Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 09-08-2022, 17:10   #21
 
Pliman's Avatar
 
Reputacja: 1 Pliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputację
Henry nie zamierzał wychodzić przed szereg, zrobił swoje. Ustalił to co dało się ustalić. Teraz to sprawa dla Policji. Czy na pewno? Sny Ayo podziałały jak kubeł zimnej wody. Niby to tylko sny, jednak w tej kobiecie było coś, co powodowało, że była wiarygodna. Jej sny przedstawiały prawdę. To się czuło. A przynajmniej Henry to czuł. Ta partia się jeszcze nie skończyła. Przeciwnik przygotował chytry i trudny do dostrzeżenia plan. Szach i mat. Ale…, ale wcześniej jest mój ruch! Nie mogę obronić się przed matem w kolejnym posunięciu, więc muszę cały czas szachować. Jedno tempo zwłoki i będzie po partii. Bozansky postawił wszystko na jedną kartę zagrywając figurę na bite pole. Szach!

Autobus wlókł się niemiłosiernie, Henry wyglądał przez okno, patrząc na szare niebo, szare budynki i szarą, pokrytą kałużami ulicę. Padało cały dzień. Jak zwykle…

Dojechał. Nareszcie. Serce waliło jak młot. Czy to zagranie ma sens? Czy tą partię da się uratować? Zadzwonił do drzwi.
- Kto tam?
- Henry Bozansky. Zastałem Panią Burrow?
- Czy był Pan umówiony?
- Nie, ale Pani Burrow powinna poświecić mi chwilę. Proszę mnie wpuścić.
- Yyy… Tak… Ma Pan racje. Pani Burrow na pewno z chęcią Pana przyjmie –
lokaj otworzył drzwi. Miał dziwną minę. Chyba sam nie wiedział dlaczego wpuszcza do domu swojego Państwa jakiegoś obcego faceta z ulicy. – Proszę za mną. Pani Burrow przyjmie Pana w salonie.
Henry również nie wiedział jak to zrobił. Chyba siła jego osobowości zdominowała służącego, który bez zasięgnięcia opinii swojej pracodawczyni, zaprowadził go prosto do jej salonu.
- Co ma znaczyć to najście? Kim Pan jest? Gustawie, dlaczego wpuściłeś tu tego człowieka!? - Camille Burrow nie kryła oburzenia.
- Jestem Henry Bozansky. Proszę Pani, pewnemu dziecku grozi śmiertelne niebezpieczeństwo. Proszę mi powiedzieć czy wie Pani coś o zaginięciu Molly Petit? Co teraz dzieje się w dawnym Wild Orchid Club?
- Musisz mi to powiedzieć, to cholernie ważne – dodał w myślach.
 
__________________
Cóż może zmienić naturę człowieka?

Ostatnio edytowane przez Pliman : 09-08-2022 o 20:03.
Pliman jest offline  
Stary 10-08-2022, 20:11   #22
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
Powinien się już położyć, wypocząć przed kolejnym dniem pracy. Ale teraz funkcjonował już inaczej, znalazł w sobie ukryte siły, na powrót odkrył powołanie. Tak, jakby Bogowie zesłali nań cząstkę mocy, obdarowali iskrą talentu, aby zdołał dokończyć swoją idealną powieść. Wydarzenia poprzednich tygodni i ich finał stały się kolejnym przełomem w życiu doświadczonego mężczyzny. Docierało do niego, że świat istniejący dotąd tylko w wyobraźni lub snuty na kartach fantastycznych, mitycznych opowieści może znajdować się bardzo bisko, wręcz tuż za progiem. Toczy się tam podobna walka jak w realnym świecie. Do głosu dochodzą brutalne siły, ścierają się w batalii o przyszłość tajemniczego uniwersum. Czasami za pomocą intryg i podstępów kiedy indziej w ogniu nieustępliwej walki żywiołów przecinających niebo, niczym pioruny ciskane przez władców gromu. Wyglądało na to, że wszyscy z ich drużyny posiadali rzadki dar umożliwiający wejrzenie w te osobliwe teatrum. Aksel mimo pewnych obaw, zachowywał spokój i trzeźwość umysłu. Przeżył już kiedyś taki moment, że wydawało mu się, że przekraczał granicę rzeczywistości, lecz składał to na deliryczne skutki upojenia. Dziś bogatszy o nowe doświadczenia wiedział, że prawdopodobnie nie były to jedynie fantomy i projekcje w alkoholowym zwidzie. Czuł bowiem słodki zapach miodu, oczyma duszy spoglądał na wytworną salę skąpaną w feerii mitycznych symboli. Dostojne postaci, oszałamiające swą urodą, powagą i zdolnościami. Kielich wszechwiedzy, który kusił go swoją zawartością i nie pozwalał na spokojny sen…

Pamiętał, że wtedy sen-widzenie Ayo zrobił wrażenie na wszystkich obecnych. Na nim również, bo kiedy ocknęła się zdążył spojrzeć w jej bezkresne oczy, ułamek chwili nim opuściła swój gwiezdny rydwan z sennej wędrówki. Wrażenie niepewności pozostało w nim na długo. Dziewczyna poruszała się w obszarach utkanych pajęczyną snu i zdawało się, że ta sieć stopniowo oplata ją również w codziennej egzystencji. Jaki będzie finał tych zmagań, tego Aksel nie śmiał przewidywać…

Kiedy urzędnik opuścił piwnicę w jedynie sobie znanym celu, antykwariusz pozostał z resztą grupy, by zastanowić się nad dalszymi krokami. Czas naglił, lecz wierzył w ziarenko nadziei, że klepsydra nie przesypała się jeszcze do końca…

- Ten gagatek zdolny jest do wszystkiego… - reszta słuchaczy mogła mieć chwilowe wątpliwości, co do adresata wypowiedzi nim brodacz dokończył kogo miał na myśli –… pytałem w rzeźni… Luca imał się wielu podejrzanych zleceń… ludzie gadają, że ponoć pozbywał się fachowo.. kłopotliwego towaru… dowodów brak…

- Pojadę z Zuri do tego klubu… jeśli to coś więcej, niż strasząca rudera. W każdym razie nie jest to dobre miejsce, by wybierać się tam samotnie…- uśmiechnął się dobrotliwie i z troską.
 

Ostatnio edytowane przez Deszatie : 11-08-2022 o 21:45.
Deszatie jest offline  
Stary 13-08-2022, 08:57   #23
 
Fala's Avatar
 
Reputacja: 1 Fala jest godny podziwuFala jest godny podziwuFala jest godny podziwuFala jest godny podziwuFala jest godny podziwuFala jest godny podziwuFala jest godny podziwuFala jest godny podziwuFala jest godny podziwuFala jest godny podziwuFala jest godny podziwu
Świat snów zawsze fascynował Zuri. Tajemniczy, nieuchwytny, bezkresny, czasami groźny i niebezpieczny, ale zawsze piękny. Jak bezkresny ocean, w którym odbijają się gwiazdy. Ocean gotowy pożreć i pochłonąć lub pomóc i zachwycić. A Ayo poruszała się po tym oceanie tak, jakby była jego częścią. Zuri wydawało się to zachwycające, ale też zupełnie naturalne, jak ptasi trel czy zapach kwiatów. Gdy Ayo śniła skulona na kanapie antykwariatu, Zuri tworzyła. Nie miała zbyt wiele narzędzi dookoła siebie, ale na strzępku papieru, których nigdy nie brakowało w tym miejscu, powstała rozgwieżdżona kobieca sylwetka spacerująca po bezkresnym, nocnym oceanie utkanym z cudzych snów. Rysunek mógł być o wiele bardziej dopracowany, ale Zuri i tak bez słowa podała go Ayo, gdy ta już się przebudziła.
- Jak ktoś mojemu wujkowi doniesie, że się prowadzam po ruderach ze starymi brodaczami to... To ty się tłumaczysz, nie ja — zaśmiała się wdzięcznie, zupełnie niezmartwiona takim stanem rzeczy. Była gotowa podążyć do klubu, zanurzyć się w świecie po drugiej stronie światła lub przynajmniej zobaczyć kawał rudery, która prawdopodobnie aż błagała o artystyczną interwencję.
 

