|
Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
09-09-2017, 14:44 | #81 |
Reputacja: 1 | Poczucie winy gryzło Jessicę niezmordowanie i wzrastało z każdym kolejnym słowem, padającym w trakcie sprzeczki braci. To przecież przez jej nieudolność tamci zabrali Anę. Gdyby lepiej celowała albo wcześniej zareagowała to wszystko potoczyłoby się inaczej i być może barmanka nie zostałaby porwana ani nawet nie brałaby udziału w całej tej potyczce. Początkowa radość z ponownego połączenia ich małej rodzinki, zwiała gdzie pieprz rośnie zostawiając kobietę przed trudną decyzją, którą najwyraźniej musiała podjąć bowiem tego właśnie wymagali od niej braciszkowie.
__________________ “Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.” |
11-09-2017, 02:14 | #82 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 16 Dziewczyna z Det nie do końca zdawała sobie sprawę czy pomogły jej manewry regenerujące z silnikiem czy modlitwa z ulic Det i Pustkowi ale pomogło. Pordzewiała osobówka odpaliła po dwóch szarpiących duszę kierowcy zgrzytach trzeci okazał się przełomowy po którym silnik zaczął pracować równo i pewnie. Teraz się udało. Ale pewnie przebywanie dłużej w tej wodzie nie poprawi stanu ani tej maszyny ani Spike’a. Można było pomyśleć co z tym dalej zrobić. Tak na krótko to powinno dać radę. Jeśli pojazdy odpalił to powinien ruszyć i raczej działać póki jest na chodzie. Problem mógł być jeśli by się go wyłączyło albo jakoś zgasł. Te myśli skierowały wzrok motocyklistki na wskaźnik baku. Jeśli działał to była z 1/3 baku. Pewnie z kilkanaście może dwadzieścia litrów. Na zjeżdżanie okolicy było aż za dużo. Powinno chyba wystarczyć na zrobienie jakichś 200, 300 km czyli z kilka godzin ciągłej jazdy. Przynajmniej tak zwykle bywało przy autach tej klasy o dwulitrowym benzyniaku na manualu. Ale to takie wyliczenia i teorie czysto teoretyczne, nie znała kompletnie tej maszyny. Jasne było, że na razie powinna wystarczyć chyba, że ją ta woda wykończy a jak by chcieli jej używać na dłużej to trzeba było pomyśleć o dotankowaniu benzyny. Na dłuższą metę też można było zadbać o silnik. Gdyby znaleźć jakiś towot, olej albo udało się uszczelnić bryłę silnika można było zwiększyć szanse na bezawaryjną jazdę. Pojazd chyba nie był jednym z ulubieńców w khainickiej społeczności bo wyglądał z kategorii “do remontu” albo taki co się używa od czasu do czasu gdy główna fura ma awarię. Przynajmniej patrząc na czarnego vana Rogera widać było, że jego Dodge jest w o wiele lepszym stanie. Sztuczkę z towotowaniem mogłaby zrobić też z silnikiem Spike. Co prawda wszystko by się do niego kleiło a towot uwaliłby i ją ale na tak wyeksponowanym silniku ciężko było zrobić ochronną klatkę na silnik jak w samochodzie. Alternatywą było po prostu przewieźć jakoś mechanicznego przyjaciela Vex. Władowanie motocykla do osobówki jednak byłoby trochę trudne. Właściwie dach się tylko nadawał i ani pakowanie go tam ano zdejmowanie nie należałoby do prostych. Póki mieli spokój jak teraz to byłoby co najwyżej niewygodne. Ale w gorącej sytuacji mogło być z tym trudno. No i osobówka musiałaby jechać dość wolno i ostrożnie. Chyba, że van. Dodge był na tyle pojemny, że bez trudu zmieściłby na pace motocykl. Był na tyle wysoki, że większość wody mogła co najwyżej zalać podłogę. Chyba, że trafiłoby się coś głębszego w jakiejś dziurze. No i tak zapakowanie jak i wypakowanie do tego ruchomego garażu byłoby o wiele prostsze niż na Forda. Jakby znalazła dwie w miarę długie dechy czy coś podobnego pewnie nawet sama mogłaby go wprowadzić. No a nawet razem ze Spike wskoczyć. Właściwie akurat skończyli gadać, i szykować pojazd głównie z Rononnem który okazał się całkiem pojętnym rozmówcą na te mechanikowe tematy. Wtedy z budynku wyszedł Sam i po chwili Melody. Oboje brnęli przez wodę siegajacą trochę poniżej kolan jak każdy tutaj. Sam ruszył w stronę Taunusa kiwając przyjaźnie do Vex głową. Wrzucił swój plecak do bagażnika. Widać miał dylemat co z karabinem. Długa sztaba słabo wygodna była na dłuższą metę do trzymania na kolanach czy obijania się wokół miejsca kierowcy. Miejsce pasażera wyglądało podobnie w reszta nie gwarantowała swobody dostępu do broni. Wyraz twarzy najemnika skwasił się gdy i usłyszał i zobaczył