Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 18-04-2017, 09:28   #121
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Choć Kelly była rzeczywiście niesamowita, Robin zdawał się nie zwracać na to specjalnej uwagi. Zasiadł na przeznaczonym mu miejscu i pochyliwszy głowę pogrążył się w jakimś zamyśleniu. Oparta o blat stołu dłoń bezwiednie żłobiła rysy w ulegającym paznokciom miękkim materiale. Uniósł spojrzenie dopiero gdy kapłan Feniksa pokazał zgromadzonym generalską głowę. Mimo widocznych wybroczyn i paru strzępów zwisających z przeciętej szyi, nie zdawała się budzić w psioniku żadnych emocji. A jednak wpatrywał się w nią intensywnie nawet gdy poszybowała w powietrze, odprowadzając jej lot do samego końca. Aż do momentu gdy znieruchomiała z zapiaszczonymi oczodołami. Uśmiechnął się do siebie na ten widok jakoś tak niepewnie, a gdy zapadła krótka przerywana pomrukami cisza, przeniósł uśmiech na zgromadzonych tu ludzi i nieludzi. Nie uszła jego oczom nerwowo unikająca wzrokiem jego okolic stołu Amna co sprawiło, że uśmiech psionika poszerzył się jeszcze bardziej. Nie uszła też zdenerwowana, czy jak się to tu mówiło, wkurwiona Lena. Ani Micha i Galaretka, których chyba wspólne starania spełzły tak samo na niczym jak i jego. Ani też w końcu Keiko, która zdawała mu się jakaś taka zmizerniała. Z sobie znajomych nie zobaczył tylko tej cichutkiej.
Grzecznie skinieniem głowy podziękował kapłanowi za wzmiankowanie po czym wrócił do swoich myśli i dłubaniny nie zwracając już uwagi ani na tłum, ani na generalski czerep.

Gdy uczta nabrała tempa, wstał i po chwili wahania nabrał sobie ze stołu czegoś co przypominało upieczone w jakiejś melasie, czy miodzie świerszcze. Oczywiście lubił mięso i placki, ale jakoś nie zauważył w okolicy ani zwierząt, ani łanów zboża, z których to produkty, od których uginały się stoły, miałyby pochodzić. Natomiast doskonale pamiętał co się stało z niewolnicami, które nie podzieliły losu Galaretki. Z miską pełną więc nietypowych chrupsów, ruszył wzdłuż stołów karmiąc kubki smakowe nowym doznaniem i podskakując co jakiś czas z nogi na nogę w rytm dzikiej muzyki. W międzyczasie zmierzył kilka wyzywających go niegotowych na przyjęcie generalskiej woli spojrzeń, pozwolił się obejrzeć dokładniej i zaszczycił skinieniem głowy kilku spoligliwszych, a także nieomieszkał pomachać do Amny, która nie odwróciła w porę od niego wzroku co sprawiło mu bodaj największą satysfakcję. Aż w końcu dotarł do Bezimiennej, która najwyraźniej nie interesowała w tym towarzystwie nikogo.
- Czemu posadził cię obok siebie?
- To chyba pytanie do niego -
odparła dziewczyna, której twarz “zdobiło” kilkadziesiąt kolczyków - Czyżbyś się go bał?

W odpowiedzi obejrzał się w kierunku kapłana, który gospodarskim okiem przyglądał się zabawie, a w zasadzie to chyba tylko jej płomiennej wodzirejce. Wzruszył ramionami.
- Gdyby ciekawiła mnie jego odpowiedź na to pytanie to zapytałbym jego. Wtedy w szpitalu powiedział, że grożąc mu nie mogłem gorzej wybrać. A jednak to ty tu siedzisz. Nie Ivan i nie Lena. Czemu?
- Potrzebuje mnie. Choć już może niedługo. -
odparła dziewczyna beznamiętnie.

- Potrzebuje całej Elity - prychnął Robin - Inaczej nie karmiłby swoich... kurw? … kurew? tymi waszymi tabletkami. Ale ciebie trzyma bliżej niż innych. A jednocześnie jakby miał cię w nosie. Czemu? - nie ustępował po czym uśmiechnął się złośliwie - Czyżbyś się bała odpowiedzi?
- Chyba nie ja powinnam jej udzielać, Generale. -
odpowiedziała spokojnie, choć w jej oczach czaił się strach.

- Ale ty ją znasz najlepiej - odparł Robin zagryzając świerszcza - Udziel mi jej. Proszę.
- Dlaczego? -
zapytała tak zwyczajnie. Musiała być prostą dziewczyną... zanim została wciągnięta w pajęczynę zależności Marco.

- Bo jestem ciekaw - ton jego głosu był równie zwyczajny - Tej, dzięki której żyję.
Bezimienna patrzyła na niego chwilę w zamyśleniu. Nie była ładna, było jednak w niej coś takiego... co przywodziło na myśl skojarzenie z sarną - była naturalną ofiarą, idealnym kąskiem dla drapieżników.
- Jeśli Kapłan uzna za stosowne cię wtajemniczyć, zrobi to sam. Nie powinnam ci wiele mówić. Dla mojego... i twojego dobra. Feniks potrzebuje mojej mocy przywracania równowagi. Tyle mogę ci powiedzieć, bo tyle mogłeś się domyślić.

- Ale nadal nie wiem -
nie ustępował - dlaczego śmierć Kruka go rozwścieczyła, a gdy tobie groziłem to nawet nie mrugnął okiem. A Lily? To też tajemnica?
- Nie jesteś w stanie mnie zabić. -
odparła cicho - Możesz mnie Generale zranić, skrzywdzić... tak, wiem, co robiłeś Karze. Przerażasz mnie. Ale... nie zabijesz.

Robin zaniemówił na chwilę. Przestał jeść i tylko patrzył na Bezimienną.
- To samo powiedziałaś jemu, prawda? - rzekł w końcu powoli - To dlatego tak cię traktuje…
Po czym uśmiechnął się zadowolony.
- Widzisz? Nie było to jednak takie trudne.
- Nie musiałam tego mówić. On to wie. Zabił moją rodzinę.
- szepnęła.

Pokiwał głową bez jakiegoś widocznego współczucia w tonie, czy spojrzeniu.
- Może zabić każdego. I tylko ciebie mu nie wolno. To go wkurza.
Zamyślił się na chwilę.
- Twoja rodzina była właśnie stąd? Z miasta Feniksa? To było jak z koleżankami Kary?
Dziewczyna milczała, wpatrując się w leżące na półmisku udko czegoś, co mogło być szczurem... lub czymś pokrewnym
- Byliśmy nomadami. - wreszcie przemówiła - Nie byliśmy wszyscy spokrewnieni, ale byliśmy rodziną. Zaatakowali nas. Mężczyzn zabili. Mojego brata zjedli. Mnie, moją matkę i jeszcze jedną dziewczynę zabrali. Matka i ja dostałyśmy Lekarstwo, bo Marco nie chciał nas ruchać. Ta trzecia trafiła do haremu. Matka zwariowała. Ja nie. - nagle z dziwną odwagą podniosła spojrzenie na twarz Robina. Dopiero teraz zobaczył, że ma bursztynowe oczy - Czemu cię to interesuje?

Wzruszył ramionami.
- Znam twój świat od dwóch dni zaledwie. Ciekawi mnie. Nie wiedziałem, że poza Edenem i Miastem Feniksa żyją jacyś ludzie - przerwał by po chwili podjąć rozmowę - Skąd wiesz? Że nie zwariowałaś?
Dziewczyna spuściła oczy i uśmiechnęła się. Chyba po raz pierwszy.
- Wszyscy zwariowaliśmy tutaj. Po prostu niektórzy... od tego umierają.
- Lub dzięki temu żyją -
dokończył powoli Robin - Dzięki za rozmowę, Bezimienna.
Odstawił pustą już miskę na stół i ruszył dalej pomiędzy świętujących feniksjan, którzy coraz chętniej oddawali się orgii jedzenia i nagości.



