Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 07-12-2022, 20:08   #11
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Morze Karaibskie,
gdzieś tak w południe.

- Wasz kapitan jest odważny, ale jest i jednocześnie głupcem! - Mówił donośnym głosem Dante, a jego słowa głośno tłumaczył Salvo "Lis", by każdy z hiszpanów na pokładzie je słyszał.

- Z jednej strony, jako kapitan, który stawia się piratom, naraża się na ich gniew. Z drugiej strony, jest odpowiedzialny przed swoją admiralizacją za ładunek, statek, i załogę, więc i na ich gniew, w razie kłopotów… - "Czerwony" poruszał dłońmi, naśladując chyba wagę(?), w której właśnie ważył obie sytuacje odnośnie postępowania kupieckiego kapitana - I tak źle, i tak niedobrze.

Dumny Hiszpan, z uniesioną wysoko głową, słuchał tłumaczonych słów, po czym… się roześmiał. Tak bezczelnie, i z pogardą.
- Piratas malditos… - Powiedział, i splunął na Dante(!!), gdzieś na jego tors.

"Czerwony" natychmiast chwycił za pistolet, i strzelił prosto w serce hiszpańskiego kapitana. Oczywiście, reszta ludzi zabitego, zaczęła się z tego powodu rzucać…
- Był człowiekiem honoru. Miał więc i szybką śmierć - Powiedział Dante, po czym sięgnął po drugi pistolet - Tak się nie przeprowadza rozmów…

"Lis" cały czas wszystko tłumaczył, i jakoś i również przy grożeniu bronią, piratom udało się utrzymać załogę hiszpanów w ryzach.

~

Broń wręcz i palna, oraz proch. Kiepskiej wartości biżuteria osobista, mapy, przyrządy do nawigacji, w końcu i ukryty w kajucie kapitana mały kuferek z monetami.

Zapasowe żagle, kilka beczek piwa, i wina. Skrzynie z ubraniami, połowa żywności hiszpanów, i… w końcu i coś wartego uwagi!

Cukier i tytoń!! Wiele worków, wiele jednego i drugiego. Dobry towar na sprzedaż.

No i przede wszystkim nowy, zdobyczny statek.


A pokonanych hiszpanów to raczej do dwóch łodzi wiosłowych, ale z wodą i prowiantem na 2 dni, i niech se radzą, a co…

~

- Żagiel na horyzoncie!! - Krzyk, który dwie godziny temu zwiastował łup, teraz mógł być oznaką kłopotów.

Był.

Cholerna, psia suka, jego mać!

Duży statek, pełen dział, i z liczną załogą. "Wilk morski" nie miał szans z… hiszpańskim Galeonem. Podpłyną do nich za maksymalnie dwa kwadranse.

- Hiszpanie pod pokład! Zablokować im wszelkie wyjścia! A jak który wylezie, to zastrzelimy! - Wydawał komendy Dante, a "Lis" tłumaczył.

- Opuszczamy tą łajbę! Odpływamy "wilkiem"! Ruszać się, bo będzie po nas!! Stawiać żagle!! - Dante podjął decyzję, chyba jedyną słuszną w tej chwili. A szkoda, nowy stateczek byłby fajny…

***

Piraci uciekli w ostatniej chwili.

Galeon zaś zatrzymał się przy Brygu, i hiszpanie ruszyli na pomoc swoim pobratymcom…

- Syny zjadaczy biszkoptów - Zaklął pokładowy cieśla, pan Tyde, obserwując oba statki daleko już za rufą "Wilka morskiego" - Że też musieli się zjawić na słonej głębokiej(morzu) akurat teraz…





Morze Karaibskie,
wieczór.

Humory wśród załogi były jak najlepsze.

Jako tako podzielono już większość łupu… a Kapitan Dante postanowił płynąć na Tortugę, by tam sprzedać resztę, pozwolił też wytoczyć kilka beczułek procentów dla załogi… a już w porcie, piraci mieli obiecane dwa dni pobytu na lądzie.

Pito więc, śpiewano, przygrywały skrzypce, i akordeon. A morze było spokojne…

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=DPe2diiGJRE[/MEDIA]


John Smee zrobił dla wszystkich Salmagundi z plackami. Istna uczta! Oczywiście, także i z powodu zawłaszczonych zapasów hiszpanów.


~

Kirsten jadła kolację w towarzystwie ojca, w ich wspólnej kajucie. Tak kulturalnie, przy stole, i ze świecami w świeczniku, i ze sztućcami… i naturalnie z alkoholem.

- Powiedz no córuś, coś o dzisiejszym spotkaniu z hiszpanami. O moim postępowaniu - Zagadnął ją w końcu "Czerwony", upijając wina - Co o tym myślisz, co ty byś zrobiła?


~

Renny Lenny McGill miał już nieźle wypite, i wielkolud bawił się na całego, przyklaskując i przytupując, wśród śpiewów i muzyki, wraz z dwoma tuzinami innych piratów.

Kilku z nich tańcowało, czy też i próbowało, Elva "Nożyk" pląsała to z "Jąkałą"(który już się nie jąkał), to z "Nierudym", to z Roscoe… a "Słony" rzygał za burtę, bo już za dużo wypił.

Między nimi zaś Bosman Edmure, który również brał udział w tej zabawie, a i często wiódł w niej i prym…


~

Mandisa zadbała o przeniesienie zdobycznych żagli na pokład "Wilka morskiego", w krytycznym zaś momencie skakała po maszcie pomagając opuścić płótna, by uciec hiszpańskiemu galeonowi.

A później dobry posiłek, tańce, rum…

Stuk. Stuk. Stuk. Odgłos drewnianej nogi na dechach.

- Ej, Mandy - Przy dziewczynie zjawił się Umboto, odzywając się do niej grobowym głosem. I jakoś tak wyszło, że byli pod pokładem sami.


~

Kwatermistrz Simon ocknął się dosyć gwałtownie, po czym jęknął z bólu. Leżał we własnej kajucie, we własnej koi, przykryty kocem, z zabandażowanym torsem, oraz i owymi bandażami unieruchomioną do tułowia lewą ręką… kompletnie nagi pod owym kocem! Zamrugał oczami, próbując chyba dodać przysłowiowe dwa do dwóch.

- Miałeś szczęście - Chrypliwy, kobiecy głos, odezwał się z ciemnego kąta kajuty, i w końcu w świetle małej lampy pojawiła się pokładowa "wiedźma" Tay - Kula trafiła w metal sprzączki pasa na twoim torsie, i skręciła w bok. Zamiast w serce, dostałeś w bark…





***
Komentarze jeszcze dzisiaj.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline  
Stary 13-12-2022, 10:06   #12
 
Lynx Lynx's Avatar
 
Reputacja: 1 Lynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputację
-Co do kurwy nędzy się u wyprawia!- wydarł się Bosman dotarłszy na miejsce wystrzału.
Tego co tam ujrzał się nie spodziewał.
Kwatermistrz leży postrzelony i z zakrwawionym torsem na podłodze kabiny. Jakaś kobieta leży obok łóżka, chyba nieprzytomna(?), a obok niej pistolet z którego najpewniej ona strzelała. "Lis" sapie z wściekłości stojąc obok niej(dał jej w pysk)... jakiś dzieciak beczy na łóżku.
-Co do stu beczek solonego dorsza !?
Na odpowiedzi jednak nie było czasu. Ktoś wypatrzył żagle. Galeon! Nie mieli szans ze statkiem wojskowym.
Rozkazy były proste spierdalamy.
Tak więc Bosman wezwawszy sobie pomagiera wzięli De Tracyego na Wilka. Lis zabrał babę i jej pistolet, a chłopcem z racji, że kapitan kazał tępić pederastów, a Manderly sumiennie wykonywał polecenia, więc ich nie było i nikt się chłopcem nie zainteresował.
Lenny przewodził grupie co na kopach zagoniła Hiszpanów pod podkład, a potem to wiali może nie tam gdzie pieprz rośnie, ale czasem nim tam handlowano.

Wieczorek po robocie to jest najpiękniejszy moment w ciągu dnia. Zwiali, połupili, pojedli, a teraz to pili i bawili się.
Humor poprawiały też nowo pozyskane skarby.
Zdrowo podpity Lenny wybijał rytm o pokład w swoich nowych skórzanych butach, Jąkała przewiązał na swym pustym łbie jedwabną chustę, Gwóźdź popalał teraz z nowusiej fajki, Szrama dorobił się koljnego sztyletu i nowej blizny, a Staruch wytrzasnął skądś skrzypce. Z dzieba już w nie idealnym stanie, ale jak Hanson na nich zaczął przygrywać to hulanka się rozkręciła.

Żyły kiedyś w Anglii kozy,
tak wspaniale tresowane,
że w rzemiośle
zastąpiły każda kurtyzanę.


Hej Ha, kolejkę nalej, Hej Ha, kielichy wznieśmy
To zrobi doskonale, morskim opowieściom


A gdy koza szła do kotła,
bo czasami tak sie zdarza,
to wtedy cała załoga
jebała kucharza!


Hej Ha, kolejke nalej, Hej Ha, kielichy wznieśmy
To zrobi doskonale, morskim opowieściom


Śpiew chwilowo przerwał nóż kuchenny wbity w maszt, o który opierał się Edmure.
-Oj tam Smee to tylko żarty- po czym podjął śpiew.

Znałem kiedyś marynarza,
chuja miał jak 3 armaty
i wytryskiem z tej giwery
zatapiał fregaty.


Hej Ha, kolejke nalej, Hej Ha, kielichy wznieśmy
To zrobi doskonale, morskim opowieściom


W taki czas nie żałował losu jaki mu w życiu przypadł. Bawił się w nowym płaszczu. Dobra robota z żaglowego płótna nasączonego oliwą, by nie przeciekał. Wspaniały choć na tę noc trochę w nim gorąco. ale Manderlyemu było dobrze.
Teraz liczył się rum i śpiew.
 
