Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 17-07-2017, 05:19   #51
 
Czarna's Avatar
 
Reputacja: 1 Czarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputację
Pani z obrazkami chyba nie polubiła Angie. I chyba była zła, że miły Roger zrobił jej motylka i to z cukierkami… a przecież to był taki ładny obrazek! Blondynka nie rozumiała o co chodzi, atak ją zaskoczył. Alkohol, papierosy i buziaki, a także to całe połączenie dusz wprawiło ją w otępienie, no i nie spodziewała się zagrożenia w takim pozornie bezpiecznym miejscu. Straciła czujność, zaufała, że potwory jej nie dopadną, jeżeli pan z obrazkami będzie obok… jakby dziadek to zobaczył to pewnie dziewczyna latałaby przez cały tydzień z plecakiem wyładowanym kamieniami po piachu i w słońcu, żeby zapamiętała… bo karmić by jej nie karmił za bardzo, o wodzie w nadmiarze mogłaby pomarzyć. Błędy zabijały, a pozwoliła się rozbroić i jeszcze siedziała bez ochrony w obcym miejscu, przy obcych ludziach. Na szczęście wypracowane przez lata odruchy działały nawet mimo rozprężenia i skołowania… i jeszcze wujek był za drzwiami! N słuch brzmiało jakby i on się gniewał… czy teraz wszyscy już gniewali się na Angie? Vex też? Już nie będą razem jeździć moturem?

Przyjaciółka Rogera atakowała, wyciągając pazury do przeciwniczki, która w tym wszystkim nie założyła ani koszulki, ani spodni, ale tak było lepiej. Nic jej nie krępowało. No i kolejna zła pani… mogła porwać podkoszulkę z nietoperem, a to była bardzo ładna koszulka i wbrew temu co mówiła, blondynka bardzo ją lubiła. No i była od wujka.

Czarnowłosa Tess okazywała się atakować w niesamowitym zapamiętaniu. Angie czuła jak musi wysilić wszystkie swoje mięśnie by stawić jej odpór ale w końcu udało jej się choć na moment zbić jeden z jej nadgarstków. Czarnowłosą zachwiało, warknęła przy tym coś niezrozumiałego i choć zaraz wróciła do pionu to już wystarczyło nastolatce by wymusić na niej przejście do obrony. Tess miała wyraźnie trudności z nadążeniem za ruchami blondynki choć jej siły nie można było lekceważyć.

Do walczących dziewczyn doskoczył Roger.
- Tess! Przestań Tess! Co ty robisz?! Opanuj się! Tess do cholery jasnej przestań! - tatuażysta krzyczał do czarnowłosej chcąc przemówić jej do rozsądku ale choć udało mu się ją chwycić za nadgarstki więcej nie osiągnął. Dziewczyna z wydziaranym brzuchem i plecami nadal nie ustępowała. Angie udało się wykorzystać wsparcie Rogera. Siadła na tyłku i wbiła stopę przed siebie celując w brzuch między smoki Tess. Udało jej się i choć czarnowłosa zdołała złapać jedną ręką nogę nastolatki, drugie ramię ugrzęzło trzymane przez Rogera, a potem było już za późno. Wychowanka dziadka i Pustyni przerzuciła ją nad sobą przez chwilę czując jej ciężar balansujący na swojej stopie. Zaraz potem Tess gruchnęła o podłogę a Roger trochę po części też. Wykorzystał okazję i próbował siąść na kobiecie a Angie wreszcie zyskała okazję by odskoczyć od walczących i zyskać moment na cokolwiek. Drzwi znowu huknęły gdy wujek się już prawie przez nie przebił. Jeszcze raz, góra dwa i powinien dostać się do środka.

Pan z tatuażami mówił, że będzie mogła zostać i będą rodziną, a nawet przyjacielami. I ona i on i ci, którzy tu mieszkali, ale chyba nie powiedział prawdy. Przyjaciele nie atakowali się i nie chcieli skrzywdzić, a pani z obrazkami ewidentnie chciała to zrobić. W Angie się zagotowało, złość zacisnęła szczęki i spięła mięśnie. Tess zachowała się brzydko, jak wściekły pies, a te się usypiało nim zdążyły kogoś pogryźć… ją na przykład. Tylko chyba Roger byłby potem bardzo zły, bo się lubili i znali dłużej niż z Angie. Powinna ja trzymać na dystans, już wiedziała jak jest silna. Jej ręce same wyciągnęły się do kupki ubrań, gdzie wśród pomiętego materiału leżały nóż i pistolet. Wujek mówił jaki to model i rodzaj, ale nie pamiętała. Taki czarny i niewielki, z metalowo-plastikową obudową i robiący w ciałach czerwone, krwawiące dziury. Zawahała się, dusząc podszepty dziadka nakazujące błyskawiczne rozwiązanie problemu. Już nie była na Pustyni, ale wśród ludziów. Tutaj wypadało słuchać podszeptów wujka i za nimi dziewczyna poszła, łapiąc za opróżnioną prawie całkiem butelkę.

Tess szarpała się i wierzgała pod Rogerem jak dzika klacz na rodeo pod jeźdźcem. Rogerowi udawało się na niej utrzymać ale z najwyższym trudem. Podskakiwał na jej brzuchu, piersiach i biodrach mocując się przy tym z jej nadgarstkami. Angie podbiegła do nich ze złapaną butelką którą wcześniej tak wesoło opróżniała razem z Rogerem. Trzasnęła z góry na dół próbując trafić gdzieś w twarz czy głowę Tess. Przy tak wierzgającym i ruchomym celu dokładniejsze celowanie było nierealne. Butelka zahaczyła o splecione ze sobą ramiona Tess i Rogera gdy ci tarzali się już prawie po podłodze przekrzykując się wzajemnie i rozbiła się o podłogę tuż przy wierzgających, czarnych włosach Tess.
Drugi cios jednak był precyzyjniejszy albo bardziej fartowny. Połowa butelki trzasnęła gdzieś w bok głowy czarnowłosej przeciwniczki i ta jęknęła boleśnie i zwiotczała. Roger był tak zaskoczony, że wciąż trzymając nadgarstki Tess upadł właściwie na nie, przyszpilając je do ziemi.

Drzwi zaś trzasnęły raz jeszcze, otwarły się z hukiem i trzasnęły znowu o ścianę. A wraz z trzaśniętymi drzwiami wpadł do środka wujek Zordon.
- Angie! - krzyknął próbując ogarnąć scenę w pokoju. Z naguśką blondyneczką, Rogerem ubranym w spodnie siedzącym okrakiem nad naguśką brunetką.

Dopiero kiedy pani z obrazkami znieruchomiała do Angeli zaczęły dochodzić inne niepokojące dźwięki. Odrzuciła połowę butelki ciągle ściskanej w dłoni i już miała zapytać się wujka co się dzieje, kiedy przypomniała sobie o czymś bardzo ważnym.
- Zobacz wujku, mam motylka! I ma cukierasy na skrzydełkach! - zakomunikowała z pełnią szczęścia, podnosząc przedramię i pokazując opiekunowi żeby lepiej zobaczył.

Wujek Zordon uniósł brwi w zdziwieniu widząc nowy dodatek pod zgięciem prawego łokcia nastolatki. Potrząsnął głową i pochylił się po jej ubranie.
- Ubieraj się! Prędko! Coś się dzieje na zewnątrz, musimy być gotowi do drogi! - ponaglił ją wręczając jej jej własne spodnie i podkoszulkę z nietoperkiem. Roger westchnął z ulgą ale Angie nie była pewna czy z powodu zachowania Tess czy wujka czy jej samej. Usiadł wygodniej na brzuchu Tess i spojrzał na nią niepewnie. Z boku głowy, tam gdzie trafiła ją butelka kierowana przez blondynkę widać było pęczniejące smużki o szkarłatnej barwie. Teraz gdy ucichła sytuacja w pokoju Angie usłyszała podniesione i zdenerwowane okrzyki i ponaglenia innych domowników. Nerwowa atmosfera musiała udzielić się wszystkim chyba a przynajmniej na tyle wielu by takie sprawiać wrażenie. Ale słyszała też to o czym mówił wujek. Coś tam było. Za oknami, w ciemności nocy. Coś potężnego, chyba dalej niż okna, farma i jeszcze dalej ale było na tyle potężne by wwiercać się drażniąco pierwotnym strachem pod czaszkę.

- Co to za gromy? Takie głośne - dziewczyna wzięła ubranie i z niechęcią, ale szybko narzuciła je na ciało. Zniknęła taka przyjemne swoboda ruchów, wróciły gryzące skórę szwy. Doskakała do wujka, wciągając jednocześnie spodnie, a kiedy to zrobiła objęła go ramionami i przycisnęła się mocno do mundurowej bluzy. Teraz już było dobrze, nic się nie stanie jak wujek stał obok - Bo ten pan co mówił w radyjku… wtedy na drodze jak już przejechaliśmy rzekę łódką. - zaczęła marszcząc brwi i gapiąc się spod paznokciowego ramienia na nieprzytomną panią z obrazkami i Rogera - Trzeba ją związać, mocno. Czymś mocnym, bo jest bardzo silna. Myślałam że mi zmiażdży tego motylka i kości. To jest ten jej gorszy dzień, jak się zmienia w potwora? Jak się obudzi to może znowu… być niemiła. Mówiłeś, że tu jesteście przyjacielami... i że będę mogła zostać, ale jak mam zostać jak ona mnie nie lubi? A z nią też się dzieliłeś duszą, to ja lubisz i… to ja już pójdę, a ty ją zwiąż. Porządnie. Rozwiąż jak odzyska rozum - dokończyła smutno, ale poderwała głowę, bo zmieniła wątek, a mówiła o czymś ważnym - Aaaa, ten pan z radyjka! On gadał że tu jakaś tama pęka. Czy to rzeka? Te gromy za oknem? - ścisnęła mocniej wujka, patrząc do góry na jego twarz w napięciu - Czy jak będzie źle to Roger może iść z nami? On jest miły… i robi obrazki i pokazał mi parę fajnych rzeczy. Chcesz zobaczyć? - na koniec się rozpromieniła.

Gdy Angie mówiła Roger zdołał wstać ale wciąż głównie patrzył się na leżącą bezwładnie Tess. Pokiwał głową twierdząco gdy Angie zapytała o gorszy dzień czarnowłosej kobiety. Ta wciąż żyła bo po brzuchu i piersiach widać było jej oddech. Wujek też kiwał głową gdy słuchał nastolatki i cierpliwie podawał jej kolejne elementy garderoby by jakoś przyśpieszyć jej ubieranie się. Zdołała już wciągnąć na siebie podkoszulkę i spodnie, zostały jeszcze buty a właściwie jeden gdy doszła w swoim ciągu myślowo - słownym do tego co mówił facet w radio.

- Tama! O kurwa tama puściła! - Roger wydawał się być jakby go ktoś pod prąd podpiął tak nim szarpnęło ta co powiedziała właścicielka wydziaranego motylka z czaszką i cukierasami.

- Dojdzie tu?! - zapytał go wujek krzycząc by przekrzyczeć rumor z zewnątrz i krzyki ludzi w domu.

- Nie wiem! Nigdy nie puściła wcześniej! - krzyknął Roger i schylił się by złapać bezwładną Tess. Wujek nie czekał tylko złapał Angie za rękę i pociągnął z powrotem przez drzwi na schody.

- Choć Angie, musimy trzymać się razem! Mamy samochód! Musimy uciekać! - krzyczał po drodze wujek gdy zaczynali zbiegać po schodach. Angie jeszcze zdążyła zauważyć jak Roger dźwigając Tess też wybiega z pokoju.

Napięcie w ruchach wujka udzieliło się i blondynce. Skoro on się bał, to znaczy robiło się źle.
- Nadchodzi woda? - zapiszczała biegnąc obok niego i ściskając go za rękę coraz mocniej. Nie chciała się utopić, a najbardziej bała się o biegnącego obok blondyna. Nie mogła mu się stać krzywda, bez niego… nie chciała niczego bez niego - Wujku gdzie Vex? Trzeba iść po Vex! I karabin, nie mam karabinu dziadka. I Mewa! Patyk! I knuja! Potopimy się? Topienie bardzo boli?

- Nie utopimy się! Ale musimy…
- wujek prawie krzyczał gdy zbiegali po schodach. Wokół był półmrok rozświetlany przez jakąś świecę tam, inną lampę tu.
Gdy zbiegli na parter z większego pomieszczenia jakie mijała nastolatkę idąc wcześniej na górę wyskoczyła jakaś para ludzi. Prawie zderzyliby się z nimi ale biegnąca na przedzie potężna sylwetka wujka Zordona odepchnęła ramieniem jedną z nich i ta z jękiem upadła na podłogę. Obok musiała być dziewczyna bo zapiszczała przestraszona. Zaraz za zbiegającą parą zbiegał Roger. Jego bose stopy wydawały inny odgłos na deskach niż tupiące odgłosy biegnącego wujka.

- Roger! Co się dzieje?! Roger! Co to za facet?! - dziewczyna sądząc po głosie musiała być młoda i nieźle przestraszona.

- Tama poszła! Do samochodów! Wszyscy do samochodów i spieprzamy do Dew! - Roger na chwilę zatrzymał się u podnóża schodów by krzyknąć tak głośno jak mógł. Dziewczyna przez chwilę znieruchomiała ale zaraz pomogła chłopakowi którego trącił wujek powstać do pionu. Reszta hałasów w domu też jakby przybrała na sile gdy wszyscy co usłyszeli i to co za oknami i to co krzyczał Roger ruszyli się z miejsca. Na podwórku ktoś nawet już odpalał jakiś silnik. Angie zaś wciąż ciągnięta za rękę przez wujka Zordona już wpadała przez tą dawną pralnię do garażu.
 
__________________
A God Damn Rat Pack

Everyone will come to my funeral,
To make sure that I stay dead.

Ostatnio edytowane przez Czarna : 17-07-2017 o 05:48.
Czarna jest offline  
Stary 18-07-2017, 08:46   #52
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Vex obeszła jeszcze na spokojonie auto. Chciała wrócić do Spika ale skoro mieli jechać razem, chciała wiedzieć, że to nie złom. Z zaciekawieniem otworzyła maskę. Do tego Sam był Pazurem.
- A co się właściwie stało? - Spojrzała na Melody. W ogóle nie miała wyrzutów, że pieprzyła się z wujaszkiem, ale czuła że to nie może być główny problem. - Wydawało mi się, że jesteście dogadani.

- Dogadani. - Melody wciąż oparta o nadkole prychnęła z rozczarowaniem i żalem wskazując na czerń nocy w której przed chwilą zniknął najemnik. Nie protestowała przeciwko zaglądnięciu przez kurierkę pod maskę maszyny. Pod maską zaś silnik pojazdu prezentował się przyzwoicie. W Det pewnie nie zrobiłby wrażenia ale poza tą stolicą motoryzacji jak na przeciętne warunki Pustkowi dalej prezentował się właśnie przyzwoicie. Sztukowany i łatany jak prawie każdy współczesny silnik ale najwyraźniej ktoś umiał sobie z tym radzić. Na taki pobieżny rzut oka dziewczyna z Det nie dopatrzyła się jakichś nieprawidłowości.

- Na pewno rano da ten gadżet tamtej lafiryndzie. - wydęła pogardliwie usta gdy mówiła o Mewie machając dłonią w kierunku ściany budynku za którą był dom z garażem i pewnie siostra Rononna. - Bo woli ją niż mnie za ten numer z klamką i w ogóle to wszystko po drodze. - dłoń wróciła do właścicielki a dokładniej do jej twarzy którą pochyliła w zmęczonym geście. Sprawiała wrażenie, że nie rokuje sobie rozstrzygnięcia sporu o poranku na swoją korzyść.

Vex zerknęła jeszcze na stan oleju i chłodziwa i zamknęła maskę.
- Wiesz… nie to żebym znała wujaszka, ale wydaje mi się, że jest mu absolutnie wszystko jedno komu to da. - Motocyklistka przysiadła na masce. - Pewnie jak mu coś proponujesz w zamian to odda tą część tobie, ale gwarancji nie ma.

Spojrzała w ciemność za drzwiami.
- Wracamy? - Uśmiechnęła się do Melody.

Kobieta nie wyglądała, jakby paliła się do tego pomysłu. Ociągała się wyraźnie, błądząc rozkojarzonym wzrokiem po sylwetce motocyklistki tak naprawdę wcale jej nie widząc. Zaciskała przy tym wargi aż zaczęły przypominać wąską, bladą bliznę w poprzek twarzy. Poruszające się pod barierą mięśni i skóry szczeki zgrzytały nieprzyjemnie, dając upust rozsadzającej ją od środka frustracji.
- Jest mu absolutnie wszystko jedno komu to da - powtórzyła nad wyraz gorzko, choć słowa padały ciche, ledwo dając radę przecisnąć się przez zesztywniałe struny głosowe. - Przecież jesteśmy po tej samej stronie… ale teraz sama widzisz - kiwnęła brodą w stronę czarnego prostokąta przez jaki chwilę temu wyszedł postawny najemnik. Westchnęła, by zaraz dorzucić tonem skargi - Nawet nie chce na mnie patrzeć, co dopiero słuchać… a to nie tak. Wszystko nie tak - wzdrygnęła się, opuszczając głowę jakby ktoś złożył na jej karku wyjątkowy ciężar - Pogadaj z nim, musi mnie wysłuchać… powiem co mam do powiedzenia, osąd pozostawię jemu. Dwie minuty, tyle i aż tyle - wyprostowała kark spoglądając prosto na rozmówczynię, a w jej oczach zalśniła prośba, podszyta zmęczeniem wymieszany w równych proporcjach z rezygnacją.

- Czemu uważasz, że jesteście po tej samej stronie? - Vex podeszła do Melody. - Ja na serio nie mam wpływu na wujaszka. Pieprzyliśmy się tylko dlatego, że oboje mieliśmy ochotę.

- Nie jestem ślepa. Ani głucha, a tym bardziej głupia - prychnięcie Melody zlało się w jedno z głuchym łupnięciem, z jakim przyładowała piętą w kołpak - Tamta zdzira nie cofnie się przed niczym, użyje każdej sztuczki żeby postawić na swoim. Jak z Puzzlem - pokręciła karkiem aż zafurkotały ciemne włosy - Uprzedziłaś ją, chyba powinnam ci podziękować. Dopuścił cię blisko, masz szansę przemówić mu do rozsądku. Poza tym ta jego dzikuska cię lubi. Masz tu najlepsza pozycję do dyskusji - uśmiechnęła się cierpko, posyłając jej krzywy uśmiech, lecz szybko zgasł on przytłoczony melancholią - Nie działam na własną rękę, nie zależy mi na gamblach, ani układach. Ten cały wujek i ja… jesteśmy podobni. Oboje słuchamy rozkazów, może nawet pracował kiedyś dla ludzi, dla których ja pracuję. Nie zdziwiłabym się, Pazury często z nami kooperują. - zrobiła krótką przerwę, potrzebną na wzięcie głębokiego wdechu, po czym wypuściła powietrze przez nos - Pracuję dla Posterunku, oni mnie tu wysłali i kazali zlokalizować ten gadżet. A potem odzyskać i przywieźć do Wędrownego Miasta. Nie uważam, wiem że stoimy po tej samej stronie… tylko nie dał mi szansy tego wyjaśnić. Wytłumaczyć. Wyszło… no chujowo wyszło - zakończyła, obracając głowę w bok.

Vex westchnęła ciężko. Nie chciała tego wiedzieć. Chciała tylko zatankować Spika i ruszyć dalej a teraz Pazur, posterunek. Jeszcze jakby było mało jej motor został z jakąś laską, która podobno jest “gotowa na wszystko”.
- Przekaże mu to, ok? Stawanie po którejkolwiek ze stron jest mi cholernie nie na rękę. - Odburknęła i ruszyła w stronę drzwi. - Muszę sprawdzić, czy ze Spikiem wszystko ok.

Melody zaśmiała się, choć śmiech ów pozbawiony był jakiejkolwiek radości: niski, ochrypły i zabarwiony całą masa piołunu.
- Czasem nie dany jest nam luksus neutralności. Przychodzi moment, gdy musimy wybrać, opowiedzieć się za kimś. Stanąć przeciwko temu, z czym się nie zgadzamy. Zrobić co trzeba, nie patrząc na pozostawione po sobie wrażenie. Wojna nigdy się nie skończyła, ale żyjąc z dala od Frontu idzie o tym zapomnieć - machnęła bagatelizująco ręką, co kontrastowało z powagą wypowiedzi - Zagadaj z Zordonem, o to cię proszę. Reszta… - zacięła się, wbijając dłonie w kieszenie spodni i prychając niczym zirytowny kot - Reszta leży już w jego rękach.

Vex opuściła pomieszczenie i ruszyła szybkim krokiem w stronę garażu.

Już idąc w tamtym kierunku usłyszała dziwny huk. Przyspieszyła chcąc sprawdzić czy wszystko jest ok ze Spikem. Widząc pakującą się ekipę Black Cross sama zabrała się za ogarnianie swoich rzeczy. Poprawiła zapięcia juków i wsiadła na motor podpinając kabel od spłonki. Chciała odpalić gdy zobaczyła, że rzeczy Sama jeszcze tu są.

- Vex kurwa bez sentymentów… - Patrzyła na nie sekundę, po czym zeszła z motoru. Szybko wypłukała menażki i garnek, po czym wrzuciła je trochę chaotycznie do plecaka. Znalazła też karabin Angie. - Gdzie oni do cholery są?

Ucieszyła się widząc wbiegającego najemnika, wraz z podopieczną. Zostawiła ich rzeczy.
- Co się tutaj dzieje? - Rzuciła pytanie w powietrze trochę nie oczekując odpowiedzi.
 
