|
Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
03-09-2022, 00:02 | #41 |
Reputacja: 1 | - Na każdą z tych srok trzeba po prostu przewidzieć odpowiednią liczbę ludzi. Gdy dodasz te wszystkie pojedyncze operacje do kupy będziemy wiedzieć ile tak naprawdę potrzebujemy ludzi a jeśli zaplanujemy to naprawdę dobrze, to nawet będziemy wiedzieli jakich konkretnie potrzebujemy. Póki co jednak skupmy się na tym co tu i teraz. - Lando zdobył kontakt na Grenadzie, więc teraz pociągnie to dalej. Do pomocy będzie miał Schiffer a także Newmana i Jojo. Waszym pierwszym zadaniem będzie nawiązanie kontaktu z Amandą Richards. Na Grenadę polecicie jej śmigłowcem. Przy okazji dowiecie się czy ma jakieś znajomości lub kontakty w obsłudze lotniska. Na miejscu odnowicie kontakt i złożycie pierwsze zamówienie. Pierwsza partia broni strzeleckiej, takiej samej jak używa wojsko Wenezueli, plus amunicja. Rzecz jasna dacie znać naszym partnerom, że w przyszłości chętnie kupimy więcej, jak również cięższych zabawek. Póki co zorganizujcie dostawę dostosowaną pod względem ilości do miejsca dostępnego na kutrach, które zorganizuje Cnatano. - Arab, Ciebie zostawiam na miejscu. Zacznij organizować pierwsze szkolenia. Nawiążesz kontakt z Durandem i Bronsonem. Oni pomogą ci zarówno w samym szkoleniu jak i znalezieniu odpowiednich lokalizacji na magazyny broni a także strzelnicę. Oprócz tych dwóch zostawiam ci do pomocy Alpena, Sare i DD. Wytypujcie miejsca, przygotujcie teren i zróbcie wszystko co trzeba tak, żeby można było zacząć szkolenie zaraz po przybyciu pierwszego transportu broni. - Kay, Ikebana, Wój Sam i Voo Doo - czas zacząć rozpoznawać pierwsze potencjalne cele. Przez najbliższy czas jesteście turystami. Zwiedzajcie okolice obiektów, które nas interesują. Lotnisko, port, administracja rządowa, służba bezpieczeństwa. Nie muszę was uczyć. Zwracajcie uwagę jakimi trasami potencjalnie mogłoby nadjechać wojsko idące z odsieczą do tych budynków. Na razie ostrożnie, bez afiszowania się, ale zbierzcie pierwsze informacje. Od czegoś trzeba zacząć. Wasze drugie zadanie to nawiązać kontakt z Dworcowem. Z akt wynika, że ma doświadczenie w zarządzaniu siatką agentów, to może się okazać dla nas bezcenne. Sprowadźcie go tutaj, ale dopiero potem jak wrócimy z Barcelony. - No właśnie. Cała reszta uda się razem ze mną do tej Barcelony. Potrzebujemy zorganizować sobie transport - jakieś samochody. Ta cała Gwardia narodowa to trochę śliski temat. Łatwo się zdemaskować. Potrzebujemy jednak różnych źródeł dostaw broni, dlatego nie możemy ich zignorować. Musimy się tylko dobrze przygotować i stworzyć odpowiednią historię. Miejmy nadzieję, że faktycznie zielone stanowią tu uniwersalną walutę. Mamy na to jeszcze chwilę czasu, więc chętnie usłyszę wszelkie sugestie. |
04-09-2022, 22:12 | #42 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Czas: 1998.02.02 pn, południe; g 12:10 Miejsce: Morze Karaibskie, Wenezuela kontynentalna; Barcelona; hotel “Dorado” Warunki: jasno, ciepło, cicho; na zewnątrz: jasno, pogodnie, łag.wiatr, ciepło Grupa Barcelona Lyra i Eurico mogli mieć wrażenie, że niedawno już gdzieś to widzieli. Właściwie to wczoraj. Tylko w odwrotnej kolejności i kierunku. Wczoraj lecieli z kontynentalnej Wenezueli ku wenezuelskiej wyspie jaka chciała się wybić na niepodległosć i mieli ją wspomóc w tych dążeniach. A dziś w poniedziałek rano lecieli w przeciwną, z wyspy na kontynent. Tyle, że wczoraj była trasa Caracas - Margarita a dziś Margarita - Barcelona. Najpierw było jedno lotnisko, potem zajmowanie miejsc w samolocie na poranny lot jaki wczoraj zamawiała im Carla gdy już wiedziała kto i dokąd ma lecieć. Niestety wadą było to, że jak się kupowało na ostatnią chwilę nie wszyscy z przewidzianej grupy załapali się na poranny lot. Czwórka zmieściła się na poranny, czwórka na południowy i reszta na wieczorny lot. Więc w ciągu doby powinni dotrzeć wszyscy przeznaczeni do tej misji. Alternatywą był prom. Co prawda do albo z Barcelony płynął z pół dnia ale za to rzadko się zdarzało aby zabrakło wolnych miejsc. - Szkoda, że tak późno powiedzieliście. Teraz już właściwie jest poza sezonem turystycznym chociaż zaczynają się ferie niedługo. To więcej miejsca. Ale im większa grupa tym lepiej dajcie znać chociaż parę dni wcześniej, żeby wam zamówić gdzieś lot. Chyba, że promem, na nich to raczej zawsze jest miejsce. No ale płynie się z pół dnia. - powiedziała wczoraj w popołudniu gdy już wróciła do domu gościnnego informując jak to wyszło z tym zamawianiem lotów. Zamówiła też od razu pokoje w hotelu. - Cześć wesoła załogo. Dzwonili do mnie z lotniska. Mam zgodę na lot o 13:00. Więc o 12-tej zapraszam na lotnisko. Ja i mój skoczny ptaszek będziemy na was czekać. Muszę podać lot powrotny. Ile wam to zajmie? Mamy wracać dziś wieczorem czy zostajemy na noc? - rano na rancho zadzwoniła agentka Richards. Wczoraj jak dostała info o potrzebie powrotu na Grenadę to zgłosiła to do kontroli lotów. Dziś rano przyszła odpowiedź, że w południe mogą lecieć. Właściwie z powrotem pytała dla formalności. Zawsze mogła polecieć w jedną stronę a potem już na Grenadzie zgłosić lot powrotny tylko też pewnie z pół dnia by się czekało na zgodę. Ale zgodę lepiej było mieć. Dziki lot jakby miał pecha mógłby trafić na patrolującego MiG-a. A jak trafiłby się nerwus mógłby kazać lądować na kontrolowane przez siły wenezuelskie lotnisku. A w razie odmowy czy jakichś głupich prób ucieczek to zestrzelić taki śmigłowiec czy awionetkę. W tym rejonie świata władze zawsze mogły się tłumaczyć, że podejrzany pojazd pewnie przemycał broń lub narkotyki dla kartelu. Co całkiem często było prawdą. Dlatego agentka Richards wolała sprawę załatwić legalnie i załatwić potrzebne zezwolenia. No i pani pilot zadzwoniła jak jeszcze pierwsza czwórka najemników pakowała swoje walizki aby Dimitri mógł ich zawieźć na lotnisko. Carla pomachała im na pożegnanie i