Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 17-02-2008, 13:35   #1
 
DrHyde's Avatar
 
Reputacja: 1 DrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłość
[Wiedźmin : gra wyobraźni] "Gdzie silvan nie może, tam babe pośle"

„Gdzie silvan nie może, tam babe pośle.”






„-Słyszałeś o Przekleństwie Czarnego Słońca?

-A jakże, słyszałem. Tyle, że pod nazwą Mania Obłąkanego Eltibalda. […]

-Eltibald, który wcale nie był obłąkany, odcyfrował napisy na menhirach Dauków, na płytach nagrobnych w nekropoliach Wożgorów, zbadał legendy i podania bobołaków. Wszystkie mówiły o zaćmieniu w sposób nie pozostawiający wątpliwości. Czarne Słońce miało zwiastować rychły powrót Lilit, czczonej wciąż na wschodzie pod imieniem Niya, i zagładę rasy ludzkiej.”

Mniejsze Zło



* * *



Słońce w Dol Blathanna chyliło się ku zachodowi. Chłopi zasiedli na ławce przed chałupą. Polali śliwowicy i popatrzyli na pola. W powietrzu czuć zapach kwiatów i siana.

-Żniwa w tym roku udane.

-A no udane.

-Słyszał żeś co zaszło u starego Eryka?

-Żem słyszał co żem słyszał. Gówno nam do tego. Nie interesuj się bo i ciebie co w nocy ubije.


-A d’yaebl aep arse! Przecie mus nam zadziałać. Tyś tu sołtys Jarre.

-Wiedźmina nam trzeba ot co.

-A tyś ogłupiał do reszty! Wiedźmaka chcesz tu ściągnąć! Sparszywieć chcesz?

-Zawrzyj gębę! Bo cię kto usłyszy i na co nam to? Dożynki się zbliżają. Wieczór zeszły posłannik namiestnika w Dali był. Chędożył coś pod nosem, co bo my się mieli szykować na przyjęcie wielkich Panów ze Świata bo kwiaty będą u nas sprzedawać.

-Toć u nas kwiecia pod dostatki. Gdzie oczami nie spojrzy tam kwiat się ściele.

-Głupiś ty jak trep! Pojedziesz na trakt. Na gościńcu cię nakierują. Ino szybko wracaj z mutantem, co by w święto problemu nie było. Jak nam kłopotu narobi to nas namiestnik na pale nabić karze. Ruszaj ino rychło!

* * *

PROLOG


Soundtrack

Aldersberg jest piękny o tej porze roku. To drugie co do wielkości miasto w tej żyznej krainie kwiatów i urodzaju. Liczy około pięciu tysięcy mieszkańców. Potężna twierdza namiestnika Aedrin góruje nad rozłożystym miastem.



Twierdza stanowi centrum Aldersbergu. Otoczona jest dziesięciometrowym murem z sześcioma basztami, który stoi u podnóża wzgórza zamku. Na największej wieży twierdzy powiewa w blasku zachodzącego słońca flaga Aedrin z herbem miasta. W czasach gdy zdobywano Dol Blathanna, był to punkt chroniący państwo przed atakami elfów. Aldersberg słynie z dwóch rzeczy. Organizuje się tu co roku Festiwal Kwiatów, na który ściągają ogrodnicy, bardowie i awanturnicy całego państwa. Festiwal Kwiatów jest okazją do dobrej zabawy i udanych interesów. Drugą rzeczą osławioną w Aldersbergu jest wełna. W mieście znajdują się najlepsze manufaktury wełniane słynne na wszystkie państwa ościenne. W tym roku miejscowe manufaktury, głównie wełniane, przyjęły bardzo dużą ilość zamówień. To wszystko za sprawą wojskowych zamówień na zapotrzebowanie dla zbrojnych. Ludzie opowiadają o dosyć ostrych ruchawkach zbrojnych z Kaedwen na granicy rzek Dyfne i Likseli. Wieści głoszą, że kampania wojenna przeciw Kaedwen może potrwać nawet do przyszłego roku. Wielu zbrojnych wyruszyło również do górskich kopalń, aby bronić górników przed atakami Wolnych Elfów. Zbliża się równonoc jesienna, w którą mieszkańcy okolicznych wsi organizują Święto Plonów. W Dolinie Kwiatów dożynkowa noc jest nie do porównania z innymi tego typu na kontynencie z powodu patetyczności i miejsca, w którym się odbywa. W tym roku uroczystość ta nabrała szczególnego charakteru. Namiestnik Aldersbergu na rozkaz władcy wspaniałego państwa Aedirn ma zorganizować Festiwal Kwiatów we wsi Dalia w Dol Blathanna. Cały pomysł zrodził się na podstawie genialnej myśli króla o organizacji przedsięwzięcia w miejscu, które mieszkańcy kontynentu nazywają Krańcem Świata. Nie ma piękniejszego miejsca na ziemi niż Dolina Kwiatów i nie znajdziesz lepszego miejsca na tego typu Festiwal. Na tegoroczne święto dożynek i wystawę kwiatów mają zjechać najznamienitsi goście z całego kontynentu.



Beres



Wiedźmin skierował swe kroki na śmietnisko za miastem. Od południa zastanawiał się czy burmistrz Aldersbergu miał zamiar zapłacić mu za tą robotę. Gdy Beres podjął temat zapłaty, burmistrz nagle przypomniał sobie o jakichś pilnych sprawach. Podskarbi również nie był zbyt rozmowny i podkulił ogon zaraz za burmistrzem. Dobrze, że robota się ruszyła bo przyszło by mu żreć deski niedługo. Ubije poczwarę i pojedzie z chłopem do Dol Blathanna.
Słońce z wolna chyliło się ku zachodowi. Beres obrócił się w kierunku miasta i spojrzał na czerwony zachód skąpany w budowlach miasta.



- Bydle niedługo wyjdzie się pożywić.

Beres odczekał chwilę w zadumie, po czym wszedł w śmierdzący od syfu zagajnik. Wyciągnął z torby eliksiry i zażył z każdego po trochu. Działanie magicznych napojów wykrzywiło go w lekkim bólu. Jego wizerunek był nie mniej straszny niż potwory, którego miał ubić. Zmysły wzroku i słuchu znacznie się wyostrzyły. Beres rzucił torbę na skraj lasu i wyciągnął miecz z pochwy. Wszedł w głąb mrocznego i śmierdzącego siedliska zła. Brnął w śmierdzących śmieciach po kolana. Słońce zaszło a zagajnik spowił nieprzenikniony mrok.


