Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 20-10-2016, 22:11   #21
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Wyspała się wyjątkowo dobrze. Jak zawsze, gdy na dobranoc brała Lekarstwo. Miała jednak zadanie do wykonania, więc zebrała się od rana, dokładnie zasłaniając pół twarzy maską. Ubrała się jak zwykle na ciemno i wygodnie, w luźne, podarte w paru miejscach, ściśnięte paskiem spodnie wojskowe i czarny top. Założyła rękawiczki i ciężkie buty i wybrała się by zająć szczeniakami, jak jej nakazano.
Przed samym wejściem do świątyni, najpierw dosłyszała Głos Feniksa, nim go zobaczyła. Zerknęła w stronę studni.
Wezwana podeszła oczywiście bliżej i spojrzała spokojnie na Kruka. Szept miała obojętne podejście do jego osoby. Niepokoił ją zapewne tak samo, jak ona niepokoiła innych mieszkańców Miasta swoim szeptaniem
- Dobrze Głosie - odpowiedziała cicho na jego wskazówki co do dzieciaków, nazywając go tak a nie inaczej, jak to miała charakterystycznie w zwyczaju, kiedy mogła zwrócić się do niego bezpośrednio. Słysząc o wojnie, Szept zainteresowała się
- Czeka nas jakaś batalia? - zapytała tym swoim niewzruszonym, spokojnym cichym tonem. Marco wiedział w końcu doskonale, co by było, gdyby go podniosła.

- Być może, kochana - odpowiedział, opierając się o studnię. Wyglądał na wyluzowanego, ale nic dziwnego - Marco brał przynajmniej 10 tabletek Lekarstwa dziennie. Normalnie Dzieci Feniksa wariowały po podwójnej, czasem potrójnej dawce.

- A jeśli może, to z kim? Ktoś nam zagraża? - Szept bardzo ceniła sobie bezpieczeństwo Miasta Feniksa. Tak, miało ono swoje dziwne zasady, ale dziewczyna przesiąknęła nim na tyle, że wizja zagrożenia tej hierarchii bardzo jej się nie spodobała i widać to było w niespokojnym błysku w jej oczach.

- Źle zadałaś pytanie, moja droga, wścibska Szept. - odparł Marco - Komu my możemy zagrozić? Oto jest pytanie. Jeśli te małolaty do nas przystąpią... a w sumie nawet jeśli nie... Eden dziś lub jutro zostanie otoczony przez bandę wściekłych zombiaków. Ktokolwiek wygra to starcie, będzie osłabiony. Znasz chyba przysłowie: gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta?

Zrozumienie dotarło do niej szybko, gdy tak postawił sprawę
- Ahh… - mruknęła cicho i zdawać by się mogło, że pod maską pojawił się uśmiech. Dużo bowiem śmierci się zapowiadało, a co jak co, to czarnowłosa bardzo lubiła obserwować. Spokój i nuta rozbawienia zagrały w jej, jeszcze przed sekundą roziskrzonych oczach
- Jeśli pozwolisz, wrócę więc teraz do swoich obowiązków, Głosie… - powiedziała znów cichutko, zwracając na chwilę głowę w kierunku świątyni, płynnym, zgrabnym ruchem. Swoją drogą, Szept zawsze poruszała się miękko, jak kocur. Czekała na jego słowo, szanowała Marco, jak każdy, więc to od niego zależało, kiedy rozmowa się kończyła.

- Tylko nie mów młodym. Powiem im w swoim czasie. - rzekł, dając znak głową, że może odejść.

- Jak sobie życzysz. - odpowiedziała mu spokojnie i odeszła, kierując się do świątyni.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline  
Stary 22-10-2016, 16:06   #22
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Keiko leżała nieruchomo, próbując ogarnąć sytuację. Micha mówiła dziwnie. Używała słów, które nie pasowały. Dziewczyna jednak szybko się uczyła. Koleś = kolega. Niewidzialny kolega. Niewidzialni ludzie nie istnieją. Błąd logiczny. Ale nieżywi ludzie się nie ruszają. Nie żywy = nieruchomy. Wyjątek- prawdziwe zombi, którym odcina się głowy. Niewidzialny człowiek = zombi. Wątpliwość. Zombi wolno odcinać głowy, niewidzialnym ludziom też. Wątpliwość.
Zapierdala. Zdefiniować.
Cycek = pierś. Nie jej, Amny. Ale jej też.
Biologia. Zygota. Cheng. Myśli biegły coraz szybciej. Keiko zamknęła oczy, żeby się skupić.
Rozmnażanie. Seks. Dzieci nie uprawiają seksu. Seks. Cheng. Przyjemne ciepło w dole brzucha. Niewidzialny kolega =/ Cheng. Niewidzialny kolega =/ kolega. Niewidzialny = zombie. Wątpliwość.
Nie chciała się rozmnażać.
- Nie chcę się rozmnażać - powiedziała, siadając. - Masz topór, Nikolai?
Micha uśmiechnęła się podle. Namierzyła wzrokiem szyję Ryjka i wyciągnęła przed siebie dłoń.
- Now. you will whitnes true power of the dark side - zacytowała po czym zacisnęła w powietrzu dłoń.
Gdyby nie to, że rzeczywiście poczuł jak ktoś się koło niego przemyka, Robin gotów byłby pomyśleć, że to jakiś żart Michy z tym niewidzialnym człowiekiem, bo przy Keiko nikogo już nie było. Rozejrzenie się oczywiście niczego nie dało, ale po chwili intruz sam się objawił. Pięść Nikolaia bezbłędnie odnalazła wyłącznik niewidzialności i typ runął na ziemię. Robin zaś nie czekał na zaproszenie. Intruzom trzeba było wyjaśnić kto jest silny. Niebaczny na to, że coś się już zaczyna niepokojącego dziać z niewidzialnym, Robin podbiegł do niego i zaczął go kopać. W brzuch, w klatkę piersiową. Jak leci.
Wściekły atak Robina całkiem powalił mężczyznę. Chłopak był tak zaślepiony furią, że nie widział, w jakim stanie jest Ryjek. Chciał zadawać mu ból, chciał niszczyć, chciał... być silniejszy. To jednak tuziemka - Micha doprawiła dzieła - coś w szyi gościa od niewidzialności kliknęło. Trzymane przez Robina ciało zwiotczało, poruszając się tylko pod wpływem siły kopniaków niby sflaczała piłka. Nikolai poczuł jak powoli temperatura ciała spada. Krzywy Ryj życiem przypłacił swoje “romanse”.

Robin dyszał jeszcze przez chwilę nad znieruchomiałym ciałem patrząc na nie ze złością, strachem i satysfakcją zarazem. Zaciśnięta szczęka drgała mu co i rusz. Po chwili zaś wziął głębszy oddech, wyprostował się, przeczesał ręką po włosach i twarzy jakby zmywając z siebie wściekłość i z wahaniem podniósł wzrok na Michę. Potem na pozostałych psioników. I cofnąwszy się tyłem od ciała wrócił do River obok, której opadł.
Micha podeszła do Ryjka i sandałkiem odwróciła go sobie na plecy.
- No, zobaczmy jaki loot wypadł z tego moba. - powiedziała przeszukując kieszenie sztywniaka w poszukiwaniu fantów. Zabrała prochy natychmiast
- Słord + trzy, he he - ale i gumami i papierkami nie pogardziła.
Keiko podeszła i przykucnęła obok ciała.
- Trzeba mu odciąć głowę - powiedziała.
Micha spojrzała zdziwiona na dziewczynę.
- A na chuj ci głowa? z głowy chleba nie będzie.

