Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 10-09-2022, 08:12   #11
 
Jenny's Avatar
 
Reputacja: 1 Jenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputację
Mimo urodzenia się na wyspach Sarah niewiele podróżowała statkami. Większość życia spędziła w rodzinnym kraju, poza już wspomnianą na zapoznaniu z innymi wyprawą, miała może jakieś pojedyncze podróże statkiem. Ale nigdy aż takim. Nogi lekko się pod nią ugięły, gdy zobaczyła jego ogrom. A na dodatek luksusy, jakie zapewniała im pierwsza klasa… Jej rodzina pochodziła z wyższej klasy w Wielkiej Brytanii, w końcu była to lekarska rodzina. Szczególnie za życia z rodzicami żyła na wysokim poziomie, jednak nie miało to żadnego porównania z tym, co widziała teraz na statku. Chłonęła wzrokiem wszystkie możliwości, jakie w trakcie podróży dawał im ogromny statek. Profesor Bloom, jak to miał w zwyczaju, nie zamierzał na nich oszczędzać.

Skupić jednak w pierwszej kolejności musiała się na swojej kajucie, żeby nie biegać wszędzie z walizkami. Obsługa bardzo sprawnie działała i pomagała, na co Sarah starała się chętnie obdarzać ich uśmiechem i miłymi słowami, czego, jak widziała, nie zawsze można było się spodziewać po zblazowanej wyższej klasie. Dotarła razem z Iris do kajuty, gdzie biorąc kilka oddechów, chwilę miała zamiar odpocząć przed dalszym zwiedzaniem statku.

- Jeśli nie masz nic przeciw, zajęłabym łóżko… koję, obok zlewu, dobrze? - Powiedziała Iris, rozstawiając swoje walizy to tu, to tam. A Sarah zauważyła, iż wśród tobołków detektyw, był i… futerał skrzypiec?
- Jasne! - Odpowiedziała miło Sarah. Chociaż sama uznawała zlew za sprzyjające miejsce, które warto mieć blisko, tak… dobrze to też świadczyło o Iris, jeśli wolała mieć go w pobliżu. Sama zajęta rozkładaniem swoich rzeczy po drugiej stronie, dopiero po chwili zauważyła futerał na instrument. - To skrzypce? Jesteś też artystką? - Zapytała ze szczerą ciekawością.
- Umm, no nie bardzo… ja… trochę inaczej "gram" - Parsknęła Iris - Chcesz zobaczyć? - Sięgnęła po futerał.
- Chcę, pokaż! - Odparła Sarah z jeszcze większą ciekawością.

Iris położyła więc futerał na łóżku, po czym go otworzyła z lisim uśmieszkiem…


Karabinek Thompson, ze zwykłym magazynkiem, ale i z większym, okrągłym…
- Uhh… Chyba jednak nie chciałam wiedzieć… - Lekko skrzywiła się Sarah. - To znaczy wiem, po co płyniemy i wiem, że to… pewnie może być potrzebne, ale… jako przedstawicielka mojego fachu, pewnie domyślasz się, że nie lubię narzędzi, które lubią mi przysparzać sporo nieprzyjemnej pracy…

Iris spojrzała na nią lekko zaskoczona.
- W tej dżungli, czy i w drodze do niej, różnie to może być… nie będziemy już na salonach moja droga. Jeśli nie tubylcy, to chociażby jakiś jaguar, albo coś, może nam przysporzyć kłopotów, chyba rozumiesz? - Zatrzasnęła futerał, aż chyba Sarah drgnęła - Więc… jak to się mówi… "lepiej dmuchać na zimne"?
- Wiem, wiem… przecież po to tam z wami płynę, żeby zadbać o to, by was spotkały możliwie najmniejsze skutki tego, co może tam zaatakować… - Wytłumaczyła spokojnie Sarah. - Tylko chciałam wyjaśnić, że z mojej strony nie oczekuj ekscytacji, gdy widzę broń.
- Chciałaś wiedzieć co tam jest, pokazałam - Iris wzruszyła ramionami, po czym schowała futerał z bronią pod łóżko. Spojrzała na Sarah, uśmiechnęła się, po czym zaczęła dalsze wypakowywanie drobnostek.
- A co cię… ekscytuje? Choćby… starsi mężczyźni? - Zerknęła na dziewczynę, z kryjącym się na ustach uśmieszkiem.
- No tak, pani detektyw… tego mogłam się spodziewać, że będziesz wszystko wiedzieć… - Spojrzała na nią z udawaną złością. - Nie, nie chodzi o starszych mężczyzn, a o interesujących mężczyzn. Inteligentnych, mądrych, z klasą, wiedzących, czego chce kobieta. A profesor Bloom… fascynował mnie pod tym kątem już od czasu, gdy byłam nastolatką.
- Udam, że rozumiem, i pokiwam mądrze głową - Powiedziała Iris, i tak zrobiła, a potem mrugnęła do Sarah, i głośno się roześmiała - Kto co lubi… nie moja sprawa.
- Z reguły wolę młodych, przystojnych facetów, profesor Bloom jest raczej wyjątkiem od tej reguły. - Wzruszyła teraz ramionami Sarah. - A sama jakich lubisz? - Zapytała, przerywając na chwilę wypakowywanie, by usiąść na swoim łóżku i wpatrywała się w Iris, czekając na odpowiedź…. pani detektyw również usiadła na swoim łóżku, po czym rozpięła kozaki, i je ściągnęła. Kilka razy poruszyła palcami stóp w rajstopach, i odetchnęła z ulgą… wyciągnęła papierosa, i spojrzała na rozmówczynię.
- Brzydkich i garbatych! - Powiedziała, i po sekundzie ciszy, znowu głośno się roześmiała.
- Ej no! - Sarah uderzyła wierzchami dłoni o łóżko, w lekkim geście złości. - Ty mnie szpiegujesz i dowiadujesz się, z kim śpię, po czym nawet po jednej sytuacji mnie od razu oceniasz, to chyba mogłabyś się zrewanżować i powiedzieć coś o sobie!
- Ja cię szpieguję?? No wiesz co… wypraszam sobie! - Pokazała jej w żartach język - Tylko ślepy by nie zauważył, jak na siebie patrzycie, i jak profesor całuje twoje rączki… Cmok! Cmok! - Iris naśladowała całowanie owej rączki, szczerząc ząbki. Następnie wstała z łóżka, i przeszła się te parę kroczków do okrągłego okienka w burcie. Otworzyła bulaj, po czym wsadziła papierosa w usta… i spojrzała na Sarah - Masz coś przeciw? - Spytała, trzymając już w dłoni zapałki.
- Nie, sama czasem popalam fajkę… - Sarah zerknęła po swoich rzeczach, chcąc ją nawet pokazać, ale w obecnym rozgardiaszu nie wiedziała już, gdzie co trzyma. - A co do profesora Blooma, to skoro tak zazdrościsz, to myślę, że ze swoimi atutami, sama nie miałabyś problemu się z nim… zbliżyć. - Dodała z uśmieszkiem pani doktor.
- Ja zazdroszczę? Oj moja droga… on zupełnie nie w moim typie… - Iris pokręciła głową, i w końcu odpaliła papierosa. Dwa razy się zaciągnęła, raz nawet wypuszczając dym nosem. Przez chwilę wpatrywała się przez bulaj, a później przeniosła wzrok na Sarah. Uśmiechnęła się - Starsi panowie mnie nie interesują… młodzi też nie. Młode byczki, to w sumie… byczki. Mają fiu-bździu w głowie, i tyle. Można z takim się nieźle zabawić, owszem, ale im dłużej takiego słucham… tym bardziej mam ochotę kopnąć go między nogi - Parsknęła - Więc w sumie… to tak wygląda z mojej strony. Wolę… "średniaków", wiekowo. A co do wyglądu, no wiadomo, mało jaka poleci na… Quasimodo - Znowu się głośno roześmiała.
- I tak się wszystko sprowadza do indywidualnej oceny danego faceta, czy się nadaje… trudno generalizować. - Sarah uśmiechnęła się do Iris, następnie kładąc się plecami na łóżku, zakładając ręce za głową. - A czasem też warto spróbować czegoś, co się wydaje poza… swoimi dotychczasowymi zainteresowaniami. Różnie bywa, czasem… można się pozytywnie zaskoczyć.
- Nie lubię zmian, nie lubię… niespodzianek - Iris się krzywo uśmiechnęła - W moim fachu, to spory problem, ale staram się… dostosować… do sytuacji - Znowu kilka razy się zaciągnęła papierosem, po czym przyglądała Sarah - Masz jakieś wystawne kiecki? Niedługo pora obiadowa…
- Myślisz, żeby już na obiad się… odstawiać? - Zdziwiła się lekko Sarah, podnosząc się do pozycji siedzącej. - Coś by się u mnie znalazło, choć… do końca nie jestem pewna, czy będą pasować do tego luksusu… jako początkująca lekarka, wcale aż tak dużo nie zarabiałam dotychczas… - Mówiła dziewczyna lekko zmartwionym głosem, sięgając do największej swojej walizki, gdzie znajdowały się przede wszystkim ubrania.
- Och! Będzie pokaz mody?! - Iris zaśmiała się, po czym wyrzuciła kiepa przez okienko, i potuptała do swojego łóżka, i na nim usiadła po turecku - No pokazuj, pokazuj! - Ponagliła dłonią Sarah, wśród śmiechów.
- Przestań! - Burknęła Sarah, lekko speszona śmiechami Iris, odstawiając także na bok swoją torbę. - Ja ci tu się zwierzam, a ty mi tu ze śmiechem… To najpierw sama pokaż, co planowałaś, bo zresztą to ty zaczęłaś temat.
- Oł… ooooł! Najmocniej szanowną towarzyszkę przepraszam! - Powiedziała pani detektyw, zeskakując z posłania, i lekko przed nią dygnęła - Nie wiedziałam, iż… moje śmiechy są nie na miejscu - Przez sekundkę znowu gdzieś tam w kąciku jej ust mignął język.
- Ja tam nigdy na wielkich salonach nie byłam, więc i takich… kreacji ze sobą nie mam, co najwyżej… moooment… - Iris zaczęła grzebać po walizie.


- Nic innego nie mam… - Tym razem, to ona, zrobiła nieco markotną minę… i znowu pokazała jej język - No chyba, że w tym co mam na sobie…
- Eee… serio? To mnie o kiecki pytasz, a sama tak… - Sarah powróciła do przeglądania swojej walizki. - Ja myślałam nad czymś… takim?


- Ładna, ładna, tak - Iris pokiwała głową - Pasuje do snobów i pory obiadowej! - Zaśmiała się - W końcu jedna z nas powinna wyglądać porządnie…
- Jeśli chcesz, to mam jeszcze jedną, ale… - Sarah spojrzała na piersi Iris, później na swoje i ponownie na jej. - Ale nie wiem, czy się do niej zmieścisz tymi… sporymi okazami. - Zachichotała Sarah. A tym razem detektyw spojrzała na swój biust, potem na lekareczki, i znowu na swój.
- No wiesz co?? - Niby fuknęła… i prosto w buźkę Sarah poleciała przez kabinę poduszka. Iris też zachichotała.
- Ał! - Wesoło zakrzyknęła Sarah, po czym sięgnęła po rzucony w nią przedmiot. - Rozumiem, że uznałaś, że masz już za dużo… poduszek, haha! - Zaśmiała się, na razie nie odrzucając jej powrotnie poduszki.
- No to... ten… pokażesz tą kieckę? - Zaciekawiła się Iris.
- Emm… - Sarah znowu sięgnęła do walizki i zaczęła w niej szperać, ale uważała też, by coś, co nie chciała, by z niej przypadkiem nie wypadło. W końcu wyciągnęła czerwone zawiniątko, które rozłożyła przed Iris. - Mam jeszcze taką…


- Oj nie, nie, nie… - Iris aż pokiwała przecząco paluszkiem w stronę Sarah - Nie… a na pewno nie na trzeźwo! - Dodała, trochę z nerwowym śmiechem.
- To… może… - Sarah zerknęła w stronę mini-saloniku. - Jak dużo potrzebujesz, żeby nie być trzeźwa? - Wyszczerzyła teraz ząbki Sarah do Iris.
- Chcesz mojego "skandalicznego" zachowania już w pierwszy dzień rejsu? - Iris zatrzepotała niewinnie rzęskami.
- Oj tam od razu skandalicznego! - Zachichotała Sarah. - To, że w tej sukieneczce będziesz wyglądać bardzo seksownie, to jeszcze żaden skandal… pytanie, co zrobisz z tym dalej…. - Zaśmiała się już mocniej lekarka.
- Oj no nie wiem… - Powiedziała Iris z nerwowym uśmieszkiem - Ja chyba jednak spasuję… może wieczorem… na jakieś tańce? - Uśmiechnęła się weselej.
- Tańce? Czyli jednak jesteś trochę rozrywkowa. - Uśmiechnęła się lekko szyderczo Sarah. - Do niczego nie chcę zmuszać, ale wiesz… pierwsze wrażenie jest ważne. Jak cię na początku zapamiętają jako… no w tym stroju, jaki pokazałaś, to później ciężko będzie odwrócić to wrażenie.
- A co mnie wrażenie… - Skrzywiła się Iris, i chyba podjęła ostateczną decyzję - Dobra, idę w garniturze! Może później, wieczorem, albo coś… jak mi ją pożyczysz. Jak nie… też przeżyję! - Detektyw lekko się uśmiechnęła.
- Dziwne… pomyślałabym, że w swoim fachu wiesz, jak najlepiej wyciągnąć informacje. A chyba nie ma bardziej chętnych do rozmowy facetów, niż takich, którym… bardzo podoba się osoba, z którą rozmawiają. - Zachichotała Sarah.
- Mylisz moją pracę, z przebywaniem na statku jako pasażer, wśród snobów… jakie ja mam od nich wyciągać informacje, i po co? - W żadne szantażyki dla zabicia czasu się nie bawię… - Iris wzruszyła ramionami, po czym wróciła do rozpakowywania swoich tobołów, zerkała jednak co chwilę na Sarah…
- Kto wie, nigdy nie wiesz… jeśli te “snoby” płyną w podobną stronę do nas… może ktoś coś zasłyszał? Może ktoś wie coś cennego? Nigdy nie wiadomo. - Westchnęła lekarka. - Oczywiście nie chcę cię pouczać co do tego, jak się wykonuje twój zawód. Sama po prostu myślę, że słodziutko i ślicznie byś w tej sukience wyglądała.
- Eheeem… - Mruknęła Iris, bez większego przekonania, ale i po chwili dodała wesołym tonem - To szykuj się moja droga! Piękna i pachnąca będziesz na obiadku, i to ty przyciągniesz wszystkie spojrzenia, haha!
- Taka jesteś? - Odparła oburzona Sarah. - Skarzesz mnie na to, nie przejmiesz trochę ich na siebie? - Z uśmiechem wyciągnęła przed siebie czerwoną sukienkę, jakby oceniając, jak ona będzie wyglądać na Iris.
- Uparta jak osioł… - Mruknęła Iris - Owszem, przejmę. W garniturze. Zobaczysz.
- No tak, wielu pewnie lubi takie zimne, niedostępne, przynajmniej na pozór… - Wystawiła języczek lekarka. - Jeśli wolisz takich… twój wybór.
- Nie każda jest taka gorrrrrrąca jak ty? - Iris zamruczała przeciągając owe "r", po czym parsknęła.
- To uważaj, żeby twoje jedzenie nie zamarzło, nim trafi do żołądka… to niezdrowe. - Odpowiedziała kiwiąc głową Sarah, przy okazji rzucając od niechcenia swoją czerwoną kieckę na łóżko Iris.
 
Jenny jest offline  
Stary 10-09-2022, 14:48   #12
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Noc w domostwie profesora upłynęła Danielowi może nie spokojnie, ale za to bardzo przyjemnie i wyglądało na to, że dotrzymująca mu towarzystwa Kate miała podobne odczucia.
A sen? Wszak można przyjemniej spędzać czas, a odespać wszystko później. W końcu czekał ich rejs statkiem, a tam z pewnością znajdzie się okazja na odrobienie nocnych godzin, których Daniel nigdy życiu nie nazwałby straconymi.