Aiko jest offline  
Stary 21-07-2017, 00:03   #53
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Jedno było pewne, takiej pobudki Jess się nie spodziewała. Przez pierwsze, cenne sekundy była pewna że nadal śni i że sen zmienił się właśnie w koszmar, z którego zaraz obudzi się z krzykiem. Niemal była w stanie poczuć silne, dające bezpieczeństwo ramiona Lestera, kojące strach zrodzony w majakach. Tyle tylko, że to nie były majaki, na dowód czego Jessica zyskała czerwony ślad po uszczypnięciu. Zagrożenie… coś im zagrażało i chociaż jej umysł wciąż po części wypełniała wata to jednak ów zimny pot chłodzący kręgosłup, zmuszał ciało do działania. Uciekać, trzeba było uciekać… Tyle że ucieczka wiązała się ze znalezieniem tam, na zewnątrz, w mroku nocy. Przerażenie chwyciło ją za gardło, odcinając dopływ powietrza. Próbowała z tym walczyć i przez pierwsze chwile jej się nawet udawało. Na tyle że była w stanie zerwać się z łóżka i narzucić na siebie płaszcz, a następnie wsunąć nogi w buty. Lester już odrywał się od okna, już ruszał by samemu zgarnąć swoje graty. Nie było czasu na panikę, nie mogła zostawić swoich zabawek. Nie mogła ruszyć w noc bezbronna. W nocy, w gęstej, czarnej nocy, kryło się wszystko to co sprawiało, że nie potrafiła zasnąć bez chociażby płomyka świecy. Czując więc jak powoli te resztki odwagi napędzane adrenaliną, ulatują z niej, zgarnęła leżące obok siebie karabin, pas z rewolwerem i plecak. Na zakładanie czegokolwiek nie było czasu więc nawet nie próbowała skompletować odzieży. Miała w końcu zapasową w plecaku więc wszystko było chyba ok. Liczyło się tylko to by mieć ze sobą broń, by mieć ten plecak, by mieć Lestera, którego dłoń ścisnęła jakby była ostatnią deską ratunku, a ona właśnie tonęła w rozszalałym oceanie mroku. I oddychać, musiała oddychać nawet jeżeli czynność ta sprawiała jej więcej trudności niż przebieranie nogami.

Nagle wokół niej znaleźli się wszyscy ci, którzy jak oni zostali w barze by w pokojach przeczekać czarne godziny. Wśród nich był też Simon i ta jego barmanka. Dobrze, to było dobre że oni też zdołali się szybko zebrać, jednak… No tak, oddech, musiała oddychać. Palce strachu zaciskały się jednak coraz mocniej, sprawiając że przed jej oczami pojawiać się zaczęły otoczone jasną poświatą kręgi. Musiała wziąć oddech, jednak porażone strachem mięśnie odmawiały jej posłuszeństwa. Gdyby nie silna dłoń Lestera i wspierająca obecność Simona za plecami, upadłaby. Tylko dzięki nim była zdolna stawiać kolejne kroki, przyciskając swoje rzeczy do piersi z siłą, która niemal miażdżyła jej żebra. Nie mogła ich jednak upuścić bowiem wśród nich była także latarka, a w plecaku zapałki i zapalniczka. Nie mogła ich stracić, nie teraz, nie w tym chaosie.
- Sss… samo… samochód - wydusiła z siebie, tracąc resztki powietrza jakie jeszcze uchowało się w jej płucach. Musieli dostać się do wozu, musieli uciekać, musiała oddychać, nie mogła upuścić swoich rzeczy, nie mogła się zgubić. Musieli… Litania powtarzana w kółko niczym mantra, była jedynym co trzymało ją w stanie świadomym. Jedynym co przy wtórze świstu wtłaczało niewystarczające dawki powietrza do płuc. Niewystarczające by mówić, by krzyczeć, by biec. Wystarczające jedynie do tego by żyć, by pozwalać się ciągnąć, by się bać…

Wokół Jess zdawała się narastać kakofonia dźwięków. Krzyki, przestraszone krzyki zdenerwowanych i przestraszonych ludzi. Stukot sprzętów, o siebie nawzajem, o podłogę, jakieś szuranie, chroboty, głuche odgłosy uderzeń o podłogi, szelest materiału, trzaskanie drzwi, jakiś płacz, chyba dziecka, może killku, płaczliwe krzyki kobiet, zdenerwowane wrzaski meżczyzn. I tłok. Co chwila ocierała czy już przeciskała się między tymi wszystkimi, przestraszonymi i zdenerwowanymi ludźmi. Lester twardo torował im drogę ciągnąc za sobą Jessicę a tą od tyłu ubezpieczał Simon sam ciągnąc za sobą drugą dziewczynę. Liczba ludzi i ich desperacja zaczęły w końcu rosnąć i nawet Lester zaczynał mieć kłopoty z przedarciem się do przodu. No i ciemność. To wszystko było opatulone w gęstej ciemności. Świece które się jeszcze paliły pogasły od tych przeciągów i ruchu ludzi.

- Z drogi! Z drogi kurwa bo zabiję! - komuś z przodu w końcu puściły nerwy. Jego zdenerwowany głos poniósł się przez korytarz a zaraz potem padł strzał z broni krótkiej. A zaraz potem dwa następne. Nie było wiadomo czy ktoś oberwał, czy nerwus stracił głowę na tyle by strzelać w ludzi czy w sufit. Ale strzelał naprawdę. Jeśli ktoś oberwał to jego krzyki i tak utonęły w spanikowanym wrzasku ludzkiego stada które jak odpływ zaczęło w panice cofać się z powrotem do pokoi i w głąb korytarza.

- Kurwa mać, zajebię gnoja! - wrzasnął rozwścieczony Lester ale w tej chwili była to chyba okrzyk desperacji gdyż trzymając i Jess i swoje graty, i z trudem stawiając opór ludzkiemu odpływowi była to raczej czcza pogróżka.

- Hej Lester! Chodź tutaj! - krzyk Simona zwrócił uwagę starszego brata. Jego głos dochodził trochę z boku. Załapał Jess wciągając za sobą do któregoś pokoju a ta zdołała nakierować starszego Thorna. Co było w planie Simona nie musiał mówić. Czarnowłosa dziewczyna, chyba ta kelnerka otwierała już okno na oścież. - Skaczemy! - wyjaśnił na wszelki wypadek Simon. Byli na pierwszym piętrze więc strasznie wysoko do ziemi nie było.

- Dobra! Skaczcie! - zgodził się szybko Lester i zaczął mocować się z drzwiami by zamknąć je i by mieli chwilę wytchnienia do skoku.

- Chodź Jess! - Simon wyciągnął rękę by złapać rusznikarkę. Tamta dziewczyna właśnie przelazła przez parapet i zniknęła z widoku gdy się od niego oderwała.

“Chodź Jess”. Prosta komenda, która jednak wcale taką prostą nie była. Nie gdy nogi nie chciały słuchać umysłu, gdy zdawały się tkwić wrośnięte w podłogę, nie pozwalając na wykonanie nawet najmniejszego ruchu. Gdy mięśnie, pomimo tego że wpompowywane były w nie hektolitry adrenaliny, nadal nie chciały ulec umysłowi, który wrzeszczał. Być może dlatego, że wrzeszczał sprzeczne komendy. Zarówno przerażony tym, co działo się na zewnątrz, jak i tym co wewnątrz, pragnął uciec od obu zagrożeń na raz. Nie chciał jednak uciekać samemu bowiem tam, za oknem kryło się nie tylko zagrożenie które słyszeli ale i te, których istnienie kryło się w zakamarkach pamięci rusznikarki. W końcu jednak coś zaskoczyło, niczym w zaciętej broni która nagle, po którejś z rzędu próbie, na powrót zaczyna wypluwać z siebie naboje. Pierwszy krok, po nim drugi i następny. Kurczowe zaciskanie dłoni na trzymanych przy piersi rzeczach.
- Pospieszcie się - udało się jej wydukać do Simona, gdy pomagał jej przeskoczyć. Spojrzała jeszcze w jego oczy, wymuszając tym spojrzeniem jego współpracę w tej jakże istotnej kwestii. - Oboje - dodała, po czym ześlizgnęła się w dół.

- Jasne! Będziemy zaraz za tobą! - zapewnił Simon podając jej dłonie by mogła się niżej opuścić i miała mniej do zeskoczenia. - Ana! Pomóż Jess! - krzyknął na dół. Zaraz potem ciepły prostokąt oświetlanego świecami okna zniknął a rusznikarka wylądowała na ziemi. Przygięło ja trochę ale zaraz poczuła na sobie dłonie kelnerki pomagające jej wrócić do pionu.

- W porządku?! Wstawaj! Który to wasz samochód? - tak samo jak Simon starała się być spokojna ale i tak w najłagodniejszym razie można było ich odebrać, że są spięci. Musiały jeszcze chwycić torby i rzeczy rusznikarki.

- Odsuńcie się! - ponaglił ich z góry wychylający się z okna młodszy Thorn. Obydwie dziewczyny zrobiły mu miejsce podtrzymując i rzeczy Jess i siebie nawzajem. Zaraz potem na dole ziemia została uderzona butami Simona. W świetlnej plamie na piętrze pojawiła się sylwetka większego brata. Po chwili on też wylądował na ziemi. Zaczął gonić pierwszą trójkę bo Simon bezzwłocznie pociągnął obie dziewczyny ze sobą do samochodu. Dobiegli do niego pierwsi a Lester dopadł ich akurat gdy zdołali go otworzyć i wskakiwać do środka. Część pojazdów i gości również była na tym etapie. Samochody ruszały, odpalały, trzaskały drzwi a wokół była różna mieszanina ludzkich krzyków. Jedni nawoływali się, inny szukali, krzyczeli by czekać albo nie czekać. Lokal obecnie wyglądał jak centrum rozróby jakie tak bardzo uwielbiali bracia choć tym razem nie było im to w głowie. Parter wciąż był rozświetlony kilkoma źródłami światła ale obraz wewnątrz był zbyt zamazany, pełen wrzeszczących sylwetek i cieni więc nie szło się zorientować z zewnątrz co się tam właściwie dzieje. Znowu ktoś tam strzelił choć znowu nie było wiadomo kto do kogo i czy w ogóle. Za to od strony rzeki przewalała się rycząca, żywa ciemność pochłaniająca wszystko i wszystkich. Światełka na przystani zgasły i zniknęły jakby ich tam nigdy nie było. Co stało się z ludźmi którzy je palili lepiej było nie myśleć.

Jessica nie miała pojęcia jakim cudem dotarła do samochodu. Dopiero będąc przy wozie zorientowała się, że Simon i ana są tuż obok, więc to chyba za ich przyczyną udało się jej oddalić od baru. Chaos panujący na zewnątrz, o dziwo nieco ją uspokoił. Był nieco bardziej znajomy, zrozumiały i nawet pomimo mroku nocy, do przyjęcia. Poza tym światła pojazdów i te, które jaśniały w oknach przybytku, który właśnie opuścili, działały niczym latarki, rozjaśniając ciemność wystarczająco by Jess zdołała odzyskać względne panowanie nad oddechem. Nie było jednak czasu na zastanawianie się. Pożerająca wszystko amsa zbliżała się, nie mając najwyraźniej zamiaru odczekać, aż młoda rusznikarka w pełni odzyska nad sobą panowanie, a już na pewno czekać nie miała zamiaru na nastanie dnia.
Simon już zdążył usadowić się na fotelu kierowcy, zostawiając miejsce obok dla Lestera. Co prawda zwykle to starszy z Thorn’ów prowadził ale na kłótnie o to kto ma siedzieć za kierownicą nie było czasu, a że młodszy był na miejscu pierwszy to i logicznym było, że na niego to zadanie spaść musiało. Jess z Aną zajęły miejsca z tyłu. Dla rusznikarki miejsce to było zwyczajowym, wszystko zaś co znane miało dla niej obecnie wagę złota. Korzystając z tych paru sekund, w trakcie których Lest dopadł wozu, umieściła plecak między nogami, przypięła pas z rewolwerem i zacisnęła kurczowo palce na swojej latarce.
- Zmywajmy się! Szybko! - ponagliła Simona, nie tuszując paniki w głosie. Jej uwaga skupiona była na tym czymś co się zbliżało, gasząc światła przystani i bez dwóch zdań odbierając przy tym życie wszystkim, którzy mieli tego pecha że nie zdążyli zwiać. Nie chciała być jedną z tych dusz ulatujących ku niebu lub piekłu. Nie chciała też by podobny los spotkał jej braci. W swoich pragnieniach nie była jedyna o czym świadczyły zewsząd dobiegające odgłosy gorączkowych prób wydostania się poza zasięg pochłaniającej wszystko czerni.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
Stary 21-07-2017, 00:08   #54
 
Czarna's Avatar
 
Reputacja: 1 Czarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputację
Vex i Patyczak i Angie i Wujek i Mewa i niemiła pani i dużo hałasów... aaa i MG!

Nie dane było Rononnowi się przespać. Zbliżający się huk przypominał burzę, która zacięła się na jednym jedynym, stale rozbrzmiewającym
odgłosie wyładowania elektrycznego. Przez chwilę nie mógł zdecydować, gdzie jest góra, a gdzie dół, ale po krótkim liściu na twarz rozbudził się całkowicie. Zwłaszcza że siniaki spotęgowały efekt. Widząc zdziwienie ale i szybką reakcję, sam również zaczął się ogarniać. Poprzednio nawet nie wyciągał nic poza prowiantem z plecaka, ale buty i płaszcz były zdjęte. Nie było tu czasu na skomplikowane myślenie. Założył je czym prędzej widząc wpadającą do garażu i również pakującą się Vex. Pomagał jeszcze bez słowa zebrać rzeczy siostry. Wiedział że w takich chwilach sprzeczki rodzinne schodzą na nieco dalszy plan. Chwilę później do pomieszczenia wbiegli Angie i Zordon.
To samo pytanie chciał zadać wbiegającej parze, ale uprzedziła go motocyklistka. Liczył na to, że chociaż oni mają jakieś nikłe pojęcie, skąd ten huk.

- Ta tama chyba poszła! - odkrzyknął Vex Pazur podbiegając do swojego posłania. Przez otwarte drzwi do wnętrza domu słyszeli jak jakiś męski, zdenerwowany głos też krzyczy każąc wszystkim zbierać się do samochodów. Towarzystwu w garażu nie trzeba było tego powtarzać. Mewa skoczyła do swoich betów a że z równie pośpiesznej ewakuacji z lokalu po przeciwnej stronie rzeki nie zdążyła zabrać zbyt dużo więc i teraz większość rozchełstanych betów miała już na sobie. Black Cross również się nie ociągali. Ci z kolei niewiele przynieśli ze sobą z samochodu więc i niewiele teraz mieli do pakowania.

- Wezmę ci to! - dryblas o blond dredach wziął tej bladej, czarnowłosej dziewczynie torbę, wyglądającej na niezbyt lekką. Oboje wybiegli w ciemność za tym który był u nich kierowcą. To jakby ocuciło Mewę.

- Rononn! Nie mamy samochodu! - syknęła ze strachem w głosie siostra łapiąc brata za ramię. Przyjechali z Melody jej czy nie jej kombiakiem. Tym który nie tak długo po tym marynarz tak skutecznie unieruchomił. Jej samej zresztą nie było widać w garażu. Zza ścian słychać było odgłosy powszechnej i pośpiesznej ewakuacji. Krzyki i ponaglenia przestraszonych ludzi, stukoty po podłogach i schodach, trzeszczenia dech, upadki jakichś przedmiotów widocznie sceny podobne do tej z garażu nie rozgrywały się tylko w nim.

- Bierz wszystko i do samochodu! Biegnij za mną! - wujek Zordon ponaglał Angie sam dając przykład gdy po prostu zgarnął swoją broń i rzeczy na siebie i na ręce nie zwlekając z ubieraniem tego wszystkiego.

- Wiem, że nie mamy! - odkrzyknął siostrze. Zarzucił plecak na ramię, pochwycił kaburę z bronią i pomógł Mewie zabrać część rzeczy - Czasu na myślenie też nie. Zordon! Macie jakieś miejsca? Tylko na czas ucieczki!? - monter spróbował jeszcze złapać najemnika nim zniknie w ciemnościach nocy.

Vex wsiadła na motor i odpaliła silnik. Hałas poniósł się po garażu, a gdy wykręciła oświetliła drogę do miejsca gdzie na Sama i Angie czekało auto.
- Ruszajcie się.

Zła woda się zbliżała i tak strasznie buczała, nie dając o sobie zapomnieć! I ludzie latali jak oparzeni, ale to porównanie chyba nie pasowało, skoro ogień nie był mokry, tylko gorący. Wyszło na to, że to nie ludzie zasadzkowali... tylko niedobra, głupia i popsuta tama. Angie widziała jedną podczas podróży z wujkiem, ale tamta była bardzo olbrzymia i już spsuta jak przejeżdżali...
- Gdzie uciekniemy? Zdążymy? Czy w złej wodzie są potwory? A Roger? Zapasy? Ciocię Ellie też zmyje? Idziemy do bryka? Tego niemiłej pani? Możemy zabarać Vex? Żeby jej też nie zmyło? Co to jest Dew? - blondynka piszczała, depcząc Pazurowi po piętach i targając naręcze szpeju z karabinem na poczytnym miejscu gdzieś na plecach. Najchętniej wskoczyłaby na wujka i nakryła kocem żeby odgrodzić się od strachów. Kocyki były bezpieczne, a jak się zapaliło jeszcze latarkę to od razu robiło się lepiej. Jak w jaskini, a jaskinie było dobre. Tylko tutaj nie było żadnych.


- Mamy! Za mną! - wujek Zordon odkrzyknął w biegu Rononnowi i Mewa nie czekając od razu zaczęła biec za nim i blond nastolatką. Najemnik biegł na początku tego małego peletonu niedbale obwieszony swoimi rzeczami. Dzięki reflektorowi Spike mieli oświetloną drogę do pobliskiej stodoły. Na podwórku zapanował podobny chaos jak do tej pory słyszeli wewnątrz domu. Samochody odpalały, ruszały, ludzie darli się i przekrzykiwali poganiając się nawzajem, wyzywając od idiotów, czasem wskakując już do ruszających pojazdów. - Angie do samochodu! Nie bój się nic nam nie będzie! Ale pogadamy w samochodzie! Okey!? - krzyknął wujek do nastolatki. Musiał krzyczeć by być słyszalny przez narastający z każdym krokiem hałas i chaos. Ale nagle zatrzymał się stosując całą grupkę. Z szopy z której niedawno wyszła Vex a wcześniej on sam ukazały się światła wyjeżdżającego samochodu.

- Stój! - krzyknął desperacko wujek choć czy kierowca mógł go usłyszeć w tej kakofonii nocnych dźwięków i potężniejącego wciąż grzmotu było dość wątpliwe. W plamie światła jaką dawał reflektor Spike widać było szarawą, wielokolorową sylwetkę wyjeżdżającego sedana. Vex rozpoznawała, że to ta maszyna jaką Melody oferowała niedawno Pazurowi w zamian za zostawienie kombiaka. Ford Taunus. Z dwulitrowym V6.

Sedan już jechał całkiem żwawo gdy zatrzymał się o kilka kroków od czteroosobowej grupki.
- Wskakujcie! - z ciemności pojazdu doszedł ich ponaglający głos Melody.

Wujek nie czekając ruszył do pojazdu.
- Wskakujcie! - ponaglił pozostałą trójkę bezładnie wsiadając obok kierowcy i kładąc swój dobytek sobie na kolana. Pozostałej trójce pozostawała tylna kanapa pojazdu.

Widząc, że grupa ładuje się do pojazdu, Vex ustawiła się wśród pojazdów opuszczających podwórze. Wolała nie jechać sama bo nie znała okolicy, do tego… Zerknęła na auto Melody, do którego wsiadł Sam. Przeklęła cicho. To nie tak, że się przywiązała. To nie może być tak. To tylko towar, który trzeba dostarczyć do Teksasu. Spike powoli toczył się przez podwórze, czekając aż Melody ruszy.

Widząc kto prowadzi samochód Rononn przeklął w duchu. Nim zdążyła zaprotestować, chwytał siostrę za bark i wpychał ją na tylne siedzenie. Na pewno znów będą po drodze cyrki, ale liczył na to że w obliczu zagrożenia te dwa kuguary będą ze sobą współpracować. W razie czego poprosi Angie o pacyfikację jego siostry…

- Wujku gdzie Roger?! Nie widzę Rogera! Nie możemy go zostawić, zrobił mi obrazek i dał pół batonika! - Angela nadawała cienkim, przerażonym głosem, pakując się na tylną kanapę. Głowa chodziła jej dookoła, ale w świetle rzucanym przez motur nigdzie nie widziała pana z obrazkami. Dobrze chociaż, że Vex nic nie było, ani się nie zgubiła. Siedziała sztywno na powycieranym siedzisku, przytulając karabin. Niedobrych ludziów i potwory mogła utrupić, ale złą wodę? Na złą wodę nie działały kule.

- Poradzi sobie! I tak już nie mamy więcej miejsca! - odkrzyknął wujek Zordon przekręcając głowę w bok by choć kątem oka spojrzeć na siedzącą za nim nastolatkę. Melody za kierownicą miała nieco lepszy kąt widzenia a widząc, że są w komplecie ruszyła raźno do przodu. Wkrótce jednak i ona i Vex musiały się zatrzymać. Przy bramie zrobił sie prawdziwy kocioł. Melody zazgrzytała zębami zdając sobie sprawę, że gdyby olała sprawę otwartej bramy jak zrobili niedawno to jej koledzy to obecny karambol byłby pewnie choć trochę mniejszego kalibru. Tymczasem jakiś samochód czy dwa chyba próbowały staranować zamknięte przez nią bramę, nie do końca się chyba udało i jakoś się zakleszczył. W niego wjechał kolejny a może dopiero wtedy się zakleszczyły. Ludzie w samochodach krzyczeli, trąbili klaksonami, samochody warczały, dał się słyszeć łomot dartych blach i hamulców. Przez to wszystko przebijał ten groźny łoskot, głośniejszy nawet od tego moto zbiegowiska przed nimi. Angie nigdzie nie widziała Rogera. Jeśli wybiegł z domu to musiał pewnie wsiąść do jakiegoś pojazdu. A jeśli wsiadł to nie wiedziała do którego.

