Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 30-01-2023, 14:06   #101
 
Pliman's Avatar
 
Reputacja: 1 Pliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputację
Granaty! A więc to próbowała zachować w tajemnicy dowódczyni krypy! W sumie dobry ruch. Ebenezera aż świerzbiło żeby rzucić takim granatem w jakichś piratów. Nie dość, że posłałby do piachu... no dobra, może raczej pod wodę, kilku drani, to jeszcze rozładowałby trochę emocje. Od czasu przygody z zakonnicami wielebny nie był sobą. Nosiło go. Strasznie. Alkohol dawał tylko chwilowe ukojenie, potem było jeszcze gorzej. Przeszło mu przez myśl, że może to szatan usiłuje przejąć nad nim kontrolę, no ale z drugiej strony przecież nie chciał zabijać niewinnych. No i jeszcze ta kapitan... Trudno było mu się do tego przyznać, nawet w skrytości ducha, ale chętnie wziąłby ją... w obroty. Tylko, że to było całkowicie sprzeczne z wyznawanymi przez niego wartościami. Z drugiej jednak strony żeby z czymś walczyć najlepiej poznać to od środka. Więc może to wcale nie byłoby nic złego? Gruntowne... dogłębne? (tak to jest właściwe słowo), zbadanie terenu. Tylko żeby nikt nie widział... A może lepiej się najpierw zaprzyjaźnić. W sumie ona też pije. Mają wspólny temat! Więc gdy nadarzyła się tylko sposobność, w sytuacji sam na sam, Ebenezer zagadną panią szyper:
- Gdyby pani nie miała nic przeciwko, to zapraszam dzisiaj wieczorem na coś mocniejszego... oczywiście jeśli znajdzie się jakiś kąt gdzie nikt nie będzie nam przeszkadzał... - wypowiadając te słowa pastor zrobił się czerwony jak cegła i ... rozgrzany jak piec...

*

Jakiś czas później uwagę wielebnego, który cały czas bił się z myślami, czy dobrze robi próbując zacieśnić więzy z kapitan, przyciągnęły dochodzące z brzegu wrzaski tubylców. Okazało się, że ich powodem jest ogromny pyton, czy też jakiś inny wąż dusiciel - Ebenezer ich i tak nie rozróżniał - który zdawało się, pożarł żywcem człowieka. Pierwszym pomysłem było obcięcie gadzinie łba jakimś mieczem czy maczetą! No tak... ale po pierwsze trzeba by zejść na brzeg, po drugie mieć coś w tym stylu, a po trzecie umieć się tym posługiwać,. Pastor Thompson nie umiał. Zostawał więc karabin. "Kuzyn" Daniel był tego samego zdania i właśnie składał się do strzału. Trzeba było mu pomóc, bo przecież trafienie z tej odległości mogło okazać się trudne. Wielebny przyłożył Winchestera do oka i przymierzył w sam łeb bydlaka. Starał się strzelać po takim kątem, żeby nawet w przypadku pudła, nie postrzelić pożartego nieszczęśnika, który nadal mógł jeszcze żyć.
 
__________________
Cóż może zmienić naturę człowieka?
Pliman jest offline  
Stary 30-01-2023, 15:32   #102
 
Jenny's Avatar
 
Reputacja: 1 Jenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputację
Lekarka cały czas biła się z myślami, co zrobić, aby naprawić ich relacje z panią kapitan i jej załogą. Gdy okazało się, że specjalnie zaopatrzyli się w Coari o całą skrzynię granatów, dziewczyna zdawała sobie sprawę, że muszą odczuwać bardzo realne zagrożenie rewanżem piratów. Sama też się zaczęła zastanawiać, czy to dobrze, że wieść o przybyłych "gringo" może się ponieść po okolicy, bo to mogło jakoś wpłynąć na poszukiwania Evelyn.

Szybko jednak zostali znów zmuszeni do reakcji. Chociaż w głowie Sarah poprzysięgała sobie, że muszą nie podejmować działania bez konsultacji z kapitan, tak... sytuacja była bez wyjścia. Nie mogło być inaczej, gdy zagrożone było dziecko, a atakującym tym razem był wąż. Jego koledzy raczej nie przybędą żądni zemsty względem Jess i jej załogi. Szybko jednak lekarka zdała sobie sprawę, że muszą działać jak najszybciej. Czytała trochę o truciznach i innych sprawach związanych z wężami, gdy przygotowywała się do wyprawy. Może nie wprost o takim przypadku, ale oprócz uszkodzenia fizycznego, przez bycie zgniecionym w długim żołądku węża, groźne były także jego soki trawienne, które szybko mogły zatruć i zabić będącą w środku istotę.

- Pani Kapitan! - Wypatrzyła wzrokiem Jess, zapewne również obserwującą całe zamieszanie, jakie się wytworzyło. - Pani Kapitan, musimy zatrzymać statek! Musimy pomóc miejscowym, jeśli tam jest dziecko... - Wskazała palcem na wielkiego węża, do którego już celować z broni zaczęli jej kompani.

- Jeśli tam ktoś jest, trzeba mu jak najszybciej pomóc! Każda chwila jest na wagę złota, grozi mu uduszenie, zatrucie sokami trawiennymi... Trzeba jak najszybciej rozciąć węża i uwolnić... dziecko! - Nie mogła mieć pewności, że to ostatnie jest w środku, ale trzeba było działać tak, jakby mogło tam być właśnie ono. A sama już myślała, które z jej narzędzi medycznych najbardziej przydadzą się do rozcinania skóry węża. Akcja ratownicza wydobywania ciała z węża przypominała operację, więc chciała zająć się tym osobiście, natychmiast po uśmierceniu wielkiego gada.
 

Ostatnio edytowane przez Jenny : 30-01-2023 o 15:57.
Jenny jest offline  
Stary 01-02-2023, 12:14   #103
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Statek nie zahamuje jak automobil. Zahamowanie zaś nie oznacza przybicia do brzegu, gdzie musi być jakiś pomost. Oczywiście można rzucić kotwicę, co także wszakże trwa. Opuszcza się wtedy łódź, żeby dobić do brzegu, bowiem chyba nikt nie będzie chciał skoczyć wpław? Wszystko trwa. Motorówką czy kanu to kompletnie inna bajka, nie mówiąc, że jeszcze sprawniejsza byłaby tratwa. Ale nie ważący kilkadziesiąt ton statek rzeczny.

Straszliwy zaiste obraz sprawił, że chyba wszyscy rzucili się jak mogli pomóc. Mogli zaś strzelając. Jeżeli wszystko poszłoby ok, spróbowaliby wyciągnąć nieszczęsną istotę.

Czyli wziąwszy wierną spluwę reporter stanął przy burcie, starał się uspokoić, skoncentrować oraz przymierzyć. Celowanie ku głowie węża stanowiło oczywistość jasną. Skoro wspomniane zgrubienie było około dwa albo trzy metry za łbem, szansa uszkodzenia teoretycznie jeszcze żywej osoby była minimalna. Inna kwestia trafienie takie, żeby faktycznie utłuc wężysko. Stanowiło to olbrzymi problem. Koniecznie sprężyć się trzeba było więc oraz walnąć łepetynę.
 
Kelly jest offline  
Stary 01-02-2023, 20:14   #104
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Rzeka Amazonka, Brazylia.
28 czerwiec, 1930 rok.
Sobota, koło południa.

Towarzystwo na "Venture" podjęło decyzję, i zaczęto strzelać w wielkiego węża na brzegu, z nieszczęśnikiem w jego wnętrzu. Sprawa nie była wcale zaś prosta… statek płynął, poruszał się, przemieszczał. Podobnie owy cholerny wąż, pełzający na brzegu. Do tego owa odległość 20 metrów, no i jeszcze fakt, by strzelać wyłącznie w jego łeb, a nie cielsko, w którym tkwiła ofiara.

