Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 31-12-2008, 00:49   #1
 
Nimue's Avatar
 
Reputacja: 1 Nimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputację
Odmienne stany baśniowości czyli opowieść o ArcheTypach.

Żyła już dobre sześćdziesiąt lat w tym zwariowanym świecie. Od czterdziestu robiła zawsze to samo – sprzedawała bajki. Maleńki sklepik, który stworzyła, był dziełem jej życia. Każdy szczegół był przemyślany, każdy detal harmonizował z innymi. Książki w pięknych oprawach – baśnie przepisywane przez nią ręcznie, postaci z bajek we wszelkich dostępnych jej dłoniom talentach: malowane na szkle, rzeźbione, szyte z gałganków, lepione z modeliny i gliny; kalendarze, bombki, pacynki, kukiełki. Przez te lata wciąż nie wyczerpała się jej pomysłowość, a ręce , niczym naznaczone magią, nie odmówiły nigdy współpracy z wyobraźnią.

Już tylko jeden dzień do świąt. Zrobiła raport kasowy. Nieźle, choć w skali całego roku, to nic nie znaczy. Bajki nie były komercyjne. Nie jej. Nie te, które wybierała. Źle – pomyślała – czas zmienić nazwę - „Bajkowy świat” przyciągał amatorów Pokemonów i Power Rangers, „Baśniowy Świat” pewnie nie przysporzyłby jej większej klienteli, ale dałby więcej wytchnienia, więcej czasu na tworzenie, zamiast odpowiadania na dziwne pytania i wysłuchiwania niezadowolonych maluchów, które pojęcia nie miały o tym co dobre. Biedne dzieci – westchnęła -choć to wszystko nie ich wina przecież. - Wrzuciła do szuflady wydruk z programu fakturującego – tuż obok ostatecznego wezwania do zapłaty... Czterdzieści lat... Czterdzieści lat właśnie się kończy, lada chwila sąd i komornik w drzwiach zakończą jej baśniowa przygodę z życiem. Czy było warto?
Te niezliczone uśmiechnięte i zachwycone buzie dzięki figurce Śnieżki, namalowanym obrazku kota w butach, zakładce do książki z Calineczką – dużo by wymieniać – to wszystko właśnie pozwalało jej czuć spełnienie... od kiedy dowiedziała się, że nie może mieć dzieci.

W tym roku Disney wypuścił film o Barbie w Wigilijnej Opowieści. Kule śnieżne były na topie. Choć w jej sklepie nie można było uświadczyć Barbie, kule śnieżne znalazły się jednak na półkach – w końcu to handel, z czegoś trzeba żyć.

Zamknęła drzwi po ostatniej klientce. Na zapleczu czekała na nią zupełnie inna praca.

Ostatnia kula była co najmniej dziwna. Po prostu zrobiła ją z tego, co jej zostało. Cztery figurki: Szewczyk, Książę z Kopciuszka, Królewna Śnieżka i Wilk. - Nie, tego nikt nie kupi. - Nie pomyliła się... Prawie. Nazajutrz została jej tylko ta kula, a dziewczynka, która przyszła z nerwową matką, była i tak zachwycona.

Obserwowała te dwie przez cały czas. Kiedy kobieta w pośpiechu rzucała jakieś uwagi do dziecka, wciąż szukając karty kredytowej, najpierw w portfelu, a potem w czeluściach torebki, „sprzedawczyni” dotknęła czule zimnej kulistej tafli.

***

Annie Ashworth mogłaby się nazywać Anną Kowalską czy Michelle Dubois. Nie znaczyła nic w tym świecie i była typową przedstawicielką szarego typu społeczeństwa. Annie, jak na swoje 30 lat wyglądała całkiem dobrze. Niezłe wcięcie w talii, wypukła pierś, dobrze zarysowane bioderka. Twarz jeśli nie barbie to innej lalki. Annie świetnie wpasowała się w realia. Była wyróżnioną absolwentką wszelkich szkół jakie wskazali jej rodzice. Skończywszy na prawie, skończyła wszystko.

Thomas był dobrym mężem. Dawał poczucie bezpieczeństwa, oparcie, głównie finansowe, ale jednak. Miał tylko jedną wadę: nie lubił, żeby jego „rzeczy” pochłaniały inne zajęcia wykraczające poza dbanie o niego i dobrodziejstwo inwentarza. Annie nigdy nie podjęła pracy. Kiedy zaś podjęła decyzję? To chyba było wtedy: pomiędzy piętnastym „ po co ci to?” a dwudziestym „ ktoś musi się zająć naszym pięknym domem”.

Czas przedświąteczny zawsze wywoływał u niej stres. Czy Thom będzie zadowolony? Przyjęcie, które przygotowywała powinno zaspokoić gusta najwybredniejszych. Nie mogła być jednak pewna - nie swojego męża, który był przecież najbliższym jej człowiekiem na świecie.