swoją blond podopieczną kręcącą się przy i w czarnej furgonetce. Sam otarł rękawem pot z czoła. Było całkiem ciepło. Ale z tą całą wodą jaka albo padała z nieba albo parowała z rozlewiska unosił się gorący zaduch. A później, w południe temperatura pewnie jeszcze skoczy, zwłaszcza jakby Słońce wyszło zza chmur. Zrobi się jak w saunie. Zwłaszcza jak ktoś łaził w pancerzu. Pan z obrazkami chyba był zmęczony bo szybko znowu odpłynął w sen. Znowu owinął się kocem i ułożył na ławie bokiem. Oddech mu się uspokajał aż w końcu wpadł w tą regularność charakterystyczną dla śpiących ludzi. Wydawał się zasypiać w błogim rozleniwieniu. Nastolatka w tym czasie znalazła jakąś szmatę a że wody na zewnątrz było pełno jak na pustyni piachu to mogła z niej czerpać do woli. Znalazła nawet jakieś wiadro więc mogła ze spłukiwaniem wodą to w ogóle zrobiło się dość łatwe a mimo, że klaskała bosymi stopami po metalowej podłodze, szumiała wodą to Roger i tak spał dalej. Potem jednak musiała jednak na kolanach zszorować tą bardziej zaschniętą krew która nie schodziła od samej wody. Wnętrze pojazdu więc wypełniło monotonne, energiczne szuranie gdy znaleźna szczotka zmagała się z zaschniętą skorupą. Ruch, woda i świeże powietrze jakie wdzierało się przez otwarte, tylne drzwi wypłoszyły muchy. Zrobiło się ich mniej, gdy ilość wróciła do zwyczajowej normy. Został jeszcze ten krwisty zapach. Musiał albo zwyczajnie się wywietrzeć co jednak pewnie trochę czasu by zajęło albo zamaskować innym zapachem. Gdy wreszcie Angie uznała, że jest skończone i podłodze zostawało wyschnąć mogła stwierdzić, że to było całkiem rozgrzewające te sprzątanie. Co prawda trudno było powiedzieć, żeby była zmęczona ale jednak oddech jej przyspieszył, na policzki wyszły wypieki a końcówki włosów były ciemne od potu. Poranek był duszny od unoszącej się w powietrzu wilgoci. Woda tak parowała w tym gorącu jak i z nieba siąpiła kolejna. Więc powietrze było nią przesycone, gorąc dnia sprawiał, że zdawałoby się namacalne od stężenia tej wilgoci. Mogła się znowu ubrać. Od frontu pojazdu doszły ją odgłosy odpalanego silnika. Vex i rodzeństwu udało się uruchomić samochód. Przez okno widziała sylwetkę wujka. Tylko Rononn był od niego wyższy. Ale nie taki muskularny co było widać nawet z tej odległości. Wujek był już w swoim podróżnym ekwipunku więc widocznie był gotów do odjazdu. Spojrzał w stronę furgonetki i wyczuła, że chodzi mu głównie o nią. Usłyszała jak ktoś idzie przez wodę i zaraz drzwi od szoferki vana otworzyły się. W drzwiach pokazała się górna połowa sylwetki Melody. - Co tu robią te koty? - zapytała bo po otwarciu drzwi kociego legowiska nie dało się przegapić. Prowadzić pojazdu też nie. - Zabierz je stąd. - powiedziała zerkając na kufer, Angie, śpiącego Rogera, i pustą obecnie podłogę. Wyglądało na to, że wszyscy już byli gotowi do drogi. Rodzeństwo musiało wrócić na górę po rzeczy Patyczaka a Vex po motor a reszta już miała swoje rzeczy na dole. Musiała być już z jakaś godzina po wschodzie Słońca, poranek już stracił swoją początkową nieśmiałość i zaczynał promienieć pełną dnia by przygotować się na nadejście południa które w tym momencie było trudne do wytrzymania dla wszystkich istot żywych więc szukały przed nim schronienia. - Wakacje w Vegas. - Lester powtórzył pomysł siostry i pokiwał wolno głową. - Noo. To by było coś. Wynająłbym pokój z działającą klimą i wentylacją. - pokiwał głową znowu lekko i mściwie uśmiechając się w ciemnościach. Co prawda Jess nie widziała tego po ciemku ale słyszała po barwie głosu. Zapewne Lesterowi te całe południe z jej tropikami niezbyt przypadło do gustu. Zostawało czekanie. Czekanie w nocy i po ciemku. Lester bowiem zgasił silnik i światła by maszyna nie rzucała się z daleka w oczy. Bawił się paczką fajek stukając o nią i nią ale nie wyjmował i nie zapalał szluga pewnie by ognik nie przykuwał zbędnej uwagi. Czekali. Czekali i nie szło zapomnieć, że są w Ruinach. W ciemności nocy. Ponieważ okoliczne budynki nie były oświetlone a lampy uliczne choć nadal stały to pewnie jak zwykle nie działały odkąd spadły bomby więc była typowa, dławiąca ciemność w Ruinach. Taka w jakiej człowiek odruchowo zastanawia się co tam w ciemności się czai i aż myśli o jakimkolwiek