Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 13-06-2022, 19:00   #101
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
7 maj.
Gdzieś na prerii,
dalsze okolice Saliny…
Wieczór

Towarzystwo jechało więc konno przez prerię omijając miasteczko, i kierując się na zachód. Zostawili znowu za sobą kilka trupów, co chyba było już standardem postępowania grupki… no ale jak to się gada, "po trupach do celu", czy jakoś tak, nie? A ich cel nie był byle jaki.



Podróż odbywała się w spokoju. Nigdzie nie było widać nikogo innego, nikt ich nie gonił, nie było też ewentualnych czerwonoskórych, słowem więc sielanka. A więc kopyto za kopytem, metr po metrze, setka, kilometr, drugi, dziesiąty… godzina, dwie. 30 kilometrów?

Zrobiło się już dosyć ciemno.

Wypadało więc rozbić obóz, "Doc" powinien doglądnąć rannych, czas na odpoczynek dla jeźdźców i rumaków, kolację.

~

Tym razem Wesa nie znalazł żadnego przytulnego miejsca na nocleg… no cóż, nawet Indianinowi się zdarza. Nic tylko trawa, niskie krzaki, pojedyncze kamienie. Zadupie, jakich wiele, i też bez żadnego wodopoju.

….

Swojego szczęścia spróbowała Elizabeth, kręcąc się nieco po najbliższym terenie… za którą pojechała i Melody. Też w sumie obie nic nie znalazły.

Ale za to ranna dziewczyna, chciała koniecznie porozmawiać z "Ognistą", na osobności.

- Słuchaj… ja wiem, widzę to w twoich oczach - Palnęła prosto z mostu Melody - Zabiłam ich, tak. Ale oni już byli martwi. Pan Arthur zarżnął kogoś nożem w wagonie pasażerskim… kto tam był? Bo ja w sumie nie wiem… a potem szedł do nich z mordem w oczach, i zakrwawionym nożem. Podjęłam błyskawiczną decyzję. Oszczędziłam im cierpień? To tyle całego tematu. Z tej sytuacji nie było dobrego wyjścia… jesteś na mnie wściekła?

~

A więc ognisko, coś ciepłego do jedzenia?

Rozmowy o tym co było, o tym co będzie, jakieś dalsze plany odnośnie całej eskapady?

- Kto gotuje? - Spytała uśmiechnęła Melody - A może pogadamy o nadchodzącym zadaniu? Do tej pory chyba jeszcze nikt z żadną konkretną propozycją nie wyszedł, JAK dokonamy tego napadu na owy pociąg? Bo coś by powoli wypadało już w tym kierunku kombinować?

….

John obejrzał ranę Jamesa po indiańskiej strzale. Wszystko było w porządku. Minie trochę czasu, nim się zagoi, ale nie było żadnych komplikacji. Jutro rano więc zmiana opatrunku.

Następnie przyszła kolej na pannę Gregory. Usiedli więc na skraju obozowiska, dziewczyna nieco rozpięła dolną część koszuli, uniosła ją trochę w górę… "Doc" odwinął bandaże, i oglądał ranę… Melody świeciła nieco nagim brzuszkiem. Przyciągało to oczy. A zwłaszcza jedno, dziwnie świecące w blasku ogniska.



Gdzieś w oddali zawył kojot.


~


- Znalazłam czekoladęęę - Melody konspiracyjnie szepnęła do Elizabeth, sadowiąc się obok niej z puszką. Dziewczyna przed chwilą kręciła się wśród rumaków… - Chcesz?







***
Komentarze za chwilę.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD

Ostatnio edytowane przez Buka : 13-06-2022 o 19:03.
Buka jest offline  
Stary 13-06-2022, 21:35   #102
 
Arthur Fleck's Avatar
 
Reputacja: 1 Arthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputację
- Ktoś nie śpi, żeby ktoś spać mógł.
To była jedyna odpowiedź na jaką mógł liczyć John Taylor, gdy poddał w wątpliwość śmierć zakładników. Doktor musiał w swoim życiu zbłądzić, ale miał w sobie pokłady dobra, których być może sam nie dostrzegał, ale wyraźnie rezonowały w towarzystwie Oppenheimera, Langforda,…Melody. Został stworzony by nieść ukojenie a nie śmierć i rozpacz. McCoy nie najął go by stał się mordercą, lecz by morderców utrzymał przy życiu.
Ze swoich obowiązków jak na razie wywiązywał się doskonale.
A Martha Farrens i maszyniści jeśli usłyszeli coś czego nie powinni usłyszeć, nigdy już nikomu o tym nie opowiedzą. Zapłacili wysoką cenę za spokój jaki towarzyszył szubienicznikowi, w czasie dalszej podróży przez prerię. Sekrety McCoya były na razie bezpieczne i o ile Paluch Berger albo stara wdowa nie zmartwychwstaną tak pozostanie.
Kolejny obóz, który rozbili pozostawiał wiele do życzenia, ale Oppenheimer sypiał w gorszych warunkach i nie zamierzał narzekać. Zasiadł przed ogniskiem by rozgrzać stare kości. Płomienie rosły, z mroku wyłoniła się dwie szare ćmy, jedna ślepo podążała za drugą. Pierwsza zdążyła odlecieć, drugą strawił ogień. Właśnie wtedy usłyszał śmiech Melody. Było coś przerażającego w tej szczebiotliwej radości połączonej z bezrefleksyjnym zabijaniem. Bardziej przerażającej niż głębokie blizny na szyi i martwe oko wypełnione krwiakami. Jak alienista zafascynowany obłędem, w milczeniu obserwował dziewczynę. Widział jak próbuje przymilać się do Elizabeth. Co zrobi jeśli ta odrzuci jej przyjaźń, zrani jej uczucia? Jakie konswekwencje czekają Dixon i do czego jeszcze zdolna jest Melody?
- Jeżeli chcemy mieć jakieś szanse by dobrać się do złota, powinniśmy wykoleić pociąg – odezwał się ochrypłym głosem, gdy dziewczyna wspomniała o planach - Katastrofa kolejowa oznacza ofiary, ofiary oznaczają chaos, chaos oznacza dezorientację w szeregach wroga. To wszystko daje nam przewagę, przynajmniej na początku.
 
Arthur Fleck jest offline  
Stary 18-06-2022, 22:02   #103
 
Elenorsar's Avatar
 
Reputacja: 1 Elenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwu
Jechali prerią, a Dixon nie odzywała się do nikogo. Nie miała na to ochoty. Przez całą drogę nie było widać czerwonoskórych. Z jednej strony doskonale, z drugiej… żałowała, że nie mogła władować komuś kulki w łeb. Może wtedy trochę puścił by jej para. Podróż ciągnęła się, a jedynym co zakłócało ich wędrówkę były zwierzęta, tam piesek preriowy uskoczył do swojej norki, tam żuk toczył swoją kulkę, a gdzie indziej jeszcze spacerował skorpion szukając swojej ofiary.

