Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 13-05-2008, 23:32   #1
 
Avaron's Avatar
 
Reputacja: 1 Avaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetny
[Śródziemie] Biała Żmija

Biała Żmija

Prolog - Dziwne wypadki w gospodzie Pod Rozbrykanym Kucykiem




[MEDIA]http://konrad.grondys.googlepages.com/KopiaRedwoodSidthe.mp3[/MEDIA]


Tedd Butterbur zdawał się mieć minę jeszcze bardziej skwaszoną niźli zsiadłe mleko, które właśnie przelewał z kwaterki do dzbanów by roznieść je klientom. Cóż takiego wprawiało szanownego właściciela "Rozbrykanego Kucyka" w ponury nastrój? Ha! Nie jeden był ku temu powód gdyby tak dobrze się sprawom przypatrzeć. Dla przykładu zalegająca od samego ranka do późnego wieczora gęsta mgła. Wystarczyło wyjść tylko poza obręb gospody by poczuć jej paskudnie zimne, wilgotne dotknięcia. Gdyby tak wyciągnąć dłoń przed siebie to ledwo by palce widać było! Taka to była mgła... Ale jednak nie to dręczyło Tedda Butterbura.
Nie złościł się nawet z powodu małego ruchu w swoim przybytku, do którego owa paskudna mgła doprowadziła. Trudno się wszak dziwić, że przy takiej pogodzie, żaden porządny człowiek ani hobbit nie zjawił się na zwyczajowe, wieczorne małe ciemne. Tedd ponurym spojrzeniem omiótł słabo oświetloną przez nieliczne świece salę (A na cóż to mam palić drogie świece jak gości nie ma ja się pytam?!). Ogień w kominku zdrowo buzował i to właśnie w jego pobliżu rozsiadła się skromna gromadka miejscowych bywalców, którzy mimo mgły trafili do gospody. Poza nimi na sali było jeszcze kilku obcych ludzi o ponurych wejrzeniach, których to pan Butterbur najchętniej by się ze swojego przybytku pozbył, lecz nie mógł tego uczynić bo interes szedł kiepsko i każdy klient był dla niego na wagę złota.
Ale ani kiepsko idący interes ani też szemrana klientela nie martwiły tego wieczora oberżysty. Nie można też rzec, że Tedd Butterbur był w ponurym nastroju bo po prostu był zrzędą. Cóż nie da się ukryć, iż rzeczywiście był zrzędą najwyższej jakości ale to jednak nie to ciążyło mu na sercu.
Po prawdzie to sam imć Butterbur nie wiedział cóż takiego go dręczy. Czuł nielichy niepokój, jakby mu ktoś plecy paskudnym spojrzeniem przewiercał i raz za razem przez to oberżysta oglądał się za siebie. Lecz rzecz jasna niczego za swymi szanownymi plecami nie spostrzegł. Nie tylko właściciel gospody czuł niepokój. Krótkie odwiedziny w stajni (Trzeba sprawdzić czy ten nicpoń Jon wszystkie konie należycie oporządził...) wykazały, że zwierzęta też dziwnie są podenerwowane. Nawet pilnujący stajni Czarcik - jazgotliwy kundelek oberżysty zdawał się ujadać głośniej niż zwykle.
"Strachy strachami, ale robota sama się nie zrobi!" - rzekł sobie w myślach Tedd i ruszył polewać zsiadłe mleko tym z gości, którzy chcieli u niego wieczerzać. Z kuchni niósł się już apetyczny zapach mocno doprawionej ziołami, gęstej ziemniaczanej polewki, a pomocnik oberżysty Jon zwany Nicponiem już roznosił gliniane miski i łyżki...
Jeden z miejscowych zaczął śpiewać zachrypniętym od piwa i dymu fajkowego ziela głosem:
Jest taka knajpa (powiem gdzie,
gdy ktoś mnie pięknie zapyta) -
Taki w niej warzą piwny lek,
Że raz z Księżyca spadł tam człek,
By sobie popić do syta...
Nagle zamilkł w pół słowa, a w koło nie rozległy się zwyczajne przy takiej okazji oklaski. Równocześnie zdał się słyszeć donośny łomot. Tedd Butterbur momentalnie podniósł głowę spoglądając na źródło hałasu. "To ten darmozjad i nicpoń Jon jak nic potłukł kolejną miskę! Już ja mu pokarzę! Dziś pójdzie spać bez kolacji!" Takie to kłębiły się myśli w głowie oberżysty gdy odwracał się w kierunku płowowłosego chłopca, po to by należycie go za potłuczoną w drobiazgi miskę obsztorcować. Lecz wtedy Tedd zauważył, że chłopak nawet nie spostrzegł jego gniewu, ba w ogóle nie zwracał na swego pracodawcę uwagi! Chłopiec z przerażeniem w oczach spoglądał na coś co znajdowało się za Teddem, a nie na samego Tedda. Zanim się jeszcze odwrócił by spojrzeć na źródło tego całego zamieszania dotarło do niego, że w całej sali panuje zupełna, zmącona jedynie trzaskiem ognia w kominku cisza.