* * *

Los (jeśli profesor nie oszukiwał, a to mu się niekiedy zdarzało) "połączył" Daniela i Mathew, czyniąc ich lokatorami jednej kajuty. Co prawda Daniel wolałby jedynkę, ale z braku laku... I tak Mathew zdał mu się lepszym współlokatorem niż fanatyczny "kuzyn". Z drugiej strony... Mathew zdawał się nie być zainteresowanym sprowadzeniem sobie kogoś do kajuty, ale była szansa, że okaże się bardziej tolerancyjny niż Ebenezer.

Po rozpakowaniu się Daniel, podobnie jak Mathew, wybrał się na zwiedzanie statku. Na szczęście jego "londyński" garnitur spełniał jako tako wymagania pierwszej klasy i Daniel nie był skazany na podejrzliwe spojrzenia pasażerów i członków załogi.
Cóż... "Olympic" to nie Manaus, gdzie wypchana sakiewka przemawiała do wszystkich bardziej, niż elegancki garnitur. Tu trzeba było mieć i kasę, i klasę.
A przynajmniej na to wyglądać.

Daniel płynął już kiedyś tym statkiem, do Europy, ale wtedy nosił on nazwę nieco inną - "HMT Olympic". No i warunki były całkiem inne, bowiem armia zwykle nie przewoziła swych żołnierzy wśród atłasów czy pluszu. No i nijak nie dawało się zauważyć na pokładach ani eleganckich garniturów, ani olśniewających kreacji pań.
Ale i tak miał lepiej, niż szare żołnierskie masy, stłoczone na najniższych pokładach. Co prawda admiralskiej kajuty nie zajmował, ale tylko sześć osób w kajucie i otwierany iluminator... Prawdziwy luksus.

Obecnie RMS Olympic w niczym nie przypominał swej transportowej wersji. Teraz był statkiem wspaniałym, a pasażerowie - przynajmniej ci z pierwszej klasy - należeli do wybrańców losu i fortuny - wszędzie pełno było wystrojonych pań w różnym wieku, tudzież wystrojonych panów - wyglądających zazwyczaj na takich, którzy nie skalali rąk ciężką pracą.
Z oczywistych względów panowie Daniela nie interesowali, znacznie ciekawsze były panie, zwłaszcza te, które wyglądały na nieco znudzone. Zawsze była szansa, że któraś z nich będzie zainteresowana pewną formą spędzenia czasu, w której to formie zaangażowana była zazwyczaj para mieszana. A niekiedy wystarczyło zacząć rozmowę.
Oczywiście nie od tematu wspomnianej formy...
Z tym jednak, że takich rozmów nie zaczynało się przed obiadem. Zazwyczaj.
No i nie w pierwszych godzinach rejsu, gdzie . Co nie znaczyło, iż nie można było zapoznać się z terenem potencjalnych poszukiwań i obejrzeć potencjalne rozmówczynie. I ewentualnych konkurentów.

Zwiedziwszy te fragmenty statku, które były dostępne dostępne dla pasażerów pierwszej klasy, Daniel wrócił do "swojego" kawałka "Olympic", a potem zamówił coś słodkiego i kawę. Do obiadu zostało jeszcze trochę czasu więc uznał, że warto się nieco pokrzepić.
 
Kerm jest offline  
Stary 10-09-2022, 17:27   #13
 
Pliman's Avatar
 
Reputacja: 1 Pliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputację
- A to ci zrządzenie losu! - pomyślał Wielebny gdy usłyszał, że jeden z jego przyszłych towarzyszy, najprawdopodobniej jest jakimś zapomnianym krewnym – trzeba będzie chłopaka o to przy okazji zapytać.

Jeszcze w czasie wieczorka zapoznawczego Ebenezer wypił kilka szklaneczek wybornej Whisky. Profesor Bloom zawsze znał się na alkoholach i serwował te najlepsze. Nie sposób było się oprzeć... Gdy towarzystwo rozeszło się do swoich pokoi pastor ruszył na poszukiwanie gospodarza. Zza jednych z mijanych przez duchownego drzwi doszły go dziwne odgłosy. - Czyżby ktoś tam łamał szóste przykazanie!? - pomyślał sięgając do klamki. W ostatniej chwili jednak zreflektował się i zatrzymał dłoń. Rezydencja profesora była rozległa. Ebenezer nie mógł wiedzieć kto jeszcze ją zamieszkuje. Przecież za tymi drzwiami dwoje bogobojnych ludzi mogło właśnie spełniać swój małżeński obowiązek. Jakże strasznym nietaktem byłoby wtargnięcie tam w takiej chwili. Wielebny opanował więc gniew i udał się do swojego pokoju gdzie pogrążył się w zadumie i modlitwie. Niecałą godzinę później w drzwiach jego sypialni ukazała się uśmiechnięta twarz gospodarza, który nie zapomniał o swoim byłym uczniu i towarzyszu. Przegadali ponad pół nocy, wspominając dawne czasy i racząc się znakomitym trunkiem, który przyniósł ze sobą profesor Bloom.
***
Następnego dnia rano Wielebny obudził się z bólem głowy. - To chyba z niewyspania – pomyślał. Nie było jednak czasu na rozczulanie się nad sobą. Jeszcze dzisiaj trzeba było zameldować się na transatlantyku „Olympic”. Wielebny uważał, że „Dominica” była wspaniałą jednostką, jednak gdy zobaczył ten statek, niemal go zatkało. Przepych, luksus, zbytek, splendor… Te słowa cisnęły się na usta. Pastor był zachwycony. Jeszcze bardziej ucieszyła go informacja, że jako jedyny dostał kabinę na swój wyłączny użytek – bez współlokatora. Podobno było jakieś losowanie, ale Ebenezer nie wątpił, że jego stary przyjaciel darzył go szczególnymi względami, w związku z czym załatwił mu jednoosobową kajutę. Zaraz po wypakowaniu swoich rzeczy pastor poszedł szukać kapitana. Ten jednak nie był dostępny. Podobnie jak pierwszy oficer. Dopiero drugi znalazł chwilę, którą mógł poświęcić duchownemu. Prośba wielebnego była niewielka, acz ważna. Chodziło po prostu o ogłoszenie wszystkim na statku, że codziennie w południe wszyscy chętni będą mogli udać się na posługę, którą Ebenezer będzie dla nich odprawiał, w znajdującej się na statku kaplicy.
Po załatwieniu spraw ważnych pastor wrócił do siebie gdzie wypił kogutka – no może dwa – na lepszy sen i położył się na koi z planem odespania ostatniej nocy. Wstał około pół godziny przed kolacją. Niestety łeb nadal go bolał, a humor nie dopisywał. Ebenezer odświeżył się i ruszył do sali jadalnej z zamiarem wygłoszenia krótkiego kazania o moralności, dla towarzyszy wyprawy. Nie wątpił, że będzie musiał mieć na nich oko.
 
__________________
Cóż może zmienić naturę człowieka?

Ostatnio edytowane przez Pliman : 10-09-2022 o 18:03.
Pliman jest offline  
Stary 12-09-2022, 08:44   #14
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Obiad dla pierwszej klasy serwowano między godziną 19 a 20:15, oczywiście w wielkiej, urządzonej z przepychem sali, w której mogły się pomieścić tuziny dam i dżentelmenów, przy wielu stolikach… i była dyskretna kontrola biletów przy wejściu.


Serwowano masę różnorodnego jadła i trunku, a'la carte, i każdy był w stanie znaleźć tu coś dla siebie… a często(jakżeby inaczej), jadło było bardzo wykwintne.

Ostrygi, zielony żółw(!), Homar, kurczaczek, owieczka, żeberka, kaczuszka, ziemniaczki, ryż, masa sosów, przystawek i deserów, wszystko wspaniale przyrządzone, wszystko na najwyższym poziomie luksusu i przepychu. Do tego szampan, wina, likiery, wódka, whisky, brandy, piwo… mogła rozboleć głowa, i w sumie, też żołądek, głównie z przejedzenia?

Sarah została wprowadzona na salę przez Iris, i to pod rękę. W pierwszym momencie, można było pomyśleć, iż lekarka znalazła sobie już jakiegoś towarzysza podróży… nie, to jednak była pani detektyw. W dobrze skrojonym, schludnym garniturze, i z kapeluszem na głowie, a pod nim spiętymi w kok włosami, wyglądała niemal jak mężczyzna. Sama Sarah z kolei, pojawiła się w jasnej, dość prostej sukience, z lekkim makijażem, oraz pachnąca delikatnie kwiatowymi perfumami.
Wpatrywało się w nie wiele oczu… a gdy Iris, niczym dżentelmen, odsunęła, i przysunęła Sarah krzesełko przy stole, to już w ogóle…

Mathew pojawił się moment wcześniej. Spokojnie kontemplował potrawy, kiedy pojawiły się obydwie panie. Coco Chanell wprowadziła model chłopczycy, ale nie wszyscy go akceptowali. Pasażerowie się gapili, zwłaszcza ci starsi, niechętnie, zaś większość młodszych pań, no cóż, kto wie, może same myślały o takim wdzianku. Mathew po prostu skinął na powitanie. Zaś kwestia krzesła, cóż… szczerze, cóż go to właściwie interesowało?
- Dobry wieczór paniom - rzekł oraz spokojnie zabrał się za jedzenie. Jako były lokaj przynajmniej podstawy etykiety przy stole miał opanowne
- Dobry wieczór - Iris przelotnie się uśmiechnęła, ściągając kapelusz, i zerknęła na talerz reportera - Co za smakołyki zajadasz?
- Homar w towarzystwie owoców morza oraz bukietu warzyw - odparł - polecam paniom, jeśli lubicie owoce morza. Wspaniale smakuje. Sauvignon Blanc - podał nazwę wina, rzecz oczywista białego - również świetnie pasuje.

W tym momencie do stołu dosiadł się Ebenezer.
- Pochwalony - rzucił od niechcenia i bezceremonialnie nałożył sobie cały talerz jedzenia. Dla poprawy apetytu wypił szklaneczkę whisky. Gdy wszyscy myśleli, że wielebny zacznie jeść, pastor wstał i wygłosił modlitwę przed posiłkiem, okraszoną krótkim kazaniem na temat moralności. Mówiąc, co i raz zerkał gniewnie w kierunku Sarah.

- Dobry wieczór... - Słowa Daniela, który pojawił się niemal równocześnie z Ebenezerem, ledwo się przebiły przez potok słów, płynących z ust pastora. - Piękny widok - dodał, gdy wielebny skończył swą mowę. Uśmiechnął się do Sarah. - Komu wina? - spytał.
- Ja dziękuję - odpowiedział Grant, odsuwając krzesło - Dobry wieczór wszystkim - usiadł i rozejrzał się po stole. Wyciągnął rękę po butelkę Taliskera’a: - Może ktoś reflektuje na szkocką? Zazdraszczam Brytyjczykom - dodał żartobliwie - tutaj nie macie prohibicji.
- Również dziękuję, wolę wino - wskazał na swoją lampkę Mathew, ale później całkiem interesującą postawę okazał pastor.
- Chętnie - powiedział wielebny, podstawiając opróżnioną przed momentem szklaneczkę.
Grant skrzywił usta, jakoś go nie zaskoczyło, że moralizujący wielebny pierwszy wyciągnie rękę po alkohol. Podszedłby do stolika wcześniej, ale wolał przeczekać chwilę przy barze, płomienna modlitwę pastora. - Może drogie Panie się skuszą? - uśmiechnął się do Sarah i Iris.
- Przepraszam… - Odezwała się po chwili namysłu Sarah, od początku czując się nieprzyjemnie w obecności Ebenezera. - Moja obecność ewidentnie komuś tu przeszkadza, więc by nie powodować takich reakcji wielebnego, lepiej zmienię stolik. - Po czym grzecznie się ukłoniła całości i powzięła kroki ku jakiemuś innemu wolnemu miejscu.
- Myli się panienka - rzucił za nią wielebny.
John wstał spokojnie od stołu, odłożył trzymana w powietrzu butelkę szkockiego trunku i ruszył za Sarah. - Czy mogę Pani dotrzymać towarzystwa? Religijne przemowy, kiepsko pasują do befsztyku - spróbował rozluźnić atmosferę. - Jeśli oczywiście nie masz nic przeciwko - podał jej ramię.

- Boję się, że moje poglądy nie niektóre sprawy również mogą urazić tak wrażliwą osobę, jak wielebny. - Daniel również się podniósł. - I jestem pewien, że pastor znajdzie sobie gdzie indziej bardziej chętnych słuchaczy…
- Przenosiny? - Iris chwyciła w jedną dłoń swój kapelusz, a drugą za rękę Daniela. Szybko wzięła go pod rękę, po czym jeszcze uchyliła ronda wielebnemu - Miłego wieczorku! - Powiedziała, i pociągnęła za sobą mężczyznę, ku pozostałym, i innemu stolikowi…
Widząc ostracyzm wywołany powiedzeniem kilku słów prawdy, wielebny wzruszył tylko ramionami i przystąpił do konsumpcji. Już nie raz słowa Pana, które płynęły z jego ust wywoływały podobne reakcje. Właściwie stolik opustoszał, ale Mathew przyjmował to raczej obojętnie, albowiem niby co mógł uczynić? Towarzystwo chciało swoje kłótnie oraz wzajemne niechęci przenieść do innych stolików. Spokojnie więc. Były lokaj nie oceniał, po prostu wcinał kulturalnie oraz cieszył się luksusami “Olympica”. Skoro profesor opłaca. Osobiście Thomas pastor go nie ruszał. Znaczy chyba coś stało się pomiędzy paniami albo przynajmniej ową lekarką a amerykańskim, chyba, klerykiem. Klerykiem? Hm, nie znał protestanckich stopni. Zresztą nieważne. Sala wszak była do spożywania posiłków, nie zaś kłótni. Spokojnie więc jadł, wręcz delektując się wspaniałą kuchnią. Rozmów zaś nie podejmował, albowiem niby na jaki temat? Chciał cieszyć się kuchnią, zaś później pójść na werandę, jak poprzednio, spędzić miły wieczór przy herbacie oraz lekturze “Time”. Jeśli ktokolwiek miał inne plany, nic nikomu do tego.

Chwilę później stolik opustoszał niemal kompletnie, albowiem pastor raczył go również opuścić. Inna kwestia, że chyba on sam właśnie narobił bigosu? Chyba przynajmniej tak wynikało z zachowania pozostałych. Pewnie mieli wiedzę o czymś, o czym Mathew nie miał pojęcia. Skojarzenia, półsłówka, znaczące skierowanie oka, chrząknięcia znaczyły wiele , aczkolwiek tylko, jeżeli osoba była świadoma znaczenia sygnałów. Mathew nie. Tyle.

Potrawy iście fantastyczne wręcz rozpływały się swoimi smakami i wspaniałymi aromatami. Zachęcały wręcz nie tyle do objadania się, ale wytwornej degustacji wszelkich smakowitości. Samotny mężczyzna przy stoliku wyprobował jeszcze tego czy owego, później syty wstał kierując się ku planowanej wcześniej werandzie. Tam się nikt raczej nie kłócił, jak w klubie gentlemanów obowiązywała etykieta elegancji.
 
Kelly jest offline  
Stary 12-09-2022, 20:19   #15
 
merill's Avatar
 
Reputacja: 1 merill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputację
Okręt robił wrażenie, ogromny liniowiec wyrastał z nabrzeża już z daleka. Podróże morskie nie były ulubionym sposobem podróżowania według Johna. Nie miał jednak zamiaru wybrzydzać, w końcu był to sposób równie luksusowy co Zeppelin. Kajuta była przestronna i dobrze wyposażona, a jego współtowarzysz wydawał się rozsądnym człowiekiem, jednak nie było okazji by jakoś dłużej porozmawiać. Dopilnował by wszystkie jego bagaże trafiły do kabiny, ze szczególną uwagą traktując podłużną, długą skrzynię, zabezpieczoną solidnym zamkiem. Nie miał zamiaru by jego broń znalazła się w nieodpowiednich rękach. Wsunął ją pod swoje łóżko, dość głęboko.