Rozległa się niezła kanonada.


Daniel trafił za pierwszym razem, potem było już gorzej, i gorzej, i gorzej. Kolejne kule chybiały ledwie o cale, ale jednak chybiały…

Podobnie u Mathew. Pudło, pudło, pudło, i kolejne pudło. Szlag by to trafił.

Ebenezer niemal identycznie. Ledwie o odrobinkę, ledwie minimalnie… nie trafił, nie trafił, nie trafił. I w końcu owszem. I chyba była to już finałowa kula, zabijająca ową bestię, boa bowiem znieruchomiał, i tyle.

Było po wszystkim?

- Zrzuć kotwicę na sterburcie!! - Krzyknęła kapitan.
- Zerwie ją?! - Odwrzasnął bosman.
- Spróbujemy! Dawaj! - Padła komenda, a następnie ostrzeżenie do towarzystwa na pokładzie - Trzymajcie się! Będzie niezła jazda!

Więc się każdy chwycił, czego umiał, a bosman zrzucił kotwicę w rzekę. Jednocześnie kapitan Jess mocno zakręciła sterem, i chyba nawet przełożyła napęd na wsteczny.

Łajbą ostro zarzuciło, kotwica spełniła swoje zadanie, i jej nie zerwało. "Venture" okręciło, wiele rzeczy na nim się poprzewracało, parę osób niemal również. No i w końcu statek przywalił po części bakburtą i rufą w nabrzeże, obróciło go bowiem o 180°!


~

Czy statek był uszkodzony? Czy mogli bez problemu płynąć dalej? Czy kapitan Jess była… normalna, tak wszystkim ryzykując, dla obcego dziecka? Te, i tuzin innych pytań, cisnęło się w głowach towarzyszy, jednak na wszelkie odpowiedzi, była jeszcze chwila czasu.

Teraz liczył się dalszy ciąg niesienia pomocy.

I tutaj zaskoczyła wszystkich Sarah, z torbą lekarską, wprost zeskakując z łajby na brzeg (ledwie 2 metry wysokości), i aż się przewróciła, ale szybko wstała, i pognała do wielgachnego węża… sama! Czy owa bestyjka na pewno była martwa??



Na szczęście dla panny Joyce, wąż był martwy.

Ebenezer już chciał skakać za nią, by ubezpieczać dziewczynę, i być może pomóc jej w dalszych czynnościach, słowa kapitan jednak nagle go wprost zamurowały, i aż zamrugał oczami. Wcześniej bowiem, gdy pytał, został jedynie zlustrowany spojrzeniem z góry do dołu, i padło dosyć chłodne "może". Tym razem jednak, po ledwie dwóch godzinach…
- Haha! Niezła zabawa! - Powiedziała rozbawiona wszystkim kobieta, po czym spojrzała prosto na Wielebnego, i nawet mrugnęła - Chcesz, to przyjdź do mojej kabiny.

Mathew nigdzie się nie śpieszył, skakanie na brzeg mogło się źle skończyć, lepiej spuścić jakąś drabinkę, i dopiero wtedy…

Daniel nie miał takich oporów. W końcu w życiu robił już bardziej zwariowane rzeczy, a Sarah od pewnego czasu baaaardzo zyskała dla niego na… "osobistych wartościach". A więc hop!


~

Wydostanie nieszczęśnika z wnętrza wielkiego węża było nie lada zadaniem, ale Sarah sobie poradziła. Było bardzo ciężko, jednak lekarka przeprowadziła cały zabieg bardzo zręcznie, rozpruwając na tyle ostrożnie gada, by nie uczynić krzywdy znajdującej się w nim… dziewczynki.

Na oko gdzieś sześcio-siedmioletnie biedactwo, całe połamane, i z czerwoną skórą od soków trawiennych, było nieprzytomne, i w fatalnym stanie, jednak żyło.

Z pobliskiej wioski zbiegł się spory tłum, to płaczących, i zawodzących z rozpaczy ludzi, to wiwatujących na sytuację, jaką zastali. Oczywiście byli i rodzice owego dziecka, którzy wprost odchodzili od zmysłów…


***

Radości nie było końca.

Wyglądało, jakby cała wioska, która zebrała się przy truchle węża, opiewała ratunek ze strony towarzyszy, najbardziej zaś samej Sarah, która wykroiła małą z wnętrzności bestii, a następnie opatrzyła (dziecko zaś w stabilnym stanie zabrano do miejscowego lekarza).

Wiwaty, śpiewy, oklaski, potrząsanie dłoni, klepanie po ramieniu, radość i wdzięczność, i… klepanie i szczypanie po tyłeczku? Heeeej!?

I prezenty.


Bolinhos de Bacalhau


Pastel


Acarajé


Baião de Dois

Żywność. Różnorodna żywność, miejscowe trunki, jakieś perełki, proste naszyjniki, chusta. Znosili masę wszystkiego, w podziękowaniu za uratowanie dziecka, wszystko zaś dla dzielnych herosów, którzy pomogli w potrzebie. Niby taka banalna, błaha sprawa, a jednak łechtało ego…








***
Komentarze jeszcze dzisiaj.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline  
Stary 06-02-2023, 07:58   #105
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Uratowanie amazońskiego malucha stanowiło ukoronowanie wyprawy. Oczywiście chcieli jeszcze uratować córeczkę profesora. Ale to była ewentualna przyszłość. Póki co udało się uratować dziewczynkę i to było wspaniałe. Oczywiście największa zasługa najpierw Ebenezera, później Sarah. Ojczulek trafił świetnie powalając stwora, lekarka uratowała dziecko, które czekało pewnie wiele chwil, zanim powróci forma, ale żyło!!! Oby również panna Bloom wyszła cało.

Reporter nie wtryniał się. Jeśli mógł jakoś pomóc, pomagał, jeśli nie, to starał się nie przeszkadzać. Cieszył się uratowaniem, radością rodziców oraz mieszkańców wioski, którzy starali się okazać swoją wdzięczność absolutnie szczerze. Przynosili jakieś miejscowe specjały, klepali, poszczypywali oraz wszelkie inne. Reporter sfotografował węża, amazońską wioskę oraz ogólnie trochę. Wszak owe fotki mogły się przydać przy pisaniu sprawozdania. Miał zamiar opisać wspaniałą akcję podczas rejsu. Zresztą podobnie o piratach rzecznych.

Jakoś starał się ułożyć w swoich myślach początek tekstu:
"Las rozbrzmiewał tysiącem ptasich śpiewów, okrzykami mieszkających nad życiodajną rzeką miejscowych lndian oraz szumem fal nurtu amazońskiej rzeki. Aż nagle śpiewy ptaków i ludzi umilkły, nawet fale rzeki wygładziły swoje grzbiety, jakby obawiały się istoty, która pełzła brzegiem rzeki budząc przerażenie wszystkiego..."

Później planował opisać reakcję podróżnych, szczególnie zaś Ebenezera.
"Krwawiące serce pastora Thompsona strzelało wprost ku głowie węża pociskami, podobnie jak jego niezawodny karabin. Oko, które mierzyło się ze złem przy człowieczym plemieniu, obecnie mierzyło się tam ze złem pierwotnym, nieokiełznanym, pełzającym, które mogło być pokonane tylko jego bystrością oraz umiejętnościami strzeleckimi. Ratując człowieka musiał zniszczyć zło, więc robił to niczym bohaterowie rycerskich historii..."

Później chciał przejść do akcji panny Sarah.
"Wężysko leżało na trawie, ale czy rzeczywiście całkiem ubite przez bystrookiego Ebenezera? Kto wie, jednak nie spowodowało to ani chwili wahania najdzielniejszej z dzielnych. Sarah Joyce niczym Valkiria z mieczem, teraz ona z ostrym niczym brzytwa nożem rzuciła się w wir cięcia, rżnięcia... Zbryzgana krwią pokrywającą jej niemal cały, cieniutki, przylepiony do kształtnego ciała, safari strój, pełniła swą misję ratując maleńką istotę, którą wyciągnęła ze splątanych trzewi okrutnego stwora..."