Owa cisza wynikała ni mniej ni więcej tylko z pojawienia się starego Erada zwanego przez znajomków Grubasem, który to był na utrzymaniu miasta jako strażnik furty. Postawny i grubokościsty jak zwykł mawiać o sobie Erad mężczyzna był na ogół wesołego usposobienia i często wpadał do Kucyka na jedno lub też dwa piwa (Lecz nigdy więcej, bo przecież służba to służba, mawiał.) Ale tym razem coś było nie tak... Już trupio blada twarz i dygoczące jak w gorączce dłonie powinny dać do myślenia lecz tym co prawdziwie przeraziło znających Erada było to iż biedaczysko osiwiał jak gołąbek.
Butterbur podbiegł w te pędy do strażnika i poprowadził go szybko do jednej z ław. Szybko wokół nich zebrała się gromadka gości.
- Do diaska! Przecież dziś go jeszcze widziałem i miał włosy ciemne! - zawołał ktoś
- Piwa! Piwa mu dajcie! - dodał inny
Tedd machnął na to ręką i przyskoczył za szynkwas i sięgnął głęboko za ladę gdzie trzymał swe najznamienitsze specjały. Wydobył pękaty gąsiorek brandy i polał biednemu Eradowi pełniutka szklanicę w jakich to zwykle podawał ziołowy napar starszym gościom. Erad złapał za szklanicę i nie mało rozlewając w drodze do ust, jednym potężnym łykiem wypił całość nie krzywiąc się przy tym znacznie. Z uznaniem wszyscy pokiwali głowami, w innych okolicznościach taki wyczyn był by omawiany przez długie tygodnie, jednak nie tym razem...
- Mów co tam się dzieje u licha na zewnątrz! - zawołał Butterbur
Strażnik furty począł się kiwać w przód i tył bezwolnie i wyszeptał drżącym ze strachu głosem:
- We mgle... cienie i szepty i... i oczy czerwone oczy i... ON!
Zamilkł nagle a jego słowa w donośny szloch przeszły, gdy skrył twarz w dłoniach. Wszyscy z jeszcze większym przestrachem spoglądać na siebie poczęli bo wszak różne rzeczy można by o Grubasie powiedzieć nie to jednak, że jest człowiekiem strachliwym.
- Trzeba to sprawdzić! - Zawołał Tedd i łapiąc czym prędzej za tęgą miotłę ruszył ku wyjściu z gospody, a za nim poszli co odważniejsi goście
Mgła na zewnątrz nie zrzedła nawet trochę. Wciąż była gęsta jak dobra śmietana, a jej zimne dotknięcia spływały po twarzy lodowatymi kroplami. Ledwo poznając ogarnięte nieprzeniknionym tumanem uliczki ludzie pod przewodnictwem Tedda ruszyli do furty pilnowanej uprzednio przez Erada. Furta była na wpół otwarta. Oberżysta z niejakim wahaniem otworzył ją szerzej i spojrzał na ogarnięty przez upiorny opar świat. Niewiele było widać ale zdawało się wszystkim, że w koło nich we mgle to pojawiają się to znów znikają jakieś sylwetki. Do ich uszu dochodziły strzępki cichych szeptów, niesionych echem we mgle.
- Słyszycie? - wyszeptał jeden z hobbitów, który ruszył za oberżysta, a teraz niepewnie chował się za roślejszymi ludźmi - Coś ku nam jedzie! Z początku zdawało się, że hobbit (czyli imć pan Tunneley) przesłyszał się, ale po chwili wszyscy usłyszeli nadciągający stukot końskich kopyt. Ludzie zbili się w ciaśniejszą gromadkę, a Tedd Butterbur nagle zdał sobie sprawę z tego, że wraz ze swoją miotłą stoi na jej czole.
Przełknął głośno ślinę czując jak pot po plecach mu spływa mimo zimnej mgły i łamiącym się głosem zawołał:
- Stój! Kto idzie?!
Nie było odpowiedzi. Koń i jeździec zbliżali się nieuchronnie...
 