*****

- To co w końcu pijemy?? - Powiedziała wesołym tonem Iris, starając się jakoś chyba "odświeżyć" atmosferę.
- Wbrew poglądom niektórych, do posiłków preferuję wino... - odparł Daniel. - A te wina z pewnością nie należą do złych.
- To najpierw winko, no dobrze… a potem się zobaczy! - Detektyw błysnęła ząbkami - Do tego kraba… znaczy się, Homera, to jakie by pasowało?
- Homer to ten od Greków? - upewnił się Daniel. - Oni chyba czerwone pijali, z wodą.... zgroza, jeśli to prawda. Ale ja bym wybrał białeeeee - Dostał kopa pod stolikiem w kostkę, wśród niewinnej minki Iris - Homara, powiedziałam… - Słodko uśmiechnęła się dziewczyna.
- Widać się przesłyszałem... - odpowiedział z uśmiechem, nieco mniej słodkim.

Kiedy już Grant podsunął pani doktor krzesło, sam usiadł na sąsiednim miejscu. Zadowolony, że opuścili towarzystwo nachalnego ze swymi osądami pastora czy tam wielebnego.
- Ja jednak pozostanę przy szkockiej. Ona lepiej pasuje do wołowiny - skinął na przechodzącego kelnera. - Nie wiem, jak wytrzymam towarzystwo naszego pastora podczas tej wyprawy. Może panna Sarah, poleci jakieś środki, pozwalające znieść te jego brednie? - zwrócił się do swojej sąsiadki przy stoliku.
- Och, ja dzisiaj chyba trochę się wstrzymam z alkoholem. - Mimo odmowy, Sarah uśmiechnęła się przyjaźnie do Johna. - Dawno nie płynęłam, wolałabym najpierw wiedzieć, jak moje ciało reaguje znów na taką podróż… a poza tym miałam już plan, żeby pierwszego dnia przyjrzeć się dokładnie zachodowi Słońca. Ponoć ze statku są one szczególnie piękne… a alkohol nie ułatwia obserwacji. - Jeszcze raz lekarka uśmiechnęła się do sąsiada przy stoliku, po czym powróciła do poszukiwania możliwie łatwostrawnego, ale i ciekawego dania z karty.
- Tak Zachód słońca nad oceanem, to coś zjawiskowego. Choć uważam, że nie dorównuje obserwacji tego zjawiska z powietrza, z pokładu Zeppelina bądź samolotu - Johnspuentował odpowiedź Sarah. - Niemniej jednak, jeśli moja obecność nie będzie przy obserwacji przeszkadzać, chętnie potowarzyszę - dodał, nalewając sobie w końcu szkockiej. - Lekarz, to dość wymagający zawód muszę przyznać. I niełatwy. Mam rację?
- Trochę niezręcznie mi samej o tym mówić, czy rzeczywiście wymagający i niełatwy… - Lekko speszona odpowiedziała Sarah. - Na pewno cały czas mamy postęp wiedzy, który coraz bardziej ułatwia nam pracę, a wiele zależy od personelu pomocniczego, czy chociażby samych pacjentów. A wracając, do obserwacji zachodu, to będę wręcz zaszczycona, jeśli zechcesz mi towarzyszyć. Tak, jak i reszta naszego obecnego stolika. - Uśmiechnęła się do pozostałych osób siedzących razem z nią.
- Może będzie kiedyś okazja, to pokażę Ci zachód Słońca z powietrza, Sarah - obwieścił dość pewnym siebie tonem Grant. - Urzekający widok, zaręczam.

A w międzyczasie, Iris podstawiła nagle swoją szklaneczkę, również chcąc szkockiej. Błysnęła ząbkami do Granta…
- Do zachodu słońca... - Daniel spojrzał na zegarek, była 19:23 - zostało jeszcze trochę czasu, więc możemy ze spokojem dokończyć obiad - powiedział. - A pokład widokowy będzie idealnym miejscem do obserwacji - dodał.
Sam co prawda widział to zjawisko ładnych parę razy, ale nie zamierzał nikogo zniechęcać, szczególnie że widok był bardzo ładny.
John Grant musiał przyznać, że pani Rogers w garniturze wyglądała bardzo interesująco. Może preferował inny styl ubioru u kobietu, ale ten nowoczesny, męski ubiór bardzo pasował Iris. Szybko napełnił bursztynowym płynem szklankę podstawioną przez delikatną rączkę detektyw:
- Cieszę się, że nie będę sam raczył się tym zacnym trunkiem - odwzajemnił uśmiech amerykanin. - Pracowałem swego czasu w “branży” - dodał nachylając się ku niej- Pracowałaś nad jakąś ciekawą sprawą ostatnimi czasy? Nie mam oczywiście na myśli poszukiwań Evelyn - doprecyzował John.
- Ostatnio… - Zamyśliła się Iris - Nie… ostatnio nie. Same zwykłe zlecenia. Śledzić niewiernego męża, czy małżonkę, zdobyć dowody na machlojki pewnej firmy… nic zrywającego kapelusz z głowy - Uśmiechnęła się przelotnie.
- To faktycznie wygląda jak niezbyt ciekawa praca. - Daniel pokiwał głową. - Żadnych pasjonujących zdarzeń, tak chętnie opisywanych w powieściach kryminalnych. - Lekko się uśmiechnął.
- Powiedziałam OSTATNIO - Iris się krzywo uśmiechnęła do Thompsona - Ale wybiegając pytania, nie, to nie są rozmówki do posiłku. Do drinka w barze, już prędzej… ale może, ty nas uraczysz jakąś anegdotką, odnośnie swojej profesji, drogi Danielu? Jako… myśliwy… co tam w trawie piszczy? - Błysnęła niewinnie ząbkami.
- Cóż... w trawie piszczą różne rzeczy, ale ich opis chyba się nie nadaje na rozmówki do posiłku - zacytował rozmówczynię, potem się uśmiechnął. - Ale masz rację, przy drinku niektóre rzeczy łatwiej strawić. Znaczy wysłuchać...
- Awwww, no wiesz co… - Iris udała wielki zawód, taką postawą Daniela - Cóż to za gentlemen, co odmawia zabawienia anegdotką dam, czy i towarzystwa… - Zaśmiała się głośno, może trochę za głośno, zwracając uwagę innych gości. Ale najwyraźniej jej to nie interesowało…
- To poproszę dolewkę - Zwróciła się do Johna, gdy wypiła resztę szkockiej w swojej szklance.
Daniel od dawna nie uważał się za dżentelmena, więc bez problemu przełknął przytyk, popijając go odrobiną wina.

John nie miał zamiaru się ociągać z napełnieniem szklanki Iris. Kiedy skończył zatoczył krąg butelką w niemym pytaniu czy ktoś jeszcze respektuje. Nie doczekawszy się odpowiedzi, zwrócił się do Iris:
- Może teraz Ty polejesz mi? Nie jestem tak konserwatywny jak pastor - zaśmiał się - A z takiej ślicznej rączki na pewno szkocka będzie smakować jeszcze lepiej. Co do anegdot zawodowych, też mam kilka ciekawych - uśmiechnął się. - Zgadzam się jednak, że jadalnia to nie jest odpowiednie miejsce na takie opowiastki.
- Ależ oczywiście… - Iris odparła z uśmiechem, po czym nalała i Johnowi…




- A więc zdrówko, za wyprawę, i za anegdotki! - Detektyw "brzdęknęła się" z mężczyzną, po czym i wzniosła toast do pozostałych przy stoliku… a potem wychlała aż połowę zawartości szklaneczki na raz.
Grant nie chciał być gorszy, wlał sporą porcję przyjemnie palącej cieczy w gardło i skinął z uznaniem szklaneczką do Iris.
- To co? Najpierw zachód słońca? A później odwiedzimy bar? Przed nami długa podróż, trzeba zażyć przyjemności przed wyprawą w dżunglę - dokończył kolejnym haustem whiskey, pozostawiając nagie kostki lodu na dnie szklanki z rżniętego kryształu.
- Za wyprawę i ciekawe przygody - powiedział Daniel, potwierdzając szczerość toastu sporym łykiem wina.
- Masz to jak w banku! - Iris również wypiła już resztkę, mrugając do Johna, ale i nagle pokiwała przecząco paluszkiem - Ale moment, moment… nie zapraszałeś Sarah? - Uśmiechnęła się, zerkając na panią doktor.
- Zapraszałem wszystkich - żachnął się żartobliwie Grant - albo to raczej Sarah zapraszała - rozłożył w obronnym geście ręce. - Ja tylko zaoferowałem swoje towarzystwo - uśmiechnął się rozbrajająco do obu kobiet.
- Nie wiem, czy przy takim waszym tempie, będziecie mieli po co ze mną tam iść. - Odpowiedziała z uśmiechem Sarah, popijając wodę z cytryną ze szklanki. - Ale tak, zapraszałam wszystkich.

Ku zaskoczeniu rozmówców do stolika podszedł pastor.
- Przepraszam jeśli byłem zbyt ostry, zboczenie zawodowe… Powinniśmy się lepiej poznać, skoro mamy tworzyć kompanię - rzekł wielebny, który był już solidnie zawiany.
- Spróbuj jutro - Zerknęła na niego tylko na moment Iris - A tymczasem, dobranoc?
- To z pewnością dobry pomysł - powiedział Daniel, nie precyzując, do czyich słów się odnosi.
- No nie obrażajcie się. Komu whisky? - pastor próbował zachęcić kogoś do pozostania przy stole. Po alkoholu klecha wyraźnie łagodniał.
- Porozmawiamy jutro, padre... - Ostatnie słowo Thomas wymówił z wyraźną ironią.
Cóż było robić? Pastor wypił jeszcze jedną lufę, po czym wstał od stołu i zataczając się poszedł do swojej kajuty.

- Dobra… to ten.. gdzie my byliśmy? A taaak… - Powiedziała Iris, i znowu polała Johnowi, a potem sobie. W tym czasie, kelnerzy zaczęli znosić zamówione posiłki. Homar dla Iris, dla Daniela zupę z żółwia i pieczoną kaczkę z bukietem warzyw, dla Johna stek wołowy z antrykotu, krwisty z sosem z zielonego pieprzu i szparagami, a Sarah risotto alla marinara…

- Szkoda, że pan pismak się ulotnił… jakiś taki samotniś? - Powiedziała Iris, w trakcie już posiłku, i rozpięła dwa guziki garnituru. A od czasu do czasu, mignęła pod nim… rękojeść pistoletu?? Detektyw była uzbrojona, mając broń na specjalnych szelkach pod ubiorem??
- Może uznał, że jeszcze nie pora na wyciąganie z nas ciekawostek, które później umieści w swej gazecie? - zażartował Daniel. - Albo uznał, że później i tak mu nie uciekniemy, a teraz szuka innego materiału...
- Moje odejście od stołu mógł uznać za… nieco nieuprzejme. - Lekko zmartwionym tonem powiedziała Sarah. - A on przecież nic nie zawinił. Ale chyba zdążymy się z nim jeszcze dogadać.

“Pistolet?”- przez moment John zadawał sobie to pytanie. Po chwili był pewny, charakterystyczny kształt, nie mógł być niczym innym. “Pani detektyw albo była bardzo zapobiegliwa, albo bardzo brawurowa”, dla niego samego wychowanego w kraju gdzie prawo do posiadania broni było jednym z konstytucyjnych fundamentów widok broni nie szokował. Wiedział jednak, że kraje europejskie, nie były w tych kwestiach aż tak liberalne. Sam w skrzyni zamykanej na zamek, w kajucie przewoził swoją broń, którą zamierzał zabrać na wyprawę. Nie czuł jednak potrzeby zabierania jej do jadalni pokładowej. Niemniej Pani detektyw jeszcze bardziej zaintrygowała Granta.
- Drogie Panie, jak znajdujecie tutejszą kuchnię? Bo stek wyszedł kucharzowi idealny - skwitował.
- HOMAR… - Powiedziała Iris, zerkając na Daniela z uśmieszkiem - …nawet dobry, choć przyznam się, że pierwszy raz w życiu jem… trochę jednak z nim zabawy - Cicho się zaśmiała.
- Za dużo pracy, za mało jedzenia - odparł Daniel. - Ale fakt faktem, całkiem nieźle smakuje.

- Zachód słońca!! - Odezwała się zdecydowanie za głośno Iris, wskazując paluszkiem na okna jadalni, po czym parsknęła, widząc zgorszone miny co niektórych gości.
- Jeśli chcemy zdążyć, chyba musimy się przenieść na taras - John wstał i podał ramię Sarah - oferta towarzystwa nadal aktualna - uśmiechnął się wyczekująco.
- Skorzystam. - Odpowiedziała z lekkim uśmiechem Sarah i wsunęłą rękę w przeznaczone dla niej miejsce u Johna. - Przynajmniej dopóki pewna osoba w garniturze znowu nie zacznie mnie prowadzić. Chociaż mówiłam jej, że znacznie lepiej wyglądałaby w sukience, nieprawdaż? - Spojrzała nie tylko na Johna, ale także na Daniela.
- Stałam się niewidzialna! - Powiedziała Iris, spoglądając na swoje dłonie, a potem się roześmiała, i pokazała język do Sarah. Następnie próbowała wstać… ale chyba już trochę za dużo wypiła - Ojojoj. Ja może sobie jednak tu posiedzę, a wy śmigajcie podziwiać widoki na zewnątrz…
- Może jednak usłużyć ci pomocną dłonią? - zaproponował Daniel. - Po co tracić czas na siedzenie przy stole, skoro wystarczy zrobić parę kroków...?
- Wiesz, gdzie ja mam ten zachód słońca? - Powiedziała cichym tonem detektyw… ale roześmiała się głośno.
- Jestem przekonany - odparł - że po prostu nie chcesz się przyznać, iż twa romantyczna du...sza jest spragniona tego widoku.
Iris lekko wybałuszyła oczka, po czym… roześmiała się na całego, bardzo głośno, i zaczęła nawet trzaskać dłonią o blat stołu, aż klekotały zastawy…
- "Skandal" - Szepnęła jakaś oburzona damulka.
- "Co to za zachowanie" - Dodał ktoś inny.

John przez chwilę wahał się z odpowiedzią odnośnie stroju Iris:
- Myślę, że ten garnitur jest… - przerwał jakby szukał odpowiedniego słowa, po czym dodał z uśmiechem - intrygujący. Tak myślę, że to dobre słowo - Grant spojrzał na Sarah i zapytał upewniając się: - Idziemy?
- Mówisz, że… bardziej opakowany prezent sprawia większą zabawę? - Uśmiechnęła się Sarah, wprost wpatrując się w stronę piersi Iris. - Ale lepiej chodźmy, zanim ukręci mi głowę. - Zachichotała do Johna.
- Oczywiście - odpowiedział Grant z rozbrajającą szczerością i korzystając z okazji że Sarah patrzy się w biust Iris, on wpatrywał się w jej dekolt.
- Opakowanie, takie czy inne, odgrywa najmniejszą rolę - powiedział Daniel, przenosząc wzrok z Iris na Sarah. - A przyjemność płynąca z rozpakowywania nie zależy od ilości wstążeczek - dodał z lekkim uśmiechem.
 