Właśnie taki tekścik, leciutko ubarwiony językiem, ale generalnie rzeczywisty, powinien stanowić poczytny kawałek. Popisać rzeczywistość starając się, ażeby każdy czytelnik bez względu na płeć czy pochodzenie mógł się z kimś utożsamić oraz rzecz oczywista kibicować.

Generalnie chętnie pozostałby na terenie wsi nieco, ale skoro kapitan chciała jak najszybciej ruszyć przekonana, iże jej statek wytrzymał manewr gwałtownego wyhamowania, przyjmował, że zwyczajnie ruszają ku wspaniałym, kolejnym historiom, które "oczywiście zostaną naszym Czytelnikom zaprezentowane na łamach naszego poczytnego, angielskiego magazynu".
 
Kelly jest offline  
Stary 06-02-2023, 16:39   #106
 
Pliman's Avatar
 
Reputacja: 1 Pliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputację
Pastor był z siebie zadowolony. Spełnił dobry uczynek dobijając gada, którego wpierw postrzelił Daniel. Jak się okazało trafienie żmija wcale nie było takie łatwe. Jednak w końcu się udało.

Sarah zajęła się ratowaniem pożartej żywcem dziewczynki. Ebenezer się nie wtrącał. Jego umiejętności medyczne pozostawiały sporo do życzenia. Zresztą lepiej takie sprawy zostawić fachowcom. Duchowny przyda się ewentualnie jeśli lekarka zawiedzie - oby nie...

Statek trochę ucierpiał przy nagłym hamowaniu, jednak kapitan nie chciała zostawać w wiosce zbyt długo. Albo wysoko ceniła swoją łajbę, albo tak bardzo bała się piratów. Co ciekawe zgodziła się napić z Ebenezerem! A to ci heca. W gruncie rzeczy pastor był pewien, że odmówi. Widać jego urok osobisty zrobił na niej wrażenie. Do wieczora nie piję - powiedział sam sobie w myślach. Muszę być w stanie prowadzić inteligentną rozmowę. Przynajmniej na początku, bo potem to wiadomo, że się język splącze.

Słońce górowało nad nieboskłonem, więc musiało być około południa. Może minimalnie po. Trzeba było jakoś zabić ten czas. Alkohol jest. Ciuchy na zmianę są w walizce. Przed wieczorem obowiązkowa kąpiel. No ale co teraz? Dobrze byłoby rozpytać wieśniaków o córkę profesora. Tylko czy ktoś tu mówi po angielsku? Nie pozostaje nić innego jak sprawdzić. Ruszył więc wielebny w kierunku centrum osady, próbując, co inteligentniej wyglądających tubylców, rozpytywać o Evelyn Bloom. Oczywiście nie pytał o nazwisko ale o białą podróżniczkę, która przybyła tutaj szukać ruin czy tam innych artefaktów.
 
__________________
Cóż może zmienić naturę człowieka?
Pliman jest offline  
Stary 06-02-2023, 21:59   #107
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Anakonda była bestią pokaźnych rozmiarów, lecz ustrzelenie go nie należało do rzeczy łatwych, bowiem trzeba było uwzględnić ostatnią ofiarę ogromnego węża i nie można było zrobić z anakondy sitka.
Co prawda Daniel nie wierzył w to, iż dziecko (jeśli to było faktycznie dziecko) miało jakiekolwiek szanse na przeżycie podróży w głąb gada. Każdy wiedział, że każda rozsądna anakonda łamie ofiarom kości, wciąga pod wodę, topi, a dopiero potem zabiera się za konsumpcję.
Na szczęście wspólnymi siłami udalo się to zrobić.
- Brawo, pastorze - pogratulował Ebenezerowi.

A potem nie było już czasu na chwalenie kogokolwiek, bo ledwo "Venture" w bardzo ciekawy sposób zatrzymał się przy brzegu Sarah w brawurowy sposób zeskoczyła na brzeg. Nie wypadało jej zostawiać samej, więc Daniel podążył w jej ślady.

Normalnie takiemu wężowi należało upitolić łeb, a dopiero potem pociachać na plasterki i zamienić go na pokarm, tu jednak sytuacja wyglądała nieco inaczej, jako że drużynowa lekarka zabrała się za coś, co z grubsza przypominało (znane Danielowi tylko z opowiadań) cesarskie cięcie.
No i, ku zaskoczeniu Daniela, wszystko zakończyło się powodzeniem, jako że ofiara anakondy przeżyła zarówno połknięcie, jak i wydobycie z brzucha węża.

- Jesteś wspaniała! - uściskał lekarkę.

Na szczęście anakonda nie była przedmiotem lokalnego kultu, a wybawcy zostali powitani z radością i obdarowani "czym chata bogata".
Niestety pani kapitan nieco się spieszyła (i trudno było się jej dziwić), więc nie można było wziąć udziału w wielkiej uczcie, jaką wieśniacy urządziliby wieczorem ku czci tych, co ocalili dziewczynkę. I nie można było się przekonać, w jaki sposób swą wdzięczność zachciałyby okazać niektóre (będące w odpowiednim wieku) tubylki.
Jedyne, co można było zrobić, to podziękować za dary, przenieść je na statek, a potem pomachać na pożegnanie z pokładu odpływającej łajby.
 
Kerm jest offline  
Stary 06-02-2023, 22:06   #108
 
Jenny's Avatar
 
Reputacja: 1 Jenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputację
Sarah, początkowo nieco niechętnie przyjmowała wyrazy uznania, czując, że zrobiła to, co musi. Po chwili jednak, nawet nie znając portugalskiego, zdała sobie sprawę, że dla miejscowych to wręcz sprawa honoru, aby odpowiednio ich ugościć i uhonorować za pomoc. Skosztowała nieco ich potraw, dała się obściskiwać dzieciom, matkom, czy nawet facetom, gdzie nie zawsze miała wrażenie, że chodziło tylko o przyjacielski uścisk, bo poczuła kilka razy dłonie w miejscach, w których niekoniecznie powinno się bez pytania je umieszczać. Nie protestowała jednak, bo atmosfera była przyjemna i miła, właściwie aż nazbyt. Pewnym wybawieniem było więc, gdy usłyszała, że Kapitan nie zamierza długo zabawiać w wiosce, co przekazał ktoś i miejscowym, po portugalsku. Ci zaczęli pakować im nieco prowiantu, licznych, miejscowych smakołyków, a także różnych pierdółek, których jej dostało się najwięcej, aż trudno było jej je nieść. Zwłaszcza, że powoli opuszczała ją adrenalina związana z niesieniem pomocy, a ciało dawało odczuć skutki zarówno stresu, męczącego i trudnego zabiegu wymagającego sporej koncentracji, a także jej ambitnego skoku z łajby na brzeg. Może nic poważnego, ale nogi mogły przez kilka dni lekko ją od tego pobolewać.