Ostatnio edytowane przez Fala : 13-08-2022 o 15:36.
Fala jest offline  
Stary 13-08-2022, 22:31   #24
 
Nuada's Avatar
 
Reputacja: 1 Nuada ma wspaniałą reputacjęNuada ma wspaniałą reputacjęNuada ma wspaniałą reputacjęNuada ma wspaniałą reputacjęNuada ma wspaniałą reputacjęNuada ma wspaniałą reputacjęNuada ma wspaniałą reputacjęNuada ma wspaniałą reputacjęNuada ma wspaniałą reputacjęNuada ma wspaniałą reputacjęNuada ma wspaniałą reputację

____
5.0


Miasto śpi.
Czarne źrenice okien w ciemność wpatrzone, wyczekują świtu. Skulony czekam wraz z nimi, zawieszony na krawędzi niebytu. Zimny wiatr smaga mi twarz i przegania ponure, złe myśli.

Czy tylko ja nie śnię tej nocy?

Nie! - w zakamarkach ciemnych i brudnych, do cna przesiąkniętych odorem nieprawości, toczy się nieprzerwanie życie. Jak pod każdym kamieniem wiją się plugawe glizdy, tak i w tym mieście, w wszelkich norach, spelunach i zapomnianych przez boga melinach i wytwornych tancbudach pląsają, ci co w grzechu i rozpuście się lubują.

Spoglądam w rozgwieżdżone niebo. Tam na dole zostało wszystko, co męczy. Znad krawędzi wąskiego gzymsu świat wydaje się lepszy.


____
5.1


Piwnica opustoszała i tylko resztki słów i snów, szybowały na drobinkach kurzu. Niezauważona przez nikogo, wąska, ulotna smużka szara, niczym polna mysz snuła się pomiędzy antycznymi gratami, wysiedzianym fotelem i kartonami wypełnionymi winylami.

Świat wokół “Mine of sounds” zaczął pękać, a kosmiczna pieśń nieskończonych wymiarów, zaczęła przesączać się pomiędzy szczelinami.


____
5.2
Henry Bozansky


Bozansky nie kalkulował. Postawił wszystko na jedną kartę, choć to nie poker, czy brydż były jego pasją. Posłuchał wewnętrznego głosu i ruszył tam, gdzie spodziewał się znaleźć rozwiązanie sprawy jakiej się podjął wraz z resztą zaniepokojonych mieszkańców Konvicty.

Zniknięcie Molly stanowiło jątrzącą się ranę na ciele ich małej społeczności, a bezczynność policji sprawiała, że krew wręcz buzowała w żyłach. Cóż mógł począć? Trzeba było działać!

Przekraczając próg rezydencji Camilli Burrow, Henry sam dziwił się z jaką łatwością przekonał lokaja, by ten go wpuścił. Determinacja, pewność siebie i charyzma emanowały z niego niemal świetlistymi promieniami.

Najście i napastliwy głos Bozansky’ego tylko w pierwszym, niekontrolowanym odruchu rozdrażniły siostrę burmistrza San Perdido. Gdy tylko Harry wyrzucił swoje pytania, które brzmiały niczym terrorystyczne żądania, Camille uśmiechnęła się szeroko i rzekła spokojnie:
- Przejdźmy może do salonu. Nie będziemy przecież rozmawiać o tak poważnych sprawach w holu, prawda?

Bozansky spojrzała w twarz kobiety i prawie zastygł z przerażenia. Ten zimny, a zarazem kuszący i prowokujący błysk w jej oku sprawił, że dreszcze przebiegły mu po całych plecach. Instynkt aż krzyczał, że trzeba uciekać.
Pod powiekami zamajaczyła mu szachownica. Białe wykonują niepozorny ruch. Niby zwykłe rozwinięcie. Jednak już po chwili “czarne” wiedzą. Oto otworzyły się wrota i “białe” ślepo brną wprost w pułapkę syberyjską. Bozansky doskonale wiedział, jak to się może skończyć.
Jeśli będzie uważny i sprytny, to straci tylko hetmana. Jeśli straci zimną krew, partia zakończy się rychłym matem.

___
Usiedli w salonie. Lokaj zabrał jego płaszcz i parasol, by po kilku chwilach wrócić z kryształowymi szklankami pełnymi złocistego burbonu. Camille Burrow siedziała naprzeciwko z nogami założonymi jedna na drugą. Od niechcenia kołysała stopą i wciąż wpatrywała się w swego gościa.
- Wybaczę panu - rzekła w końcu - To musiało niezwykle panem wstrząsnąć, skoro taki statecznym dżentelmen, bez pardonu dokonuje brutalnego szturmu na moją posesję. Widać nawet najbardziej stateczni z nas, ulegają niewytłumaczalnym impulsom jeżeli w grę wchodzi życie dziecka.

Kobieta zrobiła przerwę i wolno upiła łyk ze swojej szklanki.
- Bardzo chciałabym panu pomóc, ale niestety nie wiem nic o żadnej Molly. Miałam kiedyś służącą o takim imieniu, ale przepadła gdzieś bez wieśći. Ot tak… z dnia na dzień. Bez żadnego słowa wyjaśnienia, spakowała się i wyjechała z miasta. Niektórzy po prostu chcą uciec i zniknąć na zawsze. Są też tacy, którzy nie chcę by ich szukano, a niektórych lepiej nie szukać, bo nigdy nie wiadomo co się znajdzie.
Słowa Camille cięły powietrze, jak brzytwa. Bijący od nich chłód sprawiał, że Bozansky’emu zimny pot spłynął po karku. Kropla wolno śćiekałą w dół kręgosłupa i drażniła niemiłosiernie wszystkie nerwy.
Uśmiech kobiety wydawał się w połączeniu z jej słowami aż kipieć drwiną, a przenikliwe spojrzenie kryło tylko jedno - niewypowiedzianą groźbę. Śmiertelną groźbę.

W tym jednym ułamku sekundy Bozansky uświadomił sobie, że nie ma przed sobą tylko wysoko postawionej kobiety, która jednym swoim słowem może sprawić, że straci pracę i rodzinę. Tuż przed nim siedziała osoba niezwykła, która tak jak on i jego nowi przyjaciele przeszła przez zamgloną galerię.

Nagle za oknem błysnęła wielka jasność. Potężny piorun rozświetlił sine, zachmurzone niebo.
W jego świetle Henry ujrzał, jak Camille Burrow siedzi na kamiennym tronie, z nieprzyzwoicie rozkraczonymi nogami, a w dłoni trzymała złote jabłko. Za jej plecami dwaj, półnadzy niewolnicy ochładzali ją wielkimi wachlarzami wykonanymi z pawich piór.