Soundtrack


Długa, chropowata macka zakończona najeżonymi kolcami wystrzeliła z pod śmieci. Pomknęła na spotkanie z Beresem z niesamowitą prędkością. Wiedźmin w zgrabnym piruecie wykonał markowe cięcie na obślizgłą mackę i ściął ją w powietrzu, nim dotknęła jego ciała.
Po kilku uderzeniach serca śmietnik eksplodował pod wpływem wynurzającej się bestii. W górę buchnęła gęsta śmierdząca maź, kawałki narzędzi, garnków, przegniłych szmat i jakieś kawałki warzyw, których Beres nie zidentyfikował. Z pod całego tego syfu wyłonił się baryłkowaty stwór z trzema długimi mackami i kikutem po macce, którą obciął wiedźmin.
Korpus stwora wyglądający niczym wielki, groteskowy kartofel, rozdziawił swoja paszczę w nadziei schrupania świerzego mięsa z wiedźmina. Beres spojrzał na obrzydliwego Zeugla, który śmierdział nieporównywalnie z niczym. Skoczył w przód unikając jednej z macek i w piruecie ściął dwie pozostałe. Bestia owinęła go błyskawicznie w pas ostatnią kończyną. Wiedźmin podniósł miecz i dziabnął z impetem kilkakrotnie w korpus potwora. Zielona maź trysła na twarz i ubranie Beresa a martwy Zeugl padł w bezruchu.
Według umowy z burmistrzem po zmroku miał przyjechać jakiś mieszczanin na wozie, aby zabrać stwora. Wiedźmin cały ubabrany w śmierdzących śmieciach i posoce Zeugla, ruszył na spotkanie z chłopem, którego dostrzegał już w oddali w prześwicie drzew.


Karla Bijoux


Kobieta przeglądała się w srebrnym lustrze. Z otwartego kufra wystawały kolorowe fatałaszki. Drugi tydzień siedziała w „Tańczącej Gęsi”. Tymczasowy postój w drodze na Festiwal Kwiatów się nieco wydłużył. Wypiła już cały zapas czerwonego redańskiego jaki mieli i to wcale sobie nie folgując. Gęsiną też już rzygała. Ale właściwie to rzygała już wszystkim. Nudą również. Melancholijnie przeczesała lśniące czarne włosy.
- Cholerna mieścina i cholerni faceci. W ogóle nie potrafią cieszyć się życiem. Wszystko traktują tak poważnie. Kobiety są z natury radośniejsze i bardziej wielkoduszne. Następnym razem zakocham się w kobiecie…
Na dźwięk jej głosu z łoża, spod sterty wełen i jedwabi wygrzebał się nieduży biały piesek z brązowymi łatami na mordce.
Wyciągnęła po niego ręce.
– Co powiesz Akwamarynko? - Akwamaryna z zadowoleniem usadowiła się na rękach pani i zaczęła lizać jej dłoń. - Moja słodka, ty nieba byś mi przychyliła. Moje słoneczko. Och, kochanie, szkoda, że Ty mi nie wystarczasz.
Przez niedomyte okno do izby wdzierało się ostre światło zachodzącego słońca. Kolejny kończący się dzień kiepsko współgrał z nastrojem Karli.
- Nie ma co się oszukiwać - Karla mówiła do siebie dalej - Na 20 lat to w świetle dziennym już nie wyglądam. Ustatkować się muszę. – westchnęła.
Głaskała rozanieloną suczkę. Obie miały oczy w identycznym rzadko spotykanym odcieniu niebieskiego. Rankiem wyjazd karawaną zbrojną do Dol Blathanna. Nie wiedziała o co tyle szumu. Może spodziewali się jakichś kradzieży, ale czego – kwiatów? Tak czy inaczej. Rycerz namiestnika Roderick Śmiały, który ma przewodniczyć w wyprawie, nakazał jej aby zmieściła się w dwa kufry. To będzie trudne zadanie.

…by Cię kurwi synu szlag trafił i pioruny z jasnego nieba, znowu w dupę jego kurwa…

No tak, Roderick Śmiały, cny rycerz, znający etykietę, zaczął spoufalać się z karczemnym bydłem, które z resztą też szykowało się na wyjazd. I po co? Kwiatki deptać?

Feide Corbonne



Przyjechała do miasta przed zmierzchem z nadzieją, że karawana jeszcze nie odjechała do Dol Blathanna. Usłyszała o tym po drodze. Nie spodziewała się jakiejś zmiany miejsca. Prędzej repertuaru, ale że przeniosą uroczystość do Doliny Kwiatów? Była Zaskoczona i nie chciała jechać tam sama. Już dosyć samotności i dziwnych wypowiedzi brudnych i obleśnych mężczyzn jakich napotykała. Miasto tętniło życiem nawet o zachodzie słońca. Nie rozwodziła się nad architekturą. Wypytała ludzi i znalazła przybytek, w którym niejaki Rycerz Roderick Śmiały spisywał członków karawany do Dol Blathanna. Feide zastanawiała się po co? Nie ważne. Stanęła pod szyldem z wymalowaną gęsią. Weszła do środka a raczej stanęła w progu.
Połowa dosyć sporej izby zajęta była przez świtę lokalnego namiestnika. Zorientowała się po liberiach z herbem Aldersbergu. Kontuar zajęty był przez młodego blondyna. Przy jednym ze stolików siedział niziołek i krasnolud. Resztę okupowali żołnierze. Rycerz, którego szukała, siedział naprzeciw krasnoluda. Piękna lśniąca zbroja. Nienagannie wypolerowana. Postawa iście szlachecka i dumna. Jego włosy lśniły blasku świecy. W końcu odwrócił się i uśmiechnął do kobiety.



Po czym odezwał się do siedzącego obok krasnoluda.

- Niech to silvan weźmie i na rogi wbije. By Cię kurwi synu szlag trafił i pioruny z jasnego nieba, znowu w dupę jego kurwa przerżnąłem. Nie gram już.

Czar prysł.


Brandis, Dersitto Bumblebee i Don Fiasco

Brandis czuł, że nowo poznany kompan przynosił mu szczęście. Niziołek tylko się przyglądał a Brandis wygrał już 4 rozdanie z rzędu z szlachetnym Roderickiem Śmiałym.