źródle światła. Choć tym razem w odróżnieniu od większości noclegów na Pustkowiach nie dominowała cisza. W zamian słychać było w oddali jakieś krzyki, stukoty, hałasy, czasem przejechał jakiś samochód czy rozległ się stukot końskich podków, samodzielnie lub zaprzęgnięty do wozu. Dał się słyszeć ten cały ludzki hałas i chaos tak typowy dla ludzkich zbieranin postawionych w nagłej i niebezpiecznej sytuacji. Musieli jednak być w dość mało uczęszczanej dzielnicy bo koło ich samochodu rzadko ktoś przejeżdżał. Najczęściej jak już to za kufrem maszyny w jakiejś przecznicy czy jak ktoś skręcał. - Ciekawe kto chowa grabaża. - powiedział leniwym tonem Lester jakby nie miał kompletnie innych zmartwień. Jess powędrowała spojrzeniem za jego oczami i wpatrywał się w szyld przy ulicy reklamujące dom pogrzebowy Stricklanda. Gdzieś tam powinien kręcić się Simon. I jak zwykle w takich wypadkach jak nic nie było słychać i widać to nie było wiadomo co się dzieje. Dopiero jak się robiło głośno jasne było, że ktoś go zczapił w ten lub inny sposób i trzeba robić ten “Plan B”. Albo jak w końcu wracał i mówił co jest grane. Ale póki nie działo się któryś z tych dwóch scenariuszy kompletnie nie było wiadomo co tam u niego się dzieje. Potrafiło to zszargać nerwy każdemu, zwłaszcza gdy tam był ktoś komu na kimś zależało. Jess wiedziała, że nawet pozornie zblazowany i znudzony starszy Torn którego teraz pewnie ktoś mógłby uznać za gruboskórnego buca albo znudzonego niedzielnego podróżnika tak naprawdę był spięty i czujny co widać było właśnie po tym maltretowaniu paczki papierosów. Czasem też gładził lufę trzymanego na udach pistoletu. Bez zegarka nawet nie było wiadomo ile tego Simona już nie ma. A zdawało się, że wieki w ten napiętej, nocnej ciemności. Wreszcie jednak zza rogu wyszła jakaś sylwetka. I po kilku krokach rozpoznali wracającego Simona. Szedł raźno, strzelbę niósł nonszalancko opartą o ramię w kowbojskiej pozie jaką podpatrzył na jakimś starym plakacie i odtąd bez przerwy twierdził, że jest kozacka. Zwłaszcza Lesterowi. Który jakby na przekór uważał ją za durne pozerstwo. A przynajmniej tak głośno mówił gdy Simon poruszał ten temat. Jasne było więc, że zwiadowcy nie przydarzyło się nic złego i wraca całkiem zadowolony z siebie zanim jeszcze podszedł do samochodu i zaczął cokolwiek mówić. - Nikogo tam nie ma. Chodźcie sami zobaczyć. - powiedział tylko otwierając drzwi od pasażera i wsadzając głowę do środka by im to powiedzieć. Lester nie wahał się ani chwili. Kiwnął głową do dwójki rodzeństwa, wysiadł z samochodu i dał znać młodemu by prowadził. Ten skinął głową i ruszyli w stronę budynku, tym razem we trójkę. - Tylne drzwi były otwarte. Musiał się spieszyć. - powiedział Simon gdy prowadził ich wzdłuż bocznej ściany domu pogrzebowego. Tam przeleźli przez tak zapuszczony płot, że było to raczej symboliczne zaznaczenie posesji niż realna przeszkoda. No chyba, że ktoś by biegał tu po ciemku to wtedy mógł się zaplątać czy nawet wywalić o ten splątany drut. Podwórze było trochę większe od standardowego i miało miejsce na bliźniacze garaże. Simon dość pewnie poprowadził ich jakimś bocznym korytarzem w tą stronę. - Sami zobaczcie. - powiedział całkiem podekscytowanym głosem. Wewnątrz garażu było ciemniej niż w budynku więc w świetl latarek zobaczyli znalezisko młodszego Torna. - Myślicie, że jeździ? Nie odpalałem by nie robić hałasu. - zapytał podekscytowany mężczyzna patrząc na ciemną bryłę w ciemnym garażu. Później przeszli na front budynku, od strony ulicy jaką przyjechali. Chyba była tu dawna recepcja z jednego biurka przed wejściem, jakiś hol z ławami jak w kościele, pokoje. W jednym znaleźli coś jak kuchnie z jadalnią. Tam na stole wciąż widać było pozostałości po posiłku, talerz, kubki, miski, pasowało jakby ktoś zrobił sobie kolację na jedną osobę a potem wstawił obok miski z wodą “na później”. Pewnie w dzień. Lester po przestudiowaniu całego pomieszczenia zapalił jedną ze świeczek. Ciemności zaniedbanego ale wciąż użytkowanego przez ludzi miejsca zniknęły rozproszone przez mały, wątły ale promieniujący ciepłem i nadzieją promyczek. - Palisz światło? - zapytał sceptycznie młodszy Torne patrząc jak starszy bez żenady odpala kolejną świecę od tej już zapalonej. Pokiwał