktoś zakłóca mu sen, kręcąc się po jego terenie, i miał zamiar poważnie porozmawiać sobie z intruzami. Bohaterowie, wciąż skołowaniu po przeskoku z Ziemi4, zdecydowali się nie wdawać się w dyskusje z gospodarzem i w ciągu paru sekund przesadzili ogrodzenie wybiegu. Dyszali ciężko, obserwując tryumfującego słonia i zdali sobie sprawę, że nie czują tej samej euforii, której doświadczyli po poprzednim skoku. Wręcz przeciwnie, tym razem cały Pęd ich opuścił, przez co czuli się …puści, tak jakby brakowało im ważnej części samych siebie. Kończyny Adama z każdą sekundą słabły i gratulował sobie w duchu, że jednak zabrał wózek ze sobą.

- Nareszcie, co was tyle zatrzymało? - nagle usłyszeli głos z ciemności. Z głębokiego cienia spowijającego pobliską altanę wyłoniła się kobieta ubrana w elegancki biznesowy strój, niepasujący do tego otoczenia. Czarna garsonka i proste spodnie sugerowały, że korzysta z usług tego samego krawca co Nowak. Miała około czterdziestu lat, a na jej atrakcyjnej, lecz surowej twarzy gościł znudzony wyraz kogoś, kto widział już w życiu zbyt wiele. Zgasiła papierosa o ścianę i spojrzała na bohaterów zdziwiona, widząc przed sobą tylko trzy osoby - Gdzie do cholery jest Nowak?! -

KONIEC PROLOGU
 
Sindarin jest offline  
Stary 23-05-2022, 16:45   #118
Rot
 
Rot's Avatar
 
Reputacja: 1 Rot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputacjęRot ma wspaniałą reputację
Błażej - prolog

Maj 2012
Trwało to parę tygodni, ale w końcu się opłaciło - Stachurscy byli bardzo zorganizowani, i jeśli wyjeżdżali w niedzielę o 8 rano z domu, oznaczało to, że nie wrócą co najmniej przed wieczorem. A to z kolei oznaczało, że posesja pod numerem 13, otoczona dość gęstym laskiem, będzie pusta, co w połączeniu z brakiem nowoczesnych zabezpieczeń i ewidentnym majątkiem rodzinki (Stachurski był "potentatem drobiarskim", jak śmiesznie by to nie brzmiało) dawało kąsek, któremu naprawdę trudno było się oprzeć.
Pozostało jedynie zebrać sprzęt i działać.

Błażej obserwował dom opierając się o swój samochód - niewyróżniający się srebrny opel corsa. Tak, mógł sobie pozwolić na inny wóz, bardziej wypasiony jednak…. Kluczem przy robocie było - nie rzucać się w oczy. Wyciągnął zębami jednego szluga z kultowej serii Malbaro i leniwym ruchem podpalił papierosa zaciągając się dymem. Niedbałym ruchem schował zapalniczkę Zippo do kieszeni i czekał aż nikotyna wsiąknie w krew przymykając oczy. To był swoisty rytuał przed robotą. Ludzie czasem się wracali, a nie chciał by ktoś go przyłapał „z ręką w nocniku”. Zawsze był ostrożny, dlatego nigdy nie siedział.
Po pierwszym z papierosów nastąpił drugi i trzeci. W końcu zgasił butem ostatni z niedopałków i strzelił wymownie karkiem. Otworzył bagażnik. To będzie prosty włam. Ubrał na twarz kominiarkę - zawsze ubierał. Chwycił kij besbolowy. Wejdzie przez tylne szklane drzwi. Pokręcił z niedowierzaniem głową. Równie dobrze mogli wywiesić na nich tabliczkę z napisem „welcome”.
Ale i tak najlepsze w tym wszystkim było to że wzięli ze sobą tego pieprzonego kundla. Może i był to zwykły labrador. Te pchlarze były szczególnie tchórzliwe i po psiknięciu gazu w pysk uciekały z piskiem. Ale pies to pies, zawsze może coś odwalić.
W końcu chwycił plecak na fanty i spojrzał na zegarek 30 minut - nie więcej. Ruszył w stronę domu - to będzie szybka akcja.
Bez problemu przeskoczył niski drewniany płotek i przebiegł przez żywopłot. Kilkoma prędkimi susami przebiegł podwórze i zatrzymał się przy szklanych drzwiach. Zważył kij w dłoni i walnął w nie kilka razy aż zdołał dostać się do klamki. Niecierpliwym ruchem otworzył drzwi i wszedł do środka.
Rozejrzał się po pomieszczeniu. Szybko namierzył kolekcje cennych obrazów. Wiedział już komu ją opchnie. Z salonu przeszedł do gabinetu pana domu i sprzątnął z niego laptopa. Odwiedził też sypialnie w której znalazł szkatułkę z biżuterią drogiej małżonki. Spojrzał na swój zegarek. Robota trwała już 15 minut, czas się zwijać. Miał to po co przyszedł. Ruszył do samochodu, czas spadać. Na ale na odchodne zabrał z sobą jeszcze złotą statuetkę kurczaka. Teraz nie był tego pewien ale patrząc po ciężarze to mogło być nawet prawdziwe złoto.

