Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 21-09-2022, 22:06   #51
 
Nuada's Avatar
 
Reputacja: 1 Nuada ma wspaniałą reputacjęNuada ma wspaniałą reputacjęNuada ma wspaniałą reputacjęNuada ma wspaniałą reputacjęNuada ma wspaniałą reputacjęNuada ma wspaniałą reputacjęNuada ma wspaniałą reputacjęNuada ma wspaniałą reputacjęNuada ma wspaniałą reputacjęNuada ma wspaniałą reputacjęNuada ma wspaniałą reputację

9.1

Uśmiech, gest, spojrzenie. Spotkanie i niema konfrontacja na granicy światów.
Uśmiech ten szczery i ten co jadem ocieka. Tuż obok siebie. Wszystko to w jednym kadrze się mieszczące. Prawda najczystsza z otwartą przyłbicą stojąca naprzeciwko kłamstwu zamaskowanemu. I nie odróżnisz jednej od drugiej.
Gest ciepły i serdeczny w bliskim zwarciu z wyreżyserowaną pozą, przemyślaną i perfidną. Przytulone, serce do serca. Lecz rytm innym i ta gorycz w ustach, jak po pocałunku śmierci.

Powietrze ma ten specyficzny. Niebo się jeszcze nie zawala. Burza czeka cierpliwie.

Tu gdzie od wieków, mrok toczy zażarty bój ze światłem. Gdzie w starciu ostrych kontrastów, półcienie wygrywają każdą niemal bitwę. Tu w głębokich podziemiach, w królestwie mroku i nieczystych pragnień, rozpoczęła się batalia o ocalenie promyka nadziei świetlistej przyszłości.

e4 e5
Sf3 Sc6
Gc4 Gc5
Giuoco Piano


____
9.2


A.E.I.O.U.
Amor electis, iniustis ordinor ultor


Hipnotyzujący taniec czarnej kobry trwał w najlepsze. Aksel i Henry nie mogli oderwać wręcz od niej oczu, choć obaj wiedzieli czym to grozi. Tak, jak wytrawny prestidigitator, Camille skupiała na sobie całą uwagę, gdy prawdziwa magia działa się, gdzieś poza zasięgiem wzroku widzów. Cały czas czuli lodowy oddech śmierci, która bezpardonowo dyszała im tuż za uszami. Choć sytuacja z pozoru wyglądała na opanowaną i czysty fizyczny atak, raczej nie wchodził w grę to poczucie zagrożenia ich nie opuszczało.

Tak, jak Ewa nakłoniła Adama do złego, tak też Ayo i Zuri zdawały się wieść ich wszystkich wprost w piekielne odmęty. Jedna starała się obłaskawić jadowitą i zdradliwą kobrę, a druga igrała z najprawdziwszym ogniem, który mógł pochłonąć każdego z nich.

Gdzieś na krawędzi widzenia dostrzegli ruch, a po chwili rozległ się straszliwy rumor i cała ziemia się zatrzęsła.


____
9.3


Dave na powrót znajdował się w swoim ciele. Miał dwie ręce, nie cztery łapy. Miał twarz, a nie szczurzy pysk. Miał gładką skórę, a nie cuchnącą piżmem sierść. Gdzieś jednak na opuszkach palców, na koniuszkach wibrysów, które przecież zniknęły, wciąż odczuwał świat szczurzymi zmysłami.
Fantomowe odczuwanie, drażniło niczym nieustające pragnienie na wielkim kacu.

To dzięki niemu, jednak wiedział o zbliżającym się niebezpieczeństwie wcześniej niż inni. Nie ostrzegł nikogo. Po prostu czekał, ukryty zza kontuarem.


____
9.4


Sekretne drzwi niemal wyleciały z zawiasów, gdy zwalista postać wytoczyła się z nich chwiejnym krokiem. Za każdym razem, gdy olbrzym stawiał stopę na ziemi, ta drżała niczym strwożona myszka. Wibracje niosły się po całym klubie. Gargantuiczny mężczyzna z burzą kędzierzawych włosów, zatrzymał się i z wielkim impetem grzmotnął swoimi potężnymi dłońmi w kontuar. W tej samej chwili rozbłysły wszystkie światła w klubie, a wielkolud zawył przeciągle, niczym ranny tur.
Jego wrzask nie trwał długo. Niemal natychmiast zagłuszył go eksplodujący z głośników dudniący bas. W rytmie, którego para artystów wyklętych podrygiwała w najlepsze. W blasku stroboskopów biała ćma krążyła wokół zarzewia ognia, którego lubieżne jęzory strzelały coraz wyżej.
Konsternacja wywołana pojawieniem się masywnego kafara, splotła się w jedno z oślepieniem, gdy jupiter zalśniły pełną mocą.

