Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 20-10-2010, 11:51   #1
 
Felidae's Avatar
 
Reputacja: 1 Felidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputację
[Shadowrun/Storytelling] Cienie we mgle




<<26 września 2063 roku, wtorek.>>

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=mkyd5Z9n490[/MEDIA]



Niebo nad Frankfurtem, tego poranka było sinogranatowe. Ciężkie, ołowiane chmury wisiały nad miastem jak gęste zasłony. Lało jak z cebra.
Krople deszczu uderzały wściekle w dachy budynków, okna, parapety i spadały niżej i niżej rozpryskując się w końcu na dolnych chodnikach i ulicach i spływały strumieniem do kanałów ściekowych.
Powietrze nasycone wilgocią powodowało, że niska temperatura wrześniowa dawała się dotkliwiej we znaki pierwszym przechodniom, skulonym pod parasolami. Nawet świecące, kolorowe neony i telebimy trideo nadające przez całą dobę reklamy wyglądały żałośnie w strugach deszczu.



KASPAR KREMER

Obudziło cię ciche piszczenie elektronicznego systemu budzenia w twoim mieszkaniu. Kiedy spojrzałeś z przyzwyczajenia na holoprojektor przy łóżku, cyfry wskazywały godzinę 08:00.
Kolejny dzień w metroplexie, kolejna szansa na zlecenie, które zapewni ci wygodne życie.
Codzienne, zwykłe czynności nie zajęły ci wiele czasu. Toaletę i odziewanie się miałeś opanowane do perfekcji. Schludnie ubrany i czysty zasiadłeś do śniadania. Kiedy nalewałeś sobie świeżo zaparzonej soy-kawy twój palmtop zabrzęczał.
NOWA WIADOMOŚĆ.
„Spotkanie dziś o 18:00 w Szczęśliwej Monecie. Mr.Johnson”

RIDLEY BREWSTER

Usiadłeś na łóżku cały spocony. Przyśnił ci się koszmar, ale nie mogłeś sobie przypomnieć co dokładnie aż tak cię przeraziło. Przetarłeś dłonią twarz. Zasnąłeś wczoraj przy włączonym trideo, które teraz migotało niebieską poświatą. Była prawie szósta rano. Podszedłeś do szafki w poszukiwaniu pilota kiedy na ekranie zabłysła ikonka poczty. Rozpoznałeś ją od razu. To wiadomość od Klausewitza. Nareszcie! Podłączyłeś palmtopa i ściągnąłeś maila.
„ Kontakt dziś o 10:00 w stałym miejscu. K.”

JAKOB ADAM „JAX”

Cholerny deszcz. Nawet pogoda sprzysięgła się przeciwko tobie. Kolejny dzień spędzony w hotelu w towarzystwie tych samych gęb. W podłym humorze zjeżdżałeś windą do foyer. Muzyczka relaksacyjna dobywającą się z głośników przeszklonej windy tylko potęgowała rozdrażnienie. Kiedy już chciałeś skierować swoje kroki do baru recepcjonistka dyskretnie przywołała cię do siebie.
- Ktoś zostawił dla pana przesyłkę – powiedziała wręczając ci małą paczuszkę.
Zdziwiony odszedłeś kilka kroków dalej i siadając w jednym z foteli rozpakowałeś ją. W środku leżał zwyczajny palmtop. Kiedy go dotknąłeś jego ekran zamigotał, a w chwilę później na ekranie pojawiła się wiadomość.
„Spotkanie dziś o 18:00 w „Szczęśliwej Monecie”. Mr.Johnson”
Spojrzałeś na zegar w holu. Była 09:36.

MISTER WHITE

Deszcz zacinał w szybę imbisu, w którym codziennie rano pijałeś kawę i zjadałeś porcję jajecznicy na bekonie. Z politowaniem patrzyłeś na ludzi, którzy spiesząc się do pracy czy innych zajęć, brodzili po kostki w potokach wody, ściskając w rękach parasole bądź chroniąc głowy pod kapturami płaszczy przeciwdeszczowych w drodze do stacji metra. Banda sługusów korporacyjnych.
Syntetyczna kawa smakowała dziś wyjątkowo dobrze. Cieszyłeś się w duchu, bo rano nareszcie skontaktował się z tobą twój fixer. Koniec stagnacji. Zerknąłeś jeszcze raz na palmtopa. Była 10:12. Za niecałą godzinę mieliście spotkanie w umówionym miejscu.
Młoda kelnerka po raz kolejny podeszła do ciebie z dzbankiem świeżo zaparzonej kawy
- Czy dolać? – spytała

URSHAK

Tej nocy nie bardzo mogłeś spać. Jakaś parka za ścianą za bardzo hałasowała.
Siedziałeś więc pogrążony w medytacji, a jedynym światłem jakie rozpraszało mrok twojego pokoju było światło małego holoprojektora, na którym nagrana była dla ciebie wiadomość od Gorrosha. „Horda” zlecała ci kolejne zadanie. Spotkanie miało odbyć się niedaleko centrum plexu, w dyskotece „Lucky Coin” Nie cierpiałeś takich miejsc. Miejsc pełnych bubków z grubymi portfelami, pełnych pogardy dla takich jak ty. Ale każde zlecenie przybliżało „Hordę” do celu. Dlatego teraz koncentrowałeś się na wewnętrznym spokoju. Za 4 godziny odchodził pociąg kolejki podmiejskiej, która miała zawieźć cię do celu. Będziesz gotowy.

GRIM

Życie samotnika w metroplexie potrafi być bardzo uciążliwe. Ale ty nie narzekałeś. Frankfurt był twoim domem. Znałeś każdy jego zakamarek i mimo, że ludzie zazwyczaj cię nie zauważali, wiedziałeś bardzo wiele o swoich najbliższych sąsiadach.
Pani Steinbach z pierwszego piętra na przykład. Jej kotka często zaglądała w twoje okna na poddaszu starej kamienicy. Wiedziałeś, że ten zwierzak wiele znaczy dla staruszki.
Albo pan Fechner, stróż z parteru. Miał dziwny zwyczaj zaglądania do cudzych mieszkań pod nieobecność gospodarzy. Ale ty wiedziałeś jak się zabezpieczyć przed jego wścibskim nosem. Pan Fechner nigdy nie zapomni shurikena który dosłownie o cal minął jego głowę kiedy próbował „zwiedzić” twoje schronienie.
Tak, lubiłeś ten pokój o wysokich sufitach, który umożliwiał ci swobodne, codzienne treningi.
Wykonywałeś właśnie swoje codzienne kata, kiedy twój palmtop na stole zadzwonił.
„Masz jedną, nową wiadomość” – odezwał się słodki kobiecy głos – „Spotkanie dziś o 18:00 w barze „Lucky Coin”. Mr. Johnson”

ARIEL COSIK

- Suń się stary - Meilo, jeden z gangerów Ariela próbował się przecisnąć przez tłumek zebrany przy barze, do lady - Kumasz stary, jak już zaczniesz tę robotę, to rzucić się jej nie da. - zasunął komuś z łokcia
- Zalewasz Meilo - Ariel złośliwie uśmiechnął się pod nosem
W końcu udało im się dopchnąć i barman bez pytania postawił przed nimi dwie butelki piwa.
- Panie Tzoschick - ork za barem wyszczerzył zębiska w uśmiechu - pan Moreno zostawił dla pana malutki prezencik - barman wyciągnął spod lady mały pakunek.
Nareszcie, pomyślałeś. Zainwestowana kasa zaczęła pracować. Rozerwałeś kopertę i w środku znalezłeś zwykłego palmtopa. Mimo, że Meilo próbował ciekawsko zaglądać udało ci się dyskretnie przejrzeć jego zawartość.
Użyłeś swojego standardowego loginu, a wtedy na ekranie pojawiła się wiadomość:
„Spotkanie jutro o 18:00 w barze „Lucky Coin”. Mr. Johnson”

To trzeba było oblać.






