|
Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
13-06-2022, 19:00 | #101 |
Wiedźma Reputacja: 1 | 7 maj. Gdzieś na prerii, dalsze okolice Saliny… Wieczór Towarzystwo jechało więc konno przez prerię omijając miasteczko, i kierując się na zachód. Zostawili znowu za sobą kilka trupów, co chyba było już standardem postępowania grupki… no ale jak to się gada, "po trupach do celu", czy jakoś tak, nie? A ich cel nie był byle jaki. Podróż odbywała się w spokoju. Nigdzie nie było widać nikogo innego, nikt ich nie gonił, nie było też ewentualnych czerwonoskórych, słowem więc sielanka. A więc kopyto za kopytem, metr po metrze, setka, kilometr, drugi, dziesiąty… godzina, dwie. 30 kilometrów? Zrobiło się już dosyć ciemno. Wypadało więc rozbić obóz, "Doc" powinien doglądnąć rannych, czas na odpoczynek dla jeźdźców i rumaków, kolację. ~ Tym razem Wesa nie znalazł żadnego przytulnego miejsca na nocleg… no cóż, nawet Indianinowi się zdarza. Nic tylko trawa, niskie krzaki, pojedyncze kamienie. Zadupie, jakich wiele, i też bez żadnego wodopoju. …. Swojego szczęścia spróbowała Elizabeth, kręcąc się nieco po najbliższym terenie… za którą pojechała i Melody. Też w sumie obie nic nie znalazły. Ale za to ranna dziewczyna, chciała koniecznie porozmawiać z "Ognistą", na osobności. - Słuchaj… ja wiem, widzę to w twoich oczach - Palnęła prosto z mostu Melody - Zabiłam ich, tak. Ale oni już byli martwi. Pan Arthur zarżnął kogoś nożem w wagonie pasażerskim… kto tam był? Bo ja w sumie nie wiem… a potem szedł do nich z mordem w oczach, i zakrwawionym nożem. Podjęłam błyskawiczną decyzję. Oszczędziłam im cierpień? To tyle całego tematu. Z tej sytuacji nie było dobrego wyjścia… jesteś na mnie wściekła? ~ A więc ognisko, coś ciepłego do jedzenia? Rozmowy o tym co było, o tym co będzie, jakieś dalsze plany odnośnie całej eskapady? - Kto gotuje? - Spytała uśmiechnęła Melody - A może pogadamy o nadchodzącym zadaniu? Do tej pory chyba jeszcze nikt z żadną konkretną propozycją nie wyszedł, JAK dokonamy tego napadu na owy pociąg? Bo coś by powoli wypadało już w tym kierunku kombinować? …. John obejrzał ranę Jamesa po indiańskiej strzale. Wszystko było w porządku. Minie trochę czasu, nim się zagoi, ale nie było żadnych komplikacji. Jutro rano więc zmiana opatrunku. Następnie przyszła kolej na pannę Gregory. Usiedli więc na skraju obozowiska, dziewczyna nieco rozpięła dolną część koszuli, uniosła ją trochę w górę… "Doc" odwinął bandaże, i oglądał ranę… Melody świeciła nieco nagim brzuszkiem. Przyciągało to oczy. A zwłaszcza jedno, dziwnie świecące w blasku ogniska. Gdzieś w oddali zawył kojot. ~ - Znalazłam czekoladęęę - Melody konspiracyjnie szepnęła do Elizabeth, sadowiąc się obok niej z puszką. Dziewczyna przed chwilą kręciła się wśród rumaków… - Chcesz? *** Komentarze za chwilę.