Robiło się ciemno, więc i trzeba było szukać miejsca na nocleg. Tym razem Indianin nie wykazał się swoimi umiejętnościami terenowymi, więc i Dixon postanowiła poszukać czegoś lepszego, chociaż bardziej zrobiła to, aby odizolować się na nieco dłużej, nie musieć wchodzić w rozmowy z innymi, co jednak jej się nie udało. Melody pogalopowała za nią.

-Słuchaj… ja wiem, widzę to w twoich oczach - Palnęła prosto z mostu Melody - Zabiłam ich, tak. Ale oni już byli martwi. Pan Arthur zarżnął kogoś nożem w wagonie pasażerskim… kto tam był? Bo ja w sumie nie wiem… a potem szedł do nich z mordem w oczach, i zakrwawionym nożem. Podjęłam błyskawiczną decyzję. Oszczędziłam im cierpień? To tyle całego tematu. Z tej sytuacji nie było dobrego wyjścia… jesteś na mnie wściekła?
- Nie, nie jestem - Odpowiedziała beznamiętnie Elizabeth - Nie było innego wyjścia. Trzeba było ich zabić, tak… nie przejmuj się tym - Mówiła chociaż jej wyraz twarzy był nieco martwy.
- Jak ty się czujesz? Przeżyjesz?
- Boli, ale chyba tak… no… "Doc" gadał, że tak - Melody się do niej szeroko uśmiechnęła.
- Boli… ale do akcji chyba nie dasz rady podejść? Prawda? - Zapytała cicho ognista - Oppenheimer chciał cię zabrać, gdzieś… w sumie nie powiedział gdzie.
- Jeszcze zostało kilka dni, wyliżę się całkiem? - Dziewczyna pokiwała głową - On? Gdzie? Aha…
- Nie wyglądasz jakbyś miała się wylizać. Takie rany goją się tygodniami, nie dniami - Skrzywiła się nieco Dixon - Mówił jedynie coś o północnym kierunku, że jak nabierzesz sił to chce cię gdzieś zabrać, gdzie się całkiem wyliżesz. Skwitowałam to jedynie tym, że sama o tym zdecydujesz… ale jak mam być szczera, wydaje mi się, że nasz żywy trup ma nieco racji, nie wyglądasz na okaz zdrowia. Dasz radę galopować? A jednocześnie przy tym strzelać?
- Dzisiaj na pewno nie… może już coś z tego jutro? A pojutrze, i tak dalej, będzie lepiej i lepiej? To miłe, że się martwisz… - Melody uśmiechnęła się słodko do Elizabeth.
- Wiesz, że to mocna rana? Dużo się wykrwawiłaś. Naprawdę uważasz, że w ciągu 5 dni wrócisz do formy? - Dixon rozglądając się na boki przeklęła pod nosem - Ech… już mnie dobija ten smród, a dzisiaj znów się nie umyjemy, żadnej wody…
- Pozostaje mieć nadzieję na lepsze jutro - Cicho zachichotała dziewczyna - A… "szwajki" można przewietrzyć… - Teraz już zaśmiała się głośniej.
- Szwajki, szwajki - Zamruczała Dixon - Tyłek by się przewietrzyło - Tym razem i ona się zaśmiała.
Melody spojrzała na nią z uniesionymi brewkami.
- Jak ty coś powiesz… - Dołączyła do chichotów.
- A nie? Jak jechałyśmy same w wagonie to chociaż ciut prywatności, a teraz? Znowu wszystko jak na talerzu.
- Ech, mogłyśmy se kupić namiot? - Mrugnęła do niej rozmówczyni.
- Namiot? - Dixon zrobiła dziwną minę - Chyba sama będziesz go rozkładać jak już. Ja do takich rzeczy mam dwie lewe ręce.
- To będą 4 i sobie poradzimy! - Melody wyszczerzyła ząbki.
 
Elenorsar jest offline  
Stary 19-06-2022, 09:36   #104
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Badania lekarskie to mają do siebie, ze powinno się je przeprowadać z dala od ciekawskich oczu. Dlatego też John odprowadził Melody na bok, parę metrów od ogniska.

