Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 28-09-2016, 23:09   #1
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
THE END - Wszyscy jesteśmy potworami: Miasto Feniksa [+18]


Huk śmigła helikoptera mącił wszechobecną ciszę martwego świata. Potężny transportowiec leciał kilkadziesiąt metrów nad ziemią, korzystając z osłony nocy. Uciekinierzy, którzy w nim się znajdowali, musieli jak najszybciej i jak najdalej oddalić się od Edenu. To był warunek ich dalszej egzystencji.

Młodzi ludzie, którzy niedawno spoczywali zahibernowani w kopułach ze zdziwieniem i trwogą patrzyli na świat. Tu, gdzie jeszcze 9 lat temu były ludzkie osiedla, ulice, samochody… życie! Tu już nic nie było. Kwaśne deszcze skutecznie dusiły wszelkie zalążki nowych istnień, jakby Natura chciała powiedzieć „dość”, „pozwólcie mi umrzeć”.

[MEDIA]http://4.bp.blogspot.com/-pnP0M7nSaOE/TWBtkr1dQtI/AAAAAAAAACE/z9KDUv-DVao/s1600/1293972577587.jpg[/MEDIA]

Nie wszyscy byli przyjaciółmi. Niektórzy spośród obecnych psioników nazwaliby siedzącego obok pilota Generała Daio wrogiem. Ten człowiek chciał ich wykorzystać do walki z potworami – nieumarłymi, którzy zmierzali prosto na Eden – ostatni bastion ludzkości. Szczególnie Robin nie ufał Generałowi. Mężczyzna zostawił w bazie własnego syna, który z kolei był bezpośrednią przyczyną śpiączki River – siostry Robina. Skomplikowane, ale czy kontakty międzyludzkie kiedykolwiek były łatwe?

O ile jednak Generał, pilot, dwóch żołnierzy i trzech starszawych naukowców budzili raczej nieufność w psionikach, o tyle nieco przychylniej młodzi uzdolnieni traktowali swoją bezpośrednią opiekunkę – Doktor Alreuna oraz asystentkę jednego z profesorów – mniej więcej ich rówieśnicę – Amnę. Nikolai miał zresztą sposobność porozmawiać kiedyś z dziewczyną, która nie tylko nie bała się psioników, ale wręcz wydawała nimi zafascynowana – jakby byli współczesnymi super-bohaterami. Oni jednak nie czuli się ani super, ani bohatersko. Nie czuli się nawet dobrze. No może poza Keiko, która ciekawie obserwowała widoki i nie wydawała się przygnębiona czy smutna.

Niemniej jeśli kogoś można było nazwać bohaterem w ich grupie, to był nim Liam. Ten chłopak przeżył ugryzienie wampira, tracąc przy tym część dłoni. Teraz siedział apatycznie, wpatrzony z zabandażowaną rękę. Wiedział już co go czeka – przemiana w zombiaka mogła zostać opóźniona dzięki mocom Robina i Nikolaia, była jednak nieunikniona.

Lecąc w nieznane, psionicy zastanawiali się czy mają w ogóle dokąd uciec? Cóż… Na pewno nie mieli dokąd wrócić. Decyzją Najwyższej Rady Edenu psionikom chciano podać jad zombie, by uczynić z nich jeszcze straszniejsze potwory niż te, które zamierzały zaatakować miasto. Takiemu postępowaniu sprzeciwił się nawet tak nieczuły drań, jakim był Generał Daio. Dzięki ostrzeżeniu, które otrzymał od tajemniczego informatora, udało mu się pospiesznie zebrać kilku członków personelu i opuścić obiekt badawczy, nim ten został przejęty przez żołnierzy podległych Radzie. Uciekinierzy przechwycili ocalałych psioników z terenu szkoleniowego i… No właśnie, dokąd zmierzali? Z trwogą patrzyli na pozostałości dawnej cywilizacji, a jednak parli naprzód w nieznane. Gdzieś tam przecież musieli istnieć przecież inni ludzie…
I nie mylili się.

Od pewnego czasu transportowiec był obserwowany przez dwie postacie – ciemnoskórych bliźniaków, którzy przywodzili na myśl bardziej dzikusów, zamieszkujących niegdyś lasy Amazonii niż zwiadowców ukrytego za pasmem gór Miasta Feniksa.

[MEDIA]http://s10.ifotos.pl/img/miasto-lo_ahsewss.png[/MEDIA]

Jeden z braci przez cały czas miał zgięte palce przy oczach, jakby trzymał w nich niewidzialną lornetkę.
- To ludzie-duchy. Bez wątpienia. Jest tam ta ich szycha. Generał Daio. – powiedział.
- O jaaaa… to się Marco ucieszy. Może nawet da nam na noc swoje dziewczynki, jak mu złowimy takiego ptaszka. – rzekł drugi i wysunął obie ręce w kierunku helikoptera. Przez chwilę ustawiał się, jakby namierzał cel.
- Bracie! Przez cały tydzień będziemy ruchać. – poparł go entuzjastycznie bliźniak – I dostaniemy zapas Lekarstwa, jak uda nam się dostarczyć tego łysola żywego. Hiro, to jest okazja. Błagam… tylko nie spieprz tego…
- Spokojna twoja rozczochrana, Halo. Z takiej odległości mógłbym ich ustrzelić nawet z zamkniętymi oczami…
- to powiedziawszy, wypuścił ze swoich rąk wiązkę białego światła, która przypominała bardziej piorun niż pocisk i… trafiła celnie w śmigło maszyny.

Silniki zawyły boleśnie, wypuszczając z siebie wiązki czarnego dymu. Maszyną szarpnęło gwałtownie. Mimowolnie Amna poczuła wdzięczność za pasy bezpieczeństwa. Lecz… nie wszyscy mieli je zapięte. Robin, który cały czas upierał się, by siedzieć przy siostrze uderzył teraz głową o jakiś metalowy drążek. Popłynęła krew, a chłopak stracił przytomność. Klnąc na czym świat stoi Generał Daio wypiął się ze swoich pasów i pochwycił nieprzytomnego psionika, ciągnąc do swojego miejsca. Nie był jednak w stanie zapiąć pasów. Maszyną trzęsło, a ziemia zbliżała się z zawrotną prędkością. Generał Daio objął Robina w pasie i wraz z nim przylgnął do ściany, trzymając się tylko metalowych uchwytów.

Spotkanie z powierzchnią planety nastąpiło gwałtownie, a oprócz straszliwego hałasu towarzyszyło mu kilka potężnych wybuchów. Maszyna przekoziołkowała kilkadziesiąt metrów, nim wreszcie zatrzymała się na boku.

- Chodźmy!Halo klepnął w plecy zlanego potem brata – Zanim wszyscy się usmażą. Jak nie udowodnimy, że to Daio, możemy pożegnać się z dragami i dziewczynkami.

Taka motywacja od razu podziałała i mimo ogromnego zmęczenia, Hiro pomknął w ślad za bratem do wraku helikoptera. Nie oni jedyni, jak się okazało. Prędko okolica zaroiła się od tych Dzieci Feniksa, które posiadały jakieś środki transportu. Eksplozji nie sposób było przegapić.

W ciągu zaledwie kilkunastu minut maszyna została rozebrana z „cennych” części. A co z pasażerami? Młodych, którzy nie zemdleli w trakcie kraksy potraktowano paralizatorami. Ponieważ atak był zmasowany, a psionicy nieprzytomni lub zszokowani, nie byli w stanie się obronić. Jedynie Liam zdążył skorzystać ze swoich mocy.

Chłopak odturlał się pod leżący nieopodal głaz i schował w jego cieniu. Tutaj, w osnowie mroku czuł się bezpiecznie. Choć ledwo zachowywał przytomność, widział jak Nikolai zostaje powalony paralizatorem. Amna oraz wszyscy młodzi „z numerami” zostali zapakowani niczym przedmioty do dziwnie wyglądającego samochodu, złożonego jakby z wielu różnych pojazdów.

[MEDIA]http://s10.ifotos.pl/img/carbyroma_arhnpnn.jpg[/MEDIA]

Osobno zabrano też Generała i Alreunę. Innych zaś… Liam odruchowo wcisnął się bardziej w cień, widząc jak pozostali naukowcy, pilot i żołnierze są po prostu zabijani, a potem „tubylcy” ściągają z nich wszystkie przedmioty i odzież. Nawet bieliznę! Dopiero gdy nic już nie zostało do ograbienia, Dzieci Feniksa opuściły miejsce katastrofy, pozostawiając za sobą nagie, martwe ciała i wystraszonego nastolatka, skrytego w cieniu głazu.

Co Liam powinien teraz zrobić? Czy skupić się na sobie, czy raczej ratować pozostałych?

Za wzniesieniem, na którym rozbił się helikopter, chłopak dostrzegł ludzkie osiedle, dokąd zmierzali „tubylcy” z uprowadzonymi psionikami i resztą załogi.


Właściwie „osiedle” było nazwą mocno na wyrost, „wielkie śmietnisko” pasowało dużo bardziej. Ot zbiorowisku kilkunastu pseudo-budynków, otoczonych czymś na kształt pseudo-muru. Tylko stojący pośrodku tego wszystkiego ogromny komin wydawał się czymś solidniejszym. Liam zmrużył uczy, przyglądając się dziwnej mieścinie. Jego uwagę zwróciła tablica przed bramą, na której ktoś brudnoczerwoną farbą (lub nie farbą) napisał:

MIASTO FENIKSA – OSTATNI BURDEL LUDZKOŚCI


Świątynia Wielkiego Feniksa nie była bynajmniej miejscem modłów. Owszem, czasem ktoś tutaj klękał, ale raczej tylko po to, by zrobić laskę Marco. Główny Kapłan Feniksa słynął nie tylko z wielkiej mocy, ale też ciągłego apetytu na seks i zabijanie. Jeśli nie robił jednego, czynił drugie… w przerwach tylko zajmując się rządzeniem. Tym razem jednak sprawozdanie dwóch zwiadowców oraz przywiezione przezeń łupy skupiły pełną uwagę Marco.

[MEDIA]http://s2.ifotos.pl/img/specterby_ahseshs.jpg[/MEDIA]

- Dobrze się spisaliśmy. Macie przez tydzień wolny wstęp do haremu… o ile ja z niego nie korzystam. – skinął na strażników, którzy strzegli wejścia do wieżyczki, gdzie mieścił się przybytek rozkoszy Kapłana.

Choć niewolnice często nie przeżywały jego napadów furii, zawsze gnieździło się tam od trzech do dziesięciu całkiem ładnych perliczek – na pewno najładniejszych, jakie można było dostać w Mieście Feniksa. Oczy bliźniaków zaświeciły się, jednak prawdziwa żądza pojawiła się w nich dopiero wtedy, gdy Marco wyciągnął z kieszeni garść Lekarstwa i rzucił tabletkami w braci. Ci, nie bacząc na nic, zaczęli zbierać narkotyki rozrzucone po brudnej betonowej podłodze, stękając i jęcząc przy tym jak wygłodniałe kundle. Marco patrzył na nich, skrywając wyraz twarzy za maską. Kiedy skończyli, rzekł po prostu:

- A teraz wypierdalać.
- A czy możemy…
- odważył się zabrać głos Hiro.
- Tak, możecie iść poruchać. Marco nawet nie czekał aż skończy mówić. Doskonale wiedział czego pragną jego poddani. I czasem nawet im to dawał. Szczególnie gdy zasłużyli, a to trzeba było przyznać bliźniakom. Dobrze się spisali.

- Daio to gruba ryba, prawdziwa szycha. - powiedział na głos, a pasja w jego głosie narastała - I choć wydaje się dziadowi, że jest twardy… złamiemy go. Ja go złamię – osobiście. Salvador!

Niewysoki mężczyzna o wypłowiałych, ciemnych włosach, żółtych zębach i dziwnych, przeszywających oczach od razu wysunął się przed zgromadzenie.