Ostatnio edytowane przez Avaron : 09-06-2008 o 21:33.
Avaron jest offline  
Stary 14-05-2008, 19:08   #2
 
Betterman's Avatar
 
Reputacja: 1 Betterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnie
Wśród ludzi przy ogniu, ale jednak jakby trochę na uboczu – ot, bardziej w tył wysunięty – siedział na zydlu chudy mężczyzna. Drzemał, wyciągnąwszy do światła tylko długie nogi, jakby chciał pochwalić się przed światem obuwiem. I rzeczywiście, choć buty owe same w sobie nie zasługiwały może na jakąś szczególną uwagę, to grube zelówki, niezbite obcasy i przednia skóra pasować do postrzępionych nogawek za nic nie chciały. Gdyby kto sięgnął wzrokiem dalej – choć widok zbyt frapujący nie był – to po ciemnych płóciennych spodniach, noszących ślady długiego i intensywnego używania – trafiłby na rozchełstaną, równie wysłużoną, szarą koszulę i założone na szerokiej, kosmatej piersi ręce. Że zydel był niski, to prawie do ziemi zwisały z chudych, przygarbionych ramion, poły bezlitośnie powycieranej kurtki z wyprawionej na ciemny brąz skóry. A gdyby ów ciekawski ktoś, niezrażony tym co zobaczył, nie odwrócił wzroku, lecz przesunął dalej, dostrzegłby może w półmroku paskudną szramę znad lewego oka, między gęstymi brwiami, pod prawym okiem i przez zapadnięty i pokryty kilkudniową szczeciną policzek oraz kilka jasnych kosmyków, które wymknęły się trzymającemu resztę z tyłu rzemykowi i zwisały przy twarzy. A może spotkałby akurat ponure spojrzenie szarych oczu, przeglądających od czasu do czasu spod przymkniętych powiek klientelę w poszukiwaniu kogoś, kto mógłby postawić kolejkę czy to dziś z własnej woli i dobroci, czy to jutro dopiero...
Jest taka knajpa? Ciekawe gdzie?
Chyba nie tutaj, człowiecze...
Otwórzże oczy, rozejrzyj się...
Chyba że Butterbur tylko mnie
Leje co z kuśki mu ciecze...

Nie ruszył się na łoskot, ani na wejście starego Erada. Tylko oczy szerzej otworzył i skrzywił się lekko.
Heh, Grubasie, chyba własna żonka Cię wreszcie znalazła... Albo przytrzasnąłeś sobie wichajster w bramie... tak zsiwiałeś...
...
Taki on, mnie półkwaterkę liczy, jakby beczkę całą, a Grubasowi hojnie leje... Ale pod krechę pewnie zapisze, Butterburem by nie był...
Idźcie, idźcie... mnie tu lepiej będzie...