Gdy już znalazła się na statku i ruszyli w dalszą podróż, uznała, że rozejrzy się za bosmanem. Właściwie, to nie rozmawiała z nim dłużej od czasu ich ostatniego, dość intensywnego spotkania, a przychodziło jej do głowy kilka spraw, które warto było obgadać. Zauważyła go na dziobie statku, obżerającego się czymś podarowanym z wioski… Powoli podeszła do niego, z uśmiechem na twarzy.
- Całkiem niezła ta miejscowa kuchnia. - Przyjaźnie zagaiła do mężczyzny.
- Ehem… - Czarnoskóry kiwnął głową, z pełną gębą.
- Mam nadzieję, że tym razem pani kapitan nie była zła, że zareagowaliśmy… - Zapytała lekarka z lekko zmartwioną miną.
- Nie… nie była - Powiedział mężczyzna, gdy w końcu przełknął co trzeba - I ma jakąś flaszkę od nich, więc dobrze jest… - Parsknął.
- Uff… - Odetchnęła z ulgą Sarah, że tym razem ich akcja została odebrana pozytywnie. - Też całe szczęście, że dziewczynka jakoś przetrwała… Bo niewiele brakowało.
- Uratowałaś ją, masz jaja! Eee.. znaczy się, no… jestem pod wrażeniem - Roześmiał się rozmówca.
- Nie no, najpierw chłopaki musieli to bydle zastrzelić… Widziałam tu już duże… węże, ale ten, to już była przesada. - Również Joyce odpowiedziała śmiechem.
- Szlajam się tu już dobre 15 lat po tej dżungli, a takiego bydlaka jeszcze nie widziałem… świat potrafi zaskoczyć - Powiedział bosman, po czym zaczął sobie skręcać papierosa.
- Och, to jesteś już tu bardzo obeznany… - Zawahała się lekko, jako że nie przyznawali się dotychczas załodze o prawdziwym celu swojej podróży (przynajmniej, jak teraz na szybko przejrzałam, jak coś, to mnie popraw ) , więc nie chciałaby wkopać ich drużynę poszukiwawczą w jakieś kłopoty. Jednak wydawało jej się, że złapała z bosmanem niezły kontakt. - Bo… właściwie, to my tu jesteśmy w akcji poszukiwawczej naszej przyjaciółki. Czy… ci piraci, na których się natknęliśmy, byliby zdolni porwać członków brytyjskiej ekspedycji?
- Czasem mają dzikie pomysły, ale ostatnio nic takiego nie miało miejsca. A o kogo chodzi konkretniej? - Bosman odpalił w końcu papierosa, po czym jakoś tak… zlustrował Sarah z góry do dołu.
- O dziewczynę, w podobnym wieku do mnie… poszukiwaczkę skarbów. - Z dalszym zawahaniem odpowiedziała lekarka. - A czemu potrzebne ci konkretniejsze informacje?
- Bo tu się trafiają… różne dziewczyny - Murzyn błysnął zębami, po czym po chwili wahania wyciągnął skręta do lekarki - Ta wasza ma jakieś imię?
- Ach, no tak… - Pokręciła głową Sarah, po czym wzięła od niego skręta i leciutko się zaciągnęła. - To Evelyn. Kręcone, brązowe włosy, szczupła, kształtna… na pewno… wpadłaby ci w oko… - Było jej jakoś dziwnie mówić w tym kontekście o swojej zaginionej przyjaciółce, ale skoro bosman był chętny do rozmowy o niej, głupio było nie pociągnąć tematu.
- Nie mam pojęcia… - Pokiwał przecząco głową, po czym się roześmiał. A Sarah nie bardzo chyba wiedziała dlaczego.
- Co cię tak rozbawiło? - Spytała wprost, pragnąc rozstrzygnąć swoją wątpliwość.
- Wybacz… ale jakoś tak o niej mówisz, jakbyś była zazdrosna? - Bosman zrobił niepewną, skrywającą rozbawienie minę.
- Nie, po prostu… nawet nie mogę mieć pewności, czy ona żyje… dlatego tak dość dziwnie mi ją opisywać w tym kontekście. - Wzdychnęła Sarah. - Choć nawet wolałabym, by się okazało, że zagustowała w tutejszych… i po prostu zapomniała dawać znaki życia.
- Pewnie zajęta odkrywaniem dawnych grobowców, i skarbów, a ty się niepotrzebnie zamartwiasz - Czarnoskóry machnął niedbale ręką, po czym odebrał papierosa i się zaciągnął - No i propo degustacji w tutejszych… masz ochotę na… "bydlaka"? - Palnął nagle, i się roześmiał na całego.
- A nie masz czasem obowiązków tu, na górze? - Sarah spojrzała na niego czujnym wzrokiem, ale też lekko uśmiechając się w jednym kąciku ust.
- Za chwilę będziemy w Tefé… - Mężczyzna wzruszył ramionami.
- Czyli dopiero, jak zacumujemy w porcie? - Dopytała lekarka.
- Ummm co, jak zacumujemy? - Zdziwił się bosman.
- No… ewentualna realizacja mojej ochoty na “bydlaka”? - Odparła, zabierając mu papierosa z dłoni i zaciągając się znów.
- Trochę nie rozumiem… - Błysnął znowu zębami - Coś jest… jakaś… potrzeba?
- Phi. - Prychnęła Sarah. - Jak oczekujesz, że zacznę się prosić, to mam tu znacznie więcej kandydatów. Może zagadam z Jimmym… - Z wrednym uśmieszkiem spojrzała mu w oczy.
- Ojojoj… nie tylko ostry skalpel, ale i pazurki? - Roześmiał się murzyn, po czym wstał, i wyciągnął do Sarah dłoń.
- Chyba jednak nie masz na co narzekać? - Odparła, podając mu dłoń.
- Gdzież bym śmiał… - Mrugnął do niej, po czym trzymając za dłoń, pociągnął za sobą, w stronę ładowni?
- Och? Tym razem nie do kajuty? - Zapytała cicho, drepcząc za nim Sarah.
- Dla odmiany? - Powiedział bosman, a w trakcie małej wędrówki, wzrok Sarah zabłądził na mostek kapitański… skąd przyglądała im się Jess. Wzrok obu kobietek się spotkał na chwilę. Kapitan… dziwnie patrzyła.
- Okej… - Rzuciła pod nosem lekarka, nie chcąc teraz poruszać tematu kapitan, a gdy już znajdą się na osobności. Czuła jakiś niepokój, w związku ze wzrokiem Jess, mimo tego, że przecież ta już była naocznym świadkiem tego, co ich dwójka już robiła na statku.