Gorączka dokonanej egzekucji paliła Robina od wewnątrz. Siedząc obok River i wpatrując się w pośmiertnie wykrzywiony wyraz twarzy odparł cicho i bezemocjonalnie.
- Nie mamy niczego ostrego... Musimy odzyskać broń… - zamknął oczy, potrząsnął głową i raz jeszcze spojrzał na Michę - Wiesz kto może mieć nasze rzeczy?
Micha wsadziła gumę do ust i strzeliła balonem.
- Nooo coś tam sama z bazarku wyłapałam, może wasze. Zaraz wpadnie Szept to skoczymy na dzielnie obadamy co kto ma. Jak będzie wasze to ich ładnie poprosimy i wam oddadzą. - strzeliła z gumy po czym wypaliła do Robina.
- Te, młody ruchałeś już kiedyś?
Robin obejrzał się na nią zaskoczony. Na polikach wykwitł mu rumieniec, ale mina ze swojej zawziętości niczego nie straciła. Po chwili zaś odpowiedział to co zapewne na jego miejscu odpowiedziałby niemal każdy inny chłopak na świecie.
- Oczywiście - skłamał nie zająknąwszy się - A teraz pokaż co... wyłapałaś.
Dla Michy dzień zaczął się świetnie. Jest co łyknąć, jest komu wpierdolić i nawet… popatrzyła na chłopaków.
- Hmm… - uśmiechnęła się szelmowsko i odgarnęła kosmyk włosów z twarzy.
- Chodź tu Tygrysie to ci pokażę. - w zaciśniętej dłoni trzymała już jedną pigułkę.
- Jestem Robin - poprawił ją łypiąc podejrzliwie - A ty przecież w tej małej torbie nie masz naszych broni. Więc o co chodzi?
- No siema! - Micha uniosła ramię do “piątki” i nie pytając o potwierdzenie chwyciła dłoń chłopaka, z impetem przycisnęła go do siebie, pozwalając by “zderzaki” zamortyzowały ich gwałtowne spotkanie. Cmoknęła go w usta.
- Po ci ta broń teraz? taki silny chłopak chyba się niczego nie boi hm? - wsunęła mu udo między nogi - zjedz coś najpierw na pewno jesteś głodny. - gestem głowy wskazała torbę - wy wszyscy. Albo chodzicie do mnie. zagoniłam Magi do gotowania zupy, muszę zobaczyć czy czegoś nie spierdoliła. - następnie przysunęła twarz do Robina.
- A może chcesz cukierka? - pokazała mu połowę pigułki w dłoni.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline  
Stary 22-10-2016, 18:57   #23
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
KEIKO, ROBIN, AMNA, NIKOLAI, MICHA, SZEPT - Świątynia Feniksa

Amna patrzyła to na Keiko to na Robina. Z niedowierzaniem pokręciła głową. Odcinanie głowy… jak dla wampira. Pigułki… jaka jest szansa że to to samo o co starała się dziewczyna z wczoraj.
Robin nie brałabym pigułek od nieznajomych. - Zerknęła na Keiko. - To nie jest zombie.

- Jest bardziej podobny do zombie, niż do nas - zaprotestowała Keiko. - Trzeba mu uciąć głowę… bo inaczej wstanie i coś ci odgryzie. Cycek. Albo głowę z chujem. To będzie niedobrze. Prewencja. Słyszałaś o prewencji?

- Nie każdy paskudny facet to zombie. - Amna pominęła temat tego co leżący na ziemi typek mógłby jej odgryźć. - Wiem też co to “prewencja” i myślę, że z uwagi na nasze niepewną sytuację tutaj pozwolimy prewencyjnie zająć się tym lokalnym. - Jej wzrok spoczął na dobierającej się do Robina kobiecie.

Micha robiła już maślane oczy do Robina.
- Tiaaa… - rzuciła do Amny nawet nie spoglądając w jej kierunku. Pogładziła dłonią po policzku chłopaka. - Ale zajebiście gładziutki jesteś, jeszcze się nie golisz? wszędzie masz tak mało włosków? Git!

Micha miała w sobie pewien niesamowity talent. Talent do niedostrzegania sfery nietykalności osobistej. Tak duży, że już drugi raz Robina nim zaskoczyła. Do tego stopnia, że nie wystawił żadnej obrony ani przed jej cyckami, ani przed ustami, ani przed udem. Nowe bodźce połaskotaly go po intymnych strefach mózgu i lędźwi. Pogładzenie jednak po twarzy coś poraziło w młodym psioniku. Zjeżyło nim tak, że ponownie zagryzł zęby do bólu. Migawka River zastąpiła przez ułamek sekundy Michę aktywując behawioralne hamulce, które tak daleko wpuszczały tylko siostrę. Odpepchnął ją gwałtownie tak, że oferowana tabletka poszybowała w kąt.
- Zostaw mnie! - krzyknął - I nie waż się… nie waż się mnie więcej dotykać.

Lot piguły rozproszył na moment uwagę Michy. Kobieta zlokalizowała położenie kruszyny i wycelowała w nią dłoń. Wpatrując się w obiekt i zaciskając palce w powietrzu przywołała pastylkę do swej ręki. Kiedy dłoń zamknęła się na pigule spojrzała z lekkim zawodem na Robina.
- No weź się nie wygłupiaj Robin, przecież widzę że lubisz dziewczyny, nie nabierzesz mnie. Jesteś za młody żeby tak stopować emocje. To się leading do dark side jak nic.

Tymczasem do świątyni wślizgnęła się Szept. Przeszła odległość od wejścia do części, gdzie odbyła się cała wesoła akcja i rozejrzała się, to po zdechłym Krzywym, to po dzieciarni, aż po Michę i gówniarza przy niej
- Co jest… - syknęła szeptem, nie obwieszczając głośno swej obecności.

Michę coraz bardziej absorbował małolat, leniwie zerknęła na Szept.
- Eee? A nic, dzieciaki coś zjedzą i idziemy poszukać ich sprzętu.

Rosjanin stał bez ruchu. Chciał myśleć logicznie. Chciał przeanalizować wszystko jak Keiko. Miał zamknięte oczy. W ten sposób łatwiej było mu się skupić na zmianach temperatury. Czuł je dość mocno. Na tyle mocno, żeby wiedzieć, że ich ciała w jednych miejscach są cieplejsze, w innych chłodniejsze. Nawet ubrania nie były w stanie ukryć przed nim ich ciepła.
Ten, którego uderzył nie był zombie. Nikolai dokładnie pamiętał zombie z kanionu. Pamiętał, że miały temperaturę otoczenia. Nie umiał ich wyczuć. Gdyby zaatakował ich niewidzialny zombie, to moce Rosjanina byłyby bezużyteczne. I to było logiczne wyjaśnienie dla Azjatki. Teraz tracił stopień po stopniu. Jak przedwczoraj Peter. Rozerwany na pół. Ten niewidzialny facet nie żył. Ale dopiero teraz nie żył. Po interwencji Robina.
W końcu Nikolai otworzył oczy. Wzrok był tak dominującym zmysłem, że wyczucie temperatury stawało się przytłumione.
- To nie zombie. On żył jeszcze chwilę temu.
Spojrzał na Azjatkę. Chyba nic jej nie było. Nie wyglądała, jakby zrobiono jej jakąś krzywdę.
W końcu zaczął mierzyć Michę wzrokiem. Ludzie nie umierali od kilku kopnięć i uderzeń. Czy to ona powałiła napastnika? Miała supermoce? Jak Marko? Ale nie mieli numerow. Nie było ich w Novum. W tym wszystkim było zbyt wiele niewiadomych.
- Zjedzmy coś i możemy szukać naszych rzeczy - Powiedział mierząc wzrokiem Michę. Zdaniem Rosjanina był to najlepszy sposób odciągnięcia kobiety od Robina.

Micha obdarzyła i drugiego chłopaka ciekawym spojrzeniem.
- Też jesteś fajny, fajnie się lejesz. - zerknęła na Keiko a potem znów na Colę. - To twoja laska? - zapytała ciekawie - A szamanie haraszo, możecie kuszać.

- Zombie, czy nie, Marco powiedział, że jeśli nie pokażemy, że jesteśmy silni, nie przetrwamy. Obcięcie mu głowy będzie dobrym pokazem siły. Jeśli się wahasz t y m r a z e m , ja to zrobię. - Robin twardo spojrzał na Nikolaia wyraźnie podkreślając niektóre słowa - Ale najpierw rzeczywiście, zjedzmy śniadanie i odzyskajmy broń. Co przyniosłaś dla nas Micho? - Ton jego głosu był chłodny i wyraźnie dawał znać, że już za nic ma jej awanse - Marco wspominał też, że kogoś przyśle do River. Gdzie jest ten ktoś?