- Mamo! Proszę, wejdźmy tu... Proszę, proszę...
Megan, z typową dla dziewczynek w jej wieku energią i niecierpliwością, wyrażała swoje pragnienie poprzez szarpanie za rękaw.
- Meg! Zachowuj się!
- Proszę...
Weszły do środka, a Annie zlustrowała wnętrze niechętnym wzrokiem.
- Tylko szybko! Wybierz coś i wychodzimy. Tata niedługo wróci...
Nie spojrzała nawet na to co wybrała jej córka, nie zająknęła się przy dość wysokiej cenie jak na kiczowatość towaru, który tutaj widziała.
- Meg , to już wszystko?
- Tak mamusiu
- Może jeszcze coś? ... Gdzie ta cholerna karta..
- Nie mamusiu.
- Bo to ostatni sklep, do którego wchodzimy... Przecież płaciłam nią dziesięć minut temu ...
- Nie, ta kula jest śliczna, nie chcę...
- Zastanów się ... O jest!
Nie wiedziała co wybrała jej córka, nie wiedziała za co zapłaciła, nie widziała ukradkowego ruchu starej kobiety...

***

Ktoś potrząsnął światem. Wszystko zafalowało, zmiękczyło i rozmyło swe kształty, zdławione okrzyki przerażenia zagłuszyło bulgotanie i plaskanie.

Cztery postacie otworzyły w końcu oczy. Drobinki białawych okruchów latały im przed oczami jak oszalałe, horyzont zdawał się tańczyć kankana, a ręce, szukając po omacku oparcia, znalazły go, płacąc za to siniakami i tępym bólem tu i ówdzie. Nie wiedzieli czemu bardziej się dziwić: temu, że się tutaj znaleźli, temu, że razem, czy też tej biało-mokrej trzęsawicy?

Zdziwienie jest ponoć początkiem filozofii, a filozofia najwyraźniej upodobała sobie spokój i niedrgawkowość.

Odetchnęli. Zaczerpnęli powietrza i z wielką przyjemnością wciągnęli wodę do nozdrzy, ust, pyska? Baśniowa prowiniencja naznaczyła ich percepcję. Oddychanie w wodzie? Wszak wszystko było możliwe – w ich świecie, a może światach?

Wilk zaczął węszyć, królewna i książę zmierzyli się chwilę wzrokiem, by po wnikliwym badaniu dostrzec jeszcze jednego gościa na tym zebraniu, o którym najwidoczniej zapomniano im przypomnieć?

Wszystkiemu przyglądała się zielona choinka i brama w murze, który okalał coś - nie wiadomo co...
 
__________________
A quoi ça sert d'être sur la terre?
Nimue jest offline  
Stary 31-12-2008, 09:23   #2
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Ziemia pod nim uniosła się, obróciła, podskoczyła parę razy...
Książę Filip zwalił się na kolana. W ostatniej chwili podparł się rękami, dzięki czemu nie rozbił sobie nosa...

Głęboko wciągnął w płuca powietrze... Powietrze?? To była woda...
Woda, w której zamiast pływających ryb wirowały dziwnie duże płatki śniegu...
Standardowe pytanie "Gdzie ja jestem?" odpłynęło, zanim zdążyło się zadać.

Filip wstał i rozejrzał się dokoła, w poszukiwaniu rusałki... Wszak tylko ona mogła go wciągnąć pod wodę i sprawić, by się nie udusił... Czego od niego mogła chcieć?

Rusałki nie było.
Był za to wilk...
Na widok drapieżnika sięgnął po miecz. Odruch.
Po sekundzie opuścił rękę. W wyrazie pyska wilka kryło się coś, co świadczyło o tym, że stworzenie jest równie zdziwione, jak książę.

Niedaleko wilka siedziała dziewczyna. Na rusałkę zdecydowanie nie wyglądała. Panny wodne były ponoć całkiem inaczej... ubrane...
Latami wpajane zasady dobrego wychowania sprawiły, że oderwał się od myśli o swojej sytuacji.

- Filip - przedstawił się, kłaniając uprzejmie dziewczynie i ruszając w jej stronę, by pomóc jej wstać. - Miło mi... - dodał, wyciągając rękę.

- Witaj, wilku. - Trudno było w pierwszej chwili określić, czy ma do czynienia ze zwykłym bądź niezwykłym wilkiem, czy też zaklętym rycerzem bądź księciem. Takie przypadki się zdarzały. Bez względu na wszystko powitać wypadało. Jakby nie było wilk znalazł się w podobnej sytuacji, jak on.

- I ciebie witam - ostatni ukłon skierował w stronę stojącego nieco na uboczu człowieka, którego w pierwszej chwili nie zauważył, a który wyglądał jak przedstawiciel jednego z rzemiosł. Co nie oznaczało, że należało go zlekceważyć lub traktować jak byle kogo.

Wyprostował się i poprawił kolczugę. Przeczesał ciemne, nie wiadomo dlaczego suche, włosy i strącił z nich parę płatków śniegu.
Ponownie się rozejrzał dokoła. Nigdzie nie widział swego rumaka... I nie potrafił sobie przypomnieć, co się z nim stało.
Pamiętał jeszcze list. I to, że wyruszył na poszukiwanie...
Dobrze, że wbrew radom nie wziął ciężkiej zbroi. Pewnie musiałby połowę z niej zostawić...