- To co… jakbyś chciała? - Spytał bosman, szczerząc ząbki już pod pokładem, i powoli kładąc łapy na bioderkach lekarki.
- Trochę jestem wymęczona tą akcją z wężem… dobrze, jakbyś ty przejął inicjatywę… jak w ogóle masz na imię? - Zastanowiła się Sarah, która ciągle słyszała, że mówi się na niego bosman, ale chyba nie wyjawił jeszcze swoich personaliów swoim pasażerom na statku.
- A nie będziesz się… naśmiewała? - Czarnoskóry odwrócił do siebie Sarah tyłem, po czym do niej przylgnął swoim ciałem. Jedną dłonią zaczął ugniatać jej cycuszka, a drugą wodził po jej brzuszku. Zaczął również całować i kąsić jej szyję - Lamarcus… - Wymruczał.
- Czemu miałabym się naśmiewać? - Odparła lekarka, której robiło się coraz przyjemniej na skutek chciwego jej ciała męskiego dotyku, pieszczot, całusów. - Ładne imię… - Dodała, tyłeczkiem przyciskając się do jego krocza, chcąc poznać, czy już jego drąg stał na baczność. Powoli tak.
- Słodko pachniesz - Wychrypiał jej do uszka, po czym dłoń z brzuszka, ześlizgnęła się w dół, na spódniczkę, podciągnęła ją nieco w górę, i w końcu wtargnęła pod nią, a męskie, natarczywe paluchy, zaczęły masować muszelkę Sarah przez majteczki.
- Mrrr… - Zamruczała, po czym odwróciła się nieco w jego stronę, by natknąć się na jego usta i pocałować je namiętnie, co po chwili się udało, i wśród ostrych pocałunków, były nawet zabawy języczkiem. A palce bosmana pocierały majteczki, i nawet lekko przez nie wciskały się do środka ciałka lekarki.
Gdy ich usta się oderwały, Sarah zaczęła ściągać górę swojego ubrania, odpinając gorset i zrzucając z siebie bluzkę, by uwolnić swoje cycuszki do bezpośrednich pieszczot dla Lamarcusa.
- Ach… - Przy okazji cicho jęczała, gdy wielkie, acz zwinne palce bosmana sprawiały, że jej dziurka szybko wilgotniała, nabierając ochoty na więcej i więcej… odwrócił ją przodem do siebie, podziwiając przez chwilę nagie cycuszki. Spojrzał w twarz Sarah, uśmiechnął się, po czym wpakował dłoń już pod majteczki, przechodząc do bezpośredniego pieszczenia rozochoconej szparki. Druga dłoń wylądowała zaś na prawej piersi, którą zaczął ugniatać, a twarzą sam przysunął się do lewej, którą zaczął lizać i całować.
- Achh! - Głośniej jęknęła pod względem przede wszystkim palców dotykających jej mokrej cipeczki, ale i pieszczoty cycuszków były jeszcze przyjemniejsze. - Polubiłeś je, co? - Zachichotała, jedną dłoń kierując na jego głowę, którą zaczęłą gładzić po łysinie, a drugą dłonią, będąc w końcu przodem do niego, sięgnęła do jego krocza i przez ubranie masowała jego pałę.
- Mhhhmmm! - Mruknął zadowolony Lamarcus, ssąc jej suteczka, a palcami przeszedł już do bardzo intensywnych pieszczot rozpalonej cipeczki, wsuwając w nią nawet 2 z nich.
- Och… - Znów zajęczała Sarah, po czym zaczęła rozpinać koszulę bosmana, by również zadowolić swoje oko jego nagością.
- Zrobimy to… od tyłu? - Murzyn już bardzo przyspieszył pieszczoty dłonią między nogami Sarah, a jego penis wyraźnie nabrzmiał w spodniach.
- Od tyłu? - Lekko zdziwiła się lekarka. - W sensie… że mam być tyłem, czy… o drugą dziurkę ci chodzi? - Zapytała z lekkim chichotem.
- Co tylko zechcesz… - Murzyn błysnął ząbkami.
- Tego twojego bydlaka? - Sarah aż szerzej otworzyły się oczy na myśl, że coś tak wielkiego miałoby się władować w jej tyłeczek. - Może na razie… w cipkę, zwłaszcza, że tak dobrze mi już ją przygotowałeś… a nad tym drugim… zobaczymy… - Po uwolnieniu jego klatki, chwilkę ją sobie pomacała, po czym przeszła do zdejmowania spodni mężczyzny. Po chwili więc wyskoczyła z nich duża, dorodna czarna pała, którą w sumie Sarah już poznała… dogłębnie.
- Oj… - Mimo, że był to widok, który już widziała, poczuła znów nieco zaskoczenia wielkością penisa murzyna. Od razu złapała go w łapkę i zaczęła pieścić, a drugą złapała się jego silnej klatki. - Uwielbiam takie wielkie, czarne pały… - Dodała, oblizując lubieżnie usta i patrząc to na twarz bosmana, to na jego okaz, napawając się tym widokiem, póki nie będzie musiała się odwrócić.
- Obślintasz go chwilkę? - Spytał z wielką nadzieją w głosie.
- No… dobrze… - Odparła niby to niechętnie Sarah, chociaż reszta jej ciała zdawała się mówić coś przeciwnego. Nachyliła się w jego stronę i cmoknęła go w policzek, następnie łapiąc się mocno za jego boki i schodząc w dół. Całowała jego szyję, klatke, brzuch, aż będąc już nisko, przyklęknęła, by nabrać trochę śliny i delikatnie robiąc języczkiem rurkę, pozwalając jej spłynąć na dorodnego kutasa. Po tym zaczęła ją niespiesznie języczkiem rozsmarowywać po całej, imponującej powierzchni.
- Uch… - Bosman zadrżał na całym ciele, po czym pogładził głowę lekarki - Znasz się na tym… zassij, go, proszę…
- Skoro aż prosisz… - Joyce na moment odchyliła głowę, wzięła głęboki wdech, po czym nasunęła się ustami na wielką pałę, czując przyjemne, lekko rozpychające jej buźkę wypełnienie, po którym moment przesuwała swoimi usteczkami, aż w końcu zaczęła go ssać, lekko się po nim poruszając.
- Słoooodkaaaa - Wyjęczał bosman, rozkoszując się pieszczotami, nie trwało to jednak długo, gdy zaczął już zbyt mocno sapać. Chyba było mu wyjątkowo dobrze… za dobrze.
- Uuuuch! Może lepiej się odwróć, bo za chwilę będzie za późno? - Błysnął ząbkami.
- Hihi! - Zaśmiała się Sarah, opuszczając ustami wielką pałę. Następnie wyciągnęła w górę dłoń w geście sugerującym, że oczekuje pomocy Lamarcusa w powstaniu… który po chwili zrozumiał, i pomógł jej się podnieść. Pocałował ją znowu namiętnie, i złapał za cycuszka. Ta odwzajemniła pocałunek i chętnie przyciskała, przytulała się do męskiego ciała bosmana. Po pieszczotach, odwróciła się do niego tyłem, dłońmi opierając się o najbliższą beczkę i wypinając swoją dupkę w jego stronę.
- Słodki, biały tyłeczek… - Mruknął czarnoskóry, i aż go w cmoknął, i się zaśmiał, ale już po chwili stanął za Sarah, i zaczął pocierać czubkiem nabrzmiałej pały wejście do muszelki - Gotowa?
- A wyglądam, jakbym nie była? - Lekko powywijała tyłeczkiem na obie strony, ale tak, by główka kutasa dalej pieściła ją po cipce. Mogłaby mieć jakieś wątpliwości, ze względu na wielkość, ale w końcu całkiem niedawno już go miała, więc czego było się tu obawiać…
- Grzeczna dziewczynka - Mruknął bosman, i powoli w nią wszedł, rozpychając wrażliwe ścianki, i wsuwał się coraz głębiej, i głębiej, wśród cichego jęku zadowolenia.
- Ooooochh… - Jęknęła, czując leciutki ból, ale doskonale wiedziała, że to tylko na krótki momencik. - Cudowny kutas… achh… - Mocno trzymała się beczek, by wchodząca w nią pała mogła jak najlepiej nadziewać się na jej tyłek.
- Cudowna… cipka! - Wysapał czarny ogier, wbijając się już do samego dna, łapiąc mocno za bioderka Sarah, ale po chwili się nieco cofnął… i znowu naparł w przód, przy sapnięciu. Moment później powoli zaczął się w niej śmielej przesuwać, zaczynając już systematyczne posuwanie do przodu, i do tyłu.
- Ochhh taaaak… - Jęczała dalej lekarka, gdy coraz mocniej i szybciej poruszał się w niej duży, sztywny kutas. - Jaaak… ochh… dobrzee… - Wysławiała swoją coraz większą przyjemność, którą zapewne Lamarcus odczuwał także po tym, jak coraz bardziej mokre i wrażliwsze stawało się wnętrze jej szparki.
- Zaraz… zaraz… - Bosman poruszał się w niej coraz szybciej, a jego pała zaczęła wyczuwalnie drżeć w Sarah - Zaraz się… zleję…
- Och? Wytrzymaj… jeszcze… - Odpowiedziała Sarah, której było mocno przyjemnie, ale jeszcze nie na tyle, by czuć podobny stan, jak jej kochanek.
- Fuck! Fuck! Fuck! - Zaczął nagle kląć Lamarcus, i… strzelać naprzemiennie dłonią po pośladkach Sarah, cały czas posuwając ją w ostrym tempie.
- Aaachh! Aach! - Głośno jęczała w odpowiedzi Sarah, ale w sposób wskazujący na to, że odczuwała przyjemność z klepnięć w tyłek. - Jeeszcze… ach! Troszeczkęęęę… - Bardziej już piszczała, niż mówiła, ale skupiała się na tym, by również osiągnąć szczyt.
- Gaaaaah!! - Bosman zawył, i złapał znowu w obie dłonie bardzo mocno biodra kochanki, i zaczął już tak szybko ją rżnąć, iż wprost wydawało się to niemożliwe… i w końcu, wśród ostatniego, bardzo dogłębnego pchnięcia, i krzyku rozkoszy, chlusnął w nią gorącym nasieniem.
- O taaaaak…. La…. mar… cuuuuuuus! - Przeciągle jęknęła, gdy gorąca sperma wypełniła jej wnętrze, a sama poczuła, jak jej nogi miękną, jak traci kontrolę nad swoim tyłkiem, targanym kolejnymi skurczami i mieszaniną jej soków z jego nasieniem.
- Mmm… - Zamruczał spełniony bosman, i kilkukrotnie ucałował kark i szyjkę Sarah, również jeszcze parę razy się w niej poruszając, póki w końcu nie wypadł z zalanej muszelki coraz bardziej już miękkim penisem - Było świetnie…
- Mhmmm… - Przeciągle wymruczała Sarah, ale z ewidentnym zadowoleniem. Po chwili, gdy jej skurcze stały się słabsze i gdy wypadł z jej cipki penis mężczyzny, obróciła się i wtuliła się w jego ciało. - Chętnie poleżałabym chwilkę, przytulając się, ale tu chyba nie ma gdzie? - Rozejrzała się dookoła, ale bardziej liczyła na inicjatywę mężczyzny w tym zakresie.
- Uuuhhh… teges… to może gdzieś… na jakimś kocu? Gdzieś tu coś było… - Powiedział bosman, rozglądając się po ładowni, i chyba coś wypatrzył, wskazał bowiem jakiś kąt paluchem.
- To chodźmy tam. - Odpowiedziała z uśmiechem, licząc, że uda im się jeszcze spędzić trochę czasu w przyjemnej bliskości, a przy okazji miała zamiar jeszcze go trochę podpytać o jakieś rady względem poszukiwań Evelyn. Bosman klepnął ją w pupcię, i poszli… a jego nasienie wyciekało z majteczek Sarah, spływając po udach.
- Połóż się pierwszy… - Powiedziała, gdy rozłożył koc tak, by oboje w miarę się na nim pomieścili, po czym położyła się u jego boku, częściowo na nim, objęła i wtuliła się. - Całkiem niezłe tempo narzuciłeś w końcówce… nie dość, że silny, to i szybki jesteś… - Pochwaliła go, skubiąc go dłonią po męskiej klatce.
- No wiesz… - Lamarcus baaaardzo szeroko się uśmiechnął, mając połechtane ego - Jesteś super cipka, to to i też twoja zasługa…
- Hehe… cóż, tyle nas niebezpieczeństw może czekać, że trzeba korzystać z życia… - Wesoło odpowiedziała Sarah. - Niedługo zresztą chyba dotrzemy do celu i się rozstaniemy?
- No niestety tak… - Murzyn objął ją ramieniem, i nieco bardziej do siebie przytulił - No chyba, że cię porwę, i będziesz mooojaaa - Roześmiał się gardłowo.
- Och, chyba tamci tak łatwo mnie nie oddadzą, haha - zaśmiała się Sarah. - No i mi jednak zależy na odnalezieniu Evelyn… - Rzuciła, w mig poważniejąc.
- Biała europejka… i pewnie taka słodziutka jak ty? Na pewno się znajdzie - Mruknął bosman, leniwie wodząc dłonią po tyłeczku lekarki.
- Och, śliczniejsza ode mnie… - Odparła Sarah, wspominając Evelyn, uzupełniając to o zdjęcie, jakie pokazał im profesor Bloom. - Masz jakieś rady? Słyszałeś może o jakichś wykopaliskach, znasz jakieś grupy, które mogłyby ją porwać, czy coś, co mogłoby nas dodatkowo naprowadzić? - Mówiła, jednocześnie gładząc jego ciało, klatkę, brzuch, barki, bicepsy.
- Phhh… nie wiem. Co pewien czas tu się pojawiają różni tacy, profesory, doktory, i wielu czegoś szuka… kobietki też im towarzyszą. Więc serio, trudno coś powiedzieć… a sam to jej chyba nie widziałem - Powiedział Lamarcus.
- A coś o jakichś lokalnych watażkach wiesz może?
- Hmmm… - Zadumał się na chwilę jej czarnoskóry kochaś - W Tefé jest dwóch gości, co pomagają w takich wyprawach, organizując dla badaczy różne rzeczy… Jak ta Evelyn tu podróżowała, to jest duża szansa, że miała z którymś z nich kontakt.
- Wskażesz nam do nich drogę? - Zapytała, po czym dodała. - No i… znasz może jakieś legendy, jakieś szczególne opowieści o tutejszych wielkich skarbach, których nikt nie odnalazł? - Pomyślała, że jak Evelyn miała się czymś zająć i wręcz przepaść, to nad czymś naprawdę okazałym, a nie byle popierdółką. Może więc to też byłby jakiś trop.
- Jasne, mogę was do nich zaprowadzić… a co do skarbów, nie mam pojęcia, nie interesowałem się tym. Jakieś tam stare ruiny w dżungli wszędzie są, dawne cywilizacje, i takie tam… - Bosman drgnął ramieniem, dając znać, że jemu takie tematy obojętne?
- A Jess albo Jimmy? - Nieco bardziej się na niego wspięła i położyła cycuszkami na jego klatce.
- Też ich to nie interesuje… my bardziej prości ludzie, robiący proste interesy - Lamarcus pokazał jej jęzor.
- Oj tam, prości… - Wtuliła się w klatkę mężczyzny i zaczęła go lizać po umięśnionej klatce, w okolicach męskiego sutka. - Nawet jakaś legenda z dzieciństwa ci się nie przypomina? - Zapytała, po czym wróciła do wcześniejszej czynności.
- A bo to… - Zaczął bosman.