__________________
Czekamy ciebie, ty odwieczny wrogu, morderco krwawy tłumu naszych braci, Czekamy ciebie, nie żeby zapłacić, lecz chlebem witać na rodzinnym progu. Żebyś ty wiedział nienawistny zbawco, jakiej ci śmierci życzymy w podzięce i jak bezsilnie zaciskamy ręce pomocy prosząc, podstępny oprawco. GG:11844451

Ostatnio edytowane przez Kerm : 13-09-2022 o 17:51.
merill jest offline  
Stary 13-09-2022, 10:55   #16
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Iris najwyraźniej nie miała jednak zamiaru się ruszać. Kiwnęła za to na kelnera, i zamówiła sobie… lody. Najprawdziwsze lody, o smaku czekolady i wanilii.
Daniel, który nie miał zamiaru przeszkadzać Grantowi, został przy stoliku wraz z Iris. I też zamówił sobie lody, tyle że płonące, z owocami.
- Pssst! Panie starszy… - Detektyw zagadnęła po chwili znowu kelnera - Jeszcze flaszkę szkockiej, i trochę lodu…
- To z jakiegoś specjalnego powodu? - spytał, dość obojętnym tonem, Daniel.
- Hmm? - Iris akurat oblizywała łyżeczkę języczkiem, spoglądając na mężczyznę z uśmieszkiem - Znaczy się, szkocka? Nie… po prostu dalej mam smaka… - Parsknęła.
- Dużego, sądząc po wielkości zamówienia. - Uśmiechnął się, zabierając się za swoje lody.
- A co się będę rozdrabniać… - Detektyw wzruszyła ramionami, i przelotnie się uśmiechnęła - No i może John też jeszcze będzie chciał…
- Taaa.... Może szkocka będzie go bardziej interesować niż morze... - odparł, z dostrzegalnym tonem wątpliwości w głosie. Dyplomatycznie pominął osobę Sarah.
- Może tak, może nie… ale płakać nie będę - Parsknęła Iris - No ale jak na razie, jako jedyny pokazał, że pić umie… pastora nie liczę - Dodała szybko.
- Pastor pije, ale najwyraźniej pić nie umie - odparł Daniel. - Szybko odpadł... co widać. A ty nie znasz innych rozrywek? - Spojrzał na pustą szklankę pani detektyw.
- Czyyyyyli? - Iris podparła głowę na ręce, głupawo mrugając, i wpatrując się w rozmówcę ze słodkim uśmieszkiem.
- Innych sposobów spędzania wolnego czasu, niż delektowanie się alkoholami... w dużych ilościach.
Dokończył lody.
- Zrozumiałam. Ja się pytam, czyli jakie właśnie? - Powiedziała, mrużąc dla odmiany oczka.
Daniel miał wrażenie, że nie potrafią się porozumieć. A przynajmniej Iris nie pojmuje, jakie on zadał pytanie.
- Jak spędzasz czas wolny? Książki, leżenie brzuchem do góry, hazard, spacery, wspinaczka po górach, strzelanie do rzutków... lub czegoś innego, kąpiele morskie…

Iris nalała sobie kolejnego drinka, dodając kilka kostek lodu, po czym gestem pytającym skierowała flaszkę w stronę Daniela. Ten pokręcił przecząco głową, unosząc równocześnie swój kielich z winem.
Detektyw napiła się porządnego łyka whisky, i odetchnęła głęboko…
- Zapomniałeś o rrrrrrrromantycznych spacerkach przy wzdychaniu do księżyca, i piknikach! - Parsknęła - O, i te… kolacje przy świecach! - Zaśmiała się znowu głośno, po raz kolejny zwracając na siebie uwagę innych gości. Przetarła łezkę rozbawienia.
- Oj Danieluuuu, no nie złość się? Taaak, oczywiście, wszystkiego po trochu! A zachody słońca, to już w ogóle… - Szczerzyła ząbki.
Upił łyk wina, po czym uśmiechnął się lekko.
- Jasne, że przy świecach... W ciemności trudno zobaczyć jedzenie, a w niektórych miejscach lamp gazowych czy elektrycznych nie uświadczysz.
Ponownie się uśmiechnął, tym razem nieco... łobuzersko.
- Palić mi się chce! - Iris wstała energicznie z krzesła, i nieco ją zarzuciło - Uuuu, statkiem buja?! - Zachichotała.
Daniel wstał niemal w tej samej chwili.
- Palarnia czy pokład? - spytał. - A może wolisz zacisze własnej kajuty? Służę ramieniem - zaproponował.
- Pokład - Mruknęła Iris, po wcześniejszym zlustrowaniu sobie z góry do dołu Daniela… korzystając z jego ramienia. Wyszli więc na zewnątrz, a Thompson był zdecydowanie przekonany, iż gdyby nie jego asysta, towarzyszka poruszałaby się zdecydowanie "krokiem węża", albo nawet tu padła, wywołując już totalne zgorszenie snobów.
- Morskie powietrze jest ponoć bardzo zdrowe - zażartował, równocześnie starając się utrzymać Iris w pionie. - Ale droga daleka… - uprzedził.
- Meeh… - Burknęła detektyw.

Po kilku chwilach Iris klapnęła sobie na ławeczce, po czym próbowała odpalić papierosa. I złamała jedną zapałkę, drugą, trzecią…
Daniel odebrał jej zapałki. Nie wygłosił jednak pogadanki na temat zatruwania powietrza, ale uprzejmie zapalił zapałkę.
- Służę ogniem…
- Dzięki…
Iris w końcu więc zapaliła. Parę razy się zaciągnęła, i westchnęła z zadowolenia.
- To co teraz? To ten moment, gdy mi zaczniesz słodko amory prawić, wśród gwiazd i księżyca? - Parsknęła.
- Czy ja wyglądam na kogoś, kto opowiadałby głupoty o oczach jak szafiry i urodzie godnej Afrodyty? - zainteresował się. O braku gwiazd i księżyca nie wspomniał.
- Różnie to bywa… - Detektyw uśmiechnęła się przelotnie, po czym puściła dymka - Kto wie, co tam ci chodzi po głowie…



- Żadnego robactwa, zapewniam... - Z uśmiechem przeczesał palcami gęste, ciemne włosy. - A poza tym same proste, prymitywne wprost rzeczy. - Obejrzał rozmówczynię od stóp do głów. - O słodkich komplementach mowy nawet nie ma...
- No wiesz co?? - Iris autentycznie się oburzyła - A ja się tak odwaliłam! Taki nietypowy strój! Najwyraźniej po nic…
- Strój zdecydowanie podkreśla twoją figurę. - Daniel skinął głową. - Ale ja podzielam zdanie Sarah na temat sukni. No i nie sądzę, byś tęskniła do trywialnych acz miłych słówek.
- Sukienki to takie… clichè… - Odparła Iris, wzruszając ramionami - A ty jak nawet nie spróbujesz, to się nie dowiesz, proste…
- Garnitur czy suknia... Zwykle ubiera się coś nietypowego, by zwrócić na siebie uwagę - stwierdził. Chyba że stanowi zbroję, dodał w myślach. - A i bez tego zwracałabyś uwagę.
- Ehem, ehem… - Pokiwała wieeeeelce poważnie głową Iris, oczywiście całkowicie się zgadzając na słowa Daniela, po czym znowu puściła dymka - Ale… my tak caaały czas o mnie… może tak coś o sobie powiesz? - Mrugnęła do niego rozmówczyni, przesuwając się bliżej na ławeczce, i zakładając nóżkę na nóżkę. Wpatrywała się w twarz Thompsona z szerokim, słodkim uśmiechem.
- Wszak to oczywiste, że jesteś o wiele bardziej interesującym tematem rozmowy, niż ja - przyznał Daniel. - A czegóż byś się chciała dowiedzieć o mnie?
- To co już wspomniałeś… co lubisz, i takie tam… - Iris się nagle czknęło, na co parsknęła - Ktoś mnie obgaduje?
- Jeśli cię też pieką uszy, to z pewnością ktoś cię obgaduje - przytaknął z poważną miną. - A ja lubię przygody i kobiety. No, pieniądze również, przyznaję - dodał - chociaż w mniejszym stopniu. To ostatnie przydaje się dla wielu drobnostek, których nie warto wymieniać.
- Ale romantyzm jednak zdechł… - Powiedziała po dłuższej chwili Iris, i zrobiła zasmuconą minkę. Dokończyła papierosa, i zgasiła go w popielniczce przy ławce. Spojrzała na Daniela "z ukosa" - To co teraz?
- Romantyzm spaceruje teraz po pokładzie widokowym i łowi ostatnie promienie zanurzajacego się w morzu słońca - odparł. - Ale jeśli się pospieszymy, to załapiemy się na końcówkę wspaniałego, stworzonego przez naturę widowiska. Może parę promyków zatańczy w twych włosach... - Uśmiechnął się lekko. Detektyw spojrzała na niego zaskoczona, po czym zamrugała ślipkami.
- A więc jednak… - Uśmiechnęła się, i położyła swoją dłoń na jego kolanie.
Przykrył jej dłoń swoją.
- To co? Na początek złapiemy parę tych promyków? - spytał.
- Załapała… złapała… ja… - Iris się paskudnie odbiło. Momentalnie wybałuszyła oczy, po czym przytknęła obie dłonie do ust. Zerwała się z ławeczki, podbiegła kilka kroków do relingu, po czym "błeeeeeeech"!! do morza. I znowu, i znowu.
"Cholernie romantyczne", po czym wstał, by stanąć obok Iris... i dopilnować, by i ona nie wylądowała za burtą.
- Było nie próbować tych owoców morza… - Burknęła Iris, między kolejnymi rzygami. A jacyś oczywiście wielce oburzeni pasażerowie, zaczęli oddalać się z tamtego miejsca jak najszybciej.
- Cicho tam! Bo… bo przejdę na zawietrzną! Hahaha… błeeeech!
- To pewnie te lody.... - spróbował zażartować Daniel. A ona spojrzała na niego z kwaśną miną, i obtarła usta wierzchem dłoni.
- To co, ja chyba se pojdę, bo jeszcze serio będzie skandal w pierwszej klasie? - Parsknęła Iris.
- Życie bez skandali jest nudne - powiedział - ale może faktycznie lepiej ich unikać pierwszego dnia. - Podał jej chusteczkę. - Jeśli czujesz się ciut lepiej, to chodźmy - zaproponował.
- A gdzie idziemyyy? - Detektyw nieco do niego przylgnęła, gdy podał jej pomocną dłoń, i chuchnęła mu w twarz. O matko…
- Pod prysznic i do łóżka - odparł.
- Tak cię ciągnie do mojej kabiny? Już wcześniej coś wspominałeś… - Zarechotała - Ale wiesz, tam też mam alkohol…
- Skoro proponujesz...
- Huh? - Zerknęła na niego zdziwiona - To… gdzie ja się mam prysznicować, i iść spać, jak nie we własnym łóżku…? No chyba, że też masz procenty i mnie zapraszasz? - Wyszczerzyła ząbki.
- Niektórzy lubią spać pod gołym niebem - odparł, z podobnym uśmiechem. - A w mojej kajucie alkoholu nie ma, ale to nie problem do ominięcia. Problemem jest za to Mathew. Kto go tam wie, czy lubi gości o późnej porze.
- Pismak? Eh… a ósma wieczorem to późna pora?? No dobra… - Iris pogrzebała w kieszeni, po czym wyciągnęła klucz własnej kabiny, i dała go Danielowi - To prowadź mieee…

Przejął klucz, a potem powiódł swą towarzyszkę w kierunku ich kabin, starając się, by Iris nie zataczała się zbytnio na korytarzach, ani nie odbyła zbyt szybkiej podróży po schodach w dół. Zapewne dzięki temu cało i zdrowo dotarli do jej(i Sarah) kabiny.
- Prysznic? - spytał, otwierając drzwi mini-saloniku.
- No… tam? - Iris wskazała palcem na kolejne drzwi, po czym ściągnęła butki metodą noga o nogę, i zaczęła buszować po saloniku, wyciągając… kolejną flaszkę whisky, i dwie szklanki - A co? - Dodała, zerkając na Daniela.
- Tobie proponuję prysznic... przed ciągiem dalszym - odparł. A ona nie odpowiedziała, jedynie mrużąc na moment oczy…
- Saaaraaah! Jeeesteeeś? - Iris zajrzała na moment do sypialni, po czym wróciła, wzruszając ramionami - Nadal wzdychają przy słoneczku! - Zaśmiała się, i ściągnęła marynarkę, a wtedy Daniel mógł podziwiać specjalne szelki, gdzie pod lewą pachą detektyw miała pistolet w kaburze, a pod prawą, dwa zapasowe magazynki.
- Polejesz? - Kiwnęła głową na flaszkę postawioną na stoliczku w salonie.
- Uzbrojona i niebezpieczna... - zażartował, równocześnie polewając whisky do szklanek.
- Jak to gadał klecha? "Zboczenie zawodowe"! - Powiedziała i głośno się roześmiała, po czym złapała za swoją szklankę, stojąc obok stoliczka - To zdrówko? - Brzdęknęła się z Danielem, i wychlała wszystko jednym haustem, a potem ją całą "trzepnęło".
- Uch… ciepła to nie to samo…
- Masz całkowitą rację - powiedział, gdy upił spory łyk. - Szkoda marnować dobrą whisky - dodał. - Śpisz z tym - spojrzał na pistolet - pod poduszką?
- No jasne! A czasem razem się kąpiemy! - Roześmiała się Iris, i ściągnęła owe szelki, po czym zaniosła gdzieś do sypialni, znikając chwilowo z widoku - Polejesz jeszcze? - Usłyszał zza otwartych drzwi.
- Polać? To zbrodnia pić ciepłą whisky - rzucił w stronę, gdzie schowała się Iris. Ale spełnił jej prośbę.
- To… załatw lód? - Iris wróciła do salonu, i w końcu usiadła przy stoliczku.
- Da się zrobić... - Podszedł do drzwi i nacisnął znajdujący się tuż obok futryny przycisk. - U mnie to zadziałało.
- Ho-ho! Ktoś tu obeznany z tymi salonami! - Powiedziała Iris i się krótko zaśmiała.
- Nie będę wciskać ci ciemnoty i opowiadać, jak to parę razy w roku pływam sobie w takich luksusach - odparł. - Zapytałem, więc wiem.

Iris pokiwała głową.
- Dobra, to ja na chwilkę idę… przypudrować nosek - Parsknęła - I zaraz wracam…
- Gdybyś potrzebowała pomocy, to wołaj - zażartował.

Detektyw zniknęła więc w łazience… i trwało to i trwało. W międzyczasie zaś przyszedł steward, Daniel zamówił lód, steward poszedł, informując iż wróci za 5 minut… a z łazienki dobiegały różne odgłosy. Najpierw spłukiwanie kibelka, potem wody w umywalce… potem znowu wody w umywalce. Potem cisza. I znowu woda w umywalce…

W międzyczasie pojawił się lód.

I znowu woda w umywalce zakręcona… po kilku dłuższych chwilach znowu odkręcona. I w końcu pojawiła się Iris, z podkasanymi rękawami koszuli. A tak, to nie było widać żadnych zmian.

- Uuuu, jest i lód! - Powiedziała detektyw, i znowu klapnęła przy stoliczku.
- Cuda cywilizacji - odparł Daniel, po czym wrzucił do szklanki Iris kilka kostek lodu, po czym uzupełnił zawartość sporą porcją trunku. Sobie też wrzucił parę kostek lodu.
- No to zdrówko… i czaruj mnie dalej - Iris się szeroko uśmiechnęła.
Daniel potrząsnął głową.
- Chyba mnie przeceniasz... Nie jestem złotoustym poetą, który byłby w stanie oczarować kobietę - powiedział. Uniósł szklankę. - Zdrowie!
- Hmmm… - Mruknęła Iris po upiciu drinka - To może… anegdotka? Anegdotka! Anegdotka! - Zaczęła stukać szklanką o blat stołu, chichocząc - Coś o życiu myśliwego? Jakieś strrrraszne opowiastki z polowania??
- Jak to było? Co w trawie piszczy? - Uśmiechnął się. - To nieostrożny wędrowiec piszczy, gdy go użre taaaka - pokazał palcami prawie centymetr - ognista mrówka. Niektóre plemiona znalazły ciekawe zastosowanie dla tych przyjemniaczków.
- Jakie? - Zaciekawiła się Iris, skupiając (już mocno szwankujące) spojrzenie na twarzy Daniela.
- Niektóre plemiona swobodnie podchodzą do spraw wierności małżenskiej. - Ponownie się uśmiechnął. - Bywa, że goszcząc podróżnych oferują im spędzenie nocy z mieszkankami osady. Inne wprost wprost przeciwne. I niewierne małżonki zostają poddane karze czerwonych mrówek.
Wypił kolejny łyk trunku. A detektyw się zamyśliła…
- To co? Te mrówki gryzą, tak? Pewnie boli… a może i coś dodatkowego się dzieje? A co jakby faceta ugryzła… no tam, wiesz? Albo kobietę, tutaj? - Dotknęła palcem własnego cycuszka przez koszulę - Bo ja… o takim czymś też słyszałam! - Zaśmiała się.
Powiódł wzrokiem za jej spojrzeniem.
- Nie przekonałem się na własnej skórze, ale powiadają, że to tak, jakbyś zgasiła na skórze papierosa - wyjaśnił. - Nie sądzę, by było to coś przyjemnego.
- Ludzie mają różne odchyły, niektórych to rajcuje… - Iris wzruszyła ramionami, i dopiła resztkę kolejnego drinka.
- Słyszałem... ale nie należę do tej grupy. - Upił łyk. - Nie mam nic przeciwko niektórym zabawom, ale zadawanie bólu nie należy do tej kategorii. A ty co lubisz?