Skoro co odważniejsi – i co głupsi – pod wodzą Butterbura opuścili karczmę i zniknęli we mgle, podniósł się, najwyraźniej zamieszaniem obudzony, w zadek podrapał i ruszył do szynkwasu, wciąż kuląc szerokie barki tak, że wydawał się mniejszy...
 

Ostatnio edytowane przez Betterman : 15-05-2008 o 14:49.
Betterman jest offline  
Stary 14-05-2008, 21:04   #3
 
Fehu's Avatar
 
Reputacja: 1 Fehu jest na bardzo dobrej drodzeFehu jest na bardzo dobrej drodzeFehu jest na bardzo dobrej drodzeFehu jest na bardzo dobrej drodzeFehu jest na bardzo dobrej drodzeFehu jest na bardzo dobrej drodzeFehu jest na bardzo dobrej drodzeFehu jest na bardzo dobrej drodzeFehu jest na bardzo dobrej drodzeFehu jest na bardzo dobrej drodzeFehu jest na bardzo dobrej drodze
Niewysoki jegomość siedział przy kominku, siorbiąc powoli swą polewkę. Jego kruczoczarne włosy opadały mu na twarz, gdy pochylał się nad talerzem. Momentami można było jednak dostrzec całą jego twarz. Blask płomieni odbijał się w jego bystrych piwnych oczach. Lico miał niezbyt pucułowate, a rysy dość ostre jak na przedstawiciela jego rasy. W istocie, Delwyn Ebonheart wcale nie był człowiekiem. Ku zdziwieniu wielu, był on hobbitem z krwi i kości. Jego wygląd był niezwykle zdradliwy, jako że mierzył niemal pięć stóp (bardzo dużo jak na niziołka) i był całkiem dobrze zbudowany. Nie były jednak prawdą pogłoski, jakoby Delwyn miał mieć w swej rodzinie ludzi. Wiekowy ród Ebonheartów był jednym z najstarszych i najbardziej znanych rodów hobbitów. Młody Delwyn różnił się od swych pobratymców nie tylko wyglądem, a charakterem i ogólnie pojętym światopoglądem. W obliczu zagrożenia reagował jednak podobnie, jak każdy zdrowy na umyśle hobbit. Nic więc dziwnego, że aż podskoczył, gdy usłyszał przeraźliwy łomot. Serce zabiło mu mocniej, a łyżka z cichym brzękiem upadła na podłogę. Gdy do gospody wszedł mężczyzna, zwany Eradem, Delwyn mimowolnie skulił się i zaczął się ukradkowo rozglądać za jakąś kryjówką.
"Weź się w garść!" - powtarzał sobie w myślach. Starał się nie okazywać strachu, który w nim narastał. Ale ten mężczyzna... jakby postradał zmysły... i ta mgła...
"Co? Wyjść tam?! Ee... Na ten mróz?" - Delwynowi myśli pędziły jak oszalałe. Złapał sie na tym, że przez ułamek sekundy chciał tam wyjść razem z innymi. Szybko wybił sobie ten pomysł z głowy i skulił się jeszcze bardziej. Gdy grupa ludzi wyszła przed gospodę, hobbit zastanawiał się, co mogło się stać temu całemu Eradowi. Nie mógł się jednak oprzeć pokusie i powoli przysunął się bliżej okna, by zobaczyć, co się dzieje na dworze. W potwornej mgle widział tylko jakieś rozmazane kształty i nagle rozległ się roztrzęsiony głos Butterbura:
"Stój! Kto idzie?!"
 