Bar "Lucky Coin" we Frankfurcie przygotowywał się na przyjęcie wieczornych bywalców. Nad jego wejściem powoli obracał się trójwymiarowy neon w kształcie złocistej chińskiej monety, wokół której ścigały się animacje smoka i feniksa. A na małym odbiorniku trideo, jeszcze przed wejściem można było obejrzeć wirtualne menu, zarezerwować stolik i złożyć zamówienie. Potężny troll-wykidajło przy wejściu, leniwie obserwował wchodzących gości, czasem tylko uprzejmie prosząc o przekazanie wnoszonej broni koledze.

"Z całym szacunkiem, to względy bezpieczeństwa. Nikt nie chce kłopotów. Otrzyma pan numer depozytu - wystarczy go potwierdzić przy wyjściu, a zwrócimy sprzęt nienaruszony. Gwarantujemy."

Zamontowany w bramce skaner informował, których gości dotyczy to specjalne traktowanie.

We wnętrzu baru Mr. Johnson powoli sączył swojego synt-drinka. Umiejscowiony w jego polu widzenia wirtualny zegar powoli odmierzał czas pozostały do umówionego spotkania - 18.00 CET. Pora była dobrana specjalnie. W barze będzie na tyle dużo gości, że ewentualni podsłuchiwacze będą mieli poważnie utrudnione zadanie; z drugiej strony tłok będzie jeszcze za mały, aby ktoś - nieważne kto - mógł liczyć na udaną próbę niezauważonego zabójstwa. Lokal też spełniał niezbędne warunki dyskrecji i bezpieczeństwa. Na pozór była to typowa dyskoteka, jedna z setek, jeśli nie tysięcy w całym metropleksie. Ale ochroniarze byli kompetentni i nigdy nie ćpali ani nie chipowali w robocie. Właściciel regularnie sponsorował zarówno lokalny gang, jak i gliniarzy z patrolu - burdy i policyjne naloty zdarzały się tu bardzo rzadko. A poza tym wszyscy - barman, kelnerki, ochroniarze - zostali tradycyjnie posmarowani nuyenami i wiedzieli, że jeśli hojny Mr Johnson będzie zadowolony, to być może kiedyś umówi się tu na inne spotkanie. A wtedy wszyscy na tym skorzystają.

Mr Johnson przewinął okna z wiadomościami od swojej obstawy. Tak, nigdy nic nie wiadomo - ktoś mógłby być bardziej od niego hojny dla obsługi. Ktoś mógłby chcieć poznać szczegóły rozmowy ze zleceniobiorcami - zasobami wymiennymi, poprawił się w myślach Mr Johnson - lub uprzejmie poprosić, żeby nikt nie zwrócił uwagi na pistolet lub nóż, wymierzony w plecy Mr Johnsona. Dlatego jego własna obstawa zmieszała się z gośćmi, a pod stolikiem przyklejony był generator białego szumu. Profesjonaliści zawsze starają się minimalizować ryzyko, a Mr Johnson był profesjonalistą.
Do spotkania pozostało kilkadziesiąt sekund. Choć czekał na pozór spokojnie, powoli zaczął odczuwać przypływ adrenaliny. Jego robota nie była bezpieczna, ale opłacalna i - do licha! - po pewnym czasie ciężko obejść się bez dawki emocji.

Właśnie wtedy - dokładnie o umówionej porze - jego commlink wyświetlił informację od ochrony. Pierwsza z oczekiwanych przez niego osób akurat stawiła się na spotkanie...



Mr Johnson przez chwilę lustrował najemników wzrokiem. Po czym uśmiechnął się prezentując zestaw idealnie równych zębów i rozpoczął:

- Witam. Jak widzę, jesteśmy już w komplecie. Nazywam się Mr Johnson i potrzebuję pomocy w sprawie, której rozwiązanie wymaga osób o szczególnych talentach. Nasi wspólni znajomi twierdzą, że jesteście właśnie takimi osobami. -spojrzał po kolei po wszystkich twarzach zebranych runnerów i kontunuował - Zadanie polega na odnalezieniu zaginionej osoby. Zwracam się do was na prośbę jej rodziny. Jak widzicie, nie chodzi o nic nielegalnego - Mr. Johnson uśmiechnął się przy tym szerzej - powiedziałbym nawet, że wprost przeciwnie. Sprawa jest dość pilna. Zaginięcie nastąpiło kilka dni temu, a ze względu na okoliczności obawiamy się, że owej osobie może grozić niebezpieczeństwo. Na szczęście istnieje spore prawdopodobieństwo, że wciąż przebywa na terenie Frankfurtu. Waszym celem będzie jej odnalezienie i doprowadzenie w bezpieczne miejsce. Jeśli... jeśli okazałoby się, że doszło do najgorszego, rodzina będzie chciała odzyskać ciało i dowiedzieć się co się stało. - ponownie przerwał na chwilę i powiedział

-Proponuję wam po 40000 nujenów. 15000 zaliczki teraz, reszta po wykonaniu zadania. Jeśli jesteście zainteresowani, możemy przejść do szczegółów.

Spojrzał po kolei po twarzach runnerów i nie widząc sprzeciwu kontynuował.

- A zatem przejdźmy do rzeczy. Mr Johnson powoli sięgnął do wewnętrznej kieszeni marynarki. Wyjął z niej niewielki chip optyczny w przezroczystym opakowaniu i położył go przed sobą, apotem splótł dłonie nad stolikiem. -
Zaginiona osoba to Jessica Tatsumato. Lat piętnaście, córka pary pracowników jednej z korporacji. Trzy dni temu wybrała się na zakupy z przyjaciółkami, pod opieką ochroniarza. Nie wróciła. Dochodzenie jak dotąd nie przyniosło rezultatów. Z zeznań dziewcząt wynika, że odłączyła się umyślnie - zakupy miały być tylko pretekstem do samowolnej wycieczki, na którą w z całą pewnością nie otrzymałaby pozwolenia. Wycieczki do Westend Süd - przerwał i podkreślił. -Westend Süd-Wüste. Tak, właśnie na te pustkowia. No cóż, w tym wypadku rodzice tej dziewczyny mieli poważne powody do niepokoju. Nazwać tę dzielnicę "slumsami" to niedopowiedzenie. Oficjalne określenie to "strefa zdemilitaryzowana. Każdy pleks na świecie ma jakieś miejsce, do którego spływają społeczne męty. We Frankfurcie takim miejscem jest Westend Süd-Wüste. Nastolatka z korporacyjnej rodziny miała kiepskie szanse na przetrwanie w getcie, do którego policjanci zapuszczają się wyłącznie uzbrojeni po zęby i gdy nie mają innego wyboru.

Mr Johnson popchnął chipa w stronę runnerów i kontynuował:
- Na tym chipie zapisane są informacje, które udało się zdobyć: zeznania, zapis z miejskiego monitoringu, dane Jessici i jej commlinka. Znajdziecie tam również adres węzła w Matrycy, który potraktujemy jako skrzynkę kontaktową. Gdy tylko odnajdziecie dziewczynę - i będziecie w zasięgu sieci, a wiem, że w Westend Süd są z tym problemy - wyślijcie tam informację. Podam wtedy, gdzie należy ją odstawić. Z pewnych... względów jej rodzice wolą, żeby całą sprawę załatwić w miarę dyskretnie. Jeśli dziewczynie potrzebna będzie pomoc medyczna, koszty oczywiście zostaną równiez pokryte.
To już wszystko.
Czy mam rozumieć, że mamy umowę?
 