- Zostajemy tutaj, na tej otoczonej murem pustce - spytał - czy też zobaczymy, co kryje się za tą bramą?

Pytanie było retoryczne.
Nie obchodziło go, co odpowiedzą. Gdyby zechcieli mu towarzyszyć, byłoby to miłe, ale jeśli nie...
Co prawda powinien towarzyszyć dziewczynie i, w razie konieczności, pomóc jej, ale co mogłoby jej tu grozić... Śmierć z nudów? A za tą bramą mogła się zaczynać droga, która zaprowadzi go... ich... do domu, czy gdzie tam kto chciał dotrzeć.
A on miał obowiązki, których z pewnością nie mógł wypełnić stojąc tu i czekając nie wiadomo na co...

- Chodźmy stąd - powiedział. - Chcecie tu zostać i zamienić się w takie dziwne drzewka?
Wskazał na choinkę, która w niczym nie przypominała tych, które znał.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 31-12-2008 o 09:30.
Kerm jest offline  
Stary 31-12-2008, 10:30   #3
 
Prabar_Hellimin's Avatar
 
Reputacja: 1 Prabar_Hellimin wkrótce będzie znanyPrabar_Hellimin wkrótce będzie znanyPrabar_Hellimin wkrótce będzie znanyPrabar_Hellimin wkrótce będzie znanyPrabar_Hellimin wkrótce będzie znanyPrabar_Hellimin wkrótce będzie znanyPrabar_Hellimin wkrótce będzie znanyPrabar_Hellimin wkrótce będzie znanyPrabar_Hellimin wkrótce będzie znanyPrabar_Hellimin wkrótce będzie znanyPrabar_Hellimin wkrótce będzie znany
Wania smacznie spał, jak zwykle o tej porze, gdy nagle z wielkim impetem uderzył w jakąś ścianę. Przetarł oczy i ujżał trzy postaci. Wstał, złapał się za bolącą głowę i zorientował się, że jest w wodzie. Wiele razy budził się już w dziwnych miejscach, kilka razy też obudził się z głową w wiadrze wody. To 'wiadro' było jednak inne, bo potrafiło objąć nie tylko jego głowę.

Szewc zaczął wnioskować: "co?" i "jak?". Rozejżał się. Miejsce w którym się znajdował było bardzo ładne. Po chwili doszedł do wniosku, że jest w niebie. W sylwetkach będących tu z nim osób dostrzegał diabła, Najświętszą Panienkę i bodajże Świętego Piotra, który miał go osądzić.

Rosły chłopak podszedł bliżej pozostałych rozglądając się. Nagle osoba, w której dopatrywał się Świętego Piotra przedstawiłą się jako Filip. Nieco to zdezorientowało Iwana.
-Iwan Dratiewczuk, pracownik manufaktury obuwniczej - przedstawił się i nieśmiale skłonił.

Niewiele rozumiał z tego co zaistniało. Propozycję Filipa, aby z nim iść potraktował jako zaproszenie do obejżenia nieba, toteż poszedł za księciem, śmiesznym drobnym krokiem, z głupkowatym uśmiechem na twarzy.
 
__________________
Zasadniczo chciałbym przeprosić za tę manierę, jeśli kogoś ona razi w oczy... ;P
Prabar_Hellimin jest offline  
Stary 31-12-2008, 11:51   #4
 
Solis's Avatar
 
Reputacja: 1 Solis to imię znane każdemuSolis to imię znane każdemuSolis to imię znane każdemuSolis to imię znane każdemuSolis to imię znane każdemuSolis to imię znane każdemuSolis to imię znane każdemuSolis to imię znane każdemuSolis to imię znane każdemuSolis to imię znane każdemuSolis to imię znane każdemu
Oszołomienie, wstrząsy, konwulsje bez mała. Wybiegła z płonącego domku, czuła niemal żar na plecach... więc skąd owe poczucie wszechogarniającej, lepkiej, niemiłej wilgoci. Woda to, nie-woda?

Chwilowe kłopoty z oddychganie przeszły nader szybko, uzmysłowiła sobie po pierwsze dwie rzeczy. Siedzi w nieprzystojnej pozycji, z podwiniętą suknia odsłaniająca siedem halek, konstrukcję z fiszbinów, jedwabne pończochy aż do kolana prawie... oraz to , że znalazła się w jakimś zdumiewającym miejscu. Mały świerk, całkiem ładny na pewno nijak się miał do prastarej dębowej puszczy w jakiej znajdowała się jeszcze przed chwilą.

Otoczenie prócz burości i wilgoci, urozmaicone było kolejnymi personami, nie mniej niż ona skonsternowanymi. Miły w aparycji młodzieniecw kolczudze, widać chciał pomóc jej wstać, z kurtuazją pomijając wzrokiem jej opłakany stan, ukazujący całą łydkę i kolano.
Dalej wzrok jej padł na czworonoga, co jakoś dziwnie niegłupio patrzył wielkim bursztynowo-czarnymi oczyskami. No i plebejusz, który widać szybko rezon odzyskał, bo nie znać po nim ni cienia zmieszania.