Grunt, że zmieściła się do plecaka. Obciążony łupem ruszył przez podwórko - wszystko szło sprawnie, lepiej niż zazwyczaj. Ale tak w życiu bywa, że jak coś idzie za dobrze, to pewnie zaraz się spieprzy.
Ledwie przesadził płotek, gdy usłyszał przepity okrzyk od strony ulicy.
-Ej! Co to ma kurwa być!? - dobiegło od strony opasłego faceta, ciągnącego na smyczy dwa pitbulle. Cholera, jak pech to pech, pieprzony grubas z końca ulicy wyszedł na codzienny spacer GODZINĘ przed czasem. Jak na komendę, jego pchlarze zaczęły wyrywać się i ujadać.

-Kurwa… -Błażej nie analizował sytuacji dłużej niż potrzeba tylko zaczął uciekać jeszcze szybciej wrzucając najwyższy możliwy bieg. Musiał dotrzeć do wozu zanim gość ogarnie co się dzieje i podejmie jakąś decyzje.
No bo ludzie przeważnie się wahają a on kurwa miał i kij i gaz… Ale serio… pieprzony zakompleksiony typ. Na kryzys wieku średniego nie mógł sobie kupić jamnika? Albo kurwa yorka?

Grubas chyba wiedział co się święci, albo trzeźwo oceniał swoje możliwości biegania. Odpiął smycz i wrzasnął tylko:
-Bierz kurwisynka!
Sierściuch wystrzelił jak z procy, pewnie debil go głodził, a od święta dokarmiał bezdomnymi. Błażej miał jednak przewagę, i realną szansę dopadnięcia do samochodu, zanim psiur dopadnie mu do dupy. Dziesięć metrów, osiem, sześć… I właśnie wtedy cholerny złoty kurczak wypadł z kieszeni i upadł mu pod nogi, zamieniając sprint w lot koszący. Upadając, zdążył tylko przekląć Stachurskich, sąsiada, psa i ich potomstwo na trzy pokolenia do przodu, zanim z impetem gruchnął w glebę.
Pozbierał się momentalnie, wygrzebując gaz z kieszeni i szykując się na spotkanie z psimi szczękami. Te jednak nie nadeszły. Gdzieś zniknęły też krzyki grubasa. I samochód… Błażej rozejrzał się - stał dalej na tej samej ulicy co przedtem, ta jednak wyglądała, jakby od dobrych kilku lat nie było tu żywej duszy. Wszystko było potwornie pozarastane, willa Stachurskich przypominała trochę kopiec ziemi, a stojący przed nią VW Golf mógł poszczycić się solidną brzozą przebijającą się przez szyberdach. Dookoła słychać było tylko odgłosy ptaków i wiatr szumiący wśród drzew.

-Ja pierdole… Chyba… Chyba walnąłem się w łeb. - powiedział do siebie rozglądając się po okolicy i trzymając w przed sobą gaz pieprzowy w pełnej gotowości. Zastrzyku adrenaliny nie da się przecież tak po prostu wyłączyć. Poza tym ten pies...
Niepewnie badał otoczenie. Coś było grubo nie tak.
-Kurwa… To jakieś zaświaty czy co? - postanowił się uszczypnąć sprawdzając czy poczuje ból. W zasadzie to był ateistą, może ta no buddyjska wędrówka dusz?

Zabolało - gdy pierwszy szok przeszedł, poczuł też pieczenie na łokciu, pewnie zdarł sobie skórę, upadając. Po psie nie było śladu, chociaż wszechobecne zarośla szumiały co i rusz, jakby coś się w nich czaiło.
Błażej potarł kark. Postanowił ukryć swoje fanty gdzieś w najbliższych krzakach. Tych z dala od szelestu. W końcu zdjął kominiarkę i czując się jak skończony głupek poszedł w stronę domu Stachurskich.
Odłożył kij bejsbolowy pod ścianę i zapukał.
-Hej jest tam kto?

Odpowiedziała mu zupełna cisza, drzwi odchyliły się lekko. Solidne drewno było w opłakanym stanie.

Błażej pchnął lekko drzwi i wszedł do środka zabierając kij.
-Halo? - nie dawał za wygraną zamykając za sobą dom. Jeśli w zaroślach były jakieś dzikie psy to lepiej było być tu gdzie jest. Zresztą może znajdzie jakieś telefon. Zadzwoni… No… Po taksówkę. Musiał się stąd wydostać a nie miał wozu.