Lynx Lynx jest offline  
Stary 18-12-2022, 19:09   #13
 
Mekow's Avatar
 
Reputacja: 1 Mekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputację
Kirsten zastanawiała się właśnie, czy Bonar obejmie dowodzenie na drugim statku. Nadawał się do tego, a co ważniejsze pozbyli by się jego towarzystwa przynajmniej na jakiś czas. Znakomicie walczył i posiadał odpowiednią wiedzę, ale w sferze prywatnej Kirsten naprawdę go nie lubiła. Był pozbawiony sumienia, był zbyt... okrutny, ale stąd właśnie jego ksywa. Najważniejsze jednak, że był lojalny wobec jej ojca - ale właśnie to budziło niepokój u Kirsten, bo chwilami zdawało się, że wcale nie był.
Niestety pojawił się na horyzoncie inny statek, z którym nie mieli co zadzierać - zwłaszcza z ładownią pełną świeżo zrabowanego towaru. Brawa dla taty - pierwsze co rozkazał to przetransportować towary na ich statek! Po raz kolejny córka kapitana doświadczyła jakie to jest ważne - brać od razu gdy tylko można. Gdyby zwlekali lub uznali że nie warto przenosić bo i tak biorą drugi statek, to w efekcie musieli by zostawić cały towar.
I szczęśliwie galeon zajął się swoimi pobratymcami, odpuszczając ściganie ich nie wiadomo jak długo.

Większość towarów pójdzie na sprzedaż. Cukier i tytoń są cenione zawsze i wszędzie. Idą równie łatwo jak srebro, złoto i proch. Tego używają wszyscy, a zatem i potrzebują. Kirsten rozumiała podstawowe zasady rządzące światem - tudzież "prawa rynku" jak to inni nazywali.
Jednak niemała część poszła do podziału od razu - ta część która była w miarę cenna, ale do których trzeba by było szukać klientów, a tym się przecież nie zajmowali. Każdy mógł sobie coś wybrać i Kirsten wybrała medalion, który jej się spodobał. Mocny łańcuszek i duży znakomicie oszlifowany lazuryt, osadzony w pięknie zdobionej metalowej ramce. Kirsten nie była pewna co to za metal, ale nie miało dla niej znaczenia jaki to stop i ile jest w nim złota - jej podobał się lazuryt i ogólne to jak wyglądała całość. A pięknej biżuterii nigdy za wiele.

Jeszcze zanim zaczęli świętować, Kirsten musiała zaspokoić swoją ciekawość i podeszła do Salvo.
- A co to znaczy maldito? - spytała bez ogródek.
- Co? - zdziwił się wyrwany z własnego toku myślenia mężczyzna i od razu wpadając w inny, jakim był odsłonięty dekolt pięknej córki kapitana.
- Tamten kapitan powiedział: "Pirates maldito". Co to znaczy? - spytała Kirsten.
- A. MalditoS.. Przeklęci piraci. Przeklęci, cholerni, pieruńscy - odpowiedział hiszpan, który jak wszyscy wiedzieli nie przepadał za swymi rodakami.
Kirsten kiwnęła nieznacznie głową, na znak zrozumienia.
- Widzę, że podoba ci się moja część łupu. Piękny prawda - powiedziała z rozbawiona i dobrze wiedziała, że Salvo nie patrzył na medalion, tylko podziwiał jej kobiece wdzięki.
- Si, tak, tak. Piękny i pasuje do ciebie - pochwali ją.
- Dzięki - odpowiedziała kobieta i zachichotała cała z siebie zadowolona, zanim odeszła.


* * *

Wieczorem, Kirsten rozmawiała ze swoim ojcem.
- Ja... Chyba bym zaczęła od wezwania ich do poddania się. Ale to by nic nie dało skoro mieli tak upartego kapitana - zaczęła. - Twoje manewry aby oddać salwę z obu burt były naprawdę znakomite. Nie wiem, czy bym tak umiała. Na pewno szło by mi dużo wolniej.
- Nauczysz się… - Powiedział Dante, popijając nieco wina.
Kirsten z uśmiechem chwyciła swój kielich, jakoby przyłączając się do toastu.
- Ale mówiąc już o ich kapitanie, bardzo dobrze że go zastrzeliłeś. Też bym tak zrobiła - powiedziała stanowczo. - Tylko nie podsumowała bym tego tak dobrze jak ty to zrobiłeś, mnie zabrakłoby języka w gębie - przyznała z lekko skwaszoną miną.
- Nauczysz się? - Kapitan lekko się uśmiechnął - Masz coś we łbie, kiedyś będziesz miała własną załogę i statek…
- No, pewnie tak. Do tego trzeba mieć jednak sporo... może nie charyzmy, ale tego... siły charakteru. Ale nauczę się, od ciebie. A jak kiedyś nie będę widziała co zrobić, to zastanowię się co Ty byś zrobił w danej sytuacji.
Ojciec kiwnął głową…

- Nie podobało mi się zachowanie Bonara podczas walki. Właściwie już po walce to było. To wielka różnica jak się zabija kogoś kto cię obraża, a kogoś kto się poddał zdradziła.
- Czy coś w związku z tym proponujesz? - Ojciec spojrzał na nią, nieco mrużąc oczy.
- Oj nie wiem. To doświadczony i groźny facet. Gdybyśmy go odprawili w następnym porcie, to myślisz że mógłby chcieć się zemścić? Jest bardzo groźny - zastanowiła się na głos. - To już lepiej mieć go na oku. W załodze, to będzie na oku - sprostowała.
- Coś z nim trzeba zrobić, ale jeszcze nie wiem co… - Powiedział Dante.
Kirsten uznała, że skoro on jeszcze nie wie, to ona tym bardziej nie wymyśli. Ale nie był to moment na rozwiązywanie potencjalnych dylematów, tylko na świętowanie, a wino znakomicie się komponowało do zaserwowanego im dania.
 
Mekow jest offline  
Stary 19-12-2022, 16:16   #14
 
Jenny's Avatar
 
Reputacja: 1 Jenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputację
Dzień mijał pracowicie. Najpierw pod kątem rzeczywistej roboty, jaką musiała wykonać Mandy, aby nowe żagle i inne materiały zostały sprawnie przeniesione na “Wilka Morskiego”, a później jako jedna z niewielu kobiet na statku, musiała trochę tańców, pląsów odtańcować i wypić wiele kielichów wznoszonych pod przeróżne toasty. A sama chętnie opijała zdobyty złoty pierścionek z rubinem, na który wielu miało chętkę, ale na szczęście był w kobiecych rozmiarach i mało któremu mieścił się na dłoń tak, jak Mandisie. Ostatecznie udało się jej przekonać innych do tego, by pozostawić czarnoskórej ładną błyskotkę. Zapewne chwilę ją ponosi, a później gdzieś sprzeda w jakimś porcie, by mieć na dużo przydatniejsze rzeczy. Póki co mogła się jednak cieszyć, wśród ogólnie wesołego nastroju, jaki panował po udanym abordażu hiszpańskiego statku.

***

Mandisa lekko zdziwiła się obecnością Umboto tuż przy niej. Zwłaszcza jego głos, taki chłodny i nieprzyjemny, mógł oznaczać coś złego. Zwłaszcza, że wszyscy na statku znali jego zamiłowanie do mordowania białych, a nie miała okazji dostrzec, czy podczas akcji miał możliwość zaspokoić swoją potrzebę. Czy to dobrze, czy to źle.
- Hej Umboto, o co chodzi? - Zapytała, starając się brzmieć pewnie.
- Jak chcesz, to ci pomogę zabić Bonara - Wypalił prosto z mostu czarnoskóry.
- Dlaczego miałabym chcieć go zabić? - Zdziwiła się Mandisa propozycją Umboto.
- Bo wiem, że ci działa na nerwy? - Padła odpowiedź - I nie tylko zresztą tobie?
- To, że mi działa na nerwy, to chyba za mało, by chcieć go od razu zabić? - Dziwiła się dalej przebiegiem rozmowy Mandy.
- Kiedyś w końcu tak napaskudzi, że wszyscy będą mieli problem - Powiedział Umboto.
- Widzę, że tobie bardziej zależy na zabiciu go… - Odparła Mandy. - Czemu więc przyszedłeś z tym do mnie?
- Bo szukam poparcia w tej sprawie?
- To może… zamiast go po prostu zabić, jesteśmy w stanie jakoś sprawić, żeby został na Tortudze i już dalej z nami nie płynął? - Odparła czarnoskóra. - Nie jestem zwolenniczką takich drastycznych środków… - Dla Mandisy, Bonar był mrożącym krew w żyłach człowiekiem, z którym chciało się mieć jak najmniej do czynienia, jednak chociażby sytuacja z marudzącymi Mamo, Sefu i Milesem, którzy pomogli jej dopiero wtedy, gdy zostało im to jasno wskazane przez właśnie rzeczonego oficera, pokazywała, że i bywał czasem przydatny…
- Zabiję go na Tortudze. Dobry plan - Umboto wyszczerzył zęby.
- Rozmawiałeś o tym z kimś jeszcze? - Z niedowierzaniem odparła Mandy, widząc, że ciężko będzie wybić z głowy ten pomysł Umboto. - Masz jeszcze u kogoś poparcie?
- Nie twój interes? - Twarz czarnoskórego zrobiła się… złowroga.
- Na pewno by to pomogło, gdybym wiedziała, z kim współpracujesz. - Odparła, starając się brzmieć możliwie spokojnie Mandy. - Przecież jeśli już masz go zabić, to nie możesz tego tak po prostu zrobić? Nie możesz spowodować, że reszta załogi się później zbuntuje i wyrzuci ciebie, bo zabiłeś członka załogi?
- Są sposoby, żeby nie było problemów, ale mniejsza już z tym. Widzę, że się myliłem, co do ciebie, i podejścia do Bonara. Idę już… - Powiedział Umboto.
- Emm… Umboto? - Zanim jeszcze wyszedł, zwróciła się do niego Mandy. - Możesz być pewien, że nikomu o niczym nie powiem. Nic nie słyszałam, jeśli ktokolwiek by pytał. - Dodała, by czuć się nieco spokojniej przy narwanym w działaniu mężczyźnie.
- Ehe - Czarnoskóry krzywo się uśmiechnął, i już poszedł w swoją stronę, zostawiając dziewczynę w bardzo dziwnym nastroju na resztę wieczoru.
 