głową podchodząc ze świecą do lampy olejnej jaka teraz się ujawniła na jednej z naziemnych szafek. - A jak nas ktoś zobaczy? Powie, że się włamaliśmy. Do domu gliniarza. - Simon widocznie miał wątpliwości i sondująco zerknął na Jess by sprawdzić co ona sądzi. Ale zanim się odezwała przemówił starszy brat. - No to powiemy, że szukamy gliny i tu nas skierowano więc czekamy aż przyjdzie. - odpowiedział obojętnym ale pewnym siebie głosem Lester. Simon przemyślał sprawę i chyba się zgodził z takim wnioskiem bo pokiwa głową i też zapalił kolejną świecę. Nikt jednak nie przyszedł i nie sprawdził kto pali w domu Josh’a światło. Czekali, najpierw w napięciu, potem w zanurzeniu, w końcu Lester dał za wygraną i kazał iść spać. Gdzie by się nie podziali ci znad rzeki z Aną to było w tej osadzie zbyt wiele miejsc by ukryć jakąś osobę lub nawet samochód by po nocy, w mieście ogarniętych czymś pomiędzy powszechną ewakuacją, zbiórką samopomocy i rozruchami szukać tego jednego pojazdu i jednej osoby. Lester nie miał złudzeń. Tak naprawdę tamci mogli rozwalić Anę już po drodze. Jeśli nie to gdzieś ją trzymają. Gdzie to wolał sprawdzić rano.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
16-09-2017, 10:55 | #83 |
Reputacja: 1 |
|
16-09-2017, 11:01 | #84 |
Reputacja: 1 | Angie i Wujek i knuja i futerka i bryk i jeszcze czarna piwnica i rzeczy pana żula
__________________ A God Damn Rat Pack Everyone will come to my funeral, To make sure that I stay dead. Ostatnio edytowane przez Czarna : 16-09-2017 o 11:18. |
16-09-2017, 11:02 | #85 |
Reputacja: 1 | Sen bez wątpienia był czymś, co było jej potrzebne, jednak Jess nie była w stanie zasnąć. Wydarzenia które miały miejsce tjn nocy nie pozwalały jej na to, przewijając się w jej głowie niczym puszczany na okrągło film. Najpierw ten dzieciak w barze, później rewelacje Lestera, nagła pobudka, ucieczka, strzelanina i w końcu porwanie Any i jej poszukiwanie. Do tego dochodziła jeszcze ta kąpiel i dziwne zachowanie Simona względem barmanki. Czy naprawdę aż tak mu na niej zależało że gotów był ryzykować życiem i powodzeniem ich zadania? No i Lester… Co właściwie znaczyła ta kąpiel? Myśli, które do tej pory udało się jej utrzymać w ryzach, teraz wyłoniły się z zakamarków umysłu i zaczęły atakować. Zadanie miały o tyle ułatwione, że mężczyzna, którego dotyczyły był tuż, tuż, na wyciągnięcie ręki.
__________________ “Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.” |
17-09-2017, 07:00 | #86 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 17 Spike z wyłączonym silnikiem nie był taki lekki. W końcu to ponad 200 kg w większości solidnej stali i chromu. Było co dźwigać. Ale jak te ponad 200 kg poruszało się na kołach to jeszcze nie było tak źle. Vex czuła jak płaskowniki łóżka uginają się pod ciężarem jej i maszyny ale jednak wytrzymały. Tuż pod przerwami w płaskownikach chlupotała zielonkawa woda. Same płaskowniki jako goły metal były dość śliskie ale mimo wszystko jak było trochę z górki to motocyklistce udało się całkiem raźno wprowadzić motoryzacyjnego przyjaciela do mobilnego garażu. Musiała nawet wyhamowywać by nie zderzyć się z półką oddzielającą szoferkę od kufra. Wewnątrz z miejsca kierowcy te zmagania obserwowała Melody. Zaś na bocznej ławie kufra spał Roger. Przykryty kocem ale wciąż pomalowany wyglądał jak śpiący szkielet. Tylko nie pomalowane a wytatuowane ramiona psuły ten szkieletowy efekt. Zostało postawić Spike’a na stopce i znaleźć sobie jakieś miejsce. Nawet gdy Roger zajął właściwie całą jedną ławę to była jeszcze druga i miejsce pasażera w szoferce. Podłoga która co prawda już prawie wyschła ale średnio wydawała się przyjazna do siedzenia. Wewnątrz kufra było mnóstwo różnych pudeł, pojemników, skrzynek, instrumentów, przerobionych puszek, pęków suszonych ziół, świec zrobionych ze starych zniczy albo zwykłych słoików. Jednym słowem wnętrza vana wyglądało na mobilny magazyn, pracownię i pokój mieszkalny w jednym. - Świetnie Angie. No to pewnie tam chciał w nocy zejść. Pewnie jakaś bimbrownia. - wujek odezwał się przez radio gdy nastolatka go wywołała. - I uważaj na siebie. - dopowiedział łagodniej. Za to Uzi wcale nie złagodniał. Dalszemu przebywaniu w wodzie czy jej pobliżu był na zdecydowane “nie”. Piszczał i wierzgał tak bardzo, że zabierał sporo uwagi Angie i prawie na stałe jedną jej dłoń. Jak w drugiej trzymała światełko od wujka to wszystko inne do sprawdzania robiło się trudne. W końcu kociak wpełzł na ramię nastolatki i chyba zorientował się, że dalej od złej, zimnej wody już nie ucieknie. Miauczał i piszczał żałośnie wprost do ucha blondynki. Ta mogła już jednak choć co jakiś czas zanurzyć dłoń w wodę by coś sprawdzić czy podnieść. Kopnęła coś pod wodą. Mogła być butelka. Ale by się tam schylić musiałaby zanurzyć się prawie cała. Pewnie tylko plecy by jej wystawały, może głowa ponad wodę. Wreszcie jednak nastolatka wyszła trochę bardziej podrapana kocimi pazurkami, prawie cała przemoczona ale za to z trzema zdobycznymi butelkami pod pachą. Były ciemne i zakorkowane więc nie widać było jakiego koloru jest ciecz w środku. No i zapachu też nie było czuć przez ten korek. A raczej butelki nadal zalatywały tym zapaszkiem jaki dominował w tamtej piwnicy. Chociaż trzeba było przystawić nos do nich by to poczuć. Widziała jak wujek uśmiechnął się gdy wyszła z budynku. Wyjął z plecaka swoje ciuchy by miała się przebrać w coś suchego. Ale podziałało to raczej na “górę” bo podkoszulka i bluza choć luźne i na szczupłej nastolatce wymiar z postawnego dorosłego faceta zdecydowanie było tego za dużo to jednak suche ubranie przyjemnie otulało mokre ciało jak ręcznik albo koc. Więcej kłopotów mieli z “dołem”. Spodnie wujka były gdzieś jak na 1.5 nastoletniej blondynki więc wujek wyjął swoje szorty. Jemu sięgały gdzieś do kolan ale dla Angie to były gdzieś do połowy łydki. Ale luźny materiał wiązany sznurkiem w pasie był na tyle uniwersalny, że pasował i na nią i na niego. - Dobrze, że nic ci nie jest Angie. To jest najważniejsze. Reszta to głupoty. - wujek powiedział jakoś nie wiadomo skąd i dlaczego gdy już pakował z powrotem swój plecak i zbierał się do powrotu do Forda. Potem obie maszyny zostały obsadzone przez podzieloną obecnie grupkę. Pstrokata osobówka kierowana przez Pazura jechała za czarną furgonetką prowadzoną przez Melody. Uzi wyglądał jak zmokła kulka ale jak tylko wydostał się z grozy wodnego żywiołu uspokoił się i zaczął myć się dzielnie tak jak go kocia mama nauczyła. Przy okazji wyglądało na to, że wspaniałomyślnie nie zauważa ludzi dookoła podczas tej kociej toalety mimo, że sam siedział na czyichś kolanach. Roger dalej spał i nie obudziło go ani zaparkowanie motocykla ani początek jazdy. Jechali dość wolno. Przynajmniej w porównaniu do nocnej, szaleńczej ucieczki. Wyższy czarny van radził sobie całkiem nieźle. Zostawiał za sobą kilwater wody jak łodka czy motorówka. Osobówka radziła sobie nieco gorzej i wujek wydawał się bardzo skupiony na prowadzeniu auta. By zmniejszyć ryzyko większych fal jakie zostawiał za sobą jadący na przedzie pojazd jechał kilka długości auta za nim. Po drodze minęli tą kolumnę pojazdów jaką w nocy fala dopadła tuż przed Dew. Niektóre samochody nadal stały przekrzywione tak jak i w nocy. Przy jednych stały ludzkie sylwetki, czasem widać było podniesioną w górę maskę i nachylajace się nad nią osoby a inne wydawały się puste i porzucone. Najbliższe pojazdy minęli z dobre kilkadziesiąt, może nawet sto i więcej metrów po prawej czyli na południe, w stronę rzeki. Melody jednak na tych krzyżówkach skręciła w przeciwną, w lewo i zaczęli jechać na północ mijając kolejne budynki osady. Poranej nie dodawał uroku mijanym budynkom które wyglądały podobnie jak zazwyczaj gdy nie oberwały żadną bombą, nie rozjechały jej żadne czołgi czy nie spłonęły podczas pożarów z czasów wojny. Zwyczajnie poddały się działaniu trzech dekad czasu, pogody i szabrownictwa. Czarny van jechał dość wolno więc wymuszał podobną prędkość na osobówce za sobą. Mijali kolejne ulice i domy. Widzieli ludzi i zwierzęta. Wyglądali różnie. Jedni energicznie się pakowali na wozy i do samochodów. Inni wydawali się osowiali. Ktoś wylewał wodę wiadrem przez okno, gdzie indziej trwała kłótnia albo ktoś próbował chyba przekonać czy ogłosić coś innym. Melody kierowała się zalaną główniejszą drogą jaka szła łagodnym łukiem obrzeżami osady ale dość szybko skręciła w typową, amerykańską prostą jaka ciągnęła się i ciągnęła tą prostą chyba przez całą osadę