Jedna tylko osoba przywitała niespodziewanego gościa z uśmiechem. Białe jak śnieg zęby Camille, iskrzyły się jak najprawdziwsze diamenty w migoczącym świetle.
- Nie bójcie się, to tylko Jack. Czasami miewa napady złości, ale ogólnie jest niegroźny i potulny, jak baranek.
Po tych słowach właścicielka klubu odwróciła się i szepnęła coś pod nosem. Jedynie Ayo usłyszała wypowiedzianą z nienawiścią komendę:
- Waruj psie.


____
9.5


Widok napakowanego giganta, który kuli się niespodziewanie niczym zbity pies, wywołało u Dave całkowity dysonans poznawczy. W połączeniu z wciąż szczątkowo obecnymi szczurzymi zmysłami stworzyło, to piorunujący efekt. Malkovich skulony za kontuarem, nie wierzył własnym oczom. Instynkt darł się wniebogłosy, aby uciekał jak najprędzej i jak najdalej. Wrażliwe ludzkie serce skryte za skórzaną zbroją i nieustannie ironiczną postawą, wyło i szlochało ze współczucia.

Jack ukryty w gargantuicznym ciele, także zanosił się płaczem. Jego wielkie ślepia zalane łzami wyglądały karykaturalnie i groteskowo. W przeciwieństwie do słów, które ledwo wycharczał przez zaciśnięte wargi.
- Pohhhoomóż mmhii - to błaganie kuło Malkovicha, niczym ostry sztylet przytknięty do boku.


____
9.6


Bas dudnił równomiernie i nadawał rytm ich ruchom. Wirowali wokół siebie, jak odległe, ale splątane ze sobą ciała niebieskie. Z oddali wyglądali, jak jedność wirująca w pulsującym blasku stroboskopów.
On - Syriusz - potężny i gorejący nieustannie. Ona - Biały Karzeł - krążąca wokół niego od wieków.
Mistyczne splot dwóch dusz, które do jedności dążą. Wpatrywali się w siebie intensywnie. Badali, choć czuli jakby znali się od zawsze. Od ich tanów orbitalnych, Nil wylewał obficie.

- Rozumiesz mnie? O tak! Od tak dawna cię szukałem. Wiedziałem, że to ty gdy tylko cię zobaczyłem - rzekł Piroman, a jego słowa wymieszane z dudniącymi w powietrzu niskimi tonami, brzmiały jak pradawne zaklęcia.

Sprowokowała go, a teraz on rzucał na nią urok. Płomienne wizje kusząco majaczyły jej pod powiekami.

- Razem stworzymy wielkie rzeczy - zawyrokował Piroman.


____
9.7


Zasiedli przy jednym stole, choć wcale nie czuli się jak goście. Bliżej im było do zakładników. Show must go on - jak mawiają artyści i oto teraz nastał czas na wielkie i pompatyczne przemowy. I kto, jak kto, ale Camille Burrow odnajdywała się w nich znakomicie. Królowa Nocy rozpoczęła swoją najsłynniejszą arię.

Der Hölle Rache.

- Tacy sami jesteśmy - rozpoczęła Camille - Instynktownie pewnie chcecie zaprzeczyć, ale to daremne. Wszak tak mało wiecie, moje małe nieopierzone gołąbeczki. Takich jak my jest więcej, a świat jak zapewne już zauważyliście nie jest taki, jak się wam do niedawna wydawało.