"Tuut!-tuut-tuut!"

Statek nagle zabuczał, a bosman się cały spiął.
- Coś się dzieje! - Powiedział czarnoskóry.
- Oj… - Lekko zawiedziona Sarah podniosła główkę znad bosmana, jako że miała ochotę na jeszcze coś, po swoim odpytywaniu mężczyzny. - Czy… po prostu docieramy do portu, czy… coś poważniejszego?
- Trzy krótkie sygnały, mam ruszyć dupę, i to natychmiast - Lamarcus zaczął… spychać z siebie Sarah - Ani niebezpieczeństwo, ani wpłynięcie do portu, kij wie!
- Może zazdrosna kapitan? - Zaśmiała się Sarah na to, co przyszło jej do głowy. Rozumiała jednak, że bosman musi się pospieszyć, więc odsunęła się. Nie mając zresztą wyjścia, sama poszła po swoje ubrania, by je założyć i wyjść na górę, by sprawdzić, co się dzieje. Bosman uwinął się o wiele szybciej, niż ona, i poleciał na pokład…

Gdy zaś zjawiła się tam w końcu i Sarah, Lamarcus już był po krótkiej rozmowie z kapitan.
- Ktoś nas śledzi, pilnuj się - Powiedział bosman, maszerując niby nic, na rufę statku z karabinem przewieszonym przez ramię.