- Trzymajcie się, pojedziemy na skróty! - Melody nagle podjęła decyzje widząc, że to coś co się do nich wszystkich zbliżało będzie pewnie szybsze niż ten korek przed nimi się sam rozładuje. Dodała gazu i skręciła w bok. Kolejne biegi zgrzytały gdy zmieniała na coraz wyższe i silnik podobnie wył na coraz mocniejszych obrotach. Kierowca zasuwała prosto w jakąś ścianę, bardzo pstrokatą co ukazywały światła pojazdu. Zmieniła bieg po raz kolejny przyspieszając gdy już ściana była tak blisko, że nie było mowy by dała radę wyhamować. I nie hamowała. Angie dostrzegła jeszcze z bardzo bliska przed maską jakieś osiatkowane ogrodzenie, kawałki blachy falistej, chyba jakaś dykta a potem wszystko to poszło w drzazgi, przeleciało po masce, uderzyło w szybę, posypało się po dachu, wokół drzwi, niektóre fragmenty zafurkotały nawet wewnątrz kabiny rozcinając komuś kawałek skóry czy uderzając mocniej o ubranie ale właściwie nic chyba nikomu się nie stało.

A potem przed reflektorami ukazała się wolna, płaska przestrzeń dawnego pola albo łąki. Melody zabuksowała pojazdem pakując go w dość łagodny i długi skręt. Kierowała sie ku ciemnym bryłom osady przez jaką przejechali wieczorem. Tam gdzieniejgdzie prześwitywały jasne prostokąty okien.

Huknęło, brykiem zatrzęsło i posypały się śmieci. A potem znowu jechali, bo przestój był chwilowy, ale taki głośny! Prawie jak pomruki gromów z daleka.
- Ała! - Angela złapała się za głowę, kiedy coś twardego zdzieliło ją w bok czaszki. Przyłożyła rękę do tego miejsca, ale nie wyczuła niczego mokrego, znaczy nie krwawiła. Szybko wystrzeliła do przodu, obejmując od tyłu wujka i wciskając nos w kołnierz jego munduru - Jesteś ranny?! Boli?! Trzeba pomocy?! Powiedz coś! - gadała gorączkowo, macając odsłonięte fragmenty blondyna w tym samym celu w jakim wcześniej sprawdziła siebie.

- W porządku Angie, jestem cały. A ty? - wujek pokiwał głową i starał się uspokoić nastolatkę. Zapytał znowu starając się przekręcić głowę do tyłu ale z podobnym skutkiem jak przed chwilą. W tej pozycji mógł ją jednak pokrzepiająco i pocieszająco złapać za rękę i to właśnie zrobił poklepując ją dla dodania otuchy.

- Vex jedzie za nami? - zapytała szybko Melody sama zbyt zajęta by oglądać się na to co zostało w tyle. Jazda po polu skutkowała licznymi podskokami na nierównościach więc pojazdem trzęsło i chwiało przy wtórującym mu dźwiękach skrzypiącego metalu. Pojazd chyba zjeżdżał w stronę drogi która jawiła się jako jaśniejsza smuga ale na tyle łagodnym łukiem by nie wytracić zbytnio prędkości.

Vex mimo, że na chwilę utknęła w kotle aut, widząc, że wykręcają sama obróciła Spika. Przejazd po zgliszczach, które pozostawiła za sobą Melody nie był łatwy. Chwilę manewrowała by nie uszkodzić kół motoru. Gdy jednak ostatnie śmieci zostały za nią dodała gazu i szybko dogoniła ich ustawiając się niedaleko jednak tak by jej światła nie oślepiały Melody. Starała się wymijać większe nierówności nie tracąc prędkości.
Motocyklistka klęła cicho wyraźnie zirytowana. Chciała jechać szybciej, znaleźć się jak najdalej. Jednak ani nie znała trasy, ani nie chciała oddalać się od… niemal rąbnęła w kierownicę Spika. Szepnęła ciche przepraszam i skupiła się na prowadzeniu, czasem tylko zerkając czy ktoś nie jedzie za nimi.

Rononn siedział cicho na kanapie łypiąc na Mewę i ukradkiem grożąc jej, sugestywnie pokazując ‘usta na kłódkę’. Miał już naprawdę dosyć jej paranoi odnośnie aktualnie prowadzącej pojazd.

Blondynka z karabinem za to ciągłe nadawała, dzielą uwagę między trzymanie się wujka, a rozglądanie przez rozbite okna. Trzęsła się i pociągała nosem, wczepiając palce mocno w ubranie opiekuna.
- Wujku gdzie Roger? A jak coś mu sie stanie? Ta pani z obrazkami tym razem jego zaatakuje? Albo zła woda go porwie? Co to Dew? - powtórzyła uparcie, zapuszczając żurawia tam gdzie inne bryki przed bramą.
 
__________________
A God Damn Rat Pack

Everyone will come to my funeral,
To make sure that I stay dead.

Ostatnio edytowane przez Czarna : 21-07-2017 o 00:27.
Czarna jest offline  
Stary 23-07-2017, 00:45   #55
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację


Vex nie miała trudności by razem ze Spike dogonić odjeżdżającego Taunusa. Motocykl był szybszy i miał lepsze przyśpieszenie. Na oko dziewczyny z Det ta obdrapana fura była dość mułowata. Ale jak już Melody udało się ją rozpędzić ciągnęła całkiem przyzwoicie. Przejechali w ten sposób obok tej osady przez jaką kilka godzin temu przejechali. Tym razem minęli ją po lewej stronie jadąc na przełaj przez pole albo coś podobnego. Płaska powierzchnia w ciemności w praktyce jazdy wstrząsała “co krok” jakimiś nierównościami, grzędami, mocniejszymi kępami trawy na których i jednoślad i dwuślad podskakiwały dać odczuć i kierowcom i pasażerom uroki nocnego off road. W osadzie też błyskały światła pojazdów i warczały silniki, brama za odjeżdżającymi też musiała puścić bo widzieli wyjeżdżające światła jadące ich śladem. Wszyscy dość zgodnie zdawali się uciekać od rzeki. Niemniej gdy koła zetknęły się wreszcie z asfaltem drogi od razu wszyscy odczuli poprawę.

Vex orientowała się, że Melody jedzie na północ. Nie było to zbyt dziwne bo droga od mostu w Pendelton prowadziła prawie prosto na północ. Przy okazji oddalając najkrótszą drogą od rzeki jaka została za ich plecami na południu. Mijana sceneria niby nie była jakoś specjalnie inna od tej jakiej można by się spodziewać po tej okolicy w nocy. Ot, płaski teren, nierzadko z przydrożnymi drzewami, czasem jakiś niskopienny budynek rodem z amerykańskich przedmieść tylko bez amerykańskich przedmieść. Wszystko mijało za szybami, wyłaniając się na chwilę z plam reflektorów by zaraz zniknąć rozmazaną plamą trochę jaśniejszych barw za oknami.

Natura martwa była więc niezmienna i obojętna na to co się dzieje. Co innego natura żywa i jeszcze żywa. Nawet przez głośno pracujące wyścigowym trybem silniki słychać było ujadania spanikowanych psów, muczenie krów i innych przerażonych nadciągającym kataklizmem zwierząt. Dołączały one do kakofonii chaotycznych dźwięków i rozmazanych świateł mijanych bliżej i dalej w ciemnościach. Wnętrze Forda Taunusa też było bardzo żywe. Angie obawiała się tej całej topiącej wody i wszechobecnych dookoła odgłosów ludzkiej i zwierzęcej paniki. Rononn panował nad sobą bardziej choć nie miał pewności ile jeszcze starczy mu sił by trzymać się w garści i sprawiał wrażenie zaniepokojonego. Za to jadąca za nimi Vex wydawała się w pełni kontrolę nad sobą i choć tego nikt nie widział zachowała spokój i trzeźwość umysłu.

- Dokąd jedziesz? - zapytał Pazur siedzący obok brunetki za kierownicą.

- Byle dalej! - Melody odpowiedziała ze zdenerwowaną desperacją.

- Nie prześcigniesz fali! Jakaś góra? Wzniesienie? Jest tu coś? - wujek Zordon starał się zachować spokój ale też wydawał się być spięty.

- Nie ma! Tu wszystko jest płaskie jak stół! - Melody syknęła ze złością uderzając w kierownicę ale jechała dalej. Widać było zbliżające się ciemne bryły jakichś zabudowań. Chyba kolejna osada.

- A jakiś budynek?! Porządny i wysoki! No i blisko, w jakiejś szopie nie przetrzymamy! - Pazur próbował wybrnąć z innej strony.

- Więzienie! - Melody wykrzyknęła jakby nagle coś pod czaszką jej zaskoczyło i doznała olśnienia.


Obdrapany Ford przy pierwszych zabudowaniach skręcił w jakąś boczną drogę. Zatrzymał się przy jakimś większym budynku gdzie na parkingu tam i tu wciąż stały jakieś pojazdy. Choć po ciemku i na szybki rzut oka nie dało się stwierdzić czy to wraki czy w jakimś zdatnym do drogi stanie. Podobnie nie dało się sprawdzić jakości i wytrzymałości ciemnej bryły budynku ale nie było na to czasu.

- Do środka! - ponaglił wszystkich wujek otwierając drzwi od swojej strony. Melody też już wysiadała. Rononn jako osoba siedząca pomiędzy dwoma pasażerkami wysiadł na końcu. Melody pobiegła pierwsza w stronę wejścia do budynku. Angie i Mewa nie zwlekając tuż za nią. Rononn ruszył za nimi akurat jak Vex podjeżdżała na swoim Spike. Usłyszała ale bardziej zobaczyła ponaglająco - zapraszające gesty Sama wskazujące na budynek do którego już wszyscy z samochodu biegli. Widzieli, że biegnącym postaciom wypadło ale nie zauważyły tego albo miały inne priorytety. Angie czuła, że chyba coś upuściła ale nie miała chęci ani głowy zajmować się czymkolwiek innym niż jak najszybszym schronieniu się w budynku. Rononn zauważył, że nastolatka coś upuściła ale sam nie dość, że biegł w środku peletonu to z trudem opanował się na tyle by zabrać i trzymać w kupie swoje rzeczy. Vex jednak i zauważyła i miała na tyle opanowania by zwłóczyć te nerwowe sekundy na zewnątrz budynku.




Jessica czuła się przytłoczona przez tą wszechogarniającą ciemność za oknami. Tylko deska rozdzielcza wewnątrz pojazdu dawała słaba poświatę ale poza tym wewnątrz pojazdu było właściwie ciemno. Na zewnątrz też nie licząc tego co przed frontem samochodu oświetlały świetlne strugi reflektorów. Za nimi słychać było ten straszny rumor. Brzmiało jakby coś tam miażdżyło, łamało i rozbijało w drzazgi wszystko na co natrafiło. Żadna ludzka budowla czy pojazd zdawały się nie mieć szans na przetrwanie z taką potęgą. Niemniej jednak Jess nie była sama w tej ciemności. Była z dwójką braci i tą barmanko - kelnerko - łaziebną z lokalu jaką na noc przygruchał sobie Simon.

- Hej, Ana! Dziewczyny! Pogadajcie sobie co? Poznajcie się czy co! - krzyknął Simon pewnie zdając sobie lepiej sprawę od czarnowłosej pracownicy lokalu ze stanu w jakim jest Jessica. Ana która dotąd rozglądała się trwożliwie po szybach i z obawą wypatrywała nadciągającej fali ciemności spojrzała teraz zdezorientowana. Najpierw na siedzącego przed nią tył głowy Simona, potem na siedzącego nieco dla niej po skosie Lestera którego plama twarzy wykonała twierdzące ruchy głową a na końcu na siedzącą obok Jessicę. Chwila szaleńczej ciszy wewnątrz pojazdu tak bardziej kontrastującym z chaosem jaki dobiegał przez otwarte szyby z ciemności nocy.

- Wzięłaś bardzo ładny szlafrok! Po kąpieli. Bardzo mi się podoba, to mój ulubiony. Ładnie w nim ci było. - w końcu Ana desperacko wystrzeliła się chyba z tego co jej pierwsze do głowy przyszło. Słowa wzmocnił uścisk jej dłoni jaką dla pokrzepienia jakie próbowała przekazać ale i chyba samej wziąć uścisnęła dłoń Jessici. Sama wyglądała na słuch i nerwowe ruchy jakby się miała lada chwila rozpłakać. Obydwaj bracia chyba jednak też byli zastrzeleni takim wyznaniem. Simon nie mógł odwrócić głowy by na nią spojrzeć więc spojrzał na siedzącego obok brata jakby upewniał się czy dobrze usłyszał. Ten na chwile odwrócił głowę by spojrzeć na kelnerkę a ta z konsternacją odwzajemniła spojrzenie sądząc po ruchu bladej plamy jej twarzy. W końcu Lester odwrócił się z powrotem przed siebie.

Przejechali jakiś kawałek po jakichś drogach. Wokół wciąż mijali głównie puste przestrzenie nie dające żadnego schronienia. Minęli jakąś osadę ale pojazd tylko przez nią śmignął. Tu też kwitło życie gdy ludzie wyskakiwali z domów do swoich pojazdów, wozów, koni czy nawet pieszo. Nie wszystko poszło łatwo i gładko. Gdy pojazd skręcał jakaś sylwetka nagle znalazła się na jego drodze. Na zakręcie samochód zwolnił ale i tak ten ktoś został trzaśnięty zderzakiem i przeturlał się po masce, uderzył jakoś w szybę przez co pojawiły się na niej miejscowe pęknięcia i zniknął z widoku za pojazdem. Obydwaj bracia krzyknęli, Ana pisnęła przestraszona tym wypadkiem ale Lester twardo krzyknął by jechać dalej. No to pojechali. Raz jeszcze zaliczyli kolejną stłuczkę. Ktoś wyjeżdżał z bocznej uliczki tyłem i tak gwałtownie, że uderzył w ich pojazd rufą w ich burtę. Akurat od strony pasażera czyli Lestera i Jessici. Samochodem miotnęło, tak samo jak żywą zawartością. Ludzie krzyknęli i chodź uderzenie nie było bardzo mocne i poszło w przednie nadkole pojazdu Thornów to jednak wybiło ich z rytmu. Wkurzony Lester wydobył pistolet i wycelował przez otwarte okno z drugi pojazd strzelając kilka razy a Simonowi kazał jechać dalej.

Wyjechali wreszcie z tamtej ogarniętej chaosem osady. Znowu znaleźli się wśród jakichś pól i pojedynczych drzew przy drodze i dalej. Po zderzeniu coś zaczęło rzęzić z przodu. Bracia zdawali sobie sprawę z tego faktu i konsekwencji ale postanowili zaryzykować nawet większe uszkodzenie pojazdu niż zostać w miejscu. Jechali więc dalej aż w końcu coś huknęło jak wystrzał. Pojazdem zabujało i choć Simon dość szybko odzyskał panowanie nad kierownicą do słychać było z przodu charakterystyczne trzepotanie sflaczałej opony. Przejechali tak już wolniej gdy młodszy Thorne wyraźnie siłował się ze słabnącym pojazdem gdy reflektory pojazdu wyłowiły odblaski przed nimi. Samochód zahamował. Teraz w świetle reflektorów widzieli już wyraźnie, że dalsza wstęga asfaltu niknie pod warstwą rozpędzonej wody.


- No to dojechaliśmy. - burknął Simon z cieniem ironii w głosie.

- Mam nadzieję, że Brown się nie potopił. Jak tak to wszystko chuj strzeli. - powiedział zamyślonym głosem Lester wpatrzony przez pękniętą szybę na toczącą się przed nimi pas wody.

- Dalej nie pojedziemy. - Simon po chwili milczenia i wpatrywana się w starszego brata wrócił do tego o czym właśnie mówił.

- To co teraz zrobimy? - zapytała z obawą Ana z wahaniem w głosie. Po zgaszeniu silnika słychać było dobiegający od przodu szum płynącej wody. Co chwila w paśmie światła reflektorów przepływał i znikał w ciemności jakiś przedmiot. Fragmenty drzew, nawet może i całe mniejsze drzewa, jakieś chyba ciało zwierzęcia raczej nieruchome, krowa porwana przez nurt za to dla odmiany żywa a coś co płynęło a było trudniejsze do rozpoznania trudno było zliczyć.

- Tym gruchotem nie pojedziemy. Nie mamy zapasowego koła. I trzeba zobaczyć jak to wygląda. - powiedział Simon wysiadając z samochodu. - Hej ale w ogóle żyjecie wszyscy nie? - zdołała nawet uśmiechnąć się gdy jego głowa na moment wróciła z powrotem do wnętrza pojazdu i spojrzała na pozostałą trójkę. Lester coś mruknął twierdząco i też zaczął wysiadać. Ana nieśmiało pokiwała głową i uniosła kciuk do góry.

- Jess chodź zerknij na to. - powiedział Lester zachęcająco machając ręką. - Albo trzeba zrobić ten gruchot albo skołować następny albo zasuwać z buta. Następnego nigdzie nie widać a z buta zasuwać mi się nie chce jeśli da się zrobić ten szajs. - powiedział starszy Thorn oglądając z młodszym to co było pod maską i uszkodzone nadkole no i samo koło w postaci owiniętej czarnym pasem sflaczałej na feldze gumy.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić

Ostatnio edytowane przez Zombianna : 23-07-2017 o 01:17.
Pipboy79 jest offline  
Stary 27-07-2017, 07:16   #56
 
Czarna's Avatar
 
Reputacja: 1 Czarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputację
I znowu Vex i Patyczak i Angie i Wujek i Mewa i niemiła pani i zła woda! I MG

Vex przeklęła widząc, że auto skręca. Teren cały czas był płaski i zaczynała mieć obawy czy uda się im odnaleźć schronienie. No i nagle pojawił się budynek. Teraz już bez skrępowania rzuciła “Kurwa” i zaczęła się rozglądać, czy uda się schować gdzieś Spika, przynajmniej na tyle by nie porwała go woda.
Nie widząc żadnego konkretnego schronienia dla swego partnera, ruszyła w kierunku drzwi, zwalniając tak by pozostali mogli się schować. Przystanęła zgarniając, opuszczoną przez Angie rzecz. Podniosła prostopadłościenny przedmiot, który okazał się być krótkofalówką. Wrzuciła ją do jednej z sakw i widząc jak ostatnia osoba znika we wnętrzu budynku, dodała gazu i wjechała do środka.
Zatrzymała się dopiero wewnątrz korytarza.
- Tutaj się będziemy chować? - Spytała, wydobywając z sakwy krótkofalówkę i wyciągnęła ją w stronę blondynki. - Zgubiłaś coś Angie.

Rononn obejrzał się na wjeżdżającą do środka Vex. Uniesienie brwi w podziwie pozostało niezauważone, z powodu braku/nikłego światła oraz oczywiście, niemal niezdejmowanej maski przeciwgazowej.
- Najlepiej to chyba jak najwyżej. Pewno niższe poziomy zaleje. Dach może? - odparł monter obeznany z wylewami rzeki. Oczywiście, nie w takiej skali, ale rzeka to rzeka. Czasem wylewa.

Obwieszona szpejem blondynka pociągała nosem i szybko przebierała nogami za wujkiem. Na razie uciekli złej wodzie, ale na jak długo? I co ważniejsze gdzie był pan z obrazkami? Zgubili ich w mroku, rozdzielili się i Angie bardzo się smuciła i martwiła i w ogóle wzrok uciekał jej za okno... ale było za hałaśliwie i źle poza budynkiem, żeby myśleć o poszukiwaniach. Teraz chciała schować się w kącie, nakryć kocem i z latarką przeczekać aż zrobi się lepiej, no ale nic nie zapowiadało poprawy. Do tego wujek chyba się na nią gniewał... za tego motylka. Tylko przecież to był bardzo ładny motylek i miał cukierki i czachoobrazek, no ale wujek nie wyglądał na zadowolonego, potem też nie mówił nic do Angie, tylko krzyczał z knują i w rezultacie zostali sami, bez miłego pana z takimi ślicznymi obrazkami.
Do w miarę rzeczywistego klimatu przywołało ją dopiero wołanie zza pleców. Przystanęła, przekręcając kark w stronę miłej Vex. Uniosła pytająco brwi, nie do końca rozumiejąc. Zgubiła coś? Coś...
- Radyjko! - krzyknęła i zrzuciwszy manele na ziemię, doskoczyła do motocyklistki, praktycznie wyrywając jej prostokącik z rąk. Prawie zgubiła radyjko! Szybko przypięła bardzo ważną rzecz do paska od spodni i dopiero wtedy skoczyła do przodu, rzucając się na miłą Vex. Wpadła na nią z impetem, oplatając ciasno ramionami i przyciskając się do niej z wdzięcznością.
- To moje radyjko, dziękuję! Jakby trzeba było się porozumieć z wujkiem, a ja bym je zgubiła to byłby jeszcze bardziej zły niż jest teraz, a tak może będzie się mniej gniewał. Bo to bardzo ważne radyjko, wujek ma drugie i my czasem rozmawiamy na odległość i przez ściany - nadawała nerwowo, podejmując próbę wytłumaczenia jak bardzo znaleziony przedmiot jest dla niej ważny.