- Tak, szefie? – zapytał usłużnie.
- Zajmiesz się kobietą. Tą starszą, co miała na sobie kitel i plakietkę z nazwiskiem. Alreuna jakaś tam. Ona pewnie też coś wie. Złam ją, wyciągnij informacje, a potem co tam chcesz. Możesz ją sobie zostawić jako niewolnicę. Zasłużyłeś. Wiem ile dla nas robisz.

Kiedy Salvator oddalił się, zza świątynnego filara wysunął się Kruk.

[MEDIA]http://s5.ifotos.pl/img/6003e0551_ahseshr.jpg[/MEDIA]

Ślepy starzec poruszał się o lasce, trzęsąc się przy tym na całym ciele, jakby zaraz miał wyzionąć ducha. Mimo to jednak jego głos brzmiał pewnie.

- Wiesz, co Salvator o tobie myśli, prawda?
- Wiem
– odrzekł ze spokojem Marco – Wiem też, że nie jest głupi. Dopóki to moja ręka go karmi, pozostanie wiernym psem.
- Ale jeśli znajdzie sposób… obali cię.
- Niech spróbuje.
– warknął Kapłan Feniksa, po czym dużo łagodniej rzekł – Szept, kochanie… mam zadanie dla ciebie.

Szczupła, ciemnowłosa kobieta, która dolną połowę twarzy zawsze chowała pod maską, odstąpiła od drzwi świątynnych, których strzegła i podeszła bliżej.

- Zajmiesz się tymi małolatami. = polecił jej Marco - Weź ze sobą Michę, niech ich nakarmi i obejrzy. Powiedzcie im, że to miasto zawsze chętnie wita „uzdolnionych”. Wystarczy, że pokażą mi swoje moce, a zostaną nie tylko uwolnieni, ale też dostaną możliwość dołączenia do Elity. Niech wiedzą, że to ludzie są ich wrogami, a nie my. Sam Wielki Feniks jest im przychylny, więc ogarnijcie ich nieco i przyjdźcie z nimi do mnie. Gdyby próbowali jakichś numerów starajcie się nie zabijać… od razu.

***

Tymczasem Nikolai, Robin, Keiko i Amna powoli odzyskiwali przytomność – w przeciwieństwie do River, która wciąż pogrążona była w śpiączce. Rozbitkowie rozejrzeli się zdezorientowani, z trudem przywołując wspomnienia kraksy.

Byli uwięzieni w wielkiej, drewnianej klatce – jakieś 5x4x2 metry, która z kolei została umieszczona wewnątrz pomieszczenia, na które składały się ogromne kawałki betonu i zatopionych w nim prętów – jakby wyrwane fragmenty ścian zewnętrznych jakiegoś bloku lub wieżowca. Kto jednak dysponował taką siłą, by przenosić ogromne połacie betonu?

Tylko wejście do niezwykłego bunkra było w całości wykonane z metalu i również zdawało się być wcześniej częścią innej, potężnej konstrukcji. Może nawet skarbca? Tego uwięzieni mogli się tylko domyślać.
Podobnie jak przyszłości, która ich czeka...
 
Mira jest offline  
Stary 01-10-2016, 00:19   #2
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
MICHA & SZEPT

Micha siedząc skrzyżnie na metalowym kontenerze, zachowywała pełne skupienie. Nucąc marsz imperialny obserwowała wylot miedzianej rurki, z której co raz samogonka skapywała do blaszanej puszki. Micha gestem dłoni przywołała naczynie do siebie. “Mocą”, jak mawiała o swoich telekinetycznych zdolnościach. Za sprawą owej mocy, puszka pognała poprzez eter, dobre dwadzieścia metrów i wylądowała w wyciągniętej dłoni.
Kobieta fachowo obwąchała ciecz, po czym wprawnie przełknęła płyn.
- The force is strong with this one… - wyrecytowała odkasłując.
Bimbrowniczka wróciła do starego wagonu towarowego w którym mieszkała, w progu zrzuciła z siebie koszulkę buty i spodnie, słowem całą garderobę.
Kobieta podeszła do wiadra z wodą chwyciła je w muskularne ręce i wylała sobie na głowę. Woda nie była ani zbyt świeża, ani zbyt czysta, jednak wystarczająco mokra i zimna by się nadać, na zmycie z siebie kurzu. Micha wciąż nago, podeszła do czegoś co kiedyś było lodówką, a teraz szafką, wyciągnęła słoik w którym trzymała karaluchy w occie. Dbając o prawidłową rotację wyszukała te starsze. Słoiki co prawda nie miały naklejek ale Micha i tak wiedziała które są które, po prostu w tych nowych, karaluchy wciąż się ruszały.
Ze słoikiem snaków siadła na swojej kanapie - tylnim siedzeniu fiata 125.
Kiedy tak zajadała się, usłyszała kulturalne napierdalanie w drzwi.
- Otwarte! - wrzasnęła z pełnymi ustami
Szept nie kazała Marco długo czekać. Natychmiast, po krótkim kiwnięciu głową, opuściła Świątynię i udała się tam, gdzie w takich porach Michę znaleźć można było najczęściej. Mijając różne średnio przyjemne osobistości, nie zwróciła uwagi nawet na jedno pozdrowienie, czy zaniepokojone spojrzenie. Dotarła pod wrota wagonu towarowego, które robiły za prowizoryczne drzwi wejściowe (brakowało chyba tylko wycieraczki do butów) i spojrzała na całą ich wysokość. Po czym podniosła otwartą rękę i przypieprzyła we wrota kilka razy.Gdy tylko uzyskała pozwolenie na wejście, zrobiła dokładnie to. Czarnowłosa, blada jak śmierć dziewczyna weszła do środka i rozejrzała się bacznie swoimi szarymi ślepiami. W końcu zwróciła wzrok na Michę. Nic sobie nie robiąc z jej garderoby (czy bardziej jej braku), podeszła bliżej. Bardzo blisko. Tak jak to miała w swej ciemnej naturze, po czym zaczęła szeptać
- Marco ma dla nas zadanie. Mamy się zająć szczeniakami. Trzeba je ogarnąć. Chodź. - przemówiła tym swoim zachęcającym, zawsze spokojnym głosem, nie podnosząc go z cichego szeptu nawet o jeden ton w górę. Dopiero wtedy się wyprostowała i cofnęła o krok, dając jej przestrzeń prywatną.
Micha podsunęła Szeptowi słoik pod twarz.
- Hoczysz trochę protein? - po czym sięgnęła po walizkę wsuniętą pod kanapę. Wygrzebała z niej jakieś ciuchy i sandały. Naciągnęła wszystko na siebie.
Micha nie bardzo łapiąc o jakie “szczeniaki” chodzi Szeptowi rykła:
- A co z tymi szczeniakami? suka zdechła? co ja mam im cyca podstawić? - zerkła spod oka na Szept, po czym się zreflektowała - Chuj, za Leki mogę i dupę im podstawić, idziem?
Szept zerknęła na słoik, a potem na Michę z pretensją w oczach. Jakby nie było oczywistym, że tego nie zrobi. Przecież nigdy nie odsłaniała twarzy. Praktycznie przed nikim. Pokręciła jednak głową. Poczekała, aż ta się ubierze, krzyżując ręce pod biustem i milcząc.
- Hiro i Halo ściągnęli nam tu ciekawą osobistość… A z osobistością były szczeniaki. Dzieciaki. Masz je nakarmić, obejrzeć… - przerwała swój standardowy szept, popatrzyła po kobiecie od stóp do głów
- Nie było nic o dupie, ale nadgorliwość jeszcze nikogo nie zabiła. Mamy z nimi pogadać. Przekonać, że mogą tu zostać, ewentualnie uciszyć. - słowo uciszyć w ustach Szept zawsze miało ten nieprzyjemny wydźwięk, przyprawiający o lodowate dreszcze. A gdy Micha chciała już iść, czarnowłosa skinęła na nią głową i wskazała kierunek do miejsca, gdzie przytrzymywano aktualnie młodzież.
Micha przygryzła nerwowo wargę myśląc o implikacjach tego co usłyszała. Te dwa wszawe chujki pewnie topią się teraz w Lekarstwie…
-Kurwa! - wypsnęło jej się wściekle kiedy biegła do bagażnika robiącego za szafę. “A mogłam iść z nimi za miasto! teraz to ja bym była na odlocie!” Nie mając zamiaru tracić następnej okazji na doprochowanie, Micha pośpiesznie upychała torbę: flaszka palnej samogonki, dwa słoiki karaluszków, kilka wędzonych szczurów, garść saszetek “tłuszczyku” z zupek viflona, cztery nylonowe worki, scyzoryk, używane, aczkolwiek uprane bandaże, taśma klejąca.
- lecim! - powiedziała ruszając za Szeptem.
Tak więc bez większej ilości zbytecznych słów, Szept doprowadziła Michę na miejsce...
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline  
Stary 01-10-2016, 20:22   #3
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Post wspólny

W klatce - Amna, Nikolai, Robin, Keiko (+ River)

Po Amnie widać było narastające przerażenie. Na początku, gdy powoli wybudzała się, jej oczy otwierały się coraz szerzej. Gdy do jej głowy dotarło co tak naprawdę się stało powoli odczołgała się w jeden z narożników klatki. Usiadła przyciągając swoje kolana do klatki piersiowej i mocno się w nie wtuliła. Jej ciało drżało, a w oczach dostrzec można było jak głowa stara się zrozumieć co właściwie się stało. Przerażona zerkała to na wybudzających się psioników, to na drzwi.

Nikolai zerwał się nagle, jak gdyby jeszcze walczył. Szybko przykucnął oceniając swoją sytuację. Dłoń powędrowała na plecy, gdzie nie znalazła ani przewieszonej strzelby, ani topora. Potoczył spojrzeniem po pomieszczeniu, a później po swoich przyjaciołach. Działo się zbyt wiele i zbyt szybko. Praktycznie bez zastanowienia podbiegł do Keiko i zaczął ją wybudzać.
- Pomóż mi proszę, musimy ich obudzić. Dowiedzieć się kto nas zaatakował - mówił do Amny. Jednak nie patrzył jej w oczy. Zdarzyło się tak wiele. Kilka dni temu poznał ją razem z Peterem. A teraz? Teraz byli niewiadomo gdzie, a Peter leżał rozerwany na dwie połowy w jakimś tunelu w starej przełęczy. Przełęczy, w której zamiast deszczu padał kwas.

Amna popatrzyła na chłopaka nieprzytomnie. Jego słowa powoli się do niej przebijały. Po dłuższej chwili przytaknęła ruchem głowy i podniosła się by mu pomóc.

Robin powoli otworzył oczy. Świat drewnianej celi przez kilka sekund zdawał się jakimś dziwnym snem. Nie mógł być prawdziwy, bo orzeczenie prawdziwości jest wszak efektem doświadczeń własnych. A Robin drewniane klatki widział tylko w animowanych bajkach. Ze spokojem więc i trochę jakby ciekawością spoglądał na powoli nabierające ostrości mroczne otoczenie. Dostrzegł jakąś dziewczynę. Znał ją? Nieee… Chyba nie. Ale dostrzegł też Nikolaia. A to dodawało otuchy. Nikolai stawał się czymś w rodzaju starszego brata. Zawsze gotów obciąć głowę zagrożeniu. Chwilę później dostrzegł River. Nie ruszała się. Spała. Albo spacerowała. Jak to ona. Ale skąd się tu wzięli? Helikopter… generał… i ten ból głowy… zaraz… Przecież…
- River! - psionik zerwał się i dopadł do siostry - Riv… Rivi!
Odgarnął włosy z jej czoła by sprawdzić, czy nic sobie w głowę nie zrobiła. Leżała tu jak rzucona szmaciana lalka. Kto ją tak potraktował?? Kto ich wszystkich tak potraktował??? Generał?
Nic jej chyba nie było… Nic ponadto to co zrobił jej Atol w każdym razie.
I wtedy do niego dotarło. To wszystko wokół… Ta klatka. Mroczne kształty odłupanych betonowych grobowców i szpice zardzewiałych prętów zbrojeniowych, piwniczny chłód… To wszystko było prawdziwe.
- Gdzie my jesteśmy? - wyjąkał obejmując siostrę, po czym po chwili krzyknął już zupełnie głośno - Gdzie my jesteśmy?!!