Zamiast odpowiedzieć, podetknęła mu pod nos pustą szklankę, z uśmieszkiem na ustach. Co w sumie już wiele mówiło?
- Ty ciągle się mnie o wszystko wypytujesz, a sam nic… gadaj coś o sobie! - Iris autentycznie pokazała Danielowi język.
- Zaiste, istną krynicą wiedzy o sobie byłaś - odparł z wyraźną kpiną w głosie. - Cóż zatem chciałabyś wiedzieć?
- Co to jest "krynica"?? - Iris zamrugała kilka razy ślipkami.
- Źródło - odparł, zastanawiając się, czy czasem Iris nie kpi sobie z niego w żywe oczy. - A czasami źródełko. - Zbyt wiele informacji z tego źródełka nie popłynęło.
- Ahaam… ok… no to… uch… - Iris sama sobie nalała kolejnego drinka, po czym golnęła - No to ten… co lubisz w kobietach? - Wypaliła.
- Inteligentne i zgrabne - odparł. - Uroda oczywiście nie przeszkadza - dodał z ciut kpiącym uśmiechem. - Jeśli są zdecydowane i wiedzą, czego chcą, to też zaleta.

Iris patrzyła się przez dłuższą chwilę na Daniela w milczeniu… i dokończyła drinka.
- A ty wiesz, czego chcesz? - Spytała nagle, nad wyraz trzeźwo.
- W tej chwili, czy w ogóle?

Detektyw przeniosła po chwili wzrok z twarzy rozmówcy, na swoją pustą szklankę. Powoli wrzuciła tam trzy nowe kostki lodu, i zalała znowu whisky. Golnęła kolejną porcję procentów, głęboko odetchnęła, i w końcu spojrzała na Daniela. Wzruszyła ramionami. I tyle…
- Prócz skorzystania z nieobecności Sarah i zaciągnięcia cię do łóżka? - przeniósł wzrok z twarzy rozmówczyni na szklankę whisky, potem ponownie spojrzał w oczy Iris.
- No na przykład… - Powiedziała detektyw, i przygryzła usta, ukrywając chyba uśmiech.
- To by mi w zupełności wystarczyło... w tej chwili - odparł.
- To… - Iris wypiła resztkę ze swojej szklanki - To idź się odświeżyć? - Zerknęła na drzwi łazienki - Ja już byłam…
Daniel skinął głową. Wstał i wnet zniknął za drzwiami łazienki, skąd wnet dobiegł szum wody. Po dłuższej chwili, bez krawata i z marynarką w dłoni, wrócił do saloniku ale Iris tam już nie było.

- Tutaj jesteeeem - Dobiegł go jej głos z sypialni. A gdy tam wszedł…



Detektyw miała na sobie słodkie, przeźroczyste negliże. I lekko się kiwając z pijaństwa, musiała aż przytrzymywać się krzesła.
Daniel zatrzymał się na moment i z wyraźnym uznaniem przyglądał się Iris.
- Fantastycznie wyglądasz - powiedział.
Odłożył marynarkę i podszedł do Iris. On wiedział, czego chciał, ale nie był całkiem pewien, czy jaki wpływ na jej poczynania ma wypita wcześniej whisky. Ale wnet wszystkie skrupuły poszły w kąt. Stanął o krok od Iris i ponownie jej się przyjrzał.
- Jestem pełen podziwu - powiedział. Zdecydowanie szczerze.
Wolał jednak nie dawać Iris czasu na ewentualną zmianę decyzji. Zrobił kolejny krok, objął i przytulił 'panią detektyw'.
- Cieplutka jesteś - szepnął jej do ucha, podczas gdy jego dłonie przesunęły się po jej plecach nieco w dół.
- Mhm… - Zamruczała Iris, a on wyczuł iż lekko drży na ciele. Objęła jego kark rękami, po czym przybliżyła swoją twarz do twarzy Daniela - To co w trawie piszczy… pokażesz mi? - Szepnęła, a on poczuł zapach pasty do zębów i whisky.
Kombinacja zapachów nie była taka zła, więc zamiast udzielić odpowiedzi pocałował ją.



- Oczywiście... - powiedział równie cicho. W ramach wstępu do demonstracji zaczął rozpinać swoją koszulę. Iris z kolei odwzajemniła pocałunek, po czym jej dłonie zsunęły się na tors Daniela i… mocno pociągnęła poły koszuli na boki, aż strzeliło wiele guzików. Zachichotała, po czym znowu go pocałowała, a jej pazurki zaczęły krążyć po skórze kochanka, rozkosznie go drapiąc.
Daniel poczuł przyjemny dreszcz. Z zapałem odpowiedział na pocałunek, a potem, rozprawiwszy się z guziczkami schowanymi pod fałszywą kokardką, zaczął zsuwać nocną koszulę z ramion Iris, która przy jej małej pomocy, opadła do jej stóp.
- Chodźmy na łóżko, bo się zaraz przewrócę? - Zachichotała detektyw, a jej dłoń znalazła się na kroczu myśliwego, gdzie go krótko pomasowała przez spodnie, czując budzącą się do życia męskość.

Odrzucenie takiej propozycji propozycji byłoby zbrodnią, więc Daniel pomógł Iris znaleźć się w łóżku. Nie dołączył jednak do niej od razu, "tracąc" nieco czasu na obdarzenie jej biustu paroma pocałunkami. W międzyczasie odrzucił swoją koszulę, i ściągnął również buty metodą noga o nogę… a ona słodko zamruczała, i pogładziła jego głowę, gdy nieco pieścił jej piersi.
Piersi Iris były zdecydowanie kuszące, więc Daniel poświęcił im więcej czasu, ale równocześnie jego dłoń powędrowała w dół, ku biodrom, chronionym jeszcze przez koronkowe majteczki, pod które wślizgnęły się palce Daniela. Odnalazł tam mały krzaczek… oraz wilgotną grotę, której odkrywcą mógł się stać lada chwila…
- Och! Ojej - Jęknęła Iris, gdy palce zaczęły poznawać jej przedsionek.

- A ty się nie rozbierasz? - Zamruczała Iris, po czym pogładziła Daniela po policzku.
- Już, zaraz... - Daniel z trudem oderwał się od przyjemnych czynności. Podniósł się i ściągnął spodnie i gatki, przezentując w całej okazałości to, 'co w trawie piszczało'.
- Ojej! Ale… fuzja… - Zachichotała Iris, i trąciła palcami nabrzmiałego penisa - Mmm-mmm! - Zachwyciła się. A potem sama nieco uniosła biodra, i ściągnęła własne majteczki, odsłaniając już ostatnie skryte rejony. Bezwstydnie rozchyliła też nieco uda, i przywołała Daniela do siebie skinieniem paluszka, do swej twarzy... które to 'polecenie' Daniel spełnił, tracąc jedynie ułamek chwili na pozbycie się skarpetek.
- Zrobisz mi dobrze… - Pocałowała go namiętnie, na chwilę łapiąc za kark - …języczkiem? - Uśmiechnęła się, i figlarnie przygryzła swoje usteczka.
Zamiast odpowiedzi Daniel przesunął się, przyklęknął i zabrał się do dzieła - jego język ominął niezbyt gęste "zarośla" i na moment zagłębił się w wilgotnej szparce. Iris jęknęła z rozkoszy, po czym zaczęła gładzić dłonią jego głowę.
- Tak… mmmm… tak dobrze… powolutku… tak lubię… - Mruczała zadowolona. A Daniel nie zamierzał się spieszyć... zdecydowanie uważał, że w takiej sytuacji pośpiech jest całkowicie zbędny. I dlatego kontynuował pieszczoty powolutku, zgodnie z życzeniem Iris, z jej reakcji starając się odgadnąć, jaki dotyk, jaka pieszczota sprawi jej najwięcej przyjemności... i jeszcze bardziej ją rozpali, aż do wrzenia.
Dziewczyna mruczała z zadowolenia, a Daniel uwijał się przy jej krzaczku, pieszcząc mokrutkie rejony… w kabinie rozlegały się ciche pomruki Iris, oraz od czasu do czasu i słodkie mlaśnięcia… i nagle tą względną ciszę, te delikatne momenty, przerwało…
- "Chhhrrr" - Pani detektyw.

No pięknie.

Whisky wygrała z Danielem, ten jednak nie zamierzał zrezygnować z odebrania swojej części przyjemności. Podniósł się, przez moment przyglądając z wyraźną przyjemnością leżącej Iris, a potem... skorzystał z zaproszenia, jakie stanowiły rozchylone nóżki. Powoli wsunął się do wilgotnego wnętrza… a Iris chrapnęła, i mruknęła, ale nadal twardo spała.
Mruknięcie nie oznaczało chyba niechęci, więc Daniel złapał ją za biodra, i zaczął się w niej poruszać. Najpierw w miarę powoli, niezbyt głęboko, a potem coraz śmielej i głębiej, niemal jednak nie zwiększając tempa. Wpatrywał się w jej twarz, i w duże piersi, ze stojącymi sztywno sutkami… spała, ale jej ciało reagowało. Zdobywana grota była bardzo mokra, chętnie go przyjmując… z czego Daniel chętnie korzystał, czerpiąc z wykonywanej czynności coraz więcej przyjemności. Nie bardzo jednak wiedział, czy chciałby, by Iris się obudziła, czy też życzył jej snu... do końca.

Działania Daniela nie przerwały głębokiego snu Iris, chociaż reakcje jej ciała były całkiem pozytywne. Na tyle pozytywne, że mężczyzna czuł, że coraz bardziej zbliża się do finału. Czy jednak miał on nastąpić tu i teraz? Daniel miał poważne wątpliwości co do aprobaty Iris w tej kwestii.
Wycofał się w ostatniej niemal chwili, by rozładować nagromadzone pragnienia, wykorzystując w tym celu kształtny biust dziewczyny… który po chwili zrosił obficie ciepłą spermą. A Iris dalej smacznie spała, cichutko pochrapując, z lekko rozchylonymi usteczkami. Danielowi zaś, nagle w przypływie impulsu, pojawił się w głowie pewien diabelski pomysł. Uśmiechnął się pod nosem, i… przesunął się tak, by jego członek znalazł się tuż przy ustach dziewczyny. A potem spróbował 'zachęcić' Iris, by wspomniane usta zajęły się tymże członkiem, przesuwając nim po rozchylonych usteczkach. Na które skapnęło w końcu parę kropelek… a owe usteczka poruszyły się, i pojawił się nawet na chwilę języczek, który w automatycznym odruchu je zlizał… a potem Iris, leżąca na wznak na łóżku, z twarzą skierowaną ku sufitowi, przechyliła nagle głowę w bok, i chrapnęła. No cóż, jak tak teraz leżała od boku… to w sumie Daniel miał łatwiej, by teraz może… Przesunął się nieco i ponownie przysunął członek do ust dziewczyny, by wsunąć samą jego końcówkę między rozchylone wargi. Po kilku próbach się w końcu udało, i pocierająca usta główka penisa w końcu znalazła się w jej buzi.
Daniel poruszył się delikatnie, chcąc sprowokować Iris do działania... no i poczuł, że ponownie zaczyna twardnieć. Nic się jednak wielce nie stało, raz może penisa szturchnął jej języczek, ale dziewczyna nadal twardo spała. Chyba więc wypadało zakończyć już te zabawy…
Daniel podniósł się, zabrał swoje rzeczy, a potem powędrował do łazienki, by się nieco ogarnąć. Gdy wrócił, pozbierał guziki (jeden gdzieś się zapodział), a potem przewiesił nocną koszulę przez oparcie krzesła. Spojrzał na śpiącą, nagą, obspermioną Iris, i się uśmiechnął. Normalnie by ją przykrył, ale ta leżała na kołdrze, a siłowanie się z wstawioną mogło się różnie skończyć. W kabinie było ciepło, a Sarah… no cóż, nie wyglądała raczej na taką, co zemdleje na takie widoki. Eee tam z tym, Daniel machnął na wszystko ręką. Zbliżył się do śpiącej.
- Kolorowych snów, mała - szepnął jej do ucha, i ucałował czółko - Może następnym razem uda się lepiej - dodał.



Wyszedł z kajuty, zamykając drzwi na klucz, i wsunął go pod nimi do środka. Nie sądził, by Iris ucieszyła się z czyichś kolejnych odwiedzin, a równocześnie nie chciał zrobić z niej więźnia jej własnej kajuty.

Do własnej kajuty miał dwa kroki - tam zmienił koszulę i zadzwonił po stewarda, któremu wręczył koszulę i garść guzików, w zamian otrzymując zapewnienie, iż koszula rano będzie gotowa - naprawiona, wyprana, wyprasowana.
A że godzina była jeszcze młoda <krótko po="" 22="">(ledwo minęła 22-ga), wyszedł z kajuty na mały spacer.

Ciszę zakłócił nagle dobiegający z sąsiedniej kajuty okrzyk, sugerujący, że ktoś bardzo miło spędza czas. Parsknął cichym śmiechem, po czym ruszył dalej. Najwyraźniej nie tylko on uważał, że nie chodzi się spać przed północą.
</krótko>
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 13-09-2022 o 11:10.
Kerm jest offline  
Stary 14-09-2022, 06:47   #17
 
merill's Avatar
 
Reputacja: 1 merill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputację
- I ostatecznie zostaliśmy sami… - Cicho Sarah powiedziała do Johna, wpatrując się w zachodzące słońce. - A tyle było krzyku. - Zachichotała na wspomnienie drącej się Iris.
- Tak pani detektyw zdecydowanie wie, co to dobra zabawa - dodał z uśmiechem Grant. - Ale to chyba nie źle, że zostaliśmy sami? - dopytał Sarah. Kątem oka zerkał na jej dekolt, kiedy ta wpatrywała się w zachodzące słońce. Był to dla niego widok o niebo bardziej interesujący i musiał przyznać, że jeśli nadarzy się okazja, spróbuje dogłębnie go poznać.


- Tak wszyscy rozmawiali o tym zachodzie słońca, a na koniec są bardziej zainteresowani czym innym… - Odpowiedziała Sarah, zerkając w stronę Johna i… domyślając się, gdzie właśnie spoglądał. - Zresztą, ty chyba też nie najbardziej jesteś zajęty słońcem, co? - Zapytała z lekkim uśmieszkiem w kąciku ust.
Grant podniósł ręce do góry w geście poddania: - Winny, wysoki sądzie - odwzajemnił uśmiech. - Piękne zachody słońca można podziwiać codziennie, a inne piękności już nieco rzadziej - opuścił ręce. - A jeszcze rzadziej zdarza się tak niebanalne połączenie urody z intelektem i swadą, jak w twoim przypadku Sarah.