Motocyklistka zachwiała się na motorze, z którego nie zdążyła zsiąść. Dopiero gdy pierwszy szok minął objęła zestresowaną Angie.
- Wobec tego, dobrze, że nie zginęło. - Pogładziła blond czuprynę. Zerknęła też na Sama, czy rzeczywiście był zły. W sumie nie miała pojęcia co wydarzyło się nim pojawiła się w garażu i zaczęła się ta cała ewakuacja. Ale… może będzie lepiej jak ewentualnie spyta później. Opuściła wzrok z powrotem na Angie. - To co idziemy się schować w bezpiecznym miejscu?

Jasna czupryna pokiwała energicznie na znak zgody, ale zaraz zaczęła kręcić się przecząco.
- Ale tam został Roger! Ze złą wodą! - znowu zaczęła piszczeć, tym razem Vex do ucha. Trzęsła się i nie wyglądało jakby miała zamiar się odkleić - On też jest bardzo miły! I nie ma go tu… a jak go porwie fala?! Jak nie umie pływać?! Ciemno jest, a woda mokra to gasi światła i niesie różne brzydkie rzeczy! Konary, kamienie! Trupy! Jak on sie utrupi tam? Albo go niemiła Tess utrupi?! Była bardzo zła i się na mnie rzuciła! Ale ją uspokoiłam butelką! O tu - puknęła palcami w skroń drugiej kobiety - Tylko ona się w końcu obudzi… a zachowywała się… była bardzo niemiła. Możemy pojechać po Rogera? Zobaczyć czy jest cały i nic na niego nie zasadzkuje - ostatnie powiedziała do wujka, łypiąc na niego spod potarganej grzywki.

Vex otworzyła szerzej oczy. Czy dobrze zrozumiała, że Angie przywaliła jakiejś Tess butelką w łeb? Spojrzała lekko zaskoczona na wujka.
- Wiesz Angie… Roger jest dorosłym człowiekiem i ma pod opieką sporo ludzi… na pewno zabrał ich gdzieś by się ukryli. Bo… skoro jest miły to jest też raczej odpowiedzialny, prawda? - Kurierka czuła, że wolałaby już nie opuszczać schronienia. - A skoro się ukryli to raczej ciężko będzie ich znaleźć, tym bardziej, że woda już chyba powinna być w tamtej okolicy.

- On jest odpowiedzialny -
nastolatka przytaknęła, wracając do mniej stresujących tematów. Zwolniła też odrobinę chwyt, ale ciągle trzymała mocno - Dużo go pytałam, a on odpowiedziował i tłumaczył i się nie denerwował na mnie, tylko mówił że rozumiałam… a potem o jakiś ćmach. Że jestem ćmą i będę szukać cukierków a potem mnie ktoś spali. Albo się sama spalę… i że nie znajdę domu. Takiego miejscowego - posmutniała - I mówił coś o Dew, ale nie wiem gdzie to jest. Może Mewa będzie wiedziała? - Zapaliła się do tego pomysły i nagle zeszło z niej powietrze. Ściszyła głos i dalej nadawała szeptem żeby tylko miłą Vex i wujek słyszeli - Albo ta knuja. Nie lubię jej. Celowała do wujka, jest niemiła i jeszcze kłamała Rogerowi żeby nas wyrzucił i zrobił krzywdę. Bo chciała to coś co wujek im zabrał. To… urzędzenie? Ona by za nie z nas trupy zrobiła, gdyby tylko mogła… a my z nią tu przyjechaliśmy - burknęła motocyklistce w kołnierz.

- Najważniejsze, że jesteśmy bezpieczni, prawda? - Vex uśmiechnęła się ale w jej głowie szalał mały tajfun. Była osobą, która nie lubiła wiedzieć za dużo, a teraz jej głowa została wypełniona masą informacji. - A skoro Roger jest odpowiedzialny tak jak mówisz, to na pewno sobie poradzi.

- Na pewno sobie poradzi?
- Angela zadała jeszcze jedno pytanie, przekrzywiając głowę żeby móc patrzeć Vex w twarz. Sapała przez nos, zaciskając usta i niepewnie marszcząc brwi - My też sobie poradzimy? To… może chodźmy już - obróciła głowę gapiąc się w ciemność i na stare, ceglane ściany.

- Nie jestem na ciebie zły Angie. Po prostu byłem zaskoczony a potem wszystko się posypało. - powiedział wujek słysząc chyba o czym rozmawiały obydwie kobiety. Sam przez ten czas stał chwilę przy oknie obserwując co się dzieje na zewnątrz. Z ciemności dobiegały krzyki ludzi, ryki zwierząt, też nacechowanych strachem i nerwowością. Słyszeli silniki odjeżdżających i przejeżdżających pojazdów. Ale najbliższe musiały być kilka domów albo ulic dalej bo pod oknami żaden nie przejechał. Ale gdzieś dalej widać było światła jadących pojazdów. Nawet kilku. Chyba z tej samej strony co i oni właśnie przyjechali.
Angie widziała jak wujek położył swoje graty na stole i wrócił do okna z karabinem. Wycelował w ciemność. Wiedziała, że ma na nim taki fajny celownik który pozwala widzieć w nocy. Na zielonkawo. Chociaż obraz śnieżył i było raczej widać sylwetki a nie detale to i tak pozwalał na lepsze widzenie niż samo ślepienie się w ciemną noc. Wtedy bardziej słuch się przydawał.

- Będziesz do kogoś strzelał?
- zapytała niepewnie Melody obserwując plecy celującego przez okno najemnika.

- Tylko patrzę. O cholera! Fala idzie! Na górę! - Phoenix odpowiedział spokojne ale chyba ledwo w to powiedział musiał dostrzec to o czym mówił. Bo oderwał się od okna i biegiem ruszył do “swojego” stołu. Po ciemku, po nocy a wewnątrz budynku było jeszcze ciemniej pośpiech nie był wskazany w obcym budynku. Ale jednak nadciągająca groźba wydawała się groźniejsza. Wujek zapalił latarkę na swoim karabinie i oświetlił wąskim promieniem najbliższe schody. Poczekał aż wszyscy wbiegną i sam też wbiegł na piętro.

Na górze słychać już było narastającą panikę w sąsiedztwie. Inni najwyraźniej też zdali sobie sprawę z nadciągającego wreszcie niebezpieczeństwa. W naturalny sposób wszystkich kusiły okna. Przynajmniej Mewa się tam zawiesiła z przejęciem oparta o parapet. Pazur też tam podbiegł. Z okna widać było ruchomą ciemność. Wyróżniała sie nawet wśród ciemności nocy. Zupełnie jakby ktoś na ziemię nasuwał czarny dywan. Tylko czoło fali załamywało się trochę, odblaskami na resztkach księżycowego światła dając znać gdzie się znajduje. Widzieli też jak uderza i wprowadza chaos w światłach pojazdów jadących na drodze. Przewracała je tak łatwo jak dzieciak przewraca zabawkowe samochodziki. Ale nie zakryła ich. I światła po minięciu fali dalej były widoczne. Była więc szansa, że nie jest zbyt wysoka.
Obserwatorzy szybko przekonali się sami. Fala zdawała się sunąć złudnie powoli choć z bliska zdawała się przyśpieszać. Widzieli i także słyszeli jej groźny pomruk gdy rozbijała, przesuwała lub uderzała o napotkane przeszkody. Była już blisko ulicy która prowadziła do więzienia. Rononn poczuł jak pod wpływem napięcia siostra kurczowo złapała go za ramię. Pewnie dla dodania sobie otuchy. Ale jej paznokcie nieprzyjemnie mocno wbijały się w jego skórę.

- Angie. Chodź do mnie Angie. - wujek Zordon oderwał głowę i wzrok od tego co działo się za oknem i objął opiekuńczym gestem nastolatkę. - Wszystko będzie dobrze. Tylko spokojnie. - powiedział pozwalając jej wtulić się w siebie. Jego wzrok chyba spoczął też na Vex. Przynajmniej tak dziewczyna z Det miała wrażenie bo po ciemku widziała tylko blady owal jego twarzy. Ale zaraz Sam wyciągnął drugą dłoń w jej stronę w zapraszającym geście.

Vex stała obok rzeczy zdjętych ze Spika. Nie bała się, nie lubiła bać się rzeczy, na które nie miała wpływu, tyle że… Na dole został jej przyjaciel. Zacisnęła dłonie na kurtce, krzyżując ręce na piersi. Martwiła się… cholernie się, martwiła. Widząc wyciągniętą w swoją stronę dłoń, na początku nie wiedziała co ma zrobić. Chwilę wahała się, ale w końcu podeszła do Sama i dała mu się objąć.
Fala zaś przelała się przez ulicę i nie zwalniając uderzyła w Forda jakim przyjechali. Maszyna huknęła jak to uderzony tępym przedmiotem metal ma w zwyczaju. Fala z chlustem przelała się przez jej maskę i otwarte szyby przesuwając ją samą o szerokość pojazdu. Samochód chyba w coś przy tym uderzył bo przekrzywił się gdy moc wody dalej przesuwała go w kierunku domu gdzie schroniła się grupka uciekinierów. Prawie od razu fala dotarła do budynku i ludzie wewnątrz i poczuli i usłyszeli jak fala uderza w ściany budynku. Jak huknęło, chyba jakieś dechy czy coś pękło, jak woda wdarła się do środka i tam z dołu, gdzie przed chwilą byli przewala się przez stoliki, meble czy co tam było. A potem nie czuła na wrażenie lub szkody jakie wyrządziła potoczyła się dalej, w głąb lądu. Wszystko zdawało się cichnąć. Ludzie, krzyki, ryki zwierząt, silniki pojazdów i szum oddalającej się dali. Noc znów zdawała się uspokajać i wracać do normy.

- Chyba już przeszła. - odezwała się pierwsza Melody. W napięciu jakie zapanowało w pomieszczeniu jej głos wydawał się brzmieć jakoś dziwnie. Jakby ludzie ze strachu bali się odezwać by nie ściągnąć na siebie nieszczęścia. - I pewnie zalała silnik. - westchnęła nieco smutniej i ciężej wskazując ruchem kciuka na dół na pojazd jakim przyjechali. Głowy wyjrzały przez okno na pokancerowana osobówkę. Już wcześniej nie sprawiał wrażenia w pełni sprawnej. Fala zalała ją gdzieś w połowie wysokości więc silnik pewnie też. Teraz też stała w wodzie choć już niższej. Ale fala rzuciła ją w jakieś zagłębienie więc akurat przód był zanurzony dość mocno. Rononn i Vex wiedzieli, że to jeszcze nie przesądza o sprawności pojazdu taki dość krótkotrwały kontakt z wodą. Ale też na pewno żadnej maszynie to nie pomagało. Zwłaszcza ani nowej ani w pełni sprawnej już wcześniej.

- Roger sobie na pewno poradzi. I w Dew właśnie jesteśmy. Tu jest Dew. - odpowiedziała Melody opierając się plecami o ścianę. Wydawała się być przybita i zmęczona. Zrobiła ruchem dłoni dookolny gest mając na myśli pewnie okoliczne budynki bo gdy się zbliżali jadąc drogą wyglądało właśnie na początek jakiejś osady.

- Na razie spróbujemy tu zostać. - zaproponował Pazur patrząc na zebrane twarze. - Nie wiemy czy będą kolejne fale. - dodał jakby dla uzasadnienia swojego pomysłu. - Dlatego musimy sprawdzić czy jest tu bezpiecznie. - powiedział do otaczających go plam twarzy. - Chodź Angie, sprawdzimy to. - poklepał po przyjacielsku ramię nastolatki dając znać, że chce ją zabrać na obchód.

- Pójdę zerknąć co ze Spikiem. - Vex narzuciła na ramię plecak, w którym miała kilka niezbędnych rzeczy. Niby zaparkowała motor w głębi korytarza i drzwi przejęły główny impet, ale… nerwowo zerkała w stronę schodów. Niewiele zobaczy, ale musiała tam pójść.

Rononn głaskał siostrę po ramieniu. Również czuł niepokój, ale nie tak mocny by otępiało umysł. Po przejściu fali nastała względna cisza, przerywana jedynie odgłosami krzątaniny i nieznacznym szumem przetaczającej się wody. Zbiornik musiał być wielki skoro czoło fali mknęło dalej w głąb lądu. Na szczęście brak kolejnych dźwięków dewastacji okolicy, zwiastował brak następnych. To go trochę uspokoiło. Można by powiedzieć, że najgorsze za nimi. Widząc zbierającą się Vex klepnął w ramię swoją siostrę.
- Chodź, pójdziemy pomóc. Może nie będzie potrzebna, ale i tak. Przypominam, że nie mamy transportu. Zapewne przeczekamy do rana i woda wsiąknie w wyschnięte podłoże. Jutro pewno mnóstwo błota zastaniemy. Vex! Chcesz pomocy? Nie obiecuję, ale zalane silniki na kutrach już naprawiałem. - zapytał jeszcze motocyklistkę.
Po chwili namysłu spojrzał na siostrę - Masz może latarkę wśród swoich klamotów?
Nie czekając zbytnio na odpowiedź siostry Rononn rozpoczął spokojny marsz w stronę wyraźnie zmartwionej Vex.
- A, jeszcze jedno. Nie radze się kąpać w tej wodzie bez dobrych gumiaków. Niby to nie Missi, ale jej dopływ. Skażona tak czy inaczej będzie. A na pewno niech wam do głowy nie przyjdzie z tego pić. - uprzedził mimochodem monter.

- Chętnie skorzystam z porady... - Vex uśmiechnęła się do Patyczaka. - ale zazwyczaj nie pozwalam nikomu dotykać Spika. Jednak jeśli na niego zerkniesz będę wdzięczna.

- Się nie narzucam. Ale jeśli będę mógł pomóc to pomogę. - odparł po prostu.

Wujek był lepszy niż najlepszy kocyk. Taki duży i ciepły i gdy ją obejmował, Angie powoli zaczynała się uspokajać, a przynajmniej nie panikowała bardziej. Jak to robił, że mimo złej wody, nerwów i niepewnego miejsca pozostawał spokojny? Wiedział co mówić i mądrze mówił. Nie znali terenu, wypadało go zabezpieczyć. Sprawdzić czy nic brzydkiego nie czai się w kątach, a jak czai to posprzątać. Układał plan podczas gdy blondynką telepało gdzieś pod jego opiekuńczym ramieniem. Tuliła się do niego i karabinu przez cały atak wody i do Vex kiedy tylko podeszła. Razem było... tak dobrze. Jak w rodzinie. Angie bardzo chciała mieć rodzinę, nawet jeżeli była tą ćmą o której wspominał Roger.
- Tutaj jest Dew? - spytała niemiłej pani, przełamując niechęć. Ciągle się na nią gniewała za mierzenie do wujka i późniejszą pogadankę za zamkniętymi drzwiami. Blondynka składała powoli fakty, przypominając sobie tamto zajście. Knuja wypadła na korytarz bez spodni. Angie i pan z obrazkami ściągnęli spodnie żeby się poprzytulać... czyli knuja też się chciała z nim tak pobawić, ale ją wywalił... i dobrze jej tak.
- Gdzie może być Roger? - dodała jeszcze jedno pytanie i popatrzyła do góry, na twarz wujka. Coś czuła, że prócz zwiadu chodzi o pytania. Wujek lubił dużo wiedzieć, najlepiej wszystko, a sam mówił że zaskoczył go widok jaki zastał w pokoju pana z obrazkami - Poszukamy ich? Żeby sprawdzić czy nic im nie jest? Mogą potrzebować pomocy, albo ich coś raniło. Może ich bardziej zalało? Tamte bryki na drodze - pokazała palcem w ciemność gdzie stały zalane maszyny - Jak sprawdzimy czy tu nic nie zasadzkuje to mogę po nich iść? Pokazać że tu sucho i bezpiecznie i można przenocować... albo niech kłamczucha idzie - palec przeniósł się na niemiłą panią. - Będzie szybciej.

- Nigdzie nie idę. Mam dość. Roger z resztą pewnie gdzieś tu będzie. Zadekuje się i rano go będzie można poszukać.
- Melody rzuciła zrezygnowanym głosem i powoli osunęła się po ścianie zmieniając pozycję na siedzącą. Położyła ramiona na kolanach i na nich złożyła swoją głowę chowając w nich twarz tak, że opadające włosy zasłoniły jej ramiona i kolana. Przez chwilę ta zmiana przykuła spojrzenia ale właściwie prawie każdy miał coś innego do zrobienia.
 
__________________
A God Damn Rat Pack

Everyone will come to my funeral,
To make sure that I stay dead.
Czarna jest offline  
Stary 28-07-2017, 21:15   #57
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Propozycja Simona i niezbyt udana próba Any nie były w stanie wyrwać Jess ze stanu, w którym się znalazła. Jej wzrok utkwiony był w ledwie widocznych dłoniach, które ściskały zgaszoną latarkę. Wyłączoną bowiem oszczędzała baterie na ostatnią chwilę, na moment w którym także to mizerne światło jakie padało z deski rozdzielczej, zniknie. Na chwile, w której ciemność otoczy ją ze wszystkich stron, oddcinając od najmniejszego nawet światełka nadziei. Nie podnosiła wzroku bo i po co? Świat za oknami wozu obdarty został ze swych kolorów i kształtów. Noc wyssała z niego wszelkie życie i wypaczyła to co w dzień przypominało o tym, że wciąż można zwyciężyć, można trwać, można owe życie wieść. Nie chciała też spoglądać na twarze tych, którzy jak ona tkwili w niewielkiej przestrzeni wnętrza samochodu, uciekając od nieznanego zagrożenia. Nie chciała, bo wiedziała co ujrzy na twarzach braci. Niepokój i troskę o nią, o słabe ogniwo w ich grupie, o chodzący kłopot którym stale trzeba się było zajmować bo sama nie dawała rady. Ana z kolei… Nie, na nią też nie chciała patrzeć, chociaż z innych powodów. Bała się ujrzeć odwagę, której jej brakowało. Pewność siebie, którą Jessica wykazywała zwykle jedynie w tych chwilach gdy słońce radośnie wisiało sobie nad głowami lub gdy zastępowała je żarówka. Nie chciała też zobaczyć pogardy, bez względu na to czy ona tam była, czy nie. Z tego też powodu nie odezwała się słowem ani na próby Simona, ani tym bardziej na te, które podjęła siedząca obok kobieta. Jedyne co to ciaśniej oplotła palcami trzon latarki, jej ostatnią deskę ratunku i wierną towarzyszkę, która nie oceniała ani nie starała się na siłę dodawać jej otuchy. Po prostu była i czekała aż Jess zdecyduje się skorzystać z tkwiącej w niej, napędzanej baterią mocy rozjaśniania najgłębszego nawet mroku i przeganiania skrytych w nim koszmarów. Koszmarów, które niekiedy okazywały się być równie realne co dłonie trzymające latarkę.

Z tego letargu, który utrzymywał jej psychikę z dala od poważniejszych zagrożeń w postaci histerii spowodowanej naciskającej na nią z każdej strony ciemności, wyrwał ją dopiero odgłos wystrzału. Do świadomości przedarło się kolejne zagrożenie, który wynikało z faktu poruszania się niesprawnym pojazdem, a także to, że najprawdopodobniej będą zmuszeni do ruszenia w dalszą drogę na własnych nogach. Przyciskając do ust dłoń zdusiła jęk. Nie było szans na to by dała radę zmusić się do marszu w środku nocy. To było zwyczajnie ponad jej siły i nic na to poradzić nie mogła. Co innego z próbami naprawy wozu…
- Lest… - jęknęła, po czym zamilkła by spełnić prośbę brata i pofatygować się z wozu wprost w objęcia nocy. Na szczęście reflektory działały więc przy sporym nakładzie siły woli była w stanie opanować drżenie ciała i zmusić je do zrobienia tych paru kroków które przywiodły ją do obu braci, zajętych obserwacją szkód. Latarka została włączona, a jasny snop światła, które generowała żarówka, skierowany na wnętrze wozu.
- Chłopaki, ja mogę sprawdzić czy coś nie siadło i nawet pobawić się tym nadkolem ale do cholery, opony ani koła nie wyczaruję - poinformowała ich, nie patrząc żadnemu w oczy, tylko skupiając się na wnętrznościach wozu. Nawet gdyby doprowadziła go do pełni sprawności, którą to sztukę udało się jej dokonać z setkę razy odkąd Lest “odziedziczył” tego grata od nieboszczyka będącego ich celem, któremu to już wszystko jedno było czy wóz nadal w jego posiadaniu był czy nie, to wciąż pozostawał problem koła.
- Może rzeka coś wywaliła? - zasugerowała, prostując się i omiatając snopem latarki nieco większy teren od tego, który oświetlały reflektory. - Albo ktoś zaliczył niedawno podobną wpadkę jak my i zostawił wóz?
Za słowami szła wyraźna sugestia by ruszyli dupska i zaczęli szukać bo bez tego tak czy siak skończą pokonując dalszą drogę na własnych nogach. I nie, nie chciała żeby ją zostawili i ruszyli na poszukiwania, co było dość wyraźnie słychać w jej nader cichym i wyraźnie zmęczonym utrzymywaniem nerwów na wodzy głosie, jednak nie widziała też innego wyjścia jeżeli chcieli dalej podróżować na czterech kołach.

- Jess ma rację Lest, bez koła nic nie zrobimy. - Simon poparł siostrzyczkę i popatrzył na starszego brata. Ten skrzywił się, splunął, przygryzł wargę i rozejrzał się.

- No to na co czekasz młody? Rozejrzyj się. - burknął na młodszego brata i sam podszedł do skraju wody próbując rozeznać się w ciemnościach nocy. Simon wzruszył ramionami i zaczął iść z nurtem rzeki. Ana po chwili wahania dołączyła do niego.