Wnętrze domu wyglądało na opuszczone od długiego czasu – większość mebli zbutwiała, a przez wypaczone okna do środka wkradał się bluszcz, odcinając sporo światła. O dziwo, nie licząc naturalnego rozpadu, pomieszczenie wydawało się nietknięte, ot jakby właściciele po prostu wyszli, zostawiając wszystko, i nigdy nie wrócili. Nawet ten cholerny złoty kurczak stał na swoim miejscu, a na ścianie wisiał w połowie rozłożony obraz, który Błażej wciąż miał w swoim plecaku…

Błażej po prostu zgłupiał jak zobaczył tego durnego kurczaka. Przecież okradł do cholery jakiś drobiowych wieśniaków, a nie jakąś świątynie egipską, żeby dosięgła go jakaś mityczna “kara”. Chwilę zajęło mu wytłumaczenie samemu sobie, że nie ma czegoś takiego jak klątwa złotego kurczaka.
Poprawił odruchowo obraz.
Wreszcie spróbował rozejrzeć się po pomieszczeniu. Może znajdzie w nim telefon i zadzwoni po taksówkę. No bo może, może czymś się zatruł i ma omamy i generalnie powinien trafić jak najszybciej do szpitala.
Tak to było logiczne. Może coś nie tak było z tymi fajkami? Trafiła mu się jakaś lewa paczka, w której przewożono coś “nielegalnego”. No cóż…. jak teraz się nad tym zastanowił to te papierosy miały jakiś inny smak.

Telefon i owszem, był - stał na stoliku, zwykły stacjonarny model, typowy kilka lat temu, ale teraz powoli odchodzący w zapomnienie. Niestety okazało się, że nie ma sygnału. Obok jednak leżało coś znacznie ważniejszego - kluczyki do samochodu! Błażej nie zdążył po nie sięgnąć, gdy usłyszał jakieś chroboty na piętrze domu.

Mężczyzna zawahał się przez chwilę ale w końcu odłożył słuchawkę telefonu i sięgnął po kluczyki. Pamiętał, że widział na zewnątrz grata z którego wyrastało drzewo. No ale jak był teraz czymś naćpany to pewnie i drzewa nie było a samochód był w porządku. Ba pewnie i jego wóz też powinien tu gdzieś być…
Oczywiście przyszła też refleksja, że naćpany nie powinien prowadzić, no ale ponad wszystko chciał się stąd wynieść. Zresztą sam czuł się dobrze więc może się nie rozbije.
Uniósł głowę do góry ściskając rękę na kiju bejsbolowym na dźwięk nieokreślonego chrobotania… Nie wiedział co to było ale postanowił, że nie chce sprawdzać.
Zaczął się wycofywać w stronę wyjścia uważnie badając otoczenie gotów w każdej chwili uciekać. Omamy nie omamy, ale wszystko w nim krzyczało, że mogą być groźne.

Chroboty powoli ucichły, kiedy opuścił budynek, nic go nie goniło, przynajmniej na razie… Grat na zewnątrz nie nadawał się jednak do jazdy, drzewo było bardzo prawdziwe. Zresztą, kluczyki miało logo mercedesa, a to okazał się być wrak volkswagena. Stachurscy jeździli nowiutkim merolem – te wyglądały jak do jakiegoś starego wozu, ale może w ich garażu na tyłach posesji coś było? Stare rzęchy miały to do siebie, że były prawie nie do zajechania… Błażej podbiegł do niewielkiego budyneczku, przypominającego już obrośnięty bluszczem kopiec – przez małe, brudne okienko zauważył, że rzeczywiście coś tam stoi. Drzwi jednak były zamknięte…

Włamywacz zatrzymał się przy zamkniętych drzwiach. Wszystko wyglądało na stare i zniszczone. Mógł co prawda pogmerać w zamku szukając zapadek. I powinien mieć coś co się do tego nada w kieszeni. Ale… wszystko tu wyglądało na strasznie stare. Mechanizm na bank już zardzewiał. Dlatego zamiast bawić się z tym wziął daleki rozbieg i przebierając nogami tak szybko jak tylko zdoła naparł barkiem na drzwi.
Drzwi były solidne, zapewne z jakimś systemem antywłamaniowym. Pierwsza próba spełzła na niczym, ale przy drugiej Błażej poczuł, jakby coś jeszcze popychało go - uderzył z taką mocą, że drzwi aż wyrwało z zawiasów i rzuciło ze dwa metry do przodu.
Lekko oszołomiony rozejrzał się po garażu. Pomieszczenie musiało być szczelne, bo jakimś cudem zachowało się nienaruszone, tak samo jak stojący wewnątrz zabytkowy Mercedes.
Błażej gdy wleciał do środka obejrzał się nerwowo za siebie. Słyszał, że strach dodaje skrzydeł i nie raz czegoś takiego doświadczył. Ale… Nie na taką skale. W końcu wyciągnął kluczyki i ruszył w stronę samochodu dochodząc do wniosku że nie ma co analizować tylko trzeba sprawdzić czy wóz odpali.

Wóz zacharczał, zarzęził, a w końcu… odpalił! Ha, stara niemiecka technologia to nie byle co! Wskaźnik paliwa pokazywał ledwie ćwierć baku, ale zawsze to coś. Drzwi garażu wymagały nieco pracy przy zrywaniu pnączy, ale po parunastu minutach Błażej mógł już wydostać się na zarośniętą i popękaną ulicę.