Fehu jest offline  
Stary 14-05-2008, 23:30   #4
 
Keledrall's Avatar
 
Reputacja: 1 Keledrall jest na bardzo dobrej drodze
W kącie gospody, przy jednej z nielicznych świec, siedział pewien mężczyzna. Spod kaptura zakrywającego twarz widać było czarne włosy. Gdyby ktoś miał sokoli wzrok, to może zauważyłby zielonkawe oczy, bacznie obserwujące gości. Nieznajomy co chwilę podnosił fajkę do ust, by po chwili znów ją opuścić. Jeśli ktoś przechodziłby blisko niego, to usłyszałby nuconą cicho elficką pieśń. Miał urzekający głos, widać jednak nie chciał nikomu tutaj się nim chwalić. Płaszcz jegomościa (po stanie można było od razu wywnioskować, że był niedawno kupiony) niemal całkowicie zakrywał górną część ciała człowieka (widać było tylko mały skrawek koszuli), dół zakrywały zużyte spodnie i buty.
Spokojnym wzrokiem obejrzał wprowadzonego Erada. Nie znał go. Uniósł nieznacznie brwi, gdy strażnik bramy wychylił szklanicę mocnego trunku. Kiedy gospodarz wychodził z miotłą, Valin (bo tak go nazywali) wygasił fajkę, schował ją i wstał. Poprawił miecz na pasie, po czym wyszedł z gospody. Owiało go mroźne powietrze, wziął głęboki wdech, przez chwilę chciał nawet, nie zważając na nic, ruszyć na szlak. Stare przyzwyczajenia, pomyślał. Wtedy właśnie usłyszał gospodarza:
- Stój! Kto idzie?!
Sprawdził, czy w razie potrzeby miecz szybko wysunie się z pochwy.
 
__________________
Fanuilos heryn aglar
Rîn athar annún-aearath,
Calad ammen i reniar
Mi ‘aladhremmin ennorath!
Keledrall jest offline  
Stary 15-05-2008, 15:16   #5
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Haerthe

Haerthe nie był już pewien, czy dalej idzie ulicą, czy też już gościńcem opuścił miasto. Mgła zdawała się oblepiać i jego i Łatkę, tak że nie mógł dokładnie zobaczyć nawet jej nastroszonych uszu. Pech chciał, że w gospodzie w Staddle dwa dni temu stajnia spłonęła, a nie pozwoliłby by kasztanka odpoczywała pod samym daszkiem. Skierowano go więc do oddalonego o niecałą milę Bree do Rozbrykanego Kucyka niedaleko zachodniej bramy. Pomysł wydał się bardzo dobry zwłaszcza, że koło lasu mgła nie była tak gęsta. Tutaj jednak działo się coś, czego nigdy nie widział w domu. Gęste kłęby pary żyły własnym życiem, które nikogo mile nie widziało. Łatka też to czuła. Sprężone ruchy mięśni pod kulbaką i nerwowe rzucanie łbem były dość łatwymi do odczytania znakami jej niepokoju.

- Powinno już być niedaleko… Hanatha r'ethe – powiedział cicho uspokajającym tonem, pochylając się i opuszczając lewą dłoń wzdłuż łopatki konia. Pogładził delikatnie sierść mimowolnie wcierając osadzoną na jej powierzchni wilgoć i rozejrzał się dookoła wysilając wzrok. Słabo widoczny kontur budynków podpowiadał mu, że nie zboczył z drogi, a zbliżający się nieco jaśniejszy od pozostałych dom dawał nadzieję, że cel jest faktycznie niedaleko.

Haerthe z ulgą dopatrzył się niedużego szyldu z wizerunkiem brykającego i nieco za tłustego kucyka. Zeskoczył zręcznie z konia i chwyciwszy za uzdę ruszył w stronę dobudówki, która ze względu na nie schowane na noc kostki słomy spełniała zapewne funkcję stajni. Już od progu wyskoczył na nich mały jazgoczący pies, którego szczekanie przypominało raczej przedśmiertne piski niż groźbę. Piesek jednak był innego zdania wytrwale oszczekując z bezpiecznej odległości wchodzącego do stajni mężczyznę z koniem. Haerthe przez chwilę zastanawiał się, czy samemu nie wyczyścić konia, ale stwierdził, że i tak zrobi to sam rano, a w stajni jest na tyle ciepło, że Łatka nie będzie narzekać nawet jeśli nie dostanie derki. Wierna klaczka nieufnie spojrzała na podchodzącego do nich młokosa. Haerthe szepnął jej na ucho parę słów na uspokojenie i wręczył uzdę wraz z monetą stajennemu. Chłopak może nie wyglądał na specjalnie kompetentnego, ale w jego zaspanych oczach nie dało się dostrzec niczego, co by wskazywało by nie powierzać mu zwierzęcia. Haerthe odprowadził wzrokiem młokosa prowadzącego Łatkę w głąb stajni i gdy jego pełna słomy czupryna zniknęła w którymś z boksów, wyszedł na zewnątrz i skierował do wejścia gospody, co okazało się wykonalne tylko dzięki poruszaniu się wzdłuż obłożonej szczapami drewna ściany budynku.