- Jest coś! Za zakrętem. Ale tam już jest woda. - powiedział podbiegając prawie z powrotem do uszkodzonego samochodu. Wskazywał coś poza rozświetlonym przez reflektory obszarem. Z jego relacji wynikało, że za zakrętem czy w jakiejś bocznej drodze zauważył sylwetkę pojazdu. Jak był pojazd mógł mieć i koła. Ale to wyglądało na kawałek do przejścia w tej wodzie. Przynajmniej tu w pobliżu gdzie stali wydawała się dość płytka. W reflektorach nadal widać było prześwitujący asfalt i namalowane żółte pasy. Ale jak tam jest dalej nie było wiadomo. Chociaż jeśli widać było sylwetkę pojazdu to przynajmniej tam gdzie była nie mogło być strasznie głęboko.

- Zobaczmy to. - powiedział Lester spluwając w wodę. Obydwaj bracia wrócili do samochodu by zabrać co potrzeba do odkręcenia i przytaszczenia koła i paru potrzebnych na drogę drobiazgów.

Jessica w międzyczasie zajęła się doprowadzeniem tego, co doprowadzić mogła, do stanu użytkowego. Na szczęście nic nie wskazywało na to, że uszkodzenia są na tyle poważne by ich na stałe zatrzymać, chociaż bez wątpienia wóz wyglądał znacznie gorzej niż w chwili wyruszenia spod baru. W sumie nie było się czemu dziwić biorąc pod uwagę ile razy oberwał w trakcie tej krótkiej drogi, ale i tak rusznikarka posłała kilka soczystych określeń w stronę młodszego z Thorn’ów i jego umiejętności z zakresu prowadzenia pojazdów. Określeń, których nikt poza zdewastowanym samochodem, nie słyszał.
Gdy Simon wrócił z nowiną, a Lester postanowił ową nowinę sprawdzić, wyprostowała się przerywając naprawę, która w sumie i tak zbliżała się do końca i na krótką chwilę skupiła wzrok na rzece. Wiedziała co powinna zrobić tylko nie była pewna tego, czy starczy jej sił na podjęcie decyzji. Na dobrą sprawę miała przecież reflektory i ewentualnie zawsze mogła się wesprzeć zapalniczką. Nadkole nie wymagało aż takiej ilości światła by nie mogła się rozstać ze swoją latarką na rzecz ponownego ruszenia w drogę. Chłopaki będą przecież potrzebowali jakiegoś źródła światła by wymontować koło lub chociażby podjąć próbę wyciągnięcia znalezionego przez Simona wozu z wody. Działanie w takich ciemnościach, do tego na zdradliwym terenie bo wzburzonej rzeki za pewną określić nie można było, groziło większymi szkodami niż pożytkiem. Wszystko zatem przemawiało za tym by latarka trafiła w ich dłonie. Wszystko, poza wrednie kąsającym strachem, który sprawiał że tylko mocniej zacisnęła palce na trzonie.
- Głupota - warknęła w końcu, odwracając się od rzeki i podchodząc do Lestera, wytaszczającego z bagażnika potrzebny im sprzęt. - Trzymaj - mruknęła, wyciągając w jego stronę latarkę. - Wam się przyda bardziej niż mi. No i wóz będzie sprawny do waszego powrotu. Tylko… No, tylko nie guzdrajcie się za bardzo, ok? - poprosiła, bo wolałaby jednak nie zostawać zbyt długo sama.

- To nie idziesz z nami? - zapytał starszy Thorn zerkając na podaną latarkę. Nie sięgał po nią, może dlatego, że obwiązywał się w pasie liną. Simon zaś podobnie postępował z drugim końcem. Też zerkał ciekawie na Jess ale nie odzywał się.

- Ktoś przecież powinien zostać przy wozie - odparła, nadal trzymając wyciągniętą w jego kierunku latarkę. - To że teraz nikt się nie napatoczył nie znaczy że ktoś się nie napatoczy jak wszyscy pójdziemy. Jak dojdziecie na miejsce to wyślijcie Anę żeby mnie zastąpiła, a ja w tym czasie dokończę robotę przy silniku - zaproponowała, wysilając mięśnie w słabej imitacji uśmiechu.

- Nie no coś ty Jess nie zostawimy cię samej. Ana z tobą zostanie nie? - Simon powiedział raźno kończąc już chyba obwiązywanie się liną i zerkając pytająco na czarnowłosą kelnerkę. Ta chyba była zaskoczona wywołaniem do odpowiedzi ale po chwili namysłu pokiwała głową uśmiechając się skromnie do Jess.

- No. Poradzimy sobie we dwóch. Odkręcimy to jak ma koła i wrócimy. - pokiwał głową Lester też kończąc się wiązać. - Dzięki Jess. - powiedział biorąc od niej latarkę.

- Zostawiamy strzelbę w samochodzie jakby co. - powiedział Simon wskazując na samochód. Faktycznie bracia mieli tam strzelbę. A nawet dwie. Jeden skrócony obrzyn w uchwycie od strony kierowcy. I druga też niezbyt długa ale już bardziej wymiarowa pompka po dachem. Ani jedna ani druga broń do odkręcania kół, ich dźwigania i brnięcia przez zimną wodę nie była potrzbna a nawet przeszkadzała.

- Umiesz strzelać? - temat o broni jakby coś przypomniał Lesterowi i zapytał kelnerki o ten detal. Ta skrzywiła się i pomachała widełkami dłonią na znak, że to chyba nie jest jej najmocniejsza strona. - Szkoda. - wzruszył ramionami. - Dobra to my idziemy. Nie gaście świateł. Chyba, że się zrobi chujnia to będziemy widzieć wtedy. - rzucił Lester zerkając na Jess. - Dobra młody to zasuwaj do tej swojej wymarzonej fury. - burknął starszy brat do młodszego.

- A dlaczego ja mam iść pierwszy? - młodszy brat jak zwykle zapowietrzył się słysząc ten protekcjonalny ton. Ana zahichotała cichutko widząc ten numer jak z kabaretu.

- Bo jak cię gdzieś wetnie to ja cię wyciągnę a ty mnie niekoniecznie. - warknął Lester jak zwykle zirytowany gdy napotykał opór, jakikolwiek opór od kogokolwiek. Po chwili namysłu Simonowi takie rozwiązanie chyba wydało się niezbyt głupie bo wzruszył ramionami i wszedł w wodę. Z bliska była dość płytka, sięgała gdzieś do kostek. Póki bracia by szli wzdłuż drogi dość długo powinni być widoczni w smugach świateł reflektorów a i im pewnie w świetle szło by się łatwiej.

Także usta Jess ułożyły się w nieco bardziej wesoły uśmiech, słysząc tą standardową wymianę zdań między braćmi. Była czymś znajomym i dobrym, wskazującym na to że świat wraca do normy, do poziomu chaosu do którego była przyzwyczajona. Zaraz jednak uśmiech zgasł. Miała robotę do wykonania, chociaż skupienie się na naprawie samochodu nie przychodziło tak łatwo jak zwykle. Jej ruchy były pospieszne i nerwowe, co tylko dodatkowo utrudniało jej odzyskanie spokoju ducha. Nie znosiła zostawać sama. Obecność Any niewiele tu zmieniała bowiem kobieta nie należała do rodziny, była obcą w tym gronie, piątym kołem u wozu. Do tego miała problemy z posługiwaniem się bronią. Jak w ogóle, w obecnych czasach można było mieć z tym problemy? Jess nie miała pojęcia, tym bardziej że Ana była przecież barmanką, pracowała w barze, a każdy wiedział że w barach każdy, ale to każdy powinien mieć opanowaną sztukę obsługi broni na poziomie zaawansowanym by przetrwać. No, może przesadzała tu nieco, jednak będąc wychowaną wśród ludzi dla których pistolet, rewolwer czy strzelba były niczym integralna część ich samych, przedłużenie ręki, nie potrafiła sobie wyobrazić innego życia, życia w którym liczyłoby się coś innego.

Szybko uporała się z silnikiem i zajęła nadkolem, próbując doprowadzić je do stanu zbliżonego do pierwotnego. Postarała się przy tym o to, by robotę swoją wykonywać tak, by jednocześnie mieć widok na braci, a przynajmniej na migoczące w mroku światło latarki.
- Dzięki że ze mną zostałaś - mruknęła po chwili zmagania się z blachą. Nie była szczęśliwa z tego powodu bo jednak wolałaby być teraz z braćmi lub nawet sama, ale zostały jej jeszcze resztki dobrego wychowania którego uczyła ją matka i z którego niekiedy pamiętała by skorzystać. Powinno się dziękować gdy ktoś coś dla nas zrobił, a Ana przecież wcale nie musiała się godzić na to by niańczyć małą siostrzyczkę swojego kochanka. Nagłe ukłucie gniewu sprawiło że nieco zbyt mocno naparła na blachę, przez co ta za bardzo się wygięła zmuszając Jess do dodatkowego wysiłku i sprawiając że jej nastrój galopująco zaczął się pogarszać.
- Szlag by to trafił - warknęła, uderzając pięścią w maskę samochodu co wcale nie przyniosło pozytywnych skutków.

- Pomóc ci jakoś? - zapytała Ana podchodząc do Jess. Ana też zerkała na dwie oddalające się sylwetki póki nie znikły z widoku. Teraz nie było wiadomo co tam u nich się dzieje gdy pochłonęła ich ciemność nocy.

- Radzę sobie - odburknęła Jess. Że z wozem sobie radziła to było widać gdy akurat się na nim wyżywała. To że z emocjami szło gorzej, także było widoczne. To że była tego świadoma, co tylko dodatkowo ją wkurzało, również.
- Nie lubię gdy mnie zostawiają samą… Znaczy... gdy sobie tak znikają - poprawiła się bo pierwsze zdanie zabrzmiało jak narzekanie małej dziewczynki na to, że ją rodzice na pięć minut samą zostawili, a ona chciała iść z nimi. To, że zostawili z opiekunką wcale sprawy nie poprawiało, a wręcz przeciwnie, pogarszało. I kij z tym, że samej byłoby jej nawet gorzej, to przecież nie miało obecnie znaczenia.

- Nie przejmuj się, zaraz na pewno wrócą. - rzuciła pocieszająco kelnerka kładąc jej swoją dłoń na ramieniu w pokrzepiającym geście. Klękła przy rusznikarce i spojrzała na pogięte nadkole. - Może ci jednak pomogę? Mów mi co mam robić i spróbujemy to zrobić razem. - powiedziała zachęcająco czarnowłosa kelnerka.

- Wiem że wrócą - odparła bo zwyczajnie nie miała zamiaru dopuszczać do siebie opcji że coś by się stało i któryś z braciszków lub obaj, mieliby nie wrócić. To było zwyczajnie poza jej obecnymi możliwościami więc nawet się nie starała. - Trzeba wygiąć blachę z powrotem tylko trzeba to zrobić po cichu więc młotek odpada. W nocy dźwięk się niesie daleko, a wolałabym uniknąć przypadkowych spotkań, nie ważne jak mało prawdopodobnych. W bagażniku powinny być drugie kombinerki więc jak chcesz pomóc to weź je i rób to co ja - wyjaśniła nieco burkliwie ale już bez tej niechęci, którą słychać było w jej głosie gdy Ana zaproponowała pomoc za pierwszym razem.

Los bywał jednak wyjątkowo złośliwa kreaturą. Za nic miał ludzkie prośby i ciche marzenia, kołujące wokół rejonów mogących zostać dołączonych do ogólnej grupy “święty spokój”. Drwił z klątw, ignorował modlitwy. Najbardziej zaś lubił karmić się strachem - tym pierwotnym, ukrytym pod skórą i wypacanym przez rozszerzone pory razem z lepkimi, słonymi kroplami. Otoczone ciemnością kobiety mogły odczuć go na własnej skórze, jakby wszechobecny, gęsty mrok nie był wystarczająco niepokojący… o szumie toczonej pierwotna siłą fali nie wspominając. Stały wszak w jej pozostałościach, walcząc usilnie z poczynionymi przezeń zniszczeniami. Żywioły, podobnie jak Fortuna, bywały nieczułe i rządziły się własnymi, niepojętymi dla ludzkiego umysłu regułami. Ludziom zaś pozostawało w pokorze przyjmować co ze sobą niosły. Lub walczyć z płonną nadzieją na polepszenie sytuacji.
Nadzieja Jess została wystawiona na kolejną próbę w niezwykle krótkim czasie. Sama, raptem z obcą na dobrą sprawę kobietą utknęła pośrodku przysłowiowego niczego, zamknięta w czarnej klatce nocy niczym przerażony kanarek. Co czaiło się poza granicą wzroku? Nie wiedziała, skupiona na oględzinach auta i najbliższym otoczeniu wolała tego nie roztrząsać. Tak było bezpieczniej, bardziej… higienicznie.

Wpierw to usłyszała - niski, mechaniczny warkot przeplatający się odległym chrobotem wyrwanej z okowów rzeki. Do przeoczenia, nic istotnego i, podobnie jak ludzie, tonącego w mokrym piekle. Lecz dźwięk nie niknął, wręcz przeciwnie! Nabierał mocy, wypierając inne nuty z symfonii kataklizmu. Wibrujący ryk silnika.

- Słyszysz? - Ana poderwała głowę, rozglądając się czujnie dookoła. Mrużyła oczy i wysilała wzrok, by namierzyć źródło hałasu. Wyłoniło się ono nim rusznikarka zdążyła cokolwiek odpowiedzieć, świetlny punkt na drodze którą przybyli.


Reflektory, dwa. Czyli samochód, nie jednoślad. Ktoś za nimi jechał i wyraźnie się spieszył, wyciskając z maszyny ile się tylko dało. Rozminięcie było niemożliwe, stały jak na patelni, ale ciągle miały parę oddechów na działanie. Chwilę, zdecydowanie zbyt krótką jak na ich gust. Obcy pojazd zbliżał się szybko, drąc podłoże oponami i chrypiąc pracującymi na wysokich obrotach tłokami.

Oczywiście że słyszała, nie dało się bowiem tego dźwięku pominąć, nawet biorąc pod uwagę szum wezbranej rzeki. Sytuacja nie wyglądała wesoło, nie trzeba było geniusza by to stwierdzić. Pewnie, mogło się okazać, że to tylko jacyś dobrzy samarytaninie pędzący z pomocą potrzebującym. Jasne, takie przypadki się zdarzały, pewnie. Tyle tylko, że zwykle zwano je cudami i wciskano między bajeczki albo gadanie idiotów którym się coś poprzestawiało. Bardziej prawdopodobne było że to inne dusze, które jak oni zwiali przed zagrożeniem i zmierzają w tym samym kierunku tyle że z wyraźnym opóźnieniem. Najbardziej zaś bliskie prawdopodobieństwu, przy obecnym nastroju Jess, było to że do czynienia za chwilę mieć będa z kimś, kto ma na pieńku z ich grupą, kto wypatrzył ich wóz w trakcie tego całego chaosu. Prawdopodobieństwo raczej duże nie było, gdyby spojrzeć na sprawę chłodno i logicznie, bo w tym całym pandemonium które się w osadzie odprawiało nikt raczej by czasu nie miał na przyglądanie się samochodom. Jakby nie spojrzeć to ponad każdą chęć zemsty zwykle przebijała ta, która tyczyła się własnego życia i chęci jego zatrzymania. Biorąc to wszystko pod uwagę opcja druga była zapewne tą prawdziwą, co jednak nie znaczyło że Jess miała zamiar składać swój los w łapska szczęścia. O nie, ci co to robili zwykle kończyli sześć stóp pod ziemią, wąchając kwiatki od tej niewłaściwej strony. Jej się do tych atrakcji nie spieszyło. Nie patrząc na Anę poderwała się i dopadła otwartych drzwi wozu. Najpierw strzelba przypięta do dachu, później ta druga. Gdy obie znalazły się w jej dłoniach, podała je czarnowłosej.
- Biegnij do chłopaków! Szybko! - krzyknęła, poganiając ją. We dwie miały marne szanse biorąc pod uwagę że barmanka z bronią radziła sobie średnio. Gdyby jednak udało się jej dotrzeć do Lestera i Simona, ci dwaj powinni już coś wykombinować w razie kłopotów. No i nie mogła przecież zapominać że obaj poleźli bez broni. Przede wszystkim zatem należało swoją kawalerię poinformować o problemach i dozbroić. W następnej kolejności zadbać o własne dupsko. Plan był prosty i parę już razy wypróbowany. Samotna kobieta i problem z wozem to była, jakby nie spojrzeć, sztuczka stara jak świat i zwykle działająca na płeć przeciwną, a czasem nawet i na tą samą. Była to więc pułapka niemal doskonała, chociaż w obecnej chwili miast być pułapką miała być jedynie zmyłką z konieczności. Ani nie zaplanowaną, ani obgadaną ani być może konieczną, ale Jess na szybko nie była w stanie wymyślić nic lepszego co by miało ręce i nogi. Bo nawet gdyby Ana z nią została to wciąż byłyby tylko we dwie i wciąż zostawiliby chłopaków bez broni. Marna to odsiecz by była.
Sama Jess zamierzała zgarnąć swojego busha i odejść te kilka kroków od wozu, na wypadek gdyby tamci nie wyhamowali i wpakowali się w zadek uszkodzonego samochodu. Zejście z widoku miało też inne plusy, w postaci chwili na ogarnięcie ilości i rodzaju “gości” zanim ci zdążą ją dostrzec. Na więcej nie było już czasu.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline  
Stary 30-07-2017, 04:02   #58
 
Czarna's Avatar
 
Reputacja: 1 Czarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputacjęCzarna ma wspaniałą reputację
Angie i wujek Zordon co jest Paznokciem


Blondynce i wujkowi Paznokciowi przypadł w udziale zwiad i zabezpieczenie domu.
- Chodź Angie przejdziemy się. Jak ogarniemy sprawę zastanowimy się co robić dalej dobrze? - powiedział spokojnie wujek kładąc jej uspokajająco dłoń na ramieniu. - Weź mój pistolet. Ma latarkę. - dodał i wyjął z kabury na udzie swoją rezerwową broń podając nastolatce. Gdy pstryknęła przełącznik z broni wystrzelił jasny, wąski snop ostrego światła. - Zaczniemy od góry i idziemy w dół. - wyjaśnił jej jaki ma plan i sam też pstryknął latarką w swoim karabinie i pojawił się podobny wąski, świetlny stożek jak na pistolecie.
A potem ruszyli. Wujek mimo swoich rozmiarów poruszał się cicho i płynnie. Choć Angie zawsze się wydawało, że ona potrafi robić to jednak chyba lepiej. Szli tak jak swego czasu nauczał ją dziadek a i wujek też z tym miał podobnie. Obok siebie gdzie każde z nich miało wycelowaną broń w inną stronę by się nawzajem osłaniać. Teraz po ciemności nocy było to jaskrawo widoczne gdy dwa świetlne promienie i plamy rozświetlały kolejne fragmenty korytarzy, ścian i przejść tego budynku. Szli czujni i w skupieniu, krok za krokiem, przejście za przejściem, korytarz i pomieszczenie za pomieszczeniem.
Dwa promienie jaskrawego światła wyławiały kolejne fragmenty i tajemnice budynku. Stare meble, klekoczące na wietrze żaluzje, szelest rozdeptywanych kawałków gruzu i zgrzyt szkła, toczone z cichym brzdękiem przez wiatr puszki, szum fal uderzających o budynek z dołu. Sprawdzili jedno skrzydło piętra i okazało się puste. Same stare drzwi, popękane i przegniłe meble, rozrzucone stare papiery, jakieś kartki wciąż poprzyczepiane do tablic ogłoszeniowych, stare bazgroły na ścianach i ślady po dawnych ogniskach. Wszystko to nie różniło się od wielu budynków jakie Angie widziała wcześniej. Ot kolejny budynek porzucony wiele lat temu i szabrowany i przejściowo użytkowany przez każdego kto się przez niego przez te dekady przewinął. Sprawiał jednak na tyle solidne wrażenie, że nic nie groziło chyba zawaleniem czy podobnymi atrakcjami.

Wracając znów minęli te pomieszczenie gdzie wcześniej dość przypadkowo wbiegli po ucieczce przed falą. Obecnie dostrzegli tam jedynie Melody. Reszta gdzieś poszło, pewnie na parter skąd dochodziły ich głosy i odgłosy. Melody podniosła twarz ale zaraz zasłoniła je ręką przed ostrym światłem.
i- wujek odezwał się do niej a ona w odpowiedzi kiwnęła głową. Potem faktycznie przeszli dalej.

Drugie skrzydło piętra wyglądało podobnie jak te pierwsze. Nie był to widocznie za duży budynek choć wyraźnie większy nić choćby dom Rogera. Był jednak pusty i zdewastowany no i poszabrowany. Choć pewnie wciąż można by tu znaleźć coś ciekawego jakby dokładniej przejrzeć albo mieć fart. Pokoi czy gabinetów było na tyle dużo, że pewnie każdy z nich mógłby zająć jeden i jeszcze by puste zostały. Piętro jednak wydawało się pozbawione zagrożeń i zostawał do sprawdzenia parter. Zeszli po schodach i na samym dole okazało się, że woda rozlewa się cienką warstwą chlupocząc cicho przy każdym kroku. Zastali pozostałą trójkę przy mutorze. Dość chyba się męczyli bo jedynym źródłem światła okazała się zapalniczka jaką miała Mewa. Właśnie zgasła i Mewa skarżyła się, że parzy ją w palce.

Angie lubiła światełko wujka, już parę razy widziała je w akcji. Niby nic szczególnego - podługa tuba ze szkiełkiem na końcu, ale wystarczyło kliknąć guzik i zaraz robiło się trochę jasno, jakby ktoś przemycił kawałek dnia prosto w środek nocy. Bez tego sprawdzanie szło by ciężko i było niemożliwe. Chyba że z tym celownikiem wujka co barwił świat na zielono, ale jego mieli tylko jednego i to wujek go używał. Ludzie nie widzieli w ciemności, a obcy teren lubił być złośliwy i niebezpieczny i nie chodziło tylko o zasadzkujące potwory. Mogli trafić na ukruszony kawałek podłogi, przegniłe deski i sterty złomu, a dzięki światełku widzieli po czym chodzą i co czai się w kątach. Akurat w budynku który zajęli nic się nie czaiło, był pusty i cichy i zniszczony. I śmierdział kurzem i mułem z rzeki, naniesionym przez złą wodę. Był też zapach rdzy i piachu, ale innego niż na pustyni. Ten wydawał się brudny, nosił w sobie cząstki benzyny i ludzi. Starych kości i resztek jedzenia wysuszonych w starych puszkach. Chodzenie obok wujka było super! Blondynka lubiła tak z nim chodzić, wtedy stanowili zespół. Wiedzieli co robić i dopełniali się, mieli też ochronę pleców… no i wujek tak nie tupał.