Podniosła się szybko... poprawiła suknię. Nie chciała zostać sama. Z wilkiem zwłaszcza. Ujęła wyciągniętą dłoń rycerza, dygając przy tym dwornie.

- Królewna Śnieżka, racz przyjąć me podziękowanie i prośbę o ochronę,chevalierre Filipie, bowiem w niecodziennych znaleźliśmy się terminach.

Zerknęła ukradkiem w stronę bramy. Czy tam właśnie powinniśmy pójść?
 

Ostatnio edytowane przez Solis : 31-12-2008 o 12:13. Powód: niezrozumienie intencyj.
Solis jest offline  
Stary 03-01-2009, 00:25   #5
 
Athos's Avatar
 
Reputacja: 1 Athos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputację
Zaciągając się, poczuł ulgę i wstręt jednocześnie. Papieros dodawał, z jednej strony, poczucie młodzieńczej swobody, jeśli o takowej, w przypadku Pana Smitha, moglibyśmy choćby nawet tylko pomyśleć, z drugiej zaś, przypominał o służbie, a co za tym idzie ograniczał go - i to jego - Pana i Władcę kilku elfiątek - teraz zręcznie przygotowujących scenerię. Ilekroć rzucał na nią okiem, wydawała się zbyt sztuczna, zbyt tekturowa, jak domek dla lalek, który zaraz się rozleci. Uśmiechnął się, bo skąd takie porównanie? Wracając jednak do samego otoczenia, to kilka bajkowych pokurczy kręcących się i próbujących coś stworzyć było tutaj jak najbardziej zbędnych. Wystarczyło bowiem, aby mężczyzna zwany prostacko, lub jak kto woli hollywoodzko, Smithem, wytężył bardziej swoją wyobraźnię, a obraz stawał się czytelniejszy, pełniejszy. Czuło się barwę, każdy detal i doceniało smak szczegółów. Zmysły dało się oszukać pod warunkiem, że tego chciały. A czyż patrząc na próżność i pewność siebie tych, którzy stali przed bramą, nie było to drogą do sukcesu?

Jeszcze chwila, jeszcze tylko inna tonacja, jeszcze tylko odpowiednia pora: dnia czy nocy? Jeszcze tylko szum liści - jedynie on - a poza tym cisza. Jeszcze tylko: jak zacząć? A może coś z Alicji?

Stół - ten wydawał się oczywisty. Dębowy, rozłożysty, jak dąb, rzecz jasna. Zawsze przecież należy zacząć od miłego przyjęcia, nawet pomimo braku Kapelusznika i „miesięcznego Zająca”? Pan zwany Smithem, tak właśnie wolał, by o nim mówiono, gdyż dodawało to elegancji, a ta z racji pochodzenia i tych, jak o nich mówiono, spraw codziennych, była wskazana na każdym kroku, pozostał dżentelmenem. Zacznijmy od obiadu, a właściwie patrząc na porę, czegoś pomiędzy kolacją, a późną kolacją. Przed bohaterami las ciemny, głucho wszędzie, cicho wszędzie, nawet wilka nie uświadczysz, bo ten jedyny, póki co stał jeszcze przed bramą.

Otoczenie wymarzone. Wystarczy zamknąć oczy by to zobaczyć: na polanie stół suto zastawiony, delikatne potrawy, aby na wadze nie przybrać, w końcu to bajka, a w tych przecież miejsca na otyłość nie ma. Z jednym wyjątkiem, lody, o każdym smaku, o tym przecież nie mógł zapomnieć. Ciekawe jakie jada książę? A wilk? Może też uwielbia do nich dużą ilość bitej śmietany, którą... Ale o tym dość. Nie wybaczono by mu jednak, gdyby o nich nie wspomniał, przecież zawsze stanowiły tę wspaniałą, często jedyną chwilę przyjemności, kiedy mogli spędzić czas razem... lecz wracając do tematu - setki świec pięknie oświetla polanę. Do pełni szczęścia brakuje tylko muzyki. Niestety choć zdał sobie sprawę, że może nadać całości formę bliższą grotesce lub kiczowi, nie mógł sobie na to pozwolić. Nie chciał stracić przecież strzępka ich rozmowy. O nie, wyjaśnijmy sobie jedno, Pan zwany Smithem reguł gry potrafi przestrzegać. Posłuszeństwo nie jest mu obce.