Kobieta zrobiła pauzę i odwróciła głowę w kierunku parkietu.
- Czyż to nie piękne? - spytała patrząc na wirujących w tańcu Zuri i Piromana - Doprawdy, cudowna z nich para. Poczytuje to za dobrą wróżbę na przyszłość. Wy też powinniście, bo jak widać na załączonym obrazku, wcale nie musimy być wrogami. Myślicie pewnie, że jestem zła i wszystkiemu winna. Bardzo wąski jest was horyzont. Pozwólcie, że troszkę naświetlę wam, jak się sprawy mają. To nie ja odgrywam tutaj czarny charakter. Są potężniejsi ode mnie i to ich powinniście szukać. Choć pewnie będzie trudno wam w to uwierzyć, ale jestem największą ofiarą ich knować. To trwa od lat i nikt nie może się im przeciwstawić. Podziwiam waszą gorliwość, zapał i bezpardonowe działanie. Myślę, że z waszą pomocą możemy rzucić im wyzwanie i spróbować oczyścić nasz miasto. To na pewno nie będzie łatwe, ale razem powinno nam się udać. Wystarczy, że przestaniecie tylko gryźć wszystkich na oślep, jak wygłodniałe szczeniaki. Rozumiem wasz niepohamowany entuzjazm. W końcu któż z nas nie zachłysnął się w pierwszej chwili, tym nowym światem. Potrzebujecie jednak przewodnika. Doradcy, który pokaże wam co i jak. Zdaje sobie sprawę, że mi nie ufacie. Mogę jednak udowodnić moje szczere intencje. Wiem, gdzie jest to czego szukacie. Zanim jednak wam to powiem, muszę was ostrzec. Jeżeli jeszcze bardziej zaangażujecie się w tę sprawę, to wasze życie zmieni się nieodwracalnie. Zdobędziecie potężnych wrogów i nigdy już spokojnie nie zaśniecie. Jesteście na to gotowi?
 

Ostatnio edytowane przez Nuada : 21-09-2022 o 22:36.
Nuada jest offline  
Stary 23-09-2022, 09:03   #52
 
GreK's Avatar
 
Reputacja: 1 GreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputację
Przycupnięty za kontuarem jak mysz pod miotłą Dave drżał o swe życie. Szczurze instynkty pulsujące coraz słabszym echem, lecz jednak, w jego ludzkim umyśle, kazały mu wpełznąć w norę i przeczekać zagrożenie. Schować się przed olbrzymem, który jednym uderzeniem ręki przełamał marmurowy blat.
STRACH.
Usiadł mu na plecach i przyciskał do posadzki, krępując ruchy.
LĘK.
Uciskał mu klatkę piersiową, ściskał za gardło, nie pozwalając złapać oddechu.
PRZERAŻENIE.
Odcinało mu tlen, powodując, że nie potrafił jasno myśleć.
GROZA.
Była w wilgotnych, dużych oczach giganta Jacka Reno.
BŁAGANIE.
- Pohhhoomóż mmhii - wbiło się niczym sztylet w skulone ciało Malkovicha.

Jack, uwięziony w ciele kolosa, cierpiał. Jego monstrualne ciało dygotało ze strachu nie mniej niż mikre ciało Dave’a. Odczuwało ten sam STRACH, LĘK, PRZERAŻENIE i GROZĘ co Malkovich. Jack miał swojego potwora, przed którym drżał. Rączka odwrócił twarz w kierunku przemienionego barmana. Skulony, z mokrym od łez pyskiem już nie był taki straszny.

- Jack - wyszeptał przez ściśnięte, wyschnięte gardło. - Kto… Jak mogę ci pomóc Jack?
 
__________________
LUBIĘ PBF
(miałem to wygwiazdkowane ale ktoś uznał to za deklarację polityczną)
GreK jest offline  
Stary 23-09-2022, 20:52   #53
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
Inimici saepe verum dicunt, amici numquam


Czarna kobra, czarny brylant… serce uderza śród tętna oszołomień,
błysk sztyletu… czarny blask diamentu, czarnoksięski płomień…

Szlak piekieł nie raz przemierzał klubową nocą i kochał się w hazardzie. Na swej drodze spotykał pijaków, łazęgów i łgarzy. Niespokojna duma wielokrotnie biła z brodatej twarzy Aksla. Ongiś potrafił być niezwykle śmiały, dawać pokazy diablej fantazji. Teraz kiedy cydr spłynął mu do gardła słodyczą jabłek zmieszaną z korzenno-miodowym posmakiem whiskey znów to poczuł. Słowa Camilli dopełniły osobliwych wizji. Świat wokół miał być projekcją, a oni współuczestniczyli w tym pokazie dotąd nie w pełni świadomi swych zdolności. Chociaż, gdy patrzył na Ayo jak oswaja właścicielkę lokalu i królową miasta pewną dozą stanowczej łagodności i sensualnego oczarowania, kiedy zerkał na euforyczną Zuri, o wręcz wulkanicznej sile zaklętej w delikatności podobnej do wdzięku wirujących płatków kwitnących jabłoni, to wypowiedzi Lady Burrow nabierały zupełnie nowego wymiaru. Lśniący, których poznał naprawdę przejawiali nieprzeciętne umiejętności, nie wiadomo czy za sprawą tego wymyślnego miejsca, czy ogromnej determinacji i wewnętrznej siły, która kazała im wkroczyć na nieznane terytorium, wierząc w ocalenie Molly. Odczuwał też skumulowaną, zimną energię bijącą od siedzącego obok Bozanskyego, póki co wytłumioną, bez widocznych fajerwerków, lecz głęboko zakotwiczoną, nie pozwalającą na dryf w niepożądanym kierunku. Cieszył się, że jest obok pewna ostoja, bo mimo całego przedstawienia i spływających nań bodźców świadomość w czyich rękach się znajdują nie umknęła antykwariuszowi oraz nie pozbawiła go czujności.