Mężczyzna odetchnął z ulgą kiedy wóz odpalił i na skrzydłach radości zabrał się za oczyszczanie drogi wyjazdu. Zatrzymał się przy krzakach by zabrać swoje łupy, które wcześniej tam zostawił.
I skierował się do najbliższego ośrodka cywilizacji. Mając nadzieję że czegoś się tam dowie.

Droga nie była łatwa - musiał manewrować między porzuconymi pojazdami, korzeniami przebijającymi asfalt i różnymi śmieciami. Okazało się, że nie tylko okolica will Stachurskich tak wygląda - cały świat wydawał się zupełnie opustoszały. Ludzie poznikali, a natura szybko zajęła ich miejsce. Nie tylko oplatające wszystko rośliny, ale też prawdziwa mnogość zwierząt - w pewnym momencie w niebo wzbiło się stado ptaków tak wielkie, że na chwilę zasłoniło słońce…
Po kilkunastu minutach jazdy zauważył niewielką smużkę dymu dobiegającą znad płynącej nieopodal rzeki - cywilizacja? Skręcił w tamtą stronę, a po kolejnych kilku kilometrach przedzierania się przez gęstwiny (kompletnie porysował karoserię Merca, urwał nawet jedno lusterko) zobaczył coś, co przy dużej dozie optymizmu można było nazwać fortem - duże gospodarstwo leżące nad rzeką otoczone wysokim na trzy metry płotem z blachy i różnych materiałów. Na “murze” wymalowano wielkimi białymi literami napis “Liczba mieszkańców:” pod którym wywieszono dwie jedynki zabrane pewnie z jakiegoś szyldu. Poniżej dopisano “Mamy broń!”

Błażej coraz mocniej czuł się jak pierwszoplanowy bohater jakiegoś filmu katastroficznego. Coś jak „Jestem legendą”. Na szczęście nie spotkał żadnego chodzącego trupa. Oczywiście był poważnym człowiekiem, nie wierzył w zombie, światy alternatywne, czy podróże międzywymiarowe. Może parę razy był naćpany i miał jakieś tripy ale… Już nawet się nie oszukiwał. Nie czuł się naćpany, więc naćpany nie był.
Widział przez okno porzucone wozy i zastanawiał się co się stało. Szukał jakiś śladów ludzi w końcu skierował się do smużki dymu. Samochód ledwo przeżył tą jazdę, ale akurat na brak wozów nie mógł narzekać. Wszędzie coś leżało. Gorzej z benzyną… No ale o to pomartwi się później.
Zatrzymał się przy prowizorycznym murze. Chwilę zastanawiał się czy drzeć się jak idiota, ale coś mu mówiło, że lepiej nie hałasować. Zamknął samochód biorąc z sobą kij bejsbolowy i gas i w ciszy przekradał się wzdłuż płotu sprawdzając czy znajdzie w nim słaby punkt przez który mógłby się łatwo dostać do środka.
Na razie było widno, ale to za kilka godzin się zmieni i co wtedy mu zostanie?

Błażej podchodził powoli do ściany, kiedy usłyszał jakieś poruszenie i pokrzykiwanie za ścianą. No tak, on może i był cicho, ale jego samochód był słyszalny pewnie z paru kilometrów…
Przypadł dyskretnie do ściany, gdy usłyszał, jak ktoś wspina się po jej drugiej stronie. Chwilę potem dostrzegł blondwłosą kobietę, obserwującą przez lunetę karabinu myśliwskiego jego samochód. Jeszcze go nie zauważyła, więc mógł się jej przyjrzeć.
Jasne blond włosy, nie mogła mieć więcej niż trzydzieści lat, ubrana była zaś jak jakiś wojskowy, traper czy inny survivalista – strój maskujący obwieszony sprzętem. Ale to jej twarz wydawała się tak znajoma. Nie widział jej dobre 10 lat, ale wciąż ją pamiętał…
- Halo? Pokaż się! Jeśli jesteś sam, będziemy bezpieczni! – to był jej głos, znacznie dojrzalszy, ale jej.
Klaudia.

Błażej zgłupiał. To nie mogła być prawda. Widział jej ciało wiedział, że była martwa. Zginęła… To musiała być tylko kobieta bardzo podobna do niej. Jednak… Wyszedł tak by miała możliwość strzału czuł, podświadomie, że jest jej to winien.
Gardło ściskał mu żal, ból i wstyd i słowa same zaczęły płynąć.
-Klaudia… To ty? Cholera… Wiem, że nie możesz to być ty… Ale… Ja… tak bardzo…. Kurwa nie mogę.– spuścił głowę tłumiąc łzy.. Zasłużył na to. Miała prawo go zastrzelić, kimkolwiek była miała do tego prawo, chyba… Chyba czekał na to przez te wszystkie lata.

Kobieta odruchowo wycelowała w niego, ale po sekundzie odłożyła broń.
- Błażej! Pokręciło cię? – Klaudia zawsze tak mówiła, tym samym tonem. To musiała być ona. – Super że już wracasz, ale musiałeś się pochwalić znaleziskiem, co? Skąd tą furę wytrzasnąłeś, jeszcze w takim stanie i na chodzie? I jeszcze te ciuchy… - prychnęła, pokręciła głową – Udało ci się coś upolować?