- Jak się czujesz? - spytał, równocześnie sięgając ze swojej torby niewielki słoiczek. - Ale tak szczerze, bez okłamywania swego lekarza - dodał.
- No… boli. Boli jak choliba… - Przelotnie uśmiechnęła się Melody.
- To chyba znaczy, że żyjesz - zażartował. - Dostaniesz parę tabletek i będzie mniej bolało - dodał, znacznie już poważniejszym tonem. - A rana... wygląda całkiem nieźle. Co prawda normalnie wpakowałbym cię do łóżka, ale jesteś twardą dziewczynką i noc pod kocem ci wystarczy.
- Yes Sir! - Melody przytknęła dwa paluszki do ronda kapelusza, niby Johnowi salutując w żartach.
- Żadnych nocnych hulanek, tańców, śpiewów, gry na gitarze... - powiedział John, chwytając dziewczynę za rękę i mierząc puls. Był... nie najlepszy...
- Zapomnij - Mruknęła nagle dziewczyna - Elizabeth znalazła gitaręęęę w wagonieeee - Dodała słodkim głosikiem Melody.
- Spróbuj... od razu cię uśpię - obiecał. - A teraz otwórz grzecznie buzię - powiedział, wyciągając z torby dość długie pudełko, z którego wydobył termometr.
- Hm? - Zdziwiła się dziewczyna, przyglądając przedmiotowi.
- Masz słaby puls - powiedział. - Za wolno bije ci serce - dodał tytułem wyjaśnienia. - Muszę ci zmierzyć temperaturę. Do tego służy ta magiczna rurka - dodał żartobliwym tonem - Potrzymasz ją w buzi na chwilę, najlepiej na języku niech leży. Ale pod żadnym pozorem tego nie gryź.
- Hmmm… no dobra, skoro tak mówisz… - Melody spojrzała na niego sceptycznie, po czym lekko rozchyliła usteczka…
- Acha, no i nie gadaj teraz - Powiedział John… - Pięć minut milczenia - dodał, wyciągając zegarek. Jakoś to przeżyjesz... a potem będą cukierki.
- Mhm - Mruknęła dziewczyna, wpatrując się sceptycznie w "Doca". No i trwali tak owe 5 minut... Aż w końcu John wyciągnął jej termometr z ust, po czym na niego spojrzał. Ten zaś wskazywał 36.2°C.
- I co? Przeżyję?? - Parsknęła Melody.
- Przy odrobinie szczęścia i pod dobrą opieką... - John zachował poważną minę, a panna Gregory uniosła brewki.
- Żadnych szaleństw, tak jak powiedziałem. - John wyciągnął z torby kawałek czystego płótna. Nałożył nieco maści i przytknął do rany. Melody syknęła - Straciłaś trochę krwi, sama wiesz. Jeszcze trochę i nie mogłabyś siąść na konia. Więc uważaj na siebie.
- Przytrzymaj... zaraz ciąg dalszy... - powiedział, wyciągając kolejny kawałek płótna. - Dobrze, że nie trzeba było wydłubywać z ciebie kuli. Szczęście w nieszczęściu.
Kolejna porcja maści i drugi kawałek płótna trafił na ranę wylotową.
- Uch… - Dziewczyna skrzywiła się po chwili drugi raz - Tak, w niedzielę urodzona… hihi… no ale ten, gra na gitarze to nie wysiłek…
John w końcu owinął ją dość mocno tym samym bandażem, co miała wcześniej.
- Możesz oddychać? - spytał.
- Jestem przyzwyczajona do gorsetu… - Melody wzięła głębszy wdech, i wydech - …tak, jest ok.
- Jakaś korzyść z gorsetu - powiedział, z lekkim uśmiechem.
- No i ładnie wygląda - Dodała dziewczyna i pokazała mu jęzorek.
- Ale wysupłać z niego właścicielkę nie jest tak łatwo. - Odpowiedział uśmiechem.
- To trzeba ćwiczyć? - Powiedziała do niego dziewczyna, szczerząc zęby - No ale mój już kurde z dziurami, no i zakrwawiony… myślisz, że chinole w pralni go dopiorą i naprawią?
- Tak, tak i tak... no a potem kupisz sobie nowy, jeszcze ładniejszy - zapewnił.
- Zobaczymy - Melody znowu błysnęła ząbkami - To co, doktorowanie gotowe?
- Jeszcze to... - Doktor wyciągnął z torby parę fiolek, Wysypał na dłoń parę kolorowych tabletek. - Weź, połknij i popij. Wodą - podkreślił.
- A gdzie te cukierki? - Dziewczyna parsknęła.
- To tylko dla grzecznych dziewczynek - odparł z lekkim uśmiechem.
- A ja od macochy? - Melody spojrzała na niego krzywo, ale z uśmiechem czającym się na ustach.
- Ale grzeczną dziewczynką nie jesteś - odparł John. Mimo tych słów wyciągnął z torby metalową puszkę. Dzieci też bywały jego pacjentami i czasami trzeba było je czymś zachęcić lub nagrodzić. - Zielony, czerwony czy żółty? - spytał.
- Ummm… czerwony! - Odparła Melody.
- Proszę bardzo... - Podał dziewczynie odpowiedniego koloru landrynkę. - Smacznego.
- Dzięki… - Panienka z warkoczami, zaraz ją sobie wpakowała do ust. W jednej dłoni nadal zaś trzymała tabletki, które przed chwilą dostała - A te tabletki, to w sumie na co? - Dodała.
- Żebyś szybciej doszła do siebie - odpowiedział. - Żebyś nie miała gorączki i żeby cię mniej bolało - dodał.
- OK - Padła krótka odpowiedź.
- Coś jeszcze ci dolega? - spytał, profilaktycznie.
- Brak kąpieli - Parsknęła dziewczyna.
- Jaaasne... - John się uśmiechnął. - Nie jestem zwolennikiem teorii głoszącej, iż częste mycie skraca życie, ale na razie zapomnij. Nie wolno zamoczyć rany i bandaża przez parę najbliższych dni. A że Wesa nie znalazł choćby małego strumyczka, to całkiem inna sprawa.
- Uch… - Melody zrobiła niezadowoloną minkę - No ale trochę to się mogę po obmywać… jak będzie woda. Kurcze…
- To oczywiście - odparł. - Jak tylko znajdziemy coś większego od kałuży, to się zatrzymamy - obiecał.
- Fajnie - Kiwnęła głową Melody.
- No to przyodziej się do końca i wracamy do ogniska... - powiedział John, pakując do torby wszystkie drobiazgi. - Panie przodem - zażartował.
 
Kerm jest offline  
Stary 21-06-2022, 08:54   #105
 
Arthur Fleck's Avatar
 
Reputacja: 1 Arthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputacjęArthur Fleck ma wspaniałą reputację
Obóz w prerii (doc grupowy) cz.I