Przeszli na parterze obok trójki skupionej przy motorze. Parter wydawał się być inny. Góra wyglądała jak jakieś biura. No było w każdym razie dużo biurek i innych takich. Dół zaś też miał sporo ale trafili na całe skrzydło gdzie były ściany z krat i drzwi z krat. Wciąż tam były prycze z przegniłymi materacami. Musiał być też jakiś magazyn bo było sporo pólek i wieszaków. Wujek westchnął cicho gdy promień latarki na chwilę zatrzymał mu się na charakterystycznych wieszakach na broń. Obecnie całkowicie pustych i zapuszczonych jak i reszta budynku. W tej części z kratami okna też były małe i zakratowane. Inne na parterze i piętrze nie.

Wreszcie Angie usłyszała jakiś ruch. Dała znać wujkowi i ten też się zatrzymał i wycelował we wskazaną stronę. Ten ruch nie pasował do tego co ich dotąd ich otaczało. We dwójkę ruszyli ostrożnie w tamtą stronę. Ruch okazał się jakąś, małą szczurkowatą kulką. Gdy padło na niego ostre światło pisnął cicho. Zaraz potem następne i gdy podeszli bliżej okazało się to być małym kociakiem. Poruszał się jeszcze niezdarnie trzęsąc zdawałoby się za dużo głową i gibając się na łapkach z trudem dźwigającym jeszcze ciało. Zaraz też doszło ich miauknięcie. Ze schodów prowadzących do piwnicy wybiegł kot. Pewnie kotka. Czarna. Zadarła ogon do góry i mrużąc oczy przed światłem miauknęła patrząc na ludzi. Zadarła ogon do góry i wróciła na schody prowadzące do piwnicy. Zatrzymała się po kilku stopniach, obejrzała w tył i znów miauknęła. Angie była prawie pewna, że chce zaprowadzić ich do gniazda by uratować swoje młode. Była też pewna, że koty, nawet zdziczałe, nadal preferowały ludzkie osady i trzymały się blisko nich. Ale widzieli światła w pobliżu, w innych budynkach więc to pasowało. No i wiedziała też, że kotka nie założyłaby gniazda na odchowanie młodych w miejscu które uznałaby za niebezpieczne. Więc w pobliżu musiał być względny spokój i nie być żadnego drapieżnika jaki mógłby zagrozić jej czy młodym.
Zła woda zaskoczyła nie tylko ludzi, ale i zwierzęta. Nikt nie powiedział czarnej mamie, że przyjdzie fala, więc zakładanie gniazda w piwnicy to zły pomysł. Zwykle nie było fal, ani tamy nie pękały. Nigdy nie pękały tutaj, wedle tego co mówił pan z obrazkami… no ale stało się. Wszędzie było mokro, a młode kiepsko pływały. Angie też kiepsko pływała aż do czasu jak wujek ją nauczył, bo nie miała gdzie wcześniej się naumieć. Na pustyni nie było tyle wody żeby móc się w niej w całości zamoczyć i jeszcze stracić grunt pod nogami.
- Ona ma małe, tam na dole gdzie woda - powiedziała do opiekuna gapiąc się na czarną kulę sierści. Mama nie chciała pozwolić żeby jej dzieci spotkała krzywda, byli rodziną. O rodzinę się dba. Trzeba było jej pomóc, blondynka nie widziała innego wyjścia. Zachowując odpowiednią odległość żeby nie siać paniki, podążyła za zwierzakiem przyświecając światełkiem po podłodze.

- Dobrze. I tak nam została już tylko piwnica. - zgodził się wujek. Kocia mama była wyraźnie podekscytowana reakcją ludzi o czym świadczył jej zadarty w górę ogon, częste zatrzymywanie się i sprawdzanie czy ludzie podążają za nią i pewne prowadzenie w głąb piwnicy. Światło wyłaniało z mroków odbłyski wody. Tu jej było zdecydowanie więcej. Kocia mama nie prezentowała się obecnie zbyt godnie i dumnie z tym przemoczonym futerkiem ale chyba miała inne obecnie priorytety niż tradycyjną, kocią niechęć do wody. Woda zaś wlewała się do środka przez piwniczne okienka. Nieustannie więc jej poziom się podnosił choć obecnie ludziom sięgał gdzieś jeszcze poniżej kostek. Woda na zewnątrz jednak obiecywała, że będzie podnosił się nadal.

Kocia mama wskoczyła w końcu na krzesło, z niego na biurko.Tam pokręciła trochę tyłkiem i ogonem wyraźnie przymierzając się do skoku i w końcu skoczyła na meble. Tam przeszła po nich i doszła do rogu pomieszczenia. Na chwilę zniknęła Angie z oczu ale musiało tam być gniazdo bo słyszała piszczenie kociaków. Czarna kotka zaraz pojawiła się ponownie patrząc tym razem z góry na dwójkę ludzi i pokręciła się na skraju szafy.

- Chcesz czynić honory czy ja mam sięgnąć?
- zapytał z uśmiechem wujek patrząc na nastolatkę. Był wyższy więc pewnie dałby radę po prostu sięgnąć na szafę ręką. Angie musiałaby podsunąć sobie krzesło.

- Mogę?! - zapiszczała podekscytowana i aż się jej oczy zaświeciły. Małe futerka! Mogła je wziąć i przenieść! Kotki były takie miękkie i malutkie i bardzo je lubiła. W ogóle lubiła małe futerka takie jak króliczki i szczeniaczki i szczurki. Na pustyni miała co najwyżej myszki, ale to też bardzo rzadko. Rozejrzała się za krzesłem gotowa na przeniesienie kocich dzieci.
- Ma szczęście - powiedziała nagle, pokazując czarną mamę - Ma gniazdo… też chciałabym mieć gniazdo. Swoje własne… żeby nie być sama. Bo mam tylko ciebie wujku, ale ty odejdziesz i nie będę już miała nic - przyciągnęła mebel pod szafkę, rozchlapując wodę - Zazdroszczę jej.

Na szafie znalazła gniazdo. Pistolet tutaj okazał się poręczniejszy od karabinu bo mogła go położyć na meblu i oświetlić co tam jest. Była kotka i jakieś koce albo ubrania. Na nich i w nich zaś poruszały się małe, puchate, piszczące kuleczki. Kocia mama wzięła jedno w nich w zęby i przyniosła na skraj mebla. Przed twarzą nastolatki wylądował mały kociak. W ubraniach było jeszcze dwa. Razem więc z tym którego kotka zdążyła wynieść na górę w miocie było cztery kocięta. Kotka pozwoliła wziąć człowiekowi wszystkie trzy kociaki. Angie przy okazji znalazła ciekawostkę leżącą dotąd w zapomnieniu na szafie. Mogła zeskoczyć już z krzesła z trójką kociąt w ręku. Kocia mama zeskoczyła na biurko sama i dalej już plątała się w pobliżu nóg blondynki zadzierając i ogon i głowę do góry miaucząc czasem. Razem wrócili na górę schodów gdzie pierwszy z kociaków dołączył do swojego kociego rodzeństwa.
- No to chyba zostałaś kocią mamą - uśmiechnął się wujek gdy wracali na górę. Kotka towarzyszyła im prawie jak przyklejona gdy dzeiwczyna szła z jej kociętami. Trzeba było je jednak gdzieś ułożyć.

- Musimy im znaleźć miejsce na noc i dać coś do jedzenia. Mamy coś do jedzenia? Też bym coś zjadła, jestem głodna… ale one pierwsze. Zobacz jakie są… ładne. Mogę je zatrzymać? - nadawała jak najęta, szczerząc się pełnią szczęścia - Będę się nimi opiekować. Wiesz że umiem, nie będą miały źle. Tutaj jest dużo wody i będzie szlam… mogą pojechać z nami?

- Coś do spania i jedzenia. Dobry pomysł Angie dla nas też. I tak, są bardzo ładne.
- wujek znów się uśmiechnął, podszedł do nowej kociej mamy i pogłaskał puchate główki. - Wyjmij jakiś koc czy coś takiego. Ona już ich pewnie umości jak trzeba. - wskazał na kręcącą się pod nogami kotkę. - Ale nie wiem czy zabieranie jej dzieci to dobry pomysł. Zobacz jak jej na nich zależy. - wskazał na dorosłą kotkę. Pochylił się i złapał czarnego zwierzaka na ręce. Potem wyprostował się i podstawił pod dłonie nastolatki matkę kociąt. Ta wychyliła łepek i powąchała kotki a potem zaczęła je lizać. - Zadbajmy o nie na tą noc a rano, przyda im się trochę spokoju. A rano zobaczymy jak sytuacja będzie wyglądać. - powiedział wujek przygladając się kociej gromadce na ich rekach.

- Tak… masz rację. Nie można ich zabierać i rozdzielać, są rodziną. Zależy im na sobie… przynajmniej... - dziewczyna posmutniała, usta wygięły się jej w podkówkę. Trzymała futerka czując jak grzeją i się ruszają. Żywe, puchate szczęście, ale nie dla niej.
- Nie wrócisz po mnie prawda? - spytała i wbiła wzrok w podłogę - Pojedziesz do bazy i nie wrócisz. Rozdzielimy się. Dlatego jedziemy do cioci… chcesz żebym miała gniazdo, ale to nie moje gniazdo. Żadne takie nie będzie bez ciebie.

Wujek Zordon westchnął. Położył kotkę na ziemi i ta odbiegła na chwilę ale zaraz wróciła z zadartym do górę łebkiem patrząc na Angie i trzymane przez nią kociaki.
- Chodź zrobimy im miejsce do spania. - powiedział wujek kładąc dłoń na ramieniu nastolatki. Podszedł do swojego plecaka i wyjął z niego jakąś bluzę i rozłożył ją w rogu. - Połóż je tutaj. Zobaczymy czy będą chciały tu leżeć. - dodał klepiąc rozłożoną bluzę.

Dziewczyna pokiwała głową i niechętnie, ale ułożyła czarne kulki na ubraniu. Przy ostatniej się wstrzymała, głaszcząc miękki grzbiet i nie myśląc o niczym prócz dotyku sierści na wnętrzu dłoni, ale i na ostatnie futerko przyszedł czas.
- A mogę zatrzymać jednego? - zapytała odkładając je tam gdzie pozostałe - Będę o niego dbać i polować. Nie będzie głodny, obronię go. Nie mówi… ale to nic. Mogę mówić za niego… nie musi mówić - powtórzyła i zacisnęła pięści, wstając powoli - Ty też nie chcesz do mnie mówić. Nie odpowiadasz, a pytam...nie musisz odpowiadać. Ja już wiem wujku - wzruszyła ramionami nie unikając patrzenia na opiekuna.

- Możesz zatrzymać jednego. - ten się zgodził, głaszcząc ostatniego kociaka palcem po czubku głowy. - Chyba są jeszcze za małe na polowany pokarm. Raczej mleko. - powiedział obserwując jak kotka zaczęła mościć się na jego bluzie i owijać wokół mniejszych kociąt. Gdy skończyła zaczęła je lizać i mruczeć. Z ciemności pokoju, z kąta dochodziło ciche, kojące, kocie mruczenie. - Jak chcesz możesz obok nich spać dzisiaj. - zaproponował podopiecznej obserwując plamę kocich kształtów na swojej bluzie.
- Ale Angie. - zaczął tak jakby miał teraz tą ważniejszą część do powiedzenia. - Nie mam wyboru. Muszę cię zostawić u cioci Elle. A potem wrócić do swojej jednostki. Inaczej będę zbiegiem i dezerterem. A nie chcę. - powiedział siadając na ziemi i opierając się o ścianę. Milczał chwilę wsłuchany w kocie mruczando pod bokiem. - Został mi rok Angie. Rok do końca kontraktu. Jak się skończy to przyjadę do was do Teksasu. Do ciebie i cioci Elle. I zostaniemy razem. Ale nie teraz. Teraz muszę wrócić jak cię odstawię do cioci Elle. Rozumiesz? - powiedział i na końcu skierował twarz w stronę nastolatki najwyraźniej patrząc na nią w ciemnościach tak jak ona na niego.

- Wiem co to dezerter. Dziadek mi opowiadał, że jak był taki jak ty - duży i dorosły - to też pracował w wojsku. Co to wojsko też wiem i ta no... hierarchia. I przysięga i rozkazy - blondynka też spoważniała, podchodząc do wujka. Stanęła nad nim i długo mu się przyglądała z góry, a rzadko mogła to robić bo był taki wysoki! Ale teraz siedział, a ona stała więc mogła… dziwne uczucie.
- On ich ścigał, tych dezerterów. Bardzo skutecznie, ale on był skuteczny i najlepszy i najmądrzejszy na świecie. Tak jak ty. - powiedziała i się wzdrygnęła - Łapał ich i… robił egzekucje. Bardzo brzydkie egzekucje, czasami jeszcze… z nimi rozmawiał tak.. Że ich bardzo bolało. Robił im rany żeby żyli, ale żeby… cierpieli. To… tego też mnie uczył - zrobiła krok stając nad opiekunem i usiadła mu na kolanach twarzą w twarz - Nie chcę żeby ktoś po ciebie przyszedł i ci to robił, a potem… żebyś się zmienił w kości. Strasznie dużo tu ludziów, nie mam tyle kul żeby cię obronić przed każdym, to trzeba zrobić tak żeby nie było trzeba - położyła mu ręce na ramionach jakby chciała dodać otuchy. Na nią to zwykle działało. Uśmiechnęła się do kompletu i pocałowała go w czoło - Jak obiecujesz że wrócisz to poczekam, ile miesiąców będzie trzeba. Już raz czekałam i przyjechałeś, a okropnie długo cię nie było. Widziałeś kreski na ścianach - pogłaskała go po krótko ściętych włosach - Co wieczór robiłam jedną zanim się położyłam… no ale zabrakło mi ściany, to potem robiłam na drugiej, ale ona też się zaczynała kończyć - spochmurniała, ale szybko wzruszyła ramionami wracając do siania pogody ducha po okolicy - No ale przyjechałeś to już nie było potrzebne. Jak tyle czekałam to i rok poczekam jak trzeba. A potem będziemy razem… a może Vex też tam być? Bardzo ją lubię, jest taka miła i kochana i nie krzyczy i ma motur - ostatnie dodała bardzo wymownie, patrząc wujkowi w twarz z odległości paru centymetrów - Skąd wziąć mleko dla futerka? I już wiem jak będzie miał na imię - zrobiła pauzę i klasnęła w ręce - Dziadek! Albo Aleksiej… albo Termos, bo jest taki cieplutki. W sumie jeszcze nie wiem. Które lepsze? - poprosiła o poradę w tej ważnej kwestii.

Wujek uśmiechnął a nawet roześmiał się cicho ale naprawdę wesoło. Spojrzał w dół na koci kącik i siedział na tyle blisko by znów pogłaskać zwierzaki. Kocie legowisko uspokoiło się i dało się z tego miejsca dojść solidną porcję kociego mruczanda i ciamkania gdy małe dossały się do pokarmu.
- Nie śpiesz się z imieniem. Na pewno coś wymyślisz. Pomyśl sobie jakąś scenkę gdy gdzieś po drodze musiałabyś go zawołać. Zobaczymy w dzień, może któryś z nich przypadnie ci do gustu i znajdziesz mu imię od razu. - poradził jej wujek i oderwał dłoń od mruczących zwierzaków. Spojrzał teraz na siedzącą mu na kolanach blondynkę.
- Nie bój się Angie jak wrócę teraz to nikt po mnie nie będzie przyjeżdżał i nie będzie chciał mnie trupić ani my nie będziemy musieli nikogo trupić. - powiedział łagodnie chyba z łagodnym uśmiechem bo choć tego po ciemku nie widziała słyszała to po jego głosie. Pogłaskał ją przy tym po policzku. - Teraz jak będziesz chciała to u cioci też możesz robić kreski. No może nie w mieszkaniu. Ellie ma ładny dom, duży i zadbany, powinien ci się spodobać. I na pewno pomoże ci liczyć. I jak będę mógł to list wam wyślę to ci przeczyta. - mówił spokojnie i łagodnie dzieląc się z nastolatką swoimi pomysłami na nadchodzącą przyszłość.
- Ale czy Vex pojedzie z nami to nie wiem. Jej się trzeba zapytać. Nie możemy zdecydować za nią. - wujek wrócił do kolejnego pytania postawionego przez podopieczną. Zamilkł na chwilę i kiwał lekko głową jakby się nad czymś zastanawiał. - Ale rozmawiałem z nią. I chyba nie jest niechętna temu pomysłowi. Na pewno we trójkę by nam było raźniej. No i fajniej. - dodał po chwili zamyślenia. - Ale by dostać się do Teksasu musimy i tak z powrotem jakoś przebyć rzekę, najlepiej z samochodem. Ostatecznie znaleźć jakiś po drugiej stronie. - wrócił spojrzeniem do plamy twarzy nastolatki i już mówił jakoś tak poważnie jak zwykle gdy mówił o swoich najbliższych planach. - Jak nas przez noc nie zaleje rano spróbujemy wrócić nad rzekę i zobaczyć jak to wygląda. Potem zastanowimy się co trzeba zrobić by wrócić na drugą stronę. - wujek jak zwykle miał plan na to co trzeba zrobić.

- Mhm... no dobrze. A na pewno się nie gniewasz za Rogera i obrazek? Wyglądało jakbyś się gniewał… nie bądź zły, nie chcę żebyś był zły i smutny. Jak jesteś smutny to mi też się robi smutno - nastolatka wstała, uwalniając blondyna od dodatkowego ciężaru. Wcześniej pracowali, więc nie było miejsca na rozmowy, ale teraz chciała porozmawiać na ważny temat, bo i tak przed tym nie ucieknie. Jak przed przeziębieniem, palącym żarem słońca, sensacjami brzucha po zjedzeniu zbyt dużej ilości cukierków. Albo bólem ran kiedy robiło się nieostrożnym.

- Nie jestem zły jestem poważny. - jakoś tak powiedział, że nadal wyglądał i brzmiał poważnie ale jednak czuła, że to był taki żart. Mimo, że się nie uśmiechnął. Milczał chwilę. - Jeśli jestem zły to na siebie, że cię nie upilnowałem. Tylko zadaję sobie pytanie czy jest cię przed czym pilnować. - powiedział po chwili zastanowienia. Spojrzał na nastolatkę i przyglądał jej się chwilę. - Powiedz Angie co tam się działo u Rogera w pokoju jak z nim byłaś? - zapytał jak to wujek, poważnie i spokojnie.