A wracając do rozmów naszych bohaterów, Pan zwany Smithem uznał, że i tak już za długo pozostali poza bramą. Te szepty drażniły go zbyt mocno, by nie chciał tego zmienić. Tak naprawdę to drażnili go ogólnie, ale dotychczas to przemilczał. Wspominaliśmy, że pozostał przecież dżentelmenem.
Nic dodać niż ująć, a może jednak to, że gdyby tylko poszli dalej, nie ulegliby tej sile, która i tak władczo mówiła: spocznij tu wędrowcze. Wówczas mogliby znaleźć domek, w którym kliku krasnali czekało i czekało. Ale... przed bohaterami las ciemny, głucho wszędzie, cicho wszędzie, nawet wilka nie uświadczysz, bo ten jedyny, póki co, stał jeszcze przed bramą.
Krasnale się więc jeszcze dziś doczekać towarzystwa nie miały, bo książę, królewna, sługa i wilk, co to ludzkim głosem przemówi, do kolacji jeszcze tego wieczoru zasiąść mieli.

Czas zacząć kolację, czas poznać maniery swe i część prawdziwego oblicza pierwszego z bohaterów, który będzie czuł, że pewien domek jest blisko, na wyciągnięcie ręki. Ale jeszcze nie teraz, jeszcze jest czas. A kiedy poczują smak wina, kiedy chłód lodów poczują ich wargi - wtedy padnie strzał... zastanawiał się jeszcze, które drzewo wybrać, aby strzał pierwszy dziś oddać. Wiatr także pozostał sprzymierzeńcem, wilk nie poczuje jego bliskości. Zresztą perfumy gwiazdy wieczoru, pięknej Śnieżynki, nie pozostaną bez winy. Zadbał o każdy szczegół. Zadbali...

A przed bohaterami las ciemny, głucho wszędzie, cicho wszędzie, nawet wilka nie uświadczysz, bo ten jedyny, póki co, stał jeszcze przed bramą...
 
Athos jest offline  
Stary 03-01-2009, 12:13   #6
 
Kajman's Avatar
 
Reputacja: 1 Kajman jest na bardzo dobrej drodzeKajman jest na bardzo dobrej drodzeKajman jest na bardzo dobrej drodzeKajman jest na bardzo dobrej drodzeKajman jest na bardzo dobrej drodzeKajman jest na bardzo dobrej drodzeKajman jest na bardzo dobrej drodzeKajman jest na bardzo dobrej drodzeKajman jest na bardzo dobrej drodzeKajman jest na bardzo dobrej drodzeKajman jest na bardzo dobrej drodze
Wilk zwany Złym zaskowyczał. Ciężko uderzył o twardy, uliczny bruk. A przecież jeszcze przed chwilą był w wiosce trzech świnek, niech im ziemia lekką będzie…

- Cie cholera! Co to ma być, tyłek mnie boli jakby mnie stado kóz wychędożyło!- zaklął siarczyście wzbudzając zainteresowanie dziewki i dwóch mężczyzn, bynajmniej nie tylko samym faktem, że umie mówić.
Człowiek wyglądający jakby szlachetnie przywitał się z nim, na co wilk nie zamierzał być dłużny.

- A ja witam ciebie młodzieńcze! Zwę się Yerrik Alvarez del Toro i jestem w prostej linii potomkiem Wilka z Czerwonego Kapturka!- wypiął dumnie pierś i podciągnął szelki podtrzymujące podarte spodnie, jedyny element jego garderoby.

A i panienkę ślicznie witam! Jak to mówią, gdy damy z należytym szacunkiem nie traktujesz to w nocy nic nie skosztujesz… ekhm, mniejsza z tym! O i Ciebie też witam szewcze wielmożny- rzekł z lekką ironią w głosie. Książe zadał mu pytanie, czy zechce mu towarzyszyć. A co innego mógłby w tej chwili niby zrobić?!
- Pewnie mój drogi, pewnie! A jeśli znajdziemy gdzieś po drodze nieco gorzałki i papierosy to będę najszczęśliwszym wilkiem pod słońcem!
 
__________________
May the Bounce be with You....
Kajman jest offline  
Stary 06-01-2009, 20:37   #7
 
Nimue's Avatar
 
Reputacja: 1 Nimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputacjęNimue ma wspaniałą reputację
Annie pod dość udanym przyjęciu – oczywiście nie w oczach jej wiecznie niezadowolonego męża – wreszcie miała czas dla siebie. Dopiła resztę manhattana i jak w transie podążyła w kierunku łazienki. Prysznic, masaż, szczotkowanie zębów, włosów... Wciąż z lekkim szumem w głowie, podreptała do pokoju dziecięcego. Megan wierciła się jeszcze, zawzięcie ignorując wysiłki opiekunki. Szybko zlustrowała sytuację.

- Może pani już iść - rzuciła do dziewczyny. - Meg... cichutko, mama już jest... Przeczytam ci bajeczkę...
- Opowiedz...
- Jestem tak zmęczona, nie dziś, jutro, dobrze kochanie?
- Ale obiecujesz?
- Obiecuję.

Podnosząc się, spojrzała na śnieżną kulę stojącą na stoliku nocnym. - Boże, co za kicz... - mruknęła, wychodząc cicho z pokoju.

Nie dotrzymała obietnicy. Ani tego, ani następnego, ani kolejnego wieczoru. Jak zwykle.