- Czyli wysadzić tory dynamitem? - Melody spojrzała na starszego mężczyznę, lekko się uśmiechając.
- Owszem, dynamitem – potwierdził przypuszczenia dziewczyny Oppenheimer.
- No ale… McCoy gadał, że w pociągu mogą być i pasażerowie… - Dziewczyna zmrużyła oczka, wpatrując się w Arthura, i już się nie uśmiechała, mając poważną minę.
- McCoy nie chciał, abyśmy używali dynamitu. Z tego co pamiętam, nie chciał, aby sztabki walały się po prerii - przypomniał James - ale proszę kontynuować. Mam inny pomysł, ale z chęcią posłucham waszych, zanim przedstawię własny- rewolwerowiec uśmiechnął się pod nosem, siadając z kubkiem wypełnionym kawą.
- Tak, będą tam pasażerowie. Podobnie jak karabinierzy i marshalle, którzy każdego dnia ryzykują życiem by nakarmić swoje żony i dzieci. Nie widzę, pomiędzy nimi żadnej różnicy frau – głos Arthura stał się zimny, pełen goryczy. Wbił wzrok w dziewczynę, która z jakichś powodów próbowała go umoralniać. - Nie byłoby mnie teraz tutaj, gdybyś nie ostrzelała stacji w Arkansas pełnej kobiet i dzieci… - ostatnie trzy słowa wyraźnie podkreślił - ….i sama nie ucierpiała. Żeby się dostać z powrotem do pociągu zabiłem dwóch niewinnych żołnierzy. Nie ma już dla różnicy ile osób zginie dla naszej sprawy Herr Langford mnie uświadomił, że przed naszym pryncypałem nie ma ucieczki. Jeśli napad się nie powiedzie, resztę swojego życia spędzimy oglądając się za siebie. Wybór jest więc prosty. My albo oni. Czy ktoś ma z tym jakiś problem? Czy ty Melody masz problem z tym, że mogą zginąć niewinni ludzie? Jeśli tak to dlaczego ostrzelałaś stację? Dlaczego zabiłaś maszynistów?
- Dla mnie to bez różnicy - Odezwała się Elizabeth - Czy przy tym zginie jedna, dwie, a może dziesięć, czy pięćdziesiąt osób. Każdy żywot jest identyczny. A jak nam się nie uda i McCoy będzie nas ścigał? Nie widzę problemu, aby odwrócić sytuację. Dla mnie to nie byłby problem. Dla Jamesa zapewne też, jak dobrze widziałam to i nie powinno być problemem dla ciebie Arthur - Spojrzała na niego wymownie - Dla Melody tak samo. Nie wiem jak podchodzi do tego John, ale skoro jest w naszej paczce, to chyba też nie powinien mieć większych skrupułów, podobnie jak nasz były wspólnik "Gato", który nie dotarł do końca… ale braku skrupułów chyba mi nie odmówicie?
-Hah, myślałem, że pogadamy o pomysłach, a nie o to, kto jest bardziej bezlitosny - James parsknął z niesmakiem i wyciągnął sobie wygodnie nogi tak, aby były bliżej ogniska.
- Co innego, strzelanie do uzbrojonych, a co innego, do bezbronnych… a ja, panie Arthurze, strzelałam na peronie wysoko PONAD głowami kobiet i dzieci, żeby tylko siać panikę… - Melody wpatrującej się w twarz Oppenheimera, na smukłej szyjce zaczęła pulsować jakaś żyłka - A zabijając obsługę lokomotywy, oszczędziłam im cierpień od pańskiego noża… - Dziewczyna przeniosła wzrok w ognisko.
- Langford ty naprawdę musisz być takim ignorantem? - Dixon wróciła do kpiny rewolwerowca nie chcąc wcześniej przerywać Melody - Nie bez powodu poruszam kwestie skrupułów i litości. Padł pomysł, aby pozabijać wiele ludzi, może nawet dziesiątki, jak nie setki. Zależy jak wielki to pociąg, a wykolejenie go może spowodować wiele trupów. Jeżeli ktoś w naszej bandzie w trakcie akcji rzuci się z litością, że tak nie można, go cały plan pójdzie się jebać jak pies z suką. Skoro według ciebie to nie jest rozmowa o pomysłach, to wstań, przejdź się na stronę, może jak coś przestanie ci naciskać od wewnątrz, to może zaczniesz trzeźwo myśleć - Tym razem to ona parsknęła, po czym zaczęła grzebać w torbie.
- Niektóre rzeczy są koniecznością - powiedział John - a zabijanie tych, co nam nic zrobić nie mogą, nie jest. Wykolejenie pociągu zapewne ułatwi nam życie - mówił dalej - ale to nie znaczy, że mamy zabić każdego, kto tym pociągiem jedzie.
Przerwał na moment.
- Niestety nie możemy odczepić wagonów pasażerskich, poza tym nawet nie wiemy, jak wygląda skład pociągu - mówił dalej. - A co do wykolejenia, to chyba lepiej rozmontować tory, niż wysadzać je dynamitem, co chyba jednak bardziej rzuca się w oczy. Chyba że dynamit ma wybuchnąć tuż za lokomotywą, ale nie bardzo wiem, jak byście chcieli to zrobić.
- Dobry by był wysoki nasyp - dodał - ale to chyba za duże wymagania. No i miejsce w miarę odległe od tego, które wskazał McCoy.
- Przyjmijmy że tak było – rzucił cicho do Melody szubienicznik po czym zwrócił do pozostałych - Elizabeth ma rację. Nie znając swoich ograniczeń, możemy się paskudnie sparzyć. Może się okazać, że największym wrogiem wcale nie okażą się żołnierze. Dlatego pewnie kwestie trzeba było wyjaśnić. Czekam panie Langford na twoją propozycję. Tym razem dla przykładu wszystkie nasze pomysły poddamy pod głosowanie.
- Pan pozwoli, że przerwę… - Melody wzięła jakiś patyk, po czym zaczęła nim grzebać w ognisku, a w końcu przeniosła wzrok na moment na Oppenheimera, ale następnie na Johna - Dynamitem można z daleka, jest taka… skrzyneczka z wajchą… no i są druty. Można to ustawić nawet 200 metrów dalej, i z daleka, z ukrycia, w odpowiednim momencie trzasnąć dynamitem… - Przez jej usteczka przeleciał drobny uśmieszek.
- Jak rozumiem, masz w jukach tę skrzyneczkę, tudzież parę setek metrów drutu - spytał, bardzo uprzejmie, John. - Tudzież wspomniany dynamit. W ilości odpowiedniej?
- No… nie… ale to przecież można kupić w każdej dziurze, w każdym sklepie? - Melody błysnęła ząbkami - A ile dynamitu, nie wiem… no ale to będzie pewnie niewiele? Jak to walnie, to szynę wykrzywi, a wtedy pociąg się wykolei?
- Jeżeli chodzi o dynamit - Dixon wyciągnęła trzy sztuki ze swojej torby pokazując reszcie - Jeden McCoyowy, dwa moje. Na wysadzenie szyny powinno wystarczyć. Co do skrzynki… a ktokolwiek z nas ma takie zasoby, aby ją kupić? Ewentualnie sprzedać to co udało nam się zebrać… ale sama nie wiem.
-Dlaczego kupić? Jeśli jest potrzebny, możemy zabrać siłą ze sklepu. - James pokręcił głową z niedowierzaniem.
- Ale trzy laski nie wystarczą. Na jeden tor idzie po kilkanaście. Tuzin to minimum aby wygiąć tor na tyle, by wykoleić pociąg. Dziesięć jest potrzeba na średniej wielkości sejf w banku. Trzydzieści, by rozwalić wzmacniany wagon pocztowy albo wrota do bankowego skarbca. - podpowiedział James dla którego wysadzanie wzmacnianych drzwi, kas czy sejfów w bankach nie było czymś nieznanym.
- Jeśli pociąg będzie jechał szybko, uda się przewrócić skład i osłabić ochronę. Ale obstawiam, że nie całą, więc dojdzie do strzelaniny. My będziemy mieć jedynie prerię, oni rozbity pociąg, który musielibyśmy przeszukać wagon po wagonie, walcząc z każdym kto ma broń, bo będzie bronił siebie, rodziny, pieniędzy….Jeśli pociąg będzie jechał powoli, to możemy nie osłabić ich tak bardzo, jeśli się nie przewróci. Walczyć z całym pociągiem? Niby można. Przeszukiwanie wraku pociągu wagon po wagonie też chwilę zajmie. Problem będzie też, jak wagon ze złotem przewróci się tak, że będzie potrzeba jeszcze wiecej dynamitu aby się do niego dostać - James spokojnie przedstawiał hipotetyczną sytuację, jakby myślał na głos.
- Proponowałbym nieco inaczej. Pojechać wzdłuż torów, znaleźć miejsce do zatrzymania pociągu, jechać dalej aż do jakiejś stacji na trasie z Denver do Kansas, i wtedy jedna grupa wsiada do pociągu jako pasażerowie, druga bierze konie i cofa się do wybranego miejsca. Pasażerowie sprawdzają, gdzie jest ochrona i ładunek, odłączają odpowiednie wagony lub wybijają tych, co trzeba wybić, po czym przejmują lokomotywę i zatrzymują pociąg. Reszta podjeżdża z końmi, ładujemy towar i uciekamy. Mniej ofiar, więcej roboty, ale jest bez wybuchów, bez chaosu, bez dynamitu. No, może nie całkiem bez dynamitu. To co mamy wystarczy, aby szybko odpiąć wagon w czasie jazdy. Inaczej się też walczy w jadącym pociągu. Jest wąsko, więc przewaga liczebna nie ma znaczenia. Tak bym się do tego zabrał, mając kilku ludzi i konie, a nie mając za wiele dynamitu - James dopił kawę, zamyślając się jeszcze bardziej.
- A opcję wysadzania zostawiłbym jako plan awaryjny. Nie wykluczają się - dodał, skręcając kolejnego skręta.
Oppenheimer wyciągnął nóż i z namaszczeniem zaczął go ostrzyć. Na stali wciąż znajdowały się ciemnobrązowe zakrzepłe plamy, pamiątka po ostatnim spotkaniu z Marthą Farrens.
- Podoba mi się pańska koncepcja herr Langford. Rozpoznanie to brakujący a i pewnie kluczowy element tej operacji. Ewentualna eliminacja wroga wymagała będzie dyskrecji, której nie zagwarantuje broń palna, więc chcę znaleźć się w tym pociągu, gdyby reszta zgodziła się na ten pomysł. Zmieniłbym jednak detale. Jedna grupa zostaje w ustalonym miejscu gdzie dojdzie do napadu, druga znajduje stację i wsiada do pociągu.
Melody wzdrygnęła się na widok noża, i odgłosów ostrzenia go… ściągnęła buty metodą noga o nogę, świecąc dziurawą skarpetką, i wystającym z niej dużym palcem stopy. Po chwili ściągnęła i owe skarpetki, i trochę zbliżyła nogi do ogniska, ogrzewając je sobie… od czasu do czasu poruszając palcami stóp, to w górę, to w dół.
- Ten plan… jest równie dziurawy, co moja skarpetka - Parsknęła, cały czas wpatrując się w ognisko - Jest wiele niewiadomych, które też mogą nam sprawić problemy. Nie wiemy, czy kogoś w ogóle wpuszczą do pociągu, czy zabiorą broń. Czy będą przeszukiwać kieszenie? Czy pociąg w ogóle się zatrzyma na jakiejś stacji, to może być ekspres… a w ogóle, na jakiej?? Przecież my znamy tylko miejsce, gdzie mamy na niego czekać, a nie wiemy… z której strony tak naprawdę nadjedzie? Czy przyjedzie z zachodu, czy ze wschodu? No i wtedy na które, niby stacje się udać? - Wzruszyła ramionkami.
- Wystarczy dotrzeć do jakiejkolwiek stacji z Kansas City do Denver, broń można ukryć… - a na wspomnienie Melody o kierunku pociągu pokręcił z niedowierzaniem głową - czy pani słuchała McCoya? Pociąg miał być z Denver do Kansas City. Więc pewnie będzie jechał z zachodu. I tak, jest wiele niewiadomych, i dobrze byłoby je zamienić w wiadome. Siedząc na prerii nie wiemy nic. A i tak mając dynamit, możemy po prostu wysadzić pociąg.
Oppenheimer nie przestając ostrzyć noża przysłuchiwał się uważnie wymianie zdań. Melody wyraźnie nadawała ton rozmowie. Korygowała, prostowała i przypominała główne założenia planu McCoya. Wydawała się wiedzieć więcej niż pozostali, co stało w sprzeczności z jej roztargnieniem i infantylnym usposobieniem. Pomysł z drutami, wskazanie słabych punktów w planie Langforda, to robiło wrażenie. Ale też rodziło pytania. Wisielec kątem oka zaczął przyglądać się dziewczynie. Od początku podejrzewał, że w ich grupie jest zaufany człowiek McCoya. Pod uwagę brał Melody i Gato. Ten drugi już nie żył i okazał zbyt głupi by dożyć końca podróży. Za to ona…
A co jeśli nie ma żadnego brata, ani farmy, pomyślał, nie spuszczając z niej wzroku. Przez głowę przeszła mu dość niepokojąca myśl. Komu McCoy zaufał by bardziej niż własnemu dziecku? Chociażby nieślubnemu? Kto byłby mu bardziej wierny niż własna córka? Po kimś musiała odziedziczyć intelekt i przebiegłość. Raczej nie prostym farmerze z Teksasu. Chciał się mylić, ale wrodzona podejrzliwość znów nie dawała mu spokoju. Skończył ostrzyć nóż i schował go za rękaw kurty.
- Dobrze. Może niech inni się wypowiedzą. Plan Langforda ma swoje wady i zalety i jest ryzykowny. Wykolejenie z kolei to chyba najprostszy sposób by osiągnąć cel. Ktoś jeszcze ma jakieś propozycje?
 