Micha wyglądała na nieźle rozbawioną.
- Hmm… ucięcie głowy mówisz? nie… lepsze było by zrobienie sobie rękawiczek z jego skóry i breloczków z wątroby. - pokiwała głową po czym sama ruszyła w stronę swojej torby widząc iż dzieciarnia mimo iż głodna, obawia się jej jakby miało coś z niej wyskoczyć.
- To co wczoraj Książę, tylko jeden dzień mniej świeże, Magi zapierdala przy zupie od paru godzin, ja zabełtałam mały rosołek w trakcie jak tylko zrobił się wywar. - wyciągnęła z torby kilka misek, z czego tylko jeden przedmiot na prawdę był miską, był jakiś kawałek kasku kilka starych puszek robiących za talerze. Micha usiadła skrzyżnie na podłodze rozkładając wszystko w koło siebie. Powyciągała słoiki z marynowanymi robakami oraz trzy “crispi”, które młodzież już znała. Kilkanaście saszetek “tłuszczyku” z zupek vifona. Ostatnim elementem był ogromny wojskowy termos. Kiedy kobieta go otworzyła, zapach jego wnętrza zdominował całe pomieszczenie. Micha wlała bryję do pierwszego naczynia.


- No kuszać. Nie będę was targać na plecach wszystkich na raz, tym bardziej jak chcecie mieć siłę komuś wpierdolić czy łeb ujebać.
 
Aiko jest offline  
Stary 25-10-2016, 01:11   #24
 
Mivnova's Avatar
 
Reputacja: 1 Mivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemu
Cela Alreuny - Miasto Feniksa. Poranek

Salvador śnił dwa sny. W pierwszym wrócił do domu, którego nigdy nie miał, ale całkiem mu się podobał w wersji, jaką sprezentowała podświadomość. Posiadał gustowne meble, drewnianą podłogę i mnóstwo tej przedwojennej elektroniki, z której się nie korzysta, ale na którą zaciąga się kredyty, bo wszyscy tak robią. Miał obrazy Daliego w eleganckich antyramach i biblioteczkę. Nie widział jej, ale był pewny, że ją ma. W biblioteczce musieli się znaleźć Elliot, Szekspir i być może Yeats. Z tego ostatniego był gotów zrezygnować.

Wrócił zmęczony po pracy, odwiesił płaszcz. Salvador nie wiedział, na czym polegała we śnie jego praca, lecz musiała być stresująca, odpowiedzialna i według wszelkich prawideł - mało ambitna, a dobra zarobkowo. Odłożył klucze od samochodu w przedpokoju i niemal biegiem rzucił się do kuchni, bowiem wiedział, tak jak wie się tylko w snach, że spodziewać się może tam czegoś ważnego, czegoś ekscytującego jak bożonarodzeniowy prezent, gdy ma się siedem lat. Może szczeniaczka. Albo roweru.

Czegoś dobrego.

W kuchni czekała na niego kobieta, jasnowłosa, w białym kitlu, o zgrabnych nogach. Przygotowywała posiłek, nucąc coś pod nosem. Rozpoznał ją, zanim się jeszcze odwróciła. Nawet nie musiał czytać lekarskiej plakietki przyczepionej na lewej piersi.

Alreuna. Jego żona.

Alreuna była w zaawansowanej ciąży. Uśmiechnęła się na jego widok, obróciła i zalotnie cmoknęła powietrze. Usiadła na blacie, na którym stała patera z owocami i rozchyliła nogi, ukazując zaróżowione, gładko ogolone łono. Bez słowa.

Drugiego snu nie pamiętał. I dobrze. Pierwszy w zupełności wystarczył.

Kiedy otworzył oczy, Alreuna spróbowała rozbić mu głowę. Cios lagi ukłuł go w bark najpierw tępym, rozlanym bólem, a później punktowym, w kości. Salvador czuł, jak struktura jego ciała została naruszona. Gonitwa myśli, z którą psionicy stale muszą sobie radzić, ustąpiła na raz, wyparta przez pustkę w głowie.

Drugiego ciosu nie miał zamiaru przyjmować. Pierwszy w zupełności wystarczył.

- Zwariowałaś?! - wrzasnął ze szczerą pretensją, szczerząc oczy ze zdumienia. Skoczył do tyłu, uderzył plecami o ścianę celi i podniósł się na nogi, oparłszy o nią ciężar ciała. Wystawił przed siebie ręce w pokojowym geście. Nie wiedzieć czemu, jego organizm nie reagował w tej sytuacji tak, jak zwykł na zagrożenia, nie wpompowal adrenaliny i nie kazał się bronić agresywnym atakiem. Salvador czuł się jakoś dziwnie… bezbronny. Nawet jego moc nie wydawała się w tej chwili w zasięgu. I, jak sam ze zdumieniem stwierdził, nie chciał zrobić krzywdy Alreunie. Nie tak naprawdę.
- JEZU! CHRYSTE! Jezu-kurwa-chryste! Chcesz mnie zabić?! Po tym, co dla ciebie zrobiłem?! Ty głupia cipo! Ty niewdzięczna, głupia cipo!

Z oczu kobiety popłynęły łzy. Teraz... dopiero teraz puściły jej nerwy. Stała przed Salvadorem w podartych rajstopach, strzępach kitla, które nijak nie ukrywały krągłych, posiniaczonych piersi ze śladami ugryzień mężczyzny. Spódnica, bluzka i bielizna kobiety już dawno były tylko wspomnieniem.
- Krzywdziłeś mnie! - zamierzyła się i walnęła mężczyznę w ramię - drugie na szczęście.
- Gwałciłeś! - znów walnęła na odlew, tym razem trafiając w aluminiową rurę nad posłaniem.
- Jesteś potworem! - krzyczała i szlochała jednocześnie. Uniosła kij i zamierzyła się ponownie, tym razem szykując do uderzenia, w które włoży całą siłę.

Nasza pierwsza małżeńska kłótnia, pomyślał przelotnie Salvador. Piękna jesteś, kiedy chcesz mnie zabić. Ale piękniejsza, gdy to ja zabijam ciebie. Spróbował do tego znaleźć jakiś pasujący dwuwers z poezji staroangielskiej - nie udało mu się.

A więc jednak była człowiekiem. Była kobietą. Miała granice, dało się je przekroczyć. Salvador nie potrafił wyjść z podziwu hartu ducha Alreuny, już od pierwszego momentu stała się obiecującym nabytkiem, potencjalnie silnym sprzymierzeńcem, asem, którego należało upchać do rękawa, a seks z nią był tak przyjemnie odmienny od seksu ze zblazowanymi psioniczkami - Salvador nawet myślał nad tym, czy po kryjomu nie zacząć dawkować jej Lekarstwa, wszak postawiła już pierwszy krok ku standardowym próbom; to dopiero byłaby zabawa, wyhodować psionika tuż pod nosem Marco.

Teraz jednakże niezniszczalna pani doktor wybuchła, po ludzku, a to znaczyło, że czekały ich tylko dwa możliwe scenariusze.

Pierwszy: Alreuna się załamie. Dopadnie ją melancholia, zobojętnieje, nie wytrzyma presji i zrobi sobie krzywdę lub wręcz przeciwnie - trauma zostawi w niej niekontrolowaną agresję i dwubiegunowość, zacznie przypominać niemające dokąd uciec zwierzątko. Wówczas stanie się zbędna, sprawdzi się co najwyżej w tym, do czego pozornie chciał ją wykorzystać. Jako lalka do pieprzenia. Co w sumie nie było straszne, tylko żal brał go na myśl o zmarnotrawieniu pierwszej od dawna szansy… na co? To się okaże.

Drugi: pozbiera się w sobie i z nienawiści do Salvadora stworzy katalizator. Przy odrobinie szczęścia dorwie ją syndrom sztokholmski, w mniej przyjemnej wersji wbije Salvadorowi nóż w plecy przy pierwszej nadarzającej się okazji. Bez znaczenia. Do tego czasu powinien już otrzymać to, co planował.

Reasumując, Salvador albo zniszczy Alreunę natychmiast, albo ją od siebie uzależni i pozwoli, by go nienawidziła, wyssie ją wolno. Faktycznie, równie dobrze mogliby zostać małżeństwem.