życzyła bezpiecznej podróży. Potem od wczoraj dosć znajome dla pary Kubańczyków wnętrze lotniska. Na którym Buck i Mi byli po raz pierwszy. Dymitri jeszcze ich odprowadził do hali odlotów i tam z bardzo poważną miną uścisnął im dłoń i pożegnał się też życząc szybkiego i bezpiecznego powrotu. No a potem lotniskowy standard. Odprawa, czekanie, opóźnienie prawie o godzine z powodu silnego wiatru, potem przesiadka do Airbusa, zajmowanie miejsc, kurs bezpieczeństwa prowadzony przez obsługę… W końcu oderwali się od ziemi, wznieśli w niebo zostawiając za sobą bardzo malowniczą podwójną plamę zieleni na tle przyjemnego dla oka granatu oceanu. Lecieli krótko, jeszcze krócej niż lot z Caracas. Może nieco ponad kwadrans. Więcej pewnie czekali na lotnisku przez to opóźnienie niż lecieli samolotem. W końcu powitał ich widok kolejnego lotniska, tym razem już na Barcelonie. https://upload.wikimedia.org/wikiped...2944862%29.jpg Dalej już poszło gładko. Wysiadka z samolotu, przejście przez lotnisko, odbiór bagaży no i wydostać się na zewnątrz do taksówek. Wystarczyło podać kierowcy nazwę hotelu jaki im zamówiła Carla i już jechali z lotniska. Początkowo przez dość puste tereny bo lotnisko było na południowych krańcach miasta, właściwie po. Ale dojechali w kwadrans. Hotel był chyba jednym z najbliższych do lotniska. https://imgcy.trivago.com/c_limit,d_...9/1409155.jpeg Po wypakowaniu się z taksówy, zameldowaniu się w hotelu znaleźli się w swoich pokojach. Też raczej nie należało na nie narzekać. Było południe, za dwie, trzy godziny powinna dotrzeć kolejna czwórka a wieczorem ostatni wyznaczeni do tego zadania. Jak się szło po schodach, korytarzach to widać było ten gwarny, pstrokaty tłum turystów i słychać było mnóstwo języków z całego świata. Ale w czystych i eleganckich pokojach panowała cisza i spokój. W samych koszarach tutejszej Gwardii Narodowej nikt z nich wcześniej nie był. Ale z tego co mówiła Carla to były praktycznie naprzeciwko Stadionu Venezuela. A ten był w centrum miasta. Wystarczyło wziąć taksówkę czy nawet wsiąść w autobus i tam dojechałoby się w kwadrans. No może pół godziny jakby były godziny szczytu. Nawet na piechotę to z godzina, może półtorej spaceru i z “Dorado” powinno się dojść na miejsce. Zresztą w hotelu powinni mieć samochody dla gości do wypożyczenia za dodatkową opłatą albo powinni móc takie dla nich wypożyczyć. Za 1 000 amerykańskich zielonych można było osobówkę wypożyczyć na cały tydzień. No i na kontynencie nie powinno być takiego kryzysu paliwowego jak na wyspie. Jak się dowiedzieli w recepcje faktycznie tak to wyglądało, jeśli sobie goście życzyli mogli wypożyczyć samochód. Nawet był katalog z wozami do wyboru a gdyby trzeba było coś innego albo więcej wozów to recepcjonistka prosiła aby sprecyzować o co chodzi to zobaczy co da się zrobić.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
09-09-2022, 22:21 | #43 |
Reputacja: 1 | Margarita. Dzień przed wylotem Buck przez samym wylotem grup „Barcelona’ i „Grenada” zebrał ich członków na szybką odprawę. - Lando dowiedź się co, ile, za ile i kiedy ci goście mogą nam dostarczyć. Interesuje nas generalnie FN-FAL, ale rozważam też zwykłe AK 47. Pierwsza dostawa testowa mniejsza, powiedzmy 10 - 20 sztuk, potem zobaczy na co budżet i transport pozwoli. Wybadajcie też czy mają coś z cięższych zabawek. Pociski przeciwlotnicze, RPG, materiały wybuchowe. To wasze główne zadanie. - Dodatkowo, w drodze powrotnej zabierzecie zamówione noktowizory. Upłynnicie też ropę. Niech nasz znajomy od Cyrusa wam pomoże. Przy okazji wybadajcie, czy ma jeszcze możliwość prowadzenia takich operacji, tym razem z bardziej pewnymi wspólnikami. Potrzebujemy kasy. Najlepiej stałego jej dopływu. - Jeśli pojawią się jakieś problemu raportuje przez Satnleya. - Na prośba Bucka na odprawie zjawiał się też Carla. Teraz do niej właśnie zwrócił się łysy Amerykanin. - Jeśli dysponujecie jakimkolwiek kontaktem w Barcelonie, który wie do kogo uderzyć w tej całej Gwardii, lub nawet wie, kto może widzieć, to teraz jest odpowiedni moment, żeby się nim podzielić. poczekał na odpowiedz latynoski, po czym wrócił do „swojego” oddziału - Założenia grupy „Barcelona” są takie. Reprezentujemy bogatych klientów z Afryki, którzy organizują safari na grubego zwierza. Bardzo grubego. Dalego jesteśmy zainteresowani zakupem odpowiedniego wyposażenia. Jesteśmy tu przy okazji załatwiania naszych innych interesów (jakich, to nasza sprawa). Na drugim końcu świata, bo nie chcemy na siebie zwracać uwagi naszej lokalnej konkurencji, ani innych zbyć ciekawskich organizacji, np. z USA i Europy. - Niektórzy mogą wymagać bardziej szczegółowych informacji Buck. Zwłaszcza jakbyśmy mieli handlować na dłuższa skalę. - Wtedy dowiedzą się, że repetujemy Front Wyzwolenia Afryki, który, z nasza lekką pomocą logistyczną, walczy o wolność i demokracje dla uciśnionych obywateli Afryki. - Coś takiego w ogóle istnieje? - Istniało, do całkiem niedana. Ale o tym, że to już nie aktualne wie bardzo mała grupa ludzi, która w większości jest bardzo daleko stąd i za jakiś czas tez może być „nie aktualna”. Tam to jest dość dynamiczne. W każdym razie jeśli ci z Gwardii będą chcieli nas sprawdzić, potwierdzą istnienie takiej organizacji i będzie dla nich jasne o jakie safari może chodzić. - No. To całkiem zgrabna bajeczka, ale co jeśli jednak jakimś cudem, będą mieli kontakt z kimś z tej całej FWA? Kącik ust Mi uniósł się nieznacznie, za to Buck uśmiechnął się jak niedźwiedź na wspomnienie ostatniej odwiedzonej pasieki. - Nie będą. Gwarantuje. - Ich odpowiedź też wywołała kilka uśmiechów zrozumienia wśród zebranych. - Jeżeli po przybyciu do Barcelonę nie będziemy mieli żadnego punktu zaczepienia, to po prostu zacznijmy go szukać. Przypuszczam, że to może być dość rozrywkowe miasto a oficerowie Gwardii Narodowej, muszą się gdzieś zrelaksować po ciężkiej i oddanej służbie narodowi. Nasze pierwsze