Arthur Fleck jest offline  
Stary 21-06-2022, 18:04   #106
 
Asmodian's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputacjęAsmodian ma wspaniałą reputację
- Wykolejenie pociągu to, według mnie, najlepsza opcja, bo opanowanie pociągu w parę osób to... różnie może z tym być - powiedział John. - Ale... skąd będziemy wiedzieć - spojrzał na pozostałych - czy wysadzamy tory pod odpowiednim pociągiem? Nie wiemy, o której pojedzie, bo "przed południem" to dość szeroki zakres.
Przez moment się zastanawiał.
- Teoretycznie... Podczas wojny żołnierze z ochrony zwykle jechali wagonem bez ścian - mówił dalej. - Lora, czy jakoś tak. Platforma na kołach, worki z piaskiem... taki ruchomy okop. Może to by coś dało - spróbował wyjaśnić własne wątpliwości.
- Dlatego wolałbym najpierw znaleźć stację i rozeznać się co tu jedzie i kiedy. To ziemię Indian i teoretycznie każdy pociąg może być z żołnierzami. A propos- James zerknął na indianina - To pewien problem nad którym nie do końca planujemy. Indianie.
- Z tym może być problem - Przytaknęła Dixon, która także zdążyła już sobie ściągnąć buty oraz skarpetki, a stopy miała zbliżone do ognia - Tego nie przewidzimy. Ostatnio było ich tylko kilku i to każdy z toporkiem lub łukiem. Gorzej jak trafi się ich więcej i będą mieli broń palną. Przy dużej przewadze, nawet nasze umiejętności nas mogą nie uratować. Jednak co do planu, mamy kilka dni, można udać się na stację i dowiedzieć się tego i owego. Jeżeli będzie potrzeba to nawet przy użyciu siły. Tylko ktoś wie dokładnie, gdzie jest najbliższa stacja od naszego docelowego punktu?
- Nie musi być najbliższa - powiedział John. - W końcu na każdej stacji na tej linii powinni wiedzieć, kiedy i jakie pociągi jeżdżą. A pytać każdy może.
- W sumie to ma być pociąg osobowy - Przypomniała Elizabeth - Można zapytać o której przyjeżdżają pociągi z Kansas do Colorado oraz z Colorado do Kansas, najlepiej aby zapytały o to dwie inne osoby, aby nie wzbudzać podejrzeń. No i oczywiście informacja, czy można się do nich dosiąść, po godzinach przyjazdu i odjazdu powinniśmy dojść, o który pociąg nam chodzi.
- W sumie i tak szukamy też jakiegoś miasteczka. “Dziury” - James popatrzył znacząco na Melody, a ta błysnęła ząbkami - Z tym co mamy, nie wysadzimy pociągu, więc liczę, że tak jak panienka Melody nam tu mówi, znajdziemy dynamit w każdej dziurze. Być może będzie tam i przystanek kolejowy, jak znajdziemy już ów przemiły dla oka zakątek wypizdowa. Radziłbym wszystkim sprawdzić dziś sprzęt, w szczególności broń. Być może trzeba będzie nieco postrzelać. Jakby ktoś potrzebował karabinu, Spencer pana Gato jest przy jukach jego konia.
- To na obecną chwilę chyba wszystko mamy ustalone? - Dixon spojrzała po wszystkich zgromadzonych - Udajemy się do blisko znajdującego się miasta naszego pierwotnego celu, tam robimy zapasy i dowiadujemy się tego co jest nam niezbędne i korygujemy plan o to, w zależności czego się dowiemy?
Oppenheimer skinął twierdząco, nic do dodania już nie miał.