Błażej dłuższą chwilę zmagał się z huraganem emocji który szarpał jego gardłem. W końcu zdołał odpowiedzieć.
-Klaudia… Ja… Nic nie rozumiem… - obrócił głowę żeby spojrzeć na samochód, było to jakieś zaczepienie w rzeczywistości. Na tym postanowił się więc skupić.
-No… a to jest… No… wóz Stachurskich… Mieli kolekcje obrazów na którą miałem kupca. Ja… No mam te obrazy i laptopa. Zawsze chciałaś mieć laptopa prawda? - zapytał kompletnie zbity z tropu.
-…no i mam też szkatułkę z biżuterią. Oni byli dziani, no wiesz potentaci drobiowi to pewnie kupował żonie drogie fanty. Mam… Mam to wszystko w plecaku. Przynieść ci? - zapytał kompletnie skołowany, ale coraz bardziej szczęśliwy bo wyglądało na to że los dał mu drugą szansę i mógł naprawić to co zjebał…

- Brat, o czym ty gad… - głos Klaudii rozpłynął się tak samo jak cały świat. Błażejowi zrobiło się ciemno przed oczami, poczuł znajome już wrażenie spadania i ciągnięcia, tym razem jakby do góry. Po sekundzie otworzył oczy - stał na chodniku pod bramą sporego gospodarstwa. Wszystko wyglądało normalnie, teraz przypomniał sobie, że mijał je po drodze na robotę. Klaudii nigdzie nie było, tak samo jak zdobycznego merca. W dłoni wciąż jednak trzymał kluczyki do niego…

Błażej stał na chodniku. Stał bo nie był pewien, gdzie powinien iść. Ogarnęło go dojmujące poczucie krzywdy i zawodu. Myślał, że może coś zrobić, jakoś to wszystko naprawić. Myślał o tym tyle lat, aż… No… Sam siebie zaczął oszukiwać i dostał jakiś zwidów. Jednak… Te kluczyki… Jak do cholery zdobył te kluczyki? Co się do kurwy nędzy z nim działo? To stres? No żył w ciągłym stresie… Wziął głębszy oddech i ruszył przed siebie mając nadzieję, że przypomni sobie co robił a całe to wspomnienie wyprze z pamięci, by jak najszybciej wrócić do pozorów normalności w swoim dość intensywnym życiu.

Okazało się to jednak niełatwe - wspomnienia tego innego miejsca wracały regularnie, a normalne życie stało się jakieś… inne. Miał wrażenie, że nie do końca przynależy do tego miejsca, trochę jak wtedy, kiedy był dzieciakiem, matka zaczęła zaglądać do kieliszka a on czekał tylko, by wyrwać się z domu. Klaudia… gdzieś tam była, żywa, cała i zdrowa...
 

Ostatnio edytowane przez Rot : 23-05-2022 o 16:53.
Rot jest offline  
Stary 23-05-2022, 18:20   #119
 
Asderuki's Avatar
 
Reputacja: 1 Asderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputacjęAsderuki ma wspaniałą reputację
Patrycja - prolog

Maj 2012

Dochodziła godzina 13, Patrycja siedziała właśnie w warsztacie, rozbierając komputer "zepsuty" przez domorosłego speca od elektroniki. Facet naczytał się w internecie jakichś pierdół o sprzęcie i oddając go udawał nie wiadomo jakiego eksperta, oczywiście traktując ją jak idiotkę. Już zdążyła założyć się z szefem o dyszkę, że to żadne "fabryczne uszkodzenie chipsetu", tylko ciołek napakował za dużo pasty termoprzewodzącej albo zasyfił wnętrze kurzem.

Drzwi do sklepu otworzyły się - dziwne, Marek dopiero co wyszedł po lunch… Gdy wyjrzała z przestronnego zaplecza, w której dokonywała się większość warsztatowej magii, zobaczyła klientów. Dwóch typków postury i wyglądu dresiarzy rozglądało się po pomieszczeniu sklepowym - półkach zastawionych różnego rodzaju podzespołami i ladzie pełnej akcesoriów, myszek, kabli i temu podobnych. Wyglądali na zniecierpliwiony albo zdenerwowanych.