zadanie to dowiedzieć się kim są owi oficerowie i jak ich znaleźć. Mogę to wiedzieć nawet ludzie w hotelu, ale jeśli nie, to udamy się na miasto, posmakować trochę nocnego życia i zasięgnąć języka. Dalej będziemy dziać w zależności od tego czego się dowiemy. - Jeśli chodzi o nasze cele, to są takie same jak grypy na Grenadzie. No może rozszerzone o jakieś środki łączności używane przez tutejsze wojsko, czy jakieś informacje. Zobaczymy co wyjdzie w trakcie. - Pytania? Po skończonej odprawie Buck prze pójściem spać wysłał jeszcze raport do Stanleya, opisując mu przebieg rozmowy z Cantano, ustalania z szefem rebeliantów a także swoje najbliższe plany. Przy okazji spytał „szefa” czy nie ma dla niego jakiegoś kontaktu w Barcelonie. Barcelona, hotel “Dorado”, około południa Buck po poznaniu planu lotów podzielił ich mały oddział na trzy czwórki, zgodnie z planem odlotów. Dwie pierwsze przylatujące ekipy miały działać zgodnie z planem samodzielnie, uprzednio sprawdzając zostawione dla nich w hotelu przez poprzedników wiadomości. Ostatnia, „wieczorna” grupa w zasadzie nie miał wiele do roboty, bo Buck ustalił czas zbiórki na 20:00 w hotelu i miał zamiar zaplanować dalsze działania uwzględniając zdobyte przez pierwszą i drugą grupę informacje. Sam Buck najpierw chciał obejrzeć sobie owe koszary. Ot tak, z ciekawości. - Lyra, Eurico, spróbujcie się dogadać z obsługą - Buck jak razie wszędzie rozmawiał po angielsku, woląc uchodzić za typowego turystę. - Powiedzcie im, że potrzebujemy „sprytnego”, znającego miasto przewodnika, żeby pokazał nam wszystkie tutejsze uroki. Nie tylko te z przewodnika turystycznego. Jak nam kogoś zorganizują, to pojedziemy sobie obejrzeć ten słynny stadion. Po drodze wypytamy go o co trzeba. Na razie weźmiemy taksówki, nie chce, żeby nas skojarzono za wcześnie z jednym samochodem. - |
12-09-2022, 03:13 | #44 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | T 20 - 1998.02.05 cz, popołudnie Czas: 1998.02.05 cz, popołudnie; g 17:10 Miejsce: Morze Karaibskie, Wenezuela kontynentalna; Barcelona; hotel “Dorado” Warunki: jasno, ciepło, cicho; na zewnątrz: jasno, mżawka, powiew, gorąco (-1) Grupa Barcelona https://thumbs.dreamstime.com/b/sout...t-64337819.jpg - Jak oni mogą tak biegać cały dzień. Skakać, bawić się, drzeć ryja. I to bez kropli alkoholu. - Paul z fascynacją spoglądał za okna na widok ulicy. Akurat załapał się na końcówkę rejsu i przejazd taksówką do “Dorato” jak zaczęła padać mżawka. To ulice nieco opustoszały. Za to dzieciakom tylko w to graj. Z byle czego zrobiły sobie bramki, któryś przyniósł piłkę i grali sobie w najlepsze na środku chwilowo pustej ulicy. https://images.wsj.net/im-489568/SQUARE - To się nie zdziw. Ale jeden z nich to może być nasz tajny agent. Oprowadza nas po swoim rejonie. - Oleg miał jak zwykle dość stonowane i fatalistyczne podejście do wszystkich i wszystkiego. Był Ukrańcem i mówił po angielsku całkiem zrozumiale chociaż z charakterystycznym, wschodnim akcentem przez co często go brano za Rosjanina. Po rosyjsku też całkiem nieźle mówił więc jak nie trafił na rodowitego Rosjanina to pewnie dla reszty świata mógłby za takiego uchodzić. A specjalizował się w obsłudze broni ciężkiej, na Margaritę zabrał ze sobą PK a dokładniej to załadowano ją na stary, śmierdzący rybami kuter o dumnej nazwie “Black Horse” jaki potem część najemników i tubylców przewiozła z Grenady na docelową wyspę. Słowa Ukrańca zdziwiły amerykańskiego SEAL-sa z polskimi korzeniami bo odwrócił się od okna i spojrzał na niego. - No. Chyba nazywa się Franco. Ale chce aby go wołać Frank. Tak po amerykańsku. - Oleg skinął głową potwierdzając swoje wcześniejsze słowa. - Jeszcze ten mu nagadał o gliniarzach z Miami to już w ogóle. - machnął reką na Jumpera który dał się poznać jako fan właśnie tego serialu. Uwielbiał go odkąd go pierwszy raz zobaczył jako mały chłopak. I może miało to coś wspólnego z tym, że sam pochodził z Miami. - Widzę, że stawiamy na profesjonalistów. - roześmiał się Newman rzucajac jeszcze ostatni raz okiem za okno. Ukrainiec miał chyba wątpliwości co do użycia małego przewodnika po Barcelonie. Ale Franco czy jak sam kazał się wołać “Frank” jak jego amerykański, komiksowy idol Punisher czyli Frank Castle. Mały brzdąc uwielbiał także komiksy, zwłaszcza te amerykańskie. I jak w poniedziałek najemnicy z pierwszej fali zapytali w recepcji o obrotnego przewodnika to ładna pani z recepcji też chyba była nie tylko uprzejma ale i obrotna. Obiecała coś podziałać i poprosiła o cierpliwość. A z godzinę później do drzwi pokoju hotelowego zapukał jakiś na oko 12-latek o latynoskim typie urody. Radośnie uśmiechnięty i słabo ukrywał to, że jest poważnym biznesmenem i nie pracuje za głodowe stawki. Z radosną miną obiecał, że nie zejdzie na mniej niż 10 zielonych dziennie. Ale chyba był wart tych pieniędzy może nawet większych. Młodziak znał Barcelonę na wylot i wiedział co w trawie piszczy. Plaże, nocne kluby, dziennie kluby, muzea, dziewczynki, albo chłopców jak zorientował się, że u turystów są też ładne “chica”. Gdzie można zagrać w karty, wypić alkohol, porobić zakłady na walkach psów albo nielegalnych ringach, dziabnąć kreskę to też mówił, że może zaprowadzić za odpowiednią kasę. Za tą dyszkę to brał za swoją dostępność i dyspozycyjność. Ale za każdy adres na jaki miał wskazać i tam robić za przewodnika i tłumacza jak trzeba to kasował osobną stawkę. Mówił dość koślawym i szkolnym angielskim, pewnie wyuczonym właśnie na takich rozmówkach. Więc czasem to było zabawne a czasem irytujące. Ale zwykle potrafił w paru zdaniach zorientować się czego oczekują od niego anglojęzyczni klienci. Wśród dorosłych jego chłopięca cwaniakowatość raczej bawiła niż irytowała. - Gwardia Narodowa? Te psy? Ale senior, to nuda, ja pokażę ciekawe rzeczy! U nas można się zabawić senior! Tylko senior powie co trzeba! Co szuka to ja znajdę! - gdy pierwszy raz usłyszał czego