Jenny jest offline  
Stary 20-12-2022, 20:14   #15
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Przebudzenie przyjemne nie było, bowiem gdzieś w pamięci Simona tkwił obraz strzelającej do niego kobiety. Bolał go bark, lewa ręka... ale raczej nie wyglądało na to, że trafił do piekła. Wszystkie znaki na niebie i ziemi sugerowały, że przeżył.
A po chwili pogląd ten potwierdziła Tay.
- To mnie cieszy... - Głos z pewnymi oporami wydostał się z suchego gardła. - Napiłbym się czegoś - bardziej wychrypiał niż powiedział. "Wiedźma" podała mu więc w milczeniu kubek… rozwodnionego wina.
Z pewnym trudem zrobił pierwszy łyk, kolejne dwa były już łatwiejsze.
A to, że zamiast jakiejś paskudnej mikstury dostał wino, było miłą niespodzianką. I sugerowało, że z jego zdrowiem nie jest aż tak źle, jak podejrzewał w pierwszej chwili.
- Co się stało z tą suką, co do mnie strzeliła? - spytał.
- Czemu pytasz? Ma to znaczenie? Chcesz się zemścić? - Powiedziała Tay.
- To również przeszło mi przez myśl - odparł.
- I co byś jej zrobił? - "Wiedźma" minimalnie się uśmiechnęła, ale jakoś tak złowrogo…
Simon najchętniej wzruszyłby ramionami, ale powstrzymała go obawa przed ewentualnym kolejnym atakiem bólu.
- Musiałbym pomyśleć... - przyznał. - Pewnie za parę dni wymyśliłbym coś paskudnego, co na długo by zapamiętała. A prosiłem, by ze względu na dziecko nie robiła głupot... - dodał z westchnieniem.
- Parę dni… phi… mięczak - Burknęła Tay, kręcąc głową.
- To powinno być coś wyrafinowanego - odparł - a pierwsze, co mi przyszło do głowy, to sprzedać ją do jakiegoś burdelu, ale najpierw się z nią zabawić na całego... Prymitywne, nieprawdaż?
- No i co z tego, że prymitywne. Kto co lubi… - "Wiedźma" wyszczerzyła zęby - A dobry gwałt, nie jest zły? - Zarechotała.
- Dwa są jeszcze lepsze... - Simon również się uśmiechnął, ale z odrobiną żalu w oczach. - Ale nie sądze, byś ją schowała w rękawie czy trzymała w mojej j szafie - dodał. - Więc chyba nie ma o czy mówić o szczegółach.
- I tak się teraz do niczego nie nadajesz… - Powiedziała Tay.
- Kiedyś to minie - wyraził nadzieję. - A teraz to najwyżej jakaś chętna panienka mogłaby mi zrobić dobrze, bo pewnie nawet dosiąść by mnie nie mogła.
- Nie wiem, czy taka się znajdzie - "Wiedźma" wzruszyła ramionami.
- To co w końcu z nią się stało? - Simon wrócił do sedna tematu.
- Zabraliśmy ze sobą. Jest tu, na "Wilku". I jak ty się nią nie zajmiesz, to zrobi to reszta załogi - Rozmówczyni wrednie błysnęła ząbkami.
Simon odpowiedział podobnym uśmiechem.
- Lejesz miód na moje zbolałe serce - powiedział. - Ale zawsze uważałem, że lepiej tego typu rzeczy załatwiać własnymi rękami.
- No, nie tylko rękami - dodał. Jego uśmiech pogłębił się.
- To kiedy się nią zajmiesz? - Powiedziała Taya.
- Najchętniej teraz, ale moja... kondycja... nieco szwankuje - odparł. - To by było mało zabawne, gdyby nagle zabrakło mi sił. Chyba że masz coś na wzmocnienie... jako że sama oceniasz mój stan jako nie dosyć dobry na takie zabawy.
- To po coś pójdę… - "Wiedźma" opuściła kajutę "Księcia".
- Z góry dziękuję - powiedział Simon, po czym poprawił się nieco, próbując znaleźć wygodniejszą pozycję. Miał nadzieję, że Tay faktycznie ma jakieś cudowne remedium, które zdoła postawić go na nogi. Przynajmniej na tyle, by mógł się zemścić w odpowiedni sposób na panience, która go postrzeliła.
Przymknął oczy, po czym zaczął układać plany...
W zasadzie, gdyby "Wiedźma" pomogła mu trochę bardziej, to zemsta byłaby jeszcze bardziej słodka.
 
Kerm jest offline  
Stary 22-12-2022, 14:26   #16
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Morze Karaibskie,
a później Tortuga.


Dalsza podróż przebiegła bez żadnych niespodzianek. Ot rutyna na morzu i tyle, jak właściwie dzień w dzień, wykonywanie swoich obowiązków, dbanie by wszystko gładko przebiegało, a "Wilk morski" sprawnie płynął ku swojemu celowi…

Aż wreszcie, drugiego dnia, tuż przed zachodem słońca, dotarli na miejsce.

Tortuga!


Wyspa we władaniu piratów, dawna kolonia, raz francuska, raz hiszpańska, przechodząca z rąk do rąk z roku na rok, a cały czas nękana przez piratów… aż w końcu i sobie odpuszczono, i morskie zakapiory przejęły ją całkowicie w swoje władanie. A miejski lud nie miał nic przeciwko, woląc piratów, niż żabojadów, czy właśnie cabrõn.

~

Można było tu kupić niemal wszystko, jak i niemal wszystko sprzedać, nawet niewolników. No i te wszystkie tawerny, i alkohol, hazard, i dziwki… było i wiele sklepów, był targ(o tak późnej porze już pusty), tu i tam nadal jednak stały sklecone z rupieci stragany, gdzie można było jeszcze coś kupić, w połączeniu z trunkiem, i smażonym jadłem.

Cumowało już kilka innych statków, mniejszych i większych, załadowywano je, jak i rozładowywano, słychać było śpiewy i tańce, oraz paliło się wiele ognisk, nawet na ulicach, i placykach.

~

Wylosowano 10 nieszczęśników, którzy mieli zostać na pokładzie "Wilka morskiego", by go pilnować. Reszta załogi mogła się zabawić na lądzie, do południa następnego dnia, a następnie owych 10 wartujących miało taką możliwość, ale tylko do kolejnego poranka. Piraci Dantego mieli więc zostać na Tortudze dwa dni… a kto miał dowodzić ową dziesiątką pilnującą statku w pierwszą noc? No jak to kto? Bonar, hehe.

….

- Pochodzisz po tawernach, popytasz o chęć kupienia cukru i tytoniu. Za pół normalnej ceny - Powiedział na osobności kapitan do kwatermistrza - I zdecyduj co z tą hiszpanką. Albo ją sprzedajesz, albo puszczasz wolno, albo… będzie robić na pokładzie za dziwkę dla wszystkich, twoja decyzja. Wiesz Simon, że pasażerów tu nie toleruję.


~

- Bosmanie, by wspomóc rannego "Księcia", zajmij się przy okazji zakupem żywności na kolejny rejs - Zagadnął "Czerwony" do Edmure - Najpierw wyhandluj dobrą cenę, zrób zamówienie, pieniądze dostaniesz jutro. Jak Chcesz, weź Smee do pomocy. Załatwcie też kozy i kury.

~

- Mandisa, brakuje nam chyba lin? Lin nigdy dosyć? Żagle mamy… - Powiedział kapitan, i głośno się roześmiał - Zajmiesz się tym? Znajdziesz czas? Tak przy okazji? Wiem, że znajdziesz… - Dante klepnął ją po przyjacielsku w ramię.


~

- Kirsten, potowarzyszysz staremu ojcu, czy wolisz iść swoimi drogami? - "Czerwony" spytał swoją córkę - Widziałem tu statek kapitan "Wściekłej" Clarissy, chcę z nią porozmawiać o kilku sprawach.

***

Pan Tyde zabrał ze sobą Lilly i Rhysa, by i młodziki nieco odsapnęły na lądzie, a sam cieśla był znany z faktu, iż nie szlajał się po byle spelunach, więc dzieciaki były z nim bezpieczne.

"Wiedźma" Tay wyruszyła zaś samotnie w miasto, nie dbając o zasadę, iż tak nie należało… umiała o siebie zadbać, co już wielokrotnie udowadniała, no i kto tam miałby ochotę się z nią szlajać po naprawdę podejrzanych norach Tortugi, gdzie nawet i piraci czuli się nieswojo…


Czas więc zacząć wszelakie rozrywki! A noc młoda, i raz się żyje, więc hulaj dusza do białego rana! Trunki, świeże jadło, miłe towarzystwo, i odskocznia od znoju na morzu, w bezpiecznym(raczej) porcie!