__________________
Podpis zwiał z miejsca zdarzenia - poszukiwania trwają!

Ostatnio edytowane przez Felidae : 17-11-2010 o 08:32. Powód: rozbudowanie posta
Felidae jest offline  
Stary 16-11-2010, 14:52   #2
 
one_worm's Avatar
 
Reputacja: 1 one_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputację
Urshak po medytacji wyruszył przez franfurt do miejsca spotkania, pogoda nie dopisywała. Ork siedzaił w wagonie sprawiając wrażenie osoby, która jest bo jest i jest to lokalny element otoczenia. Z pogardą patrzył na tych wszystkich "ucywilizowanych meta-ludzi" - przecież wszyscy jesteśmy ludźmi! Tylko inaczej wyglądamy, to jak z kolorem skóry...Tak przynajmniej próbował wierzyć. Wagonik sunął prędko z regularnym łoskotem otwierania drzwi na każdym przystanku. W końcu i przyszła jego kolej. Urshak wstał i ruszył przed siebie. Po kilkunastu chwilach odnalazł lokal " Jakie to typowe, stoją jako ochroniarze, ciekawy czy którykolwiek *TAKI* człowiek może sporo zarabiać za legalną robotę". Nie może...

- O...Ork... Daj nam broń, dostaniesz pokwitowanie i sobie później ją weźmiesz, żadnych burd i będzie wszystko w porządku. - Rzekł na powitanie troll. Powiedział to głosem dumnym, jakby dzięki jego pracy świat właśnie stał się bezpieczniejszym i lepszym miejscem.
- Proszę, oto moja broń - odrzekł szaman, po czym zabrał pokwitowanie i chciał wejść do środka.
- Laska też- wskazał troll na drewnianą laskę pokrytą skórą węża.
-Chyba nie pozbawicie schorowanego orka podpory...- popatrzył się po ich minach i wychwycił spojrzenie- no dobra, pozbawicie- po czym niechętnie oddał im swoją laskę i totem zarazem.

Po wejściu do środka uderzyło go to co zwykle w takich miejscach - muzyka. Fakt, faktem lokal nie sprawiał wrażenia pierwszej, lepszej mordowni no ale... Rozjarzał się po całym pomieszczeniu. Wszystko było takie jasne i świeciło po oczach. Ta muzyka działała mu na nerwy - on osobiście nie nazwałby tego muzyką. No nic to podszedł do umówionego stolika, było mało ludzi więc bez trudu mógł to zrobić. Usiadł, po chwili zaczęli schodzić się inni. Najbardziej denerwowało go to pogardliwe spojrzenie - nic o nim nie wiedzą ale zapewne mają już wyrobione o nim zdanie...


Gdy wszyscy przyszli, a jegomość się przedstawił Urshak zamówił coś do picia. Siedział i opowiadał im o jakiejś siksie co to chciała być fajna i jej nie wyszło i zamiast się trzymać bardziej cywilizowanych dzielnic poszła w najgorszą możliwą. Bez ochrony. Urshak westchnął.
- Przyjmuję robotę... teraz przejdźmy do szczegółów... - rozpoczął rozmowę i o jej szansach na przeżycie...
 
__________________
Do szczęścia potrzebuję tylko dwóch rzeczy. Władzy nad światem i jakiejś przekąski.

Ostatnio edytowane przez one_worm : 16-11-2010 o 14:55.
one_worm jest offline  
Stary 16-11-2010, 16:41   #3
 
Kenny's Avatar
 
Reputacja: 1 Kenny jest na bardzo dobrej drodzeKenny jest na bardzo dobrej drodzeKenny jest na bardzo dobrej drodzeKenny jest na bardzo dobrej drodzeKenny jest na bardzo dobrej drodzeKenny jest na bardzo dobrej drodzeKenny jest na bardzo dobrej drodzeKenny jest na bardzo dobrej drodzeKenny jest na bardzo dobrej drodzeKenny jest na bardzo dobrej drodzeKenny jest na bardzo dobrej drodze
Ubrałem się i wyjrzałem przez okno. Ulica była dosyć ruchliwa jednak nie było słychać żadnych hałasów. Wyszedłem z mieszkania. Zamknąłem drzwi i przekręciłem kluczyk w zamku. Poprawiłem maskę i skierowałem się na dach.
-Ehh... Dach, dach, dach. Chyba najspokojniejsze miejsce w tym domu.
Usiadłem na brzegu budynku spuszczając nogi.
-Grim pośpiesz się. Spotkanie za 40 minut.
Wyjąłem z kieszonki pda. Włączyłem hologram mapy trójwymiarowej i położyłem go na ziemi. Bar "Lucky Coin" znajdował się jakieś 2 kilometry od miejsca mojego zamieszkania. Spojrzałem jeszcze raz na migającą czerwoną kropkę na mapie.
-Alicjo. Nie odbieraj żadnych połączeń ii wiadomości przez najbliższe 4 godziny.
Pda za wibrowało. Usłyszałem słodki głos kobiety.
-Dobrze.
Schowałem pda do kieszeni i zeszedłem na dół. Ruszyłem ulicą w kierunku baru. Szedłem powoli ulicą. Przyglądałem się ludziom. Nagle moją uwagę zwróciło ciche szlochanie z bocznej uliczki. Skręciłem do niej. Zobaczyłem małą płaczącą dziewczynkę. Podszedłem do niej i kucnąłem.
-Kim jesteś? Co się stało? I czemu płaczesz?
Dziewczynka przetarła łzy.
-J-J-J-Ja zgub-b-b-biłam mam-m-m-me.
Mała płakała cały czas. Wziąłem ją za rękę i pomogłem jej wstać.
-Choć poszukamy twojej mamy.
Wyszliśmy na ulicę.
-Zzzzzzzzzzzzzzosiu! Czekaj.
Obejrzałem się. W moją stronę biegła młoda kobieta. Na oko jakieś 29 lat.
-Zosiu.
Kobieta złapała dziewczynkę.
-Nigdy więcej mi tak nie uciekaj. Dziękuje bardzo panu. Kim pan jest?
Kobieta spojrzała się na mnie badawczo.
-Jestem Grim.
Odsłoniłem maskę i uśmiechnąłem się. Kobieta podziękowała jeszcze raz i razem z małą dziewczynką ruszyły dalej.
-Grim.! Za 10 minut spotkanie.
Poprawiłem maskę i ruszyłem w stronę baru. Kiedy do niego dotarłem wszyscy pozostali już byli. Usiadłem na wolnym miejscu. Jeden z przyszłych współpracowników podał mi kartkę i zdjęcie.
-A więc ty musisz być grim.
Spojrzałem na starszego pana siedzącego w cieniu.
-Tak jestem grim.
Mężczyzna wstał i podał mi rękę.
-Miło mi cię poznać jestem pan Johnson.
Podałem mu rękę i usiadłem. Spojrzałem się na kartkę.
. Założyłem nogę na nogę. Pan Johnson podsuną mi chip. Włożyłem go w pda. Zabrzęczał cichy lecz daje słodki głos alice.

SIN: [756294577203819720299...7271975368575458465]
Imię: Jessica
Nazwisko: Tatsumato
Rasa: Człowiek
Płeć: K
Wiek: 15
Zdolności magiczne: N
Wszczepy: Brak (Uwaga #1: 14 miesięcy przed zaginięciem poddana zabiegowi kosmetycznemu celem uwydatnienia w wyglądzie cech typowych dla osób pochodzenia japońskiego)
Obywatelstwo: wykasowano
Miejsce zamieszkania: wykasowano
Rodzice: Tadashi Tatsumato, Lisa Tatsumato
Data zaginięcia: 2063.09.20 godzina 16:14:02
Ostatni raz widziana: Przystanek nr 0225 kolejki podmiejskiej Frankfurt [załącznik 1],
ubranie: jasnobłękitna bluza szkolna, biała koszula, niebieska spódnica, biało-błękitne buty potwierdzone przez świadka nr 4.
Stan śledztwa: w toku

-Hmmm... A więc naszym zadaniem jest ją odnaleźć.?
Spojrzałem na zdjęcie. Znajdowała się na nim znajoma mi dziewczyna.
-Tak. Macie postarać się przyprowadzić ją żywą. Jeśli się to nie uda macie dowiedzieć się co lub kto ją porwał i zabił.
Położyłem dokumenty na stole.
-Mi taka praca pasuje. Dawno nie miałem jakiejś ciekawej roboty.
Spojrzałem się na siedzących przy stole ludzi i czekałem na ich reakcję.
 