A na Sarah… zagwizdała na palcach sama Jess, przywołując ją do siebie, na mostek kapitański na pierwszym pięterku, nawet i kiwaniem palca. Lekarka, zdając sobie sprawę, że to “Jess” rządziła na statku, podeszła do niej z pytającym wzrokiem. Kapitan zaś, przy sterze "Venture", z papierosem w ustach, najpierw ją sobie jakoś tak dziwnie obejrzała z góry do dołu…
- O co chodzi, pani kapitan? - Zapytała Sarah, dziwiąc się zachowaniu kobiety. Czyżby podejrzewała, że ktoś ich śledził… przez nią? Przecież wioskowi nie mogli tak szybko dać znać piratom o ich obecności, by już mogli być na tak małą odległość.
- Powiedz mi, co za nami widzisz, a ja powiem, co ja widzę… - Odezwała się dziwacznie kapitan, mając chyba na myśli owego kogoś, kto za nimi płynął.
- Umm… - Sarah zerknęła we wskazaną stronę, chwilę się przyglądając i na bieżąco komentując, co widzi. - Chyba… jakiś kuter? Mniejszy od naszego statku, wydaje się, że płynie za nami. Chyba… dwie osoby chodzą po pokładzie, ale… nie widzę u nich broni? - Niepewnie zakończyła lekarka, na moment zerkając na kapitan.
- Czyli jestem za nerwowa? - Parsknęła kapitan, cały czas patrząc jedynie w przód, w stronę dziobu kierowanej przez nią łajby - Może i fałszywy alarm…
- Ja… może i coś tam widzę, ale nie mam wiedzy, by ocenić, czy… to zagrożenie… - Mówiła niepewnie, czując się dość dziwnie w towarzystwie kapitan. - W ocenie, czy są groźni, wolałabym się zdać na intuicję pani kapitan…
- Ja za to pewne rzeczy dobrze widzę - Jess zerknęła na moment na lekarkę, i krzywo się uśmiechnęła - Poczochrane włosy.. zmiętolone ubranie… głupi uśmieszek na ryju bosmana…
- Chyba… nic w tym złego? - Jakoś odruchowo Sarah zaczęła nieco poprawiać swój ubiór na sugestię, że tak ewidentnie widać jego niedoskonałości.
- No nie wiem… - Powiedziała kapitan - Przejmij na chwilę ster, po prostu trzymaj prosto i tyle, ja zerknę w tył.
- Chyba… wie pani kapitan, co robi? - Zapytała, jakby upewniając się, ale nie czekała na uzyskanie odpowiedzi, i chwyciła za ster, choć ze sporą obawą. Jess w tym czasie zrobiła dwa kroki w bok, częściowo wychodząc ze sterówki, i paliła sobie dalej papierosa, nie patrząc bezpośrednio w tył, a jedynie nieco zerkając. A Sarah zaczęły się pocić rączki na sterze statku…
- Pani kapitan jest pewna… że to bezpieczne? Ja nigdy… nie sterowałam… - Dodała lekarka, widząc, że zachowanie Jess nie zgadzało się z tym, co zapowiedziała.
- A wiesz, że Amazonka ma w wielu miejscach głębokość nawet 100 metrów? To niezwykłe, jak na rzekę, co? - Kapitan pstryknęła papierosem za burtę, i w końcu wróciła do sterówki… stając za Sarah.
- T-tak, w moim rodzinnym Londynie, Tamiza ma chyba najwyżej… piętnaście? Dwadzieścia? Sto… to bardzo dużo… - Niepewnie zarówno trzymała ster, jak i odpowiadała Joyce.
- Widzę też, że chyba masz naturalny talent… - Dłonie kapitan spoczęły na biodrach Sarah, a sama Jess mocno się do niej przybliżyła od tyłu - …do wprawnego obsługiwania… dużych rzeczy? - Szepnęła jej w uszko, drwiącym tonem.
- No… jestem lekarką, zręczne ręce są dość istotne w takim zawodzie… - Sarah domyślała się, że chodziło raczej o bosmana, ale wolała sama tego wprost nie mówić…

Dłonie Jess potarły bioderka Sarah przez spódniczkę… trochę ją podnosząc w górę.
- Wiesz o tym, że ci uda błyszczą od… "lukierku"? - Szepnęła jej znowu do uszka kapitan, po czym parsknęła.
- Po… nagłym sygnale, nie zdążyłam się umyć, ubierając się… - Odparła Sarah. - No chyba dobrze wiesz, co robiliśmy z Lamarcusem? - Dodała, licząc, że może przyznanie się ukontentuje Jess i zaprzestanie dalszego… molestowania.
- Same z wami kłopoty - Powiedziała kapitan, i zagarnęła kosmyki włosów lekarki za jej uszko… które lekko ugryzła - I co teraz? - Dodała.
- On… on mówił, że on z wieloma… nie wiedziałam, że on jest… twój? - Zaczęła się tłumaczyć ze swoich intymnych kontaktów. - Gdybym wiedziała, to bym się za niego nie zabierała… nie powiedział mi…
- Kiedyś tak… ale wiesz jak to jest… faceci wszystko powiedzą, byle… no wiesz… - Jess przejechała dłońmi po ramionach Sarah, a potem po jej pleckach, wzdłuż kręgosłupa, schodząc coraz niżej, i niżej - Ale nie denerwuj się mała… nie wyrzucę cię za burtę! - Dodała kapitan, i roześmiała się.
- Umm… może już… przejmiesz ster? - Wyburkała mocno speszona Sarah, ale rzeczywiście nie chcąca puścić steru. - Zrozumiałam, że mam… zostawić bosmana.
- Byłoby miło… - Mruknęła Jess, a jej dłonie dotarły do tyłeczka lekarki. Statek zaś zaczął nieco skręcać w prawo(na sterburtę), trochę powoli gubiąc środek rzeki. Do brzegu było jeszcze lekko z 50 metrów, ale w oczach Sarah pojawił się strach(?).
- Pani Ka… Kapitan? - Lekko zrozpaczonym głosem zawołała Sarah, o ile dotykanie jej tyłka jeszcze mogła jakoś znieść, rozumiejąc, że to kara za intymność z Lamarcusem, tak obawa o to, jak płynął statek była dużo większa. - Statek… zaczyna skręcać?

A Jess się głośno roześmiała.

- Proszę… - Wychrypiała już z łezką w oku Sarah, mocno zestresowana całą sytuacją.
- No już, już, nie panikuj… - Jess wślizgnęła swoje łapki pod pachami Sarah, i nieco poruszyła sterem w lewo - Przecież to łatwe…
- Czy… coś jeszcze ode mnie chcesz? - Zapytała, po tym jak niby lekko odetchnęła, ale dalej czuła się daleko od komfortu.
- Jak tak pytasz, to… - Zaczęła kapitan, i nagle jak coś niemiłosiernie huknęło, statkiem okropnie zatrzęsło, a po jego lewej stronie(bakburcie), rozległ się potworny, metaliczny zgrzyt, od którego aż zabolały zęby.
 
Jenny jest offline  
Stary 08-02-2023, 07:48   #109
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Rzeka Amazonka, Brazylia.
28 czerwiec, 1930 rok.
Sobota, około 14:00.

Jeden z wielu stateczków, pływających po amazonce, okazał się jednak być wrogą jednostką, i to właśnie obsadzoną przez kolejnych, rzecznych piratów, którzy pałali zemstą, za swoich zabitych kumpli… i odnaleźli "Venture", o wiele szybciej, niż przypuszczała to kapitan Jess, i chyba i wszyscy inni.


"Kuter" przyrżnął od boku w swój cel, po czym zaczął szorować bokiem o bok, wśród masy okropnych zgrzytów. Co prawda, szkód nie było za dużo, ale zdecydowanie spychał nieco większą łajbę w kierunku brzegu i płycizny, a na pokładzie pojawili się uzbrojeni piraci, otwierający ogień, i szykujący się do abordażu!

- Nie cierpię mieć racji - Fuknęła Jess, zbierając się z podłogi sterówki, po tym jak w nich przywalono… podczas gdy Sarah, która jakoś utrzymała równowagę, dzielnie nadal mocno ściskała w łapkach ster, znowu trochę już panikując.

Skrzynka z granatami również się przewróciła, a kilka z nich z niej nawet się wysypało.