***
Komentarze jeszcze dzisiaj.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline  
Stary 01-01-2023, 09:26   #17
 
Jenny's Avatar
 
Reputacja: 1 Jenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputacjęJenny ma wspaniałą reputację
- Jasne, kapitanie, zajmę się tym. - Odpowiedziała Mandy, choć żałowała, że przypłynęli tak późno, bo wolałaby zająć się tym od razu i mieć z głowy wszelkie obowiązki, oddając się wirowi zabawy. A tak, targ był już zwinięty, a nawet, jeśli znalazłaby wieczorem jakiś stragan, gdzie mogłaby kupić liny, cena zapewne byłaby znacznie podniesiona, jako że wzięta byłaby za mocno potrzebującą w tym względzie klientkę. Musiało więc to zaczekać do następnego dnia.

Khone i Sefu, z którymi zazwyczaj poruszała się razem w takich sytuacjach, od razu nabrali ochoty na tortuskie dziwki. Nierudy poszedł od razu jeść, a Żmiję i Cichego wolała póki co unikać, więc uznała, że sama pójdzie do karczmy. W tym samym kierunku i tak szła spora grupa mniej znanych jej piratów, ale wciąż z jej załogi, więc tak czy tak mogła czuć się bezpieczniej w razie czego. A jakaś tam drobna nutka dreszczyku… była przyjemna, choć naturalnie była zła na to, że chłopaki mogli poruszać się znacznie swobodniej w takich miejscach, niż ona. Usiadła tuż przy barze, gdzie czekała na to, aż będzie jej kolej na zamówienie.
- Rum z sokiem ananasowym lub kokosowym, a najlepiej wszystko razem. - Powiedziała, mając ochotę na pyszną, orzeźwiającą ambrozję, na jaką nie mogła sobie zbyt często pozwolić. Przy oczekiwaniu patrzyła się po sali, a jej uwagę zwrócił chociażby biały mężczyzna z długimi włosami i pięknie wyrzeźbionym torsem, którego już obskakiwały dwie kobiety. Zastanawiało ją, czy oprócz wyglądu był również tak dobrym kochankiem… Ale cóż, najpierw i tak musiała się napić, a wraz z alkoholem i jej wymagania nieco malały, więc nawet, jeśli już by jej zniknął, kandydatów do przeróżnych zabaw była tu mnogość.

- Hej piękna, co tam pijesz? - Do Mandisy dosiadł się na bezczelnego jakiś… obcy pirat, przypatrując się jej z lekkim, zawadiackim uśmieszkiem.


- Chyba mogę, co? - Dodał, już dawno po fakcie, siedząc sobie obok dziewczyny.
- Skoro musisz… - Odparła niezbyt chętnie Mandisa, że już od startu ktoś się nachalnie przystawia. - Piję rum z sokiem ananasowo-kokosowym. - Dodała chłodno odpowiedź na wcześniejsze pytanie.
- Uuuuu… a to ci wystawny napitek… - Facet się uśmiechnął, szczerząc zęby - Ale chyba pasuje, w końcu nie byle pirat z ciebie. Słodkości dla słodkiej?
- Dopóki się mocniej nie wstawię, wolę pić coś pysznego… - Rzuciła, by zasugerować mu, że jeśli szuka mocno podpitej, prostej panienki, to trafił pod zły adres. - Dopiero co tu przypłynęliśmy.
- No to witam na Tortudze! A jakim statkiem? - Zaciekawił się - Ja jestem Osmar, ze "Strasznej Księżniczki", kapitan "Żelazny" Henry, słyszałaś?
- Kojarzę. - Leciutko wzruszyła ramionami Mandy, jakby pokazując, że niewiele jej dała ta informacja, bo nic wyróżniającego o ich załodze się nie mówiło w pirackich kręgach, choć rzeczywiście nie skłamała, że już zasłyszała tą nazwę. - Ja jestem Mandisa z “Wilka Morskiego”, kapitana “Czerwonego” Dante. - Dodała, pierwszy raz z większym zaciekawieniem wpatrując się w mężczyznę, jak on zareaguje na jej statek.
- A tak, tak! Słyszałem… "Ognista" Kirsten, ładniusia córka… hehe… - Zaśmiał się - No ale ty też, bardzo piękna…
- Kirsten też gdzieś powinna tu być, możesz jej poszukać. - Lekko prychnęła na myśl o tym, co zrobiłby jej ojciec z takim adoratorem.
- Wybrałem twoje towarzystwo… - Osmar do niej mrugnął - …to chyba się liczy? Hehe…
- Tylko dlatego, że się napatoczyłam. Ale skoro masz takie marzenia o “Ognistej”, może warto spróbować? - Zapytała z bezczelnym uśmieszkiem.
- A tam zaraz "napatoczyła"... pogadamy sobie, napijemy się, nie można? - Pirat się uśmiechnął, po czym nieco przesunął ku Mandy - Można miło spędzić wieczór…
- To opowiedz coś ciekawego… - Dodała lekko znudzonym tonem, sięgając po mocniejszy łyk swojego drinka.
- Ummm… ummm… - Osmar się zaczął zastanawiać, jednocześnie i łykając procentów ze swojego kubka. I w końcu pochylił się nieco do Mandisy, i odezwał szeptem, i to całkiem poważnym tonem - Jak przepływaliśmy koło Barbados, to widzieliśmy syreny.
- Taaak? - Z niedowierzaniem odpowiedziała Mandy. - Nie zaatakowały was? I ile ich było, jak wyglądały?
- Piękne były, młode, tak pół tuzina, i te nagie cycuszki… - Osmar się rozmarzył - Śpiewały cudnie, i pięciu naszych aż wyskoczyło do nich w morze. Ale wtedy kapitan szybko kurs zmienił i odpłynęliśmy. Straciliśmy pięciu ludzi… czy zginęli, czy stali się szczęśliwi, nie wiem. A może najpierw byli szczęśliwi, a potem zginęli? - Uśmiechnął się przelotnie, i… objął Mandy ramieniem, i zajrzał jej w dekolt - Też masz słodkie cycuszki…
- Słyszałam, że syreny są raczej brzydkie, więc chyba coś zmyślasz… - Odpowiedziała Mandy, jednak nie odtrącając go od razu, ani nie ganiąc za gapienie się. Gdyby jej to przeszkadzało, przy pierwszej okazji uciekłaby od statku pełnego piratów…
- Kto ci takie bajki opowiadał?? - Pirat się nieco obruszył - To nie żaden hornswaggle(oszustwo), na własne oczy widziałem! - Klepnął się po torsie.
- Wiesz, jak bym skończyła, gdybym wierzyła we wszystko, co opowiadają mi kolesie chcący mi wleźć do majtek? - Odpowiedziała rozbawiona, sięgając znów po szklankę z drinkiem. A Osmar się roześmiał.
- Miałem powiedzieć coś ciekawego, no to powiedziałem… - Wyszczerzył zęby.
- A jak tam wasze podboje mórz, jakieś łupy, może zdobyłeś coś, co warto mi… pokazać?
- Łupy… łupy… nie… nic ciekawego… - Rozmówca zmrużył oczy, jakby stając się podejrzliwym odnośnie Mandy, i tego jej pytania.
- To czym się zajmujecie? - Lekceważąco spojrzała na pirata Mandisa.
- Hee? - Osmar trochę zgłupiał - No jak to czym…?
- No żadnych ciekawych łupów nie zdobyliście? Za tymi syrenami dalej pływacie?
- Łupy zwyczajne… a od nich to lepiej się trzymać z daleka… - Pirat pokiwał głową.
- Okej, skoro takie zwyczajne… - Powróciła do szklanki napoju przyjemniejszego, niż rozmowa z piratem.
- A ty coś powiesz, Mandisa? - Odezwał się Osmar.
- A to ja ci się pcham do majtek? - Prychnęła czarnoskóra.
- A chcesz? - Roześmiał się rozmówca - Ja nie mam nic przeciw…
- Ja na razie chcę się napić… - Znów pociągnęła ze szklanki Mandisa, powoli już kończącej się mieszanki.
- Pijemy, gadamy sobie… - Osmar też się napił.
- Długiego masz chociaż? - Wypaliła nagle Mandy, widząc, że tak łatwo się nie odwali. A pirat zakrztusił się napitkiem, i po chwili wpatrywał się w nią kompletnie zaskoczony.
- Ale że co?
- A o co mogę pytać? - Prychnęła Mandy.
- Ja ci tam nie bronię… o wszystko? Ale odezwałaś się teraz jak pierwsza lepsza dziwka… - Osmar krzywo się uśmiechnął.
- Phi, a ty od początku zachowujesz się jak dziwkarz. - Rozejrzała się ostentacyjnie dookoła. - Widzisz, ile jest tu facetów dookoła? Myślisz, że ilu z nich chętnie by mnie przeleciało? Więc chyba mogę mieć jakieś wymagania wobec ostatecznego wybrańca?
- A idź w chuj… - Pirat wstał od Mandy, i w końcu sobie poszedł w cholerę.

W międzyczasie, umięśniony przystojniaczek z nagim torsem, poszedł z dwoma panienkami na pięterko… a Sefu gapił się na Mandisę z drugiego końca sali.
Skończył się jej drink, więc poprosiła już barmana o zwykłą szklankę rumu, a gdy ją dostała, uznała, że przysiądzie się do swojego znajomka, nie chcąc ryzykować kontaktu z kolejnym palantem.