__________________
Odwaga to panowanie nad strachem, a nie brak strachu.

Ostatnio edytowane przez Kenny : 17-11-2010 o 15:12.
Kenny jest offline  
Stary 16-11-2010, 19:30   #4
 
majk's Avatar
 
Reputacja: 1 majk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodze
W nowej marynarce Wesson’a, nowych butach deCoco, a nawet nowej koszuli Liumierra- stałem w pieprzonej saunie pocąc się jak zwierze. Szlag mnie trafiał na myśl o każdej kolejnej sumie jaką wydałem na ten komplet. Szlag mnie trafiał, że tego nie przewidziałem. Szlag mnie trafiał, bo jeden z goryli wylał na rozżarzone kamienie pół wiadra wody. Ten stojący za mną –goryl- wsadził mi łokieć pod żebra wymuszając odpowiedź na zadane przed chwilą pytanie. Przede mną, z uśmiechem na parszywej gębie, wpychając grubymi jak kiełbasy paluchami winogrona do tegóż otworu, siedział prowodyr mojej męki. Otyły jak Roseanne ork leżący niczym cezar na jednej ze swych uczt. Nowo-zarobas w mieście pieniądza, mający się za bisnesman’a z klasą- tak na prawdę śmieć jakich mało. Fixer, gangster, cholera wie co jeszcze... von Klausewitz, by go szlag.

-[i]Znowu walisz mnie na kasę Klaus. Moja stawka rośnie, a na bilingu widzę cały czas tą samą nędzę.. Coraz mniej mi się to podoba, -[i/]dałem jasno do zrozumienia, że tak: „chodzi o kasę”-, nie tak się umawialiśmy. Kiedy, porządnie –zaakcentowałem, uregulujemy moją należność? –jemu się to wyraźnie nie spodobało.

-Nie pierdol banałów Rid, nie mi.. mhehee hehehee –był u siebie, a to dawało mu dużą przewagę. Wyśmiał mnie, bo miał ku temu środki. –Nie jesteś znowu taki dobry jak ci się wydaje, Brewster, nic wyjątkowego moim zdaniem. Ot, pies. –skurwysyn-A ja jestem takim jakby hodowcą, nadążasz?-pytanie było retoryczne, w rzeczywistości dawał mi wybór- ja natomiast nie mogłem znieść tylko jego odrażającej aparycji i zerowych manier.
~Ot, zero podniesione do potęgi..-pomyślałem

Nadążałem jednak znacznie lepiej niż myślał, milczałem więc połykając te zniewagi w duchu zwiastując przykry koniec naszej współpracy. Mimo, że on utrzymywał inaczej musiałem być conajmniej niezły. Inaczej rozwaliłby mnie tu i teraz, zmył krew szlaufem i dalej prażył tyłek jakby nigdy nic. Rozejrzałem się po kafelkach szukając śladów krwi- w myślach idąc krok dalej w tym krótkim dialogu: ”...mniej wpierdalaj, gruba świnio, a nie sauna. Co za kretyn..”. Nie łykałem jego groźby, ważne było już tylko to, że przekroczył granicę współpracy. Klasewitz szkodzi- jak to się mówi. Jemu wydawało się wręcz odwrotnie, bo podał mi chip ze zleceniem i kilka stów zaliczki mówiąc:

-Pokaż klasę to pomyślimy o awansie, młody. -przekaz był jasny.

Wyszedłem z wilgotnej łaźni w towarzystwie dwóch pierwotniaków-ludzi, małego i dużego łysego fizola, w milczeniu. Już na pierwszy rzut oka nie wyglądali mi na rozmownych, choć byłem pewien, że na hasło „nu-anabolik” zareagowaliby jak ćpun na działkę. Nosili spodnie od garnituru i czarne koszule z trudem mieszczące napakowane klaty, a do tego sportowe buty. Wątpiłem, by byli na tyle rozgarnięci by samemu zapiąć mankiety, aż strach pomyśleć kto im wiązał adidasy- z drugiej strony pewnie nie za to dostawali pensje. Ich pracodawca, Klaus, wytatuowany ork-wannabe sądzący, że ma gust i ma za co-, pożegnał mnie paskudnym uśmiechem. Faktycznie wyglądał mi na hodowcę- najpierw pokazał kto tu rządzi, na odchodne pokusił nagrodą. Wydaje mu się, że to chyba jakaś forteca.. Ma się za sprytnego.., ale to dobrze. A teraz do rzeczy..

**

Lucky Coin był niewieklim klubem, w sam raz wręcz do interesów. „Moja” limuzyna podjechała przed drzwi, przedstawienie czas zacząć. Pewnie wyskoczyłem z auta, poprawiłem rondo kapelusza i ruszyłem w stronę głupków. Widziałem, że mierzą mnie wzrokiem. Zaskoczeni ciemną cerą, nietuzinkowym ubiorem. Podziwiają krój płaszcza, wzór deltoidów na granatowej marynarce i jasny kołnierz bi-jedwabnej koszuli sięgający prawie kości policzkowych. Zdziwiliby się jeszcze bardziej, gdyby na ubraniach widniały ceny. Gdy byłem o krok od nich doszli do butów- jasno-kremowych, wiązanych trzewików. Z otwartymi gębami patrzyli na mnie jak na przybysza z innej planety. Gdy kładłem na śmiesznej tacce małego Colta skinieniem wskazali drzwi. Zawsze go biorę na spotkania, gdzie na pewno zabiorą spluwy- jego mi nie szkoda. Obok pistoletu położyłem kapelusz i również bez słowa wszedłem do środka. Dokładnie tak jak chciałem.
Tam bez trudu znalazłem lożę Johnsona i usiadłem na jednym z foteli. Wysłuchałem co miał do powiedzenia. Przytaknęłem akceptując zlecenie. Sprawiał wrażenie przyjemnego kolesia, z prawdziwą klasą, a mimo to nie zepsutego. Był zadziwiająco spokojny jak na mój gust. To skłaniało mnie do wrażenia, że wie więcej niż mówi. Nie był głupi. Mógł mnie przekręcić, ale to paradoksalnie podobało mi się w nim. To była zupełnie inna liga w porównaniu do mojego fixera. Idąc dalej tym tropem przyjrzałem się współ-zatrudnionym. Nie mówiąc i nie robiąc zupełni nic łowiłem szczegóły i zachowania, pewny, że inicjatywa wykrystalizuje się skąd inąd.
 
majk jest offline  
Stary 16-11-2010, 19:57   #5
Banned
 
Reputacja: 1 Aschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znanyAschaar wkrótce będzie znany
Wytoczyłem się z taksówki i zbierając resztki godności z chodnika wszedłem do Sheratona. Kontuar na szczęście nie był zbyt odległy od wejścia, a i uczynny boy hotelowy uchronił mnie przed nagłym atakiem przypuszczonym przez puszysty dywan. Po chwili byłem już w pokoju. Powiedzmy sobie szczerze - z kiedyś wielkiej hotelowej marki pozostała już tylko nazwa i lekko wyblakły plusz.

W zasadzie powinienem zacząć już trzeźwieć, aby w miarę funkcjonować w tym mieście, ale... Właśnie... pozostawało ale.