Drzwi nawet specjalnie nie zaskrzypiały gdy je otworzył. Otrzepawszy uprzednio buty z nadmiaru ziemi wszedł do środka. Pierwsze co go uderzyło to przyjemnie ciepły powiew powietrza znad paleniska, przy którym skupiło się gro gości. Potem doszedł do tego zapach ziemniaków ze śmietana i palonej buczyny. Mimowolnie uśmiechnął się do siebie. Dobrze jednak czasem przenocować w cywilizacji. Obecni nie zwrócili na niego jakiejś specjalnej uwagi. Omietli tylko bez specjalnego zainteresowania jego szczupłą sylwetkę i wrócili do swoich rozmów. Zauważył, że mieszkańcy Eriadoru mimo, że różnili się od niego wyraźnie, nie wzbudzał w nich zainteresowania jako cudzoziemiec. Nieliczni tylko przykładali więcej uwagi do mężczyzny o krótkich płowych włosach i jasnej cerze, a i ci tylko po to, by ocenić, czy można z nim jakiś interes załatwić. Północ zdawała się żyć zupełnie innym szybszym rytmem.

Podszedłszy do szynkwasu, za którym stał nerwowo wyglądający oberżysta, wykupił pokój na dzisiejszą noc i zamówił lokalne piwo z „czymś do zjedzenia”. Następnie usadowił się wygodnie przy najbliższym palenisku wolnym stoliku. Równe stabilne siedzisko było przyjemną odmianą po całym dniu jazdy. Westchnął z przyjemnością pobczym rozpiął kaftan i ściągnął skórzane rękawiczki kładąc je obok siebie. Przymknął oczy i chłonął w bezruchu ciepło otoczenia. Piwo podano natychmiast, a polewka z kwaśnicy miała dopiero nadejść gdy drzwi z hukiem się otworzyły, a do środka wszedł wielki siwy mężczyzna o przerażonym wzroku. Haerthe upewnił się dyskretnie czy nóż ma pod ręką i obserwował całą sytuację z pewnym napięciem. Gdy ludzie zgodnie ustalili, że trzeba wyjść na zewnątrz i zobaczyć co tak wystraszyło wielkoluda, ruszył za nimi zabierając rękawiczki i zostawiając niedopite piwo. Nie chciał mieszać się w lokalne sprawy, ale wolał w razie potrzeby móc szybko zabrać stąd Łatkę i wyjechać. Ruszył toteż za tłumem na zewnątrz z niesmakiem witając zimne kłęby pary wodnej.

Pod bramą Haerthe zaczął realnie rozważać powrót do stajni i opuszczenie tego miejsca jak najrychlej. Szepty, które dały się słyszeć przypomniały mu historię opowiadaną przez ojca o ludziach, którzy zaginęli w okolicach Dwimorbergu. Odgłos kopyt stukających o dukt sprawiał jednak uspokajające wrażenie. Haerthe w skupieniu czekał na to, kto pojawi się w otwartej bramie.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline  
Stary 15-05-2008, 16:26   #6
 
Keth's Avatar
 
Reputacja: 1 Keth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodze
Orendil
- Stój! Kto idzie?!