- Śmiały to on może jest, ale tępy jak szlachecki nóż. - Zaśmiał się w myśli krasnolud.

Krasnolud miał złe wspomnienia z ostatniej wyprawy niby to na smoka. Nie dosyć, że smoka nie było, to w dodatku ich jakaś bestia wężowata zaatakowała. Bronił się kurważ mać! A jak! Tak jak na krasnoluda przystało. Tylko szkoda, że cała broń na wozie a ten bęcwał chędożony w dupę, dał tępe noże jakieś szlacheckie i chyba sobie nimi miał Brandis w zębach podłubać. Do dziś odczuwa bolesne efekty tego, jak mu wężowy potwór zęby w dupę wraził. Dobrze, że nikt o tym nie wie, bo by był wstyd pod sam Mahakam.
Brandis uśmiechnął się do Niziołka – jego szczęśliwej podkowy.

- Dawaj te 200 denarów Panie Rycerzu. Mus mi się zaopatrzyć na drogę a parę złotych monet zawsze się przyda. - Uśmiechnął się Brandis.

- Niech to silvan weźmie i na rogi wbije. By Cię kurwi synu szlag trafił i pioruny z jasnego nieba, znowu w dupę jego kurwa przerżnąłem. Nie gram już.

Rycerz wyjął dwie sakiewki zza pasa. Rzucił na stół. Dersitto zastanawiał się jaką rolę mu przydzielą. Krasnolud mówił coś o noszeniu belek. Chyba żartował. Dersitto miał kłopot z podniesieniem własnego tyłka po obiedzie, nie mówiąc już o jakichś belkach. Don stał obok kontuaru i przysłuchiwał się całej tej żałosnej rozmowie. To było oczywiste, że krasnolud oszukiwał. Nawet ślepy syn jakiejś łazęgi z Wyzimy by się zorientował. W dodatku ta tępa świta namiestnika pod wodzą Rodericka. Żałosne. Od dłuższego czasu się zastanawiał, co tak śmierdzi w izbie. W końcu doszedł do wniosku, że to ten chłop pod oknem, który ze strachu przed cywilizacją, chyba się już zesrał w pory. Jego mina bynajmniej o tym świadczyła. Nagle cały ten smętny teatrzyk przerwało pojawienie się nowej dramatis persona. Kobieta stanęła w progu i przeglądała się wszystkim.
 

Ostatnio edytowane przez DrHyde : 02-05-2008 o 16:17.
DrHyde jest offline  
Stary 17-02-2008, 17:47   #2
 
Hawkmoon's Avatar
 
Reputacja: 1 Hawkmoon ma wspaniałą reputacjęHawkmoon ma wspaniałą reputacjęHawkmoon ma wspaniałą reputacjęHawkmoon ma wspaniałą reputacjęHawkmoon ma wspaniałą reputacjęHawkmoon ma wspaniałą reputacjęHawkmoon ma wspaniałą reputacjęHawkmoon ma wspaniałą reputacjęHawkmoon ma wspaniałą reputacjęHawkmoon ma wspaniałą reputacjęHawkmoon ma wspaniałą reputację
Beres

Gdy wiedźmin wyłaniał się z zagajnika sam wyglądał jak potwór. Szedł w swojej skórzanej, ćwiekowanej kurcie i takich samych spodniach całych ufajdanych różnymi śmieciami. W krótkich czarnych włosach posklejanych zieloną posoką miał owoce i warzywa. Miał zapadnięte policzki i orli nos. Podszedł do drzewa i podniósł płaszcz oraz torbę z eliksirami.
Mam nadzieję, że chociaż zapłacą wieśniacy chędożeni. Bo jak nie to pożałują, bo nie jestem w dobrym humorze
Widać było to tylko w postawie Beresa, ponieważ twarz miał zbyt ubłoconą i pokrytą śluzem, by dało się coś na niej zobaczyć. Westchnął. Minęła już kupa czasu od kiedy pracodawcy ostatni raz chcieli go okraść, jednak wcześniej zdarzało się to wiele razy. Ostatnio jednak wieśniacy zbyt się bali, żeby próbować go oszukać. Nie mieściło mu się to w głowie. On nadstawiał karku za nich, za psie pieniądze, a oni jeszcze próbują go okraść. Wiedźmin machnął głową, jakby chciał odegnać te myśli i przywołał miły obraz gorącej kąpieli, której zażąda oprócz zapłaty. Wiedział, że Burmistrz nie odmówi widząc go w takim stanie, ale dla pewności zmienił miecz na plecach na stalowy. Stanął na dróżce i poczekał chwilę. Gdzie się podział ten cholerny chłop! Jeszcze przed chwilą tu był! Wiedźmin rozglądnął się i dojrzał najpierw jego wóz, a potem jego samego kulącego się między drzewami.
Podszedł do chłopa i uśmiechnął się, co wyszło mniej więcej jak grymas złości i zamiast ośmielić wieśniaka jeszcze bardziej go przestraszył. Powiedział beznamiętnym głosem:
- Zabierz to ścierwo i powiedz burmistrzowi... Albo nie, sam do niego pójdę, teraz. Podejrzewam, że on coś kombinuje... - Wiedźmin spojrzał wyczekująco na chłopa i kiwnął głową wskazując mu miejsce, w którym leży poczwara. Chłop ani drgnął. Beres westchnął, sam poszedł po ścierwo i zataszczył je na wóz przerażonego mężczyzny.
- Weź go stąd. Ja idę do burmistrza
Powiedział wiedźmin i już nie oglądając się na to co zrobił chłop odszedł w kierunku miasta.
Mówili potem, że nadszedł od bramy Kupieckiej ubabrany jak nieboskie stworzenie. Ludzie ustępowali mu z drogi, kiedy szedł przez ulicę w kierunku ratusza. Strażników przy wejściu nie było, przed chwilą poszli na zasłużony urlop, może wrócą, jak wiedźmin wejdzie. Ciemnozielona postać otworzyła pchnięciem drzwi i ominąwszy skrybę kulącego się za biurkiem, kopniakiem utorowała sobie przejście do gabinetu burmistrza. Beres usiadł nie bacząc na protesty burmistrza(który już opłakiwał tapicerkę).
- Bestia ubita, teraz zapłata. - wycharczał. Skutki uboczne eliksirów zaczynały się dawać we znaki. Głos mu się zmienił i coraz dziwniej wyglądał. Burmistrz był tak przestraszony, że najchętniej zapadłby się pod ziemię, niestety nie było to możliwe.
 