Sefu nie odzywał się przez chwilę, pijąc piwo, i nieudolnie trochę powstrzymywał szczerzenie zębów.
- Co tam? - Powiedział w końcu.
- Jakiś palant się do mnie przysiadł. - Odpowiedziała, popijając ze szklanki. - A wy co, z Mamo znaleźliście już jakieś panny i już po zabawie? - Zapytała z ciekawością, mając w głowie to, że w pierwszej kolejności powiedzieli jej, że idą na dziwki.
- Mamo za dużo, za szybko wypił, i poszedł rzygać, hehe… - Odparł murzyn - Robi se miejsce na więcej.
- Ledwo zeszliśmy na ląd i już… - Wzdychnęła. - Ech, a przy barze, ta ciota, najpierw sam gapi mi się w cycki, a jak się spytałam, jakiego ma kutasa, to nagle się obruszył. - Skrzywiła się, a Sefu roześmiał się głośno, aż wiele osób spojrzało na niego, i na Mandisę.
- Przyzwyczaiłaś się do armat? - Spytał szczerząc zęby - A teraz byle pistolecik to za mało? Hahaha!
- Może nie potrzebuję od razu armat, ale po was, to jakiś mały fiucik… no nie… - Szczerze odpowiedziała Mandy.
- Nie, co? - Powiedział Sefu, spoglądając nadal rozbawiony na dziewczynę.
- Dobra, daj spokój. - Odparła zmęczonym, lekko smutnym tonem. - Zawsze się cieszę, jak przypływamy na Tortugę, a później kończy się jak zawsze… - Dodała, upijając mocny łyk, zdecydowanie piła szybciej, niż zazwyczaj.
- To chodź zatańczyć? A co tam! Zabawa!! - Murzyn wychlał swoje piwo na szybko do końca, po czym wstał od stołu, wyciągając łapsko do Mandy.
- Nooo… dobra. - Nie brzmiała na najbardziej chętną na Karaibach kobietę do tańczenia, ale jednak zdecydowała się pójść z Sefu w tany. Pląsali więc wśród przygrywających wesoło skrzypiec i harmoszki, podobnie jak kilka innych parek, i w sumie aż tak źle nie było… a w końcu zjawił się i Mamo, przyglądający się z boku owym tańcom. Mandisa puściła mu oczko i kiwnęła głową, jakby zapraszająco do tańca. Zaczynała się bawić coraz lepiej, może i dzięki rumowi, ale zaczynało jej się podobać… Mamo odmawiał, również kiwając - choć przecząco - głową.

Tu się bawili, tu tańczyli między stołami, tam grali w kości, ktoś komuś trzaskał po mordzie w innym rogu, ktoś lizał dekolt jakieś dziwki, śmiechy, muzyka, gwar, zabawa… nawet ktoś strzelił z pistoletu w powietrze, od tak sobie. Yup, Tortuga…
- Może zamienimy się partnerami z jakąś parką? - Zaproponowała Mandy, skoro Mamo nie chciał dołączyć. - Będzie trochę urozmaicenia.
- Już mnie masz dosyć?! - Powiedział Sefu, wśród głośnej muzyki, i kolejnych pląsów.
- Będę widzieć twoją mordę codziennie przez kilka tygodni na “Wilku Morskim”... Chyba i tobie moja morda się nudzi? Na Tortudze możemy mieć trochę odmiany, haha. - Zaśmiała się Mandy.
- No dobra! - Powiedział murzyn, no i w tańcu zmienili partnerów… Sefu tańczył teraz z grubszą dziwką, a Mandisa z…


… jakimś starym, podpitym już piratem, z dosyć czerwonym nochalem.
- To zajebiście wybrał… - Mruknęła cicho pod nosem Mandisa, gdy zobaczyła, na jaką parę natrafił Sefu. Planowała dokończyć jeden utwór muzyków i wykręcić się, że musi do wychodka. Ale w sumie nie było tak źle? Starszy pirat tańczył dobrze, łapy trzymał przy sobie, i nie obmacywał Mandy, no i nawet miło się uśmiechał. Postanowiła dać mu więc jeszcze jeden taniec, przy okazji go trochę zagadując.
- Jestem Mandisa, a ty?
- Zwę się Hall panienko, Hall… - Powiedział facet.
- Nieźle tańczysz, Hall. - Odparła Mandisa, uśmiechając się lekko.
- Panienka też - Pirat się również uśmiechnął.
- Fajne warkoczyki… - Czarnoskóra zwróciła uwagę na jego fryzurę, którą raczej częściej stosowali przedstawiciele jej rasy, jako zresztą pochodzącą z kontynentu ich przodków. - Sam zaplatasz, czy ktoś ci się włosami zajmuje? - Zapytała z rzeczywistą ciekawością nie przerywając tańca.
- Heh, panienko, będą ze 2 lata… jak zaplątane - Odpowiedział Hall z rozbrajającym uśmieszkiem.
- Ahaaa… - Odparła Mandy, z lekkim niesmakiem tracąc już zainteresowanie rozmową oraz wracając do poprzedniego planu, gdy skończył się utwór grany przez muzyków. - Wiesz, muszę do wychodka, trochę już wypiłam… - Nawet, gdyby jej na tym zależało, byłaby to zresztą prawda, więc rzeczywiście udała się poza budynek do podejrzanej budki, licząc, że większość chłopów będzie szczało pod mur i nie będzie zajęta.

Wychodek był pusty… ale tak w nim jebało, jakby cała Tortuga chodziła tu srać, nie wspominając już o fakcie, iż lepiej nie należało nigdzie siadać gołą dupą… bo też było obsrane. Z jednej strony, dobrze że Mandy wzięła ze sobą małą latarnię do poświecenia, z drugiej, żałowała, że musi to oglądać… gdzieś w oddali ktoś rzygał, a gdzie indziej słychać było miłosne jęki między budynkami. Cóż, skoro w okolicy nikogo nie było, ciemno, spokojnie… stanęła kawałek dalej, gdzie nie było smrodu i widoku tego, co znajdowało się w wychodku i naprędce wysikała się za nim. A gdy wróciła przed niego, na ścieżkę na tyłach tawerny…
- Heh, jaki ten świat mały - Pojawił się przed nią Osmar z durnym uśmieszkiem na gębie. A w jego dłoni błysnął nóż - Wiesz, nigdy nie rżnęłem czarnej w sraczu - Wychrypiał.
- Wiesz jak tam jebie w sraczu? Nie możemy tutaj? - Zapytała Mandisa, jednocześnie sięgając dłonią do swojego gorsetu i uwalniając z niego częściowo cycuszka. - Tam nawet nie będziesz miał miejsca ich porządnie pościskać, hihi. - Zaśmiała się, odsłaniając swoją pierś, ale szykując się jednocześnie do tego, by dać mu kopa w jaja, gdy podejdzie na odpowiednią do tego odległość.
- Heh, dobra… to idziemy za, i tam wypniesz dupę… - Osmar machnął lekko kozikiem w odpowiednim kierunku.
- Hmm? Nie podobają ci się jednak cycuszki? - Zapytała, jakby ze smutkiem.
- Cycków się nie da… - Coś śmignęło za Osmarem, rozległo się głuche uderzenie, i pirat padł jak długi mordą w trawę. Mandy zamrugała oczami. W świetle latarni jaką trzymała, stał Mamo, z pistoletem trzymanym za lufę. Pieprznął więc rękojeścią palanta w potylicę…
- Dzięki Mamo. - Powiedziała, patrząc na leżącego pirata. - Chociaż radziłam sobie.

Mamo się minimalnie uśmiechnął, kiwnął jej głową, po czym złapał Osmara za chabety, i zaczął go wlec za wychodek…
- Pomóc ci? - Zapytała Mandy, która i tak zamierzała obecnie trzymać się Mamo, by nie prowokować samotnie kolejnego nieprzyjemnego spotkania. Mamo spojrzał na nią w trakcie marszu, i pokiwał przecząco głową. Wyszczerzył też zęby, i w końcu się odezwał, nie zwalniając kroku:
- Pilnuj. Ja go zerżnę…

Mandy przez moment poczuła coś nieprzyjemnego, ale po chwili jednak zwyciężała ciekawość. No i nie żal było jej tego palanta, który wyskoczył na nią z nożem.
- Okeeej? - Odpowiedziała pytająco, a by ukazać, że zajmuje się swoim zadaniem, rozejrzała się dookoła. Mamo zatargał pirata za wychodek, tam nim pacnął na ziemię. Osmar leżał na brzuchu. Czarnoskóry mu ściągnął nieco spodnie, Mandy widziała nogi Osmara… i nagle Mamo powiedział "heh, fuj". I ciało znokautowanego zostało obrócone na plecy… i rozległy się ciosy. Raz, dwa, trzy, cztery, pięć. Wśród podrygujących nóg Osmara.

Mamo wrócił do Mandy z zakrwawioną pięścią. Wskazał na wciąż leżący nóż na ziemi.
- Bierz - Mruknął, a Mandisa słuchając się, sięgnęła po broń.
- Zawiedziony? - Zapytała, zastanawiając się, jak bardzo nieprzyjemny musiał być widok palanta od tyłu, że pozostał tam nietknięty, chociaż nie chciała tego widzieć.
- Zesrał się… - Powiedział Mamo, po czym wskazał łapą na tawernę, jakby jako gest, by Mandy tam ponownie ruszyła?
- Okej, chodźmy. - Schowała nóż w jakieś zakamarki swojego stroju, po czym ruszyła do karczmy, próbując jak wyprzeć widok Osmara ze swojej głowy.

Im bliżej podchodzili do głównego wejścia tawerny, tym wyraźniej zaczęły do nich dochodzić odgłosy… bijatyki. Wewnątrz przybytku nawalało się ze sobą wiele osób, w tym i także kobiety.


Heh, piraci… 10 minut temu tańcowali, teraz się prali, a pewnie za kolejne dziesięć znowu będą się bawić.
- Wolałabym się tam nie pchać… - Mandy rzuciła do Mamo, ale nie była pewna, czy jej kompan przepuści taką okazję do naparzania się.
- Sefu! - Powiedział rozbawiony Mamo, po czym wbiegł do tawerny…
Mandy wzdychnęła, jednak nie chcąc się znów rozdzielać od swoich kompanów, wkroczyła do środka za czarnoskórym.
 