Chyba wujek się martwił… ale czym? Przecież nic się nie stało, pan z obrazkami nie zrobił jej krzywdy i był taki miły! I jeszcze zrobił obrazek i w ogóle blondynka bardzo miło wspominała cały pobyt w jego pokoju nawet ten atak pani z obrazkami tego nie mógł zepsuć.
- Upilnować? Coś się stało? Przecież nic mi nie jest, niemiła przyjaciółka Rogera nie zrobiła mi nic złego - zaczęła niepewnie robiąc się nagle mała i zaczęła kopać piętą w podłogę, nie patrząc na blondyna - Nooo… bo ja poszłam go przeprosić. Bo on się chyba przestraszył jak się spytałam czy zasadzkuje, a przecież powiedziałeś że jak czegoś nie wiem i nie rozumiem to mam pytać… no to spytałam, a on podskoczył i potem krzyczał i był zły… sam widziałeś - wyjaśniła pokrótce jak widziała sprawę, znaczy zaczęła wyjaśniać - Nie chciałam żeby się gniewał, dał nam dach i pozwolił zostać, nie wygonił na noc i potwory. Jak ty się zacząłeś myć, to… bo miałam jeszcze jednego batonika! Tego dobrego, z karmelem i orzechami… pomyślałam… no nie miałam nic innego żeby mu dać na przeprosiny, a zawsze mówisz że jak coś się źle zrobi, albo komuś przykro to trzeba przeprosić - uniosła wzrok szukając w jasnej kuli głowy wujka jego oczu.
- No ale w pokoju była już knuja… i ona tak brzydko mówiła! Żeby Roger nas wywali, tobie zrobił krzywdę i zabrał to coś co tak wszyscy chcą! I kłamała o Puzzle’u i o nas też! I była niezadowolona bo Roger kazał jej sobie iść. Potem ją wywalił przez drzwi z opuszczonymi spodniami, bo je zdjęła żeby się z nim poprzytulać i dzielić duszami… chyba. Tak mi się wydaje… dobrze, że Roger ją wywalił, nie nas. Nie lubię jej, mierzyła do ciebie, a potem mówiła te rzeczy. Jest zła i niedobra, nie dawaj jej tego urządzenia - nadawała gorączkowo, wyłamując nerwowo palce.
- No a potem sobie poszła, to zapukałam. I przeprosiłam. I dałam batonika, a Roger go wziął… on ma takie ładne obrazki! Takie jak ty… tylko trochę inne, ale też na skórze i na plecach i na piersi. Pozwolił mi je pooglądać, te co Tess ma też! Bo on robi obrazki - dodała poważnie i z namaszczeniem, jakby to była najważniejsza część w jej wypowiedzi - Ma takie zeszyty i w nich i ch dużo bardzo! Opowiadał komu który robił i pokazywał gdzie dokładnie. No i powiedział że jak chcę to mi zrobi taki obrazek, a chciałam. Bardzo chciałam… lubię obrazki - wyciągnęła przedramię i zjechała wzrokiem na motylka z cukierkami. Trochę piekł, ale był super.
- Był taki miły, jak ty. Dużo tłumaczył bo dużo pytałam i się nie denerwował, ani nie robił przykrości… i jeszcze zjedliśmy razem batonika. Podzielił się, a to przecież był jego prezent - uśmiechnęła się na samo wspomnienie - Tess spała, nikt nie patrzył… a ja go lubię, to mu usiadłam na kolanach, jak pokazywał obrazki z zeszytu. Pamiętam co mówiłeś w barze. Zdjęłam koszulkę żeby mnie po niej nie macał i żebym nie była puszczalska… nie musisz się gniewać ani martwić - zapewniła szybko i nawijała dalej.
- Powiedział że jak chcę to mogę tu zostać, że oni tutaj są jak rodzina i mają obrazki i się lubią… ale potem Tess mnie zaatakowała. Chyba była zła… bo my się łączyliśmy duszami. Próbował wyjaśnić co to dusza, ale dalej nie rozumiem, ale chyba jest w spodniach… no i tak dziwnie mi się zrobiło w brzuchu i gorąco, a on spuchł. Dał mi fajkę i butelkę i potem przytulił i dał buziaka, ale inaczej jak ty. Zrobiło się jeszcze dziwniej i tak… nie wiem - wzruszyła ramionami - to było… bardzo miłe, ma takie miłe ręce. I ładne obrazki i miękkie usta i nie ma blizny od ognia na karku jak ty, jest całkiem inny… nawet pachnie inaczej i inaczej oddycha - zagryzła wargi i posmutniała. Nie wiedziała co dzieje się z panem z obrazkami, zaczynała się mocno martwić. Westchnęła cicho - Miałeś rację, jak się siedzi komuś na kolanach kogo się lubi to jest fajnie… no i my tak siedzieliśmy. Przytulaliśmy, a potem spytał czy chcę się z nim połączyć duszami… ale do tego trzeba było zdjąć spodnie. To zdjęłam, on też. Jak na niego usiadłam to mnie kujnął tam na dole. - poklepała się po spodniach - Najpierw było dziwnie, trochę bolało, ale potem przestało i zrobiło się jeszcze cieplej i tak… jakby ktoś tam postawił takie słońce o tu - położyła wujkowi rękę na kroczu - Chciałam jeszcze raz, ale Roger miał robić obrazek. To robił obrazek… no i obudziła się Tess i się na mnie rzuciła. Była jak wściekły pies, warczała i leciała z pazurami. Chciałam ją… uśpić. Jak dziadek uczył - przyznała cicho i skrzywiła się - Ale mówiłeś że już nie jesteśmy na pustyni tylko wśród ludziów i nie wolno robić trupów… to ją uspokoiłam. Tą butelką co piliśmy wcześniej z Rogerem… no i potem weszłeś do pokoju i… i resztę już wiesz - skończyła i zacisnęła usta, czekając na reprymendę.

Wujek usiadł na jakimś starym biurku przez co nie wydawał się Angie taki wysoki jak wtedy gdy stał i był o głowę wyższy od niej. Teraz jak siedział na tym biurku głowy mieli mniej więcej na jednym poziomie. Czasem nią pokręcił, czasem ją przekrzywił, kilka razy wyglądało jakby oglądał sufit choć po ciemku przecież nic sensownego dostrzec tam nie mógł. W końcu gdy nastolatka skończyła swoją relację chwilę milczał przypatrując sie jej.
- Jesteś rozbrajająca Angie. - powiedział w końcu chyba nawet się trochę uśmiechając. Potem wstał i stare, już nieźle nadkruszone przez czas biurko zatrzeszczało. Wujek podszedł do okna i oparł się na szeroko rozstawionych dłoniach o parapet. Znowu nie odzywał się spoglądając na świat zewnętrzny za oknem.
- Czyli Roger cię zbajerował, napoił wódą i rozdziewiczył. I zrobił obrazek. - powiedział w końcu wciąż zapatrzony w świat za oknem. Wzruszył ramionami co na tle okna było zauważalne. - Chyba powinienem być zły. - pokiwał głową. - Właściwie to trochę jestem. Ale cóż Angie. - powiedział i w końcu odwrócił się tyłem do okna i oparł się o parapet. - Dorastasz. Już raczej prędzej niż później i tak byś pewnie przeszła przez coś takiego. Dlatego nie wiem czy jest się sens wściekać czy na ciebie czy na Rogera. Choć jakoś i tak mam ochotę mu trzasnąć po gębie. Już z dwojga to chyba wolałbym tamtego Danny'ego. To jakiś zwykły chłopak chyba był.A ten Roger mi wygląda na niezłego numeranta. No ale trudno Angie, stało się. Jesteś cała, widzę, że ci się podobało więc chyba zostaje się cieszyć, że nie wyszło gorzej. - powiedział w końcu rozkładając swoje wielkie ramiona i głośno trzepiąc nimi w uda gdy wróciły do niego.


- Rozbrajająca? Co to znaczy? Że wzięłam od ciebie pistolet ze światełkiem? - blondynka skurczyła się w sobie czując się bardzo nieszczęśliwa i zagubiona. Przecież sam go jej pożyczył, nie dał. Nie rozbroiła go na stałe, tylko na chwilę no i miał jeszcze karabin. - Jest twój, nie chcę go! To było tylko do pracy, żeby sprawdzić, proszę! - Szybko wyciągnęła broń zza paska i położyła ją na biurku, słuchając co mówi. Był zły, sam tak powiedział! Zły na Angie i nie wiedziała dlaczego! Nie patrzył na nią tylko gdzieś za okno… i jeszcze chciał bić przez nią pana z obrazkami!
- Wujku nie trzaskaj Rogera, on nie zrobił nic złego. Nie zmusił do niczego… A Danny nie robi obrazków i nie jest taki duży… to ja musiałabym go chronić, nie on mnie. Rozdziewiczył? Chodzi o obrazek czy to siedzenie na kolanach? Ale przecież… nie miałam koszulki i… numerant? Co to numerant? - Tego też nie rozumiała, coś bardzo ważnego jej umykało. Zrobiło się jej zimno, strasznie i jakoś tak źle. Skoczyła więc do przodu, wyciągając ramiona i wpadając z impetem na blondyna. Objęła go i przytuliła jak zawsze kiedy się bała i zagubiła w dziwnym świecie którego nie pojmowała. Za dużo dziwnych reguł, wymagań. Do tego zła woda, ciemność i nerwy też dołożyły swoje. Zamrugała bo straciła ostrość widzenia i obraz się rozmazywał przez wilgoć w kącikach oczu. Mokre krople spłynęły po policzkach, wsiąkając w materiał munduru.
- Przepraszam wujku, nie chciałam żebyś był zły i się gniewał! To było złe?! Zrobiłam coś złego?! Tobie przykrość?! Nie chciałam… przepraszam! - miauczała przez łzy, wzmacniając uścisk żeby wujek nie odszedł i jej nie zostawił. - Już mnie nie l-lubisz, tak? M… mam sobie iść?

- Nie mów głupot Angie. Nie płacz, nie stało się nic złego. - Pazur uspokoił płaczącą nastolatkę ocierając jej kciukiem łzy ściekające po policzkach. Przyciągnął ją do siebie i przytulił. Z bliska różnica między ich gabarytami wydawała się jeszcze większa i choć Angela do drobnych nastolatek się nie zaliczała przy ponad sześciostopowym najemniku o głowę wyższym od niej wydawała się drobniutka. - Rozbrajająca tak się mówi czasem gdy ktoś nam coś powie i kompletnie nie wiemy co odpowiedzieć. Zwykle jeśli chodzi o coś zabawnego albo dziwnego. Albo jak dzieci czasem mają, że się spytają czy powiedzą coś, co w ogóle nie wiadomo co powiedzieć i jak to traktować. - wyjaśnił głaszcząc dłonią po jasnej głowie. Nieco przekręcił się tak, że opierał się o parapet i obejmował w ramionach blondynkę.
- A numerant to taki ktoś kto robi numery. - powiedział po chwili wahania. Wyglądało jakby sam się zastanawiał jak to wyjaśnić pytającej. - Tacy ludzie najczęściej szukają albo wpadają w kłopoty. Dlatego inni nie przepadają za nimi i wolą się trzymać z daleka. Ja na przykład wolałbym się trzymać od niego z daleka. Bo właśnie wygląda mi na numeranta. Boję się, że może nam wykręcić jakiś numer. Jak nie to dlatego, że mu tak lepiej pasuje a nie, że coś nas lubi czy, że jest fajny. Był dla ciebie miły mówisz. No cóż. - powiedział i na chwilę odchylił dłonie jakby w minimalistycznej wersji gestu rozkładania ramion. - Chciał pewnie wziąć co ty chciałaś dać. Zgraliście się więc akurat na ten wieczór. Jakby było inaczej to nie wiadomo czy by było tak miło. - trochę spoważniał i mówił jakby chciał ostrzec czy uprzedzić Angie przed Rogerem.

- Ale przecież batonika dostał od razu zanim weszliśmy do pokoju. Mógł go wziąć i zamknąć drzwi i kazać spadać… no nie powiedział ani razu że jestem głupia. Pokazywał kotki w paski w zeszycie, mówił że się nazywają tygrysy. Dziadek takie miał na całej ręce… takie obrazki. I motylka co lata nocą też nie musiał robić. Ćmy… mówił o ćmach, że jestem ćmą i robię jakieś femorony - dziewczyna pociągnęła nosem, łapiąc wujka Paznokcia za szyję. Skorzystała że przysiadł na parapecie i z premedytacją wpakowała mu się na kolana, zakleszczając udami w pasie. Siedziała trochę jak na panu z obrazkami, ale teraz nic jej nie wariowało w brzuchu. Było spokojnie, miękko i ciepło. Bezpiecznie, gdy wujek ją trzymał i z nią rozmawiał. Uspokajała się w miarę gadania, licząc po cichu jego oddechy do tylu, do ilu umiała, a potem zaczynała od nowa - Jak znaleźliśmy cię z dziadkiem na pustyni też miałeś kłopoty. Cały byłeś w kłopotach. Dziadek też się bał, że będziesz… no wiesz - mruknęła smutno, kładąc mu czoło na barku - Rozdziewiczyć to siedzieć na kolanach czy co? Robienie obrazków? Alkohol? Buziaki? Roger mówił że jak się dzieli duszą to się staje silniejszym. Że to wzmacnia… chcę się podzielić z tobą. Żebyś był silny i nic ci się nie stało i żebyś nie miał już takich kłopotów jak przy spalonych brykach na piasku - przekręciła się żeby móc spojrzeć blondynowi w twarz. Z tej odległości prawie widziała jego oczy, ale było za ciemno żeby dostrzec ich wyraz.

- Jak żeście mnie znaleźli na pustyni to nie było to samo. - wujek pokręcił głową nie zgadzają się na takie porównanie. W końcu przestał i zastanawiał się nad czymś. Wzruszył ramionami. - A może i to samo. - uśmiechnął się głosem, twarzą pewnie też ale nie było to teraz tak wyraźne jak głos. - A rozdziewiczanie to chodzi o robienie czegoś pierwszy raz. Zwykle chodzi o seks. I o rozdziewiczanie dziewczyn. Jak dziewczyna nie uprawiała jeszcze seksu czy jak to ten Roger mówi, “nie dzieliła się jeszcze duszą”, to mówi się, że jest dziewicą. A ten pierwszy seks, to właśnie mówi się, że została rozdziewiczona. - wyjaśnił jak mógł wujek i sięgnął dłonią po nogę nastolatki. Przesunął ją trochę na swoich udach tak, że teraz siedziała na nich bokiem do niego.

Zgadzało się z tym co mówił pan z obrazkami, że tylko za pierwszym razem boli, a potem już nie. Teraz to miało sens... chyba. Tak przynajmniej się blondynce wydawało, że rozumie... w większości. No w każdym razie pokiwała głową na znak że właśnie łapie co blondyn tłumaczy. Pogłaskała go przy tym po policzku, a taki gładziutki i miły miał! Musiał się niedawno golić, zanim nadeszła zła woda. Pachniał też mydłem... no i wujkiem. Nie umiała opisać tego zapachu, ale rozpoznałaby go z zamkniętymi oczami pośrodku tłumu innych ludziów.
- Acha - podsumowała, w międzyczasie prostując plecy i bez ostrzeżenia dała wujkowi buziaka, ale nie takiego jak do tej pory, tylko takiego jak pokazywał Roger: długiego, mokrego i prosto w usta, jednocześnie obejmując go ramieniem za szyję i przyciskając do siebie. Skoro teraz już nic nie bolało, a to całe dziele czy seks jak to wujek nazywał, było takie przyjemne... miał za sobą ciężki dzień, a ona chciała być miła. No i żeby się już nie gniewał.

Z początku było jak z Rogerem. Poczuła na swoich ustach jego usta a pod ramionami jego kark, szyję i plecy. Ale nie objął jej tak jak Roger. Szybko przerwał pocałunek odsuwając dziewczynę od siebie.
- Angie! Co robisz?! - powiedział jakimś dziwnym, niecodziennym u niego głosem. Jakby był zaskoczony. I jeszcze zdenerwowany albo speszony. - Nie rób tego, nie ze mną. To nie wypada. Dla mnie jesteś jak córka. Jak własne dziecko. Którego nie mam a które chciałbym mieć. Jesteś cudowną dziewczyną i wyrośniesz na cudowną kobietę. Ale ty i ja to jak rodzic i dziecko Angie. A rodzicie i dzieci się tak nie całują. Ani nie dzielą duszami. Wspierają się i troszczą o siebie w inny sposób. - wyjaśnił wciąż chyba zaskoczony i skonfundowany wujek. Głaskał przy tym podopieczną po głowie w uspakajającym geście.

-A-ale to takie przyjemne i miłe... i chciałam być miła, żebyś się nie gniewał i był silny! Bo to dzielenie wzmacnia - po minie Angeli widać było smutek i niezrozumienie. Siedziała jak na panu z obrazkami i nawet dała wujkowi takiego samego buziaka, ale dziwne ciepło i ruch w brzuchu się nie pojawiły. Chyba... chyba z wujkiem to nie działało - To... nie możemy się tak przytulać od środka? Szkoda... bardzo cię uwielbiam, jesteś najlepszym wujkiem na świecie i takim ładnym i silnym i mądrym. Po co ci dziecko? Masz mnie. Ja jestem twoja - westchnęła - A pójdziesz ze mną na drogę tam gdzie bryki? Chciałabym... sprawdzić czy Rogerowi nic nie jest. Znaleźć go, bo się martwię. On jest naprawdę miły... i powiedział ze jak zostanę to mi zrobi obrazek z pająkiem na całe plecy. Takim w pajęczynie... byłabym jak ty. - uśmiechnęła się niepewnie znowu się pochylając i dając wujkowi buziaka, ale takiego normalnego. W policzek. Tak chyba mogła, skoro byli rodziną.
 
__________________
A God Damn Rat Pack

Everyone will come to my funeral,
To make sure that I stay dead.
Czarna jest offline  
Stary 30-07-2017, 10:18   #59
 
Aiko's Avatar
 
Reputacja: 1 Aiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputacjęAiko ma wspaniałą reputację
Sprawdzenie jak się mają ich pojazdy okazało się niezbyt proste. Głównie z powodu ciemności. Jedynym źródłem światła dysponowała chyba Mewa i było dość wątłe i niewygodne w postaci zapalniczki. Mewa nie mogła jej utrzymać zapalonej zbyt długo bo zwyczajnie rozgrzewała się i parzyła ją w palce. Spike okazał się jednak dość odporny na efekty wody i fali. Owszem fala wdarła się do pomieszczenia i przewróciła go. Ale wewnątrz, nawet na parterze, było trochę wyżej niż na zewnątrz i wody właściwie nie było obecnie poza warstwą jaka chlupotała pod odeszwami. Fala naniosła na podłogę piach, muł, jakieś kawałki drewna i inne tego typu śmiecie co sprawiało, że nie wyglądała na zbyt zachęcającą do picia. Przynajmniej na surowo.

Spike wydawał się być sprawny. Sam upadek nie zaszkodził mu. Wilgoć mogła ale przy tak marnym i urywanym świetle zapalniczki jakie mieli ciężko było sprawdzić na 100%. I Vex i Rononn zdawali sobie sprawę, że nasączony smarami i olejami metal i silnik tak krótki atak wody powinien znieść bez szwanku. Większe ryzyko było z elektryką. Woda mogła dostać się do kabli i styków, ugrzęznąć tam na długo. Ale można było zwiększyć szanse na zlikwidowanie przykrych skutków rozpalając przy Spike ogień. Ciepło z ogniska powinno odparować i wysuszyć sporą część nagromadzonej w nim wilgoci. Spryskanie wnętrza WD zapewne też by nie zaszkodziło.

Oględziny Spike były mniej więcej zakończone gdy z góry zeszła para snopów światła i Angie z wujkiem zeszli na parter.
- Góra czysta. Nie macie światła? Może Melody coś ma? - zapytał wujek widząc trójkę towarzyszy męczących się przy jednej zapalniczce. Co prawda w oględzinach samochodu mógł pomóc sam Spike ze swoim reflektorem ale też kąt oświetlania nie był najkorzystniejszy i latarka czy nawet świeczka byłyby tu bardzo pomocne.

- Ja na pewno nie będę z nią gadać. - burknęła od razu Mewa dając upust swojej niechęci do kobiety jaka została na górze.

Vex podniosła motor i usadowiła się na siodełku, nie zważając na to, że jest mokre. Jej dłonie niemal po omacku przesuwały się po znanych jej blachach, szukając nowych obić. Dopiero po tych oględzinach sięgnęła do odsłoniętych części auta. Po chwili rozpięła kurtkę i oderwała kawałek koszulki by osuszyć spłonkę, którą tradycyjnie wypięła.
- Myślę, że autem zajmiemy się rano, chyba, że stwierdzicie iż bez problemu możemy tu rozpalić ogień… choć nie wiem z czego. - Nawet nie zerknęła na Sama, bo tak nie widziałaby go w tych ciemnościach. Osuszyła wtyk i wsunęła suchszy kawałek materiału w gniazdo. Czuła ulgę. Jej przyjacielowi raczej nic nie było. - Ja wprowadzam Spika na górę. Tam mogę spytać Melody o latarkę.

Nie czekając na reakcję reszty odpaliła motor. Korytarz rozświetliły światła reflektorów, na chwilę oślepiając nawet samą Vex. Uśmiechnęła się szeroko, czując pod sobą pracujący silnik. Bez trudu wykręciła w korytarzu ustawiając motor na wprost schodów. Dodała gazu i maszyna bez większego trudu wdrapała się po schodach. Już po chwili była w pomieszczeniu, w którym pozostawili Melody.

- Wróciłam! - Odezwała się już radośnie, do siedzącej kobiety. - Wydaje się, że damy radę ruszyć też cztery kółka.
- To dobrze. - dziewczyna uniosła głowę znad kolan. Obserwowala wjazd Vex wciąż siedząc pod ścianą. - Może do rana woda zejdzie to da się stąd odjechać. - powiedziała w końcu trochę mniej osowiałym głosem.
- Czemu wzięłaś tą furę? - Vex zeszła z motoru, ale zostawiła go na chodzie. Wolała żeby Spike przemielił to co ewentualnie mogło do niego nalecieć. - Dobrze wyszło, bo byśmy pewnie wylądowali w jakimś bagnie, ale chyba kombi było sprawniejsze.

- Stałam przy nim. Było najbliżej. - Melody wzruszyła ramionami odpowiadając na pytanie dziewczyny z Det. Spojrzała za okno. Gwiazd ani księżyca nie było właściwie widać przez warstwę chmur.
- Chcesz to się kimnij, ja pewnie pogrzebię w Spiku.- Vex dopiero zdjęła plecak i zaczęła na spokojnie, po raz kolejny obchodzić motor. Reflektory nie były zbyt pomocne w tej sytuacji, więc gdy uznała że praca silnika się jako tako wyrównała wyłączyła maszynę. - Masz może latarkę?

Melody milczała chwilę przyglądając się motocyklistce. Zaczęła grzebać w kurtce i po chwili wyjęła z niej coś jasnego i podłużnego.
- Mam tylko to. - powiedziała pstrykając zapalniczką. Po chwili w pomieszczeniu zapłonął przyjemny blask świecy. Dziewczyna stęknęła i przefikała się na kolana do przodu podnosząc się ze swojego miejsca. - Słabe miejsce na spanie. - dodała nieco ironicznie. Goła, zakurzona, betonowa podłoga faktycznie nie zachęcały do spoczynku na dłuższą metę. Świeca dawła jaśniejszy i stabilniejszy płomień od zapalniczki choć trochę płomyk chybotał się w przeciągu. - Można by sprawdzić samochód. Może coś tam jest. Dawno tam nie zaglądałam to właściwie nie wiem. Teraz też się spieszyłam. - przyznała w końcu po chwili zastanowienia.
- Łażenie w tym bagnie po ciemku to słaby pomysł. - Vex zdjęła kurtkę i usiadła na niej przy motorze. - Może jak wujaszek wróci, to pożyczy na chwilę latarkę.