Ostatnio edytowane przez Hawkmoon : 12-03-2008 o 21:32.
Hawkmoon jest offline  
Stary 11-03-2008, 01:08   #3
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Karla Bijoux

Karla wstała od toaletki.
- I co ty na to Akwamarynko, dwa kufry pan rycerz zarządził. Jak ja nie cierpię się ograniczać. - Z westchnieniem podniosła srebrzystą suknię – Jak myślisz – zapytała psa – ją chyba zostawimy? Za dużo wspomnień.
- Dobrze, tutaj to co zostaje – srebrna suknia jako pierwsza wylądowała na obitym aksamitem krześle.
Po kolei podnosiła ubrania. Przeważnie zielenie i błękity. Po kwadransie intensywnego przerzucania, w izbie zrobił się jedynie większy bałagan. Srebrna suknia nadal leżała samotnie.
…by Cię kurwi synu szlag trafił i pioruny z jasnego nieba, znowu w dupę jego kurwa...
Zza uchylonych drzwi Karlę dobiegł głos Rodericka.
Na Freyię. Czy od bogów on dostał jedynie urodę? Ależ szykuje się podróż. Pokręciła głową. Burza włosów, mimo czesania nadal w artystycznym nieładzie, opadała na jej plecy i ramiona.
Karla ruszyła by zamknąć drzwi. Ale suczka była pierwsza. Wypadła z impetem do głównej izby karczmy. Niewiele większy od dorodnego kota psiak zanurkował pod ławę tuż pod nogami Rodericka.
Karla również wybiegła z komnaty.

Akwamarynko, Akwamarynko!
Rozległ się pisk. Pies wybiegł spod stołu, trzęsąc intensywnie głową. Miedzy jego zębami konał szczur.
- Akwamarynko, słoneczko odpuść już tym myszom. Wszystkim i tak nie dasz rady. - Na te słowa Akwamaryna radośnie zamerdała ogonkiem, po czym rzuciła zdobycz u stóp pani.

Zaszeleściły jedwabie. Spod błękitnej sukni wynurzyła się stopa w zielonym pantofelku i odkopnęła szczura. Właścicielka zgrabnej nóżki schyliła się po swoją suczkę. Akwamaryna usadowiła się wygodnie i polizała Karlę po policzku. Nie wydawało się, by higieniczny aspekt psiego pocałunku zaprzątał głowę czarnowłosej.
- Przepraszam najmocniej za zamieszanie. – uśmiechnęła się do siedzących przy stole. Miała trójkątną buzię, lekko wydłużona brodę i zmysłowe ciemne usta. - Akwamaryna nie cierpi myszy... – kontynuowała - I wróbli... i drobiu. – dodała po chwili.
- Ale lubi koty – usprawiedliwiła suczkę.
 

Ostatnio edytowane przez Hellian : 11-03-2008 o 01:27.
Hellian jest offline  
Stary 11-03-2008, 02:22   #4
 
Pan Łukasz's Avatar
 
Reputacja: 1 Pan Łukasz jest po prostu świetnyPan Łukasz jest po prostu świetnyPan Łukasz jest po prostu świetnyPan Łukasz jest po prostu świetnyPan Łukasz jest po prostu świetnyPan Łukasz jest po prostu świetnyPan Łukasz jest po prostu świetnyPan Łukasz jest po prostu świetnyPan Łukasz jest po prostu świetnyPan Łukasz jest po prostu świetnyPan Łukasz jest po prostu świetny
Don Fiasco

Może i śmierdzi, ale widok wcale ładny
Niezwykle chudy młodzieniec odwrócił się od szynkwasu i spojrzał w stronę drzwi. Uśmiechnął się pokazując równiutkie białe ząbki, po czym władował kciuk i palec wskazujący do ust i przeciągle gwizdnął. Sam gwizd, poza tym, że był głośny, wyrażał szczere i niezachwiane zadowolenie z widoku.
Gdy do pokoju wbiegła druga z kobiet Don zastygł na moment z palcami w buzi, cały czas się uśmiechając. Po gwizdnięciu palce były mokre od śliny, która dość obficie zrosiła też młodzieńczy zarost na brodzie.

Wytarł palce o brązowy kaftan, odruchowo poprawił kolczyki, spojrzał na grających i ruszył dziarsko w ich kierunku. Po drodze szurał o podłogę piętami jeździeckich butów. Buty, czarne oficerki z klamerkami, onegdaj musiały być piękne; teraz były jednak dość sfatygowane i, co ważniejsze, stanowczo za duże na chłopaka.
- Dwadzieścia cztery od sta, fant lub przysługa, figlarzu. Wolę nie zdradzać sekretu twoich karcianych wiktorii. – szepnął siadając obok krasnoluda - przyciąć, muszę coś z tego przyciąć.

Młoda twarz zyskiwała nieco na wieku, gdy mężczyzna się zbliżył. Blada cera, podkrążone oczy i opięta na policzkach skóra mogły świadczyć o chronicznym niedospaniu. Postawione blond włosy pachniały brylantyną.

- Na plugawych bogów, proszę pani! To nie była mysz – wskazał palcem w kąt, w który dama odkopnęła szczura i głupio się uśmiechnął bawiąc się ciężkim srebrnym łańcuchem, który miał na szyi.
– To szczur; dziesięciofuntowy, pręgowany szczur o calowych, ostrych jak brzytwa zębach. Nawykły do ciężkiego miejskiego życia samotnik. Okrutny, twardy ulicznik. Pogromca niejednego kota. Nocny żeglarz życia. A teraz nie żyje – nieco posmutniał, aby, w mgnieniu oka, znów się rozchmurzyć; jego palce przestały na tę chwilę nerwowo tańczyć na naszyjniku
– Ale to nie była zła śmierć, pewno wcale go nie bolało – kontynuował – Pani się cieszy, że ta psinka jeszcze dycha, miała sporo szczęścia. Sprytnie ukąsiła, śladu nie ma, krew się nie leje. Zaiste sprytnie, pewnikiem kark mu skręciła pyskiem trzęsąc. Nie zadraśnięta aby? Brudne to zwierze, taki szczur i w pysku pewno trupi jad roznosi, albo inne cholerstwo. – chłopak zamilkł i oderwał dłonie od ozdoby, bo właśnie uświadomił sobie, że wypowiedział więcej słów w niecałą minutę niż przez ostatnie tygodnie i kapitalnie się z tym czuł.
 