Zatrzymał się obok akurat nieniepokojonej przez nikogo Keiko i kucnął przy niej.
- Cześć - powiedział uśmiechając się - Rozwiążesz dla mnie zagadkę? Na pewnej polanie mieszkają króliki. Każdy z nich, żeby być zdrowym i zadowolonym musi zjeść jedną marchewkę dziennie. Ponadto, żeby wyhodować jednego królika, trzeba poświęcić 20 marchewek. Ile trzeba mieć zatem marchewek, żeby w ciągu pięciu lat od zera wyhodować i utrzymać tyle królików… ilu - zamyślił się jakby szukał dobrego przykładu - dajmy na to gości bawi się tu dziś na uczcie. Bez naszej dwójki. Przy założeniu, że przyrost królików jest stały w tym czasie. Dasz radę policzyć?
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin

Ostatnio edytowane przez Marrrt : 18-04-2017 o 09:48.
Marrrt jest offline  
Stary 18-04-2017, 19:53   #122
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Keiko rozejrzała się po stole. Naturalne było, że siedziała koło JPM. W końcu był jej przyjacielem. Spojrzała ponownie na stół. Było dużo różnego jedzenia, ale wyglądało dziwnie. Keiko nie jadła rzeczy, które wyglądały dziwnie. Mimo, że Ana zawsze powtarzała, że trzeba próbować nowych rzeczy. Te jednak nie wyglądały jak nowe. I nie było galaretki.
- Nie ma galaretki - stwierdziła Keiko, patrząc z niezadowoleniem w stronę JPM. Ten jednak zajęty był rozmową z kimś i tylko pogłaskał ją po głowie
Potem Keiko zogniskowała spojrzenie na Robinie. Mówił coś, strasznie długo, a Keiko ostatnio było trudno się skupić. - Króliki i marchewki, tak? - upewniła się. - Marchewek nie lubię, ale króliczki to zupełnie co innego. Są słodkie. Bardzo je lubię. Trochę jak kurczak, tylko słodsze. Pieczeń czy potrawka?

- Nie potrawka, a zagadka Keiko -
Robin położył rękę na jej dłoni na moment, ale zaraz zabrał ją - Króliczkowa zagadka. Pomożesz rozwiązać?
Keiko szybko przesunęła dłoń. Jej drobne palce zacisnęły się na ręce Robina.
- Nie chcę zagadek - potrząsnęła głową. - Chcę coś innego. Zabiłeś generała.. udusiłeś go, tak? - dopytała sucho o fakt. - Chcę się nauczyć to dawać. Duszenie, ale bez śmierci, rozumiesz? - skoncentrowała wzrok na twarzy chłopaka, ich oczy spotkały się na sekundę. - Nauczysz mnie? Dasz mi, tylko raz, potem będę już umiała.

Na twarzy młodego Generała mignęło zaskoczenie. Przygryzł wargi przypatrując się ciekawie koleżance jakby nagle zobaczył w niej kogoś nowego i uśmiechnął po chwili.
- W porządku. Dam ci. W zamian za rozwiązanie. Zgadzasz się?
Keiko pokręciła głową, lekko zirytowana.
- Nie mam ochoty na zagadki, mówiłam już. Ja ci pomogłam w lochu, teraz ty. Zasada wzajemności.

- Pomogłaś mi w lochu? - zapytał rozbawiony - Raczej chciałaś mnie tam zostawić. I poraziłaś mnie prądem. A poza tym to pomagałaś Marco, a nie mnie więc nie oszukuj. Jak nie masz ochoty to trudno. Ja policzę sam. A ty nauczysz się duszenia sama. Zasada wzajemności.
- Pomogłam Ci się uspokoić - przypomniała Keiko. - Zostałbyś tam, bo mogłeś wyjść tylko spokojny. I to ty chciałeś uderzyć mnie drzwiami. To nie było miłe. I wolno się bronić. Powinniśmy sobie pomagać, prawda?

- Powinniśmy -
przyznał - Ale ty nie masz ochoty. To też nie jest miłe.
Keiko zastanowiła się chwilę nad słowami chłopaka.
- Nie jesteś nauczycielem, tylko kolegą. Więc wolno nie mieć ochoty. - wyjaśniła mu najpierw. - Jesteś mi winien przysługę. Ale ja też mogę być miła. Po co chcesz tą zagadkę o króliczkach? Wyjaśnij.

- Ja nie pytam czemu prosisz akurat o taką przysługę. Ufam, że duszenie wykorzystasz w grzeczny i miły sposób. Zaufanie między kolegami jest ważne - powiedział pojednawczo, po czym dodał już poważnie - Jeśli chcesz, żebym ci to dał to powinniśmy się oddalić na chwilę. Inni mogą nie zrozumieć, że to będzie bez śmierci.
- OK - Keiko zeskoczyła z krzesła. - Myślałam, że to oczywiste. Przepraszam, powinnam była powiedzieć. Do obrony. Tu jest niebezpieczne. Mnie i moich przyjaciół. Jesteś moim przyjacielem, Robin?

Młody Generał ponownie wziął dziewczynę za rękę i zaczął prowadzić w jakieś ustronne miejsce.
- Oczywiście, że jestem - odpowiedział bez zająknięcia - A zagadka stąd, że zastanawia mnie skąd w takim miejscu biorą się te ich pigułki.
Keiko pokiwała głową. To była ciekawa zagadka.
- To ciekawa zagadka - powiedziała. - Mogą mieć zapas, ale zbiory mogą być nieograniczone tylko w teorii. Mogą produkować, ale potrzebują składników. Mogą ekstraktować je z ciał zmarłych, ale ten proces też się musi skończyć. I co wtedy będzie? Przetrwa tylko elita - odpowiedziała sama sobie. - Ale elita bez podwładnych nie jest elitą...Może zapytam o to MPM? - zaproponowała.

Chłopak machnął tylko na to ręką.
- Jasne, że można poprosić o rozwiązanie. Ale lepiej rozwiązać samemu, prawda?
- Ale ty prosiłeś o rozwiązanie zagadki króliczkowej zamiast rozwiązać sam - przypominała mu Keiko. - Grupa zawsze znajdzie więcej rozwiązań niż jedna osoba - wyrecytowała.

Czując na sobie spojrzenia co najmniej kilku oczu w tym i Leny minęli kilkoro zajętych sobą członków Elity by w końcu znaleźć ustronne miejsce.
- Niczego tu nie hodują. Niczego nie uprawiają. Jedyny surowiec to chyba rzeczywiście ciała. To pasuje do ich zamiłowania do seksu, z którego wszak biorą się dzieci i nowe ciała. Ale przyszło mi do głowy jeszcze jedno. Ten budynek gdzie spaliśmy to chyba jakiś stary szpital. Może w nim znaleźlibyśmy rozwiązanie?
- Poszukamy - zgodziła się Keiko. - Potem.

Zatrzymali się. Nie było tu już nikogo. Zaułek pomiędzy dwoma betonowymi korpusami jakichś starych konstrukcji.
- Jesteś gotowa?
Pokiwała głową.
- Muszę czuć, że się duszę, prawie umrzeć, ale nie do końca - doprecyzowała. - Umiesz tak?
- Oczywiście -
odparł.

Położył obie dłonie na jej szyi i obejrzał się w kierunku, z którego przyszli. Przeszedł tamtędy jakiś mężczyzna w dziwnej masce na twarzy. Był jednak zapatrzony w zupełnie innym kierunku. Robin nabrał powietrza, wyraźnie zawahał się raz jeszcze spoglądając w ufne oczy psioniczki, po czym jego usta zacisnęły się gwałtownie, a mięśnie policzków zagrały nerwowo… Mocno wbił obie dłonie w szyję Keiko przypierając ją do muru.
Keiko zamknęła oczy, żeby maksymalnie skupić się na doznaniu. Przez chwilę stała nieruchomo, ale potem jej ręce wystrzeliły do góry i zacisnęły się na przegubach chłopaka. Chwilę później zaczęła charczeć, jej nogi majtnęły się kilka razy w niekontrolowany sposób zahaczając o Robina. A potem przestała się ruszać i jej ciało zawisło bezwładnie w uścisku Generała .
Gdy opadła na ziemię, przez krótki moment stał nad nią nieruchomo po czym zaczął niepewnie i jakby nerwowo wycofywać się tyłem. Zatrzymał się dopiero u wylotu z zaułka. Rozejrzał się dookoła niezdecydowany, po czym biegiem wrócił do Keiko. Ułożył psioniczkę ostrożnie na plecach i z drżącymi dłońmi rozpoczął resuscytację, której podstawy głosem doktor Alreuny zostały podprogowe wprowadzone do jego głowy.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline  
Stary 19-04-2017, 23:31   #123
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację



Z niecierpliwością wyczekiwał ponownego zobaczenia własnych znajomych. W drodze do Miasta Feniksa nieustannie walczył z całym światem, by dotrzeć właśnie w to miejsce im pomóc. Siebie spisał na straty. Zabijał, przeciwstawiał się głodowi, pragnieniu i zmęczeniu. Nie poddawał się w straconym starciu z wirusem zombie. Brnął naprzód, bo wciąż ktoś go potrzebował.
Stoczył najtrudniejszą walkę w swym życiu i wygrał.