Ciche parsknięcie konia. Stukot kopyt o bruk i wreszcie…
- Dzień dobry!
Jeździec wyłonił się z mgły. Pierwszym co rzuciło się w oczy, jeszcze w niewyraźnym konturze mężczyzny, był wielki spiczasty kapelusz, który miał na głowie.
- Hympf. Chyba raczej dobry wieczór. Niczego nie widać w tej mgle.
Kary koń postąpił jeszcze kilka kroków w przód. Był we wspaniałej kondycji. Gdyby zadrgał widoczny byłby każdy mięsień jego ciała. Gdy się zbliżył, zebranym ukazała się obfita, chociaż o dziwo nie siwa, broda jeźdźca. Kasztanowe kudły zakrywały większość twarzy i górną część szaty. Jedną ręką trzymał lejce, drugą dzierżył coś, co można by uznać za zwykły drąg, gdyby nie osadzony na jego końcu szafir.
Wyszczerzył białe jak mleko zęby w szerokim uśmiechu, po czym uniósł wyżej laskę i zamachnął się nią jakby chciał rozpędzić wszechobecne opary. Przez chwilę, gdy unosił rękę błysk światła zwrócił uwagę zgromadzonych na pierścień. Pierścień dość prosty w budowie, acz zdaje się, że misternej roboty. Znaczy się, pewno nie ludzkiej. Może elfickiej? Był to jedyny efekt jaki wywołał jego gest. Uśmiech spełzł mu z twarzy z tego powodu, lecz poza tym nie dał po sobie niczego poznać. Swobodnie wzruszył ramionami i znów zabrał głos.
- Na czym to ja… A tak. Lepiej nie sterczmy tak tutaj. W dzisiejszej nocy czai się jakieś niebezpieczeństwo, na pewno. Ale o tym lepiej rozmawiać przy kielichu wina, w ciepłej karczmie. – Przybysz odchrząknął lekko i począł przyglądać się zgromadzonym. Wzrok swój zatrzymał na karczmarzu. – Ty jesteś Tedd? Prowadź do Kucyka. Wiele o nim słyszałem od moich znajomków!
Nie czekając na reakcje wbił pięty w konia i ruszył do gospody swobodnym kłusem, jakby dobrze znał drogę.
 

Ostatnio edytowane przez Keth : 15-07-2008 o 13:57.
Keth jest offline  
Stary 15-05-2008, 16:45   #7
 
Keledrall's Avatar
 
Reputacja: 1 Keledrall jest na bardzo dobrej drodze
Valin uśmiechnął się pod nosem. I tylko dlatego strażnik osiwiał? Nie chciało mu się w to wierzyć. No chyba, że w swoim życiu zaznał mniej niż młody chłopak. Podszedł do jeźdźca i zacmokał na widok konia:
-Piękna bestia - powiedział z uznaniem.
Wrócił razem z wszystkimi do gospody i zamówił piwo. Odszedł z powrotem do świecy, gdzie siedział wcześniej. Zdjął kaptur i usadowił się wygodniej, przesuwając nieznacznie miecz, aby nie siedzieć na nim. Później wzrok skierował na przybysza i przyglądał mu się dokładniej Magik? Pasowałby do tej roli.
 
__________________
Fanuilos heryn aglar
Rîn athar annún-aearath,
Calad ammen i reniar
Mi ‘aladhremmin ennorath!

Ostatnio edytowane przez Keledrall : 15-05-2008 o 16:51.
Keledrall jest offline  
Stary 15-05-2008, 17:18   #8
 