__________________
wchodzimy pierwsi, wychodzimy ostatni
Pan Łukasz jest offline  
Stary 11-03-2008, 14:57   #5
 
Asmorinne's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemu
Feide Corbonne
Feide szybko zapomniała o swoich towarzyszach, zajęła się działaniem na własną rękę i stwierdziła, ze lepiej jej to wychodzi w pojedynkę. Nie musiała się z nikim dzielić łupem, poza ty chodziła gdzie chciała i to ona o wszystkim decydowała. Kupiła sobie nowe skrzypce i piękną kara kulbakę, która przemierzała całe Aerdin.

Przyjechała do Aldersbergu razem z zachodem słońca, w stajni zostawiła swoją ukochaną kobyłkę, podrzucając stajennemu sakiewkę, aby dbał o nią jak najlepiej potrafi. Po czym przebrała się w swoją ulubioną czerwoną sukienkę, poprawiła obfity biust, który przyjemnie dla oka zaokrąglał się i uwypuklił pod wpływem gorsetu, do tego wzięła skromny wachlarzyk. Dokładnie ułożyła brązowe długie włosy, które kilka dni temu ubarwiła. Schowała sztylety, na nachalnych kawalerów, w długie wiązane buty. Włożyła ulubiony niebieski łańcuszek, który podkreślał jej szafirowe oczy. Umalowała jeszcze usta czerwienią, wyperfumowała się słodką wanilią i ruszyła w stronę centrum. Gdy wypytała się o wszystko co wydało jej się ważne skierowała się w stronę „Tańczącej Gęsi”.

Stanęła chwilę przed szyldem zastanawiając się chwile czy to aby faktycznie „Tańcząca gęś” gdyż rysunek wcale jej nie przypominał. Uchyliła drzwi i stanęła w progu, wypatrując rycerza. Obleśni ludzie ze świty i żołnierze szczerzyli się do niej wpatrując jak w obrazek. Feide przyzwyczajona już ignorowała to. W głębi duszy miała ochotę wziąć skrzypce i zacząć grać, ale nie była tu po to, mała inne zadanie tego wieczoru.

Dostrzegła go. Blondyn w lśniącej zbroi o szlachetnych rysach twarzy. Odwzajemniła uśmiech naiwniak pomyślała. Pełnym gracji ruchem, skierowała się w stronę mężczyzny. W pewnym momencie do stołu podeszła czarnowłosa kobieta z psem.
Cholera niech ta latawica spierdala z tym zapchlonym, futrzanym szczurem i tak nie ma za mną szans pomyślała, lecz nie zmieniło to ani trochę mimiki w jej piękne i radosnej buzi.

- Witaj Panie rycerzu - powiedziała słodko wpatrując się tylko w blondyna, nie zwróciła nawet uwagi na pozostałych siedzących przy stole. – Wielką przysługę zrobi mi Pan rycerz, jeśli pozwoli przy sobie usiąść, tyle dzisiaj hołoty i napaleńców w karczmie , niebezpieczne czasy dla samotnej i bezbronnej kobiety, a przy boku prawdziwego rycerza... – uwodzicielsko zatrzepotała rzęsami i poprawiła włosy – Czuję się tak jakoś bezpieczniej...- uśmiechnęła się ładnie wlepiając swoje duże niebieskie oczy w oczarowanego Rodericka i machając od czasu do czasu skromnym wachlarzykiem.
 
__________________
Cisza barwą mego życia Szarość pieśnią brzemienną, którą śpiewam w drodze na ścieżkę wojenną istnienia...

Ostatnio edytowane przez Asmorinne : 11-03-2008 o 16:45.
Asmorinne jest offline  
Stary 11-03-2008, 18:59   #6
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Dersitto Bumblebee

Dersitto szybkim ruchem ręki odegnał znad miski muchę zwabioną do znikającej w oczach gęsi w sosie z konfitur śliwkowych. Nie był już głodny, ale lokalna specjalność była zaiste warta pospolicie nazywanego przeżarcia się. A tym lepiej smakowała, że nie za własne pieniądze. Poznany niedawno krasnolud postanowił zapchać czymś gębę niziołkowi po trzecim komentarzu w stylu „czy nie lepiej było tego dupka rzucić na damkę?”. Dużo to nie zmieniło, bo i tak wygrywał i tak, może poza faktem, że Dersitto już teraz w ciszy przyglądał się rozgrywce, tylko co jakiś czas z głośnym mlaśnięciem wyjmując z ust ogryzione kości.

Ostatni kawałek chleba umoczony w sosie konfiturowym znikał w buzi niziołka gdy rycerz w iście poetyckim stylu wycofał się od dalszej gry, a drzwi gospody otworzyły się wpuszczając do środka strumień chłodnego jesiennego powietrza i szafirowookie dziewczę, które bez dłuższego namysłu odnalazło wzrokiem imć Rodericka i ruszyło w jego stronę niczym po dojrzałe jabłko.

- Oho – szturchnął krasnoluda w bok – chyba zaraz się dowiemy, czemu zwą go Śmiałym.

Dopiero teraz spostrzegł wbiegającego do izby białego kundla, który zniknął pod ich stołem wprawiając niziołka w psychiczny dyskomfort. Na wszelki wypadek przestał majtać nogami coby nie kusić bydlęcia. W ślad za psem do izby wbiegła czarnowłosa kobieta.
Ona też da nura pod stół? – pomyślał z rozbawieniem, po czym gdy pies przywołany przybiegł do jej nogi z wielkim szczurem w pysku, mina chwilowo mu zrzedła. - Te baby to wszystko zrobią, żeby je zauważyć - Widok jej mokrego od psiej śliny policzka spowodował nieprzyjemny skurcz żołądka.