Keiko poczuła, że się trzęsie, ale to było inne trzęsienie niż to w helikopterze.Spadli, pamiętała. Czy wrócili już do budynku? Otworzyła oczy, ale miejsce było jej całkiem nieznane. Nie lubiła nieznanych miejsc. To jednak było ciekawe, równe, przypominało prostopadłościan. Keiko wolała sześciany, ale to też się ie jej spodobało. Szczególnie, że było zbite z desek. Oszacowała ich liczbę, a potem przeliczyła, dotykając każdej po kolei. Musiała w tym celu obejść całe pomieszczenie, przechodząc nad leżącą River. Uśmiechnęła się zadowolona - w szacowaniu nie pomyliła się ani o jedną sztukę.
- Nauczyłam się dawania czegoś nowego - powiedziała, koncentrując spojrzenie na twarzy Nikolaia. Zajęło jej to dłuższą chwilę - Chcesz zobaczyć?
Ana zawsze powtarzała, ze nie wolno dawać ani zabierać bez pytania. No żywej-nieżywej dziewczynce dała bez pytania, ale nie była żywa. Więc chyba wolno. W każdym razie jej nie ukarali.

Amna lekko się wycofała, uważnie przyglądając się psionikom. Gdy ostatnio widziała większość z nich leżeli w tamtych komorach. Oczywiście nie licząc Nikolaia i tamtego chłopaka… Petera. Przygryzła wargę i rozejrzała się szukając jakiejś drogi wyjścia.

Nikolai zaś w odpowiedzi na pytanie Keiko pokiwał głową twierdząco.

Robin do cierpliwych nie należał nigdy. Jakoże więc wielka betonowa hala nie raczyła mu udzielić odpowiedzi, tym bardziej zapragnął ją otrzymać. Tak jak się musi mieć właśnie to czego się nie ma. Położył delikatnie River na ziemi i szybko podszedł do krat. Rzeczywiście były z drewna. To nawet było niesamowite, bo Robina do tej pory otaczały szkło, metal i plastik. A tu… najprawdziwsze drewno…
Szarpnął kilkoma deskami, ale bezskutecznie. Nie przy jego sile takie wyzwanie… Rozejrzał się. Obok ta dziewczyna. Nadal jej nie kojarzył. Chociaż… nie… Była tam. W helikopterze. Ubranie z syntetycznych tworzyw i plastikowych klamerek a nie skóra i drewno. Była więc z Edenu. Obejrzał się na tył gdzie siedzieli Nikolai i Keiko i o czymś... No przecież! Wtłoczona podprogowo wiedza przypomniała o swojej obecności.
- Nikolai! Zamroź jeden z tych szczebli! Tak mocno jak się da! Rozpękniemy go!

Keiko wyciągnęła dłoń o dotknęła ramienia Nikolaia. Skupiła się, przypomniała sobie co czuła, kiedy przyszli ci ludzie i poradzili ją paralizatorem, jak spadł helikopter. Posłała chłopakowi. Nikolai poczuł jak jego mięśnie nagle kurczą się, a potem rozkurczają bez udziału jego woli. Co prawda udało mu się zachować przytomność, w przeciwieństwie do pierwszego spotkania z paralizatorem tubylców, ale całe ciało opanowała niemoc. Tylko gałki oczne poruszały się nerwowo. Dopiero gdy po kilku chwilach Nikolai skupił się na kciuku, udało mu się poruszyć palcem.

- Ależ pewnie… - mruknął Robin - mamy czas…
Psionik podszedł do nieruszającego się już Nikolaia z ostrożną obawą. Keiko przecież nie zrobiłaby mu krzywdy. Ale dobrze to on nie wyglądał. Szczęśliwie mrugał oczami. I nic poza tym.
- To… tak miało wyglądać? - spytał małej psioniczki z wyczuwalną w głosie niepewnością czy się obawiać czy nie.
- Doprecyzuj - poprosiła Keiko.
Amna czuła jak jej strach zastępuje fascynacja. - Przepraszam, ale co mu zrobiłaś?
- Pokazałam, czego się nauczyłam jak spadł helikopter. Zgodził się - podkreśliła, koncentrując na moment spojrzenie na dziewczynie. - Tobie też pokazać?
Amna podniosła ręce w geście poddania się - Nie, dziękuję.

Wygięty w nienaturalnej pozie Nikolai zaczynał powoli odzyskiwać władzę nad ciałem. Wszystkie palce lewej ręki już się ruszały. Zaciskał i rozluźniał pięść wodząc oczami po zebranych w celi dzieciakach. W końcu udało mu się rozruszać nadgarstek. W tym samym momencie otworzył usta, żeby powiedzieć Keiko co o tym wszystkim myśli
- Eeeeehhhhheeee mmeee aaaakheeee - jednak język okazał się sztywny niczym pozostałe mięśnie. W końcu zaczął ruszać też palcami drugiej ręki. Leżał tak sobie na klepisku wygięty w pałąk i ruszający palcami niczym rozgrzewający się pianista. W końcu zaczął ruszać żuchwą. Jego oczy nadal wodziły po zebranych

Keiko przyglądała się jego zmaganiom z uwagą. Kiedy się odezwał pokręciła głową
-Nie rozumiem. Ale mogę Ci to zabrać, chcesz?
Rosjanin skupił się w sobie. Wykonał kiwnięcie głową. Z trudem, bo z trudem, ale w końcu przytaknął. Całe jego jestestwo krzyczało “zabierz mi to w cholerę” a sztywny język przekazał jedynie:
- yhy…
Keiko podeszła bliżej, a potem kucnęła i sztywno oparła się plecami o ciało chłopaka. Jedną dłoń położyła na nim, drugą dotknęła ziemi. Zabieranie było trudniejsze, kontakt fizyczny zwykle pomagał. Zamknęła oczy, przez ułamek sekundy doświadczyła sztywności obezwładniającej Nikolaia, kiedy ta przepływała przez jej ciało, aby w końcu zostać wchłoniętą przez podłoże.
Keiko podniosła się na nogi.
- Idzie mi coraz lepiej - stwierdziła. - I uczę się wielu nowych rzeczy. Ana będzie ze mnie zadowolona.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.
kanna jest offline  
Stary 02-10-2016, 11:54   #4
 
Mi Raaz's Avatar
 
Reputacja: 1 Mi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputacjęMi Raaz ma wspaniałą reputację
Post współny

Na widok Szept i Michy - Ivan - strażnik więzienia uśmiechnął się głupawo. Nie należał do najinteligentniejszych, ale z uwagi na specyfikę mocy był jedną z niewielu osób, które potrafiły otworzyć więzienie.


Mężczyzna najwyraźniej dostał już wytyczne od Marco, bo nie wdając się w zbędne dyskusję (nie lubił, gdy śmiano się z jego wschodniego akcentu) podszedł do metalowych drzwi i... najzwyczajniej w świecie podniósł je, by następnie położyć nieco z boku - tak aby każda z kobiet była w stanie przecisnąć się do wnętrza.

Czarnowłosa kiwnęła głową Ivanowi, gdy przechodziła obok. Weszła do środka pierwsza. Dość skąpo i ciemno ubrana, blada jak śmierć, mocno umalowana wokół oczu i z tatuażami na ramionach. Przyjrzała się całemu zbiorowisku w klatce z wyraźną uwagą. Miała twarz od nosa w dół całkowicie zasłoniętą przez specyficzną maskę. Nie odezwała się. Odczekała na Michę, zerkając przez ramię na nią. A potem zerknęła na wyjście, licząc na to, że Ivan będzie ‘tak miły’ i zamknie je ponownie, by wolność nikogo nie kusiła zbyt wcześnie.
Micha zawsze dokładnie oglądała sobie Ivana kiedy znajdował się gdzieś w pobliżu i zasłaniał horyzont.
- Ivo! kak pożiwajesz? - podskoczyła do wielkoluda i cmoknęła go w policzek. Trochę dalej pochyliła konspiracyjnie głowę nad uchem Szeptu.
- Ja pierdu, rozkmiń jak by cie nadział na tą wendline, gibała byś się jak ten no, strach na wrony, hah… - roześmiała się.
Micha sama była wielgaśna, tylko przy kimś postury Ivana, mogła być uważana za małą. Kobieta miała bardziej niż pełne kształty i żelazne mięśnie. Jedno i drugie lubiła eksponować. Wlazła do pomieszczenia ubrana w sandały, podarte, męskie bokserki i starą rozciągniętą koszulkę bez ramiączek, z której niemal wylewały się piersi. Przez ramie miała przerzuconą dużą, wypchaną torbę.
- Siema! - Micha wydarła się z uśmiechem na ustach - cali? - rzuciła przechadzając się w koło młodocianych oglądając ich sobie do woli. - Jestem Micha. - pomachała wolną ręką.

Nikolaj choć powoli odzyskiwał oddech, to dość mocno się ożywił słysząc znajomy język. Wstał i górował nad resztę dzieciaków. Choć wyglądał na osiemnastolatka to miał ponad metr dziewięćdziesiąt. Groźnego wyglądu dodawał mu również czarnoszary kombinezon przylegający do skóry. W pierwszym odruchu chciał się odezwać, ale język jeszcze nie doszedł do siebie. Spoglądał tylko na obie dziewczyny.