Jenny jest offline  
Stary 02-01-2023, 09:17   #18
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Zemsta na Hiszpance (część I)

Tay miała wiele wiedzy i umiejętności, pochodzących (zapewne) z różnych podejrzanych źródeł. Ale pomogła wielu osobom i Simon miał nadzieję, że dzięki "Wiedźmie" nie tylko zdoła opuścić łoże boleści, ale i zyska dość sił i energii, by móc dokonać pierwszy etap zemsty.
Ewentualny opór (którego zresztą się spodziewał) stanowił jedynie dodatkowy smaczek.
Fakt - Simon lubił, gdy kobieta z nim współpracowała podczas łóżkowych igraszek, ale gdy urok osobisty (lub garść monet) nie wystarczały, wzięcie niechętnej panienki siłą nie stanowiło dla Księcia wielkiego problemu - wymagało jedynie trochę więcej wysiłku.

Wszelkie takie rozmyślunki przerwało stukanie w drzwi, po czym momentalnie weszła do kajuty Tay. W dłoni miała fiolkę z czymś zielonym… podała to Simonowi.
- Pij - Powiedziała "Wiedźma", podając mu podejrzany wywar.
Bez chwili wahania spełnił polecenie.

Powiadano, że im mniej smakuje lek, tym jest skuteczniejszy. Jeśli to była prawda, to mikstura, jaką podała mu Tay, powinna umarłego postawić na nogi. Po chwili Simon poczuł gorąco rozchodzące się z żołądka na całe ciało, oraz… pobudzenie swojej męskości, która zaczynała rosnąć pod kocem. A "Wiedźma" lekko wyszczerzyła ząbki.
- No, Tay, jesteś wspaniała. - Simon z podziwem pokręcił głową. - No to chodźmy zająć się panienką - zaproponował.
- Nigdzie nie trzeba iść - Powiedziała "Wiedźma", i na moment otworzyła drzwi kajuty Simona… po czym wciągnęła do środka, będącą na powrozie Hiszpankę. Niegdyś dumna kobieta, teraz była wystraszona, z resztami sukni na sobie, boso, i z kajdanami na rękach…

"Książę" z nieukrywanym zaskoczeniem ale i radością spojrzał na niespodziewanego gościa.
- Ach, witam... - Simon odrzucił koc i wstał, bo tak wypadało zrobić gdy przyszło do rozmowy z kobietą. Nie krępował się obecnością "Wiedźmy" ani tym bardziej tym, że Hiszpanka widzi go w całej dość sporej okazałości.

Tay coś do niej warknęła po… hiszpańsku(?), i ze sporym ociąganiem, ale niewolnica opadła na kolana.



Następnie "Wiedźma" przekazała powróz Simonowi, po czym… usiadła sobie w kącie kajuty. Najwyraźniej miała zamiar tu być cały czas??
Widz w niczym Simonowi nie przeszkadzał. Jak by nie bylo, nie zawsze była okazja, by przelecieć jakąś panienkę w zaciszu czterech ścian. A że nie wiedział, jak długo podziała specyfik, zaserwowany mu przez Tay, postanowił jak najszybciej przejść do działania.
- Kładź się... - powiedział, a że wątpił, by kobieta zrozumiała choćby słowo, szarpnął za powróz, a potem złapał Hiszpankę za ramię i popchnął w stronę łóżka. A ta zaczęła się stawiać, i coś mamrotać po swojemu… i nagle dostała po plecach, aż jęknęła z bólu, i mocno się wygięła.



Tay, która zerwała się ze swojego miejsca, zdzieliła ją jakimś dziwnym batem…

Słowa nie starczały, więc Simon raz jeszcze pociągnął kobietę w stronę łóżka, mając nadzieję, że nie trzeba będzie używać kolejnych siłowych argumentów. Hiszpanka przycupnęła na skraju koi, na chwilę spoglądając na "Księcia" i "Wiedźmę" z nienawiścią…
Tym się Simon nie przejmował. Pchnął kobietę na łóżko, a potem chwycił jej ręce, uniósł do góry i przywiązał do wezgłowia. A potem, chcąc się dostać do jej piersi, rozdarł to, co pozostało z jej sukni. A Hiszpanka bluzgała, oj bluzgała… no i Tay ją strzeliła w pysk dłonią. Raz, drugi, trzeci. No i było już ciszej.
- Ładne cycki - powiedział Simon. Pochylił się nad dziewczyną i zaczął ją obmacywać. Niezbyt delikatnie. Na twarzy Hiszpanki zachwytu dostrzec nie można było, ale to Simonowi nie przeszkadzało. Wprost przeciwnie - w końcu sprawianie jej przyjemności nie należało do jego planów. Przynajmniej w tym momencie.
Tay szczerząc zęby przetłumaczyła słowa Simona… a wierzgająca kobieta odpowiedziała bluzgiem, na co "Wiedźma" parsknęła.
"Książę", z czystej złośliwości, polizał jeszcze sutki dziewczyny, a potem przeniósł swe zainteresowania w inne rejony - zdarł z leżącej resztki sukni, odsłaniając… zarośniętą rudą cipkę. I znowu były bluzgi, i dzikie kopanie nogami.
- Szkoda, że nie dziewica... - powiedział do Tay, a potem, po kilku próbach, złapał dziewczynę za kostkę u nogi i przywiązał do skraju łóżka. I zarobił kilka kopów drugą nogą, głównie po plecach.
- Dzikuska… - Mruknęła drwiąco Tay, i zacisnęła dłoń na szyi Hiszpanki, dusząc ją… rozległo się charczenie, ale i opór zmalał.
- Tygrysica... - roześmiał się Simon, a potem zajął się drugą kostką, która po krótkim oporze podzieliła los swej siostry-bliźniaczki. Teraz można było przejść do dania głównego.
"Książę" pochylił się i polizał cipkę Hiszpanki, mimo bujnej czuprynki widocznej dzięki rozłożonym nogom.
- "Idź precz, idź precz zawszony kundlu. Jesteś świnią najgorszego rodzaju" - Tay tłumaczyła kolejne bluzgi kobiety, nadal ją trochę przyduszając, a drugą dłonią klepiąc po twarzy, i szczerzyła zęby, wpatrując się w twarz Simona.
A ten nie ograniczył się do jednego liźnięcia, po którym nastąpiło jeszcze jedno. I kolejne. Aż wreszcie język Simona wsunął się w głąb hiszpańskiej cipki. I zaczął się w niej poruszać. Efekty były raczej mizerne… cipka była dosyć mocno zaciśnięta, i sucha. No i ciągle te bluzgi, i bluzgi, choć już trochę ciche… Tay nagle klepnęła Simona w ramię. A gdy ten na nią spojrzał, podała mu bacik.

"Książę" zwykle nie traktował kobiet batem, ale postanowił skorzystać z sugestii "Wiedźmy" - machnął bacikiem, niezbyt mocno, traktując po równo brzuch i cycki Hiszpanki, która syczała i piszczała z bólu. Na jej bladej skórze zostawały zaś czerwone pręgi, choć bez rozcinania owej delikatnej skóry… a czerwone futerko między nogami nagle zalśniło.
- Dalej - Szepnęła Tay, więc Simon powtórzył uderzenie, tym razem na cel biorąc biodro i prawy pośladek kobiety.
- Jeszcze, jeszcze! Patrz, robi się mokra… - Uśmiechnęła się złowieszczo "Wiedźma", przytrzymując ręce Hiszpanki, i… raz zerknęła na twardego penisa Simona, jeszcze bardziej się uśmiechając.
A Simon raz jeszcze machnął bacikiem, tym razem trafiając w drugie biodro, a potem odłożył trzymany w dłoni 'argument', przesunął się, przybliżył do Hiszpanki, niemal się na niej kładąc, a potem wsunął penisa do jej cipki. Głośno zajęczała, cholera wie, czy z bólu, czy z przyjemności, a może z obu powodów… ale znowu zaczęła lekko wierzgać, i pierdolić swoje po hiszpańsku… a Tay się już głośno zaśmiała.
- Powiedziała coś ciekawego? - spytał Simon, bardziej jednak był zainteresowany dupczeniem Hiszpanki, niż ewentualnym tłumaczeniem tego, co powiedziała. Chwycił leżącą pod nim kobietę mocno za biodra i wbił się na całą długość.
- Zwyczajowe bluzgi… - Powiedziała Tay, obserwując sobie, jak Simon rżnie cicho kwilącą Hiszpankę.
Simon zaś się najwyraźniej rozkręcał, bowiem bez litości posuwał kobietę, to wysuwając się, to wbijając się głęboko.
- Fajna cipa... - powiedział.
- Cipa, jak cipa… - Powiedziała "Wiedźma", cicho rechocząc pod nosem, po czym zaczęła wpatrywać się w twarz Hiszpanki, i… pogłaskała jej policzek. Tak jakoś delikatnie, i spokojnie. A owa cipa branej na siłę, zrobiła się nieco przyjemniejsza w użytku, bardziej mokra.
- Dobra cipa nie jest zła - stwierdził, kontynuując dupczenie. Wilgotna cipka była lepsza, niż sucha, więc i przyjemność po jego stronie była większa.
- Starczy mi sil na drugie rżnięcie? - Spojrzał na Tay.
- Lepiej jutro - Odpowiedziała mu "Wiedźma", po czym jedną dłonią złapała (zszokowaną takim zachowaniem) Hiszpankę za cycka, którego zaczęła jej ugniatać, śmiejąc się do Simona.
Ten odpowiedział uśmiechem, a potem przeniósł wzrok na twarz Hiszpanki.
- No to jutro znów ci wsadzę... może tu i tam...
Zostawiając drugą przyjemność na jutro nie opuścił cipki, kontynuując dupczenie kobiety. Im dłużej, tym lepiej. Im głębiej, tym lepiej.
Przynajmniej dla niego; Hiszpanka i jej odczucia były mniej ważne.
- Spuścisz się w nią? - Zaśmiała się Tay, widząc chyba, że Simon jest blisko.
- Jaaasneee... - potwierdził. - Po... to... są... cip... ki…
- Pomóc ci? - Powiedziała niespodziewanie Tay, z dziwnym błyskiem w oczach.
Przez moment się zawahał. Co prawda przyszło mu do głowy coś niepokojącego, ale...
- Zaryzykuję - powiedział, systematycznie posuwając Hiszpankę. "Wiedźma" z kolei kiwnęła głową… Jedna jej dłoń cały czas ugniatał cycka branej przez kwatermistrza kobiety, a druga… znowu powędrowała do jej szyi. I Tay zacisnęła ją tam mocno… a Hiszpanka zaczęła się dusić, charczeć, i wierzgać. Oczy gwałconej zrobiły się naprawdę duże… a jej cipka, nagle bardzo, bardzo ciasna. "Wiedźma" się złowieszczo uśmiechnęła.
- Masz... talent... - Simon poczuł, że coraz szybciej dochodzi do finału. I w końcu doszedł, faktycznie spuszczając się w cipkę Hiszpanki. A potem zwalił się na nią całym ciężarem. Tay zaś chyba w końcu przestała ją dusić, bo nagle Hiszpanka zaczęła chrapliwie oddychać, i łapać powietrze… i było po wszystkim. Jej ciało się odprężyło, nacisk cipki zwiotczał, a ta wypełniała się coraz bardziej wpompowywanym nasieniem.
- Zostawić was gołąbeczki samych? - Zaśmiała się "Wiedźma", odstępując od łóżka.
- Taaaa.... - odpowiedział leniwie Simon. - Jakoś się zmieścimy, a przy okazji nieco się pobawię. I może poeksperymentuję z bacikiem...
- Ale wpadaj przy dowolnej okazji - zaproponował, spoglądając w stronę Tay, która już wychodziła… i jedynie lekko wzruszyła ramionami.
- Tylko niech cię czasem nie udusi kajdanami…
- Dzięki, będę pamiętać - obiecał, postanawiając mocniej przywiązać Hiszpankę i uniemożliwić jej zachowania agresywne i niebezpieczne dla otoczenia.
I to jak najszybciej, zanim przyjemne zmęczenie zwali go z nóg.