„Czerwona sukienka” obdarzyła „błękitną” tylko krótkim spojrzeniem i zaczęła roztaczać swoją pajęczynę. Dersitto z coraz większym zaciekawieniem obserwował Rodericka nie mogąc doczekać się co ten bęcwał odpowie. Nie wytrzymując w końcu szybko odpalił za nim Roderick zdążył otworzyć gębę:
- Siadaj, siadaj dziewczyno i nie krępuj się! – spojrzał na nią szelmowsko przymrużonymi oczami o kolorze ciemnego piwa i podrapał się po gęstej czuprynie kruczoczarnych włosów - Akuratnie Pan Rycerz nam opowiadał o tym jak grał z wodzem bobołaków w gwinta o cno... e życie pewnej dziewki co ją bezczelne te stwory uprowadziły. Przednia historia zaiste!
 

Ostatnio edytowane przez Marrrt : 11-03-2008 o 19:42.
Marrrt jest offline  
Stary 11-03-2008, 20:50   #7
 
Bronthion's Avatar
 
Reputacja: 1 Bronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodzeBronthion jest na bardzo dobrej drodze
Brandis

Na widok sakiewek oblicze krasnoluda niepomiernie się rozpromieniło.

- Trza umieć przegrywać z godnością mości rycerzyku, nie kurwami na prawo i lewo rzucać, zdaję mi się że nie przystoi.

Uśmiechnął się szeroko i zgarnął sakiewki ze stołu wraz z kartami. Licząc monety usłyszał skrzypienie drzwi, z pewnością ktoś nowy zawitał, lecz odwracać mu się nie chciało by zobaczyć kto. Nagle coś wleciało pod stół, ani chybi strzyga albo insze plugastwo, lecz jak się okazało owym bydlakiem został nazwany mały piesek samym wyglądem wywołujący w krasnoludzie spazmy śmiechu których nie krył.

- Czyje to bydle? -Powiedział z oburzeniem rozglądając się komu by tu przypieprzyć, wtedy jednak spostrzegł właścicielkę pieska- Więc to twój potwó… pies? Dzięki, pewnie ta „mysz” obgryzłaby mi cholewki butów, przydatna bestyja, ile bierzesz za wypożyczenie?

Nim zdążył wysłuchać odpowiedzi do pomieszczenia weszła kolejna kobieta na której widok krasnolud pomyślał Niezłe cycki, choć daleko jej do krasnoludzkich kobiet

Wtedy szczęśliwy dla krasnoluda niziołek szturchnął go w bok mówiąc o „śmiałości” owego rycerza co Brandis skomentował.

- Słuchaj, z babami trzeba umieć gadać, żeby umieć gadać trzeba umieć myśleć, a żeby umieć myśleć trzeba mieć specjalny organ, tak jak do chędożenia, a idę o zakład, że ani tego ani tego on nie posiada, a przydomek „Śmiały” ma pewno po ojcu, albo dziadku… albo pradziadku, albo babce, albo… albo sam sobie by kompleksy czymś zapełnić wymyślił -Rycerz chyba zorientował się, że o nim mowa przybierając groźną w jego mniemaniu minę- My nie o Tobie spokojnym być możesz, wszakże nie odważylibyśmy się obgadywać, ani tym bardziej ubliżać tak ZACNEMU, tak SZLACHETNEMU, a przede wszystkim tak BYSTREMU rycerzowi jak Ty Panie.

Roześmiał się niemal do łez, zdecydowanie miał dobry humor po wielokrotnej wygranej. Jak to zwykle bywa ktoś wesołość przerwać musi, tym razem ową złą nowiną okazał się chudy młodzieniec, który przysiadł się do krasnoluda choć go nikt nie zapraszał.

- Dwadzieścia cztery od sta, fant lub przysługa, figlarzu. Wolę nie zdradzać sekretu twoich karcianych wiktorii. -Szepnął siadając obok-

- Nie teraz, potem, potem -Powiedział cicho przez zęby co by nikt nie usłyszał-

Całe szczęście rycerzyk zajęty był wpatrywaniem się w biust kobiety nie wiedząc chyba iż to nie przystoi.

- Dwie butelki gorzałki karczmarzu, jedną dla mnie drugą dla mojego niskiego przyjaciela, od gadania o suchym pysku można skapieć, powiadam śmiercią straszną
 
__________________
"Kiedy nie masz wroga wewnątrz,
Żaden zewnętrzny przeciwnik nie może uczynić Ci krzywdy."

Afrykańskie przysłowie

Ostatnio edytowane przez Bronthion : 11-03-2008 o 21:09.
Bronthion jest offline  
Stary 11-03-2008, 22:40   #8
 
DrHyde's Avatar
 
Reputacja: 1 DrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłość
- Spójrzcie tylko tam, widzicie te góry? Tam elfy mieszkają, tam jest ichnie królestwo. (...) Zgroza. Kto tam pójdzie, ten już nie wraca.

Ostatnie Życzenie



Beres


Smród jaki poczuł burmistrz był tak motywujący, że dwie pełne sakiewki od razu powędrowały na stół. Brzęk monet o solidne dębowe biurko ucieszył wiedźmina.

- Tu masz swoje dwieście denarów i … i idź już do cholery bo śmierdzisz Beres!

Wiedźmin powąchał się i doszedł do podobnych wniosków. Zwłaszcza, że eliksiry jeszcze działały. Musiał się spieszyć do „Tańczącej Gęsi”. Zażyć kąpieli i łoża, zanim Mewa przestanie działać. Ta walka była szybka. Beres spodziewał się większego problemu niż młody Zeugl. Wstał w końcu pozostawiając resztki śmieci i posoki Zeugla na obijanym skórą krześle. Burmistrz Flavio aż zamarł.

- To drogie krzesło wiedźminie…wszystko jest tu drogie… co ty możesz wie…

- Zamknij się Flavio nim poszerzę Ci uśmiech.

Wiedźmin wyszedł po prostu. Bez pożegnania. Jeszcze tu wróci. Tego burmistrz z namiestnikiem dowiedzą się, gdy jaja Zeugla się wyklują.
Słońce zaszło a w mieście zapadł zmrok. Beres podążał brukowanymi uliczkami w kierunku karczmy, trzymając konia za uzdę. Siły powoli go opuszczały. Musi odespać. Jutro rano wyjazd z tego co mówił ten wieśniak Jarre. Beres nie rozumiał tylko po co ma tam jechać. Chłop nie był zbyt rozmowny. Mówił tylko, że mają zapłatę. Nic więcej go nie obchodziło. Powoli zbliżał się do drzwi gospody. Słyszał gwar w środku. Otworzył drzwi. Wszyscy umilkli jakby właśnie zobaczyli śmierć. Dużo się nie mylili. Jego wygląd nie wiele różnił się od trupa i do tego te czarne ubranie. Wszyscy zgromadzili się przy centralnym stoliku i chyba się o coś kłócili. Nagle jeden z żołnierzy się odezwał.