Cholera. Hotelowy rzutnik wyświetlił zdjęcie


otworzyłem kolejną w dniu dzisiejszym butelkę:

- Za was... Albo za nas... Cholera wie... - duszkiem opróżniłem połowę butelki i usiadłem na parapecie. Gdzieś z tyłu krople dudniły o potężną taflę szkła. "Zbierz się w sobie... Minęły trzy lata. Czas się otrząsnąć. Żyć dalej. Ich już nie ożywisz..."

Szkło butelki trzasnęło w ręce... Też pamiątce po tym dniu... Poszedłem do łazienki i wsadziłem rękę pod kran. Po chwili było po wszystkim. Wróciłem do pokoju i usiadłem na fotelu.




Tak, byłem młodszy, przynajmniej z wyglądu. W dzisiejszym świecie wszystko było możliwe... Prawie wszystko...

- Przepraszam Mirage, wybacz Tito... Ja też powinienem wtedy zginąć...



*****


Adam po raz kolejny spojrzał na wyświetlaną na monitorze niewielkiego PDA informację. Musiał przyznać, że to był ciekawy zbieg okoliczności, ale w końcu... Pijacki wypad do Europy miał szansę na przerodzenie się w coś konstruktywnego.

Sportowa marynarka, zegarek i w miarę trzeźwa twarz powinny wystarczyć na spotkanie. Nie było wiadomo kto to i czego chce. Lokal wydawał się dobrą przykrywką dla każdego... A ktoś zadał sobie sporo trudu, aby go namierzyć - tu w Europie. Można było więc spokojnie udać się na spotkanie nie pokazując za wiele...

Zagrajmy więc... kolejną grę.


*****


Kolejna rozmowa zaczęła się jak zawsze - pan, nazwijmy go, Johnson niewiele mówiąc wyjawił w czym rzecz i za ile rzeczona rzecz. Jax skinął głową uważając, że aż nadto to wystarczy. Jeżeli zadanie by go nie interesowało po prostu by wyszedł...
 
Aschaar jest offline  
Stary 16-11-2010, 21:52   #6
 
Kiep_oo's Avatar
 
Reputacja: 1 Kiep_oo nie jest za bardzo znanyKiep_oo nie jest za bardzo znanyKiep_oo nie jest za bardzo znany
Kolejny zwykły dzień w tym wielkim przytłaczającym molochu. Szara codzienność…

„Wyrwać się stąd i wyjechać do Nowej Zelandii, na Seszele, gdziekolwiek… Byle jak najdalej od tych ludzi, tego miasta… I tej paskudnej pogody.”

Deszcz padał od samego rana a niebo przysłonięte czarnymi chmurami nie przepuszczało ani promienia słońca. Z początku strumyczek, później potok, a teraz rzeka wody lała się na cały Frankfurt prosto z nieba. Kaspar nienawidził deszczu. W żadnej postaci. Ani jako mżawkę, ani jako ulewę. Po prostu nienawidził i koniec. Tym co podniosło go na duchu była wiadomość.

„Mr Johnson. Nie mówi mi to zbyt wiele…”

Nie przeczuwał, by to spotkanie okazało się dla niego w jakikolwiek sposób wartościowe. Z drugiej jednak strony miał nadzieję, że dzięki niemu jego nędzne życie w jakiś sposób zostanie urozmaicone. Potrzebował czegoś nowego… Czegoś jak zastrzyk energii. I oczywiście zastrzyk gotówki… W sumie bardziej zależało mu na tym drugim. Kwota na koncie topniała w zastraszającym tempie, a on nie był przyzwyczajony do życia pełnego wyrzeczeń.

Postanowił zebrać się jakoś w sobie i zrobić wszystko by wypaść dobrze na tym spotkaniu. No, może nie od razu dobrze… Przyzwoicie w zupełności wystarczy. Jednak nawet to niezbyt mu wychodziło od pewnego czasu. Ostatnie zlecenie miał ponad rok temu, od tamtej pory nic. Nawet jednej propozycji. Nie mógł pojąć jak to możliwe, że przez rok siedzi w tym mieszkaniu i nie robi zupełnie niczego. No, może poza wlewaniem w siebie przemysłowych ilości whisky. Ale to niezbyt ambitne i twórcze zajęcie.

Rozmyślania nad swym parszywym losem przerwał mu wwiercający się w czaszkę dźwięk dzwonka do drzwi. Ze nużeniem dźwignął się z krzesła i poszedł otworzyć niespodziewanemu przybyszowi. A raczej skurwielowi, który ośmielił mu się przeszkodzić podczas codziennych porannych narzekań. Tak czy inaczej, w drzwiach ukazał się znajomy kształt łysej główki i równie znajoma twarz.

- Witaj Franz! Co się stało? Nie można było zadzwonić? – mówiąc to, wpuścił przyjaciela do środka zamykając za nim drzwi.

Łysy facet nazwany Franzem rozejrzał się po jak zawsze schludnym i uporządkowanym mieszkaniu, po czym z radosnym uśmiechem na ustach zapytał:

- Nie został ci żaden Johnny Walker… Albo coś?


****


W końcu jednak, z paskudnym bólem głowy doprowadzającym do szaleństwa, Kaspar zajechał swoja Toyotą pod wyznaczone miejsce.
- Idealnie – wyszeptał sam do siebie, patrząc na zegarek, po czym wysiadł z samochodu i zamknął za sobą drzwi. Podszedł do wejścia i chwycił za klamkę.

- A broń? – gardłowym głosem upomniał go troll, jednocześnie zagradzając mu drogę. – Na tą tacę. O tutaj.
Najwyraźniej wygląd zewnętrzny gościa nie budził zaufania i poczucia bezpieczeństwa.
- Nie mam – niewielki tłumek ciekawskich gapiów już zaczął gromadzić się przed wejściem. – Do czego mogłaby mi się przydać broń w barze?

Strażnik jednak nie dał się przekonać tym zabójczym argumentem. Bezceremonialnie zaczął obmacywać Kaspara w poszukiwaniu giwery. Nie znalazł zupełnie nic i z głupim uśmiechem zażenowania przeprosił klienta:
- Pan wybaczy ale to rutynowa procedura. Pan rozumie… Każdego musimy przeszukać… Mam nadzieję, ze się pan…

Przerwało mu trzaśnięcie zamykanych drzwi wejściowych…
 
Kiep_oo jest offline  
Stary 17-11-2010, 13:33   #7
 
Minty's Avatar
 
Reputacja: 1 Minty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumnyMinty ma z czego być dumny
Słońce wzeszło nad Frankfurtem. Mokre od deszczu uliczki zalał potok światła, do mieszkań porządnych ludzi pukał już dzień. Ale porządni ludzie nigdy nie otwierają nikomu przed ósmą, dlatego mogą spać dłużej.
Ariel nie był porządnym obywatelem. Zdecydowanie nie. Od razu zerwał się na nogi, znaczenia nie miał nawet fakt, iż do jego nory w "tym lepszym slamsie, gdzie dźgali tylko w nocy", światło wcale nie dochodziło. Szyby były brudne i jakieś takie małe – piwniczne.
Cosik mieszkał razem z dwójką znajomych – tak łatwiej było opłacić to miejsce. Na niecałych dwudziestu metrach kwadratowych spało więc przeważnie od trzech osób wzwyż. Ale i do tego można się było przyzwyczaić.
Uniesienie powiek było tylko początkiem. Później trzeba było dźwignąć też głowę i resztę ciała... albo sturlać się z łóżka, co Cosik właśnie zrobił.
Czoło gangstera było spocone i zimne, w ustach panowała istna Sahara, a wątroba sprawiała uczucie, jakby była połączona jakąś siłą magnetyczną z podłogą. Ale przynajmniej nie kręciło mu się w głowie.
Mężczyzna ubrał się, starając przypomnieć sobie wczorajszą noc. Powąchał koszulkę – nic. W łóżku też spał sam... nie zawsze można mieć dobry dzień.
Naciągnął buty na stopy odziane w dwie inne skarpetki. Brązowy zamsz ciasno opasał kostki, a same bytu były leciutkie i nawet, nawet ład... stylowe – żeby nie przesadzić.