od niego oczekują chyba sądził, że coś źle zrozumiał. Albo aż tak rzadko zdarzało się aby zachodni turyści interesowały się lokalną Gwardią Narodową. No ale jak się przekonał, że to nie pomyłka i oni właśnie interesują wielkiego, łysego Amerykanina i jego kolegów to przyjął i to zlecenie. - Teraz dobry moment. Po wypłacie jest. Wszyscy są po wypłacie. Dużo pracy płaci na koniec miesiąca. Mają teraz pieniądze. Przed pierwszym gorzej. Mało ludzi ma dużo pieniędzy przed pierwszym. Ale teraz jest po to jeszcze można. Najwięcej w weekend. Wtedy się ludzie bawią. - tłumaczył Frank dlaczego przybyli w całkiem dobrym momencie. I jeszcze, że jest luty. Więc będą zimowe ferie. Nauczyciele i uczniowie mieli wolne. Cieszył się bo będzie miał więcej kolegów do zabawy. Będzie im mógł szpanować kupionymi rzeczami i stawiać colę i lody jak prawdziwy biznesmen. No a za tydzień i tak było święto. Dzień zwycięstwa, rocznica wielkiej bitwy. Będą parady wojskowe i tak dalej. Pewnie te psy z Gwardii pucują teraz wszystko jak i reszta wojska na tą paradę. Ale chociaż tak gadał w nieco radośnie dziecięcy sposób, chociaż strasznie starał się wydawać starszy a najlepiej dorosły co w jego wciaż dzieciecej buzi wyglądało dość komicznie to jednak każdego wieczoru zabierał ich do jakiegoś lokalu gdzie bezbłędnie wskazywał na mężczyzn w różnym wieku. Ale większości młodych. Nawet jak byli bez mundurów i świetnie wpasowywali się w pstrokaty tłum. Nie było ich wielu, ledwo po kilku bo był środek tygodnia. W weekend pewnie będzie ich więcej. Wiedział też o jednej szulerni gdzie stare ramole z armii, policji i inne wazniaki grały w pokera no ale oczywiście jakiegoś dzieciaka to by tam nie wpuścili to tylko znał to z opowiadań ale na zapleczu nigdy nie był. Teraz w pokoju hotelowym go nie było, rankami i do południa też go zwykle nie było gdy był w szkole. Ale popołudniami to się gdzieś tu kręcił w okolicach hotelu. Może nawet był wśród tych chłopaków kopiących piłkę na ulicę a nawet jak nie to pewnie gdzieś w okolicy. Recepcjonistka potrafiła go jakoś przywołać w ciągu kwadransa czy dwóch. - No dobra. W każdym razie ja wróciłem wczoraj z Grenady. Lando tam jeszcze został. Ale, że wy jeszcze tutaj a to nie jest rozmowa na telefon no to rano kupiłem bilet na prom no i jestem. - Newman nie przypłynął z wyspy tylko dlatego, że się stęsknił. Wrócił bo dzięki temu krętaczowi z Amsterdamu udało się zdobyć zaufanie handlarzy bronią na tyle, że przystąpili do interesów. I wstępnie rozpoznali z Newmanem czym tamci dysponują. - No nie powiem aby to były nówki z Wojny w Zatoce. Sprzęt raczej trąci myszką. Ale do strzelania się nadaje. Kałachy i FAL-e co pytałeś też mają. Problemem może być ilość. To hurtownicy ale raczej na loklane warunki, dla detalistów. Myślę, że pluton czy dwa mogliby wyposażyć z tego co tam nam pokazali. Ale kompanię czy dwa to wątpie. Chyba, żebyśmy brali dosłownie wszystko jak leci do ostatniej TT-tki. Ale mówili, że jakby co to mogą się rozejrzeć i coś skombinować. Po prostu nie spodziewali się takiej dużej skali zamówienia. Tylko to oczywiście potrwa. Tak z dnia na dzień to nie ma się co spodziewać konteneru z dostawą. No i właśnie dlatego Lando został. Może coś tam ugada jeszcze. A jak nie to pewnie będą rżnąć w karty przy tanim whisky i szlugach. - Paul streścił to co się z Holendrem dowiedzieli na Grenadzie. Na razie potraktowali sprawę jako rozpoznanie więc nic nie kupowali. Zresztą i tak było sporo ryzyko przewieźć to na Margaritę jak “Black Horse” był właśnie tam. Niemniej coś na początek było i droga do zakupów była otwarta. - No i wczoraj gadałem u nas z Wujem Samem jak wróciłem z Grenady. Rozejrzał się po tym ratuszu tak turystycznie. No ale to już jak wrócicie to sam wam opowie. A dzisiaj rano Carla mnie złapała przed wyjazdem. Mówiła, że udało im się skompletować załogę do “Black Horse”. Więc teraz mogą nas zastąpić jakby gdzieś trzeba było płynąć. No i przywiozłem te noktowizory co zamówiłeś. Zostawiłem na rancho. Sara wczoraj wszystkim się chwaliła, że oficjalnie w Bośni przyjęto nową flagę narodową. Bo ona stamtąd właśnie. Aha. I Lavinia wczoraj wreszcie dotarła. Strasznie wkurzona była na… No większości to po latynosku z dużą ilością “polla” i “una puta” i paru innych takich to niewiele zrozumiałem ale brzmiało wystarczająco obraźliwie. I wkurzyła się, że nie ma tu strzelnicy. Carla ją w końcu gdzieś zabrała. Rano jak pytałem to mówiła, że Voo Doo jeszcze chyba śpi u siebie. - na koniec dorzucił jeszcze parę wieści i anegdotek z Margarity co tam się działo jak ich nie było. Jak brazylisjka komandos z BOPE dotarła na docelową wyspę to już tylko niemieckiej pacyfistki im brakowało do kompletu. Cantano wywiązał się z sobotniej obietnicy, że poszuka załogi dla rybackiego kutra którego kupili na Grenadzie na potrzeby tej operacji. A weteran See Bee uporał się z turystycznym łażeniem po głównym ośrodku władzy na Margericie. - To co? Mam wracać do Lando? I co mu powiedzieć? No i jak wam schodzi ta wycieczka? - zagaił Amerykanin zerkając na kolegów i koleżanki w tym wynajmowanym hotelu. Pozornie brzmiało to jak turystycznie wakacje i clubbing. W końcu za przewodem Franka każdy wieczór spędzali gdzie indziej. Paul wykupił sobie od razu bilet powrotny na prom ale mógł wracać dziś wieczorem albo jutro bo bilet był ważny przez dobę. A na miejscu jak byli na robocie to byli na robocie. Ale jak nie to Tercio chciał jeździć na plażę bo tutaj były niesamowite plaże gdzie prawie biały piasek kontrastował z błękitem oceanu. Tam zauważył, młodych żołnierzy, pewnie na przepustce bo tylko wychodzili albo przychodzili w mundurach, nawet pasów nie mieli. Ale czy to armia czy gwardia to nie był pewny bo obie formacje używały tych samych mundurów tylko kolory i oznaczenia sie trochę różniły. Frog podobnie chociaż nie ukrywał, że jego celem raczej są kobiety. Zwłaszcza takie jakie byłyby chętne