- Siema Micho, jestem Keiko - dziewczyna odmachała. Zasada wzajemności. Keiko lubiła zasady, dzięki nim wiedziała, jak się zachować. - Masz może galaretkę?- dopytała, zadzierając głowę do góry. Jej drobna, niska sylwetka ginęła przy napakowanej Misze.
Micha zrobiła wielkie oczy i przekrzywiła na bok głowę kiedy młody mężczyzna wystrzelił do góry. Drugi raz tego samego dnia Micha spotkała kogoś wyższego od niej.
- Normalnie jak Imperialny Pilot! - zaśmiała się zrzucając z ramienia wypchaną torbę. Micha przeniosła wzrok na Keiko.
- Ej mała, dobrze że masz apetyt na proteiny! - pochwaliła kobieta - Noż kurwa spierdoliła mi się maszynka do mielenia mięsa, jakiś kurwa palec się wkręcił, ale jak naprawie do luz, galaretka się znajdzie. Ale na razie - Micha pochyliła się nad swoją torbą i zaczęła w niej grzebać. - łap “crispjego” - rzuciła dziewczynie wysuszonego wędzonego szczura. - trochę bidny w smaku ale mam tu zapojkę która nadaje każdej palecie wyraźniejszej barwy. - pomerdała butelczyną z mętnym płynem.
Amna wycofała się. Nie podobały się jej obie kobiety w takim samym stopniu jak to pomieszczenie i okoliczności w jakich się tu znaleźli. Na powitanie skłoniła lekko głowę ale nie odezwała się.
Keiko złapała coś, co rzuciła jej Micha - ewidentnie nie była to galaretka - , powąchała, a potem oderwała mały kawałek. Ana zawsze mówiła, że trzeba próbować nowych rzeczy. Włożyła do ust.
- Nie lubię. - stwierdziła po krótkiej chwili , oddając resztę kobiecie.
-Dziękuję.
Micha schowała szczurka spowrotem do torby. Wyciągnęła za to innego fanta, w postaci słoika w którym pływały martwe karaluchy.
- Przekąś coś przynajmniej mała. - poleciła serdecznie. Kucając przy dziewczynie zerknęła na Nikolaja i Amnę, po czym zwróciła się znów do Keiko.
- Te, jak masz może pilota to weź no dociśnij volume tym dwóm bo za chuja ich nie słyszę. - uśmiechnęła się swojsko.
Keiko odwzajemniła uśmiech, a potem przygryzła wargę. Kobieta mówiła… dziwnie. Nie w obcym języku, ale słowami, których Keiko nie znała. A te co znała nie pasowały do całości. Może kluczowe dla zrozumienia całości były te, co ich nie znała?
- Pilota tu nie ma, chyba został przy helikopterze - wyjaśniła . - Zdefiniuj “chuja`. Nie słyszysz, bo nic nie mówią.
Na moment głowa Michy opadła w rezygnacji.
- There is no chaos there is harmony… - wymamrotała pod nosem, po czym uniosła wzrok na Keiko i klepneła się po nagich kolanach.
- Dobra, do brzegu - zaczęła - czy twoim kolegom coś jest, że się nichuja nie od odzywają? może trzeba im jaś pomóc? może chorzy? ja się znam na takich rzeczach, mogę im pomóc.
Amna skrzyżowała ręce na piersi by powstrzymać ich drżenie.
- “Chuj” to element męskiego ciała, słowo stosowane jako wulgaryzm… przerywnik. - Spojrzała na Michę. - Kim jesteście? Co to za miejsce?
- Który element? - chciała jeszcze wiedzieć Keiko. - Chyba River jest chora, bo śpi, ale dziwnie.
Micha zaśmiała się na glos.
- Ta fajna część mała, ta którą facet myśli. - odpowiedziała Micha, po czym podeszła ciągnąc za sobą torbę w stronę River. Wpierw ułożyła dziewczynę w pozycji na boku, otworzyła jej usta, sprawdzając czy nic w środku nie blokuje dróg oddechowych. Sprawdziła jej puls, zajrzała pod powiekę.
- Przyszłyśmy tu zobaczyć co z wami - mówiła w czasie swych oględzin - Macie zajefajnie, bo Marco mówi, że sam Wielki Feniks was lubi, to jest super! - Micha przyglądała się głowie River z każdej strony - Ta tam - wskazała na Szept - To Szept, nie słyszę połowy co tam bulgocze pod tą szmatą na mordzie, ale lepiej jej nie wkurwiać, powaga. - Kobieta macała teraz ręką kręgosłup nieprzytomnej dziewczyny.
- Nas też lepiej nie wkurwiać - powiedział w końcu Nikolai, który obserwował z uwagą każdy ruch nowoprzybyłych. To jak mówiły i jak się zachowywały przywoływało skojarzenia z przeszłości. Z czasów, gdy podobni do nich ludzie zmuszali małego dzieciaka do okradania podróżnych w moskiewskim metrze. Ale teraz nie był już małym dzieckiem. Nie był bezbronny. Miał prawie dwa metry wzrostu i “supermoce.”
- Bo użyjemy chuja i będzie- dodała Keiko. Lubiła nowe słowa.
Micha zachichotała przerywając na moment oględziny nieprzytomnej.
- Spoko dzieciaki, nie łapcie stresa, the force is with you. Tutaj w Mieście Feniksa możecie czuć się jak w domu, Ja i Szept zaprowadzimy was do Marco, pokażecie mu swoje jedi sztuczki i zrobi z was Elitę! - powiedziała to jakby obwieszczała wygranie jakiejś narody.
Amna poczuła jak kropelka potu spływa jej po szyi. Jakby to powiedział stary Egon... to ma przejebane.
 
__________________
Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej.

Ostatnio edytowane przez Mi Raaz : 02-10-2016 o 11:59.
Mi Raaz jest offline  
Stary 03-10-2016, 18:21   #5
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Szept do tej pory stała nieco z tyłu. Miała taką nadzieję, że Micha zajmie się kłapaniem, najwidoczniej jednak młodzieży, wolała zachować dystans. Czarnowłosa nie wyglądała zbyt przyjaźnie, więc nie wychylała się do zachęcania ich. Zwłaszcza, że przy Misze dziabającej o wszystkim, po prostu mogliby jej nie usłyszeć. Obserwowała natomiast z ogromną uwagą Amnę i Nikolaia. Zwłaszcza tego drugiego, bo wydawał jej się najmniej ‘optymistycznie’ nastawioną w pomieszczeniu osóbką. Przyglądała się co Micha tam wyczynia, a sama przeszła kilka kroków bliżej, w końcu nie chciała, żeby zapomnieli o tym, że i ona tu jest. W ten niemy sposób zaznaczała swoją obecność. Nie wtrącała się do póki coś nie stanie się dla nich niejasne. Dobrze wiedziała, że Micha potrafi zamieszać.

Nie chcę być elitą - stwierdziła Keiko. - Możemy już wracać?

Micha zrobiła zdziwioną minę, zerkła po twarzach dzieciaków, potem nawet na Szept i wzruszyła ramionami.
- Mała coś niewyraźnie myślisz, weź lepiej jeszcze coś przekąsz. - poleciła - Każdy chce być elitą, ja jestem elitą, Szept jest elitą, każdy normalny jest elitą. - wyjaśniła. - Możemy już iść do Marco tylko co z waszą koleżanką? wydaje się że nic jej nie jest, jak długo jest nieprzytomna?

W tym momencie do osoby Michy zbliżyła się Szept. Póki ta była pochylona nad River, czarnowłosa przychyliła się, nadal obserwując bachornię i szepnęła jej przy uchu.
- Wydaje mi się, że dobrze byłoby im powiedzieć co to za miejsce. Dokładniej, tylko nie przesadź. - mówiła płynnie, ale bardzo cicho. Po chwili wyprostowała się i cofnęła, by nie krępować Michy, ani nie denerwować młodzieży.

- Weź bo pająka mi w uchu straszysz. - odpowiedziała koleżance Micha.
- Nooo… - zaczęła wywód wymownym przeciągnięciem zbierając myśli - Jesteście teraz w Mieście Feniksa, rozjebaliście się niedaleko no to nasi was tu przyprowadzili bo by was coś pewnie wpierdoliło. Sory za tą stodołę, ale chyba czaicie, że nie wiadomo co się może stać, nie chcieliśmy przecież żeby ktoś nam zrobił krzywdę ni? My tu dbamy o siebie. - zerknęła bezpośrednio na Keiko - Nie wiem skąd jesteś mała, ale chyba z chin a to kurwa pewnie w chuj daleko, tam gdzie rośnie rak i zimuje pieprz, czy cuś. Tutaj poza Feniksem tylko góry, promieniowanie i nędza. - Skończyła bo zwróciła w końcu uwagę na Robina. Rozeznała się w jego stanie.
- To wy mu tak wyjebaliście? - nie czekając na odpowiedź wygrzebała z torby scyzor, rolkę starych acz wypranych bandaży, szmatę i butelkę. Najpierw namoczyła szmatę w cieczy z butelki i obmyła nią głowę chłopaka, potem założyła mu czepiec Hipokratesa, pomagając sobie nożem przy przycinaniu bandaża.

- Byli z nami inni. Starszy facet. Siwe włosy. Kobieta w kitlu laboratoryjnym. Kilku żołnierzy. Pilot helikoptera. Gdzie są? - Nikolai za grosz nie ufał tym kobietom. Keiko dość skutecznie przypomniała mu jak został powitany po rozbiciu się helikoptera.

Micha zdmuchnęła włosy z twarzy.
- Nie wiem, ale Marco pewnie będzie wiedzieć, on tu jest drugi po samym Feniksie.

- Jeszcze 19.- przypomniała Keiko.
- To zabierzcie nas do tego Marco. - rzucił Nikolai. W przeciwieństwie do Keiko on akurat był zadowolony, że ugryzionego przez potwora chłopaka nie ma z nimi.

Micha uśmiechnęła się
- Spoko. - zerknęła na Szept - nieprzytomnym by sie jakieś leże zdało - zasugerowała - mogę ich położyć u siebie.

- Zobaczymy co powie Marco. - wyszeptała czarnowłosa do Michy. Kobieta zaraz spojrzała na Keiko i uniosła nieco brew. Zbliżyła się nieco do dziewczynki i pochyliła. Nadal stała od niej w pewnej odległości, ale zdecydowanie bliżej niż do tej pory
- 19? Co to znaczy, mała? - powiedziała ponownie bardzo przyciszonym tonem, ale nie nieuprzejmie - spokojnie. Dzieciaki mogły więc mieć już pewien obraz, że ta kobieta nie podnosi swego tonu choćby o odrobinę. Czekała na odpowiedź.

Twarz Keiko rozpromieniła się. Oczy jej zabłyszczały.
-To liczba naturalna następującą po 18 i poprzedzająca 20. Jest liczbą pierwszą, liczby pierwsze są super, potem ci opowiem. Dwójkowo można ją zapisać 10011 , ósemkowo 23 a szestnastkowo 16. To liczba atomowa potasu, wiesz? Lubisz liczyć silnię? 121645100408832000. Silnie też są super! A może wolisz potęgi? Funkcje wykładnicze? Teoriioliczbowe? - mówiła coraz szybciej, coraz bardziej podekscytowana.

I w tym momencie Szept zrozumiała, że popełniła poważny błąd. Nie wiedziała jednak co to spowoduje, tak więc odczekała chwilę, aż dziewczynka będzie musiała wreszcie na chwilę przestać mówić, by wziąć oddech i przytknęła jej palec do ust.
- Możesz mi opowiadać o liczbach cały następny dzień i dzień po nim też. A może nawet i tydzień. Powiedz mi tylko, kogo nazwałaś numerem 19. - wyszeptała czarnowłosa, przyglądając się dziewczynce swoimi szarymi, obojętnymi oczami. Zabrała palec od jej ust.

To nie ja. - dziewczyna potrząsnęła głową. - potrafię policzyć kubaturę tej klatki - dodała zaraz, zachęcająco. - Albo powiesz mi, ile masz lat, a ja ci powiem ile sekund żyjesz. To fajna gra.

Szept szybko pojęła, że ta rozmowa nigdzie jej nie doprowadzi. Westchnęła cicho
- Bardziej ciekawiłoby mnie, gdybyś umiała powiedzieć ile sekund jeszcze będę żyć. Ale fajną masz umiejętność, mała. Liczby to ciekawa zabawa. - mówiła do niej dalej szeptem. Zerknęła na pozostałe dzieciaki.

Keiko nie podawała się łatwo.
-Policzyć się nie da, ale możemy pograć w szacowanie, chcesz?

Czarnowłosa wróciła wzrokiem do Keiko i zamyśliła się chwilę. Po czym wyglądało na to, że doszła do wniosku jak rozwiązać tę sytuację
- Pogramy w szacowanie, ale później, w porządku? Najpierw chcemy was z Michą przedstawić Marco. Żebyście nie musieli już siedzieć w tej klatce. Ta sytuacja jest dla nas nowa, no i rozumiecie, musimy wiedzieć, że nie stanowicie zagrożenia dla miasta. Powiecie dokąd zmierzaliście? A potem możemy się bawić w szacowanie aż do wieczora. Ale najpierw pogadacie z Marco, ok? - I choć Szept nie wykazywała najmniejszych emocji, to nie wyglądało na to, że miała teraz złe intencje. Cały czas szeptała.

Keiko nie odpowiedziała, jakby nagle straciła zainteresowanie kobietą. Usiadła na piętach, i zaczęła kreślić szeregi liczb na klepisku.

Szept skrzywiła się, ale nie było tego widać.
Dlatego nie będę mieć dzieci…’ - pomyślała i zerknęła co ta kreśli.
- No dobrze. Chcesz mi coś policzyć? - zapytała ją, znów zachęcając do tej głupiutkiej gry. Ale liczyła, że może jak złowi jej zaufanie, to reszta też się oswoi.

Keiko nie podniosła głowy, pracowicie wpisując nawiasy, x i potęgi w swój ciąg.
- Obiecałaś grać w szacowanie po rozmowie z Marco. Czekam.

No i teraz wreszcie sprawa z małą była dla niej jasna.
- Ah, widzisz. Do Marco musimy pójść stąd wszyscy razem… - wyszeptała, po czym wyprostowała się i popatrzyła znacząco na resztę dzieciaków. Chciała się zorientować kto się przysłuchiwał i uważał, a kto nie.