Zajrzała do sypialni, Thomas spał głęboko, trzymając pusty kieliszek w ręce bezwładnie zwisającej z łóżka. Podeszła i delikatnie wyjęła mu szkło z dłoni, poprawiła i przykryła pledem. Znając go, pośpi tak kilka godzin. Miała więc trochę czasu. Przemykając niczym kot, zeszła do salonu, zabrała butelkę whisky, colę i kryształowego tumblera. Uzbrojona w te atrybuty, rozgościła się w gabinecie. Laptop cichutko zaszemrał, dołączył do niego plusk whisky i syk odkręcanej coli. Wkrótce wszystko było gotowe. Uruchomiła komunikator. Praktycznie od razu wyskoczyła wiadomość:

- Witaj Catherine, tęskniłem
- Cześć Marc, wybacz, miałam gości, rodzice... rozumiesz
- Jasne... ale...
- Tak?
- Kiedy ja będę cię mógł odwiedzić?
- Wiesz, że mieszkam z koleżanką...

***
Przeszli przez bramę. Pierwsze co urzekło ich oczy, to ogromna polana. Na niej zaś ogromny dębowy stół, który bił się o pierwszą nagrodę ze scenerią. Gdyby nie był dębowy, z pewnością uginałby się pod ciężarem przepysznych potraw, które na nim postawiono. Nie trzeba było być łasuchem, by się zachwycić.

Zachwycić – nie znaczy rzucić na jedzenie. Podeszli bliżej, by nacieszyć oczy, sprawdzić dokładnie, zbadać, może dotknąć, spróbować? Oczywiście, że poczuli głód i pragnienie. Nikt jednak nie narzucał im zachowania, nie czuli żadnego wewnętrznego przymusu, wolność – oto co im zaoferowano. Na podstawowe pytanie zaś odpowiedział im ptaszek, który sfrunąwszy z drzewa, zajął się wydziubywaniem co smaczniejszych kąsków. Przestraszony zbliżającymi się postaciami, odleciał niezadowolony, pozostawiając po sobie niezłomne przeświadczenie o braku trucizny. Tego nie musieli się obawiać.

Podczas gdy lody zaczynały już lekko się topić, a krzesła czekały na zajęcie, dostrzegli to, co zaoferował im horyzont: puszczę, las, bór... Nieprzenikniona ściana ciemno-zielonej kniei okalała całą polanę. Ten wspaniały mur przełamywał sie tylko w jednym miejscu. Tam, gdzie szeroka ścieżka zatapiała się w zielonej ciemności, pozwalając tworzyć gałęziom majestatyczny szpaler. To było wyjście. Kiedy jednak z niego skorzystają?

Zastanawiając się co robić, nie zauważyli nawet, że białe drobinki gdzieś zniknęły. Nie było też rozmytych kształtów. Bezwiednie rozkoszując się powietrzem, kontemplowali zastaną sytuację, a jedno z nich przez chwilę poczuło dziwne ukłucie pewności. Któryś z bohaterów znał ten las, te drzewa i tę ścieżkę... Ktoś inny, a może ten sam? Dostrzegł znajomy kształt w trawie. Cóż, na głodzie nikotynowym, każdemu wszystko się kojarzy. Ale nie wyprzedzajmy faktów, nie doszukujmy się na siłę. Z pewnością to uczucie odezwie się niebawem kolejny raz. A my ? Przecież nigdzie nam się nie spieszy...
 
__________________
A quoi ça sert d'être sur la terre?
Nimue jest offline  
Stary 08-01-2009, 11:30   #8
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Brama była otwarta.
Cóż mieli robić na tej dziwacznej, wodno-śnieżnej pustyni... Ulepić bałwana? Rzucać się śnieżkami?
A za bramą, być może, rozpoczynała się droga prowadząca do domu.
Na cóż było czekać. Na przyjście tego kogoś, kto ich tu zamknął?
Nikt nie zamierzał tego robić. Zgodnie ruszyli w stronę wyjścia.

Za bramą była polana, otoczona gęstym lasem.
Filip odwrócił się i nie do końca uwierzył własnym oczom.
Brama, przez którą chwilę wcześniej przeszli, zniknęła. W tym miejscu rosły drzewa. Wielkie. Stuletnie. I z pewnością nie było między nimi nawet śladu po tym dziwnym miejscu, które opuścili.

"Co się dzieje?" - pomyślał trochę zaniepokojony.

Bardzo nie lubił takich niespodziewanych zniknięć. Ostatnio zniknęła dziewczyna, z którą spędził na balu parę miłych chwil i, nie da się ukryć, zniknięcie to nie sprawiło mu zbyt wiele radości. A to, że w tej chwili znaleźli się w, przynajmniej na pozór, całkiem normalnym świecie, wcale nie oznaczało, że już wszystko jest w całkowitym porządku.
Poza tym... Czy lesie na polanie pojawia się znikąd stół zastawiony frykasami godnymi królewskiego stołu? Raczej nie.
Słyszał co prawda o takich dziwach... Stoliczek, który sam się nakrywa. Cudowny obrus, o tych samych właściwościach... I inne tego typu rzeczy, o których nianie opowiadają małym dzieciom.
Najdziwniejsze było to, że całe to jedzenie musiało się pojawić parę chwil temu, bo potrawy były ciepłe, a lody nie zdążyły jeszcze się roztopić. To oznaczało, że dopiero co to wszystko się tu pojawiło...
A w pobliżu nie było nikogo, prócz nich...
Dziwne...