Nie było warto.

Widział zgromadzony tłum na czymś na kształt zabawy ze stołami wyłożonymi czymś, co miało imitować jedzenie. Sam siedział przy nim razem z innymi osobami w jakimś uprzywilejowanym gronie.
Mógł się wszystkim przyjrzeć. Wiedział już kto ma na imię Marco, choć nikt nie wypowiedział jego imienia. Marco był szefem i oczywistym było kto nim jest w zgromadzeniu. Liam widział wtedy, kto zasiada przy stole, słyszał o tym, że Marco kazał innym rozwiązać problem z psionikiem cieni.

Było mu niedobrze.

Wciąż miał przed oczyma głowę generała Daio lądującą na piasku oraz obwieszczenie kto go zabił i co zamierzają zrobić mieszkańcy tego chorego miasta.

Bestie gorsze niż zombie.

Robin zabił Daio. Keiko siedziała tuż obok Marco. Amna dołączyła do mieszkańców. Nigdzie nie widział Nikolaia i River. Może nie chcieli dołączyć do bandy popieprzeńców i skończyli jako potrawy na stole.

Cień szeptał uspokajająco, zaś Liam odczuwał rosnącą pogardę. Czy miał prawo ich oceniać? Tak. Po hektolitrach cierpienia, wszystkich wyrzeczeniach i poświęceniu, na które się zdobył czuł pełne prawo wyrokować w kwestiach podłości i upadku. Niech ich wszystkich szlag trafi. Lepiej prędzej niż później, bo za dwa dni podludzie nazywający samych siebie "nadludźmi" ruszą do walki z Edenem.

Jednakże Liam ponownie miał uprzywilejowaną pozycję. Siedział i obserwował wszystko oraz wszystkich. Najwyraźniej jego ciało było kimś w rodzaju strażniczki, więc miał do takiej lustracji pełne prawo. Patrzył jak zachowują się ci wszyscy ludzie. Ostatecznie z uprzejmym półuśmiechem odszedł od stołu, by mieć lepszy widok.
Nie szukał jednak elementów wywrotowych, a robił to, co doskonale potrafił robić niemal od urodzenia. Uczył się zachowań, zwrotów, tego kto jest ważny i jak bardzo. Zapamiętywał ich, wyłapywał poszczególne postacie oraz ich zachowania. Rejestrował w kogo może się wcielić bez wzbudzania uwagi, a kogo unikać.

Przez dłuższą chwilę obserwował czarnowłosą i jej zmagania z innym mężczyzną. Początkowo wyglądało to jak polowanie, ale skończyło się czymś, od czego nie mógł oderwać wzroku przez kilka dłuższych chwil. Tam też uciekał wzrokiem co jakiś czas. Wielokrotnie zaciskał zęby i powracał do obserwacji, a kiedy Robin podszedł do Keiko, Liam ruszył niespiesznie do stołu. Nie mógł wyjść z roli.

Rozmowa "Generała" i "Prawej Ręki" Marco mogła być niezwykle interesująca. Bardziej niż wszystko inne w tym miejscu.

Podszedł zatem do stołu, jak jeden z wielu. A raczej jedna z wielu. Zmusił się nawet, by wepchnąć w siebie trochę tego, co tubylcy nazywali jedzeniem i piciem. Nie spieszył się. Niezmiennie obserwował zabawę, lecz przede wszystkim słuchał to odchodząc kawałek dalej na polowanie leżącego kawałka czegoś, czego poprzedniego życia wolał nie znać, to podchodząc ponownie w poszukiwaniu czegoś innego.
Za nic jednak nie chciał dać po sobie poznać, że słucha. Nie spojrzał na nich ani razu, tylko wodził spojrzeniem po tłumie jak na solidnego strażnika przystało. Nie starali się również mówić cicho. Żadnej ostrożności. Na korzyść Liama przemawiało również to, że rozmowa nie trwała długo.

Oddalili się wspólnie, zaś psionik skoncentrował się na Marko. Widział jak inni zaczynają z nim rozmowę i w jakim tonie się do niego zwracają. Odetchnął głęboko i podszedł do kapłana lokalnego bożka prosząc o chwilę uwagi. Audiencja psia jego mać.

Zamierzał spojrzeć sugestywnie na Robina prowadzącego Keiko w ustronne miejsce. Głos Feniksa musiał zobaczyć scenę z duszeniem.
Czas posiać wiatr, by móc zebrać burzę, jakiej jeszcze Miasto Feniksa nie widziało. Następnie Liam musiał oddalić się na ubocze, by nie ściągać na siebie przypuszczenia, że to on stoi za wiedzą Marco. Oficjalnie miał pilnować.

Noc była doskonała. Wszyscy zgromadzeni w jednym miejscu na wielkiej zabawie. Przeciwnik pewny siebie, niczego się nie spodziewający, z opuszczoną gardą. Idealne warunki na zwiad w poszukiwaniu zbrojowni czy czegoś podobnego.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 20-04-2017, 07:52   #124
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Gdy Robin pomachał do niej, przeżyła lekki szok. Bezczelny dupek. Zabił Daio, a teraz zachowuje się jak pan na włościach. Odwróciła wzrok od chłopaka skupiając wzrok na tym co się działo wokół. Bywała na imprezach, ale to coś w niczym nie przypominało tamtych eventów. Pokaz był drapieżny ale piękny. Cała ta banda była odrobinę przerażająca, ale nawet przypominała rodzinę. Pokręconą, ale rodzinę. Mimo woli uśmiechnęła się i przeniosła wzrok na Michę.
- Sama to wszystko przygotowałaś?

Kobieta zapiła kawałek mięsa kwasem che…
cóż, na pewno “jakimś skiśniętym czymś”
- No baaa… a jak nie jak tak, nie? - uśmiechnęła się. - Ale wiesz, tu liczy się musk, wiesz planowanie, te sprawy. - tłumaczyła.
- Musk… - Amna spojrzała na Michę. - Nikt ci w tym nie pomaga?... - Dopiero teraz zauważyła otępiałą Karę. - Co jej się stało?

- No jak to co? Jest teraz jedną z nas - powiedziała z dumą Micha, po czym widząc jak do Kary przystawiają się lowelasi zawołała w ich kierunku.
- Ej kurwa uważać tam! Siostra świeżo odharemiona, jak któremu zrobi laskę to ze szczęścia pewnie przytomność potracicie!… - to powiedziawszy szturchnęła po przyjacielsku Amnę w ramię.

- Strzelimy jaką setkę?
- Taa… - Amna zerknęła w stronę gdzie ostatnio widziała Keiko i Robina. Oboje zniknęli. Była sama i miała tego serdecznie dość. - Bardzo chętnie.
- No to idziemy! - Micha wciąż trzymając w jednej ręce kawałek mięcha, chwycila wolną dłonią dłoń Amny i pociągnęła ją ku “budynkowi” który kiedyś chyba był cysterną. Wewnątrz było kilku młodych facetów, niemal dzieci, wyraźnie w stanie wskazującym i wyraźnie zdenerwowanch nagłym pojawieniem się Michy.

- Oooo szkodniki. - Kobieta wzięła się pod biodra (z chabaniną wciąż przy sobie rzecz jasna) - Teraz to już nie ma spierdalania wy małe chujki, my tu z kumpelą musimy sprawdzić teraz wszystkie butelki, czy za dużych szkód nie porobiliście… - Faktycznie, w cysternie znajdował się skład naczyń, kanistrów i w ogóle wszystkiego, co mogło trzymać ciecz. Woń świadczyła o nafcie, occie, ale i na pewno jakimś bimbrze. No i tego wszystkiego było ze sto.
- Może lepiej niech sobie pójdą, bo i tak ciężko będzie to wszystko sprawdzić? - zaproponowała Amna. O ile Micha mogła się czuć pewnie ze swymi mocami, to ona nie, a nawet nie była pewna czy Micha nie pozwoli się do niej dobrać, jeszcze twierdząc, że wyświadcza jej tym przysługę.