poznać się bliżej z muskularnym Brytyjczykiem. Poznał pewną ślicznotkę która mu się wydała córką jakiegoś ważniaka. A przynajmniej tak dawała do zrozumienia. Chyba mafioza takie odniósł wrażenie ale nie był pewien. Tak czy inaczej i tak uznał ją za “hot” i jakoś mu to nie przeszkadzało. Jej chyba też nie. Carabinieri jak usłyszał o tej szulerni i licznych “jaskiniach hazardu” od Franka to korciło go aby spróbować tam swoich sił bo lubił grać w pokera i jak tak grali towarzysko na Grenadzie to faktycznie Włoch był dobry w tą grę. Póki co trenował na gościach hotelowych i jakoś znadywał kolegów do kart. Jumper spędzał czas albo przed telewizorem, albo na siłowni, albo w basenie. Chyba najlepiej dogadywał się z Frankiem i ten traktował wyluzowanego Amerykanina jak wzór do naśladowania. Obaj przypadli sobie do gustu i traktowali się jak starszego i młodszego brata. Tweety jako profesjonalna imprezowiczka potrafiła się wkręcić ze swoimi długimi nogami na każdą imprezę i to tak, że to ją tam zapraszano. Najczęściej wracała z nich nad ranem lub rano a potem oglądała swoje fanty w postaci kolczyków, bransoletek i pieniędzy. W jaki sposób je zdobywała to chyba było lepiej nie pytać. Ale dowiedziała się gdzie jest pewien sklep z różnościami gdzie można opylić różny towar bez zadawania zbędnych pytań o ile ma sie twardą walutę. Albo kupić. Oleg wydawał się stronić od wszelkich rozrywek na zewnątrz hotelu. Nawet nie pił za dużo ale przyznawał, że gdyby zaczął to nie chciałby się hamować tylko bawić na słowiańską modłę no a mimo wszystko nie całkiem mieli wolne. Więc wolał nie zaczynać. Za to jego zaczepiali jacyś młodzi Rosjanie chyba biorąc go za jednego ze swoich. Nawet jak mówił, że jest Ukraińcem to im to jakoś nie przeszkadzało. Potem mówił, że sam już nie wie czy przyjechali tu na urlopy czy w interesach bo coś na biznesmenów mu nie wyglądali. Ale częstowali wódką musiał się jakoś z tego wybronić bo aż mu szkoda było odmawiać zaproszenia do Smirnoffa. Storm też wolał zostawać na miejscu ale za to prawie codziennie wydzwaniał do rodziny. W Singapurze. A jak nie to robił fotki aby im pokazać po powrocie. I nawet koledzy i koleżanki załapali się pod obiektyw. Z racji azjatyckiej urody i tego aparatu to nieźle wpasowywał się w stereotyp japońskiego turysty z nieogłącznym aparatem. Bardzo się zdziwił jak odkrył, że jest tu restauracja prowadzona przez Tajską rodzinę jaka jednak pochodziła z Singapuru. Blanco chociaż był Chilijczykiem to był wielkim fanem Niemiec a zwłaszcza Budesligi. I znalazł jakichś niemieckich turystów co razem z nimi jak nie oglądał meczy to o nich gadał, nawet trochę po niemiecku. Okazało się, że oni to przylecieli tu z Niemiec ale do wuja który był inżynierem morskim i pracował na tutejszych plafrormach wydobywczych. Teraz to tam w zatoce ale ponoć niedługo miał się przenieść do tej nowej co ja kończyli na Margaricie.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
16-09-2022, 23:21 | #45 |
Reputacja: 1 | Buck stał przy barze obracając w dłoni szklaneczkę szkockiej whisky z lodem. Podobno. To znaczy był mniej więcej pewien, że kostki, które miał w szkle to był lód. Mniej więcej. Najchętniej napiłby się polskiej wódki, ale tutaj trudno było ją dostać. Poza tym na bazie życiowych doświadczeń nauczył się nie wybrzydzać. Zawsze mogła to być przeżuta przez starą, bezzębną babę, sfermentowana kukurydza, albo napój zaparzony na nasionach wyciągniętych z gówna jakiegoś nadrzewnego szczura. - O czym myślisz? Mi stała tuż obok ze swoją szklanką napoju, którego nazwy Buck nawet nie był w stanie wymówić. Azjatka z sobie właściwą obojętnością wyniośle ignorowała obłapiające ją spojrzenia lokalnych samców. - W tej chwili? Raczej nie chcesz żebym Ci to opisał. - łysy Amerykanin uśmiechnął się do swoich myśli. - Kompletnie nie interesuje mnie, co robiłeś ze swoimi byłymi dziewczynami. - Mi niemal leciutko się skrzywiła. Niemal. - A to ciekawe bo, z mojej strony wręcz jest przeciwnie. - Buck uśmiechnął się krzywo do japonki. - Zawsze możesz zapytać o interesujące cię szczegóły. - odparła patrząc na niego z ukosa. - Nie, dzięki. Widziałem, co stało się z ostatnim który zapytał. - Wszystko zależy od tego kto i jak pyta… - Tak, cóż… Może jednak wrócimy do roboty, zanim Ja i cała reszta zapomnę, po co tu przejechaliśmy. - Jak sobie chcesz. Ja zawsze jestem otwarta na… ciekawą konwersację. Mi odwróciła się ze szklaneczką w dłoni i oprała się o bar, wyginając leniwie plecy, jak przeciągając się kot. Ot, na przykład jak jaguar, na chwilę przed tym, zanim ostatecznie litościwie rozpłata gardło swojej ofierze, po wcześniejszej godzinnej „zabawie”. Omiotła salę lodowatym spojrzeniem, czego efektem było wiele par innych oczu nerwowo szukających czegoś ciekawego w wystroju lokalu, gościach czy w akcie desperacji w swoich własnych paznokciach. Najwyraźniej zadowolona z efektu, rzuciła mu pytające spojrzenie. Również przyglądający się jej Buck uznał, że musi się jeszcze napić i to bez względu na to, co lokalny barman ma zamiar wlać mu do szklanki. Wypił całość jednym haustem i dopiero teraz uznał, że jest gotowy do kontynuowania rozmowy. - Myślę sobie, że zaczynam rozumieć, co miał na myśli Cantano, mówiąc, że będzie miał więcej ochotników niż broni. W takim tempie i z takim budżetem może się okazać, że uzbrojenie choćby tej grupki, która przybyła na nasz mały obóz wyczerpie nasze możliwości finansowe, nie wspominając już o możliwościach naszych dostawców. - To zawsze trochę trwa. Przecież wiesz jak to wygląda. Potrzeba czasu żeby wszystko poukładać i zorganizować. - Buck skrzywiał się nie ładnie słysząc jej odpowiedz. - Tak, wiem. Tyle, że jeżeli to będzie wyglądało tak jak z reguły to wygląda, to całość może być gotowa przed wyborami. Tyle, że następnymi. I to uwzględniając, że jak wygra ten, kto ma wygrać, to mogą się szybko nie odbyć. - To, że cię na coś nie stać i nie oznacza