Tak jak w grze, czy to partii szachów, czy bardziej hazardowej rozgrywce, nie można było dać się oszukać sztuczkom i trikom. Mimo iż przewaga Camilli wydawała się miażdżąca to fakt, że siadła z nimi do stołu mógł być poczytany jako akt pewnej łaskawości. Aksel nie wiedział czy przeczytała ich tak łatwo, czy też nieco uśpiła ją władczość, w jakiej wyraźnie była rozsmakowana? Paradoksalnie to mogła być jej jedyna słabość - przekonanie o własnej sile…

Winien ją umocnić pochlebstwem, wszak słowo o zarania dziejów potrafiło uwieść i pomóc zyskać przychylność władców. Habet suum venenum blanda oratio – pomyślał, układając w myślach wytworny komplement godny ich przeciwniczki, a jednocześnie jedynej osoby, która posiadała wiedzę o losie dziewczynki i o rozgrywce toczonej na wydawało się niejednolitej planszy…

Utwierdził się w tym osądzie, kiedy na scenę trafił monstrualny, obrzydliwy typ, który równie dobrze mógł być efektem sterydowego eksperymentu, co pomiotem wyplutym z czeluści piekieł…
 

Ostatnio edytowane przez Deszatie : 23-09-2022 o 20:56.
Deszatie jest offline  
Stary 24-09-2022, 11:43   #54
 
GreK's Avatar
 
Reputacja: 1 GreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputację
- Jack - wyszeptał przez ściśnięte, wyschnięte gardło. - Kto… Jak mogę ci pomóc Jack?
W odpowiedzi gigant tylko warknął, jak wściekły pies. Jego obnażone zęby, budziły przerażenie i odrazę. Spomiędzy nich wyciekła spieniona ślina. Gigant uniósł dłoń zaciśniętą w kułak. Potężna pięść zawisła w powietrzu. Jack przypominał teraz antyczną rzeźbę. Muskularny siłacz uchwycony w najbardziej dramatycznym i dynamicznym momencie.

Zeus ciskający pioruny. Hell yeah!

Malkovich poczuł lodowatą dłoń kostuchy na swym ramieniu. Śmierć stała przy nim. Towarzyszka nieodłączna. Tuż obok.. Siostra wierna. Wiedział, że gdyby trafiła go ta stalowa piącha, padłby trupem na miejscu. Jedna tylko rzecz powstrzymywała go przed ucieczką, której ciągle domagał się szczurzy instynkt, coraz ciszej krzyczący w zakamarku jego czaszki.

Patrząc w oczy olbrzyma, Dave wiedział, że Jack nie chce zrobić mu krzywdy. Kto inny zarządzał tym ciałem.

Poprzez drażniące stroboskopowe pulsacje, Malkovich ujrzał coś czego nie potrafił wyjaśnić. Wokół szyi Jacka kłębiła się utkana z pary i dymu, złocista obroża

Żałość wielka ścisnęła serce Malkovicha tak mocno, że aż z oczu pociekły mu łzy. Wyciągnął drżącą, otwartą dłoń i powoli zbliżył ją do pyska olbrzyma. Opuszkami palców pogłaskał wielki, mokry policzek, uważając by nie dotknąć przy tym wirującej wokół szyi barmana złotej eterycznej obroży.

- Jack - wyszeptał niemal czule. - Tak mi przykro Jack.

Życie psów łańcuchowych było ciężkie i nie do pozazdroszczenia. I jakkolwiek natarczywa myśl szeptała Dave'owi, żeby zerwał magiczną obręcz to jego racjonalna część osobowości wiedziała, że to na nic. Jeśli nawet udałoby mu się uwolnić mężczyznę, w co szczerze wątpił, to naraziłby życie Molly. Jednocześnie był pewien, że miejsce Ricko szybko zastąpiłby ktoś inny. Dave Malkovich wiedział, że świat był zły i nie był tak naiwny sądząc, że uda mu się to całe zło naprawić. Dlatego choć dusza mu łkała, powoli, na czworakach wycofał się poza zasięg wzroku olbrzyma Jacka, usiadł na podłodze opierając się plecami o ścianę i otarł łzy rękawem.
 