Teraz, na tyle, na ile znał ludzką psychikę, powinien pozwolić jej rozładować napięcie. Nie podrażniać jeszcze bardziej, dać jej się zmęczyć, wypłakać, stawić co najwyżej bierny opór, pozwolić się bić i dopiero porozmawiać, kiedy będzie miała psychiczne zejście. Ciągle walczyć nie mogła - powinna w końcu, jak mniemał, paść na kolana, spuścić głowę i cicho chlipać. Wtedy mógłby ją objąć ramieniem, czy coś, poklepać po plecach w groteskowej, ale jakże realnej scenie - gwałciciel pocieszyciel, jedyne oparcie.

Salvador jednakże nie słynął z empatii. I nie miał czasu na bzdury. Poza tym nie lubił, gdy ktoś podnosił na niego rękę.
- Potwór? - szczeknął. - Nie widziałaś jeszcze potworów!
Gdy brała zamach, skoczył ku niej zdradziecko i szybko, złapał za przeguby rąk. Koniec końców miał fizyczną i psychiczną przewagę w walce. Spróbował okręcić kobietę wokół jej własnej osi, założywszy przedramię na jej szyję - i dusić tak długo, aż nie zwolni chwytu z pałki.
- Gdybym nie zrobił tego, co zrobiłem, nabraliby podejrzeń, idiotko - syknął przez zęby. Nie miał zamiaru wszystkiego tłumaczyć, brakowało mu do tego cierpliwości. Nie chciało mu się dawać wywodu, kim jest Kruk, co potrafi i na czym polega mącenie jego telepatycznego skanowania skrajnymi emocjami. Nie miał też zamiaru tłumaczyć, że jak na standardy Miasta Feniksa, nie stało się jeszcze nic strasznego. Zrozumie albo zdechnie. Ostatecznie nie potrzebował idiotki. Nie potrzebował kobiety, która jest słaba.

Tylko jej dzieci.

Gdy tak się szarpali, przypomniał ją sobie z brzuchem i rozchylonymi nogami ze snu, w kiczowatej porno wersji lekarskiego kitla, który kończy się akurat w takim miejscu, by odsłaniać sedno kobiecego ciała przy najmniejszym ruchu nóg czy podczas skrętu bioder. Gdyby podobne określenie w ogóle dało się zastosować wobec Salvadora, to chyba mógłby powiedzieć… że się zakochał.

Jednego nie wziął pod uwagę - pani doktor w bazie wojskowej musiała przejść przynajmniej skrócone szkolenie z samoobrony. Kobieta zręcznie wywinęła się z uścisku Salvadora. Co prawda, musiała puścić kij, ale była swobodna. Odskoczyła i spojrzała na niego, marszcząc brwi.
- Co z generałem? - zapytała.
- Nie żyje - odpowiedział tak, jak gdyby podawał informację o opóźnieniu pociągu. Odstąpił krok w bok, poza zasięg rąk pani doktor. Kij odrzucił w kąt. Oblizał wargi. Podobało mu się to, jak Alreuna stawia opór. Nie podobało mu się, że wygrała tę rundę. - Moja kolej: dokąd lecieliście helikopterem? Znasz poza Edenem inne miasta?

Informacja na temat Daio wydawała się wstrząsnąć kobietą. Stała chwilę, bez ruchu, wpatrując się w Salvadora jakby mówił w obcym języku.
- To poufne informacje. - odpowiedziała sucho. - Co ze mną zrobisz?
Salvador zagotował się ze wściekłości. Ostygł i znów się zagotował.
- To poufna informacja - przedrzeźnił kobietę, nie kryjąc złości. Ruszył do wyjścia, miał w końcu robić tego dnia za przewodnika, już był spóźniony. - Quid pro quo, moja Clarice. Wrócę wieczorem. Do tego czasu, mam szczerą nadzieję, pewne rzeczy przestaną być poufne. Zrozum swoją sytuację, oceń szanse. Nie jesteś już w Edenie.
 
Mivnova jest offline  
Stary 25-10-2016, 17:27   #25
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację



Czy ktokolwiek zapłacze, gdy przyjdzie na niego czas? Czy kogokolwiek będzie to obchodziło?

Zaśmiał się cicho wiedząc, że nikogo nie będzie obchodził. Oczami wyobraźni widział własne ciało, przy którym zatrzymuje się mężczyzna. Zatrzymuje się, by zedrzeć z niego, uszkodzony w miejscu dłoni, pancerz. Tylko na to mógł liczyć. "Tobie już się nie przyda" zamiast dobrego słowa.

Podniósł głowę, by sprawdzić kierunek i spostrzegł, że cały świat jest czarny. Zniknęła cała biel, nie było szarości. Wszystko czarne, lecz wiedział, iż pod spodem znajduje się czerwień krwi.

Czy ktokolwiek poświęci chwilę, żeby go pochować?

Żadnych złudzeń. Jego głowa zostanie oddzielona od korpusu i w ten sposób zostanie zostawiony na pustkowiach. Na pożarcie. Ewentualnie strawi go ogień. Skończy zapomniany. Niechciany.

Z pewnym zaskoczeniem odkrył, iż czarny świat nie budzi w niem żadnych emocji. Świat jest zły. Ludzie są źli. Zombie też są źli. Wszystko jest złe. Są tylko rzeczy bardziej lub mniej złe. Tak po prostu jest, zaś z faktami się nie dyskutuje. Nie poddaje się ich ocenie emocjonalnej. Istnieje tylko fakt i jego konsekwencje.

- Stój, kurwi synu! Ani kroku dalej! Jak chcesz żyć, to wyskakuj z Lekarstwa, skurwysynu, albo cię zajebię! - krzyczała kobieta stojąca na skale.

Nie wychodząc z cienia spojrzał na nią obojętnie. Rozejrzał się, by sprawdzić czy na pewno on jest adresatem. Groźba nie zrobiła na nim najmniejszego wrażenia. Wypalony w środku i celem jarzącym się wyraźnie na końcu niezbyt długiego tunelu.

Czy miał odejść właśnie w tej chwili? Wolałby jeszcze chwilę pożyć, by spróbować uwolnić swoich jedynych znajomych. Niemniej wizja własnej śmierci zadomowiła się w jego umyśle.
Powinien się bać. Chyba. Tylko po co? Skoro i tak nie da się tego uniknąć, to może właśnie nie należy się bać?

Przez chwilę nie poruszał się wcale, obserwując jedynie. Miała zasłonięte oczy. Liam podejrzewał, że kieruje się ona słuchem. Byłoby to interesujące, gdyby nie to, iż… nic go to nie obchodziło. Nie bardzo wiedział o jakie lekarstwo mogło jej chodzić. Być może też ugryzł ją zombie i poszukuje ratunku. Nie będzie ratunku. Nic jej nie pomoże. Jednakże nie miał zamiaru wyprowadzać jej z błędu. Według niego byłoby to okrutne. Niech się przemieni wierząc, że gdzieś jest coś, co może powstrzymać przemianę. Niech ma nadzieję do końca.

Przez chwilę rozważał możliwość zabicia jej, ale ona właśnie traciła wszystko. Póki ma ochotę walczyć o siebie, niech walczy. Kto wie, może ma w sobie coś, co ją uratuje? Nie wierzył w to. Może gdyby jakiś psionik miał zdolność regeneracji? Było to jednak zwyczajnie akademickie rozważanie.
Ruszył cieniem z rzadka porozrzucanych, powykręcanych szczątków niegdyś pięknych drzew i co większych kamieni. Lieke uzdrowiłaby drzewa. Był tego pewien. Jednak jej tu nie było.

Szedł powoli, uważając, by nie wydawać żadnych odgłosów i co jakiś czas zatrzymywał się za osłoną martwego już drewna, żeby móc spojrzeć na nieznajomą, ocenić skuteczność własnych działań. Obecnie nie szedł jednak prosto w kierunku miasta, lecz nieco w lewo, zamierzając nadłożyć nieco drogi. Dzięki temu mógł oddalić się od wojowniczej osobniczki, a następnie, utrzymując dystans, ominąć ją. I podjąć wędrówkę w kierunku miasta.