- No i masz swojego hycla Rambert …


* * *

Karla Bijoux, Feide Corbonne, Brandis, Dersitto Bumblebee i Don Fiasco


Roderick zlekceważył wszelkie rozmowy. Dziesiętnik Rambert Bratek spojrzał na rycerza i skwitował krótko.

- No i się zaczyna.

Rycerz wstał niemalże podnosząc stół. Wyprostowana postawa i wzrost potęgowały jego męstwo i idealny wizerunek niczym Księcia z Bajki. Zarzucił grzywą do tyłu, delikatnie uśmiechnął na bok i podszedł do nowoprzybyłej. Ukląkł na kolano i ujął w górę jej dłoń.

- O nadobna niewiasto o oczach niczym najpiękniejsze z gwiazd. Był bym ja ci twym obrońcom jeśli taka twa wola, lecz wiedzieć musisz, że ślubować musiałem smoka ubicie, by przyszłą ukochaną za żonę wziąć. Smoka owego szukam, lecz gdy go znajdę niechybnie o tobie nie zapomnę.

Rambert zrobił minę, jakby właśnie miał się zerzygać. Podszedł nieco bliżej stołu i spojrzał na list z pieczęcią namiestnika, który Roderick miał ogłosić.

- Miłościwy Panie. Śmiem przypomnieć o liście od namiestnika, co go przeczytać musimy bo nie wszyscy zgromadzeni wiedzą.

Roderick wstał z dumą i rzekł.

- Zaiste musimy. Czytaj więc dziesiętniku Bratek.

Żołnierz wziął papier stanął pewnie na stołku, co by go wszyscy słyszeli i zaczął prawić co napisane.






Do rąk cnego rycerza, Rodericka Śmiałego.

Z rozkazu miłościwie nam panującego, władcy na ziemiach państwa Aedrin, Króla Demawenda syna Virfurila nakazuje się co następuje. Festiwal Kwiatów przeniesiony zostanie do Dol Blathanna we wsi Dalia. Karawanę przyszykować na konwój kwiatów cennych i dóbr ogrodników szanownych. Zbrojnych w sile dziesięciu do drogi przygotować i na Dzikie Elfy zważać. Festyn w dzień dożynek się odbędzie. Także w ten dzień święto Velen wypada, co dla nas się szczęśliwie zapowiada. Na uroczystości kapłanki z Ellander nas zaszczycą i modły odprawią za urodzaj naszej wspaniałej krainy. Pierwej wozy z pospólstwem i sprzętem pojadą, co by wieś do ceremonii przygotować. Z dniem jutrzejszym skoro świt nakazuje się wyjechać.

Wielce uniżony sługa namiestnika Aldersbergu

Vizbert Kaprawy







Rycerz rzucił spojrzeniem po wszystkich. Usiadł wygodnie obok Bratka, który już zaczął coś zapisywać na kartce. Roderick po chwili zadumy podjął temat.

- Do robót zgłosił się już krasnolud Brandis w roli majstra rzemieślnika. Potrzebni chętni artyści, robotnicy, kucharze i pomocnicy. Sami wiecie co na festynie się dzieje. Dziesiętnik Bratek spisze teraz wasze miana i to czym się kto zajmie. Wyruszamy skoro świt, więc po zapisach idźcie spać. Droga jest długa i niebezpieczna. Watahy elfów grasują na szlaku. Podobno na dwie karawany z górskich kopalni już napadły.


- Wiedźminów i innych dziwaków nie potrzebujemy.
– Dodał Rambert.

Drzwi otworzyły się z łomotem i do środka wpadł jesienny powiew wiatru. Wszyscy umilkli. W progu stanęła postać śmierdząca i przerażająca. Niektórzy dosyć szybko zidentyfikowali go jako wiedźmina, który przyjął robotę na śmietnisku. Łysawy, spasiony karczmarz wyszedł zza szynkwasu, wycierając ręce mokre od wody w fartuch. Już chciał coś, gdy jeden z żołdaków palnął bezmyślnie.

- No i masz swojego hycla Rambert …
 

Ostatnio edytowane przez DrHyde : 02-05-2008 o 16:18.
DrHyde jest offline  
Stary 12-03-2008, 13:01   #9
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Karla Bijoux