Patrycja westchnęła. Obsługa klienta nie należała do jej ulubionych zajęć. Nie kiedy co czwarty był pewny co się zepsuło, a co drugi nie wiedział absolutnie nic co jest nie tak z jego maszyną.
- Momencik! - zawołała wstając od swojego stanowiska pracy. Wytarła dłonie ściereczką i wyszła do dwójki.
- W czymś pomóc? - zapytała opierając się o ladę.
Widząc ją, jeden z byczków uśmiechnął się obleśnie.
-Tak, możesz mi - nie dokończył, po drugi zdzielił go po łbie i zabrał głos - Pokaż, jakie macie najdroższe laptopy - powiedział, wciąż zdenerwowany.
"Oho" pomyślała patrycja przecierając twarz. "Zaczyna się".
- Nie sprzedajemy tutaj sprzętu. Mamy co najwyżej części. My tu naprawiamy elektronikę.
- Chuj mnie to obchodzi - warknął typek - Dawaj najdroższe lapki - zrobił dramatyczną pauzę - I całą kasę.
Patrycja zacisnęła usta w kreskę.
- Ok… - powiedziała mniej pewnie. Cofnęła się o krok podnosząc ręce do góry. - Idę po sprzęt, jest na zapleczu.
Krok po kroku zaczęła się wycofywać. Klucz powinien być w drzwiach. Tracąc opanowanie ostatni kawałek skoczyła aby jak najszybciej zamknąć je za sobą.
Takiego zachowania bandziorki nie przewidziały. Wydawało się, że w ogóle niewiele działo się w ich głowach. Ledwie zatrzasnęła drzwi, a zza nich potoczył się stek wyzwisk i bluzgów. Dopiero po chwili usłyszała coś zrozumiałego.
- Kurrwa, zostaw, zabieramy sprzęty, kasę i spierdalamy!
- Debilu, ona nas widziała, psom nas sprzeda!
Po tym nastąpiło potężne uderzenie w drzwi, jakby ktoś próbował je wyważyć. I kolejne… Patrycja na moment przymknęła oczy, a potem poczuła, jakby jednocześnie spadała i coś ją ciągnęło.
Gdy je otworzyła, okazało się, że światło w kanciapie zgasło. Nagle zrobiło się też bardzo zimno, a do jej nozdrzy dostał się lekki swąd spalenizny i jeszcze czegoś, ciężkiego do rozpoznania. Było też zupełnie cicho. Żadnych okrzyków ze sklepu, ale też żadnego szumu samochodów, tramwajów… Kompletna cisza, jeśli nie liczyć wiatru hulającego na zewnątrz.
Patrycja wiedziała, że mieli rację. Zamierzała ich wydać na policje. Ba, zamierzała sięgnąć po komórkę jak tylko zatrzaśnie drzwi, ale nagła zmiana w otoczeniu kompletnie zniwelowała ten plan. Pierwsza myśl była - czy oni coś zrobili? Wyłączyli prąd, spalili kable? To by miało sen, bo nie siedziałaby w płonącym budynku. Tylko, że nie czuła ciepła. Co się też stało z innymi odgłosami? Drugą szaloną myślą było, że coś wybuchło i dlatego tak cicho. Tylko gdzie w Polsce ataki terrorystyczne? No i skąd by ta kanciapa wytrzymała?
Nie mogąc znaleźć sensownego wytłumaczenia Patrycja postanowiła, że zaryzykuje i otworzy drzwi. Po omacku zaczęła szukać klamki, którą wcześniej puściła aby zaprzeć drzwi.
Drzwi w pierwszej chwili nie chciały się otworzyć, musiała naprzeć na nie barkiem. Gdy w końcu puściły, wytoczyła się na środek zdewastowanego pomieszczenia. Zniszczone lady, zero jakiegokolwiek sprzętu, odrapane i poprzypalane ściany, wszystko pokryte grubą warstwą kurzu… Na zewnątrz było jeszcze gorzej - ulica przypominała jej krajobraz Warszawy tuż po drugiej wojnie światowej. Wszechobecne zniszczenia, budynki zamienione w sterty gruzu, pozgniatane i popalone samochody, dawno przeżarte przez rdzę… Swąd spalenizny dopełniał ten dziwny, kwaśny posmak powietrza.
Kobieta stała w oniemieniu.
- Co do..? - wyszeptała z niedowierzaniem zaczęła się rozglądać dookołą i szukać tych dwóch typków. Może i chcieli okraść sklep ale śmierci im nie życzyła. Nie rozumiała co się właśnie stało.
Nigdzie nie było śladu po typkach. W ogóle najbliższa okolica wyglądała, jakby nikogo, i w sumie niczego, dawno tutaj nie było. Pustka była wręcz dojmująca, podobnie jak chłód - tak jakby był początek marca, a nie połowa maja… Szyby w oknach okolicznych domów były powybijane, a drzwi porozwalane.
Dalej niedowierzając w to co widzi kobieta ruszyła dalej, na ulicę. Rozglądała się szukając jakiegoś wyjaśnienia, czegoś co by ją naprowadziła na cokolwiek co mogło wytłumaczyć co się stało. Wiele rozwiązań przychodziło jej do głowy, ale miała wrażenie, że im dalej o tym myślałą tym bardziej miałą wrażenie, że to nie może być prawda.