- Ani kroku, kurwi psie! - ryknęła, wciąż patrząc w inną stronę i rzucając swój oszczep. Broń uniosła się w powietrze, wykonała zwrot, którego... nie powinna, nie będąc bronią zdalną i wbiła się pół metra przed Liamem w skałę - na wysokości jego twarzy.

- Wyskakuj z Lekarstwa! - zagrzmiała kobieta na skale.

Powinien się jej bać? Pewnie tak. Chciała go obrabować i zabić, a do tego, najwyraźniej, posiadała jakieś moce.
Kilka dni w jedną czy w drugą stronę nie robiło mu różnicy.

Nie chciał odzierać jej z nadziei, ale nie pozostawiała mu wyboru. A może istniała jakaś inna droga? Może, ale jemu nie chciało się szukać. Spojrzał na własny cień i uśmiechnął się blado.

- Nie ma lekarstwa. Nie chciałem cię wyprowadzać z błędu, póki masz siłę walczyć i nadzieję na wygraną - powiedział obojętnie z lekką dozą smutku. A świat był czarny. Cień wysunął ostrza.

Kobieta zeskoczyła ze skały i spokojnie ruszyła w kierunku Liama, dzierżąc krótszą włócznię w ręce.
- Nie znam tego głosu. Coś ty za jeden? - burknęła.

- Przejezdny - rzucił krótko i pociągnął nosem.
- Jesteś niemiła i zachowujesz się niemiło. Ja to widzę tak: zatrzymasz się, schowasz ten patyk lub będę musiał potraktować cię jak złą osobę i przez to umrzesz ty albo ja. Wybierz sobie co ci bardziej pasuje - powiedział apatycznie, zaś cień oderwał się od Liama.

Kobieta chwile milczała.
- Tu nie ma przejezdnych. Chyba że jesteś z tej katastrofy... - dodała. Nie opuściła broni, ale też nie wydawała się skłonna do ataku.

Psionik parsknął, jednak w jego głosie nie było ani krzty radości.
- To nie była “katastrofa”... Ale tak, stamtąd. I co? Chcesz mnie teraz doprowadzić do swojego szefa? Czy szefowej? - zapytał, uznając, iż kobieta musiała być wystawiona jako straż, bo porywaczom nie zgodził się rachunek.

Zresztą… Może to nie był taki zły pomysł? A może był? Sam nie wiedział. Poczuł jednak dziwną ochotę, by dać zaszaleć mrocznej stronie własnego ja.
Cień Liama, oderwany od ciała, stał w gotowości do zaatakowania cienia kobiety. Kobieta nie widziała cienia, a przynajmniej na niego nie zareagowała. Za to splunęła z wstrętem.

- Marco nie jest moim szefem. - warknęła. - I nie zamierzam się dzielić z nim łupem. Jesteś mój. Zdejmuj wszystko co masz kurwisynu, to może przeżyjesz.

Mało brakowało, a roześmiałby się pusto. Cień to bardzo plastyczna materia.
- Zaczekaj! Jedno pytanie. Kim jest Marco? - powiedział, ale rozprzężony z ciałem cień nie czekał aż Liam skończy. W zasadzie ledwie pozwolił swemu właścicielowi zacząć, rozpoczynając uderzenie. Wysunięte ostrza, a właściwie transformowane odpowiednio ręce, ponieważ fizycznie psionik nie posiadał niczego więcej niż noża, leciały w kierunku miejsca, w którym cień sprzężony z kobietą miał głowę.

Strategia specjalisty od cieni była banalnie prosta. Głosem chciał pokazać, że nie zamierza ruszyć do uderzenia, zaś w tym czasie, korzystając z przewagi zaskoczenia, jeśli ją miał, cień miał zaatakować z odpowiedniej strony. Chciał zabić ją szybko, nie pozwalając na rzucenie włócznią, ale gdyby jednak zdążyła nią cisnąć, kluczowa miała być strona, od której podszedł cień Liama. Miał on przyjąć na siebie uderzenie cienia włóczni, by zatrzymać sam przedmiot materialny. Cień Liama miał tymczasem atakować dalej i dopiero po śmierci kobiety psionik cienia mógł pozwolić na to, by przedmiot opadł na ziemię i doprowadzić do ponownego sprzężenia samego siebie z własnym cieniem.

A jeśli nie wyjdzie?
Najwyżej umrze.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 25-10-2016, 21:43   #26
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
KEIKO, ROBIN, AMNA, NIKOLAI, MICHA, SZEPT - Świątynia Feniksa

Robin już może nie z niedowierzaniem, ale z wyraźnym niesmakiem spoglądał na przygotowane potrawy. Wspomnienie śniadania w Novum nagle nabrało wyraźnie pozytywnych akcentów. Głód jednak swoim zdradzieckim zwyczajem pozwolił by nozdrza chłopaka najgłośniej przemówiły do jego mózgu. Wziął pierwsze z naczyń obserwując unoszące się w zupnej toni składniki, po czym spojrzał na resztę wiktuałów, na Michę, w końcu na pozostałych psioników i śpiącą River. Wreszcie jego wzrok zatrzymał się na widzialnym trupie Niewidzialnego Człowieka, który rozpościerał się tuż obok przestrzeni śniadaniowej.
- Czy mogłabyś proszę go stąd usunąć gdzieś dalej? - zapytał Michę - Ponawiam też pytanie o kogoś, kto miał przyjść do River.

Tym razem Szept się ruszyła. Podeszła do trupa i popatrzyła na niego z nieodgadnioną miną. Szturchnęła go butem, po czym pochyliła, złapała za frak i zaczęła wlec do wyjścia. Będąc na wysokości Robina, zwolniła zerkając na niego
- Niedługo przyjdzie, powiedzieli że możesz przy tym zostać. Jedzcie. - wyszeptała do chłopaka i zaczęła wywlekać zwłoki dalej, do wyjścia.

- Dziękuję - odparł młody psionik odprowadzając Szept wzrokiem. Chwilę podłubał w naczyniu odsuwając frakcję stałą na boki i skupiając się na płynnej części zupy, którą spróbował i zaczął jeść. Potem znów podniósł wzrok na Szept - Czemu zakrywasz buzię?

Szept była już przy samym wyjściu, kiedy dosłyszała pytanie
- Bo byś się mógł wystraszyć. - odpowiedziała cichutko, czego raczej z tej odległości dzieciaki dosłyszeć normalnie nie mogły. Wywlekła zwłoki i przeciągnęła je kawałek dalej, dając znać innemu ze strażników, żeby się tym zajęli. Po jakiejś chwili wróciła, otrzepując ręce, weszła z powrotem do środka.

Amna przyjęła jedno z naczyń. Głód z poranka wyparował. Z lekkim niepokojem patrzyła jak zamaskowana kobieta wyciąga zwłoki z pomieszczenia.
Starała się nie wąchać dania, rozważając czy gorzej się będzie czuła jeśli tego nie zje czy gdy zaryzykuje. Wspomnienie głodu wygrało.
- Naprawdę nie macie tu nic… normalnego do jedzenia?

Micha, która sama nigdy nie gardziła proteinami chwyciła w dłonie “mięsko” które całkowicie rozgotowane momentalnie odchodziło od kości.
- To znaczy?

- Coś bez szczurów? - Amna przełknęła kęs i jak się spodziewała ciężko to było nazwać jedzeniem. - Warzywa… cokolwiek co ma jakiś smak.

- Pełzające zawiera mało szczurów. No a smak jest tu - wskazała na saszetki tłuszczyku z zupek viflona. Kobieta przełknęła po czym popiła breją głośno siorbiąc.
- Jak naprawię maszynkę do mielenia, zrobię burgery.

Szept wiedziała o czym myśli Amna. Przeszła powoli bliżej niej
- Staraj się nie myśleć o tym, co jesz, a wtedy nie smakuje aż tak źle. - poradziła jej cichutko. Albo posłucha rady, albo nauczy się tak, jak ci bardziej oporni - głodem. Na głodnego i żywy szczur wygląda apetycznie.

Amna uśmiechnęła się do kobiety.
- Obawiam się co najwyżej efektów ubocznych. - Po chwili dodała cicho. - Jadaliśmy raczej inne rzeczy.

- Nieważne co zjesz mała i tak gówno z tego będzie. - Zauważyła Micha.