Na łóżku obok Timo leżał z jakąś dziewczyną. Była młoda, miała może siedemnaście lat. Odwrócona twarzą w stronę największego z gangsterów mieszkających w tej klitce wyglądała, jak dziecko szukające obrony u ojca. Tyle, że była raczej naga...
Ariel zaśmiał się pod nosem. Takiej groteski żaden ważniak z muzeum raczej nie widział.
Bo nie pił...

Panienkom mówimy, że ciepłą wodę odcięli nam wrodzy gangsterzy. Że niby boją się w ogóle do nas podejść... W sumie, to ciepłej wody nigdy tutaj nie było.

Na korytarzu znajdowała się toaleta i umywalka. Ariel przemył twarz,przejrzał się w brudnej części lustra, jaka pozostała po niedawnej bójce lokatorów. Wyglądał jak ktoś, kto całą poprzednią noc pił i bawił się w obskurnej knajpie. Prawda była dokładnie taka sama.
Znal go tutaj, nie musiał się martwić o portfel, czy cenny nóż,które nosił w kieszeni, jednak odruchowo sprawdził,czy ma wszystko przy sobie – wszyściutko.

Mężczyzna wrócił się do pokoju. Jego znajomi nadal spali. Było ciemno i pachniało alkoholem. Cosik z pewnością wolałby uniknąć tego zapachu.
Gdzieś pod łóżkiem znalazł czapkę, pistolet i okulary. Wziął wszystko i ruszył w drogę. Było trochę po szóstej.

Na dworze uderzyła go jasność połączona ze świeżym powietrzem, od którego zakręciło mu się w głowie. Do tego wszystkiego lało. Założył wełnianą czapkę i okulary – wyglądał teraz prawie, jak jakiś uczniak. Łatwiej kraść w takim przebraniu.

Ulice były brudne, ale swojskie i bezpieczne. Dla tutejszych, oczywiście. W takich miejscach dbało się o każdego, kto był częścią społeczności. Ariel przybył tutaj stosunkowo niedawno, jednak szybko się zasymilował.
Pociągi tutaj nie jeździły. Ani metro, ani autobusy. Trzeba było wyjść kawałek drogi do lepszej dzielnicy. Ariel i tak chciał się przejść – musiał trochę pomyśleć.

Na przystanku spokojnie zapalił papierosa i wyciągnął z kieszeni batonika (swoją drogą,tonie wiedział skąd słodycz znalazł się w jego kurtce). Niebo było szare, zwiastowało brzydką pogodę i taki sam dzień. Niskie ciśnienie i te sprawy... Może to i lepiej. W końcu, to taka oprawa doda niezbędnej dramaturgii całemu temu spotkaniu. Ariel lubił dramaturgię i wszystko, co mogło uczynić z niego interesującą postać.
Na ławkę przysiadła się jakaś kobieta z dzieckiem. Miała może dwadzieścia lat, za to dziecko samo już szło i wołało za nią „mama”. Przy tej pogodzie i w tej scenerii brudnego przystanku i pustej ulicy taka scenka wyglądała co najmniej wzruszająco. Ariel wręczył batonik dziecku, sam zaś, nie mając nic lepszego do roboty, odezwał się do dziewczyny.


- Ładny malec – zaczął, niczym staruszka w parku. - Też mam córeczkę, podobną do niej – skłamał.
- Tak? - zainteresowała się kobieta (swoją drogą nawet ładna). - A ile ma lat? Bo Lili to cztery skończyła jakieś pół roku temu, ona kocha być w centrum uwagi, jest sprytna... - rozgadała się.
Co lepszego można robić czekając na autobus? Chyba nic. Początkowo Ariel miał zamiar dociągnąć tę rozmowę przynajmniej do umówienia się na spotkanie, jednak kobieta nawet nie dała mu dojść do słowa.
Nadjechał autobus.
- Jedzie pani tym? - spytał wskazując pojazd, na który czekał.
- A tak, tak...
- Ach szkoda, ja jeszcze chwile muszę poczekać.


Trudno jest określić, czy świat zawsze był szary. Wymagałoby to jakiejś ponadczasowej wiedzy, albo wrażliwości, jakiej od dawien dawna nie spotyka się już na Ziemi. Jednak gdyby z góry przyjąć, że tak właśnie było, to co? Subiektywne ustawianie świata pod własną, zdeprawowaną osobę to dobry sposób?
Świat pewno stałby się lepszy – to chyba dobry pomysł. W końcu to dlaczego ktokolwiek miałby zazdrościć poprzednim pokoleniom.
Ale nie wszystko jest takie łatwe.
Ci z góry, bogacze... to oni niszczą tę teorię. Świat to nie tylko brudne ulice, właśnie przez to wszystkich ciągnie na wierzch, na brzeg tego bagna... Ja stoję już z suchymi kolanami. Nie odpuszczę, chociaż pracuję dla ludzi, których nienawidzę, a robię to tylko po to, żeby stać się jednym z nich.


Klub, bar czy co tam to było, okazało się mocno zatłoczone i głośne. Ariel lubił takie miejsca. Nie był kleptomanem, ale kiedy coś mu się podobało, to miał zwyczaj to sobie brać. Jednak nie to było teraz priorytetem. Lepiej poczekać trochę, aż sprawa zlecenia się wyklaruje.
Ariel przybył chyba ostatni. Przy stoliku było już kilka osób. Mężczyzna podszedł tam pewnym krokiem. Poczuł smród.
Kurwa, co to za pies!? – rzucił pogardliwe spojrzenie zielonemu orkowi.
Dojście do wniosku, że „te sprawy” załatwi później nie zajęło mu zbyt dużo czasu. Tymczasem tylko się przedstawił i wsłuchał w słowa Mr. Johnsona, co jakiś czas spoglądając na to brudne ścierwo obok. Pod koniec rozmowy przyjął zlecenie krótkim „dobrze”. Facet obok niego też się nie rozgadał, a wyglądał na starego zabijakę. Nie było sensu zmieniać sprawdzonych wzorców

Okazało się, że mają znaleźć jakąś dziewczynkę. Dobrze, to nie jest trudne zadanie, zaś pieniądze były... duże i w miarę łatwe do zdobycia.
Zapowiadała się dobra zabawa. Tylko co zrobić z tym orkiem...?
 

Ostatnio edytowane przez Minty : 18-11-2010 o 07:39.
Minty jest offline  
Stary 22-11-2010, 23:31   #8
 
Lost's Avatar
 
Reputacja: 1 Lost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwuLost jest godny podziwu
Myślał o świecie poza nim. Tłumach, które przelewały się dookoła niego. Neonach próbujących wedrzeć się do gałek ocznych. Kobiecie, która została w łóżku jego apartamentu. Pistolecie włożonym do kabury. Nożu za pasem. Wszystko tak samo nieważne, jak ostatni łyk właśnie dopijanej kawy.
- Czy dolać? - Kelnerka wyrwała go z zamyślenia. White spojrzał na nią znudzonym wzrokiem i zaprzeczył ruchem głowy. Musiał już wychodzić. Aż wzdrygnął się na samą myśl o wyjściu w jesienny deszcz.

Szedł powoli z zaciągniętym na oczy kapturem czarnego płaszcza. Czuł się tak bezpieczny. Tak jakby kawałek materiału miał dać mu ochronę grubości wielu betonowych bloków. Był taki bezbronny wobec otaczającej go codzienności.
Szybkim krokiem przemierzał przecznice, aż do miejsca przeznaczenia. Buty rozbijały kałuże. Jak twarze. Może to nie najlepszy moment na to skojarzenie.