Micha przełykając mięso mówiła z pełnymi ustami.
- W sumie racja siostra, jak się boją dwóch lasek, które zaraz się nakurwią jak szmaty, to niech lepiej spierdalają bo i tak żadnej pociechy z nich nie bedzie, co nie? - zerknęła na Amnę i sięgnęła po pierwszą z brzegu butelkę po napoju tarczyn zatkaną powyginanym kapslem od coca-coli.

Pociechy… Amna zerknęła na pijanych mężczyzn. To ostatnia rzecz jakiej się spodziewała tutaj od kogokolwiek. Sięgnęła po pierwszą lepszą butelkę i nawet z zaciekawieniem przyjrzała się jej zawartości.
- Wiesz, w ogóle co jest w jakimś pojemniku?

Micha parsknęła oblewając się cieczą.
- To smakowało trochę jak nitro - przyznała. - Ale zabawa w “setkę” polega właśnie na tym, że się nie wie - to powiedziawszy chwyciła jakiś słoik.
- No to się bawmy. - Amna otworzyła butelkę i zmoczyła usta. Po chwili wypluła zawartość. - To smakuje jak ocet… - Zaczęła się obawiać, czy rozpozna bimber jak go wypije.
 
Aiko jest offline  
Stary 20-04-2017, 18:53   #125
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację

Szept nie miała żadnego celu w spacerowaniu po całym placu. Obserwowała zabawę z pewnej odległości. Preferowała taką formę. Nie przepadała za całym tym gawędzeniem i ekscytowaniem się. Zabawa dla niej miała zdecydowanie inną formę. Odnalazła więc sobie zajęcie w obserwacji i stróżowaniu.
To potrafiła robić najlepiej.
Stróżować.
Prawie jak pies.
Na taką myśl, zaczęły jej się błąkać po głowie jakieś książki, które tłumaczyła jej kiedyś matka. Ilustracje. Stare, ale zachowane w dobry sposób. O różnych rasach, gatunkach i królestwach zwierząt. Obserwowanie więc całej bawiącej się tu ekipy, jej ‘rodziny’ i nowych towarzyszy zdecydowanie przywiodło jej na myśl różne ilustracje. Im bardziej zabawa się rozkręcała, tym i tak trudniej byłoby jej się z kimkolwiek porozumieć, chyba że chciałaby taką osobę przyprawić o zbyt szybki ból głowy. Krążyła więc sobie spokojnym krokiem. Nie zdziwiło jej jednak wcale, że po przeciwnej stronie całej zabawy, w podobny sposób co ona zastała krążącą jeszcze jedną osobę.

Pan, miał podobne podejście do tych rzeczy co ona. A Szept doskonale znała Pana. Dogadywali się na tym poziomie, gdzie nie potrzeba było słów, a jedno dobrze wiedziało czego w tej chwili, natychmiast, potrzebuje drugie. No i on miał ten swój gwałtowny, dość bestialski sposób bycia, który pieszczotliwie ocierał się o jej upodobania. Kto chciałby bowiem rozmawiać, czy zadawać się z tym, którego ręką wykonywano najwięcej kar? Jej jednak i to nie przeszkadzało. Zawiesiła więc na nim wzrok i przechyliła lekko głowę. Nie zaprzestała jednak swojego powolnego spaceru. Choć nie widziała jego oczu, po ułożeniu głowy domyślała się, że też na nią zerka. A może nawet wpatruje się? Szept oczyma wyobraźni czuła na sobie wygłodniałe spojrzenie jego niezwykłych tęczówek, mieniących się różnymi odcieniami... jak plama oleju w kałuży. Jego masywne, umięśnione ciało poruszało się prawie bezszelestnie z leniwą gracją kota. Pan krążył pomiędzy Dziećmi Feniksa niczym drapieżnik, lecz oni go nie interesowali, jeśli przestrzegali zasad Marco. To na Szept patrzył teraz z zainteresowaniem, nie przerywając swojego obchodu, który jakoś tak zaczął zmierzać w jej stronę. Teraz była już pewna, że na nią patrzy. Czyżby też czuł to podniecenie perspektywą zbliżającej się wojny?
Szept poczuła jak wzdłuż jej kręgosłupa przebiega iskra, lecąc w dół, dokładnie w momencie, kiedy zrozumiała, że ją obserwuje jak ona jego. A może nawet robił to ‘bardziej’?
Zmrużyła lekko oczy i uśmiechnęła się pod maską, gdy momentalnie zaschło jej w ustach. Doskonale pojęła, że zaczął ‘polowanie', a ona z entuzjazmem podchodziła do tej gry.
Zaraz prześledziła spojrzeniem wzrokiem trasę, jaką obrał, by przeciąć jej drogę. Łamiąc ‘terytorium' swego patrolu dał jej wprost do zrozumienia, co mogło chodzić mu po głowie, a Szept lubiła przyjmować to wyzwanie. Lawirowała sprawnie między bawiącymi się. Cały czas jednak miała oko na Pana, bo drażnienie go było czymś co sprawiało jej frajdę, więc nie chciała by zabawa skończyła się zbyt szybko. Odeszła nieco dalej, powiększając łukiem swoją trasę i pozwalając sobie na moment zapomnieć o obowiązkach na rzecz prywatnej formy czerpania satysfakcji z całego tego biesiadowania. Polował na nią. Widziała jak sapnął kilka razy, gdy znów zmieniła trasę swojego obchodu, drażniąc się z nim. To była ich własna zabawa. Bez słów. Bez zasad. Choć byli wśród tłumu coraz bardziej rozbawionych i podnieconych Dzieci Feniksa, w pewnym sensie byli tu tylko we dwoje. I nagle on zrezygnował. Zawrócił, niknąc gdzieś pomiędzy bawiącymi się przy ognisku. Czyżby Szept przesadziła? A może źle odczytała jego zachowanie? Może wcale nie chodziło o nią... Rozejrzała się uważnie, a gdy nie znalazła jego śladu... Cóż mogła robić? Wróciła na obchód.
Szept sądziła, że wygrała tę mała batalię. Choć trochę uszczypnęło ją to, że odpuścił to z drugiej strony, może jednak nie miał aż tak nastroju jak jej się zdawało? Pokręciła lekko głową.
Kontynuowała swój obchód, obserwując jak wszyscy się bawią i czy to przeczucie, czy przyzwyczajenie, ogarnął ją ponownie ten dziwny, przyjemny dreszcz.

Nagle padł na nią czyjś cień. Barczysty mężczyzna, wyższy od niej o dwie głowy stanął za jej plecami. To był on. To był Pan.