Przyglądanie się stołowi, a raczej znajdującym się na nim potrawom, skończyło się w chwili, gdy ptak, z apetytem pałaszujący co lepsze kąski uciekł, najwyraźniej cały i zdrowy.
A to znaczyło, że oni wszyscy, mniej lub bardziej oczekiwani goście, mogą zasiąść przy stole i zaspokoić głód i pragnienie.

- Zechce pani usiąść - książę Filip uprzejmie odsunął wyściełane krzesło, by królewna Śnieżka bez problemów mogła zająć miejsce przy stole.

I w tym momencie zawahał się.
Spojrzał w niebo. Słońce stało nie tyle wysoko, co raczej już dość nisko... Powiedzmy bardzo nisko...
Jeśli teraz się zatrzymają, nie wiadomo kiedy pójdą dalej. A może wcale nie zdołają się ruszyć. Pierwsze słowa wilka dotyczyły alkoholu. Najwyraźniej zwierzak był obdarzony nie tylko ludzkim głosem, ale i pewnymi nałogami. A w takim razie... jeśli dorwie się do dzbanów z winem, to nikt go od nich nie oderwie, aż w naczyniach nie pojawi się dno.
A Iwan... Wiadomo przecież wszystkim, co mówią o podejściu szewców do napojów, wyskokowymi zwanych.

- Proszę posłuchać - powiedział, ukłonił się z miłym uśmiechem w stronę Śnieżki - królewno, panowie... - kolejne skinienie głową w odpowiednią stronę.

Mówić do wilka per 'pan' było pewną przesadą, ale co szkodziło...

- Może zamiast się tu zatrzymywać na obiado-kolację - zaproponował - zabierzemy trochę zapasów, żeby starczyło i na kolację, i na śniadanie i ruszymy w drogę? Ta ścieżka - spojrzał w odpowiednią stronę - wygląda ciekawie.


Właśnie. Dokładnie tak. Ciekawie, a nie zachęcająco...

- Skoro jest ścieżka, to gdzieś musi prowadzić... A widać, że jest używana. Może znajdziemy jakąś chatę drwala, może szałas... Dzięki temu królewna nie będzie musiała spać na dworze...

Spanie na dworze zdecydowanie mu nie odpowiadało. Przynajmniej w takim towarzystwie...
Już widział, jak królewna zrywa się z okrzykiem przerażenia za każdym razem, gdy odezwie się sowa, lub zabłąkana mrówka przespaceruje się po jej królewskiej dłoni.
O tak. Delikatne panienki powinny sypiać pod dachem, a nie pod gołym niebem i to w dodatku w męskim towarzystwie. Coś takiego zdecydowanie zły wpływ na ich reputację... I mogło spowodować nieodpowiednie konsekwencje...

Nagle poczuł dziwną nieufność do tego tajemniczego "Kogoś", fundatora tej uczty, kuszącego ic wszystkich zastawionym stołem.
Czemu, skoro zorganizował, lub zorganizowała, to przyjęcie przed chwilą, nie pojawił się tu, by ich zaprosić, przywitać? Nieśmiała dobra wróżka?
I ten ptak... Jakby specjalnie. Czemu tylko jeden? Przecież to jest las... Ptaków powinno tu być mnóstwo, a tu martwa cisza. Może to jakiś przeklęty las...

Może był przewrażliwiony. Może za dużo nasłuchał się i naczytał bajek o złych czarownikach, wiedźmach i teraz z podświadomości wypływała dawno nabyta wiedza i uprzedzenia... Może tak wpłynęło na niego zniknięcie jego pięknej damy... W każdym razie nie był pewien, czy powinni tu zostać...
 
Kerm jest offline  
Stary 09-01-2009, 22:41   #9
 
Prabar_Hellimin's Avatar
 
Reputacja: 1 Prabar_Hellimin wkrótce będzie znanyPrabar_Hellimin wkrótce będzie znanyPrabar_Hellimin wkrótce będzie znanyPrabar_Hellimin wkrótce będzie znanyPrabar_Hellimin wkrótce będzie znanyPrabar_Hellimin wkrótce będzie znanyPrabar_Hellimin wkrótce będzie znanyPrabar_Hellimin wkrótce będzie znanyPrabar_Hellimin wkrótce będzie znanyPrabar_Hellimin wkrótce będzie znanyPrabar_Hellimin wkrótce będzie znany
Iwan poszedł zaraz za Filipem. Na widok suto zastawiongo stołu stanął niczym słup. Nie wiedział do czego się zabrać na początku. Nie zwracając uwagi na nic i nie myśląc zbyt wiele, podbiegł do stołu i chwycił w dłoń pieczonego, kolorowego kurczaka, którego książe i królewna określiliby pawiem, ale szewcowi nie robiło różnicy, poza tym, że musiał wydłubywać pióra. Przeżuwając pierwszy kęs złapał za butelkę z winem i nalał pełen kielich, po czym duszkiem go wypił.