- Koniec audiencji, panie Bozansky - rzekł Camille Burrow, gdy na powrót zapadły ciemności - Obyśmy się więcej nie spotkali.


____
5.3
Ayo i Dave


Ultimortum, to dzielnica do której lepiej się nie zapuszczać nawet w pełnym blasku słońca. Wredne licho czyha tutaj na każdym rogu i choćbyś miał oczy dookoła głowy, to i tak wcześniej, czy później zarobisz plombę w pysk. Obcych wyczuwają tutaj nie tylko ludzie, ale także psy, szczury i krzywe krawężniki.

Chyba tylko ktoś niespełna rozumu mógł się zapuszczać tutaj w środku nocy.

Dave i Ayo kroczyli wolno ciasnymi uliczkami, tej wyklętej i zapomnianej przez władze miasta dzielnicy. Rozglądali się bacznie wokół, ale nie ze strachu. Przemierzali kolejne ślepe uliczki i pogrążone w totalnych ciemnościach uliczki tylko po to, by odnaleźć miejsce o którym śniła właścicielka ““Full color Paradise”

Ten spacer był jak sen.
Kręte uliczki pośród domów i chat wzniesionych z kartonu, blachy falistej i gliny, przypominały duszny labirynt, ukryty gdzieś na granicy jawy i śnienia. Każdy cień zdawał się oddychać i żyć własnym życiem. Nawet kot, czarny jak węgiel, bardziej wyglądał na ducha niż na domowe zwierzątko, ciepłe i puszyste. Jego żółte ślepia jawiły się jako ostateczne ostrzeżenie. Ultimatum, które duch dzielnicy wysyłał im, by zatrzymali się i zwrócili póki mogli to jeszcze zrobić.

W końcu, gdzieś na obrzeżach realnego świata, na styku granic sennych koszmarów dostrzegli coś. Niepokojący kształt budził grozę samym swym wyglądam, a stojąca za nim fama tylko potęgowała uczucie i syciła najokropniejsze i najstraszliwsze myśli.

Beżowy Cadillac rocznik 95. Samochód tak pospolity i nijaki, jak tylko można sobie wyobrazić, stał w pustej przestrzeni pomiędzy dwoma koślawymi, skleconymi naprędce domiszczami. Oba zdawały się być opuszczone od dawna. Jednak bijąca od nich aura do dnia dzisiejszego powodowała gęsią skórkę.
Zapewne niejedna zbrodnia miała tutaj miejsce, a gdyby tylko pofalowane ściany mogły mówić, to ich historie zapełniłby bez problemu niejeden wieczór opowieści grozy.

Mężczyzna za kierownicą zdawał się być pogrążony w głębokim śnie. Złudzenie to prysło, gdy tylko wąski sierp księżyca wychyli się na chwilę zza gęstych chmur. Luca Pastronni w usta miał wciśniętą lufę rewolweru, a jego drżący palec tańczył na spuście ostatnie tango.


Huk wystrzału przegnał kruki i wrony drzemiące na pobliskim drzewie. Ayo i Dave również zadygotali. Klamka nad sprawą Molly zapadła i nic już nie można było zrobić.

Ayo zamknęła wolno powieki i poczuła się, jak małe dziecko, które chowa się pod koc przed potworem czającym się w ciemnym kącie pokoju. Blask, jaki ją zalał w tamtej chwili potężnie ją zaskoczył.

Na białej, jak śnieg kartce Luca Pastronni kreślił, drżącą dłonią swoje ostatnie słowa.

Choć zalany krwią i strzępami czaszki i mózgu, list nadal dało się odczytać. Wypełniony wielkim żalem i najprawdziwszą skruchą, wywoływał łzy i dawał ostatni promyk nadziej, że Molly Petit nadal żyje.


“Nazywam się Luca Pastronni.
Tego, co zrobiłem nie wybaczą mi ani ludzie, ani żaden z bogów. Dla takich jak ja nie ma litości, ani miłosierdzia. Nie ma też dla mnie żadnej sprawiedliwej kary, bo choćbym spędził resztę życia za kratami, to i tak nie naprawię krzywdy jaką wyrządziłem.

Dlatego sam muszę to wszystko zakończyć. Jeśli tego nie przerwę, to ona nadal będzie miała nade mną władzę. Nigdzie się przed nią nie ukryję i jedynie śmierć daje mi nadzieję, że uda mi się to przerwać.

Byłem złym człowiekiem. Kradłem, zdradzałem żonę i mordowałem ludzi z zimną krwią. To jednak nic w porównaniu z tym, co zrobiłem tej małej.

Nie chciałem tego. Nie wiedziałem do czego to wszystko doprowadzi. Ona mnie omamiła. Dała pieniądze o nic nie pytając. Obiecywała, że moje życie się odmieni, że pokaże mi jak ma żyć balansując na linie rozwieszonej pomiędzy światami.

Nie ma jednak żadnego usprawiedliwienia. Teraz to wiem. Nie chce, by ktokolwiek się nade mną litował. Nie piszę tych słów, by wyjaśnić, czy pokazać swoje motywy. Nie!
Chcę tylko wszystkich ostrzec przed nią i przed tym do czego jest zdolna. Ona nie ma żadnych granic, ani hamulców, a jej moc i potęga nie ma sobie równych. Nawet jej brat nie może marzyć o takiej władzy.

Nie szukałem jej. Sama mnie odnalazła, gdy byłem na dnie, gdy potrzebowałem jej pomocy, pieniędzy i wpływów. To ona postawiła mnie na nogi i dała możliwość nowego życia. Gdy się zgadzałem na jej propozycję, nie wiedziałem, co to będzie za życie.

Blask tej małej miał wszystko wyjaśnić. Ukoić mój ból. Naprawić skazy i wskazać drogę. Przepraszam cię Molly. Ja chciałem tylko, by te sny zniknęły, bym znowu był sobą. Ona mówiła, że ty możesz mnie naprawić, że nic nikomu się nie stanie.

Kłamała, jak zawsze.

Za późno się na niej poznałem. Dopiero, gdy zamknęła przede mną bramy ogrodu, zobaczyłem jej prawdziwą twarz. Szkaradna królowa na swym krwawym tronie. Strzeżcie się jej darów, gdyż to zatrute jabłka i nic więcej. To wszystko, tylko ułuda i śmierć, opakowana w złoty papier.

Ktokolwiek odczyta me słowa, niech obwieści światu kim byłem i czego się dopuściłem. Nie obwiniajcie tylko o nic mojej rodziny. Oni są niewinni, a moja żona to święta kobieta. W przeciwieństwie do [krwista plama]To ta wredna suka mnie do tego wszystkie zmusiła.


Żegnajcie na zawsze
Luca Pastronni “



____
5.4
Aksel i Zuri


San Perdido to wiekowe miasto. Wiele miejsc i budynków kryje w sobie niejedną ciekawą i mroczną opowieść. Dzielnice na prawym brzegu Lete, to żywa historia, a każdy kamień tutaj jest niczym księga pełna baśni i legend.