__________________ "Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD Ostatnio edytowane przez Buka : 13-06-2022 o 19:03. |
13-06-2022, 21:35 | #102 |
Reputacja: 1 |
|
18-06-2022, 22:02 | #103 |
Reputacja: 1 |
|
19-06-2022, 09:36 | #104 |
Administrator Reputacja: 1 | Badania lekarskie to mają do siebie, ze powinno się je przeprowadać z dala od ciekawskich oczu. Dlatego też John odprowadził Melody na bok, parę metrów od ogniska. - Jak się czujesz? - spytał, równocześnie sięgając ze swojej torby niewielki słoiczek. - Ale tak szczerze, bez okłamywania swego lekarza - dodał. - No… boli. Boli jak choliba… - Przelotnie uśmiechnęła się Melody. - To chyba znaczy, że żyjesz - zażartował. - Dostaniesz parę tabletek i będzie mniej bolało - dodał, znacznie już poważniejszym tonem. - A rana... wygląda całkiem nieźle. Co prawda normalnie wpakowałbym cię do łóżka, ale jesteś twardą dziewczynką i noc pod kocem ci wystarczy. - Yes Sir! - Melody przytknęła dwa paluszki do ronda kapelusza, niby Johnowi salutując w żartach. - Żadnych nocnych hulanek, tańców, śpiewów, gry na gitarze... - powiedział John, chwytając dziewczynę za rękę i mierząc puls. Był... nie najlepszy... - Zapomnij - Mruknęła nagle dziewczyna - Elizabeth znalazła gitaręęęę w wagonieeee - Dodała słodkim głosikiem Melody. - Spróbuj... od razu cię uśpię - obiecał. - A teraz otwórz grzecznie buzię - powiedział, wyciągając z torby dość długie pudełko, z którego wydobył termometr. - Hm? - Zdziwiła się dziewczyna, przyglądając przedmiotowi. - Masz słaby puls - powiedział. - Za wolno bije ci serce - dodał tytułem wyjaśnienia. - Muszę ci zmierzyć temperaturę. Do tego służy ta magiczna rurka - dodał żartobliwym tonem - Potrzymasz ją w buzi na chwilę, najlepiej na języku niech leży. Ale pod żadnym pozorem tego nie gryź. - Hmmm… no dobra, skoro tak mówisz… - Melody spojrzała na niego sceptycznie, po czym lekko rozchyliła usteczka… - Acha, no i nie gadaj teraz - Powiedział John… - Pięć minut milczenia - dodał, wyciągając zegarek. Jakoś to przeżyjesz... a potem będą cukierki. - Mhm - Mruknęła dziewczyna, wpatrując się sceptycznie w "Doca". No i trwali tak owe 5 minut... Aż w końcu John wyciągnął jej termometr z ust, po czym na niego spojrzał. Ten zaś wskazywał 36.2°C. - I co? Przeżyję?? - Parsknęła Melody. - Przy odrobinie szczęścia i pod dobrą opieką... - John zachował poważną minę, a panna Gregory uniosła brewki. - Żadnych szaleństw, tak jak powiedziałem. - John wyciągnął z torby kawałek czystego płótna. Nałożył nieco maści i przytknął do rany. Melody syknęła - Straciłaś trochę krwi, sama wiesz. Jeszcze trochę i nie mogłabyś siąść na konia. Więc uważaj na siebie. - Przytrzymaj... zaraz ciąg dalszy... - powiedział, wyciągając kolejny kawałek płótna. - Dobrze, że nie trzeba było wydłubywać z ciebie kuli. Szczęście w nieszczęściu. Kolejna porcja maści i drugi kawałek płótna trafił na ranę wylotową. - Uch… - Dziewczyna skrzywiła się po chwili drugi raz - Tak, w niedzielę urodzona… hihi… no ale ten, gra na gitarze to nie wysiłek… John w końcu owinął ją dość mocno tym samym bandażem, co miała wcześniej. - Możesz oddychać? - spytał. - Jestem przyzwyczajona do gorsetu… - Melody wzięła głębszy wdech, i wydech - …tak, jest ok. - Jakaś korzyść z gorsetu - powiedział, z lekkim uśmiechem. - No i ładnie wygląda - Dodała dziewczyna i pokazała mu jęzorek. - Ale wysupłać z niego właścicielkę nie jest tak