Micha wzięła nieprzytomną dziewczynę delikatnie na ręce podtrzymując jej głowę od tyłu.
 
Aiko jest offline  
Stary 04-10-2016, 00:31   #6
 
Mivnova's Avatar
 
Reputacja: 1 Mivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemu
Cela Alreuny – 7 minut po odprawie Marco


Skrzypnięcie butów.

Salvador stał przed drzwiami celi. Od kiedy wyszedł ze świątyni, nie mógł pozbyć się z głowy melodii. Ktoś w okolicy zaśpiewał kawałek (może tylko w myślach, takie rzeczy się zdarzały wśród bandy psychotycznych psioników) i to wystarczyło. Całą drogę nucił, niemo śpiewał, szedł w rytmie, co kilka kroków klaskał od niechcenia.

Cytat:
I'm your boogie man, that's what I am
I'm here to do whatever I can
Be it early morning, late afternoon
Or at midnight. It's never too soon
A teraz, u celu, u celi, jak gdyby entuzjazm opadł. Było mu głupio. Głupio z powodu tej kobiety oraz tego, co ją czeka. Westchnął ciężko, jak lekarz przed trudną operacją.
- I am your boogie man. That's what I am – szepnął, by dodać sobie odwagi i pchnął rdzawe wierzeje, odchyliwszy prostą zasuwę. Wszedł do pomieszczenia ostrożnie, z zakłopotaną miną niepewnego człowieka, niczym interesant w urzędzie. Delikatnie zamknął za sobą drzwi, krzywiąc się na to, jak strasznie skrzypią, schowawszy głowę w ramionach.

Skrzypnięcie drzwi.

- Dzień dobry – powiedział, w ogóle nie patrząc na kobietę. Pusty wzrok tych swoich dziwacznych oczu wlepił w ścianę. Klepał się po kieszeniach marynarki. Wyglądałby całkiem przyzwoicie nawet według standardów przedwojennych, gdyby nie plamy krwi na białej koszuli. Mnóstwa krwi. - Nazywam się Salvador. Mam cię przesłuchać. Alreuna, tak? Jasna cholera, gdzieś tu miałem... No jak rany. Kiedyś zapomnę głowy.
Uniósł przepraszająco dłonie, obrócił się na pięcie i nim zdezorientowana kobieta zdążyła zareagować, wyszedł.

Skrzypnięcie zamka.

Wrócił z rolką srebrnej, grubej taśmy klejącej.
- Lubię ciszę, gdy pracuję – wyjaśnił, czując rosnące przerażenie kobiety. A wraz z nim wprost proporcjonalnie rosnące podniecenie. Właściwie nie potrzebował, by cokolwiek mówiła. Lepiej niż ktokolwiek wiedział, że słowa wypowiadane na głos są zwykle wybiegiem.

Skrzypnięcie rozwijanej taśmy.

- Jak mówiłem, mam panią przesłuchać. Pani doktor, pierwsze pytanie. Jaki jest pani stosunek do seksu niekonsensualnego?

Skrzypnięcie skórzanego paska.


***

Salvador gwałcił Alreunę przez, z zegarkiem w ręku, a ręką na sercu, niecałe trzy kwadranse. Chyba nieco zbyt dosłownie potraktował polecenie Marco, by złamać panią doktor. Nie zadawał jej pytań, nie bił (no, nie więcej, niż było to konieczne). Po prostu ją gwałcił.

I pozwolił, by myślała: o dzieciakach, o Edenie; o tych, którzy byli jej bliscy. W chwilach traumy ludziom puszczają bariery. Salvador uważał, że przemoc i seks to najdoskonalsze połączenie zapewniające szczerość międzyludzkich relacji. Bo jakże nosić maskę kłamcy w takich chwilach? Alreuna skakała od wspomnień do pragnień, po skrajnych emocjach, nie wyrabiała się na zakrętach z bólu. Aż wreszcie obojętniała - wtedy Salvador musiał szybko znaleźć nowy sposób, by ją pobudzić.

Salvador gwałcił Alreunę fizycznie i robił dokładnie to samo mentalnie. Rył jej zwoje mózgowe i plecy, głaskał po karku i po pragnieniach, biczował lęki oraz pośladki; odbierał dech, a kiedy się dusiła, pozwalał jej wytchnąć i nabrać sił. Zebrać myśli. Spijał te myśli, zlizywał je z oczu i ust kobiety. Miała przyjemną fakturę skóry. Taki komplement ze strony Salvadora był naprawdę ważny. Faktura ma znaczenie.

Kiedy skończył, kiedy Alreuna leżała na podłodze, zapłakana, brudna, a on palił papierosa (jednego z niewielu cholernych papierosów w Mieście Feniksa) znów do głowy mu wpadła ta natrętna melodia.

Cytat:
I'm your boogie man, uh-huh
I'm your boogie man, uh-huh

- Wydaje ci się (pozwolisz, że będę ci mówił na ty. No, po tym, co między nami zaszło, byłoby dziwne, gdybyśmy nie mówili sobie po imieniu). Więc, Alreuno, wydaje ci się, że jestem kimś złym - stwierdził z żalem. - A nawet nie masz pojęcia, jakie szczęście cię spotkało. Że też ze wszystkich w tym posranym mieście trafiłaś akurat na mnie. To musiała być... nie wiem... ingerencja boska? Zależy ci na tych dzieciakach. A ja mogę ci pomóc. Jeśli wpadną w ręce Marco... kaput.

Wydmuchnął dym. Gładził filtr papierosa. Papieros miał przyjemną fakturę. Przyjemniejszą nawet, niż skóra Alreuny.

- Czuję... - powiedział na głos, znów z pustym wzrokiem wlepionym w ścianę - czuję, że może to być początek pięknej przyjaźni. Co powiesz?
 

Ostatnio edytowane przez Mivnova : 04-10-2016 o 00:33.
Mivnova jest offline  
Stary 04-10-2016, 19:54   #7
 
Amon's Avatar
 
Reputacja: 1 Amon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputacjęAmon ma wspaniałą reputację
Tylko niedowierzanie sprawiło, że Robin w ogóle nie zareagował na przybycie, gadaninę i zachowanie dwóch przybyłych kobiet. Obie ubrane były jakby je z komiksu jakiegoś wycięli. A najdziwniejsze było to, że w jakiś sposób pasowały jak ulał do tego całego drewna, rdzy i betonu. Marco jak nic musiał mieć białą czaszkę na miejscu głowy i zapewne jako Władca Wszechświata jedyne czego pragnął to odkryć tajemnicę Posępnego Czerepu. Czyli oczywiście Generała Daio…
Nim jednak ciąg tych szalonych, acz oczywistych skojarzeń zatrzymał się by Robin mógł zareagować w jakiś sensowny sposób, podeszła do niego Micha.
I tu bierność werbalna psionika pogłębiła się dramatycznie. Gdy więc ta druga zwana Szeptem wdała się w rozmowę z Keiko, on z niezbyt mądrym wyrazem twarzy, z odległości kilku najwyżej centymetrów obserwował dwie łagodnie kołyszące się nad nim przy każdym ruchu mięsiste kantalupy She-ry. Gapiąc się na nie nawet nie potrafił stwierdzić co myśli. Przedstawić się. Zarządać wyjaśnień i odpowiedzi. Potrafił tylko przełknąć ślinę, której nadmiar groził wypłynięciem kątem ust i poprawić się w coraz mniej wygodnym kombinezonie, który coraz mocniej cisnął z przodu i coraz bardziej pił z tyłu.
Otrząsnął się z rzuconego czaru dopiero gdy She-ra wzięła River na ręce. Nie uszło jego uwadze, że zrobiła to delikatnie. Ale nie zmieniało też faktu, że to była JEGO siostra.
- Zostaw ją! - zawołał na Michę stanowczo - Ja ją wezmę…
Micha zmierzyła wzrokiem chłopaka. Trzymana przez nią dziewczyna ważyła znacznie mniej niż opona tira, to jest tyle ile Micha nosiła w jednej ręce - innemi słowy, cały chuj. Chłopak jednak wyglądał bardziej na mózgowca.
- Jasne mały, a dasz radę? jak chcesz to mogę wziąć was oboje. - zaoferowała. Chciała w sumie trochę przyszpanić przy Ivanie.
- Dam radę - odparł krótko chłopak. W istocie na wielkoluda nie wyglądał. Ale sądząc z wyrazu twarzy raczej gotów był paść po drodze gdyby ta była zbyt długa niż ustąpić.
- Ja mu pomogę - Nikolai podszedł do Michy i obrzucił spojrzeniem, które nie przewidywało sprzeciwu. - Puść ją - dodał, jakby nieprzytomna była przez kobietę co najmniej związana.
Micha pozostawała w dobrym humorze, zaciągnęła się ostentacyjnie powietrzem.
- Ale tu wali teściem, dobra, bez paniki chłopaki, dziewczyny starczy dla was dwóch, tylko postarajcie się żeby jej łepek nie skakał, trzeba jednak kawałek iść. - pouczyła - No i co wy dzieciaki w ogóle robicie w tych stronach? - zapytała zwyczajnie.
- Zdaje się, że przywlekli nas tu ludzie z paralizatorami. Może ich warto zapytać co tu robimy - Nikolai złapał River i przytrzymał w zgięciu łokcia jej głowę. W pomieszczeniu zrobiło się nieco chłodniej. Jakby nagle ktoś uruchomił klimatyzację.
- Paralizatorami? - Robin spojrzał zaskoczony na Nikolaia. Szybko też ujął River z drugiej strony, żeby nie wyjść na gołosłownego. A potem ponowił pytające spojrzenie kierując je pozostałych psioników, a kończąc na Amnie.
Amna wzruszyła ramionami.
- Myślę, że od tego Marco możemy się co nieco dowiedzieć. - Dziewczyna uśmiechnęła się do Michy. - Gdybyście chcieli nas zabić zrobilibyście to gdy byliśmy nieprzytomni, czyż nie? - Uśmiech pomagał jej powstrzymać drżenie głosu.
Szept w kilka kroków była teraz koło Amny. Przechyliła lekko głowę przyglądając jej się z bliska, wyraźnie bardziej zaciekawiona, niż obojętna jak do tej pory
- Dokładnie tak… Micha nawet przyniosła wam tu przekąski… Dlatego moglibyście chociaż odpowiedzieć na jedno pytanie? Nic wam to nie zaszkodzi, może pomoże. - szeptała, wyprostowała się gdy skończyła i poprawiła ramiączko bluzki, które jak zwykle zsunęło się lekko. Zastraszała ją? Nie. Po prostu jak zawsze Szept trochę zbytnio się ekscytowała wywęszając niepokój.
Amna uważnie przyjrzała się kobiecie. Nie podobała się jej, czuła jej satysfakcję. Uśmiechnęła się jeszcze szerzej i nachyliła lekko.
- Myślę, że ciężko ocenić co może nam zaszkodzić a co nie, gdy jesteśmy w takiej sytuacji. Dajcie nam zjeść coś co nie jest robalem lub martwym szczurem, opowiedźcie co nieco więcej i zobaczymy jak będzie z naszym odpowiadaniem na pytania. Toż wszyscy chcemy się zaprzyjaźnić, czyż nie?
Szept zmrużyła na moment oczy, jakby pod maską sama się uśmiechnęła. Kiwnęła Amnie głową. Zerknęła na Michę. Słyszała? Chcieli czegoś normalnego. Tylko, że to co im zaproponowały było ‘całkiem normalne’, ale może Micha miała jakiś błyskotliwy pomysł, albo skitrane zupki… Marco kazał ich nakarmić i trochę ugładzić, no to czemu by ich nie poczęstować czymś dobrym, skoro szczeniaki się do tej pory nie rzucały? Szept podeszła do wyjścia i tam stanęła, dając sobie chwilę na uspokojenie. A sądziła, że będzie nudno. Westchnęła cicho do siebie.
Micha przymknęła oczy kiedy powiew zimna postawił jej włoski na karku.
- Hmm… - chrząknęła w zamyśleniu - there has been a disturbance in the force… - rozejrzała się po dzieciakach.
- Dobra, wciąż jedynymi osobami którym zależy, żeby opuścić tę stodołę jestem ja i Szept. To chyba sprawę dobrej woli mamy załatwioną ni? - Micha obeszła grupkę dzieciaków z każdej strony zaglądając ciekawie w każdą twarzyczkę, upewniając się, czy wszędzie słychać.
- Huston czy mnie słyszysz? - upewniła się jeszcze. - Możecie być niemili dla mnie i Szeptu ale ja żadnego paralizatora nie mam, jak bardzo chcecie to możecie mnie przepyrać, tylko… - zerknęła z rozbawieniem na chłopaków - bez zbytniej nadgorliwości - dodała średnio przekonana.