__________________
LUBIĘ PBF
(miałem to wygwiazdkowane ale ktoś uznał to za deklarację polityczną)
GreK jest offline  
Stary 28-09-2022, 15:53   #55
 
Fala's Avatar
 
Reputacja: 1 Fala jest godny podziwuFala jest godny podziwuFala jest godny podziwuFala jest godny podziwuFala jest godny podziwuFala jest godny podziwuFala jest godny podziwuFala jest godny podziwuFala jest godny podziwuFala jest godny podziwuFala jest godny podziwu
Zuri wirowała w tańcu, swobodna i uwolniona z wszelkich zmartwień. Taniec ją porywał, taniec zawsze był jej żywiołem. W tańcu zawsze widziała okazję tam, gdzie inni widzieli problemy i przeszkody
- My? - odepchnęła go figlarnie od siebie, okręciła się wokół własnej osi, by fluorescencyjne włosy otoczyły ją tą swoją niesamowitą poświatą, po czym go przyciągnęła znowu.
- Przecież ciebie nie ma — wyszeptała mu do ucha — Nikt cię nie szuka. Nikt cię nie zna. Nikt cię nie pamięta. Nikt cię nie potrzebuje — oplotła go mocniej w tańcu na te kilka chwil — Wiem, co ja mogę ci dać. Ale czy ty możesz dać mnie cokolwiek interesującego? Uwięziony w tym miejscu?
 
Fala jest offline  
Stary 28-09-2022, 20:08   #56
 
obce's Avatar
 
Reputacja: 1 obce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputacjęobce ma wspaniałą reputację
Ayo podskoczyła, gdy drzwi zostały wyrwane z framugi przez wpadającego za bar olbrzyma, szarpnęła głową w jego stronę, zastygła w miejscu zawieszona pomiędzy chęcią walki i ucieczki. Ciemność za jej plecami zafalowała, zaszeleściły pióra wielkich skrzydeł, gdy mrok scalił się, na moment przemienił w ciało ze snów i koszmarów. Na moment, dopóki nie buchnęły basy, nie błysnęły oślepiające reflektory, a Zuri nie zawirowała w tańcu ze swoim płomieniem. Dopóki Camille nie odezwała się z uśmiechem. Jack. To był Jack. Wpatrywała się w niego szeroko otwartymi oczami. Olbrzym miał imię. Zwykłe ludzkie imię.

Waruj psie” wycedzone z zimną nienawiścią.
Błysk zębów pomiędzy szkarłatnymi jak krew ustami - kolejna sugestia bólu i krwi. Ostrzeżenie i przestroga ukryte w nieznacznym, ledwie dostrzegalnym grymasie.

Ale Camille nie traktowała go jak człowieka, tylko niewolne zwierzę, kundla, którego zazwyczaj trzyma się w kojcu i na łańcuchu. Ayo zmarszczyła brwi, popatrzyła na kobietę ze smutkiem i rozczarowaniem, ale nie powiedziała nic. Co mogła powiedzieć? Miała zganić? Pouczyć? Nie chciała, nie mogła, bo może Jack był jak dzikie zwierzę, może ten nieludzko wielki mężczyzna potrzebował smyczy i kagańca. Nawet jeśli wydawało się to złe. Nawet jeśli było to złe. Dlatego Ayo nie powiedziała nic, ale w jej serce jak cierń wbiły się te dwa słowa. I widziała, że ani ich nie zapomni, ani ich nie odpuści.

Zamiast tego ponownie poprowadziła Camille w kierunku loży.

- Poznajcie się - powiedziała cicho. - Camille, to Aksel - przedstawiła antykwariusza. Imiona były ważne. W imionach była zaklęta magia. - Henry’ego znasz. Tam jest Zuri. - Rozejrzała się za Rączką, który jeszcze nie wrócił do sali i przemilczała jego imię. Nie chciała wystawiać jego nieobecności pod uwagę i spojrzenia innych. Skoro go nie było, to miał powód. I Ayo postanowiła ufać, że wszystko jest z nim w porządku, że nie musi się jeszcze martwić, że jej przyjaciel nie zostanie kolejną kartą przetargową.

Usiadła, ponownie zapadając się w miękkie objęcia skórzanej sofy. Słuchała uważnie tego, co mówiła Camille. Tej istnej przemowy, płynnego monologu, w którym każde słowo było na swoim miejscu. Słuchała, bo tak wiele zależało od tej propozycji, od tego mariażu pragnień i celów.