Nikolaj podszedł do przygotowanych specjałów. Wyjął coś określane mianem “crispiego”. Obwąchał najpierw, po czym bez słowa wgryzł się w korpus pieczonego szczura. Zapach był okropny. Smak gdzieś się rozmywał w obliczu atakującego nozdrza smrodu. Żuł powoli i walcząc z odruchem wymiotnym przełykał małe kęsy. Wiedział, że musi jeść. Wiedział, że musi być na siłach w tym podłym miejscu. Cały czas patrzył na Michę z uwagą, choć nie odpowiedział na jej wcześniejsze zaloty.

Amna trochę niepewnie przyglądała się Nikolajowi. Musiała szybko skupić uwagę na czymś innym.
- Kim jest Salvador? Marco wspominał wczoraj, że ktoś o tym imieniu będzie nas oprowadzał.

- Oprowadzać to będziemy was z Michą… Salvador miał wpaść i wam poopowiadać. Coś najwyraźniej, musiało go pilnie zatrzymać. - Wyprostowała Szept szeptem słowa Amny, nadal koło niej stojąc. Skrzyżowała ręce pod biustem.

Keiko przyjrzała się uważnie przeniesionemu jedzeniu. Szczura próbowała wczoraj, nie lubiła szczurów. Ana zawsze mówiła, że trzeba cieszyć się chwilą i próbować nowych rzeczy… ale wszystkie rzeczy wyglądały jak szczur. W sumie nie była głodna. Wiedziała, że jak się spokojnie poczeka, to w końcu przyniosą to, co lubiła. Trzeba tylko było być grzecznym i nie awanturować się.
- Czy Marco przyjdzie? - zapytała.

- I co to za moc, którą włada? - dodał do jej pytania Robin. Choć z początku z dystansem spożywał kolejne łyżki zupy wieloporteinowej, teraz machał nimi jak zaprawiony wioślarz z Oxfordu - Z początku podejrzewałem ziemię. Potem grawitację. W ogóle to nieprawdopodobne, że wy też je macie. Ten niewidzialny… Micha telekinezę… a Ty?
Znów obejrzał się na Szept.
- Tylko mów proszę w moją stronę, bo wcześniej nie usłyszałem.

Szept popatrzyła najpierw na Keiko, a potem na Robina
- To czy Marco przyjdzie, wie sam Marco. Na pewno zechce się z wami widzieć. A jak chcesz się dowiedzieć,co umie, to go zapytaj. Może odpowie. - powiedziała cicho, ale skoro słuchali, to musieli usłyszeć. A gdy Robin zapytał ją o jej własną moc, Szept zamilkła na momnt.
- Niespodzianka.- Wyszeptała.
 
Aiko jest offline  
Stary 02-11-2016, 15:20   #27
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://img14.deviantart.net/0dea/i/2012/145/4/d/242__by_deepinswim-d3js7y3.jpg[/MEDIA]
Liam

Liam oddychał ciężko. Jego serce waliło niczym ostatni przebój muzyki techno, jaki został wypuszczony przez którąś z amerykańskich wytwórni. Przetarł oczy. Tak, zrobił to. Zabił tę kobietę. Nie miała z nim szans, bo nawet nie widziała własnego cienia. Czy to nie ironia losu? Minutę temu to psionik cienia był skazany na śmierć, a ta istota tętniła życiem. Pewnie nawet przez myśl jej nie przeszło, że za 60 sekund jej serce przestanie bić, a ciało zacznie tracić temperaturę.

Chłopak spojrzał teraz w kierunku włóczni. Leżała teraz u jego stóp. Zimna i sztywna – tak samo jak niedługo jej właścicielka. Broń mogła się przydać w dalszej wędrówce. Ciekawe czy coś jeszcze Liam znajdzie przy trupie? A może go to wcale nie obchodziło?


[MEDIA]https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/736x/45/74/77/4574774c5533830fcf3865aff9d3c350.jpg[/MEDIA]

Wszyscy obecni w Mieście


Marco nie był zadowolony z powodu tego, co spotkało Krzywego Ryja. Oczywiście, sam gloryfikował prawo silniejszego, jednak starał się dbać o swoich – szczególnie o Elitę. Nie miał jednak pretensji do psioników z Novum. Bronili się - rozumiał to. Wydawało się nawet, że kiwnął z aprobatą w kierunku Nikolaia i Robina… a może im się tylko zdawało? Niezadowolenie Marco nie było jednak czymś, co mogło wyparować. Ten człowiek nie wybaczał. Pytanie więc brzmiało: kto oberwie... i kiedy?

Gdy wszyscy szykowali się do wyjścia, by poznać Miasto Feniksa, Marco zbliżył się do Michy i syknął jej do ucha:

- Pożegnaj się z wypłatą za dziś. Jeszcze jeden trup z naszych i zostawię cię na noc przy studni z wypiętą dupą.

Wiedziała, że nie żartuje. Kilka razy Marco zrobił tak ze swoimi niewolnicami, gdy chciał je ukarać lub… po prostu uznał je za zbyteczne. Żadna z kobiet nigdy nie dożyła rana. Dzieci Feniksa były zbyt wygłodniałe.

Po chwili w sali szpitalnej pojawił się ślepy starzec, który, prowadzony był przez tajemnicza kobietę, która wczoraj stała przy fotelu w głównej sali świątyni. Kruk.

- Idźcie już. – szepnął ślepiec ponuro – Potrzebuję się skupić.

Nikolai, Amna, Keiko, Szept i zrugana Micha wyszli przed budynek akurat, gdy kilkoro Dzieci Feniksa – dorosłych dzieci – myło się przy studni. Dwóch mężczyzn i kobieta byli całkiem nadzy i bynajmniej nie czuli skrępowania z powodu swego towarzystwa, czy z samego faktu, że brali kąpiel na środku wielkiego placu. Szept i Micha oczywiście znały ich – rodzeństwo zmiennokształtnych – Żmij, Kundel i Pustułka. Ciężko było się z nimi dogadać, bo umysły mieli po części zwierzęce, ale temperament… również, co szczególnie Micha mogła uznać za ciekawe zjawisko.

Od strony targu dobiegały ich uszu jak co dzień steki wyzwisk i bluzgów. Towar był w obrocie. Ciekawe ile z niego stanowiło ich dawne wyposażenie. I w jaki sposób zdołają je odzyskać, skoro nie mieli pieniędzy, a coś takiego jak prawo własności w Mieście Feniksa było doprawdy płynnym pojęciem.

Też przez targowisko przedzierał się właśnie Salvador, pędząc jak szalony. Alreuna okazała się fascynująca, jednak… miał też obowiązki, o których musiał pamiętać. Był poza tym ciekawy, jak zareaguje jego „żona”, gdy dowie się, że poznał jej podopiecznych. Może też poznając ich, odkryje punkty, w które mógłby ją uderzyć… Doprawdy fascynujące! Mężczyzna uśmiechnął się nieco opętańczo, widząc, że oto ci, których szukał, wyszli właśnie przed świątynię. Czas więc na jego szooooł!



Robin

Tymczasem w sali szpitalnej zostali Robin, nieprzytomna River, Kruk, Marco i… kobieta, która jak dotychczas się nie przedstawiła. Całe wsparcie, które Robin mógł mieć w starciu z nimi, obecnie było poza zasięgiem. Został sam. Nawet na River nie mógł liczyć. Jeśli więc to był moment, w którym zechcą go zaatakować… sam nie umiałby wybrać lepszej chwili.

Ani Marco, ani nikt inny nie wykazywał jednak agresji. Kruk klęknął koło River i nim dotknął dziewczyny, odezwał się do jej brata:

- Spróbuję ją odszukać, jeśli zagubiła się w swoim jestestwie. Ty… jesteś jej bliski, więc możesz spróbować wołać ją myślami. Postaram się dotrzeć do niej z twoim przekazem. Jeśli faktycznie coś dla niej znaczysz, powinna wtedy podążyć za twoim głosem. Rozumiesz?
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 08-11-2016, 21:29   #28
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację



Zabił. On na prawdę zabił człowieka. Na śmierć. Ona się już nie podniesie. Nigdy.

Liam wpatrywał się wielkimi oczami w nieruchome ciało z otworem w głowie pasującym ostrza, jakie uformowało się z jego cienia.