- Leżenie mordką na glebie nie pomaga też waszej koleżance, za to Marco może by mógł. Ale jeśli wolicie marnować tu czas, no jesteście w sumie dorośli i wszystko wiecie lepiej.
 
__________________
Our obstacles are severe, but they are known to us.

Ostatnio edytowane przez Amon : 04-10-2016 o 19:58.
Amon jest offline  
Stary 05-10-2016, 11:32   #8
 
Vesca's Avatar
 
Reputacja: 1 Vesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputacjęVesca ma wspaniałą reputację
Amna zerknęła na Nikolaia. Potem powoli przyjrzała się pozostałym psionikom. To była ich decyzja i tak odnosiła wrażenie, że pośrednio władowała ich w ten bajzel. Wsunęła ręce do kieszeni kombinezonu i spojrzała na podłogę kopiąc nieistniejący kamień.

- To wy nas… paralizatorami…? I ten helikopter też wy? - Robin przyciągnął River do siebie i postąpił krok wgłąb celi z coraz bardziej zaciętą miną - Zatem możecie przekazać swojemu Marco, żeby sam tu przyszedł.

Micha spojrzała na Szept w geście zapytania, sama nie miała pojęcia o czym dzieciaki gadają.
- Ke? Że ja? Że Szept? Że co? Że czym? - nie była jakoś nie miła, bardziej poirytowana, nie lubiła jak ktoś jej wmawiał coś za co nie była odpowiedzialna.
- Siedzę spokojnie w domu, mam maaase spraw na głowie, wpada Szept, mówi mi że jakiś dzieci potrzebują pomocy, to rzucam wszystko i idę, martwię się a tu kurwa poprawczak mi sąd polowy urządza? jakaś szansa na ostatnie życzenie chociaż zanim mnie ukamienujecie? w waszych stronach chyba tak się odpowiada na dobrą wolę. - była prawie poirytowana kiedy kończyła zdanie, w sumie nigdy nie miała kontaktu z dziećmi i nie przypuszczała, że to może być trudne.

- Możecie prowadzić do waszego szefa. Od was i tak niczego wartościowego się nie dowiemy - poprawił ulożenie River. Jak się okazało głównym problemem w jej przetransportowaniu była różnica wzrostu między nim a Robinem. Jednak po kilku poprawkach udało mu się ułożyć całkiem wygodnie. Dziewczyna była zaskakująco lekka i Rosjanin nie wiedział czy to zasługa nowego ciała, czy nowoczesnego kombinezonu.
Skupiona na swoich obliczeniach Keiko nie brała udziału w dyskusji - nie miała nawet świadomości, co się nad nią dzieje.

Amna zerknęła na Robina. Chłopak nadal nie wydawał się przekonany. Przygryzła wargę bo obawiała się, że towarzyska rozmowa może przerodzić się w coś dużo mniej przyjemnego.

Nikolai też spojrzał na Robina. Dopiero teraz dotarł do niego sens słów chłopaka. Nie było sensu się z nim użerać. Teraz, w momencie kryzysu musieli trzymać się razem.
- To sobie poczekamy tutaj na Marco.

Szept westchnęła po raz kolejny, po czym odstąpiła od drzwi. W momencie, zanim Micha znów zaczęła swoje gadanie, czarnowłosa wykorzystała chwilę ciszy, by wyszeptać co miała do oznajmienia
- Chcecie by was potraktowano jak należy i aby nic wam na głowę nie spadło? To ja na waszym miejscu chciałabym stąd wyjść i pogadać z Marco, gdzie was oczekuje. Dogadacie się, będzie ok. Nie sądzę jednak, by spodobałoby wam się, pierwsze z nim spotkanie, po tym jak nie chcieliście okazać choć odrobiny… - zawiesiła się na chwileczkę
- ... dobrej woli i posłuchali nas grzecznie. - dokończyła i wskazała na drzwi
- To jak będzie. Pójdziemy sobie stąd zaraz wszyscy razem, czy dalej będziecie się upierać, by tu zostać. - Postawiła im ultimatum. I wyraźnie słychać było w tonie jej szeptu, że przestało być miło jak było. Szept czarnowłosej był spokojny, dość szybki, ale w takiej zamkniętej przestrzeni, gdy nikt nic nie mówił, wyraźnie zrozumiały. Szept obserwowała dwóch chłopaków i czekała co zadecydują.

Amna stanęła między chłopakami a Szept.
- Czy moglibyśmy jeszcze skorzystać z tej dobrej woli? - Uśmiechnęła się do kobiety. - Wiem, że to może niegrzeczne, ale czy przyniosłybyście nam coś do jedzenia i picia, oraz jakieś nosze dla River? Porozmawiamy chwilę w naszym własnym towarzystwie. Zrozumcie, to trudna sytuacja.

Micha wzruszyła ramionami i spojrzała na Szept.
- Chyba nic się nie stanie jak skombinujemy im jakąś dechę na którą sami wyniesą tą małą. - Następnie przeniosła wzrok na cały dzieciniec, wzięła się pod boki i westchnęła ciężko.
- Do miejscowej kuchni musicie się przyzwyczaić, jeśli nie lubicie przetworzonych produktów - Micha wyciągnęła jeszcze raz “crispiego” z worka - musicie chyba poprzestać na tych “świeżych”. “Świeże” różnią się tym, że ciągle się ruszają, a taki jak ten - pomachała “crispim” - , to nawet szybko. Ma co prawda całkiem milutkie futerko, jak cipka, ale nie próbujcie ich za dużo głaskać, a już na pewno nie wsadzajcie im do mordki palca - one też lubią “świeże żarcie” i skurwysyny potrafią pogryźć. Marco oczywiście może mieć jakieś nawet konserwy, widziałam kiedyś puszkę po Paprykarzu Szczecińskim, tak więc są szanse. Baa… jedna szczęśliwa dała kiedyś dupy za tabliczkę czekolady, i nawet pazłotko pozwolił jej zatrzymać, no ale o takim farcie to każdy słyszał a mało kto miał. - Micha wzruszyła rękami. - Mogę wam skombinować coś na czym wyniesiecie małą, jeśli Marco się zgodzi, mogę wam ugotować zupę bo na to potrzeba przynajmniej dwie godziny. - Micha przeczesała włosy - my tylko robimy co nam Marco każe, Kazał nam was przyprowadzić, to wszystko, nie wydaje się jakoś skomplikowane nie? - rozejrzała się uważnie po twarzach dzieciaków, po czym wyciągnęła dłoń i wymierzyła palcem po kolejnych osobach pytając - czy to jest problem?

Amna obejrzała się na chłopaków.
- Dajcie nam porozmawiać, to może nie będzie problemu.

Szept popatrzyła po wszystkich, a potem zerknęła na Michę, aż w końcu jej uważny wzrok zatrzymał sie na Amnie
- Dobrze… Dostaniecie chwilę. Byłoby miło, gdybyście nie nadwyrężyli naszej gościnności, ok? - wyszeptała, po czym skinęła głową na towarzyszkę
- Damy wam jakieś 10 minut, może 15. - oznajmiła jeszcze i o ile jeszcze nikt nie gadał, to można ją było usłyszeć. Skierowała się ponownie w stronę wyjścia.

Micha ruszyła za nią.
- 15 minut co? powiedz, Ivan ci się spodobał, ej no co? zaniemówiłaś? - Micha zagadywała Szept dreptając w jej cieniu. Kobieta pozostawiła dzieciakom torbę ze swoimi fantami.

Amna odprowadziła wzrokiem wychodzące kobiety i dopiero gdy zamknęły się za nimi drzwi spojrzała na swoich towarzyszy niedoli.
- To macie jakiś plan?

- W pierwszej kolejności musimy się skontaktować z generałem - powiedział Nikolai powoli odkładając River. Nie było powodu, żeby nadwyrężać nieprzytomną dziewczynę.

Amna sięgnęła po torbę Michy i zajrzała do środka.
- Może być w miejscu podobnym do tego, to może troszeczkę utrudniać “skontaktowanie się”. - Skrzywiła się widząc “przetwory”. - Jesteśmy w stanie stad wyjść bez ich pomocy. Wybaczcie ale tu za bardzo nie pomogę.

- Byłaś na zewnątrz? Bo z tego co my widzieliśmy to poza Novum mamy doliny przeżarte kwasem, po których biegają zombie. Oni przeżyli. Mają osadę. Mają naszą broń. Musimy przez jakiś czas grać pod ich dyktando - Nikolai jak na niego przystało zimno oceniał sytuację.

- Wiem co widziałam z helikoptera, dlatego się zastanawiam co planujecie odmawiąc spotkania z tym całym Marco. - Amna przeniosła wzrok na Robina.

- Ja nic nie widziałem - odpowiedział szczerze Robin patrząc na pogrążoną w swoim śnie River. Co zresztą prawdą było, bo cały przelot spędził przy niej - Ale Marco zdaje mi się taki sam jak Generał. Zaraz nas gdzieś wyśle. Każe coś zrobić, przynieść, albo odciąć czemuś głowę.
Uniósł wzrok na Nikolaia. Nie krytycznie. Jakby z wyrzutem.
- Grać pod ich dyktando? I nawet nie spróbujemy wcześniej się wydostać?

- Jeżeli od razu pokażemy im do czego jesteśmy zdolni to się przygotują. Jeżeli ich na początku oszukamy, to później może być nam łatwiej się wydostać. Nie wiemy ilu ich jest, ani jak są uzbrojeni. Gdy ich zaatakujemy, to rzucą się na nas. Gdy spróbujemy uciec, to też się rzucą. Nie mamy broni. Już raz ich paralizatory sprowadziły mnie do parteru - Nikolai najwyraźniej przeją się rolą “dowódcy”. - Możemy udawać, że dla nich pracujemy. Jeżeli postawią mnie przed tym Marco, to mogę spróbować zamrozić mu szyję, czy coś… wtedy możemy go wymienić na naszych. A teraz? Jeżeli teraz stąd się wydrzemy, to nas położą zaraz za tym drzwiami - wskazał energicznie na kawał blachy zasłaniający wejście.

Amna potarła ramię by troszkę uspokoić drżenie. Dziewczyna odwróciła wzrok od psioników.
- Co byśmy nie robili River potrzebuje opieki medycznej.

- Ona… Ona da sobie z tym radę - powiedział twardo Robin - Zawsze dawała. To oni zawsze czegoś od nas chcą. - Mimo ostrego tonu zdawał się łamać i tracić pewność w głosie - Powinniśmy spróbować chociaż. Pokazać, że nie wolno nas tak po prostu strącać z nieba. Ale jeśli nie chcecie to zgoda.

- Robin - Nikolai położył rękę na ramieniu chłopca - chcemy pokazać im wszystkim, gdzie ich miejsce. Tylko - przełknął ślinę - we frontalnym ataku możemy nie dać rady. Jednak, to ONI strącili nas z nieba. Teraz to ONI mają jedzenie. I to ONI żyją tutaj nie dając się zabić wampirom-zombie.