Melody po chwili wahania pokiwała głową na znak zgody. Rozejrzała się po pomieszczeniu i westchnęła ciężko, ze zmęczeniem. Potarła końcami palców czubek nosa, ściskajac go finalnie u nasady
- Trzeba zacząć szykować się na noc. Rozpalić ogień. Nie zdążyłam nic zabrać, wszystko miałam w kombi. - mruknęła po chwili. Akurat to pomieszczenie było dość pustawe więc na gapienie sie z okna czy parkowanie motocykla nadawało się świetnie. Ale na górze, gdzie nie dała rady dostać się woda, sytuacja powinna wyglądać kompletnie inaczej. O ile oczywiscie znajdowało się tam jeszcze coś przydatnego, co uchowało się przed bezlitosnym zębem czasu, korozji i niemniej bezwzględnym atakiem Szczurów oraz okolicznych szabrowników.
- Wynieśmy co się da i co się przyda z auta. Koce, kurtki… zorganizujmy drewno. Potrzebujemy ognia - powtórzyła jakby było to dla niej niezwykle istotne po czym spojrzała na każdego z rozmówców z osobna, nim dodała zataczajac dłonią okrąg obejmujący mniej więcej obdrapane ściany pokoju - Jak i gdzie śpimy, tutaj? Nie… nie chcę spać sama gdzieś na uboczu. Chcę dotrzymać do świtu - skupiła uwagę na Vex i wyjaśniła - Wiem że mnie nie lubicie, zwłaszcza ona - kciuk powędrował w stronę Mewy, co druga kobieta przyjęła ze zirytowanym prychnięciem - Nocą, na uboczu zdarzają się… różne wypadki. Jestem zmęczona, to był ciężki, pieprzony dzień pod górkę. Wypada w końcu odpocząć.

Vex przysłuchiwała się temu słowotokowi cały czas zajmując się Spikiem. Trochę kojarzyło się jej to z Angie. Była nawet ciekawa czy by się dogadały gdyby nie ta cała akcja… nie chyba by nie wyrobiła gdyby obie zaczęły naraz nawijać. Obróciła się do Melody, gdy ta skończyła.
- Cokolwiek zostało w aucie jest zalane. Jasne, możemy to wyjąć tyle że i tak nie będzie z tego pożytku. Jeśli ci nadal na tym zależy i tak wolałabym tam pójść z latarką, bo woda mogła nanieść wszystko a ja wolałabym nie wdepnąć w jakieś zwłoki. - Mówiła spokojnie uśmiechając się lekko. - Co do lubienia i nielubienia nie wystawiam takich opinii po kilku godzinach znajomości, bo i po co? Jak nie obudzi mnie strzał w tył głowy albo nóż w plecach to powiedzmy sobie, że będziemy miały bazę do wystawiania jakichś ocen. Choć muszę przyznać że celowanie do mnie z broni też nie działa na twoją korzyść, tak jak kilka innych akcji. - Motocyklistka oparła się o swoją maszynę i spojrzała w sufit. - Chyba mam dwa koce to mogę ci jeden pożyczyć jestem przyzwyczajona do spania w dziwnych warunkach, wiec mogę się okryć choćby kurtką.
Zwiesiła się na chwilę mocno coś rozważając. W końcu spojrzała na Melody.
- Boisz się ciemności?

Rononn po kaskaderskim wjeździe Vex na górę spojrzał na siostrę i wzruszając ramionami podążył za motocyklistką. W ciemności, oraz oślepiony dodatkowo przez światła jednoślada, wejście po schodach nieco mu zajęło. Wyłonił się zza otworu drzwi akurat w momencie gdy dziewczyny rozważały nieprzyjemności związane z topielcami. Posłuchał chwilę kurierki i wychwytując pauzę w ich wypowiedziach wtrącił swoje trzy grosze
- Ja mogę tam pójść. Nic gorszego niż ścieki w Missi tam nie będzie. Silny nie jestem ale można jakieś suchsze partie mebli tam z dołu użyć jako paliwo do ognia. Nie wiem co zastanę w wozie ale jak dam radę coś przytachać to zabiorę. Może być? -

- Ooo widzisz? - Vex wskazała na Patyczaka. - Jest mężczyzna i pomoże. Skoczcie razem bo wiesz jak wygląda dokładnie auto, a ja popilnuję rzeczy. Ok?
- O ile ma dobre gumiaki… - mruknął Rononn.

- Niech będzie. - Melody wzruszyła ramionami i wstała razem ze swoją świeczką. Szła niezbyt szybko otulając wolną dłonią mały płomyczek świecy ale wraz z nią z pokoju odeszło całe światło i Vex, Mewa razem ze Spike pogrążyli się w ciemnościach nocy. Sam z Angie jeszcze nie wrócili. A właściwie wrócili na piętro ale poszli gdzieś do jednego z pomieszczeń obok.

Vex odłożyła narzędzia i spojrzała w kierunku, w którym ostatnio widziała Mewę.
- Chcesz zdradzić po co ci ta część? Dzielicie się zyskiem z Puzzlem?
- Jest mi potrzebna. Czemu pytasz? Robisz dla niego? - odpowiedziała z ciemności Mewa po chwili zastanowienia. Jej sylwetka była dość słabo widoczna i od ciemnego tła odbijała się najlepiej jasna plama jej twarzy i rąk.
- To tylko kumpel mojego kumpla. - Vex wzruszyła ramionami, mimo że Mewa i tak nie mogła tego zauważyć. - Byłam ciekawa skoro jest o to takie zamieszanie. No i chyba wypadało zagaić rozmowę, chyba że lubisz siedzieć po cichu w ciemnościach.

- No dzięki. - burknęła po chwili wahania Mewa. Chyba też pokiwała głową choć nie Vex nie była tego taka pewna. - Nie sądziłam, że z tym będzie tyle syfu i zachodu. - westchnęła w ciemności kopiąc jakiś pomniejszy kamyk. Tek postukał po podłodze i uderzył w pustą ścianę. - Dogadałam się z Puzzle i miała być prosta sprawa. Tylko ta się wpieprzyła. - przyznała z niechęcią druga z siedzących po ciemku kobiet. Na końcu już zauważalnie kiwnęła głową w stronę drzwi na korytarz przez które ostatnio wyszli wszyscy a jedną z ostatnich osób była Melody.

Z tego co Vex kojarzyła wpieprzanie się szło raczej w drugą stronę, ale nie komentowała. Zerknęła na drzwi do pomieszczenia. Zaczynała się już niepokoić nieobecnością Sama i Angie.

***


W tym czasie Rononn i Melody zeszli z powrotem na parter. Do drzwi wejściowych przez które niedawno wbiegli doszli bez przeszkód. Przeszkody zaczęły się zaraz potem. Wody może nie było zbyt wysoko ale wydawała się być powszechna ale gdy marynarz zszedł na poziom ulicy okazało się, że wody jest gdzieś do połowy łydki. No może trochę mniej. Nie było co liczyć, że do rana zniknie. Może przez kilka następnych dni jeśli ten upał się utrzyma a nowej wody nie będzie. Wodna masa zniechęciła chyba Melody bo zatrzymała się a wraz z nią strefa ciepłego światła.
- Weź świeczkę i sam sprawdź. Jak coś będzie to albo w skrytce albo w bagażniku. - powiedziała wyciągając dłoń ze świeczką do marynarza. - Jak coś będzie to mi podaj ja zaniosę to na górę. - powiedziała po chwili. Do osobówki nie było tak daleko, z kilkanaście kroków. Akurat tył był wyniesiony nieco do góry gdy przód zarył w jakieś zagłębienie.
 
Aiko jest offline  
Stary 02-08-2017, 10:45   #60
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Tura 13




Rononn brodził w rzecznej wodzie która obecnie bardziej przypominała stojącą, wodę jakiegoś jeziora czy leniwego starorzecza niż rzeki. No i stała tak o całe kilometry od samej rzeki. Przyświecał sobie świeczką od Melody gdy ona sama czekała w wejściu do budynku. Zajrzał przy jej świetle do kabiny pojazdu. Była zalana, zwłaszcza przód. Tylne miejsce od strony pasażera było prawie wolne od wody, miejsce kierowcy było pod wodą prawie do połowy oparcia. Reszta gdzieś tak pośrodku między tymi dwoma skrajnościami. Wszystko i tak było mokre i by pewnie schło bardziej dniami niż godzinami tak jak łódź po zalaniu przez wysoką falę. Silnik i reszta pojazdu czy działał i był do postawienia na koła było trochę kwestią jego stanu sprzed zalania a trochę szczęścia i odporności konstrukcji. Po ciemku od patrzenia na zamkniętą maskę nawet mechanikowi z Detroit nie szłoby zgadnąć w jakim jest stanie. Zdołał znaleźć jakiś koc na tylnym siedzeniu choć obecnie był on mokry to zostawiając go tutaj nadal pozostałby mokry jeszcze długo. Jeśli jednak by go zabrać i wystawić na promienie słoneczne w dzień powinien wyschnąć w ciągu paru godzin. Tyle, że obecnie w środku nocy te “za kilka godzin” wydawało się strasznie odległe i niepewne.

W schowku na rękawiczki znalazł kilka drobiazgów i śmieci. Otworzył bagażnik i w nim znalazł plastikowy pojemnik na jakieś 10 l. Wewnątrz była benzyna choć pewnie ostatnie kilka litrów raczej mniej niż więcej co stwierdził po odkręceniu korka i sprawdzeniu zapachu. Znalazł też łom i jakiś worek z czymś co chyba było łatwiej gdzieś wysypać by sprawdzić co tam jest niż męczyć się trzymając worek w jednej ręce, grzebiąc w nim drugą a świeczkę trzymając w trzeciej. Rąk do tego brakowało. Wtedy gdzieś w oddali ale nie tak całkiem daleko huknął strzał z broni palnej. A potem kolejne. Z ciemności nocy doszły nieco przytłumione odgłosy walki i krzyki przestraszonych ludzi. Choć on sam widział tylko otaczającą go noc i nieco jaśniejszą postać Melody stojącą wciąż w drzwiach. Za to usłyszał z piętra głos siostry.
- Rononn! Wracaj do środka! - krzyknęła ponaglająco.





Vex siedziała po ciemku ze Spike i Mewą. Rozmowa urwała się i jakoś nikt z tej trójki nie kwapił się do jej wznowienia. Zza okna, z dołu dobiegały odgłosy trzaskania metalu i brzdęku klamotów gdzie dwójka na dole pewnie grzebała przy samochodzie. Głosów nie było słychać więc albo gadali tak cicho, że na górę nie dochodziło albo nie gadali w ogóle. Z sąsiednich pokojów na piętrze dochodziło przytłumione odgłosy rozmowy Angie i Sama. Coś im dłużej schodziło. Czasem doszło ich jakieś głośniejsze słowo czy zdanie ale też raczej zachowywali dyskrecje jakby zależało im by się rozmówić w spokoju i na osobności. Wraz z nimi przyszły z piwnicy kociaki. Właściwie to Angie je niosła. A pomiędzy nogami czmychnęła im ciemna, cicha plama ciemności. Po cichym miauknięciu dało się rozpoznać, że to dorosły kot. Pewnie kotka.

Gdy cisza zaczęła się robić taka, że wypadało albo coś z nią albo ze sobą zrobić lub próbować zignorować gdzieś z ciemności huknął strzał. A potem kolejne. Z ciemności nocy doszły ich odgłosy strzelaniny połączone z dopasowanymi do tego krzykami przestraszonych ludzi. Dość odległe ale nie na tyle by czuć się bezpiecznie. Ot, tak gdzieś jak na drugim końcu przecznicy w Det. Mewa chyba spojrzała w pierwszej chwili jak skamieniała siedząc pod ścianą. Potem zerwała się na nogi i stanęła przy oknie.
- Rononn! Wracaj do środka! - krzyknęła gdzieś na dół. Potem spojrzała na zewnątrz. - To chyba od tych samochodów na drodze. - powiedziała wpatrując się w światła wciąż widoczne na drodze którą niedawno jechali. Usłyszeli tupot biegnących butów. Zaraz do środka wpadli Angie i Sam.



- Wiem Angie, wiem. Ty też jesteś najśliczniejszą dziewczyną na świecie. - uśmiech i łagodny ton znów był słyszalny w głosie wujka. Pocałował ją w czoło w czułym i opiekuńczym geście. - I jasne, możemy poszukać Rogera. Ale jak musimy powiedzieć Vex i reszcie. No i nie ma sensu szukać po nocy obcego miasta. Pójdziemy do tych samochodów na drodze. Jechały z tej samej strony co my. Albo Roger jest tam albo może ktoś wie co się z nim stało. - wujek zgodził się i zaproponował swój plan. W końcu był Paznokciem i wujkiem Zordonem więc jak zwykle miał jakiś plan. Poruszanie się po nocy w obcym terenie jeśli nie było absolutnej niezbędności to jak wiedziała Angie nie było zbyt mądre. Raczej prosiło się o kłopoty. Co innego gdy był to swój teren gdzie się go znało i w dzień był sprzymierzeńcem a w nocy też choć z tą typową nutką nocnego ryzyka.

Wtedy właśnie huknął strzał. Wujek szarpnął się od razu w dół pociągając za sobą Angie. A potem kolejne. Dość daleko. Na zewnątrz. Ale na tyle blisko, że słychać było ludzkie krzyki bardzo dopasowane do strzelaniny. Pełne obawy i strachu krzyki ludzi. Wujek wciąż pochylony pociągnął nastolatkę za sobą i przebiegli korytarzem do pomieszczenia gdzie zostawili resztę. Rononn i Melody jeszcze nie wrócili więc w środku były tylko Vex i Mewa. Wujek spojrzał w stronę drogi i widocznych świateł pojazdów. Na ich tle czasem było widać jakiś ruch gdy między reflektorami a obserwatorami w oknie ktoś chyba przebiegał. Wujek sięgnął po swój karabin i znów wyglądało, że celuje w tamtą stronę. Obserwował chwilę co się tam dzieje.
- Ludzie uciekają. Jakieś zamieszanie. Z 300 - 400 m od nas. Biegną przez wodę, większość w stronę budynków. Część nadal jest w samochodach. Nie widzę kto strzelał. Ale kilka osób stoi przy jakiejś furgonetce. - wujek po chwili obserwacji mówił to co widzi. Większość z tego była niewidoczna dla pozostałych bo w światłach reflektorów widzieli urywki tej sceny jaką widać było przez jego celownik.

- Dobra. Ja i Angie i tak mieliśmy się tam przejść. Ktoś chce iść z nami? - powiedział w końcu wujek podając swój karabin nastolatce by też mogła rzucić okiem na scenę za oknem. Sam spokojnie ale metodycznie i całkiem sprawnie zaczął przywdziewać swój ekwipunek. Na podkoszulce znów pojawiła się koszula munduru, na to pancerz i kamizelka taktyczna. Znowu z rosłego faceta zmieniał się na ich oczach w rosłego Pazura. Strzelanina się chyba skończyła. A przynajmniej teraz nikt nie strzelał. Ale nie było wiadomo czy to tak na chwilę czy po prostu się skończyła. Odległość była średnia. Na tyle by dojść w ciągu minut ale przez ciemność i odległość zbyt duża dla większości broni krótkiej i lekkiej. Woda na dole też pewnie nie ułatwiała marszu, biegu czy nawet jazdy co widziała właśnie w seledynowej poświacie Angie gdy widziała jak biegnący ludzkie sylwetki rozchlapują wodę przy każdym kroku wyraźnie wolniej niż przy biegu po czystym i stabilnym terenie. Celownik wujka nie pokazywał detali więc choć same sylwetki całkiem ładnie się odbijały na tle ciemniejszego tła to nie dało się rozpoznać kto to jest czy choćby w co jest ubrany.



Ana wydawała się zaniepokojona tym szybko zbliżającym się samochodem. A gdy Jess przekazała jej strzelby przełknęła nerwowo ślinę ale kiwnęła głową, złapała broń i zaczęła biec po zalanej drodze. W tym czasie rusznikarka zdążyła złapać swój karabinek i odskoczyć o kilka kroków. Kilka kroków w ciemność. Czuła jak jej buty zagłębiają się w jakąś zdechłą, pożółkłą od nadmiaru Słońca trawę. Przez jedną nerwową chwilę widziała dwie sylwetki. Jedna, pieszo, oddalała się biegnąc przez zalaną drogę. Druga, w postaci plam reflektorów i smug światła była znacznie dalej ale za to nieporównywalnie szybciej skracała odległość. W końcu jednak najszybszy pieszy zawsze był wolniejszy od najwolniejszego samochodu.

Światła pojazdu zbliżyły się na tyle, by Jess dostrzegła zarys sylwetki masz
yny. Chyba jakaś osobówka sądząc po niezbyt wysokiej sylwetce więc klasą wozu podobny do tego co mieli z braćmi. Pojazd nadal jechał szybko i ostro dając jasno wyraz, że kierowcy się bardzo spieszy. Nie był jednak ślepy i musiał zauważyć stojący na drodze pojazd z włączonymi światłami. Osobówka zaczęła hamować i zatrzymała się o kilka długości pojazdu od rufy pojazdu Jess i braci. Zahamował tak samo jak dotąd jechał ostro i dynamicznie. Pojazd zapiszczał hamulcami i zaszurał tartym oponami asfaltem. Prawie od razu trzasnęły drzwi gdy pasażerowie zaczęli wysiadać.

- To oni! - krzyknęła jedna z sylwetek biegnąca w stronę nieruchomej bryki Thornów. Jess nie była pewna bo niedowidziała po ciemku. Ale facet miał coś w łapie. Coś co mogło być właściwie czymkolwiek ale mogło też być jakimś łomem czy gazrurką. Machnął tym w stronę nieruchomej maszyny.

- Kurwa pusty! - odkrzyknął drugi ze złością gdy pokonał z połowę odległości między pojazdami. Biegł po drodze więc był dość dobrze widoczny gdzieś do wysokości piersi. Więc u niego pistolet w dłoni było całkiem dobrze widoczny. Schylił się nieco i pewnie przez tylną szybę musiał dojrzeć pustki w samochodzie przed nimi.

- Kurwa woda wylała! - krzyknął jakiś trzeci zostający trochę z tyłu. Musiał dostrzec widocznie przeszkodę przez nieruchomym pojazdem.

- No i chuj?! Muszą gdzieś tu być! Nie mogli uciec za daleko! - krzyknął ten z kijem czy pałką. Dobiegł już do pojazdu Thornów i ze złości rozwalił tylny reflektor samochodu.

- Tam jest jakaś dziwka! - krzyknął nagle jeden z nich wskazując na oświetloną, zalaną drogę i odbiegającą sylwetkę kelnerki. Dzieliło ich już z kilkadziesiąt metrów. Ale sylwetka była nadal widoczna dość dobrze. Dalej była w zasięgu broni krótkiej choć strzał już nie byłby pewnie tak całkiem łatwy.

- A reszta?! Mówię wam, że w środku była czwórka. Dwóch facetów z przodu i dwie laski z tyłu! - krzyknął ten z pistoletem zaczynając się rozglądać po poboczu. Ale tam już nie było tak ładnie oświetlone jak zalana wodą droga. Jess czuła, że tamci w podnieceniu i złości skupili się w pierwszej chwili na ich samochodzie. Teraz trochę uciekająca Ana odwracała ich uwagę. Ale tak naprawdę Jess była zbyt blisko drogi by liczyć, że nawet po ciemku uniknie odkrycia jeśli tamci naprawdę zaczną łazić choćby po okolicy drogi. Widziała u nich broń. Jeden miał jakąś strzelbę. Podobną do klasycznej linii Remingtona 870.

[media]http://www.thespecialistsltd.com/files/Replica_Remington_870.jpg[/media]

Na krótki dystans mordercza broń jak każda śrutówka. Strzał w korpus właściwie wyłączał z akcji nieopancerzonego przeciwnika. Najczęściej posyłał go też do piachu na dobre. Drugi miał pistolet. Broń o mniejszej sile rażenia choć nadal mogą spowolnić po jednym czy dwu trafieniach w korpus i zabić po kilku dalszych. No chyba, że ktoś oberwałby w szyję czy głowę. Wówczas kończył raczej marnie. Ten z kijem czy łomem nie miał niczego do strzelania w łapach. Ale Jess nie była pewna czy w ogóle nic nie ma. Ten ostatni co został w pobliżu ich samochodu był zbyt słabo widoczny by zgadnąć stan jego uzbrojenia lub braku. Jej Bushmaster miał znaczną siłę ognia i zasięgu nad każdą z tych broni. Jeden pocisk NATOwoskiego kalibru 5.56 poważnie ranił cel wielkości człowieka ignorując większość kevlarowych osłon. Triplet posyłał zwykle delikwenta do piachu tak samo jak bliskie trafienie z shotguna. Ale naraz mogła strzelać tylko do jednego z nich a odpowiedź pewnie dostałaby od wszystkich. Dalej zaczynała się chaotyczna, kalkulacyjna zgadywanka jak w każdej walce. Kto strzeli? Kto się zdąży ukryć? Kto oberwie? Jak bardzo? Ktoś odpuści? Wycofa się? Od razu czy jak poważnie oberwie. Tego nie sposób obecnie było przewidzieć.

Jeszcze jej nie zauważyli chyba. Ale gdyby została na miejscu pewnie w końcu by ją znaleźli. Gdyby na serio zaczęli jej szukać nawet na poboczu drogi. Ale jak nie zaczną? Może Ana odwróci ich uwagę? Nią się zajmą? Ale jak ją złapią lub zabiją to wraz z nią pewnie i ich broń. Chłopaki zostaliby tylko z bronią krótką co zabrali ze sobą. Strzał jednak pewnie by ich zaalarmował. Mogła się spróbować wycofać. W ciemność. Ale czy to nie przyciągnie ich uwagi? Nie była w tym tak dobra jak Simon. A może mimo wszystko spróbować negocjacji? Wyglądali na wściekłych i chyba coś imiennie mieli właśnie do obsady pojazdu Thornów. Ale nie wiedziała o co chodzi konkretnie. Więc nie wiedziała jak zareagują. Impas jednak nie był obecnie na topie, cała czwórka z obcego samochodu była w ruchu i po chwili zaskoczenia widokiem pustego pojazdu i odkryciem uciekającej Any zaraz coś z tym zrobią.
 
__________________
MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami

Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić

Ostatnio edytowane przez Zombianna : 02-08-2017 o 13:06.
Pipboy79 jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 02:22.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172