Verdin, tu gdzie kiedyś mieszkali zwykli robotnicy, teraz rezydują głównie ciężko pracujące nocami kobiety, ich opiekunowie i szarlatani wszelkiej maści. To tutaj pospolita lubieżność, miesza się z magią, spirytyzmem i tajemnym sacrum. Na każdym rogu spotkasz tutaj zwykłe lafiryndy, wytworne hetery i cygańskie wróżki, które podpowiedzą ci przyszłość, opróżniając przy okazji cały twój portfel.

Kiedy miasto śpi, Verdin baluje w najlepsze. Nie ma snów w dzielnicy rozkoszy. Na tych ulicach marzenia i pragnienia egzystują na jawie. Czasami też urzeczywistniają się koszmary, ale o tym cicho sza. Po co niepokoić spacerujących uliczkami marzycieli.

Aksel zaparkował w pobliżu ostatniego domu handlowego w tej dzielnicy. Rozległy parking marketu wydała się w miarę bezpiecznym i pewnym miejscem. W dalszą drogę ruszyli pieszo.
Wędrując rozświetloną aleją pełną okultystycznych kramów, hinduskich kapliczek, przeplatanych tanimi barami, siwobrody Aksel przyciągał wzrok niemal każdego. Trudno było powiedzieć, czy zazdroszczą mu towarzyszki, czy po prostu podziwiają jej wdzięki. Na szczęście, gdy para Lśniących przemierzała uliczki Verdin, wieczór dopiero się zaczynał i jeszcze nikt z tutejszych bywalców nie nabrał tyle odwagi, by skomentować lub zgadać do nietypowej pary.

Volatile Avenue, odnaleźli bez większego trudu. Była to jedna z głównych odnóg największego pasażu w dzielnicy. Kołyszące się co i rusz czerwone latarenki, rozwieszone na długich sznurach pomiędzy sąsiadującymi budynkami, wyraźnie mówiły o naturze tutejszych lokali. Podobnie, jak skąpo ubrane damy, oparte o ścianę lub wyzywająco przechadzające się wzdłuż krawężnika.

- Numer dwadzieścia trzy - mruknęła cicho Zuri - To tu.

Budynek w którym miał mieścić się “Klub Dzikiej Orchidei” faktycznie pozostawał od wielu lat w opłakanym stanie. Ziejące mrokiem okna, pozbawione szyb, a nawet framug, przywodziły na myśl puste oczodoły. Osmolone ściany dokładnie ilustrowały, jak przed laty jęzory ognia pożerały ceglaną budowlę. Większość kondygnacji zawaliła się i stanowiła teraz kupę gruzu, zgromadzoną pośrodku budynku. Tych kilka pięter, które jakimś cudem się jeszcze ostały przypominały urżnięte w połowie kikuty i budziły grozę, niczym polny strach na wróble.
Całość posesji ogrodzono metalowym płotem tak, aby nikt nie wałęsał się po rumowisku.

- Wygląda na to, że klub nie odzyskał dawnej sła… - zaczął Aksel, ale urwał w pół zdania. Dojrzał coś, co go wyraźnie zaniepokoiło.
- Spójrz tam - rzekł po chwili do Zuri, głową wskazując kierunek.

W ciasnym zaułku, tuż przy metalowym płocie okalającym posesje numer dwadzieścia trzy, stał barczysty typ o twarzy, która z niejedną pięścią miała słodkie tete-a-tete.

Krótka obserwacja potwierdziła przypuszczenia antykwariusza. Gość pełnił rolę bramkarza do tajnego klubu.

Kwestią otwartą pozostawało, czy wchodzić do środka, a jeśli tak, to w jaki sposób tego dokonać.


____
5.5
Lśniący


To była długa i pełna intensywnych przeżyć noc. Deszcz dudnił w blaszanych rynnach, niczym nabuzowany perkusista. Ciężkie strugi chłostały małe piwniczne okienko, jakby za wszelką cenę chciały dostać się do środka.

Piwnice, nawet tak luksusowe, jak baza Lśniących, miały to do siebie, że ziały chłodem. Aksel już kolejny raz dokładał do kozy, ale wiatr szalejący w kominie, złośliwie nie pozwalał, aby ogień na dobre się rozpalił. Nie pozostawało, więc nic innego, jak rozgrzać się od środka.

Bursztyn wypełnił szklanki, a po chwili rozpalił przełyki. Dobrze było poczuć ogień w gardle i rozlewające się potężną falą ciepło i rozluźnienie w całym ciele.

Lśniący trawili zdobyte informacje i próbowali przegnać kłębiące się w ich umysłach czarne myśli.
Molly żyła - taką mieli nadzieję, którą podsycały słowa z listu Luci Pastronniego. I choć nazwisko tajemniczej osoby, która zleciła porwanie dziewczynki zostało zatarte przez krwawe rozbryzgi, to i tak każdy ze Lśniących czuł, że wie kto za tym wszystkim stoi.


Niezauważona przez nikogo, wąska, ulotna smużka szara, niczym polna mysz snuła się pomiędzy antycznymi gratami, wysiedzianym fotelem i kartonami pełnymi winylami.
A bijąca czernistym chłodem szczelina pomiędzy światami, nieustannie się poszerzała.



 

Ostatnio edytowane przez Nuada : 14-08-2022 o 19:26.
Nuada jest offline  
Stary 14-08-2022, 15:49   #25
 
GreK's Avatar
 
Reputacja: 1 GreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputację
- Nie! - krzyknął Rączka.

Jego krzyk został zagłuszony przez huk wystrzału i głośny protest czarnych ptaszysk. Nie powstrzymali Luca Pastronniego. Przybyli o kilka sekund za późno. Lub raczej ich widok był wyzwalaczem, który pchnął porywacza do naciśnięciu cyngla.

Dave splunął w suchy kurz pokrywający drogę i wyszarpnął z martwej dłoni zakrwawioną spowiedź Włocha. Nim opuścili różowego cadillaca chłopak przeszukał go pobieżnie.

Kurtyna opadła zupełnie odsłaniając teatrum, którego sceny wcześniej nie byli świadomi. Z jednej strony szare, brudne ulice Miasta ze swoimi ciemnymi, lepkimi sprawkami, z drugiej zaś, osnute mgłą, niedostępne dla zwykłych mieszkańców San Perdido tajemnicze i przepełnione magią, boskimi mocami miejsce, którego nie do końca jeszcze rozumieli, ale którego częścią składową się stawali.

Fakty były takie, że w dalszym ciągu nie wiedzieli gdzie była Molly. Porywacz, którego znaleźli już nic im nie zdradzi. Może jedynie antykwariusz znał sposób aby odczytać ostatnie słowo w łamigłówce pozostawionej przez Lucę? Pracował przecież z papierem.

Jedyny trop jaki im pozostał to Klub Dzika Orchidea, którego właścicielką była Camille Burrow. Czy był to właściwy trop czy tylko ślepa uliczka mogli się przekonać tylko przekraczając jego progi.
Wszystkie poszlaki łączyły Camillę - Złą Czarownicę z Włochem i porwaniem dziewczynki. Zgniłe jabłka znalezione w samochodzie samobójcy mogły być zatrutymi z jego listu i jabłkiem z historii Henrego. Ten ostatni zresztą zdawał się już wydać wyrok. Malkovich nie był taki szybki w ich ferowaniu, chociaż wszystko zdawało się ją obciążać.