jeszcze, że nie możesz tego mieć. - Buck pokiwał głową z uśmiechem - Wygląda na to, że w tych kwestiach jednak myślimy bardzo podobnie. - Skąd wiesz, że w tych innych kwestiach, też nie mamy podobnych pomysłów? - Barman! Jeszcze raz! Podwójnie! ***** - Dobra, zrobimy to w ten sposób. - Bóg zebrał całą ekipę najemników łącznie z nowo przybyłym Newmanem w jednym z pokoi na „odprawę”. - Newman zostaniesz z nami do jutra. Zobaczymy jak sytuacja się rozwinie. Generalnie chcę kupić od jednych i drugich małą partię powiedzmy 10 - 12 sztuk, żeby zobaczyć jak to wszystko będzie wyglądać. To powinno wystarczyć na rozpoczęcie szkolenia pierwszej grupy. Jutro prawdopodobnie wrócisz na Margaritę. Sprawdzisz jak wygląda dostęp do tej strzelnicy, która była na tej jakiejś wyspie. Jeden z naszych ludzi miał się tam zadekować. Chce wiedzieć czy da się tam zorganizować szkolenie dla kolejnej dwudziestki i co istotne na posiadanym przez nich sprzęcie. Jeśli tak, to można będzie pomyśleć o tym żeby zacząć to organizować. Pojedź na miejsce, sprawdź jak wygląda obiekt, czy mają odpowiednią ilość sprzętu i całą resztę. Spotkamy się na ranczu po naszym powrocie i zaczniemy coś organizować. - Póki co, tu na miejscu ta szulernia pasuje mi najbardziej. Tam mogą być oficerowie, bo oni mogą dysponować pieniędzmi, które można przepuścić w kartach. Carabinier będziesz miał okazję wypróbować swoje umiejętności w pokera. Oprócz Ciebie idę Ja, Mi, Lyra i Eurico. Liczę, że rozpoznasz, którzy to są poważni gracze, grający o poważne stawki. Pamiętaj, że nie chodzi o to żeby wygrać, tylko żeby nawiązać kontakt. To czy ich ograsz, czy dasz się ograć jest bez znaczenia. Przedstawisz mnie jako szefa i dalej będziemy gadać zgodnie z tym co ustaliliśmy. - Pozostali w tym samym czasie odwiedzą pozostałe trzy miejsca i skontaktują się z osobami, które wskazał nam Frank. Nawiązujecie kontakt sposobem wedle własnego uznania. Na razie ostrożnie, ujawniając jak najmniej. Dopiero jak okaże się, że jest z kim rozmawiać, zorganizujecie spotkanie ze mną. Trzy grupy: pierwsza Cossak, Blanco. Tercjo, Tweety druga. Frog, Storm trzecia. - Przed wyruszeniem Frank zorganizuje nam jeszcze trzech kolegów, którzy będą w razie czego służyć jako łącznicy. Zostawicie ich tak blisko jak będziecie mogli, ale wystarczająco daleko żeby nie wiedzieli o czym rozmawiacie. Ich zadaniem będzie czekać i w razie czego przekazać informację do hotelu, jeśli coś miałoby pójść nie tak. Jumper zostaje w hotelu jako odwód. W razie czego gońcy mają przyjść z informacją do Ciebie, a Ty albo zadziałasz sam, albo najpierw skontaktujesz się z nami, jeśli to miałaby być grubsza sprawa. Frank zostanie z nami, pewnie przed szulernią. Dogadujesz się z nim najlepiej, zostawiam Ci załatwienie i wytłumaczenie mu wszystkiego. - Ruszamy tak, żaby każdy zespól był na miejscach około siedemnastej i zaczął działać. Jeśli okaże się, że wasze kontakty do niczego się nie przydadzą, wracacie do hotelu i dołączacie do Jumpera. Macie być sprawni w razie konieczności wspomożenia innego zespołu. Liczę, że wszystko przebiegnie w eleganckiej, biznesowej atmosferze, ale nigdy nic nie wiadomo. Wole być przygotowany. - Pytania? |
18-09-2022, 15:27 | #46 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | T 21 - 1998.02.05 cz, zmierzch Czas: 1998.02.05 cz, wieczór; g 20:45 Miejsce: Morze Karaibskie, Wenezuela kontynentalna; Barcelona; bar Mariachi Warunki: jasno, ciepło, gwar rozmów, muzyka; na zewnątrz: noc, pogodnie, umi.wiatr, nieprzyjemnie Grupa Barcelona https://media-cdn.tripadvisor.com/me...-del-llano.jpg - Jakoś na jaskinię hazardu to to mi nie wygląda. Ale pozory mogą mylić. - włoski policjant pozwolił sobie na komentarz o miejscu gdzie mieli spędzać wieczór. Rozstali się z pozostałymi w hotelu “Dorada” gdzie Carla zamówiła im pokoje. I okazało się całkiem spokojnym miejscem położonym blisko lotniska. A jak ich nieletni ale zaradny przewodnik po mieście wskazywał im różne potrzebne adresy to i szóstka najemników wzięła po trzy taksówki i pojechali do tych dyskotek, klubów i restauracji w jakich z Frankiem odwiedzali w poprzednich dniach i wieczorach. Newman i Jumper zostali w hotelu. Zaś największa grupa pojechała do tej szulerni o jakiej wspomniał mały Latynos. - Tak, tak. Senior dobrze mówi, senior mądry. Tutaj to restauracja. Dużo gości, modna, ludzie lubią tu przychodzić. Jak senior ma jakąś chica i chce zrobić wrażenie to zaprasza tutaj. Albo interesy jak jakieś grube ryby robią to też tutaj. Chyba, że duże interesy, takie z samej Caracas co przychodzą. Z Amerykanami, Niemcami, Anglikami, z bogatymi ludźmi. Wtedy lubią ładne, bogate hotele. Jak “Oasis”. To trochę za miastem, neutralny teren. Tam też jest szulernia ale ja tylko tak słyszałem. Podobno mafia tam gra i urzęduje. Porządni ludzie tam nie chodzą. Porządni ludzie sa biedni, za biedny na takie hotele. Tylko turyści z zagranicy, mafia, dziwki i tacy podobnie tam mogą przychodzić. Chociaż siostra mojego kolegi jest tam kelnerką i dużo zarabia a to porządna dziewczyna. A siostra drugiego kolegi tam sprząta, mniej zarabia, kelnerki zawsze mają duże napiwki w “Oasis”. - mały przewodnik siedział nad miską lodów jaką kupił mu włoski detektyw i nawijał ile tylko mógł. Wydawało się, że wystarczy zadać jakieś pytanie w sprawie miasta i sypał słowami i anegdotkami jak z rękawa. Chociaż w sporej mierze to pewnie były plotki jakie pewnie znała większość tubylców. Jednak wśród nich można było wyłuskać całkiem ciekawe i użyteczne informacje. Bowiem mały cwaniak znał nie tylko tą oficjalną turystyczną część miasta ale też mniej oficjalne plotki, miejsca i osoby. https://i.pinimg.com/564x/df/b5/ea/d...4281fef2ff.jpg - To gdzie jest ta szulernia? - zapytał włoski policjant bo już tu trochę siedzieli. Podeszła do nich kelnerka, przyjęła zamówienie, odeszła po jakimś czasie wróciła przynosząc to zamówienie. Teraz wyglądali