Avaron's Avatar
 
Reputacja: 1 Avaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetny
- Tak... hmpf... - zamruczał wyraźnie zmieszany pojawieniem się nieznajomego Tedd Butterbur idąc za nim pośpiesznie- Jeśli pan pozwoli mości...? Ale to nie ważne, nie ważne... Tędy, tędy proszę!
Szybko znaleźli się u wejścia do "Rozbrykanego Kucyka", za oberżystą i dziwnym nieznajomym mimowolnie ruszyli inni. Gdy jeździec z trudem schodził z końskiego grzbietu Tedd zdał sobie sprawę, iż wciąż kurczowo zaciska spotniałe dłonie na swej miotle. Nie wiedząc co z nią począć zamiótł pospiesznie schodki przed wejściem i rzucił ją stajennemu chłopcu, który zjawił się by nieznajomemu z koniem usłużyć.
Czym prędzej weszli do ciepłej sali. Oberżysta szybko począł się krzątać przy swoich sprawach. Drzwi zaryglował, żar w kominku pogrzebaczem rozgrzebał i świeżego drwa w ogień wrzucił. Reszta gości w ciszy wpatrywała się w obcego przybysza, który wodził po sali spojrzeniem zielonych oczu co połyskiwały niczym kamyczki szmaragdami zwane. Nie wiedzieć kiedy przed obcym pojawiło się jadło i napitek, ten nie zważając na nic ze smakiem począł je pałaszować, tak że po chwili jego brodzie sporo już było okruchów, a palce miał tłuste od gęstego sosu. Jadł tak spokojnie, z namaszczeniem prawie jakby nie czuł narastającego wokół siebie napięcia.
W końcu ktoś z wpatrujących się w obcego nie wytrzymał i rzekł:
- Nie trzymajcie nas w niepewności panie! Cóż tam we mgle siedzi? Prawcie coście widzieli!
- Właśnie! - zawołał jeden z hobbitów cienkim acz stanowczym głosem - Co tak wystraszyło starego Grubasa?!
 
Avaron jest offline  
Stary 15-05-2008, 22:57   #9
 
Betterman's Avatar
 
Reputacja: 1 Betterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnie
Podczas nieobecności gospodarza pękaty gąsiorek brandy nie przestał wprawdzie być pękaty, stracił za to znacznie na swej brandowatości niby za sprawą Erada Grubasa zwanego odtąd Białym, któremu ostrożnie, z racji ledwo co przeżytego przezeń szoku, odmierzał stosowne porcje chudzielec, sobie jednak lejąc wcale hojnie, w dodatku - mając zapewne na uwadze zapracowanie nieobecnego póki co karczmarza - wprost do ust z pominięciem irytująco łatwo brudzących się naczyń.
Jako że w wyprawie do bramy i z powrotem brali udział co dzielniejsi, nikt z pozostałych nie odważył się zaprotestować przeciw temu jawnemu zamachowi na Butterburowy interes. Dopiero sam właściciel mógłby się tym występkiem zająć, gdyby nie to, że powrócił bardziej jeszcze zafrapowany i póki kominek na nowo nie buchnął płomieniem a nowoprzybyły gość nie dostał jeść i pić, niczego wokół nie dostrzegał.
Dlatego chudzielec niezaczepiany przez nikogo pozostawił osuszony właśnie gąsiorek przy majaczącym cichutko Eradzie i dyskretnie przemieścił się na swój zydelek, żeby w znacznie lepszym nastroju poobserwować wywołującego tak niezwykłą u Butterbura troskę i poruszenie w gospodzie przybysza.
 
Betterman jest offline  
Stary 16-05-2008, 13:40   #10
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Haerthe

Jeździec wydawał się dziwnie wesoły i pogodny zważywszy na okoliczności spotkania. Dla Haerthe'a jednak nie stanowiło to większego problemu. Odetchnął z ulgą i ruszył z pozostałymi do ciepła izby karczemnej, choć nie mógł oderwać wzroku od wielgachnego spiczastego kapelusza przybysza. W życiu nie widział takiego nakrycia głowy.

Po wejściu wrócił spokojnie na swoje miejsce i odczekał na pojawienie się na jego stole miski z ziemniakami i zsiadłym mlekiem. Przynajmniej fusy z piwa zdążyły opaść na dno. Pomyślał zaglądając w wielki drewniany kubek. Zabrawszy się za jedzenia rzucał co i rusz zaintrygowane spojrzenia nowo przybyłemu w oczekiwaniu na to co też będzie miał wszystkim tu zgromadzonym do opowiedzenia.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 00:26.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172