łatwo. - Odpowiedział uśmiechem. - To trzeba ćwiczyć? - Powiedziała do niego dziewczyna, szczerząc zęby - No ale mój już kurde z dziurami, no i zakrwawiony… myślisz, że chinole w pralni go dopiorą i naprawią? - Tak, tak i tak... no a potem kupisz sobie nowy, jeszcze ładniejszy - zapewnił. - Zobaczymy - Melody znowu błysnęła ząbkami - To co, doktorowanie gotowe? - Jeszcze to... - Doktor wyciągnął z torby parę fiolek, Wysypał na dłoń parę kolorowych tabletek. - Weź, połknij i popij. Wodą - podkreślił. - A gdzie te cukierki? - Dziewczyna parsknęła. - To tylko dla grzecznych dziewczynek - odparł z lekkim uśmiechem. - A ja od macochy? - Melody spojrzała na niego krzywo, ale z uśmiechem czającym się na ustach. - Ale grzeczną dziewczynką nie jesteś - odparł John. Mimo tych słów wyciągnął z torby metalową puszkę. Dzieci też bywały jego pacjentami i czasami trzeba było je czymś zachęcić lub nagrodzić. - Zielony, czerwony czy żółty? - spytał. - Ummm… czerwony! - Odparła Melody. - Proszę bardzo... - Podał dziewczynie odpowiedniego koloru landrynkę. - Smacznego. - Dzięki… - Panienka z warkoczami, zaraz ją sobie wpakowała do ust. W jednej dłoni nadal zaś trzymała tabletki, które przed chwilą dostała - A te tabletki, to w sumie na co? - Dodała. - Żebyś szybciej doszła do siebie - odpowiedział. - Żebyś nie miała gorączki i żeby cię mniej bolało - dodał. - OK - Padła krótka odpowiedź. - Coś jeszcze ci dolega? - spytał, profilaktycznie. - Brak kąpieli - Parsknęła dziewczyna. - Jaaasne... - John się uśmiechnął. - Nie jestem zwolennikiem teorii głoszącej, iż częste mycie skraca życie, ale na razie zapomnij. Nie wolno zamoczyć rany i bandaża przez parę najbliższych dni. A że Wesa nie znalazł choćby małego strumyczka, to całkiem inna sprawa. - Uch… - Melody zrobiła niezadowoloną minkę - No ale trochę to się mogę po obmywać… jak będzie woda. Kurcze… - To oczywiście - odparł. - Jak tylko znajdziemy coś większego od kałuży, to się zatrzymamy - obiecał. - Fajnie - Kiwnęła głową Melody. - No to przyodziej się do końca i wracamy do ogniska... - powiedział John, pakując do torby wszystkie drobiazgi. - Panie przodem - zażartował. |
21-06-2022, 08:54 | #105 |
Reputacja: 1 | Obóz w prerii (doc grupowy) cz.I
|
21-06-2022, 18:04 | #106 |
Reputacja: 1 |
__________________ Iustum enim est bellum quibus necessarium, et pia arma, ubi nulla nisi in armis spes est |
21-06-2022, 18:38 | #107 |
Wiedźma Reputacja: 1 | Po pewnym czasie, rozmowy przy ognisku dobiegły końca, ustalono jako takie warty, no i większości towarzystwa zaczęła się szykować do spania… a Melody dorwała gitarę. I zagrała tak, że aż serce zakłuło. [MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=cIfhMUcVswU&list=LL&index=8[/MEDIA] Noc na prerii mijała spokojnie. Było trochę zimno, ale znośnie, no i jak to pod gołym niebem, tu coś zabzyczało, tam zawyło… ale w sumie nic niezwykłego. ~ Rankiem nie było żadnych wielkich niespodzianek, wszyscy się nawet wyspali… Elizabeth stwierdziła jednak, że coś ją w nocy użarło. Na lewej łydce miała niewielki, czerwony bąbel, trochę piekło, trochę swędziało, ale poza tym, nic. Na komara toto było za duże, może jakiś grzechotnik?? Eee, no gdzie, absolutnie nie. To co, może skorpion?! Choliba wie. No ale poza faktem, iż te niewielkie zranienie tam było, nic więcej się nie działo. Nie było więc czym się przejmować. Śniadanie, i w drogę. *** W ciągu kolejnego kwadransa