- Och, dopiero się poznaliśmy, więc chyba tych późniejszych cech nie mogłeś jeszcze za dobrze poznać, co? - Odpowiedziała Sarah lekko zawstydzona. - Podejrzewam więc, że nie jestem pierwsza, która to usłyszała z twoich ust. - Spojrzała na Johna podejrzliwie.
- Fakt, że dopiero się poznaliśmy jest niezaprzeczalny - zgodził się. - Jednak miałem okazję obserwować Cię wczoraj podczas rozmowy w salonie, a także dzisiaj przy stole - wyliczał uśmiechając się ale jednocześnie obserwując jej wyraz twarzy . - Obserwacja ludzi, ich zachowań i cech przez jakiś czas była moim zawodem, ośmielę się stwierdzić, że mam doświadczenie. Poza tym - kontynuował - w Stanach, kobiety jeszcze rzadko trafiają do takich grup zawodowych jak lekarze na przykład, to znaczy, że musiałaś być naprawdę dobra w tym i ambitna. I ta scena przy stole dzisiaj w odpowiedzi na zachowanie naszego wiejskiego pastora - dodał na koniec John - to wymagało pokazania charakteru i pazurków. I tak, nie jesteś pierwsza której to mówię - znowu uniósł ręce do góry żartobliwym gestem - ale też nie mówię tego nawet w połowie tak często, jak to podejrzewasz.

- Widocznie w Wielkiej Brytanii lepiej z emancypacją kobiet… zwłaszcza, gdy pochodzi się z typowo lekarskiej rodziny. - Ponownie wpatrując się na zachód słońca, odpowiedziała Sarah. - A z pastorem wiele nie zrobiłam. Wielu właściwie odejście od stołu mogło uznać za nieobyczajne. Może i też lepiej byłoby się zmierzyć z problemem, a nie od niego uciec… - Lekko smutno zakończyła lekarka.

- Może gdyby był trzeźwy, to rozmowa byłaby opcja, ale był schlany… a gorzała i religijny zapał, zagłuszają rozum w takim stanie - próbował ją podnieść na duchu. - Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło - uniósł delikatnie palcem wskazującym jej zwiększoną buzię i uśmiechnął się - przynajmniej mogliśmy delektować się potrawami w spokoju.
- Och, sam też nie stroniłeś od alkoholu. - Sarah nie zareagowała na palec na podbródku, a wręcz lekko się uśmiechnęła. - A chyba po jego większej ilości, smak potraw zdaje się mieć… mniejsze znaczenie?
- Znam swoje możliwości - odwzajemnił uśmiech - w wielu dziedzinach, nie tylko w piciu alkoholu… Nie zaprzeczam, że lubię przesuwać ich granice - zabrał palec z jej podbródka John.
- A jakie to inne dziedziny? - Z lekkim uśmieszkiem zapytała Sarah, wpatrując się dalej w Johna.
- Różne, różniste. Zarówno z płaszczyzny typowo umysłowej - zbliżył się do niej odległość mniejszą niż szerokość dłoni - jak i fizycznej - dokończył.

- Och, mocno niekonkretny jesteś… - Sarah wcale się nie odsuwała, nie sprawiała wrażenia, jakby przeszkadza jej ta bliskość Granta.
Jeszcze bardziej skrócił dystans, aż poczuł opór w postaci piersi dziewczyny: - Wierz mi, potrafię być bardzo konkretny - patrzył jej prosto w oczy. - Iris z Thompsonem pewnie są w barze… może dasz się zaprosić na… - przerwał odgarniając jej z twarzy porwany wiatrem pukiel włosów - na początek na drinka do mojej kajuty?
- Och, tak od razu do twojej kajuty? - Lekko zaczerwieniła się Sarah. - Brzmi, jakby bardzo szybko ci zależało… - Dziewczyna minimalnie odsunęła się od Johna.

- Może być twoja kajuta, może być bar. Podobno mają tutaj niezła salę taneczną, cokolwiek wybierzesz - zauważył rumieniec na twarzy dziewczyny - noc jeszcze młoda - dodał John - szkoda byłoby już iść spać. A co do szybkości, nie zrozum mnie źle, w Stanach wszystko dzieje się szybciej - życie, biznes, praca… wszystko… nie wyłączając sfery intymnej. Czy to dobrze? Odpowiem, nie wiem, ale tak jest - zakończył z uśmiechem. - Chociaż to słońce też szybko zaszło.
- Czyli chyba źle trafiłeś, bo nie jestem ze Stanów. - Sarah wycofała się ciut dalej od Johna. - Biorąc pod uwagę, jak… również próbowałeś złapać kontakt z Iris… mam wrażenie, że równie szybko skończy się nasza relacja, gdy już uzyskasz, co chciałeś?
- Masz na myśli te kilka toastów i komplement o pięknej rączce? - uśmiechnął się - Myślę, że Iris jest intrygującą kobietą, ale bardziej mnie jej profesja zainteresowała. Sam jestem, a raczej byłem pracownikiem Agencji Pinkertona. Ot zawodowa ciekawość i powinowatość. Spędzimy, jak mniemam sporo czasu razem, w najbliższych dniach - starał się zabrzmieć pojednawczo.

- Może… ja zbyt dużo myślę… - Ponownie nieco przysunęła się Sarah, choć nie tak blisko, by dotykać klatki Johna swoimi piersiami. - W końcu… wybrał cię profesor Bloom, nie powinnam cię od razu posądzać o… złe zamiary. - Przybliżyła się twarzą do jego i złożyła mu całusa na ustach. - To w ramach przeprosin… - Dodała, gdy oderwała się od jego ust, patrząc na niego przepraszającym wzrokiem.
Grant musiał przyznać, że go zaskoczyła. Przyjemnie było poczuć jej wargi na swoich ustach - dziewczyna musiała wspiąć się na palce żeby ich dosięgnąć. - Nie masz za co przepraszać, ot zakłócenie w komunikacji, wynikające zapewne z różnic w konwenansach jakie panują po obu stronach Oceanu - uśmiechnął się zbliżając swoje usta do jej twarzy - Teraz chyba moja kolej na przeprosiny - powiedział oddając pocałunek.

- Może… nie za mocno tutaj… - Lekko uśmiechnęła się Sarah. - Mam już dość psucia humoru tuż przed posiłkiem przez kazania. - Dziewczyna lekko się rozejrzała dookoła.
- Może jednak dasz się namówić na zmianę lokalizacji? Na zewnątrz robi się już chłodno, że o nawiedzonych kaznodziejach nie wspomnę - zdjął swoją marynarkę i zarzucił jej na ramiona.
- Och, dziękuję. - Sarah tym razem w podziękowaniu za gest przytuliła się do Johna, będąc już opatulona w jego marynarce. - To… może jednak skorzystamy z twojej kajuty. - Wyszeptała mu do ucha, gdy dość mocno przyciskała się do jego ciała swoim.
Grant poczuł przyjemne ciepło tulącej się do niego kobiety, objął ją ramieniem i ruszyli w kierunku pokładu na którym znajdowały się kajuty pasażerskie: - Co do drinka, masz na coś konkretnego ochotę? Bo w kabinie mam tylko biały rum i szampana, więc jeśli życzysz sobie coś innego, musimy najpierw wrócić do baru - odwzajemnił szept, a kiedy skończył delikatnie pocałował płatek jej ucha.

- Może… zaproponujesz mi coś… amerykańskiego? - Zapytała już zwykłym głosem Sarah idąc u boku Johna. - Och, zapomniałam, u was ciągle… zakaz… ale chyba coś ci przyjdzie do głowy? - Uśmiechnęła się ponownie lekarka, kierując ich najpierw w kierunku baru.
- Oczywiście - nie zdejmując ręki z talii kobiety, skierował ją w stronę baru. Kiedy już byli na miejscu rzucił do barmana: - Dwa razy diaquiri papa doble - spojrzał na Sarah i uśmiechnął się - na wynos. Był ciekaw czy barman poradzi sobie z zamówioną recepturą, ten jednak znał się na swoim fachu - wkrótce trzymał w rękach dwa naczynia, z których jedno wręczył Sarah - nieco kwaśny, ale orzeźwiający - uśmiechnął się. - Idziemy?

- Moment. - Z ciekawości Sarah upiła łyka drinka. Lekko się skrzywiła, bo był to jej pierwszy alkohol tego dnia i nieco odczuła go w smaku, ale zaraz… poczuła rzeczywiście przyjemnie orzeźwiający smak w ustach. - Smaczny! To idziemy! - Śmiało ruszyła w stronę kajut.
- Cieszę się, że trafiłem w twój gust Sarah - powiedział wyprowadzając ją z baru - Nie do końca to amerykański drink, ale po tylu latach pracy, podróżowania i mieszkania na Antylach przejąłem kilka ich smaków - dodał. Ruszyli korytarzem prowadzącym do jego kajuty. Jego współlokator przed wyjście wspominał, że ma zamiar dzisiaj dobrze się zabawić, więc mieli przestrzeń tylko dla siebie.
- Będziemy tu sami? - Zapytała Sarah, widząc, że docierają już pod drzwi kajuty Johna i Taviona. - Czy będziesz musiał jakoś dyskretnie przegonić swojego kompana? - Zachichotała.

- Bez obaw moja droga - wyciągnął klucz z kieszeni i zaczął przekręcać zamek - Mówił, że musi sprawdzić jakie atrakcje oferuje ta łajba, więc nie wróci zbyt szybko - zamek ustąpił a on otworzył drzwi zapraszającym gestem.
- Mhm… - Mruknęła z uśmiechem Sarah, po czym wkroczyła do środka, rozglądając się po pomieszczeniu. Po sekundzie obserwacji, odłożyła na moment swój drink na najbliższym stoliku i zdjęła z siebie marynarkę Johna i na paluszku podając ją w jego stronę. - Oddaję. To gdzie mam usiąść?

John odebrał od dziewczyny marynarkę, po czym wskazał małą dwuosobową sofę, stojącą w rogu kajuty: - Może tam? - zasugerował, po czym odwiesił marynarkę na wieszak. Wziął oba drinki i skierował się ku dziewczynie.
- Pewnie. - Sarah skierowała się na sofę, idąc ponętnym krokiem, lekko wywijając tyłeczkiem na boki, po czym obróciła się i usiadła, zakładając nóżkę na nóżkę, a dłonie kładąc na swoim kolanku.
Podał jej drinka, po czym upił potężny łyk ze swojego i usiadł z uśmiechem obok niej. Sofa nie była za duża, przez co prowokowała przyjemną bliskość: - Przyznam się szczerze, gdybym miał wpływ na plany profesora, zasugerowałbym mu Zeppelina, niż okręt. Leciałaś kiedyś samolotem, czy sterowcem Sarah? - odłożył drinka na stolik.
- Umm… nie… - Odpowiedziała z jakimś lekkim wstydem Sarah. - Właściwie, to dla mnie nawet statek to pewna nowość. - Również sięgnęła po drinka, ale upiła z niego mały łyczek.
- Na pewno Ci smakuje - wskazał na drinka, którego dziewczyna bardzo oszczędnie popijała - jak już sprawa z Evelyn zakończy się, pomyślnie, w co nie wątpię. Zapraszam do siebie, do Havany, z przyjemnością zabiorę Cię na podniebną wycieczkę - zaproponował.

- Smakuje, po prostu… w przeciwieństwie do Iris, wolę się bardziej delektować. - Uśmiechnęła się Sarah. - Przynajmniej do pewnego momentu, haha. A co do zaproszenia, to dziękuję, ale zobaczymy, co będzie po powrocie. Pewnie też będę musiała wrócić do pracy w szpitalu, bo już mi się szykuje długi urlop… Ale co do lotów… sam dużo już latałeś? - Zapytała lekarka z zaciekawieniem, dłonią delikatnie bawiąc się puklem swoich włosów.
- Mam licencję pilota i jestem współwłaścicielem całkiem zgrabnego samolotu - uśmiechnął się i położył swoją dłoń na jej kolanie, odwracając się ku niej - sporo już przeleciałem… - zawiesił na chwilę głos i obserwując reakcję dziewczyny na fizyczny kontakt - … mil w powietrzu.
- Teraz… - Sarah złapała dłoń Johna, odrywając ją od swojego kolana. - Czas przelecieć… mnie? - Uśmiechnęła się zalotnie, jego dłoń kierując na swoją pierś.
- Najwyższy - mruknął zbliżając się do jej ust, by wpić się w nie intensywnym pocałunkiem. Dłoń z jej piersi przesunął na kark i wsunął palce we włosy, nie przestając całować.
Sarah odwzajemniała pocałunek, tym razem, w przeciwieństwie do całusów przy burcie, używając także języka. Swoją dłoń skierowała na klatkę piersiową Johna, o którą trochę się opierała, a trochę także ją masowała.

Pani doktor była miękka w miejscach w których powinna i rozkosznie twarda tam gdzie powinna. Jego ręka długo nie pozostała na karku, nie przerywając całowania miękkich warg dziewczyny, badał jędrność jej piersi, by po chwili podciągać rąbek sukienki. Kiedy już dotarł do obłuczonego w delikatny nylon kolana, rozpoczął wędrówkę w górę, dziewczyna zauważalnie drgnęła kiedy dłoń dotarła do nagiej skóry uda. “Uwielbiam kobiety w pończochach” - pomyślał z zadowoleniem, by po chwili chciwe palce skierować w kierunku rozgrzanego łona kobiety.

Natrafił na materiał jej koronkowych majteczek, które lekko drgnęło pod wpływem jego dotyku. Tymczasem John poczuł, jak dłoń Sarah zaczyna rozpinać guziki jego koszuli, co czyniła mocno sprawnie mimo używania do tego jednej ręki. Gdy odpięła wszystkie, dłońmi przesunęła materiał koszuli i oderwała się od pocałunku, by z uśmiechem spojrzeć na nagą klatkę Granta.



Pieścił dwoma palcami wzgórek dziewczyny, czując jej gorąco i wilgoć, czując jednocześnie jak Sarah pracowicie majstruje przy guzikach jego koszuli. Naparł na nią jeszcze mocniej, odsuwając na bok koronkę majtek, docierając do źródła wilgoci. Sarah przerwała pocałunek przyglądając się mu. Wyciągnął mokre od jej soków palce i polizał a potem dodał: - Cudownie smakujesz. Wstał i wyciągnął do niej rękę.
 
__________________
Czekamy ciebie, ty odwieczny wrogu, morderco krwawy tłumu naszych braci, Czekamy ciebie, nie żeby zapłacić, lecz chlebem witać na rodzinnym progu. Żebyś ty wiedział nienawistny zbawco, jakiej ci śmierci życzymy w podzięce i jak bezsilnie zaciskamy ręce pomocy prosząc, podstępny oprawco. GG:11844451
merill jest offline  
Stary 14-09-2022, 09:21   #18
 
Jenny's Avatar
 
Reputacja: 1 Jenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputację
Sarah na twarzy wyglądała na dobrze przyjmującą pieszczoty, bo już zaróżowiła się lekko, a jej oddech lekko przyspieszył. Nie oponowała także przed podaniem dłoni Johnowi, a w jej oczach wprost dało się odczytać ciekawość tego, co dalej, a także zainteresowanie zauważoną blizną na prawym boku mężczyzny.

Pociągnięta delikatnie za rękę wstała, to było celem Granta. Lekko przyspieszony oddech Sarah i jej zaróżowiona na twarzy cera, mówiły mu, że działał w dobrym kierunku. Przyciągnął ją do siebie i głęboko i namiętnie pocałował. Kiedy przerwał, odwrócił ją plecami do siebie i zaczął rozpinać zamek błyskawiczny jej sukienki. Potem zsunął ją z kobiety, pozwalając, żeby opadła na podłogę. Przywarł do jej nagich pleców, schylając się lekko i całując jej kark i okolice prawego ucha. Zarzucił sobie ręce pani doktor na kark, co sprawiło, że rozkosznie wypięła piersi do przodu. Te stały się teraz obiektem pieszczot jego dłoni.