Sprawdził jeszcze raz ekran swojego palmtopa. Tak, to musiało być tutaj. Był na miejscu. Spojrzał z niesmakiem na wirujący neon. Otworzył drzwi i uciekając z ulic przemoczonego Frankfurtu trafił wprost do innego, przesiąkniętego dymem świata.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=0EOGduOIYkw[/MEDIA]

Na środku sali spowita pożądaniem i czymś na swój sposób brudnym wiła się ludzka kobieta. Dokoła sceny ludzie poruszali się w osobliwym tańcu. Pozostali klienci, przedstawiciele najróżniejszych ras ginęli w półmroku pomieszczenia. White rozejrzał się i w końcu dostrzegł swój kontakt. Uśmiechnął się pod nosem. W końcu.
Ruszył w jego stronę szybkim krokiem, gdy drogę zagrodził mu postawny Troll, którego wcześniej wyminął wykorzystując oddzielający ich tłum.

- Proszę pana... - tamten wydyszał, jakby mówienie sprawiało mu trudność. Ręce elfa machinalnie powędrowały do płaszcza. - proszę oddać broń koledze. Nikt tutaj nie chcę awantur. Dosta... - White przerwał mu stanowczym ruchem dłoni, odwrócił się na pięcie i oddał dwa noże oraz pistolet kolesiowi za kontuarem. Oczywiście nie miał ze sobą całego arsenału. Nie było potrzeby.

Bez broni czuł się jak mężczyzna, który na ustach ma jeszcze pocałunek, kobiety, której już nie ma. Musiał zapalić.
Skierował się do samotnego stolika, przy którym siedziała już grupa mężczyzn. Zaczepił po drodze bar zamówił gin z tonikiem i dopiero wtedy skierował się do swojego Pana Johsona. Kolejny Mr. White. Stojący obok ochroniarze otaksowali go wzrokiem i ustąpili z drogi. Nie spojrzał nawet na nikogo, zajmując ostatnie wolne miejsce.
Zastanawiał się nad tymi wiele razy. Współpracownicy. Nieistotne trupy padające podczas przerażających strzelanin.

Wsłuchiwał się w nieważne kwestie padające z ust tamtego. Dziewczyna ginąca w najgorszej dzielnicy tego miasta i zgraja awanturników w charakterze kawalerii. Kąciki ust same poszły w górę.
To się nie mogło udać.
A przynajmniej nie wersja, w której suka wraca żywa.
 

Ostatnio edytowane przez Lost : 25-11-2010 o 00:47.
Lost jest offline  
Stary 23-11-2010, 08:29   #9
 
Felidae's Avatar
 
Reputacja: 1 Felidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputację
Siedzieli przed nim w komplecie. Typowi Shadowrunnerzy, najemnicy. Jedni pewni siebie, spokojnie wyczekujący rozwoju wydarzeń, zaznajomieni z ulicą od lat, drudzy, zieloni i pełni niespokojnej energii, gotowi na wszystko.
Potrzebował ich, a oni potrzebowali pieniędzy, które mógł zaproponować. W zamian oferowali szeroką paletę usług.
Mr. Johnson uśmiechnął się w duchu. Taki układ był fair… przynajmniej z jego punktu widzenia.

Zleceniodawca przekazał zaliczkę Runnerom gdy tylko uzgodniono warunki umowy. Nie zrobił jednak tego za pośrednictwem przelewu, ale "fizycznie" - zostawiając na stoliku credstick. To dość typowy sposób zapłaty w Cieniach - niewielki elektroniczny "patyczek" zawiera pewną potwierdzoną ilość wirtualnych pieniędzy. Ponieważ jest przekazywany w realu, przepływ nujenów w tej formie nie zostawia po sobie śladu w Matrycy, który mógłby doprowadzić do którejś ze stron transakcji. Najwyraźniej Mr Johnson starał się zachować anonimowość swoją i zleceniodawców. To było normalne. Nikt nie chciałby przekazywać numerów swoich kont - jeśli są legalne, to zarazem powiązane z numerami ID konkretnej osoby. Jeśli składano je w nielegalnym banku, tym bardziej nie należało się z nimi afiszować.

Dane, które znajdowały się na chipie nie były zbyt dokładnie. Przejrzał je kilkakrotnie, zanim zebrał w całość.


SIN: [756294577203819720299...7271975368575458465]
Imię: Jessica
Nazwisko: Tatsumato
Rasa: Człowiek
Płeć: K
Wiek: 15
Zdolności magiczne: N
Wszczepy: Brak (Uwaga #1: 14 miesięcy przed zaginięciem poddana zabiegowi kosmetycznemu celem uwydatnienia w wyglądzie cech typowych dla osób pochodzenia japońskiego)
Obywatelstwo: wykasowano
Miejsce zamieszkania: wykasowano
Rodzice: Tadashi Tatsumato, Lisa Tatsumato
Data zaginięcia: 2063.09.20 godzina 16:14:02
Ostatni raz widziana: Przystanek nr 0225 kolejki podmiejskiej Frankfurt [załącznik 1],
Ubranie: jasnobłękitna bluza szkolna, biała koszula, niebieska spódnica, biało-błękitne buty potwierdzone przez świadka nr 4.





Stan śledztwa: w toku

<<Nagranie z kamery peronu>>
Pusty peron (ewidentnie zniszczony przez chuliganów i popstrzony graffiti). Zatrzymuje się wagonik kolejki jednoszynowej. Wysiada z niego jedna osoba - dziewczyna odpowiadająca zdjęciu i rysopisowi Jessici. Tuż po zamknięciu drzwi odwraca się i macha w stronę okna odjeżdżającego wagonika. Przez chwilę rozgląda się ze zmarszczonymi brwiami, po czym podskakując idzie w stronę schodów prowadzących na poziom ulicy i opuszcza nimi peron.

<<Nagranie zeznań Lola Weinberg>>

- Przesłuchiwana jest dziewczyna w wieku 15 lat, koleżanka z klasy Jessici.
- Byłyśmy pewne, że zdąży wrócić! Tak się umówiłyśmy: ja i Messumi zagadałyśmy pana Meyera i pociągałyśmy go ze soba po centrum handlowym. Był bardzo miły [czerwieni się]... nie, to nie tak jak pan myśli! Po prostu rozmawialiśmy. O ubraniach i commlinkach, chyba. Najpierw nawet nie zauważył, kiedy Jessica się odłączyła. Jak już się zorientował i nie mógł połączyć się z jej commlinkiem, bardzo się zdenerwował i wezwał ochronę centrum. Teraz w domu mam szlaban. Mam nadzieję, że Meyer-san nie będzie miał kłopotów? To naprawdę nie jego wina...



<<Nagranie zeznań Messumi Kassawaki>>

- Jessica powiedziała nam w tajemnicy, że chce zobaczyć, jak żyją prawdziwi metaludzie z innych ras. Od paru miesięcy regularnie wchodziła na forum Rassengleichheit i dyskutowała o ich równouprawnieniu. Mówiła, że rodzice wciąż nazywają orków i trolle kawaruhito, i nie pozwolą jej na "niewłasciwe" towarzystwo. Ale to trochę dziwne, bo przecież wszyscy u nas są bardzo tolerancyjni. (reszta wypowiedzi potwierdza zeznania świadka 1)

<<Nagranie zeznań ochroniarza Franka Meyera>>

- Tak, pełniłem tego dnia obowiązki w zakresie ochrony personalnej dla Jessici Tatsumato i jej koleżanek. Wszystkie trzy twierdziły, że chcą dokonać zakupów poza terenem AG Chemie. Jak się okazało, panienka Tatsumato umyślnie odłączyła się od nas i opuściła centrum handlowe. Gdy zorientowałem się w sytuacji, postąpiłem zgodnie z procedurami bezpieczeństwa.
Ze wstydem przyznaję, że nie dopełniłem swoich obowiązków i ponoszę winę za zaistniałą sytuację. Proszę o przekazanie państwu Tatsumato moich szczerych przeprosin.