Bardziej poczuła, niż usłyszała ruch za sobą. Entuzjazm i spięcie zaigrały w jej ciele, gdy wyprostowała się dumnie, zatrzymując i spojrzała na niego przez ramię, jak zawsze zmuszona unieść wzrok w górę. A jednak… Pozwolił jej pomyśleć, że wygrała. Podszedł ją jak niedoświadczonego smarka… Cholera. Dostał gwiazdkę do respektu, co mógł odczytać w jej oczach. Szept przełknęła ślinę i odwróciła się do niego bokiem, unosząc brew z pytającym spojrzeniem. Niewiniątko, jakby doskonale nie wiedziała o co może mu chodzić. Ręce oparła na brzegach paska, igrając po nim palcami, gotując się na to czym może tym razem ją zaskoczyć.
Jej postawa nie speszyła go jednak. Podszedł blisko... tak blisko, że poczuła jak o jej pośladek ociera się udem... i czymś jeszcze. Pan pogładził jej policzek, po czym schwycił gardło. Na tyle brutalnie, by poczuła jak jego palce zaciskają się na jej strunach, a zarazem na tyle wyważenie, by jej nie dusić. Przeciągły, zwierzęcy pomruk wydobył się spod maski.
Szept ponownie przełknęła ślinę, co mógł poczuć pod palcami zaciśniętej na jej gardle ręki. Sprawiło jej to odrobinę bólu, na co czarnowłosa tylko uśmiechnęła się bardziej. Na tyle sprawnie ją pochwycił, że chusta, którą miała na połowie twarzy i gardle nieco zsunęła jej się z nosa. Szept podniosła dłoń i złapała Pana za nadgarstek spokojnym ruchem. Tylko po to, by skupić wyżej jego uwagę, bo zaraz jej druga ręka złapała go prosto za krocze, które dziewczyna ścisnęła zaraz dając mu znać, że poczuła. Zaszumiało jej w uszach i wcale nie dlatego, że nieco ją podduszał. Wiedziała po prostu co się szykowało i jej ciało szemrało informując ją, że to doskonały pomysł na uczczenie tego dnia. Bicie jej serca przyspieszyło, jak zawsze gdy mężczyzna wydawał taki dźwięk. Lubiła to tak samo jak jego głęboki głos. I duszenie, wizja odbierania jej możliwości użycia mocy i robienia z niej bezbronnej rajcowała ją. Choć tylko gdy robił to on i tylko na jej przyzwolenie. Jęknął cicho, lecz zaraz potem ruszył do kontrataku, chwytając jej dłoń i wyginając na plecy tak, że musiała się pochylić. Choć tym sposobem zyskała znów swobodę mówienia, Szept została dość brutalnie zmuszona do położenia się na pobliskim stole tułowiem. Pan warknął... a może zamruczał przyciskając biodra do jej wypiętych pośladków. Wygięta na plecach ręka wciąż pozostawała w jego żelaznym uścisku wielkiej niby niedźwiedzia łapa dłoni.
Szept sapnęła, gdy wylądowała przyciśnięta do stołu. Czując jak oparł się o nią, oparła wolną rękę o stół, w który uderzyła lekko, szukając ujścia dla skumulowanych w jej szczuplutkim ciele emocji. Zacisnęła palce wygiętej ręki, ale nawet nie próbowała jej obrócić. Przechyliła znów głowę, by spojrzeć na niego ponownie przez ramię. Zamierzał ją brać na stole, czy to była tylko nauczka, za okazanie sprzeciwu? Ugięła nieco kolana, by wykonać dość specyficzny ruch otarcia o jego krocze, jednocześnie szarpnęła nieco ręką, którą trzymał, licząc na to że się nieco Pan rozproszy i ją puści. Bo póki ją tak trzymał, niewiele jej opcji na dalsze drażnienie go pozostało. I chwilowo miała gdzieś, czy ktoś patrzył. Bawiła się bowiem bardzo dobrze. On najwyraźniej też, za nic mając sobie obserwatorów. Szept czuła jak swoją gotową do działania lancą napiera na jej wypiętą pupę... a potem to on ją zaskoczył, dając bolesnego klapsa w pośladek i z wyraźną fascynacją obserwując jego drganie. Jednak to szybko przestało Panu wystarczać. Mężczyzna rozpiął swoje spodnie, uwalniając bestię, po czym zaczął ściągać spodnie Szept. Warczał przy tym niecierpliwie, raz po raz falując biodrami i ocierając się o nią lubieżnie. To był właśnie ten moment, kiedy Szept poczuła, że jest w stanie wyswobodzić rękę z jego uścisku. Pytanie czy chciała…
Szept aż syknęła na spięcie ciała, które niosło ze sobą obietnicę przyjemności. Czarnowłosa oddychała głęboko, czując jak Pan się zaczyna dobierać wprost do sedna, na którym mu teraz zależało. Wyszarpnęła rękę, ale tylko po to by podeprzeć się o blat bardziej stabilnie. Spodnie ograniczały jej ruch, więc nie mogła rozstawić nóg szerzej, co znaczyło że jeśli będzie chciał wejść w nią teraz… zaboli
- Pan, bestio… Pościłeś? - syknęła przez ramię między oddechami, ale uśmiechała się nieco przez cały czas. I ona miała gdzieś czy ktoś patrzył. Póki nikt nie próbował podejść, a raczej nikt nie był aż tak szalony, by podchodzić do ich dwojga podczas ich zabawy…
Nie odpowiedział. Po prostu w nią wszedł jednym brutalnym pchnięciem, które rozeszło się niby salwa z karabinu po jej układzie nerwowym. Jednak już będąc w niej, Pan zastygł. Przycisnął Szept do blatu stołu własnym ciałem, tuląc się do jej pleców. Niespodziewanie delikatnym gestem odgarnął włosy za jej ucho, w które szepnął chrapliwym głosem: “Czekałem”. Potem znów zaczął się w niej poruszać, wbijając się w jej wnętrze coraz mocniej i głębiej.
Gdy przez jej ciało przeszedł elektryczny strzał po nerwach, Szept aż zatkało na chwilę. Bolało, ale dla niej to tylko znaczyło więcej przyjemności. Szybko więc zrobiła się gotowa na niego. Przyparta bardziej do stołu jego rozgrzanym wielkim ciałem, czuła jak zdecydowanie ciężej jej się oddycha, ale nie było jej z tym źle. Zaskoczył ją gestem delikatności, nie często mu się to zdarzało, a jeśli już to byli wtedy sami. Gdy przemówił, przeszedł ją kolejny dreszcz, taki że nawet on mógł poczuć. Była słaba na jego głos, na tyle jej się podobał, że aż jej kolana miękły gdy spotykali się a on coś zaczynał mówić. Wciągnęła powietrze przez zęby. Szept nie mogła ‘dać głosu’, wszystkimi więc siłami starała się jak zwykle milczeć, a tylko jej oddechy dawały mu znać ile przyjemności jego pchnięcia jej dostarczały. Nie pozostawał obojętny. Też go to kręciło, a gdy sama zaczęła wypinać pośladki, wychodząc mu naprzeciw, doszedł w kilkunastu gwałtownych ruchach. Widać naprawdę za nią tęsknił. Jak bardzo jednak... tego miała dopiero się dowiedzieć. Kiedy wydawało się, że już po zabawie, Pan zdecydowanym ruchem ściągnął z Szept całkiem spodnie.
- Na plecy - bardziej warknął niż powiedział. - Nogi szeroko.
Nie uszło uwadze Szept jak bardzo jej chciał, gdy doszedł tak błyskawicznie. Czarnowłosa czuła jak mocno przez jej ciało przechodziły dreszcze, sprawiając jej ten ból, który lubiła znosić. Gdy szarpnął za jej spodnie pod nogami rozsypały się noże, które Szept zawsze miała przy sobie w różnych miejscach. Słysząc jego komendę, obróciła się do niego przodem i odchyliła w tył by móc spojrzeć mu w twarz, co utrudniała maska, ale ona wiedziała gdzie dokładnie Pan ma swoje niesamowite ślepia. Nie rozsunęła jednak nóg.
- A jak odmówię? - zapytała. Oczywiście tak naprawdę to nie chciała mu odmawiać, ale w jej głowie krążyły różne ‘miłe’ pomysły co mężczyzna może teraz zrobić, jeśli trochę się z nim podroczy. Muzyka łomotała jej w uszach do dziwnego rytmu z jej pompującym krew sercem. Ekscytacja grała w jej ciele, dość niecodzienny widok, biorąc pod uwagę jej surowy charakter.
Mężczyzna zdjął z twarzy maskę i spojrzał na nią swoimi przedziwnymi oczami bez białek, które choć niby wyglądały na czarne, to pod wpływem światła mieniły się różnymi barwami - jak plama oleju w kałuży.
Pan spojrzał z góry na Szept, kładąc dłonie na jej kolanach. Oddychał ciężko, sapał wręcz. Wyglądał na wściekłego, jakby zaraz miał ją zamordować. Ona jednak znała go na tyle, by wiedzieć, że to był element ich gry. Bardzo niebezpieczny element...
- To bez znaczenia - mruknął mężczyzna, po czym bezceremonialnie rozchylił jej nogi. Nim zdążyła cokolwiek zrobić, Pan padł przed nią na kolana i wpił się ustami w jej kobiecość, jakby chciał wyssać z niej życie.
Szept zaśmiała się lekko na jego słowa. Na to jak na nią sapał. Lubiła obserwować jego twarz, bo nie był brzydki. Blizna jej kompletnie nie przeszkadzała, w końcu sama miała swoje. Posłała mu wyzywające spojrzenie, aż nie rozłożył jej nóg i nie zaczął jej dogadzać. Miłe z jego strony niezwykle. Opuściła plecy na stół i pozwoliła mu się tak penetrować, chwaląc go sposobem jak wzdrygały jej biodra, albo w jaki sposób głęboko wypuszczała powietrze. O tak. Nie był to najgorszy wieczór, choć zapowiadał się przeciętnie niecodziennie...
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...