Zatem nie pozostało im nic innego niż Dzika Orchidea. Jak się okazało Tarkovsky znał tam jednego z ochroniarzy i pozwolił się na siebie powołać. Rączka miał zamiar sprawdzić na ile mocne są znajomości kolegi z klubu bokserskiego.
 
__________________
LUBIĘ PBF
(miałem to wygwiazdkowane ale ktoś uznał to za deklarację polityczną)
GreK jest offline  
Stary 14-08-2022, 17:17   #26
 
Pliman's Avatar
 
Reputacja: 1 Pliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputację
Bozansky opuścił domostwo Camille Burrow mocno roztrzęsiony. To co widział i to co odczuł było dziwne, inne, przerażające. Logiczny, poukładany umysł Henrego zaczynał dostrzegać, że nie wszystko jest takie jakim się to widzi. Docierało do niego, że dotąd żył w nieświadomości. W błogiej nieświadomości… Może lepiej by było gdyby nigdy się z niej nie ocknął?
Jednak stało się. Widział więcej niż przeciętny człowiek. Czuł, że nie jest szaleńcem. To się działo naprawdę. Trzeba będzie z tym dalej żyć. Już rozumiał dlaczego wokół niektórych ludzi była ta dziwna poświata i dlaczego jego żona jej nie widziała. To byli ludzie tacy jak on. Widzący więcej. Kobieta, z którą przed chwila rozmawiał również była otoczona tą poświatą. Była zła do szpiku kości. To się czuło. Jednak czy stała za porwaniem Molly? Tego nie umiał wywnioskować.

Spotkał się z pozostałymi. Wymienili wrażenia. Przeczytał list samobójcy...
A więc to jednak ona. Nie było wątpliwości. Odczytanie zatartego imienia to tylko formalność. Henry już wiedział co jest tam napisane. Niech Aksel spróbuje. Jeśli nie da rady zawsze można papier od spodu podpalić. Dowód się zniszczy, ale niedowiarkowie będą mieć pewność.

Wszystko wskazywało na to, że odpowiedzi których potrzebują znajdują się w klubie. W klubie, który formalnie nie istniał. W klubie, którego ona była właścicielką. Musieli się tam udać. Problemem był bramkarz. Przecież się z nim nie pobiją. Łapówka raczej nie wchodziła w grę. Więc może…? Skoro podziałało na lokaja to może i wykidajło będzie posłuszny? Henry powoli zaczynał uświadamiać sobie, że ma moc. Prawdopodobnie każdy, kto widzi więcej jakąś mocą dysponuje. To tylko domysł, jednak wszystko na to wskazywało.

Gdy byli pod klubem Henry zbliżył się do ochroniarza.
- Czy można wejść do klubu?
- Nie.
- Dlaczego?
- To elitarny klub, trzeba mieć zaproszenie.
- Mam zaproszenie, tylko zapomniałem je ze sobą zabrać. Czy mógłby Pan przymknąć oko ten jeden raz?
- zapytał, w myślach dodając „jeden raz przymkniesz oko, w końcu nic się nie stanie, zaproszenie pokażę ci następnym razem”.

Henry używa tagów: wpływanie na decyzje innych oraz bezwzględny manipulant. Tag konfliktu powinien zadziałać, gdyż pomiędzy Henrym, a ochroniarzem występuje ewidentny konflikt odnośnie tego czy Henry może wejść czy nie. Gdyby udało się dostać do środka, to Bozansky spróbuje wprowadzić ze sobą kogoś z ekipy, najlepiej wszystkich. W środku będzie się przyglądał ludziom, udając zwykłego gościa. Może spróbuje wyciągnąć coś, z kogoś o słabszym charakterze. Będzie unikał innych rifterów. https://www.rolldicewithfriends.com/rooms/miastomgie

 
__________________
Cóż może zmienić naturę człowieka?

Ostatnio edytowane przez Pliman : 15-08-2022 o 12:01.
Pliman jest offline  
Stary 14-08-2022, 23:15   #27
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
Aksel czuł podskórnie, że coś jest nie tak, że rzeczy dzieją się zbyt szybko. Rozumiał pośpiech, bo ratunek dla Molly nie pozwalał na marnotrawstwo czasu. Przywykł jednak do roztropnego spoglądania na rzeczywistość, z chwilą do namysłu i wybrania właściwej drogi spośród plątaniny ścieżek. Wiele bowiem mogło prowadzić nie tyle na manowce, co ku rychłej zgubie…

Dojrzałość i młodość… połączenie wiedzy i śmiałości, elokwencji z młodzieńczym polotem. Brodacz w skórzanej kurcie i szczebiotka olśniewająca słodyczą niewinności. Nawet w tak barwnej dzielnicy jak Verdin wzbudzali zainteresowanie postronnych. Siwy kruk i beztroska jaskółka, mimo wyraźnych różnic złączeni byli jednym celem. Ocalić niewinne dziecię przed kimś kto wyraźnie za nic miał moralność i gotów był do największej podłości. Zerkał w stronę Zuri ciekaw, czy rumieniec objawi się na jej wesołym licu, kiedy wkraczali w miejsce rozpusty, jasno wytyczone kolorem od zawsze znamionującym granice księstwa obietnicy rozkoszy.

- Wiesz, że czerwone latarnie maskowały brzydotę ówczesnych prostytutek? Dawały też czytelny sygnał marynarzom, gdzie mieli szukać… ulgi po trudach rejsu. - próbował rozładować krępującą atmosferę.

Gdy już znaleźli adres i okaleczony budynek przejmujący dziwnym chłodem oraz niemą grozą, zastygł na moment, jakby uderzony posępnością tego miejsca.
- To zła liczba. - Aksel skwitował słowa dziewczyny. – Pamiętam, że gdzieś o tym czytałem… - wyjaśnił naprędce.

Kiedy po wstępnych oględzinach wyglądało na to, że przybycie tu było bezowocne, dostrzegł wykidajłę skrytego w cieniu rudery. Oblicze typa nie zachęcało do pogawędki. Stał jak Cerber przyczajony u wrót piekieł.

- Proponuję wrócić tu z pozostałymi. – szepnął do towarzyszki. – Nie wiemy, w co możemy się wpakować, a sądząc po jego facjacie przybytek ma osobliwą klientelę…

***

Godzinę później w zaciszu piwnicy snuł dalsze plany z resztą nowo poznanych towarzyszy. Antykwariusz z ciekawością badał list pełen rozpaczliwej skruchy. Słowa uderzały go, niczym napastliwe dysharmoniczne dźwięki, smagały jak wiatr huczący w kominie. Krew zdawała się plamić nie tylko papier, sączyła się jak rana w sercu Bragiego i wszystkich, którym nie był obojętny los Molly. Obecni zauważyli jak gospodarz bawi się metalowym kieliszkiem, zwisającym z naszyjnika. Obraca go w dłoniach, w niemalże całkowitym zamyśleniu i zagadkowym grymasem twarzy.

- Złota jabłko.. zatrute… zła czarownica… chaos i ten klub pod numerem 23… – szeptał pod nosem jak mantrę. Podszedł do półek i palcami nerwowo przesuwał po woluminach, jakby szukał tropu, który zmieni postrzeganie całej sprawy. Nagle westchnął i wyjął podniszczoną książkę. Zaczął naprędce kartkować, pośliniwszy palce, by łatwiej przekładać zlepione strony.
- Tak, to ona.. – rzekł tryumfalnie, wyraźnie rad z efektu poszukiwań.