Uwaga #2: świadek jest obecnie zawieszony w obowiązkach i toczy się przeciw niemu
postępowanie dyscyplinarne.

<<Nagranie zeznań Edwarda Halberga (elf, lat 41, pracownik Evo Corporation)>>

- Tak, widziałem tę dziewczynę - jechaliśmy jednym wagonikiem kolejki. Widziałem, jak wysiada na przystanku Westend Sued chciałem ją ostrzec, że to niebezpieczne miejsce, ale nie zdążyłem. Żałuję, że nie zareagowałem szybciej...

Taaak...

Mr Johnson sam miał wrażenie, że policja niezbyt mocno przyłożyła się do tej sprawy.
Prawdopodobnie gliniarze zaraz na początku dali sobie spokój. Szanse powodzenia były minimalne, a ryzyko oberwania w Westend-Sued bardzo duże.
Ale to nie był pierwszy przypadek takiego zachowania władz. Młoda dziewczyna, praktycznie na własne życzenie znika w dzielnicy, w której panuje niezły burdel.
Mr. Johnson przypomniał sobie słowa jednego ze swoich informatorów, którego zapytał o pustkowia Westend-Sued.

" Jak to, kurde, jest, że każdy łaps prędzej czy później potrzebuje coś załatwić w Westend-Sued?! Dawno tam nie byłem - coś ze dwa miesiące temu wyjechałem stamtąd z podziurawionym kufrem i czyimś mózgiem na oponach. Wcześniej było trochę spokojniej, ale akurat jakiś bardzo rozrywkowy klient mi się trafił. Teraz obsługują tam firmy, które stać na wzmocnione wozy. Znaczy takie, którym bulisz dziesięć razy tyle co gdzie indziej. Minimum dziesięć razy. Zresztą w większość tych zaułków wjedzie chyba tylko motocykl, samochód normalnie utknie.. No, co to ja miałem... Ostatnio rządzili tam chłopcy z gangu Stecher. Głównie orkowie i ludzie. Nosili barwy niebieskie i żółte, podpisywali się płomieniem w tych samych kolorach. Na dziwki to lepiej poszukaj innego miejsca - podobno jest tam parę znośnych lokali, ale w Westend-Sued najczęściej gangerzy po prostu łapią kogo chcą, robią z nim co chcą i nie płacą, więc ten interes nie bardzo się opłaca. Za to dilerzy prochów i BTLi prawie że rozstawiają stragany i neony z reklamą. No, trzeba ci coś jeszcze?"

Jemu pewnie nie, ale runnerom, którzy mieli zapuścić się w te okolice z pewnością tak – pomyślał. – przede wszystkim dużo odwagi i trochę szczęścia.
Ale nie miał wyrzutów sumienia. Takie były reguły gry w Cieniach.
Usiadł więc wygodnie i czekał na pytania.
 
__________________
Podpis zwiał z miejsca zdarzenia - poszukiwania trwają!

Ostatnio edytowane przez Felidae : 02-12-2010 o 12:16.
Felidae jest offline  
Stary 24-11-2010, 19:12   #10
 
one_worm's Avatar
 
Reputacja: 1 one_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputację
Urshak wstał i skierował się w kierunku wyjścia " No pięknie, teraz to dałeś popis. Po co się śpieszyłeś? Trzeba było pogadać z tym kolesiem zamiast się z nim wyzywać". Wtedy też nadeszła kolejna myśl" Zresztą, co za różnica połowa z nich uważa mnie za głąba, a druga połowa za śmierdziela". Przeszedł przez bar nie niepokojony przez nikogo. Przy wyjściu spotkał dwoje trolli:
- Już tak szybko?- nie wiedzieć czemu sprawiali wrażenie zawiedzionych...- Jesteś meta, to ci powiemy - nie dość, że nie lubił tego określenia to jeszcze usłyszał pewną cwaniczkowatość w głosie tego co gadał - Bo my mamy albo broń albo jakiś procent od każdego wszczynającego burdy.
Tajemnica rozwiązana. Zaspokoiło to jego ciekawość, dlaczego byli zawiedzeni jego wyjściem. Szkoda, że takie niskie pobudki nimi kierowały. Czekał jeszcze kilka chwil na deszczu. Nienawidził go zresztą, mokry, wlewa się wszędzie a szczególnie, czego serdecznie nienawidził, za kołnierz. Zaraz mu będzie zimno co tylko spotęguje jego złość. Po odebraniu swoich rzeczy i odczekaniu kilku chwil ruszył do domu. Przejechał kilka przystanków kolejką, wrócił do domu. Tam przebrał się w suche ciuchy i zaczął medytować. Medytacja była raczej krótka, gdyż chciał się przede wszystkim wyciszyć. Wysłał wiadomość do Gorrosha o przyjęciu zlecenia i zaczął szukać informacji na forum internetowym.

Urshak był orkiem który nie przepadał za nierównościami ani nie lubił hipokryzji. Dla jednych była to wada dla innych niekoniecznie. Tak czy tak zaczytywał się w kolejnych wypowiedziach sprawdzał wpisy. Ot dowiedział się, że każdy tam chce równouprawnienia dla nie-ludzi. Szkoda, że wszyscy są ludźmi i pochodzą z jednego gatunku. Czytał kolejne postulaty, manifesty. Ot zwykłe forum dzieciaków podczas okresu buntu. Tutaj go coś nacisnęło. Coś było nie tak. Wszystko wydawało się... być jakby ugrane, nie znał nicku dziewczyny na forum ale wiedział, że jakieś elementy układanki nie pasują. Przeczytał informacje z chipu. "Dziewczyna jest na forum, walczy o równouprawnienie" - Nagle ork z miną odkrywcy uderzył się w czoło-" Szlag, nie mam jej żadnego loginu, nicku czy czegokolwiek...- Ork myślał dalej- "Załóżmy zatem, że wierzyła w to co robi. Jej rodzice są wysoko postawieni w korporacji. No na tyle, że mają więcej do powiedzenia od przeciętnego człowieka w tym całym plexie. Ich córka znika w najgorszej dzielnicy, a policja szybko rezygnuje z poszukiwań. Dlaczego? Przecież córka tych ludzi miała ochroniarza, byli ważni. Dlaczego policja powiedziała "poddajemy się"? Jeżeli tak to sprawa była więcej jak śliska. Porachunki korporacyjne? A jej rodzice? Może wojna korporacji?"

Urshak wstał jakby rażony piorunem. Był już poranek. Mimo nieprzespanej nocy czuł się rześki jak nigdy...
- Gorrosh? Gorrosh ty leniwcze jeden, odbierz - i jak na życzenie odebrał
-Czego? Jest wcześnie rano koło ósmej...
-Nie śpij tylko słuchaj. Ta robota jest śliska, wysyłam ci dane ich rodziców, sprawdź wrogów ich korporacji i kontaktuj się ze mną. Możliwe, że to zostało ukartowane i sprawdź czym dokładnie zajmowali się rodzice tej dziewczyny. Kontaktuj się ze mną za pomocą pda.

Urshak wyleciał z mieszkania i wskoczył do pierwszego wagonika jadącego do tej parszywej dzielnicy. Po drodze sprawdził pda. Doszła wiadomość o spotkaniu w piwnicy. Postanowił, że uda się tam bez zwłoki.
 
__________________
Do szczęścia potrzebuję tylko dwóch rzeczy. Władzy nad światem i jakiejś przekąski.

Ostatnio edytowane przez one_worm : 03-12-2010 o 21:51.
one_worm jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:28.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172