albo jej większość. Przecinana przecznicami, też zalanymi, więc pewnie osada była planowana po prostych i równoległych ulicach jakie zdarzały się całkiem często w dawnych Stanach. Czarny van zwolnił i zatrzymał się przed jednym z budynków. - To tutaj. - powiedziała Melody wskazując ruchem głowy na budynek na jakim nadal widać było obdrapany napis obwieszczający, że znajduje się tu straż pożarna. - Chyba na podwórku. I chyba nie jesteśmy pierwsi. - powiedziała patrząc przez szyby na jakąś kobietę w średnim wieku z towarzyszącym jej wyrostkiem jacy brnęli przez zalany teren. Oboje nieśli wiadra i plastikowe kanistry sądząc z lekkości ruchów raczej puste. - No młody, fochaj się dalej to nic nie zostanie. Chcesz umierać na głodniaka? - zapytał kpiąco Lester widząc, że Jess dołączyła do śniadania i jeszcze tylko młodszy brat się wachał stojąc tam gdzie stał. Ten wreszcie westchnął ale widać było, że ma bratu za złe ten kpiący ton i lekkie podejście do sprawy do jakiej on lekkiego podejścia widocznie nie miał. Podszedł więc do zapasów wyjętych z plecaków i też zaczął śniadać. Wyjął ze swojego plecaka jajka, jak się okazało ugotowane na twardo co nawet w tym tropiku można było przetrzymać z dzień czy dwa nim zaczynały zalatywać. Przetrzymanie żywności na tym Południu było bardzo utrudnione. Jak nie szczury to jakieś robactwo, jak nie robactwo to zwyczajnie zaczynało gnić i pleśnieć w zdawałoby się ekspresowym tempie w porównaniu do bardziej umiarkowanego klimatu. - Konwój. - Lester po chwili wgryzania się w kolejne kanapki z peklowanym mięsem ze słoika wznowił temat widząc, że Simon dalej nie kwapi się do rozmowy. - No druga bryka nie jest zła. Daje dwa razy więcej opcji. Ale na to, że tamta focza będzie chciała zająć miejsce bardziej niż byśmy mieli stąd wywieźć jej zgrabną dupkę to bym się nie napalał. - starszy Torn wydawał się czerpać satysfakcję z prowokowania młodszego. Ten wydawał się już bliski wybuchu złości. Siostra widziała to po jego zaciśniętych ze złości wargach jakie układały się w wąską, zaciętą linię. Dalej jednak kroił ugotowane jajka w ćwiartki. - Chyba dobre. Weź zobacz. - młodszy Torn odkręcił wyjęty słoik musztardy i podsunął siostrze do sprawdzenia. Na zapach wydawała się w porządku, widać ten ocet nadawał jej niezłą odporność na okoliczne warunki. A Simon jakoś próbował zachowywać się normalnie bo skoro musztarda nadawała się do jedzenia wczoraj to dzisiaj raczej też nie musiał mieć ekspertyzy drugiej osoby by sprawdzić czy jest w porządku. - Jess coś się ciebie pytała. - powiedział Simon gdy zaczął sobie szykować kanapkę z peklowanym mięsem. - Ale dociera do ciebie, że laska pewnie puści cię kantem ledwo wydostaniemy ją z tego syfu? To zwykła powiedzmy, że barmanka. Sama się nam oferowała jak tam byliśmy z Jess. Spytaj się Jess jak mi nie wierzysz. Jeśli jeszcze jej nie wykończyli. A jak jej wyłupili oczy czy coś w ten deseń? Po co nam kaleka? - Lester rozłożył ręce i wyglądało jakby próbował przemówić Simonowi do rozumu. Wskazał na końcu na jedzącą obok siostrę. Ale w końcu młodszy brat nie wytrzymał i wybuchnął. - Zamknij się! - wrzasnął zrywając się na równe nogi i wycelowując oskarżycielsko palec we wciąż siedzącego brata. Przez moment gdy stał a starszy brat siedział był od niego wyższy. - Sam się zamknij gówniarzu! - Lester też wyglądał na wpienionego. Jednym ruchem wywrócił stół razem z wszystkimi śniadaniowymi bambetlami i doskoczył do młodszego brata. Przyparł go do ściany mimo, że ten się wyrywał to jednak masa i doświadczenie robiły swoje. No i rzadko trafiał się ktoś kto byłby w stanie wyrwać się z lesterowego uścisku. - Dociera do ciebie głąbie w co chcesz nas wpakować?! - syknął ze złością starszy brat prosto w twarz młodszego. - To na chuja nam potrzebne! Laska nie żyje albo chce się przejachać na naszych grzbietach! A to my! Ty ja i Jess mamy nadstawiać za nią karku! Co ona nam da?! Laskę nam zrobi? Pranie? Wywinie się takim frajerom przy pierwszej okazji! Albo jeszcze będzie miała nam za złe, że przez nas ją tam zgarnęli! To zwykła siksa! Pełno jest takich a nie trzeba się dla nich narażać! - Lester wydawał się tak samo wkurzony jak sfrustrowany tym, że młodszy brat nie dostrzega tych oczywistości jakie on