Sugestia dana kompanom została przez samego rewolwerowca wdrożona od razu w czyn. Resztę wieczoru spędził on na sprawdzaniu swojej broni.
Wpierw Schoefield, potem Colt, potem Winchester, na końcu nieco przestarzałe jak na gust Jamesa uzbrojenie łowcy nagród. Rewolwerów nie czyścił, bo pamiętały czasy wojny domowej. Spencer zaś był niezłym nabytkiem, o ile ktoś potrzebował dobrego karabinu.

Pieczołowicie czyszcząc oba rewolwery i oba karabiny zastanawiał się nad dalszymi możliwościami. Zarówno jego pomysł, jak i pomysł Oppenheimera miały wiele niewiadomych. W obu przypadkach potrzebne były informacje. W planie Oppenheimera, przeforsowanym przez resztę brakowało jeszcze jednego czynnika. Dynamitu.
James wiedział, że potrzebują go naprawdę sporo. Aby wysadzić pociąg w taki sposób, aby wyeliminować możliwie największą ilość pilnujących wojskowych należało wysadzić lokomotywę, i to ładunkiem bezpośrednio pod pędzącym pociągiem. Wtedy wagony podpięte do eksplodujacej lokomotywy powinny zderzyć się ze sobą, przynosząc śmierć lub rany wszystkim pasażerom bez wyjątku. Sytuacja na pewno daleka od ideału, bo rewolwerowiec, dla którego napady na banki i pociągi nie były czymś niezwykłym widział sytuacje, gdzie wagon przewożący ładunek był w takim stanie, że nie dało się otworzyć drzwi. Dlatego materiału wybuchowego musiało być dużo. Zatrzymanie pociągu wybuchem przed lokomotywą nie wchodziło w grę. Nawet samo uszkodzenie torów i teoretycznie wywrócenie lokomotywy i wagonów nie gwarantowało masowej śmierci wszystkich pasażerów.
“Wtedy wyroją się z wagonów i przewaga liczebna przeciwnika mającego osłonę we wraku pociągu zrobi swoje. Atak w kilku na otwartej przestrzeni skończy się podobnie do wcześniejszej akcji indian”, pomyślał .
Chwilowo jednak postanowił nie zastanawiać się nad negatywami, a skupił się na pozytywach.
Wyjął butelkę whisky, i postanowił znieczulić się nieco konkretniej, korzystając z faku, że doktor zmienił mu opatrunek na świeży.



 
__________________
Iustum enim est bellum quibus necessarium, et pia arma, ubi nulla nisi in armis spes est
Asmodian jest offline  
Stary 21-06-2022, 18:38   #107
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Po pewnym czasie, rozmowy przy ognisku dobiegły końca, ustalono jako takie warty, no i większości towarzystwa zaczęła się szykować do spania… a Melody dorwała gitarę.

I zagrała tak, że aż serce zakłuło.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=cIfhMUcVswU&list=LL&index=8[/MEDIA]

Noc na prerii mijała spokojnie.

Było trochę zimno, ale znośnie, no i jak to pod gołym niebem, tu coś zabzyczało, tam zawyło… ale w sumie nic niezwykłego.

~

Rankiem nie było żadnych wielkich niespodzianek, wszyscy się nawet wyspali…

Elizabeth stwierdziła jednak, że coś ją w nocy użarło. Na lewej łydce miała niewielki, czerwony bąbel, trochę piekło, trochę swędziało, ale poza tym, nic. Na komara toto było za duże, może jakiś grzechotnik?? Eee, no gdzie, absolutnie nie. To co, może skorpion?! Choliba wie. No ale poza faktem, iż te niewielkie zranienie tam było, nic więcej się nie działo. Nie było więc czym się przejmować.

Śniadanie, i w drogę.

***

W ciągu kolejnego kwadransa jazdy, natrafiono w końcu na malutką rzeczkę. Konie mogły się w końcu porządnie napić, można było uzupełnić zapasy wody…

A po dwóch godzinach dalszej jazdy, pojawiły się oznaki cywilizacji. Najpierw tabliczka wskazująca drogę, z napisem "Ellsworth, 20km", aż w końcu i same miasteczko!


Wielu osobom rozdziawiły się gęby, i to z naprawdę różnorodnych powodów.

Saloon. Możliwość napicia się, zjedzenia posiłku, posiedzenia w cieniu, i nie na ziemi.
Wanna!! Wanna i kąpiel, taaaak, kąpiel.

Sklep. I potrzebny im dynamit, i ten… zapalnik, czy jak się tam ta skrzynka nazywała, i te cholerne druty do niej. No i jak to w sklepie, może i jakieś inne, przydatne w dalszej wyprawie rzeczy, i może możliwość odsprzedania tego i owego?

I była i stacja kolejowa! Tam można było spytać o to i owo, tak jak proponowali, podczas narad, by się coś dowiedzieć konkretniej, o tym ich cholibnym pociągu.

….

Na środku miasta, na platformie, wisiały dwa męskie trupy… wyglądały już trochę nieświeżo, jakby owe "wisielce" dyndały tam już kilka dni…


Blada Melody wpatrywała się w obu, z mieszanką odrazy i fascynacji.

James splunął lekko, i od niechcenia na ziemię.

Arthura zapiekła szyja.