Spojrzał na lśniących i pokazał im obrazek z księgi.


- Dostrzegacie podobieństwo? Wydaje się, że ktoś mocno naśladuje pewną boginię, to nie może być przypadek… Eris - siewczyni niezgody, architekt wojny, zatruwa umysły i nakłania do złego. – rzekł z przejęciem, nie pasującym do jego zazwyczaj spokojnego tonu. – Za kogokolwiek uważa się ta kobieta to wcielenie zła, które posunie się do każdej nikczemności, bez jakichkolwiek skrupułów. Jeśli jej nie powstrzymamy to los dziecka będzie przesądzony…

Mówił to z pewną obawą, bo zdawał sobie sprawę, że owa persona posiada władzę i wpływy w mieście niedostępne ich grupie. Przechytrzyć tę heterę wydawało się obecnie zadaniem niezwykle karkołomnym, lecz bycie obojętnym oznaczało porażkę i przyzwolenie, że zło rozleje się po całym mieście. Na to nie mógł pozwolić i widział po twarzach zgromadzonych, że mimo ryzyka podjęli już identyczną decyzję…

Oby Bogowie mieli nas w swej opiece. – pomyślał.
 

Ostatnio edytowane przez Deszatie : 15-08-2022 o 06:22.
Deszatie jest offline  
Stary 17-08-2022, 19:56   #28
 
Fala's Avatar
 
Reputacja: 1 Fala jest godny podziwuFala jest godny podziwuFala jest godny podziwuFala jest godny podziwuFala jest godny podziwuFala jest godny podziwuFala jest godny podziwuFala jest godny podziwuFala jest godny podziwuFala jest godny podziwuFala jest godny podziwu
Były takie dzielnice Miasta, w które Zuri się nie zapuszczała. Z drugiej strony były też takie, w które miała się nie zapuszczać, a zapędziła się na wrotkach. Wujek mówił o takich miejscach, że łańcuchy przy budach szczekają, bo nawet psy ukradli. Zazwyczaj Zuri wychodziła z takich miejsc z nowymi znajomymi. Ludzie z reguły chcieli, by była gdzieś obok. I zdecydowanie woleli się z nią przyjaźnić niż ją krzywdzić. Nie analizowała tego specjalnie mocno, sądząc po prostu, że przemawia do nich w uniwersalnym, poruszającym języku sztuki jak na prawdziwą artystkę przystało.

Ale ich miejscowe Le Val d'Amour było miejscem, do którego kobiety przychodziły raczej pracować niż konsumować. Właściwie to dobrze, że miała przy boku postawnego, statecznego brodacza. To pewnie wiele wyjaśniało ludziom, którzy patrzyli na sprawę z boku.
- Hmm? - zerknęła z zaciekawieniem na Personifikację Ciekawostek Wszelakich — sprytne - uśmiechnęła się i zanuciła cicho-
Old men, young men, take 'em as they come
Harbor rats and alley cats and every kind of scum
Poor men, rich men, leaders of the land
See them with their trousers off they're never quite as grand
All it takes is money in your hand!

Pstryknęła palcami jakby sobie coś przypomniała - Ej, a to prawda, że jak Wiktor Hugo umarł to wszystkie paryskie prostytutki wzięły sobie wolne na znak żałoby? Ktoś mi ostatnio takiego newsa sprzedał, ale brzmi dziwacznie - przyznała zaintrygowana.
Rozmowa o literatach, nawet jeśli o ich życiu bardzo prywatnym była zdecydowanie najlepszym rozwiązaniem. Takim, które pozwalało jej nie myśleć o rzeczach, o których myśleć zdecydowanie nie powinna, bo i tak musiała już kryć twarz wśród białych dredów.

Zuri początkowo była chętna iść do klubu od razu. Ludzie z reguły jej nie wyrzucali. Ale i jej udzieliła się niepokojąca atmosfera tego miejsca. I dogłębnie czuła, że zdecydowanie nie chce być tam sama. Właściwie, że w ogóle nie chce tam być, ale dla małej Molly i jej dobra warto się postarać.

Rewelacje w antykwariacie praktycznie wbiły ją w fotel. No czego, jak czego, ale tego, że antykwariusz będzie przejawiał emocje to się nie spodziewała. Tego, że Camilla będzie Personifikacją Niezgody też w zasadzie nie. Ona mogła być Niezgodą, ważne, że oni byli zgodni, że teraz już nie można się wycofać, bo życie dziecka było zagrożone.

Na nowo przed klubem, tym razem w większym i och jakże barwnym gronie, Zuri miała zamiar sprawdzić, czy bezproblemowe wejściówki do klubów, które zazwyczaj dostawała, dotyczą też dziwnych, podejrzanych klubów, które oficjalnie nie istnieją.
 
Fala jest offline  
Stary 21-08-2022, 07:28   #29
 
obce's Avatar
 
Reputacja: 1 obce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputację
Wędrówka przez Ultimortum jest jak kąpiel w oleistej, brudnej wodzie, zanurzenie ręki w misce pełnej wijących się robaków, jest jak dotyk wilgotnej, cmentarnej ziemi na rozgrzanej upałem skórze. Ultimortum jest obrzydliwe i fascynujące jednocześnie. W swojej dzielnicy Ayo w każdym jej zakątku czuje się jak u siebie, każdy zakątek Konvicty zna zresztą jak wnętrze własnej dłoni. Tu? Ta dzielnica ich nie chce. Ta dzielnica nie kocha nikogo i dla nikogo nie jest domem. Oprócz złych snów.

Wszystkie cienie pełne są syków i szelestów, przyczajonej groźby, która może się spełnić w każdej chwili. Cała dzielnica wydaje się złym snem i kobieta po raz pierwszy zastanawia się czy Miasto może śnić. Śnić zasłonę z Mgły, śnić groźbę lub obietnicę, szare ulice malowane złocistym brokatem słonecznych promieni, miejsca radości, smutku i powodującej odrętwienie rutyny. Śnić swoich mieszkańców. Ayo gubi krok, zastyga na moment w miejscu, gdy to proste pytanie osiada na jej sercu zanim zdąży ubrać je w słowa.

Budynki zdają się przesuwać dookoła nich, gdy tylko odwraca od nich spojrzenie; zdają oddychać się niemal jak żywe istoty. Zgrzytać, szeleścić, jęczeć pędzącym pomiędzy niskimi zabudowaniami wiatrem, oddychać szarawym cuchnącym wyziewem wydostający się kratek ściekowych. Im dłużej idą ciemnymi ulicami tym Ayo częściej dotyka ramienia Rączki i pyta się cicho: „widzisz to?”. Nie zawsze widzi a czasem to ona nie potrafi wytłumaczyć, co wzbudziło jej niepokój. Zaułki pełne są krzyków strachu i przemocy. Zniekształcone echa rozwijają się w powietrzu jak postrzępione wstążki. Spod jednego z dachów błyskają wielooczy, klekoczą o siebie szyderczo. Czarne jak smoła kocisko stroszy sierść, syczy ostrzegawczo. W kilku oknach pali się jeszcze światło czerwone jak krew, rozchodzące się w ciemność ostrzami ponurych promieni. Ayo z trudem odrzuca strach i coś pęka w niej ponownie. Stoi przez moment nieruchomo, gdy koszmary zbliżają się do niej. Obrzydliwe i fascynujące jednocześnie, oddycha głęboko, gdy łaszą się do niej jak kapryśne, nieoswojone stwory.