dostrzegał. - Tak? To dlaczego nas nie sprzedała przy rzece? No co?! Słyszałeś co Jess mówiła? Mogła to zrobić! Po co nas kryła? Przecież prawie jej nie znamy ani ona nas! Zwykła siksa na pewno by ratowała najpierw swoje siksowe życie niż nasze! - Simon nie mająć realnych szans wyrwać się z uścisku brata bez poważnej, zażartej walki przestał się wyrywać i przeszedł do innych argumentów. - No i lepiej dla niej. Nie będę na nią wkurzony przy następnym spotkaniu. - Lester milczał chwilę nim odpowiedział. W końcu wzruszył swoimi wielkimi barami ale wciąż trzymał młodszego brata przyszpilonego do ściany. - Poza tym nie jestem ślepy Lest. Wy macie siebie. Ja też chciałbym mieć kogoś. Chociaż spróbować. A ona mi się podoba. - powiedział wreszcie Simon jakby musiał się przełamać by to z siebie wydusić. Powiedział więc dość cicho i uciekł spojrzeniem gdzieś w podłogę obok ściany. Lester jakby na chwilę się zawiesił nic nie mówiąc i wciąż trzymając przyszpilający uchwyt. - No cóż. Skoro tak stawiasz sprawę młody. No niech będzie. Widzę, że już za późno więc pewnie sam się będziesz musiał na niej przejechać. Leć potem płakać do Jess a nie do mnie. - Lester puścił w końcu Simona i wrócił na środek kuchni. Podniósł wywalony wcześniej stół i siadł na skrzynce robiącej mu za stołek. Simon też wrócił do tego stołu. - No to co robimy? - młodszy Torn zerknął najpierw na siostrę a potem znowu na siedzącego brata. Wyglądało, że sprawy zaczynały wracać do normy. Zazwyczaj najważniejsze decyzje podejmował właśnie Lester. - Nie ma co iść na pałę. Pójdziemy do tego domu na rogu i tam się rozejrzymy jak to wygląda. - Lester nie zmienił widocznie pierwotnego podejścia do tematu. Simon z wolna pokiwał głową na znak zgody. --- - Jakieś 150 m. Tam po prawej są drzewa, można by tamtędy przejść. Ale z bliska jest trochę słabo z osłonami. - Simon jako ich spec od rozpoznania mówił spokojnym i nieco zamyślonym głosem gdy obserwowali widok z okna bezimiennego budynku jaki wybrali na punkt obserwacyjny. Od niego po prostej rozciągała się tafla zielonkawej wody kropiona mżawką czyli teren dość pusty. Co prawda kompletnie nie sprzyjało skrytemu podejściu ale za to dawało ładny wgląd na to co się znajduje dalej. A dalej były te budynki chyba farmy i raczej puste pole za nim. Też tamta druga strona nie sprzyjała skrytemu podejściu. - No dość słabo. - zgodził się Lester obserwując cel i mrużąc oczy od skupienia gdy myślał nad tym co i jak tu teraz zrobić i rozegrać. - Właściwie można tam podjechać. - Lester zaliczył zaskoczone spojrzenie od młodszego brata. Ale po chwili dyskusji wzięli na tapetę temat, że można by podjechać tym karawanem bo ich własny samochód mogli tamci rozpoznać. Tu bracia prawie znowu pokłócili się czy rozpoznają karawan i jak na to mogli zareagować. Simonowi wydawało się to zbyt ryzykowne ale Lester wydawał się wierzyć w swój fart i bezczelność doprawioną pewnością siebie. Jedyne co byli zgodni to to, że Simon spróbuje podejść bokiem pod osłoną tych drzew. On z kolei namawiał Lestera by spróbowali tak podejść we trójkę albo chociaż dwójkę. Lester by jednak przeciwny działaniom we trójkę. Bo jakby capnęli to przy całej trójce no to dupa a tak ktoś jeszcze z nich zostawał by wyratować resztę.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
24-09-2017, 19:22 | #87 |
Reputacja: 1 |
__________________ “Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.” |
25-09-2017, 09:05 | #88 |
Reputacja: 1 | Angie, Vex i pogawędka w Vanie W vanie Ostatnio edytowane przez Aiko : 28-09-2017 o 09:14. |
25-09-2017, 14:42 | #89 |
Majster Cziter Reputacja: 1 | Tura 18 - I chcesz tam iść z Bushem? - zapytał Simon po porozumiewawczym spojrzeniu z bratem. No co jak co ale mogli tamci Jess nie rozpoznać, mogli ją wziąć za jakąś tam laskę ale szturmówka wzbudzała dość istotną uwagę. Nie było wiadomo jak zareagują na kogoś ze szturmówką. Może wezmą za jakiś cywilny karabinek do varmintingu czyli do odstrzeliwania drobnych szkodników? W końcu prapoczątki naboju 5.56 i karabinków na ten nabój były całkiem podobne i do celów i do roli. W bardzo dużym uproszczeniu. No ale jednak wyglądał jak szturmówka w to zawsze przykuwało uwagę ludzi nastawionych na robienie kłopotów albo oczekujących kłopotów. Nie