Zemsta na Hiszpance (część II)
Ultimatum, jakie postawił kapitan, w pewnym sensie dawało Simonowi wolną rękę. Żałował trochę, że nie może zostawić Hiszpanki do swej tylko dyspozycji, jako że trzymanie pod ręką panienki, którą można było w (prawie) każdej chwili wydupczyć, byłoby dla niego zdecydowanym plusem, ale również widział minusy takiej sytuacji. Tak jak mówił Dante, "Wilk morski" pasażerów nie przewoził, więc señorita musiałaby zająć wakujący do tej pory etat załogowej dupodajki. Byłoby to w miarę satysfakcjonujące, jeśli chodzi o zemstę, ale mogłoby powodować wśród załogi pewne niesnaski. Spory o to, kto, kiedy i jak ma dupczyć Hiszpankę nie sprzyjałyby dobrej atmosferze wśród załogi. No i lepiej było zostawić zapał i siłę na statek pełen Hiszpanów, a nie marnotrawić je na jedną kobietę.
Nie mówiąc już o tym, że nie wiadomo było, jak długo pociągnie dupczona co chwilę dziewczyna.
Czy można było kogoś zadupczyć na śmierć? Simon tego nie wiedział, ale uznał, że jego niedoszła zabójczyni zasługuje na inny los - gorszy, miał nadzieję. Był przekonany, że za młodą, ładną, zgrabną kobietę uzyska niezłą cenę, szczególnie gdy kobieta ta miała niezbyt zużytą cipkę.
Oczywiście najpierw musiał zrobić rozeznanie rynku, bowiem takim towarem jeszcze nie handlował, a potem się z nią 'pożegnać'. Raz albo i dwa razy. .

* * *

Gościem "Madame Harriet", najlepszego burdelu w mieście, "Książę" bywał nieraz - zawsze uważał że za garść srebra dobrze mieć dobre usługi. A wyszkolona dziwka potrafiła dać więcej przyjemności spragnionemu dupczenia mężczyźnie.

- Mam interes do ubicia - powiedział po zakończeniu powitań.
- Laura czy może Joana? - spytała sama madame Harriet, najbardziej znana burdelmama w porcie. I najlepsza w tym interesie.
- Chciałem raczej spytać, czy nie potrzebujesz kolejnej panienki - powiedział.
- Och! To nietypowa propozycja… - Uśmiechnęła się starsza kobieta - Masz kogoś?
- A jest taka jedna... Hiszpanka... znaleźliśmy ją na morzu - odparł Simon. - Mało używana, nie uszkodzona. Niezłe cycki, zgrabna dupa...
- I ona tak sama chce? - Krzywo się uśmiechnęła madame.
- Nie pytałem, ale nie sądzę, by to było jej marzenie - odparł z podobnym uśmiechem. - Ale czy to wielki problem?
- Czyli niewolnica? Hmm… czasem ciężko takie… złamać - Harriet jeszcze bardziej złowieszczo się uśmiechnęła - Ale to nie problem… przyprowadź ją, obejrzymy sobie… Hiszpanki mają temperament ponoć? Ukrócimy go… ale raczej ładna, co?
- Brzydkiej bym nie oferował. - Simon się oburzył. Zaraz potem się uśmiechnął. - Rude włosy, ruda cipka... próbowała mnie zastrzelić. No i bluzga jak najęta... Ale jest coś innego, więc pewnie będzie wymagać klientów o nieco innych wymaganiach... - zawiesił głos. A madame uniosła wymownie brewkę.
- Nie bardzo teraz rozumiem Simonie - Powiedziała, przyglądając się kwatermistrzowi.
- Parę uderzeń bacikiem, a jej cipka stała się mokra jak ulice Tortugi po deszczu - wyjaśnił.- A podduszona szybko doszła.

Madame Harriet rozchichotała się głośno, po czym klepnęła "Księcia" w ramię.
- Przyprowadź ją, zobaczymy co to za gorąca cipka!
- Za godzinę stanie przed tobą... ale jakaś sukienka by się przydała - powiedział. - Nie poprowadzę jej przez miasto półnagiej, bo zapewne byśmy tu nie dotarli.
- Dobrze… - Powiedziała madame, i rozglądnęła się za jakąś panienką - Perełko! Chodź tutaj! Daj Simonowi jakąś sukienkę…

Dziewczyna po podejściu zrobiła dziwną minę, i spojrzała na "Księcia"...
- Nie dla niego, głupia. Sukienkę zabiera ze sobą, no już, już!
- Dobrze madame - Dziewczę dygnęło z uśmieszkiem, po czym odstąpiło kilka kroków, czekając na Simona.
- To zobaczymy się za godzinkę… - Harriet wyciągnęła nonszalancko dłoń do kwatermistrza, a ten ją elegancko ucałował.

***

Wystarczyło parę minut, by Simon ponownie znalazł się na pokładzie "Wilka Morskiego".
Doba wspólnego przebywania pod jednym dachem przekonała "Księcia", że Hiszpanka choć zakuta w kajdany, może być niebezpieczna dla otoczenia. A przebranie jej w sukienkę wymagało uwolnienia jej rąk. przynajmniej na chwilę.
Więc, na wszelki wypadek. Simon załatwił sobie ochronę.
A dwaj marynarze mieli też trochę radości, gdy pomagali "Księciu" przy przebieraniu Hiszpanki.

"Książę" poprowadził swą 'brankę' skutą i na powrozie, ale dla większego bezpieczeństwa zabrał ze sobą dwóch członków załogi. I, mimo wzbudzanego zainteresowania, bezpiecznie dotarł pod drzwi przybytku. A że był oczekiwany, wnet trafił przed oblicze Madame…

Hiszpankę zabrano do jakiegoś ustronnego pokoju, by ją sobie burdelmama obejrzała, i szybko okazało się, że panienka nie mówi po angielsku, co było sporym problemem, i niezbyt się spodobało Harriet. Wezwano więc jedną z dziwek, robiącą za tłumacza… a hiszpanka miała temperament, i stawiała się na całego, aż Simon ją musiał mocno trzymać. Siłą wlano jej w gardło jakąś miksturę, i w końcu się mocno uspokoiła, i było już lepiej…

Madame oglądała ją sobie, jak kawał mięsa, którym w sumie owa niewolnica się stawała. Zęby, włosy, piersi, tyłek, cipka, wszystko do inspekcji. Harriet była tylko w miarę zadowolona z całości, biadoląc o braku wspólnego języka z ową "cipką", jak ją nazywała, i do tego ten temperament do poskromienia… było to możliwe, jednak na to był potrzebny czas. W końcu więc i padła oferta:
- 20 funtów Simonie, więcej za nią nie dam - Powiedziała madame.
- Jest biała i mało używana... Czterdzieści? - zaproponował, a madame westchnęła.
- Słyszałeś, co ja przed chwilą powiedziałam skarbie? Ją trzeba będzie tygodniami temperować, i odurzać, by w końcu zaczęła przynosić dochody… i nie wygląda na byle praczkę, to tym bardziej komplikuje sprawy… 25 funtów.
- Dorzucisz do tego rabat przy najbliższej wizycie i jesteśmy dogadani - zaproponował.
- Laura i Joana, obie na pół godziny? - Powiedziała z uśmieszkiem madame.
Simon skinął głową.
- Będę bardziej niż zadowolony - powiedział.
Cóż, madame znała jego gust, a obie panienki wiedziały, jak go zadowolić. Interes był o wiele lepszy, niż wyrzucenie Hiszpanki za burtę. Więc wśród symbolicznego "tfu", na dłonie, obie strony interesu je sobie uścisnęły, i było po sprawie… w kilka minut kwatermistrz otrzymał zapłatę, a Hiszpanka zmieniła właściciela.
Simon schował pieniądze, a potem pożegnał się z Madame i panienkami. Nie był na tyle w formie, by w tym momencie w wystarczającym stopniu wykorzystać 'rabat'. Madame była słowna i bzykanko mogło poczekać.
A interesy czekały - mieli na pokładzie towary, których warto było się pozbyć, bo na morzu stanowiły tylko niepotrzebny balast.
 