Im dłużej rozglądała się po okolicy, tym mocniej uderzała ją skala zniszczeń. Z miejsca, w którym się znajdowała, miasto musiało zostać niemal doszczętnie zniszczone przez jakiś potężny kataklizm – i to już jakiś czas temu. Rzut oka na wraki samochodów uświadomił ją, że nie ma wśród nich nawet jednego modelu młodszego niż jakieś 10-11 lat. Jasne, to mógł być przypadek czy kwestia okolicy, ale samo w sobie było to dziwne. Większość z nich została też później rozszabrowana, zapewne w poszukiwaniu przydatnych części. Kurz i pył pokrywały większość zakrytych miejsc, a na tych osłoniętych widać było zacieki i wżery, jakby zostały polane jakimś kwasem.
Patrycja zaczęła się denerwować. Niezrozumienie przerodziło się w strach.
- Halo!? J-jest tu kto? - krzyknęła w oszabrowaną pustkę ulicy. Złapała się za głowę szukając jakiś odpowiedzi, które miałyby sens, bo zaczynała wierzyć, że to już powoli nie była kwestia co się stało, ale gdzie ona była, a tego jej umysł nie chciał jeszcze zaakceptować.
Odpowiedź nie nadeszła, usłyszała jedynie echo i wizg wiatru… O dziwo, nie ogarniała ją panika - strach, owszem, ale jednocześnie czuła, jak coś w niej samej ciągnie ją do działania. Wtedy dostrzegła coś, co rozbudziło w niej nadzieję: wąziutką smużkę dymu na horyzoncie.
“Gdzie dym, tam pewnie i ludzie” pomyślała odruchowo i czym prędzej ruszyła w tamtym kierunku.
Po przedarciu się przez pierwsze gruzowisko, będące efektem masywnego karambolu, doprawionego zawaleniem się połowy budynku obok, Patrycja wydostała się bardziej otwartą przestrzeń. Aleje Jerozolimskie były upstrzone wrakami samochodów i różnym gruzem, ale nie było tu tak źle jak na bocznych ulicach – może ze względu na to, że była to bardziej otwarta przestrzeń? Stąd też widziała lepiej smużkę dymu – dochodziła z centrum, z okolic Dworca Centralnego, parę kilometrów dalej. Nagle poczuła, jak kropla deszczu kapnęła jej na ramię – zaraz potem poczuła nieprzyjemny smród siarki i pieczenie skóry.
- Co..? - najpierw się zdziwiła, a potem czym prędzej zaczęła szukać schronienia. Wpakowała się do jednego z samochodów przeglądając przy okazji czy nie znajdzie w nim może czegoś co pozwoli jej się przy okazji poruszać w trakcie deszczu. Kto by pomyślał, że informacja sprzedana jej przez nauczycielkę przyrody z podstawówki zostanie jej w głowie… i jeszcze się przyda do czegoś. Kwaśny deszcz… choć to bardziej brzmiało jak kwasowy ponoć zdarzał się na śląsku gdzie było największe zanieczyszczenie powietrza. Tam ofiarą były co prawda tylko włosy które się po prostu kruszyły... Nie do końca wierzyła w tę opowieść, ale od razu jej się skojarzyła. Patrycja pokręciłą głową. Zaczynała czuć… ekscytację. To było ciekawe, nawet bardzo.
Szczęście chyba jej dopisywało - wnętrze furgonetki, w której się schowała, nie zostało zbyt mocno zniszczone i dobrze chroniło przed deszczem, który zdążył się już rozpadać na dobre. Pierwsze, co zwróciło jej uwagę, to gazeta leżąca na siedzeniu kierowcy, z sierpnia 2002 roku. Drugim, i chyba ważniejszym, był częściowo rozebrany skuter z tyłu na pace…
Patrycja gwizdnęła pod nosem z zadowoleniem. Najpierw usiadła do przejrzenia jeszcze samej furgonetki. Może klucze były w stacyjce..?
Co ciekawe, były. Wyglądało to tak, jakby kierowca porzucił wóz i zwiał nie wiadomo gdzie.
Chwilę się zastanawiając dziewczyna końcu postanowiła najpierw zająć się skuterem. Przegrzebała schowki w poszukiwaniu latarki, zabrała gazetę i przeniosła się na tył. Przejrzała stan skutera i zabrała się za czytanie gazety. Może było tam coś co by dało jej jakąś wskazówkę. Nie chciała jeszcze wierzyć aby od dziesięciu lat to wszystko stało w tym samym miejscu. Że deszcz tego kompletnie nie rozpuścił, że… tylko czy na pewno to było dziesięć lat? Patrycja miała mętlik w głowie. Przetarła oczy, rozmazując swój makijaż i wróciła do czytania gazety.
Skuter wymagał nieco pracy, ale to nie było nic, z czym by sobie nie poradziła, szczególnie że na pace znalazła też narzędzia - pordzewiałe, ale powinny się jeszcze nadawać. Martwił ją tylko stan akumulatora…
Gazeta praktycznie rozpadała się w dłoniach podczas czytania, ale Patrycja dała radę odczytać większość - co nie dało jej nic… Tekst nie opisywał niczego wyjątkowego, ba, nawet wydawało jej się, że pamięta tytuły niektórych nagłówków, czytane przez jej rodziców do obiedzie.