pewnie jak kolejni turyści na wieczornej kolacji. Kolorow ubrana mieszanka typów z całego świata. Biały, łysy wielkolud, poważna Azjatka, para Latynosów no i Włoch co wyglądał na “typ śródziemnomorski” co też sprawiał wrażenie półlatynosa. No i latynoski chłopiec. Z drugiej strony tubylcy podobnie jak na Margaricie w większości byli albo biali albo Latynosi w końcu tutaj też większa część ich przodków pochodziła z Europy. Zdarzali się kolorowi ciemniejszych karnacji czy po prostu tubylczy Indianie ale byli w zdecydowanej mniejszości. Więc aż takiego kontrastu nie było jak banda białasów w środku Afryki. Chociaż znajomością hiszpańskiego to może tylko para Kubańczyków mogłaby się pokusić o odgrywanie tubylców lub kogoś z tego regionu świata. - Gdzieś na zapleczu. Ale tam nie byłem. Nie wpuszczają tam. W końcu grube ryby przychodzą tam grać w karty to chcą mieć spokój. A gdyby co to byli na kolacji z kolegami. Każdy z obsługi to potwierdzi. - młody przewodnik przyznał, że gdzieś w tym miejscu kończy się trop jaki znał. Zaprowadził ich prawie dosłownie pod drzwi owej jaskini hazardu. Ale za którymi drzwiami i jak tam wejść to już nie wiedział. Tyle, że to “gdzieś tu” więc trzeba było jakoś zasięgnąć języka. Bo jak na razie wieczór w tej restauracji upływał spokojnie. Nic nie wskazywało na to, że mogłoby tu odbywać się coś zdrożnego. Z połowa stołów była pusta ale te które były zajęte to przez różnych ludzi. Pod oknami była jakaś młoda parka co poza sobą świata nie widziała. Gdzieś jakiś mężczyzna w średnim wieku i luźno rozpiętej maryarce chyba czekał na kogoś jedząc kolację. Gdzie indziej grupka hałaśliwych młodych ludzi chyba robiła sobie wieczór integracyjny między tubylcami a turystami zza granicy jak można było sądzić po hiszpańskich i angielskich odgłosach. Albo grupka w garniturach i garsonkach co wyglądała jakby biznesmeni na kolacji po pracy. A kelnerki uwijały się między tym wszystkim roznosząc pełne tace, zabierając puste naczynia, donosząc szklanki i kieliszki albo przyjmując kolejne zamówienia. Wszystko to wyglądało jak kolejny wieczór, w kolejnej restauracji nastawionej na obsługę turystów i tubylców. Nie był to lokal do wyskoków jak jakaś dyskoteka, raczej właśnie po to aby zjeść, spotkać się, pogadać. - O! Jest! Przyszedł pułkownik Cardenas! On jest z lotnictwa. Ma bazę. Lotnisko. Nie tu ale w Maracay. Koło Walencji. Ale często do nas przyjeżdża. Pewnie ma jakaś chica tutaj. Każda gruba ryba ma jakaś chica. Jak któryś nie ma to go nie szanują. Trzeba mieć chica jak chcesz być grubą rybą. Albo dwie. Tak, dwie lepiej niż jedna. Nie wiem czy tu pułkownik ma jakąś chica ale jak nie ma to pewnie ma gdzie indziej. Tylko jak nie ma to po co tak czesto przyjeżdża? No chyba, że interesy. Grube ryby lubią grube interesy. - Frank ożywił się gdy do środka wszedł jakiś niepozorny jegomość. Owszem aparycję miał niczego sobie pod względem masy ale w koszuli i łagodnym spojrzeniem wydawał się jakimś latynoskim tatuśkiem czy wujaszkiem. https://media.istockphoto.com/photos...-NNcvAnxz6jAQ= Podszedł do stołu, usiadł, wziął manu. Po chwili podeszła do niego jedna z kelnerek, rozmawiali chwilę o czymś pewnie o zamówieniu. Ona pokiwała głową i odeszła w stronę baru on zaś jeszcze chwilę studiował kartę dań i rozejrzał się po restauracji jakby z ciekawości sprawdzając kto dzisiaj tu jest. Wcale nie wyglądał ani na pułkownika ani na wojskowego.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
23-09-2022, 21:22 | #47 |
Reputacja: 1 |
__________________ Adeptus Mechanicus inkantujący litanię dekontaminacji sarkofagu Rodowicz między cyklami jej odmrażania i ponownej hibernacji |
23-09-2022, 23:24 | #48 |
Reputacja: 1 | Buck przyglądał się sali obojętnie ze swojego miejsca. Lyra i Eurico zajęli się załatwianiem im wejściówki na zaplecze a łysy Amerykanin nie miał zamiaru im przeszkadzać. Zamiast tego dyskretnie przyglądał się „pułkownikowi lotnictwa” wskazanemu przez chłopaka. - Co myślisz? - rzucił do Mi pod nosem - Hmmm, ciekawe czym latał w tym „lotnictwie”. Słyszałam, że MiGi są dość smukłe i ciasne… - Buck uśmiechnął się pod nosem. - Równie dobrze samolot mógł widzieć tylko z daleka. Ciekawi mnie dlaczego jest bez munduru. - Tymczasem powrócił ich latynoscy kompani i jak się okazało pookładana w nich wiara, była uzasadnione. - Dobrze. Wiecie co macie robić. - |
25-09-2022, 02:12 | #49 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | T 22 - 1998.02.06 pt, noc Czas: 1998.02.06 pt, noc; g 00:35 Miejsce: Morze Karaibskie, Wenezuela kontynentalna; Barcelona; bar Mariachi Warunki: jasno, ciepło, cicho; na zewnątrz: noc, pogodnie, umi.wiatr, nieprzyjemnie Grupa Barcelona - No i chyba zaczęło padać. Chociaż niezbyt mocno. - Francis odezwał się spoglądając w górę na lufcik w suficie przez jaki uchodził dym papierosowy a próbowało dostać się świeże powietrze. Pomagały w tym cicho szumiący pod sufitem wentylator. Mężczyzna był w okolicach 40-ki i okazał się być mocno porywczy. Kiepsko ukrywał emocje. Ale grał całkiem dobrze. Trafił się do pary Buckowi i Mi. Bo skoro tak liczna grupa gości niespodziewanie wbiła się na zamkniętą imprezę to zaskoczyło ich to kompletnie. Przez chwilę zrobiło się nerwowo i poleciały w stronę gości szybkie pytania. “Co tu robicie?”, “Kim jesteście?”, “Skąd znacie to miejsce?”, i tak dalej w ten deseń. Sprawę pomogła załagodzić ta kelnerka co na początku rozmawiała para Kubańczyków. Powiedziała, że to tylko turyści co chcieli spróbować gry z dreszczykiem emocji czyli za wysokie stawki. Jak na filmach. - A pieniądze macie? Coś porządnego. Dolary, euro, funty. - skoro poszło o pieniądze to grupka hazardzistów się nieco uspokoiła. Wtedy Carabinieri wyjął portfel a z niego plik zielonych. - Tyle może być? - zapytał i widocznie mogło. Tylko jeszcze piątka turystów musiała poczekać aż gracze skończą obecną partyjkę. Mieli okazję przyjrzeć się sobie nawzajem. Wszyscy