- Mmm… - Mruknęła Sarah, gdy pieszczoty względem jej ciała jeszcze bardziej się intensyfikowały. Sama jedną swoją dłonią sięgnęła do tyłu, wsuwając ją między swój tyłeczek a krocze Johna, by właśnie na nim spocząć i zacząć masować przez materiał ubrań. Drugą delikatnie pieściła kark Granta.

Poczuł rękę dziewczyny na swoim kroczu, drobna rączka z ochotą ugniatała przez materiał spodni jego przyrodzenie. Czuł jej paznokcie na swoim karku, był coraz bardziej podniecony. Niby taka niewinna, ale jednak dobrze wyczuł, że kryje w sobie ognistą kobietę. Rozpiął haftki górnej części bielizny i dłońmi nakrył jej nabrzmiałe z podniecenia piersi. Wyraźnie czuł twardość drobnych sutków. Ścisnął nieco mocniej, jakby sprawdzając na ile może sobie pozwolić, a miał ochotę nieco podostrzyć ich miłosną grę.
- Achhhh… - Słodko i przeciągle jęknęła Sarah, gdy poczuła mocne zaciśnięcie palców na swoich sutkach. Sama odpowiedziała mocniejszym naciskiem na jego nabrzmiałe krocze, schodzącym w dół, aż do jąder. Po to, by zaraz podnieść nieco dłoń i zwinnie wsunąć ją pod materiał spodni i majtek, by jej dłoń bezpośrednio spotkała się z jego penisem, mimo ciasnoty jakoś znajdując możliwość przyjemnego przesuwania po nim.

Zaciskająca się na jego penisie drobna dłoń pani doktor, upewniła go, że ta nie stroni od mocniejszych pieszczot. Jeszcze raz mocniej ścisnął jej sutki a potem, na granicy brutalności odwrócił kobietę twarzą do siebie i przywarł mocno do jej ust. Stała w jego uścisku, drobna, w samych tylko majtkach i umocowanych na pasie pończochach. Jego ręka znowu znalazła się na jej łonie, a palce szybko dotarły do jej wzgórka i rozpoczęły intensywne pieszczoty. Drugą ręką przytrzymywał ją za kark i całował bez opamiętania.

Mimo przyjmowanych pieszczot i pocałunków, Sarah dłońmi dotarła do paska spodni Johna, a także guzika i zamka spodni, które zaczęła z trudem w obecnej sytuacji rozpinać. Jej ciało było mocno już rozpalone, klatka poruszała się coraz szybciej od przyspieszającego oddechu, a u dołu czuć było coraz większą wilgoć.

Wyciągnął palce z jej cipki tak gwałtownie, że dziewczyna aż jęknęła. Jednocześnie bardzo pracowicie zajmowała się jego paskiem i zamkiem błyskawicznym od spodni. Postanowił dać jej nieco przestrzeni… Poluźnił uścisk i wilgotnymi od jej soków palcem wędrował po płaskim brzuszku a potem piersiach by w końcu zbliżyć je do warg kobiety. Spojrzał na nią z błyskiem w oku, jakby sprawdzając co rozgrzana pożądaniem teraz zrobi. Sam był na skraju, z trudem powstrzymywał się, żeby nie pchnąć jej na ścianę i bez litości wypieprzyć. Miał zamiar jeszcze trochę się z nią pobawić.

Wzięła w usta jego palce, delikatnie je ugryzła, po czym wypuściła je z ust, mocno złapała się jego bioder i obniżyła się na kolana. Pociągnęła w dół jego poluzowane spodnie, zostawiając jego krocze w samych bokserkach. Wyciągnęła mocno język i polizała nim odznaczającego się na materiale penisa. Następnie ściągnęła także bokserki w dół, z dużą ekscytacją w oczach patrząc na wyprężonego członka Granta. Następnie liznęła go od samych jąder, przez prącie po samą główkę, by następnie zatopić się na nim ustami, zaczynając ssać i przesuwać po nim. Na początku miała zamknięte oczy, ale po chwili je otworzyła i zerkała w górę, obserwując od dołu z wyuzdaniem twarz Johna.

Westchnał tylko, kiedy wzięła jego członka do ust. Spojrzał w dół i zobaczył że cały czas obserwowała jego reakcję. - Pani doktor jest bardzo niegrzeczna - uśmiechął się i położył dłonie na jej głowie, chcąc kontrolować tempo pieszczot tej małej diablicy. Pochłaniała go całego, wydając przyjemne dla jego ego dźwięki. Był blisko, zbyt blisko… Stanowczo zatrzymał jej ruchy, a ona wstała z kolan. Poprowadził ją do łóżka a potem pchnął na nie… Stanał nad nią, patrząc na jej zaskoczony wyraz twarzy, falujący w przyspieszonym oddechu biust i wyuzdanie rozrzucone nogi, eksponujące rozgrzaną kobiecość. Pozbył się resztek swojej garderoby, nie zamierzając pozbywać się resztek jej garderoby. Nawet tak wolał, przyciągnał ją za nogi na skraj łóżka i otarł sterczącym penisem o jej mokre wargi… a potem cofnął się, uklęknął i zaczął pieścić ją językiem.
- Achhh… - Jęknęła Sarah, gdy najpierw jego penis otarł się o wargi, ponawiając jęki przy mocniejszych ruchach języka Johna, gdy ten sięgnął jej dziurki. Dłonią również sięgnęła głowy, ale po to, by delikatnie pieścić jego włosy, drugą dłonią złapała się za pierś, którą dość mocno sobie masowała i drażniła sutek.

John przytrzymywał ją dość mocno, bo Sarah pod wpływem pieszczot strasznie się wyrywała, a on miał zamiar doprowadzić ją na skraj rozkoszy. Językiem piescil na przemian, szerokimi ruchami jej lechtaczke, wargi i rozkosznie pulsującą dziurkę. Po chwili do tego arsenalu pieszczot dołożył drażniący jej tylnia dziurkę palec. Szczelina między jej pośladkami była już mokra od cieknących jej z cipki soków. Poczuł zaciskające się na jego głowie uda, więc wycofał paluszek, nie chcąc jeszcze jej kończyć.
- Przechodzimy… achhh… do najważniejszego? - Zapytała Sarah, lekko się odsuwając i utrudniając Johnowi kontynuację. - Chciałabym… już mieć w środku ciebie. Ale możesz sam wybrać, w jakiej pozycji. - Zachichotała pani doktor, oczekując na dalsze instrukcje Granta.
- Jesteś zbyt łaskawa - zaśmiał się, w międzyczasie uniosła się i usiadła na łóżku - ale skoro mogę, to odwróć się i wypnij tą zgrabną dupcię.

Sarah, bardzo już nakręcona na to, nie zwlekała, a szybko przekręciła się na kolana, wypinając tyłeczek, oparła się na łokciach i obniżyła talię, by pupka była jeszcze mocniej i zgrabniej wypięta.
- No, wykończ mnie. - Zachichotała mówiąc to Sarah.

Pierwszy klaps spadł bez ostrzeżenia, ale nie był zbyt mocny, jęk dziewczyny utwierdził go w przekonaniu, że jej się spodobało. - Zajeżdżę Cię Pani doktor - wychrypiał podniecony. Wszedł na łóżko i przyłożył przyrodzenie do pulsującej wilgotną rozkoszą dziurki. Pchnął mocno, od razu wpychając się do końca.
- Ochhhhhh… - Głośno jęknęła Sarah, gdy John dotarł do końca. Jej nogi jakby na chwilę miały opaść na łóżko, ale zaraz powróciła do stabilnej pozycji. - Oj, tak łatwo chyba nie będzie. - Zachichotała wypełniona do końca lekarka.

Grant początkowo poruszał się w niej powoli, delektując się cudowna ciasnotą wnętrza partnerki. Po kilku pchnięciach, kiedy już złapał rytm przyspieszył, jedna ręką trzymał ją za biodro a drugą intensywnie pieścił otworek anusa. Po wzmożonych jękach, miał wrażenie że znalazł czuły punkt Sarah.

Lekarka z przyjemnością oddawała się penetrowaniu jej dziurki, samej chętnie przesuwając lekko swoim ciałem, by jeszcze wzmocnić efekt. Przy wszystkim tym jęczała, mruczała przez zaciśnięte zęby, to piszczała… wielkimi krokami zmierzała do osiągnięcia tego, o co chodziło od początku.

Kobieta była już blisko, on też już resztkami woli powstrzymywał wulkan namiętności. Nieco się zapamiętał w galopie, nie kontrolował już siły pchnięć, pieprzyli się niemal agresywnie: - Gdzie mam skończyć? - wychrypiał między kolejnymi pchnięciami.
- Gdzieeeee… chcesz… achhh… - Z trudem odpowiadała Sarah. - Jestem… na środkach… - Dodała, zdając sobie sprawę, że może mu chodzić o ewentualne konsekwencje. Ale nie dość, że była doktor, to miała pewne doświadczenie w chemii, więc mimo braku jeszcze powszechności takich środków, dla niej nie były one problemem. Szybko jednak wróciła do tego, co podpowiadało jej ciało, sygnalizując nadejście sporych skurczy, wytrysku i innych bardzo przyjemnych rzeczy.
Poczuł jak jej ciasna cipka zaczyna się kurczyć w spazmach, a jej jęki zaczynają się zlewać w jeden przeciągły wizg. Nie musiał się już hamować, pchnął jeszcze kilka razy, dobijając do dna jej kobiecości i eksplodował w środku. Spuszczał się w niej z przyprawiająca o przyjemny ból jąder intensywnością. Nie był aż tak wyposzczony, ale namiętność tej małej diablicy spowodowała, że zostawił w jej wnętrzu spory ładunek.
- Aaaaachhhh!!! - Wrzasnęła z przyjemności Sarah, co pewnie było słychać także w pobliskich kajutach. Przeżywała jednak na tyle przyjemny, obfity w soki i skurcze orgazm, tak przyspieszyło jej serce, że… miała to gdzieś. Łokcie pod nią się ugięły i jej twarz wylądowała w pościeli, przez co też penis będący w jej dziurce częściowo się wysunął, powodując kapanie jej zmieszanych soków z nasieniem Johna.

Grant wysunął się z niej, nie mógł odmówić sobie przyjemności i delikatnego klapsa na drugi pośladek. Nie bez dumy patrzył na jej sponiewieraną kobiecość z której teraz wyciekały owoce ich zbliżenia. Miał wrażenie, że ona specjalnie trzyma jeszcze wypięty tylek, żeby mógł ten efekt podziwiać. Wreszcie spoczął obok niej w rozgrzebanej pościeli, zaciągnął się zapachem jej rozgrzanej, spoconej skóry. Uwielbiał ten zapach, unaszacej się jeszcze w powietrzu nuty rozkoszy. Uspokajał oddech patrząc na jej twarz.
- Super… było… - Z trudem łapiąc oddech powiedziała lekko niewyraźnie, lekko wgnieciona w pościel Sarah. - Ale… zaraz cały pokój będzie w naszych… masz coś, żeby wytrzeć? - Zapytała, lekko się podnosząc, aby wydobywające się z jej krocza płyny nie zafajdały bardziej pościeli.

John uśmiechnął się szeroko: - Cieszę się, że Ci się podobało. Przyjemność była również po mojej stronie, diablico. Pieprzysz się jak demon - skomplementował ją nieco niepoprawnie. - Już idę po świeży ręcznik - podniósł się z łóżka i po chwili wrócił z białym jak śnieg ręcznikiem.

Sarah szybko przyłożyła go w odpowiednie miejsce, by “zatamować” dalszy wypływ na pościel czy podłogę. Wytarła się dość porządnie, po czym wstała, zbliżyła się do Granta i pocałowała go obficie, stykając się przy tym nagimi piersiami z jego klatką.
- Chyba… trzeba będzie powoli się zbierać. - Powiedziała lekarka z lekkim smutkiem. - Chyba Tavion może wrócić w każdej chwili… - Sięgnęła po sukienkę, którą założyła na siebie, bez zakładania bielizny. Jej lekko spocone ciało i nabrzmiałe piersi dość ciekawie
prezentowały się w takim stroju. - Prysznic wezmę u siebie… mam niedaleko. - Uśmiechnęła się do Johna.

Kiedy oderwała się od jego ust i zaczęła ubierac sukienkę powiedział: - Na pewno nie chcesz zostać? - uśmiechnął się zaczepnie. Trzymał w dłoni jej wilgotne jeszcze majtki, które kilkadziesiąt minut temu prawie z niej zdzierał. - Tego szukasz? - zapytał szczerząc zęby, kiedy rozglądała się po pogrążonym w nieładzie łożu.
- Dawaj! - Szybko machnęła ręką roześmiana, by złapać swoją bieliznę Sarah. - Zostałabym, ale… nie chcę powodować od początku jakichś… niesnasek w naszej kompanii. Ktoś może być zazdrosny… więc lepiej intymniejszą relację wolałabym nieco, przynajmniej póki co, ukryć. - Uśmiechnęła się, w dłoń chwytając także swój biustonosz i spoglądając na Johna, jakby oczekiwała jego opinii.
-Tak za darmo mam Ci oddać? A gdzie wykup? - Wstał i całkiem nagi podszedł do niej i pocałował ją jeszcze raz mocno, z trudem hamując się przed rzuceniem jej znowu na łóżko. Wcisnął jej własne majtki w dłoń i odpowiedział na jej nieme pytanie: - Masz rację Sarah, możemy się tak umówić, ale liczę na dalszą znajomość, diabełku - dodał. Musiał przyznać, że to określenie dość dobrze charakteryzowało jej charakter. - Może wybierzemy się jutro razem do biblioteki, albo w jakieś inne ustronne miejsce? Gdzie będziemy mieć chwilę dla siebie? - patrząc w jego oczy mogła się domyślić, że nie miał na myśli zgłębiania lektur bynajmniej.
- Oj, na pewno chcesz się na statku z tyloma pannami ograniczać tylko do mnie? - Zaśmiała się Sarah, starając się złożyć bieliznę w taki sposób, by niesiona na korytarzu, nie wyglądała aż tak bardzo na to, czym rzeczywiście jest. - Nie wyglądasz na takiego, haha! Odpowiem tak… kto wie. Ale czy jeszcze tu na statku, czy w dalszej części podróży… na pewno coś powtórzymy. - Uśmiechnęła się cwaniacko.
-Trzymam Cię za słowo - zaśmiał się i odprowadził ją do drzwi - Uważaj w korytarzu, kilka sąsiednich kabin chyba przeżyło orgazm razem z Tobą - złapał za klamkę chcąc jej otworzyć.
- Dzięki za ostrzeżenie… - Lekko przestraszyła się, po otwarciu klamki najpierw rozglądnęła się po korytarzu. - Zaczekaj… - Powiedziała do Johna, całując go jeszcze na pożegnanie. Chociaż skończyła pocałunek, gdy i on dosłyszał, że kroki z oddali korytarza kompletnie ucichły. Dopiero wtedy z uśmiechem, tuptając szybko nóżkami, ruszyła do swojej kabiny.

***

Po powrocie do kajuty, Sarah zwyczajowo otworzyła jej drzwi kluczem, i weszła do ciemnego saloniku. Zapaliła światło, zrobiła kroczek, i… coś, w co trafiła bucikiem, metalowo zabrzęczało na podłodze. Klucz. Drugi klucz, do ich kajuty, ten należący do Iris?
Lekko zdziwiona Sarah podniosła go i położyła na stoliku. Zastanawiała się, czy to znaczyło, że Iris jest w pokoju? Zauważyła niemal pustą flaszkę whisky, na stoliczku w salonie, oraz dwie szklanki… “No tak… czyli na piciu w restauracji się nie skończyło…” Z niepokojem w myślach stwierdziła Sarah, chociaż uznała za dobry znak, że Iris chociaż dotarła w takim stanie do ich kajuty.
A z sypialni, mimo przymkniętych drzwi, było słychać chrapanie. Nie chcąc być zbyt głośno, ale jednak będąc dość ciekawską, Sarah postanowiła zdjąć buty i cichutko na bosych stópkach wejść do sypialni… do jej noska wdarła się zaś momentalnie cała gama, często niezbyt miłych zapaszków.