jazdy, natrafiono w końcu na malutką rzeczkę. Konie mogły się w końcu porządnie napić, można było uzupełnić zapasy wody… A po dwóch godzinach dalszej jazdy, pojawiły się oznaki cywilizacji. Najpierw tabliczka wskazująca drogę, z napisem "Ellsworth, 20km", aż w końcu i same miasteczko! Wielu osobom rozdziawiły się gęby, i to z naprawdę różnorodnych powodów. Saloon. Możliwość napicia się, zjedzenia posiłku, posiedzenia w cieniu, i nie na ziemi. Wanna!! Wanna i kąpiel, taaaak, kąpiel. Sklep. I potrzebny im dynamit, i ten… zapalnik, czy jak się tam ta skrzynka nazywała, i te cholerne druty do niej. No i jak to w sklepie, może i jakieś inne, przydatne w dalszej wyprawie rzeczy, i może możliwość odsprzedania tego i owego? I była i stacja kolejowa! Tam można było spytać o to i owo, tak jak proponowali, podczas narad, by się coś dowiedzieć konkretniej, o tym ich cholibnym pociągu. …. Na środku miasta, na platformie, wisiały dwa męskie trupy… wyglądały już trochę nieświeżo, jakby owe "wisielce" dyndały tam już kilka dni… Blada Melody wpatrywała się w obu, z mieszanką odrazy i fascynacji. James splunął lekko, i od niechcenia na ziemię. Arthura zapiekła szyja. - Hehe… tak, tak... Wiszą tam już dwa dni. Zachciało im się rozrabiać, i zastrzelili szeryfa i zastępcę, ale oni jednego z nich też, a drugiego nafaszerowali ołowiem ochotnicy z milicji… hehe… witamy w Ellsworth! - O nic nie pytany dziadek na werandzie w fotelu bujanym, uraczył informacją przybywających do miasta, po czym pyknął z fajki - Duuużo się dzieje, strzelaniny codziennie, pilnujcie się, hehe… *** Komentarze jeszcze dzisiaj.
__________________ "Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD |
29-06-2022, 09:34 | #108 |
Reputacja: 1 |
|
29-06-2022, 11:40 | #109 |
Administrator Reputacja: 1 | Czy zakaz przemęczania się dotyczył gry na gitarze? John mógłby dyskutować na ten temat, ale Melody grała tak ładnie i tak się z tej gry cieszyła, że o ewentualnych zakazach należało zapomnieć. - Pięknie grałaś - powiedział John. - Powinnaś występować na estradzie, w wielkim mieście, a nie przygrywać kompanom przy ognisku - dodał z uśmiechem, na co i uśmiechem odpowiedziała Melody. * * * Lekarzu, ulecz się sam, powiadała, zdaje się, Biblia. być może nie w dosłownym znaczeniu, ale niekiedy warto było posłuchać mądrych słów. Dlatego też po opatrzeniu potrzebujących John zajął się własną nogą. Co prawda rana aż tak bardzo mu nie doskwierała, ale lepiej było o nią zadbać teraz, niż później cierpieć z powodu zaniedbań. A przy okazji zaszył dziurę w spodniach - dzieło indiańskiego toporka. Szwaczką John nie był, ale lepsze spodnie byle jak załatane, niż z dziurą. Na razie to musiało wystarczyć, a kiedyś, gdy dotrą do cywilizacji, kupi sobie nowe, lub też - jak mówiła Melody - znajdzie chińską pralnię... Ale to była pieśń przyszłości - teraz należało się wyspać. * * * Cywilizacja, o której wieczorem rozmyślał John, powitała wędrowców widokiem dwóch wisielców. Tudzież informacją, że w Ellsworth nie warto rozrabiać, bo ochotnicza milicja jest czujna, zwarta i chętna do wystrzelenia parudziesięciu nabojów. - Pójdę na dworzec, dowiem się o pociągi do Denver - poinformował kompanów. To była rzecz najważniejsza - inne można było odłożyć na później. - Spotkamy się później, w saloonie - dodał. Stacja kolejowa rzucała się w oczy i trudno było tam nie trafić. Przywiązawszy wierzchowca do koniowiązu