Ostatnio edytowane przez Vesca : 20-04-2017 o 18:57.
Vesca jest offline  
Stary 22-04-2017, 10:45   #126
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Heaven's On Fire
[MEDIA]http://www.loupiote.com/photos_l/2366236884-fire-love-leah-ro-fans-san-francisco-dancer.jpg[/MEDIA]

Kara bawiła się świetnie…
Poprawka – Karą bawiono się świetnie. Po ostatniej „nagrodzie” za sprawowanie i zestrzelenie helikoptera Edeńczyków, ciemnoskórzy bliźniacy Hiro i Halo wyraźnie rozkoszowali się wdziękami drobnej, uroczej blondynki. A temu wszystkiemu przyglądała się Lena – do niedawna strażniczka haremu, czyli główna przełożona Kary. Choć teraz, gdy harem przestał istnieć, a dziewczyna stała się jedną z Elity, Lena teoretycznie nie miała władzy nad Karą… stare przyzwyczajenia wciąż pozostawały. Toteż gdy kobieta gestem nakazała blondynce zaspokoić się oralnie, ta bez słowa sprzeciwu pospieszyła wykonać jej rozkaz mimo obu, penetrujących ją naraz braciszków. Nawet połamane palce jej nie przeszkadzały w tym, by wykonywać pieczołowicie powierzone przez strażniczkę zadanie.

Nie tak znowu daleko Szept rżnęła się ostro z Panem i słowo „rżnięcie” w przypadku tych dwóch zwyrodnialców było jak najbardziej na miejscu.

Impreza zdecydowanie się rozkręcała. Wszyscy zdawali się naprawdę dobrze bawić, tylko szef imprezy – Marco – od kiedy złowił wzrokiem znaczące spojrzenie Czikity, siedział zamyślony wpatrując się w jeden z zaułków. To tam zniknęli Keiko i Robin. Mężczyzna zaciskał pięść tak, że aż zbielały mu kłykcie.

Tymczasem „informatorka”, a raczej Liam w skórze Czikity powoli się wycofał w przeciwnym kierunku. Ziarno zostało zasiane. Teraz wystarczyło zebrać plon. Uśmiechnął się do własnych myśli. Pod pewnymi względami poruszanie się w skórze kogoś innego było nawet lepsze niż krycie się w cieniu. Gdyby tylko miał więcej informacji o swoich nowych możliwościach…

Niestety, okazało się też, że „nowe szaty króla” miały też pewien minus. Każde ciało wszak miało swoją historię, zobowiązania i relacje z innymi. Te ostatnie właśnie uderzyły w Liama z siłą gromu, przygwożdżając go do ściany budynku. Jakiś obleśny jęzor wślizgnął się głęboko w jego usta prawie dusząc. Dopiero po chwili ogromny mężczyzna, znany jako Ivan odpuścił nieco amory i spojrzał znacząco na piersi Czikity.

[MEDIA]http://www.wradio.com.co/images_remote/317/3178080_n_vir1.jpg[/MEDIA]

- Ivan grzmocić. Ty wybierać jak. – oznajmił.


***

W pewnym momencie Marco zauważył jak Robin wycofuje się z zaułku, gdzie kilka minut temu zniknął wraz z Keiko. Chłopak nagle zatrzymał się, a potem wrócił biegiem w ciemną alejkę. Tego było dla Marco za wiele. Wstał ze swojego miejsca gwałtownie, wywracając przy tym kilka półmisków, po czym ruszył zdecydowanym krokiem w stronę zaułku. Po drodze tylko na moment zatrzymał się przy Lenie, która pod wpływem pieszczot Kary była już bliska szczytowania.

- Dość tego. Zorganizuj test tym dwóm nowym. Ta mała kurewka niech się lepiej wykaże mocą, bo jebać można byle ciepły kawałek mięcha. – wskazał na Karę.
- Czy to… nie może… zaczekać… - zapytała Lena, pojękując lubieżnie.
- Nie! – warknął Kapłan, a kobieta momentalnie odskoczyła od byłej niewolnicy.

- Halo, Hiro przyprowadźcie Azora. – rozkazała bliźniakom, którzy też momentalnie wyciągnęli swoje fujary i założyli portki, by wykonać polecenie szefa. Lena potoczyła wzrokiem wokół, by zatrzymać się na zabawiającej niedaleko parze.
- Pan, zbierz wszystkich wokół placu. Szept, wciągaj gacie i znajdź tę drugą, czarnulę. Chyba Amna jej było. Widziałam jak polazła gdzieś z Michą. Pewnie na „setkę”.

Lena poprawiła ciuchy, po czym spojrzała na Karę z paskudnym uśmiechem na ustach.
- No skarbie, mam nadzieję, że jesteś w stanie zaprezentować nam już swojego pałera. Inaczej powiedzenie „jebał cię pies” potraktujemy bardzo… bardzo dosłownie.

W tym momencie gdzieś z boku rozległo się wściekłe ujadanie, a Hiro i Halo w towarzystwie chuderlawego Jamuchy, który potrafił stawiać niewidzialne ściany, wprowadzili na plac nie psa… a bestię. Jej przodkowie kiedyś faktycznie mogli być stworzeniami psowatymi, lecz Azor bardziej wyglądał jak demon rodem z piekła niż zwierzę.

[media]http://images.vefblog.net/vefblog.net/g/i/girls-on-fire/photos_art/2012/04/Girls-on-Fire133380701978_art.jpg[/media]

I jak demon był „wyposażony”.

- Oto twój obiekt do zaprezentowania mocy. Albo on zaprezentuje swoje na tobie. – powiedziała Lena, ciągnąc nagą Karę na środek placu.


***

Tymczasem, nie zwracając uwagi na organizowany pokaz, Marco przedarł się na drugą stronę placu i wszedł w zaułek, gdzie niedawno zniknęli Robin oraz Keiko. Głos Feniksa znalazł ich też w dość dwuznacznej pozycji. Dziewczyna akurat dyszała, jakby dopiero co złapała powietrze w płuca, a niedawno mianowany Generał pochylał się nad nią, trzymając jedną z dłoni pomiędzy obnażonymi piersiami dziewczyny.

Ziemia wokół tej dwójki nagle zadrżała.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 23-04-2017, 16:55   #127
 
Proxy's Avatar
 
Reputacja: 1 Proxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputację
Marco mówiąc o ciepłym kawałku mięcha miał nieco racji. Najpewniej tak to wyglądało poza haremem. Na jego terenie również takie przypadki się zdarzały, choć bardzo szybko kończyły swoją karierę. Lenie, z uwagi na pełnione wcześniej zajęcie, raczej nie można było przypiąć takiej łatki. Karze natomiast... jej przypięcie było czymś głupim. Właściwie ta blada, płaska i ostrzyżona kawałkiem ostrego metalu kruszyna, mająca połamanych parę palców, wiele siniaków i otarć, potrafiła się bzykać tak, jak nie potrafił już nikt w Mieście Feniksa. Lena przy niej była niedoświadczoną dzieciną przed pierwszym razem, mimo charakterku i starań.

Halo i Hiro stracili wiele swoją gwałtowną zachłanność. Nie można było się temu dziwić, sporo musieli się naczekać i za wiele nie skorzystali. Lena również otrzymała swój kawałek tortu jaki można było odkroić podczas obsługiwania trzech osób naraz. Podczas pracy Kara diametralnie odżywała, poza pracą powracała do specyficznego dla siebie otępienia.

Wleczona na plac nie stawiałą żadnego oporu. Jak mogła stawiać kiedykolwiek opór Wspaniałej Lenie. Nie okrywała się i posłusznie dała się prowadzić z opuszczoną głową i wzrokiem wbitym w ziemię. Nigdy dotąd nie opuściła haremu toteż będąc w większym świetle na jaw wyszły wszystkie jej niedoskonałości ciała. Bzykać potrafiła się najlepiej ze wszystkich, buźkę miała ładną, ale ciało nie było jej najmocniejszą kartą.

Lena posadziła ją na ziemi w pozycji klęczącej. Natomiast jakieś 10 metrów naprzeciwko niej Hiro i Halo trzymali bestię, która wyraźnie rozjuszona aż się rwała, by dopaść swoją potężną paszczą smukłą szyję Kary.

- Dajesz mała - zachęciła ją Lena. - Pokaż nam swoją moc, albo spuścimy to bydle na ciebie.