- Hehe… tak, tak... Wiszą tam już dwa dni. Zachciało im się rozrabiać, i zastrzelili szeryfa i zastępcę, ale oni jednego z nich też, a drugiego nafaszerowali ołowiem ochotnicy z milicji… hehe… witamy w Ellsworth! - O nic nie pytany dziadek na werandzie w fotelu bujanym, uraczył informacją przybywających do miasta, po czym pyknął z fajki - Duuużo się dzieje, strzelaniny codziennie, pilnujcie się, hehe…








***
Komentarze jeszcze dzisiaj.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline  
Stary 29-06-2022, 09:34   #108
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
Ellsworth, miasteczko będące podręcznikowym przykładem ludzkiej ostoji na Dzikim Zachodzie. Saloon, sklep, stacja kolejowa, były nawet wisielce rewolwerowców, których palce na spuście zaświerzbiły w złym momencie. Mierząc miarą wschodniego wybrzeża, Ellsworth było obelgą dla cywilizacji, ale na tej tutaj rubieży i dla jej mieszkańców urastało do rangi poważnego ośrodka. Dla Nahelewesy było zaledwie przystankiem, jakich widział już wiele. Zobaczyć jeden, to zobaczyć wszystkie. Tutaj przynajmniej agorafobia już nie dawała o sobie tak znać, jak w bardziej zaludnionych mieścinach i tliła się jedynie jak zgaszone ognisko.

Podczas gdy większość z jego kompanów poszła do sklepu oddawać się w objęcia kapitalizmu, który sięgał nawet tutaj, Czirokez skierował kroki na stację kolejową, w ramach rozeznania się w miejscowym realpolitik. Rozpoznanie było czynnością niezbędną i Wesa przeprowadzał je na swój specyficzny sposób. Najpierw najzwyczajniej w świecie przyglądając się przechodniom i strzyżąc uszami, nasłuchując w poszukiwaniu plotek i wieści. Później, gdy już przyszła kolej na konkretniejsze działanie, przydybał parę czarnoskórych tragarzy, którzy właśnie zarządzili między sobą przerwę w robocie, odpalając tytoń w papierkach. Wesa stawiał na solidarność "kolorowych".

- W czymś pomóc? - Jeden z tragarzy przywitał go chłodno. Podejrzliwe spojrzenia spoczęły na Wesie.

- Szukam informacji, przyjacielu - Wesa zmusił się do uśmiechu, mimo dymu gryzącego w nos i oczy. - Jak wygląda droga przez ziemie Indian? Wyznajecie się może na tym, jakie plemiona osiadły się w okolicy?
 
Aro jest offline  
Stary 29-06-2022, 11:40   #109
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Czy zakaz przemęczania się dotyczył gry na gitarze?
John mógłby dyskutować na ten temat, ale Melody grała tak ładnie i tak się z tej gry cieszyła, że o ewentualnych zakazach należało zapomnieć.
- Pięknie grałaś - powiedział John. - Powinnaś występować na estradzie, w wielkim mieście, a nie przygrywać kompanom przy ognisku - dodał z uśmiechem, na co i uśmiechem odpowiedziała Melody.

* * *

Lekarzu, ulecz się sam, powiadała, zdaje się, Biblia. być może nie w dosłownym znaczeniu, ale niekiedy warto było posłuchać mądrych słów. Dlatego też po opatrzeniu potrzebujących John zajął się własną nogą. Co prawda rana aż tak bardzo mu nie doskwierała, ale lepiej było o nią zadbać teraz, niż później cierpieć z powodu zaniedbań.
A przy okazji zaszył dziurę w spodniach - dzieło indiańskiego toporka. Szwaczką John nie był, ale lepsze spodnie byle jak załatane, niż z dziurą. Na razie to musiało wystarczyć, a kiedyś, gdy dotrą do cywilizacji, kupi sobie nowe, lub też - jak mówiła Melody - znajdzie chińską pralnię...
Ale to była pieśń przyszłości - teraz należało się wyspać.

* * *

Cywilizacja, o której wieczorem rozmyślał John, powitała wędrowców widokiem dwóch wisielców. Tudzież informacją, że w Ellsworth nie warto rozrabiać, bo ochotnicza milicja jest czujna, zwarta i chętna do wystrzelenia parudziesięciu nabojów.
- Pójdę na dworzec, dowiem się o pociągi do Denver - poinformował kompanów.
To była rzecz najważniejsza - inne można było odłożyć na później.
- Spotkamy się później, w saloonie - dodał.


Stacja kolejowa rzucała się w oczy i trudno było tam nie trafić.
Przywiązawszy wierzchowca do koniowiązu John wkroczył do budynku stacji. Wewnątrz było chłodno i pusto. Najwyraźniej podróże koleją nie cieszyły się zbyt wielkim powodzeniem... albo też do odjazdu najbliższego pociągu pozostało jeszcze dość dużo czasu.
Po niezbyt długich poszukiwaniach John natknął się na jakiegoś wyraźnie znudzonego kolejarza.
- Dzień dobry... - postawił na uprzejmość. - Najbliższy pociąg do Denver... kiedy odchodzi? - spytał.
- Bry… ummm… jakie "odchodzi"? Chyba przyjeżdża? Za dwa dni - Padła odpowiedź.
- Przyjeżdża z Denver? - upewnił się John. - No ale chyba kiedyś tam wraca?
- Jedzie z Denver, do Kansas City, tak. A wraca… hmmm, nie jestem pewien. Chyba też dwa dni?
- Dziękuję... - John skinął głową. - Dwa dni.. - powtórzył. - To stąd do Kansas CIty jak długo jedzie?
- Yyyymmm… będzie jakieś 8h, a co? - Kolejarz spojrzał sceptycznie na Johna.
John potarł brodę.
- Mam taką ciekawską kobietę - powiedział. - Jak jej powiem, że byłem na stacji, to będzie wypytywać o wszystko... i marudzić, że tego nie wiem, o tamto nie spytałem... Nie pierwszy raz mi życie tak zatruje.
- Ehe… - Facet się krzywo uśmiechnął - To wszystko więc Sir? Bo muszę iść…
- A tak, dziękuję bardzo... - John odpowiedział uśmiechem, nieco mniej krzywym. - Dwa dni jakoś doczeka... Raz jeszcze dziękuję.
Zostawił kolejarza i wyszedł z budynku.
Główna sprawa została załatwiona, teraz warto było pomyśleć o sobie... i wydać na siebie parę centów. Odzwiązał wierzchowca i ruszył w stronę saloonu.