Wpatrywał się mokrymi od łez oczami, a krew galopowała w żyłach jego ciała. Zaszlochał cicho podchodząc bliżej. Nie opłakiwał kobiety, tylko siebie. On już umarł. Miał ochotę wrzeszczeć, że niczego nie czuje. Nic nie obchodziła go śmierć drugiego człowieka. Przecież jeszcze poprzedniego dnia był zupełnie inny!

Wiedział, że może zabić zombie, ale nie innego człowieka. Wiedział, że on z poprzedniego dnia ukląkłby przed zwłokami tak, jak teraz to czynił. Wiedział, że odwadniałby się przez oczy dokładnie jak w tej chwili, ale wiedział też, iż przyczyna tego byłaby zupełnie inna. Byłoby mu żal osoby, która jeszcze przed chwilą żyła, a nie siebie.

Było mu ogromnie żal samego siebie. Nigdy nie zastanawiał się co czują osoby przemieniające się. Nie myślał nawet o tym, jak zmieniają się wewnętrznie. Czy tak działo się ze wszystkimi? Czy wszyscy bezpowrotnie tracili całe człowieczeństwo? Niszczyła ich świadomość własnej śmierci czy trucizna? Najprawdopodobniej nigdy nie pozna odpowiedzi, ale... jakie ona miała znaczenie? Tak czy inaczej, efekt był ten sam.

Grzbietem dłoni otarł oczy i włożył dłoń do kieszeni ubioru kobiety. Znalazł tam kawałek bandaża. Możliwe, że będzie potrzebował zmiany opatrunku, więc zabrał go. Dłoń chłopaka namacała jeszcze jakąś pigułkę. Może przeciwbólowa. Również ją zabrał.
Zakrwawiony kawałek szmatki, mały śrubokręt i kozik zostawił przy jej ciele. Nie chciał jej okradać.

Nagle przypomniał sobie, że mówiła o lekarstwie. Najprawdopodobniej czeka ją przemiana w zombie, więc ponownie oddzielił cień od ciała, zaś jego ręka transformowała się w ostrze, które opadło na cień głowy kobiety. Musiał to powtórzyć kilkukrotnie nim zwłoki podzieliły się na dwie części.
Psionik cienia przyglądał się z krwią odpływającą daleko od twarzy. Stał się tak blady, jak sama śmierć, lecz przyglądał się temu procesowi. Szczątkowe uczucia, które właśnie mu pozostały, właśnie się wypalały.

Wczoraj rano byłoby mu niedobrze. Dzisiaj przyglądał się obojętniejąc.

- Byłaś bardzo niemiła - rzucił do zwłok.

- Ale może teraz przynajmniej zaznasz trochę spokoju - dodał, chwytając włócznię i podjął wędrówkę.

Czas płynął. Miał jeszcze dużo do zrobienia, zaś dziś minie jeden, pełny dzień od ugryzienia. Pozostaną mu jeszcze minimalnie dwa, maksymalnie sześć. Musiał założyć najgorszy scenariusz. Jego koledzy i koleżanki musiały oddalić się stąd najpóźniej na dzień przed przemienieniem.

Liam był głodny i spragniony, lecz zdawał sobie sprawę z tego, iż to nie potrwa długo. Musiał wytrzymać jeszcze troszkę. Wiedział, że to trudne, ale możliwe.

Szedł, trzymając się cieni, ale nie miał zamiaru wchodzić do miasta za dnia. Jeśli pozostanie mu wystarczająco dużo czasu, to spróbuje znaleźć inne wejście do miasta.

Noc to dobry sprzymierzeniec.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 09-11-2016, 19:19   #29
 
Amon's Avatar
 
Reputacja: 1 Amon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputację
Micha, Szept i wycieczka



- To było tak… - Micha w takcie marszu zerkała za siebie tłumacząc dzieciakom koncept wypiętej dupy pod studnią.
- Jedna dupa zabłądziła w dziczy, dopadły ją dzikusy. Ona nie gadała po ichniemu a i oni za chuja jej nie rozumieli, no może poza jednym. No i ten jeden się jej pyta, tyle co ona zrozumiała, to powiedział “ty chcieć śmierć, czy ty chcieć sambo?” no ona za chuja nie wiedziała co to “sambo” ale “śmierć” skojarzyła, no to mówi że “sambo”. - Micha zrobiła pauzę upewniając się, że wszyscy ją słyszą.
- No to “sambo” to było to, że ją całe to plemię dzikusów waliło na zmianę, aż w końcu straciła przytomność. Kiedy się obudziła, chuj wie kiedy, wszyscy stali już w koło ze sterczącymi pałami, czekali. Ten “poliglota” znowu się jej pyta “ty chcieć śmierć, czy ty chcieć sambo”. No i tym razem, ona mówi że “śmierć.” - Micha odwróciła się do dzieciaków.
I wiecie co wtedy krzyknął jeden z dzikusów?
- Śmierć przez sambo! - zakończyła opowieść zadowolona z siebie. Po czym zeszła na ziemię:
- My tu cywilizowane, dzikusów nie ma, ale przy studni też można wyzionąć ducha dupą, dlatego, dzisiaj nie zabijamy Eliciarzy bez powodu, okej? No bo w sumie Szef ak to Szef, ma rację i tylko dlatego że ktoś kogoś chciał poruchać, no, wiecie, od tego się nie umiera… chyba że… przy studni.
Szept słuchała pogiętego przykładu, jakim zarzuciła Micha. Skrzywiła się, gdyby jej nie znała, to na pewno sama by się chwilę zastanawiała o co jej chodzi, a co dopiero ta bachornia z ‘innej planety’. Szept rzuciła okiem na studnię, a potem w kierunku targu. Tam będzie jej się ciężko do nich mówiło, więc podeszła do Michy
- Weź idź na ogon. Łatwiej będzie jak będziesz do nich gadać w przód. Wezmę przód. - szeptała, odrobinkę głośniej niż wcześniej, ale wyraźnie usilnie starała się nie podnosić tonu wyżej niż to wskazane. Potem zerknęła na dzieciaki
- Poszukamy co wasze, ale nie denerwujcie nikogo lepiej. - zasugerowała im i ruszyła do przodu, przy okazji spoglądając na spóźnionego Salvadora. Zmrużyła szare ślepia. Ciekawe co go tak zajęło. Czarnowłosa wolałaby, aby ją dziś opierdziel za cokolwiek ominął, więc wolała odrobinę przejąć kontrolę nad tym ‘spacerkiem’.
Salvador dołączył do grupy z półbiegu, właściwie ledwo wyhamował w odpowiednim momencie. Zgiął się wpół wśród chmury kurzu, oparł dłonie o kolana, łapiąc oddech, głośno wypuścił powietrze ustami.
- Winny jestem przeprosiny - wysapał, stanąwszy prosto. Obdarzył nowe Dzieci Feniksa uśmiechem pedagoga, przyglądał im się ciekawsko, życzliwie, z oczami pełnymi czegoś, co przypominało wzruszenie, choć równie dobrze mogło być narkotycznym zeszkleniem. - Obowiązki mnie zatrzymały. Tak to jest, gdy jakaś praca wypada na gwałt.
Teraz spojrzał kolejno na Michę i Szept.
- Naprawdę, bardzo was przepraszam. - Salvador puścił oko do dziewcząt, otrzepał spodnie i wyciągnął rękę w przywitalnym geście do Nikolaia, jedynego mężczyzny w grupie. - Jestem Salvador. No wiecie. Jak ten malarz.
Nikolai uścisnął mocno dłoń mężczyzny, jednak samemu się nie przedstawił
Keiko nie podobało się w mieście. Było wszystkiego .. za dużo, za głośno, nie było uporzadkowania, które dawało jej poczucie bezpieczeństwa. Przysunęła sie blizej Nikolaja, choć nie miał topora.
Micha ciągle gadała, o rozmnażaniu i śmierci, jak szybko zorientowała się dziewczyna. Ciągle gadali o tym samym, zamaiast o jakiś ciekawych rzeczach. To było nudne.
- Możemy wracać? - zapytała. - W tym prostopadłościanie na początku najbardziej mi się podobało.
Ale nikt nie odpowiedział, a zamiast tego pojawiał się ktoś nowy. Przedstawiał się. zasada wzajemności.
- Jestem Keiko dzień dobry Salvadorze wybaczam ci który malarz? Nie wiem - powiedziała szybko, na jednym oddechu.
Najciekawszy malarz minionej epoki - odpowiedział Salvador, rozszerzając nozdrza i chłonąc zapach dziewczęcia. Keiko. Dobre imię do haiku. Gdzieś miał tomik haiku. Koniecznie musi go poszukać w burdelu, który nazywał domem. - Malował zegary, słonie i żyrafy. Czasami płonące. Piękne. Spodobałyby ci się. Ciekawe, czy Matka Natura ocaliła jakąś żyrafę?
Rosjanin nie przejął się specjalnie opowieścią Michy. Kobieta ewidentnie miała problem. Trudno. To nie była sprawa Nikolaia. On nie był za nią odpowiedzialny. Za to był odpowiedzialny za resztę. Salvadore był kolejnym pionkiem, który musiał się nie liczyć. Gdyby się liczył, to Szept i Micha zachowywały by sie inaczej w jego obecności. Tymczasem mężczyzna nie wywarł na nich wrażenia.
- Chodźmy poszukać naszych rzeczy - powiedział bez emocji, rozglądajac się po okolicy.
Z jakiejś przyczyny Micha lubiła Salvatora, chyba dlatego, że kojarzył jej się z jakimś aktorem.
- Sal… jakbyś wyłożył pigułę na spółkę, to bym ci zrobiła coś więcej niż tylko wybaczyła. - wystawiła język po czym wskazała na białe plamy na nogawkach mężczyzny.
- Sprawy wypadły nagle jak widzę.
Salvador bez słowa sięgnął ręką do kieszeni, jak Gollum sprawdzający, czy aby ma przy sobie pierścień, wymacał ostatnie dwie porcje Lekarstwa, zassał policzek. Dzielenie się pigułką na pół w jego przypadku nie miało sensu. Połówka to za mało, by zaspokoić głód, a dość, by pobudzić organizm. W życiu nie oddałby nadmiarowej porcji bez powodu. Chociaż… on też z jakiegoś powodu lubił Michę. Mimo tego, że podświadomie chyba bał się silnych kobiet, w jej ciele widział posąg, który godzien był spojrzenia oraz - przede wszystkim - dotyku. Poza tym lubiła “Gwiezdne Wojny”. A to wiele mówiło o człowieku.
Skoro Micha nie miała Lekarstwa, to znaczy, że podpadła Marco. A to wystarczający powód, by się z nią podzielić. Nie za darmo, oczywiście.
Cokolwiek nie pomyśleli sobie zebrani, Salvador chciał od Michy czegoś zdecydowanie więcej, niż seksu. Chciał jej ciała, by je wielbić, jak wielbić można ciała wyrzeźbione w antycznych marmurach.
- Jesteś mi dłużna - powiedział po prostu, wręczywszy jej Lekarstwo chciwym gestem. Sam zachował własną porcję na późniejszą porę dnia. Gdyby zażył je teraz, już pod wieczór głód by wrócił. Wolał doczekać do popołudnia. Tak wegetowało się w Mieście Feniksa. Od dawki do dawki.
- Bardzo dłużna - powtórzył z naciskiem.
 