***


Gdy powietrze rozrywa ogłuszający dźwięk wystrzału, Ayo zamyka oczy i ześlizguje się w biel białej kartki. W powidok, w którym Luca kreśli pospieszne słowa, próbując wydostać się z klatki koszmaru, którą sam sobie wykuł. Klatka ma pręty ze złocistych, miękkich włosów a imię Molly wbija się w niego jak nóż i Pastronni krwawi, krwawi, krwawi słowami, krwawi bólem, krwawi z serca, którego myślał, że już nie ma. W tle wciąż słychać płytki, rwący się oddech dziecka. Gdy otwiera oczy zbrukana jasność zostaje: jako zakrwawiony i pocięty strzęp kartki, który Dave ściska w dłoni. Ayo mruga powoli. Luca pisze pospiesznie ostatnie wyznanie. Mruga. Strzępy jego mózgu i czaszki brudzą siedzenie samochodu. Mruga. Cadillac warczy jak żywa istota, koszmar wcielony, błyska ostrzegawczo światłami. Nie podchodź. Podchodzi. Sięga do torby i wyciąga z niej polaroid. Pstryk. Aparat wypluwa kwadracik potwierdzający realność świata i śmierci. Ayo patrzy na niego bez słowa zanim schowa go do kieszeni. Kolejnego dnia zawiśnie w jej mieszkaniu na ścianie pokrytej zdjęciami jej miasta - tuż obok rysunku, który podarowała jej Zuri. Zdjęcie dosłownego koszmar obok szkicu wyobrażonego snu, obydwa pomiędzy wizerunkami ulic miejsca, które nazywa domem.

- Co on jej zrobił? - szepcze chwilę później zdrętwiałymi wargami, wpatrzona w wyrwany z ręki samobójcy list.

…mordowałem ludzi z zimną krwią.
To jednak nic w porównaniu z tym, co zrobiłem tej małej.


- Łapka, co on jej zrobił skoro to gorsze niż śmierć?


***


Długo potem nie może się rozgrzać i nie ma to nic wspólnego zimnem, które ciągnie zza okien i ze ścian piwnicy Aksela. Ściska kubek w palcach z gorącą herbatą, zapatrzona w kontrast błękitu ceramiki i brązu swojej własnej skóry, pod powiekami wciąż mając szarość i źółtawą biel strzępów głowy Pastronniego na beżowej tapicerce. Jest bardziej milcząca niż zwykle, bardziej smutna. I nawet gdy Aksel prezentuje swoje znalezisko, nawet gdy rozkłada na kolanach wyszperaną przez niego książkę, nawet gdy wpatruje się w czarno-złotą ilustrację, nie czuje ekscytacji ze znaleziska, z tego okruchu prawdy, który dzięki niemu wpadł w ich ręce.

Ja chciałem tylko, by te sny zniknęły, bym znowu był sobą.


Nie potrafi odgonić tych kilku słów z listu Luki. Są celne. Są bolesne. Kim byłaby gdyby sny zniknęły z jej życia? Gdyby nie zapadła w śpiączkę? Gdyby nie myliła wiecznie snów i jawy? Majaków i realnego świata? Gdyby Dave nie musiał chronić jej przed zakładem dla psychicznie chorych? Kim byłaby bez tego? Sama w sobie? Sama z siebie? A skoro nie mogła taka być - dlaczego nie zrobiła więcej? Wie dlaczego. Bo dopiero dzięki jej nowym towarzyszom zaczęła pękać skorupa strachu, której skruszyć nie mógł nawet Lapka.

- Powinnam zrobić więcej - wypowiada w końcu na głos tą natrętną myśl. Zaciska bezradnie pieści, krzywi usta, pod niesforną strzechą kręconych włosów jej oczy mienią się wszystkimi odcieniami czerni. Gdzieś na skraju widzenia Luca kolejny raz kończy pisać list i ponownie pociąga za spust. Nie słyszy wystrzału tylko jego ostatni oddech. Jej nowy prywatny koszmar. Maruga. Wciąż tam jest. Odwraca wzrok. - Znaleźć go zamiast niej. Pomóc mu zamiast niej. Żałuję, że nie spotkałam was wcześniej - wyznaje.

Patrzy na zmasakrowaną twarz Włocha i mówi cicho.

- Nigdy więcej - obiecuje na wpół sobie, na wpół Luce-Z-Koszmarów, na wpół innym. Zaciska mocniej palce na kubku, kuli się obejmując kolana ramionami. - Nie chcę jej spotkać. Inaczej - poprawiła się. - Uważam, że nie powinniśmy jej teraz spotykać o ile możemy tego uniknąć. Nie potrzebujemy tego konfliktu. Znajdźmy Molly możliwie cicho - poprosiła. - Konfrontacja z Burrows na jej terenie, w jej domenie… Nic na nią nie mamy.

Nic na nią nie mieli. Śledztwo dotyczące Pastronniego zostanie zamknięte szybciej niż ktokolwiek zdąży wypowiedzieć jego nazwisko. Zabrali jego list, bo prawda była taka, że dla policji niczego by on nie zmienił. Wiedział do Dave, wiedziała to nawet ona. Nic na nią nie mieli, a ona miała wszystko. Także Molly i jej blask.


***


Rzadko pali, ale wypala papierosa z jednym ochroniarzem Dzikiej Orchidei. W żółtawym świetle lamp, w jasnych kłębach wydychanego dymu, na granicy cienia łatwo nawiązać poczucie bliskości. Przyjaciółka wszystkich, śmieje się Hernandez, ale ma trochę racji, bo Ayo przyjaciół potrafi znaleźć i utrzymać w zasadzie wszędzie. Łagodnie uśmiechnięta, szczerze zainteresowania stojącym naprzeciwko niej mężczyzną jest osobą, z którą człowiek chce się zaprzyjaźnić i poprzebywać w jej towarzystwie. Czy na tyle, by wpuścić ją do klubu? Ayo nie kalkuluje tego, nie działa z wyrachowaniem, po prostu cieszy się rozmową.

Z kieszeni jej długiego płaszcza wystaje kawałek wyliniałej, pozbawionej jednego oka główki niebieskiego misia, którego Molly zakochała niemal na śmierć i wciąż nie chciała jeszcze wyrzucić. Ayo co jakiś czas muska go opuszkami palców, ściska delikatnie miękki materiał tyle razy tulony rączkami dziewczynki. Rozgląda się, ciągle szuka małej. Wciąż szuka nici jej snów lub koszmarów. Luca zatrzymuje się pod jednym z drzew, przygląda się jej nieruchomym, pustym spojrzeniem, gdy wsuwa pistolet w usta i pociąga za spust. Znowu. Ale Molly stał się koszmarem Pastronniego i Ayo wykorzystuje to także.
 
__________________
"[...] specjalizował się w zaprzepaszczonych sprawach. Najpierw zaprzepaścić coś, a potem uganiać się za tym jak wariat."
obce jest offline  
Stary 21-08-2022, 11:52   #30
 
Nuada's Avatar
 
Reputacja: 1 Nuada ma wspaniałą reputacjęNuada ma wspaniałą reputacjęNuada ma wspaniałą reputacjęNuada ma wspaniałą reputacjęNuada ma wspaniałą reputacjęNuada ma wspaniałą reputacjęNuada ma wspaniałą reputacjęNuada ma wspaniałą reputacjęNuada ma wspaniałą reputacjęNuada ma wspaniałą reputacjęNuada ma wspaniałą reputację

____
6.0


Czy to dla żartu, czy też ku przestrodze, ktoś nad wejściem do klubu umieścił świecący krwistą łuną neon. Fikuśne litery migotały, układając się w znaną wszystkim sentencję.