- No - Keiko podniosła się z ziemi, wyraźxnie zadowola. - Uważaj, wejdziesz na moje obliczenia! - ostrzegła dziewcznę. - Idziemy już? Mamy galaretkę?

Amna zerknęła pod nogi.
- Przepraszam…. niestety jest tylko to co przyniosła Micha.

Keiko zajrzała do torby. Po kolei próbowała wszystkich dostępnych tam produktów.
Nie lubię. Nie lubię. Nie lubię. Nie lubię. - skończyła jedzenie, a potem przeszukała dokładnie torbę. - Nie ma galaretki. - stwierdziła.

- To jak? Robin, Amna, Keiko. Idziemy z nimi? - dopytywał Rosjanin*

- Dla mnie to jedyny rozsądny pomysł. - Amna uważnie przyglądała się zapisom Keiko.

- Idziemy, pogadamy z Marco, potem będziemy szaocwać. - Keiko nie miała wątpliwości. Rzuciła okiem na River - Ludzie nie śpią tyle czasu - stwierdziła. - Może warto ja obudzić?

Robin wzruszył tylko ramionami ewidentnie niezadowolony z decyzji reszty. Ale wstał i ostatecznie skinął głową. Nagle jednak się oglądając na boki jakby sobie coś przypominając.
- A Liama trzymają gdzie indziej? Czy on w ogóle… przeżył?

Amna spojrzała na Nikolaia.
- Myślę, że będzie dobrze założyć, że nie żyje. Przynajmniej gdy będziemy rozmawiać z tutejszymi.

- Jeżeli nie ma go z nami, to albo udało mu się uciec, albo zmienił się w zombie. Nie mówmy im o nim w ogóle, tak jak sugeruje Amna - olbrzym poparł dziewczynę*

Pogawędkę młodzieży przerwało człapanie sandałków po betonie. Micha taszczyła na ramieniu coś, co starożytni mieszkańcy kontynentu nazywali drzwiami od lodówki. Kobieta rzuciła artefakt pod nogi dzieciaków.
- W torbie mam taśmę klejącą, może wam się przydać.

- Przykleimy River do drzwi? - zainteresowała się Keiko.

Nikolai podszedł do River, jednak zanim ruszył ją, żeby położyć ją na drzwiach spojrzał pytająco na jej brata.

Amna zdjęła górę od kombinezonu, pozostając w wąskiej koszulce i oczom chłopców ukazało się dosyć hojnie obdarzone ciało dziewczyny. Ułożyła ją na drzwiach i uśmiechnęła się do Robina.
- Zabierzmy ją stąd.

Robin spojrzał na nią z niezbyt mądrym wyrazem twarzy, po czym spojrzenie przeniósł kolejno na Michę i Nikolaia by ostatecznie powrócić nim do Amny. I siłą wręcz skupiać je na jej twarzy, a nie...
- Umm.. Tak. Zabierzmy. - powiedział zmieszany.

Nikolai przełknął ślinę bezwiednie. W prawdzie miał osiemnaście lat, ale okres dojrzewania przechodził w śpiączce. Dziwne uczucie ucisku w spodniach kombinezonu było mu wcześniej nieznane. Nie potrafił też skojarzyć wzwodu z wykładem o cechach płciowych, którym karmiono go w czasie śpiączki. Ot gdy myślał o ciele Amny to zaczynały się dziać dziwne rzeczy z jego własnym ciałem. Odruchowo spojrzał na Keiko, jakby chcąc sprawdzić, czy to nie ona dała mu nowe uczucie. Gdy rozmowy skupiły się na Amnie Nikolai bezwiednie dotknął swojego krocza. Było tam coś twardego jak kamień. Coś, co za wszelką cenę chciało znowu poczuć ciepło Amny. Jak wtedy, w podziemnej bazie Novum. Tymczasem wziął za rękę Keiko i powiedział:
- Chodź. Idziemy z nimi. Ja pomogę nieść River. Ty trzymaj się blisko nas.
I chociaż dotyk dłoni Keiko był przyjemny i ciepły, to wzrok chłopaka uciekał na krągłości Amny.

Micha pokręciła głową.
- Oj młoda naprawdę chcesz żebym kogoś uszkodziła po drodze? na pewno nie chcesz założyć jednego z tych fajownych worków jakie dla was przygotowałam?

Amna spojrzała na nią zaskoczona i nagle oczywiste stało się, że jakby nie wyglądała nie widzi w tym nic szczególnego.
- Jakich worków?

Micha podeszła do swojej torby i wyciągnęła z niego stary, poszarpany nylonowy “metr”
- O, zaraz wytnę dziurkę na głowę i łapy i będzie jak znalazł.

- Dziękuje ale poradzę sobie bez. - Amna wsunęła ręce do kiszeni spodni. - Idziemy?

Micha westchnęła, przeliczyła w głowie te wszystkie zawszone męskie mordy które przyjdzie im minąć w drodze do pałacu. Sama przemierzała Feniksa z niemal gołą dupą, ale ją każdy znał i cenił posiadanie własnych jaj wciąż przytwierdzonych do ciała bardziej, niż możliwość ich opróżnienia. Co innego z ożywioną dziewczyną z mangi…
- There is no emotion there is peace… - wyszeptała - dobra… co mi tam, Marco będzie kurwa w niebo wzięty

Szept zajrzała przez drzwi, rozglądając się po zebranych i słysząc dłuższą gadaninę. Wolała wiedzieć, że wszystko poszło tak jak powinno, ale widząc, że młodzież wyraźnie się zbiera, zerknęła na Michę. Oceniła jej minę, po czym poszukała źródła jej niewyraźności. Zawiesiła wzrok na Amnie, która mogła być potencjalnym problemem w trakcie podróży do Świątyni. Uniosła brew i przechyliła głowę na bok ewidentnie i bez ogródek patrząc się na biust młodej. Mhm.
- Mhm, oby się sępy nie zleciały… - szepnęła, ale zaraz wysunęła się na zewnątrz, czekając aż ci się wygramolą. Będzie musiała mieć oczy dookoła głowy, nie dość że tylko na tych smarkach, to jeszcze na swoich, żeby im coś nie odjechało niekulturalnie… Cmoknęła cicho. Na szczęście też miała opinię kogoś, do kogo lepiej było nie podbijać i kogo lepiej było nie wnerwiać.

W odpowiedzi na komentarz Szeptu, Micha zacisnęła pięści trzaskając kostkami.
- Let them come. There is one dwarf yet in Moria who still draws breath. - wyrecytowała z zaciętą miną, po czym wraz z młodzieżą opuściła pomieszczenie.

***

Pochód otwierała Szept, za nią podążała młodzież, Micha szła na końcu, mierzyła wzrokiem każdego ciekawskiego i celowała w niego palcem dając jasno do zrozumienia iż ma ich na oku.
 
__________________
If I had a tail
I'd own the night
If I had a tail
I'd swat the flies...
Vesca jest offline  
Stary 05-10-2016, 16:45   #9
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Amna, Keiko, Nikolai, Robin, Szept, Micha


Miasto Feniksa nie przypominało żadnego znanego im wcześniej miejsca - nawet z wizji, jakie zostały im zaszczepione podczas sesji „uczących” doktor Alreuny. To miasto było niczym wyjęte z filmu, najpewniej horroru, a jednak dające nadzieję. Bo przecież dzięki Feniksowi ludzie tutaj żyli i trwali. Nie ograniczała ich kopuła Edenu ani 300-stronnicowy zbiór praw i obowiązków obywateli. Tu było tylko jedno prawo – bezwzględne prawo dżungli, opierające się na sile. No i było jeszcze Lekarstwo. Kto miał dostęp do prochów, ten miał władzę. Marco posiadał obie te rzeczy – siłę i prochy, dlatego nikt nie ważył się mu podskoczyć.

Choć wiele ciekawych spojrzeń śledziło Keiko, Nicolaia, Amnę i Robina, gdy ci przemierzali krótką drogę od więzienia do świątyni, nikt nie odważył się do nich podejść czy zakłócić wędrówki. Wręcz przeciwnie – wszyscy mieszkańcu nagle gdzieś umknęli, patrząc na „procesję”, prowadzoną przez Szept i Michę, z bezpiecznej odległości.

Co uderzyło młodych psioników w krajobrazie to powszechny brud i swoista „różnorodność” wszelkich budowli i mechanizmów, które bardziej wyglądały jak zlepki śmieci niż znane im urządzenia. Widać jednak tu liczyło się działanie, a nie estetyka wykonania. No i było coś jeszcze – powszechne kalectwo. Większość postaci, które im się przypatrywały, wydawało się ułomnych – niepełnosprawnych fizycznie, a czasem też psychicznie, na co wskazywały bezmyślne gesty czy tępe spojrzenia.

[MEDIA]http://i.imgur.com/iKp57jT.jpg[/MEDIA]

U progu świątyni, która bardziej wyglądała jak stary magazyn, zatrzymali się na moment. Szept wysunęła w górę pięść, którą po chwili otworzyła, jakby coś rozsypywała – pozdrowienie Dzieci Feniksa. Zaraz potem ruszyli do środka budynku, który - o dziwo – nie miał żadnego strażnika przy drzwiach. Najwyraźniej jednak obstawa kryła się gdzieś indziej, skoro Szept kogoś pozdrawiała.

Gdy weszli do środka, wszelkie dotychczasowe wyobrażenia „świętego” miejsca legły w gruzach. Tych samych gruzach, którymi usłane było wnętrze budynku. Tylko dwie rzeczy wydawały się tu względnie zadbane – zegar na ścianie po przeciwległej stronie oraz obity czerwoną materią fotel. Tylko gdzie był ten, który w nim zasiadał?

[MEDIA]https://images5.alphacoders.com/283/283729.jpg[/MEDIA]

Z góry pomieszczenia, która kiedyś musiała być wyższą kondygnacją dobiegało swoiste ciamkanie i pojękiwanie. Ci, którzy zwrócili na nie uwagę dostrzegli siedzącego na wielkim materacu mężczyznę w masce oraz klęczącą poniżej kobietę, która poruszała głową nad rozpiętym rozporkiem, raz po raz wciskając usta w materiał spodni mężczyzny.

Dopiero gdy Micha chrząknęła znacząco, Marco brutalnie odtrącił dziewczynę.

- Mówiłem że nie zdążysz – powiedział do niej, zapinając spodnie i podnosząc się na nogi.

Mimo iż jego twarz kryła maska, wydawał się bardzo przystojny – wysoki, symetrycznie zbudowany, umięśniony. Jego ubranie, choć skąpe było zadziwiająco czyste i dobre jakościowo. Choć ciężko było ocenić wiek Marco, to z pewnością był w wyśmienitej formie – jego ciało było silne i sprężyste, a ci którzy, mieli okazje co nieco dojrzeć – mogli stwierdzić, że również hojnie obdarzone przez naturę.

Chociaż odepchnięcie było dość silne, dziewczyna szybko przypełzła z powrotem do mężczyzny, łapiąc się jego nogawki.

[MEDIA]https://3.bp.blogspot.com/-QVaUSTA8qsg/V3khE8k084I/AAAAAAAAQ40/45jy8xTrXEYZFK0gnCE9sBsjr7Dckps4ACLcB/s640/vlcsnap-2016-07-03-07h25m37s198.png[/MEDIA]

- Marco, potrzebuję tego…
- Sorry Magi. Mieliśmy umowę. Miałaś mnie doprowadzić zanim przyjdą. Nie udało ci się, więc…
- Marco, błagam, wiesz, że ja…


Mięśnie mężczyzny stężały, jakby miał zaatakować natarczywą kochankę. Po chwili jednak rozluźnił się i wyjął z kieszeni niewielką tabletkę, którą upuścił pod nogi. Magi rzuciła się na nią błyskawicznie, szybko wkładając do ust i przełykając, jakby bała się, że mężczyzna się rozmyśli. Zaraz potem zwaliła się z błogą miną na materac.