- Och ja wiem, ze to szczur - uśmiechnęła się jakby przepraszająco – po prostu nie lubię o nich myśleć w ten sposób. Zresztą pozory mylą. Co Pan powie na szczura z duszą polnej myszy? - Och co za żałosny kawałek. Czy mi się wydaje, ze rozmawiam z Ruladem? - Na ulicznego rozbójnika marzącego o biegu w łanach zbóż? Na świat pełen niespodzianek?
Trzeba było się przyznać, że nazywanie rzeczy po imieniu nie służy memu samopoczuciu.
- Akwamaryna pana polubiła. – przyglądała się przez chwilę za dużym butom młodzieńca. - Przypomina nam pan kogoś.
- Taa, ciągle to słyszę. Dlatego proszę Pani, że jestem Don Artona, znany dramaturg i aktor - Don wyciągnął dłoń do psa nieudolnie hamując wesołość - Nabieram Panią! Jestem Don Fiasco i jestem kurierem, założycielem i szefem Kartelu Wyzimskiego - dodał już całkiem poważnie - Użyteczny taki piesek bez dwóch zdań. A czujny aby? W nocy obudzi, jakby ktoś się do Pani fantów przymilał? - szybko zmienił temat
- Zwykle polegam na ochronie miejsc w których sypiam – Karla spoważniała – Chce mnie Pan wystraszyć?
- Ochronie miejsc, w których Pani... eee.. niechże mi Pani mówi Don? - bardziej zapytał niż zaproponował - nie, nie, gdzieżby tam; Pani kochana; nad przydatnością Akwareli się zastanawiałem.
- Akwamaryny - poprawiła odruchowo - Karla Bijoux, malarka - przez chwilę wyglądała jakby oczekiwała reakcji otoczenia na sławne nazwisko - Don wybierasz się na festiwal?
- Na jaki festiwal? Pierwsze słyszę? - znów ledwo utrzymywał śmiech w ryzach
- Do Dol Blathanna - Prowadzę konwersację z chłopcem w kradzionych butach. Oszalałam z nudów. Nic dziwnego, ze zaraz pęknie ze śmiechu. Ale z kimś muszę rozmawiać, albo on albo Roderick, prosty wybór.
- Hahaha - chłopak nie wytrzymał - przecież wiem. Pewnie, że jadę, na takim festiwalu zbierze się dużo ważnych i bogatych gości. To dobra okazja dla... kuriera
- Don jesteś zadziwiająco szczery. Nie każdy lubi... kurierów.
- Dlaczego? Jak to? - muszę się powstrzymać; na cycki Melitele, za długo przebywałem tylko z Poborcą, to dobry koń, ale niezbyt bystry - zresztą -ciągnął - ja swoje potrafię, na pewno znajdę jakąś fuchę na festiwalu - umiem robić mieczem - odruchowo klepną się po pasie, przy którym powinno być ostrze - jeśli go nie gubię - spojrzał wymownie na pochwę z mieczem, która spokojnie i majestatycznie czekała na właściciela oparta o kontuar baru.
- No dobrze Don - Właściwie to naprawdę da się lubić. A robienie głupstw mam przecież we krwi. - Skoro Akwamaryna pilnuje mnie, to ile chcesz za pilnowanie Akwamaryny? Zważ, że to nieduży piesek - uśmiechnęła się, nagle całkowicie rozluźniona
- Interesy tak? - twarz chłopak spięła się w grymasie, z lubością zatarł dłonie - Ochrona? Nie żartujmy, nie chodzi o pieska. 40 denarów za dzień, bez opierunku i wiktu, co zwykle schodzi między 4, a 6 denarów dziennie i w ciągu 10, dajmy na to dni da Pani 50 denarów oszczędności, ponadto zwroty za leczenie i straty z Pani strony, a z mojej ochrona dzień i noc, siedem dni w tygodniu – wygłosił
Karla wyciągnęła do chłopca rękę - A może Ty mnie ochronisz, ja Cię namaluję? Ostatni obraz sprzedałam za 800 denarów.
- Hehe - uśmiechnął się i przyjął wyciągniętą dłoń - dogadamy się.

Rozmowę kończyli już w trakcie występu Rodericka. Urzędnik odczytał pismo. Komediantów mamy już dwoje. Dostojny Rambert może od razu dopisać. No, dziewczyno, będziemy się w trakcie drogi zakładać na ile go okpisz. Ale, że Ci się chce? – Karla lekko wzruszyła ramionami.
- Do robót zgłosił się już krasnolud Brandis w roli majstra...
Rzemieślnik – Karlę olśniło – Na Bogów! Najlepsze są proste rozwiązania. Muszę kupić większe skrzynie.
- Pytał mnie Waszmość o coś? O Akwamarynkę? – zwróciła się do krasnoluda. Ale tę rozmowę przerwano. Nagłą ciszą.
- No i masz swojego hycla Rambert …
Karla spojrzała na nowoprzybyłego. Słyszała już pogłoski, że się tu zatrzymał. Oblizała karminowe wargi. Naprawdę straszny. Dzięki Ci łaskawa Freyjo.
 

Ostatnio edytowane przez Hellian : 13-03-2008 o 13:45. Powód: literówki
Hellian jest offline  
Stary 13-03-2008, 15:16   #10
 
Hawkmoon's Avatar
 
Reputacja: 1 Hawkmoon ma wspaniałą reputacjęHawkmoon ma wspaniałą reputacjęHawkmoon ma wspaniałą reputacjęHawkmoon ma wspaniałą reputacjęHawkmoon ma wspaniałą reputacjęHawkmoon ma wspaniałą reputacjęHawkmoon ma wspaniałą reputacjęHawkmoon ma wspaniałą reputacjęHawkmoon ma wspaniałą reputacjęHawkmoon ma wspaniałą reputacjęHawkmoon ma wspaniałą reputację
Beres

Wiedźmin taktownie udał, że nie słyszy co powiedział jeden z żołdaków. Był zmęczony i nie chciał wszczynać bójki przeszedł przez środek czując, że wszyscy się na niego gapią.
Co ja jestem - śmierć? Chyba gdybym wszedł tu z kosą, to większość uciekłaby zanim zdążyłbym dojść do połowy sali. - Pomyślał i zaraz potem sam sobie odpowiedział na pytanie. Ci ludzie na prawdę tak uważali.

Cisza, która zapadła po jego wejściu zdawała się wypełniać karczmę. Nikt nawet nie drgnął. Beres skierował się w kierunku swojego pokoju. Nie obchodziło go czego chciał ten Rambert. Na razie musiał odpocząć. Wszedł i zamknął drzwi na klucz i zasłonił okno, po czym szybko zrzucił z siebie ubranie. Zażądał, by stała wanna wody i widocznie bali się go na tyle, by mu ją dostarczyć. Podszedł do niej i włożył rękę. O dziwo jeszcze gorąca! Nie roztrząsał tego dalej i z lubością zanurzył się. Zaczęło go ogarniać znużenie i błogi spokój.

Eliksiry przestawały już działać i wiedźmin wyszedł z kąpieli. Wziął swoje brudne rzeczy i skrzywił się - nie lubił prać, a już szczególnie czegoś tak śmierdzącego. Mimo to, opłacało się. Beres przebrał się i położył zamierzał zejść na dół, jak tylko jego kurtka wyschnie.
Chyba już się uzależniłem od tego sprawiania złego wrażenia. Nie wyobrażam sobie cholera, żebym zszedł tam na dół w samej koszuli.

Wiedźmin leżał i odpoczywał. Rozluźnił się, bo wiedział, że jeszcze długo karawana będzie tu czekała i nie odjedzie, przynajmniej na to wszystko wskazywało. W końcu coś go zaniepokoiło. To normalne, że żołnierze siedzą w karczmie. Ale dlaczego wszyscy razem i w dodatku w takim towarzystwie? Mimo to nie chciało mu się schodzić.
 

Ostatnio edytowane przez Hawkmoon : 13-03-2008 o 15:34.
Hawkmoon jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 06:58.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172