- Na ziemię!! - Krzyknęła nagle kapitan, po czym doskoczyła do lekarki, łapiąc ją w pasie, i przewaliła w bok. W tym momencie wredni piraci posłali krótką serię z jakiegoś automatycznego karabinu po sterówce, dziurawiąc jej drewniane ściany… było blisko.
- Strzelaj w ich sterówkę! - Krzyknęła Jess, wciskając Sarah rewolwer w dłoń, a sama złapała za ster, by jakoś chyba kontrować spychanie "Venture", i ogólnie, nadal panować nad własnym statkiem - Strzelaj po ich sterówce, nawet na ślepo! Wal po oknach, może kogoś trafisz!


~

Mathew, jak zwykle siedzący na swojej skrzyneczce na pokładzie, dumał nad rozpiską przeżytych już sytuacji, powoli nawet je już spisując… gdy coś okropnie walnęło, statkiem zarzuciło, a on sam spadł ze swojego siedziska. Mrugając oczami w niedowierzaniu, obserwował, jak burta w burtę, jakaś inna jednostka, zaczyna zbytnio się spoufalać z "Venture", i padły też pierwsze strzały! A więc piracka zemsta! To już, tak szybko, w biały dzień, i niemal już przed samym Tefé!


~

Ebenezer, szykujący się pod pokładem do wyjścia w miasto, poczuł jak statkiem mocno trzepnęło, i rozległy się nieprzyjemne zgrzyty… metalu o metal? Czyżby w coś przywalili?? Czy może… dobrze, że się nie golił, jeszcze poderżnąłby sobie gardło!!

Strzały! Liczne strzały, i krzyki.

Piraci.

Atak.

Innej możliwości nie było.


~

Daniel przebywał akurat w kambuzie, szykując coś na obiad. Nikomu jakoś się do tego zadania nie spieszyło, a skoro już była w sumie pora… po walnięciu, utrzymał równowagę, i nie przewrócił się. Podobnie było, na szczęście, z garami na palenisku.

Wiele zaś rozbrzmiewających strzałów, zdecydowanie oznaczało, natychmiastowe zakończenie wszelakiego kucharzenia!


Kilku drabów strzelało ze swojej łajby, do osób na pokładzie "Venture". Bosman na rufie już odpowiadał ogniem, paru innych gnojków przeskakiwało z pokładu na pokład, dokonując abordażu.

Koniec sielanki, czas poważnych kłopotów.

Walka na śmierć i życie, z miejscowymi szukowinami, na statkach płynących amazonką!







***
Komentarze później.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline  
Stary 11-02-2023, 15:13   #110
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Przez ułamek chwili Daniel był przekonany, że z kimś się zderzyli, dalszy przebieg wypadków szybko wyprowadził go z błędu.
Piraci? W środku dnia?
Daniel nie mógł uwierzyć w takie łamanie wszystkich zasad logicznego ataku. A nie dość, że tamci przyleźli niezaproszeni, to jeszcze przeszkodzili mu w szykowaniu obiadu.... Chamy niemyte...
Szybko zestawił garnek z ognia, wyciągnął z kabury pistolet i uchylił drzwi kambuza. A potem zaczął strzelać do pirata, który stał na rufie wrogiej jednostki.
Sarah była przestraszona atakiem piratów, ale jako lekarka musiała już nie raz radzić sobie ze stresem. Przede wszystkim skupiała się na poleceniach jej wydawanych od bardziej doświadczonych w swoim fachu osób. Dlatego zgodnie z poleceniem Kapitan, zaczęła strzelać w stronę sterówki wrogiego statku, zgodnie z tym, czego nauczyła się już od bardziej doświadczonych poszukiwaczy przygód, podejrzewając, że chodzi o ich odcięcie od ewentualnej pomocy reszcie, nawet, jeśli nikogo z dwóch będących tam piratów nie uda jej się trafić.
Wielebny szykował się żeby wyjść do miasta, gdy dopłyną już do Tefe, rozpytać dokładniej o Evelyn. Z tego co zdążył usłyszeć w wiosce, gdzie ratowali dziecko pożarte przez węża, podobno pojawiła się jakaś biała kobieta… o dość kiepskiej reputacji… Zdałoby się uszczegółowić te informacje. Przygotowania zostały jednak brutalnie przerwane. Coś przywaliło w statek! Ebenezer uśmiechnął się złośliwie gdy usłyszał strzały. Piraci! Zawsze lubił dobrą nawalankę. Wolał wprawdzie na pięści, ale odesłać kolejnych kilku psubratów do ich pana w piekle? Czemu by nie! Pastor doskoczył do drzwi kabiny, przykucnął schowany za framugą i wygarnął z winchestera do pirata stojącego na rufie ichniej krypy.
Reporter uznał, że miał sporego farta. Wywalił się właśnie za skrzynki, które trochę osłaniały go przed piratami. Oni byli zaś na widelczyku. Dosłownie. Uniósł więc broń i strzelił do tego, co wyskoczył przez burtę lądując na swoje nogi, jako na niebezpieczniejszego skurczysyna. Ten co się wywalił skacząc przez burtę, pewnie chwili potrzebował, ażeby stać się groźnym. Nie mówiąc, że gdyby próbował strzelać leżąc, skrzynki mocno przeszkadzałyby mu osłaniając część sylwetki Mathew. Raczej naturalnym wtedy odruchem jest poderwanie się, zaś ten stojący już był groźny oraz tak sympatycznie się nastawił. Reporter zrobił buuuum.

Daniel strzelił… niecelnie, i zaciął mu się pistolet, ale umiał go natychmiast odblokować. Strzelił znowu, do typka chowającego się za burtą… niecelnie, i znowu mu się zaciął Colt. Co się kurwa działo z jego bronią??

Sarah wypaliła trzy razy z rewolweru do pirata w sterówce mniejszego statku… i chyba go trafiła! Ale pewna nie była…

Ebenezer trafił gościa w ramię, a potem poprawił w tors, i pirat padł definitywnie martwy.

Mathew strzelił dwa razy do przeskakującego między burtami typka, i to po jego klacie. Na deski padł trup.

~

Pirat, który się wcześniej wywalił, w końcu podniósł, i na jednym kolanie, oddał 2 strzały z rewolweru do Mathew. A skrzyneczka, na jakiej wcześniej siedział reporter, zbyt wielką osłoną nie była. Pierwsza kula przeleciała blisko jego ciała, druga… aaahhh! Prawe ucho!! A pieprzony pirat już się podrywał do biegu, pewnie mając zamiar i w jego trakcie, dalej strzelać. No i miał w lewej łapie cholerną maczetę.

Typek blisko niego, zaczął zaś strzelać do Iris, ale detektyw chowała się za dwoma beczkami, będąc jeszcze chwilowo bezpieczna…

Ktoś z wnętrza wrogiej łajby, z tylnych kabin, strzelił do Sarah! Dziewczyna oberwała w lewą rękę, i aż krzyknęła z bólu. Była to jednak bardzo powierzchowna rana.

~

Iris wywaliła serię z Thompsona do pirata, który brał ją sobie na cel, ale wszystko poszło po burtach…

Z włazu tuż na dziobie "Venture", wspinając się po drabinie, wychylił się John Grant, waląc ile wlezie z pistoletu, po czym podbiegł do Iris, by ją tam wspierać.

~

- Żyjesz mała, nie becz! - Krzyknęła kapitan do lekarki, po czym, cały czas pochylona przy sterze, i jako tako nadal kontrolując statek… kopnęła w stronę Sarah dwa granaty, które kulały się po podłodze - Tym ich poczęstuj!

Lekarka jednak, chwilowo zajęta własną raną, i bólem, nie zareagowała natychmiast, i jeden z granatów wykulał się ze sterówki przez drzwi, i spadł z pięterka na dół, właściwie to pod nogi Ebenezera… do którego celował z rewolweru pirat, który właśnie wyszedł z kabin na drugiej łajbie!
 
Kerm jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:57.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172