John wkroczył do budynku stacji. Wewnątrz było chłodno i pusto. Najwyraźniej podróże koleją nie cieszyły się zbyt wielkim powodzeniem... albo też do odjazdu najbliższego pociągu pozostało jeszcze dość dużo czasu. Po niezbyt długich poszukiwaniach John natknął się na jakiegoś wyraźnie znudzonego kolejarza. - Dzień dobry... - postawił na uprzejmość. - Najbliższy pociąg do Denver... kiedy odchodzi? - spytał. - Bry… ummm… jakie "odchodzi"? Chyba przyjeżdża? Za dwa dni - Padła odpowiedź. - Przyjeżdża z Denver? - upewnił się John. - No ale chyba kiedyś tam wraca? - Jedzie z Denver, do Kansas City, tak. A wraca… hmmm, nie jestem pewien. Chyba też dwa dni? - Dziękuję... - John skinął głową. - Dwa dni.. - powtórzył. - To stąd do Kansas CIty jak długo jedzie? - Yyyymmm… będzie jakieś 8h, a co? - Kolejarz spojrzał sceptycznie na Johna. John potarł brodę. - Mam taką ciekawską kobietę - powiedział. - Jak jej powiem, że byłem na stacji, to będzie wypytywać o wszystko... i marudzić, że tego nie wiem, o tamto nie spytałem... Nie pierwszy raz mi życie tak zatruje. - Ehe… - Facet się krzywo uśmiechnął - To wszystko więc Sir? Bo muszę iść… - A tak, dziękuję bardzo... - John odpowiedział uśmiechem, nieco mniej krzywym. - Dwa dni jakoś doczeka... Raz jeszcze dziękuję. Zostawił kolejarza i wyszedł z budynku. Główna sprawa została załatwiona, teraz warto było pomyśleć o sobie... i wydać na siebie parę centów. Odzwiązał wierzchowca i ruszył w stronę saloonu. * * * Wnętrze salonu niczym nie różniło się niczym od setki innych, jakie w swym życiu odwiedził John - długi, obity blachą kontuar, za którym stal wyraźnie znudzony barman, kilka - w większości pustych - stolików, przy których dość wczesny obiad jadło w sumie trzech gości, prowadzące na piętro schody... John zostawił swoje rzeczy przy jednym z pustych stolików i ruszył w stronę szynkwasu. - Piwo i coś do zjedzenia - poprosił, stając przy kontuarze. Jeśli dobrze widział, z kompanów nikt jeszcze do tego przybytku przyjemności nie dotarł, który zresztą o tej godzinie świecił pustkami. - Już się robi… - Odparł barman, nalewając piwa do kufla - Posiłek będzie za 5 minut… co pana sprowadza do naszego miasteczka? Nigdy pana tu nie widziałem? - Z podróży - odparł John. - Czyli przejazdem - poprawił się. - Niedawno nawet nie wiedziałem, że Ellsworth w ogóle istnieje - przyznał się. - Ale długo tu nie zabawię. - Pociągnął łyk nawet zimnego piwa. - Wspaniałe... Barman pokiwał głową, za uznanie trunku, a z zaplecza wyszła jakaś kobieta, podstawiając talerz pod nos Johna. Kawałek mięsa, ziemniaki, kukurydza. Nic specjalnego… - Za piwo 5c, jedzenie 25c - Powiedział barman. John wyłożył na kontuar żądaną kwotę. - Dziękuję - powiedział. - Macie w mieście lekarza? - spytał. - A jest konował, jest, a co? - No to przy okazji odwiedzę kolegę po fachu - odparł John. - I nie wypada mu robić konkurencji - dodał. - Gdzie go znajdę? Barman spojrzał trochę krytycznie na Johna, jakby mu nie wierzył, iż on również jest lekarzem? - Doktor Nash. Ma gabinet obok General Store, łatwo odszukać. - Znajdę, dziękuję - powiedział John, po czym z talerzem i piwem w dłoniach ruszył ku swojemu stolikowi. Usiadł tak, by móc obserwować zarówno wejście, jak i wnętrze lokalu, i zabrał się za jedzenie. Teraz mógł spokojnie czekać na pozostałych. Ostatnio edytowane przez Kerm : 29-06-2022 o 14:27. |
29-06-2022, 18:40 | #110 |
Reputacja: 1 |
|