„Waruj psie”


Ramiona Ayo pokryły się gęsią skórką. Słyszała protekcjonalne, pełne wyższości nuty w słowach kobiety. Słyszała jej pewny siebie głos - jak granit owinięty chłodnym jedwabiem. Wciąż mistrzyni granic, wciąż królowa sceny, wciąż władczyni spoglądająca na nich z wywyższonego tronu. A jednak… A jednak Ayo nie chciała zostawiać jej samej. A jednak Ayo nieodmiennie wierzyła, że lód da się stopić, ciernie nienawiści wyrwać, uzdrowić, co skrzywione i chore.

A jednak cieszyła się, że przy stoliku byli z nią Aksel i Henry, którzy mogli zbalansować tą wiarę i nadzieję. Tak wiele zależało od tej rozmowy, tak bardzo nie mogli popełnić błędu i wybrać źle.

- Nie martw się o nasz sen. - Uśmiechnęła się kącikiem ust znowu balansując na cienkiej granicy przekornej familiarności. - Zadbam, żeby był spokojny. Ale to co mówisz... - spoważniała, oparła przedramiona na stole, splotła razem palce. - Kto ci grozi? Kto cię krzywdzi? Jak? Musimy to wiedzieć, jeśli mamy pomóc. - Wbiła w kobietę łagodne, nieustępliwe spojrzenie. - Camille, powiedz, czy to oni mają Molly? Czy ty? - Zadała ostatnie pytanie bez śladu oskarżenia w głosie. To po prostu było ważne: czy kobieta mogła powiedzieć im jedynie gdzie znajduje się dziewczynka, czy sama oddać ją w ich ręce.

- Nie martw się o nasze sny… to piękne. Jednak sny, to nie tylko słodkie marzenia. One potrafią też ranić i niszczyć. - rzekła z pseudofilozoficzną emfazą Camille. Jej słowa jednak nie były skierowane do Lśniących. Zostały wypowiedziane tak, jak aktor wygłasza monolog. Rzucone w mroczną pustkę w której skrywa się publiczność. - Wiem, gdzie jest Molly - dodała po chwili spoglądając najpierw na Aksla, a później Henry’ego - Nie ma jednak już wiele czasu. O świcie pewnie będzie za późno. Uwolnienie dziecka wiązać się będzie z wielkim ryzykiem. Jesteście gotowi je podjąć? Pewnie nie obędzie się bez walki, a wy mimo całej waszej odwagi i determinacji, nie wyglądacie na kogoś kto będzie potrafił sprzeciwić się zawodowym szumowinom.
 
__________________
"[...] specjalizował się w zaprzepaszczonych sprawach. Najpierw zaprzepaścić coś, a potem uganiać się za tym jak wariat."
obce jest offline  
Stary 29-09-2022, 04:35   #57
 
Pliman's Avatar
 
Reputacja: 1 Pliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputację
Henry nie ufał tej kobiecie. Nie wierzył w żadne z jej słów. Już ujrzał już prawdziwe oblicze Camille Burrow. Teraz znalazło to potwierdzenie. Poczciwy barman, przemieniony w jakieś monstrum. Nikt inny nie mógł za tym stać. Tylko kto jej dał prawo do władania nim? Niewolnictwo zostało przecież zakazane już wieki temu. Żmija. Podstępna. Zakłamana. Obłudna żmija. Jednak to co działo się w myślach Bozansky’ego nie mogło zostać wypowiedziane na głos. Ayo zdawała się znajdować wspólny język z tą wiedźmą. Może to była tylko kolejna z rzucanych przez nią iluzji? Mimo to nie mogli sobie pozwolić na zaprzepaszczenie tej szansy. Teraz nie chodziło już tylko o życie Molly, ale o życia ich wszystkich.
Urzędnik wrócił myślami do zaklętego w olbrzyma barmana. Camille niewątpliwie miała nad nim władzę. Henry czuł, że dysponuje podobną mocą. Czy byłby w stanie nim zawładnąć? Nie chciał rzecz jasna wykorzystywać nieszczęśnika i stać się jego nowym panem. Jednak… Jednak gdyby Burrow zwróciła się przeciwko nim? Skupił swe myśli na maszkarze. “Jack, spójrz na mnie” - wypowiedział w myślach. Kątem oka obserwował jego reakcję. Jednocześnie odezwał się na głos.
- Pani Burrow, nie jesteśmy wojownikami, jak zapewne widać. Jednak życie dziewczynki nie jest dla nas obojętne. Ja jestem gotów zaryzykować - gdy wypowiedział te słowa przyszło zwątpienie. A może opamiętanie? Jeśli coś mu się stanie. Jeśli… zginie. Co z jego rodziną? Kto zaopiekuje się Margaret i dziećmi? Miał przecież obowiązki wobec nich… Jednak słowa już padły. Było za późno aby się wycofać.
 