Kerm jest offline  
Stary 06-01-2023, 20:54   #19
 
Lynx Lynx's Avatar
 
Reputacja: 1 Lynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputacjęLynx Lynx ma wspaniałą reputację
Tortuga
Życia nie zna kto w owej przystani nie zarąbał się w tawernie, a po upojnej nocce z którąś z miejscowych dam modlić się ino zostaje, że to co swędzieć zaczęło to tylko przez wszy i pluskwy z łózka.
Edmure czuł się tu jak w domu. Tak jak każdy szanujący się pirat w tej części świata i w przeszłości raczył korzystać z dóbr i usług miejscowego rynku.
Te czasy jednak minęły wraz z bujną, kolorem włosów i mięśniami na brzuchu, a mocy w konarze już też tyle nie było. Bosman jednak i tak się cieszył, że nie musi z pechowcami kisić na okręcie. Dostał jednak zadanie od Kapitana i stwierdził, że po mimo późnej pory może zająć się robotą.
Z Panem Smee zgadał się na jutro w celu dokonania zakupów, oraz wciągnął w to wszystko jeszcze Gwoździa w roli tragarza. Podobno za młodu był pasterzem to i zwierzakami się zajmie.
Sam zaś Ed dobierając sobie jako kompana Hansona ruszył załatwiać towar pierwszej potrzeby na okręcie. W tym celu musieli się udać trochę dalej od ścisłej zabudowy do gospodarstwa nad źródełkiem otoczonym palisadą, aby miejscowe męty wszystkiego nie rozkradły.
Spacer do celu przerwał im krzyk w ciemności.
-Stać kto lezie?
Ed znał ten głos
- Uspokój się Jackie. To my Manderly i Hanson.
-Aaa to ok. Yyyy... Dobry wieczór. Już wasz wpuszczam i wołam Ojca. -Bramę otwarto i weszli na podwórze. Młody gdzieś zniknął zaś w zabudowie, a po chwili szło usłyszeć.
- Synek ile razy mam Ci powtarzać?! Żadnych kurwa meneli mi to nie wpuszczać!!.-
Gospodarz się zbliżał.
- Co mi kurwa pod drzwi za gówno morze wyrzuciło?
- Berbeluch kurwa to MY!
- Widzę. Chcecie co kupić czy idziecie już ?

I tak zaczęły sie targi o zakup rumu i różnych tym podobnych NIEZBĘDNYCH do życia na okręcie rzeczy.
Samuel Skiter dla przyjaciół Berbeluch. Lokalny producent napojów wyskokowych, oraz handlarz dobrem wszelkim jaki akurat mu się w łapę uwinął. W danych czasach wilk morski co kiedyś pływał razem z Edem jak i Hansomem. Później spotkała go jednak zguba każdego marynarza.
Spotkał dziewczynę, którą zaciążeniem zakotwiczyła tegoż żeglarza. Osiedli tutaj i wykorzystując przyjazne przedsiębiorcą prawo jak zerowe podatki i brak wszelkich uciążliwych regulacji pozwoliły rozwinąć biznes, zatrudnić luda, a teraz sobie spokojnie i dostanie życie zaopatrując miejscowych w przysłowiową "wodę życia".
Negocjacje były długie i zażarte, a zakończyły się tak, że Mary bo tak nazywała się żona Berbelucha budziła ich kąpielą składającej się z kubła zimnej wody.
Jak sie ogarnęli wyszło, zę nikt nie pamięta na czym staneło, wiec ustalono powtórne negocjacje jak tylko Manderly ogarnie swoje sprawunki.
Hanson nie był zbyt żywy, tak jaby jeszcze dużo go było w tym staruchu i wolał zostać w gościnie u Skiterów. Ed więc sam ruszył spotkać się ze Smee zrobić zakupy co trzeba i przypolnować, aby Gwóźdź po wyborze żywego inwetarza za bardzo sie do niego nie przyzwyczaił, bo różnie to już bywało jak trzeba co było na ruszt wrzucić po czym zamierzał wrócić dokończyć biznes. Liczył, że dziś już będzie spokojniejsza atmosfera i da radę zdać raport Kapitanowi.
-Cholera, ale mnie łepetyna napieprza- zaklął Ed pod nosem.

I tak to się działo na tej Tortudze.
 
Lynx Lynx jest offline  
Stary 10-01-2023, 21:08   #20
 
Mekow's Avatar
 
Reputacja: 1 Mekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputację
- Wściekła Clarissa? Chyba jej nie znam - zdradziła Kirsten. - Warto by było, ale te sprawy to... chcesz połączyć statki w jakimś celu? Albo coś takiego? - spytała.
- Ja chciałabym się trochę rozerwać, potańczyć, rozejrzeć po sklepach i straganach - zdradziła szczerze. - Ale nie chcę przegapić czegoś ważnego. A mogę ją poznać i później opowiesz mi resztę? - zaproponowała.
Oczywistym było dla nich, że “później” oznaczało długie godziny które spędzali razem na otwartym morzu, często nie mając innych aktywności jak tylko rozmowa między sobą.
- Chciałem z nią porozmawiać o pewnych sprawach, a ty jako moja córka, powinnaś przy tym być… no ale jak zabawa i stragany ważniejsze… - Dante pokręcił głową.
- Tato - pożaliła się Kirsten z wyraźnym ubolewaniem w głosie. - Oczywiście bardzo chętnie pójdę z tobą. I ten, dziękuję za zaproszenie... Nie wiedziałam o co chodzi i nie chciałam się... no wiesz, narzucać... Zapewniam, że chętnie poznam nową ważną osobistość i chętnie nauczę się jak z takimi rozmawiać - powiedziała, tym razem już poważnie.
- Dobra córuś, nie pitol - Kapitan się krzywo uśmiechnął - Idziemy tam w oficjalnej sprawie, a nie na zaloty. Broń bierzemy… ale i schowaj coś gdzieś. Jakiś nożyk, dobrze ukryty, i może nawet jakiś mały pistolet? Różnie to bywa…
- No właśnie te zaloty przeszły mi przez myśl, i że jako ich świadek będę potem świecić oczami przed mamą - Kirsten napomknęła jeszcze na swoją obronę. - Już się szykuję.

* * *

- Jestem gotowa - oznajmiła Kirsten, podchodząc do ojca. Wyglądała zupełnie jak zwykle, z szablą i pistoletem przy pasie, ale pachniała nie tylko morzem, a z wyczuwalnym dodatkiem jakichś perfum. - Mam sztylet za plecami pod pasem i mały pistolet pomiędzy melonami, oczywiście załadowany - poinformowała i zarazem pochwaliła się.
Sztylet był dość wąski, trzymany oczywiście w skromnym pokrowcu, gładką stroną do ciała, poziomo wzdłuż pasa. Nie przeszkadzał ani w chodzeniu ani w siedzeniu i mogła go dobyć niepostrzeżenie, a już na pewno jeśli ktoś zwiąże jej ręce za plecami. Pistolet zaś, był oczywiście mały ale nadal mógł być zabójczy. Czarny, umieszczony głęboko na dnie czarnego biustonosza, a testy z lustrem pod przeróżnymi kątami potwierdzały że nie było go widać. Kirsten czuła że tam jest, ale w niczym jej nie przeszkadzał. Nie miał prawa sam wypalić, ale oczywiście i tak lufa skierowana była na wprost.
- Schowałaś w cyckach pistolet - Dante aż palcem wskazał na biust córki, po czym się kwaśno uśmiechnął - W cyckach! Niech mnie szlag trafi, i wyrwijcie mi piórka!
Dziewczyna uśmiechnęła się z zadowoleniem i dumą, zupełnie nie zorientowawszy się że przecież ktoś mógł to usłyszeć.
Kapitan klepnął się po biodrze, po czym roześmiał.
- Masz pomysły, nie ma co…
- Dziękuję. Tam nikt nie będzie mnie przeszukiwał - odpowiedziała szczerze uśmiechnięta, a wręcz rozbawiona. Nie co dzień udawało jej się tak rozweselić ojca, a nawet tego nie planowała. Jego dobry humor jej się udzielił.
- A ty tato, masz jakąś ukrytą broń? Idziemy tylko my, czy jeszcze kogoś bierzemy? - spytała.
- Idziemy z obstawą, bierz swoich ludzi. A o mnie się nie martw, też mam parę niespodzianek pochowanych…
Kirsten z uśmiechem kiwnęła głową i ruszyła do wyjścia.

Na pokładzie ich statku, trzymająca ostrze "Nożyk" opowiadała i pokazywała coś czterem zgromadzonym wokół niej facetom. Wyglądało na to, że historia była ciekawa. Kirsten ruszyła w ich stronę.
- ... Dwóch za jednym cięciem - podsumowała Elva z mrocznym uśmiechem.
Towarzystwo przytaknęło.
- Gotowi? - spytała Kirsten, spoglądając na zgromadzonych.
Oprócz "Nożyk" byli tam: Umboto, "Kalmar", Jarmar Richmond i "Łowca".
- Tak jest - odpowiedziały dwa głosy jednocześnie, a reszta zgromadzonych przytaknęła.
- A co dokładnie mamy robić? - spytał Umboto.
- Ochraniać mnie i kapitana, gdyby coś poszło nie tak - powiedziała Kirsten, mając oczywiście nadzieję, że wszystko pójdzie gładko.
 
Mekow jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 01:57.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172