Na sugestię Filipa, aby się nie zatrzymywać, zdjął koszulę i zawinął w nią pieczonego pawia, kilka butelek wina, puchar z którego pił (cóż, dobrobytu nigdy za wiele), oraz po trochu innych dań. Tak przygotowany mógł iść dalej, bez obaw o to, że zaskoczy go łód lub pragnienie.

Uważnie przysłuchiwał się Filipowi. Co prawda o nocleg się nie martwił, w końcu już tyle razy spał pod gołym niebem, że nie potrafi do tylu liczyć. Jednak zawsze kupa siana wygodniejsza od opierania się o pień drzewa. No i zawsze lepiej się wyspać, niż nie, a jeżeli królewna miałaby narzekać całą noc na warunki, to Wania oka by nie mógł zmrużyć. Zabrał zatem zgarnięte ze stołu zapasy i poszedł za księciem.

-Choćmy więc, dobry panie - powidział, popiwszy winem ostatni kęs pawiego uda.
 
__________________
Zasadniczo chciałbym przeprosić za tę manierę, jeśli kogoś ona razi w oczy... ;P
Prabar_Hellimin jest offline  
Stary 16-01-2009, 15:51   #10
 
Athos's Avatar
 
Reputacja: 1 Athos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputacjęAthos ma wspaniałą reputację
Szybko zebrał myśli. Zaskoczyli go? Nie? Rozbawili? A może po prostu uznał ich za amatorów? A może zawód był zbyt widoczny na jego twarzy i próbował go ukryć pod maską złości? Napracował się, spróbował stworzyć nastrój, chciał dać im jeszcze jedną szansę. To nie takie proste, pozostać tak wyrozumiałym, ale to przecież dopiero początek, nie chciał ich zniechęcać. Mimo wszystko to oni nie chcieli i dokonali wyboru. Czyż nie zdawali sobie sprawy z tego, że Pan zwany Smithem nie musiał wykazywać się tak dużym taktem, aby ich w ostatecznym momencie zabić? Cóż z tego, że pierwszy trup miał paść już za chwilę? Cóż z tego, że krew miała poplamić obrus psując przyjemną kolację? Ale czy ofiara się o to nie prosiła? Czyż myśliwy nie wykazał się dużym zrozumieniem?

A oni tak po prostu poszli dalej... wybrali... czy świadomie?

„Królewna Śnieżka, czy raczej Krwinka, w wyniku magicznych zdarzeń mających związek z jej nieszacowną osobą, dostała nagłej migreny, globusa, odnowiła jej się stara rana postrzałowa z szesnastofuntowej kolubryny... cokolwiek”. - Zabrzmiało ponownie rozrywając kciuk prawej ręki Pana Smitha. Tylko kilka sekund trwała regeneracja, pomogli mu w tym. To miało zaboleć? Powinien zaskomleć, czy raczej bać się? Strzelali sami do siebie. Albo pozostawali tak wielkimi ignorantami, albo nie rozumieli powagi sytuacji. Czy to miał być Monthy Pyton? A może tylko niewinny żart? Dał im jeszcze chwilę, malutki ułamek sekundy, a potem złość wzięła górę.
Ustrzel się sam, a potem oceń jak bolało! Nikt nie będzie strzelał do jego ofiary, nikt nie będzie stwierdzał, że tak po prostu znika. Nie miał szans na dogranie? A co to ma być – teatr? Grunt to rodzinka? Czemu nie powiedział tego wcześniej? Może właśnie by się nie zaczęło. Może właśnie by to zrozumiała. Pan Smith tkwił tu nie na swoje życzenie. Przez moment przypomniał sobie tekst: „I odstrzeliłem mu łeb, z mauzera 7.8mm.”

I zrobił to, z tą różnicą, że nie jemu, lecz jej. I nie z mauzera, tylko z McMillana kaliber 12,7 mm, z wielką swobodą, zastanawiając się czy ktokolwiek dostrzeże snajpera, a może wyczuje? Dystans, krew i słowa Śnieżki: „czasem warto poświęcić coś dla kogoś”. Jeśli książę lub szewczyk pochyliliby się nad postacią umierającej Śnieżki to właśnie by usłyszeli, a może wcale nie mieli zamiaru pochylać się nad nią? Może nikt nie próbował spędzić z nią ostatnich sekund jej życia? Może miała zbyt popaprane życie, by umierać inaczej niż w samotności. Może bardziej interesowało ich kto i skąd strzelał? Instynkt czy uczucie? - to właśnie miało zaważyć.

A dalej... a dalej była ścieżka i w sumie mogli nią podążyć. Ale jedno sobie wyjaśnijmy - to ja ją udupiłem - powiedział Pan zwany Smithem.
 
Athos jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:09.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172