Ze Wspaniałą Leną to nie były przelewki. W głowie zrodziły tak nieciekawe scenariusze, co do poniesienia kary za nieposłuszeństwo, że nie można było myśleć nawet o przeciąganiu polecenia. Dziewczyna uniosła wzrok na Azora sama nawet nie wiedząc, że drży ze strachu. Nagle poczuła coś dziwnego. Tak jakby stała w korytarzu, a przed nią pojawiły się drzwi, które mogła otworzyć. Niezbyt kojarzyła by zabieranie jej wzroku działało w ten sposób... Wystraszyła się i obróciła chcąc zobaczyć, co ją otacza. Obraz był zamazany. Jakby wciąż widziała to, co znajduje się wokół niej, ale jednak jakoś tak niewyraźnie, jakby na wszystko opadła mglista kurtyna. Tylko drzwi wydawały się wyraźne. W końcu ostrożnie chwyciła za klamkę, element którego ostatniego użycia nie pamięta od wielu lat. Nie musiała jej nawet ruszać, bowiem po dotknięciu klamka wciągnęła ją sama. Zabrany wzrok wylądował w ciele bestii. Był nieco mniej wyraźny, z bardzo dziwnym kątem widzenia, jak i z nieco inną paletą kolorów. Wrażenie było o tyle dziwne, że była obecna we własnym ciele, jednak widziała innymi oczami. Wizją trzęsło, gdyż Azor zaciekle ujadał. Kara odruchowo opuściła swoją głowę i nieco skuliła się. Nerwówka słyszenia zagrożenia i nie widzenia jego popchnęła ją nieco dalej. Zorientowała się, żę Azor ucichł a jego wizja uspokoiła się. Mając świadomość, że właściwie wykonała polecenie a Wspaniała Lena za nią stoi, odwróciła się do niej. O dziwo zamiast niej widziała Szlachetnego Halo i Szlachetnego Hiro. Z początku zdziwiła się, lecz już po chwili zaskoczyła.

Obróciła głową Azora!

Poza widzeniem jego ślepiami mogła nim się poruszać. To ona sprawiła, że przestał się szarpać i szczekać, bo sama tego nie robiła. Zagubionym wzrokiem obejrzała facetów, którzy chwilę temu się nią zaspokajali, wróciła do Wspaniałej Leny, a końcu usiadła Azorem i opuściła jego głowę. Postawa bestii była identyczna jak jej własnego ciała. Gołym okiem było widać, że siedziała w jego głowie. Uległość Kary była wszyta w umysł. Wtem obraz zaczął drgać. Po chwili zrozumiała, że to jej własne powieki trzepocą. Powieki Kary. Znów była w swoim ciele, a Azor zaczął ujadać tak, jak robił to wcześniej.

- No, no... - powiedziała z zadowoleniem Lena. - Weszłaś w jego skórę, co nie? Jak jest teraz, mała? Jak się czułaś? Miałaś pełną kontrolę?

Tymczasem zgromadzeni członkowie Elity zaczęli wiwatować. Jedni krzyczeli jej imię, inni powtarzali “jedna z nas”... i była w tym prawdziwa, dzika radość. Karze jednak się wcale nie udzielała. Właściwie mając pierwszy raz styczność z taką sytuacją i nie wiedziała jak na nią zareagować. Była jak pies, który został pogłaskany pierwszy raz w życiu. Pokiwała nerwowo głową odpowiadając Wspaniałej Lenie na część jej pytań.

- Koniec pokazówki - podsumowała niedawna strażniczka, podnosząc Karę z kolan. - Czekamy na tę drugą. A to dla ciebie - wcisnęła dziewczynie w dłoń dwie tabletki. - Dzisiaj już może sobie odpuść, ale wiesz, za pół tabletki tamte każdy z tamtych dzieciaków zrobi dla ciebie wszystko. Teraz to ty jesteś szlachetna, a oni są twoimi psami - wskazała czającą się w cieniu świątyni grupkę szarych obywateli Miasta Feniksa, 2 laski i 3 gości.

Szaraki były dość przyjemne po pyskach, dlatego pewnie liczyły, że coś zarobią przy okazji wielkiej biby. Dla łowców nowych wrażeń, można powiedzieć nawet, że były dodatkowo wyposażone. Jedna laska miała bonus w postaci łuskowatej skóry, druga miała osiem cycków jak prawdziwa suka, jeden koleś wyglądał normalnie, ale był jakiś przygarbiony, drugi miał dziwne macki zamiast palców u rąk, trzeci zaś... gdy zobaczył, że jest obserwowany, z uśmiechem zaprezentował długi na dobre pół metra jęzor.

Społeczne pieszczoty również nie były czymś, co Kara była w stanie pojąć w swojej głowie, która to przez lata była formowana do jednej roli. Nawał rzeczy, których wcześniej nie znała był zbyt wielki. Ciągły strach przed skarceniem rozszerzył się o strach przed nieznanym. W dodatku dostała do ręki to samo, co w wieży Micha wepchnęła jej w usta. Nie chciała ponownie być tak torturowana... A Wspaniała Lena dała jej aż dwie tabletki. Spanikowała.

- Proszę... Nie...Nie chcę więcej... - mamrotała kajając się przed opiekunką chcąc oddać jej pigułki tortur.

- Za kilka dni zmienisz zdanie. Zatrzymaj je - powiedziała lena z jakąś taką... czułością? Po chwili dziewczyna została zostawiona sama sobie i nawet nikt się do niej nie dobierał.

Kilka dni? Co mogło to znaczyć? To dobrze, czy źle? Po paru dniach zmuszą ją do ich połknięcia? Będą karcić ją tak, że po paru dniach sama będzie chciała wziąć pigułkę, by zacząć się sama katować, lecz odrobinę mnie?

Kara stała jeszcze przez chwilę układając myśli we wszech ogarniających obawach. W końcu stwierdziła, że najlepszym rozwiązaniem będzie nie narzucanie się nikomu. Z opuszoną głową wróciła na swoje miejsce zakładając na siebie sukienkę, którą ściągnęła z niej dwójka braci.
 
Proxy jest offline  
Stary 30-04-2017, 19:40   #128
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
W zaułku

Keiko odepchnęła Robina, a potem gwałtownie kaszląc, usiadła. Kręciło się jej w głowie i bolało ją gardło.

- Kręci mi się w głowie i boli mnie gardło. I głębiej w środkuu. - otarła ślinę, która spływała jej z kącika ust i spojrzała z wyrzutem w stronę chłopaka - Oszukałeś mnie, to nie miało być naprawdę!

Odrzucony do tyłu chłopak owszem słyszał jej słowa, ale na razie ich sens nie docierał do niego. Zobaczył kamyczki. I wiedział co znaczą. Serce podeszło mu do przełyku, a gorąco uderzyło falą po twarzy i nim jeszcze się rozejrzał dookoła, wyzwolił moc. Czwarty wymiar, któremu biernie poddawała się niemal cała ziemia, zafalował i zagęstniał wokół dwójki psioników tworząc gruby kożuch. Jakakolwiek siła chciała do nich dotrzeć musiała się przez niego przebić. Dopiero teraz go dostrzegł. I zrozumiał o czym mówi Keiko.

- Gdyby było naprawdę, to byś nie żyła! - zawołał pośpiesznie rozglądając się za możliwością ukrycia. - Gdybym przerwał wcześniej to byś tego nie dostała! Zresztą mogłaś mnie porazić!

Keiko podniosła się na nogi. Zamachała dłonią, jej drobne piersi podskakiwały w rytm ruchów jej przedramienia.

- Nie nie nie - każdemu “nie “ towarzyszył przeczący gest. - Nienienie! - denerwowała się, więc brakło jej słów. Robin znów nie rozumiał oczywistości! - Umawialiśmy się! Umawialiśmy! Miałeś pilnować! - ręka latała przed twarzą Generała. Trzęsienie ziemi ustało. Wydawało się, że mieli czas, by wyjaśnić nieporozumienie. Przynajmniej chwilę.

- Miało być bez śmierci - warknął na nią odtrącając jej rękę i dysząc ciężko - I było! Tak się umawialiśmy! Nie moja wina, że nie sprecyzowałaś... szczegółów! A teraz... jeśli chcemy przeżyć to może go uspokoisz?!

Wskazał głową na zastygnięty w bezruchu obraz Marco. Kapłan Feniksa stał w wejściu do zaułka. I patrzył na nich w taki sposób, który wyrażał najczystszą wściekłość. Tarcza czasu działała jednak w dwie strony. Więc Marco mógł się już przemieścić.

- Uchylę zasłonę, żebyś mogła go zobaczyć… gotowa?

- Oszukałeś mnie! - Keiko nakręcała się coraz bardziej. - Mówiłeś, że jesteś moim przyjacielem! Miało być na niby! Oszustoszustoszust! - jej dłoń znów latała przed nosem chłopaka. - Nie wolno kłamać!! - zamilkła na chwilę, aby w końcu rzucić najstraszliwszy argument : - Jesteś niegrzeczny!