Perfumy Iris. Zapach… sexu?? Spoconego ciała, tytoniu, smrodu jak w gorzelni, i coś jeszcze, co wzrastało z każdym kroczkiem ku łóżku, na którym chrapała detektyw.

Naga.

Rozwalona na wznak, kompletnie golutka, nawet nieco rozkraczona, z odrobiną śliny cieknącą z kącika ust. No i z błyszczącymi piersiami, pokrytymi dziwnie znajomą substancją, o specyficznym zapachu. A Sarah… od razu wiedziała, co to jest.

Lekarka… nie miała za złe Iris, że ta uprawiała seks, w końcu dopiero co sama wróciła z miłej schadzki. Jednak… wypicie tyle alkoholu, którego zapach z jej ust sam w sobie sprawiał, że w sypialni robiło się nieprzyjemnie… no i jeszcze pozostawienie siebie w takim stanie. Mimo wszystko nie mogła jej tak zostawić, musiała ją chociażby przykryć, by do kaca nie doszło pani detektyw jakieś przeziębienie. A nie mogła jej przykryć takiej brudnej. Sięgnęła więc po jakieś chusteczki, obtarła jej ślinkę z ustek, następnie kierując chusteczkę na obfite piersi Iris… której chyba nic nie było w stanie ruszyć. Spała twardo dalej, od czasu do czasu i chrapnęła. Pijana jak bela, zdecydowanie.
Sarah zbierała więc chusteczkami nasienie z piersi Iris, zastanawiając się, czyja ona może być. Najprawdopodobniej Daniela, skoro to on został z panią detektyw i dalej z nią pił przy stoliku. Ale… jeśli Iris była tak bardzo pijana, mogła należeć też do kogoś innego. W końcu… sama mimowolnie czuła, jak przyjemne były cycuszki detektyw, włącznie ze słodziutkimi sutkami. Spojrzała jednak w dół jej ciała, by sprawdzić, czy czasem nie tylko one były… ubrudzone.

Trochę bujny "krzaczek" Iris utrudniał tą obserwację, jednak on sam nie wyglądał na zapaskudzony, czy i tam poklejony spermą… przynajmniej nie z miejsca, z jakiego patrzyła akurat w tej chwili Sarah. Lekarka mimo wszystko odłożyła na bok zabrudzone chusteczki i sięgnęła po nową. Nieco bardziej nachylając się w stronę miejsc intymnych pani detektyw, przejechała chusteczką po powierzchni jej dziurki i powąchała materiał, sprawdzając, czy i tam przydałoby się czyszczenie. No cóż… poza samym zapaszkiem myszki Iris… no i może troszkę… siuśków, nie wyczuła tam nic innego.

Sarah odetchnęła z ulgą. Najłatwiej po pijaku było zapomnieć o jakichś zabezpieczeniach, ale widocznie Iris dopilnowała, by jej partner spuścił się na piersi, a nie w środku. Choć i tak mogło być różnie, jeśli najpierw zajmował się jej dziurką. Ale… w tej chwili nie miało to takiego znaczenia. Skoro Iris, była względnie czysta… Sarah uznała, że to najwyższy czas, aby zmienić jej pozycję na łóżku. Obecna była niebezpieczna, w przypadku, gdyby organizm chciał się pozbyć… toksyn drogą górną. Złapała więc mocniej w talii Iris i spróbowała przewrócić ją na bok, mając na celu położenie jej w pozycji bocznej… co łatwe nie było. Nietomna Iris, mimo niewielkiej wagi, teraz przypominała bardziej mokry worek cementu. I raz coś nawet sapnęła, gdy Sarah się tak z nią siłowała. No ale spała twardo dalej.

Sarah uznała, że wiele nie zdziała stojąc obok łóżka Iris. Postanowiła przyklęknąć na kraju łóżka, po czym spróbowała wsunąć jedną rękę pod ciało detektyw, by spróbować nieco ją unieść, a następnie drugą ręką nacisnąć nieco mocniej, by pchnąć jej ciało na bok. Klęczała więc obok niej, ponownie się siłując, nawet nieco lekko pochylona ku jej ciałku… gdy Iris nagle coś mruknęła, i objęła kark Sarah obiema rękami, po czym przyciągnęła do siebie! I "paf" lekarka poleciała na nią, lądując policzkiem dokładnie między piersiami detektyw. A w nosku poczuła bardzo już wyraźnie zapach spermy, leżąc twarzą na skórze Iris.

Zapach i cała sytuacja sprawiła, że Sarah poczuła się mocno zmieszana. Z jednej strony było to obrzydliwe, czuć tak wydzieliny po kimś i to na kompletnie pijanej kobiecie, a z drugiej… jakoś podniecające, zarówno ten zapach, jak i jej skóra, piersi. Ale lekarka uznała, że w tej sytuacji, może spróbować zaprzeć się biodrem i chociaż osiągnąć w końcu sukces w zmianie pozycji leżenia detektyw.
Sarah wytężyła siły, nawet raz stęknęła, zaparła się… i ruszyła Iris. Ale, ta dalej ją trzymała za kark, czy tam i przytulała… obróciły się obie… i… ojej! Moment! Ale było za późno. Teraz to częściowo naga detektyw leżała na lekareczce, głównie górą tułowia, i… cycuszkiem na policzku Sarah, nieźle ją nim przygniatając. Ta czuła, że nie ma sensu się wyszarpywać, skoro w dużo lepszej pozycji nie mogła jej ruszyć. Postanowiła użyć… ostatecznej broni, otwierając usteczka i lekko przygryzając pierś Iris. I nic. Nic… nic…
- Aaaa… brzsztttuuu… chrrrr! - Mruknęła Iris, i… puściła bąka! No ale i w końcu się minimalnie przesunęła, uwalniając w małym stopniu Sarah pod sobą. Na co ta spróbowała ruszyć się w bok, by wysunąć się spod detektyw, dłońmi próbując leciutko unieść jej ciało…i w końcu się jakoś wyślizgnęła.

Joyce wzdychnęła mocno. Ostatecznie w miarę udało się to, co planowała. Najważniejsze, że Iris nie spała w takiej sytuacji na plecach. Na chwilę przysiadła na swoim łóżku, by złapać trochę oddechu. Następnie wybrała się pod prysznic, a potem już spać…
 

Ostatnio edytowane przez Jenny : 14-09-2022 o 10:54. Powód: Dodana scena powrotu do pokoju
Jenny jest offline  
Stary 14-09-2022, 17:44   #19
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Gdzieś na Atlantyku, Statek "Olympic"
20 czerwiec, 1930 rok.
Piątek(2-gi dzień podróży)

Tak jak poprzedniego wieczoru, gdy Sarah natknęła się na bardzo nietypowy widok Iris w łóżku, połączony z całą gamą różnych(niekoniecznie miłych) zapaszków, tak rano… było jeszcze gorzej.

Cuchnęło jak już w dwóch gorzelniach, czuć było zapach sexu, spoconego ciała, bąków(!), oraz… nie no, serio?? Nadal śpiąca w najlepsze, dosyć głośno chrapiąca Iris, już trochę owinięta kołdrą, lecz nadal z wypiętą, gołą dupą… narobiła w łóżko. Spora, żółta plama, no i ten zapach, uuuuuch…

No i dalej spała, i nie dało się jej obudzić. Sarah poszła więc na śniadanie, a gdy wróciła, Iris dalej spała, mimo już godziny 10 rano.


~

Wielebny miał problem, by się zwlec na śniadanie. W końcu jakoś się jednak udało, i doprowadził się jako tako do porządku, po czym udał się do restauracji… wprost niemal na ostatnią chwilę. Zdążył spokojnie zjeść, i nikt go nie poganiał, mimo końca godziny śniadaniowej. A jako, że był ostatni, nie spotkał nikogo z grupki, z jaką podróżował…

Za to w trakcie spaceru po pokładzie, zauważył coś wartego uwagi. Trzy zakonnice. Siedziały na jednej z ławeczek, na tyłach statku, na jego rufie, gdzie przebywały osoby podróżujące trzecią klasą.

No ale nawet jak chciał, Ebenezer nie mógł tam tak po prostu iść, i jako gość z pierwszej klasy, tak po prostu wejść do trzeciej…


~

Po śniadaniu, i braku na nim Iris, Daniel miał ochotę ją odszukać, i z nią porozmawiać… jednak postanowił odpuścić, przynajmniej chwilowo. Kto tam wie, jaki humorek mogła mieć skacowana pani detektyw, i co też mogło jej w takich momentach strzelić do główki… albo w sumie w… jego główkę?? Lepiej poczekać, wybadać ostrożnie sprawę. Może wypytać o to i owo Sarah? No się zobaczy…

Uwagę Daniela, kręcącego się po pokładzie, przykuły dwie kobietki, które właśnie pozowały do zdjęcia jakiemuś fotografowi. I nie, to nie był Mathew.


Gdy zaś skończyły pozować, a fotograf pstryknął zdjęcie, i się zmył, obie usiadły przy stoliczku w kawiarni, na otwartym pokładzie, po czym piły "coś" z filiżanek… a na widok Daniela, jedna coś szepnęła drugiej, i obie zachichotały, przesłaniając usteczka dłońmi, i co pewien czas zerkając ukradkiem w jego stronę.


~

Grant miał sporo możliwości spędzenia czasu, zresztą jak i inni pasażerowie, najlepszej klasy na statku. "Olympic" oferował wiele atrakcji, oprócz oczywiście wspaniałej restauracji z parkietem do tańczenia, kawiarenki, baru, czytelni, czy fryzjera, zarówno męskiego, jak i damskiego, był i basen, siłownia, sauna turecka, kort do squasha!

A owe atrakcje były w sumie "potrójne", dla każdej klasy gości transatlantyku, oczywiście odpowiednio tracąc na przepychu wraz z coraz niższym standardem, ale nawet trzecia miała… pub ("Olympic" miał chociażby na pokładzie - bagatela - 20.000 flaszek piwa!!).

John najpierw zajął się śniadankiem, później odwiedził siłownię, a na końcu basen… było tam i kilka innych osób.

….

Nagle obok basenu zjawił się jakiś facet w kompletnym garniturze… jedynie bez butów i skarpetek, no i z nieco podwiniętymi nogawkami spodni.
- Panie i panowie, panie i panowie! Bardzo przepraszam, ale musimy na około godzinę zamknąć basen - Powiedział głośno, i niby poważnie, ale gdzieś tam na jego gębie czaił się uśmieszek - Małe problemy… techniczne. W ramach zadośćuczynienia, oferuję każdemu 20 funtów!

I jak powiedział, tak zrobił, wyciągając spory plik banknotów, po czym zaczął je rozdawać chętnym. I to każdemu, nawet jak tam ktoś był jako parka.

Basen zaczął pustoszeć…



~

Mathew zjadł solidne śniadanie, a później kręcił się kilka dłuższych chwil po statku bez celu… i w końcu znowu wylądował z książką wypożyczoną od profesora Blooma w "czytelni". W sumie nazywano te miejsce "pokojem do czytania i pisania", jednak, jak to był TYLKO pokój…


Książka od Blooma była bardzo interesująca, i zawierała wiele ciekawych informacji o miejscu, gdzie się wybierali ratować jego córeczkę. Spokój jednak w tym miejscu, w którym panowała spora cisza, został jednak wkrótce nieco zakłócony.

Głównie przesiadywały tu kobiety, było jednak i kilku mężczyzn… i jeden z nich, wyglądał wyraźnie na znudzonego, przesiadywaniem w tym miejscu. Przewracał oczami, gapił się w sufit i ściany, czasem nawet na inne kobiety, mimo obecności swojej.
- Idę do baru - Powiedział cichym tonem do swojej towarzyszki, która coś czytała, chociaż i co pewien czas coś tam pisała na stronicach jakiejś książki.
- Ale jest dopiero 11 kochanie…
- No i? - Facet wzruszył ramionami, wstał, dotknął jedynie na moment jej ramienia, po czym sobie poszedł… kobieta natomiast westchnęła, i na dłuższą chwilę zamknęła oczy, chyba by się uspokoić. A później wróciła do swojego zajęcia… ale chyba jej się nie udawało. Zamknęła książkę, i z rezygnacją wpatrywała się w okno… po chwili otworzyła, znowu coś próbowała, znowu zamknęła… pokręciła parę razy przecząco głową.
- Pływa w słodkiej i słonej wodzie, na 8 liter… - Powiedziała nagle cicho sama do siebie.







***
Komentarze jeszcze dzisiaj.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline  
Stary 14-09-2022, 19:18   #20
 
Pliman's Avatar
 
Reputacja: 1 Pliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputacjęPliman ma wspaniałą reputację
Jeszcze poprzedniego wieczoru, Ebenezer usiadł na łóżku i rozmyślał. Nie zrobił dobrego wrażenia, to pewne.
- Trzeba będzie przewartościować niektóre sprawy. Nie żebym nie miał racji, ale… ale jeśli w buszu mam polegać na tych ludziach, to nie mogę być ich wrogiem. Trudno. Jak chcą grzeszyć to ich sprawa. Ja się wtrącał nie będę. Na tym statku jest przecież wiele innych zbłąkanych dusz, które można nawrócić na drogę Pana. Z tymi tutaj trzeba ostrożniej. Mam jeszcze kilka dni na poprawę relacji z nimi… Po kilku minutach wielebny już chrapał…

Nagle znalazł się na pokładzie “SS Dominica”. Szedł przed siebie po pokładzie patrząc na spokojne, falujące morze. Poczuł błogość. Nagle stanęła przed nim kobieta. Ta sama, która śniła mu się kilka nocy wcześniej. Była w widocznej ciąży. Patrzyła na niego ze złością.
- Widzisz co narobiłeś? - powiedziała, wskazując na brzuch - myślałeś, że to ujdzie ci na sucho? Że cię nie znajdę!?
Pastor stanął jak wryty.
- Przecież to niemożliwe! Przecież ja nigdy nie… Jakim cudem!?
W następnej chwili był już w zborze w Burlington, jako jeden z wiernych. Trwało kazanie, które prowadził… on sam. Kaznodzieja wskazał palcem na Ebenezera stojącego przy jednej z ławek i wykrzyczał: - Grzeszniku! Zaprzańcu! Cóżeś uczynił!? Innym grzechy wytykasz, a sam je popełniasz!? I jeszcześ odpowiedzialności za swe czyny przyjąć nie potrafił. Wiesz co cię za to czeka!
W tej chwili Ebenezer ujrzał ognie piekielne i stado śmiejących się z niego biesów.
- Nieeeeeee!!!!!! - wykrzyknął z przerażeniem, siadając na łóżku.
- To tylko zły sen pomyślał. Zły sen nic więcej.
Wstał i sięgnął po szklankę do połowy wypełnioną złocistym trunkiem, którego nie dał rady dopić wieczorem. Whisky zdążyła się ogrzać. Mimo to szklanka po chwili była już pusta, a pastor znów leżał na łóżku i zaczynał chrapać.

Obudził się około 9.00. Głowa była ciężka. Bardzo ciężka. W dodatku obolała. Na wspomnienie nocnego koszmaru przeszły go ciarki. Starał się o tym nie myśleć.

Trzeba było dojść jakoś do siebie. O 12.00 miał przecież odprawić mszę. Szybki klinik na kaca i kolejna godzina w łóżku. Na szczęście steward bez ociągania przyniósł orzeźwiające, zimne piwko. Potem chłodna kąpiel i śniadanie. Koniec porannego posiłku przypadał niby na 10.30. Był 2 minuty wcześniej. Udało się! Chyba?

Na szczęście obsługa w pierwszej klasie była nad wyraz wyrozumiała. Nie tylko nikt go nie wyprosił, ale nawet przynieśli to czego wielebny sobie zażyczył. A wiadomo co jest najlepsze na takie ciężkie poranki…
 
__________________
Cóż może zmienić naturę człowieka?
Pliman jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 06:23.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172