__________________
Our obstacles are severe, but they are known to us.
Amon jest offline  
Stary 12-11-2016, 02:37   #30
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Robin bynajmniej nie okazywał strachu przybyłej trójce. Co prawda nie miał już wątpliwości, że zarówno ślepiec jak i kobieta z nim, też mieli specjalne zdolności, bo inaczej Marco by ich przy sobie nie trzymał, ale mimo to nie przeczuwał żadnego zagrożenia. Stał więc obok siostry dumnie wyprostowany spoglądając na przybyłych jak na gości w swoim domu. Nie próbował epatować siłą. Naprawdę po zabiciu Krzywego Ryja czuł się silny. Niemal pijany ta siłą.
- Znaczę dla niej więcej niż ktokolwiek inny. - odparł dobitnie - Obawiaj się raczej starcze, żebyś Ty się nie zgubił. Bo ona tam jest bardziej w domu niż tu.
Kruk tylko kiwnął głową.
- Usiadź przy niej, niech czuje twoja fizyczną obecność. I zacznij ją wołać w myślach. - polecił.
Chłopak usiadł obok siostry. Rzucił jeszcze tylko kontrolnie okiem co robią tajemnicza kobieta i Marco, po czym ostatecznie wziął River za rękę i zamknął oczy.
River.
Marco i dziewczyna oddalili się do wejścia do sali. Starzec tymczasem usiadł z drugiego boku dziewczyny. Nie dotykał jej jednak. On też nie musiał zamykać oczu - był ślepy. Chwilę siedzieli w ciszy.
- Nie czuję jej. - wyznał starzec - Musimy zejść głębiej, ale do tego... muszę wiedzieć dokładnie, co jej się stało.
Młodzik nie zdołał powstrzymać mimowolnego wywrócenia oczami. Kruk w jego oczach najwyraźniej nie zrobił najmniejszego wrażenia ani swoimi zdolnościami ani swoją posępną ślepotą.
- To niczego nie zmieni starcze, bo jej nie ma teraz tutaj. Ani głębiej, ani płyciej. Myślałem, że to pojmujesz... - westchnął ostentacyjnie, ale zaraz wyprostował się i oznajmił swoją odpowiedź na wypowiedziane przez starca żądanie - Żeby wiedzieć dokładniej co jej jest i co się stało, potrzebny jest generał Daio.
- Wydaje ci się, że to ogarniasz. - starzec zaśmiał się - Myślisz, że to kilka szufladek, do których zaglądam. Myśl, co chcesz dzieciaku, ale jeśli chcesz odzyskać pannę, lepiej współpracuj. Zejdę niżej - tę informację skierował bardziej do Marco niż do Robina.
Robin uśmiechnął się kwaśno.
- Kilka szufladek… To nie szufladki tylko moja siostra starcze. Oczywiście, że chcę ją odzyskać. Ale nie wiem co dokładnie się jej stało. Wiem, że był w niej Atol. Inny psionik z Novum. Pozwalała mu używać się jako medium. Nieszczęśliwie podczas ostatniej jego wizyty, chyba zginął. Albo coś innego mu się stało. Generał wiedziałby więcej. Ale co z tego. Ty s c h o d z i s z niżej. Jakby to jakaś piwnica była.
Popatrzył Krukowi w bielma oczu. Jakoś coś mu mówiło, że może ze wzroku starzec już korzystać nie mógł, ale nie przeszkadzało mu tu i tak… widzieć.
- I nazywam się Robin Abernathy.
Starzec nie odpowiedział. Po prostu zastygł. Dopiero po chwili do Robina dotarło, że wpadł w jakiś rodzaj transu. Nie rzekł więc nic więcej, a tylko siedział obok siostry i czekał. Wątpił w powodzenie tego przestawienia. Nie żeby miał powód by nie doceniać Marco i jego podwładnych. Wręcz przeciwnie. Ale już się napatrzył na próby dotarcia do River w tych chwilach gdy jej nie było. I ta niczym się nie różniła. Zarozumiały, pewny siebie dorosły wszystko wie i rozumie. Tak jak poprzedni nie przedstawi się, ani nie okaże pokory tylko gmera. Głuchy na to, że cokolwiek zrobi TERAZ, nie zadziała. Problem z River był taki, że nawet ona tego tak dokładnie nie rozumiała. I… no właśnie. Bo poza głęboko już zakorzenionym lekceważącym stosunkiem do Kruka, Robin czuł niepewność. Skrywał ją skrzętnie i bez większego trudu. Ale nie mógł jej zaprzeczyć. Jego siostra nigdy jeszcze aż na tak długo nie odeszła. Nie zostawiła go samego. Nawet eksperyment w mieście był krótszy. Miał do niej o to żal, bo nie wyobrażał sobie by stało się jej coś złego. To było wykluczone. Trzymał więc siostrę za rękę mocno. Tak, że pewnie by warknęła gdyby coś z teraz do niej docierało. Trzymał i nie zamierzał puszczać.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:53.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172