- A ty…! - chłopak wyraźnie szukał dobrych słów jednocześnie równie wyraźnie skupiając się mocno na czymś innym niż jej majtająca się tuż przed jego oczami ręka, którą bardzo starannie spojrzeniem omijał. Nawet bardziej niż jej podrygujące dziewczęce piersi, których będąc młodzieńcem w jego wieku, nie dało się omijać - A ty niewychowana! Najpierw chcesz galaretki..., a potem się awanturujesz, że ci jej smak nie pasuje!... Niczego ci więcej nie dam!

Keiko znieruchomiała. Wyglądało to tak, jakby Robin nieświadomie użył słowa-klucza. Na twarzy dziewczyny pojawiło się zdziwienie. Potem konsternacja. Rozejrzała się dookoła. Nie rozumiała.
- Nie rozumiem - powiedziała. - Wyjaśnij. - poprosiła.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline  
Stary 30-04-2017, 22:34   #129
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
w zaułku

- Stworzyłem zasłonę. Taką ze spowolnionego czasu - powiedział wolno, ale zaraz znów się ożywił - To on tam jest za nią! Marco! I jest zły na nas. Musisz go uspokoić. Zabrać mu gniew
Otworzyła tylko oczy szerzej ze zdumienia.
- Nie rozumiem, o co chodzi z galaretką. - doprecyzowała.

- Z gala… ? - teraz on wyglądał na zdziwionego. Jakby zdążył już zapomnieć wypowiedziane wcześniej słowa. Wywrócił oczami po chwili - Galaretka. To czego chcesz. Tylko, że galaretki mają różne smaki! Ten ci się nie podobał.
- Nie masz galaretki! I odwracasz temat. Żebym zapomniała, że nie jesteś moim przyjacielem i mnie oszukałeś. Ale ja mam fotograficzna pamięć - znów zamachała mu, dla podkreślenia wagi swoich słów - Nie będę się z tobą przyjaźnić. - odwróciła się i ruszyła do wyjścia z zaułka.

Odprowadzał wzrokiem każdy jej krok. Z niekłamaną złością. Wręcz nienawiścią. Ale im była dalej, tym bardziej widoczne było coś jeszcze. Ręce mu drżały, oddech przyspieszał, usta poruszały się bezgłośnie.
- Keiko!... Keiko… nie zostawiaj mnie tu! - W końcu doszedł ją jego łamiący się głos.
Zatrzymała się i spojrzała uważnie na chłopaka. Nie rozumiała. Bał się.
- Boisz się - powiedziała.
Ona też bała się, wiele razy. Głównie kary. Ale przecież ona nie mogła ukarać Robina..Znów nie rozumiała. Ale była ekspertką od kar. Podeszła dwa kroki do chłopaka.
- Trzeba przeprosić - pouczyła go, - Nie kłócić się i powiedzić, że się żałuje. To pomaga. I nie uciekać. Bo wtedy kara będzie gorsza.

Przez moment naprawdę wyglądał jakby chciał to zrobić. Krótki moment.
- Nie! - warknął na nią ostro - Nie będę za nic przepraszać! Rozumiesz??! Nigdy! Nikogo! Ani jego, ani ciebie!
Po czym rozłożył ramiona na boki w kierunku stworzonej tarczy. Powietrze zawirowało gdy energia z szybko znikającej bariery zaczęła kumulować się w dłoniach chłopaka, a on sam wyglądał jakby był gotów na wszystko.

Keiko zatrzepotała dłońmi, a potem przycisnęła je do uszu. Za dużo. Robin za dużo mówił, za dużo przeżywał, krzyczał, zmieniał tematy… Nie nadążała już za nim, nie była w stanie tak długo utrzymać koncentracji. Choć się bardzo starała. I nie przeprosił a ją oszukał. Był niegrzeczny. Nie musiała go już słuchać. Nie trzeba słuchać niegrzecznych dzieci ani im pomagać. Ona jest grzeczna. Ta myśl ją uspokoiła. Poczuła zmęczenie. Przesunęła dłonią po obolałej szyi. Szkoda, że nie umiała zabierać sobie.
- Szkoda, że nie umiem zabierać sobie - powiedziała i poszła w stronę JPM.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline  
Stary 30-04-2017, 22:55   #130
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Mój przyjacielu, byłeś mi naprawdę bliski… Amna, Szept i Micha

Micha uświadomiła sobie jak dobrze dogaduje się z Amną i jaka fajna z niej babka jeszcze zanim obie zakrztusiły się jodyną. Teraz leżały obok siebie dzieląc wspólnie śmiech i torsje

To było szaleństwo, ale przyjemne. Odpowiadało jej towarzystwo Michy i czuła, że nawet może sobie pozwolić na chwilkę wytchnienia.

Szept była poważnie niezadowolona, że Lena przerwała jej w pół zabawy z Panem. Posłała jej raczej mało przychylne spojrzenie, ale jako iż wyraźnie zrobił się sajgon dookoła, zapewne Marco coś ‘odwsosiło’.
- Obowiązki kurwa… - pożegnała Pana krótko i sama raczej podkurzona wciągnęła spodnie i ruszyła znaleźć Michę i Amnę.
Znaleźć ich trudno nie było, więc zaraz stanęła w wejściu do ‘cysterny’.
- Ej… - odezwała się odrobinę tylko głośniej, żeby zwrócić na siebie uwagę. Raczej trudno było się pomylić, że niedawno doskonale się bawiła, chociażby przez fakt totalnego rozchełstania odzieży i paska, który jeszcze dopinała. Podeszła bliżej.
- Amna, na plac. Marco coś wkurwiło i będziesz nam pokazywać swoją zdolność - rzuciła bez zbędnego owijania w bawełnę.

Amna westchnęła. No to koniec wytchnienia. Uważnie przyjrzała się zapinającej pasek Szept. Czy seks w tej mieścinie to jedyna rozrywka? A nie… jest jeszcze bimber i zabijanie. Wpatrywała się dłuższą chwilę nie dając jej odpowiedzi.
- Już, już… - Podniosła się do pozycji siedzącej i zerknęła na Michę. - Chciałabyś mnie zmiażdżyć, swoją mocą?

Micha intensywnie wysyłała maile… do rąk, by te pełzały i do nóg, by wzięły przykład z tych pierwszych. Z pozycji na czworaka kobieta spojrzała na Amnę.
- Zmacać swoją macą? - “powtórzyła” zdanie dziewczyny po czym parsknęła pijackim śmiechem - kurwa, Amnia… żeś się najebała - pochwaliła w tym samym momencie kiedy oba ramiona na których się podpierała wyświetliły niebieski ekran śmierci. Micha runęła na twarz.

Amna potarmosiła włosy blondynki i zerknęła na Szept, oceniając swoje siły na powstanie.
- Ekhym… - Trochę przypominało to odchrząknięcie, trochę czknięcie. Powoli podniosła się, niepewnie stając na nogach. - … No to do boju.

Widząc dwie pijane panie, tylko nachmurzyła się bardziej. Zaraz podparła ręką Amnę, by ta nie fiknęła na ziemię
- Chodź. - powiedziała tylko krótko i zasadniczo, kierując Amnę w stronę wyjścia. Werknęła na Michę
- Się lepiej pozbieraj, bo ktoś przyjdzie i skorzysta na tobie z okazji. - skomentowała wrednawo, no ale taki fajny seks jej przerwali, że cholera, trudno jej się było dziwić, czyż nie?

Micha zaparła się wszystkimi kończynami w walce o odepchnięcie od osoby swojej, natarczywie przedstawiającej się… podłogi. Gdy kobiecie udało się wreszcie oderwać przyjęła na głowę najbliższą ścianę, techniką “na byka” ale… wstała.
- Weź się Szept nie drzyj tak strasznie znowu co? - powiedziała z wyrzutem rozglądając się za jakimś naczyniem - dzieś tu był jakiś klinik… - powiedziała chwytając puszkę i wypijając w ciemno zawartość. Michą zatrzęsło, jakby miała dostać ataku padaczki, jednak ostatecznie ustała i odwróciła zblazowane oblicze ku towarzyszom:
- Idziem?

Amna przytaknęła. Czuła jak nerwy ją powoli wytrzeźwiają. Teraz musi tylko przeżyć…. banał.
 
Aiko jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 04:58.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172