* * *



Wnętrze salonu niczym nie różniło się niczym od setki innych, jakie w swym życiu odwiedził John - długi, obity blachą kontuar, za którym stal wyraźnie znudzony barman, kilka - w większości pustych - stolików, przy których dość wczesny obiad jadło w sumie trzech gości, prowadzące na piętro schody...
John zostawił swoje rzeczy przy jednym z pustych stolików i ruszył w stronę szynkwasu.
- Piwo i coś do zjedzenia - poprosił, stając przy kontuarze. Jeśli dobrze widział, z kompanów nikt jeszcze do tego przybytku przyjemności nie dotarł, który zresztą o tej godzinie świecił pustkami.
- Już się robi… - Odparł barman, nalewając piwa do kufla - Posiłek będzie za 5 minut… co pana sprowadza do naszego miasteczka? Nigdy pana tu nie widziałem?
- Z podróży - odparł John. - Czyli przejazdem - poprawił się. - Niedawno nawet nie wiedziałem, że Ellsworth w ogóle istnieje - przyznał się. - Ale długo tu nie zabawię. - Pociągnął łyk nawet zimnego piwa. - Wspaniałe...
Barman pokiwał głową, za uznanie trunku, a z zaplecza wyszła jakaś kobieta, podstawiając talerz pod nos Johna. Kawałek mięsa, ziemniaki, kukurydza. Nic specjalnego…
- Za piwo 5c, jedzenie 25c - Powiedział barman.
John wyłożył na kontuar żądaną kwotę.
- Dziękuję - powiedział. - Macie w mieście lekarza? - spytał.
- A jest konował, jest, a co?
- No to przy okazji odwiedzę kolegę po fachu - odparł John. - I nie wypada mu robić konkurencji - dodał. - Gdzie go znajdę?

Barman spojrzał trochę krytycznie na Johna, jakby mu nie wierzył, iż on również jest lekarzem?
- Doktor Nash. Ma gabinet obok General Store, łatwo odszukać.
- Znajdę, dziękuję - powiedział John, po czym z talerzem i piwem w dłoniach ruszył ku swojemu stolikowi.
Usiadł tak, by móc obserwować zarówno wejście, jak i wnętrze lokalu, i zabrał się za jedzenie.
Teraz mógł spokojnie czekać na pozostałych.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 29-06-2022 o 14:27.
Kerm jest offline  
Stary 29-06-2022, 18:40   #110
 
Elenorsar's Avatar
 
Reputacja: 1 Elenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwuElenorsar jest godny podziwu
Elizabeth po wstępnych ustaleniach grupy rozejrzała się po miasteczku. Mogli zaznać tutaj trochę wygód… tak, ale w pierwszej kolejności obowiązki, później przyjdzie czas na przyjemności.
- To jak? Ktoś idzie ze mną sprzedać te badziewia, aby zarobić na sprzęt, czy nie ma chętnych? - Rzuciła do towarzystwa, po czym pociągnęła swojego wierzchowca, aby po chwili w rękę złapać i za drugą uzdę, konia należącego do denata.
- Wolnego. Konia Gato chcę zatrzymać, aby wiózł skrzynki. Może trzeba będzie szybko uciekać. Sprzedamy jego zbędne graty. Miał nieco broni - James złapał za uzdę konia Gato z drugiej strony. Dodatkowy koń stanowił atut, z którym zamierzał rozstać się dopiero, kiedy nie byłoby innego wyboru.
- A kto tu powiedział, że zamierzam sprzedawać konia? - Zapytała zdziwiona Dixon - Przecież nie będę tego tachała na plecach do sklepu. Nawet nie mam jeszcze pojęcia, gdzie on jest. A koń się przyda, to na pewno, a jak po sprzedajemy to co mamy, powinno nam starczyć na to co potrzebujemy.
- Ale gitary chyba nie sprzedacie? - Wtrąciła się wyjątkowo cichutkim, słodkim głosikiem Melody, robiąc smutną minkę.
- Zobaczymy. Zależy, czy dadzą tutaj normalne ceny za te towary, czy głodowe - Odparła Elizabeth - To skoro tak boisz się o wierzchowca, to chodź z nami - Powiedziała do Jamesa.
- Tak, ty też idziesz - Mrugnęła do Melody, na co ta błysnęła ząbkami - Skoro tak ci zależy na gitarze, to może uda ci się wynegocjować wyższe ceny.
James przytaknął - Przejdę się. Przypilnuję, aby was nie wykiwano przy kupnie. Dwie kobiety kupujące materiały, których używają mężczyźni potrafi podbić cenę - James założył nowy, czarny kapelusz zagrabiony z pociągu i przejął wodze konia Gato z ręki Elisabeth.

Trio(a może i kwartet? Bo Arthur? :PPP) po kilku chwilach odnalazło duży General Store, i weszli do środka…


Było się w jednym, było się w każdym. Towarów taka masa, że aż głowa bolała, no ale właśnie przynajmniej niemal wszystko było tu na miejscu.

- Dzień dobry, w czym mogę pomóc? - Spytał sprzedawca. A gdzieś tam między regałami kręcił się i jakiś młodzik w fartuchu, chyba jego pomocnik…
- Chcielibyśmy kupić kilka towarów - Powiedziała Elizabeth uśmiechając się do sprzedawcy i wypinając pierś - Oraz kilka sprzedać. Jest taka możliwość?
- Noooo… jest, tak - Facet zerknął w cycki dziewczyny, na jej uśmiech, a potem i uśmiech Melody.
Dzwonek nad drzwiami zabrzęczał, ale tak jakoś inaczej…niepokojąco…gdy za Elizabeth, Melody i Langfordem wszedł Oppenheimer rzucając do środka długi cień. Powolnym krokiem zbliżył się do lady, drewniane deski zajęczały pod naporem okutych żelazem butów. Mężczyzna miał rozpięty kołnierz, bruzda pod gardłem mężczyzny była czerwona, głęboka i straszna. Szubienicznik stanął obok kobiet i rewolwerowca.
- Uznałem, że potowarzyszę paniom w zakupach – rzucił cicho do Melody i Elizabeth, zakładając ręce za plecy – W tym miasteczku nie jest bezpiecznie, podobno zabito szeryfa i jego zastępcę. Nikt nie przyjdzie z pomocą, gdyby doszło do jakichś niefortunnych zdarzeń.
Można było odnieść wrażenie, że druga część wypowiedzi wcale nie była skierowana do kobiet. Mimo to Arthur nie odwracał od nich wzroku.
- Proszę, kontynuujcie.
- W sumie dobrze, że się Arthur zjawiłeś, pomożesz nosić worki i skrzynki - Dixon się uśmiechnęła - A dodatkowa para rąk się przyda. To co? Najpierw sprzedamy co mamy do sprzedania, a później zakupy - Zaproponowała dziewczyna po czym skierowała się do konia, aby znosić zbędne im rzeczy i złapała za pierwsze co miała z brzegu, czyli worek z kawą, który zaniosła na ladę w sklepie.
- Mamy takich pięć - Oznajmiła mężczyźni Elizabeth - No chłopy, nie obijać się, sama mam to wszystko tachać?
- To ja też pomogę… z czymś lekkim - Melody uśmiechnęła się do Elizabeth, spojrzała wymownie na Oppenheimera i Jamesa, po czym ruszyła się do konia na zewnątrz sklepu, obładowanego tobołami…
- Służę pomocą frau – szepnął Oppenheimer po czym zabrał się do dźwigania towarów.
 
Elenorsar jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:09.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172