“Porzućcie wszelką nadzieję, którzy tu wchodzicie.”

Kamienne schody biły piwnicznym chłodem, a ich osmolone krawędzie przypominały o tragedii sprzed lat. Tylko ten jeden fragment odwoływał się do pożogi, która strawiła cały gmach. Pozostawiony tak, jak napis nad wejściem, jakby na pamiątkę lub jako złowróżbny omen.

Im niżej, tym coraz bardziej dało się odczuć, że zagłębiają się w jaskinię rozpusty i wszelkiej zabronionej rozrywki. Gęste, zadymione powietrze wibrowało w rytm dudniącego basu. Sala nurzała się z lubością w półmroku, który co kilka chwil rozświetlały stroboskopowe błyski, drażniące zmysły bardziej niż drzazga pod paznokciem. Atmosfera panująca w lokalu nijak nie przystawała do skocznego, pełnego werwy bitu, jaki wybrzmiewał z głośników. Jakby ktoś z premedytacją podmienił melancholijną ścieżkę dźwiękową w melodramacie na wyrywającą z kapci przytupaję.
Po kątach siedzieli nieruchomo zadżumieni goście. Każdy wpatrywał się w sufit, jakby zaraz miał z niego zstąpić sam mesjasz objawiony.

Jedynie w czterech klatkach zawieszonych pod samym sufitem, wiły się prawie kompletne nagie hostessy. Ich narkotyczno-erotyczne wywijańce bardziej wywoływały uśmiech drwiny i politowania lub odruch wymiotny niż dreszcze ekstazy. Choć wśród bywalców “Dzikiej Orchidei” niejeden ślinił się na widok zgrabnych showgirls.

Poza neptykami orbitującymi w innym świecie, sala świeciła pustkami. Może na wybrali zły dzień tygodnia? W końcu w nawet najbardziej popularnych miejscach, zdarzają się martwe poniedziałki lub wtorki.

By nie przykuwać uwagi wszystkich, grupa bez słowa rozdzieliła się.

____
6.1
Dave


Malkovich ruszył w stronę baru. Skryty za mgłą, schowanych w dusznych podziemiach - klub, to klub. A co by nie mówić Dave w takich miejscach czuł się zawsze swojsko. Fakt, miejsce epatowało przedziwną atmosferą. Do tego jeszcze ten kark przy wejściu i specjalne zaproszenia, by w ogóle się dostać do środka. Klub na pewno chciał uchodzić za ekskluzywny. Pierwsze wrażenie nie pozostawało jednak większych złudzeń. To była zwykła melina dla posażnych narkusów.

- Ja cię znam - rzucił nagle otyły barman w kierunku Malkovicha - Ty pracujesz dla Tarkovsky’ego, nie?
Nie czekając na odpowiedź, sięgnął po pękatą butelkę. Zgrabny ruchem za jednym przechyleniem napełnił dwa kieliszki bursztynowym Hennessy.
- Na koszt firmy - mruknął barman, popychając pękaty kieliszek na niskiej nóżce w stronę Malkovicha - Dobrze w tym przybytku diabła, spotkać kogoś normalnego. Mów stary, co cię tu sprowadza.
Dave, jak zahipnotyzowany wpatrywał się w dwie kostki do gry zwisające pod ozdobną muszką barmana. Na jednej z nich połyskiwały dwa oczka, a na drugiej trzy. Niebywale fascynująca i magiczna kombinacja.

____
6.2
Ayo i Zuri


Aksel i dwie panie udali się do najbliższej loży. Szerokie sofy miały w sobie jakąś taką ukrytą wszeteczność, która tak do lenistwa, jak i frywolności, czy wręcz bezwstydnej lubieżności z miejsca każdego potrafiły namówić.
Zuri i Ayo czuły spory dyskomfort przebywając w tej jaskini nierządu i bezkarnej rozpusty. W powietrzu unosiło się coś nieokreślonego. Specyficzny zapach i dziwne drżenie, które jasno wyznaczało rolę kobiet w tym miejscu.
Na domiar złego, jeden z neptyków najwyraźniej ożywił się na ich widok. Wychudzony czterdziestolatek z przerzedzonymi, długimi i zlepionymi tłuszczem włosami, wpatrywał się w nie intensywnie. W dłoni bawił się pudełkiem zapałek. Nagle potarł draskę i poprzez siarczany płomień spoglądał na Ayo i Zuri, to jednym to znów drugim okiem.
Piromani odpalał zapałki, jedna po drugiej. Bawił się ogniem i nieustannie lustrował obie kobiety.

Ayo poczuła lekkość i błogość, gdy mięciutka sofa otuliła ją swym czarnym, skórzanym ramieniem. Przymknęła powieki. Pod nimi wciąż widziała chybotliwy taniec samotnego, ognika wirujące na zapałczanym łebku. Poprzez ten drżący w półmroku żar dostrzegła ją.
Złotowłosy anioł, ucieleśnienie niewinności była tam. Tuż przed nią. Wystarczyło wyciągnąć rękę, by jej dotknąć.
Molly siedziała w mały pokoju, całym pomalowanym na różowo. Wokół leżały porozrzucane lalki, misie i plastikowe żołnierzyki. Dziewczynka siedziała skulona w kącie, a nad jej głową dorośli toczyli swoje dziwne rozmowy, a ich długie mroczne cienie przesłaniały jej cały świat.
- Myślisz, że jest już gotowa? - zapytał mężczyzna.
- Tak, ale musimy się jeszcze wstrzymać. Ktoś zaczął jej szukać.
- Likszpary?
- Tak.

____
6.3
Aksel


Aksel nie zwrócił w ogóle na niego uwagi, gdyż jego wszystkie zmysły pochłonęło zupełnie inne zjawisko. Należało ono do tej kategorii od której normalni ludzie wrzucają duchy, telekinezę i inne paranormalne dziwadła.
Ledwo bowiem Bragi dotknął mahoniowego stołu, a już jego krawędzie rozbłysły błękitnymi znaki wzdłuż całego obwodu. Tajemnicze znaki na pierwszy rzut oka przypominały prastare runy lub hieroglify, ale z każdym rzutem oka zdawały się poruszać i zmieniać swój kształt. Aksel był wyraźnie skonfundowany. Nie potrafił powiedzieć, czy widzi jakiś technologiczny gadżet, czy to eteryczna mgła, odsłania przed nim kolejną tajemnicę.

____
6.4
Henry


W tym czasie Bozansky wciąż stał na środku sali. Niczym jeden z tutejszych neptyków wpatrywał się w sufit. Jego spojrzenie przecięło się ze wzrokiem jednej z dziewczyn zamkniętych w klatce.
- Obyśmy się więcej nie spotkali, panie Bozansky - dudniło mu w uszach w rytm wściekłego basu.



 

Ostatnio edytowane przez Nuada : 23-08-2022 o 19:44. Powód: uchybienie w etykiecie
Nuada jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 19:45.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172