Marco tylko pokręcił głową, po czym spojrzał w dół na psioników z Novum.

- Wybaczcie. Już się wami zajmuję.

Odbijając się od powierzchni, wzbił się pod sam sufit, jakby latał, po czym płynnie opadł jakiś metr przed przybyszami. Ukłonił się dwornie.

- Witajcie w Mieście Feniksa. To prawdziwy zaszczyt gościć „pierwszych” jak nazywamy was tutaj. Pierwszych uzdolnionych, opatrzonych numerami, od których wszystko się zaczęło. – jego głos był głęboki i zadziwiająco przyjemny, jak głos lektora na dawnych filmach – Wiem, że w Edenie traktowano was jak… potwory, obiekty eksperymentalne czy nawet gorzej – jak nieludzi. Tutaj jednak jesteście bohaterami. Nie mamy wiele, ale z pewnością znajdzie się dla was i strawa, i miejsce, jeśli zechcecie zamieszkać w mieście.

Umilkł, bo nagle zegar na ścianie zabił, choć jego wskazówki nie pokazywały żadnej pełnej godziny. Po chwili za starym mechanizmem uchyliły się ukryte drzwi i do sali weszła młoda, niezbyt urodziwa kobieta.

[MEDIA]http://s10.ifotos.pl/img/alcloseup_ahseshq.jpg[/MEDIA]

Skłoniła się skromnie, po czym podeszła do czerwonego fotela i stanęła za nim. Marco nijak nie zareagował na jej przybycie. Za to zwrócił uwagę na leżącą na noszach River.

- Co jej się stało? Mówiono mi, że żaden obdarzony nie ucierpiał poważnie podczas odbijania… - rzekł z pretensją, kierując wzrok to na Szept, to na Michę.


Salvador

Salvador patrzył na leżącą na ziemi jasnowłosą kobietę. Mogła mieć jakieś 30-35 lat. Może nawet więcej, bo w Edenie mieli przecież te swoje kosmetyki i inne cudowne zabiegi, a Alreuna wyglądała na taką kobietę, która dba o siebie. No właśnie - wyglądała - czas przeszły. Biały kitel już nie był biały, choć jako tako zachował swoją formę. Prawdę mówiąc, mężczyzna zostawił go jako formę fetyszu. Poza lekarskim kitlem cała odzież kobiety była jednak albo porwana, albo mokra od potu, łez i spermy.

Alreuna uniosła się nieco na łokciach. Przychodziło jej to z trudem, gdyż całe ciało miała obolałe, ze zdartych kolan sączyła się nawet krew. W końcu jednak kobiecie udało się usiąść, opierając się plecami o zimną, odrapaną z tynku ścianę. Dopiero po chwili podniosła wzrok. I choć Salvador widział wcześniej jak płacze, słyszał jej błagania, słyszał krzyki strachu i bólu, zobaczył teraz, że jeszcze tej kobiety nie złamał.

[MEDIA]https://s-media-cache-ak0.pinimg.com/236x/96/da/7b/96da7bc207e272c6ebe881f1e9127158.jpg[/MEDIA]

- A ja czuję wyrzuty. – odparła cicho, zachrypniętym głosem. Dopiero gdy kaszlnęła parę razy i splunęła mieszaniną śliny i spermy, mogła mówić dalej – Czuję pańskie wyrzuty, panie Salvadorze – rzekła, celowo podkreślając formą grzecznościową dystans między nimi – Bo stał się pan złym człowiekiem. I to nie ja pana za takiego uważam. To pan sam o sobie tak myśli. A to co pan zrobił… I robi w ogóle, to co pan nazywa koniecznością, by przeżyć… To jest pana wybór. Ale ja pana nie winię. Nie do końca w każdym razie. Ktoś pana tego nauczył. Ktoś potraktował pana jak rzecz. Pewnie ktoś pana… zgwałcił. Może nawet wiele razy. Na wiele sposobów. Tak jak pan to zrobił ze mną. I dlatego pan teraz uważa, że silny jest ten, kto gwałci, kto krzywdzi, kto zadaje ból. A pan chce być silny. Nawet za cenę złego myślenia o sobie. Czy się mylę, panie Salvadorze? - roziskrzone siłą woli oczy wbiły się w niego niczym ostrza.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 06-10-2016, 19:57   #10
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
U Marco na chacie

Micha zamaskowała nerwy biorąc się pod boki.
- Noo! Najwyraźniej Hiro i Halo nieco zakrzywili rzeczywistość swoja opowieścią… - Kobieta zbliżyła się do nieprzytomnej dziewczyny - mniej więcej tak właśnie “zakrzywili”... - założyła ręce na piersi.

Szept kiwnęła głową na słowa Michy. Podeszła odrobinę bliżej Marco, w końcu, żeby usłyszał co mówi, musiała stać dość blisko.
- Była nieprzytomna już jak weszłyśmy… - ona również miała dość oleju w głowie, by nie chcieć denerwować Marco.

Keiko z ciekawością rozejrzała się dookoła. Nie spodobało się jej, było za dużo miejsca, wolała mniejsze pomieszczenia. Mężczyzna za to kogoś jej przypominał. Szukała w pamięci, szukała, ale nie mogła znaleźć. Zwykle pamiętała wszystkich i wszystko, teraz nie mogła. To było dziwne. Zezłościła się .
Witaj - odpowiedziała jednak uprzejmie na przywitanie, pamiętając aby patrzeć mężczyźnie na twarz. Drgnęła gwałtownie, kiedy powiedział “opatrzonych numerami”. - 17. - potwierdziła. - Ty też masz numer? Jaki? Pamiętam ciebie, choć nie pamiętam skąd. Zawsze pamiętam, teraz nie. Dlaczego?

Micha w ostatnim momencie powstrzymała się, by nie odetchnąć na głos, gdy małolata zagaiła Marco. Wciąż była szansa, że pan i władca tego cyrku sypnie w Michę i Szept pigułami i pozwoli im spierdalać. W sumie, jak tak Micha dłużej nad tym myślała, nieważne co by miało nastąpić, tak długo jak jeśli uda się wyjść stąd dzisiaj cięższym o trochę leków. Micha potrafiła być rozsądna jeśli chodzi o rzeczywistość.

Robin nie mógł oderwać wzroku od dziewczyny, która teraz z wyrażającą najwyższy zachwyt miną leżała na brudnym materacu. Co ona robiła? Odpowiedzi ponownie nakierowywały młodego psionika na tory myślowe, których żarzące się końcówki smagały go w równie bolesny co przyjemny sposób po lędźwiach. Nie miał pojęcia co tu zaszło i o co tu chodziło. Ale ton tego mężczyzny odbierał ze spokojem i aprobatą. Przełknął ślinę gdy nadmieniono nazwy potworów i bohaterów i poczuł, że chyba… Że chyba tak to właśnie wszystko powinno wyglądać gdy dorośnie. No bo jak inaczej?
- Jestem Robin - odezwał się występując na przód - A to moja siostra. River. A numery zostawiliśmy w Novum i po nie nie wracamy. River przez nich jest w tym stanie.

Amnie nie podobało się ani to miejsce, ani ten mężczyzna. Zbyt dobrze wiedziała co robił z tą kobietą i miał brzydkie podejrzenie za co. Egon wspominał jej o… ćpunach. Ludziach, którzy za jakiś specyfik zrobią wszystko. Podobno kiedyś było tego pełno. Niepokoiło ja że nie było tu ani generała ani doktor. Pozostała lekko z tyłu pozwalając psionikom na rozmowę.

- Wszystkich bohaterów witacie paralizatorami? - Powiedział Nikoali stojąc z rękami skrzyżowanymi na piersi. W czasie spaceru po mieście się wyciszył. Zaczynało do niego docierać jak duży mają problem. Jednak nie mógł sobie odmówić odegrania twardziela przed słynnym Marco.

Mężczyzna nie zwracał jednak na niego uwagi. Początkowo patrzył tylko na River, chciał jej dotknąć, ale gdy Robin zagrodził mu drogę - nie nalegał. Przyjrzał się za to z uwagą Keiko.
- Masz dobrą pamięć, mała. - stwierdził tylko, po czym znów spojrzał na River - Coś jej się stało przed waszym przylotem? Wybaczcie traktowanie, ale początkowo wiedzieliśmy tylko o Generale Daio, a ten człowiek - splunął - nie budzi naszej sympatii. Nikt się nie spodziewał, że będziecie mu towarzyszyć, więc potraktowano was... no cóż, jak zwykłą załogę. Dopiero potem zobaczyliśmy tatuaże z numerami.

- Dobrze. Skoro już wiecie kim jesteśmy, to możecie oddać nam rzeczy. - Rosjanin nie wykazywał żadnej skruchy, a fakt że został zignorowany zdawał się dodawać mu animuszu.

- I wypuśćcie doktor Alreunę. - dodał Robin - Ona też jest z Novum. Ale dobrze nas traktowała i nie widziała w nas potworów. A River nic nie będzie. Jej się to zrobiło jeszcze przed wylotem. Ale nic jej nie będzie. Musi tylko odpocząć i się obudzi.
Chłopak zdawał się bardzo na to naciskać jakby celowo nie dopuszczając do siebie myśli, że może być inaczej.

Amna spojrzała na Marco zaskoczona. Widzieli tatuaże, więc powinni też wiedzieć o tym, że ona takiego nie posiada.

- Nie wiem, które wyposażenie było waszą własnością i obawiam się, że dobrowolnie go nie odzyskacie. Jeśli jednak nie brak wam jaj. - popatrzył na Nikolaia - Możecie je odebrać. Mi wasza broń nie jest potrzebna. Tak, jak mówiłem, Miasto Feniksa to mekka obdarzonych. Wasza pani doktor nie posiadała talentu i cóż... nie mogła tak jak wy pretendować do stania się elitą. Wy zresztą też nią jeszcze nie jesteście. Wyjdziecie stąd wolno tylko jeśli udowodnicie mi, że posiadacie moce, którymi zwykli ludzie nie dysponują. Taka mała manifestacja. A może... ktoś skusi się na sparing? - pod maską rozległ się pomruk, który mógł wyrażać zadowolenie na samą myśl o walce.

Szept nie wtrącała się do rozmowy. Wodziła jedynie wzrokiem od szczeniaków, do Marco. Słysząc pomruk tego drugiego wyprostowała się. Dobry sparing mógłby być nawet całkiem interesujący…

W głowie Nikolaia kłębiły się różne myśli. Amna nie miała supermocy. Keiko nie umie świadomie kogoś krzywdzić. River leży nieprzytomna. Zostali sami z Robinem. Z Robinem, który był o połowę mniejszy.
- Z kim mam walczyć, żeby odzyskać naszą broń? - powiedział, a w pomieszczeniu znowu jakby włączono klimatyzację.

Robin chyba również podchwycił propozycję Marco, choć chyba z innych nieco pobudek niż Rosjanin. Testom poddawano go już niezliczoną ilość razy, ale teraz, testujący nie siedział sobie bezpiecznie za szybą w białym kitlu. Nie chował się. I to było fajne.
Psionik mimo małego wzrostu wyprostował się dumnie.
- Jesteś większy i starszy. Walcz z nami dwoma na raz. -Nie widać było po nim strachu. Bo przecież nikt poza nimi nie miał supermocy i nie był super bohaterem.

Micha stanęła bliżej Szeptu, zadowolona z faktu iż szef nie poświęca im już uwagi.

Przez głowę Amny przelatywały setki myśli. Nie mogli się tu bić. Nie mogli pokazać co dokładnie potrafią. Ona nie chciała pokazywać jak bardzo nic nie potrafi.
- Nie powiedziałabym, że walka jest “małą” manifestacją. Skoro rozpoznałeś w nas psioników czemu żądasz dowodów?

- Ej! - Keiko tez zaprotestowała, choć z innego powodu: - Szept obiecała, że jak się z tobą spotkamy i pogadamy, to potem całe popołudnie będziemy grać w szacowanie!
 
Aiko jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:47.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172