Patrycja miała jeszcze jeden pomysł jak sprawdzić kiedy “to” się stało… do tego jednak musiała poczekać aż przestanie lać.
- Ciekawe czy buty mi wytrzymają wdepnięcie w kałużę… To chyba nie jest mocny kwas bo by samochody nie istniały ani w ogóle mało co by istniało - Patrycja zaczęła gadać do skutera nie mając nikogo innego kto by jej posłuchał.
- Mam nadzieję, że ci od dymu nie zwiali przed deszczem. Hm… ciekawe czy działa radio w tej mad maxowej Polsce. W ogóle jaki pomysł. Post-apo w Polsce, ha! Nie śniło się!
Dziewczyna przesunęła się na przód wana sprawdzić czy samochód miał jeszcze działający akumulator który mógł zasilić radio. Usiadła na siedzeniu kierowcy i przekręciła kluczyk.
Samochód zarzęził przez chwilę, po czym zgasł. Patrycja spróbowała jeszcze raz - przez moment odniosła dziwne wrażenie, jakby coś ją popchnęło, albo jechała na kolejce górskiej, a w samochodzie coś bzyknęło, strzeliło i ...odpalił! W radiu jednak leciał tylko szum…
Słuchając przyjemnego dźwięku silnika zaczęła przełączać pomiędzy kolejnymi falami szukając czy cokolwiek odbierze. Zerknęła też na stan paliwa. Wzięła głębszy oddech, zmieniła bieg na jedynkę i powoli ruszyła do przodu.
Przebijanie się vanem przez rozwalone ulice było katorgą – masa wraków, ubytków asfaltu i dziur, w które samochód mógłby wpaść w całości. Pierwszy lepszy kierowca zapewne władowałby się w coś takiego albo zawiesił wóz na muldzie, ale Patrycja całkiem nieźle dawała sobie radę, chociaż musiała być w stu procentach skupiona.
Po jakiejś godzinie kluczenia dotarła do budynku Dworca Centralnego, a raczej tego, co z niego zostało. Większość była kompletnie zawalona, ale jakimś cudem wejście główne się zachowało. Albo zostało odkopane… Dym wydostawał się gdzieś z wewnątrz, jakby wśród gruzów znajdowały się jakieś kominy. Deszcz szybko ustąpił, więc Patrycja z łatwością zobaczyła kilka sylwetek wewnątrz budynku, przypominających nieco sterty szmat, wpatrujących się w nią z intensywnością.
Ten widok zaniepokoił dziewczynę, ale odchrząknęła, zebrała się w sobie i wyszła z wana. Nie zamykała drzwi nie chcąc się sparzyć zalegającymi kroplami tu i ówdzie. Kluczyki schowała do kieszeni. Uważając na kałuże zbliżyła się do drzwi i grupki osób.
- Hej - rzuciła niepewnie machając dłonią niepewnie.
Sylwetki podniosły się, ruszając powoli w jej stronę. Rzeczywiście byli ubrani w stare, zniszczone szmaty, a w dłoniach dzierżyli pordzewiałą broń zrobioną ze złomu. Z bliska stanowili naprawdę nieprzyjemny widok - wychudzeni, bladzi i brudni. Wpatrywali się w Patrycję z mieszaniną zdziwienia, podejrzliwości i ...głodu?
- Ktoś ty? - zapytał jeden z nich.
- Patrycja jestem… ale… w sumie, który mamy rok? Co tu się stało? - machnęła ręką pokazując generalny stan Warszawy. Nie zbliżała się bardziej. Coś ja niepokoiło w ich spojrzeniu i wolała mieć możliwość ucieczki.
Nieznajomi spojrzeli na nią ze zdziwieniem, po czym zbili się w grupkę i naradzali przez chwilę.
- Jesteś jedną z podróżników, prawda? - w końcu spytała jedna z nich, po głosie chyba kobieta, ciężko było ocenić po wyglądzie – Nie wiesz, co się stało, jesteś zdrowa, ję… - miała coś dodać, ale się otrząsnęła – Nemesis, rój meterorytów, w 2002, nie wiem, ile już lat minęło, słońca prawie nie widać…
Patrycja otworzyła usta z początku nie mogąc wydać z siebie dźwięku. Odchrząknęła potrząsając głową. Przez moment milczała bijąc się z własnymi miślami.
-[i] Może mogę jakoś pomóc? Udało mi się uruchomić tego wana… mogę po coś podjechać… albo coś innego naprawić… [i]- zapytała koncentrując się głównie na doczesności, a nie tak niedorzecznych rzeczach jak rój meteorytów, jakieś nemezis, podróżnik…
W oczach wynędzniałych ludzi zabłysnął ogienek nadziei, ale był on ostatnią rzeczą, którą zobaczyła. Zrobiło jej się ciemno przed oczami, znowu poczuła to uczucie spadania i ciągnięcia, tym razem w górę. Sekundę później stała w tym samym miejscu, przed wejściem do Dworca Centralnego, ale teraz świat wydawał się zupełnie normalny - wszystko było w porządku.
Tylko Patrycja czuła jakieś dziwne wrażenie oderwania, jakby nie do końca była już częścią tej rzeczywistości.
 
Asderuki jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 04:25.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172