byli w cywilu, żadnych mundurów ani oznaczeń co by można było zgadywać jakieś służby czy profesję. Tylko od Franka wiedzieli, że ten gruby z bródką to Cardenas, pułkownik lotnictwa. Pozostali przedstawili się tylko imionami. Te przybyszom zza granicy nic nie mówiły. Przez ten kwadrans czy trochę więcej jaki czekali przy stole z kawą, herbatą i whisky niewiele im powiedziało z kim tak naprawdę mają do czynienia. Była ich szóstka, piątka mężczyzn w raczej średnim wieku albo i przedemeretyralnym i zadbana kobieta w średnim wieku. Jak jeszcze doszła piątka graczy to postanowili podzielić się na dwa stoły. Francis, Bernabe i Ami przyjęli do siebie Bucka i Mi zaś Jimeno, Ananquel i Diomedes pozostałą trójkę. No i zaczęli grać. Francis okazał się porywczym graczem chociaż ogólnie wydawał się mieć łagodny charakter, mocno łysiał od czoła i miał delikatne, zadbane dłonie. Bernabe za to był bardzo sumienny w przestrzeganiu zasad i chyba nie tylko przy stole. Momentami wydawał się być upierdliwy w czepianiu się o szczegóły ale był na tyle honorowy, że gdy ktoś mu zwrócił uwagę potrafił przyznać się do błędu jeśli go uznał. Też był gdzieś w połowie wieku między średnim a starszym a do tego miał spory babzun i wąsy godne Stalina. Ami zaś był w podobnym wieku i chyba był z jakiejś partii czy urzędu bo coś czasem padały wzmianki albo pytania o wybory, jak im idzie czy coś takiego. Okazał się bardzo wojowniczym graczem, skłonnym do podejmowania ryzyka. Niestety dla amerykańsko - japońskiego duetu jaki z nimi grał okazali się zbyt trudnymi przeciwnikami. Buck zwykle kiepsko obstawiał i szacował więc trochę po północy był już ze 4 stówki w plecy. Mi szło trochę lepiej. Czasem nawet coś jej się udało wygrać ale zanim zdołała odrobić straty to już tej wygranej nie było. Też na stole już leżały ze 2 jej stówki. Przy drugim stole grała pozostała szóstka. Trójka gospodarzy i trójka gości. Jimeno siedział cały czas w rozpiętej, ciemno niebieskiej marynarce. Chociaż bez krawata. Bardzo angażował się w grę i jak wygrywał to prawie nie mógł usiedzieć na miejscu ale jak mu karta nie szła wpadał w prawdziwe przygnębienie. Z wyglądu to już mu chyba niewiele brakowało do emerytury, siwe włosy miał obcięte na krótko i starannie. I rzedniały mu od czoła co zwiastowało postępującą łysinę. Diomedes bo tak przedstawił się gruby pułkownik lotnictwa okazał się być całkiem zabawnym towarzyszem rozmowy i gry. Potrafił zażartować czy wygrywał czy przegrywał. Ale gdyby nie Frank nie powiedział gościom wcześniej kim jest to chyba nikt by tego starszego grubego pana nie posądzał o jakieś związki z lotnictwem. Ostatnią z grających była kobieta w zadbanym, średnim wieku. Przedstawiła się jako Ananquel. Siedziała w samej koszuli ale za nią wisiała garsonka. Miała sporo bransoletek na jednym z nadgarstków które klekotały cicho o siebie przy każdym ruchu. Oraz kolczyki drobne ale złote i chyba z diamentami. Albo udane podróbki. Okazała się mieć sprośne poczucie humoru i skłonność do flirtowania. Ale tutaj najemnikom AIM też karty nie szły zbyt dobrze. Lyra przekonała się, że poker to jednak nie jest jej najmocniejsza strona. Trochę po północy już łącznie ze 4 stówki zostawiła na tym stole. Ale w porównaniu do Eurico to i tak poszło jej nieźle. Saperowi w ogóle karta nie szła i prawie każde rozdanie przgrywał z kretesem. Był już w plecy 7 stów. Jedynie Carabinieri ratował honor gości przed całkowitą klęską. Widocznie nie żartował, że jest dobry w te klocki i miał nosa, że chciał spróbować swoich sił w tym starciu. Nie wszystkie rozdania wygrał ale jednak gdy było trochę po północy miał przed sobą kupkę banknotów na jakieś 2 stówki. - No na mnie już czas. Miło się grało. - Francisowi poszło tak sobie. Ale przeciągnął się, wstał od stołu i zaczął się żegnać. Pozostali też właściwie skończyli swoje partie i widać było, że wkrótce będą się zbierać. - To prawda, znów się zasiedziałem. - Bernabe odłożył swoje karty, zaczął porządkować swoje rzeczy na stole po czym też wstał. Rozmowy przy stole dotyczyły raczej gry. Lub niezobowiązujących, ogólnych pytań. Hazardziści z oczywistych względów niezbyt chętnie mówili coś o sobie z ludźmi których widzieli pierwszy raz na oczy. Pod tym względem panowała przy stołach uprzejma nieufność. - Jak chcecie to możecie jeszcze zostać i pograć. Obsługa was nie wyrzuci przed 3 rano. - Diomedes zwrócił się do gości z rozbawionym uśmiechem. Też się zbierał do wyjścia. - Jakbyście teraz wracali to mogę was podrzucić. Mam duży samochód. A największe są w nim tylne kanapy. Chociaż może się zmniejszyły? Dawno ich nie testowałam. - zaproponowała Ananquel rozbawionym, flirciarskim tonem gdy zakładała na siebie swoją garsonkę i sprawdzała torebkę. - Oj przestań kusicielko jedna, co nasi goście sobie o nas pomyślą? Że tu jakieś orgie czy co? - Jimeno miał nieco markotny nastrój bo przegrał ostatnie dwie partię więc wynik nie był dla niego zbyt dobry. - Oj z czegoś przecież musimy się spowiadać nie? - roześmiał się Francis dorzucając swoją kontrę do słów kolegi. Wszyscy bowiem pewnie się znali i spotykali na te partyjki od dłuższego czasu. To się dało zauważyć prawie od początku przybycia gości na zaplecze. ~ To co robimy? ~ Carabinieri podszedł do wieszaka po swoją marynarkę ale cicho zapytał pozostałych co teraz. Lada chwila całe towarzystwo wysypie się z tego zaplecza. A zaraz potem rozproszy po nocnym mieście. --- Mecha 22 Gra w pokera (Pamięć + Dedukcja) Buck 4+4=8 vs 12 > traci 400 $ Mi 5+5=10 vs 12 > traci 200 $ Lyra 4+4=8 vs 12 > traci 400 $ Eurico 2+3=5 vs 12 > traci 700 $ Carabinieri 8+6=14 vs 12 > wygrywa 200 $ razem: -400-200-400-700+200=-1500 $
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
30-09-2022, 00:48 | #50 |
Reputacja: 1 |
__________________ Adeptus Mechanicus inkantujący litanię dekontaminacji sarkofagu Rodowicz między cyklami jej odmrażania i ponownej hibernacji |
| |