wiadomo było jakby ci z domu zareagowali na widok kogoś z karabinkiem. A bez? No to wtedy sama Jess pozbawiłaby się głównej siły uderzeniowej kosztem bardziej niewinnego wyglądu. Sądząc po wymianie spojrzeń obydwu braciom niezbyt pasowały obydwie propozycję. W końcu decyzję jak zwykle podjął Lester. - Dobra Jess, to ty podjedź tą kolubryną. A my podejdziemy tak blisko jak się da. - powiedział starszy Torn kładąc opiekuńczo dłoń na ramieniu rusznikarki. Młodszy machnął brodą na młodszego i ten skinął głową. Ruszył w stronę schodów po drodze jednak klepnął po przyjacielsku Jess po ramieniu i uniósł kciuk do góry. Potem zbiegł po schodach. Po chwili siostra została na piętrze sama. Musiała dać braciom nieco czasu bo i z buta to dłużej i trasę mieli też dłuższą do pokonania niż furą po prostej drodze. Braci na zewnątrz widziała tylko przez chwilę jak przechodzili na drugą stronę drogi już kawałek od porzucony przed laty budynku jaki obrali całą trójką za punkt obserwacyjny. Potem zniknęli jej z oczu. Został im do przejścia ten las prowadzący prawie pod samą, podejrzaną farmę. Pokonanie tego odcinka długiego na gdzieś setkę pewnie metrów nie powinna im zająć dłużej niż minutę czy dwie. No i trochę zapasu na podejście pod samą farmę. I właściwie mogła już ruszać. Zeszła na dół nie dostrzegając więcej ani braci ani specjalnego ruchu na farmie. W garażu karawan odpalił dużo pewniej i płynniej niż wcześniej. Zostawało otworzyć drzwi do garażu, skierować się na tą farmę by skupić uwagę tych wewnątrz na czymś innym niż dwóch skradaczach pod nosem i pojechać tam. Po coś. Musiała jeszcze wymyślić po co. - Spokojnie jestem tutaj. - Sam uspokoił Vex minimalnie unosząc trzymany karabin w górę. Też odwzajemnił uśmiech i po chwili Vex zorientowała się, że z wolna podąża za nią. Powoli, krok, po kroku. - Zrobicie coś? Przecież to nie jest ich woda. - zapytała jakaś starsza kobieta patrząc najpierw na idącą przez zalane podwórko motocyklistkę a potem na górującego nad większością zebranych najemnikiem. Wiele głów pokiwało potakująco wpatrując się w broń jaką mieli przybysze a jakiej im brakowało. - Ale jak coś zrobimy to my tankujemy pierwsi. - wujek zwrócił się tak do pytającej jak i otaczającego go tłumu. Głowy kobiet i wyrostków spojrzały na siebie naradzając się spojrzeniami. - Ale napełnicie co macie i odejdziecie? - upewniła się ta zapytana. Zapewne niezbyt uśmiechało się im zamiana jednych wodnych dusigroszy na innych. - Tak. Jesteśmy przejazdem. Weźmiemy wodę i jedziemy dalej. - Pazur odpowiedział spokojnie. Słysząc taką odpowiedź kobieta naradziła się znowu z innymi ale w końcu pokiwała zgodnie głową. - Czego chcesz słodziutka? - facet z kijem oparł dłonie na biodrach widząc, że Vex podeszła do pompy. Kobietę która się z nim wykłócała chyba w końcu szlag trafił bo odwróciła się na pięcie i pobrnęła rozchlapując wodę w stronę grupy przy drugim krańcu podwórka. W międzyczasie mimo, że oddalała się z każdym krokiem od Sama rozmawiającego z kobietami to słyszała brnąc przez wodę o czym rozmawiają. Najemnik wysforował się już leniwie gdzieś na czoło gromadki kobiet i dzieci. Teraz kiwał głową i szedł nieco wzdłuż tej grupki zupełnie jakby chciał mieć na wszelki wypadek lepsze pole ostrzału. Jakby bowiem został tam gdzie wyszli to sylwetka pleców Vex zasłaniałaby Todda. W tym czasie blond nastolatka znalazła schody na piętro. Były zawalone puszkami i śmieciami ale nadal wyglądały całkiem solidnie. Na piętrze znalazła jakiś pokój. W pokoju było okno ale była też jakaś dziura po osunięciu się ściany. Akurat nadawało się na strzelnicę. Gdy wyjrzała przez nią nie widziała tego co jest tuż pod ścianą. Czyli większości tej kobieco - dziecięcej grupy na jaką się tutaj natknęli ani wujka, ani rodzeństwa, ani knui. Właściwie to widziała tą grupkę po drugiej stronie podwórka. Widziała jak właśnie tam podeszła Vex i ci czterej dalej okupowali miejsce przy pompie.
__________________ MG pomaga chętniej tym Graczom którzy radzą sobie sami Jeśli czytasz jakąś moją sesję i uważasz, że to coś dla Ciebie to daj znać na pw, zobaczymy co da się zrobić |
28-09-2017, 09:13 | #90 |
Reputacja: 1 | Pogawędka przy pompie Vex uśmiechnęła się szeroko. Łobuziak starał się być milutki. |