__________________
Cóż może zmienić naturę człowieka?
Pliman jest offline  
Stary 29-09-2022, 07:45   #58
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
Kiedy chcesz uzyskać coś od diablicy, "Jaśnie Wielmożną" ją tytułuj. – parafraza cytatu z powieści Dumasa naturalnie nasunęła się Akselowi, kiedy napotkał zdawkowe spojrzenie przenikliwych oczu Burrow.

Patrząc w nie, miał poczucie zanurzania i powolnego wsiąkania. Odniósł wrażenie, że jest tam jednak jakaś nieprzystępna zasłona. A ich właścicielka obawiała się, by ktoś nie zobaczył w nich za wiele: brzydoty jej duszy, jej pokrętnych myśli albo czegoś jeszcze innego… Śliczne usta, które nie były po prostu czerwone, jak u większości kobiet, miały zachwycającą kompozycję koloru wiśni i bordo. Piękne oblicze nie maskowało jednak okrucieństwa, które wyzierało spod niemal idealnej skóry. Przebiegła istota, obleczona piórami iluzji, rażąca zjawiskowym urokiem, spod którego pulsowało beznamiętne zło. Na uwagę o ich możliwościach brodacz odrzekł spokojnie:

- Wszyscy mamy w sobie niezwykłe pokłady siły, która wzrasta kiedy życie poddaje nas próbom. A najsilniejsze dusze to te, które trawiło cierpienie i są pokryte bliznami. Doceniamy twą troskę Pani, która wszakże nie odwiedzie nas od celu, jaki sobie wyznaczyliśmy.

Camille pokiwała głową z uznaniem i wydawało się, że jest sporo szczerości w tym prostym geście.
- Skoro tak.. niech zatem dzieje się wola Niebios. W Foramini jest taki opuszczony budynek. Mówią na niego Trupiarnia. W piwnicy tego budynku znajdziecie Molly. Pilnują jej ludzie Bianchich. Z tego, co mi wiadomo, to dzisiaj w nocy ma dojść… - siostra burmistrza szukała w myślach odpowiedniego słowa - do odebrania przesyłki. Jeśli chcecie uwolnić to dziecko, to macie naprawdę mało czasu.

Przez chwilę Camille uważnie lustrowała Lśniących. Badała ich reakcję. Jej pozbawiona wyrazu twarz, zdradzała wielkie skupienie. Widać było, że i ona toczy właśnie wewnętrzną walkę.

- Przekazując wam tę informację wiele ryzykuję. Ci cholerni mafiosi nie znają pojęcia litości. Jesteście chyba tego świadomi? Dlatego muszę od was uzyskać zapewnienie, że nigdy, przenigdy, cokolwiek by się nie działo, nie powiecie, że dowiedzieliście się tego ode mnie. Od teraz jesteśmy związani przysięgą milczenia. Braterstwo pohańbionych dusz.
 
Deszatie jest offline  
Stary 30-09-2022, 20:52   #59
 
Pliman's Avatar
 
Reputacja: 1 Pliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputację
& Ayo Oke
Camille, pani Burrow, Pani… Było tak jakby każde z nich apelowało do innej strony siedzącej przy ich stoliku kobiety. Jakby szukali klucza, który pozwoliłby unieść wieko teatralnej pozy, zedrzeć zasłonę przesłaniającą żywe, bijące serce. Spojrzenie Ayo na moment oddryfowało ku białym włosom wirującej w tańcu Zuri i dalej - ku barowemu kontuarowi. Jeśli Dave mógł gdzieś być to właśnie tam, tuż przy górującym nad wszystkim olbrzymem. Przygryzła wargi. Rączka powinien być tu z nimi, powinien być tu z nią. Podniosła się łagodnym, płynnym ruchem, nachyliła nad Camille, musnęła ustami jej skroń.

- Dziękuję - powiedziała cicho. - Nigdy nie zrobiłabym czegoś takiego - zapewniła zgodnie z prawdą. - Nie naraziłabym nikogo w ten sposób. Dajcie mi moment - poprosiła i ruszyła w kierunku baru, mierząc olbrzyma ostrożnym spojrzeniem, próbując zobaczyć w nim nie potwora, ale człowieka.

Bozansky odprowadził Ayo wzrokiem. Spojrzał na Zuti tańczącą w objęciach piromana. Jego wysiłki, by ochronić dziewczynę przed tym niestabilnym psychicznie człowiekiem spełzły na niczym. Jej wybór. Jest przecież dorosła. Delikatna próba przejęcia kontroli nad gigantem nie powiodła się. Henry cały czas uczył się swoich zdolności. Zbierał doświadczenie. Tak naprawdę nie był nawet pewien czy rzeczywiście je posiada.
- Będę milczał - jako urzędnik Bozansky był przyzwyczajony do przestrzegania tajemnicy. O wielu sprawach nie mówił nawet rodzinie.
- Kim on jest? Jeśli można spytać - przeniósł wzrok na olbrzyma, usiłując podtrzymać rozmowę pod nieobecność Ayo.

Camille spojrzała w kierunku baru. Uśmiechnęła się kącikiem ust. Emanowała z niego nieskrywana satysfakcja, poczucie triumfu i wyższość nad wszystkimi wokół.
- On? - zapytała kiwając głową w stronę olbrzyma - To ostrzeżenie. Tak kończą ludzie, którzy nie panują nad sobą.

Minęło kilka chwil w czasie których Ayo zdążyłą dojść do baru. Ledwo się tam znalazła, a przeraźliwy ryk wypełnił cały klub. Ściany zadrżały, a parkiet zaskrzypiał boleśnie.
Gigant znowu uderzył w kontuar obiema rękami, niczym rozjuszony goryl.

- Trzeba uważać - skomentowała sytuację właścicielka klubu - Wielka moc, to wielka odpowiedzialność. Czyż nie panie Bosenski? Ktoś piastujący pana stanowisko wie doskonale, co to znaczy odpowiedzialność, prawda?

Celowo przekręciła nazwisko? Czy po prostu go nie zapamiętała? Henry nie lubił gdy ktoś z niego kpił, a właśnie w ten sposób odebrał wypowiedź Camille. Starał się jednak nie dać tego po sobie poznać. - Bozansky. W oryginale moje nazwisko brzmiałoby “Bożański”. Moi przodkowie pochodzili z Polski - odpowiedział z wymuszonym uśmiechem. - Co do kwestii odpowiedzialności to zgadzam się. Moc i odpowiedzialność idą w parze. - Henry z trudem powstrzymał się od zadania kolejnych pytań dotyczących olbrzyma. Oparł się o fotel i rzucił krótkie spojrzenie Akselowi, licząc że antykwariusz znajdzie mniej drażliwy temat do podtrzymania rozmowy.
 
__________________
Cóż może zmienić naturę człowieka?
Pliman jest offline  
Stary 01-10-2022, 12:19   #60
Markiz de Szatie
 
Deszatie's Avatar
 
Reputacja: 1 Deszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputacjęDeszatie ma wspaniałą reputację
- Panować nad sobą to najwyższa władza. – Aksel sentencjonalnie nawiązał do wątku konwersacji. - Wtedy osiągamy spełnienie i wszelkie nasze triumfy smakują najlepiej… Zdrowie Tej, której piękno przewyższają jedynie władczość, dominacja i ambicja. – ukłonił się dwornie Camilli, unosząc szklankę niczym legendarny kielich. – Za niespodziewany sojusz, z odciśniętą na nim pieczęcią milczenia. Niech wyda złote owoce… - celowo zagrał tym motywem, obserwując reakcję kobiety. Wbrew pozorom stateczny mężczyzna nie dał się uwieść jej zwodniczemu urokowi, a komplement obliczony był na połechtanie próżnej natury gospodyni.

- Widzę, że upodobał pan sobie w poezji. - rzekła z doskonale wyuczonym uśmiechem Camille. - Bardzo mi się, to podoba. Muszę powiedzieć, że w pierwszej chwili wasze najście rozdrażniło mnie. Lecz teraz, gdy mam okazję bliżej was poznać, dochodzę do wniosku, że to spotkanie to prawdziwe zrządzenie losu. Istny cud, chciałoby się rzec.
Kobieta zrobiła pauzę i spojrzała w kierunku baru, gdzie obok Ayo stał już Malkovich, który zmaterializował się nagle tuż obok niej..

- A to kto? Hmmm? - mruknęła, niczym rozzłoszczona lwica obrzucając siedzących naprzeciw niej mężczyzn. - Czyżbyście mnie szpiegowali?
 
Deszatie jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:29.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172